6 minute read
lABORATORIUM TECHNOlOgII
from OSOZ Polska
by OSOZ Polska
Czy mierzenie parametrów zdrowia z pomocą opasek i zegarków ma sens?
Aby odpowiedzieć na to pytanie, przez 120 dni nosiłem dzień i noc inteligentny zegarek, który monitoruje tętno, poziom saturacji krwi tlenem, liczbę spalonych kalorii, aktywność fizyczną, jakość snu i poziom stresu. Co mi to dało?
Advertisement
Do eksperymentu wybrałem urządzenie klasy GPS dla osób uprawiających sport, gwarantujące wysoką precyzję pomiarów. Nie zdradzę marki, aby nie być posądzonym o reklamowy charakter testu. Kierowała mną ciekawość, czy dostęp do danych obrazujących stan zdrowia będzie miał jakikolwiek wpływ na podejmowane decyzje. Producenci obiecują, że tzw. urządzenia wearables pomagają zarządzać zdrowiem, modyfikować niezdrowe zachowania; motywują, a nawet wykrywają na wczesnym etapie niektóre choroby. To też ogromny
i szybko rozwijający się rynek, na którym konkurują giganci technologiczni: Apple, Samsung, Fitbit, Garmin, Huawei i Xiaomi. Po dwóch miesiącach regularnego odczytywania wyników w aplikacji i śledzenia trendów mogę podzielić się kilkoma wnioskami.
Dużo danych, ładne wykresy, czyli skomplikowana matematyka zdrowia Każda aktywność fizyczna – bieganie, pływanie, jazda na rowerze, spacer – jest rejestrowana wraz z takimi parametrami jak trasa, średnia szybkość, rytm serca. Na ich podstawie zegarek oblicza osiągi sportowe i pokazuje je w formie wykresu. Dłuższa przerwa w aktywności fizycznej od razu odbija się negatywnie na długofalowym trendzie. A stąd już blisko do wyrzutów sumienia, które faktycznie mogą motywować. Urządzenie zlicza każdy krok, nawet te robione podczas całego dnia spędzonego w domu. Okazuje się, że wędrówki między biurkiem a kuchnią mogą wygenerować kilka tysięcy kroków, czasami nawet 30% zalecanej dawki ruchu na poziomie 8000 kroków. Najważniejsze dane są widoczne na tarczy zegarka (kroki, tętno), bardziej skomplikowane analizy – w aplikacji mobilnej. Pierwszym dniom noszenia zegarka towarzyszy fascynacja bogactwem danych, zmieniających się wyników, kolorowych wykresów. Te z czasem układają się w trendy. Można spędzić kilkadziesiąt minut dziennie zagłębiając się w analizę trybu życia i parametrów zdrowia. Niestety, większość to tylko suche dane, które trzeba sobie samemu zinterpretować. Nie wiem, czy średnie tętno na 60 uderzeń serca na minutę jest lepsze od 58, a niższa częstotliwość oddechów do dobrze, czy źle. Ale rozumiem już, dlaczego producenci tego typu urządzeń nie idą o krok dalej, interpretując dane w oparciu o wiedzę medyczną albo podając personalizowane wskazówki. Powód jest prosty: aby uzyskać wiarygodne wnioski, należałoby uwzględnić dziesiątki albo setki innych czynników, których zegarek nie rejestruje. Bo wysoki poziom stresu obliczany na podstawie spoczynkowego tętna czy potliwości pokazuje skutek, a nie przyczynę. Powodem może być równie dobrze oglądany horror lub wyjątkowo nerwowy dzień w pracy. Trudno też powiedzieć, gdzie przebiega granica pomiędzy normalnym poddenerowaniem, a szkodliwym dla zdrowia stresem chronicznym. Dostęp do danych zdrowotnych rodzi więc więcej pytań niż odpowiedzi.
Niektóre informacje z pewnością mogą być przydatne wyczynowym sportowcom lub osobom chorym przewlekle, jednak niewiele wnoszą do zdrowia osoby zdrowej. Zegarek skrupulatnie mierzy osiągnięcia, co na pewno daje osobistą satysfakcję i motywuje – przynajmniej przez kilka pierwszych tygodni, zanim dane stały się powtarzalne, a trendy – niewiele się zmieniały. Dodatkowym wyzwaniem jest rejestrowanie każdej aktywności fizycznej. Gdy o tym zapomnimy, dane stają się niekompletne, a obliczone trendy – błędne. Zaskakujące momenty prawdy Pośród natłoku informacji zdarzały się jednak i takie, które mogą być pouczające. Przykładem jest wpływ alkoholu na organizm. O jego negatywnym oddziaływaniu myśli się zazwyczaj tylko wtedy, gdy pojawia się złe samopoczucie. Tak naprawdę, szkodliwe działanie widoczne jest już po dwóch, pozornie niewinnych kieliszkach wina – tętno szybko rośnie, a następnego dnia na wykresie jakości snu można zauważyć skrócenie fazy głębokiego snu (REM). I to była jedna z najciekawszych lekcji w pierwszych tygodniach. Obiektywne liczby przemawiają do wyobraźni lepiej niż ogólne zalecenia. Mogę sobie wyobrazić, że jeżeli w przyszłości powstaną urządzenia monitorujące jakość odżywiania się, mógłby być to przełom w zmianie zachowań. Ludzie mają tendencję do ignorowania faktów, które są dla nich niewygodne. Dlatego suche pomiary pochodzące prosto z własnego organizmu nie pozostawiają cienia wątpliwości i mogą przekonywać. Być dobrze wyspanym po nieprzespanej nocy Nie zabrakło też absurdalnych Puls na poziomie 78, stres – 27. Suche liczby bez jakiekolwiek interpretacji. sytuacji. Jedną z nich była dość ciężka noc spowodowana infekcją koronawirusem. Choć miałem wrażenie, że zasnąłem może na godzinę albo dwie, następnego dnia dowiedziałem się z aplikacji, że spałem całe 9 godzin, a do tego 40% czasu snu to fazy REM. Skąd ten błąd pomiaru? Mój zegarek nie jest na tyle inteligentny, aby sprawdzić, czy jego właściciel naprawdę śpi czy tylko leży w łóżku (tzn. nie porusza się i oddycha spokojnie). Efekt: zegarek nie zarejestrował ruchów, a częstość oddechu i rytm serca sugerowały zdrowy i spokojny sen. Po pierwszym błędym pomiarze trudno o zaufanie do monitoringu jakości snu. Obliczenia faz REM czy wskaźniki jakości snu oparte na bardzo ograniczonych
danych są obarczone dużym błędem. Urządzenie nie powiedziało mi też, dlaczego czasami moje fazy REM są krótsze, a fazy snu płytkiego – dominujące. Mimo to, jedna z funkcji okazała się działać. Na głównym pulpicie z danymi na początku noszenia zegarka często pojawiała się informacja, że śpię za krótko. Zmotywowało mnie to do wcześniejszego kładzenia się do łóżka. Ta zmiana utrwaliła się na dobre. Choć i tu łatwo o fałszywe dane – leżenie w łóżku ze smartfonem też może być zakwalifikowane jako sen.
nawigacja pomaga, treningi przeszkadzają Szkoda, że tego typu urządzenia w standardowy sposób traktują użytkownika i nie dają możliwości indiwidualizacji, np. celów aktywności Wykres jakości snu z podziałem na fazy REM (fioletowe), głębokiego snu fizycznej. I tak nie przyda ły mi się ani wskazówki no (grantowe) i lekkiego snu (niebieskie). wych ścieżek, ani też sugestie Czy śpię dobrze? Zegarek podaje dane, dotyczące treningów interwaale bez ich interpretacji. łowych, przerw, intensywności itd. Te funkcje są dla tych, którzy ćwiczą zawodowo i priorytetem jest poprawa osiągnięć. Biegając, słucham muzyki albo podcastów, dlatego komunikaty, aby teraz się zatrzymać, a potem biec bardzo szybko i znowu się zatrzymać, z czasem zaczęły denerwować. Funkcja nawigacji przydała się z kolei podczas wędrówek i wycieczek rowerowych. Trasy można wczytać bezpośrednio do zegarka. To pomaga zwłaszcza w nieznanym terenie – zamiast spoglądać co kilka minut na ekran smartfona, nawigację można śledzić na nadgarstku. Niektóre rozwiązania okazują się wyjątkowo pomocne. Przykładowo, ćwiczenia oddechowe. Dotychczasowe próby medytacji zawsze kończyły się niepowodzeniem – po kilkudziesięciu sekundach skupiania się na oddechu, myśli szybko odpływały w kierunku pracy. Trening oddechowy w zegarku pozwala wybrać różne techniki, przykładowo 4:4 (cztery sekundy wdechu, cztery sekundy wydechu). Urządzenie delikatnie wibruje przypominając, że już czas na wdech lub wydech. A to ma ogromne znaczenie, bo trudniej zapomnieć o rytmie oddychania.
Zmiana perspektywy w chorobie Z rozmów z osobami chorymi przewlekle wiem, że wiele funkcji pomiarowych pomaga w zarządzaniu chorobą i identyfikacji np. czynników wyzwalających objawy migreny albo zmęczenia. W czasie mojej infekcji COVID-19, czułem się spokojniejszy, gdy wyniki saturacji krwi tlenem pozostawały na niezmienionym poziomie 95%. W tym przypadku dane potwierdzały obiektywnie, że wszystko jest w porządku. To nic, że podwyższony w wyniku gorączki puls został zrozumiany przez zegarek jako podwyższony poziom stresu. Z czasem nauczyłem się z dystansem interpretować niektóre obliczenia, wiedząc, że urządzenie ma swoje spore ograniczenia. Korzystanie z inteligentnych urządzeń mierzących parametry zdrowia wymaga sporej dawki rozsądku i akceptacji niedoskonałości technologii. Najsłabszą jej stroną jest bardzo wybiórcza analiza danych i próba wyciągania na tej podstawie wniosków dotyczących np. kondycji fizycznej czy jakości snu. Wiele pomiarów jest niewątpliwie przydatnych, ale wymaga od użytkownika wstępnej wiedzy, jak je interpretować. Same dane, choć na początku fascynują, nie wystarczą. O tym, że saturacja na poziomie 95% jest dobra, wiedziałem wcześniej. Zegarek jedynie podaje wartość procentową, bez jakiejkolwiek podpowiedzi.
Ostatecznie jednak jestem przekonany, że mierzenie parametrów zdrowia ma sens, jeśli wcześniej zdefiniujemy cel, który chcemy osiągnąć. Liczby przemawiają do rozsądku lepiej niż przypuszczenia, niekiedy wyciągając nas z bańki własnych, błędnych przekonań. W moim przypadku sprawdził się też element motywacyjny i wyrobienie zdrowotnych nawyków. Dla osób z chorobami przewlekłymi, urządzenia wearables oferują lepszy wgląd we własne zdrowie, pomagając lepiej zarządzać chorobą czy redukować jej negatywne objawy. To zupełnie inna perspektywa użytkowania niż w przypadku osoby zdrowej.
»Zegarek zbiera wiele danych, które nie mają żadnej wartości.«
Poziom stresu jest obliczany na podstawie spoczynkowego rytmu serca.