5 minute read

Z PERSPEKTYWY

2021. Rok EDM w teorii czy w praktyce?

Skończył się rok 2020 i rozpoczął 2021. Jak zwykle przełom przynosi chęć do pytań, porównań i marzeń.

Advertisement

WOJCIECH ZAWALSKI

Rządzący swoim zwyczajem na przełom roku zaproponowali nam kolejną mrzonkę. Wchodzi w życie rozporządzenie ministra zdrowia dotyczące prowadzenia dokumentacji medycznej jedynie w postaci cyfrowej. „Hip, hip, hurra” – chciałoby się zakrzyknąć. Wreszcie jest decyzja, wyrzucimy papierowe, nietrwałe, niechlujnie wypełnione, nieczytelne dokumenty do lamusa historii polskiej medycyny. Chciałoby się, ale… przypomnijmy, że wielokrotnie zmieniano czas wejścia w życie dokumentacji elektronicznej. Kiedy już nie bardzo wiedziano jak zmienić datę wejścia w życie, to zmieniano definicję EDM (elektronicznej dokumentacji medycznej). I tak okazywało się, że elektroniczną dokumentacją medyczną jest karta wypisowa ze szpitala (królestwo za konia dla tego, kto dostał taką kartę w wersji jedynie cyfrowej – powinniśmy tylko takie cyfrowe karty dostawać) czy też informacja dla lekarza kierującego o odmowie przyjęcia. Absurd goni absurd. Tak naprawdę jedyne, co udało nam się wprowadzić, to e ZLA – wielokrotnie postulowałem przenieść całą EDM do ZUS, bo „oni” w przeciwieństwie do Centrum eZdrowia (dawniej CSIOZ) wiedzą, jak to robić. CeZ wprowadził e-receptę. Super produkt, ale pozbawiony podstawowych funkcjonalności jak chociażby możliwości sprawdzenia przez lekarza wypisującego receptę historii wystawionych i zrealizowanych recept. Bez takiej funkcjonalności e-recepta jest mocno ułomna.

»Dokumentacja medyczna napisana na komputerze nie jest cyfrową dokumentacją medyczną lege artis.«

Ministerstwo Zdrowia wraz ze swoją agendą CeZ stara się od lat stworzyć system EDM, który z założenia jest potrzebny, a właściwie niezbędny. Tylko niestety brak w tym logiki, kolejne osoby odpowiedzialne za ten obszar nie są lekarzami, a doświadczenie z opieką zdrowotną głównie czerpały będąc chorymi, bo o ludziach zarządzających chociażby najmniejszymi podmiotami leczniczymi w przeszłości raczej nie ma co marzyć. Dlatego mamy co mamy. Z jednej strony wydmuszki technologiczne – ładnie się nazywają, ładnie działają, ale nie tak jak powinny. Vide e-recepta. Z drugiej zaś – kolejne koszmarki legislacyjne nakazujące tworzenie czegoś „od…” (tutaj wstaw dowolną datę na przestrzeni ostatnich lat), bo jak nie, to zmienimy termin albo definicję. Włos się jeży. Co mogłoby się wydarzyć w 2021 roku. Ano mogłoby się zdarzyć to co zamierzone. Ponieśmy wodze fantazji. 4 stycznia 2021 roku pacjent, nazwijmy go Andrzejem, obudził się rano z bólem gardła i gorączką (zapomnijmy dla ułatwienia o COVID-19). Andrzej po zmierzeniu temperatury wziął do ręki swój telefon znalazł stronę swojego lekarza POZ i wyszukał wolny termin na 10:30. Potwierdził przez internet godzinę wizyty. Następnie ubrał się i poszedł do przychodni. W przychodni na rejestracji wsunął dowód do czytnika i po wypełnieniu ankiety na ekranie w kiosku rejestracyjnym został skierowany do gabinetu nr 5. W gabinecie został przyjęty i lekarz zebrał wywiad i zbadał Andrzeja. Wszystkie uzyskane informacje wpisał do komputera, wystawił e-skierowania na badania, e-receptę na leki i e-ZLA. E-zalecenia zostały przesłane e-mailem do Andrzeja. W kalendarzu na smartfonie pojawiły się termin konsultacji u pulmonologa oraz termin i miejsce wykonania bronchoskopii. Dokumentacja medyczna w postaci elektronicznej została sporządzona, zapisana w Internetowym Koncie Pacjenta, a niezbędne elementy (zalecenia, skierowania i kody do e-recepty) również wysłane mailem. Tak wygląda wizja rządzących. Według nich wszystko jest możliwe, społeczeństwo doskonale radzi sobie w cyfrowej rzeczywistości, wszystkie gabinety lekarzy mają możliwości sprzętowe, softwarowe i logistyczne do wprowadzenie EDM od pierwszego stycznia 2021. Co naprawdę spotka Andrzeja? Wersja optymistyczna: po godzinach nieustannego dzwonienia do swojego POZ uda mu się połączyć i dowie się, że lekarz może go przyjąć na telewizytę za dwa dni, a osobiście za cztery. Po zdecydowaniu się na wizytę osobistą, jeżeli doczeka i nie uda się wcześniej zdesperowany na SOR, zgłosi się do poradni. Odczeka najpierw na mrozie godzinę (bo COVID). Potem wypełni ankietę papierową i zostanie mu zmierzona temperatura, następnie wypełni stertę papierków i zgód (długopisem na papierze), aby po kolejnych dziesiątkach minut trafić do lekarza. Lekarz wypełni historię choroby długopisem, wystawi e-receptę albo papierową, a następnie zapisze zalecenia na kartce papieru. Kurtyna. Po zakończonych wizytach wypełni ankietę nadesłaną przez agendę „e-Zdrowie”, zaznaczy w niej, że prowadzi EDM i tylko cyfrowo. Wersja pesymistyczna: Andrzej nigdzie się nie dodzwoni i pójdzie na SOR, gdzie po kilku godzinach oczekiwania ktoś go zobaczy i wystawi „elektroniczną informację dla lekarza” na kartce papieru, a zalecenie ograniczy się do aspiryny raz dziennie. Wiem, że przerysowałem. Wiem, że są miejsca, gdzie Andrzej dostanie wszystko cyfrowo na czas. Ale są też miejsca, gdzie nie ma komputerów, nie ma oprogramowania, a że dokumentacja ma być cyfrowa, lekarz dowie się po kontroli NFZ za rok (większość lekarzy nie czyta aktualnych rozporządzeń o dokumentacji medycznej, a znaczna ich część nie wie nawet, że takowe istnieją). I na tym właściwie można by skończyć, bo rok 2021 skończy się dla EDM jak zwykle, czyli na niczym. Czy istnieje inne rozwiązanie? Pierwsze i najbardziej sensowne to opracowanie strategii cyfryzacji ochrony zdrowia w Polsce w rozłożeniu na lata i konsekwentne jej wdrażanie. Konsekwentne wdrażanie to nie jest tworzenie kolejnych absurdalnych założeń i terminów, żeby się z nich następnie wycofywać. Należy uczynić kogoś z imienia i nazwiska odpowiedzialnym za opracowanie i realizacje strategii. I błagam, niech to będzie lekarz praktyk. Wracając do tytułowego pytania. Rok 2021 będzie rokiem sukcesów we wprowadzaniu Elektronicznej Dokumentacji Medycznej, sukcesów medialnych, konferencji prasowych, konferencji branżowych. Kolejnych „cichych” zmian ustaw i rozporządzeń. Zmiany będą ciche, żeby pokazać sukces, a nie „fake news”. Samo nazwanie czegoś EDM, e-receptą, e-skierowaniem itd. nie przesądza o tym, że to produkt potrzebny i funkcjonalny. Myślę, że czeka nas kwartał „sukcesów” e-skierowań i rok przemilczeń w temacie historii chorób w postaci cyfrowej. Dla niewtajemniczonych – dokumentacja medyczna napisana na komputerze nie jest cyfrową dokumentacją medyczną lege artis. Do wdrożenia EDM potrzebna jest cała infrastruktura, repozytoria dokumentów, sprzęt, oprogramowanie i wiedza. Wiedza i chęć wprowadzania zmian przez personel medyczny. A do tego potrzeba dobrze rozpisanej kampanii edukacyjno-szkoleniowej. Zachęcam do przypomnienia sobie, jak to robił ZUS edukując lekarzy. A co nam zafundowało MZ? Przepis o wejściu w życie dokumentacji cyfrowej. Bez ładu i składu, bez rozeznania realiów, bez edukacji i szkoleń. Założę się, że ponad połowa lekarzy nie wie, że miała EDM prowadzić cyfrowo od pierwszego stycznia. O tym, ilu z nich będzie ją faktycznie prowadzić, lepiej nie pytać. Szkoda, bo w ten sposób zniechęcamy po raz kolejny nawet entuzjastycznie nastawionych lekarzy. Po pierwsze: edukacja, szkolenia, strategia. A dopiero potem infrastruktura. 

This article is from: