Polski Monitor - Listopad 2013

Page 1

RADIO POLONIA 100.7

WWW.RADIOPOLONIA.CA

OD PONIEDZIAŁKU DO PIĄTKU 18:30 W NIEDZIELĘ 17:00

- 20:00

FM

- 19:30

onitor.com POLSKI

BEZPŁATNY MIESIĘCZNIK Listopad 2013

ZDROWIE

NAUKA

PORADNIK

HISTORIA

INFORMATOR

Masz poważne problemy z długami? - zobacz stronę 8

Ludzie sukcesu

Radio Polonia Toronto

23 listopada Jubileuszowa Gala pod Patronatem Kongresu Polonii Kanadyjskiej

Szczegółowe informacje i zaproszenie na Galę

strona 16 - 17



Każde jąkanie można pokonać

Zdrowie

Wiele osób ma cichą nadzieję, że jąkanie przejdzie. Zdarza się tak rzadko i głównie u dzieci. Zdecydowanie lepiej poddać się terapii, podstawowe leczenie trwa dwa miesiące. Kiedy rodzice zauważą, że mowa dziecka nie jest naturalna, to sygnał, by wybrać się do specjalisty. Wiele osób ma cichą nadzieję, że jąkanie przejdzie. Czasami zdarza się, że u dzieci ta przypadłość mija do wieku 4-6 lat, niestety nie zawsze. Niestety, bywa tak, że problem pozostaje, kiedy dziecko idzie do szkoły. Wszyscy uczniowie mówią płynnie, a jąkający się stoi na środku klasy i nie potrafi wypowiedzieć prostego wyrazu. Najczęstsze przyczyny jąkania to późny rozwój mowy, obciążenia genetyczne, wydarzenia stresujące lub traumatyczne, u dzieci mogą być związane z pójściem do przedszkola. Częściej jąkają się mężczyźni, przypadłość ta dotyka statystycznie jedną kobietę na czterech mężczyzn.

Dawid Tomaszewski, trener w Centrum Terapii Jąkania w Mikołowie i autor książki „Światełko w tunelu” przekonuje, że jąkanie nie ma związku z narządami mowy. Przyczyny problemu należy szukać w psychice człowieka. - Osoby jąkające się nie mają problemów z artykulacją, czy z narządami mowy - zwraca uwagę. Osoby jąkające się mają problem w kontaktami z innymi ludźmi, kiedy dochodzi do rozmowy, kiedy muszą

Jąkanie to nie wyrok, można się z tego wyleczyć Ci, którzy widzieli film „Jak zostać królem” pamiętają, jak jąkający się brytyjski król Jerzy VI nie może przemawiać do ludu. Pomocy szuka u niekonwencjonalnego specjalisty od dykcji. Okazuje się, że jąkanie to problem z psychiką, a nie z narządami mowy Colin Firth tak sugestywnie zagrał Jerzego VI, że dostał za tę rolę Oskara. Specjalista kazał mu robić różne ćwiczenia, dzięki którym król przestał się jąkać.

zadać pytanie obcej osobie. Wtedy następuje blokada. Bo w głowie myśli nie jąkają się. Specjalista zapewnia, że z jąkania można się wyleczyć. - Jąkanie to nie dożywotni wyrok, jak to było dotychczas. Terapia polega na nauczeniu się alternatywnego sposobu mówienia, który pozwoli na płynne wypowiadanie się w sytuacjach stresowych, i w codziennych, i w szkole, i w pracy, i przez telefon.

Katarzyna Skoczylas, uczestniczka zajęć w centrum, bierze udział w kursach od połowy maja. Po niespełna pół roku mówi już bez jąkania, choć w wolnym tempie. Przyznaje, że cały problem leży w głowie. Bo osoba ma ułożone gładkie zdanie, chce je wypowiedzieć i raptem wpada w panikę. - Stajesz i raptem wszystko się zamyka, nagle blokujesz się w sobie, wszystko się zamyka i nie da się nic powiedzieć - opisuje swe odczucia. Jej zdaniem, najtrudniejszym momentem na kursie jest konieczność wystąpienia przed grupą i powiedzenia czegoś o sobie. Katarzyna Skoczylas opowiada o tym, jakie zajęcia są prowadzone podczas terapii. W jej opinii, najgorszy jest pierwszy tydzień. Wtedy uczestnicy kursów nic nie mówią, a porozumiewają się pisząc do siebie na kartkach. Dawid Tomaszewski przyznał, że sam się jąkał i już w pewnym momencie stracił nadzieję, że da się wyleczyć z tej przypadłości. Zapewnia, że wyleczyć z jąkania można kogoś w miesiąc. Ale potem całe życie trzeba ćwiczyć, żeby te sprawność utrzymywać. Centrum zapewnia nowoczesną i skuteczną terapię. Opowiada, że niedawno delegacja placówki była w Londynie. Z zaskoczeniem zobaczyli, że tam nadal jąkanie leczy się ćwiczeniami z wkładanymi do ust kamyczkami. Dokładnie jak w filmie „Jak zostać królem”.

For Advertising Information Please Call 416-938-7141 or e-mail info@radiopolonia.ca, www.polskimonitor.com

3


Wyleczymy Zdrowie

z Parkinsona? ""  Piotr Kossobudzki

Chorych na Parkinsona można będzie leczyć ich własnymi komórkami - donoszą naukowcy z Nowego Jorku. W pionierskim eksperymencie udało im się cofnąć objawy choroby u myszy. Spowolnienie ruchów, drżenie kończyn, głowy, upośledzenie koordynacji - choroba Parkinsona dotyka co siódmego seniora w wieku powyżej 65 lat. Tylko w Polsce choruje blisko 60 tys. ludzi. Na razie nie potrafimy ich całkowicie wyleczyć. Żeby to się udało, w mózgu chorych musiałyby się pojawić zdrowe neurony produkujące dopaminę - substancję uczestniczącą w przesyłaniu sygnałów nerwowych. Ta sztuka udała się teraz - na razie na myszach - biologom i neurochirurgom ze Sloan-Kettering Institute i Cornell University w Nowym Jorku. W mózgach chorych gryzoni udało im się „zasiać” dobre neurony. Co niezwykłe, spreparowali je z komórek, które pochodziły z mysich ogonów.

Czarna istota zawodzi Nie wiemy, dlaczego dochodzi do Parkinsona. Podejrzewa się wpływ genów, przebytych chorób i urazów lub toksyczne działanie różnych substancji. Wiemy za to, jak się rozwija schorzenie. W części mózgu zwanej istotą czarną obumierają neurony wytwarzające dopaminę. To dzięki niej sygnał z istoty czarnej dociera do pozostałych rejonów mózgu, które kontrolują pracę mięśni. Im mniej dopaminy, tym gorsza kontrola nad ciałem. Gdy produkcja tej substancji maleje do 70-80 proc. normalnego poziomu, choremu sztywnieją ręce i nogi, gaśnie mimika twarzy, a jego ruchy stają się coraz wolniejsze. Pozbawione kontroli mięśnie zaczynają się kurczyć w swoim rytmie, co prowadzi do mimowolnego drżenia. Jak z tym walczyć? Teoretycznie można byłoby chorym uzupełniać brakującą ilość dopaminy. Problem w tym, że nie przedostaje się ona z krwi do mózgu. Czyni to natomiast L-dopa - surowiec, który jest przez neurony przerabiany na dopaminę. Dlatego to L-dopa jest dziś podstawowym lekiem w leczeniu parkinsonizmu. Niestety, jeśli zniszczeniu uległo zbyt wiele komórek istoty czarnej, nie będą w stanie przetwarzać nawet najobficiej dostarczanego surowca. Stąd druga strategia: leki hamujące rozkład dopaminy produkowanej przez organizm. Sprawiają one, że nawet małe ilości tego przekaźnika pozwalają jako tako zapanować nad ciałem. W leczeniu z powodzeniem

stosuje się także wszczepiane głęboko do mózgu elektrody wysyłające delikatne impulsy elektryczne. Żadne leki i elektrody świata nie zastąpią jednak brakujących neuronów. Stąd próby uzupełnienia zasobu komórek nerwowych w istocie czarnej. Na zwierzętach (i czasami na ludziach) robiono już doświadczenia z przeszczepami neuronów z innych części mózgu, pochodzących ze zwłok lub z zarodków, ale z umiarkowanym powodzeniem. Prawdopodobnie układ odpornościowy niszczył obce komórki.

Ogony na neurony Zapewne dlatego naukowcy kierowani przez dr. Lorenza Studera postanowili metodą klonowania wyhodować nowe, zdrowe neurony z komórek chorego. Jako swoje powinny one zostać zaakceptowane przez układ odpornościowy. Eksperyment zrobili na myszach, które po odpowiednim przygotowaniu dość wiernie odtwarzają chorobę człowieka. W ich mózgach dochodzi do zbliżonych zwyrodnień, mają podobne objawy. Kilkudziesięciu myszom naukowcy pobrali kawałek skóry z czubka ogona i wysłali go do Japonii. Tam w centrum RIKEN pracują jedni z najlepszych specjalistów od klonowania. Z komórek ogona wyłuskali oni jądra i przenieśli je do pustych mysich jajeczek. Te ostatnie potem pobudzili do podziałów i stosując odpowiednie substancje, pokierowali ich rozwojem. W efekcie wyhodowali neurony wytwarzające dopaminę. Hodowle wróciły do USA, gdzie gryzonie poddano operacji neurochirurgicznej. Myszom wstrzyknięto zawiesinę wyhodowanych neuronów w zniszczone rejony mózgu. Połowa zwierząt otrzymała własne sklonowane komórki, a połowa - neurony pochodzące od innych zwierząt. 11 tygodni po zabiegu rozpoczęto testy, sprawdzając sprawność fizyczną i zachowania gryzoni. Różnice mię-

www.polskimonitor.com

MIESIĘCZNIK / MONTHLY MAGAZINE WYDAWCA (Publisher): Radio Polonia Enterprises Ltd. EDITOR: Krystyna Piotrowska krystyna@radiopolonia.ca

dzy obiema grupami były ogromne. Stan myszy, którym wszczepiono neurony wyhodowane z ich własnych ogonów, zdecydowanie się poprawił. Stwierdzono, że nowe komórki w ich mózgach utrzymały się przy życiu. U każdego zwierzęcia naliczono ich średnio prawie 20 tys., a u jednej myszy było ich nawet 100 tys. - co by świadczyło o tym, że powstały nowe neurony wytwarzające dopaminę. Tymczasem gryzonie, którym przeszczepiono obce komórki, nie miały się ani trochę lepiej. A późniejsze analizy wykazały, że prawie wszystkie wszczepione neurony w ich mózgach obumarły. Najprawdopodobniej wybił je układ odpornościowy, bo u tych zwierząt wykryto objawy silnych reakcji zapalnych.

Nowy Jork kontra Parkinson Oczywiście od leczenia myszy do terapii dla ludzi wiedzie daleka droga. Ale też publikacja nowojorczyków w najnowszym „Nature Medicine” to pierwszy przykład udanej terapii za pomocą klonowania komórek własnego organizmu! Taka metoda, jeśli dałoby się ją przenieść na ludzi, rozwiązałaby nie tylko problem odrzucania przeszczepów. Budziłaby też na pewno mniej wątpliwości etycznych niż np. stosowanie komórek pochodzących z zarodków. A może ostateczna broń przeciw chorobie Parkinsona powstanie w wyniku połączenia kilku metod? W Nowym Jorku jest o to wyjątkowo łatwo. Niespełna rok temu, na tym samym Cornell University, przeprowadzono próbę terapii genowej tego schorzenia. Grupie chorych wprowadzono do mózgów nieszkodliwy wirus, w który wmontowano ludzki gen regulujący niekontrolowane drżenia mięśni. Po kilku miesiącach stan chorych wyraźnie się poprawił. Neurolodzy poczynają więc sobie coraz odważniej. I bardzo dobrze - na ratunek czeka kilka milionów chorych na świecie. REKLAMA I KONTAKT Z REDAKCJĄ info@radiopolonia.ca tel. 416 - 938 - 7141 DZIAŁ MARKETINGU: Justyna Trocki justinetrocki@hotmail.com tel.416-316-1512 REDAKTOR GRAFICZNY: Magdalena Lesiuk GraphMad@gmail.com

Redakcja nie odpowiada za treść artykułów i ogłoszeń. Prawa autorskie zastrzeżone.


Śmiertelna kuracja odchudzająca za pomocą DNP Zdrowie

Mieszkanka warszawskiej Pragi śmiertelny środek - dinitrofenolem (DNP) - kupiła przez internet. Chciała się odchudzić, po kilkudniowej kuracji zmarła - informuje radio TOK FM. Preparat kupiła przez internet, bo z jego dostępnością nie ma problemów, a fora kulturystyczne pełne są rad, jak go zażywać. Rodzice dziewczyny relacjonują, że kilka dni przed śmiercią córce brakowało powietrza i nienaturalnie się pociła. Nie chciała się jednak przyznać co zażywała. Ukrywała to tez przed znajomymi, którzy tylko z sms-ów wiedzieli, że dzieje się coś złego.

Dinitrofenol To silny środek chemiczny, ale nie do spożycia! Specjalista jest przerażony Dinitrofenol jest używany w przemyśle chemicznym (do produkcji barwników czy herbicydów), ale nie nadaje się do spożycia. - Ma szerokie zastosowanie, ale nie w medycynie. To, co może kusić: rzeczywiście błyskawicznie spala tłuszcz - mówi prof. Zbigniew Fijałek, dyrektor Narodowego Instytutu Leków. Tym, że ktoś zażywa DNP, jest przerażony. - Jeżeli zaczynamy bardzo gwałtownie spalać tłuszcz, to wytwarza się bardzo duża ilość ciepła. Jeśli tego ciepła nie możemy odprowadzić, to się po prostu gotujemy - opisuje działanie DNP prof. Fijałek. - Toksycznie działanie dinitrofenolu wzrasta wraz z dawką. Skuteczne są tylko dawki na granicy śmiertelnych - przestrzega specjalista.

Trucizna z internetu Jak wynika z ustaleń śledztwa, kupiła je 8 maja tego roku. Przesyłkę z opakowaniem 50 tabletek po 100 mg dostarczył kurier od anonimowego nadawcy. Przez kolejnych 8-9 dni dwudziestolatka połknęła aż 40 pigułek. 16 maja trafiła do szpitala na warszawskiej Pradze, ale lekarze niewiele mogli zrobić. O tym, co zażywała dwudziestolatka, lekarze dowiedzieli się podczas ostatniej próby reanimacji, kiedy przejrzeli jej rzeczy osobiste. Sprawą śmierci dwudziestolatki zajęli się warszawscy śledczy. Bezpośrednią przyczyną była niewydolność krążeniowo-oddechowa. Dinitrofenol jest używany w przemyśle chemicznym (produkcja barwników), ale zażywanie przez człowieka DNP to igranie ze śmiercią. Jak twierdzi prof. Fijałek „toksyczne działanie dinitrofenolu wzrasta wraz z dawką. Skuteczne są tylko dawki na

granicy śmiertelnych”. Środek całkowicie zaburza metabolizm, a organizm zaczyna spalać narządy wewnętrzne. - To po prostu przerażające, że tego typu środki są używane przez młodych ludzi, a szczególnie młode kobiety jako preparaty na odchudzanie - podkreśla prof. Zbigniew Fijałek. - To igranie ze śmiercią - przestrzega. - DNP całkowicie zaburza metabolizm na poziomie komórkowym. Organizm głupieje.

Zaczyna niesamowicie spalać wszystko co ma, a to prowadzi do bardzo silnego przegrzania organizmu. DNP powoduje uszkodzenia narządów wewnętrznych, udar mózgu, a przy dłuższym stosowaniu może prowadzić do powstawania nowotworów - wylicza skutki toksycznej diety prof. Zbigniew Fijałek. - Jeżeli zażywa to osoba drobna lub chuda, to szybciej odczuje te poważne działania niepożądane. To dlatego, że organizm takiego człowieka nie ma co spalać i spala własne tkanki, czym doprowadza do silnych uszkodzeń - wyjaśnia naukowiec. Tylko w minionym roku na świecie odnotowano 60 przypadków śmierci po zażyciu pigułek na odchudzanie z DNP. Ostatni opisywały brytyjskie media w kwietniu po śmierci Sarah Houston, 23-letniej studentki medycyny. Preparat w medycynie próbowano stosować 80 lat temu. Lek został jednak wycofany z rynku, gdy lekarze uznali, że jest zbyt niebezpieczny dla ludzi. Źródło: www.tokfm.pl

HIV zniknęło po przeszczepie szpiku

Po przeszczepie szpiku kostnego z organizmów dwóch osób zniknął całkowicie wirus HIV - donoszą amerykańscy naukowcy. To pierwszy tego typu eksperyment i eksperci podkreślają, że wyniki trzeba traktować bardzo ostrożnie. Pacjenci żyli z wirusem HIV przez 30 lat. By powstrzymać rozwój choroby AIDS, brali leki antyretrowirusowe. Hamują one namnażanie się wirusów, ale nie są w stanie pokonać ich całkowicie. Szpik kostny uważany jest za siedlisko wirusów. Dlatego lekarze ze szpitala Brigham and Women’s w Bostonie, zdecydowali się na przeszczep. Po transplantacji odpowiednio dwa i cztery lata temu, pacjenci nadal brali leki, ale kilka miesięcy temu przestali. Testy

wykazują, że w ich organizmach wirusów HIV już nie ma. Lekarze są zafascynowani tymi rezultatami, choć podkreślają, że są to wyniki eksperymentalne i teoretycznie wirusy mogą wrócić w każdej chwili. Jeśli nie wrócą, być może przeszczep szpiku okaże się nową szansą na pokonanie epidemii HIV/AIDS. Jest to jednak zabieg kosztowny i ryzykowny. Wyniki badań przedstawiono podczas Konferencji Międzynarodowego Stowarzyszenia AIDS.

For Advertising Information Please Call 416-938-7141 or e-mail info@radiopolonia.ca, www.polskimonitor.com

5


dom

Pamiętajcie o ogrodach...

Listopad w ogrodzie

Ogród powoli zapada w zimową drzemkę. Listopad to już ostatni czas przygotowań do zimy. Przede wszystkim trzeba zabezpieczyć rośliny przed mrozem, zabezpieczamy też urządzenia ogrodnicze i meble ogrodowe. Wykonujemy ostatnie cięcia pielęgnacyjne, porządkujemy ogród. Na ten miesiąc przypada też ostatni termin na przekopanie ogródka. Jeżeli listopad jest łagodny i gleba nie zamarzła, można jeszcze sadzić odporne na mróz drzewa i krzewy owocowe oraz ozdobne. Można sadzić również byliny ale przycinać je należy dopiero na wiosnę.

Prace ogrodowe

ba zadbać o nawodnienie w przypadku krzewów zimozielonych liściastych i iglastych - są to rośliny aktywne również zimą. Podczas słonecznych, mroźnych dni są narażone na przesychanie bo ogrzane słońcem pędy wyparowują wodę a korzenie nie mogą pobierać jej z zamarzniętego gruntu. Obficie podlane późną jesienią łatwiej przezimują. Przeglądamy również gałęzie i korony drzewek - resztki owoców oraz zimujące w nich szkodniki należy zebrać i zniszczyć. Jesienią warto przekopać ziemię w zimie wymarzną szkodniki wydobyte na powierzchnię a wiosną odpady lepiej wnikną w głąb gleby. Zaleca się pozostawienie gleby w ostrej skibie co

w pomieszczeniu zabezpieczonym przed mrozem. W oczku wodnym lub stawie umieszczamy pływaki i sztuczne przeręble aby woda nie zamarzła. Można wykonać jeszcze ostatnie cięcia pielęgnacyjne. Pod koniec listopada należy przyciąć piękne i popularne pnącza - powojniki (za wyjątkiem tych, które kwitną na przełomie kwietnia i maja).

Trawnik W listopadzie grabimy liście, które spadły z drzew i krzewów. Pozostawienie ich na trawniku sprzyja rozwojowi pleśni śniegowej.

Listopad to ostatnia pora aby wykopać cebulki kwiatowe roślin nie zimujących w gruncie. Balkony i tarasy Zabezpieczenie roślin przed mroPóźną jesienią i zimą nie musi być zem: Konieczne jest zabezpieczenie na balkonie szaro i pusto. Jeżeli mana okres zimy delikatniejszych romy większe pojemniki, to możemy ślin. Wykonujemy kopczyki z ziemi je ozdobić zimozielonymi krzewawokół pni drzew oraz wokoło krzemi. Może to być bukszpan o ciemwów. Wyższe rośliny otulamy matanozielonych, skórzastych i błyszcząmi z tektury lub słomy (nigdy folią !) cych liściach. Doskonale nadaje się lub kołderkami z białej agrowłókdo uprawy balkonowej, bo wolno niny. Tkaninę można kupić w marrośnie i dobrze znosi cięcie. ketach ogólnobudowlanych i skleInnym krzewem nadającym pach ogrodniczych. się do uprawy w pojemnikach jest Uwaga! Do otulania roślin słuTrzmielina Fortune’a o ciekawie wyży tkanina biała, która przepuszcza barwionych liściach. Efektowną światło i wilgoć, natomiast czarna ozdobą jesienno-zimowego mosłuży do tego aby zapobiegać rozga być płożace odmiany iglaków wojowi chwastów. (jałowce, kosodrzewina). Z pnączy Zabezpieczmy również rośliny w pojemnikach. Możemy zabrać je Kopczykowanie roślin. Minimalna wysokość kopczyka to 15 cm. Znacznie lepiej można zastosować mało wymado domu a niektóre, bardziej wy- jeśli jest on wyższy. Przy kopczykowaniu wykorzystajmy raczej kompost niż zie- gające bluszcze. Koloru dodają do pierwszych przymrozków złocienie trzymałe, po zabezpieczeniu zosta- mię z pobliża krzewów. a później wrzosy pączkowe, kapuwić w ogrodzie. Pojemnik takiej rosta ozdobna, lub golteria rozesłana. śliny osłaniamy szczelnie styropianem oznacza poprzestanie na przekopaniu i trocinami lub możemy roślinę wraz po- bez wyrównywania powierzchni. Takie Zbiory postępowanie spowoduje zmagazynojemnikiem zakopcować w ogrodzie. Krzewy iglaste o pokroju kolumno- wanie większej ilości wody i poprawę Pora na ostatnie jesienne zbiory: wywym zabezpieczmy przed deformacją struktury gleby. kopujemy letnie odmiany pora, zbieraŚciółkujemy powierzchnię wokół my brukselkę i jarmuż. i rozłamywaniem pod ciężarem zalegającego na nich śniegu. obwiązuje- pni 5-centymetrową warstwą torfu, suKończymy zbiory orzechów włoskich my je sznurkiem lub owijamy elastyczną chych liści lub kory. Listopad to ostatnia i laskowych. W listopadzie można zbiesiatką. Krzewy iglaste wrażliwe na mrozy pora aby wykopać cebulki kwiatowe rać owoce z krzewów takich jak dzika owijamy agrowłókniną, grubym papie- roślin nie zimujących w gruncie np. mie- róża, tarnina czy głóg. czyków, dalii, acidantery, pacioreczrem lub chochołem ze słomy. W suche i słoneczne dni zbieramy ników, tygrysówki czy kroksomii. Rośliny nasiona roślin jednorocznych. wrażliwe na mróz należy zabezpieczyć Zabiegi pielęgnacyjne przed mrozem; lilie, jukki, hibiskusy ogroSiewy i porządkowe dowe, różaneczniki, azalie czy bambuW listopadzie można wysiewać jeszPrzygotowujemy glebę pod wiosen- sy przykryć gałązkami świerkowymi lub cze do gruntu marchew, pietruszkę, ne nasadzenia, porządkujemy ogród, słomą, róże okopcować. regularnie zgrabiamy pierwsze opadłe Szczególnej troski wymagają niektó- pasternak, koper, szpinak i rabarbar na liście, obficie podlewamy drzewa i krze- re rośliny owocujące - brzoskwinie, mo- wczesnowiosenny zbiór. Można też sadzić czosnek ozimy. Jeżeli zima jest bezwy przed zimowym spoczynkiem. Drze- rele, winorośl czy jeżyna bezkolcowa. wa i krzewy, którym dostarczymy w tym Pora też zabezpieczyć oczko wod- śnieżna to zagony z siewami jesiennyokresie sporej ilości wody lepiej prze- ne a grzybienie uprawiane w koszach mi okrywamy słomą, liści lub gałązkatrwają okres zimowy. Szczególnie trze- wyjąć ze sadzawki i ustawić w wodzie mi z igliwiem.

6

REKLAMA to klucz do sukcesu. Tel.416-938-7141 lub e-mail info@radiopolonia.ca, www.polskimonitor.com


Rośliny doniczkowe Pora pomyśleć o roślinach, które mają być ozdobą na święta; zwartnicę (nazwywaną często błędnie amarylisem) i zygokaktusa ustawiamy w ciepłym miejscu. Gdy pojawią się pąki kwiatowe, regularnie podlewamy. Jeżeli z poprzedniego sezonu została nam gwiazda betlejemska i chcemy aby ponownie zakwitła musimy sie trochę postarać. Na półtorej miesiąca przed świętami przygotowujemy kartonową czapkę bo gwiazda betlejmska powinna być wystawiona na słońce 8 godzin dziennie a resztę dnia i noc spędzać pod kartonem. Dzięki temu powinna wytworzyć nowe pąki kwiatowe i barwne przykwiatki.

Rośliny, które zdobią ogród w listopadzie W tym miesiącu kwitną jeszcze późne odmiany chryzantem. Inna trwała dekoracją ogrodu późną jesienią może być kapusta ozdobna, która dobrze wygląda nawet przy przymrozkach. Może być sadzona w pojemnikach - do ozdoby jesiennych balkonów i tarasów. Efektownie wyglądają krzewy ognika szkarłatnego o kulistych owocach żółtych czerwonych lub pomarańczowych, ostrokrzewu o błyszczących liściach i czerwonych owocach, niewysokie krzaczki golterii gęsto obsypane kulistymi, czerwonymi owocami i rokitnika zwyczajnego obsypane drobnymi pomarańczowymi owocami. Owocują również róży pomarszczonej i berberysów. Bardzo ciekawie wyglądają kwiatostany traw ozdobnych szczególnie gdy pokryją się szronem.

Suche liście drzew doskonale nadają się na kompost, są też dobrym materiałem do osłonięcia roślin przed mrozem. Jesienią warto nimi przykryć kwietne rabaty, ziemię pod żywopłotem lub ułożyć je wokół krzewów. Do tego celu lepiej jednak nie wykorzystywać orzecha włoskiego, ponieważ zawiera substancje, które hamują wzrost innych roślin. Wiosną, gdy liście wstępnie się rozłożą i zmniejszą swą objętość (co ułatwi ich transport i sprawi, że potrzeba będzie mniej miejsca do ich składowania), można je przeznaczyć na kompost. Ponieważ suche liście zawierają mało azotu, do pryzmy kompostowej należy dodać nawozu azotowego, na przykład saletry amonowej (1 kg/m3 liści) albo nawozu kurzego (dawka zależy od jego stężenia).

dom Trzeba pamiętać, żeby nie pozostawiać na zimę liści na trawniku. Nasączone wodą mogą utworzyć nieprzepuszczalną warstwę, pod którą źdźbła traw zaczną zamierać z powodu braku powietrza.

Liście na kompost i na rabaty Jesienią ogrody są pełne liście, które opadły z drzew i krzewów. Podpowiadamy jak można je wykorzystać.

For Advertising Information Please Call 416-938-7141 or e-mail info@radiopolonia.ca, www.polskimonitor.com

7


8

REKLAMA to klucz do sukcesu. Tel.416-938-7141 lub e-mail info@radiopolonia.ca, www.polskimonitor.com



10

REKLAMA to klucz do sukcesu. Tel.416-938-7141 lub e-mail info@radiopolonia.ca, www.polskimonitor.com


Nie warto jadać jabłek bez skórki!

Nauka

Spo­ży­wa­nie po­li­fe­no­li za­war­tych w skór­ce jabł­ka ha­mu­je ak­tyw­ ność ko­mó­rek od­por­no­ści, które biorą udział w roz­wo­ju cho­ro­by za­ pal­nej jelit - wy­ni­ka z pracy, którą pu­bli­ku­je spe­cja­li­stycz­ne pismo „Jo­ur­nal of Leu­ko­cy­te Bio­lo­gy”.

U myszy, które otrzy­my­wa­ły dawkę tych związ­ków, udało się zła­go­dzić za­pa­ le­nie jelit o pod­ło­żu au­to­agre­syw­nym. Jak oce­nia­ją au­to­rzy pracy, od­kry­ cie to może do­pro­wa­dzić do stwo­rze­ nia no­wych metod le­cze­nia pa­cjen­ tów z cho­ro­ba­mi za­pal­ny­mi jelit, ta­ ki­mi jak wrzo­dzie­ją­ce za­pa­le­nie je­li­ta gru­be­go, cho­ro­ba Croh­na oraz rak je­ li­ta gru­be­go, który ma zwią­zek ze sta­ nem za­pal­nym. Do­tych­cza­so­we ba­da­nia wska­ zy­wa­ły, że po­li­fe­no­le z róż­nych ro­ślin mo­du­lu­ją czyn­ność ukła­du od­por­no­ ści i mają dzia­ła­nie prze­ciw­za­pal­ne. Jak pod­kre­śla dr David W. Pa­s cu­ al z Mon­ta­n a State Uni­v er­s i­t y w Bo­z e­ man (USA), wielu pa­cjen­t ów cier­pią­

cych na cho­ro­b y za­p al­ne jelit sto­su­ je su­ple­men­t y die­t e­t ycz­ne z po­li­fe­ no­la­mi, jako uzu­p eł­nie­nie kon­w en­ cjo­nal­nych te­ra­p ii. Nie ma jed­nak wy­s tar­c za­ją­c o do­b rych do­w o­d ów na­u ko­w ych, które uza­s ad­n ia­ł y­b y takie po­stę­p o­w a­nie. Na­uko­w iec razem ze swo­imi ko­le­ ga­mi pro­w a­dził ba­da­nia na my­szach, u któ­r ych za­p a­le­nie jelit pró­b o­w a­no wy­wo­ł ać che­micz­nie przy po­mo­c y soli so­d o­w ej dek­stra­nu sodu. Jed­nej gru­pie zwie­rząt po­da­w a­no co­dzien­ nie drogą do­u st­ną pla­c e­b o, a dru­giej - dawkę po­li­fe­no­li ze skór­k i jabł­k a. Związ­k i te są za­li­c za­ne do prze­c iw­u ­ tle­nia­czy w związ­k u z ich zdol­no­ścią do neu­tra­li­z a­c ji wol­nych rod­ni­k ów.

Oka­za­ło się, że dzię­ki po­li­fe­no­lom z ja­błek gry­zo­nie były chro­nio­ne przed cho­ro­bą za­pal­ną jelit. Po­da­wa­nie tych sub­stan­cji tłu­mi­ło pro­duk­cję tzw. cy­to­ kin pro­za­pal­nych (tj. związ­ków pro­du­ko­ wa­nych przez ko­mór­ki od­por­no­ści i sty­ mu­lu­ją­cych pro­ce­sy za­pal­ne), w tym in­ter­leu­ki­ny 6 i czyn­ni­ka ne­kro­zy no­wo­ two­rów alfa (TNF-?). Co wię­cej, myszy otrzy­mu­ją­ce po­li­fe­no­le miały w je­li­tach mniej ak­tyw­nych lim­fo­cy­tów T, które po­śred­ni­czą w roz­wo­ju za­pa­le­nia. - Nasze wy­ni­ki wska­zu­ją, że na­tu­ral­ ne skład­ni­ki skór­ki ja­błek mogą ha­mo­ wać stany za­pal­ne w je­li­tach po­przez blo­ko­wa­nie lim­fo­cy­tów T i w ten spo­sób zmniej­szać po­dat­ność na cho­ro­by au­ to­agre­syw­ne - ko­men­tu­je dr Pa­scu­al.

For Advertising Information Please Call 416-938-7141 or e-mail info@radiopolonia.ca, www.polskimonitor.com

11


Trzeba przeżyć, aby uwierzyć

Stanisław Krawiec, polski bioenergoterapeuta z Mississaugi, zdradził w trakcie rozmowy z Magdaleną Lesiuk z „Polskiego Monitora” kilka szczegółów ze swojej pracy. (część trzecia, ostatnia)

Czy korzystał Pan kiedykolwiek z pomocy innego bioenergoterapeuty? Ja nigdy w to nie wierzyłem, dlatego byłem tak bardzo przeciwny, kiedy ktoś szedł do bioenergoterapeuty i za trzy minuty płacił ogromne sumy pieniędzy. I pomimo wielu wizyt jakoś nie było z tego pożytku. Gdyby nie mój pies, to na pewno nigdy w życiu bym tego sam nie robił. Mówię wszystkim, że ja na mojego psa – bo nie on na mnie – czekałem 55 lat, bym się dowiedział tego, co mi pokazał. I tak to już trwa 15 lat.

przejmować. Jakby przybliżała się znowu do medycyny naturalnej. tak jak to kiedyś było, Tym bardziej teraz, kiedy coraz bardziej rozreklamowane jest wszystko, co pochodzi z „ekologicznych upraw”. To jest bardzo dobra rzecz, tylko że ten początek mody na naturalną żywność jest bardziej nastawiony na pieniądze, bo za coś, co jest ekologiczne trzeba zapłacić 3 lub 4 razy tyle co normalnie.

Czy również w swoim gabinecie zauważył Pan wzrost zainteresowania taką medyJak Pan myśli, skąd pocyną? Czy zgłasza się chodzi coraz większe zainwięcej pacjentów niż teresowanie ludzi tzw. mewcześniej? dycyną niekonwencjonalJeśli chodzi o paną, naturalną? cjentów, to raz jest więPo prostu, chemia wycej, raz jest mniej, ale ja piera wszystko inne i lunie robię żadnych kodzie próbują z powrotem lejek. Nie przeznaczam cofać się do starych menp. 3 – 5 minut na osotod, czyli różnego rodzabę. Nie ma tak, że osoju zielsk, kwiatów, nasion, Stanisław Krawiec ba przyjdzie, ja ją dotknę a to zdaje egzamin. W tej chwili nawet medycyna konwencjonal- i już wołam następną. Nie, ja poświęna, ta akademicka powoli zaczyna to cam do godziny na pacjenta, więc

12

w tej sytuacji ile osób mogę przyjąć? 12 do 14 dziennie, to jest wszystko. U mnie więc nie ma takich nasileń, żaden pacjent nie powie „O, proszę pana, tam to takie kolejki są”. U mnie pacjenci zapisywani są na konkretną godzinę, na którą mają przyjechać. Faktycznie wydaje mi się, że teraz więcej ludzi korzysta z rzeczy związanych z medycyną naturalną. Zwłaszcza, że coraz częściej ludzie narzekają na leki z medycyny konwencjonalnej, że jest chemia, że coś tam jest nie tak. Ale tego nie bardzo da się wykruszyć, może z biegiem czasu… Na razie trzeba współpracować. Ja współpracuję z lekarzami. Nie polega to na tym, że chodzę do nich i ich czegoś uczę. Po prostu, wysyłam do nich pacjentów, a oni czasami wysyłają do mnie. Są rzeczy, których się nie uniknie, np. różnych urządzeń czy przyrządów typu CAT Scan, MRI, Ultrasound – takie badania trzeba wykonać, żeby dokładnie wiedzieć, co się dzieje. Od tego nie uciekniemy. I od chemii również nie. Dziękuję bardzo za rozmowę i życzę powodzenia w dalszej pomocy chorym. Dziękuję bardzo i życzę tego samego. I dużo zdrowia.

REKLAMA to klucz do sukcesu. Tel.416-938-7141 lub e-mail info@radiopolonia.ca, www.polskimonitor.com


Aresztowany za komentarz na Facebooku

ciekawostki

Serwisy społecznościowe takie jak Facebook czy Twitter stały się już integralną częścią codziennego życia ludzi na całym świecie. To ważna obserwacja, warto o niej pamiętać... Że Facebooka nie wolno lekce sobie ważyć, przekonał się niejaki Justin Carter, 18-letni mieszkaniec Teksasu i wielki fan jednej z najpopularniejszych gier komputerowych na świecie - „League of Legends”. Carter ostro dyskutował na temat tej właśnie produkcji z jednym ze znajomych na Facebooku. W pewnym momencie rozmowa zaszła chyba nieco za daleko, ponieważ chłopak, w odpowiedzi na tekst: „Chyba pomieszało ci się w głowie”, odparł: „Tak. Pomieszało mi się w głowie. Wystrzelam szkołę pełną dzieciaków i zjem ich wciąż bijące serca.” Pod tą wypowiedzią dodał również „lol” i „jk” (just kidding - żartuję), aby jednoznacznie określić swoje intencje. To miał być żart, głupi, faktycznie, ale jednak żart, tymczasem nie wszyscy odebrali powyższy wpis w taki sposób... Mieszkanka Kanady obserwująca dyskusję doniosła na chłopaka na policję. Carter przebywa obecnie w areszcie - siedzi za kratami już od marca. Z powodu głupich komentarzy w sieci. Okazuje się, że amerykański system prawny nie jest w stanie odróżnić prawdziwych

bandytów od zagubionych dzieciaków. Żart był oczywiście niestosowny i mało zabawny, jednak reakcja, która po nim nastąpiła może nas bardzo dziwić. Nastolatek trafił do więzienia i został oskarżony o groźby o charakterze terrorystycznym. Grozi mu do ośmiu lat więzienia. Jego rodzice nie są w stanie wpłacić kaucji, ponieważ jej wysokość została ustalona na 500 tysięcy dolarów. Okazuje się, że amerykański wymiar sprawiedliwości nie potrafi, lub nie chce odróżnić osiemnastolatka z odrobinę zwichrowanym poczuciem humoru od groźnego bandyty. Jak donosi ojciec oskarżonego chłopak został umieszczony w celi z ludźmi, którzy dotkliwie go pobili. Bez wchodzenia w drastyczne szczegóły, Justin ma podbite oczy, kilka poważnych kontuzji. Był cztery razy wyprowadzony z celi dla własnego bezpieczeństwa. (...) W końcu umieścili go w izolatce na kilka dni. To straszna trauma dla tego dzieciaka. Co teraz? Biorąc pod uwagę wysokość kaucji można zakładać, że Car-

ter będzie musiał czekać na proces w areszcie. Jego rodzina zbiera podpisy pod petycją mającą na celu umożliwienie mu odpowiadanie z wolnej stopy. Póki co podpisało ją około 50 tysięcy osób. Adwokat Justina wspomina, że wysokość kaucji jest niewspółmiernie wysoka do winy. Twierdzi on, że zdarzało mu się bronić morderców, za których sąd żądał 150 tysięcy dolarów kaucji. Na koniec warto by się oddać refleksji. Czy w ten sposób Amerykanie chcą walczyć z przemocą i masakrami w szkołach? Czy ktoś najpierw nie powinien zaoferować „podejrzanemu” pomocy psychologicznej? Czy wywiad środowiskowy i obserwacja nie pozwoliłyby ustalić, czy zagrożenie jest prawdziwe? W USA doszło już do wielu bardzo tragicznych wydarzeń, w trakcie których młodzi frustraci zabili i zranili wiele osób. Dlatego oczywistym jest, że służby reagują na doniesienia o potencjalnie groźnych jednostkach. Mimo to jednak kwalifikowanie człowieka jako terrorysty po jednej wypowiedzi wydaje się być przejawem zbiorowej paranoi.

Serwery gigantów Internetu przeszukuje FBI

Wywiad sięga po dane z takich serwisów, jak Google, Skype, Facebook, czy YouTube. To tajny projekt PRISM - twierdzi „Washington Post”. Firmy wymienione w publikacji zaprzeczają. Narodowa Agencja Bezpieczeństwa i FBI przeszukują dane z serwerów dziewięciu czołowych firm internetowych, mając dostęp do umieszczanych na nich plików audio i wideo, e-maili, fotografii, czy dokumentów - donosi „Washington Post”. Waszyngtoński dziennik twierdzi, że uzyskał dostęp do tajnego dokumentu na temat programu o nazwie PRISM, którego istnienia nigdy wcześniej nie ujawniono. Według gazety, mówi się w nim o zbieraniu danych bezpośrednio z serwerów dziewięciu usługodawców internetowych: Microsoft, Yahoo, Google, Facebook, Paltalk, AOL, Skype, YouTube i Apple. Firmy te zapewniły, że nie wiedzą o istnieniu PRISM, a odpowiadają tylko na indywidualne wnioski ws. udzielenia informacji.

- Nigdy nie słyszeliśmy o PRISM. Nie udostępniamy żadnej agencji rządowej bezpośredniego dostępu do naszych serwerów i każda, która chce uzyskać dane klientów, musi mieć nakaz - zapewnił „WP” rzecznik Apple. Zaprzeczył także Google i inne firmy.

Według „WP” PRISM powstał w 2007 roku na zgliszczach tajnego programu monitorowania danych bez nakazów sądowych, jaki ustanowiono za prezydentury George’a W. Busha (po ujawnieniu jego istnienia przez media i wyroku sądowym władze musiały go zmienić). Nowy program, który uzyskał aprobatę sądu, koncentruje się na kontrolowaniu pochodzącej z zagranicy komunikacji, która przechodzi przez amerykańskie serwery, nawet jeśli jest wysyłana poza USA. W czterech tajnych orzeczeniach sąd zgodził się na dostęp do ogromnych zbiorów danych, podkreślając, że rząd dysponuje odpowiednimi procedurami, które do minimum ograniczą zbieranie danych na temat obywateli USA bez nakazu.

For Advertising Information Please Call 416-938-7141 or e-mail info@radiopolonia.ca, www.polskimonitor.com

13


Władze USA bronią programu zbierania danych ciekawostki

Szef wywiadu amerykańskiego James Clapper potwierdził, że zbierane są dane, dotyczące głównie obcokrajowców, z serwerów firm internetowych. Bronił tej praktyki jako legalnego narzędzia pozyskiwania cennych informacji, by chronić kraj przed zagrożeniami. „Washington Post” oraz brytyjski „Guardian” ujawniły dokumenty na temat istniejącego od 2007 roku programu PRISM, w ramach którego amerykańska Narodowa Agencja Bezpieczeństwa (NSA) i FBI sprawdzają i gromadzą dane na serwerach czołowych firm internetowych. Opublikowane przez gazety dokumenty wymieniają dziewięć firm: Microsoft, Yahoo, Google, Facebook, Paltalk, AOL, Skype, YouTube i Apple. Agenci służb specjalnych mają dostęp do znajdujących się na serwerach tych firm plików audio i wideo, maili, czatów czy przesyłanych fotografii i dokumentów. W wydanym w czerwcu oświadczeniu dyrektor wywiadu amerykańskiego James Clapper, zapewnił, że program PRISM jest zgodny z prawem. Podkreślił, że „program nie może być użyty do świadomego i umyślnego monitorowania obywateli USA lub innych osób zamieszkałych w USA”. Program koncentruje się bowiem na obcokrajowcach stanowiących np. zagrożenie terrorystyczne, a zbieranie przy okazji danych o obywatelach USA jest - jak mówił Clapper - „minimalizowane”. - Informacje zbierane w ramach tego programu należą do najważniejszych i najcenniejszych danych wywiadowczych. Są wykorzystywane do ochrony naszego narodu przed różnymi zagrożeniami - napisał w komunikacie. Jak informuje „Washington Post”, PRISM powstał na bazie zlikwidowanego tajnego programu monitorowania danych bez nakazów sądowych, jaki uruchomiono za prezydentury George’a W. Busha. Po ujawnieniu jego istnienia przez media i wyroku sądowym władze musiały go zmienić i uzyskać aprobatę sądu. Według „WP” partnerzy PRISM mieli zgodzić się na współpracę, a pierwszym, który udostępnił swoje serwery już w maju 2007 roku, miał być Microsoft. W 2008 roku Kongres USA miał udzielić zgody ministerstwu sprawiedliwości na użycie prawnych środków do zmuszenia niechętnych firm do współpra-

14

cy. Apple, jak donosi dziennik, unikał współpracy przez pięć lat i rozpoczął ją najpóźniej z dziewięciu firm, bo dopiero w 2012 roku. Na liście współpracujących z programem PRISM firm nie ma Twittera, który słynie z ochrony prywatności swych użytkowników. Jest na niej natomiast serwis Paltalk, który mimo niewielkiego zasięgu jest dla PRISM cennym partnerem, gdyż był bardzo popularny podczas arabskiej wiosny oraz trwającej nadal wojny domowej w Syrii. Firmy podejrzewane o współpracę ze służbami specjalnymi zapewniły, że nic nie wiedzą o istnieniu PRISM, a od-

powiadają tylko na indywidualne wnioski wywiadu w sprawie udzielenia informacji o użytkownikach. - Nigdy nie słyszeliśmy o PRISM. Nie zapewniamy żadnej agencji rządowej bezpośredniego dostępu do naszych serwerów i każda agencja rządowa, która chce uzyskać dane klientów, musi mieć nakaz - zapewnił rzecznik Apple. Zaprzeczył także Google i inne firmy. Z dokumentów uzyskanych przez „WP” i „Guardiana” wynika, że NSA utrzymywała w tajemnicy tożsamość partnerów programu PRISM w obawie, że wycofają się ze współpracy. „98 proc. programu PRISM opiera się na firmach Yahoo, Google i Microsoft; musimy gwarantować, że nie zaszkodzimy naszym źródłom” - brzmi zapisek na jednym z dokumentów opublikowanych przez prasę. Rewelacje o programie PRISM mogą wzmocnić oskarżenia pod adre-

sem władz amerykańskich o nadmierne i systematyczne kontrolowanie obywateli. Zwłaszcza, że niedawno wyszło na jaw, że rząd USA od siedmiu lat ma dostęp do danych telefonicznych milionów Amerykanów. „Guardian” opublikował kopię poufnego nakazu sądowego, który umożliwia NSA zbieranie danych o rozmowach klientów firmy Verizon, jednego z największych operatorów telefonii komórkowej w USA. Zgodnie z nakazem Verizon ma codziennie przekazywać dane dotyczące wszystkich rozmów swych klientów – zarówno wykonywanych z zagranicy, jak i w kraju. Źródła rządowe zapewniły jednak, że nie ma mowy o podsłuchiwaniu rozmów, a tylko o zbieraniu danych między jakimi numerami rozmowa się odbyła, kiedy, gdzie i jak długo trwała. W tym przypadku przedstawiciele władz też bronili programu, tłumacząc, że jest istotnym narzędziem dla zapewnienia krajowi ochrony przed zagrożeniami terrorystycznymi. Administracja USA zdecydowała się na bezprecedensowy krok i zapowiedziała odtajnienie części programu o zbieraniu danych telefonicznych. Jak tłumaczył Clapper, ma to umożliwić Amerykanom lepiej zrozumieć, jakie są granice programu. Szef wywiadu bardzo krytycznie odniósł się do sprawców obu przecieków prasowych o zbieraniu danych. W jego ocenie grozi to „nieodwracalnymi szkodami dla naszych zdolności do rozpoznawania i odpowiadania na zagrożenia wobec naszego kraju”. Zdaniem wielu komentatorów, w tym organizacji obrońców praw obywatelskich, ujawnione działania władz stanowią zagrożenie przede wszystkim dla prawa do prywatności. - To tak, jakby postawić pod każdym domem agenta FBI, by śledził, kto wchodzi i wychodzi - powiedział zastępca dyrektora organizacji American Civil Liberty Union o programie zbierania danych telefonicznych. „To nadużycie władzy, które wymaga poważnego wyjaśnienia” - napisał w artykule redakcyjnym „New York Times”.

REKLAMA to klucz do sukcesu. Tel.416-938-7141 lub e-mail info@radiopolonia.ca, www.polskimonitor.com


For Advertising Information Please Call 416-938-7141 or e-mail info@radiopolonia.ca, www.polskimonitor.com

15





Walka o życie

Zdrowie

Wyrażanie siebie jest w pewnym sensie pomocne dla innych osób: które podobnie czują, których życie doświadczyło w ten, czy inny sposób. Chodzi chyba o znalezienie odpowiedzi na nurtujące nas niejednokrotnie pytanie: dlaczego ja? dlaczego mnie to spotkało? Odpowiedź mimo wszystko jest prosta i brzmi: a dlaczego nie?! Z pewnością chciałabym żeby moja opowieść była inspiracją, siłą i przykładem radzenia sobie w każdej losowej sytuacji. Lata gimnazjalne i licealne były dla mnie najszczęśliwszym okresem. Już na tyle dorosła, by postawić się ojcu, by próbować coś naprawić w ciężkim losie mojej mamy. Mamitka, bo tak się do niej zwracałam, była i do dzisiaj jest (teraz już niestety tylko w modlitwach) moją najlepszą przyjaciółką, która wiedziała o mnie wszystko, której mówiłam o rzeczach, o których z pewnością młodzi ludzie nie mówią rodzicom… Nigdy mnie nie potępiała. Słuchała, tłumaczyła, doradzała. Wiele wyniosłam z naszych rozmów i wiem, że nigdy nie dałam jej powodu do wstydu. Wspaniałe czasy buntu, zabawy, pierwszych miłości. Uśmiech nie schodził mi z twarzy, nie było rzeczy niemożliwych. Pełna energii życiowej podchodziłam do wszystkiego na wesoło. Żyłam pełną piersią. Pewnego wrześniowego wieczoru siedząc przy komputerze, poczułam dziwny ucisk w okolicy obojczyka. Dotykając to miejsce wyczułam guzka. Oczywiście przez myśl przeszło mi, że pewnie będę chora – kluje się angina lub tym podobne choróbsko. Wspomniałam o tym mamie i doszłyśmy do wniosku, że pewnie przeziębiłam się trenując do zawodów w biegu na kilometr. Spokojnie poszłam spać. Przez noc nękał mnie okropny sen. Widziałam siebie łysą, na wózku inwalidzkim, ze stojakiem z kroplówkami. Widziałam minę moich nauczycieli, gdy im tłumaczyłam, że jestem chora, że nie będę w stanie uczęszczać do szkoły. Obudziłam się zlana potem. Najgorsze było to, że przez noc zorganizował się kolejny guz, na szyi. Węzeł chłonny o wymiarach ok. 5cm. Rano poleciałam do lekarza pierwszego kontaktu. Pani doktor uspokajała mnie, że to pewnie przez infekcję. Dostałam maść i tabletki przeciwzapalne. Po trzech dniach pojawił się następny. Nie czekając udałam się do innej lekarki – zaufanej, która prowadziła mnie od niemowlęcia. Pomimo moich skończonych 18 lat, przyjęła mnie w przychodni pediatrycznej. Po zbadaniu mnie jej mina mówiła bardzo wiele… Skierowanie na badanie krwi na cito. No i się zaczęło… Pod koniec września 2005 roku, w wieku 18 lat, trafiłam do Centrum Onkologii – Instytutu im. Marii Skłodowskiej-Curie. Na „dzień dobry” dowiedziałam się, że „to nie będzie nic dobrego, trzeba pobrać wycinek i wysłać na badanie histopatologiczne” , albo „z pani wyników badań krwi

można wywnioskować zachodzący w organizmie proces nowotworowy” … DOSTAŁAM W PYSK!!! Tego samego dnia wycięto mi węzeł i wysłano do Krakowa. Trzy tygodnie oczekiwania na wynik… Najdłuższe trzy tygodnie mojego życia. Odchodziłam od zmysłów, zastanawiając się jaki wyrok dostanę i jak spędzę ostatnie dni mojego życia. Kurde, tak krótkiego życia. Choroba Hodgkina – Ziarnica, złośliwy nowotwór układu odpornościowego. Świat legł w gruzach… Co czułam? Nie mam pojęcia. Słowa doktora nie docierały. Pamiętam tylko wybuch płaczu matki i pytanie czy da się to wyleczyć. W odpowiedzi padło krótkie: „niektórym się udało, młoda jest, miejmy nadzieję, że sobie poradzi”. Dostałam skierowanie na oddział chemioterapii. Przyjęcie i pierwszy cykl chemii – 18 listopad 2005r. Przez cały czas w głowie miałam myśl, że to pomyłka, że jestem za młoda, za bardzo przebojowa, żeby tak po prostu umrzeć. Nie teraz i nie w taki sposób, miałam kupę planów do zrealizowania. Studia weterynarii – moje marzenie od dziecka!!! Bardzo nastroiło mnie do walki podejście młodej kobiety, z którą dzieliłam pokój. Dziewczyna ta niestety miała któryś z kolei przerzut, i jak mówiła, nie było już dla niej leczenia. Jej matka i siostra w tym samym czasie zachorowały rok po wykryciu raka u niej samej. Miała dwójkę małych dzieci, a mąż zostawił ją, gdy tylko wyszło na jaw, że ma nowotwór piersi. Niesamowity był jej optymizm przy tych wszystkich problemach. Ona ciągle się śmiała! Zapisała się na studia – jak twierdziła, żeby zrobić coś dla siebie i nie myśleć o problemach. Śmiała się, gdy mówiła, że z mamą i siostrą wymieniają się perukami. Ta kobieta miała ogromną moc, emanowało od niej dobro i chęć życia. W życiu nie spotkałam tak silnej osobowości. Mam nadzieje, że pokonała chorobę i wiedzie spokojne, szczęśliwe życie. Słuchając jej historii nasunęła mi się myśl, że w moim przypadku zaszła pomyłka i ktoś pomieszał wyniki badań, że to niemożliwe… Po dziś dzień zastanawiam się jak nie zwariowałam. Przypuszczam, że to, że piszę dzisiaj i nadal jestem, zawdzięczam moim bliskim, moim przyjaciołom, wspólnej wierze i bezgranicznej miłości do życia. Co noc słyszałam płacz mojej mamy, która ukrywała łzy przede mną w ciągu dnia i próbowała się ciągle uśmiechać… To bolało najbardziej. Te wrażenia były tak silne, że pisząc to płaczę jak małe dziecko. Postanowiłam z całej siły walczyć z tym gównem, które próbowało mnie złamać. Opuściłam szkołę, chodziłam tylko na za-

liczenia, ponieważ za cel postawiłam sobie maturę i dalej studia. Musiałam ciągle zmieniać myśli – w szpitalu uczyłam się, czytałam książki, które nastrajały mnie pozytywnie. Za lekarstwo uznałam książkę, którą dostałam od przyjaciółek, pt. „Potęga Podświadomości” Josepha Murphy’ego. To ona wpłynęła na moją postawę, na wolę walki i pozytywne nastawienie. Oczywiście niejednokrotnie płakałam, wyklinałam Boga za to co się stało, odrzuciłam kościół. Zaczęłam wierzyć tylko i wyłącznie w siłę mojego młodego organizmu i mojej miłości do życia. Bo życie jest piękne!!! Przy pierwszych workach z chemią czułam się nawet nieźle. Dobijały mnie badania jakie na mnie przeprowadzano, czułam się jak królik doświadczalny. Dziwiłam się trochę, że tyle hałasu robią wokół tych chorób, że ludzie tragicznie przeżywają chemioterapie itd. a to naprawdę dało się znieść. Pamiętam, że po pierwszych dawkach byłam w stanie iść na imprezę, po wyjściu ze szpitala. Założyłam sobie, że w sumie jeśli mam umrzeć i zostało mi mało czasu, to muszę ten czas wykorzystać jak najlepiej, i tak oto bawiłam się, imprezowałam, ćwiczyłam, doglądałam koni, żyłam… Z czasem zaczęłam sobie żartować z tego wszystkiego, dożylnie dostawałam „Finlandię Cranberry”, po której „kapa” była różna, śmiałam się z peruki, jaką nosiłam i z ilości nakłuć na rękach. Prawie jak ćpun, który daje w kable… Z peruką też miałam dwie śmieszne sytuacje. Pierwszą było przy trzecim cyklu chemii, gdy lekarz prowadzący zapytał mnie ze zdziwieniem: „Kochana, a tobie włosy nie wypadły?”. Ściągając czarny włos odpowiedziałam mu, że już zaczynają odrastać i że peruka każdego myli, ponieważ ma takie samo ścięcie jakie miałam wcześniej. Uśmiał się niesamowicie. Stwierdził, że pierwszy raz zdarzyło się, że nie rozróżnił włosa. Drugą sytuację miałam w styczniu na studniówce. Znajomi opowiadali, jak reagowały dziewczyny, gdy wchodziłam na sale: „Patrzcie na nią, tak ciężko choruje, jest w trakcie chemioterapii, a jest na tyle silna, że nawet włosy jej nie wypadły, to jest MOC!” Osobiście uważam, że na tle wiejskich koków, loczków, tony lakieru, i brokatu, moja fryzura prezentowała się najnormalniej i przy tym najbardziej mi się to podobało. Każdy następny cykl chemii coraz bardziej dawał się we znaki. Nie mogłam zbyt długo przebywać na dworze, ponieważ byłam na tyle pozbawiona odporności, że wiatr sprawiał, że miałam „przewiane” kości.

For Advertising Information Please Call 416-938-7141 or e-mail info@radiopolonia.ca, www.polskimonitor.com

19


Zdrowie Nie potrafiłam chodzić, ból szczególnie nasilał się w nocy. Zaczęto podejrzewać u mnie przerzut na kości. Już po paru dniach skarżenia się na okropny ból kończyn, skierowano mnie na trepanobiopsję kości z talerza biodrowego. Badanie bardzo dziwne, pod znieczuleniem miejscowym. Odczucie ciężkie do opisania – Czułam jakby skrobanie, co jakiś czas noga robiła dziwny ruch – jak sie dowiedziałam, działo się tak przy natrafieniu na nerw. Na szczęście wyniki tego badania były dobre. Męczył mnie bardzo sam pobyt w szpitalu. Do tego stopnia byłam psychicznie zmiażdżona, że wystarczyło przejść próg instytutu i poczuć specyficzny zapach szpitala, by od razu wymiotować. Wyostrzył się zmysł powonienia. Woda dla mnie śmierdziała, w każdym zapachu ja czułam smród, metal. Czas w szpitalu urozmaicali mi przyjaciele, znajomi. Czasami było ich tak wielu, że zajmowaliśmy całą salę kinową. Graliśmy w gry planszowe, karty. Nie obeszło się bez wygłupów. Tą część tego kiepskiego okresu wspominam bardzo miło. I po dziś dzień jestem wdzięczna tylu osobom za pomoc i wsparcie. Pamiętam np. jak po trzecim cyklu chemii to było ok. stycznia, lutego wracałam taxi ze szpitala i na podwórku usłyszałam pisk szczeniąt. Było -15 stopni, śniegu po kolana, a ja ledwo żyjąc wyciągałam miot szczeniąt, który moja suczka urodziła pod wielką tują rozłożystą. Niestety, maluszki miały wady genetyczne i należało poddać je eutanazji. Z każdą dawką chemii czułam się gorzej. Przy piątym cyklu musiałam poleżeć trzy dni dłużej, ponieważ miałam dziwne objawy neurologiczne – dreszcze, drżenie

mięśni, ślinotok itd. Chemia poważnie truła i osłabiała mój organizm. Przy ostatnim cyklu miałam bardzo mieszane uczucia, czy mi się uda. Mówiłam sobie w myślach: „Musisz dać radę, jeszcze tylko dwa dni męki i będzie dobrze. Tyle już przeszłaś więc na finiszu nie możesz polec!!!” Te kroplówki dały mi najbardziej w tyłek. Przez 4 dni dochodziłam do siebie i zaraz po tym przystąpiłam do matury. Bardzo ciężko było mi się uczyć. Doszłam do wniosku, że jeśli chemioterapia niszczy komórki zdrowe, to i w mózgu dochodzi do zmian. Zapytałam o to lekarza i potwierdził, że mogę mieć problem ze skupieniem się, z zapamiętywaniem, ogólne spostrzeganie mogę mieć opóźnione. Zawsze byłam „kujonem” i miałam bardzo dobre wyniki w nauce. Tym razem, ucząc się do matury czułam, że moja głowa ciągle jest czymś zaprzątnięta, że czytam ale nie myślę o czym czytam, i nic z tego nie potrafię zapamiętać. Byłam załamana, ale postanowiłam pracować nad swoją głową. Lekarz polecił mi prowadzenie kalendarza, w którym miałam prowadzić harmonogram, jak i również zapisywać ważne wydarzenia dnia. Sprawdziły się też różne krzyżówki, jolki itp. Pracowałam nad głową, próbowałam się uczyć i w sumie zdałam maturę z całkiem dobrymi wynikami. Poległam trochę na chemii i biologii, przez co nie dostałam się na wymarzone studia. Po maturze pojechałam z przyjaciółmi do Mikołajek na pięć dni. Włosy urosły mi na tyle, że zapełniły łysinę. Przyszły ciepłe dni, a ja nie mogłam już mieć na głowie tego mopa. Stwierdziłam, że nie mogę przejmować się swoim wyglądem po tym co przeszłam i że teraz liczy się tylko moja wygoda i moje dobre samopoczucie. Dlatego spędziłam ten urlop bawiąc się od rana do rana? Cały czas! Kajaki, leżaki, grill – to, co tygryski lubią

najbardziej! Bardzo pozytywnie wspominam tamten wypad. Miesiąc po skończeniu chemioterapii przyszedł czas na naświetlenia. Codziennie, przez 20 dni (bez weekendów) chodziłam na radioterapię. Na szczęście mieszkałam niedaleko szpitala, także dojeżdżałam tylko na „solarium”, jak to pieszczotliwie nazywałam. Ten okres zaważył na moim stosunku do Boga. Wyrzekłam się definitywnie wiary. Przekonała mnie to do tego scenka, kiedy czekałam w kolejce do naświetleń, a na przeciw mnie siedziała matka z trzy -czteroletnią dziewczynką. Mała była po chemioterapii i podobnie jak ja czekała na kolejną terapię. Do końca życia nie zapomnę, jak mała płakała, klęcząc na kolanach przed swoją mamą, i błagała by wrócić do domu. Ona tak panicznie bała się tej maszyny, tego szpitala i wszystkiego co wokół niej robiono… A była już na finiszu, przeszła biedna tak wiele. I od razu nasuwa się pytanie: Gdzie jest Bóg? Jednak do tego pytania musiałam dorosnąć. Ale o tym kiedy indziej… Patrząc na tą rodzinę nie potrafiłam powstrzymać łez. Siedząc w godzinnych kolejkach człowiek ma wiele czasu na przemyślenia. Ja wtedy zwątpiłam we wszystko. Moja historia z chorobą skończyła się happy endem. Od 7 lat jestem zdrową kobietą, pełną życia i wiarą w lepsze jutro. Mimo tego epizodu uważam, że życie jest piękne, że trzeba wyciskać z niego wszystko. Nie można użalać się nad sobą, rozmyślać nad nieszczęśliwym losem i żyć przeszłością. To jedna z paru walk, jakie w swoim młodym życiu stoczyłam i na tym ringu to ja byłam górą. Pokonałam to – siłą podświadomości, całym swoim sercem i wiarą, że będzie dobrze. Źródło: codazycie.blog.pl

Daje nadzieję, kiedy inni ją odbierają

Jak wygląda opieka nad osobą w śpiączce to wie najlepiej najbliższa rodzina, która zajmuje się chorym na co dzień. Karmienie, mycie i ciągła rehabilitacja, która najczęściej bardzo wolno daje efekty. Są to uśmiech, wyraźniejsze spojrzenie, a jeśli chora osoba wyda z siebie dźwięk to już krok milowy w jej powrocie do zdrowia. Rodzina szuka pomocy wszędzie. Nadzieję, nawet w najbardziej beznadziejnych przypadkach, daje profesor Jan Talar. Przed kilkoma miesiącami Profesor przyjechał na tydzień do Łabowej, gdzie znajduje się Centrum Rehabilitacji „Tukan”. Tam przyjmował chorych, którzy na rehabilitację do niego jeżdżą aż w okolice Bydgoszczy. Profesor nie wypowiada się do mediów. Oporów w mówieniu o skutkach leczenia nie mają za to rodziny jego pacjentów.

20

W Łabowej spotkaliśmy 31-letnią Annę Szafraniec z Nowego Sącza. W ręce profesora trafiła po raz pierwszy. Jej mama wiedziała o nowatorskiej rehabilitacji, jaką prowadzi Jan Talar, jednak trudno było wybrać się z Anią aż do Bydgoszczy. Prosiła specjalistę, żeby przyjechał na Sądecczyznę. - Znajoma z Krakowa dała mi kontakt do profesora – mówi Franciszka

Szafraniec, mama Ani. – Jej syn także rehabilituje się u profesora. Bardzo prosiliśmy go, żeby przyjechał do Nowego Sącza. Z jego pracy skorzystały także inne rodziny, które zdobyły cenną wiedzę, pomocną w powrocie bliskim do zdrowia. Ania już w czwartym dniu rehabilitacji po raz pierwszy od wypadku wydała z siebie dźwięk.

REKLAMA to klucz do sukcesu. Tel.416-938-7141 lub e-mail info@radiopolonia.ca, www.polskimonitor.com


- Ona nie robi tego samowolnie, tylko „Centrum”, którzy już dwa razy zorganizona moją prośbę. Oprócz tego jest wyraź- wali dla Ani zbiórkę. niejsza na oczach, bardziej kontaktowa. Nie trzeba dodawać jak kosztowStoi w pionizatorze już pół godziny, zaczy- na jest kilkugodzinna rehabilitacja. – nała od minuty. Kiedy wrócimy do domu Niedługo minie dwa lata od wypadczeka nas ciężka praca. ku córki. Trzeba mieć dużo samozaparNajwiększe efekty daje stymulacja cia w pomocy chorej osobie. Czasem specjalnym aparatem. – Profesor powie- wiem, że coś ją boli, łzy lecą po policzdział, że „Anka dostała kopa”, a teraz trze- kach, ale przecież muszę z nią ćwiczyć. ba z nią pracować. Wiedza tego człowie- Próbujemy i przyjemniejszej terapii – ka jest ogromna. Wszystko jest ważne w re- śmiechem. Ona także daje dobre rezulhabilitacji: sposób podejścia do pacjen- taty. Koleżanki Ani przychodzą, trochę ta, podawanie pożywienia. My traktujemy „narozrabiają” i od razu jest weselej. Anię jak zdrową osobę. Opowiadamy jej, co dzieje się w Polsce i w świecie, czytamy Sądeczanina, zabieramy na grilla, siedzi z nami przy wigilijnym stole. Najgorsza dla ludzi w takich stanach jest cisza i strach przed samotnością. Ania dwa lata temu, 26 lipca uległa groźnemu wypadkowi. – Pojechała ze swoim chłopakiem do Finlandii na ryby. To był dzień jej imienin. Za długo była pod wodą… Pomoc przyszła bardzo szybko. Były dwie karetki pogotowia i śmigłowiec, który przetransportował ją do szpitala uniwersyteckiego w miejscowości Oulu. Była tam 16 dni. Finowie na własny koszt przewieźli ją do Polski – wspomina pani Franciszka. Profesor Jan Talar Dziewczyna ma siedmiu rehabilitantów, którzy na zmianę się nią zajmują. ByWśród pacjentów profesora Jana Talała także na specjalnej rehabilitacji w jed- ra jest także Julcia Kowalczyk. 2 listopada nym z ośrodków w Polsce. – To jednak 2011r. szła do szkoły z grupą koleżanek. Byokazała się wielka pomyłka. Wróciła gor- ła pełna entuzjazmu, bo po chorobie wrócisza niż pojechała. Na szczęście znaleź- ła jej ulubiona nauczycielka. Nie dotarła na liśmy profesora Talara. On dał nam na- lekcje. Na oznakowanym przejściu dla piedzieję, że będzie dobrze. szych została potrącona przez przejeżdżająMama 31-latki nie kryje wzruszenia, kie- cy samochód. Pierwsza diagnoza brzmiała dy mówi o pomocy, jaką rodzinie udzieli- jak wyrok - ciężki uraz czaszkowo-mózgowy li sąsiedzi. – Bardzo duże wsparcie dosta- o typie DAI, obrzęk mózgu i pnia, krwawieliśmy od mieszkańców dzielnicy Helena nia podpajęczynówkowe, masywne stłuw Nowym Sączu, za co serdecznie dzię- czenie mózgu, stan wegetatywny, niedokujemy. Pomogli także wędkarze z koła wład spastyczny prawostronny.

Zdrowie Julia robi coraz większe postępy podczas rehabilitacji zaleconej przez Prof. Talara. - Jest zmęczona intensywną tygodniową rehabilitacją – mówi Maria Kowalczyk, mama 9-latki. – Profesor mówi, że efekty mogą być widoczne nawet za kilka dni, kiedy organizm przyswoi zmiany, jakie w nim zachodzą. Julka uśmiechem reaguje na każde słowo swojej mamy. Jej uśmiech robi się jeszcze większy, kiedy usłyszy zabawną historię. W Centrum Rehabilitacji są także pani Barbara z Nowego Sącza z rodziną, pan Marian z żoną, także mieszkaniec Nowego Sącza. Bliscy chorych mają nadzieję, że wkrótce będą mogli z nimi porozmawiać i nadrobią czas, kiedy to tylko oni do nich mówili. - Zmiany nie zajdą tak szybko jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki – uważa Mariola Pawlak, dyrektor Centrum Rehabilitacji „Tukan” w Łabowej. – Profesor dla każdego indywidualnie przygotowuje rehabilitację, czasem jej efekty widać dopiero po latach. Wtedy chory zaczyna mówić, wstawać, wraca do normalnego życia. Tu trzeba cierpliwości. Profesor daje nadzieję nawet tam, gdzie inni ją odbierają. Każdy pacjent ma szansę być zdrowym. Ludzie, którzy przyjechali do ośrodka, przyjechali po zdrowie. Podkreślają zgodnie, że wiele zawdzięczają profesorowi. – Chcieliśmy podziękować za ogrom pracy i wiedzę, którą nam przekazał profesor. To bezcenne.

Pobieramy narządy od żyjących

Znany z wybudzania chorych ze śpiączki prof. Jan Talar twierdzi, że lekarze pobierają organy od żywych ludzi. Profesor podczas wykładu postawił tezę, że śmierć pnia mózgu nie istnieje. Lekarzom zarzucił, że nie ratują pacjentów tak intensywnie jak powinni – podały Fakty TVN. Kontrowersyjna wypowiedź padła podczas Międzynarodowego Sympozjum Anestezjologów w Poznaniu – prof. Talar podczas swojego wykładu stwierdził, że coś takiego, jak śmierć pnia mózgu, nie istnieje. A lekarze pobierają organy od żywych ludzi. - Nie udało się w XXI wieku pobrać narządu od osoby zmarłej, a więc co robimy? Pobieramy narządy od osoby żyjącej. A czy my to nazwiemy przedwczesna śmierć, to już jest najdelikatniejsze stwierdzenie – uważa prof. Jan Talar, specjalista ds. rehabilitacji dziennikarzowi Faktów Markowi Nowickiemu. Twierdzenie prof. Talara. wywołało protesty innych lekarzy transplantologów – obawiają się oni, że wypowie-

dzi tego typu mogą utrudnić pobieranie narządów do transplantacji. Podczas wykładów prof. Talar nie przedstawił żadnych dowodów na poparcie swoich tez. - Pacjent, który ma podejrzenie śmierci pnia mózgu, jest leczony z zastosowaniem wszystkich dostępnych udokumentowanych medycznie metod – twierdzi prof. Tomasz Trojanowski z Katedry i Kliniki Neurochirurgii Uniwersytetu Medycznego w Lublinie. - Jego wypowiedzi półprawdy na temat naszej pracy robią dużo krzywdy naszej specjalizacji – uważa dr Piotr Kowalski, konsultant ds. anestezjologii i intensywnej terapii w województwie kujawsko-pomorskim.

- Gdybym nie znał prof. Talara, gdybym nie wiedział, co on robi dla chorych, jak rehabilituje, czułbym się po prostu oszukany, okłamany, skrzywdzony oskarżeniem, że zabijam chorych – tłumaczy prof. Leon Drobnik z Katedry Anestezjologii i Intensywnej terapii Uniwersytetu Medycznego w Poznaniu. Orzekanie śmierci pnia mózgu jest obwarowane wieloma rygorystycznymi przepisami, wykonywanych jest wiele badań, a samo orzeczenie wydawane jest komisyjnie, dlatego uczestnicy sympozjum byli oburzeni wypowiedziami prof. Talara. Jeżeli rodzina chorego się zgodzi, od osoby, u której stwierdzono śmierć pnia mózgu, można pobrać narządy do przeszczepu.

For Advertising Information Please Call 416-938-7141 or e-mail info@radiopolonia.ca, www.polskimonitor.com

21


ludzie sukcesu

Poskładane życie

O życiu na emigracji, technicznej stronie pracy w gazecie i prowadzeniu jednoosobowej firmy graficznej Magdalena Lesiuk opowiada w rozmowie z Anną Jankowiak. Co stało u podstaw decyzji przeprowadzki do Kanady? To była decyzja związana czysto z moim życiem osobistym. Na przełomie 1997 i 1998 roku, kiedy internet dopiero wchodził do powszechnego użytku, intensywnie udzielałam się na popularnym wtedy IRC-u (Internet Relay Chat), czyli uboższej wersji Facebooka – bez zdjęć, natłoku reklam i informacji. Tam, na kanale związanym z magazynem „Tylko rock”, poznałam wielu wspaniałych ludzi, w tym chłopaka, którego właściwie jedynym minusem było to, że mieszkał w Toronto. Ale, jak to czasami w życiu bywa, odległość w pewnym momencie przestała być szczególnie kłopotliwa. Największym problemem, niestety, okazała się wtedy polityka wizowa Kanady, która nie pozwoliła mi na przylot do Kanady na wizę turystyczną. W tym czasie mój przyjaciel, a później chłopak, aż wreszcie narzeczony, przebył kilkukrotnie trasę Toronto – Jaworzno – Toronto. Na szczęście jego praca pozwalała mu na kilkumiesięczny pobyt każdego roku w Polsce. Po kilku latach, w 2005 roku, wzięliśmy ślub i na początku 2006 roku trafiłam do Kanady, m.in. dzięki pomocy pani Wandy Dobrowolskiej. A jakie według Ciebie są wady i zalety życia na emigracji? Na pewno, zwłaszcza na początku mojego pobytu tutaj, była zauważalna bardzo duża różnica z dostępem do informacji, programów komputerowych i sa-

22

mych komputerów oraz – nie da się ukryć dząc jeszcze co ze sobą zrobić, przypad– dużo lepsza sytuacja zawodowa i finan- kiem trafiłam do Studia Reklamy „Pakt” sowa. W tamtych czasach nie było rów- w Jaworznie jako… osoba poszukująca nież w Polsce aż tak wielkich koncertów, reklamodawców. Na tym stanowisku nie na które mogłabym sobie bez problemu przepracowałam jednak nawet jednego pozwolić. Chyba jednak największym plu- dnia, bo kiedy tylko właściciel dowiedział sem była dla mnie możliwość uczenia się się o tym, że lubię godzinami siedzieć przed języka angielskiego od native speakera, komputerem i znam kilka programów granauczyciela języka angielskiego ze szko- ficznych, zaproponował mi naukę składu ły dla emigrantów, do którego ja jednak gazety, którą wydawał. I tak, po dwutychodziłam na prywatne lekcje w syste- godniowej praktyce, wydałam swój pierwmie 1:1 (jeden nauczyciel i jeden uczeń). szy numer prawie samodzielnie złożonego Myślę, że jest to najlepsza metoda nauki dwutygodnika „Gwarek”. W tym studio najęzyka, zwłaszcza dla osoby takiej jak ja, uczyłam się chyba najwięcej, zwłaszcza, już z pewną znajomością angielskiego. że poza składaniem gazety pomagałam w tworzeniu plakatów, ulotek i reNa tych lekcjach nie miaklam, m.in. tworzonych przy połam możliwości mówienia po polsku, bo tego języka mocy plotera. Nauczyłam się również pracy z wiecznie zabiemój nauczyciel po prostu ganymi dziennikarzami, których nie znał, nauka więc była czasami trzeba było poganiać bardzo intensywna i dajądo oddawania tekstów na czas. ca szybkie efekty. Później, po przeprowadzCo do minusów – zdece do Kanady, zaczęłam pocydowanie tęsknota do roszukiwać pracy i rozesłałam modziny, psa, przyjaciół i znaje resume do wszystkich polonijjomych miejsc. Do tej ponych gazet, z których szansę dał ry brakuje mi bardzo możlimi, niewydawany już w tej chwiwości umówienia się z kimś li, „Polonez News”. Byłam z nim znajomym ot tak, na kawę związana przez ponad rok i w tym czy do pubu. Bardzo braczasie potrafiłam doprowadzić kuje mi tych typowych dla Zaproszenie na „Dęby Pamięci” do jego regularnego wydawania Polski odwiedzin bez zapowiedzi, kiedy nagle ktoś z 2011 r., otwierane na linii złama- co 2 tygodnie, co wcześniej nalezjawia się w drzwiach, bo nia widocznej na Pomniku Katyń- żało do rzadkości. Później, niestety, nasze redakcyjne drogi się roakurat był w pobliżu. Tutaj skim przy Roncesvalles w Toronto. zeszły i dopiero od 2010 roku stawszyscy są zbyt zapracowani, zajęci swoim życiem i dodatkowymi łam się regularnym „składaczem” „Polskieobowiązkami, żeby utrzymywać go Monitora”. Dokładnie w tym miesiącu tak bliskie stosunki nawet z rodzi- mija 3 lata odkąd wydajemy „Monitora”. ną, a co dopiero ze znajomymi. Składanie to bardzo żmudne i czasoBardzo brakuje mi tutaj mojej rodziny, z którą zawsze mia- chłonne zajęcie - co dla Ciebie jest jedłam bliskie relacje. Całe szczę- nak najciekawszym jego elementem? To rzeczywiście jest żmudne zajęcie, ście, że jest internet i moi rodzice się w nim bez problemu odnaj- samo przygotowanie materiałów do drudują, a i teraz właściwie zniknę- ku zajmuje chyba najwięcej czasu. A późły opłaty za rozmowy telefonicz- niej jeszcze każdy ten materiał trzeba odne. Nie chcę sobie nawet wy- powiednio ułożyć i zmieścić na stronie gaobrażać jakby moja emigracja zety tak, aby miał on sens merytoryczny i dobrze wyglądał. Tutaj przydaje się mowyglądała nawet i 20 lat temu. je doświadczenie z zajęć z rysunku i malarJak to się stało, że zaczę- stwa oraz mojej pracy przy grafice reklałaś składać gazety? To zajęcie mowej. Prawdopodobnie dlatego też dunie jest przecież zgodne z Two- że znaczenie mają dla mnie również dobrze dobrane do artykułu zdjęcia. im wykształceniem. A tak naprawdę, najbardziej wyczeFaktycznie, to trochę dziwna historia. Zawsze widziałam się kiwanym przeze mnie momentem w czaw artystycznym świecie, ale na sie całego składu to moment, kiedy gopoczątku był to świat projektan- tową już gazetę mogę wziąć do ręki i potów mody. Stąd mój wybór tech- wiedzieć „tak, dobrze to wygląda”. I świanikum odzieżowego, a po nim, domość, że moja praca trafia w ręce tak w 2000 roku, krakowskiej Szko- wielu różnych ludzi. To daje mi ogromną ły Artystycznego Projektowania satysfakcję i sprawia, że już sam fakt sieUbioru (SAPU). Niestety, tam ży- dzenia nad niektórymi wydaniami do 4 cie szybko zweryfikowało moje nad ranem traci na znaczeniu. marzenia i po krótkich obliczeniach ilości miejsc pracy przypaCzy możesz powiedzieć czym jeszcze dających na ilość studentów co się zajmujesz oprócz składu? Wspomniaroku opuszczających tę placów- łaś o grafice reklamowej. kę, podjęłam decyzję o przeW czasie, kiedy kończyła się moja kwalifikowaniu. Nie bardzo wie- przygoda z redakcją „Poloneza”, zaczę-

REKLAMA to klucz do sukcesu. Tel.416-938-7141 lub e-mail info@radiopolonia.ca, www.polskimonitor.com


Pasje i hobby? Zdecydowanie wszystko, co związane z komputerami – ale tylko od strony użytkowej. Jestem tak zwaInteresuję się również historią, a zwłasznym użyszkodnikiem (śmiech). No i internet – ciężko wyobrazić cza historią zwykłych ludzi. Stąd moja prami sobie mój świat i życie na emi- ca dla SWAP, zwłaszcza przy okazji „Dęgracji bez kontaktu ze znajomy- bów Pamięci”. Mam nawet taki pomysł, że mi i rodziną rozsianymi po świe- może są gdzieś tutaj w Polonii ludzie, którzy cie. Pewnie niektórzy ludzie byli- chcieliby napisać i wydać pamiętniki albo by w szoku, że kiedy w końcu zro- artykuły z historią swojego życia, a nie mabię wszystkie zlecenia to wolny ją do tego narzędzi. Wiem, że mogłabym czas bardzo często spędzam… im w tym pomóc i to z nieukrywaną przyjemnością. Pomogłoby mi w tym również przed komputerem. Do tego znaczące miejsce moje doświadczenie z czasów, kiedy pisaw moim życiu zajmuje muzyka, łam artykuły do gazet. Trochę żałuję, że szczególnie tzw. mocniejsze ude- nie udało mi się spisać wspomnień mojej Magda Lesiuk nawet wolny czas spędza najczęściej przy komputerze rzenie, czyli muzyka rockowa babci, więc może uda mi się spisać i wyi metalowa, ale również blues, ja- dać wspomnienia kogoś innego? w poszukiwaniu natchnienia, informacji i rozrywki. zz i szanty. Dzięki tej pasji, kilka lat Czego można Ci życzyć? temu, przez ponad rok wraz z męłam rozglądać się za jakimś innym spoTańszych biletów do Polski (śmiech). sobem wykorzystania moich umiejętno- żem tworzyłam program „Piwnica” w inA do tego ciekawych, dobrze płatnych zleści. W tym momencie zaczęły do mnie ternetowym radiu „Ulicznik”. Nie lubię natomiast muzyki dyskote- ceń graficznych, zdrowia i tego, żebym natrafiać zlecenia na wykonanie plakadal, tak jak kot, zawsze spadała na 4 łapy. tów i ulotek dla Stowarzyszenia Wetera- kowej i typowego popu. nów Armii Polskiej, a dokładniej dla placówki 114 z Toronto. Wtedy wpadł mi do głowy pomysł założenia własnej, bardzo niewielkiej, firmy graficznej, w której mogłabym się zająć projektowaniem typowo reklamowo-użytkowej grafiki. Spod moich rąk i z mojego komputera już od dobrych kilku lat wychodzą plakaty, które można oglądać na tablicach reklamowych w Toronto i Mississaudze. Projektuję również ulotki, banery, wizytówki i okładki płyt. Zdarzyło mi się również składać książki, broszury, a bardzo niedawno zajmowałam się opracowaniem graficznym fantastycznej wystawy muzealnej Romana Baranieckiego. Zaprojektowałam i opracowałam 20 tablic ze zdjęciami zrobionymi przez żołnierzy niemieckich w czasie okupacji Warszawy. Wystawę uzupełniają 4 tablice ze zdjęciami eksponatów z Muzeum Wojska Polskiego. Myślę, że to bardzo interesująca wystawa, którą wszyscy powinni zobaczyć. Jest o tyle ciekawa, że wszystkie opisy są w języku angielskim, więc można zaprosić na nią również naszych anglojęzycznych znajomych. Było to jak na razie jedno z ciekawszych zleceń, nad którymi pracowałam. Premiera wystawy odbyła się w Centralnej Bibliotece Publicznej w London w dniach od 24 do 31 października. W tej samej lokalizacji będzie ponownie udostępniona dla zwiedzających w grudniu. Wystawa będzie również zaprezentowana w Hamilton, w niedzielę 10 listopada 2013 podczas obchodów Swięta Niepodległości w Domu Polskim (w pobliżu kościoła Sw. Stanisława w Hamilton), w godzinach od 13:30 do 17:30. Poza tym trwają przygotowania i rozmowy w spraWybór kilku najciekawszych lub najbardziej znaczących plakatów wykonanych przez bohaterkę wywiadu w ciągu ostatnich 3 lat. wie jej pokazania w Toronto i kilku jeszcze kanadyjskich, i nie tylko, miejscach, ale teCzy chcesz spisać swoje wspomnienia? Czy go na razie nie chciałabym zapeszać. chcesz napisać historię swojego życia, a nie masz Teraz chcę wyjść z moimi projektado tego możliwości lub nie wiesz, jak to zrobić? mi ze środowiska stricte polonijnego. Jest Myślisz, że masz coś interesującego do opowieo tyle ważne, że w tej chwili mieszkam podzenia z historii swojego życia lub swojej rodziny? za typowo polonijnym miastem i tak już Chciałbyś złożyć książkę, a nie masz do tego raczej pozostanie. technicznych warunków? Zdarzało mi się również w przeszłości Skontaktuj się ze mną! Mogę Ci w tym pomóc. pisać artykuły i relacje z wydarzeń kulturalnych zarówno w czasie, kiedy mieszkaMagda Lesiuk - tel. 705 229 7186 łam w Polsce, jak i już w Kanadzie, a także lub GraphMad@gmail.com współtworzyć audycję radiową.

ludzie sukcesu

For Advertising Information Please Call 416-938-7141 or e-mail info@radiopolonia.ca, www.polskimonitor.com

23


24

REKLAMA to klucz do sukcesu. Tel.416-938-7141 lub e-mail info@radiopolonia.ca, www.polskimonitor.com


Domowe sposoby na infekcje

Ponieważ wkroczyliśmy w okres jesienno-zimowy, kiedy to szczególnie jesteśmy narażeni na złapanie infekcji, warto poznać domowe sposoby radzenia sobie z nimi. Poniżej opisujemy kilka produktów, które pozytywnie wpływają na nasze zdrowie. Miód

Cechuje się bardzo wysoką aktywnością antybiotyczną. Dzięki temu, że ma wysokie ciśnienie osmotyczne, kwaśny odczyn środowiska oraz zawiera następujące enzymy: oksydazę glukozy, lizozymu, inhibiny i apidycyny, skutecznie hamuje rozwój: •   bakterii Gram-dodatnich i Gram -ujemnych •   grzybów •   wirusów •   pierwotniaków •   paciorkowców Warto pamiętać, że aktywność antybiotyczna miodu (czyli jego skuteczność w leczeniu) wzrasta gdy go rozcieńczymy z wodą. Wzrost ten jest nawet do 220 razy większy.

Syrop czosnkowocytrynowy

•   1 główka czosnku •   1 cytryna •   3 łyżki miodu •   ½ szkl. zimnej przegotowanej wody Czosnek przecisnąć przez praskę i wymieszać z sokiem z cytryny. Dodać miód i wodę, dokładnie wymieszać i odstawić na noc. Przed spożyciem odcedzić. Gdy chcemy wzmocnić odporność należy pić 1 łyżkę dziennie, natomiast gdy chcemy wyleczyć przeziębienie powinniśmy pić 1 łyżkę co 4 godziny.

Czarny bez

Zawiera fitoncydy (składniki lotne, które uwalniają się np. podczas krojenia) oraz nielotne związki, które wykazują działanie bakteriobójcze. Ponadto jest źródłem witaminy C, która pozytywnie wpływa na odporność organizmu. Cenną informacją jest także to, że podczas obróbki cieplnej, cebula nie traci swoich zdrowotnych właściwości.

Jego kwiaty zawierają flawonoidy, kwasy fenolowe, kwasy organiczne, sterole, garbniki i sole mineralne, czyli składniki o właściwościach napotnych i przeciwgorączkowych. Ze względu na przeciwzapalne właściwości, napar z kwiatów czarnego bzu stosuje się np. do płukania chorego gardła. Z kolei jagody czarnego bzu, które zawierają m.in. glikozydy antocyjanowe, pektyny i kwasy owocowe wykazują także działanie lekko przeczyszczające i przeciwbólowe.

Syrop miodowo cebulowy

Zarówno swój aromat, jak i lecznicze właściwości zawdzięcza olejkowi

Cebula

•   1 cebula •   ¼ szkl. miodu •   ½ szkl. zimnej przegotowanej wody Cebulę pokroić w kostkę, zalać miodem i odstawić na noc. Rano dodać wodę i odstawić na kilka godzin. Następnie odcedzić i pić 2 razy dziennie.

Imbir

eterycznemu, którego składnikami są: zingiberen, zingiberol, borneol, cytral, kamfen, limonen. Dzięki niemu imbir wykazuje właściwości przeciwwirusowe, przeciwbólowe i antyoksydacyjne. Polecany jest więc w leczeniu przeziębienia oraz na ból gardła.

Rum Dzięki zawartości alkoholu w umiarkowanej ilości wykazuje działanie rozgrzewające i napotne.

Herbatka rumowa •   1 szkl. herbaty •   1 kieliszek rumu •   Szczypta imbiru, cynamonu i goździków Do gorącej herbaty wlać rum i dodać przyprawy.

Czosnek Zawiera allicynę, czyli związek, który odpowiedzialny jest za charakterystyczny smak i zapach czosnku. Związek ten wykazuje także antybakteryjne działanie i pomocny jest np. w zbijaniu gorączki. Codzienne spożywanie czosnku Az o połowę zmniejsza ryzyko przeziębienia.

Cytryna Jest bogatym źródłem witaminy C (100 g owocu zawiera aż 50 mg tej witaminy, dzięki czemu chroni przed infekcjami i pomaga pozbyć się toksycznych związków. Polecana jest przy leczeniu infekcji płucnych.

For Advertising Information Please Call 416-938-7141 or e-mail info@radiopolonia.ca, www.polskimonitor.com

25


Kulinaria

Smaczna strona Monitora - Listopadowe wariacje w kuchni

Tagliatelle z dynią Składniki: •   2 cebule •   średniej wielkości dynia •   3 łyżki śmietany 18% •   1 opakowanie makaronu Tagliatelle •   paczuszka płatków migdałowych •   pęczek natki pietruszki •   parmezan do posypania •   1-2 łyżki masła •   cukier, •   sól, •   pieprz

Przygotowanie:

Cebulę siekamy drobno i podsmażamy na patelni na maśle. Dynię obieramy i kroimy w kostkę, a następnie dodajemy do cebuli. Doprawiamy cukrem, solą, pieprzem do smaku i dusimy ok 20 minut. Pod koniec duszenia dokładamy śmietanę. W międzyczasie gotujemy makaron. Na osobnej patelni prażymy płatki migdałów. Ugotowany i odsączony makaron układamy na talerzach, polewamy sosem dyniowym, posypujemy migdałami, posiekaną natką pietruszki i startym parmezanem.

To jeszcze nie koniec jesiennej poezji kulinarnej…

Winne gruszki

Ciasto marchewkowe

Bierzemy się za gruchy… obieranie, krojenie, wyciskanie. Gotowi? do pieczenia start!!!

Idealne na jesienną słotę.

Składniki:

•   1 laska wanilii •   4 gruszki •   1 szklanka brązowego cukru •   2 szklanki białego wina •   2 pomarańcze •   obrane orzechy włoskie •   serek mascarpone

Przygotowanie: Piekarnik nastawiamy na 220 stopni. Gruszki ciasno układamy w żaroodpornym naczyniu, dodajemy cukier, wino, wanilię w lasce i jej nasiona, skórkę oraz sok z jednej pomarańczy. Całość zagotowujemy. Posypujemy częścią orzechów i wstawiamy do piekarnika. Pieczemy przez ok. 20-30 minut, aż gruszki będą miękkie, od czasu do czasu polewając je syropem. Wyjmujemy z piekarnika i zostawiamy do ostygnięcia. Pozostałe orzechy włoskie prażymy na patelni, a następnie rozdrabniamy na jednolitą masę. Ucieramy mascarpone z pastą orzechową, skórką i sokiem z cytryny oraz odrobiną cukru do smaku. Krem podajemy z pieczonymi gruszkami, orzechami, odrobiną skórki pomarańczowej i syropem z gotowania.

26

Składniki na ciasto: •   1 i ½ szklanki mąki pszennej •   1 szklanka drobnego cukru •   2 łyżeczka sody oczyszczonej •   1 i ½ łyżeczki proszku do pieczenia •   1 łyżeczka cynamonu •   ¼ łyżeczki zmielonych goździków * •   ¼ łyżeczki gałki muszkatołowej * •   ¼ łyżeczki zmielonego ziela angielskiego * •   ½ łyżeczki soli •   ¾ szklanki oleju

•   4 jajka, roztrzepane •   1 szklanka posiekanych orzechów włoskich •   2 i ½ szklanki startej na średnich oczkach marchewki * Jeśli nie macie zmielonych przypraw, można dodać 1 łyżeczkę przyprawy do piernika lub przyprawy korzennej do grzańca

Składniki na krem: •   Małe opakowanie serka mascarpone •   1 szklanka śmietanki do ubijania 30% lub 36% •   1 opakowanie śmietan-fix •   2 żółtka •   ½ szklanki cukru-pudru •   2 łyżki soku z cytryny

Przygotowanie: Wszystkie składniki na ciasto powinny być w temperaturze pokojowej. W jednym naczyniu wymieszać składniki suche: mąkę, cukier, sól, proszek, sodę, przyprawy. W drugim naczyniu roztrzepać jajka z olejem. Połączyć zawartość obu naczyń, dodać marchewkę i orzechy. Formę o średnicy 20 cm wysmarować tłuszczem i posypać mąką. Do formy wyłożyć ciasto, wyrównać. Piec w temperaturze 175ºC przez ok. 40 minut, do tzw. suchego patyczka. Wystudzić.

Żółtka utrzeć z cukrem-pudrem, powoli dodawać serek mascarpone. Mieszać by składniki się połączyły. Następnie należy ubić śmietankę dodając śmietan-fix. Do masy serowo -jajecznej dodać ubitą śmietanę i delikatnie wymieszać. Na końcu wlewamy sok z cytryny. (Sok można pominąć jak ktoś lubi typowo słodkie kremy). Wystudzone ciasto można posmarować kremem tylko na wierzchu, lub także przez środek. Pełna dowolność.

REKLAMA to klucz do sukcesu. Tel.416-938-7141 lub e-mail info@radiopolonia.ca, www.polskimonitor.com


historia

Rok 2013 rokiem „Żołnierzy wyklętych”

Żołnierze Wyklęci

Kim byli „żołnierze wyklęci” i jak można wytłumaczyć fenomen istnienia podziemnych oddziałów wojskowych tak długo po zakończeniu wojny?

""  Jarosław Lewandowski Na przełomie 1944/45r. ziemie przedwojennej Rzeczypospolitej zostają „wyzwolone” przez Armię Czerwoną i 1 Armię Ludowego Wojska Polskiego. Ogół społeczeństwa traktuje ten fakt, jako faktyczną zmianę okupacji, z hitlerowskiej na sowiecką. Ponura sława Armii Czerwonej kroczy równo z jej „sołdatami”. Gwałty, rabunki i morderstwa dokonywane powszechnie przez jej żołnierzy sprawiają, że Polacy, w przeważającej większości, nie mają wątpliwości, co do zamiarów i intencji nowych „czerwonych wyzwolicieli”. Jednocześnie cały czas mamy nadzieję na prawdziwe wyzwolenie naszych ziem przez zachodnich aliantów u boku których walczyliśmy przez pięć długich lat wojny. Nadzieje te w tamtych realiach nie były wcale pozbawione podstaw. Armie zachodnie razem z polskim II Korpusem były raptem około trzystu kilometrów od polskich granic, a Amerykanie stali nad rzeką Łabą. Gdyby tylko była taka wola polityczna ich czołówki pancerne mogłyby osiągnąć Warszawę w dwa, trzy tygodnie. Wyposażenie armii sprzymierzonych było w 1945r. na dużo wyższym poziomie niż wojsk sowieckich. Jeszcze pod Stalingradem w wielu oddziałach „krasno — armijców” tylko co czwarty żołnierz miał karabin! Bez pomocy alianckiej techniki Stalin nigdy by nie doszedł do Berlina. Poza tym Stany Zjednoczone, wtedy jako jedyne na świecie dysponowały bombą atomową. Czego mogła dokonać ta straszna broń udowodniły w sierpniu 1945r. w Hiroszimie i Nagasaki. Po Warszawie krążyło nawet takie powiedzenie: „Jedna bomba atomowa i wracamy znów do Lwowa”. Nie wierzyliśmy, że Zachód na przestrzeni paru lat zdradzi nas po raz drugi.

Odziały leśne Niestety, tak jak w 1939r. alianccy żołnierze nie chcieli umierać za polski Gdańsk, tak samo w 1945r. nawet im się nie śniło umierać za polskie Wilno i Lwów. Powszechnie łudziliśmy się, że po pokonaniu Niemiec uda się odtworzyć nasz kraj w przedwojennych granicach. Nie do pomyślenia było dla ówczesnych Polaków, że Lwów, jedno z najbardziej polskich miast na przestrzeni wieków może nie być po wojnie w Polsce. Liczono na wybuch, w mniejszym wymia-

rze, III wojny światowej, podczas której państwa zachodnie razem ze Stanami Zjednoczonymi wyzwolą Europę środkowo-wschodnią z pod sowieckiego panowania. Żołnierze polskiego II Korpusu w latach 1945–47 pełnili razem z innymi zachodnimi aliantami służbę wojskową w okupowanych Niemczech i Włoszech. Do roku 1947 Polskie Siły Zbrojne w Wielkiej Brytanii liczyły 249 000 żołnierzy! Ćwierć milionowa armia mogąca być uzbrojona w najnowocześniejszą zachodnią broń stanowiła realną siłę, na którą bardzo w kraju liczono. Dlatego leśne oddziały w Polsce nadal pozostawały w podziemiu. Czekały na kolejną zmianę sojuszy w Europie. Wreszcie na taką, która będzie korzystna dla Polski.

Armia Krajowa Był też jeszcze jeden, bardziej doraźny powód. Powoli docierały wiadomości z terenów już wcześniej zajętych przez Rosjan. Żołnierze wyklęci polskiego podziemia byli wszędzie tam podstępnie rozbrajani i aresztowani. Nie rzadko mordowani lub wysyłani w głąb ZSRR. Często jedynym sposobem uniknięcia takiego losu było dalsze pozostawanie w konspiracji. 19 stycznia 1945r. rozkazem jej ostatniego komendanta, gen. Leopolda Okulickiego „Niedźwiadka”, została rozwiązana Armia Krajowa. Największa armia podziemna II wojny światowej, która w swoim apogeum liczyła 380 000 żołnierzy (lato 1943r.). W jej miejsce utworzono, a właściwie reaktywowano organizację „NIE”. Była to kadrowa organizacja wojskowa wydzielona ze struktur AK, która miała kontynuować walkę o niepodległość po wkroczeniu Sowietów. Początkowo swoim działaniem objęła Kresy Wschodnie RP. Jednakże po upadku Powstania Warszawskiego i rozpoczęciu realizacji planu „Burza” większość tworzących ją oficerów poszła do niemieckiej niewoli. Rozpoczęto jej ponowne tworzenie 16 stycznia 1945r. w Krakowie. Swoje działania miała rozpocząć po rozwiązaniu Armii Krajowej. Po przypadkowym aresztowaniu w dniu 7 marca 1945r. jej komendanta, gen. E. Fieldorfa „Nila”, jego następca płk J. Rzepecki wystąpił do Naczelnego Wodza PSZ o rozwiązanie tej organizacji. Jednocześnie podjęto decyzję o kontynuowaniu tych działań powołując w dniu 8 sierpnia 1945r.

Delegaturę Sił Zbrojnych (DSZ), która istniała do 2 września 1945r. Z kolei w jej miejsce, tego samego dnia powołano cywilno-wojskową organizację antykomunistyczną „Wolność i Niezawisłość” (WiN). Dowódcy obszarów DSZ zostali automatycznie prezesami obszarów WiN-u. Organizacja ta działała do wiosny 1948r., kiedy to jej V Zarząd był już całkowicie kontrolowany przez UB i służył jedynie, jako prowokacja mająca wyłapać jeszcze ukrywających się konspiratorów. Zresztą z każdym dniem swojej działalności WiN działała w coraz to trudniejszych warunkach. Coraz więcej było wokół niej szpicli i prowodyrów. Dość powiedzieć, że jej drugi prezes został aresztowany już w dniu swojego wyboru. 19 stycznia 1947r. władza ludowa przeprowadziła pierwsze po wojnie wybory parlamentarne. Zostały one całkowicie sfałszowane. Ponad 47% składu obwodowych komisji wyborczych i ponad 43% składu komisji okręgowych stanowili agenci UB. Opozycyjne PSL byłego premiera Mikołajczyka uzyskało tylko 3,5% głosów, chociaż przy uczciwym liczeniu powinno otrzymać ponad 50%. Do dziś znany jest wierszyk z tamtych czasów: „Co to za magiczna szkatułka? Wrzucasz Mikołajczyka, wychodzi Gomułka.” Tym samym ostatni naiwni pozbyli się wątpliwości, co do uczciwości nowej władzy. W marcu 1947r. władze komunistyczne ogłosiły w Polsce powszechną amnestię. Każdy, kto dobrowolnie przyznał się do działalności antykomunistycznej i oddał broń miał być ułaskawiony. Niestety duża część konspiratorów, ale i zwykłych ludzi posiadających broń uwierzyła komunistom. Chcieli móc zacząć nowe życie. W sumie z amnestii skorzystało 53 517 osób, swoją nieznaną do tej pory „wywrotową” działalność ujawniło dodatkowo 23 257 osób przebywających w więzieniach. Józef Mackiewicz w londyńskich wiadomościach tak skomentował ten sowiecki „akt łaski”: „Społeczeństwo, które strzela, nigdy nie da się zbolszewizować. Bolszewizacja zapanuje dopiero, gdy ostatni żołnierze wychodzą z ukrycia i posłusznie stają w ogonkach. Właśnie w Polsce gasną dziś po lasach ostatnie strzały prawdziwych Polaków, których nikt na świecie nie chce nazwać bohaterami. (…)”.

For Advertising Information Please Call 416-938-7141 or e-mail info@radiopolonia.ca, www.polskimonitor.com

27


historia Ale nie wszyscy żołnierze podziemia uwierzyli nowemu okupantowi. Na wieść o amnestii mjr H. Dekutowski ps. „Zapora”, dowódca oddziału partyzanckiego, powiedział do swoich podkomendnych: „Amnestia to jest dla złodziei, a my to jesteśmy Wojsko Polskie”. Niestety pół roku później jego oddział został rozbity, a on sam razem ze swoimi sześcioma żołnierzami został skazany na karę śmierci, którą zaraz wykonano. W więzieniu wszyscy byli torturowani. Żeby jeszcze bardziej ich upokorzyć, na czas procesu ubrano ich w mundury Wehrmachtu. Ci, którzy ujawnili się komunistom, zostawali prędzej, czy później aresztowani. Często byli mordowani strzałem w tył głowy. „Brat mojej babci, który ujawnił się w ramach amnestii, do początku lat 70-tych wraz z całym swoim oddziałem, gdy na terenie powiatu, w którym mieszkał wydarzyło się jakieś przestępstwo, był aresztowany na 24 godziny, jako najbardziej podejrzany. Ponad 20 lat po ujawnieniu się!” Ci, którzy się nie ujawnili, do lat pięćdziesiątych prowadzili nierówną walkę z Sowietami, KBW i UB. Skupieni w nowopowstałych antykomunistycznych organizacjach wojskowych takich jak: Wolność i Niezawisłość, Narodowe Siły Zbrojne, Konspiracja Wojska Polskiego, Narodowa Organizacja Wojskowa, Wielkopolska Samodzielna Grupa Operacyjna „Warta”, czy wiele innych. Albo w ramach jeszcze wojennych struktur Armii Krajowej, czy Batalionów Chłopskich. Likwidowali kolaborujących z Sowietami polskich komunistów i samych Rosjan, odbijali z ubeckich więzień polskich patriotów. Część z nich poległa z bronią w ręku, pojmanych skazywano w pokazowych procesach, bez prawa do obrony, na karę śmierci lub wieloletnie więzienie. Często sądzono ich jako „polskich sanacyjnych faszystów”. Zdarzało się, że „żołnierze wyklęci” przesiadywali w tych samych więzieniach, w których byli przetrzymywani przez Niemców. Takim przykładem jest Zamek w Lublinie i obóz koncentracyjny na Majdanku. Najpierw były to katownie gestapo, a po wojnie NKWD i UB. Torturowani i bici wbrew wszystkim konwencjom wojskowym i ludzkim, nawet po zamordowaniu stanowili zagrożenie dla swoich oprawców. Władza ludowa obawiała się, że ich groby będą miejscem pamięci sprawy, za którą ginęli. Zabitych chowano więc w bezimiennych mogiłach, dołach z wapnem, szambach. Miejsce pochówku wielu bohaterów tamtej nierównej walki jest do dzisiejszego dnia nieznane. To, co rozpoczął Stalin w Katyniu było dokańczane tak długo, aż nie złapano ostatniego żywego polskiego partyzanta. Z taką sa-

28

mą, azjatycką pogardą dla ludzkiego życia i śmierci. Ogółem już po wojnie, w latach 1945–56 z rąk polskich i sowieckich morderców zginęło 8 600 żołnierzy zbrojnego podziemia, a 5 000 skazano na karę śmierci (skazywano na nią nawet nieletnich). W więzieniach i obozach zagłady poniosło śmierć około 20 000 „żołnierzy wyklętych”. Leśne pododdziały żołnierzy wyklętych Wojska Polskiego dowodzone przez Zygmunta Szendzielarza „Łupaszkę”, Stanisława Sojczyńskiego „Warszyca”, Józefa Kurasia „Ognia” i wielu, wielu innych na zawsze pozostaną w pamięci Polaków. Najdłużej ukrywającym się oficerem był Stanisław Marchewka „Ryba”. Zginął z bronią w ręku w marcu 1957r. Ostatni „żołnierz wyklęty” – Józef Franczak „Lalek” z oddziału kpt. Z. Brońskiego „Uskoka” został zabity przez UB na Lubelszczyźnie 21 października 1963r. 18 lat po zakończeniu wojny! Dłużej po II wojnie światowej walczyły tylko pojedyncze oddziałki Japończyków, ale oni ukrywali się na praktycznie bezludnych wysepkach porośniętych gęstą dżunglą. Jeszcze w latach osiemdziesiątych XX wieku można było spotkać „żywe” pamiątki po powojennej partyzantce. W wielu wsiach, gdy paliła się jakaś chałupa, straż pożarna czekała na skraju wsi, aż wybuchnie przechowywana na strychu, ukryta tam przez „leśnych” amunicja. Sam byłem świadkiem podobnego zdarzenia pod koniec lat siedemdziesiątych zeszłego wieku.

Żołnierze wyklęci w czasach PRL-u W czasach PRL-u pamięć o „żołnierzach wyklętych” była surowo zabroniona. Żadnych filmów, publikacji, czy wspomnień związanych z powojenną konspiracją. Wyjątkiem był film według powieści Jerzego Andrzejewskiego „Popiół i diament” (1958r.). opowiadający o powojennych losach i dylematach dwóch oficerów Armii Krajowej. Po roku 1989 jedynie film „Pierścionek z orłem w koronie” (1992r.) porusza powyższe tematy. Natomiast ”Historia Roja, czyli w ziemi lepiej słychać” (2010r.) wciąż nie może trafić do kin. Szkoda, że żaden współczesny reżyser nie nakręcił filmu o losach ludzi, których prawdziwe historie życia mogłyby posłużyć na fabułę filmu o iście hollywoodzkiej dramaturgii. Dlaczego „żołnierze wyklęci” dobrowolnie decydowali się na walkę do końca, praktycznie bez szans na zwycięstwo? Niech za odpowiedź posłużą słowa z listu por. Kazimierza Żebrowskiego „Bąka”, ostatniego komendanta Narodowego Zjednoczenia Wojskowego na Białostocczyźnie, napisane w październiku 1946r. do swojej żony przebywającej w Anglii: „(…) Ja z Polski nie wyjadę, bo za bardzo ją kocham, tutaj się urodziłem, tutaj umrę albo legnę.” Por. „Bąk” razem ze swoim synem Jerzym „Konarem” zginęli w obławie KBW i UB 3 grudnia 1949r. Cześć pamięci wszystkich „żołnierzy wyklętych”!

REKLAMA to klucz do sukcesu. Tel.416-938-7141 lub e-mail info@radiopolonia.ca, www.polskimonitor.com


Psu i kotu nie dawaj rodzynek i czekolady

Zwierzaki

Wydawałoby się, że dla domowych zwierząt nasze mieszkanie jest ostoją bezpieczeństwa. Nic bardziej mylnego. Na psa czy kota w mieszkaniu czyha wiele zagrożeń. Szczególnie młodych zwierząt trzeba bardzo pilnować, bo gryzą i zjadają wszystko na co napotkają. - Zjadają to, czym na co dzień się posługujemy, a dla zwierząt jest to toksyczne - przestrzega weterynarz. Od czasu, jak mamy zwierzaka powinniśmy uważać, aby z zasięgu jego zębów zniknęły wszelkie środki czystości. Chemia gospodarcza jest dla zwierząt bardzo niebezpieczna. I nie tylko przez zjedzenie, ale także przez wąchanie. Ponieważ w mieszkaniu jest niewiele miejsc niedostępnych dla kota, to jeśli mamy to zwierzę wszystko powinno być zamknięte w szafkach. Również lekarstwa, bo te, które biorą ludzie dla zwierząt są groźne.

Nie tylko chemia jest groźna

- Rodzynki i winogrona są dla zwierząt toksyczne - A często są podawane zwierzętom w formie nagrody. Toksyczna jest również czekolada. Kiedy zauważymy, że zwierzę jest ospałe, ślini się lub wykazuje objawy zatrucia nie powinniśmy zwlekać z wizytą u weterynarza. Młody pies lub kot może również ulec porażeniu prądem, więc należy pilnować, czy zwierzę interesuje się przewodami lub wtyczkami podłączonymi do gniazdka. A do gryzienia dawać milusińskim jedynie sprawdzone rzeczy. Nie może to być stary kapeć z tworzywa sztucznego. - Często w skład kleju wchodzą bardzo niebezpiecz-

Ludzie listy piszą…

ne związki cyjanku - ostrzega weterynarz. Zagrożeniem dla zwierząt są również rośliny, zarówno pokojowe, jak i ogrodowe. Zwykły fiołek alpejski bardzo często powoduje u kota zatrucia, które mogą doprowadzić do niewydolności nerek. Również popularna difenbachia jest groźna, a także jemioła i gwiazda betlejemska, kupowane chętnie w okresie Bożego Narodzenia. W ogrodzie groźna jest konwalia. Trzeba również uważać ze stosowaniem wszelkich środków ochrony roślin i zwalczania szkodników. Jeśli chcemy czworonoga zabezpieczyć przed kleszczami, to należy wkroplić mu na karku specjalny płyn, a nie stosować środków w aerozolu. Pies niezabezpieczony przed kleszczem jest niebezpieczny również dla człowieka, bo może tego kleszcza przywlec do domu.

Listy do redakcji Polskiego Monitora

Jestem stałą czytelniczką Polskiego Monitora, był czas że były tam bardzo fajne różne informacje na temat pielęgnacji zwierząt. Najwięcej było o psach i trochę o kotach. Mimo, że nie mam psa to jednak czytałam te informacje mając na uwadze, że a nuż kiedyś zdobędę się na jakieś zwierzątko. I właśnie niedawno bezwiednie stałam się opiekunką 2 podrzuconych kociąt, wydaje mi się, że nie mają więcej jak 5 lub 6 tygodni, nie znam się na tym. O ile pamiętam z domu kocięta powinny być odrobaczone. Czy moglibyście w najbliższym wydaniu Monitora napisać coś o tym, czy ważne jest odrobaczanie, jeśli tak to od kiedy zacząć i jak często odrobaczać. Będę wdzięczna. Jowita

Miśka odpowiada:

Koty należy odrobaczać!!! Najczęściej odrobaczamy kocięta i młode koty. U dorosłych zwierząt zabieg ten wykonujemy rzadziej. Zalecany terminarz odrobaczania kotów: •   pierwsze - 3. tydzień życia •   drugie - 6. tydzień życia •   trzecie - 3. miesiąc życia •   czwarte - 6. miesiąc życia •   koty dorosłe 1-2 razy w roku (niewychodzące) •   koty dorosłe 3-4 razy w roku (wychodzące lub dzikie) Kot pasożytów wewnętrznych może się nabawić przez połknięcie pchły, muchy lub innego owada, a także od gryzoni, gadów i ptaków, które złapie (jeśli jest wychodzący). Kocie glisty przenikają nawet przez łożysko i nowonarodzone kociaki tez już mają robaki (mogą też się ich nabawić przez mleko matki). Właściciel może sam „dostarczać” jaja pasożytów, np. na butach lub ubraniu i zakażenie może nastąpić w domu u zwierzęcia, które w ogóle nie wychodzi na zewnątrz. Pasożyty tylko przy silnym zarobaczeniu są widoczne w kale i jeśli ich nie widać to nie znaczy, że ich nie ma. Sprawdzić czy kot ma robaki można przez zbadanie kału (najlepiej kilku próbek). Należy pamiętać, że: •   jedynie odrobaczanie jednocześnie wszystkich zwierząt domowych ma sens - podanie leków różnym zwierzętom w różnych terminach nie ma sensu

•   po podaniu leku przeciwrobaczego może dojść do rozwolnienia •   ważne jest, by nie podawać dużej, adekwatnej do masy ciała dawki leku zwierzęciu, które jest podejrzane o silne zarobaczenie. Duża dawka leku może spowodować jednoczesną masową śmierć pasożytów jelitowych, co zazwyczaj kończy się zatkaniem światła jelit i ich niedrożnością. Dodatkowe zagrożenie sprawia fakt, iż rozpadające się w tej sytuacji martwe nicienie są źródłem niezwykle silnych alergenów, które, jeżeli zostaną wchłonięte przez ścianę jelita, mogą doprowadzić do śmierci zwierzęcia w wyniku wstrząsu, zazwyczaj poprzedzonego objawami neurologicznymi. Przy podejrzeniu silnego zarobaczenia lepiej jest rozłożyć odrobaczenie na 2-3 dni, podając za każdym razem dawkę preparatu zmniejszoną o około 1/3 względem standartowej, adekwatnej do masy ciała zwierzęcia. Około godziny - dwóch po podaniu leku odrobaczającego powinno się podać niewielką ilość ciekłej parafiny doustnie. Ułatwi to wydalenie martwych pasożytów oraz utrudni ewentualne wchłanianie ich toksyn •   należy pamiętać też o umyciu kuwety i wypraniu kocich posłanek, żeby pozbyć się jaj pasożytów. Przy okazji odsyłamy na stronę: www.foranimals.org.pl

Czym grozi nieodrobaczanie kotów? •   Człowiekowi: Człowiek od nieodrobaczanego kota może zarazić się toxocarami i tasiemcem (prawdopodobieństwo małe, ale przynajmniej teoretycznie może się zdarzyć). •   Kotu: Inwazje robaków osłabiają kondycję zwierzęcia, samopoczucie, wygląd zewnętrzny oraz osłabiają system immunologiczny, a co za tym idzie, zmniejszają skuteczność szczepionek. Zarobaczone zwierzęta są bardzo podatne na zakażenia ogólne. Obserwowanymi u zwierząt objawami mogącymi świadczyć o inwazji może być utrata apetytu, wymioty, śluzowa biegunka, wychudzenie, zahamowanie wzrostu, apatia, nastroszenie i zmatowienie sierści, objawy zapalenia płuc i oskrzeli, kaszel oraz wyciek z nosa, rozdęty i napięty brzuch.

For Advertising Information Please Call 416-938-7141 or e-mail info@radiopolonia.ca, www.polskimonitor.com

29



For Advertising Information Please Call 416-938-7141 or e-mail info@radiopolonia.ca, www.polskimonitor.com

31



Turn static files into dynamic content formats.

Create a flipbook
Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.