V REKLAMA
[2] MOTORYZACJA
PANORAMA LESZCZYŃSKA
www.panorama.media.pl 22 X 2015
Odrestaurowany kabriolet Ford Mustang z 1964 roku pasjonata z Leszna
Rączy rumak po 50-tce Z
FOT. SŁAWOMIR SKROBAŁA
realizował w ten sposób marzenia z dzieciństwa. W podstawówce w czasopiśmie „Motor” wypatrzył zdjęcie Forda Mustanga. I zakochał się w nim, choć zapewne nie przypuszczał, że kiedyś będzie stał u niego w garażu. Ale marzenia się spełniają – dziś widok mustanga cabrio z 1964 roku w kolorze makowej czerwieni cieszy oko nie tylko Roberta Nortmana z Leszna. Tego lata jego ford, gdziekolwiek się nim pojawiał, wzbudzał spore zainteresowanie i był prawdziwą atrakcją. Na zlocie zabytkowych aut w Wirach pod Poznaniem zdobył w sierpniu tytuł miss publiczności. Egzemplarz kupiony w Polsce i poddany kapitalnemu remontowi, m.in. z pomocą firmy z Siedlc, został wyprodukowany dokładnie 1 maja 1964 r. i dostarczony do klienta w Los Angeles. Produkcja tego modelu ruszyła w Stanach Zjednoczonych w fabryce w Dearborn dwa miesiące wcześniej – w marcu i okazała się rynkowym hitem. W pierwszym dniu sprzedaży zamówiono 22 tys. mustangów, a salony samochodowe odwiedziło w tamten weekend 4 mln Amerykanów. W ciągu roku sprzedano zaś ponad 400 tys. egzemplarzy tego auta. – Auto wypatrzyłem na stronie internetowej wiosną 2014 roku, a na zakup zdecydowałem się w lipcu ub.r. Było w dobrym stanie technicznym, „na chodzie”, choć parametry silnika nie były już dobre. Zdecydowałem o renowacji całego auta: wszystko zostało rozebrane, oczyszczone, a elementy tego wymagające – naprawione lub wymienione na nowe – wyjaśnia Robert Nortman. Przywracanie mustangowi dawnego blasku trwało dokładnie rok, bo to nie Jazda mustangiem daje poczucie wolności i przenosi w inny wymiar był zwykły kapitalny remont, a raczej renowacja na wzór tego, co robi się z zabytkami. Wszystko miało wyglądać tak jak w oryginalnym egzemplarzu, Co kryje się pod maską Forda Mustanga z 1964 roku? Silnik o pojemności dlatego elementy wymagające wymiany, np. tapicerka, kierownica, części 260 cali sześciennych, czyli 4300 ccm i mocy 164 kM, posiadający osiem cylinsilnika czy zawieszenia, były sprowadzane z Ameryki. Prace przy fordzie – jak drów w układzie „V”, dwugardzielowy gaźnik, 3-stopniowa skrzynia biegów podkreśla właściciel – były prowadzone ze szczególną starannością i nie obyło i hamulce bębnowe. Na wyposażeniu – co zrozumiałe, jak na pojazd z tego się bez konsultacji z fachowcami. rocznika – nie ma żadnego wspomagania kierownicy, ABS¬-ów czy poduszek bezpieczeństwa. Jedynym wyposażeniem dodatkowym jest …radio. – Trzeba umieć jeździć tym autem, bo przecież nie posiada ono wspomagaV REKLAMA nia, promień skrętu jest duży, a hamulce, jak w rodzimym „maluchu” – mało skuteczne. Ale to ma swój urok. Poza tym jazda kabrioletem daje wspaniałe poczucie wolności – wyznaje właściciel auta. Jak dodaje małżonka pana Roberta, przejażdżka Fordem Mustangiem pozwala zapomnieć o codziennych troskach i przenosi w inny wymiar. Poza tym „rączy rumak po 50-tce” wzbudza na ulicach spore zainteresowanie. Na jednym ze skrzyżowań w Lesznie podjechali młodzi ludzie z pytaniem, czy nie dałoby się wypożyczyć auta do ślubu? Pan Robert nie przewiduje raczej takiej roli dla siebie i jego cacka. Ale już raz zgodził się użyczyć auta do ślubnej sesji zdjęciowej, więc kto wie… Mustang pana Roberta zdążył już zgarnąć pierwsze nagrody. W połowie sierpnia br. na zlocie samochodów zabytkowych w Wirach koło Poznania zdobył II miejsce w kategorii aut amerykańskich. A wśród prezentowanych tam około 300 pojazdów został uznany miss publiczności. Teraz ford zapadnie w sen zimowy – zakonserwowany i przykryty pokrowcem będzie czekał na ciepłą wiosnę i upalne lato. To właśnie wtedy może zaprezentować się w pełnej krasie i dać najwięcej przyjemności z jazdy jego właścicielowi. rl
PANORAMA LESZCZYŃSKA
www.panorama.media.pl 22 X 2015
V REKLAMA
MOTORYZACJA [3]
[4] MOTORYZACJA
PANORAMA LESZCZYŃSKA
www.panorama.media.pl 22 X 2015
Nasz mototest
Jeszcze lepszy Avensis L
atem wjechała na nasze drogi nowa Toyota Avensis. To gruntownie zmodernizowany model jednego z najchętniej kupowanych samochodów klasy średniej. Jest teraz dostępny jako limuzyna i kombi. Obydwa nadwozia wyróżniają się elegancją. Długość pojazdu po modernizacji wzrosła o 4 cm, a przód zyskał lepszy wygląd. Ważniejszy jest jednak fakt wyposażenia auta w reflektory LED z przodu i z tyłu. Dla tych, którzy znają wcześniejszą wersję zaskoczeniem będzie całkowicie nowe wnętrze. Projektanci zastosowali tutaj wysokiej jakości Jazda nowym produktem firmy Toyota to prawdziwa przyjemność materiały oraz ładne elementy wykończeniowe. przy dłuższej jeździe nie powodują zmęczenia. Dobra jest widoczność z miejsca Dobre wrażenie robi deska rozdzielcza. Górna jej część zawiera zestaw kierowcy. Obszerna kabina pozwala na wygodną jazdę czwórki pasażerów. Łaprzyrządów osadzonych w tubach, które pozwalają na łatwy odczyt wszystkich two dostępne są schowki na drobiazgi, mapy czy napoje. System Safety Sense danych. Zupełnie nowy wyświetlacz ma teraz przekątną 4,2 cala. Wszystkie odczytuje znaki drogowe, ostrzega o zmianie pasa ruchu czy niebezpieczeńfunkcje systemu multimedialnego są zaś dostępne na dużym dotykowym stwie zderzenia. Do sygnałów ostrzegawczych należy się jednak przyzwyczaić. Tych, którzy lubią szybszą jazdę mogą one denerwować… wyświetlaczu 8 – calowym Warto jeszcze wspomnieć, że Toyota wprowadziła niedawno obniżkę wybraZadbano też o bezpieczeństwo podróżnych. Już w podstawowej wersji zaoferowano pełen pakiet zabezpieczeń nazwanych Toyota Safety Sense. Jest nych modeli o podatek VAT w systemie leasing smart plan. Można tak kupić również tempomat, automatyczne światła drogowe oraz ekonomiczne świat- Avensisa w wersji business edition. Przy wpłacie własnej 30 proc. miesięczna ła LED do jazdy dziennej. Dodatkowe pakiety zawierają nawigację, kamerę rata wynosi 671 zł. cofania, bądź skórzane i podgrzewane fotele. Toyotę Avensis 1,8 udostępnił nam do testu leszczyński diler – firma ToySamochód świetnie zachowuje się na drodze. Jazda nawet na gorszych oCar J.J. Mikołajczak. W wersji premium cena samochodu wynosi 99,9 tys. odcinkach nie sprawia kłopotu. Wnętrze jest doskonale wyciszone. Nic nie zł, a po doposażeniu w pakiety style i executive – 113 tys. m skrzypi, nie pojawiają się żadne niespodziewane odgłosy. Silnik testowanej Zdjęcia: Roman Majewski wersji sprawował się znakomicie, auto dobrze reaguje na operowanie pedałem przyspieszenia. W aucie z manualną skrzynią biegów trzeba jednak sporo popracować drążkiem aby uzyskać odpowiednie przyspieszenie przy wyprzedzaniu innych pojazdów na trasie. Za to znakomite są hamulce. To jeden z podstawowych warunków bezpiecznej jazdy. Konstruktorzy popracowali nad dalszym poprawieniem napędu. Benzynowe jednostki są oszczędniejsze. Zmodyfikowano je zwiększając stopień sprężania i wprowadzając Toyota avensis – dane techniczne 1798 cm valvematic nowe materiały. Wprowadzono Silnik 147 KM (108 kW) także nowe silniki wysokoprężne. Moc 200 km/h Mniejszy i wydajniejszy silnik 1,6 Prędkość maks. 9,4 s D-4D zastąpił dotychczasową jed- 0 – 100 km/h Zużycie paliwa śr. 6,0 l/100 km nostkę 2,0 D-4D. Miasto 8,1 l/100 km Jazda nowym Avensisem to 475 cm prawdziwa przyjemność. Kierow- Długość 181 cm nica pracuje lekko, a fotele nawet Szerokość Wysokość 148 cm Dobre wrażenie robi deska rozdzielcza Rozstaw osi 270 cm
Avensis w wersji buisness edition jest tańsza o wartość podatku VAT
Urzekające światła tylne Avensis są dobrze widzialne na drodze
PANORAMA LESZCZYŃSKA
www.panorama.media.pl 22 X 2015
V REKLAMA
MOTORYZACJA [5]
PANORAMA LESZCZYŃSKA
[6] MOTORYZACJA
www.panorama.media.pl 22 X 2015
Kierowcy, którzy zdadzą prawo jazdy od nowego roku, będą pod większym nadzorem
Wraca zielony listek
P
rzyszli kierowcy już zastanawiają się, jak to będzie. Od stycznia 2016 roku zmiany czekaj bowiem osoby ubiegające się o zdobycie uprawnienia kierowcy. Dlatego zarówno w ośrodkach szkolenia, jak i ośrodkach ruchu drogowego, m.in. w Lesznie, panuje wzmożony ruch. Ci, którym uda się zdać egzamin jeszcze w tym roku, jako kierowcy nowicjusze funkcjonować będą jeszcze według starych zasad. Zmiany dotkną tych, którzy nie zdążą. Nowością, tyle że odgrzewaną, będzie m.in. powrót tzw. zielonego listka na szybie. – Takie rozwiązanie funkcjonowało już kiedyś, ale nie było ono obowiązkowe. Mimo to wielu kierowców decydowało się na znakowanie samochodów zielonym listkiem, by poinformować innych użytkowników dróg, że mają do czynienia z niedoświadczonym kierowcą – mówi Wiktor Spiżewski, zastępca dyrektora Wojewódzkiego Ośrodka Ruchu Drogowego w Lesznie. Teraz zielony listek będzie obowiązkowy przez pierwsze dwa lata od uzyskania uprawnień. Tyle bowiem trwał będzie okres próbny dla początkującego kierowcy. Poza tym pomiędzy 4 a 8 miesiącem od uzyskania uprawnień trzeba będzie przejść obowiązkowy teoretyczny kurs doszkalający, a także obowiązkowe szkolenie praktyczne. Ten pierwszy będzie obejmował m.in. tematykę związaną z bezpieczeństwem ruchu drogowego oraz psychologiczne aspekty prowadzenia samochodu. Podczas praktycznych zajęć kierowca będzie szlifował umiejętności, które mogą okazać się pomocne np. podczas jazdy na śliskiej nawierzchni lub w momencie gdy auto wpadnie w niekontrolowany poślizg. – Nie będzie odkrywczym stwierdzenie, że praktyka czyni mistrza. W przypadku jazdy samochodem potrzeba sporo godzin i przejechania wielu kilometrów, by zostać dobrym kierowcą. Stąd dodatkowe obowiązki dla tych, którzy dopiero zdobędą uprawnienia – zaznacza Wiktor Spiżewski. Wiceszef WORD zastrzega jednocześnie, że wszystkich nowicjuszy za
V REKLAMA
kierownicą nie można wrzucać do jednego worka. Wielu jeździ bardzo ostrożnie, ale są też tacy, u których widok dopiero co odebranego dokumentu działa tak, iż za kierownicą próbują od razu dać upust swojej wyobraźni. Dlatego przepisy, które zaczną obowiązywać w nowym roku, przewidują limity prędkości dla młodych kierowców. Przez pierwszych osiem miesięcy w obszarze zabudowanym nie będą mogli przekraczać 50 km/h, poza nim – 80 km/h, a na autostradach i drogach ekspresowych dwujezdniowych – 100 km/h, nawet jeśli na danym odcinku znaki będą dopuszczać szybszą jazdę. Nowi kierowcy łatwiej będą mogli stracić prawo jazdy, jeśli spowodują zdarzenia drogowe. Po pierwsze, zgodnie z nowymi wytycznymi starosta będzie mógł wydać decyzję administracyjną o przedłużeniu okresu próbnego o kolejne dwa lata, jeśli w ciągu pierwszych dwóch lat od uzyskania uprawnień kierowca popełni dwa wykroczenia drogowe. A jeśli w okresie próbnym popełni co najmniej trzy wykroczenia lub jedno przestępstwo drogowe, wówczas zostaną mu cofnięte uprawnienia. – Taka osoba będzie musiała od początku przejść całą procedurę związaną z uzyskiwaniem uprawnień, a więc najpierw kurs, później egzamin – informuje zastępca dyrektora WORD w Lesznie. Będą też dodatkowe obostrzenia, jak dwuletni zakaz podejmowania pracy w charakterze kierowcy oraz ośmiomiesięczny zakaz prowadzenia działalności gospodarczej ściśle związanej z prowadzeniem auta. Każde zmiany budzą niepewność i pytania, jak to będzie. Nie dziwi więc, że wielu młodych ludzi liczy na to, iż zdążą zrobić prawo jazdy jeszcze w tym roku, na „starych” zasadach. – Nawet jeśli nastąpi to np. 30 grudnia, będą ich obowiązywać dotychczasowe przepisy. Jednak zostawianie wszystkiego na ostatni dzień nikomu bym raczej nie radził, bowiem wówczas wydziały komunikacji urzędu miasta czy starostwa, do których musimy przesłać dane, funkcjonują krócej – kończy Wiktor Spiżewski. ama
PANORAMA LESZCZYŃSKA
MOTORYZACJA [7]
www.panorama.media.pl 22 X 2015
Jak kupować używany samochód?
Klient musi być czujny
Z
kupnem używanego samochodu jest trochę jak z losem na loterii. Można trafić w szóstkę i cieszyć się nim przez długie lata albo stracić niemal wszystkie zainwestowane pieniądze. Jak kupić używane auto i nie dać się nabić w butelkę? – Na pewno nie można wierzyć tylko i wyłącznie pięknym słowom sprzedawców – przestrzega Adam Pietrzykowski, miejski rzecznik konsumentów w Lesznie. – Przeglądając ogłoszenia w serwisach internetowych czy gazetach czasami można odnieść wrażenie, że używane samochody w Polsce sprzedawane są wyłącznie w idealnym stanie i z doskonałym wyposażeniem, a przecież tak nie jest. Jeśli sprzedawca zapewnia nas, że auto ma wymieniony rozrząd czy inną kosztowną część albo nie było nigdy uderzone, niech zapewni nas o tym na piśmie. – Trafił do mnie niedawno klient, którego sprzedawca zapewnił, że samochód po 60 tys. km miał wymieniony rozrząd. Dowodem na to miały być okazane mu dokumenty w języku niemieckim. Problem w tym, że kupujący języka naszych zachodnich sąsiadów nie znał. Uwierzył na słowo i szybko się przekonał, że to był błąd – dodaje A. Pietrzykowski. Dlatego po zakup używanego samochodu udajmy się koniecznie z fachowcem. Nie chodzi tu bynajmniej o ojca czy szwagra, nawet jeśli mieli już w swoim życiu kilka samochodów. Weźmy kogoś, kto na motoryzacji naprawdę dobrze się zna. Możemy też umówić się na przegląd auta w serwisie, choć trzeba już liczyć się z wydatkiem. Na pewno się to opłaca, bo zaoszczędzimy pieniędzy, czasu i nerwów. Ekspert wykryje to, czego laik nigdy nie dostrzeże, chociażby wszystkich napraw po stłuczkach i wypadkach. W nowoczesnych modelach możliwe jest też podłączenie komputera, który pozwoli wykryć ewentualne usterki elektroniczne. Warto pamiętać, aby to kupujący wybrał miejsce, w którym wykonany zostanie przegląd. Zyskamy dzięki temu pewność, że mechanik diagnozujący auto nie jest znajomym sprzedawcy i nie chce zataić przed nami niewygodnych informacji. – Jeśli z jakiś względów nie mamy możliwości odwiedzenia serwisu, zadbajmy o to, aby w umowie nie pojawiła się formuła „stan techniczny samochodu jest znany kupującemu”. Przy wyjściu na jaw ewentualnych usterek i mankamentów znacznie ogranicza to dochodzenie swoich roszczeń – dodaje A. Pietrzykowski. Sprawdźmy też stan licznika – ich cofanie to u nas prawdziwa plaga. Mały przebieg powinien dać nam do myślenia. Niestety, bez wizyty u dilera danej marki trudno będzie nam ustalić faktyczny przebieg samochodu. Dane z książki serwisowej to mało, bo tę można dziś kupić bądź podrobić. Nigdy nie rezygnujmy też z jazdy próbnej. Ona wiele powie nam o samochodzie. Choć po umyciu i wywoskowaniu nawet wrak może lśnić, ale znacznie trudniej sprawić, aby jeździł jak nowe auto. Niestety, właściciele nie zawsze chcą wpuszczać potencjalnych klientów za kółko. Czasami trzeba to uszanować, ale jeśli auto jest zarejestrowane i ubezpieczone, to jazda próbna powinna być nieodzownym elementem oględzin przed zakupem. Podpowiadamy też, że niepokój powinien wzbudzić fakt, gdy sprzedawca jazdę zaczyna od… włączenia radia. Można podejrzewać, że chce coś ukryć. Przed podjęciem ostatecznej decyzji sprawdźmy jeszcze historię upatrzonego przez nas samochodu w Centralnej Ewidencji Pojazdów i Kierowców. Warto, tym bardziej że wszelkie formalności z tym związane można dziś załatwiać online, bez konieczności składania pisemnych wniosków. CEPiK przechowuje wiele informacji na temat pojazdów, wśród nich: historię rejestracji, dane właściciela, historię kradzieży, dane techniczne oraz ważność badań diagnostycznych czy ubezpieczenia OC. Warto sprawdzić także numer VIN samochodu. Jest to rodzaj kodu wypisanego w dowodzie rejestracyjnym auta i wybitego na tabliczkach znamionowych pojazdu. Ciąg 17 cyfr zawiera dane dotyczące marki, typu, modelu i roku produkcji, a także jego oryginalnego wyposażenia (np. koloru lakieru, rodzaju napędu czy ilość poduszek powietrznych). Można w ten sposób sprawdzić, czy auto nie uległo znacznym modyfikacjom i czy poprzedni właściciel nie próbuje zataić skutków wypadku. Numer VIN pomoże też sprawdzić, czy samochód nie był kradziony. Można to zrobić na komisariacie policji lub za pośrednictwem jednej z firm oferujących tego typu usługi. mach
V REKLAMA
PANORAMA LESZCZYŃSKA
[8] MOTORYZACJA V REKLAMA
www.panorama.media.pl 22 X 2015
Plusy i minusy różnych rodzajów silnika
Diesel, benzyna, a może hybryda?
D
iesel czy benzyna? Wielu kierowców nieraz długo zastanawia się nad wyborem napędu silnika. Większość specjalistów powtarza, że silniki z napędem olejowym są dobrym rozwiązaniem tylko dla kierowców, którzy dużo jeżdżą. Ze względu na porównywalne w ostatnich latach ceny paliw i niższe koszty eksploatacji, bardziej atrakcyjne obecnie są silniki benzynowe. Tomasz Kramarczyk, specjalista ds. sprzedaży z Ciesiółka Auto Group w Lesznie, często musi wyjaśniać klientom wady i zalety napędów samochodów. Jego zdaniem tylko część osób przychodzi już zdecydowana, większość długo zastanawia się, czy wybrać napędzany olejem silnik wysokoprężny, czy też benzynowy. – Moim zdaniem głównym kryterium wyboru rodzaju napędu jest odpowiedź na pytanie, ile kilometrów pokonujemy autem w ciągu roku. Jeżeli mniej niż 20 tys. km, to lepiej zdecydować się na samochód z silnikiem benzynowym, bo dieslowski po prostu się nie opłaca – twierdzi Tomasz Kramarczyk. Odczujemy to już przy zakupie nowego auta – ten sam model z silNapędy wysokoprężne nikiem diesla jest droższy o ok. 5-10 od benzynowych różnią się tys. zł od benzynowego. Kierowcy od siebie przede wszystkim najbardziej obawiają się jednak sposobem zapłonu. W silniku dodatkowych kosztów „ropniaka” diesla dochodzi do zapłonu związanych z wymianą filtru cząsamoczynnego, co oznacza, stek stałych. Przy mniejszym przeże do cylindra doprowadzane biegu konieczność jego serwisowania może być częstsza. Od kilku lat jest powietrze, które zostaje wszystkie modele aut z silnikiem podgrzane i sprężone. diesla są w nie wyposażone,ale np. Równocześnie wtryskiwane jest w fordach są bezobsługowe i same paliwo i w kontakcie z ciepłym się wypalają. sprężonym powietrzem dochodzi Benzynowce są tez tańsze w serdo ¹ małej eksplozji” i silnik wisowaniu. Koszt obsługi silników zaczyna pracować. W silniku z przebiegiem do 100 tys. km może benzynowym do zapłonu być porównywalny, ale później napęd dochodzi poprzez elektrody wysokoprężny jest już dużo droższy świec, które wytwarzają iskrę, w eksploatacji, nawet o 30 – 40 proc. co inicjuje zapalenie paliwa Awarie turbin, wtryskiwaczy, kół w cylindrze. W przeciwieństwie dwumasowych czy filtrów cząstek do silników diesla, zapłon nie stałych są dość częste, a koszty napraw mogą iść w tysiące złotych. następuje więc samoczynnie. Napędy wysokoprężne są jednak długowieczne i przy prawidłowej eksploatacji i serwisowaniu można na nich przejechać nawet 300 – 400 tys. km. Jednym z powodów, dla których przed laty wybierano napęd wysokoprężny, było niższe, nawet o dwa – trzy litry na sto kilometrów, spalanie paliwa. Zwłaszcza dla dużo jeżdżących był to decydujący atut przy wyborze silnika dieslowskiego. Od kilku lat przybył nowy argument – ceny benzyny i oleju napędowego (potaniała ropa na rynkach surowcowych) zbliżyły się do siebie, więc – uwzględniając niższe spalanie – jazda dieslem jest teraz bardziej opłacalna niż kiedyś. Silniki benzynowe są idealne do pojazdów miejskich, wykorzystywanych głównie do jazdy po najbliższej okolicy. Zwłaszcza montowane w nowych modelach aut (np. w fordzie to EcoBoost, uznany swego czasu za najlepszy silnik na świecie) charakteryzują się niskim zużyciem paliwa, porównywalnym z napędami dieslowskimi, czyli w granicach nawet ok. 5 l/100 km. To z pewnością solidny argument za wyborem napędu benzynowego. W ostatnich latach pojawiła się alternatywa dla diesli i benzynowców. To silniki hybrydowe, popularne bardziej w USA, niż w Europie, w tym w Polsce, gdzie wciąż uznawane są za ekstrawagancję. Jednym z prekursorów jest Ford, który proponuje model mondeo w wersji sedan z napędem benzynowym i elektrycznym. Akumulator zajmuje jedną czwartą bagażnika, ale według producenta powinien pracować przez 5-10 lat. – Akumulator ładuje się wyłącznie podczas hamowania samochodu, jest więc zalecany przede wszystkim kierowcom preferującym jazdę miejską. Silnik benzynowy w takim cyklu jazdy zużywa tylko 2,7 l/100 km. Hybryda przeznaczona jest dla osób ceniących w równym stopniu ekonomię, czyli niskie koszty paliwa, co i ekologię, a więc mniejszą emisję spalin i cichą pracę silnika – tłumaczy Tomasz Kramarczyk. ram
PANORAMA LESZCZYŃSKA
www.panorama.media.pl 22 X 2015
MOTORYZACJA [9]
Uwaga! „Anglik” na drodze!
Instruktorzy i doświadczeni kierowcy krytykują nowy przepis
O
d początku sierpnia można zarejestrować w Polsce samochody z kierownicą po prawej stronie. Dotychczas rejestracja aut przywożonych z Anglii budziła wątpliwości ze względów bezpieczeństwa. Ministerstwo infrastruktury i rozwoju długo broniło się przed ich wypuszczeniem na ulice. Jednak regulacje unijne sprawiły, że pomimo wielu zastrzeżeń nowe przepisy wdrożono w życie. „Suchej nitki’ na nowych przepisach nie zostawiają instruktorzy nauki jazdy czy doświadczeni kierowcy. – To kompletny idiotyzm. Takie samochody stanowią zagrożenie na drodze dla ich właścicieli i co ważniejsze, dla kierowców w innych pojazdach – twierdzi Piotr Rudzki, kierowca rajdowy i właściciel ośrodka szkolenia kierowców „Herbi” w Lesznie. – Nigdy nie usiądę na fotelu pasażera w takim samochodzie. Jak wiadomo, w samochodach przystosowanych do ruchu prawostronnego kierownica została umieszczona po lewej stronie. Kierowca podczas manewru wyprzedzania nie musi wysuwać się swoim samochodem, aby dostrzec nadjeżdżający z przeciwka pojazd. Taki manewr musi dokonać kierujący tzw. anglikiem. W opinii fachowców jest to bardzo ryzykowne. – Wyprzedzanie „anglikiem”, a więc samochodem z kierownicą po prawej stronie, w naszych warunkach to ogromne ryzyko. Jadąc z swoimi kursantami mogę obserwować „akrobacje za kierownicą” prowadzących takie samochody. Na szczęście żaden z moich dotychczasowych kursantów nie wspomina o zakupie takiego auta – dodaje Rudzki. Większe ryzyko wypadków wpływa na wysokość ubezpieczenia samochodu. Ubezpieczenie OC na sprowadzony z Wielkiej Brytanii samochód jest o około 100 proc. wyższe niż zazwyczaj. W przepisach, które zaczęły obowiązywać po 15 sierpnia, zniesiono obowiązek przełożenia układu kierowniczego na lewą stronę. Teraz wystarczy V REKLAMA
dopasować reflektory. Samochody jeżdżące w Anglii mają lewy reflektor z większym zasięgiem światła niż prawy. W Polsce, gdzie obowiązuje ruch prawostronny, niezmieniony reflektor będzie oślepiał nadjeżdżających z przeciwka. Trzeba go wymienić, podobnie jak lusterka zewnętrzne. Angielskie mają inny kąt widzenia. Światła przeciwmgłowe trzeba przestawić na lewą stronę samochodu. I wreszcie licznik – mierzący odległość w milach powinien zastąpić wyskalowany w kilometrach. Obowiązek dopilnowania dokonanych zmian nałożono na stacje kontroli pojazdów. – Badanie „anglika” kosztuje 98 zł, a więc tyle samo, co zwykłego samochodu. To nieuczciwe nałożenie dodatkowych obowiązków przez ministerstwo – twierdzi Andrzej Dudkiewicz, kierownik okręgowej stacji kontroli pojazdów Polskiego Związku Motorowego w Lesznie. Wydziały komunikacji w naszym regionie nie są oblegane przez właścicieli próbujących zarejestrować samochód dostosowany do ruchu lewostronnego. Do tej pory w starostwie leszczyńskim zarejestrowano na razie dwa, a w wydziale komunikacji dla miasta Leszna – jeden taki pojazd. Jeśli chodzi o pozostałe powiaty naszego regionu, to w Gostyniu również zarejestrowano jednego, a we Wschowie – dwa „angliki”. Do połowy września, a więc przez miesiąc obowiązywania nowych przepisów, nikt nie próbował zarejestrować ich w Kościanie i Górze. W tym samym okresie wydziały komunikacji rejestrują po kilkaset „zwykłych” samochodów. – Tylko w sierpniu zarejestrowaliśmy 74 samochody salonowe oraz 381 używanych – informuje Dominik Szymański z wydziału komunikacji Urzędu Miasta Leszna. W starostwie leszczyńskim wydano około 400 nowych tablic rejestracyjnych. ds
PANORAMA LESZCZYŃSKA
[10] MOTORYZACJA
www.panorama.media.pl 22 X 2015
Kultowy fiat 126 był nie do zdarcia. Do dziś ma wielu fanów, którzy spotykają się na zlotach
Gazik padł, maluch nie
K
azimierz Tunkel doskonale pamięta swoje wyprawy fiatem 126 p. Bez trudu dojeżdżał nim nad polskie morze i w Sudety. Dalej nie jeździł, bo takie były czasy. Zagranica była dla wybranych, ale – jak przekonuje – gdyby musiał wybrać się maluchem w daleką podróż jest pewien, że auto dałoby radę. Na wytrzymałość malucha ma niezbity dowód. Podczas manewrów na poligonie w Wyciążkowie w błocie ugrzązł wojskowy gazik. – Panu pułkownikowi woda do kaloszy się nalała, a mój maluszek poszedł jak burza i pokonał przeszkody bez trudu. Oczywiście wiele zależało także od umiejętności kierowcy – śmieje się Kazimierz Tunkel. Maluch nigdy go nie zawiódł. Zresztą pan Kazimierz miał smykałkę do samochodów i wóz naprawiał samodzielnie. Ostatniego malucha złożył od podstaw. Zużył na niego osiem litrów farby okrętowej i silnik tak ustawił, że chodził niemal bezgłośnie. – W 2005 roku poszedł za symboliczne 300 zł. Musiałem go sprzedać, bo mieszkam w bloku i dysponuję tylko jednym garażem. Na pocieszenie kupiłem sobie mały model fiata 126 p, który stoi na półce – uśmiecha się. Kiedy Dorota Banaszak rozstawała się ze swoim maluchem, nie sądziła, że jej wóz posłuży innym przez wiele długich lat. – To było moje pierwsze auto - wersja eksportowa z fotelami lotniczymi. Bardzo o nie dbałam. Fiatem jeździłam na uczelnię, do Zielonej Góry. Pewnej mroźnej zimy zaparkowałam go na kilka godzin. Widocznie tego dnia zatankowałam kiepskie paliwo, bo na mrozie skrystalizowało się. Maluch ruszył, ale w pierwszej wiosce za Zieloną Górą odmówił posłuszeństwa. Na szczęście stanął tuż obok warsztatu mechanicznego. Mechanik go naprawił, ale od tego czasu nie jeździł jak przedtem, więc go sprzedałam. Jakież było moje zdziwienie, gdy wiele lat później spotkałam kobietę, która kupiła mój wóz. Poznała mnie i nie mogła się nachwalić, jak wspaniale jeździło się jej moim maluchem. To jednak
V REKLAMA
było wdzięczne auto - przekonuje Dorota Banaszak z Leszna. Józef Malcherek z Krzycka Małego również z sentymentem wspomina swojego małego fiata. Służył mu jako samochód rodzinny i...ciężarowy. Wystarczyła przyczepka, by bez trudu przewieźć całe wyposażenie do nowej łazienki. – Pierwszymi moimi samochodami były maluch i syrenka. Oczywiście syrenka była dużo wygodniejsza, ale za to maluch zdecydowanie sprawniejszy – zapewnia Józef Malcherek. Prawdziwym fanem fiata 126p okazał się syn pana Józefa – Wojciech. Ten młody człowiek miał już w swoim życiu sześć maluchów. – Zawsze uważałem, że maluch powinien być pierwszym samochodem jakim mężczyzna jeździ. Nie wiem skąd ten sentyment? Może dlatego że był to pierwszy samochód pokolenia naszych rodziców, a może dlatego że kolega jeździł fajnym maluchem – mówi Wojciech Malcherek. Pierwszego malucha kupił za 700 zł. Naprawił, a potem sprzedał i podjął się nowego wyzwania. – Ostatni mój maluch został sprzedany osobie ze Święciechowy. Trochę żałuję, bo wiem, że stoi bezczynnie w garażu, a przecież może z powodzeniem jeździć. Sprzedałem go, ponieważ kupiłem poloneza, a nie mam tyle miejsca by trzymać oba wozy – tłumaczy młody człowiek. Dwa lata temu wraz z innymi fanami maluchów skrzyknęli się na forum i postanowili spotkać na leszczyńskim Nowym Rynku. Przyjechało 13 osób. Teraz w ramach klubu „126 p Leszno” jeżdżą wspólnie na zloty maluchów organizowane w Polsce. Organizują także własne zloty. – Jak tu nie kochać malucha? – pyta retorycznie Wojciech Malcherek. – Nie dość, że łatwo go okiełznać, to ma jeszcze prostą budowę. Adrianna Smolibowska z Leszna z sentymentem wraca do czasów PRL – u, gdy maluchem podróżowała z rodzicami po kraju. – Kiedy wracaliśmy od babci mieszkającej pod Łęczycą, maluch wypełniony był po brzegi workami z ziemniakami, połową świni i niezliczoną ilością jaj. Mama pod moje i brata nogi skutecznie upychała babcine wiktuały i jakoś się jechało – wspomina Adrianna Smolibowska. Latami jeździli maluchem na wakacje nad jezioro Linie. Na bagażniku mieściły się materace i pierzyny, a w bagażniku wojskowy namiot. Auto nigdy nie odmawiało posłuszeństwa. Sama zresztą dorosłe życie zaczęła od malucha. – Kupiłam go trochę po znajomości, bo teść budował ówczesny salon Fiata w Lesznie – zdradza leszczynianka. – Sprzedałam go z myślą o kupnie mazdy, ale na długo zostałam bez auta, bo sprzedawca okazał się nieuczciwy. kab V REKLAMA
PANORAMA LESZCZYŃSKA
www.panorama.media.pl 22 X 2015
V REKLAMA
MOTORYZACJA [11]
PANORAMA LESZCZYŃSKA
[12] MOTORYZACJA
www.panorama.media.pl 22 X 2015
Jak zużyć mniej paliwa w samochodzie? Odpowiedź jest prosta: jeździć ekonomicznie
Jedź z głową, noga z gazu E konomiczna, płynna jazda, prawidłowe ciśnienie powietrza w oponach czy brak bagażnika na dachu to tylko niektóre sposoby na obniżenie poziomu zużycia paliwa w samochodach. W zależności od decyzji kierowcy, możemy zaoszczędzić nawet kilka litrów paliwa lub być uboższym o kilka, kilkanaście złotych na każdych stu kilometrach. Oszczędności w zużyciu paliwa tak naprawdę zależą wyłącznie od nas samych. Nikt przecież nie każe nam gwałtownie przyspieszać i hamować, czy jeździć – to nawet zabronione! – szybciej niż dopuszczają przepisy. Warto zdawać sobie sprawę, że tylko płynna jazda pozwoli nam na uzyskanie w praktyce poziomu zużycia paliwa gwarantowanego przez producenta auta. – Przede wszystkim trzeba zrezygnować z pseudosportowej jazdy. Styl: gaz do dechy i hamulec przed każdym skrzyżowaniem to nie tylko znacznie większe – nawet kilka litrów na 100 km – zużycie paliwa, ale także szybsze zużywanie części, głównie hamulców i opon. To wprost wyrzucanie pieniędzy z portfela. Naczelna zasada jest prosta: im mniej dotknięć pedałów hamulca i gazu, tym mniejsze spalanie. Trzeba jak najczęściej hamować silnikiem. Nie wszyscy wiedzą, że w takim momencie auto w ogóle nie zużywa paliwa. Stosujmy więc to przed dojazdem do skrzyżowań zamiast np. wrzucania biegu jałowego – radzi Piotr Więckowiak, mechanik samochodowy z Leszna. Wiele działań oszczędnościowych sprowadza się po prostu do bycia konsekwentnym, czego nam się często po prostu nie chce. Ciśnienie w oponach należy sprawdzać raz w miesiącu, a nie tylko wtedy, gdy opona zaczyna już wyglądać nienaturalnie. – Ograniczanie oporów toczenia opon ma znaczny wpływ na poziom zużycia paliwa. Musi być w nich tyle powietrza, ile zaleca producent. Ważne jest też, by opona miała odpowiednie wymiary, nie była ani za wysoka, ani za niska. Tanie w eksploatacji nie są też tzw. szerokie laczki. Może i ładnie wyglądają,
V REKLAMA
ale im opony są szersze, tym bardziej paliwożerne – twierdzi Piotr Więckowiak. Wiele działań oszczędnościowych nie wymaga żadnych wydatków, a jedynie dobrej woli kierowcy. Bagażnik dachowy powinniśmy montować tylko przed wakacyjnymi wyjazdami. Nowoczesne, aerodynamiczne boksy zwiększają zużycie paliwa tylko w granicach 1-2 litrów na 100 km, ale starsze konstrukcje mogą przy prędkościach autostradowych spowodować straty nawet dwa razy większe. Warto też nie wozić w samochodzie niepotrzebnych rzeczy – łańcuchów przeciwśnieżnych latem czy niepotrzebnych gratów. W wypadku nowoczesnych aut każde 100 kg dodatkowego obciążenia pojazdu sprawia, że zużycie paliwa rośnie o około 0,5 l na 100 km. Pamiętajmy, że jazda z otwartymi oknami czy szyberdachem także nie pozostają bez wpływu na poziom spalania paliwa. Używanie urządzeń elektrycznych poprawia komfort jazdy, ale oczywiście kosztuje. O ile klimatyzacja latem jest wręcz niezbędna, by przetrwać upały (auto zużywa około pół litra paliwa więcej na sto kilometrów), o tyle np. rozbudowany system nagłośnienia, w tym np. wzmacniacz zajmujący pół bagażnika – już niekoniecznie. Trzeba też pamiętać o stałym i terminowym serwisowaniu. Układ zapłonowy ze sprawnymi świecami oraz przewodami wysokiego napięcia wytwarza lepszą iskrę, a dzięki temu paliwo lepiej się spala. Podobnie jest przy regularnie wymienianych filtrach powietrza, ułatwiających silnikowi chłodzenie. Specjaliści zalecają także używanie najniższej lepkości oleju silnikowego dopuszczonej przez producenta pojazdu oraz regularną jego wymianę. W ten sposób unikamy zmiany lepkości oleju podczas eksploatacji. Niska klasa lepkości oleju to niższe tarcie między ruchomymi elementami silnika oraz szybsze dotarcie oleju do wszystkich punktów smarowania. ram
PANORAMA LESZCZYŃSKA
MOTORYZACJA [13]
www.panorama.media.pl 22 X 2015
Dbajmy o zmianę opon dla własnego bezpieczeństwa
Lepiej zapobiegać... U
biegłoroczna zima zaskoczyła mało zimową aurą. Owszem, słupek rtęci wędrował poniżej zera, jednak śniegu spadło niewiele. Stąd niektórzy zaczęli się zastanawiać, czy jest sens zmieniać opony na zimowe? To przecież dodatkowe koszty, bowiem co jakiś czas trzeba zainwestować w nowe bądź nowsze opony, zarówno letnie jak i zimowe. Leszczyński rajdowiec Piotr Rudzki przestrzega przed takimi zakusami. – Osobiście uważam, że zmiana opon na zimowe oraz letnie powinna być obowiązkiem każdego właściciela auta – podkreśla Piotr Rudzki. – W myśl zasady, że lepiej zapobiegać niż leczyć. Przywołuje sytuację z grudnia ubiegłego roku, gdy na drogach pojawiła się minimalna warstwa białego puchu. – Wtedy bez trudu można było rozszyfrować, czy dany kierowca korzysta z opon zimowych czy też nie. Ci, którzy jechali na letnich, mieli problem nie tylko z hamowaniem, lecz również z ruszaniem – zauważa leszczyński rajdowiec, na co dzień prowadzący ośrodek szkolenia kierowców „Herbi”. Prostuje też wciąż powielane przez niektórych mylne przekonanie, że zimówki przydają się głównie na śniegu. Ważna jest przede wszystkim temperatura i to do niej również przystosowane są mieszanki, z których wykonuje się opony mające spełniać swoje funkcje latem oraz zimą. Gdy spada ona poniżej 7 st. C, Piotr Rudzki radzi nie zwlekać ze zmianą ogumienia. Przy niskich temperaturach letnia opona staje się twarda i nie złapie przyczepności w takim stopniu jak zimowa. – Korzystanie zimą z letnich opon można by porównać w pewnym sensie do jazdy na plastikowych kołach. Chyba nikt by nikomu takiego wariantu nie polecił – twierdzi rajdowiec. Zimowe opony posiadają tzw. lamelki. Są to drobne, równoległe względem siebie nacięcia na bieżniku, dodatkowo zwiększające przyczepność i pomagające czyścić bieżnik. Letnie, nawet przy niewielkiej warstwie śniegu, mogą się „zakleić” i nawet nieodległa czy ostrożna podróż może mieć smutny finał. Podobnie bacznie powinniśmy obserwować to, co dzieje się za oknem, kiedy zaczynamy myśleć o wymianie opon na letnie. Lepiej nie robić tego na hura, gdy tylko puści mróz, a słońce zaświeci nieco mocniej. Chłodne noce i poranki, również ze śniegiem czy marznącą mżawką, wciąż mogą dać o sobie znać. – Lepiej nieco dłużej pojeździć na zimówkach niż zmienić je zbyt wcześnie – przestrzega Piotr Rudzki. – W momencie gdy temperatury ustabilizują się na poziomie 10 st. C, możemy zrobić to już z czystym sumieniem. Tematu nie należy przeciągać też w nieskończoność, bowiem zimowa opona w typowo letnich warunkach i wysokich temperaturach stanie się zbyt miękka i bardziej wyczulony kierowca odniesie nawet wrażenie, jakby zaczynała ślizgać się, „pływać” po drodze. Niektórzy kierowcy próbują sięgnąć po rozwiązanie pośrednie i zaopatrują się w tzw. opony uniwersalne. Zdaniem rajdowca nie jest to najlepsze rozwiązanie. – Niedawno zapytał mnie o to jeden z kursantów. Na myśl przyszło mi takie pytanie: A gdyby ktoś oferował tobie całoroczne buty, w których miałbyś chodzić bez względu na pogodę, to zdecydowałbyś się na ich zakup? Z pełną świadomością, że latem nie będziesz mógł sięgnąć po sandały, a zimą po bardziej solidne obuwie? – zastanawia się Piotr Rudzki. Zdaje sobie sprawę, że posiadanie opon zimowych oraz letnich wiąże się z wydatkami. Dlatego podkreśla, iż można sięgnąć po wariant pod tytułem „używane”, jednak trzeba pilnować, by zakupione opony nie były zbyt stare. – W internecie natknąłem się niedawno na ogłoszenie, gdzie sprzedający oferował „super opony, w bardzo dobrym stanie”. Moją uwagę przykuła jednak data produkcji: 2006. Z upływem lat guma parcieje, kauczuk zmienia konsystencję, co może mieć duży wpływ na bezpieczeństwo jazdy. Lepiej sięgnąć po opony z nieco bardziej zużytym bieżnikiem, ale zdecydowanie nowsze. Pamiętajmy jednak: opona zimowa nie sprawdza sie na śniegu, jeżeli jej bieżnik ma mniej niż 4 mm. Letnia - oczywiście latem - ma pod tym względem większy margines – mówi właściciel ośrodka szkolenia kierowców „Herbi” w Lesznie. Na pytanie, czy już nadszedł najwłaściwszy moment, by zmienić ogumienie na zimowe odpowiada krótko: – Lepiej zrobić to o dwa tygodnie za wcześnie niż o jeden dzień za późno. Najcenniejsze jest bezpieczeństwo. ama
V REKLAMA
PANORAMA LESZCZYŃSKA
[14] MOTORYZACJA
www.panorama.media.pl 22 X 2015
Nasz mototest
Mocno poszukiwany model
Pierwszy SUV firmy Mercedes
M
odmianach modelu GLC. Właśnie połączenie nowej skrzyni 9-biegowej ze stałym napędem na cztery koła daje tak znakomite efekty techniczne, zwiększa komfort jazdy, a przede wszystkim znacznie poprawia bezpieczeństwo. Kierowanie tak skonstruowanym pojazdem sprawia również prawdziwą przyjemność. Kiedy wchodzimy do kabiny już po chwili czujemy się jak u siebie. Wszystko jest tutaj uporządkowane i czytelne. Cały kokpit przypomina najnowszą wersję klasy C i nic dziwnego, bo cały pomysł tego modelu ma korzenie właśnie w tej klasie. Sprawdzone rozwiązania warto wykorzystywać. W centralnej części deski rozdzielczej dominuje duży wyświetlacz, na którym można odczytać wszystkie dane, służy też do nawigacji, pokazuje obraz z kamer i informacje audio. Swoją drogą dźwięk z systemem nagłośnienia Burmester zadowoli konesera muzyki. Pochwalić trzeba siedzenia. Są one zaprojektowane ergonomicznie. Fotele można doregulować na wysokość, wzdłużnie i wychylenia oparcia. Pozwala to na wygodne dopasowanie do jazdy zwłaszcza na dłuższych odcinkach. Opcje pozwalają na wybór odpowiedniej tapicerki. Kierowca Mercedes-Benz GLC 220 d 4Matic może też regulować ustawienie kierownicy. Jedyny dostrzeżony Silnik wysokoprężny mankament to szeroki próg, który będzie powodował zabrudzenie Pojemność 2143 cm spodni (albo rajstop) przy wysiadaniu. Moc 125 kW / 170 KM Nie mogliśmy odmówić sobie przyjemności jazdy nocnej. Chodziło Moment obrotowy 400 Nm o sprawdzenie działania inteligentnego systemu oświetlenia drogi Skrzynia biegów ILS. Oświetla on lepiej lewą krawędź jezdni i zwiększa pole widzenia Automat 9G-Tronic kierowcy przed samochodem. Adaptacyjny asystent świateł drogoOsiągi wych zapewnia zaś maksymalny zasięg reflektorów bez oślepiania Przyspieszenie 8,3 s do 100 km/h kierowców jadących z przeciwka. System działa automatycznie. Prędkość maks. 210 km/h Posiadanie najmłodszego dziecka mercedesa wiąże się ze sporym Zużycie paliwa wydatkiem. Cóż, luksus kosztuje. Za podstawową wersję trzeba zapłaMiasto 6,3 – 5,5 l/100 km cić minimum 173 tys. zł. Bogato wyposażony model, którym jeździŚrednio 5,5 – 5,0 l/100 km liśmy kosztuje 240 tys. Pojazd do testu udostępnił nam leszczyński Wymiary pojazdu salon dilera Mercedesa-Benz, Spółka Frączak. m Długość 466 cm Zdjęcia: Roman Majewski Szerokość 210 cm Rozstaw osi 287 cm
ercedes zaskoczył zmotoryzowanych absolutną nowością na naszym rynku. Jest nią model GLC, czyli SUV zbudowany na bazie najnowszej wersji klasy C. Właśnie takiego pojazdu brakowało temu koncernowi w bogatej przecież ofercie. Ale skoro rywale dysponują pojazdami w takim segmencie, więc paletę należało uzupełnić. Premiera wypadła doskonale, klienci znaleźli się natychmiast, także na naszym rynku. Na realizację zamówienia trzeba czekać kilka miesięcy ale cierpliwość popłaca… Auto ma rewelacyjne wprost osiągi. Testowaliśmy wersję z silnikiem diesla o pojemności 2,2 l. Przejechaliśmy łącznie około 200 km w zróżnicowanych warunkach, w mieście, na drogach nieutwardzonych i po gładkim asfalcie. Przy uśrednionej prędkości 48 km/h silnik spalił 6,0 litra paliwa na 100 km. Odczucie przyspieszenia przy wyprzedzaniu odpowiada podanym w opisie technicznym 8 sekundom do setki. Ten miły dla użytkownika auta moment wciskania w fotel przekłada się na poczucie bezpieczeństwa. W samych superlatywach można wypowiadać się o najnowszym rozwiązaniu mercedesa jakim jest automatyczna skrzynia 9-biegowa (9G-Tronic). Ten automat pracuje bezszelestnie, niezauważalnie dla kierującego. Tylko obserwując centralny wyświetlacz pomiędzy zegarami można zauważyć, jak zmieniają się biegi. Dodatkowo w trybie sportowym można przyspieszyć ich zmianę łopatkami przy kierownicy. Dźwignia automatycznej skrzyni również umieszczona jest przy kierownicy. Koncern mocno akcentuje zastosowanie napędu na cztery koła określanego jako 4Matic. Jest on instalowany jako stały i wprowadzony we wszystkich
V REKLAMA
Automatyczna, 9-biegowa skrzynia, pracuje bezszelestnie
PANORAMA LESZCZYŃSKA
www.panorama.media.pl 22 X 2015
V REKLAMA
MOTORYZACJA [15]
V REKLAMA