I
SPOŁECZEŃSTWO
I
Szkoła zostaje w każdym z nas Autor: Anna Zawiślak
W czasie, kiedy maturzyści zmagają się z egzaminem dojrzałości, zapytaliśmy grono koszalinian, co najchętniej wspominają ze szkolnych lat. W niektórych więcej ciepłych wspomnień budzi szkoła podstawowa, w innych średnia. Jedno jest pewne: szkoła to nie tylko nauka, ale przede wszystkim ludzie – nauczyciele i koledzy. Wspólne przeżycia i emocje zapadają w pamięć, a im dalej od opuszczenia szkolnych murów, tym większa świadomość, jak mocno ten czas na nas wpłynął.
Izabela Felisiak mama, człowiek od zadań specjalnych, zafascynowana rękodziełem i fotografią, zawodowo dba o wizerunek i spójność Restauracji Ambasada oraz Sali Koncertowej G38
Choć to tylko kołaczące się po głowie okruchy, to jednak chętnie do nich wracam. Wspomnienia szkolne niezmiennie wywołują na mojej twarzy ciepły uśmiech. Chodziłam do niewielkiej szkoły w Drawsku Pomorskim, potocznie zwanej „dwójką”. Załapałam się jeszcze na czasy niewygodnych, stylonowych, elektryzujących się mundurków szkolnych, tarcz z godłem szkoły przyszywanych do rękawa, pochodów pierwszomajowych, coniedzielnych poranków w kinie Drawa. W naszej szkole toczyło się prawdziwe życie, to tutaj spędzałam większość swojego również wolnego czasu. Grupa Zuchów „Pacynkowe Bractwo”, do której należałam w młodszych klasach, rozbudziła we mnie pokłady dobroczynności oraz kreatywności. W wyższych klasach namiętnie, kilka razy w tygodniu, zaliczałam tzw. SKS–y, dzięki którym sport na stałe wyrył się w moim sercu. Szkolne Kluby Sportowe to prawdziwa lekcja zdrowej rywalizacji, tu miałam możliwość trenowania siatkówki, gimnastyki czy biegów, w moim przypadku na krótkich dystansach. Regularnie uczestniczyłam w zawodach sportowych, zwiedzałam dzięki nim województwo, wtedy koszalińskie. Uczęszczałam na kółka matematyczne, fizyczne, biologiczne oraz teatralne. Jak widać, miałam spory rozstrzał zainteresowań, jednak do każdego z nich podchodziłam z tym samym entuzjazmem.
Jak każdy chyba uczący się w tamych czasach mam w pamięci prace społeczne, które były swoistymi wydarzeniami, także towarzyskimi. Podczas cojesiennych czy wiosennych akcji sprzątania świata, wykopków czy sadzenia lasu, zyskiwaliśmy świadomość ekologiczną oraz konfrontowaliśmy się z wiedzą, jak zgubny wpływ na nasze otoczenie mają śmieci, jak psują nasze otoczenie i jak ważne jest poszanowanie środowiska.
Z rozrzewnieniem wspominam zajęcia techniczne, na których w piwnicznych pracowniach powstawały z kawałka metalu pieczołowicie szlifowane blaszki do kluczy, makramy z cudem przez rodziców zdobytych sznurków wędliniarskich czy karmniki dla ptaków ze sklejki wygrzebanej w tatowej piwnicy. Cierpliwie i z zapartym tchem czekałam na efekt końcowy kilkutygodniowej pracy.
Tradycyjnie na zakończenie roku jeździliśmy na dwu-trzydniowe biwaki w okolice malowniczego jeziora Lubie. Prawdziwa szkoła przetrwania. Smak paprykarza szczecińskiego czy konserwy turystycznej już zawsze kojarzyć się będzie z biwakowymi śniadaniami pod gołym niebem. Tu zawiązywały się, choć także kończyły z hukiem dozgonne przyjaźnie czy miłości. Do dziś wspominam fruwające iskry nad ogniskiem, zapach pieczonych kiełbasek, słyszę gromki śmiech podczas prezentowania skeczy, pieczołowicie przygotowywanych jeszcze przed wyjazdem.
Okazją do świetnej zabawy był pierwszy dzień wiosny, nazywany również Dniem Wagarowicza. Parada barwnych postaci przelewała się przez szkołę. Każdy miał swój pomysł na spędzenie tego dnia. Jedni na wagarach, inni topiąc marzannę w parku im. Chopina lub snując się po szkolnych korytarzach i uczestnicząc w zabawach.
I
Jeśli chodzi o nauczycieli, to miałam szczęście do świetnych pedagogów, jednak najbardziej wyryli mi się w pamięci moi nauczyciele historii, matematyki i polskiego. Nikt tak jak oni nie potrafili dzielić się swoją wiedzą.
60
I