Prestiż magazyn szczeciński (lipiec 2024)

Page 1


Atuty inwestycji

Doskonała lokalizacja

Ogromne tarasy

Bliskość natury

Komunikacja miejska w pobliżu

Windy Ogrzewanie podłogowe

Nowoczesna architektura

Mieszkania z ogródkami

Parking, garaż Ładowarki do pojazdów elektrycznych

Na okładce: Filip Cembala

Autor: Karolina Bąk

SPIS TREŚCI

12. Słowo od naczelnej Krzywym okiem – pisze Dariusz Staniewski

Nowe miejsca

Światowy jazz w Szczecinie i Goleniowie

Taniec poza miastem

Książęta pomorscy bez tajemnic

Mali astronauci w akcji

Zdrowa dawka słońca

Studencka moda z drugiego

TEMAT Z OKŁADKI

Filip Cembala – zauważony, czyli osobno osobowy cembalski bigos

STYL ŻYCIA

36. Sztuka spod trasy

42. Burning Man – eksperyment społeczny na środku pustyni

DESIGN

46. Luksus w stylu Hampton z widokiem na Bałtyk

50. Zamieszkaj w dobrostanie

MOTORYZACJA

52. Dla detektywa i dla całej rodziny

54. Spotkanie z legendą i niezwykła parada Porsche

BIZNES

56. Budowanie firmy to moja pasja

58. Szef, czyli dupek?

60. Rekiny, rafa koralowa i trzy poziomy szczęścia

63. Z miłości do pracy z ludźmi

64. Nadchodzi EduPower

66. Vital-Sauna – 30 lat profesjonalizmu

69. Ważne zmiany w lipcu

KULINARIA

70. Dobra kuchnia z dobrą imprezą

72. Przystanek Cafe – z miłości do pieczenia

ZDROWIE I URODA

74. Medycyna estetyczna dla każdego?

76. Relaks od stóp do głowy

77. Implanty, czyli powrót do normalnego życia

78. Estetyka, a chirurgia – okiem chirurżek patrzymy na medycynę estetyczną

81. Japoński przepis na młodość

82. Neurochochirurgia i sztuczna inteligencja: jak nowoczesne technologie wspomagają precyzję i bezpieczeństwo operacji

85. Na scenie i na imprezie

86. Nie dajmy się kleszczom

88. Ekspert radzi

KULTURA

89. Recenzje teatralne – pisze Daniel Źródlewski

90. Aleja Zasłużonych Babska Sprawa

91. Przeplatanie & przenikanie MAYDAY

92. Discopolowy ptak, sztywny pal Kostki i polarny cud

94. KRONIKI

Jak tylko otrzymałam/em stałe mosty zębowe na implantach zmieniło się moje życie!

Bez żadnej przesady mogę powiedzieć, że po operacji All-on-4® jestem odmienioną osobą!”

Wróciła mi pewność siebie, komfort i radość życia!

to tylko niektóre słowa jakie słyszymy od naszych pacjentów po rekonstrukcji ich zębów

Metodą All-on-4®

Od 2020 roku Aesthetic Dent na stałe współpracuje z dr Paulo Malo - twórcą metody All-on-4. Dr Malo pracuje z nami w Aesthetic Dent a także osobiście operuje najtrudniejsze przypadki.

Zapraszamy na konsultacje!

Apartamenty na sprzedaż 33 luksusowe mieszkania z widokiem na Jezioro Dąbie

Wybierz to, co najlepsze! Ostatni etap inwestycji to unikalne i komfortowe apartamenty od 78 m2 – 115 m2

Sprawdź naszą ofertę: www.marina-developer.pl | Zadzwoń: 609 11 30 55

Lipcowy bigos

Czasem jak jestem zmęczona moim funkcjonowaniem zawodowym, wracam do korzeni, czyli tego, co lubię robić najbardziej, i staję się znowu dziennikarką. A przy produkcji sesji chętnie blendę potrzymam, nosek przypudruję modelowi – dlaczego by nie? Tak było w przypadku lipcowej okładki, która – zauważcie – jest w dwóch wersjach. Wynika to z prostego faktu, że nie mogliśmy się z bohaterem – przecudnym Filipem Cembalą – zdecydować na jedną. Dlaczego zatem nie zrobić dwóch? I tak oto mamy dwie okładki lipcowego Prestiżu. Moje spotkanie z Filipem było intensywne, nasycone i bardzo, bardzo smaczne. Gdybym miała opisać jego osobowość, to na pewno nie zmieściłaby się w dwóch odsłonach. Filip jest barwny, wielowymiarowy i umykający definicjom. Powiedzieć o nim aktor, to jak nic nie powiedzieć. Prowadzi intensywną działalność w sieci. Zasłynął jako twórca hasztagu #lowizm, a co za tym idzie publikacją filmików. To pełne wdzięku i cembalskiego języka obserwacje trudów codzienności i zabawne rady, jak je pokonać.

Dzięki temu jest jednym z ulubionych polskich influenserów, choć sam woli określenie inkluenserów. Tak, to od coraz modniejszego pojęcia inkluzywności w rozumieniu równości i szacunku. – Bo ja jestem bigosem! – mówi o sobie w rozmowie z Danielem Źródlewskim. – Nie będę się kastrował ze swojego potencjału tylko dlatego, że jakiś algorytm tego nie lubi! Jednego dnia budzę się jako pan od śmiesznych filmików, drugiego jestem kontestującym życie melancholikiem, a trzeciego i czwartego śpiewam od rana do nocy i chcę tylko śpiewać! A piątego chcę, by poniosły mnie słowa.

I wiecie co. Ja taki bigos kupuję i karmię się nim do syta, aby z odzyskaną energią wrócić do funkcji wydawcy i rednaczki (tak nazywa mnie Daniel Źródlewski) na kolejne 10 lat. Smacznego!

REDAKTOR NACZELNA:

IZABELA MARECKA

REDAKCJA: ANETA DOLEGA, DANIEL ŹRÓDLEWSKI, DARIUSZ STANIEWSKI

FELIETONIŚCI:

ANNA OŁÓW-WACHOWICZ

ZBIGNIEW SKARUL

DOMINIK KWIATKOWSKI

WSPÓŁPRACA:

PANNA LU, ALEKSANDRA KUPIS

WYDAWCA: WYDAWNICTWO PRESTIŻ UL. MIKOŁAJA KOPERNIKA 6/9 70-241 SZCZECIN

REKLAMA I MARKETING: KONRAD KUPIS, TEL.: 733 790 590

ALICJA KRUK, TEL.: 537 790 590

KARINA TESSAR, TEL.: 537 490 970

DZIAŁ PRAWNY:

ADW. KORNELIA STOLF- PEPLIŃSKA

STOLF-PEPLINSKA@KANCELARIACYWILNA.COM

DZIAŁ FOTO:

JAROSŁAW GASZYŃSKI, ALICJA USZYŃSKA, DAGNA DRĄŻKOWSKA-MAJCHROWICZ

ALEKSANDRA MEDVEY-GRUSZKA

SKŁAD GAZETY: AGATA TARKA, WWW.MOTIF-STUDIO.PL/OFERTA

DRUKARNIA:

DRUKARNIA KADRUK S.C.

REDAKCJA NIE ODPOWIADA ZA TREŚĆ REKLAM. REDAKCJA ZASTRZEGA SOBIE PRAWO DO SKRACANIA I REDAGOWANIA TREŚCI REDAKCYJNYCH.

Wydawnictwo Prestiż e-mail: redakcja@eprestiz.p www.prestizszczecin.pl

MIESIĘCZNIK BEZPŁATNY

Izabela Marecka

Krzywym okiem

Bzzzzzzzykające wampiry

Jest wiele owadów, które uprzykrzają nam życie. Ale jeden z nich szczególnie odnajduje jakąś taką dziwną przyjemność w zatruwaniu nam życia. Zawzięty dziad atakuje nas od wieków i co by człowiek nie wymyślił na niego, to on i tak zawsze jest górą. Pewnie już wiadomo, że chodzi o komary. Ich bzyczenie przypomina chińską torturę kropli wody, doprowadza człowieka do takiej furii, że potrafi wstać nawet w środku i z kapciem lub gazetą w dłoni gonić go po całym mieszkaniu do upadłego, do krwi ostatniej (co ma niebagatelny z nim związek), dopaść a potem rozsmarować go na ścianie lub szybie. Oczywiście jak się trafi a wcale to nie jest takie proste. Bo komary, cwane bestie, lubią się z nami pobawić. Pobzyczą, pobzyczą i jak już tropicielowi wydaje się, że namierzył łajdaka, ten nagle milknie i przyczaja się gdzieś za zasłoną, na szafie lub pod sufitem. Gdzie go karząca dłoń uzbrojona w packę póki co nie dosięgnie. I nie ma rady, musisz uzbroić się w cierpliwość, jak rasowy myśliwy czekać aż przeciwnik wychyli się ze swej kryjówki i wtedy znowu zaatakować. Jak masz trochę szczęścia lub komar nie jest profesjonalistą czy też może postanowił w ten sposób popełnić samobójstwo, to wysiłki zostaną uwieńczone sukcesem. To okrutne, niektórzy powiedzą nawet, że nieludzkie a zwolennicy reinkarnacji zadadzą swoje odwieczne pytanie: „a może w przyszłym życiu będziesz komarem i chciałbyś wtedy zginąć od kapcia jakiegoś okrutnika?” Pewnie, że nie. Ale takie dysputy chyba lepiej zostawić na długie zimowe wieczory z kubkiem „grzańca” w dłoni a teraz przystąpić do walki. Bo to jest wojna, krwiopijcy kontra my, jeńców nie bierzemy, albo my ich albo oni nas. Od tego zależy przecież np. jak spędzimy wakacje – czy radośnie, spokojnie, słuchając upojnego trelu ptaków, szumu morza

lub discopolowej sieczki (dla każdego coś miłego), czy tez będziemy toczyli kolejne bitwy z tymi latającymi wampirami, niszczycielską siłą, które chce przelać a raczej wyssać naszą krew. Czy będziemy mogli spokojnie poleżeć na leżaku delektując się zimnym browarkiem, czy też ten czas spędzimy na gwałtownym i długotrwałym wymachiwaniu rękami w nadziei odgonienia kolejnych watah tych cholernych bzyczących bezlitosnych, potworów. I być może zabrzmi to niewiarygodnie ale chyba jest takie miejsce i to w Zachodniopomorskiem w którym człowiek wygrał odwieczną wojnę z komarami. Albo mu się tylko tak wydaje. W każdym razie trzymamy kciuki za Świnoujście, które już w mediach ogłosiło, że w tym roku komary nie będą na tak zmasowaną skalę jak zawsze prowadzić swojego krwawego procederu. Przynajmniej na czas wakacji. Bo miasto prowadzi intensywne odymianie ulic i parków.

Na początku miesiąca dokuczały. W tej chwili jest ok, zniknęły. Nie wiadomo jak, ale zniknęły. Owszem dokuczały, ale już nie dokuczają. W zeszłym roku też były, potem nie było komarów w ogóle, bez żadnej plagi – mówili kilka dni temu mieszkańcy Świnoujścia i wypoczywający w nim turyści reporterowi jednej ze szczecińskich rozgłośni radiowych.

I oby nie zapeszyli. Reprezentanci władz miasta zapewniają, że intensywne odkomarzanie trwa na terenie całego kurortu. I potrwa do końca wakacji. A walka z uciążliwymi owadami prowadzona jest dwoma sposobami. Pierwszy to opryski, które stosowane są po godzinie 21:00, a drugi to odymianie. Odymiane są tereny zurbanizowane i rekreacyjne, czyli parki, zieleńce. Robione to jest z użyciem spe-

cjalnego środka chemicznego, przy odpowiednich warunkach atmosferycznych. Musi być bezwietrznie i nie może padać. Koszt odkomarzania w Świnoujściu to niemal pół miliona zł. Ale co tam kasa! Brak komarzego bzyczenia i swędzących bąbli na ciele warte jest przecież każdych pieniędzy. Oczywiście pewnie inne zdanie na ten temat mają osoby handlujące preparatami na komary oraz środkami na ich ukąszenia. No cóż, dobro mieszkańców i turystów jest najważniejsze. Cieszy sukces Świnoujścia w walce z tymi małymi bydlakami. Ale znając je już trochę i skutki ich działalności zastanawia, że tak łatwo odpuściły. A może tylko gdzieś się przyczaiły, reorganizują siły, czekają na posiłki, opracowują taktykę, żeby potem uderzyć zmasowanym atakiem. Oby nie. Choć trochę to wszystko bzzzzzzzydko pachnie i bzzzzzzzzzydko wygląda. Świnoujścianie – bądźcie czujni! Cała Polska na Was patrzy i trzyma kciuki!

Dariusz Staniewski

Dziennikarz z ponad 30-letnim doświadczeniem i niezłym dorobkiem. Przez szczeciński oddział jednego z ogólnopolskich stowarzyszeń dziennikarskich kilkukrotnie nominowany do nagrody „Dziennikarz Roku” a raz nawet do nagrody za „Całokształt Twórczości” (!) choć przecież nie napisał jeszcze ostatniego słowa. Autor dwóch książek („Szczecin bardzo

Towarzyski” oraz „Wszystko o czym nie powiedziałem – wywiad – rzeka z Piotrem Krzystkiem, prezydentem Szczecina”) oraz współautor kolejnych dwóch („W szponach Gryfa” cz. 1 i 2). Miłośnik hucznych imprez towarzyskich, dobrej kuchni oraz polskiej kinematografii (z wyłączeniem wielu propozycji prezentowanych w ostatnich latach)

KOYA

To nowe miejsce z kuchnią japońską zainspirowane yatai – japońskimi straganami, gdzie nie tylko można zjeść, ale też spotkać i poznać innych ludzi. Zjemy tu proste uliczne dania, w tym potrawy układane w tzw. bento box. W karcie znajdziemy m.in. pierożki gyoza, kimchi, donburi, młodą fasolkę edamame. Delikatną wołowinę, kaczkę, tuńczyka, łososia i owoce morza a także wege przysmaki z tofu. Wszystkie dania są również dostępne na wynos.

Szczecin, ul. Jagiellońska 84/1

SUSZARNIA

Popularny sushi bar w nowym miejscu, w nowej odsłonie. Teraz nie tylko na wynos i z dowozem, ale pysznymi zestawami sushi można się delektować na miejscu, w przyjemnym wnętrzu. Nowy lokal to także nowa karta a w niej spory wybór zestawów sushi i sashimi, w tym wersje wege. Do tego lunch boxy, przystawki i desery. Wszystko oczywiście w japońskim stylu. Oprócz tego napoje takie jak matcha, mio mio czy japońskie piwo.

Szczecin, al. Wojska Polskiego 51/u3

SZKOLNICKI

Oryginalne lody kręcone. Takie jakie znajdziemy w nadmorskich kurortach. Nie tylko śmietankowe, ale również pistacjowe, słony karmel, mango, czekolada i snickers. Do tego kolejny typowo nadmorski przysmak – chrupiące gofry. Szkolnicki to lodziarnia z długimi tradycjami – działa od 1976 roku. Do tej pory w Niechorzu i Pobierowie, teraz także w Szczecinie.

Szczecin, ul. Jagiellońska

ZROBIENI

Salon urody, który w ofercie ma szeroki zakres usług, w tym pedicure, lifting rzęs, makijaż permanentny, przedłużanie i zagęszczanie włosów. Do każdego klienta podchodzą indywidualnie. Na miejscu dostępne są także szkolenia z manicure i pedicure. Może z nich skorzystać każdy, gdyż salon współpracuje z Powiatowym Urzędem Pracy. Daje to możliwość osobie nieposiadającej funduszy, spełnienia marzenia o byciu stylistą paznokci i ogromną motywację do jego realizacji.

Szczecin, ul. Kopańskiego 83

ŚWIATOWY JAZZ W SZCZECINIE I GOLENIOWIE

Michał Martyniuk, urodzony w Szczecinie, a mieszkający na stale w Nowej Zelandii pianista, kompozytor i producent muzyczny wraca do rodzinnego miasta. W stolicy Pomorza Zachodniego oraz Goleniowie zagra ze swoim zespołem koncert promujący jego ostatnie wydawnictwa muzyczne. Razem z żoną i córką przyjechali do Szczecina rownież odwiedzić rodzinę i starych znajomych.

Twórczość Michała Martyniuka charakteryzuje się połączeniem tradycyjnego jazzu z nowoczesnymi brzmieniami, co przyniosło mu szerokie uznanie krytyków i publiczności. Nominowany był do nagród Fryderyka oraz Tui Jazz Award w Nowej Zelandii, po drodze do Szczecina, został zaproszony na festiwal Made In New York Jazz Festival w Czarnogórze. Kilka lat temu Martyniuk zdobył drugie miejsce w konkursie jazzowym Made In New York Jazz Competition w Nowym Jorku. Zagrał wtedy swoje kompozycje w towarzystwie Randy'ego Breckera (trąbka), Johna Patitucciego (kontrabas) i Francisco Meli (perkusja). W tym roku organizatorzy konkursu zaprosili Michała, aby znów zabłysnął w gronie największych światowych gwiazd jazzu. Na scenie zagrał z basistą Nathanem Eastem (Eric Clapton, Michael Jackson, Phil Collins, Toto, Stevie Wonder, Chick Corea, Herbie Hancock, Daft Punk), gitarzystą Frankiem Gambale (Chick Corea Electric Band) oraz perkusistą Jeffem „Tain” Wattsem. Na festiwalu w Czarnogórze Michał zagrał m.in. swoje dwa najnowsze single, które ukazały się na portalach streamingowych: „3202” oraz „From The Planet Of The Hun-

ters”. Martyniuk jest również aktywnym edukatorem, prowadzącym warsztaty i lekcje mistrzowskie, dzieląc się swoją wiedzą i pasją do muzyki z młodszymi muzykami. Jego zaangażowanie w rozwój muzyki jazzowej oraz talent do tworzenia niezapomnianych kompozycji czynią go jednym z czołowych polskich pianistów jazzowych.

Do Szczecina przyjechał z rodziną – żoną Mają i dwuletnią córką Mią. Często spacerują po mieście i odwiedzają starych znajomych sprzed lat. W stolicy Pomorza Zachodniego oraz Goleniowie zagra ze swoim zespołem nowy materiał, który częściowo ukaże się na winylu i portalach streamingowych. Jest on oparty w dużej mierze na mocnym groove. Wciąż jednak pozostaje muzyką improwizowaną na najwyższym poziomie. Michał jest mistrzem w konstruowaniu setów live. Zarówno osoby, które nie mają dużo wspólnego z jazzem, jak i wytrawni krytycy, znajdą w jego muzyce coś dla siebie i na pewno nie będą się nudzić.

ds. / foto: materiały prasowe

TANIEC POZA MIASTEM

Taniec Poza Sferą Miasta LOCAL/GLOBAL, który

odbędzie się 19-20 lipca w GOKSiR i w Młynie 3D w Przecławiu, to nowa inicjatywa, której tematem jest taniec.

PASJA, ZDROWIE, DOŚWIADCZENIE

Dbamy o Twój piękny uśmiech

Oferujemy pełny zakres usług stomatologicznych

Implantologia

Protetyka 3D podczas jednej wizyty

Stomatologia zachowawcza

Wybielanie laserowe

Licówki pełnoceramiczne

Nakładki ortodontyczne

Implantologia i Stomatologia ul. Sienna 4/1, 70-542 Szczecin tel.: +48 91 812 15 41, +48 607 236 896 www.koryznaclinic.com

Do udziału w festiwalu zaproszeni zostali lokalni artyści reprezentujący różne style i techniki taneczne oraz artyści tworzący i pochodzący z różnych zakątków świata. W programie znalazły się spektakle wystawiane na scenie GOKSiR – Nira de Volffa i syryjskich artystów, który opisuje ich proces adaptacji do berlińskiego środowiska artystycznego. Spektakl „Connected/Disconnected” to znowuż eksploracja połączeń między tancerzami różnych stylów ruchowych. Gościć będzie również kolektyw Mill3D, z artystami z Chile, Berlina i Kanady, którym na żywo towarzyszyć będzie Baltic Neopolis Orchestra. Obok spektakli odbędzie się także bitwa taneczna, warsztaty i rozmowy o tańcu. – Zaprosiliśmy do udziału zaprzyjaźnionych artystów oraz grupy, które od lat kształtują taneczny krajobraz Szczecina i okolic – objaśnia Mariusz Tatkowski, kurator festiwalu. Zaprosiliśmy również szerokie spektrum artystów z zagranicy, w tym takich którzy zaprezentują spektakle będące dziełami premierowymi, powstałymi w ramach rezydencji. Wiele wydarzeń ma charakter otwarty i bezpłatny. – Dodatkowo szykujemy coś ekstra: performatywny rajd rowerowy z artystami z Brukseli, którzy będą tańczyć na ścieżkach rowerowych oraz bitwę taneczną, gdzie rywalizować będą tancerze reprezentujący różne style – dodaje Anna Kamińska, kuratorka festiwalu. Strona festiwalu: www.taniecfestiwal.pl

ad/ fot. materiały prasowe

KSIĄŻĘTA POMORSCY

BEZ TAJEMNIC

„Poczet Książąt Pomorskich” – to unikatowa książka. Jej autorem jest znany szczeciński prawnik, sędzia Maciej Strączyński. Ukazała się nakładem szczecińskiego wydawnictwa „Zapol” a zilustrowała ją malarka i wykładowczyni Akademii Sztuki dr Sylwia Godowska. Promocja książki na Zamku Książąt Pomorskich przyciągnęła tłumy, nie tylko, miłośników historii Szczecina i regionu.

Maciej Strączyński jest sędzią Sądu Okręgowego w Szczecinie, a do września ubiegłego roku był prezesem tej instytucji. Wcześniej, przez sześć lat pełnił funkcję prezesa Stowarzyszenia Sędziów Polskich Iustitia. W trakcie promocji wyznał, że do napisania książki skłonił go brak pocztu książąt pomorskich nie było go ani w Polsce, ani w Niemczech. A są oni nieodłącznym elementem szczecińskiej historii i kultury powszechnej. Na wiele lat zostali zapomniani a dla wielu są w ogóle nieznani. Nie mówiono o nich, nie wspominano. Wykreślano z pamięci nawet tych, którzy mieli wielkie zasługi dla Pomorza. Dziś już o Gryfitach się mówi, zwłaszcza na Pomorzu. Książek o Gryfitach przeznaczonych dla zwykłego miłośnika historii jednak nie znajdziemy. Lata płyną, a władcy Pomorza nie doczekali się pocztu, który by ukazał ich dzisiejszym Pomorzanom. Nawet ci, którzy o Gryfitach pisali, nie mieli do nich większej atencji. Ani dla niemieckich, ani dla polskich historyków książęta pomorscy nie byli „nasi” – napisał Maciej Strączyński. Stworzona przez niego książka wypełnia te lukę. Jest adresowana do każdego czytelnika, napisana przystępnym językiem, wypełniona ogromną wiedzą historyczną uzyskaną ze wszystkich możliwych źródeł. To pierwsza publikacja zawierająca życiorysy i portrety wszystkich 50 książąt z dynastii Gryfitów. Biogramów jest jednak tylko 43, bo zdarzały się okresy, kiedy Gryfici rządzili wspólnie. Dlatego opisani są łącznie. Książka jest bogato ilustrowana portretami władców sporządzonymi przez dr Sylwię Godowską – wykładowczynię Wydziału Grafiki w Pracowni Ilustracji Zakładu Grafiki Artystycznej Akademii Sztuki w Szczecinie, która uczy malarstwa i rysunku. Stworzyła ona 50 portretów panujących na Pomorzu. To polski rekord, bo do tej pory najliczniejszy malarski poczet zamykał się liczbą 49. Książka jest dostępna w wybranych szczecińskich księgarniach. Autor: ds./foto. Tomasz Stefaniak

MALI

ASTRONAUCI W AKCJI

Tegoroczny Planet Head Day 2024 odbył się w Centrum Galaxy. Dzieci, które brały udział w eksperymentach edukacyjnych oraz grach były gośćmi SAIL International School w Szczecinie, Geocentrum Uniwersytetu Szczecińskiego oraz zespołu Pomorskiego Uniwersytetu Medycznego. Planet Head Day, to inicjatywa, która powstała w ramach misji kosmicznej NASA New Horizons na Plutona. Od 2007 roku wspiera chorych na raka.

Dzieci, które uczestniczyły w szczecińskim Planet Head Day brały udział, jako mali „astronauci”, w specjalnych „misjach” oraz przeprowadzały naukowe eksperymenty, które dotyczyły tematyki związanej z konkretną planetą. Np. na najbliższej Słońcu planecie – Merkurym ich zadaniem było zbudowanie jednostki wykorzystującej energię słoneczną, na Wenus zajmowali się eksperymentem dotyczącym zmian klimatycznych, na Marsie zdrową żywnością, a na Uranie przeszli szkolenie z pierwszej pomocy. Po zakończeniu misji otrzymali nagrody.

Planet Head Day sięga swoimi początkami do misji NASA „New Horizons” na Plutona. Zainicjował ją przedstawiciel Uniwersytetu prof. Kevin McCartney, chcąc pomóc w leczeniu raka u swojej bliskiej koleżanki – Jeanny McGowan. Wpadł on na pomysł promowania zarówno nauki, jak i solidarności z chorymi. Tzw. Planet Heads nie tylko przekazywali pieniądze, ale także poświęcali coś osobistego – swoje włosy. Ogolone głowy były malowane na kolor wybranej

planety, nawiązując do działalności NASA.

Dziesięć lat później McCartney i Michael Glück z Fundacji SAIL zainicjowali pierwszy Planet Head Day w Polsce. Uniwersytet Szczeciński i Rotary Club Szczecin International są partnerami tego wydarzenia od samego początku. Wśród setek wolontariuszy z około 20 krajów, którzy ogolili głowy, znaleźli się również szczecinianie m.in. Prezydent Miasta Piotr Krzystek, wiceprezydent Krzysztof Soska, wiceburmistrz Polic Grzegorz Ufniarz, drużyna Pogoni Szczecin, liczni żołnierze NATO, profesorowie i biznesmeni. Beneficjentem tej akcji charytatywnej jest Stowarzyszenie Rodziców Dzieci Chorych na Białaczkę i Inne Choroby Nowotworowe. Darowizny zostały przeznaczone m.in. na remont kliniki św. Mikołaja dla dzieci chorych na nowotwory przy Uniwersyteckim Szpitalu Klinicznym przy ul. Unii Lubelskiej w Szczecinie.

ds / foto: Dennis Tsemashko

bardzo wysoka ochrona SPF 50+ ochrona UVB / UVA

wygodna forma aplikacji idealna do reaplikacji w ciągu dnia

do stosowania codziennie przez cały rok!

ZDROWA DAWKA SŁOŃCA

Aktorka teatralna Sylwia Różycka dołączyła do „rodziny” Clochee i została ambasadorką nowego unikalnego kosmetyku szczecińskiej marki mgiełki ochronnej na makijaż SPF 50+.

To uniwersalny produkt, który nie tylko chroni twarz przed działaniem promieni słonecznych, jest idealny do reaplikacji w ciągu dnia, nawet na makijaż, dlatego osoba Sylwii Różyckiej nie jest tu przypadkowa. Jako aktorka doskonale wie, że jej skóra musi być w dobrej formie – na scenie nosi zawsze charakteryzację, unika też mocnego działania słońca.

Mgiełka zawiera aż sześć ochronnych filtrów UV i zapewnia bardzo wysoką ochronę – SPF50+. Działanie pielęgnacyjne wynika z zawartości pudru z tapioki, który na skórze

tworzy efekt „soft-focus”, czyli wygładzonej, zmatowionej skóry. Zapewnia naturalny wygląd skóry i rozprasza światło, optycznie minimalizując widoczność porów i załamań skóry. Dodatkowo oleje ze słodkich migdałów i awokado mają działanie nawilżające i pielęgnujące. Wraz z witaminą E chronią ją przed stresem oksydacyjnym, przez który skóra traci jędrność, gładkość i szybciej się starzeje.

Tak jak w przypadku pozostałych kosmetyków Clochee i ten jest przeznaczony dla każdego rodzaju skóry. ad/ for. materiały prasowe

STUDENCKA MODA Z DRUGIEGO OBIEGU

Zachodniopomorska marka upcyclingowa REmakeit stworzyła specjalną kolekcję toreb, nerek, kopertówek, a nawet poduszek dla Zachodniopomorskiego Uniwersytetu Technicznego. W specjalnej sesji zdjęciowej wzięli udział m.in. studenci tej uczelni.

Niezwykle designerskie i barwne projekty powstały wyłącznie z materiałów z tzw. drugiego obiegu. Do ich produkcji wykorzystano zużyte dętki z rowerów miejskich, otrzymane od Rower Miejski Szczecin Bike S, zastosowane w nerce. Z ciekawostek należy dodać, że materiał z flag, z których powstały poduszki, pochodzi z 1994 roku, a na wszystkie produkty naszyto metki z logo ZUT, drukowane na certyfikowanym materiale z recyclingu, czyli butelek PET. Upcycling, w którym specjalizują się twórczynie kolekcji, wykorzystuje stare materiały i przekształca je w coś nowego, często o wyższej wartości. Celem jest zrównoważone i niezachłanne gospodarowanie surowcami. – We wszystkich naszych produktach liczymy, jaki procent użytych materiałów pochodzi z upcyclingu – drugiego obiegu –

wyjaśniają projektantki z REmakeit. – Dane zbieramy na podstawie pola powierzchni materiału. Uwzględniamy wszystkie elementy produktów m.in. winyl, siatka mesh, podszewka, zamek, metka z logo i inne zastosowane materiały i dodatki. To zdecydowanie ekologiczny design. Postawa polegająca na wydłużaniu życia materiałów, ponownym użyciu, analizie dostępnych zasobów, dzięki której realizujemy strategię zero waste, czyni go takim.

REmakeit tworzy Magdalena Krzywica i Anna Cisińska-Młynek. Przez kilkanaście lat pracowały w działach sprzedaży i marketingu m.in. w branży reklamy zewnętrznej. Zawsze widziały duży potencjał w wykorzystaniu takich materiałów jako surowca. Lubią proste rozwiązania zgodne z naturą. ad/ fot. materiały prasowe

Filip Cembala

ZAUWAŻONY, CZYLI OSOBNO OSOBOWY

CEMBALSKI BIGOS.

Filip Cembala to rozchwytany aktor i wokalista ze szczecińskim epizodem w scenicznej karierze.

Przez szereg lat mogliśmy go podziwiać na deskach Teatru Polskiego w Szczecinie, a po wyjeździe – na scenach wielu polskich teatrów muzycznych. Prowadzi także intensywną działalność w tak zwanej sieci. Zasłynął jako twórca hasztagu #lowizm, a co za tym idzie publikacją adekwatnych filmików. To pełne wdzięku i fantastycznego języka obserwacje trudów codzienności i zabawne rady jak sobie z nimi radzić. Wraz z Joanną Kołaczkowską stworzył miniserial „Ciociu, ciociu, Filipki Filipku” z tysiącami wyświetleń. Dzięki temu jest jednym z ulubionych polskich influenserów, choć sam woli określenie inkluenserów. Tak, to od coraz modniejszego pojęcia inkluzywności w rozumieniu bezgranicznej równości i szacunku.

Masz czerwone włosy! To do roli czy spełnienie marzeń?

To od zawsze było moim marzeniem! Wracam do wizerunku pana z cekinami i dołączam do tego różowe włosy! To takie symboliczne przybicie piątki człowiekowi, który się w życiu dawał sekować swoim lękom. Nie podejmowałem radykalnych decyzji, starałem się od nich uciekać. A teraz mam taki moment w życiu, że stoję wyłącznie za sobą. Ale to też się fajnie klei z tym, że na dniach kręcę teledysk do nowego singla, więc pasuje, jak ulał.

A to nie jest trochę takie przeciwdziałanie? Mi te cyferki z przodu zapierdzielają jak szalone… Nie, nie! Ja totalnie się nie identyfikuję z tymi moimi cyferkami. Ostatnio nawet napisałem w jednej ze swoich, jak ja to nazywam krócizn, że starość to jedynie decyzja. Ja bardzo cenię i jestem bardzo dumny, że znam tylu ludzi bez wieku, albo poza wiekiem, oni mi bardzo imponują. Moją wielką idolką była, notabene niedawno zmarła, najstarsza nastolatka na świecie – Iris Apfel. Znam młodych 70-latków i starych 20-latków. Nie mam kompleksu wieku i często ludzie się dziwią jak się dowiadują, ile mam lat.

Ile wiosen widziałeś?

Trzydzieści osiem w lipcu skończę. Więc, jeszcze (śmiech) kryzys wieku średniego mnie nie dotyczy. Nie próbuję też na siłę się odmładzać, bo ja się czuję zajebiście młodo. Taki mam moment w życiu i myślę, że będę to w sobie nadal podlewał. Kwitnę!

Z rozgrzewką czy bez? (off te rekord: powiedz, że z rozgrzewką)

Z rozgrzewką!

Ulubiony kolor?

Brokatowy, cokolwiek to znaczy (śmiech)… myślisz, że istnieje?

Musi! (śmiech) Ulubiony zapach?

Uwielbiam zapach skoszonej trawy, choć jestem na trawę… uczulony

Ulubiony film?

„Bliżej” w reżyserii Mike’a Nicholsa z Julią Roberts, Natalie Portman, Judem Law i Clivem Owenem

Ulubione miasto?

Zdecydowanie Londyn.

Marka samochodu?

Range Rover.

Książka/pisarz

Ale teraz będzie megalomania! (śmiech)

No dawaj!

Moja ulubioną książką będzie moja książka, którą właśnie piszę i za dwa tygodnie mam deadline.

Wrócimy do tematu. Najpierw Dział „Ulubiona muzyka Filpa Cembali”

Nie mam ulubionej piosenki czy wykonawcy. Tu możesz wpisać „bigos” (śmiech). Ja jestem człowiekiem-bigosem i w duszy mi grają naprawdę bardzo odległe od siebie rzeczy czy gatunki. Od brodwayowskich i westendowskich musicali, dobry jazz, soul, gospel, który uwielbiam… Ale wiem! Ja generalnie to jestem Panem Balladą. Ze mnie naturalnie wypływają ballady, uprzednio wpływając. Wpisz ballada, jeśli można.

Ballada, zanotowane. Ulubiony owoc?

Liczi.

Warzywo

Kiszonki wszystkie. (śmiech)

Ulubiona potrwa jako taka…

Zaskoczę Cię, bo ja lubię taką prawdziwą polską kuchnię, taką nawet w tym najcięższym wydaniu.

Rozgrzewka zakończona i uznana. Przechodzimy do rozmowy właściwiej. Filip Cembala – aktor, muzyk, wokalistka, influencer, a może nawet trochę filozof. Pięć żywiołów w jednej postaci, jaka emocja, jaka wrażliwość je w Tobie spaja?

To piękne pytanie, wyobraź sobie, że ostatnio się na tym zastanawiałem, a to dlatego, że gdy to wszystko nabrało u mnie tempa, mój serdeczny kolega powiedział mi, że ja nigdy nie wypłynę na tak zwana szerokie wody internetu, bo algorytm lubi bardzo określone postawy. Jak jesteś wokalistą to bądź wokalistą, jak jesteś mówcą, to bądź mówcą, jak jesteś panem od śmiesznych filmików, to bądź panem od śmiesznych filmików, jak piszesz to pisz. Ale do cholery nie bądź wszystkim na raz. I ja tak na niego spojrzałem i mu powiedziałem: Wiesz, co? To ja to pieprzę, mam to w dupie. Mam już 35 lat i nie będę się dawał szantażować jakiemuś algorytmowi, który jednego dnia jest taki, a drugiego taki. Tu się muszę powtórzyć, jak przy tej muzyce: Ja jestem bigosem! Nie będę się kastrował ze swojego potencjału tylko dlatego, że jakiś algorytm tego nie lubi! Bo ja się jednego dnia budzę jako pan od śmiesznych filmików, drugiego jestem kontestującym życie melancholikiem, a trzeciego i czwartego śpiewam od rana do nocy i chcę tylko śpiewać! A piątego chcę, by poniosły mnie słowa.

I co to wszystko może łączyć, spajać?

To wszystko co wymieniłem to są składniki mojego osobno osobowego cembalskiego bigosu. Tylko potem sam wpadłem w tę pułapkę i zacząłem szukać tego wspólnego mianownika tych wszystkich moich działalności. I w sekundę to do mnie przyszło! Każda z tych przestrzeni pożeniona jest określaniem „poszukiwacz ulgi”. Ja w każdej z tej przestrzeni poszukuję ulgi, czy jest to warstwa literacka, wokalna, czy jest to rodzaj mojego monologu, jak go na wyrost nieco nazwałeś filozofią. To pójście po siebie, przybicie sobie piątki, to autoreset do ustawień fabrycznych, czyli powrotu do takiego siebie, zanim dałem się zmielić tej informacyjnej papce, która nas tak codziennie przybija.

To kim jesteś w internecie, to kreacja czy tak serio Ty – Filip Cembala jako Filip Cembala?

Cembala. W stu procentach Cembala. Wiele osób mi mówi, że wymyśliłem sobie znakomite alter ego, że to świetna kreacja. Nie! To właśnie jest ten rodzaj odwagi, która w końcu do mnie przyszła. Pamiętam jak na samym początku pandemii jedna z moich obserwatorek zapytała na czacie, czy mam jakiś plan „B”. W sensie w przestrzeni zawodowej czy artystycznej, bo wtedy to było tematem numerem jeden dla całego środowiska. I ja jej wtedy odpowiedziałem, że zużyłem już swój plan B. Ja wybrałem teatr, bo wiedziałem, że chcę własnej wypowiedzi, ale pandemia mi coś ważnego uświadomiła. Gdy już, tak jak wszyscy wtedy, zatrzymałem swój rozpędzony łeb i usiadłem w altance na wsi, u rodziców, to uświadomiłem sobie, że wybrałem teatr z asekuracji. Ja zawsze chciałem być twórcą, a nie odtwórcą, ale ilość kompleksów i lęków, które mi towarzyszyły wtedy w życiu, które los mi nawkładał do plecaczka, sprawiła, że poszedłem na kompromis i wychodziłem na scenę jako nie ja. Będę mógł się jakoś tam wyrazić, dając siebie części tej postaci, którą będę tam kreować, ale jakby ktoś się do tego przypieprzył, to mogłem zawsze powiedzieć, że przecież to nie jestem ja, że to przecież ktoś napisał, ja tu tylko udaję. Wtedy zrozumiałem, że chciałbym jednak wyrażać siebie, że chciałbym uwolnić ten nieco przytkany potencjał, który tak głośno we mnie krzyczy. Nie chciałem kiedyś żałować, że o to nie zawalczyłem. Więc to co robię w Internecie, jest naprawdę prawdziwym mną.

Ani grama kreacji? Ani grama postaciowania?

No pewnie czasami coś się aktorskiego zdarzy, szczególnie jak się wygłupiam. Spójrz na to, co stworzyliśmy z Asią Kołaczkowską, czyli nasz serial „Ciociu, ciociu, Filipku, Filipku”. No to jest stricte kreacyjne, udawane. Natomiast wszystkie moje monologi, te o „poszukiwaniu ulgi”, są o tyle prawdziwe, że ja je nagrywam… do siebie.

A język? On jest przecież cholernie teatralny. Tworzysz kreatywne neologizmy, albo tak pojechanie, osobne konstrukcje słowne, godne surrealistycznych wierszy Mirona Białoszewskiego.

Myślę, że My się za mało znaliśmy w tym szczecińskim czasie, za mało ze mną w życiu rozmawiałeś. Gdybyś podpytał moich bliskich przyjaciół, to wszyscy by ci potwierdzili, że to rodzaj mojej prawdziwe, nie udawanej wypowiedzi. Spójrz, na niektórych nagraniach widać, jak się zawieszam, milknę i szukam… albo odwrotnie. Nie nadaremno nazwałem moje kolejne konto na Instagramie” Słowo się mną bawi”, a nie odwrotnie. Bo ja naprawdę często mam poczucie, że to nie ja, ale właśnie te słowa wybrały sobie mój język i moja gębę, żeby się tam wypowiedzieć (śmiech). Ja jestem ich zakładnikiem, to ja muszę spełniać ich żądanie.

Kilka przykładów, spsiałem sobie: „Tęsknota. Podatek od ważnych relacji”, „Próbuje zebrać myśli, a one… próbują mnie rozebrać”, „Czekasz, aż… ktoś ci się wydarzy? Zacznij”, czy „Dzisiaj mam w planach: żyć życie należycie”. Sorrki, przerwałem, ale to dla zrozumienia intencji (śmiech). Kontynuuj…

Ja widzę teraz to wyraźnie, kiedy piszę swoją książkę i widzę te swoje wielokrotnie złożone zdania podrzędne. I myślę, sobie, że nie da się tego czytać. To jakiś niekończący się strumień myśli. Ale z drugiej strony myślę, że ludzie, którzy mnie słuchają już się przyzwyczaili do takiego rodzaju wypowiedzi. Więcej, chyba nawet tego już oczekują, nie chcą zdań skropkowanych po dziesiątym słowie. Więc to jest rodzaj mojej naprawdę prawdziwej, nieudawanej wypowiedzi.

Mam jeszcze jedną wątpliwość. Na ile Twoje teksty, Twoje rady są spontaniczne, a na ile podparte jakimiś coachowskimi mądrościami? Kształcisz się w tym kierunku?

Ja jestem poszukiwaczem ulgi. Nigdy na moim kanale nie usłyszy żadna osobna osoba jakiegoś mędrca u szczytu. My jesteśmy już tak umęczeni rozlicznymi mędrcami ze szczytów, że musielibyśmy zwariować i dać się rozdziobać wronom, żeby być doskonałą wersją samego siebie. Więc ja jestem absolutnie na szlaku. Ale spójrz, że najczęściej te moje rady albo „rady” są z przymrużeniem oka, a po drugie, ja najczęściej radzę sobie, a jak ktoś ma podobnie to skorzysta. Jestem za to pewien, jako jedyny podmiot tego doświadczenia, że to co mówię czy myślę jest skuteczne albo chociaż przydatne (śmiech).

To zatem otwiera pytanie o odpowiedzialność, która na Tobie ciąży. Masz jej świadomość?

Tak, totalnie! Nigdy nie przyłapałbyś mnie na radzie typu „tak, rozstań się z nim/z nią” albo „musisz zrobić to a tamto”. Nie, nie, to są takie moje rozmowy z samym sobą i rzeczy, które mi się sprawdzają. Tylko mi! Czasami czytam w komentarzach: „Jezu, jesteś lepszy od tysiąca terapeutów!”. Wtedy przepięknie dziękuję, czerwienię się, ale natychmiast podkreślam, że nie jestem żadnym terapeutą i proponuję kontakt z prawdziwym lekarzem. Doceniam ich pracę, bo przecież też nie ukrywam, że mi profesjonalna terapia właściwie uratowała życie. Albo inaczej, dała drugie, nowe życie. A jeśli te moje treści przynoszą ulgę, to zajebiście, ale realne narzędzie idź do terapeuty, do lekarza.

Są tematy, których #lowizm nigdy nie dotknie, których nigdy nie poruszysz?

Zawsze byłem zaangażowany politycznie przy wyborach, apelowałem by ludzie głosowali, ale starałem się nie kierunkować ich sympatii czy zabarwiać tego swoimi poglądami. Ale jak już osiągnęliśmy w przestrzeni politycznej to, co osiągnęliśmy, to nie wytrzymałem. Zacząłem bezceremonialnie i śmiało wyciągać te absurdy.

Nie bałeś się?

Bałem się… Wiedziałem, że dostanę za to po głowie. Zerkałem na innych o podobnych zasięgach jak ja i stwierdzałem, że oni się w to nie bawią. Jednak milczenie w tej przestrzeni było by nie fair wobec mojego tzw. stwardnienia moralnego. Skoro mam możliwość powiedzenia czegoś co myślę i czuję, to nie mogę tego nie zrobić. Kiedyś wyraźnie powiedział o tym Marian Turski: jedenaste przykazanie, nie bądź obojętny! To byłby dla mnie niewybaczalny grzech zaniechania.

Ale patrz jak ładnie się to łączy z poczuciem odpowiedzialności, o której przed chwilą mówiliśmy!

A jeśli chodzi o tematy, których nie dotykam, ale jednocześnie nie mogę powiedzieć, że nigdy nie dotknę, bo nie wiem jaki się obudzę jutro czy za dwa tygodnie, to jestem w tym temacie maniakalnie konsekwentny – nie opowiadam o swoim życiu prywatnym. To jest moje! Kto wie ten wie, ale ta wiedza wymaga zaproszenia do mojego życia. Postronnym i tak daje sporo swojej kruchości, udostępniam swoje miękkie podbrzusze, że coś musi pozostać tylko dla mnie, coś musi być w tym tylko moje.

Czy definicja albo założenia #lowizm zmieniają się wraz z upływem czasu? Może to co było na początku jest dziś nieaktualne, zużyte, wyświechtane?

Pytanie od definicję #lowizmu pozornie powinno być najprostszym z pytań w tej rozmowie, ale nie jest. Serio. Powinienem mieć przygotowaną formułkę, bo przecież wiem, że każdy zawsze o to zapyta. A ja szczerze przyznaję, że nie wiem jaka jest ta definicja. Myślę, że jest ich tyle i le jest osób, które chcą go do siebie zaprosić. Dzisiaj bym ci powiedział, co już zresztą użyłem w jakimś wywiadzie, że jest to rodzaj „odpierdolenia się od siebie”. Że #lowizm to takie samowybaczenie sobie. Kiedyś odśnieżałem u rodziców podjazd i złapałem się na tym, że od dobrego kwadransa już właściwie nie odśnieżam, a odziemiam (śmiech), bo śnieg się dawno skończył, a ja kopię dół… Wtedy zrozumiałem, że się zwiesiłem i dokonałem samoodśnieżenia, ale nie na podjeździe, ale we własnej głowie. Przypominałem sobie wtedy przelęknionego chłopaka, stojącego w tym samym miejscu, przed rodzinnym domem, tylko dwie dekady młodszego. I właśnie wtedy stojąc z tą łopatą próbowałem tamtego przeprosić, że nie miałem odwagi do wielu rzeczy, do wielu działań. Więc dziś, zastrzegam, że wyłącznie dla mnie #lowizm jest takim zaproszeniem do samozaopiekowania się samym sobą, cokolwiek to dla każdego z osobna znaczy…

Przy udziale influensera w roli przewodnika. Tak można Cię określić?

Wolę inne określenie. Jestem bardziej towarzyszem niż przewodnikiem. Spójrz, gdybyśmy teraz przerwali wywiad i zaczęli się sobie totalnie zwierzać, to, mimo że trochę się znamy okazałoby się, że są przestrzenie w twoim życiu, w których ja zupełnie kuleję, a w moim są takie, których chciałbyś natychmiast doświadczyć, być w tym samym miejscu, w którym też było by ci wygodnie. Przestałem z wiekiem być zero-jedynkowy, kiedyś gadałem jakieś bzdury, że albo grubo, albo wcale. Byłem wielkim zwolennikiem radykalnych cięć i waleniem pięścią w stół. Pierdolnie… Wcale tak nie jest. Dzisiaj to, co mi się najbardziej sprawdza to małe kroczki. Kiedyś chciałem osiągać pozornie nieosiągalne, ale bałem się zrobić ten wielki krok, przerastał mnie. A dziś w te miejsca, o których marzę drepczę mozolnie, ale regularnie, drepczę sobie… I okazuje się, że wcześniej czy później jestem w tym miejscu. Więc na pewno nie przewodnik, ja zbyt często błądzę…

Wzruszyłem się…

Chciałbym być odbierany jako ten, który dmucha w te żagle. Jako ten, który kibicuje, a to często wystarczy Wiem z własnego doświadczenia. Jestem człowiekiem z krwi, kości i wątpliwości, jestem człowiekiem-cekinem, ale wszystkie te cekiny w podszewce mają lęki. Ja już zawsze będę osobą z lękowa. Spójrz, po tym jak opublikowałem film w różowych włosach, to ludzie mi pisali, że jestem taki odważny. A ja pytam co w tym odważnego? Gdzie tu wyczyn? Ale jak byłem Filipem ze Szczecina to pisałem do Marty

Uszko, mojej cudownej przyjaciółki z teatru, Marty Uszko i pytałem, czy mogę wrzucić to zdjęcie na fejsa, albo czy mogę zrobić to a to… Ja się panicznie bałem krytyki, tego co powiedzą inni. Dziś jednak myślę, że ten Szczecin wytresował mnie pod wieloma względami, że dzisiaj już wiem, że niezależenie od tego, czy będziesz grzecznym chłopcem, który zawsze dygnie, zawsze nisko się ukłoni, przyjmie każdą rolę, będzie z każdym żył poprawnie, to i tak Cię kopną w dupę. Za to, że jesteś taką wersją siebie jaką oni chcą żebyś był. Ja zdecydowanie wolę być kopanym w dupę za to, kim jestem naprawdę. Tylko dojście do tego zajęło mi parę lat…

Rozumiem, że #lowizm to proces, także w poza mentalnych przestrzeniach. Co z tym dalej? Wspominałeś, o książce…

Już spory czas temu #lowizm zmaterializował się muzycznie, myślę o moim singlu o tym tytule, z muzyką notabene szczecinianina Tomasza Lewandowskiego. I to jest mój taki „List do Polski”.

W refrenie śpiewasz, że „światłowodem płynie moja miłość do Ciebie, zwariuj ze mną w dzikościach, myślą mową i ciałem”. Utworowi towarzyszy piękny, włączający teledysk plus kolejne szczecińskie akcenty, choćby obecność Marty Uszko czy Darka Majchrzaka.

Dziś mówi się, że młodzi artyści nie mają zbytnio powodu do buntu, nie mają się przeciw czemu buntować. A ja uważam, że mamy mnóstwo powodów do sprzeciwu, albo chociaż głośnego powiedzenia NIE. Wiedziałem, że nie będę w stanie zaśpiewać piosenki bez takiego przekazu, takiej, która nie dotyka moich bolesnych miejsc. I uznałem, że ten mój „list do Polski” będzie zapraszający, w którym każdy będzie mógł spotkać „swoje” wykluczenia.

A o czym będzie książka, jeśli dążysz na czas (szyderczy śmiech)?

Książka chodzi za mną od wielu lat i od wielu lat jestem o nią pytany. Ludzie nieustannie pytają czy gdzieś będą zebrane te monologi. Dotychczas jednak pojawiały się propozycje spisania tego co robię z Asią Kołaczkowską. Jednak oboje nie poczuliśmy tego tematu i uznaliśmy, że to co jest siłą naszego przekazu, to jednak forma tych filmików.

Faktycznie, w formie pisanej by wiele utraciło…

No ale cierpliwość popłaciła i jedno z dużych wydawnictw zaproponowało mi napisanie MOJEJ książki. Za niespełna miesiąc mam oddać tekst no i na 90 % procent premiera będzie jeszcze pod koniec roku. To będzie zbiór moich felietonów opartych o wcześniejsze instagramowe nagrania, moje doświadczenia i rozterki. Wczoraj kończyłem pisać na przykład rozdział zatytułowany „Niedzielne myśli przestraszające”. Każdy przecież zna ten stan, jak zbliża się niedzielne popołudnie (śmiech). Ja to serio pamiętam z dzieciństwa, że tak mniej więcej po Familiadzie i Szansie na sukces padało mityczne „idź się uczyć!”, a ja wtedy siadałem przy oknie, patrzyłem w dal i wtedy przylatywały do mnie wątpliwości…

Wróćmy na chwilę do Twojego spotkania z Joanną Kołaczkowską. Na marginesie: uwielbiam! Ale ciągle się zastanawiam, jak doszło do tej współpracy, jesteście tak totalnie odmienni…

Kolegujemy się z Asią dobre parę lat, jeszcze za czasów szczecińskich. Od kilku lat, już w Warszawie, pijemy sobie regularnie kawki. Prowadzę na Instagramie w okolicach

świąt taki cykl „Pytania z dupy” z tymi pytaniami, które padają przy bożonarodzeniowym lub wielkanocnym stole z ust wszelkiej maści babć i ciotek. Znamy to wszyscy – a kiedy żona, a kiedy mąż, a kiedy dzieci, a kiedy kredyt, a kiedy koniec kredytu. I dla mnie fundamentalne: a kiedy porządna praca (śmiech). I kiedyś się spotkaliśmy z Asią właśnie w okolicach świąt i ona pyta: a co Ty tam gadasz w tym internecie. Spodobało jej się i mówi, to dawaj nagramy coś razem. To graj ciocię i zadawaj mi te pytania. I to miał być taki jednorazowy wybryk, taki jeden strzał. Potem się okazało, że te filmiki mają po parę milionów wyświetleń! No i się ucieszyliśmy! I bardzo chemicznie poczuliśmy się w tych rozmowach, poczuliśmy, że się rymujemy bez słów, jak mawiał nieodżałowany Jacek Polaczek. To naprawdę jakaś niezwykła synergia. To ogromny przypadek, że to się wydarzyło.

Czy z #lowizmu da się coś ugotować? Zarabiasz na tym? Jesteś bogatym influenserem opływającym w rozmaite bogactwa materialne?

Ale tylko pośrednio (śmiech). Zresztą w sieci zarabiam od dawna, zaczęło się jeszcze w pandemii, gdy udziałem lekcji śpiewu on-line. Moimi pierwszymi uczniami, byli ci co widzieli mnie na scenach gdzieś w Polsce, a potem „pozyskiwałem” uczniów spośród widzów. I to był mój taki pierwszy zarobek wynikający z obecności w sieci. A jakieś dobre biznesy, nie w sieci, ale z powodu sieci, to od niedawna się dzieją. Przy czym zaznaczam, że jestem bardzo selektywny i nie chcę kojarzyć z byciem słupem reklamowym. Mam z czego żyć i nie muszę bezrefleksyjnie wszystkiego przyjmować. Ale dzięki temu dostaję coraz ciekawsze propozycje. Ostatnio prowadziłem bardzo fajny event dla jednej z dużych platform streamingowych. Miałem możliwość spotkania i prowadzenia rozmów z naprawdę wspaniałymi postaciami, to było dla mnie duże wyróżnienie.

Ale #lowizm też wyniósł Cię do mainstream’u, do świata celebrytów…

Ostatnio spotkałem na jakiejś premierze Natalię Kukulską, a ona mi mówi, że jest moją fanką. A mi odpadają oczy i uszy, i mówię: nie możesz mi Natalio tego mówić, bo to ja jestem Twoim fanem!

Jakiś rok temu byłem w Dzień Dobry TVN i Ewa Drzyzga mówi to samo, że uwielbia mnie oglądać. Ja mówię jej „Stara! Stop! Ty jesteś Ewą Drzyzgą i to ja dwadzieścia lat temu biegłem ze szkoły, prawie się przewracając, żeby zdążyć na „Rozmowy w toku”. To są takie moje małe radości, radości Filipka ze wsi. I ta działalność w internecie, a nie na scenie, stała się dla mnie takim trochę oknem na świat, taką platformą wyjściową, ale Moją! W końcu mój rozwój artystyczny, czy rozwój kariery, nie zależy od czyjejś decyzji. Zależy wyłącznie ode mnie!

A teatr?

Zacząłem też dostawać fajne propozycje teatralne, więc naprawdę wiele #lowizmowi zawdzięczam!

Gdzie Cię można teraz zobaczyć na scenie?

Całkiem niedawno pożegnałem główną rolę Tonego Manero w „Gorączce sobotniej nocy” w Teatrze Muzycznym im. Danuty Baduszkowej w Gdyni. Mam kilka znakomitych ról w Teatrze Muzycznym Adria w Koszalinie, to między innymi Bobby w „In The Heights” i Doktor Pomatter w muzycznej komedii „Waitress”. Cieszę się z jeszcze jednej nowej produkcji, w której mam przyjemność występować. Kojarzysz taki cykl „Pożar w burdelu?”

Tak, oczywiście.

Michał Walczak, twórca cyklu „Pożar w burdelu”, od 2021 roku szefujący warszawskiej Rampie, jakiś czas temu do mnie napisał i zapytał czy nie chciałbym u niego zagrać. A tu się przyznam, że uwielbiam „Pożar w burdelu” i to mi marzyło! I proszę bardzo, gram główną rolę! Spektakl nosi tytuł „Casanova. Warszawskie zauroczenie” i jak mówi sam Walczak, to powrót „Pożaru w burdelu” w nowej formule, jako laboratorium warszawskiego musicalu. No i kolejna rzecz, dla mnie bardzie ważna! To mój powrót na deski szczecińskie!

No właśnie POWRÓT. Cembala uciekłeś ze Szczecina! I co? I super.

Ok. Tęsknisz?

Nie. To nie tęsknota, ale cholerna wdzięczność. Jestem bardzo wdzięczny losowi za ten czas. Dostałem w Szczecinie bardzo dużo dobrego. Przede wszystkim poznałem wspaniałych ludzi. Wiedziałem, że jestem w przez widzów lubiany, ale mimo to czułem się… niewidzialny!

Jak to?

Był najpierw „Rent” w Operze. To było moje takie mocne wejście. I super. Potem „Bal manekinów” i „Curikow” już w Teatrze Polskim. Też wyraziste i role, i spektakle. A potem tak jakby coraz bardziej znikałem. Owszem robiłem bardzo dużo spektakli, ale… nic z tego nie wynikało, to nie było moje. Ani tematy, ani forma. Czułem, że swędzi mnie potencjał i muszę się natychmiast rozpędzić, bo inaczej będę tego żałował. Ale by było jasne: jestem za Szczecin bardzo wdzięczny. Ten czas, tak też zupełnie po ludzku, był mi bardzo potrzebny!

Jakie są Twoje transfiguracyjne tajemnice? Jak budujesz swoje postaci? Gdzie szukasz ich charakterów?

Ja idę zawsze przez siebie. Szukam, tak intuicyjnie, jakiś wspólnych mianowników między mną a odtwarzaną postacią. Potem zaś szukam między nimi różnic. To, gdzie się różnimy podlewam, by rosło i bym mógł w tym rozkwitnąć. Szukam podobieństw i różnic. A propos podlewania, to najpiękniej kwitnę, gdy mam dobrego reżysera. Pewnie wielu aktorów ci powie, że gdy nie masz dobrego reżysera to lecisz tym co masz, tym co masz wypróbowanego, pewnego, tym co jest dla Ciebie najłatwiejsze. A kiedy mam przyjemność pracy z wymagającym twórcą, takim, który potrafi złapać, gdy upadnę, no to jestem ciekawszy, bo idę w miejsca, w których mnie nie było, bo mu zaufam… Ale rzadko pracuję z dobrymi reżyserami…

Cóż za dojmującą szczerość! A jesteś spolegliwy w pracy nad spektaklem? Umiesz być tylko plasteliną?

Nie! Już nie! Kiedyś byłem, ale dziś nie uznaję jakiejś takiej hierarchicznością w tej pracy. Dziś interesują mnie wyłącznie współprace partnerskie! W atmosferze wzajemnego szacunku, w artystyczna synergii, ja tworzę rzeczy ciekawsze. Gdy jestem pod butem, to budzi się we mnie przekora, bunt i nie chcę mi się wtedy pracować.

To kto jest dziś tym dobrym reżyserem. Zróbmy Twój subiektywny ranking.

Michał Walczak! Tak! Koleś ma tyle znakomitych nagród, osiągnięć, że nic nie musi ani sobie, ani nikomu niczego udowadniać. Rafał Matusz, tak! To reżyser, który ceni moje kolory i umie pracować ze mną intuicyjnie.

A guru polskiego musicalu? Myślę tutaj o Kościelniaku?

Pracowałem z nim tylko jeden jedyny raz i to jeszcze w okresie studiów. To był jakiś bardzo mały epizod. Ale to jest szacun ogromny. O! A propos Kościelniaka, to przy moim monodramie „MyLove” pracuję z Piotrem Czubkiem, który przecież pisał muzykę do jego wielu spektakli.

A jak oceniasz polski świat musicali. Gdzie jest musicalowe serce Polski?

Ciągle Gdynia. Tylko Gdynia. To jest DNA polskiego musicalu. Ale muszę powiedzieć, że ja od momentu ukończenia szkoły, w dziewiątym roku (2009) obserwuję, jak zmienia się polska scena muzyczna. Ta zmiana, szczególnie w kwestii poziomu produkcji jest niesłychana. Kiedy uczyłem się w Gdyni to byłem uzależniony od wyjazdów na Westend do Londynu. Zbierałem pieniądze, niedojadałem, żeby móc pojechać latem do Londynu i oglądać spektakle. A dziś mogę to samo przeżywać w polskich teatrach. I choć Londyn jest lata świetlne przed nami, to uważam, że ta przepaść się spektakularnie zmniejszyła. Myślę, że nie musimy mieć dziś kompleksów.

Jest obecnie jaką nowa produkcja, która Cię zachwyciła?

Ostatnio byłem w Rampie na „Wirującym seksie. Polskim love story” w reżyserii Tadka Kabicza. Cóż za talent! Cóż za świetne i świeże spojrzenie! Patrząc choćby na ten spektakl, można pokusić się o opinię, że Polski musical ma się dobrze i idzie w dobrą stronę.

Zostańmy przy teatrze, ale wróćmy do Ciebie. „MyLove” –Twój monodram już jesienią na deskach Teatru Polskiego.

Dzięki tej pracy, dzięki próbom znów ciągnie mnie do dramatu. Ale by nie przejeść się najpierw jeszcze muzyczna produkcja Musicale, książki, nowe profile, monodram, zawału dostaniesz! (śmiech).

To kolejny wymarzony i wyczekiwany singiel, taka kołysanka dla dorosłych, dla zapędzonych w nieistniejących wyścigach pełnych presji i tak dalej…

A kiedy cała płyta?

Na to jeszcze chwila… Zanim cała płyta, to planuję już serię koncertów, szykuję też drugą odsłonę takiego scenicznego wydarzenia „Lowizm”. Jeszcze tego nie ogłaszałem, ale to będzie na sam koniec roku w Warszawie. Będzie to połączone z większą formą muzyczną, koncertową.

A jak do #lowizlmu ma się „MyLove”?

Oj ma, oj ma! Ja bardzo często nie nazywam się influencerem, ale inklulencerem, od inkluzywności. Więc, skoro #lowizm jest o tym by łączyć, a nie dzielić, to jest jasne! Ja cały jestem o zapraszaniu! Więc jest to historia osób transseksualnych, które w takiej ogromnej krzywdzie muszą poruszać się w tym kraju. Ten spektakl będzie dedykowany wszystkim tym, którzy czują się w jakikolwiek sposób wykluczeni. Czy to będzie tożsamość płciowa, orientacja, czy rozwiedziony ojciec, który nie ma dostępu do dzieci, albo matka… Generalnie chciałbym, aby każdy kto czuje jakiś rodzaj buta wykluczenia na twarzy wiedział, że jest na mojej widowni najmilej widziany. Jestem przerażony i bardzo się boję, ale jednocześnie jestem możliwe najbardziej szczęśliwy i ciekawy! Napisałem wszystkie teksty piosenek, są bardzo… hmmm… no bardzo odważne.

Odważne równa się osobiste?

Odważne równa się TEŻ osobiste. Czuje, że ta historia, którą tam opowiadam, mnie wybrała. Nie odwrotnie! Choć pamiętam, jak odezwał się do mnie Rafał Matusz z pytaniem, czy

bym nie zrobił z nim monodramu, z miejsca odmówiłem. Ale jak opowiedział mi o czym rzecz ma być, zgodziłem się.

To będzie muzyczny monodram?

Te piosenki, to też będą taką formą monologu, tak jakby aktor z niemocy musiał zacząć to śpiewać. Będzie to także bardzo interakcyjne. To co się wydarzy na scenie będzie zależne od tego z jakim rodzajem energii widzów się zderzę.

Co dla Ciebie oznacza ten powrót do Szczecina…

Myślę, że to będzie dla mnie o widzialności. Wracam do miejsca, w którym przestałem być widziany… Zresztą to ma związek z samym spektaklem, bo przecież też chcę mówić o ludziach, których problemy nie chcą być widziane, albo jeszcze inaczej – Oni nie chcą być widziani, bo boją się, że jak zostaną zobaczeni, to zostaną odrzuceni. Więc mam takie poczucie, że wracam na scenę, która bardzo dużo mi dała, bo przecież to dla mnie była doskonała szkoła warsztatu aktorskiego. Ten taki rodzaj sprawności grania w tempie, komediowego czy farsowej kultury grania nauczyłem się właśnie w Szczecinie. Być może dlatego chcę zrobić coś ważnego właśnie tam. A potem ruszyć z tym w Polskę!

Teatr jest formą bezpośredniego spotkania z widzem, a w sieci masz ekran, szkiełko… Mówisz tylko do kamery albo telefonu, bez świadomości istnienia kogoś po drugiej stronie. Jaka jest różnica między aktorstwem na scenie, a aktorstwem influenserskim.

Aktorstwa influenserskiego nie uprawiam, Już to sobie wyjaśniliśmy. (śmiech)

Niech będzie w cudzysłowie.

To jest w jakimś sensie podobne do pracy przed kamerą. Muszę wypowiadać się prosto i powściągliwie, bo jak wiadomo kamera przerysowania nie lubi. Ale mimo tego szkła, wiem, że to co nagrywam ma impakt, ma moc zmiany. No przecież My się tak bardzo od siebie nie różnimy. Skoro ja to czuję to na bank jest jeszcze wielu, którzy muszą czuć podobnie. W jednej chwili tysiące mają w sobie ten sam rodzaj tęsknicy albo niebieskiego koloru, albo rozczarowania. I ten szybki feedback, typu „dziękuję Ci, dziś będzie mi prościej wstać z łózka” mnie wystarczająco karmi.

Czy feedback jest erzacem braw?

W pewnym sensie tak, ale brawa karmią tylko tę część człowieka-aktora złożoną z ego. I owszem, to nie jest złe, bo przecież grając na scenie zostawiamy jakąś tam ilość energii i publiczności poprzez owację nam ją oddaję. Ot taka równowaga sił. A ja dostaję ciężar gatunkowy w słowach i między słowami. Dostaję coś na poziomie miękkiej tkanki, to coś znacznie więcej niż tylko wymasowanie mojego ego, ale poczucie misji. Nigdy nie potrafiłem powiedzieć tego o aktorstwie, a w tym przypadku mu się już udaje. Może jest to tylko jakaś moja jedna malutka misja, ale jeśli choćby jedna osoba zdecyduje się na wzięcie większego oddechu po obejrzeniu mojego filmiku, przeczytaniu tekstu albo wysłuchaniu piosenki to ja się tym nieskończenie jaram. To nie jest zbawianie świata, nie ocalam kombatantów wojennych, ale jeśli czyjeś życie na sekundę stanie się lżejsze, to jestem najszczęśliwiej na świecie. Czuje się przez to zauważony! Lepszej puenty nie mogłem sobie wyobrazić. Zauważony!

Dziękuję za rozmowę. rozmawiał: Daniel Źródlewski / Foto: Karolina Bąk aka Panna LU

Sztuka

spod trasy

Kto spacerował pod Trasą Zamkową, również po prawej stronie Odry i po bulwarach ten niejednokrotnie natknął się w tych miejscach na barwne graffiti, niesamowite murale pozostawiane przez artystów niemal z całego świata, m.in. z Afryki, Meksyku, czy bliższego Berlina. Nie wszyscy jednak jeszcze wiedzą, że miejsce to działa legalnie i jest galerią sztuki, tylko pod gołym niebem. Kuratorem i opiekunem Galerii Pod Trasą Zamkową jest związany ze street artem i graffiti Maciej KREDA Jurkiewicz.

– Pierwszy legal w tym miejscu powstał ok. 2012 roku, natomiast Galeria Pod Trasą Zamkową ma już trzy lata – mówi Maciej. – Wszystko zaczęło się w okresie covidu. Jak każdy z nas miałem więcej wolnego czasu i postanowiłem, że najpierw zamaluję znajdujące się tutaj nielegalne graffiti. Wkrótce dołączyli kolejni artyści. Część z nich Maciej osobiście zapraszał, większość jednak zgłaszała i nadal zgłasza się sama. – Galeria funkcjonuje w ten sposób, że każdy zainteresowany artysta musi zdobyć pozwolenie na malowanie. Najpierw należy zgłosić się do mnie, później ja to zgłaszam w Zarządzie Dróg i Transportu Miejskiego – tłumaczy Maciej. – Malujących pod Trasą obowiązują konkretne zasady. Bardzo ładnie je określiła Trójmiejska Galeria Layup. Należą do nich: szanuj prace innych writerów; zamalowując poprzednika staraj się zawsze zrobić lepszą produkcję, zawsze kryj całą, najlepiej najstarszą pracę; nie crossuj tagami, throw upami, blockbusterami, nie niszcz; wykorzystuj to miejsce, żeby pokazać i szkolić swoje umiejętności. Z niektórymi pracami związane są historie, nie-

Projektowanie i szycie na indywidualne zamówienie

REKLAMA
PIOTR BLACK
GENDO ARTS

• dekoracjetematyczneTarget Events&Promotions

• stołydogrywruletkęioczko

• bogatemenu

• alkohol

• Dj

• 260zł/os.*

*ofertaod100do300osób

REKLAMA
MR. MAX WAEK
TONA
BIKO
CECILIA LOPEZ

które zabawne jak ta, która dotyczy murala z parą policjantów. – Kiedy pojawił się ten mural policja zadzwoniła z awanturą do ZDiTM a następnie trafiło to do mnie – opowiada Maciej. – Artyści malując ten mural, rzekomo, mieli naruszyć wizerunek policji. I policja oskarżyła ich o to. To się działo pierwszego dnia. Drugiego dnia wszystkie media, również ogólnopolskie, opisały to jako świetną rzecz, gdyż w tym miejscu wszyscy kierowcy zaczęli zwalniać. Trzeciego dnia policja w wywiadzie z mediami mówiła już, że bardzo im się ten mural podoba, że ma dobry wpływ na kierowców, itp. Ja zażartowałem tylko, że skoro artyści umieścili swoje twarze na tym muralu, to policja jest w posiadaniu ich portretów pamięciowych i nie będzie miała problemu w ich znalezieniu. Jak widać Galeria Pod Trasą Zamkową jest nie tylko atrakcją turystyczną, ale też służy miastu. Jednak jej los stoi pod znakiem zapytania i nie przez trwający w tym miejscu remont. Niestety nie wszyscy przestrzegają zasad Galerii. Niszczenie czyjejś pracy jest nie tylko zwykłym wandalizmem, ale głupotą. To tak jakby wejść do muzeum czy galerii sztuki i zacząć mazać po czyimś obrazie. Ani to fajne ani niczego nie wnosi. Miejsca w mieście jest dość dla wszystkich. Tymczasem warto wybrać się nad Odrę i zrobić sobie spacer pod Trasą Zamkową. Warto także zajrzeć na oficjalny Instagram Galerii Pod Trasą Zamkową.

Aneta Dolega / foto: Alicja Uszyńska

KITOZAUR & KRZYSIEK ZIELONKA
FRUIT OF THE LUMP WAEK

Burning Man

– eksperyment społeczny

na środku pustyni

Co roku, na przełomie sierpnia i września na środku pustyni Black Rock w północnej Nevadzie wyrasta miasteczko Black Rock City, gdzie przez 9 dni trwa obrośnięty kultem muzyczno-artystyczny festiwal Burning Man z niesamowitymi instalacjami oraz rzeźbami. Zjeżdża się do tego miejsca tysiące ludzi (maksymalna liczba uczestników to 70 tysięcy), z różnych zakątków świata, aby uczestniczyć, jak to określił nasz rozmówca – w eksperymencie społecznym do którego chce się wracać.

Za oficjalny początek festiwalu uznaje się 1986 rok, kiedy to Larry Harvey postanowił zebrać grupkę przyjaciół i świętować z nimi noc świętojańską, paląc własnoręcznie stworzoną drewnianą kukłę na plaży w San Francisco. Nietypowe zachowanie młodych ludzi zainteresowało przechodniów, którzy chętnie dołączali do obchodów poprzez wspólny śpiew, taniec czy granie na gitarze.

Przez kilkadziesiąt lat Burning Man zyskiwał coraz więcej fanów i ostatecznie doczekał się międzynarodowego rozgłosu. Bywają na tej imprezie sławni i bogaci, ale to tylko mała część festiwalowej społeczności. Tak naprawdę wydarzenie to zrzesza ludzi z różnych zakątków świata, o różnych profesjach, zainteresowaniach i statusie społecznym. – Żeby pojechać na Burning Man, trzeba kupić bilet tak jak na każdy festiwal. Oczywiście należy tego przypilnować, gdyż bilety rozchodzą się bardzo szybko, dosłownie w kilka minut. Bilet kosztuje 575 dolarów – mówi Marcin Świerczyński, który odwiedził festiwal w zeszłym roku. – Kiedy dojeżdżasz na

miejsce możesz rozbić się, gdzie tylko chcesz i zaczynasz tam żyć. Podczas tej wizyty pojechaliśmy na pustynię, po wylądowaniu w San Francisco, kolorowym busem. Mieliśmy jeszcze na wyposażeniu dwa namioty. Najlepiej się opłaca wynająć campera na cztery osoby. Na festiwal prowadzi jedna asfaltowa droga, z której jest zjazd na pustynię. Tam czeka dziesięć wjazdowych bramek. Przy wjeździe są dwie kontrole biletów oraz sprawdzanie twojego dobytku. Ile masz wody, ile żywności, w czym będziesz spać. Pytają skąd przyjeżdżasz i przepytują z głównych festiwalowych zasad.

Na Burning Man obowiązuje 10 zasad, których należy przestrzegać. Jedną z ważniejszych jest niepozostawianie śladu po swojej obecności na pustyni – „leave no trace”, czyli nie śmiecić. – Jest to miejsce, w którym nie ma rządu, nie ma kościołów, nie ma policji, ale są właśnie zasady. Te najbardziej istotne, oprócz dbania o czystość, to: dobrze być otwartym na innych, dobrze się dzielić z innymi, we wszyst-

kim uczestniczyć. Warto też być sobą i dawać z siebie tyle ile możemy. Jako że w Black Rock brak policji, nad bezpieczeństwem czuwają rangersi. To wysoko wykwalifikowani ratownicy, którzy jeżdżą prywatnymi samochodami i są w pogotowiu, gdyby miało się dziać coś złego. Na pewno nie zwrócą uwagi, że jest za głośno, czy że ktoś jest np. pijany. Zresztą wszystkie niezbędne informacje znajdują się na stronie Burning Man. Warto jeszcze dodać, że obowiązuje tu zakaz reklam, dotyczy to także ubrań. Zresztą ludzie chodzą tu także nago i nikt nie robi z tego sensacji. Na terenie festiwalu nie obowiązuje również żadna waluta, funkcjonuje za to handel wymienny. Dlatego warto zabrać coś ze sobą, czym możemy podzielić z innymi. – Jedyne za co się tutaj płaci to lód i jeśli masz campera to odpłatnie wypompują z niego szambo i doleją wody – dodaje Marcin. Black Rock City gości corocznie 70 tysięcy osób. Są ulice, które co edycję zmieniają swoje nazwy, kilka rond, central camp i Temple, czyli Świątynia, co roku zaprojektowana przez innego artystę. Festiwalowi za każdym razem towarzyszy inny temat przewodni. Rok temu były to Animalia,

czyli wszystko co wiąże się ze zwierzętami. Po festiwalowym miasteczku najlepiej poruszać się rowerem. – Każdy otrzymuje mapę Black Rock City oraz rozkład jazdy wszystkich festiwalowych atrakcji z dokładnymi godzinami i nazwami – mówi Marcin. – Burning Man to nie tylko muzyka na żywo i wielkie rzeźby, ale mnóstwo różnego rodzaju rozrywki i zajęć, dotykających każdej sfery naszego życia. Możemy iść na zajęcia z jogi, z gotowania, skoczyć na spadochronie, obejrzeć spektakl teatralny, wybrać się na masaż części intymnych czy warsztaty z japońskiego bondage. Równie dobrze możemy siedzieć przy barze przez cały dzień i sączyć koktajle. Bardzo dużą część festiwalu stanowi muzyka i to nie tylko elektroniczna. Można wybrać się na rockowy koncert jak i występ orkiestry dętej. Burning Man ma także własną pocztę z kodem, wydaje gazetę, która codziennie informuje o festiwalowym życiu, posada również lotnisko dla awionetek.

Festiwal żyje 24 godziny na dobę. W dzień jest gorąco, bywają czasem burze piaskowe. Można wsiąść na rower, odwiedzić różne miejsca, coś wypić, coś zjeść, coś pooglądać, pogadać z ludźmi. – Kiedy zachodzi słońce to po całej

pustyni idzie cień, i to bardzo szybko – opowiada Marcin. – W tym momencie wszyscy ludzie zaczynają wyć, jak kojoty. To znak, że zaczyna się impreza. Tysiące rowerów, artcarów, instalacje, rzeżby – wszystko się świeci, wydaje dźwięk, zaczyna żyć własnym życiem. Nazywam to dobrze zorganizowanym chaosem.

Kulminacyjnym momentem festiwalu jest spalenie kukły. Drewniany The Man ustawiony jest w centralnym miejscu na placu. W sobotę wieczorem wszyscy się zbierają, żeby po zachodzie słońca go podpalić. – Burning Man to eksperyment społeczny, to utopia. To miasto na pustyni, gdzie nie

ma wody, nie ma prądu, nie ma niczego. Miasto, które powstaje od zera, żyje przez dziewięć dni w roku, po czym znika by odrodzić się za rok, w tym samym miejscu, w podobnym czasie i kształcie – podkreśla Marcin. Nikt nikogo tutaj nie ocenia, nikogo nie obchodzi skąd pochodzisz, kim jesteś i jak wyglądasz. Ludzie, którzy odwiedzają Burning Man to hipisi XXI wieku, osoby o otwartych umysłach. Po powrocie stamtąd uświadamiasz sobie jak bardzo niewiele w życiu potrzebujesz. I chcesz tam wrócić.

autor: Aneta Dolega / foto: Marcin Świerczyński

Luksus w stylu Hampton z widokiem na Bałtyk

Mielno – jedna z najatrakcyjniejszych miejscowości nad basenem Morza Bałtyckiego, znana z inwestowania w luksusowe nieruchomości. Jedną z takich perełek jest Dune Resort położony w pierwszej linii nadmorskiej zabudowy. Szczecińskie biuro Kordys Nieruchomości-Made by Binkowska oferuje najpiękniejszy apartament wchodzący w skład tego kompleksu –luksusowy penthouse ze spektakularnym tarasem i widokiem na Bałtyk.

Dune Resort powstał jako efekt pracy i pasji architektów ze studia SAS. Wysmakowana, lekka, wręcz przezroczysta bryła budynku została idealnie wkomponowana w piaszczystą wydmę. Otwarta przestrzeń wzmaga poczucie bliskości otaczającej przyrody. Wspaniałe miejsce do wypoczynku, relaksu, ale i uprawiania sportu. Najpiękniejszy apartament w tym kompleksie można nabyć za pośrednictwem szczecińskiego biura Kordys Nieruchomości-Made by Binkowska specjalizującego się w sprzedaży lokali klasy premium, nie tylko w Polsce np. w Szczecinie i pasie nadmorskim, ale także za granicą m.in. w Hiszpanii – na wybrzeżu Costa del Sol. Oferowana nieruchomość w Dune Resort to apartament o powierzchni 135,87 m2 z tarasem o bliźniaczej powierzchni 135,96 m2, będącym naturalnym przedłużeniem penthouse’u i miejscem relaksu dla jego mieszkańców. Sam apartament składa się ze strefy open space, dwóch sypialni i dwóch

łazienek. Wcześniej był wynajmowany w cyklu ciągłym z udokumentowanymi przychodami. Po podjęciu decyzji o sprzedaży, w styczniu 2024 przeszedł generalny remont, zmieniono aranżację i został wycofany całkowicie z portali typu booking. Obecnie jest w idealnym stanie. Poprzez wyrafinowany design od marek Riviera Maison oraz Eichholtz na pewno spodoba się wysublimowanemu odbiorcy.

– Kiedy pierwszy raz weszłam do tego apartamentu, zaparło mi dech w piersiach. Niezwykły widok na morze praktycznie z każdej strony, wysmakowane wyposażenie, połączenie strefy prywatnej z imponującym tarasem tworzy prawie 300-metrową przestrzeń, pięknie odbijającą światło. To zdecydowanie najwyższy wymiar luksusu. Penthouse jest w pełni wyposażony, ale nabywca może zmienić jego aranżację i dostosować go do swoich upodobań oraz gustu – zapewnia Irena Binkowska. Kompleks posiada bezpośredni dostęp do plaży i promenady. Mieszkańcy penthouse w Dune Resort mają dostęp do całorocznej strefy wellness z basenami, jacuzzi, salą fitness, sauną oraz wyszukanych smaków restauracji Dune Brasserie and Bar. Dla miłośników golfa dostępny jest multimedialny symulator pozwalający na całoroczną grę zarówno profesjonalistom, jaki i osobom, które będą stawiać swoje pierwsze kroki w tej dyscyplinie sportu. Obiekt posiada również symulator wyścigowy pozwalający odkryć techniki jazdy sportowej wybranego modelu auta na jednym z kilkunastu torów oraz rajdowych odcinków specjalnych.

Autor: Dariusz Staniewski

Kordys Nieruchomości biuro@kordys-nieruchomosci.pl +48501955010

Zamieszkaj w dobrostanie

Szczecin dynamicznie się rozwija, dzięki czemu wybór inwestycji mieszkaniowych już od dawna nie musi być kompromisem. Wśród ofert deweloperów na uwagę zasługują przede wszystkim te, które stanowią połączenie komfortu miejskiego życia i bliskości natury. Marina Developer proponuje położony nad Jeziorem Dąbie CLUBHOUSE oraz Apartamenty 101 znajdujące się w bezpośrednim sąsiedztwie Puszczy Wkrzańskiej. Są to projekty, które wygrywają swoją lokalizacją i wysokim standardem wykonania.

Choć na parterze CLUBHOUSE znajdują się dwupoziomowa hala garażowa i lokale usługowe (sklep spożywczy i siedziba Yacht Klubu Polskiego Szczecin), inwestycja ta nie pozbawia mieszkańców dostępu do ogrodów. Mieszkania na pierwszym piętrze mają tarasy wyłożone trawą, a ich metraż znacznie powiększa przestrzeń życiową. Przykładem takiego mieszkania jest B.1.3, w którym na 134 m2 znajdują się 4 pokoje, w tym salon z kuchnią, a także 2 łazienki, WC, przedpokój i pomieszczenie gospodarcze. Oba tarasy o łącznej powierzchni ponad 70 m2 położone są po dwóch stronach budynku i zapewniają widok na wodę i zieleń, a innowacyjny system podwójnej, przesuwnej fasady pozwala cieszyć się ogrodem niezależnie od warunków atmosferycznych.

Bliskość natury i komfort codziennego życia

Lokalizacja przy parku i sąsiedztwo Puszczy Wkrzańskiej od północy oferuje mieszkańcom Apartamentów 101 wyjątkową możliwość codziennego kontaktu z przyrodą, co jest niezwykle cenne w dzisiejszym zabieganym świecie.

Projekt ten skierowany jest do osób, które cenią sobie kom-

Marina Developer www.marina-developer.pl marinaszczecin

LOKALIZACJA W BUDYNKU:

fort i wysoki standard życia. Apartamenty zostały zaprojektowane z myślą o zapewnieniu maksymalnej wygody, a jednocześnie harmonijnie wpisują się w otaczający krajobraz. Przestronne wnętrza, nowoczesne rozwiązania technologiczne oraz wysoka jakość materiałów to tylko niektóre z cech, które wyróżniają tę inwestycję.

tel. +48 609 11 30 55 www.marina-developer.pl

Mieszkańcy Apartamentów 101 mają nieograniczony dostęp do licznych terenów rekreacyjnych, ścieżek rowerowych i spacerowych, które rozciągają się wokół osiedla na Warszewie. Bliskość Puszczy Wkrzańskiej pozwala na aktywny wypoczynek na łonie natury, z dala od miejskiego zgiełku. Podobnie jednak jak CLUBHOUSE, Apartamenty 101 są doskonale skomunikowane z centrum i innymi dzielnicami Szczecina. Dzięki rozwiniętej infrastrukturze drogowej i komunikacji publicznej, dojazd do centrum miasta jest szybki i wygodny. To sprawia, że mieszkańcy mogą cieszyć się spokojem i urokami życia na przedmieściach, nie tracąc kontaktu z miejskim życiem.

Wzorcowym przykładem mieszkania oferującego kontakt z przyrodą jest położone na parterze mieszkanie nr 1. Na 78 m2 znajdują się 3 pokoje, z których są bezpośrednie wyjścia na około 88-metrowy ogród. Teren zielony jest już urządzony tak, aby do minimum angażować mieszkańców w prace pielęgnacyjne. Nasadzenia, trawa z rolki, system nawadniania i automatyczna kosiarka stanowią elementy wyposażenia, dzięki czemu mieszkańcy mogą cieszyć się komfortem i przeznaczać czas na to, co dla nich najważniejsze.

Miejsce do życia

Obie inwestycje Mariny Developer oferują coś więcej niż tylko mieszkania. To miejsca, które zapewniają wyjątkowy komfort życia, możliwość codziennego wypoczynku i aktywnego spędzania czasu w otoczeniu natury. Dzięki doskonałej komunikacji z centrum Szczecina, mieszkańcy mogą cieszyć się wszystkimi udogodnieniami i atrakcjami, jakie oferuje miasto, nie rezygnując z uroków życia na łonie natury.

Inwestycje te są idealnym wyborem dla osób, które marzą o harmonijnym połączeniu luksusu, wygody i bliskości przyrody. To miejsca, gdzie każdy dzień może być pełen nowych możliwości i niezapomnianych chwil.

autor: Karina Tessar / foto: materiały prasowe

*o szczegóły oferty pytaj w salonach Mercedes-Benz Mojsiuk

Dla detektywa i dla całej rodziny

Detektyw w swojej pracy potrzebuje kilku niezbędnych narzędzi. Jednym z nich, jeśli nie najważniejszym, jest samochód. Zawodowcy, których możemy wynająć w razie potrzeby, zwracają na auta bardzo dużą uwagę. Taki pojazd nie tylko nie powinien rzucać się w oczy, ale także posiadać kilka cech, o których opowiedziała nam nasza rozmówczyni – detektyw Małgorzata Marczulewska. Przetestowała auto wręcz stworzone do takiej pracy (i nie tylko) – Mercedesa EQB 350 4 Matic.

– Muszę przyznać, że jeździ się nim dobrze. Fotele są bardzo wygodne, co z uwagi na mój zawód jest bardzo istotne. W samochodzie spędzam wiele godzin, pokonuję nim długie trasy. Mam też trochę problemów z kręgosłupem więc ta wygoda ma dla mnie ogromne znaczenie – mówi.

– To także bardzo bezpieczne auto. Pracując jako detektyw, muszę zwracać uwagę na wiele czynników podczas jazdy. Nie tylko na sam pas ruchu, czy innych uczestników drogi. Dzięki funkcjom i systemom, które posiada Mercedes, czuję się bardzo bezpiecznie, a dostępna moc i przyspieszenie bardzo ułatwiają włączanie się do ruchu.

- Mam na myśli m.in. aktywny asystent hamowania, wspomagania układu kierowniczego, ograniczenia prędkości, utrzymania pasu ruchu, regulacji odległości i martwego punktu. To także bardzo ciche, wręcz bezszelestne auto. – To niezwykle cichy samochód, co świetnie się przydaje w mojej pracy, szczególnie kiedy trzeba za kimś jechać albo stać z włączonym silnikiem – podkreśla pani detektyw. – Oprócz bezpieczeństwa i tej ciszy, bardzo ważna jest dla mnie także funkcja grzania i chłodzenia samochodu. Na przykład stojąc w upale, auto się szybko nagrzewa, więc jeśli nie mam możliwości włączenia po cichu jego schłodzenia, to jest to dla mnie spory dyskomfort. Podob-

nie stojąc w zimową noc, przy powiedzmy temperaturze –15 stopni, kiedy włączymy auto, żeby się nagrzało i będzie ono przy tym głośne, to jest duża szansa dekonspiracji. Kiedy jesteśmy na obserwacji, musimy ograniczyć ryzyko i korzystać z takich narzędzi, które podwyższają poziom naszego bezpieczeństwa. Ten Mercedes posiada takie narzędzia, jest do tego idealny.

Kolejna rzecz, która zachwyciła naszą bohaterkę, to nawigacja. – Mercedes ma najlepszą nawigację, jaką do tej pory miałam w samochodzie. Jest tak dokładna, że po raz pierwszy, przez całą dziewięciogodzinną jazdę, nie miałam problemu z tym, w którą trasę wjechać. To bardzo pomaga, także w codziennym poruszaniu się. Zwiększa komfort psychiczny kierowcy – zachwala pani Małgorzata. – Ponadto bardzo pomocny jest cały system MBux i funkcja „Hey,

Mercedes”. Korzystam z niej głównie w pracy, ale nie tylko. Na przykład moje dzieci zawsze proszą, by samochód opowiedział dowcip. Co zresztą robi.

EQB to też elegancka przestrzeń, spory bagażnik, cyfrowy wyświetlacz z czytelnym interfejsem. Auto ma spory zasięg, bo możemy nim przejechać na jednym ładowaniu do 444 km, a ładuje się w 30 minut. Jego maksymalna prędkość to 160 km/h.

Bezpieczny, szybki, cichy, wygodny, bardzo praktyczny. Auto dla detektywa, ale i dla całej rodziny. Mercedes po raz kolejny udowadnia, że jest specjalistą od wszystkiego.

autor: Aneta Dolega / foto: Dagna Drążkowska-Majchrowicz

Zapraszamy do Autoryzowanego Salonu Mercedes-Benz Mojsiuk w Szczecinie - Dąbiu, ul. Pomorska 88 lub pod nr telefonu: +48 91 48 08 712 www.mojsiuk.mercedes-benz.pl

Szukaj nas na Facebooku: Mercedes-Benz Mojsiuk i Instagramie: mercedesbenz_mojsiuk

Spotkanie z legendą i niezwykła parada Porsche

Najpierw wyjątkowe spotkanie z legendą polskiej motoryzacji oraz biznesu – Sobiesławem Zasadą, a następnie jedenasta parada Porsche. Jej uczestnicy przemierzyli samochodami zachodnie województwa Polski, przy okazji odwiedzając stolicę Niemiec i finiszując w Karkonoszach. Jednym z głównych punktów parady był organizowany po raz pierwszy w Polsce „Luftgekühlt”.

„Spotkanie z legendą” było wyjątkowym eventem, który odbył się w połowie czerwca tego roku w Szczecinie. Jego głównym bohaterem był Sobiesław Zasada – legendarny kierowca rajdowy. Spotkać się z nim mieli okazję uczestnicy Porsche Parade 2024, która następnego dnia wystartowała ze Szczecina. Warto dodać, że w stolicy Pomorza Zachodniego w czwartym kwartale tego roku zostanie otwarty salon marki Porsche. Uczestnicy „Spotkania z legendą” mieli także okazję zobaczyć film pt. „RED 58”. To niezwykle interesujący obraz prezentujący sylwetkę wyjątkowego człowieka oraz fascynującą historię najbardziej szalonego rajdu samochodowego świata. Sobiesław Zasada to niekwestionowany mistrz polskiej motoryzacji. Zwycięzca 148 rajdów samochodowych, w tym trzykrotny mistrz i wice-

mistrz Europy oraz zdobywca 5 złotych medali za wybitne osiągnięcia sportowe. Uczestniczył w największych rajdach świata: Londyn – Sydney, Londyn – Meksyk, Vuelta America del Sur, Gran Premio de Argentina, Safari, Press on 3 Regardless, Monte Carlo, Puchar Alp, Acropolis, Tysiąca Jezior, Rajd Szwecji, Anglii i innych. Rajd w Argentynie w 1967 roku był przełomowy w historii motoryzacji, wówczas Sobiesław Zasada wprowadził markę Porsche na bezdroża rajdów. W 1968 roku maraton Londyn – Sydney stał się najpopularniejszym wydarzeniem sportowym w całej historii. Nigdy wcześniej imprezy sportowej nie oglądało „na żywo” tylu ludzi. Trasa rajdu liczyła 16 tys. km i prowadziła przez trzy kontynenty. Czerwone Porsche 911 S z numerem startowym 58 i dumnym napisem „Poland” na karoserii, to tytułowy

bohater filmu. Słynny polski rajdowiec Sobiesław Zasada i jego pilot Marek Wachowski mierzyli się w nim ze światową czołówką. Mimo skromnych możliwości i przygód na trasie stali się bohaterami rajdu – wygrali najważniejszy odcinek australijski! Ich samochód zyskał status legendy, ale niedługo po rajdzie zaginął na wiele lat. „RED 58” jest także zapisem poszukiwań tego legendarnego pojazdu. Wyjątkowy film, fantastyczni bohaterowie, pasjonująca historia. Następnego dnia po „Spotkaniu z legendą” ze Szczecina wyruszyła Porsche Parade – wyjątkowa impreza, która jest organizowana w Polsce od 2013 roku. Kawalkada około 100 samochodów – od wiekowych klasyków po najnowsze modele – co roku przemierza najbardziej urokliwe zakątki Polski (jedynie w 2020 roku pandemia uniemożliwiła zorganizowanie parady). Tym razem trasa prowadziła przez Pomorze Zachodnie, puszcze Brandenburgii, pagórki Dolnego Śląska aż do podnóża Karkonoszy. Parada wystartowała w czwartek 13 czerwca nieopodal powstającego nowego salonu marki Porsche w Szczecinie. Następnie

grupa ruszyła przez przejście graniczne w Kołbaskowie w kierunku Berlina, gdzie w hotelu Ritz-Carlton zakończył się pierwszy dzień tej wyjątkowej imprezy. W kolejnym dniu trasa prowadziła przez Frankfurt nad Odrą do Wrocławia, gdzie zakończył się etap drugi. Tam czekała na uczestników prawdziwa gratka – organizowany po raz pierwszy w Polsce festiwal Luftgekühlt. Choć młodsza od polskiej parady (po raz pierwszy zorganizowano ją w 2014 roku), zrodzona w Los Angeles impreza miłośników modeli Porsche chłodzonych powietrzem zyskała już na świecie status kultowej. Jednym z pomysłodawców festiwalu „wiatraków” był dwukrotny zwycięzca Le Mans 24h Patrick Long, z którym można się było spotkać we Wrocławiu. Po nocy spędzonej w stolicy Dolnego Śląska, Porsche Parade 2024 wyruszyła w stronę Karkonoszy, gdzie w hotelu Lake Hill Resort nieopodal Karpacza impreza dobiegła końca. Jej zwieńczeniem była niepowtarzalna atrakcja — przelot balonami i możliwość zobaczenia, o świcie, piękna Karkonoszy z lotu ptaka. ds. / foto: Two Shots

Kamil Lesiuk

Budowanie firmy to moja pasja

Manilo to jedna z najbardziej dynamicznie rozwijających się firm z branży budowlanej w Szczecinie.

Może się pochwalić wieloma inwestycjami w stolicy Pomorza Zachodniego oraz regionie. Jej współwłaściciel, współtwórca i CEO Kamil Lesiuk opowiedział nam o historii powstania Manilo, pomysłach na przyszłość oraz zdradził swój przepis na work life balance.

W jakich okolicznościach pojawiła się w Pana życiu branża, z którą jest Pan związany? To był zamierzony wybór czy przypadek?

Budownictwo towarzyszyło mi od dzieciństwa. Pochodzę z Dębna Zachodniopomorskiego, gdzie mój tata – choć z wykształcenia elektryk – prowadził firmę budowlaną od lat 80-tych. Miałem więc okazję już od dziecka obserwować, jak ona funkcjonowała i na czym polega ten rodzaj działalności. To była nieduża firma. Widziałem, jak tata w niej ciężko pracował, wracając do domu bardzo późno. Nigdy nie pracował „od – do” jak w urzędzie czy instytucji publicznej, tylko aż będzie zrobione. Były też plusy, bo dzięki temu mógł sobie czasami pozwolić np. wziąć urlop wtedy, kiedy inni nie mogli. Obserwowałem to wszystko jako chłopiec-syn i taka działalność „nieetatowa” była dla mnie czymś normalnym. Firma taty rozwinęła się później również w hurtownię materiałów budowlanych. Uczestniczyłem w rozwoju tej działalności jako nastolatek, bo wtedy był to już biznes rodzinny. Pracowała w niej także moja mama. Poza tym często pracowałem z kolegami w czasie wakacji na budowach, które realizował mój tata m.in. wykonując elewacje budynków. W tamtym czasie nie miałem w planach, aby tę firmę taty przejąć, dalej prowadzić albo żeby założyć własną działalność w tej branży. Zawsze byłem dobry w kwestiach technicznych, finansowych, mam także zdolności językowe. Po ukończeniu liceum starałem się więc wybrać taki kierunek studiów, który byłby związany z moimi zainteresowaniami.

Czyli ekonomia?

Otóż nie. Nie wybrałem ekonomii, która w tym czasie, w 2003 roku, była bardzo popularna. Wiele osób wybierało ten kie-

runek. Podszedłem jednak do tej sprawy w sposób pragmatyczny. Uznałem, że za kilka lat rynek będzie nasycony, a nawet przesycony ekonomistami i mogą być problemy z pracą. Dlatego, mimo wszystko, zdecydowałem się na budownictwo. To branża zawsze dająca możliwości zatrudnienia. Wybrałem Politechnikę Szczecińską i studia inżynierskie na wydziale Budownictwa i Architektury. Po ich ukończeniu zacząłem pracować w jednej ze znanych lokalnych firm budowlanych. Spędziłem w niej trzy lata, nabrałem doświadczenia, zrobiłem w niej uprawnienia budowlane – jeden z najważniejszych dokumentów w branży budowlanej. Trzeba przyznać, że z takim wygodnym, bezpiecznym życiem, kiedy pensja pojawia się na koncie regularnie, trudno się rozstać. To rozleniwia nieco, usypia. A ja chciałem działać, robić coś innego niż do tej pory. Miałem wtedy 29 lat, głowę pełną projektów. Tego samego dnia, kiedy zakończyłem pracę na etacie sprawdziłem możliwości, jakie proponuje Urząd Pracy dla tych, którzy chcą założyć własną działalność. Były zachęcające, więc skorzystałem z nich i w styczniu 2014 roku rozpocząłem pierwszą pracę „na swoim” – otworzyłem JDG pod nazwą CML Group, która co do zasady zajmowała się doradztwem i konsultingiem ekstremalnie energooszczędnych budynków. Spółkę Manilo zajmującą się generalnym wykonawstwem inwestycji budowlanych założyliśmy ze wspólnikiem w 2016 roku i od tego czasu rozpoczęła się prawdziwa przygoda z biznesem.

To był dobry wybór? Budownictwo to branża pełna niespodzianek, wymagająca poświęceń i zaangażowania, czasami kosztem życia osobistego. Jest Pan pracoholikiem?

Nie, absolutnie, bardziej pasjoholikiem! Lubię to, co robię, nawet bardzo. Myślę, że dokonałem dobrego wyboru, stawiając

na to, czym się zajmuję i co towarzyszy mi właściwie od dzieciństwa. Jestem osobą, która lubi wymyślać nowe rzeczy, rozpoczynać nowe projekty i inicjować ich rozwój. Po tym etapie mogę już przekazać pałeczkę dalej w zespole i zająć się kolejnym projektem. Mam dużo pomysłów, które czekają jeszcze na realizację. Kreowanie firmy Manilo, której jestem współtwórcą, sprawia mi wiele przyjemności.

Waszym mottem jest „Razem możemy więcej”. Fundamentalną zasadą naszej działalności jest osiąganie sukcesów we współpracy z partnerami biznesowymi. Jesteśmy przekonani, że razem możemy więcej osiągnąć niż w pojedynkę. Pokazują to nasze realizacje. Działamy z Inwestorem w jednej drużynie, rozwiązujemy wspólnie problemy i ciągle szukamy lepszych rozwiązań. Partnerstwo jest dla nas kluczowym elementem strategii. Zawsze zaczynamy od budowania dobrej relacji z Inwestorami, współpracownikami, klientami, dostawcami i partnerami biznesowymi. Wkładamy w to bardzo dużo serca. Słuchamy ich, jakie są ich potrzeby, cele, czego oczekują od nas. To gwarantuje nie tylko dobrą atmosferę, ale i trwałą nić porozumienia, jasno określone zasady i kierunek działania. I to procentuje. Dzięki temu możemy pochwalić się dużym zaufaniem oraz rekomendacjami ze strony Inwestorów i Instytucji, dla których zrealizowaliśmy wiele obiektów m.in. nową siedzibę Urzędu Miejskiego z Biblioteką Publiczną oraz siedzibą MTBS w Międzyzdrojach, czy realizacje w obiektach służby zdrowia w Szczecinie i Policach. Jesteśmy z tego dumni. Ale motywuje nas to do dalszego rozwoju i zwiększania jakości naszych usług. „Razem możemy więcej” odnosi się także do naszego zespołu. Łączymy umiejętności i talenty naszych pracowników, aby tworzyć innowacyjne pomysły i zwiększać efektywność działań. Budowanie zespołu, obserwowanie jak poszczególne osoby się rozwijają, jak stają się samodzielne, twórcze, odpowiedzialne jest naprawdę fascynujące. Byłbym najszczęśliwszym człowiekiem, gdybym mógł np. za pięć lat, w ogóle nie przychodzić do firmy wiedząc i widząc, że mój zespół działa samodzielnie i każda z osób dobrze sobie radzi oraz jest spełniona dzięki temu co robi.

Jest życie poza firmą?

Firma to część życia, ale oczywiście nie całe. Chciałbym osiągnąć taki etap rozwoju, aby mieć stu procentową pewność, że jest w dobrych rękach przy moim sporadycznym udziale, że dobrze wyszkoleni pracownicy, menadżerowie osiągają wspólnie założone cele, co daje im również spełnienie. Poza Manilo lubię też zajmować się swoimi pasjami i marzeniami, pomysłami, które teraz są schowane w szufladzie i czekają na swój czas.

A cóż się kryje w tej szufladzie?

Kilka pomysłów związanych z moimi hobby, z moimi innymi wielkimi pasjami. Chciałbym zacząć mocno je rozwijać. Chodzi m.in. o sportowe samochody i jazdę wyścigową na torze, ewentualnie szutry. To wymaga sporo czasu i zaangażowania. Myślałem o tym, aby zrobić licencję kierowcy rajdowego i brać udział w amatorskich rajdach. Tylko prowadzi do tego celu dość daleka droga. Teraz pozwalam sobie, raz na jakiś czas, aby pojechać na treningi do Kamienia Śląskiego na Silesia Ring. Tam jest najnowocześniejszy tor wyścigowy w Polsce i tam jeżdżę z kolegami. Pasjonują mnie także sporty motorowodne. Kolejne hobby to koszykówka, ale jakiś czas temu odniosłem kontuzję i nie mogę już tak aktywnie uprawiać tej dyscypliny, jak dawniej. Z koszykówką wiąże się najlepsza liga

na świecie, czyli amerykańska NBA. A to z kolei łączy się z kolejnym moim hobby – podróżami. Mam takie marzenie, aby pojawić się i odwiedzić, w trakcie meczów oczywiście, wszystkie hale zespołów grających w tej lidze.

No to będzie trochę jeżdżenia po USA. Będzie. Na razie udało mi się z moimi przyjaciółmi pojechać do Chicago i Milwaukee i obejrzeć tamtejsze hale. Aby zrealizować ten plan, nie możemy jeździć do USA w czasie wakacji, bo wtedy liga nie gra. Musimy więc zaplanować inne terminy, a to z kolei wymaga czasu, dobrego przygotowania, organizacji m.in. spraw zawodowych. Z mojej perspektywy rozwinięcie firmy da mi więcej czasu na moje życie prywatne. Przed laty dość mocno interesowałem się też marketingiem internetowym. Zawsze moim marzeniem było, aby stworzyć interesujący portal internetowy, który zostanie dłużej niż ja.

Pana zainteresowania są naprawdę bardzo szerokie.

To nie jest tak, że ja działam tylko w budownictwie. Praca ma mi dostarczyć środków do tego, aby żyć i spełniać marzenia. To może banał - ale najważniejsze jest dla mnie zdrowie i rodzina oraz czas, który upływa i którego nie da się cofnąć. Chcę zachować balans między pracą a pozostałym moim czasem, realizować to, co chcę, a nie tylko to, co muszę. Zawsze starałem się zachować pewien dystans, wypośrodkować to wszystko. Starałem się np. nie pracować w soboty. W ciągu tych ośmiu lat pracowałem w sobotę może kilka razy. Kiedy zatrudniamy np. kierownika budowy, to podczas rozmowy kwalifikacyjnej zawsze informujemy, że nie wymagamy pracy w sobotę. Wymagamy czego innego. Aby tak zorganizował swoją pracę, żeby nie musiał pracować właśnie w sobotę. Bo jest jeszcze życie poza pracą.

autor: ds./foto: Ewa Bernas Fotografia

Manilo Sp. z o.o. Sp. K.

E-mail: biuro@manilo.pl

Telefon: (+48) 91 3000 308

Adres: ul. Południowa 5, 71-001 Szczecin

Prof. Aneta Zelek Szef, czyli dupek?

„Oceń swego szefa. Co nas najbardziej irytuje w zachowaniach naszych szefów?”. To tytuł sondażu opinii jakie przeprowadziła prof. Aneta Zelek – znana szczecińska ekonomistka, wykładowca akademicki, trener kadr menedżerskich i była rektor Zachodniopomorskiej Szkoły Biznesu. Wyniki są porażająco – przerażające. Według badanych w wielu przypadkach szef, to osoba niekompetentna, że słabymi kwalifikacjami, manifestująca swoją wyższość, nieobiektywna, nie potrafiąca motywować do pracy, niekulturalna, agresywna. Bywają też i tacy z zaburzeniami osobowości, nie rzadko nazywani socjopatami, psychopatami czy mobberami.

Co panią zainspirowało do przeprowadzenia badań o takiej tematyce?

Było kilka motywów. Pierwsza inspiracja, która chodziła mi po głowie od bardzo dawna to zabawna wypowiedź jednego z najlepiej rozpoznawalnych szefów na świecie, Jacka Welcha, zwanego „Iron Jackiem” – CEO najpotężniejszego niegdyś koncernu na świecie General Electric. Welch powiedział kiedyś: „Po świecie chodzi wielu dupków, a niektórzy z nich zostają szefami.” Przekonałam się wielokrotnie, że Iron Jack miał rację, bo… jakże często słyszę słowa krytyki

pod adresem różnych przełożonych. Moi rozmówcy (najczęściej to moi studenci, ale także menedżerowie i pracownicy z firm, z którymi współpracuję) donoszą o niekompetencji szefa, braku jego kwalifikacji, niepożądanych zachowaniach, brakach kultury osobistej i zawodowej, ale też wytykają szefom zaburzenia osobowości i nie rzadko nazywają ich socjopatami, psychopatami czy mobberami. Postanowiłam zbadać problem. Nazywam to badanie spontanicznym i zalecam daleko posuniętą ostrożność w uogólnianiu doniesień przy interpretacji wyników. Zdaję sobie sprawę,

że ten sondaż nie spełnia kryterium naukowości. Nie zadbałam o reprezentatywność statystyczną, nie dokonałam losowania próby badawczej. Ot po prostu, w kwietniu tego roku publicznie zaprosiłam na jednym z portali społecznościowych do wypełnienia krótkiej ankiety opiniującej szefów. A potem już efektem kuli śnieżnej, przez kolejne udostępnienia mojego posta, ankieta poszła w świat.

Ile osób wzięło udział w badaniach?

Jakież było moje zaskoczenie, kiedy po 5 dniach od udostępnienia internetowej ankiety uzyskałam ponad 300 odpowiedzi. Po drugim tygodniu było ich już ponad 550. Ostatecznie, zamknęłam badania z liczbą ponad 600 respondentów. Okazało się, że do wypełnienia ankiety nie trzeba było specjalnie agitować. Sam temat badań został przyjęty wręcz entuzjastycznie. Okazja na wyrzucenie z siebie swoich frustracji związanych z szefem nieczęsto się zdarza. Z pewnością, dlatego internauci tak ochoczo dzielili się swoimi opiniami i historiami.

Kim są uczestnicy badania?

Nie pytałam respondentów w jakich firmach pracują, na jakich stanowiskach, w jakich branżach. Zależało mi na wypowiedziach osób z pewnym doświadczeniem i stażem pracy, a jednocześnie takich, którzy mają już w sobie pewną dojrzałość i potrafią trzeźwo ocenić, które cechy czy zachowania szefa mają swoje uzasadnienie, a które są niedopuszczalne i drażniące. Z lektury opisanych przez ankietowanych historii wyciągam wniosek, że patologie zdarzają się wszędzie, zarówno w małych rodzinnych firmach, jak i w wielkich korporacjach. Również instytucje sektora publicznego nie są wolne od kiepskich szefów. Branża też nie ma żadnego znaczenia. Skarżyli mi się pracownicy produkcyjni, ale także nauczyciele, urzędnicy, a nawet artyści.

Jakie irytujące cechy swoich szefów najczęściej podawano?

Niemal co drugi respondowany (ponad 45 proc.) wskazuje, że jego przełożony nie potrafi motywować do pracy. Na drugiej pozycji w zestawieniu dwudziestu najbardziej irytujących cech i zachowań szefów, respondenci wskazali (blisko 37 proc. wskazań) fakt, że ich szef nie jest dobrym organizatorem i liderem. Co trzeci respondowany uważa, że jego szef jest lub bywa nieobiektywny i niesprawiedliwy. Podobnie, co trzeci skrytykował umiejętności komunikowania i wskazał, że szef jest lub bywa niemerytoryczny i niekonkretny. Ponad 27 proc. ankietowanych zwróciło też uwagę na brak umiejętności udzielania sensownego feedbacku. Wiele niepokoju wzbudzają wyniki dotyczące manifestowania przez szefów swojej wyższości i przywiązania do hierarchii organizacyjnej – tę cechę podkreślił co trzeci respondowany. Wielu respondentów wścieka się na faworyzowanie przez szefa kumpli oraz plotkowanie i stosowanie przez szefa intryg. Padają też zarzuty o akty mobbingu, ograniczanie swobody działania i publiczne krytykowanie pracowników. W końcu, nie bez znaczenia są wskazania dotyczące braku kultury szefa, tak jak ważnym doniesieniem jest, że szef nie wzbudza zaufania pracowników.

Czy padały też określenia tzw. nieparlamentarne?

Och, co tutaj się działo! Ogromnych emocji dostarczyła mi analiza swobodnych wypowiedzi uczestników badań, zaproszonych do wskazania cech i postaw szefów nie wymienionych w wybieralnym katalogu. Lektura użytych przez ankietowanych określeń jest przygnębiająca, porażająca, niektórych może nawet przyprawić o zawał serca. Okazuje się, że pracownicy bez oporów demaskują negatywne ce-

chy swoich szefów i używają do tego pejoratywnych określeń, często bardzo ostrych, bezwzględnych i krytycznych. Według respondentów, którzy autorsko zdefiniowali cechy swojego szefa, przełożeni to nierzadko psychopaci, socjopaci, o silnych skłonnościach narcystycznych, wykorzystujący swoją pozycję formalną do eksponowania swoich poglądów i opinii. Tkwią w przekonaniu o swojej nieomylności, sądzą, że wszystko wiedzą najlepiej. Są przy tym często niekulturalni, a nawet agresywni i wulgarni. Manipulują ludźmi, stosują nepotyzm, „kolesiostwo”, a nierzadko dyskryminują pracowników. Z przyczyn oczywistych nie podaję do publicznej wiadomości padających stosunkowo często epitetów w postaci wulgaryzmów.

Czy można się już pokusić o ocenę tych badań? Co one nam mówią, na co wskazują?

Wydają się potwierdzać popularne powiedzenie, że ludzie nie odchodzą z pracy, ludzie odchodzą od złych szefów. Serio! My jako pracownicy jesteśmy w stanie wiele wybaczyć swojej firmie. Brak podwyżek, brak premii, a nawet wynagrodzenie zapłacone z opóźnieniem. Nie twierdzę, że wszyscy akceptują tego typu zdarzenia. Twierdzę, że zwykle je wybaczamy i jeżeli nie powtarzają się zbyt często, nie stanowią przesłanki do podjęcia decyzji o odejściu z firmy. Stanowczo znacznie trudniej przychodzi nam tolerowanie kiepskiego stylu zarządzania. Bardzo trudno nam funkcjonować w atmosferze tworzonej przez niekompetentnego przełożonego, który ma problemy z kształtowaniem zdrowych relacji interpersonalnych. Miał więc rację Jack Welch twierdząc, że nierzadko szef jest „dupkiem”, z którym po prostu trudno nam współpracować. W takiej sytuacji wierzymy, że „szefa nie zmienisz, ale możesz zmienić szefa”.

autor: Dariusz Staniewski/grafika: prof. Aneta Zelek

Rekiny, rafa koralowa i trzy poziomy szczęścia

Oceanarium w Międzyzdrojach to niezwykłe miejsce, gdzie na powierzchni 3000 m2 , na trzech poziomach możemy zobaczyć ryby z najdalszych zakątków świata – drapieżne rekiny i mureny, przepięknie ubarwione ryby raf koralowych – błazenki, rogatnice, ustniki czy słodkowodne piękności. Oprócz tego możemy odwiedzić prestiżową restaurację czy odetchnąć w przyjemnie zaaranżowanej strefie relaksu. Ten ogromnie popularny wśród turystów obiekt skończył właśnie pięć lat. Właściciele Oceanarium — Jagoda i Marek Stępień postanowili uczcić jubileusz w sposób wyjątkowy.

– Odbyła się wielka gala, w trakcie której z recitalem wystąpiła zaprzyjaźniona z nami Grażyna Szapołowska – mówi Angelika Wrotna, managerka Oceanarium – wśród gości pojawił się aktor Zbigniew Buczkowski wraz z małżonką. Poza prezentacją podsumowującą dotychczasową działalność instytucji odbyła się uroczysta kolacja, zabrzmiała muzyka na żywo, a wszystko zwieńczyły fajerwerki.

Choć Oceanarium istnieje od pięciu lat, to jego historia jako firmy jest znacznie dłuższa. – Przez około 20 lat nasza firma współpracowała z Polską Akademią Nauk – mówi Angelika Wrotna. – Wraz z nimi organizowaliśmy wystawy przyrodnicze w muzeach w całej Polsce (m.in. Muzeum Przyrodnicze w Krakowie, Ogród Botaniczny w Powsinie oraz Muzeum Narodowe na Wałach Chrobrego w Szczecinie) oraz w centrach handlowych np. w warszawskim Centrum Handlowym Blue City. Każda z naszych inwestycji budziła ogromne zainteresowanie mediów, co przyczyniło się do wzrostu liczby osób odwiedzających dane miasta. Naszym największym przedsięwzięciem i jednocześnie zwieńczeniem naszej 20-letniej pracy była budowa Oceanarium w Międzyzdrojach w 2019 roku. Oceanarium już w pierwszych miesiącach stało się obowiązkowym punktem na

mapie Międzyzdrojów.

– Szczycimy się również współpracą z Zachodniopomorskim Uniwersytetem Technologicznym w Szczecinie, co zaowocowało licznymi publikacjami naukowymi, a nasz obiekt stał się zapleczem naukowo-badawczym dla studentów kierunku „Ichtiologia i Akwakultura”. Zainteresowanie mediów spowodowało, iż na nasz temat mówiono w każdej stacji telewizyjnej, jak i pisano w gazetach – dodaje managerka.

Oceanarium działa przez cały rok. Na miejscu można zjeść w bardzo dobrej restauracji, jednej z ulubionych w Międzyzdrojach, z dziećmi pobawić się w bawialni z grami multimedialnymi. Praktycznie można spędzić tu cały dzień. Ponadto, w placówce można urządzić urodziny czy inne imprezy okolicznościowe. Bez wątpienia jedną z atrakcji Oceanarium jest 16-metrowy pół tunel wypełniony niesamowitymi rybami. Następnie, dzięki touch pool, możemy dotknąć żywe ryby, a w paludarium zobaczyć japońskie kar-

pie koi. Odwiedzających ciągle przybywa, podobnie zwierząt. – Mamy ponad sto gatunków zwierząt, m.in. mureny, rekiny, piranie, płaszczki, rybki Nemo, skrzydlice i rogatnice – wymienia managerka. – Każdy chce zobaczyć rekiny, ale największe wrażenie robi rafa koralowa oraz arapaimy, czyli ogromne ryby słodkowodne, których długość dochodzi do 2 metrów. Zwiedzający mogą popatrzeć, jak arapaimy są karmione prosto z ręki przez nurka.

Oceanarium, pomimo iż ma dopiero pięć lat stanowi jedną z największych nadmorskich atrakcji. – Marzymy o dalszej rozbudowie obiektu o dodatkowe sale wystawiennicze, olbrzymie zbiorniki i dwudziestometrowy tunel. Lada moment właściciele rozpoczynają kolejną inwestycję, która będzie miała miejsce w Kołobrzegu — tamtejsze Oceanarium ma być placówką większą i nowocześniejszą od tej, która działa w Międzyzdrojach. — podkreśla Angelika Wrotna.

ad/ foto: materiały prasowe

PRZYGOTUJ SIĘ NA ŚWIAT

z międzynarodową maturą Cambridge

Edukacja Cambridge w małych grupach od przedszkola do matury międzynarodowej.

Codzienna komunikacja w języku angielskim w gronie międzynarodowych przyjaciół (m.in. z NATO)

Wyjątkowe warunki rekrutacji 2024/2025 dla uczniów klas IV-VIII szkół podstawowych ze znajomością języka angielskiego (w miarę dostępności miejsc).

SAIL International School:

ul. Adama Mickiewicza 19,21 70-383 Szczecin

ul. Dr. Judyma 24, 70-466 Szczecin

Tel: 691 118 555 mail: info@internationalschool.edu.pl www.sail.info.pl

Z miłości do pracy z ludźmi

AM Brand – agencja wizerunkowa założona przez Angelikę Muchowską, skończyła w czerwcu pięć lat. Jej założycielka i szefowa to osoba wielu talentów: lektor i tłumacz języka angielskiego, konferansjer, specjalistka od mediów społecznościowych, a także celebrant, czyli osoba, która udziela ślubów humanistycznych. Z okazji jubileuszu porozmawialiśmy o firmie, jej rozwoju i nietuzinkowych projektach, które udało się przez ostanie lata zrealizować.

Pani Angeliko, w jakich okolicznościach powstała Pani agencja w tej postaci, w jakiej aktualnie działa?

Moją pierwszą działalnością była praca na scenie przy różnych wydarzeniach, zarówno tych bardziej oficjalnych, prowadząc konferencje, gale, debaty, ale również mniej oficjalnych, takich jak pikniki czy festyny rodzinne. Równocześnie prowadziłam komunikację w mediach społecznościowych, promując siebie jako konferansjera. Wiedza, strategiczne podejście i odpowiednie dopracowanie komunikacji sprawiły, że pojawili się pierwsi klienci zainteresowani wsparciem wizerunkowym. Zaczynałam od małych zleceń, tworząc komunikację i spójny wizerunek wydarzeń, przy których pracowałam jako konferansjer.

Pierwsi klienci spowodowali, że postanowiliśmy zająć się w firmie doradztwem wizerunkowym. Promowaliśmy wydarzenia, dbaliśmy o ich wizerunkowy aspekt, m.in. poprzez projektowanie grafik, promocję w mediach społecznościowych oraz tradycyjnych. Dodatkowo klienci mogli skorzystać z moich usług jako konferansjera, a po pewnym czasie jako rzecznika prasowego.

No właśnie, kim są Wasi klienci?

Promujemy i współtworzymy marki osobiste. Są to zazwyczaj ludzie, którzy są specjalistami w danej profesji, np. lekarze, sportowcy, psycholodzy, prawnicy czy też specjaliści z branży beauty. Zachęcamy klientów, do wyznaczenia sobie konkretnych celów i przemyślenia tego, co chcą przekazać swoim odbiorcom. Na tej podstawie tworzymy dla nich strategie i dopasowujemy kanały, które będą dla nich najlepsze. Z doświadczenia wiem, że bycie wszędzie nie zawsze się sprawdza. Dopracowanie treści do wszystkich mediów jest czasochłonne, a gdy nie osiągamy przy tym naszego celu, no cóż, jesteśmy zdemotywowani. Nasza współpraca rozpoczyna się zawsze od dobrej kawy, analizy profilu i potrzeb klienta, a dopiero potem zaczynamy planować działania lub przygotowujemy listę zaleceń, jeśli ktoś chce sam zajmować się swoją promocją. Wspieramy także firmy w organizacji wydarzeń, promocji ich, a także w budowaniu wewnętrznej komunikacji z pracownikami. Wspieramy działy HR lub działy marketingu

w zaplanowaniu odpowiedniego przekazu, organizujemy szkolenia z komunikacji, wystąpień publicznych i projektowania grafik. W ostatnim czasie pomagamy również organizować integracyjne warsztaty kreatywne dla pracowników. Mamy przy tym wiele ciekawych wyzwań. Pod koniec zeszłego roku do naszego biura zawitało 600 piernikowych domków, które miały zostać złożone przez pracowników pewnej firmy. Zapach był obłędny.

Poza wpieraniem wielkich firm Pani agencja działa także na obszarze mniej komercyjnym.

Kolejny duży obszar naszych działań dedykowany jest organizacjom pozarządowym. Prowadzimy dla nich projekty wizerunkowe, profile w mediach społecznościowych, organizujemy szkolenia dla różnych grup z obszaru promocji i komunikacji. Ponadto przygotowujemy reportaże filmowe, no i oczywiście zajmujemy się rzecznictwem prasowym. Naszym pierwszym dużym projektem była konferencja pn. „Pływaj z Autyzmem”. Było to pierwsze takie wydarzenie w Europie z udziałem specjalistów ze Stanów Zjednoczonych. Do Szczecina przyjechali wówczas właściciele szkół pływania z całej Europy. Pomagamy również organizować lokalne inicjatywy jak wernisaże, premiery filmowe, koncerty czy jubileusze.

Jakie trzeba mieć predyspozycje, cechy, żeby zajmować się tym, co Pani?

Bycie konferansjerem i specjalistą z zakresu komunikacji to część mojej osobowości. Zawsze uwielbiałam ludzi, lubiłam z nimi pracować. Jestem po filologii angielskiej — moje studia przygotowały mnie do bycia lektorem języka angielskiego i do bycia tłumaczem. PR-owcem się chyba urodziłam, a dobry zmysł uzupełniłam wiedzą zdobytą podczas zagranicznych szkoleń z fantastycznymi menadżerami. Niezmiennie jednak, gdy kochamy to, co robimy, robimy to z pasją i zaangażowaniem. Tak jest u nas w AM Brand.

Dziękuję za rozmowę.

Rozmawiała: Aneta Dolega / fot. materiały prasowe

Nadchodzi EduPower

Ma być merytorycznie, praktycznie i nowatorsko. Tak o wydarzeniu związanym z tematem energii odnawialnej – EduPower – mówią jego organizatorzy: Witold Szczepkowski i Michał Wilczewski. Obydwaj są specjalistami od lat związanymi z OZE. O szczegółach, rozwoju naszego województwa i wyzwaniach przed jaką stoi branża – opowiedzieli w wywiadzie dla Magazynu Prestiż.

EduPower 2024 to wydarzenie, które ma za zadanie połączyć świat edukacji i władz lokalnych z sektorem energetycznym. Na czym konkretnie będzie polegała ta synergia?

Witold Szczepkowski: Mamy dwa tematy, które mają wybrzmieć poprzez EduPower 2024. Po pierwsze to, że sektor energetyczny będzie w najbliższych latach mierzył się z olbrzymim wyzwaniem, jakim będzie brak rąk do pracy. I mówimy tu zarówno o kadrze technicznej jak i biurowej. Realizowane lub nadchodzące inwestycje (Vestas, Windar, etc.) to dla naszego regionu ogromna szansa, ale musimy wspólnie znaleźć rozwiązanie tego problemu. Tu współpraca, czy też inaczej synergia pomiędzy władzami lokalnymi, firmami oraz szkołami średnimi i wyższymi jest kluczem do sukcesu. Po drugie chcemy pokazać, że ta synergia już funkcjonuje. W naszym regionie istnieje szereg projektów i inicjatyw, które dotykają tego obszaru, ale mamy wrażenie, że dzieje się to za wolno, a czasami różne firmy i instytucje powtarzają swoje działania nie wiedząc, że ktoś inny

realizuje podobne. Brakuje nam komunikacji i wymiany doświadczeń, aby osiągnąć efekt skali i przyspieszyć te działania. Tym ma być właśnie projekt EduPower.

Michał Wilczewski: Głównymi punktami wydarzenia są: edukacja, przebranżowienie, local content i Girl Power! Każdy z nich niesie ze sobą bardzo wiele merytorycznej zawartości. Widzimy mocne zaangażowanie firm, między innymi SEC, M4Wind czy Global Wind Service, ale także pozytywne wibracje od władz samorządowych: to bardzo budujące i daje nam potężną dawkę energii do działania.

Czym Edu Power będzie się różnił od innych podobnych wydarzeń w naszym regionie?

W.S.: Przede wszystkim tym, że starannie wybieramy, a następnie docieramy z naszym pomysłem do firm i instytucji, które realizują ciekawe projekty mogące stać się inspiracją dla innych. Tu nie ma przypadku. Zarówno Michał i ja mamy długoletnie doświadczenie w branży i wiemy z kim i jak

chcemy pracować. Chcemy, aby EduPower stał się platformą do wymiany dobrych pomysłów i praktyk, a w szerszej perspektywie pozwalał zawiązywać współpracę, realizować wspólne projekty i tworzyć rozwiązania dla naszego sektora.

M.W.: Szczerze mówiąc, to nie ma w regionie podobnych wydarzeń. Tym bardziej energetyzująca była dla nas reakcja firm z sektora energetycznego, inspirujące rozmowy z dyrektorami szkół czy pozytywny odbiór ze strony Miasta Szczecin: chyba takiego formatu nasz region potrzebuje. Wiesz, nie zamierzamy wywarzać otwartych drzwi: raczej tworzyć platformę wymiany doświadczeń i wzmcnienia współpracy na linii firmy – szkoły – samorząd. Taki edukacyjny hub dla sektora energetycznego. Merytorycznie wspiera nas także Polskie Stowarzyszenie Energetyki Wiatrowej i jest to o tyle istotne, że koleżanki i koledzy z PSEW mają potężne doświadczenie w organizacji dużych eventów w ramach swojej branży. Zapraszamy zatem wszystkich, którzy chcą konstruktywnie współpracować na rzecz rozwoju edukacji energetycznej w regionie.

Macie patronat Miasta i Urzędu Marszałkowskiego, samorządy kładą ogromny nacisk na tematy odnawialnych źródeł energii – na przykład Piotr Krzystek zadeklarował, że Szczecin w niedalekiej przyszłości może być miastem niezależnym energetycznie. Czego oczekujecie w ramach tej współpracy?

W.S.: To bardzo proste. Oczekujemy zaangażowania i współpracy. Z resztą poradzimy sobie sami. Szczecin i szerzej region, stoi przed historyczną szansą w związku z rozwojem polskiego offshoru. Nie możemy tego zepsuć, nie możemy marnować czasu. Dlatego mówimy: wszystkie ręce na pokład!

M.W.: Patronat Honorowy Prezydenta Miasta Szczecin, Marszałka Województwa Zachodnipomorskiego oraz Ministra Nauki to wyróżnienie, ale także zobowiązanie. Teraz czujemy, że musimy „dowieźć” ten event merytorycznie i że wydarzenie EduPower powinno także oddziaływać szerzej. Tak jak mówi Witek: zaangażowanie i współpraca, ale także promocja i przychylność. Takie inicjatywy to także promocja miasta i wskazanie, że podchodzimy tu do rozwoju bardzo poważnie, także z perspektywy inicjatyw oddolnych, takich jak nasza.

Jakie są najważniejsze wyzwania dla branży OZE w Polsce?

W.S.: Jest ich wiele, począwszy od braku właściwych rozwiązań prawnych (np. poprzedni rząd na lata zablokował rozwój lądowej energetyki wiatrowej), aż do bardzo słabo rozwiniętej infrastruktury przesyłowej i problememi z przyłaczeniem nowych mocy. Jednak w naszej opinii bardzo dużym wyzwaniem będzie brak rąk do pracy. Już teraz firmy mają ogromny problem ze znalezieniem dobrego, doświadczonego pracownika, a w najbliższych latach problemem ten będzie narastał. Potrzebujemy wykwalifikowanych elektryków, mechaników, specjalistów od bezpieczeństwa, kierowników projektów itd.

M.W.: Rozwój offshore wind, czyli morskiej energetyki wiatrowej jest bardzo dobrym ruchem: w ciągu najbliższych kilku lat będziemy mieli na Bałtyku dziesiątki wiatraków i będzie to bardzo zaawansowana technologia. W Polsce będziemy mieli jedne z najnowocześniejszych instalacji w Europie. I w tym momencie dochodzimy do kilku wyzwań: w jaki sposób dostosujemy nasz system edukacji, jak pokierujemy przebranżowieniem, jak zapewnimy możliwie największy udział lokalnych firm w łańcuchu dostaw dla tych projektów. Czyli jak przeprowadzić tę zieloną transformację mądrze i efektywnie, a jednocześnie w jakimś rozsądnym stopniu zadbać o rozwój regionalny. I nie myślę

tu tylko o zachodniopomorskiem: podczas przygotowywania EduPower widzimy także spore zainteresowanie szkół i władz z województwa lubuskiego. To dla nas bardzo dobry sygnał.

Jaka czeka nas przyszłość związana z energią odnawialną, czy Pomorze Zachodnie rzeczywiście jest liderem w rozwoju OZE?

W.S.: Nasz region to lider w lądowej energetyce wiatrowej, mamy nadzieję, że niedługo także w jej morskiej odsłonie. Dodatkowo, w naszej części kraju dynamicznie rozwijają się projekty fotowoltaiczne i funkcjonuje też znaczna ilość biogazowni. Co do przyszłości, to mam nadzieję, że niebawem rozwiążemy problemy infrastrukturalne i legislacyjne tak, aby w porozumieniu z samorządami i społecznościami lokalnymi móc dalej rozwijać sektor polskiej energetyki odnawialnej. Musimy dywersyfikować nasze źródła energii, szczególnie w kontekście zmian klimatycznych i wojny u naszych sąsiadów.

M.W.: Radzimy sobie nawet bardzo dobrze, i wskazują na to twarde dane: wg. Urzędu Regulacji Energetyki, Zachodniopomorskie wytwarza już z OZE prawie tyle samo prądu, co konsumuje. Prawie jedna piąta krajowej produkcji energii elektrycznej ze źródeł odnawialnych pochodzi z naszego regionu. Podczas marcowej konferencji Energia Miasta Szczecin mogliśmy posłuchać o wielu inicjatywach, które są imponujące. Pomorze Zachodnie to także siedziba wielu firm z branży energetyki wiatrowej, działających w całej Europie. To wpływa bardzo korzystnie na rynek pracy w regionie. Last but not least, transformacja energetyczna w dużym stopniu oddziaływuje na decyzje biznesowe podejmowane w firmach sektorowa energetycznego: dobrym przykładem jest tu chociażby nasz partner strategiczny, SEC, który również opowie o swoich zielonych inicjatywach na EduPower2024. Musimy wspólnie tę gałąź gospodarki rozwijać: świat podąża w kierunku zielonej transformacji i jest to wyjątkowa szansa dla naszego regionu.

rozmawiała: Izabela Marecka / foto: Alicja Uszyńska

Vital-Sauna 30 lat profesjonalizmu

Vital-Sauna to firma działająca od ponad 30 lat. Jej realizacje można znaleźć zarówno w domach, jak i hotelach, centrach SPA w Europie oraz na świecie. Oferuje sauny w oryginalnych rozwiązaniach stylistycznych, technologicznych i materiałowych. Wszystkie cechuje perfekcjonizm projektowania i wykonania. Hasło firmy: „każdą z saun tworzymy zgodnie z wizją naszego klienta” ma pełne odzwierciedlenie w realizacjach. Vital-Sauna jest w stanie sprostać najbardziej nietypowym zamówieniom.

To prawda udowodniona przez wieki, ale również potwierdzona badaniami naukowymi: Najlepszy sposób na odprężenie i relaks po wyczerpującym dniu lub wysiłku to sauna. – Tworzymy zarówno kompaktowe i stylowe sauny domowe „na wymiar”, jak i sauny dla inwestorów pragnących wzbogacić ofertę, podnieść prestiż swojego obiektu wypoczynkowego, hotelowego czy SPA lub wybudować unikatowe obiekty dla aquaparków. Jesteśmy w stanie zrealizować każde zamówienie. Wszystkie nasze sauny spełniają unijne standardy. Do ich budowy wykorzystujemy najlepszej jakości certyfikowane materiały, oferujemy też projekty oraz rozwiązania technologiczne, również autorskie – opracowane przez nasz zespół. W ten sposób powstał m.in. system grzania sauny Vital-Sauna „Low energy heating”, pozwa-

lający na 70 proc. oszczędność kosztów energii elektrycznej rocznie dzięki unikalnej technologii gazowej. Projekty obiektów tworzone są według wizji oraz wskazówek naszych klientów. Precyzyjnie przygotowane wizualizacje prezentują finalny obraz inwestycji – mówi Rafał Sternicki, prezes i właściciel Vital-Sauna. Wachlarz propozycji firmy jest bardzo szeroki. Firma oferuje domowe sauny fińskie – rozwiązanie dostępne praktycznie dla wszystkich, również tych o niezbyt wygórowanym budżecie oraz niewielkim metrażu. Dowodem na to mogą być liczne realizacje Vital-Sauna w podobnych obiektach. Sauny są proste konstrukcyjnie, funkcjonalne, wykonane w różnych stylach, ale z trwałych materiałów z litego drewna. Cechuje je także nowoczesny design, a niektóre są

wręcz wysmakowane, jak np. sauna Feng Shui zachowująca wschodnią harmonię kształtów, sauna Trapani – elegancka i ponadczasowa, sauna Ferrara – z południowym temperamentem, czy też sauna Cubo – forma sześcianu współgrająca z klasycznym wnętrzem. Kolejną propozycją firmy są sauny ogrodowe, które idealnie komponują się z otaczającą przyrodą. To zróżnicowane konstrukcje, zarówno pod względem materiałowym, jak i zastosowania metod nagrzewania, np. sauna Arte – styl i elegancja dla najbardziej wymagających czy też sauna Kelo – tradycyjna, wykonana z litych bali. – Vital-Sauna oferuje także niezwykle oryginalne tzw. sauny z ceremoniami – dodaje Rafał Sternicki. – To propozycja luksusowego wypoczynku połączonego z rozrywką dla całej rodziny w nowoczesnym centrum –

aquaparkach, obiektach sportowo-rekreacyjnych, hotelach. Nieodzownym elementem takiego wypoczynku są rytuały w wykonaniu mistrzów ceremonii, nawiązujące do skojarzeń kulturowych, historycznych, stref geograficznych oraz unikatowych doznań zmysłowych, czy też panoramiczne z niezwykłymi widokami i ekstrawaganckimi, komfortowymi wnętrzami. Vital-Sauna oferuje także jeszcze jedno unikatowe rozwiązanie – saunę IR i jej prozdrowotne właściwości. Jest to nowoczesna sauna domowa na podczerwień, funkcjonująca nawet na niewielkiej przestrzeni i łatwa w montażu w pomieszczeniu, które nie musi być specjalnie adaptowane na jej potrzeby – podsumowuje Rafał Sternicki.

autor: ds./foto: materiały prasowe

SAUNA DOMOWA
SAUNA OGRODOWA

z Café Vienna

Kawiarnia Wiedeńska tuż przy Alei Gwiazd zaprasza!

Przyjedź do Międzyzdrojów i odkryj smaki lata w kawiarni, znajdującej się w kultowym hotelu nad samym morzem. Café Vienna to idealne miejsce gdzie odkryjesz wyjątkowe desery rzemieślnicze i zanyrzysz się w przytulnej atmosferze, która umili Twój wypoczynek nad Bałtykiem.

Znajdź nas na Facebook / Instagram: cafe.vienna.miedzyzdroje

AMBER BALTIC MIEDZYZDROJE

Ważne zmiany w lipcu

Lipiec przynosi wiele istotnych zmian, które wpłyną na działalność przedsiębiorstw, codzienne życie oraz funkcjonowanie rynku pracy. Wprowadzenie nowych przepisów i regulacji dotyczy m.in. obowiązków raportowania dla platform cyfrowych, wzrostu płacy minimalnej, ochrony nabywców mieszkań oraz zatrudniania obywateli Ukrainy. Co więcej, zmiany cen energii elektrycznej będą miały znaczący wpływ na budżety domowe i przedsiębiorstwa. Poniżej przedstawiamy przegląd tych najważniejszych.

Dyrektywa DAC-7

Unijna dyrektywa DAC7 wprowadza nowe przepisy dotyczące raportowania sprzedaży na platformach cyfrowych, takich jak Allegro, OLX, Vinted czy Booking. Celem dyrektywy jest uszczelnienie systemu podatkowego i ograniczenie liczby niezgłoszonych działalności gospodarczych.

DAC7 nakłada na operatorów platform cyfrowych obowiązek gromadzenia i przekazywania Krajowej Administracji Skarbowej (KAS) informacji o sprzedawcach dokonujących transakcji za ich pośrednictwem. Przepisy obejmują transakcje sprzedaży towarów, świadczenia usług, udostępniania środków transportu oraz nieruchomości.

Nowe przepisy mogą budzić obawy wśród sprzedawców internetowych, jednak ich głównym celem jest walka z oszustwami podatkowymi oraz ujednolicenie systemów podatkowych w krajach UE. Platformy cyfrowe będą musiały raportować dane dotyczące sprzedawców korzystających z ich usług w celu przeprowadzania transakcji. Informacje te będą przekazywane szefowi KAS w formie elektronicznej. Drobni sprzedawcy, którzy w ciągu roku dokonają mniej niż 30 transakcji, a ich łączne wynagrodzenie nie przekroczy 2 tys. euro, nie będą objęci nowymi obowiązkami sprawozdawczymi.

Płaca minimalna

Od 1 lipca 2024 r. minimalne wynagrodzenie za pracę wzrośnie do 4300 zł brutto, a stawka godzinowa do 28,10 zł. To druga w tym roku podwyżka płacy minimalnej, obejmująca ponad 3 mln osób. W porównaniu do 2014 r. wynagrodzenie minimalne wzrosło o 2620 zł, czyli o 156 proc. Podwyższenie płacy minimalnej od 1 lipca 2024 r. oznacza wzrost o 700 zł w stosunku do 1 lipca 2023 r. (3600 zł), czyli o 19,4 proc. Minimalna stawka godzinowa wzrośnie o 4,6 zł, czyli o 19,5 proc.

Wraz z płacą minimalną wzrosną także inne świadczenia obliczane na jej podstawie, m.in. dodatek za pracę w nocy, wynagrodzenie za przestój, odprawa z tytułu zwolnień grupowych. Rada Ministrów zaproponowała, by od 1 stycznia

2025 r. płaca minimalna wynosiła 4626 zł brutto, co oznacza wzrost o 326 zł w stosunku do lipca 2024 r., czyli o 7,6 proc.

Zmiany w Deweloperskim Funduszu Gwarancyjnym Deweloperski Fundusz Gwarancyjny, działający od 1 lipca 2022 roku, chroni nabywców lokali mieszkalnych oferowanych w ramach inwestycji rozpoczętych od tej daty. 1 lipca 2024 roku zakończy się dwuletni okres przejściowy, a ochrona będzie obejmować wszystkie umowy deweloperskie.

Zatrudnianie Ukraińców

Od 1 lipca 2024 r. wchodzą w życie zmiany dotyczące zatrudniania obywateli Ukrainy. Pracodawcy będą mieli 7 dni na zgłoszenie zatrudnienia obywatela Ukrainy do PUP. Wymagane będzie również wskazanie wynagrodzenia nie niższego niż minimalne.

Nowe przepisy przedłużają okres obowiązywania tymczasowej ochrony dla obywateli Ukrainy do 30 września 2025 r. i rozszerzają dostęp do świadczeń zdrowotnych, rodzinnych, socjalnych oraz możliwości pobytu w obiektach zbiorowego zakwaterowania.

Wyższe rachunki za prąd

Ceny prądu mogą wzrosnąć o 20-30 proc. od lipca 2024 r., gdy przestanie obowiązywać tarcza zamrażająca rachunki za prąd. Rząd zapowiedział nowe stawki za energię elektryczną: 500 zł/MWh dla gospodarstw domowych oraz 693 zł/MWh dla samorządów, podmiotów użyteczności publicznej oraz małych i średnich firm.

Wprowadzony zostanie także bon energetyczny dla ok. 3,5 mln gospodarstw domowych o niższych dochodach. Wysokość bonu będzie zależna od liczby osób w gospodarstwie domowym, z dodatkowymi korzyściami dla gospodarstw używających energii elektrycznej do ogrzewania. Bon będzie przyznawany zgodnie z zasadą "złotówka za złotówkę", dostosowywaną do dochodów gospodarstwa domowego.

MTL Szymańska i Zielińska Wspólnicy Księgowość sp. z o.o. ul. Mostnika 12, Szczecin

Tel: 664 092 287 | podatki@mtl-kancelaria.pl | www.mtl-podatki.pl

Dobra kuchnia z dobrą imprezą

Legendarny klub Rocker, któremu za dwa lata stuknie 30-stka, dojrzewa razem z jego właścicielami. Po modernizacji przekształcił się w miejsce, gdzie nie tylko można pobawić się przy muzyce na żywo, ale również zjeść wyborną kolację czy obiad. A wszystko pod nowym szyldem — Rocker Club Rock & Grill.

– Do tej pory byliśmy postrzegani wyłącznie jako nocny klub z muzyką na żywo, z imprezami do białego rana, w którym kończyło się wieczór. Teraz wieczór można rozpocząć od wizyty u nas – mówi Artur Kałużny, jeden z właścicieli lokalu. – Klub stał się również idealnym miejscem na organizację imprez okolicznościowych. Teraz na przykład urodziny w gronie najbliższych możemy rozpocząć od wspólnej kolacji, a skończyć bawiąc się na parkiecie. I to w jednym miejscu, czyli u nas.

Coraz częściej spędzamy czas na mieście, organizując imprezy poza domem. Nawet imprezy weselne przestają być klasycznymi „weselichami na 100 osób”, a przybierają postać bardziej kameralnych przyjęć. Dzieje się tak m.in. ze względów ekonomicznych i czasowych, ale też z potrzeby zrobienia czegoś w swoim stylu i dla siebie. Ponadto staliśmy się wygodni, lubimy mieć wszystko pod ręką, w jednym miejscu, w tym rozrywki, czy te duchowe, czy kulinarne. – To, co jest normą w innych europejskich miastach, czyli połączenie restauracji na wysokim poziomie z nocnym klubem, u nas zaczyna robić się również popularne – przyznaje

Grzegorz Smolny, drugi z właścicieli lokalu. – Jeździmy po świecie, bywamy w różnych miejscach i widzimy, jak można spędzać wolny czas. Dlaczego nie możemy mieć tego u siebie?

Rocker maksymalnie może pomieścić 200 gości, ale prywatną imprezę możemy zorganizować także dla mniejszej ilości osób. Nie trzeba od razu wynajmować całego lokalu a np. tylko jedną lożę. Zresztą właściciele klubu oraz szefowie kuchni we wszystkim nam pomogą, tak że o nic nie będziemy musieli się martwić i jeszcze zmieścimy się w budżecie. – Zadbamy o menu i rozrywki. Dostosujemy je oczywiście do oczekiwań klienta – tłumaczy Artur Kałużny. –Część kulinarna ustalają nasi szefowie kuchni. Menu będzie skrojone pod klienta, łącznie z uwzględnieniem takich rzeczy jak specjalne diety, nietolerancje pokarmowe czy potrawy wege.

W Rockerowej restauracji zjemy naprawdę dobrze. Klub zdecydowanie postawił na jakość. Znajdziemy tu wiele pysznych potraw, na szczególną uwagę zasługują steki. Jest ich aż siedem rodzajów, począwszy od wybornej pol-

skiej wołowiny, a skończywszy na najlepszym tego rodzaju mięsie na świecie, czyli japońskiej wołowiny wagyu. Najciekawsze jest to, że można spróbować każdej z nich podczas jednego posiedzenia i jeszcze chwile porozmawiać z szefem kuchni, o ile nie będzie w danym momencie bardzo zajęty. – Menu ustalamy indywidualnie z klientem. Możemy mu coś zaproponować albo wybrać coś wspólnie z naszej karty – mówi Wiktor Bałdyga, jeden z szefów kuchni. – Bardzo fajnym rozwiązaniem jest np. kolacja degustacyjna. To szczególnie wygodna opcja dla tych osób, które pragną popróbować wielu rzeczy. Z doświadczenia wiem, że taka degustacja często otwiera na nowe smaki i niejednokrotnie jest kulinarnym odkryciem. Nasza kuchni jest urozmaicona i myślę, że zadowolimy nawet najwybredniejsze podniebienia.

RockerClub - Rock & Grill

ul. Partyzantów 2, 70-222 Szczecin

tel.: +48 91 488 55 00

rockerrockgrill | RockerSzczecin www.rockerclub.pl

W kwestii rozrywek, klub zapewnia odpowiednią i atrakcyjną obsługę. — Program artystyczny w części klubowej oparty jest na DJ’ach — rezydentach, zawodowych zespołach muzycznych grających covery polskie i zagraniczne, artystach performerach oraz profesjonalnych tancerkach — wymienia Grzegorz Smolny. – Kto kiedykolwiek u nas był, te wie, że przykładamy dużą wagę do jakości muzyki. Nie robimy niczego, czego byśmy sami nie lubili. I taka przyświeca nam idea.

Znamy już kulinarny i rozrywkowy charakter Rocker Club Rock & Grill. Lokal jest także idealnym miejscem pod organizację spotkań biznesowych, o czym opowiemy w następnym miesiącu.

Tekst: Aneta Dolega/ fot. Bartosz Opolski

Przystanek Cafe – z miłości do pieczenia

Po drożdżówki przyjeżdżają tu klienci z całego Szczecina, a także z jego okolic. Podobnie jest z jagodziankami, cynamonkami czy z innymi pysznymi wypiekami. Umiejscowiona w Wołczkowie, w pochodzącym z XIX wieku budynku kawiarenka, jest spełnieniem marzenia Anny Ruchlewicz. Przystanek Cafe – to połączenie miłości do pieczenia i wspólnie spędzonego czasu, gdyż kawiarenka jest także miejscem spotkań i różnego rodzaju wydarzeń.

– Przez 14 lat współprowadziłam firmę – zakładanie i projektowanie ogrodów. Moim marzeniem zawsze było, żeby mieć cukiernię w ogrodzie — mówi pani Anna. – W Szczecinie brakowało też miejsc dla osób z nietolerancjami pokarmowymi. Myślałam wtedy o tym, ale brakowało mi jeszcze śmiałości, by to zrobić. Przyszedł w końcu odpowiedni moment i takie miejsce pojawiło się w Wołczkowie, przy mojej drodze do domu.

Kawiarnia niemal od razu zdobyła serca klientów, których z roku na rok przybywało coraz więcej. – Większość uważa, że Przystanek powstał dlatego, że przebiega tędy ścieżka rowerowa i miał być przystanek rowerowy – śmieje się pani Anna. – Nazwałam to miejsce tak, gdyż dla mnie to było zatrzymanie się w życiu. Taki przystanek, żeby przysiąść, złapać oddech. Spędzić chwilę z planszówką lub z książką, które znajdziemy na naszym regale, albo po prostu napić się dobrej kawy i coś zjeść. Cały czas organizujemy eventy. Były już m.in. wieczorki jazzowe, kolacje przekąskowe, czy spotkania z literaturą. Mamy stałą klientelę, która nas bardzo docenia. Są to osoby z całego Szczecina, z przygranicznych miejscowości, również po stronie niemieckiej. Mamy gości także z różnych części Polski. Przystanek słynie z niesamowitych wypieków. Znajdziemy tu słodkości również dla osób z nietolerancjami pokarmowymi czy będącymi na specjalnych dietach, np. na diecie ketogenicznej. – Tworzymy wypieki ze świadomością składników, których używamy – tłumaczy Anna Ruchlewicz. – Nie stosujemy zwykłej pszenicy, margaryny czy cukru. Do wypieków dodajemy dobrej jakości masło, używamy mąki orkiszowej ekologicznej oraz zamienników mąk pszennych np. mąki migdałowej, gryczanej z gryki niepalo-

Kawiarnia Przystanek

nej ekologicznej, sorgo i innych. Przykładowo bardzo dużą popularnością cieszą się drożdżówki, które mają swój dzień w Przystanku, Czwartki z drożdżówką. Wyrabiane są z mąki orkiszowej z dodatkiem organicznego cukru lub agawy organicznej. Do tego chałeczki, cynamonki, jagodzianki, które także są obiektem pożądania wielu osób. Znajdziemy bardzo wysokiej jakości lody La Bottega, również wegańskie i bezcukrowe. To prawdziwe lody rzemieślnicze, do których produkcji wykorzystywane są bardzo dobre składniki, np. masło pistacjowe sprowadzane z Sycylii. Używam go również do wypieków.

W Przystanku znajdziemy także chleby i bułki, również bezpszenne, wszystkie wyrabiane i pieczone na miejscu. Można je zjeść razem z pysznym i równie zdrowym śniadaniem, które kawiarenka serwuje, można je zabrać na wynos do domu.

Mały butik cukierniczy – tak określa to miejsce pani Anna. Współtworzy je z córką Martą. Klimat, jakość, energia i zapach, który czuć już od progu kojarzy się z letnim porankiem, ze szczęściem. Faktycznie lokal usytuowany jest w sąsiedztwie ścieżki rowerowej biegnącej ze Szczecina do Dobrej i dalej do Niemiec. Jednak to nie tylko przystanek dla przejezdnych, ale również i przede wszystkim dla tych, którzy pragną poczuć się jak w domu. ad / foto: materiały prasowe

Dziękuję za rozmowę. rozmawiała: Aneta Dolega / fot. materiały prasowe

ulica Lipowa 51A | 72-003 Wołczkowo przystanekcafewolczkowo@gmail.com +48 505 040 512 PRZYSTANEK

Relaks od stóp do głowy

Stopy zawierają siedem tysięcy zakończeń nerwowych, które połączone są bezpośrednio z mózgiem i wszystkimi pozostałymi częściami ciała. Masaż stóp ma dobroczynny wpływ na nasze samopoczucie oraz zdrowie.

– Masaż stóp jest niezastąpiony, jeśli chodzi o redukcję stresu i odprężenie. Oczyszcza także organizm z nadmiaru toksyn, pomaga złagodzić napięcie nerwowe, poprawia przepływ krwi i limfy oraz zmniejsza ból głowy i łagodzi migreny – wymienia korzyści Dominika Matalewska, menagera salonu masażu orientalnego Shivago, w Hanzie Tower. – Powinny z niego skorzystać osoby zestresowane, zmęczone, z nadmiarem obowiązków, przejawiające objawy depresji, cierpiące na bezsenność. W trakcie seansu, masowane są także łydki, co pomaga w niwelowaniu opuchlizny. Ten rodzaj zabiegu można połączyć także z masażem dłoni. Nasze dłonie są równie wrażliwe i potrzebują rozluźnienia. W Shivago możemy skorzystać z masażu całego ciała, ale wybrane jego partie to świetna propozycja dla osób, które zmagają się z konkretnym problemem, albo nie mają zbyt wiele czasu. Kolejny, częściowy masaż, z którego warto skorzystać to masaż głowy, pleców i ramion, który łączy w sobie techniki akupresury. Tutaj ruchy wykonywane przez masażystki mogą odbywać się przy pomocy tajskich, rozgrzewających maści przeciwbólowych na życzenie klienta. Na głowie znajdują się punkty refleksyjne, które odpowiadają za właściwą pracę niektórych narządów w organizmie. – Ten rodzaj masażu jest szczególnie pomocny osobom pracującym w siedzącej pozycji za biurkiem, czy spędzającym większość dnia za kierownicą – podkreśla Dominika Matalewska. – Zalecany jest także osobom mających bóle górnych obszarów ciała i cierpiących na migreny. Niesamowite ukojenie daje kolejny częściowy masaż jakiemu możemy poddać się w salonie Shivago. To masaż głowy i szyi, czyli prawdziwa terapia dla ciała i ducha. – Skupiając się na strefach napięcia, masażystka usuwa napięcie, zmęczenie i stres, przywracając harmonię w ciele – opowiada menagerka salonu. – Masaż głowy także stymuluje krążenie krwi w skórze głowy, co wpływa korzystnie na kondycję włosów. Dzięki specjalnym technikom uwalniają się zablokowane energetyczne kanały, dając uczucie lekkości i odprężenia.

Coraz chętniej i częściej poddajemy się tego typu zabiegom. Shivago, które w Hanzie Tower działa od listopada zeszłego roku gościło już ponad dwa tysiące osób. To dowód na to, że profesjonalny masaż naprawdę działa. ad. / foto: materiały prasowe

Shivago Thai Bali SPA al. Wyzwolenia 46 | 71-500 Szczecin www.shivago.pl | recepcja-szczecin@shivago.pl | +48 502 455 999 shivago_szczecin i shivagopl | Shivago Thai Bali Spa

ZESPÓŁ GABINETU STOMATOLOGICZNEGO DENTAL ART

Implanty, czyli powrót do normalnego życia

Implanty to aktualnie najnowocześniejsza forma odbudowy braków zębowych. Idealne rozwiązanie dla osób, które w związku z utratą zębów pragną odzyskać zdrowie, pełen komfort życia, pewność siebie i oczywiście piękny uśmiech.

– Wiedząc, że wyglądamy dobrze, nabieramy większej pewności siebie, poprawia się nasze samopoczucie, a wraz z nim samoocena. Dzięki temu lepiej funkcjonujemy w społeczeństwie. Druga rzecz to oczywiście zdrowie. Zęby potrzebne są nam do tego, by normalnie żyć – podkreśla dr n.med. Barbara Stawska, która wraz ze swoim zespołem, w klinice Dental Art, dba o zdrowe i piękne uśmiechy swoich Pacjentów. – Stawiamy przede wszystkim na jakość. Dlatego używamy najnowszych rozwiązań i materiałów. Jeśli chodzi o implantologię, wszczepiamy szwajcarskie implanty, największej firmy implantologicznej na świecie. Bardzo dużą wagę przywiązujemy do bezpieczeństwa i komfortu Pacjentów. Nasz cel to uzupełnienia, które będą służyły Pacjentom przez wiele lat.

Doktor Barbara Stawska posiada najwyższy tytuł w implantologii – Master of science in Periodontology and Implantology. Kwalifikacje, wykształcenie i odpowiednie przygotowanie do pracy są dla niej ogromnie ważne. – Jeśli chodzi natomiast o estetykę to w Dental Art możemy skorzystać z całej gamy zabiegów: począwszy od wybielania poprzez bonding, a skończywszy na najbardziej estetycznych rozwiązaniach w postaci uzupełnień ceramicznych, takich jak licówki i korony.

Rodzaj zabiegu dobieramy zawsze indywidualnie do potrzeb Pacjenta. Nie ma tylko jednej skutecznej metody odtworzenia zębów. Każdy Pacjent to inny przypadek. Pracujemy głównie cyfrowo, przy użyciu skanera 3D. Pozwala nam to na uzyskanie maksymalnej precyzji i perfekcji.

Dr n. med. Barbara Stawska założyła klinikę Dental Art prawie 24 lata temu. Filarami Kliniki są gruntowne wykształcenie pracujących w niej lekarzy, długoletnia praktyka i pasja. Stomatologia, a w szczególności implantologia i protetyka to nie tylko zawód. To ciągły rozwój i proces. Wciąż pojawiają

Dental Art | ul. Śląska 9a

Pon - Pt 9.00 – 19.00, Sob – 9.00 – 14.00 tel. 91 431 54 81

biuro@dental-art.com.pl

się nowe rozwiązania i możliwości leczenia. To fascynujące. – Implantologia zawsze była dla mnie niezmiernie ciekawym wyzwaniem – wyznaje dr Stawska – Implanty dają nam możliwość perfekcyjnego odtworzenia naturalnego uzębienia, bez konieczności preparowania zębów naturalnych, jak w przypadku mostów. Przywracają komfort jedzenia, mówienia, uśmiechania się. Bezzębnym Pacjentom umożliwiają powrót do normalnej egzystencji. Brak zębów lub ich zły wygląd to dla Pacjentów prawdziwa tragedia. To problem wstydliwy, często prowadzący do izolacji i ograniczania kontaktów międzyludzkich. Dotyczy to zarówno sfery prywatnej, jak i zawodowej. Konieczność użytkowania ruchomych protez to przekleństwo i znaczne upośledzenie funkcjonowania. Dzięki integracji kości i implantów wykonane przez lekarzy uzupełnienia funkcjonują niemal jak naturalne zęby. Przyjemnie jest przywracać ludziom normalne życie. Ogromną satysfakcję sprawiają mi duże rekonstrukcje i pełne metamorfozy. To wspaniałe uczucie, gdy po skończonym leczeniu Pacjenci dziękują nam za umożliwienie powrotu do normalnego życia. ad/ fot. materiały prasowe

DR N. MED. BARBARA STAWSKA UKOŃCZYŁA STUDIA NA POMORSKIEJ

AKADEMII MEDYCZNEJ W 1998 ROKU. W 2003 ROKU OBRONIŁA DOKTORAT W KATEDRZE PROTETYKI STOMATOLOGICZNEJ. OD 2003 DO 2007 ROKU PRACOWAŁA JAKO ASYSTENT W KATEDRZE PROTETYKI STOMATOLOGICZNEJ PUM. W 2000 ROKU ZAŁOŻYŁA KLINIKĘ DENTAL ART, KTÓRĄ OD MOMENTU POWSTANIA SYSTEMATYCZNIE ROZWIJA. W 2017 ROKU ZOSTAŁA DYREKTOR ITI (INTERNATIONAL TEAM FOR IMPLANTOLOGY) STUDY CLUB SZCZECIN. JEST CZŁONKINIĄ OSIS-EDI (OGÓLNOPOLSKIE STOWARZYSZENIE

IMPLANTOLOGII STOMATOLOGICZNEJ – EUROPEAN ASSOCIATION OF DENTAL IMPLANTOLOGY). POSIADA PRESTIŻOWY TYTUŁ MASTER OF SCIENCE IN PERIODONTOLOGY AND IMPLANTOLOGY

Okiem dermatologa

Dr Kamila Stachura

Estetyka, a chirurgia

– okiem chirurżek patrzymy

na medycynę estetyczną

Do współpracy zaprosiłam lekarki, z którymi pracuję w klinice. Obie wywodzą się z chirurgii i obie, oprócz swoich zabiegów i operacji na szpitalnych oddziałach, pracują w mojej klinice. Dla naszych pacjentów są szansą na chirurgiczną likwidację wieloletnich kompleksów, nierzadko dbają o zdrowie, a nawet życie – np. poprzez usuwanie zmian, nad którymi nie powinniśmy przechodzić do porządku dziennego.

Czy chirurżki w medycynie estetycznej używają tylko skalpela? Nic bardziej mylnego. Władają także technologiami laserowymi czy HIFU, które w wielu przypadkach mogą zastąpić skalpel. Na co dzień wykonują zabiegi z użyciem m.in. biostymulatorów, produktów medycznych i innych preparatów. Wiedza wyniesiona ze specjalizacji chirurgicznej kontra współczesne technologie i techniki to potężne narzędzia w rękach dr n.med. Anny Prekwy i dr n. med. Anity Rudnickiej, które tworzą ze mną zespół lekarski w mojej klinice.

Te wszystkie zagadnienia, z którymi trafiają do was pacjentki, to próżność czy konieczność?

Zdecydowanie konieczność – odpowiadają zgodnie panie doktor.

Anna Prekwa: Wystarczy popatrzeć na zakres prac w klinice, w którym znajdziemy m.in. ginekomastię, operacje piersi, ale i korektę powiek. Towarzyszę pacjentom w bardzo ważnych momentach ich życia, kiedy pozbywają się kompleksów. To rodzaj wyróżnienia, kiedy dana osoba wybiera mnie do tego, aby poprawić jakość i komfort swojego życia. Tak jest choćby w przypadku operacji piersi, kiedy np. biust zmienia kształt po karmieniu, czy ze względu na upływ czasu. Pacjentki coraz częściej chcą mieć piersi, które nie wyglądają jednoznacznie na zoperowane, powiększone tylko naturalnie współgrające z resztą sylwetki. Podobnie w przypadku przerostu gruczołu piersiowego u mężczyzn czy ograniczenia pola widzenia przez nadmiar skóry na powiekach – końcowy efekt estetyczny potrafi zmienić czyjeś życie i ma swój wpływ na jego dalszy ciąg. W wielu przy-

padkach dla tych pacjentów to konieczność, aby ruszyć do przodu, czuć się dobrze we własnym ciele i cieszyć się życiem, a często je wręcz zmienić.

Anita Rudnicka: Poprawki skalpelem czy przy użyciu technologii to także szereg aspektów zdrowotnych, np. usuwanie znamion, które bywają nie tylko problemem estetycznym, ale także medycznym. Praca z pacjentem ze zmianami naczyniowymi np. na nogach czy na twarzy to przecież poza walorem estetycznym także aspekt medyczny. Pozwala zapobiegać przekształcaniu się tych zmian w większe problemy, jak np. trądzik różowaty na twarzy czy żylaki na kończynach dolnych. Nie wspominając o czasami banalnie wyglądających znamionach, które mogą okazać się groźnym nowotworem. Chirurgia w służbie estetyki? Tak, ale przede wszystkim w służbie zdrowia osób, które trafiają do naszych gabinetów z różnych powodów, nie tylko tych estetycznych. Nie wolno też pomijać aspektów związanych z komfortem życia i naszego samopoczucia, które mają wpływ na sposób funkcjonowania społecznego i przekładają się na zdrowie psychiczne czy codzienne relacje z otoczeniem i bliskimi. W moim gabinecie sporo jest bardzo młodych pacjentów z tym, co na pierwszy rzut oka może się wydawać „drobnym” defektem estetycznym, a tymczasem dla mojej pacjentki oznacza to, że np. od kilkunastu lat nie zmienia fryzury, by ukryć guzek małżowiny usznej.

Zmienia się świat, zmienia się chirurgia. Jak często sięgacie w swojej pracy po nowoczesne technologie?

Anita Rudnicka: Każdego dnia, bo urządzenia te, tak jak i różnego rodzaju preparaty np. biostymulatory pozwalają nam wpływać na kształt wybranych części ciała. Przy usuwaniu różnego rodzaju zmian skórnych siła technologii laserowych bywa nieoceniona i ogromnie przydatna, a dla pacjenta jest zawsze opcją mniej inwazyjną i zwykle związaną z krótszą rekonwalescencją. Przykładowo usuwanie fałd brzusznych po szybkiej utracie

wagi to np. połączenie zabiegu operacyjnego z późniejszym dodatkiem technologii. Dla chirurgów tak szybki rozwój technologiczny to po prostu dodatkowe możliwości działania i narzędzia sprawdzające się w zabiegach nie tylko z zakresu medycyny estetycznej.

Chociaż to przede wszystkim właśnie dla uzyskania optymalnego efektu jako chirurżki korzystamy na co dzień ze wszystkich zasobów dających poprawę wyglądu skóry, aby efekt końcowy naszych działań był jak najlepszy.

Anna Prekwa: To nieodzowny element pracy. Zabiegi estetyczne ten efekt końcowy powinny mieć przecież spektakularny. Terapie łączone sprawdzają się także w zakresie współdziałania chirurgii i technologii np. w niektórych przypadkach zasadnym jest przed zabiegiem korekty powiek zadziałać na górną część twarzy odpowiednio dobranymi parametrami technologii HIFU, bądź też technologią laserową, które mamy w naszej klinice. Dlaczego i w jaki sposób? To już zostawię na gabinetowe rozmowy z pacjentami, ale takich przypadków łączenia technologii w zabiegach chirurgicznych jest bardzo dużo. Dla chirurga nowoczesny sprzęt, coraz doskonalsze techniki i wspaniale wyposażona sala operacyjna spełniająca najbardziej surowe normy, to najlepsze środowisko pracy. Coraz częściej problemy estetyczne pacjentów są kierowane do chirurgów, a my coraz częściej wykorzystujemy do ich rozwiązania skuteczne metody bez użycia skalpela. Ale solidna podstawa chirurgii jako specjalizacji z bardzo dobrą znajomością anatomii człowieka i funkcjonowaniu organizmu pozwala nam na uzyskanie bardzo dobrych efektów i minimalizowanie działań niepożądanych.

To tylko fragment naszych rozmów toczących się w klinice. Dzisiejsza medycyna estetyczna to wielodyscyplinarność, z czego chirurgia stała się jednym z jej niezbędnych elementów.

ul. Jagiellońska 87 | 70–437 Szczecin tel. 535 350 055 | www.klinikadrstachura.pl

DR N. MED ANITA RUDNICKA
DR N. MED ANNA PREKWA

Japoński przepis na młodość

Kobido, które zdobywa u nas coraz większą popularność, to uważana za najstarszą na świecie pradawna sztuka masażu twarzy, która narodziła się w Japonii. Patrząc na Japończyków zastanawiamy się, jak oni to robią, że tak młodo wyglądają.

– Odpowiedź jest prosta – mówi Maja Jaskólska, certyfikowana masażystka Kobido w In Balance. – Są świadectwem własnej pracy. Przejawia się w to w ich kulturze i stylu życia. Jedzą zdrowo, jedzą mniej i wolniej. Każdą rzecz, którą robią, wykonują świadomie. Również pielęgnację.

Masaż kobido ma właściwości przeciwstarzeniowe, relaksacyjne, ale także prozdrowotne. Składa się z kilku etapów. – Najpierw wykonuję masaż tkanek głębokich, gdzie na sucho opracowuję głowę, twarz, czoło, mięśnie między brwiami, przy nosie, brodę oraz usta – tłumaczy masażystka. – Następnie przechodzę do części relaksacyjnej, czyli masowane są skronie, głowa, barki, kark, dekolt oraz żuchwa. Po części relaksacyjnej przechodzę do drenażu limfatycznego i manualnego liftingu. Na sam koniec uciskam punkty energetyczne, które znajdują się przy pachach, nad obojczykami, między brwiami. Pracuję na naturalnym oleju ze słodkich migdałów i wykańczam to kremem różanym. Cały masaż trwa 90 minut.

Jeśli chodzi o efekty, to widać je już po pierwszym razie. Właściwości kobido w tym przypadku mogą utrzymać się nawet do tygodnia. Zalecana jest oczywiście większa liczba sesji. – Liczba jest zależna od wieku osoby, od stanu skóry, od tego jak głębokie są zmarszczki – podkreśla masażystka. – Zazwyczaj przez pierwszy miesiąc zaleca się cztery, pięć masaży, raz bądź dwa razy w tygodniu. Później po pierw-

In Balance

3 Maja 31, Szczecin Tel. 690 874 167 www.ibszczecin.pl

szym intensywnym miesiącu częstotliwość masaży maleje i dalsze zabiegi należy już indywidualnie skonsultować z masażystą. Oczywiście warto przy tym zmienić tryb życia na zdrowszy. Lepiej się odżywiać, ograniczyć bądź zrezygnować z alkoholu, nie palić, dbać o sen. Podobnie robią mieszkańcy Japonii. U nich jest to proces, który nigdy się nie zatrzymuje.

Zalety kobido można też łączyć z medycyną estetyczną. Należy jednak przestrzegać konkretnych zasad. – W przypadku botoksu, żeby poddać się kobido, trzeba odczekać dwa tygodnie. W przypadku aplikacji kwasu hialuronowego są to trzy miesiące, natomiast jeśli chodzi o nici liftingujące, to dopiero po pół roku możemy poddać się masażowi – zaznacza masażystka.

Japoński masaż twarzy to nie tyko świetny wygląd, zniwelowany ból i napięcie. To także ulga dla naszej głowy. – Jestem także studentką psychologii klinicznej i uważam, że my, ludzie, posiadamy ogromną moc, nie tylko w rękach, ale w sobie – tłumaczy z uśmiechem Maja. – Za każdym razem, kiedy słyszę, jak moje klientki mówią mi, że czują się zrelaksowane, ale także, że wypuściły, uwolniły z ciała wszelkie napięcia, to jest to dla mnie piękne. Stres i emocje odkładają się w całym ciele, ale to głowa jest najważniejszym ośrodkiem, w którym wszystko się gromadzi.

ad / foto: Maciej Wunsch Instagram : lab_109

Neurochochirurgia i sztuczna inteligencja: jak nowoczesne technologie

wspomagają precyzję

i bezpieczeństwo operacji

XXI wiek to okres szybkiego rozwoju technologii, który nieodłącznie jest związany

z postępem w medycynie, w tym w neurochirurgii. Sztuczna Inteligencja ( z ang. Artificial Intelligence AI) staje się coraz istotniejszym narzędziem wspierającym neurochirurgów w ich codziennej pracy: diagnostyce, planowaniu i wykonywaniu operacji oraz prognozowaniu wyników neurochirurgicznych.

Systemy oparte na Sztucznej Inteligencji są w stanie w szczegółowy sposób przeanalizować badania pacjenta: m.in. rezonans magnetyczny (MR) lub tomografię komputerową (CT), pomagając w wykrywaniu nawet najmniejszych zmian w obrębie mózgu i kręgosłupa. Dzięki pomocy AI neurochirurg może szybciej diagnozować nowotwory ośrodkowego układu nerwowego, z większą dokładnością wykonywać operacje całkowitego usunięcia tych zmian, ale również dokonywać skomplikowanych operacji kręgosłupa, takich jak stabilizacje w urazach bądź chorobach zwyrodnieniowych.

Szczecin, jako ośrodek prężnie rozwijający się, jest miastem, w którym neurochirurdzy mogą korzystać z zaawansowanych możliwości, jakie daje sztuczna inteligencja. Jednym z urządzeń wykorzystujących AI są roboty wspomagające operacje kręgosłupa. Te precyzyjne urządzenia nie tylko zwiększają dokładność operacji przez eliminację drgań ręki operatora, ale także umożliwiają wykonywanie skomplikowanych zabiegów z niezwykłą precyzją, zmniejszając w sposób istotny ryzyko możliwych zdarzeń niepożądanych oraz popra-

wiają efekty leczenia. Kolejnym narzędziem, z którego korzystają neurochirurdzy, jest neuronawigacja. Jest to technologia, która na podstawie badań obrazowych pacjenta (np. MR, CT) i mechanizmów uczenia maszynowego, pozwala na precyzyjne zlokalizowanie struktur anatomicznych z dokładnością do milimetrów. Dzięki temu neurochirurg może zminimalizować ryzyko uszkodzenia zdrowych tkanek i nerwów, co w znaczny sposób przekłada się na lepsze wyniki operacyjne i szybszą rekonwalescencję pacjentów.

Sztuczna inteligencja coraz bardziej zmienia otaczający nas świat. W neurochirurgii - wprowadza nowe możliwości i narzędzia, wspomagające precyzję, bezpieczeństwo i skuteczność operacji. Pozwala oferować pacjentom najwyższy standard opieki, minimalizując ryzyko powikłań i maksymalizując wyniki terapeutyczne. Przyszłość neurochirurgii widziana przez pryzmat sztucznej inteligencji zwiastuje dalszy postęp i doskonalenie diagnostyki i metod operacyjnych, co przyczynia się do poprawy jakości życia pacjentów oraz efektów leczenia neurochirurgicznego.

lek. med. Paweł Jakubowski

specjalista neurochirurgii

Nowe możliwości w neurochirurgii

Na scenie i na imprezie

Lubimy tańczyć. Lubimy również patrzeć, jak inni to robią. Szczególnie profesjonaliści. Niezależnie czy będzie to balet klasyczny, taniec współczesny, towarzyski bądź jakakolwiek inna jego forma – oglądanie tancerzy w ruchu dostarcza nam wielu wrażeń i jest świetną rozrywką.

Coraz częściej na imprezy weselne, eventy firmowe i inne wydarzenia, żeby nadać im niepowtarzalny charakter, sięgamy po umiejętności artystów – muzyków bądź tancerzy. Warto wtedy skorzystać z talentu tych najlepszych. Wybitna tancerka klasyczna i choreografka Olga Kuźmina, którą znamy ze scen baletowych, przygotowuje swoje tancerki i tancerzy także do takich występów. – Tańczymy nie tylko balet klasyczny, ale także inne gatunki – mówi choreografka. – To dla moich podopiecznych forma zarobku, dzięki której mogą przygotowywać się na zawody, mieć fundusze na wyjazdy, na stroje, inwestować w siebie i w swój talent. Olga Kuźmina swoją wiedzę i umiejętności kształciła pod okiem światowych gwiazd baletu. W jej szkole, uchodzącej za jedną z najlepszych w Szczecinie, zajęcia prowadzą również młodzi utalentowani instruktorzy, będący jednocześnie aktywnymi tancerzami. Występy na imprezach okolicznościowych traktują z taką samą pasją jak przedstawienia w operze, teatrze czy podczas zawodów tanecznych. – Daje im to możliwość zaprezentowania przed szerszą publicznością umiejętności, które nabywają przez długie godziny ciężkiej pracy na salach baletowych – mówi Olga. – Ważne jest również to, że wszystkie środki finansowe zgromadzone przy okazji tego typu pokazów przeznaczane są na kształcenie. Młodzież ma poczucie, że już na wczesnym etapie dokłada chociaż małą cegiełkę do kunsztu tego kształcenia. Dlatego też jest tak bardzo chętna do podjęcia dodatkowego wysiłku, poza normalnym cyklem szkoleniowym. Skorzystanie z naszych ofert przyczynia się do rozwoju tych utalentowanych osób, a także do rozpowszechniania pięknej sztuki, jaką jest balet.

Szkoła Kuzmina Balet

e-mail: kuzmina@o2.pl | tel. +48 517 868 378 www.kuzmina.pl | / Balet Kuzmina

Inwestowanie w sztukę to dobry trend, bycie mecenasem dla utalentowanych młodych osób również. To zawsze przynosi wymierną korzyść. Szkoła Kuźmina Balet z roku na rok odnosi coraz większe sukcesy. Obecnie jej podopieczni przygotowują się do międzynarodowych zawodów, które odbędą się jesienią tego roku. ad/ fot. materiały prasowe

OLGA KUŹMINA UKOŃCZYŁA PAŃSTWOWĄ SZKOŁĘ BALETOWĄ W KIJOWIE W 2004 ROKU. W 2008 ROKU UKOŃCZYŁA MIĘDZYNARODOWY UNIWERSYTET SŁOWIAŃSKI I OTRZYMAŁA KWALIFIKACJĘ KOREPETYTORA BALETU KLASYCZNEGO, MAGISTRA SZTUKI. PRACOWAŁA W KIJOWSKIM PAŃSTWOWYM TEATRZE MUZYCZNYM OPERY I BALETU W LATACH 2004-2005. BRAŁA UDZIAŁ W SPEKTAKLACH: DZIADEK DO ORZECHÓW - SOLO TANIEC CHIŃSKI, JEZIORO ŁABĘDZIE – MAŁE ŁABĘDZIE, DZIECKO I CZARY, GISELLE, ROMEO I JULIA. W 2006 ROKU ZOSTAŁA PRZYJĘTA DO OPERY NA ZAMKU W SZCZECINIE. W 2007 ROKU BRAŁA UDZIAŁ W EYDP W SZTOKHOLMIE W ZESPOLE BALETOWYM „LESBALLETSPERSANS”. W 2008 ROKU PRACOWAŁA W OPERZE WROCŁAWSKIEJ. BRAŁA UDZIAŁ W MIĘDZYNARODOWYCH KONKURSACH BALETOWYCH TJ.: WARNA W BUŁGARII, PREMIO DI ROMA W RZYMIE, W KIJOWIE. JEST FINALISTKĄ KONKURSU W RZYMIE (2006). OTRZYMAŁA NAGRODĘ – II MIEJSCE W KONKURSIE BALETOWYM W KIJOWIE W 2004 R. W OPERZE NA ZAMKU W SZCZECINIE TAŃCZYŁA W PRZEDSTAWIENIACH BALETOWYCH WYBITNYCH CHOREOGRAFÓW. DO DZIŚ PRACUJE W OPERZE JAKO KORYFEJ ORAZ NAUCZYCIEL TAŃCA KLASYCZNEGO I SWINGOWEGO. W 2019 R. ZAŁOŻYŁA SZKOŁĘ BALETOWĄ – OLGA KUŹMINA BALET, W KTÓREJ PROWADZI ZAJĘCIA INDYWIDUALNE I GRUPOWE. W 2022 R. OTRZYMAŁA NAGRODĘ MINISTRA KULTURY „ZASŁUŻONY DLA SCEN POLSKI”.

Prof. Miłosz

Parczewski: Nie dajmy się kleszczom

Razem z latem powraca jedno z głównych zagrożeń wakacyjnego wypoczynku i rekreacji –kleszcze. Choć lekarze zauważają coraz większą wiedzę społeczeństwa na ten temat, to informacji na ich temat oraz jak się przed nimi chronić nigdy nie jest za dużo. O tym jakie choroby przenoszą, o nowych gatunkach, które trafiają do Polski, co je przyciąga i jak blisko jesteśmy wyprodukowania szczepionki przeciwko boreliozie Prestiż rozmawia z profesorem Miłoszem Parczewskim.

Coraz więcej mówi się o kleszczach i chorobach przez nie wywołanych. Skąd ta nagle rosnące zainteresowanie? Rosnąca świadomość społeczna? Czy to może np. efekt oficjalnego ujawnienia informacji przez kilku celebrytów, że dotknęła ich borelioza?

Prof. Miłosz Parczewski: Zainteresowanie chorobami odkleszczowymi jest stałe, powiedziałbym, że znaczne. Obserwujemy je od kilku, a właściwie kilkudziesięciu lat. Co prawda podczas pandemii społeczeństwo przekierowało swoją uwagę w stronę COVID-19, ale po tym okresie wróciła dyskusja na temat chorób odkleszczowych. Wysokiego zainteresowania nie wiązałbym szczególnie z celebrytami, choć faktycznie zdarzały się wypowiedzi znanych osób, które informowały o tym, że same na boreliozę chorują. Zainteresowanie społeczeństwa wynika raczej z rosnącej styczności z kleszczami oraz „pracy u podstaw” lekarzy – jako społeczeństwo odrobiliśmy lekcję ze świadomości zagrożeń i roli profilaktyki w tym zakresie. Ponadto wpływ na to miała także pewna próba uporządkowania sytuacji, m.in. poprzez stanowisko konsultanta krajowego na temat niestandardowych metod leczenia. To wywołało szerszą dyskusję na temat prawidłowości diagnostyki i leczenia boreliozy w Polsce.

Ale chyba wciąż sporo osób bagatelizuje choroby przenoszone przez kleszcze. Jak wielki jest katalog chorób spowodowanych przez te pajęczaki?

Nie sądzę, że bagatelizuje się choroby przenoszone przez kleszcze, szczególnie w kontekście pewnej, zupełnie niepotrzebnej, paniki internetowej czy doniesień o egzotycznych gatunkach kleszczy. Myślę, że raczej część tych chorób pozostaje po prostu niezdiagnozowanych. Tak się dzieje, gdy ludzie mylą rumienie boreliozowe z innymi odczynami skórnymi, alergiami i nie zgłaszają się do lekarza. Sądzę jednak, że świadomość społeczna na temat boreliozy, jej wczesnych objawów jest obecnie na tyle szeroka, że

pacjenci dmuchają na zimne i prędzej przyjdą ze zwykłym odczynem skórnym podejrzewając u siebie boreliozę, niż zbagatelizują taki objaw. Należy także pamiętać o tym, że leczenie wczesnej boreliozy jest stosunkowo proste. Antybiotykoterapię z powodzeniem wdrożyć może lekarz POZ. Przyjmowanie leków trwa dwa, trzy tygodnie i to w większości przypadków rozwiązuje problem. Warto dodać, że borelioza jest chorobą społecznie bardziej akceptowalną niż np. choroby przenoszone drogą płciową. Borelioza nie stygmatyzuje pacjenta, a przyznanie się do niej w gronie przyjaciół czy rodziny jest stosunkowo bezpieczne. Natomiast rzeczywiście jest tak, że rodzajów chorób przenoszonych przez kleszcze w Polsce nie ma wcale zbyt wiele. Są wśród nich boreliozy o różnych gatunkach, kleszczowe zapalenie mózgu, ludzka anaplazmoza granulocytarna, bardzo rzadko babeszjoza a inne odkleszczowe choroby tropikalne, takie jak gorączka krymsko-kongijska czy gorączka gór skalistych w Polsce się nie zdarzają.

Niedawno rozpoczęła się akcja poszukiwania kleszczy z rodzaju Hyalomma na terenie Polski. Te duże, egzotyczne pajęczaki trafiają do centralnej Europy przez ptaki wędrowne. Naukowcy obawiają się, że ocieplający się klimat może sprzyjać ich rozprzestrzenianiu się w naszym kraju. Dlatego by lepiej poznać skalę tego zjawiska rozpoczęli projekt "narodowe kleszczobranie". Ma nawet powstać mapa Hyalomma w Polsce. Jak bardzo te pajęczaki są niebezpieczne? Czy rzeczywiście kleszcze Hyalomma mogą przenosić m.in. wirusa krymsko-kongijskiej gorączki krwotocznej? Czym różnią się od kleszczy występujących w Polsce od lat?

Pytania o nowe rodzaje kleszczy i ich zachowania należałoby skierować raczej do biologów, parazytologów, specjalistów zajmujących się tymi pajęczakami. Ja, jako specjalista chorób zakaźnych mogę powiedzieć tyle, że faktycznie pojawiają się w Polsce zawlekane gatunki kleszczy, które

potencjalnie mogą przenosić nieco inną charakterystykę chorób. Rzeczywiście kleszcze Hyalomma mogą przenosić m.in. wirusa gorączki krymsko-kongijskiej, ale pamiętajmy, że jeżeli to są pojedyncze kleszcze w skali kraju, to ryzyko tego, że stawonóg będzie zakażony i przeniesie wirusa na człowieka jest bardzo niskie. Transmisja choroby zakaźnej z kleszczy na człowieka jest sumą trzech zmiennych – gęstości występowania kleszczy w danym środowisku, która w przypadku kleszczy Hyalomma w Polsce jest bardzo niska, ryzyka zakażenia kleszcza przez patogen, która znowu w Polsce jest nieznana do bardzo niskiej, no i ryzyka, że ten zakażony kleszcz pogryzie człowieka. Podsumowując, ryzyko na ten moment jest w Polsce bliskie zeru.

Co przyciąga kleszcze? Zapach potu, temperatura ciała, kosmetyki? Czy preparaty mające odstraszać kleszcze, które są powszechnie sprzedawane np. w hipermarketach rzeczywiście nas chronią?

To bardzo ciekawe pytanie, na które nikt nie ma jednoznacznej odpowiedzi. Jest tak, że są ludzie, którzy będą mieli więcej kleszczy niż inni, przy tej samej ekspozycji. Dlaczego tak się dzieje? Właściwie nie wiemy. Były pomysły, że wpływ na to może mieć zapach potu, grupa krwi, ale nikt ostatecznej "kropki nad i" w tym temacie nie postawił. Niezależnie od tego, co przyciąga kleszcze warto pamiętać o podstawowych zasadach, takich jak odpowiedni ubiór w lesie – jeśli to możliwe długie nogawki i rękawy, jasne kolory ubrań, na których lepiej widać kleszcze. Po wizycie w lesie warto dokładnie obejrzeć skórę, wziąć prysznic, a przed taką wizytą możemy stosować repelenty, raczej z aptek niż hipermarketów. Pamiętajmy przy tym, że substancje te nie chronią w stu procentach i działają kilka godzin, a nie kilkanaście czy kilkadziesiąt.

Czy kleszczy jest teraz w Polsce więcej niż kiedyś? Jak na tej mapie wygląda Szczecin i region?

Zmiany klimatyczne powodują, że nie tyle zmienia się liczba kleszczy, ile wydłuża się czas ich żerowania. Kilka lat temu nie obserwowaliśmy, żeby ludzie z rumieniami, a więc dowodem na boreliozę wczesną, przychodzili do nas zimą. Teraz to się zmieniło. Tych ludzi jest oczywiście mniej niż latem, ale są. To oznacza, że pogryzienia zdarzają się także w miesiącach późno jesiennych, zimowych i wczesno wiosennych, a jeszcze jakiś czas temu nie był to typowy okres żerowania kleszczy. W kontekście województwa zachodniopomorskiego istotne jest to, że kilka lat temu byliśmy obszarem, w którym występowało dość dużo kleszczy zakażonych krętkami borrelia, ale bardzo mało kleszczowym zapaleniem mózgu. W tej chwili mamy sporo kleszczy zakażonych zarówno boreliozą, jak i wirusem kleszczowego zapalenia mózgu. Z tego powodu zmieniły się rekomendacje na temat szczepień. Kiedyś szczepienia na kleszczowe zapalenie mózgu były polecane szczególnie osobom pracującym w lasach, dzisiaj rekomendujemy, by wszystkie osoby przebywające regularnie w parkach i lasach, uprawiające w terenach zalesionych sport, biegające, często i długo spacerujące, pamiętali o szczepieniach przeciwko tej chorobie.

Czy to prawda, że jesteśmy blisko wyprodukowania szczepionki przeciwko boreliozie?

Szczepionka w kierunku boreliozy jest obecnie w fazie badań klinicznych, z nadzieją czekamy na ich wyniki. Pozytywny scenariusz mówi, że w perspektywie kilku lat doczekamy się szczepionki na boreliozę. Byłby to przełom w walce z tą chorobą.

autor: Dariusz Staniewski/foto: materiały prasowe, Pixabay

Bezprzewodowa technologia nawigacji satelitarnej

Ekspert radzi

Doktorze, borykam się z problemem uporczywych fałdek tłuszczowych na brzuchu i boczkach. Czy są jakieś nieinwazyjne i bezpieczne zabiegi, które mogłyby rozwiązać mój problem?

Magda

Pani Magdo, w przypadku miejscowo nagromadzonej tkanki tłuszczowej jest kilka nieinwazyjnych i bezpiecznych metod modelowania sylwetki. Podstawowym warunkiem bezpieczeństwa i skuteczności terapii jest doświadczenie kliniki oraz jakość sprzętu, jaki jest stosowany. Jednym z popularnych rozwiązań jest kriolipoliza, polegająca na wymrażaniu komórek tłuszczowych, które następnie są naturalnie usuwane przez organizm. Zabieg wykonywany jest w serii, a efekty są widoczne już po kilku tygodniach. Kriolipoliza jest szczególnie skuteczna w redukcji tłuszczu na brzuchu, biodrach i udach. Inną metodą jest technologia mikrofal lub HIFU, które do zniszczenia komórek tłuszczowych wykorzystują energię termiczną. Mikrofale wnikają głęboko w tkankę tłuszczową, podgrzewając ją i powodując rozpad komórek tłuszczowych, które są następnie metabolizowane przez organizm. HIFU, czyli skoncentrowane ultradźwięki o wysokiej intensywności, precyzyjnie celują w komórki tłuszczowe, niszcząc je poprzez intensywne podgrzewanie. Najlepsze rezultaty przynoszą terapie łączone, dzięki którym możemy zadziałać wielokierunkowo, a tym samym przyspieszyć efekty zabiegowe. Zabiegi wspomagające redukcję tkanki tłuszczowej warto połączyć z masażem endermologicznym oraz karboksyterapią, które w znaczący sposób poprawią mikrokrążenie, a tym samym metabolizm komórkowy. Oczywiście wymagana jest szczegółowa konsultacja, aby móc Panią zakwalifikować do odpowiedniej terapii i wykluczyć wszelkie przeciwwskazania. Każdy program zabiegowy wspomagający redukcję tkanki tłuszczowej należy przeprowadzać z zachowaniem zbilansowanej diety i aktywności fizycznej.

Pozdrawiam dr n.med. Piotr Zawodny

Panie Doktorze, posiadam na mojej twarzy liczne przebarwienia, a moja twarz nie jest już tak świetlista jak kiedyś. Chciałabym móc wykonywać zabiegi również latem, ale wiem, że lasery są w tym okresie niewskazane. Jakie zabiegi mogą pomóc mi z tymi problemami?

Sandra

Pani Sandro, Wiosenno-letnia pielęgnacja skóry z problemami hiperpigmentacyjnymi wiąże się przede wszystkim z działaniami prewencyjnymi, czyli zabezpieczającymi skórę przed powstawaniem nowych przebarwień oraz zmniejszaniu ryzyka zaostrzenia się zmian już istniejących. Kosmetologia pielęgnacyjna skupia się przede wszystkim na wysokiej fotoprotekcji oraz odbudowywaniu ochronnej warstwy wodno-lipidowej skóry. Ważnym elementem pielęgnacji domowej jest również terapia antywolnorodnikowa oraz stosowanie preparatów kontrolujących proces powstawania barwnika w skórze – melanogenezy. Wszelkie zabiegi laserowe w przypadku nasilonych zmian przebarwieniowych zalecam w okresie jesienno-zimowym. Z profesjonalnych zabiegów regeneracyjnych doskonale sprawdzają się procedury różnych form mezoterapii z użyciem preparatów depigmentujących, przeciwwolnorodnikowych i regenerujących, które w naturalny sposób mobilizują skórę do intensywnych procesów naprawczych. Zabezpieczają przed przewlekłym stanem zapalnym, który również jest podstawą powstawania przebarwień. Odpowiednio dobrane zabiegi oraz prawidłowo prowadzona pielęgnacja domowa pomagają chronić skórę przed niekorzystnym działaniem słońca.

Pozdrawiam dr n.med. Piotr Zawodny

Recenzje teatralne

Opera na Zamku w Szczecinie

Jacques Offenbach "Orfeusz w piekle"

Reżyseria: Jerzy Jan Połoński, kierownictwo muzyczne: Jerzy Wołosiuk

Twórcy libretta – Halévy i Crémieux – postanowili „wykorzystać” mit o Orfeuszu by obśmiać współczesne im realia (1858). Pod szlachetne przymioty z mitologii podstawili ich przeciwności. Zamiast wierność jest totalna zdrada (każdy każdego z każdym), zamiast czułości – wyuzdanie, zamiast czaru muzyki głównego bohatera – drażniące dźwięki. Znakomitą część dialogów należy wziąć w cudzysłów i absolutnie nie traktować serio. To pozwala też na lepsze zrozumienie inscenizacyjnego pomysłu Jerzego Jana Połońskiego. Pozornie tylko szalonego (sic!). Pierwsza część to parodia infantylnych seriali dokumentalnych. Ubawiłem się po pachy i to szczerze. Na ów śmiech zapracowali soliści oraz telewizyjni technicy, wykonujący woje zadania z wielkim poświęceniem. Całość znakomicie puentowały przezabawne podpisy na belkach (osławione paski), bezlitośnie wyszydzające formułę dokuseriali.

Ewa Olszewska jako Eurydyka znakomicie czuła się w tej konwencji, dokonując niemożliwego: połączyła dwa żywioły – operetkową manierę z jeszcze bardziej przerysowanym gestem. Zrobiła to mistrzowsko, bawiąc siebie i publiczność do łez! Fry konwencja przeszkadzała za to tytułowemu Orfeuszowi, czyli Łukaszowi Ratajczakowi. To rola zdecydowanie poprawna, ale pozbawiona nuty szaleństwa i zabawy, którą tak znakomicie w swojej postaci wykorzystała jego sceniczna żona. Małgorzata Zgorzelska jako Opinia Publiczna, matka Eurydyki, przypominała późną Karolinę Korwin-Piotrowską, jedną z nieustraszonych krytyczek polskiego świata celebrytów. Miała tez znakomity kostium, będący przesadną kwintesencją „babci” stojącej na straży moralności. Zgorzelska poradziła sobie

znakomicie, zarówno w scenach dramatycznych, jak wokalnych (szczególnie w drugiej części utworu).

Połoński zadbał o wyrazistość nie tylko solistów. Każdy z zespołu mógł liczyć na atencję realizatorów, czego efektem są nie tylko układy ruchowe, ale też misternie zbudowane charaktery postaci wszystkich planów. A, że zespół zaufał reżyserowi, można wyraźnie dostrzec sporo luzu i dystansu. Artyści autentycznie bawią się na scenie, co ma wielki wpływ na atmosferę realizacji.

W drugiej części spektaklu przenosimy się na Olimp i do Hadesu. Ten pierwszy Połoński przedstawia jako zdegenerowane i znudzone „zgrupowanie” celebrytów. Wśród osobliwego korowodu postaci z łatwością można było dostrzec znanych i lubianych z pierwszych stron plotkarskich pism. Jowisz zasiada wraz z Junoną (przypominając Magdę Gessler, serio!) nie na obłoku czy na złotym stolcu, ale za pulpitem rodem z telewizyjnych talent-show, nad którym wiszą neonowe znaki „X” (TAK / NIE). Hades „zamieszkują” zaś prawdziwe zombie oraz wiele intrygujących postaci horrorów straszących wielu we snach, a znanych z przebojowych horrorów.

Mało wyrazistego Orfeusza, zrekompensowali Tomasz Łuczak (Jowisz) oraz Rafał Żurek (Pluton). Obaj Panowie stworzyli świetne kreacje, aktorskie, taneczne (choreograficzne), ale przede wszystkim wokalne. To do nich należy ten spektakl! Jest jeszcze jedna rola zasługująca na uznanie. To Paweł Wolski, który zmierzył się z prowokacyjną interpretacją Styksa. Wolski zadziwił makijażem (nie do poznania) i zauroczył aktorskim i wokalnym talentem. W monumentalnych, zbiorowych scenach, bardzo dobrze poradził sobie operowy chór (przygotowanie: Małgorzata Bornowska). Dzięki rewelacyjnym kostiumom wyglądali zjawiskowo, a dzięki sprawnie opracowanemu ruchowi scenicznemu nie stanowi „żywego tła”, a stworzyli wyraziste postaci. Gorzej niż w pierwszej części wypadło nawiązanie do massmediów, w tym przypadku celebryckich rolek z Instagrama. Śpiewacy zdawali się poświęcać więcej uwagi i zaangażowania nie roli, lecz poprawnemu kadrowaniu twarzy telefonem.

Z kolei jednym z najlepszych jego komponentów jest choreografia Karola Drozda. To przede wszystkim znakomicie zaaranżowane tańce najpierw pszczół a potem much. Obie choreografie były pełne humoru, niesamowitego dystansu i lekkości, przy absolutnie brawurowym wykonaniu tancerzy.

Piekielny galop, czyli słynny kankan, Połoński i Drozd postanowili pokazać inaczej niż ktokolwiek dotychczas. Są spore szanse, że im się udało i „Kankan zombie” na stałe wejdzie do kanonu (lub/i annałów) interpretacji operetki Offenbacha.

Świetnie z trudną (zbyt małą) przestrzenią operowej sceny poradził sobie scenograf Wojciech Stefaniak. Nie tylko pod względem efektu wizualnego, ale przede wszystkim praktycznego. Stworzenie antresoli pozwoliło na pomieszczenie licznego chóru i baletu, ale także pomysłowe rozwiązania wielu scen. Wielkie brawa należą się Annie Chadaj, projektantce kostiumów. To imponujący ogrom pracy z fantastycznym efektem.

Orkiestra Opery na Zamku pod kierunkiem Jerzego Wołosiuka dołączyła do tego galopującego korowodu w sposób absolutnie mistrzowski. Ich muzyka nadaje szaleńcze tempo operetki. Niektóre z utworów to prawdziwe muzyczne petardy! Przebój goni przebój. Odważny pomysł interpretacyjny Połońskiego, to nie tylko bardzo dobry efekt formalny, ale też udana próba uproszczenia skomplikowanego libretta. Zabieg przeniesienia akcji w świat celebrycki ułatwił zrozumienie intencji autorów sprzed ponad 150 lat. Parodia parodii? To lustro, które Połoński, nam publiczności, podstawia, pozwala zobaczyć infantylizacje współczesności, ukazuje prawdziwą naturę społeczeństwa. Chwila! Czy tak nie było w oryginale?

Daniel Źródlewski

Kulturoznawca, animator i menedżer kultury, dziennikarz prasowy oraz telewizyjny, konferansjer, PR-owiec. Rzecznik prasowy Muzeum Narodowego w Szczecinie, związany także z Przeglądem Teatrów Małych Form Kontrapunkt w Szczecinie oraz świnoujskim Grechuta Festival. Założyciel i reżyser niezależnego Teatru Karton.

ALEJA ZASŁUŻONYCH

Co zrobić, by zagwarantować sobie pogrzeb na koszt państwa w Alei Zasłużonych? To pytanie staje się centralnym tematem spektaklu w reżyserii Krzysztofa Materny. To opowieść o małżeństwie, które dochodzi do wniosku, że może być problem z ich pochówkiem. Dlaczego? Nie posiadają bowiem pieniędzy na to, by opłacić własny pogrzeb. Ale - z racji, że ona jest poetką, zasłużoną dla literatury, nagradzaną i docenianą - stwierdzają, iż muszą załatwić sobie grób i pogrzeb za darmo od państwa. W Alei Zasłużonych.

Szczecin, Teatr Polski, 24, 25, 31 sierpnia, Scena Kameralna

BABSKA SPRAWA

To film - opowieść dwóch rzeźbiarek: Leonii Chmielnik i Anny Paszkiewicz, które w 1969 roku wygrały szczeciński konkurs na projekt i wykonanie pomnika Bogusława X i Anny Jagiellonki. Jedyne kobiety rzeźbiarki w powojennym Szczecinie opowiadają o nieprzewidzianych okolicznościach w jakich on powstawał m.in. pracowały na rusztowaniach, z młotami i dłutami w dłoniach, ubrane w kombinezony i kaski, przechodniom kojarzyły się wyłącznie z mężczyznami i tak do nich się zwracano. W tym czasie prowadziły normalne życie rodzinne, funkcjonowały w życiu artystycznym Szczecina. W 1974 powstał pomnik, który stoi do dziś i wspaniale się wpisał w miejską architekturę.

Szczecin, Zamek Ks. Pomorskich 22 lipca, godz. 18

DNA Beauty Code

Odwiedź Nasz Gabinet

Kosmetyczny!

Szukasz profesjonalnej pielęgnacji skóry i relaksu?

Nasz salon kosmetyczny oferuje szeroką gamę zabiegów, które podkreślą Twoje naturalne piękno.

Oferujemy:

- ekskluzywne zabiegi na twarz oraz terapie przeciw niedoskonałościom skóry - zabiegi na ciało, w tym endermologię oraz depilacje laserową - stylizację oczu i brwi oraz zabiegi podologiczne - profesjonalne porady kosmetologiczne oraz Beauty Plany

Odkryj swoją naturalną urodę i poczuj się wyjątkowo dzięki naszym usługom. Zarezerwuj wizytę już dziś!

PRZEPLATANIE & PRZENIKANIE

Książnica Pomorska zaprasza na wystawę malarstwa ukazującą w szerszym spektrum drogę i dorobek znanej szczecińskiej, artystycznej rodziny Mazuś, wyjątkowo poszerzoną o prace Romana i Stanisławy Strzelbickich, rodziców Danuty Strzelbickiej-Mazuś. Zebrane na wystawie prace są różnorodne w technikach i środkach wyrazu artystycznego, odzwierciedlają wysokie uczucia i stany emocjonalne, których spoiwem łączącym jest zachwyt nad otaczającym światem, a także dosłownie – życie pod jednym dachem i w przenośni – dachem sztuki. „Przeplatanie & Przenikanie - Rodzina jak tkanina, jak barwny dywan, złożony z wielu różnego koloru wątków, przeplatających się, zawęźlających i rozplątujących się, schodzących się i rozchodzących, tworzących harmonijne pasma i kontrastowe węzły".

Szczecin, Książnica Pomorska, sala pod Piramidą, do 31 sierpnia

MAYDAY

Historia pechowego taksówkarza-bigamisty, którego szczęśliwe życie u boku dwóch kobiet przerywa niespodziewany wypadek. Następujące po nim lawinowo dziwne zbiegi okoliczności, omyłkowo zrozumiane przez bohaterów wypowiedzi i błędnie zinterpretowane przez nich wydarzenia doprowadzają do absurdalnego zawikłania sytuacji. Przez 25 lat przedstawienie jest grane w Teatrze Polskim z niemal niezmienioną obsadą. To ewenement, może nawet na skalę światową!

Szczecin, Teatr Polski, 21, 22, 23, 24, 25, 28, 29, 30, 31 sierpnia

Jubileuszowy spektakl z okazji 25 lat na scenie – 21 sierpnia, godz. 19

FOTO:

TAJEMNICE SZCZECIŃSKICH ULIC

Discopolowy ptak, sztywny pal Kostki i polarny cud

Wiele ze szczecińskich ulic nosi imiona lokalnych patriotów, ludzi ważnych dla miasta, bohaterów, poetów, pisarzy, malarzy, polityków, władców, wodzów, artystów. Są też nazwy przyrodnicze, geograficzne, krajobrazowe. Ale są też i takie, które budzą zdziwienie, rozbawienie, ale i ciekawość. Czy znamy bohaterów niektórych naszych ulic? Co oznaczają nazwy wielu z nich? Co miesiąc staramy się je rozszyfrować. Oto kolejne z nich.

Ulica Białej Mewy

Usytuowana w pięknym i adekwatnym sąsiedztwie ulic Dzikich Plaż i Rafy Koralowej. Jako że dla wielu osób w całym kraju Szczecin leży nad morzem, to dziwnym wydawać by się mogło, gdyby w stolicy Pomorza Zachodniego takiej ulicy nie było. Na szczęście jest, podobnie jak i są białe mewy, szczególnie w okolicach Odry. Ptak to charakterystyczny, łatwo rozpoznawalny, zazwyczaj chętnie dokarmiany przez turystów zdziwionych potem, że rozzuchwalony darmowym posiłkiem lubi zaatakować swojego darczyńcę. Czasami są bardzo „upierdliwe”, szczególnie na plaży, co bardzo realistycznie zaprezentował Marek Koterski w swoim genialnym filmie „Dzień świra” kiedy jego główny bohater – Adaś Miauczyński (obłędny Marek Kondrat) walczy z uciążliwą mewą. Pewnie wielu z nas przechodząc tą szczecińską ulicą przychodzi na myśl nieśmiertelny przebój disco polo pt. „Biała mewa” śpiewany m.in. przez giganta polskiej piosenki swojskiej i popularnej, czyli Janusza Laskowskiego – tego od „Kolorowych jarmarków”, „Beaty z Albatrosa”, „Żółtego jesiennego liścia” czy też hitu „Świat nie wierzy łzom”. Przypomnijmy więc choć refren owej pieśni: „Biała mewo, leć daleko stąd/leć daleko na ojczyzny ląd/poleć, powiedz, że marynarz chwat/morze kocha od dziecinnych lat”. O innych mewach, a raczej „mewkach” z których słynął Szczecin na cały świat (nie ma w tym żadnej przesady, potwierdzone,

udokumentowane) raczej nie będziemy wspominać. Bo to ani czas, ani miejsce na tego rodzaju opowieści.

Ulica Aleksandra Kostki Napierskiego Położona w samym centrum Prawobrzeża Szczecina. Nazwisko jej patrona przywoływać może np. postać jakiegoś generała z czasów II Rzeczypospolitej. Ale nic bardziej mylnego. Choć Kostka Napierski miał bardzo dużo wspólnego z wojskiem. Ale XVII – wiecznym. Szlachcic z pochodzenia, oficer, uczestnik wojny trzydziestoletniej zapamiętany został przede wszystkim jako przywódca tzw. powstania chłopskiego na Podhalu w 1651 roku. I jeszcze jedno – według niektórych źródeł był synem (szóstym) króla Polski Zygmunta III Wazy. Kostka najpierw służył w rotach szlacheckich, potem w wojskach cudzoziemskich. Na początku 1651 zorganizował zaciąg wojsk na Podhalu i Beskidzie Żywieckim. Ale w tym czasie Rzeczpospolita żyła powstaniem Bohdana Chmielnickiego, które trwało już od trzech lat („Ogniem i mieczem” się kłania i przypomina). Temat buntów chłopskich był więc wtedy bardzo na czasie, budził żywe zainteresowanie i przerażenie, zwłaszcza wśród szlachty. Co się stało Kostce Napierskiemu, że wywołał chłopskie zamieszki historycy spierają się od lat. W każdym razie w czerwcu 1651 roku razem z grupą zbuntowanych pańszczyźnianych zajął zamek w Czorsztynie. Tam 22 czerwca wydał odezwy – uniwersały skierowane do chłopów w Polsce, wzywając ich do powstania antyszlacheckiego. Zapewniał, że król Jan Kazimierz jest po ich stronie oraz gwarantuje im wolność. Czorsztyn po dwudniowym oblężeniu został zdobyty a Kostka-Napierski pojmany. Po torturach 18 lipca 1651 roku został nabity na pal. Ale jak podają niektóre źródła nie wszystko poszło tak, jak powinno. Bo Kostka Napierski miał wpaść w ręce kata – debiutanta. Nie mógł on sobie dać rady z taką egzekucją. Udało mu się

to dopiero po kilku próbach. Historia tej kaźni została krótko ujęta w „Rocznikach polskich od śmierci Władysława IV Klimaktery” autorstwa Wespazjana Kochowskiego w roku 1683: „Nie wiem, co to za nowy kucharz się pojawił, / Miast pieczeni, Kostkę nam na rożeń wprawił”. Jak wyglądała taka egzekucja bardzo realistycznie i prawie wszystkimi szczegółami zaprezentował znany reżyser Jerzy Hoffman w kultowym filmie „Pan Wołodyjowski” oraz Paweł Komorowski w niemniej kultowym serialu „Przygody pana Michała”. W obu na pal wbity został niejaki Azja Tuhajbejowicz („ot, ryby siną farbą kłute”) znany zdrajca i niewdzięcznik (w tej roili genialny Daniel Olbrychski). Lepiej takiej egzekucji w światowej kinematografii chyba nie przedstawiono. No chyba, że pokusili się o to Rumuni, co może być uzasadnione, bo stamtąd pochodził przecież najsławniejszy jej popularyzator - hospodar wołoski Wład III Palownik, zwany także „Draculą”. Kostka Napierski również zrobił karierę filmową – w Polsce socjalistycznej. Uznany został wtedy za bojownika o wolność ludu pracującego wsi i w 1955 roku stal się bohaterem filmu, takiej trochę komunistycznej odmiany „płaszcza i szpady”, pt. „Podhale w ogniu” w reż. Jana Batorego. Twierdzenie, że to taka ówczesna polska wersja „Braveheart” jest kompletnie nieuzasadnione i kłamliwe. Kostka Napierski wystąpił także w roli głównej w kilku powieściach m.in. Kazimierza Przerwy – Tetmajera, Władysława Orkana, Jalu Kurka i dramacie Jana Kasprowicza.

Ulica Zorzy Polarnej

Położona w Szczecin – Kluczu (Prawobrzeże). Pomysłodawcy tej uroczej nazwy pewnie nie przypuszczali, że to zjawisko – tak piękne, fascynujące, ale jednocześnie tak odległe od Polski, będzie im dane oglądać naocznie i to przez okno własnego domu. Bo do tej pory podziwiać je mogli tylko wybrani i to tylko gdzieś tam w okolicach koła podbiegunowego. A tu niespodzianka. Od kilku miesięcy zorza polarna jest w Polsce częściej widywana niż niejeden polityk na spotkaniu ze swoimi wyborcami przed kampanią wyborczą. I jak tu nie wierzyć w twierdzenie, że marzenia się spełniają. Nagle zobaczenia tego niezwykłego zjawiska stało się prawie powszednie. Wychodzi człowiek na balkon albo otwiera szeroko okno, a tu zorza polarna. W internecie nastąpił prawdziwy wysyp zdjęć I filmików z zorzą. Co się więc stało, skąd jej aż tyle u nas? Według naukowców zjawisku temu sprzyja maksimum aktywności słonecznej, które nadeszło wcześniej niż przewidywano i będzie nam towarzyszyć przez kilkanaście miesięcy. Słońce tak mocno reaguje na ziemską magnetosferę, że nie tylko mieszkańcy północnej Polski, ale nawet południowych rejonów kraju mogą obserwować, fotografować i filmować zorze polarne. „Koniec świata” – jakby powiedział dozorca Popiołek z serialu „Dom”.

Autor: Dariusz Staniewski

FOTO: JAROSŁAW GASZYŃSKI

Malarskie ogrody

Na patio oraz we wnętrzach Apartamentów Kurowa odbył się niezwykły wernisaż zorganizowany wspólnie z Open Gallery Moniki Krupowicz. Malwina Dzwonkowska, Marta Garbaczewska , Agnieszka Gewartowska, Anna Kubiak i Jowita Żychniewicz pokazały sztukę, która została wyjęta wprost z poezji Jonasza Kofty, której tematem przewodnim jest ogród. W takim klimacie i w takiej aurze przebiegła cała impreza.

KUBIAK

DANIEL ŹRÓDLEWSKI

MARTA GARBACZEWSKA, MONIKA KRUPOWICZ, DOROTA KAWECKA

MONIKA KRUPOWICZ, ANNA KUBIAK, KAROLINA KORDYS

RAFAŁ BAJENA

MAGDALENA PTAK, ISOBEL PERERA

FOTO: MATERIAŁY PRASOWE

Pięć

lat Oceanarium

Jedna z najpopularniejszych atrakcji Międzyzdrojów – Oceanarium obchodzi 5. urodziny. Z tej okazji odbyła się uroczysta gala, w trakcie której z recitalem wystąpiła znana aktorka Grażyna Szapołowska. Wśród gości pojawił się nie mniej popularny aktor Zbigniew Buczkowski wraz z małżonką. Na gości czekała m.in. prezentacja podsumowującą dotychczasową działalność instytucji oraz uroczysta kolacja i muzyka „na żywo”. Urodzinowy wieczór zwieńczył pokaz fajerwerków.

BOŻENA DRZEWIECKA, WALDEMAR I

DONATA JUSZCZAK

ZBIGNIEW BUCZKOWSKI, JAGODA STĘPIEŃ, JOLANTA BUCZKOWSKA, MAREK STĘPIEŃ

GOŚCIE WYDARZENIA

GOŚCIE WYDARZENIA

STANISŁAWA JURASZ, ANNA KARBOWIŃSKA, WITOLD GAWLINA, KRYSTYNA ZDANOWICZ

ANNA SZULC, KRYSTYNA CUMANIS, JOANNA CLAUSEN, JAGODA STĘPIEŃ

ANNA

FOTO: ROBERT STACHNIK, ZUZANNA PARUCH, MICHALINA MATUSIAK

I AM SZCZECIN

W połowie czerwca w Posejdonie została uroczyście otwarta wystawa „I am Szczecin”. To 30 portretów ludzi-ikon szczecińskiego świata biznesu, sportu, nauki i sztuki. Przed obiektywem Rogera Malletta, brytyjskiego fotografa rezydującego w Polsce, stanęli, m.in.: aktorki Olga Adamska i Sylwia Różycka, wokalistka Adriana Grochowska, lekkoatletka Monika Pyrek, postacie ze świata biznesu jak Angelika Sawicka czy Michał Przepiera. Zdjęcia można oglądać codziennie w patio kompleksu usługowego Posejdon (Brama Portowa 1) do 14 lipca. ad

DARIA NOWAK- DĄBROWSKA, SYLWIA RÓŻYCKA

KATARZYNA OPIEKULSKA- SOZAŃSKA I DARIA NOWAK- DĄBROWSKA

FOTO: MATERIAŁY PRASOWE

W samo południe

DR JUSTYNA OSUCH-MALLET, ROGER MALLET

ROGER MALLET – AUTOPORTRET

ROGER MALLET ZE SWOIMI MODELAMI I GOŚĆMI

WYSTAWA

Niedzielne południe okazało się doskonałą porą na wernisaż i spotkanie gości szczecińskiej galerii sztuki ArtGalle z Anną Zamorską oraz jej twórczością. Właścicielka galerii, Jola Szczepańska-Andrzejewska przedstawiła najnowsze prace artystki tworzone z szamotu i porcelany. Premierowo pokazana została porcelanowa, złocona biżuteria stworzona na specjalne zamówienie galerii. Po wernisażu artystka poprowadziła w pracowni ceramicznej ArtGalle warsztaty. ad

JOLANTA SZCZEPAŃSKA-ANDRZEJEWSKA (ARTGALLE) W ANNĄ ZAMORSKĄ (ARTYSTKĄ)

GOŚCIE WERNISAŻU

FOTO: MATERIAŁY

Elegancki jubileusz

Świat Nieruchomosci świętował 20 urodziny. W otoczeniu współpracowników, rodziny i przyjaciół Anna i Tomasz Siwiccy celebrowali jubileusz w eleganckich wnętrzach Grand Park Hotel. Był film z życzeniami i pyszny tort od Love Babeczkowe. Zabawę i świetną obsługę zapewniła Joanna Domagalska, właścicielka firmy Nakręceni 360. ad

AGNIESZKA LYRA-SZAJEDCKA, TOMASZ SIWICKI, ALINA RUMIŃSKA

TOMASZ SIWICKI, GRAŻYNA WÓDKIEWICZ, MAREK SIEWIOREK

ANNA KOŁODYŃSKA ORAZ PATRYK TRZASKOMA

KAROLINA MARSZAŁEK, ANNA WERNIKOWSKA, KAMILA PRUSAKOWSKA

KAROLINA MARSZAŁEK I ALEKSANDRA DANIEL

KAMILA PRUSAKOWSKA, TOMASZ SIWICKI, ANNA WERNIKOWSKA

MAREK SIEWIOREK, GRAŻYNA WÓDKIEWICZ

ANNA S. SIWICKA, TOMASZ SIWICKI, KONRAD SOBCZYK

ZESPÓŁ BIURA ŚWIAT NIERUCHOMOŚCI: AGNIESZKA LYRA- SZAJDECKA, KAMILA PRUSAKOWSKA, ANNA WERNIKOWSKA, ALEKSANDRA DANIEL, KAROLINA MARSZAŁEK, EWA HEBDA, TOMASZ SIWICKI, ANNA S. SIWICKA, JAKUB KUKLA, ALINA RUMIŃSKA, MUACHAL COUFAL

INWESTYCJA W KLIMATYCZNYM MIEJSCU Z DUSZĄ

Oferta sprzedaży nieruchomości inwestycyjnej z opcją zamieszkania w niezależnym domu

70-473 Szczecin, Al. Wojska Polskie 45, tel. +48 501 639 160, www.extra.pl, extra@extra.pl

KODRĄB

Nieruchomość na działce 4000 m2- przy trasie turystycznej nad morze Wolin – Międzyzdroje, 8,5 km od Wisełki, w bliskiej odległości od jezior

Domysłowskie i Żółwińskie, 10 km od Wolina

Byłe SIEDLISKO, które przyciąga swoją wyjątkową atmosferą, urokiem i dziewiczym pięknem w otulinie Puszczy Międzyzdrojskiej

Dom jednorodzinny 145 m2, jednokondygnacyjny z użytkowym poddaszem

Budynek apartamentowy w zabudowie szeregowej wybudowany według indywidualnego projektu składający się z 5 segmentów z niezależnym wejściem z podwórza.

Apartamenty to oferta pobytu w kameralnych klimacie, zapewnia przestrzeń, intymność i dostęp do otaczającej przyrody.

GABINETY LEKARSKIE

AMC, Art Medical Center ul. Langiewicza 28/U1

Aesthetic Dent Tutak ul. Wyspiańskiego 7

Aesthetic Med ul. Niedziałkowskiego 47

Biała Szuflada ul. Wyszyńskiego 14 lok U/01

Biała Szuflada ul. Koralowa 86/88, Bezrzecze

Centrum Rehabilitacji Duet al. Wojska Polskiego 70

Centrum Stomatologiczne Dr Jadczyk ul. Bandurskiego 15/2

Dental Art ul. Śląska 9a

Dental Implant Aesthetic Clinic ul. Panieńska 18

Dental Center ul. Mariacka 6/U1

Dental Service ul. Niedziałkowskiego 25

Dentus ul. Mickiewicza 116/1

DermaDent ul. Kazimierza Królewicza 2 L/1

GDG Aesthetic Club ul. Jagiellońska 81/1

Dobosz Implanty Al. Piastów 3

Dom Lekarski ul. Piastów 30

DR RAMI ul. Kwiatkowskiego 1/26

Dr Wiśniowski Chirurgia i Medycyna Estetyczna ul. Kusocińskiego 12/lu3

ESTETIC Klinika Zawodny ul. Ku słońcu 58

Fabryka Zdrowego Uśmiechu ul. Ostrawicka 18

Fizjopomoc ul. Witkiewicza 61

Excelmed ul. Kopernika 6/2

Gabinety Dr Żółtowski al. Powstańców Wielkopolskich 79

Gabinety Pocztowa ul. Pocztowa 11/2

Gabinet Terapii Manualnej ul. Kasprzaka 3A

Gabinety Tuwima u. Dembowskiego 9/U5

Gajda ul. Narutowicza 16A

HAHS ul. Czwartaków 3

Hahs Protodens ul. Felczaka 10

Klinika Dr Stachura ul. Jagiellońska 87

Laser Studio ul. Jagiellońska 85

Lighthouse Dental, ul. Arkońska 51/5 Medicus pl. Zwycięstwa 1

Mediklinika ul. Mickiewicza 55 Medimel ul. Nowowiejska 1E

MJ Clinic ul. Potulicka 20c/lok. U7

Optegra ul. Mickiewicza 138 Ortho Expert ul. Jagiellońska 87B

Perładent - Gabinet Stomatologiczny al. Powstańców Wielkopolskich 4C

Praktyka Lekarska Piotr Hajdasz ul. Partyzantów 3/2

Praktyka Stomatologiczna Rafał Rudziński ul. Śląska 5/2 PP Estetyczna ul. Żupańskiego 6/1

Reha Team ul. Elżbiety 3, Mierzyn ST Medical Clinic ul. Kwiatkowskiego 1/26

Stomatologia Kamienica 25 ul. Wielkopolska 25/10

Stomatologia Mikroskopowa ul. Żołnierska 13A/1

Stomatologia ul. Wielka Odrzańska 31

Twoja Przychodnia – SCM ul. Słowackiego 19

Vitrolive al. Wojska Polskiego 103

HOTELE

Courtyard by Marriott Brama Portowa 2

Hotel Atrium al. Wojska Polskiego 75

Hotel Dana al. Wyzwolenia 50

Hotel Grand Park ul. Słowackiego 18

Hotel Grand Focus ul. 3 Maja 22

Hotel Focus ul. Małopolska 23

Hotele Marina ul. Przestrzenna 13

Hotel Park ul. Plantowa 1

Hotel Radisson BLU pl. Rodła 10

Moxy Szczecin City Brama Portowa 2

Willa Flora ul. Wielkopolska 18

Gozdek, Kowalski, Łysakowski – adwokaci i radcowie ul. Panieńska 16

Tomasz Kordus – kancelaria adwokacka ul. Felczaka 11

Dariusz Jan Babski – kancelaria adwokacka ul. Bogusława 5/3

Grzegorz Dutkiewicz – kancelaria adwokacka ul. Monte Cassino 19c Aleksandruk-Dutkiewicz – kancelaria adwokacka ul. Wyszyńskiego 14

Licht Przeworska – kancelaria adwokacka ul. Tuwima 27/1

Mariusz Chmielewski kancelaria adwokacka ul. Odzieżowa 5

Kancelaria Notarialna al. Jana Pawła II 22 Skotarczak, Dąbrowski, Olech – kancelaria adwokacka ul. Narutowicza 12

Kancelaria Adwokacka Michał

Gajda ul. Bogusława X 1/10

Kancelaria Notarialna Daleszyńskaal. Jana Pawła II 17

Kancelaria Notarialna Małgorzata Posyniak ul. Józefa Piłsudskiego 20

Kancelaria Prawna Kamil Zieliński ul. Narutowicza 11/14

Kancelaria Radców Prawnych Brzeziński, Gregorczyk ul. Swarożyca 15A/3

Kancelarie Adwokackie Łyczywek ul. Krzywoustego 3

Kancelaria Adwokacka Krzysztof Tumielewicz al. Bohaterów Warszawy 93/5

Waldemar Juszczak – kancelaria adwokatów i radców al. Niepodległości 17

Zbroja Adwokaci ul. Przestrzenna 11/4

WGO Legal Wiszniewski, Gajlewicz, Oryl - radcowie prawni ul. Felczaka 16/1

KAWIARNIE

Alternatywnie al. Wojska Polskiego 35

Biancafe ul.Ostrawica/róg Wojska

Polskiego

Bajgle Króla Jana ul. Nowy Rynek 6

Cafe 22 pl. Rodła 8

Coffee Costa GK Kaskada

Coffee Costa CH Galaxy - parter

Coffee Costa CH Mollo

Coffee Costa CH Outlet Park

Duet Coffee CH Galaxy - 1 piętro

Era Kawy ul. Grodzka 18

Fanaberia Deptak Bogusława

Koch Cukiernia al. Wojska Polskiego 4

Limone Cafe ul. Moniuszki 9

Lodziarnia Pogodna ul. Poniatowskiego 2

Nata al. Wojska Polskiego 47

Orsola ul. Przestrzenna 4

Przystań na kawę ul. Rayskiego 19

Nad Piekarnią cafe & bistrot ul. Krzywoustego 15/U3

Vanilla Cafe&Restaurant al. Wyzwolenia (Galaxy)

Sowa Cukiernia al. Wojska Polskiego 17

Sowa Cukiernia ul. Ku Słońcu 67

Sowa Cukiernia ul. Mieszka 1 73

Sowa Cukiernia ul. Struga 42

Sowa Cukiernia CH Galaxy

Solony Karmel ul. Rydla 52

Starbucks ul. Wyszyńskiego 1

Starbucks CH Galaxy

Świtiaź al. Wyzwolenia 12-14

MOTORYZACJA

Auto Club Hyundai, Mitsubishi, Suzuki Ustowo 56

BMW i Motorrad Ustowo 55

BMW i MINI Hangarowa 17

Cichy–Zasada Audi, VW, Seat, Cupra Południowa 6

Ford Bemo Ustowo 56

Ford ul. Pomorska 115B

Harley Davidson ul. Gdańska 22A

Honda ul. Białowieska 2

HTL ul. Lubieszyńska 20

Lexus Kozłowski ul. Mieszka I 25

Land Rover / Jaguar Ustowo 58

Mazda Kozłowski ul. Struga 31B

Peugeot, Citroen AutoClub ul. Citroena 1

Polmotor ul. Struga 31B

Polmotor ul. Szymborskiej 6

Polmotor Ustowo 52

Skoda ul. Struga 1A

Skoda City Store Brama Portowa 1 - Posejdon

Toyota Kozłowski ul. Mieszka I 25B

Toyota Kozłowski ul. Struga 17

Volvo ul. Pomorska 115B

VW ul. Struga 1B

NIERUCHOMOŚCI

Assethome al. Papieża Jana Pawła II 11 (II p.)

Baszta Nieruchomości ul. Panieńska 47

Baltic Group ul. Piotra Skargi 15

Calbud, pokoj 15 parter ul. Kapitańska 2

Extra Invest al. Wojska Polskiego 45 HMI ul. Zygmunta Moczyńskiego 13B

Idea Inwest ul. Tkacka 14/U1

Krawczyk Nieruchomości ul. Jagiellońska 22/2

Lider House ul. Modra 92/2

Litwiniuk Property ul. Zbożowa 4A

Master House ul. Lutniana 38/70

PCG Deweloper ul. Panieńska 17

Siemaszko al. Powstańców Wielkopolskich 91 A

Tomaszewicz ul. Kaszubska 20/4

Turant & Wspólnicy ul. Mała Odrzańska 21/1

Vastbouw al. Wojska Polskiego 125 WGN Nieruchomości Plac Lotników 7

Świat Nieruchomości, al. Piastów 14/2

RESTAURACJE

Bachus - winiarnia ul. Sienna 6 Bananowa Szklarnia al. Jana Pawła II 45

Bistro na językach ul. Grodzka Bombay ul. Rynek Sienny 4

Bonjour french bistro, Małopolska 3

Brasileirinho ul. Sienna 10u/1

Kuchna&Bar ul. Sienna 10

Chałupa ul. Południowa 9

Colorado Wały Chrobrego

Columbus Wały Chrobrego

De Novo ul. Wojciecha 11/1

Dzień dobry ul. Śląska 12/1

Emilio Restaurant al. Jana Pawła II 43

Epicka ul. Bogusława 1-2

Forno Nero Plac Brama Portowa 1 Jin Du al. Jana Pawła II 17

Karczma Polska Pod Kogutem pl. Lotników

Kisiel ul. Monte Cassino 35/2

Kitchen meet&eat Bulwar Piastowski 3

Kresowa al. Wojska Polskiego 67

Lastadia ul. Zbożowa 4R

La Rotonda ul. Południowa 18/20

La Rocca ul. Koralowa 101

Mała Tumska ul. Mariacka 26

Między Wierszami ul. Moniuszki 6/1

Niemożliwe ul. Kaszubska 19

Orro, ul. Arkońska 28

Paladin ul. Jana z Kolna 7

Paprykarz al. Jana Pawła II 42

Pepperoni Pizzeria ul. Poniatowskiego 2a

Porto Grande Wały Chrobrego

Public Fontanny al. Jana Pawła II 43

Rosso Fuoco, ul. Wielka Odrzańska

18A/U

Ricoria al. Powstańców Wielkopolskich 20

Rybarex ul. Małopolska 45

Rydla 52 ul. Rydla 52

Sake ul. Piastów 1

Spotkanie al. Jana Pawła II 45

Spiżarnia Szczecińska Hołdu

Pruskiego 8

Towarzyska Deptak Bogusława

Tutto Bene Bulwar Piastowski 1

Trattoria Toscana pl. Orła Białego

Ukraineczka ul. Panieńska

skiego 65

Wół i Krowa ul. Jagiellońska 11

Yakku Sushi ul. Topolowa 2 C, Mierzyn

Zielone Patio pl. Brama Portowa 1

SKLEPY

5 Plus ul. Jagiellońska 5 Arcadia perfumeria ul. Krzywoustego 7

Atelier Sylwia Majdan al. Wojska

Polskiego 45/2

Atrium Molo ul. Mieszka I 73

Batlamp ul. Milczańska 30A

Batna ul. Lednicka 6

Bella Moda ul. Bogusława 13/1

Brancewicz al. Jana Pawła II 48

Centrum Mody Ślubnej ul. Kaszubska 58

Desigual, CH Galaxy – parter

Eichholtz by CLUE Al. Papieża Jana Pawła II 46/U1

Energy Sports ul. Welecka 1A Velpa ul. Bogusława 12/2 i 11/1

Clochee al. Wojska Polskiego 14/U1

Henry Lloyd ul. Przestrzenna 11

Icon ul. Jagiełły 6/5

Jubiler Kleist ul. Rayskiego 20 Kropka nad i ul. Jagiellońska 96

Kosmetologia Monika Turowska ul. Duńska 38

MaxMara ul. Bogusława 43/1

MOOI ul. Bogusława 43

Moda Club Al. Wyzwolenia 1

Patrizia Aryton ul. Jagiellońska 96

Portfolio (od ulicy Jagiellońskiej) ul. Rayskiego 23/11

Riviera Maison ul. Struga 23 Rosenthal ul. Bogusława 15/1A

Wineland al. Wojska Polskiego 70

SPORT I REKREACJA

Aquarium (basen dla dzieci) ul. Jemiołowa 4A

ASTRA szkoła tańca al. Wyzwolenia 85

Binowo Golf Park Binowo 62

Bloom ul. Koralowa 64X

Calypso Fitness Club Office Center ul. Piastów 30

EMS Studio al. Wojska Polskiego 31/4

EnergySports ul. Welecka 13 Eurofitness (Netto Arena) ul. Szafera 3

Fitness „Forma” ul. Szafera 196B Kids Arena, ul. Staszica 1 Mabo B Zone Klub ul. Welecka 2 Marina Sport ul. Przestrzenna 11 My Way Fitness ul. Sarnia 8 Polmotor Arena Wojska Polskiego 127

PRIME Fitness Club, ul. 5 Lipca 46 PRIME Fitness Club, ul. Modra 80 RKF ul. Jagiellońska 67 Ski Park ul. Twardowskiego 5 Strefa H2O basen ul. Topolowa 2

Strefa 3L ul. Santocka 18/13/p.1

Strefa Jogi ul. Santocka 18/16

Szczeciński Klub Tenisowy al. Wojska Polskiego 127 Universum al. Wojska Polskiego 39

ZDROWIE I URODA

Atelier Fryzjerstwa Małgorzata Dulęba-Niełacna ul. Wielkopolska 32

Atelier Piękna ul. Mazurska 21 Akademia Fryzjerska Gawęcki Al. Wojska Polskiego 20

Baltica Welness&Spa pl. Rodła

Be Beauty Instytut Urody, ul. Łukasińskiego 40/12

CMC Klinika Urody ul. Jagiellońska 77

Depi Lab ul. Głowackiego 17

DNA Beauty Code, ul. Emilii Plater 3/u1

Dr Irena Eris Kosmetyczny Instytut ul. Felczaka 20

Ella ul. Kaszubska 17/2

Enklawa Day Spa al. Wojska Polskiego 40/2

Ernest Kawa, ul. Jagiellońska 95

Jadwigi 12/1

Hall No 1 ul. Wyszyńskiego 37

Imperium Wizażu ul. Jagiellońska 7

JK Studio (od Rajskiego) ul. Monte Cassino 1/14

Klinika Beauty ul. Zielonogórska 31

Klinika Pięknego Ciała ul. Welecka 10B

L.A. Beauty, Brama Portowa 1 La Fiori ul. Kwiatkowskiego 1A/6

La Rocca, al. Wojska Polskiego 9 Luxmedica ul. Welecka 1A

Medestetic ul. Okulickiego 46 Manufaktura Wzroku ul. Monte Cassino 40

Modern Design Piotr Kmiecik ul. Śląska 45

MOON Hair & Beauty Paweł Regulski ul. J. Chryzostoma Paska 34D

Natural Skin Clinic ul. Krasińskiego 10/5

Od stóp do głów ul. Batalionów Chłopskich 39a

Olimedica ul. Krzywoustego 9-10 (CH Kupiec)

Optyk Dziewanowski ul. Kaszubska 17/U1

OXY Beauty ul. Felczaka 18/U1

Orient Massage u. Janosika 17

Royal Clinic, al. Wojska Polskiego 2/U3

Royal Studio ul. Łokietka 7/10

Royal Thai Massage ul. Sienna 4

Salon Masażu Baliayu ul. Wielka Odrzańska 30

Salon Masażu Thai Lanna al. Wojska Polskiego 42

Shivago al. Wyzwolenia 46

SPA Evita Przecław 96E

Studio Kosmetyczne Kingi Kowalczyk ul. Szymanowskiego 8

Studio Monika Kołcz ul. Św. Wojciecha 1/9

SENSE Gabinet Terapii Metodą SI ul. Miodowa 57

Verabella ul. Jagiellońska 23

Well Spring Tai massage ul. Kaszubska 13/4A

Wersal Spa al. Jana Pawła II 16 Normobaria AX Med. ul. Modra 69

INNE

13 Muz pl. Żołnierza Polskiego 13

ADVERT GROUP Brand Synergy, al. Piastów 74/U3

Architekt Baszta – Agnieszka Drońska, ul. Hangarowa 13

ArtGalle ul. Śląska 53

Animal Eden ul. Warzymice 105B Centrum Informacji Turystycznej Aleja Kwiatowa

CITO ul. Szeroka 61/1

Do Better ul. Łubinowa 75 Filharmonia – sekretariat ul. Małopolska 48

Fabryka Energii ul Łukasińskiego 110 GOKSiR ul. Rekreacyjna 1, Przecław Muzeum Narodowe ul. Staromłyńska 27

Opera Na Zamku ul. Korsarzy 34

Pazim recepcja pl. Rodła 9

Pogoń Szczecin biuro marketingu ul. Karłowicza 28

Północna Izba Gospodarcza al. Wojska Polskiego

Przedszkole Niepubliczne Nutka (Baltic Business Park)

Sail International School, Mickiewicza 19,21

Stara Rzeźnia Kubryk literacki (łasztownia) ul. Wendy 14

Szczecińska Szkoła Wyższa Collegium Balticum ul. Mieszka I 61C

Szczeciński Park Naukowo-Technologiczny ul. Niemierzyńska 17A

Teatr Polski ul. Swarożyca

Teatr Mały Deptak Bogusława

Teatr Pleciuga pl. Teatralny 1

Teatr Współczesny Wały Chrobrego

Trafostacja Sztuki św. Ducha 4

Unity Line pl. Rodła

Urząd Marszałkowski ul. Korsarzy 34

Urząd Miejski pl. Armii Krajowej 1

Urząd Wojewódzki Wały Chrobrego

KANCELARIE

Przemysław Manik – kancelaria adwokacka ul. Kr. Korony Polskiej 3

Mercedes Mojsiuk ul. Pomorska 88

Opel Kozłowski ul. Struga 31B

Unagi al. Jana Pawła II 42

Willa West Ende al. Wojska Pol-

Esthetic Concept ul. Jagiellońska 16A/LU2

Fryzjerskie Atelier Klim ul. Królowej

Vetico ul.Wita Stwosza 13

Zamek Punkt Informacyjny ul. Korsarzy 34

Wyjątkowe miejsce

NA WYJĄTKOWE CHWILE

Świeżo wyremontowane pokoje, piękne sale bankietowe, restauracja z ogrodem z niepowtażalnym widokiem na przepływające jachty i statki - to wszystko składa się na Hotel i Restaurację Jachtowa. Tu przeżyjesz wyjątkowe chwile w gronie rodziny, przyjaciół czy partnerów biznesowych.

ul. Lipowa 5, 71-734 Szczecin

tel. 91 421 55 24, +48 733 529 984 | e-mail: manager@jachtowa.szczecin.pl

jachtowa1924 | jachtowa | www.jachtowa.szczecin.pl

Opadające piersi są powszechnym i uciążliwym problemem wielu kobiet. Ciąża i związana z nią laktacja, wiek, spadek masy ciała mogą wpływać negatywnie na biust kobiety. Zniekształcenia takich piersi można obecnie skutecznie i profesjonalnie odwrócić, przywracając zdrowy i jędrny wygląd. Zapraszam na konsultację

lek. Kaja Kaczyńska

Turn static files into dynamic content formats.

Create a flipbook
Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.