4 minute read
Niepłodność nie ma płci
O TYM JAK MOŻNA ZARADZIĆ NIEPŁODNOŚCI, KLUCZOWEJ ROLI CZASU W STARANIACH O DZIECKO, A TAKŻE O SYMPOZJUM „NIEPŁODNOŚĆ – DROGA DO RODZICIELSTWA”, KTÓRE ODBĘDZIE SIĘ JUŻ 22 KWIETNIA W SZCZECINIE W WYWIADZIE Z PROFESOREM RAFAŁEM KURZAWĄ, DYREKTOREM MEDYCZNYM SIECI KLINIK TFP FERTILITY POLAND, NA CO DZIEŃ ZWIĄZANYM Z OŚRODKIEM TFP FERTILITY VITROLIVE W SZCZECINIE.
Według szacunków problem niepłodności dotyczy obecnie ok. 15% osób w wieku rozrodczym. Liczby te zwiększają się z roku na rok. Co jest przyczyną?
Advertisement
Klasyczne przyczyny niepłodności odchodzą na dalszy plan, a zyskiwać na znaczeniu zaczynają powody społeczne, głównie nasze zachowania oraz decyzje. Olbrzymi wpływ na płodność człowieka ma styl życia: stosowanie używek, palenie papierosów i ogólna kondycja psychofizyczna organizmu – otyłość, także równowaga wewnętrzna. Paradoksalnie współczesnej niepłodności teoretycznie często można zaradzić, także poprzez edukację i promocję zdrowia. Informowanie o wpływie stresu czy diety na płodność człowieka to pozornie błahostki, ale te czynniki mają faktycznie kolosalne znaczenie. Szczególnie teraz, gdy w statystykach zaczynają na prowadzenie wybijać się takie zjawiska jak niepłodność męska. Dodam również, że najpoważniejszą przyczyną niepłodności w Polsce jest zaawansowany wiek kobiet decydujących się na dziecko. Odkładanie decyzji o dzietności na przyszłość ma swoją wysoką cenę. Jeżeli kobieta rodzi pierwsze dziecko w wieku 29-30 lat, a tak jest w Polsce, to prawdopodobieństwo kolejnego dziecka w rodzinie jest mniejsze niż 50 proc.
Co zrobić, by planując rodzicielstwo nie trafić w ślepą uliczkę?
Trzeba zachować czujność, mieć świadomość ograniczeń wynikających z natury i sposobu życia, ale także systemu opieki zdrowotnej w Polsce. Diagnostyka niepłodności jest u naszym kraju w zasadzie refundowana. Jeśli coś ogranicza spontaniczne poczęcie, pierwsze etapy pomocy można uzyskać w wielu państwowych ośrodkach akademickich, w których wykonywane są bezpłatnie badania u kobiety i mężczyzny. Trzeba jednak szukać lekarzy, którzy mają odpowiednie wykształcenie, a najlepiej specjalizację z endokrynologii ginekologicznej i rozrodczości. Powiedziałbym, że prawdziwym zagrożeniem dla pacjenta jest brak uporządkowanego, systemowego podejścia do procesu organizacji leczenia. Teoretycznie mamy centralne finansowanie etapu diagnostycznego, ale dość łatwo pacjent może nie trafić tam, gdzie powinien, przez co będzie tracić czas na nieefektywne czekanie. W niektórych praktykach pacjenci są po prostu zbyt długo przetrzymywani. Jako środowisko specjalistów związanych z medycyną rozrodu próbujemy temu przeciwdziałać, przede wszystkim edukować, bo to w moim odczuciu działanie na szkodę chorego. Uwrażliwić na to będziemy lekarzy specjalistów m.in. podczas zbliżającego się sympozjum „Niepłodność – droga do rodzicielstwa” już 22 kwietnia w Szczecinie, gdzie mam nadzieję wybrzmi podstawowa według mnie prawda – w procesie starań o dziecko kluczową rolę odgrywa czas. Dodatkowo, brak spójnego systemu opieki niepłodnościowej, możliwości referowania chorych, ale i centralnego finansowania to inne poważne bolączki zarówno chorych, jak i nas, stających nierzadko pod ścianą lekarzy.
Profesorze: chcemy mieć dziecko, podeszliśmy do badań, ale do sukcesu nie dochodzi. Co mamy robić dalej?
Gdy medycyna zachowawcza i proste zabiegi chirurgiczne nie pomagają, w okresie nie dłuższym niż 1-2 lata koniecznie trzeba zgłosić się na konsultację do specjalistycznego ośrodka leczącego niepłodność. Takie miejsca dysponują metodami wspomagania rozrodu i zapleczem infrastrukturalnym pozwalającym na bardziej skuteczną pomoc. Są to zwykle są ośrodki prywatne, a niestety komercyjne leczenie jest kosztowne. In vitro i procedury medycznie wspomaganej prokreacji dają w tej chwili ok. 1,6 proc. wszystkich porodów w Polsce, ale gdybyśmy wykonywali zabiegi w takim zakresie, w jakim jest na nie zapotrzebowanie, ta liczba byłaby na poziomie 3 procent. Dla porównania, w Izraelu odsetek porodów po leczeniu to około 9%. Wracam więc do punktu wyżej – konieczne jest spięcie klamrą systemowego leczenia całej kompleksowej opieki nad pacjentem: należałoby doprowadzić do refundacji nie tylko diagnostyki, ale i leczenia, a także pomagać w ośrodkach, które faktycznie leczą.
W Polsce finansowanie publiczne zabiegu in vitro nie płynie z państwa. Jakie są możliwości dofinansowania in vitro?
Od kilku lat systematycznie mapa Polski coraz intensywniej pokrywa się inicjatywami lokalnymi; wśród miast realizujących dofinansowanie wymienić należy Warszawę, Poznań, Gdańsk, Kołobrzeg, Wrocław oraz nasz Szczecin oraz mniejsze gminy, jak Nowogard czy Ostrów Wielkopolski. Liczba takich „samoorganizatorów” leczenia rośnie, mimo iż refundacja zabiegów jest dla budżetu lokalnego sporym obciążeniem. Choć dofinansowanie (zwykle do 5 tys. zł na jeden zabieg) nie pokrywa kosztów całej procedury, to i tak dla wielu par jest bezcenną pomocą. Niestety samorządy w Polsce zmuszone są robić to, czego nie robią organy właściwe do tego przygotowane, czyli Ministerstwo Zdrowia czy NFZ. Jest to więc tylko łatanie dziury, bo jednostki lokalne nie są w stanie zapewnić dofinansowania wszystkim potrzebującym parom. Na pewno nie tędy droga, ale jest to krok naprzód i szansa dla par, których nie stać na opłacenie leczenia.
A jak wygląda sama sytuacja prawna in vitro w Polsce na tle innych krajów? Tak naprawdę jest ona całkiem dobra, ostatnia ustawa podpisana przez Prezydenta Bronisława Komorowskiego zapewnia bezpieczeństwo i skuteczną medyczną interwencję dla potrzebujących. U nas problemem jest nie prawo, a praktyka i pieniądze. Dostępność do specjalistycznego leczenia jest wysoka, nawet nadspodziewanie wysoka jak dlana tak konserwatywny kraj – ograniczenie dotyczy w zasadzie tylko par jednopłciowych. Co do samej konstrukcji zasad, zupełnie nie mamy się czego wstydzić i tak naprawdę to właśnie takie ukonstytuowanie legislacyjne spowodowało dynamiczny rozwój medycyny rozrodu w Polsce.