
4 minute read
Przyjaźń zamknięta w piosenkach
ANIELI TO DUET DWÓCH NIEZWYKŁYCH POSTACI, KTÓRE OD PONAD DWÓCH DEKAD TRAFIAJĄ DO SERC SŁUCHACZY, ALE KTÓRYCH ARTYSTYCZNE DROGI NIGDY WCZEŚNIEJ SIĘ NIE SPOTKAŁY. JOANNA PRYKOWSKA ROZKOCHAŁA POLSKĄ PUBLICZNOŚĆ PIĘKNYMI PIOSENKAMI Z ZESPOŁEM FIREBIRDS, JESZCZE W LATACH 90. PAWEŁ KRAWCZYK ZMIENIAŁ KILKA SKŁADÓW, ABY STAĆ SIĘ W KOŃCU FILAREM I GŁÓWNĄ – OBOK KASI NOSOWSKIEJ – POSTACIĄ W ZESPOLE HEY.
Anieli to dla każdego z nich nowy rozdział – dla Prykowskiej wyczekiwany od dawna powrót po latach nieobecności, dla Krawczyka natomiast pierwsza autorska kreacja po latach spędzonych w grupie Hey. W ich spotkaniu niemały udział ma sama Katarzyna Nosowska o czym, m.in. opowiedziała nam w rozmowie Joanna Prykowska.
Advertisement
Pani Joanno, jak doszło to waszego spotkania i jak powstał projekt Anieli?
Wszyscy narzekają na pandemię, ale chyba dzięki pandemii nasze drogi się zeszły, moja i Pawła. Duży wkład w ten projekt miała Kasia Nosowska, która zaproponowała nam współpracę. To ona wymyśliła żebyśmy w trójkę coś nagrali. Może nie od razu płytę, ale żebyśmy spróbowali chociaż ze sobą pograć. Hey zawiesił działalność, Kasia była po sukcesie swojej drugiej książki i brakowało jej muzyki. Tuż przed pandemią przyjechałam do Warszawy, żeby porozmawiać o tym pomyśle i choć jeszcze nie wiedzieliśmy co i jak, stwierdziliśmy, że to może być ciekawe. Niedługo po tym rozpoczęła się pandemia, jeszcze w rygorystycznym wydaniu. Nie wiedzieliśmy co nas czeka, nie mogliśmy wychodzić z domu i w zasadzie zawieszono wszelkie opcje podróżowania między miastami. Paweł mi przesyłał utwory przez Internet, ja z wykorzystaniem specjalnego programu komputerowego nagrywałam swoje partie. Po jakimś czasie stwierdził, że musimy się spotkać, że z tego na pewno wyjdzie coś fajnego. Z początkiem maja poleciałam do Warszawy. W mieszkaniu na Mokotowie, stworzyliśmy coś w rodzaju „domu twórców”. W ciągu dwóch, trzech miesięcy zrobiliśmy wszystkie piosenki. Jechałam do Warszawy w każdy weekend i wracałam z domu z gotowymi piosenkami.

Szybko i to jeszcze w tak specyficznych okolicznościach.
Paweł jest w naszym wieku. Cała nasza trójka jest z tego samego pokolenia i na dodatek wszyscy jesteśmy spod znaku Panny (śmiech). To nie był przypadek że tak się zadziało. Układ gwiazd, pandemia i to że życie mocno zwolniło – te czynniki spowodowały, że się spotkaliśmy. Przyszedł w końcu czas, że nasze plany wydawnicze się skrystalizowały. Pojawił się pierwszy singiel „Jaśniejąca”, a po wakacjach odbędzie się premiera już całego albumu. „Jaśniejąca” zrobiła sporo pozytywnego zamieszania. To historia o przyjaźni, Pani i Katarzyny Nosowskiej, że Szczecinem w tle. Bardzo od serca opowieść. Ale to również sentymentalna podróż do wyjątkowej epoki, w której wielu z nas dorastało. Ja po prostu inaczej nie potrafię. (śmiech) Ta przyjaźń miała swoje wzloty i upadki. Nasze pierwsze kroki na scenach muzycznych to są nasze wspólne kroki. Poznałyśmy się w Chórze Akademickim Politechniki Szczecińskiej mając niespełna 18 lat. To był początek lat 90-tych, nasza przyjaźń była wtedy intensywna. Kasia śpiewała w zespole Kafel, a ja jeździłam z nią i zespołem na koncerty. Nigdy nie byłam odważną osobą. Niby zawsze miałam dużo do powiedzenia, ale brakowało mi odwagi by wejść na scenę, a Kasia mimo swojej skromności i nieśmiałości, zawsze była odważniejsza ode mnie. W momencie kiedy pierwsza płyta Heya się rozkręciła i Kasia wyjechała do Warszawy, nasza znajomość się rozluźniła. Życie zatoczyło koło i w sumie z inicjatywy Kasi nasze drogi ponownie się zeszły. Stwierdziła, że to co nas łączyło, to co się wtedy działo, było fajne i warto do tego wrócić. I ten utwór oraz teledysk, który do niego powstał, są tego dopełnieniem. Mówi o przyjaźni, ale również pokazuje to co się działo w szalonych latach 90-tych. Pamiętajmy, że to był czas kiedy Polska wyszła z komunizmu, kiedy zachłysnęliśmy się wolnością. Pierwsze koncerty, spontaniczność, świeżość, każda muzyka jaka się wtedy pojawiła na rynku była strzałem w dziesiątkę. Kupowało się płyty, słuchało się radia. Teraz czasy się trochę zmieniły i jest tego bardzo, bardzo dużo i trzeba naprawdę mocno się postarać, żeby znaleźć coś dobrego. Ten teledysk odzwierciedla klimat, który był udziałem i który pamiętają osoby w naszym wieku oraz trochę młodsze. Myślę, że wszyscy mają podobne odczucia i oglądając ten teledysk widzą siebie. To był czas kiedy ta przyjaźń była bardziej namacalna, nie wystarczyło napisać na Facebooku „co u ciebie?” tylko trzeba było się spotkać. Nie było telefonów komórkowych, nie było Internetu. Byliśmy wtedy bardziej autentyczni i bardziej spontaniczni. Teraz się rozleniwiliśmy. Zrobiliśmy się wygodni. Ale nie jestem pewna czy jest to dobre. Mam wrażenie że relacje między ludźmi stały się bardziej powierzchowne.

A nazwa projektu – Anieli. Czyj to był pomysł?
Wiem, że jest taka staropolska, taka niemodna (śmiech). Nazwę wymyślił Paweł. Wytwórnia chciała żebyśmy nazwali swój duet nazwiskami Prykowska & Krawczyk, ale nie mogliśmy tego zaakceptować. Taki duet firmowany nazwiskami kojarzy się z tymczasowością. Natomiast my stworzyliśmy zupełnie coś nowego. Nie chcemy skończyć na jednej płycie, mamy dużo pomysłów i nasze zasoby nie są na wyczerpaniu. Co do samej nazwy, to Pawłowi, to co robimy, skojarzyło się z jaśniejością, z niebem. Mi się za to przypomniało, że miałam płytę pt. „Jaśniebajka”, i drugą zatytułowaną „Aniela”. Ciągnie nas w stronę odrealnienia. Chcemy być taką odtrutką na rzeczywistość.
Dziękuje za rozmowę.
rozmawiała: Aneta Dolega / foto: Jakub Wittchen
