4 minute read

Krzywym okiem – pisze Dariusz Staniewski

Next Article
KRONIKI

KRONIKI

Niedawno wpadła mi w ręce najnowsza powieść pewnego polskiego, bardzo płodnego (w sensie twórczym oczywiście, bo reszta mnie nie obchodzi) pisarza. Facet pisze szybciej swoje książki niż niejeden facet zmienia skarpetki. Jak to robi? Wielu zadaje sobie to pytanie. Niektórzy sugerują pomoc „autorów widmo”, czy też jakichś „zielonych ludzików” literatury. Nie o to chodzi. Niech ten nowy Kraszewski pisze ile chce i co chce. Ale jego najnowszy twór, to nie tylko moim zdaniem (opieram się na opiniach z FB i internetu) jest totalnym knotem. W skrócie – rzecz się dzieje w pewnym historycznym kompleksie umocnień usytuowanym pod jednym z polskich łańcuchów górskich. Dochodzi do katastrofy. Powoduje ona, że w podziemiach uruchamiają się korytarze umożliwiające podróże w czasie. I tyle streszczenia. Powieść nudna, przekombinowana. Do tego mało zabawne wątki odnoszące się do aktualnej sytuacji politycznej w kraju. Chyba miały nadać lekkości fabule, a może nawet humoru. Nic z tego. Nie wyszło. Ogólnie – słabizna. Ale przypomniałem sobie ten wątek korytarzy pozwalających na podróże w czasie (podobno według naukowców takie wycieczki są możliwe,) czytając pewną informację z lokalnych mediów. Otóż kończą się prace przy oczyszczaniu odnalezionych podziemnych korytarzy schronu pod szczecińskim Zamkiem Książąt Pomorskich. A co by się stało, gdyby w wyniku tych prac nagle naruszono w nich coś tam coś tam i doszło do powstania kanałów umożliwiających podróże w czasie? Nawet ograniczone tylko do naszego lokalnego podwórka, czyli Szczecina? Kto z nas oglądając stare zdjęcia stolicy Pomorza Zachodniego nie pomyślał czasami: „chciałbym to zobaczyć na własne oczy”? Ilu z nas nie miałoby ochoty, żeby organoleptycznie sprawdzić jak wyglądało nasze miasto np. pod koniec XIX wieku? Przejść się ulicami, zajrzeć do sklepu, restauracji, posłuchać śpiewów z piwiarni, obejrzeć jakieś varietes, ale i jednocześnie poczuć smród rynsztoków oraz biedy? Posłuchać o czym mówią ludzie, co jedzą, jak się zachowują, czym żyje miasto, co grają w teatrach? Wiem, wiem, to wszystko można znaleźć w archiwach, ówczesnych źródłach pisanych, które przetrwały do naszych czasów. Ale mimo wszystko to nie to samo. Ułożyłem więc sobie (na wszelki wypadek, gdyby jednak w tych zamkowych korytarzach coś tam coś tam naruszono) taką małą listę moich podróży jakie chciałbym odbyć do Szczecina sprzed lat i wieków. No co, pomarzyć, pofantazjować nie można? To nic nie kosztuje i nikomu przecież nie szkodzi. A lepiej być przygotowanym. Niby na świecie już wszystko odkryte a przecież ze zdumieniem dowiadujemy się np. że istnieje i funkcjonuje tajemnicze państwo San Escobar, niejaki Zenek jest wybitnym artystą, a covidu nie ma, bo jest to bzdura wymyślona przez określone siły. Ktoś go widział? Nie, więc go nie ma. Cóż więc takiego chciałbym zobaczyć w dawnym Szczecinie? Chciałbym się przenieść do miasta po II wojnie światowej, do pierwszych 20 lat po katakliźmie m.in. zobaczyć jak wygwizdany został przez harcerzy I sekretarz PPR Bolesław Bierut w czasie manifestacji „Trzymamy straż nad Odrą”, napić się wódki z K.I. Gałczyńskim, posłuchać Czesława Niemena i innych późniejszych gwiazd big beatu na Festiwalu Młodych Talentów, porównać smak ówczesnych pasztecików i dzisiejszych, spróbować oryginalnego „paprykarza szczecińskiego”, obejrzeć pierwszy w Polsce striptiz w Kaskadzie i bawić się do upadłego w Bajce patrząc jak „mewki” zręcznie „skubią” zagranicznych marynarzy. Chciałbym przenieść się do Szczecina przedwojennego kiedy miasto miało już w pełni brunatną, faszystowską mordę, zobaczyć wizytę Szatana w mieście, czyli Hitlera i dziki szał mieszkańców na jego punkcie. Sprawdzić czy rzeczywiście bracia Wright pokazywali swoją latającą machinę na jednym z podszczecińskich lotnisk i czy dzisiejszy „Pionier” rzeczywiście zasługuje na miano najstarszego kina na świecie. Chciałbym być świadkiem gigantycznej transformacji miasta, czyli likwidacji twierdzy i fortów oraz powstanie m.in. Tarasów Hakena, czyli dzisiejszych Wałów Chrobrego, stanąć na szczycie wieży Quistorpa, w jednym ze szczecińskich hoteli natknąć się na Żelaznego Kanclerza, czyli Ottona von Bismarcka, zobaczyć dwie przyszłe caryce Rosji, które urodziły się w Szczecinie – Katarzynę II i Marię Fiodorowną. Chciałbym także pohulać na weselu Bogusława X i Anny Jagiellonki. A co, nie można? Lista moich podróży chyba nie jest zbyt obszerna. Zawsze może ulec rozszerzeniu. Wszystko teraz w rękach oczyszczających schron pod szczecińskim zamkiem. Olać Majorki, Malediwy czy inne Zanzibary. Przeszłość czeka, wzywa z daleka.

Dziennikarz z bardzo bogatym stażem i podobno niezłym dorobkiem. Pracował w kilku lokalnych mediach. Do niedawna dziennikarz „Kuriera Szczecińskiego”, m.in. autor poczytnej (przez niektórych uwielbianej, przez innych znienawidzonej) kolumny pt. „Kurier Towarzyski” (w piątkowym „Magazynie”). Współautor dwóch książek i autor jednej – satyrycznie prezentującej świat lokalnej polityki. Status w życiu i na Facebooku: „w związku” z piękną kobietą. Wielbiciel hucznych imprez, dobrej kuchni i polskiej kinematografii. Chciałbym się przenieść do miasta po II wojnie światowej, do pierwszych 20 lat, napić się wódki z K.I. Gałczyńskim, posłuchać Czesława Niemena i innych późniejszych gwiazd big beatu na Festiwalu Młodych Talentów, porównać smak ówczesnych pasztecików i dzisiejszych, spróbować oryginalnego „paprykarza szczecińskiego”, obejrzeć pierwszy w Polsce striptiz w Kaskadzie i bawić się do upadłego w Bajce patrząc jak „mewki” zręcznie „skubią” zagranicznych marynarzy.

Advertisement

Krzywym okiem

This article is from: