3 minute read

Zdaniem kobiety – pisze Ania Ołów -Wachowicz

Next Article
KRONIKI

KRONIKI

ANNA OŁÓW-WACHOWICZ

Pijarowiec z zawodu, polonistka z wykształcenia, szczecinianka z wyboru. Autorka fejsbukowego bloga „Jest Sprawa”. Mama Filipa i Antosi. Ogrodniczka, bibliofilka, kinomanka. Swoją pierwszą książkę pisze właśnie teraz.

Advertisement

Zdaniem kobiety

Kobiety, które mnie otaczają, nie chcą bohaterów, zwycięstw i chwały. Myślą o kosztach. O zniszczeniach, śmierciach, ruinach i bólu. Myślą o dzieciach, partnerach, rodzinach, przyjaciołach. Traumach, niepokoju, stracie.

Wiosna zaczęła się od mocnego podmuchu ze wschodu. Zwalił nas z nóg. Wszystko w jednej chwili przestało być stałe i w jeden poranek zamieniło się w inne, niepewne, niepokojące. Strach szybko obejmuje we władanie i poraża rozsądek. Bo strach to potężna broń, ma wiele ofiar. Boi się i raniony, i świadek. Potem boi się ktoś, kto o wszystkim usłyszał, później jego znajomy i znajomy znajomego. Strach paraliżuje. Ze strachu nie musisz umrzeć, ale może on Cię nadkruszyć – na chwilę lub na zawsze. Strachem najłatwiej i najmniejszym kosztem jest podbijać. XXI wiek, środek Europy. Tysiąclecia doświadczeń, że wojna i agresja zawsze kończą się źle i nic. Jak krew w piach. Droga, która zawsze okazuje się nieskuteczna, znowu zostaje wybrana. Kobiety nie chcą wojny. Nikt jej nie powinien chcieć, już od dawna. Kobiety, które mnie otaczają, nie chcą bohaterów, zwycięstw i chwały. Myślą o kosztach. O zniszczeniach, śmierciach, ruinach i bólu. Myślą o dzieciach, partnerach, rodzinach, przyjaciołach. Traumach, niepokoju, stracie. Kobiety, gdyby mogły wybrać, nie wybrałyby siły. Nie dlatego, że są tchórzliwe czy słabsze. Nie uciekną. Stoją, walczą, trzymają broń. Na siłę zawsze odpowiedzą siłą. Ale od niej nie zaczną. Porozmawiają. Bo reszta świata nie zatrzymuje się, kiedy bohater idzie walczyć. O bohatera martwi się matka, siostra, córka, kobieta. Zostaje bez wsparcia i wcale nie wie, czy nie na zawsze. Śmierć bohatera nie boli mniej niż śmierć tchórza. Po bohaterach płacze się tak samo w domu. Kobieta nie chce honorów i salwy nad grobem bliskiego, nawet w zdobyczy zwycięstwa. Kobieta pamięta, że dzieci małe i duże chcą spać, jeść, przytulać się. Pogłaskać kota, pobiec na podwórko z psem. Poleżeć na łóżku we własnym pokoju, posłuchać muzyki, pogadać z kumplami. Rozdać cukierki w przedszkolu i usiąść w jednej ławce z tą koleżanką, która jest fajna. Wstać z niechęcią do szkoły, po to, żeby na pierwszej przerwie zakochać się pierwszy raz i wrócić w skowronkach. Tymczasem schron, korytarz metra, albo granica obcego kraju. Z małym plecakiem i klatką świnki morskiej pod pachą, bo nie zostawia się przyjaciela, zostawia się dom. To kobiety myślą: jak wyprać ubranko dziecku, kiedy nie będzie prądu, wody. Jak ugotować kaszę? Skąd wezmę pieluchy, skąd podpaski? Czy ten ząb na dole nie zacznie znowu boleć, bo gdzie tu dentysta? Czy róże w ogrodzie przetrwają, przecież sadziła je jeszcze babcia. Czy wrócę do pracy, do koleżanek? Czy odbudują ten piękny budynek na rogu? Ile wytrzymają rodzice? Czy siostra jest bezpieczna? Czy sąsiedzi nie ucierpieli? Co u przyjaciół? I co dzieje się z nim. Czy żyje. Za oknem wiosna, przyjdzie i tak. Będzie zielono, życie będzie chciało przyśpieszyć i tego nic i nikt nie powstrzyma. Wielka migracja tym razem nie dotyczy tylko ptaków. Przyszli do nas goście, którzy zostawili domy. Nie odlecą jesienią. Wszystkim nam trzeba sił, żeby ten rok przetrwać razem. My: konsekwentni, nie tylko w chwilowym zrywie. Oni: przybici i zagubieni, niemający siły być w widoczny sposób wdzięczni, bo jest w nich piekło i trauma. Spotkało ich właśnie niewiarygodne i są jak w złym śnie. To wszystko poderwało nas z miejsca, jak ukłutych w samo sedno. Pomagamy. Szybko zrozumieliśmy, że rzecz dzieje się jak w lustrzanym odbiciu. Udzielono nam błyskawicznej lekcji empatii. Try walking in my shoes i kochaj bliźniego jak siebie samego. Tylko jak już zaczęliśmy, to dokończmy. Zmęczyć się nie możemy. Nie damy rady? Nawet z pandemią się nad sobą już nie rozczulamy, jest to jest, co zrobisz są gorsze rzeczy. Maska na twarz i karton z pampersami na pakę: czekamy na was, nie martwcie się, wejdźcie do domu. Rozglądam się i z ulgą widzę, że ludzkość się nieco uczy. Zwykły szary człowiek zdał egzamin. Kilku trolli i kilka rządów nie uczy się jak zawsze – niczego, ale zwykli ludzie zrozumieli lekcję. Patrzą i współodczuwają. Idziemy pomagać jak samym sobie. Z tą obawą z tyłu głowy, że to mogliśmy być my. To mogliśmy być my. Czy będziemy? Nie bójmy się, co to pomoże. Nie bójmy się. Na przekór żyjmy. To wszystko ma sens. Po coś jesteśmy.

This article is from: