Makijaż to sztuka: Agnieszka Szeremeta Agnieszka Noska Ewelina Owsińska Agnieszka Ogrodniczak
Mózg – Twój przyjaciel
Makijaż to sztuka: Agnieszka Szeremeta Agnieszka Noska Ewelina Owsińska Agnieszka Ogrodniczak
Mózg – Twój przyjaciel
Dr Samir Zeair: Słyniemy z niebanalnych operacji
czerwiec 2024 www.prestizszczecin.pl
8 Pani wielozadaniowa
10 Czułość nasza powszednia
14 Twoja Przychodnia - etyka i naturalność
20 Mózg Twój przyjaciel
24 Mistrzynie barw, specjalistki od urody
30 Kobieta by Bosska
34 Skutecznie, bezpiecznie, młodziej
36 Empatia, wiedza i merdający ogon psa
37 Bonding, czyli kompozytowa rewolucja
Redaktor naczelna:
Izabela Marecka
Redakcja:
Aneta Dolega, Daniel Źródlewski, Dariusz Staniewski
Felietoniści:
Anna Ołów-Wachowicz
Współpraca: Panna LU, Arkadiusz Krupa, Paulina Błaszkiewicz
Wydawnictwo Prestiż
38 Dlaczego ważna jest higienizacja zębów
39 Nie boli, nie razi sztucznością, a sprawia, że uśmiech jest piękny
40 Chirurgia jest kobietą
42 Z szacunkiem dla zdrowia
44 Koryzna Clinic – nowoczesność i historia
45 Galaxy-Med poszukuje lekarzy specjalistów do współpracy
47 Dawka szczęścia i przyjemności
48 Dr Samir Zeair: Słyniemy z niebanalnych operacji
e-mail: redakcja@eprestiz.pl | www.prestizszczecin.pl
MIESIĘCZNIK BEZPŁATNY
Wydawca: Wydawnictwo Prestiż ul. Mikołaja Kopernika 6/9 70-241 Szczecin
Reklama i Marketing: Konrad Kupis, tel.: 733 790 590 Alicja Kruk, tel.: 537 790 590 Karina Tessar, tel.: 537 490 970
Dział prawny: adw. Kornelia Stolf- Peplińska stolf-peplinska@kancelariacywilna.com
Dział foto: Alicja Uszyńska, Dagna Drążkowska- Majchrowicz
Skład gazety: Flash Press
Drukarnia: Drukarnia Kadruk S.C.
Redakcja nie odpowiada za treść reklam. Redakcja zastrzega sobie prawo do skracania i redagowania treści redakcyjnych.
To, że my kobiety jesteśmy wobec siebie zbyt krytyczne nie jest niczym nowym. Kultura piękna, w której jesteśmy wychowane przykłada do nas szablon i coraz częściej spotykam dziewczyny jak spod sztancy, których ciało i twarz wyglądają, jakby miały sprostać oczekiwaniom. Ale czyim?
Przez wiele długich także byłam krytyczna wobec siebie. Pamiętam nawet kiedy się to zaczęło. Oglądałam kiedyś z przyjaciółkami jedną z pierwszych polskich edycji magazynu Elle i nagle stwierdziłam, że moja talia w porównaniu z modelkami jest za szeroka, a nogi za krótkie. Miałam wtedy 17 lat…
Długo dążyłam do jakiegoś wyimaginowanego ideału, ćwiczyłam, bawiłam się w niemądre diety. Jak patrzę na swoje zdjęcia sprzed dwudziestu lat, irytuje mnie fakt, że traciłam na te bezsensowne działania czas i zdrowie. Odbyłam długą drogę, aby na jej końcu odnaleźć i polubić – samą siebie.
Dla jasności, obecnie, jestem po czterdziestce i z przyjemnością, „używam” medycyny estetycznej. Dzięki niej wyglądam lepiej. Ale widzę upływający czas i wiem, że młodsza nie będę. Dlatego obok zabiegów upiększających mocno inwestuje w ogólny dobrostan i dbam o zdrowie. Fizyczne i psychiczne.
Na kanwie tych doświadczeń powstało Wydanie Specjalne, które właśnie trzymacie w ręku. Przeczytajcie koniecznie wywiad z Justyną Żejmo, o tym jak zadbać o dobrostan naszego mózgu, a psycholożka Magda Olech opowie nam o terapeutycznym działaniu bliskości i pocałunku. W felietonie Ani Ołów-Wachowicz parę celnych spostrzeżeń na temat kobiet multizadaniowych. A do tego wywiad z Anną Prekwą, o niełatwej drodze kariery kobiety, która postanowiła zostać chirurgiem. A dla przełamania damskiej dominacji wywiad z dr Samirem Zeairem, szefem jednego z najlepszych w Polsce oddziałów chirurgii i transplantologii w Polsce.
Izabela MareckaPiarowiec z zawodu, polonistka z wykształcenia, szczecinianka z wyboru. Autorka fejsbukowego bloga „Jest Sprawa”. Mama Filipa i Antosi. Ogrodniczka, bibliofilka, kinomanka. Swoją pierwszą książkę pisze właśnie teraz.
Praca, dom, styl, pasja. Dzieci zwierzęta, mężczyźni. Kariera i rodzina. Wszystko na równi powinno być świetne, na wysoki połysk. Jeśli nie dajesz rady naraz, musisz dokonać życiowego wyboru i zamknąć sobie drogę dla pozostałych opcji: chcesz mieć rodzinę, nie zrobisz kariery. Taka jest współczesna świecka tradycja. Ale dotyczy ona tylko jednej płci i tak się składa, że żeńskiej. Tej, że niby słabszej. Oto Ty, ona i ja. Siłaczka, tytanka multitasku. Urobiona po pachy, wielozadaniowa kobieta współczesna.
„Kobiety na traktory!” To hasło zabrzmiało jakiś czas temu. Wytrząsanie jajników na traktorach miało podkreślać, że w socjalizmie wszyscy są równi, a nie, że kobieta potrafi prowadzić równie dobrze jak mężczyzna i jak ma ochotę to będzie objeżdżała pola pegeeru w Grzybowie zamiast doić krówki łaciate. Socjalizm nie zakładał jednak równości w domach i po ośmiu godzinach pracy, dzielna traktorzystka szła prać, zmywać, gotować i robić lekcje z dzieciakami. Mał-
żonek szedł pić albo spać na wersalce przed telewizorem Neptun. Dzieci miał po to, żeby spuszczać im lanie pasem jak nabroiły oraz po to, żeby przełączyły czasem ojcu kanał z jednego na drugi.
Zróbmy skok i wróćmy do współczesności. Na traktory, my, babeczki, możemy wsiadać zupełnie dobrowolnie. Jako i na quady, a nawet na rakiety. Nasi oświeceni partnerzy, małżonkowie, konkubenci i kohabitanci w większym stopniu pomagają w obowiązkach domowych, a nawet znaczny procent ogarnął, że w domu się nie „pomaga” tylko bierze odpowiedzialność za ustaloną wzajemnie część zadań, bez podziału na płeć.
A jednak. Nadal to kobieta czuje się zobowiązana do bycia idealną, tego się od niej oczekuje. Instagramowe konta kobiet sukcesu, pięknych młodych mam z ciekawym zawodem i dobrym stylem wnętrzarskim istnieją i napędzają ciśnienie. Bo przecież skoro są
tak dzielne i cudowne kobiety z życiem na miarę, to znaczy, że można. A jak można, to dlaczego ja nie mogę? Powinnam przynajmniej próbować! I tak zaczyna się wyścig o sukces we wszystkim naraz: od figury zaczynając na pracy kończąc, albo odwrotnie. Po drodze dzieci i inne takie.
Żeby tak osiągnąć wysokie C we wszystkim naraz trzeba być małym geniuszem organizacji, mieć sporo szczęścia, środki i nie siadać na tyłku właściwie prawie nigdy. Po prostu, zasuwać. W pracy piąć się i utrzymywać. Po wyjściu z etatowej pracy, zacząć drugi kobiecy etat: dom lub / i rodzina. Aktywnie spędzać czas, zdrowo gotować, poświęcać uwagę dziecku i rozwijać związek. Mieć romantyczne momenty, instagramowe zdjęcia i sukces. Sukces, sukces, sukces. I koniecznie fascynujące lub chociaż oryginalne hobby. Wyglądając przy tym wszystkim co najmniej o 10 lat młodziej niż wskazuje na to pesel i komunia zarejestrowana na VHS.
Tymczasem mężczyzna połową z tych rzeczy, przyjęło się, że się nie przejmuje. Czy ktoś od mężczyzny robiącego karierę wymaga zajmowania się domem i dziećmi? Nie. Czy usłyszałby: jak chcesz robić karierę, to nie dasz rady zająć się domem, dziećmi – wybieraj.
Jeśli to kobieta robi karierę, wymaga się, aby o rodzinne życie zatroszczyła się również. Ewentualnie może sobie dać z rodziną spokój, jeśli na nią nie ma czasu. Tak jest czy nie? Właśnie...
Presja urody? Nadal mężczyźni nie mają z tym większego problemu. „Facet, to byle był deczko ładniejszy od diabła” mawiały nasze babcie i to pozwalało płci przeciwnej wyglądać legalnie jak dziad borowy we własnym domu. Dość nagminnie. Do dziś znane jest zjawisko puszenia się, niczym najatrakcyjniejszy w okolicy paw, panów z brzuszkiem, łysinką lub urodą lekko wstrząsającą, czyli bez żadnych ogólnie uznawanych ku temu podstaw, aby się tak puszyć. Jednym słowem: mają panowie zdrowe podejście do samych siebie.
A nas, biedactwa wielozadaniowe, wychowano tak, że podlegamy ocenie nieustannej i ulegamy presji. Hasło: zapuściła się, jest jak młot. Spada i rujnuje opinię, podkopuje wartość, potępia. W skrajniejszych przypadkach usprawiedliwia męską chęć poszukania atrakcyjniejszej partnerki w bliższej lub dalszej okolicy. Bo przecież własna domowa kurka się zapuściła. Siedzi i seriale ogląda jak ma czas, albo pije to swoje prosecco. Wiadomo: matka z niej dobra, w domu jak w pudełku, a i gotuje doskonale. Tylko nie dba o siebie, figurę straciła, na skoki
spadochronowe lub inne garncarstwa nie ma czasu, do kosmetyczki pewnie by i latała, no ale kto by wydawał takie krocie? Te kosmetyczki strasznie drogie są.
Presja ma się dobrze, mimo postępu cywilizacji, równouprawnień, protestów i fachowych opracowań psychologicznych. Wszystko psu na budę. Ideał perfekcyjnej pani domu to marzenie prawie każdej potencjalnej teściowej i prawie każdej matki.
Dziewczyny, hej. Bądźmy dla siebie łaskawsze.
Czy to źle, że nie skaczesz na banji? Że nie chcesz mieć dzieci? Że nie umiesz gotować, nienawidzisz porządków domowych, się nie lubisz malować, nie znosisz szpilek i koronkowej bielizny z drutami w konstrukcji? Że wolisz założyć dres i obejrzeć serial naraz, wsuwając na zmianę śledzia i winogrona?
A skąd. Nie musisz wszystkiego, wszędzie naraz. Wybierz u ciesz się tym co lubisz serio.
Jest wiosna. Zacznijmy od nowa, od siebie. Zagrabmy presję na zeszłoroczną kupkę i … spalmy, polewając prosecco.
Anna Ołów – Wachowicz. Szczecinianka z wyboru, twórczyni popularnego fejsbukowego bloga „Jest Sprawa”, którego teksty powędrowały na scenę tworząc spektakle „My hrabiny nie płaczemy” oraz „Hrabiny Przodem”. Nominowana do Szczecińskich Szczupaków w 2023 r. Autorka monodramu „Frida. Kolekcjonerka z Westendu” nagrodzonego w Bursztynowym Pierścieniem oraz tekstów dla sceny kabaretowej Czarnego Kota Rudego. W 2024 roku wydała książkę pt. „My Hrabiny. Myślę, więc zapisałam”. Stanowi tandem twórczy z Olgą Adamską, aktorką Teatru Polskiego.
Dotyk - przytulanie czy pocałunki – to bardzo intymne formy okazywania sobie czułości. Dają nam poczucie bezpieczeństwa i błogości wynikające z bliskości z drugą osobą a do tego działają uzdrawiająco, zarówno na poziomie psychologicznym, jak i fizjologicznym. O tym, dlaczego czułość oraz bliskość są bardzo ważne w naszym życiu, rozmawiamy z psycholożką Magdą Olech.
Pani Magdo, odnoszę wrażenie, że kiedyś byliśmy sobie bliżsi. Wstydzimy się okazywania uczuć? Już nie lubimy?
To fakt. Trudno obecnie o czułość. Czy się jej wstydzimy? Być może, ale na pewno bardzo potrzebujemy fizycznego kontaktu i bliskości jako ludzkość, ponieważ potrzeba dotyku jest jedną z naszych najbardziej podstawowych, pierwotnych potrzeb.
Dotyk rozwija się jako pierwszy ze wszystkich naszych zmysłów i pozwala nam przetrwać. Badania wykazały że kontakt skóra do skóry (skin-to-skin) już w pierwszej godzinie po urodzeniu pomaga regulować temperaturę, tętno i oddychanie noworodków, a także zmniejsza ich płaczliwość. Matki dotykające nowonarodzone dzieci też szybciej odzyskują siły.
Dotyk rzeczywiście wydaje się dla nas zbawienny.
Zdecydowanie!, Wykazano, że dotyk zmniejsza fobie społeczne i ogranicza stres. Wiadomo też, że kontakt fizyczny poprawia funkcjonowanie naszego układu odpornościowego, a także zmniejsza ryzyko wystąpienia chorób, takich jaknadciśnienie, miażdzyca czy zawał. Badanie przeprowadzone na grupie kobiet wykazało, że częstsze dotykanie i przytulanie się do partnerówskutkowało obniżeniem tętna i ciśnienia krwi.
Poza właściwościami zdrowotnymi dotyk zwiększa także naszą kreatywność i daje nam poczucie bezpieczeństwa, byśmy mogli rozwijać się i eksplorować świat. W słynnym eksperymencie Harlowa nad istotą miłości, odkryto, że małpki wychowane bez dotyku gorzej się rozwijały, bały się poznawać otoczenie i cierpiały na liczne schorzenia. A te dotykane, chociażby przez kocyk, były zdrowsze i odważniejsze.
Skoro dotyk, przytulanie czy całowanie są dla nas tak dobre, to wracam do mojego pytania, dlaczego tego nie robimy wystarczająco często by nie chorować i być szczęśliwym?
Cóż, okazywanie czułości wymaga od nas niezłej odwagi.
Odwagi?
Tak, by spotkać się ze swoimi potrzebami i potrafić je artykułować. Wystawić się ze swoją czułością i delikatnością na ocenę innych i co gorsza niekiedy na odrzucenie. A nikt nie lubi być odrzucany.
Ponadto, czułość wymaga czasu i uwagi. A my cierpimy na chroniczny brak czasu, a uwagę mamy rozporoszoną często na tyle, że nie zauważmy, że cierpimy. A czasami by uniknąć cierpienia i rozczarowania wolimy w ogóle nie zaczynać tematu i nie szukać bliskości i czułości. To smutne i wręcz nielogiczne.
A jednak. Unikamy dotyku i cierpimy w samotności, często nawet będąc w związku. I tak tworzy się błędne koło. Bo dotyk inspiruje do pozytywnego myślenia i zwiększa zaufanie. Stymuluje także wytwarzanie oksytocyny, znanej jako hormon „dobrego samopoczuciaktóra skłania dopozytywnego myślenia i optymistycznego spojrzenia na świat. Oksytocyna uwrażliwia nas na drugiego człowieka co przyczynia się do wzrostu zaufania między nami.
Jak widać rola dotyku jest nie do przecenienia - deficytbliskości i czułości wpływa na brak zaufania do ludzi i świata, a w rezultacie nasz wewnętrzny świat staje się nieprzyjazny i ponury.
A co z pocałunkiem? My Polacy całujemy się na powitanie. I to całujemy się trzy razy. Skąd w ogóle wzięło się całowanie na powitanie i jakie znaczenie dla naszych relacji ma ta forma kontaktu?
Rzeczywiście, tradycyjnie całujemy trzy razy na przywitanie. Gdzieś przeczytałam, że zwyczaj ten wywodzi się z czasów zaboru rosyjskiego, gdzie znana była zasada „Bóg kocha trójcę”. W innych krajach europejskich, jak Francja czy Włochy, całujemy się tylko dwa razy. Dlaczego tak jest? Tu więcej do powiedzenia miałby socjolog lub historyk pocałunków.
Pocałunki na przywitanie są z jednej strony zarezerwowane dla bliskich nam osób, a z drugiejmogą pełnić funkcję wyłącznie grzecznościową. Często całujemy
powietrze lub przytulamy się na tak zwanego „misia” i z prawdziwą bliskością ma to niewiele wspólnego.
A co zrobić, kiedy nie chcemy by nas tak witano? Jak się zachować?
Tu bardzo ważna jest nasza zgoda na dotyk, przytulenie czy pocałunek. Jeśli nie czujemy się komfortowo, należy o tym powiedzieć osobie, która chciałaby przekroczyć nasza strefę osobistą. Podobnie z całowaniem czy przytulaniem dzieci. Powinniśmy chronić dzieci przed niechcianą bliskością i czułością i pozwolić im stawiać swoje granice,nie zmuszać ich do pocałowania czy przytulenia cioci, babci czy wujka, bo tak wypada.
A jednocześnie nie możemy zapominać, że dotyk, bliskość i pocałunki mają kluczowe znaczenie dla naszego prawidłowego rozwoju i dobrostanu. Dlatego, gdy tylko jest to możliwe powinniśmy, przy obopólnej zgodzie, szukać bliskości z naszymi dziećmi i bliskimi nam osobami.
A co mogą zrobić tzw. osoby „niedotykalskie”? Jak zadbać o siebie?
Jeśli nie jesteś osobą lubiącą czułość, możesz zadbać o siebie korzystając z masaży lub automasaży, biorąc prysznic lub ciepłą kąpiel, które są namiastką dotyku. Dobrym pomysłem jest przytulanie i zabawy ze zwierzakami. Przytulanie drzew. Używanie kocy obciążeniowych.
W kontakcie z innymi, zamiast dotykać, możemy spoglądać sobie w oczy, być w pełni obecnymi, uważnymi, zainteresowanymi.
Takie rozwiązania nadal stymulują naszą przynależność do społeczeństwa, budują relacje, dbając jednocześnie o nasz dobrostan.
Magda Olech: psycholożka, wykładowczyni akademicka. Prowadzi podcast „Czułostki”. Więcej na stronie magdaolech.pl
Dziękuję za rozmowę.
Rozmawiała: Aneta Dolega/ fot. Ewa Bernaś
Naturalne efekty, etyka pracy, bezpieczeństwo i holistyczne podejście do pacjenta. Takie idee przyświecają dermatolożkom, specjalistkom z medycyny estetycznej ze szczecińskiej Twojej Przychodni. Ich celem jest zwiększenie komfortu życia swoich pacjentów, a także zadbanie o ich zdrowie, bowiem medycyna estetyczna to nie tylko ładny i młody wygląd, o czym rozmawiamy z lekarzami o specjalizacji dermatologiawenerologia: dr. n.med. Ewa Raduchą i dr.n.med. Ewą Duchnik i dr. Justyną Makarewicz.
Co jest fascynującego w medycynie estetycznej? Jaki rodzaj zabiegów panie preferują?
Dr n. med. Ewa Raducha: Lubię i cenię medycynę estetyczną, która jest zaplanowanym, regularnym działaniem służącym zarówno poprawie kondycji skóry pacjenta, zminimalizowaniu pierwszych oznak starzenia, ale też redukcji pozostałości potrądzikowych, blizn, rozstępów, czy zmian naczyniowych. Uważam, że doskonałym narzędziem do regeneracji skóry jest zarówno laser frakcyjny CO2, jak i laser Cutera Excel V+.
Dr n. med. Ewa Duchnik: Moim ulubionym zabiegiem jest toksyna botulinowa. Krótki zabieg, który daje efekt wypoczętej wygładzonej buzi, bez efektu maski. Mamy u siebie także głęboko nawilżający preparat, który umożliwia wykonanie mezoterapii raz na ok.
9 miesięcy, co jest prawdziwym hitem, gdyż klasyczną mezoterapię, którą także mamy, robi się częściej. Jako dermatolog działam również w obszarze dermatochirurgii. Mam dużo pacjentów z trądzikiem, łuszczycą, z chorobami alergicznymi typu atopowe zapalenie skóry czy pokrzywka. Leczę również choroby wenerologiczne. Uważnie obserwuję także zmiany na skórze, w tym przypadku niezastąpione jest badanie dermatoskopowe, przeprowadzane pod kątem wykrycia czerniaka czy innych zmian nowotworowych.
Czy te wymienione przez Was zabiegi, szczególnie z użyciem lasera, można wykonywać przez cały rok?
Dr n. med. Ewa Raducha: Tak, o ile pacjent przestrzega zaleceń lekarskich i nie planuje wyjazdu wakacyjnego z ekspozycją na słońce.
Oczywiście są również lasery, które są całkowicie bezpieczne o każdej porze roku. Jest nim dostępny w naszej klinice laser Genesis, który ma szerokie spektrum działania. Daje przyjemny efekt wygładzenia skóry, jej rozjaśnienia i napięcia. Delikatnie zmniejsza rumień. Ponadto, podczas ciepłych miesięcy możemy poddać się zabiegom, których celem jest usunięcie łagodnych zmian skórnych np. włókniaków miękkich, które znajdują się w miejscach ukrytych przed działaniem czynników zewnętrznych. To także dobry czas na mezoterapię głowy owłosionej. Po zimie, okresie infekcji, nasze włosy często są osłabione i wypadają. Dzięki takiemu zabiegowi można poprawić ich kondycję.
Stawiacie Panie w swojej pracy na naturalne efekty, ale też bardzo ważna jest dla Was etyka pracy. Dr Justyna Makarewicz: Oczywiście. Dla mnie ważne jest to, żeby pacjentka po zabiegu czuła się dobrze, aby poznawała samą siebie w lustrze i żeby to uczucie jej towarzyszyło przez następne 5, 10, 15 lat i więcej. Działamy w taki sposób, żeby metoda zabiegu była odpowiednia do wieku pacjentki. Ten sam zabieg z zakresu medycyny estetycznej nie tylko przyniesie różne efekty u pacjentki 30-letniej i 60-letniej, ale również będzie różnił się wśród równolatków. Z tego właśnie względu ważne jest szerzenie świadomości odmiennych efektów zabiegowych wśród pacjentów. Dużej ostrożności i tzw. szycia na miarę wymagają od nas zabiegi z zastosowaniem wypełniaczy, ponieważ ich nieumiejętne zastosowanie (szczególnie u osób w młodym wieku) może doprowadzić do trwałej zmiany rysów twarzy. Ja w swojej pracy, najchętniej stawiam na metody, które mają na celu pobudzić komórki naszej skóry, w tym fibroblasty do produkcji kolagenu i elastyny, co w sposób znaczący opóźnia procesy starzenia.
Dr n. med. Ewa Duchnik: Przywracamy pacjentkom promienny wygląd, tak żeby skóra twarzy wyglądała na wypoczętą i zrelaksowaną, a nie przerysowaną. Pacjentki są wizytówką naszej pracy.
Pacjenci, jak wiemy, czasem mają swoje tzw. widzimisię. Co w takich sytuacjach należy robić, kiedy wizja pacjenta jest inna od Waszej?
Dr n. med. Ewa Raducha: Pierwsze
czego się nauczyłam przez te lata pracy to to, że warto najpierw zapytać pacjenta, co mu przeszkadza w wyglądzie, jakie są jego potrzeby oraz oczekiwania i dopiero wtedy planować harmonogram zabiegów.
Dr n. med. Ewa Duchnik: Ogromnie ważne jest także bezpieczeństwo pacjenta. Zabiegi z medycyny estetycznej mogą wykonywać wyłącznie wykwalifikowani lekarze. Najpierw trzeba zebrać wywiad, m.in. na temat przebytych chorób czy leków, które pacjent bierze. Należy na pacjenta patrzeć holistycznie. Bardzo duży nacisk kładziemy na to, by wszystko odbywało się w sterylnych warunkach. Istotna jest także kontrola po zabiegu. Mam taką zasadę, że zawsze mówię pacjentowi, jakiego preparatu używam, a używamy najwyższej jakości produktów — zarówno kwasu hialuronowego, jak i toksyny botulinowej.
Niestety nierzadko dla pacjenta ważniejsze jest to, co przeczyta w Internecie, zobaczy na Instagramie, czy usłyszy od influencera, niż to, co mówi lekarz…
Lek. med. Justyna Makarewicz: To faktycznie plaga. W mediach społecznościowych jest mnóstwo reklam osób (tutaj prym wiedzie branża kosmetyczna), którzy prezentują zabiegi z medycyny estetycznej, do których wykonywania nie mają uprawnień. Warto szerzyć świadomość wśród pacjentów, że medycyna estetyczna to nie tylko wyczucie estetyki po stronie osoby, która ten zabieg wykonuje, ale jak sama nazwa mówi, jest to MEDYCYNA. Są to zabiegi, które najczęściej naruszają ciągłość tkanek, ingerują w naszą anatomię.
I niosą ryzyko powikłań, do których może dojść, kiedy zabierają się za nie nieodpowiednie osoby…
Lek. med. Justyna Makarewicz: Jeśli zabieg zostanie przeprowadzony niewłaściwie, może doprowadzić do poważnych komplikacji, w tym do martwicy skóry, czy utraty wzroku. Tutaj nadmienić należy, że powikłania zdarzają się każdemu, ale jednak to lekarz posiada narzędzia, by z takowymi walczyć. I my, jako lekarze niestety widzimy pacjentki, które przychodzą do nas po nieudanym zabiegu u osób nieuprawnionych, by leczyć się z powikłań. Również zastanawia mnie czy wszystkie gabinety kosmetologiczne są wyposażone, chociażby w zestaw przeciwwstrząsowy, czyli m.in. w adrenalinę oraz czy każda osoba wykonująca zabiegi z za -
kresu medycyny estetycznej niebędąca lekarzem, jest w stanie przeprowadzić pierwszą pomoc? O tym się nie mówi otwarcie na forach, a powikłania mogą być różne, w tym naprawdę dramatyczne. Kolejne pytanie dotyczy toksyny botulinowej, która jest lekiem dostępnym wyłącznie na receptę. Skąd i jakiego pochodzenia są preparaty stosowane w gabinetach kosmetycznych, czy posiadają certyfikat? Pacjenci ufają osobie przeprowadzającej zabieg i liczą, że stosuje ona preparat, który jest dla nich w pełni bezpieczny, a niestety nie zawsze tak jest.
Czyli zabiegi z medycyny estetycznej wykonujemy bezdyskusyjnie wyłącznie u lekarzy. Jaka jest zatem jej przyszłość, w jakim kierunku idzie?
Dr n. med. Ewa Raducha: Medycyna estetyczna coraz częściej skupia się na usuwaniu tego, co wcześniej skórze się podawało, ale także na utrzymaniu jej zdrowego wyglądu, na jej regeneracji i nawilżeniu. Myślę, że to bardzo dobry kierunek. Jednakże z drugiej strony dochodzą do mnie głosy, że już kilkunastoletnie dziewczynki zaczynają stosować retinol. Takim przykładem bardzo mocnego nadużycia jest zjawisko o nazwie Sephora Kids. To trend wśród dziewczynek w wieku nastoletnim, który przejawia się obsesyjnym wręcz zainteresowaniem kosmetykami – zarówno pielęgnacyjnymi, jak i do makijażu. Takie bardzo młode osoby na TikToku i Instagramie, prezentują produkty przeciwzmarszczkowe czy te dedykowane osobom dorosłym. To niepokojące zjawisko, na które trzeba koniecznie zwrócić uwagę. Dlatego w naszym zawodzie stawiamy na rozmowę z pacjentem, na etykę.
Czy zjawisko źle pojmowanej medycyny estetycznej nadal pokutuje?
Lek. med. Justyna Makarewicz: Raczej odchodzi. Jesteśmy coraz lepiej wyedukowani w tym kierunku, zarówno lekarze jak i pacjenci. Musimy pamiętać, że medycyna estetyczna przede wszystkim ma na celu spowolnienie procesów starzenia, poprawę jakości naszej skóry i ogólnego wyglądu. Służy także likwidacji pewnych defektów wynikających np. z wrodzonych zaburzeń anatomicznych. Są również pacjenci po wypadkach, z bliznami, w tym potrądzikowymi — u nich medycyna estetyczna jest jak najbardziej przydatna i potrzebna. Takimi zabiegami naprawdę możemy zwiększyć komfort życia pacjentów.
Dziękuję za rozmowę.
Pod koniec 2023 roku rozpoczęła działalność nowa filia Twojej Przychodni, która rozbudowała się o dział medycyny estetycznej. W wysmakowanych i elegancko zaaranżowanych wnętrzach Przychodni, znajdujących się na pierwszym piętrze położonej w centrum miasta Hanzy Tower, można skorzystać z pomocy m.in. wysoko wyspecjalizowanych lekarzy dermatologów, zasięgnąć porady i napić się dobrej kawy, oczekując na wizytę.
Współpracujący z Przychodnią dermatolodzy nie tylko specjalizują się w medycynie estetycznej (laser naczyniowy Cutera V, laser chirurgiczny C02, toksyna botulinowa, mezoterapia, biostymulatory), ale także przeprowadzają konsultacje u dzieci i dorosłych, oraz wykonują drobne zabiegi chirurgiczne, takie jak wycięcie znamion, czy innych zmian, co do których niezbędna jest diagnostyka histopatologiczna. Do każdego pacjenta podchodzą indywidualnie i holistycznie.
Twoja Przychodnia
Wyzwolenia 46/16U, Szczecin (Hanza Tower) (+48) 91 828 84 88 twojaprzychodnia.com
To jedno z najważniejszych pytań naszych czasów – jak uwolnić się od przewlekłego stresu i osiągnąć METASPOKÓJ – błogi stan równowagi, spójności, dogłębnej znajomości siebie i co za tym idzie życia w zgodzie ze sobą. Innymi słowy: to stan, w którym potrafisz w trudnych sytuacjach wejść w rolę obserwatora i przyglądać się sobie i swojemu życiu z poziomu META.
Jak to osiągnąć Prestiż rozmawia z Justyną Żejmo – psycholożką, pasjonatką neuronauki, od lat skupiająca się na poszukiwaniu sprawdzonych metod redukowania codziennego stresu i autorką poradnika „Spokojny mózg”.
Jak zaprzyjaźnić się ze swoim mózgiem?
Na pewno zrozumieć jego mechanizmy działania, bo wtedy łatwiej nam się z nim porozumiewać i słyszeć też sygnały od niego. Kiedy wiemy, że jego funkcją jest ochrona Twojego życia i zdrowia, rozumiemy, że każda nieświadoma reakcja będzie właśnie temu służyła. Zaprzyjaźnienie będzie więc polegało na budowaniu świadomości siebie. Na tym, żeby świadomie odróżniać co jest faktycznie zagrożeniem życia i zdrowia, a co nim nie jest i niepotrzebnie „się nakręcamy”. Na świadomości tego, że w obecnych czasach, najczęściej za każdą przeżywaną emocją nie kryje się już zagrożenie życia tylko zagrożenie spełnienia jakiejś ważnej dla nas potrzeby lub wartości. Kiedy umiemy nazwać to, czego nam brakuje, jesteśmy w stanie znaleźć rozwiązanie i nie czekamy, aż świat nam to rozwikła. Kiedy to rozumiemy, wiemy, nazywamy – wtedy w mózgu otwiera się furtka zapraszająca do siły mentalnej i odporności psychicznej zwana sprawczością.
Czy można to zrobić samemu, czy trzeba koniecznie oddać się w ręce fachowca?
Jeśli sytuacja jest już taka, że przez brak umiejętności radzenia sobie ze stresem, trudnymi sytuacjami i emocjami, zaczynam być w stanie takiego napięcia, które uniemożliwia mi normalne funkcjonowanie, albo reaguję nadmierną złością, agresją czy stanami depresyjnymi (nic mi się nie chce, nie chce mi się wstawać z łóżka, przez większość czasu mam myśli negatywne o sobie, o świecie), to konsultacja jest konieczna. Jak mnie boli, to idę po pomoc do lekarza. Jeśli zaczynam być świadoma nawyków, które osłabiają moją kondycję psychiczną i czuję, że potrzebuję coś zmienić –wtedy poprzez warsztaty, rozwojowe podcasty, artykuły, książki i praktykowanie tej wiedzy i narzędzi mogę rozwijać się i „dogadywać z mózgiem” samodzielnie.
a później jego sprawność maleje nieubłaganie. To mit. Oczywiście, mózg traci na swojej elastyczności, szybkości przetwarzania danych w pamięci wraz z wiekiem, jednak badania dziś wyraźnie pokazują, że nawet w wieku 100 lat nasz mózg stymulowany zmianami, nowymi rzeczami, które robimy, których się uczymy rozwija się, wytwarza nowe neurony i połączenia między nimi. Możemy go więc usprawniać cały czas, możemy też w każdym momencie i do końca życia wzmacniać naszą odporność psychiczną, do czego zachęcam. Kiedy zaczynamy pracować ze świadomością swoich wartości, potrzeb, nazywania emocji, wpływania na poziom hormonu stresu poprzez różne neuropraktyki i wprowadzanie nawyków prozdrowotnych, efekty są zauważalne w samopoczuciu i reagowaniu na stresory już po kilku tygodniach.
Czy każdy może zaprzyjaźnić się ze swoim mózgiem?
To tak, jakbyśmy spytali, czy każdy może się przyjaźnić z drugą osobą, z psem czy jakimś innym pupilem. Dlaczego mielibyśmy komukolwiek odbierać do tego prawo?
Każdej osobie bez wyjątku bym to zalecała – zaprzyjaźnić się ze sobą, swoimi emocjami, myślami. Jedyny warunek to chęć. Jak ma się chęć, to znajduje się też do tego odpowiednią wiedzę i narzędzia. To kolejny etap, po podjęciu decyzji, że „wchodzę w tą przyjaźń”.
Często się mówi, że ktoś „ma silną psyche”. To znaczy, że jest bardziej odporny na stres, czy też potrafi szybko i skutecznie zapanować nad nim, uodpornić się psychicznie?
Kiedy najlepiej zaprzyjaźnić się z mózgiem, zacząć budować odporność psychiczną? Czy kiedy dopada nas stres jest już za późno? Jak długo trzeba trenować i jak intensywnie, aby poprawić swoją odporność psychiczną?
Każda pora i każdy moment życia są odpowiedni, żeby pracować ze sobą, bo to zawsze będzie gwarancją dobrostanu, lepszej jakości życia, lepszej jakości relacji, a na to nigdy nie jest za późno. Każdy mózg – niezależnie od wieku jest plastyczny. Do pewnego momentu wierzono w to, że w mózgu powstają neurony do 25 roku życia,
Mam poczucie, że dziś „ma silną psychę” nazywa się kogoś, po kim nie widać emocji, kto o nich nie mówi. Nienazywanie emocji, niedopuszczanie ich do siebie nie jest siłą psychiczną, wręcz przeciwnie, jest zachowaniem na dłuższą metę ogromnie osłabiającym, najczęściej prowadzącym do chorób psychosomatycznych w kolejnych latach. Kumulowanie w sobie emocji powoduje, że mózg wysyła do ciała informację, że jest permanentne zagrożenie, więc produkuje się kortyzol, spina się ciało, a Ty odczuwasz napięcie. Taki stan może trwać tygodniami, miesiącami w konsekwencji być źródłem wielu chorób somatycznych. Radzenie sobie z emocjami to umiejętność ich zidentyfikowania, przeżywania, nazwania i znalezienia źródła ich powstania. Kiedy już wiesz jaką informację niesie dla Ciebie dana emocja, możesz samo -
dzielnie zadbać o to, czego ci zabrakło, usprawniając swoje zachowanie, komunikację, umiejętność stawiania granic. To – z perspektywy psychologii – nazywa się dziś siłą psychiczną.
Jakie, Pani zdaniem, są najskuteczniejsze metody na poprawę odporności psychicznej?
Najskuteczniejsze jest wprowadzanie wspierających nawyków codziennych. Ja je lubię nazywać rytuałami dnia. Mogę podać te, które najlepiej zadziałały na mnie. Każdy jednak warto, aby znalazł przynajmniej na początek coś dla siebie, na co jest gotowy, żeby zacząć od dziś. W książce „Spokojny mózg” takich wskazówek na długoterminowe wzmacnianie odporności psychicznej, ale także na szybie radzenie sobie z nagłym napięciem emocjonalnym, jest mnóstwo. Myślę, że każdy znajdzie dla siebie odpowiednie narzędzie czy właściwy rytuał. Mnie zbudował ruch fizyczny, medytacja i wybieranie działań, na jakie mam wpływ. Ruch fizyczny (szybki spacer,
taniec, wszelkie dyscypliny sportowe) usprawnia mózg w funkcjach poznawczych takich jak: koncentracja, skupienie, sprawność myślenia, a dodatkowo zmniejsza poziom napięcia, a w dłuższej perspektywie zmniejsza poziom kortyzolu (hormonu stresu) w organizmie. Badania pokazują, że najwłaściwsze i wystarczające do budowania kondycji psycho-fizycznej jest 150 minut tygodniowo. Jest to np. min, 3 minuty przez 5 dni w tygodniu. Medytacja – to neurotrening uważności, który dziś wiemy z badań, że m.in. zwiększa gęstość istoty szarej w ośrodkach pamięci, strukturach związanych z koncentracją, zmniejsza reaktywność mózgu na bodźce stresogenne (mamy większy dystans), zwiększa empatię i wycisza nasz mózg z „biegu myśli”. Na start warto rozpocząć z krótkimi i prowadzonymi medytacjami od 5 do 10 minut.
Wybór, to przywoływanie i pokazywanie mózgowi sprawczości. Zmiana patrzenia i narracji dotyczącej danej sprawy czy danego wydarzenia. Uświadamianie
sobie, na ile mam wpływ na zmianę danej sytuacji od 0 do 10. Jeśli na 2 lub 3 to znaczy, że coś jeszcze mogę zrobić, żeby być w tej sytuacji spokojniejsza – i robię to. Kiedy szacuję, że mam wpływ na 0, odrzucam to, jako myśl irracjonalną i wybieram czekanie, bez przejmowania się na dalszy obrót spraw. Jeśli coś się zmieni znów skaluję swoje możliwości i sprawdzam czy mogę coś zrobić. Jeśli nic – zostawiam. Bardzo efektywna praktyka. Polecam.
Czy są takie metody, uniwersalne, które działają na każdego, czy to też zależy od człowieka?
To kwestia indywidualnych preferencji, dotychczasowych doświadczeń, a także tego, na co mamy siłę.
Czym różni się Pani książka od innych, poświęconych tematowi budowania odporności psychicznej?
Po pierwsze jest formą workbooka, czyli książki do czytania i nauki o funkcjonowaniu mózgu, a także do pracy indywidualnej, jak zeszyt do zapisków i robienia ćwiczeń. Jest tam na to miejsce. Można tą książkę wziąć pod pachę wraz z długopisem lub flamastrem i powędrować z nią do kawiarni, na kawę ze sobą, czy na trawę, na ławkę w parku i można z nią spotkać się jak z przyjaciółką – terapeutką, która prowadzi przez różne narzędzia i sposoby. Po drugie – to pełen worek narzędzi i metod do wzmocnienia odporności psychicznej i osiągnięcia spokoju wewnętrznego. I wreszcie po trzecie– to piękne spotkanie 1:1 – czytelnika ze sobą, jedna z tych bogatszych i głębokich podróży własnych, która zatrzymuje, poszerza perspektywy i inspiruje do tworzenia sobie dobrej jakości życia. Zapraszam każdego do tej podróży.
Rozmawiał: Dariusz Staniewski /foto: archiwum Justyny ŻejmoZgodnie twierdzą, że makijaż to sztuka, a zawód makijażystki wymaga kreatywności, empatii i pokory. Uwielbiają bawić się kolorami, fakturami, równocześnie potrafią podkreślić naturalne piękno każdej ze swoich modelek. Praca z nimi to czysta przyjemność i pełen profesjonalizm, o czym i my się przekonaliśmy. Przed Wami znakomite mistrzynie makijażu: Agnieszka Ogrodniczak, Ewelina Owsińska i Agnieszka Noska.
/agaogrodniczak
Od jak dawna zajmujesz się makijażem?
To pasja, która towarzyszyła mi od dziecka. Przerodziła się w zawód wizażystki, którym zajmuję się profesjonalnie od ponad 10 lat.
Skąd pomysł i jak to się stało, że zaczęłaś pracować jako makijażystka?
Moja kreatywność, a przede wszystkim mój talent plastyczny zdecydowanie przyspieszył cały proces zostania makijażystką. Od zawsze uwielbiałam świat kolorów, miałam duże poczucie estetyki oraz udzielałam się artystycznie, gdzie się da. Co wakacje wyjeżdżałam na festiwale muzyczno-taneczne, gdzie mogłam podpatrzeć makijaże sceniczne i kreacje z każdego zakątka świata. Bardzo mnie to fascynowało i często zmieniałam wizerunek sobie jak i koleżankom. Tym sposobem zaraz po studiach otworzyłam firmę wizażową, która od razu przyjęła się na rynku szczecińskim. Dzięki temu szybko nabyłam doświadczenie i kontakty, które skutkowały kolejnymi zleceniami, czy nowymi klientkami.
Co Ciebie inspiruje w pracy?
Ja wręcz wszędzie znajduję inspirację! W naturze, sztuce, muzyce, filmach… a przede wszystkich w ludziach i rozmowach. Zachwycam się tym wszystkim, następnie modyfikuję pod siebie i wdrażam w pracy. Dotyczy to zarówno tworzenia makijażu jak i sposobu kontaktu
z klientkami, czy z ekipą, z którą współpracuję. Wiadomo, że śledzę aktualne trendy, ale one tak prędko się zmieniają, że wolę bazować na swojej głównej zasadzie, czyli indywidualnym dopasowaniu makijażu według potrzeb i upodobań klientki. Zresztą naturalność i subtelność w makijażu zawsze się obronią!
Jakie masz podejście do klientek?
Moim głównym celem jest wydobycie naturalnego piękna danej osoby. Podkreślam rysy twarzy, nie robiąc kopii. Polki są tak piękne, z wyjątkową urodą, także absolutnie nie powinnyśmy dążyć do tego, żeby się upodabniać do kogokolwiek. Lubię ludzi i potrafię ich słuchać, dzięki temu jestem w stanie zrobić makijaż, w którym klientka będzie się dobrze czuła i który odzwierciedli jej charakter. Ponadto zawsze staram się dopasować makijaż do okoliczności i całej stylizacji.
Cechy dobrej makijażystki?
Wydaje mi się, że dobra makijażystka, to taka, która kocha to co robi! Jest cierpliwa, pracowita, życzliwa i pełna empatii. Ja najbardziej lubię ten stan, kiedy czuję pełen relaks przy malowaniu. Tworzenie makijażu dla mnie jest jak ulubiona piosenka, którą znam na pamięć, przy której z każdą osoba tańczę inaczej. Nie mam jednego wzoru dla wszystkich, ale forma jest podobna. Im częściej do niej tańczę, tym pewniej stawiam każdy krok.
Nigdy się nie zastanawiam co dalej, po prostu płynę z muzyką, aż zobaczę uśmiech na twarzy klientki w lustrze po zakończonym makijażu.
Makijaż to sztuka?
Makijaż to zdecydowanie sztuka! W pracy w głównej mierze jest to sztuka bardziej użytkowa. Aczkolwiek uwielbiam zlecenia, kiedy mogę tworzyć makijaż tylko w celu dekoracyjnym. Wyżyć się artystycznie, zaszaleć z barwami i fakturami. Wtedy czuję się prawdziwą artystką.
Określiłabyś styl w jakim pracujesz?
Mój styl w makijażu to klasyka i naturalność.
Makijaże indywidualne, okolicznościowe czy może na potrzeby profesjonalnych sesji zdjęciowych – co sprawia Ci najwięcej przyjemności i satysfakcji?
Aktualnie dużą satysfakcję przynoszą mi sesje zdjęciowe dla kobiet, które organizuje Ewa Bernaś w studio Minosfera. Wiemy, że takie sesje są bardzo potrzebne. Pomagamy w zaakceptowaniu własnego ciała i uwierzeniu, że każda z nas jest wystarczająca. Tworzymy bezpieczną i przyjazną atmosferę, gdzie słowo „wstyd” nie istnieje. Dla jednych są to chwile radości i zabawy, dla innych skuteczny sposób by uwolnić nagromadzone, głęboko skrywane emocje i napięcia. Po sesji dziewczyny zyskują na poczuciu własnej wartości. Przypominają sobie jakie są atrakcyjne, a zapominają o kompleksach.
Twoja pierwsza praca? I Twoja do tej pory ulubiona?
Nie mam ulubionego zlecenia czy klientki. Wszystkich cenię i traktuję tak samo i cieszę się, że mi ufają. Przez te wszystkie lata poznałam masę wspaniałych ludzi. Każde zlecenie mnie motywuje i przynosi coś dobrego.
Ulubione produkty do makijażu i te z którymi sama się nie rozstajesz?
Pełny makijaż robię tylko gdy mam na to ochotę i czas, a na co dzień wystarcza mi: krem z filtrem SPF 50, który używam cały rok; nawilżająca pomadka; koreański krem BB dla wyrównania kolorytu; mój ulubiony róż Dior Rosy Glow, by uzyskać świeży rumieniec i rozświetlacze z Hourglass’a, które nadają się zarówno na policzki jak i powieki. Bardzo dobrze czuję się w takiej minimalistycznej wersji, bez wytuszowanych rzęs. Dużą rolę w takim makijażu gra wypielęgnowana i zdrowa cera. Do wieczorowych stylizacji, czy na sesję zdjęciowe podkreślam oczy czarnym eyelinerem i zazwyczaj dodaję na usta czerwony tint. Czerwień ma dla mnie wielką moc: dodaje pewności siebie, jest symbolem siły, kobiecości i niezależności.
Od jak dawna zajmujesz się makijażem?
Zawodowo makijażem zajmuję się od 3 lat. To bardzo intensywne 3 lata.
Skąd pomysł i jak to się stało, że zaczęłaś pracować jako makijażystka?
Zawsze chciałam mieć coś swojego i do tego dążyłam, ale pasja do makijażu nie była wyborem oczywistym. Uświadomienie predyspozycji jakie rozwijałam w sobie będąc dzieckiem było dla mnie kluczowe i najważniejsze. Odkąd pamiętam uwielbiałam malować, dużo rysowałam. Zawsze miałam w sobie pasję do malowania. Ale wizażem zajęłam się już jako dorosła kobieta. Upłynęło wiele czasu zanim miałam możliwość spełniania się w zawodzie, który obecnie sprawia mi ogromną satysfakcję. Pojawił się pomysł i zaczęłam działać.
Pierwsze profesjonalne szkolenia z zakresu wizażu odbyłam w studio Agnieszki Noski. Agnieszka, kobieta, od której wszystko się zaczęło. Między innymi to ona mi zaufała i uwierzyła we mnie. Wspiera mnie do dzisiejszego dnia. Jestem za to bardzo wdzięczna. Wkraczając w świat makijażu nie przyszło mi nawet do głowy, że w tym momencie będą tu, gdzie jestem. To były marzenia.
Jestem szczęściarą, której życie się tak poukładało, że kocha to co robi, spełnia się i ciągle rozwija- cudowne uczucie. Mając przy tym wsparcie najbliższych mi osób, męża i córek, którzy motywują mnie do dalszego działania, są moją siłą napędową.
Co Ciebie inspiruje w pracy?
Najważniejsze to być otwartym na wszystko i wszystkich wokół. Trzeba mieć otwarty i chłonny umysł. W zależności od pory roku, stawiam na inne kolory, pod wpływem natury wpadam na różne pomysły. W dużej mierze inspirują mnie również media społecznościowe, chętnie oglądam prace polskich i zagranicznych makijażystów. Moja pasja mnie inspiruje, bo daje mi siłę do działania.
Jakie masz podejście do klientek?
Przede wszystkim stawiam na profesjonalizm i uśmiech. Indywidulanie podchodzę do każdego z osobna. Bardzo zależy mi, aby klientki czuły się ważne, zaopiekowane. W końcu chodzi o upiększenie drugiej kobiety. Wydobycie piękna, a niekiedy o dodanie pewności siebie. Samoakceptację. Zależy mi, żeby makijaż był zgodny z osobowością, charakterem, rodzajem okazji i był idealnym dopełnieniem całej stylizacji. To praca z ludźmi, więc traktuję każdego tak jak sama chciałabym być traktowana.
Cechy dobrej makijażystki?
Profesjonalna i rozumiejąca potrzeb klientki. Kreatywna i otwarta. Permanentnie doszkalająca swoją wiedzę i umiejętności. Uważam, że zdobywanie wiedzy od praktyków powinno być w tym zawodzie priorytetem. Wzbudzająca zaufanie, stwarzająca ciepłą i przyjazną atmosferę. Traktująca każdą klientkę na równo z innymi, w sposób wyjątkowy.
Makijaż to sztuka?
Makijaż użytkowy skupia się na stonowanych barwach, pasujących do naturalnego typu urody malowanej osoby. Głównym celem takiego makijażu jest przede wszystkim upiększenie.
Podkreślenie atutów i maskowanie wszelkich niedoskonałości. Natomiast pewnego rodzaju formą sztuki są makijaże artystyczne, tutaj nie obowiązują zasady, przekraczane są formy i reguły obowiązujące w makijażu użytkowym.
Twarz uchodzi za płótno, a artysta może przekazać swoją wizję odbiorcom. Ulotną (do demakijażu), ale jednak perspektywę. Dotyczy to również makijaży np. z pokazów mody. Chociażby ostatnie makijaże Pat McGrath z nowojorskiego pokazu Maison Margiela na wiosnę 2024.
Ekscytuję się swoją pracą, bo daje mi tę twórczą wolność, przez którą mogę eksperymentować i w pewien sposób wyrażać siebie.
Określiłabyś styl w jakim pracujesz?
Uwielbiam próbować różnych stylów i technik. Mam swoje upodobania, ale chętnie obserwuję zmieniające się trendy w wizażu. Niejednokrotnie są dla mnie inspiracją. Ale przede wszystkim myślę, że nasz zmysł estetyczny jest naszą wizytówką. Każdy ma inne poczucie smaku, estetyki i od tego zależy jakich klientów do siebie przyciągamy.
Makijaże indywidualne, okolicznościowe czy może na potrzeby profesjonalnych sesji zdjęciowych – co sprawia Ci najwięcej przyjemności i satysfakcji?
Praca jest moją pasją. Każdy makijaż czy każdy projekt, w którym biorę udział, prowadzi do doskonalenia moich umiejętności, rozwoju osobistego. Mam możliwość poznawania nowych ludzi, budowania wartościowych relacji. To daje satysfakcję.
Ogromną radość sprawia mi prowadzenie wraz z Agnieszką Marciniak- Cieszkowską, która
z wykształcenia jest kosmetologiem, warsztatów makijażu na użytek własny Makeup for me. Coraz więcej klientek świadomie buduje swoją makijażową wiedzę. Nasze warsztaty pozwalają ustalić potrzeby, usystematyzować wiedzę i wyuczyć wymarzonego makijażu. Uczymy uczestniczki rozpoznawania potrzeb skóry, odpowiedniej pielęgnacji, doboru kosmetyków, automasażu twarzy oraz samego makijażu. Warsztaty poprzedzone są analizą kolorystyczną, która ma za zadanie określić typ urody i odkryć paletę barw, która w sposób idealny podkreśli atuty urody. Po takim szkoleniu każda pani jest swoją własną wizażystką. To wspaniałe spotkania w kameralnym, kobiecym gronie, gdzie w pozytywnej atmosferze zgłębiane są tajniki makijażu oraz kobiecych spraw bieżących.
Twoja pierwsza praca? I Twoja do tej pory ulubiona?
Praca przy sesji zdjęciowej do Prestiżu, gdzie bohaterkami z okładki były niezwykłe osobowości – „Kobiety – rakiety”. To była moja pierwsza praca przy takim projekcie. Zapadła mi głęboko w pamięć. Niezwykle inspirujące spotkanie. Każda z tych kobiet odnosi sukcesy w życiu zawodowym. Ale i każda zgodnie potwierdza, że utrzymanie efektów wymaga ciężkiej pracy i samodyscypliny. Przygotowanie do sesji okładkowej i możliwość rozmowy, wymiany doświadczeń była bardzo motywująca.
Nie mam ulubionej pracy, natomiast z wielką przyjemnością na początku lipca wrócę do Świnoujścia, gdzie już po raz siódmy odbędzie się festiwal Wakacyjne Miasto Kobiet. Wraz z beauty teamem w „Strefie Metamorfoz” będziemy upiększać panie, a ich metamorfozy zostaną uwiecznione na pamiątkowych zdjęciach. Wakacyjne Miasto Kobiet to cudowny czas, pełen dobrej energii i uśmiechu. Żartujemy, że dla nas to taka kolonia. Wspólne posiłki, praca i odpoczynek. Atmosfera jest ważna, a my bardzo się zżyliśmy ze sobą, więc z przyjemnością kolejny raz wezmę udział w tym projekcie.
Ulubione produkty do makijażu i te z którymi sama się nie rozstajesz?
Jeśli mowa o kosmetykach kolorowych, bez których ciężko byłoby mi się obejść to: rozświetlający korektor pod oczy, koreański podkład, róż w kremie, bronzer, rozświetlacz, tusz do rzęs, kredka do brwi oraz balsam do ust. To moje must have.
Od jak dawna zajmujesz się makijażem? Makijażem zajmuje się już, od ponad 32 lat, od ponad 10, jestem szkoleniowcem.
Skąd pomysł i jak to się stało, że zaczęłaś pracować jako makijażystka?
W liceum myślałam, o tym, żeby być lekarzem, ale nie byłam „kujonką” i moja mama, powiedziała, że studia medyczne są bardzo ciężkie i dużo trzeba się uczyć, ale jeżeli chce też pracować w białym fartuchu, to mogę zostać kosmetologiem. I tak poszłam do szkoły kosmetycznej. Jednym z przedmiotów, był makijaż i moje zainteresowanie tym tematem, było ogromne. Po szkole, zaczęłam pracę jako makijażystka, w nieistniejącym już, bardzo prestiżowym salonie fryzjersko - kosmetycznym Image Center, u Pani Ireny Nowak.
Co Ciebie inspiruje w pracy?
Inspirują mnie kobiety i to jak poprzez makijaż, można wydobyć z nich piękno, nie tylko to zewnętrzne, ale przede wszystkim, to wewnętrzne. Bo każda z nich, kiedy zaczyna czuć się kobieco i pięknie, emanuje radością, pewnością siebie i taką mega pozytywną energią.
Jakie masz podejście do klientek?
Klientki, to głównie moje kursantki. Traktuje je z ogromnym szacunkiem, staram się, je o wszystkim szczegółowo informować i zawsze obdarzam pozytywną energią. Najbardziej jednak zależy mi na jak największym przekazaniu wiedzy i zmotywowaniu do działania i rozwoju.
Cechy dobrej makijażystki?
Zawsze uważałam i powtarzałam, również moim uczennicom, że najważniejszą cechą makijażystki, jest pokora. W tym zawodzie, aby coś osiągnąć, nie można być aroganckim i nieliczącym się z niczym i nikim. Często w późniejszym etapie pracy, mamy do czynienia, z fotografami, stylistami, fryzjerami, współpracujemy z innymi makijażystkami i po prostu fajnie jest być przyzwoitym człowiekiem. Jeżeli jesteśmy zbyt zarozumiali, to nikt z nami nie będzie pracował. Ważną cechą jest też pracowitość i chęć zdobywania świata, bo przecież w tym zawodzie możliwości rozwoju, są nieograniczone.
Makijaż to sztuka?
Wykonanie makijażu, to nie tylko technika, to artystyczny spektakl, który wydobywa najbardziej ukryte piękno, jakie ma każda kobieta. Najwięksi makijażyści to artyści, którzy tworzą niesamowite arcydzieła.
Określiłabyś styl w jakim pracujesz?
Jestem przede wszystkim szkoleniowcem, zatem jeżeli chodzi o styl makijażu, to jestem wszechstronna. Natomiast mam swoje ulubione techniki, ale przede wszystkim, ja nie przemalowuję kobiet tylko podkreślam ich urodę. A co lubię najbardziej, klasykę, piękne rozświetlenie i gwiazdorski efekt z czerwonego dywanu.
Makijaże indywidualne, okolicznościowe czy może na potrzeby profesjonalnych sesji zdjęciowych – co sprawia Ci najwięcej przyjemności i satysfakcji?
Uwielbiam pracę przy sesjach zdjęciowych i możliwość współtworzenia wizerunku. Kocham też pracę z artystami, ale największą satysfakcję sprawia mi, przekazywanie wiedzy i prowadzenie mojej szkoły makijażu.
Twoja pierwsza praca? I Twoja do tej pory ulubiona?
Pierwsza moja praca, jak już wcześniej wspomniałam, była w Image center, a było to ponad 30 lat temu. Jak na tamte czasy, to był jeden z najbardziej ekskluzywnych salonów fryzjersko -kosmetycznych w Szczecinie. Wtedy zawód makijażystki, nie był tak popularny, jak obecnie. W mieście, było wtedy, z cztery, może 5 makijażystek, słaby wybór i ograniczona ilość kosmetyków, brak Internetu i dużo mniejsze możliwości dotarcia do klienta. Było ciężko, trzeba było, wykonywać jeszcze inne dodatkowe prace, aby się utrzymać. Ale warto było. A moje ulubione miejsce pracy, to obecne studio.
Ulubione produkty do makijażu i te z którymi sama się nie rozstajesz?
Jestem totalną wariatką, jeżeli chodzi o kosmetyki. Mam ich bardzo dużo i wciąż mi mało i wciąż dokupuje coś nowego. To nazywa się uzależnienie, nawet będąc na wakacjach, moje zakupy kończą się zazwyczaj w sklepach z kosmetykami kolorowymi. Uwielbiam ekskluzywne firmy, za ich jakość, piękny design oraz trwałość. Moją top marką jest Gucci, Makeup by Mario, Prada, Jeffrey Star, Valentino czy Rare Beauty.
Od jak dawna zajmujesz się makijażem?
Moja przygoda z makijażem trwa już 20 lat.
Skąd pomysł i jak to się stało, że zaczęłaś pracować jako makijażystka?
Do szkoły makijażu Wizażu i Stylizacji zapisałam się tylko z chęci poznania trików i wykorzystania dla siebie tych umiejętności, ale życie napisało mi inny scenariusz.
Co Ciebie inspiruje w pracy?
Największą inspiracją są moje klientki, ich różne spojrzenie na piękno, ciągły rozwój i zmiana co sezon nowego trendu.
Jakie masz podejście do klientek?
Do każdej klientki podchodzę bardzo indywidualnie, tego wymaga mój zawód. Nie stosuję szablonów w pracy z klientkami, skupiam się na podkreśleniu naturalnego piękna każdej z nas.
Cechy dobrej makijażystki?
Zawsze powtarzam, że w tym zawodzie bardzo ważna jest pokora chęć poznawania nowego, perfekcjonizm, miłość do kobiet oraz wrażliwość na piękno.
Makijaż to sztuka?
Zdecydowanie jest to sztuka, to malowanie żywych obrazów. Uważam, że jest to znacznie trudniejsze, ponieważ nasz obraz pracuje, aż do momentu kontaktu, z płynem który usunie cały makijaż.
Określiłabyś styl w jakim pracujesz?
Mój styl to prostota i zasada mniej znaczy więcej, ale jeśli klientka ma życzenie to oczywiście dostosuję się do potrzeb. Tego wymaga ten zawód.
Makijaże indywidualne, okolicznościowe czy może na potrzeby profesjonalnych sesji zdjęciowych – co sprawia Ci najwięcej przyjemności i satysfakcji?
Każdy rodzaj makijażu im bardziej kreatywnie tym większa adrenalina i ogrom satysfakcji z każdej zadowolonej klientki i poczucie, że dałam z siebie 100%.
Twoja pierwsza praca? I Twoja do tej pory ulubiona? Ciekawostką jest to, że pracę w branży beauty zaczynałam jako stylistka fryzur, ale to nie dawało mi tyle szczęścia co zawód makijażystki. Nie wyobrażam siebie w innym zawodzie.
Ulubione produkty do makijażu i te z którymi sama się nie rozstajesz?
Tu mogłabym mówić bez końca dla mnie najważniejsza jest pielęgnacja i przygotowanie skóry do makijażu. Nie wyobrażam sobie życia bez wegańskiego podkładu, korektora, bronzera, różu oraz błyszczyka to wszystko, czego używam na co dzień.
Wysłuchała: Aneta DolegaW wiosennej kolekcji sukien koktajlowych by Bosska króluje błękit i pudrowy róż. Wszystkie kreacje są bardzo kobiece, na każdą figurę i typ urody. Każda z nich ma również inną długość, co stanowi o ich uniwersalności.
– Nie wszystkie kobiety są bardzo wysokie i szczupłe, różnimy się wyglądem, więc te projekty również takie są – mówi projektantka Monika Boska-Nowakowska. – Zależało mi, aby ta kolekcja była bardzo kobieca, wręcz smakowita. Żeby Szczecin taki był, a panie chodziły w sukienkach. Zdaję sobie sprawę, że na co dzień, kierujemy się wygodą, ale sukienek nie trzeba zakładać do szpilek. Można je stylizować na wiele sposób.
I nosić na różne okazje. Nośmy zatem sukienki!
ad/ foto: Przemysław Budziak
Proces starzenia się skóry ujawnia się pod postacią pierwszych zmarszczek na twarzy. Dlatego o tym, czy skóra wygląda młodo, wcale nie decyduje wiek, lecz stan naszej skóry. Zabieg Ultraformer MPT redukuje zmarszczki i zwalcza wszystkie oznaki starzenia. Wykorzystując najnowszą technologię HIFU skutecznie przedłuża młody i piękny wygląd. Więcej o możliwościach tej najnowszej w rozmowie z doktorem Piotrem Zawodnym, który posiada ponad 13 lat doświadczenia w stosowaniu technologii HIFU.
szy czas zabiegu dzięki głowicom działającym 2,5 razy szybciej niż poprzednie wersje. To oznacza, że pacjenci mogą cieszyć się efektami w znacznie krótszym czasie, co zwiększa komfort i wygodę całego procesu. Dodatkowo, Ultraformer MPT zapewnia wysoki poziom bezpieczeństwa. Urządzenie generuje wyjątkowo precyzyjne strefy koagulacji tkanki, co minimalizuje ryzyko i pozwala na osiągnięcie najlepszych efektów. Pacjenci mogą spodziewać się widocznego napięcia i wygładzenia skóry, a także stymulacji do produkcji nowych włókien kolagenowych, co przekłada się na długotrwałe rezultaty. Jedną z innowacji wprowadzonych w tej wersji urządzenia jest dodatkowa głowica cyrkulacyjna. Pozwala ona na wzmocnienie efektów zabiegowych i wtłoczenie w głąb skóry wybranych substancji aktywnych. Głowicę cyrkulacyjną można wykorzystać w połączeniu ze standardową procedurą po użyciu głowic liniowych lub jako samodzielny zabieg. Ultraformer MPT to zaawansowane rozwiązanie, które łączy szybkość, bezpieczeństwo i skuteczność, oferując pacjentom doskonałe efekty odmłodzenia i poprawy wyglądu skóry.
Panie Doktorze, jednak jest spora ilość osób, która nigdy nie korzystała z tej technologii. Dla kogo przeznaczone są zabiegi przy użyciu Ultraformera MPT i co dają?
Przynoszą pacjentom szereg korzyści, które są widoczne niemal natychmiast po zabiegu i utrzymują się przez długi czas. Przede wszystkim, pacjenci zauważą znaczną redukcję zmarszczek oraz poprawę napięcia i wygładzenia skóry. Technologia HIFU działa na głębokie warstwy skóry, stymulując produkcję nowych włókien kolagenowych, co przyczynia się do długotrwałego efektu odmłodzenia.
Zabiegi Ultraformerem MPT to innowacyjne rozwiązania, które mogą rozwiązać wiele problemów skórnych. Przeznaczone są dla osób zmagających się z wiotką skórą, opadającymi brwiami, drobnymi liniami, zmarszczkami, bruzdami czy nierównomiernym kolorytem skóry, To także rozwiązanie dla osób, które chcą pozbyć się drugiego podbródka i odzyskać jędrność oraz elastyczność skóry.
Tak, to prawda. Mój autorski program opiera się na holistycznym podejściu do zdrowia i urody. Wykorzystuję w nim połączenie najnowszych osiągnięć medycyny estetycznej oraz mojego bogatego doświadczenia klinicznego. Główne założenia to indywidualna diagnoza. Każdy pacjent jest inny, dlatego moje podejście zaczyna się od dokładnej diagnozy i analizy indywidualnych potrzeb oraz celów estetycznych. Na podstawie diagnozy opracowuję spersonalizowany plan zabiegowy, który uwzględnia unikalne cechy skóry i oczekiwania pacjenta. Lift Me Up, to rewolucyjne podejście do odmładzania skóry, które integruje różnorodne zabiegi w celu zapewnienia kompleksowego działania. Opiera się na połączeniu różnorodnych procedur, które działają wielopłaszczyznowo na skórę i tkankę podskórną. Dzięki możliwości dostarczania energii do wszystkich warstw skóry, procedura ta zapewnia nie tylko efekt liftingu i napięcia skóry, ale również poprawę jej struktury oraz redukcję porów i drobnych zmarszczek mimicznych. Kolejnym atutem Lift Me Up jest jego kompleksowe podejście, które obejmuje różnorodne zabiegi, takie jak np. terapia światłem, technologia HIFU, czy laserowe usuwanie zmarszczek. Dzięki temu pacjenci mogą cieszyć się nie tylko szybkim efektem liftingu, ale również korzyściami dla kondycji skóry. Moim celem było stworzenie procedury, która nie tylko rewitalizuje i odmładza skórę, ale również dostarcza pacjentom kompleksowych korzyści dla ich wyglądu i samopoczucia.
Panie Doktorze, jest sezon letni. Czy korzystając z zabiegów przy użyciu Ultraformera MPT, trzeba brać pod uwagę porę roku i nasłonecznienie? Czy można go zaliczyć do zabiegów bankietowych?
W ostatnim czasie miała miejsce premiera najnowszego urządzenia Ultraformer MPT, która jest dostępna również w Klinice Zawodny. Jakie zalety posiada zabieg wykonywany tym urządzeniem?
Posiadając poprzednie wersje, wiedzieliśmy, że ta nowość na pewno nas zachwyci. To rewolucyjny sprzęt, który wyróżnia się szeregiem zalet. Przede wszystkim, oferuje krót-
Panie doktorze, dlaczego jako doświadczony specjalista poleca Pan swoim pacjentom technologię HIFU? Medycyną estetyczną zajmuję się od ponad 23 lat i przez ten długi czas pojawiło się wiele różnych rozwiązań. Niektóre z nich okazały się skuteczne i zostały przyjęte, inne niestety nie spełniły oczekiwań. Jako doświadczony specjalista, cenię sobie rozwiązania, które przynoszą realne korzyści moim pacjentom. Technologia HIFU spełnia te oczekiwania, oferując skuteczne, bezpieczne i trwałe efekty, które pozwalają moim pacjentom cieszyć się młodszym i zdrowszym wyglądem skóry. Dla mnie najważniejsze są tylko takie procedury, do których sam jestem w pełni przekonany. Moim priorytetem jest zawsze dobro pacjentów i ich zadowolenie z efektów zabiegów. W swojej praktyce stosuję tylko sprawdzone metody, którym mogę w pełni zaufać. Pacjentom zależy na skutecznych, bezpiecznych i trwałych rozwiązaniach, które poprawią ich wygląd i samopoczucie. Technologia HIFU spełnia te kryteria, dlatego z pełnym przekonaniem polecam ją w mojej praktyce. Nie mogę też zawieść zaufania pacjentów. To zobowiązuje mnie do wyboru tylko najlepszych i najbardziej efektywnych metod, które przynoszą realne i satysfakcjonujące rezultaty.
Ultraformer MPT jest dedykowany pacjentom potrzebującym liftingu tkanek, szczególnie tym, którzy stracili elastyczność skóry po dużej utracie masy ciała. Zabieg sprawdzi się doskonale w przypadku wiotkiej skóry brzucha, ramion, pośladków, ud czy kolan. Ponadto, Ultraformer MPT można wykorzystać do skutecznej redukcji tkanki tłuszczowej.
W swojej klinice stosuje Pan autorską procedurę z użyciem sprzętu Ultraformer, teraz powstała kolejna — Lift Me Up. Na czym ona polega?
Zabiegi przy użyciu Ultraformera MPT są wszechstronne i można je wykonywać bez względu na porę roku oraz fototyp skóry. To oznacza, że nawet w sezonie letnim, kiedy nasłonecznienie jest intensywne, zabieg jest bezpieczny i efektywny. Najczęściej nie wymaga on okresu rekonwalescencji. Pacjenci mogą wrócić do swoich codziennych obowiązków bezpośrednio po zabiegu, co czyni go idealnym rozwiązaniem nawet przed takimi wydarzeniami, jak wesela, uroczystości czy spotkania biznesowe. Dzięki temu Ultraformer MPT można zaliczyć do zabiegów bankietowych, które przynoszą szybkie i widoczne efekty bez potrzeby długotrwałej regeneracji. Pierwsze efekty zabiegu są widoczne natychmiast po jego zakończeniu, co dodatkowo zwiększa jego atrakcyjność. Jednak warto pamiętać, że proces regeneracji kolagenu trwa przez około 3 miesiące po zabiegu, przynosząc dalszą poprawę wyglądu skóry. To oznacza, że pacjenci mogą cieszyć się nie tylko natychmiastowym efektem liftingu i wygładzenia skóry, ale także długotrwałą poprawą jej kondycji i elastyczności.
Kiedy nie przeprowadza zabiegów i nie jeździ na konferencje naukowe, podróżuje, spaceruje z psem, a czasem nawet chwyci za gitarę. Dr n. med. Marcin Wiśniowski, specjalista chirurgii ogólnej i transplantologii klinicznej opowiedział nam o tym, co robi, kiedy zrzuca lekarski kitel.
Skąd u Pana zamiłowanie do medycyny i wybór takiego kierunku w życiu? Myślę, że jak to często w życiu bywa, tak właśnie miało być. (śmiech) Lubię pracę z ludźmi, lubię im pomagać. Odkryłem też, że dużą satysfakcję sprawia mi manualne działanie, a że jestem niecierpliwy, to oczekuję szybkiego efektu. Dodatkowo na swojej drodze, podczas praktyk studenckich, spotkałem niesamowitą panią doktor chirurg, która zaraziła mnie swoją pasją. Od tego czasu wiedziałem już, że chce być chirurgiem. Pozostało tylko zrealizować swoje plany.
Myślał Pan o tym już jako dziecko czy to przyszło później?
W szkole podstawowej, chyba w czwartej lub piątej klasie, zostałem zupełnie przez przypadek zgłoszony do konkursu pierwszej pomocy organizowanego przez PCK. Przygotowując się do niego, zafascynowała mnie ta tematyka. Pierwsza pomoc w urazach, oparzeniach, omdleniach. Nauka bandażowania i zabezpieczania ran.
To było dla mnie coś zupełnie nowego i wciągającego, a także impuls do rozwoju. Wtedy pierwszy raz poczułem, czym chce zajmować się w życiu.
Jak wspomina Pan czasy studenckie?
Bardzo dobrze. Mimo ogromu nauki, był to dla mnie świetny czas, spędzony ze wspaniałymi ludźmi. Nauka samodzielności z dala od domu i możliwość rozwijania swoich zainteresowań. W Szczecinie zakochałem się od pierwszego wrażenia. Urzekło mnie to miasto i wszechobecna zieleń.
Dobry lekarz to…?
Przede wszystkim dobry i empatyczny człowiek, który chce słuchać pacjenta, ma dla niego czas, a jednocześnie jest specjalistą w swojej dziedzinie.
Co jest fascynującego w tym zawodzie, co sprawia Panu największą przyjemność, radość i satysfakcję?
Od kilku lat bonding zdobywa coraz większą popularność. Wielu pacjentów zastanawia się nad tym, co dokładnie oznacza ten termin. Bonding to nic innego niż mało inwazyjna odbudowa estetyczna zębów przednich za pomocą materiału kompozytowego.
Największą satysfakcję sprawia mi dobrze wykonany zabieg oraz zadowolony i uśmiechnięty pacjent. W tym zawodzie nie ma nudy i stagnacji. Daje on możliwość ciągłego rozwoju, stawia nowe wyzwania i daje możliwość poszukiwania nowych rozwiązań a przy tym ciągły kontakt z ludźmi.
Co Pan robi, kiedy nie pracuje, nie jeździ na konferencje i sympozja? Staram się zregenerować i odpocząć w zaciszu własnego domu. Wykorzystać wolny czas na wyjście do filharmonii czy teatru, spotkanie z przyjaciółmi czy spacer z psem. Uwielbiam także podróże. Poznawanie nowych miejsc, ludzi, smaków i zapachów.
Wiem, że gra Pan na gitarze. To stare dzieje. Jeszcze z czasów liceum i studiów. Obecnie coraz rzadziej mam okazję na niej grać, ale rzeczywiście sprawia mi to przyjemność i jeszcze od czasu do czasu sobie brzdąkam.
Muszę przyznać, że zawsze Pan świetnie wygląda, jest miły, życzliwy i uśmiechnięty. Jak to się robi?
Hmmm… nie wiem. Po prostu trzeba być sobą i żyć w zgodzie ze sobą, a reszta sama przyjdzie. Do tego otaczać się dobrymi ludźmi z pozytywną energią.
Jak radzi sobie Pan ze stresem, jak ładuje tzw. akumulatory? Szczerze mówiąc, nie mam jakiegoś szczególnego sposobu radzenia sobie ze stresem. Przez wiele lat pracy na oddziałach chirurgicznych chyba już się na niego uodporniłem, a jeżeli nawet się pojawia, to szybko znika w zderzeniu z merdającym ogonem mojego psa.
Dziękuje za rozmowę.
rozmawiała: Aneta Dolega / fot. materiały prasowe
dr wiśniowski Chirurgia i Medycyna estetyczna ul. Janusza kusocińskiego 12/lU3 | 70-237 Szczecin tel.: 91 820 95 54 | / dr wiŚNiowSki chirurgia i medycyna estetyczna www.drwisniowski.pl
Kompozyt, czyli potocznie mówiąc materiał, z którego wykonuje się światłoutwardzalne plomby, istnieje w stomatologii od dawna. Na przestrzeni ostatnich kilkunastu lat uległ znacznej modyfikacji, co bardzo poprawiło jego wytrzymałość i estetykę. Dziś dysponujemy szeroką gamą kolorów, farbek do charakteryzacji wypełnień, dzięki czemu możemy stworzyć kompozytowe dzieła sztuki i imitować naturę w odbudowie zębów. – Odbudowy kompozytowe odcinka przedniego stosujemy w przypadku zębów, które wymagają niewielkich korekt kształtu i koloru – tłumaczy dr hab. n. med. Katarzyna Sporniak-Tutak, współwłaścicielka kliniki Aesthetic Dent. – W przypadku zębów mocno przebarwionych, leczonych kanałowo, preferowaną odbudową są już korony czy licówki ceramiczne. Natomiast główną zaletą odbudowy kompozytowej jest minimalnie inwazyjna ingerencja w tkanki twarde zęba. Zęby nie wymagają szlifowania tak jak w przypadku koron i licówek ceramicznych.
Jak więc wygląda przygotowanie do bondingu? – W przypadku obecności próchnicy jest ona leczona w trakcie zabiegu, natomiast wszelkie stare wypełnienia wymieniane są na nowe – mówi dr hab. n. med. Katarzyna Sporniak-Tutak. – Do przygotowania tkanek zęba, wystarczy wypiaskować i wytrawić powierzchnię szkliwa, na które nakładany jest materiał kompozytowy. Często pacjenci kojarzą efekt bondingu z nienaturalnie białym uśmiechem. Warto podkreślić, że są przeróżne techniki tej metody. Wiele zależy od indywidualnej techniki pracy lekarza, rodzaju użytego materiału oraz oczekiwań samego pacjenta. My w swojej pracy staramy się uzyskać oraz przekonać pacjentów do pięknego, ale naturalnego uśmiechu. Chodzi o to, by zęby wyglądały inaczej, lepiej, ale by nie było widać, że były odbudowane.
Kolejnym istotnym aspektem jest trwałość odbudowy kompozytowej. – Zawsze powtarzamy pacjentom, że podobnie jak w przypadku wypełnień zębów bocznych niezwykle ważna jest higiena jamy ustnej, dlatego przed każdym zabiegiem bondingu pacjent przechodzi pełną higienizację oraz uczony jest jak poprawnie szczotkować i nitkować zęby – mówi dr hab. n. med. Katarzyna Sporniak-Tutak. – Proszę uwierzyć, że wielu pacjentów stwierdza, że nie wiedzieli, jak to robić i w efekcie robili to źle. Ważne przy higienie bondingu jest to, by nie używać mocno ściernych past do zębów, gdyż mogą one zniszczyć powierzchnię kompozytu.
Drugim czynnikiem wpływającym na trwałość kompozytu są poprawne kontakty zgryzowe. Krótko mówiąc –każda nieleczona wada zgryzu przyczynia się do awarii. Dlatego warto podkreślić, że bondingiem nie leczymy ani nie maskujemy wad zgryzu, co więcej jest on często wykonywany jako uzupełnienie leczenia ortodontycznego.
A co, jeśli już dojdzie do awarii odbudowy? – I tu mamy kolejną zaletę kompozytu. Otóż identycznie jak w przypadku wykruszonego wypełnienia, możemy taką odbudowę naprawić w jamie ustnej pacjenta – podkreśla pani doktor i dodaje. – Ostatnią istotną kwestią w dbaniu o bonding są wizyty kontrolne minimum raz do roku, na których lekarz ocenia i jeśli jest taka konieczność – odświeża odbudowy. Podsumowując, bonding jest doskonałą metodą poprawy uśmiechu, warto jednak zaznaczyć, że nie zawsze stanowi alternatywę dla uzupełnień ceramicznych. Obie te metody mają wskazania i przeciwwskazania, których należy przestrzegać.
ad/ materiały prasowe
ul. wyspiańskiego 7 | Szczecin, 70-497 tel.: 91 817 27 22 | e-mail: wyspianskiego@aestheticdent.pl ul. Mostowa 12, Gorzów wielkopolski, 66-400 tel.: 95 735 11 13, kom: 609 925 353 | mostowa@aestheticdent.pl www.aestheticdent.pl
Higienizacja zębów to nie tylko regularne mycie zębów szczoteczką i pastą. To także profesjonalne zabiegi stomatologiczne, które pomagają w utrzymaniu zdrowia jamy ustnej na najwyższym poziomie. Dlaczego jest to tak ważne? Oto kilka kluczowych powodów.
1. C Z y M JEST SKALIN g I PIASKOWANIE Z ę B ó W ?
Skaling i piaskowanie to dwa kluczowe zabiegi wykonywane podczas profesjonalnej higienizacji zębów. Skaling polega na usunięciu twardych złogów kamienia nazębnego przy użyciu specjalnych narzędzi ultradźwiękowych. Jest to niezbędne, aby zapobiec chorobom dziąseł i próchnicy. Piaskowanie z kolei to proces usuwania miękkiej płytki nazębnej oraz powierzchniowych przebarwień przy pomocy strumienia powietrza zmieszanego z drobinkami piasku dentystycznego i wodą. Piaskowanie sprawia, że zęby stają się gładkie, czyste i estetycznie białe, co dodatkowo wspiera codzienną higienę jamy ustnej.
2. Z APOBIE g ANIE PR ó CHNIC y
Codzienne szczotkowanie i nitkowanie zębów pomaga usunąć resztki jedzenia i płytkę nazębną, ale tylko profesjonalna higienizacja może skutecznie usunąć kamień nazębny. Kamień nazębny tworzy idealne środowisko dla bakterii, które są główną przyczyną próchnicy. Regularne wizyty u dentysty pozwalają na wczesne wykrycie i leczenie ubytków, zanim staną się poważnym problemem.
3. Z DROWE DZI ą S ł A
Nagromadzona płytka nazębna i kamień mogą prowadzić do chorób dziąseł, takich jak zapalenie dziąseł czy paradontoza. Te choroby mogą powodować ból, krwawienie dziąseł, a nawet utratę zębów. Higienizacja pomaga utrzymać dziąsła w dobrej kondycji, co jest kluczowe dla ogólnego zdrowia jamy ustnej.
4. Ś WIEŻ y ODDECH
Nieświeży oddech często wynika z nagromadzenia bakterii w jamie ustnej. Regularne zabiegi higienizacyjne,
w tym profesjonalne czyszczenie zębów, pomagają usunąć te bakterie, co skutkuje świeżym i przyjemnym oddechem.
5. E STET y KA UŚMIECHU
Kamień nazębny i przebarwienia mogą sprawić, że zęby wyglądają nieestetycznie. Profesjonalna higienizacja zębów usuwa te problemy, przywracając naturalną biel i blask uśmiechu. To nie tylko poprawia wygląd, ale również zwiększa pewność siebie.
6. Z APOBIE g ANIE POWAŻN y M SCHORZENIOM
Badania pokazują, że choroby jamy ustnej mogą być powiązane z poważnymi schorzeniami ogólnoustrojowymi, takimi jak choroby serca, cukrzyca czy infekcje układu oddechowego. Regularna higienizacja zębów może więc pomóc w zapobieganiu tym powikłaniom, dbając o zdrowie całego organizmu.
7. O SZCZ ę DNOŚ ć NA D ł UŻSZ ą MET ę
Chociaż regularne wizyty u dentysty wiążą się z pewnymi kosztami, inwestycja w profesjonalną higienizację zębów może zaoszczędzić duże sumy w przyszłości. Profilaktyka i wczesne wykrywanie problemów stomatologicznych są zazwyczaj mniej kosztowne niż leczenie zaawansowanych schorzeń.
Higienizacja zębów to kluczowy element dbania o zdrowie jamy ustnej. Regularne wizyty u dentysty, profesjonalne czyszczenie zębów (w tym skaling i piaskowanie) oraz prawidłowa codzienna higiena mogą zapobiec wielu problemom zdrowotnym, zapewniając piękny uśmiech i lepsze samopoczucie na co dzień. Nie zwlekaj – umów się na wizytę i zadbaj o swoje zęby już dziś!
Nie
nie
Swojego czasu implanty zębów kojarzyły się z luksusem zarezerwowanym tylko dla nielicznych. Poza tym kojarzyły się ze zbyt dużą ingerencją w organizm i z nienaturalnym wyglądem. Te stereotypy już dawno za nimi, a mieszańcy Szczecina i Pomorza Zachodniego coraz częściej decydują się na połączenie leczenia ze znaczącą poprawą estetyki uśmiechu.
Leczenie implantologiczne jest najskuteczniejszą metodą uzupełniania braków zębowych. Przywraca niemal całkowitą, pierwotną siłę żucia i daje rewelacyjne efekty estetyczne. Dobrzy specjaliści są w stanie podczas skoordynowanego leczenia zaproponować pacjentowi taki plan działania, by najpierw wesprzeć jego zdrowie, a następnie estetykę jamy ustnej i uśmiechu.
U PgRADE UŚMIECHU, KTóRy NIE BOLI
Dobór implantów jest sprawą bardzo indywidualną. Wszystko zależy od stylu życia pacjenta, jego potrzeb, ale także od uwarunkowań zdrowotnych oraz… kształtu poszczególnych miejsc jamy ustnej.
– Implanty to cyrkonowe lub tytanowe zamienniki korzeni zębów, których brakuje w jamie ustnej pacjenta. Umieszczane są przez lekarza w kości szczęk pacjenta, w miejscu brakującego zęba. W porównaniu z tradycyjnymi rozwiązaniami protetycznymi metoda ta oferuje dużo lepsze efekty – zarówno zdrowotne, jak i wizualne. Nie ma konieczności szlifowania zdrowych zębów czy noszenia sztucznych protez zębowych. Prawidłowo wykonane implanty pozwalają pacjentowi jeść wszystko, na co ma tylko ochotę, łącznie z twardymi pokarmami. Dobrze dopasowana i zamontowana na implancie korona zębowa wygląda jak prawdziwy ząb, co niezwykle pozytywnie wpływa na komfort i poczucie pewności siebie pacjentów borykających się z brakami w uzębieniu – mówi Aleksandra Nagay, stomatolog z przychodni Dental Service w Szczecinie.
JAK W y BRAć ODPOWIEDNIE IMPLANT y?
Co więc należy sprawdzić przed decyzją o założeniu implantów? Przykładowo warunki kostne jamy ustnej czy inne przeciwwskazania chorobowe, np. skłonność do stanów zapalnych.
Pierwsza wizyta w gabinecie stomatologicznym to przede wszystkim wywiad i rozmowa. – Samo założenie implantu to procedura jednowizytowa – tłumaczy Aleksandra Nagay. – Musimy jednak wiedzieć, że wkręcenie implantu nie jest tożsame z pojawieniem się w jamie ustnej nowego zęba. Od momentu wkręcenia implantu do momentu pojawienia się zęba musi minąć zazwyczaj kilka miesięcy. W przypadku żuchwy jest to około 3 miesięcy, w przypadku szczęki około 5 miesięcy – dodaje.
Nie musimy obawiać się bólu. Zabieg wkręcania implantu wykonywany jest w znieczuleniu miejscowym, czyli takim samym jak przy zwykłym leczeniu zachowawczym czy wypełnianiu.
Do wyboru mamy dwa rodzaje implantów – tytanowe i cyrkonowe. Te pierwsze, w kolorze szaro-srebrnym, są popularniejsze. Drugie, w kolorze białym, zalecane są m.in. osobom z uśmiechem dziąsłowym, które mają ubytek w przedniej części szczęki. – Implant, który znajduje się wewnątrz kości, jest zwykle niewidoczny – tłumaczy doktor Nagay. – W przypadku przednich zębów, gdzie blaszka kostna jest bardzo cienka w odcinku przedsionkowym, zdarza się jednak, że implant tytanowy może dawać szarawą poświatę przez tkanki. W związku z tym lepszym rozwiązaniem będzie implant cyrkonowy, który jest biały i pozwoli uniknąć tego niechcianego efektu.
Dental Service Sp. z o.o. 71-410 Szczecin, ul. Niedziałkowskiego 25 tel. 91 455
Dr n. med. Anna Maria Prekwa jest specjalistką chirurgii ogólnej oraz lekarzem medycyny estetycznej. Doświadczenie specjalizacyjne wyniosła z Kliniki Chirurgii Ogólnej i Transplantologicznej USK2, gdzie wykonywała operacje chirurgiczne i onkologiczne. Twierdzi, że chirurgia jest kobietą, o której uwielbia rozmawiać. Porozmawiała również z nami.
Lekarzem chce się zostać od dziecka?
Moja przygoda z medycyną zaczęła się od tego, że w liceum należałam do szkolnego koła PCK i brałam udział w turniejach pierwszej pomocy. Bardzo mnie to fascynowało, do tego stopnia, że postanowiłam, że po szkole zostanę ratownikiem medycznym i będę jeździć „w karetce”.
Lekarzem zostałam, tak naprawdę dzięki moim rodzicom. W trakcie przygotowań do matury, dużo rozmawiałam z rodzicami o moich planach i podczas jednej z takich rozmów zasugerowali mi, że skoro chcę ratować ludzi i jeździć „w karetce”, to równie dobrze mogę robić to samo będąc lekarką. I zostałam lekarzem (śmiech).
I wiedziałaś, że zostaniesz chirurgiem?
Przez całe studia twierdziłam, że na pewno nie zostanę chirurgiem. Studiowałam medycynę jeszcze w czasach, kiedy kobiet nie zachęca-
no do chirurgii, a nawet je zniechęcano. Dlatego o chirurgii nie myślałam, aż do mojego stażu podyplomowego. W trakcie jego trwania trafiłam do Kliniki Chirurgii Ogólnej i Transplantacyjnej SPSK2, do mojego obecnego szefa – Pana profesora Marka Ostrowskiego. Jednego dnia asystowałam profesorowi przy zabiegu wycięcia tarczycy. W trakcie operacji cierpliwie tłumaczył mi po kolei każdy etap zabiegu. Po zabiegu stwierdził, że dobrze sobie radzę i zaproponował żebym została na chirurgii. I tak przez sześć następnych lat pracowałam w Klinice. W międzyczasie trafiłam do prywatnego gabinetu, gdzie zrodziła się moja pasja do chirurgii estetycznej.
Chirurgię i medycynę estetyczną łączysz w codziennej pracy. Skutecznie i z bardzo dobrymi efektami wykorzystujesz wiedzę na ten temat.
Tak naprawdę chirurgia i medycyna estetyczna to duet idealny. Obie te dziedziny idealnie się uzupełniają, dzięki czemu mogę zaproponować moim pacjentom skuteczny plan działania. Tam, gdzie kończą się możliwości medycyny estetycznej, pojawia się chirurgia.
Chirurgia estetyczna to moja wielka pasja. Staram się cały czas rozwijać w tej dziedzinie i być na bieżąco ze wszystkimi nowinkami. W najbliższym czasie wybieram się na staż do kliniki chirurgii plastycznej w Rzymie. To dla mnie świetna okazja do nauki i wymiany doświadczeń.
Jakie zabiegi z chirurgii estetycznej obecnie cieszą się największym zainteresowaniem?
Najczęściej wykonuję zabiegi, takie jak powiększenie piersi implantami, redukcję piersi, plastykę piersi i plastykę brzucha. Wiele pacjentek zgłasza się również celem zabiegu plastyki powiek. Muszę przyznać, że jest to mój ulubiony zabieg. Ta procedura potrafi odjąć nawet 10 lat.
Jeśli chodzi o zabiegi z chirurgii estetycznej to uważam, że nie powinniśmy ulegać żadnej modzie ani trendom. Zwłaszcza jeśli chodzi o zabiegi w obrębie twarzy. Dla mnie najważniejsza jest naturalność, dlatego zdarza się, że odmawiam wykonania zabiegu, jeśli uważam, że pacjentka do takiego zabiegu nie kwalifikuje się, albo efekt będzie przerysowany.
Cieszy mnie natomiast to, że świadomość dotycząca zabiegów z zakresu chirurgii estetycznej wśród mężczyzn rośnie. Dotyczy to zarówno zabiegów plastyki powiek jak i na przykład usunięcia ginekomastii, co dla mężczyzn jest bardzo często dużym kompleksem.
A medycyna estetyczna?
Obecnie mocno się rozwija i stawia na naturalne efekty. Widzę jak moje pacjentki się zmieniają, jak drobny zabieg potrafi dodać im pewności siebie i pomaga uporać się z kompleksami. To najbardziej podoba mi się w mojej pracy. Dlatego najlepszy zabieg medycyny estetycznej to taki, po którym znajomi twierdzą, że wyglądasz lepiej, ale nie wiedzą jaki zabieg miałaś zrobiony (śmiech).
Słyszałam od jednej z pacjentek, że wizyta w Twoim gabinecie to czysta przyjemność.
Bardzo miło mi to słyszeć. W gabinecie próbuję się wczuć w to, co czuje pacjentka. Stwarzam przyjazną atmosferę, dzięki czemu pacjentka tak bardzo się nie denerwuje. Staram się wyjść do każdej osoby z dużą dozą empatii. Oczywiście, mogłabym położyć pacjenta na stole operacyjnym i powiedzieć: teraz będzie ukłucie i robić swoje. Jednak staram się wykonywać wszystkie ruchy jak najdelikatniej, jakbym robiła to sobie samej. Wiem jakie to może być stresujące, gdy ktoś ma mi zrobić zwykły zastrzyk (śmiech).
Masz bardzo naturalny typ urody. Promujesz wśród pacjentek naturalność?
My kobiety jesteśmy bardzo krytyczne wobec siebie. Gdy patrzymy w lustro to często inaczej widzimy siebie niż postrzegają nas inni. Stawiam w pracy na bardzo naturalne efekty. Nie znoszę przerysowania. Na szczęście trafiają do mnie rozsądne pacjentki, które nie chcą się do nikogo upodabniać. Często słyszę w gabinecie, że sama wyglądam naturalnie, więc nie boją się, że zrobię im krzywdę, że nie poznają się w lustrze. Również korzystam z zabiegów medycyny estetycznej, co prawda rzadko, ale dlatego że nie mam na to czasu.
Da mnie naturalność to podstawa.
Pewnie Twoi bliscy często proszą Ciebie o radę albo żebyś im coś zrobiła.
Bardzo często (śmiech). Nie mam z tym problemu. Często na spotkaniach ze znajomymi lub rodziną zdarza się, że konsultuję i doradzam
moim bliskim i przyjaciołom. Lubię rozmawiać na te tematy. Lubię obalać mity, szczególnie te, na które możemy natknąć się w internecie, w którym nie brakuje bzdur nt. medycyny estetycznej.
A kiedy widzisz takiego internetowego „specjalistę” od zdrowia i urody to dyskutujesz z nim?
Nie wchodzę w polemikę. Nie ma sensu. Jak widzę, że ktoś jest bardzo uparty i mocno utwierdzony w swoich poglądach, to cokolwiek bym nie powiedziała, to i tak nie zmieni zdania.
Dużo pracujesz?
Bardzo dużo (śmiech). I bardzo to lubię.
A co robisz, kiedy nie pracujesz?
Uwielbiam podróżować, gotować i jeść (śmiech). Dużo czytam, bardzo lubię kryminały i thrillery psychologiczne. Staram sie przy lekturze zrelaksować, chociaż ciężko powiedzieć, że kryminał ociekający krwią relaksuje (śmiech). Gram na pianinie. Ukończyłam szkołę muzyczną. Miałam prawie dziewiętnastoletnią przerwę w graniu i rok temu do tego wróciłam. Jeżdżę też na rowerze i gram w squasha. Moja praca odbywa się w czterech ścianach, dlatego wolny czas staram się spędzać na świeżym powietrzu.
Dziękuję za rozmowę.
rozmawiała: Aneta Dolega / foto: Alicja Uszyńska
Dr Agnieszka Kalinowska od 20 lat pracuje jako lekarz stomatolog. Do zawodu podchodzi z ogromnym zaangażowaniem i pasją. W rozmowie z nami mówi, za co najbardziej sobie ceni stomatologię.
Pani doktor, wychowała się Pani w rodzinie lekarskiej. Wybór zawodu był oczywisty? Nie do końca. Inspiracją dla mnie zawsze był tata, który jest internistą oraz lekarzem medycyny pracy. Zawsze ciężko pracował i służył pomocą pacjentom. Do dziś chętnie korzystam z Jego wiedzy. Natomiast ja skończyłam wydział stomatologiczny jak mama. Rodzice stwierdzili, że łatwiej mi będzie właśnie na stomatologii.
I jest łatwo?
Nie jest (śmiech). To również jest ciężka praca fizyczna.
Co najbardziej Pani lubi w zawodzie stomatologa?
Lubię chirurgię, w której dużo się dzieje, ale też endodoncję mikroskopową, która wymaga ogromnej precyzji. Jest dla mnie czymś w rodzaju jogi dentystycznej, ponieważ w trakcie wykonywania tego zabiegu trzeba być skupionym i wyciszonym. A to dobrze na mnie działa.
A implantologia, którą się Pani również zajmuje? Rozwój tej dziedziny stomatologii doszedł do takiego etapu, że nowe zęby można uzyskać w bardzo krótkim czasie. Można, ale nie zawsze szybko znaczy dobrze. Często mówię, szczególnie młodym pacjentom, że życie to nie Instagram, na którym znajdziemy zdjęcia „przed i po” zestawione ze sobą tak, jakby wszystko zostało zrobione w okamgnieniu. Nie dajmy się na to nabrać. Tak naprawdę takie leczenie nierzadko trwa rok, a nawet dłużej. Biologii nie przeskoczymy, procesu gojenia i regeneracji również. Jesteśmy tylko ludźmi i na wszystko jest potrzebny czas. Zrobić można wiele, w różnym czasie, dla nas jednak najważniejsze jest to, aby efekty i zadowolenie pacjenta utrzymywały się jak najdłużej.
Pacjenci zazwyczaj boją się dentysty. Sama zawsze czuję tremę przed pierwszą wizytą.
U nas pacjenci boją się tylko na pierwszej wizycie, później przychodzą już uśmiechnięci i zdecydowanie mniej zestresowani. Sama osobiście boję się dentysty (śmiech) i myślę, że właśnie dlatego mam sporo empatii dla moich pacjentów. Staram się być jak najbardziej delikatna i poświęcać każdemu tyle czasu, ile potrzebuje.
A co najmilszego Pani usłyszała od pacjenta?
Jakiś czas temu zadzwoniła do mnie pacjentka i oznajmiła, że po dużym kompleksowym leczeniu jej życie się odmieniło, że znalazła partnera. Dla takich momentów warto to robić.
Leczy Pani od 20 lat. Jest lepiej w kwestii dbania o zęby? Niestety nie jest dobrze. Z dostępnych badań wynika, że ponad 90% nastolatków w Polsce ma próchnicę.
To chyba niejedyny problem?
Nie. Dochodzą do tego problemy ze zdrowiem dziąseł i przyzębia. Choroby te dotyczą niemal każdego z nas. Dodatkowo bardzo dużo osób cierpi z powodu zaciskania i ścierania zębów. Większości tych problemów można zaradzić pod warunkiem, że pacjent zostanie odpowiednio wcześnie zdiagnozowany i zastosuje się do zaleceń lekarza prowadzącego leczenie. Jednym z takich oczywistych zaleceń jest prawidłowe dbanie o higienę jamy ustnej. A statystyczny Polak zęby szczotkuje jedynie przez 46 sekund dziennie!
To jak myć zęby i czym je myć, żeby uniknąć części z tych problemów?
W naszym gabinecie rekomendujemy szczoteczki magnetyczne, które dzięki generowaniu mikrowibracji doskonale oczyszczają powierzchnię zębów. Wszystkim zainteresowanym pacjentom umożliwiamy również przetestowanie takiej szczoteczki przed zakupem. Ponadto nasza higienistka przeprowadza pacjentom szczegółowy instruktaż higieny jamy ustnej oraz dobiera dodatkowe akcesoria, indywidualnie do ich potrzeb.
Pamiętajmy również o tym, aby regularnie odwiedzać swojego dentystę.
Dziękuję za rozmowę.
Koryzna Clinic, firma działająca już od prawie 50 lat, to miejsce, w którym historia rodu przeplata się z nowoczesnością i wszechstronnością oferty medycznej.
Tworząc rodzinną tradycję stomatologiczną, od początku przyświecała nam jedna idea: najwyższy poziom usług dla każdego naszego pacjenta – zapewnia dr n. med. Kacper Koryzna, syn założyciela gabinetu stomatologicznego doktora Stanisława Koryzny.
Historia zaczęła się w 1972 roku. Wtedy Stanisław Koryzna ukończył studia w Pomorskiej Akademii Medycznej w Szczecinie i otrzymał dyplom lekarza stomatologa. Chcąc doskonalić swoją wiedzę dotyczącą protetyki stomatologicznej, kontynuował naukę i kilka lat później otrzymał tytuł specjalisty drugiego stopnia z dziedziny protetyki stomatologicznej. – W rodzinnym domu wychowywany byłem w duchu szczególnego szacunku dla zawodu lekarza. Byłem też otoczony wsparciem ze strony ojca. To spowodowało, że postanowiłem kontynuować tradycje i wybrałem studia stomatologiczne w Pomorskiej Akademii Medycznej – wspomina Kacper Koryzna.
Przykład ojca, jego doświadczenie podparte wieloletnią praktyką motywowały syna do dalszego poszerzania wiedzy. Dzięki temu został on również absolwentem prestiżowego Uniwersytetu Goethego we Frankfurcie nad Menem, gdzie otrzymał najwyższy tytuł akademicki w dziedzinie implantologii na świecie, czyli Master of Science in Oral Implantology. Niewielu lekarzy implantologów w Polsce może poszczycić się takim tytułem naukowym. Zgromadzona wiedza i doświadczenie dwóch pokoleń w połączeniu z najnowocześniejszymi światowymi technologiami są gwarancją najwyższego poziomu usług Koryzna Clinic, która znajduje się w samym centrum szczecińskiego Podzamcza.
Specjalizujemy się w nowoczesnej stomatologii i implantologii na najwyższym światowym poziomie. Dzięki wdrożonym innowacjom zabiegi w naszych gabinetach, które wymagają długiego czasu leczenia, przeprowadzone są w trakcie jednej wizyty. W ramach nowoczesnej protetyki wykonujemy metodą technologii cyfrowej korony, licówki, czy też mosty pełnoceramiczne. Są one produktem technologii 3D, opartej o system Cerec CAD/ CAM – najnowszej technologii światowej umożliwiającej wykonywanie pełnoceramicznych prac protetycznych, która rewolucjonizuje branżę stomatologiczną – wyjaśnia dr Koryzna.
Technologia 3D CAD/CAM zastępuje tradycyjny wycisk obrazem optycznym. Skaner wewnątrzustny z bardzo dużą dokładnością odczytuje kształt zębów, a jego oprogramowanie pozwala na zaprojektowanie pracy protetycznej z najwyższą nieosiągalną dotąd precyzją. Klientami Koryzna Clinic są nie tylko Polacy. To także Niemcy oraz Skandynawowie a latem z usług kliniki korzystali także klienci z Australii i Kanady.
Ozdobą kliniki jest herb rodziny Koryzna. Tytuł szlachecki oraz herb został nadany rodzinie przez króla Jana II Kazimierza Wazę w 1655 roku. W ten sposób, członkowie mojego rodu zostali nagrodzeni za zasługi oddane podczas Potopu szwedzkiego, za odwagę i waleczność na polu bitwy. Co dwa, trzy lata odbywają się zjazdy, w których uczestniczy około 100 członków rodu rozsianych po całym świecie. W ubiegłym roku mieliśmy spotkanie w Wilnie na Litwie. To dobre okazje do tego, żeby posłuchać i powspominać o historii rodziny — tłumaczy Kacper Koryzna Niezwykłą historią, kryje tajemnicze wydarzenie, do którego doszło w tzw. dwudziestoleciu międzywojennym. Dotyczyło brata dziadka dr. Kacpra Koryzna – Franciszka, który był członkiem prywatnej ochrony marszałka Józefa Piłsudskiego w stopniu starszego żandarma. W trakcie pełnienia służby w Parku Belwederskim został zastrzelony. Kula trafiła w tył głowy. Strzał został oddany z odległości dwóch kroków. Ciało znaleziono 30-40 m od schodów Belwederu. Stało się to w nocy z 4 na 5 grudnia 1928 roku pod oknami pokoju Naczelnika Państwa. Ówczesna prasa publikowała wiele teorii spiskowych przedstawiając różne wersje wydarzeń i tego, kto mógł dokonać tego zabójstwa. Jedna z nich mówiła o tym, że w tamtym okresie marszałek poważnie chorował i cierpiał na manię prześladowczą. Uważał, że wszyscy, którzy są wokół niego, chcą go zlikwidować.
– Wszystko wskazywało na to, że napastnik, który zastrzelił mojego stryjecznego dziadka, musiał go dobrze znać, skoro strzelał z tak bliskiej odległości. Inna wersja jest taka, że strzał oddał sam Piłsudski, myśląc, że ktoś z bronią chodzi wokół Belwederu i czyha na jego życie – opowiada dr Koryzna.
Do dziś historycy nie są zgodni co do faktycznego przebiegu wydarzeń tej tragicznej nocy przed Belwederem. Wiąże się z tym wydarzeniem jeszcze jedna historia.
– Mój dziadek Kazimierz studiował wówczas we Lwowie, zaś opłaty za bursę oraz jego utrzymanie uiszczał właśnie jego brat – Franciszek. Kiedy tragicznie zmarł, mój dziadek był zmuszony do zakończenia edukacji i powrotu w rodzinne strony. Ale żona marszałka Piłsudskiego, mając po tym wydarzeniu wyrzuty sumienia, z własnych pieniędzy sfinansowała edukację dziadka Kazimierza. Dzięki temu skończył wyższą szkołę ekonomiczną we Lwowie – dodaje dr Koryzna.
ad/ fot. materiały prasowe
Galaxy-Med przy ulicy Malczewskiego 34B to nowa placówka na medycznej mapie Szczecina, położona w samym sercu miasta – przychodnia, która łączy działalność na NFZ z komercyjną. Sama przychodnia rodzinna już działa, a na lekarzy-specjalistów czekają całkowicie nowe gabinety. Właścicielkami Galaxy-Med są Edyta Pajor-Dębicka i Iga Dębicka. Nie jest to pierwsza placówka zdrowotna, którą zarządza Pani Edyta. Przychodnia rodzinna Edan-Med przy ulicy Bandurskiego w Szczecinie to także jej dzieło.
Pani Edyto, ma Pani spore doświadczenie w zarządzaniu placówkami medycznymi. galaxy-Med to już Pani kolejny projekt.
To prawda, choć sama nie jestem lekarzem tylko menadżerem. Od ponad 30 lat zarządzam medycznymi placówkami. Na moim koncie znajdują się tak trudne tematy, jak hospicja domowe oraz opieka długoterminowa – mam pod sobą siedem powiatów, w których realizuję ten zakres świadczeń medycznych. Edan-Med prowadzę od 10 lat, natomiast Galaxy-Med to mój wymarzony projekt, perełka wśród tego, co do tej pory zrobiłam.
Czym dokładnie jest galaxy-Med?
To centrum medyczne, w którym działa przychodnia rodzinna na zasadach Narodowego Funduszu Zdrowia, ale przede wszystkim są to prywatne specjalistyczne gabinety lekarskie, które stanowią 70 procent działalności placówki i czekają na swoich gospodarzy. Pozostałe 30 procent stanowi POZ i są już przyjmowani pierwsi pacjenci.
Jakiego rodzaju specjalistów poszukuje Pani do współpracy?
Jest wolnych sześć gabinetów. Z doświadczenia wiem, że specjaliści zazwyczaj przychodzą do gabinetów po pracy klinicznej w szpitalach. Najwcześniej zaczynają pracę od godz.12-13 i przyjmują pacjentów do wieczora. W praktyce pracują zamiennie, wymieniają się. Planując to miejsce, nie chciałam otwierać gabinetów zabiegowych, bo jest ich już sporo w tej część miasta. Za to jak najbardziej potrzebne są gabinety konsultanckie. Poszukuję zatem do współpracy takich specjalistów jak: radiolog, diabetolog, pulmonolog, pediatra, internista, nefrolog, urolog, neurolog, endokrynolog, kardiolog, reumatolog, ortopeda, dermatolog czy alergolog. Takich lekarzy w tej części Szczecina brakuje, a zapotrzebowanie jest coraz większe.
W jakich gabinetach będą przyjmować przyszli lekarze? Gabinety posiadają standardowe wyposażenie. Specjalistyczny sprzęt będzie dobierany indywidualnie, gdyż każdy lekarz ma inne wymagania. Wie dokładnie jakiego sprzętu, jakich narzędzi potrzebuje do swojej pracy i ja się do tego dostosuję. Na pewno jeden gabinet zostanie przeznaczony na pracownię USG.
Nazwa przychodni, jak i sama przychodnia, prezentują się bardzo oryginalnie. Duże wrażenie robi poczekalnia. Skąd pomysł, by pójść w tym kierunku?
Nazwa i logo nawiązują do miejsca, w którym znajduje się przy-
chodnia. Wymyślone zostało to na zasadzie skojarzenia z sąsiadującym z nami Centrum Galaxy, które jest charakterystycznym budynkiem w tej części miasta. Dlatego też cały wystrój placówki, poza oczywiście elementami czysto medycznymi, nawiązuje do nazwy. Nawet takie detale jak lampy czy sufit w poczekalni. Zależało mi na tym, by to miejsce nie do końca wyglądało zimno i sterylnie. Lekarze mają się tutaj czuć dobrze, podobnie jak pacjenci, bo to dla nich stworzyłam to miejsce.
Dziękuję za rozmowę.
Modelowanie ust
Wolumetria twarzy
Stymulatory tkankowe
Mezoterapia
Nici pdo/plla
Kwas polimlekowy (twarz ciało)
Radiofrekwencja mikroiglowa
Makijaz permanentny (usta, brwi, piegi)
Zabiegi pielęgnacyjne
Polubiliśmy dalekowschodnie metody, które mają służyć naszemu zdrowiu, samopoczuciu i urodzie. Czerpiemy coraz więcej z azjatyckiej wiedzy, coraz częściej tam podróżujemy. Tu na miejscu, również możemy korzystać z kulturowego dziedzictwa Azji.
Usytuowany na szczecińskim Podzamczu salon Baliayu, specjalizuje się w masażu tajskim i balijskim. W blasku świec i zapachu aromatycznych olejków, dzięki wiedzy profesjonalnych masażystek, na tle relaksacyjnej muzyki, można oderwać się od rzeczywistości, odprężyć, zniwelować oznaki stresu i bólu. Jednym słowem – odetchnąć. Jak bardzo pozytywnie ten rodzaj terapii wpływa na nas, niech świadczy popularność salonu i rzesza zadowolonych klientów. Teraz z korzyści, jakie niesie, to jedyne w swoim rodzaju, połączenie akupresury, refleksologii, ajurwedy i aromaterapii, mogą korzystać mieszkańcy Stargardu. Od trzech miesięcy działa tu druga filia Baliayu. – Staraliśmy się zachować podobny klimat do tego, który jest w szczecińskim salonie. Idea jest ta sama, czyli stawiamy na jakość w rozsądnej cenie – mówi Piotr Ciwiński, właściciel salonu. – Idziemy do klientów tym samym tropem co w Szczecinie: mamy różnego rodzaju promocje, akcje typu „happy hour”, karty podarunkowe, które są bardzo dobrym pomysłem na prezent.
W nowym salonie jest siedem miejsc do masażu. Do dyspozycji klientów są trzy pokoje dwuosobowe i jeden pojedynczy. – W przypadku naszych salonów fajne jest to, że nie trzeba długo czekać na masaż, nie ma długich terminów oczekiwania – podkreśla pan Piotr. - Nasze salony utrzymane są w bardzo azjatyckim stylu, żeby choć trochę poczuć się jak na Bali czy w Tajlandii. Baliayu w niczym nie przypominają sterylnie białych i lśniących miejsc. Jest za to barwnie, egzotycznie, z cały tym azjatyckim kolorytem.
Masaż balijski, w którym specjalizuje się Baliayu, jest przyjemny i bardzo dobry dla naszego zdrowia i urody. Czerpiący z dalekowschodniej filozofii, według której bardzo ważna jest równowaga pomiędzy ciałem a umysłem, stanowi znakomite antidotum na codzienny pośpiech, przepracowanie, fizyczne i psychiczne zmęczenie. Fenomen tego masażu opiera się na różnorodności technik, jakie w sobie łączy, a czerpie zarówno z tradycji chińskiej, jak i indyjskiej. Pochodzące z Indonezji świetnie wyszkolone masażystki używają podczas masażu olejków i rozgrzanych wulkanicznych kamieni. Każda z tych form masażu ma działanie lecznicze, rozluźniające, ujędrniające, uwalniające nasze ciało z toksyn. Działa kojąco na nasze zmysły, pobudza krążenie krwi i limfy, przeciwdziała bezsenności. Polecany jest osobom spędzającym wiele godzin przed komputerem, dla osób z bólami kręgosłupa, dla sportowców. Jest przydatny w migrenach i innych uporczywych bólach głowy. To także dobry lek na chroniczne i ostre dolegliwości oddechowe wywołane astmą lub alergią. Ponadto łagodzi stres i niepokój. A wszystko w bardzo przyjemnej atmosferze.
Warto sięgnąć po taką dawkę przyjemności i szczęścia, którą teraz znajdziemy także w stargardzkim salonie Baliayu.
fot.
O szczecińskiej transplantologii wątroby, dlaczego jedna z nich trafiła do przeszczepu w Pradze, nowej poradni, która może być „korytarzem życia”, 30 wątrobach, które przeszczepiono w szpitalu przy Arkońskiej w ciągu ostatnich pięciu miesięcy. Prestiż rozmawia z dr n. med. Samirem Zeairem.
Pojawiają się informacje o zaskakujących przypadkach w szczecińskiej transplantologii wątroby. Dochodzi do sytuacji, że jest więcej dawców niż biorców? Nigdy nie było sytuacji, w której byłoby więcej narządów do przeszczepienia niż osób na nie oczekujących. To raczej niemożliwe, choć rzeczywiście coraz częściej zdarza się tak, że konkretny narząd nie pasuje do żadnego z potencjalnych biorców z naszego regionu. Wówczas trafia on do innego ośrodka. Takiego, w którym jest potencjalny biorca. My, transplantolodzy z Arkońskiej, nadal przeszczepiamy często i dużo, ale dziwi nas fakt, że wciąż spotykamy osoby ze Szczecina i okolic, które szukają pomocy w innych miastach i szpitalach. Jesteśmy jednym z najbardziej prężnych ośrodków transplantacyjnych w Polsce, mamy gigantyczne doświadczenie i pomagamy najlepiej jak możemy osobom czekającym na przeszczep wątroby. Zresztą nie tylko wątroby, bo w Szpitalu Wojewódzkim przeszczepiane są także nerki, a w Zdunowie również płuca.
Ale faktem jest, że niedawno jedna z wątrób ze Szczecina trafiła do Pragi czeskiej, bo dopiero tam znalazł się biorca. Tak, to prawda. Doszło do takiej sytuacji z powodu braku biorcy w Szczecinie i regionie, który miałby taką samą, rzadką grupę krwi. Mało tego, nie znalazł się odpowiedni biorca w żadnym ze szpitali w całej Polsce. Dlatego po wątrobę przelecieli do nas specjaliści z Pragi. Tam był pacjent, który pod względem wagi, wzrostu i grupy krwi mógł skorzystać z narządu.
To współpraca transplantologiczna jest zakrojona na tak szeroką, międzynarodową skalę?
Owszem. My również jesteśmy w stanie skorzystać z wątroby, która odpowiada naszemu pacjentowi, a znajduje się np. w innym kraju. Wtedy udaje się tam nasz zespół, pobiera ją i z nią wraca. Dzięki wykorzystaniu samolotów i śmigłowców możemy uzyskać narządy znajdujące się nie tylko w Polsce, ale i w innych krajach. Nie dzieje się to często, ale współpraca pod tym względem jest coraz szersza i coraz lepsza.
Panie doktorze, czy nie uważa Pan, że przeszkodą w kwalifikacji biorców mogą być kolejki do poradni leczenia chorób wątroby. W szpitalu wojewódzkim przy Arkońskiej mamy świetnych hepatologów, którzy pracują w poradni hepatologicznej i w oddziale szpitalnym, którym kieruje prof. Marta Syczewska. To wybitni specjaliści. Niestety nasza przychodnia jest jedyną publiczną poradnią hepatologiczną w Szczecinie i jedną z trzech w całym województwie. Efektem takiego stanu rzeczy są kolejki i mimo najszczerszych chęci oraz wytężonej pracy moich kolegów i koleżanek pacjenci muszą w nich czekać. A nie każdy potencjalny biorca może. Dlatego wspólnie wpadliśmy na pomysł, jak ułatwić im drogę do przeszczepu, który może być dla nich szansą na zdrowie i życie. Uruchomimy nową poradnię chirurgii wątrobowej, transplantacyjnej, w której przyjmować będą chirurdzy transplantolodzy. Będzie to de facto poradnia chirurgiczna, ale w jej ramach przyjmować będziemy właśnie takich potencjalnych biorców.
Kiedy zostanie uruchomiona?
Bardzo zależy nam na czasie. Chcielibyśmy, by poradnia ruszyła jeszcze przed wakacjami, choć już teraz nie narzekamy na brak pracy. Przyjmujemy sporo pacjentów z bardzo ciężkimi i skomplikowanymi schorzeniami. Pochodzą oni z różnych części kraju m.in. zachodniej Polski np. Wrocławia, Poznania, Zielonej Góry. Tamtejsi lekarze transplantolodzy sami przyznają, że nie podejmą się operacji takich pacjentów i dlatego kierują ich do nas.
Nowa poradnia będzie takim swoistym „korytarzem życia” dla pacjenta i przeszczepu?
Tak, bo on teraz utyka w takim „wąskim gardle”, czekając na konsultację ze specjalistą. To wygląda tak, że lekarz rodzinny najpierw słyszy o niepokojących objawach i wysyła pacjenta np. na USG i inne badania. Następnie, gdy uznaje, że pacjent ma problemy związane z wątrobą, wystawia skierowanie do hepatologa, a pacjent ustawia się w kolejce. Ale jeśli już na tym etapie są poszlaki, że pacjent i tak finalnie trafi do transplantologa, to odpowiednio przygotowany personel w rejestracji powinien takiego pacjenta wyłowić i zapisać od razu do tej naszej nowej poradni. Wtedy pacjent, który potencjalnie może potrzebować przeszczepu i nie może czekać, nie utknie w kolejkach. Chodzi o taką szybką ścieżkę transplantacyjną opracowaną w taki sposób, by oczywiście nie łamać przepisów. Żeby wszystko odbyło się zgodnie z prawem. On nie ma uprzywilejowanej pozycji, ale chodzi o to, żeby dać mu szansę. Bo co z tego, że jesteśmy ośrodkiem, który przeszczepia wątroby, skoro on nie będzie mógł skorzystać z naszych usług.
Samodzielny Publiczny Wojewódzki Szpital Zespolony przy ulicy Arkońskiej w Szczecinie jest jednym z tylko dziewięciu ośrodków znajdujących się w sześciu polskich miastach, które przeszczepiają wątroby. Wątroby przeszczepiają też zespoły w Szpitalu Uniwersyteckim nr 1 w Bydgoszczy, Uniwersyteckim Centrum Klinicznym w gdańsku, SPSK im. A. Mielęckiego Śląskiego Uniwersytetu Medycznego w Katowicach, Centralnym Szpitalu Klinicznym w Warszawie, Instytucie „Pomnik – Centrum Zdrowia Dziecka” w Warszawie, Szpitalu Klinicznym Dzieciątka Jezus w Warszawie, Uniwersyteckim Szpitalu Klinicznym we Wrocławiu i 4. Wojskowym Szpitalu Klinicznym z Polikliniką SPZOZ we Wrocławiu. Jak widać po tym zestawieniu przeszczepiają głównie szpitalne uniwersyteckie – kliniczne. My jesteśmy szpitalem samorządowym, a na dodatek zajmujemy drugie miejsce w liczbie wykonywanych transplantacji wątroby (za szpitalem przy Banacha w Warszawie) i pierwsze, jeśli chodzi o jakość – przeżywalność realizowanych przeszczepień. To oficjalne dane pochodzące z raportu Poltransplantu.
Pierwsze przeszczepienie wątroby w SPWSZ w Szczecinie odbyło się 22 listopada 2000 roku. Z najnowszego zestawienia wynika, że od tamtej pory przeszczepiono w nim ponad 1100 wątrób. To bardzo dobry wynik. Owszem, zważywszy na fakt, że początki nie były takie łatwe. Przez pierwszy rok wykonano tylko osiem przeszczepów. W następnym roku było 10 takich operacji. Później, przez kilka lat, robiono po 20 – 25 przeszczepów. W tym czasie przeszczep wątroby był prawdziwym wydarzeniem w szpitalu. Cały szpital stawał wtedy „na baczność”, to były wyjątkowe sytuacje. W którymś momencie doszło do pewnego rodzaju kryzysu kadrowego, o którym nie warto dzisiaj wspominać. Ważne jest to, że zespół z ul. Arkońskiej przesz-
czepiał, przeszczepia i zapewne będzie przeszczepiał nadal. Co więcej, robimy to coraz lepiej. Gdy lata temu zostawałem ordynatorem chirurgii i szefem zespołu transplantacyjnego diametralnie zmieniłem m.in. styl zabiegu, wprowadziłem do niego nowe techniki. To spowodowało skrócenie czasu operacji. Niektóre z nich wcześniej trwały po 16 godzin. Po wprowadzonych zmianach zabiegi stały się znacznie krótsze. Pacjent zaczął szybciej wstawać z łózka, funkcjonować i szybciej wracał do domu. Wcześniej czas pobytu w szpitalu dla takiego pacjenta wynosił 30 dni. Po zmianach – 15. Teraz praktycznie następnego dnia po przeszczepie pacjent może wstawać z łóżka.
To duży sukces.
Staliśmy się takim ośrodkiem, który zaczął wspomagać szpitale w innych miastach np. Wrocławiu i Bydgoszczy. Tamtejszych pacjentów transplantacyjnych, chirurgicznych, którzy mieli kłopoty z wątrobą, zaczęto wysyłać do nas. Mamy doświadczenie i wiemy, jak indywidualnie podejść praktycznie do każdego przypadku. Bo każdy przeszczep przecież jest inny, różni się od pozostałych. Wielu lekarzy z innych ośrodków korzysta z naszych metod i rozwiązań. To cieszy!
Niedawno transplantolodzy ze szpitala na Banacha w Warszawie chwalili się w popularnym programie jednej ze stacji telewizyjnych pewnym wyjątkowym przeszczepem wątroby.
Rzeczywiście, chodziło o pacjenta z zakrzepicą żyły wrotnej. Jest ona bardzo ważna dla życia człowieka, dla wątroby. W ogromnym skrócie – jeśli krew nie dotrze tą żyłą z jelita do wątroby, to człowiek umiera. Zakrzepica tej żyły, czyli jej niedrożność, oznacza, że przeszczep jest niewskazany. Ale my już półtora roku temu zrobiliśmy udane przeszczepienie u pacjenta z takim schorzeniem. Podłączyliśmy żyłę nerkową lewą, która jest długa, do żyły wrotnej przeszczepionej wątroby. Dzięki temu krew do niej przepływała. Będąc w Gdańsku na jednej z konferencji pokazywałem nasze rozwiązanie kolegom ze szpitala na Banacha. Byli zdumieni. Jestem szczęśliwy, że oni także podjęli się takiego zabiegu.
Czy zauważył Pan, że wzrosła transplantacyjna świadomość ludzi, jest już inne podejście do oddawania narządów do przeszczepów? Jeśli chodzi o dawców, to mamy do czynienia z coraz lepszą sytuacją. W dużej mierze dzięki mediom. Mam różne spotkania na ten temat np. z młodzieżą. Ostatnio wzięło w nim udział 3,5 tysiąca młodych osób, uczniów, zgromadzonych w jednej z hal sportowo-widowiskowych. Spotkanie dotyczyło właśnie oddawania narządów, także po śmierci. I świadomej zgody na to. To był nasz duży sukces. Widać było po tych młodych ludziach zrozumienie dla tego zagadnienia. Tak, świadomość ludzka i akceptacja takich zachowań jest coraz większa. Nie ukrywam, że jesteśmy z tego powodu bardzo zadowoleni.
W tym roku, w ciągu pięciu miesięcy, w Szczecinie przeszczepiono już ponad 30 wątrób. I każdy z pacjentów przeżył, nie było ani jednego zgonu. A przeszczepiamy wątroby osobom będącym często w bardzo poważnych stanach.
Ile ich będzie w Szczecinie do końca tego roku? Myślę, że przekroczymy 80 – 90. Taki mamy cel. Chcielibyśmy dotrzeć do tej magicznej liczby 100 przeszczepianych rocznie wątrób. I jesteśmy w stanie to zrobić. W kwietniu tego roku pięć wątrób przeszczepiliśmy w trzy dni.
Specjalista chirurgii ogólnej, naczyniowej, onkologicznej i transplantologii klinicznej, lekarz kierujący oddziałem chirurgii ogólnej i transplantacyjnej z pododdziałem chirurgii onkologicznej i oddziałem chirurgii naczyniowej Szpitala Wojewódzkiego przy ulicy Arkońskiej w Szczecinie, kierownik zespołu transplantacyjnego SPWSZ, konsultant wojewódzki w dziedzinie chirurgii naczyniowej.
Do Szczecina może się zgłosić każdy, z dowolnej części kraju?
Każdy, z całej Polski. Nie ma żadnych barier, żadnej rejonizacji. A my słyniemy z niebanalnych operacji i metod. Często robimy coś niespotykanego w innych ośrodkach. Ale to wszystko jest zawsze zaplanowane i odpowiednio przygotowane. Podejmujemy się przeszczepów, których do tej pory w Polsce nie realizowano zbyt często. Chodzi np. o przeszczepy wątrób w przypadku choroby nowotworowej dróg żółciowych. W zeszłym roku wykonaliśmy taką operację. To szansa, światełko w tunelu dla osób, dla których nie było już innych możliwości leczenia. Mamy duże możliwości zwiększenia liczby takich zabiegów, ale aby tak się stało, zarówno pacjenci jak i inni lekarze w regionie muszą wiedzieć, że takie rzeczy dzieją się właśnie tutaj, u nas, w szpitalu przy Arkońskiej.
Czym nas więc Pan i Pana zespół zaskoczy w najbliższym czasie?
Tak jak wspomniałem, chcemy wejść w jeszcze szerszym zakresie w choroby nowotworowe, jako wskazanie do przeszczepu, rozszerzyć zakres tych wskazań. To jest dla nas teraz priorytet. W czasach, gdy nowotwory dotykają coraz więk-
szej liczby osób, musimy zmierzyć się z tym wyzwaniem. Planów mamy zresztą znacznie więcej. Chcielibyśmy kupić drogą aparaturę do reperfuzji wątroby, która pozwoliłaby na sprawdzenie, jak funkcjonuje pobrana wątroba jeszcze przed przeszczepieniem. Robi się to po to, by mieć pewność, że narząd, którego stan mógłby budzić wątpliwości, możemy bezpiecznie przeszczepić, znając wyniki i parametry. Bo jeśli pobrana wątroba będzie dobrze funkcjonowała w maszynie, to podobnie zachowa się w organizmie biorcy.
Kuszono Pana transferem, propozycją zmiany barw szpitalnych, przejścia do innego szpitala w Szczecinie albo w ogóle przeniesienia się do innego ośrodka?
Owszem, były takie propozycje i nadal się pojawiają. Ale nie skorzystam. Tutaj pracuję od lat, jestem związany ze swoimi współpracownikami, tutaj mogę realizować swoje zawodowe plany, a wciąż mam ich sporo. Nieskromnie myślę, że nasz program transplantacyjny jest na bardzo wysokim poziomie. Zresztą cały oddział chirurgii funkcjonuje dobrze. To tutaj wychowałem wielu młodych lekarzy. Kończąc tutaj specjalizację, wiedzą, że są konkurencyjni na rynku. Wszyscy i wszędzie wiedzą, gdzie oraz u kogo uczyli się zawodu. Myślę, że dzięki temu mają dużo lepsze perspektywy.
rozmawiał: Dariusz Staniewski/foto: Alicja Uszyńska
Jubileusz salonu Szyk to wyjątkowa okazja i ukłon w stronę naszych klientek. To dzięki Wam wspólnie Tworzymy historię tego miejsca. Miejsca, które 25 lat temu otworzyła Danuta Czernicka a teraz my, młodsze pokolenie możemy z dumą kontynuować Jej dzieło. Naszym największym atutem jest możliwość skorzystania z usług fryzjerskich oraz kosmetycznych w jednym miejscu.
Salon Szyk to doświadczony, zaangażowany i lojalny zespół z tytułem czeladnika, mistrza, magistra kosmetologii i chociaż tytuły dyplomy czy wyróżnienia zdobyte na przestrzeni lat są dla nas bardzo ważne to ilość klientek, które nam zaufały jest największą z nagród i bardzo Wam za to dziś dziękujemy.
/ szyksalonlangiewicza
/ szyksalonlangiewicza
www.izabelasimonides.pl