Biuletyn podProgowy
JAZZ RO CK Wywiad
październik/listopad 2011
Pol-Jazz-Rock Niemcy: Jazz-rock z nadreńskiego kraju
Dikanda
Sylwetki
Weather Report Guy Manning Airbag
Recenzje
Felieton
Chick Corea i jego powrót do banalności Płyty nieprzesłuchane
Mastodon, Władysław Komendarek, Steven Wilson, Pain Of Salvation, Arch/Matheos, Closterkeller...
I decided to goMilesa electric Davisa all the way szturm na lata 70.
październik-listopad 2011
Nota redakcyjna
J
azz-rock czy też, jak kto woli, fusion to osobliwe zjawi-
To, co pragniemy Tobie, drogi czytelniku, zaproponować wraz
sko. Przyznają się do niego sympatycy rocka, przyznają
z nowym numerem Biuletynu podProgowego, to właśnie przegląd
się i fani jazzu. Jednocześnie jednak słuchaczom rocka,
wartościowych zjawisk z kręgu jazz-rocka. Można powiedzieć, że
nawet tego okraszonego przymiotnikiem „progresywny”,
chcieliśmy zwrócić tu uwagę na absolutny kanon (Miles), zalecaną
jazz-rock nierzadko jawi się jako coś skomplikowanego i trudnego
lekturę uzupełniającą (zestaw niemieckich kapel), garść ciekawo-
do ogarnięcia, zaś sympatycy jazzu częstokroć zawstydzą się na
stek i płyt wartych przypomnienia (polscy wykonawcy), sylwetkę
samo słowo „fusion”, wzruszą ramionami i rzucą krótki komen-
klasyków oraz coś do dyskusji (teksty o Weather Report i Return
tarz: „komercja”. Prawda, jak zwykle w takich przypadkach bywa,
to Forever). Oprócz tego, czeka na Ciebie w nowym Biuletynie
leży po środku.
mnóstwo recenzji płyt nowych i starych, wywiadzik, kolejna część
Wybuch na początku lat 70. swoistej mody na łączenie elementów
podróży muzycznej dookoła globu i... wiele innych atrakcji.
jazzu i rocka był w muzycznym świecie objawieniem. I jak wszyst-
W następnym numerze będziemy chcieli m.in. przyjrzeć się cieka-
ko, co popularne idea fusion szybko uległa dewaluacji. Wielu jazz-
wym wydawnictwom z 2011 roku. Jeśli macie swoje typy, chcie-
manów rzuciło się na rock licząc na odniesienie spektakularnego
libyście sami napisać laurkę jakiejś płycie – piszcie, czekamy na
sukcesu komercyjnego. Muzycy rockowi z kolei nieumiejętnie, czy
maile od Was.
też raczej: na miarę swoich możliwości, starali się komplikować
A na koniec musimy poinformować, że od tego numeru nasz Biu-
własne kompozycje, próbując uwolnić je od łatki muzyki łatwej,
letyn ukazywać się będzie co dwa miesiące. Oddalcie jednak od
lekkiej i przyjemnej.
siebie smutek i niech widmo żałoby nie krąży nad nikim i niczym.
Pojawili się też artyści, którzy wyznaczali nowe szlaki na muzycz-
Zapału, pomysłów i sił nam nie brakło. Co to, to nie! Ale nasze
nej mapie XX wieku, grupy, które umiejętnie tworzyły w ramach
oddanie tej idei sprawia, że inne atrakcje życia cierpią. A ile moż-
tego gatunku, rozwijały go, poszerzały jego definicję. Wykonawcy,
na kobietom mówić, że głowa nas boli, po czym wymykać się do
którzy zostawili po sobie, jakby na to nie spojrzeć, świetne nagra-
kuchni, by chyłkiem pisać kolejny tekst do Biuletynu? Życie nam
nia, które po czterdziestu latach wciąż intrygują, wciąż urzekają
miłe. Jakość Biuletynu także. Czekajcie zatem niecierpliwie na
słuchaczy, a młodych adeptów sztuki muzycznej – inspirują.
kolejny numer, a do tego czasu... zaczytujcie się w bieżącym – ślicznym, pachnącym i w kolorze. Miłej lektury! Redakcja Biuletynu podProgowego
Redakcja Biuletynu podProgowego Marcin Łachacz, Jacek Chudzik autorzy numeru: Krzysztof Baran, Jacek Chudzik, Michał Jurek, Aleksander Król Bartosz Michalewski, Konrad Sebastian Morawski, Krzysztof Pabis, Paweł Tryba stali współpracownicy: Paweł Bogdan, Krzysztof Michalczewski, Jan Włodarski kontakt: www.ProgRock.org.pl, email: progrock@progrock.org.pl, tel: 501 655 103
2
biuletyn podProgowy
październik-listopad 2011
Spis treści
październik-listopad 2011/06
Temat z okładki
I decided to go electric all the way Milesa Davisa szturm na lata 70.
Pol-Jazz-Rock Niemcy: Jazz-rock z nadreńskiego kraju
Wywiady
Dikanda
17 26 24 32
Recenzje 34 Mastodon Władysław Komendarek Steven Wilson Pain Of Salvation Arch/Matheos Closterkeller Mark Clarke Żmij Sylvian David Jethro Tull
Sylwetki
Guy Manning Weather Report Airbag
Felietony
6 30 10
Chick Corea i jego powrót do banalności Płyty nieprzesłuchane
4 9
Książki i wydawnictwa DVD 360 płyt dookoła świata Kanon Quiz
42 12 45 52
biuletyn podProgowy
3
październik-listopad 2011
Chick Corea
i jego powrót do banalności
T
en tekst nie będzie o Chicku Corei, meandrach jego kariery, kolejnych albumach i koncertach. Zabraknie w nim dat i faktów z biografii tego artysty. Chick wielkim artystą jest – z tym także nie będę polemizować. Ten tekst będzie o relacji ja-Corea, o tym dlaczego nie ufam Corei i dlaczego nigdy nie kupię większości płyt Return to Forever.
Corea muzyką fusion zarażony został
niesłychany sukces. Na koncerty grupy publika zaczęła walić drzwiami
przez Milesa Davisa, w którego ze-
i oknami. Za wydawnictwo sztandarowe dla odrodzonego zespołu ucho-
spole grał w końcówce lat 60. Wniósł
dzi Romantic Warrior z 1976 roku. I nie da się ukryć, że odświeżony
swój wkład do takich dzieł, jak Filles
skład grupy zaprezentował muzykę niezwykle ciekawą i pociągającą dla
de Kilimanjaro, In A Silent Way, czy
szerszej publiczności. Tyle, że dużo większy akcent położony na wszelkie
– przede wszystkim – Bitches Brew. Metaforycznie rzecz ujmując, z tej
elektryczne bajery (które sprawiły, że brzmienie zespołu stało się plasti-
ostatniej płyty wyrasta muzyka fusion jako taka, ale trzy najpopularniej-
kowe, wręcz kiczowate) oraz zastąpienie wpływów latynoskich rockiem,
sze zespoły reprezentujące ten ruch są w niej wyjątkowo mocno zakorze-
strywializowało oblicze zespołu. Był to jednak wciąż jazz-rock z krwi i ko-
nione: Mahavishnu Orchestra Johna McLaughlina, Weather Report Joe
ści, wprawdzie mało ambitny, ale w bardzo dobrym wydaniu. Na tyle, że
Zawinula i Wayne’a Shortera oraz Return to Forever Chicka Corei. Każdy
zespół szybko stał się „klasycznym”. Czego więc się czepiać? Mało to ar-
zespół inny, każdy wyjątkowy... a przynajmniej do czasu. Nie pochylając
tystów wybierało łatwy szmal i nagrywało mierne płyty, będące zwykłym
się w tym momencie nad upadkiem Mahavishnu i popularnych Pogody-
skokiem na kasę? Zajmujemy się tu w końcu muzyką rozrywkową, czy
nek, przyjrzyjmy się jak to Chick Corea pozwolił zgnić Return to Forever.
nie? Wszystko rozbija się jednak o wiarygodność...
Pierwsze wcielenie Return to Forever było zjawiskowe – delikatne, efe-
„Wieczność”, do której Corea pragnął powrócić, definiował w wywiadach
meryczne, nastrojowe i pełne liryzmu. Z ogromnym wdziękiem łączyło,
jako „istotę osobowości”. Mówił: „Człowiek jest w końcu bardzo świadom
co prawda elektryczny, ale niezwykle subtelny jazz i muzykę latynoską.
samego siebie. To właśnie określa ową «wieczność»”. Bardzo ładnie. Ale
Tytuł debiutu formacji oddawał zresztą klimat muzyki idealnie – Light As
jaka była muzyczna osobowość Chicka Corei tuż przed powołaniem do
A Feather (1972). Druga płyta, zatytułowana po prostu Return to Forever,
życia Return to Forever? O Bitches Brew już wspominałem, warto jed-
utrzymana w tym samym duchu, lecz zarazem fenomenalnie rozwijająca
nak w tym kontekście dodać, że Corea (do spółki z Keithem Jarrettem)
styl grupy, okazała się nawet lepsza od debiutu, a J.E. Berendt nazwał
należeli do tej frakcji wśród klawiszowców Milesa, którzy bardzo opornie
ją „jednym z najbardziej optymistycznych produktów nowego jazzu”.
przyjmowali rzekome dobrodziejstwa podpinania ich instrumentów do
Z zespołem postanowiła pożegnać się jednak dwójka muzyków, a prywat-
prądu. W 1970 roku Corea zaangażował się (do spółki z m.in. z Antho-
nie mąż i żona: Airto Moreira (instrumenty perkusyjne) oraz Flora Purim
nym Braxtonem i Davidem Hollandem) w projekt o nazwie Circle, które-
(wokal). Oficjalnie ten rozłam doprowadził do zawieszenia działalności
go ojcami chrzestnymi byli Stockhausen, John Cage i Ornette Coleman.
Return to Forever w 1973 roku.
W tym samym roku nagrywał też płyty dla ECM. Na tle takiego muzycz-
Po krótkiej przerwie zespół się reaktywował, a jego nową twarzą stał się
nego CV pierwsza odsłona Return to Forever niewątpliwie jawić się może
gitarzysta Al Di Meola. Kolejne albumy przyniosły Return to Forever
jako uproszczenie względem dotychczasowych dokonań. Fusion było po-
4
biuletyn podProgowy
październik-listopad 2011 pularne, było muzyczna modą i wyzwaniem dla prawdziwych artystów
tryczne pianino), Stanley Clarke (bass), Airto Moreira (instrumenty per-
było zaangażowanie się w ten ruch z zachowaniem twarzy. Pierwsze albu-
kusyjne) – czyli trójka muzyków Return to Forever. Na perkusji – Tony
my nowej formacji Chicka pokazały, że jest to możliwe, że można stwo-
Williams. W moim odczuciu Captain Marvel pokazuje kierunek w jakim
rzyć coś wyjątkowego i ponadprzeciętnego.
powinien, a przynajmniej w jakim mógł podążyć Return to Forever. Tak,
Coś jednak poszło nie tak... Oficjalnie Coreę opuścili Airto Moreira i Flora
mógł – pięć na sześć kompozycji z tej płyty jest autorstwa Corei, cały
Purim. Argumentował on potem, że nie był w stanie znaleźć odpowied-
krążek otwiera zaś znana fanom Return to Forever La Fiesta.
niego wokalisty, by uzupełnić tę lukę. Czy próbowano szukać kogoś na
W muzyce popularnej zdarzają się różne kameleony, farbowane lisy i im
miejsce zjawiskowej Flory, czy też postanowiono wykorzystać całe zamie-
podobne. Większość przyjmuje się z dobrodziejstwem inwentarza. Jed-
szanie do przeorganizowania, również stylistycznego, zespołu? – na to
nak tego jednego nie jestem w stanie. Nie kupuję typowo jazzorockowej
pytanie nie padnie nigdy jednoznaczna odpowiedź. Warto jednak zwró-
odsłony Return to Forever. Nie daję sobie wciskać kitu, jakim były tłuma-
cić uwagę na pewne fakty. Najważniejszym z nich wydaje się być sukces
czenia odnośnie zmiany stylistyki zespołu. Cieszę się z dwóch albumów
„konkurencyjnego”, prowadzonego jednak przez gitarzystę, zespołu –
pierwszego Return to Forever – co więcej tak naprawdę mogę? – i ubo-
Mahavishnu Orchestra. Pierwsze Return to Forever jeśli odniosło sukces,
lewam, że stały się one jedynie etapem, pomostem między wyrafinowa-
to głównie artystyczny. Chick postanowił zatem zatrudnić... gitarzystę.
nym free, a pospolitym i plastikowym rzępoleniem dla mas. Chick płynąc
Tłumaczył to posunięcie w następujący sposób: „Zaintrygował mnie no-
z prądem zgarnął wprawdzie nie tylko trochę, ale całkiem sporo kokosów,
woczesny sposób gry na gitarze elektrycznej, jej brzmienie. Uważam, że
zapisał się jednak w historii, jako kopista Mahavishnu, którego najwięk-
obecnie gitara jest instrumentem najbardziej komunikatywnym”. Tak
sze dzieło (Romantic Warrior), nazywane bywa „połączeniem wszyst-
więc w 1973 roku Chick Corea obudził się i docenił moc instrumentu, ja-
kich elementów zaistniałych do tej pory w jazzie” (J. Niedziela), on sam
kim jest gitara.
zaś określony został jako człowiek, „dla którego wierność stylistyczna
Kluczowym słowem przywoływanej przed chwilą wypowiedzi Corei bę-
znaczyła niewiele” (A. Schmidt).
dzie „komunikatywność”, zdradza ono bowiem założenia leżące u pod-
Już w ramach post scriptum jeszcze jeden przykład, jedno nazwisko, na
staw nowego zespołu. Co ciekawe, nasz bohater plątał się często w ze-
które być może część czytelników czeka – Herbie Hancock. Czyż więk-
znaniach. W 1976 roku, czasie największego tryumfu Return to Forever,
szość zarzutów wysuwanych tu pod kątem Corei nie można wykorzy-
zdarzyło mu się powiedzieć: „Obecnie gram dokładnie to, co chcę grać
stać przeciw Hancockowi, który w pewnym momencie stał się królem
i jestem z tym szczęśliwy”. W tym samym wywiadzie mówił, że zależy mu
komercyjnej płycizny? Część – tak. Różnica jest jednak taka (nie licząc
na „uprzyjemnianiu życia nie tylko swojego ale i innych”. W innym zaś
ściemniania w wywiadach), że o ile Hancock wytyczał pewne trendy, Co-
miejscu przyznawał wprost, że: „Teraz zamiast grać dla siebie, staram
rea dreptał kilka kroków za nim. Dziś to o autorze albumu-hiciora Head
się grać dla innych”. Biedny Corea musiał w tym czasie niestety bardzo
Hunters mówi się, że jako jeden z pierwszych wybrnął z pułapki fusion
często bronić swą nową twórczość, bowiem źli dziennikarze nieustannie
i bogatszy o doświadczenia tej stylistyki powrócił, wraz z nagraniem
pytali o jego muzyczną konwersję (od free do czystej komercji w trzy lata),
V.S.O.P. (1976; rocznik – przypomnijmy – Romantic Warriora), do tra-
a także dopytywali się o chęć dorównania Mahavishnu.
dycji jazzowej. Gdyby Corea nie zszedł ze ścieżki wytyczonej pierwszymi
Wszystko, co wyżej opisałem uznajmy jednak za dodatek, tło, swoiste do-
dwoma albumami Return to Forever, gdyby trzeci album formacji zawie-
powiedzenie. Mój sceptycyzm co do nowego Return to Forever ma swoje
rał muzykę w duchu Captain Marvela, dziś moglibyśmy powiedzieć, że
źródło zupełnie gdzie indziej. 3 marca 1972 roku w Nowym Jorku swo-
w połowie lat 70. Corea nadał nowy kierunek muzyce. Tymczasem po-
ją nową płytę zarejestrował Stan Getz. Płytę, od razu dodajmy, bardzo
zostaje nam ze smutkiem skonstatować, że prawdziwy potencjał tkwiący
dobrą, by nie powiedzieć, że wybitną, łączącą delikatny elektryczny jazz,
w zespole Chick sprzedał za garść dolarów.
z klimatami południa. Album ten zatytułowany został Captain Marvel.
Cóż... Niektórzy twierdzą, że „wszyscy artyści to prostytutki”. Jacek Chudzik
2011
polskie albumy
Getz gra na saksofonie tenorowym, a towarzyszy mu... Chick Corea (elek-
biuletyn podProgowy
Obscure Sphinx - Anaesthetic Inhalation Ritual, Tom Sawyer - Terrorist, Xanadu - The Last Sunrise, Rudź Przemysław - Cerulean Legacy, Tides From Nebula - Earthshine, Lunatic Soul - Impressions, Tune - Lucid Moments, Landscape - Outside Of Nowhere, Light Coorporation - Rare Dialect, Millenium - White Crow, Twilite - Quiet Giant, Loonypark - Straw Andy, Uda - Witaj pokarmie.
5
październik-listopad 2011
Manning bajki dla dużych dzieci
N
a płyty pewnych artystów (zwłaszcza tych z dłu-
z którymi Guy zdobył pierwsze koncertowe szlify, były działające w Leeds
gachnym scenicznym stażem) czeka się latami,
na początku lat 80tych Let’s Eat i Bailey’s Return. Do ulubionego art.
a i tak nieraz to, co dostajemy, nijak swoim po-
rocka powrócił w 1987 roku w zespole Through The Looking Glass, łą-
ziomem nie przystaje do dokonań dawniejszych.
czącym progres ze scenicznym teatrem grozy inspirowanym koncertami
Bo w zespole zaczęły się tarcia, bo trzeba iść z du-
Alice’a Coopera. Wewnętrzne tarcia spowodowały szybki rozpad zespo-
chem czasu, bo ktoś przeszedł duchową przemianę, otworzył się na nowe
łu jeszcze przed dokonaniem profesjonalnych nagrań. Nie był to jednak
brzmienia, bo zupa w stołówce studia była za słona… Rozwój to cnota –
okres zmarnowany. Część repertuaru skomponowana przez Guya pojawi-
o ile przynosi wymierne rezultaty. Bo równie dobrze można z żela-
ła się na jego debiutanckim albumie. Poza tym w Through The Looking
zną konsekwencją kultywować styl, w którym czujemy się komfortowo
Glass nawiązał współpracę z keyboardzistką Julie King (przez krótki
i dostarczać fanom płyty może i przewidywalne, ale za to takie, jakie na
okres kontynuowali zresztą wspólne muzykowanie pod szyldem King’s
pewno polubią. Wiem, że pachnie to złotą zasadą inżyniera Mamonia, ale
Glass), która nieraz jeszcze miała się pojawić na albumach artysty.
sami powiedzcie – czy nie macie jakiegoś ulubionego wykonawcy, od któ-
Zespół o dziwacznej nazwie Gold Frankincense & Disk Drive okazał się począt-
rego oczekujecie wciąż tego samego? Wiedziałem! Ja też mam. Ot, choćby
kiem ważnej dla Guya współpracy z keyboardzistą Andy Tillisonem. Płyty nie
Guya Manninga. Człowieka, który swoją muzyczna formułę zdefiniował w
wydali, ale przez moment mieli na pokładzie drugiego klawiszowca i to nie byle
1999 roku albumem Tall Stories For Small Children i od tego czasu po-
jakiego – znanego z Van Der Graaf Generator Hugh Bantona. Zresztą nazwa tej
wiela ją na kolejnych wydawanych rok po roku krążkach. Krążkach, które
klasycznej formacji nie raz jeszcze pojawiała się w kontekście późniejszych ar-
wciąż wypełniają tchnące świeżością dźwięki.
tystycznych dokonań Tillisona – także tych z Guyem w składzie. Tillison i Man-
Solowy debiut pochodzącego z Leeds multiinstrumentalisty nastąpił dość
ning sformowali wkrótce nowy zespół Parallel Or 90 Degrees. Ich pierwszym
późno – Guy miał wtedy 42 lata. Ale też były to lata wypełnione najlepszą
dokonaniem była rozsyłana na zamówienie kaseta (gdzie te czasy?) No More
dla rockowego muzyka szkołą – graniem w lokalnych składach, pozna-
Travelling Chess z mieszanką coverów Petera Hammilla i repertuaru autorskie-
waniem ludzi, z którymi potem porywał się na coraz śmielsze projekty.
go. Taśma spotkała się z zainteresowaniem Malcolma Parkera, szefa wytwórni
Bo i zaczął z wysokiego C. Jeszcze w szkole sformował trochę na zasadzie
Cyclops Records. Jej wydana w 2001 roku reedycja na CD pozostaje jedyną
łapanki kapelę (część członków grała w szkolnej orkiestrze!), z którą za-
płytą Parralel nagraną z udziałem Guya, bo nasz bohater,który, korzystając
mierzał grać kilkudziesięciominutowe art rockowe suity. Plan spalił na
z okazji, dał też Parkerowi własne nagrania demo, dostał zielone światło na
panewce, ale miłość do długich form pozostała. Kolejnymi projektami,
nagranie albumu i postanowił pójść na swoje.
6
biuletyn podProgowy
październik-listopad 2011 Tall Stories For Small Children
formy krótsze, piosenkowe. Nic w tym złego, taki płodozmian jest nawet
W reedycji Tall Stories For Small Children (1999) Guy wspomina: Pierw-
wskazany. Gorzej, że w typowej już dla Guya miksturze progresu i fol-
sza płyta powinna zwierać to, co najlepsze z całego materiału, jaki
ku gdzieś zagubiła się tym razem jego główna siła – wspaniałe melodie.
uzbierał ci się przez lata. Czułem, że mam dobrze zbalansowany zestaw
Te z Cascade owszem, były przyjemne, ale jednak nie porywające. Na tle
piosenek, ale Malcolm Parker, chciał więcej rzeczy epickich. Tak więc
poprzednich dwóch wydawnictw płyta była obniżeniem lotów. Manning
część utworów pierwotnie planowanych na album wypadała, a weszły
jednak kilkakrotnie jeszcze nagrywał wyłącznie piosenkowe albumy.
inne, nad którymi właśnie pracowałem. (…) Wciąż jestem dumny z tego,
Z lepszym skutkiem.
co osiągnęliśmy w 1999 roku, gdy nagrywanie w domach wciąż stało na dość prymitywnym szczeblu rozwoju. I faktycznie, Tall Stories… może
The Ragged Curtain
się podobać. Dzięki wyraźnym liniom melodycznym, zaangażowaniu wo-
Zdecydowanie bardziej skomplikowanym dziełem okazało się The Rag-
kalnemu Guya, przeplataniu fragmentów elektrycznych z akustycznymi.
ged Curtain (2002), zwłaszcza wieńcząca całość dwudziestopięciominu-
Ale też – z perspektywy jego późniejszych płyt – jest stosunkowo uboga
towa suita, łącząca w sobie wszystko, czym Manning nasiąkł w młodości:
brzmieniowo. Wszystkie charakterystyczne dla brzmienia Manninga or-
hard rock, folk, jazz (znów nieoceniona Laura Fowles!), rock symfonicz-
namenty: skrzypce, flet, saksofon – przyszły dopiero później. Tall Sto-
ny. W krótszej formie Where Do All Madmen Go? pojawił się natomiast
ries… była zbiorem trzech kilkunastominutowych suit i utworów krót-
rytm reggae – tego u Guya jeszcze nie słyszeliśmy. The Ragged Curtain,
szych.
jak na standardy Manninga, jest płytą dość trudną w odbiorze, wymagającą nieco więcej przesłuchań, by w pełni ją docenić.
Guy lubi własne przemyślenia wkładać w usta wymyślonych przez siebie bohaterów, każe im przeżywać rozmaite perypetie. Jest kimś w rodzaju współczesnego bajarza.
View From My Window Nagranie kolejnego solowego albumu w 2003 roku było krokiem jak najbardziej spodziewanym. View From My Window okazał się dziełem bardzo wyciszonym, nastrój większości utworów lepiej korespondował z widokiem skąpanego w deszczu Nowego Jorku w środku bookletu niż
Akcenty horrorystyczne z czasów pechowego Through The Looking Glass
z arabeskami z okładki. W Blue Girl i dwudziestominutowym Suite: Dre-
najwyraźniej dają się słyszeć na początku The Last Psalm, gdzie wyłania-
ams pojawiły się wręcz akcenty smoothjazzowe, jak ze starej dobrej szko-
jący się z posępnego, klawiszowego tła standard Somewhere Over The
ły Matt Bianco czy Sade. Orientalizmy w utworze tytułowym były upraw-
Rainbow (znany z filmu Czarnoksiężnik z Krainy Oz) sprawia naprawdę
nione tym bardziej, że był on protest songiem przeciw wojnie w Iraku. Nie
upiorne wrażenie. Na wyróżnienie zasługuje epicki The Rise And Fall Of
można jednak nie wspomnieć o otwierającym całość Phase – jedynym
Abel Mann. Nie dlatego, żeby jakoś szczególnie wybijał się ponad resz-
żwawszym w tym zestawie utworze. Szybkim, zaraźliwie melodyjnym, ka-
tę materiału. Opisana w nim historia samobójcy stanowiła za to punkt
pitalnym – energią tej jednej kompozycji można było spokojnie obdzielić
wyjścia do snucia dalszej opowieści, która posłużyła za kanwę jednego
resztę płyty. Dodajmy – nie jedynej płyty, pod jaką Manning podpisał się
z najlepszych albumów Manninga A Matter Of Life And Death. Na Tall
w 2003 roku. Andy Tillison nie zapomniał o dawnym kompanie – nieraz
Stories… Manning objawił się jako tekściarz, lubujący się w fabułach. Sto-
pojawiał się na jego wydawnictwach, a po zawieszeniu działalności Pa-
jący na krawędzi dachu Abel Mann, żołnierz modlący się w okopie w The
rallel Or 90 Degrees zaprosił go do nowo formowanej grupy. Ba! Super-
Last Psalm – Guy lubi własne przemyślenia wkładać w usta wymyślonych
grupy! Jak inaczej nazwać zespół, w którym na klawiszach gra Tillison,
przez siebie bohaterów, każe im przeżywać rozmaite perypetie. Jest kimś
na saksofonie David Jackson, za akustyczne inkrustacje wszelkiej maści
w rodzaju współczesnego bajarza.
odpowiada Manning, a reszta instrumentalistów wywodzi się z Flower Kings? Wraz z albumem The Music That Died Alone narodziło się The
The Cure Już na wydanym rok później The Cure Guy wzbogacił skład zespołu o skrzypce Iaina Fairbairna i saksofon Laury Fowles, z którymi nawiązał
Tangent – jedna z najważniejszych współczesnych kapel progresywnych (choć niektórzy wolą określenie retro-progowych, niech im będzie) i trwa z powodzeniem do dziś.
wieloletnią współpracę. Ukonstytuowało się charakterystyczne brzmienie. Na Tall Stories… instrumenty pełniły niejako służebną rolę wobec
A Matter Of Life And Death (The Journal Of Abel Mann)
snutej przez wokalistę opowieści. Tu ciężar został przesunięty nieco bar-
Po wygaśnięciu kontraktu z Cyclops Manning dostał się pod skrzydła
dziej na sidemanów, szczególnie Laurę Fowles, która podobnie jak pryn-
amerykańskiej ProgRock Records. Angaż w większej wytwórni przełożył
cypał musiała się sporo nasłuchać Van Der Graaf Generator, co słychać
się na możliwość współpracy ze znakomitym grafikiem Edem Unitsky-
zwłaszcza w suicie Falling.
’m, którego bajkowe, pastelowe obrazy idealnie pasowały charakterem do twórczości Guya. Trzy nagrane dla ProgRock albumy cechowały się
Cascade
wyjątkowo bogatą oprawą. Zresztą, jeśli kooperację z Unitskym zaczyna-
Pewną zmianę formuły przyniósł album Cascade (2001). Tym razem
ło się od koncept albumu o całym ludzkim życiu – było co ilustrować.
obyło się bez trwających ponad kwadrans kompozycji. Album wypełniły
Wspomniana już płyta A Matter Of Life And Death (The Journal Of Abel
biuletyn podProgowy
7
październik-listopad 2011 Mann) wyjaśniała, co popchnęło do desperackiego kroku samobójcę z su-
publikacji pod koniec 2008. roku album Number Ten (okładka przed-
ity umieszczonej na pierwszej, wydanej przed laty płycie i opisywała jego
stawiała drzwi na Downing Street pod wiadomym numerem) przeleżał
dalsze losy. Tym razem Manning postawił na formy krótkie, choć przecież
na półce kilka miesięcy, by, ukazując się na początku następnego roku,
w swoim duchu – bogate i wielowątkowe. Najlepsze zostawił na koniec.
lepiej wryć się w pamięć słuchaczy i mieć większe szanse w rocznych pod-
Wyciszona ballada Out Of My Life i radosny, wręcz rock’n rollowy finał
sumowaniach. Przesunięcie premiery na luty 2009. nie przełożyło się na
Midnight Sail to prawdziwe perełki.
powodzenie Number Ten w rankingach, ale nie może być mowy o artystycznej porażce. Rześko swingujące Bloody Holiday, delikatna ballada
One Small Step
An Ordinary Day, pełna zaskoczeń suita A House On The Hill – to tylko
Album One Small Step, a przynajmniej jego tytułowa ogromniasta suita,
kilka fragmentów bardzo udanej całości. Zresztą przy okazji promocji
stanowił lekki stylistyczny skok w bok. Manning nigdy nie stronił od fol-
Number Ten Manning został zaproszony na prestiżowy festiwal ROS-
kowych inspiracji, tym razem postanowił wprost nawiązać do twórczości
fest w amerykańskim Gettysburgu – już to wyróżnienie mogło świadczyć
artystów w rodzaju Ala Stewarta czy Roya Harpera i nagrać długi utwór,
o poważaniu w progresywnym światku. Świadom swojej rosnącej popu-
który wykonać można by było tylko przy pomocy gitary akustycznej, rolę
larności Guy 1 maja 2010. ostatecznie zakończył współpracę z The Tan-
reszty zespołu ograniczając do doraźnego akompaniamentu w tle. Wyszło
gent. W ciągu siedmiu lat współpracy nagrał z formacją Tillisona pięć płyt
na pewno inaczej niż zwykle – urokliwie, choć może miejscami ciut mo-
studyjnych, dwie koncertówki i DVD, równolegle prowadząc karierę so-
notonnie. Nawet gra na flecie znakomitego gościa, Martina Orforda, za-
lową. Imponujący wynik!
znaczona była tylko symbolicznie. Znakomicie sprawdziły się za to utwo-
Niestety, Number Ten była ostatnią płytą nagraną w składzie z Laurą
ry krótsze. Takie Night Voices ma wszelkie walory przebojowej folkowej
Fowles. Na kolejnym albumie Charlestown (2010) pojawiła się nowa
piosenki i jest zdaniem niżej podpisanego najlepszym w ogóle piosenko-
saksofonistka, Alison Diamond. Muzycznie było dość typowo. Potężna
wym drobiazgiem, jaki Guy popełnił. In Swingtime rzeczywiście świetnie
trzydziestopięciominutowa suita, opowiadająca o miotanym sztormem
swingowało, także dzięki saksofonowi Laury. Warto też wspomnieć No
statku (z tekstu nie wynika, czy bosman zapiął płaszcz i zaklął), w której
Hiding Place – z uwagi na tekst dotyczący masakry w szkole w Biesłanie.
folk walczy o lepsze z blues rockowymi gitarami. Plus kilka drobiazgów jak rozpędzony A Man In The Mirror czy delikatna Caliban And Ariel,
Anser’s Tree
oparta na motywach Szekspirowskiej Burzy.
Kolejnym koncept albumem okazał się Anser’s Tree – opiewający przodków doktora Jonathana Ansera urodzonego w… 2089 roku i mieszkającego w Szkocji – na jednym z ostatnich niezatopionych wskutek efektu cieplarnianego skrawków lądu. Płyta była porcją sympatycznych, krótkich kawałków, niestety z nieco rozmytymi melodiami. Aranżacyjną ciekawostką był na pewno utwór Dr Jonathan Anser – powolny, posępny, oparty na jednostajnej grze klawiszy. Jako całość płyta była jednak spadkiem formy. Anser’s Tree było też zarzewiem krótkotrwałego konfliktu Manninga z jednym z czołowych polskich dziennikarzy, zajmujących się
Mannig jawi się natomiast jako przewidywalny serial z regularnie nadawanymi kolejnymi odcinkami, które niezmiennie cieszą widownię. O Guyu można powiedzieć wiele oprócz tego, że jest nowoczesny. Wszystkie rozwiązania, jakie stosuje, wynaleziono już w latach siedemdziesiątych.
rockiem progresywnym. Zdetonowany cierpkimi słowami recenzenta Guy poprosił uprzejmie, by ten już nigdy nie oceniał jego płyt. No cóż, na-
Margaret’s Children
wet jako zaprzysięgły fan Manninga będę tu bronił kolegi po piórze. Oce-
6.11.2011r. będzie miała miejsce premiera nowego krążka Manninga –
nił uczciwie, napisał to, co myślał. Taka jego rola. Na szczęście panowie
Margaret’s Children, w warstwie fabularnej stanowiącego sequel Anse-
nadal pozostają w dobrych stosunkach, może dzięki wyjątkowo ciepłej
r’s Tree. Guy zawsze chciał powrócić do tej sagi, zwłaszcza, że miał już
opinii tego samego dziennikarza o następnej płycie Manninga, wydanej
punkt wyjścia. Kiedy album ukazywał się w 2006 roku, autor wspólnie
po przeprowadzce do brytyjskiego Festival Music Songs From The Bil-
z Edem Unitskym opracowali szczegółowy plakat drzewa genealogicz-
ston House. I słusznie, bo to kapitalny album! Tym razem nasz bohater
nego Jonathana Ansera, dodawany do płyt zamawianych drogą inter-
nie silił się na suity, serwując zestaw utworów krótkich, choć rozbudowa-
netową. Figurowało na nim tyle nie umieszczonych na albumie postaci,
nych formalnie (czego najlepszym przykładem jest ozdobione solówkami
że kontynuacja była kwestią czasu. Kiedy piszę te słowa, znany jest tylko
gitary, saksofonu, skrzypiec i fletu Lost In Play). Piosenki tchnęły folkową
jeden utwór z nadchodzącego albumu – Flemming Barras 1645-??? (The
aurą, były świeże i jak zwykle bardzo melodyjne. Ta sielankowa atmosfe-
Year Of Wonders). W szybkim tempie, z wyeksponowanym Hammon-
ra kłóciła się trochę z warstwą tekstową, opowiadającą o nawiedzonym
dem, ale też jak najbardziej Jethrotullową wstawką fletu. Od początku do
domu. Autentycznym. Latem 2006go roku Manning grał koncert na fe-
końca rozpoznawalny jest styl Manninga, i to będącego w dobrej formie.
stiwalu Summer’s End w angielskim Bilston. Spędził tam kilka dni i miał
Haczyk został zarzucony – na pewno sięgnę po całość. Jak rozwinie się
okazję zwiedzić okolicę. Tuż za miastem stał okazały, szczelnie zabity de-
historia rodu Anserów? Nie mam pojęcia. Sam Mannig jawi się natomiast
skami dom z niepokojącym napisem na drzwiach: Nie wchodzić! Ostatni,
jako przewidywalny serial z regularnie nadawanymi kolejnymi odcinka-
który wszedł – zginął! Nie wiadomo, czy chodzi o duchy, czy o budow-
mi, które niezmiennie cieszą widownię. O Guyu można powiedzieć wiele
lane brakoróbstwo – grunt, że wyobraźnia artysty została zapłodniona,
oprócz tego, że jest nowoczesny. Wszystkie rozwiązania, jakie stosuje,
dając szereg historii, które mogły wydarzyć się w tajemniczej posiadłości.
wynaleziono już w latach siedemdziesiątych. Tym niemniej do zapozna-
Songs From The Bilston House zostało zauważone przez branżę – było
nia się z jego muzyką zachęcam wszystkich – także tych zapatrzonych
nominowane do tytułu najlepszego albumu 2007 roku Classic Rock So-
w technologiczne nowinki serwowane przez Stevena Wilsona, Bruce’a
ciety, co w praktyce oznacza, że Guy zyskał pewną markę w kręgach bry-
Soorda czy Giancarlo Errę. Istnieje całkiem spora szansa, że coś z twór-
tyjskiego progresu – do tej bowiem dziedziny w praktyce ograniczają się
czości Manninga przypadnie Wam do gustu. Może nie cała dyskografia,
zainteresowania CRS.
może jeden album, a może po prostu pojedyncza piosenka. Akustyczny drobiazg albo rozbudowany epik. Dwanaście albumów na koncie – jest
Number Ten Jako że apetyt rośnie w miarę jedzenia, włodarze Festival Music posta-
z czego wybierać! Paweł Tryba
nowili przynajmniej powtórzyć sukces poprzedniego krążka. Gotowy do
8
biuletyn podProgowy
październik-listopad 2011
Płyty nieprzesłuchane
C
zytając
Takie i podobne myśli zaczęły mi przychodzić do głowy po wakacyjnej
niedawno
lekturze. Początkowo chciałem więc napisać właśnie o tej przytłaczającej
książkę
nas wezbranej fali muzyki. Gdy w mojej głowie zaczął się rodzić pierwszy
Zygmunta
pomysł na ten felieton, z pomocą przyszła mi Polityka, w której znalazł się
Baumana
artykuł zatytułowany „Ranking książek najbardziej nieprzeczytanych”.
44
listy
Zdałem sobie sprawę z tego, że nie powinienem rozważać możliwości
ze świata
wyłowienia każdego roku kilkunastu świetnych albumów w sytuacji, gdy
płynnej nowoczesności, za-
prawie każdy ma zaległości sięgające podstawowego kanonu rocka pro-
cząłem myśleć o tej olbrzymiej
gresywnego, nie mówiąc już o całości muzyki rozrywkowej. Dlatego na
różnorodności muzyki, której
wzór „Polityki” postanowiłem przyjrzeć się bliżej albumom uważanym za
nigdy nie uda mi się przesłuchać. Profesor Bauman uzmysławia czytel-
ważne i kluczowe w historii rocka progresywnego, a których z różnych
nikom ten nieprzebrany ogrom informacji, docierających do nas wieloma
powodów nigdy nie udało mi się wysłuchać do końca. Czy to w ogóle moż-
rożnymi drogami. Każdego dnia są one wyrzucane z wielkiego światowe-
liwe? - zapytają pewnie niektórzy, widząc zaprezentowany przeze mnie
go kulturalnego molocha, zalewając nas niczym fala tsunami, spadająca
poniżej zestaw tytułów. Kto jest bez winy - niech pierwszy rzuci kamień.
na Japonię, a więc w sposób, którego nie możemy już zatrzymać, ale także
Proponuję pogrzebać każdemu we własnym sumieniu, a jestem pewien,
nie potrafimy objąć i przeanalizować. Mało tego, coraz trudniej jest nam
że odkryje w nim kilka zapomnianych grzechów. Ja dodatkowo postano-
spośród tego natłoku informacji wyłowić te, które są rzeczywiście istot-
wiłem podzielić się publicznie efektem tych poszukiwań. Aby być w peł-
ne i warte naszego czasu. Co roku wydawanych jest wiele tysięcy płyt.
ni szczerym z czytającymi ten tekst osobami, zdecydowałem się nadal,
Wśród nich z pewnością kilkaset zasługuje na uwagę, a kilkanaście to
programowo, nie odsłuchiwać tych albumów. Poza tym pisanie o płycie
prawdziwe perełki. Zadaniem, jakie stawia przed sobą miłośnik muzyki,
nieprzesłuchanej wydaje się być dużo łatwiejsze niż pisanie o tej, na której
jest ich odnalezienie. Jednak dotarcie nawet do tych kilkunastu tytułów
zna się niemal każdy dźwięk.
może się okazać niemożliwe. Powodów jest wiele. Po pierwsze, nawet
Wśród nich pierwsza jest płyta zespołu Yes Close To The Edge, której
w dobie globalizacji możemy się o nich nie dowiedzieć. Poza tym pozosta-
próbowałem już słuchać kilkakrotnie, ale charakterystyczny głos Jona
ją jeszcze setki płyt, które stanowią zaległości z lat poprzednich, a które
Andersona nie pozwalał mi skupić się na muzyce, co w konsekwencji koń-
wciąż nieustannie się nawarstwiają i już od dawna tworzą zator w postaci
czyło się wyłączeniem płyty. Zaowocowało to również w tym przypadku
tytułów, które od lat planujemy dodać do naszej kolekcji. Dodatkowo są
pewną całościową niechęcią do dokonań tego zespołu. Drugim wielkim
one skrzętnie ukryte w morzu płyt słabszych, przeciętnych, czy w końcu
nieprzesłuchanym jest album grupy Camel Moonmadnes, który nigdy
zupełnie kiepskich. Bardzo często to właśnie one skutecznie rozpraszają
nie wygrał u mnie konkurencji ze swoimi poprzednikami i zawsze na tyle
naszą uwagę i w złośliwy, wydaje się, że graniczący wręcz z premedyta-
mnie nudził, że pomimo kilku prób chyba nigdy nie dotarłem nawet do
cją sposób, starają się nam uniemożliwić dotarcie do tych prawdziwych
połowy płyty. Kolejnym albumem jest The Lamb Lies Down On Broad-
muzycznych rarytasów. Każde przesłuchanie słabej płyty to bezpowrotnie
way. W tym przypadku kluczowy okazał się chyba problem złych recenzji
zmarnowany czas, którego już nie będziemy mogli poświęcić innej, lep-
i narzekań niektórych innych miłośników Genesis. Choć przyznaję,
szej muzyce. Kolejnym powodem narastania zaległości są nasze ulubio-
że również kilkakrotnie próbowałem podejść do tej muzyki, to jednak
ne płyty, których słuchamy w ciągu roku często nawet kilkadziesiąt razy.
przepaść pomiędzy tą płytą a albumami takimi jak Trespass czy Foxtrot
Każde takie włożenie do odtwarzacza naszego ukochanego albumu odda-
sprawiła, że nigdy nie dałem się przekonać. Dla kolejnego na mojej li-
la nas o jeden krok od poznania i choćby jednorazowego przesłuchania
ście albumu wymyśliłem zupełnie inną wymówkę. Płyta ELP Trilogy to
jakiegoś nowego, ekscytującego tytułu. Należy też pamiętać, że większość
prawdopodobnie problem nieciekawej okładki, choć tak naprawdę chy-
z nas musi też chodzić do pracy, niektórzy czytają książki, oglądają filmy,
ba nigdy nie byłem, zbyt wielkim fanem szaleństw Emersona. Ostatnim
rozmawiają z przyjaciółmi. Ponadto trzeba też jeść, a w wolnych chwilach
wielkim nieprzesłuchanym jest album Moving Pictures zespołu Rush,
także spać. Na słuchanie muzyki pozostaje więc bardzo niewiele czasu.
o którym mogę powiedzieć tylko tyle, że właściwie nie wiem, dlaczego
Nawet teraz, pisząc ten tekst, zamiast włączyć fajną nową płytę, oglądam
nigdy nie trafił do mojego odtwarzacza. Pamiętajmy jednak, że podobne
kątem oka Łowcę androidów, choć przyznam, że także wsłuchuję się
wymówki można mnożyć w nieskończoność. Każdy potrafi wymyślić ich
w doskonałą muzykę, jaką napisał do tego filmu Vangelis.
wiele. Pozwalają nam one zachować zdrowy rozsądek i równowagę we-
Nawet dzięki nieocenionemu wsparciu ze strony Internetu odsłuchanie
wnętrzną, a także przeświadczenie, że nie musimy znać tych kilku albu-
choćby połowy tego, co mogłoby nas zainteresować, wydaje się niemoż-
mów, aby nazywać się miłośnikiem dobrej muzyki spod progresywnego
liwe. Sprawa zaciemnia się jeszcze bardziej, gdy jesteśmy, tak jak ja,
znaku. I tu powracamy do początku naszych rozważań Zawsze można bo-
w dużym stopniu przywiązani do słuchania muzyki z płyt. Ponadto w ba-
wiem powiedzieć, że tych kilka płyt to i tak nic w porównaniu z tysiącami,
zie progrock.org.pl jest ponad 7 tysięcy albumów, a w bazie progarchives.
których nigdy już nie wysłuchamy, gdyż zwyczajnie nie wystarczy nam
com liczba albumów przekracza 33 tysiące. A to jest tylko rock progre-
na to życia. Być może pozwoli nam to także, z niezmienną przyjemnością
sywny! Nawet gdybyśmy podjęli decyzję, że każdego dnia słuchamy jed-
odsłuchać po raz setny In The Court Of The Crimson King, Dark Side Of
nego nowego albumu, to i tak będziemy dalecy od osiągnięcia sukcesu.
The Moon czy inną ulubioną płytę. Na koniec zostawiam was z pytaniem,
365 dni w roku pomnożone przez – powiedzmy 65 lat – licząc, że przy-
na które możecie odpowiedzieć tylko w zaciszu własnych myśli lub spró-
goda z muzyką zaczyna się przeciętnie u nastolatków - to i tak daje nam
bować podzielić się odpowiedzią z innymi. Jak wygląda twoja lista płyt
wynik 21 900. Jakby na to nie spojrzeć, już się chyba nie wyrobimy.
najbardziej nieprzesłuchanych? Krzysztof Pabis
biuletyn podProgowy
9
październik-listopad 2011 którą muzycy postanowili za zupełną darmochę udostępnić fanom do pobierania z oficjalnej strony internetowej zespołu. Już wówczas mówiło się o nich, jako o kontynuatorach schedy po Pink Floyd i Porcupine Tree z tzw. ery The Delirium Years. Kiedy kolejny, wydany w 2007 roku mini-album Safetree, również udostępniony za darmo dla słuchaczy cieszył się jeszcze większym powodzeniem, Norwegowie wyraźnie dostali wiatru w żagle. Bjorn Riis, gitarzysta zespołu tak oto wspomina tamten okres: „Wszyscy byliśmy zafascynowani Pink Floyd. Zaczynaliśmy grając ich covery. Z czasem powstał nasz własny repertuar, w podobnym do Floydów stylu. Udostępniliśmy te EPki, żeby mieć jakiś argument przetargowy przy negocjowaniu kontraktu płytowego. Nie spodziewaliśmy się, że nasza muzyka spodoba się tylu ludziom. Ściągnięto 200 tysięcy plików. Argument okazał się więc istotny. Kontrakt, jaki zawarliśmy z Karisma Records też nie jest typowy, mamy znaczny wpływ na dystrybucję naszych płyt”. Od początku nie kroczyli ścieżkami oznaczo-
Airbag
nymi łatwymi szlakami. Gdy już wystartowali
Łatka bezwzględnej fascynacji zespołem Pink
wielu młodych wykonawców uparcie i buń-
bly Numb czy Learning To Fly. Muzycy Airbag
Floyd przylgnęła do przeogromnej liczby wy-
czucznie stara się odciąć od pewnych stylistycz-
dość przewrotnie wybrali kompozycję Arnold
konawców, grających muzykę z kanonów
nych porównań, ale niewielu z nich udaje się za-
Lyne, z którą jak się później okazało w cuglach
rocka progresywnego. Właściwie niemal każ-
grać na tyle nowatorsko, by tych stylistycznych
wygrali ten konkurs.
demu zespołowi, poruszającemu się po tych
łatek ni w ząb nie dało się im przypiąć.
muzycznych orbitach można w mniejszym
Dziś o zespole, który zdecydowanie czerpie soki
„Najbardziej lubimy lata 70te. Ciemną
lub większym stopniu przypiąć ją bez tru-
witalne z przeszłości a szacunek do Mistrzów
Stronę Księżyca, Meddle, The Wall. Ale
du. Potęga popularnych Floydów, ich wkład
sprzed lat jest ogromną częścią ich muzyki.
na dobrą sprawę cenimy Pink Floyd za
w historię muzyki, nieprzeciętny styl a właści-
O zespole, który robi to z wielka klasą na swój
całokształt, za zdolność tworzenia muzyki
wie wykreowanie pewnego muzycznego mo-
bardzo oryginalny sposób i który z pewnością
unikalnej. Division Bell także był znakomi-
delu są niepodważalne i ba-
muzycznego świata zmienić
tym dziełem, podobnie jak solowe albumy
sta. Mówi się, że w czasach
nie zamierza. Woli dać światu
Watersa”.
współczesnych
właściwie
kolejny, sprawdzony, bardzo
wszystko zostało już mu-
pozytywny zastrzyk emocji,
Ich muzyka była od zawsze wypadkową bez-
zycznie odkryte. Że muzycy
a przy tym zespolić to wszyst-
względnych fascynacji, a nie chęci zrobienia za
powielają tylko pierwowzory,
ko w na tyle oryginalny spo-
pomocą tych wzorców zawrotnej kariery, choć
robiąc to w bardziej wyszuka-
sób, że spokojnie można po-
z drugiej strony czuć w ich kompozycjach pop-
ny lub kiczowaty sposób. Coś
wiedzieć: „mają swój styl”...
-rockowego ducha lekkości, charakterystyczne-
w tym jest, choć współcześni
Airbag to piątka dobrych,
go chociażby dla ich bardziej znanych krajan,
artyści jednak mają inny im-
szkolnych kumpli, których
zespołu A-Ha, od których zresztą sami także
peratyw. Mogą te pierwowzo-
muzyczna przygoda rozpo-
się nie odcinają. Zatem Airbag nie zamierzają
ry i fascynacje łączyć ze sobą,
częła się w akademickich
się zamykać wyłącznie w hermetycznym salo-
przez co powstają bardzo często nietuzinkowe
czasach, jeszcze w latach 90-tych. Ale oficjal-
nie dla progresywnych ortodoksów. Ten stan
i oryginalne projekty muzyczne. W dzisiejszych
nie zespół przyjmuje rok 2005 jako okres,
rzeczy zresztą dość szybko umieścili na swym
czasach scena muzyczna wydaje się być po-
w którym te znajomości i wspólne fascynacje
debiutanckim albumie, zatytułowanym „Iden-
dzielona. Po pierwszej stronie barykady są Ci,
na tyle się skupiły, że można było mówić o nich,
tity”. Płyta wydana w 2009 roku, jak na debiut
którzy swych fascynacji się nie wstydzą i często
jak o zespole z prawdziwego zdarzenia. W tym
spotkała się z entuzjastycznym przyjęciem.
głośno o nich mówią. Z ogromnym szacunkiem
samym czasie szybko powstał materiał demo,
Dość powiedzieć, że klimatyczne, atmosferycz-
spoglądają w czasy przeszłe, czerpiąc garściami
który piątka Norwegów wypuściła na promocyj-
ne kompozycje trafiały nie tylko do odtwarza-
ze progresywnego źródełka. Po drugiej stronie
nej EP-ce, zatytułowanej Sounds That I Hear,
czy fanów rocka progresywnego. Okazało się, że
10
w konkursie na najciekawszy cover Pink Floyd, to nie wzięli na warsztat utworu popularnego, znanego, choć z łatwością mogli to zrobić i dla przykładu opracować swoją wersję Comforta-
biuletyn podProgowy
październik-listopad 2011 bardzo chętnie po Airbag zaczęły sięgać stacje
Anders Hovdan (gitara basowa). Jak obiecywa-
nas skrzypce, a w głębi usłyszymy hałas wszech
radiowe, a to przyczyniło się do tego, że o zespo-
li wcześniej, tak też uczynili. Na nowym albumie
otaczającego nas zgiełku świata z kilkoma wy-
le szybko zrobiło się szerzej głośno.
słyszymy nieco inne brzmienie Airbag. Bardziej
mownymi dźwiękami tak bardzo charaktery-
gitarowe, troszkę bardziej zdecydowane. Nieco
stycznymi dla naszej cywilizacji (min odgłos
niewielkie
bardziej rozbudowane kompozycje oparte są na
karabinu maszynowego). Przed nami finał płyty
oczekiwania i biorąc pod uwagę ile nim
przyjemnie brzmiących improwizacjach. Utwo-
w postaci najdłuższego na albumie utworu Ho-
zwojowaliśmy, możemy mówić o wielkim
ry nie są już tak piosenkowe jak na Identity,
mesick, skałdającego się z trzech części i trwa-
sukcesie”.
choć z drugiej strony wciąż przepełnione przy-
jącego ponad 17 minut! Tego jeszcze w dysko-
jemnymi melodiami, które zapewne znów trafią
grafii Airbag nie było! Tym razem Norwegowie
Zatem ich muzyczna uniwersalność szybko
do szerokiego grona słuchaczy.
przetransportują nas jeszcze dalej. Usłyszymy
okazała się być bardzo pomocnym narzędziem.
Już sam start płyty, oparty na wymownym, gi-
nostalgię za Pink Floyd ery Echoes i Wish You
Zespół dość szybko utorował sobie drogę do
tarowym riffie w tytułowym utworze All Rights
Were Here, mnóstwo improwizacji starannie
dużych sal koncertowych, nierzadko otwiera-
Removed zdradza zakres nowych poszukiwań
poukładanych pomiędzy bardziej melodyjne
jąc wielkie koncerty, uznanych firm. Bez pro-
zespołu. Od samego początku jest gitarowo,
fragmenty oraz lekko psychodeliczny finał, nie-
blemów także sale te zapełniały się gdy grali
dość rytmicznie i przestrzennie. Zgrabnie za-
mal jak druga część Shine On...
koncerty sami. Okazało się, że i w Polsce łatwo
aranżowane utwory nie są już piosenkami
Z jednej strony zatem plakietka z logo Pink
zdobyli sobie serca fanów, grając znakomity
a delikatnie rozbudowanymi
Floyd wciąż wyraźnie jest
koncert podczas Festiwalu Rocka Progresyw-
częściami długiej muzycznej
przypięta na piersiach mu-
nego INO –ROCK w Inowrocławiu. Powoli też
opowieści. Bowiem materiał
zyków Airbag. Z drugiej jed-
myśleli już o kolejnej płycie długogrającej.
tworzy tym razem jedną,
nak strony plakietka ta ma
długą całość. Przerwę mamy
nieco inne barwy. Choć wciąż
„Nasze kompozycje to efekt pracy grupo-
dopiero przed najdłuższym
melodyjne i atmosferyczne,
wej. Często to ja przynoszę zarys utworu,
na płycie, ostatnim Home-
to z drugiej jednak strony
a potem rozwijamy go wspólnie. Kolej-
sick. Kolejne elementy płyty
bardziej zdecydowane, gita-
na płyta będzie miała bardziej gitarowe
(White Walls i The Bridge)
rowe, rockowe. Myślę, że po
brzmienie i w sporej mierze będzie się
porywają zarówno rytmiczną
sukcesie albumu Identity do-
opierać na improwizacji. Utwory będą
jak i solową grą gitar, która
brze się stało, że Norwegowie
dłuższe, bardziej psychodeliczne. Większy
zdecydowanie przejęła rolę
nacisk położymy na warstwę tekstową.
wiodącą. Wokalista Asle Tostrup chwilami ko-
styl. Drugi, identyczny album, choćby najpięk-
Na pewno nie chcemy nagrać „kolejnego
jarzy mi się z frontmanem Coldplay, Chrisem
niejszy i najlepiej zagrany z pewnością nie sma-
albumu Pink Floyd”. To będzie nasze dzie-
Martinem. Muzyka krąży pomiędzy Pink Floyd
kowałby tak wybornie. A nowa płyta All Right
ło i umieścimy na niej muzykę, jakiej my
nowszej ery, a Porcupine Tree z przełomu wie-
Removed, ze świeżym powiewem zmian sma-
sami chcielibyśmy posłuchać!”.
ków. Więcej śladów po poprzednim wcieleniu
kuje wyśmienicie i z pewnością będzie jednym
Airbag usłyszymy dopiero w czwartej kompo-
z ważniejszych wydawnictw w tym roku.
Minął rok od tych słów i oto mogę delektować
zycji Never Comming Home. Tutaj atmosferę
Płyta zostanie wydana przez wytwórnię Kari-
się już nową płytą Airbag. Nosi tytuł All Rights
zbudują instrumenty klawiszowe. Jest nieco
sma Records dnia 17 października 2011 roku.
Removed i została nagrana z nowym perkusi-
bardziej melancholijnie, choć z drugiej strony
Tych, którzy zespół Airbag dobrze znają, do
stą, Henrikiem Fossumem, który na tej pozycji
wkrada się sporo zmysłowej psychodelii, którą
zapoznania się z nowym materiałem Airbag
zastąpił Joachima Slikkera. Jest to pierwsza
buduje rozimprowizowana druga część utworu.
zachęcać specjalnie chyba nie muszę. A tych,
zmiana w składzie od początku istnienia zespo-
Improwizacja płynnie przenosi nas do kolejnej
którzy jeszcze Norwegów nie słyszeli, zachęcam
łu. Trzon Airbag niezmiennie tworzą: Asle To-
kompozycji Light Them All Up. Tym razem do
z pełną gwarancją dobrego smaku i nietuzinko-
strup (wokal, gitary), Bjorn Riis (gitary, wokal)
muzyki wkradnie się dawka skandynawskie-
wego klimatu.
Jorgen Hagen (instrumenty klawiszowe) oraz
go folku. Bardzo charakterystycznie zgrają dla
album
mieliśmy
troszkę przemeblowali swój
Krzysiek „Jester” Baran
2011
polskie albumy
„Wydając
biuletyn podProgowy
Zdrój Jana - CD Anti-Motivational Syndrome - The Corridor Andareda - W Pobliżu Rzeczywistości Forge Of Clouds - Forge Of Clouds Joseph Magazine - Night Of The Red Sky Kurde - Sekrety Pana Ypto Bartbass - Progressive Life Klimt - Agape
11
360 płyt dookoła świata cz.II
tekst: Aleksander Król
październik-listopad 2011 Tymczasem gitarzysta tej grupy coraz bardziej mnie zachwycał. Płyta jest z gatunku „im dalej tym lepiej”. Wreszcie gospodarze zlitowali się nad biedactwem z dalekiego kraju i pokazali z dumą okładkę :
Francja
Tai Phong
Tai Phong (1975)
K
olejnym pomysłem mojego szefostwa była Francja. Tam już
Zadziwiające,
miałem przyjaciół, którzy zarazili mnie włoszczyzną, czyli wło-
zespół był założony przez dwóch
ale
ten
francuski
skim rockiem symfonicznym, ale teraz miałem ochotę na coś
Wietnamczyków! Muzycznie to coś
miejscowego. Ponieważ docelową krainą miała być Szampania, więc już
z Camela i Alan Parsons Project (z początkowego okresu), delikatnie sko-
sama nazwa sugerowała mi sposób spędzenia wolnego czasu. Troyes. Cu-
jarzonych z Yesem i świetną gitarą… Doskonały debiut, doskonałej grupy.
downe miasteczko, z fantastycznie odrestaurowanym starym miastem.
Ciągłe napełniane szklaneczki zaczęły przynosić skutek, więc wolałem
Znalazłem fajny hotelik, zakwaterowałem się, pochłonąłem śniadanie
się pożegnać, by nie zepsuć studentowi podziwu dla odporności Polaków
i wyruszyłem na zwiedzanie. Tu, w przeciwieństwie do Brazylii są pra-
i naszej tolerancji na boskie płyny… Umówiłem się na dzień następny.
wie same zabytki. XVI i XVII wiek, pięknie odnowione kamieniczki, cu-
Zajęcia skończyłem przed obiadem, kupiłem butelczynę wina żeby nie
downe kafejki i małe sklepiki z cudami których w żadnym supermarkecie
wyjść na pasożyta i pognałem krętymi, wąskimi uliczkami do „mojego”
nie znajdziecie… Zasiadłem w ogródku jakiejś maleńkiej caffeteri, piłem
sklepiku. Tam już na mnie czekano, przygotowane szkło również, więc
bajeczną kawę, i nagle usłyszałem MUZYKĘ. Nie mogłem zlokalizować
przeszliśmy od razu do rzeczy. Dziadek polewał a Młody włączył muzykę.
źródła dźwięku, ale to co do mnie docierało było powalające! Flet, gita-
I znów mnie zamurowało! Po chwili jednak rozpoznałem – kolejna płyta
ra, Hammond, okazjonalny saksofon. Przyszła kelnerka. Zagadnąłem ją,
Tai Pong!
w odpowiedzi usłyszałem: Alice. Ok., jestem Olo, ale co to gra? Znowu: Alice. A więc, nie przeszliśmy na „ty”, tylko to nazwa zespołu! Szkoda. Dziewczę wskazywało na sklepik po drugiej stronie uliczki. Połknąłem kawę i pognałem do owego sklepiku. Maleńki, pachniał kurzem i starością, ale istotnie stanowił źródło owych fantastycznych dźwięków. Za ladą stał… no ten gość miał chyba ze 100 lat i długie siwe włosy spięte w kuca.
Tai Pong
Windows (1976)
Ja po francusku – zero, on po angielsku też, więc zapowiadało się nieźle… Próbowałem na wszystkie sposoby dać mu do zrozumienia że interesu-
Kolejna i jeszcze lepsza niż debiut.
je mnie i to bardzo, to co gra, ale nie docierało… Wreszcie po kolejnej
Piękny, klasyczny symfoniczny prog,
próbie wyrwało mi się staropolskie „o rzesz ty kur…”, co wywołało wiel-
bardzo melodyjny (ale nie słodki!) kawał muzy. Wspaniała płyta, jedna
ki uśmiech na twarzy dziadka! Polakko!! Teraz ja się uśmiechnąłem, nie
z najlepszych w historii gatunku we Francji, światowa ekstraklasa i jak
bardzo rozumiejąc w czym mi to „Polakko” może pomóc. Jednak dziadek
zwykle kompletnie nieznana u nas… Cudowne melodie, piękna gitara,
złapał za telefon, coś tam pogadał i po chwili w drzwiach stanął młody
doskonałe klawisze. Ciekawostką jest dla mnie wokalista. Gość ma chy-
człowiek, odmłodzona kopia sprzedawcy. Spojrzałem zdziwiony, ale po
ba najwyższy głos ze znanych mi wokalistów, a ani przez sekundę nie
chwili już wiedziałem – wnuczek, studiujący w Polsce na UJ, czyli u mnie
przypomina Andersona. Sześć utworów, 39 minut muzyki. Największa
w Krakowie! Problemy się skończyły… Alice już leżała na ladzie. Płyta, nie
różnica pomiędzy Windows a debiutem? Grupa wykonała zwrot ku nie-
kelnerka…
co floydowskim regionom, co jednak nie ma charakteru plagiatowania, a jest jedynie rozwinięciem własnego stylu. Bardzo udany zabieg. Bardzo udana płyta. Przesłuchaliśmy całą, moja butelka też już przeszła do historii. Dziadek zajął się szkłem, a Młody z tajemniczą miną wkładał coś
Alice
Alice (1970)
do odtwarzacza… W szkle wylądowała duma miejscowego winnictwa, a z głośników popłynęły niesamowite dźwięki… Jasna cholera! Zaczynało mnie to wkurzać – nowicjuszem nie byłem, a nic nie znałem! Trochę mnie uspokoił Młody opowiadając jak po przyjeździe do Krakowa trafił do fir-
Pierwsza płyta z 1970 roku. Bajecz-
mowego sklepiku Rock-Serwisu na ul. Szpitalnej i poprosił o polski rock,
na mieszanka rocka, bluesa, progre-
którego nie znał, a nawet nie podejrzewał, że takowy istnieje. Pokazano
su i psychodelii. Coś pomiędzy Jethro Tull a Traffic, z lekką domieszką
mu ścianę płyt. Nie uwierzył. Potem kupił prawie całą… Tego sklepiku już
wczesnego Procol Harum, świetny flet, fajna gitara, doskonała sekcja.
nie ma. Łza się w oku kręci… Ale wracając do tego, co słyszałem – znów
I bardzo fajne, pokręcone numery. Zacząłem się domagać innych pere-
fantastyczny prog. Złapałem okładkę jak diabeł duszę.
łek francuskiego wczesnego progresu. Chwilę ze sobą pogadali, po czym
w odtwarzaczu wylądowała kolejna płyta. A na ladzie trzy szklaneczki, co wzbudziło moje wielkie zainteresowanie. Szklanki zostały napełnione czerwonym winem, a z głośników popłynęła muzyka. Zaczęło się prawie klasycznie, ale już po chwili… Wspaniała gitara, zmiany rytmu, świetny wokal, znakomita sekcja, doskonałe klawisze. Cholera, Francja jest tak
Pentacle
Pentacle (1975)
blisko, czemu my tego nie znamy?! Minę musiałem mieć coraz głupszą, czym oczywiście bardzo ucieszyłem gospodarzy. Przejawiało się to
Zespół Pentacle. Powstał w 1971
w błyskawicznym uzupełnianiu zawartości szklaneczek. Biorąc pod uwa-
roku w Belfort, maleńkiej, uroczej
gę ilość płyt w tym sklepiku miałem wrażenie, że „żywy” stąd nie wyjdę.
mieścinie na zachodzie Francji. 1975
biuletyn podProgowy
13
październik-listopad 2011 rok przyniósł ich jedyną płytę. Cudowną! Coś jakby połączyć stare King
to sam McIntosh! Na wyposażeniu takiego sklepiku! Co kraj, to obyczaj.
Crimson, Pink Floyd (zwłaszcza Gilmourowską gitarę), Moody Blues
W naszych sklepach muzycznych były zapętlone odtwarzacze z słuchawką
i Gabrielowski Genesis, z fajnym, francuskim wokalem. Piękna Muzyka!
telefoniczną… Dobrałem „w ciemno” jeszcze dwie płyty Attola, trzeci Tai
Sześć utworów, trzy bonusy live, razem 56 minut progresywnego szaleń-
Pong, trzy następne płyty Alice i poprosiłem o deser. Czas wyjazdu się
stwa. Znów – znakomitego, na światowym poziomie i znów kompletnie
zbliżał, źródełko kasy dramatycznie wysychało, a nie chciałem sprawdzać
nieznanego w Polsce. To chyba jakaś choroba… Zauważyłem z przeraże-
czujności księgowego i płacić kartą firmową za prywatne płyty.
niem, że u moich gospodarzy przelicznik jest prosty: jedna butelka wina
Na ów deser najpierw wjechała kolejna butelczyna, potem nowy krążek
– jedna płyta. Zastanawiałem się ile zdzierżę. Neo prog mnie nie intere-
zagościł w McIntoshu. Z ciekawością chłonąłem muzykę. Już sam począ-
sował kompletnie, co wzbudziło duże uznanie w oczach Dziadka i lekkie
tek podniósł mi ciśnienie! Znów zapachniało Wielkim Progresem. A więc
rozczarowanie Młodego. Kilka płyt powędrowało z powrotem na półki,
na koniec zostawili taką perełkę! Przy drugim numerze dostałem okładkę.
ale nie wszystkie. Jedna trafiła do odtwarzacza. Co trafiło do mojej szkla-
neczki, tego nie wiem, ale było to coraz lepsze. Tymczasem Muzyka płynąca z głośników docierała do mnie coraz bardziej. Oczywiście znów nie znałem, czym zaskarbiłem sobie ciepłe uczucia gospodarzy skraplające się w mojej szklance. Tym razem nie był to ani symfonik, ani hard rock, tylko delikatne „ca-
Carpe Diem
En Regardant Passer le Temps (1975)
ravanowskie” granie z pięknym pianinem i fajną lekko jazzującą gitarą. Świetna, lekko „rozbujana” sekcja, dobry wokal... M.O.T.U.S
Grupa z południa Francji (Riviera),
powstała już w 1969 roku. Na swój debiut fonograficzny musieli czekać aż sześć długich lat, ale warto było. Cztery utwory. 35 minut muzyki. Muzyki wspaniałej, nieporównywalnej do żadnej innej. Grupa wypracowa-
M.O.T.U.S
ła własny, rozpoznawalny styl, gdzie rolę przewodnią grały na zmianę:
Machine Of The Universal Space (1972)
flet, saksofon i gitara. Równie znakomite są tu klawisze i sekcja. Wokali jest bardzo mało i są traktowane jak koleiny instrument. Doskonała płyta. Nogi miałem jak z gumy, całe szczęście, że do hotelu nie było daleko.
Bardzo dobra płyta, której bliżej do
Syndrom dnia poprzedniego dopadł mnie rano, śniadania nie tknąłem,
Sceny Canterbury niż do proga, przy-
w drodze na lotnisko myślałem, że umrę, ale w samolocie wsadziłem słu-
pomina nieco (oczywiście tylko fragmentami) wczesny Caravan i może
chawki na uszy i zapomniałem o bożym świecie… Powoli docierało do
trochę Traffic, ze szczyptą Manfreda Mann’a. Dużo fajnych improwiza-
mnie ile to wspaniałej muzyki czeka na odkrycie w różnych zakątkach
cji, zarówno gitarowych jak i klawiszowych. Pyszne granie! Jedynie 34
świata. I cieszyłem się na samą myśl o tym, jako że kolejny wyjazd się
i pół minuty, podzielone aż na dziewięć utworów. Ale w tych 34 minutach
zbliżał.
jest dosłownie wszystko za co kochamy Canterbury – cudowne solówki, specyficzny, pulsujący rytm, świetny bas, kapitalna perkusja… Lektura okładki zdradza, że za te dźwięki jest odpowiedzialny Ian Jelfis – genialny gitarzysta grupy Circus (tej założonej przez Mela Collinsa, bo Circusów
Rumunia
było kilka…) Kolejna szklaneczka przeszła do historii, a w odtwarzaczu wylądowała nowa płyta. I zabiła mnie po trzeciej minucie. Wyobraźcie sobie King Crimson zmieszane z Mahavishnu Orchestra zmiksowane z Yes i Genesis… i naszym SBB!!!
T
Albo lepiej nie wyobrażajcie sobie, tylko sięgnijcie po to cudo :
ym razem padło na Rumunię. No cóż, bywa i tak. Muzyki tam nie ma, a ponieważ drugą pasją mojego życia jest wędkarstwo, nawet się ucieszyłem, bo delta Dunaju obrosła już w legendę. Tamtejsze
sumy, bolenie, szczupaki i sandacze rozpalały wyobraźnię wędkarskiej braci z całej Europy. Spakowałem sprzęt i ochoczo stawiłem się na lot-
Atoll
nisku. Tu dopadła mnie chyba cała brygada antyterrorystyczna. Chłopa-
L’Araignee-Mal (1975)
ki za cholerę nie mogli zrozumieć faktu, że sprzęt wędkarski to nie kij i sznurek, rozkręcali mi nawet uchwyty do wędek. O kołowrotkach już nie wspomnę. Cieszyłem się że nie wezwali saperów. Ale udało się – prze-
Płyta rzuciła mnie „na kolana” – cudownie pokręcony symfoniczny prog, fantastycznymi
z
crimsonowskimi
puścili… Moim celem był Kluż-Napoka, więc samolotem tylko do Bukaresztu, a potem pociągiem. Duża rzecz… Rumunia lat osiemdziesiątych.
skrzypcami, doskonałą gitarą, powalającą sekcją i kosmicznymi klawi-
Ale kraina piękna. Transylwania miała ciekawą historię, paru wesołych
szami! Coś nieprawdopodobnego! Solówki zabijają, ilość pomysłów mu-
władców (hrabia Dracula i paru innych), a i dzisiejsi mieszkańcy potrafią
zycznych również. Genialna płyta, wielki zespół, wielka Muzyka. Tylko
dostarczyć emocji. Po parunastu godzinach zameldowałem się w hotelu.
czemu tak skwapliwie omijana przez nasze radia i naszych prezenterów?!
Jak na ten kraj i tamte czasy – rewelacja. Do tego genialnie położony – na
Cztery utwory, jeden bonus live, łącznie 56 minut muzyki (niektóre źró-
skraju Parku Centralnego, w sąsiedztwie pięknego ogrodu botanicznego.
dła podają, że na płycie jest 8 utworów, co jest błędem – czwarty numer,
Lało jak jasna cholera, nie było mowy o jakimkolwiek łowieniu, stan rzek
czyli strona B analoga to jedna suita składająca się z czterech części). Ta
dawno przekroczył wszelkie możliwe stany alarmowe, więc degustowa-
płyta powinna być wizytówką francuskiego proga lat siedemdziesiątych.
łem rakiję i inne miejscowe specyfiki, nudząc się niemiłosiernie. Za zmia-
Moi gospodarze pęcznieli z dumy, podwoili prędkość napełniania szkła
nę pogody się nie zanosiło, więc uzbrojony w parasol wypełzłem z hotelu
i po burzliwej, utajnionej naradzie włożyli do odtwarzacza kolejny krą-
na spacer. Miałem zamiar odwiedzić bazar, gdyż moje dziewczę zamówiło
żek. Przy okazji obejrzałem sprzęt na którym słuchamy. Jasna dupa! Toż
różne dziwne rzeczy, głównie z przypraw. Po 15 minutach już przecha-
14
biuletyn podProgowy
październik-listopad 2011 dzałem się pomiędzy straganami. Dość szybko zrealizowałem listę zaku-
Klasyczny hard-prog-rock, z cu-
pów – za pełną siatę różnych proszków, zielsk i słoiczków z podejrzanymi
downym fletem i gitarą w rolach
płynami zapłaciłem równowartość trzech pudełek zapałek! Tani prezent
głównych.
sobie wybrała. Po chwili jednak, przypomniawszy sobie o problemach ze
minają nasz Test z tym, że są dużo
sprzętem wędkarskim, zmroziła mnie myśl: co ze mną zrobi służba celna
bardziej
jak to znajdzie? Cały czas moje uszy bombardował niemiłosierny jazgot
utworów, 38 minut genialnej mu-
bałkańskiej muzyki ludowej, gdyż na co drugim straganie leżały sterty
zyki! Byłem zachwycony! Nawet
kaset i płyt. Coś jak u nas wiejski odpust 25 lat temu… Folklor spod zna-
deszcz przestał mi przeszkadzać.
ku disco polo, czyli koszmar. Nagle przez to wszystko przebił się dźwięk
Oczywiście zażądałem tych płyt
ostrej gitary. To mnie zaciekawiło. Usiłowałem zlokalizować źródło, ale
również w wersji kompaktowej,
niespodziewanie zamilkło. W głowie jednak zapaliła się lampka – COŚ
co piękność skwitowała uroczym uśmiechem. Wypadało jeszcze do-
tu jest! Zacząłem się baczniej przyglądać temu, co leży powystawiane. Po
wiedzieć się jak ma na imię. Marika. Też pięknie. Cholera, szuka-
mniej więcej 15 minutach zlokalizowałem stragan z… muzyką rockową!
łem muzyki, nie żony, ale mimo wszystko dałem jej adres hotelu
To był dla mnie szok – płyty Black Sabbath, Deep Purple itp. Tłoczenia
i ustaliłem godzinę kolacji. O umówionej porze czekałem w hotelowej re-
rumuńskie, wyglądało to jak ruskie piraty u nas na giełdzie. Spojrzałem
stauracji. Była w miarę punktualnie, wyglądała olśniewająco i przyniosła
na sprzedawcę… i omal nie dostałem zawału – tak ślicznej dziewczyny
płyty! Nawet jedną więcej – trzecią płytę Phoenixa!
Fragmentami progresywni.
przypoSiedem
chyba w życiu nie widziałem! Widząc moją głupią minę uśmiechnęła się i spytała o coś, ale po rumuńsku więc moja mina zrobiła się jeszcze głupsza. Zrozumiała! Zaczęliśmy „dyskutować” ręcznie z niewielką pomocą angielskiego i rosyjskiego. Pytała czego szukam, odpowiedziałem że
Phoenix
rumuńskiego hard rocka i progresu z lat 70., będąc pewnym, że ona nic
Cantofabule (1975)
takiego dla mnie nie znajdzie. Ale piękność sięgnęła za siebie i podała mi
Miałem ochotę natychmiast zacią-
trzy… kasety, wskazując na rozklekotany kaseciak z niemym pytaniem czy
gnąć ją do hotelowego pokoju (...bo
słuchamy. Jasne, że słuchamy! Coś mi mówiło, że z nią polubiłbym chy-
tam miałem disc-mana, a nie po to,
ba nawet disco polo... Włączyła. Z rejonów bałkańskich znałem jedynie
o czym pomyśleliście – świntuchy!),
Bijelo Dugme i byłem przekonany, że to był ewenement. Tymczasem to,
ale kolacja kolacją... Rumunia lat
co słyszałem było zaprzeczeniem grawitacji i zdrowego rozsądku! Gitara,
osiemdziesiątych była ciekawym miejscem, a testowanie potraw nawet
flet, bas, skrzypce i perkusja. I do tego rok 1973! W Rumunii! Przygląda-
w hotelach tej klasy było sportem ekstremalnym, zdałem się więc na Ma-
łem się opakowaniu kasety. Phoenix.
rikę. Zamówiła jakieś jadło, ja zamówiłem wino i było pięknie... Nawet bardzo. Przywiozłem więc do domu cztery doskonałe płyty z kraju, w którym
Phoenix
Cei Ce Ne-Au Dat (1973)
spodziewałem się walki z wielkim szczupakiem, sumem lub sandaczem. O progresywnych dźwiękach nawet nie marzyłem.
Już kochałem tę płytę... Genialny mix hard rocka, elementów bałkań-
Finlandia
skiego folku i proga. Spytałem o CD. Niestety, miała tylko kasety. Szkoda, nie miałem już kaseciaka i byłem z tego dumny... Ale jak przyjdę jutro to załatwi mi płytę CD. Przed tym mnie ostrzegano – nie umawiać się ze sprzedawcami „na drugi dzień”, bo z reguły czekała na naiwnego turystę
ponowałem wyższą cenę, ale z dostawą do hotelu. Niesamowite – zgodziła
J
się. A więc kolacja dziś wieczorem! Natychmiast poprosiłem o pozostałe
takich wypraw nie zapominam oczywiście o mojej głównej namiętności
dwie kasety. Pierwsza – to... druga płyta Phoenixa, wydana rok później,
– MUZYCE. Tej damy zdradzić się nie da i każdy sklepik, który oferu-
ponoć równie dobra jak ta której słuchaliśmy. Wyglądało na to, że dziew-
je jakiekolwiek dźwięki jest przeze mnie obwąchiwany dość dokładnie.
czę zna te płyty i wie co mówi.
Tak też było 9 lat temu, podczas wyprawy na szczupaki. Rybska brały wy-
niespodzianka w postaci miejscowego gangu i istniała poważna możliwość powrotu do domu w skarpetkach. Piękna była, ale jej koledzy trochę mniej... Na spotkanie z nimi wyjątkowo nie miałem ochoty, więc zapro-
ako stary wędkarz, często rozsierdzony katastrofalnym stanem polskich rzek i totalnym brakiem ryb, funduję sobie tydzień w Skandynawii żeby odbudować swoje ego i samemu sobie udowodnić,
że pieniądze wydane na sprzęt wędkarski nie poszły na marne. Podczas
śmienicie, ale o 17 było już ciemno, więc wraz z moim kompanem zajmowaliśmy się wówczas innymi, równie odkrywczymi rzeczami – ja mysz-
Phoenix
Mugur De Fluier (1974) ...a druga to coś, co nazywało się
kowałem po okolicznych antykwariatach, a właściwie po ich częściach muzycznych, on zaś zacieśniał tradycyjną przyjaźń pomiędzy naszymi narodami, udowadniając osłupiałym Finom, że bimbru rozcieńczać nie należy i jest to z pożytkiem dla bimbru... Wieczorem zaś mocno zmęczeni spotykaliśmy się w naszym domku i zdawaliśmy sobie nawzajem relację z tego jak minął wieczór. Bywały jednak poranki, w których postronny
Progresiv Tm.
Progresiv TM Dreptul de-a visa (1973)
obserwator uznałby, że to ja mam syndrom dnia poprzedniego, czyli mocno przekrwione i podkrążone oczy, trzęsące się ręce i inne symptomy potwornego kaca. Prawda jednak była inna – o ile mój towarzysz padał
Poprosiłem o włączenie. Od pierw-
w pościel i natychmiast zasypiał, ja często do rana przesłuchiwałem to, co
szych sekund – fantastyczne dźwięki!
udało mi się wygrzebać w owych cudownych sklepikach. A że Skandyna-
biuletyn podProgowy
15
październik-listopad 2011 wia jest potęgą rockową (tyle, że kompletnie nieznaną) przekonałem się
Już w autokarze spotkałem bratnią duszę – przewodnika, pana Wiesia.
już pierwszego dnia, gdy sprzedawca zorientowawszy się czego słucham,
Otóż pan Wiesio przywitał nas grzecznie, opowiadał przez 5 minut czego
przyniósł mi około 50 płyt twierdząc, że to kanon, od którego muszę za-
możemy się spodziewać, po czym ustawił klimę, założył słuchawki na uszy
cząć, a potem da mi resztę. Z głupią miną przeglądałem to co już leżało na
i odpalił jakiegoś samograja. To mnie zaciekawiło. Szybko zamieniłem się
ladzie, a były tam rzeczy nic mi nie mówiące...
miejscami z jakimś znudzonym pasażerem i nawiązałem kontakt z panem
Charlies Buttocs (1970) Ferries Ferris (1971) Haikara Haikara (1972)
Wiesiem. Z wyraźną niechęcią zdjął słuchawki, zapewne przypuszczając, że będę go molestował kretyńskimi pytaniami dotyczącymi wycieczki. Gdy jednak dotarło do niego, że chciałem pogadać o muzyce, której słu-
Charlies, Ferris, Haikara, Kalevala, Oz, Pekka Pohjoja, Wigwam, Tasava-
cha rozpromienił się i już po chwili wiedziałem, że pochodzi z Rzeszowa,
lan Presidentti, Jukka Tolonen i parę innych... Dziś wiem jakie to skarby
jest po rozwodzie (chłop z odzysku...) i kocha psychodelię w każdej posta-
leżały przede mną, ale wówczas nie miałem o tym zielonego pojęcia. Sym-
ci, a najbardziej płyty z końca lat sześćdziesiątych. Ma ich piękny zbiór
patyczny Fin widząc przed sobą kompletnie nieświadomego zapaleńca
i z każdego wyjazdu coś sobie przywozi. Ponieważ wcześniej zeznał, że to
zrobił coś, co nie mieściło mi się w głowie i nie mieści do dzisiaj – zgarnął
jego stała trasa jako przewodnika, zaczynała kiełkować u mnie myśl, że
do mojej torby 30 płyt i powiedział: posłuchaj w domu i przyjdź po week-
w takim razie gdzieś tam musi być jakiś sklepik płytowy... Był. Zwiedza-
endzie. Nie chciał żadnego zastawu, równowartości czy chociaż pasz-
nie zaczęliśmy od niego. Nie miałem najmniejszego pojęcia o izraelskim
portu! Zbaraniałem, ale posłusznie popędziłem do domu i czym prędzej
rocku więc musiałem się zdać na pana Wiesia. Jednym tchem zażądał od
„zapodałem” sobie pierwszą z brzegu płytkę. Trafiła mi się KALEVALA
zaprzyjaźnionego sprzedawcy około dwudziestu płyt. Było z tego pięć:
People no names.
Churhille’s, Tamouz, Jericho, Jericho Jones i Zingale. Nabyłem. Najciekawszą z nich była według Wiesia CHURCHILLE’S.
Kalevala
Churchill’s (1968)
People no names (1972) 1972
rocznik
może
być
usłyszałem
sugerował,
nieźle, nie
że
Jest to faktycznie bardzo fajne psy-
co
chodeliczne granie z dużą ilością
spodziewałem
dziwnych dźwięków. Płyta powstała
ale
tego
się w najśmielszych marzeniach... Od początku ostra jazda – kla-
w 1968 roku i zawierała 10 utworów
syczne hard rockowe zagrywki pomieszane z elementami progresu
utrzymanych w kanonie rocka psy-
z najwyższej póki. Świetny gitarzysta (Matti Kurkinen) buduje klimat
chodelicznego. Nie jest to muzyka, która podnosi mi ciśnienie, ale słu-
ciężkimi riffami, gra fenomenalne sola zarówno na gitarze elektrycz-
cham jej z przyjemnością. Bardzo fajne kompozycje, dobre wykonanie,
nej jak i akustycznej, wtórują mu klawisze (na których gościnnie zagrał
a poza tym już czuć powiew rodzącego się progresywu i hard rocka. Naj-
niebędący w składzie grupy Olli Ahvenlahti) pojawia się flet, a wszystko
silniejszą stroną Churchille’s było niezwykle umiejętne łączenie ciężkiej
trzyma w ryzach genialnie zgrana sekcja rytmiczna (czyli Lido Salonnen
psychodelii z elementami tamtejszego folku. Pojawiają się fajne solówki,
na basie i Markku Luukkonen na perkusji). No i wokal (Harri Saksala)
jeszcze króciutkie, ale mamy świadomość, że już niedługo świat podąży
– pełny, mocny, jakże pasujący do tej muzyki. A sama muzyka? Osiem
w tę stronę. Słychać piętno Beatlesów, czuć klimat Doorsów...
utworów. Każdy wyraźnie inny, a przecież wszystkie w tym samym stylu
Jest coś wciągającego w tej płycie, pierwsze przesłuchanie mocno mnie
– porywająca porcja doskonałej muzy, będącej połączeniem hard rocka
rozczarowało. Jednak za każdym następnym słyszałem coś innego, od-
i rocka progresywnego. Z perspektywy lat i po poznaniu dziesiątek innych
krywałem ją na nowo. Wiem, że na paru moich znajomych podziałała tak
skandynawskich płyt mógłbym zaryzykować twierdzenie, że to na pewno
samo. Płyta jest w Izraelu legendą – widziałem na własne oczy oryginalną
pierwsza piątka skandynawskiego rocka, a fińskiego – pierwsza trójka.
wersję winylową, która mimo nie najlepszego stanu była oferowana za...
Grupa nagrała jeszcze jeden album (Boogie Jungle) w 1975 roku, poprze-
jedyne 1800 dolarów.
dzony zmianami personalnymi i nieco lżejszy, ale pamiętajmy, że takie
Kolejną, znacznie bardziej progresywną pozycją którą posłuchałem było
były tendencje ogólnoświatowe. Niestety, krótko po wydaniu drugiego
Zingale.
krążka, filar i podpora grupy – genialny gitarzysta Matti Kurkinen – zginął w wypadku samochodowym... Miał zaledwie 24 lata. I tak skończyła się historia Kalevali. Świat ich zapamiętał dzięki tej pierwszej, absolutnie genialnej płycie, którą gorąco polecam wszystkim miłośnikom starych, zakurzonych, ale przez to jakże świeżych dźwięków.
Zingale
Peace (1977) To grupa balansująca na krawędzi
Izrael
rocka symfonicznego, jazz-rocka i fusion. Wydali tylko tą jedną, jedyną płytę. Był to ciężki okres w Izraelu, kilku członków zespołu walczyło na wojnie, straciło tam wielu przyjaciół i rodziny więc album był wielkim manifestem antywojennym. Teksty nawoływały do życia w pokoju, co
B
nie było „po drodze” w wojowniczo nastawionym wówczas Izraelu. Rok
15 minutach, a spacer po miejscowych sklepikach nie powiększył moich
zapomniana płyta. I smutnym jest fakt, że przeszło 30 lat od ukazania
zbiorów płytowych, jedynie podniósł mi ciśnienie i sprawił, że pierwszy
się tego wydawnictwa, tematyka jest ciągle aktualna, zwłaszcza w tamtym
raz w życiu zapragnąłem stać się posiadaczem broni palnej.
regionie...
16
ędąc parę lat temu w Egipcie, dałem się wyciągnąć na dwudnio-
po wydaniu tej płyty zespół już nie istniał... A szkoda, bo to co zaprezen-
wą wycieczkę do Izraela. Nie, żebym był zafascynowany Ziemią
towali na Peace to wielki kawał progresu. Słychać tu dalekie echa Opo-
Świętą, ale smażenie się na plaży znudziło mi się po mniej więcej
wieści Topograficznych, przeplatane doskonałymi skrzypcami. Świetna,
biuletyn podProgowy
I decided to go electric all the way
Milesa Davisa szturm na lata 70.
„Niektórzy ludzie czuli wtedy, że próbowałem zrobić zbyt dużo, że próbowałem zrobić zbyt wiele nowych rzeczy. Ale ze mną jest inaczej. To tylko, że w 1973 roku miałem czterdzieści siedem lat, nie znaczyło, że miałem usiąść w jakimś bujanym fotelu i przestać myśleć, jak nadal robić interesujące rzeczy. Musiałem robić to, co robiłem, aby nadal myśleć o sobie jako kreatywnym artyście.”
M
iles Davis to odrębna karta w historii muzyki. Jego twórczość z tzw. okresu elektrycznego także jest czymś absolutnie wyjątkowym zarówno na tle epoki, jak i jego własnych dokonań. Wystarczy rzut oka by pojąć ogrom materiału zarejestrowanego na przełomie lat 60. i 70. przez Davisa. Gdy jednak nadstawi się uszu i wejdzie w świat tej muzyki porazi nas rozmiar twórczej ewolucji Milesa. Weźmy dla przykładu tylko trzy lata, od 1969 do 1971 roku, i trzy płyty: In A Silent Way, Bitches Brew i A Tribute To Jack Johnson. Niewielu artystów przebywa taką drogę w ciągu całego swojego życia. Miles w latach 70. zmieniał się z płyty na płytę. Łączył w swej muzyce jazz, rock, funk i współczesną muzykę klasyczną. Dla wielu to było, i do dnia dzisiejszego pozostaje, nie do ogarnięcia. Najczęstszy, choć niezwykle dziecinny, argument wysuwany przez krytyków tego okresu w twórczości Milesa brzmi: to nie jest jazz. I nie jest. To jest Miles! Kto inny, mogąc np. do końca życia ogrywać kawałki z Kind of Blue, zdecydowałby się na rzucenie tego w diabły i całkowite opowiedzenie się po stronie jazzu elektrycznego i ciągłych eksperymentów, skazując się na poszukiwania „nowego”? Kto inny mógł mieć w poważaniu krytyków i zamiast łatwej drogi usłanej nieustannymi laudacjami wybrać ciernistą ścieżkę rozwijania za wszelką cenę własnej osobowości? Tylko Miles. Prezentujemy poniżej przegląd nagrań Davisa tych prowadzących go do muzyki fusion i tych rozwijających do granic możliwości ten styl. Znajdziecie tu albumy studyjne, koncertowe i wydane po latach tzw. kompletne sesje. Pamiętajcie jednak, że wchodzicie w ten świat na własną odpowiedzialność. Od twórczości Milesa można uzależnić się, jak od twardych narkotyków. Czasem wystarczy przesłuchanie jednej płyty, by nie było już powrotu... Bartosz Michalewski Jacek Chudzik
październik-listopad 2011
albu stu dyj ne
my
Psychodelizująca okładka to tylko pozory. Mi-
syfikacją wynika głównie z tego, iż nie sposób
les In The Sky to jazzowy album, zawierający w
odnośnie artysty nieustannie ewoluującego na-
ilości homeopatycznej niektóre elementy, któ-
kreślić limes – odtąd dotąd.
re już za dwa lata staną się filarami twórczości
In a Silent Way jest rozwinięciem stylu z Fil-
Davisa. Mimo wszystko warto posłuchać. Nie-
les de Kilimanjaro, z całym jego mocno zako-
zwykle przyjemna rzecz. Według niektórych –
rzenionym w jazzowej tradycji otwarciem na
niedoceniana perełka. (JCh)
nowoczesność. Nowością było głównie szerokie zastosowanie gitary (John McLaughlin), oraz potrójne elektryczne klawisze (Corea–Han-
Filles de Kilimanjaro (1969)
cock–Zawinul), co łącznie pozwoliło zbudować epatujący mrokiem groove. Jednocześnie linie
Ten nagrywany wiosną 1968 roku, a wydany w
perkusji (Tony Williams) są dość delikatne,
1969 album to pożegnanie drugiego wielkiego
dzięki czemu zespołowi udało się wytworzyć
kwintetu Milesa (a wraz z nim pewnej epoki)
nastrój subtelny, medytacyjny, a zarazem pe-
i ostatnia prosta przed In A Silent Way. Inten-
łen napięcia przechodzącego niemal w agresję. Ta
sywna, natchniona wręcz gra Tony’ego Wil-
mieszanka tworzy muzykę absolutnie unikatową.
liamsa, mocno zaznaczona rola elektronicznych
Niemniej jednak trudno ukryć, że In a Si-
klawiszy (zwłaszcza w dwóch utworach z Chic-
lent Way było dziełem dosyć zachowawczym.
kiem Coreą) i Miles – chwilami nostalgiczny
W tym samym 1969 roku ukazało się wiele al-
i wyciszony, chwilami pełen mocy zwiastującej
bumów śmiało łączących jazz z rockiem (Soft
Tu zaczyna się elektryczny Miles. To jeszcze nie
prawdziwą erupcję na A Tribute to Jack John-
Machine – Third, The Tony Williams Lifetime
jazz-rock, daleko do tego, co niebawem świat
son.
– Emergency!, John McLaughlin – Extrapo-
pozna jako fusion, niemniej album ten wart jest
Cały album, który zdobi jedna z piękniejszych
lation i wiele innych), wobec których dzieło
uwagi z kilku względów. Przede wszystkim dla-
okładek jakie znam, jest poniekąd dedykowany
Davisa uznać należy, za co najwyżej zerkający
tego, że jest bardzo dobry. Z punktu widzenia
Betty Marby, artystce R&B i nowej żonie Davi-
w stronę młodzieży jazz. Bo rocka nie ma tu nie-
rozwoju kariery i myśli twórczej Davisa wspo-
sa. To ona stała się inspiracją dla Milesa i zwró-
mal w ogóle. (BM)
mnieć należy o pojawieniu się w instrumenta-
ciła jego uwagę na szybko rozwijającą się mu-
rium jego zespołu elektrycznego pianina (Her-
zykę popularną, na artystów takich, jak James
bie Hancock; o czym jednak łatwo się zapomina
Brown, Jimi Hendrix i Sly Stone. Wpływ ten
bas Rona Cartera też jest tu już wzmacniany
w perspektywie następnych płyt jest nie do
elektrycznie). Jaskółka nowej ery to dopiero,
przecenienia. Tu jednak wciąż jesteśmy na po-
ale niezwykle ważna. Kolejnym krokiem w jej
czątku drogi. Czuć, że zaraz coś się wydarzy.
Miles In The Sky (1968)
Tego, co zrobiliśmy na Bitches Brew, nie można nawet zapisać tak, aby mogła to zagrać jakaś orkiestra. Bitches Brew (1970)
stronę było zaproszenie do udziału w sesjach
Z muzyki Filles de Kilimanjaro już bardzo na-
nagraniowych gitarzysty. George Benson to nie
macalnie wyłania się „nowe”, dalej jednak jest
John McLaughlin, a w dodatku pojawia się wy-
to, co prawda elektryczny, ale przede wszystkim
Niemal natychmiast po ukazaniu się In a Silent
łącznie w jednym kawałku, ale znamienny ten
jazz. Nie zmienia to faktu, że Filles to płyta po
Way Davis rozpoczął pracę nad kolejnym albu-
fakt trzeba odnotować.
prostu cudowna i – uważajcie – uwodzicielska.
mem. Sesje do Bitches Brew rozpoczęto jeszcze
Płytę otwiera utwór o znamiennym tytule –
(JCh)
w 1969 roku. Jednak tym razem Miles znacznie
Stuff. Jest to nie tylko literalna zapowiedź „nowej rzeczy” w muzyce Milesa, ale także niezwykle ciekawa, rozlana na blisko 17 minut,
śmielej zapuścił się w świat rocka – ale nie tylko, bowiem słychać tu inspiracje zarówno jaz-
In A Silent Way (1969)
zową awangardą, jak i dwudziestowieczną mu-
kompozycja, która przywodzić może na myśl
zyką klasyczną. Armia muzyków zaproszonych
niektóre późniejsze, trwające niemal w nie-
Wydany w 1969 roku In a Silent Way uważany
do studia zagrała szereg jamów, które później
skończoność kawałki Davisa. Stuff to drogo-
jest za pierwsze w pełni udane połączenie jazzu
zostały pocięte i na nowo zmontowane przez
wskaz i prapoczątek Milesowego fusion.
i rocka w karierze Milesa. Problem z taka kla-
producenta Milesa, Teo Macero. Ten dziwny
Miles In The Sky (1968)
Filles de Kilimanjaro (1969)
In A Silent Way (1969)
Bitches Brew (1970)
A Tribute to Jack Johnson (1971)
A. 1. Stuff (Miles Davis) (16:58), 2. Pa-phernalia (Wayne Shorter) (12:36) B. 1. Black Comedy (Tony Williams) (7:25), 2. Country Son (Miles Davis) (13:49) Czas: 50:51
A. 1. Frelon Brun (Brown Hornet) (5:39), 2. Tout de Suite (Right Away) (14:07), 3. Petits Machins (Little Stuff) (8:07) B. 4. Filles de Kilimanjaro (Girls of Kilimanjaro) (12:03), 5. Mademoiselle Mabry (Miss Mabry) (16:32) Czas: 56:30 Wydany: 1968, Zarejestrowany: 19–21 Czerwca, 24 września 1968 w Columbia 30th Street Studio, New York, Wytwórnia: Columbia/Legacy, Producent: Teo Macero
A. 1. Shhh/Peaceful (Miles Davis) (18:16) [Shhh (6:14), Peaceful (5:42), Shhh (6:20)]; B. 2. In a Silent Way/It’s About That Time (Joe Zawinul, Miles Davis) (19:52) [In a Silent Way (Joe Zawinul) (4:11), It’s About That Time (Miles Davis & Joe Zawinul) (11:27), In a Silent Way (Joe Zawinul) (4:14)] Wydany: 20 lipca 1969,Zarejestrowany: 18 lutego 1969, CBS 30th Street Studio B, New York, Wytwórnia: Columbia Producent: Teo Macero
A. 1. Pharaoh’s Dance (Joe Zawinul) (20:00); B. 2. Bitches Brew (26:59) C. 3. Spanish Key (17:29), 4. John McLaughlin(4:26) D. 5. Miles Runs the Voodoo Down (14:04), 6. Sanctuary (Wayne Shorter) (10:52) Wydany: kwiecień 1970, Zarejestrowany: 19–21 sierpnia 1969, 28 stycznia 1970, 30th Street Studio, New York Wytwórnia: Columbia/Legacy Producent: Teo Macero
A. Right Off (26:53) B. Yesternow (25:34) Czas: 52:26 Wydany: 24 lutego 1971 Zarejestrowany: 18 lutego i 7 kwietnia 1970 30th Street Studio (New York, New York) Wytwórnia: Columbia/Legacy Producent: Teo Macero
Wydany: 1968; Zarejestrowany: 16 stycznia i 15-17 maja 1968, Columbia Studio B, New York; Wytwórnia: Columbia/Legacy Producent: Teo Macero
biuletyn podProgowy
19
październik-listopad 2011 jak na tamte czasy i jak na muzykę jazzową
kapitalny, ale też stosunkowo łatwy w odbiorze.
eksperyment zaowocował powstaniem płyty
Żaden fan rocka nie powinien się go bać. Powi-
zjawiskowej! Mrocznej, dusznej, rockowo ener-
nien za to znać go na pamięć.
getycznej, ale też nieporównywalnie bardziej
O Hołdzie dla Jack Johnsona szerzej przeczyta-
od rocka intelektualnej, zawieszonej gdzieś
cie w poprzednim numerze Biuletynu podPro-
pomiędzy Hendriksem, a Pendereckim, ultra-
gowego (wrzesień 2011). (JCh)
nowoczesnej – wybitnej. Większy niż dotychczas dynamizm pozwolił muzyce Davisa wrócić do jej afrykańskich korzeni. Głęboko transowy
On the Corner (1972)
Bitches Brew sprzedawało się szybciej, niż jakikolwiek inny z moich albumów. [...] Wszyscy byli podekscytowani ponieważ wielu młodych fanów rocka kupowało ten album i rozprawiało o nim. przebojowości. Ale czy można dwudziesto, czy
rytm Bitches Brew wprowadził Milesa w świat
blisko trzydziestominutowe kawałki zamienić
rocka, chociaż paradoksalnie dopiero kolejny
Miles Davis skierował się w stronę fusion nie
w hity list przebojów?
jego album A Tribute to Jack Johnson będzie
bez powodu. Oprócz względów artystycznych,
Utwory zawarte na Big Fun zarejestrowano
wydawnictwem rzeczywiście rockowym.
niezwykle ważne były w tym wszystkim wzglę-
podczas różnych sesji w latach 1969-1972 i zno-
Swoją drogą to fantastyczne, że prawie pięć-
dy rasowe. Otóż Miles chciał być dla czarnych
wu otrzymujemy coś nowego, coś innego Dwie
dziesięcioletni Miles Davis był w stanie nagrać
amerykanów tym, kim dla ich białych rówieśni-
z czterech kompozycji wypełniających oryginal-
jedno z najwybitniejszych swych arcydzieł.
ków byli Morrison, Lennon czy Dylan. To stąd
ne wydawnictwo (Great Expectations i Lonely
Samo to pokazuje, jak wielka jest różnica klasy
wzięła się jego fascynacja Hendriksem i Sly Sto-
Fire) mają transowo-medytacyjny nastrój. Cha-
między nim, a gwiazdami rocka... (BM)
nem. Jednakże psychodelicznej, awangardowej
rakteryzuje je także wykorzystanie „indyjskich
muzyki, którą grał przychodzili słuchać głównie
instrumentów” jak np. elektryczny sitar, czy
biali intelektualiści. Davis chcąc to zmienić
tabla. Jak ważny w tym okresie dla Davisa był
zwrócił się w kierunku funku...
rytm niech świadczy, że aż trzy osoby są tu od-
Tak w 1972 narodziło się On the Corner i roz-
powiedzialne za grę na perkusji i instrumentach
Najbardziej rockowy album Davisa. Bez dwóch
wijany w kolejnych latach przez Milesa fu-
perkusyjnych. Dwa pozostałe utwory brzmią już
zdań. Niestety, w przeciwieństwie do Bitches
sion–funk. Nowa muzyka do czarnej młodzieży
odrobinę bardziej znajomo – często grane na
Brew, komercyjny niewypał. Ta porażka bardzo
jednak nie dotarła. Zapewne dlatego, że w Da-
koncertach Ife oraz, naznaczone duchem płyty
zabolała Milesa, który chciał swoją muzyką do-
visie bojownik przegrał z artystą. Miles inspiro-
A Tribute to Jack Johnson, Go Ahead John,
trzeć do młodzieży, chciał ją porwać, na nowo
wał się tutaj nie tylko Jamesem Brownem, ale
którego ozdobą (obok poszatkowanej w studiu
oczarować jazzem – tym nowym, skoligaconym
i Stockhausenem, co doprowadziło go do stwo-
perkusji Jacka DeJohnette) jest partia solowa
z rockiem.
rzenia chyba najbardziej awangardowej płyty w
Johna McLaughlina – dla jednych nienadająca
Tylko dwa utwory wypełniają tę płytę. Pierwszy,
swojej karierze.
się do słuchania, dla innych definiująca ekspe-
Right Off, to fascynujący jam, z całym mnó-
On the Corner to album trudny, który otwiera
rymentalną i psychodeliczną grę na tym instru-
stwem zaskakujących i porywających momen-
się przed słuchaczem po wielu przesłuchaniach,
mencie.
tów. Niezwykle agresywna gra Davisa, mocne
czasami wręcz po latach. Dlatego często jest
Przy okazji Big Fun, a w szczególności w kon-
wejście Herbiego Hancocka, ogrywany przez
niedoceniany, a jeszcze częściej budzi wśród fa-
tekście Go Ahead John, wypada wspomnieć
Johna McLaughlina Jack Johnson Riff, czy roz-
nów mocne kontrowersje. (BM)
o osobie niezwykle ważnej dla całego omawia-
A Tribute to Jack Johnson (1971)
nego tu okresu twórczości Milesa. Teo Macero,
szalała końcówka – to tylko kilka elementów, które zostaną w głowie na zawsze, choćby po jednym przesłuchaniu tego kawałka. A przecież
bo o nim mowa, był producentem wszystkich
Big Fun (1974)
tych nagrań, człowiekiem, który stworzył w studiu warunki odpowiednie dla Davisa, i który
jest jeszcze choćby mocny, „pociągowy” rytm, urzekająca partia solowa młodziutkiego Steve-
Drugi po Bitches Brew podwójny album stu-
z tego studia uczynił dodatkowy instrument.
’a Grossmana, czy wklejki Teo Macero pocho-
dyjny Milesa. Jest to też drugie wydawnictwo,
To on jest odpowiedzialny za wszystkie „efekty
dzące z sesji do In The Silent Way. Po mocnym
po On the Corner, w zamyśle Davisa adreso-
specjalne”, nierzadko także ostateczny kształt
początku, odrobinę spokojniejsza druga część
wane do czarnej młodzieży. Tym razem mamy
tych utworów jest dziełem jego umiejętności
albumu – Yesternow... ale to mus posłuchać.
do czynienia z materiałem o wiele łatwiejszym
i inwencji. Miles mu ufał, doceniał jego pracę
A Tribute to Jack Johnson to album nie tylko
w odbiorze, ale wciąż daleko mu to zwiewnej
i był w stanie powierzyć mu swoją twórczość.
On the Corner (1972)
Big Fun (1974)
Get Up With It (1974)
Water Babies (1976)
albu
my A. On the Corner / New York Girl / Thinkin’ One Thing and Doin’ Another / Vote for Miles (19:55), Black Satin (5:16) B. One and One (6:09), Helen Butte / Mr. Freedom X (23:18) Czas: 54:39 Wydany: 11 października 1972 Zarejestrowany: 1-6 czewrca i 7 lipca 1972, Columbia Studio, New York Wytwórnia: Columbia/Legacy Producent: Teo Macero
20
A. Great Expectations (Davis, Zawinul) (27:23), Great Expectations (Davis, Zawinul) (13:34), Orange Lady (Zawinul) (13:49); B. Ife (Davis) (21:34); C. Go Ahead John (Davis) (28:27); D. Lonely Fire (Davis) (21:21) Czas: 98:45 Wydany: 19 kwietnia 1974 Zarejestrowany: 19 i 28 listopada 1969; 6 lutego 1970; 3 marca 1970 i 12 czerwca 1972, Columbia Studios B, New York Wytwórnia: Columbia Producent: Teo Macero
A. He Loved Him Madly (1974) (32:05) B. Maiysha (1974) (14:49), Honky Tonk (1970) (5:54), Rated X (1972) (6:49) C. Calypso Frelimo (1973) (32:10) D. Red China Blues (1972) (4:10), Mtume (1974) (15:12), Billy Preston (1972) (12:35) Czas: 123:52 Wydany: 22 listopada 1974 Zarejestrowany: maj 1970 - październik 1974, Columbia Studios, New York Wytwónia: Columbia/Legacy Producent: Teo Macero
A. Water Babies (Wayne Shorter) (5:06), Capricorn (Wayne Shorter) (8:26), Sweet Pea (Wayne Shorter) (7:59); B. Two Faced (Wayne Shorter) (18:00), Dual Mr. Tillmon Anthony (Miles Davis, Tony Williams) (13:20) Czas: 53:05 Wydany: 2 listopada 1976 Zarejestrowany: 7, 13, 23 czerwca 1967, 11-12 listopada 1968, Columbia Studio B, New York Wytwórnia: Columbia/Legacy Producent: Teo Macero
stu dyj ne biuletyn podProgowy
październik-listopad 2011
Ale cała ta muzyka była inna i to sprawiło wiele problemów wielu krytykom. Krytycy zawsze lubili wszystkich szufladkować [...]. Nie lubią zbyt wielu zmian, ponieważ wtedy muszą się wysilać, aby zrozumieć to, co robisz. Gdy zacząłem zmieniać się tak szybko, mnóstwo krytyków zaczęło mnie lekceważyć...
60., najwyraźniej nie został uznany za dosta-
To jest fusion w pełnym tego słowa znaczeniu.
tecznie dobry i nie trafił wówczas na osobną
Na Live-Evil słychać funk, awangardę, free jazz,
płytę długogrającą. I tak powinno właściwie
świetne gitary i egzotyczne instrumenty, jak
pozostać na wieki wieków, bowiem w przypad-
elektryczny sitar (Khalil Balakrishna). To wspa-
ku Milesa nie było powrotów, nie było powtór-
niała i niezwykle bogata rytmicznie muzyka.
nego wchodzenia do tej samej rzeki. W latach
Nie jest to już Bitches Brew ani jeszcze On The
70. muzyka Davisa drastycznie różniła się od tej
Corner, ale dlatego tym bardziej trzeba tej płyty
z końcówki poprzedniej dekady, a zatem po-
posłuchać.”
mysł by wydać album stylistycznie zbliżony
Tak o koncertówce Live-Evil pisał Krzysztof
do Miles In The Sky czy Filles de Kilimanjaro
Pabis. Pełną jego recenzję tego wyjątkowego
w chwili, gdy publiczność poznała już nie tylko
albumu znajdziecie w tegorocznym numerze
Bitches Brew, ale i On The Corner uznać trzeba
wakacyjnym Biuletynu podProgowego (lipiec-
Macero stał się dla niego w tym okresie kimś
za poroniony.
-sierpień 2011). (BM)
takim, jak Gil Evans wcześniej, albo Marcus
Do tego dodać należy, że sprzedawanie w tym
Miller w latach 80. (JCh)
wypadku archaicznej muzyki z okładką sugerującą, że zawartość krążka może być zbliżona
Get Up With It (1974)
do On The Corner zakrawa na zwykłe oszustwo. (JCh)
Ostatni studyjny album Davisa z lat 70. i znowu – dwupłytowe wydawnictwo złożone z zarejestrowanego w różnych latach materiału (19701974). Jak zauważa David Liebman, członek zespołu Milesa w tamtym okresie, jest to swoiste podsumowanie jego dokonań z lat 70. Warto jednak dodać, że Get Up With It jest albumem
Miles Davis in Concert: Live at Philharmonic Hall (1973)
wyjątkowym, bardzo osobistym. To tu do głosu doszedł ból Milesa – ten fizyczny (wypadek samochodowy, kłopoty zdrowotne) i ten związany ze sferą psychiczną (rozczarowanie brakiem
Nie ma takiego artysty, który tworzyłby wyłącz-
zrozumienia dla jego nowej muzyki i skłócenie
nie arcydzieła. Tym bardziej nie istnieje muzyk,
się ze światem muzycznym, aresztowanie, pro-
którego każdy występ byłby natchniony. Ten
blemy z narkotykami...).
dwupłytowy zapis koncertu, który grupa Mile-
W porównaniu z On the Corner czy Big Fun al-
sa Davisa dała w Sali nowojorskiej Filharmonii
bum ten jest bardziej zróżnicowany. Tym co będzie wspólnym mianownikiem dla wszystkich kompozycji jest nie tyle duszny, co ciężki, pogrzebowy wręcz klimat. Ojcem chrzestnym Get Up With It ponownie został Stockhausen, którego koncepcją muzyki jako procesu Davis interesował się w tym czasie. Częstokroć kompozycje zdają się nie mieć ani początku, ani końca,
albu kon cer towe
my
we wrześniu 1972 zdecydowanie do wybitnych nie należy. Co jednak nie znaczy, że kompletnie brak mu zalet. Z jednej strony trzeba zwrócić uwagę na wyjątkowe skupienie się zespołu na rytmie. Miles na ogół tak nie grał, stąd omawiane wydawnictwo można uznać za niezwykłe. Problem polega na tym, że muzykom chyba nie do końca wszystko
ograniczone zostały partie solowe (nawet Mile-
wyszło. Z tych dwóch krążków tylko strona trze-
sa), a ważniejsza od nich wydaje się struktura
cia robi dobre wrażenie. Dwudziestoośmiomi-
rytmiczna oraz utrzymywanie jednostajnego
nutowa wersja Ife należy do najlepszych jakie
nastroju. Najlepszym przykładem będzie He
Davis zagrał i jej skrajna jednostajność brzmi
Loved Him Madely (dedykowany pamięci Du-
fenomenalnie, a efekt końcowy jest piorunu-
ke’a Ellingtona) – trwający 32 minuty mono-
jący. Niestety pozostała część materiału (czyli
tonny żałobny kolos, w którym na dźwięki trąb-
niemal trzy czwarte albumu) jest po prostu
ki przyjdzie nam poczekać do połowy utworu.
nudna.
Get Up With It to album wyjątkowy, niezbyt
Muzyka improwizowana ma to do siebie, że jak
łatwy w odbiorze, nawet męczący. Ale jedno-
na jej twórców w danym momencie spłynie ła-
cześnie to fascynująca muzyczna przygoda,
ska Boża to grają jak natchnieni, ale jeżeli nie
niezwykle emocjonalne pożegnanie Milesa
spłynie, to robi się nudno. W Philharmonic Hall
z dekadą fusion i dzieło, z którym bezwarunko-
Milesowi i jego ekipie zabrakło ducha. Dlatego
wo trzeba się zmierzyć. (JCh)
Water Babies (1976)
Live-Evil (1971) „Jest to płyta, która ukazała się tuż po przełomowym albumie Bitches Brew. W począt-
Jest to bodaj jedyny album z elektrycznego
kowym zamierzeniu miała być ona jego kon-
okresu Davisa, którego nie sposób polecić ni-
tynuacją, ale jak to z Davisem bywa, sprawy
komu. Materiał nagrany został w końcówce lat
potoczyły się już w nieco innym kierunku. [...]
biuletyn podProgowy
album warto posłuchać wyłącznie dla genialnego Ife. Rzecz tylko dla fanów. (BM)
Tak wiele nagrywałem w tamtym czasie, że po prostu zapomniałem wiele z tego... 21
październik-listopad 2011 Ta muzyka jest ciężka i baśniowa, fascynująca i rozlazła. Dwa ponad czterdziestominutowe utwory przytłaczają swoim rozmiarem, ale jednocześnie ich treść już tak przytłaczająca nie jest.
...mniej więcej w tym czasie, zacząłem sobie uświadamiać, że większość muzyków rockowych nie wiedziało nic o muzyce. Wraz z In a Silent Way, od roku 1969, zaczął się dla mnie wspaniały, kreatywny czas. Płyta ta otworzyła w mojej głowie mnóstwo muzyki, która potem wychodziła przez następne cztery lata.
Dark Magus: Live at Carnegie Hall (1977)
miejscu muszę uznać za najlepszy. I w drugą stronę – płytę mogę uwielbiać, natomiast box do niej uznać za słaby. I tak jest niestety w wypadu In a Silent Way.
Davis w latach 70. stworzył swój własny gatunek muzyczny. Gatunek ten w dodatku ewolu-
Warto zwrócić uwagę, że na Pangaei oprócz
Trzypłytowe wydawnictwo zawiera tak napraw-
ował tak często i tak znacznie, że niemal każdy
Milesa jedynym rasowym jazzmanem jest sak-
dę dwa krążki z materiałem z Filles de Kili-
album Mistrza to osobny w tym gatunku nurt.
sofonista/flecista Sonny Fortune. Sprawia to,
manjaro, Water Babies i oczywiście In a Silent
Nie inaczej jest tutaj.
że zawarta na niej muzyka znacząco odbiega od
Way, ale poza podmiotowym albumem dokład-
W
Carnegie Hall zagrało trzech gitarzystów
konwencji jazzowej. To raczej wielkie jam ses-
nie tym samym, nie żadnymi wersjami alterna-
i ani jeden klawiszowiec. Jest osobny perkusista
sion, w którym każdy własnym głosem opowia-
tywnymi! Poza tym materiał dotychczas nie-
i osobny facet od przeszkadzajek. Są dwa sakso-
da fragment własnej historii. I dlatego nie jest
znany zmieściłby się na jednym CD. I naprawdę
fony, jest jednostajnie plumkający bas i wresz-
to w gruncie rzeczy ani jazz, ani funk, ani rock,
ciężko mi się pogodzić z tym, że właśnie jako
cie jest Davis, który coraz rzadziej jest w swoim
ani europejska muzyka klasyczna, chociaż po-
jednej płyty tego nie wydano. Tym bardziej,
zespole trębaczem, a coraz częściej dyrygentem.
siada Pangaea cechy ich wszystkich.
że te kilka nieznanych utworów jest naprawdę
To naprawdę dziwny skład i nietypowa muzyka.
Rzadko powstają takie płyty, w dodatku tak
znakomitych.
Dark Magus to świetna nazwa dla tego koncer-
piękne. To jest mój ulubiony spośród live al-
tu. Muzyki tak mrocznej, dusznej, wręcz nama-
bumów Milesa. Gorąco go każdemu polecam.
The Ghetto Walk, Early Minor, Ascent czy
calnie gęstej Davis nigdzie indziej nie grał. Tym
(BM)
wreszcie studyjne wersje znanego z licznych
bardziej, że Czarny Mag to nie jest awangarda,
koncertów Directions to znakomita muzyka,
jak niby równie mroczne, cztery lata starsze na-
która spokojnie można było od razu wydać
grania z Fillmore West. To po prostu funkowa
jako pełnoprawny album tak, jak wydano Big
łaźnia, absolutnie przeładowana dźwiękiem, ale
Fun czy nieporównywalnie słabsze Water Ba-
przy tym prawdziwie genialna.
bies. Niestety układ płyty jest nieprzemyślany,
Ten album nie brzmiał tak, jak Miles chciał.
co sprawia, że box nie stanowi całości, przez
Trzeci gitarzysta Dominique Gaumont zbyt mocno wychodził przed szereg i pchał się na pierwszy plan, co Davisa ewidentnie wkurzało. Tylko że paradoksalnie właśnie dzięki tym przepychankom album nabrał tak niezwykłego charakteru. O tym koncercie nie ma sensu opowiadać,
albu se
my je s
co słuchanie go jednym cięgiem wydaje się nie mieć szczególnego sensu. (BM)
The Complete Bitches Brew Sessions Ten box obejmuje materiał z płyt Bitches Brew,
trzeba go po prostu usłyszeć, bo czegoś takie-
Big Fun... i w zasadzie niewiele ponad to. Oso-
go – zapewniam – nie można usłyszeć nigdzie
ba posiadająca rozszerzoną o utwory bonusowe
indziej. Jazda obowiązkowa! (BM)
wersję Big Fun razem z Kompletnym BB pozna zaledwie kilka krótkich, niewyróżniających się
Pangaea (1975)
The Complete In a Silent Way Sessions (2001)
szczególnie kawałków. Na szczęście szklanka jest pusta tylko do połowy. Omawiany box ma jeden ogromny atut: wspaniale słucha się go jako całości. Bardzo lu-
Tytuły albumów Milesa bywają zadziwiająco
Z tymi kompletnymi sesjami Milesa jest tak,
bię od czasu do czasu zapełnić sobie popołudnie
trafione. Pangea – prehistoryczny megakon-
że raczej nie są to żadne sesje, tylko składanki
tymi czteroma płytami. Układ materiału – od
tynent. Skojarzenia, które nasuwają mi się
z materiałem z danego okresu – w tym konkret-
mocnych energicznych utworów z Bithces Brew
w związku z nią to monumentalizm, ogrom, wy-
nym wypadku z okresu In a Silent Way. Oczy-
przez rzężące sitarem Big Fun, aż po te coraz
wołana tym ogromem ciężkość, czy wręcz ospa-
wiście tego typu wydawnictwa przeznaczone są
spokojniejsze i bardziej przytłumione tworzy
łość. I zasadniczo taka jest ta płyta, chociaż pły-
wyłącznie dla maniaków, ale jako że poznając
wspaniałą całość.
nący z niej nastrój przytępienie wynika raczej
muzykę Davisa dość łatwo wpaść w manię boxy
Pytanie tylko, czy dla tej przygody warto wydać
z narkotycznego wyczerpania, które niebawem
te znajdują wielu odbiorców.
kilkaset złotych. Niewątpliwie tylko najwięksi
po jej nagraniu (czyli po zakończeniu trasy ja-
O ich ogromnej wartości najlepiej świadczy
maniacy mogliby się na taki krok zdecydować...
pońskiej A.D. 1975) zatamowało karierę Milesa
fakt, że wcale niekoniecznie The Complete Ses-
(BM)
na pięć lat.
sions z albumu, który jest u mnie na pierwszym
22
biuletyn podProgowy
październik-listopad 2011 The Complete Jack Johnson Sessions (2003)
sownie, przez co fantastycznie słucha się tego boxu jako całości. Właściwie najsłabszymi utworami tutaj... są kawałki
Wydawnictwo to jest rzeczywiście tym, za co się
znane z On the Corner. Nawet ich alternatywne wer-
podaje – kompletną sesją do Jacka Johnsona.
sje są od oryginałów lepsze, bardziej energetyczne
I z jednej strony mamy tutaj ogrom nowego materiału,
i mocniej brzmią. Te niespełna siedem godzin muzy-
który jest kapitalny, czasem tak rockowy, że wywra-
ki przepięknie opisuje okres, po którym Davis przez
ca nasz obraz Milesowego fusion do góry nogami, ale
wiele lat nie wszedł juz do studia. Album, do którego
z drugiej strony... Dostajemy do ręki pięć płyt CD
to wydawnictwo się odnosi z jednej strony blednie,
prawie w stu procentach wypełnionych skrawkami
ale z drugiej nabiera blasku. Naprawdę trudno zrozu-
i alternatywnymi wersjami wyciągniętymi ze studyj-
mieć o co w On the Corner chodzi bez przestudiowa-
nej szafy.
nia tej niby Kompletnej sesji (obejmującej nagrania
Nie jestem w stanie słuchać tego boxu jako całości.
z przeciągu trzech lat: 72 -75).
I ciężko mi uwierzyć, że znalazł się ktokolwiek, kto dla
Jest to chyba jedyny z pięciu davisowskich boxów,
własnej przyjemności miałby ochotę zapuścić sobie
które byłbym skory polecić każdemu. Zdecydowanie
na przykład sześć trochę różnych wersji utworu Wil-
warto znać. (BM)
lie Nelson pod rząd. Nie da się tego słuchać. Trzeba wyławiać pojedyncze numery i robić sobie swoje wła-
The Cellar Door Sessions (1970)
sne składanki. Tym samym najwygodniejszy w użyciu jest... box w formacie mp3. Nie żebym zachęcał
Cellar Door to pełny zapis koncertów ekipy Davisa
do piractwa, ale naprawdę, ten rewelacyjny przecież
w Waszyngtonie. To, co czyni omawiane wydawnictwo
materiał podany został w formie tak niestrawnej, że
tak niezwykłym jest przede wszystkim udział Keitha
wydawcy sami będą sobie winni, jeśli słuchacze zdecy-
Jarretta grającego na elektrycznych klawiszach Fen-
dują się na zakup pojedynczych kawałków.
dera (których szczerze nienawidził woląc akustyczne
Rzecz jasna samej muzyki, którą Kompletny Jack
brzmienia), którego cztery bardzo awangardowe im-
Johnson oferuje nie da się nie chwalić. Mamy do czy-
prowizacje są chyba największą ozdobą tego boxu .
nienia z kapitalnym w pełni jazz-rockowym graniem
Mamy tutaj sześć dysków mrocznego grania, naj-
– czasem dalece bardziej rockowym niż to, co osta-
bliższego chyba temu, co znamy z live albumu Black
tecznie trafiło w 1971 roku na płytę, pełne elementów
Beauty: Live at the Fillmore West. Koncerty Milesa
funkowych, które zarysowane są tutaj znacznie wyraź-
z przełomu Bitches Brew i Jacka Johnsona charak-
niej niż w Right Off i Yesternow. Utwory takie jak Ali,
teryzowały się wyjątkowym brudem i bardzo ciężkim
czy Duran powalają na kolana, to jedne z najlepszych
klimatem. W zasadzie znając ten materiał wyłącznie
jazz-rockowych numerów jakie kiedykolwiek słysza-
ze studia trudno dociec w jaki sposób Davis przeszedł
łem. Tylko, na litość Boską, czy naprawdę nie dało się
od jednego stylu do drugiego. Tutaj słyszymy pełną po
wybrać z nich najciekawszej wersji, albo z kilku róż-
miedzy nimi łączność, absolutnie dokładne ich ze sobą
nych zmontować jednej?
zlanie powiększone dodatkowo o pierwiastek funko-
Reasumując – box jest znakomity muzycznie, daje
wy, który coraz głębiej zaczynał wciągać Milesa.
ogromny wgląd w pracę twórczą i rozwój Milesa w tym
The Cellar Door Sessions ma, obok Sesji do
okresie, ale jako całość jest nieprzemyślany i bardzo
On the Corner największą liczbę zwolenników
wiele z tego powodu traci. (BM)
i chociaż jest chyba zbyt awangardowe aby polecać ją
The Complete On the Corner Sessions (2007)
wszystkim w ciemno, to jednak myślę, że miłośników fusion powinno co najmniej zainteresować. (BM)
Zdecydowanie najlepszy ze wszystkich tych boxów!
wszystkie cytaty pochodzą z książki: Miles Davis, Ja,
6 CD na których pełno jest materiału nieznanego ani
Miles, tłum. T. Tłuczkiewicz, Łódź 1993.
z On the Corner, ani z Get Up With It, ani z Big Fun, który jest znakomity, a przy tym ułożony bardzo sen-
Zapraszamy na...
ProgRock.org.pl
serwis rocka progresywnego.
biuletyn podProgowy
23
Niemcy: Jazz-rock z nadreńskiego kraju Niemieckie jazz-rock i fusion to, jak zwykle w przypadku naszych zachodnich sąsiadów, gigantyczny obszar. Z całego tego bogactwa spróbowałem wybrać – oczywiście na dość subiektywnych zasadach – dziesiątkę zespołów szczególnie znakomitych, takich, które na tle bardzo dobrej sceny niemieckiej świeciły szczególnym blaskiem. Bartosz Michalewski
październik-listopad 2011
Aera
nikogo, kto choć przez moment zagłębiał się
Missus Beastly
w świat progresywnej drobnicy. Świetna płyta, Kłamstwem byłoby stwierdzenie, że monachijski zespół to jazz-rock i kropka. Niemiecka muzyka z ery dla rocka progresywnego kla-
straszna szkoda, że tylko jedna.
Kolejny z gigantów tej sceny. Zespół zaczynał swą karierę od typowego dla Niemców hippi-
Dzyan
sowskiego jamowania i tak naprawdę o jazz-
sycznej cechuje się wyjątkowym eklektyzmem.
-rocku można w ich wypadku mówić od drugiej
Tym prawdziwie jazzrockowym dokonaniem
Krautrock, fusion, muzyka etniczna. Z takiej
płyty Missus Beastly (2), wydanej aż cztery
Aery jest ich debiutancki album Humanum est
mniej więcej mieszanki powstał Dzyan. W ich
lata po debiucie, w 1974 roku. Dwójka, będą-
(1975). Niby nic nas tutaj nie zaskakuje – ot,
graniu słuchać zarówno wschodnią duchowość,
ca wizytówką zespołu leży dokładnie pomiędzy
jeszcze jedna rockowa kapela zainspirowana
jaki i kanciaste łojenie grup z pogranicza rocka
krautrockiem i jazzem. Po jej nagraniu zespół
jazzem. Rzecz w tym, że jak się zejdzie kilku
i jazzu jak King Crimson (ery Larks Tongues in
zdecydowanie opowiedział się po stronie jazzo-
chłopa i zaczynają jamować, to albo ich ponie-
Aspic) i Mahavishnu Orchestra. Przy czym owa
wej, wydając dwa albumy zawierające typową
sie, albo nie. Aerę poniosło. Po prostu.
mieszanka nie jest żadną kompilacją pomysłów
dla swoich czasów funkującą odmianę fusion.
starszych i zdolniejszych. Przeciwnie – jest ory-
Jednak zarówno Dr. Aftershave & The Mixed-
ginalna i niezwykła. Zespół wydał trzy płyty stu-
-Pickles z ‘76 jak i ostatnia w karierze grupy
dyjne (w latach 1973-75), z których najbardziej
Spaceguerilla z ‘78 chociaż mniej oryginale,
Grupa łączyła elementy krautrocka i free jazzu.
lubię drugą – Time Machine, ale ta grupa nie
stoją na tak wysokim poziomie, że trudno się
Ich dwa albumy – Osmose (1970) i Beziehungen
nagrała nic słabego, czy nawet przeciętnego.
ich o cokolwiek czepiać. Znakomity zespół, dla
Annexus Quam
(1972) zawierają muzykę niezwykle barwną, o psychodelicznym, medytacyjnym brzmieniu,
każdego komu bliski jest jazz-rock jazda abso-
Embryo
lutnie obowiązkowa.
a przy tym bardzo zakręconą. Nie będę ukrywał,
Out of Focus
że Annexus Quam to raczej trudna rzecz i to
Kolejny zespół z Monachium. W odróżnieniu
nawet jak na słynących z awangardowego prze-
jednak od Aery – i dziesiątek innych kapel
chylenia Niemców. Jednak jeżeli komuś uda się
z tamtych lat – Embryo nie rozpadło się po
Jeszcze jeden zespół z Monachium. Formacja
poczuć wspaniałość tej prawdziwie kosmicznej
nagraniu kilku albumów, ale tworzy i istnieje
Out of Focus pomimo tego, że dysponowała –
muzyki długo nie będzie mógł się pozbierać.
do dziś. Grupa sięgała w trakcie swej kariery
jak na standardy jazz-rocka – bardzo skrom-
po wiele różnych stylów. Od jazzującego krau-
nymi warunkami instrumentalnymi, wszelkie
trocka pierwszych płyt, przez muzykę bardziej
swoje braki nadrabiała duchem i klimatem.
głównonurtową, przypominającą nieco King
To trochę taki punk pomiędzy jazzmanami –
Ta legendarna dla europejskiego fusion for-
Crimson, przez typowe dla połowy lat 70. fun-
brudny, oparty na założeniu, że jak ktoś czuje,
macja była w równym stopniu Niemiecka, co
kowanie, aż po genialną przygodę z bliskow-
że powinien grać, to nie ważne jak wiele umie.
Holenderska. Ostatecznie występujący w tytu-
schodnia muzyką etniczną (Embryo’s Reise
I chociaż nie brak takich, którym słabość Out
le skrót P.C. to inicjały lidera, holenderskiego
z 1980 roku, chyba najwybitniejsze dokonanie
of Focusowych instrumentalistów przeszkadza,
perkusisty Pierre’a Courbois. Jednakże trudno,
grupy). Płyty takie jak Opal, Steig aus, Father,
to trudno odmówić tej muzyce ducha. Ćpuński,
żeby w zestawieniu niemieckiego fusion za-
Son and Holy Ghosts, Rocksession czy Embry-
senny, brudny nastrój tej muzyki – zwłasz-
brakło kapeli, w której grały takie tuzy teutoń-
o’s Rache i Reise stanowią dziś kanon europej-
cza fantastycznego drugiego albumu (1971)
skiego jazzu jak Toto Blanke, Joachim Kühn,
skiego jazz-rocka. Naprawdę wybitna kapela,
– urzekł całe rzesze fanów staroci i zapewnił
czy Sigi Busch. Muzyka tego ensemble ma ty-
mało który kraj może się podobnym zespołem
grupie spore – jak na taką muzykę – uznanie.
pową dla free jazzu strukturę oraz typowe dla
poszczycić.
To jeden z najsłynniejszych zespołów z tego ze-
Association P.C.
fusion brzmienie i instrumentarium. Na dobrą sprawę wszystkie wydane przez zespół w latach
stawienia. Nie trzeba go lubić, ale trochę wstyd
Kraan
go nie znać.
1970-74 pięć płyt jest skierowane do słuchacza
Passport
jazzowego. Większość fanów rocka raczej wy-
Prowadzona przez charyzmatycznego basistę
mięknie, ale przecież wśród progowców mamy
Hellmut Hattler grupa z Ulm to na tle innych
nie tylko fanów mainstreamowego rocka, nawet
opisywanych tu zespołów przedstawiciel bar-
Grupę Passport Klausa Doldingera trudno za-
progresywnego...
dziej rozrywkowej strony jazz-rocka. W swej
liczyć do grup nowatorskich, czy szczególnie
wieloletniej karierze grupa meandrowała gdzieś
ambitnych. Panowie raczej klepali równe płyty
między funkiem, rozrywkowym, piosenkowym
w samym sercu głównego nurtu fusion. Jed-
rockiem i jazzem może niezbyt wyszukanym,
nak wytrwałość popłaca i pomimo całej swej
Ta jednorazowa grupa złożona z muzyków in-
ale nie mniej od awangardowców wspania-
podrzędności zespołowi udało się wpisać do
nych niemieckich kapel takich jak A.R. & Ma-
łym. Najważniejszą pozycją w dyskografii ze-
kanonu niemieckiego i europejskiego fusion.
chines, Frumpy, Thirsty Moon, Tomorrow’s
społu jest podsumowujący pierwszy okres ich
Albumy takie jak Cross-Collateral, czy Pas-
Gift, czy Xhol Caravan zdołała dorobić się jed-
twórczości (1972-75) album Kraan Live, pełen
sport – Doldinger chociaż kompletnie niczym
nego tylko albumu. Wydany w 1975 Hypertha-
porywających improwizacji, ale – jak zawsze
nie zaskakują, to jednak dają sporo radości ze
lamus stanowi połączenie krautrocka i jazz-roc-
w muzyce Kraanu bardzo na luzie. Cóż, jak wi-
słuchania.
ka. Wysoki poziom artystyczny u kompletnie
dać nie trzeba grać bardzo skomplikowanej mu-
nieznanego zespołu nie powinien zaskakiwać
zyki, żeby tworzyć rzeczy wielkie.
Dennis
j Oczywiście w Niemczech było znacznie więcej ciekawych kapel jazzrockowych, jak choćby Os Mundi, Alcatraz, Eiliff, Missing Link i wiele innych. Jednak dziesiątka to dziesiątka – nie dla wszystkich starczyło miejsca. Niemniej zachęcam do zapoznania się również z pozostałą częścią dziedzictwa niemieckiego jazz-rocka. Zdecydowanie warto! W końcu była to jedna z najlepszych i największych scen z na świecie. biuletyn podProgowy
25
Pol Jazz Rock Michał Urbaniak Group Krzysztof Ścierański Big Band Katowice
Air Condition Spisek Sześciu Funky Flow Extra Ball
październik-listopad 2011
N
iejako w nawiązaniu do poprzedniego tematu numeru, prezentującego znamienity dorobek naszych grup rockowych z lat 60. i 70., pragniemy zwrócić waszą uwagę także na ciekawe polskie albumy z kręgu fusion, które również powstały w tym okresie, ale i te odrobinę nowsze. Niech więc będzie to suplement, albo małe co nie co przed dalszym przeglądem tego co dobre i biało-czarwone zarazem. Jacek Chudzik Urzekną nas nastrojowe kompozycje Li’l Dar-
Ścierański Trio, w którym prócz basisty-lidera
Big Band Katowice
lin’ i Ballada dla Alicji. Orkiestra ruszy z kopy-
znaleźli się, jego brat, Paweł Ścierański (gitara)
ta i zagra trochę ostrzej i szybciej w kawałkach
oraz Jan M. Pluta (perkusja). Płyta ta obecnie
Music for my friends 1977
Mardox i Music For My Friends. Ozdobą płyty
jest w zasadzie niedostępna, zdobyć można
jest jednak niewątpliwie Sorcery z repertuaru
natomiast jej dosyć dziwną reedycję, ale o niej
Keitha Jarretta. Brawurowe wykonanie tego
później.
utworu do dziś dnia pozostaje dla mnie naj-
No Radio jest utworem po prostu kapitalnym.
lepszym ze wszystkich jakie słyszałem. Już tu-
Zważywszy, że wszystkie kompozycje na pły-
taj ujawnił się ogromny talent młodego Jarka
cie są autorstwa Krzysztofa Ścierańskiego, nie
Śmietany, który zaaranżował Sorcery dla po-
może dziwić, że dominuje tu porządna basów-
trzeb katowickiej orkiestry (jak wspaniale radzi
ka. Tak się przynajmniej może wydawać, do-
sobie z cudzym materiałem udowadnia choćby
póki do gry nie wkroczy gitara. Przez szybko
na ostatnich swoich płytach, sięgając do twór-
następujące po sobie minuty wsłuchujemy się w
czości O. Colemana, Z. Seifeta, czy J. Hendrik-
kolejne popisy wszystkich trzech muzyków i w
sa).
zasadzie można by ten utwór przypisać zarów-
Uczelniana orkiestra powstała przy katowickiej
Jeśli to wszystko brzmi dla was zachęcająco,
no solowemu projektowi gitarzysty, jak i per-
PWSM, jedynej w Polsce uczącej wówczas jaz-
a do tego lubicie nastrojową muzykę przywołu-
kusisty. Wszystko jest tu niezwykle naturalne
zu, powstała w 1975 roku. Nazwa, Big Band Ka-
jącą na myśl np. kompozycje Lalo Schaffrina,
i dopracowane zarazem, ale co najważniejsze –
towice, wydaje się może trochę zbyt prozaiczna,
to płyta ta, dziś pozostająca trochę na uboczu,
kawałek ten jest po prostu porywający.
ale idealnie charakteryzowała zespół. Oczywi-
będzie dla was prawdziwym, a do tego nieźle
ście, ktoś powie, że nie ma nic prostszego, od
bujającym skarbem.
zaprzęgnięcia uczniaków do grania w ramach praktyk. Możliwe, ale w 99 przypadkach na 100 tego typu szkolne orkiestry nie ocierają się nawet o poziom Big Bandu Katowice. Dlaczego?
Krzysztof Ścierański Trio
Z pewnością to zasługa wybitnych wychowan-
No Radio 1992
„Jeśli rock może być hard, to ta odmiana fusion jest zdecydowanie soft.”
ków katowickiej PWSM, którzy przesądzili
A co dzieje się dalej? W sumie na płycie znajdzie-
o jakości tego zespołu i tego nagrania. A wy-
my osiem wyłącznie instrumentalnych utworów,
mienić wypada choćby: Władysława Sendeckie-
nieco ponad pięćdziesiąt minut muzyki. Jeśli
go i Jarka Śmietanę (obaj w tym czasie rozwijali
rock może być hard, to ta odmiana fusion jest
już swe skrzydła w Extra Ballu), Andrzeja Olej-
zdecydowanie soft. Dominuje bas, który nie peł-
niczaka, Mieczysława Wolnego, czy Wojciecha
ni tu roli instrumentu wyłącznie rytmicznego.
Gogolewskiego.
Zespół był prowadzony naj-
Partie gitary są – oczywiście – niezwykle intere-
pierw przez Andrzeja Zubka, a następnie Zbi-
sujące, ale i Jan M. Pluta nie próżnuje. Wbrew
gniewa Kalembę i zdobył spore uznanie, szyb-
temu, co można wywnioskować sądząc po okład-
ko podbijając serca festiwalowej publiczności.
ce albumu, No Radio to nie żadna muzyczna
A jurorzy? Oni też ulegli urokowi Big Bandu
pustynia, ale wręcz przeciwnie – instrumental-
Katowice. Lecz nie nagrody się liczą, o których
Przez wiele lat myślałem, że udało mi się zerwać
na uczta. Nie mogło być jednak inaczej. Gitara
zresztą nikt dziś nie pamięta, ale muzyka, która
z nałogiem – z młodzieńczym, nierozsądnym,
i bas prosto z Laboratorium i perkusja z... Kom-
po tej kapeli pozostała.
impulsywnym kupowaniem płyt. Niegdyś jeden
bi. Jest na to odpowiednie słowo – supergrupa.
Z numerem 52 w serii Polish Jazz ukazała się
zasłyszany gdzieś utwór potrafił zrobić swoje
No Radio to przyjemność wspólnego grania,
w 1977 roku płyta Big Bandu zatytułowana
i sprawić, że w szaleńczym pędzie leciałem do
radość płynąca z improwizacji, intrygująca mu-
Music For My Friends (okładka, oczywiście,
sklepu muzycznego, by wydać z mozołem ciuła-
zyczna podróż. Czasem można odnieść wrażenie,
mistrza Karewicza). Happening – otwierający
ne kieszonkowe. Większość takich zakupów nie
że... brakuje wokalu, jak na przykład w Homeless
album – nie zapowiada zupełnie tego, z czym
przetrwała próby czasu. Wielu albumów musia-
Song. Inną jest sprawą, że na płycie dominuje
będziemy mieć do czynienia. Jest to bowiem
łem się nie tylko pozbyć, ale nawet zapomnieć,
melancholijny ton. Każdy utwór naznaczony jest
przyjemny utwór nawiązujący do ery swingo-
że je kiedykolwiek znałem. Wszystko po to, by
bliżej nieokreśloną tęsknotą. Nic tylko wsiąść
wej. Podobnie będzie z ostatnim utworem na
móc spojrzeć sobie w oczy. Niestety ostatnio
do samochodu i jechać – nieważne gdzie – byle
krążku – Experience. Mamy zatem swingową
znów mi się to przydarzyło...
przed siebie, uciec gdzieś, gdzie nie mają zasięgu
klamrę. A w środku? Brzmienie dużej orkie-
Kiedy usłyszałem No Radio Krzysztofa Ścierań-
komercyjne radia. No radio?
stry fenomenalnie stapiać się będzie z lekkimi
skiego, wiedziałem już, że muszę zapoznać się
Słów kilka o reedycji, bowiem jest nad wyraz
klimatami z lat 70.: muzyką funky i soul, zaś
z całym albumem. Płyta, której momentalnie
ciekawa. Po dacie przy „zaiksach” można tylko
elementy rocka odnajdziecie inteligentnie i nie
zacząłem pożądać nosi ten sam tytuł, ukaza-
ustalić, że miała ona miejsce w 2004 roku. Wy-
nachalnie wkomponowane w utwory jazzowe.
ła się w 1992 i sygnowana jest przez Krzysztof
dawca – tajemnicze Lukomo. Jak na porząd-
biuletyn podProgowy
27
październik-listopad 2011 ną reedycję nie dołożono żadnych bonusów.
w roku 1974 uznani zostali za czołówkę pol-
Air Condition
Zmieniono okładkę. Zamieniono kolejnością
skiego jazzu, między innymi dzięki sukcesowi
Follow Your Kite 1980
dwa utwory. Najciekawsze jest jednak to, że nie
podczas „Jazzu nad Odrą”, na którym to festi-
znajdziemy na niej informacji o Pawle Ścierań-
walu zdobyli I miejsce. W prasie rozpływano się
skim. Krzysztof oraz Jan M. Pluta nie dość, że
wówczas nad ich umiejętnościami techniczny-
posiadają swoje biogramy w środku digipacka,
mi oraz walorami artystycznymi prezentowanej
to z tyłu umieszczono informację na czym gra-
przez nich muzyki. W roku 1975, z numerkiem
ją, dano im także miejsce na podziękowania.
45 serii Polish Jazz, ukazał się ich album zatytu-
O gitarzyście ci-cho-sza... Najbardziej bawią
łowany po prostu: Compolt of Six.
mnie jednak dodane grafiki-bannery, mające
Muzykę na nim zawartą najwłaściwiej określali
zapewne lepiej sprzedać No Radio. Jeden z nich
sami muzycy. „Reprezentujemy tendencje tzw.
(nazwa serii) głosi „O.K polish Jazz”, drugi zaś
środka awangardy, to znaczy – gramy nowo-
– według grafika nowej okładki najwyraźniej
cześnie, ale nie dochodzimy do zewnętrznej
ważniejszy od tytułu samej płyty – „progressive
bariery współczesnego eksperymentu jazzo-
Rocznik, w sumie dość nieciekawy, bo 1980. Ale
NU jazz”.
wego” – mówili o sobie. I dodawali: „z jednej
co to za płyta, co za skład! Zbigniew Namysłow-
strony opieramy się o osiągnięcia muzyki elek-
ski, Władysław Sendecki (w tym czasie już poza
tronicznej [...], zaś z drugiej strony – zakładamy
Extra Ballem), Krzysztof Ścierański (na wylocie
maksymalną, naturalną ekspresję”. Jeśli dodać
z Laboratorium), Dariusz Kozakiewicz (którego
do tego jeszcze, że jako swoich idoli wymieniali
jazz-rock pociągał już od kilku lat; vide Egza-
przede wszystkim trzy osoby – Milesa Davisa,
min Dojrzałości), Wojciech Kowalewski, Jerzy
Herbiego Hancocka i Joe Zawinula – to powoli
Tański.
staje jasne z czym spotkamy się słuchając albu-
Płyta poniekąd zaskakująca. Namysłowski miał
mu Spiskowców.
prowadził wprawdzie zespół Jazz Rockers,
No Radio jest albumem całkiem niezłym. Jest
Wizje – to wypełniający stronę A winyla cie-
czerpał już z muzyki popularnej choćby na fe-
chlubnym wyjątkiem, wśród płyt zdobywanych
kawy muzyczny eksperyment, z dominującą
nomenalnej płycie Kujaviak Goes Funky. Ale
dla jednego kawałka. Tu za swoistym hiciorem
rolą saksofonu, zawieszony gdzieś pomiędzy In
kto by pomyślał, że posunie się tak daleko, że
stoi porządna płyta, która urzeka mnie i nie wa-
a Silent Way (którego echa są chwilami bardzo
pokusi się na fuzję jazzu i rocka w chwili, gdy na
ham się zrobić dla niej miejsca w odtwarzaczu,
wyraźnie słyszalne) a solowymi dokonaniami
świecie takie granie odkładano do lamusa? On,
gdy mam ochotę na przyjemną i niezobowiązu-
Zawinula z przełomu lat 60. i 70. Jest awan-
nazywany „odkrywcą”, upraszcza swoją muzy-
jącą przygodę muzyczną. Niemniej wydaje mi
gardowo, jest klimatycznie i nastrojowo. Utwór
kę, grając pod publikę? Gubi ścieżki i nagrywa
się, że z No Radio więcej pożytku od zagorza-
gładko przelewa się od freejazzowej improwiza-
materiał jakże lekki, bardziej w zasadzie dla
łych fanów fusion (dla których materiał zawarty
cji w stronę nastrojowych pejzaży muzycznych
młodych słuchaczy i fanów rocka, niż dla kone-
na tym krążku może wydać się cukierkowy, zbyt
(niczym z płyt mistrza bossa novy Antonio Car-
serów jazzu? Starzy fani Namysłowskiego mieli
słodki) będą mieć zwolennicy... neoprogreswy-
losa Jobima), by po chwili znowu pogrążyć się
prawo posiwieć słuchając Follow Your Kite. Je-
nego rocka. Tak! Oni mogą pokochać lekkość
w szale improwizacji, tym razem zawieszonej na
śli jednak w swojego mistrza zwątpili to raczej
tego albumu, jego melodyjność, a zarazem
fukowym rytmie.
wyłącznie ze wzglądu na ciasnotę własnych ho-
może on natchnąć ich do dalszych poszukiwań
Z kolei w drugim utworze (Amorphous) odnaj-
ryzontów i brak wyobraźni. Bo muzyka zawarta
muzycznych w nieznanym dotychczas im kie-
dziemy przede wszystkim bigbandowe brzmie-
na tym albumie jest po prostu fenomenalna.
runku. I być może z tego powodu łatka na ko-
nie dęciaków, których gra unisono rozwijać
lejnym wydaniu No Radio powinna brzmieć:
się będzie w stricte jazzowy utwór utrzymany
Neoprogressive jazz? Wszystkim ciekawskim
w bopowych klimatach. W tym kontekście
i poszukującym szczerze polecam.
niewątpliwym zaskoczeniem będzie Pieprzem
Z No Radio więcej pożytku od zagorzałych fanów fusion będą mieć zwolennicy... neoprogreswynego rocka.
i solą – utwór stapiający big bandowe brzmienie z lekkimi funkowymi klimatami (i tym jakże oddalający się od Wizji). A na zakończenie –
Kto by pomyślał, że Namysłowski pokusi się na fuzję jazzu i rocka w chwili, gdy na świecie takie granie odkładano do lamusa?
Spisek Sześciu
Epitaphium. Niepokojący utwór, w którym na
Compolt of Six 1975
tle elektrycznych klawiszy podziwiać będziemy
„Mistrz Polski w jazzie gra do tańca na cze-
popisy na saksofonach lidera formacji, Włodzi-
le najlepszych z młodzieży” – pisał w tekście
mierza Wińskiego.
zamieszczonym na okładce albumu Tomasz
Jak ocenić Compolt of Six? Spiskowcy zapre-
Tłuczkiewicz, i zwracając się do „szanownej pu-
zentowali światu twór eklektyczny i nierówny,
bliczności” tak charakteryzował tę płytę: „To dla
ukazujący raczej spektrum możliwości oraz
ciebie ułożono sambę, walczyk i inne piosenki
zainteresowań zespołu, niż przedstawiający
tak proste, żeby cię nie spłoszyć; tak wyrafino-
spójny artystyczny przekaz zaklęty w czarnym
wane, żeby cię urzec; tak trudne, żeby cię zobo-
krążku, pod nazwą „album długogrający”. Stro-
wiązać”.
na B zdecydowanie lżejsza, łatwiej wpadająca
Wszyscy fani dobrego polskiego grania powinni
w ucho. Strona A – bardziej wymagająca, ale też
poczuć się zatem zobowiązani do zapoznania
i intrygująca. Wydaje się jednak, że dla fanów
się z tym albumem, który jest subtelny i lirycz-
Spisek Sześciu powstał we Wrocławiu w 1972 r.
fusion skręcającego w kierunku awangardo-
ny, ale także zawiera kawałki z całkiem niezłym
Do nagrania płyty długogrającej doprowadziły
wych brzmień oraz miłośników tzw. europej-
przytupem. Pełno na nim świetnego grania, ale
ich liczne, niezwykle przychylnie odbierane,
skiego fusion twórczość Spisku Sześciu może
przede wszystkim dużo na nim prostych, melo-
występy na scenach w kraju i za granicą. Już
być smakowitym kąskiem.
dyjnych fragmentów, które z pewnością łatwo
28
biuletyn podProgowy
październik-listopad 2011 wpadną w ucho niejednego słuchacza. Wszak
do Mahavishnu Orchestry. Echa tej legendar-
Couple of Grooves jest płytą bezpretensjonal-
w gonieniu latawca chodzi tylko i wyłącznie
nej kapeli słychać na Birthday chwilami nawet
ną, w ambicjach członków zespołu – zapewne –
o dobrą zabawę. A tą Air Condition gwarantuje.
zbyt wyraźnie (vide otwarcie Szczęśliwego nie-
przebojową. Delikatny jazz-rock, lekko podszy-
szczęśliwca i Meeting of the Spirit z The Inner
ty funkiem, to na tyle komunikatywna muzyka,
Mounting Flame). Ale takie w gruncie rzeczy
że każdy, niezależnie „stopnia wtajemniczenia”,
niewinne cytaty tylko pokazują kto dla krakow-
jest w stanie się z nią zmierzyć. Jeśli mówimy
sko-katowickiej grupy był w tym okresie dzia-
o debiucie Funky Flow to w gruncie rzeczy i tak
łalności (zważywszy zmienność muzyki zespo-
chodzi o jedno – o dobrą zabawę. A ta muzyka
łu) wzorem.
wciąga... Kipi energią, radością życia i opty-
Na Birthday na plan pierwszy niewątpliwie
mizmem. Pod tym względem ma w sobie dużo
wysuwają się dwaj liderzy formacji, a zarazem
z przebojowych albumów Herbiego Hancocka
kompozytorska spółka – Jarosław Śmietana
z pierwszej połowy lat 70. Chłopakom z Funky
(gitara) i Władysłwa Sendecki (klawisze). Nie
Flow udało się jednak uniknąć – co przy graniu
sposób jednak pominąć reszty zespołu. Sakso-
takiej, trywializując troszeczkę, wesołej muzyki
fon Olejniczaka ubarwia kompozycje, a sekcja
i z przytupem, wcale nie jest łatwe – kiczu.
Extra Ball Birthday 1976
Radecki-Cichy jest wręcz stworzona do grania takiej muzyki. Idąc tropem porównania do Mahavishnu powiedzieć można, że Śmietana zbliża się tu bardzo do gry McLaughlina (nigdy
...kapitalnie bujające granie, adresowane do wszystkich sympatyków lekkiej odmiany fusion.
Przy jakimkolwiek przeglądzie polskich ka-
zresztą nie krył fascynacji tym gitarzystą), Sen-
pel spod znaku jazz-rocka zabraknąć nie może
decki jest bardziej powściągliwy od Hammera,
krakowskiego Extra Ballu. Choć właściwie po-
bardziej klasycyzujący i mniej zainteresowany
wiedzieć
krakowsko-katowickiego,
dźwiękowymi eksplozjami (Sendecki jako swo-
Couple of Grooves brzmi bardzo spontanicznie
bowiem wszyscy członkowie tej formacji w jej
jego idola wymieniał wówczas Kietha Jarretta),
i naturalnie. Dużym atutem płyty są solówki
początkowym okresie istnienia wywodzili się
z kolei „śpiewającego” na basie Jana Cichego
(zwłaszcza klawoszowe, a’la Bob James – To-
z katowickiej PWSM. Słychać to w muzyce ze-
bez zastanowienia stawiam przed solidnym, ale
mek Drachus i gitarowe – Jakub Szturm), któ-
społu. Słychać w ich grze, w niezwykle spraw-
nie wybitnym Rickiem Lairdem.
rymi okraszone są poszczególne kawałki. Są to
nym, wręcz mistrzowskim wykonywaniu nawet
Ta zabawa w porównania jest jedynie po to, by
po prostu świetne instrumentalne popisy, które
najszybszych partii. Słychać to wreszcie w ich
tych, którzy jeszcze nie znają Extra Ballu zain-
ani na trochę nie zaburzają rytmu utworów,
kompozycjach, w których wyraźnie zaznacza
trygować. Bo jakie może być podsumowanie?
a wręcz przeciwnie – to one nadają im polotu,
się nie tylko znajomość jazzowej tradycji, ale
Sięgnijcie po Birthday – naprawdę warto.
sprawiają, że sekcja (świetna basówka – Łukasz
wypada
i szacunek do niej.
Drwal i szalejące bębny – Seweryn Krzysztoń)
Kariera zespołu Extra Ball na dobrą sprawę za-
odpowiedzialna, za to, żeby było funky, zaczy-
częła się w 1975 roku podczas festiwalu „Jazz
na odrywać się od ziemi – i robi się flow. Same
nad Odrą”, na którym to grupa dosłownie roz-
Funky Flow
biła bank z nagrodami. Nic więc dziwnego, że
Couple of Grooves 2008
kompozycje są bardzo przejrzyste i dość przewidywalne, ale w przypadku takiej muzyki wcale
niebawem musiała zameldować się w studiu na-
nie jest to mankamentem, zwłaszcza gdy jest
graniowym. I tak, z numerem 40 w serii „Polish
tak wybornie zagrana. Jak przystało na klimaty
Jazz”, ukazał się debiut formacji zatytułowany,
rozrywkowe, tematy poszczególnych utworów
po prostu, Birthday.
łatwo wpadają w ucho. Co więcej można dodać? Jasne, minusy też się znajdą, ale zostawmy je z boku. Jeśli potraficie
Narodziny to duży ukłon w stronę stylistyki fusion, ale również fani rocka progresywnego nie powinni przejść obok niej obojętnie.
czerpać przyjemność z lekkiego i radosnego gitarowo-klawiszowego grania to Couple of Grooves jest dla was. Od trzech lat regularnie wracam do tej płyty i już wiem, że zostanie ze mną na lata. Niecierpliwie czekam też na ciąg dalszy. Głowę popiołem – jak nic. I bić się w pierś.
Cover Stratusa Billy’ego Cobhama usłyszany na
Utwór Narodziny to wspaniałe otwarcie albu-
Kiedy kilka lat temu trafiła w moje ręce debiu-
koncercie tylko zaostrzył mój apetyt na drugi
mu i zaprezentowanie się światu. Ta dziesięcio-
tancka płyta rzeszowskiej formacji Funky Flow
album Funky Flow.
minutowa nastrojowa kompozycja, niespiesz-
potraktowałem ją... życzliwie. Dziś, w tym to
nie malująca przed nami subtelne muzyczne
miejscu, chciałbym wystawić właściwą jej laur-
pejzaże, stanowi duży ukłon w stronę stylistyki
kę. Wiele nowowydanych płyt przewinęło się
fusion, ale również fani rocka progresywnego
w moim odtwarzaczu od czasu kiedy chłopaki
nie powinni przejść obok niej obojętnie. A dalej
ze stolicy Podkarpacia zaprezentowali światu
wcale nie jest gorzej... Mocny, dynamiczny jazz-
swoją muzykę. Do kilku wracam, ale Couple of
-rock – oto, co otrzymujemy wraz z narodzina-
Grooves regularnie poprawia mi nastrój. To nie
Wydany w serii Polish Jazz album Live Recor-
mi Extra Ballu. Co warte jednak podkreślenia
jest przeciętny album młodej polskiej kapeli,
ding to, zgodnie z nazwą płyta koncertowa,
muzyka grupy jest niezwykle wyrazista i nawet
to w pełni profesjonalne i kapitalnie bujające
nagrana w Filharmonii Narodowej, w styczniu
w najszybszych partiach słychać dbałość o każ-
granie, adresowane do wszystkich sympatyków
roku 1971. Michał Urbaniak to jeden z naszych
dy dźwięk.
lekkiej (czy też jak kto woli: komercyjnej) od-
najlepszych skrzypków jazzowych. O palmę
Debiut Extra Ballu nie może uciec od porównań
miany fusion.
pierwszeństwa może z nim walczyć chyba tyl-
biuletyn podProgowy
Michał Urbaniak Group Live Recording 1971
29
październik-listopad 2011 ko Maciej Strzelczyk. Dodatkowo na tej płycie prezentuje się również jako doskonały saksofonista. Lidera wspierają też inni znakomici muzycy. Adam Makowicz na klawiszach, Paweł Jastrzębski na basie i Czesław Bratkowski na perkusji. Wyjątkowo, nie mogę powiedzieć ni-
Weather Report
czego dobrego o okładce ze zdjęciem autorstwa Marka Karewicza, które wyraźnie ustępuje innym jego wspaniałym projektom, choć jak doskonale wiemy - to nie szata zdobi człowieka.
tutaj gitar, natomiast podobnie brzmią w wielu
W
dzięki przebojowym albumom Black Market
(oba 1972) to (szczególnie ten drugi) niemalże
momentach instrumenty klawiszowe. Niewąt-
i Heavy Weather. Czy rzeczywiście są to najwy-
uwstecznienie się do czasów Bitches Brew, przy
pliwą zaletą tego krążka jest to, że zawarta na
bitniejsze dokonania grupy? A może to skok na
jednak zasadniczym zachowaniu stylu Weather.
nim muzyka przechodzi płynnie od niezwykłej
kasę i artystyczna kapitulacja?
Nagrania z Tokio w swym połączeniu podskór-
dynamiki i niemal freejazzowych szaleństw do
Pogodynki to jedna z tych kapel, które znane są
nej agresji muzyki Milesa z intelektualnym
uspokajającej słuchacza delikatności. Dobrym
głównie z przebojowego wycinka swojej twór-
wyrafinowaniem Shortera i Zawinula stano-
przykładem jest otwierająca album dwudzie-
czości. Problem w tym, że ktoś, kto zna wyłącz-
wią hymn wielkości nie tylko Weather Report,
stominutowa suita Jazz Jambore ’70. Utwór
nie ich płyty ery Pastoriusa, a nie zna tego, co
ale wręcz fusion jako gatunku. Podobny, choć
ten jest momentami łagodny i melodyjny,
grupa prezentowała wcześniej, nie jest zdolny
znacznie bardziej przystępny I Sing the Body
a w innych znów miejscach pełen energetycz-
zrozumieć na czym tak naprawdę polegał ich
Electric choć nieźle przyjęty był jednak mniej
nych, skrzypcowych popisów lidera. Grupa Mi-
fenomen.
nowatorski od wcześniejszego albumu i mniej
chała Urbaniaka wykonuje zarówno kompozy-
Weather Report zawiązany został w 1970 roku
wpływowy od kolejnego Sweetnightera.
cje autorskie jak i utwory innych wykonawców
przez muzyków Milesa Davisa – głównie kla-
I właśnie – dochodzimy do Sweetnighter
Live Recording to płyta, która ewidentnie bliska jest estetyce fusion, ale co ciekawe brak
eather Report zaczął się od
Traveller, ale przede wszystkim zupełnie zasła-
Pastoriusa czy przez niego się
niają go albumy późne, brzmiące wobec niego
skończył? Ta legenda fusion
już nawet nie prosto, ale rustykalnie.
znana jest w znacznej mierze
Kolejne, I Sing the Body Electric i Live in Tokyo
– Body and Soul (piosenka Jonnego Greena)
wiszowca Joe Zawinula i saksofonistę Wayne-
(1973). W praktyce był to ostatni akord ery
i Crazy Girl Krzysztofa Komedy. Choć najważ-
’a Shortera, chociaż na ich debiucie grali także
Vitousa. Wprawdzie ostatni album, na którym
niejszym utworem jest niewątpliwie rozpoczy-
inni muzycy Milesa: Don Alias i Airto Moreira.
czeski basista się pojawił to kolejny, Mysterious
nająca płytę kompozycja Urbaniaka.
Wszyscy oni brali udział w słynnych sesjach do
Traveller, jednakże jego partie basu znajdzie-
Choć nie jestem pewien czy nie jest to raczej al-
Bitches Brew, a także (Zawinul i Shorter) In
my tam tylko w jednym utworze. Sweetnighter
bum, który może zainteresować głównie fanów
a Silent Way. To właśnie tam leżą korzenie
to początek zmian. Płyta ta bliżej niż dotychczas
jazzu, to jednak niewątpliwie należy do czołów-
Weather i w ich klasycznym okresie słychać to
podchodzi do zderzającego się z muzyką roz-
ki polskiej muzyki z lat siedemdziesiątych.
bardzo wyraźnie.
rywkową fusion pierwszej części lat 70. Mimo
Krzysztof Pabis
niewątpliwie
tego, razem z wcześniejszymi dokonaniami
pierwsza odsłona działalności Weather Report.
Weather pozostaje jedną z najbardziej intelek-
Etap ten, kończący wraz z odejściem basisty
tualnych przejawów owego nurtu. Na trzeciej
Recenzje wszystkich płyt, za wyjątkiem Live Re-
Miroslava Vitousa, trwał od 1971 do 1973 roku
płycie znacznie więcej było zapamiętywalnych
cording Michała Urbaniaka, są autorstwa Jacka
i śmiem twierdzić, że to właśnie w tym czasie
tematów, zaś sterylny abstrakcjonizm debiutu
Chudzika.
uformowała się największa część legendy We-
połączony został z jazz-funkowym groove, co
ather. Muzyka grupy z tamtych lat skupiała
czyni Sweetnighter bardziej przystępnym niż
w sobie wywodzący się od Davisa etniczno fun-
cokolwiek, co wcześniej zespół zaproponował.
kujacy groove oraz liczne elementy awangardy,
Jednakże wyjście z jazzowej niszy nie odbyło
zarówno tej jazzowej, jak i klasycznej. Znakiem
się kosztem jakości. Mamy do czynienia z ko-
rozpoznawczym tamtego zespołu są kompozy-
lejnym znakomitym, niezwykle oryginalnym
cje wielowątkowe, niezwykle bogate formalnie,
wydawnictwem, które tym razem zostało nale-
choć na pierwszy rzut ucha często minima-
życie docenione. Muzyka na nim zawarta wy-
listyczne. Zachowany w takim właśnie stylu
warła przemożny wpływ na rzesze późniejszych
album debiutancki – Weather Report (1971)
artystów, współdefiniując (razem z Mahavishnu
– zdaniem wielu najbardziej odkrywczy w ka-
Orchestra i Return to Forever) nurt fusion na
rierze bandu, stoi dziś w cieniu nie tylko bar-
długie lata.
dziej przystępnych Sweetnighter i Mysterious
Wraz z odejściem Vitousa Pogodynki niemal
30
Najbardziej
intrygująca
jest
biuletyn podProgowy
październik-listopad 2011 od razu czynią swą muzykę bardziej przystępną
od ambitnych korzeni całego nurtu. Ta płyta
storiusa, jednakże trudno udawać, że zespół ma
dla szerszej rzeszy słuchaczy. Nowym basistą
jest nowoczesna, oryginalna i co najważniejsze,
jeszcze do powiedzenia choćby połowę tego, co
zostaje dwudziestotrzyletni Alphonso John-
po prostu dobra, lecz zarazem to – przyznajmy
jeszcze kilka lat wcześniej.
son, a Mysterious Traveller (1974), już z nim
– łabędzi śpiew Weather i całego nurtu fusion.
Czy to jest wina Jaco? Nie, chyba nie. To ra-
w składzie, choć niewątpliwie jest płyta wybit-
Po tym albumie, a więc razem z rozpoczęciem
czej kwestia nowych czasów i nowego słucha-
ną, to jednak jego doskona-
cza. Kwestia realiów, które
łość wynika juz nie z wielkich
zepchnęły ambitną, trudną
artystycznych założeń, lecz
muzykę do podziemi. Upadek
z
artystyczny Weather spokoj-
umiejętnego
elementów
połączenia
nie
wcześniejszego,
możemy
wytłumaczyć
Weather
sobie niedobrą koniunkturą.
z coraz modniejszym, lek-
Spadek jakości ich muzyki
kim, relaksacyjnym fusion.
da się wyjaśnić wypaleniem
Następne
wydawnictwo,
Shortera i Zawinula, którzy
Tale Spinnin’ (1975), porzu-
w roku 1977 dobijali pięćdzie-
ca pierwszy z wyżej wymie-
siątki. Nie, upadek Weather
nionych składników niemal
Report nie był winą Pasto-
całkowicie koncentrując się
riusa. Zresztą w tym tekście
na drugim. W efekcie otrzy-
nie chodzi mi o oskarżanie
mujemy przeciętny, słusznie
kogokolwiek, czy o odbie-
zapomniany dziś album, nad
ranie
którym właściwie nie warto
z najwybitniejszych basistów
byłoby się rozwodzić, gdyby
wszechczasów.
nie to, że dopiero tutaj Zawi-
O co więc chodzi? O przy-
nul z kolegami zdefiniowali
pomnienie, że nie wszystko
w pełni kierunek, w jakim
złoto co pokarzą w telewizji
chcieli pójść. A był to niestety
i puszczą w radiu. O przypo-
kierunek stricte komercyjny.
mnienie, że Weather Report
I tak dochodzimy do Black
to przede wszystkim wielka
awangardowego
Market (1976), a razem z nim
wielkości
inkarnacja
jednemu
awangardy
na
do Pastoriusa. Na tym albumie w większości
ery Pastoriusa w zespole, następuje potwornie
gruncie może nie rocka, ale bliskich jego okolic.
utworów gra jeszcze Johnson i, co naprawdę
długa epigonia trwająca prawie 10 lat (a więc
Natomiast melodyjki puszczane jako miłe tło
znamienne, jest to ostatnie rzeczywiście ponad-
dłużej niż okres wielkości!). Notowany na 30
w aquaparkach przyszły później i to nie one
przeciętne dokonanie Weather! Czarny Rynek
pozycji rankingu Billboarda, przebojowy Heavy
ustanowiły ten zespół na postumencie, na któ-
jest dla fusion tym, czym dla rocka progresyw-
Weather (1977) komercyjny sukces przypłacił
rym dziś stoi. One co najwyżej nie były w stanie
nego The Wall – klasowym wejściem w komer-
znacznym spadkiem jakości. Można zachwycać
go z niego zrzucić.
cje, przy, niestety, niebywale dalekim odejściu
się tutaj bardzo charakterystyczną grą Jaco Pa-
Bartosz Michalewski
1971 Weather Report
1972 Live in Tokyo
1972 I Sing the Body Electric
1973 Sweetnighter
1974 Mysterious Traveller
1975 Tale Spinnin’
1976 Black Market
1977 Heavy Weather
biuletyn podProgowy
31
październik-listopad 2011
Przybudówka domu rozmowa z zespołem
Dikanda Dikanda to zespół zdecydowanie najlepiej wypadający na scenie, co potwierdziła ich zeszłoroczna – kapitalna – płyta Dikanda Live. Niedawno wrócili z USA i od razu rzucili się w trasę po polskich klubach. Po pełnym nie mniejszego niż rockowy czadu koncercie w olsztyńskim Andergancie zapytałem głównodowodzącą zespołu – akordeonistkę Annę Witczak, skrzypaczkę Katarzynę Dziubak i grającego na bębnach Daniela Kaczmarczyka o działalność jednej z najlepszych (ale też wciąż najbardziej niedocenionych) rodzimych folkowych kapel.
kiedyś kontrakt z Sony, ale warunkiem była wymiana naszego bębniarza na perkusistę. Chcieli nas w ten sposób ujednolicić z innymi grupami, ale nie poszliśmy na to. DK: Mamy świadomość, że uprawiamy muzykę, która sięga do ludzi o głębszej wrażliwości. Takie bardziej medialne folkowe kapele też mają rację bytu. Nasza muzyka sama się broni, na nasze występy nie przychodzą ludzie przypadkowi.
Dikanda znaczy „rodzina”.
Zaczęliście grać w 1997 roku, jeszcze przed wybuchem fali folko polo. Nie było
Chciałem zapytać o jeden szczególny
Katarzyna Dziubak: Tak, to słowo wymyślo-
Wam przykro, że czerpiąc ze szlachet-
koncert. Kiedyś zagraliście na rocznicy
ne przez Anię na potrzeby piosenki. Któregoś
niejszych wzorców cieszycie się w Polsce
ślubu Litzy.
dnia, chyba po pięciu latach grania, jechaliśmy
mniejszą popularnością od kapel zdecy-
na koncert pociągiem, w jednym przedziale
dowanie mniej ambitnych?
DK: Nie wiem, czy koncert, raczej przyjacielskie spotkanie. Jesteśmy znajomymi od wielu
z Murzynem. Zobaczył instrumenty, zaczęliśmy rozmawiać o muzyce. W pewnym momencie za-
Anna Witczak: Wcale tak nie uważam. Oso-
lat. Miły akcent, wiadomo że dla przyjaciół się
pytał: a jak się nazywacie? Kiedy usłyszał naszą
biście bardzo cenię Golców czy Brathanki. To
inaczej gra. Też było rodzinnie.
nazwę aż rozszerzyły mu się oczy. W jego ro-
wspaniali muzycy i moim zdaniem słusznie od-
AW: Przyjaźnimy się z Litzą przez Arkę Noego.
dzimym dialekcie z Kongo „diaknda” oznaczała
noszą sukcesy. A ja nie mam takiego ciśnienia.
Czasem nagrywamy coś w jego studio, czasem
właśnie rodzinę. Byliśmy w szoku (śmiech). Ale
Nic nie muszę. Kocham granie na scenie; ale
dogrywamy coś do jego projektów, kiedy po-
też bardzo nam ta nazwa przypasowała.
są chwile, kiedy wolałabym już tego nie robić.
trzebuje lżejszych brzmień. Miksował naszą
Daniel Kaczmarczyk: W rodzinie jak to
Dużo jeździmy za granicę. Spotkania z wybit-
płytę live. Chętnie o nim opowiadam, bo to
w rodzinie. Są wzniosłe sytuacje, ale też prze-
nymi artystami z kręgu world music , nieko-
wspaniały człowiek. Wszyscy kibicujemy Lu-
pychanki, walka – jak w życiu. O kwestie mu-
niecznie znanymi w Polsce, to dla nas wielka
xtorpedzie, której kariera świetnie się rozwija.
zyczne, ale też w sferze prywatnej. Gramy już
motywacja. Mamy wspaniałe życie, poznajemy
Mamy zresztą wspólnego akustyka.
czternaście lat, znamy się dobrze i staramy się
wspaniałych ludzi! Ostatnio więcej było tego
nawzajem nie wchodzić sobie w drogę, nie prze-
grania za granicą, więc porwaliśmy się na taką
Wasze brzmienie chwilami bardzo zbliża
kraczać granic. Ale czasem się tego nie uniknie.
kameralną trasę po polskich klubach. Jestem
się do stylu Dead Can Dance. Nie myśle-
Dikandowcy mają już swoich potomków, więc
pozytywnie zaskoczona frekwencją. Każdy musi
liście nigdy o dodaniu elektroniki albo
kiedy jedziemy w trasę nasz bus zamienia się
znać swoje miejsce w tym całym show biznesie.
syntezatorów i odważniejszym pójściu
w przybudówkę domu. Dla dzieci kolegów jeste-
KD: Nie chcę tego brzydko nazwać. To kon-
w tym kierunku?
śmy ciociami i wujkami, czasem trzeba urządzić
cerny narzucają trendy, a my chcemy być sobą,
KD: Musielibyśmy spotkać się z człowiekiem,
plac zabaw (śmiech).
grać to, co nam się podoba. Proponowano nam
który bawi się samplami, zna się na kompute-
32
biuletyn podProgowy
październik-listopad 2011
rach. A my nie urządzamy castingów. Ludzie
DK: Czternaście lat temu spotkaliśmy się z ze-
AW. Każdy występ ma swój urok. Pięknie jest
w Dikandzie zawsze pojawiali się naturalnie.
społem w jednej sali prób. Uczyłem się wtedy
poczuć moc wielkiej publiki, ale pięknie jest też
Na początku Ania spotkała Petera (Piotr Rej-
grać na bębnach. . Któregoś dnia Ania, która
spojrzeć człowiekowi w oczy.
dak, gitarzysta – przyp. PT), potem przychodzili
ćwiczyła z Peterem, podeszła do mnie i powie-
KD: Każdy koncert jest dla nas takim samym
inni, którzy wpisywali się w zespół. Nigdy nie
działa: chłopie, musisz zagrać z nami koncert.
wyzwaniem. Obojętnie, czy gramy dla wielkiej
mówiliśmy sobie: od jutra idziemy w takim kie-
Byłem wychowany na punk rocku, interesowa-
publiczności, czy garstki ludzi. Zawsze staramy
runku, musimy poszukać odpowiednich ludzi.
ła mnie ta muzyczna przestrzeń. Miałem rok
się dać z siebie wszystko, zagrać prosto z serca.
W Dikandzie trzeba się odnaleźć.
czasu, żeby folklor mnie do siebie przytulił.
Niedawno mieliśmy trasę po USA. I okazuje się,
DK: Wprowadziliśmy nowy instrument – elek-
Kiedy jednak wejdzie się w tę muzykę głębiej,
że ludzie wszędzie są tacy sami, wszędzie reagu-
troniczny bęben,
ale preferujemy brzmienie
odkryje się wielki obszar do odkrycia! Doce-
ją równie żywiołowo.
akustyczne. Z autopsji wiem, że ciężko jest połą-
niam też inne brzmienia. Kocham Dikandę, to
DK: Takich występów nie da się porównać,
czyć te brzmienia tak, by nie stracić odpowied-
mój pierwszy zespół, ale mam i inne projekty.
i te duże, i te mniejsze mają swoją specyfikę. Ja
niego klimatu. Co nie znaczy, że obawiamy się
A Bałkany są energetyczne. Przy ich muzyce do-
osobiście wolę te bardziej kameralne koncerty,
eksperymentów.
brze pije się wódeczkę (śmiech).
kiedy człowiek z człowiekiem spotyka się do-
Skąd zamiłowanie do folkloru bałkań-
Czy
skiego?
w ludowej tradycji, korzystacie z jakichś
słownie twarzą w twarz. Choć granie dla pięciu komponując
utwory
zanurzone
tysięcy ludzi, widok tłumu falującego przy twojej muzyce też daje niesamowitego kopa!
kanonów, prawideł zostawionych przez ludowych artystów?
Kasiu, wkrótce urodzisz córeczkę. Ty
razem pograć piosenki, które nam się podobają.
AW: Trochę za mądrze do tego podchodzisz
ski. Dziecko z takimi genami, wychowa-
Z czasem się okazało, że część tych ludzi ma ta-
(śmiech). Wygląda to dużo prościej. Ja przy-
ne w takim otoczeniu, jest chyba skazane
lent do komponowania własnych piosenek i tak
chodzę z pomysłem, który uważam za genialny,
na muzykę.
to się toczy.
a reszta Dikandy mówi mi, żebym spieprzała.
KD: Założycielką jest Ania. To ona była folkiem
Ale jeden na sto uda mi się przepchnąć, grunt
KD: Nie wykluczam (śmiech). To już moje
tego regionu najbardziej przesiąknięta i zaraziła
żeby Kasia go zaakceptowała. Potem trochę
trzecie dziecko. Dwie starsze córki już grają na
resztę. Ale też każdy słucha czegoś innego i coś
prób, trochę kłótni, piosenki ewoluują na sce-
instrumentach. Rodzice muszą narzucić pewien
od siebie dokłada. I akcenty jazzowe, i rockowe.
nie, sprawdzamy, czy podobają się publiczno-
kierunek, a czy dzieci zechcą nim dalej podążać,
Ja w swoim czasie grałam w zespole muzyki
ści, zanim trafią na płytę.
to już się okaże.
czości. Kasia (Bogusz – przyp. PT) jest z kolei
Graliście na wielkich scenach – na Szi-
Kiedy następna płyta?
rozmiłowana w tradycyjnej polskiej muzyce,
get, na Montreux Jazz Festival. Nie czu-
AW: Jak Pan Bóg da.
wykonuje ją w zespole Szczecianianie i słychać
jecie się dziwnie, grając teraz małą klu-
Rozmawiał: Paweł Tryba
to w jej wokalu.
bową trasę po kraju?
Zdjecia: Dariusz Gasiński
AW: Nie było jakiegoś odgórnego planu, ważne
grasz w Dikandzie, twój mąż w Lebow-
było raczej spotkanie odpowiednich ludzi, żeby
irlandzkiej, to też przeniknęło do naszej twór-
biuletyn podProgowy
33
październik-listopad 2011
K
iedyś o Mastodon mówiono, że to najbardziej niekonwen-
poszczególnych partii instrumentalnych i wokalnych. Cały kwartet muzy-
cjonalny zespół świata. Rzeczywiście Amerykanie w prze-
ków gra ze sobą nieprzerwanie od 1999 roku, a ukoronowanie ich dwu-
kroju swojej kariery zaoferowali grupę pomysłów, która wstrząsnęła sceną
szeroko pojmowanego metalu. Muzycy Mastodon
Mastodon The Hunter
nastoletniej współpracy i wzajemnego zrozumienia stanowią właśnie dźwięki zawarte na The Hunter. Na wyróżnienie w tej materii zasługuje szczególnie
właściwie wyrośli ze sludge metalu, ale w ich kom-
Brann Dailor, bo jego partie perkusyjne, w wielu
pozycjach zarówno na debiutanckim LP pt. Remis-
fragmentach autonomiczne, napędzały ten album.
sion z 2002 roku, jak i na ostatnim studyjnym krąż-
Prawdzie trzeba oddać też kilka świetnych solówek
ku pt. Crack The Skye z 2009 roku w mniejszym
gitarowych, które jednak w tym przypadku stano-
lub większym natężeniu ujawniały się różnorodne
wiły głównie wykończenia.
patenty, które umiejscowiły ten zespół w rzeczo-
Tym niemniej na krążku znalazły się także utwo-
nej niekonwencjonalności… nazywanej tu i ów-
ry do jakiegoś stopnia zaskakujące, bo nie od dziś
dzie progresywnym metalem. Jak się sprawy mają
wiadomo, że Mastodon przy każdym albumie wyj-
w przypadku premierowego albumu Mastodon za-
muje jakiegoś królika z kapelusza. Przyznam, że
tytułowanego The Hunter?
nie umiem ocenić, która grupa utworów bardziej
Raczej trudno nazwać piaty studyjny album ze-
mnie w tym wydawnictwie zaskoczyła. Wszak zarówno psychodeliczny klimat wyrwany z niektó-
społu kolejnym krokiem w ewolucji, ale chyba też w tym kierunku sensu stricto amerykańska grupa
1. Black Tongue (3:26)
rych kompozycji Pink Floyd (dark side’owski wstęp
nigdy się nie poruszała. Na pewno w nutach na-
2. Curl of the Burl (3:40)
do Creature Lives czy The Sparrow), jak i utwory
stępcy Crack The Skye utwory o pewnym stop-
3. Blasteroid (2:35)
z odczuwalnymi budującymi klimat partiami kla-
niu skomplikowana z kilkoma wyjątkami ustąpiły
4. Stargasm (4:40)
wiszowymi (Stargasm, Bedazzled Fingernails czy
kompozycjom bardziej chwytliwym, wchodzącym
5. Octopus Has No Friends (3:49)
tytułowy The Hunter) absolutnie wgniotły mnie
do percepcji słuchacza w dosadny i zdecydowany
6. All the Heavy Lifting (4:31)
w ziemię. Nie tylko dlatego, że po prostu świet-
sposób. W trzynastu kompozycjach zawartych na
7. The Hunter (5:18)
nie brzmią, ale też utworzyły znakomity kontrast
The Hunter można odnaleźć stare, wypracowane
8. Dry Bone Valley (4:00)
z klasycznymi pomysłami Mastodon. Warto wspo-
przez Mastodon standardy, grupę samodzielnych,
9. Thickening (4:31)
mnieć, że w tej materii dużo grupie pomogli Rich
innowacyjnych pomysłów, jak i kilka słyszalnych
10. Creature Lives (4:41)
Morris, Will Raines oraz Dave Palmer, a więc osoby
inspiracji twórczością innych zespołów.
11. Spectrelight (3:10)
odpowiedzialne za muzyczną otoczkę zbudowaną
W pierwszej grupie utworów znalazły się dyna-
12. Bedazzled Fingernails (3:08)
z syntezatorów i klawiszy.
miczne, soczyste i na ogół krótkie utwory wypra-
13. The Sparrow (5:32)
Podsumowując przyznaję, że The Hunter to znakomity krążek. Chyba trochę oklepane będzie jeśli
cowane w oparciu o chirurgiczną precyzję gitarowo-perkusyjnego kwartetu (Black Tongue, Cul Of
Troy Sanders (lead vocals, bass guitar), Brent
dodam, że muzycy Mastodon nagrali album, który
The Burl czy Spectrelight), numery bezpośrednio
Hinds (lead vocals, guitar), Brann Dailor
łączy stare sprawdzone pomysły zespołu z odczu-
nawiązujące do sludge’owej genezy zespołu (Tchic-
(drums, percussion, vocals),Bill Kelliher
walnym powiewem świeżości będącej efektem gę-
kening), jak i kompozycje absolutnie zwariowane,
(guitar, backing vocals) oraz Mike Elizondo
stych starań samych muzyków, jak i zapożyczeń
nieschematyczne i łamiące wszelkie próby uchwy-
(production, mixing)
z twórczości innych zespołów. Jakkolwiek by nie
cenia muzyki Mastodon na papierze nutowym
gościnnie: Scott Kelly (vocals (11)), Rick Mor-
brzmiała receptura The Hunter to album najzwy-
(Blasteroids czy Bedazzled Fingernails). Wyda-
ris (synth and keyboards (4,12)), Will Raines
czajniej w świecie stanowi kawał zajebistego grania.
je mi się, że najnowszy album Mastodon stanowi
(synth and keyboards (7,13))
opus magnum grupy jeśli chodzi o poziom zgrania
34
Ocena: 9/10 Konrad Sebastian Morawski biuletyn podProgowy
październik-listopad 2011 Wladyslaw Komendarek
jeszcze bardziej smakowite dźwię-
wanego Grace For Drowning po-
o wariacji na temat fascynacji an-
ki skutecznie wiodły po ścieżkach
myślałem sobie, że jego premiera
gielskiego muzyka umieszczonych
prowadzących do międzynarodo-
wypadła w bardzo dobrym okresie.
w przekroju jego dwóch solowych
wego geniuszu.
Jest to bowiem album utrzymany
płyt.
Obok zasłużonych, wspaniale zaak-
w nastrojowym, refleksyjnym, je-
W tym muzycznym koktajlu Ste-
centowanych wpływów imiennych
siennym klimacie. Charakter tego
ven Wilson zmieścił szereg roz-
w muzyce Władysława Komen-
materiału zaznaczyły same zapo-
maitych
darka zawartej w Przestrzeniach
wiedzi utrzymane w ponurej i sen-
dodatkowo ubarwiły Grace For
Przeszłości pojawiły się również
tymentalnej konwencji, a fakt, że
Drowning. W literach następcy In-
obszerne autorskie pomysły, któ-
Grace For Drowning został zade-
surgentes rozbrzmiewają klarnety,
re stały się legitymizacją artysty
dykowany pamięci Michaela Geor-
kilka różnych typów saksofonu czy
do budowy własnego, zasłużone-
ga Wilsona dodatkowo wpłynął na
flety, a całość została tu i ówdzie
Niejaki Remigiusz Mendroch w skro-
go pomnika. Boję się używać tego
jego wymowę.
przyprawiona chórkami oraz par-
mnej wkładce umieszczonej w naj-
słowa, ale w mojej ocenie wręcz
W detalu Grace For Drowning
tiami smyczków zaaranżowanych
nowszym wydawnictwie Władysła-
wizjonersko brzmią wyprzedzające
składa się z dwóch części zatytu-
przez Dave’a Stewarta. Kluczem do
wa Komendarka napisał właściwie
swoją epokę utwory noszące nazwy
łowanych Deform To Form a Star
znakomitego brzmienia tej uroz-
wszystko, co można by umieścić
Ogniste Języki, Skserowane Życie
i Like Dust I Have Cleared From
maiconej i nastrojowej płyty były
w każdej recenzji odnoszącej się do
czy Lot nr 19. Przy recenzowaniu
My Eye, w skład których weszło
umiejętności
Przestrzeni Przeszłości. Zaiste, ten
tego jakże barwnego materiału
łącznie dwanaście utworów rozpi-
który z niemal chirurgiczną precy-
krążek to „(…) dźwiękowa kronika
nie sposób nie wspomnieć o zna-
sanych na prawie półtorej godzi-
zją zamknął poszczególne pomysły
z jednej z najważniejszych dróg
komitych partiach klawiszowych
ny muzyki. Raczej trudno mówić,
w dobrze funkcjonującej całości,
przebytych w historii polskiej el-
wybornie wyprowadzonych choć-
że poszczególne części specjalnie
a tu i ówdzie pozwolił sobie na ele-
-muzyki”. Nie ma w tym krzty
by w Koncercie 2 op.21 (Fryderyk
się od siebie odróżniają – choć
menty improwizacji. Fenomenal-
przesady. Ba! Cytowany przekaz
Chopin) czy Aniołach Światłości,
tak twierdzi sam autor – bowiem
nie brzmią saksofonowe solówki,
można próbować tylko wzmacniać.
a krążek nabrał swojej unikatowej
zostały zdefiniowane przez ten
chyba trochę przypominające kon-
Nie wiem czy moja świadomość
wymowy również dzięki tu i ówdzie
sam rodzaj muzycznego przekazu.
cert Billa Pullmana w filmie Lost
dała
prze-
ujawniającym się bogatym elektro-
O wiele bliżej mi do teorii, że De-
Highway. Zresztą to porównanie
szło dwudziestu trzem utworom
nicznym przestrzeniom, rockowej
form To Form a Star i Like Dust
wcale nie musi być nietrafione, bo-
umieszczonym na dwóch płytach
gitarze o natężeniu progresywnym
I Have Cleared From My Eye to
wiem zarówno w nowym albumie
CD, czy po prostu dawno nie mia-
lub agresywnym, a także całej ma-
dwa płynnie uzupełniające się ob-
Stevena Wilsona, jak w słynnym
łem przyjemności rozsmakowywać
sie smaczków przyprawionych ta-
razy świata wykreowanego przez
filmie Davida Lyncha został stwo-
się w muzyce elektronicznej naj-
lentem Gudonisa.
Stevena Wilsona. Trudno sobie
rzony mroczny, oniryczny klimat.
wyższych lotów, bo tylko w takich
Przy końcu napiszę tylko, że histo-
wyobrazić któryś z nich osobno…
Jestem zdania, że Grace For
słowach można pisać o żywej spu-
ria nadała geniuszowi imię, a na-
A tej wizji towarzyszył ekspery-
Drowning Stevena Wilsona to
ściźnie Władysława Komendarka.
wet i nazwisko. Brzmią nie inaczej
ment. Wszak Steven Wilson kie-
esencja dla fanów muzyki, którą
Od razu trzeba też zaznaczyć, że
tylko Władysław i Komendarek.
rując się przywilejem albumu so-
można określić eksperymental-
pojęcie muzyki elektronicznej jest
Bez wątpienia gdybym piastował
lowego zaoferował muzykę, której
nym rockiem. W nutach tego albu-
bardzo szerokie jeśli odnieśliby-
urząd Ministra Edukacji Narodo-
raczej nie odnajdziemy na płytach
mu znalazło się kilka niezależnych
śmy je do twórczości Gudonisa.
wej kazałbym emitować te dwa
Porcupine Tree, Blackfield czy No-
pomysłów, które przy talencie an-
Najlepszym tego przykładem są
krążki na lekcjach muzyki, a może
-Man. Zresztą tak jak w przypadku
gielskiego muzyka nabrały spójne-
Przestrzenie Przeszłości, bowiem
i języka polskiego?
pierwszego solowego albumu mu-
go, pełnego kształtu. Powtórzę za
Przestrzenie przeszłości
się
wmanipulować
instrumentów,
Stevena
które
Wilsona,
w nutach tego albumu pojawiło się
Ocena: 9/10
zyka zatytułowanego Insurgentes,
wstępem, że Grace For Drowning
tyleż rozmaitych inspiracji ile eks-
Konrad Sebastian Morawski
bo i z Grace For Drowning wyło-
to album wręcz idealny na jesien-
presji kryje się w samym spojrze-
niły się utwory zdradzające dotąd
ne wieczory. Jest w nim trochę
niu mistrza.
niezrealizowane muzyczne fascy-
niepokoju, jak i trochę refleksji.
W tym wybornym materiale zna-
nacje Stevena Wilsona. Album za-
Wszystko w otoczeniu pomysłów
lazło się całe mnóstwo wpływów,
oferował grupę jazzujących utwo-
będących rockowymi, jazzowymi
rów
i elektronicznymi wariacjami. Bre-
które można by określić mianem naturalnych. Utwory Władysława
Steven Wilson Grace For Drowning
znakomicie
doprawionych
przez pianino autora, jak i zapro-
athe in now – breathe out now…
Komendarka wskrzeszają ducha
szonego do kilku utworów Jordana
Ocena: 9/10
francuskiej, greckiej i niemieckiej
Rudessa. W Grace For Drowning
Konrad Sebastian Morawski
elektroniki. Tym samym w muzy-
własnym życiem oddychają rozma-
ce skompletowanej na potrzeby
ite, pełne różnych odcieni melodie
Przestrzeni Przeszłości odezwały
z genezą w muzyce elektronicznej.
się pomysły sygnowane nazwi-
Znalazło się także kilka utwo-
skami Jarre, Vangelis i Schulze.
rów dla fanów gitarowego grania,
W mojej ocenie na tym albumie
w tym klasycznego Stevena Wilso-
z wymienionego trio szczególnie
na z akustyczną gitarą na ramie-
dużo pojawiło się elektroniki po
niu, a pewnym uosobieniem pro-
„W październiku 2008 zdiagno-
grecku. Moja percepcja odnoto-
gresywnego oblicza muzyka jest
zowano u mnie rzekomo nieule-
Redemption This Mortal Coil
wała klimat wyjęty niemal z Blade
Po kilkukrotnym przesłuchaniu
przeszło dwudziesto trzy minuto-
czaną formę nowotworu krwi
Runnera w Międzyplanetarnym
zawartości drugiego studyjnego
wy Raider II. Choć w tym ostatnim
(…). Miałem na tyle szczęścia, że
Hedonizimie, a liczne bardziej lub
albumu Stevena Wilsona zatytuło-
przypadku mówiłbym raczej jako
znalazłem doktora, który w wielu
biuletyn podProgowy
35
październik-listopad 2011 przypadkach leczył tę chorobę po-
jowego finału. Niemniej piąty stu-
w jej metalowej odmianie. Nie
drogi zeszły się ponownie przy
przez agresywną terapię, której
dyjny album amerykańskich prog
chciałbym aby w towarzystwie no-
okazji EP-ki Johna Archa z 2003
i Ja się poddałem (…) pokonałem
metalowców to przede wszystkim
wych płyt bardziej znanych zespo-
roku zatytułowanej A Twist of
to. Jakkolwiek ten album nie jest
już wspominana dosadność ujaw-
łów najnowszy krążek Redemption
Fate na której Jim Matheos zare-
o mnie, ani o nowotworze.” I choć
niająca się w szybkich, nariffowa-
nie został zauważony. Nie mam
jestrował partie gitarowe i klawi-
w kolejnych słowach Nick van Dyk
nych utworach takich jak Path Of
bowiem wątpliwości, że This Mor-
szowe. Tym samym Sympathetic
nakreśla główne przesłanie piątego
The Whirlwind, No Tickets To The
tal Coil to absolutna ekstraklasa
Resonance jest dopiero piątym
studyjnego albumu Redemption
Funreal czy Noonday Devil. Na
progresywnego metalu. O ile na
wspólnym studyjnym przedsię-
zatytułowanego This Mortal Coil
krążku znalazł się także wyraźny
wcześniejsze dokonania grupy pa-
wzięciem muzyków. Niemniej o ile
to nie powinno dziwić, że kom-
fragment płyty, w której muzycy
trzyłem jako na porządne albumy,
rudowłosy ex wokalista Fates War-
pozytor, autor tekstów, gitarzysta
Redemption postawili na chwy-
o tyle piąty studyjny album Re-
ning wyraźnie w ostatnich latach
i klawiszowiec zawarł na tym ma-
tliwość kompozycji. W tej materii
demption z całą siłą rzucił mnie na
zdystansował się od muzyki, o tyle
teriale swoje przemyślenia dykto-
prym wiedzie przede wszystkim
glebę.
o
wane wydarzeniami z okresu, kie-
niebanalny balladozaur w postaci
dy jego życie było zagrożone. Już
Let It Rain.
sam tytuł krążka, jak i wymowna
Z pewnością wiele miejsca zajęło-
torów. Wszechstronny muzyk nie
okładka autorstwa Travisa Smitha
by opisanie wszystkich interesu-
zwykł odpoczywać, a w jego naj-
mówią bardzo dużo.
jących aspektów towarzyszących
W tych wcale niewymarzonych do
tej premierze, zarówno w wydaniu
pisania muzyki okolicznościach
czysto instrumentalnym, jak i po-
prog metalowy kwintet w składzie
zamuzycznym. Posługując się tele-
OSI. Jak zatem wypadła odświeżo-
Ray Alder (wokale), Nick van Dyk
graficznym skrótem wspomnę, że
na współpraca charyzmatycznych,
(gitary, klawisze), Bernie Versa-
na krążku znalazł się utwór dedy-
ale znajdujących się w zupełne in-
illes (gitary), Sean Andrews (bas)
kowany pamięci nieodżałowane-
nych miejscach kariery Johna Ar-
i Chris Quirate (perkusja) nagrał
go Ronniego Jamesa Dio (chodzi
cha i Jima Matheosa?
najbardziej znaczący krążek w je-
o Blink Of An Eye), niesamowite
Część osób mogłoby pomyśleć, że
denastoletniej karierze Redemp-
stawiające na sztorc włosy na skó-
Sympathetic Resonance to zale-
tion. Następca Snowfall On Judg-
rze klawiszowe wariacje Nicka van
dwie przedbiegi przed przyszło-
ment Day z 2009 roku to prawie
Dyka, chyba przypadkowe cytaty
rocznym albumem Fates Warning,
siedemdziesiąt dwie minuty kla-
z Józefa Stalina (w utworze No
ale taki sposób podejścia do tego
sycznego,
bezkompromisowego
Tickets To The Funreal), milion
i dosadnego materiału będącego
solówek w różnych kombinacjach
John Arch, Jim Matheos, Joey
krążek Johna Archa i Jima Ma-
doskonałym wzorem tego ile mocy
umieszczonych w poszczególnych
Vera, Bobby Jarzombek i Frank
theosa przyniósł sześć kompozycji
tkwi w starych, sprawdzonych po-
utworach, dodatkowa płyta z po-
Aresti. Brzmi znajomo? Tymcza-
utrzymanych w najlepszych stan-
mysłach wykutych w szkole pro-
rządnie
coverami
sem wymieniony kwintet muzy-
dardach progresywnego metalu.
gresywnego rocka i metalu.
czy… niesamowite wokale Raya
ków bynajmniej nie nagrał mate-
Z pewnością nie wystarczyłoby
Aldera.
riału pod szyldem Fates Warning,
słów aby opisać znakomitą for-
Właśnie w tej ostatniej kwestii
ale w ramach osobnego projektu,
mę Johna Archa, który ze swoimi
chciałbym się jeszcze na chwilę
którego nazwa – Arch/Matheos –
wokalami nagranymi na potrzeby
zatrzymać. Wszak mniej więcej
oczywiście wywodzi się od nazwisk
Sympathetic
dwa tygodnie przed premierą This
jego głównych inicjatorów. Wszak
niemalże
Mortal Coil na rynku pojawił się
to w decydującym stopniu John
muzyk śpiewał, krzyczał, mówił,
krążek zatytułowany Sympathe-
Arch i Jim Matheos są odpowie-
a tu i ówdzie gęsto sprzedawał me-
tic Resonance, na którym ścieżki
dzialni za płytę pt. Sympathetic
talowe wokalizy. O gitarowo-wo-
wokalne zarejestrował John Arch.
Resonance.
kalnym charakterze płyty świadczy
Fikuśna historia doprowadziła do
Obaj muzycy razem nagrywali
absolutna dominacja gitar w war-
kompozycji
swego rodzaju gardłowej konfron-
w latach osiemdziesiątych jako
stwie instrumentalnej. Oczywiście
zawartych na This Mortal Coil
tacji pomiędzy byłym i aktualnym
członkowie Fates Warning, a ich
główną rolę w tej materii wiodą
znalazły się dwie, które można
wokalistą Fates Warning, ale…
rozpatrywać w kategorii utworów
w ramach innych zespołów. Kto
wielowątkowych, bowiem zarów-
w tym starciu wygrał? Fani progre-
no w Dreams From The Pit, jak
sywnego metalu! Bowiem zarówno
i Departure Of The Pale Horse mu-
charakterystyczna maniera Johna
zycy Redemption wykreowali kilka
Archa, jak i kapitalny wokal Raya
niezależnych historii, które zosta-
Aldera muszą zachwycić każde-
ły połączone w sprawną całość.
go kto w ostatnim czasie nie miał
W pierwszym wariancie w oto-
w uszach wynajętego pokoju dla
czeniu ciężkiego, pełnego instru-
małego roju pszczół.
mentalnych wypuszczeń klimatu,
Nie ma co ukrywać, że przełom
a w drugim może w trochę nie-
lata i jesieni 2011 roku dostarczył
zgrabnej formie, ale z dokładnym
wielu wybornych albumów w mu-
rozwinięciem utworu do nastro-
zyce progresywnej, a szczególnie
Wśród
36
jedenastu
wykonanymi
aktywności
utalentowanego
Ocena: 9/10
Jima Matheosa można by napisać
Konrad Sebastian Morawski
esej osadzony w świecie termina-
Arch/Matheos
Sympathetic Resonance
bliższych planach poza recenzowanym projektem znalazły się także nowe krążki Fates Warning oraz
materiału byłby niefortunny. Otóż
Resonance
wszystko!
zrobił
Rudowłosy
biuletyn podProgowy
październik-listopad 2011 riffy i solówki Jima Matheosa,
formę oddechu od dynamicznego,
sion jazzu. Doceniam klasę Opeth
Acuny oraz flet Björna J:sona Lin-
ale wypadałoby też wspomnieć
bardzo natężonego tempa stano-
z przekroju całej ponad dwudzie-
dha w jednym z najbardziej rozbu-
o czterech znakomitych solówkach
wią dwa przeszło pięciominutowe
stoletniej kariery, ale moje zmysły
dowanych utworów pt. Famine.
Franka Arestiego. Natomiast zre-
utwory. W pierwszym pt. Midnight
dopiero wtedy właściwie reagu-
W krążku wypełnionym symboliką
dukowaną rolę na Sympathetic
Serenade grupa przy średnim tem-
ją na Szwedów gdy z ich instru-
również w warstwie personalnej
Resonance odegrali Bobby Ja-
pie i dosyć oczywistej konstrukcji
mentów wydobywają się dźwięki
znalazło się miejsce na pewien
rzombek (perkusja) oraz Joey Vera
wykreowała chyba jeden z naj-
wykreowane choćby na albumie
znamienny aspekt, bowiem znako-
(bas), ale paradoksalnie trudno
bardziej chwytliwych utworów na
Damnation z 2003 roku. Nie ma
mite preludium w formie utworu
byłoby sobie wyobrazić ten mate-
krążku. Natomiast wykańczający
w tym zatem nic dziwnego, że dzie-
tytułowego odegrał na pianinie
riał bez ścieżek nagranych właśnie
płytę utwór pt. Incense and Myrrh
siąty studyjny album Opeth pt. He-
Joakim Svalberg, a więc następca
przez nich.
to piękny, niechętnie rozkręcający
ritage absolutnie mnie porwał.
Pera Wilberga dla którego był to
Jeśli chodzi o samą strukturę płyty
się balladozaur, w którym muzycy
Premierowe wydawnictwo Szwe-
ostatni studyjny album Opeth.
John Arch i Jim Matheos zaofe-
wymiennie operowali na dwóch
dów to krążek odsiany z growlingu,
Domyślam się, że konserwatyw-
rowali przede wszystkim utwory
płaszczyznach: akustycznej w sub-
wściekłych death metalowych rif-
ni fani Opeth będą mieli problem
o dużym stopniu skomplikowania.
telnych fragmentach oraz elek-
fów, agresywnych blastów czy in-
z zaakceptowaniem treści zawartej
Absolutny prym w tej materii wio-
trycznej przy rozbudzaniu utworu.
tensywnego klimatu. Za to znala-
na Heritage, zarówno w warstwie
dą znakomite kilkunastominuto-
W tym momencie wypadałoby
zły się w nim wyrafinowane wokale
muzycznej, jak i lirycznej, ale też
we utwory zatytułowane Stained
napisać jakąś zgrabną konkluzję,
Mikaela Akerfeldta, przepiękne
pewnie mają do tego prawo. Mnie
Glass Sky oraz Any Given Day
ale w przypadku Sympathetic Re-
progresywne tła, multum jazzo-
natomiast
(Strangers Like Me). Pierwszy
sonance będzie o taką niezwykle
wych ukłonów oraz klimat rocko-
swoją doskonałą, niezafałszowaną
z wymienionych został właściwie
trudno. Wszak mógłbym napisać,
wych improwizacji zaczerpnięty
i pełną formą. To bez wątpienia je-
złożony z trzech części: kapitalne-
że premierowy album Johna Archa
z przełomu lat siedemdziesiątych
den z najlepszych prog rockowych
go trzyminutowego instrumental-
i Jima Matheosa to prawie godzi-
i osiemdziesiątych. Heritage to
albumów tego roku.
nego łojenia w formie wstępu, wła-
na zajebistego, klasycznego prog
blisko godzina onirycznej wędrów-
Ocena: 9/10
ściwiej – skądinąd znanej – części
metalu, ale boję się, że takie pod-
ki w towarzystwie najszlachetniej-
Konrad Sebastian Morawski
utworu opartej na dynamicznym
sumowanie będzie zbyt płaskie.
szej z odmian rocka progresywne-
tempie wypchanym znakomity-
Zatem nic nie napiszę, a tylko pad-
go. Muzycy Opeth postawili przede
mi riffami i solówkami, a także
nę do stóp i złożę muzykom pokłon
wszystkim na relatywnie zwięzłe
zakończenia będącego zestawem
za jeden z najlepszych prog meta-
kompozycje, które w holistycznej
instrumentalnych
lowych albumów w dwudziestym
perspektywie wykreowały spójną
pierwszym stuleciu.
i niezakłóconą formę, a także una-
improwizacji.
W podobnej formie został utrzymany Any Given Day (Strangers
Ocena: 10/10
Like Me), ale w tym wypadku
Konrad Sebastian Morawski
z dwóch części w konwencji wy-
winny w pełni pokryć oczekiwania
żonglowanie riffami, od którego
Opeth Heritage
Pain Of Salvation Road Salt Two
biozę. Pomysły zawarte na Heritage po-
to niezwykle szybkie, zadziorne
zachwycił
oczniły doskonałą studyjną sym-
otrzymaliśmy utwór zbudowany nikowej. Wszak Any Given Day
Heritage
tej publiczności Opeth, której bliżej do eterycznego, podsypanego tajemnicą klimatu. Nie chciałbym
wyszedł spokojniejszy, ale i cięższy
popadać w snobizm, ale odniosłem
Strangers Like Me.
wrażenie, że premierowy krążek
Dużo dzieje się także w otwiera-
Szwedów ze względu na swoją
jącym krążek trzecim przeszło
zamkniętą formułę stał się mate-
Odbiór pierwszej części Road Salt
dziesięciominutowym utworze pt.
riałem niezwykle wymagającym.
szwedzkiego Pain Of Salvation
Neurotically Wired gdzie pomi-
W przypadku Heritage nie wystar-
był różny. Krążek wydany przed
mo niepozornego wstępu w miarę
czy „tylko” posłuchać poszczegól-
rokiem wzbudzał na ogół miesza-
upływu czasu Jim Matheos niczym
nych utworów, ale też się na nie
ne uczucia zarówno wśród fanów
z kałasznikowa wystrzeliwał seria-
otworzyć i w efekcie oddać się kon-
grupy, jak i niezależnych recen-
mi prog metalowych riffów. Już
templacji. Z pewnością fani agre-
zentów. Być może właśnie brak
w tym utworze wyklarował się –
sywnych form, jak i osoby wyma-
wymiernego sukcesu Road Salt
charakterystyczny z przekroju pły-
Nie wiem ile w tym prawdy, ale
gające od muzyki bezpośredniego
One przyczynił się do wstrzyma-
ty – soczysty prog metalowy klimat
kiedyś usłyszałem, że fani Opeth
przekazu nie znajdą w Heritage
nia mniej więcej o rok premiery
z bardzo odczuwalnymi wpływami
dzielą się na trzy grupy. Ludzi pre-
zbyt wielu powodów do radości,
drugiej części konceptu, a w efek-
patentów ze sceny progresywnej
ferujących klasyczne prog death
ale jest to koszt próby wykreowa-
cie dopracowania jego pierwotnej
lat dziewięćdziesiątych oraz klima-
metalowe oblicze zespołu, ludzi
nia albumu ambitnego i pełnego.
zawartości. Ostatecznie Road Salt
tu groove. Tego również nie zabra-
akceptujących tylko subtelną stro-
W wymiarze technicznym warto
Two w pierwszych dniach jesieni
kło w ośmiominutowym utworze
nę Szwedów oraz wreszcie ludzi
dodać, że przy aktywnych nagra-
2011 roku nakładem InsideOut
pt. On The Fence, który jednak
oddanych Opeth bez względu na
niach do Heritage wzięło udział
trafił do odtwarzaczy fanów muzy-
stanowi odstępstwo od dynamicz-
proponowany styl. Gdybym miał
w sumie ośmiu muzyków. Poza
ki progresywnej.
nego klimatu na rzecz ciężaru
być szczery to napisałbym, że nie
składem Opeth znanym z Water-
Materiał na drugą część koncep-
i mozolnego, przemyślanego pro-
jestem zwolennikiem death meta-
shed z 2008 roku na dziesiątym
tu, jednocześnie będący ósmym
wadzenia utworu za charakterny-
lu poprzycinanego wypuszczenia-
studyjnym albumie zespołu usły-
studyjnym albumem Pain Of Sa-
mi wokalami Johna Archa. Pewną
mi w kierunku prog rocka oraz fu-
szymy również perkusję Alexa
lvation,
biuletyn podProgowy
powstawał
naturalnie
37
październik-listopad 2011 zacjami przyprawionymi licznymi
sterkellerem niemal od zawsze
smaczkami w postaci melotronu
– Michał Rollinger i Krzysztof
i innych instrumentów, a zupeł-
Najman, a i Gerard Klawe powró-
nym burdelem w niektórych kom-
cił za bębny po kilku latach prze-
pozycjach. Zmęczyły mnie także
rwy. Mariusz Kumala, który już na
liczne smętne, niepotrzebnie wy-
Aurum dał się poznać jako zdolny
dłużone partie instrumentalne, a
gitarzysta i kompozytor, nadal kipi
zupełnie oszukany poczułem się
pomysłami. No właśnie, Kuma-
gdy kilkukrotnie próbowały mnie
la – za jego sprawą nasza gotycka
naciągnąć na wzruszenie, nieste-
instytucja jeszcze bardziej zbliży-
ty liczne, wyegzaltowane wokale
ła się do progresywnego idiomu.
Daniela Gildenlöwa, w dodatku tu
Przypomnijmy, że zanim „Maniok”
i ówdzie okraszone przesłodzony-
zadomowił się w składzie, miał już
mi chórkami (Through The Di-
na koncie kilka projektów zgłębia-
stance, 1979″ czy niepotrzebnie
jących takie właśnie rejony – pej-
wydłużony fragment Eleven).
zażowe, floydowskie Brain Story
Nie wiem czy w swojej opinii będę
i trącące postmetalem Psychotro-
odosobniony, ale raczej nie miał-
pic Transcendental. Czyli, drodzy
bym problemu ze wskazaniem
progfani, mamy w Closterkellerze
dwupłytowego konceptu Pain Of
„naszego człowieka” i to słychać na
Salvation, który podobał mi się
Bordeaux bardzo wyraźnie. Wy-
bardziej. Wybór padłby na dwie
raźniej niż kiedykolwiek wcześniej
części The Perfect Element z 2000
w dwudziestoletniej historii zespołu.
i 2007 roku. Ze smutkiem muszę
Artrockowe odniesienia pojawiały
stwierdzić, że Road Salt brzmi
się w twórczości Clostera już na
wyjątkowo słono w odniesieniu
wysokości Violet (czyli, bagatela,
do wcześniejszych krążków gru-
osiemnaście lat temu) i z czasem
py, choć też nie ma co ukrywać, że
stały się integralnym elementem
w składzie: Daniel Gildenlöw, Fre-
z rockiem alternatywnym (Softly
druga część zdecydowanie popra-
stylu zespołu. Jednym z wielu,
drik Hermansson, Johan Hallgren
She Cries, Conditioned), akustycz-
wiła jego wartość pod względem
bo były też metalowe riffy, orien-
i Léo Margarit. Tracklistę krążka
ne szkice (Healing Now), prog
muzycznym.
talizmy, elektroniczne wycieczki
utworzyło dwanaście kompozycji,
rockowe hymny (To The Shoreli-
Ocena: 7/10
Rolla... Każda płyta zespołu była
oczywiście o ile za taką możemy
ne) czy zupełnie nieusystematyzo-
Konrad Sebastian Morawski
muzycznym tyglem. Inna spra-
też uznać krótki Road Salt The-
wane wariactwa z instrumentami
wa jak dobrze się te składniki ze
me będący pewną formą wstępu
(Eleven i The Physics Of Gridlock),
sobą komponowały. Moim zda-
do właściwej zawartości płyty. Na
a całość została utrzymana w nie-
premierowym materiale Pain Of
regularnym klimacie, od nostalgii
Salvation nie zabrakło również
po pełen optymizm, a w pewnej
utworu pt. Mortar Grind znane-
mierze nawet tajemnicę. Po stro-
zbiór znakomitych utworów, ale
go z wydanej w 2009 roku EP-ki
niem ostatnią naprawdę spójnym
Closterkeller
albumem Closterkeller było Nero.
Bordeaux
Komplementowane
Aurum
to
nie atutów wypada też wymienić
trochę od Sasa do Lasa. Borde-
która
klamrę zbudowaną z wspomniane-
aux to co innego – pełna integra-
miała stanowić przedsmak nowych
go Road Salt Theme oraz End Cre-
cja wszystkich muzycznych ob-
pomysłów
Gildenlöwa
dits, która bardzo zgrabnie uchwy-
licz grupy. W ramach takiego na
progresywnych
ciła dwa bieguny tego krążka. Co
przykład Alarmu mamy i prosty,
Szwedów.
innego gdybyśmy w tym aspekcie
agresywny, trochę postpunkowy
Zaiste określenie „progresywny”
wzięli pod uwagę obie części słonej
riff na początku i epickie, trącące
dobrze oddaje twórczość Pain Of
drogi, bo te w warstwie dźwięko-
Salvation, a najlepszym tego przy-
wej nie są ze sobą związane.
No proszę Closter znów nabrał
a wszystko idealnie do siebie pa-
kładem jest druga część słonej
Mimo wszystko jakkolwiek wie-
wiatru w żagle! Ostatnio przerwy
suje! Podobnie jak połączenie
drogi. Wszak krążek cechuje duża
lobarwny Road Salt Two by nie
między kolejnymi dokonaniami
czystych zaśpiewów i autentycznie
wielobarwność kompozycji. Tak
był to albumowi w wielu fragmen-
grupy boleśnie się wydłużały, a
chorych szeptów w Kręgach Czer-
w odniesieniu do warstwy mu-
tach brakuje mocy. Do dwupłyto-
tu – tylko dwa lata dzielą Au-
wonych. Nie razi koegzystencja
zycznej, jak i do samych tekstów.
wego Road Salt wkradło się zbyt
rum iBordeaux. Obecny skład wy-
utworów o zgoła odmiennym kli-
Tym samym na Road Salt Two
dużo chaosu. Grupa kilkukrotnie
daje się jednak dla procesu twór-
macie – ponurej jak diabli Tyzi-
usłyszymy utwory romansujące
z dużą nieostrożnością przekro-
czego optymalny. O ciągłość stylu
phone (przy tym kawałku progra-
czyła granicę pomiędzy fajnymi
obok – co oczywiste – Anji Ortho-
mowo zdołowany album Nero jawi
gitarowo-perkusyjnymi improwi-
dox dbają wiarusy związane z Clo-
się szczytem optymizmu), ślicznej
Album Tango Czarnych 1. Łabędzi zespołu Kolenda wyszedł w 2000 roku i nigdy nie
Amerykanie z Majestic są w 2. neoprogresywnym światku mocną marką. Tym bardziej miło,
Art Boys Collection 3. działali w latach 70tych w Austrii. Pozostawili po sobie
zatytułowanej
i
Linoleum,
Daniela
pozostałych
Darmocha
utwory i albumy warte zainteresowania, które artyści udostępniają nieodpłatnie w sieci
38
doczekał się reedycji. A szkoda, bo było to wizjonerskie połączenie rocka, yassu i piosenki literackiej. pobierz
Airbag czy Jadis solo na końcu –
że swój ostati album Labyrinth, podobnie jak EPkę Clover Suite udostępnili gratis.
pobierz
jednąpłytę, wypełnioną późnobeatlesowską psychodelią. Płytę treściwą i konkretną, bez austriackiego gadania. pobierz
biuletyn podProgowy
październik-listopad 2011 kołysanki Abracadabra i opartego na elektronicznym bicie Halo,
Mark Clarke
„w leciech”, nasiąkł taką stylistyką
Moving To The Moon
i poruszanie się w niej przychodzi
Ziemia. Rollo błysnął też inwencją
mu naturalnie. Dlatego też jego
w finałowym Jak łzy w deszczu.
płyta może i jest powtórką z roz-
Utwór ten stał się zresztą piętro-
rywki, ale wciąż świeżą i witalną.
wym nagromadzeniem aluzji. Tek-
Przebojów tu nie ma – to fakt. Ale
stowo to oczywiście nawiązanie do
wypełniaczy też nie. To po prostu
słynnego ostatniego felietonu To-
dobre pop rockowe piosenki. Jest
masza Beksińskiego, a i muzycznie
miejsce na mocniejsze riffowanie
– rzecz dziwna – może się miej-
w One Of These Days czy w utwo-
scami kojarzyć z Tears In Rain,
rze tytułowym, jest akustyczny
utworem Vangelisa ilustrującym
drobiażdżek A Little Something na
w filmie Blade Runner śmierć
Żmij
Trippop
koniec ( w nim najwyraźniej sły-
Już kilka ładnych miesięcy temu
Roya Batty – którego ostatnie
Nie wierzę, żeby nie było zawodo-
chać, że wokalnie Mark zbliża się
miała premierę (niestety znów
słowa stały się później memento
wego muzyka, który nie chciałby
do Paula McCartney’a). Znajdzie
tylko w necie) kolejna płyta Jaku-
„Beksy”. Integralnym elementem
mieć na półce płyty sygnowanej
się i szczypta country rocka w Then
ba „Żmija” Zieliny. Po folkowych
całości są operowe wokale w Bez
własnym nazwiskiem. Niektórzy
Tomorrow Comes. W A Cowboy-
wycieczkach na Bajkach z ciem-
odwrotu – w tym utworze powra-
produkują ich na pęczki, inni de-
’s Song konkretne gitary są fajnie
nego lasu i przełożeniu Tetmajera
ca klimat takich klasyków jak Gra-
cydują się na ten krok dopiero po
skontrastowane harmoniami wo-
na rock na Ekstazie dałem sobie
phite i Dwa oblicza Ewy. Nie
latach wycierania scen. Mark Clar-
kalnymi w refrenie. Wyszło cie-
spokój z jakimikolwiek domysła-
wiem jak to się dzieje, że wszyst-
ke należy do tej drugiej kategorii.
kawie, zaskakująco. Są też orkie-
mi. Znakiem firmowym Żmija
kie te ingrediencje stapiają się
Zawołany basista obdarzony też
stracje. Może nie olśniewające, ale
jest skrajny eklektyzm – jedyne,
w bardzo jednolitą całość. W szero-
pięknym kawałem głosu grał w Co-
też nie takie „od czapy”. Tylko czy
czego można się po tym postrze-
ki krajobraz utkany z masy detali.
losseum pod koniec istnienia for-
z powodu budowania na nich aran-
leńcu spodziewać, to zaskoczenia.
Muzyczny monolit znalazł odbicie
macji w latach 70tych i przez cały
żu czteroipółminutowego Modele-
Co tym razem? Kurcze, faktycznie
w tekstach – Anja po raz pierwszy
okres po reunion, zahaczył o Ju-
ine trzeba ten skądinąd zgrabny
pop! Może nie są to wymuskane
pokusiła się o stworzenie koncept
rajów (jak i solowe albumy Kena
kawałek sztucznie – bo tylko na
przeboje, ale z perspektywy wcze-
albumu. Oczywiście o miłości.
Hensleya), Rainbow… no było tego
trackliście – rozbijać na dwie czę-
śniejszych dokonań Zieliny ta pły-
Oczywiście z drobnymi elementa-
trochę. Ale zawsze była to rola si-
ści i jedną z nich tytułować suitą?
ta jest wypełniona w miarę przy-
mi paranormalnymi. Oczywiście
demana. Kreatywnego, inteligent-
To już lekka przesada.
stępnymi piosenkowymi formami.
bez happy endu. Szkoda. Rozu-
nego, ale jednak. Na sześćdziesiąte
Moving To The Moon ukazało się
A gra słów w tytule sugerująca ja-
miem wymogi gotyckiej konwen-
urodziny Mark postanowił sprawić
w zeszłym roku i nie okazało się,
kieś koneksje z bristolską elektro-
cji, rozumiem, że Anja ma swój
sobie prezent i wreszcie sprokuro-
jak pokazał czas, multiplatyno-
niką? Też coś jest na rzeczy. Może
mroczny świat. Ale i tak szkoda.
wał album solowy. Widać, że to
wym krążkiem. Nie te czasy. Może
nie we wszystkich kawałkach, ale
Co ja poradzę, że im jestem star-
płyta nagrana niewielkim nakła-
ćwierć wieku temu niektóre pio-
w paru ładnych miejscach te ba-
szy tym bardziej lubię zakończe-
dem środków. Booklet składający
senki Clarke’a zyskałyby większą
sowe tła pod Massive Attack czy
nia w stylu „i żyli długo i szczę-
się z podwójnej kartki, lista płac
popularność. Ja jednak powalczę
Nightmares On Wax się przewi
śliwie”? Szkoda życia na smutki.
króciutka. Mnie to jednak raczej
dla nich o popularność choćby lo-
jają. Oczywiście jest to połączone
Przy pierwszych odsłuchach mia-
zaciekawia niż odpycha. No do-
kalną, bo w czasach napompowa-
z jak najbardziej rockowymi riffami
łem mieszane uczucia. Słuchało
brze, zobaczmy jak sobie weteran
nych, a pustych w środku płyt róż-
i tekstami utrzymanymi w typowej
mi się Bordeaux fantastycznie, ale
poradził w spartańskich warun-
nych Lady Zgag i Kanye Westów
dla Żmija surrealistyczno-mrocz-
nagromadzenie wielowątkowych,
kach. W którą stronę poszedł? Czy
bezpretensjonalne utwory basisty
nej stylistyce. Aha, najważniejsze
rozbudowanych utworów kazało
nie zbłądził?
Colosseum są jak haust ożywczego
– piosenki są bardzo fajne. Świet-
mi zadać pytanie: a gdzie ta dru-
Moving To The Moon to dziełko
powietrza. Clarke nie musiał na-
nie wypada Czarnyb Król, poprze-
ga, bardziej piosenkowa odsłona
do cna staromodne. Wypełniają je
grywać tej płty, pewnie jako muzyk
dzony długą klawiszową introduk-
twórczości Anji i kolegów? Zna-
wszelakie mutacje rocka dla doj-
sesyjny zarabia godne pieniądze.
cją w najlepszej neoprogresywnej
lazły się jednak i one, może tylko
rzalszych słuchaczy. Takiego balla-
Ale chciał. Zrobił to i miał z tego ra-
tradycji – mógłby ją wymyślić Cli-
początkowo zeszły na dalszy plan
dowego – pod Chrisa Reę, Briana
dochę, a nakład chyba nie był jego
ve Nolan. Hymn zaczyna się roz-
w tym dźwiękowym przepychu.
Adamsa czy Richarda Marxa, ale
obsesją . Bez szczerego entuzjazmu
budowanym gitarowym wstępem
Pora iść już, drogi mój i wspo-
i ostrzejszego, w duchu Foreigner
twórcy nie pomogą miliony dolców
z kobiecymi zaśpiewami i aku-
mniana Abracadabra to nowe
czy Journey. To jak podróż w cza-
na produkcję, proTools i przegięte
stykami zbliżającymi się do fla-
hymny do skandowania dla fanów.
sie. Ćwierć wieku temu mieszkając
teledyski. Dlatego wolę Moving To
menco, by wreszcie zamienić się
Świetne kawałki. Tak jak i cały al-
w normalnym (czytaj: zachodnim)
The Moon od współczesnej radio-
w patetyczną pieśń, również ze
bum.
kraju włączylibyśmy radio i z du-
wej sieczki i nie miałbym nic prze-
sporą ilością kąśliwych gitar. Także
Ocena: mocne 8/10
żym prawdopodobieństwem usły-
ciw kontynuowaniu przez Clarke’a
w spokojnej, w większości aku-
Paweł Tryba
szelibyśmy wiązankę takich wła-
solowej kariery.
stycznej Nadziei pojawia się zmy-
śnie brzmień. A Clarke to facet już Amerykański projekt Tri4. stame ma na koncie jeden album, lokujący się w okolicy późnego Pink Floyd:
pobierz
biuletyn podProgowy
Ocena: 6/10 Paweł Tryba
Amerykańscy postmetalowSzwedzi z Lugnoro upra5. cy Reptilians oferują za 6. wiają dość mroczny heavy darmo całą swoją dyskografię prog. Ich pierwsze demo Tellus (wraz znaprawdę efektownymi bookletami).
pobierz
dostępne jest za darmo na ich myspace.
pobierz
słowy alt. Miasto ma fajną mroczną Projekt Bader Nana 7. pochodzi z Kuwejtu, ale na albumie Wormwood wyraźnie słychać inspirację amerykańskimi tuzami w rodzaju Dream Theater czy Spock’s Beard.
pobierz
39
październik-listopad 2011 atmosferę, to taki rockowy nokturn
Sylvian David
The First Day (with Robert Fripp) 1993
Ale zaczyna się ten album po pro-
Don’t make
stu znakomicie. God’s Monkey
Mistakes”.
wprowadza słuchaczy w trans
Tak, to nagranie z pewnością zo-
słuchał – ten akurat numer jest
monotonnie
przez
staje w pamięci. Trudno się uwol-
bodaj
Motorheadowy
Davida Sylviana frazą: „Find the
nić spod jego czaru. Nie sprzyja
w dorobku Lemmy’ego).W Obudź
ladder, climb the ladder to Go-
temu również ostatnie w zestawie,
się zwraca uwagę zróżnicowanie
d’s monkey”, a gdzieś na drugim
instrumentalne, frippertronikowe
partii gitarowych – w zwrotkach
planie kotłuje się gitara pana Ro-
Bringing Down the Light, które
pojawiają się jazzowe zagrywki,
berta. Wyróżnia się też zgiełkliwe
utrzymuje słuchacza w specyficz-
w refrenach osadzone riffy, na-
Jean the Birdman o determinacji
nym stanie między jawą a snem.
bierające mocy w interludium.
przezwyciężającej każdą trudność,
The First Day pozostaje fascynu-
Oprócz
i przełamującej nawet wolę bogów,
jącym świadectwem współpracy
z intrygującą frazą:
dwóch wielkich muzycznych oso-
w stylu Nightmare (The Dreamtime) Motorhead (jakby ktoś nie najmniej
materiału
autorskiego
pojawiają się tu także ciekawie dobrane covery. I Put A Spell On
powtarzaną
“Life is a gamble from
bowości. Płyta, która powstawała
Coyotes with the mules
w jej wyniku, nie mogła być słaba.
Life is a bullring
I choć nadmierne - moim zdaniem
For taking risks and flouting
- wykorzystanie automatu per-
You, rhythm’n bluesowy klasyk
Gdzieś tak na początku lat dzie-
Screamin’ Jaya Hawkinsa był prze-
więćdziesiątych
rabiany i gwałcony (przypomnijcie
zaczął się przymierzać do kolej-
sobie wersję niejakiej Sonique) na
nego wskrzeszenia King Crimson
rules”.
kusyjnego kładzie się cieniem na
różne sposoby, ale tak to chyba
i rozpoczął poszukiwanie członków
Jeszcze bardziej zgrzytliwie zaczy-
zawartości albumu, to ostateczny
jeszcze nie. Owszem, jest tu sporo
nowego składu zespołu. Jednym
na się Firepower, w którym głos
rezultat muzycznych poszukiwań,
bluesa zagranego na akustycznej
z muzyków, którym pan Fripp za-
Davida Sylviana przepuszczono
ujęty w siedmiu nagraniach na The
gitarze, ale elektroniczny podkład
proponował współpracę, był David
przez jakiś vocoder. Jednak tę po-
First Day, jest bardzo zadowala-
zbliża całość raczej do dokonań
Sylvian. Pan David jednak, jako
czątkową hałaśliwość przełamują
jący. A miłośnicy sylvianowskiej
Everlasta, a do tego riffy w refrenie
artysta prawdziwie niezależny, nie
niespodziewanie czyste solówki
melancholii i frippowej gitarowej
kojarzące się jako żywo z Dazed
był zbyt chętny, by dać się wtłoczyć
gitarowe Roberta Frippa i bar-
zgiełkliwości po prostu muszą
And Confused Zeppelinów. Fajnie
w ciasny gorset pracy zespołowej.
dzo klimatyczne frippertroniczne
mieć tę płytę na półce.
wyszło! Natomiast wobec przerób-
Zgodził się jednak na nawiązanie
odgłosy. Brgihtness Falls to już
ki klasyki rodzimej mam mieszane
muzycznej współpracy na bardziej
jeden wielki jęk: tekstowy i mu-
uczucia. Za samo przypomnienie
równorzędnych zasadach - i dzięki
zyczny. Bardzo smutne nagranie.
Miłość ci wszystko wybaczy Or-
temu w 1993 roku światło dzienne
Jak śpiewa pan Sylvian: “Baby,
donki należy się Żmijowi wielki
ujrzała płyta The First Day. Płyta
baby, hurt heals slow and who
plus. Piosenka ta jest tak kiczowa-
interesująca nie tylko ze względu
can believe in tomorrow?”. 20th
ta, że aż piękna i żeby ciekawie ją
na muzyczną zawartość, ale także
Century Dreaming (A Shaman’s
skowerować trzeba by ją totalnie
na to, że w trakcie jej nagrywania
Song) przywołuje natomiast na-
przegiąć w inną stronę, a wersja
formowały się zręby kolejnego
turalne skojarzenia z nagraniem
Zieliny, choć w sumie sympatycz-
wcielenia KC. Na płycie grał bo-
otwierającym płytowy debiut King
na, jest taka jakaś na pół gwizdka.
wiem Trey Gunn, który ostatecznie
Crimson. Brud i zgiełk są bardzo
Śpiewa ją dość minorowo – a gdy-
w nowym King Crimson się zna-
podobne, a i ocena przemian za-
by zrobić to wręcz grobowo? Gdy-
lazł, a także Jerry Marotta, który
chodzących
by zrobić eksperyment w stylu: jak
był tuż-tuż - choć ostatecznie jego
świecie podobnie ostra. Muzycznie
miłosną piosenkę z filmu Szpieg
miejsce zajął Pat Mastelotto (za-
zdecydowanie lepiej wypada jed-
w masce zaśpiewałby Lou Reed?
siadł za bębnami już podczas trasy
nak utwór Karmazynowego Kró-
Albo Ian Curtis? A tak wyszedł su-
koncertowej, promującej The First
la. 20th Century Dreaming jest
plement do Maleńczukowego Psy-
Day, a uwiecznionej na znakomi-
- jak dla mnie - zbyt monotonne,
lbum Rock Island wydano dwa lata
chodancingu.
tym albumie Damage).
a mruczenie pana Sylviana już nie
po Crest Of A Knave, płycie, która
Trippop generalnie nie mieści się
The First Day stanowi wypadko-
tyle hipnotyzuje, ile wręcz usypia.
odniosła znaczny sukces komer-
w idiomie rocka progresywnego,
wą zainteresowań dwóch liderów,
Ale to chyba zamierzony efekt, bo
cyjny, a i krytycy ją też chwalili (co
co najwyżej momentami o niego
i to stanowi o jej atrakcyjności.
nagranie kończy się wszak tak oto:
w przypadku Jethro Tull nie było
zahaczając. Ale jakoś nie bardzo
Niestety, jest też nieodrodnym
Here comes the dreaming...
regułą). No i to za ten album zespół
mnie to interesuje wobec prostego
dziecięciem lat dziewięćdziesią-
Opus magnum płyty stanowi naj-
otrzymał nagrodę Grammy w kate-
faktu, ze tego albumu, podobnie
tych, a to z kolei powoduje, że
dłuższe na płycie, niemal dwudzie-
gorii Best Hard Rock/Metal Per-
zresztą jak podobnych dokonań
w niektórych momentach słucham
stominutowe nagranie Darshan
formance Vocal or Instrumental,
Żmija słucha mi się świetnie. Psia-
jej z dystansem. Mieszanina am-
(The Road to Graceland), am-
pozostawiając w pobitym polu m.
krew, co jest nie tak z naszym szoł-
bientu i ostrych gitarowych riffów
bientowo-transowe, z monoton-
in. Metallicę czy Jane’s Addiction.
biznesem? Trzeci fajny pełnowy-
i dziś potrafi zafrapować (czy może
nym perkusyjnym rytmem, który
Wzbudziło to niemałą sensację, bo
miarowy… download. A powinien
„zafrippować”), ale te loopy i pro-
tu akurat pasuje jak ulał. A David
na Crest... heavy metalu ze świecą
być trzeci pełnowymiarowy album,
gramowana perkusja… Nie lubię
Sylvian niemalże skanduje tekst
szukać, a i o hard rock trudno. Ian
poparty konkretną promocją, bo
tego. Tekturowo brzmiące, powta-
niczym z haiku:
Anderson zgryźliwie skomentował
twórczość Jakuba Zieliny zdecydo-
rzane perkusyjne sample czasem
„Two birds
to w swoim stylu: no cóż, czasem
wanie na nią zasługuje.
odzierają muzykę zawartą na The
One stone
na naszych mandolinach gramy
First Day z aury tajemniczości,
One chance
Ocena 8/10 Paweł Tryba
40
Robert
a czasem po prostu irytują.
Fripp
we
Michał Jurek
Jethro Tull
Rock Island (1989)
współczesnym
Is thrown
naprawdę głośno! Poprzeczka została więc zawieszo-
biuletyn podProgowy
październik-listopad 2011 na wysoko. I, niestety, nie udało
inne w treści. Pieśń zawarta na
się jej przeskoczyć, choć moim
Rock Island przepełniona jest re-
skromnym zdaniem siedemnasta
fleksyjnym spokojem i tym charak-
w dorobku studyjna płyta Jethro
terystycznym ciepłem, które ogar-
Tull nie zasługuje na wszystkie
nia wszystkich w świąteczny czas,
krytyczne uwagi, które się pod jej
a skoczna partia fletu Iana Ander-
adresem kieruje. Fakt, album jest
sona naprawdę potrafi podnieść
bardziej rockowy. Zgoda - Martin
na duchu. Natomiast The Whaler’s
Barre dostał od lidera nadspodzie-
Dues podejmuje problem okru-
wanie dużo miejsca na grę, a gitara
cieństw związanych z polowaniem
została bardziej niż na poprzed-
na wieloryby, a gdzieś tam na ho-
nich albumach wyeksponowana,
ryzoncie majaczą się dalekie skoja-
co akurat nie w każdym przypadku
rzenia fabularne z Moby Dickiem.
wyszło muzyce Jethro Tull na do-
Partie fletu, jakie wygrywa tu Ian
bre. Prawda: Ian Anderson już wy-
Anderson, ocierają się o muzyczny
raźnie, i na stałe, obniżył głos, tra-
absolut, a i Martin Barre momen-
cąc bezpowrotnie część skali. Ale
tami gra jak natchniony. „Send me
faktem jest też, że na Rock Island nie
back down the ages. Put me to sea
zabrakło ciekawych melodii a kilka
once again when oceans were full
piosenek zawartych na płycie, mimo
- yes, and men would be men. Can
upływu dwudziestu lat z okładem,
you forgive me?...” Nieźle zaczyna
wciąż może się podobać.
się też Strange Avenues, które jest
Należy do nich niewątpliwie otwie-
swoistym sequelem Aqualunga,
rający album energetyczny i dow-
ale wraz z upływem kolejnych mi-
cipny Kissing Willie, o rozterkach
nut magia pryska, niestety.
młodzieńca, przedmiotem których
Pozostałe nagrania to raczej wy-
jest frywolne dziewczę, obdarza-
pełniacze, utrzymane w charak-
jące swoimi wdziękami nie tylko
terystycznym
jego, ale również jego najlepszego
Trzymają poziom, ale w pamięć
przyjaciela. Do nagrania nakrę-
nie
cono wideoklip, który cieszył się
w moją. Mimo to, od czasu do cza-
w swoim czasie pewną popular-
su lubię sobie Rock Island włączyć
nością. Jak jednak wynika z tek-
i posłuchać tych pięćdziesięciu
stu Iana Andersona we wkładce
minut bezpretensjonalnej i granej
remastera tej płyty, bardzo żałuje
bez zadęcia muzyki, opatrzonej
on, że dał się namówić na nakręce-
interesującymi tekstami (znajdzie-
nie wideo w stylu Benny’ego Hilla
my tu i obserwacje socjologiczne
i trochę się wstydzi swojego w nim
pana Iana, nawiązania do kata-
udziału. Klip można bez problemu
strofy w Czarnobylu, czy wreszcie
odnaleźć w sieci także i dziś, no
opowiastkę zainspirowaną historią
i cóż... po trosze jestem w stanie
kradzieży mandoliny Martina Bar-
zrozumieć zaambarasowanie pana
re›go z zaplecza sceny podczas jed-
Iana. Ale samo nagranie jest bar-
nego z koncertów, która następnie
do miłe uchu, podobać się mogą
- po wystosowaniu apelu w lokal-
furczące partie fletu i energetyczne
nej stacji radiowej - została zwró-
solówki gitarowe.
cona prawowitemu właścicielowi).
Równie udane są tytułowe na-
Jasne, Jethro Tull nagrali sporo
granie Rock Island, Undressed to
lepszych i bardziej intrygujących
Kill, Another Christmas Song czy
płyt, ale Rock Island specjalnie
epicki The Whaler’s Dues. Rock
wstydzić się nie muszą. Album
Island uprzyjemnia czas zmiana-
jest bowiem solidny, zupełnie jak
mi tempa, udanymi partiami fletu
okładkowa skalna dłoń.
i gitary, często wykonywanymi
zapadają
tullowym -
stylu.
przynajmniej
Michał Jurek
unisono, a także ciepłymi, acz bardzo nienachalnymi partiami instrumentów klawiszowych, po-
recenzja albumu Siren Roxy Music
dobnie zresztą jak w utworze Un-
zamieszczona jest na str. 50.
dressed to Kill (w obu zagrał Peter Vetesse, dawny członek Jethro Tull). Another Christmas Song to nawiązanie do słynnej Christmas Song z 1968 roku, zupełnie jednak
biuletyn podProgowy
41
październik-listopad 2011
Książki Recenzje
Storm Thorgerston, Peter Curzon Mind Over Matter 4 The Images of Pink Floyd Omnibus Press, 2007, 255 str. Mind Over Matter to książka skierowana przede wszystkim do fanów ze-
Choć książkę niewątpliwie należy traktować jako album, to jest tu tak-
społu Pink Floyd, a więc grupy bardzo licznej wśród polskich słuchaczy
że bardzo dużo informacji, które w formie krótkich historii związanych
rocka progresywnego. Z tego powodu Storma Thorgertsona i założonej
z danym projektem graficznym prezentuje nam sam Strom Thorgerston.
przez niego, w roku 1968 grupy grafików zwanej Hipgnosis nie trzeba
Wszystko napisane jest z dużą dozą humoru i świetnie czyta się te krót-
chyba specjalnie przedstawiać. Wystarczy przypomnieć, że to oni zapro-
kie opowieści. Na początek polecam tą związaną z okładką płyty Meddle,
jektowali to, co wizualnie kojarzy się dzisiaj jednoznacznie z zespołem.
w której Thorgerston pisze o tym dlaczego wykorzystał w tym projekcie
Czwarte wydanie książki zostało poszerzone o prawie 50 dodatkowych
wodę i jak doskonałym (z wielu powodów) tworzywem dla artysty może
stron. Ten pięknie wydany, oprawiony w sztywną
się ona stać. Ciekawy jest też krótki tekst opowiadający historię okładki
okładkę album wprowadza nas w świat obrazów
składanki Relics nowej wersje tego projektu przy-
związanych z zespołem Pink Floyd, który w okrojo-
gotowanej przez Thorgertsona w roku 1993, z któ-
nej wersji znamy z okładek płyt. Thorgerston zabie-
rego dowiadujemy się jak przełożyć odręczny szkic
ra nas w ilustrowaną podroż przez świat Pink Floyd,
na rzeźbę.
począwszy od The Piper At The Gates of Dawn, aż
Oprócz podstawowego tekstu zabawne bywają też
po najnowsze (2006 rok) wydawnictwa zespołu ta-
podpisy do zdjęć. Przykładem może być fotografia
kie jak składanka Echoes - The Best of Pink Floyd
związana z albumem Wish You Were Here, na któ-
(2001), edycja The Dark Side of The Moon wyda-
rej widać wskakującą do jeziora osobę, po której nie
na w 30 rocznicę premiery albumu (2003), oraz
pozostaje na wodzie nawet najmniejsze chlapnięcie.
DVD Pulse (2006). Książkę uzupełniają też infor-
Thorgertson opisuje ją w następujący sposób. „Dla
macje o projektach związanych z solową karierą
tych nakierowanych fotograficznie – to zdjęcie zro-
członków grupy, w tym nie tylko okładki płyt,
bione Nikonem 35mmm SLR (…) dla tych nastawio-
ale i książek (Nick Mason - Pink Floyd: Moje
nych geograficznie, to zdjęcie zrobiono nad jeziorem
wspomnienia) oraz plakatów (Roger Waters –
Mono w Kalifornii (…) dla tych nastawionych filmo-
2006 trasa koncetowa Dark Side Of The Moon).
wo, jest to lokalizacja gdzie Clint Eastwood kręcił
Znaleźć tu można także okładki singli (np. Wish
High Plains Drifter, a dla tych nastawionych na seks,
You Were Here (Live) i On The Turning Away).
nie ma tu żadnego seksu.”
Do bardziej zabawnych projektów należy zdjęcie sześciu modelek, któ-
Podsumowując można powiedzieć, że jest to pozycja obowiązkowa dla
rych ciała ozdobione są obrazami znanymi nam z okładek płyt, oraz
fanów Pink Floyd i doskonałe uzupełnienie wydanej niedawno również
fotografia będąca elementem kampanii promocyjnej EMI, na której wi-
w Polsce książki Geralda Scarfe’a i Rogera Watersa Pink Floyd The Wall -
dzimy prześcieradła z okładkami płyt Pink Floyd rozwieszone na długim
Album-Spektakl-Film. Choć z drugiej strony chyba powinienem napisać,
sznurze rozciągniętym na środku łąki. Interesujące są też projekty koszu-
że to książka Scarfe’a jest uzupełnieniem tej przygotowanej przez Thor-
lek, a w rozbawienie wprawia fotografia olbrzymiego fioletowego fotela
gerstona. Polecam!
ozdobionego ilustracjami kojarzącymi się z Pink Floyd i postawionego na
Ocena: 8/10
środku rozległego pastwiska. Ten ostatni projekt został przygotowany do
Krzysztof Pabis
kampanii promocyjnej wytwórni Sony z roku 1997, opracowanej na trzydziestolecie istnienia zespołu.
42
biuletyn podProgowy
październik-listopad 2011
Michał Urbaniak, przy współpracy Andrzeja Makowieckiego Ja, Urbanator. Awantury muzyka jazzowego. Agora, 2011, 255 str. Lat temu kilkanaście dosłownie połknąłem autobio-
w sesji Tutu Milesa Davisa, opisany z entuzjazmem neofi-
grafię Louisa Armstronga Moje życie w Nowym Orle-
ty. Miłość do Ameryki, która okazała się dla muzyka drugą
anie. To było wejście w inny świat zamieszkany przez
ojczyzną, wylewa się z każdej strony. Bohater przestrzega
podejrzanych typów: złodziei, alfonsów, pijaczków,
jednak, że Stany to kraj spełnionych szans wyłącznie dla
wypełniających zaułki największego miasta Luzjany –
tych, którzy ciężko pracują. Że talent to dopiero począ-
a wszystko w rytmie rodzącego się jazzu. Dawny świat,
tek. Ciekawie wypadają porównania mentalności Polaków
który już nie wróci. Na swój sposób romantyczny,
i Amerykanów – naprawdę dają wiele do myślenia, pozwa-
choć niebezpieczny. A może właśnie dlatego? Dlacze-
lają lepiej zrozumieć, co ogranicza nasz narodowy potencjał.
go wspominam tę książkę w tym miejscu? Bo spisana
A propos naszych cech narodowych – jazzman nie robi ta-
z pomocą Andrzeja Makowieckiego biografia Michała Urbaniaka jawi mi
jemnicy ze swojej skłonności do alkoholu. Z brutalną szczerością opisuje
się jako polski odpowiednik opowieści Satchmo.
popijanie od małego „zimnego piwka”, które z czasem zamieniło się w
Chcecie opisu początków jazzu w naszym kraju? Tu go znajdziecie, ale
zgubną dla organizmu skłonność do wódy, wszycie esperalu, kilkumie-
to nie jest laurka. Owszem, jest słuchanie audycji Willisa Conovera, jest
sięczny koszmar towarzyszący oczyszczaniu się organizmu, wreszcie
swingowanie po godzinach uczciwie spędzonych w szkole muzycznej. Jest
powrót do picia po kilkunastoletnim okresie abstynencji. Warto przeczy-
fascynacja czarnymi brzmieniami, która z czasem przerodzi się w miłość,
tać tę książkę choćby dla przestrogi. Przed alkoholem i każdym innym
życiowy motor i obsesję naraz. Ale jest też wszystko inne. Cała barwna
nałogiem, rujnującym zdrowie i relacje z najbliższymi. O swoim życiu
otoczka towarzysząca życiu polskiego jazzmana w czasach, gdy jazz był
prywatnym zaś Urbaniak rozpisuje się szeroko, może nawet z ekshibi-
u nas owocem zakazanym – a przez to znacznie bardziej atrakcyjnym! Le-
cjonizmem. Każdej partnerce poświęca dużo miejsca, analizuje plusy
jący się strumieniami alkohol, panienki lecące na muzyków, potyczki na
i minusy związku, także swoją postawę. Nie tuszuje własnych błędów,
ideologicznym froncie z ZMS-owskim betonem. Są opowieści o później-
chce raczej, by czytelnik dostrzegł jego racje. Jedno w tym burzliwym
szych eskapadach Urbaniaka już jako utytułowanego jazzmana po całym
emocjonalnym krajobrazie pozostaje niezmienne – muzyk zdaje sobie
świecie, gdzie muzyka i balanga idą w parze. Podtytuł Awantury muzy-
sprawę, że tworzy właśnie dla kobiet, że to one są jego głównym źródłem
ka jazzowego jest jak najbardziej na miejscu. Wszystko przedstawione
inspiracji. Gra dla publiczności, ale robi to dzięki partnerkom, które
jest lekko, dowcipnie i absolutnie bez lukru. Urbaniak pozwala sobie na
w jakiś niepojęty sposób uruchamiają w jego głowie proces twórczy. Bez
więcej niż przysłowiową kropelkę jadu wobec swoich oponentów. Dostaje
taryfy ulgowej odnosi się też do swoich współpracowników, docenia ich
się purystom w rodzaju Wyntona Marsalisa, krytyce (zwłaszcza polskiej),
profesjonalizm, ale też pisze, że częstokroć jest on jedyną przyczyną, dla
piewcom free jazzu. I bardzo dobrze, że się dostaje – czy słusznie, to już
której wciąż ich zaprasza na swoje płyty. Ktoś jest wichrzycielem, ktoś
sprawa indywidualnych ocen, ale Urbaniak, nie siląc się na Wersal, swoje
inny megalomanem – Urbaniak nie waha się nazwać rzeczy po imieniu.
poglądy na muzykę wykłada prosto i klarownie, ma odwagę powiedzieć
Może dlatego, że w wielu miejscach podkreśla, że większość tzw. przyja-
to, co mu leży na wątrobie i może sprowokuje kogoś do rozmyślań nad
ciół to osoby chcące coś sobie uszczknąć z jego sukcesu. Z autentyczną
jazzem i sztuką w ogóle. Opinie naszego eksportowego skrzypka mają zaś
sympatią wypowiada się chyba tylko o swoim biografie, Andrzeju Ma-
ten walor, że wygłasza je człowiek, który odniósł sukces, którego wizja
kowieckim, z którym zażyłość sięga wspólnego grania dixielandu w Ło-
przemówiła do ludzi na świecie.
dzi pół wieku temu. Makowiecki zrobił zaś to, co powinien – nie zepsuł
Ja, Urbanator jest bowiem także książką o dążeniu do sukcesu jedyną
świetnego tematu. Opowieść o życiu najbardziej utytułowanego polskiego
słuszną drogą – na swoich warunkach. O wierze w wartość i siłę przeka-
jazzmana czyta się jednym tchem. I tak jak po lekturze stareńkiej auto-
zu własnej muzyki – nieraz idącej pod prąd, nieraz prądy wytyczającej,
biografii Armstronga pozostaje po niej tęsknota za innym, barwniejszym
ale zawsze szczerej. Urbaniak traktuje słowa „sukces” i „Ameryka” jak
światem przeznaczonym dla nielicznych.
synonimy. USA, a zwłaszcza ukochany Nowy Jork to dla niego Ziemia
Paweł Tryba
Obiecana, miejsce, gdzie można realizować swoje marzenia wśród ludzi o otwartych umysłach. Kulminacją tych marzeń jest rzecz jasna udział
biuletyn podProgowy
43
październik-listopad 2011
DVD
Recenzje
Mike Stern Band
The Paris Concert (2009) Blue-Ray Podczas gdy większość progrockowych dinozaurów na
Jethro Tull
zarejestrowanych w ostat-
Live At Montreux (2007) DVD
nich latach w formie DVD
To, co niewątpliwie zmieni-
koncertach
ło się w niewielkim stopniu
że ich czas niechybnie już
jeśli chodzi o występy Jeth-
przeminął, o tyle po jazzo-
ro Tull to umiejętność Iana
wej stronie mocy artyści
Andersona do zabawiania
z tego samego pokolenia
publiczności. Nadal potrafi
wciąż zachwycają wysoką
on przyciągnąć uwagę do-
formą. Doskonałym po-
brym dowcipem czy lekką
twierdzeniem tej tezy jest
uwagą. Niestety nie idzie
The Paris Concert grupy
za tym zbyt dobra forma
Mike Stern Band.
wokalna. Występ nagrany
Urodzony w roku 1953 Stern znany jest z zespołu Blood, Sweat and
na festiwalu w Montreux
Tears oraz występów z Milesem Davisem w latach 80-tych, w tym na
w roku 2003 nie może się
wspaniałym koncertowym albumie We Want Miles. Może się także po-
równać z najlepszymi do-
chwalić kilkunastoma albumami solowymi. Magazyn Down Beat umie-
konaniami zespołu w tym zwłaszcza ze
ścił go na liście 75 najlepszych gitarzystów jazzowych i Stern nadal robi
wspaniałym Bursting Out. Już sam dobór utworów wydaje się osłabiać
wszystko aby na takie wyróżnienie zasłużyć. Mike Stern Band to także
cały występ. Rozumiem, że nie można ciągle grać jedynie największych
wspaniała sekcja rytmiczna. Na perkusji gra David Wackel znany mię-
hitów ale czasem to właśnie one, nawet słabiej wykonane mogą ponieść
dzy innymi z Chick Corea Elektric Band. Na gitarze basowej zagrał Tom
publiczność. Tutaj podobnego entuzjazmu było niewiele. Momentami
Kennedy znany ze współpracy z takimi gigantami jazzu jak Randy Brec-
w nowszych utworach takich jak Pavane czy Eurology koncert jest wręcz
ker, czy Al Di Meola. Z kolei delikatności dodaje występowi saksofonista
nudny. Być może, że najlepsze są niektóre fragmenty gry na flecie w wy-
Bob Franceschini. Płyta jest momentami nastrojowa i delikatna. Choć
konaniu Andersona, ale z pewnością nie ratują one całości występu. Mnie
zachwycają solowe fragmenty lidera grupy to z drugiej strony pozwala
słuchało się też przyjemnie częściowo akustycznej ballady Budapest, któ-
on także wyszaleć się kolegom. Szczególnie przykuwają uwagę popisy
ra jednak bardziej kojarzy się z Dire Straits niż Jethro Tull.
w rozpoczynającym koncert Tumble Home. Po nastrojowej środkowej
To nie jest całkowicie zły występ ale brakuje mu dawnej energii i słabiej
części występ zamyka natomiast dynamiczny Chromazone. Koncert na-
wypada zwłaszcza w porównaniu do tego co znamy z przeszłości. Z kla-
grany jest w niewielkiej sali, przed małą grupa publiczności co sprawia,
sycznego składu oprócz lidera ostał się już tylko Martin Barre. Jednocze-
że jest on bardziej intymny i kameralny. Tylko muzyka, jej wspaniali wy-
śnie nowy skład nie potrafił wnieść do starych kompozycji nowej jakości.
konawcy, a wszystko to w ciepłym blasku świateł.
Choć prawdopodobnie chętnie zobaczyłbym ten występ na żywo w Szwaj-
Być może, że ten występ jest większą gratką dla fanów jazzu niż rocka
carii, to jednak to nagranie polecam przede wszystkim zagorzałym fanom
progresywnego ale miłośnicy elektrycznego Milesa czy Weather Report
zespołu.
z pewnością będą zadowoleni.
44
udowadnia,
5/10
7/10
Krzysztof Pabis
Krzysztof Pabis
biuletyn podProgowy
n o n a K 72.
październik-listopad 2011
Agitation Free Malesch
Formację
Agitation
Gorąco polecam ten krążek tym wszystkim
Norah Jones czy Robert Smith.
których muzyczne fascynacje nie mieszczą się
Po nagraniu Pink Moon, Drake wrócił do domu
w jednym stylu czy gatunku.
rodziców w Far Leys. W jego życiu rozpoczął się
Tomek Mały Kotyla
Free powołało do życia w 1967 r. pięciu
okres, który nazwać by można wycofywaniem się ze świata... Nick Drake zmarł w 1974 roku. Jacek Chudzik
zafascynowanych rockiem
psychodelicz-
nym i progresywnym mieszkańców
Berlina
Nick Drake Pink Moon
Babe Ruth
Zachodniego: Christoph Franke, Lutz Ulbrich,
First Base
Michael Gunther, Michael Duwe i Lutz Kra-
Jeden z październiko-
mer. Skład Grupy zmieniał się wielokrotnie,
wych dni 1971 roku.
a współpracujący z nią muzycy później wiązali
Dochodzi
północ.
Co wspólnego ma base-
się z takimi zespołami jak Tangerine Dream,
W londyńskim studiu
ball, westerny i muzyka
Ash Ra Tempel i Ashra.
Sound Techniques roz-
rockowa? Cokolwiek to
Bardzo szybko okazało się, że dla tych ambit-
poczyna się nietypowa
nie będzie, z pewnością
nych młodych muzyków rockowy kanon jest
sesja. Mury, które go-
określić da się to sło-
za „ciasny”. Około roku 1969 zespół wzbogacił
ściły m.in. The Yardbirds, Pink Floyd, czy Je-
swoja twórczość elementami improwizowa-
thro Tull, tym razem goszczą tylko dwie osoby.
Kiedy grupa ludzi po-
nej muzyki eksperymentalnej i elektronicznej.
Pierwszą z nich jest John Wood, producent na-
stanawia założyć kapelę to zanim dojdzie co
Z kolei po trasie koncertowej w Afryce Północ-
grań i inżynier dźwięku. Drugą – Nick Drake.
do czego, zanim poleje się wódzia, a gruppies
nej (lipiec 1972) doszły do tego jeszcze wpływy
Nick ze swoją gitarą zajmuje miejsce w rogu
uwieszą się u szyi, muzycy muszą pokonać kil-
arabskie.
studia. Śpiewa twarzą zwrócony do ściany. Po
ka drobnych przeszkód. Oczywiście, wypada
Koncerty Agitation Free były barwnymi spek-
dwóch godzinach kończy. Gdy Wood pyta go,
zdobyć instrumenta i umieć jeśli nie grać, to
taklami. Światło, dźwięk, film i działania para-
które z zarejestrowanych piosenek zachować,
chociaż wydobywać z nich dźwięki, niemniej
teatralne stanowiły równorzędne i niezbędne
odpowiada, że wszystkie. Następnego dnia hi-
najdrobniejszą przeszkodą z wszystkich może
elementy widowiska. Z czasem w swych arty-
storia się powtarza. Ci sami panowie spędzają
być wymyślenie nazwy dla zespołu. Muzy-
stycznych poszukiwaniach zespół zabrnął tak
w studiu kolejne dwie godziny. Potem do jed-
cy, których mam tu na myśli, wpierw chcieli
daleko, że bardzo trudno jest jednoznacznie za-
nej z piosenek Nick dogra jeszcze tylko partię
uhonorować w nazwie swego gitarzystę i le-
szufladkować ich twórczość. Powoli ubywało tej
fortepianu. I tyle. Taka jest historia trzeciego
adera, ale pomyśleli, że lepiej będzie uczcić
muzyce cech rocka.
i ostatniego albumu Nicka Drake’a.
pamięć kogoś innego i przypomnieli sobie
We wrześniu 1974 roku, niedługo przed rozwią-
Pink Moon to tylko dwadzieścia osiem minut
o człowieku, który dawno, dawno temu grał
zaniem zespołu, berlińczycy wystąpili na festi-
muzyki,
jedenaście
w baseball. Nazywał się on Babe Ruth. Żeby
walu Warszawska Jesień. Występ zakończył się
utworów. Jest to bardzo ascetyczny, surowy
wszystko było jasne debiutancki album zespo-
skandalem. Kiedy muzycy zaczęli grać Nightlife
album, jest także – przede wszystkim – bar-
łu to...First Base. Nazwa nazwą, a muzyka...
Blues z repertuaru B.B. Kinga zdegustowani or-
dzo osobistym nagraniem. Słychać ile wysiłku
ganizatorzy przerwali koncert.
kosztuje Nicka walka ze wstydem, słychać jak
1. Wells Fargo – sympatyczny, skoczny, a za
Chociaż muzyka Agitation Free nie jest ani
z trudem przychodzi mu śpiewanie o sobie,
sprawą tęgiego gitarowego riffu mocny po-
łatwa, ani przyjemna, zespół zdobył sporą po-
śpiewanie... do nas. Pink Moon jest zapisem
czątek. Jeśli chodzi o tekst – opowieść rodem
pularność w Niemczech, ale też koncertował
dramatycznej walki poety, barda o słuchacza.
z dzikiego zachodu. Od początku ujawnia się
i wzbudzał zainteresowanie w Grecji, Egipcie,
Drake pragnie być usłyszanym i zaakceptowa-
saksofon, który, po sprawnym i szybkim solo
Jordanii i przede wszystkim we Francji.
nym, ale nie krzyczy, nie wygraża nikomu, nie
gitarowym, kończy utwór. Wszystko ślicznie,
Grupa bardzo długo musiała pracować na swój
podpala świata. Wybiera inny środek artystycz-
wszystko pięknie, a to dopiero początek...
fonograficzny debiut. Album Malsch ukazał się
ny by do nas dotrzeć – ciszę. Pink Moon to tak-
2. The Runaways – utwór spokojny i powoli
w 1972 roku. Ostatecznie Agitation Free wydali
że muzyczny obraz melancholii. Poczucie bez-
rozwijający się przed nami. Smyczki, piano, gi-
tylko dwa albumy z premierowymi nagraniami.
silności, nieumiejętności zrozumienia za czym
tara w rolach głównych. Wydawać się może nud-
Potem ukazywały się już tylko płyty z wcześniej
się tęskni i niemożności dotarcia to tego, co się
nawe, gdyby nie szalejące w końcówce pianino.
niepublikowanymi materiałami, na które trafia-
utraciło wypełniają tę płytę.
3. King Kong – stare przysłowie pszczół
ły przede wszystkim nagrania koncertowe.
Mimo to album może nużyć. Podzielać też
mówi: powiedz mi kogo coverujesz, a ja po-
W muzyce zarejestrowanej na Malsch jest
można opinię, że na Pink Moon uwidocznił się
wiem ci kim jesteś. Babe Ruth sięgają tu po
wszystko, co przez te siedem lat działalności
kryzys twórczy Drake’a. Tak został ten album
utwór Franka Zappy i... wychodzą z tego cało!
zespołu inspirowało jego członków: dźwięki
odebrany – chłodno, bez większych emocji.
4. Black Dog – drugi utwór, który pomału od-
rodem z Bliskiego Wschodu, elementy muzyki
Nie dostrzeżono, że Drake rezygnując z bogac-
słania przed nami swoje tajemnice i kolejny
współczesnej, rozbudowane partie syntezatoro-
twa dźwięków (obecnego na poprzednich al-
będący niesamowitą kompozycją. Głos woka-
we i mimo wszystko rockowa ekspresja. Całość
bumach) próbuje pozbyć się tego, co – w jego
listki, Haan, czaruje nas opowieścią o „czar-
mocno rozimprowizowana, świadczy o niepo-
mniemaniu – odgradzało go od słuchaczy. I do
nym psie”, który utożsamia całe zło świata. Gdy
hamowanym pragnieniu swobody artystycznej
mnie Nick Drake dociera. Zachęcam was do
idzie o solówki, to utwór należy do pianina, ale
wypowiedzi. Malesach to muzyczna podróż
wsłuchania się w ten niepokojący i fascynują-
gitara bynajmniej nie zawodzi. Jest cały czas
przez wiele kultur i tradycji. Uważnemu słucha-
cy album. Warto. ...zwłaszcza, że popularność
obecna. Tu dźwięk, tam dwa... A w rozpędzonej
czowi pozwoli odwiedzić zadymiony rockowy
muzyki Drake’a ostatnimi czasy wzrasta, a do
końcówce z furią powtarza jako riff niepozorne
klub, ciasną kairska uliczkę czy salę koncerto-
inspiracji nim przyznaje się co raz większe gro-
dźwięki, od których rozpoczynał się cały utwór.
wą.
no artystów, tak różnych jak np. Brad Mehldau,
5. The Mexican – flamenco, kastaniety i mały
46
rozdzielonej
pomiędzy
wem: zadziwiające.
biuletyn podProgowy
październik-listopad 2011 hołd dla Ennio Morricone... po prostu Mek-
dor rocka Ziggy Stardust i jego Pająki z Marsa
którą zafundowali ludzkości w 1972 roku. Co
syk! Morricone przywołany będzie ponownie
zdobywają ogromną popularność. Również
było przyczyną nagłej zmiany stylu, nie mam
w ostatnim bonusie do płyty, będącym coverem
na pochłoniętej wyprowadzką mieszkańców
pojęcia, ale po marnych, drugoplanowych pseu-
melodii z „dolarowej trylogii”.
Ziemi. Sława ma to do siebie, że nie zawsze
doprzebojach nie ma tu śladu, jest za to kawał
6. Joker – po pięciu udanych utworach po-
trwa wiecznie, a młody gwiazdor-kosmita
surowego, krwistego proga, podanego bez przy-
tkniecie przy ostatnim wydaje się mało praw-
staje się jej ofiarą i popełnia samobójstwo...
stawek i przepicia...
dopodobne. Utwór znowu jest inny od tego, co
Ot, niby banalna historyjka wymyślona przez
Pięć utworów, 33 i pół minuty muzyki. Wielkiej
do tej pory słyszeliśmy, m.in. pojawia się kongo
zdobywającego coraz większą popularność Da-
Muzyki. Beethovena... Cała pierwsza strona wi-
i drugi wokal, wspierający, świetnie dającą so-
vida Bowie. Banalna? Nie do końca! To historia,
nyla to wariacje na temat Sonaty Patetycznej.
bie do tej pory radę, panią Haan. Oczywiście,
która powtórzy się kilka razy w historii rocka...
Druga strona to cztery utwory, również prze-
nie brakuje samej gitary – to ona w końcu prze-
David ostrzega, a później sam omal nie popada
sycone klimatem klasyki, ale jednak już czy-
suwa ten utwór w stronę hard–rocka.
kilkakrotnie w sidła sławy. I to bardzo szybko,
sto rockowe, jedynie z elementami wczesnego
Ale to tylko drobne uwagi, nie starające się na-
bo już podczas trasy promującej album. Wpa-
progresu. Płyta jest bardzo surowa, sprawia
wet ująć tego, co usłyszymy na debiucie Babe
dają jednak inni, kilka historii tragicznych zna-
wrażenie demówki nagranej „na żywo”, jakość
Ruth... A muzyka tej płyty jest zadziwiająca.
my doskonale...
dźwięku pozostawia wiele do życzenia. Podob-
Nie znajduję lepszego słowa. W chwili, gdy
Czy glam rock to styl
no taki był właśnie zamysł, ale jeśli tak, to ten
First Base zostaje wydane w muzyce rockowej,
w którym można na-
doradca powinien wisieć... Proponuję jednak
można powiedzieć, niemal wszystko już się wy-
grać album koncepcyj-
mimo to spróbować zdobyć i posłuchać tę pły-
darzyło, a z pewnością jest to czas, gdy wscho-
ny? Oczywiście! I to
tę – muzycznie wynagrodzi nam wszelkie braki
dzące zespoły, które do tej pory nie znalazły
od początku genialny,
jakościowe. Pomimo owej surowości brzmienia
swojej niszy w rockowym świecie mają potężne
pełen artyzmu, sym-
uważam, że jest to bardzo dobra płyta, mająca
problemy ze zdefiniowaniem własnej tożsamo-
boliki i świeżości! Taki
momenty wręcz genialne. Jest tu wszystko za
ści. Zbyt silnie świecą gwiazdy zespołów, które
właśnie jest ten album. Utwory krótkie, ale
co kochamy stare nagrania: wspaniałe klawisze,
dziś uchodzą za legendarne. Tymczasem Babe
dzieje się w nich bardzo dużo. Niejednokrotnie
ostre, niemal hard–rockowe gitary, fantastycz-
Ruth ze swoim brzmieniem mieniącym się roc-
przegadana, długa suita nie zawiera tyle prze-
na sekcja rytmiczna, połamane rytmy, dużo
kiem, jazzem, bluesem, funkiem, czy muzyką
kazu, co te krótkie kompozycje na płycie! Muzy-
akustyki i coś czym ta płyta aż kipi – emocje.
klasyczną, tworzą cudny muzyczny kolaż. Pod-
ka brzmi bardzo świeżo, słucha się jej z wielką
Kompaktowa reedycja Vinyl Magic zawiera
kreślić wypada rolę gitary i pianina, które nas
przyjemnością, bardzo lekko – a jednak ma w
dodatkowo wszystkie cztery nagrania z dwóch
wielokrotnie zaskakują przede wszystkim prze-
sobie nieco ducha psychodelii, niepokoju i dzi-
debiutanckich singli grupy, które paradoksal-
łamywaniem schematów dotyczących roli tych
wactwa! I mieć musi, bo jego ojcem jest David
nie jakością dźwięku biją na głowę późniejsze
instrumentów w kompozycjach rockowych. Al-
Bowie! Wielka osobowość, dziwak i ekscentryk,
główne i jedyne dzieło zespołu. Polecam wszyst-
bum ten, nie jest arcydziełem, nie jest żadnym
a jednocześnie maszyna pracy i sukcesu. David-
kim zapatrzonym w zakurzone początki historii
kamieniem milowym, ale zadziwia swą dojrza-
-Ziggy i jego Pająki wyprzedzili epokę o kilka
rocka.
łością i spontanicznością. First Base odświeża
ładnych lat, nagrywając w moim mniemaniu
muzykę rockową, ani na chwilę nie sprzenie-
jeden z najważniejszych albumów w historii
wierzając się temu co stanowi o sile tej muzyki
rocka.
– prostym i chwytliwym melodiom.
To lekcja obowiązkowa dla wszystkich, któ-
Pierwsza płyta Babe Ruth to wydarzenie. Kogo
rzy mienią się fanami jakiegokolwiek nurtu
winić za taki stan rzeczy? Jeśli już trzeba posta-
rockowego! Jest tu wszystko – od psychodelii
wić kogoś przed szereg, to będzie to Alan Shac-
i eksperymentalnej progresji, przez britpop
klock – gitarzysta, ale i człowiek, który troszkę
i rock’n’roll po punk, grunge i rockową alter-
To jest dopiero rary-
się natrudził nad dopieszczeniem poszczegól-
natywę!!! Czyli wszystko co już zaistniało, co
tas!
nych utworów. Drugą osobą, którą pociągniemy
właśnie się rodziło i co powstanie za kilka lat!
winylu
do odpowiedzialności jest Janita (albo Jenny)
Czapki z głów! David Bowie jest WIELKI!!!
500 kopii i było to
Krzysztof Baran
Haan. Bez niej i jej głosu płyta ta jest po prostu
Aleksander Król
Necronomicon
Tips Zum Selbstmord
jedno
Oryginalnie wyszło z
na tylko
pierwszych
nie do pomyślenia. I w tym miejscu pani Jenny,
prywatnych
panu Alanowi, oraz pozostałym muzykom skła-
w Niemczech. Oczy-
dam ukłon – cudny album! Jacek Chudzik
tłoczeń
wiście dzięki takim rozwiązaniom brzmienie
Capsicum Red
jest dość kiepskie. No, ale zawartość muzycz-
Appunti per Unidea Fissa
na w pełni to rekompensuje. Słucham tej płyty już od ponad roku, co kilka dni, i nie mogę się
Kolejną włoską grupą
oderwać. Styl, który prezentuje Necronomicon
która jedynie błysnęła
można określić jako połączenie Grobschnitt
jak meteor na nocnym
z Uriah Heep i domieszką krautrocka. Czyli jest
niebie, była Capsicum
pomysłowo, bardzo rockowo, z dużą ilością kla-
Red. Założona w 1970
wiszy. Teksty są śpiewane w języku niemieckim,
Ziemia zmierza ku zagładzie. Ledwie kilka lat
roku, po 12 miesiącach
ale nawet jeśli ktoś nie lubi tego języka, to nie
pozostało jej do końca żywota. Na planecie trwa
radosnej
działalności
powinno mu i tak to przeszkadzać, gdyż jest
poruszenie, chaos i ogólna wyprowadzka. Od-
na polu muzyki pop, wydała singiel z przebo-
zrobione to w sposób bardzo stylowy. Mamy tu
wrotnie sprawy mają się na Marsie. Czerwona
jem Ocean, a pół roku potem kolejny z hiciorem
podobnie jak w Grobschnitt małą dawkę humo-
planeta jest w rozkwicie, zarówno czysto ewo-
Tarzan. I pewnie do dziś nikt by o tym zespo-
ru, jak np. w pierwszym utworze, który zaczyna
lucyjnym jak i technologicznym. Młody gwiaz-
le nie pamiętał, gdyby nie płyta długogrająca,
się od „nucenia przy goleniu” którego melodię
Bowie, David
The Rise and Fall of Ziggy Stardust and The Spiders From Mars
biuletyn podProgowy
47
październik-listopad 2011 podchwytuje później cały zespół. Ale tego hu-
dobra. Wintrup to jedna z nielicznych znanych
pop-przebojach i absolutnie nic nie zapowia-
moru nie ma jednak aż tak dużo, gdyż koncept
mi płyt, które są tak słabo znane a pełne orygi-
dało zmiany stylu i zainteresowań grupy. Ten
płyty traktuje o poważnych sprawach. O gło-
nalnych, zapadających w pamięć melodii. Tutaj
niezbyt chwalebny okres dokumentuje płyta
dzie, wyniszczaniu przyrody, niesprawiedliwo-
każda piosenka, poza tym, że fajnie zaaranżo-
wydana przez Mellow Records w 1993 roku i za-
ści społecznej. Wracając do muzyki. Utwory są
wana i zagrana z werwą, posiada własną, cie-
tytułowana po prostu LIVE. Co było przyczyną
bardzo zróżnicowane. Raz nawiązują do klasyki
kawą, niezerżniętą znikąd melodię. To się na-
nagłego zwrotu, całkowitego odejścia od lekkiej
takiej jak Hendrix (Requiem von Ende) czasami
prawdę rzadko zdarza u zapomnianych kapel.
muzy, tego nie wiemy na pewno, ale gdzieś kie-
pojawia się tu jakby momentami zarys ballady
Słuchając Wintrum zawsze mam wrażenie jak-
dyś słyszałem, że to efekt wstrząsu jakie młodzi
(Die Stadt), a nawet czasami przypomina nasz
by Kraan swoim podejściem do muzyki wyprze-
ludzie we Włoszech przeżyli po wysłuchaniu
rodzimy Klan (Tips Zum Selbstmord). Polecam
dził wszystkich innych o co najmniej dziesięć
Concerto Grosso Per I New Trolls. Dużo ze-
wydanie Garden Of Delight, znajdują się na nim
lat. Naturalnie w odniesieniu do wielu niemiec-
społów zmieniło wówczas swój styl i zaczęła się
cztery bonusy z lat 1971 i 1974. Też jak najbar-
kich grup odnoszę wrażenie podobne, tylko że
złota era włoskiego proga... QVL błyskawicznie
dziej amatorskie nagrania, ale równie świetne,
w wypadku Kraanu, a zwłaszcza omawianej tu
zwrócili się w stronę klasyki, a właściwie jej
co te zamieszczone pierwotnie na płycie. Co
płyty nie chodzi o jakieś pojedyncze pomysły,
subtelnego mirażu z rockiem progresywnym.
prawda płyty z GOD są dość drogie, ale napraw-
czy mgliste przeczucia, ale o całość. Wintrup to
W 1972 roku zarejestrowali materiał, który trzy
dę są warte swej ceny. Podsumowując: kolejne
album bardzo w stylu przełomu lat 80. i 90. Ta
miesiące potem został wydany na płycie pod
mistrzostwo z Niemiec.
sama niemelodyjna melodyjność, te same dziw-
niezbyt odkrywczym tytułem: Quella Vechia
ne wokale na granicy fałszu. Tylko brzmienie
Locanda. Płyta natychmiast została okrzyknię-
zdradza wczesne lata 70.
ta rewelacją i zyskała miano kultowej. Jedną
Bardzo ciekawa jest wizja jazz-rocka, którą ze-
z gwiazd QVL jest znakomity skrzypek (Donald
spół tutaj zaprezentował. Kraan to zawsze był
Lax) który swoją grą zachwycił wszystkich. Po-
rock z elementami jazzu, nigdy na odwrót. Pa-
siadał klasyczne wykształcenie muzyczne i to
nowie lubili sobie poimprowizować, ale akurat
słychać. Równie dobrze radził sobie na flecie
na Wintrup bardzo się powściągali i chyba wy-
Giorgio Giorgi, będąc jednocześnie wokalistą.
Są w muzyce rocko-
szło im to na dobre, bo to najbardziej spójny ich
Znakomita gitara to Raimondo Maria Cocco.
wej takie płyty, które
album jaki znam, a przy tym nie mniej żywio-
Nad klawiszami niepodzielnie panował Mas-
są nieznane szerszej
łowy niż inne. Saksofonista Johannes Pappert
simo Roselli, a miał w swoim asortymencie
publice wyłącznie dla-
pracuje głównie w tle, dopełniając tę muzykę,
fortepian, dwa Moogi, mellotron i dwa Ham-
tego... że są nieznane.
a jego improwizacje to przyprawa do dania
mondy... Na basie Romualdo Coletta i na per-
Gdyby przymusić byle
głównego. Wszystkie te piosenki brzmią jakby
kusji fenomenalny Patrik Traina. Niewątpliwie
fana rocka do porząd-
powstały spontanicznie przy okazji jam ses-
jest to jedna z najlepszych płyt nagranych we
nego wysłuchania takiego albumu bez proble-
sion i nie słychać w tym żadnych wymyślnych
Włoszech. Od początku cieszyła się ogromną
mu by go załapał. Oczywiście pisząc o fanach
konceptów, ale nic się tu nie rozłazi, pięknie się
popularnością. Japońskie wydania są do dziś
rocka nie mam na myśli nastolatek słuchają-
wszystko trzyma kupy. Słychać w tym auten-
jednymi z najbardziej poszukiwanych płyt pro-
cych Tokio Hotel i jednej piosenki Nirvany,
tyczną radość z grania. Dosłownie – z grania,
gresywnych. Osiem utworów i tylko 34 minuty.
tylko ludzi którzy rzeczywiście żyją tą muzyką,
a nie z ćpania (chociaż sądzę że panowie nie byli
Ale JAKIE minuty! To piękna płyta, poruszają-
ale na ogół nie mają okazji wyjść poza te kilka-
w tej kwestii abstynentami), ani z „wynoszenia
ca problemy samotności, przemijania i wyobco-
naście czy kilkadziesiąt podstawowych kapel.
rocka na wyższy poziom artystyczny” (choć
wania jednostki w coraz bardziej komercjalizu-
Jak trafnie zgadujecie Wintrup niemieckiego
ambicji nie da się im odmówić). To jest trochę
jącym się świecie (w 1972 roku?!). Rozpoczyna
zespołu Kraan to właśnie taka płyta „samograj”.
taka płyta jak Ritual de lo Habitual Jane’s Ad-
się cytatem z Brahmsa (piękne trio fortepia-
Relatywnie proste granie, zawierające multum
diction: szczera, zwarta, ale bynajmniej nie pro-
nowe no 8), a kończy przepięknym motywem,
fajnych melodii i nośnych riffów. Album składa
stacka i nieunikająca eksperymentów.
również fortepianowym. A w międzyczasie...
się z piosenek, a nie żadnych suit czy improwi-
Dla mnie Wintrup to jeden z najlepszych nie-
„Dach się rozpada, w teatrze świata... Można
zacji, tak więc spokojnie nadaje się do samo-
mieckich albumów. Zadziwia mnie fakt, że nie
tu znaleźć tylko ból, a ja szukam światła, dla
chodu czy na imprezę. Nic tylko słuchać!
przyniósł zespołowi sławy. Jeżeli chcecie się
Ciebie...” Piękne teksty i piękna okładka pod-
Oczywiście Kraan to grupa z kręgów krautroc-
podziwić razem ze mną zapraszam do przesłu-
kreślająca ulotne przesłanie płyty. Zachwyca
ka, więc super prosto i normalnie na ich pły-
chania. Tylko ostrzegam – z tego pociągu już się
muzyczna różnorodność, doskonałe fragmen-
tach nie jest. Ta muzyka zawiera w sobie pewną
nie da wysiąść!
ty instrumentalne, piękne linie melodyczne
Rafał Ziemba
Kraan
Wintrup
Bartosz Michalewski
dawkę dziwactwa, ale nieprzekraczającą norm
i wyciszenia akustyczne. Fantastyczne sola kla-
zwykłego człowieka. Ten Pearl Jamu albo Jedyn-
wiszowe i gitarowe, zmiany rytmu i nastroju,
ka Sterowca też nie są albumami oczywistymi
cudowny flet... Polecam wszystkim, a dla fanów
i przewidywalnymi. Natomiast w zestawieniu z klasycznymi krautowcami jak Amon Duul II albo Guru Guru poczynania Kraanu są super normalne.
włoskiej sceny – absolutny MUS.
Quella Vecchia Locanda
Aleksander Król
Quella Vecchia Locanda
Chroniczny brak dobrych melodii. To schorzenie dotyka i morduje tysiące pomniejszych płyt
QUELLA
rockowych – nie tylko progresywnych. Często
LOCANDA
jest tak, że słucham jakiegoś zespołu, który
ła na przełomie 1969
brzmi tak jak lubię, pomysły aranżacyjne ma
i 1970 roku w Rzymie.
wyborne – na ogół cudze, ale wyborne – mu-
Początkowo, tak jak
Płyta Czas to Largo w czterech częściach, na
zycy są świetni, ale przez kompletną melodyj-
setki takich zespolików
które składają się kolejno kompozycje: Birth
ną pustkę całość jest w najlepszym razie minus
koncentrowali się na
of Liquid Plejades, Nebulous Down, Origin of
48
VECCHIA powsta-
Tangerine Dream
Zeit Largo In 4 Movements
biuletyn podProgowy
październik-listopad 2011 Supernatural Probabilites oraz tytułowy Zeit, nagrany przez grupę już za pomocą pierwsze-
Rare Bird
świetnym pochodem gitarowo–basowym. Pięk-
Epic Forest
ne akustyczne Fears of the Night. Żywiołowy Birdman ze świetnie pracującą sekcją rytmicz-
go własnego syntezatora Mooga, zakupionego od Micka Jaggera – wokalisty i pianisty – The
Pamiętam
jakim
ną. Niemniej najpiękniejszą perłę ukryto na
Rolling Stones.
zdziwieniem przyjąłem
końcu. You’re Lost to nagranie warte pomnika.
Poszukiwania muzyczne członków zespołu
trzecią w dorobku płytę
Wolno się rozwijający, hipnotyczny, powalający
poszły w tym przypadku bardziej w kierunku
Rare Bird, gdy miałem
utwór ze świetną, gadającą gitarą, która prze-
efektownego zapisu proponowanej muzyki,
okazję posłuchać jej
komarza się z organami i wokalizą pana Goul-
dokonywanego przy pomocy techniki zapisu
pierwszy raz. Monu-
da. Utwór niewątpliwie wyrastający z jakiegoś
kwadrofonicznego i wykorzystywania w o wie-
mentalne
brzmienie
jam session z zadymionej kanciapy. W czwartej
le większym stopniu stereofonii tzw. „sztucznej
organów Hammonda, jakie znałem z dwóch
minucie nagranie cichnie, ale to tylko przysło-
głowy” niż wzbogacenia samej faktury dźwię-
pierwszych albumów, zniknęło. A pojawiło się...
wiowa zmyła, bo zespół dopiero się rozkręca.
kowej Brak jakiejkolwiek dynamiki powoduje
ale po kolei.
To, jak potem się solówkami przerzucają gitary
jednak nadanie tym propozycjom synonimu
Po nagraniu dwóch albumów dla wytwórni Cha-
elektryczne, gitara akustyczna, organy i piani-
już nie muzyki „kosmicznej” lecz „cmentarnej”
risma w zespole nastąpiła rewolucja połączona
no, to absolutne mistrzostwo świata. Świetna,
i pomimo oczywistej złośliwości zawartej w ta-
z trzęsieniem ziemi. Po pierwsze, zespół prze-
bezpretensjonalna i pełna radości muzyka!
kim sformułowaniu, trudno się z tym kryterium
szedł do Polydoru. Po drugie, w wyniku rotacji
Słychać, że panowie się bawią grą, zresztą na
i wnioskiem nie zgodzić. Takie nawarstwienie
personalnych odeszła połowa pierwotnego skła-
koniec utworu, który po 10 minucie dość rap-
dźwięku świadczyło już niezbicie nie o nowych,
du. Pozostali panowie Gould i Kaffinetti, którzy
townie się urywa, można usłyszeć ich śmiech
nie katastroficzno-kosmicznych, lecz o kata-
dokooptowali trzech nowych muzyków plus
i zadowolenie, że się udało TAK zagrać.
stroficzno-egzystencjalnych zainteresowaniach
dodatkowo grupę grajków obsługujących roz-
Jednego tylko nie rozumiem. Czemu to, najlep-
członków zespołu. Ten podwójny album zawie-
maite instrumenty perkusyjne, co by brzmie-
sze w zestawie, nagranie chciano wyrzucić na
ra bowiem nagrania niezwykle eksperymental-
nie wzbogacić. I zaproponowali zupełnie inną
singla? Ot, tajemnica... W każdym razie, jeśli
ne, chociaż pamiętać należy, że niemalże w tym
muzykę. A że wena dopisywała, to w oryginale
ktoś się przymierza do kupna tej płyty, to trzeba
samym czasie ukazał się także singiel Ultima
album Epic Forest wyszedł na dwóch płytach
koniecznie brać remaster z dodatkami!
Thule part one and two z typowo rockowymi,
winylowych (białych!), z czego drugi krążek był
Jak wiadomo, zespół kariery nie zrobił. Następ-
zaaranżowanymi przez Froesego, utworami,
wytłoczony tylko z jednej strony i zawierał coś
ne płyty Rare Bird były już słabsze. Ale póki co,
łącznie trwającymi około ośmiu minut i dosyć
w rodzaju maxi–singla z trzema nagraniami,
panowie zaliczyli skok w muzyczne niebiosa.
często promowanymi na falach radiowego ete-
które się na album zasadniczy nie zmieściły (Ro-
ru.
adside Welcome, Four Grey Walls, You’re Lost). Skłaniający
Michał Jurek
ku
Nowy Rare Bird niewiele wspólnego miał
muzycznej idei, pro-
z pełnym rozmachu brzmieniem Hammon-
ponowanej przez mu-
dów, jakie znamy chociażby z suity As Your
zyków z Mandarynko-
Mind Flies By lub z największego przeboju
wego Snu, francuski
zespołu Sympathy (kawałek ten jakiś czas
krytyk muzyczny Ha-
później odkurzył Marillion, już ze Stevem Ho-
rve
zaprosił
garthem jako wokalistą). Organy zeszły na
Historia zespołu San-
grupę do stworzenia koncertowego widowiska
drugi plan, brzmią też zupełnie inaczej. Natu-
tana sięga 1967 roku,
podczas trwania festiwalu odbywającego się
ralnym skojarzeniem dla pierwszych płyt był
kiedy to młody gitarzy-
w Wielkim Teatrze L’Ouest w Paryżu. Spotkała
John Lord, natomiast tutaj to już raczej gra
sta – Carlos Santana –
się na nim „śmietanka” elektronicznego rocka
Ray Manzarek. Dużo ważniejszą rolę odgrywa-
przybył do San Franci-
z terenu Niemiec i Francji, a wśród nich gru-
ją pochody gitarowe, zmieniły się też wokale,
sco, marząc o założeniu
py Kraftwerk i Ash Ra Tempel. W lutym 1973
bo panowie zaczęli ładnie chórki aranżować.
swojej kapeli. Zespół
roku Picard, zafascynowany występem zespołu
A i śpiewać zaczęli bardziej, ja wiem? Soulowo?
noszący jego nazwisko nagrał debiutancką płytę
i longplayem Zeit napisał: „Płytę, zainspirowa-
Jaka jest więc ta płyta? Na usta ciśnie się jed-
w 1969. W tym samym roku występując też na
ną filozofią Parmenidesa, wypełnia muzyka abs-
no sformułowanie: urocza. Łza się w oku krę-
legendarnym festiwalu Woodstock. Dwie kolej-
trakcyjna, niezwykle intelektualna i kreacyjna,
ci, że dziś nikt już tak nie gra. Muzycznie to
ne płyty grupy – Abraxas i III – szturmem zdo-
poprzez dźwięki tworząca nowy rytm naszego
pewien kolaż spod znaku Wishbone Ash, The
były listę Billboardu. Ale na olśniewającą karie-
istnienia. To muzyka zimnego kosmosu, elek-
Eagles, trochę Allman Brothers Band, Kansas
rę Santany można spojrzeć i od drugiej strony
troniki bez dystansu technologii. Trzech instru-
i może szczypty lżejszego ZZ Top. General-
– styl łączący muzykę latynoską z rockiem, wy-
mentalistów z Tangerine Dream kreuje dla was
nie inspiracje nowego Rare Bird mają swo-
pracowany na pierwszym albumie, na drugim
nowy wymiar i dzięki długim, falującym frazom
je korzenie w amerykańskim rocku i folku.
doprowadzony do perfekcji, na trzecim, zdawać
Picart,
się
z
tej grupy chce się, aby trwał on nieprzerwanie”.
Santana
Caravanserai
by się mogło, tracił już na sile. Koniec końców,
Nagrania, zawarte na tej płycie posłużyły, prze-
Nie będę omawiać każdego nagrania po kolei,
nim Carlos Santana wszedł na początku 1972
niesione we fragmentach, za oprawę dźwiękową
ale jednak kilka piosenek wyróżnić trzeba. Na-
roku do studia musiał odpowiedzieć sobie na
filmu Vampira w reżyserii George’a Moorse’a.
leży do nich niewątpliwie atomowe otwarcie
jedno proste pytanie – co dalej?
Dziś płyta nie przekonuje, a czas, niestety, moc-
w postaci Baby Listen. Świetna piosenka do
Gdy do rąk słuchaczy trafiła płyta Caravanserai
no ja nadszarpnął. Traktować ją należy jednak
jazdy po amerykańskich bezdrożach. Dalej nie-
stało się jasne, że nie jest to po prostu kolejna,
jako swoisty zapis muzyki eksperymentalnej
spełna 10 minutowe nagranie tytułowe ze świet-
czwarta odsłona sympatycznego rocka o latyno-
tamtego okresu.
nymi kumulującymi się solówkami gitarowymi
skich inklinacjach... Otwierające album Eternal
i bardzo czujną grą pana Kaffinettiego na orga-
Caravan... niespiesznie odsłania przed słucha-
nach. Turning the Lights Out, zaczynające się
czami swoje piękno. Z dźwięków cykad wyłania
Piotr Paschke
biuletyn podProgowy
49
październik-listopad 2011 się delikatny saksofon. Pojawia się nastrojowy rytm utworu, rozkołysany basem, instrumenta-
Roxy Music Siren
w niewoli uczuć. Warto też zwrócić uwagę na partie skrzypiec pana Jobsona. Intryguje też
mi perkusyjnymi i subtelną gitarą. Całość oka-
niemal nowofalowe otwarcie Sentimental Fool,
zuje się być właściwym wstępem do albumu,
w którym pan Manzanera po prostu wwierca
którego medytacyjny nastrój niepostrzeżenie
się w głowę słuchacza świdrującą gitarą, ustę-
przelewa się na kolejne utwory płyty. Waves
pując stopniowo miejsca wspaniale śpiewające-
Within wydaje się być naturalną kontynuacją
mu Bryanowi Ferryemu. Ten zaś toczy tu bitwę
pierwszej kompozycji. Gitara Santany zabrzmi
na dwa głosy: niemalże falsetem szlocha „oh
tu nieco inaczej niż na dotychczasowych pły-
never again will love”, by zaraz twardo sobie
tach – spokojniej ale i silniej. Dopiero następne
odpowiedzieć: „sentimental fool knowing fate
kompozycje albumu porównywać będzie można
is cruel you ought to forget it”. Równie surowo
z wcześniejszymi nagraniami grupy. Funkowy
odnosi się do siebie w Could It Happen To Me?,
rytm Look Up..., wspomagany organami i całą
gdzie kreśli się mężczyzną zwyczajnym, by nie
masą instrumentów perkusyjnych, a także gita-
Siren to piąty album w dorobku Roxy Music.
powiedzieć - nijakim, wzdychającym do kobiety
rą w naturalny sposób stanie się preludium dla
Płyta, która ukazała się w 1975 roku, oprócz
będącej całkowicie poza jego zasięgiem. Smu-
pierwszej piosenki na płycie – Just in Time to
zawartości muzycznej zapisała się w historii
tek bijący z tekstu podchwytuje gitara, dzięki
See the Sun.
muzyki także okładką. Na niej to bowiem za-
czemu w połowie nagrania dostajemy jedną
Na połowę albumu przypada kompozycja Song
prezentowała swoje wdzięki niejaka Jerry Hall,
z ładniejszych solówek na płycie. O ile Could It
of the Wind. Dopiero tu usłyszymy charakte-
ówczesna dziewczyna Bryana Ferryego, a póź-
Happen To Me jest smutne, to już zamykające
rystyczne – pełne i perliste – brzmienie gitary
niejsza żona Micka Jaggera.
płytę Just Another High jest kwintesencją cy-
Carlosa Santany, zapowiadające kilka moc-
Album Siren „ustawiają” dwa nagrania: otwie-
nicznego romantyzmu w wydaniu pana Bryana:
niejszych akcentów drugiej części płyty. All the
rający płytę Love Is A Drug i Both Ends Bur-
„Maybe your heart is aching. I wouldnt know,
Love of the Universe wyłania się z szumu róż-
ning. Pierwsze z nich okazało się wielkim prze-
now would I?”, „Im just another crazy guy
nych dźwięków, by przejść w spokojną i przy-
bojem, zwłaszcza w Wielkiej Brytanii, gdzie
playing at love was another high - just another
jemną piosenkę, zakończoną żywiołową solów-
wspięło się na 2 miejsce listy przebojów. W USA
high”. Nic dodać, nic ująć.
ką. W muzyce Santany instrumenty perkusyjne,
było trochę słabiej (miejsce 30), ale nie da się
Pozostałe nagrania podobają mi się już mniej,
wygrywające energetyczne, żywiołowe rytmy są
ukryć, że to właśnie dzięki Love Is A Drug Roxy
czasem drażni mnie maniera pana wokalisty,
wszechobecne, a kolejny utwór – Future Pri-
Music zaistnieli w świadomości muzycznej słu-
który wręcz skanduje tekst (Nightingale - choć
mitive – poświęcony jest nim niemal w całości.
chaczy po drugiej stronie oceanu. Ocierająca się
w tym akurat nagraniu zawsze zawieszam ucho
Z kolej wspaniale zaaranżowany brazylijski kla-
o kicz, acz dowcipnie opowiedziana historyj-
na fajnych solówkach skrzypcowo-saksofo-
syk – Stone Flower – będzie jednym z jaśniej-
ka („I say go, she say yes, dim the lights, you
nowych), albo też przeraźliwie szlocha (np.
szych punktów albumu.
can guess the Rest” albo „Love is the drug and
w End of the Line). To jeszcze nie jest ten per-
W końcówce płyty usłyszymy rozpędzone La
I need to score”) została przepięknie opakowana
manentnie melancholijnie zblazowany pan Bry-
Fuente del Ritm, brzmiące echami poprzednich
muzycznie. Wystarczy raz posłuchać bujającej
an, którego znamy chociażby z Avalon czy Boys
nagrań grupy i zaskakujące Every Step of the
i bardzo wyeksponowanej linii basu, oszczęd-
and Girls. Czy mi się tylko wydaje, czy na Siren
Way. Jeśli do tej pory mogliśmy się zastana-
nej, choć charakterystycznie brzmiącej gitary
jego łkania wypadają jeszcze bardziej serio?
wiać, gdzie szukał inspiracji Santana pracując
i ostrych saksofonowych solówek, by nie móc
Siren nie jest pozycją niezbędną w płytotece
nad Caravanserai teraz staje się to już jasne.
się od Love Is A Drug uwolnić. Z kolei Both
fana progresu. Niemniej, przy jakiejś nada-
Z tchnących spokojem, przelewających się
Ends Burning zapada w pamięć dzięki funku-
rzającej się okazji warto po tę płytę sięgnąć,
przez siebie, starannie zaaranżowanych utwo-
jącej gitarze, rzewnym solówkom saksofonu
zwłaszcza gdy chce się posłuchać nieco lżejszej
rów, o widocznych jazzowych korzeniach, wyła-
i oldskulowemu brzmieniu instrumentów kla-
muzyki podanej ze smakiem i okraszonej nie-
nia się... Miles! Santana zresztą przyznawał, że
wiszowych, za które odpowiada nie kto inny,
sztampowymi tekstami. Jeśli jednak ktoś jest
wiele się od niego nauczył, a przede wsyzstkim
jak młody Eddie Jobson. Bardzo lubię takie
fanem Roxy Music, no to nie ma wyjścia - płytę
– roli ciszy w muzyce.
brzmienia, mógłbym się zasłuchiwać tym na-
mieć trzeba, zwłaszcza że wersja Love is A Drug
Caravanserai jest próbą Santany zbliżenia się
graniem przez godziny. No i ten Ferry, drama-
jest tu nieco dłuższa od wersji singlowej. Otóż
do nurtu jazz-rocka, do tego jest próbą niezwy-
tycznie szlochający: „Do I have the speed to car-
wersja singlowa (zawarta chociażby na składa-
kle udaną. Muzycy nauczyciela wybrali bezbłęd-
ry on and burn you out of my mind, alone?”.
ku More Than This) zaczyna się od trzaśnię-
nie, a duch In a Silent Way okazał się być ożyw-
Nagranie Both Ends Burning również wydano
cia samochodowych drzwi i pulsującego basu,
czym dla ich kompozycji. Caravanserai jest
na singlu, ale takiej kariery jak poprzednik nie
z pominięciem kroków, słyszalnych dobrze na
albumem zaskakującym i nie tylko dlatego, że
zrobiło (jeno 25 miejsce w UK).
początku nagrania w wersji zawartej na Siren.
jest przełomowy dla grupy i jej leadera (znikają
A co poza wspomnianą dwójką? No cóż, jest
Ot, taki detal, ale dla zadeklarowanych fanów
utwory o charakterze przebojowym, w zamian
dobrze, ale słabiej. Płyty słucha się przyjem-
ma zapewne duże znaczenie.
rośnie poziom artystyczny nagrań, zaś w kli-
nie, acz bez specjalnych uniesień, choć niektóre
macie płyty dotychczasowy erotyzm zastąpiony
utwory mogą i dziś zwrócić uwagę słuchacza.
zostaje zmysłowością). Jest zaskakujący, ponie-
Moją na przykład przykuwają rocknrollowy
waż do końca, do ostatnich dźwięków, nie mo-
i żywiołowy Whirlwind („Beware whirl wind!”,
żemy być pewni tego, co za chwilę usłyszymy.
śpiewa pod koniec nagrania pan Bryan i trudno
Zmiany rytmów, melodii i muzycznych nastro-
odmówić mu słuszności, choć tu akurat chodzi
jów, w połączeniu z mnogością ciepłych barw
raczej o burzę uczuć;-)). Fajnie wypada też lek-
i odrobiną... magii sprawiają, że jest to wspa-
ko pastiszowe, wodewilowe She Sells, w którym
niały i urzekający album. A do tego... rewelacyj-
Bryan Ferry daje dowód swoich umiejętności
na pościelówa ;)
tekściarskich, plastycznie opisując męczarnie
Michał Jurek
Jacek Chudzik
50
biuletyn podProgowy
październik-listopad 2011
Quiz rockowy Drogi Czytelniku! Stawiamy przed Tobą 12 pytań. Jeśli znajdziesz odpowiedzi na nie wszystkie, wyślij nam je na adres: progrock@progrock.org.pl. Listę osób, które nadesłały poprawne odpowiedzi, opublikujemy wraz z prawidłowymi odpowiedziami w następnym numerze Biuletynu. Powodzenia!
1
Zmarł w 1974 roku, mając zaledwie 26 lat. Na jego grobie wyryto jeden z wersów jego
piosenek: „and now we rise, and we are every-
8
Złośliwy grafik zmiksował
a)
b)
po trzy okładki płyt zna-
nych zespołów progresywnych.
were” („a teraz powstajemy i jesteśmy wszę-
Czy umiałbyś wymienić te albu-
dzie”). O kim mowa?
mu i powiedzieć z dyskografii ja-
2 3 4
kich zespołów pochodzą? Komu dedykowany jest utwór Bowiego Lady Stardust? Co łączy te trzy postacie: Jan Sawka, Witkacy, Marek Grechuta?
9
Po odpowiednim poprzestawianiu liter po-
ORSTIA
UNAUQGAL
winny one utworzyć nazwy albumów tak
REAGIM
AUTZAHATRRS
znanych zespołów jak: Camel, Van der Graaf Gene-
LAREGFI
MPERSSHEIEH
rator, Yes, Jethro Tull, Museo Rosenbach, Flower
FBUDOFGL
Group X, Hawklords, Psychedelic War-
Travellin’ Band, Rush.
riors to kolejne inkarnacje (lub aliasy)
11
zespołu, który sławę zdobył pod inną nazwą. Jaką?
5
Proszę wymienić przynajmniej dwie gru-
6
Robert Frip słynie ze swojej pracowito-
Kim jest osoba łącząca te cztery albumy?
py w których składach spotkali się Eric
Clapton i Ginger Baker.
ści. W swoim CV ma wpisaną współpra-
cę z takimi muzykami jak Peter Gabriel, Brian Eno, duet Giles and Giles, Peter Hammill z VDGG czy Steven Wilson. Z poniższych wyrazów można ułożyć nazwy pięciu albumów owoców takiej kolaboracji. Monsters...,
rzyć pierwszy człon nazwy albumu z graficz-
nie przedstawionym zakończeniem. Na koniec trzeba
Wild, Scary, Creeps, Brondesbury, Hearts,
10
Ten mały rebus polega na tym aby skoja-
Opera,
12
Co to za instrument muzyczny?
przyporządkować album do jego wykonawcy.
Melt,
And, Tapes, Pawn, The, Super Paradox
Amon Duul 2
Ta grafika koja-
Burning The Hard
Al Di Meola
rzyć się może tyl-
Splendido
The Dors
ko z jedną płytą.
Wolf
Mythos
Jaką?
Concete
Djam Karet
Morrison
Flower Kings
7
biuletyn podProgowy
51
Zapraszamy na ProgRock.org.pl i do zobaczenia w grudniu!