10.2011 Biuletyn podProgowy

Page 1

Biuletyn podProgowy

JAZZ RO CK Wywiad

październik/listopad 2011

Pol-Jazz-Rock Niemcy: Jazz-rock z nadreńskiego kraju

Dikanda

Sylwetki

Weather Report Guy Manning Airbag

Recenzje

Felieton

Chick Corea i jego powrót do banalności Płyty nieprzesłuchane

Mastodon, Władysław Komendarek, Steven Wilson, Pain Of Salvation, Arch/Matheos, Closterkeller...

I decided to goMilesa electric Davisa all the way szturm na lata 70.


październik-listopad  2011

Nota redakcyjna

J

azz-rock czy też, jak kto woli, fusion to osobliwe zjawi-

To, co pragniemy Tobie, drogi czytelniku, zaproponować wraz

sko. Przyznają się do niego sympatycy rocka, przyznają

z nowym numerem Biuletynu podProgowego, to właśnie przegląd

się i fani jazzu. Jednocześnie jednak słuchaczom rocka,

wartościowych zjawisk z kręgu jazz-rocka. Można powiedzieć, że

nawet tego okraszonego przymiotnikiem „progresywny”,

chcieliśmy zwrócić tu uwagę na absolutny kanon (Miles), zalecaną

jazz-rock nierzadko jawi się jako coś skomplikowanego i trudnego

lekturę uzupełniającą (zestaw niemieckich kapel), garść ciekawo-

do ogarnięcia, zaś sympatycy jazzu częstokroć zawstydzą się na

stek i płyt wartych przypomnienia (polscy wykonawcy), sylwetkę

samo słowo „fusion”, wzruszą ramionami i rzucą krótki komen-

klasyków oraz coś do dyskusji (teksty o Weather Report i Return

tarz: „komercja”. Prawda, jak zwykle w takich przypadkach bywa,

to Forever). Oprócz tego, czeka na Ciebie w nowym Biuletynie

leży po środku.

mnóstwo recenzji płyt nowych i starych, wywiadzik, kolejna część

Wybuch na początku lat 70. swoistej mody na łączenie elementów

podróży muzycznej dookoła globu i... wiele innych atrakcji.

jazzu i rocka był w muzycznym świecie objawieniem. I jak wszyst-

W następnym numerze będziemy chcieli m.in. przyjrzeć się cieka-

ko, co popularne idea fusion szybko uległa dewaluacji. Wielu jazz-

wym wydawnictwom z 2011 roku. Jeśli macie swoje typy, chcie-

manów rzuciło się na rock licząc na odniesienie spektakularnego

libyście sami napisać laurkę jakiejś płycie – piszcie, czekamy na

sukcesu komercyjnego. Muzycy rockowi z kolei nieumiejętnie, czy

maile od Was.

też raczej: na miarę swoich możliwości, starali się komplikować

A na koniec musimy poinformować, że od tego numeru nasz Biu-

własne kompozycje, próbując uwolnić je od łatki muzyki łatwej,

letyn ukazywać się będzie co dwa miesiące. Oddalcie jednak od

lekkiej i przyjemnej.

siebie smutek i niech widmo żałoby nie krąży nad nikim i niczym.

Pojawili się też artyści, którzy wyznaczali nowe szlaki na muzycz-

Zapału, pomysłów i sił nam nie brakło. Co to, to nie! Ale nasze

nej mapie XX wieku, grupy, które umiejętnie tworzyły w ramach

oddanie tej idei sprawia, że inne atrakcje życia cierpią. A ile moż-

tego gatunku, rozwijały go, poszerzały jego definicję. Wykonawcy,

na kobietom mówić, że głowa nas boli, po czym wymykać się do

którzy zostawili po sobie, jakby na to nie spojrzeć, świetne nagra-

kuchni, by chyłkiem pisać kolejny tekst do Biuletynu? Życie nam

nia, które po czterdziestu latach wciąż intrygują, wciąż urzekają

miłe. Jakość Biuletynu także. Czekajcie zatem niecierpliwie na

słuchaczy, a młodych adeptów sztuki muzycznej – inspirują.

kolejny numer, a do tego czasu... zaczytujcie się w bieżącym – ślicznym, pachnącym i w kolorze. Miłej lektury! Redakcja Biuletynu podProgowego

Redakcja Biuletynu podProgowego Marcin Łachacz, Jacek Chudzik autorzy numeru: Krzysztof Baran, Jacek Chudzik, Michał Jurek, Aleksander Król Bartosz Michalewski, Konrad Sebastian Morawski, Krzysztof Pabis, Paweł Tryba stali współpracownicy: Paweł Bogdan, Krzysztof Michalczewski, Jan Włodarski kontakt: www.ProgRock.org.pl, email: progrock@progrock.org.pl, tel: 501 655 103

2

biuletyn podProgowy


październik-listopad  2011

Spis treści

październik-listopad 2011/06

Temat z okładki

I decided to go electric all the way Milesa Davisa szturm na lata 70.

Pol-Jazz-Rock Niemcy: Jazz-rock z nadreńskiego kraju

Wywiady

Dikanda

17 26 24 32

Recenzje 34 Mastodon Władysław Komendarek Steven Wilson Pain Of Salvation Arch/Matheos Closterkeller Mark Clarke Żmij Sylvian David Jethro Tull

Sylwetki

Guy Manning Weather Report Airbag

Felietony

6 30 10

Chick Corea i jego powrót do banalności Płyty nieprzesłuchane

4 9

Książki i wydawnictwa DVD 360 płyt dookoła świata Kanon Quiz

42 12 45 52

biuletyn podProgowy

3


październik-listopad  2011

Chick Corea

i jego powrót do banalności

T

en tekst nie będzie o Chicku Corei, meandrach jego kariery, kolejnych albumach i koncertach. Zabraknie w nim dat i faktów z biografii tego artysty. Chick wielkim artystą jest – z tym także nie będę polemizować. Ten tekst będzie o relacji ja-Corea, o tym dlaczego nie ufam Corei i dlaczego nigdy nie kupię większości płyt Return to Forever.

Corea muzyką fusion zarażony został

niesłychany sukces. Na koncerty grupy publika zaczęła walić drzwiami

przez Milesa Davisa, w którego ze-

i oknami. Za wydawnictwo sztandarowe dla odrodzonego zespołu ucho-

spole grał w końcówce lat 60. Wniósł

dzi Romantic Warrior z 1976 roku. I nie da się ukryć, że odświeżony

swój wkład do takich dzieł, jak Filles

skład grupy zaprezentował muzykę niezwykle ciekawą i pociągającą dla

de Kilimanjaro, In A Silent Way, czy

szerszej publiczności. Tyle, że dużo większy akcent położony na wszelkie

– przede wszystkim – Bitches Brew. Metaforycznie rzecz ujmując, z tej

elektryczne bajery (które sprawiły, że brzmienie zespołu stało się plasti-

ostatniej płyty wyrasta muzyka fusion jako taka, ale trzy najpopularniej-

kowe, wręcz kiczowate) oraz zastąpienie wpływów latynoskich rockiem,

sze zespoły reprezentujące ten ruch są w niej wyjątkowo mocno zakorze-

strywializowało oblicze zespołu. Był to jednak wciąż jazz-rock z krwi i ko-

nione: Mahavishnu Orchestra Johna McLaughlina, Weather Report Joe

ści, wprawdzie mało ambitny, ale w bardzo dobrym wydaniu. Na tyle, że

Zawinula i Wayne’a Shortera oraz Return to Forever Chicka Corei. Każdy

zespół szybko stał się „klasycznym”. Czego więc się czepiać? Mało to ar-

zespół inny, każdy wyjątkowy... a przynajmniej do czasu. Nie pochylając

tystów wybierało łatwy szmal i nagrywało mierne płyty, będące zwykłym

się w tym momencie nad upadkiem Mahavishnu i popularnych Pogody-

skokiem na kasę? Zajmujemy się tu w końcu muzyką rozrywkową, czy

nek, przyjrzyjmy się jak to Chick Corea pozwolił zgnić Return to Forever.

nie? Wszystko rozbija się jednak o wiarygodność...

Pierwsze wcielenie Return to Forever było zjawiskowe – delikatne, efe-

„Wieczność”, do której Corea pragnął powrócić, definiował w wywiadach

meryczne, nastrojowe i pełne liryzmu. Z ogromnym wdziękiem łączyło,

jako „istotę osobowości”. Mówił: „Człowiek jest w końcu bardzo świadom

co prawda elektryczny, ale niezwykle subtelny jazz i muzykę latynoską.

samego siebie. To właśnie określa ową «wieczność»”. Bardzo ładnie. Ale

Tytuł debiutu formacji oddawał zresztą klimat muzyki idealnie – Light As

jaka była muzyczna osobowość Chicka Corei tuż przed powołaniem do

A Feather (1972). Druga płyta, zatytułowana po prostu Return to Forever,

życia Return to Forever? O Bitches Brew już wspominałem, warto jed-

utrzymana w tym samym duchu, lecz zarazem fenomenalnie rozwijająca

nak w tym kontekście dodać, że Corea (do spółki z Keithem Jarrettem)

styl grupy, okazała się nawet lepsza od debiutu, a J.E. Berendt nazwał

należeli do tej frakcji wśród klawiszowców Milesa, którzy bardzo opornie

ją „jednym z najbardziej optymistycznych produktów nowego jazzu”.

przyjmowali rzekome dobrodziejstwa podpinania ich instrumentów do

Z zespołem postanowiła pożegnać się jednak dwójka muzyków, a prywat-

prądu. W 1970 roku Corea zaangażował się (do spółki z m.in. z Antho-

nie mąż i żona: Airto Moreira (instrumenty perkusyjne) oraz Flora Purim

nym Braxtonem i Davidem Hollandem) w projekt o nazwie Circle, które-

(wokal). Oficjalnie ten rozłam doprowadził do zawieszenia działalności

go ojcami chrzestnymi byli Stockhausen, John Cage i Ornette Coleman.

Return to Forever w 1973 roku.

W tym samym roku nagrywał też płyty dla ECM. Na tle takiego muzycz-

Po krótkiej przerwie zespół się reaktywował, a jego nową twarzą stał się

nego CV pierwsza odsłona Return to Forever niewątpliwie jawić się może

gitarzysta Al Di Meola. Kolejne albumy przyniosły Return to Forever

jako uproszczenie względem dotychczasowych dokonań. Fusion było po-

4

biuletyn podProgowy


październik-listopad  2011 pularne, było muzyczna modą i wyzwaniem dla prawdziwych artystów

tryczne pianino), Stanley Clarke (bass), Airto Moreira (instrumenty per-

było zaangażowanie się w ten ruch z zachowaniem twarzy. Pierwsze albu-

kusyjne) – czyli trójka muzyków Return to Forever. Na perkusji – Tony

my nowej formacji Chicka pokazały, że jest to możliwe, że można stwo-

Williams. W moim odczuciu Captain Marvel pokazuje kierunek w jakim

rzyć coś wyjątkowego i ponadprzeciętnego.

powinien, a przynajmniej w jakim mógł podążyć Return to Forever. Tak,

Coś jednak poszło nie tak... Oficjalnie Coreę opuścili Airto Moreira i Flora

mógł – pięć na sześć kompozycji z tej płyty jest autorstwa Corei, cały

Purim. Argumentował on potem, że nie był w stanie znaleźć odpowied-

krążek otwiera zaś znana fanom Return to Forever La Fiesta.

niego wokalisty, by uzupełnić tę lukę. Czy próbowano szukać kogoś na

W muzyce popularnej zdarzają się różne kameleony, farbowane lisy i im

miejsce zjawiskowej Flory, czy też postanowiono wykorzystać całe zamie-

podobne. Większość przyjmuje się z dobrodziejstwem inwentarza. Jed-

szanie do przeorganizowania, również stylistycznego, zespołu? – na to

nak tego jednego nie jestem w stanie. Nie kupuję typowo jazzorockowej

pytanie nie padnie nigdy jednoznaczna odpowiedź. Warto jednak zwró-

odsłony Return to Forever. Nie daję sobie wciskać kitu, jakim były tłuma-

cić uwagę na pewne fakty. Najważniejszym z nich wydaje się być sukces

czenia odnośnie zmiany stylistyki zespołu. Cieszę się z dwóch albumów

„konkurencyjnego”, prowadzonego jednak przez gitarzystę, zespołu –

pierwszego Return to Forever – co więcej tak naprawdę mogę? – i ubo-

Mahavishnu Orchestra. Pierwsze Return to Forever jeśli odniosło sukces,

lewam, że stały się one jedynie etapem, pomostem między wyrafinowa-

to głównie artystyczny. Chick postanowił zatem zatrudnić... gitarzystę.

nym free, a pospolitym i plastikowym rzępoleniem dla mas. Chick płynąc

Tłumaczył to posunięcie w następujący sposób: „Zaintrygował mnie no-

z prądem zgarnął wprawdzie nie tylko trochę, ale całkiem sporo kokosów,

woczesny sposób gry na gitarze elektrycznej, jej brzmienie. Uważam, że

zapisał się jednak w historii, jako kopista Mahavishnu, którego najwięk-

obecnie gitara jest instrumentem najbardziej komunikatywnym”. Tak

sze dzieło (Romantic Warrior), nazywane bywa „połączeniem wszyst-

więc w 1973 roku Chick Corea obudził się i docenił moc instrumentu, ja-

kich elementów zaistniałych do tej pory w jazzie” (J. Niedziela), on sam

kim jest gitara.

zaś określony został jako człowiek, „dla którego wierność stylistyczna

Kluczowym słowem przywoływanej przed chwilą wypowiedzi Corei bę-

znaczyła niewiele” (A. Schmidt).

dzie „komunikatywność”, zdradza ono bowiem założenia leżące u pod-

Już w ramach post scriptum jeszcze jeden przykład, jedno nazwisko, na

staw nowego zespołu. Co ciekawe, nasz bohater plątał się często w ze-

które być może część czytelników czeka – Herbie Hancock. Czyż więk-

znaniach. W 1976 roku, czasie największego tryumfu Return to Forever,

szość zarzutów wysuwanych tu pod kątem Corei nie można wykorzy-

zdarzyło mu się powiedzieć: „Obecnie gram dokładnie to, co chcę grać

stać przeciw Hancockowi, który w pewnym momencie stał się królem

i jestem z tym szczęśliwy”. W tym samym wywiadzie mówił, że zależy mu

komercyjnej płycizny? Część – tak. Różnica jest jednak taka (nie licząc

na „uprzyjemnianiu życia nie tylko swojego ale i innych”. W innym zaś

ściemniania w wywiadach), że o ile Hancock wytyczał pewne trendy, Co-

miejscu przyznawał wprost, że: „Teraz zamiast grać dla siebie, staram

rea dreptał kilka kroków za nim. Dziś to o autorze albumu-hiciora Head

się grać dla innych”. Biedny Corea musiał w tym czasie niestety bardzo

Hunters mówi się, że jako jeden z pierwszych wybrnął z pułapki fusion

często bronić swą nową twórczość, bowiem źli dziennikarze nieustannie

i bogatszy o doświadczenia tej stylistyki powrócił, wraz z nagraniem

pytali o jego muzyczną konwersję (od free do czystej komercji w trzy lata),

V.S.O.P. (1976; rocznik – przypomnijmy – Romantic Warriora), do tra-

a także dopytywali się o chęć dorównania Mahavishnu.

dycji jazzowej. Gdyby Corea nie zszedł ze ścieżki wytyczonej pierwszymi

Wszystko, co wyżej opisałem uznajmy jednak za dodatek, tło, swoiste do-

dwoma albumami Return to Forever, gdyby trzeci album formacji zawie-

powiedzenie. Mój sceptycyzm co do nowego Return to Forever ma swoje

rał muzykę w duchu Captain Marvela, dziś moglibyśmy powiedzieć, że

źródło zupełnie gdzie indziej. 3 marca 1972 roku w Nowym Jorku swo-

w połowie lat 70. Corea nadał nowy kierunek muzyce. Tymczasem po-

ją nową płytę zarejestrował Stan Getz. Płytę, od razu dodajmy, bardzo

zostaje nam ze smutkiem skonstatować, że prawdziwy potencjał tkwiący

dobrą, by nie powiedzieć, że wybitną, łączącą delikatny elektryczny jazz,

w zespole Chick sprzedał za garść dolarów.

z klimatami południa. Album ten zatytułowany został Captain Marvel.

Cóż... Niektórzy twierdzą, że „wszyscy artyści to prostytutki”. Jacek Chudzik

2011

polskie albumy

Getz gra na saksofonie tenorowym, a towarzyszy mu... Chick Corea (elek-

biuletyn podProgowy

Obscure Sphinx - Anaesthetic Inhalation Ritual, Tom Sawyer - Terrorist, Xanadu - The Last Sunrise, Rudź Przemysław - Cerulean Legacy, Tides From Nebula - Earthshine, Lunatic Soul - Impressions, Tune - Lucid Moments, Landscape - Outside Of Nowhere, Light Coorporation - Rare Dialect, Millenium - White Crow, Twilite - Quiet Giant, Loonypark - Straw Andy, Uda - Witaj pokarmie.

5


październik-listopad  2011

Manning bajki dla dużych dzieci

N

a płyty pewnych artystów (zwłaszcza tych z dłu-

z którymi Guy zdobył pierwsze koncertowe szlify, były działające w Leeds

gachnym scenicznym stażem) czeka się latami,

na początku lat 80tych Let’s Eat i Bailey’s Return. Do ulubionego art.

a i tak nieraz to, co dostajemy, nijak swoim po-

rocka powrócił w 1987 roku w zespole Through The Looking Glass, łą-

ziomem nie przystaje do dokonań dawniejszych.

czącym progres ze scenicznym teatrem grozy inspirowanym koncertami

Bo w zespole zaczęły się tarcia, bo trzeba iść z du-

Alice’a Coopera. Wewnętrzne tarcia spowodowały szybki rozpad zespo-

chem czasu, bo ktoś przeszedł duchową przemianę, otworzył się na nowe

łu jeszcze przed dokonaniem profesjonalnych nagrań. Nie był to jednak

brzmienia, bo zupa w stołówce studia była za słona… Rozwój to cnota –

okres zmarnowany. Część repertuaru skomponowana przez Guya pojawi-

o ile przynosi wymierne rezultaty. Bo równie dobrze można z żela-

ła się na jego debiutanckim albumie. Poza tym w Through The Looking

zną konsekwencją kultywować styl, w którym czujemy się komfortowo

Glass nawiązał współpracę z keyboardzistką Julie King (przez krótki

i dostarczać fanom płyty może i przewidywalne, ale za to takie, jakie na

okres kontynuowali zresztą wspólne muzykowanie pod szyldem King’s

pewno polubią. Wiem, że pachnie to złotą zasadą inżyniera Mamonia, ale

Glass), która nieraz jeszcze miała się pojawić na albumach artysty.

sami powiedzcie – czy nie macie jakiegoś ulubionego wykonawcy, od któ-

Zespół o dziwacznej nazwie Gold Frankincense & Disk Drive okazał się począt-

rego oczekujecie wciąż tego samego? Wiedziałem! Ja też mam. Ot, choćby

kiem ważnej dla Guya współpracy z keyboardzistą Andy Tillisonem. Płyty nie

Guya Manninga. Człowieka, który swoją muzyczna formułę zdefiniował w

wydali, ale przez moment mieli na pokładzie drugiego klawiszowca i to nie byle

1999 roku albumem Tall Stories For Small Children i od tego czasu po-

jakiego – znanego z Van Der Graaf Generator Hugh Bantona. Zresztą nazwa tej

wiela ją na kolejnych wydawanych rok po roku krążkach. Krążkach, które

klasycznej formacji nie raz jeszcze pojawiała się w kontekście późniejszych ar-

wciąż wypełniają tchnące świeżością dźwięki.

tystycznych dokonań Tillisona – także tych z Guyem w składzie. Tillison i Man-

Solowy debiut pochodzącego z Leeds multiinstrumentalisty nastąpił dość

ning sformowali wkrótce nowy zespół Parallel Or 90 Degrees. Ich pierwszym

późno – Guy miał wtedy 42 lata. Ale też były to lata wypełnione najlepszą

dokonaniem była rozsyłana na zamówienie kaseta (gdzie te czasy?) No More

dla rockowego muzyka szkołą – graniem w lokalnych składach, pozna-

Travelling Chess z mieszanką coverów Petera Hammilla i repertuaru autorskie-

waniem ludzi, z którymi potem porywał się na coraz śmielsze projekty.

go. Taśma spotkała się z zainteresowaniem Malcolma Parkera, szefa wytwórni

Bo i zaczął z wysokiego C. Jeszcze w szkole sformował trochę na zasadzie

Cyclops Records. Jej wydana w 2001 roku reedycja na CD pozostaje jedyną

łapanki kapelę (część członków grała w szkolnej orkiestrze!), z którą za-

płytą Parralel nagraną z udziałem Guya, bo nasz bohater,który, korzystając

mierzał grać kilkudziesięciominutowe art rockowe suity. Plan spalił na

z okazji, dał też Parkerowi własne nagrania demo, dostał zielone światło na

panewce, ale miłość do długich form pozostała. Kolejnymi projektami,

nagranie albumu i postanowił pójść na swoje.

6

biuletyn podProgowy


październik-listopad  2011 Tall Stories For Small Children

formy krótsze, piosenkowe. Nic w tym złego, taki płodozmian jest nawet

W reedycji Tall Stories For Small Children (1999) Guy wspomina: Pierw-

wskazany. Gorzej, że w typowej już dla Guya miksturze progresu i fol-

sza płyta powinna zwierać to, co najlepsze z całego materiału, jaki

ku gdzieś zagubiła się tym razem jego główna siła – wspaniałe melodie.

uzbierał ci się przez lata. Czułem, że mam dobrze zbalansowany zestaw

Te z Cascade owszem, były przyjemne, ale jednak nie porywające. Na tle

piosenek, ale Malcolm Parker, chciał więcej rzeczy epickich. Tak więc

poprzednich dwóch wydawnictw płyta była obniżeniem lotów. Manning

część utworów pierwotnie planowanych na album wypadała, a weszły

jednak kilkakrotnie jeszcze nagrywał wyłącznie piosenkowe albumy.

inne, nad którymi właśnie pracowałem. (…) Wciąż jestem dumny z tego,

Z lepszym skutkiem.

co osiągnęliśmy w 1999 roku, gdy nagrywanie w domach wciąż stało na dość prymitywnym szczeblu rozwoju. I faktycznie, Tall Stories… może

The Ragged Curtain

się podobać. Dzięki wyraźnym liniom melodycznym, zaangażowaniu wo-

Zdecydowanie bardziej skomplikowanym dziełem okazało się The Rag-

kalnemu Guya, przeplataniu fragmentów elektrycznych z akustycznymi.

ged Curtain (2002), zwłaszcza wieńcząca całość dwudziestopięciominu-

Ale też – z perspektywy jego późniejszych płyt – jest stosunkowo uboga

towa suita, łącząca w sobie wszystko, czym Manning nasiąkł w młodości:

brzmieniowo. Wszystkie charakterystyczne dla brzmienia Manninga or-

hard rock, folk, jazz (znów nieoceniona Laura Fowles!), rock symfonicz-

namenty: skrzypce, flet, saksofon – przyszły dopiero później. Tall Sto-

ny. W krótszej formie Where Do All Madmen Go? pojawił się natomiast

ries… była zbiorem trzech kilkunastominutowych suit i utworów krót-

rytm reggae – tego u Guya jeszcze nie słyszeliśmy. The Ragged Curtain,

szych.

jak na standardy Manninga, jest płytą dość trudną w odbiorze, wymagającą nieco więcej przesłuchań, by w pełni ją docenić.

Guy lubi własne przemyślenia wkładać w usta wymyślonych przez siebie bohaterów, każe im przeżywać rozmaite perypetie. Jest kimś w rodzaju współczesnego bajarza.

View From My Window Nagranie kolejnego solowego albumu w 2003 roku było krokiem jak najbardziej spodziewanym. View From My Window okazał się dziełem bardzo wyciszonym, nastrój większości utworów lepiej korespondował z widokiem skąpanego w deszczu Nowego Jorku w środku bookletu niż

Akcenty horrorystyczne z czasów pechowego Through The Looking Glass

z arabeskami z okładki. W Blue Girl i dwudziestominutowym Suite: Dre-

najwyraźniej dają się słyszeć na początku The Last Psalm, gdzie wyłania-

ams pojawiły się wręcz akcenty smoothjazzowe, jak ze starej dobrej szko-

jący się z posępnego, klawiszowego tła standard Somewhere Over The

ły Matt Bianco czy Sade. Orientalizmy w utworze tytułowym były upraw-

Rainbow (znany z filmu Czarnoksiężnik z Krainy Oz) sprawia naprawdę

nione tym bardziej, że był on protest songiem przeciw wojnie w Iraku. Nie

upiorne wrażenie. Na wyróżnienie zasługuje epicki The Rise And Fall Of

można jednak nie wspomnieć o otwierającym całość Phase – jedynym

Abel Mann. Nie dlatego, żeby jakoś szczególnie wybijał się ponad resz-

żwawszym w tym zestawie utworze. Szybkim, zaraźliwie melodyjnym, ka-

tę materiału. Opisana w nim historia samobójcy stanowiła za to punkt

pitalnym – energią tej jednej kompozycji można było spokojnie obdzielić

wyjścia do snucia dalszej opowieści, która posłużyła za kanwę jednego

resztę płyty. Dodajmy – nie jedynej płyty, pod jaką Manning podpisał się

z najlepszych albumów Manninga A Matter Of Life And Death. Na Tall

w 2003 roku. Andy Tillison nie zapomniał o dawnym kompanie – nieraz

Stories… Manning objawił się jako tekściarz, lubujący się w fabułach. Sto-

pojawiał się na jego wydawnictwach, a po zawieszeniu działalności Pa-

jący na krawędzi dachu Abel Mann, żołnierz modlący się w okopie w The

rallel Or 90 Degrees zaprosił go do nowo formowanej grupy. Ba! Super-

Last Psalm – Guy lubi własne przemyślenia wkładać w usta wymyślonych

grupy! Jak inaczej nazwać zespół, w którym na klawiszach gra Tillison,

przez siebie bohaterów, każe im przeżywać rozmaite perypetie. Jest kimś

na saksofonie David Jackson, za akustyczne inkrustacje wszelkiej maści

w rodzaju współczesnego bajarza.

odpowiada Manning, a reszta instrumentalistów wywodzi się z Flower Kings? Wraz z albumem The Music That Died Alone narodziło się The

The Cure Już na wydanym rok później The Cure Guy wzbogacił skład zespołu o skrzypce Iaina Fairbairna i saksofon Laury Fowles, z którymi nawiązał

Tangent – jedna z najważniejszych współczesnych kapel progresywnych (choć niektórzy wolą określenie retro-progowych, niech im będzie) i trwa z powodzeniem do dziś.

wieloletnią współpracę. Ukonstytuowało się charakterystyczne brzmienie. Na Tall Stories… instrumenty pełniły niejako służebną rolę wobec

A Matter Of Life And Death (The Journal Of Abel Mann)

snutej przez wokalistę opowieści. Tu ciężar został przesunięty nieco bar-

Po wygaśnięciu kontraktu z Cyclops Manning dostał się pod skrzydła

dziej na sidemanów, szczególnie Laurę Fowles, która podobnie jak pryn-

amerykańskiej ProgRock Records. Angaż w większej wytwórni przełożył

cypał musiała się sporo nasłuchać Van Der Graaf Generator, co słychać

się na możliwość współpracy ze znakomitym grafikiem Edem Unitsky-

zwłaszcza w suicie Falling.

’m, którego bajkowe, pastelowe obrazy idealnie pasowały charakterem do twórczości Guya. Trzy nagrane dla ProgRock albumy cechowały się

Cascade

wyjątkowo bogatą oprawą. Zresztą, jeśli kooperację z Unitskym zaczyna-

Pewną zmianę formuły przyniósł album Cascade (2001). Tym razem

ło się od koncept albumu o całym ludzkim życiu – było co ilustrować.

obyło się bez trwających ponad kwadrans kompozycji. Album wypełniły

Wspomniana już płyta A Matter Of Life And Death (The Journal Of Abel

biuletyn podProgowy

7


październik-listopad  2011 Mann) wyjaśniała, co popchnęło do desperackiego kroku samobójcę z su-

publikacji pod koniec 2008. roku album Number Ten (okładka przed-

ity umieszczonej na pierwszej, wydanej przed laty płycie i opisywała jego

stawiała drzwi na Downing Street pod wiadomym numerem) przeleżał

dalsze losy. Tym razem Manning postawił na formy krótkie, choć przecież

na półce kilka miesięcy, by, ukazując się na początku następnego roku,

w swoim duchu – bogate i wielowątkowe. Najlepsze zostawił na koniec.

lepiej wryć się w pamięć słuchaczy i mieć większe szanse w rocznych pod-

Wyciszona ballada Out Of My Life i radosny, wręcz rock’n rollowy finał

sumowaniach. Przesunięcie premiery na luty 2009. nie przełożyło się na

Midnight Sail to prawdziwe perełki.

powodzenie Number Ten w rankingach, ale nie może być mowy o artystycznej porażce. Rześko swingujące Bloody Holiday, delikatna ballada

One Small Step

An Ordinary Day, pełna zaskoczeń suita A House On The Hill – to tylko

Album One Small Step, a przynajmniej jego tytułowa ogromniasta suita,

kilka fragmentów bardzo udanej całości. Zresztą przy okazji promocji

stanowił lekki stylistyczny skok w bok. Manning nigdy nie stronił od fol-

Number Ten Manning został zaproszony na prestiżowy festiwal ROS-

kowych inspiracji, tym razem postanowił wprost nawiązać do twórczości

fest w amerykańskim Gettysburgu – już to wyróżnienie mogło świadczyć

artystów w rodzaju Ala Stewarta czy Roya Harpera i nagrać długi utwór,

o poważaniu w progresywnym światku. Świadom swojej rosnącej popu-

który wykonać można by było tylko przy pomocy gitary akustycznej, rolę

larności Guy 1 maja 2010. ostatecznie zakończył współpracę z The Tan-

reszty zespołu ograniczając do doraźnego akompaniamentu w tle. Wyszło

gent. W ciągu siedmiu lat współpracy nagrał z formacją Tillisona pięć płyt

na pewno inaczej niż zwykle – urokliwie, choć może miejscami ciut mo-

studyjnych, dwie koncertówki i DVD, równolegle prowadząc karierę so-

notonnie. Nawet gra na flecie znakomitego gościa, Martina Orforda, za-

lową. Imponujący wynik!

znaczona była tylko symbolicznie. Znakomicie sprawdziły się za to utwo-

Niestety, Number Ten była ostatnią płytą nagraną w składzie z Laurą

ry krótsze. Takie Night Voices ma wszelkie walory przebojowej folkowej

Fowles. Na kolejnym albumie Charlestown (2010) pojawiła się nowa

piosenki i jest zdaniem niżej podpisanego najlepszym w ogóle piosenko-

saksofonistka, Alison Diamond. Muzycznie było dość typowo. Potężna

wym drobiazgiem, jaki Guy popełnił. In Swingtime rzeczywiście świetnie

trzydziestopięciominutowa suita, opowiadająca o miotanym sztormem

swingowało, także dzięki saksofonowi Laury. Warto też wspomnieć No

statku (z tekstu nie wynika, czy bosman zapiął płaszcz i zaklął), w której

Hiding Place – z uwagi na tekst dotyczący masakry w szkole w Biesłanie.

folk walczy o lepsze z blues rockowymi gitarami. Plus kilka drobiazgów jak rozpędzony A Man In The Mirror czy delikatna Caliban And Ariel,

Anser’s Tree

oparta na motywach Szekspirowskiej Burzy.

Kolejnym koncept albumem okazał się Anser’s Tree – opiewający przodków doktora Jonathana Ansera urodzonego w… 2089 roku i mieszkającego w Szkocji – na jednym z ostatnich niezatopionych wskutek efektu cieplarnianego skrawków lądu. Płyta była porcją sympatycznych, krótkich kawałków, niestety z nieco rozmytymi melodiami. Aranżacyjną ciekawostką był na pewno utwór Dr Jonathan Anser – powolny, posępny, oparty na jednostajnej grze klawiszy. Jako całość płyta była jednak spadkiem formy. Anser’s Tree było też zarzewiem krótkotrwałego konfliktu Manninga z jednym z czołowych polskich dziennikarzy, zajmujących się

Mannig jawi się natomiast jako przewidywalny serial z regularnie nadawanymi kolejnymi odcinkami, które niezmiennie cieszą widownię. O Guyu można powiedzieć wiele oprócz tego, że jest nowoczesny. Wszystkie rozwiązania, jakie stosuje, wynaleziono już w latach siedemdziesiątych.

rockiem progresywnym. Zdetonowany cierpkimi słowami recenzenta Guy poprosił uprzejmie, by ten już nigdy nie oceniał jego płyt. No cóż, na-

Margaret’s Children

wet jako zaprzysięgły fan Manninga będę tu bronił kolegi po piórze. Oce-

6.11.2011r. będzie miała miejsce premiera nowego krążka Manninga –

nił uczciwie, napisał to, co myślał. Taka jego rola. Na szczęście panowie

Margaret’s Children, w warstwie fabularnej stanowiącego sequel Anse-

nadal pozostają w dobrych stosunkach, może dzięki wyjątkowo ciepłej

r’s Tree. Guy zawsze chciał powrócić do tej sagi, zwłaszcza, że miał już

opinii tego samego dziennikarza o następnej płycie Manninga, wydanej

punkt wyjścia. Kiedy album ukazywał się w 2006 roku, autor wspólnie

po przeprowadzce do brytyjskiego Festival Music Songs From The Bil-

z Edem Unitskym opracowali szczegółowy plakat drzewa genealogicz-

ston House. I słusznie, bo to kapitalny album! Tym razem nasz bohater

nego Jonathana Ansera, dodawany do płyt zamawianych drogą inter-

nie silił się na suity, serwując zestaw utworów krótkich, choć rozbudowa-

netową. Figurowało na nim tyle nie umieszczonych na albumie postaci,

nych formalnie (czego najlepszym przykładem jest ozdobione solówkami

że kontynuacja była kwestią czasu. Kiedy piszę te słowa, znany jest tylko

gitary, saksofonu, skrzypiec i fletu Lost In Play). Piosenki tchnęły folkową

jeden utwór z nadchodzącego albumu – Flemming Barras 1645-??? (The

aurą, były świeże i jak zwykle bardzo melodyjne. Ta sielankowa atmosfe-

Year Of Wonders). W szybkim tempie, z wyeksponowanym Hammon-

ra kłóciła się trochę z warstwą tekstową, opowiadającą o nawiedzonym

dem, ale też jak najbardziej Jethrotullową wstawką fletu. Od początku do

domu. Autentycznym. Latem 2006go roku Manning grał koncert na fe-

końca rozpoznawalny jest styl Manninga, i to będącego w dobrej formie.

stiwalu Summer’s End w angielskim Bilston. Spędził tam kilka dni i miał

Haczyk został zarzucony – na pewno sięgnę po całość. Jak rozwinie się

okazję zwiedzić okolicę. Tuż za miastem stał okazały, szczelnie zabity de-

historia rodu Anserów? Nie mam pojęcia. Sam Mannig jawi się natomiast

skami dom z niepokojącym napisem na drzwiach: Nie wchodzić! Ostatni,

jako przewidywalny serial z regularnie nadawanymi kolejnymi odcinka-

który wszedł – zginął! Nie wiadomo, czy chodzi o duchy, czy o budow-

mi, które niezmiennie cieszą widownię. O Guyu można powiedzieć wiele

lane brakoróbstwo – grunt, że wyobraźnia artysty została zapłodniona,

oprócz tego, że jest nowoczesny. Wszystkie rozwiązania, jakie stosuje,

dając szereg historii, które mogły wydarzyć się w tajemniczej posiadłości.

wynaleziono już w latach siedemdziesiątych. Tym niemniej do zapozna-

Songs From The Bilston House zostało zauważone przez branżę – było

nia się z jego muzyką zachęcam wszystkich – także tych zapatrzonych

nominowane do tytułu najlepszego albumu 2007 roku Classic Rock So-

w technologiczne nowinki serwowane przez Stevena Wilsona, Bruce’a

ciety, co w praktyce oznacza, że Guy zyskał pewną markę w kręgach bry-

Soorda czy Giancarlo Errę. Istnieje całkiem spora szansa, że coś z twór-

tyjskiego progresu – do tej bowiem dziedziny w praktyce ograniczają się

czości Manninga przypadnie Wam do gustu. Może nie cała dyskografia,

zainteresowania CRS.

może jeden album, a może po prostu pojedyncza piosenka. Akustyczny drobiazg albo rozbudowany epik. Dwanaście albumów na koncie – jest

Number Ten Jako że apetyt rośnie w miarę jedzenia, włodarze Festival Music posta-

z czego wybierać! Paweł Tryba

nowili przynajmniej powtórzyć sukces poprzedniego krążka. Gotowy do

8

biuletyn podProgowy


październik-listopad  2011

Płyty nieprzesłuchane

C

zytając

Takie i podobne myśli zaczęły mi przychodzić do głowy po wakacyjnej

niedawno

lekturze. Początkowo chciałem więc napisać właśnie o tej przytłaczającej

książkę

nas wezbranej fali muzyki. Gdy w mojej głowie zaczął się rodzić pierwszy

Zygmunta

pomysł na ten felieton, z pomocą przyszła mi Polityka, w której znalazł się

Baumana

artykuł zatytułowany „Ranking książek najbardziej nieprzeczytanych”.

44

listy

Zdałem sobie sprawę z tego, że nie powinienem rozważać możliwości

ze świata

wyłowienia każdego roku kilkunastu świetnych albumów w sytuacji, gdy

płynnej nowoczesności, za-

prawie każdy ma zaległości sięgające podstawowego kanonu rocka pro-

cząłem myśleć o tej olbrzymiej

gresywnego, nie mówiąc już o całości muzyki rozrywkowej. Dlatego na

różnorodności muzyki, której

wzór „Polityki” postanowiłem przyjrzeć się bliżej albumom uważanym za

nigdy nie uda mi się przesłuchać. Profesor Bauman uzmysławia czytel-

ważne i kluczowe w historii rocka progresywnego, a których z różnych

nikom ten nieprzebrany ogrom informacji, docierających do nas wieloma

powodów nigdy nie udało mi się wysłuchać do końca. Czy to w ogóle moż-

rożnymi drogami. Każdego dnia są one wyrzucane z wielkiego światowe-

liwe? - zapytają pewnie niektórzy, widząc zaprezentowany przeze mnie

go kulturalnego molocha, zalewając nas niczym fala tsunami, spadająca

poniżej zestaw tytułów. Kto jest bez winy - niech pierwszy rzuci kamień.

na Japonię, a więc w sposób, którego nie możemy już zatrzymać, ale także

Proponuję pogrzebać każdemu we własnym sumieniu, a jestem pewien,

nie potrafimy objąć i przeanalizować. Mało tego, coraz trudniej jest nam

że odkryje w nim kilka zapomnianych grzechów. Ja dodatkowo postano-

spośród tego natłoku informacji wyłowić te, które są rzeczywiście istot-

wiłem podzielić się publicznie efektem tych poszukiwań. Aby być w peł-

ne i warte naszego czasu. Co roku wydawanych jest wiele tysięcy płyt.

ni szczerym z czytającymi ten tekst osobami, zdecydowałem się nadal,

Wśród nich z pewnością kilkaset zasługuje na uwagę, a kilkanaście to

programowo, nie odsłuchiwać tych albumów. Poza tym pisanie o płycie

prawdziwe perełki. Zadaniem, jakie stawia przed sobą miłośnik muzyki,

nieprzesłuchanej wydaje się być dużo łatwiejsze niż pisanie o tej, na której

jest ich odnalezienie. Jednak dotarcie nawet do tych kilkunastu tytułów

zna się niemal każdy dźwięk.

może się okazać niemożliwe. Powodów jest wiele. Po pierwsze, nawet

Wśród nich pierwsza jest płyta zespołu Yes Close To The Edge, której

w dobie globalizacji możemy się o nich nie dowiedzieć. Poza tym pozosta-

próbowałem już słuchać kilkakrotnie, ale charakterystyczny głos Jona

ją jeszcze setki płyt, które stanowią zaległości z lat poprzednich, a które

Andersona nie pozwalał mi skupić się na muzyce, co w konsekwencji koń-

wciąż nieustannie się nawarstwiają i już od dawna tworzą zator w postaci

czyło się wyłączeniem płyty. Zaowocowało to również w tym przypadku

tytułów, które od lat planujemy dodać do naszej kolekcji. Dodatkowo są

pewną całościową niechęcią do dokonań tego zespołu. Drugim wielkim

one skrzętnie ukryte w morzu płyt słabszych, przeciętnych, czy w końcu

nieprzesłuchanym jest album grupy Camel Moonmadnes, który nigdy

zupełnie kiepskich. Bardzo często to właśnie one skutecznie rozpraszają

nie wygrał u mnie konkurencji ze swoimi poprzednikami i zawsze na tyle

naszą uwagę i w złośliwy, wydaje się, że graniczący wręcz z premedyta-

mnie nudził, że pomimo kilku prób chyba nigdy nie dotarłem nawet do

cją sposób, starają się nam uniemożliwić dotarcie do tych prawdziwych

połowy płyty. Kolejnym albumem jest The Lamb Lies Down On Broad-

muzycznych rarytasów. Każde przesłuchanie słabej płyty to bezpowrotnie

way. W tym przypadku kluczowy okazał się chyba problem złych recenzji

zmarnowany czas, którego już nie będziemy mogli poświęcić innej, lep-

i narzekań niektórych innych miłośników Genesis. Choć przyznaję,

szej muzyce. Kolejnym powodem narastania zaległości są nasze ulubio-

że również kilkakrotnie próbowałem podejść do tej muzyki, to jednak

ne płyty, których słuchamy w ciągu roku często nawet kilkadziesiąt razy.

przepaść pomiędzy tą płytą a albumami takimi jak Trespass czy Foxtrot

Każde takie włożenie do odtwarzacza naszego ukochanego albumu odda-

sprawiła, że nigdy nie dałem się przekonać. Dla kolejnego na mojej li-

la nas o jeden krok od poznania i choćby jednorazowego przesłuchania

ście albumu wymyśliłem zupełnie inną wymówkę. Płyta ELP Trilogy to

jakiegoś nowego, ekscytującego tytułu. Należy też pamiętać, że większość

prawdopodobnie problem nieciekawej okładki, choć tak naprawdę chy-

z nas musi też chodzić do pracy, niektórzy czytają książki, oglądają filmy,

ba nigdy nie byłem, zbyt wielkim fanem szaleństw Emersona. Ostatnim

rozmawiają z przyjaciółmi. Ponadto trzeba też jeść, a w wolnych chwilach

wielkim nieprzesłuchanym jest album Moving Pictures zespołu Rush,

także spać. Na słuchanie muzyki pozostaje więc bardzo niewiele czasu.

o którym mogę powiedzieć tylko tyle, że właściwie nie wiem, dlaczego

Nawet teraz, pisząc ten tekst, zamiast włączyć fajną nową płytę, oglądam

nigdy nie trafił do mojego odtwarzacza. Pamiętajmy jednak, że podobne

kątem oka Łowcę androidów, choć przyznam, że także wsłuchuję się

wymówki można mnożyć w nieskończoność. Każdy potrafi wymyślić ich

w doskonałą muzykę, jaką napisał do tego filmu Vangelis.

wiele. Pozwalają nam one zachować zdrowy rozsądek i równowagę we-

Nawet dzięki nieocenionemu wsparciu ze strony Internetu odsłuchanie

wnętrzną, a także przeświadczenie, że nie musimy znać tych kilku albu-

choćby połowy tego, co mogłoby nas zainteresować, wydaje się niemoż-

mów, aby nazywać się miłośnikiem dobrej muzyki spod progresywnego

liwe. Sprawa zaciemnia się jeszcze bardziej, gdy jesteśmy, tak jak ja,

znaku. I tu powracamy do początku naszych rozważań Zawsze można bo-

w dużym stopniu przywiązani do słuchania muzyki z płyt. Ponadto w ba-

wiem powiedzieć, że tych kilka płyt to i tak nic w porównaniu z tysiącami,

zie progrock.org.pl jest ponad 7 tysięcy albumów, a w bazie progarchives.

których nigdy już nie wysłuchamy, gdyż zwyczajnie nie wystarczy nam

com liczba albumów przekracza 33 tysiące. A to jest tylko rock progre-

na to życia. Być może pozwoli nam to także, z niezmienną przyjemnością

sywny! Nawet gdybyśmy podjęli decyzję, że każdego dnia słuchamy jed-

odsłuchać po raz setny In The Court Of The Crimson King, Dark Side Of

nego nowego albumu, to i tak będziemy dalecy od osiągnięcia sukcesu.

The Moon czy inną ulubioną płytę. Na koniec zostawiam was z pytaniem,

365 dni w roku pomnożone przez – powiedzmy 65 lat – licząc, że przy-

na które możecie odpowiedzieć tylko w zaciszu własnych myśli lub spró-

goda z muzyką zaczyna się przeciętnie u nastolatków - to i tak daje nam

bować podzielić się odpowiedzią z innymi. Jak wygląda twoja lista płyt

wynik 21 900. Jakby na to nie spojrzeć, już się chyba nie wyrobimy.

najbardziej nieprzesłuchanych? Krzysztof Pabis

biuletyn podProgowy

9


październik-listopad  2011 którą muzycy postanowili za zupełną darmochę udostępnić fanom do pobierania z oficjalnej strony internetowej zespołu. Już wówczas mówiło się o nich, jako o kontynuatorach schedy po Pink Floyd i Porcupine Tree z tzw. ery The Delirium Years. Kiedy kolejny, wydany w 2007 roku mini-album Safetree, również udostępniony za darmo dla słuchaczy cieszył się jeszcze większym powodzeniem, Norwegowie wyraźnie dostali wiatru w żagle. Bjorn Riis, gitarzysta zespołu tak oto wspomina tamten okres: „Wszyscy byliśmy zafascynowani Pink Floyd. Zaczynaliśmy grając ich covery. Z czasem powstał nasz własny repertuar, w podobnym do Floydów stylu. Udostępniliśmy te EPki, żeby mieć jakiś argument przetargowy przy negocjowaniu kontraktu płytowego. Nie spodziewaliśmy się, że nasza muzyka spodoba się tylu ludziom. Ściągnięto 200 tysięcy plików. Argument okazał się więc istotny. Kontrakt, jaki zawarliśmy z Karisma Records też nie jest typowy, mamy znaczny wpływ na dystrybucję naszych płyt”. Od początku nie kroczyli ścieżkami oznaczo-

Airbag

nymi łatwymi szlakami. Gdy już wystartowali

Łatka bezwzględnej fascynacji zespołem Pink

wielu młodych wykonawców uparcie i buń-

bly Numb czy Learning To Fly. Muzycy Airbag

Floyd przylgnęła do przeogromnej liczby wy-

czucznie stara się odciąć od pewnych stylistycz-

dość przewrotnie wybrali kompozycję Arnold

konawców, grających muzykę z kanonów

nych porównań, ale niewielu z nich udaje się za-

Lyne, z którą jak się później okazało w cuglach

rocka progresywnego. Właściwie niemal każ-

grać na tyle nowatorsko, by tych stylistycznych

wygrali ten konkurs.

demu zespołowi, poruszającemu się po tych

łatek ni w ząb nie dało się im przypiąć.

muzycznych orbitach można w mniejszym

Dziś o zespole, który zdecydowanie czerpie soki

„Najbardziej lubimy lata 70te. Ciemną

lub większym stopniu przypiąć ją bez tru-

witalne z przeszłości a szacunek do Mistrzów

Stronę Księżyca, Meddle, The Wall. Ale

du. Potęga popularnych Floydów, ich wkład

sprzed lat jest ogromną częścią ich muzyki.

na dobrą sprawę cenimy Pink Floyd za

w historię muzyki, nieprzeciętny styl a właści-

O zespole, który robi to z wielka klasą na swój

całokształt, za zdolność tworzenia muzyki

wie wykreowanie pewnego muzycznego mo-

bardzo oryginalny sposób i który z pewnością

unikalnej. Division Bell także był znakomi-

delu są niepodważalne i ba-

muzycznego świata zmienić

tym dziełem, podobnie jak solowe albumy

sta. Mówi się, że w czasach

nie zamierza. Woli dać światu

Watersa”.

współczesnych

właściwie

kolejny, sprawdzony, bardzo

wszystko zostało już mu-

pozytywny zastrzyk emocji,

Ich muzyka była od zawsze wypadkową bez-

zycznie odkryte. Że muzycy

a przy tym zespolić to wszyst-

względnych fascynacji, a nie chęci zrobienia za

powielają tylko pierwowzory,

ko w na tyle oryginalny spo-

pomocą tych wzorców zawrotnej kariery, choć

robiąc to w bardziej wyszuka-

sób, że spokojnie można po-

z drugiej strony czuć w ich kompozycjach pop-

ny lub kiczowaty sposób. Coś

wiedzieć: „mają swój styl”...

-rockowego ducha lekkości, charakterystyczne-

w tym jest, choć współcześni

Airbag to piątka dobrych,

go chociażby dla ich bardziej znanych krajan,

artyści jednak mają inny im-

szkolnych kumpli, których

zespołu A-Ha, od których zresztą sami także

peratyw. Mogą te pierwowzo-

muzyczna przygoda rozpo-

się nie odcinają. Zatem Airbag nie zamierzają

ry i fascynacje łączyć ze sobą,

częła się w akademickich

się zamykać wyłącznie w hermetycznym salo-

przez co powstają bardzo często nietuzinkowe

czasach, jeszcze w latach 90-tych. Ale oficjal-

nie dla progresywnych ortodoksów. Ten stan

i oryginalne projekty muzyczne. W dzisiejszych

nie zespół przyjmuje rok 2005 jako okres,

rzeczy zresztą dość szybko umieścili na swym

czasach scena muzyczna wydaje się być po-

w którym te znajomości i wspólne fascynacje

debiutanckim albumie, zatytułowanym „Iden-

dzielona. Po pierwszej stronie barykady są Ci,

na tyle się skupiły, że można było mówić o nich,

tity”. Płyta wydana w 2009 roku, jak na debiut

którzy swych fascynacji się nie wstydzą i często

jak o zespole z prawdziwego zdarzenia. W tym

spotkała się z entuzjastycznym przyjęciem.

głośno o nich mówią. Z ogromnym szacunkiem

samym czasie szybko powstał materiał demo,

Dość powiedzieć, że klimatyczne, atmosferycz-

spoglądają w czasy przeszłe, czerpiąc garściami

który piątka Norwegów wypuściła na promocyj-

ne kompozycje trafiały nie tylko do odtwarza-

ze progresywnego źródełka. Po drugiej stronie

nej EP-ce, zatytułowanej Sounds That I Hear,

czy fanów rocka progresywnego. Okazało się, że

10

w konkursie na najciekawszy cover Pink Floyd, to nie wzięli na warsztat utworu popularnego, znanego, choć z łatwością mogli to zrobić i dla przykładu opracować swoją wersję Comforta-

biuletyn podProgowy


październik-listopad  2011 bardzo chętnie po Airbag zaczęły sięgać stacje

Anders Hovdan (gitara basowa). Jak obiecywa-

nas skrzypce, a w głębi usłyszymy hałas wszech

radiowe, a to przyczyniło się do tego, że o zespo-

li wcześniej, tak też uczynili. Na nowym albumie

otaczającego nas zgiełku świata z kilkoma wy-

le szybko zrobiło się szerzej głośno.

słyszymy nieco inne brzmienie Airbag. Bardziej

mownymi dźwiękami tak bardzo charaktery-

gitarowe, troszkę bardziej zdecydowane. Nieco

stycznymi dla naszej cywilizacji (min odgłos

niewielkie

bardziej rozbudowane kompozycje oparte są na

karabinu maszynowego). Przed nami finał płyty

oczekiwania i biorąc pod uwagę ile nim

przyjemnie brzmiących improwizacjach. Utwo-

w postaci najdłuższego na albumie utworu Ho-

zwojowaliśmy, możemy mówić o wielkim

ry nie są już tak piosenkowe jak na Identity,

mesick, skałdającego się z trzech części i trwa-

sukcesie”.

choć z drugiej strony wciąż przepełnione przy-

jącego ponad 17 minut! Tego jeszcze w dysko-

jemnymi melodiami, które zapewne znów trafią

grafii Airbag nie było! Tym razem Norwegowie

Zatem ich muzyczna uniwersalność szybko

do szerokiego grona słuchaczy.

przetransportują nas jeszcze dalej. Usłyszymy

okazała się być bardzo pomocnym narzędziem.

Już sam start płyty, oparty na wymownym, gi-

nostalgię za Pink Floyd ery Echoes i Wish You

Zespół dość szybko utorował sobie drogę do

tarowym riffie w tytułowym utworze All Rights

Were Here, mnóstwo improwizacji starannie

dużych sal koncertowych, nierzadko otwiera-

Removed zdradza zakres nowych poszukiwań

poukładanych pomiędzy bardziej melodyjne

jąc wielkie koncerty, uznanych firm. Bez pro-

zespołu. Od samego początku jest gitarowo,

fragmenty oraz lekko psychodeliczny finał, nie-

blemów także sale te zapełniały się gdy grali

dość rytmicznie i przestrzennie. Zgrabnie za-

mal jak druga część Shine On...

koncerty sami. Okazało się, że i w Polsce łatwo

aranżowane utwory nie są już piosenkami

Z jednej strony zatem plakietka z logo Pink

zdobyli sobie serca fanów, grając znakomity

a delikatnie rozbudowanymi

Floyd wciąż wyraźnie jest

koncert podczas Festiwalu Rocka Progresyw-

częściami długiej muzycznej

przypięta na piersiach mu-

nego INO –ROCK w Inowrocławiu. Powoli też

opowieści. Bowiem materiał

zyków Airbag. Z drugiej jed-

myśleli już o kolejnej płycie długogrającej.

tworzy tym razem jedną,

nak strony plakietka ta ma

długą całość. Przerwę mamy

nieco inne barwy. Choć wciąż

„Nasze kompozycje to efekt pracy grupo-

dopiero przed najdłuższym

melodyjne i atmosferyczne,

wej. Często to ja przynoszę zarys utworu,

na płycie, ostatnim Home-

to z drugiej jednak strony

a potem rozwijamy go wspólnie. Kolej-

sick. Kolejne elementy płyty

bardziej zdecydowane, gita-

na płyta będzie miała bardziej gitarowe

(White Walls i The Bridge)

rowe, rockowe. Myślę, że po

brzmienie i w sporej mierze będzie się

porywają zarówno rytmiczną

sukcesie albumu Identity do-

opierać na improwizacji. Utwory będą

jak i solową grą gitar, która

brze się stało, że Norwegowie

dłuższe, bardziej psychodeliczne. Większy

zdecydowanie przejęła rolę

nacisk położymy na warstwę tekstową.

wiodącą. Wokalista Asle Tostrup chwilami ko-

styl. Drugi, identyczny album, choćby najpięk-

Na pewno nie chcemy nagrać „kolejnego

jarzy mi się z frontmanem Coldplay, Chrisem

niejszy i najlepiej zagrany z pewnością nie sma-

albumu Pink Floyd”. To będzie nasze dzie-

Martinem. Muzyka krąży pomiędzy Pink Floyd

kowałby tak wybornie. A nowa płyta All Right

ło i umieścimy na niej muzykę, jakiej my

nowszej ery, a Porcupine Tree z przełomu wie-

Removed, ze świeżym powiewem zmian sma-

sami chcielibyśmy posłuchać!”.

ków. Więcej śladów po poprzednim wcieleniu

kuje wyśmienicie i z pewnością będzie jednym

Airbag usłyszymy dopiero w czwartej kompo-

z ważniejszych wydawnictw w tym roku.

Minął rok od tych słów i oto mogę delektować

zycji Never Comming Home. Tutaj atmosferę

Płyta zostanie wydana przez wytwórnię Kari-

się już nową płytą Airbag. Nosi tytuł All Rights

zbudują instrumenty klawiszowe. Jest nieco

sma Records dnia 17 października 2011 roku.

Removed i została nagrana z nowym perkusi-

bardziej melancholijnie, choć z drugiej strony

Tych, którzy zespół Airbag dobrze znają, do

stą, Henrikiem Fossumem, który na tej pozycji

wkrada się sporo zmysłowej psychodelii, którą

zapoznania się z nowym materiałem Airbag

zastąpił Joachima Slikkera. Jest to pierwsza

buduje rozimprowizowana druga część utworu.

zachęcać specjalnie chyba nie muszę. A tych,

zmiana w składzie od początku istnienia zespo-

Improwizacja płynnie przenosi nas do kolejnej

którzy jeszcze Norwegów nie słyszeli, zachęcam

łu. Trzon Airbag niezmiennie tworzą: Asle To-

kompozycji Light Them All Up. Tym razem do

z pełną gwarancją dobrego smaku i nietuzinko-

strup (wokal, gitary), Bjorn Riis (gitary, wokal)

muzyki wkradnie się dawka skandynawskie-

wego klimatu.

Jorgen Hagen (instrumenty klawiszowe) oraz

go folku. Bardzo charakterystycznie zgrają dla

album

mieliśmy

troszkę przemeblowali swój

Krzysiek „Jester” Baran

2011

polskie albumy

„Wydając

biuletyn podProgowy

Zdrój Jana - CD Anti-Motivational Syndrome - The Corridor Andareda - W Pobliżu Rzeczywistości Forge Of Clouds - Forge Of Clouds Joseph Magazine - Night Of The Red Sky Kurde - Sekrety Pana Ypto Bartbass - Progressive Life Klimt - Agape

11


360 płyt dookoła świata cz.II

tekst: Aleksander Król


październik-listopad  2011 Tymczasem gitarzysta tej grupy coraz bardziej mnie zachwycał. Płyta jest z gatunku „im dalej tym lepiej”. Wreszcie gospodarze zlitowali się nad biedactwem z dalekiego kraju i pokazali z dumą okładkę :

Francja

Tai Phong

Tai Phong (1975)

K

olejnym pomysłem mojego szefostwa była Francja. Tam już

Zadziwiające,

miałem przyjaciół, którzy zarazili mnie włoszczyzną, czyli wło-

zespół był założony przez dwóch

ale

ten

francuski

skim rockiem symfonicznym, ale teraz miałem ochotę na coś

Wietnamczyków! Muzycznie to coś

miejscowego. Ponieważ docelową krainą miała być Szampania, więc już

z Camela i Alan Parsons Project (z początkowego okresu), delikatnie sko-

sama nazwa sugerowała mi sposób spędzenia wolnego czasu. Troyes. Cu-

jarzonych z Yesem i świetną gitarą… Doskonały debiut, doskonałej grupy.

downe miasteczko, z fantastycznie odrestaurowanym starym miastem.

Ciągłe napełniane szklaneczki zaczęły przynosić skutek, więc wolałem

Znalazłem fajny hotelik, zakwaterowałem się, pochłonąłem śniadanie

się pożegnać, by nie zepsuć studentowi podziwu dla odporności Polaków

i wyruszyłem na zwiedzanie. Tu, w przeciwieństwie do Brazylii są pra-

i naszej tolerancji na boskie płyny… Umówiłem się na dzień następny.

wie same zabytki. XVI i XVII wiek, pięknie odnowione kamieniczki, cu-

Zajęcia skończyłem przed obiadem, kupiłem butelczynę wina żeby nie

downe kafejki i małe sklepiki z cudami których w żadnym supermarkecie

wyjść na pasożyta i pognałem krętymi, wąskimi uliczkami do „mojego”

nie znajdziecie… Zasiadłem w ogródku jakiejś maleńkiej caffeteri, piłem

sklepiku. Tam już na mnie czekano, przygotowane szkło również, więc

bajeczną kawę, i nagle usłyszałem MUZYKĘ. Nie mogłem zlokalizować

przeszliśmy od razu do rzeczy. Dziadek polewał a Młody włączył muzykę.

źródła dźwięku, ale to co do mnie docierało było powalające! Flet, gita-

I znów mnie zamurowało! Po chwili jednak rozpoznałem – kolejna płyta

ra, Hammond, okazjonalny saksofon. Przyszła kelnerka. Zagadnąłem ją,

Tai Pong!

w odpowiedzi usłyszałem: Alice. Ok., jestem Olo, ale co to gra? Znowu: Alice. A więc, nie przeszliśmy na „ty”, tylko to nazwa zespołu! Szkoda. Dziewczę wskazywało na sklepik po drugiej stronie uliczki. Połknąłem kawę i pognałem do owego sklepiku. Maleńki, pachniał kurzem i starością, ale istotnie stanowił źródło owych fantastycznych dźwięków. Za ladą stał… no ten gość miał chyba ze 100 lat i długie siwe włosy spięte w kuca.

Tai Pong

Windows (1976)

Ja po francusku – zero, on po angielsku też, więc zapowiadało się nieźle… Próbowałem na wszystkie sposoby dać mu do zrozumienia że interesu-

Kolejna i jeszcze lepsza niż debiut.

je mnie i to bardzo, to co gra, ale nie docierało… Wreszcie po kolejnej

Piękny, klasyczny symfoniczny prog,

próbie wyrwało mi się staropolskie „o rzesz ty kur…”, co wywołało wiel-

bardzo melodyjny (ale nie słodki!) kawał muzy. Wspaniała płyta, jedna

ki uśmiech na twarzy dziadka! Polakko!! Teraz ja się uśmiechnąłem, nie

z najlepszych w historii gatunku we Francji, światowa ekstraklasa i jak

bardzo rozumiejąc w czym mi to „Polakko” może pomóc. Jednak dziadek

zwykle kompletnie nieznana u nas… Cudowne melodie, piękna gitara,

złapał za telefon, coś tam pogadał i po chwili w drzwiach stanął młody

doskonałe klawisze. Ciekawostką jest dla mnie wokalista. Gość ma chy-

człowiek, odmłodzona kopia sprzedawcy. Spojrzałem zdziwiony, ale po

ba najwyższy głos ze znanych mi wokalistów, a ani przez sekundę nie

chwili już wiedziałem – wnuczek, studiujący w Polsce na UJ, czyli u mnie

przypomina Andersona. Sześć utworów, 39 minut muzyki. Największa

w Krakowie! Problemy się skończyły… Alice już leżała na ladzie. Płyta, nie

różnica pomiędzy Windows a debiutem? Grupa wykonała zwrot ku nie-

kelnerka…

co floydowskim regionom, co jednak nie ma charakteru plagiatowania, a jest jedynie rozwinięciem własnego stylu. Bardzo udany zabieg. Bardzo udana płyta. Przesłuchaliśmy całą, moja butelka też już przeszła do historii. Dziadek zajął się szkłem, a Młody z tajemniczą miną wkładał coś

Alice

Alice (1970)

do odtwarzacza… W szkle wylądowała duma miejscowego winnictwa, a z głośników popłynęły niesamowite dźwięki… Jasna cholera! Zaczynało mnie to wkurzać – nowicjuszem nie byłem, a nic nie znałem! Trochę mnie uspokoił Młody opowiadając jak po przyjeździe do Krakowa trafił do fir-

Pierwsza płyta z 1970 roku. Bajecz-

mowego sklepiku Rock-Serwisu na ul. Szpitalnej i poprosił o polski rock,

na mieszanka rocka, bluesa, progre-

którego nie znał, a nawet nie podejrzewał, że takowy istnieje. Pokazano

su i psychodelii. Coś pomiędzy Jethro Tull a Traffic, z lekką domieszką

mu ścianę płyt. Nie uwierzył. Potem kupił prawie całą… Tego sklepiku już

wczesnego Procol Harum, świetny flet, fajna gitara, doskonała sekcja.

nie ma. Łza się w oku kręci… Ale wracając do tego, co słyszałem – znów

I bardzo fajne, pokręcone numery. Zacząłem się domagać innych pere-

fantastyczny prog. Złapałem okładkę jak diabeł duszę.

łek francuskiego wczesnego progresu. Chwilę ze sobą pogadali, po czym

w odtwarzaczu wylądowała kolejna płyta. A na ladzie trzy szklaneczki, co wzbudziło moje wielkie zainteresowanie. Szklanki zostały napełnione czerwonym winem, a z głośników popłynęła muzyka. Zaczęło się prawie klasycznie, ale już po chwili… Wspaniała gitara, zmiany rytmu, świetny wokal, znakomita sekcja, doskonałe klawisze. Cholera, Francja jest tak

Pentacle

Pentacle (1975)

blisko, czemu my tego nie znamy?! Minę musiałem mieć coraz głupszą, czym oczywiście bardzo ucieszyłem gospodarzy. Przejawiało się to

Zespół Pentacle. Powstał w 1971

w błyskawicznym uzupełnianiu zawartości szklaneczek. Biorąc pod uwa-

roku w Belfort, maleńkiej, uroczej

gę ilość płyt w tym sklepiku miałem wrażenie, że „żywy” stąd nie wyjdę.

mieścinie na zachodzie Francji. 1975

biuletyn podProgowy

13


październik-listopad  2011 rok przyniósł ich jedyną płytę. Cudowną! Coś jakby połączyć stare King

to sam McIntosh! Na wyposażeniu takiego sklepiku! Co kraj, to obyczaj.

Crimson, Pink Floyd (zwłaszcza Gilmourowską gitarę), Moody Blues

W naszych sklepach muzycznych były zapętlone odtwarzacze z słuchawką

i Gabrielowski Genesis, z fajnym, francuskim wokalem. Piękna Muzyka!

telefoniczną… Dobrałem „w ciemno” jeszcze dwie płyty Attola, trzeci Tai

Sześć utworów, trzy bonusy live, razem 56 minut progresywnego szaleń-

Pong, trzy następne płyty Alice i poprosiłem o deser. Czas wyjazdu się

stwa. Znów – znakomitego, na światowym poziomie i znów kompletnie

zbliżał, źródełko kasy dramatycznie wysychało, a nie chciałem sprawdzać

nieznanego w Polsce. To chyba jakaś choroba… Zauważyłem z przeraże-

czujności księgowego i płacić kartą firmową za prywatne płyty.

niem, że u moich gospodarzy przelicznik jest prosty: jedna butelka wina

Na ów deser najpierw wjechała kolejna butelczyna, potem nowy krążek

– jedna płyta. Zastanawiałem się ile zdzierżę. Neo prog mnie nie intere-

zagościł w McIntoshu. Z ciekawością chłonąłem muzykę. Już sam począ-

sował kompletnie, co wzbudziło duże uznanie w oczach Dziadka i lekkie

tek podniósł mi ciśnienie! Znów zapachniało Wielkim Progresem. A więc

rozczarowanie Młodego. Kilka płyt powędrowało z powrotem na półki,

na koniec zostawili taką perełkę! Przy drugim numerze dostałem okładkę.

ale nie wszystkie. Jedna trafiła do odtwarzacza. Co trafiło do mojej szkla-

neczki, tego nie wiem, ale było to coraz lepsze. Tymczasem Muzyka płynąca z głośników docierała do mnie coraz bardziej. Oczywiście znów nie znałem, czym zaskarbiłem sobie ciepłe uczucia gospodarzy skraplające się w mojej szklance. Tym razem nie był to ani symfonik, ani hard rock, tylko delikatne „ca-

Carpe Diem

En Regardant Passer le Temps (1975)

ravanowskie” granie z pięknym pianinem i fajną lekko jazzującą gitarą. Świetna, lekko „rozbujana” sekcja, dobry wokal... M.O.T.U.S

Grupa z południa Francji (Riviera),

powstała już w 1969 roku. Na swój debiut fonograficzny musieli czekać aż sześć długich lat, ale warto było. Cztery utwory. 35 minut muzyki. Muzyki wspaniałej, nieporównywalnej do żadnej innej. Grupa wypracowa-

M.O.T.U.S

ła własny, rozpoznawalny styl, gdzie rolę przewodnią grały na zmianę:

Machine Of The Universal Space (1972)

flet, saksofon i gitara. Równie znakomite są tu klawisze i sekcja. Wokali jest bardzo mało i są traktowane jak koleiny instrument. Doskonała płyta. Nogi miałem jak z gumy, całe szczęście, że do hotelu nie było daleko.

Bardzo dobra płyta, której bliżej do

Syndrom dnia poprzedniego dopadł mnie rano, śniadania nie tknąłem,

Sceny Canterbury niż do proga, przy-

w drodze na lotnisko myślałem, że umrę, ale w samolocie wsadziłem słu-

pomina nieco (oczywiście tylko fragmentami) wczesny Caravan i może

chawki na uszy i zapomniałem o bożym świecie… Powoli docierało do

trochę Traffic, ze szczyptą Manfreda Mann’a. Dużo fajnych improwiza-

mnie ile to wspaniałej muzyki czeka na odkrycie w różnych zakątkach

cji, zarówno gitarowych jak i klawiszowych. Pyszne granie! Jedynie 34

świata. I cieszyłem się na samą myśl o tym, jako że kolejny wyjazd się

i pół minuty, podzielone aż na dziewięć utworów. Ale w tych 34 minutach

zbliżał.

jest dosłownie wszystko za co kochamy Canterbury – cudowne solówki, specyficzny, pulsujący rytm, świetny bas, kapitalna perkusja… Lektura okładki zdradza, że za te dźwięki jest odpowiedzialny Ian Jelfis – genialny gitarzysta grupy Circus (tej założonej przez Mela Collinsa, bo Circusów

Rumunia

było kilka…) Kolejna szklaneczka przeszła do historii, a w odtwarzaczu wylądowała nowa płyta. I zabiła mnie po trzeciej minucie. Wyobraźcie sobie King Crimson zmieszane z Mahavishnu Orchestra zmiksowane z Yes i Genesis… i naszym SBB!!!

T

Albo lepiej nie wyobrażajcie sobie, tylko sięgnijcie po to cudo :

ym razem padło na Rumunię. No cóż, bywa i tak. Muzyki tam nie ma, a ponieważ drugą pasją mojego życia jest wędkarstwo, nawet się ucieszyłem, bo delta Dunaju obrosła już w legendę. Tamtejsze

sumy, bolenie, szczupaki i sandacze rozpalały wyobraźnię wędkarskiej braci z całej Europy. Spakowałem sprzęt i ochoczo stawiłem się na lot-

Atoll

nisku. Tu dopadła mnie chyba cała brygada antyterrorystyczna. Chłopa-

L’Araignee-Mal (1975)

ki za cholerę nie mogli zrozumieć faktu, że sprzęt wędkarski to nie kij i sznurek, rozkręcali mi nawet uchwyty do wędek. O kołowrotkach już nie wspomnę. Cieszyłem się że nie wezwali saperów. Ale udało się – prze-

Płyta rzuciła mnie „na kolana” – cudownie pokręcony symfoniczny prog, fantastycznymi

z

crimsonowskimi

puścili… Moim celem był Kluż-Napoka, więc samolotem tylko do Bukaresztu, a potem pociągiem. Duża rzecz… Rumunia lat osiemdziesiątych.

skrzypcami, doskonałą gitarą, powalającą sekcją i kosmicznymi klawi-

Ale kraina piękna. Transylwania miała ciekawą historię, paru wesołych

szami! Coś nieprawdopodobnego! Solówki zabijają, ilość pomysłów mu-

władców (hrabia Dracula i paru innych), a i dzisiejsi mieszkańcy potrafią

zycznych również. Genialna płyta, wielki zespół, wielka Muzyka. Tylko

dostarczyć emocji. Po parunastu godzinach zameldowałem się w hotelu.

czemu tak skwapliwie omijana przez nasze radia i naszych prezenterów?!

Jak na ten kraj i tamte czasy – rewelacja. Do tego genialnie położony – na

Cztery utwory, jeden bonus live, łącznie 56 minut muzyki (niektóre źró-

skraju Parku Centralnego, w sąsiedztwie pięknego ogrodu botanicznego.

dła podają, że na płycie jest 8 utworów, co jest błędem – czwarty numer,

Lało jak jasna cholera, nie było mowy o jakimkolwiek łowieniu, stan rzek

czyli strona B analoga to jedna suita składająca się z czterech części). Ta

dawno przekroczył wszelkie możliwe stany alarmowe, więc degustowa-

płyta powinna być wizytówką francuskiego proga lat siedemdziesiątych.

łem rakiję i inne miejscowe specyfiki, nudząc się niemiłosiernie. Za zmia-

Moi gospodarze pęcznieli z dumy, podwoili prędkość napełniania szkła

nę pogody się nie zanosiło, więc uzbrojony w parasol wypełzłem z hotelu

i po burzliwej, utajnionej naradzie włożyli do odtwarzacza kolejny krą-

na spacer. Miałem zamiar odwiedzić bazar, gdyż moje dziewczę zamówiło

żek. Przy okazji obejrzałem sprzęt na którym słuchamy. Jasna dupa! Toż

różne dziwne rzeczy, głównie z przypraw. Po 15 minutach już przecha-

14

biuletyn podProgowy


październik-listopad  2011 dzałem się pomiędzy straganami. Dość szybko zrealizowałem listę zaku-

Klasyczny hard-prog-rock, z cu-

pów – za pełną siatę różnych proszków, zielsk i słoiczków z podejrzanymi

downym fletem i gitarą w rolach

płynami zapłaciłem równowartość trzech pudełek zapałek! Tani prezent

głównych.

sobie wybrała. Po chwili jednak, przypomniawszy sobie o problemach ze

minają nasz Test z tym, że są dużo

sprzętem wędkarskim, zmroziła mnie myśl: co ze mną zrobi służba celna

bardziej

jak to znajdzie? Cały czas moje uszy bombardował niemiłosierny jazgot

utworów, 38 minut genialnej mu-

bałkańskiej muzyki ludowej, gdyż na co drugim straganie leżały sterty

zyki! Byłem zachwycony! Nawet

kaset i płyt. Coś jak u nas wiejski odpust 25 lat temu… Folklor spod zna-

deszcz przestał mi przeszkadzać.

ku disco polo, czyli koszmar. Nagle przez to wszystko przebił się dźwięk

Oczywiście zażądałem tych płyt

ostrej gitary. To mnie zaciekawiło. Usiłowałem zlokalizować źródło, ale

również w wersji kompaktowej,

niespodziewanie zamilkło. W głowie jednak zapaliła się lampka – COŚ

co piękność skwitowała uroczym uśmiechem. Wypadało jeszcze do-

tu jest! Zacząłem się baczniej przyglądać temu, co leży powystawiane. Po

wiedzieć się jak ma na imię. Marika. Też pięknie. Cholera, szuka-

mniej więcej 15 minutach zlokalizowałem stragan z… muzyką rockową!

łem muzyki, nie żony, ale mimo wszystko dałem jej adres hotelu

To był dla mnie szok – płyty Black Sabbath, Deep Purple itp. Tłoczenia

i ustaliłem godzinę kolacji. O umówionej porze czekałem w hotelowej re-

rumuńskie, wyglądało to jak ruskie piraty u nas na giełdzie. Spojrzałem

stauracji. Była w miarę punktualnie, wyglądała olśniewająco i przyniosła

na sprzedawcę… i omal nie dostałem zawału – tak ślicznej dziewczyny

płyty! Nawet jedną więcej – trzecią płytę Phoenixa!

Fragmentami progresywni.

przypoSiedem

chyba w życiu nie widziałem! Widząc moją głupią minę uśmiechnęła się i spytała o coś, ale po rumuńsku więc moja mina zrobiła się jeszcze głupsza. Zrozumiała! Zaczęliśmy „dyskutować” ręcznie z niewielką pomocą angielskiego i rosyjskiego. Pytała czego szukam, odpowiedziałem że

Phoenix

rumuńskiego hard rocka i progresu z lat 70., będąc pewnym, że ona nic

Cantofabule (1975)

takiego dla mnie nie znajdzie. Ale piękność sięgnęła za siebie i podała mi

Miałem ochotę natychmiast zacią-

trzy… kasety, wskazując na rozklekotany kaseciak z niemym pytaniem czy

gnąć ją do hotelowego pokoju (...bo

słuchamy. Jasne, że słuchamy! Coś mi mówiło, że z nią polubiłbym chy-

tam miałem disc-mana, a nie po to,

ba nawet disco polo... Włączyła. Z rejonów bałkańskich znałem jedynie

o czym pomyśleliście – świntuchy!),

Bijelo Dugme i byłem przekonany, że to był ewenement. Tymczasem to,

ale kolacja kolacją... Rumunia lat

co słyszałem było zaprzeczeniem grawitacji i zdrowego rozsądku! Gitara,

osiemdziesiątych była ciekawym miejscem, a testowanie potraw nawet

flet, bas, skrzypce i perkusja. I do tego rok 1973! W Rumunii! Przygląda-

w hotelach tej klasy było sportem ekstremalnym, zdałem się więc na Ma-

łem się opakowaniu kasety. Phoenix.

rikę. Zamówiła jakieś jadło, ja zamówiłem wino i było pięknie... Nawet bardzo. Przywiozłem więc do domu cztery doskonałe płyty z kraju, w którym

Phoenix

Cei Ce Ne-Au Dat (1973)

spodziewałem się walki z wielkim szczupakiem, sumem lub sandaczem. O progresywnych dźwiękach nawet nie marzyłem.

Już kochałem tę płytę... Genialny mix hard rocka, elementów bałkań-

Finlandia

skiego folku i proga. Spytałem o CD. Niestety, miała tylko kasety. Szkoda, nie miałem już kaseciaka i byłem z tego dumny... Ale jak przyjdę jutro to załatwi mi płytę CD. Przed tym mnie ostrzegano – nie umawiać się ze sprzedawcami „na drugi dzień”, bo z reguły czekała na naiwnego turystę

ponowałem wyższą cenę, ale z dostawą do hotelu. Niesamowite – zgodziła

J

się. A więc kolacja dziś wieczorem! Natychmiast poprosiłem o pozostałe

takich wypraw nie zapominam oczywiście o mojej głównej namiętności

dwie kasety. Pierwsza – to... druga płyta Phoenixa, wydana rok później,

– MUZYCE. Tej damy zdradzić się nie da i każdy sklepik, który oferu-

ponoć równie dobra jak ta której słuchaliśmy. Wyglądało na to, że dziew-

je jakiekolwiek dźwięki jest przeze mnie obwąchiwany dość dokładnie.

czę zna te płyty i wie co mówi.

Tak też było 9 lat temu, podczas wyprawy na szczupaki. Rybska brały wy-

niespodzianka w postaci miejscowego gangu i istniała poważna możliwość powrotu do domu w skarpetkach. Piękna była, ale jej koledzy trochę mniej... Na spotkanie z nimi wyjątkowo nie miałem ochoty, więc zapro-

ako stary wędkarz, często rozsierdzony katastrofalnym stanem polskich rzek i totalnym brakiem ryb, funduję sobie tydzień w Skandynawii żeby odbudować swoje ego i samemu sobie udowodnić,

że pieniądze wydane na sprzęt wędkarski nie poszły na marne. Podczas

śmienicie, ale o 17 było już ciemno, więc wraz z moim kompanem zajmowaliśmy się wówczas innymi, równie odkrywczymi rzeczami – ja mysz-

Phoenix

Mugur De Fluier (1974) ...a druga to coś, co nazywało się

kowałem po okolicznych antykwariatach, a właściwie po ich częściach muzycznych, on zaś zacieśniał tradycyjną przyjaźń pomiędzy naszymi narodami, udowadniając osłupiałym Finom, że bimbru rozcieńczać nie należy i jest to z pożytkiem dla bimbru... Wieczorem zaś mocno zmęczeni spotykaliśmy się w naszym domku i zdawaliśmy sobie nawzajem relację z tego jak minął wieczór. Bywały jednak poranki, w których postronny

Progresiv Tm.

Progresiv TM Dreptul de-a visa (1973)

obserwator uznałby, że to ja mam syndrom dnia poprzedniego, czyli mocno przekrwione i podkrążone oczy, trzęsące się ręce i inne symptomy potwornego kaca. Prawda jednak była inna – o ile mój towarzysz padał

Poprosiłem o włączenie. Od pierw-

w pościel i natychmiast zasypiał, ja często do rana przesłuchiwałem to, co

szych sekund – fantastyczne dźwięki!

udało mi się wygrzebać w owych cudownych sklepikach. A że Skandyna-

biuletyn podProgowy

15


październik-listopad  2011 wia jest potęgą rockową (tyle, że kompletnie nieznaną) przekonałem się

Już w autokarze spotkałem bratnią duszę – przewodnika, pana Wiesia.

już pierwszego dnia, gdy sprzedawca zorientowawszy się czego słucham,

Otóż pan Wiesio przywitał nas grzecznie, opowiadał przez 5 minut czego

przyniósł mi około 50 płyt twierdząc, że to kanon, od którego muszę za-

możemy się spodziewać, po czym ustawił klimę, założył słuchawki na uszy

cząć, a potem da mi resztę. Z głupią miną przeglądałem to co już leżało na

i odpalił jakiegoś samograja. To mnie zaciekawiło. Szybko zamieniłem się

ladzie, a były tam rzeczy nic mi nie mówiące...

miejscami z jakimś znudzonym pasażerem i nawiązałem kontakt z panem

Charlies Buttocs (1970) Ferries Ferris (1971) Haikara Haikara (1972)

Wiesiem. Z wyraźną niechęcią zdjął słuchawki, zapewne przypuszczając, że będę go molestował kretyńskimi pytaniami dotyczącymi wycieczki. Gdy jednak dotarło do niego, że chciałem pogadać o muzyce, której słu-

Charlies, Ferris, Haikara, Kalevala, Oz, Pekka Pohjoja, Wigwam, Tasava-

cha rozpromienił się i już po chwili wiedziałem, że pochodzi z Rzeszowa,

lan Presidentti, Jukka Tolonen i parę innych... Dziś wiem jakie to skarby

jest po rozwodzie (chłop z odzysku...) i kocha psychodelię w każdej posta-

leżały przede mną, ale wówczas nie miałem o tym zielonego pojęcia. Sym-

ci, a najbardziej płyty z końca lat sześćdziesiątych. Ma ich piękny zbiór

patyczny Fin widząc przed sobą kompletnie nieświadomego zapaleńca

i z każdego wyjazdu coś sobie przywozi. Ponieważ wcześniej zeznał, że to

zrobił coś, co nie mieściło mi się w głowie i nie mieści do dzisiaj – zgarnął

jego stała trasa jako przewodnika, zaczynała kiełkować u mnie myśl, że

do mojej torby 30 płyt i powiedział: posłuchaj w domu i przyjdź po week-

w takim razie gdzieś tam musi być jakiś sklepik płytowy... Był. Zwiedza-

endzie. Nie chciał żadnego zastawu, równowartości czy chociaż pasz-

nie zaczęliśmy od niego. Nie miałem najmniejszego pojęcia o izraelskim

portu! Zbaraniałem, ale posłusznie popędziłem do domu i czym prędzej

rocku więc musiałem się zdać na pana Wiesia. Jednym tchem zażądał od

„zapodałem” sobie pierwszą z brzegu płytkę. Trafiła mi się KALEVALA

zaprzyjaźnionego sprzedawcy około dwudziestu płyt. Było z tego pięć:

People no names.

Churhille’s, Tamouz, Jericho, Jericho Jones i Zingale. Nabyłem. Najciekawszą z nich była według Wiesia CHURCHILLE’S.

Kalevala

Churchill’s (1968)

People no names (1972) 1972

rocznik

może

być

usłyszałem

sugerował,

nieźle, nie

że

Jest to faktycznie bardzo fajne psy-

co

chodeliczne granie z dużą ilością

spodziewałem

dziwnych dźwięków. Płyta powstała

ale

tego

się w najśmielszych marzeniach... Od początku ostra jazda – kla-

w 1968 roku i zawierała 10 utworów

syczne hard rockowe zagrywki pomieszane z elementami progresu

utrzymanych w kanonie rocka psy-

z najwyższej póki. Świetny gitarzysta (Matti Kurkinen) buduje klimat

chodelicznego. Nie jest to muzyka, która podnosi mi ciśnienie, ale słu-

ciężkimi riffami, gra fenomenalne sola zarówno na gitarze elektrycz-

cham jej z przyjemnością. Bardzo fajne kompozycje, dobre wykonanie,

nej jak i akustycznej, wtórują mu klawisze (na których gościnnie zagrał

a poza tym już czuć powiew rodzącego się progresywu i hard rocka. Naj-

niebędący w składzie grupy Olli Ahvenlahti) pojawia się flet, a wszystko

silniejszą stroną Churchille’s było niezwykle umiejętne łączenie ciężkiej

trzyma w ryzach genialnie zgrana sekcja rytmiczna (czyli Lido Salonnen

psychodelii z elementami tamtejszego folku. Pojawiają się fajne solówki,

na basie i Markku Luukkonen na perkusji). No i wokal (Harri Saksala)

jeszcze króciutkie, ale mamy świadomość, że już niedługo świat podąży

– pełny, mocny, jakże pasujący do tej muzyki. A sama muzyka? Osiem

w tę stronę. Słychać piętno Beatlesów, czuć klimat Doorsów...

utworów. Każdy wyraźnie inny, a przecież wszystkie w tym samym stylu

Jest coś wciągającego w tej płycie, pierwsze przesłuchanie mocno mnie

– porywająca porcja doskonałej muzy, będącej połączeniem hard rocka

rozczarowało. Jednak za każdym następnym słyszałem coś innego, od-

i rocka progresywnego. Z perspektywy lat i po poznaniu dziesiątek innych

krywałem ją na nowo. Wiem, że na paru moich znajomych podziałała tak

skandynawskich płyt mógłbym zaryzykować twierdzenie, że to na pewno

samo. Płyta jest w Izraelu legendą – widziałem na własne oczy oryginalną

pierwsza piątka skandynawskiego rocka, a fińskiego – pierwsza trójka.

wersję winylową, która mimo nie najlepszego stanu była oferowana za...

Grupa nagrała jeszcze jeden album (Boogie Jungle) w 1975 roku, poprze-

jedyne 1800 dolarów.

dzony zmianami personalnymi i nieco lżejszy, ale pamiętajmy, że takie

Kolejną, znacznie bardziej progresywną pozycją którą posłuchałem było

były tendencje ogólnoświatowe. Niestety, krótko po wydaniu drugiego

Zingale.

krążka, filar i podpora grupy – genialny gitarzysta Matti Kurkinen – zginął w wypadku samochodowym... Miał zaledwie 24 lata. I tak skończyła się historia Kalevali. Świat ich zapamiętał dzięki tej pierwszej, absolutnie genialnej płycie, którą gorąco polecam wszystkim miłośnikom starych, zakurzonych, ale przez to jakże świeżych dźwięków.

Zingale

Peace (1977) To grupa balansująca na krawędzi

Izrael

rocka symfonicznego, jazz-rocka i fusion. Wydali tylko tą jedną, jedyną płytę. Był to ciężki okres w Izraelu, kilku członków zespołu walczyło na wojnie, straciło tam wielu przyjaciół i rodziny więc album był wielkim manifestem antywojennym. Teksty nawoływały do życia w pokoju, co

B

nie było „po drodze” w wojowniczo nastawionym wówczas Izraelu. Rok

15 minutach, a spacer po miejscowych sklepikach nie powiększył moich

zapomniana płyta. I smutnym jest fakt, że przeszło 30 lat od ukazania

zbiorów płytowych, jedynie podniósł mi ciśnienie i sprawił, że pierwszy

się tego wydawnictwa, tematyka jest ciągle aktualna, zwłaszcza w tamtym

raz w życiu zapragnąłem stać się posiadaczem broni palnej.

regionie...

16

ędąc parę lat temu w Egipcie, dałem się wyciągnąć na dwudnio-

po wydaniu tej płyty zespół już nie istniał... A szkoda, bo to co zaprezen-

wą wycieczkę do Izraela. Nie, żebym był zafascynowany Ziemią

towali na Peace to wielki kawał progresu. Słychać tu dalekie echa Opo-

Świętą, ale smażenie się na plaży znudziło mi się po mniej więcej

wieści Topograficznych, przeplatane doskonałymi skrzypcami. Świetna,

biuletyn podProgowy


I decided to go electric all the way

Milesa Davisa szturm na lata 70.


„Niektórzy ludzie czuli wtedy, że próbowałem zrobić zbyt dużo, że próbowałem zrobić zbyt wiele nowych rzeczy. Ale ze mną jest inaczej. To tylko, że w 1973 roku miałem czterdzieści siedem lat, nie znaczyło, że miałem usiąść w jakimś bujanym fotelu i przestać myśleć, jak nadal robić interesujące rzeczy. Musiałem robić to, co robiłem, aby nadal myśleć o sobie jako kreatywnym artyście.”

M

iles Davis to odrębna karta w historii muzyki. Jego twórczość z tzw. okresu elektrycznego także jest czymś absolutnie wyjątkowym zarówno na tle epoki, jak i jego własnych dokonań. Wystarczy rzut oka by pojąć ogrom materiału zarejestrowanego na przełomie lat 60. i 70. przez Davisa. Gdy jednak nadstawi się uszu i wejdzie w świat tej muzyki porazi nas rozmiar twórczej ewolucji Milesa. Weźmy dla przykładu tylko trzy lata, od 1969 do 1971 roku, i trzy płyty: In A Silent Way, Bitches Brew i A Tribute To Jack Johnson. Niewielu artystów przebywa taką drogę w ciągu całego swojego życia. Miles w latach 70. zmieniał się z płyty na płytę. Łączył w swej muzyce jazz, rock, funk i współczesną muzykę klasyczną. Dla wielu to było, i do dnia dzisiejszego pozostaje, nie do ogarnięcia. Najczęstszy, choć niezwykle dziecinny, argument wysuwany przez krytyków tego okresu w twórczości Milesa brzmi: to nie jest jazz. I nie jest. To jest Miles! Kto inny, mogąc np. do końca życia ogrywać kawałki z Kind of Blue, zdecydowałby się na rzucenie tego w diabły i całkowite opowiedzenie się po stronie jazzu elektrycznego i ciągłych eksperymentów, skazując się na poszukiwania „nowego”? Kto inny mógł mieć w poważaniu krytyków i zamiast łatwej drogi usłanej nieustannymi laudacjami wybrać ciernistą ścieżkę rozwijania za wszelką cenę własnej osobowości? Tylko Miles. Prezentujemy poniżej przegląd nagrań Davisa tych prowadzących go do muzyki fusion i tych rozwijających do granic możliwości ten styl. Znajdziecie tu albumy studyjne, koncertowe i wydane po latach tzw. kompletne sesje. Pamiętajcie jednak, że wchodzicie w ten świat na własną odpowiedzialność. Od twórczości Milesa można uzależnić się, jak od twardych narkotyków. Czasem wystarczy przesłuchanie jednej płyty, by nie było już powrotu... Bartosz Michalewski Jacek Chudzik


październik-listopad  2011

albu stu dyj ne

my

Psychodelizująca okładka to tylko pozory. Mi-

syfikacją wynika głównie z tego, iż nie sposób

les In The Sky to jazzowy album, zawierający w

odnośnie artysty nieustannie ewoluującego na-

ilości homeopatycznej niektóre elementy, któ-

kreślić limes – odtąd dotąd.

re już za dwa lata staną się filarami twórczości

In a Silent Way jest rozwinięciem stylu z Fil-

Davisa. Mimo wszystko warto posłuchać. Nie-

les de Kilimanjaro, z całym jego mocno zako-

zwykle przyjemna rzecz. Według niektórych –

rzenionym w jazzowej tradycji otwarciem na

niedoceniana perełka. (JCh)

nowoczesność. Nowością było głównie szerokie zastosowanie gitary (John McLaughlin), oraz potrójne elektryczne klawisze (Corea–Han-

Filles de Kilimanjaro (1969)

cock–Zawinul), co łącznie pozwoliło zbudować epatujący mrokiem groove. Jednocześnie linie

Ten nagrywany wiosną 1968 roku, a wydany w

perkusji (Tony Williams) są dość delikatne,

1969 album to pożegnanie drugiego wielkiego

dzięki czemu zespołowi udało się wytworzyć

kwintetu Milesa (a wraz z nim pewnej epoki)

nastrój subtelny, medytacyjny, a zarazem pe-

i ostatnia prosta przed In A Silent Way. Inten-

łen napięcia przechodzącego niemal w agresję. Ta

sywna, natchniona wręcz gra Tony’ego Wil-

mieszanka tworzy muzykę absolutnie unikatową.

liamsa, mocno zaznaczona rola elektronicznych

Niemniej jednak trudno ukryć, że In a Si-

klawiszy (zwłaszcza w dwóch utworach z Chic-

lent Way było dziełem dosyć zachowawczym.

kiem Coreą) i Miles – chwilami nostalgiczny

W tym samym 1969 roku ukazało się wiele al-

i wyciszony, chwilami pełen mocy zwiastującej

bumów śmiało łączących jazz z rockiem (Soft

Tu zaczyna się elektryczny Miles. To jeszcze nie

prawdziwą erupcję na A Tribute to Jack John-

Machine – Third, The Tony Williams Lifetime

jazz-rock, daleko do tego, co niebawem świat

son.

– Emergency!, John McLaughlin – Extrapo-

pozna jako fusion, niemniej album ten wart jest

Cały album, który zdobi jedna z piękniejszych

lation i wiele innych), wobec których dzieło

uwagi z kilku względów. Przede wszystkim dla-

okładek jakie znam, jest poniekąd dedykowany

Davisa uznać należy, za co najwyżej zerkający

tego, że jest bardzo dobry. Z punktu widzenia

Betty Marby, artystce R&B i nowej żonie Davi-

w stronę młodzieży jazz. Bo rocka nie ma tu nie-

rozwoju kariery i myśli twórczej Davisa wspo-

sa. To ona stała się inspiracją dla Milesa i zwró-

mal w ogóle. (BM)

mnieć należy o pojawieniu się w instrumenta-

ciła jego uwagę na szybko rozwijającą się mu-

rium jego zespołu elektrycznego pianina (Her-

zykę popularną, na artystów takich, jak James

bie Hancock; o czym jednak łatwo się zapomina

Brown, Jimi Hendrix i Sly Stone. Wpływ ten

bas Rona Cartera też jest tu już wzmacniany

w perspektywie następnych płyt jest nie do

elektrycznie). Jaskółka nowej ery to dopiero,

przecenienia. Tu jednak wciąż jesteśmy na po-

ale niezwykle ważna. Kolejnym krokiem w jej

czątku drogi. Czuć, że zaraz coś się wydarzy.

Miles In The Sky (1968)

Tego, co zrobiliśmy na Bitches Brew, nie można nawet zapisać tak, aby mogła to zagrać jakaś orkiestra. Bitches Brew (1970)

stronę było zaproszenie do udziału w sesjach

Z muzyki Filles de Kilimanjaro już bardzo na-

nagraniowych gitarzysty. George Benson to nie

macalnie wyłania się „nowe”, dalej jednak jest

John McLaughlin, a w dodatku pojawia się wy-

to, co prawda elektryczny, ale przede wszystkim

Niemal natychmiast po ukazaniu się In a Silent

łącznie w jednym kawałku, ale znamienny ten

jazz. Nie zmienia to faktu, że Filles to płyta po

Way Davis rozpoczął pracę nad kolejnym albu-

fakt trzeba odnotować.

prostu cudowna i – uważajcie – uwodzicielska.

mem. Sesje do Bitches Brew rozpoczęto jeszcze

Płytę otwiera utwór o znamiennym tytule –

(JCh)

w 1969 roku. Jednak tym razem Miles znacznie

Stuff. Jest to nie tylko literalna zapowiedź „nowej rzeczy” w muzyce Milesa, ale także niezwykle ciekawa, rozlana na blisko 17 minut,

śmielej zapuścił się w świat rocka – ale nie tylko, bowiem słychać tu inspiracje zarówno jaz-

In A Silent Way (1969)

zową awangardą, jak i dwudziestowieczną mu-

kompozycja, która przywodzić może na myśl

zyką klasyczną. Armia muzyków zaproszonych

niektóre późniejsze, trwające niemal w nie-

Wydany w 1969 roku In a Silent Way uważany

do studia zagrała szereg jamów, które później

skończoność kawałki Davisa. Stuff to drogo-

jest za pierwsze w pełni udane połączenie jazzu

zostały pocięte i na nowo zmontowane przez

wskaz i prapoczątek Milesowego fusion.

i rocka w karierze Milesa. Problem z taka kla-

producenta Milesa, Teo Macero. Ten dziwny

Miles In The Sky (1968)

Filles de Kilimanjaro (1969)

In A Silent Way (1969)

Bitches Brew (1970)

A Tribute to Jack Johnson (1971)

A. 1. Stuff (Miles Davis) (16:58), 2. Pa-phernalia (Wayne Shorter) (12:36) B. 1. Black Comedy (Tony Williams) (7:25), 2. Country Son (Miles Davis) (13:49) Czas: 50:51

A. 1. Frelon Brun (Brown Hornet) (5:39), 2. Tout de Suite (Right Away) (14:07), 3. Petits Machins (Little Stuff) (8:07) B. 4. Filles de Kilimanjaro (Girls of Kilimanjaro) (12:03), 5. Mademoiselle Mabry (Miss Mabry) (16:32) Czas: 56:30 Wydany: 1968, Zarejestrowany: 19–21 Czerwca, 24 września 1968 w Columbia 30th Street Studio, New York, Wytwórnia: Columbia/Legacy, Producent: Teo Macero

A. 1. Shhh/Peaceful (Miles Davis) (18:16) [Shhh (6:14), Peaceful (5:42), Shhh (6:20)]; B. 2. In a Silent Way/It’s About That Time (Joe Zawinul, Miles Davis) (19:52) [In a Silent Way (Joe Zawinul) (4:11), It’s About That Time (Miles Davis & Joe Zawinul) (11:27), In a Silent Way (Joe Zawinul) (4:14)] Wydany: 20 lipca 1969,Zarejestrowany: 18 lutego 1969, CBS 30th Street Studio B, New York, Wytwórnia: Columbia Producent: Teo Macero

A. 1. Pharaoh’s Dance (Joe Zawinul) (20:00); B. 2. Bitches Brew (26:59) C. 3. Spanish Key (17:29), 4. John McLaughlin(4:26) D. 5. Miles Runs the Voodoo Down (14:04), 6. Sanctuary (Wayne Shorter) (10:52) Wydany: kwiecień 1970, Zarejestrowany: 19–21 sierpnia 1969, 28 stycznia 1970, 30th Street Studio, New York Wytwórnia: Columbia/Legacy Producent: Teo Macero

A. Right Off (26:53) B. Yesternow (25:34) Czas: 52:26 Wydany: 24 lutego 1971 Zarejestrowany: 18 lutego i 7 kwietnia 1970 30th Street Studio (New York, New York) Wytwórnia: Columbia/Legacy Producent: Teo Macero

Wydany: 1968; Zarejestrowany: 16 stycznia i 15-17 maja 1968, Columbia Studio B, New York; Wytwórnia: Columbia/Legacy Producent: Teo Macero

biuletyn podProgowy

19


październik-listopad  2011 jak na tamte czasy i jak na muzykę jazzową

kapitalny, ale też stosunkowo łatwy w odbiorze.

eksperyment zaowocował powstaniem płyty

Żaden fan rocka nie powinien się go bać. Powi-

zjawiskowej! Mrocznej, dusznej, rockowo ener-

nien za to znać go na pamięć.

getycznej, ale też nieporównywalnie bardziej

O Hołdzie dla Jack Johnsona szerzej przeczyta-

od rocka intelektualnej, zawieszonej gdzieś

cie w poprzednim numerze Biuletynu podPro-

pomiędzy Hendriksem, a Pendereckim, ultra-

gowego (wrzesień 2011). (JCh)

nowoczesnej – wybitnej. Większy niż dotychczas dynamizm pozwolił muzyce Davisa wrócić do jej afrykańskich korzeni. Głęboko transowy

On the Corner (1972)

Bitches Brew sprzedawało się szybciej, niż jakikolwiek inny z moich albumów. [...] Wszyscy byli podekscytowani ponieważ wielu młodych fanów rocka kupowało ten album i rozprawiało o nim. przebojowości. Ale czy można dwudziesto, czy

rytm Bitches Brew wprowadził Milesa w świat

blisko trzydziestominutowe kawałki zamienić

rocka, chociaż paradoksalnie dopiero kolejny

Miles Davis skierował się w stronę fusion nie

w hity list przebojów?

jego album A Tribute to Jack Johnson będzie

bez powodu. Oprócz względów artystycznych,

Utwory zawarte na Big Fun zarejestrowano

wydawnictwem rzeczywiście rockowym.

niezwykle ważne były w tym wszystkim wzglę-

podczas różnych sesji w latach 1969-1972 i zno-

Swoją drogą to fantastyczne, że prawie pięć-

dy rasowe. Otóż Miles chciał być dla czarnych

wu otrzymujemy coś nowego, coś innego Dwie

dziesięcioletni Miles Davis był w stanie nagrać

amerykanów tym, kim dla ich białych rówieśni-

z czterech kompozycji wypełniających oryginal-

jedno z najwybitniejszych swych arcydzieł.

ków byli Morrison, Lennon czy Dylan. To stąd

ne wydawnictwo (Great Expectations i Lonely

Samo to pokazuje, jak wielka jest różnica klasy

wzięła się jego fascynacja Hendriksem i Sly Sto-

Fire) mają transowo-medytacyjny nastrój. Cha-

między nim, a gwiazdami rocka... (BM)

nem. Jednakże psychodelicznej, awangardowej

rakteryzuje je także wykorzystanie „indyjskich

muzyki, którą grał przychodzili słuchać głównie

instrumentów” jak np. elektryczny sitar, czy

biali intelektualiści. Davis chcąc to zmienić

tabla. Jak ważny w tym okresie dla Davisa był

zwrócił się w kierunku funku...

rytm niech świadczy, że aż trzy osoby są tu od-

Tak w 1972 narodziło się On the Corner i roz-

powiedzialne za grę na perkusji i instrumentach

Najbardziej rockowy album Davisa. Bez dwóch

wijany w kolejnych latach przez Milesa fu-

perkusyjnych. Dwa pozostałe utwory brzmią już

zdań. Niestety, w przeciwieństwie do Bitches

sion–funk. Nowa muzyka do czarnej młodzieży

odrobinę bardziej znajomo – często grane na

Brew, komercyjny niewypał. Ta porażka bardzo

jednak nie dotarła. Zapewne dlatego, że w Da-

koncertach Ife oraz, naznaczone duchem płyty

zabolała Milesa, który chciał swoją muzyką do-

visie bojownik przegrał z artystą. Miles inspiro-

A Tribute to Jack Johnson, Go Ahead John,

trzeć do młodzieży, chciał ją porwać, na nowo

wał się tutaj nie tylko Jamesem Brownem, ale

którego ozdobą (obok poszatkowanej w studiu

oczarować jazzem – tym nowym, skoligaconym

i Stockhausenem, co doprowadziło go do stwo-

perkusji Jacka DeJohnette) jest partia solowa

z rockiem.

rzenia chyba najbardziej awangardowej płyty w

Johna McLaughlina – dla jednych nienadająca

Tylko dwa utwory wypełniają tę płytę. Pierwszy,

swojej karierze.

się do słuchania, dla innych definiująca ekspe-

Right Off, to fascynujący jam, z całym mnó-

On the Corner to album trudny, który otwiera

rymentalną i psychodeliczną grę na tym instru-

stwem zaskakujących i porywających momen-

się przed słuchaczem po wielu przesłuchaniach,

mencie.

tów. Niezwykle agresywna gra Davisa, mocne

czasami wręcz po latach. Dlatego często jest

Przy okazji Big Fun, a w szczególności w kon-

wejście Herbiego Hancocka, ogrywany przez

niedoceniany, a jeszcze częściej budzi wśród fa-

tekście Go Ahead John, wypada wspomnieć

Johna McLaughlina Jack Johnson Riff, czy roz-

nów mocne kontrowersje. (BM)

o osobie niezwykle ważnej dla całego omawia-

A Tribute to Jack Johnson (1971)

nego tu okresu twórczości Milesa. Teo Macero,

szalała końcówka – to tylko kilka elementów, które zostaną w głowie na zawsze, choćby po jednym przesłuchaniu tego kawałka. A przecież

bo o nim mowa, był producentem wszystkich

Big Fun (1974)

tych nagrań, człowiekiem, który stworzył w studiu warunki odpowiednie dla Davisa, i który

jest jeszcze choćby mocny, „pociągowy” rytm, urzekająca partia solowa młodziutkiego Steve-

Drugi po Bitches Brew podwójny album stu-

z tego studia uczynił dodatkowy instrument.

’a Grossmana, czy wklejki Teo Macero pocho-

dyjny Milesa. Jest to też drugie wydawnictwo,

To on jest odpowiedzialny za wszystkie „efekty

dzące z sesji do In The Silent Way. Po mocnym

po On the Corner, w zamyśle Davisa adreso-

specjalne”, nierzadko także ostateczny kształt

początku, odrobinę spokojniejsza druga część

wane do czarnej młodzieży. Tym razem mamy

tych utworów jest dziełem jego umiejętności

albumu – Yesternow... ale to mus posłuchać.

do czynienia z materiałem o wiele łatwiejszym

i inwencji. Miles mu ufał, doceniał jego pracę

A Tribute to Jack Johnson to album nie tylko

w odbiorze, ale wciąż daleko mu to zwiewnej

i był w stanie powierzyć mu swoją twórczość.

On the Corner (1972)

Big Fun (1974)

Get Up With It (1974)

Water Babies (1976)

albu

my A. On the Corner / New York Girl / Thinkin’ One Thing and Doin’ Another / Vote for Miles (19:55), Black Satin (5:16) B. One and One (6:09), Helen Butte / Mr. Freedom X (23:18) Czas: 54:39 Wydany: 11 października 1972 Zarejestrowany: 1-6 czewrca i 7 lipca 1972, Columbia Studio, New York Wytwórnia: Columbia/Legacy Producent: Teo Macero

20

A. Great Expectations (Davis, Zawinul) (27:23), Great Expectations (Davis, Zawinul) (13:34), Orange Lady (Zawinul) (13:49); B. Ife (Davis) (21:34); C. Go Ahead John (Davis) (28:27); D. Lonely Fire (Davis) (21:21) Czas: 98:45 Wydany: 19 kwietnia 1974 Zarejestrowany: 19 i 28 listopada 1969; 6 lutego 1970; 3 marca 1970 i 12 czerwca 1972, Columbia Studios B, New York Wytwórnia: Columbia Producent: Teo Macero

A. He Loved Him Madly (1974) (32:05) B. Maiysha (1974) (14:49), Honky Tonk (1970) (5:54), Rated X (1972) (6:49) C. Calypso Frelimo (1973) (32:10) D. Red China Blues (1972) (4:10), Mtume (1974) (15:12), Billy Preston (1972) (12:35) Czas: 123:52 Wydany: 22 listopada 1974 Zarejestrowany: maj 1970 - październik 1974, Columbia Studios, New York Wytwónia: Columbia/Legacy Producent: Teo Macero

A. Water Babies (Wayne Shorter) (5:06), Capricorn (Wayne Shorter) (8:26), Sweet Pea (Wayne Shorter) (7:59); B. Two Faced (Wayne Shorter) (18:00), Dual Mr. Tillmon Anthony (Miles Davis, Tony Williams) (13:20) Czas: 53:05 Wydany: 2 listopada 1976 Zarejestrowany: 7, 13, 23 czerwca 1967, 11-12 listopada 1968, Columbia Studio B, New York Wytwórnia: Columbia/Legacy Producent: Teo Macero

stu dyj ne biuletyn podProgowy


październik-listopad  2011

Ale cała ta muzyka była inna i to sprawiło wiele problemów wielu krytykom. Krytycy zawsze lubili wszystkich szufladkować [...]. Nie lubią zbyt wielu zmian, ponieważ wtedy muszą się wysilać, aby zrozumieć to, co robisz. Gdy zacząłem zmieniać się tak szybko, mnóstwo krytyków zaczęło mnie lekceważyć...

60., najwyraźniej nie został uznany za dosta-

To jest fusion w pełnym tego słowa znaczeniu.

tecznie dobry i nie trafił wówczas na osobną

Na Live-Evil słychać funk, awangardę, free jazz,

płytę długogrającą. I tak powinno właściwie

świetne gitary i egzotyczne instrumenty, jak

pozostać na wieki wieków, bowiem w przypad-

elektryczny sitar (Khalil Balakrishna). To wspa-

ku Milesa nie było powrotów, nie było powtór-

niała i niezwykle bogata rytmicznie muzyka.

nego wchodzenia do tej samej rzeki. W latach

Nie jest to już Bitches Brew ani jeszcze On The

70. muzyka Davisa drastycznie różniła się od tej

Corner, ale dlatego tym bardziej trzeba tej płyty

z końcówki poprzedniej dekady, a zatem po-

posłuchać.”

mysł by wydać album stylistycznie zbliżony

Tak o koncertówce Live-Evil pisał Krzysztof

do Miles In The Sky czy Filles de Kilimanjaro

Pabis. Pełną jego recenzję tego wyjątkowego

w chwili, gdy publiczność poznała już nie tylko

albumu znajdziecie w tegorocznym numerze

Bitches Brew, ale i On The Corner uznać trzeba

wakacyjnym Biuletynu podProgowego (lipiec-

Macero stał się dla niego w tym okresie kimś

za poroniony.

-sierpień 2011). (BM)

takim, jak Gil Evans wcześniej, albo Marcus

Do tego dodać należy, że sprzedawanie w tym

Miller w latach 80. (JCh)

wypadku archaicznej muzyki z okładką sugerującą, że zawartość krążka może być zbliżona

Get Up With It (1974)

do On The Corner zakrawa na zwykłe oszustwo. (JCh)

Ostatni studyjny album Davisa z lat 70. i znowu – dwupłytowe wydawnictwo złożone z zarejestrowanego w różnych latach materiału (19701974). Jak zauważa David Liebman, członek zespołu Milesa w tamtym okresie, jest to swoiste podsumowanie jego dokonań z lat 70. Warto jednak dodać, że Get Up With It jest albumem

Miles Davis in Concert: Live at Philharmonic Hall (1973)

wyjątkowym, bardzo osobistym. To tu do głosu doszedł ból Milesa – ten fizyczny (wypadek samochodowy, kłopoty zdrowotne) i ten związany ze sferą psychiczną (rozczarowanie brakiem

Nie ma takiego artysty, który tworzyłby wyłącz-

zrozumienia dla jego nowej muzyki i skłócenie

nie arcydzieła. Tym bardziej nie istnieje muzyk,

się ze światem muzycznym, aresztowanie, pro-

którego każdy występ byłby natchniony. Ten

blemy z narkotykami...).

dwupłytowy zapis koncertu, który grupa Mile-

W porównaniu z On the Corner czy Big Fun al-

sa Davisa dała w Sali nowojorskiej Filharmonii

bum ten jest bardziej zróżnicowany. Tym co będzie wspólnym mianownikiem dla wszystkich kompozycji jest nie tyle duszny, co ciężki, pogrzebowy wręcz klimat. Ojcem chrzestnym Get Up With It ponownie został Stockhausen, którego koncepcją muzyki jako procesu Davis interesował się w tym czasie. Częstokroć kompozycje zdają się nie mieć ani początku, ani końca,

albu kon cer towe

my

we wrześniu 1972 zdecydowanie do wybitnych nie należy. Co jednak nie znaczy, że kompletnie brak mu zalet. Z jednej strony trzeba zwrócić uwagę na wyjątkowe skupienie się zespołu na rytmie. Miles na ogół tak nie grał, stąd omawiane wydawnictwo można uznać za niezwykłe. Problem polega na tym, że muzykom chyba nie do końca wszystko

ograniczone zostały partie solowe (nawet Mile-

wyszło. Z tych dwóch krążków tylko strona trze-

sa), a ważniejsza od nich wydaje się struktura

cia robi dobre wrażenie. Dwudziestoośmiomi-

rytmiczna oraz utrzymywanie jednostajnego

nutowa wersja Ife należy do najlepszych jakie

nastroju. Najlepszym przykładem będzie He

Davis zagrał i jej skrajna jednostajność brzmi

Loved Him Madely (dedykowany pamięci Du-

fenomenalnie, a efekt końcowy jest piorunu-

ke’a Ellingtona) – trwający 32 minuty mono-

jący. Niestety pozostała część materiału (czyli

tonny żałobny kolos, w którym na dźwięki trąb-

niemal trzy czwarte albumu) jest po prostu

ki przyjdzie nam poczekać do połowy utworu.

nudna.

Get Up With It to album wyjątkowy, niezbyt

Muzyka improwizowana ma to do siebie, że jak

łatwy w odbiorze, nawet męczący. Ale jedno-

na jej twórców w danym momencie spłynie ła-

cześnie to fascynująca muzyczna przygoda,

ska Boża to grają jak natchnieni, ale jeżeli nie

niezwykle emocjonalne pożegnanie Milesa

spłynie, to robi się nudno. W Philharmonic Hall

z dekadą fusion i dzieło, z którym bezwarunko-

Milesowi i jego ekipie zabrakło ducha. Dlatego

wo trzeba się zmierzyć. (JCh)

Water Babies (1976)

Live-Evil (1971) „Jest to płyta, która ukazała się tuż po przełomowym albumie Bitches Brew. W począt-

Jest to bodaj jedyny album z elektrycznego

kowym zamierzeniu miała być ona jego kon-

okresu Davisa, którego nie sposób polecić ni-

tynuacją, ale jak to z Davisem bywa, sprawy

komu. Materiał nagrany został w końcówce lat

potoczyły się już w nieco innym kierunku. [...]

biuletyn podProgowy

album warto posłuchać wyłącznie dla genialnego Ife. Rzecz tylko dla fanów. (BM)

Tak wiele nagrywałem w tamtym czasie, że po prostu zapomniałem wiele z tego... 21


październik-listopad  2011 Ta muzyka jest ciężka i baśniowa, fascynująca i rozlazła. Dwa ponad czterdziestominutowe utwory przytłaczają swoim rozmiarem, ale jednocześnie ich treść już tak przytłaczająca nie jest.

...mniej więcej w tym czasie, zacząłem sobie uświadamiać, że większość muzyków rockowych nie wiedziało nic o muzyce. Wraz z In a Silent Way, od roku 1969, zaczął się dla mnie wspaniały, kreatywny czas. Płyta ta otworzyła w mojej głowie mnóstwo muzyki, która potem wychodziła przez następne cztery lata.

Dark Magus: Live at Carnegie Hall (1977)

miejscu muszę uznać za najlepszy. I w drugą stronę – płytę mogę uwielbiać, natomiast box do niej uznać za słaby. I tak jest niestety w wypadu In a Silent Way.

Davis w latach 70. stworzył swój własny gatunek muzyczny. Gatunek ten w dodatku ewolu-

Warto zwrócić uwagę, że na Pangaei oprócz

Trzypłytowe wydawnictwo zawiera tak napraw-

ował tak często i tak znacznie, że niemal każdy

Milesa jedynym rasowym jazzmanem jest sak-

dę dwa krążki z materiałem z Filles de Kili-

album Mistrza to osobny w tym gatunku nurt.

sofonista/flecista Sonny Fortune. Sprawia to,

manjaro, Water Babies i oczywiście In a Silent

Nie inaczej jest tutaj.

że zawarta na niej muzyka znacząco odbiega od

Way, ale poza podmiotowym albumem dokład-

W

Carnegie Hall zagrało trzech gitarzystów

konwencji jazzowej. To raczej wielkie jam ses-

nie tym samym, nie żadnymi wersjami alterna-

i ani jeden klawiszowiec. Jest osobny perkusista

sion, w którym każdy własnym głosem opowia-

tywnymi! Poza tym materiał dotychczas nie-

i osobny facet od przeszkadzajek. Są dwa sakso-

da fragment własnej historii. I dlatego nie jest

znany zmieściłby się na jednym CD. I naprawdę

fony, jest jednostajnie plumkający bas i wresz-

to w gruncie rzeczy ani jazz, ani funk, ani rock,

ciężko mi się pogodzić z tym, że właśnie jako

cie jest Davis, który coraz rzadziej jest w swoim

ani europejska muzyka klasyczna, chociaż po-

jednej płyty tego nie wydano. Tym bardziej,

zespole trębaczem, a coraz częściej dyrygentem.

siada Pangaea cechy ich wszystkich.

że te kilka nieznanych utworów jest naprawdę

To naprawdę dziwny skład i nietypowa muzyka.

Rzadko powstają takie płyty, w dodatku tak

znakomitych.

Dark Magus to świetna nazwa dla tego koncer-

piękne. To jest mój ulubiony spośród live al-

tu. Muzyki tak mrocznej, dusznej, wręcz nama-

bumów Milesa. Gorąco go każdemu polecam.

The Ghetto Walk, Early Minor, Ascent czy

calnie gęstej Davis nigdzie indziej nie grał. Tym

(BM)

wreszcie studyjne wersje znanego z licznych

bardziej, że Czarny Mag to nie jest awangarda,

koncertów Directions to znakomita muzyka,

jak niby równie mroczne, cztery lata starsze na-

która spokojnie można było od razu wydać

grania z Fillmore West. To po prostu funkowa

jako pełnoprawny album tak, jak wydano Big

łaźnia, absolutnie przeładowana dźwiękiem, ale

Fun czy nieporównywalnie słabsze Water Ba-

przy tym prawdziwie genialna.

bies. Niestety układ płyty jest nieprzemyślany,

Ten album nie brzmiał tak, jak Miles chciał.

co sprawia, że box nie stanowi całości, przez

Trzeci gitarzysta Dominique Gaumont zbyt mocno wychodził przed szereg i pchał się na pierwszy plan, co Davisa ewidentnie wkurzało. Tylko że paradoksalnie właśnie dzięki tym przepychankom album nabrał tak niezwykłego charakteru. O tym koncercie nie ma sensu opowiadać,

albu se

my je s

co słuchanie go jednym cięgiem wydaje się nie mieć szczególnego sensu. (BM)

The Complete Bitches Brew Sessions Ten box obejmuje materiał z płyt Bitches Brew,

trzeba go po prostu usłyszeć, bo czegoś takie-

Big Fun... i w zasadzie niewiele ponad to. Oso-

go – zapewniam – nie można usłyszeć nigdzie

ba posiadająca rozszerzoną o utwory bonusowe

indziej. Jazda obowiązkowa! (BM)

wersję Big Fun razem z Kompletnym BB pozna zaledwie kilka krótkich, niewyróżniających się

Pangaea (1975)

The Complete In a Silent Way Sessions (2001)

szczególnie kawałków. Na szczęście szklanka jest pusta tylko do połowy. Omawiany box ma jeden ogromny atut: wspaniale słucha się go jako całości. Bardzo lu-

Tytuły albumów Milesa bywają zadziwiająco

Z tymi kompletnymi sesjami Milesa jest tak,

bię od czasu do czasu zapełnić sobie popołudnie

trafione. Pangea – prehistoryczny megakon-

że raczej nie są to żadne sesje, tylko składanki

tymi czteroma płytami. Układ materiału – od

tynent. Skojarzenia, które nasuwają mi się

z materiałem z danego okresu – w tym konkret-

mocnych energicznych utworów z Bithces Brew

w związku z nią to monumentalizm, ogrom, wy-

nym wypadku z okresu In a Silent Way. Oczy-

przez rzężące sitarem Big Fun, aż po te coraz

wołana tym ogromem ciężkość, czy wręcz ospa-

wiście tego typu wydawnictwa przeznaczone są

spokojniejsze i bardziej przytłumione tworzy

łość. I zasadniczo taka jest ta płyta, chociaż pły-

wyłącznie dla maniaków, ale jako że poznając

wspaniałą całość.

nący z niej nastrój przytępienie wynika raczej

muzykę Davisa dość łatwo wpaść w manię boxy

Pytanie tylko, czy dla tej przygody warto wydać

z narkotycznego wyczerpania, które niebawem

te znajdują wielu odbiorców.

kilkaset złotych. Niewątpliwie tylko najwięksi

po jej nagraniu (czyli po zakończeniu trasy ja-

O ich ogromnej wartości najlepiej świadczy

maniacy mogliby się na taki krok zdecydować...

pońskiej A.D. 1975) zatamowało karierę Milesa

fakt, że wcale niekoniecznie The Complete Ses-

(BM)

na pięć lat.

sions z albumu, który jest u mnie na pierwszym

22

biuletyn podProgowy


październik-listopad  2011 The Complete Jack Johnson Sessions (2003)

sownie, przez co fantastycznie słucha się tego boxu jako całości. Właściwie najsłabszymi utworami tutaj... są kawałki

Wydawnictwo to jest rzeczywiście tym, za co się

znane z On the Corner. Nawet ich alternatywne wer-

podaje – kompletną sesją do Jacka Johnsona.

sje są od oryginałów lepsze, bardziej energetyczne

I z jednej strony mamy tutaj ogrom nowego materiału,

i mocniej brzmią. Te niespełna siedem godzin muzy-

który jest kapitalny, czasem tak rockowy, że wywra-

ki przepięknie opisuje okres, po którym Davis przez

ca nasz obraz Milesowego fusion do góry nogami, ale

wiele lat nie wszedł juz do studia. Album, do którego

z drugiej strony... Dostajemy do ręki pięć płyt CD

to wydawnictwo się odnosi z jednej strony blednie,

prawie w stu procentach wypełnionych skrawkami

ale z drugiej nabiera blasku. Naprawdę trudno zrozu-

i alternatywnymi wersjami wyciągniętymi ze studyj-

mieć o co w On the Corner chodzi bez przestudiowa-

nej szafy.

nia tej niby Kompletnej sesji (obejmującej nagrania

Nie jestem w stanie słuchać tego boxu jako całości.

z przeciągu trzech lat: 72 -75).

I ciężko mi uwierzyć, że znalazł się ktokolwiek, kto dla

Jest to chyba jedyny z pięciu davisowskich boxów,

własnej przyjemności miałby ochotę zapuścić sobie

które byłbym skory polecić każdemu. Zdecydowanie

na przykład sześć trochę różnych wersji utworu Wil-

warto znać. (BM)

lie Nelson pod rząd. Nie da się tego słuchać. Trzeba wyławiać pojedyncze numery i robić sobie swoje wła-

The Cellar Door Sessions (1970)

sne składanki. Tym samym najwygodniejszy w użyciu jest... box w formacie mp3. Nie żebym zachęcał

Cellar Door to pełny zapis koncertów ekipy Davisa

do piractwa, ale naprawdę, ten rewelacyjny przecież

w Waszyngtonie. To, co czyni omawiane wydawnictwo

materiał podany został w formie tak niestrawnej, że

tak niezwykłym jest przede wszystkim udział Keitha

wydawcy sami będą sobie winni, jeśli słuchacze zdecy-

Jarretta grającego na elektrycznych klawiszach Fen-

dują się na zakup pojedynczych kawałków.

dera (których szczerze nienawidził woląc akustyczne

Rzecz jasna samej muzyki, którą Kompletny Jack

brzmienia), którego cztery bardzo awangardowe im-

Johnson oferuje nie da się nie chwalić. Mamy do czy-

prowizacje są chyba największą ozdobą tego boxu .

nienia z kapitalnym w pełni jazz-rockowym graniem

Mamy tutaj sześć dysków mrocznego grania, naj-

– czasem dalece bardziej rockowym niż to, co osta-

bliższego chyba temu, co znamy z live albumu Black

tecznie trafiło w 1971 roku na płytę, pełne elementów

Beauty: Live at the Fillmore West. Koncerty Milesa

funkowych, które zarysowane są tutaj znacznie wyraź-

z przełomu Bitches Brew i Jacka Johnsona charak-

niej niż w Right Off i Yesternow. Utwory takie jak Ali,

teryzowały się wyjątkowym brudem i bardzo ciężkim

czy Duran powalają na kolana, to jedne z najlepszych

klimatem. W zasadzie znając ten materiał wyłącznie

jazz-rockowych numerów jakie kiedykolwiek słysza-

ze studia trudno dociec w jaki sposób Davis przeszedł

łem. Tylko, na litość Boską, czy naprawdę nie dało się

od jednego stylu do drugiego. Tutaj słyszymy pełną po

wybrać z nich najciekawszej wersji, albo z kilku róż-

miedzy nimi łączność, absolutnie dokładne ich ze sobą

nych zmontować jednej?

zlanie powiększone dodatkowo o pierwiastek funko-

Reasumując – box jest znakomity muzycznie, daje

wy, który coraz głębiej zaczynał wciągać Milesa.

ogromny wgląd w pracę twórczą i rozwój Milesa w tym

The Cellar Door Sessions ma, obok Sesji do

okresie, ale jako całość jest nieprzemyślany i bardzo

On the Corner największą liczbę zwolenników

wiele z tego powodu traci. (BM)

i chociaż jest chyba zbyt awangardowe aby polecać ją

The Complete On the Corner Sessions (2007)

wszystkim w ciemno, to jednak myślę, że miłośników fusion powinno co najmniej zainteresować. (BM)

Zdecydowanie najlepszy ze wszystkich tych boxów!

wszystkie cytaty pochodzą z książki: Miles Davis, Ja,

6 CD na których pełno jest materiału nieznanego ani

Miles, tłum. T. Tłuczkiewicz, Łódź 1993.

z On the Corner, ani z Get Up With It, ani z Big Fun, który jest znakomity, a przy tym ułożony bardzo sen-

Zapraszamy na...

ProgRock.org.pl

serwis rocka progresywnego.

biuletyn podProgowy

23


Niemcy: Jazz-rock z nadreńskiego kraju Niemieckie jazz-rock i fusion to, jak zwykle w przypadku naszych zachodnich sąsiadów, gigantyczny obszar. Z całego tego bogactwa spróbowałem wybrać – oczywiście na dość subiektywnych zasadach – dziesiątkę zespołów szczególnie znakomitych, takich, które na tle bardzo dobrej sceny niemieckiej świeciły szczególnym blaskiem. Bartosz Michalewski


październik-listopad  2011

Aera

nikogo, kto choć przez moment zagłębiał się

Missus Beastly

w świat progresywnej drobnicy. Świetna płyta, Kłamstwem byłoby stwierdzenie, że monachijski zespół to jazz-rock i kropka. Niemiecka muzyka z ery dla rocka progresywnego kla-

straszna szkoda, że tylko jedna.

Kolejny z gigantów tej sceny. Zespół zaczynał swą karierę od typowego dla Niemców hippi-

Dzyan

sowskiego jamowania i tak naprawdę o jazz-

sycznej cechuje się wyjątkowym eklektyzmem.

-rocku można w ich wypadku mówić od drugiej

Tym prawdziwie jazzrockowym dokonaniem

Krautrock, fusion, muzyka etniczna. Z takiej

płyty Missus Beastly (2), wydanej aż cztery

Aery jest ich debiutancki album Humanum est

mniej więcej mieszanki powstał Dzyan. W ich

lata po debiucie, w 1974 roku. Dwójka, będą-

(1975). Niby nic nas tutaj nie zaskakuje – ot,

graniu słuchać zarówno wschodnią duchowość,

ca wizytówką zespołu leży dokładnie pomiędzy

jeszcze jedna rockowa kapela zainspirowana

jaki i kanciaste łojenie grup z pogranicza rocka

krautrockiem i jazzem. Po jej nagraniu zespół

jazzem. Rzecz w tym, że jak się zejdzie kilku

i jazzu jak King Crimson (ery Larks Tongues in

zdecydowanie opowiedział się po stronie jazzo-

chłopa i zaczynają jamować, to albo ich ponie-

Aspic) i Mahavishnu Orchestra. Przy czym owa

wej, wydając dwa albumy zawierające typową

sie, albo nie. Aerę poniosło. Po prostu.

mieszanka nie jest żadną kompilacją pomysłów

dla swoich czasów funkującą odmianę fusion.

starszych i zdolniejszych. Przeciwnie – jest ory-

Jednak zarówno Dr. Aftershave & The Mixed-

ginalna i niezwykła. Zespół wydał trzy płyty stu-

-Pickles z ‘76 jak i ostatnia w karierze grupy

dyjne (w latach 1973-75), z których najbardziej

Spaceguerilla z ‘78 chociaż mniej oryginale,

Grupa łączyła elementy krautrocka i free jazzu.

lubię drugą – Time Machine, ale ta grupa nie

stoją na tak wysokim poziomie, że trudno się

Ich dwa albumy – Osmose (1970) i Beziehungen

nagrała nic słabego, czy nawet przeciętnego.

ich o cokolwiek czepiać. Znakomity zespół, dla

Annexus Quam

(1972) zawierają muzykę niezwykle barwną, o psychodelicznym, medytacyjnym brzmieniu,

każdego komu bliski jest jazz-rock jazda abso-

Embryo

lutnie obowiązkowa.

a przy tym bardzo zakręconą. Nie będę ukrywał,

Out of Focus

że Annexus Quam to raczej trudna rzecz i to

Kolejny zespół z Monachium. W odróżnieniu

nawet jak na słynących z awangardowego prze-

jednak od Aery – i dziesiątek innych kapel

chylenia Niemców. Jednak jeżeli komuś uda się

z tamtych lat – Embryo nie rozpadło się po

Jeszcze jeden zespół z Monachium. Formacja

poczuć wspaniałość tej prawdziwie kosmicznej

nagraniu kilku albumów, ale tworzy i istnieje

Out of Focus pomimo tego, że dysponowała –

muzyki długo nie będzie mógł się pozbierać.

do dziś. Grupa sięgała w trakcie swej kariery

jak na standardy jazz-rocka – bardzo skrom-

po wiele różnych stylów. Od jazzującego krau-

nymi warunkami instrumentalnymi, wszelkie

trocka pierwszych płyt, przez muzykę bardziej

swoje braki nadrabiała duchem i klimatem.

głównonurtową, przypominającą nieco King

To trochę taki punk pomiędzy jazzmanami –

Ta legendarna dla europejskiego fusion for-

Crimson, przez typowe dla połowy lat 70. fun-

brudny, oparty na założeniu, że jak ktoś czuje,

macja była w równym stopniu Niemiecka, co

kowanie, aż po genialną przygodę z bliskow-

że powinien grać, to nie ważne jak wiele umie.

Holenderska. Ostatecznie występujący w tytu-

schodnia muzyką etniczną (Embryo’s Reise

I chociaż nie brak takich, którym słabość Out

le skrót P.C. to inicjały lidera, holenderskiego

z 1980 roku, chyba najwybitniejsze dokonanie

of Focusowych instrumentalistów przeszkadza,

perkusisty Pierre’a Courbois. Jednakże trudno,

grupy). Płyty takie jak Opal, Steig aus, Father,

to trudno odmówić tej muzyce ducha. Ćpuński,

żeby w zestawieniu niemieckiego fusion za-

Son and Holy Ghosts, Rocksession czy Embry-

senny, brudny nastrój tej muzyki – zwłasz-

brakło kapeli, w której grały takie tuzy teutoń-

o’s Rache i Reise stanowią dziś kanon europej-

cza fantastycznego drugiego albumu (1971)

skiego jazzu jak Toto Blanke, Joachim Kühn,

skiego jazz-rocka. Naprawdę wybitna kapela,

– urzekł całe rzesze fanów staroci i zapewnił

czy Sigi Busch. Muzyka tego ensemble ma ty-

mało który kraj może się podobnym zespołem

grupie spore – jak na taką muzykę – uznanie.

pową dla free jazzu strukturę oraz typowe dla

poszczycić.

To jeden z najsłynniejszych zespołów z tego ze-

Association P.C.

fusion brzmienie i instrumentarium. Na dobrą sprawę wszystkie wydane przez zespół w latach

stawienia. Nie trzeba go lubić, ale trochę wstyd

Kraan

go nie znać.

1970-74 pięć płyt jest skierowane do słuchacza

Passport

jazzowego. Większość fanów rocka raczej wy-

Prowadzona przez charyzmatycznego basistę

mięknie, ale przecież wśród progowców mamy

Hellmut Hattler grupa z Ulm to na tle innych

nie tylko fanów mainstreamowego rocka, nawet

opisywanych tu zespołów przedstawiciel bar-

Grupę Passport Klausa Doldingera trudno za-

progresywnego...

dziej rozrywkowej strony jazz-rocka. W swej

liczyć do grup nowatorskich, czy szczególnie

wieloletniej karierze grupa meandrowała gdzieś

ambitnych. Panowie raczej klepali równe płyty

między funkiem, rozrywkowym, piosenkowym

w samym sercu głównego nurtu fusion. Jed-

rockiem i jazzem może niezbyt wyszukanym,

nak wytrwałość popłaca i pomimo całej swej

Ta jednorazowa grupa złożona z muzyków in-

ale nie mniej od awangardowców wspania-

podrzędności zespołowi udało się wpisać do

nych niemieckich kapel takich jak A.R. & Ma-

łym. Najważniejszą pozycją w dyskografii ze-

kanonu niemieckiego i europejskiego fusion.

chines, Frumpy, Thirsty Moon, Tomorrow’s

społu jest podsumowujący pierwszy okres ich

Albumy takie jak Cross-Collateral, czy Pas-

Gift, czy Xhol Caravan zdołała dorobić się jed-

twórczości (1972-75) album Kraan Live, pełen

sport – Doldinger chociaż kompletnie niczym

nego tylko albumu. Wydany w 1975 Hypertha-

porywających improwizacji, ale – jak zawsze

nie zaskakują, to jednak dają sporo radości ze

lamus stanowi połączenie krautrocka i jazz-roc-

w muzyce Kraanu bardzo na luzie. Cóż, jak wi-

słuchania.

ka. Wysoki poziom artystyczny u kompletnie

dać nie trzeba grać bardzo skomplikowanej mu-

nieznanego zespołu nie powinien zaskakiwać

zyki, żeby tworzyć rzeczy wielkie.

Dennis

j Oczywiście w Niemczech było znacznie więcej ciekawych kapel jazzrockowych, jak choćby Os Mundi, Alcatraz, Eiliff, Missing Link i wiele innych. Jednak dziesiątka to dziesiątka – nie dla wszystkich starczyło miejsca. Niemniej zachęcam do zapoznania się również z pozostałą częścią dziedzictwa niemieckiego jazz-rocka. Zdecydowanie warto! W końcu była to jedna z najlepszych i największych scen z na świecie. biuletyn podProgowy

25


Pol Jazz Rock Michał Urbaniak Group Krzysztof Ścierański Big Band Katowice

Air Condition Spisek Sześciu Funky Flow Extra Ball


październik-listopad  2011

N

iejako w nawiązaniu do poprzedniego tematu numeru, prezentującego znamienity dorobek naszych grup rockowych z lat 60. i 70., pragniemy zwrócić waszą uwagę także na ciekawe polskie albumy z kręgu fusion, które również powstały w tym okresie, ale i te odrobinę nowsze. Niech więc będzie to suplement, albo małe co nie co przed dalszym przeglądem tego co dobre i biało-czarwone zarazem. Jacek Chudzik Urzekną nas nastrojowe kompozycje Li’l Dar-

Ścierański Trio, w którym prócz basisty-lidera

Big Band Katowice

lin’ i Ballada dla Alicji. Orkiestra ruszy z kopy-

znaleźli się, jego brat, Paweł Ścierański (gitara)

ta i zagra trochę ostrzej i szybciej w kawałkach

oraz Jan M. Pluta (perkusja). Płyta ta obecnie

Music for my friends 1977

Mardox i Music For My Friends. Ozdobą płyty

jest w zasadzie niedostępna, zdobyć można

jest jednak niewątpliwie Sorcery z repertuaru

natomiast jej dosyć dziwną reedycję, ale o niej

Keitha Jarretta. Brawurowe wykonanie tego

później.

utworu do dziś dnia pozostaje dla mnie naj-

No Radio jest utworem po prostu kapitalnym.

lepszym ze wszystkich jakie słyszałem. Już tu-

Zważywszy, że wszystkie kompozycje na pły-

taj ujawnił się ogromny talent młodego Jarka

cie są autorstwa Krzysztofa Ścierańskiego, nie

Śmietany, który zaaranżował Sorcery dla po-

może dziwić, że dominuje tu porządna basów-

trzeb katowickiej orkiestry (jak wspaniale radzi

ka. Tak się przynajmniej może wydawać, do-

sobie z cudzym materiałem udowadnia choćby

póki do gry nie wkroczy gitara. Przez szybko

na ostatnich swoich płytach, sięgając do twór-

następujące po sobie minuty wsłuchujemy się w

czości O. Colemana, Z. Seifeta, czy J. Hendrik-

kolejne popisy wszystkich trzech muzyków i w

sa).

zasadzie można by ten utwór przypisać zarów-

Uczelniana orkiestra powstała przy katowickiej

Jeśli to wszystko brzmi dla was zachęcająco,

no solowemu projektowi gitarzysty, jak i per-

PWSM, jedynej w Polsce uczącej wówczas jaz-

a do tego lubicie nastrojową muzykę przywołu-

kusisty. Wszystko jest tu niezwykle naturalne

zu, powstała w 1975 roku. Nazwa, Big Band Ka-

jącą na myśl np. kompozycje Lalo Schaffrina,

i dopracowane zarazem, ale co najważniejsze –

towice, wydaje się może trochę zbyt prozaiczna,

to płyta ta, dziś pozostająca trochę na uboczu,

kawałek ten jest po prostu porywający.

ale idealnie charakteryzowała zespół. Oczywi-

będzie dla was prawdziwym, a do tego nieźle

ście, ktoś powie, że nie ma nic prostszego, od

bujającym skarbem.

zaprzęgnięcia uczniaków do grania w ramach praktyk. Możliwe, ale w 99 przypadkach na 100 tego typu szkolne orkiestry nie ocierają się nawet o poziom Big Bandu Katowice. Dlaczego?

Krzysztof Ścierański Trio

Z pewnością to zasługa wybitnych wychowan-

No Radio 1992

„Jeśli rock może być hard, to ta odmiana fusion jest zdecydowanie soft.”

ków katowickiej PWSM, którzy przesądzili

A co dzieje się dalej? W sumie na płycie znajdzie-

o jakości tego zespołu i tego nagrania. A wy-

my osiem wyłącznie instrumentalnych utworów,

mienić wypada choćby: Władysława Sendeckie-

nieco ponad pięćdziesiąt minut muzyki. Jeśli

go i Jarka Śmietanę (obaj w tym czasie rozwijali

rock może być hard, to ta odmiana fusion jest

już swe skrzydła w Extra Ballu), Andrzeja Olej-

zdecydowanie soft. Dominuje bas, który nie peł-

niczaka, Mieczysława Wolnego, czy Wojciecha

ni tu roli instrumentu wyłącznie rytmicznego.

Gogolewskiego.

Zespół był prowadzony naj-

Partie gitary są – oczywiście – niezwykle intere-

pierw przez Andrzeja Zubka, a następnie Zbi-

sujące, ale i Jan M. Pluta nie próżnuje. Wbrew

gniewa Kalembę i zdobył spore uznanie, szyb-

temu, co można wywnioskować sądząc po okład-

ko podbijając serca festiwalowej publiczności.

ce albumu, No Radio to nie żadna muzyczna

A jurorzy? Oni też ulegli urokowi Big Bandu

pustynia, ale wręcz przeciwnie – instrumental-

Katowice. Lecz nie nagrody się liczą, o których

Przez wiele lat myślałem, że udało mi się zerwać

na uczta. Nie mogło być jednak inaczej. Gitara

zresztą nikt dziś nie pamięta, ale muzyka, która

z nałogiem – z młodzieńczym, nierozsądnym,

i bas prosto z Laboratorium i perkusja z... Kom-

po tej kapeli pozostała.

impulsywnym kupowaniem płyt. Niegdyś jeden

bi. Jest na to odpowiednie słowo – supergrupa.

Z numerem 52 w serii Polish Jazz ukazała się

zasłyszany gdzieś utwór potrafił zrobić swoje

No Radio to przyjemność wspólnego grania,

w 1977 roku płyta Big Bandu zatytułowana

i sprawić, że w szaleńczym pędzie leciałem do

radość płynąca z improwizacji, intrygująca mu-

Music For My Friends (okładka, oczywiście,

sklepu muzycznego, by wydać z mozołem ciuła-

zyczna podróż. Czasem można odnieść wrażenie,

mistrza Karewicza). Happening – otwierający

ne kieszonkowe. Większość takich zakupów nie

że... brakuje wokalu, jak na przykład w Homeless

album – nie zapowiada zupełnie tego, z czym

przetrwała próby czasu. Wielu albumów musia-

Song. Inną jest sprawą, że na płycie dominuje

będziemy mieć do czynienia. Jest to bowiem

łem się nie tylko pozbyć, ale nawet zapomnieć,

melancholijny ton. Każdy utwór naznaczony jest

przyjemny utwór nawiązujący do ery swingo-

że je kiedykolwiek znałem. Wszystko po to, by

bliżej nieokreśloną tęsknotą. Nic tylko wsiąść

wej. Podobnie będzie z ostatnim utworem na

móc spojrzeć sobie w oczy. Niestety ostatnio

do samochodu i jechać – nieważne gdzie – byle

krążku – Experience. Mamy zatem swingową

znów mi się to przydarzyło...

przed siebie, uciec gdzieś, gdzie nie mają zasięgu

klamrę. A w środku? Brzmienie dużej orkie-

Kiedy usłyszałem No Radio Krzysztofa Ścierań-

komercyjne radia. No radio?

stry fenomenalnie stapiać się będzie z lekkimi

skiego, wiedziałem już, że muszę zapoznać się

Słów kilka o reedycji, bowiem jest nad wyraz

klimatami z lat 70.: muzyką funky i soul, zaś

z całym albumem. Płyta, której momentalnie

ciekawa. Po dacie przy „zaiksach” można tylko

elementy rocka odnajdziecie inteligentnie i nie

zacząłem pożądać nosi ten sam tytuł, ukaza-

ustalić, że miała ona miejsce w 2004 roku. Wy-

nachalnie wkomponowane w utwory jazzowe.

ła się w 1992 i sygnowana jest przez Krzysztof

dawca – tajemnicze Lukomo. Jak na porząd-

biuletyn podProgowy

27


październik-listopad  2011 ną reedycję nie dołożono żadnych bonusów.

w roku 1974 uznani zostali za czołówkę pol-

Air Condition

Zmieniono okładkę. Zamieniono kolejnością

skiego jazzu, między innymi dzięki sukcesowi

Follow Your Kite 1980

dwa utwory. Najciekawsze jest jednak to, że nie

podczas „Jazzu nad Odrą”, na którym to festi-

znajdziemy na niej informacji o Pawle Ścierań-

walu zdobyli I miejsce. W prasie rozpływano się

skim. Krzysztof oraz Jan M. Pluta nie dość, że

wówczas nad ich umiejętnościami techniczny-

posiadają swoje biogramy w środku digipacka,

mi oraz walorami artystycznymi prezentowanej

to z tyłu umieszczono informację na czym gra-

przez nich muzyki. W roku 1975, z numerkiem

ją, dano im także miejsce na podziękowania.

45 serii Polish Jazz, ukazał się ich album zatytu-

O gitarzyście ci-cho-sza... Najbardziej bawią

łowany po prostu: Compolt of Six.

mnie jednak dodane grafiki-bannery, mające

Muzykę na nim zawartą najwłaściwiej określali

zapewne lepiej sprzedać No Radio. Jeden z nich

sami muzycy. „Reprezentujemy tendencje tzw.

(nazwa serii) głosi „O.K polish Jazz”, drugi zaś

środka awangardy, to znaczy – gramy nowo-

– według grafika nowej okładki najwyraźniej

cześnie, ale nie dochodzimy do zewnętrznej

ważniejszy od tytułu samej płyty – „progressive

bariery współczesnego eksperymentu jazzo-

Rocznik, w sumie dość nieciekawy, bo 1980. Ale

NU jazz”.

wego” – mówili o sobie. I dodawali: „z jednej

co to za płyta, co za skład! Zbigniew Namysłow-

strony opieramy się o osiągnięcia muzyki elek-

ski, Władysław Sendecki (w tym czasie już poza

tronicznej [...], zaś z drugiej strony – zakładamy

Extra Ballem), Krzysztof Ścierański (na wylocie

maksymalną, naturalną ekspresję”. Jeśli dodać

z Laboratorium), Dariusz Kozakiewicz (którego

do tego jeszcze, że jako swoich idoli wymieniali

jazz-rock pociągał już od kilku lat; vide Egza-

przede wszystkim trzy osoby – Milesa Davisa,

min Dojrzałości), Wojciech Kowalewski, Jerzy

Herbiego Hancocka i Joe Zawinula – to powoli

Tański.

staje jasne z czym spotkamy się słuchając albu-

Płyta poniekąd zaskakująca. Namysłowski miał

mu Spiskowców.

prowadził wprawdzie zespół Jazz Rockers,

No Radio jest albumem całkiem niezłym. Jest

Wizje – to wypełniający stronę A winyla cie-

czerpał już z muzyki popularnej choćby na fe-

chlubnym wyjątkiem, wśród płyt zdobywanych

kawy muzyczny eksperyment, z dominującą

nomenalnej płycie Kujaviak Goes Funky. Ale

dla jednego kawałka. Tu za swoistym hiciorem

rolą saksofonu, zawieszony gdzieś pomiędzy In

kto by pomyślał, że posunie się tak daleko, że

stoi porządna płyta, która urzeka mnie i nie wa-

a Silent Way (którego echa są chwilami bardzo

pokusi się na fuzję jazzu i rocka w chwili, gdy na

ham się zrobić dla niej miejsca w odtwarzaczu,

wyraźnie słyszalne) a solowymi dokonaniami

świecie takie granie odkładano do lamusa? On,

gdy mam ochotę na przyjemną i niezobowiązu-

Zawinula z przełomu lat 60. i 70. Jest awan-

nazywany „odkrywcą”, upraszcza swoją muzy-

jącą przygodę muzyczną. Niemniej wydaje mi

gardowo, jest klimatycznie i nastrojowo. Utwór

kę, grając pod publikę? Gubi ścieżki i nagrywa

się, że z No Radio więcej pożytku od zagorza-

gładko przelewa się od freejazzowej improwiza-

materiał jakże lekki, bardziej w zasadzie dla

łych fanów fusion (dla których materiał zawarty

cji w stronę nastrojowych pejzaży muzycznych

młodych słuchaczy i fanów rocka, niż dla kone-

na tym krążku może wydać się cukierkowy, zbyt

(niczym z płyt mistrza bossa novy Antonio Car-

serów jazzu? Starzy fani Namysłowskiego mieli

słodki) będą mieć zwolennicy... neoprogreswy-

losa Jobima), by po chwili znowu pogrążyć się

prawo posiwieć słuchając Follow Your Kite. Je-

nego rocka. Tak! Oni mogą pokochać lekkość

w szale improwizacji, tym razem zawieszonej na

śli jednak w swojego mistrza zwątpili to raczej

tego albumu, jego melodyjność, a zarazem

fukowym rytmie.

wyłącznie ze wzglądu na ciasnotę własnych ho-

może on natchnąć ich do dalszych poszukiwań

Z kolei w drugim utworze (Amorphous) odnaj-

ryzontów i brak wyobraźni. Bo muzyka zawarta

muzycznych w nieznanym dotychczas im kie-

dziemy przede wszystkim bigbandowe brzmie-

na tym albumie jest po prostu fenomenalna.

runku. I być może z tego powodu łatka na ko-

nie dęciaków, których gra unisono rozwijać

lejnym wydaniu No Radio powinna brzmieć:

się będzie w stricte jazzowy utwór utrzymany

Neoprogressive jazz? Wszystkim ciekawskim

w bopowych klimatach. W tym kontekście

i poszukującym szczerze polecam.

niewątpliwym zaskoczeniem będzie Pieprzem

Z No Radio więcej pożytku od zagorzałych fanów fusion będą mieć zwolennicy... neoprogreswynego rocka.

i solą – utwór stapiający big bandowe brzmienie z lekkimi funkowymi klimatami (i tym jakże oddalający się od Wizji). A na zakończenie –

Kto by pomyślał, że Namysłowski pokusi się na fuzję jazzu i rocka w chwili, gdy na świecie takie granie odkładano do lamusa?

Spisek Sześciu

Epitaphium. Niepokojący utwór, w którym na

Compolt of Six 1975

tle elektrycznych klawiszy podziwiać będziemy

„Mistrz Polski w jazzie gra do tańca na cze-

popisy na saksofonach lidera formacji, Włodzi-

le najlepszych z młodzieży” – pisał w tekście

mierza Wińskiego.

zamieszczonym na okładce albumu Tomasz

Jak ocenić Compolt of Six? Spiskowcy zapre-

Tłuczkiewicz, i zwracając się do „szanownej pu-

zentowali światu twór eklektyczny i nierówny,

bliczności” tak charakteryzował tę płytę: „To dla

ukazujący raczej spektrum możliwości oraz

ciebie ułożono sambę, walczyk i inne piosenki

zainteresowań zespołu, niż przedstawiający

tak proste, żeby cię nie spłoszyć; tak wyrafino-

spójny artystyczny przekaz zaklęty w czarnym

wane, żeby cię urzec; tak trudne, żeby cię zobo-

krążku, pod nazwą „album długogrający”. Stro-

wiązać”.

na B zdecydowanie lżejsza, łatwiej wpadająca

Wszyscy fani dobrego polskiego grania powinni

w ucho. Strona A – bardziej wymagająca, ale też

poczuć się zatem zobowiązani do zapoznania

i intrygująca. Wydaje się jednak, że dla fanów

się z tym albumem, który jest subtelny i lirycz-

Spisek Sześciu powstał we Wrocławiu w 1972 r.

fusion skręcającego w kierunku awangardo-

ny, ale także zawiera kawałki z całkiem niezłym

Do nagrania płyty długogrającej doprowadziły

wych brzmień oraz miłośników tzw. europej-

przytupem. Pełno na nim świetnego grania, ale

ich liczne, niezwykle przychylnie odbierane,

skiego fusion twórczość Spisku Sześciu może

przede wszystkim dużo na nim prostych, melo-

występy na scenach w kraju i za granicą. Już

być smakowitym kąskiem.

dyjnych fragmentów, które z pewnością łatwo

28

biuletyn podProgowy


październik-listopad  2011 wpadną w ucho niejednego słuchacza. Wszak

do Mahavishnu Orchestry. Echa tej legendar-

Couple of Grooves jest płytą bezpretensjonal-

w gonieniu latawca chodzi tylko i wyłącznie

nej kapeli słychać na Birthday chwilami nawet

ną, w ambicjach członków zespołu – zapewne –

o dobrą zabawę. A tą Air Condition gwarantuje.

zbyt wyraźnie (vide otwarcie Szczęśliwego nie-

przebojową. Delikatny jazz-rock, lekko podszy-

szczęśliwca i Meeting of the Spirit z The Inner

ty funkiem, to na tyle komunikatywna muzyka,

Mounting Flame). Ale takie w gruncie rzeczy

że każdy, niezależnie „stopnia wtajemniczenia”,

niewinne cytaty tylko pokazują kto dla krakow-

jest w stanie się z nią zmierzyć. Jeśli mówimy

sko-katowickiej grupy był w tym okresie dzia-

o debiucie Funky Flow to w gruncie rzeczy i tak

łalności (zważywszy zmienność muzyki zespo-

chodzi o jedno – o dobrą zabawę. A ta muzyka

łu) wzorem.

wciąga... Kipi energią, radością życia i opty-

Na Birthday na plan pierwszy niewątpliwie

mizmem. Pod tym względem ma w sobie dużo

wysuwają się dwaj liderzy formacji, a zarazem

z przebojowych albumów Herbiego Hancocka

kompozytorska spółka – Jarosław Śmietana

z pierwszej połowy lat 70. Chłopakom z Funky

(gitara) i Władysłwa Sendecki (klawisze). Nie

Flow udało się jednak uniknąć – co przy graniu

sposób jednak pominąć reszty zespołu. Sakso-

takiej, trywializując troszeczkę, wesołej muzyki

fon Olejniczaka ubarwia kompozycje, a sekcja

i z przytupem, wcale nie jest łatwe – kiczu.

Extra Ball Birthday 1976

Radecki-Cichy jest wręcz stworzona do grania takiej muzyki. Idąc tropem porównania do Mahavishnu powiedzieć można, że Śmietana zbliża się tu bardzo do gry McLaughlina (nigdy

...kapitalnie bujające granie, adresowane do wszystkich sympatyków lekkiej odmiany fusion.

Przy jakimkolwiek przeglądzie polskich ka-

zresztą nie krył fascynacji tym gitarzystą), Sen-

pel spod znaku jazz-rocka zabraknąć nie może

decki jest bardziej powściągliwy od Hammera,

krakowskiego Extra Ballu. Choć właściwie po-

bardziej klasycyzujący i mniej zainteresowany

wiedzieć

krakowsko-katowickiego,

dźwiękowymi eksplozjami (Sendecki jako swo-

Couple of Grooves brzmi bardzo spontanicznie

bowiem wszyscy członkowie tej formacji w jej

jego idola wymieniał wówczas Kietha Jarretta),

i naturalnie. Dużym atutem płyty są solówki

początkowym okresie istnienia wywodzili się

z kolei „śpiewającego” na basie Jana Cichego

(zwłaszcza klawoszowe, a’la Bob James – To-

z katowickiej PWSM. Słychać to w muzyce ze-

bez zastanowienia stawiam przed solidnym, ale

mek Drachus i gitarowe – Jakub Szturm), któ-

społu. Słychać w ich grze, w niezwykle spraw-

nie wybitnym Rickiem Lairdem.

rymi okraszone są poszczególne kawałki. Są to

nym, wręcz mistrzowskim wykonywaniu nawet

Ta zabawa w porównania jest jedynie po to, by

po prostu świetne instrumentalne popisy, które

najszybszych partii. Słychać to wreszcie w ich

tych, którzy jeszcze nie znają Extra Ballu zain-

ani na trochę nie zaburzają rytmu utworów,

kompozycjach, w których wyraźnie zaznacza

trygować. Bo jakie może być podsumowanie?

a wręcz przeciwnie – to one nadają im polotu,

się nie tylko znajomość jazzowej tradycji, ale

Sięgnijcie po Birthday – naprawdę warto.

sprawiają, że sekcja (świetna basówka – Łukasz

wypada

i szacunek do niej.

Drwal i szalejące bębny – Seweryn Krzysztoń)

Kariera zespołu Extra Ball na dobrą sprawę za-

odpowiedzialna, za to, żeby było funky, zaczy-

częła się w 1975 roku podczas festiwalu „Jazz

na odrywać się od ziemi – i robi się flow. Same

nad Odrą”, na którym to grupa dosłownie roz-

Funky Flow

biła bank z nagrodami. Nic więc dziwnego, że

Couple of Grooves 2008

kompozycje są bardzo przejrzyste i dość przewidywalne, ale w przypadku takiej muzyki wcale

niebawem musiała zameldować się w studiu na-

nie jest to mankamentem, zwłaszcza gdy jest

graniowym. I tak, z numerem 40 w serii „Polish

tak wybornie zagrana. Jak przystało na klimaty

Jazz”, ukazał się debiut formacji zatytułowany,

rozrywkowe, tematy poszczególnych utworów

po prostu, Birthday.

łatwo wpadają w ucho. Co więcej można dodać? Jasne, minusy też się znajdą, ale zostawmy je z boku. Jeśli potraficie

Narodziny to duży ukłon w stronę stylistyki fusion, ale również fani rocka progresywnego nie powinni przejść obok niej obojętnie.

czerpać przyjemność z lekkiego i radosnego gitarowo-klawiszowego grania to Couple of Grooves jest dla was. Od trzech lat regularnie wracam do tej płyty i już wiem, że zostanie ze mną na lata. Niecierpliwie czekam też na ciąg dalszy. Głowę popiołem – jak nic. I bić się w pierś.

Cover Stratusa Billy’ego Cobhama usłyszany na

Utwór Narodziny to wspaniałe otwarcie albu-

Kiedy kilka lat temu trafiła w moje ręce debiu-

koncercie tylko zaostrzył mój apetyt na drugi

mu i zaprezentowanie się światu. Ta dziesięcio-

tancka płyta rzeszowskiej formacji Funky Flow

album Funky Flow.

minutowa nastrojowa kompozycja, niespiesz-

potraktowałem ją... życzliwie. Dziś, w tym to

nie malująca przed nami subtelne muzyczne

miejscu, chciałbym wystawić właściwą jej laur-

pejzaże, stanowi duży ukłon w stronę stylistyki

kę. Wiele nowowydanych płyt przewinęło się

fusion, ale również fani rocka progresywnego

w moim odtwarzaczu od czasu kiedy chłopaki

nie powinni przejść obok niej obojętnie. A dalej

ze stolicy Podkarpacia zaprezentowali światu

wcale nie jest gorzej... Mocny, dynamiczny jazz-

swoją muzykę. Do kilku wracam, ale Couple of

-rock – oto, co otrzymujemy wraz z narodzina-

Grooves regularnie poprawia mi nastrój. To nie

Wydany w serii Polish Jazz album Live Recor-

mi Extra Ballu. Co warte jednak podkreślenia

jest przeciętny album młodej polskiej kapeli,

ding to, zgodnie z nazwą płyta koncertowa,

muzyka grupy jest niezwykle wyrazista i nawet

to w pełni profesjonalne i kapitalnie bujające

nagrana w Filharmonii Narodowej, w styczniu

w najszybszych partiach słychać dbałość o każ-

granie, adresowane do wszystkich sympatyków

roku 1971. Michał Urbaniak to jeden z naszych

dy dźwięk.

lekkiej (czy też jak kto woli: komercyjnej) od-

najlepszych skrzypków jazzowych. O palmę

Debiut Extra Ballu nie może uciec od porównań

miany fusion.

pierwszeństwa może z nim walczyć chyba tyl-

biuletyn podProgowy

Michał Urbaniak Group Live Recording 1971

29


październik-listopad  2011 ko Maciej Strzelczyk. Dodatkowo na tej płycie prezentuje się również jako doskonały saksofonista. Lidera wspierają też inni znakomici muzycy. Adam Makowicz na klawiszach, Paweł Jastrzębski na basie i Czesław Bratkowski na perkusji. Wyjątkowo, nie mogę powiedzieć ni-

Weather Report

czego dobrego o okładce ze zdjęciem autorstwa Marka Karewicza, które wyraźnie ustępuje innym jego wspaniałym projektom, choć jak doskonale wiemy - to nie szata zdobi człowieka.

tutaj gitar, natomiast podobnie brzmią w wielu

W

dzięki przebojowym albumom Black Market

(oba 1972) to (szczególnie ten drugi) niemalże

momentach instrumenty klawiszowe. Niewąt-

i Heavy Weather. Czy rzeczywiście są to najwy-

uwstecznienie się do czasów Bitches Brew, przy

pliwą zaletą tego krążka jest to, że zawarta na

bitniejsze dokonania grupy? A może to skok na

jednak zasadniczym zachowaniu stylu Weather.

nim muzyka przechodzi płynnie od niezwykłej

kasę i artystyczna kapitulacja?

Nagrania z Tokio w swym połączeniu podskór-

dynamiki i niemal freejazzowych szaleństw do

Pogodynki to jedna z tych kapel, które znane są

nej agresji muzyki Milesa z intelektualnym

uspokajającej słuchacza delikatności. Dobrym

głównie z przebojowego wycinka swojej twór-

wyrafinowaniem Shortera i Zawinula stano-

przykładem jest otwierająca album dwudzie-

czości. Problem w tym, że ktoś, kto zna wyłącz-

wią hymn wielkości nie tylko Weather Report,

stominutowa suita Jazz Jambore ’70. Utwór

nie ich płyty ery Pastoriusa, a nie zna tego, co

ale wręcz fusion jako gatunku. Podobny, choć

ten jest momentami łagodny i melodyjny,

grupa prezentowała wcześniej, nie jest zdolny

znacznie bardziej przystępny I Sing the Body

a w innych znów miejscach pełen energetycz-

zrozumieć na czym tak naprawdę polegał ich

Electric choć nieźle przyjęty był jednak mniej

nych, skrzypcowych popisów lidera. Grupa Mi-

fenomen.

nowatorski od wcześniejszego albumu i mniej

chała Urbaniaka wykonuje zarówno kompozy-

Weather Report zawiązany został w 1970 roku

wpływowy od kolejnego Sweetnightera.

cje autorskie jak i utwory innych wykonawców

przez muzyków Milesa Davisa – głównie kla-

I właśnie – dochodzimy do Sweetnighter

Live Recording to płyta, która ewidentnie bliska jest estetyce fusion, ale co ciekawe brak

eather Report zaczął się od

Traveller, ale przede wszystkim zupełnie zasła-

Pastoriusa czy przez niego się

niają go albumy późne, brzmiące wobec niego

skończył? Ta legenda fusion

już nawet nie prosto, ale rustykalnie.

znana jest w znacznej mierze

Kolejne, I Sing the Body Electric i Live in Tokyo

– Body and Soul (piosenka Jonnego Greena)

wiszowca Joe Zawinula i saksofonistę Wayne-

(1973). W praktyce był to ostatni akord ery

i Crazy Girl Krzysztofa Komedy. Choć najważ-

’a Shortera, chociaż na ich debiucie grali także

Vitousa. Wprawdzie ostatni album, na którym

niejszym utworem jest niewątpliwie rozpoczy-

inni muzycy Milesa: Don Alias i Airto Moreira.

czeski basista się pojawił to kolejny, Mysterious

nająca płytę kompozycja Urbaniaka.

Wszyscy oni brali udział w słynnych sesjach do

Traveller, jednakże jego partie basu znajdzie-

Choć nie jestem pewien czy nie jest to raczej al-

Bitches Brew, a także (Zawinul i Shorter) In

my tam tylko w jednym utworze. Sweetnighter

bum, który może zainteresować głównie fanów

a Silent Way. To właśnie tam leżą korzenie

to początek zmian. Płyta ta bliżej niż dotychczas

jazzu, to jednak niewątpliwie należy do czołów-

Weather i w ich klasycznym okresie słychać to

podchodzi do zderzającego się z muzyką roz-

ki polskiej muzyki z lat siedemdziesiątych.

bardzo wyraźnie.

rywkową fusion pierwszej części lat 70. Mimo

Krzysztof Pabis

niewątpliwie

tego, razem z wcześniejszymi dokonaniami

pierwsza odsłona działalności Weather Report.

Weather pozostaje jedną z najbardziej intelek-

Etap ten, kończący wraz z odejściem basisty

tualnych przejawów owego nurtu. Na trzeciej

Recenzje wszystkich płyt, za wyjątkiem Live Re-

Miroslava Vitousa, trwał od 1971 do 1973 roku

płycie znacznie więcej było zapamiętywalnych

cording Michała Urbaniaka, są autorstwa Jacka

i śmiem twierdzić, że to właśnie w tym czasie

tematów, zaś sterylny abstrakcjonizm debiutu

Chudzika.

uformowała się największa część legendy We-

połączony został z jazz-funkowym groove, co

ather. Muzyka grupy z tamtych lat skupiała

czyni Sweetnighter bardziej przystępnym niż

w sobie wywodzący się od Davisa etniczno fun-

cokolwiek, co wcześniej zespół zaproponował.

kujacy groove oraz liczne elementy awangardy,

Jednakże wyjście z jazzowej niszy nie odbyło

zarówno tej jazzowej, jak i klasycznej. Znakiem

się kosztem jakości. Mamy do czynienia z ko-

rozpoznawczym tamtego zespołu są kompozy-

lejnym znakomitym, niezwykle oryginalnym

cje wielowątkowe, niezwykle bogate formalnie,

wydawnictwem, które tym razem zostało nale-

choć na pierwszy rzut ucha często minima-

życie docenione. Muzyka na nim zawarta wy-

listyczne. Zachowany w takim właśnie stylu

warła przemożny wpływ na rzesze późniejszych

album debiutancki – Weather Report (1971)

artystów, współdefiniując (razem z Mahavishnu

– zdaniem wielu najbardziej odkrywczy w ka-

Orchestra i Return to Forever) nurt fusion na

rierze bandu, stoi dziś w cieniu nie tylko bar-

długie lata.

dziej przystępnych Sweetnighter i Mysterious

Wraz z odejściem Vitousa Pogodynki niemal

30

Najbardziej

intrygująca

jest

biuletyn podProgowy


październik-listopad  2011 od razu czynią swą muzykę bardziej przystępną

od ambitnych korzeni całego nurtu. Ta płyta

storiusa, jednakże trudno udawać, że zespół ma

dla szerszej rzeszy słuchaczy. Nowym basistą

jest nowoczesna, oryginalna i co najważniejsze,

jeszcze do powiedzenia choćby połowę tego, co

zostaje dwudziestotrzyletni Alphonso John-

po prostu dobra, lecz zarazem to – przyznajmy

jeszcze kilka lat wcześniej.

son, a Mysterious Traveller (1974), już z nim

– łabędzi śpiew Weather i całego nurtu fusion.

Czy to jest wina Jaco? Nie, chyba nie. To ra-

w składzie, choć niewątpliwie jest płyta wybit-

Po tym albumie, a więc razem z rozpoczęciem

czej kwestia nowych czasów i nowego słucha-

ną, to jednak jego doskona-

cza. Kwestia realiów, które

łość wynika juz nie z wielkich

zepchnęły ambitną, trudną

artystycznych założeń, lecz

muzykę do podziemi. Upadek

z

artystyczny Weather spokoj-

umiejętnego

elementów

połączenia

nie

wcześniejszego,

możemy

wytłumaczyć

Weather

sobie niedobrą koniunkturą.

z coraz modniejszym, lek-

Spadek jakości ich muzyki

kim, relaksacyjnym fusion.

da się wyjaśnić wypaleniem

Następne

wydawnictwo,

Shortera i Zawinula, którzy

Tale Spinnin’ (1975), porzu-

w roku 1977 dobijali pięćdzie-

ca pierwszy z wyżej wymie-

siątki. Nie, upadek Weather

nionych składników niemal

Report nie był winą Pasto-

całkowicie koncentrując się

riusa. Zresztą w tym tekście

na drugim. W efekcie otrzy-

nie chodzi mi o oskarżanie

mujemy przeciętny, słusznie

kogokolwiek, czy o odbie-

zapomniany dziś album, nad

ranie

którym właściwie nie warto

z najwybitniejszych basistów

byłoby się rozwodzić, gdyby

wszechczasów.

nie to, że dopiero tutaj Zawi-

O co więc chodzi? O przy-

nul z kolegami zdefiniowali

pomnienie, że nie wszystko

w pełni kierunek, w jakim

złoto co pokarzą w telewizji

chcieli pójść. A był to niestety

i puszczą w radiu. O przypo-

kierunek stricte komercyjny.

mnienie, że Weather Report

I tak dochodzimy do Black

to przede wszystkim wielka

awangardowego

Market (1976), a razem z nim

wielkości

inkarnacja

jednemu

awangardy

na

do Pastoriusa. Na tym albumie w większości

ery Pastoriusa w zespole, następuje potwornie

gruncie może nie rocka, ale bliskich jego okolic.

utworów gra jeszcze Johnson i, co naprawdę

długa epigonia trwająca prawie 10 lat (a więc

Natomiast melodyjki puszczane jako miłe tło

znamienne, jest to ostatnie rzeczywiście ponad-

dłużej niż okres wielkości!). Notowany na 30

w aquaparkach przyszły później i to nie one

przeciętne dokonanie Weather! Czarny Rynek

pozycji rankingu Billboarda, przebojowy Heavy

ustanowiły ten zespół na postumencie, na któ-

jest dla fusion tym, czym dla rocka progresyw-

Weather (1977) komercyjny sukces przypłacił

rym dziś stoi. One co najwyżej nie były w stanie

nego The Wall – klasowym wejściem w komer-

znacznym spadkiem jakości. Można zachwycać

go z niego zrzucić.

cje, przy, niestety, niebywale dalekim odejściu

się tutaj bardzo charakterystyczną grą Jaco Pa-

Bartosz Michalewski

1971 Weather Report

1972 Live in Tokyo

1972 I Sing the Body Electric

1973 Sweetnighter

1974 Mysterious Traveller

1975 Tale Spinnin’

1976 Black Market

1977 Heavy Weather

biuletyn podProgowy

31


październik-listopad  2011

Przybudówka domu rozmowa z zespołem

Dikanda Dikanda to zespół zdecydowanie najlepiej wypadający na scenie, co potwierdziła ich zeszłoroczna – kapitalna – płyta Dikanda Live. Niedawno wrócili z USA i od razu rzucili się w trasę po polskich klubach. Po pełnym nie mniejszego niż rockowy czadu koncercie w olsztyńskim Andergancie zapytałem głównodowodzącą zespołu – akordeonistkę Annę Witczak, skrzypaczkę Katarzynę Dziubak i grającego na bębnach Daniela Kaczmarczyka o działalność jednej z najlepszych (ale też wciąż najbardziej niedocenionych) rodzimych folkowych kapel.

kiedyś kontrakt z Sony, ale warunkiem była wymiana naszego bębniarza na perkusistę. Chcieli nas w ten sposób ujednolicić z innymi grupami, ale nie poszliśmy na to. DK: Mamy świadomość, że uprawiamy muzykę, która sięga do ludzi o głębszej wrażliwości. Takie bardziej medialne folkowe kapele też mają rację bytu. Nasza muzyka sama się broni, na nasze występy nie przychodzą ludzie przypadkowi.

Dikanda znaczy „rodzina”.

Zaczęliście grać w 1997 roku, jeszcze przed wybuchem fali folko polo. Nie było

Chciałem zapytać o jeden szczególny

Katarzyna Dziubak: Tak, to słowo wymyślo-

Wam przykro, że czerpiąc ze szlachet-

koncert. Kiedyś zagraliście na rocznicy

ne przez Anię na potrzeby piosenki. Któregoś

niejszych wzorców cieszycie się w Polsce

ślubu Litzy.

dnia, chyba po pięciu latach grania, jechaliśmy

mniejszą popularnością od kapel zdecy-

na koncert pociągiem, w jednym przedziale

dowanie mniej ambitnych?

DK: Nie wiem, czy koncert, raczej przyjacielskie spotkanie. Jesteśmy znajomymi od wielu

z Murzynem. Zobaczył instrumenty, zaczęliśmy rozmawiać o muzyce. W pewnym momencie za-

Anna Witczak: Wcale tak nie uważam. Oso-

lat. Miły akcent, wiadomo że dla przyjaciół się

pytał: a jak się nazywacie? Kiedy usłyszał naszą

biście bardzo cenię Golców czy Brathanki. To

inaczej gra. Też było rodzinnie.

nazwę aż rozszerzyły mu się oczy. W jego ro-

wspaniali muzycy i moim zdaniem słusznie od-

AW: Przyjaźnimy się z Litzą przez Arkę Noego.

dzimym dialekcie z Kongo „diaknda” oznaczała

noszą sukcesy. A ja nie mam takiego ciśnienia.

Czasem nagrywamy coś w jego studio, czasem

właśnie rodzinę. Byliśmy w szoku (śmiech). Ale

Nic nie muszę. Kocham granie na scenie; ale

dogrywamy coś do jego projektów, kiedy po-

też bardzo nam ta nazwa przypasowała.

są chwile, kiedy wolałabym już tego nie robić.

trzebuje lżejszych brzmień. Miksował naszą

Daniel Kaczmarczyk: W rodzinie jak to

Dużo jeździmy za granicę. Spotkania z wybit-

płytę live. Chętnie o nim opowiadam, bo to

w rodzinie. Są wzniosłe sytuacje, ale też prze-

nymi artystami z kręgu world music , nieko-

wspaniały człowiek. Wszyscy kibicujemy Lu-

pychanki, walka – jak w życiu. O kwestie mu-

niecznie znanymi w Polsce, to dla nas wielka

xtorpedzie, której kariera świetnie się rozwija.

zyczne, ale też w sferze prywatnej. Gramy już

motywacja. Mamy wspaniałe życie, poznajemy

Mamy zresztą wspólnego akustyka.

czternaście lat, znamy się dobrze i staramy się

wspaniałych ludzi! Ostatnio więcej było tego

nawzajem nie wchodzić sobie w drogę, nie prze-

grania za granicą, więc porwaliśmy się na taką

Wasze brzmienie chwilami bardzo zbliża

kraczać granic. Ale czasem się tego nie uniknie.

kameralną trasę po polskich klubach. Jestem

się do stylu Dead Can Dance. Nie myśle-

Dikandowcy mają już swoich potomków, więc

pozytywnie zaskoczona frekwencją. Każdy musi

liście nigdy o dodaniu elektroniki albo

kiedy jedziemy w trasę nasz bus zamienia się

znać swoje miejsce w tym całym show biznesie.

syntezatorów i odważniejszym pójściu

w przybudówkę domu. Dla dzieci kolegów jeste-

KD: Nie chcę tego brzydko nazwać. To kon-

w tym kierunku?

śmy ciociami i wujkami, czasem trzeba urządzić

cerny narzucają trendy, a my chcemy być sobą,

KD: Musielibyśmy spotkać się z człowiekiem,

plac zabaw (śmiech).

grać to, co nam się podoba. Proponowano nam

który bawi się samplami, zna się na kompute-

32

biuletyn podProgowy


październik-listopad  2011

rach. A my nie urządzamy castingów. Ludzie

DK: Czternaście lat temu spotkaliśmy się z ze-

AW. Każdy występ ma swój urok. Pięknie jest

w Dikandzie zawsze pojawiali się naturalnie.

społem w jednej sali prób. Uczyłem się wtedy

poczuć moc wielkiej publiki, ale pięknie jest też

Na początku Ania spotkała Petera (Piotr Rej-

grać na bębnach. . Któregoś dnia Ania, która

spojrzeć człowiekowi w oczy.

dak, gitarzysta – przyp. PT), potem przychodzili

ćwiczyła z Peterem, podeszła do mnie i powie-

KD: Każdy koncert jest dla nas takim samym

inni, którzy wpisywali się w zespół. Nigdy nie

działa: chłopie, musisz zagrać z nami koncert.

wyzwaniem. Obojętnie, czy gramy dla wielkiej

mówiliśmy sobie: od jutra idziemy w takim kie-

Byłem wychowany na punk rocku, interesowa-

publiczności, czy garstki ludzi. Zawsze staramy

runku, musimy poszukać odpowiednich ludzi.

ła mnie ta muzyczna przestrzeń. Miałem rok

się dać z siebie wszystko, zagrać prosto z serca.

W Dikandzie trzeba się odnaleźć.

czasu, żeby folklor mnie do siebie przytulił.

Niedawno mieliśmy trasę po USA. I okazuje się,

DK: Wprowadziliśmy nowy instrument – elek-

Kiedy jednak wejdzie się w tę muzykę głębiej,

że ludzie wszędzie są tacy sami, wszędzie reagu-

troniczny bęben,

ale preferujemy brzmienie

odkryje się wielki obszar do odkrycia! Doce-

ją równie żywiołowo.

akustyczne. Z autopsji wiem, że ciężko jest połą-

niam też inne brzmienia. Kocham Dikandę, to

DK: Takich występów nie da się porównać,

czyć te brzmienia tak, by nie stracić odpowied-

mój pierwszy zespół, ale mam i inne projekty.

i te duże, i te mniejsze mają swoją specyfikę. Ja

niego klimatu. Co nie znaczy, że obawiamy się

A Bałkany są energetyczne. Przy ich muzyce do-

osobiście wolę te bardziej kameralne koncerty,

eksperymentów.

brze pije się wódeczkę (śmiech).

kiedy człowiek z człowiekiem spotyka się do-

Skąd zamiłowanie do folkloru bałkań-

Czy

skiego?

w ludowej tradycji, korzystacie z jakichś

słownie twarzą w twarz. Choć granie dla pięciu komponując

utwory

zanurzone

tysięcy ludzi, widok tłumu falującego przy twojej muzyce też daje niesamowitego kopa!

kanonów, prawideł zostawionych przez ludowych artystów?

Kasiu, wkrótce urodzisz córeczkę. Ty

razem pograć piosenki, które nam się podobają.

AW: Trochę za mądrze do tego podchodzisz

ski. Dziecko z takimi genami, wychowa-

Z czasem się okazało, że część tych ludzi ma ta-

(śmiech). Wygląda to dużo prościej. Ja przy-

ne w takim otoczeniu, jest chyba skazane

lent do komponowania własnych piosenek i tak

chodzę z pomysłem, który uważam za genialny,

na muzykę.

to się toczy.

a reszta Dikandy mówi mi, żebym spieprzała.

KD: Założycielką jest Ania. To ona była folkiem

Ale jeden na sto uda mi się przepchnąć, grunt

KD: Nie wykluczam (śmiech). To już moje

tego regionu najbardziej przesiąknięta i zaraziła

żeby Kasia go zaakceptowała. Potem trochę

trzecie dziecko. Dwie starsze córki już grają na

resztę. Ale też każdy słucha czegoś innego i coś

prób, trochę kłótni, piosenki ewoluują na sce-

instrumentach. Rodzice muszą narzucić pewien

od siebie dokłada. I akcenty jazzowe, i rockowe.

nie, sprawdzamy, czy podobają się publiczno-

kierunek, a czy dzieci zechcą nim dalej podążać,

Ja w swoim czasie grałam w zespole muzyki

ści, zanim trafią na płytę.

to już się okaże.

czości. Kasia (Bogusz – przyp. PT) jest z kolei

Graliście na wielkich scenach – na Szi-

Kiedy następna płyta?

rozmiłowana w tradycyjnej polskiej muzyce,

get, na Montreux Jazz Festival. Nie czu-

AW: Jak Pan Bóg da.

wykonuje ją w zespole Szczecianianie i słychać

jecie się dziwnie, grając teraz małą klu-

Rozmawiał: Paweł Tryba

to w jej wokalu.

bową trasę po kraju?

Zdjecia: Dariusz Gasiński

AW: Nie było jakiegoś odgórnego planu, ważne

grasz w Dikandzie, twój mąż w Lebow-

było raczej spotkanie odpowiednich ludzi, żeby

irlandzkiej, to też przeniknęło do naszej twór-

biuletyn podProgowy

33


październik-listopad  2011

K

iedyś o Mastodon mówiono, że to najbardziej niekonwen-

poszczególnych partii instrumentalnych i wokalnych. Cały kwartet muzy-

cjonalny zespół świata. Rzeczywiście Amerykanie w prze-

ków gra ze sobą nieprzerwanie od 1999 roku, a ukoronowanie ich dwu-

kroju swojej kariery zaoferowali grupę pomysłów, która wstrząsnęła sceną

szeroko pojmowanego metalu. Muzycy Mastodon

Mastodon The Hunter

nastoletniej współpracy i wzajemnego zrozumienia stanowią właśnie dźwięki zawarte na The Hunter. Na wyróżnienie w tej materii zasługuje szczególnie

właściwie wyrośli ze sludge metalu, ale w ich kom-

Brann Dailor, bo jego partie perkusyjne, w wielu

pozycjach zarówno na debiutanckim LP pt. Remis-

fragmentach autonomiczne, napędzały ten album.

sion z 2002 roku, jak i na ostatnim studyjnym krąż-

Prawdzie trzeba oddać też kilka świetnych solówek

ku pt. Crack The Skye z 2009 roku w mniejszym

gitarowych, które jednak w tym przypadku stano-

lub większym natężeniu ujawniały się różnorodne

wiły głównie wykończenia.

patenty, które umiejscowiły ten zespół w rzeczo-

Tym niemniej na krążku znalazły się także utwo-

nej niekonwencjonalności… nazywanej tu i ów-

ry do jakiegoś stopnia zaskakujące, bo nie od dziś

dzie progresywnym metalem. Jak się sprawy mają

wiadomo, że Mastodon przy każdym albumie wyj-

w przypadku premierowego albumu Mastodon za-

muje jakiegoś królika z kapelusza. Przyznam, że

tytułowanego The Hunter?

nie umiem ocenić, która grupa utworów bardziej

Raczej trudno nazwać piaty studyjny album ze-

mnie w tym wydawnictwie zaskoczyła. Wszak zarówno psychodeliczny klimat wyrwany z niektó-

społu kolejnym krokiem w ewolucji, ale chyba też w tym kierunku sensu stricto amerykańska grupa

1. Black Tongue (3:26)

rych kompozycji Pink Floyd (dark side’owski wstęp

nigdy się nie poruszała. Na pewno w nutach na-

2. Curl of the Burl (3:40)

do Creature Lives czy The Sparrow), jak i utwory

stępcy Crack The Skye utwory o pewnym stop-

3. Blasteroid (2:35)

z odczuwalnymi budującymi klimat partiami kla-

niu skomplikowana z kilkoma wyjątkami ustąpiły

4. Stargasm (4:40)

wiszowymi (Stargasm, Bedazzled Fingernails czy

kompozycjom bardziej chwytliwym, wchodzącym

5. Octopus Has No Friends (3:49)

tytułowy The Hunter) absolutnie wgniotły mnie

do percepcji słuchacza w dosadny i zdecydowany

6. All the Heavy Lifting (4:31)

w ziemię. Nie tylko dlatego, że po prostu świet-

sposób. W trzynastu kompozycjach zawartych na

7. The Hunter (5:18)

nie brzmią, ale też utworzyły znakomity kontrast

The Hunter można odnaleźć stare, wypracowane

8. Dry Bone Valley (4:00)

z klasycznymi pomysłami Mastodon. Warto wspo-

przez Mastodon standardy, grupę samodzielnych,

9. Thickening (4:31)

mnieć, że w tej materii dużo grupie pomogli Rich

innowacyjnych pomysłów, jak i kilka słyszalnych

10. Creature Lives (4:41)

Morris, Will Raines oraz Dave Palmer, a więc osoby

inspiracji twórczością innych zespołów.

11. Spectrelight (3:10)

odpowiedzialne za muzyczną otoczkę zbudowaną

W pierwszej grupie utworów znalazły się dyna-

12. Bedazzled Fingernails (3:08)

z syntezatorów i klawiszy.

miczne, soczyste i na ogół krótkie utwory wypra-

13. The Sparrow (5:32)

Podsumowując przyznaję, że The Hunter to znakomity krążek. Chyba trochę oklepane będzie jeśli

cowane w oparciu o chirurgiczną precyzję gitarowo-perkusyjnego kwartetu (Black Tongue, Cul Of

Troy Sanders (lead vocals, bass guitar), Brent

dodam, że muzycy Mastodon nagrali album, który

The Burl czy Spectrelight), numery bezpośrednio

Hinds (lead vocals, guitar), Brann Dailor

łączy stare sprawdzone pomysły zespołu z odczu-

nawiązujące do sludge’owej genezy zespołu (Tchic-

(drums, percussion, vocals),Bill Kelliher

walnym powiewem świeżości będącej efektem gę-

kening), jak i kompozycje absolutnie zwariowane,

(guitar, backing vocals) oraz Mike Elizondo

stych starań samych muzyków, jak i zapożyczeń

nieschematyczne i łamiące wszelkie próby uchwy-

(production, mixing)

z twórczości innych zespołów. Jakkolwiek by nie

cenia muzyki Mastodon na papierze nutowym

gościnnie: Scott Kelly (vocals (11)), Rick Mor-

brzmiała receptura The Hunter to album najzwy-

(Blasteroids czy Bedazzled Fingernails). Wyda-

ris (synth and keyboards (4,12)), Will Raines

czajniej w świecie stanowi kawał zajebistego grania.

je mi się, że najnowszy album Mastodon stanowi

(synth and keyboards (7,13))

opus magnum grupy jeśli chodzi o poziom zgrania

34

Ocena: 9/10 Konrad Sebastian Morawski biuletyn podProgowy


październik-listopad  2011 Wladyslaw Komendarek

jeszcze bardziej smakowite dźwię-

wanego Grace For Drowning po-

o wariacji na temat fascynacji an-

ki skutecznie wiodły po ścieżkach

myślałem sobie, że jego premiera

gielskiego muzyka umieszczonych

prowadzących do międzynarodo-

wypadła w bardzo dobrym okresie.

w przekroju jego dwóch solowych

wego geniuszu.

Jest to bowiem album utrzymany

płyt.

Obok zasłużonych, wspaniale zaak-

w nastrojowym, refleksyjnym, je-

W tym muzycznym koktajlu Ste-

centowanych wpływów imiennych

siennym klimacie. Charakter tego

ven Wilson zmieścił szereg roz-

w muzyce Władysława Komen-

materiału zaznaczyły same zapo-

maitych

darka zawartej w Przestrzeniach

wiedzi utrzymane w ponurej i sen-

dodatkowo ubarwiły Grace For

Przeszłości pojawiły się również

tymentalnej konwencji, a fakt, że

Drowning. W literach następcy In-

obszerne autorskie pomysły, któ-

Grace For Drowning został zade-

surgentes rozbrzmiewają klarnety,

re stały się legitymizacją artysty

dykowany pamięci Michaela Geor-

kilka różnych typów saksofonu czy

do budowy własnego, zasłużone-

ga Wilsona dodatkowo wpłynął na

flety, a całość została tu i ówdzie

Niejaki Remigiusz Mendroch w skro-

go pomnika. Boję się używać tego

jego wymowę.

przyprawiona chórkami oraz par-

mnej wkładce umieszczonej w naj-

słowa, ale w mojej ocenie wręcz

W detalu Grace For Drowning

tiami smyczków zaaranżowanych

nowszym wydawnictwie Władysła-

wizjonersko brzmią wyprzedzające

składa się z dwóch części zatytu-

przez Dave’a Stewarta. Kluczem do

wa Komendarka napisał właściwie

swoją epokę utwory noszące nazwy

łowanych Deform To Form a Star

znakomitego brzmienia tej uroz-

wszystko, co można by umieścić

Ogniste Języki, Skserowane Życie

i Like Dust I Have Cleared From

maiconej i nastrojowej płyty były

w każdej recenzji odnoszącej się do

czy Lot nr 19. Przy recenzowaniu

My Eye, w skład których weszło

umiejętności

Przestrzeni Przeszłości. Zaiste, ten

tego jakże barwnego materiału

łącznie dwanaście utworów rozpi-

który z niemal chirurgiczną precy-

krążek to „(…) dźwiękowa kronika

nie sposób nie wspomnieć o zna-

sanych na prawie półtorej godzi-

zją zamknął poszczególne pomysły

z jednej z najważniejszych dróg

komitych partiach klawiszowych

ny muzyki. Raczej trudno mówić,

w dobrze funkcjonującej całości,

przebytych w historii polskiej el-

wybornie wyprowadzonych choć-

że poszczególne części specjalnie

a tu i ówdzie pozwolił sobie na ele-

-muzyki”. Nie ma w tym krzty

by w Koncercie 2 op.21 (Fryderyk

się od siebie odróżniają – choć

menty improwizacji. Fenomenal-

przesady. Ba! Cytowany przekaz

Chopin) czy Aniołach Światłości,

tak twierdzi sam autor – bowiem

nie brzmią saksofonowe solówki,

można próbować tylko wzmacniać.

a krążek nabrał swojej unikatowej

zostały zdefiniowane przez ten

chyba trochę przypominające kon-

Nie wiem czy moja świadomość

wymowy również dzięki tu i ówdzie

sam rodzaj muzycznego przekazu.

cert Billa Pullmana w filmie Lost

dała

prze-

ujawniającym się bogatym elektro-

O wiele bliżej mi do teorii, że De-

Highway. Zresztą to porównanie

szło dwudziestu trzem utworom

nicznym przestrzeniom, rockowej

form To Form a Star i Like Dust

wcale nie musi być nietrafione, bo-

umieszczonym na dwóch płytach

gitarze o natężeniu progresywnym

I Have Cleared From My Eye to

wiem zarówno w nowym albumie

CD, czy po prostu dawno nie mia-

lub agresywnym, a także całej ma-

dwa płynnie uzupełniające się ob-

Stevena Wilsona, jak w słynnym

łem przyjemności rozsmakowywać

sie smaczków przyprawionych ta-

razy świata wykreowanego przez

filmie Davida Lyncha został stwo-

się w muzyce elektronicznej naj-

lentem Gudonisa.

Stevena Wilsona. Trudno sobie

rzony mroczny, oniryczny klimat.

wyższych lotów, bo tylko w takich

Przy końcu napiszę tylko, że histo-

wyobrazić któryś z nich osobno…

Jestem zdania, że Grace For

słowach można pisać o żywej spu-

ria nadała geniuszowi imię, a na-

A tej wizji towarzyszył ekspery-

Drowning Stevena Wilsona to

ściźnie Władysława Komendarka.

wet i nazwisko. Brzmią nie inaczej

ment. Wszak Steven Wilson kie-

esencja dla fanów muzyki, którą

Od razu trzeba też zaznaczyć, że

tylko Władysław i Komendarek.

rując się przywilejem albumu so-

można określić eksperymental-

pojęcie muzyki elektronicznej jest

Bez wątpienia gdybym piastował

lowego zaoferował muzykę, której

nym rockiem. W nutach tego albu-

bardzo szerokie jeśli odnieśliby-

urząd Ministra Edukacji Narodo-

raczej nie odnajdziemy na płytach

mu znalazło się kilka niezależnych

śmy je do twórczości Gudonisa.

wej kazałbym emitować te dwa

Porcupine Tree, Blackfield czy No-

pomysłów, które przy talencie an-

Najlepszym tego przykładem są

krążki na lekcjach muzyki, a może

-Man. Zresztą tak jak w przypadku

gielskiego muzyka nabrały spójne-

Przestrzenie Przeszłości, bowiem

i języka polskiego?

pierwszego solowego albumu mu-

go, pełnego kształtu. Powtórzę za

Przestrzenie przeszłości

się

wmanipulować

instrumentów,

Stevena

które

Wilsona,

w nutach tego albumu pojawiło się

Ocena: 9/10

zyka zatytułowanego Insurgentes,

wstępem, że Grace For Drowning

tyleż rozmaitych inspiracji ile eks-

Konrad Sebastian Morawski

bo i z Grace For Drowning wyło-

to album wręcz idealny na jesien-

presji kryje się w samym spojrze-

niły się utwory zdradzające dotąd

ne wieczory. Jest w nim trochę

niu mistrza.

niezrealizowane muzyczne fascy-

niepokoju, jak i trochę refleksji.

W tym wybornym materiale zna-

nacje Stevena Wilsona. Album za-

Wszystko w otoczeniu pomysłów

lazło się całe mnóstwo wpływów,

oferował grupę jazzujących utwo-

będących rockowymi, jazzowymi

rów

i elektronicznymi wariacjami. Bre-

które można by określić mianem naturalnych. Utwory Władysława

Steven Wilson Grace For Drowning

znakomicie

doprawionych

przez pianino autora, jak i zapro-

athe in now – breathe out now…

Komendarka wskrzeszają ducha

szonego do kilku utworów Jordana

Ocena: 9/10

francuskiej, greckiej i niemieckiej

Rudessa. W Grace For Drowning

Konrad Sebastian Morawski

elektroniki. Tym samym w muzy-

własnym życiem oddychają rozma-

ce skompletowanej na potrzeby

ite, pełne różnych odcieni melodie

Przestrzeni Przeszłości odezwały

z genezą w muzyce elektronicznej.

się pomysły sygnowane nazwi-

Znalazło się także kilka utwo-

skami Jarre, Vangelis i Schulze.

rów dla fanów gitarowego grania,

W mojej ocenie na tym albumie

w tym klasycznego Stevena Wilso-

z wymienionego trio szczególnie

na z akustyczną gitarą na ramie-

dużo pojawiło się elektroniki po

niu, a pewnym uosobieniem pro-

„W październiku 2008 zdiagno-

grecku. Moja percepcja odnoto-

gresywnego oblicza muzyka jest

zowano u mnie rzekomo nieule-

Redemption This Mortal Coil

wała klimat wyjęty niemal z Blade

Po kilkukrotnym przesłuchaniu

przeszło dwudziesto trzy minuto-

czaną formę nowotworu krwi

Runnera w Międzyplanetarnym

zawartości drugiego studyjnego

wy Raider II. Choć w tym ostatnim

(…). Miałem na tyle szczęścia, że

Hedonizimie, a liczne bardziej lub

albumu Stevena Wilsona zatytuło-

przypadku mówiłbym raczej jako

znalazłem doktora, który w wielu

biuletyn podProgowy

35


październik-listopad  2011 przypadkach leczył tę chorobę po-

jowego finału. Niemniej piąty stu-

w jej metalowej odmianie. Nie

drogi zeszły się ponownie przy

przez agresywną terapię, której

dyjny album amerykańskich prog

chciałbym aby w towarzystwie no-

okazji EP-ki Johna Archa z 2003

i Ja się poddałem (…) pokonałem

metalowców to przede wszystkim

wych płyt bardziej znanych zespo-

roku zatytułowanej A Twist of

to. Jakkolwiek ten album nie jest

już wspominana dosadność ujaw-

łów najnowszy krążek Redemption

Fate na której Jim Matheos zare-

o mnie, ani o nowotworze.” I choć

niająca się w szybkich, nariffowa-

nie został zauważony. Nie mam

jestrował partie gitarowe i klawi-

w kolejnych słowach Nick van Dyk

nych utworach takich jak Path Of

bowiem wątpliwości, że This Mor-

szowe. Tym samym Sympathetic

nakreśla główne przesłanie piątego

The Whirlwind, No Tickets To The

tal Coil to absolutna ekstraklasa

Resonance jest dopiero piątym

studyjnego albumu Redemption

Funreal czy Noonday Devil. Na

progresywnego metalu. O ile na

wspólnym studyjnym przedsię-

zatytułowanego This Mortal Coil

krążku znalazł się także wyraźny

wcześniejsze dokonania grupy pa-

wzięciem muzyków. Niemniej o ile

to nie powinno dziwić, że kom-

fragment płyty, w której muzycy

trzyłem jako na porządne albumy,

rudowłosy ex wokalista Fates War-

pozytor, autor tekstów, gitarzysta

Redemption postawili na chwy-

o tyle piąty studyjny album Re-

ning wyraźnie w ostatnich latach

i klawiszowiec zawarł na tym ma-

tliwość kompozycji. W tej materii

demption z całą siłą rzucił mnie na

zdystansował się od muzyki, o tyle

teriale swoje przemyślenia dykto-

prym wiedzie przede wszystkim

glebę.

o

wane wydarzeniami z okresu, kie-

niebanalny balladozaur w postaci

dy jego życie było zagrożone. Już

Let It Rain.

sam tytuł krążka, jak i wymowna

Z pewnością wiele miejsca zajęło-

torów. Wszechstronny muzyk nie

okładka autorstwa Travisa Smitha

by opisanie wszystkich interesu-

zwykł odpoczywać, a w jego naj-

mówią bardzo dużo.

jących aspektów towarzyszących

W tych wcale niewymarzonych do

tej premierze, zarówno w wydaniu

pisania muzyki okolicznościach

czysto instrumentalnym, jak i po-

prog metalowy kwintet w składzie

zamuzycznym. Posługując się tele-

OSI. Jak zatem wypadła odświeżo-

Ray Alder (wokale), Nick van Dyk

graficznym skrótem wspomnę, że

na współpraca charyzmatycznych,

(gitary, klawisze), Bernie Versa-

na krążku znalazł się utwór dedy-

ale znajdujących się w zupełne in-

illes (gitary), Sean Andrews (bas)

kowany pamięci nieodżałowane-

nych miejscach kariery Johna Ar-

i Chris Quirate (perkusja) nagrał

go Ronniego Jamesa Dio (chodzi

cha i Jima Matheosa?

najbardziej znaczący krążek w je-

o Blink Of An Eye), niesamowite

Część osób mogłoby pomyśleć, że

denastoletniej karierze Redemp-

stawiające na sztorc włosy na skó-

Sympathetic Resonance to zale-

tion. Następca Snowfall On Judg-

rze klawiszowe wariacje Nicka van

dwie przedbiegi przed przyszło-

ment Day z 2009 roku to prawie

Dyka, chyba przypadkowe cytaty

rocznym albumem Fates Warning,

siedemdziesiąt dwie minuty kla-

z Józefa Stalina (w utworze No

ale taki sposób podejścia do tego

sycznego,

bezkompromisowego

Tickets To The Funreal), milion

i dosadnego materiału będącego

solówek w różnych kombinacjach

John Arch, Jim Matheos, Joey

krążek Johna Archa i Jima Ma-

doskonałym wzorem tego ile mocy

umieszczonych w poszczególnych

Vera, Bobby Jarzombek i Frank

theosa przyniósł sześć kompozycji

tkwi w starych, sprawdzonych po-

utworach, dodatkowa płyta z po-

Aresti. Brzmi znajomo? Tymcza-

utrzymanych w najlepszych stan-

mysłach wykutych w szkole pro-

rządnie

coverami

sem wymieniony kwintet muzy-

dardach progresywnego metalu.

gresywnego rocka i metalu.

czy… niesamowite wokale Raya

ków bynajmniej nie nagrał mate-

Z pewnością nie wystarczyłoby

Aldera.

riału pod szyldem Fates Warning,

słów aby opisać znakomitą for-

Właśnie w tej ostatniej kwestii

ale w ramach osobnego projektu,

mę Johna Archa, który ze swoimi

chciałbym się jeszcze na chwilę

którego nazwa – Arch/Matheos –

wokalami nagranymi na potrzeby

zatrzymać. Wszak mniej więcej

oczywiście wywodzi się od nazwisk

Sympathetic

dwa tygodnie przed premierą This

jego głównych inicjatorów. Wszak

niemalże

Mortal Coil na rynku pojawił się

to w decydującym stopniu John

muzyk śpiewał, krzyczał, mówił,

krążek zatytułowany Sympathe-

Arch i Jim Matheos są odpowie-

a tu i ówdzie gęsto sprzedawał me-

tic Resonance, na którym ścieżki

dzialni za płytę pt. Sympathetic

talowe wokalizy. O gitarowo-wo-

wokalne zarejestrował John Arch.

Resonance.

kalnym charakterze płyty świadczy

Fikuśna historia doprowadziła do

Obaj muzycy razem nagrywali

absolutna dominacja gitar w war-

kompozycji

swego rodzaju gardłowej konfron-

w latach osiemdziesiątych jako

stwie instrumentalnej. Oczywiście

zawartych na This Mortal Coil

tacji pomiędzy byłym i aktualnym

członkowie Fates Warning, a ich

główną rolę w tej materii wiodą

znalazły się dwie, które można

wokalistą Fates Warning, ale…

rozpatrywać w kategorii utworów

w ramach innych zespołów. Kto

wielowątkowych, bowiem zarów-

w tym starciu wygrał? Fani progre-

no w Dreams From The Pit, jak

sywnego metalu! Bowiem zarówno

i Departure Of The Pale Horse mu-

charakterystyczna maniera Johna

zycy Redemption wykreowali kilka

Archa, jak i kapitalny wokal Raya

niezależnych historii, które zosta-

Aldera muszą zachwycić każde-

ły połączone w sprawną całość.

go kto w ostatnim czasie nie miał

W pierwszym wariancie w oto-

w uszach wynajętego pokoju dla

czeniu ciężkiego, pełnego instru-

małego roju pszczół.

mentalnych wypuszczeń klimatu,

Nie ma co ukrywać, że przełom

a w drugim może w trochę nie-

lata i jesieni 2011 roku dostarczył

zgrabnej formie, ale z dokładnym

wielu wybornych albumów w mu-

rozwinięciem utworu do nastro-

zyce progresywnej, a szczególnie

Wśród

36

jedenastu

wykonanymi

aktywności

utalentowanego

Ocena: 9/10

Jima Matheosa można by napisać

Konrad Sebastian Morawski

esej osadzony w świecie termina-

Arch/Matheos

Sympathetic Resonance

bliższych planach poza recenzowanym projektem znalazły się także nowe krążki Fates Warning oraz

materiału byłby niefortunny. Otóż

Resonance

wszystko!

zrobił

Rudowłosy

biuletyn podProgowy


październik-listopad  2011 riffy i solówki Jima Matheosa,

formę oddechu od dynamicznego,

sion jazzu. Doceniam klasę Opeth

Acuny oraz flet Björna J:sona Lin-

ale wypadałoby też wspomnieć

bardzo natężonego tempa stano-

z przekroju całej ponad dwudzie-

dha w jednym z najbardziej rozbu-

o czterech znakomitych solówkach

wią dwa przeszło pięciominutowe

stoletniej kariery, ale moje zmysły

dowanych utworów pt. Famine.

Franka Arestiego. Natomiast zre-

utwory. W pierwszym pt. Midnight

dopiero wtedy właściwie reagu-

W krążku wypełnionym symboliką

dukowaną rolę na Sympathetic

Serenade grupa przy średnim tem-

ją na Szwedów gdy z ich instru-

również w warstwie personalnej

Resonance odegrali Bobby Ja-

pie i dosyć oczywistej konstrukcji

mentów wydobywają się dźwięki

znalazło się miejsce na pewien

rzombek (perkusja) oraz Joey Vera

wykreowała chyba jeden z naj-

wykreowane choćby na albumie

znamienny aspekt, bowiem znako-

(bas), ale paradoksalnie trudno

bardziej chwytliwych utworów na

Damnation z 2003 roku. Nie ma

mite preludium w formie utworu

byłoby sobie wyobrazić ten mate-

krążku. Natomiast wykańczający

w tym zatem nic dziwnego, że dzie-

tytułowego odegrał na pianinie

riał bez ścieżek nagranych właśnie

płytę utwór pt. Incense and Myrrh

siąty studyjny album Opeth pt. He-

Joakim Svalberg, a więc następca

przez nich.

to piękny, niechętnie rozkręcający

ritage absolutnie mnie porwał.

Pera Wilberga dla którego był to

Jeśli chodzi o samą strukturę płyty

się balladozaur, w którym muzycy

Premierowe wydawnictwo Szwe-

ostatni studyjny album Opeth.

John Arch i Jim Matheos zaofe-

wymiennie operowali na dwóch

dów to krążek odsiany z growlingu,

Domyślam się, że konserwatyw-

rowali przede wszystkim utwory

płaszczyznach: akustycznej w sub-

wściekłych death metalowych rif-

ni fani Opeth będą mieli problem

o dużym stopniu skomplikowania.

telnych fragmentach oraz elek-

fów, agresywnych blastów czy in-

z zaakceptowaniem treści zawartej

Absolutny prym w tej materii wio-

trycznej przy rozbudzaniu utworu.

tensywnego klimatu. Za to znala-

na Heritage, zarówno w warstwie

dą znakomite kilkunastominuto-

W tym momencie wypadałoby

zły się w nim wyrafinowane wokale

muzycznej, jak i lirycznej, ale też

we utwory zatytułowane Stained

napisać jakąś zgrabną konkluzję,

Mikaela Akerfeldta, przepiękne

pewnie mają do tego prawo. Mnie

Glass Sky oraz Any Given Day

ale w przypadku Sympathetic Re-

progresywne tła, multum jazzo-

natomiast

(Strangers Like Me). Pierwszy

sonance będzie o taką niezwykle

wych ukłonów oraz klimat rocko-

swoją doskonałą, niezafałszowaną

z wymienionych został właściwie

trudno. Wszak mógłbym napisać,

wych improwizacji zaczerpnięty

i pełną formą. To bez wątpienia je-

złożony z trzech części: kapitalne-

że premierowy album Johna Archa

z przełomu lat siedemdziesiątych

den z najlepszych prog rockowych

go trzyminutowego instrumental-

i Jima Matheosa to prawie godzi-

i osiemdziesiątych. Heritage to

albumów tego roku.

nego łojenia w formie wstępu, wła-

na zajebistego, klasycznego prog

blisko godzina onirycznej wędrów-

Ocena: 9/10

ściwiej – skądinąd znanej – części

metalu, ale boję się, że takie pod-

ki w towarzystwie najszlachetniej-

Konrad Sebastian Morawski

utworu opartej na dynamicznym

sumowanie będzie zbyt płaskie.

szej z odmian rocka progresywne-

tempie wypchanym znakomity-

Zatem nic nie napiszę, a tylko pad-

go. Muzycy Opeth postawili przede

mi riffami i solówkami, a także

nę do stóp i złożę muzykom pokłon

wszystkim na relatywnie zwięzłe

zakończenia będącego zestawem

za jeden z najlepszych prog meta-

kompozycje, które w holistycznej

instrumentalnych

lowych albumów w dwudziestym

perspektywie wykreowały spójną

pierwszym stuleciu.

i niezakłóconą formę, a także una-

improwizacji.

W podobnej formie został utrzymany Any Given Day (Strangers

Ocena: 10/10

Like Me), ale w tym wypadku

Konrad Sebastian Morawski

z dwóch części w konwencji wy-

winny w pełni pokryć oczekiwania

żonglowanie riffami, od którego

Opeth Heritage

Pain Of Salvation Road Salt Two

biozę. Pomysły zawarte na Heritage po-

to niezwykle szybkie, zadziorne

zachwycił

oczniły doskonałą studyjną sym-

otrzymaliśmy utwór zbudowany nikowej. Wszak Any Given Day

Heritage

tej publiczności Opeth, której bliżej do eterycznego, podsypanego tajemnicą klimatu. Nie chciałbym

wyszedł spokojniejszy, ale i cięższy

popadać w snobizm, ale odniosłem

Strangers Like Me.

wrażenie, że premierowy krążek

Dużo dzieje się także w otwiera-

Szwedów ze względu na swoją

jącym krążek trzecim przeszło

zamkniętą formułę stał się mate-

Odbiór pierwszej części Road Salt

dziesięciominutowym utworze pt.

riałem niezwykle wymagającym.

szwedzkiego Pain Of Salvation

Neurotically Wired gdzie pomi-

W przypadku Heritage nie wystar-

był różny. Krążek wydany przed

mo niepozornego wstępu w miarę

czy „tylko” posłuchać poszczegól-

rokiem wzbudzał na ogół miesza-

upływu czasu Jim Matheos niczym

nych utworów, ale też się na nie

ne uczucia zarówno wśród fanów

z kałasznikowa wystrzeliwał seria-

otworzyć i w efekcie oddać się kon-

grupy, jak i niezależnych recen-

mi prog metalowych riffów. Już

templacji. Z pewnością fani agre-

zentów. Być może właśnie brak

w tym utworze wyklarował się –

sywnych form, jak i osoby wyma-

wymiernego sukcesu Road Salt

charakterystyczny z przekroju pły-

Nie wiem ile w tym prawdy, ale

gające od muzyki bezpośredniego

One przyczynił się do wstrzyma-

ty – soczysty prog metalowy klimat

kiedyś usłyszałem, że fani Opeth

przekazu nie znajdą w Heritage

nia mniej więcej o rok premiery

z bardzo odczuwalnymi wpływami

dzielą się na trzy grupy. Ludzi pre-

zbyt wielu powodów do radości,

drugiej części konceptu, a w efek-

patentów ze sceny progresywnej

ferujących klasyczne prog death

ale jest to koszt próby wykreowa-

cie dopracowania jego pierwotnej

lat dziewięćdziesiątych oraz klima-

metalowe oblicze zespołu, ludzi

nia albumu ambitnego i pełnego.

zawartości. Ostatecznie Road Salt

tu groove. Tego również nie zabra-

akceptujących tylko subtelną stro-

W wymiarze technicznym warto

Two w pierwszych dniach jesieni

kło w ośmiominutowym utworze

nę Szwedów oraz wreszcie ludzi

dodać, że przy aktywnych nagra-

2011 roku nakładem InsideOut

pt. On The Fence, który jednak

oddanych Opeth bez względu na

niach do Heritage wzięło udział

trafił do odtwarzaczy fanów muzy-

stanowi odstępstwo od dynamicz-

proponowany styl. Gdybym miał

w sumie ośmiu muzyków. Poza

ki progresywnej.

nego klimatu na rzecz ciężaru

być szczery to napisałbym, że nie

składem Opeth znanym z Water-

Materiał na drugą część koncep-

i mozolnego, przemyślanego pro-

jestem zwolennikiem death meta-

shed z 2008 roku na dziesiątym

tu, jednocześnie będący ósmym

wadzenia utworu za charakterny-

lu poprzycinanego wypuszczenia-

studyjnym albumie zespołu usły-

studyjnym albumem Pain Of Sa-

mi wokalami Johna Archa. Pewną

mi w kierunku prog rocka oraz fu-

szymy również perkusję Alexa

lvation,

biuletyn podProgowy

powstawał

naturalnie

37


październik-listopad  2011 zacjami przyprawionymi licznymi

sterkellerem niemal od zawsze

smaczkami w postaci melotronu

– Michał Rollinger i Krzysztof

i innych instrumentów, a zupeł-

Najman, a i Gerard Klawe powró-

nym burdelem w niektórych kom-

cił za bębny po kilku latach prze-

pozycjach. Zmęczyły mnie także

rwy. Mariusz Kumala, który już na

liczne smętne, niepotrzebnie wy-

Aurum dał się poznać jako zdolny

dłużone partie instrumentalne, a

gitarzysta i kompozytor, nadal kipi

zupełnie oszukany poczułem się

pomysłami. No właśnie, Kuma-

gdy kilkukrotnie próbowały mnie

la – za jego sprawą nasza gotycka

naciągnąć na wzruszenie, nieste-

instytucja jeszcze bardziej zbliży-

ty liczne, wyegzaltowane wokale

ła się do progresywnego idiomu.

Daniela Gildenlöwa, w dodatku tu

Przypomnijmy, że zanim „Maniok”

i ówdzie okraszone przesłodzony-

zadomowił się w składzie, miał już

mi chórkami (Through The Di-

na koncie kilka projektów zgłębia-

stance, 1979″ czy niepotrzebnie

jących takie właśnie rejony – pej-

wydłużony fragment Eleven).

zażowe, floydowskie Brain Story

Nie wiem czy w swojej opinii będę

i trącące postmetalem Psychotro-

odosobniony, ale raczej nie miał-

pic Transcendental. Czyli, drodzy

bym problemu ze wskazaniem

progfani, mamy w Closterkellerze

dwupłytowego konceptu Pain Of

„naszego człowieka” i to słychać na

Salvation, który podobał mi się

Bordeaux bardzo wyraźnie. Wy-

bardziej. Wybór padłby na dwie

raźniej niż kiedykolwiek wcześniej

części The Perfect Element z 2000

w dwudziestoletniej historii zespołu.

i 2007 roku. Ze smutkiem muszę

Artrockowe odniesienia pojawiały

stwierdzić, że Road Salt brzmi

się w twórczości Clostera już na

wyjątkowo słono w odniesieniu

wysokości Violet (czyli, bagatela,

do wcześniejszych krążków gru-

osiemnaście lat temu) i z czasem

py, choć też nie ma co ukrywać, że

stały się integralnym elementem

w składzie: Daniel Gildenlöw, Fre-

z rockiem alternatywnym (Softly

druga część zdecydowanie popra-

stylu zespołu. Jednym z wielu,

drik Hermansson, Johan Hallgren

She Cries, Conditioned), akustycz-

wiła jego wartość pod względem

bo były też metalowe riffy, orien-

i Léo Margarit. Tracklistę krążka

ne szkice (Healing Now), prog

muzycznym.

talizmy, elektroniczne wycieczki

utworzyło dwanaście kompozycji,

rockowe hymny (To The Shoreli-

Ocena: 7/10

Rolla... Każda płyta zespołu była

oczywiście o ile za taką możemy

ne) czy zupełnie nieusystematyzo-

Konrad Sebastian Morawski

muzycznym tyglem. Inna spra-

też uznać krótki Road Salt The-

wane wariactwa z instrumentami

wa jak dobrze się te składniki ze

me będący pewną formą wstępu

(Eleven i The Physics Of Gridlock),

sobą komponowały. Moim zda-

do właściwej zawartości płyty. Na

a całość została utrzymana w nie-

premierowym materiale Pain Of

regularnym klimacie, od nostalgii

Salvation nie zabrakło również

po pełen optymizm, a w pewnej

utworu pt. Mortar Grind znane-

mierze nawet tajemnicę. Po stro-

zbiór znakomitych utworów, ale

go z wydanej w 2009 roku EP-ki

niem ostatnią naprawdę spójnym

Closterkeller

albumem Closterkeller było Nero.

Bordeaux

Komplementowane

Aurum

to

nie atutów wypada też wymienić

trochę od Sasa do Lasa. Borde-

która

klamrę zbudowaną z wspomniane-

aux to co innego – pełna integra-

miała stanowić przedsmak nowych

go Road Salt Theme oraz End Cre-

cja wszystkich muzycznych ob-

pomysłów

Gildenlöwa

dits, która bardzo zgrabnie uchwy-

licz grupy. W ramach takiego na

progresywnych

ciła dwa bieguny tego krążka. Co

przykład Alarmu mamy i prosty,

Szwedów.

innego gdybyśmy w tym aspekcie

agresywny, trochę postpunkowy

Zaiste określenie „progresywny”

wzięli pod uwagę obie części słonej

riff na początku i epickie, trącące

dobrze oddaje twórczość Pain Of

drogi, bo te w warstwie dźwięko-

Salvation, a najlepszym tego przy-

wej nie są ze sobą związane.

No proszę Closter znów nabrał

a wszystko idealnie do siebie pa-

kładem jest druga część słonej

Mimo wszystko jakkolwiek wie-

wiatru w żagle! Ostatnio przerwy

suje! Podobnie jak połączenie

drogi. Wszak krążek cechuje duża

lobarwny Road Salt Two by nie

między kolejnymi dokonaniami

czystych zaśpiewów i autentycznie

wielobarwność kompozycji. Tak

był to albumowi w wielu fragmen-

grupy boleśnie się wydłużały, a

chorych szeptów w Kręgach Czer-

w odniesieniu do warstwy mu-

tach brakuje mocy. Do dwupłyto-

tu – tylko dwa lata dzielą Au-

wonych. Nie razi koegzystencja

zycznej, jak i do samych tekstów.

wego Road Salt wkradło się zbyt

rum iBordeaux. Obecny skład wy-

utworów o zgoła odmiennym kli-

Tym samym na Road Salt Two

dużo chaosu. Grupa kilkukrotnie

daje się jednak dla procesu twór-

macie – ponurej jak diabli Tyzi-

usłyszymy utwory romansujące

z dużą nieostrożnością przekro-

czego optymalny. O ciągłość stylu

phone (przy tym kawałku progra-

czyła granicę pomiędzy fajnymi

obok – co oczywiste – Anji Ortho-

mowo zdołowany album Nero jawi

gitarowo-perkusyjnymi improwi-

dox dbają wiarusy związane z Clo-

się szczytem optymizmu), ślicznej

Album Tango Czarnych 1. Łabędzi zespołu Kolenda wyszedł w 2000 roku i nigdy nie

Amerykanie z Majestic są w 2. neoprogresywnym światku mocną marką. Tym bardziej miło,

Art Boys Collection 3. działali w latach 70tych w Austrii. Pozostawili po sobie

zatytułowanej

i

Linoleum,

Daniela

pozostałych

Darmocha

utwory i albumy warte zainteresowania, które artyści udostępniają nieodpłatnie w sieci

38

doczekał się reedycji. A szkoda, bo było to wizjonerskie połączenie rocka, yassu i piosenki literackiej. pobierz

Airbag czy Jadis solo na końcu –

że swój ostati album Labyrinth, podobnie jak EPkę Clover Suite udostępnili gratis.

pobierz

jednąpłytę, wypełnioną późnobeatlesowską psychodelią. Płytę treściwą i konkretną, bez austriackiego gadania. pobierz

biuletyn podProgowy


październik-listopad  2011 kołysanki Abracadabra i opartego na elektronicznym bicie Halo,

Mark Clarke

„w leciech”, nasiąkł taką stylistyką

Moving To The Moon

i poruszanie się w niej przychodzi

Ziemia. Rollo błysnął też inwencją

mu naturalnie. Dlatego też jego

w finałowym Jak łzy w deszczu.

płyta może i jest powtórką z roz-

Utwór ten stał się zresztą piętro-

rywki, ale wciąż świeżą i witalną.

wym nagromadzeniem aluzji. Tek-

Przebojów tu nie ma – to fakt. Ale

stowo to oczywiście nawiązanie do

wypełniaczy też nie. To po prostu

słynnego ostatniego felietonu To-

dobre pop rockowe piosenki. Jest

masza Beksińskiego, a i muzycznie

miejsce na mocniejsze riffowanie

– rzecz dziwna – może się miej-

w One Of These Days czy w utwo-

scami kojarzyć z Tears In Rain,

rze tytułowym, jest akustyczny

utworem Vangelisa ilustrującym

drobiażdżek A Little Something na

w filmie Blade Runner śmierć

Żmij

Trippop

koniec ( w nim najwyraźniej sły-

Już kilka ładnych miesięcy temu

Roya Batty – którego ostatnie

Nie wierzę, żeby nie było zawodo-

chać, że wokalnie Mark zbliża się

miała premierę (niestety znów

słowa stały się później memento

wego muzyka, który nie chciałby

do Paula McCartney’a). Znajdzie

tylko w necie) kolejna płyta Jaku-

„Beksy”. Integralnym elementem

mieć na półce płyty sygnowanej

się i szczypta country rocka w Then

ba „Żmija” Zieliny. Po folkowych

całości są operowe wokale w Bez

własnym nazwiskiem. Niektórzy

Tomorrow Comes. W A Cowboy-

wycieczkach na Bajkach z ciem-

odwrotu – w tym utworze powra-

produkują ich na pęczki, inni de-

’s Song konkretne gitary są fajnie

nego lasu i przełożeniu Tetmajera

ca klimat takich klasyków jak Gra-

cydują się na ten krok dopiero po

skontrastowane harmoniami wo-

na rock na Ekstazie dałem sobie

phite i Dwa oblicza Ewy. Nie

latach wycierania scen. Mark Clar-

kalnymi w refrenie. Wyszło cie-

spokój z jakimikolwiek domysła-

wiem jak to się dzieje, że wszyst-

ke należy do tej drugiej kategorii.

kawie, zaskakująco. Są też orkie-

mi. Znakiem firmowym Żmija

kie te ingrediencje stapiają się

Zawołany basista obdarzony też

stracje. Może nie olśniewające, ale

jest skrajny eklektyzm – jedyne,

w bardzo jednolitą całość. W szero-

pięknym kawałem głosu grał w Co-

też nie takie „od czapy”. Tylko czy

czego można się po tym postrze-

ki krajobraz utkany z masy detali.

losseum pod koniec istnienia for-

z powodu budowania na nich aran-

leńcu spodziewać, to zaskoczenia.

Muzyczny monolit znalazł odbicie

macji w latach 70tych i przez cały

żu czteroipółminutowego Modele-

Co tym razem? Kurcze, faktycznie

w tekstach – Anja po raz pierwszy

okres po reunion, zahaczył o Ju-

ine trzeba ten skądinąd zgrabny

pop! Może nie są to wymuskane

pokusiła się o stworzenie koncept

rajów (jak i solowe albumy Kena

kawałek sztucznie – bo tylko na

przeboje, ale z perspektywy wcze-

albumu. Oczywiście o miłości.

Hensleya), Rainbow… no było tego

trackliście – rozbijać na dwie czę-

śniejszych dokonań Zieliny ta pły-

Oczywiście z drobnymi elementa-

trochę. Ale zawsze była to rola si-

ści i jedną z nich tytułować suitą?

ta jest wypełniona w miarę przy-

mi paranormalnymi. Oczywiście

demana. Kreatywnego, inteligent-

To już lekka przesada.

stępnymi piosenkowymi formami.

bez happy endu. Szkoda. Rozu-

nego, ale jednak. Na sześćdziesiąte

Moving To The Moon ukazało się

A gra słów w tytule sugerująca ja-

miem wymogi gotyckiej konwen-

urodziny Mark postanowił sprawić

w zeszłym roku i nie okazało się,

kieś koneksje z bristolską elektro-

cji, rozumiem, że Anja ma swój

sobie prezent i wreszcie sprokuro-

jak pokazał czas, multiplatyno-

niką? Też coś jest na rzeczy. Może

mroczny świat. Ale i tak szkoda.

wał album solowy. Widać, że to

wym krążkiem. Nie te czasy. Może

nie we wszystkich kawałkach, ale

Co ja poradzę, że im jestem star-

płyta nagrana niewielkim nakła-

ćwierć wieku temu niektóre pio-

w paru ładnych miejscach te ba-

szy tym bardziej lubię zakończe-

dem środków. Booklet składający

senki Clarke’a zyskałyby większą

sowe tła pod Massive Attack czy

nia w stylu „i żyli długo i szczę-

się z podwójnej kartki, lista płac

popularność. Ja jednak powalczę

Nightmares On Wax się przewi

śliwie”? Szkoda życia na smutki.

króciutka. Mnie to jednak raczej

dla nich o popularność choćby lo-

jają. Oczywiście jest to połączone

Przy pierwszych odsłuchach mia-

zaciekawia niż odpycha. No do-

kalną, bo w czasach napompowa-

z jak najbardziej rockowymi riffami

łem mieszane uczucia. Słuchało

brze, zobaczmy jak sobie weteran

nych, a pustych w środku płyt róż-

i tekstami utrzymanymi w typowej

mi się Bordeaux fantastycznie, ale

poradził w spartańskich warun-

nych Lady Zgag i Kanye Westów

dla Żmija surrealistyczno-mrocz-

nagromadzenie wielowątkowych,

kach. W którą stronę poszedł? Czy

bezpretensjonalne utwory basisty

nej stylistyce. Aha, najważniejsze

rozbudowanych utworów kazało

nie zbłądził?

Colosseum są jak haust ożywczego

– piosenki są bardzo fajne. Świet-

mi zadać pytanie: a gdzie ta dru-

Moving To The Moon to dziełko

powietrza. Clarke nie musiał na-

nie wypada Czarnyb Król, poprze-

ga, bardziej piosenkowa odsłona

do cna staromodne. Wypełniają je

grywać tej płty, pewnie jako muzyk

dzony długą klawiszową introduk-

twórczości Anji i kolegów? Zna-

wszelakie mutacje rocka dla doj-

sesyjny zarabia godne pieniądze.

cją w najlepszej neoprogresywnej

lazły się jednak i one, może tylko

rzalszych słuchaczy. Takiego balla-

Ale chciał. Zrobił to i miał z tego ra-

tradycji – mógłby ją wymyślić Cli-

początkowo zeszły na dalszy plan

dowego – pod Chrisa Reę, Briana

dochę, a nakład chyba nie był jego

ve Nolan. Hymn zaczyna się roz-

w tym dźwiękowym przepychu.

Adamsa czy Richarda Marxa, ale

obsesją . Bez szczerego entuzjazmu

budowanym gitarowym wstępem

Pora iść już, drogi mój i wspo-

i ostrzejszego, w duchu Foreigner

twórcy nie pomogą miliony dolców

z kobiecymi zaśpiewami i aku-

mniana Abracadabra to nowe

czy Journey. To jak podróż w cza-

na produkcję, proTools i przegięte

stykami zbliżającymi się do fla-

hymny do skandowania dla fanów.

sie. Ćwierć wieku temu mieszkając

teledyski. Dlatego wolę Moving To

menco, by wreszcie zamienić się

Świetne kawałki. Tak jak i cały al-

w normalnym (czytaj: zachodnim)

The Moon od współczesnej radio-

w patetyczną pieśń, również ze

bum.

kraju włączylibyśmy radio i z du-

wej sieczki i nie miałbym nic prze-

sporą ilością kąśliwych gitar. Także

Ocena: mocne 8/10

żym prawdopodobieństwem usły-

ciw kontynuowaniu przez Clarke’a

w spokojnej, w większości aku-

Paweł Tryba

szelibyśmy wiązankę takich wła-

solowej kariery.

stycznej Nadziei pojawia się zmy-

śnie brzmień. A Clarke to facet już Amerykański projekt Tri4. stame ma na koncie jeden album, lokujący się w okolicy późnego Pink Floyd:

pobierz

biuletyn podProgowy

Ocena: 6/10 Paweł Tryba

Amerykańscy postmetalowSzwedzi z Lugnoro upra5. cy Reptilians oferują za 6. wiają dość mroczny heavy darmo całą swoją dyskografię prog. Ich pierwsze demo Tellus (wraz znaprawdę efektownymi bookletami).

pobierz

dostępne jest za darmo na ich myspace.

pobierz

słowy alt. Miasto ma fajną mroczną Projekt Bader Nana 7. pochodzi z Kuwejtu, ale na albumie Wormwood wyraźnie słychać inspirację amerykańskimi tuzami w rodzaju Dream Theater czy Spock’s Beard.

pobierz

39


październik-listopad  2011 atmosferę, to taki rockowy nokturn

Sylvian David

The First Day (with Robert Fripp) 1993

Ale zaczyna się ten album po pro-

Don’t make

stu znakomicie. God’s Monkey

Mistakes”.

wprowadza słuchaczy w trans

Tak, to nagranie z pewnością zo-

słuchał – ten akurat numer jest

monotonnie

przez

staje w pamięci. Trudno się uwol-

bodaj

Motorheadowy

Davida Sylviana frazą: „Find the

nić spod jego czaru. Nie sprzyja

w dorobku Lemmy’ego).W Obudź

ladder, climb the ladder to Go-

temu również ostatnie w zestawie,

się zwraca uwagę zróżnicowanie

d’s monkey”, a gdzieś na drugim

instrumentalne, frippertronikowe

partii gitarowych – w zwrotkach

planie kotłuje się gitara pana Ro-

Bringing Down the Light, które

pojawiają się jazzowe zagrywki,

berta. Wyróżnia się też zgiełkliwe

utrzymuje słuchacza w specyficz-

w refrenach osadzone riffy, na-

Jean the Birdman o determinacji

nym stanie między jawą a snem.

bierające mocy w interludium.

przezwyciężającej każdą trudność,

The First Day pozostaje fascynu-

Oprócz

i przełamującej nawet wolę bogów,

jącym świadectwem współpracy

z intrygującą frazą:

dwóch wielkich muzycznych oso-

w stylu Nightmare (The Dreamtime) Motorhead (jakby ktoś nie najmniej

materiału

autorskiego

pojawiają się tu także ciekawie dobrane covery. I Put A Spell On

powtarzaną

“Life is a gamble from

bowości. Płyta, która powstawała

Coyotes with the mules

w jej wyniku, nie mogła być słaba.

Life is a bullring

I choć nadmierne - moim zdaniem

For taking risks and flouting

- wykorzystanie automatu per-

You, rhythm’n bluesowy klasyk

Gdzieś tak na początku lat dzie-

Screamin’ Jaya Hawkinsa był prze-

więćdziesiątych

rabiany i gwałcony (przypomnijcie

zaczął się przymierzać do kolej-

sobie wersję niejakiej Sonique) na

nego wskrzeszenia King Crimson

rules”.

kusyjnego kładzie się cieniem na

różne sposoby, ale tak to chyba

i rozpoczął poszukiwanie członków

Jeszcze bardziej zgrzytliwie zaczy-

zawartości albumu, to ostateczny

jeszcze nie. Owszem, jest tu sporo

nowego składu zespołu. Jednym

na się Firepower, w którym głos

rezultat muzycznych poszukiwań,

bluesa zagranego na akustycznej

z muzyków, którym pan Fripp za-

Davida Sylviana przepuszczono

ujęty w siedmiu nagraniach na The

gitarze, ale elektroniczny podkład

proponował współpracę, był David

przez jakiś vocoder. Jednak tę po-

First Day, jest bardzo zadowala-

zbliża całość raczej do dokonań

Sylvian. Pan David jednak, jako

czątkową hałaśliwość przełamują

jący. A miłośnicy sylvianowskiej

Everlasta, a do tego riffy w refrenie

artysta prawdziwie niezależny, nie

niespodziewanie czyste solówki

melancholii i frippowej gitarowej

kojarzące się jako żywo z Dazed

był zbyt chętny, by dać się wtłoczyć

gitarowe Roberta Frippa i bar-

zgiełkliwości po prostu muszą

And Confused Zeppelinów. Fajnie

w ciasny gorset pracy zespołowej.

dzo klimatyczne frippertroniczne

mieć tę płytę na półce.

wyszło! Natomiast wobec przerób-

Zgodził się jednak na nawiązanie

odgłosy. Brgihtness Falls to już

ki klasyki rodzimej mam mieszane

muzycznej współpracy na bardziej

jeden wielki jęk: tekstowy i mu-

uczucia. Za samo przypomnienie

równorzędnych zasadach - i dzięki

zyczny. Bardzo smutne nagranie.

Miłość ci wszystko wybaczy Or-

temu w 1993 roku światło dzienne

Jak śpiewa pan Sylvian: “Baby,

donki należy się Żmijowi wielki

ujrzała płyta The First Day. Płyta

baby, hurt heals slow and who

plus. Piosenka ta jest tak kiczowa-

interesująca nie tylko ze względu

can believe in tomorrow?”. 20th

ta, że aż piękna i żeby ciekawie ją

na muzyczną zawartość, ale także

Century Dreaming (A Shaman’s

skowerować trzeba by ją totalnie

na to, że w trakcie jej nagrywania

Song) przywołuje natomiast na-

przegiąć w inną stronę, a wersja

formowały się zręby kolejnego

turalne skojarzenia z nagraniem

Zieliny, choć w sumie sympatycz-

wcielenia KC. Na płycie grał bo-

otwierającym płytowy debiut King

na, jest taka jakaś na pół gwizdka.

wiem Trey Gunn, który ostatecznie

Crimson. Brud i zgiełk są bardzo

Śpiewa ją dość minorowo – a gdy-

w nowym King Crimson się zna-

podobne, a i ocena przemian za-

by zrobić to wręcz grobowo? Gdy-

lazł, a także Jerry Marotta, który

chodzących

by zrobić eksperyment w stylu: jak

był tuż-tuż - choć ostatecznie jego

świecie podobnie ostra. Muzycznie

miłosną piosenkę z filmu Szpieg

miejsce zajął Pat Mastelotto (za-

zdecydowanie lepiej wypada jed-

w masce zaśpiewałby Lou Reed?

siadł za bębnami już podczas trasy

nak utwór Karmazynowego Kró-

Albo Ian Curtis? A tak wyszedł su-

koncertowej, promującej The First

la. 20th Century Dreaming jest

plement do Maleńczukowego Psy-

Day, a uwiecznionej na znakomi-

- jak dla mnie - zbyt monotonne,

lbum Rock Island wydano dwa lata

chodancingu.

tym albumie Damage).

a mruczenie pana Sylviana już nie

po Crest Of A Knave, płycie, która

Trippop generalnie nie mieści się

The First Day stanowi wypadko-

tyle hipnotyzuje, ile wręcz usypia.

odniosła znaczny sukces komer-

w idiomie rocka progresywnego,

wą zainteresowań dwóch liderów,

Ale to chyba zamierzony efekt, bo

cyjny, a i krytycy ją też chwalili (co

co najwyżej momentami o niego

i to stanowi o jej atrakcyjności.

nagranie kończy się wszak tak oto:

w przypadku Jethro Tull nie było

zahaczając. Ale jakoś nie bardzo

Niestety, jest też nieodrodnym

Here comes the dreaming...

regułą). No i to za ten album zespół

mnie to interesuje wobec prostego

dziecięciem lat dziewięćdziesią-

Opus magnum płyty stanowi naj-

otrzymał nagrodę Grammy w kate-

faktu, ze tego albumu, podobnie

tych, a to z kolei powoduje, że

dłuższe na płycie, niemal dwudzie-

gorii Best Hard Rock/Metal Per-

zresztą jak podobnych dokonań

w niektórych momentach słucham

stominutowe nagranie Darshan

formance Vocal or Instrumental,

Żmija słucha mi się świetnie. Psia-

jej z dystansem. Mieszanina am-

(The Road to Graceland), am-

pozostawiając w pobitym polu m.

krew, co jest nie tak z naszym szoł-

bientu i ostrych gitarowych riffów

bientowo-transowe, z monoton-

in. Metallicę czy Jane’s Addiction.

biznesem? Trzeci fajny pełnowy-

i dziś potrafi zafrapować (czy może

nym perkusyjnym rytmem, który

Wzbudziło to niemałą sensację, bo

miarowy… download. A powinien

„zafrippować”), ale te loopy i pro-

tu akurat pasuje jak ulał. A David

na Crest... heavy metalu ze świecą

być trzeci pełnowymiarowy album,

gramowana perkusja… Nie lubię

Sylvian niemalże skanduje tekst

szukać, a i o hard rock trudno. Ian

poparty konkretną promocją, bo

tego. Tekturowo brzmiące, powta-

niczym z haiku:

Anderson zgryźliwie skomentował

twórczość Jakuba Zieliny zdecydo-

rzane perkusyjne sample czasem

„Two birds

to w swoim stylu: no cóż, czasem

wanie na nią zasługuje.

odzierają muzykę zawartą na The

One stone

na naszych mandolinach gramy

First Day z aury tajemniczości,

One chance

Ocena 8/10 Paweł Tryba

40

Robert

a czasem po prostu irytują.

Fripp

we

Michał Jurek

Jethro Tull

Rock Island (1989)

współczesnym

Is thrown

naprawdę głośno! Poprzeczka została więc zawieszo-

biuletyn podProgowy


październik-listopad  2011 na wysoko. I, niestety, nie udało

inne w treści. Pieśń zawarta na

się jej przeskoczyć, choć moim

Rock Island przepełniona jest re-

skromnym zdaniem siedemnasta

fleksyjnym spokojem i tym charak-

w dorobku studyjna płyta Jethro

terystycznym ciepłem, które ogar-

Tull nie zasługuje na wszystkie

nia wszystkich w świąteczny czas,

krytyczne uwagi, które się pod jej

a skoczna partia fletu Iana Ander-

adresem kieruje. Fakt, album jest

sona naprawdę potrafi podnieść

bardziej rockowy. Zgoda - Martin

na duchu. Natomiast The Whaler’s

Barre dostał od lidera nadspodzie-

Dues podejmuje problem okru-

wanie dużo miejsca na grę, a gitara

cieństw związanych z polowaniem

została bardziej niż na poprzed-

na wieloryby, a gdzieś tam na ho-

nich albumach wyeksponowana,

ryzoncie majaczą się dalekie skoja-

co akurat nie w każdym przypadku

rzenia fabularne z Moby Dickiem.

wyszło muzyce Jethro Tull na do-

Partie fletu, jakie wygrywa tu Ian

bre. Prawda: Ian Anderson już wy-

Anderson, ocierają się o muzyczny

raźnie, i na stałe, obniżył głos, tra-

absolut, a i Martin Barre momen-

cąc bezpowrotnie część skali. Ale

tami gra jak natchniony. „Send me

faktem jest też, że na Rock Island nie

back down the ages. Put me to sea

zabrakło ciekawych melodii a kilka

once again when oceans were full

piosenek zawartych na płycie, mimo

- yes, and men would be men. Can

upływu dwudziestu lat z okładem,

you forgive me?...” Nieźle zaczyna

wciąż może się podobać.

się też Strange Avenues, które jest

Należy do nich niewątpliwie otwie-

swoistym sequelem Aqualunga,

rający album energetyczny i dow-

ale wraz z upływem kolejnych mi-

cipny Kissing Willie, o rozterkach

nut magia pryska, niestety.

młodzieńca, przedmiotem których

Pozostałe nagrania to raczej wy-

jest frywolne dziewczę, obdarza-

pełniacze, utrzymane w charak-

jące swoimi wdziękami nie tylko

terystycznym

jego, ale również jego najlepszego

Trzymają poziom, ale w pamięć

przyjaciela. Do nagrania nakrę-

nie

cono wideoklip, który cieszył się

w moją. Mimo to, od czasu do cza-

w swoim czasie pewną popular-

su lubię sobie Rock Island włączyć

nością. Jak jednak wynika z tek-

i posłuchać tych pięćdziesięciu

stu Iana Andersona we wkładce

minut bezpretensjonalnej i granej

remastera tej płyty, bardzo żałuje

bez zadęcia muzyki, opatrzonej

on, że dał się namówić na nakręce-

interesującymi tekstami (znajdzie-

nie wideo w stylu Benny’ego Hilla

my tu i obserwacje socjologiczne

i trochę się wstydzi swojego w nim

pana Iana, nawiązania do kata-

udziału. Klip można bez problemu

strofy w Czarnobylu, czy wreszcie

odnaleźć w sieci także i dziś, no

opowiastkę zainspirowaną historią

i cóż... po trosze jestem w stanie

kradzieży mandoliny Martina Bar-

zrozumieć zaambarasowanie pana

re›go z zaplecza sceny podczas jed-

Iana. Ale samo nagranie jest bar-

nego z koncertów, która następnie

do miłe uchu, podobać się mogą

- po wystosowaniu apelu w lokal-

furczące partie fletu i energetyczne

nej stacji radiowej - została zwró-

solówki gitarowe.

cona prawowitemu właścicielowi).

Równie udane są tytułowe na-

Jasne, Jethro Tull nagrali sporo

granie Rock Island, Undressed to

lepszych i bardziej intrygujących

Kill, Another Christmas Song czy

płyt, ale Rock Island specjalnie

epicki The Whaler’s Dues. Rock

wstydzić się nie muszą. Album

Island uprzyjemnia czas zmiana-

jest bowiem solidny, zupełnie jak

mi tempa, udanymi partiami fletu

okładkowa skalna dłoń.

i gitary, często wykonywanymi

zapadają

tullowym -

stylu.

przynajmniej

Michał Jurek

unisono, a także ciepłymi, acz bardzo nienachalnymi partiami instrumentów klawiszowych, po-

recenzja albumu Siren Roxy Music

dobnie zresztą jak w utworze Un-

zamieszczona jest na str. 50.

dressed to Kill (w obu zagrał Peter Vetesse, dawny członek Jethro Tull). Another Christmas Song to nawiązanie do słynnej Christmas Song z 1968 roku, zupełnie jednak

biuletyn podProgowy

41


październik-listopad  2011

Książki Recenzje

Storm Thorgerston, Peter Curzon Mind Over Matter 4 The Images of Pink Floyd Omnibus Press, 2007, 255 str. Mind Over Matter to książka skierowana przede wszystkim do fanów ze-

Choć książkę niewątpliwie należy traktować jako album, to jest tu tak-

społu Pink Floyd, a więc grupy bardzo licznej wśród polskich słuchaczy

że bardzo dużo informacji, które w formie krótkich historii związanych

rocka progresywnego. Z tego powodu Storma Thorgertsona i założonej

z danym projektem graficznym prezentuje nam sam Strom Thorgerston.

przez niego, w roku 1968 grupy grafików zwanej Hipgnosis nie trzeba

Wszystko napisane jest z dużą dozą humoru i świetnie czyta się te krót-

chyba specjalnie przedstawiać. Wystarczy przypomnieć, że to oni zapro-

kie opowieści. Na początek polecam tą związaną z okładką płyty Meddle,

jektowali to, co wizualnie kojarzy się dzisiaj jednoznacznie z zespołem.

w której Thorgerston pisze o tym dlaczego wykorzystał w tym projekcie

Czwarte wydanie książki zostało poszerzone o prawie 50 dodatkowych

wodę i jak doskonałym (z wielu powodów) tworzywem dla artysty może

stron. Ten pięknie wydany, oprawiony w sztywną

się ona stać. Ciekawy jest też krótki tekst opowiadający historię okładki

okładkę album wprowadza nas w świat obrazów

składanki Relics nowej wersje tego projektu przy-

związanych z zespołem Pink Floyd, który w okrojo-

gotowanej przez Thorgertsona w roku 1993, z któ-

nej wersji znamy z okładek płyt. Thorgerston zabie-

rego dowiadujemy się jak przełożyć odręczny szkic

ra nas w ilustrowaną podroż przez świat Pink Floyd,

na rzeźbę.

począwszy od The Piper At The Gates of Dawn, aż

Oprócz podstawowego tekstu zabawne bywają też

po najnowsze (2006 rok) wydawnictwa zespołu ta-

podpisy do zdjęć. Przykładem może być fotografia

kie jak składanka Echoes - The Best of Pink Floyd

związana z albumem Wish You Were Here, na któ-

(2001), edycja The Dark Side of The Moon wyda-

rej widać wskakującą do jeziora osobę, po której nie

na w 30 rocznicę premiery albumu (2003), oraz

pozostaje na wodzie nawet najmniejsze chlapnięcie.

DVD Pulse (2006). Książkę uzupełniają też infor-

Thorgertson opisuje ją w następujący sposób. „Dla

macje o projektach związanych z solową karierą

tych nakierowanych fotograficznie – to zdjęcie zro-

członków grupy, w tym nie tylko okładki płyt,

bione Nikonem 35mmm SLR (…) dla tych nastawio-

ale i książek (Nick Mason - Pink Floyd: Moje

nych geograficznie, to zdjęcie zrobiono nad jeziorem

wspomnienia) oraz plakatów (Roger Waters –

Mono w Kalifornii (…) dla tych nastawionych filmo-

2006 trasa koncetowa Dark Side Of The Moon).

wo, jest to lokalizacja gdzie Clint Eastwood kręcił

Znaleźć tu można także okładki singli (np. Wish

High Plains Drifter, a dla tych nastawionych na seks,

You Were Here (Live) i On The Turning Away).

nie ma tu żadnego seksu.”

Do bardziej zabawnych projektów należy zdjęcie sześciu modelek, któ-

Podsumowując można powiedzieć, że jest to pozycja obowiązkowa dla

rych ciała ozdobione są obrazami znanymi nam z okładek płyt, oraz

fanów Pink Floyd i doskonałe uzupełnienie wydanej niedawno również

fotografia będąca elementem kampanii promocyjnej EMI, na której wi-

w Polsce książki Geralda Scarfe’a i Rogera Watersa Pink Floyd The Wall -

dzimy prześcieradła z okładkami płyt Pink Floyd rozwieszone na długim

Album-Spektakl-Film. Choć z drugiej strony chyba powinienem napisać,

sznurze rozciągniętym na środku łąki. Interesujące są też projekty koszu-

że to książka Scarfe’a jest uzupełnieniem tej przygotowanej przez Thor-

lek, a w rozbawienie wprawia fotografia olbrzymiego fioletowego fotela

gerstona. Polecam!

ozdobionego ilustracjami kojarzącymi się z Pink Floyd i postawionego na

Ocena: 8/10

środku rozległego pastwiska. Ten ostatni projekt został przygotowany do

Krzysztof Pabis

kampanii promocyjnej wytwórni Sony z roku 1997, opracowanej na trzydziestolecie istnienia zespołu.

42

biuletyn podProgowy


październik-listopad  2011

Michał Urbaniak, przy współpracy Andrzeja Makowieckiego Ja, Urbanator. Awantury muzyka jazzowego. Agora, 2011, 255 str. Lat temu kilkanaście dosłownie połknąłem autobio-

w sesji Tutu Milesa Davisa, opisany z entuzjazmem neofi-

grafię Louisa Armstronga Moje życie w Nowym Orle-

ty. Miłość do Ameryki, która okazała się dla muzyka drugą

anie. To było wejście w inny świat zamieszkany przez

ojczyzną, wylewa się z każdej strony. Bohater przestrzega

podejrzanych typów: złodziei, alfonsów, pijaczków,

jednak, że Stany to kraj spełnionych szans wyłącznie dla

wypełniających zaułki największego miasta Luzjany –

tych, którzy ciężko pracują. Że talent to dopiero począ-

a wszystko w rytmie rodzącego się jazzu. Dawny świat,

tek. Ciekawie wypadają porównania mentalności Polaków

który już nie wróci. Na swój sposób romantyczny,

i Amerykanów – naprawdę dają wiele do myślenia, pozwa-

choć niebezpieczny. A może właśnie dlatego? Dlacze-

lają lepiej zrozumieć, co ogranicza nasz narodowy potencjał.

go wspominam tę książkę w tym miejscu? Bo spisana

A propos naszych cech narodowych – jazzman nie robi ta-

z pomocą Andrzeja Makowieckiego biografia Michała Urbaniaka jawi mi

jemnicy ze swojej skłonności do alkoholu. Z brutalną szczerością opisuje

się jako polski odpowiednik opowieści Satchmo.

popijanie od małego „zimnego piwka”, które z czasem zamieniło się w

Chcecie opisu początków jazzu w naszym kraju? Tu go znajdziecie, ale

zgubną dla organizmu skłonność do wódy, wszycie esperalu, kilkumie-

to nie jest laurka. Owszem, jest słuchanie audycji Willisa Conovera, jest

sięczny koszmar towarzyszący oczyszczaniu się organizmu, wreszcie

swingowanie po godzinach uczciwie spędzonych w szkole muzycznej. Jest

powrót do picia po kilkunastoletnim okresie abstynencji. Warto przeczy-

fascynacja czarnymi brzmieniami, która z czasem przerodzi się w miłość,

tać tę książkę choćby dla przestrogi. Przed alkoholem i każdym innym

życiowy motor i obsesję naraz. Ale jest też wszystko inne. Cała barwna

nałogiem, rujnującym zdrowie i relacje z najbliższymi. O swoim życiu

otoczka towarzysząca życiu polskiego jazzmana w czasach, gdy jazz był

prywatnym zaś Urbaniak rozpisuje się szeroko, może nawet z ekshibi-

u nas owocem zakazanym – a przez to znacznie bardziej atrakcyjnym! Le-

cjonizmem. Każdej partnerce poświęca dużo miejsca, analizuje plusy

jący się strumieniami alkohol, panienki lecące na muzyków, potyczki na

i minusy związku, także swoją postawę. Nie tuszuje własnych błędów,

ideologicznym froncie z ZMS-owskim betonem. Są opowieści o później-

chce raczej, by czytelnik dostrzegł jego racje. Jedno w tym burzliwym

szych eskapadach Urbaniaka już jako utytułowanego jazzmana po całym

emocjonalnym krajobrazie pozostaje niezmienne – muzyk zdaje sobie

świecie, gdzie muzyka i balanga idą w parze. Podtytuł Awantury muzy-

sprawę, że tworzy właśnie dla kobiet, że to one są jego głównym źródłem

ka jazzowego jest jak najbardziej na miejscu. Wszystko przedstawione

inspiracji. Gra dla publiczności, ale robi to dzięki partnerkom, które

jest lekko, dowcipnie i absolutnie bez lukru. Urbaniak pozwala sobie na

w jakiś niepojęty sposób uruchamiają w jego głowie proces twórczy. Bez

więcej niż przysłowiową kropelkę jadu wobec swoich oponentów. Dostaje

taryfy ulgowej odnosi się też do swoich współpracowników, docenia ich

się purystom w rodzaju Wyntona Marsalisa, krytyce (zwłaszcza polskiej),

profesjonalizm, ale też pisze, że częstokroć jest on jedyną przyczyną, dla

piewcom free jazzu. I bardzo dobrze, że się dostaje – czy słusznie, to już

której wciąż ich zaprasza na swoje płyty. Ktoś jest wichrzycielem, ktoś

sprawa indywidualnych ocen, ale Urbaniak, nie siląc się na Wersal, swoje

inny megalomanem – Urbaniak nie waha się nazwać rzeczy po imieniu.

poglądy na muzykę wykłada prosto i klarownie, ma odwagę powiedzieć

Może dlatego, że w wielu miejscach podkreśla, że większość tzw. przyja-

to, co mu leży na wątrobie i może sprowokuje kogoś do rozmyślań nad

ciół to osoby chcące coś sobie uszczknąć z jego sukcesu. Z autentyczną

jazzem i sztuką w ogóle. Opinie naszego eksportowego skrzypka mają zaś

sympatią wypowiada się chyba tylko o swoim biografie, Andrzeju Ma-

ten walor, że wygłasza je człowiek, który odniósł sukces, którego wizja

kowieckim, z którym zażyłość sięga wspólnego grania dixielandu w Ło-

przemówiła do ludzi na świecie.

dzi pół wieku temu. Makowiecki zrobił zaś to, co powinien – nie zepsuł

Ja, Urbanator jest bowiem także książką o dążeniu do sukcesu jedyną

świetnego tematu. Opowieść o życiu najbardziej utytułowanego polskiego

słuszną drogą – na swoich warunkach. O wierze w wartość i siłę przeka-

jazzmana czyta się jednym tchem. I tak jak po lekturze stareńkiej auto-

zu własnej muzyki – nieraz idącej pod prąd, nieraz prądy wytyczającej,

biografii Armstronga pozostaje po niej tęsknota za innym, barwniejszym

ale zawsze szczerej. Urbaniak traktuje słowa „sukces” i „Ameryka” jak

światem przeznaczonym dla nielicznych.

synonimy. USA, a zwłaszcza ukochany Nowy Jork to dla niego Ziemia

Paweł Tryba

Obiecana, miejsce, gdzie można realizować swoje marzenia wśród ludzi o otwartych umysłach. Kulminacją tych marzeń jest rzecz jasna udział

biuletyn podProgowy

43


październik-listopad  2011

DVD

Recenzje

Mike Stern Band

The Paris Concert (2009) Blue-Ray Podczas gdy większość progrockowych dinozaurów na

Jethro Tull

zarejestrowanych w ostat-

Live At Montreux (2007) DVD

nich latach w formie DVD

To, co niewątpliwie zmieni-

koncertach

ło się w niewielkim stopniu

że ich czas niechybnie już

jeśli chodzi o występy Jeth-

przeminął, o tyle po jazzo-

ro Tull to umiejętność Iana

wej stronie mocy artyści

Andersona do zabawiania

z tego samego pokolenia

publiczności. Nadal potrafi

wciąż zachwycają wysoką

on przyciągnąć uwagę do-

formą. Doskonałym po-

brym dowcipem czy lekką

twierdzeniem tej tezy jest

uwagą. Niestety nie idzie

The Paris Concert grupy

za tym zbyt dobra forma

Mike Stern Band.

wokalna. Występ nagrany

Urodzony w roku 1953 Stern znany jest z zespołu Blood, Sweat and

na festiwalu w Montreux

Tears oraz występów z Milesem Davisem w latach 80-tych, w tym na

w roku 2003 nie może się

wspaniałym koncertowym albumie We Want Miles. Może się także po-

równać z najlepszymi do-

chwalić kilkunastoma albumami solowymi. Magazyn Down Beat umie-

konaniami zespołu w tym zwłaszcza ze

ścił go na liście 75 najlepszych gitarzystów jazzowych i Stern nadal robi

wspaniałym Bursting Out. Już sam dobór utworów wydaje się osłabiać

wszystko aby na takie wyróżnienie zasłużyć. Mike Stern Band to także

cały występ. Rozumiem, że nie można ciągle grać jedynie największych

wspaniała sekcja rytmiczna. Na perkusji gra David Wackel znany mię-

hitów ale czasem to właśnie one, nawet słabiej wykonane mogą ponieść

dzy innymi z Chick Corea Elektric Band. Na gitarze basowej zagrał Tom

publiczność. Tutaj podobnego entuzjazmu było niewiele. Momentami

Kennedy znany ze współpracy z takimi gigantami jazzu jak Randy Brec-

w nowszych utworach takich jak Pavane czy Eurology koncert jest wręcz

ker, czy Al Di Meola. Z kolei delikatności dodaje występowi saksofonista

nudny. Być może, że najlepsze są niektóre fragmenty gry na flecie w wy-

Bob Franceschini. Płyta jest momentami nastrojowa i delikatna. Choć

konaniu Andersona, ale z pewnością nie ratują one całości występu. Mnie

zachwycają solowe fragmenty lidera grupy to z drugiej strony pozwala

słuchało się też przyjemnie częściowo akustycznej ballady Budapest, któ-

on także wyszaleć się kolegom. Szczególnie przykuwają uwagę popisy

ra jednak bardziej kojarzy się z Dire Straits niż Jethro Tull.

w rozpoczynającym koncert Tumble Home. Po nastrojowej środkowej

To nie jest całkowicie zły występ ale brakuje mu dawnej energii i słabiej

części występ zamyka natomiast dynamiczny Chromazone. Koncert na-

wypada zwłaszcza w porównaniu do tego co znamy z przeszłości. Z kla-

grany jest w niewielkiej sali, przed małą grupa publiczności co sprawia,

sycznego składu oprócz lidera ostał się już tylko Martin Barre. Jednocze-

że jest on bardziej intymny i kameralny. Tylko muzyka, jej wspaniali wy-

śnie nowy skład nie potrafił wnieść do starych kompozycji nowej jakości.

konawcy, a wszystko to w ciepłym blasku świateł.

Choć prawdopodobnie chętnie zobaczyłbym ten występ na żywo w Szwaj-

Być może, że ten występ jest większą gratką dla fanów jazzu niż rocka

carii, to jednak to nagranie polecam przede wszystkim zagorzałym fanom

progresywnego ale miłośnicy elektrycznego Milesa czy Weather Report

zespołu.

z pewnością będą zadowoleni.

44

udowadnia,

5/10

7/10

Krzysztof Pabis

Krzysztof Pabis

biuletyn podProgowy


n o n a K 72.


październik-listopad  2011

Agitation Free Malesch

Formację

Agitation

Gorąco polecam ten krążek tym wszystkim

Norah Jones czy Robert Smith.

których muzyczne fascynacje nie mieszczą się

Po nagraniu Pink Moon, Drake wrócił do domu

w jednym stylu czy gatunku.

rodziców w Far Leys. W jego życiu rozpoczął się

Tomek Mały Kotyla

Free powołało do życia w 1967 r. pięciu

okres, który nazwać by można wycofywaniem się ze świata... Nick Drake zmarł w 1974 roku. Jacek Chudzik

zafascynowanych rockiem

psychodelicz-

nym i progresywnym mieszkańców

Berlina

Nick Drake Pink Moon

Babe Ruth

Zachodniego: Christoph Franke, Lutz Ulbrich,

First Base

Michael Gunther, Michael Duwe i Lutz Kra-

Jeden z październiko-

mer. Skład Grupy zmieniał się wielokrotnie,

wych dni 1971 roku.

a współpracujący z nią muzycy później wiązali

Dochodzi

północ.

Co wspólnego ma base-

się z takimi zespołami jak Tangerine Dream,

W londyńskim studiu

ball, westerny i muzyka

Ash Ra Tempel i Ashra.

Sound Techniques roz-

rockowa? Cokolwiek to

Bardzo szybko okazało się, że dla tych ambit-

poczyna się nietypowa

nie będzie, z pewnością

nych młodych muzyków rockowy kanon jest

sesja. Mury, które go-

określić da się to sło-

za „ciasny”. Około roku 1969 zespół wzbogacił

ściły m.in. The Yardbirds, Pink Floyd, czy Je-

swoja twórczość elementami improwizowa-

thro Tull, tym razem goszczą tylko dwie osoby.

Kiedy grupa ludzi po-

nej muzyki eksperymentalnej i elektronicznej.

Pierwszą z nich jest John Wood, producent na-

stanawia założyć kapelę to zanim dojdzie co

Z kolei po trasie koncertowej w Afryce Północ-

grań i inżynier dźwięku. Drugą – Nick Drake.

do czego, zanim poleje się wódzia, a gruppies

nej (lipiec 1972) doszły do tego jeszcze wpływy

Nick ze swoją gitarą zajmuje miejsce w rogu

uwieszą się u szyi, muzycy muszą pokonać kil-

arabskie.

studia. Śpiewa twarzą zwrócony do ściany. Po

ka drobnych przeszkód. Oczywiście, wypada

Koncerty Agitation Free były barwnymi spek-

dwóch godzinach kończy. Gdy Wood pyta go,

zdobyć instrumenta i umieć jeśli nie grać, to

taklami. Światło, dźwięk, film i działania para-

które z zarejestrowanych piosenek zachować,

chociaż wydobywać z nich dźwięki, niemniej

teatralne stanowiły równorzędne i niezbędne

odpowiada, że wszystkie. Następnego dnia hi-

najdrobniejszą przeszkodą z wszystkich może

elementy widowiska. Z czasem w swych arty-

storia się powtarza. Ci sami panowie spędzają

być wymyślenie nazwy dla zespołu. Muzy-

stycznych poszukiwaniach zespół zabrnął tak

w studiu kolejne dwie godziny. Potem do jed-

cy, których mam tu na myśli, wpierw chcieli

daleko, że bardzo trudno jest jednoznacznie za-

nej z piosenek Nick dogra jeszcze tylko partię

uhonorować w nazwie swego gitarzystę i le-

szufladkować ich twórczość. Powoli ubywało tej

fortepianu. I tyle. Taka jest historia trzeciego

adera, ale pomyśleli, że lepiej będzie uczcić

muzyce cech rocka.

i ostatniego albumu Nicka Drake’a.

pamięć kogoś innego i przypomnieli sobie

We wrześniu 1974 roku, niedługo przed rozwią-

Pink Moon to tylko dwadzieścia osiem minut

o człowieku, który dawno, dawno temu grał

zaniem zespołu, berlińczycy wystąpili na festi-

muzyki,

jedenaście

w baseball. Nazywał się on Babe Ruth. Żeby

walu Warszawska Jesień. Występ zakończył się

utworów. Jest to bardzo ascetyczny, surowy

wszystko było jasne debiutancki album zespo-

skandalem. Kiedy muzycy zaczęli grać Nightlife

album, jest także – przede wszystkim – bar-

łu to...First Base. Nazwa nazwą, a muzyka...

Blues z repertuaru B.B. Kinga zdegustowani or-

dzo osobistym nagraniem. Słychać ile wysiłku

ganizatorzy przerwali koncert.

kosztuje Nicka walka ze wstydem, słychać jak

1. Wells Fargo – sympatyczny, skoczny, a za

Chociaż muzyka Agitation Free nie jest ani

z trudem przychodzi mu śpiewanie o sobie,

sprawą tęgiego gitarowego riffu mocny po-

łatwa, ani przyjemna, zespół zdobył sporą po-

śpiewanie... do nas. Pink Moon jest zapisem

czątek. Jeśli chodzi o tekst – opowieść rodem

pularność w Niemczech, ale też koncertował

dramatycznej walki poety, barda o słuchacza.

z dzikiego zachodu. Od początku ujawnia się

i wzbudzał zainteresowanie w Grecji, Egipcie,

Drake pragnie być usłyszanym i zaakceptowa-

saksofon, który, po sprawnym i szybkim solo

Jordanii i przede wszystkim we Francji.

nym, ale nie krzyczy, nie wygraża nikomu, nie

gitarowym, kończy utwór. Wszystko ślicznie,

Grupa bardzo długo musiała pracować na swój

podpala świata. Wybiera inny środek artystycz-

wszystko pięknie, a to dopiero początek...

fonograficzny debiut. Album Malsch ukazał się

ny by do nas dotrzeć – ciszę. Pink Moon to tak-

2. The Runaways – utwór spokojny i powoli

w 1972 roku. Ostatecznie Agitation Free wydali

że muzyczny obraz melancholii. Poczucie bez-

rozwijający się przed nami. Smyczki, piano, gi-

tylko dwa albumy z premierowymi nagraniami.

silności, nieumiejętności zrozumienia za czym

tara w rolach głównych. Wydawać się może nud-

Potem ukazywały się już tylko płyty z wcześniej

się tęskni i niemożności dotarcia to tego, co się

nawe, gdyby nie szalejące w końcówce pianino.

niepublikowanymi materiałami, na które trafia-

utraciło wypełniają tę płytę.

3. King Kong – stare przysłowie pszczół

ły przede wszystkim nagrania koncertowe.

Mimo to album może nużyć. Podzielać też

mówi: powiedz mi kogo coverujesz, a ja po-

W muzyce zarejestrowanej na Malsch jest

można opinię, że na Pink Moon uwidocznił się

wiem ci kim jesteś. Babe Ruth sięgają tu po

wszystko, co przez te siedem lat działalności

kryzys twórczy Drake’a. Tak został ten album

utwór Franka Zappy i... wychodzą z tego cało!

zespołu inspirowało jego członków: dźwięki

odebrany – chłodno, bez większych emocji.

4. Black Dog – drugi utwór, który pomału od-

rodem z Bliskiego Wschodu, elementy muzyki

Nie dostrzeżono, że Drake rezygnując z bogac-

słania przed nami swoje tajemnice i kolejny

współczesnej, rozbudowane partie syntezatoro-

twa dźwięków (obecnego na poprzednich al-

będący niesamowitą kompozycją. Głos woka-

we i mimo wszystko rockowa ekspresja. Całość

bumach) próbuje pozbyć się tego, co – w jego

listki, Haan, czaruje nas opowieścią o „czar-

mocno rozimprowizowana, świadczy o niepo-

mniemaniu – odgradzało go od słuchaczy. I do

nym psie”, który utożsamia całe zło świata. Gdy

hamowanym pragnieniu swobody artystycznej

mnie Nick Drake dociera. Zachęcam was do

idzie o solówki, to utwór należy do pianina, ale

wypowiedzi. Malesach to muzyczna podróż

wsłuchania się w ten niepokojący i fascynują-

gitara bynajmniej nie zawodzi. Jest cały czas

przez wiele kultur i tradycji. Uważnemu słucha-

cy album. Warto. ...zwłaszcza, że popularność

obecna. Tu dźwięk, tam dwa... A w rozpędzonej

czowi pozwoli odwiedzić zadymiony rockowy

muzyki Drake’a ostatnimi czasy wzrasta, a do

końcówce z furią powtarza jako riff niepozorne

klub, ciasną kairska uliczkę czy salę koncerto-

inspiracji nim przyznaje się co raz większe gro-

dźwięki, od których rozpoczynał się cały utwór.

wą.

no artystów, tak różnych jak np. Brad Mehldau,

5. The Mexican – flamenco, kastaniety i mały

46

rozdzielonej

pomiędzy

wem: zadziwiające.

biuletyn podProgowy


październik-listopad  2011 hołd dla Ennio Morricone... po prostu Mek-

dor rocka Ziggy Stardust i jego Pająki z Marsa

którą zafundowali ludzkości w 1972 roku. Co

syk! Morricone przywołany będzie ponownie

zdobywają ogromną popularność. Również

było przyczyną nagłej zmiany stylu, nie mam

w ostatnim bonusie do płyty, będącym coverem

na pochłoniętej wyprowadzką mieszkańców

pojęcia, ale po marnych, drugoplanowych pseu-

melodii z „dolarowej trylogii”.

Ziemi. Sława ma to do siebie, że nie zawsze

doprzebojach nie ma tu śladu, jest za to kawał

6. Joker – po pięciu udanych utworach po-

trwa wiecznie, a młody gwiazdor-kosmita

surowego, krwistego proga, podanego bez przy-

tkniecie przy ostatnim wydaje się mało praw-

staje się jej ofiarą i popełnia samobójstwo...

stawek i przepicia...

dopodobne. Utwór znowu jest inny od tego, co

Ot, niby banalna historyjka wymyślona przez

Pięć utworów, 33 i pół minuty muzyki. Wielkiej

do tej pory słyszeliśmy, m.in. pojawia się kongo

zdobywającego coraz większą popularność Da-

Muzyki. Beethovena... Cała pierwsza strona wi-

i drugi wokal, wspierający, świetnie dającą so-

vida Bowie. Banalna? Nie do końca! To historia,

nyla to wariacje na temat Sonaty Patetycznej.

bie do tej pory radę, panią Haan. Oczywiście,

która powtórzy się kilka razy w historii rocka...

Druga strona to cztery utwory, również prze-

nie brakuje samej gitary – to ona w końcu prze-

David ostrzega, a później sam omal nie popada

sycone klimatem klasyki, ale jednak już czy-

suwa ten utwór w stronę hard–rocka.

kilkakrotnie w sidła sławy. I to bardzo szybko,

sto rockowe, jedynie z elementami wczesnego

Ale to tylko drobne uwagi, nie starające się na-

bo już podczas trasy promującej album. Wpa-

progresu. Płyta jest bardzo surowa, sprawia

wet ująć tego, co usłyszymy na debiucie Babe

dają jednak inni, kilka historii tragicznych zna-

wrażenie demówki nagranej „na żywo”, jakość

Ruth... A muzyka tej płyty jest zadziwiająca.

my doskonale...

dźwięku pozostawia wiele do życzenia. Podob-

Nie znajduję lepszego słowa. W chwili, gdy

Czy glam rock to styl

no taki był właśnie zamysł, ale jeśli tak, to ten

First Base zostaje wydane w muzyce rockowej,

w którym można na-

doradca powinien wisieć... Proponuję jednak

można powiedzieć, niemal wszystko już się wy-

grać album koncepcyj-

mimo to spróbować zdobyć i posłuchać tę pły-

darzyło, a z pewnością jest to czas, gdy wscho-

ny? Oczywiście! I to

tę – muzycznie wynagrodzi nam wszelkie braki

dzące zespoły, które do tej pory nie znalazły

od początku genialny,

jakościowe. Pomimo owej surowości brzmienia

swojej niszy w rockowym świecie mają potężne

pełen artyzmu, sym-

uważam, że jest to bardzo dobra płyta, mająca

problemy ze zdefiniowaniem własnej tożsamo-

boliki i świeżości! Taki

momenty wręcz genialne. Jest tu wszystko za

ści. Zbyt silnie świecą gwiazdy zespołów, które

właśnie jest ten album. Utwory krótkie, ale

co kochamy stare nagrania: wspaniałe klawisze,

dziś uchodzą za legendarne. Tymczasem Babe

dzieje się w nich bardzo dużo. Niejednokrotnie

ostre, niemal hard–rockowe gitary, fantastycz-

Ruth ze swoim brzmieniem mieniącym się roc-

przegadana, długa suita nie zawiera tyle prze-

na sekcja rytmiczna, połamane rytmy, dużo

kiem, jazzem, bluesem, funkiem, czy muzyką

kazu, co te krótkie kompozycje na płycie! Muzy-

akustyki i coś czym ta płyta aż kipi – emocje.

klasyczną, tworzą cudny muzyczny kolaż. Pod-

ka brzmi bardzo świeżo, słucha się jej z wielką

Kompaktowa reedycja Vinyl Magic zawiera

kreślić wypada rolę gitary i pianina, które nas

przyjemnością, bardzo lekko – a jednak ma w

dodatkowo wszystkie cztery nagrania z dwóch

wielokrotnie zaskakują przede wszystkim prze-

sobie nieco ducha psychodelii, niepokoju i dzi-

debiutanckich singli grupy, które paradoksal-

łamywaniem schematów dotyczących roli tych

wactwa! I mieć musi, bo jego ojcem jest David

nie jakością dźwięku biją na głowę późniejsze

instrumentów w kompozycjach rockowych. Al-

Bowie! Wielka osobowość, dziwak i ekscentryk,

główne i jedyne dzieło zespołu. Polecam wszyst-

bum ten, nie jest arcydziełem, nie jest żadnym

a jednocześnie maszyna pracy i sukcesu. David-

kim zapatrzonym w zakurzone początki historii

kamieniem milowym, ale zadziwia swą dojrza-

-Ziggy i jego Pająki wyprzedzili epokę o kilka

rocka.

łością i spontanicznością. First Base odświeża

ładnych lat, nagrywając w moim mniemaniu

muzykę rockową, ani na chwilę nie sprzenie-

jeden z najważniejszych albumów w historii

wierzając się temu co stanowi o sile tej muzyki

rocka.

– prostym i chwytliwym melodiom.

To lekcja obowiązkowa dla wszystkich, któ-

Pierwsza płyta Babe Ruth to wydarzenie. Kogo

rzy mienią się fanami jakiegokolwiek nurtu

winić za taki stan rzeczy? Jeśli już trzeba posta-

rockowego! Jest tu wszystko – od psychodelii

wić kogoś przed szereg, to będzie to Alan Shac-

i eksperymentalnej progresji, przez britpop

klock – gitarzysta, ale i człowiek, który troszkę

i rock’n’roll po punk, grunge i rockową alter-

To jest dopiero rary-

się natrudził nad dopieszczeniem poszczegól-

natywę!!! Czyli wszystko co już zaistniało, co

tas!

nych utworów. Drugą osobą, którą pociągniemy

właśnie się rodziło i co powstanie za kilka lat!

winylu

do odpowiedzialności jest Janita (albo Jenny)

Czapki z głów! David Bowie jest WIELKI!!!

500 kopii i było to

Krzysztof Baran

Haan. Bez niej i jej głosu płyta ta jest po prostu

Aleksander Król

Necronomicon

Tips Zum Selbstmord

jedno

Oryginalnie wyszło z

na tylko

pierwszych

nie do pomyślenia. I w tym miejscu pani Jenny,

prywatnych

panu Alanowi, oraz pozostałym muzykom skła-

w Niemczech. Oczy-

dam ukłon – cudny album! Jacek Chudzik

tłoczeń

wiście dzięki takim rozwiązaniom brzmienie

Capsicum Red

jest dość kiepskie. No, ale zawartość muzycz-

Appunti per Unidea Fissa

na w pełni to rekompensuje. Słucham tej płyty już od ponad roku, co kilka dni, i nie mogę się

Kolejną włoską grupą

oderwać. Styl, który prezentuje Necronomicon

która jedynie błysnęła

można określić jako połączenie Grobschnitt

jak meteor na nocnym

z Uriah Heep i domieszką krautrocka. Czyli jest

niebie, była Capsicum

pomysłowo, bardzo rockowo, z dużą ilością kla-

Red. Założona w 1970

wiszy. Teksty są śpiewane w języku niemieckim,

Ziemia zmierza ku zagładzie. Ledwie kilka lat

roku, po 12 miesiącach

ale nawet jeśli ktoś nie lubi tego języka, to nie

pozostało jej do końca żywota. Na planecie trwa

radosnej

działalności

powinno mu i tak to przeszkadzać, gdyż jest

poruszenie, chaos i ogólna wyprowadzka. Od-

na polu muzyki pop, wydała singiel z przebo-

zrobione to w sposób bardzo stylowy. Mamy tu

wrotnie sprawy mają się na Marsie. Czerwona

jem Ocean, a pół roku potem kolejny z hiciorem

podobnie jak w Grobschnitt małą dawkę humo-

planeta jest w rozkwicie, zarówno czysto ewo-

Tarzan. I pewnie do dziś nikt by o tym zespo-

ru, jak np. w pierwszym utworze, który zaczyna

lucyjnym jak i technologicznym. Młody gwiaz-

le nie pamiętał, gdyby nie płyta długogrająca,

się od „nucenia przy goleniu” którego melodię

Bowie, David

The Rise and Fall of Ziggy Stardust and The Spiders From Mars

biuletyn podProgowy

47


październik-listopad  2011 podchwytuje później cały zespół. Ale tego hu-

dobra. Wintrup to jedna z nielicznych znanych

pop-przebojach i absolutnie nic nie zapowia-

moru nie ma jednak aż tak dużo, gdyż koncept

mi płyt, które są tak słabo znane a pełne orygi-

dało zmiany stylu i zainteresowań grupy. Ten

płyty traktuje o poważnych sprawach. O gło-

nalnych, zapadających w pamięć melodii. Tutaj

niezbyt chwalebny okres dokumentuje płyta

dzie, wyniszczaniu przyrody, niesprawiedliwo-

każda piosenka, poza tym, że fajnie zaaranżo-

wydana przez Mellow Records w 1993 roku i za-

ści społecznej. Wracając do muzyki. Utwory są

wana i zagrana z werwą, posiada własną, cie-

tytułowana po prostu LIVE. Co było przyczyną

bardzo zróżnicowane. Raz nawiązują do klasyki

kawą, niezerżniętą znikąd melodię. To się na-

nagłego zwrotu, całkowitego odejścia od lekkiej

takiej jak Hendrix (Requiem von Ende) czasami

prawdę rzadko zdarza u zapomnianych kapel.

muzy, tego nie wiemy na pewno, ale gdzieś kie-

pojawia się tu jakby momentami zarys ballady

Słuchając Wintrum zawsze mam wrażenie jak-

dyś słyszałem, że to efekt wstrząsu jakie młodzi

(Die Stadt), a nawet czasami przypomina nasz

by Kraan swoim podejściem do muzyki wyprze-

ludzie we Włoszech przeżyli po wysłuchaniu

rodzimy Klan (Tips Zum Selbstmord). Polecam

dził wszystkich innych o co najmniej dziesięć

Concerto Grosso Per I New Trolls. Dużo ze-

wydanie Garden Of Delight, znajdują się na nim

lat. Naturalnie w odniesieniu do wielu niemiec-

społów zmieniło wówczas swój styl i zaczęła się

cztery bonusy z lat 1971 i 1974. Też jak najbar-

kich grup odnoszę wrażenie podobne, tylko że

złota era włoskiego proga... QVL błyskawicznie

dziej amatorskie nagrania, ale równie świetne,

w wypadku Kraanu, a zwłaszcza omawianej tu

zwrócili się w stronę klasyki, a właściwie jej

co te zamieszczone pierwotnie na płycie. Co

płyty nie chodzi o jakieś pojedyncze pomysły,

subtelnego mirażu z rockiem progresywnym.

prawda płyty z GOD są dość drogie, ale napraw-

czy mgliste przeczucia, ale o całość. Wintrup to

W 1972 roku zarejestrowali materiał, który trzy

dę są warte swej ceny. Podsumowując: kolejne

album bardzo w stylu przełomu lat 80. i 90. Ta

miesiące potem został wydany na płycie pod

mistrzostwo z Niemiec.

sama niemelodyjna melodyjność, te same dziw-

niezbyt odkrywczym tytułem: Quella Vechia

ne wokale na granicy fałszu. Tylko brzmienie

Locanda. Płyta natychmiast została okrzyknię-

zdradza wczesne lata 70.

ta rewelacją i zyskała miano kultowej. Jedną

Bardzo ciekawa jest wizja jazz-rocka, którą ze-

z gwiazd QVL jest znakomity skrzypek (Donald

spół tutaj zaprezentował. Kraan to zawsze był

Lax) który swoją grą zachwycił wszystkich. Po-

rock z elementami jazzu, nigdy na odwrót. Pa-

siadał klasyczne wykształcenie muzyczne i to

nowie lubili sobie poimprowizować, ale akurat

słychać. Równie dobrze radził sobie na flecie

na Wintrup bardzo się powściągali i chyba wy-

Giorgio Giorgi, będąc jednocześnie wokalistą.

Są w muzyce rocko-

szło im to na dobre, bo to najbardziej spójny ich

Znakomita gitara to Raimondo Maria Cocco.

wej takie płyty, które

album jaki znam, a przy tym nie mniej żywio-

Nad klawiszami niepodzielnie panował Mas-

są nieznane szerszej

łowy niż inne. Saksofonista Johannes Pappert

simo Roselli, a miał w swoim asortymencie

publice wyłącznie dla-

pracuje głównie w tle, dopełniając tę muzykę,

fortepian, dwa Moogi, mellotron i dwa Ham-

tego... że są nieznane.

a jego improwizacje to przyprawa do dania

mondy... Na basie Romualdo Coletta i na per-

Gdyby przymusić byle

głównego. Wszystkie te piosenki brzmią jakby

kusji fenomenalny Patrik Traina. Niewątpliwie

fana rocka do porząd-

powstały spontanicznie przy okazji jam ses-

jest to jedna z najlepszych płyt nagranych we

nego wysłuchania takiego albumu bez proble-

sion i nie słychać w tym żadnych wymyślnych

Włoszech. Od początku cieszyła się ogromną

mu by go załapał. Oczywiście pisząc o fanach

konceptów, ale nic się tu nie rozłazi, pięknie się

popularnością. Japońskie wydania są do dziś

rocka nie mam na myśli nastolatek słuchają-

wszystko trzyma kupy. Słychać w tym auten-

jednymi z najbardziej poszukiwanych płyt pro-

cych Tokio Hotel i jednej piosenki Nirvany,

tyczną radość z grania. Dosłownie – z grania,

gresywnych. Osiem utworów i tylko 34 minuty.

tylko ludzi którzy rzeczywiście żyją tą muzyką,

a nie z ćpania (chociaż sądzę że panowie nie byli

Ale JAKIE minuty! To piękna płyta, poruszają-

ale na ogół nie mają okazji wyjść poza te kilka-

w tej kwestii abstynentami), ani z „wynoszenia

ca problemy samotności, przemijania i wyobco-

naście czy kilkadziesiąt podstawowych kapel.

rocka na wyższy poziom artystyczny” (choć

wania jednostki w coraz bardziej komercjalizu-

Jak trafnie zgadujecie Wintrup niemieckiego

ambicji nie da się im odmówić). To jest trochę

jącym się świecie (w 1972 roku?!). Rozpoczyna

zespołu Kraan to właśnie taka płyta „samograj”.

taka płyta jak Ritual de lo Habitual Jane’s Ad-

się cytatem z Brahmsa (piękne trio fortepia-

Relatywnie proste granie, zawierające multum

diction: szczera, zwarta, ale bynajmniej nie pro-

nowe no 8), a kończy przepięknym motywem,

fajnych melodii i nośnych riffów. Album składa

stacka i nieunikająca eksperymentów.

również fortepianowym. A w międzyczasie...

się z piosenek, a nie żadnych suit czy improwi-

Dla mnie Wintrup to jeden z najlepszych nie-

„Dach się rozpada, w teatrze świata... Można

zacji, tak więc spokojnie nadaje się do samo-

mieckich albumów. Zadziwia mnie fakt, że nie

tu znaleźć tylko ból, a ja szukam światła, dla

chodu czy na imprezę. Nic tylko słuchać!

przyniósł zespołowi sławy. Jeżeli chcecie się

Ciebie...” Piękne teksty i piękna okładka pod-

Oczywiście Kraan to grupa z kręgów krautroc-

podziwić razem ze mną zapraszam do przesłu-

kreślająca ulotne przesłanie płyty. Zachwyca

ka, więc super prosto i normalnie na ich pły-

chania. Tylko ostrzegam – z tego pociągu już się

muzyczna różnorodność, doskonałe fragmen-

tach nie jest. Ta muzyka zawiera w sobie pewną

nie da wysiąść!

ty instrumentalne, piękne linie melodyczne

Rafał Ziemba

Kraan

Wintrup

Bartosz Michalewski

dawkę dziwactwa, ale nieprzekraczającą norm

i wyciszenia akustyczne. Fantastyczne sola kla-

zwykłego człowieka. Ten Pearl Jamu albo Jedyn-

wiszowe i gitarowe, zmiany rytmu i nastroju,

ka Sterowca też nie są albumami oczywistymi

cudowny flet... Polecam wszystkim, a dla fanów

i przewidywalnymi. Natomiast w zestawieniu z klasycznymi krautowcami jak Amon Duul II albo Guru Guru poczynania Kraanu są super normalne.

włoskiej sceny – absolutny MUS.

Quella Vecchia Locanda

Aleksander Król

Quella Vecchia Locanda

Chroniczny brak dobrych melodii. To schorzenie dotyka i morduje tysiące pomniejszych płyt

QUELLA

rockowych – nie tylko progresywnych. Często

LOCANDA

jest tak, że słucham jakiegoś zespołu, który

ła na przełomie 1969

brzmi tak jak lubię, pomysły aranżacyjne ma

i 1970 roku w Rzymie.

wyborne – na ogół cudze, ale wyborne – mu-

Początkowo, tak jak

Płyta Czas to Largo w czterech częściach, na

zycy są świetni, ale przez kompletną melodyj-

setki takich zespolików

które składają się kolejno kompozycje: Birth

ną pustkę całość jest w najlepszym razie minus

koncentrowali się na

of Liquid Plejades, Nebulous Down, Origin of

48

VECCHIA powsta-

Tangerine Dream

Zeit Largo In 4 Movements

biuletyn podProgowy


październik-listopad  2011 Supernatural Probabilites oraz tytułowy Zeit, nagrany przez grupę już za pomocą pierwsze-

Rare Bird

świetnym pochodem gitarowo–basowym. Pięk-

Epic Forest

ne akustyczne Fears of the Night. Żywiołowy Birdman ze świetnie pracującą sekcją rytmicz-

go własnego syntezatora Mooga, zakupionego od Micka Jaggera – wokalisty i pianisty – The

Pamiętam

jakim

ną. Niemniej najpiękniejszą perłę ukryto na

Rolling Stones.

zdziwieniem przyjąłem

końcu. You’re Lost to nagranie warte pomnika.

Poszukiwania muzyczne członków zespołu

trzecią w dorobku płytę

Wolno się rozwijający, hipnotyczny, powalający

poszły w tym przypadku bardziej w kierunku

Rare Bird, gdy miałem

utwór ze świetną, gadającą gitarą, która prze-

efektownego zapisu proponowanej muzyki,

okazję posłuchać jej

komarza się z organami i wokalizą pana Goul-

dokonywanego przy pomocy techniki zapisu

pierwszy raz. Monu-

da. Utwór niewątpliwie wyrastający z jakiegoś

kwadrofonicznego i wykorzystywania w o wie-

mentalne

brzmienie

jam session z zadymionej kanciapy. W czwartej

le większym stopniu stereofonii tzw. „sztucznej

organów Hammonda, jakie znałem z dwóch

minucie nagranie cichnie, ale to tylko przysło-

głowy” niż wzbogacenia samej faktury dźwię-

pierwszych albumów, zniknęło. A pojawiło się...

wiowa zmyła, bo zespół dopiero się rozkręca.

kowej Brak jakiejkolwiek dynamiki powoduje

ale po kolei.

To, jak potem się solówkami przerzucają gitary

jednak nadanie tym propozycjom synonimu

Po nagraniu dwóch albumów dla wytwórni Cha-

elektryczne, gitara akustyczna, organy i piani-

już nie muzyki „kosmicznej” lecz „cmentarnej”

risma w zespole nastąpiła rewolucja połączona

no, to absolutne mistrzostwo świata. Świetna,

i pomimo oczywistej złośliwości zawartej w ta-

z trzęsieniem ziemi. Po pierwsze, zespół prze-

bezpretensjonalna i pełna radości muzyka!

kim sformułowaniu, trudno się z tym kryterium

szedł do Polydoru. Po drugie, w wyniku rotacji

Słychać, że panowie się bawią grą, zresztą na

i wnioskiem nie zgodzić. Takie nawarstwienie

personalnych odeszła połowa pierwotnego skła-

koniec utworu, który po 10 minucie dość rap-

dźwięku świadczyło już niezbicie nie o nowych,

du. Pozostali panowie Gould i Kaffinetti, którzy

townie się urywa, można usłyszeć ich śmiech

nie katastroficzno-kosmicznych, lecz o kata-

dokooptowali trzech nowych muzyków plus

i zadowolenie, że się udało TAK zagrać.

stroficzno-egzystencjalnych zainteresowaniach

dodatkowo grupę grajków obsługujących roz-

Jednego tylko nie rozumiem. Czemu to, najlep-

członków zespołu. Ten podwójny album zawie-

maite instrumenty perkusyjne, co by brzmie-

sze w zestawie, nagranie chciano wyrzucić na

ra bowiem nagrania niezwykle eksperymental-

nie wzbogacić. I zaproponowali zupełnie inną

singla? Ot, tajemnica... W każdym razie, jeśli

ne, chociaż pamiętać należy, że niemalże w tym

muzykę. A że wena dopisywała, to w oryginale

ktoś się przymierza do kupna tej płyty, to trzeba

samym czasie ukazał się także singiel Ultima

album Epic Forest wyszedł na dwóch płytach

koniecznie brać remaster z dodatkami!

Thule part one and two z typowo rockowymi,

winylowych (białych!), z czego drugi krążek był

Jak wiadomo, zespół kariery nie zrobił. Następ-

zaaranżowanymi przez Froesego, utworami,

wytłoczony tylko z jednej strony i zawierał coś

ne płyty Rare Bird były już słabsze. Ale póki co,

łącznie trwającymi około ośmiu minut i dosyć

w rodzaju maxi–singla z trzema nagraniami,

panowie zaliczyli skok w muzyczne niebiosa.

często promowanymi na falach radiowego ete-

które się na album zasadniczy nie zmieściły (Ro-

ru.

adside Welcome, Four Grey Walls, You’re Lost). Skłaniający

Michał Jurek

ku

Nowy Rare Bird niewiele wspólnego miał

muzycznej idei, pro-

z pełnym rozmachu brzmieniem Hammon-

ponowanej przez mu-

dów, jakie znamy chociażby z suity As Your

zyków z Mandarynko-

Mind Flies By lub z największego przeboju

wego Snu, francuski

zespołu Sympathy (kawałek ten jakiś czas

krytyk muzyczny Ha-

później odkurzył Marillion, już ze Stevem Ho-

rve

zaprosił

garthem jako wokalistą). Organy zeszły na

Historia zespołu San-

grupę do stworzenia koncertowego widowiska

drugi plan, brzmią też zupełnie inaczej. Natu-

tana sięga 1967 roku,

podczas trwania festiwalu odbywającego się

ralnym skojarzeniem dla pierwszych płyt był

kiedy to młody gitarzy-

w Wielkim Teatrze L’Ouest w Paryżu. Spotkała

John Lord, natomiast tutaj to już raczej gra

sta – Carlos Santana –

się na nim „śmietanka” elektronicznego rocka

Ray Manzarek. Dużo ważniejszą rolę odgrywa-

przybył do San Franci-

z terenu Niemiec i Francji, a wśród nich gru-

ją pochody gitarowe, zmieniły się też wokale,

sco, marząc o założeniu

py Kraftwerk i Ash Ra Tempel. W lutym 1973

bo panowie zaczęli ładnie chórki aranżować.

swojej kapeli. Zespół

roku Picard, zafascynowany występem zespołu

A i śpiewać zaczęli bardziej, ja wiem? Soulowo?

noszący jego nazwisko nagrał debiutancką płytę

i longplayem Zeit napisał: „Płytę, zainspirowa-

Jaka jest więc ta płyta? Na usta ciśnie się jed-

w 1969. W tym samym roku występując też na

ną filozofią Parmenidesa, wypełnia muzyka abs-

no sformułowanie: urocza. Łza się w oku krę-

legendarnym festiwalu Woodstock. Dwie kolej-

trakcyjna, niezwykle intelektualna i kreacyjna,

ci, że dziś nikt już tak nie gra. Muzycznie to

ne płyty grupy – Abraxas i III – szturmem zdo-

poprzez dźwięki tworząca nowy rytm naszego

pewien kolaż spod znaku Wishbone Ash, The

były listę Billboardu. Ale na olśniewającą karie-

istnienia. To muzyka zimnego kosmosu, elek-

Eagles, trochę Allman Brothers Band, Kansas

rę Santany można spojrzeć i od drugiej strony

troniki bez dystansu technologii. Trzech instru-

i może szczypty lżejszego ZZ Top. General-

– styl łączący muzykę latynoską z rockiem, wy-

mentalistów z Tangerine Dream kreuje dla was

nie inspiracje nowego Rare Bird mają swo-

pracowany na pierwszym albumie, na drugim

nowy wymiar i dzięki długim, falującym frazom

je korzenie w amerykańskim rocku i folku.

doprowadzony do perfekcji, na trzecim, zdawać

Picart,

się

z

tej grupy chce się, aby trwał on nieprzerwanie”.

Santana

Caravanserai

by się mogło, tracił już na sile. Koniec końców,

Nagrania, zawarte na tej płycie posłużyły, prze-

Nie będę omawiać każdego nagrania po kolei,

nim Carlos Santana wszedł na początku 1972

niesione we fragmentach, za oprawę dźwiękową

ale jednak kilka piosenek wyróżnić trzeba. Na-

roku do studia musiał odpowiedzieć sobie na

filmu Vampira w reżyserii George’a Moorse’a.

leży do nich niewątpliwie atomowe otwarcie

jedno proste pytanie – co dalej?

Dziś płyta nie przekonuje, a czas, niestety, moc-

w postaci Baby Listen. Świetna piosenka do

Gdy do rąk słuchaczy trafiła płyta Caravanserai

no ja nadszarpnął. Traktować ją należy jednak

jazdy po amerykańskich bezdrożach. Dalej nie-

stało się jasne, że nie jest to po prostu kolejna,

jako swoisty zapis muzyki eksperymentalnej

spełna 10 minutowe nagranie tytułowe ze świet-

czwarta odsłona sympatycznego rocka o latyno-

tamtego okresu.

nymi kumulującymi się solówkami gitarowymi

skich inklinacjach... Otwierające album Eternal

i bardzo czujną grą pana Kaffinettiego na orga-

Caravan... niespiesznie odsłania przed słucha-

nach. Turning the Lights Out, zaczynające się

czami swoje piękno. Z dźwięków cykad wyłania

Piotr Paschke

biuletyn podProgowy

49


październik-listopad  2011 się delikatny saksofon. Pojawia się nastrojowy rytm utworu, rozkołysany basem, instrumenta-

Roxy Music Siren

w niewoli uczuć. Warto też zwrócić uwagę na partie skrzypiec pana Jobsona. Intryguje też

mi perkusyjnymi i subtelną gitarą. Całość oka-

niemal nowofalowe otwarcie Sentimental Fool,

zuje się być właściwym wstępem do albumu,

w którym pan Manzanera po prostu wwierca

którego medytacyjny nastrój niepostrzeżenie

się w głowę słuchacza świdrującą gitarą, ustę-

przelewa się na kolejne utwory płyty. Waves

pując stopniowo miejsca wspaniale śpiewające-

Within wydaje się być naturalną kontynuacją

mu Bryanowi Ferryemu. Ten zaś toczy tu bitwę

pierwszej kompozycji. Gitara Santany zabrzmi

na dwa głosy: niemalże falsetem szlocha „oh

tu nieco inaczej niż na dotychczasowych pły-

never again will love”, by zaraz twardo sobie

tach – spokojniej ale i silniej. Dopiero następne

odpowiedzieć: „sentimental fool knowing fate

kompozycje albumu porównywać będzie można

is cruel you ought to forget it”. Równie surowo

z wcześniejszymi nagraniami grupy. Funkowy

odnosi się do siebie w Could It Happen To Me?,

rytm Look Up..., wspomagany organami i całą

gdzie kreśli się mężczyzną zwyczajnym, by nie

masą instrumentów perkusyjnych, a także gita-

Siren to piąty album w dorobku Roxy Music.

powiedzieć - nijakim, wzdychającym do kobiety

rą w naturalny sposób stanie się preludium dla

Płyta, która ukazała się w 1975 roku, oprócz

będącej całkowicie poza jego zasięgiem. Smu-

pierwszej piosenki na płycie – Just in Time to

zawartości muzycznej zapisała się w historii

tek bijący z tekstu podchwytuje gitara, dzięki

See the Sun.

muzyki także okładką. Na niej to bowiem za-

czemu w połowie nagrania dostajemy jedną

Na połowę albumu przypada kompozycja Song

prezentowała swoje wdzięki niejaka Jerry Hall,

z ładniejszych solówek na płycie. O ile Could It

of the Wind. Dopiero tu usłyszymy charakte-

ówczesna dziewczyna Bryana Ferryego, a póź-

Happen To Me jest smutne, to już zamykające

rystyczne – pełne i perliste – brzmienie gitary

niejsza żona Micka Jaggera.

płytę Just Another High jest kwintesencją cy-

Carlosa Santany, zapowiadające kilka moc-

Album Siren „ustawiają” dwa nagrania: otwie-

nicznego romantyzmu w wydaniu pana Bryana:

niejszych akcentów drugiej części płyty. All the

rający płytę Love Is A Drug i Both Ends Bur-

„Maybe your heart is aching. I wouldnt know,

Love of the Universe wyłania się z szumu róż-

ning. Pierwsze z nich okazało się wielkim prze-

now would I?”, „Im just another crazy guy

nych dźwięków, by przejść w spokojną i przy-

bojem, zwłaszcza w Wielkiej Brytanii, gdzie

playing at love was another high - just another

jemną piosenkę, zakończoną żywiołową solów-

wspięło się na 2 miejsce listy przebojów. W USA

high”. Nic dodać, nic ująć.

ką. W muzyce Santany instrumenty perkusyjne,

było trochę słabiej (miejsce 30), ale nie da się

Pozostałe nagrania podobają mi się już mniej,

wygrywające energetyczne, żywiołowe rytmy są

ukryć, że to właśnie dzięki Love Is A Drug Roxy

czasem drażni mnie maniera pana wokalisty,

wszechobecne, a kolejny utwór – Future Pri-

Music zaistnieli w świadomości muzycznej słu-

który wręcz skanduje tekst (Nightingale - choć

mitive – poświęcony jest nim niemal w całości.

chaczy po drugiej stronie oceanu. Ocierająca się

w tym akurat nagraniu zawsze zawieszam ucho

Z kolej wspaniale zaaranżowany brazylijski kla-

o kicz, acz dowcipnie opowiedziana historyj-

na fajnych solówkach skrzypcowo-saksofo-

syk – Stone Flower – będzie jednym z jaśniej-

ka („I say go, she say yes, dim the lights, you

nowych), albo też przeraźliwie szlocha (np.

szych punktów albumu.

can guess the Rest” albo „Love is the drug and

w End of the Line). To jeszcze nie jest ten per-

W końcówce płyty usłyszymy rozpędzone La

I need to score”) została przepięknie opakowana

manentnie melancholijnie zblazowany pan Bry-

Fuente del Ritm, brzmiące echami poprzednich

muzycznie. Wystarczy raz posłuchać bujającej

an, którego znamy chociażby z Avalon czy Boys

nagrań grupy i zaskakujące Every Step of the

i bardzo wyeksponowanej linii basu, oszczęd-

and Girls. Czy mi się tylko wydaje, czy na Siren

Way. Jeśli do tej pory mogliśmy się zastana-

nej, choć charakterystycznie brzmiącej gitary

jego łkania wypadają jeszcze bardziej serio?

wiać, gdzie szukał inspiracji Santana pracując

i ostrych saksofonowych solówek, by nie móc

Siren nie jest pozycją niezbędną w płytotece

nad Caravanserai teraz staje się to już jasne.

się od Love Is A Drug uwolnić. Z kolei Both

fana progresu. Niemniej, przy jakiejś nada-

Z tchnących spokojem, przelewających się

Ends Burning zapada w pamięć dzięki funku-

rzającej się okazji warto po tę płytę sięgnąć,

przez siebie, starannie zaaranżowanych utwo-

jącej gitarze, rzewnym solówkom saksofonu

zwłaszcza gdy chce się posłuchać nieco lżejszej

rów, o widocznych jazzowych korzeniach, wyła-

i oldskulowemu brzmieniu instrumentów kla-

muzyki podanej ze smakiem i okraszonej nie-

nia się... Miles! Santana zresztą przyznawał, że

wiszowych, za które odpowiada nie kto inny,

sztampowymi tekstami. Jeśli jednak ktoś jest

wiele się od niego nauczył, a przede wsyzstkim

jak młody Eddie Jobson. Bardzo lubię takie

fanem Roxy Music, no to nie ma wyjścia - płytę

– roli ciszy w muzyce.

brzmienia, mógłbym się zasłuchiwać tym na-

mieć trzeba, zwłaszcza że wersja Love is A Drug

Caravanserai jest próbą Santany zbliżenia się

graniem przez godziny. No i ten Ferry, drama-

jest tu nieco dłuższa od wersji singlowej. Otóż

do nurtu jazz-rocka, do tego jest próbą niezwy-

tycznie szlochający: „Do I have the speed to car-

wersja singlowa (zawarta chociażby na składa-

kle udaną. Muzycy nauczyciela wybrali bezbłęd-

ry on and burn you out of my mind, alone?”.

ku More Than This) zaczyna się od trzaśnię-

nie, a duch In a Silent Way okazał się być ożyw-

Nagranie Both Ends Burning również wydano

cia samochodowych drzwi i pulsującego basu,

czym dla ich kompozycji. Caravanserai jest

na singlu, ale takiej kariery jak poprzednik nie

z pominięciem kroków, słyszalnych dobrze na

albumem zaskakującym i nie tylko dlatego, że

zrobiło (jeno 25 miejsce w UK).

początku nagrania w wersji zawartej na Siren.

jest przełomowy dla grupy i jej leadera (znikają

A co poza wspomnianą dwójką? No cóż, jest

Ot, taki detal, ale dla zadeklarowanych fanów

utwory o charakterze przebojowym, w zamian

dobrze, ale słabiej. Płyty słucha się przyjem-

ma zapewne duże znaczenie.

rośnie poziom artystyczny nagrań, zaś w kli-

nie, acz bez specjalnych uniesień, choć niektóre

macie płyty dotychczasowy erotyzm zastąpiony

utwory mogą i dziś zwrócić uwagę słuchacza.

zostaje zmysłowością). Jest zaskakujący, ponie-

Moją na przykład przykuwają rocknrollowy

waż do końca, do ostatnich dźwięków, nie mo-

i żywiołowy Whirlwind („Beware whirl wind!”,

żemy być pewni tego, co za chwilę usłyszymy.

śpiewa pod koniec nagrania pan Bryan i trudno

Zmiany rytmów, melodii i muzycznych nastro-

odmówić mu słuszności, choć tu akurat chodzi

jów, w połączeniu z mnogością ciepłych barw

raczej o burzę uczuć;-)). Fajnie wypada też lek-

i odrobiną... magii sprawiają, że jest to wspa-

ko pastiszowe, wodewilowe She Sells, w którym

niały i urzekający album. A do tego... rewelacyj-

Bryan Ferry daje dowód swoich umiejętności

na pościelówa ;)

tekściarskich, plastycznie opisując męczarnie

Michał Jurek

Jacek Chudzik

50

biuletyn podProgowy


październik-listopad  2011

Quiz rockowy Drogi Czytelniku! Stawiamy przed Tobą 12 pytań. Jeśli znajdziesz odpowiedzi na nie wszystkie, wyślij nam je na adres: progrock@progrock.org.pl. Listę osób, które nadesłały poprawne odpowiedzi, opublikujemy wraz z prawidłowymi odpowiedziami w następnym numerze Biuletynu. Powodzenia!

1

Zmarł w 1974 roku, mając zaledwie 26 lat. Na jego grobie wyryto jeden z wersów jego

piosenek: „and now we rise, and we are every-

8

Złośliwy grafik zmiksował

a)

b)

po trzy okładki płyt zna-

nych zespołów progresywnych.

were” („a teraz powstajemy i jesteśmy wszę-

Czy umiałbyś wymienić te albu-

dzie”). O kim mowa?

mu i powiedzieć z dyskografii ja-

2 3 4

kich zespołów pochodzą? Komu dedykowany jest utwór Bowiego Lady Stardust? Co łączy te trzy postacie: Jan Sawka, Witkacy, Marek Grechuta?

9

Po odpowiednim poprzestawianiu liter po-

ORSTIA

UNAUQGAL

winny one utworzyć nazwy albumów tak

REAGIM

AUTZAHATRRS

znanych zespołów jak: Camel, Van der Graaf Gene-

LAREGFI

MPERSSHEIEH

rator, Yes, Jethro Tull, Museo Rosenbach, Flower

FBUDOFGL

Group X, Hawklords, Psychedelic War-

Travellin’ Band, Rush.

riors to kolejne inkarnacje (lub aliasy)

11

zespołu, który sławę zdobył pod inną nazwą. Jaką?

5

Proszę wymienić przynajmniej dwie gru-

6

Robert Frip słynie ze swojej pracowito-

Kim jest osoba łącząca te cztery albumy?

py w których składach spotkali się Eric

Clapton i Ginger Baker.

ści. W swoim CV ma wpisaną współpra-

cę z takimi muzykami jak Peter Gabriel, Brian Eno, duet Giles and Giles, Peter Hammill z VDGG czy Steven Wilson. Z poniższych wyrazów można ułożyć nazwy pięciu albumów owoców takiej kolaboracji. Monsters...,

rzyć pierwszy człon nazwy albumu z graficz-

nie przedstawionym zakończeniem. Na koniec trzeba

Wild, Scary, Creeps, Brondesbury, Hearts,

10

Ten mały rebus polega na tym aby skoja-

Opera,

12

Co to za instrument muzyczny?

przyporządkować album do jego wykonawcy.

Melt,

And, Tapes, Pawn, The, Super Paradox

Amon Duul 2

Ta grafika koja-

Burning The Hard

Al Di Meola

rzyć się może tyl-

Splendido

The Dors

ko z jedną płytą.

Wolf

Mythos

Jaką?

Concete

Djam Karet

Morrison

Flower Kings

7

biuletyn podProgowy

51



Zapraszamy na ProgRock.org.pl i do zobaczenia w grudniu!


Turn static files into dynamic content formats.

Create a flipbook
Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.