Przeglad Wielkopolski nr 4 rok 2013

Page 1



ADRES: ul. Św. Marcin 80/82 61-809 Poznań tel.: 61 852 91 02 fax: 61 852 91 02 e-mail: pw@ngo24.pl http://www.wtk.poznan.pl/pw PRENUMERATA: Wydawca: Wielkopolskie Towarzystwo Kulturalne w Poznaniu adres jak wyżej Ruch S.A. www.prenumerata.ruch.com.pl e-mail: prenumerata@ruch.com.pl tel. 801 800 803 lub 22 717 59 59 w godzinach 700-1800 Cena pren. rocznej: 40,00 zł Cena egz. 10,00 zł (w tym 5% VAT) ISSN 0860-7540 Indeks 371 335 REDAGUJE ZESPÓŁ: Anna Weronika Brzezińska Małgorzata Cichoń Danuta Konieczka-Śliwińska (zastępca redaktora naczelnego) Stanisław Słopień (redaktor naczelny) Mikołaj Smykowski (sekretarz redakcji) Paweł Śliwa Layout i skład: JASART STUDIO tel.: 61 86 85 172; 695 531 791 www.jasartstudio.pl Dofinansowano ze środków: Urzędu Miasta Poznania oraz Województwa Wielkopolskiego

SPIS TREŚCI 3 Od redakcji JUBILEUSZ 25-LECIA „PRZEGLĄDU WIELKOPOLSKIEGO”

Danuta Konieczka-Śliwińska 5 „Przegląd Wielkopolski” z perspektywy edukacji regionalnej Paweł Anders 16 „Kronika Wielkopolski”. Cztery dziesięciolecia w służbie regionu Anna Weronika Brzezińska oprac. 21 „Przegląd Wielkopolski” dziś i jutro – rozmowa redakcyjna ARTYKUŁY

Agata Krzyżowska 27 Ludowa wizja świata w miejscowości Wojciechowo – analiza materiałów źródłowych Polskiego Atlasu Etnograficznego Katarzyna Andrzejkowicz, Agnieszka Dziemianko, Krzysztof Lachs, Agnieszka Pawłowska 34 Huta Szklana jako spadkobierca tożsamości wieloetnicznej Stefan Krawczyk 39 Wspomnienia ze wsi Sośnica (wybrane fragmenty) SŁOWNIK DELEGATÓW POLSKIEGO SEJMU DZIELNICOWEGO

Władysława Stachowska-Dembecka 43 Jan Maćkowiak (1869-1953)


RADA PROGRAMOWA: Maria Bochan (Piła) Piotr Gołdyn (Konin) Bohdan Gruchman (Poznań) Janina Małgorzata Halec (Leszno) Dzierżymir Jankowski (Poznań) Zbigniew Jaśkiewicz (Poznań) Tadeusz Krokos (Kalisz) Krzysztof Kwaśniewski (Poznań) Halina Lorkowska (Poznań) Witold Molik (Poznań) Janusz Pazder (Poznań) Jacek Sójka (Poznań) Kazimierz Stępczak (Poznań) Bogdan Walczak (przewodniczący, Poznań) Stefan Wojnecki (Poznań)

EDUKACJA REGIONALNA

Magdalena Biniaś-Szkopek 47 „Najcenniejsze klejnoty kultury – spotkania kórnickie” – projekt Biblioteki Kórnickiej PAN WIELKOPOLANIE

Alicja Pihan-Kijasowa 51 Profesor Bogdan Walczak – Uczony i Poeta Jakub Wojtczak 59 Ksiądz Józef Szafnicki – proboszcz z kokanińskiej parafii Z WIELKOPOLSKI

Florian Piasecki 66 Dzień Lasek 2013 Magdalena Biniaś-Szkopek 67 Wystawa Przez Wielkopolskę do Paryża (Kórnik, 25 marca; Paryż, 1 października; Poznań 14 listopada 2013 roku) Anna Kokot 69 Szyfry z bieliźnianego sznura Z PÓŁKI WIELKOPOLANINA

Marceli Kosman 76 Gerard Labuda, Pierwsze wieki monarchii piastowskiej, Wydawnictwo Nauka i Innowacje, Poznań 2012, ss. 345 79 Summary 79 Noty o autorach


Przegląd Wielkopolski ● 2013 ● 4(102)

Od redakcji W tym numerze kończymy publikację tekstów w związku z 25-leciem powołania naszego kwartalnika. Konferencja naukowa Wielkopolska lokalna. Rola czasopism w kreowaniu współczesnej kultury regionalnej, która odbyła się z tej okazji 7 grudnia 2012 roku w Collegium Historicum Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza, przyczyniła się do powstania wielu opracowań wzbogacających wiedzę o przeszłości, teraźniejszości i perspektywach tych jakże ważnych instytucji regionalizmu wielkopolskiego. Ogółem w czterech numerach wydanych w roku 2013 udało się nam zgromadzić dwanaście tekstów pomieszczonych w rubryce zatytułowanej Jubileusz 25-lecia „Przeglądu Wielkopolskiego”. Dla przypomnienia: serię tę otwierają teksty Bogumiły Kosmanowej Początki i rozwój prasy regionalnej w Wielkopolsce (do 1989 r.) oraz Ryszarda Kowalczyka Rynek czasopism regionalistycznych w Wielkopolsce po 1989 roku w numerze 1/2013, opatrzonym miniaturami okładek wszystkich wydanych dotąd zeszytów naszego czasopisma. W poprzednim numerze podjąłem się próby ukazania genezy „Przeglądu Wielkopolskiego” i cieszę się, że mogę naszym Czytelnikom polecić także jego „krótką historię” opracowaną przez Danutę Konieczkę-Śliwińską i zilustrowaną unikalnymi zestawieniami kierującymi uwagę ku ludziom, instytucjom i zdarzeniom charakterystycznym dla Poznania i Wielkopolski minionego półwiecza. Ta „krótka historia” zawarta jest w początkowej części pierwszego artykułu w tym numerze. Edukacyjna rola naszego czasopisma, kształtowanie tożsamości regionalnej (nie tylko pokoleń najmłodszych) i postulat szerszego wykorzystania go we współczesnej edukacji regionalnej, zarówno prowadzonej (marginalizowanej?) przez szkołę, jak i coraz bardziej widocznej w działalności instytucji kultury, stowarzyszeń i organów samorządowych, to jedno z głównych zadań na kolejne 25 lat.

W grudniu 2013 r. mija 40 lat od wydania pierwszego numeru „Kroniki Wielkopolski”. To dodatkowy powód, dla którego warto zapoznać się z artykułem Pawła Andersa o tym zasłużonym dla regionu kwartalniku, którego Redakcji przekazujemy najlepsze życzenia. Naszą rubrykę jubileuszową zamykamy zapisem rozmowy redakcyjnej, z której nasi Czytelnicy dowiedzą się, kim są moi najbliżsi współpracownicy, jak znaleźli się w zespole, jakie są ich zainteresowania zawodowe, jak postrzegają swoją pracę (na zasadach wolontariatu) w redakcji. Rozmowa ta to zarazem zaproszenie dla Czytelników. Z wielką uwagą powitamy wszelkie Państwa opinie, rady i sugestie. Mogą dotyczyć one kwestii ogólnych, jak tematyka, treść i forma naszego kwartalnika, a także szczegółowych, odnoszących się do poszczególnych tekstów. W dziale artykułów tym razem problematyka nasuwająca wielorakie skojarzenia z Małymi Ojczyznami. Agata Krzyżowska przedstawia ludową wizję świata z miejscowości Wojciechowo w powiecie jarocińskim w świetle badań przeprowadzonych w latach 1953-1983 w związku z pracami nad Polskim Atlasem Etnograficznym. Huta Szklana w powiecie czarnkowsko-trzcianeckim jako spadkobierca tożsamości wieloetnicznej jest przedmiotem opracowania zespołu w składzie: Katarzyna Andrzejkowicz, Agnieszka Dziemianko, Krzysztof Lachs, Agnieszka Pawłowska. Wspomnienia ze wsi Sośnica natomiast to fragmenty Monografii wsi Sośnica napisanej przez znanego w powiecie pleszewskim regionalistę i działacza społecznego, honorowego obywatela gminy Dobrzyca, Stefana Krawczyka. Publikujemy je w uznaniu dla jego umiłowania Małej Ojczyzny oraz benedyktyńskiej pracy nad dziełem życia. Władysława Stachowska-Dembecka kreśli sylwetkę Jana Maćkowiaka (1869-1953) – delegata na Polski Sejm Dzielnicowy w Poznaniu, a Magdalena Biniaś-Szkopek omawia 3


Od redakcji

projekt z zakresu edukacji regionalnej „Najcenniejsze klejnoty kultury – spotkania kórnickie” zrealizowany przez Bibliotekę Kórnicką PAN w latach 2011-2013. Profesorowi Bogdanowi Walczakowi – wybitnemu językoznawcy i badaczowi kultury, od początku „Przeglądu Wielkopolskiego” związanemu z naszym kwartalnikiem – poświęcony jest artykuł Alicji Pihan-Kijasowej.

W rubryce Z Wielkopolski znajdą Czytelnicy tekst dla naszego pisma nietypowy, bo należący do beletrystyki. Jest nim opowiadanie Anny Kokot Szyfry z bieliźnianego sznura, które zdobyło I miejsce podczas XIV Ogólnopolskiego Konkursu Literackiego im. Eugeniusza Paukszty „Małe ojczyzny – pogranicze kultur i regionów” zorganizowanego w r. 2013 przez Bibliotekę w Kargowej. Stanisław Słopień

Nasza oferta – zaproszenie do współpracy „Przegląd Wielkopolski” popularyzuje wiedzę o regionie, ze szczególnym uwzględnieniem jego historii, kultury i rozwoju. Publikuje teksty pomocne we wszechstronnym poznawaniu Wielkopolski, edukacji oraz działalności obywatelskiej. Krzewi patriotyzm lokalny jako podstawę uczestnictwa we współpracy z innymi regionami i krajami. Jest miejscem wymiany myśli, doświadczeń, opinii oraz inspiracji cenionym przez najwybitniejszych przedstawicieli nauki i praktyki. Zapraszamy zainteresowane osoby, instytucje, gminy, miasta, powiaty i organizacje pozarządowe do korzystania z naszych łamów w celu prezentacji nieznanych bądź mało znanych aspektów wiedzy o Wielkopolsce i Wielkopolanach. Zapraszamy także do przedstawienia własnych „pomysłów na Wielkopolskę” jako jeden z najbardziej czytelnych regionów w Europie. Z największym zainteresowaniem przyjmujemy teksty poszukujące lub wskazujące na cechy oraz wartości unikalne, niepowtarzalne, wyróżniające spośród innych (gmin, miast, regionów) i wzbogacające w ten sposób Polskę. Przyjmujemy do publikacji również teksty zlecone, ogłoszenia, ogłoszenia drobne oraz reklamy. Ceny umowne. Redakcja zastrzega sobie prawo odmowy publikacji tekstów zleconych oraz reklam bez podania przyczyny. Więcej informacji dla autorów tekstów proponowanych do publikacji w „Przeglądzie Wielkopolskim”:

http://www.wtk.poznan.pl/pw/autorzy.aspx

4


Przegląd Wielkopolski ● 2013 ● 4(102)

JUBILEUSZ 25-LECIA „PRZEGLĄDU WIELKOPOLSKIEGO” Danuta Konieczka-Śliwińska

„Przegląd Wielkopolski” z perspektywy edukacji regionalnej1 Z potrzeby przeniesienia idei regionalizmu na grunt szeroko rozumianej edukacji, a także pożytków z tego płynących, zdawano sobie sprawę już w okresie międzywojennym, zapisując taki postulat na kartach Programu regionalizmu polskiego z roku 19262. W propagowaniu tego założenia szczególną rolę (historyczną – można by powiedzieć) odegrała współpraca dwu środowisk: nauczycielskiego i naukowego, działających w ramach stowarzyszeniowego ruchu regionalnego. Nie bez znaczenia był również fakt, iż to właśnie te środowiska najlepiej uświadamiały sobie, jak ważne dla rozwoju i ciągłości idei regionalistycznej jest włączenie regionalizmu w programową i powszechną działalność placówek oświatowych. Edukacja regionalna to jednak nie tylko nauczanie o regionie, odbywające się w ramach różnych typów szkół, podlegamy jej bowiem przez całe nasze życie, a rolę „edukatorów” w tym względzie pełnią także rozmaite instytucje kultury, stowarzyszenia regionalne i wspólnoty, w których uczestniczymy. Swo-

istym narzędziem tej pozaszkolnej edukacji regionalnej są niewątpliwie czasopisma regionalne, szeroko rozumiana publicystyka, wydawnictwa, a ostatnio również media internetowe o tematyce regionalnej. „Przegląd Wielkopolski” od początku swej obecności na rynku czasopiśmienniczym stawiał sobie za cel nie tylko rozwój, popularyzację i promocję wiedzy o regionie, ale także rozwijanie i promocję tradycyjnych oraz nowych form uczestnictwa w kulturze i życiu publicznym regionu, w tym edukacji dzieci i młodzieży (choć w połowie lat 80. XX wieku, kiedy ukazał się pierwszy numer czasopisma, nie używano jeszcze pojęcia edukacji regionalnej)3. Jubileusz 25-lecia „Przeglądu” wydaje się być doskonałą okazją do refleksji również nad edukacyjną rolą tego czasopisma, podsumowania jego wkładu w kształcenie tożsamości regionalnej najmłodszych pokoleń i zastanowienia się nad możliwościami wykorzystania we współczesnej edukacji regionalnej.

1   Artykuł powstał na kanwie wystąpienia Autorki, poświęconego edukacji regionalnej i popularyzacji wiedzy o regionie na łamach „Przeglądu Wielkopolskiego” w latach 1987-2012, wygłoszonego podczas Międzynarodowej Konferencji Naukowej Europa regionów – perspektywy badawcze i edukacyjne we wrześniu 2012 r. 2   Program regionalizmu polskiego, „Polska Oświata Pozaszkolna” 1926, R. 3, nr 4/5, s. 222. 3   S. Słopień, Od Redaktora, „Przegląd Wielkopolski” 1987, nr 1, s. 1. Na temat współczesnego „Przeglądu” zob. więcej na stronie internetowej Wielkopolskiego Towarzystwa Kulturalnego: www.wtk.ngo24. pl/pw/ [dostęp: 1 listopada 2013 r.].

5


„Przegląd Wielkopolski” z perspektywy edukacji regionalnej

Krótka historia „Przeglądu Wielkopolskiego” Choć początki współcześnie wydawanego „Przeglądu Wielkopolskiego” sięgają 1987 r., to jednak w swoim profilu tematycznym kwartalnik ten jednoznacznie nawiązuje do miesięcznika pod tym samym tytułem, ukazującego się jeszcze w okresie międzywojennym. Pierwszy numer przedwojennego „Przeglądu Wielkopolskiego” został wydany w styczniu 1939 r., prawdopodobnie z inicjatywy Zdzisława Grota (późniejszego profesora Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu, wtedy jeszcze kierownika biblioteki Starostwa Krajowego w Poznaniu). W skład redakcji, oprócz niego, weszli także Józef Krasoń, Adam Kaletka i Wincenty Ostrowski, a wydawcą pisma został Jan Jachowski, kierownik Księgarni Uniwersyteckiej w Poznaniu. Cel tamtego „Przeglądu” odzwierciedlał jego podtytuł: „Miesięcznik regionalny poświęcony zagadnieniom kultury wielkopolskiej w przeszłości i obecnie”. Redakcja, niezwiązana z żadną partią polityczną ani instytucją państwową lub społeczną, zobowiązała się przede wszystkim do przekazywania informacji na temat Wielkopolski w jej wielowymiarowym kształcie, wykazania ścisłego związku tego regionu z resztą państwa polskiego, kształtowania poczucia więzi z ziemią wielkopolską, a także propagowania poszanowania jej tradycyjnych wartości4. Do wybuchu II wojny światowej zdążyło się ukazać tylko kilka numerów tego miesięcznika (łącznie 8). Jego wznowienie nastąpiło dopiero w styczniu 1946 r. w wyniku zaangażowania głównie Zdzisława Grota i Wincentego Ostrowskiego, ale także Jana Jachowskiego (który zgodził się wydawać ponownie pismo) i kuratora poznańskiego Karola Strzałkowskiego. Główne cele i profil powojennego „Przeglądu Wielkopolskiego” pozostawały nadal takie same: popularyzowanie wiedzy o Wielkopolsce, propagowanie jej umiłowania oraz pobu-

dzanie do wszechstronnej aktywności na rzecz jej rozwoju5. Niestety, w połowie 1947 r. pismo przestało się ukazywać. Do tradycji wydawania pisma o charakterze regionalnym, podejmującego problemy całego regionu wielkopolskiego, powrócono dopiero na początku lat 60., kiedy powstałe w 1962 r. Wielkopolskie Towarzystwo Kulturalne rozpoczęło wydawanie czasopisma „Zeszyty Wielkopolskie”6. Na bezpośrednie nawiązanie do „Przeglądu Wielkopolskiego” z lat 1939 i 1946-47 trzeba było poczekać aż do 1987 r. Wówczas to Zarząd Wielkopolskiego Towarzystwa Kulturalnego podjął decyzję o wznowieniu pisma regionalnego (początkowo jako półrocznika, a od drugiego roku już konsekwentnie jako kwartalnika) pod takim właśnie tytułem. Choć już w zupełnie innych realiach społeczno-politycznych, nowa redakcja nadal deklarowała cele zbliżone do tych z okresu międzywojennego: „Zamierzamy na naszych łamach – pisał Stanisław Słopień, redaktor naczelny – upowszechniać i popularyzować wiedzę o wkładzie Wielkopolan i Wielkopolski do dorobku ogólnonarodowego i kontaktach z innymi regionami oraz krajami, środowisku przyrodniczym i poziomie cywilizacyjnym, ważnych wydarzeniach historycznych i prognozach na przyszłość”7. Pierwszy numer kwartalnika redagował zespół w następującym składzie: Włodzimierz Dudkowiak, Michał Gulgowski, Zbigniew Jaśkiewicz, Tadeusz Adam Jakubiak, Ryszard Kasprzak, Wojciech Jerzy Luty, Ryszard Marciniak, Stanisław Słopień i Bogdan Walczak. Funkcjonował on praktycznie jeszcze tylko przy wydaniu numeru drugiego (1987) i trzeciego (1988), ale wtedy już M. Gulgowskiego zastąpił Henryk Gościański, a R. Kasprzaka – Mieczysław Konieczny. Od numeru czwartego (1988) przyjęto zasadę wyodrębniania w stopce redakcyjnej funkcji redaktora naczelnego, sekretarza redakcji, ścisłego zespołu redaktorów, redaktora technicznego oraz oso-

4   Zob. R. Marciniak, O „Przeglądzie Wielkopolskim” ukazującym się w Poznaniu w latach 1939-1947, „Przegląd Wielkopolski” 1987, nr 1, s. 3. 5   Ibidem, s. 5. 6   „Zeszyty Wielkopolskie” ukazywały się w latach 1964-1972. 7   S. Słopień, Od Redaktora…, s. 1.

6


Przegląd Wielkopolski ● 2013 ● 4(102)

by zajmującej się opracowaniem graficznym i projektem okładki. W tym numerze również po raz pierwszy pojawiła się Rada Redakcyjna, do której zaproszono część osób z wcześniejszego zespołu opracowującego całość numeru (jak np. Ryszarda Kasprzaka i Zbigniewa Jaśkiewicza) oraz 12 osób zupełnie nowych, reprezentujących różne dyscypliny naukowe i dziedziny życia (np. socjologa Krzysztofa Kwaśniewskiego oraz biologa Kazimierza Stępczaka). Taki układ i podział funkcji w redakcji (przy oczywistej rotacji personalnej) zachował się zasadniczo aż do dnia dzisiejszego. Zmianie ulegały głównie funkcje związane z opracowaniem graficznym pisma, redakcją techniczną, korektą, składem (co uzależnione było przede wszystkim od przemian technologicznych, którym „Przegląd Wielkopolski” na przestrzeni swoich 25 lat również podlegał). Wspomniana Rada Redakcyjna utrzymała się niezwykle krótko, bo tylko przez dwa numery (4 i 5). Jako ciało doradcze pojawiła się ponownie dopiero w roku 2010 (nr 90) pod nieco zmienioną nazwą – Rada Programowa, reprezentując nie tylko określone dyscypliny naukowe, ale także ośrodki regionalizmu w Wielkopolsce (Poznań, Konin, Kalisz i Piłę). W jej skład weszli: Maria Bochan, Piotr Gołdyn, Bohdan Gruchman, Janina Małgorzata Halec, Dzierżymir Jankowski, Zbigniew Jaśkiewicz, Tadeusz Krokos, Krzysztof Kwaśniewski, Halina Lorkowska, Witold Molik, Janusz Pazder, Jacek Sójka, Kazimierz Stępczak, Bogdan Walczak, Stefan Wojnecki. Co ciekawe, w „nowej” Radzie ponownie zasiedli członkowie jej pierwotnego składu z 1987 r.: Z. Jaśkiewicz, K. Kwaśniewski i K. Stępczak. W tym samym numerze PW wprowadzono

również nową funkcję redakcyjną: zastępcy redaktora naczelnego. Dwukrotnie, w trakcie obecności na rynku wydawniczym, zespół redakcyjny zaprosił do współpracy dodatkowe osoby (wówczas spoza redakcji), które zaangażowały się w przygotowanie wybranych numerów „Przeglądu”. W numerze 67 byli to Kazimierz Denek, Lech Drożdżyński i Mieczysław Nadolski, którzy redagowali materiały z Ogólnopolskiej Sesji Popularnonaukowej U źródeł polskiego dziedzictwa narodowego, natomiast w numerze 73 byli to pracownicy naukowi Instytutu Kulturoznawstwa Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu: Przemysław Kieliszewski, Marcin Pietruszewski i Wiesław Ratajczak, odpowiedzialni za materiały z projektu „Polityka kulturalna dla Wielkopolski”. Od momentu założenia pisma w r. 1987 aż do chwili obecnej redaktorem naczelnym jest nieprzerwanie Stanisław Słopień8. Oprócz niego najdłuższą aktywnością w ramach zespołu redakcyjnego wykazał się jeszcze Ryszard Marciniak (pracował od początku „Przeglądu” aż do swojej śmierci w r. 2009, czyli od 1 do 84 numeru) oraz Bogdan Walczak9 (w zespole redakcyjnym od 1 do 89 numeru, a od 2010 r. pełni funkcję przewodniczącego Rady Programowej). Z innych osób o nieco krótszym stażu redakcyjnym warto wspomnieć m.in. wieloletniego redaktora graficznego Włodzimierza Dudkowiaka oraz członków redakcji: Tadeusza Jakubiaka, Ewę Komorowską, Władysława Przybylskiego. Szczegółowy wykaz osób zaangażowanych w redagowanie i opracowywanie „Przeglądu Wielkopolskiego” wraz z podaniem pełnionych przez nich funkcji i czasu obecności w zespole zawiera poniższa tabela (tab. 1).

8   Wspomnienia z działalności S. Słopienia w WTK i redakcji „Przeglądu Wielkopolskiego” opublikowaliśmy w poprzednim numerze PW. Zob. S. Słopień, Dwudziestopięciolecie „Przeglądu Wielkopolskiego”, „Przegląd Wielkopolski” 2013, nr 101, s. 4-13. 9   Prof. Bogdan Walczak podzielił się swoimi przemyśleniami na temat roli „Przeglądu Wielkopolskiego” w rozwoju regionalizmu wielkopolskiego na łamach tegorocznego numeru 2(100) PW. Zob. B. Walczak, „Przegląd” a regionalizm wielkopolski (z perspektywy wieloletniego współredaktora pisma), „Przegląd Wielkopolski” 2013, nr 100, s. 4-10.

7


„Przegląd Wielkopolski” z perspektywy edukacji regionalnej

Tab. 1. Wykaz osób redagujących i opracowujących „Przegląd Wielkopolski” w latach 1987-2013

Lp. 1. 2. 3. 4.

Nazwisko i imię Brzezińska Anna Weronika Chwalisz Jarosław Cichoń Małgorzata Deresiński Wojciech

5. Dudkowiak Włodzimierz 6. 7. 8. 9. 10. 11. 12. 13. 14. 15.

Formuszewicz Ryszarda Gościański Henryk Gulgowski Michał Jakubiak Tadeusz Adam Jaśkiewicz Zbigniew Jaworska Anna Kasprzak Ryszard Kęsy Paulina Klara Halina Komorowska Ewa

16. Konieczka-Śliwińska Danuta 17. 18. 19. 20. 21. 22. 23. 24. 25. 26. 27. 28. 29. 30. 31. 32. 33. 34. 35.

Konieczny Michał Luty Wojciech Jerzy Marciniak Ryszard Matczak Piotr Nadolski Mieczysław Przybylski Władysław Jan Pukianiec Mikołaj Radzińska Danuta Rutkowski Ryszard Secler Bartłomiej Skowera Paweł Słopień Stanisław Smykowski Mikołaj Stefańska Jadwiga Stefko J.M. Sytek Wioletta Śliwa Paweł Walczak Bogdan Wozowska Ewa

Źródło: opracowanie własne 8

Obecność w zespole opracowującym PW (wg numeracji poszczególnych egzemplarzy)

Funkcja zespół redakcyjny projekt okładki zespół redakcyjny projekt okładki opracowanie graficzne, projekt okładki redaktor graficzny zespół redakcyjny sekretarz redakcji sekretarz redakcji zespół redakcyjny zespół redakcyjny korekta zespół redakcyjny zespół redakcyjny zespół redakcyjny zespół redakcyjny zastępca redaktora naczelnego redaktor techniczny zespół redakcyjny zespół redakcyjny zespół redakcyjny sekretarz redakcji zespół redakcyjny sekretarz redakcji opracowanie topograficzne redaktor techniczny zespół redakcyjny sekretarz redakcji, skład redaktor naczelny sekretarz redakcji zespół redakcyjny opracowanie okładki korekta zespół redakcyjny zespół redakcyjny korekta, sekretarz redakcji

9075-86 9043/44-59/60 1-41/42 53/54-59/60 3-12 1-2 1-33/34 1-3 65 1-2 72-73 15/16-17/18 19/20/21/22-51/52 853-7 1-12 1-84 13/14-15/16 17/18-19/20/21/22 23/24-59/60 90-100 17/18 8-13/14 85-86 65-69/70 i 71 110115/16-19/20/21/22 61/62-63/64 971021-89 66-75


Przegląd Wielkopolski ● 2013 ● 4(102)

Głównym wydawcą „Przeglądu Wielkopolskiego” jest nieprzerwanie od 1987 r. Wielkopolskie Towarzystwo Kulturalne, mające swoją siedzibę w Poznaniu. W pewnych okresach WTK do współpracy zapraszało także inne stowarzyszenia lub instytucje: jako współwydawców (np. Poznańskie Towarzystwo Przyja-

ciół Nauk czy Stowarzyszenie Gmin Regionu Wielkopolski) lub jako podmioty udzielające wsparcia finansowego (zarówno na poziomie miasta Poznania, powiatu poznańskiego, województwa wielkopolskiego, jak i na szczeblu ministerialnym). Szczegółowy wykaz zob. poniższe tabele (tab. 2 i 3).

Tab. 2. Wykaz wydawców „Przeglądu Wielkopolskiego” w latach 1987-2013 L.p. 1. 2. 3. 4.

Nazwa wydawcy Okręg Wielkopolski Polskiego Klubu Ekologicznego Poznańskie Towarzystwo Przyjaciół Nauk Sejmik Samorządowy Województwa Poznańskiego Stowarzyszenie Gmin Regionu Wielkopolski Zarząd Wielkopolskiego Towarzystwa Kulturalnego (od nr 75 jako Wielkopolskie Towarzystwo Kulturalne w Poznaniu)

5.

Numer „Przeglądu Wielkopolskiego”, w którym występuje 2-13/14 2-13/14 13/14-17/18 15/16-59/60 1-102

Źródło: opracowanie własne Tab. 3. Wykaz podmiotów udzielających wsparcia finansowego „Przeglądowi Wielkopolskiemu” w latach 1987-2013 L.p. 1. 2. 3. 4. 5. 6. 7. 8. 9. 10. 11. 12. 13. 14.

Numer „Przeglądu Wielkopolskiego”, w którym występuje 35/36, 39/40, 41/42, 43/44, Krajowy Ośrodek Dokumentacji Regionalnych Towarzystw 45/46, 47/48, 49/50, 53/54, Kultury w Ciechanowie 55/56 Ministerstwo Kultury i Sztuki 31/32, 33/34, 37/38 Powiat leszczyński 51/52 Powiat poznański 49/50 Sejmik Organizacji Pozarządowych w Poznaniu 29/30 Unia Wielkopolan 25/26 Urząd Marszałkowski Województwa Wielkopolskiego 59/60 Urząd Wojewódzki w Poznaniu 41/42 Wojewódzki Fundusz Ochrony Środowiska 27/28 i Gospodarki Wodnej w Poznaniu Województwo wielkopolskie 47/48, 51/52, 53/54, 68-102 Wydział Kultury i Sztuki Urzędu Wojewódzkiego w Poznaniu 1, 33/34, 35/36 Wydział Ochrony Środowiska, Gospodarki Wodnej 1 i Geologii Urzędu Wojewódzkiego w Poznaniu Zarząd Miasta i Gminy Sieraków Wielkopolski 29/30 Zarząd Miasta Poznania, Miasto Poznań, Urząd Miasta 29/30, 57/58, 61/62, 63/64, 65, Poznania 68-102 Nazwa instytucji

Źródło: opracowanie własne 9


„Przegląd Wielkopolski” z perspektywy edukacji regionalnej

Już od drugiego roku wydawania „Przeglądu Wielkopolskiego” zarysowały się główne cechy szablonu pisma (ang. layout): format C-5 (162 mm x 229 mm), kolorowa okładka (początkowo w odcieniu jednego koloru, a potem stopniowo do pełnej palety kolorów), czarno-biała kolorystyka stron wewnętrznych. Zaczęła się również wyodrębniać struktura wewnętrzna działów tematycznych. Zasadniczą część „Przeglądu” zajmowały zawsze (i zajmują nadal) artykuły naukowe lub popularnonaukowe. Jak deklaruje współczesna redakcja pisma, są to artykuły na temat zagadnień ogólnoprzyrodniczych, geograficznych, prehistorycznych, historycznych, obyczajowych, językowych i gospodarczych Wielkopolski, teksty z dziedziny literatury, filmu, muzyki i sztuki regionu, praktyczne wskazówki dotyczące metod realizacji projektów społeczno-kulturalnych i prowadzenia badań regionalnych oraz artykuły o dawnej i współczesnej aktywności obywatelskiej Wielkopolan, działalności samorządu terytorialnego i organizacji pozarządowych10. Starano się je wszystkie grupować w odrębne działy tematyczne (jak np. „Wielkopolskie małe ojczyzny”11, „Wielkopolskie dziedzictwo”12, „Wielkopolska mniej znana”13), ale nie wykształcił się w tym przypadku jakiś stały system nazewnictwa. Przyjęto jedynie zasadę wyodrębniania w danym numerze powiązanych tematycznie tekstów i nadawania im wspólnej nazwy. Często były to teksty referatów wygłaszanych podczas konferencji lub kongresów (np. „II Wielkopolski Sejmik Kultury”14), artykuły nadesłane na wyznaczony przez redakcję temat (np. „Dokąd zmierza Wielkopolska”15), teksty z okazji rocznic wydarzeń historycznych (np. „90. rocznica wielkopolskiego grudnia”16) lub upamiętniające wybitnych Wielkopolan (np. „Eugeniusz

Paukszta – in memoriam”17). Kilka numerów miało charakter monograficzny, podejmując problematykę związaną z wybranymi powiatami w Wielkopolsce (np. powiatem poznańskim, leszczyńskim czarnkowsko-trzcianeckim18). Poza artykułami popularyzującymi wiedzę o szeroko rozumianej Wielkopolsce, na łamach „Przeglądu” ukazują się także obszerne relacje z wydarzeń (imprez kulturalnych, zjazdów, spotkań itp.) odbywających się na terenie Wielkopolski, biogramy mniej lub bardziej znanych Wielkopolan (w tym także biogramy pośmiertne), recenzje publikacji dotyczących różnych aspektów regionu wielkopolskiego, informacje o ciekawych miejscach w regionie, listy i zaproszenia od czytelników. Mają one charakter stały, praktycznie występują do dziś, choć nie zawsze wszystkie w każdym numerze, i noszą określone nazwy, jak np. Z półki Wielkopolanina, Z korespondencji Wielkopolan, Z Wielkopolski, Z żałobnej karty, Napisali do nas, Wielkopolanie, Miejsca i ludzie. Co ciekawe, zdarzył się również taki etap w dziejach „Przeglądu Wielkopolskiego”, kiedy to zrezygnowano całkowicie z wyodrębniania jakichkolwiek działów tematycznych i umieszczano tylko zbiorczy spis treści19.

Edukacja regionalna na łamach „Przeglądu Wielkopolskiego” Redakcja „Przeglądu Wielkopolskiego”, konsekwentnie przez cały okres ukazywania się pisma, deklaruje upowszechnianie wiedzy o Wielkopolsce jako główny cel programowy. Choć z czasem cel ten został znacznie rozwinięty na: poszerzanie, upowszechnianie i promocję wiedzy o regionie, to jednak szeroko rozumianą popularyzację zawsze stawiano na pierwszym miejscu. Uważano, że znajomość wielu problemów związanych zarówno z prze-

Zob. www.wtk.ngo24.pl/pw/ [dostęp: 1 listopada 2013 r.].   Np. numer 29/30, 57/58, 72, 77. 12   Nr 53/54, 55/56. 13   Nr 73. 14   Nr 47/48. 15   Nr 31/32, 33/34. 16   Nr 79, 80, 82, 83, 84. 17   Nr 63/64. 18   Nr 49/50, 51/52, 94. 19   Nr 87, 88, 89. 10 11

10


Przegląd Wielkopolski ● 2013 ● 4(102)

szłością, jak i teraźniejszością regionu wielkopolskiego nie jest wystarczająca u współczesnych jego mieszkańców, a przywoływanie wydarzeń z życia naszych przodków może skutecznie podnieść ducha Wielkopolan, zachęcając ich do aktywności na rzecz regionu20. Od pierwszego numeru „Przeglądu” wyraźnie sprecyzowano także sposób rozumienia pojęcia Wielkopolska, traktując ją przede wszystkim w granicach historycznych jako region społeczno-kulturowy, „ukształtowany na podłożu podziałów geograficznych oraz gospodarczych, odznaczający się swoistymi cechami kultury, a także mentalności mieszkańców”21. Podkreślano również równoważne zainteresowanie nie tylko Wielkopolską jako całościowym regionem, ale także jej subregionami i poszczególnymi miejscowościami. Konsekwentnie przywoływano mieszkańców regionu, przypominając o zasługach Wielkopolan w przeszłości i podejmując refleksję nad współczesnym sposobem ich postrzegania („kim jesteśmy jako Wielkopolanie?” – pytał Stanisław Słopień w jednym z numerów „Przeglądu”)22. Zachęcano przy tym czytelników do przekazywania informacji o stanie swojej wiedzy na temat Wielkopolski (co wiedzą, czego nie, co powinni i jak to można na łamach „Przeglądu” osiągnąć)23. Drugim ważnym założeniem programowym „Przeglądu Wielkopolskiego”, deklarowanym przez jego redakcję, jest zainteresowanie kulturą i procesami kulturowymi Wielkopolski, zarówno w przeszłości, jak i obecnie24. Uważano nawet, że konieczne jest wypracowanie nowego myślenia o strategii promocji

regionu poprzez propagowanie Wielkopolski jako regionu o własnej tożsamości kulturowej. Zachęcano do podejmowania tzw. aktywnej polityki kulturalnej, sprzyjającej „rozwijaniu w kulturze samorządności jako społecznego uczestnictwa w programowaniu i realizacji projektów”25. W ten sposób redakcja „Przeglądu Wielkopolskiego” jednoznacznie opowiedziała się za nowoczesnym rozumieniem regionalizmu w kategoriach społeczno-kulturalnych, gdzie istotne jest nie tylko przywiązanie do własnej ziemi, ale także pielęgnowanie i krytyczne rozwijanie dziedzictwa regionalnego oraz aktywne zaangażowanie na rzecz rozwoju swojego środowiska26. Co ważne, owo zaangażowanie postrzegano przede wszystkim jako uczestnictwo w kulturze i w życiu publicznym. Wymienione powyżej dwa zasadnicze założenia programowe „Przeglądu” wywarły także istotny wpływ na sposób rozumienia przez redakcję interesującej nas problematyki edukacji regionalnej. Po raz pierwszy pojęcie to pojawiło się na łamach pisma w 1995 r.27, co było najprawdopodobniej związane z zaangażowaniem się ruchu regionalnych stowarzyszeń kultury w adaptację idei regionalistycznej do edukacji szkolnej (zob. m.in. Karta regionalizmu polskiego) oraz odpowiedź ówczesnego Ministerstwa Edukacji Narodowej w sprawie programu edukacji regionalnej (zob. Dziedzictwo kulturowe w regionie. Założenia programowe)28. Choć zdecydowanie dostrzegano potrzebę prowadzenia edukacji regionalnej, to jednak rolę pisma w tym zakresie pojmowano raczej jako uzupełniającą. Zachęcano przede wszystkim nauczycieli do wykorzystywania

S. Słopień, Od Redaktora…, s. 1.   Ibidem. 22   S. Słopień, Od Redaktora, „Przegląd Wielkopolski” 1992/1993, nr 19/20/20/21, s. 2. 23   Idem, Od Redaktora, „Przegląd Wielkopolski” 1997, nr 37/38, s. 5. 24   Idem, Od Redaktora, „Przegląd Wielkopolski” 2003, nr 61/62, s. 3. 25   Idem, Od Redaktora, „Przegląd Wielkopolski” 2006, nr 73, s. 3. 26   Zob. definicje tego pojęcia przedstawione m.in. przez Krzysztofa Kwaśniewskiego w artykule Elementy teorii regionalizmu [w:] Region, regionalizm – pojęcia i rzeczywistość, pod red. K. Handke, Warszawa 1993, s. 75-86; a także zestawienie definicji, którego dokonał Piotr Petrykowski w rozdziale swojej książki poświęconym regionalizmowi: idem, Edukacja regionalna. Problemy podstawowe i otwarte, Toruń 2003, s. 85-106. 27   S. Słopień, Od Redaktora, „Przegląd Wielkopolski” 1995, nr 31/32, s. 3. 28   Zob. szerzej na ten temat: D. Konieczka-Śliwińska, Edukacyjny nurt regionalizmu historycznego w Polsce po 1918 roku. Konteksty – koncepcje programowe – realia, Poznań 2011, s. 90 oraz 319-320. 20 21

11


„Przegląd Wielkopolski” z perspektywy edukacji regionalnej

„Przeglądu” w pracy z dziećmi i młodzieżą jako źródła informacji o regionie, proponowano także wymianę opinii dotyczących edukacji regionalnej na łamach czasopisma29. Samą edukację regionalną, wydaje się, rozumiano ściśle w powiązaniu z edukacją kulturalną i patriotyczną (obywatelską), co wynikało niewątpliwie ze wspomnianego wcześniej sposobu rozumienia Wielkopolski, roli kultury w nowoczesnym regionalizmie oraz potrzeby kształcenia określonych postaw wśród mieszkańców regionu. S. Słopień pisał wówczas we wprowadzeniu do jednego z numerów „Przeglądu Wielkopolskiego”: „Jedną z prób integrowania celów edukacji z jednej strony, a z drugiej – strukturyzacji działań zmierzających do realizacji tych celów, jest program edukacji regionalnej nastawiony na kształtowanie postaw patriotycznych. […] Równie popularne jest podejście inne, w którym ogniwem głównym, ogniskującym zarówno cele, jak podejmowane przedsięwzięcia jest edukacja kulturalna”30. Edukacja regionalna w jej zasadniczym znaczeniu poruszana była na łamach „Przeglądu Wielkopolskiego” w dwojakiej formie: różnego rodzaju tekstów bezpośrednio odnoszących się do tej problematyki oraz jako odrębny dział tematyczny, w którym redakcja począwszy od numeru 86 (2009) umieszczała artykuły powiązane z nią w mniejszym lub większym stopniu. Wśród tekstów podejmujących problematykę edukacji regionalnej można wyróżnić cztery grupy rodzajowe. Pierwszą z nich tworzą artykuły o charakterze naukowo-dydaktycznym, w których omawiano rożne aspekty podstaw teoretycznych edukacji regionalnej. Dotyczyły one m.in. funkcjonowania nauczania o regionie w warunkach współczesnej globalizacji, o czym pisała Elżbieta

Siudaj-Pogodska, przekonując, że najskuteczniejszą obronę przed wyzwaniami globalizacji może stanowić tylko „wytworzenie w sobie silnego poczucia tożsamości, przynależności do rodziny, do »małej Ojczyzny«, do narodu i do państwa”31. Obszerny tekst o historycznych początkach edukacji regionalnej, założeniach programowych i jej powiązaniu z kształceniem postaw patriotycznych opublikował w 2008 r. Anatol Jan Omelaniuk32, który zwrócił uwagę na cztery środowiska odpowiedzialne za kształtowanie tożsamości regionalnej młodego pokolenia, takie jak rodzina, szkoła, placówki kultury (muzea i biblioteki) oraz ruchy społeczne, oświatowo-naukowe, kulturalne, artystyczne, związki młodzieży, harcerstwo, Kościół, środki masowego przekazu, a zwłaszcza ruch regionalny i krajoznawczy33. Samą edukację regionalną postrzegał dość szeroko, jako edukację kulturową, historyczną, ekologiczną, krajoznawczą i obywatelską, której celem jest poznanie własnego regionu, jego dziedzictwa kulturowego jako części Polski i Europy, pogłębianie więzi ze swoim środowiskiem, regionem i krajem, kształtowanie tożsamości regionalnej, przygotowanie do dojrzałego życia w strukturach regionalnych, narodowych, państwowych i europejskich, a także rozwijanie szacunku wobec innych wspólnot regionalnych, etnicznych i narodowych34. Istotnym uzupełnieniem ogólnych rozważań A.J. Omelaniuka były niewątpliwie dwa artykuły D. Konieczki-Śliwińskiej, ukazujące się w następnych latach na łamach „Przeglądu”, a poświęcone obecności idei regionalistycznej w różnych koncepcjach edukacyjnych i wychowawczych35. Ciekawy problem umiejscowienia w edukacji regionalnej wątków biograficznych przedstawiła także Barbara Kubis w artykule

S. Słopień, Od Redaktora, „Przegląd Wielkopolski” 1995, nr 31/32, s. 3.   Idem, Od Redaktora, „Przegląd Wielkopolski” 2008, nr 81, s. 4. 31   E. Siudaj-Pogodska, Edukacja regionalna w dobie globalizacji, „Przegląd Wielkopolski” 2002, nr 55/56, s. 98. 32   A.J. Omelaniuk, Rola edukacji regionalnej w kształtowaniu postaw patriotycznych, „Przegląd Wielkopolski” 2008, nr 81, s. 17-26. 33   Ibidem, s. 22. 34   Ibidem, s. 20. 35   D. Konieczka-Śliwińska, Regionalizm w edukacji. Przegląd współczesnych koncepcji edukacyjnych, „Przegląd Wielkopolski” 2009, nr 86, s. 44-53; eadem, Regionalizm w wychowaniu. Przegląd głównych koncepcji wychowawczych w XX wieku, „Przegląd Wielkopolski” 2010, nr 87, s. 52-64. 29 30

12


Przegląd Wielkopolski ● 2013 ● 4(102)

zatytułowanym O postaciach z dziejów Wielkopolski ważnych dla historycznej edukacji regionalnej36. Drugą grupę tekstów powiązanych bezpośrednio z edukacją regionalną stanowią prezentacje konkretnych doświadczeń z praktyki edukacji regionalnej, prowadzonej zarówno w szkołach, jak i w tzw. instytucjach kultury. Znajdują się wśród nich m.in. propozycje autorskich programów szkolnych z zakresu edukacji regionalnej (dla różnych typów szkół, przygotowywane przez nauczycieli-praktyków i doradców metodycznych)37 oraz pomysły na przeprowadzenie lekcji i zajęć pozalekcyjnych38. Warto podkreślić, że na łamach „Przeglądu Wielkopolskiego” ukazały się w ten sposób konkretne koncepcje realizacji treści w ramach edukacji regionalnej na poziomie gimnazjum i szkoły ponadgimnazjalnej39. W tej grupie tekstów prezentowały swoją ofertę dydaktyczną dotyczącą regionu wielkopol-

skiego także muzea40 (np. Muzeum Pierwszych Piastów na Lednicy, Muzeum Archeologiczne w Poznaniu, Muzeum Narodowe Rolnictwa w Szreniawie), biblioteki41 (np. Biblioteka Kórnicka), stowarzyszenia42 i ośrodki doskonalenia nauczycieli43. Trzecią grupę tekstów publikowanych w „Przeglądzie” tworzą liczne, często o zdecydowanie mniejszej objętości, komunikaty informujące o wydarzeniach (imprezach, konferencjach, spotkaniach) powiązanych tematycznie z edukacją regionalną. Dzięki nim czytelnicy mogli zapoznać się m.in. z przebiegiem sesji popularnonaukowej Regionalizm w edukacji, zorganizowanej w Koninie w 2004 r.44, zjazdami nauczycieli-regionalistów (odbywającymi się regularnie jako Konferencje Nauczycieli Regionalistów)45 oraz ogólnopolską konferencją naukową Europa regionów – perspektywy badawcze i edukacyjne46. Materiały te, o charakterze głównie sprawozdawczym,

B. Kubis, O postaciach z dziejów Wielkopolski ważnych dla historycznej edukacji regionalnej, „Przegląd Wielkopolski” 2011, nr 91, s. 34-41. 37   W. Surdyk-Fertsch, Wokół edukacji regionalnej, „Przegląd Wielkopolski” 2001, nr 51/52, s. 22-24; eadem, „Wielkopolska mała ojczyzna”. Realizacja programu edukacji regionalnej, „Przegląd Wielkopolski” 2010, nr 88, s. 49-51. 38   M. Frąckowiak, Z moich doświadczeń w pracy z młodzieżą, „Przegląd Wielkopolski” 2004, nr 63/64, s. 59-62; E. Anioła, M. Teterus, Regionalizm w edukacji humanistycznej w szkołach ponadgimnazjalnych powiatu czarnkowsko-trzcianeckiego, „Przegląd Wielkopolski” 2011, nr 94, s. 50-59; A. Zalewska, Jak uczyć o regionie. Edukacja regionalna w Zespole Szkół Ponadgimnazjalnych im. Józefa Nojego w Czarnkowie, „Przegląd Wielkopolski” 2011, nr 94, s. 60-61. 39   M. Jekel, Regionalistyka na lekcjach historii, „Przegląd Wielkopolski” 2010, nr 88, s. 43-49. 40   M. Olejniczak, Stąd nasz ród. Edukacja regionalna w Muzeum Pierwszych Piastów na Lednicy, „Przegląd Wielkopolski” 2011, nr 93, s. 64-67; M. Kalisz, Regionalizm w działalności edukacyjnej Muzeum Archeologicznego w Poznaniu, „Przegląd Wielkopolski” 2013, nr 99, s. 58-65; K. Dziubata, Działalność Muzeum Narodowego Rolnictwa w Szreniawie wobec edukacji regionalnej, „Przegląd Wielkopolski” 2013, nr 100, s. 54-57. 41   M. Biniaś-Szkopek, Działalność edukacyjna Biblioteki Kórnickiej wczoraj i dziś, „Przegląd Wielkopolski” 2010, nr 88, s. 33-42. 42   R. Czub, Studium Wiedzy o regionie po raz dziewiąty, „Przegląd Wielkopolski” 2004, nr 63/64, s. 71-73; T. Krokos, Kaliska „Schola Cantorum” ma trzydzieści lat, „Przegląd Wielkopolski” 2008, nr 79, s. 70-75. 43   I. Wysocka-Paech, A. Gołębiewska, „Wielkopolska to MY – wczoraj, dziś i jutro”. Aktywizowanie uczniów i nauczycieli w procesie poznawania historii, tradycji i kultury swojego regionu na przykładzie projektu edukacyjnego ODN w Poznaniu, „Przegląd Wielkopolski” 2005, nr 67, s. 49-54; M. Pacholska, „Śladami Powstania Wielkopolskiego 1981-1919”. Projekt edukacyjny Ośrodka Doskonalenia Nauczycieli w Poznaniu, „Przegląd Wielkopolski” 2010, nr 88, s. 51-54. 44   P. Gołdyn, Lekcja o regionalizmie. Sprawozdanie z sesji popularnonaukowej „Regionalizm w edukacji”, Konin, 3 marca 2004 roku, „Przegląd Wielkopolski” 2004, nr 63/64, s. 75-76. 45   M. Bloch, Źródła wspomagające nauczyciela w edukacji regionalnej, „Przegląd Wielkopolski” 2001, nr 53/54, s. 73-76; Z.W. Puławski, Nauczyciele regionaliści w Sandomierzu, „Przegląd Wielkopolski” 2005, nr 69/70, s. 79-80. 46   M. Smykowski, Konferencja „Europa regionów – perspektywy badawcze i edukacyjne”, „Przegląd Wielkopolski” 2012, nr 98, s. 53-56. 36

13


„Przegląd Wielkopolski” z perspektywy edukacji regionalnej

nie tylko dokumentowały wydarzenia ważne dla edukacji regionalnej (choć nie tylko dla niej), ale przede wszystkim pozwalały zorientować się w aktualnych tematach dyskusji i wymiany poglądów w środowisku oświatowym i naukowym. Ostatnią grupę tekstów, systematycznie pojawiających się na łamach „Przeglądu Wielkopolskiego”, tworzą komunikaty dotyczące konkursów o tematyce regionalnej adresowanych do dzieci i młodzieży szkolnej oraz do osób dorosłych, których organizatorem, współorganizatorem lub patronem była redakcja pisma i/lub zarząd WTK. Jako przykład warto w tym miejscu wspomnieć o konkursie „Perspektywy Wielkopolski”, ogłoszonym już w pierwszym numerze „Przeglądu” przez Wielkopolskie Towarzystwo Kultury i Wydział Kultury i Sztuki Urzędu Wojewódzkiego w Poznaniu. Uczestnicy tego konkursu mieli się wypowiedzieć m.in. na temat proponowanych zmian w Wielkopolsce, procesów społeczno-gospodarczych, które ich zdaniem stwarzają największą szansę na rozwój regionu, a także swojej wizji regionu w przyszłości i jego miejsca na mapie kraju47. Stałą obecność na łamach naszego czasopisma odnotowuje także Konkurs Wiedzy o Wielkopolsce, który doczekał się już kilkunastu edycji, każdorazowo z udziałem kilku tysięcy uczniów ze szkół podstawowych48. Redakcja patronuje także licznym konkursom rocznicowym, upamiętniającym ważne wydarzenia lub postaci z dziejów regionu, jak np. konkursy z okazji 90. rocznicy wybuchu powstania wielkopolskiego 1918/191949. Obecność wymienionych powyższej tekstów na łamach „Przeglądu Wielkopolskiego”

jest dość zróżnicowana, czasem ukazuje się tylko jeden lub dwa w danym numerze, czasem nie ma ich wcale, a bywa, że jest nawet osiem, przez co numer nabiera monograficznego charakteru (tak jak to miało miejsce np. w trzecim kwartale 2013 r., gdy ukazał się numer poświęcony edukacji regionalnej prowadzonej w placówkach muzealnych)50. Co warto podkreślić, wzrost zaangażowania „Przeglądu Wielkopolskiego” w propagowanie i rozwój edukacji regionalnej w Wielkopolsce zyskał na znaczeniu zwłaszcza po 2009 r., kiedy to zmieniła się koncepcja jej realizacji w szkole i siłą rzeczy zwiększyła się rola pozaszkolnych form edukacji o regionie (w tym również poprzez czasopiśmiennictwo regionalne). Edukację regionalną możemy także rozumieć w jej szerszym znaczeniu, jako element edukacji kulturalnej i kulturowej, edukacji międzykulturowej i wielokulturowej oraz edukacji ekologicznej i środowiskowej. I jeśli zgodzimy się na uznanie za wskaźnik jej obecności w „Przeglądzie Wielkopolskim” treści z nią powiązanych, ale w których nie pada określenie „edukacja regionalna”, to oczywiście tekstów związanych z tą problematyką było zdecydowanie więcej, i to jeszcze zanim zaczęto powszechnie używać tego określenia. Pierwszy artykuł o konieczności upowszechniania w szkole idei ochrony środowiska naturalnego opublikował Wincenty Wrzesiński już w 1988 r. Oprócz krytycznej diagnozy stanu ówczesnej edukacji ekologicznej w polskich szkołach zaprezentował w nim działania podejmowane w tym zakresie przez Ośrodek Doskonalenia Nauczycieli w Poznaniu (opisując m.in. szczegółowo program studiów przedmiotowo-meto-

Regulamin konkursu „Perspektywy Wielkopolski”, „Przegląd Wielkopolski” 1987, nr 1, s. 47.   Zob. np. E. Komorowska, Konkurs wiedzy o Wielkopolsce, „Przegląd Wielkopolski” 1997, nr 37/38, s. 77-78. 49   Konkursy WTK dla młodzieży szkolnej, „Przegląd Wielkopolski” 2008, nr 80, s. 38-42. 50   Zob. „Przegląd Wielkopolski” 2013, nr 3, a w nim teksty: M. Nowak, J. Jaworska, A. Duczmal-Czernikiewicz, P. Wolniewicz, Kolekcja skarbów ziemi, s. 19-21; K. Szymańska, Działalność edukacyjna Muzeum Okręgowego w Lesznie, s. 22-27; R. Pernak, Edukacja na rzecz dziedzictwa regionu na przykładzie działalności Centrum Turystyki Kulturowej TRAKT, s. 27-31; K. Echaust, Muzea społeczne w województwie wielkopolskim i lubuskim, s. 32-35; I. Kaczmarek, Tradycyjne muzeum otwarte na nowoczesność, s. 36-38; W. Sytek, Biblioteka Raczyńskich i poznańskie muzea literackie, s. 39-46; R. Wełniak, Działalność edukacyjna Muzeum Martyrologiczne w Żabikowie, s. 46-50; A. Stempiń, Rezerwat Archeologiczny Genius loci na Ostrowie Tumskim w Poznaniu, s. 50-55. 47

48

14


Przegląd Wielkopolski ● 2013 ● 4(102)

dycznych dla nauczycieli „Ochrona i kształtowanie środowiska”)51. Do organizowania wycieczek szkolnych na Maltę i do Kobylegopola w Poznaniu zachęcał z kolei w 1990 r. Marek Formanowski52, a Maria Pacholska w numerze 23/24 przedstawiała założenia programu historii regionalnej pod nazwą „Poznań – tysiąc lat dziejów”53. Stosunkowo dużo miejsca (bo aż w trzech kolejnych numerach rocznika 2007) zajęła na łamach „Przeglądu” problematyka edukacji kulturalnej. Najpierw opublikowano kilkanaście tekstów referatów wygłoszonych podczas XVIII Wielkopolskiej Konferencji Kulturalnej, organizowanej pod hasłem „Kultura i młodzież”54, a następnie zamieszczono relacje z praktycznej realizacji edukacji kulturalnej w terenie55. W tym szerszym kontekście edukacji regionalnej warto także zwrócić uwagę na pewien rodzaj potencjału dydaktycznego, tkwiącego w różnorodności materiałów prezentowanych na łamach „Przeglądu Wielkopolskiego”. Są to z pewnością liczne artykuły dotyczące szeroko rozumianej Wielkopolski i Wielkopolan (zarówno dla poszerzenia własnej wiedzy o regionie, ale także jako uzupełniająca lektura dla uczniów), dokumentacja ruchu regionalnego (np. jako materiał źródłowy do analizy na lekcji)56, liczne raporty o stanie kultury, oświaty, samorządności w Wielkopolsce (jako punkt wyjścia do dyskusji na temat kierunków zmian w naszym regionie)57, recenzje publikacji informujących

na bieżąco o najciekawszych wydawnictwach o tematyce regionalnej, informacje o wydarzeniach w najbliższym otoczeniu szkoły. Łamy „Przeglądu” to również możliwość publikowania własnych przemyśleń i doświadczeń (forum wymiany opinii, pole do dyskusji), a także wyników prowadzonych przez siebie badań regionalnych (wielu nauczycieli rozwija swoje zainteresowania regionalne, podejmując samodzielnie lub wspólnie z uczniami badania na danym terenie). Zatem, choć niektóre materiały z „Przeglądu Wielkopolskiego” nie mają charakteru stricte metodycznego lub nie dotyczą bezpośrednio sytuacji dydaktycznych, to jednak zawsze mogą stanowić narzędzie poznawcze, które umiejętnie wykorzystane przez nauczyciela lub ucznia będzie spełniało niewątpliwie funkcję edukacyjną. Jak można zauważyć, w ciągu ostatnich kilku lat obserwujemy wyraźny zwrot w sposobie postrzegania edukacji regionalnej na łamach „Przeglądu Wielkopolskiego”, zmierzający do jak najszerszego jej ujęcia (z elementami edukacji międzykulturowej, środowiskowej, kulturalnej, obywatelskiej, patriotycznej, ale jednoznacznie określanych tą wspólną nazwą). Pojawia się coraz częściej i coraz więcej materiałów powiązanych z tą problematyką. Wpływ na taką tendencję miało niewątpliwie upowszechnienie edukacji regionalnej w szkołach (w latach 1999-2009 funkcjonowała ona jako obligatoryjna ścieżka międzyprzed-

W. Wrzesiński, Ekologia w szkole, „Przegląd Wielkopolski” 1988, nr 6, s. 33-35.   M. Formanowski, O rozkoszach wycieczek na Maltę i do Kobylegopola, „Przegląd Wielkopolski” 1990, nr 12, s. 6-16. 53   Napisali do nas, list Marii Pacholskiej, „Przegląd Wielkopolski” 1993, nr 23/24, s. 81-82. 54   Zob. m.in. „Przegląd Wielkopolski” 2007, nr 76: B. Michalska, W sprawie edukacji muzycznej w polskiej szkole średniej, s. 5-7; M. Jekel, Zadania szkoły we wspieraniu edukacji kulturalnej młodego pokolenia, s. 7-9; S.J. Zabłocki, Czy władze państwowe posiadają i realizują program edukacji kulturalnej młodego pokolenia?, s. 19-20. 55   Zob.: J. Poprawa, Edukacja kulturalna dzieci i młodzieży w Gostyniu, „Przegląd Wielkopolski” 2007, nr 77, s. 88-91; P. Krzeszewski, Młodzież w Towarzystwie Miłośników Ziemi Śremskiej, „Przegląd Wielkopolski” 2007, nr 78, s. 47-49. 56   Warto zwrócić uwagę na materiały dotyczące cyklicznych kongresów regionalnych towarzystw kultury, np. Uchwałę VI Kongresu Regionalnych Towarzystw Kultury w Radomiu, „Przegląd Wielkopolski” 1998, nr 41/42, s. 79-82. 57   Częstą praktyką na łamach „Przeglądu Wielkopolskiego” jest publikowanie całych zestawów materiałów o charakterze analityczno-prognostycznym, jak np. Strategia Rozwoju Województwa Wielkopolskiego, „Przegląd Wielkopolski” 2005, nr 68, s. 5-8; P. Kieliszewski, J. Schmidt, Wprowadzenie. Badania marszałkowskich instytucji kultury w Wielkopolsce, „Przegląd Wielkopolski” 2006, nr 73, s. 20-25; A. Tyszka, O misji polskiej szkoły 2000+ i „kapitale ludzkim”, „Przegląd Wielkopolski” 2008, nr 81, s. 13-17. 51 52

15


„Przegląd Wielkopolski” z perspektywy edukacji regionalnej

miotowa na wszystkich etapach edukacyjnych) oraz związane z tym spopularyzowanie samego pojęcia w różnych środowiskach (naukowym, oświatowym, regionalnym). Ze względu jednak na ostatnie zmiany programowe w systemie oświaty, polegające m.in. na jednoznacznym zmarginalizowaniu szkolnej edukacji regionalnej, oraz wzrastającą coraz bardziej obecność tematyki regionalnej w działalności

instytucji kultury, stowarzyszeń i organów samorządowych, obserwujemy jednocześnie zupełnie nowy kierunek przemian: przejmowania i realizacji funkcji edukacyjnych w tym względzie w coraz większym stopniu przez pozaszkolne formy edukacji regionalnej. Przed redakcją „Przeglądu Wielkopolskiego” otwiera się zatem kolejne zadanie na dalsze 25 lat.

Paweł Anders

„Kronika Wielkopolski”. Cztery dziesięciolecia w służbie regionu „Kronika Wielkopolski” to kwartalnik regionalny, który nie ma odpowiednika w skali całego kraju. W grudniu 2013 r. mija 40 lat od wydania pierwszego numeru. Przyczyny założenia czasopisma mają kilka aspektów. Na początku lat siedemdziesiątych XX w. kwestiom propagandowym nadawano duże znaczenie. Gdy w kręgu władz lokalnych pojawił się pomysł publikowania własnego periodyku, postanowiono rozwiązać to porządnie, „po poznańsku”: w 1972 r. w ramach ówczesnego Prezydium Wojewódzkiej Rady Narodowej powstała specjalna komórka – Wydawnictwo „Kronika Wielkopolski”. Spory wpływ na to miał też zamiar uporządkowania działalności wydawniczej jednostek Prezydium WRN. Ukazywały się wtedy m.in. „Zeszyty Wielkopolskie”, „Sprawy Oświaty i Kultury”, „Biuletyn Informacyjny WTK” oraz „Informator Bibliotekarza Wielkopolskiego”, finansowane przez Wydział Kultury i Sztuki oraz 16

Kuratorium Okręgu Szkolnego, ale niemające charakteru regularnych czasopism i nieobejmujące całości problematyki (np. spraw gospodarki). Nowy periodyk miał być jedynym wydawnictwem WRN, w pełni zaspokajającym ówczesne potrzeby. Trzeba też zauważyć, że od wielu już lat ukazywała się „Kronika Miasta Poznania”, oficjalny organ władz miejskich, a wówczas Poznań miał status oddzielnego województwa miejskiego, wydzielonego z granic województwa poznańskiego (tzw. dużego). „Kronika Wielkopolski” miała stać się podobnym organem dla władz regionalnych – konkurencyjnym, ale w dobrym znaczeniu tego słowa. Określenie zawartości i tematyki nowego czasopisma trwało dość długo – nr 1 (za czwarty kwartał 1973 r.) ukazał się dopiero po 15 miesiącach od powołania Redakcji. Przyjęte na początku założenia okazały się jednak trafne i zastosowany wówczas schemat zawartości czasopisma, z niewielkimi tylko


Przegląd Wielkopolski ● 2013 ● 4(102)

zmianami, obowiązuje do dziś. Zakres tematyczny publikowanych materiałów obejmuje wszelkie interesujące sprawy związane z regionem wielkopolskim (w granicach historycznych, a nie administracyjnych), ze wszystkich dziedzin wiedzy i życia. W części pierwszej publikowane są obszerniejsze artykuły problemowe, głównie o charakterze ogólnym, a lokalnym wtedy, gdy mogą zainteresować odbiorców w całym regionie. Początkowo było tu kilka grup tematycznych, od numeru 29 jest to jeden dział Artykuły i studia. Kolejne działy przynoszą teksty wspomnieniowe (o zróżnicowanej objętości, w zależności od uzyskanych materiałów, starannie dobierane i dotąd niepublikowane) oraz biogramy postaci urodzonych lub działających w Wielkopolsce, wyłącznie osób nieżyjących – jeden, rzadziej dwa krótkie materiały w numerze (początkowo były to bloki Zasłużeni w Polsce Ludowej i Zasłużeni dla Wielkopolski, a obecnie Sylwetki Wielkopolan). Czterokrotnie zamiast wspomnień tekstowych zamieszczono zestawy fotografii z przeszłości. Były to zdjęcia wykonane przed laty przez ostatniego pastora ewangelickiego w Obornikach, fotografie z okresu powstania wielkopolskiego ze Zbąszynia zachowane na szklanych negatywach, dęby rogalińskie utrwalane na zdjęciach na przestrzeni lat i obrazy katastrofy górniczej mającej miejsce w Wapnie, w 1977 r., o której cenzura komunistyczna zabraniała pisać. Blok krótkich tekstów objętych wspólnym tytułem Na mapie Wielkopolski prezentuje zarówno starsze, jak i nowe obiekty (inwestycje godne opisania, muzea i izby pamiątek, zabytki, miejsca upamiętnień itp.). W przeszłości materiały te były zamieszczane również pod hasłem „Nowe obiekty w Wielkopolsce”. Ważne miejsce w działalności Redakcji zajmuje omawianie publikacji o Wielkopolsce. W dziale temu poświęconym od numeru 64 ukazuje się stała rubryka Nowości wydawnicze, informująca o różnorodnych publikacjach na temat regionu, wydanych w ostatnim okresie. Od początki istnienia „Kroniki” zamieszczane są kilkustronicowe recenzje ciekawszych tytułów (do 11 omówień w danym numerze). Uwzględniane są tutaj tylko publikacje znaczą-

ce, które warto szerzej rozpropagować, ważne dla regionu lub nawet o szerszym zakresie opisu niż regionalny, ale uwzględniające sprawy Wielkopolski. Początkowo, do numeru 96, ukazywała się w „Kronice” przygotowywana na bieżąco Bibliografia regionalna Wielkopolski, jednak wobec podjęcia publikowania przez jednostkę wydającą kwartalnik poszczególnych zeszytów opracowywanych przez Dział Bibliografii Regionalnej postanowiono zaprzestać zamieszczania takiego materiału w „Kronice”. Ostatnią część każdego wydania „Kroniki” zajmują materiały kronikarskie, odnotowujące wydarzenia zaistniałe w regionie w okresie minionego kwartału bądź półrocza. Od początku istnienia czasopisma był to obszerny zestaw syntetycznych informacji opatrzonych tytułem Kronika (w numerach 1-50 i 57-63) oraz – od numeru 64 – Wiadomości z miast i gmin. Oprócz tego do numeru 53 istniał dział Sprawozdania z materiałami o ważniejszym znaczeniu. Zbliżoną do tego formę ma zainaugurowany z początkiem 1993 r. rozbudowany dział Wydarzenia – problemy – opinie, który szerzej prezentuje zasługujące na to wiadomości z danego kwartału (od 6 do 21 artykułów w numerze); skrócono za to notki w dziale zamieszczanym na końcu wydania. W przeszłości kilkakrotnie wydawane były numery monotematyczne, np. nr 16 o zagospodarowaniu Szlaku Piastowskiego, nr 22 przedstawiający kulturę w Wielkopolsce, nr 35 na temat ochrony zdrowia, numery 38 i 40 poświęcone rozwojowi kultury fizycznej i sportu, nr 50 na pięćdziesiątą rocznicę wybuchu II wojny światowej, nr 52 poruszający zagadnienia ochrony przyrody w regionie czy nr 56 o tematyce samorządowej. Obecnie działająca Redakcja odstąpiła od takich rozwiązań i dba o zróżnicowanie zawartości każdego z numerów, zarówno tematyczną, jak i terytorialną. Mimo to w pewnym sensie specjalną zawartość miał nr 95, przygotowany w związku z V Kongresem Krajoznawstwa Polskiego odbywającym się w Gnieźnie w tysiąclecie zjazdu gnieźnieńskiego, i nr 128 na 90. rocznicę powstania wielkopolskiego. Odmienną od zwyczajnej zawartość miał nr 83, niewliczony do czwórki numerów z 1999 r., w którym zawarto 17


„Kronika Wielkopolski”. Cztery dziesięciolecia w służbie regionu

szereg informacji i danych praktycznych na temat utworzonego właśnie województwa wielkopolskiego. Podobny numer, choć o mniejszej objętości i nakładzie, nieujęty w numeracji ciągłej „Kroniki”, wydano w 2003 r. między numerami 104 i 105 w związku z rozpoczęciem kolejnej kadencji władz samorządowych. Przy sporej labilności obserwowanej w zakresie czasopism „Kronikę Wielkopolski” cechuje wyjątkowa stabilność. Redaktorów naczelnych było dotąd tylko trzech, skład Komitetu Redakcyjnego również był dość stały. Adiustacją wszystkich numerów bez wyjątku zajmowała się dotąd jedna osoba (do numeru 10 razem z drugą redaktorką). Również obsługa etatowa ze strony wydawcy nie wykazywała tendencji do częstych zmian – w ciągu całego okresu istnienia czasopisma było to tylko sześć osób. Od początku nie uległ zmianie format czasopisma (B5), stosowana jest też ta sama winieta i niezmieniony układ okładki (autorstwa Wojciecha Korytowskiego). Jedynie od numeru 58, korzystając z rozwoju techniki poligraficznej, w miejsce czarno-białej grafiki wprowadzono na okładkę barwną ilustrację, zastosowano też lepszy gatunkowo karton płótnowany i lakierowany. Przez osiem lat, od numeru 98 do 128, część stron „Kroniki Wielkopolski” była drukowana w kolorze. Powrócono do publikacji wnętrza czasopisma w wersji czarno-białej, gdy okazało się, że zastosowanie barwnego druku nawet w niewielkim zakresie powoduje poważne zwiększenie kosztów usługi poligraficznej. Zróżnicowane w „Kronice” były właściwie tylko dwa elementy: zawartość i nakłady poszczególnych numerów. Miały na to wpływ zarówno warunki zewnętrzne, jak i zamiary Redakcji czy instytucji wydającej. Objętość kształtowała się od 570 stron przy numerze 22 (poświęconym rozwojowi kultury w Wielkopolsce) do kryzysowych numerów 55 i 56 z 1990 r. (122 i 148 stron). Od numeru 64 objętość jest ustabilizowana i wynosi średnio 208 stron (13 arkuszy drukarskich). Nakłady nie były i nie są zbyt wielkie. Wyjątkowo dużo – 7000 egzemplarzy – wydrukowano numeru 4 (na 30-lecie PRL w 1974 r.), najmniejszy na18

kład miał numer 57 – zaledwie 420 egzemplarzy. Najszybciej rozszedł się nr 44, w którym zamieszczono wykaz działających w regionie firm polonijnych. W początkowym okresie istnienia „Kroniki” dość często stosowano wydawanie numerów podwójnych. Było to spowodowane różnymi przyczynami: organizacyjnymi, opóźnieniami w przygotowaniu materiałów, kłopotami z przydziałem papieru czy z umieszczeniem materiałów w drukarni. Jeden wydrukowany w całości numer (za III kwartał 1981 r.) nie uzyskał zgody cenzury na rozpowszechnianie i został zastąpiony przez podwójny nr 26 (było to na początku okresu stanu wojennego, a nieliczne egzemplarze, które przedostały się do obiegu, są dziś rarytasem bibliograficznym). W sumie takich łączonych numerów było 12; trzeba też uwzględnić fakt, że w 1974 r. ukazały się tylko trzy numery kwartalnika. Aby uniknąć pomyłek z identyfikacją kolejnych numerów Redakcja zaleca używanie w praktyce bieżącej numeracji, w obrębie której nie ma żadnych luk. Redagowanie i wydawanie „Kroniki” oraz związanych z nią publikacji książkowych podlegało najpierw Wydziałowi Kultury i Sztuki Urzędu Wojewódzkiego. Prawdopodobnie było to wówczas jedyne w Polsce wydawnictwo prowadzone przez jednostkę administracji państwowej stopnia wojewódzkiego. W czasach Polski Ludowej niewątpliwie pomagało to w uzyskiwaniu zgody odpowiednich czynników na wydanie poszczególnych publikacji, przydziałów papieru, lokowaniu tytułów w drukarni itp. Po 1989 r. znacznie zliberalizowano przepisy dotyczące działalności w zakresie wydawania czasopism i książek. Na „Kronikę Wielkopolski” nie miało to większego wpływu, natomiast przyczyniło się do istotnego rozwoju publikacji książkowych z serii „Biblioteki »Kroniki Wielkopolski«”. Choć na początku kwartalnik wydawany był przez Urząd Wojewódzki, do końca 1990 r. adiustacji, składu i druku nie realizowała bezpośrednio Redakcja. Wydawanie kwartalnika powierzono poznańskiemu oddziałowi Państwowego Wydawnictwa Naukowego, do którego przekazywano zakwalifikowane materia-


Przegląd Wielkopolski ● 2013 ● 4(102)

ły; było to prowadzone na zasadzie te miały wpływ na utrzymanie więzlecenia i pokrycia całości związazi w obrębie regionu i niewątpliwie nych z tym kosztów. Później etap przyczyniły się do jego szybkiego adiustacji włączono w zakres dziazintegrowania po 1999 r. łania Redakcji, dokonano też zmiaPo utworzeniu województwa ny jednostki zajmującej się stroną wielkopolskiego – oprócz kontypoligraficzną. Rozwijająca się conuacji dotychczasowej tematyki raz szerzej działalność wydawnicza – Redakcja wprowadziła nowy dział, (w tym publikacja książek) przepoświęcony prezentacji współczerosła możliwości organizacyjne snych osiągnięć i problemów wyi kadrowe Urzędu Wojewódzkiebranych terenów wchodzących go. Dla właściwego rozwiązania w skład województwa. Najpierw tego problemu uzgodniono sukceomówiono zagadnienia z obszaru sywne przejmowanie całości spraw dawnych „małych” województw produkcyjnych, dystrybucyjnych (w numerach 92-94 i 96-97), potem i rozliczeniowych „Kroniki” przez przystąpiono do zamieszczania maWojewódzką Bibliotekę Publiczteriałów dotyczących poszczególną, w której od 1 września 1993 r. nych powiatów (pierwszy był poutworzono oddzielny Dział Wydawwiat wolsztyński, zaprezentowany niczy. Podczas ostatniej reformy w numerze 98); dotąd przedstawioadministracyjnej, w ramach której no problemy 20 powiatów. Redakwprowadzono zmiany podporządcja rozpoczęła również opisywanie kowania gestorom poszczególnych problemów mniejszych jednostek zagadnień, a sprawy kultury w wo(od numeru 109, w którym przedjewództwie przekazano Urzędowi stawiono miasto i gminę Ujście). Marszałkowskiemu, od początku W ramach tego cyklu do końca 2012 r. 1999 r. publikowanie i dystrybuw interesujący sposób mogło zaowanie „Kroniki” oraz związanych prezentować się 11 niezbyt dużych z nią publikacji książkowych w cagmin miejsko-wiejskich (Kostrzyn, łości przejęła Wojewódzka BiblioKrzywiń, Okonek, Opalenica, Sieteka Publiczna i Centrum Animacji raków, Śmigiel, Trzemeszno, UjKultury w Poznaniu. ście, Witkowo, Zduny i Żerków). Z perspektywy czasu widać, że Ostatnio postanowiono pokazać po wprowadzeniu w 1975 r. noweosiągnięcia małych jednostek adgo podziału administracyjnego kraministracyjnych stopnia podstaju ogromne znaczenie miało utrzywowego: w numerze 146 zamieszmanie przez Redakcję i jednostkę czono materiały dotyczące gminy wydającą zainteresowania obszaWapno – najmniejszej obszarowo w rem całej Wielkopolski – nie tylko województwie wielkopolskim, a do Kolejni redaktorzy pięciu tzw. małych województw, ale numeru 148 przygotowywana jest naczelni „Kroniki całego regionu historycznego, choć prezentacja gminy Powidz – najWielkopolski”: ze zrozumiałych względów najwię- Eugeniusz Paukszta, mniejszej, jeśli chodzi o liczbę ludcej zamieszczanych materiałów doności. Redakcja jest także otwarta Czesław Łuczak tyczyło Poznania i „małego” woje- i Piotr Maluśkiewicz na współpracę z jednostkami funkwództwa poznańskiego. W wyniku cjonującymi poza strukturami admirealizacji zawartego w 1993 r. porozumienia nistracji publicznej; dotąd omówiono działalo współpracy międzywojewódzkiej w nume- ność organizacji międzygminnych z Regionu rach 65-68 i 74-90 kronikę wydarzeń posze- Kozła, Puszczy Zielonka i Puszczy Pyzdrskiej. rzono nawet o województwo sieradzkie, było Na podstawie uzgodnień z Urzędem Marteż kilka artykułów z tamtego terenu. Działania szałkowskim każdy numer „Kroniki Wielko19


„Kronika Wielkopolski”. Cztery dziesięciolecia w służbie regionu

polski” bezpośrednio po wydaniu trafia obecnie do wszystkich urzędów administracji publicznej stopnia powiatowego i podstawowego w województwie oraz do wszystkich bibliotek publicznych. Prowadzona jest prenumerata poprzez „Ruch” oraz sprzedaż egzemplarzowa w wybranych kioskach „Ruchu” i czterech innych punktach sprzedaży. W siedzibie wydawnictwa można nabywać numery bieżące (na zamówienie stałe lub jednorazowe) oraz numery archiwalne z kilku poprzednich lat. Na koniec wypada zastanowić się nad rolą tego czasopisma w regionie. Na pewno jest ona mniejsza, niż chciałaby to widzieć Redakcja czy jednostka wydająca. Stanowi jednak ważne źródło informacji, zwłaszcza o wydarzeniach dziejących się współcześnie. Może być miejscem publikacji różnych autorów – od osób działających w środowisku naukowym przez regionalistów, lokalnych patriotów, badaczy amatorów, debiutantów po osoby zamieszkałe czasem z dala od Wielkopolski, ale zainteresowane jej sprawami. Redakcja nie zwraca uwagi na dorobek czy tytuły naukowe, przy kwalifikacji liczy się tylko wartość opracowania i jego związek z regionem. Z zadowoleniem obserwujemy docenianie wartości archiwalnej kwartalnika, jego szybkie wchodzenie

20

do obiegu bibliograficznego, liczne cytowania w pracach naukowych (nawet pisanych daleko od naszego regionu), prośby o udostępnienie numerów archiwalnych. Kolegium Redakcyjne jest mało liczebne, ale sprawnie działające i – oceniając na podstawie małej liczby uchybień wytykanych przez czytelników czy recenzentów – zorientowane w tematyce regionalnej i kompetentne w zakresie poruszanej tematyki. Dla ułatwienia korzystania z całego zasobu tekstowego „Kroniki” zostały wydane trzykrotnie jako oddzielne publikacje Bibliografie zawartości: za lata 1973-1995 (objęła numery od 1 do 75), lata 1996-2001 (numery od 76 do 100) i lata 2002-2010 (numery 101 do 136). Czasopismo jest też odnotowywane w bibliografii czasopism prowadzonej przez Bibliotekę Narodową i w Bibliografii regionalnej Wielkopolski. Ponieważ te opublikowane bibliografie uwzględniają tylko tytuły artykułów zamieszczonych na łamach czasopisma i ich autorów, od pewnego czasu pojawia się postulat opracowania pełnych skorowidzów osób i miejscowości wymienionych we wszystkich numerach i udostępniania ich np. w sieci internetowej. Dopiero wtedy byłaby możliwość pełnego skorzystania z materiałów opublikowanych przez „Kronikę Wielkopolski”.


Przegląd Wielkopolski ● 2013 ● 4(102)

Anna Weronika Brzezińska oprac.

„Przegląd Wielkopolski” dziś i jutro – rozmowa redakcyjna Anna Weronika Brzezińska: Czasopismo „Przegląd Wielkopolski”1 ma 25 lat i cały mijający właśnie rok 2013 na naszych łamach prezentowaliśmy serię tekstów dotyczących jego historii w szerszym kontekście, jakim jest zagadnienie wielkopolskiego regionalizmu. To czas podsumowań, ale także dobra okazja, aby wyjaśnić naszym czytelnikom, kim my – jako zespół redakcyjny – jesteśmy. Pracujemy w zespole sześciu osób, zatem czas na krótką prezentację. Redaktorem naczelnym (od samych początków ukazywania się „Przeglądu”) jest Stanisław Słopień, funkcję zastępcy redaktora naczelnego pełni Danuta Konieczka-Śliwińska, doktor habilitowana historii na Uniwersytecie im. Adama Mickiewicza. Z Uniwersytetem związani są także pozostali członkowie Redakcji: Małgorzata Cichoń – doktor nauk geograficznych, Paweł Śliwa – doktor socjologii, Mikołaj Smykowski – doktorant etnologii pełniący funkcję sekretarza redakcji oraz ja – również etnolog. Łączy nas zatem Uniwersytet jako miejsce pracy, ale przede wszystkim połączyła nas Wielkopolska – nasz region, w którym żyjemy i z którym jesteśmy związani także rodzinnie. Ale nie są nam obce również zagadnienia szeroko definiowanego regionalizmu, bo każdy z nas w swojej pracy zawodowej zajmuje się tymi kwestiami. I jak się przyjrzeć ścieżkom, które nas doprowadziły do wspólnej pracy w „Przeglądzie”, to były one bardzo podobne, ale o tym może Państwo sami opowiecie naszym czytelnikom. W jakich okolicznościach trafiliście do zespołu redakcyjnego?

Danuta Konieczka-Śliwińska: W Redakcji „Przeglądu” znalazłam się na zaproszenie Prezesa WTK p. Stanisława Słopienia w r. 2009, mając już za sobą publikację na łamach tego czasopisma. Redakcja była wcześniej trzyosobowa, pracowali w niej Stanisław Słopień (jako redaktor naczelny), Bogdan Walczak oraz Ryszard Marciniak. Po śmierci prof. Marciniaka pojawiła się potrzeba wprowadzenia kolejnej osoby do zespołu redakcyjnego, stąd wzięła się bezpośrednio moja w niej obecność. Dlaczego padło akurat na mnie, nie wiem, to pytanie raczej do Pana Słopienia. Faktem jest, że problematyka regionalizmu polskiego i edukacji regionalnej była już wówczas obszarem moich zainteresowań naukowych i działalności popularyzatorskiej. Prezes Słopień widział potrzebę szerszego wprowadzenia tych zagadnień na łamy „Przeglądu”, dostrzegając niezaprzeczalne walory nauczania o regionie. Dostałam więc zadanie, by pozyskiwać teksty ukazujące przykłady dobrych praktyk z zakresu szkolnej i pozaszkolnej edukacji regionalnej, artykuły przybliżające dzieje regionalizmu polskiego i jego różne oblicza na przestrzeni wieków. Z racji tego, że jestem historykiem i na co dzień pracuję w Instytucie Historii UAM, stałam się także „źródłem” kontaktu z poznańskim (i nie tylko) środowiskiem historycznym. Małgorzata Cichoń: Moja droga do Redakcji „Przeglądu” rozpoczęła się od spotkania w pociągu z Danutą Konieczką-Śliwińską,

W dalszej części wywiadu stosować będę nazwę „Przegląd”.

1

21


„Przegląd Wielkopolski” dziś i jutro – rozmowa redakcyjna

w kwietniu 2006 r. Ponieważ nasza rozmowa dotyczyła głównie regionalizmu, bardzo szybko zorientowałyśmy się, że jedziemy na tę samą konferencję do Łodzi, dotyczącą właśnie realizacji tematyki regionalnej na różnych poziomach nauczania. W maju 2010 r. otrzymałam zaproszenie do współpracy w ramach Centrum „Instytut Wielkopolski”. Z inicjatywy Danuty Konieczki-Śliwińskiej uczestniczyłam w konferencji dla nauczycieli, podczas której po raz pierwszy tematyka historyczna została połączona z geograficzną. Zauważyłyśmy, że to połączenie znalazło wielu zwolenników wśród nauczycieli i stąd prawdopodobnie zaproszenie do Redakcji. Paweł Śliwa: Jestem najmłodszym stażem członkiem zespołu redakcyjnego. Zaproszenie do współpracy dotarło do mnie dosłownie w ostatnich tygodniach także za sprawą Danuty Konieczki-Śliwińskiej, jako pokłosie spotkania na Ogólnopolskim Zjeździe Socjologicznym, który we wrześniu 2013 r. odbywał się w Szczecinie. Jednak z czasopismem mam kontakt od połowy lat dziewięćdziesiątych ubiegłego wieku – od czasu, gdy jako student socjologii przygotowujący pracę magisterską zająłem się bliżej problematyką regionalną. „Przegląd” był wówczas dla mnie (i takim pozostał) wartościowym źródłem informacji na temat wielkopolskiego regionalizmu. Później, gdy pojawiła się ku temu okazja, chętnie też w nim publikowałem. Propozycję bliższej współpracy przyjąłem zatem z dużą satysfakcją, a jednocześnie poczuciem sporej odpowiedzialności, bo przecież chodzi o pismo o ugruntowanej w środowisku regionalistów renomie. A.W.B.: To nasze losy wyglądają podobnie – ja również trafiłam do zespołu za sprawą Danuty Konieczki-Śliwińskiej, która zaproponowała mi udział w pracach redakcyjnych i „opiekowanie się” tematyką związaną z dziedziną nauki, której jestem reprezentantką – etnologią i antropologią kulturową. Zaproszenie 22

sprawiło mi dużo radości – Wielkopolska to nie tylko teren moich badań i poszukiwań naukowych, ale przede wszystkim miejsce, z którego wywodzę się ja i moja rodzina. Poznań, Gniezno, Ostrów Wielkopolski, Krobia to miejsca, skąd pochodzą moi dziadkowie i pradziadkowie, których zdjęcia znajdują się w rodzinnym albumie i o których pamięć jest w mojej rodzinie pielęgnowana. To także pamięć o tak ważnym dla wielu Wielkopolan powstaniu wielkopolskim – bo i mój pradziadek, Piotr Cuske, był powstańcem. Powracając jednak do samej pracy w „Przeglądzie”, to istotne jest dla mnie także to, że na jego łamach mogę popularyzować m.in. wyniki badań naukowych, które są prowadzone na terenie całego regionu. To niezwykle ważne, by informacje pozyskane w terenie w ten teren powracały. Możliwość pracy przy przygotowywaniu kolejnych numerów naszego czasopism sprawia mi ogromną przyjemność, tym bardziej, że razem tworzymy ciekawy, interdyscyplinarny zespół. Reprezentujemy przecież różnorodne dziedziny nauki – historię, socjologię, geografię oraz etnologię i antropologię kulturową. Chociaż właściwie etnologów mamy dwóch – drugim jest sekretarz redakcji, będący jednocześnie najmłodszym spośród nas. Mikołaj Smykowski: O istnieniu „Przeglądu” dowiedziałem się stosunkowo niedawno, bo niecałe 4 lata temu. Byłem świeżo po obronie pracy licencjackiej dotyczącej poznańskiego środowiska Federacji Rodzin Katyńskich, przygotowanej pod kierunkiem jednej z członkiń Redakcji – Anny Weroniki Brzezińskiej. To za jej namową zmobilizowałem się, by przesłać do Redakcji „Przeglądu” krótkie streszczenie mojej pracy, które ukazało się drukiem na łamach, dzisiaj już wspólnie redagowanego, „Przeglądu”. Od tamtej pory napisałem kilka krótkich tekstów, między innymi sprawozdanie z międzynarodowej konferencji zorganizowanej przez Polskie Towarzystwo Ludoznawcze Oddział w Poznaniu pt. Europa regionów – perspektywy badawcze i edukacyjne, której patronował „Przegląd”. W tym roku Redakcja zaproponowała mi


Przegląd Wielkopolski ● 2013 ● 4(102)

współredagowanie czasopisma na stanowisku sekretarza. Zgodziłem się bez chwili wahania i tak jak kiedyś poprzedni sekretarz, Pan Mikołaj Pukianiec, pełnił rolę pośrednika między autorami a zespołem redakcyjnym, tak wraz z 1 października obowiązki te przeszły na mnie. A.W.B.: Jubileusz 25-lecia „Przeglądu” uświadomił nam wszystkim, jaki obowiązek na nas spoczywa – kontynuowanie dzieła, w powstanie którego energię i pomysły włożyło wielu regionalistów i naukowców. Ale dzięki dużej dozie zaufania, jakim obdarzył nas redaktor naczelny – Pan Stanisław Słopień, możemy też proponować nowe tematy i rozwiązania. Jest to jednak mimo wszystko podwójnie trudne zadanie – kontynuacja świetnych wzorców, ale też próba wypracowania swoich, z uwzględnieniem specyfiki dyscyplin, które reprezentujemy. Jak z Państwa perspektywy wygląda praca przy tworzeniu czasopisma? P.Ś.: Ze względu na krótki okres zaangażowania w prace Redakcji jestem na razie na etapie zapoznawania się z formułą jej funkcjonowania, a więc i charakterem własnych zadań. Mam odpowiadać za pojmowaną szeroko problematykę społeczną i chciałbym, aby artykuły podejmujące mieszczące się w jej zakresie zagadnienia wzbogaciły obraz Wielkopolski rysowany na kartach „Przeglądu”. Mam nadzieję, że Czytelnicy wykażą zainteresowanie kwestiami, które są istotne z punktu widzenia współczesnego kształtu regionalizmu w Wielkopolsce oraz przyszłości samego regionu. D.K.-Ś.: Warto tutaj wrócić do chwili, kiedy powołana została nowa Redakcja, bo związane jest z tym pewnego rodzaju zreformowanie „Przeglądu”. Powołana została Rada Programowa, zwiększono także grono redakcyjne. Utworzona została wówczas funkcja sekretarza (został nim Mikołaj Pukianiec), wydzielono także – poza już wcześniej istniejącym redaktorem naczel-

nym – funkcję zastępcy redaktora naczelnego, no i zaprosiliśmy do współpracy specjalistów z kluczowych dla regionalizmu dziedzin: etnologii i geografii. W ten sposób w Redakcji rozpoczęły swoją aktywność Panie Anna Weronika Brzezińska i Małgorzata Cichoń – o czym była mowa wyżej – a ja zostałam zastępcą redaktora naczelnego. M.S.: Do głównych zadań sekretarza redakcji należy kontaktowanie się z autorami artykułów, wstępne sprawdzanie i redagowanie tekstów pod względem formy, sortowanie not biograficznych autorów i streszczeń (a także monitowanie autorów o ich nadesłanie), by w końcu wysłać gotowe teksty do korekty. Zadanie może wydawać się niezbyt skomplikowane, ale to właśnie od sekretarza redakcji zależy, czy na czas spłyną poszczególne teksty i informacje o autorach, a w konsekwencji czy poszczególne numery zostaną złożone i opublikowane zgodnie z założonym terminem. M.C.: Moim zadaniem było (i nadal nim pozostaje) pozyskiwanie tekstów ze środowiska geografów oraz redakcja kolejnych numerów. Po latach mogę stwierdzić, że nie jest to zadanie łatwe ze względu na wymagania stawiane pracownikom naukowym, związane m.in. z punktacją dorobku naukowego. Bardzo lubię pracę w Redakcji i ubolewam, że nie mogę jej poświęcić więcej czasu. Najbardziej pokrzepiające są rozmowy z pracownikami naukowymi, którzy popierają pomysł wydawania czasopisma regionalnego, pozytywne opinie i wymiana pojedynczych egzemplarzy „Przeglądu” wśród studentów. Ważne jest również to, że młodzi ludzie utożsamiają się ze swoją Małą Ojczyzną, co znaczy, że warto działać na rzecz edukacji regionalnej… A.W.B.: Pojawił się tutaj wątek odbiorcy – naszego czytelnika, z myślą o którym przygotowujemy kolejne numery. Kim on jest? Bo ja nie ukry23


„Przegląd Wielkopolski” dziś i jutro – rozmowa redakcyjna

wam, że odkąd zaangażowałam się w powstawanie kolejnych numerów czasopisma, swoim znajomym i rodzinie pokazuję „Przegląd” i zachęcam do czytania. Wykorzystuję go także w swojej pracy dydaktycznej – kilka prac moich studentów zostało opublikowanych na jego łamach – nastąpił też wzrost czytelnictwa wśród samych studentów. Czytają prace swoich kolegów, coraz częściej poszukują w starszych numerach „Przeglądu” materiałów potrzebnych do przygotowywania prac licencjackich i magisterskich. To jednak specyficzna grupa odbiorców. A nasze czasopismo jest adresowane do wszystkich zainteresowanych tematami związanymi z Wielkopolską – naukowców, regionalistów, nauczycieli, samorządowców, pasjonatów. Tak szerokie grono odbiorców wymaga od zespołu redakcyjnego przemyślenia, jak i z czym chcemy do nich dotrzeć. Na co zwraca się szczególną uwagę przy układaniu kolejnych numerów? D.K.-Ś.: Od początku pracy w Redakcji „Przeglądu” było dla mnie ważne wsłuchiwanie się w to, co mówią o naszym czasopiśmie ci, którzy tworzyli je przez lata i ci, którzy je w tym samym czasie wiernie czytali. Projektując każdy nowy numer, staram się zachować tego pierwotnego ducha „Przeglądu”, ideę przewodnią, która przez lata przyświecała kolejnym publikacjom. Z drugiej zaś strony nie możemy zapominać, że świat wokół nas się zmienia, podobnie jak rynek czasopism regionalnych, dlatego także nasz „Przegląd” powinien reagować na potrzeby współczesnego czytelnika. Część materiałów przysyłają do Redakcji sami autorzy, szukając miejsca na opublikowanie wyników własnych badań, przemyśleń lub opisu aktywności regionalnej. Dużą grupę tekstów pozyskujemy sami, zwracając się bezpośrednio do specjalistów z danej dziedziny z prośbą/propozycją przygotowania artykułu na konkretny temat, albo informujemy dane środowisko o planowanej tematyce kolejnego numeru i wynikającym z tego zapotrzebowaniu na określone tematy. Jesteśmy zainteresowani materiałami przygotowywanymi zarówno przez środowisko naukowe, jak i grono regionalistów. Chcieliby24

śmy, aby na łamach „Przeglądu” swoje miejsce mógł znaleźć każdy, kto ma coś ciekawego do zaprezentowania o dawnej i współczesnej Wielkopolsce. M.C.: Planując nowy numer, staram się znaleźć ciekawy temat przewodni, tak jak mówiła prof. Konieczka-Śliwińska, reagować na potrzeby współczesnego czytelnika. Teksty pozyskuję od naukowców, którzy zajmują się danymi zagadnieniami. Pozyskiwane artykuły w zależności od podejścia różnią się między sobą. Otrzymuję zarówno artykuły naukowe doświadczonych profesorów, dopracowane pod względem metodologicznym, jak i młodych doktorantów, stawiających na indywidualność swoich prac, zdobywających niejednokrotnie swoje pierwsze doświadczenia na stażach krajowych i międzynarodowych. Są też teksty filozoficzno-refleksyjne, oparte na głębokiej analizie literatury oraz artykuły praktyczne skierowane do konkretnego czytelnika. P.Ś.: Na pytanie odpowiedzieć mogę jedynie w formule deklaratywnej. Chciałbym zachęcić do współpracy autorskiej przedstawicieli reprezentowanej przeze mnie dyscypliny, tj. socjologii oraz nauk pokrewnych. Mam tu na myśli także młodych adeptów nauki, których oryginalność i świeżość spojrzenia może stać się źródłem interesujących materiałów. Z nadzieją spoglądam również w kierunku ludzi spoza środowiska akademickiego (samorządowców, działaczy społecznych, lokalnych liderów), ludzi z pasją, zaangażowanych w swoich lokalnych środowiskach. Ich refleksje, opisane doświadczenia mogą być interesujące i użyteczne dla innych Wielkopolan, również w sensie popularyzacji określonych form społecznego zaangażowania. M.S.: Chciałbym, aby w kształtowanie profilu tematycznego angażowało się jak najwięcej młodych ludzi (nie tylko samodzielnych pracow-


Przegląd Wielkopolski ● 2013 ● 4(102)

ników nauki, ale także studentów i doktorantów), których zainteresowania pokrywają się z kierunkiem działalności „Przeglądu”. Będąc doktorantem na Wydziale Historycznym UAM, mam okazję poznawać, czym interesują się młodzi historycy, etnolodzy czy archeolodzy. Prowadzone przez nich badania w dużej mierze skupiają się jeśli nie na samym badaniu różnego rodzaju regionalizmów, to na problemach społeczności lokalnych osadzonych w konkretnych studiach przypadków. Lokalność i regionalność wpływają nie tylko na charakter terenowych prac, na przykład dokumentacyjnych, tak jak w przypadku niektórych etnologów zajmujących się badaniem zwyczajów mieszkańców wsi wielkopolskiej. Jest ona również sposobem na obserwację lokalnych grup społecznych i ich aktywności związanych z percepcją i modernizacją własnego krajobrazu kulturowego, animacją kulturalną, edukacją regionalną i tak dalej. Myślę, że różnorodność badań związanych z regionalizmem daje szerokie pole do współpracy, w szczególności ze studentami i doktorantami, dla których napisanie artykułu do „Przeglądu” będzie nie tylko sposobem na prezentację własnych przemyśleń, ale także na zdobycie kilku punktów – tak ważnych w czerwcu, kiedy piszą sprawozdania i podania o stypendia naukowe. A.W.B.: Myślę, że to ciekawa kwestia – zachęcanie studentów i doktorantów do publikowania na naszych łamach, a tym samym zachęcanie ich do (często) debiutu na łamach czasopism i być może wsparcie przyszłej, rozwijającej się kariery naukowej. Ja z kolei myślę, że warto też zachęcać do publikowania pracowników instytucji kultury, których przecież jest sporo na terenie naszego województwa oraz nauczycieli, by chcieli się dzielić tzw. dobrymi praktykami. Takie konkretne grupy odbiorców (i potencjalnych autorów) możemy też zachęcić do współpracy poprzez odpowiednie tematyczne profilowanie kolejnych numerów czasopisma. Kilka ostatnich numerów „Przeglądu” miało taki właśnie monograficzny charakter. A jakie są pomysły na kolejne numery? Czym Redakcja kieruje się przy poszukiwaniu i doborze materiałów?

P.Ś.: Z racji własnej profesji i oczekiwań przedstawionych mi przy okazji zaproszenia do współpracy chciałbym, aby w „Przeglądzie” jeszcze znaczniejsze miejsce przypadło problematyce społecznej, z uwzględnieniem aktualnych problemów czy też wyzwań związanych z rozwojem regionu. Regionalizm buduje się w oparciu o historię i tradycje, jednak szczególnie dla mnie interesującym jest jego współczesne oblicze oraz przyszłość regionu, na którą przynajmniej w jakimś stopniu można oddziaływać. W tym kontekście ważna wydaje się problematyka możliwości i praktyki wykorzystywania na potrzeby rozwoju Wielkopolski jej specyficznych zasobów o charakterze społeczno-kulturowym. D.K.-Ś.: Wielkopolskę jako region rozumiemy bardzo szeroko, przede wszystkim w jej historycznych granicach i wieloaspektowej mozaice problemowej. To nie tylko ważne wydarzenia z przeszłości, ale przede wszystkim ludzie, którzy nadają jej specyfikę, zmieniające się środowisko naturalne, kultura, język, ekologia i wiele innych. Regionalizm postrzegamy w trzech równoważnych wymiarach: jako badania regionalne, popularyzację wiedzy o regionie i edukację regionalną. Niezmiennie od lat staramy się dokumentować także wszelkie przejawy stowarzyszeniowego ruchu regionalnego w Wielkopolsce i na bieżąco śledzić rynek publikacji związanych z naszym regionem. A.W.B.: Czy sądzą Państwo, że taka tematyka jak regionalizm nadal będzie znajdywać grono odbiorców? My jesteśmy z jednej strony zawodowcami w tej dziedzinie, z drugiej jesteśmy pasjonatami. Świat wokół nas zmienia się błyskawicznie – jak zatem zainteresować czytelnika tematyką związaną z najbliższym środowiskiem? Jak go – w sposób symboliczny – zatrzymać w regionie i przekonać, że warto wiedzieć więcej o swoim najbliż25


„Przegląd Wielkopolski” dziś i jutro – rozmowa redakcyjna

szym środowisku? Mam tu na myśli zwłaszcza tych najmłodszych, którzy już wychowali się w świecie zglobalizowanym, z szybkim dostępem do informacji, którzy czują się obywatelami świata i dla których granice nie istnieją. Jakie zatem wyzwania stawia sobie Redakcja w najbliższym roku? M.C.: Aktualnie największym wyzwaniem jest atrakcyjność czasopisma skierowanego do szerokiej grupy czytelników. Dzisiaj atrakcyjne jest to co kolorowe, multimedialne czy szybko dostępne. Trudno nam więc konkurować z portalami internetowymi. Jak więc stworzyć atrakcyjne czasopismo dla szerokiej grupy czytelników? Warto może zastanowić się nad samym charakterem czasopisma. Według mnie jego naukowo-dydaktyczna specyfika z wartościowymi materiałami dla nauczycieli mogłaby zainteresować środowisko pedagogów. P.Ś.: Wyzwaniem przekraczającym skalą wymiar jednego tylko roku jest w moim odczuciu dokonanie efektywnego połączenia dobrych tradycji i pozycji zajmowanej przez „Przegląd” na regionalnym rynku wydawniczym ze zmieniającymi się uwarunkowaniami zewnętrznymi. Chodzi przy tym nie tylko o kwestię podlegających przemianom potrzeb czytelniczych, ale także logikę działalności badawczej i publikacyjnej. Innymi słowy, wyzwaniem jest znalezienie rozwiązań, które pozwolą „Przeglądowi” łączyć w sobie atrakcyjność dla czytelników z atrakcyjnością dla potencjalnych autorów. D.K.-Ś.: Realnym zagrożeniem, którego skutki odczuwamy już od kilku lat, jest wydzielenie się na rynku czasopiśmienniczym grupy czasopism stricte naukowych, punktowanych przez Ministerstwo Nauki i Szkolnictwa Wyższego, co powoduje, że środowisko naukowe nie jest zainteresowane publikowaniem na łamach czasopism znajdujących się poza ministerialną listą. Natomiast w dłuższej perspektywie, nie tylko 26

w skali najbliższych miesięcy, jest w moim przekonaniu przeciwdziałanie malejącemu z roku na rok zainteresowaniu czasopiśmiennictwem regionalnym, wydawanym w tradycyjnej formie papierowej. A.W.B.: Lista czasopism punktowanych może być dla nas zagrożeniem, ale ja wolę o niej myśleć jako o wyzwaniu właśnie. To też dobry kierunek rozwoju naszego czasopisma i próba pozyskania nowych czytelników (i autorów) w środowiskach naukowych, co może zaowocować zwiększeniem publikacji związanych z dzieleniem się wynikami badań naukowych dotyczących Wielkopolski. Jako zespół redakcyjny stale przecież podnosimy sobie poprzeczkę – od dłuższego czasu artykułom towarzyszą streszczenia w języku angielskim, mamy stały układ treści, dbamy także o to, by w każdym numerze znajdowały się noty o autorach. „Przegląd” może także pełnić rolę pośrednika i dbać o to, by dane pozyskane przez naukowców trafiały do mieszkańców regionu i by także im służyły. Także Internet może być naszym sprzymierzeńcem w pozyskiwaniu nowych czytelników. M.S.: Jesteśmy właśnie na dobrej drodze ku temu, by wydawane w latach 80. XX wieku numery „Przeglądu Wielkopolskiego” digitalizować i umieszczać systematycznie na serwerach Wielkopolskiej Biblioteki Cyfrowej. Niedawno byłem na spotkaniu z p. Mirosławem Górnym z Poznańskiej Fundacji Bibliotek Naukowych, który wyraził zainteresowanie zamieszczeniem w katalogu WBC skanów pierwszych numerów „Przeglądu”. To nie jedyna taka inicjatywa ze strony Redakcji, wcześniej takie rozmowy prowadził Prezes Słopień. Być może w przyszłości „Przegląd” w całości przeniesie się do Internetu, z korzyścią nie tylko dla wielkopolskiego drzewostanu, ale również dla młodych regionalistów, którzy po publikacje popularne i naukowe sięgają do Internetu coraz częściej.


Przegląd Wielkopolski ● 2013 ● 4(102)

A.W.B.: Miejmy nadzieję, że przed „Przeglądem” kolejne 25 lat spotkań z czytelnikiem. Modne jest teraz przygotowywanie strategii rozwoju i próba wyznaczania sobie długofalowych celów. Może my też spróbujemy? Jak sobie Państwo wyobrażacie nasze pismo za kolejne ćwierć wieku? D.K.-Ś.: Mam nadzieję, że osób zainteresowanych poznaniem swojego regionu nigdy w Wielkopolsce nie zabraknie i „Przegląd” będzie miał zawsze mniejszą lub większą, ale stałą grupę czytelników. Być może za 25 lat będziemy ukazywać się tylko w wersji elektronicznej, jako aplikacja w telefonie lub w innym ówczesnym komunikatorze, a przez to będą nas czytać Wielkopolanie nie tylko mieszkający w Polsce, ale także np. w Australii. P.Ś: Jako socjolog podchodzę z dużą rezerwą do prognozowania przyszłości, zwłaszcza w tak długiej perspektywie. Otaczająca nas rzeczywistość zmienia się przecież w coraz szybszym tempie. Mam natomiast nadzieję, że za ćwierć wieku „Przegląd” wciąż będzie cenioną płaszczyzną wymiany wiedzy, doświadczeń i refleksji związanych z przeszłością, teraźniejszością i przyszłością Wielkopolski oraz jej mieszkańców. Co więcej, że będzie też płaszczyzną potrzebną, bowiem nie wydaje mi się prawdopodobny zanik terytorializmu jako ważnego uwarunkowania (cechy) życia społecznego. I to mimo

trudnych dziś do przewidzenia skutków postępującego dynamicznie rozwoju nowoczesnych technologii komunikacyjno-informatycznych czy transportowych. Wszak w połowie XX w. również wieszczono zanik więzi lokalnych i regionalnych, a byliśmy świadkami renesansu lokalizmu i regionalizmu. D.K.-Ś.: Pozytywne opinie członków Rady Programowej, a przede wszystkim reakcje czytelników, utwierdzają nas w przekonaniu, że popularyzacja wiedzy o Wielkopolsce jest ciągle potrzebna, a „Przegląd” ma przed sobą ważne zadanie do wykonania w tym względzie. Dla mnie jako dla historyka nie mniej istotne jest także poczucie kontynuacji 25-letniej tradycji wydawania „Przeglądu”, nie tylko z zachowaniem wkładu moich poprzedników, ale także z możliwością nadania jej cech nowych, będących odpowiedzią na współczesne wyzwania. A.W.B.: Ze swojej strony mam nadzieję, że uda nam się utrzymać dotychczasową równowagę pomiędzy tekstami naukowymi, osadzającymi tematykę regionalizmu wielkopolskiego w szerszym kontekście, a tymi, które opisują konkretne zagadnienia, miejsca i ludzi działających na rzecz regionu. Na koniec nie pozostaje mi nic innego, jak życzyć nam wszystkim – członkom Redakcji wytrwałości w dalszej pracy. A wszystkich naszych czytelników jeszcze raz serdecznie zapraszam do współpracy i nadsyłania swoich tekstów!

27


ARTYKUŁY Agata Krzyżowska

Ludowa wizja świata w miejscowości Wojciechowo – analiza materiałów źródłowych Polskiego Atlasu Etnograficznego Wojciechowo jest jedyną miejscowością powiatu jarocińskiego, która znalazła się w wykazie stałej sieci badawczej Polskiego Atlasu Etnograficznego1. Zgodnie z charakterystyką wsi sporządzoną przez Ilonę Marczyk, Wojciechowo zamieszkiwała ludność pochodzenia miejscowego, robotnicy rolni przybyli do niej przed II wojną światową z dawnego Poznańskiego oraz repatrianci z byłych Kresów Wschodnich. W czasie typowania miejscowości do badań liczyła ona 85 gospodarstw. Prace badawcze na tym terenie przeprowadzono w latach 1953-1983 przez ówczesnych pracowników Polskiego Atlasu Etnograficznego: S. Błaszczyka, J. Bohdanowicza, K. Hanischa, K. Janusza, Z. Kłodnickiego, A. Mączyńską oraz K. Zielnicę. W niniejszym artykule postaram się przedstawić analizę wyników badań atlasowych, prowadzonych nad wiedzą i wierzeniami ludowymi oraz ludową demonologią na początku lat 80. ubiegłego stulecia we wspomnianej wielkopolskiej miejscowości. Chodzi tu o pewnego rodzaju rekonstrukcję ludowej wizji świata, jaka zachowała się w opowieściach najstarszych mieszkańców Wojciechowa. Dotyczyć będzie ona wybranych wątków z zakresu wiedzy o budowie otaczającego świata, roli i znaczenia niektórych żywiołów, symboliki

świata roślin i zwierząt oraz niektórych zagadnień demonologicznych.

I. WIEDZA I WIERZENIA LUDOWE Kosmografia i geografia W badanej wsi powszechnie uważano, że Ziemia ma kształt kuli, natomiast jedna z informatorek stwierdziła, że jest ona płaska. Według innego z badanych dawniej nie interesowano się wyglądem Ziemi, być może też dlatego nie określano, na czym trzyma się niebieskie sklepienie, wspominano natomiast o tym, iż ono się obraca. Dziadek jednego z informatorów (ur. 1912) opowiadał mu o tym, iż niebo to obłoki, lecz jego zdaniem umysł ludzki nie był w stanie tego wszystkiego pojąć. Słońce wschodziło i zachodziło w różnych miejscach w lecie oraz zimie, o czym badani wiedzieli już od dawna. Wspominali również o tym, iż niegdyś rachubę czasu mierzono w następujący sposób: rysowano koło, dzielono je i w środek zatykano patyk. Następnie według pozycji padającego cienia potrafiono dokładnie określić godzinę. Niektórzy informatorzy twierdzili, że czyniono tak również względem własnego cienia. Mieszkańcy wioski określali w ten sposób czas tylko w lecie, ponieważ sądzili, że w zimie nie było im to po-

1   Więcej na temat Polskiego Atlasu Etnograficznego, jego historii oraz współczesnej działalności można znaleźć w publikacjach autorstwa m.in. Zygmunta Kłodnickiego czy Agnieszki Pieńczak.

28


Przegląd Wielkopolski ● 2013 ● 4(102)

trzebne. Dawniej, jak wspomniał jeden z pytanych, w nocy ustalano kierunki stron świata według położenia Gwiazdy Polarnej.

Meteorologia Niegdyś sądzono, że chmury powstają z dymu, który unosił się z komina domu lub też lokomotywy pociągu. Powszechnie jednak funkcjonowało przekonanie, że obłoki tworzą się z pary wodnej. Znano różne określenia poszczególnych rodzajów chmur oraz opadów. I tak na przykład wyodrębniano chmury kłębiaste (białe chmury na niebieskim niebie); barankowe (bardziej siwe niż te wspomniane wcześniej; zapowiadały deszcz); ciemne (chmury deszczowe); gradowe (chmury, z których pada grad); mgliste niebo (pochmurne niebo); kurzawa (śnieżyca). Natomiast jeśli chodzi o rodzaje deszczu, wyróżniano: kapuśniaczek (ciągły, ciepły deszcz); majowy (ciepły); mżawka (ciągły, lecz cieniutki, drobny); krajowy deszcz (silny, który spadł nagle). Jeden z badanych tłumaczył powstawanie deszczu w następujący sposób: „jak się chmury trą, to jedna z nich może się oberwać”. Pozostali uzasadniali to zjawisko działaniem Pana Boga. Nazwy wiatrów określano w różny sposób: wietrzyk (lekki, słaby wiatr); wichura (silny wiatr); huragan (bardzo silny wiatr, niekiedy z towarzyszącym deszczem); burzowy (występujący w trakcie burzy). Według informatorów wiatr zachodni i południowo-zachodni przynosił deszcz, wschodni – chłód (jednak bez deszczu), południowy – ciepło, natomiast północny – zimno. Na początku lat 80. XX wieku, jak i wcześniej, mówiono: „dlatego tak wieje, bo się ktoś powiesił”. Badani wspominali także o pewnym charakterystycznym rodzaju wiatru – wirze powietrznym. O jego lokalnych nazwach oraz związanych z nim wierzeniach będzie mowa w dalszej części tekstu. Jedna z kobiet wspominała ponadto, że jej babcia przechowywała tak zwany piorunowy kamyczek, traktując go niemalże jak relikwię. Był on podłużny i beżowy, a służył do celów leczniczych – gdy bolała głowa, wówczas nacierano nim czoło.

Wierzenia związane ze słońcem, księżycem i gwiazdami Zaćmienie słońca interpretowano niekiedy w ten sposób, że słońce zachodziło na księżyc i powodowało zaćmienie bądź też Ziemia zasłaniała słońce. O tym, że takie zjawisko miało wkrótce nastąpić, dowiadywano się najczęściej z prasy. Zaćmienie księżyca następowało, gdy kula ziemska zasłaniała jego tarczę2. Informatorka pochodząca z Twardowa (okolice Jarocina) wspominała, iż w jej rodzinnych stronach, widząc księżyc w nowiu, wypowiadano następującą formułę: Witaj, księżycu nowy, Od bolenia zębów i głowy. Tobie honor i korona, A mnie zdrowie i fortuna.

Dawniej starsze osoby opowiadały, że na księżycu znajdował się człowiek. Padały tu różne odpowiedzi: kobieta robiąca masło, czasem też pracująca na żarnach3, chłop trzymający kosik; mógł to być również siedzący człowiek oparty na widełkach. Niektórzy badani twierdzili, że znajdujące się na księżycu plamy przypominały kształtem ludzką głowę. Według jednego z pytanych niewskazane było, aby promienie księżyca świeciły na dziecko, nie potrafił on jednak uzasadnić tej odpowiedzi. Zgodnie z opowieściami mieszkańców Wojciechowa na niebie znajdowało się tyle gwiazd, ilu ludzi na ziemi – każdy człowiek posiadał swoją gwiazdę, która w momencie jego śmierci spadała i chowała się w ziemi.

Wierzenia związane z wodą i ogniem W trakcie prowadzenia badań zanotowano, iż w Borku (około pięciu kilometrów od Wojciechowa), w miejscowej studni znajdowała się niegdyś cudowna woda, która miała pomagać na bolące oczy oraz wszelkie choroby. Straciła ona jednak swoje magiczne właściwości z chwilą, gdy pewnego razu umyto w niej psa. Wspominano też o tym, że kiedyś ukazała się tam Matka Boska i dlatego też postawiono w tym miejscu studnię. W czasie odpustu bra-

Informator znał powyższe przekonanie ze szkoły.   Informacja pochodzi z miejscowości Twardów (okolice Jarocina).

2 3

29


Ludowa wizja świata w miejscowości Wojciechowo…

no z niej wodę, jednak nie urządzano do niej specjalnych pielgrzymek i procesji. W przekonaniach mieszkańców badanej wsi funkcjonował zakaz plucia na ogień. Tłumacząc powyższe tabu, mówiono: „nie wolno pluć, bo tam coś przeskakuje przez ten ogień i nie wolno” bądź też przestrzegano: „nie pluj, bo ci żaba na języku urośnie”4. Wspominano także o reliktowym zwyczaju wykonywania znaku krzyża przy rozpalaniu ognia w piecu. Jedna z kobiet urodzona w 1903 r. podała, że tak robiła jeszcze jej matka, pochodząca z Suchorzowa.

Rośliny w różnych praktykach ludowych i opowieściach wierzeniowych Przed II wojną światową w Wojciechowie poza drzewami owocowymi sadzono ze względów praktycznych również inne, między innymi: lipy (ich kwiaty zbierano, suszono i przyrządzano napar na przeziębienie), topole (dawały cień, osłaniały od wiatru, doskonale nadawały się na deski), kasztany (sadzono je głównie dla ozdoby, choć niekiedy napar z ich kwiatów pomagał na krążenie), brzozy (również przyrządzano z nich napar, podawany na przeczyszczenie oraz choroby nerek). W latach 80. XX wieku sadzono we wsi drzewa owocowe, a także świerki, jałowce i tuje. Zarówno dawniej, jak i w czasie prowadzenia badań atlasowych mieszkańcy analizowanej miejscowości zbierali oraz suszyli dziurawiec (Hypericum perforatum L.), z którego następnie przygotowywali napar skuteczny na bóle wątroby. Święcono go także wraz z innymi ziołami w dniu Matki Boskiej Zielnej (15 sierpnia). Z owoców czarnego bzu (Sambucus nigra L.) sporządzano natomiast sok pomocny w przypadku duszności, przeziębienia oraz chorób dróg oddechowych. Kwiaty tej rośliny parzono, czyniąc to również przeciwko przeziębieniu. W Wojciechowie podano, iż do farbowania materiałów używano niegdyś kory dębowej, zaś wielkanocne pisanki barwiono

w źdźbłach młodego żyta (ozimego) lub wywarze z łupin cebuli. Palmę wielkanocną przygotowywano z wierzby, która posiadała bazie oraz z bagna rosnącego na stawach. Ozdabiano ją kolorowymi wstążeczkami. W Niedzielę Palmową, po przyjściu z kościoła, kładziono ją za obraz lub wkładano do wazonu i trzymano w nim, dopóki się nie rozpadła. Niekiedy wtykano palmę w ziemię na polu, aby plony były udane bądź też wystawiano ją w czasie burzy na oknie, o czym będzie mowa poniżej. Podczas Zielonych Świątek przynoszono dawniej do domu tak zwany łącz, który rósł nad stawami5. Stawiało się go w domu w wazoniku bądź zdobiło nim bramy wejściowe i płoty. Jeszcze po II wojnie światowej układano z niego tak zwane mostki, a tam, gdzie często chodzono, robiono z jego liści dróżki. Wykonywano także ozdobne koła z liści i wypełniano je kwiatami. Dawniej stosowano określone zabiegi magiczne w celu ochrony domostwa przed burzą. Powszechnym było wystawianie w oknach gromnic, świętych obrazów, czasem palm wielkanocnych. Niektórzy, gdy zbliżała się nawałnica, chowali lusterka, aby „nie odbiła się” w nich burza. Ukrywano także siekierę, by ta nie przyciągała piorunów. Wierzono również, iż przed uderzeniem pioruna chroniły pewne gatunki drzew. Szczególną moc posiadały wiązanki z gałęzi brzozy, święcone podczas oktawy Bożego Ciała, które po przyniesieniu do domu umieszczano zwykle nad drzwiami wejściowymi. Dawniej między belki koło izby wkładano także gałęzie olszyny, które miały chronić przed uderzeniem pioruna. Olszyna posiadała również właściwości apotropeiczne związane z ochroną bydła. Jej gałęzie zatykano w dniu św. Jana w chlewach i stajniach, aby czarownice nie miały dostępu do tych pomieszczeń6. Gdy krowy po raz pierwszy wypędzano na pastwisko, obwiązywano im rogi, co miało zabezpieczyć te zwierzęta przed czarami.

Można tutaj przypuszczać, iż zapewne chodziło o zakaz plucia do ognia.   Według zapisu były to zielone, podłużne liście. 6   Oprócz olszyny stosowano także niekiedy brzozę. 4 5

30


Przegląd Wielkopolski ● 2013 ● 4(102)

Warto również wspomnieć, że z powstaniem niektórych drzew wiązały się pewne opo-

wieści ajtiologiczne. Jedną z nich zanotowano w Wojciechowie.

Zachorował stary ojciec, który miał trzy córki. Mogła mu pomóc jedynie woda źródlana, którą trzeba było pobrać z głębokiej studni. Poszła po nią najstarsza córka. Gdy nachyliła się nad studnią, aby wziąć z niej wodę, usłyszała głos, który spytał, czy zostanie jego żoną. Najstarsza córka tak się wystraszyła, że uciekła. Tak samo było ze średnią. W końcu po wodę poszła najmłodsza córka. Ona jednak nie przestraszyła się, gdy usłyszała głos ze studni, tylko zgodziła się zostać jego żoną. Gdy wyraziła zgodę, bez trudu nabrała całe wiadro wody. Głos powiedział jej tylko, że ma w nocy wyjść na drogę, a tam będzie na nią czekać. Tak też najmłodsza córka zrobiła. Wyszła w nocy na drogę, a tam na nią czekał wąż. Poszła za nim – wąż zaprowadził ją nad jezioro, do którego wszedł, a za nim dziewczyna. Okazało się, że pod wodą znajduje się królestwo, którego władcą jest królewicz przemieniony w węża. Dziewczyna żyła z nim szczęśliwie, jednak po trzech latach zapragnęła zobaczyć się z ojcem i siostrami. Wraz z trójką swych dzieci, po uzyskaniu zgody męża, zjawiła się w domu rodzinnym. Wszyscy ją pytali, co się z nią działo przez te trzy lata. Ona jednak miała zakazane powiedzieć, czyją jest żoną i w związku z tym nie mogła wszystkiego opowiedzieć. Dwie starsze siostry jednak dowiedziały się od córki swej siostry, gdzie mieszkają i kim jest jej tatuś. Nim najmłodsza siostra wraz z dziećmi przyszła nad jezioro, one pobiegły tam i zabiły czekającego węża-królewicza. Gdy to zobaczyła najmłodsza siostra, zamieniła się z żalu w wierzbę płaczącą, jej córka, która zdradziła tajemnicę – w osikę, która teraz ze strachu cały czas drży, a dwaj synowie w dęby.

Na temat osiki mówiono też, że skryła się pod nią płacząca Matka Boska, dlatego wspomniane drzewo drży. Jedna z pytanych uważała, że dąb był drzewem błogosławionym, ponieważ z jego drewna wykonany był krzyż Pana Jezusa. Na początku lat 80. ubiegłego wieku w Wojciechowie znano już tylko z opowieści historię o tajemniczym kwiecie paproci, zakwitającym o północy w noc świętojańską. Udając się po wspomniany kwiat, napotykano różne kusidła i strachy, jednak odnalezienie go gwarantowało znalazcy wielkie szczęście oraz mądrość.

Zwierzęta w wierzeniach ludowych W trakcie prowadzenia badań terenowych zanotowano różne opowieści dotyczące zwierząt oraz ich pochodzenia. Dawniej opowiadano, że kozę stworzył sam diabeł, stąd zwierzę to posiada rogi i potrafi wszędzie wejść7. Natomiast z powstaniem świni wiązało się następujące przekonanie: schowali Żydówkę i kazali Panu Jezusowi zgadywać, kogo ukryli, a on rzekł wtedy, że świnię. Niegdyś uważano,

że gołąb nie posiada żółci, ponieważ pękła mu ona z żalu, gdy Pan Jezus umierał na krzyżu. Istniały też określone zakazy tabuiczne dotyczące zabijania niektórych zwierząt. Nie wolno było przykładowo zabijać bociana, gdyż uważano, że jego gniazdo w pobliżu domu wróżyło pomyślność, a on sam przynosił dzieci8. Nie zabijano także jaskółek, ponieważ były pożyteczne, a w miejscu, gdzie się zadomowiły, przynosiły szczęście9; biedronek, bowiem zbierały mszyce10; pszczół, gdyż dawały miód; żab, które czyściły wodę (uważano również, że zabita żaba nie śmierdziała, ponieważ porwała gwóźdź, gdy ukrzyżowano Pana Jezusa).

Czary i uroki W Wojciechowie czarownicę nazywano ciotą. Uważano, że była to zwykła kobieta ze wsi, która musiała wszystko wiedzieć o innych i obgadywała ich. Przyjęło się, że czarownicą była kobieta, choć zdarzali się również mężczyźni. Ciota wchodziła w konszachty z diabłem, zwanym w tej miejscowości czarnym. Według jednej z informatorek diabeł przychodził do czarownicy w nocy i rozmawiał z nią.

7   Tylko jedna z badanych twierdziła, że kozę stworzył Pan Bóg; podobnie mówiła o wilku i niedźwiedziu. 8   Zanotowano również, że przylot bocianów zapowiada wiosnę, natomiast odlot – zimę. 9   Jeden z informatorów wspomniał, że zabicie jaskółki powodowało, iż krowa będzie dawać mleko z krwią. 10   Dzieci wołały do biedronki: „biedronko Jonko, furnij do nieba, przynieś mi kawałek chleba”.

31


Ludowa wizja świata w miejscowości Wojciechowo…

Inna podała natomiast, że cioty robiły sobie zjazdy w Cielczy, gdzie na górze zabawiały się z szatanami11. Powszechnie wierzono, że czarownica szkodziła ludziom. Gdy na kogoś spojrzała, mogła mu zadać kotun (kołtun) lub przyroczyć (zaczarować). Człowieka bolała wtedy głowa bądź dostawał paraliżu różnych części ciała. Aby tego uniknąć, należało pokazać czarownicy wierzch dłoni albo zamknąć oczy i w myślach przeżegnać się. Znano także inne sposoby odczyniania przyroków: mycie głowy w „czarcim żebrze”12, oblizywanie czoła, trzykrotne spluwanie na dwie strony świata czy okadzanie lub zażegnywanie świętymi słowami. W przypadku zadania kotuna nie wolno go było strzyc ani czesać. Cioty mogły szkodzić także zwierzętom, w szczególności krowom, którym odbierały mleko. Jeżeli zwierzę zostało przyroczone, najczęściej sprzedawano je.

II. DEMONOLOGIA LUDOWA Wir powietrzny W latach 80. dwudziestego wieku znano w Wojciechowie opowiadania o zrywającym się nagle w letnie południe wirze wywołanym przez siłę nieczystą, w tym przypadku diabła. Wir powietrzny kręcił się w lewą stronę i mógł pojawić się wszędzie, jednak najczęściej w polu, czasem na drodze, najrzadziej na podwórzu. Badani nie słyszeli, aby taki typ wiatru był w stanie zaszkodzić człowiekowi, jednakże widząc wir, należało się przeżegnać bądź, jak czyniły to dawniej kobiety wiejskie, splunąć. Określano go różnie, nawiązując głównie do jego demonicznego charakteru: „diabeł leci”, „diabeł Jasiu przyleciał”, „świńskie gówno”, rzadziej „czarownice tańcują”.

Południca Innym demonem posiadającym częściowo charakter wiru powietrznego oraz demona zbożowego była południca. Informator pochodzący z Głuchowa (okolice Krotoszyna) wspomniał, że w jego rodzinnych stronach opowia-

dano o tym, iż w południe po polach grasowała południca. Zawsze straszono nią dzieci i przestrzegano, że może je porwać, gdyby w tym czasie pasły gęsi. Według innych badanych południcą określano kogoś, kto w południe pracował w polu i nie przychodził do domu na obiad.

Zmora Jeszcze w latach 80. XX wieku znane było miejscowe opowiadanie o zmorze, którą w Wojciechowie nazywano morą. Istota ta była niewidzialna, jak twierdził jeden z pytanych: „w czasie snu przychodzi ona i dusi tak, że powietrza nie można dostać. Gdy zmora dusi człowieka, ten może wołać, lecz nikt go nie słyszy”. Jedna z badanych (ur. 1905) opowiadała, jak kiedyś dusiła ją zmora, gdy leżała w łóżku na wznak. Kobieta zdołała przewrócić się na bok i wtedy wyraźnie usłyszała, że coś spadło na podłogę, jednak nie wiedziała co. Według niej, aby zmora nie dusiła, nie należało spać na wznak. Inna kobieta (ur. 1939) słyszała od swojej babki, że jeżeli „wypije się fusa od kawy, to zmora nie będzie dusiła”.

Śmierć Wśród badanych powszechnie funkcjonowało opowiadanie o nadprzyrodzonej postaci, która przychodziła do umierającego i powodowała jego zgon. Kostuchę (śmierć), bo o niej mowa, wyobrażano sobie jako chudą, wycieńczoną postać o nieokreślonej płci. Niektórzy informatorzy twierdzili, iż wyglądała jak szkielet w płachcie, inni zaś, że była niewidzialna. Pewnym jest jednak, że zawsze nosiła ze sobą kosę. Jeden z pytanych opowiadał nawet, iż kostucha używała jej do ścinania głowy umierającego. Badani nie potrafili dokładnie określić, w jaki sposób śmierć pojawiała się w domu, snuli jedynie przypuszczenia, że mogła wejść drzwiami13 albo przez komin. Powszechnie wierzono, że kostuchy nie można oszukać ani przekupić, ponieważ „jest to jedna jedyna sprawiedliwość”, a zgodnie ze starym przysłowiem „śmierć nieużyta – bierze, nie pyta”.

Miejscowe opowiadania mówią o odbywających się w tym miejscu zlotach czarownic.   Ludowa nazwa ostrożnia warzywnego (Cirsium oleraceum L.). 13   Wtedy stawała w nich i kiwała na umierającego. 11

12

32


Przegląd Wielkopolski ● 2013 ● 4(102)

KONKLUZJE Na początku lat 80. ubiegłego stulecia w Wojciechowie (okolice Jarocina) znano jeszcze opowiadania dotyczące wiedzy i wierzeń ludowych oraz ludowej demonologii. Chociaż w pamięci informatorów funkcjonowały pewne dawne wyobrażenia na temat niektórych zjawisk czy też istot nadprzyrodzonych, to w dużej mierze dane te miały już charakter fragmen-

taryczny oraz zanikający. Opowieści o ludziach przebywających na Księżycu czy grasującej po polu południcy wraz z rozwojem szkolnictwa oraz kultury masowej straciły na znaczeniu. Niemniej jednak, pomimo upływu czasu oraz zmiany ludzkiej świadomości, część z owych dawnych przekonań przetrwała, pozostając w dalszym ciągu istotnym elementem dziedzictwa kulturowego danej społeczności.

Materiały źródłowe Charakterystyka wsi Polskiego Atlasu Etnograficznego. Komentarze, oprac. I. Marczyk (maszynopis). Demony, półdemony i istoty nadprzyrodzone w opowiadaniach i wierzeniach ludowych, oprac. J. Gajek, Wrocław 1980, „Kwestionariusz do badań PAE. Wybrane zagadnienia z zakresu kultury duchowej. Kwestionariusz-notatnik terenowy” nr 10. Wiedza i wierzenia ludowe, oprac. J. Klimaszewska, „Kwestionariusz do badań PAE. Wybrane zagadnienia z zakresu kultury duchowej. Kwestionariusz-notatnik terenowy” nr 11 Zwyczaje związane ze zjawiskami atmosferycznymi, Ankieta PAE 2/90.

Wybrana literatura na temat Polskiego Atlasu Etnograficznego oraz jego metod Kłodnicki Z., Metody geograficzna i retrogresywna w badaniach nad genezą tradycyjnej kultury [w:] Miejsca znaczące i wartości symboliczne, pod red. I. Bukowskiej-Floreńskiej, Katowice 2001, s. 153-166, „Studia Etnologiczne i Antropologiczne” t. 5. Pieńczak A., Dorobek Pracowni Polskiego Atlasu Etnograficznego w Cieszynie, „Twórczość Ludowa” 2009, nr 3/4, s. 39-43. Pieńczak A., Specyfika materiałów źródłowych Polskiego Atlasu Etnograficznego [w:] Etnologiczne i antropologiczne obrazy świata – konteksty i interpretacje, pod red. H. Rusek, A. Pieńczak, Cieszyn–Katowice 2011, s. 41-61.

33


Huta Szklana jako spadkobierca tożsamości wieloetnicznej

Katarzyna Andrzejkowicz, Agnieszka Dziemianko, Krzysztof Lachs, Agnieszka Pawłowska

Huta Szklana jako spadkobierca tożsamości wieloetnicznej Charakterystyka regionu Huta Szklana jest największą wsią położoną w gminie Krzyż Wielkopolski ulokowanej w powiecie czarnkowsko-trzcianeckim, w województwie wielkopolskim. Całą gminę tworzy miasto Krzyż oraz 11 sołectw, a znana jest ona przede wszystkim z ważnego węzła komunikacyjnego PKP. Obszary te przez wieki pozostawały gęsto zalesione i podmokłe, co nie sprzyjało osadnictwu i sprawiło, że większa część gminy jeszcze w XIX w. była niezamieszkana.

mieści się na terenach dawniej podmokłych, dziś nadających się pod uprawę oraz hodowlę (przede wszystkim zwierząt mlecznych). W chwili obecnej Hutę Szklaną zamieszkuje około 400 osób2. Rozciąga się ona wzdłuż drogi o długości około 3,5 km, a jej powierzchnia wynosi 776 ha3. Mimo swojej peryferyjności Huta Szklana może pochwalić się dobrą komunikacją oraz dostępem do podstawowych instalacji komunalnych, np. wodociągowych, niedawno zamontowano oświetlenie uliczne oraz cyfrową i analogową łączność telefoniczną.

Krótka historia wsi

Dzwonnica przy kościele w Hucie Szklanej, fot. K. Andrzejkowicz, 2011

Tereny gminy są bardzo zróżnicowane. Można tu zobaczyć piękne jeziora, wspomniane wyżej gęste lasy oraz rzeki1. Sama Huta

Historia Huty Szklanej sięga początków XVIII w., choć w rzeczywistości tereny te były już wcześniej zamieszkane, niestety nie ma dokładnych danych na ten temat w żadnych źródłach. Pewne jest jednak to, że w 1708 r. książę Jan Kazimierz Sapieha, pan ziem wieleńskich, do których należały m.in. tereny dzisiejszej Huty, sprzedał tę ziemię Czechowi, niejakiemu Grzegorzowi Broks. Jedynym warunkiem, jaki książę postawił nowemu nabywcy, było wybudowanie huty szkła, co ten niechybnie wykonał. Znajdujące się w pobliżu rozległe lasy stanowiły dodatkowy atut tego przedsięwzięcia, zapewniały bowiem wystarczająco dużo drewna niezbędnego przy wytwarzaniu węgla drzewnego, potrzebnego do pracy huty4. Nie bez znaczenia była również obecność rzeki Człopicy, którą transportowano materiały niezbędne do budowy osady (jak drewno czy

Miasto i gmina Krzyż Wielkopolski, red. E. Wolski, Piła 2010, s. 4.   Stan na dzień 31 grudnia 2012 r. 3   Studium uwarunkowań i kierunków zagospodarowania przestrzennego miasta i gminy Krzyż Wielkopolski, red. Z. Jasiewicz, [b.m.w.] 2000. 4   M. Ilnicki, Historia Huty Szklanej, „Huta Szklana. Jubileuszowy biuletyn z okazji 300-lecia wsi” 2010, s. 4. 1 2

34


Przegląd Wielkopolski ● 2013 ● 4(102)

Młyn z 1888 r., fot. K. Andrzejkowicz, 2011

glina) i na której piaszczystych brzegach powstały pierwsze domostwa. Sama huta istniała wg różnych źródeł od 10 do 20 lat, jednak przetrwała w nazwie wsi. Jako że tereny te w trakcie zaborów należały do Prus, wieś zaludniona była przede wszystkim przez Niemców, dlatego nazwa została uformowana na niemieckie Glashütte. Polska wersja tej nazwy została przywrócona dopiero po 1945 r. Huta Szklana wiele razy powiększała swój obszar, głównie za sprawą potomków Sapiehy. Już w 2 połowie XVIII w. z początkowych 17 domostw Huta przekształciła się w ponad 200-osobową wieś, w której mieszkańcy uprawiali aż 518 ha ziemi. Ukształtowanie terenu, w tym duża ilość łąk, sprzyjało przede wszystkim hodowli krów, dzięki czemu w XIX w. powstała tu mleczarnia. Coraz większa liczba osadników, początkowo przede wszystkim Holendrów, a później (w trakcie zaborów) Niemców, sprzyjała ogromnemu rozwojowi wsi. W Hucie, oprócz wspomnianej przed chwilą mleczarni, zaczęły powstawać nowe zakłady przemysłowe, jak chociażby młyn. Już w 1939 r. Huta liczyła 554 mieszkańców, a do samej wsi należało 1086 ha ziemi5. W wyniku przybywania nowych, młodych mieszkańców, a co za tym idzie zwiększania

się liczby dzieci, zaistniała potrzeba budowy szkoły, gdzie pierwszym nauczycielem został mieszkaniec wsi, emerytowany oficer zajmujący się również krawiectwem. Od samego początku istnienia Huty uczono tylko dzieci z bogatszych domów, ale już w 1709 r. nieoficjalnie zadecydowano o nauczaniu w domu parafialnym. Od tego czasu szkołę przenoszono jeszcze kilka razy, aż do r. 1868, kiedy to wybudowano specjalnie w tym celu budynek z czerwonej cegły stojący naprzeciw kościoła. Budynek ten istnieje do dziś, jednak został on przeznaczony na mieszkania. Tereny Huty, jeszcze pod koniec II wojny światowej, zostały zamieszkane przez wracających z frontu Rosjan. Pomimo wielu zniszczeń i dewastacji, jakie poczynili, wzbogacili jednak rozwijającą się od samego początku istnienia wsi wielokulturowość6.

Pozostałości po starym cmentarzu ewangelickim, fot. K. Andrzejkowicz, 2011

Tuż po zakończeniu II wojny światowej dużą część gruntów rolnych przekazano powstającym PGR-om. Już 10 lat później, w 1957 r., powstało pierwsze we wsi Kółko Rolnicze, pomagające całej wsi w pracy. Na przełomie XX i XXI w. na terenach tzw. Balkanu (gdzie Huta Szklana łączy się

Miasto i gmina Krzyż Wielkopolski…, s. 24.   M. Ilnicki, Mieszanina kultur lata 1945 i później, praca niepublikowana, maszynopis w posiadaniu M. Ilnickiego. 5 6

35


Huta Szklana jako spadkobierca tożsamości wieloetnicznej

z Lubczem Małym)7, na których już wcześniej znajdował się młyn i mleczarnia, zaczęły powstawać istniejące do dziś wielkie firmy przemysłowe zatrudniające sporą liczbę ludzi z całej gminy: Petra (obróbka drewna sosnowego), Standrew (elementy meblowe, podłogi itp.), Thule (produkcja bagażników samochodowych), Libet (do kwietnia 2011 r. Tombet; produkcja kostki brukowej).

Ponad 360-letni dąb szypułkowy na dziedzińcu starej szkoły, fot. K. Andrzejkowicz, 2011

21 sierpnia 2010 r., z rocznym poślizgiem, obchodzono hucznie 300-setną rocznicę powstania wsi8. Z tej okazji na terenie kościoła postawiono i podczas uroczystej mszy św. po-

święcono pamiątkowy kamień. W Sali Wiejskiej oraz na terenie Huty odbył się wielki festyn, na którym wspominano historię tej pięknej wsi.

Elementy krajobrazu naturalnego i kulturowego Większa część gminy Krzyż należy do Puszczy Drawieńskiej. Jej tereny są bardzo malownicze, przeważają bowiem gęste lasy i przepiękne jeziora oraz rzeki. W obręb samej Huty Szklanej wchodzą gęsto zalesione tereny oraz wielkie połacie pól uprawnych. Położenie terenu, bonitacja gleb i ich struktura sprawiają, że jest to idealne miejsce na hodowlę bydła mlecznego, jak i opasowego, co tuż po zamknięciu huty szkła miało sprzyjający wpływ na zmianę charakteru wsi z przemysłowego na rolniczy. Wieś położona jest na terenach podmokłych, gdzie głównym ciekiem wodnym jest rzeka Człopica, wzdłuż której, w początkach istnienia Huty, lokowali się mieszkańcy. Huta Szklana liczy obecnie 87 numerów domostw i około 400 mieszkańców9. Znajdują się tutaj zarówno nowoczesne gospodarstwa rolne (także te agroturystyczne), jak i zakłady przemysłowe. Pobliskie lasy (ok. 6600 ha) są przeznaczone pod tereny łowieckie, z których korzysta koło myśliwskie „Knieja” z Poznania. We wsi działa także klub piłki nożnej LZS „Błękitni”, który trenuje na pobliskim boisku. Co roku, w pierwszą niedzielę września, organizowane jest Powiatowe Święto Plonów połączone z konkursami, różnego rodzaju artystycznymi wydarzeniami oraz mszą świętą10. Rolnicy szczególnie wyróżniający się swą pracą w ciągu danego roku otrzymują w tym dniu Honorową Odznakę „Zasłużony dla rolnictwa”. Na to wydarzenie czekają z niecierpliwością wszyscy rolnicy, chcąc podziękować za udane plony, a zarazem „wywróżyć” sobie ich obfitość na rok przyszły.

7   T. Wachowiak, Balkan – wschodnia część Huty Szklanej, „Huta Szklana. Jubileuszowy biuletyn…”, s. 7. 8   A. Nowakowski, 300 lat Huty Szklanej, „Gazeta Jubileuszowa” 2010, s. 1-4. 9   Miasto i gmina Krzyż Wielkopolski…, s. 25. 10   PS, Powiatowo-gminne Święto Plonów, „Wieść Gminna” 2009, nr 2, s. 12.

36


Przegląd Wielkopolski ● 2013 ● 4(102)

Układ przestrzenny Pomimo braku map z początków istnienia wsi udało nam się dotrzeć do informacji o dawniejszym kształcie i wyglądzie Huty. Wiemy na pewno, że zakładana była na prawie olęderskim11. Początkowo domostwa budowane były wzdłuż rzeki Człopicy oraz piaszczystych wzniesień, sugerując tym samym granice wsi i formując jej kształt na ulicowy. W czasach kiedy we wsi pojawiło się bardzo dużo mieszkańców, Sapieha zdecydował o ponownym podziale gruntów. Teren wsi został podzielony na działki od 6 do 12 ha, a każdy z mieszkańców miał z własnego gospodarstwa drogę dojazdową prowadzącą do głównej drogi we wsi. Tuż po zakończeniu II wojny światowej, w 1948 r., została wybudowana droga wzdłuż wszystkich zabudowań. Są one w większości usytuowane po lewej stronie owej drogi. To właśnie wtedy rozpoczęto nową klasyfikację gruntów, w wyniku której gospodarstwa zostały tak podzielone, aby nie przekraczały 11 ha. Pozostałą powierzchnię przekazano PGR, natomiast lasy upaństwowiono12. Od tamtych czasów trochę się zmieniło. Część terenów zalesiono oraz wyznaczono nowe granice dawnych gruntów. Na piaszczystych terenach Huty Szklanej zaczęły powstawać obiekty gospodarcze wznoszone w latach 1965-1975, na terenie których do dziś działają zakłady przemysłowe. Wszystkie one znajdują się we wschodniej części Huty – tzw. Balkanie. Centrum Huty to od zawsze miejsce, przy którym usytuowane są po jednej stronie drogi kościół, a po drugiej dawna szkoła (po prawej stronie, patrząc od wjazdu z Krzyża). Stąd już niedaleko do ważnego dla mieszkańców miejsca kulturalnego – Sali Wiejskiej oraz starego cmentarza ewangelickiego.

Najważniejsze miejsca we wsi W tej niewielkiej wsi pomimo działań wojennych zachowało się wiele zabytkowych

miejsc, budynków, które świadczą o jej ciekawej historii. Wiele z tych miejsc kojarzy się z czasami wojny i okupacji, ale także daje możliwość przyjrzenia się ciekawej historii Huty.

Sala Wiejska w Hucie Szklanej, fot. K. Andrzejkowicz, 2011

Najważniejszym budynkiem oraz cotygodniowym miejscem spotkań większości mieszkańców Huty jest kościół pw. Matki Boskiej Częstochowskiej, wybudowany w 1774 r. jako ewangelicki dom modlitwy. Mieści się on w centrum wsi, wzdłuż głównej drogi. Jednym z jego bardziej charakterystycznych elementów są drzwi wejściowe umieszczone na 1/3 szerokości ściany szczytowej. Było to uzasadnione względami praktycznymi: lewa – większa część „należała” do mieszkańców Huty, natomiast prawa – do mieszkańców pobliskich Wizan, których było mniej13. Kościół do końca II wojny światowej posiadał pięknie rzeźbione wnętrze, które jednak zostało znacząco zmodernizowane przez mieszkańców Huty po 1948 r. Dziś budynek jest w środku całkowicie odnowiony, ale z zewnątrz, pomimo remontu, zachował swój dawny wygląd. Dawniej chowano przy nim zasłużonych dla Kościoła katolickiego. O istnieniu tego miejsca mieszkańcy

M. Ilnicki, Historia Huty Szklanej…, s. 4.   Ibidem, s. 5. 13   M. Ilnicki, Kronika kościoła filialnego w Hucie Szklanej, praca niepublikowana, maszynopis w posiadaniu M. Ilnickiego. 11

12

37


Huta Szklana jako spadkobierca tożsamości wieloetnicznej

dowiedzieli się przy okazji kopania fundamentów pod nową dzwonnicę. Na terenie należącym do kościoła znajduje się również stara dzwonnica z trzema dzwonami, odnowiona tuż po wojnie. Wcześniej (w XVIII w.) kościół posiadał tylko jeden dzwon na drewnianej konstrukcji, który do roku 1948 znajdował się na terenie szkoły. W tym czasie konstrukcja została rozebrana z powodu swojej niestabilności. W 1954 r. dzwony – przechowywane w kościele – ponownie wyniesiono już na murowaną dzwonnicę. Co ciekawe, te trzy dzwony były uruchamiane w zależności od wydarzenia, np. z powodu śmierci dziecka bił mały dzwon, dorosłego – duży, a w czasie ważniejszych świąt – wszystkie. Służyły one również do alarmowania mieszkańców o nadchodzących zagrożeniach. Budynek starej szkoły, wybudowany w 1868 r. z czerwonej cegły, przetrwał do dziś. Mieści się on naprzeciwko kościoła, jednak obecnie został zagospodarowany na budynek mieszkalny. Innym ciekawym miejscem jest znajdujący się w lesie stary cmentarz ewangelicki, czynny prawdopodobnie do r. 1908/1909. Do czasów powojennych na cmentarzu mieściła się nawet kostnica, która jednak została rozebrana z powodu zniszczenia. Niestety cmentarz jest dziś bardzo zaniedbany, zarośnięty, a większość nagrobków została rozkradziona. W centrum wsi znajduje się także inny zabytkowy budynek: jest to stodoła z 1 połowy XIX w.14 Budynek ten, o konstrukcji zrębowej, wykonany z drewna, powoli jednak niszczeje. Na granicy Lubcza Małego oraz Huty znajduje się tzw. Balkan15 – teren, na którym istnieją dziś firmy krótko opisane w historii Huty. Do 1944 r. w tym miejscu istniała dobrze prosperująca mleczarnia, którą zniszczyły bombardowania. Do dziś na tych terenach możemy

zobaczyć młyn, który został wybudowany ok. 1860 r. jako elewator zbożowy przez Państwa Rutkowskich z Huty. Niestety młyn jest już obecnie nieczynny. Bardzo ważny pod względem historycznym jest również ponad 360-letni dąb szypułkowy16, stojący na dziedzińcu starej szkoły. Dąb ten objęty jest ochroną, a ponadto widnieje na herbie wsi z połowy XVIII w. Ważnym miejscem we wsi jest także Sala Wiejska, w której odbywają się wszelkie inicjatywy kulturalne oraz omawiane są ważne sprawy dotyczące Huty i jej mieszkańców. Natomiast na boisku sportowym, wyposażonym niedawno w nową szatnię, odbywają się częste spotkania rekreacyjne.

Podsumowanie Huta Szklana, choć nie należy do wielkich wsi ani nie posiada głębokich tradycji ludowych, jest jednocześnie miejscem o ciekawej historii, mieszanką wielokulturowości, która znacząco wpłynęła na jej kształt oraz wygląd poszczególnych budynków. Wieś zakładana była na prawie olęderskim, a później z racji rozgrywających się niedaleko wydarzeń historycznych (Krzyż Wielkopolski był w czasie wojny stacją graniczną Republiki Weimarskiej, a wraz z zakończeniem II wojny światowej tereny te zostały opanowane przez Armię Czerwoną) miała ona do czynienia z przewijającymi się przez nią wieloma grupami narodowościowymi, które w jakimś stopniu odcisnęły na niej swe piętno, chociażby w samym kształcie wsi, wyglądzie budynków, ale przede wszystkim w pamięci najstarszych jej mieszkańców. W Hucie na szczęście wciąż znajdują się ludzie, którzy dbają o to, by ta ciekawa historia nie odeszła w zapomnienie i wciąż żywo trwała w świadomości społeczeństwa.

Studium uwarunkowań i kierunków zagospodarowania…   T. Wachowiak, Balkan… 16   Studium uwarunkowań i kierunków zagospodarowania… 14 15

38


Przegląd Wielkopolski ● 2013 ● 4(102)

Stefan Krawczyk

Wspomnienia ze wsi Sośnica (wybrane fragmenty)1 Od redakcji Autor prezentowanego tekstu – Stefan Krawczyk – urodził się 21.08.1939 r. w Fabianowie (wówczas należącym do gminy Kotlin, powiat Jarocin). Podczas II wojny światowej wraz z matką, dziadkami (rodzicami matki) oraz mieszkańcami Fabianowa i Sośnicy brał udział w ucieczce przed okupantem. Szkołę podstawową rozpoczął w Gdańsku-Wrzeszczu, gdzie był u dziadków. Ostatecznie jednak szkołę ukończył w Sośnicy. Potem uczył się zawodu stolarskiego w Pleszewie, w warsztacie Golińskich, a po osiągnięciu pełnoletniości podjął pracę w PKP w Jarocinie, uzyskując tytuł młodszego dyspozytora ruchu. W r. 1962 bierze ślub z pochodzącą ze wsi Berezowica Mała (powiat Zbaraż, woj. tarnopolskie) Marią Jaworską (ur. 7.05.1941). Ślubu w kościele parafialnym udziela im ksiądz Edmund Radomski. W latach 1980-2006 autor był sołtysem wsi Sośnica, cały czas prowadząc gospodarstwo rolne. Angażował się w liczne przedsięwzięcia na rzecz lokalnej społeczności i swojej wsi. We wrześniu 1989 r. otrzymał nadany przez pierwszego prezydenta Polski Srebrny Krzyż Zasługi. Napisał także Monografię wsi Sośnica, której skróconą wersję wydało Muzeum Ziemiaństwa Zespół Pałacowo-Parkowy w Dobrzycy. Poniżej prezentujemy fragmenty wspomnień Stefana Krawczyka dotyczące wsi Sośnica.

Od Autora Przed kilkoma laty zacząłem zbierać materiały, by opracować monografię Sośnicy. Jeździłem do archiwów, przeglądałem kroniki, przeprowadzałem liczne rozmowy – wywiady z najstarszymi mieszkańcami mojej wsi i okolicznych wiosek. Rzeczywiście były to czynności, zwłaszcza dla mnie – prostego rolnika, niezwykle pracochłonne, niekiedy nawet trud-

ne. Często zadawałem sobie pytanie i pytano mnie: „Dlaczego?”, „W jakim celu?”, „Co Ci to da?”, „Czy warto?”. Dziś, skończywszy Monografię, pragnę wszystko wyjaśnić, pragnę odpowiedzieć na wszystkie zadawane mi niegdyś pytania.

O wsi Sośnica leży na rozległej Wysoczyźnie Kaliskiej, która stanowi część Niziny Wielkopolskiej. Jest też nazywana Wysoczyzną Koźmińską. Cały teren wsi sośnickiej stanowi płaskie wzniesienie morenowe, ukształtowane przez zlodowacenie środkowopolskie (1600-1800 lat p.n.e.). W naszej wsi przeważają gleby bielicowe klasy od II do VI. Warunki glebowe, jak i klimatyczne sprzyjają uprawie zbóż i hodowli zwierząt, dawniej owiec (lata 1600-1800), później krów, a w latach 1949-1997/98 rozwinęła się opłacalna hodowla trzody chlewnej oraz produkcja nasienna. Główne drogi łączące miejscowości Pleszew, Dobrzycę i Ostrów przecinają się obecnie w centralnym punkcie wsi, na skrzyżowaniu, które wskazuje cztery strony świata: wschód – zachód (Kowalew – Dobrzyca), północ – południe (Lutynia – Koryta). W początkach istnienia wsi drogi prowadziły poza budynkami dworu i kościoła. Droga z Dobrzycy do Pleszewa prowadziła przez Sośnicę, krzyżując się z drogą do Fabianowa, przechodzącą koło dawnego młyna zwanego „młynem Grobelnym”, przez most, który we wrześniu 1939 roku został wysadzony przez cofające się wojska polskie. Dalej ta droga biegnie koło figury Serca Jezusowego i nowego cmentarza, by dołączyć do granicy z Kowalewem i dalej do Pleszewa. Dziś droga koło cmentarza jest używana jako droga dojazdowa do pól, a mieszkańcy określają ją mianem „Pleszówki”.

1   Artykuł prezentuje fragmenty monografii historycznej wsi Sośnica, opracowanej w 2008 r. Wybór i opracowanie redakcyjne tekstu – Anna Weronika Brzezińska.

39


Wspomnienia ze wsi Sośnica (wybrane fragmenty)

Wieś Sośnica to bardzo stara osada położona nad rzeką Lutynią, w jej górnym biegu, w odległości 5 kilometrów na wschód od Dobrzycy. Rzeka bierze swój początek z niedalekiej Korytnicy. W przeszłości była to rzeka bardzo duża i żeglowna – transportowano nią płaskodennymi łodziami zboże do młynów wodnych, które położone były w pobliżu Lutyni. Wioska obejmuje folwarki: Kaczyniec, Jarmużew i przysiółek zwany Pyrkanów oraz Glapiniec, gdzie był młyn wodny „Jasień”, a następnie wiatrak, w którym mełło się zboże. Sośnica jest wioską bardzo rozległą – różnica między numerem 1 a 106 wynosi aż 8 km. Malownicze położenie Sośnicy w dolinie rzeki Lutyni zostało znakomicie wykorzystane przy lokalizacji głównych budynków dworskich, połączonych ze sobą funkcjonalnie i krajobrazowo. Dwór zbudowano na wzgórzu (po wschodniej stronie rzeki Lutyni), a jego rozbudowy dokonał Ludwik Chłapowski. Przy dworze znajdowały się budynki dworskie, mieszkanie kucharza, mieszkanie zarządcy – włodarza, dalej budynki gospodarskie, stajnie, obory dla bydła, spichlerz oraz stodoły.

Krzyże i figury przydrożne w Sośnicy Krzyże najczęściej stawiano na skrzyżowaniu dróg, u wejścia do wsi lub miasta – zwano je wtedy krzyżami granicznymi. Obecnie w Sośnicy znajdują się dwa takie krzyże. Pierwszy stoi przy skrzyżowaniu dróg Czarnuszka – Fabianów z drogą do Kowalewa, drugi, przy granicy Sośnica – Fabianów (obecnie murowany), postawiony został około 1744-1745 roku z inicjatywy Konstantego Rogalińskiego, ówczesnego właściciela Sośnicy, i hr. Raczyńskiego, właściciela Fabianowa. Krzyż ten symbolizował granicę między Sośnicą a Fabianowem. Trzeci krzyż (obecnie już nieistniejący) postawiony był na Kaczyńcu, przy posesji Marcina Kierońskiego i stał od niepamiętnych czasów między drzewami akacjowymi. Marcin Kieroński w latach 1925-1927 postawił nowy krzyż ze względu na bardzo zmurszałe drewno. Krzyż ten został zniszczony w czasie drugiej wojny, nie został do dziś odbudowany. Podobno niemiecki policjant zrobił z tego krzyża słupy do bramy wjazdowej na swoją posesję. […] 40

Z rozmów przeprowadzonych ze starszymi ludźmi dowiedzieć się można, że figury przydrożne stawiano z wdzięczności za nieoczekiwaną łaskę, w podzięce za wyleczenie z choroby, za uchronienie od pomoru, głodu lub innej klęski, za wysłuchanie próśb, z pobożności jako ofiarę dziękczynną, za wybawienie z niebezpieczeństwa oraz w pokucie za ciężkie grzechy. Stawiano je jako materialny wyraz modlitwy za dusze nieszczęśliwych i zamordowanych niewinnie, jako święty znak upamiętniający miejsce wiecznego spoczynku ludzi nieznanych. Dekoracje figur i krzyży są zewnętrznymi wyrazami czci i kultu religijnego, tak jak gesty, ruchy i czynności, które wierni przed nimi wykonują. Z gestów wymienić należy odkrywanie i pochylanie głowy oraz przeżegnanie się, przyklękanie, a czynności to dekoracja na wiosnę i w lecie wieńcami i girlandami splecionymi ze świerczyny. Ozdabiane są krzyże i figury, a szczególnie te, przy których zatrzymują się kompanie pielgrzymie. Szczególnie w Sośnicy było to tradycją, kiedy przed figurą św. Wawrzyńca, która stała w środku wsi, przy drodze z Koryt do Fabianowa, zatrzymywały się pielgrzymki udające się na odpust do Lutyni. Niestety nie ma już tej figury, zniszczona została przez hitlerowców w latach wojny, a gruzy z zniszczonej figury wywieziono do bagien rzeki Lutyni. Figura św. Wawrzyńca jest postawiona również w sąsiednim Fabianowie i stoi tam od niepamiętnych czasów. […] Następną figurą, którą zniszczono w czasie II wojny światowej, była figura św. Jana Nepomucena. Postawiona była przy skrzyżowaniu dróg, jakie łączyły Sośnicę z DobrzyFigura Jezusa Miłościwego u rodziny Pankowiaków


Przegląd Wielkopolski ● 2013 ● 4(102)

Figura na Kaczyńcu w posesji Jankowskiego

Krzyż przy posesji Juszczaków

cą oraz Lutynię z Karminem, dalej prowadząc do Koryt w stronę Ostrowa. Drogi te były najstarszym i jedynym zarazem węzłem komunikacyjnym prowadzącym do Pleszewa. Nie można dokładnie ustalić, czy wizerunek św. Jana Nepomucena stał od początku postawienia figury, czy była tam Matka Boska, której kult w naszej okolicy jest bardzo duży. Figurę Matki Boskiej zabrano za czasów proboszcza ks. Szurmińskiego i stoi ona w nawie głównej po lewej stronie kościoła w Sośnicy. Z zebranych datków zakupiono w 1920 roku wizerunek św. Jana Nepomucena i postawiono w miejsce zabranego wizerunku Matki Boskiej. Ze zniszczonej figury gospodarz Witek uratował głowę świętego i jest ona do dziś u państwa Musielaków. Również w miesiącu maju przed figurami zbierali się mieszkańcy sośnickiej wsi na nabożeństwa majowe, na odśpiewanie litanii loretańskiej oraz pieśni nabożnych. I tu można dopatrzyć się zbiorowego aktu wdzięczności. Takimi miejscami były dwie figury: pierwsza to figura Matki Boskiej postawiona między dwiema lipami przy skrzyżowaniu dróg do Kowalewa i z Czarnuszki do kościoła, która również została zniszczona w latach wojny. Uratowano tylko głowę z figury i za proboszczowania ks. E. Radomskiego zrekonstruowano ją i postawiono w grocie koło kościoła. Druga figura Matki Bożej z Dzieciątkiem postawiona była na folwarku Kaczyniec i tam znajduje się do dnia dzisiejszego. Dekorowanie tych przybytków kultu nabiera zawsze charakteru radosnej sakralnej czynności, szczególnie w miesiącu maju, w Boże Ciało, w Święto Matki Bożej Zielnej 15 sierpnia (odpust w sąsiedniej parafii lutyńskiej). Zawsze podczas tych majowych nabożeństw paliły się latarnie i świece. Patrząc na te figury, dopatrzyć się można nie indywidualnego, lecz zbiorowego aktu wdzięczności i próśb, a fundatorzy i lud mieszkający w Sośnicy widzieli w Bogurodzicy obronę przed zarazą i nieszczęściami i do niej zanosili modły. Czasem niejeden dom bywał oddawany w opiekę i niejedna osoba, rodzina składała ofiarę Bogu, prosząc go w zamian o wyświadczenie jej dobrodziejstwa. Takie figury przydomowe znajdują się w Sośnicy. I tak w latach 1860-1870 gospodarz na Kaczyńcu Tomasz 41


Wspomnienia ze wsi Sośnica (wybrane fragmenty)

Pankowiak z żoną Katarzyną postawili przed domem w ogrodzie figurę pod wezwaniem Jezusa Miłosiernego trzymającego w prawej ręce trzcinę, z napisem na dole „Jezu Miłosierny, Zmiłuj się nad Nami”. Była to prośba o szczęśliwe i zdrowe potomstwo, jakim Bóg obdarzy całą rodzinę Pankowiaków. W 1891 roku gospodarstwo prowadzi syn Adam z żoną Katarzyną, Tomasz i jego żona Katarzyna są wycugowi2. Po Adamie gospodarstwo przejmuje syn Wincenty z żoną Marianną. W okresie II wojny figurę rozebrano i gruz wywieziono do bagien rzeki Lutynki. Po wojnie Leon Jankowiak, syn Wincentego i Marii, wraz z żoną Pelagią, która w tym czasie była w stanie błogosławionym, odnajdują szczątki zniszczonej figury. W 1957 roku postanawiają figurę odbudować. W odbudowie bardzo pomaga im mistrz murarski Krzysztofiak z Karmińca. Mimo interwencji władz i najazdów milicji, straszenia karą i więzieniem, Pankowiakowie odbudowują figurę. Na podkreślenie zasługuje fakt, że figurka Jezusa Miłosiernego złożona została z rozbitych szczątków, jakie Pankowiakowie zdołali odszukać. Brakuje tylko trzciny w prawej ręce. […] A tak wspomina były proboszcz sośnickiej parafii ks. E. Radomski budowę figury Serca Pana Jezusa postawioną przy kościele: „[…] Figurę serca Pana Jezusa kupiłem u kamieniarza w Koźminie. Państwo Franciszka i Franciszek Tomkowie z Sośnicy zwrócili mi pieniądze. Chcieli mieć tą figurę koło swego domu w Sośnicy, bo mieli w swoim rodzinnym domu, w Berezowicy Małej na kresach taką samą figurę. Tu w Sośnicy miała ona być podziękowaniem za tragiczne przeżycia, jakie przeszli w okresie drugiej wojny na kresach wschodnich. Lecz nie zgodziły się władze i ja również. Postawiono ją przy kościele. Obelisk zgodnie z moim rysunkiem postawił Adam Twardzieski z Fabianowa”. Postawiona w 1998 roku kapliczka-figura Matki Bożej u Państwa Jana i Danuty Sójków jest podziękowaniem za szczęśliwe wychowanie dziewięciorga dzieci, które żyją i są zdrowe. Następna przydomowa figura Matki Bożej postawiona przez Pa-

nią Marię Pasek jest ofiarą i błagalną prośbą o szczęście rodziny i jej dzieci.

Murowany krzyż na granicy z Fabianowem

Bywały wsie, i w tym Sośnica, w których pomór szalał tak gwałtownie, że nawet ludzie nie zdołali grobów wykopać dla swych ojców, braci, sióstr, krewnych czy sąsiadów. Rzucano wtedy zwłoki do wykopanych rowów w polu, w lesie albo przy drodze. Tak zapewne było w Sośnicy w latach 1710-1711, kiedy w Wielkopolsce szalała epidemia cholery. A gdzie brakowało księży, tam masowe pogrzeby odbywały się bez posługi religijnej. Tylko miejscowy wiejski „odpraszacz”3 tradycyjną przemową żegnał zmarłych w imieniu żywych, ale z trwogą oczekujących śmierci. Postawiona przy drodze na cmentarz figura Serca Jezusowego ma uwiecznić w pamięci tamte wydarzenia. W okresie wojny także i tę figurę rozebrano. Wróciła dzięki dwóm Polakom, którzy wywozili gruzy do Lutynki, zakopali fragmenty przy Lutynce na polu Stanisława Miernika, a po wojnie wydobyto i odbudowano ją ponownie.

2   Wycug to przekazanie majątku (gospodarstwa) następnemu pokoleniu (dzieciom), które pokoleniu odchodzącemu zapewnia utrzymanie. 3   Osoba (świecka) ciesząca się poważaniem wśród społeczności, pełniąca rolę osoby prowadzącej ceremoniał pogrzebowy, najczęściej w przypadku kiedy niemożliwa była obecność osoby duchownej.

42


Przegląd Wielkopolski ● 2013 ● 4(102)

SŁOWNIK DELEGATÓW POLSKIEGO SEJMU DZIELNICOWEGO Władysława Stachowska-Dembecka

Jan Maćkowiak (1869-1953) Jan Maćkowiak to jeden wkrótce zdobył sobie ogólne z uczestników Wielkopolskiepoważanie. Jako delegat powiago Sejmu Dzielnicowego, który tu rawickiego do uczestnictwa obradował w Poznaniu od trzew obradach Wielkopolskiego ciego do piątego grudnia 1918 r. Sejmu Dzielnicowego uzyskał Działalność tego Sejmu poprzepowołanie za sprawą miejscodziły starania Komisariatu Orwego proboszcza księdza radcy ganizacyjnego, by w terenie poJuliana Miśkiewicza. wstawały Komitety ObywatelWkrótce miał okazję uzeskie i utworzyły Naczelną Radę wnętrznić swoją postawę patrioLudową. Określono też zasady tyczną uczestnictwem w powsprawowania rządów tymczasostaniu wielkopolskim. W Zawych dla Rad Ludowych Powiakrzewie każdy gospodarz uwaJan Maćkowiak delegat towych, Gminnych, Miejskich żał za zaszczyt i obowiązek na Polski Sejm Dzielnicowy i Włościańskich. Tak więc przywzięcie udziału w walce o odzygotowywano się perspektywicznie do przeję- skanie ojczyzny. Parafia zakrzewska, obejmucia polskich terenów przed przystąpieniem do jąca wsie Zakrzewo i Kawcze, była w uprzydziałań zbrojnych. Powstanie wielkopolskie wilejowanej sytuacji. Na jej terenie nie było obudziło wszystkich Polaków tej dzielnicy Pol- działań wojennych. Do dzisiejszego dnia starsi ski, zmobilizowało pospolite ruszenie wszyst- i pamiętający z opowiadań tamte czasy uważakich obywateli, wtedy jeszcze zróżnicowanych ją, że to zasługa niemieckiej rodziny Langenstanowo. dorfów, którzy na terenie tych wsi mieli swoje Jan Maćkowiak urodził się 16 października posiadłości ziemskie. 1869 r. w Sobiałkowie, w powiecie rawickim Powstańcy zakrzewscy to nie tylko włajako syn rolników Pawła Maćkowiaka i Joan- ściciele gospodarstw, ale i robotnicy rolni. ny z domu Biernat. Miał kilkoro rodzeństwa. Czasem z jednego domu zgłaszało się więcej Jeszcze w okresie zaboru pruskiego w XIX w., mężczyzn, np. ojciec z dorosłymi synami. Zor26 stycznia 1898 r. ożenił się ze śliczną zakrze- ganizowani przez Jana Ratajczaka, w czasie wianką Jadwigą Krawczykówną (1878-1963), pierwszej bitwy o Rawicz (3-4 lutego 1919) zoktóra odziedziczyła ojcowiznę – największe stali skierowani w okolice Kawcza, gdzie najw Zakrzewie gospodarstwo rolne (około 25 prawdopodobniej dołączyli powstańcy z tejże ha). Był człowiekiem, który w Zakrzewie wsi. Był to liczny oddział, skoro w literaturze 1   Zob. m.in. A. Czubiński, Powstanie Wielkopolskie 1918-1919. Geneza, charakter, znaczenie, wyd. 2 popr. i uzup., Poznań 1988, szczególnie mapki na str. 371 i 374.

43


Jan Maćkowiak (1869-1953)

naukowej1 nazywany jest Kompanią Zakrzewską, podczas gdy zespoły z innych wsi to plutony lub grupy powstańców. W drugiej bitwie o Rawicz (5-6 lutego) Kompania Zakrzewska zasiliła Kompanię Jarocińską pomiędzy Rawiczem a Bojanowem (teren Dąbrówki, Konarzewa i Izbic). Tam ubezpieczali oni kompanie powstańcze atakujące Rawicz, gdyż Bojanowo, bardzo wtedy zniemczone, stanowiło jeszcze mocną pozycję niemiecką. Odtąd już Kompania Zakrzewska wchodziła w skład Kompanii Jutrosińskiej. O własną wieś nie musiała walczyć. W Zakrzewie nie było strzelaniny ani oporu Niemców przed przejęciem wsi w polskie władanie. W Zakrzewie, w dawnej siedzibie rodu Krawczyków, rodzina Jana i Jadwigi Maćkowiaków żyła zgodnie i pracowicie, a także rozrastała się. Od grudnia 1899 do sierpnia 1923 r. w domu przybyło i wychowało się dziesięcioro dzieci: Antonina, Józefa, Zofia, Jan, Maria, Franciszka, Stefania, Bolesław, Antoni i Mieczysław. Dzieci od siódmego roku życia obowiązkowo uczęszczały do niemieckiej szkoły powszechnej, w której czytano i pisano wyłącznie po niemiecku alfabetem gotyckim. Tam też mówiono tylko po niemiecku. Pisać i czytać po polsku uczono w domu, początkowo na książeczce do nabożeństwa. Po pokonaniu przez dzieci początkowych trudności piśmienniczych, w zimowe wieczory codzienną lekturą były Żywoty świętych ks. Piotra Skargi. Była to duża księga, barwnie ilustrowana, jedno z ostatnich wydań, chyba z XVIII w. W domowej biblioteczce do okresu po II wojnie światowej znajdowały się tzw. książeczki dla ludu, różne wydawnictwa Józefa Chociszewskiego, m.in. jego autorstwa Dzieje narodu polskiego. Poszanowanie dla obyczajów i mowy przodków było bardzo duże. Do jego przejawów należało zwracanie się do ludzi starszych w liczbie mnogiej. Jest to użycie dawnego pluralis maiestatis, np.: „czy moglibyście, matko…,” „widzicie, ciotka…”. Jeszcze więcej estymy zawierało używanie formy trzeciej osoby równocześnie z liczbą mnogą, w bezpośrednim zwracaniu się do postaci szczególnie poważanej: „jak ksiądz proboszcz powiadali z ambo44

ny”, „jakby mi pan mogli powiedzieć”. Szacunek do mowy przodków to posługiwanie się gwarą, która w okresie zaborów była świadectwem świadomości narodowej i patriotyzmu. W tej okolicy długo nie wystrzegano się gwary, a jej formacje językowe były bardzo archaiczne. Zachowały się niektóre formy, które zniknęły z języka literackiego już w XVI w. Potrzeby posługiwania się językiem ogólnopolskim, nawet literackim, zaczęły wypierać gwarę dopiero po II wojnie światowej. Jan Maćkowiak więc w domu i na co dzień z sąsiadami w swojej wsi posługiwał się gwarą. Ale swobodnie mówił językiem ogólnopolskim i chętnie stosował go na oficjalnych i uroczystych spotkaniach, np. w wystąpieniach na zebraniach wiejskich i oczywiście w Radzie Banku „Rolnik”, w przemówieniach i toastach na imieninach rodzinnych, ślubach wnuków, przy czym był to styl trochę kaznodziejski. Język ogólnopolski poznawał wprawdzie z książek, niekoniecznie o treści religijnej, które czytywał nie tak często, szczególnie trudne było to w okresach nasilenia prac polowych, ale co tydzień w niedzielę wysłuchiwał na sumie kazania proboszcza. Umiał też wskazać różnice między mową ludową a językiem ogólnopolskim. Dlatego był nadzwyczajnym informatorem przy badaniach dialektologicznych, a ukazało się kilka niemałych publikacji z tych badań, także w wydawnictwach Polskiej Akademii Nauk. Jan Maćkowiak poza tym ze szkoły niemieckiej wyniósł swobodne posługiwanie się językiem zaborców. Wcześnie też w jego domu zadbano o dobre wychowanie i kształcenie dzieci, co było zwyczajem wielkopolskich zamożnych rodzin kmiecych, które nigdy nie należały do chłopów pańszczyźnianych. Nie tylko najstarsze córki kończyły pensje u sióstr karmelitanek w Poznaniu, następnie już w Polsce międzywojennej Uniwersytet Ludowy w Dalkach pod Gnieznem (dziś jest to dzielnica Gniezna). Najstarszy syn Jan został księdzem (w następnym pokoleniu syn Antoniego Tadeusz także jest księdzem). Wśród młodszych córek jedna ukończyła szkołę wydziałową, inna została nauczycielką. Młodsi synowie ukończyli szkołę rolniczą w Lesznie, najmłodszy


Przegląd Wielkopolski ● 2013 ● 4(102)

przed II wojną światową ukończył gimnazjum ogólnokształcące, po wojnie liceum administracyjno-handlowe i próbował też studiów w Akademii Handlowej. Podobne były tendencje edukacyjne wśród rodzeństwa Jana Maćkowiaka. Także z tych rodzin wywodzili się księża, zakonnice, a siostrzeniec Franciszek Kaniewski urodzony w Nieparcie ukończył prawo na Uniwersytecie Poznańskim. Jeszcze większe jest zróżnicowanie i poziom kształcenia w następnych pokoleniach Maćkowiaków: kończono uniwersytety, uczelnie techniczne, medyczne, ekonomiczne, muzyczne, plastyczne, wychowania fizycznego. Przeważa jednak kształcenie rolnicze, średnie i wyższe. Tenże zakrzewski gospodarz we własnym zakresie unowocześniał produkcję rolną, stosował nawozy sztuczne, maszyny rolnicze, nie tylko powszechne kieraty, sieczkarnie, ale i żniwiarkę, młockarnię, poszerzał produkcję rolną o rośliny przemysłowe, założył także sad. Żona otoczyła dom ukwieconym bogato ogrodem, winoroślą, poletkiem truskawek, krzewami owocowymi i urozmaiconym warzywnikiem. Jan należał do miejscowego Kółka Rolniczego, Jadwiga do Kółka Włościanek. Jan hodował też pszczoły, ale jego pasją była hodowla koni, które sprzedawał m.in. wojsku. A było to intratne zajęcie. Gdy wyjeżdżał z domu na posiedzenie w Banku „Rolnik” w Miejskiej Górce, każdemu ze służby i domowników przydzielał prace do wykonania, rezultaty sprawdzał po powrocie. W wozowni były nie tylko wozy robocze, ale także bryczki i kryta powózka – duma gospodarza. W bibliotece domowej znajdowały się nie tylko podręczniki jego dzieci. Po II wojnie światowej nasz dziadek pokazał nam tę domową bibliotekę i zachęcał, by wybrać sobie coś, co może przydać się w szkole, bo jak wiadomo nieprędko pojawiły się w księgarniach polskie książki szkolne. Z ciekawszych były tam: Odyseja Homera po grecku, wydana w Lipsku w r. 1906; Iliada Homera w polskim przekładzie Jana Czubka, nakład Gebethnera i Wolffa (polska edycja bez roku wydania); Antygona Sofoklesa wydana we Lwowie w 1913 r.; Kazania sejmowe księdza Piotra Skargi, wydane w Krakowie w 1857 r.; Historia Polski

w głównych jej zarysach przez Adama Mickiewicza, wydanie paryskie z r. 1871; podręczniki pedagogiki i psychologii (z podpisem Franciszki Maćkowiakówny, poprzednie Jana Maćkowiaka syna). Dalej cały zbiór książek z zakresu rolnictwa i hodowli koni. Zachowało się to przez wojnę. Nie uczyliśmy się z tych podręczników, ale niektóre książki za jego zgodą stały się ozdobą mojego księgozbioru. W domu, w zagrodzie i w polu wszystko się darzyło. Ale w Polsce Ludowej nastały trudniejsze czasy, zwłaszcza w latach pięćdziesiątych. Dążono do utworzenia polskich rolniczych spółdzielni produkcyjnych, na wzór kołchozów w Związku Radzieckim. Oczywiście najcenniejsze było zwerbowanie do tej wspólnoty zasobnych gospodarzy. Ale chętnych nie było. Naciski więc na zamożniejszych były nieprawdopodobne. W obronie rażącej komunistów posiadłości Jan Maćkowiak zapisał mniejsze części areału zamężnej córce Stefanii i jakby w wianie synowi Antoniemu. Obszar ziemi zatem nieco się zmniejszył i nie odstawał już od innych, należących do najbogatszych rolników. Gniazdo rodzinne i gospodarstwo z obszarem około 20 ha przypadło synowi Bolesławowi. On właśnie musiał znosić różne szykany, np. sobotnie wezwanie na posterunek milicji, gdzie zadawano mu pytanie, czy jest już zdecydowany przystąpić do spółdzielni produkcyjnej. Odpowiedź odmowna oznaczała zatrzymanie i zmuszanie w niedzielę do upokarzających prac, jak sprzątanie urządzeń sanitarnych. Może jeszcze gorsze było aresztowanie go przed cukrownią, do której właśnie dostarczał furę buraków cukrowych. Końmi i dostarczeniem bulw buraczanych zajął się życzliwy sąsiad, czekający w tym samym czasie i w tym samym celu przed cukrownią w Miejskiej Górce. Przekazał do cukrowni obydwa ładunki, a konie z zaprzęgami doprowadził do domu swojego i sąsiada. Bolesław przetrwał te wszystkie szykany i nie ugiął się. Bolesław Maćkowiak kształcił kolejno czwórkę swoich dzieci, gospodarstwo przekazał najmłodszemu Michałowi. Jan Maćkowiak zmarł 18 lipca 1953 r., przeżywszy 84 lata. Został pochowany na cmentarzu parafialnym w Zakrzewie. Duży 45


Jan Maćkowiak (1869-1953)

potrójny nagrobek rodzinny upamiętnia kilka zmarłych osób z najbliższej rodziny, jego żonę i ich potomstwo. Poza ogólnodostępnymi publikacjami w opracowaniu oparto się na własnych wspo-

mnieniach, informacji rodziny, współmieszkańców wsi, sołtysa i proboszcza. (Jako córka Zofii z Maćkowiaków i Władysława Stachowskiego jestem wnuczką Jana Maćkowiaka, z wykształcenia doktorem filologii w zakresie dialektologii polskiej).

słownik delegatów na polski sejm dzielnicowy

3-5 grudnia 1918 roku w poznaniu Redakcja „Przeglądu Wielkopolskiego” zbiera materiały do słownika biograficznego Polskiego Sejmu Dzielnicowego 3-5 grudnia 1918 roku w Poznaniu. Liczymy na wsparcie oraz udział w realizacji tej inicjatywy historyków i stowarzyszeń regionalnych oraz samorządów miejscowości, które reprezentowali na tym pierwszym po latach niewoli polskim sejmie delegaci. Szczególnie zapraszamy do udziału młodzież. Pokolenie dzieci i wnuków delegatów odchodzi. Jest to ostatni moment, aby napisać biogramy delegatów, odwołując się do informacji i pamiątek zachowanych przez ich najbliższych. Przysłane nam materiały biograficzne będziemy ogłaszać sukcesywnie w słowniku internetowym oraz w „Przeglądzie Wielkopolskim”. Proponowane przykładowo elementy tekstu: 1. Nazwisko oraz imię delegata, daty dzienne i miejsca – urodzin oraz śmierci, podstawowe dane o rodzicach i rodzeństwie, ewentualnie również o dalszej rodzinie. 2. Ewentualne sprostowania pisowni oraz nazewnictwa (obecne brzmienie) występującego na liście delegatów na Polski Sejm Dzielnicowy w Poznaniu, opublikowanej w Dzienniku Polskiego Sejmu Dzielnicowego przez Drukarnię i Księgarnię św. Wojciecha w Poznaniu w 1918 r. (Listę znaleźć można również na stronie internetowej WTK: http://www.wtk.poznan.pl/sd/lista.aspx). 3. Przebieg nauki szkolnej, nazwy ukończonych szkół oraz uzyskanych tytułów naukowych i zawodowych. 4. Opis życia zawodowego oraz działalności publicznej przed oraz po roku 1918. 5. Informacje o najbliższej rodzinie. 6. Miejsce pochówku, formy upamiętnienia, zachowane pamiątki, archiwalia itp. 7. Spis wykorzystanych lub dostępnych źródeł. 8. Krótka nota o autorze hasła. Redakcja prosi o przesyłanie materiałów w postaci elektronicznej (teksty – MS Word; ilustracje – format TIFF, 300 dpi) – jako załączniki poczty elektronicznej. Przesłanie do redakcji tekstu spełniającego wymogi rzeczowe oraz formalne nie nakłada na nią obowiązku publikacji. Więcej informacji: www.wtk.poznan.pl/sd/

46


Przegląd Wielkopolski ● 2013 ● 4(102)

EDUKACJA REGIONALNA Magdalena Biniaś-Szkopek

„Najcenniejsze klejnoty kultury – spotkania kórnickie” – projekt realizowany przez Bibliotekę Kórnicką PAN w latach 2011-2013 (dofinansowany z Wielkopolskiego Regionalnego Programu Operacyjnego na lata 2007-2013) Powstanie projektu W bogatych magazynach Biblioteki Kórnickiej Polskiej Akademii Nauk znajdują się bezcenne rękopisy, w tym autografy Adama Mickiewicza, Juliusza Słowackiego, Napoleona Bonaparte oraz niezwykle cenne, przepięknie iluminowane rękopisy średniowieczne. Księgozbiór urozmaicają dużej wartości stare druki oraz bardzo bogaty, unikatowy w skali ogólnopolskiej zestaw druków XIX-wiecznych. Z uwagi na potrzebę promowania wiedzy zarówno o Bibliotece, jak i o przechowywanych przez nią skarbach, jej pracownicy w porozumieniu z Fundacją „Zakłady Kórnickie” zdecydowali się przygotować projekt wykorzystujący środki unijne. Wychodząc naprzeciw oczekiwaniom użytkowników, pragnęliśmy stworzyć cykl zajęć edukacyjnych prezentujących z jednej strony dzieje piśmiennictwa, z drugiej cenne zbiory Biblioteki Kórnickiej. Merytoryczną stronę przedsięwzięcia opracowali pracownicy Biblioteki, natomiast przygotowaniem projektu pod względem zgodności z wymogami unijnymi zajęła się Grażyna Pietrzak, pracownik Fundacji „Zakłady Kórnickie”.

Założenia projektu Pod koniec roku 2010 otrzymaliśmy informację z Urzędu Marszałkowskiego, iż wnio-

sek uzyskał dofinansowanie z Wielkopolskiego Regionalnego Programu Operacyjnego na lata 2007-2013, w związku z czym przystąpiliśmy do realizacji zadań. Na koordynatora projektu wyznaczono wspomnianą G. Pietrzak, natomiast działania ze strony Biblioteki Kórnickiej koordynuje jej pracownik – Magdalena Biniaś-Szkopek. Projekt uzyskał dofinansowanie na trzy lata działań (2011-2013). Każdy rok został podzielony na cztery bloki tematyczne – prezentacje rękopisów, starodruków, książek XIX-wiecznych oraz organizację tradycyjnych już weekendów majowych. Blok pierwszy, obejmujący cztery pierwsze miesiące roku, to spotkania z niezwykłą historią manuskryptów, a także warsztaty dotyczące materiałów i narzędzi pisarskich. Maj – jak co roku – rezerwujemy na weekendowe, tematyczne wystawy najcenniejszych zbiorów Biblioteki, w tym słynnego rękopisu III części Dziadów Adama Mickiewicza w czasie znanego już w Wielkopolsce weekendu romantycznego. Przez kolejne cztery miesiące prezentujemy dzieje starodruków w historii piśmiennictwa, uatrakcyjnione zajęciami praktycznymi z zakresu warsztatu introligatora. W ciągu ostatnich trzech miesięcy roku spotkania dotyczą XIX-wiecznej rewolucji w historii książki, a prelekcje są wzbogacane przykładami cennych druków z naszych zbiorów. Im47


„Najcenniejsze klejnoty kultury – spotkania kórnickie”

prezy odbywają się w każdą sobotę i niedzielę w godzinach 11-13.30 (jedynie w maju od 11.00 do 15.00). Spotkaniom towarzyszą ciekawe prezentacje, warsztaty praktyczne oraz wystawy najcenniejszych zbiorów bibliotecznych. Na wszystkie zajęcia wstęp jest wolny.

Realizacja projektu – 2011 r. W roku 2011, od stycznia do kwietnia, w weekendowej ofercie Biblioteki Kórnickiej pojawiły się dwa typy zajęć. Były to przygotowane przez konserwatorki Biblioteki warsztaty praktyczne pt. Papier czerpany na sicie i atrament z liści dębu – sztuka tworzenia średniowiecznego rękopisu oraz wykład połączony z wystawą zbiorów – Piękno i unikatowość rękopisu na przestrzeni wieków. Spotkania odbywały się w przyziemiach zamku w Kórniku i ściągały duże grupy zainteresowanych. W ramach weekendów majowych 2011 r. odbyło się pięć wystaw. W dniach od 1 do 3 maja dla wielbicieli historii Wielkopolski zorganizowaliśmy weekend poświęcony Tytusowi Działyńskiemu, twórcy Biblioteki Kórnickiej. Pokazane materiały dotyczyły życia i działalności tego niezwykłego Wielkopolanina w 150. rocznicę jego śmierci. Kolejne spotkanie (7-8 maja) to weekend azjatycki, w czasie którego można było podziwiać ukryte w naszych zbiorach „tajemnice Wschodu”. W czasie weekendu 14-15 maja wystawa związana była z historią mody. Spotkanie uświetniła zaprzyjaźniona z Biblioteką grupa Polonia Maior Occidentalis, prezentując wspaniałe stroje z XIII w. oraz dając chętnym lekcje fechtunku. Z kolei 21 i 22 maja zapraszaliśmy na prezentację zbiorów związanych z „boską grą”, za jaką od wieków uważane są szachy. Odbył się także turniej szachowy, w którym wziąć udział mogli wszyscy zwiedzający wystawę. W dniach 28 i 29 maja wystawione zostały rękopisy Adama Mickiewicza, Juliusza Słowackiego, a także Cypriana Kamila Norwida. W czasie większości weekendów można było również podziwiać stroje z epoki; prezentowali się w nich pracownicy Biblioteki i Fundacji. W czasie wszystkich weekendów majowych zanotowaliśmy 1900 zwiedzających. W kolejnych miesiącach – od czerwca do września – prowadzący zajęcia zapoznawali 48

uczestników spotkań z niezwykłymi dziejami starych druków. Oprócz ciekawych prezentacji i wykładów zatytułowanych Sztuka starodruku podziwiano wydania dzieł poetów renesansowych – Jana Kochanowskiego i Mikołaja Reja. Natomiast w czasie spotkań konserwatorskich – Sztuka drukarska i warsztat introligatora od podszewki – można było dowiedzieć się, jak ze zniszczonymi starodrukami postępuje się w pracowni konserwatora zabytków. Ostatnie trzy miesiące roku 2011 przeznaczone były na prezentację dziejów nowych druków. Bibliotekarze opowiadali o XIX-wiecznej rewolucji w historii książki (Wielka rewolucja czytelnictwa – XIX wiek – kariera książki), a prelekcje zostały urozmaicone pokazami cennych druków ze zbiorów Biblioteki. Z kolei warsztaty konserwatorskie tego kwartału odpowiadały na pytanie, dlaczego książki z XIX w. starzeją się szybciej niż starodruki oraz prezentowały sposoby zabezpieczania obiektów XIX-wiecznych. W całym roku 2011 odbyło się 86 spotkań, w których wzięły udział 2444 osoby.

Realizacja projektu – 2012 r. W roku 2012 ofertę wykładów dotyczących dziejów rękopisu wzbogaciliśmy o kolejne tematy: Średniowieczna moda ukryta w najstarszych rękopisach; Jak napisać XIX-wieczny list?; Geografia średniowiecznej Polski ukryta w dziełach Jana Długosza; „…a Bogu co boskie”. Cześć Bogu oddawana na kartach średniowiecznych rękopisów. Oprócz tego nadal ogromnym zainteresowaniem cieszyły się warsztaty konserwatorskie dotyczące wytwarzania materiałów i narzędzi pisarskich w wiekach średnich. Weekendy majowe w r. 2012 to cykl pięciu wystaw tematycznych, którym towarzyszyły ciekawe imprezy. W weekend napoleoński (1-3 maja) pokazywaliśmy unikatowy rękopis jedynej powieści Napoleona z 1795 r. oraz eksponaty sprowadzone z Muzeum w Witaszycach (ryciny, dokumenty, pamiątki związane z kultem Napoleona). Wystawę w dniach 1-2 maja urozmaicił przemarsz i szarże ułańskie w wykonaniu stajni „Rotmistrz” prowadzonej przez Romana Kusza. W weekend kulinarny (5-6 maja) prezentowaliśmy opisy uczt na kartach


Przegląd Wielkopolski ● 2013 ● 4(102)

XVII-wiecznych sztambuchów oraz dawne receptury kulinarne z rękopisów staropolskich. Dodatkowo w niedzielę częstowaliśmy gości potrawami staropolskimi z kaszy i smalcu na pysznym chlebie z piekarni Adama Nowaka. Weekend podróżniczy (12-13 maja) poświęcony był nieodkrytym lądom, egzotycznej florze i faunie, żywiołom oceanu, monumentalnym zabytkom – opisywanym w najcenniejszych książkach ze zbiorów Biblioteki oraz przedstawianym na rycinach i grafikach, głównie z XIX w. Weekend ten połączyliśmy z akcją Odjazdowy Bibliotekarz – corocznym rajdem rowerowym bibliotekarzy, który miał swój finisz pod kórnickim zamkiem. Podczas weekendu „ze sztuką ogrodów” (19-20 maja) wystawę uświetniły m.in. widoki różnych stylów ogrodowych. Ostatecznie odbył się również weekend romantyczny (26-27 maja). Wystawy majowe zwiedziło w tym roku 9920 osób. W miesiącach wakacyjnych 2012 r. zaoferowaliśmy dwa nowe tematy wykładów dotyczące starych druków: Wakacyjne inspiracje w bibliotece, czyli podróże, architektura, rozrywka i łono natury w starych drukach oraz Iucunda Familia Librorum. Fascynacje czytelnicze od XV do XVIII wieku. Zajęcia teoretyczne były przeplatane warsztatami praktycznymi prowadzonymi przez konserwatora Biblioteki – I Ty możesz stworzyć książkę artystyczną, czyli wierszownik, szywnica i strychulec – sekrety dawnych drukarzy i introligatorów. Z kolei w ostatnim kwartale roku osoby zainteresowane mogły wysłuchać wykładów: Wychowanie i kształcenie na baczność – czyli lekcja historii, geografii, przyrody i matematyki w XIX wieku oraz Karty pocztowe, czyli XIX-wieczna rewolucja korespondencji. Ogromnym zainteresowaniem cieszyły się, już tradycyjnie, warsztaty konserwatorskie: Książka XIX-wieczna oczami konserwatora – dowiedz się, jak powstawały fotografie i słynne marmurki. Rok 2012 przyciągnął jeszcze więcej osób niż poprzedni – we wszystkich zajęciach, nie licząc weekendów majowych, wzięło udział 3246 osób.

Realizacja projektu – 2013 r. W pierwszych czterech miesiącach 2013 r. odbyły się następujące zajęcia dotyczące ręko-

pisów ze zbiorów Biblioteki: Jak ubierała się średniowieczna dama? Co nosił rycerz spod Legnicy? (Europejski ubiór w świetle manuskryptów z XII-XIV w.); Dni pokutne i radość świętowania; Pamiętniki, sztambuchy, imionniki, dzienniki, diariusze, itineraria… czyli zapiski codzienności. Wszystkie zajęcia z uwagi na trwający remont przyziemi zamkowych odbywały się w jednej z oficyn – Klaudynówce. W ramach weekendów majowych zaproponowaliśmy pięć ciekawych spotkań, po raz kolejny urozmaiconych imprezami towarzyszącymi. W dniach 1-3 maja uczciliśmy 150. rocznicę wybuchu powstania styczniowego. Pierwszego dnia wystawy goście, którzy przyjechali podziwiać zbiory Biblioteki, mogli obejrzeć inscenizację jednej z bitew powstania styczniowego odegraną przez stajnię „Rotmistrz” według scenariusza przygotowanego przez Romana Kusza. Z kolei 4-5 maja odbył się weekend „żydowski”. Na wystawę złożyły się zbiory Biblioteki Kórnickiej oraz Muzeum Narodowego w Poznaniu, a jej otwarcie zostało uświetnione koncertem muzyki żydowskiej. Całości spotkania towarzyszyła prezentacja filmu przygotowanego przez Janusza Sidora, a sfinansowanego przez Fundację „Zakłady Kórnickie” – Okruchy wspomnień – przypominającego dzieje kórnickich Żydów. Z kolei w dniach 11-12 maja odbył się weekend poświęcony 160. rocznicy urodzin Władysława Zamoyskiego. Dodatkowo do zwiedzania wystawy zachęcali gości górale, którzy częstowali oscypkiem i uczyli, jak w tradycyjny sposób w czasach Zamoyskiego wyrabiano masło. Spotkanie to było kolejną okazją do prezentacji nakręconego w r. 2012 filmu Władysław hrabia Zamoyski – Pan z Wielkopolski – władca Tatr. W sobotę odbyła się też druga już w Wielkopolsce edycja akcji Odjazdowy Bibliotekarz – tym razem rajd zakończony pod kórnickim zamkiem poświęcony był ostatniemu właścicielowi Biblioteki. Z kolei weekend „za furtą klasztorną” (18-19 maja) urozmaicony został wystawą rzeźb autorstwa Marii Gierczyńskiej. Tradycyjny już weekend romantyczny (25-26 maja) odbył się przy akompaniamencie muzyki granej przez Jana Nowowiejskiego, syna Feliksa. Wszystkie weekendy majowe przyciągnęły w tym roku 4055 osób. 49


„Najcenniejsze klejnoty kultury – spotkania kórnickie”

Od czerwca do sierpnia 2013 r. odbyły się spotkania ze starymi drukami, a we wrześniu i w październiku miał miejsce ostatnie weekendy projektu „Najcenniejsze klejnoty kultury – spotkania kórnickie”, w czasie których prezentowaliśmy dzieje książki XIX-wiecznej. W czasie trzech lat projektu podczas wszystkich spotkań odwiedziło nas ponad 23 tysiące osób. W projekt zaangażowane były wszystkie szkoły podstawowe, gimnazja i licea w regionie, a także przyjeżdżali do nas uczniowie z dalszych części Wielkopolski. Nie zabrakło również studentów z wielu kierunków, szczególnie humanistycznych, gdyż poziom zajęć dostosowany był każdorazowo do odbiorców. Należy podkreślić, iż w ten ogromny projekt włączyli się pracownicy prawie wszystkich bibliotecznych działów. Wiele wysiłku kosztowało zarówno przygotowanie zajęć merytorycznych, jak i obsługa, organizacja transportu i ochrona wystaw. Wszystkie zaplanowane zajęcia odbyły się w wyznaczonych terminach, a pracownicy wykazali się dużym zaangażowaniem i sumiennością w pełnieniu powierzonych im zadań. Projekt od początku cieszył się dużym zainteresowaniem, szczególnie wielkopolskich

50

szkół i bibliotek. Poszczególne zajęcia i wystawy nagrywane były przez TVP Poznań oraz przez Wielkopolską Telewizję Kablową. Na potrzeby projektu rozwinęliśmy również cykl audycji w radiu Emaus. Raz w tygodniu nagrywamy program U Tytusa w bibliotece, w którym informujemy o bieżących wydarzeniach oraz zapowiadamy nadchodzące spotkania. Zajęcia z technologii tworzenia średniowiecznego rękopisu zostały zaprezentowane w czasie Targów Książki, które odbywały się na terenie MTP 17 marca 2013 r. Otrzymaliśmy również zaproszenie do udziału w Festiwalu Nauki i Kultury, gdzie 9 kwietnia 2013 r. wygłoszony został wykład o skarbach Biblioteki Kórnickiej oraz prezentowano warsztaty Papier czerpany na sicie i atrament z liści dębu – sztuka tworzenia średniowiecznego rękopisu. Zajęcia te reklamowały również cały projekt w czasie Kórnickich Dni Nauki, które odbyły się w dniach 23-24 kwietnia 2013 r. Już w tej chwili trwają prace nad kolejnym wnioskiem, który pozwoliłby na dofinansowanie następnych spotkań z cyklu „Weekendy w Bibliotece Kórnickiej”.


Przegląd Wielkopolski ● 2013 ● 4(102)

WIELKOPOLANIE Alicja Pihan-Kijasowa

Profesor Bogdan Walczak – Uczony i Poeta1

Prof. Bogdan Walczak. Fot. J. Migdał

Bogdan Walczak w zbiorowej świadomości to przede wszystkim Profesor, znakomity uczony z Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza, dziś już Profesor Senior. Ale nauka to tylko część aktywności Profesora, bowiem uczestniczy on także w wielu działaniach organizacyjnych w macierzystej uczelni, w mieście i regionie, a także w skali ogólnopolskiej. Jest również świetnym znawcą współczesnej i dawnej kultury i uczestniczy we wszystkich ważnych wydarzeniach kulturalnych w Poznaniu. Mimo że polonista, nieobce są mu tajniki historii Polski i powszechnej. By dopełnić ten szkicowy obraz, przypomnieć też należy o Jego poetyckiej twórczości – szczególnie o krótkich humorystycznych formach, które pisze z wielką lekkością i łatwością na różne okazje.

Bogdan Walczak z urodzenia jest Wielkopolaninem. Urodził się 17 lutego 1942 r. w Miłosławiu w tradycyjnej rodzinie mieszczańskiej – Jego ojciec, Józef, był krawcem, matka, Helena, zawodowo nie pracowała, poświęcając czas wychowaniu dzieci: Bogdana i dwu córek – Janiny i Małgorzaty. Jak sam powiada, rodzice, mimo trudnych warunków i skromnych możliwości, zapewnili Mu najlepszy z możliwych start edukacyjny2. Już w liceum udzielał korepetycji, by finansowo odciążyć rodziców. Na studiach z finansowej pomocy rodziców nie miał potrzeby korzystać: otrzymywał stypendium, ponadto prof. Kuraszkiewicz, późniejszy jego Mistrz, zatrudnił Go przy gromadzeniu nazewnictwa własnego, co pomogło Mu materialnie się uniezależnić. Naukę początkową pobierał w rodzinnym Miłosławiu. Swoich ówczesnych nauczycieli wspomina z wielkim szacunkiem – byli to absolwenci przedwojennych jeszcze uniwersytetów galicyjskich i młodego wtedy Uniwersytetu Poznańskiego. Szczególnie ciepło wspomina polonistę, czeskiego pochodzenia, absolwenta jednego z galicyjskich uniwersytetów, Edwarda Jelinka, oraz absolwenta uniwersytetu w Poznaniu Mariana Walkowskiego. Dalsze nauki pobierał w pobliskiej Wrześni w Liceum Ogólnokształcącym im. Henryka Sienkiewicza. Tu jednak miał mniej szczęścia do nauczycieli. Jak wspominał na swojej uroczystości jubileuszowej: „Polonistkę, niestety, miałem fatalną.

Zob. także A. Pihan-Kijasowa, Profesor Bogdan Walczak – lingwista kompletny, „Slavia Occidentalis” 2013, t. 70 (w druku). 2   Wszystkie odwołania do wypowiedzi Profesora Walczaka pochodzą z filmu Jubileusz 70-lecia Prof. dra hab. Bogdana Walczaka, Sala Lubrańskiego, 22 kwietnia 2013, wyprodukowanego przez Studio Filmowe UAM w 2013 r. 1

51


Profesor Bogdan Walczak – Uczony i Poeta

Była to Polka z Wileńszczyzny czy Nowogródczyzny, bardzo zacna i po przejściach, ale bez wiedzy merytorycznej, bez umiejętności pedagogicznych”. Nieco tylko lepiej w ocenie byłego ucznia wypadła nauczycielka francuskiego, która „posiadała” języki: francuski, niemiecki i angielski, ale we wszystkich wymowę miała fatalną: „jednak nauczyła, pedagogiem była dobrym”. Z dużym natomiast szacunkiem wspomina nauczycieli matematyki, fizyki, chemii, biologii, a nawet wychowania fizycznego. Ale w klasie maturalnej jeszcze nie wiedział, jakie studia wybierze. W grę wchodziła polonistyka, filologia klasyczna, filologia romańska i matematyka. Pewne zdziwienie budzić może branie pod uwagę filologii klasycznej, ponieważ do znajomości łaciny dochodził drogą nietypową. Jak dzisiaj wyjaśnia, podstawy łaciny poznał jako ministrant w miłosławskiej parafii św. Jakuba. Tamtejszy wikary, ksiądz Wojciech Dzierzgowski, wychodził z założenia, że ministranci, używający przy ołtarzu łaciny, muszą rozumieć, co mówią. Wprowadził więc dla nich kurs łaciny. Z językiem tym Bogdan Walczak zetknął się też we wrzesińskim liceum, gdzie po 1956 r. łacinę wprowadzono jako przedmiot nadobowiązkowy. Uczył jej przedwojenny jeszcze profesor, wówczas już emeryt, Władysław Maćkowski, absolwent Uniwersytetu Jagiellońskiego, uczeń Leona Sternbacha. I to jemu, jak ocenia prof. Bogdan Walczak, w okresie przed studiami zawdzięcza najwięcej. Zawiązana początkowo grupa zainteresowanych nauką łaciny dość szybko się rozproszyła. Bogdan Walczak pozostał sam. I wówczas profesor Maćkowski zdeklarował się uczyć jedynego ucznia bezpłatnie poza szkołą. I tak faktycznie się działo. Znajomość łaciny i wynikająca z niej świadomość zakorzenienia w kulturze śródziemnomorskiej okazała się pomocna w ostatecznym wyborze kierunku studiów. Po uzyskaniu świadectwa dojrzałości w 1960 r. podjął studia polonistyczne na Wydziale Filologicznym Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu. Spotkał tu znakomitych uczonych starszego pokolenia, jak i ich uczniów (wkrótce także profesorów polonistów i slawistów) – językoznawców: Tadeusza Zdancewicza, Bogusława Kreję, Monikę 52

Gruchmanową, Tadeusza Skulinę, Karola Zierhoffera, Zenona Sobierajskiego, indoeuropeistę Czesława Kudzinowskiego czy wykładowcę fonologii, znakomitego albanistę Wacława Cimochowskiego. Spośród historyków literatury wspomina przede wszystkim tak znakomitych uczonych jak Roman Pollak, Zygmunt Szweykowski, Jerzy Ziomek, Alojzy Sajkowski, Jarosław Maciejewski, Tadeusz Witczak, Zofia Trojanowiczowa, a także historyka kultury Włodzimierza Dworzaczka. Można więc powiedzieć, że nauczycieli akademickich miał Bogdan Walczak najwyższej próby. Studia polonistyczne uwieńczył w 1965 r. magisterium na podstawie pracy Wybrane zagadnienia języka ksiąg sądowych inowrocławskich z XVI i XVII wieku, której promotorem był znakomity historyk języka polskiego i slawista prof. Władysław Kuraszkiewicz. W tym też roku Bogdan Walczak podjął pracę w macierzystej uczelni w Katedrze Języka Polskiego, najpierw jako asystent stażysta, następnie asystent i starszy asystent. Pod kierunkiem swego Mistrza, prof. Kuraszkiewicza, przygotował dysertację doktorską Francuskie zapożyczenia leksykalne w języku polskim i uzyskał w 1974 r. stopień doktora nauk humanistycznych. Jednocześnie awansował na stanowisko adiunkta. Kolejny stopień naukowy – doktora habilitowanego – przyniósł rok 1991, a podstawą była opublikowana monografia Słownik wileński na tle dziejów polskiej leksykografii (Poznań 1991), jedyna tak szczegółowa, erudycyjna, świetnie zaświadczona materiałowo, a także ukazująca szeroki kontekst leksykograficzny praca o tym dziewiętnastowiecznym słowniku ogólnym języka polskiego. Wkrótce, w 1996 r., otrzymał tytuł naukowy profesora nauk humanistycznych. Jako nauczycielowi akademickiemu Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza, po przejściu na emeryturę w 2012 r., przyznano Mu godność Profesora Seniora macierzystej uczelni. Bogdan Walczak debiutował w 1964 r., publikując artykuł Z problematyki słowotwórczej materiału toponomastycznego pow. leszczyńskiego w czasopiśmie „Językoznawca” (1964, nr 11-12). Od tego czasu niestrudzenie bada, interpretuje i opisuje różne aspekty języka polskiego i języków słowiańskich. Obecnie


Przegląd Wielkopolski ● 2013 ● 4(102)

na Jego dorobek publikacyjny składa się ponad 1000 tekstów, w tym znacznie ponad połowę stanowią oryginalne prace naukowe; pozostałe to prace popularnonaukowe3. Wśród prac naukowych czołowe miejsce zajmuje 7 książek autorskich i 10 redagowanych. Najważniejsze i najczęściej cytowane to: Między snobizmem i modą a potrzebami języka, czyli o wyrazach obcego pochodzenia w polszczyźnie (Poznań 1987), Słownik wileński na tle dziejów polskiej leksykografii (Poznań 1991), Zarys dziejów języka polskiego (Poznań 1995, wyd. 2 Wrocław 1999), współautorstwo Słownika gwary miejskiej Poznania (Warszawa–Poznań 1997)4. Ponadto we współautorstwie ze Stanisławem Bąbą wydał książkę Na końcu języka. Poradnik leksykalno-gramatyczny (Warszawa–Poznań 1992), z Krzysztofem Maćkowiakiem Język i styl w kręgu zainteresowań Edmunda Bojanowskiego (Poznań–Zielona Góra–Grabonóg 2001), z zespołem autorów pod kierunkiem Haliny Zgółkowej współtworzył czternaście tomów Praktycznego słownika współczesnej polszczyzny (Poznań 1994-1998). Bogatej i różnorodnej tematycznie twórczości naukowej prof. Bogdana Walczaka nie sposób całościowo przedstawić w krótkim omówieniu. Warto jednak zwrócić uwagę na te problemy, do których powraca częściej, poświęcając im wiele uwagi, wprowadzając do nauki ważne ustalenia, ukazując nowe perspektywy badawcze. Główną poddyscypliną naukową uprawianą przez prof. Bogdana Walczaka są dzieje języka polskiego. W tym zakresie w Jego dorobku naukowym poczesne miejsce zajmuje problematyka związana z wpływami obcy-

mi w polszczyźnie. Prof. Walczak dokonuje modyfikacji i uściśleń w zakresie wpływów obcych, szczególnie francuskich, w dziejach języka polskiego, skupiając się m.in. na ich chronologii, intensywności, zakresie socjolingwistycznym i stylistycznym. Tym problemom szczegółowym poświęcił kilkadziesiąt prac5. Poza zapożyczeniami francuskimi swoimi badaniami objął również pożyczki z innych języków, zwłaszcza z języka angielskiego i z języków słowiańskich. Syntetyczne ujęcie ważnego problemu z zakresu wpływów obcych, mianowicie ich chronologii, bazujące tak na dociekaniach własnych, jak i na znaczących pracach innych autorów, przedstawił w szkicu Chronologia wpływów obcych w dziejach języka polskiego w świetle nowych prac historycznojęzykowych6. Badając wpływy obce w polszczyźnie, prof. Bogdan Walczak dochodzi do ważnych dla nauki ustaleń z dziedziny teorii i metodologii badań nad zapożyczeniami leksykalnymi. Szczególnie istotne miejsce w tym zakresie zajmuje zaprezentowanie ustaleń z zakresu metody świadectw bezpośrednich w badaniach etymologicznych nad zapożyczeniami7. Fundamentalnym zagadnieniem dla dziejów języka polskiego jest problem genezy polskiego języka literackiego. Kwestia ta zajmuje istotne miejsce w badaniach prof. Bogdana Walczaka, który w swoich pracach proponuje nowe ustalenia, do których dochodzi, stosując między innymi niewykorzystywaną dotychczas w takich rozważaniach statystykę, a także proponując inne nowatorskie metody badawcze8. Podejmuje też ważne studia nad staropolszczyzną, skupiające się zwłaszcza

Zob. Wykaz prac Profesora Bogdana Walczaka, zest. J. Migdał i A. Piotrowska-Wojaczyk [w:] Cum reverentia, gratia, amicitia… Księga jubileuszowa dedykowana Profesorowi Bogdanowi Walczakowi, pod red. J. Migdał i A. Piotrowskiej-Wojaczyk, t. 1, Poznań 2013, s. 25-70. 4   Wyd. 2 z suplementem 1999; książka uhonorowana Nagrodą Naukową Miasta Poznania I stopnia. 5   Np.: Chronologie des influences françaises sur le polonais, „Studia Romanica Posnaniensia” 1988, vol. 13, s. 193-199; Galicyzmy we współczesnej polszczyźnie. (Uwagi – między innymi – socjolingwistyczne), „Zeszyty Naukowe WSP w Szczecinie. Prace Wydziału Humanistycznego” 1982, nr 11, s. 327-345; Galicyzmy w polszczyźnie na tle historii związków polsko-francuskich, „Rozprawy Komisji Językowej Łódzkiego Towarzystwa Naukowego” 1986 [wyd. 1987], t. 32, s. 291-298. 6   Zamieszczony w: W kręgu wiernej mowy, pod red. M. Wojtak, M. Rzeszutko, Lublin 2004, s. 409-417. 7   Np. Metoda świadectw bezpośrednich w badaniach etymologicznych nad zapożyczeniami, „Prace Filologiczne” 1986, 33, s. 171-179. 8   W tym o wysokiej randze nurcie badawczym mieszczą się takie prace jak np.: Pochodzenie polskiego języka literackiego w świetle nowej metody [w:] Język, teoria – dydaktyka, Kielce 1990, s. 5-19 czy 3

53


Profesor Bogdan Walczak – Uczony i Poeta

na zagadnieniach leksykalnych, gramatycznych (fleksyjnych i słowotwórczych), stylistycznych, a także na metodzie badań tekstów staropolskich9. Prof. Bogdan Walczak swoje zainteresowania tekstami staropolskimi rozszerzył też na epoki późniejsze, na dobę średniopolską, ze szczególnym uwzględnieniem w. XVI, a nawet na dobę nowopolską. Badania języka autorów i tekstów tych epok zaowocowały licznymi studiami, głownie leksykalnymi, ale też skupionymi na zagadnieniach stylistycznych i systemu językowego. Dociekaniami objął najważniejszych twórców literatury renesansowej i wieków późniejszych, pokazując ich rolę w dziejach języka polskiego, trwały wkład, jaki pozostawili w polszczyźnie, prezentując ich teksty jako świadectwo języka danej epoki, omawiając ich świadomość językową, a także wyzyskanie ich tekstów w polskiej leksykografii. W tym nurcie mieszczą się prace poświęcone np. Piotrowi Tomickiemu, Sebastianowi Fabianowi Klonowicowi, Marcinowi Bielskiemu, Janowi Seklucjanowi, Adamowi Mickiewiczowi, Cyprianowi Kamilowi Norwidowi czy

Henrykowi Sienkiewiczowi i Józefowi Ignacemu Kraszewskiemu, a także Janowi Pawłowi II10. Prof. Bogdan Walczak, poza badaniem polszczyzny ogólnej, zajął się również polszczyzną regionalną, w największej mierze – wielkopolską, co wyjaśnić można nie tylko sentymentem do tzw. małej ojczyzny, ale chyba głównie rolą tej terytorialnie uwarunkowanej odmiany polszczyzny w kształtowaniu polskiego języka ogólnego i literackiego. Liczne studia z tego zakresu, a także współautorstwo wspomnianego wcześniej Słownika gwary miejskiej Poznania, nawiązują tak do historii języka regionu, jak i do jego współczesności. Poruszają one tak fundamentalne zagadnienia jak warstwy chronologiczne i genetyczne leksyki wielkopolskiej, nawiązują do regionalnej historii nauki, prezentując ustalenia Edmunda Bojanowskiego dotyczące słownictwa regionalnego i wielkopolskiego gwarowego, wreszcie pokazują teksty historyczne zaświadczające tę regionalną odmianę języka polskiego11. Następnym ważnym nurtem badawczym prof. Bogdana Walczaka są dzieje polskiej

Komu zawdzięczamy polski język literacki? [w:] Język a chrześcijaństwo, red. I. Bajerowa, M. Karpluk, Z. Leszczyński, Lublin 1993, s. 23-42. 9   Zob. np.: Jak dopełnić znany nam zasób leksykalny staropolszczyzny [w:] Studia historycznojęzykowe, [t.] 1, pod red. M. Kucały i Z. Krążyńskiej, Kraków 1994, s. 7-13 (współautor: W.R. Rzepka); „Jakośm… nie wypławił źrzebca szestroka…”. (Archaiczna formacja słowotwórcza w poznańskich rotach sądowych) [w:] Studia historycznojęzykowe…, s. 93-100 (współautor: W.R. Rzepka). 10   Np.: Kilka uwag o języku Piotra Tomickiego, „Studia Polonistyczne” 1980, t. 7, s. 141-150 (współautor: W.R. Rzepka); Osobliwości leksykalne Worka Judaszowego Sebastiana Fabiana Klonowica, „Prace Filologiczne” 1982, 31, s. 299-308 (współautor: W.R. Rzepka); Hapaks legomena z dzieł Marcina Bielskiego w Słowniku polszczyzny XVI wieku, „Prace Filologiczne” 1985, 32, s. 323-335 (współautor: W.R. Rzepka); Łukasza Górnickiego teoria kultury języka, „Studia Polonistyczne” 1992, t. 18/19, s. 147168 (współautor: W.R. Rzepka); Adama Mickiewicza „Pomysły etymologiczne” [w:] Studia nad językiem Adama Mickiewicza, pod red. M. Białoskórskiej i L. Mariak, Szczecin 1998, s. 113-126; Adam Mickiewicz o językach słowiańskich [w:] Poznańskie Spotkania Językoznawcze, t. 5, cz. 2, pod red. Z. Krążyńskiej, Z. Zagórskiego, Poznań 1999, s. 105-115; Cyprian Kamil Norwid jako lingwista i filolog, „Studia Polonistyczne” 1984, t. 11/12, s. 165-204; O języku „Krzyżaków” Henryka Sienkiewicza [w:] Polska powieść historyczna XX wieku, pod red. L. Ludorowskiego, Lublin 1990, s. 87-104; Z badań nad słowotwórstwem Żeromskiego. Formanty -isko, -iszcze, „Zeszyty Naukowe Wydziału Humanistycznego Uniwersytetu Gdańskiego. Filologia Polska. Prace Językoznawcze” 1982, nr 8, s. 283-292 (współautor: W.R. Rzepka); Dwa modele archaizacji językowej („Krzyżacy” Kraszewskiego a „Krzyżacy” Sienkiewicza) [w:] Józef Ignacy Kraszewski. Twórczość i recepcja, pod red. L. Ludorowskiego, Lublin 1995, s. 219-231 (współautor: M. Witaszek-Samborska); Jan Paweł II a język polski [w:] Jan Paweł II – człowiek i dzieło. Materiały z konferencji naukowej „Uniwersytet Janowi Pawłowi II”, pod red. B. Walczaka, Poznań 2001, s. 157-163; Jan Paweł II a sztuka słowa [w:] O człowieku w późnej nowoczesności. Jan Paweł II – osoba, życie, pontyfikat, red. B. Walczak, Poznań 2004, s. 67-77. 11   Zob. np.: Z przeszłości gwary kujawskiej, „Studia Polonistyczne” 1980, t. 7, s. 183-191; Archaiczna warstwa poznańskich regionalizmów leksykalnych, „Rozprawy Komisji Językowej Łódzkiego Towarzystwa Naukowego” 1988 [wyd. 1989], t. 34, s. 279-285 (współautor: M. Witaszek-Samborska); 54


Przegląd Wielkopolski ● 2013 ● 4(102)

leksykografii. Badacz poświęca kolejne studia różnym zagadnieniom ogólnym związanym z leksykografią historyczną, a także kwestiom szczegółowym, zwłaszcza dotyczącym słowników Murmeliusza, Troca, Lindego czy Słownika wileńskiego12. W nurt badań historycznojęzykowych prof. Bogdana Walczaka wpisują się Jego liczne prace z zakresu onomastyki, przynoszące nie tylko nowe rozstrzygnięcia, ale też proponujące nowe metody badania i opisu nazw własnych13. W nurcie badań historycznojęzykowych znalazły się też oryginalne studia z zakresu stylistyki historycznej. W swoich nowatorskich, znakomicie teoretycznie podbudowanych pracach Badacz niejednokrotnie podważa ugruntowane przez lata sądy, przedstawiając nową, dobrze materiałowo uargumentowaną wykładnię podejmowanych problemów. Szczególne miejsce w tych dociekaniach zajmuje twórczość Henryka Sienkiewicza i stosowane przez pisarza typy stylizacji językowej. Niepodważalnym osiągnięciem prof. Bogdana Walczaka w tym nurcie badawczym jest m.in. wykazanie fałszy-

wości tezy o gwarze podhalańskiej jako środku archaizacji języka Krzyżaków14, ale też spojrzenie na problem archaizacji z punktu widzenia socjolingwistyki czy też porównanie dwóch modeli archaizacji w powieściach Sienkiewicza i Kraszewskiego, podejmujących ten sam wątek historyczny (Krzyżacy)15. Istotne znaczenie dla historycznej stylistyki mają też rozważania poświęcone niejednoznacznie w nauce interpretowanemu problemowi historycznojęzykowej świadomości (wiedzy) Jana Kochanowskiego i w związku z tym ewentualnego stosowania przez poetę archaizacji fleksyjnej16. Oprócz wielkiej wagi dorobku naukowego prof. Bogdana Walczaka z zakresu historii języka polskiego, ważne miejsce w Jego dociekaniach zajmuje kultura języka polskiego oraz problem normalizacji polszczyzny. Zagadnienia te rozważał głównie z perspektywy ogólnej polszczyzny współczesnej, ale też uwzględniał aspekt historyczny. W swoich studiach skupiał się zwłaszcza na problemach ogólnych, teoretycznych i metodologicznych17.

Edmund Bojanowski jako badacz ludowego słownictwa wielkopolskiego, „Grabonoskie Zapiski Regionalne” 1995, t. 5, s. 55-63; Edmunda Bojanowskiego badania nad „prowincjonalizmami” wielkopolskimi [w:] K. Maćkowiak, B. Walczak, Język i styl w kręgu zainteresowań Edmunda Bojanowskiego, Poznań–Zielona Góra–Grabonóg 2001, s. 7-23; O zbiorku „prowincjonalizmów” wielkopolskich Edmunda Bojanowskiego, „Studia z Filologii Polskiej i Słowiańskiej” 1993, 30, s. 91-101 (współautor: M. Witaszek-Samborska). 12   Np.: Słownik Murmeliusza na tle leksykografii polskiej XVI wieku, „Rocznik Wieluński” 2001, t. 1, s. 7-16; Co wiemy, a czego nie wiemy o słowniku Trotza, „Sprawozdania Poznańskiego Towarzystwa Przyjaciół Nauk. Wydział Filologiczno-Filozoficzny” 1991-1993 [wyd. 1994], nr 107, cz. 2, s. 149-158; Nazwy własne w Słowniku języka polskiego Samuela Bogumiła Lindego, „Prace Filologiczne” 1981, 30, s. 113-124 (współautor: W.R. Rzepka); Formy fleksyjne kwalifikowane jako archaizmy w „Słowniku” Lindego, „Studia Polonistyczne” 1983, t. 10, s. 105-131 (współautor: W.R. Rzepka); Prowincjonalizmy śląskie w Słowniku wileńskim, „Studia Polonistyczne” 1987, t. 14/15, s. 321-333; Nie docenione dzieło polskiej leksykografii – Słownik wileński, „Prace Filologiczne” 1988, 34, s. 273-296. 13   Do najważniejszych, nowatorskich studiów poświęconych rodzimym i, zwłaszcza, obcego pochodzenia nazwom proprialnym należy zaliczyć m.in.: Czynniki pozajęzykowe w zakresie przejmowania obcych nazw własnych do współczesnego języka polskiego, „Zeszyty Naukowe Wydziału Humanistycznego Uniwersytetu Gdańskiego. Prace Językoznawcze” 1985, t. 11, s. 97-100; Współczesne tendencje w zakresie adaptacji obcych nazw własnych w języku polskim, „Zeszyty Naukowe Wydziału Humanistycznego Uniwersytetu Gdańskiego. Prace Językoznawcze” 1984, t. 10, s. 45-50. 14   Gwara podhalańska środkiem archaizacji języka „Krzyżaków”?, „Sprawozdania Poznańskiego Towarzystwa Przyjaciół Nauk. Wydział Filologiczno-Filozoficzny” 1985 [wyd. 1987], nr 102, s. 67-71. 15   Dwa modele archaizacji językowej… 16   Czy Jan Kochanowski stosował archaizmy fleksyjne? [w:] Jan Kochanowski w czterechsetlecie śmierci, pod red. S. Nieznanowskiego i J. Święcha, Lublin 1991, s. 25-39 (współautor: W.R. Rzepka). 17   Jak np. w pracach: O tzw. kryterium narodowym oceny innowacji językowych, „Studia Polonistyczne” 1981, t. 9, s. 45-55; Norma językowa wobec elementów obcego pochodzenia [w:] Kultura języka dziś, pod red. W. Pisarka i H. Zgółkowej, Poznań 1995, s. 120-133; Przegląd kryteriów poprawności językowej, „Poradnik Językowy” 1995, nr 9-10, s. 1-16; Dwa poziomy normy jako językowy odpowiednik kultury wysokiej i popularnej [w:] Relacje między kulturą wysoką i popularną w literaturze, języku i edukacji, pod red. B. Myrdzik, M. Karwatowskiej, Lublin 2005, s. 41-47. 55


Profesor Bogdan Walczak – Uczony i Poeta

Wiele miejsca w dorobku naukowym Profesora zajmują prace prezentujące Jego badania nad dziedzictwem kulturowym zawartym w polszczyźnie. W tym nurcie mieszczą się takie szczegółowe problemy jak: Zachód i Wschód w dziejach języka polskiego, chrześcijaństwo w dziejach polszczyzny, odzwierciedlenie w historii języka takich zjawisk i kategorii jak magia, moda, snobizm, megalomania narodowa itp. Rozszerzając problem umiejscowienia Polski i polszczyzny na styku dwóch kultur – wschodniej i zachodniej, przeszedł Badacz do problemu miejsca (rangi, pozycji) polszczyzny na językowej mapie Europy i świata dawniej i dziś. Prace z tego zakresu Autor mocno osadził w kontekstach kulturowych, etnicznych, politycznych, tak współczesnych, jak i historycznych, twórczo odwołując się do funkcjonujących w nauce ustaleń18. Profesor Bogdan Walczak, jako praktykujący przez lata glottodydaktyk prowadzący lektorat języka polskiego i wykłady o języku polskim na francuskim uniwersytecie w Lyonie, pracujący też w poznańskiej Letniej Szkole Języka i Kultury Polskiej dla Cudzoziemców, w swoich rozważaniach naukowych znalazł również miejsce dla problemów glottodydaktycznych, skupiając się zarówno na problemach praktycznych nauczyciela języka polskiego jako obcego, jak i na zagadnieniach metody nauczania obcokrajowców języka polskiego oraz przygotowania nauczyciela do takiej pracy19. W twórczości naukowej prof. Bogdana Walczaka odzwierciedlenie znalazło wiele wąt-

ków badawczych. Przy tak obfitym i zróżnicowanym dorobku nie sposób wszystkie je choćby wymienić. Ale o jeszcze jednym aspekcie badań i ustaleń Profesora wspomnieć należy – o ustaleniach i propozycjach z zakresu metodologii badań lingwistycznych. Metodologia badań stanowi fundament każdej dyscypliny naukowej. W swoich rozważaniach Badacz dokonywał twórczego przeglądu stosowanych w językoznawstwie procedur badawczych, przedstawiał własne propozycje mające zastosowanie zarówno w językoznawstwie polonistycznym (współczesnym i historycznym), jak i ogólniej – slawistycznym20. Krótki z konieczności przegląd wybranych fragmentów ogromnego, różnorodnego dorobku naukowego prof. Bogdana Walczaka prowadzi do ogólnej konstatacji, że Badacz swoimi zainteresowaniami objął nieomal całą problematykę, jaka mieści się w pojęciu językoznawstwa współczesnego i historycznego, wnosząc do nauki oryginalny, twórczy wkład, rozwiązując wiele problemów wcześniej niedostrzeganych oraz proponując nowe ujęcia zagadnień w nauce istniejących. Swoim twórczym spojrzeniem ogarnął historię języka polskiego, współczesny język polski, onomastykę, socjolingwistykę, kulturę języka, glottodydaktykę oraz językoznawstwo slawistyczne i ogólne. W zakresie historii języka polskiego szczególne miejsce zajmują zagadnienia dotyczące historii leksykografii i dziejów słownictwa rodzimego i zapożyczonego. Ale też wiele fundamentalnych dla nauki prac dotyczy teorii

18   Jak np.: Miejsce języka polskiego wśród języków Europy u progu trzeciego tysiąclecia [w:] Być Europejczykiem, red. A.W. Mikołajczak, Gniezno 2002, s. 82-108; Język polski jako nośnik kultury europejskiej, „Polonistyka” 2003, R. 56, nr 6, s. 324-328, 19   Np.: Zadania lektorów języka polskiego w ośrodkach zagranicznych a metodyka nauczania języka polskiego jako obcego, „Poradnik Językowy” 1980, z. 9-10, s. 506-514; Językoznawstwo typologiczne, historyczno-porównawcze, kulturowe i etnolingwistyka w kształceniu lektorów języka polskiego [w:] Glottodydaktyka polonistyczna. Materiały z konferencji naukowej „Dydaktyka języka polskiego jako obcego wobec zjawisk współczesnej kultury”, Szczecin 27 listopada 2009 roku, pod red. J. Ignatowicz-Skowrońskiej, Szczecin 2010, s. 13-21; Akwizycja języka polskiego jako obcego (prolegomena historyczne) [w:] Glottodydaktyka polonistyczna II. Materiały z konferencji naukowej „Dydaktyka języka polskiego w praktyce”, pod red. A. Mielczarek, Poznań 2012, s. 19-27. 20   Np.: Przyczyna i skutek w kwantytatywnej interpretacji procesów językowych, „Biuletyn Polskiego Towarzystwa Językoznawczego” 1988, z. 41, s. 129-139; Niemożność wskazania przyczyny jako narzędzie falsyfikacji hipotezy naukowej w językoznawstwie [w:] Uwarunkowania i przyczyny zmian językowych, pod red. E. Wrocławskiej, Warszawa 1994, s. 179-187; O metodzie filologicznej w badaniach z zakresu językoznawstwa diachronicznego [w:] Język polski. Współczesność, historia, t. 5, pod red. W. Książek-Bryłowej, H. Dudy, Lublin 2005, s. 183-187; Z zagadnień warsztatu badań etymologicznych (teoria i metodologia w najnowszych słownikach etymologicznych języka polskiego), „Studia Językoznawcze” 2008, t. 7, s. 179-190.

56


Przegląd Wielkopolski ● 2013 ● 4(102)

i metodologii badań etymologicznych nad zapożyczeniami leksykalnymi, prawidłowości rozwoju znaczeniowego zapożyczeń, roli czynnika indywidualnego i społecznego w procesie zapożyczania wyrazów. Obszarem zainteresowań prof. Bogdana Walczaka są także badania diachroniczne odnoszące się do pochodzenia i powstania polskiego języka literackiego. W kręgu podejmowanej tematyki mieszczą się również różnorodne studia nad językiem wybitnych autorów, między innymi Jana Kochanowskiego, Marcina Bielskiego, Łukasza Górnickiego, Stanisława Trembeckiego, Cypriana Norwida, Henryka Sienkiewicza czy Jana Pawła II. Prace historycznojęzykowe Badacza charakteryzują się szerokim uwzględnianiem społecznego i kulturalnego tła zjawisk językowych. Jest to historia języka na tle historii narodu. Takie widzenie polszczyzny znajduje odzwierciedlenie także w pracach z zakresu onomastyki, w których interesują prof. Bogdana Walczaka szczególnie dzieje obcych nazw własnych w polszczyźnie i obce wpływy w zakresie toponimii i antroponimii. Prof. Bogdan Walczak, prowadząc tak szeroko zakrojone badania, chętnie współpracował z najwybitniejszymi specjalistami z zakresu podejmowanych problemów. Wiele ważnych studiów powstało w wyniku współpracy z jednym z najwybitniejszych historyków języka polskiego – Profesorem Wojciechem Ryszardem Rzepką. W swoim dorobku ma liczne prace napisane wspólnie z Profesorami: Karolem Zierhofferem, Stanisławem Bąbą, Katarzyną Dziubalską-Kołaczyk, Tadeuszem Kuroczyckim, Mirosławem Skarżyńskim czy Arturem Kijasem. Do wspólnych badań zapraszał też młodszych uczonych, np.: Annę Piotrowicz, Małgorzatę Witaszek-Samborską, Mariolę Walczak, Krzysztofa Maćkowiaka, Agnieszkę Mielczarek, Jolantę Migdał, Agnieszkę Piotrowską-Wojaczyk. Obszerny, oryginalny, o wielkiej wadze dla uprawianej dyscypliny dorobek naukowy prof. Bogdana Walczaka zjednał Mu w środowisku szacunek i uznanie. Dzisiaj prof. Bogdan Walczak uznawany jest za niepodważalny autorytet w zakresie historycznego i współczesnego językoznawstwa. Z tej opinii wynikają dalsze Jego aktywności: aktywność dydaktyczna

i w zakresie kształcenia kadr naukowych. Do tej pory wypromował ponad 200 magistrów filologii polskiej, był opiekunem sześciu ukończonych już przewodów doktorskich. Jego rozległe kompetencje naukowe powodują, że jest często powoływany na recenzenta w przewodach doktorskich, habilitacjach, profesorskich: sporządził 50 recenzji doktorskich, 42 habilitacyjne, 8 superrecenzji, sześciokrotnie był powoływany na recenzenta w procedurze nadania tytułu doktora honoris causa. Jak wcześniej wspomniałam, prof. Bogdan Walczak, mimo tak intensywnej pracy naukowej i dydaktycznej, znajduje czas na pełnienie różnych funkcji tak w macierzystej uczelni, jak w instytucjach, organizacjach i towarzystwach o charakterze ogólnopolskim, w tym między innymi: dziekana Wydziału Filologii Polskiej i Klasycznej, prorektora Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza, z wyboru ogólnopolskiego środowiska naukowego członka Centralnej Komisji ds. Stopni Naukowych i Tytułu Naukowego, wiceprezesa Poznańskiego Towarzystwa Przyjaciół Nauk, członka Komitetu Językoznawstwa Polskiej Akademii Nauk, członka zarządu Polskiego Komitetu Międzynarodowej Organizacji Unifikacji Neologizmów Terminologicznych, członka kolegiów redakcyjnych kilku czasopism językoznawczych oraz Słownika języka polskiego XVII i pierwszej połowy XVIII wieku, a także redaktora naczelnego rocznika „Slavia Occidentalis”. Osiągnięcia prof. Bogdana Walczaka nie zostały niedostrzeżone. Uhonorowany został między innymi Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski, Złotym Krzyżem Zasługi, Medalem Komisji Edukacji Narodowej. Bardzo ceni sobie także Odznakę Honorową Miasta Poznania, Odznakę „Za zasługi w rozwoju woj. poznańskiego”, Medal Towarzystwa „Polonia”, a także tytuł Zasłużonego dla Miasta Kalisza i tytuł Honorowego Obywatela Gminy Miłosław. Ogromna aktywność naukowa, dydaktyczna i organizacyjna, uczestniczenie (z referatami) w trudnych do zliczenia sesjach i konferencjach naukowych nie wypełniają całego czasu prof. Walczaka. Można sądzić, że dla Niego doba liczy więcej niż 24 godziny. Można Go przecież spotkać na wielu znaczących 57


Profesor Bogdan Walczak – Uczony i Poeta

wydarzeniach kulturalnych – koncertach, wieczorach autorskich, wernisażach itd., jest też aktywnym uczestnikiem realizowanego od stycznia 2000 r. projektu poświęconego tradycji słowa w kulturze duchowej narodu polskiego – Verba Sacra. Trzeba też odnotować podróżniczą pasję Bogdana Walczaka. Szczególnie pociąga Go Wschód, i to niekoniecznie ten daleki, ale Wschód słowiański, zwłaszcza Ukraina. Na wspominanej już uroczystości jubileuszowej Profesora dyrektor Instytutu Filologii Polskiej prof. dr hab. Krzysztof Trybuś, zastanawiając się nad korzeniami tej szczególnej miłości do wschodniego sąsiada, pytał retorycznie: „Czy spłynęła jeszcze w rodzinnym Miłosławiu ze stojącego na lekkim wzniesieniu pomnika Słowackiego, czy może zaprowadził do niej Trembecki, którego językiem się zajmował?”. Sądzić można, że i jedno, i drugie. Kultura i religia tego regionu prof. Walczaka fascynuje od dawna i wychodzi poza Ukrainę, trafia na Litwę, Łotwę, Estonię, prowadzi także dalej: tam, gdzie sięga religia prawosławna – na grecką wyspę Athos w całości zamieszkałą przez prawosławnych mnichów. Bogdan Walczak to również twórca – poeta. Jest autorem bardzo licznych tekstów poetyckich, lekkich w swojej formie, humorystycznych, okolicznościowych. Słowem rymowanym uświetnia wiele uroczystości na uczelni, wydziale, w instytucie. Uczestnicy konferencji naukowych, w których bierze udział, z radością słuchają zabawnych wierszyków poświęconych wydarzeniu i jego uczestnikom. Rokrocznie 8 marca, z okazji Dnia Kobiet, obdarowuje panie z Instytutu Filologii Polskiej zabawnymi fraszkami. Nieliczne tylko okolicznościowe wiersze zdecydował się opublikować: w 2005 r. w Lublinie ukazał się tomik Rymy przy zupie o KRASP-ie i KRUP-ie21; w 2006 r. w Kaliszu – Miłości do Kalisza nic mi nie ostudzi; w 2012 r. w Poznaniu – I kadencja Marciniaka we fraszkach Walczaka 2008-2012; natomiast w 2010 r. Poznańskie Towarzystwo Przyjaciół Nauk opublikowało jako druk bibliofilski zamówiony u Bogdana Walczaka „poemat panegiryczny” Na Jubileusz

70. urodzin Profesora Jacka Wiesiołowskiego; ponadto w rozmaitych tomach pokonferencyjnych ukazały się pojedyncze okolicznościowe wiersze Profesora. Życzliwy humor, dystans do opisywanej rzeczywistości, do wydarzeń i uczestniczących w nich ludzi to wyrazista cecha osobowości prof. Walczaka. Ale to, co najbardziej uderza, to dystans do samego siebie, to umiejętność żartobliwego spojrzenia na własną osobę, to całkowity brak patosu, gdy przychodzi Mu mówić o sobie. Dał tego wyraz, gdy na uroczystości 70. urodzin swoją wypowiedź zakończył dwiema fraszkami na samego siebie. I taki właśnie nienapuszony stosunek do siebie jest wyrazistym rysem tej bogatej, wielowymiarowej osobowości, którą nazywamy fenomenem Bogdana Walczaka. Na zakończenie oddajmy więc głos Uczonemu i Poecie, który z właściwą sobie swadą i dystansem do własnej osoby tak przedstawił swoją drogę życiową: Curriculum vitae Był z Miłosławia miasteczka syn krawca I wyrósł z niego językoznawca. Mawiał mu ojciec i proboszcz w kościele: Rób jedno, a dobrze, miast źle robić wiele. Nie słuchał. Jakby mu nauki było mało, Jeszcze czegoś więcej mu się też zachciało. Dziekanem został. Jeszcze mało. Proszę, do rządów uczelni wtrąca swe trzy grosze.

Prof. Bogdan Walczak wyróżniony za zasługi dla kultury Wielkopolski. Dyplom wręcza wiceprezes WTK Leszek Praczyk

21   KRASP – Konferencja Rektorów Akademickich Szkół Polskich; KRUP – Konferencja Rektorów Uniwersytetów Polskich.

58


Przegląd Wielkopolski ● 2013 ● 4(102)

A, to już losu złośliwe igraszki, Do tego jeszcze pisze liche fraszki. I tak niezależnie od swoich intencji Już dawno osiągnął próg niekompetencji. A wciąż się ima coraz nowych rzeczy, Opatrzność długo miała go na pieczy. Ale jak długo można, bez uraz i złości Już Opatrzność nie ma dlań więcej cierpliwości.

Więc choć jak wino z wiekiem powinien być lepszy, Za co się teraz imnie, coraz częściej spieprzy. I tak niezależnie od swego zapału, Już się nadaje tylko do odstrzału.

(fraszka wygłoszona przez Profesora Bogdana Walczaka 22 kwietnia 2013 r. w Sali Lubrańskiego UAM na Jubileuszu Jego 70. urodzin)

Jakub Wojtczak

Ksiądz Józef Szafnicki – proboszcz z kokanińskiej parafii

Ksiądz Józef Szafnicki (zdjęcie ze zbioru archiwalnego OSP w Kokaninie)

Celem niniejszego opracowania jest przybliżenie działalności księdza Józefa Bronisława Szafnickiego, proboszcza z Kokanina. Józef Szafnicki urodził się we wsi Drużbice w województwie łódzkim1 8 marca 1855 r. jako syn Mikołaja i Kunegundy z Jurczykowskich, małżonków Szafnickich. Miał dwóch braci – Dominika i Feliksa oraz dwie siostry – Władysławę i Helenę. Uczęszczał do gimnazjum w Piotrkowie, a następnie w 1873 r. wstąpił do seminarium duchownego we Wrocławiu, w którym ukończył cztery kursy. Wyróżniał się inteligencją i ogromną chęcią poszerzenia wiedzy. Jako alumn został wysłany do Akademii Duchownej w Petersburgu, gdzie otrzymał wyższe święcenia z rąk arcybiskupa Wincentego Teofila Popiela. W 1881 r. ukończył uczelnię ze stopniem magistra teologii2. Jego zdolności i predyspozycje doceniła władza duchowna, gdyż tego samego roku mianowano go profesorem seminarium we Włocławku. Z posady tej musiał dość szybko zrezygnować ze względów zdrowotnych. Rok później, tj. w 1882, został prefektem Szkoły Realnej rządowej we Włocławku. W 1884 objął takie samo stanowisko w gimnazjum kali-

1   Słownik geograficzny Królestwa Polskiego i innych krajów słowiańskich, t. 2, pod red. F. Sulimierskiego, B. Chlebowskiego, W. Walewskiego, Warszawa 1881, s. 173. 2   Informacje dotyczące ks. Szafnickiego sprzed objęcia probostwa w Kokaninie pochodzą

z: Słownik biograficzny Wielkopolski południowo-wschodniej – ziemi kaliskiej, t. 2, pod red. D. Wańki, Kalisz 2003.

59


Ksiądz Józef Szafnicki – proboszcz z kokanińskiej parafii

skim (męskim i żeńskim). W tym samym roku został członkiem Towarzystwa Zachęty Sztuk Pięknych w Królestwie Polskim3. W 1890 r. został proboszczem parafii Kokanin, a w 1897 mianowano go kanonikiem kolegiaty kaliskiej.

Rodzina Szafnickich. Zdjęcie z ok. 1870 roku. Od lewej: Józef Szafnicki w mundurku ucznia gimnazjum w Piotrkowie, Kunegunda z Jurczykowskich Szafnicka (matka), Dominik (brat), Mikołaj (ojciec), Władysława (siostra), Feliks (brat). Ze zbiorów Bolesława Szafnickiego

Historię objęcia probostwa oraz opis ówczesnego Kokanina przedstawia w swym pamiętniku Stanisław Poradowski (1880-1959), właściciel Niedźwiad – miejscowości sąsiadującej z Kokaninem. Jego znajomość z księdzem Szafnickim jest niepodważalna, toteż i opis tego wydarzenia należy uznać za wiarygodny. W tym czasie Kokanin był małą parafią liczącą zaledwie 500 dusz, a więc o proboszcza dla niej było trudno. Z samej parafii żaden proboszcz nie mógł się utrzymać. Dlatego byli tam proboszczowie czasem księża star  „Tydzień” 1884, R. 12, nr 50, s. 5.

3

60

si, którzy już mieli trochę swoich kapitałów i z procentów mogli tam żyć. W tych warunkach parafia była zapuszczona. Przed ks. Szafnickim był tam proboszczem ksiądz staruszek, który mnie czasem częstował jabłkiem, kanonik Tyszkowski. Jest pochowany w Kokaninie. W roku 1880 spalił się drewniany kościół w Kokaninie, podobno zabytkowy. Chłopi nie chcieli wcale ratować, tak że nawet rekwizyty kościelne jak szaty i naczynia zostały zniszczone. Podobno pożar zaczął się od uderzenia pioruna i dlatego była ta absencja przy ratowaniu. Po tym wystawiono małą kapliczkę pod lipą z prawej strony kościoła. Kościół zaczęto odbudowywać bardzo wolno, ze składek. Przez zły dach mury zaciekały i wilgoć się wdarła, która jest do dnia dzisiejszego. W 1888 roku umarł stary proboszcz i otworzono nowy kościół. Bez sufitu i ołtarza. Postawiono stół i zawieszono obraz św. Rozali czy jakiś inny, tam ustawiono katafalk z dawnym proboszczem. Na pogrzeb przyjechało bardzo wielu księży, bo był to zasłużony kanonik. Zdaje się, że także był biskup na pogrzebie. Po pogrzebie biskup nikogo nie mógł namówić do objęcia tej parafii. Dopiero ksiądz Szafnicki sam się zgłosił uważając, że jako prefekt ma utrzymanie w Kaliszu, a parafia będzie tylko dodatkiem. W parafii tej nic nie było oprócz zawilgoconych murów nowego kościoła. Ksiądz Szafnicki wziął się energicznie do rozbudowy i wszystko, co jest obecnie w Kokaninie wokół kościoła i plebani, także Golgota i ogrodzenie cmentarza, jest zasługą księdza Szafnickiego. Mało tego, w czasie kiedy szkoły polskie były zakazane przez Rosjan, ksiądz Szafnicki utrzymywał na plebani szkołę i nauczyciela. Sam poświęcał zawsze kilka godzin na naukę religii w kościele, a przy tej okazji uczył chłopców historii Polski. Miał jednak i swoje słabości, mianowicie spodziewał się, że zostanie biskupem. Ale gdy nadeszła okazja, księża puścili o nim plotki i złe świadectwo dotarło do papieża, gdyż wybrał kogoś innego. Księża nie lubili ks. Szafnickiego, bo był dla nich zbyt surowy. Sam nie grał w karty, nie lubił się bawić, a pilnował kościoła i spraw kościelnych i narodowych. Więc też wśród księży nie miał miru. Jeszcze bardziej byli na niego gniewni, gdyż z parafii św. Józefa oderwał parafię na Rypinku, a z parafii św. Mikołaja też dużą część. I z parafii Dobrzeckiej


Przegląd Wielkopolski ● 2013 ● 4(102)

znowu ulice wchodzące w skład miasta Kalisza jak T. Kościuszki i inne4.

Rzeczywiście w 1881 r. spalił się drewniany kościół w Kokaninie. Informuje o tym zdarzeniu wpis przy akcie zgonu księdza Kazimierza Tyszkowskiego: „Zarządzał parafią Kokanin od roku 1872. Za jego zarządu spalił się od uderzenia pioruna kościół (6 lipca 1881) drewniany po-Jezuicki 1753 zbudowany”5.

Do jego pierwszych działań zaliczyć należy dokończenie budowy kościoła. Jak wspomina Poradowski, ksiądz Tyszkowski spoczywał na katafalku otoczonym gołymi murami. Wzniesienie dachu, dzwonnicy, a także urządzenie probostwa – to pierwsze zadania, jakie wyznaczył sobie Szafnicki. Po kilku latach pracy na probostwie był inicjatorem utworzenia Ochotniczej Straży Pożarnej w Kokaninie i w Pawłówku. Wybudował także szkołę i założył orkiestrę7. Ksiądz Szafnicki nie „spoczął na laurach” po remoncie kościoła. Bardzo ważnym punktem w jego posłudze duszpasterskiej było nauczanie. Oprócz wykładów, jakie miał w gimnazjum kaliskim, zajął się także edukacją wiernych ze swojej parafii i nie tylko. W pamiętniku Poradowskiego czytamy: […] w czasie kiedy szkoły polskie były zakazane przez Rosjan, ksiądz Szafnicki utrzymywał na plebani szkołę i nauczyciela. Sam poświęcał zawsze kilka godzin na naukę religii w kościele, a przy tej okazji uczył chłopców historii Polski.

Ksiądz Szafnicki z ministrantami z Kokanina (zdjęcie ze zbioru Bolesława Szafnickiego)

Co do jego spodziewanej nominacji na biskupa, o czym pisze Poradowski, nie możemy już być tego w stu procentach pewni. Jedynie w tych pamiętnikach jest o tym mowa. Pewnym jest natomiast fakt, że ksiądz Szafnicki objął zapuszczoną parafię6, leżącą około siedmiu kilometrów od Kalisza i postanowił własnymi siłami przywrócić jej świetność.

Odnowił tradycję, która przynosiła chlubę tej małej miejscowości od prawie stu lat. Mianowicie Kokanin był swego czasu bardzo ważnym miejscem pielgrzymowania w Wielkopolsce. Kiedy w latach 30. XIX wieku w Kaliszu wybuchła zaraza, ludność miejska udała się na pielgrzymkę właśnie do Kokanina, prosić świętą Rozalię (orędowniczkę chroniącą od zarazy8 oraz patronkę parafii, której obraz znajduje się do dnia dzisiejszego w ołtarzu bocznym kokanińskiego kościoła) o wstawiennictwo i przywrócenie zdrowia. Tak też się stało. Ci, którzy dotarli do świątyni kokanińskiej, wyzdrowieli9. Pielgrzymowanie miało miejsce jeszcze w latach 30. XX wieku. Ksiądz Szafnicki, widząc potencjał, jaki drzemie w jego parafii (a trzeba przypomnieć, iż Kokanin leży na trasie Kalisz – Licheń), dodał jej blasku, budując golgotę.

S. Poradowski, Pamiętnik [niepubl.], w zbiorach rodziny.   Księga zgonów parafii Kokanin, rok 1889 (brak stron). 6   Pierwszy wpis z nazwiskiem ks. Szafnickiego z parafii Kokanin pochodzi z 4 lutego 1890 r. 7   D. Wańka, Szafnicki Józef Bronisław [w:] Słownik biograficzny Wielkopolski..., s. 213. 8   Brewiarz. Światło w mroku – www.brewiarz.katolik.pl/czytelnia/swieci/09-04b.php3 [dostęp: 24.03.2013]. 9   Garść wiadomości o Kalwarji w Kokaninie, „ABC Kaliskie” 1933, nr 227, s. 1. 4 5

61


Ksiądz Józef Szafnicki – proboszcz z kokanińskiej parafii

Zadbał również o cmentarz. W ulotce Garść wiadomości o Kalwarji w Kokaninie dodawanej do „Gazety Kaliskiej” z 1933 r. znajdujemy ciekawy opis: Dochodząc do Kokanina, kompanja kaliska zatrzymuje się zwykle na t. zw. Kalwarji kokanińskiej, leżącej nad szosą obok cmentarza grzebalnego, gdzie w skupieniu ducha odprawia Drogę Krzyżową. Nie od rzeczy będzie więc podać kilka szczegółów o powstaniu i znaczeniu tego dość oryginalnego miejsca. Urządzenie Kalwarji zawdzięcza Kokanin śp. Ks. Prałatowi Józefowi Szafnickiemu, długoletniemu prefektowi Kalisza, ówczesnemu proboszczowi par. Kokanin, który niedościgniony był w pomysłach tworzenia urządzeń, które miały za cel pomagać do utwierdzania i umacniania zasad wiary. Dziś tak głośny system t. zw. nauki poglądowej stosował dawno już przed wojną w swej parafji ten dzielny kapłan. Jednym ze środków tego rodzaju nauki była właśnie Kalwarja. W czasie swych podróży zagranicę widział ks. Szafnicki wiele tego rodzaju urządzeń, które nasunęły mu myśl utworzenia takiej golgoty również i w swojej parafii. Wziął się zatem do dzieła i stworzył miniaturę tego co widział10.

Obszerny opis tego, co można było zobaczyć na cmentarzu w Kokaninie, znajdziemy w dalszej części przywołanej wyżej ulotki. Mowa o drewnianym kościółku, stacjach Męki Pańskiej, rzeźbach przypominających życie Jezusa, trzech krzyżach czy pelikanie będącym alegorią Chrystusa Eucharystycznego, z których część zachowała się do dnia dzisiejszego. Co ciekawe, ksiądz Szafnicki na każdej alejce na cmentarzu rozsypał także piasek przywieziony z Ziemi Świętej. Pleban kokaniński, oprócz odbudowy swojej parafii, zajął się także wspomnianą już wcześniej budową kościoła św. Gotarda na Ry-

pinku w Kaliszu. Szafnicki nie był inicjatorem budowy nowej świątyni, a jedynie kontynuował prace już rozpoczęte: Gdy w 1906 r. Rypinek, decyzją cara, przyłączono do Kalisza, okazała się ona niewystarczającą dla ciągle zwiększającej się liczby mieszkańców. Dawny, ludowy zabytek postanowiono rozebrać, a na jego miejscu powstał neogotycki, murowany kościół. Inicjatorem tego przedsięwzięcia był ksiądz kanonik Franciszek Juttner. Dzieło z trudem kontynuował ks. Kanonik Józef Bronisław Szafnicki. Budowa trwała kilka lat11.

Dzielił więc czas pomiędzy swoją parafię a nową świątynię na Rypinku. W tym miejscu chciałbym wspomnieć o kontaktach księdza z wyznawcami religii mojżeszowej. Anna Tabaka i Maciej Błachowicz przytaczają wspomnienia pana Mieczysława Machowicza, który twierdził, iż ksiądz Szafnicki „znakomicie znał język hebrajski, a także religię mojżeszową. Podobno sami Żydzi pełni byli podziwu i zdumienia, skąd kapłan katolicki tak dobrze zna ich język, zwyczaje i religię”12. Podobno dzięki staraniom Szafnickiego kaliscy Żydzi pomogli przy budowie katolickiej świątyni. Ksiądz Szafnicki utrzymywał także kontakt z wieloma osobistościami związanymi z ziemią kaliską. Pierwszą osobą, o której chciałbym wspomnieć, jest Stefan Giller, polski powieściopisarz, dramaturg, poeta i tłumacz rodem z Opatówka pod Kaliszem13. Niezwykle interesujący jest artykuł autorstwa Gillera poświęcony księdzu Szafnickiemu, przy okazji objęcia przez niego godności kanonika kolegiaty kaliskiej w 1897 r. Opatowianin wspomina tamże objęcie przez Szafnickiego probostwa w Kokaninie, trud, jaki włożył w budowę kościoła i edukację parafian. Nie dziwi więc wystawiona przez autora artykułu opinia o księdzu Szafnickim: „Tacy kapłani, jak ksiądz Szaf-

Ibidem.   Zob. też: Parafia św. Gotarda w Kaliszu, www.parafiagotarda.pl/index.php?option=com_content&view=article&id=28&Itemid=38 [dostęp: 24.03.2013]. 12   A. Tabaka, M. Błachowicz, Żydzi – Polacy, jak było naprawdę? (fragment), fzp.salon24. 10 11

pl/282218,zydzi-polacy-jak-bylo-naprawde-fragment [dostęp: 24.03.2013].

13   Biografię S. Gillera można znaleźć na stronie internetowej Gminnej Biblioteki Publicznej im. Braci Gillerów w Opatówku: J. Miluśka, Stefan Giller (1833-1918), http://www.biblioteka.opatowek.pl/ opatowianie/stefan-giller.html [dostęp: 24.03.2013].

62


Przegląd Wielkopolski ● 2013 ● 4(102)

nicki, są zarówno ozdobą, jak dźwignią społeczeństwa, są to żywe karyatydy, które utrzymują, podnoszą i rozwijają najżywotniejsze i najidealniejsze zarazem budowy społeczne, t. j. kościół i naród”14. W dorobku Gillera można także znaleźć wiersz, w którym wspomina kokanińskiego proboszcza: Aż dziwno wszem było, Jak się to zrobiło Jak prędko świątynia skończona Kamienne wyroby Dębowe ozdoby I cała przepięknie oszklona. Lecz ksiądz kanonik Szafnicki nie powie Co przeszedł skąd zdrowie Kto siły oddawał w potrzebie Bo za to zapłata… Nie z tego tu świata Bo za to zapłata tam w Niebie15.

Znajomość z opatowianinem jest niepodważalna, choćby ze względu na zachowaną do naszych czasów korespondencję księdza Szafnickiego ze Stefanem Gillerem16. Braterska przyjaźń zakończyła się wraz ze śmiercią Stefana, który zmarł w styczniu 1918 r. Ksiądz Szafnicki współpracował z Józefem Tadeuszem Balukiewiczem (1831-1907)17, malarzem, nauczycielem rysunków w Szkole Realnej w Kaliszu. Artysta ten zasłynął przede wszystkim ze swoich obrazów historycznych. Do dnia dzisiejszego jego dzieła można oglądać w kaliskich świątyniach. Balukiewicz na zlecenie Szafnickiego, o czym wspomina Jadwiga Miluśka, miał wykonać obrazy na podstawie książek z księgozbioru Stefana Gillera z Opatówka18. Część z tych obrazów znalazła się w spuściźnie po księdzu Szafnickim19.

Niedużo, bo zaledwie cztery kilometry dzieli Kokanin od Russowa – rodzinnej miejscowości Marii Dąbrowskiej. Patrząc na daty, w jakich oboje żyli, czy nie można przypuszczać, iż Dąbrowska znała osobiście Szafnickiego? Co więcej, czy autorka nie opisała jego osoby w którymś ze swoich dzieł? Taka hipoteza, co prawda miła dla uszu, bez jakiegokolwiek potwierdzenia nie spotka się z akceptacją. W tym miejscu należy wspomnieć o Dzienniku Marii Dąbrowskiej, w którym to autorka wspomina, że Antonina Semerau-Siemiątkowska w osobie księdza Komodzińskiego, jednego z bohaterów Nocy i dni, rozpoznała postać księdza Szafnickiego20. W przypisach do Dzienników możemy dowiedzieć się trochę więcej na temat bohatera powieści: Ksiądz Komodziński – proboszcz z Małocina w Nocach i Dniach, występujący w części 1 Wiatru w oczy; wykształcony, rubaszny, dziwak, ale „złoty człowiek”; podczas wesela Wikty Kolańszczanki i Stefana Olczaka toczy słynną dyskusję z Agnieszką i wkrótce umiera; najbardziej pozytywna z pośród licznych postaci księży w twórczości Dąbrowskiej („ten Komodziński jest wyjątkiem” – mówi pani Barbara)21.

W serialu Noce i dnie wyreżyserowanym przez Jerzego Antczaka, w odcinkach dziewiątym i dziesiątym, pojawia się ksiądz Komodziński, w którego wcielił się aktor filmowy i teatralny Mieczysław Milecki22. Wspomniana wyżej Antonina Semerau-Siemiątkowska była żoną Mściwoja, lekarza, członka PAU i jednego z ojców polskiej kardiologii, a także córką Leona Hulewicza, o którym Szafnicki napisał wspomnienie pośmiertne w „Gazecie Kali-

S. Giller (Stefan z Opatówka), Ksiądz Józef Szafnicki, „Gazeta Kaliska” 1897, nr 5, s. 3.   Pełna treść wiersza Historia rypinkowskiego kościoła dostępna online na stronie internetowej Gminnej Biblioteki Publicznej im. Braci Gillerów w Opatówku: http://www.biblioteka.opatowek.pl/literatura/stefan-january-giller/historia-rypinkowskiego-kosciola.html [dostęp: 24.03.2013]. 16   Nieznana korespondencja rodziny Gillerów, oprac. J. Miluśka, Kalisz 2001, s. 163. 17   Zob. też: E. Andrysiak, Józef Tadeusz Balukiewicz (1831-1907), www.info.kalisz.pl/biograf/balukiew.htm [dostęp: 24.03.2013]. 18   Nieznana korespondencja…, s. 219. 19   K. Masło, Nieznane pamiątki, „Goniec Kaliski” 1923, nr 205, s. 2. 20   M. Dąbrowska, Dzienniki, t. 1, Warszawa 1988, s. 5. 21   Ibidem, s. 6. 22   Noce i dnie, www.filmpolski.pl/fp/index.php/124203 [dostęp: 24.03.2013]. 14

15

63


Ksiądz Józef Szafnicki – proboszcz z kokanińskiej parafii

skiej”23. Hulewicz był właścicielem Kokanina. Szafnicki poprzez znajomość z nim miał więc z pewnością styczność z jego rodziną, do której należeli m.in. wybitny architekt Zygmunt Gorgolewski, wspomniani Semerau-Siemiątkowscy, rodzina Ilińskich czy Witold i Jerzy Hulewiczowie24. Ksiądz Szafnicki współpracował także z „Gazetą Kaliską”, pismem zarówno politycznym, jak i ekonomicznym i społecznym, do której napisał kilka artykułów. W 1901 r. został wymieniony w spisie stałych współpracowników redakcji25. Warto tutaj, idąc za Haliną Tumolską, wspomnieć o znaczeniu księży z zaboru rosyjskiego piszących na łamach „Gazety Kaliskiej”:

szach kaliszan, gdyż byłoby to dla mnie pociechą, że źle przedstawiono Najdostojniejszemu Pasterzowi dyecezyi moje zamiary w głoszeniu nauk w kollegiacie. Przedstawiono też Ks. Biskupowi, że cały Kalisz mnie nienawidzi: młodzież, rodzice i służba cała… Tymczasem, dzięki Bogu, nie jest tak źle i z czasem będzie lepiej, gdyż fałsz jakby mgła ustąpi, a słońce prawdy się ukaże…28

Z treści listu można się domyślać, że zapewne kazania głoszone w okresie strajku przez księdza Szafnickiego spowodowały represje władz, które doprowadziły do pogorszenia jego stanu zdrowia.

Wśród korespondentów i współpracowników prasy kaliskiej było wielu księży, którzy służyli głosem opiniotwórczym, zabierając głos w ważnych kwestiach społecznych i moralnych, a niektórzy, uzdolnieni literacko, nadsyłali swoje utwory beletrystyczne. Rola, jaką odegrali w lokalnym środowisku bliska była tej, którą spełniali księża polscy w sąsiadującym zaborze pruskim („Kościół i Naród”)26.

Powróćmy jeszcze na chwilę do kwestii nauczycielstwa w życiorysie księdza Szafnickiego. Jak pisze J. Wadowska, Szafnicki cieszył się niezwykłym szacunkiem uczniów, wynikającym z jego dobrego usposobienia27. W dodatku bronił ich przed surowymi represjami władzy szkolnej, co w oczach uczniów było niezwykle cennym przymiotem. Można ponadto doszukiwać się związku pomiędzy strajkiem szkolnym, który wybuchł w Kaliszu na początku 1905 r., a osobą księdza Szafnickiego. Pisał on do Stefana Gillera list pełen żalu i przygnębienia: Daj Boże, aby prawdy Chrystusowe, przeze mnie niegodnego głoszone, przyjęły się w du-

Tablica nagrobna księży Tyszkowskiego i Szafnickiego na cmentarzu parafialnym w Kokaninie (zdjęcie ze zbiorów własnych)

Jednym z wychowanków księdza Szafnickiego był pierwszy Prezydent Rzeczypospolitej Polskiej Stanisław Wojciechowski. Kiedy 2 czerwca 1923 r. został mu nadany tytuł Honorowego Obywatela Miasta Kalisza, w swoim przemówieniu miał powiedzieć, iż „tutaj w gimnazjum kształcili mojego ducha tacy zacni ludzie jak prefekt ks. Szafnicki i nauczyciel języka polskiego Stefan z Opatówka”29. Po raz drugi Szafnicki został wspomniany przez

J. Szafnicki, Wspomnienie pośmiertne o Leonie Hulewiczu, „Gazeta Kaliska” 1911, nr 3, s. 2.   O powiązaniach rodzinnych Hulewiczów, a także o ich kokanińskim epizodzie pisze obszerniej A. Hulewicz-Feillowa, Rodem z Kościanek, Kraków 1988. 25   H. Tumolska, Kultura polityczna „małej ojczyzny” w świetle prasy kaliskiej (1870-1914), Poznań–Kalisz 2006, s. 36. 26   Ibidem, s. 79. 27   J. Wadowska, Nauczyciele średnich szkół Kalisza w latach 1864-1914, „Rocznik Kaliski” 1973, t. 6, s. 105. 28   Nieznana korespondencja…, s. 218. 29   J. Bielawski, Calisiana w filatelistyce, www.asnyk.kalisz.pl/CalwFil.htm [dostęp: 24.03.2013]. 23 24

64


Przegląd Wielkopolski ● 2013 ● 4(102)

Wojciechowskiego, kiedy ten przybył w tym samym roku na Zjazd Wychowanków Szkół Kaliskich. Prezydent zaznaczał wtedy, jak pisze Władysław Kościelniak, że „mimo obowiązującego języka rosyjskiego patriotyzm i polskość podtrzymywali tacy ludzie jak nauczyciel języka polskiego Stefan Giller i ksiądz Szafnicki, który głosił patriotyczne kazania”30. W 1906 r. Szafnicki ze względów zdrowotnych zrezygnował ze stanowiska prefekta szkół kaliskich. Zmarł 26 grudnia 1919 r. w Kokaninie, podczas zebrania parafialnego w sprawie kooperatywy31. Został pochowany na cmentarzu parafialnym w Kokaninie. Spoczywa obok swojego poprzednika, księdza Kazimierza Tyszkowskiego. W r. 2012 przypadała setna rocznica utworzenia Ochotniczej Straży Pożarnej w Kokaninie i w Pawłówku, których ojcem-założycielem

był właśnie ksiądz Szafnicki. Pamięć o nim jest wciąż żywa wśród mieszkańców tych dwóch wsi. Staraniem parafian udało się dotrzeć do potomków brata księdza Szafnickiego, którzy przybyli na uroczystości związane z powstanie OSP, i to właśnie oni, ku radości miejscowych, odsłonili tablicę pamiątkową poświęconą strażakom i swojemu wujowi. Jednakże prace na rzecz odnowy dorobku księdza społecznika, aby uchronić je od zapomnienia i przekazać kolejnym pokoleniom, trwają do dziś. Ksiądz Józef Szafnicki pozostawił po sobie również publikacje mające na celu edukację, nie tylko o charakterze religijnym, ale także etycznym i moralnym. Wśród jego dzieł znajdują się zarówno pozycje książkowe, jak i artykuły opublikowane na łamach „Gazety Kaliskiej”.

Bibliografia prac ks. J. Szafnickiego Publikacje książkowe Katechizm Katolicki większy, ułożony przez Ks. J.B.S, Warszawa 1887. Nauki majowe, które zebrał i głosił Ks. J.B.S., Warszawa 1891. Księga złotych myśli, zdań i maksym, t. 1, Kraków 1899. Księga złotych myśli, zdań i maksym, t. 2, Kraków 1899. Do pani Felicji, lub Marii Franciszki Kozłowskiej, trzydziestu trzech jej kapłanów i wszystkich katolików-Polaków przez ducha tej białogłowy opętanych, Kalisz 1908. O wychowaniu dzieci, Kalisz 1908. Chrystianizm i najważniejsze zagadnienia doby obecnej, t. 1, Warszawa 1911. Nauka mądrości chrześcijańskiej, Kalisz 1918.

Artykuły w „Gazecie Kaliskiej” Msza święta uczniowska w Kościele Panny Marii w Kaliszu, 1897, nr 83, s. 1. Ważne odkrycie, 1900, nr 116, s. 2. Podarunek dla moich parafian wiejskich: rzecz katechizmowa oparta na prawdziwej miłości Boga i Bliźniego, 1901, nr 204, s. 2. Wspomnienie pośmiertne o Leonie Hulewiczu, 1911, nr 3. Korespondentowi z Kalisza do „Kuriera Warszawskiego” (nr 38), 1911, nr 36, s. 2. Wieś Rypinek i kościół drewniany na górze rypinkowskiej, 1911, nr 79, s. 1-2. Z Rypinka pod Kaliszem, 1913, nr 103, s. 132. Kościół na Rypinku, 1913, nr 255, s. 2. 30   W. Kościelniak, Stanisław Wojciechowski – kaliszanin zapomniany [w:] idem, Wędrówki ze szkicownikiem. Felietony opublikowane w Ziemi Kaliskiej, I wyd. internetowe, Kalisz 2001, http://www.info. kalisz.pl/szkic/index.html [dostęp: 24.03.2013]. 31   Akta stanu cywilnego parafii rzymskokatolickiej w Kokaninie, parafia Kokanin, rok 1919, brak stron. 32   Podpisane: J.B.S.

65


Z WIELKOPOLSKI Florian Piasecki

Dzień Lasek 2013 W sobotę 14 września 2013 r. obchodziliśmy nasze święto – Dzień Lasek 2013. W tym uroczystym dniu Paweł Trzęsicki – prezes Towarzystwa Przyjaciół Lasek „LUKUS” powitał przybyłych szanownych gości: starostę kępińskiego Włodzimierza Mazurkiewicza oraz Marka Olesia – sekretarza i Czesława Kokota – członka Zarządu Powiatu z Kępna; wójta gminy Trzcinica Grzegorza Hadzika, Bożenę Henczycę – wójta gminy Perzów oraz przewodniczącego Rady Gminy wraz z radnymi, dyrektorów szkół, przedstawicieli stowarzyszeń regionalnych z powiatu kępińskiego i ościennych powiatów, zespół „Laskowianie” i mieszkańców sołectwa Laski. Sylwetki Zasłużonych Laskowian przedstawili: Joanna Rybark, Maria Woźnica i Paweł Trzęsicki. Zespół „Laskowianie” zaśpiewał kilka popularnych miejscowych pieśni. Następnie Florian Piasecki zaprezentował książkę Pamięć, nauka, praca. Głos w dyskusji zabrali: Włodzimierz Mazurkiewicz, Grzegorz Hadzik, Grzegorz Badowski, Bolesław Grobelny, Krystyna Macioszczyk, Bożena Henczyca i Zygmunt Podejma. Goście otrzymali pocztówkę z sylwetkami trzech Zasłużonych Laskowian oraz mogli uzupełnić wiedzę na przygotowanej wystawie okolicznościowej. Na zakończenie uroczystości prezes Towarzystwa Paweł Trzęsicki podziękował gościom za przybycie, zespołowi „Laskowianie” za śpiew i wszystkich obecnych zaprosił na bankiet. Podczas prezentacji książki F. Piasecki powiedział między innymi: Jesteśmy Stowarzyszeniem działającym głównie dla naszej wsi. Skupiamy członków pasjonatów nie tylko z Lasek, ale również 66

z Baranowa i sąsiednich wiosek. Naszą misją jest rozpoznawanie, ochrona i pokazywanie unikalnego dziedzictwa historii Lasek i najbliższej okolicy. Dziedzictwa sięgającego czasów prehistorycznych, wpisanego w przyrodę i życie tutejszych mieszkańców. Corocznie z szacunkiem docieramy do ludzi, którzy w dziejach naszej wsi poświęcili dla niej swój własny czas i w niekwestionowany sposób przyczynili się do jej rozwoju. Honorujemy ich tytułem Zasłużony Laskowianin, przyznawanym corocznie przez Walne Zgromadzenie Członków Towarzystwa LUKUS. W tym roku zajęliśmy się 90. rocznicą utworzenia Fundacji, która mocno związana była z Laskami. Kierowali nią wielcy Wielkopolanie, patrioci, ludzie związani z Poznaniem i Uniwersytetem Poznańskim. Dzisiaj z honorem wpisujemy ich do grona Zasłużonych Laskowian: prof. Heliodora Święcickiego, dr. Cyryla Ratajskiego i prof. Adama Wrzoska. Uczciliśmy ich chwilą ciszy. Cześć ich pamięci! Jesteśmy regionalistami. Myślenie regionalne to coś, co nie ginie. Gdy raz się pojawi, istnieje już zawsze. Dzisiaj wypełnił się czas jego materialnej realizacji. Znaleźli się autorzy książki, którzy dumnie podjęli wezwanie. Znalazł się sponsor – Zarząd Powiatu Kępińskiego, który ogłosił ofertę na realizację zadania publicznego. Zgłosiliśmy projekt wydania publikacji książkowej pt. Pamięć, nauka, praca, który po komisyjnej ocenie wszystkich projektów został zakwalifi-


Przegląd Wielkopolski ● 2013 ● 4(102)

kowany i otrzymał z powiatu potrzebne wsparcie finansowe. Dzisiaj z szacunkiem dziękujemy staroście i zarządowi naszego powiatu oraz wójtowi gminy Trzcinica za wsparcie. Tradycyjnie zaplanowaliśmy wydanie książki, która stanie się podstawowym źródłem wiedzy o Fundacji „Nauka i Praca” im. rektora prof. Heliodora Święcickiego. Wybranie i opracowanie tak ważnego fragmentu dziejów Lasek było dla autorów książki Łukasza Kamieńskiego i Pawła Trzęsickiego oraz naszych członków Towarzystwa ważne i od dawna oczekiwane. Książka ta nikogo nie zawiedzie, a wręcz zachęci do ponownego jej przeczytania.

Nasza publikacja ma na celu udowodnienie tezy, że na pracę społeczną i ofiarność dla dobra Polski i Polaków jest zawsze dobry czas, bez względu na sytuację polityczną i gospodarczą. Godna pochwały i naśladowania jest postawa poznańskiej elity społecznej i finansowej, która u progu niepodległości kładła mocne fundamenty pod rozwój Wielkopolski w ramach odrodzonej Rzeczpospolitej. Przed blisko stu laty poznańscy przedsiębiorcy, lekarze i naukowcy potrafili wspólnie działać na rzecz rozwoju wykształconego społeczeństwa obywatelskiego.

Magdalena Biniaś-Szkopek

Wystawa Przez Wielkopolskę do Paryża (Kórnik, 25 marca; Paryż, 1 października; Poznań 14 listopada 2013 roku) Wystawa Przez Wielkopolskę do Paryża stworzona została w związku z obchodami 160 rocznicy urodzin Władysława Zamoyskiego. Ekspozycja prezentuje losy Polaków, którzy na różne sposoby związani z Wielkopolską, kończyli życie na emigracji, najczęściej w Paryżu. Wśród grupy wybranych osób, których biogramy przedstawiliśmy, znajdują się takie postaci jak Adam Jerzy Czartoryski, Adam Mickiewicz, Cyprian Kamil Norwid czy Fryderyk Chopin. Dodatkowo scharakteryzowane zostało całe środowisko związane z Kórnikiem oraz Gołuchowem: blisko związani z Hôtelem Lambert gen. Władysław Zamoyski, jego żona Jadwiga oraz syn Władysław, a także Klaudyna z Działyńskich Potocka oraz Jan Działyński i Izabela z Czartoryskich Działyńska. Nie zabrakło osób aktywnie walczących o wolność Polski w powstaniach narodowych, a także przedstawicieli polskich środowisk naukowych Wielkiej Emigracji. Ostatecznie powstały plansze, na których charakterystyka każdej postaci została wzbogacona fotografiami rycin oraz materiałów rękopiśmiennych (listów,

fragmentów wspomnień, rachunków itp.) spisanych ręką tychże, a znajdujących się w zbiorach Biblioteki Kórnickiej PAN oraz Biblioteki Polskiej w Paryżu. Wystawa polska została przygotowana we współpracy pracowników Biblioteki Kórnickiej PAN (Edyta Bątkiewicz, Magdalena Biniaś-Szkopek, Grzegorz Kubacki) z pracownikami Stowarzyszenia Multiples Regards (Hanna Zaworonko-Olejniczak) oraz Fundacji TRES na czele z Wojciechem Olejniczakiem oraz Agnieszką Juraszczyk, która przygotowała projekt graficzny, natomiast całość projektu sfinansowała Fundacja „Zakłady Kórnickie”. 25 marca 2013 r. uroczystym wernisażem otwarliśmy wystawę w zamku w Kórniku. Już wtedy podjęta była decyzja o zaprezentowaniu wyników tych prac w Paryżu. W czasie, kiedy polskie tablice przeniesione zostały do Muzeum Narodowego Rolnictwa i Przemysłu Rolno-Spożywczego w Szreniawie, dla potrzeb prezentacji francuskiej wydrukowano plansze stanowiące kopię rodzimej wersji. W ścisłą współpracę z Biblioteką Kórnicką PAN włączyło się 67


Wystawa Przez Wielkopolskę do Paryża

Towarzystwo Opieki nad Grobami Polskimi w Paryżu, które szczególnie aktywnie reprezentowała p. Barbara Kłosowicz-Krzewicka. Wśród prezentowanych na planszach osób pojawiły się cztery nowe: Józef Alojzy Reitzenheim, Leon Stempowski, Jan Szymański oraz Andrzej Bitner – wszystkie powiązane z inicjatywą opieki nad grobami Polaków pochowanych na paryskich i podparyskich cmentarzach. Otwarcie wystawy w Paryżu zaplanowane zostało na 1 października 2013 r. Tematyką zainteresowana była przede wszystkim Biblioteka Polska, gdyż charakter ich zbiorów w pełni odpowiada prezentowanym w ramach tematyki ekspozycji treściom. Jej pracownicy włączyli się przede wszystkim w przygotowanie materiałów do gablot, których przedstawienie miało urozmaicić informacje zawarte na planszach. Udostępniono przede wszystkich pierwsze, często unikatowe wydania dzieł Adama Mickiewicza, Juliana Ursyna Niemcewicza oraz Cypriana Kamila Norwida. Nie zabrakło również naukowych prac autorstwa Józefa Hoene-Wrońskiego oraz Joachima Lelewela. Wśród wystawionych dzieł znalazły się również prace o życiu Klaudyny z Działyńskich Potockiej oraz o Juliuszu Słowackim, a także ozdobne wydawnictwa źródeł publikowanych przez Tytusa Działyńskiego oraz jego syna Jana. Wystawa została złożona w godzinach porannych 1 października, natomiast jej uroczystą inaugurację zaplanowano na godzinę 19.00. Impreza otwarcia, z uwagi na ograniczoną ilość miejsc, przewidziana była jedynie dla osób zaproszonych i miała charakter zamknięty. Jeszcze przed wyznaczoną godziną pierwsi goście przybywali oglądać plansze i zbiory udostępnione w gablotach. W sali przeznaczonej na otwarcie zebrało się ponad 70 osób. Gości powitała prof. Maria Delaperrière, reprezentująca Narodowy Instytut Języków i Cywilizacji Wschodu (INALCO) oraz sekretarz generalny Towarzystwa Historyczno-Literackiego w Paryżu. Pani Profesor przedstawiła genezę wystawy oraz wymieniła instytucje, które były zaangażowane w jej przygotowanie, równocześnie wyraziła radość, iż takie inicjatywy mogą przypominać ważne elementy zarówno polskiej, jak i francuskiej historii, a także dzieje współpracy obu krajów. Przypomniała, 68

jak duże jest polskie dziedzictwo we Francji oraz podziękowała imiennie wszystkim zaangażowanym w powstanie wystawy. Następnie M. Delaperrière oddała głos dr Edycie Bątkiewicz, która w trakcie około 45-minutowego wystąpienia przedstawiła dzieje rodów Działyńskich i Zamoyskich na tle historii Polski i rodzącej się Wielkiej Emigracji. Sylwetki Tytusa i Jana Działyńskich oraz gen. Władysława Zamoyskiego, jego żony Jadwigi z Działyńskich oraz ich syna Władysława stanowiły trzon prezentacji. W wykładzie poświęcono dużo uwagi tematyce związanej z powstaniem Biblioteki Kórnickiej, a także z genezą Fundacji „Zakłady Kórnickie”. Część wykładowa uzupełniona była przygotowaną we współpracy z Fundacją TRES prezentacją graficzną, bogatą w materiały fotograficzne ze zbiorów Biblioteki Kórnickiej. Całość spotkała się z dużym zainteresowaniem zebranej publiczności. Po wykładzie prof. M. Delaperrière podziękowała za wystąpienie i zaprosiła zebranych do zwiedzania wystawy. Po wystawie osoby zainteresowane oprowadzała dr Magdalena Biniaś-Szkopek. Wielu spośród zwiedzających zadawało dodatkowe pytania i prosiło o wyjaśnienie różnych kwestii związanych z relacjami polsko-francuskimi w XIX i na początku XX w. Wśród zebranych gości wystawę podziwiali m.in. Magdalena Ryszkowska – wicekonsul RP do spraw polonijnych, Andrzej Niewęgłowski – członek Rady Towarzystwa Historyczno-Literackiego, Antoine Paszkiewicz – prezes Towarzystwa Chopinowskiego (Société Chopin), Piotr Daszkiewicz reprezentujący Musée d’Histoire Naturelle, Anna Czarnocka – kustosz zbiorów artystycznych Biblioteki Polskiej, Magdalena Głodek – kierownik ich czytelni, Christian Charlet – konserwator cmentarzy paryskich. Wśród zwiedzających pojawili się również dziennikarze, fotografowie, a także reprezentanci różnych środowisk naukowych i artystycznych Paryża. Oprócz Polaków mieszkających na stałe we Francji wystawę zwiedziło wielu Francuzów zainteresowanych prezentowaną tematyką. Po obejrzeniu ekspozycji na gości czekała symboliczna lampka wina, a także catering w postaci lekkich przekąsek i ciast. Imprezę zakończono w patio Biblioteki Polskiej w Paryżu. Do godziny 22.00 trwały jeszcze roz-


Przegląd Wielkopolski ● 2013 ● 4(102)

mowy i powroty do sali wystawowej w celu udzielania osobom zainteresowanym kolejnych wyjaśnień. Pani M. Ryszkowska wyraziła zainteresowanie prezentacją wystawy również w innych instytucjach naukowych i kulturalnych na terenie Francji, a także zobligowała się do nakłonienia szkół, w których uczą się Polacy, do obowiązkowego obejrzenia wystawy. Dla nauczycieli przygotowano rodzaj lekcji muzealnych w postaci krótkich opisów i pytań, które mogą zadawać uczniom w czasie oglądania kolejnych plansz. Z dniem 2 października ekspozycja uzyskała status wystawy z wolnym dostępem i od pracowników Biblioteki Polskiej uzyskaliśmy informację, iż cieszy się ona zainteresowaniem za-

równo naukowców, przybywających pracować do czytelni, jak i osób z zewnątrz, przychodzących na teren Biblioteki w celu jej zwiedzenia.

Anna Kokot

Szyfry z bieliźnianego sznura Opowiadanie, które zdobyło I miejsce podczas XIV Ogólnopolskiego Konkursu Literackiego im. Eugeniusza Paukszty „Małe ojczyzny – pogranicze kultur i regionów” – Psssyt! Cicho, kumochy rozbisurmanione! Jeszcze nas kto usłyszy i rabanu narobi okropnego na wieś całą! – odezwał się głos męski z prawej. – Już my jak myszki cichutko tu przy panu siedzim i ni głosu żadnego nie dajem – odpowiedział na to głos damski z lewej. – Kilka słów zawsze zamienić wypada, skoro już się tutaj tak spotkalim zgodnie – wyszeptały czyjeś usta, lekko karminową szminką pociągnięte. – O pogodzie można rzec wyrazów parę i jeszcze wymienić się przepisem na ciasto kruchutkie z rabarbarem kwaskowatym, ech! – No niech mnie dunder świśnie, baby rozgdakane! Ciągle tylko ko, ko, ko, jak w kurniku jakim, ciszy się tu nie da uświadczyć! Gęby rozdziawiły szeroko, jakby jakie cuda na kiju oglądały i trajkoczą jako te katarynki krakowskie. No niech wam murarz Józek usta zaraz zamuruje, bo nie wytrzymam ni chwili! – rozsierdził się głos męski z prawej i aż sapnął z wściekłości przeogromnej.

Dwie gaduły tymczasowo zamilkły zgodnie, nieco oburzone jego zrzędliwością nieustającą i wzrok wbiły w gąszcz przed sobą. Wszyscy siedzieli bowiem w chruśniaku malinowym sąsiadki nowej, w gęstwinie zieloności różowymi punktami owoców naznaczonej. No, w krzaczorach siedzieli właściwie, z kolanami przyciśniętymi do ziemi, z plecami pochylonymi nisko, jak najniżej. Podglądali sąsiadkę dziwaczną, rąbka jej tajemnicy próbując uchylić. Czekali na gest jej jakiś, który im wskazówką będzie, wiedzę jakowąś o niej samej przyniesie. Najpilniej przyglądali się sznurowi z praniem tej niewiasty, jakby jej gacie czy biustonosze, czarne lub białe, powieszone tam tego, a nie innego dnia, w tej, a nie innej kolejności, jakiś tajemny szyfr bieliźniany stanowić miały. Przywiodła ich do tego miejsca ciekawość przeogromna i wścibskość wszędobylska, wiedzieć chcieli wszystko i o wszystkich. Oto bowiem do wsi ich kobieta młoda się sprowadziła, z licem gładkim i kibicią soczystą zacnie, tajemnicza jakaś taka i nieodgadniona. 69


Szyfry z bieliźnianego sznura

Zamieszkała w starej chacie po świętej pamięci Zenku Piekarczyku, co to zmarł boleściwie lat temu kilka. Zuch to był chłopak, długo by gadać! Krajan to oddany, miłujący tutejsze łąki i pola kraciaste, co to mu były taką małą ojczyzną słodką, sercu najbliższą. To on uratował ich tożsamość tutejszą, bo przez lata walczył, by wieś ich do pobliskiego miasteczka nie została wcielona bezpowrotnie. A ile się nachodził po urzędach, ile napyskował takim i innym radnym, co to od ziewania za urzędniczym biurkiem chyba pomieszania zmysłów dostali, ho, ho! Gdy już walka na słowa z ciężarkami argumentów pomóc nie mogła, telewizję lokalną ściągnął do wsi ich zagrożonej i przed kamerami wypowiadał zdania nośne: „Ta wioseczka nasza rodzinna to dla mnie serce Polski jest przecie bijące. Skoro ojce nasze mieszkać tu lat temu wiele uradzili, to wiedzieli, że ich serca bić dla ojczyzny nie mogą w Krakowie, Warszawie czy Poznaniu. Tu one są zamontowane, a ich przeszczepy na inne tereny kraju rzadko się przyjmują. Tu nam zatem mieszkać trzeba, tym naszym swojskim oddychać powietrzem, tu żyć, pracować w pocie oraz znoju codziennym, a potem umierać, dając się pochować na naszym cmentarzyku. Tam sąsiad obok sąsiada karnie się kładzie w ziemi znajomej i nie narzeka ni słowem, bowiem od lat wielu darzy go szacunkiem ogromnym”. Tak Zenek Piekarczyk przed kamerami gadał, aż się łza w oku niejednym w ludziach zakręciła, gdy go wtedy słuchali, a potem jeszcze dodatkowo w telewizorach oglądali. Wygrał więc z urzędnikami sztywnymi batalię o wiejską wolność i niepodległość, za co sołtys mu potem na spotkaniu w świetlicy miejscowej długo dziękował, rękę ściskał, całował w policzki bez końca, bukiet kwiatów wręczając przeogromny. I odtąd Zenek Piekarczyk to była we wsi święta krowa taka, a czczona jak rzadko która, nawet patrząc na te indyjskie, hen, daleko! Jak zmarł – piękny pogrzeb mu ludziska we wsi urządziły, na znicze oraz wieńce ze wstążkami długaśnymi nie żałując. Gdy potem we wsi obchodzono święta jakieś państwowe czy narodowe, zawszeć się ludzie jeszcze dodatkowo przy jego grobie gromadzili, bo to Polak był według nich prawdziwy i szczery patriota lokalny. Bez odwiedzin przy 70

miejscu spoczynku jego ostatecznego – żaden 11 listopada, 3 maja czy 1 sierpnia nie byłby w ich oczach dostatecznie uczczony. Po śmierci dom jego stał niezamieszkany, za coś na kształt pomnika pamięci pozując wdzięcznie. Miejscowi przez jakiś czas zastanawiali się, czy rodzina jaka, a może też krewni dalsi nie zgłoszą się po nieruchomość przez zmarłego pozostawioną, ale miesiące mijały i nic się nie działo. Nikt obcy się przy domeczku nie kręcił, nikt nie wypytywał, nikt nieznajomy nie zasięgał języka. Niektórzy z miejscowych, co to większym wścibstwem od innych zawsze się popisywali – zastanawiali się, czy może była żona Piekarczyka po schedę mężowską do wiejskich wrót nie zapuka. Nie zapukała, bo i szansy na to nie miała. W ziemi od dwóch lat leżała bowiem, u św. Piotra polne drużki w niebiesiech wydeptując. We wsi tej o tym nie wiedzieli, bo i Zenek Piekarczyk nigdy o tym nie mówił, nie zwierzył się nikomu ze scen pożycia małżeńskiego. Wiejskie ludzie wiedzieli tylko, że jakąś żonę kiedyś miał, niektórzy ją nawet trochę pamiętali, jej twarz urodziwą i maniery miejskie. A potem on żonę porzucił, wyjechała więc gdzieś ze wsi nieboga, wstydem okryta sromotnym i słuch po niej zaginął. Co się z nią dalej działo? – nikt nie wiedział, choć przez jakiś czas plotki o niej krążyły różne: a to, że niby w ciąży była, a to, że nigdy ponoć z chłopem żadnym się nie związała, bo zawsze w jej sercu ten mąż jedyny pozostał wyrzeźbiony. Ot, taka gadanina miejscowych, co to czasami tylko pletli – byle co pleść. Nowa mieszkanka domu po Piekarczyku-bohaterze uśmiechała się do sąsiadów wdzięcznie, oj, uśmiechała, ale co myślała w główce swojej jasnowłosej, każdy wiedzieć by chciał chętnie. I z sąsiadami w zgodzie żyła, rankiem pozdrawiała ich głosem czystym jak kryształ, a wieczorem żegnała z nutą wieczornego zamyślenia. Ale więcej nic o sobie powiedzieć nie chciała, nikt przy niej męża ni dziatek nie widział kroczących, więc plotki gorące po wsi poszły, że może ona tu polować będzie na chłopa jakiego majętnego, co to jej złote góry naobiecuje, na traktorze pod płot jej z hukiem wielkim zajedzie i o rękę poprosi. – Ej, głupia toż ona ci, głupia, jeśli tutaj dziada do ołtarza wyhaczyć planuje! – gdaka-


Przegląd Wielkopolski ● 2013 ● 4(102)

ły baby wiejskie, podśmiewując się z dziewczyny jawnie a złośliwie. – Lepiej by jakiego miastowego gdzieś poznała, bo tu u nas chłopoki są fajne, ale bidne jak szczury kościelne. Sami jeno patrzą, by jaką bogatą sponsorkę poderwać i całe życie nie robić nic cięższego od kiwania palcem w bucie – perorowały, z rękami ciasno na piersiach założonymi, a w domu płakały ich malutkie dziatki i mleko kipiało z garów kuchennych. – Toć ci niemoralnym, by taka młoda dziewucha po wsi się naszej panoszyła, chłopów naszych bałamuciła wdziękami babskimi, po naszą własność małżeńską rękę chciwą wyciągając – przepowiadała babina inna. – Jak się dobrze zakręci, to jak raz jeden z drugim pod pierzynę jej wskoczą – tak że zaraz z brzuchem chodzić będzie olbrzymiastym i kłuć nas nim w oczy poczciwe. Taka dziewucha to ciepła chłopskiego spragniona, nogi uchyli szeroko a zapraszająco, a ci tylko – hyc, hyc na nią, skoki w górę i w dół z nią wspólnie zrobią, a za parę miesięcy ta w chusteczkę będzie chlipała, że bękarta urodzi nieślubnego, że tego, że śmego… – Widzieliście te jej włoski jaśniutkie, pukielki zakręcone, czesane pewnie sto razy grzebieniem w lewą i prawą stronę? – pytała kumoszka inna, niedobór własnych włosów pod chustką kwiecistą ukrywająca. – Kogo ona chce oszukać, nas może, stare wygi? Przecie to pewnik, że perukę jaką przypina do łba głupiego albo może jakieś treski, dopinki na głowie pustej sztukuje. A włosy te jej to nic takiego rewelacyjnego przecie, pewnie je co cztery tygodnie chemicznie farbuje, pieniądze tylko tracąc po próżnicy, miast uczciwe życie prowadzić z tym, co Pan Bóg na głowie nam wyznaczył hodować. – Dziwne to, ludziska, że żaden chłopina dotąd na jej kibić kształtną nie poleciał w te pędy, bo przecie wizualnie niczego jej nie brakuje i felerami zewnętrznymi w oczy nie bodzie boleśnie – zastanawiał się głośno sołtys Tadzik. – Coś musi być z babskiem tym nie tak, coś musi być nie tak… I dowiedzieć się muszę prawdy, bom przecie pan na tej ziemi naszej, patronuję jej dobrobytowi, strzegę przed zepsuciem, chronię przez niebezpieczeństwami maści przeróżnej.

Tak oto ludziska po wsi gadały, sprawy swoje rodzinne zaniedbując okrutnie. Spokoju im bowiem nie dawała nowa mieszkanka chałupy Zenkowej, tak im w głowach namąciła tym pojawieniem się tutaj swoim niespodziewanym, tyle niepokoju dziwacznego w dusze ich wlała. Zali było czego się z jej strony obawiać? A może ona w gusła wierzyła jakie pradawne, licho na ich wieś podstępem sprowadzając w zaklęciach tajemnych? A dyć i tak być przecie mogło! Mało to słyszeli o wiedźmach uroki czyniących, które znienacka całe wsie na tamten świat odesłały w konwulsjach przedśmiertnych, rechocząc przy tym szkaradnie? Może ta dziewka to diaboliczne nasienie? Może pacierza porannego zaniedbuje i czary voodoo rozsiewa po chałupie, może jakie laleczki nakłuwa szpilkami, ból na niewinne dusze ludzkie sprowadzając? I oglądając się ukradkiem, krzyże kreślili na czołach ludziska wystraszone, drżące jak osiki, z przerażeniem w poczciwych oczach. Już i z proboszczem miejscowym się namawiali, by jakie egzorcyzmy nad dziewką odprawił, a przynajmniej pokropił ją i całe obejście Zenkowego domu wodą święconą, która by one szatańskie Mefistofelesy oraz Belzebuby z granic wsi ich wygnać mogła. Proboszcz na egzorcyzmy zgodzić się żadne nie chciał, za dużo pozwoleń biskupich by na to zdobywać musiał, ale wody święconej dziewczynie hożej nie skąpił, bo też wdzięcznie się ona prezentowała w bluzeczce cieniutkiej z rękawkami krótkimi, gdy ją skropił obficie hojnym gestem kapłana. Zaraz to się zapłoniła, rumiane policzki dostała, a bluzeczka bawełniana wyglądała tak, jakby na miss mokrego podkoszulka dzieweczka kandydowała. Proboszcz ucieszył się z działania nadzwyczajnego wody swej święconej, gospodyni zaczerwienionej ślicznie pobłogosławił jeszcze z ochotą, a potem wyszedł sprężystym krokiem z domostwa tego, jakby mu z piętnaście lat ubyło. Uśmiechał się do siebie i kiwał głową z aprobatą: jakie to cuda ziemskie Pan Bóg dobry oraz łaskawy do życia powołuje, urody im nie żałując, amen! Dzień za dniem mijał, już i pół roku przeszło, a wieś nadal niewiele o nowej mieszkance Zenkowej chaty wiedziała. Kilkoro najśmielszych spośród gawiedzi uradziło zatem, że in71


Szyfry z bieliźnianego sznura

nym sposobem tajemnice z dziewki onej wydobędzie. I już tylko rozwiązania szukali na jej język krótki a powściągliwy, którym nic wypaplać o sobie nie chciała, choć podpytywali ją wytrwale: a to w kościelnej kruchcie, a to w sklepie na rogu, koło wierzby płaczącej, a to wprost na drodze, gdy szybkim krokiem przechodziła tamtędy zdyszana. Ona jednak jakby na supeł język zawiązała. Zapytana o życie prywatne, o rodziców czy rodzeństwo – uśmiechała się promiennie, kilka słów nic niewyjaśniających pytającemu oferowała, kłaniała się nisko i już jej nie było. Trzask prask – znikała jak poranna mgła. Już i kumoszki w jej łaski wejść próbowały, przyjaciółkami jej chciały zostać tajemnymi a oddanymi, ale ona kontaktów z nimi nie szukała i zwierzać się im najwyraźniej nie zamierzała. Własnymi ścieżkami chadzała, w zasadzie rzadko światu zewnętrznemu postać swą ukazując. Najczęściej siedziała w domu – tak podpatrzyli ludzie wścibskie, bo ni widu jej było we wsi, ni słychu. Zastanawiali się więc, co ona sama, sameńka w czterech ścianach robi, bo to przecie z takiej samotności nic dobrego nie wynika. Tylko głupie myśli jakie przychodzą, co to potem trudno je odpędzić. Chłopy wiejskie to żartowały nawet wulgarnie, że pewnie zabawia się ona tam ze sobą, aż iskry jej idą spod spódnicy rozpalonej, ale to było tylko takie ich chłopskie gadanie. Pogadali, pogadali, pobajdurzyli, wypalili kilka papierosów koślawych i rozchodzili się do swoich chałup, pod pantofel żoniny. Aż razu jednego sołtys Tadzieniek wpadł na pomysł pokraczny, żeby ją z krzaków malin, tych przy jej domu rosnących, podglądać przez czas jakiś i zwyczaje jej poznać osobiste. A najpilniej polecił sznur z suszącą się bielizną dziewuchy tajemniczej obserwować. Po tych suszących się na nich fidrygałkach bawełnianych gotów poznać stan cywilny oraz poczynania seksualne dziewoi. Jak uradził, tak też zrobiono. Tadzieniek pierwszy zgłosił się do misji owej, bo tak mu podpowiadała nie tylko wiejska ciekawość, ale i poczucie odpowiedzialności względem wsi całej. Dosztukował do swojej drużyny obserwacyjnej jeszcze ze dwie kumoszki wścibskie, co to gotowe klęczeć w mokrej ziemi, w malinowych krzakach przyczajone, z podrapanymi rękami i brudnymi od ziemi licami przywiędłymi. Baby nie posiadały się 72

z radości, że im taka robota zaszczytna w udziale przypadła i dziękowały sołtysowi wylewnie za okazane zaufanie. On się od ich wdzięczności, pochlebstw oraz komplementów jak od much jakowyś obrzydliwych opędzał, ale w głębi ducha spożywał je z namaszczeniem – jakby komunię świętą do serca przyjmował. Szybko obmyślił z babinkami co i jak, plany do etapu realizacji gładko doprowadzając. I tak czatowali wspólnie, w krzakach malinowych schowani, wiadomości ukrytych w suszącej się na sznurze bieliźnie wyglądając. Rozczarowanie okrutne ich jednak szybko dopadło, gdyż rozwiązłości żadnej łopoczącej na wietrze nie ujrzeli. Dziewucha owa raz w tygodniu pranie swych majteczek i staniczków urządzała, na dzień ten sobotę wyznaczając. Szczypczykami klamerek tylko barchanowe, ciepłe majtaski przypinała do linek i biustonosze pobożne w kształcie, powyciągane jeno nieco ze starości i przyszarzałe. Nie zauważyli nigdy suszenia jakiś stringów plugawych, z dziurką nieprzyzwoitą sprzedawanych, majteczek ażurowych i podejrzanie mięciutkich, fig damskich przeźroczystych tu i ówdzie, tam czy siam czy staniczków kuszących, do grzechu tylko namawiających, spustoszenie w umysłach ludzkich czyniących. Czasami kołysały się na wietrze dwie skarpetki czarne, rozmiar 38, co je dziewka na nogi swe potem wciskała, bo widzieli, jak ganiała w nich z prędkością błyskawicy po sprawunki czy na mszę do kościoła. W niczym im te skarpetki nie podpadły, nic podejrzanego w sobie nie miały, bujały się wraz z wiatrem w przód i w tył, w lewo i prawo, aż wyschły zupełnie i ręka dziewczyny zabierała je ze sobą do wnętrza domu. „Żeby tak zobaczyć na sznurze gaciory jakie męskie, bokserki wyliniałe na tyłku, przepalone fizjologią facecią w kroku! – marzył w krzakach malin sołtys Tadzinek. – Zaraz by się awanturę z dziewoją wszczęło jaką, że tylko sodomę i gomorę do wsi przynosi, moralności naszej świętej nie przestrzega, praw odwiecznych nie szanuje! – wzdychał tęsknie. – Cała wieś by ją od razu otoczyła wespół i na spytki wzięła. Już by się ona nam nie wywinęła sianem, oj nie, nie! Gadać jak na spowiedzi by musiała, prawdę by na swój temat wyśpie-


Przegląd Wielkopolski ● 2013 ● 4(102)

wała, zataić by niczego nie mogła. Od razu byśmy wszytko o niej wiedzieli i nie musieli po krzakach przesiadywać godzinami, ryzykując złapaniem wilka z zimna oraz reumatyzmu w udach straszliwego. Opowiedziała by się przed nami z życia swego całego, losy wyjawiła. I przed Bogiem przysięgę by złożyć musiała, żeś ci ona panna, co to nigdy wcześniej męża nie miała. Nie będzie nam tu bowiem we wsi mieszkać niecnota jaka, co to rozwódką być może albo w separacjach jakich żyje belzebubicznych. To by tylko na wieś całą sprowadziło gniew Opatrzności straszny, plagi jakieś okrutne, cierpienia ludzi i zwierząt gospodarskich, nędzę piszczącą jak dziecko małe, porzucone”. Sołtys Tadzinek dobrze we wsi powierzonej swojej opiece gospodarzył, ziomków swoich okolicznych szanował i o zdanie przy podejmowaniu decyzji pytał, ale i wadę miał nieprzyjemną. Choć gospodarskich podopiecznych ruszyć nie dał, złego słowa o nich nie powiedział, to obcych bał się okrutnie, nie wiedząc, co z ich ręki spotkać go może. Podobne jak on odczucia i pozostali mieszkańcy wsi mieli, wrogo przyjmując wszelką odmienność oraz różne zwyczaje. Uczuciem wielkim darzyli raczej tylko swoją małą ojczyznę, ziemię własną i sąsiada bliskiego, na inne krainy ojczyźniane spoglądając z trwogą. Kulturę swoją z dziada pradziada przekazywaną, z pokolenia na pokolenie wędrującą, hołubili i wielbili, cudzej kultury nieciekawi raczej i często jej niechętni. Drżeli przed nowinkami miastowymi, przed wynalazkami cywilizacyjnymi, które by ich z tej symbiozy z małą ojczyzną wyswobodziły, choć nie stronili przecie od komputerów, internetów, telefonów komórkowych i nowiutkich samochodów wielkości przeciętnej stodoły. Tworzyli hermetyczne środowisko swojaków, kisili się we własnej zupie autorskich przekonań i prawd. Wydawało się im, że bezpieczni są tylko tu, między sobą, a tam gdzieś, het, za ostatnią miedzą, rozpościera się groźna Kraina Inności. Kto tylko podejdzie zbyt blisko pod granice wsi ich rodzinnej, ten życiem ryzykuje, bowiem kraina odmienna wyssać ich może z rodzimej ziemi i przymusić do zamieszkania na ichnim terenie. A co tam ich czeka? „Toż to już lepsza śmierć byłaby jaka, nawet

w bólu straszliwym i cierpieniu niewyobrażalnym, od mieszkania gdzieś daleko” – tak gadali ludziska, jak im ten temat kto zaproponował, choć niechętnie i z wyraźnym ociąganiem wypowiadali słowa opiniami będące. Dziewucha samowystarczalna, co to z wsią całą integrować się nie chciała, solą im w oku była, agresję w nich wyzwalając dziwną taką. Bo i obca wciąż była, choć żyła czas już jakiś pośród nich, oddychała tym samym powietrzem, kupowała jedzenie święte w tym samym sklepie i chodziła do tego samego kościoła. Jak ją mieli przyjąć jako jedną z nich, skoro nie żyła identycznie jak oni: rodziny żadnej nie założyła, tak to chyba ufoludki tylko marsjańskie jakie czynią! Łono jej puste pozostawało, z brzuchem wzdętym stanem błogosławionym dziewięć miesięcy nie chodziła, dzieciaka przy piersi żadnego nie trzymała. Co z niej za kobieta, czy to jeszcze baba jest prawdziwa taka? Przecie to nie od dziś wiadomo, że baba bez macierzyństwa w obłęd popada skrajny, z szatanem w ekstazie łączy swe członki, od ludzi coraz bardziej stroni, demony na wieś całą sprowadza bezustannie. Taką to lepiej od razu ze wsi przepędzić, wychłostać przykładnie dla wyabstrahowania z niej diabła jakiego, a modlić się przy tym głośno, a zawodzić okrutnie, zdrowaśkami się okładając dla bezpieczeństwa osiągnięcia zbawienia swej duszy ludzkiej ułomnej. Krzaki malin naprzeciwko Zenkowego domu wciąż dodatkowe, obserwujące oczy miały, a właściciele owych oczu w zasadzie już zwątpili w powodzenie swej akcji. Aż tu nagle jednego dnia na sznurze pełnym suszącej się bielizny dziwaczne jakieś majtki obaczyli. Mniejsze były od tych barchanów przaśnych dziewoi tajemniczej, jakimiś obrazkami miniaturowymi wymalowane. Jakie jednak? Z daleka dojrzeć nie mogli. Umówili się zatem, że jedna z obserwatorek podejdzie cichutko pod sznur na wietrze powiewający i zobaczy, jaki to na majtasach onych wzorek jest namalowany. Podbiegła jedna baba na paluszkach do majteczek i stworki jakieś na nich zobaczyła. Podrapała się w głowę tylko, zafrasowała, a potem powróciła do swych towarzyszy wścibstwa, stacjonujących w malinach. – To Myszka Miki – odpowiedziała szybko, robiąc wielkie, zdziwione oczy. 73


Szyfry z bieliźnianego sznura

– Jaka myszka, kumoszko, coś ci się w głowie pomieszało! – rozzłościł się sołtys Tadzinek, pukając się przy tym znacząco w głowę. – Aleć ja wiem, co mówię! – oburzyła się baba, ciut już zirytowana niewiedzą sołtysa. – To dziecięce gacie z Myszką Miki, postacią z bajki takiej dobranockowej! Dziatki to moje oglądały, jak małe były. Tadzinek rozpromienił się szybko na te słowa zrozumiałe dla utrudzonej jego głowy i pokiwał nią uczenie. – Tak, tak, toż my tu przecie złego słowa o sąsiadce nie mówimy! Teraz tylko pomyślunek czeka nas taki: skoro gacie są dziecięce, to gdzie jest dziecko? – sołtys zawiesił znacząco głos swój pytający, spoglądając w twarze dwóch kobiet. – Ta nasza dziewucha przecie po wsi sama chodzi zawsze, żaden bachor do spódnicy jej się nie czepia. Możeć więc ona w tej chałupie swojej nieślubne dziecko jakie ukrywa pokątnie? Grzech to byłby śmiertelny przecie! Tak nam nic nie powiedzieć, nie zwierzyć się ze zmartwienia swego, nie szukać wśród poczciwych ludzi wiejskich porady i pociechy jakowejś! Oj, oj, nieładnie! Odtąd wywiad Tadzikowy polował na mityczną postać dziecka. Czatował przy chałupie Zenkowej dzień i noc, byle co zobaczyć, byle co podpatrzeć. Krzaki malin pod domem tajemniczej dziewuchy wyraźnie ożyły, zasilane ciekawością szaloną. Wciąż się ruszały, dyskutowały, szeptały, kłóciły się, spierały i jednały, byle tylko dowiedzieć się wreszcie czegoś konkretnego o sytuacji onej. A gdy już mieszkańcy krzaków (bo wiejska trójka wywiadowcza nieomal w nich regularnie mieszkała) wiarę w powodzenie swojej misji do cna stracili, razu jednego przed domem Zenkowym dziewuszkę jakowąś mizerną zobaczyli. Już ci ona była licha, że aż strach serce ściskał. Drobna niezdrowo, bledziutka oraz chudziutka, powykręcana na całym ciele okrutnie jakoś. I na wózku inwalidzkim jeszcze siedziała, ni śmiejąc się, ni płacząc. No litości, ludziska, taka ona smutna była, a w odrętwieniu takim katatonicznym. Dziewucha z Piekarczykowego domu wciąż przy niej jeno skakała, a to soczku jakiego dawała, a to jedzenie w papce zaoferowała, zabawki pokazywała kolorowe a skaczące i śpiewające, cuda takie wyprawiające. A ta mała nic, 74

jeno siedziała tylko. I trwała tak w tym stuporze zaciętym, w tym bezruchu, tak do dziecięcego zachowania niepodobnym. Zrozumieli wnet podglądacze, do kogo należały majteczki miniaturowe z Myszką Miki bajkową. I wstyd im się jakoś zrobiło i markotno jakoś. Toż to chore dziecko, a czego innego się przecie spodziewali, sensacji czy dewiacji seksualnych, jakiegoś skandalu wielkiego wiejskiego. Pożałowali małej, co to taka sztywna w swym wózku na kółkach statycznie trwała tyle godzin i pomóc jej jakoś postanowili. Sołtys Tadzinek w zmowie z resztą wsi na tajne zebranie do świetlicy się udał i oto co tam uradził z innymi wespół: kobitę z dzieckiem okaleczonym chorobą ratować trzeba – od samotności, od wykluczenia, od smutku wielkiego a nieuniknionego, co to ranka każdego na doświadczonego życiowo człowieka spada i w kajdany pesymizmu go zakuwa. Obmyślili ludziska wiejskie, że zabawę wesolutką dla dzieci w świetlicy urządzą i mieszkanki Zenkowego domu na nią zaproszą. Poczęstują małą maleńką watą cukrową na patyku, baloniki do rączek krzywieńkich wetkną kolorowe, to może się otworzy nieco i uśmiechnie ździebko do życia wkoło. Jak postanowili – tak też zrobili: w najbliższą sobotę impreza była u nich w świetlicy ludowa, śmichy, chichy głośne i trele-morele. A po duszyczkę, bidulkę jedną na wózku oraz dziewczynę tajemniczą iść miał proboszcz miejscowy, jako siła perswazji przeogromna oraz autorytet lokalny. Długo on z domu Zenkowego nie wychodził, już ludziska wiejskie myślały, że nic u dumnej nieznajomej nie wskóra, a tu ich niespodzianka czekała. Ksiądz proboszcz wyszedł w końcu dostojnym krokiem z mrocznych wnętrz domostwa i cudu dokonał. Prowadził oto ostrożnie wózek z kruszynką skamieniałą, a za nimi dziewczyna zalękniona wędrowała, ze wzrokiem w ziemię wbitym, spłoszona wyraźnie. Ludziska przed tym niecodziennym pochodem z drogi ustępowali, szemrali jeno tylko coś między sobą i łokciami się trącali znacząco. A gdy wszyscy znaleźli się wewnątrz świetlicy kolorowej, przystrojonej wycinanymi z papieru ozdobami i kwiatami polnymi, cisza jakaś przejmująca zapadła. Nawet dzieci rozdokazywane umilkły znienacka, popatrując tylko olbrzymimi oczy-


Przegląd Wielkopolski ● 2013 ● 4(102)

ma na dziewczynkę nieruchomą, na jej twarz martwą i ciało powykręcane. Proboszcz – jako najbardziej z nich nawykły do wystąpień publicznych oraz przemawiania oficjalnego, w te odezwał się słowa: – Parafianie moi mili, owieczki pod opieką moją niegodną będące! Odwiedziłem ja dziś parafiankę naszą młodą, co to tyle czasu na uboczu wsi żyła, bólu doświadczając oraz samotności ponurej… – tu proboszcz powiódł wzrokiem srogim po tłumie zebranym. Poczekał, aż ci najbardziej nawet hardzi wzrok opuszczą, do winy się poczuwając. – Ja sam także nie mam czystego sumienia, nie zorientowałem się w porę, że pomóc mogę bliźniemu oraz wesprzeć ofiarnie – tu proboszcz uderzył się mocno w piersi, aż zadudniło. – Przyjąć ją życzliwie do kręgu naszej małej ojczyzny musicie, ugościć paradnie, przytulić do serca mocno, pocieszyć. Bo też i ta nasza nowa parafianka to córka jest naszego bohatera wiejskiego wielkiego, Zenka Piekarczyka! – ostatnie słowa proboszcz prawie wykrzyknął, aż dreszcze przebiegły po plecach parafian zasłuchanych. Szmer się podniósł w kątach świetlicy, ludzie gały na wierzch wybałuszyli, histerycznie się dziwując: toż to sensacja była niemała! Zenek Piekarczyk miał córkę?! A zatem nie z niczego się wzięły owe plotki, że nim żonę z chałupy wygnał, dzieciaka jej zmajstrował. Potem zaś puścił z torbami, zostawił podle z brzuchem i jako bohater wiejski do końca swych dni urzędował. To się ludziom w głowach nie mieściło, taka tajemnica mroczna bohatera ich ludowego! A oni tak go poważali, tak szanowali, pilnie słuchali głosu jego, choć on drugą twarz ukrywał głęboko! Skurczybyk jeden, tak ich wykiwał strasznie, tak oszukał, żerując na ich uczuciu wdzięczności najszczerszej! Bolała ich duma wiejska, oj, bolała! Ale to nie koniec był tych rewelacji proboszczowych. Jeszcze inne miał w zanadrzu. – Ta oto córka Zenkowa – tu wskazał na stojącą w ogniu zawstydzenia dziewczynę – nigdy więc ojca nie poznała, bo matka zdradzić jej nie chciała, kogo tym niegodnym dlań mianem nazywać powinna. Wiedziała bowiem była Zenkowa żona, jakim on poważaniem się cieszył we wsi naszej. Wizerunku więc jego publicznego burzyć nie chciała. Dopiero przed

śmiercią prawdę córze wyjawiła, by spokoju duszy w wiecznej szczęśliwości zaznać. Za późno już jednak było, za późno! Ojciec nie żył już od lat kilku i córka szansy na spotkanie z nim nie miała. Przynajmniej nie na tym świecie, na tym łez padole. Pomyślała jednak dziewczyna, że skoro taka fama chodzi, że on taki dobry był, taki szanowany, także i ona co dobrego uczynić by mogła. Adoptowała więc z domu dziecka chorą dziewczynkę, bidulkę taką, co to nikt inny jej kąta własnego zaoferować nie raczył. I przyjechały do wsi naszej, a my tu zamiast podjąć je chlebem i solą, krzywdy wyrządzone przez ojca niecnotę naprawić, tylko patrzyliśmy na nie z założonymi rękami, ni ciepłym słowem sierot nie otulając. Nie ma co mówić, ludziska wiejskie zawstydziła ta proboszczowa przemowa, ale także do refleksji pewnych przywiodła: oto choć bohater Zenek wieś ich przed zatraceniem zupełnym uratował, nie potrafił uratować jednak związku ze swoją córką, gdy rozpadło się z jego winy małżeństwo. Zapomniał o niej, jak o gazecie wczorajszej, w kąt odłożonej. Nie był ci on taki święty, za jakiego uchodził. Ale ta Zenkowa córa na zgorzkniałą mścicielkę nie wyrosła, pomsty za swoją krzywdę we wsi nie szukała, tylko jeszcze wspomóc chciała dziewczynkę bolejącą, co to szansy na własną rodzinę nie miała. Toż to teraz ich sąsiadka, kumoszka najbliższa w tej ich małej ojczyźnie wiejskiej mieszkająca. Nie po krwi im ona bliska, ale po ziemi miejscowej a drogiej. Odtąd jako swoją ją przyjęli, ową Zenkową dziewczynę odważną i jej córeczkę przyszywaną. I to one na nowe bohaterki wsi wyrosły, ludziska poznali je bliżej i polubili ogromnie. Krajanki to ich przecie były, swojskie one. Zastygła dotąd w martwocie twarzyczka dziewczynki na wózku przybrała zaś jakiś nowy wyraz: nie smutek na niej był, ale wewnętrzna radość, co jak światło przebijała przez dziecięcą skórę. Promyczki jej jasne barwiły lico dziecięcia rumieńcem szczęścia. Pośród grudek tej ziemi odnalazła bezcenny skarb miłości, w którym uczucie matki kochającej stopione było z życzliwą akceptacją lokalnej społeczności. Szyfry z bieliźnianego sznura zostały prawidłowo odkodowane. 75


Z PÓŁKI WIELKOPOLANINA Marceli Kosman

Gerard Labuda, Pierwsze wieki monarchii piastowskiej, Wydawnictwo Nauka i Innowacje, Poznań 2012, ss. 345 Przed trzema laty, kiedy w Auli Uniwersyteckiej odbywała się inauguracja nowego roku akademickiego 2010/2011 na poznańskiej Alma Mater, w swym domu przy ulicy Kanclerskiej odszedł na zawsze w 94 roku życia Gerard Labuda, od 1936 r. student, profesor i rektor tej uczelni (w latach 1962-1965). Wiadomość dotarła do zgromadzonych po zakończeniu uroczystości wraz z napisanym kilka dni wcześniej listem do Jego Magnificencji, zawierającym usprawiedliwienie z niemożności uczestnictwa w tym spotkaniu ze względu na stan zdrowia. Był to list pożegnalny, zawierał bowiem również informację o przygotowaniu Autora do dalekiej drogi, którą życzył sobie zakończyć na trwałe w swej Małej Ojczyźnie, na cmentarzu w kaszubskim Luzinie, miejscowości, w której przed kilkudziesięciu laty uczęszczał do szkoły podstawowej, a z którą do ostatnich swych dni był serdecznie związany. Pod koniec poprzedniego dnia do poznańskiego wydawnictwa dotarły z łódzkiej drukarni egzemplarze ostatniej – jak się miało okazać – książki, której Autor za życia zobaczyć nie zdołał: Próba nowej systematyki i nowej interpretacji źródeł historycznych z posłowiem. Ale od dnia 1 października 2010 r. rozpoczął się nowy etap w naukowej biografii Gerarda Labudy – życie po życiu, a to dzięki powiększaniu imponującego dorobku bibliograficznego poprzez kolejne wydania wcześniejszych dzieł. Szereg ten zapoczątkowało, u progu swej działalności, funkcjonujące przy Uniwersytecie im. Adama Mickiewicza Wydawnictwo Nauka 76

i Innowacje starannie wydaną książką pod tytułem Pierwsze wieki monarchii piastowskiej. Tytuł został nadany w kręgu uczniów – kontynuatorów dzieła Mistrza, na edycję bowiem składają się dwa zeszyty z pierwszego tomu popularnonaukowej serii „Dzieje narodu i państwa polskiego” Krajowej Agencji Wydawniczej: Pierwsze państwo polskie (Kraków 1989, nr 2) oraz Korona i infuła. Od monarchii do


Przegląd Wielkopolski ● 2013 ● 4(102)

poliarchii (Kraków 1996, nr 3). Obecna wersja przypomina najwybitniejszego badacza początków polskiej państwowości, który swe dociekania nad nimi rozpoczął jeszcze jako student w Poznaniu przed 1939 r. i kontynuował podczas okupacji na Kielecczyźnie, kiedy przygotował pierwszą – zaginioną podczas wojny – wersję rozprawy habilitacyjnej (odtworzył ją po powrocie w 1945 r. do miasta nad Wartą) Studia nad początkami państwa polskiego (Poznań 1946), która stała się od razu klasyczną pozycją polskiej mediewistyki, a młodemu autorowi dała miejsce w trójce poznańskich badaczy średniowiecza (obok Kazimierza Tymienieckiego i przybyłego z Wilna Henryka Łowmiańskiego), wspartej przez twórcę polskiej archeologii Józefa Kostrzewskiego. W liczącym około 2 tysiące pozycji wykazie publikacji (opublikowanym na 90-lecie urodzin w księdze Naukowe dzieło Profesora Gerarda Labudy) czasy wczesnopiastowskie, z Wielkopolską jako pierwszym centrum państwowości, zajmują miejsce poczesne, do nich badacz często wracał, również w końcowych latach długiego i pracowitego życia. Wspomniane dzieło doczekało się po kilku dziesięcioleciach drugiego, znacznie poszerzonego wydania (2 tomy), a w zamiarach badacza znajdowała się kolejna pomnożona edycja. Nic więc dziwnego, że o opracowanie dwóch początkowych zeszytów z serii „Dzieje narodu i państwa polskiego” jej naukowi redaktorzy poprosili w swoim czasie właśnie poznańskiego polihistora, a kiedy go zabrakło, uczniowie – sami legitymujący się tytułami profesorskimi – wystąpili z inicjatywą ich wznowienia w jednym obszernym tomie o pierwszych wiekach monarchii piastowskiej. Publikację, która ukazała się w dwa lata po śmierci Labudy, otwiera Wprowadzenie pióra jednego z seniorów polskiej historiografii, Henryka Samsonowicza, który pisze w pierwszych zdaniach: „Trudno przecenić dorobek Gerarda Labudy, jego wszechstronny wkład w poznawanie przeszłości Polski, jej miejsce na arenie europejskiej, jej ustrój, gospodarkę, a szczególnie w odtwarzanie najdawniejszych kart jej historii. Dzięki temu Uczonemu z rozrzuconych, niejasnych fragmentów dziejowych możemy

odtwarzać spójny obraz naszych początków, obraz nie tylko pełniejszy, szerszy niż ukazywany w dotychczasowych dziełach, lecz także inspirujący do dalszych dociekań”. Do tego stopnia inspirujący – zauważmy – że niektórzy badacze dzisiejsi wysuwają tak karkołomne tezy jak ta, jakoby Mieszko mógł być... przybyszem w Wielkopolsce, pochodzącym z Wielkich Moraw. Zostawmy tę hipotezę na boku, kontentując się lekturą monografii Labudy o pierwszych Piastach. A wracając do Wprowadzenia, zacytujmy jeszcze kilka dalszych zdań: „Mało który z badaczy wczesnego średniowiecza potrafił tak znakomicie wzbogacić uzyskiwane informacje doborem źródeł, przede wszystkim pisanych, ale również językoznawczych i archeologicznych. Niewielu również znacząco wzbogaciło zasób wiadomości o dziejach środkowej Europy, przyswajając teksty zachodnioeuropejskie, ruskie, bizantyńskie, skandynawskie i arabskie. Dzięki temu nauka, nie tylko polska i badająca nie tylko przeszłość naszych ziem, lecz także obszarów zamieszkałych przez różnych sąsiadów, uzyskała znacznie lepszy ogląd wielu zagadnień...” Wśród potomnych, po wiek XX, trwały dyskusje co do „pierwszeństwa” Gniezna czy Poznania. Oczywiście pozbawione są one uzasadnienia, jeśli używa się tu w dzisiejszym znaczeniu określenia „stolica”, a jeśli już koniecznie szukamy odpowiedzi, to wiele wskazuje na to, że początki wyszły z pierwszego z tych grodów. W tym też kierunku szły rozważania Gerarda Labudy. Ale wystarczy sięgnąć do tytułu pokonferencyjnej publikacji z 2007 r. Tu się Polska zaczęła – tu, czyli w ścisłej Wielkopolsce. Część pierwsza prezentowanej książki składa się z trzech rozdziałów (Polska i jej pierwsza dynastia, W świetle historii źródłowej, Jak powstało pierwsze państwo Piastów?) i zamyka epilogiem na temat zaburzeń społecznych i reakcji pogańskiej po śmierci Bolesława Chrobrego. Na wstępie do części drugiej, poświęconej okresowi 1034-1138, z układem również trójdzielnym (O politycznym biegu wydarzeń, O ustroju gospodarczym i społecznym, O Kościele, kulturze i narodzie), Autor przypo77


Gerard Labuda, Pierwsze wieki monarchii piastowskiej

mina powszechnie znane wydarzenia z dziejów politycznych oraz zwraca uwagę na pozostające w ich cieniu – ale ściśle z nimi powiązane – procesy gospodarcze i społeczne. Stawia tu sześć wymagających odpowiedzi pytań dotyczących własności ziemi, poddaństwa chłopów, stanu rycerskiego, zaniku kultu pogańskiego i sukcesu chrześcijaństwa oraz powstania ogólnopolskiej świadomości narodowej. Na te wymagające ogromnego doświadczenia kwestie odpowiada po mistrzowsku, obrazowym językiem, w zwięzłej formie, a zarazem w oparciu o ogromną wiedzę wynikającą z półwiecznych doświadczeń historyka mediewisty. W trakcie niemal dwuwiekowych dziejów centrum władzy politycznej przeniosło się znad Warty do małopolskiego Krakowa, choć Władysław Herman i Bolesław Krzywousty swą główną siedzibę mieli w Płocku i w tamtejszej katedrze do dziś spoczywają. W zakończeniu Autor pisze o skutkach testamentu Bolesława Krzywoustego z 1138 r., jego wizji zrujnowanej przez hojnie przecież wyposażonych potomków, zderzeniu doskonałego zamysłu zachowania jedności państwa (władza zwierzchnia seniora) z rzeczywistością (dążenia odśrodkowe juniorów) i kończy zdaniem: „Taki był zamysł, ale między zamysłem a rze-

78

czywistością otworzyła się niebawem przepaść”. Konkluzja ta ma charakter ponadczasowy i odnosić się może również do dzisiejszych wizji polityków, a nawet mężów stanu. Obraz początków państwowości polskiej pióra Gerarda Labudy winien zająć trwałe miejsce w naszym piśmiennictwie historycznym zaadresowanym nie tylko do szerszych kręgów odbiorców, ale również jako wzorcowy w odniesieniu do pisarzy profesjonalnych. Nadmieńmy, że bezpośrednio po śmierci Autora ukazało się – obok licznych wspomnień – kilka poświęconych mu pozycji książkowych: Pro memoria. Gerard Labuda (19162010), Gdańsk–Wejherowo 2011; Początki państwa i Kościoła polskiego w badaniach Profesora Gerarda Labudy, Poznań 2011; G. Kasprzyk i M. Kraśnicka, Gerard Labuda – żeglarz na oceanie nauki, Luzino 2011. Na swego patrona obrało Profesora Studenckie Koło Naukowe przy Instytucie Historii UAM. Miejmy nadzieję, że swego Honorowego Obywatela, najznakomitszego polihistora w Wielkopolsce przełomu tysiącleci upamiętni również w nieodległej przyszłości miasto Pierwszych Piastów. Okazję ku temu stanowić będzie przypadająca za trzy lata setna rocznica Jego urodzin.


Przegląd Wielkopolski ● 2013 ● 4(102)

Summary Folk vision of the world in the Wojciechowo village – the analysis of the Polish Ethnographic Atlas materials This article presents some elements of the folk vision of the world that remained in the memory of the inhabitants of the Wojciechowo village in the District of Jarocin, collected in the beginning of the 1980s. The threads presented in the article are: folk cosmography, geography and meteorology; the world of plants and animals; spells, curses and folk demonology. The article is based on the archival materials of the Polish Ethnographic Atlas.

Huta Szklana as an heir of multiethnic identity Huta Szklana is the biggest Town in Krzyż Wielkopolski, Czarnkowsko-Trzcianecki district located in Greater Poland. In the beginning of XVIII century prince Jan Kazimierz Sapieha sold surrounding lands to Grzegorz Broks who was from Czech. The agreement was concluded with certain provision to build glassworks using nearby forests. During period of Prussian invader the Town was settled by germans who became a majority. As a result of migration the name of Town was changed for Glashütte. However polish name was restored after year 1945. Also new soviet immigrants were brought to the town. Huta Szklana’s economic has developed gradually by industrial objects built between 1965-1975 year, particularly in eastern part of town called Balkan. The most characteristic sacral building in Huta Szklana is church dedicated to the Mother of Bog of Częstochowa built in 1774 year as evangelical meeting house. On churchyard there’s belfry given tree bells, restored after II World War. Nowadays we can see brick school erected in 1868 year and old evangelical cemetery which functioned until 1908/1909 year. Also there’s over 360-year sessile durmast located in old school courtyard which was a symbol dawning at Huta Szklana coat of arms at the mid- XVIII century.

Noty o autorach Katarzyna Andrzejkowicz Ur. 1991, studentka etnologii i antropologii kulturowej na Uniwersytecie im. Adama Mickiewicza w Poznaniu. Zainteresowana historią i rozwojem gminy Krzyż Wlkp. oraz ruchami repatriacyjnymi na Ziemie Zachodnie. Magdalena Biniaś-Szkopek Adiunkt w Instytucie Historii Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu, specjalista ds. promocji w PAN Bibliotece Kórnickiej. W ramach zadań realizowanych w Bibliotece zajmuje się zagadnieniami z pogranicza promocji instytucji naukowych i zarządzania informacją, natomiast naukowo interesuje ją tematyka średniowiecza, szczególnie w zakresie rozwoju form kancelaryjnych oraz instytucji małżeństwa w księgach konsystorskich w XV w. 79


Noty o autorach

Agnieszka Dziemianko Ur. 1991, absolwentka etnologii i antropologii kulturowej oraz studentka japonistyki na Uniwersytecie im. Adama Mickiewicza w Poznaniu. Anna Kokot Ur. w Poznaniu, z wykształcenia politolog oraz dziennikarka. Debiutowała w piśmie „Protokół Kulturalny” w r. 1996 (Klub Literacki CK „Zamek”, obecnie Klub Literacki „Dąbrówka” w Poznaniu). Autorka wielu nagrodzonych tekstów eseistycznych poświęconych twórczości m.in. Aleksandra Świętochowskiego, Witolda Gombrowicza, Zbigniewa Herberta, Bolesława Leśmiana, Jana Pawła II, kard. Augusta Hlonda i Eugeniusza Paukszty. Drukowana w pismach literackich, prasie, książkach tematycznych i almanachach. Tłumaczona na język angielski i chiński. Regularnie pisze eseje i felietony do pism: „Protokół Kulturalny”, „Sosnart” i „Goniec Ziemi Wronieckiej”. Opowiadanie Szyfry z bieliźnianego sznura zdobyło I miejsce podczas tegorocznego XIV Ogólnopolskiego Konkursu Literackiego im. Eugeniusza Paukszty „Małe ojczyzny – pogranicze kultur i regionów” w Kargowej. Danuta Konieczka-Śliwińska Dr hab., pracownik naukowy Instytutu Historii Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu, zastępca redaktora naczelnego „Przeglądu Wielkopolskiego” Agata Krzyżowska Ur. 1988, studentka etnologii na Wydziale Etnologii i Nauk o Edukacji na Uniwersytecie Śląskim w Cieszynie. W centrum jej zainteresowań znajduje się tematyka kulturowego zróżnicowania Polski, jak również relikty kultury tradycyjnej funkcjonujące we współczesnym świecie. Krzysztof Lachs Ur. 1990, absolwent etnologii i antropologii kulturowej na Uniwersytecie im. Adama Mickiewicza w Poznaniu. Zainteresowany procesami globalizacyjnymi oraz psychologią kulturową. Agnieszka Pawłowska Absolwentka etnologii i studentka etnolingwistyki na Uniwersytecie im. Adama Mickiewicza w Poznaniu. Jakub Wojtczak Student III roku filologiczno-historycznych studiów środkowoeuropejskich na Uniwersytecie im. Adama Mickiewicza w Poznaniu. Członek Wielkopolskiego Towarzystwa Genealogicznego „Gniazdo”. Zajmuje się głównie genealogią rodzinną oraz historią regionalną.

80




Turn static files into dynamic content formats.

Create a flipbook
Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.