2
Widok piękny bez zastrzeżeń Fotografia tatrzańska Mieczysława Karłowicza
Polskie Wydawnict wo Muzyczne Kraków 2016
Koncepcja, wstęp, wybór zdjęć Justyna Nowicka Projekt okładki, opracowanie graficzne Witold Siemaszkiewicz Redakcja, kronika, przypisy, uzupełnienia podpisów pod zdjęciami Tatr Lesław Frączak Redaktor prowadzący Danuta Ambrożewicz
Partnerem wydania jest Centralny Ośrodek Turystyki Górskiej PTTK w Krakowie
Dofinansowano ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego
© Copyright by Polskie Wydawnictwo Muzyczne, Kraków, Poland 2016
ISBN 978-83-224-5002-4 PWM 20 764 Wydanie I. Printed in Poland 2016 Polskie Wydawnictwo Muzyczne
al. Krasińskiego 11a, 31-111 Kraków www.pwm.com.pl
Na okładce: Widok na część Wideł, Łomnicę i Durny z Jastrzębiej Turni, na s. 2: Staw Kołowy. na s. 6: Szczyt Batyżowiecki (z dol. Batyżowieckiej) [na śniegu Kl. Bachleda].
Spis treści
Justyna Nowicka Mieczysław Karłowicz jako fotograf. Wybrane konteksty 7 Mieczysław Karłowicz W ważnej sprawie 43 Mieczysław Karłowicz W jesiennym słońcu 53 Mieczysław Karłowicz Z wędrówek samotnych 79 Mariusz Zaruski Ostatnim śladem 121 Kronika ważniejszych wydarzeń z życia Mieczysława Karłowicza 133 Lektury i źródła cytatów 145 Fotografie i ilustracje 148
Teksty Mieczysława Karłowicza i Mariusza Zaruskiego zaczerpnięte zostały z publikacji Mieczysław Karłowicz w Tatrach, red. Jerzy Młodziejowski, PWM, Kraków 1968
5
6
J us t yna Nowi c ka
Mieczysław Karłowicz jako fotograf. Wybrane konteksty
B
yła zima, 8 lutego 1909 roku. Dzień podobno mglisty, choć są i inne wersje, przyzwoita pogoda do górskiej wspinaczki. Wielokrotnie historię tę potem opisywano – po kilku dniach, po miesiącach, ale także po latach, odwołując się do pamięci, emocji, wyobrażeń. Nieprawdopo” dobna, nie przeczuwana przez nikogo, a niewypowiedzianie smutna wieść odbiła się zimą 1909 roku głośnem echem po całej Polsce. Mieczysław Karłowicz, znakomity symfonista zginął w Tatrach, zasypany lawiną, u stóp Małego Kościelca. W piękny, słoneczny poranek [...] wyruszył – jak to często czynił – samotny na nartach w ukochane góry, aby dzień przeżyć wśród nich. Z wycieczki nie wrócił. Trzy dni później wydobyto zastygłe zwłoki ze śmiertelnego uścisku lawiny. Tak zeszedł z tego świata Mieczysław Karłowicz, sztuki polskiej kapłan nieskazitelny, jedna z najwspanialszych postaci, jaką taternictwo nasze kiedykolwiek wydało” – napisał Stefan Komornicki w przedmowie do wydawniczego arcydziełka, pierwszego wydania pism taternickich i zdjęć kompozytora z 1910 roku. Dramat prawdziwy, a język jakby z tragifarsy. Taka epoka. Zachowały się, jak wtedy mawiano, zdjęcia fotograficzne”, wykona” ne zaraz po odnalezieniu ciała, w miejscu gdzie ze wschodniego zbocza Małego Kościelca zeszła fatalna lawina. Czy Mieczysław Karłowicz chciałby stać się bohaterem takiego pośmiertnego spektaklu? Zapewne nie. A jednak już na zawsze leży w śniegu, widocznie posztywniały, z nienaturalnie odchyloną głową i dziwacznie ułożonymi rękami. W niedoskonałym i jakby przypadkowym kadrze, niegodnym jego nieomylnego smaku. Od zdjęcia trudno oderwać wzrok, choć jest w patrzeniu na martwe ciało coś nieprzyzwoitego. Początkowo tylko najlepiej przygotowani fotografowie zapuszczali się pomiędzy pokryte śniegiem szczyty. Jeszcze w połowie XIX wieku były to prawdziwe ekspedycje, a każde udane zdjęcie, każdy zdobyty z aparatem szczyt przechodził do historii. Pół wieku później, w czasach Karłowicza wystarczył solidny plecak i dobrej klasy sprzęt. Coraz popu-
Szczyt Batyżowiecki (z dol. Batyżowieckiej) [na śniegu Kl. Bachleda].
7
Ju st y na Nowick a
larniejsze narty ułatwiały przemieszczanie się po stokach. W lutym 1909 roku, kiedy powstawało pośmiertne zdjęcie kompozytora na lawinisku, fotografia była już zjawiskiem niemal demokratycznym. Fotografowano więcej i szybciej, a coraz lżejsze, wygodniejsze w transporcie aparaty nie zawsze dawały obraz tak precyzyjny, jak w dziełach pierwszych mistrzów. W Karłowiczowskiej spuściźnie jest co najmniej kilka bardzo udanych pejzaży zimowych – mocno kontrastowych, graficznych w ekspresji. Białe płaszcze gór, czarne akcenty wystających spod śniegu drzew. Oczywiście fotografowanie zimą w górach mogło być niebezpieczne. Ale tragiczny wypadek Karłowicza był pierwszym takim w historii taternictwa. Po odkopaniu ciała opuszczono podniesione ramiona, zdjęto okula” ry, które były nienaruszone, i plecak, z którego wydobyłem ów nieszczęsny aparat – pośrednią przyczynę śmierci kompozytora. W braku statywu wbiłem trzy kije narciarskie w śnieg, ustawiłem na nich aparat i zrobiłem zdjęcie jego ciała oraz uczestników wyprawy ratowniczej” – tak po latach wspominał ów dzień autor pośmiertnego zdjęcia Karłowicza Stanisław Barabasz, malarz, architekt, dokumentalista budownictwa ludowego na Podhalu i pionier narciarstwa w Tatrach. W aparacie Karłowicza znaleziono też dwa zdjęcia, które Barabasz potem wywołał: pierwsze przedstawia widok z Boczania na Giewont, drugie, ostatnie zdjęcie Karłowicza, wykonane chwilę przed śmiercią – oblodzone smreki na Hali Królowej. Oba przeciętnej jakości. Niewarte ceny, którą fotografowi przyszło za nie zapłacić. Trudno dokładnie ustalić, gdzie i kiedy Karłowicz zaczął fotografować, tym bardziej że większość jego spuścizny uległa zniszczeniu podczas Powstania Warszawskiego. Wiadomo, że do Zakopanego przyjeżdżał jako nastolatek, prawdopodobnie już wtedy z aparatem. O jego ostatnim użyciu dane są więcej niż precyzyjne. Mieczysław Karłowicz przy swoich ” upodobaniach, taternickich i narciarskich, był zapalonym fotografem. Będąc niezadowolonym z małego aparatu fotograficznego, który posiadał, sprawił sobie większy, na 13/18 cm, po którym wiele sobie obiecywał. Chcąc go wypróbować, wybrał się w dniu 8 lutego 1909 roku na Halę Gąsienicową, na nartach” – kontynuuje Barabasz. Koniec tej historii już znamy. Aparat przetrwał do naszych czasów w zbiorach Muzeum Tatrzańskiego, dwa nieszczególnie udane negatywy też. Zaczęło się ostrożne odgrzebywanie śniegu, aż pokazała się noga do ” kolana. To był najwięcej grozą przejmujący moment z całej akcji ratunkowej. Odkopano całe ciało, które było miękkie; wkoło niego znajdowała się na grubość ręki pusta przestrzeń. Widocznie wskutek ciepłoty ciała stajał 8
m iecz ysł aw k a r łow i c z ja ko f oto g r a f
śnieg”. Relacja Barabasza różni się w kilku drobnych szczegółach od opowieści Mariusza Zaruskiego, pioniera taternictwa i przyjaciela kompozytora, który jako pierwszy ruszył na ratunek zaginionemu, a w przeddzień wyprawy ostrzegał go przed możliwością zejścia lawiny. Barabasz dodaje jeszcze, że: w Kuźnicach próbowano zamarznięte w drodze ciało przy” wołać do życia poprzez kąpiel i sztuczne oddychanie, jednak bezskutecznie. Ciało odwieziono do Warszawy, gdzie odbył się właściwy pogrzeb. W Zakopanem tłumy publiczności odprowadziły je na kolej, a narciarze z nartami, przewiązanymi żałobną krepą, tworzyli straż honorową w tej smutnej uroczystości, oddając ostatnią posługę przedwcześnie i tak tragicznie zmarłemu”. Mówiono o Karłowiczu, że był powściągliwy, raczej zdystansowany, nawet sarkastyczny, ale jednak uprzejmy i serdeczny. Szczegółowość i dosłowność tej ostatniej relacji, dodatkowo pamiątkowe zdjęcie ekipy ratowniczej (wykonane przy użyciu tego samego, odkopanego wraz z Karłowiczem aparatu), budzą teraz mieszane uczucia, z pogranicza przerażenia i niesmaku. Zwykła ciekawość, na której często żerują dziś tabloidy, kłóci się z silnym doświadczeniem tabu, towarzyszącym śmierci w naszej kulturze. Ale fotografia od samego początku wikłała się w niebezpieczne związki z nieznanym krajem, z którego granic nie wrócił żaden podróżny” (jak ” elegancko ujmuje rzecz Szekspir), a na fotograficzne trupy wielkich artystów i zwyczajnych ludzi można się natknąć w archiwach, do których rzadko kto dziś zagląda. Karłowicz miał opinię taternika ostrożnego, świadomego zagrożeń. Ponoć nieraz rezygnował z proponowanej przez znajomych ryzykownej wyprawy, wskazując na dobro matki, którą się opiekował. Gdybym zginął ” w górach, śmierć moja byłaby równocześnie śmiercią mojej matki. Dlatego przyrzekłem sobie, że z mojej winy to się nigdy nie stanie” – mówił do Zaruskiego. Biografowie zgodnie przytaczają także inne dokumenty, listy i wypowiedzi artysty, świadectwa ostrożności i rozwagi. 7 lutego wieczorem, na kilka godzin przed tragiczną śmiercią, był u Zaruskiego, by zasięgnąć rady w sprawie lawin. Fatum, nieszczęśliwy zbieg okoliczności, tragiczny wypadek. Ale jest jeszcze coś, może nie tylko przypadek. Leszek Polony, badacz estetycznych poglądów kompozytora, stwierdza, że po śmierci artysty dość długo powtarzano tezę o samobójstwie, wskazując na melancholijne wątki w jego muzyce. – Jest to teza absurdalna, niemająca wiele wspólnego z osobowością Karłowicza, która była doskonale integralna, harmonijnie 9
ju st y na nowick a
łączyła bardzo różne pierwiastki; muzykę z Tatrami, panteizm i mistycyzm z zainteresowaniami technicznymi, czy wręcz sportowymi. Karłowicz – jak podkreśla Polony – świetnie zdawał sobie sprawę z grożącego mu w Tatrach niebezpieczeństwa. A jednak idąc w góry, pragnął nie tylko je podziwiać i kontemplować, ale też rzucał im wyzwanie. W tym wyzwaniu była też świadoma konfrontacja ze śmiercią i bliskością otchłani”, ” o której kiedyś pisał, nie kryjąc fascynacji. Nie jest przypadkiem, że zginął właśnie w górach, rzucając wyzwanie śmierci.
Fanatyzm nowych czcicieli słońca”, ” czyli czy fotografia jest sztuką? Nie wiem, czy się kiedy doczekam popularności jako kompozytor, praw” dopodobnie nie. Ale jako taternik-fotograf zdobyłem sobie już uznanie: turyści szturmują do mnie o odbitki moich zdjęć, a Towarzystwo Tatrzańskie zażądało całego szeregu zdjęć do tegorocznego «Pamiętnika». Wobec tak nieoczekiwanego powodzenia wcale wykluczone nie jest, że zmienię zawód i zamknąwszy muzę moją do komody, przerzucę się na zawodowego turystę-fotografa”. To cały Karłowicz, w liście do Heleny Egerowej, w lutym 1907 roku. Lekko ironiczny i zdystansowany, w istocie zraniony i rozczarowany kompozytorskimi niepowodzeniami. Przy okazji dowiadujemy się, co sądził o fotografii – na pewno nie zaliczał jej do muz”, znał ” oczywiście wartość swoich zdjęć, lubił popularność, ale zdecydowanie nie uważał fotograficznej pasji za sztukę”. A już na pewno kariery fotograficz” nej nie łączył z byciem artystą. Spory o fotografię towarzyszyły jej od samego jej początku. Ten pierwszy, fundamentalny toczył się o prymat między wynalazkami dwu pionierów, Niépce’a i Daguerre’a. Dyskutowano o jej celach i zadaniach, o pozycji autorów. Historyczka fotografii Wanda Mossakowska pisze – Status fotografa w dziewiętnastowiecznym społeczeństwie nie był usta” lony. Urzędowo uważano go za rzemieślnika [...], z drugiej zaś strony ta sama praca wymagała wyrobienia i uzdolnień artystycznych; takie też były aspiracje wielu fotografów”. Karłowicz, nawet jeśli je miewał, nie zdradza ich w zachowanych komentarzach. I właściwie trudno się mu dziwić – stosunkowo młoda, bardzo techniczna dyscyplina miała zdecydowanie inne korzenie niż działalność wirtuozowska czy kompozytorska. 10
m iecz ysł aw k a r łow i c z ja ko f oto g r a f
Żabi Szczyt Wyżni i Wyżni Żabi Staw Białczański
11
J u st y na Nowick a
Ganek, Rumanowy i Żłobisty ze Stwolskiej Przełęczy
12
m iecz ysł aw k a r łow i c z ja ko f oto g r a f
Twórczość Karłowicza w zasadzie przynależy już do XX wieku i współczesnych kryteriów oceny fotografii. Ale pogląd, że fotografia nie jest sztuką, miał w XIX wieku solidne teoretyczne podstawy, promieniujące przez długi czas na wiek następny. Sztandarowym, wciąż cytowanym wrogiem fotografii był poeta Charles Baudelaire, który furiacko zaatakował pojawienie się nowego, cudownego wynalazku: plugawe społeczeń” stwo rzuciło się jak Narcyz, by podziwiać swój trywialny wizerunek na metalu. Szaleństwo i niesłychany fanatyzm ogarnęły tych nowych czcicieli słońca”. Baudelaire był zdania, że fotografia, poprzez swą powtarzalność, zniszczy malarstwo – przemysł, wdzierając się do sztuki, staje się jej ” śmiertelnym wrogiem”. Na szczęście autor Kwiatów zła, prawdziwy kapłan sztuki wysokiej, tym razem się pomylił. W swoim sceptycyzmie nie był jednak odosobniony. Fotografia, od chwili jej wynalezienia, nierzadko spotykała się w wrogością lub lekceważeniem, zawsze pozostając w cieniu malarstwa. Oto fragment listu Zygmunta Krasińskiego do Delfiny Potockiej – romantyczny poeta referuje kochance nieprzyjemne chwile, jakich doświadczył podczas pozowania. Nie mając gdzie i komu kazać robić tej drobnej miniatury, którejś żądała, ” odkładam ją na później, a teraz kazałem się wydagierotypić [sic!]. Dopiero wracam od dagierotyparza. Siedziałem na słońcu pod kamerą obskórną [sic!] pół minuty. Światło mi dokuczało, więc wyraz moich oczu pełen bólu był i walki”. Wydagierotypiony” wieszcz rzeczywiście nie robi zbyt ” dobrego wrażenia, ale już liczne zachowane zdjęcia na przykład Adama Mickiewicza (łącznie z pośmiertnym, wyjątkowo przykrym, z Konstantynopola) oddają sprawiedliwość jego wyglądowi fizycznemu uczciwiej, niż wiele wyidealizowanych obrazów. O ile ogólniejsza byłaby nasza wiedza o stanie zdrowia Fryderyka Chopina, gdyby nie poruszający portret artysty (najprawdopodobniej ze znanego paryskiego zakładu braci Bisson), ukazujący jego podpuchniętą twarz i głębokie cienie pod oczami. Po stronie fotografii zdecydowanie opowiedziała się XIX-wieczna nauka. Francuski badacz fotografii André Rouillé: O ile najmniejszy ” choćby obszar sztuki zaciekle bronił się przed ingerencją fotografii, o tyle w dziedzinie nauki i wiedzy, przez blisko wiek, jej zalety nie były kwestionowane, nawet przez samego Baudelaire’a, który sprowadza ją w ostrych słowach do «jej prawdziwej roli i obowiązku, jakim jest pokorne bycie służebnicą nauki i sztuki, ale służebnicą bardziej niż pokorną»”. Dokumentalna użyteczność fotografii wydaje się ówczesnym bezsporna. I stąd jest już tylko krok, o dziwo, do początków fotografii górskiej. 13
J u st y na Nowick a
Prace pionierów fotografii tatrzańskiej bywają dziś rozpatrywane i oceniane głównie w kategoriach estetycznych. Współcześni badacze sztuk wizualnych często na siłę wpisują je w historię sztuki, uzupełnianą o fotografię, wstydliwie odwracając się od jej utylitarnych korzeni. Niepotrzebnie lekceważy się jej naukowe początki; niesłusznie bagatelizuje dokumentalne walory wielkich akcji popularyzujących przyrodę Tatr, inicjowanych przez Towarzystwo Tatrzańskie, nie wspominając o właścicielach zakopiańskich dóbr, wspierających finansowo górskie ekspedycje. Fotografia Tatr nie zawsze była sztuką, sztuką się stawała, także poprzez intencje jej twórców. Na jej korzyść działał także upływ czasu: status dzieła sztuki zyskał w XX wieku sam dokument, a rzemieślnicze umiejętności zaczęto traktować jako jedno z możliwych do wyboru narzędzi artysty.
”
Wiekuisty oddech wszechbytu”
Co cię skłania, człowieku, abyś opuszczał twe mieszkanie w mieście, po” zostawiał krewnych i przyjaciół i udawał się na wieś w góry i doliny, jeśli nie przyrodzone piękno świata...?” – pytał retorycznie Leonardo da Vinci w swoim fundamentalnym Traktacie o malarstwie. Karłowicz niezbyt chętnie teoretyzował jako muzyk, z całą pewnością nie miał takiej potrzeby w dziedzinie fotografii. Ale przyrodzone piękno świata” zajmowało ” w jego życiu miejsce szczególne. Tatry były z pewnością jednym z najistotniejszych doświadczeń, kształtujących jego osobowość, nie tylko twórczą zresztą. Często jednak badacze wiążą je z jego twórczością nonszalancko, jako łatwy wytrych. Tymczasem Karłowicz tworzył muzykę samą w sobie, a genezy jego ” utworów doszukiwać się można wyłącznie w osobowości twórcy” – zauważa Maciej Pinkwart w publikacji na temat zakopiańskich tropów kompozytora. Sam kompozytor przyczynił się do zbudowania swojej tatrzańskiej legendy. Uczynił rzecz w typowo młodopolskim, lekko egzaltowanym stylu, wyraźnie zauroczony literackim językiem swojej epoki. Los rzu” cał mną dużo po świecie: widziałem zastygłe w lodzie cielska olbrzymów alpejskich, podziwiałem ponurą dzikość Czarnogórza, wpatrywałem się w białą szatę majestatycznej Etny. Lecz żadne z tych gór nie były mi tym, 14
m iecz ysł aw k a r łow i c z ja ko f oto g r a f
czym Tatry” – pisał w opowiadaniu Po „młodym” śniegu (dziewięć dni w Tatrach). Zobaczył je po raz pierwszy jako niespełna trzynastolatek w 1889 roku, spędzając w Zakopanem wakacje z rodzicami. Już wtedy odbywa pierwsze tatrzańskie wycieczki. Będzie tu wracał w latach 90. XIX wieku i później, a w 1907 roku postanawia przenieść się do Zakopanego na stałe. Prawie od początku pisze o Tatrach, publikuje swoje teksty w branżowej i popularnej prasie, traktując komentarze do wycieczek jako część taternickiej praktyki. Co ciekawe, opisy wypraw pozbawione są właściwie owej młodopolskiej stylizacji – mają charakter szkiców czy reportaży, proste, pełne przydatnych informacji, niewolne są od sarkastycznego humoru (szczególnie, jeśli na trasie w pobliżu pojawiają się jacyś Niemcy). Karłowicz sięga po podniosły ton dopiero wtedy, kiedy pragnie zakomunikować nam coś szczególnie ważnego. Wyobraźnia Karłowicza kształtuje się w kręgu archetypów i symboli zaczerpniętych z tradycji Młodej Polski. W czasie studiów artysta wchodzi w krąg oddziaływania muzyki i filozofii niemieckiej, tradycji Wagnera i Ryszarda Straussa. Jego wyprawy w Tatry zbiegają się z publikacjami tak ważnych dla tatrzańskiej tradycji dzieł jak Na przełęczy Stanisława Witkiewicza czy poezje Kazimierza Przerwy-Tetmajera, do których skomponował pieśni. Góry stawały się tu przestrzenią wolności, obszarem sacrum, miejscem odwiecznej siedziby bogów i spotkania ziemskiego z transcendentnym. W swojej Wycieczce na króla tatrzańskiego i na Szczyt Mięguszowiecki z 1895 roku pisze Karłowicz o uczuciu nieograniczonej wolności” ” w górach, przeciwstawionej ciężkiemu zaduchowi miasta”. ” Wnikliwą analizę poglądów estetycznych kompozytora daje Leszek Polony w Poetyce muzycznej Mieczysława Karłowicza: Ucieczką od ” duchowych rozterek, poczucia bezsensu istnienia, męczących kontaktów społecznych i życia miejskiego stała się dlań swoista religia natury: panteizm [...]. Odczuwał w kontakcie z górami metafizyczne doznanie wieczności, a więc i obcowanie ze śmiercią w jej fizycznym i filozoficznym wymiarze”. Sam Karłowicz wyraża rzecz jeszcze dobitniej w tekście Po młodym” śniegu (dziewięć dni w Tatrach) z 1907 roku: I gdy znajdę się ” ” na stromym wierzchołku sam, mając jedynie lazurową kopułę nieba nad sobą, a naokoło zatopione w morzu równin zakrzepłe bałwany szczytów – wówczas zaczynam rozpływać się w otaczającym przestworzu, przestaję się czuć wyosobnioną jednostką, owiewa mnie potężny, wiekuisty oddech wszechbytu”. 15
J u st y na Nowick a
Widok z Granatรณw ku ล winicy
26
m iecz ysł aw k a r łow i c z ja ko f oto g r a f
Karłowicz fotograf Trzy albumy liczące 129 zdjęć w formacie 8,5 × 11 cm, zachowane w zbiorach Centralnej Biblioteki Górskiej PTTK w Krakowie, o których pisał Karłowicz, że są w zasadzie nienaruszalne”, to zbiór wyjątkowy. Pochodzą ” z lat 1906–1908. Dwa z trzech albumów podpisane zostały ręką autora – białym tuszem, kaligraficznym, starannym pismem. Ponadto w zbiorach biblioteki zachowało się 91 szklanych klisz, przechowywanych w specjalnych drewnianych pudełkach. Kompozytor sam wywoływał i wybierał zdjęcia do albumów. Karłowicz jest tu więc nie tylko autorem, ale także świadomym edytorem swoich zdjęć, a zachowany do dziś oryginalny, autorski układ to absolutny wyjątek w dorobku fotografów taterników. Zachowane zdjęcia to estetyczna kwintesencja myślenia Karłowicza o górach. Wysokie, puste, odważnie kadrowane Tatry uosabiają te wartości, które dla uczuciowego alpinisty” miały w górach charakter fundamentalny. ” Zakopane też fotografował, ale jakby trochę z obowiązku. Prawdziwe myślenie formą, myślenie jak najbardziej przynależne do języka sztuk wizualnych, uruchamia przy wysokogórskich pejzażach. Fascynują go surowe masywy, porysowane” żyłkami świeżo spadłego śniegu. Tatrzań” skie siklawy stają się kapryśnym rysunkiem białych, pionowych kresek, nieomal zawieszonych w przestrzeni. Czarne głębiny stawów tworzą niepokojącą mapę przepastnych plam, nieregularne zęby grani układają się w dekoracyjne rzędy znaków. Fantastycznie pracuje Karłowicz z pasmami mgły, doskonale kontrastując jej miękkość i kłębiastość ze strzelistą, spiczastą rzeźbą szczytów. Sepiowana technika zdaje się nie stawiać autorowi żadnych ograniczeń, wręcz przeciwnie – połamany lód na jednym z tatrzańskich stawów to wspaniałe studium abstrakcyjnej formy. Tatrzańskie jeziora stają się lustrami, budującymi iluzje, a zbrylony w jęzory śnieg zmiękcza i ociepla chłód wysmukłych formacji skalnych. Karłowicz jest także bardzo uważnym kolorystą – rozważnie komponuje kolejne plany skał, budując napięcie w kadrze od ciepłych bieli i szarości po bardzo głębokie, brązowe cienie, wreszcie czerń. Radykalny estetyzm Karłowiczowskiej wizji gór najpełniej realizuje się w takich właśnie kadrach na granicy realności – gdzie góry są nie tyle budzącym podziw pejzażem (choć nie przestają nim być), ile niemal oderwaną od rzeczywistości, abstrakcyjną formą stworzoną przez naturę. A fotograf jest być może medium, platońskim naczyniem, kimś, kto bierze udział w stworzonym przez naturę rytuale i podejmuje się obowiązku jego 27
J u st y na Nowick a
dalszej transmisji, z wysokości na niziny. Tę opinię uznać zresztą można za czysto interpretacyjny naddatek – Karłowicz robił po prostu doskonałe technicznie zdjęcia, w plenerze, który dla utalentowanego i wrażliwego fotografa był idealnym poligonem form. Charakterystyczne jest, że twórczość fotograficzna taterników ” współgrała w nastroju i ekspresji, a nawet w pewnym metafizycznym niepokoju, z malarstwem modernistów. Choć żaden ówczesny malarz nie należał do elitarnego kręgu taternickiego, to wielu było doświadczonymi turystami” – zwraca uwagę Teresa Jabłońska. Warto tu przywołać ekspresjonistyczne z ducha obrazy Witkiewicza ojca (słynny Wiatr halny) czy kontemplacyjne pastele tatrzańskich stawów autorstwa Leona Wyczółkowskiego. Jest tu z pewnością pewne ideowe pokrewieństwo, choć Karłowicz, tak jak unikał programowości” w muzyce, tak zapewne nie ” przypisywał literackich treści swoim fotografiom (jednakże trzeba dodać, że do swych poematów symfonicznych dodawał, już ex post, tzw. komentarze literackie). Inna sprawa, że żaden z malarzy z epoki nie odważył się sięgnąć po przedstawienia aż tak bliskie abstrakcji i tak radykalne pod względem formy. W zgodnej opinii piszących dziś krytyków, ale także współczesnych Karłowiczowi, jego fotografia była zjawiskiem wyjątkowym, także na tle epoki. Karłowicz we wszystkim, co robił, dążył do doskonałości, także w technicznych kwestiach dotyczących fotografii – podkreśla Polony. I dodaje: Była w nim ciągła potrzeba sięgania wyżej, w muzyce, wspinacz” ce, ale także w obrazie”. Inna rzecz, że o zdjęciach Karłowicza pisali współcześni z zachwytem, ale z naszej perspektywy wyjątkowo naiwnie, bezradnie, wciąż niepewni statusu fotografującego. Bywają jego fotografie piękne” czy cen” ” ne”, popularnym komplementem są określenia w rodzaju prześliczne”. ” Nikt z rówieśników nie miał wątpliwości, że sztukę fotograficzną” opano” wał kompozytor po mistrzowsku”. ” Karłowicz był w środowisku taterników i narciarzy indywidual” nością” – potwierdza znawca i kolekcjoner tatrzańskiej fotografii Stefan Okołowicz. I wyjaśnia ze znawstwem: Karłowicz używał bardzo ostro ” rysującego obiektywu. Fotografował najczęściej w czasie dobrej pogody, kiedy powietrze było przejrzyste, interesowały go bardziej formy gór niż zjawiska atmosferyczne”. Tatry to główny temat zainteresowań kompozytora, ale nie jedyny. Publikacje w Taterniku” świadczą, że chętnie portretował współtowarzy” 28
m iecz ysł aw k a r łow i c z ja ko f oto g r a f
Zadni Mnich widziany z Zadniej Galerii Cubryńskiej
29
J u st y na Nowick a
szy wędrówek (i vice versa – stylowy, niezwykle często reprodukowany Karłowicz na Szatanie to na przykład zdjęcie autorstwa Włodzimierza Boldireffa). Portrety powstawały z reguły podczas górskich wycieczek, w śniegu i na nartach, bądź podczas akcji – w trakcie mniej lub bardziej spektakularnych taternickich podejść. Nieliczne zachowane przykłady pokazują, że zdarzało mu się również fotografować górali – świadczy o tym grupa pasterzy w szałasach na polanie Waksmundzkiej” czy bardzo ” ciekawe, choć technicznie wyjątkowo nieudane zdjęcie góralskiej procesji na Matkę Boską Zielną”, znajdujące się w zbiorach Biblioteki PTTK. ” W tej samej kolekcji jest także portret matki Karłowicza Ireny, sportretowanej w głębi doliny Małej Łąki”. Nie poszedł jednak artysta popularną ” już wówczas ścieżką etnograficzną” – góralskie typy, rodzajowe sceny ” spod Tatr, nawet jeśli pojawiały się w jego twórczości, na pewno w niej nie dominowały. Nie uchylał się całkowicie od typowo krajobrazowych, dokumentalnych obowiązków właściciela aparatu – uroczy Giewont z rynku zakopiańskiego z 1907 roku pokazuje miasto, jakiego już dziś nie ma, choć jakością zdecydowanie nie dorównuje najsłynniejszym tatrzańskim kadrom. Podobnie jak Widok na Zakopane z podnóża Gubałówki czy Widok z okna willi Pod białym Orłem”, jak je osobiście podpisywał. Szkoda, że jaszczur” ka, samotna mieszkanka doliny Batyżowieckiej” jest w Karłowiczowskiej ” kolekcji naprawdę samotnym okazem. Tatrzańska fauna, dzika i płochliwa, pewnie niechętnie pozowała przed obiektywami tatrzańskich estetów (i wybaczamy kompozytorowi, że zdjęcie jest trochę nieostre, bo posiada nadzwyczajny urok). W Tatrach zajmowały Karłowicza fotografa przede wszystkim partie wysokie, choć oczywiście takie twierdzenie obdarzone pozostanie pewnym ryzykiem błędu – większa część jego dzieła zaginęła i nie sposób wyrokować o nim kategorycznie. W tej dziedzinie osiągnął jednak prawdziwą doskonałość i harmonię – w tym idealnym obrazie Tatr nie ma nic przypadkowego czy niepotrzebnego. Uważność spojrzenia, świadomość celu, do którego dążył jako fotograf, świetna znajomość terenu pozwalały mu przedstawiać góry, jak nikt ze współczesnych. Tatry Karłowicza jawią się chwilami jako nieludzkie, oderwane od codziennego doświadczenia olbrzymy”, ponad miarę śmiertelnego człowieka. Rachunek za to do” świadczenie okazał się bardzo wysoki. Z konieczności prezentujemy tylko pewien, choć olśniewający wycinek fotograficznego oeuvre kompozytora. To, co się zachowało, roz30
m iecz ysł aw k a r łow i c z ja ko f oto g r a f
proszone jest dziś po bibliotekach i archiwach, częściowo niedostępne. Niewykluczone, że odnajdą się kiedyś prace zapoznane, przechowywane w rękach prywatnych – oby wzbogaciły naszą wiedzę o fotograficznej twórczości autora Smutnej opowieści.
Kamień pamiątkowy pod Małym Kościelcem
31
Album z fotografiami Mieczysława Karłowicza
33
Widok z Czerwonego Wierchu (Małołączniaka) na Polskie Tatry i część Tatr Wysokich. 36
41
m iec zy s ł aw k arłow icz
Widok na część Wideł, Łomnicę i Durny z Jastrzębiej Turni.
m iec z ys ł aw karłowicz
W ważnej sprawie
L
atem roku zeszłego postanowiłem przejść Orlą Perć od Krzyżnego po Zawrat, nie opuszczając ani Wielkiej Buczynowej, ani Zamarłej Turni. Trzeba było poświęcić na to dwa dni czasu. Lecz słotne lato 1906 r. było bardzo niełaskawe dla turystów tatrzańskich, długo tedy przyszło mi czekać na słońce. Nadeszło jednak w końcu, wyruszyłem więc na zamierzoną wyprawę, a ze mną tłumy letników zakopiańskich, więzionych dotąd przez deszcze po willach i pensjonatach. Jaworzynka roiła się od gromadek podążających w stronę Kop Królowych. Gromadki te równały się z sobą, witały, przeganiały, na wszystkich twarzach była radość z dawno upragnionego słońca, z lazuru nieba i z przecudnej świeżości powietrza. I łudziłem się, że wszystkich spotkanych łączy gorące umiłowanie gór tatrzańskich, ich groźny majestat, przed którym człowiek staje cichy i niemy, wsłuchując się w tętno życia przyrody. Pierwszy dzień zszedł mi czarownie. Zarówno Dolina Pańszczycy, jak też Orla Perć od Krzyżnego po Granaty spowita była w ciszę. Nie spotkałem po drodze nikogo; a kiedy o zmierzchu zszedłem do Czarnego Stawu, tłumy, co się tamtędy przewinęły, dawno już były z powrotem w Zakopanem. Inaczej było jednak drugiego dnia. Ponieważ idąc od Granatów do Zawratu miałem prawie ciągle na oku kotlinę Czarnego i Zmarzłego Stawu, że przy tym dolina Czarnego Stawu odznacza się niezwykłą akustycznością, mogącą współzawodniczyć z akustyką niejednej sali koncertowej, dzień ten miałem wprost zepsuty. Bo proszę pomyśleć: od rana cała kotlina zaczęła żyć, lecz nie swoim zamyślonym, sennym życiem pogodnego dnia górskiego, lecz rozpasanym gwarem ludzkiego mrowia. Okrzyki, nawoływania, śpiewy nie milkły ani na chwilę, a strzały rewolwerowe potrącały o ciemne ściany górskie; groźne echo, jakby pomruk zagniewanych olbrzymów tatrzańskich, odpowiadało przeciągle, głusząc na chwilę nieznośną wrzawę. I oto doszedłem do punktu, w którym pod adresem wszystkich, co chodzą po Tatrach, chcę wypowiedzieć gorącą prośbę: Szanujcie ci43
m iec zy s ł aw k arłow icz
szę i majestat górski! I jeżeli nie zechcecie tego uczynić przez wzgląd na tych, co na wierzchołkach tatrzańskich ciszy tej szukają, to przytoczę jeszcze jeden argument. Wiadomo powszechnie, że ks. Hohenlohe1 zamyka całe przestrzenie swych posiadłości dla turystów; czyni to ze względu na jelenie i kozice, które uciekają z miejsc bardziej uczęszczanych. Właściciele polskiej części Tatr żadnych ograniczeń względem turystów nie czynią. Czy odwdzięczać się im za to mamy wystraszaniem kozic z ich posiadłości i zapędzaniem ich do strzeżonego przez tyrolów” tery” torium magnata pruskiego?! Tekst opublikowany w kwartalniku Taternik” (Lwów) 1907 nr 3
”
1
siążę Christian Hohenlohe-Oehringen; w skład jego włości wchodziły od 1879 K doliny Białej Wody i Jaworowa, z których uczynił tereny łowieckie, a od 1898 – Dolina Mięguszowiecka.
44
tatry
Południowa ściana Zamarłej Turni ze Zmarzłej Przełęczy 45
Przełęcz Krzyżne nie jest widoczna. Widać kawałek Kopy nad Krzyżnem i turnię Ptak
47
Widać Zamarłą, Mały Kozi Wierch, Zawratową Turnię, Zadni Kościelec i masyw Świnicy
49
m arius z z arus k i
120
m ari u s z z aru s ki
Mariusz Zaruski Ostatnim śladem
B
ył wtorek, dzień 9 lutego i zarazem dzień urzędowych mych godzin w biurze Towarzystwa Tatrzańskiego. Właśnie w biurze byłem zajęty, gdy koło godziny jedenastej przed południem weszła matka śp. Mieczysława, pani Irena Karłowiczowa. Wielkie przygnębienie znać było w jej całej postaci. W kilku słowach opowiedziała swe niepokoje. Naznaczy” łam sobie – mówiła pani Karłowiczowa – dwa terminy: jeden – godzinę dziesiątą rano, i ten już minął, drugi – porę obiadową. Jeśli na obiad nie wróci...” Nieszczęśliwej matce trudno było uwierzyć, że Mieczysław może nie wrócić. Prosiła, żebym po obiedzie udał się ku Czarnemu Stawowi. Ze śp. Mieczysławem Karłowiczem niejednokrotnie bywałem w Tatrach na wycieczkach i znałem jego niezwykłą ścisłość i punktualność, która przybierała cechy jakiejś machiny automatycznej, gdy chodziło o godziny powrotu z górskiej wycieczki: ani noc, ani burza nie mogły go wtedy powstrzymać. Czynił to dla matki, aby jej oszczędzić chwil niepokoju i wyczekiwania. I oto ten Karłowicz, wyszedłszy wczoraj do Czarnego Stawu, dziś o świcie nie wrócił, dziś do godziny jedenastej nie wrócił. Nie wątpiłem, że zaszedł jakiś wypadek. Lawina, lawina – dźwięczało mi w uchu; daj Boże, żeby jakaś mała przygoda. Uspokoiłem, jak mogłem, panią Karłowiczową, wszakże oświadczyłem, że zaraz wyruszę. Posłałem służącego po Staszka Gąsienicę Byrcyna1, do którego umiejętności jazdy na nartach najwięcej miałem zaufania, żeby natychmiast z workiem turystycznym, nartami i łopatą (drugą łopatę miałem wziąć ze schroniska T.T. na Hali Gąsienicowej) stawił się u mnie; sam zaś poszedłem do domu przygotować się do drogi. O godzinie dwunastej i pół jechaliśmy już ze Staszkiem sankami do Kuźnic. Po drodze wstąpiłem jeszcze do pani Karłowiczowej, głównie dlatego, ażeby sama widziała, że pomoc dla jej syna już poszła. 1
Stanisław Gąsienica Byrcyn – członek Straży Ratunkowej TOPR. Zmarł w roku 1967.
Mariusz Zaruski na Rohaczu Ostrym
121
m arius z z arus k i
Przewidywałem, że tragedia pod Małym Kościelcem się rozegrała: w drodze do Kuźnic przypuszczenia swe wypowiedziałem Staszkowi. W Kuźnicach wstąpiłem do leśniczówki i tam od leśnego Marcina dowiedziałem się, że w przededniu koło godziny szóstej i pół rano Karłowicz koło leśniczówki przechodził, że tegoż dnia troje jeszcze turystów na karplach2 podążało na Boczań, ale niebawem wrócili; Karłowicza z powrotem nie było. Na nartach więc ruszyliśmy śladem. Coraz wyraźniej znać było na śniegu pomiędzy odciskami karpli ślady nart. Na Boczaniu śnieg w jednym miejscu pokruszony nartami: pierwsze zdjęcie fotograficzne. Na Skupniowym Upłazie ślady karpli raptem urwały się, dalej biegły samotnie dwie nitki wyżłobione nartami. Czemu tym trojgu zabrakło siły brnąć w młodym śniegu! Tyle razy widziałem w bardzo nawet głębokim śniegu ślady stóp wiodące do Hali Gąsienicowej, a nawet do Czarnego Stawu. Czemu tych troje na samym wstępie cofnęło się! Byliby jeszcze wczoraj wieść do Zakopanego przynieśli! Znać sądzone mu już było zginąć samotnie. Był to właśnie czas, gdy po długim zachmurzeniu po raz pierwszy wyjrzały góry na słońce; przepyszne, białe, w śnieżnych gronostajach królewskiej swej szaty, uginały się, rzekłbyś, pod ciężarem śniegu. Lute mrozy zazdrośnie strzegły całości tej szaty. Na każdym zboczu, pod każdą granią wisiały nie spadłe jeszcze lawiny. Rozumiał to Karłowicz i już na Skupniowym Upłazie szukał drogi bezpiecznej. Niedaleko od miejsca, gdzie Upłaz opiera się o Kopę Królową, ślady na grań wybiegają i ciągną się wąziutką granią do samej Kopy. Na Hali Królowej ślady na wpół śniegiem zasypane, ledwo dostrzegalne, w las młody skręcają... zrozumiałem dlaczego: widać liczył się z możliwością lawiny na zboczu pod Zakosem, tam gdzie letnia ścieżka idzie. Ogromnym półkolem objechał Karłowicz to zbocze. Śnieg tu niesłychanie głęboki i istotnie, gdyby nie kosówki i smreczki, każdej chwili mógł ruszyć lawiną. Dnia tego śnieg w górach prószył, lekka kurniawa zasłaniała wszystko welonem. Pokazały się już szałasy. Wzrokiem sięgam jak mogę najdalej. Tam daleko, pod turniami Małego Kościelca ta rysa ciemna na śniegu? Na dole, na dole śnieg pokruszony... Tam, tam! Przeczucie złe dźgnęło mię w serce. Tam spadła lawina – nie wątpię. Ale czyż to jedną lawinę widzi się na wycieczce? Zjeżdżamy ze Staszkiem co prędzej ku szałasom Gąsienicowym. Śnieg młody tamuje bieg nart naszych; wchodzimy do schroniska – płaszcz Karłowicza wisi na ścianie, 2
rewniane obręcze lub pałąki z plecionką sznurkową bądź rzemienną, które po przyD pięciu do butów ułatwiają poruszanie się w kopnym śniegu.
122
o s tat n i m ś l a d e m
na stole rozłożona kuchenka polowa. Był tu i krótko popasał. Za śladami nart dalej dążymy w górę ku Kościelcowi, wziąwszy ze sobą drugą łopatę. Droga i tu z wielką rozwagą wybrana: kierując się w górę ominąć chciał widocznie strome zbocze w pobliżu rozłożystego drzewa z tabliczką T. T. na letniej ścieżce, na którym to zboczu jednej zimy strąciłem nartami lawinę ze 20 m szeroką. Na grani odsłania się widok straszny: ślady nart idące po zboczu gubią się w bruzdach i pokruszonych bryłach śniegu już spadłej ogromnej lawiny... Z drugiego końca już nie wychodzą! Naga i bezduszna prawda: to jego mogiła! Każę Staszkowi pozostać na miejscu, bo śnieg wszędzie niepewny, i ze stromego zbocza zjeżdżam na lawinę. Śnieg twardy, zbity i świeżo dzisiejszym śniegiem przysypany, kopiec olbrzymi, szeroki, grób śnieżny! Co robić? Gdzie szukać? Wieczór się zbliża. Zaczęliśmy kijami sondować lawinę, czy nie natrafimy na ciało, na przedmiot jaki, nartę lub kij narciarski; schodziliśmy całą lawinę, w różnych miejscach szukali. Na próżno. Już trzydzieści godzin minęło od chwili katastrofy. Znając śp. Karłowicza i jego na wycieczkach zwyczaje, wyliczyłem, że przez to miejsce przechodził koło godziny jedenastej przed południem; nadzieja słaba uratowania jeszcze się, jeszcze kołacze, może tak słaba jak to serce konające być może w tej chwili w lawinie. Zmrok już kirem góry osłaniał, gdyśmy wrócili do schroniska Towarzystwa Tatrzańskiego na Hali Gąsienicowej. Posłałem Staszka do Zakopanego z kartką tej treści: Karłowicz zginął zasypany lawiną pod północną turnią Małego Ko” ścielca. W lawinie szukaliśmy go na próżno. Czekam na Hali Gąsienicowej na ludzi z łopatami.” Staszkowi poleciłem 12 ludzi sprowadzić. Sam pozostałem w schronisku na noc bezsenną i długą. Nie mogłem wszakże w nim długo usiedzieć; nałożyłem narty, zapaliłem latarkę i na mogiłę wróciłem. Księżyc już, już miał się wynurzyć zza szczytu Żółtej Turni, posępne Granaty stały w aureoli świetlnej kurniawy, którą wiatr na ich czołach podnosił, gdy przybyłem na miejsce. Słucham... może dźwięk jaki skąd doleci? może ktoś z głębi pocznie kołatać? Na śniegu się kładłem, przykładałem ucho do śniegu, nasłuchiwałem, chodziłem po tej nieszczęsnej mogile, szukałem w niej kijem od nart; gdy czułem dotknięciem coś w śniegu obcego, kopałem przyniesioną łopatą... 123
Fotografie i ilustracje Oryginalne podpisy Karłowicza pod zdjęciami zostały wyróżnione kursywą. Staw Kołowy. W górnym piętrze Doliny Kołowej
2
Szczyt Batyżowiecki (z dol. Batyżowieckiej) [na śniegu Kl. Bachleda].
6
Żabi Szczyt Wyżni i Wyżni Żabi Staw Białczański
11
Ganek, Rumanowy i Żłobisty ze Stwolskiej Przełęczy
12
Sekcja Turystyczna TT na Opalonem
16–17
Szczyt Staroleśniański z Doliny Staroleśnej
21
W Dolinie Kasprowej
22
Widok z Granatów ku Świnicy
26
Zadni Mnich widziany z Zadniej Galerii Cubryńskiej
29
Kamień pamiątkowy pod Małym Kościelcem
31
Album z fotografiami Mieczysława Karłowicza: karta tytułowa, Giewont z drogi do dol. Białego, Zakopane z podnóża Gubałówki. Widok z okna willi „Pod białym Orłem”.
32–33 35
Widok z Czerwonego Wierchu (Małołączniaka) na Polskie Tatry i część Tatr Wysokich. Małołączniak to jeden z czterech pagórów o wspólnej nazwie Czerwone Wierchy
36–37
Widok z Czerwonego Wierchu (Małołączniaka) na pasmo Tatr Wysokich. W centrum przedpole Tatr Wysokich – Kopy Liptowskie
38–39
Widok z drogi na Czerwony Wierch w stronę doliny Małej Łąki i Giewonta. 40–41 Widok na część Wideł, Łomnicę i Durny z Jastrzębiej Turni. 42 Południowa ściana Zamarłej Turni ze Zmarzłej Przełęczy
45
Widok ze szczytu Żółtej Turni na Krzyżne, Buczynowe Turnie i Orlą Basztę. Przełęcz Krzyżne nie jest widoczna. Widać kawałek Kopy nad Krzyżnem i turnię Ptak 46–47 Widok ze szczytu Żółtej Turni w stronę Zmarzłego Stawu i Zawratu. Widać Zamarłą, Mały Kozi Wierch, Zawratową Turnię, Zadni Kościelec i masyw Świnicy
48–49
Wodospad Mickiewicza. Nazywany także Wodogrzmotami Mickiewicza 51 Autograf W jesiennym słońcu
52
Tatrzańska turnia
59
Żabi Staw Jaworowy. W górnej części Doliny Jaworowej
60–61
Śnieg w dol. Świstowej. Sąsiaduje ona od północy z Doliną Rówienek
62–63
Widok z dol. Rówienek w stronę Polskich Tatr.
64–65
Górne piętro dol. Rówienek. Zamykają je ściany Małego Jaworowego, Krzesany Róg i Rówienkowa Turnia
66–67
Dolina Staroleśna z przełęczy pomiędzy Rogiem nad Rówienkami a Graniastą Turnią.
68
Pomiędzy Rogiem nad Rówienkami (Krzesany Róg) a Graniastą jest jeszcze Rówienkowa Turnia, zdjęcia więc mogły być zrobione z Rówienkowej lub Graniastej Przełęczy
69
148
Szczyt Katarzyny. Mała Pośrednia Grań, po niemiecku Katharinenspitze, ze swą stumetrową zachodnią ścianą, zwaną Karłowiczowską Płytą
71
Widok z Brodawki” (Warze) na grupę Lodowego i na najwyższy szczyt Staroleśniański. ” U Słowaków Bradavica. Wierzchołek tworzą cztery turnie, najwyższa z nich Klimkowa
72–73
Widok na dol. Zimnej Wody od schroniska Tery’ego. Wierzchołek na końcu zachodniego (prawego) ograniczenia doliny to Rywociny
74–75
Widły, Łomnica i Durny z drogi na Jastrzębią Turnię. W dole – na wprost Miedziana Kotlina, w prawo Dolina Dzika
76–77
Samotna mieszkanka dol. Batyżowieckiej.
78
Piargi w dolinie
89
Niżni Staw Terjański. W Dolinie Niewcyrce
90–91
Kozia Turnia ze szczytu Jastrzębiej Turni. Na horyzoncie grań Tatr Bielskich
92–93
Wierzchołek Wielkiego Soliska
94–95
Północna część Grani Baszt od Hlińskiej Turni po Szatana z Wielkiego Soliska. W tle Rysy i Wysoka
96–97
Grań Baszt widziana z okolic Osterwy, w dole Dolina Szatania
98–99
Północna ściana Niżnich Rysów, w zamknięciu kotła – ramię Rysów, Żabia Przełęcz, Żabi Koń i Żabia Turnia Mięguszowiecka iżnie Rysy, ramię Rysów, Żabi Koń, Żabia Turnia, Mięguszowiecka N i Wołowa Turnia z Żabiego Siklawa. Spada z progu Doliny Pięciu Stawów do Doliny Roztoki
101 102–103 105
Mgła na grani 106–107 Siklawa (część górna). Ganek we mgłach (zdjęty z drogi na Polski Grzebień). Wznosi się nad Doliną Kaczą. Niższy szczyt z lewej to Rumanowy Dol. Lodowa. W dole widoczna Żółta Ściana, odchodząca od Pośredniej Grani
109 110–111 113
Widok z Pośredniej Grani na szczyty: Jaworowy, Ostry (Śpiczasty) i Mały Lodowy. Otaczają one północno-wschodnią część Doliny Staroleśnej, tzw. Strzeleckie Pola
114–115
Widok z Pośredniej Grani na Kopę Lodową i szczyt Lodowy. W zamknięciu Doliny Pięciu Stawów Spiskich – Śnieżny Szczyt i Śnieżna Przełęcz
116–117
Hruby i Krywań z okolic Walentkowej. Dolina Walentkowa to górne piętro Doliny Cichej 118–119 Mariusz Zaruski na Rohaczu Ostrym Zwłoki M. Karłowicza, 10.02.1909. Fot. Stanisław Barabasz
120 126–127
Ekspedycja ratunkowa szukająca M. Karłowicza, 10.02.1909. Fot. Stanisław Barabasz
130
Hala Królowa Wyżnia. Zdjęcie Karłowicza z 8.02.1909, znalezione pośmiertnie w jego aparacie
131
Mieczysław Karłowicz, 1907
132
Pocztówka Mieczysława Karłowicza do Adolfa Chybińskiego
137 149
Aparat fotograficzny, którym Karłowicz robił swoje ostatnie zdjęcia
138
Pocztówka Mieczysława Karłowicza do Adolfa Chybińskiego
140
Klepsydra Mieczysława Karłowicza
142
Strona tytułowa „Pamiętnika Towarzystwa Tatrzańskiego”. Rok 1909. Kraków
144
Strona tytułowa „Taternika”. Rok I, nr 1. Lwów, 1 marca 1907
146
Strona tytułowa „Taternika”. Rok II, nr 6. Lwów, 1 grudnia 1908
147
Źródła wykorzystanych zdjęć i ilustracji Biblioteka Jagiellońska w Krakowie s. 11, 12, 16–17, 21, 22, 26, 29, 31, 52, 78, 126–127, 130–131, 144, 146, 147 Biblioteka Uniwersytecka w Poznaniu. Uniwersytet im. Adama Mickiewicza s. 137, 140 Centralny Ośrodek Turystyki Górskiej PTTK w Krakowie, Centralna Biblioteka PTTK okładka, s. 2, 6, 32–33, 35, 36–37, 38–39, 40–41, 42, 45, 46–47, 48–49, 51, 59, 60–61, 62–63, 64–65, 66–67, 68, 69, 71, 72–73, 74–75, 76–77, 89, 90–91, 92–93 94–95, 96–97, 98–99, 101, 102–103, 105, 106–107, 109, 110–111, 113, 114–115, 116–117, 118–119, 120 Muzeum Narodowe w Warszawie s. 142 Muzeum Tatrzańskie im. dra Tytusa Chałubińskiego w Zakopanem s. 138 Polskie Wydawnictwo Muzyczne, Ikonoteka s. 132
150
Większość wykorzystanych tu tatrzańskich fotografii Mieczysława Karłowicza pochodzi z jego autorskich albumów przechowywanych w Centralnej Bibliotece PTTK w Krakowie. Polskie Wydawnictwo Muzyczne składa serdeczne podziękowania Centralnemu Ośrodkowi Turystyki Górskiej PTTK w Krakowie za udostępnienie oryginałów, a także Narodowemu Instytutowi Fryderyka Chopina w Warszawie za pomoc w ich reprodukowaniu. Za pozostałe fotografie i skany Polskie Wydawnictwo Muzyczne dziękuje serdecznie Bibliotece Jagiellońskiej w Krakowie, Bibliotece Uniwersyteckiej w Poznaniu, Muzeum Narodowemu w Warszawie i Muzeum Tatrzańskiemu im. dra Tytusa Chałubińskiego w Zakopanem.
Patronat medialny
151