The Red Bulletin_0111_PL

Page 1

www.redbulletin.com

prawie niezależny magazyn / styczeŃ 2011

Wyprawa na południe

Zimno jak nigdy – nurkowanie na Antarktydzie

Licencja na śmiganie

Zabawka Jamesa Bonda – najmniejszy odrzutowiec świata

Danny MacAskill

Od gwiazdy YouTube’a do bohatera rowerów trialowych

Od Nożycorękiego do Sparrowa NAJWIĘKSZA ENIGMA HOLLYWOOD

Johnny Depp

Odkryj

Print 2.0



Rogiem z Byka

Kochani czytelnicy,

Wyróżnienie w Londynie: Thomas Butler, fotograf „Red Bulletina”, autor portretu bokserki Katie Taylor

Ilustracja NA OKŁADCE: hello von; Zdjęcia: Sandra Mu

Nagroda w Auckland: Robert Tighe, redaktor „Red Bulletina”. Nowozelandczyk sportretował freedivera Williama Trubridge’a i skydivera Chucka Berryego

bardzo szybko nadchodzi moment, w którym rozwiewa się atmosfera tego całego Hollywoodu, bajkowego i glamour. To moment, w którym Johnny Depp przychodzi na umówione spotkanie i siadając, przeprasza za spóźnienie – co czyni na początku każdej rozmowy. W jednej chwili supergwiazda zamienia się w szarmanckiego, uważnego, oryginalnego i – jak na hollywoodzkie standardy – niewiarygodnie otwartego rozmówcę. Przy tym pozostając precyzyjnie wystylizowanym w tej delikatnej sferze między prywatnością a gwiazdorstwem. Przykład? Sygnet z trupią czaszką i piszczelami na palcu, przypominający o roli w „Piratach z Karaibów”. A on – prawdopodobnie najlepszy i z pewnością najciekawszy aktor na naszej planecie – uśmiecha się z taką nieśmiałością, że wzbudza instynkt opiekuńczy u dziennikarza „Red Bulletina” Rüdigera Sturma. „Outsider wychodzi ze swej skorupy” – od s. 36. Podczas podróży statkiem na Antarktydę nurkowanie mogłoby być ostatnim pomysłem, który przychodzi do głowy. Z drugiej strony woda może się wydać relatywnie przyjemna: tylko –2°C. To prawie o 20°C cieplej niż na świeżym powietrzu – przy sprzyjających warunkach pogodowych. Austriak Karl Drevlak, zapalony nurek i fotograf podwodny, będzie w tym wydaniu przewodnikiem po fascynującym świecie iście śródziemnomorskich barw i w niezwykły sposób uformowanych lodowych rzeźb, świecie opanowanym przez najbardziej niebezpiecznego drapieżnika na planecie. „Wyprawa na południe” – od s. 26. Jak to z międzynarodowymi gwiazdami bywa, ich czas jest reglamentowany i dostępny jedynie w małych puszkach, dlatego wywiady z nimi przeprowadza się w tłoku. Dziennikarka „Red Bulletina” Uschi Korda zakończyła rozmowę z Fanny Ardant w Hangarze-7 w samą porę, by usłyszeć od grande dame francuskiego filmu coś, czego inni dziennikarze nie słyszą prawie nigdy: „Tak miło się z panią rozmawiało, szkoda, że musimy teraz przerwać. Może dokończymy jutro?”. Udało się i z połączenia tego dwuczęściowego spotkania powstał nastrojowy, bezpośredni i osobisty wywiad z intrygującą gwiazdą, która jest przeciwieństwem naszego bohatera z okładki, Johnny’ego Deppa: „Nigdy nie marzyłam o Hollywood” – strona 76. „Red Bulletin” jest już magazynem globalnym, nie tylko w zamyśle redaktorów, ale także pod względem nakładu – co miesiąc ukazuje się 3,8 miliona egzemplarzy: od Nowej Zelandii po Polskę, od RPA po Irlandię. Nasza praca jest bardzo przyjaźnie oceniana w różnych miejscach na świecie: redaktor „Red Bulletina” z Nowej Zelandii Robert Tighe otrzymał renomowaną nagrodę Sir Terry McLean National Sports Journalism Award, a brytyjski fotograf „Red Bulletina” Thomas Butler został wymieniony w „Photography Annual”, który ukazuje się wraz z londyńskim „Creative Review Magazine”. Szybkich powrotów do zdrowia po sylwestrowych zabawach życzy Redakcja

3


SPIS TREŚCI

W JEDNYM WYDANIU DOOKOŁA ŚWIATA

Od Antarktydy do Singapuru przez Szkocję i Hollywood. Nasza misja relacjonowania świata Red Bulla nigdy się nie kończy.

Bullwar

12 BeliEve The Hype Czyli Public Enemy – back to the roots.

76

14 Bezpieczeństwo w górach Pierwsze oznaki zagrożenia lawinowego. 15 MOJE CIAŁO Jak Bruna Kajiya dba o mistrzowską formę. 16 EWOLUCJA SPRZĘTU ...jakże potrzebne nam gogle. 18 KAROL BIELECKI Mistrz piłki ręcznej wraca do gry po tragicznym wypadku.

26

24 BILL BESWICK Psycholog sportowy opowiada o tajnikach swojej sztuki. 25 LICZBY MIESIĄCA Wszystkie numery, które przytrafią się nam w nowym roku.

18

Akcja

26 Wyprawa na południe Brr... nurkowanie w Antarktyce. 36 Johnny Depp Odkrywamy tajemniczy świat odtwórcy Szalonego Kapelusznika i Gilberta Grape’a. 42 przez 39 dni bez kasy Z Berlina do Maroka z pustą kielnią i kiermaną. 46 Danny MACASKILL Gwiazda YouTube’a reprezentuje Szkocję. 52 Knock Out na szachownicy Szachy + boks = chess boxing! Przyglądamy się narodzinom nowego sportu. 56 SZTUKA Z PUSZKI Czyli Konkurs Kreatywności Red Bull. 62 LATAJĄCY KORKOCIĄG Najmniejszy odrzutowiec świata, czyli gadżet Jamesa Bonda trafia do Hangaru-7. 68 MISTRZOSTWA ŚWIATA NA OSTRYM KOLE Niekoniecznie na poważnie, ale na pewno z wielkim zaangażowaniem. 76 FANNY ARDANT Wielka francuska gwiazda nie ogląda swoich filmów i nie chce robić kariery w Hollywood. 4

52


SPIS TREŚCI

15

36

56

46

Zdjęcia: Getty Images, norman konrad (2), Karl Drevlak, Mark teo, Marcelo Maragni/Red Bull Photofiles, Michael Clark/Red Bull Photofiles, picturedesk.com

Więcej dla Ciała i Umysłu

82 RED BULL BC ONE JAPONIA Przewodnik po zakamarkach nowej stolicy breakdance’u – Tokio. 83 TAJEMNICE KUCHARZY O sekretach swoich przepisów opowiada kucharska rodzina Cerea. 84 ZDOBĄDŹ SPRZĘT Wszystko, co potrzebne do robienia podwodnych fotografii w ekstremalnie lodowcowych warunkach. 86 KITZBÜHEL Szczegółowy opis słynnej narciarskiej trasy zjazdowej Streif. 88 HOT SPOTS Spis gorących wydarzeń sportowych. 90 NIGHT SPOTS Lista styczniowych imprez. Polecamy! 92 POTĘGA NOCY Noc na Ziemi: Mando Diao bez prądu, na planie w Skateistanie, A-Trak – DJ Kanyego Westa, klub The Ivy w Sydney Stałe działy 6 Galeria zdjęć miesiąca 23 Kalendarz PANA Kainratha 98 FELIETON LIZUTA

„red Bulletin” Print 2.0 Filmy, dźwięki, animacje w twoim „Red Bulletinie”. Zawsze tam, gdzie znak oka z rogami. 1

W okienku pl.redbulletin.com/print2.0 przeglądarki znajdziesz okładkę magazynu. Kliknij Startuj Bull’s Eye!

2

Potrzebna jest kamerka internetowa. Jeśli otworzy się okienko, kliknij Akceptuj.

3

Ustaw „Red Bulletin” przed kamerką. Oglądaj treści multimedialne – filmy, pliki dźwiękowe i animacje. 5


6

Zdjęcie: Mark Watson/Red Bull Photofiles


ZDJĘCIE miesiąca

P i c to n, Au st r a l i a

PILOT FMX Co mogło sprowadzić 15 000 widzów na zielone łąki do New South Wales? Oczywiście Red Bull XRay, szalona mieszanka motocrossu i FMX, zorganizowane przez pochodzącego stamtąd zawodnika Robbiego Maddisona. Ten trzykrotny zwycięzca Red Bull X-Fighters mimo kontuzji nadgarstka zakwalifikował się do finału, w którym uległ nieustraszonemu Japończykowi Tace Higashino. Nie szkodzi, Robbie nie żałuje; opowiada: „W ubiegłym roku dużo trenowałem z Taką, to pierwszorzędny gość. Cieszę się z jego zwycięstwa. Nie wiadomo, jak potoczyłyby się sprawy, gdybym nie miał kontuzji, ale i tak była to gigantyczna rywalizacja”. Nagroda za najlepsze zdjęcie z wydarzenia i tak wędruje do Maddo. Jak powstało? Tego, drogi czytelniku, musisz domyślić się sam. Nie, nie – nie użyto do tego celu zdalnie sterowanego samolotu z kamerą. www.redbullxfighters.com


Print 2.0

Zdjęcie: flo hagena/Red Bull Photofiles

pl.redbulletin.com/print2.0 Lodowcowa akcja downhillowa

8


ZDJĘCIE Miesiąca

M o n ac h i u m, N i e m c y

epoka lodowcowa Ice-Cross-Downhill ma kilka zalet; jest nie tylko niezwykle spektakularną dyscypliną sportu. Bardzo łatwo także wytłumaczyć jej zasady: za każdym razem czterech śmiałków na łyżwach ściga się wokół pochyłego lodowego parkuru, dwóch najszybszych przechodzi do następnej rundy. Bardzo miły efekt uboczny: podczas Red Bull Crashed Ice (oficjalnych Mistrzostw Świata Ice Cross Downhill) na swoje wychodzą nie tylko odważni, ale także ciekawscy; poza tym, że tor lodowy jest stromy, ma też inne utrudnienia – rampy i ostre skręty. Mistrzostwa Świata 2011 zaczynają się 15 stycznia w monachijskim Olympiapark. Kto chce wziąć udział w całej trasie, powinien już teraz zaplanować podróż do Valkenburg (HOL, 5.2.), Moskwy (RUS, 26.2.) i Quebecu (CAN, 19.3.). Inauguracja MŚ Red Bull Crashed Ice: 15 stycznia 2011, Monachium Informacje: www.redbullcrashedice.com


ZDJĘCIE Miesiąca

K ap s z ta d, R PA

Skoki na klifie O 6 rano na Górze Stołowej: obserwujemy belgijskiego mistrza świata w trialu, Kenny’ego Belaeya, podczas bardzo nierozsądnej urlopowej eskapady. Jak kot przeskakuje na rowerze z jednej skalnej krawędzi na drugą kilka metrów nad przepaścią. Ocean – 1078 m pod nim. W każdym razie widok zapiera dech w piersiach. Ale po co to wszystko? Belaey pojechał do RPA, by zebrać materiał filmowy do swojego telewizyjnego show „Belaey’s Bigtime Trialadventure”. A ponieważ w uliczkach Sun City i Durbanu nie przeżył wystarczająco dużo przygód, wpadł mu do głowy pomysł z Górą Stołową. I jej skałkami. I tamtejszą panoramą. Uważamy, że brak rozsądku czasem może naprawdę pięknie wyglądać. Kenny zaś twierdzi: „Takie wspomnienia sprawiają, że podróż pozostaje niezapomniana”.

Zdjęcie: nick muzik

Wszystkie przygody Kenny’ego w sieci: www.kennybelaeysbigtime.com

10



Bullwar Uskrzydla w małych dawkach.

Believe The Hype Z południowo-wschodniego Nowego Jorku do RPA: legenda rapu Public Enemy olśniewa Red Bull Studios w Kapsztadzie.

Luksusowe gry z piłką Wystarczy rzut oka na rankingi, by docenić znaczenie squasha w Egipcie (pięciu zawodników w Top 12). Na jednym ze szklanych kortów, zbudowanych specjalnie na tę okazję przed imponującymi świątyniami Luxoru odbył się najdroższy turniej w historii. W ciągu pierwszych dwóch dni zagrało ośmiu zaproszonych sportowców w systemie round robin, za każdym razem do 11 punktów, o wejście do półfinału. Później gra odbywała się na zasadzie set za set. W finale wygrał Karim Darwish z wynikiem 5:4, pokonując swojego rodaka numer jeden na światowej liście mistrzów squasha, Ramy’ego Ashoura, i otrzymał czek na niebagatelną kwotę 40 000 dolarów. Więcej zdjęć i informacji na: www.squashsite.co.uk

Ich utwory z politycznym wydźwiękiem w 1987 r. były podstawą, na której powstał rap. W zeszłym miesiącu raperzy odbyli czteroodcinkowe tournée po RPA; grupa znalazła czas na pojawienie się w Red Bull Studios. „USA nie mają nic do zaoferowania tej formie sztuki. Nowe pokolenie musi pochodzić z miejsca, w którym została spłodzona” – powiedział Chuck D. Zaatakował także kolegów z branży za ich bezmyślność i miłość do bling-blingu: „O co chodzi raperom odzianym w diamenty, gdy ludzie żyją w biedzie?”. Podczas trasy raperzy zademonstrowali swą pasję do hip-hopu jako instrumentu do prowadzenia polemiki i jego głęboko sięgających korzeni. Podróż przez rytm, którą kierowali przy mikrofonach Chuck i Flavor Flav’a i nakręcał swymi gramofonowymi umiejętnościami DJ Lord.

Lider Public Enemy Chuck D swoją werbalną walkę prowadzi także poza sceną

Więcej o legendach rapu na: www.publicenemy.com

Zdjęcie miesiąca

UŚMIECH, PROSZĘ!

Fotografie naszych czytelników dostępne są tu: www.redbulletin.pl

Wśród osób, które nadeślą nam najciekawsze zdjęcia związane ze światem Red Bulla, rozlosujemy debiutancką płytę zespołu Neony. Więcej o tej znanej z koncertów na dachu Red Bull Tourbusa kapeli, która zwyciężyła w Konkursie Młodych Zespołów na Festiwalu w Jarocinie, dowiesz się na: www.neony.art.pl Wysyłaj zdjęcia na e-mail: redakcja@redbulletin.com

12

Lima Trzykołowe taksówki mają więcej wyścigowego potencjału, niż można byłoby przypuszczać. Alfredo Escobar, Red Bull Lleva Leva Lima


b u l lwa r

Zdjęcia: Jörg Mitter/Global Newsroom/Red Bull Photofiles (1), Malcolm Skene (3), Hubert Stanka (1), Garth Milan/Red Bull Photofiles (1), Samo Vidic/Red Bull Photofiles (1), Agustin Munoz/Red Bull Photofiles (1), Getty Images (1)

Herosi Cytaty z sieci

Ponownie na samym szczycie Rajd Paryż – Dakar jest ciężki, ale liczba odpadających zawodników jest nieporównywalnie większa podczas wyścigu enduro Roof of Africa w Lesoto. W tym roku ukończyło go tylko 22 z 300 riderów. Odbywający się w okolicach pasma górskiego Maluti wyścig był brutalny, a trzy ostatnie dni były testem na wytrzymałość. Kiwi Chris Birch wygrał rajd po raz trzeci. „Nie sądzę, by tegoroczny Roof był tak ciężki jak zeszłoroczne zmagania. Na szczęście” – powiedział na przekór opinii publicznej. „Było to spore wyzwanie i bardzo ciężka praca, ale w tym roku było mniej przełęczy”. Birchowi przez cały czas siedział na ogonie Jade Gutzeit z RPA. Na starcie podczas finałowego dnia dzieliły ich zaledwie trzy sekundy, ale Birch stracił do Gutzeita aż osiem minut, po tym jak źle ocenił wodną przeszkodę i utopił swój motocykl. Dopiero na jednej z ostatnich przełęczy, trafnie nazwanej Proszę, Popchnij Mnie, Birch wysunął się na prowadzenie i finiszował 18 minut przed reprezentantem RPA. „W tym roku zmieniłem sposób trenowania” – powiedział Birch – „i opłaciło się. Dużym plusem jest moja determinacja: prę w górę z całych sił, aż w końcu już nie mogę, odpoczywam 20 sekund i zaczynam od nowa”. Więcej przemyśleń na temat Roof of Africa na: www.birchy.co.nz

Mistrzowskie projekty Kierowcy teamu Red Bull i zespołowi mistrzowie świata F1 Sebastian Vettel i Mark Webber spróbowali swoich sił w modzie i zaprojektowali własne T-shirty. Są one już dostępne w Red Bull Shopie, dochód netto z ich sprzedaży zostanie przekazany w całości fundacji Wings For Life. Koszulkę Vettela ozdabia jego numer startowy – 5. „Piątka przyniosła mi szczęście i mam nadzieję, że także lekarzom uda się dokonać przełomu w badaniach nad szpikiem kostnym”. Design autorstwa Marka Webbera z oponami i skrzydłami ma symbolizować ruch i postęp w badaniach.

Ashley Fiolek (motocross) „Nie ma nic lepszego niż zajadanie się frytkami z guacamole i oglądanie Twittera”.

Rzućcie okiem na: www.redbullshop.com

Bądź „The One” Lindsey Vonn (narciarstwo alpejskie) „Wow. Jestem na okładce magazynu «ESPN» i udaję Sharon Stone z «Nagiego instynktu». Czy mogłabym być jej dublerką?”.

Podczas światowego finału Red Bull BC One w Tokio Brazylijczyk „Tsunami” zmiótł konkurencję i zwyciężył. Przy pomocy nowej gry „BC One Game” na iPoda i iPhone’a każdy będzie mógł wykazać się własnymi umiejętnościami breakdance’owymi. Do wyboru jest siedmiu najlepszych b-boyów z 650 oryginalnymi trikami. 14 międzynarodowych lokalizacji i 28 poziomów do wjazdu do Hall of Fame. Do pobrania tu: http:/win.gs/bconegame

Maya Gabeira (surfing) „Dlaczego dziewczyny zawsze potrzebują tak dużo czasu przed wyjściem, by się przygotować? Zawsze muszę czekać na nie w samochodzie”.

Siedmiu b-boyów i 14 lokalizacji w nowej grze „BC One”

Durban Przed widownią 2400 osób Amsterdam Otworzyć drzwi balkonowe, krótki w pojedynku kapel wygrała Gazelle z Die Heuwels rozbieg i już piłka ląduje w salonie. Fantasties. Tyrone Bradley, Red Bull Soundclash Jarno Schurgers, Red Bull Balcony Shot

Campinas Nawet w krykiecie trzeba cały czas patrzeć na piłkę. Marcelo Maragni, Red Bull Super Taco 13


b u l lwa r

iPody do boju!

Więcej informacji uzyskasz na: www.redbullibattle.pl

Formuła 1 na śniegu Wyścig Swatch Snow Mobile w Saalbach Hinterglemm był raczej okazją do spotkania się zawodników sportów motorowych, takich jak Adrian Sutil, Christian Klien, Sakon Yamamoto czy Nico Hülkenberg, legendarnych zawodników sportów zimowych oraz osobistości kultury i biznesu. Andreasa Goldbergera nie powstrzymały od udziału w rywalizacji dwa upadki. „Goldi” zeznał nawet: „Mam benzynę we krwi!”. Prawie 20-tysięczna publiczność obejrzała pojedynki 14 ambitnych zespołów na naszpikowanym zakrętami i rampami torze o długości 850 m. Niemal do ostatnich rund przed końcem na prowadzeniu był Easymotion Team z kierowcą rajdowym Manfredem Stohlem oraz byłym zawodnikiem torowej jazdy na rowerze Franzem Stocherem. Ostatecznie zwyciężył jednak Uniqa Fresacher Racing Team. Więcej zdjęć i informacji na: www.snow-mobile.at

Pustynia Dubai Mohammed Balooshi podczas wieczornych rozmów na środku pustyni. Timor Gafurov, Red Bull Under My Wing 14

LAWINOWE ZNAKI Zima to narty, góry i zabawa. Nie można jednak zapomnieć o bezpieczeństwie na trasie i poza nią. Przestrzegamy i przypominamy: lekki śnieżek potrafi szybko zmienić się w śmiertelną machinę, tworząc lawiny, którym lepiej nie wchodzić w drogę. Miejsca, w których jest duże prawdopodobieństwo zejścia lawiny, w większości przypadków można rozpoznać. Dlatego w górach trzeba mieć otwarte oczy i uszy, zwracać uwagę na pogodę, ukształtowanie terenu i... znaki. W Polsce obowiązuje tzw. pięciostopniowa europejska skala zagrożeń lawinowych, do każdego ze stopni przypisany jest odpowiedni znak. Zwykle są to tablice z szachownicą i numerem oznaczającym stopień zagrożenia lub ikonami wyjaśniającymi, o co chodzi. Czerwona tablica czarnym krzyżem nie powinna zachęcać nas do wejścia w opatrzony takim znakiem rejon. Często

George Town 19-letni kaskader Aaron Colton

przy zejściach ze szlaków można spotkać też plansze ostrzegawcze z symbolem dłoni oraz napisem: „Uwaga, lawiny! Dalsze przejście zagraża życiu lub zdrowiu”. W sezonie zimowym obowiązkowo należy sprawdzać komunikaty na stronie TOPR, gdzie publikowane są informacje na temat panujących warunków. Oczywiście wybierając się w góry, czy to na pieszą wycieczkę, czy freeride życia, nie można zapomnieć o takich gadżetach jak naładowany telefon komórkowy, mała łopatka, a także obowiązkowo Pieps – nadajnik/odbiornik ułatwiający zlokalizowanie kogoś w razie tragedii. Nie można także zapomnieć o wyobraźni i szacunku dla potęg natury. Powodzenia i widzimy się na śniegu! Lawinowe info w Polsce: www.topr.pl; w Alpach: www.slf.ch

Lima Kolumbijska gwiazda BMX Daniel Dhers pokazuje, jak nonszalancko można siedzieć na motocyklu. przekazywał triki i techniki peruwiańskim talentom. Fevi Yu, Tydzień Piratów na Wielkim Kajmanie Renzo Giraldo, Red Bull Under My Wing

Zdjęcia: Andreas Waldschütz, AP 2009, Lukas Nazdraczew/Red Bull Photofiles

Jeśli żyjesz w Polsce, chodzisz na imprezy i nie wiesz co to jest Red Bull i-Battle, to… swoją edukację muzyczną musisz zacząć chyba jeszcze raz. iPodowe bitwy na brzmienia w roku ubiegłym odbyły się z hukiem w dziewięciu największych miastach w kraju. Uznanie publiczności zdobyli kolejno: Junior & Senior, Region Boys, SDA Nie Ściemnia, Braterstwo Stylu, Dżej Kej & Pi eM, Killer Cats, Electronic Poka Poka, Wszystko Wszędzie Team, Pozdrów Żonę. Wśród walczących można było spotkać takie osobistości jak mistrz Europy windsurfingu Przemek Miarczyński, prezydent Sopotu Jacek Karnowski, warszawski król najtlajfu Robert Serek, najbardziej wygadany dziennikarz III RP Michał Figurski oraz inni. Wielki Finał w Zakopanem 11 lutego rozegrany zostanie w klubie Dworzec Tatrzański.


b u l lwa r

MOJE CIAŁO I JA

Bruna Kajiya

Jak wykorzystać to, co dał ci Bóg, by obronić tytuł mistrzyni świata? Panująca królowa kiteboardingu dzielnie próbuje zwalczyć ból kolan i chęć na lody.

ODRUCH KOLANOWY Lądowanie na wodzie to jak uderzenie o beton – z tak dużą prędkością pędzimy. W wyniku takiego zderzenia większość riderów doznaje kontuzji takich jak zerwanie ACL [przednie więzadło krzyżowe]. Ja miałam problemy z obydwoma kolanami – z więzadłami, łękotkami, a nawet chrząstkami. Moje łękotki są zmasakrowane. Przeszłam operacje, podczas których wyssano część odłamków kości, i na razie to musi wystarczyć. Te, które pozostały, sprawiają ogromny ból, ale przerwa pozbawiłaby mnie mistrzowskiego tytułu.

Zdjęcie: Marcelo Maragni/Red Bull Photofiles

PALCOWA DETERMINACJA W zeszłym roku złamałam palec na tydzień przed finałowym konkursem, a walczyłam o tytuł. Linka okręciła się wokół mojego prawego palca serdecznego i pociągnęła go. Był to najgorszy ból, jakiego kiedykolwiek doznałam. Mój trener powiedział: „Lekarz z pewnością go unieruchomi i nie będziesz mogła wystartować, więc wytrzymaj”. Dzień przed zawodami wciąż tak bolało, że nie mogłam nic robić na wodzie, ale w dzień konkursu poczułam wewnątrz jakąś potężną siłę. Tak bardzo tego chciałam, że wzięłam środki przeciwbólowe i wystartowałam. Przy każdym triku dosłownie wyłam z bólu. Ale wygrałam.

GŁOWA W PIAS KU Kiedy miałam 18 lat, podczas jednego z pierwszych zawodowych konkursów w Tarifie w Hiszpanii silny przybr zeżny wiatr zepchnął mnie na plażę i wylądowałam na głowie. Bolało. Kręciło mi się w głowie i straciłam orientację. Wyszłam ze szpitala zupełnie sama, z kołnierzem, w mokrym kostiumie pełnym piasku. Stojąc w centrum miasta, myślałam: „Co teraz zrobić?”. Ale mam nauczkę: minęło pięć lat i od tamtej pory już nigdy nie skakałam tak blisko plaży.

PR AWIE JAK FACET Kiteboarding kobiet zmieni ł się w ciągu ostatnich pięciu lat. Skacze my wyżej i szybciej, zbliżamy się znacznie do poziomu facetów, więc gdy akurat nie jestem na wodzie, trenuję cardio. Teraz musimy wytrzymać 10 intensywnych przejazdów w krótkich odstępach czasu i mieć siłę na 15 trudnych technicznie trik ów podczas każdego z nich. Ciężko jest mi zbudować mięśnie. Jeśli nie trenuję prz ez miesiąc, cała wcześniejsza praca idzi e na marne, trenuję więc niemal 365 dni w roku. TRENIN G NA OKR ĄGŁO Dużo ćwiczę z piłką na niestabilnym podłożu, by pracować nad równowagą: doszłam do takiej wprawy, że mogę na niej stanąć na jednej nodze i skakać. Uprawiam też parkour, ponieważ pracują wtedy wszystkie mięśnie i rozwija się sprawność całego ciała. Zaliczam frontflipy i backflipy – ogólnie wszystko, co wykonuje się na ulicy, z tym że ja robię to wewnątrz. Uwielbiam to, bo każdy dzień jest inny. Wykonuję także szybkie serie biegów i podskoków, ale na specjalnym materacu, by odciążyć moje kolana.

LODOWE ZACHCIANKI Trenując, muszę dużo jeść, bo jeśli nie dostarczę organizmowi zapasu kalorii, zacznę spalać mięśnie. Generalnie, gdy nie trenuję lub nie uprawiam kiteboardingu, jem. Jem dużo pełnoziarnistych makaronów, ryżu, pieczywa i oliwy z oliwek – zero masła i cukru. Ale wygląda to tak tylko przed ważnymi zawodami – trzeba znaleźć równowagę. Po zawodach relaksuję się, pochłaniając lody Ben & Jerry’s Cookie Dough. Tego najbardziej mi brakuje, gdy trenuję. Nawet teraz mam na nie ochotę. Wskocz na deskę z Bruną na: www.brunakajiya.com

15


b u l lwa r

EWOLUCJA SPRZĘTU

GOGLE NARCIARSKIE

Od delikatnego dzieła sztuki autorstwa zręcznego rzemieślnika do formowanych przy użyciu komputerów i tunelu aerodynamicznego produktów high-tech.

W latach 30. XX wieku Niemiec Philipp M. Winter – zainspirowany rozgrywanymi w jego ojczyźnie zimowymi igrzyskami olimpijskimi – rozpoczął produkcję narciarskich okularów ochronnych. Szybki z tworzywa sztucznego były zszywane ręcznie, a ich krawędzie obszywano pluszową taśmą. Już wtedy okulary miały wentylację – dzięki wybitym po bokach 16

otworom. Do utrzymywania okularów na głowie służyła tkana gumowa taśma z metalowym zapięciem. W 1936 roku w takich goglach sukcesy odnosili Chistel Cranz i Heli Lantschner. W latach 50. powstały takie modele jak Champion, jedne z pierwszych markowych gogli na rynku. Na początku lat 60. syn Philippa Wintera, Rainer, wprowadził

na rynek markę Uvex (ultra violet excluded), znaną dziś na całym świecie. Jednoosobowa firma w bawarskim Fürth przekształciła się w innowacyjne, świetnie prosperujące rodzinne przedsiębiorstwo, któremu obecnie ufają tacy sportowcy jak Jean-Baptiste Grange, Viktoria Rebensburg i Marlies Schild. www.uvex-sports.de

Zdjęcia: www.tmstudios.de

GOGLE NARCIARSKIE 1930


OAKLEY SIMON DUMONT SIGNATURE SERIES 2010/11 Ten model gogli to wersja sygnowana przez gwiazdę freeskiingu Simona Dumonta, który w 2008 roku ustanowił rekord świata (22,2 m) w skoku z rampy, czyli tzw. quarter pipe’u. Ten rdzenny Amerykanin umiejętnie wykorzystał przy projektowaniu tego modelu swoje indiańskie korzenie. Używana przy produkcji technologia jest bardzo zaawansowana. Oprawkę

wykonano z opatentowanego przez Oakley tworzywa sztucznego: bardzo lekkiego, giętkiego i trwałego. Panoramiczne szybki zrobione są z plutonitu, najczystszej formy poliwęglanu. Filtry chronią w 100 proc. przed niebezpiecznym słonecznym promieniowaniem UV, a powłoka „anti fog” zapobiega zaparowywaniu szybek. Specjalna technologia

zapewnia dodatkowo pozbawiony zniekształceń obraz w całym polu widzenia. Równomierne rozłożenie ucisku i trzypunktowe mocowanie podnoszą komfort eksploatacji. Są idealnym rozwiązaniem dla narciarzy jeżdżących w kaskach. System szkieletowy redukuje nacisk oprawki na nos. www.oakley.com

17


b u l lwa r

Heros

KAROL BIELECKI

Polska reprezentacja piłkarzy ręcznych rozpoczyna zmagania o tytuł najlepszej drużyny globu na Mistrzostwach Świata w Szwecji. Jednym z jej kluczowych zawodników jest powracający po dramatycznej kontuzji Karol Bielecki.

Bieżące informacje o mistrzostwach: www.handball2011.com

18

O Karolu i polskiej piłce ręcznej zrobiło się głośno w 2007 roku. Wtedy to nasi reprezentanci zostali wicemistrzami świata, przegrywając w finale z gospodarzami turnieju – Niemcami. Kibice – od wielu lat cierpiący na brak sportowych sukcesów Polaków na arenie międzynarodowej – skierowali swe uwielbienie na bohaterów tych mistrzostw, naszych szczypiornistów. Sukces był niespodziewany i wielki; świadczyć o tym może choćby sam fakt, że prezydent Lech Kaczyński odznaczył wicemistrzów Złotymi Krzyżami Zasługi. Dwa lata później, na mistrzostwach świata w Chorwacji w 2009 roku, zarówno zawodnicy, jak i kibice głodni byli kolejnych sukcesów. Kadra trenera Bogdana Wenty nie zawiodła, przywożąc z turnieju brązowy medal. Jednym z filarów obydwu tych sukcesów był właśnie Karol Bielecki. Karol swoją karierę sportową zaczynał od piłki… nożnej. Zaliczył nawet epizod w juniorach pierwszoligowej wówczas Siarki Tarnobrzeg, na szczęście jednak szkolny trener WF-u namówił go do zmiany dyscypliny na piłkę ręczną. Dziś z całą pewnością możemy stwierdzić, że była to decyzja jak najbardziej słuszna.

Oprócz Bońka Karol jest chyba najbardziej znanym polskim rudowłosym sportowcem

Karol Bielecki jest rzadko spotykanym przypadkiem rencisty uprawiającego zawodowo sport

Życie Bieleckiego to ciągłe przełamywanie barier i łamanie konwenansów. Nie dostał się do słynącej z wysokiego poziomu klasy piłki ręcznej Szkoły Mistrzostwa Sportowego w Gdańsku, gdyż uznano, że nie ma predyspozycji do tej gry. A jednak postawił na swoim, trenował zawzięcie i w sezonie 1997/98 jako najmłodszy zawodnik w Polsce został zgłoszony do rozgrywek drugiej ligi, do zespołu seniorów Wisły Sandomierz. Od tej pory kariera Karola zaczęła nabierać tempa. W 1999 roku przechodzi do Iskry (późniejszego Vive) Kielce. Z tym klubem wiąże się na pięć lat. Staje się jego kluczowym zawodnikiem i przebojem zdobywa polską ligę. W wieku 20 lat debiutuje w kadrze narodowej, w której szybko staje się podstawowym zawodnikiem. W 2004 roku opuszcza Polskę dla najmocniejszej ligi świata – niemieckiej Bundesligi. SC Magdeburg płaci za niego kieleckiemu klubowi aż 200 000 euro, co czyni go najdroższym (do dziś) piłkarzem ręcznym w historii naszego kraju. Od grudnia 2007 roku gra w innym niemieckim klubie – Rhein-Neckar Löwen, „Lwach” z miasta Mannheim. 11 czerwca 2010 roku to kolejna ważna data w życiu Karola Bieleckiego, tragedia, a zarazem następne wyzwanie. W towarzyskim meczu z Chorwacją w Kielcach doznaje wyjątkowo poważnej kontuzji lewego oka. W starciu pod polską bramką chorwacki napastnik nieumyślnie wbija mu palec w oko. Karol schodzi z boiska w asyście lekarza. Natychmiastowe zabiegi i konsultacje w Polsce i Niemczech nie pozostawiają złudzeń – uszkodzonego oka nie da się ura-

Zdjęcia: norman konrad (2)

Imię i nazwisko Karol Bielecki Pseudonim „Kola” Data urodzin 23.01.1982 Miejsce urodzin Sandomierz, Polska Wzrost 202 cm Waga 101 kg Dyscyplina piłka ręczna Pozycja na boisku lewy rozgrywający Klub Rhein-Neckar Löwen Miejsce zamieszkania Mannheim Osiągnięcia reprezentacyjne Młodzieżowe Mistrzostwo Europy (2002); 2. miejsce Mistrzostw Świata (2007); 3. miejsce Mistrzostw Świata (2009); Superpuchar Europy (2008) Klubowe Vive Kielce Mistrzostwo Polski juniorów (2001); Mistrzostwo Polski seniorów (2003); Puchar Polski (2003); z SC Magdeburg: Puchar EHF (2007); z Rhein-Neckar Löwen: brązowy medal Bundesligi (2009)


Zdjęcia: Jarek/Red Bull Photofiles (1), Marcin Kin (2)

b u l lwa r

tować. Szok. Wszyscy polscy fani piłki ręcznej (i nie tylko) wstrzymali oddech na kilka dni, czekając na dalsze wieści. Lekarze byli zgodni – Karol nie może grać dalej. 18 czerwca 2010 r. Bielecki informuje opinię publiczną o zakończeniu kariery sportowej. „Żałoba” wśród kibiców nie trwała jednak długo. Po kilku dniach i dalszych konsultacjach lekarskich cofa swoją decyzję o odejściu. Ogłasza, że będzie próbował wrócić do gry: „Wiem, że jest szansa, i chcę ją wykorzystać. Nie mogę dopuścić do nawet małego zaniedbania, bo potem sobie tego nie wybaczę. Zrobię wszystko, by jeszcze wrócić do sportu”. Powrót na parkiet udaje się nadspodziewanie szybko. Już 22 lipca owacyjnie witany przez miejscowych kibiców pojawia się w towarzyskim meczu Rhein-Neckar Löwen, a 31 sierpnia występuje w meczu ligowym, zdobywając w nim 11 (!) bramek. Do składu reprezentacji Polski wraca 28 października. Ku wielkiej radości rodzimych fanów i kolegów z drużyny wchodzi na parkiet w koszulce z orzełkiem. Jego wielki powrót staje się faktem. Piłka ręczna, z czego wiele osób nie zdaje sobie sprawy, to sport niezwykle ostry i kontuzyjny. Chorwacki zawodnik zachował się bardzo fair i osobiście przeprosił naszego szczypiornistę, który nie chowa urazy do sprawcy nieszczęśliwego wypadku. Dziś Karol gra w specjalnych ochronnych goglach, a w najbliższym czasie czeka go jeszcze zabieg usunięcia pozostałości oka i wstawienie sztucznego. Walka o pomoc w leczeniu nie jest łatwa. Podczas gdy Niemcy od razu spieszą z wszelką pomocą, pokrywając koszty leczenia i przyznając mu dożywotnią rentę, u nas sprawa się ciągnie. Brak możliwości uzyskania wymiernej pomocy w ojczyźnie oburzył kibiców i kolegów z kadry, którzy wspierali Karola. Znając nasze realia i liczne perypetie ludzi walczących o odszkodowania – końcowy wynik całej sprawy może być naprawdę różny. Miejmy jednak nadzieję, że jego poświęcenie, determinacja i klasa sportowa zostaną w odpowiedni sposób docenione. Od jesieni zeszłego roku Karol Bielecki rozpoczął naukę w warszawskiej Wyższej Szkole Trenerów Sportu, dając tym samym do zrozumienia, że wobec szczypiorniaka ma dalekosiężne plany. Przyszłość stoi przed nim otworem, a jedną z jego sportowych ambicji jest występ na olimpiadzie w Londynie w 2012 roku. Już niebawem znów będziemy mieli okazję kibicować Karolowi Bieleckiemu i reprezentacji Polski –13 stycznia rozpoczynają się Mistrzostwa Świata w Piłce Ręcznej Mężczyzn w Szwecji. Bielecki z pewnością da z siebie wszystko i pokaże, że to, co złe, jest już za nim. Odsuwając na bok jego osiągnięcia sportowe, które i tak czynią go wielkim, nie do przecenienia pozostaje wartość (i wielkość) Karola jako człowieka. Jego walka z przeciwnościami losu jest dla wielu ludzi motywująca i inspirująca. Zwłaszcza dla osób znajdujących się w podobnej sytuacji, którym zdrowie lub nieszczęśliwe wypadki utrudniają spełnianie własnych ambicji i podejmowanie wyzwań. Powodzenia, Karol! Trzymamy kciuki!

300 wspaniałych zjedzie na krechę Wielkie święto miłośników Kasprowego Wierchu powraca po rocznej przerwie. Dwa lata temu podczas pierwszej edycji Red Bull Zjazd na Krechę do zmagań o miano demona prędkości zarejestrowało się prawie 600 zawodników. W finale, który polega na masowym zjeździe z polskiej „świętej góry”, sześciokilometrową trasę od górnej stacji kolejki, przez Goryczkową, do nartostrady i do samych Kuźnic pokonało 226 śmiałków. Zwycięzcą z wynikiem 6 min i 18 s

został Wojtek Szczepanik z katowickiego AZS. W zeszłym roku śnieg zasypał całą Polskę, ale nie sam Kasprowy i niestety, zawody zostały odwołane. Tym razem pod koniec lutego, a dokładnie 26-27 lutego górale dają gwarancję na śnieg w Zakopanem. Najpierw w sobotę odbędą się eliminacje, w których weźmie udział 600 snowboarderów i narciarzy z całej Polski, aby następnego ranka zawalczyć o mistrzostwo już na Kasprowym. pl.redbulletin.com/zjazdnakreche

Masz osiemnastkę? Zgłoś się! Dla tych, którzy w minionym roku z zazdrością patrzyli na osiemnastkowiczów, których imprezę wspierał Red Bull, mamy dobrą wiadomość. Projekt spotkał się z tak dobrym odbiorem, że został przedłużony na kolejny rok. Przypomnijmy: planujący imprezę jubilaci lub szykujący im niespodziankę przyjaciele mogą, opisując swoje pomysły imprezowe, zgłosić się po wsparcie. Może to być wizyta Wings Teamu z dawką energii, może to być przyjazd DJ-a, który gości będzie nakręcał muzyką do rana. Być może – jeśli okaże się, że balanga niekoniecznie kończy się w czterech ścianach mieszkania – z własnym nagłośnieniem przyjedzie Volvo Red Bulla. Tymczasem wkraczającym w wiek dorosły śpiewamy „Sto lat”. Zgłoś imprezę na: www.redbull1993party.pl

19


b u l lwa r

TRIKI FIZYKI

POZYTYWNE WIBRACJE

Muzykę się czuje: gdy stoimy blisko głośników, nasza klatka piersiowa zaczyna drgać. Cząsteczki powietrza uderzają o ciało i wprawiają je w wibracje. W przeciwieństwie do fal elektromagnetycznych fale dźwiękowe potrzebują ośrodka, aby móc się rozchodzić. Cząsteczki powietrza drgają cyklicznie wokół swojego położenia równowagi. Wibrująca membrana głośnika spręża i rozpręża powietrze, wytwarzając falę. Odległość między znajdującymi się na tej fali punktami o wysokiej gęstości nazywa się długością fali. Każde zagęszczenie (sprężenie) porusza się z prędkością c = 340 m/s. Prędkość dźwięku to długość fali razy częstotliwość f. Częstotliwość mierzy się w hercach oznaczających liczbę cykli na sekundę. Ze względu na naprzemienne sprężenia i rozprężenia powietrza jego cząsteczki poruszają się ze zmienną w czasie prędkością v. Jeżeli cząsteczki natrafiają na jakieś ciało, oddziałują na nie cyklicznie z pewną siłą. Siła działająca na jakąś powierzchnię to ciśnienie. Ciśnienie akustyczne to p =  cv, więc jego wartość zależy także od gęstości powietrza . Każdy obiekt ma swoją częstotliwość rezonansową (jedną lub kilka). Jeżeli obiekt zostanie poddany działaniu fali dźwiękowej o takiej właśnie częstotliwości rezonansowej, zostanie wprawiony w drgania mechaniczne. W przypadku częstotliwości rezonansowej mocno wzrasta wychylenie drgań. Przykładem mogą być drgania rezonansowe klatki piersiowej. Przy wysokim poziomie głośności – od wartości ciśnienia akustycznego 0,2 N/m² – można poczuć w piersiach wibracje. W zależności od płci i budowy ciała częstotliwość rezonansowa może wynosić od 30 do 80 herców. Klatka piersiowa drga z częstotliwością rezonansową. Przyspieszenie części ciała w wyniku efektu rezonansowego osiąga wartość 0,05 g (przyspieszenia grawitacyjnego) przy ciśnieniu akustycznym 4,5 N/m². *Prof. Thomas Schrefl wykłada i prowadzi badania w Fachhochschule St. Pölten (Dolna Austria) oraz na uniwersytecie w Sheffield (Wielka Brytania).

www.redbullthre3style.com

20

Tekst: Professor Thomas schrefl, Ruth Morgan; Zdjęcie: Lucas Gilman/Red Bull Photofiles; Ilustracja: Mandy Fischer

Dźwięk odczuwany ciałem: basy, które powodują ucisk w klatce piersiowej, bity wprawiające całe ciało w drgania. Nasz fizyk* wyjaśnia, dlaczego wizyta w klubie porusza nie tylko naszą błonę bębenkową?


Więcej basów, bitów i masażu klatki piersiowej można poczuć podczas międzynarodowego finału zmagań DJ-ów Red Bull Thre3Style w Paryżu


b u l lwa r

Małe, a jednak niezwykłe

Listy czytelników. Odpowiedzi redakcji Czytam „Red Bulletina” już prawie od roku i z przykrością zauważyłam pierwszy błąd, jaki pojawił się w wydaniu grudniowym. Zamiast zdjęcia Moniki Pyrek wydrukowaliście portret Jeleny Isinbajewej. Anna Jurczak

Ci młodzi faceci zamienili brud i śnieg w złoto. Zawodnik BMX Steven Wo (HKG) zdobywał wyraźn ng ą przewagę w każdym starcie podcza s Games w Guangzhou (CH Asian sposób zapewnił sobie N) i w ten złoty medal.

W całym tym zamieszaniu okazało się jedno – bardzo wielu z Was, czytelników „Red Bulletina” uwielbia Monikę Pyrek – dostaliśmy w tej sprawie setki listów i telefonów. Kochaną Monikę serdecznie przepraszamy za błąd, a oto prawdziwa ona:

Czemu w działach Hot Spots i Night Spots nie piszecie o imprezach w Polsce, tylko o taki np. w Singapurze czy Nowej Zelandii? To trochę daleko jak na wyskok na weekend. Marcel „Red Bulletin” to magazyn międzynarodowy, rzec można: globalny, stąd też pomysł na listę najciekawszych wydarzeń z całego świata. Aczkolwiek uważny czytelnik zauważy subtelne zmiany w naszym magazynie, które objęły także Hot i Night Spoty. Przeczytałam bardzo budujący artykuł o Clincie Eastwoodzie. Dziękuję i proszę o więcej. Maria Grzelak

Ultramaratończyk Ryan Sanders (RPA) wygrał zawody Last Desert na Antarktydzie. Jest pierwszym człowiekiem, który zwyciężył we wszystkich zawodach 4 Deserts (wcześniej Atacama, Gobi, Sahara). 22

Po ubiegło ro – Sebastie cznej kontuzji złamał sob n Toutant (CAN) ie & Style w kostkę podczas A ir N powrócił w iemczech – zawodn ik na Air & S imponującym stylu ty po zwycięst le w Pekinie i skocz ył wo.

Na zdrowie. Jak widać po bieżącej okładce, wyjątkowe postacie Hollywoodu także nam są bliskie. Obiecujemy, że na tym nie koniec, aczkolwiek teraz na świeczniku chcielibyśmy kogoś z Polski... Listy prosimy wysyłać e-mailem: listy@redbulletin.com. Redakcja zastrzega sobie prawo do dokonywania skrótów.

Zdjęcia: Action Images (2), Getty Images (1), RacingThePlanet Ltd/Zandy Mangold (1), Russ Hennings/Oakley (1)

Doskonały weekend: skoczek narciarski Thomas Morgenstern (AUT) dwukrotnie okazał się niezwyciężony w zawodach Pucharu Świata w norweskim Lillehammer.


k a rt k a z k a l e n d a r z a pa n a k a i n r at h a

23


B u l lwa r

Umysłowe gierki

Bill Beswick

Potrzeba czegoś więcej niż tylko talentu. Najlepszy psycholog sportowy odkrywa sztuczki, które stosuje, trenując młodych sportowców

Przeczytaj o talencie Billa na: www.billbeswick.com

24

RED BULLETIN: Pracował pan z najlepszymi. Jaka jest według pana różnica między – powiedzmy – Davidem Beckhamem a przeciętnym piłkarzem – oprócz wielkości wrodzonego talentu? BILL BESWICK: Wszyscy rozprawiają o talencie, ale on sam nie wystarczy. Różnicą, którą dostrzegłem pomiędzy najlepszymi, niezłymi i przeciętniakami, jest nastawienie. Odpowiednie nastawienie pozwala w pełni wykorzystać talent. Najlepsi sportowcy pragną więcej, są chętni do pracy, mocno trzymają się wytyczonych celów i z pewnością są odporniejsi na niepowodzenia. I widział pan to wszystko w Beckhamie, gdy z nim pracował? On jest dobrym przykładem. Jeśli chodzi tylko i wyłącznie o grę na boisku, to nie był najbardziej utalentowanym piłkarzem. Ale wykorzystał dany mu talent, ponieważ chciał pracować. Dużo poświęcił w młodości, by stać się sportowcem, jakiego znamy. Który z graczy, z którymi pan pracował, zrobił na panu największe wrażenie i dlaczego? Roy Keane. Jako kapitan Manchesteru United był najbardziej dominującym piłkarzem, jakiego kiedykolwiek widziałem. Na boisku prowadził do boju swoją drużynę i można go nazwać prawdziwym wojownikiem. Człowiek rodzi się z mentalnością pozwalającą przetrwać najcięższą rywalizację, czy trzeba nad tym pracować? Czy nieudacznik może stać się zwycięzcą? Sporą przewagę mogą zapewnić rodzice, którzy od wczesnego dzieciństwa uczą cię, jak być czemuś oddanym, nie ustępować, wierzyć we własne siły i być pewnym siebie pod presją. Ale nastawienie jest wyborem i w każdym momencie ludzie mogą zmienić podejście i własne życie. Czy pokazywanie ludziom odpowiedniego nastawienia jest sekretem udanej kariery psychologa sportowego?

Steve Round (z lewej), trener Evertonu, przyjmuje rady od Billa

„By być w czymś świetnym, musisz zbudować historię sukcesu. Chwilowe bycie świetnym nie wystarcza. Myślisz wtedy: jaka świetna drużyna, jaki świetny gracz” Oczywiście! Moja metoda to praca od końca, ponieważ wszyscy sportowcy chcą być świetni w tym, co robią. Musimy więc zrozumieć, czym jest ta świetność, cofnąć się do miejsca, w którym znajduje się gracz, z którym pracujemy, i powiedzieć: „OK, chcesz się znaleźć w tym miejscu, musisz więc zrobić to”. Psycholog sportowy musi kierować, prowadzić. Dlaczego więc pana zdaniem zawodnicy Manchesteru United zawsze są kandydatami do tytułu? Zazwyczaj, by być w czymś naprawdę świetnym, musisz zbudować historię sukcesu. Ale chwilowe bycie świetnym nie wystarcza. Manchester United jest na szczycie już od jakiegoś czasu, a to zapewnia wiarę we własne siły. Myślisz wtedy: jaka świetna drużyna, jaki świetny gracz. Obecnie pracuje pan w Austrii, kraju bez prawdziwej kultury piłkarskiej. Czy uważa pan, że dzięki pracy nad nastawieniem nawet słaba drużyna może dotrzeć do Ligi Mistrzów? Tak właśnie sądzę. Nie wierzę w ograniczenia, wierzę, że po prostu z czasem robi się trudniej. Nie ma powodu, dla którego austriacki klub nie mógłby się wspiąć na sam szczyt. Siedzę tu, w pięknym klubie, oglądając trenujących młodzieńców. Mogą stać się tak samo dobrzy jak młodziki z Manchesteru United. Musimy zadbać o to, by rywalizowali w Europie z najlepszymi. Wszystko jest do osiągnięcia. A da się to osiągnąć szybko? Jak wszystkie dobre rzeczy, jak wychowanie dziecka – jest to codzienna ciężka praca. Nic w sporcie nie dzieje się szybko. Podczas trenowania młodych ludzi ważne jest, by dobrze pracować każdego kolejnego dnia, tak by wiedzieli, co robić, gdy przyjdzie im się zmierzyć z najlepszymi. Muszą być nauczeni odpowiedniego myślenia i zachowania. Umysł jest jak ciało: cieszymy się zwycięstwem w sobotę z powodu pracy wykonanej w ciągu tygodnia.

Zdjęcia: HELGE KIRCHBERGER Photography, bill beswick zbiory prywatne

Imię i nazwisko Bill Beswick Mistrz umysłu Referencje Billa jako trenera umysłowego opierają się na dyplomie z psychologii sportowej Terapia na boisku Podczas pracy z angielskim klubem Derby Beswick zauważył: „Początkowo gracze panicznie bali się pracy z psychologiem” Wicedyrektor W 2001 r. Bill został wyznaczony przez Steve’a McClarena na asystenta menedżera Middlesbrough FC. Była to najwyższa w historii futbolu pozycja zdobyta przez trenera umysłowego


b u l lwa r

Liczby miesiąca

2011

Minie dziesięć lat od odysei kosmicznej, a Paul McCartney skończy w czerwcu 69 lat. W tym samym miesiącu wypada 25. rocznica przekazania Pucharu Świata Argentynie przez Diego Maradonę. Ale co jeszcze przyniesie te 12 miesięcy?

50

Dokładnie miesiąc po świętowaniu 4 lipca 235. urodzin swego kraju prezydent USA obchodzić będzie swoje własne 50. urodziny. 4 sierpnia 1961 r. w Honolulu na Hawajach przyszedł na świat Barack Hussein Obama II – no, chyba że wierzyć birtherom, którzy twierdzą, że Barack Obama urodził się poza granicami USA i nie ma uprawnień do sprawowania władzy w tym kraju. Rok 1961 przyniósł ludzkości jeszcze coś: pierwszy lot kosmiczny Jurija Gagarina. Co? Fani teorii spiskowych zapewniają, że był on zaledwie pierwszym, który „przeżył” w kosmosie? Oczywiście...

193

Jeśli w wyniku referendum w południowym Sudanie, zaplanowanego na ten miesiąc, mieszkańcy podzielą Sudan i stworzą nowe państwo, państwa ONZ będą musiały zrobić miejsce dla 193. członka – Południowego Sudanu. Jednak w państwie do 2005 r. trawionym przez wojnę domową nic nie jest proste – a tym bardziej organizacja głosowania dla 9 mln ludzi. Płd. Sudan nie będzie jednak 193. krajem na Ziemi – tworzone są różne listy, zależne od polityki tworzących je osób. FIFA ma w swych szeregach aż 208 członków.

Zdjęcia: PA, GETTY IMAGES, PICTUREDESK

1

Dobra wiadomość dla brytyjskiej drużyny polocrosse, będącego połączeniem polo i lacrosse. Statystyki nie kłamią – gospodarze zawsze wygrywają Polocrosse World Cup; Australia wygrała na ojczystej ziemi w 2003 i 2007 r. – w 2011 r. turniej rozegrany zostanie w lipcu w East Yorkshire. Na liście pozostałych dyscyplin znalazły się rugby (Nowa Zelandia, IX–X), touch rugby (Szkocja, VII), krykiet (Indie, Sri Lanka i Bangladesz, II-IV) i przed Rosją, Katarem i Brazylią w 2014 r., PŚ FIFA – kobiet (Niemcy, VI–VII) oraz U-20 (Kolumbia, VII–VIII).

45 000 000 Analityk techniczny, który nie przewidział doskonałej sprzedaży iPadów w 2011 r., nie zna się na własnej robocie. Najbardziej optymistyczną prognozę przedstawił Brian White z Ticonderoga Securities, który na podstawie zamówień części do iPadów zasugerował, że sprzedać się może nawet 45 mln tych cudeniek. W 2011 r. Australia dołączy do Japonii, Szwecji i Hongkongu, stając się kolejnym krajem, w którym jest więcej komputerów osobistych niż ludzi.

24

Kulturowe sępy już krążą nad rokiem 2011, szukając smakowitych kąsków muzycznych. W ciągu kolejnych 12 miesięcy na rynku pojawią się nowe albumy: Beastie Boys, Dr. Dre, Lady Gagi, Foo Fighters, R.E.M., Radiohead, Santigold, Paula Simona, The Strokes oraz nadjeżdżających prosto z lat 80. The Cars, którzy wydadzą swój pierwszy od 1987 r. album, po 24-letniej przerwie. W tym samym roku U2 wyda „The Joshua Tree”, piąty i najlepiej sprzedający się album irlandzkiej grupy (25 mln kopii). W najbliższych miesiącach Bono i spółka planują wydanie 13. albumu – „Songs Of Ascent”.

3,6

Wartość recesji może pójść w górę oraz w dół: zgodnie z prognozami Economist Intelligence Unit ekonomia globalna skoczy w 2011 r. w górę o 3,6 proc. Największe znaczenie mają powstające rynki, a nie rozwinięte już kraje. Sprytni inwestorzy powinni skupić się na luksusowych produktach i eksporcie z Azji, rynek sztuki zapewni duże sprzedaże (w tym wypadku to ci sami bogacze kupują od tych samych bogaczy), a ceny cukru i kawy spadną. Nie jest to więc czarny scenariusz, zwłaszcza dla chińskich producentów ekspresów do kawy wysadzanych diamentami. www.magic8ball.com

25


a kc ja

Wyprawa na południe Na pokładzie statku „Profesor Mołczanow” – jednego z dwóch oferujących ekspedycje nurkowe w Antarktyce rosyjskich statków – podwodny fotograf Karl Drevlak przeżył podróż życia pełną niebezpieczeństw, mrożącego krew w żyłach zimna i wygłodniałych, mięsożernych lampartów morskich... Zdjęcia: Karl Drevlak

Przeprawa przez Antarktykę – wschód słońca nad kanałem Lemaire. Dwie godziny po tym zdjęciu „Profesor Mołczanow” przekroczył koło podbiegunowe, zmierzając na południe 26


Print 2.0

pl.redbulletin.com/print2.0 Więcej świetnych zdjęć z ekspedycji antarktycznej Karla Drevlaka


a kc ja

Zimno

Dzięki wysokiemu zasoleniu, temperatura wód Antarktyki może spaść poniżej 0°C bez zamarzania. Przebywanie pod wodą dłużej niż 40 min. jest tam po prostu fizycznie niemożliwe. Głównym zagrożeniem dla nurków w Antarktyce są lamparty morskie. Jeśli już pojawi się taki 400-kilogramowy predator, możesz jedynie ratować się ucieczką. Popularna jest historia brytyjskiej badaczki, która padła ofiarą lamparta morskiego. W miejscu, w którym jej zwłoki wypłynęły na powierzchnię, głębokościomierz wskazywał 86 m. 28


Karl Drevlak (na górze, po lewej) na pokładzie statku „Profesor Mołczanow” tuż po lodowatym nurkowaniu – temperatura wody –2°C, a powietrza: –20°C. Nurkowie spotkali 15-metrowe humbaki (w środku, po lewej) i dużo mniejsze, ale bardzo niebezpieczne lamparty morskie (na dole, po lewej). „To prawdziwy drapieżnik. Jeśli pojawia się lampartowy alarm, musisz jak najszybciej wyjść z wody”


a kc ja

Życie

Śródziemnomorska feeria kolorów w ekstremalnych warunkach: w Oceanie Antarktycznym jakimś cudem przetrwały lasy wodorostów pnące się kilka metrów w górę, rozgwiazdy, anemony, ślimaki morskie i kraby.

30


Podwodny fotograf Karl Drevlak ze swym sprzętem ważącym łącznie prawie 50 kg; sam podwodny strój fotografa ważył około 11 kg


Lód

Antarktyczne góry lodowe na przestrzeni tysięcy lat osiągnęły przedziwne i piękne kształty. Im ciemniejszy odcień niebieskości, tym starsza góra.


aa ck tc i oj n a


a kc ja


Po lodowatych zanurzeniach wyprawy na ląd były mile widziane. Choć są tak sympatyczne, pod żadnym pozorem nie można dotykać pingwinów, gdyż nie są one odporne na ludzkie wirusy. Na dole po prawej: „Profesor Mołczanow”

B

iorąc pod uwagę dwa lata planowania, 25 lat doświadczenia w nurkowaniu i 70 kg sprzętu na osobę, wyprawa Karla Drevlaka nie miała nic wspólnego z wakacyjnym odpoczynkiem. Ten doświadczony fotograf podwodny ze Styrii w Austrii odwiedził Antarktykę pod okiem byłego mistrza świata podwodnej fotografii Wernera Thielego oraz 12 innych nurków zebranych na pokładzie rosyjskiego statku ekspedycyjnego „Profesor Mołczanow”. Tylko on i jeszcze jeden rosyjski statek oferują wyprawy nurkowe w okolicach bieguna południowego. Już pierwszego dnia Drevlak zrozumiał, że nie jest to rejs turystyczny. „Nie gwiżdż na mojej łajbie!” – warknął na niego rosyjski kapitan. Nurek odkrył, że gwizdanie na pokładzie przynosi pecha. W przedostatnim dniu wyprawy antarktyczny huragan – 10,4 w skali Beauforta – szalał przez 14 godzin i uwięził statek w 40-centymetrowym lodzie. „To twoja wina” – wypomniał mu kapitan. Ze względów bezpieczeństwa schodzenie pod wodę ograniczono do głębokości 20–22 m z powodu lampartów morskich, które w każdej chwili mogły zaatakować nurków, a także zagrożenia, jakie stwarzała możliwość zamarznięcia aparatów oddechowych oraz zdradliwe prądy i dryfujące kry, które w sekunde mogą zablokować drogę powrotną na powierzchnię. W ciągu góra pięciu minut woda o temperaturze –2°C sprawiała, że kombinezony nurków, a nawet noszona pod spodem bielizna termalna, zamarzały. Więcej zachwycających zdjęć na print 2.0

35


a kc ja

Outsider wychOdzi ze swej skorupy Johnny Depp z niepoprawnego poszukiwacza dreszczyku emocji stał się jedną z największych gwiazd Hollywood. Spotkanie w Paryżu wyjaśnia dlaczego. Tekst: Rüdiger Sturm

36


Print 2.0

Zdjęcie: getty images

pl.redbulletin.com/print2.0 Zwiastun „Turysty”


a kc ja

”  Po takich kreacjach aktorskich dużym wyzwaniem było zagranie kogoś normalnego ”

” Gdy muszę zrezygnować z improwizowania, czuję się jak w klatce  ”

Depp jako Jack Sparrow w „Piratach z Karaibów”

P

o pierwszym spotkaniu z Johnnym Deppem spodziewać się można wielu reakcji – bojaźliwego szacunku, nerwowości. Ale gdy wasz dziennikarz w końcu usiadł naprzeciwko tego 47-latka w luksusowym hotelu Le Meurice w Paryżu, zawładnęła nim zupełnie inna emocja. Ta supergwiazda budzi w tobie instynkt opiekuńczy. Sposób, w jaki na ciebie patrzy zza rogowych oprawek swych okularów, sugeruje onieśmielenie, jego głos jest cichy, stłumiony. Można by nawet powiedzieć, że jest nieśmiały. I jest coś kobiecego w jego 175-centymetrowej sylwetce. A jednocześnie jego wygląd jest nienagannie wytworny. Dwukolorowy szal, który ma na sobie, 38

doskonale pasuje do szarej koszuli i stylowo rozdartych dżinsów. Jego nadgarstki ozdabiają skórzane paski i buddyjskie modlitewne tasiemki. W uszach kolczyki, a na palcach – pierścienie, w tym: jeden z czaszkami i kośćmi (będący pamiątką z planu filmowego), gruba platyna z diamentowym numerem oraz złoty sygnet. Jego delikatny, artystyczny wizerunek sprawia, że szybko słabnie lekka irytacja wywołana jego półgodzinnym spóźnieniem. Zwłaszcza że od razu zaczyna przepraszać dość przygnębionym tonem. „Obawiam się, że ten mój nawyk jest automatyczny, nie mam nad nim kontroli. Zawsze się spóźniam”. Szczerze powiedziawszy, nie musiał już nic więcej mówić. Te pierwsze wraże-

nia były wystarczającą odpowiedzią na pytanie, dlaczego odniósł tak wielki sukces i jest obecnie jedną z najbardziej ekscytujących gwiazd stąpających po naszej planecie. Zdradzają one zarówno jego opanowanie, jak i wyczucie stylu, oraz świadczą o tym, że jest indywidualistą żyjącym we własnym świecie, stworzeniem równie egzotycznym, jak wrażliwym, które najwyraźniej czuje się nieswojo, gdy konieczny jest kontakt ze światem zewnętrznym. Z tego punktu widzenia wrażenia te są niemal bardziej pouczające niż jego najnowszy film, thriller „Turysta”. Bo to, co się dzieje w filmie, w porównaniu z jego życiem wypada dość konwencjonalnie. Depp gra rolę podróżującego do Wenecji amerykańskiego nauczyciela matematyki,


a kc ja

„Turysta”: Angelina Jolie osacza Johnny’ego Deppa

Angelina O Johnnym: „Beztroski szczęściarz“

Zdjęcia: action press, Peter Mountain/Kinowelt GmbH/2010 GK Films, LLC.

Niewiele jest filmów, w których wszystko idzie zgodnie z planem i spodziewasz się doskonałego rezultatu. „Turysta” jest jednym z tych wyjątków. W dużej mierze dzięki Johnny’emu Deppowi. Nie znaliśmy się wcześniej, ponieważ obydwoje wolimy zaszyć się w domowych pieleszach, niż zaliczać kolejne imprezy. I żadne z nas nie bierze

siebie zbyt poważnie. Podczas kręcenia przekonałam się, że Johnny jest niesamowicie czarującą osobą. Jak wszyscy wiedziałam, że jest niezwykle interesującym artystą, ale jest także bardzo naturalnym aktorem. Ponadto ma ogromny talent komediowy, co pomaga mu grać beztrosko i otwarcie. To niezwykle ważne dla filmu ta-

który próbuje zapomnieć o bolesnym rozstaniu. Wspaniała dziewczyna (Angelina Jolie) zbiegłego gangstera rzuca na niego swój urok, ale wszystko to jest częścią intrygi. Nikt nie wie, jak wygląda kryminalista, który przeszedł operację plastyczną, więc ścigający go ludzie zakładają, że ich celem jest niczego niepodejrzewający turysta, co prowadzi do niekończących się intryg i pościgów w okolicach Grand Canal. Depp rozumie, że dalece różni się to od dziwactw kapitana Jacka Sparrowa, którego zagrał w „Piratach z Karaibów”, czy Sweeneya Todda. „Po takich rolach zagranie Pana Normalnego było prawdziwym wyzwaniem”. Poza tym, jeśli o niego chodzi, to nie ma czegoś takiego jak

kiego jak „Turysta”, ponieważ nie można wszystkiego traktować zbyt poważnie – należy się także dobrze bawić. Tylko w ten sposób można przelać dobry nastrój na widzów w kinie. A my byliśmy w dobrym nastroju. Tak właściwie to cały czas się śmialiśmy.

banalna normalność. „Ludzie uznawani przez społeczeństwo za przeciętnych często są najdziwniejszymi osobami, jakie można sobie wyobrazić”. Za przykład podaje uczciwego księgowego, który podróżował po świecie, szukając tabliczek, na których widniało jego nazwisko, i fotografując je. Depp wcielił w życie swe pomysły nawet przy tak ograniczonych możliwościach. Zdecydował, jak będzie wyglądała jego postać, przybrał na wadze i zafundował sobie kilka dziwactw, jak na przykład fakt, że prymitywny Amerykanin stara się rozmawiać z Włochami po hiszpańsku. Ucieczka po weneckich dachach w piżamie w jednej ze scen także była jego pomysłem.

Nawet grając tak poważne role jak ta, nadal szuka dreszczyku emocji. Nigdy nie marzył o wystąpieniu z blond czupryną i kaloryferem na brzuchu, tak jak na przykład Brad Pitt. Nie chciałby także być okrzyknięty szpakowatym obiektem westchnień jak George Clooney. On wynajduje swoje postacie z marginesu społeczeństwa, niezależnie od ich wyglądu i stanu umysłu, a następnie interpretuje je bez cienia zarozumiałości, zagłębiając się w ich wyobraźnię. „Wręcz tryska pomysłami, niemal zbyt wieloma jak na jedną osobę” – twierdzi jego partnerka Vanessa Paradis. „Czuję się jak w pułapce, gdy nie wolno mi improwizować” – sam wyjaśnia. I chce „po prostu uciec” od reżyserów, którzy próbują mu dokładnie pokazać, co ma 39


a kc ja

”Byłem sprzedawany jak przedmiot. Doprowadzało mnie to do szału  ”

Pięć filmów, które trzeba zobaczyć

robić i jak ma grać. To dlatego kłócił się z Michaelem Mannem podczas kręcenia filmu „Wrogowie publiczni”. Adaptacja bestsellerowej autobiografii „Shantaram” stanęła w miejscu, ponieważ nie mógł stanąć oko w oko z gwiazdorskim reżyserem Peterem Weirem (znanym z „Pana i władcy”). Ponieważ wyobraźnia Johnny’ego Deppa jest tak bogata i olśniewająca, musi być chroniona. Możliwe, że nakręcenie „Turysty” nie doszłoby do skutku, gdyby nie producent Graham King, który od lat pracował z Deppem i cieszy się zaufaniem gwiazdy. Nieprzypadkowo Johnny zabiera go ze sobą na wywiad; na szczęście potężny Anglik pozwala swojemu aktorowi być głównym bohaterem rozmowy.

Z

nalezienie takiego patrona zajęło Deppowi dużo czasu. Wciąż doskonale pamięta, jak znęcała się nad nim pewna szkolna nauczycielka. Nigdy nie dogadywał się z rówieśnikami, którzy marzyli jedynie o zostaniu Królem bądź Królową Piękności. „Nigdy nie chciałem być taki jak inni”. Nawet w Hollywood czuł się nieswojo, choć w latach 80. dzięki roli tajnego gliny w serialu telewizyjnym „21 Jump Street” stał się nastoletnim idolem. „Sprzedawano mnie jak przedmiot. Doprowadzało mnie to szału”. Ale Depp nigdy nie był rozpieszczonym geniuszem, był buntownikiem. Nauczy40

cielce, której nie znosił, pokazał goły tyłek. Podczas lat kryzysu w Hollywood był tak sfrustrowany, że czasem rozwalał meble w hotelowych pokojach. Pasuje to do jego flirtowania z prawem. „W latach 30., podczas prohibicji, mój dziadek sprzedawał bimber. Była to prawdziwa służba dla społeczeństwa. Mój ojczym zaznał życia w zakładzie karnym dla nieletnich” – wyjaśnia z wyraźną dumą. Można się było więc spodziewać, że zrobi wszystko, by nie dać się zaszufladkować. Przewrotny los przedstawił go komuś, kto pomógł mu uciec i kto nadal jest w stosunku do niego lojalny. Reżyser Tim Burton obsadził go w roli wyrzutka społeczeństwa, pozornie potwornego tytułowego bohatera „Edwarda Nożycorękiego”. Ekscentryczny filmowiec ukształtował wizerunek aktora Johnny’ego Deppa w większym stopniu niż ktokolwiek inny. W filmach „Ed Wood”, „Charlie i fabryka czekolady” oraz „Alicja w krainie czarów” zawsze prezentował swoją gwiazdę jako pomysłowego dziwaka, jednocześnie bardzo wrażliwego i niezwykłego. Ale nawet z takim wsparciem Johnny Depp utknął w ślepej uliczce przemysłu filmowego. „Ludzie w Hollywood rozmawiają tylko o zarabianiu pieniędzy. To takie frustrujące”. Znieczulał się więc alkoholem i narkotykami. „Byłem coraz bliżej odejścia od zmysłów”. Uratowało go pewne spotkanie, do którego doszło 12 lat temu w lobby paryskiego

Las Vegas Parano (1998) W chwili premiery adaptacja powieści Huntera S. Thompsona została zmiażdżona przez krytykę, a dziś jest uważana za kultową. Kreacja reportera Raoula Duke’a wydaje się bardzo ekscentryczna. Dla Deppa film miał także osobiste konsekwencje: znajomość z reżyserem Terrym Gilliamem, któremu pomógł po śmierci Heatha Ledgera swoim gościnnym występem w filmie „Parnassus: człowiek, który oszukał diabła”.

hotelu. „Odwróciłem się i zobaczyłem te wspaniałe plecy”. Należały do popowej piosenkarki Vanessy Paradis. „Podszedłem do niej, odwróciła się i gdy tylko powiedziałem «cześć», od razu wiedziałem, że to jest to”. I nie mylił się. Zaledwie trzy miesiące później francuska piosenkarka – wtedy 26-letnia – była już w ciąży. Mężczyzna, który kiedyś znany był z hulaszczego stylu życia, szalał i rozwalał hotelowe pokoje, odnalazł emocjonalną stabilność, której mu tak bardzo w życiu brakowało. „Wszystko, co wydarzyło się do tamtej pory, było czystą iluzją. Narodziny mojej córki dały mi nowe życie”. W 2002 roku urodził się jego syn Jack i priorytety Deppa zmieniły się na zawsze. „Najbardziej pragnę pozostać uczciwy w stosunku do osób, które kocham”. Ale kto pomyślał, że ta burżuazyjna idylla może zabić pragnienie dreszczyku emocji, był w błędzie. Wręcz przeciwnie – był to początek najbardziej satysfakcjonującego etapu w jego karierze, od idola nastolatek, poprzez kultowego aktora, aż do supergwiazdy. Rok po narodzinach syna powstał jego pierwszy hit – „Piraci z Karaibów” – który przyniósł mu pierwszą nominację do Oscara. Ale naprawdę musiał wytrwale walczyć o wprowadzenie w życie własnej wizji. Depp chciał, by jego piracki kapitan był tak ekscentryczny jak na przykład Keith Richards, co na początku nie do końca robiło pozytywne wrażenie na Disney Studios. „Myśleli, że zwariowałem”.

Zdjęcia: Cinetext Bildarchiv, IMPRESS

BEST OF DEPP

Edward Nożycoręki (1990) Podobno podczas czytania scenariusza Depp płakał jak dziecko. Nic dziwnego – bohater tytułowy, twór genialnego wynalazcy, który na próżno szukał szczęścia w małomiasteczkowej idylli, był nie tylko poruszający, lecz także stanowił przeciwieństwo typowych dotąd dla Deppa ról. Podczas zdjęć aktor nawiązał bliższy kontakt z Winoną Ryder. Znajomość nie przetrwała próby czasu – w przeciwieństwie do przyjaźni z Timem Burtonem.


a kc ja

Zdjęcia: Disney/Cinetext, Buena Vista/Cinetext, WALT DISNEY PICTURES/Kobal Collection

Piraci z Karaibów: Klątwa „Czarnej Perły” (2003) Pierwsza część pirackiej sagi zarobiła 650 mln dol., dwie kolejne części – prawie 2 mld. Prawdopodobnie byłoby inaczej, gdyby nie Depp, który swojemu bohaterowi nadał osobiste piętno: rock’n’rollowy pirat Jack Sparrow stał się idolem publiczności. Dlatego już w maju 2011 r. uda się w kolejną, czwartą piracką wyprawę.

Marzyciel (2004) Depp rzadko zdobywał tak wielkie uznanie za konwencjonalną rolę – jak w przypadku tej filmowej biografii. Aktor pozostał outsiderem wiernym swoim zamiłowaniom do fantastyki także w tej kreacji – jako literat J.M. Barrie, który pod wpływem przyjaźni z pewną wdową i jej czterema synkami tworzy przedstawienie „Piotruś Pan”. Depp sprawdził się w klasycznym melodramacie i zdobył drugą nominację do Oscara.

Ale ryzyko się opłaciło. Kinomaniacy cieszyli się, że nie zobaczyli kolejnego takiego samego bohatera. Nastąpił koniec ery słonecznych blondasów – nadszedł czas superbohaterów z poważnymi problemami, mutantów i dziwaków. A Johnny był jedną z ikon tej grupy. Piracka saga sprawiła, że jego własna ekscentryczność zaczęła być tolerowana przez społeczeństwo. Outsider wreszcie znalazł swoje miejsce w grupie. Jednak jego świadomość bycia innym nie zniknęła. „Czasem mam ochotę uciec z krzykiem” – wyznaje bez cienia ironii. Od czego? „Od świata opętanego przez technologię, napastliwych mediów, szaleństwa reality shows. Zapomnieliśmy o rzeczach prostych. Tracimy własną indywidualność”. Nawet jeśli brzmi to odrobinę nadpobudliwie i zawile, świadczy o jednym – mianowicie o tym, że Johnny Depp nie czuje się we współczesnym świecie jak w domu. Jeśli akurat nie odjeżdża w dal pociągiem zamyślenia, jego twarz przybiera wyraz zdziwienia – wykwita na niej mieszkanka obawy i zdumienia. Niczym gość z innej planety, który nie jest pewien, czy chce wrócić, skąd przybył, czy zostać na zawsze tutaj. Na szczęście nie brak mu środków na zorganizowanie prywatnej strefy spokoju. Jeden z rodzinnych domów znajduje się w idyllicznej wiosce na południu Francji. I nie zapominajmy o prywatnej wyspie na Bahamach. „Może to dla ciebie brzmieć

ekstrawagancko, ale potrzebowałem miejsca, w którym mogę spokojnie oddychać lub zwyczajnie usiąść i porozmawiać – bez robienia mi zdjęć”. Wydawać by się mogło, że wolałby żyć w przeszłości, może w latach 30., kiedy to „mężczyźni nadal nosili eleganckie stroje i byli panami własnego losu”. Nawet jego ulubione filmy pasują do tego wzorca. „Lubimy oglądać klasyki starego Hollywood” – przyznaje Vanessa Paradis. „Ich noce”, komedia, w której Clark Gable poznaje uciekającą dziedziczkę, jest jednym z ich ulubionych. Nawet wybory żywieniowe Deppa spełniają te same kryteria. Na przykład lubi paryskie bistro Chez l’Ami Louis otwarte w latach 20., które już dawno straciło uznanie w oczach krytyków. Ale nie obchodzi go to. Ponieważ „czujesz się tam, jakbyś był w wehikule czasu”. A jeśli odwiedza miasto, którego nie zna, podąża historycznymi śladami wielkich pisarzy. Gdy zapytałem go, co zwróciło jego uwagę w Wenecji, gdzie kręcono „Turystę”, nie wymienił czegoś standardowego, jak plac św. Marka czy most Rialto, ale z wielkim entuzjazmem wspomniał, że przechodził obok mieszkania genialnego angielskiego poety Byrona. Jednak ta wyjątkowość nie uderza mu do głowy. Nie wykazuje ani samolubności egomaniaka, ani arogancji zwycięzcy. A ponieważ nie traktuje się zbyt poważnie, jest w stanie wcielić się w najbardziej

Alicja w krainie czarów (2010) Kim byłby Johnny Depp bez Tima Burtona? I odwrotnie? Ich ostatnia kreatywna współpraca okazała się największym sukcesem. Wcześniej współpracowali m.in. przy takich filmach jak „Ed Wood” i „Jeździec bez głowy”. Rzadko zdarzało się, by charakteryzacja czyniła Deppa niemal nierozpoznawalnym, jak w przypadku roli Zwariowanego Kapelusznika, a film był tak plastyczny dzięki scenografii – jak „Alicja w krainie czarów”.

absurdalne postacie. Nawet podczas powstawania stosunkowo tak komercyjnej produkcji jak „Turysta” on i koleżanka z planu Angelina Jolie wciąż sprawdzali, kto zrobi lepszego psikusa. Depp słynie z podkładania pierdzących poduszek na krzesła kolegów. Ale umie też śmiać się z siebie. Podczas konferencji prasowych nigdy nie uchyla się od odpowiedzi na najbardziej intymne pytania, niezależnie, czy dotyczy to jego ideału piękna, czy rozmiarów jego męskości – czasem nawet żartuje o „zmianie płci”.

W

szystkie cechy Johnny’ego Deppa, łącznie z jego wspaniałą ekscentrycznością, potulną bojaźliwością i buntowniczym sarkazmem, są w przemyśle filmowym czymś zupełnie wyjątkowym. Powinien zostać wpisany na listę gatunków zagrożonych wyginięciem. Jednak najlepiej określił sam siebie. Może i mówił akurat o Keicie Richardsie, ale trafił w sedno, jeśli chodzi o własną osobowość: „Jest przenikliwy, zabawny i zupełnie genialny. Mógłby spokojnie tarzać się w sławie od bardzo młodego wieku, ale zawsze udawało mu się zachować spokój i normalność. I wszystkich traktuje jednakowo. A w tym przemyśle jest to niesamowite osiągnięcie”.

Podróż do Wenecji z Johnnym Deppem i Angeliną Jolie

41


a kc ja

Zagraj to jeszcze raz. I jeszcze raz... Z Berlina do Casablanki w niespełna sześć tygodni – bez pieniędzy, ale za to z zapasem rytmu i flow. „39 Days – A Roadtrip” to muzyczna podróż czwórki przyjaciół przez Europę i Afrykę Północną pod koniec lata. Oto 39 faktów z wyprawy. Tekst: Simon Schreyer, ilustracje: Thomas Kussin

1 Założenia: czworo dobrych

przyjaciół w wieku dwudziestu paru lat – Jamie Seidl-Curtis alias Jolly Jay, David Glover, Hanno Martius alias HtoO i Max Wentzler – wyrusza 1 sierpnia 2010 roku z Berlina do Maroka na „Tour de Force”. Zabierają ze sobą dwa mikrofony, instrumenty, wzmacniacz i kanapę na dachu. Czteroosobowa ekipa filmowa podróżuje drugim samochodem.

2 Cel: pierwsze block party

w Maroku (Casablanka). Dwóch uczestników – Jolly Jay i HtoO – to genialni raperzy i autorzy tekstów, David gra na białym Les Paulu, a Max to ciacho, checker i DJ w jednej osobie.

3

Termin dotarcia do celu: 8 września, cztery dni przed koncertem (inszallah!) – w Maroku świętuje się wtedy koniec postu (ramadanu).

4

Warunek: zerowy budżet! Kasę na podróż można zarabiać tylko na ulicznych gigach, sprzedaży własnej płyty „Scattered Colours on a Rubik’s Cube”, z soczystymi bitami DJ-a Doe Digglera, Mr. Bossa i gości, oraz T-shirtów (oczywiście fair trade). Stan środków na początku podróży: 42

zero. Na pierwszy bak paliwa trzeba było zapracować pożegnalnym gigiem w berlińskim Mauerparku.

5

Klienci, którym spodobał się ten produkt... Tych, którym podoba się album z angielskim hip-hopem, ucieszą także: Themlot (Sound Scientists), The Pharcyde, Jehst, Chester P (The Taskforce), Jam Baxter (Contact Play) i Children of the Damned.

6 Teksty: Hanno i Jamie

rymują bezpardonowo, celnie i inteligentnie: o pokusie wciskania „drzemki” w budziku, wątpliwych wdziękach Paris Hilton, słynnym „pająku” pod wpływem kofeiny i chaosie kultury masowej.

7

Track: we współpracy z instrumentalistami i MC w trakcie podróży powstaje kolaż dźwiękowy, którego podstawę stanowi berlińska linia basu autorstwa ojczyma Jolly’ego Jaya, Uvego Müllricha, który podróżował po krajach Orientu z założonym w 1980 roku zespołem pionierów worldbeatu – Dissidenten.

8

Sieć: zaprzyjaźnieni muzycy, znajomi z Facebooka i promotorzy klubów to niezastą-

pieni przyjaciele w podróży – wspierający psychicznie, organizujący przestrzeń i służący wszechstronną pomocą.

9

Pojazd: ważący 1840 kg czarny Land Rover Defender, ozdabiany w trakcie podróży tagami lokalnych artystów graffiti. Pełnowartościowy towarzysz angielsko-niemieckiej ekspedycji orientalnej.

10 Sojusznicy: w trakcie

wyprawy rodzą się wspólne gigi, a z zespołem nagrywają m.in. Yarah Bravo (żona DJ-a Vadima występująca w One Self), Faye Simon, DJ Wordem, MC Amalgam, Meggie Smith, Biz2Risk, Hoofer i rymujący w sztucznym arabsko-francuskim języku Marokańczycy Flip & Flow.

11 Wrogowie: wewnętrzne lenistwo i zewnętrzne przeszkody – upał, głód, znaki zakazu postoju, syndrom łodzi podwodnej, mieszkańcy rzucający kamieniami, artystyczny nieład, presja czasu, kieszonkowcy.

12

Chleb powszedni: kto nie zarabia, ten nie je. A jeżeli już jest coś na ząb, to głównie pasta, pesto i masło orzechowe. Pizza tylko w wyjątkowe dni.

13 Zbawienne łóżka:

tylko w Amsterdamie i francuskim Pontarlier ekipa pozwala sobie na luksus spania w łóżku. Niewygodna norma to namiot, tylne siedzenia i kanapa na dachu samochodu.

14 Kto mówi B, musi

powiedzieć C: droga z Berlina do Casablanki to 7870 km. Ze względu na wysokie opłaty za autostrady we Francji i prędkość maksymalną 80 km/h (uwarunkowaną obciążeniem) muzycy zjeżdżają na bezpłatne drogi krajowe.

15 Bonus dzięki free-

style’owi: Jamie Seidl-Curtis jest mistrzem improwizowanych rymów. Błyskawicznie znajduje ostre i celne opisy słuchaczy. Gdy w Nicei do zespołu zbliża się roztańczona 50-latka z wydętymi wargami i w przepoconym T-shircie, Jamie rymuje na temat zażywania ecstasy przez osoby w podeszłym wieku (oczywiście będąc świadom ryzyka, że Francuzka może znać angielski).

16

Klucz do drogi: w reakcji na pytanie o kluczyki do samochodu coraz częściej widać uniesione brwi i pełne zaskoczenia miny.


Print 2.0

pl.redbulletin.com/print2.0 Czwórka przyjaciół w trasie


a kc ja

17

34 Mała rzecz, a cieszy:

18 Zaskoczenie: angielski

Carpe diem: każdy dzień podróży to wyzwania; finansowe „miny”, nagłe przypływy nadziei oraz inne postrzeganie świata i ludzi. Interrail to XX wiek, a urlop w dzisiejszych czasach to na pewno coś innego.

Mania prześladowcza: gdy kamerzysta Jan i dźwiękowiec York jadą swoim busem za zespołem, zdarza się, że Defender skręca nagle w lewo bez kierunkowskazu, a dodatkowo okazuje się, że radiostacja leżała gdzieś w kartonie z T-shirtami.

codzienne małe radości podróżnika – czekoladowe jajko wprost z lodówki, piwko po pracy i skrzynka mejlowa pełna nowych podkładów przysłanych przez sojuszników z dalekich krajów.

35

hip-hop jest przyjmowany we Francji (z wyjątkiem Riwiery) znacznie lepiej, niż można się było spodziewać.

19

Brak zaskoczenia: im dalej na południe, w kierunku regionów słabszych ekonomicznie, tym trudniej zarobić pieniądze. Wyjątkiem od tej reguły jest Lizbona.

20 Cannes to nam może:

W kasie nie ma już ani jednego centa. Na szczęście w Lizbonie zarabiają 300 euro w ciągu zaledwie dwóch godzin.

25 „Gaudeamus” to nie

hip-hopowcy czują się najbardziej nieswojo w marinach Lazurowego Wybrzeża. Spotykają tu ludzi – pod względem stylu życia – z kompletnie innej galaktyki. Za to Michael Caine macha zespołowi ze swojej limuzyny.

u Gaudiego: w mieście, w którym wznosi się Sagrada Familia, Defender zostaje w nocy odholowany. Gdyby nie wizyta dziewczyny Maksa i jej gotowość do wyłożenia 195 euro na mandat, Barcelona byłaby ostatnim punktem wyprawy.

21

26 Epoka kamienia

David i jego sytuacja: w Marsylii David z ciężkim sercem opuszcza zespół. Powodem tej decyzji jest czekająca w Lozannie dziewczyna, która „nie chce grać drugich skrzypiec”. David musi zdecydować, czy słuchać serca, czy rozumu. Przegrywa rozum, ale to i tak lepiej, niż tracić go potem z powodu tłumionych porywów serca.

22 Sobowtóry: w Hiszpanii

spotkanie z polskimi muzykami, którzy także z własnej inicjatywy wyruszyli w trasę promocyjną. Entuzjazm raczej umiarkowany – z powodu sytuacji finansowej obu zespołów.

23 Prawo i porządek: naj-

gorliwsi są policjanci w Hiszpanii. To tam stróże porządku dają się muzykom szczególnie we znaki.

24 Odpływ i przypływ:

najgłębszy kryzys finansowy dopada ekipę w Barcelonie.

44

rzucanego: w Barcelonie rozzłoszczeni sąsiedzi niszczą laptop zespołu rzuconą z czwartego piętra cegłą, która pada zaledwie 20 cm od Yorka. Liczba bitów zmniejsza się więc do ośmiu. Straty materialne to 1700 euro.

27 Punkt wrzenia:

w Madrycie 48-stopniowy upał powoduje, że Jamie, Max i Hanno tracą sporo z motywacji. Nawet później w Maroku nie było tak gorąco.

28 Promowa promocja:

za przepłynięcie Cieśniny Gibraltarskiej pobiera się zwykle opłatę 240 euro. Dzięki akcji promocyjnej przewoźnika można dostać się do Afryki Północnej taniej – za 130 euro.

29 Zniesławienie:

w Tangerze ekipa w międzynarodowym składzie (ale w samochodzie na numerach

ze Starnbergu) musi uciekać przed jakąś marokańską zgrają, wyzywającą przybyszów od nazistów. Lepiej trzymać się z daleka od noży sprężynowych i lecących kamieni.

30 Brak czasu na doły: kto

codziennie rapuje przed obcymi ludźmi i walczy o przeżycie, nie może pozwolić sobie na ciężkie osobiste rozważania, zły humor, czy zmęczenie podróżą. Ludzie przyparci do muru umieją wykrzesać z siebie zadziwiającą energię i wykorzystują to.

31

Rzut oka do bagażnika: niezliczoną liczbę razy rzeczy opuszczają Defendera i ponownie tam trafiają. Rzut oka na zawartość bagażnika: worki na ubrania, róg obudowy wzmacniacza, trampek, lampy naftowe, longboard do transportu wzmacniacza i brudne swetry.

32

Rzut oka na podłogę w środku: mandaty, zgniecione puszki po Red Bullu, połamane czyste kompakty, zwłoki armii mrówek, ładnie pachnąca plama z Head & Shoulders i trochę gorzej pachnący karton z resztką starego mleka.

33 Rzut oka na krajobrazy:

barokowe bogactwo holenderskich pól, światłocienie Riwiery Francuskiej, westernowe klimaty hiszpańskiej La Manchy i morska świeżość afrykańskiego wybrzeża rekompensują w znacznym stopniu trudy wyprawy.

36

Rozliczenie: produkcja T-shirtów wymagała zainwestowania na początek 3500 euro. Z 200 koszulek 50 poszło na prezenty, z 370 kompaktów 70 rozdano za darmo.

37 Wskazówki dla naśla-

dowców: gdyby ta czwórka miała powtórzyć taką akcję, przydałoby się jakieś zabezpieczenie finansowe. Żeby nie złamać zasady podróżowania bez pieniędzy, konto można by wyzerować dwa tygodnie przed wyjazdem. Oszczędziłoby to nerwów związanych z niedoborem środków płatniczych.

38 Block party: gdy

8 września na dziedzińcu pod potężnymi palmami rozbrzmiewają rap i bity, Jamie, Hanno i Max mają świadomość, że musieli na to ciężko zapracować. Korzystają więc z imprezy, jak tylko się da. Współorganizatorem jest ekstrawagancki afrykański fashionista Amine Bendriouich.

39

Wniosek: muzyka nie stoi w miejscu, stale się rozwija i nic sobie nie robi z granic. W ramach „39 Days” udało się (stosunkowo) bezpiecznie zawieźć hip-hop z Berlina na macierzysty kontynent afrykański. Peace! Wyprawę w wersji Print 2.0, dzienniki podróży i fragmenty filmu „39 Days – A Road Trip” można zobaczyć na stronie internetowej: pl.redbulletin.com/39days oraz na www.39daysthefilm.com



Kolejny gigant z wyspy Skye Jeśli nie widziałeś Danny’ego MacAskilla, widocznie nie korzystasz z YouTube’a. Niezwykły filmik prezentujący ulice Edynburga od zupełnie innej strony zmienił jego życie. Co następne? Szkocja. Tekst: Andreas Tzortzis, zdjęcia: Paul Calver

Print 2.0

de.redbulletin.com/print2.0 Magia dwóch kół

46


a kc ja

Ulotna chwila: rzadko widywane na wyspie Raasay promienie słońca ogrzewają MacAskilla podczas lotu nad umocnieniami starej kopalni rudy żelaza będącej zarazem obozem jenieckim z czasów pierwszej wojny światowej


a kc ja

J

eszcze przed trzydziestką Angus MacAskill mierzył 240 cm i ważył ponad 177 kg. Obwód jego talii wynosił 203 cm, jego dłonie były wielkości patelni, a historie o jego siłowych wyczynach docierały daleko poza granice niewielkiej kolonii szkockich imigrantów w Cape Breton w Nowej Szkocji, gdzie mieszkał. Angus, łagodny olbrzym o kręconych czarnych włosach i przyjacielskich, głęboko osadzonych niebieskich oczach, zawsze był gotowy do pomocy, gdy rozchorował się koń, a trzeba było zaorać pole lub naprawić stodołę. W 1849 roku sprytny amerykański łowca talentów zabrał go w trasę po południowej Kanadzie i USA. Gdziekolwiek się pojawiał, przyciągał oniemiałe z wrażenia tłumy. Całkiem nieźle w ten sposób zarabiał i mógł wspierać finansowo rodziców oraz rodzeństwo. Gdy rabusie wsiedli do pociągu, którym zmierzał na zachód, wystarczyło, że Angus wstał – i natychmiast rozpędził złodziei. Pewnego razu postawił drinki wszystkim gościom w barze, a sam podszedł do 64-kilogramowej beczki whisky, szybko i z łatwością pozbył się zatyczki i podniósł beczkę, wznosząc nią toast. Wrócił do domu w połowie lat 50. XIX w., kupił młyn zbożowy, wybudował sklep (z wysokimi na 275 cm futrynami) i stał się ukochanym członkiem lokalnej społeczności do czasu, aż zachorował w sierpniu 1863 roku. Wrócił do domu rodziców, powiększono jego łóżko z dzieciństwa, ale nie przeżył nawet tygodnia. Zmarł we śnie 8 sierpnia 1863 roku w wieku 38 lat. W kwietniu 2009 roku, 146 lat później, młody mężczyzna nazywający się Daniel MacAskill, pochodzący z wyspy Skye, potomek szkockiego olbrzyma, usadowił się na kanapie ze współlokatorem Dave’em Sowerbym i dwoma przyjaciółmi w jego mieszkaniu w Edynburgu. Wcisnęli play i obejrzeli nakręcony przez Sowerby’ego film: trwający 5 minut i 38 sekund, prezentujący MacAskilla na rowerze trialowym w Edynburgu, wykonującego triki na ogrodzeniach, schodach, chodnikach, a nawet na drzewie. Z uznaniem pokiwali głowami, wygłosili kilka sarkastycznych komentarzy i zmienili kanał, by obejrzeć serial „Głowa rodziny”. Później tego wieczoru jeden ze sponsorów MacAskilla, 48

Inspired Bicycles, zamieścił wideo na YouTubie. Następnego ranka zadzwonił telefon – stacja BBC pytała o filmik. Potem zadzwoniły gazety. Później cyrk z Korei Południowej z pytaniem, czy chciałby do nich dołączyć. MacAskill sprawdził, ile osób obejrzało film na YouTube – wynik przekroczył 100 000, a następnie wzrósł do ponad pół miliona... A niewiele później przekroczył milion. Wyszło na to, że talent do publicznych wystąpień MacAskillowie mają we krwi. Projekt zrodzony z chęci pokazania swych umiejętności znajomym i nadziei na jakiś odzew ze strony rowerowej społeczności zamienił się w prawdziwą sensację. Według ostatnich danych wideo MacAskilla obejrzano ponad 21 milionów razy. To niesamowity wynik nawet jak dla Susan Boyle, a co dopiero dla mechanika rowerowego z wyspy Skye. I kto teraz jest gigantem? „To po prostu straszne. Wchodzisz do centrum handlowego i od razu słyszysz szepty” – mówi Nash Masson, wieloletni partner rowerowy MacAskilla, jeden z kolesi siedzących tamtej nocy na kanapie. „80-latkowie podchodzą i mówią: «Moja wnuczka pokazała mi twój filmik»”. Stworzenie bohatera w erze cyfrowej opiera się na liczbach. Nakręć wideo, zamieść je na YouTubie i 100 000 odsłon zapewni ci szacunek. Pół miliona – i jesteś znany. Ponad milion – i twoje życie przewraca się do góry nogami. Sponsorzy zaczęli pojawiać się z kontraktami w rękach jeszcze przed jesienią 2009 roku. MacAskill rzucił pracę i odłożył na półkę plan kariery mechanika wyścigowego zespołu downhillowego. W zeszłym roku pojechał do Portugalii, gdzie nakręcił reklamę dla Volkswagena, do Kalifornii na sesję zdjęciową i we wrześniu do

Drzewolubna gwiazda Od zamieszczenia na YouTubie filmiku MacAskilla, który kręcił ze współlokatorem i filmowcem Dave’em Sowersbym przez cztery zimowe miesiące w Edynburgu, w kwietniu 2009 r. obejrzano go ponad 21 mln razy. Najważniejszy moment? Płynny backflip MacAskilla przy drzewie.

Nowego Jorku, by pracować jako kaskader rowerowy przy kręceniu filmu. W niechlujnym paszporcie upchniętym gdzieś w zagraconym pokoju w rodzinnym domu w małym miasteczku Dunvegan pojawiły się kolejne stemple – z Abu Dhabi i Dalekiego Wschodu. Byłoby ich znacznie więcej, gdyby MacAskill nie złamał obojczyka zeszłej jesieni. Właściwie przydarzyło mu się to trzy razy w ciągu pół roku. Za każdym razem ucierpiał ten sam obojczyk – teraz wygląda jak zniekształcony korzeń przebijający się przez jego białą skórę. Podczas przymusowej przerwy rozmyślał nad swoim nowym życiem. „Nie wiem, jak to wytłumaczyć” – mówi. „Powtarzałem to wiele razy, ale dosłownie nie spodziewałem się tego... To dziwne. Nie czuję, żebym... czuję, że jestem tą samą osobą, którą byłem. Ale każdy kolejny miesiąc...”. Resztę wypowiedzi zagłusza gwar panujący w barze hotelu Misty Isle znajdującego się na tej samej ulicy, co jego rodzinny dom w Dunvegan. Była końcówka sierpnia i MacAskill wrócił do domu, by pracować nad nowym projektem. Będzie to nowe wideo: poemat miłosny na dwóch kółkach poświęcony Szkocji, a dokładniej – jego ukochanej wyspie Skye. Od połowy lata MacAskill i Sowerby przemierzają jeziora i wyżyny Szkocji w starym samochodzie kempingowym wyposażonym w parę nowiutkich subwooferów i materace na dachu. Zatrzymali się, by kręcić kolejne sceny na smaganych wiatrem plażach, ogromnych tamach, przemysłowych ruinach i dziwnym zamku. Ale najważniejsze w tym filmie według MacAskilla jest pokazanie wyspy, na której się wychował. Krajobraz Skye zmienia się z topornych skał w pokryte zielenią i paprociami okolice jezior – są to tereny dostępne przez kilka ostatnich stuleci tylko dla nielicznych. W przeszłości był to dom potężnych klanów i baśniowych postaci, obecnie wyspę Skye zamieszkują brytyjscy emeryci i potomkowie tubylców pracujących w turystyce lub wykonujący różne dziwne zawody. „Starałem się, by miejsce to wyglądało tak, jak chciałem, i bym jeździł tak, jak myślę, że powinno się tu jeździć” – mówi. „Chcę pokazać, jakie uczucia wzbudza we mnie miejsce, z którego pochodzę. Chcę, by okoliczni mieszkańcy zobaczyli to i powiedzieli: «Świetnie!»”. Przyjaciele rowerzysty z dzieciństwa, hałaśliwa grupa elektryków, mechaników i pracowników przybrzeżnych platform wiertniczych, z których większość ma na imię Kenny, zebrali się, by zobaczyć coraz rzadszy widok – MacAskilla w domu.


Ponad milion odsłon na YouTubie – i twoje życie przewraca się do góry nogami. MacAskill ma 21 mln


a kc ja

W minionym tygodniu pomogli mu kopać w ziemi, usypywać torfowe rampy i przycinać paprocie w różnych miejscach na Skye. Kilku pojawiło się wcześniej, by popatrzeć, jak jeździ w drobnym deszczu po wąskiej wyspie Raasay pomiędzy Skye a lądem. MacAskill zaplanował dzień pełen skoków i trzystasześćdziesiątek wykonywanych z ogromnych betonowych brył będących szczątkami kopalni żelaza i obozu dla jeńcow z czasów pierwszej wojny światowej. Pogoda, jak to się często zdarza w tej części świata, nie chciała współpracować. Tak więc kilka godzin później jego zbite i muskularne 177-centymetrowe ciało spoczęło na stołku barowym w Misty Isle – mniej porządnym z zaledwie dwóch

lokali w Dunvegan. Każdy dostał szklankę i wzniesiono grupowy toast: „Za obojczyki!”. Biorąc pod uwagę, że pragnienie podejmowania ryzykownych przygód opanowało go już w dzieciństwie, kilkakrotnie złamany obojczyk i złamany nadgarstek czy dwa to naprawdę niewielka kolekcja kontuzji. Mały jak na swój wiek MacAskill był najbardziej nieustraszonym z grupy przyjaciół dorastających w Dunvegan. Jego ojciec Peter, lokalna osobowość, po której Danny odziedziczył ostry nos, upór i zamiłowanie do psocenia, spełnił prośbę syna i pomógł mu rozwieszać sieci rybackie pomiędzy pniami drzew na rodzinnym podwórku. Z wysokości 3–6 m, a czasem

Widziałeś to? Wynik 21 mln ciężko pobić. Ale oto kilka klipów, które według nas również zasługują na uwagę.

Guillaume nery http://bit.ly/algpU0 Skok BASE w czarną podwodną otchłań. A potem wspinaczka na powierzchnię.

50

DAN OSMAN http://bit.ly/9ssijd Wspinaczka po kalifornijskim klifie na ponad 122 metry. W 4 minuty i 25 sekund.

ASHER BRADSHAW http://bit.ly/atrzf7 Zdecydowanie dorosłe wyczyny sześciolatka na deskorolce w Venice Beach.

MIKE PARSONS http://bit.ly/KxIOG Surfer nie ugina się pod naporem monstrualnej, ponad 12-metrowej fali w okolicach Jaws.

fred syversen http://bit.ly/asU1Tb Spada na nartach ze 107-metrowego śnieżnego klifu i nieświadomie ustanawia rekord świata.

nawet większej, MacAskill z przyjaciółmi zeskakiwał z czubków drzew, wykonując salta i lądując na sieciach. Robili też coś zwanego „jazdą po skałach” – nazwa sama wyjaśnia, jak niebezpieczna i niedorzeczna była to zabawa. Pewnego razu MacAskill i jego wspólnik postanowili „pomajsterkować”, jak wspomina. Wycięli otwór drzwiowy w ścianie domu jednego ze znajomych, zdemontowali znaleziony (niespodziewanie) po drugiej stronie zlew i zakopali go pod podłogą, zanim ktokolwiek zauważył. „Skye było wspaniałym miejscem do dorastania, ale trzeba było samemu zatroszczyć się o rozrywki” – wspomina. Główną rozrywką był dla niego rower. Peter i Anne MacAskill nie pamiętają dokładnie, kiedy dali Danny’emu pierwszy rower, ale doskonale pamiętają, jak szybko mu się spodobał. Mieszkańcy miasta też. „Był kompletnym świrem” – mówi Willie Allan palący papierosa przed hotelem Dunvegan, podczas gdy MacAskill kręci część filmu na parkingowych krawężnikach. „Niczego się nie bał”. Od czwartego roku życia do prawie samej dwudziestki, kiedy to opuścił Skye na rzecz Aviemore, MacAskill przetestował – oponami lub kończynami – każdy krawężnik, poręcz i ścianę w swoim rodzinnym miasteczku. „W dzieciństwie był w wiosce bardzo popularny” – mówi Peter MacAskill. „Większość ludzi go uwielbiała. No, może poza tymi, którzy świeżo pomalowali ściany, a on po nich jeździł”. Cóż – poza nimi i lokalnymi policjantami, których posterunek znajdował się na tej samej ulicy, co dom MacAskillów. Często tam lądował, ale przynajmniej było blisko. Gdy Danny miał 13 lat, poirytowani policjanci w końcu skonfiskowali jego rower na całe lato, po tym jak złapali go na jeździe na jednym kole po chodniku. „W małej wiosce” – wyjaśnia Peter MacAskill – „policja nie ma za dużo pracy”. Ale to go nie zatrzymało. Jego małe żylaste ciało i miłość do skakania z drzew zapewniały mu sprawność, giętkość, wyczucie przestrzeni i brak lęku. Bez grupy podobnie myślących riderów do naśladowania i z kolekcją zaledwie dwóch filmów rowerowych MacAskill stworzył niepowtarzalny styl, łącząc równowagę i technikę świata trialowego z prędkością i kombinacjami trików prosto ze sceny BMX. Jego umiejętności z obydwu dziedzin doskonale widać w klipie: jeździ z mocą, skacząc z jednej stromej ściany na drugą, niepewnie zachowując równowagę (czasem upadając) podczas przejeżdżania po cieniutkim metalowym ogrodzeniu.


a kc ja

Dorastanie na Skye wiązało się z „majsterkowaniem”. Gwiazda YouTube’a nie zmieniła się zbytnio

Wycieczka zatrzymuje się, gdy pojawia się okazja do skoku Parking w Dunvegan: w dzieciństwie został za to aresztowany

„Starałem się, by miejsce to wyglądało tak, jak chciałem, i bym jeździł tak, jak myślę, że powinno się tu jeździć” „Nie zawsze mi wychodziło” – wspomina MacAskill. „Ale na tym właśnie polega moja jazda”. Końcowy produkt nie zdradza jednak, jak wiele godzin wymagało dopieszczenie go i zmontowanie w tak płynną całość. Jedną z ostatnich filmowych lokalizacji w Dunvegan była lokalna piekarnia, mała chatka kryta słomą z rampą prowadzącą do drzwi wejściowych, po której MacAskill jeździł już od czasów przedszkola. Zgodnie z planem miał się rozpędzić do małego trawiastego pagórka, z którego miał się wybić i oponami dotknąć białej ściany piekarni na wysokości 1,5 m – zaledwie kilka centymetrów nad oknem – a następnie wylądować. Sowery

ustawił kamerę blisko krawędzi dwupasmowej drogi przedzielającej Dunvegan na połowy i musiał ją przesuwać za każdym razem, gdy zbliżał się jakiś samochód. Wewnątrz piekarni Janice MacLellan kończyła właśnie pracę. Słońce zaczęło powoli zachodzić. MacAskill był na zewnątrz, zakrywał okno deską. „Danny!” – krzyknęła jakaś kobieta z drugiej strony ulicy. „Janice mówi, żebyś nie wskakiwał na dach!”. „Nie obchodzi mnie to, byleby nie wskoczył przez okno” – mówi MacLellan. Jak każdy w Dunvegan piekarka zna bohatera YouTube’a od małego. „Od zawsze wykonuje ten numer” – mówi. „Poświęcił na to tyle czasu, że zasługuje na to”.

Około tuzina tubylców, w tym kilka dzieciaków, zebrało się na parkingu, skąd podziwiają pierwsze podejścia MacAskilla, próby prędkości i analizę kąta skoku. „Dla mnie nie różni się to zbytnio od spaceru ulicą i konieczności przeskoczenia przeszkody w postaci włazu kanałowego” – mówi. „Patrzę na coś, wiem, co mogę zrobić, i natychmiast wyobrażam sobie, co chciałbym zrobić”. Oczywiście sama wizualizacja nie ma nic wspólnego z dokonaniem takiego wyczynu. Przy mniej więcej pierwszych 12 próbach MacAskill walczy z prędkością, delikatnie hamując przed wjazdem na pagórek. Ledwo podskakuje na 60 cm. „Moje problemy z zaangażowaniem” – mówi Danny sam do siebie. Jego matka stojąca w pobliżu słyszy to i odpowiada: „Nie gadaj tyle. Po prostu zrób to”. Obok niej Peter MacAskill prezentuje zdezorientowaną minę. Słońce jest tego dnia niebywale hojne jak na tę porę roku, ale gdy zaczyna zalewać zielone wzgórza Dunvegan ostatnimi promieniami, staje się jasne, że nie jest to najlepszy dzień dla MacAskilla. „Spróbuję jeszcze raz” – mówi. Rozgląda się i próbuje ignorować tłumek gapiów, jakby istniał tylko on i jego rower, a jedynymi towarzyszami były słuchawki na uszach. MacAskill rusza z głębi parkingu i przemyka obok widzów, przecinając dwupasmową jezdnię, wjeżdża na rampę i umieszcza obydwie opony na desce przykrywającej okno. Od strony tłumu dobiega go aplauz. Dwudziesty z rzędu skok okazał się sukcesem. Ale potrzeba jeszcze kilku powtórzeń, by doprowadzić trik do perfekcji typowej dla Danny’ego MacAskilla. Słońce już zniknęło, a ekipa zwija sprzęt i zjeżdża w dół ulicy, zatrzymując się na parkingu przed domem MacAskilla. Przy ulicy znajduje się mała chatka kryta słomą – muzeum Giganta MacAskilla założone przez Petera w 1989 roku. W rogu stoi upiornie wyglądająca naturalnych rozmiarów replika Angusa MacAskilla, a obok niej ogromny fotel, na którym goście mogą usiąść i zrobić sobie zdjęcie. Na replice wielkiego łóżka Angusa MacAskilla leżą skarpety wielkości spodni. Niewiele się zmieniło od chwili, gdy MacAskill otworzył muzeum na cześć słynnego przodka ponad 20 lat temu. No, może poza plakatem przedstawiającym potomka Angusa skaczącego po drzewach, który zawisł na drzwiach wejściowych. Czas pokaże, który MacAskill zyska większą sławę. Nowy film MacAskilla „Way Back Home” już w lutym. Zwiastuny: pl.redbulletin.com/print2.0 oraz jego klip: pl.redbulletin.com/macaskill

51


a kc ja

SZACH KRÓLOWEJ PRAWYM SIERPOWYM

Serce wali ci jak młot, z nosa leci krew, a twoje figury są zagrożone. Teraz potrzebujesz dobrego planu. Witamy w świecie szachowego boksu. Tekst: Andreas Rottenschlager, zdjęcia: Norman Konrad

J

eżeli poziom szaleństwa w jakimś sporcie mierzyć by według szaleństwa jego wynalazcy, szachowy boks zajmowałby w takim rankingu jedno z czołowych miejsc. Gdy dziesięć lat temu policja w Tokio zatrzymała Iepego Rubingha, funkcjonariusze mieli niewielkie podstawy, aby sądzić, że mają do czynienia z osobnikiem w pełni poczytalnym. Temu okularnikowi udało się w ciągu kilku sekund przy użyciu zwykłej taśmy odgradzającej sparaliżować ruch na zatłoczonym skrzyżowaniu. W godzinach szczytu rozpiął biało-czerwone kawałki taśmy nad jezdniami i w ten sposób wstrzymał ruch. Kolumny stojących w korkach samochodów wydłużały się z minuty na minutę. W ramach poszukiwań sprawcy tego olbrzymiego zamieszania policja trafiła na mężczyznę, który zupełnie nie pasował do obrazu japońskiej metropolii: w centrum zatrzymanej nagle lawiny blachy stał szczupły Europejczyk w czarno-żółtym kostiumie arlekina, głośno gwizdał i świetnie się bawił wywołanym przez siebie ogólnym zamieszaniem. Mężczyzną tym (który spędził następne dziesięć dni w areszcie) był Iepe Rubingh, „Joker” – bardzo kreatywny holenderski artysta. Trzy lata po numerze na skrzyżowaniu Iepe znowu wpadł na pewien pomysł. 52

Iepe Rubingh, prezes World Chess Boxing Organisation: „Chodzi o kontrolowanie agresji”

„Brzmi to paradoksalnie, ale w szachowym boksie chodzi o kontrolę agresji” – mówi Rubingh o swoim sporcie. 36-latek jest założycielem i prezesem World Chess Boxing Organisation. Szachowy boks to niejako przeciwieństwo chaosu. Charakterystyczne dla tej dyscypliny są strategia, koncentracja i opanowanie. Walka wygląda

następująco: po czterominutowej partii szachów błyskawicznych (tzw. blitza) następuje trzyminutowa runda boksu w ringu – i tak na przemian przez jedenaście rund. Zwycięstwo można odnieść przez nokaut lub przez mata dla przeciwnika, w wyniku jego rezygnacji lub przekroczenia przezeń czasu – w zależności od tego, co szybciej nastąpi. Podstawowe pytanie brzmi: czy umiesz zachować zdolność myślenia przy szachownicy po zainkasowaniu prawego prostego od przeciwnika? „Szachowy boks polega na zachowywaniu jasności umysłu w sytuacjach pełnych stresu” – mówi Rubingh. Kto chce występować jako zawodnik w tej niezwykłej dyscyplinie, musi spełnić dwa warunki: posiadać udokumentowane doświadczenie bokserskie (na poziomie amatorskim) i mieć ranking ELO minimum 1600. Ta wartość określa relatywną siłę gry szachisty. (Dla porównania: Garri Kasparow miał ranking ELO 2851 – jeżeli w tym miejscu zapytacie, kto to jest Garri Kasparow, wasz ranking ELO jest prawdopodobne bardzo, bardzo niski). Szachowy boks uprawia się już w klubach na całym świecie: od Los Angeles, poprzez Londyn, aż po Syberię. Na początku listopada w ringu stanął także Iepe – po sześciu latach przerwy w walkach i przeciwko o pięć lat młodszemu rywalowi.


Szachowy boks to prosty sport: zadatki na mistrza ma ktoś, kto umie myśleć strategicznie, ma świetną kondycję, mocne nerwy i szybkie pięści


Sequatin ut lut lobore dolobortis acilisi blaore min velenissi.

Pojedynek w szachowym boksie na Kreuzbergu w Berlinie: kto inkasuje ciosy w ringu (jak tutaj Holender Iepe Rubingh), może potem przystąpić do kontrataku na szachownicy

Występ miał dobitnie udowodnić, że jednym ruchem można wszystko zepsuć. Festsaal Kreuzberg, Berlin, 6 listopada 2010: lokalni piwosze z brzuszkami i młode damy w rogowych oprawkach przepychają się w kierunku ringu. Sala jest wypełniona po brzegi, panuje zaduch, a piwo sprzedają tu tylko w małych butelkach. Właśnie 26-letni biznesmen przegrał ostatnią walkę przed głównym pojedynkiem wieczoru, chociaż był bardzo ruchliwy i pokazał bokserską klasę. Miał pecha: jego przeciwnikiem był czterokrotny 54

młodzieżowy mistrz Niemiec w szachach, o rankingu ELO 2110. Przy szachownicy był nie do pobicia. Tłum czeka teraz na Iepego. W sali gasną światła, rozbrzmiewa muzyka towarzysząca wejściu ekipy – tak głośno, że w piersiach czuje się basowe wibracje. „Joker” wchodzi do ringu i ściąga z głowy kaptur: kilkudniowy jasny zarost, masa ciała przed walką – 78 kg, ranking ELO – 1850. Przeciwnik już czeka, to Tim Yilmaz: czarna broda i rozczochrane włosy, 79 kg, ranking ELO – 1650, przydomek – „Bavarian Beast”.

Oto pierwsza różnica w porównaniu z tradycyjną walką bokserską: zaraz po gongu w sali zapada cisza. Pojedynek zaczyna się od partii szachów. Przedziwny widok: dwóch facetów w szortach siedzi w ringu przy szachownicy. Na widowni cisza. Przebieg partii jest wyświetlany na ścianie, a komentator donośnym głosem objaśnia poszczególne ruchy. Wynik po pierwszych czterech minutach: pozycja remisowa. W pierwszej rundzie na pięści Iepe jest w opałach. Yilmaz zaczyna z furią i przez


a kc ja

„ Kto szybciej wykona ruch na szachownicy, zyskuje czas. A rywal traci nerwy”

pierwsze 30 sekund przegania Iepego po całym ringu. Każdemu ciosowi Yilmaza towarzyszy jego krótki ni to jęk, ni to sapnięcie, brzmiące jak „uch!”. Po chwili Iepe wisi na linach. Najpóźniej w tym momencie staje się jasne, że „Joker” powinien się raczej koncentrować na szachownicy, jeżeli chce zachować jakiekolwiek szanse na zwycięstwo. Gong! Druga runda szachowa. Do ringu ponownie wnoszą stół z szachownicą. Rywale zdejmują rękawice i zakładają na uszy wielkie słuchawki.

Koncentracja, dużo potu, spojrzenia pełne napięcia. Iepemu, odczuwającemu już skutki ciosów, udaje się przejść do ofensywy: zbija skoczka Yilmaza i rozpoczyna atak na króla. Gong! Stół znika z ringu, a zawodnicy zakładają rękawice. Yilmaz znów rusza do ataku. Wyprowadza mocny podbródkowy i poprawia prawym sierpem. Iepe się chwieje. Tym razem trafienia odniosły skutek. W następnej rundzie przy szachownicy „Joker” wykonuje nieprzemyślany ruch i traci królową. Wielka przewaga Yilmaza. Gong! Stół znika. Rękawice znów na dłoniach. Następuje spektakularny moment: Iepe przechodzi do kontrataku na ringu i trafia czystym podbródkowym. Yilmaz sprawia wrażenie oszołomionego. W następnej rundzie szachowej traci królową. W pojedynku następuje zwrot o 180 stopni. Teraz widać, na czym polega przewaga dobrych szachistów: na zegarze Iepemu pozostaje znacznie więcej czasu niż rywalowi (trzeba pamiętać, że kto w blitzu szybciej wykona ruch, temu zostaje więcej czasu w zapasie). Zegar jest bezlitosny, Yilmazowi uciekają sekundy. Zaczyna grać nerwowo i tracić figurę za figurą. Natomiast Iepe gra rozważnie i wykonuje świetny ruch skoczkiem. Przeciwnikowi zostaje już tylko 20 sekund. Jedyna szansa Yilmaza to mat dla Iepego, co bez królowej jest trudne. Rzut oka na wyświetlacz zegara i Yilmaz zrzuca resztę swoich figur z szachownicy. Poddaje się, to koniec walki. Iepe rzuca słuchawki na ring, zrywa się ze stołka i triumfalnie wznosi ręce: zwycięstwo! Publiczność szaleje. „Pod względem bokserskim nie wyglądało to dobrze” – mówi później Iepe. „To było zwycięstwo charakteru”. Jeżeli chce się pogadać z szachistami-bokserami, dobrym rozmówcą jest Frank Stoldt. Iepe określa go jako „pierwszego człowieka, który w pełni zrozumiał, o co chodzi w szachowym boksie”. Stoldt, 41-letni policjant, pojedzie w styczniu do Afganistanu, by szkolić tam lokalne siły porządkowe. Do czasu wyjazdu ten były kick bokser (ranking ELO 1900) będzie nadal prowadził treningi w berlińskim Chess Boxing Club. Pracownicy agencji reklamowych, prawnicy i studenci dają tam z siebie wszystko – w otoczeniu

Frank „Anti-Terror” Stoldt, trener szachowego boksu i funkcjonariusz elitarnej jednostki policji

sfatygowanych worków treningowych i pościeranych szachownic. „Oczywiście jesteśmy otwarci na sport masowy” – mówi Stoldt – „ponieważ boks podnosi poziom pewności siebie, a szachy uczą myślenia strategicznego”. W 2007 roku ten barczysty berlińczyk został pierwszym mistrzem świata w wadze półciężkiej. Jego sportowy przydomek to „Anti-Terror”. Program treningowy autorstwa Stoldta dla amatorów szachowego boksu wygląda mniej więcej tak: pompki, skakanka, sparing, pompki, sprint do szachownicy. Tam czeka już niebanalna zagadka szachowa. Głośna zapowiedź: „Mat w dwóch ruchach, czas start! Za każdy błąd dziesięć dodatkowych pompek!”. Franka Stoldta trudno sobie wyobrazić w kostiumie arlekina. Podczas gdy Iepe Rubingh stanowi kreatywną siłę szachowego boksu, Stoldt jest jego zawodniczym ucieleśnieniem. Jego rada: „Musisz umieć wywołać w sobie agresję – także podczas partii szachów – a następnie mimo wszystko zachować chłodny umysł”. Potem Stoldt otwiera szafkę. „Szachowy boks to także filozofia” – mówi i wyciąga naklejkę z logo World Chess Boxing Organisation. Na nalepce widnieje napis: „Chess Boxing. Opanuj się, zanim zrobi to twój przeciwnik”. Nokaut, szach i mat – informacje, wideo i terminy imprez: www.wcbo.org

55


a kc ja

SZTUKA z PUSZki

Picasso, Monet i van Gogh może i byli mistrzami płótna i farby, ale nie zastanawiasz się, co by pokazali, gdyby wzięli udział w Konkursie Kreatywności Red Bull? Tekst: Deborah Giam

Jest kilka definicji dotyczących tego, czym powinna być sztuka: obraz, marmurowa rzeźba, fotografia... W dzisiejszych czasach odzwierciedla ona nowoczesny miejski styl i świadomość środowiskową. Sztuka w swych niezliczonych formach czai się za każdym rogiem. Czeka także na odkrycie w każdej puszce Red Bulla. Przecierając szlaki na całym świecie przez ponad dekadę, Konkurs Kreatywności Red Bull (Red Bull Art of Can) zapoznał nas z zupełnie nowym rodzajem sztuki, łącząc kreatywność z tysiącami puszek Red Bulla. W wyniku singapurskiej edycji tej objazdowej artystycznej wystawy powstała kolekcja dzieł sztuki prezentowanych szerokiej widowni przez 10 dni. Zasady były proste; właściwie była tylko jedna: stworzyć dowolnego rodzaju dzieło przy użyciu niebiesko-srebrnych puszek. Rezultaty ograniczała tylko jedna rzecz – wyobraźnia. Dając tak wolną rękę, Konkurs Kreatywności Red Bull przyciągnął przedstawicieli najróżniejszych grup społecznych – od dostawców po licealistów. Pojawiło się 70 prac, a do finału przeszło 56. Na kolejnych stronach prezentujemy kilku ulubieńców sędziów. 56

Od lewej do prawej: „Sowa” – Koh Wen Ning; „Puszkowy śmigłowiec” – Mohamad Nazrie; rzeźba „Merlion kocha Red Bulla” Yanzo Fanga pozuje dla fanów w Singapurze


Print 2.0

pl.redbulletin.com/print2.0 Aluminiowe innowacje w Singapurze


a kc ja

Rozwinąć skrzydła: do stworzenia delikatnego feniksa zainspirował Xia Mei smok z poprzedniej edycji konkursu

Wyjątkowy strój: modny materiał Sheeny z metalowych puszek

Sheena Ng, 23, studentka

Zheng Xia Mei, 19, studentka

Mozaikowa kultura

Lecący feniks

W przytulnej sypialni we wschodniej części Singapuru Sheena przykuca przy stole, skupiając się nad jej dziełami sztuki. I choć studiuje biotechnologię, a nie rzeźbiarstwo, odczuwa silną więź między jej kierunkiem a sztuką. „Studiuję molekuły i komórki – rzeczy typu sekwencje DNA – i zauważyłam, że kształty te przypominają dzieła sztuki, zwłaszcza jeśli chodzi o ułożenie i budowę komórek. Często musimy rysować komórki i naprawdę potrzebna jest nam sztuka, by przedstawić ich funkcje jako coś prostego do wytłumaczenia”. Jej pomysł na kolekcję eksponatów prezentowanych podczas konkursu zrodził się z zainteresowania modą i pragnienia tworzenia strojów ślubnych. W dwa tygodnie stworzyła osiem elementów. „Spodobał mi się pomysł stworzenia kolekcji, ponieważ oznaczało to, że przy różnych eksponatach mogę zastosować różne techniki. Uwielbiam modę, więc czerpałam inspiracje ze szkiców strojów i od tego zaczynałam” – mówi Sheena. Wyzwaniem było stworzenie gładkich krawędzi z „metalowej” tkaniny. „Pod koniec zrezygnowałam z przesadnej dbałości o szczegóły i skupiłam się na łączeniu metalowych elementów i tworzeniu «przerysowanych» kreacji”.

Z głębin ziemi na terenie pewnej okazałej szkoły wybija źródło sztuki. Pośród porozrzucanych sztalug znaleźć można studentów ciężko pracujących w najróżniejszych miejscach – jednym z nich jest Xia Mei, która starannie łączy poszczególne elementy jej eksponatu przeznaczonego na Konkurs Kreatywności Red Bull. „Porządnie się pokaleczyłam, tworząc tego ptaka!” – mówi, podkreślając jedno z utrudnień związanych z pracą z metalami. Ale warto było się poranić, by przekształcić to dzieło, które początkowo miało być szkolnym projektem. Zainspirowana dziełem zwycięzcy Konkursu Kreatywności Red Bull 2007 w Chicago zatytułowanym „Ożywiony smok” Xia Mei chciała stworzyć coś podobnego, ale nie takiego samego. Czuła, że smok byłby za trudny. Pracując nad „Lecącym feniksem” raz w tygodniu przez trzy godziny, eksperymentowała z różnymi technikami, używając najpierw papieru, a następnie przechodząc do metalowych puszek. Najwięcej pracy i wysiłku wymagały pióra, ponieważ pióra na ciele i na skrzydłach wykonane były różnymi technikami. „Sam proces tworzenia był bardzo przyjemny, zwłaszcza planowanie, którą część puszki wykorzystać do zbudowania poszczególnych części ptaka”.

Sheena wykonała „ośmioelementową kolekcję lalkowych marzeń” 58

Ptak Xia Mei początkowo miał być tylko szkolną pracą


a kc ja

Zamieszanie w oceanie: Paul starał się uprościć swe dzieło

Paul Ebarrete, 36, menedżer HR Czas karmienia

Inspiracja może przeobrazić nawet najbardziej przyziemne przedmioty – puszkę, karton, kawałek kija od miotły, a nawet lakier do paznokci – w zwycięskie dzieło sztuki. Zwycięski eksponat Paula Ebarrete’a – „Czas karmienia” – wykorzystał takie właśnie materiały, by przykuć uwagę sędziów niezwykłą dbałością o szczegóły. To kreatywność i miłość do natury rządzą wyobraźnią Ebarrete’a: poprzednio stworzył trzymetrową choinkę z pałeczek do jedzenia. Tym razem jego dzieło nie było już tak wysokie. „Początkowo chciałem stworzyć dzieło ścienne” – mówi – „z rybą pijącą Red Bulla w jednym rogu, jednak nie mogłem wymyślić odpowiedniej kompozycji. Chciałem czegoś, na co można patrzeć pod każdym kątem i wciąż rozumieć, o co w tym chodzi. Coś z historią w tle”. Chciał także umieścić w swej pracy ptaka, ale obawiał się, że wydawać się będzie, że ptak chce raczej skraść puszkę, a nie nakarmić rybki. Ponadto – dodaje – żaba lepiej prezentowała się na szczycie rośliny i miała dwie kończyny do trzymania puszki. Po ponad miesiącu planowania i stworzeniu pięciu szkiców – były trzy prototypy żaby i cztery różne ryby – Paul zaczął od tworzenia małych detali, by później zobaczyć, jak będą ze sobą współgrały. „Chciałem zlutować ze sobą metalowe elementy, ale bałem się, że zapach nie spodoba się mojemu gospodarzowi” – wyjaśnia Paul. Kusiło go także, by skomplikować sobie zadanie, dodając konika morskiego i więcej roślin, ale w końcu zwyciężyła prostota.

”Chciałem czegoś, na co można patrzeć pod każdym kątem i wciąż rozumieć, o co chodzi. Coś z historią w tle”

Najważniejsza w pracy Paula jest dbałość o szczegóły 59


a kc ja

Najpierw stopy: Ivan zaprojektował własne buty w komputerze

Ng Ling Tze, 35, niepełnoetatowy konserwator książek Bardzo szczęśliwy

Jeden miesiąc, weekendy, przerwy na lunch oraz interesująca inspiracja składają się na historię tworzenia pracy Ng Ling Tze „Bardzo szczęśliwy”. Dopiero w galerii o przemysłowym stylu dowiadujemy się, co jest jej prawdziwą pasją – dzieła kociej sztuki. He? „Czerpię inspirację od kotów, więc moje prace często są im poświęcone. Zazwyczaj pracuję z tuszem i papierem, a czasem z farbami akrylowymi. To jest moja pierwsza rzeźba w 3D” – wyjaśnia Ling Tze. Pracując jako konserwator książek w państwowych archiwach, Ling Tze potrzebowała miesiąca na zaplanowanie i złożenie „Bardzo szczęśliwego”, ponieważ miała na to tylko przerwy na lunch i weekendy. Siadając na jednym z wielu różnych pudełek pełniących funkcję siedzeń w tej galerii sztuki, mówi, że naszkicowała wiele prototypów swego dzieła, nim zdecydowała się na jeden. Ling Tze z zapałem mówi o sztuce; to bez wątpienia jej pasja – niezależnie, czy odnawia książki, czy tworzy zainspirowana kocią muzą.

Ivan Pratsaya, 21, student Chodzący Red Bull

Studio Royalefam wygląda jak eklektyczne połączenie sklepu z obuwiem i galerii sztuki. To właśnie tam Ivan Pratsaya pracował nad swym przeznaczonym na Konkurs Kreatywności eksponatem nazwanym „Chodzący Red Bull”. Wszystko zaczęło się od prostej filozofii: „Niektórzy ludzie ubierają się od góry do dołu, a ja – od dołu do góry”. Dostał się na praktykę w SBGT – znany jako Mark Ong, właściciel Royalefam i jeden z sędziów Konkursu Kreatywności Red Bulla – wykorzystał szansę na zdobycie wiedzy i do tej pory pracował już nad sześcioma własnymi projektami butów. Gdy zaświtał mu pomysł stworzenia pracy na Konkurs Kreatywności Red Bulla, potrzebował zaledwie dnia czy dwóch na wymyślenie czegoś oryginalnego. „Zdecydowanie chciałem zrobić coś związanego z butami, więc nie było ciężko wymyślić co”. Kolejne sześć dni zajęło mu wykonanie projektu, od szkicu i analizy puszek do zadecydowania, w której części buta umieścić poszczególne części puszki. Najpierw powstał cyfrowy szkic w komputerze, co ułatwiło mu eksperymentowanie z różnymi aspektami projektu i wybranie najlepszych opcji. Gdy projekt był już gotowy, rozpoczął pracę. Początkowo Ivan chciał dodać więcej ozdób, łącznie z metalowymi kolcami, ale nie mógł wymyślić odpowiedniego sposobu na przyczepienie ich do buta. Koniec końców do realizacji projektu wykorzystał farby akrylowe i trzy rodzaje kleju. Ivan chciał dołączyć metalowe kolce na podeszwach, ale nie mógł ich przykleić

Redbullowe dzieło było pierwszym, jakie Ling Tze wykonała w 3D 60

Zdjęcia: Kevin Yang/Red Bull Photofiles (12), Mark teo/Red bull photofiles (23)

Inspiracją do stworzenia „Bardzo szczęśliwego” była miłość Ling Tze do kotów


a kc ja

Liczy się inspiracja

Od robotów po róże – puszki Red Bulla magicznie ożyły

Góra: „Czerwony Merlion” Zhanga Rui. Środek: „Bullbot” Adriana Lim Chenga. Dół: „Kolczasta maczuga” Stoha Yi Fenga

Góra: „Latać & pływać” Stevena Kay Keng Koka. Dół: „Dwayne «The Rose» Johnson” autorstwa Michaela Huanga

Print 2.0: Więcej o sztuce w Singapurze www.redbullartofcan.sg

Wystawa w nowym wspaniałym Scape Building w Singapurze podobała się zarówno gościom, jak i artystom

61


Hk a ec r joae s

ODRZUTOWIEC

BD-5J

62


JAMESA BONDA ZOSTAŁ NA ZIEMI BD-5J to najmniejszy samolot odrzutowy na świecie. Maszyna ta była jednak wystarczająco duża, by uratować Jamesa Bonda. Tekst i zdjęcia: Corinna Schwiegershausen

Print 2.0

pl.redbulletin.com/print2.0 Chcesz latać jak 007?


KTO ZMNIEJSZYŁ MÓJ ODRZUTOWIEC?


a kc ja

c Sławę zapewnił BD-5J film z Bondem z 1983 roku („Ośmiorniczka”), ale właściwie ten miniodrzutowiec miał wystąpić już cztery lata wcześniej, w filmie „Moonraker”, co jednak nie nastąpiło z powodu przekroczenia budżetu. W „Ośmiorniczce” użyto trzech BD-5J. Chociaż w filmie widzimy wspaniałe zdjęcia z ich lotów, żaden z trzech odrzutowców nie wzbił się w powietrze i tylko dzięki zaawansowanej technice filmowej widz miał wrażenie, że Roger Moore odrywa się od ziemi. Podczas kręcenia sceny ucieczki Bonda przez hangar BD-5J umieszczono na jaguarze cabrio

ześć, Corinna, odbieram nasz samolocik z Arizony. Masz czas?”. SMS od Guidona dotarł do mnie w Sao Paulo, podczas przerwy w moim dyżurze stewardesy. Właściwie na ostatnie dni urlopu miałam zaplanowany udział w zawodach lotniarskich w Australii. W Queensland szalał jednak właśnie monsun, a ponieważ po ostatnim wspólnym locie na DC6 podczas Air Show w Berlinie chciałam znowu przeżyć z tym człowiekiem pasjonującą przygodę, nie wahałam się zbyt długo. Guido Gehrmann jest pilotem zespołu Flying Bulls (lotnisko macierzyste – Salzburg) oraz byłym mistrzem świata w lotniarstwie. Od dawna umawialiśmy się na lot miniodrzutowcem BD-5J. Guido jest nim po prostu zachwycony, chociaż ma licencje na większość niesamowitych maszyn z salzburskiego Hangaru-7 [krótkie wyjaśnienie: Hangar-7 to jedno z najbardziej fascynujących muzeów lotnictwa na świecie]. Ten „latający pocisk armatni” wywarł oczywiście olbrzymie wrażenie także na mnie – od kiedy dowiedziałam się, że Roger Moore uciekł nim jako agent 007 w „Ośmiorniczce” przed swoimi prześladowcami. Dlatego trzy dni później siedziałam z Guidonem i naszym kamerzystą Yves’em w airbusie lecącym do Arizony, gdzie BD-5J wykonywał ostatnie loty przed przebazowaniem do Hangaru-7. W drodze z Tucson na lotnisko Marana (na północny zachód) coraz szerzej otwieram oczy ze zdumienia. Pustynia jest gęsto porośnięta karnegiami olbrzymimi, czyli wielkimi, zwartymi kaktusami. Jako pilot bezsilnikowych statków powietrznych z przyzwyczajenia rozglądam się za jakimiś miejscami, w których można by zrealizować plan B, gdyby termika zawiodła. Ale na samą myśl o lądowaniu w takiej okolicy robi mi się nieswojo. Nawet Guido przyznaje: „Latałem tu już na lotni i na skrzydle, ale nie zdecydowałem się na lądowanie. Wszędzie same kolce!”. Co stałoby się z BD-5J w przypadku awarii turbiny? Gdyby maszyna była wtedy na wysokości 1000 m, mogłaby jeszcze przelecieć lotem ślizgowym 17 km (czyli bardzo dużo), ale jeżeli problemy pojawiłyby się na niewielkiej wysokości, nasze maleństwo 65


a kc ja

Zabawki, których agent 007 używał w celu ratowania świata (a przede wszystkim siebie).

Q pokazuje Bondowi gadżety w „Operacji Piorun”

Aston Martin DB5 z kołpakami z niespodzianką zadebiutował w „Goldfingerze”

Omega Seamaster, taki jaki nosił Pierce Brosnan

ASTON MARTIN

KURTKA NARCIARSKA

PODWODNY ZESTAW ODRZUTOWY

ZEGAREK

Aston Martin DB5 z „Goldfingera” to wręcz wzorcowe auto Bonda. Świetnie nadaje się do ucieczek, bo ma katapultowane siedzenie, może stawiać zasłonę dymną i jest wyposażone w wysuwane ostre kołpaki kół.

Używał go Sean Connery w „Operacji Piorun”. Doskonała broń pod wodą. Napęd odrzutowy gwarantował odpowiednią prędkość, a do obrony służyły harpuny.

66

Moore i Maud Adams w „Ośmiorniczce” W filmie „Świat to za mało” zmienia się w wielką plastikowa kulę (tzw. zorbę), aby w lawinie ochronić Bonda przed napierającymi masami śniegu.

Słynna Omega Seamaster występuje w wielu filmach z Bondem i jest bardzo wszechstronna: w „Świat to za mało” James wystrzeliwuje z zegarka hak, który wbija się w strop i pozwala superagentowi na szybką ucieczkę.

„RED BULLET JEST MAŁY, SZYBKI I ZWINNY” rozbiłoby się o potężne kaktusy. W rzeczywistości skrzydeł nie daje się złożyć tak jak w „Ośmiorniczce” i nawet mimo ich małej rozpiętości (5,18 m) szpaler wielkich karnegii byłby zbyt gęsty. Ze względów bezpieczeństwa nasze loty odbywają się więc tylko tam, skąd można wrócić na pas lotniska lotem ślizgowym. Nathan, technik Boba, wypycha jedną ręką ważącą tylko 168 kg maszynę z hangaru. Po chwili Bob wspina się z uśmiechem do kabiny „najlepszego” ze swoich odrzutowców. Pierwszą wersję BD-5 firma BeDe Aircraft Co. zbudowała już w 1973 roku – najpierw z napędem śmigłowym, a potem (w 14 egzemplarzach) z francuską turbiną Microturbo Cougar. Bob lata na BD-5J od października 1973 roku. Nasza maszyna została wyprodukowana dla pilota liniowego Eda Johnsona – stąd znak rejestracyjny N53EJ. Były mechanik i konstruktor Bill Zivco wprowadził do tej serii różne modyfikacje. Zrezygnował w dużym zakresie z aluminium na rzecz materiałów kompozytowych, dzięki czemu bardzo poprawiła się kontrola aerodynamiki w locie – co było wielokrotnie demonstrowane na pokazach lotniczych. Właściwie BD-5J ma „wrodzoną” umiejętność wykonywania beczek i pętli. Guido, Yves i ja startujemy cessną dużo wcześniej od Boba, bo BD-5J ma pięciokrotnie wyższą prędkość wznoszenia niż my – nawet do 20 m/s! Nawigacja wśród pustynnego krajobrazu nie jest wcale łatwa: Bobowi nie udaje się odnaleźć nas nad górami, więc zawracamy w kierunku lotniska. Nagle jednak Bob pojawia się tuż obok nas i zaczyna się z nami bawić jak zwrotny wieszczek drażniący ociężałego myszołowa. Aby zwolnić do naszej prędkości, Bob musi lecieć z wysuniętymi klapami. Prędkość maksymalna BD-5J wynosi 480 km/h, ale w tej specjalnej wersji maszyna może osiągać ponad 500 km/h. Zespół napędowy

Ilustracje: esther straganz; Zdjęcia:action press (1), Cinetext Bildarchiv (2), interTOPICS (1)

SUPERGADŻETY BONDA


BD-5J to właściwie odrzutowy zespół napędowy z fotelem. Samolot o masie 168 kg miniturbina może rozpędzić do 480 km/h

samolotu jest kompaktowy: waży tylko 38 kg i wytwarza ciąg 280 funtów. Odrzutowiec ma bardzo małe koła i duży kąt lotu ślizgowego, a podczas kołowania kadłub znajduje się bardzo nisko nad pasem, więc Bob każe nowym pilotom BD-5J podejść kilka razy do lądowania lotem ślizgowym. Dla lotniarzy schodzenie nisko na dużej prędkości i rozpoczynanie podejścia z dużym wyprzedzeniem to normalne zachowania, więc zdaniem Guidona maszyną steruje się bardzo łatwo. „Trzeba być bardzo dobrym pilotem” – mówi Bob i uśmiecha się z szacunkiem do Guidona – „nie wszyscy to potrafią. To zdecydowanie nie jest samolot dla początkujących”. Twarde lądowanie powoduje szybsze ścieranie się gumy i konieczność wymiany opon. W wyniku turbulencji obijamy obiektywami kamer i aparatów okienka cessny. Trudno jest w takich warunkach nakręcić spokojnie dłuższą sekwencję, ale ujęcia błyszczących skrzydeł na tle wypiętrzonych chmur wyglądają tym bardziej spektakularnie. Bob nie może się powstrzymać i wykonuje kilka figur akrobacyjnych. Guido jest bardzo rozemocjonowany: „Ta maszyna to obietnica wielkiej frajdy! To jest jak narkotyk!”. Niestety, zbliża się

chłodny front, a temperatura spada z 32o do 24. Potem możemy obserwować potężną burzę i do późnej nocy wsłuchiwać się w grzmoty. Następnego dnia Guido wreszcie może zająć miejsce w „swoim” kokpicie: „Nazwiemy tę BD-5J Red Bullet, bo jest taka

mała, niesamowicie szybka i zwrotna”. Teraz za sterami cessny zasiada Bob, a uśmiechnięty od ucha do ucha Guido zaczyna się z nim bawić w powietrzu. Touch and go, beczki, wejście w chmury – żegnaj, grawitacjo! Potem Guido opowiada z błyszczącymi oczyma: „Od dziecka marzyłem o locie na kuli armatniej, o przemieszczaniu się w powietrzu na czymś o bardzo małej masie. Red Bullet to spełnienie tego marzenia. Ta maszyna dostarczy nam wielu wrażeń na pokazach! BD-5 jest taki zwrotny i szybki, że będę mógł bez problemu okrążać w locie nasze pozostałe samoloty. Dzięki różnicy wielkości będzie to wyglądało bardzo fajnie”. Po locie miniodrzutowiec trafia na niskopodwoziową przyczepę i po godzinie jest gotowy do podróży w kierunku Europy. Bob zachowuje spokój: zostają mu jeszcze dwa samoloty BD-5J, które latają jako załogowe ćwiczebne cele. „Jest z nami kontakt radiowy, możemy spontanicznie zmieniać sposób realizacji misji. Dlatego jesteśmy tacy przydatni podczas prób radarów sił powietrznych” – mówi Bob. I dodaje: „Lataliśmy już też 30 metrów nad Białym Domem...”.

Guido Gehrmann i jego nowy „plac zabaw” – jak lot na kuli armatniej

Więcej o Guido Gehrmannie znajdziesz na: www.flyingbulls.com

67


a kc ja

Z g贸rki na

pazurki


Lans i bauns: zwyciężczyni wyścigu kobiet Heather Logie (poniżej) wybrała strój policjantki; reszta uczestników także wyróżniała się kreatywnością

Mistrzostwa Świata Rowerów Jednobiegowych przypominają raczej spotkanie towarzyskie niż imprezę sportową. Zawodowcy i niedzielni wojownicy starają się o jak najlepszy dwukółkowy odjazd. Tekst: Robert Tighe, zdjęcia: Graeme Murray 69


a kc ja

„To prędzej żart-wyścig, ale dla nas znaczy wiele” – mówi „Rad” Ross Schnell, zdobywca drugiego miejsca w Mistrzostwach Świata Rowerów Jednobiegowych 2010 (Singlespeed World Championships) w Rotorua w Nowej Zelandii. „To serce i dusza kolarstwa górskiego. Zwycięża najszybszy koleś, ale przy tym wszyscy się świetnie bawimy”. Gdyby Koleś z „Big Lebowski” był fascynatem kolarstwa górskiego, a nie kręgli, wziąłby udział w SSWC 2010. Niżej materiał do przemyśleń, czyli lekko filozoficzny komentarz Heather Irmiger do jej własnego kiepskiego startu, który przekreślił jakiekolwiek szanse na obronę tytułu. „Po prostu poddałam się woli wszechświata” – stwierdziła na mecie z szerokim uśmiechem przyklejonym do twarzy. „Wsiadłam na rower i zwyczajnie zrobiłam swoje”. Podobnie jak Schnell Irmiger jest zawodową kolarką górską ze Stanów Zjednoczonych – kraju, w którym kwitnie subkultura rowerów singlespeed. Singlespeed, po polsku zwany także singielspeedem lub ostrym kołem, to rower bez przerzutki, okrojony do minimum: do jednego biegu i do ograniczonej lub zerowej amortyzacji. Służy rowerowaniu w formie czystej. Rowerzysta ma koncentrować się na jeździe, nie na majstrowaniu przy biegach. Pierwsze mistrzostwa świata rowerzystów bezprzerzutkowych zorganizowano w Kalifornii w 1995 roku. W mistrzostwach W.H.I.R.L.E.D. (Wkręconej Histerycznie, Istotnej Retro Ligi Eleganckich Degeneratów), czyli Zakręconych, wzięło udział ponad 250 rowerzystów. Od tamtej pory impreza się rokrocznie rozrasta; jest otwarta dla wszystkich właścicieli rowerów jednobiegowych i poczucia humoru. Panujący na mistrzostwach luz przyciąga rowerzystów nietraktujących siebie ani uprawianego sportu zbyt poważnie, ale też profesjonalistów – takich jak Irmiger czy Schnell – szukających wytchnienia i relaksu po długim i wyczerpującym sezonie. „Moim zdaniem wszyscy uczestnicy wyścigu zaczęli uprawiać ten sport w poszukiwaniu właśnie czegoś takiego: przyjaźni i poczucia wspólnoty” – twierdzi Irmiger odstawiona w przyciągający wzrok strój marynarza w złote paski tenisowe, który znalazła na stronie dla striptizerek. „Niektórzy uważają, że wyścigi na torze w każdą sobotę [na imprezach dla zawodowców] to najważniejsza rzecz na świecie, a tu jest cała masa ludzi robiących zupełnie odjechane rzeczy. Każdy ma w sobie coś z łobuza; fajnie jest móc go czasem uwolnić”. 70

„Impreza przyciąga rowerzystów nietraktujących siebie zbyt serio” Lekki doping: jeden z uczestników postarał się o dodatkowego konia mechanicznego


Odwieczna rywalizacja: występy klaunów kontra występy Zwierzaka

71


a kc ja

Banda łobuzów zebrała się wieczorem przed wyścigiem w namiocie głównym, aby obejrzeć zespoły z Irlandii, Republiki Południowej Afryki, Włoch i Kanady uczestniczące w turnieju z trochę innej bajki: klamerki na nosach, pułapki na myszy na palcach. Nagroda główna: miejsce w półfinałach wyborów gospodarza przyszłorocznych SSWC. Irlandii i RPA udało się przetrwać ten wygłup, zanim głos zabrał Dean Watson, szef mistrzostw, który przedstawił briefing wstępny, czyli podstawowe założenia wyścigu. „Trzeba zadbać o pewne formalności, bo łączymy dwa światy: rowerów i alkoholu” – mówi Watson przebrany za Papę Smurfa (na SSWC przebrania nie obowiązują, ale rowerzyści w tradycyjnych ubraniach kolarskich narażają się na wyśmianie). „Po pierwsze, na 40-kilometrowej trasie mamy dwa skróty piwne, ale pamiętajcie: chcemy, żebyście pili odpowiedzialnie. To znaczy mam obowiązek pouczyć was, żebyście pili odpowiedzialnie. Guzik mnie obchodzi, co z tym pouczeniem zrobicie” – mówi Watson. „Po drugie, jeżeli jeździcie szybko, ale nie chcecie tatuażu, nie wygrywajcie wyścigu. Zwycięzca zostanie wytatuowany na mecie, więc musicie się zastanowić przed startem, czy chcecie mieć tatuaż”. Informacja oficjalna: rowerzystami, których wzięto na muszkę (pistoletu do tatuażu) po dwóch 20-kilometrowych odcinkach w górę i w dół po szlakach lasów Whakarewarewa – wymówienie samej nazwy po kilku piwach, nie mówiąc już o przejechaniu trasy, graniczy z cudem – zostali nowozelandzki faworyt Garth Weinberg i Heather Logie z Australii. Ale na SSWC imprezę stawia się na równi z podium (o ile nie wyżej). Weźmy takiego „Disco” Damiana Autona, właściciela knajpki rowerowej w Melbourne, który zjawił się w sobotni poranek na starcie w kasku z dyskotekowej kuli i w przedziwnym srebrzystym kombinezonopodobnym wdzianku.

„Na SSWC imprezę stawia się na równi z podium” 72

Oględnie mówiąc: wyglądać Mimo że przebrania nie są obowiązkowe, większość uczestników staje na wysokości zadania. Oto kilka najbardziej uderzających tegorocznych strojów, w tym Damiana Autona (w kasku z dyskotekowej kuli) i Billy’ego „Spacemana” Bleichnera (poniżej); Heather Irmiger (pasy, gwiazdy i okulary); DJ Birtch (stringi i szelki); „Rada” Rossa Schnella (dolny prawy róg, zarost) i Geoffa Hubera („Superhero”).


73


„Wyścig zaczyna się, gdy uczestnicy wreszcie przestają podziwiać przebrania rywali” Znamię zwycięzcy

Dobra robota: Nic Leary, zdobywczyni drugiego miejsca w wyścigu kobiet, gratuluje na mecie zwyciężczyni Heather Logie

74

„Weinberg, ty legendo!” – wrzasnął jeden z kibiców, gdy zwycięzca wyścigu szedł do budki, w której czekał na niego tatuażysta, zaledwie kilka metrów od linii mety. Parę minut po przejechaniu linii mety i po upadku z roweru prosto w ramiona żony Rachel i dwóch córek – Melissy i Hannah – Garth Weinberg (z prawej) ściągnął koszulkę i wskazał przeznaczone na tatuaż miejsce na klatce piersiowej. „To pewnie moje ostatnie takie zwycięstwo, więc już kilka tygodni temu postanowiłem, że tatuaż chcę nosić na sercu”. Heather Logie (z lewej), zwyciężczyni wyścigu kobiet, nie była aż tak zachwycona, gdy po przejechaniu mety została zapytana, czy jest gotowa na tatuaż. Jednak pomimo wahań odważnie obnażyła plecy, by przyjąć trwałą pamiątkę Mistrzostw Świata Rowerów Jednobiegowych 2010.


a kc ja

„Wymyśliłem sobie ten strój, słuchając starych kawałków z lat 80.” – wyjaśnił, po czym zaczął śpiewać refren „The Pina Colada Song” (nagrany w 1979 r., numer jeden na listach w 1980 r. Fakt, że „Disco Damo” udało się wyróżnić w tłumie niemal 900 rowerzystów z 30 państw, wiele mówi o jego przebraniu. Wśród lansatorów krążą Marilyn Monroe (acz z mocno owłosionymi nogami) i Zwierzak z „Muppetów”. Jeden nieszczęśnik męczy się na słońcu w pełnym stroju maskującym ghillie; ludzie z Bike Vegas, jednej z licznych firm wspierających imprezę, przebrali się za puszki piwa. „To przywraca radość rowerowaniu” – mówi Dave nomen omen Joy (radość), właściciel Bike Vegas. „Mamy tu kilkoro poważnych kolarzy, ale spójrzcie na tych idiotów. Przecież tu są dzieci” – ciągnie Joy, wskazując mężczyznę w czarnych stringach z napisem: „Happy Pain” („radosny ból”) wykonanym flamastrem na pośladkach. Facet w stringach to DJ Birtch. To jego dziewiąte SSWC; DJ Birtch martwi się o przyszłość imprezy. „Niektórzy zaczynają podchodzić zbyt poważnie do tematu. Przed wyścigiem powinno się siedzieć w barze przynajmniej do pierwszej w nocy” – mówi. „Jak ci minęła noc?”. „Jeszcze trwa! Trochę się przespałem, ale czułbym się lepiej, gdybym wcale się nie kładł”. „Opowiedz coś o swoim stroju”. „Przebrałem się za samego siebie” – mówi, uśmiechając się znacząco. „W tym chodzę po ulicy w Tucson w Arizonie”. „Dlaczego «radosny ból»?”. „Teraz odczuwam radosny ból i mam nadzieję, że radosny ból zostanie ze mną przez resztę dnia”. „Pojedziesz skrótami piwnymi?”. „Jasne, do diabła! A może wezmę sobie piwo, a i tak pojadę normalną trasą”. „Planujesz wygrać?”. „O rany. Już wygrywam” – mówi DJ Birtch, odchodząc w stronę startu. Można wreszcie rozpocząć wyścig. Weinberg i broniący tytułu Ross Schnell wyprzedzili wszystkich pozostałych przy pierwszym skrócie piwnym, przy czym walka o tytuł zakończyła się w ostatnim piwnym pit-stopie. Mimo że Schnell łyknął piwo błyskawicznie, nie był w stanie nadrobić dziesięciu sekund do Weinberga. „I tak chyba wystarczy mi już tuszu pod skórą” – stwierdził Schnell. „Poza tym to naprawdę rewelacja, że Garth wygrał u siebie. Siedzący na drzewach tłum kibiców szalał. Ludzie wrzeszczeli do mnie: «Nieźle, ale weź zwolnij!»”. Schnell zwolnił, chociaż przez pierwszą połowę wyścigu był liderem; wykoń-

czyło go jednak piwo, a nie loża przyjaznych skądinąd szyderców. „Pojechałem pierwszym skrótem piwnym, ale trochę mnie zmuliło pod koniec pierwszego odcinka. Później złapał mnie skurcz, więc zrezygnowałem z drugiego skrótu piwnego. Wiedziałem, że jeżeli wypiję jeszcze jedno, będę musiał się zatrzymać przy trasie. Ale przecież piwo zawiera wodę – sam nie wiem, co mi się porobiło. Piwo złagodziłoby ból”. Weinberg też walczył z lokalnym browarem w brzuchu; jednakże po oczyszczającym pawiu na szczycie jednego ze wzniesień 38-latek zaczął grzać, ile wlezie. „Miałem naprawdę kiepski moment po jednym z wjazdów. Zacząłem wymiotować, nie mogłem oddychać i starałem się nie zachłysnąć się własnymi wymiocinami” – opowiadał Weinberg, gdy tatuażysta przygotowywał mu klatkę piersiową na przyjęcie niecodziennego trofeum. Heather Logie, uczestniczka rajdów przygodowych z Australii, wygrała wyścig kobiet ubrana w wiele odsłaniający strój policjantki. Irlandia wygrała z Republiką Południowej Afryki w finałowej walce o prawo do organizacji przyszłorocznych mistrzostw. „Disco Damo” przejechał linię mety po spędzeniu większości wyścigu w namiocie piwnym z Julianem Deanem, zawodowym kolarzem szosowym z Nowej Zelandii. „Zanurkowałem w piwie i mój wyścig się skończył” – stwierdził, pociągając z butelki. „Ale kula przetrwała uderzenie?”. „Jasne, człowieku”. „Cieszysz się na imprezę?”. „Cieszę się na afterek. W zeszłym roku w Durango w Kolorado after-afterek był naprawdę boski. Ci kolesie z Durango… umieją balować” – opowiada „Disco Damo”, przedstawiając kumpla zwanego „Spacemanem”. „Ci kolesie z Durango?” – kończy zdanie za „Disco Damo” „Spaceman”. „Jasna cholera!” „Byliśmy w jacuzzi…” – przypomina mu Auton. „Poprzeczka była tak wysoko, że nawet nie uderzyłem się w głowę” – mówi „Spaceman” z kamienną twarzą. „Potem się tylko zastanawiałem, dlaczego mnie tak boli”. „Jak ci poszło?” – pytam „Spacemana”, zostawiając jacuzzi i wracając do wyścigu. „No, poszło”. „Przejechałeś oba odcinki?”. „To były dwa?!” – pyta „Spaceman” z uśmiechem. „Drugi przejadę jutro”. Co za banda pajaców. To będzie długi wieczór… Więcej zdjęć i filmów na: www.sswc10nz.com

75


a kc ja

Nigdy nie marzyłam o Hollywood Francuska aktorka Fanny Ardant – jedna z ikon europejskiego kina – zrobiła karierę, podążając własnymi ścieżkami. Tuż po występie na Festiwalu w Salzburgu znalazła chwilę, by porozmawiać o naturze wolności i znaczeniu nieoglądania się za siebie. Tekst: Uschi Korda, zdjęcia: Patrick Swirc/Corbis Outline

F

estiwal w Salzburgu, 2010. Podczas gdy Gérard Depardieu zalicza maraton wywiadów w Hangarze-7 na lotnisku w Salzburgu, jego rodaczka i koleżanka z planu filmowego już dawno udała się na spoczynek w ustronnym hotelu. Fanny Ardant siedzi na tarasie z lampką wina, słuchając muzyki klasycznej i wpatrując się w góry. Poprzedniego dnia Ardant miała niezwykle udany występ jako Joanna d’Arc z Bertrandem de Billym oraz RSO Orchestra w Felsenreitschule (letnia szkółka jeździecka). Samotne wystąpienie w otoczeniu instrumentów było niezwykle wyczerpującym wyczynem, ale jej głos nie zdradza nawet cienia zmęczenia. red bulletin: Powiedziała pani kiedyś, że przyjmuje role tylko wtedy, gdy

76

rozumie postać. Rozumie pani Joannę d’Arc? fanny ardant: Sposób, w jaki przedstawił ją Paul Claudel, sprawia, że jest mi bliska: była samotna, ponieważ nagle wszyscy się od niej odwrócili. Sądownictwo, król, Anglicy. Nie dbam o historyczne i literackie aspekty tej postaci. Nie interesuje mnie cel jej życia. Chodzi o indywidualny charakter osoby, która postąpiła, tak jak postąpiła, ponieważ w coś wierzyła. Nawet wtedy, gdy została zupełnie sama, zdradzona przez wszystkich. Czy była ona bohaterką? Myślę, że tak. Choćby dlatego, że mocno trzymała się własnych poglądów. Ale także dlatego, że gdy zdaje sobie sprawę z tego, że musi umrzeć – przyznaje, że się boi. Lubię bohaterów, gdy są słabi. Lubię walkę pomiędzy słabością a odwagą.

Zadawanie sobie pytania, czy jesteś na dobrej drodze. Nigdy nie masz całkowitej pewności, że nie popełniasz błędu. Dla mnie bohaterowie to osoby, które walczą z mentalnością stada o to, w co wierzą. To czyni ich nieśmiertelnymi. Czy dziś są jeszcze prawdziwi bohaterowie? W tej chwili nie widzę żadnych. Ostatnim był dla mnie Che Guevara. Po naszej planecie stąpa wielu ludzi, którzy dokonują rzeczy wielkich, którzy o coś walczą. Ale bohaterowie muszą być także piękni, romantyczni i umierać młodo. Tragiczna chwila należy do bohatera. Czy zawsze starała się pani o bycie niezależną? Z wielkim trudem. Niezależność ma swoją cenę. Wymaga rezygnacji z pewności i bezpieczeństwa. Podczas swego życia


musisz wciąż podejmować decyzję: wolność czy bezpieczeństwo? Jeśli wybierzesz bezpieczeństwo, musisz z tym żyć i nie lamentować, że z powodu swego wyboru straciłeś wolność. A z drugiej strony ci, którzy dążą do niezależności, muszą być przygotowani na życie bez zabezpieczeń. Joanna d’Arc na przykład zapłaciła wysoką cenę za swoją niezależność i umarła w odosobnieniu. Czy w dzisiejszych czasach jest jeszcze coś, za co warto umrzeć? Hm... Wierzę, że za miłość. Poświęciłaby pani życie w imię miłości? Tak! Nie tak jak w słynnej operze „Madame Butterfly”. I nie celowo, jak Heinrich von Kleist [poeta, dramaturg, prozaik], który zastrzelił się wraz z Henriettą Vogel w Kleine Wannsee. Bardziej tak, że powoli uchodzi z ciebie życie.

Czy kiedykolwiek poczuła pani, że traci swą niezależność? Nie, nie, nie! Wolność to mój jedyny luksus, moje jedyne bogactwo! Od zawsze robię tylko to, czego naprawdę pragnę. Nawet jeśli chodzi o moją karierę – nigdy nie przyjęłam roli, która mi się nie podobała. Czy kiedykolwiek porzuciła pani jakiś projekt, ponieważ miała pani wrażenie, że zmierzał w złym kierunku? Nie. Czasem popełniałam błędy. Przyjęłam jakiś scenariusz, chciałam daną rolę, ale rezultat nie był najlepszy. To pewnego rodzaju gra. Ale nigdy nie przyjęłam roli, która mi nie pasowała, tylko dla pieniędzy. Patrząc wstecz – nigdy nie robiło mi różnicy, czy gram w filmie skazanym na sukces, czy w skromnej produkcji. Gdy zaczynały

się zdjęcia, byłam szczęśliwa i oddawałam się grze bez reszty. Samotnie wychowała pani trójkę dzieci, nie wyszła pani za mąż. Czy pod tym względem nie musiała pani poświęcić swojej niezależności? W tym przypadku nie było dla mnie mowy o żadnym poświęceniu. Macierzyństwo mnie zmieniło. Przedtem byłam naprawdę niebezpieczna. Nic nie mogło mnie powstrzymać. Gdy po raz pierwszy wzięłam w ramiona moją córkę, chciałam dać jej ciepło i bezpieczeństwo, ochronić ją przed wszelkim zagrożeniem. Złagodniałam i otworzyłam się na innych. Nagle stałam się bardziej delikatna. Musiałam zarobić na życie i to sprawiło, że stałam się bardziej odpowiedzialna. Gdy podejmujesz się czegoś, musisz – jak mawiamy we Francji – dolać trochę wody do swego 77


a kc ja

wina. Zrobiłam to z miłości do dzieci i nigdy tego nie żałowałam. Czy żałowała pani czegokolwiek? Czasem żałuję, że nigdy nie zaangażowałam się w politykę. Tylko tak można wprowadzić zmiany. Ale trzeba się temu całkowicie poświęcić. Polityka nie może być formą rozrywki, jak brydż czy picie herbaty. Była pani na dobrej drodze, studiując stosunki międzynarodowe. Taka była umowa z rodzicami. Gdy powiedziałam im, że chcę zostać aktorką, byli przerażeni. Stwierdzili: „O la la, najpierw musisz skończyć jakieś studia”. Zdecydowałam się na stosunki międzynarodowe, ponieważ trwały tylko trzy lata. Gdy zdałam już wszystkie egzaminy, byłam wolna. Studiowanie polityki to coś zupełnie innego niż poświęcenie jej życia. Polityk musi pójść na wiele kompromisów... Szansę na zadanie prawdziwego politycznego ciosu mają tylko członkowie opozycji. Tam można dokonać zmian. Nie w szeregach rządzących. Chyba nie wychowała pani swych trzech córek konserwatywnie? Nie bardzo, ale dbałam o francuskie rodzinne tradycje. Mój ojciec nauczył mnie być wolnym duchem, myśleć niezależnie. Jako dziecko bacznie mu się przypatrywałam. On naprawdę żył niezależnie i starałam się przekazać to moim córkom. To jedna z najważniejszych rzeczy w życiu – nie być osobą konserwatywną. I nie oceniać ludzi tylko po wyglądzie. Udało się? Mniej więcej. Moje córki nie są dokładnie takie jak ja, ale właśnie to jest tak ekscytujące. Muszą być jakieś spięcia. Jedna z moich córek jest bardziej konserwatywna niż ja. Podoba mi się to, ponieważ lubię kontrasty i konflikty. 30 lat temu zyskała pani międzynarodową sławę rolą w filmie Truffauta „Kobieta z sąsiedztwa”.

Czy czasem ogląda pani swoje stare filmy? Nie! A tym bardziej nie „Kobietę z sąsiedztwa”. To zbyt bolesne [Ardant była w związku z reżyserem François Truffautem aż do jego śmierci w 1984 r. Córka pary, Josephine, urodziła się w 1983 r.]. Oczywiście czasem trafiam na swoje filmy, skacząc po kanałach – to nieuniknione. Zwykle jestem zaskoczona i szybko zmieniam program. Czy ogląda pani jakiekolwiek inne filmy ze swoim udziałem? Nigdy nie wpadłam na pomysł, by kupić sobie DVD. Myślę, że jest w tym coś

Niezależność ma swą cenę. Wymaga rezygnacji z bezpieczeństwa biblijnego: nigdy nie oglądaj się za siebie. Masz tyle radosnych wspomnień, że ciągłe rozpamiętywanie ich może cię zniszczyć. To jak skrzydła nieustannie trzepoczące w twojej głowie, musisz je w końcu odgonić. Nie jestem tak beztroska, by spoglądać w przeszłość, skupiając się tylko na pozytywnych myślach. Nie, jestem zbyt melancholijna. Jako mała dziewczynka dostała pani od ojca do czytania Stendhala i Balzaca. Czy zrozumiała ich pani wtedy? Czytanie było dla mnie wielką przyjemnością. Ale byłam za młoda, by pojąć złożoność miłości czy relacji międzyludzkich.

Dopiero później zrozumiałam Prousta i Dostojewskiego, których dzieła czytam obecnie. Teraz widzę postacie znacznie wyraźniej, czytam między wierszami. Ostatnio zajęła się pani reżyserowaniem. Co sprawiło, że stanęła pani po drugiej stronie kamery? Nie było specjalnego powodu. Zaczęłam pisać pewną historię i tak jakoś się to potoczyło. To było zupełnie nowe doświadczenie. Podobało mi się wyzwanie. Czy uważa pani, że aktorzy powinni kiedyś doświadczyć bycia reżyserem? Myślę, że nie można tu generalizować. Jako pierwszą wyreżyserowałam operetkę w małej paryskiej operze. Podobno potrafi pani też śpiewać. Jako aktorka potrafię grać na pianinie i śpiewać, ale daleko mi do Marii Callas. Czy słucha pani wyłącznie muzyki klasycznej? Kocham każdy rodzaj muzyki. Lubię portugalskie fado tak samo jak francuskie chansony, muzykę cygańską, utwory wodewilowe czy jazz. Preferuję muzykę klasyczną, ponieważ wzbudza we mnie najwięcej emocji. Czasem działa na mnie piosenka Julio Iglesiasa, ponieważ przemawia on do mnie. Muzyka pop przywodzi na myśl mnóstwo skojarzeń. Ponownie przeżywasz sytuację, w której usłyszałeś daną piosenkę po raz pierwszy. To jak odruch warunkowy. Czy od czasu do czasu także pani tańczy? Nigdy nie zobaczysz mnie w dyskotece. Ale może lubi pani tańczyć dla siebie, w samotności? (Głośno się śmieje) Hmmm... Jeśli chodzi o taniec, to nie czuję się zbyt komfortowo we własnym ciele, nigdy nie tańczę na imprezach. Jeśli ktoś mnie poprowadzi, wychodzi mi nawet rock’n’roll. Ale sama – jestem zbyt nieśmiała i czuję się głupio. Wolę wypić lampkę wina. Pani życie było pomyślne czy pełne zmagań i przeciwności?

„KOBIETA Z SĄSIEDZTWA”, 1981 Przedostatni film jej życiowego partnera, reżysera François Truffauta, który uczynił Ardant sławną, przedstawiał jej szalony romans z Gérardem Depardieu. 78

„BYLE DO NIEDZIELI”, 1983 Druga i ostatnia ekranowa współpraca duetu Ardant – Truffaut to hołd złożony filmom noir z lat 40., który przyniósł obydwojgu nominacje do Cezara.

„SABRINA”, 1995 W remake’u klasyka Billy’ego Wildera u Sydneya Pollacka Ardant zagrała rolę drugoplanową, ale nie musiała opuszczać Francji, by wystąpić w hollywoodzkiej produkcji.

„ELŻBIETA”, 1998 W historycznym dramacie o Elżbiecie I, granej przez Cate Blanchett, Ardant błyszczy jako Marie de Guise, królowa Szkocji i matka Marii Stuart.

Zdjęcia: Mary Evans/picturedesk, ddp images, Mauritius Images (2)

Fanny Ardant w filmach: najważniejsze momenty trzech dekad


a kc ja

Zdjęcia: Alfama Films, Fabian Cevallos/Corbis, imago stock&people, MOVIESTORE COLLECTION LTD

O pewne rzeczy musiałam walczyć, ale nigdy o sprawy materialne – bardziej o własną niezależność. Po fakcie stwierdzam... sama nie wiem, jak to ująć... nie sądzę, abym była szczególnie szczęśliwa. Byłam sama. Byłam samotna. Ale często miała pani szczęście? Dokładnie! Stałam na stacji i zwyczajnie wsiadłam w pociąg! Nigdy nie wahałam się zbyt długo, nie zastanawiałam się, czy powinnam wsiąść. Po prostu to robiłam. Czasem łapałam pociągi, które mnie unieszczęśliwiały. U kresu życia chciałabym móc powiedzieć, że byłam podróżnikiem. Czasem lepiej być nieszczęśliwym, niż zmarnować szansę. Gdy pani mówi, w pani oczach pojawia się żywy płomień. Czy jest pani osobą o dużym temperamencie? Ludzie uważają, że jestem męcząca, bo mam dużo energii. Ciężko jest mnie stłumić. Dziękuję Bogu, że mam w sobie tę intensywność i ją uwalniam. Jeśli pewnego dnia zniknie moja miłość do gry aktorskiej, natychmiast przestanę to robić. Kocham swoje życie, nawet jeśli czasem jestem pesymistką. Jestem świadoma tej ciemnej, tragicznej strony życia. Ale mamy tylko jedno życie i musimy zrobić wszystko, by było pasjonujące. Wtedy możemy spocząć w pokoju na wieki. Czy łatwo się pani nudzi? W towarzystwie tak, ale nigdy w samotności. Choć bardzo lubię rozmawiać. Uwielbiam dyskutować i prezentować własną opinię. Ale w snobistycznym otoczeniu... o la la, wtedy bardzo się nudzę i mam chęć prowokować. Nawet podczas ważnych występów szybko staję się znudzona, jeśli nie wzbudzają one emocji. Zmuszony jesteś tam siedzieć, a wewnątrz krzyczysz: „Allez! Allez!”. Często chodzę do teatru, na koncerty lub opery i w połowie przypadków stwierdzam: nuda. Ale wtedy nagle trafiasz na coś pełnego emocji – i tego nigdy nie zapominam. Ceną za bycie żądnym emocji jest nuda!

„8 KOBIET”, 2002 Nagrodzona francuska komedia, w której dwie wielkie damy – Fanny Ardant i Catherine Deneuve – walczą, a następnie całują się i godzą, padając sobie w ramiona.

Czy czasem z powodu znudzenia wychodzi pani w połowie występu? Nigdy! W każdej książce, koncercie, sztuce, operze czy filmie dostajemy odpowiedź dopiero na końcu. Jeśli nie zostaniesz do finału, w ogóle nie ma to sensu. Ja czytam do ostatniej strony nawet scenariusze, które nie zachwycają mnie od początku. Czasem sfrustrowana odrzucam je na bok i mówię: „Nie podoba mi się to!”. Można powiedzieć, że jest to metafora życia. Musimy dotrwać do końca, by je zrozumieć. Czy wierzy pani w coś? Wierzę w dobro i zło, w dobre i złe uczynki. I wierzę jeszcze w coś eterycznego: anioły. Każdy z nas ma jednego, który

go chroni i wyciąga z niego to, co najlepsze. Rozumiem, że ludzie mogą się śmiać, gdy mówię o aniołach, ale ja wierzę w jakąś potężną siłę, w coś duchowego. Nie w Kościół i jego zasady. Początki kariery musiały być dla pani ciężkie... Czy kiedykolwiek chciała się pani poddać? Nigdy. Byłam szalona. To były naprawdę ciężkie czasy, ponieważ zaczynałam, nie mając wsparcia, pieniędzy ani oczywiście sukcesów na koncie. Pracowałam jako kelnerka i pisałam na maszynie.

„WIECZNA CALLAS”, 2002 Interpretacja życia operowej diwy w wykonaniu Ardant, w reżyserii Franca Zeffirelliego, zdobyła uznanie na wszystkich festiwalach filmowych.

Ale patrząc wstecz, stwierdzam, że zawsze miałam (pstryka palcami trzy razy) wiarę w to, że jestem na dobrej drodze. Co by pani zrobiła, gdyby nie udało się pani odnieść sukcesu? Nie mogę przeżyć własnego życia raz jeszcze. Myślę, że nigdy nie zrobiłabym czegoś, co zraniłoby moją dumę. Duma chroni nas przed akceptowaniem wszystkiego i zatraceniem własnej osoby. Czy jest pani bardzo dumna? Byłam w młodości. To mnie ocaliło. Kiedy jest się młodym, zawsze nachodzi nas myśl: „Zróbmy to lub tamto, zapewni nam to dużo pieniędzy”. „Nie” – powiedziałam. Pieniądze nigdy nie miały dla mnie znaczenia. „Nie” było pewnie pani pierwszym słowem w dzieciństwie! (Śmiech) Byłam niesfornym dzieckiem! Bardzo męczącym. Moi biedni rodzice... Bardzo żałuję, że umarli tak wcześnie i nie mieli szansy doświadczyć mojego sukcesu. Czy kiedykolwiek chciała pani podbić Hollywood? Nie. Wystąpiłam w tylko jednej hollywoodzkiej produkcji z Sydneyem Pollackiem, ale ekipa filmowa przyjechała do mnie do Francji [remake „Sabriny”]. Nigdy nie marzył mi się amerykański sen. Dla mnie Europa od zawsze była centrum świata. Kiedy promowałam z Truffautem „Kobietę z sąsiedztwa”, w Nowym Jorku dziennikarz zapytał mnie: „Madame Ardant, czy marzy pani o karierze w Hollywood?”. „Nie” – odpowiedziałam – „marzę o Rosji!”. A François szepnął mi do ucha: „Teraz jesteś już martwa w Ameryce!”, ponieważ nadal był to okres zimnej wojny. Litości, nie byłam komunistką, ja po prostu kochałam Rosję. Zgadzam się z generałem de Gaulle’em, który powiedział: „Dla mnie Europa rozciąga się od Atlantyku aż po Ural”. Fanny Ardant można usłyszeć na najnowszej płycie kwartetu Quatuor Ebène „Fictions”

„WITAJ, DO WIDZENIA”, 2008 Ostatnia współpraca z jej starym znajomym i partnerem filmowym Gérardem Depardieu. Komedia romantyczna o paryskiej parze obroniła się tylko dzięki tej dwójce.

„CENDRES ET SANG” (ASHES AND BLOOD), 2009 Debiut reżyserski Ardant, do którego napisała scenariusz. To mroczne, melancholijne dzieło nakręcone w Rumunii. 79


Credit

„Skateistan: To Live and Skate Kabul”: film ma tylko osiem minut, ale to wystarczy, by opowiedzieć niewiarygodną historię skateparku w stolicy Afganistanu


Więcej dla Ciała i Umysłu Co oglądać, czego słuchać i w co się angażować w tym miesiącu.

Zdjęcie: Jacob Simkin

Credit

82 red bull bc one w tokio 83 KUCHARZe I ich SEKRETY 84 SPRZĘT DO ANTARKTYCZNEGO NURKOWANIA 86 JAK SIĘ JEŹDZI W KITZBÜHEL 88 DZIEŃ I NOC 98 FELIETON LIZUTA


Ponad podziałami Zawody Red Bull BC One to apogeum historii rozwoju japońskiego breaka. Oto przewodnik po epicentrum b-boyowych klimatów.

82

MODA

Dancer’s Collection – sklep DJ-a Mar Harajuku Shop 150-0001, 4-28-18 Jingumae B1 Pino Bldg , Shibuya-ku Tokyo http://dancers-c.com/, tel.: +81 (0)3-5474-9575

IMPREZY

MUZYKA

Module B1, B2 M&I Bldg., 34-6 Udagawa-cho, Shibuya-ku Tokyo 150-0042, www.moduletokyo.com, blog.module-tokyo.com

Disk Union

30-7 Udagawa-cho, Anetena21 Bldg., Shibuya-ku, Tokio, www.diskunion.co.jp Otwarte codziennie 11.30–21.00

GRAFFItI

TRENINGI b-boyów

Yoyogi Park Belx2 www.belx2.com Suiko www.suiko1.com Kress http://kress.scacrew.org Stacja Mizonokuchi Około 15 minut jazdy pociągiem (linią Tōkyū Den-en-toshi) ze stacji Shibuya

Najlepsze klipy, zdjęcia i historie z Red Bull BC One 2010 w Tokio na: www.redbullbcone.com

Zdjęcia: Balazs Gardi/basetrack.org (6)

Czarownicy z kreskówek, rodziny rockabilly z zalotnymi loczkami, nastolatki z maskami robotów i opaskami z doczepionymi pluszowymi nausznikami... W każdy weekend Yoyogi Park gości pełen splendoru show, podczas którego rywalizujące grupy paradują przed sobą w duchu pokojowej koegzystencji. To, czego zabraniają w Japonii surowe zasady społeczne, tutaj jest legalne. Zero ograniczeń. To tutaj powstają trendy i rodzą się subkultury. Japońska scena b-boyowa także ma swe korzenie w Yoyogi Park, w samym sercu metropolii. W 1983 roku Charlie Ahearn przeniósł do Tokio kręcenie swojego filmu „Wild Style” i zabrał ze sobą swoją obsadę. „Hip-hop na skalę światową” – wspomina. „Byliśmy radykalni. Sprowadziliśmy Południowy Bronx do Tokio”. To był początek szaleństwa. Ken Swift miał wtedy 16 lat i należał do ekipy Rock Steady Crew. Pojawił się na Red Bull BC One 2010 w roli sędziego. Był zaskoczony tym, jak trendy jest japońska scena. Uważa, że b-boy musi wyglądać „świeżo”. A Japończycy wiedzą, jak osiągnąć taki wygląd. Znajdują to, czego potrzebują, w Harajuku we wschodniej części Yoyogi Park. Z każdej strony otaczają ich małe sklepy. Taisuke, gwiazda japońskiej sceny b-boyowej, poleca sklepy typu second hand. Sam pracuje w tej jakże przyziemnej części miasta w Dancers Collection. Sklep drukuje na koszulkach logo dla ekip i indywidualnych tancerzy oraz oferuje produkty w stylu retro. Właściciel, DJ Mar, jest jedną z tych japońskich legend hip-hopu, które były tam od samego początku – nadal są – i mają co pokazać na Red Bull BC One w Tokio. Choć Stadion Olimpijski pomieścił 3000 widzów i była transmisja w sieci, japoński b-boying zawsze pozostaje blisko swych korzeni w Yoyogi Park. Ale ciężej jest zbudować most nad przepaścią, jeśli chodzi o muzykę. DJ Mar poleca Disk Union, by walczyć ze zjawiskiem „cyfrowej śmierci winyli”. Sklep ten poświęcił hip-hopowi część jednego ze swych pięciu pięter. Doświadczone palce


WIĘCE J DLA CIAŁA I UMYSŁU

Cała biznesowa rodzina: Francesco, Rossella, Roberto, Bruna i Enrico (od lewej)

Zdjęcia: Helge Kirchberger/Red Bull Hangar-7 (3)

Tokio z perspektywy lotu ptaka: scena b-boyowa istnieje w japońskiej metropolii od lat 80.

przebiegają przez tysiące płyt z drugiej ręki w nadziei na rzadkie odkrycie. Płyty wykorzystywane są w niezliczonych klubach miasta. W ostatnich latach bardziej kameralne undergroundowe kluby kradną gości wielkim świątyniom muzyki dance. Lecz ludzie wciąż tańczą. I tańczą breakdance. Ale nieczęsto można spotkać elitę japońskiego b-boyingu w tego typu miejscach: trenują późnymi wieczorami przy Sompo Building na stacji Mizonokuchi. Gdy tylko tłum podróżujących się przerzedza, tancerze reprezentujący różne style opanowują foyer odjazdów linii Nambu i doskonalą swoje power moves prawie do pierwszej w nocy. I choć to, co robią, jest teoretycznie zabronione, ochrona umywa od tego ręce. Inaczej wygląda sprawa z graffiti. „Graffiti jest szybko usuwane i mamy niewiele «wolnych ścian» – gdzie można legalnie malować” – wyjaśnia artystka Belx2. Ona i jej koledzy zapełnili już dwie „wolne ściany” w Yoyogi Park. Nie sposób nie dostrzec wypływów kaligrafii i azjatyckiej ikonografii, tak typowych dla japońskiej sceny. Na tle jej prac grupa nastolatków tańczy do popowych i syntezatorowych dźwięków. Jeden z chłopców nosi maskę robota, inny przywdział pluszowe kocie uszy. Czy to nie dziwny mix? Nie według Belx2. Ona mocno krytykuje normy społeczne. Wszystko powinno być dozwolone i możliwe. I gdzie, jeśli nie tutaj, w Yoyogi Park?

Dorsz z fasolą i kasztanami to specjalność restauracji Da Vittorio

Rzecz gustu: z wizytą u braci Enrica i Roberta Cerea

Wszystko w rodzinie Od 1966 roku wszystkie sprawy rodziny Cerea kręcą się wokół kuchni. 45 lat i trzy gwiazdki Michelina później synowie gotują w Hangarze-7. „Urodziliśmy się w restauracji i chcemy spędzić resztę życia w Da Vittorio” – Enrico Cerea odpowiada na pytanie, czy wyobraża sobie dla siebie inny zawód niż kucharz. W rodzinie z takimi tradycjami sprawy nie mogły potoczyć się inaczej. Restauracja Da Vittorio w Bergamo jest w rękach rodziny od prawie pół wieku. W 2009 roku, w chwili przyjęcia do Relais & Châteaux, rodzina zdecydowała się na zmianę tapety. „Czynsz za naszą starą restaurację był zbyt wysoki i zaczęliśmy szukać nowego miejsca”. Poszukiwania trwały prawie półtora

roku, dopóki rodzina nie zakochała się w pewnej starej willi niedaleko Bergamo. To tu Enrico i jego brat Roberto kontynuują tradycję, gotując na najwyższym poziomie, a swoją wiedzę przekazują na kursach gotowania. „Dzielenie się wiedzą z innymi sprawia mi przyjemność. Moimi uczniami są zwykli ludzie, od gotującej z zamiłowaniem pani domu aż po kolegów z branży”. Z podobną pasją i radością rodzina Cerea wytwarza słodycze. „Kiedyś moja mama wszystko robiła samodzielnie, teraz mój szwagier Simone prowadzi własną pattiserię, serwując gościom tiramisu i bajeczną pannetone”. Od razu można zauważyć, że w Da Vittorio nic nie stanie się bez udziału rodziny. Zresztą Enrico Cerea nie chciałby inaczej. Enrico i Roberto Cerea w styczniu 2011 r. gotują gościnnie w restauracji Ikarus w Hangarze-7 w Salzburgu: www.hangar-7.com

83


WIĘCE J DLA CIAŁA I UMYSŁU

Trzymaj się ciepło

Nurkowanie w wodzie o temperaturze –2°C boli, nawet gdy masz na sobie neoprenowy skafander o grubości 7 mm. Automat oddechowy posiada system chroniący przed zamarzaniem, ale i tak czasem pokrywa się lodem. Sprytny skafander

Nurek napompowuje skafander, tak samo jak reguluje przepływ powietrza w kamizelce wyrównawczej (patrz po prawej), by na dużych głębokościach, gdzie zmniejsza się pływalność i ochrona termalna skafandra, nie zmarzł lub nie został „ściśnięty” skafandrem.

Warstwa na warstwie

Nurkowanie w antarktycznych wodach bez zadbania o maksymalną izolację termalną pod suchym skafandrem jest śmiertelnie niebezpieczne. Ciepły strój z izolacją 300 g/m2 to podstawa i konieczność.

Światło w ciemności

Robienie zdjęć w lodowatych głębinach wymaga poważnego sprzętu, a podwodne obudowy i lampy firmy Seacam to Rolls-Royce w tej kategorii produktów. Na zdjęciu widać także: aparat Nikon D200, obiektyw i trzy makro- i szerokokątne porty kopułowe. Zmarzną ci stopy

Pytanie tylko jak bardzo – czy będą nieprzyjemnie zimne, czy też niebezpiecznie zmarznięte. Jeśli wybierasz opcję „nieprzyjemnie” – a powinieneś – załóż pod płetwy trzy warstwy: najpierw skarpety termalne, następnie skarpety neoprenowe, a na koniec buty będące częścią suchego skafandra.

84


WIĘCE J DLA CIAŁA I UMYSŁU

Zdobądź sprzęt

Pod wodą poniżej zera 1

By przemierzyć podwodny świat Antarktyki, Karl Drevlak (zobacz także s. 26) potrzebował najbardziej zaawansowanego technicznie sprzętu. O termosie z kawą nie wspominając.

2

1. Komputer nurkowy

Podwodna baza danych podłączona jest przez radio do transmitera zamontowanego na butli nurkowej. Wyświetla niezbędne informacje: głębokość, godzinę, mijający czas, temperaturę i co najważniejsze – ilość tlenu, który pozostał. 2. Aparat z obudową

Dzięki obudowie Seacam wszystkie przyciski aparatu są łatwo dostępne – nawet gdy nurek nosi grube rękawice, które chronią jego dłonie przed zamarznięciem w temperaturze poniżej 0oC. 3. Kieszenie balastowe i ciężarki

Używane coraz rzadziej kieszenie i pasujące do nich ciężarki przyczepia się do kamizelki nurka, by zapobiec wynurzaniu się.

3

4

4. Nóż nurkowy

Nie jest to broń do samoobrony przed agresywnymi podwodnymi bestiami – Drevlak, jak niemal wszyscy nurkowie, w przypadku spotkania z nieprzyjaznym (i prawdopodobnie głodnym) stworzeniem radzi natychmiast brać nogi za pas. Nóż przydaje się do przecinania sieci rybackich oraz innych splątanych przeszkód. 5. Butla nurkowa

Ten 15-litrowy stalowy cylinder zawiera skompresowane powietrze i ma na górze dwa osobne zawory. Podwójny system uwalniania powietrza jest potrzebny zwłaszcza w minusowych temperaturach wód antarktycznych, gdzie może się zdarzyć, że zawór zamarznie.

5

6

Zdjęcia: Philipp Horak

6. Kamizelka wyrównawcza

Kamizelka napompowywana jest na powierzchni, podczas schodzenia na dno nurek spuszcza z niej powietrze, aż osiągnie żądaną głębokość. Wracając na górę, ponownie napompowuje kamizelkę. Wyposażona jest w system podtrzymywania ciężkiej butli. Antarktyczne ekspedycje nurkowe w 2011 r. na: www.responsibletravel.com

85


WIĘCE J DLA CIAŁA I UMYSŁU

Od 1997 roku rekord Streify należy do Fritza Strobla zwanego „The Cat”

Streif dla każdego Także amatorzy mogą poczuć na własnej skórze dziką jazdę w narciarskim Pucharze Świata: bieg zjazdowy z Hahnenkamm w Kitzbühel, przy odpowiedniej dozie odwagi każdy może sprawdzić się na tym odcinku – przed biegiem, po nim albo w trakcie niego. Po usunięciu trybun i siatek również narciarscy turyści mają do dyspozycji wszystko, co strome. „Choć przyjemności na tej trasie zaznają tylko ci, którzy potrafią dobrze jeździć na nartach” – mówi wyścigowy wicedyrektor Axel Naglich (jego rady – po prawej). Takich odcinków jak Mausefalle czy Oberhausberg nie da się pokonać z pełną prędkością, „chyba że masz nierówno pod sufitem i kilku przyjaciół, którzy w kluczowych miejscach zabezpieczą i oczyszczą ci drogę”. Jeśli napada wystarczająco dużo śniegu, hobbyści mogą pokonać niektóre odcinki już przed zawodami. Kto ma tupet i doświadczenie w biegach zjazdowych, ten może wziąć udział w castingu dla forlauferów na Ganslernhang, organizowanym przez Naglicha i Ernsta Hinterseera juniora. Ci, którzy wytrzymają, przeżyją tydzień zawodów jako akredytowani forlauferzy. 86

Kristian Ghedina, 2004

8 Zjazd końcowy 922 m Po dzikiej jeździe na krechę z Hausbergu trafiamy na wjazd na Zielhang. Z każdym dniem po zawodach te odcinki są coraz bardziej garbate i niebezpieczne. Pewnego razu, opowiada Naglich, wypięło tu narciarza z butów. Stał przerażony w czerwonych skarpetach, a inni mknęli bez niego na sam dół. Na zdjęciu: Kristian Ghedina (ITA) podczas ostatniego skoku.

meta

8


WIĘCE J DLA CIAŁA I UMYSŁU

start

1 Start i Mausefalle 1605 m

1

Erik Guay, 2008

Na początek najważniejsza rada Axela Naglicha: nie można nie doceniać trasy. Bardzo szybko pojawi się osławiona Mausefalle (pułapka na myszy) – na zdjęciu skacze Bode Miller. Skok w pustkę nie jest w rzeczywistości aż tak straszny, zapewnia Naglich. Łatwiej opanować to ćwiczenie, gdy wiemy, że po skoku lądujemy na stromym zboczu.

2

Zdjęcia: GEPA pictures (3), Getty Images (1), imago (1), K.S.C.(1), Red Bull Photofiles (2)

1498 m Steilhang 2 „Ze względu na prostą linię zjazdu ten odcinek nie jest trudny nawet dla hobbystów” – mówi Axel Naglich o tym kluczowym miejscu. „Niestety, łatwo tu wypaść z toru”. Kto ześlizgnie się mimo dobrze naostrzonych nart (bo zbocze jest strome), popełni typowy błąd. Na górze: całą parą w dół. Na stromym zboczu Erik Guay (CAN).

3

1331 m Alte Schneise 4 1244 m Seidlalm 5 Dobry narciarz bez doświadczenia w wyścigowym biegu zjazdowym traci na Streifie dwie do trzech sekund na każdym wirażu. To daje na końcu 40–45 sekund – teoretycznie. Axel Naglich: „Wówczas można mówić o sprawnym pokonaniu trasy”. Jeszcze sprawniej poszło Didierowi Cuche (CH), zwycięzcy 2010 roku.

Bode Miller, 2008

4

5

3 Gschöss 1386 m Odcinek aż do Alte Schneise to najłagodniejsza część toru, tu mogą uczyć się nawet początkujący (zwłaszcza gdy w pierwszych dniach po zawodach trasa jest gładka jak dywan). Wjazd do Gschöss został niedawno poszerzony i zabezpieczony specjalną siatką, całkiem bezpieczna jest więc jazda na krechę.

6 lärchenschuss 1145 m 6

Didier Cuche, 2010

W środkowej części tego odcinka o łącznej długości około 3,3 km od Hahnenkamm w dół amator nie powinien inwestować w jazdę zbyt dużo siły, inaczej spuchnie, nim nadejdą ostateczne wyzwania. Logiczne więc, że właśnie na tym odcinku wytrenowani zawodnicy nadrabiają najwięcej czasu.

7 7 Hausberg 1035 m Z technicznego punktu widzenia skok z Hausbergu jest jednym z wyzwań. Amatorzy, którzy dostają się do wyselekcjonowanego kręgu forlauferów, studiują ten odcinek z wytężoną uwagą: duża prędkość i już zmniejszona koncentracja oraz gorsza kondycja to niebezpieczna w tym miejscu mieszanka. Maciej Bydlin´ski, 2010

Na mecie 805 m Utalentowany narciarz hobbysta powinien ujarzmić Streifę w 2 min 30 s – 2 min 40 s – w 1958 roku z takim czasem mógłby zawalczyć o zwycięstwo. W najlepszym stylu można świętować w pubie Londoner, choć Kitz daje wiele możliwości; jak mówi rodowity mieszkaniec Axel Naglich: „Cała miejscowość przypomina słabo zamaskowaną Mausefalle”.

Zjazd ze Streify obserwowany z sąsiedniego zbocza. Od szczytu Hahnenkamm do mety (latem zamienia się w pole golfowe) to ok. 3300 m. Zawody Hahnenkammrennen Kitzbühel: 21–23 stycznia 2011, Austria www.hahnenkamm.com

87


Więce j dla Ciała i Umysłu

15. ZIMOWE X GAMES 27–30.01.2011

Gwiazdy freeski, snowboardu i snowmobile wylądują w Kolorado na najważniejszej imprezie w kalendarzu sportów zimowych. Czy Shaun White doda coś do swej kolekcji 10 złotych medali Zimowych X Games? Aspen, USA

hot SPOTS

Najlepsze z najgorętszych i najzimniejszych sportów akcji z całego świata

BURTON EUROPEAN OPEN 6.01.2011

SNOWBOARDOWY Puchar Świata FIS 9–10.01.2011

Po niemal dwóch latach bez wygranej w zeszłym sezonie Austriak Thomas Morgenstern odniósł pierwsze zwycięstwo w PŚ podczas ostatniego konkursu Turnieju Czterech Skoczni. Co pokaże w tym sezonie? Bischofshofen, Austria

W zeszłym roku w Salzburgu odbyły się dwa konkursy snowboard cross, więc Benjamin Karl i Sigi Grabner mogą wykorzystać tę naturalną przewagę w tegorocznym slalomie równoległym. Bad Gastein, Austria

LANCELIN OCEAN CLASSIC 6–9.01.2011

Najpopularniejsze australijskie zawody windsurfingowe powracają z najlepszymi światowymi talentami na liście startowej, w tym wielokrotnym mistrzem świata Bjørnem Dunkerbeckiem. Walka toczy się o 25 000 dol. Lancelin, Australia

Zdjęcia: Garth Milan, Joerg Mitter, Agustin Munoz, Samo Vidic: Red Bull Photofiles (4)

CHICAGO BULLS VS BOSTON CELTICS 8.01.2011

Ukochane Byki Chicago nie zaznały zwycięstwa od lat 90. Ale lokalny bohater (i kandydat na MVP) Derrick Rose zamierza to zmienić w tym sezonie. United Center, Chicago, USA MISTRZOSTWA AMA SUPERCROSS 8.01.2011

Poważna kontuzja nadgarstka oznaczała frustrujący sezon 2010 dla gwiazdy sportu Jamesa Stewarta, ale nowy rok przynosi kolejne Mistrzostwa Supercross i szansę na zrobienie tego, co robi najlepiej. Angel Stadium, Anaheim, USA BURTON EUROPEAN OPEN 8–15.01.2011

Dzięki innowacyjnym trasom slopestyle’owym i idealnemu superpipe te zawody snowboardowe stały się największymi w Europie. Laax, Szwajcaria 88

RED BULL CLIFF DIVING WORLD SERIES 2011 – KWALIFIKACJE 12–15.01.2011

Najlepsza szóstka z zeszłego roku ma już pewne miejsca w tegorocznym konkursie, ale reszta tutaj zawalczy o pozostałe pozycje. Region rzeki Hawkesbury, Australia NIGHT OF THE JUMPS 14–15.01.2011

Początek najstarszej na świecie serii freestyle motocrossu. Najlepsi riderzy stoczą bitwy w Europie, Afryce i Ameryce Południowej. Tips Arena, Linz, Austria JIB JAM V 14–15.01.2011

To już piąta edycja snowboardowego spotkania miłośników trudnej sztuki jibbingu. Jak zwykle w unikalnej lokalizacji, pod katowickim Spodkiem, na wyjątkowym, przygotowanym specjalnie na potrzeby zawodów torze spotka się czołówka polskiego jibbingu – odmiany snowboardingu polegającej na wykonywaniu trików na poręczach, murkach i schodach. Spodek, Katowice, Polska MŚ ICE SPEEDWAY 15.01.2011

Mistrz Franky Zorn zakłada strój, by zawalczyć w pierwszej rundzie kwalifikacyjnej sezonu 2011. St. Johann, Austria

Corona Reef Classic 14–16. 1. 2011

Edgar Saavedra będzie jednym z poskramiaczy fal podczas największych zawodów surfingowych Ameryki Południowej. Mar del Plata, Argentyna


Więce j dla Ciała i Umysłu

Red Bull Crashed Ice 15.01.2011

Te wyjątkowe zawody ice-cross downhill wymagają umiejętności łyżwiarskich, rywalizacji we krwi i stalowych nerwów. Bez tego każdy uczestnik skazany jest na ciężką jazdę. Olympiapark, Monachium, Niemcy RED BULL TOP SHELF 22.01.2011 PŚ FIS W SKOKACH NARCIARSKICH 15–16.01.2011

Zawodnicy podróżują do Kraju Wschodzącego Słońca, ale to wiatr będzie zaprzątał ich myśli: wzgórze Okurayama słynie z rujnujących zawody podmuchów. Sapporo, Japonia WORLD ROOKIE FEST TOUR 2011 15–19.01.2011

Światowej sławy zawody wyłaniające nowe snowboardowe talenty zawitają na trzy kontynenty w nadziei na odkrycie przyszłych bohaterów. Livingo, Włochy SNOWBOARDOWE MŚ FIS 15–22.01.2011

Po raz pierwszy MŚ rozegrane zostaną na hiszpańskim śniegu. Konkurs big air zawita do Barcelony na inaugurację, a pozostałe konkursy odbędą się w bardziej tradycyjnej górskiej scenerii – resorcie La Molina. Barcelona/La Molina, Hiszpania PŚ FIS W SKICROSSIE 16.01.2011

Resort ten będzie gościć PŚ po raz dziewiąty, ale zeszłoroczna letnia modernizacja zapewni powiew świeżości. Les Contamines, Francja RED BULL OPEN ICE 22.01.2011

Prędkość i precyzja są kluczowe w tej lodowej bitwie. To hokej na lodzie w najczystszej postaci: czterech na czterech bez bramkarza na zamarzniętych jeziorach i stawach. Lublana, Słowenia; Cieplice, Czechy Red Bull Linecatcher 15–22.01.2011

Blisko 25 najlepszych freeskierów świata, w tym Tanner Hall, Sean Petitt i Richard Permin, pokaże, co potrafi na najbardziej spektakularnych trasach. Vars, Francja

RED BULL TRIAL BIKE 22.01.2011

Nawet kąpiące się słonie będą podziwiały, jak Kenny Belaey popisuje się na trialowym bike’u na farmie słoni Pinnawela. Galle Forst, Kolombo, Sri Lanka

W miejscu uznawanym za kolebkę hokeja na lodzie w konkursie jeden na jednego napastnicy zmierzą się z bramkarzami. Każdy zawodnik postara się zdobyć jak najwięcej goli w określonym czasie, celując w górny róg bramki. Toronto, Kanada RED BULL NANSHAN OPEN 22–23.01.2011

Sześciu utalentowanych snowboarderów przeszło kwalifikacje i dołączyło do 18 najlepszych na świecie w tych czterogwiazdkowych zawodach slopestyle’u w ramach TRR World Snowboard Tour. Pekin, Chiny Puchar Świata FIS W NARCIARSTWIE KOBIET 22–23.01.2011

W zeszłym sezonie mistrzyni Lindsey Vonn była klasą sama dla siebie w downhillu i Super-G na stoku Tofana. Cortina d’Ampezzo, Włochy HILL CHASERS 27.01.2011

Najbardziej utytułowani riderzy BMX, mountain bikingu, road cyclingu oraz fixed-gear zmierzą się z 12 amatorami w uphillowej walce na prędkość, zanim wyłoniony zostanie ostatecznie mistrz dwóch kółek. Bristol, Anglia POLISH FREESKI OPEN 28–30.01.2011

Konkurs ten odbędzie się w snowparku na Harendzie już po raz trzeci. Trasa z onieśmielającym kickerem i 20-metrową przepaścią do przeskoczenia jest doskonałym testem odwagi dla najlepszych w Europie. Zakopane, Polska RED BULL ROCK DROP 29.01.2011

Uczestnicy tych zawodów freeride i mountain bike rywalizują o medale w najgłębszej w Nowej Zelandii kopalni złota. Waihi, Nowa Zelandia 89


Więce j dla Ciała i Umysłu

St Jerome’s Laneway 29.01.2011

Świetne święto australijskiego miasta wyrusza w trasę i po raz pierwszy zaszczyci Singapur. W autobusie jadą modni artyści indie jak Beach House, !!! i Ariel Pink. Fort Canning Park, Singapur

Night spots Gorące noce to najlepszy sposób na zimne dni. Czas na karnawał.

Eurosonic Festival 12–15.01.2011

Dla zespołów zaproszenie na Eurosonic jest jak potwierdzenie przyjęcia z Yale dla przyszłych studentów prawa. Wielka rzecz. Ponieważ teraz tylko najlepsi nowicjusze podróżują corocznie na najważniejszy festiwal młodego pokolenia. Tym razem z Jamesem Blakiem, Delorean, Junis i in. De Oosterpoort, Groningen, Holandia Sub:stance 14.01.2011

Dubstep, tem mroczny gatunek ważących tony basów i wciągających beatów, dokonał skoku przez kanał La Manche do Berlina. I tam znalazł wygodny dom: w tajemniczym Clubtempel Berghain mistrzowie Scuba Kode9 i Shackleton masują uszy i trzewia. Berghain, Berlin, Niemcy Innerpartysystem 20.01.2011

Zdjęcia: Fat Freddy‘s Drop, Rex Features (3)

Rockowe gitary i rave’owe beaty pasują do siebie równie dobrze jak makaron i sos pomidorowy. Tak uważają również chłopcy z Innerpartysystem, którzy nową EP-ką „American Trash” spoglądają na Red Bull Records sponad krawędzi talerza rockowych klusek. Madame JoJo’s, Londyn, UK Sonic Warfare – Tectonic Night 21.01.2011

Brytyjscy DJ-e Pinch, Distance i Jack Sparrow z dubstepowego labelu Tectonic przystępują do dźwiękowej wojny. Z basami ciężkimi jak armatnie lufy beatami głośnymi jak artyleryjski ogień. Melkweg, Amsterdam, Holandia 90

Jackmaster & Space Dimension Controller 22.01.2011

Dwaj absolwenci Red Bull Music Academy 2010 w Londynie są największymi odkryciami roku. Label Jackmastera – Numbers – został właśnie uznany przez blogi takie jak PlayGround za najlepszy w tym roku; nowa płyta Space Dimension Controller pt. „Temporary Thrillz” spowodowała ponowny rozkwit R&S, renomowanej kuźni techno. Love & Death Inc, Belfast, Irlandia Północna Red Bull Soundclash 22.01.2011

Dwie sceny, między nimi publika – podczas Red Bull Soundclash spotykają się ze sobą dwa zespoły, które podczas muzycznej rywalizacji dowodzą swej kreatywności. Tym razem wystąpią chłopcy indie z 7 Dollar Taxi z Lucerny przeciw Da Sign & The Opposite z Berna. Niech zagrzmi, chłopcy! Kaserne, Bazylea, Szwajcaria FOREIGN BEGGARS 22.01.2011

Londyński kwartet przez lata wspinał się po szczeblach stromej, wyspiarskiej, hip-hopowej drabiny. Blisko dekada obecności na scenie, nienaganne umiejętności i otwarte głowy zapewniły „żebrakom” szacunek środowiska. Potężne, elektroniczne bity autorstwa Noisii czy Plasticiana, zapełnić są natomiast w stanie każdy każdy klub. Krzysztofory, Kraków, Polska

Espionage Fest 8.01.2011

Coroczne zebranie beatowych naukowców po awansie: Flying Lotus, Hudson Mohawke, DâM-Funk i inni. The Hi-Fi, Melbourne, Australa


Więce j dla Ciała i Umysłu Aloe Blacc 13.01. 2011

Aksamitny głos, soulowy tembr, wielkie songi: kalifornijski muzyk Aloe Blacc podbija także Azję swoją najnowszą płytą „Good Things”. Billboard Live, Tokio, Japonia

Les Transardentes 29.01.2011

GODSPEED YOU! BLACK EMPEROR 22.01.2011

Po siedmiu latach milczenia i pogłoskach o rozpadzie grupy zasłużeni rockowi eksperymentatorzy powracają na scenę. Kilkunastominutowe, bogato zaaranżowane kompozycje na żywo członkowie GY!BE wzbogacają puszczanymi w tle, zapętlonymi fragmentami filmów. Także i bez nich muzyka Kanadyjczyków potrafi kreślić obrazy przed (zamkniętymi) oczami. Eskulap, Poznań, Polska YUKSEK 28.01.2011

Choć moda na francuskie elektro dawno już minęła, a kosmiczne syntezatory poległy w starciu z morderczym basem, garstka artystów nadal trzyma się mocno. Pochodzący z Reines producent i DJ należy do owej nielicznej grupy. Swoje członkostwo, jak i remixy dla Moby’ego czy Lady Gagi, zawdzięcza niesztampowemu podejściu do house’owej rytmiki i przesterowanych dźwięków. Kamieniołomy, Warszawa, Polska Swede:Art 29.01.2011

Fat Freddy’s Drop 7.01.2011

Septet z Wellington miesza dub, soul, house i jazz, tworząc letni koktajl dla lubiących kiwać głowami chillouterów. Mangawhai Tavern, Mangawhai, Nowa Zelandia

Ten młody artysta z miasteczka Passau już zrobił w świecie future-bass dużo szumu. O „Emotional Colours” nowym albumie Swede:art, mówi Laurent Garnier: „It’s like Mr. Dope Beats Hip-Hop’ having wild sex with «Miss Abstract Funk» trippin on acid”. Bardzo trafne! HundertMeister, Duisburg, Niemcy

Niezły bilans: na każdą z pierwszych dwóch edycji Les Transardentes Festival bilety kupiło 10 000 tancerzy. Nic dziwnego, że elektroniczny jarmark na trzech parkietach względnie z trzema gatunkami jest porywający: są house’owe sety wykonawców takich jak Laurent Garnier, Carl Craig czy Radioslave, natarczywe drum’n’bassowe bomby Sub Focus albo Eda Rusha czy też electro niczym konfetti z rożka niespodzianki w wykonaniu Crookers lub Fake Blood. Halles Des Foires, Liège, Belgia Double Trouble Vision 28–29.01.2011

Nasza kochana londyńska nocna impreza Trouble Vision widzi podwójnie. I upatrzyła sobie tym razem dwa wieczory w swym klubie Corsica Studios. Pierwszego wieczoru usłyszymy materiał, z którego DJ-e Trouble Vision od dwóch lat tworzą nasze sny – ciężkie od basów pochodne dubu ze skrzyń z płytami tych właścicieli: David Rodigan, Shy FX oder Roska. Sobota to dzień modułu deephouse’owego, wystąpią Theo Parrish und Motor City Drum Ensemble. Corsica Studios, Londyn, UK BEN KLOCK 29.01.2011

Kiedy mówimy o Berlinie, pierwszym gatunkiem muzycznym, który przychodzi na myśl, jest techno. Obok legendarnego Tresora to Berghain jest mekką miłośników twardych, rytmicznych struktur. Jako rezydent klubu, Ben Klock już od kilku lat kształtuje współczesny wizerunek dźwiękowego dziecka Detroit. W industrialnej przestrzeni M25 poczuje się jak w domu. M25, Warszawa, Polska 91


Więce j dla Ciała i Umysłu

Gadanie na planie

Kręcimy w Kabulu

Orlando von Einsiedel Kabul

Kabul NGO to jedna z niewielu pozytywnych opowieści płynących z Afganistanu. Andreas Tzortzis rozmawiał z Orlandem von Einsiedelem, reżyserem krótkiego, ale fascynującego filmu o dzieciach szukających pociechy na rampach, deskach i kółkach Niespodziewanie w ciągu niewiele ponad osiem minut film „Skateistan: To Live and Skate Kabul” przedstawia kompletną historię odważnego projektu edukacyjno-skate’owego zapoczątkowanego przez Australijczyka Olivera Percovicha w 2007 roku. W piękny i prosty sposób prezentuje zniszczenie, w którym głęboko zakorzeniony jest Skateistan, oraz radość i ulotną frywolność, które 400 chłopców i dziewcząt czerpie z jazdy na desce. Film „To Live and Skate Kabul” nakręcony przez Orlanda von Einsiedela w lutym zeszłego roku przedstawia 16-letniego Murzę myjącego samochody oraz 12-letnią uliczną handlarkę Fazillę – dwójkę wychowanków Skateistanu. Niskobudżetowy, zrealizowany zaledwie w dwa tygodnie film von Einsiedela 92

to bezinteresowny projekt, który wygrał nagrody na festiwalach filmów skejtowych i sprawił, że oczy świata zwróciły się na Skateistan. Przyznasz chyba, że to dość ponury film? Zawsze pojawia się chęć nakręcenia uśmiechniętych dzieciaków na deskorolkach, ale zupełnie nie tak wygląda tamtejsza rzeczywistość – to cholernie smutne i nieszczęśliwe miejsce. I myślę, że ukazanie tej nędzy podkreśla, jak niezwykły jest to projekt. Pozwala on wznieść się ponad szorstkość i uciążliwość codziennego życia. Czym te dzieci zwróciły twoją uwagę? Zdziwiło mnie ich zadowolenie i normalność. Murza, jeden z bohaterów filmu, znał tylko wojnę. Byłem przekonany, że wszystkie dzieci

zamieszkujące strefy konfliktów są niemal puste w środku i tak też wyglądają. Ale tamtejsze dzieciaki były radosne i energiczne, i to mnie zaskoczyło. Dlaczego twoim zdaniem interesuje je skateboarding? Większość dzieciaków związanych z tym projektem [Skateistan] pracuje. W ciągu dnia sprzedają na ulicach gumę do żucia lub słodycze. Skateistan jest dla nich oazą, w której znów mogą być dziećmi. Przychodzą usmarowane błotem w butach Wellington, mogą skakać na deskorolkach i przez kilka godzin najzwyczajniej cieszyć się życiem. Jak „sprzedaje” się tam skateboarding? Oni całkowicie zdeamerykanizowali skateboarding. Pracujący przy projekcie dokładają


Zdjęcia: Jacob Simkin

Od lewej: zardzewiały czołg z widokiem na Kabul zainteresował młodych skejterów; skateboarding obok zbombardowanych budynków, na oczach żołnierzy; von Einsiedel i operator Franklin Dow (z prawej) w Kabulu; jeden skater prezentuje ollie na terenie opuszczonego rosyjskiego basenu na wzgórzu Bibi Mahru

wszelkich starań, by nie promować go jako stylu życia, ponieważ rodzice mogą mieć negatywne skojarzenia z USA i z Zachodem. I ponieważ skateboarding zdominowany jest przez mężczyzn, chcieli zainteresować nim także dziewczęta. Tam jest to sport całkowicie neutralny. Z jakimi wyzwaniami musieliście się zmierzyć podczas próby uchwycenia projektu na taśmie filmowej? Pomijając nudne sprawy, jak brak funduszy, kręciliśmy kamerą 16 mm, co przez większość ludzi uważane było za idiotyzm. Taka kamera jest dość duża, ma długi obiektyw, jest czarna i po prostu przypomina bazookę, więc ja i operator Frank przemierzaliśmy afgańskie ulice z czymś, co wygląda jak wyrzutnia rakiet. Gdy mijały nas konwoje wojskowe, machaliśmy, krzycząc: „Jesteśmy obcokrajowcami, nie strzelajcie, to kamera, nie broń!”. To z pewnością było wyzwanie. Wszyscy obcokrajowcy mają codzienne spotkania dotyczące bezpieczeństwa i przez dwa dni siedzieliśmy tam i czekaliśmy na raport stwierdzający, że znów możemy ruszyć do akcji. Były jakieś specjalne środki ostrożności? Na ulicach nie widuje się obcokrajowców. Tylko raz widzieliśmy trzech, w otoczeniu

Co jakiś czas coś przypomina ci, gdzie jesteś. Zdarzyły się samobójcze zamachy bombowe wielu ochroniarzy. Kupowali coś w sklepie. Przez pierwsze kilka dni byliśmy bardzo zdenerwowani. Po jakimś czasie zaczynasz się nieco rozluźniać i wtedy robi się niebezpiecznie. Co jakiś czas coś przypomina ci, gdzie jesteś. Zdarzyły się samobójcze zamachy bombowe podczas naszego pobytu. Dwa dni później przejeżdżaliśmy tamtędy i zobaczyliśmy ogromne centrum handlowe rozerwane na kawałeczki. Jak idzie tamtejszym skejterom? Nie sądzę, żeby Tony Hawk miał powody do obaw (śmiech). Są nieźli, ale wyróżnia ich kompletny brak strachu. Są twardzi jak skała. Nie spędzają wieczorów na oglądaniu filmów deskorolkowych i ćwiczeniu trików. Zeskakują ze schodów, nawet gdy ziemia jest tak nierówna, że nie ma możliwości bezpiecznego wylądowania. Czy społeczeństwo akceptuje ten projekt?

Większość ludzi tak. Afgański Komitet Olimpijski dał im teren, na którym zbudowali skatepark. Nawet prezydent Karzaj wyraził się o projekcie pozytywnie. Niby jest akceptacja, ale dziewczynka z filmu wspomina, że jej ojciec tego nie pochwala. Podążaliśmy za inną dziewczynką, która brała udział w projekcie, ale bracia zmusili ją do rezygnacji. Dziewczynki mówią o dezaprobacie, z jaką patrzą na nie ludzie na ulicach. W Kabulu ludzie są w większości liberalni, więc jest OK. Ale to jednak Afganistan. Jak reagowali na ekipę filmową? Wszyscy się zbierali wokół nas. Myślę, że to dla nich głównie zaskoczenie. Jeden z dzieciaków powiedział, że wszyscy myślą, że na butach mają magnesy i dlatego stopy trzymają się deskorolki. Interesujące.

Obejrzyj film wpisując „skateistan” na: www.youtube.com. Więcej informacji o Skateistanie na: www.skateistan.org

93


A-TRAK LOndyn Sztuka i rzemiosło

Czarne złoto Co robi DJ, żeby wprawić tancerzy w ekstazę? Jaką płytę puszcza, gdy parkiet pustoszeje? To pytanie, na które nikt nie odpowie lepiej niż A-Trak, DJ Kanyego Westa. Gdy Alain Macklovitch alias A-Trak miał 15 lat, wygrał DMC World Championships. Można to opisać jako zdobycie tytułu mistrza świata DJ-ów przez nastolatka, który był za młody, żeby wpuścić go do nocnego klubu. Od tamtego czasu pochodzący z Montrealu mistrz gramofonu cieszy się powodzeniem 94

porównywalnym z pierwszymi winylowymi wydaniami Beatlesów. Kanye West zaangażował go jako DJ-a, a wytwórnia Alaina (Fool’s Gold) publikuje hit za hitem. W ubiegłym miesiącu A-Trak gościł w Londynie i zasiadał w jury brytyjskiego finału Red Bull Thre3Style – konkursu, w którym młodzi DJ-e

pokazują, jak wywołać eksplozję entuzjazmu na parkiecie. Mają do dyspozycji tylko 15 minut i muszą w tym czasie elegancko zmiksować trzy gatunki muzyki. 9 grudnia odbyły się międzynarodowe finały w Paryżu, na których A-Trak ponownie został jurorem. Spotkaliśmy się z mistrzem DJ-ów w nadziei, że zdradzi nam tajemnice szybkich palców i czarnego złota. Jaka płyta ostatnio cię zaskoczyła? Ostatnio występowałem w Anglii, w Brighton, i miałem wrażenie, że na tej imprezie dobrze przyjmie się coś świeżego. Dlatego wplotłem nagle między swoje house’owe kawałki „Talking In Your Sleep” Romantics, funky -rockową piosenkę z lat 80. – nie miałem pojęcia, jak ludzie zareagują na taką zmianę nastroju. Ale okazało się, że było po prostu odlotowo. Jeżeli taka akcja się nie uda, parkiet pustoszeje w kilka sekund. Jak wtedy ściągasz tancerzy z powrotem? Jedną z najważniejszych rzeczy w puszczaniu muzyki jest umiejętność szybkiego i odpowiedniego reagowania na sytuację. To właściwie jak w prawdziwym życiu: jeżeli wszystko się wali, musisz wiedzieć, jak to szybko odbudować. Dobrym przykładem jest remiks, który zrobiłem w zeszłym roku dla Yeah Yeah Yeahs („Heads Will Roll”). Zaczyna się od ascetycznego bębna basowego, a potem wchodzą wypasione akordy staccato. W tym momencie masz pewność, że na parkiecie będzie szał. Podobnie jak w „Babylon” Congorock. Takie kawałki to tajna broń w zestawie płyt. Jako DJ zdobyłeś wiele nagród za to, co prezentujesz na gramofonach. Co daje ci większą satysfakcję: zwycięstwo w takim konkursie jak Red Bull Thre3Style czy wywołanie euforii u ludzi podczas imprezy? Sądzę, że to naprawdę zależy od konkretnego DJ-a. Dla niektórych najważniejsze są euforyczne reakcje publiczności. Innym chodzi głównie o oryginalność, czyli brak w repertuarze najbardziej oczywistych hitów. Mnie bardziej pasuje ta druga opcja. Pewnie, że ściągam ludzi na parkiet i staram się, żeby tam zostali, ale najchętniej puszczam płyty, których publiczność się nie spodziewa. Gram zapomniane kawałki i remiksy, których jeszcze nie opublikowałem. Najważniejsze w secie DJ-a jest przesłanie. A konkretnie przekazanie go w taki sposób, że publiczność to zaakceptuje. Mówisz, że chodzi o opowiadanie historii przy użyciu winylu. Ale czy 15 minut wystarczy, żeby opowiedzieć dobrą historię? DJ-e często muszą się streszczać, wyciągać ze swojego zestawu samą esencję. Limit czasu to wyzwanie. Dobry DJ sobie z nim poradzi, co słychać już po kilku minutach. Najnowszy singiel: „Ray Ban Vision” (Fool’s Gold)

Zdjęcie: Keith Davis Young (1)

Więce j dla Ciała i Umysłu


Zapraszamy najpierw do przebieralni, a potem na basen! Przed zachodem słońca nie wszyscy są tak kompletnie ubrani

The Ivy sydney

Najlepsze kluby świata

To nie jest klub…

Zdjęcia: Wolfgang STecher (3)

…tylko kraina czarów dla imprezowiczów! Złota odznaka trapera dla tego, komu uda się w jeden wieczór zaliczyć wszystkie tutejsze bary, restauracje i parkiety. Dodatkiem będzie kac jak złoto. Młody człowiek z bogatej rodziny w Sydney, Justin Hemmes, uwielbia imprezować. Nic więc dziwnego, że nocnym życiem interesuje się także zawodowo. Aby wyjść z roli „syna na utrzymaniu”, pracuje na zmywaku, a potem jako kelner i księgowy. Rozwija wtedy swoje marzenie o posiadaniu najlepszej imprezowej miejscówki, własnego „nocnego królestwa”. Angażuje kilku świetnych architektów (Woods Bagot) i urządza według ich wskazówek kilka nieruchomości w obrębie czterech kompleksów wieżowców w śródmieściu Sydney. Wynik tych prac otwarto pod koniec 2007 roku pod nazwą The Ivy. Obiekt uzyskał już i dalej zbiera liczne wyróżnienia. Jest czymś więcej niż klubem – to konglomerat restauracji, barów, VIP-roomów i parkietów. Justin dobrze wie, czego potrzebują do szczęścia jego goście, i zapewnia im to. Oferuje doskonałe otoczenie do spędzenia doskonałej nocy, która zaczyna się jeszcze przed zachodem słońca. W eleganckich przebieralniach z prysznicami w kształcie dyskotekowych kul pierwsi

goście zmieniają stroje biznesowe na kąpielowe i odprężają się przy drinkach w odkrytym basenie. Albo w jednym z barów pod palmami – wtedy mogą obserwować przy pracy firmowego ogrodnika. Gdy ktoś jest głodny, ma do wyboru kilka pięter z restauracjami. Jest ich siedem, m.in. włoska, indyjska, tajska, nowojorski steakhouse oraz bar sushi. Potem goście mogą się przenieść do jednego z czterech barów albo bezpośrednio na parkiet. Jeżeli potrzebujemy odrobiny prywatności i mamy akurat do wydania trochę drobnych, możemy wynająć penthouse (jeden z dwóch) na górnych piętrach. Będziemy wtedy nie w samym centrum wydarzeń, tylko niejako ponad nimi. Lista DJ-ów rezydujących w The Ivy jest długa. Nowy rok rozpoczną giganci house’u: Basement Jaxx i Bob Sinclar. Przewidziane jest „Pascha-party” na 6500 osób, ale chętnych – jak często bywa w tej imprezowej krainie czarów – będzie pewnie jeszcze więcej. The Ivy, 320-330 George Street, Sydney 2000, www.merivale.com

Taniec na głównym parkiecie i chwila wytchnienia w The Den: oferta w The Ivy jest bardzo zróżnicowana, to jak park rozrywki dla nocnych marków 95


Więce j dla Ciała i Umysłu

Profil

Czas burzy (bez prądu)

Mando Diao SZTOKHOLM

Żadnych wtyczek w gniazdkach, a mnóstwo mocy: Mando Diao „MTV Unplugged”: zwykle oznacza to, że dojrzałe zespoły odpoczywają na trochę od rock’n’rolla i wykonują swoje utwory w wersji akustycznej w przyćmionym świetle. Ale nie Mando Diao. Szwedzcy rockmani, wybierając się na sesje, do berlińskich Union Filmstudios. zostawili wprawdzie w domu swoje przestery, ale nie zapomnieli o rezerwach energii. Powstał z tego koncert z wykorzystaniem dekoracji teatralnych oraz udziałem takich gości jak Ray Davies (wokalista The Kinks) czy Juliette Lewis. Panowie, oglądaliście wczoraj transmisję z gali MTV European Music Awards? Mats Björke: Oglądałem przez pięć minut, ale szybko stwierdziłem, że to nie dla mnie. To pewnie trafiłeś na fragment, kiedy Justinowi Bieberowi wręczano nagrodę dla najlepszego artysty? Mats: Nie, ale to była jakaś damska wersja Justina Biebera. Niewiele lepsza. A sądziłem, że ta ceremonia was zainteresuje. W zeszłym roku sami dostaliście nominację w kategorii „najlepszy szwedzki wykonawca”. Samuel Giers: Rok temu też tam nie pojechaliśmy. Byliśmy właśnie w trasie. Za to teraz MTV „pasowało was na rycerzy”: zostaliście zaproszeni na sesję „unplugged”. Jak to potraktowaliście? Samuel: Nie chcieliśmy po prostu zawiesić świecznika, zapalić świec i grać na siedząco. Dlatego kazaliśmy zbudować kilka pomieszczeń przypominających dekoracje teatralne. Gustaf Norén: Coś w rodzaju domu z różnymi pomieszczeniami. Strych symbolizuje naszą przeszłość, bo kiedyś wszystko tam wyląduje. Relikwie – jak stare gitary, magne96

Gustaf Norén, Samuel Giers, Björn Dixgard i Mats Björke w jesiennym Sztokholmie

tofony szpulowe, plakaty z koncertów na żywo. Z kolei garaż symbolizuje energię Mando Diao – tam napisaliśmy swoje pierwsze hity, np. „Sheepdog”. I lobby hotelowe, bo w hotelach spędzamy teraz najwięcej czasu. Skoro wspomniałeś o „Sheepdog”: wydaliście już pięć albumów. Jak dobieraliście piosenki na tę okazję? Gustaf: Początkowo myślałem, że zagramy po prostu akustycznie listę setów Mando Diao, ale MTV powiedziało nam, że mamy do wypełnienia dwie i pół godziny. Samuel: Nudno byłoby grać same przeboje. Dlatego odgrzebaliśmy stare kawałki. Gustaf: To jest jakby „Best Of Mando Diao”. Może nie z punktu widzenia firmy płytowej, tylko naszego. W ten sposób na album trafił nawet nowy utwór – „No More Tears”…

Gustaf: On wcale nie jest taki nowy. Nasz dobry przyjaciel z Niemiec zapytał nas, dlaczego nie gramy „I Want Your Love”. A my odpowiedzieliśmy: bo nie mamy kawałka pod takim tytułem. Wtedy pokazał nam filmik na YouTube – z piosenką, którą nagraliśmy siedem lat temu jako demo, ale nigdy jej nie opublikowaliśmy. Jakimś sposobem znalazło się to w sieci. Kompletnie o tym kawałku zapomnieliśmy, ale przekonała nas liczba 100 tys. osób, które obejrzały to wideo. Dlatego napisaliśmy do tego utworu nowy tekst. „MTV Unplugged” oznacza zwykle w przypadku innych artystów spokojniejsze wykonania. Wasz występ zrywa z tą tradycją. Gustaf: Chcieliśmy to zrobić jak Bob Dylan na swoim legendarnym albumie koncertowym „Bob Dylan at Budokan”. Dla nas „unplugged” nie oznaczało „pozbawieni energii”.


Więce j dla Ciała i Umysłu

Zdjęcia: Thomas Karlsson (2), Matt Wignall (2)

Początek września: „MTV Unplugged”, Berlin. Początek listopada: impreza z okazji wydania płyty w sztokholmskim klubie Berns

Chcieliśmy po prostu zrobić album na żywo. Dlaczego w takim razie „MTV Unplugged”, a nie po prostu album „live”? Gustaf: Dla mnie „unplugged” znaczy raczej „bez efektów”. Czyste brzmienie. Właśnie tak jak u Dylana w Budokan. Z fortepianem, gitarą akustyczną, fletami itd. Dla nas wyzwaniem było raczej zaprezentowanie innego brzmienia Mando Diao, a nie „unplugged”. Ponadto wiele naszych piosenek jest bardzo energetycznych, niezależnie od tego, czy grasz je z efektami, czy akustycznie. Dlatego koncert na siedząco byłby po prostu dziwny. W oczy rzucały się też wasze dziwne stroje. Samuel: To były szwedzkie stroje ludowe! Gustaf: Udaliśmy się do ośrodka promocji folkloru i wybraliśmy sobie elementy garderoby. Nie pasowało to kompletnie ludziom z tego ośrodka. Chciałem połączyć kurtkę

z północy Szwecji z kapeluszem z południa. Facet w wypożyczalni popatrzył na mnie zniesmaczony. „To jest zabronione! Można za to iść siedzieć!”. Najwyraźniej istnieją jakieś ścisłe reguły. Dlatego w tajemnicy poukładaliśmy je po swojemu przed koncertem. Samuel: Nigdy nam już nic nie wypożyczą. Gustaf: Oni na pewno nie oglądają MTV. Razem z Rayem Daviesem wykonywaliście jego piosenkę „Victoria”, którą śpiewa z The Kinks. To wy go wybraliście czy on was? Gustaf: Słuchaliśmy starych płyt The Kinks w poszukiwaniu jakiejś piosenki, która najlepiej pasowałaby do Mando Diao. Gdy leciała „Victoria”, nasz kumpel wszedł do pokoju i zapytał: „Hej, to jakaś wasza nowa piosenka?”. To nas ostatecznie przekonało. Śpiewała z wami także Juliette Lewis. W barwach wojennych i przy ognisku.

Samuel: Gustav siedział tak sobie pewnego dnia i rzucił tekst: „No, chciałbym, żeby na scenie był ogień, jak będę śpiewał z Juliette”. Gustaf: To był jeden z tych pomysłów, które przychodzą ci do głowy tuż przed zaśnięciem. Myślałem o jakimś rytuale, o egzorcyzmach. A barwy wojenne Juliette świetnie do tego pasowały. Jakie jest wasze ulubione nagranie z cyklu „MTV Unplugged”? Tylko błagam, nie mówcie, że Nirvana. Gustaf: Lubie sesję Oasis. Przynajmniej te kawałki, w których nie śpiewa Liam. Mariah Carey i Bob Dylan też dają radę. Tak, Bob Dylan nie jest taki zły, jak mówią. Gustaf: Trzeba się uważniej wsłuchać. Wtedy Dylan jest naprawdę całkiem niezły. Mando Diao „MTV Unplugged – Above and Beyond” (Universal) 97


felieton

Felieton Lizuta

O miłości Czyli rozmowa dwóch nastolatek w warszawskim autobusie linii 116

moją osobę. I niech zobaczy, że ta Patrycja to ściemniona padaka5. – A skąd weźmiesz hajs? – Pogięło cię? – No bo nie wiem. – Ojcu przetrzepię kielnię i kiermany6. – Nie jorgnie się? – No co ty? Mój zgredowski jest ogarnięty jak Gracjan Roztocki7. – Ha, ha, ha, ha! Ale beka! – Dokładnie! – Będziesz dyskutowała z Sebą? – Raczej. – Aha? – Niech usłyszy prawdę. Że postępuje bez powagi. I że wypisywanie esów do tej małpy nie jest si. Bo co ona mu może swoją osobą zaproponować, hę? Na pewno nie szczerość. Nie wiem sama, czy z tego naszego związku są jakieś widoki na przyszłość. Nie będę za nim latała.

– No raczej. Ale jesteście w związku? – Seba ostatnio stwierdził, że jest zakręcony jak chińskie dzień dobry i nie ma głowy do romantyczności i tych spraw. Ale jego ziomuś8 Baretek mówi na całej dzielni, że Seba jest we mnie wkręcony mega. Więc sama już nie wiem… Z perspektywy mojego punktu widzenia to mam do niego total uczucie. No ale związek nie zależy przecież tylko od mojej osoby. On wreszcie musi się ogarnąć i stwierdzić wprost: albo respekt dla mnie, albo koniec. Bo on musi wreszcie wziąć się za rozkminkę9. Bo inaczej nasze uczucie nie będzie miało już sensu, jarzysz? – Dokładnie.

Mikołaj Lizut (l. 37), dyr. nacz. i programowy Radia Roxy, publicysta „Gazety Wyborczej”, dyr. art. Teatru Radia TOK FM Słownik trudniejszych wyrazów: 1 ABC – skrót – absolutny brak cycków. 2 Ale urwał! – zwrot wyrażający duże emocje zaczerpnięty z popularnego na YouTubie filmiku o samochodach staczających się z oblodzonej górki. 3 Wieje sandałem – dawniej: obciach; określenie to pojawiło się w zabawnej internetowej przeróbce teledysku do afrykańskiej piosenki. Idiotyczne polskie napisy dodane do utworu idealnie pasują do tego, co śpiewa piosenkarz w afrykańskim narzeczu. 4 Kamyki – warszawski klub Kamieniołomy. 5 Padaka – pochodzi od słowa padaczka; określenie pejoratywne, używane w różnych kontekstach. 6 Kielnia i kiermany – portfel i kieszenie. 7 Gracjan Roztocki – postać znana z internetu, na swojej stronie publikował swoje nagie zdjęcia; obiekt wielu kpin. 8 Ziomuś – zdrobniała forma od ziomala, czyli kolegi z jednego podwórka; słowo związane z kulturą hip-hopu. 9 Rozkminka – zrozumienie.

Polska, ISSN 2079-4266: Wydawca Red Bulletin GmbH Redaktor naczelny Szymon Gruszecki Redaktor naczelny wydania międzynarodowego Robert Sperl, Stefan Wagner (z-ca) Zarząd Alexander Koppel, Rudolf Theierl Dyrektor kreatywny Erik Turek Dyrektor artystyczny Markus Kietreiber Szef fotoedycji Susie Forman, Fritz Schuster (z-ca) Sekretarz redakcji Marion Wildmann Redaktorzy prowadzący Werner Jessner, Nadja Žele Redakcja Lisa Blazek, Ulrich Corazza, Florian Obkircher, Arkadiusz Piątek, Andreas Rottenschlager Graficy Miles English, Judit Fortelny, Esther Straganz, Dominik Uhl Fotoedycja Markus Kučera, Valerie Rosenburg, Catherine Shaw Starszy ilustrator Dietmar Kainrath Współpracownicy Wojtek Antonow, Deborah Giam, Filip Kalinowski, Uschi Korda, Mateusz Orłowski, Simon Schreyer, Corinna Schwiegershausen, Rüdiger Sturm, Robert Tighe, Andreas Tzortzis Ilustratorzy Albert Exergian, Mandy Fischer, Hello Von PRINT 2.0 Martin Herz, www.imagination.at Korekta polskiej edycji Karol Weber, Katarzyna Wasilewska Litografia Clemens Ragotzky (Dyr.), Christian Graf-Simpson, Claudia Heis, Nenad Isailovic, Karsten Lehmann, Josef Mühlbacher, Thomas Posvanc, Thomas Safranek Przygotowanie do druku Michael Bergmeister Produkcja Wolfgang Stecher Druk Prinovis Ltd. & Co. KG, D-90471 Norymberga, Niemcy Kierownictwo projektu międzynarodowego Bernd Fisa Kierownictwo wydania polskiego Anna Czerniecka, Aleksandra Zarychta Projekty specjalne Boro Petric Finanse Siegmar Hofstetter Sprzedaż reklam Marcus Zinn (Dyr.), Bernadette Hochstätter, Thomas Hutterer Marketing Barbara Kaiser (Dyr.), Stefan Ebner, Christian Gruber, Sabine Gschwentner, Regina Köstler, Klaus Pleninger, Johanna Schöberl, Daniela Schwarz, Helga Strnad Zarząd biura Martina Bozecsky, Sabrina Pichl IT Michael Thaler Reklama w wydaniu polskim Biuro reklamy Agora SA, ul. Czerska 8/10, 00-732 Warszawa, Joanna Kmiecicka, tel.: +48 22 555 63 39, joanna.kmiecicka@agora.pl Siedziba redakcji wydania polskiego Al. Wyścigowa 8a, 02-681 Warszawa Telefon +48 22 331 95 50 Fax +48 22 331 95 60 E-mail: redakcja@redbulletin.com Siedziba firmy Red Bulletin GmbH, Am Brunnen 1, A-5330 Fuschl am See, FN 287869 m, ATU 63087028 Siedziba redakcji Wiedeń HeinrichCollin-Straße 1, A-1140 Wien Biuro redakcji Londyn 155-171 Tooley Street, SE1 2JP, UK Internet www.redbulletin.pl Cykl wydawniczy The Red Bulletin ukazuje się zawsze w pierwszy wtorek miesiąca jako wydanie niezależne lub we współpracy z następującymi gazetami partnerskimi – w Polsce: Gazeta Wyborcza; w Austrii: Kleine Zeitung, Kurier, Oberösterreichische Nachrichten, Die Presse, Salzburger Nachrichten, Tiroler Tageszeitung, Vorarlberger Nachrichten; Burgenländische Volkszeitung, Niederösterreichische Nachrichten; w Niemczech: Frankfurter Allgemeinen Zeitung; w Wielkiej Brytanii: The Independent; w Irlandii: Irish Independent; w Irlandii Północnej: Belfast Telegraph; w RPA: Cape Times, Capre Argus, Daily News, Pretoria News, The Star; w Nowej Zelandii: The New Zealand Herald; w Kuwejce: Kuwait Times Nakład łączny 3,8 miliona Listy czytelników: listy@redbulletin.com Wydanie 10 Warszawa, styczeń 2011.

NastępnY NUMER UKAŻe się we wtorek 1 LUTEGO

Ilustracja: albert exergian

M

ówię ci, Marzena. On nie ma chyba szacunku do mojej osoby, bo ciągle pisze esy do tej Patrycji. A powiem ci szczerze – ona dla mnie wcale nie jest ekskluzywna, w ogóle. Nie mam żadnego wcale dobrego zdania o jej osobie. Nie umie nic dyskutować i o wielu tematach uważa straszne głupoty. Ale ja nie będę się z nią polemizować, bo nie ma z kim i o co. Powiedziałam jej tylko, żeby się do niego przestała podlecać. A ta głupią udaje, że niby nic, że tylko z nim dyskutuje, bo mają wiele tych samych poglądów. – Ty, a wiesz, jak ona ciebie jemu obgadała? Że jesteś ABC1. – No nie mów! – No dokładnie. – Nie! – No! – Chyba jej w łeb zapalę. Ona żyje nieprawdą! – No dokładnie. – O co kaman? – Właśnie! – Napiszę jej esa, żeby się waliła na ryj. Albo nie, nie będę wchodziła na jej poziom inteligencji. Po co łapać stresa. Denerwować się bez celu. Ale powiem jej, żeby się odinteresowała od mojej osoby. Sama jest płaska jak Mazowsze. A widziałaś jej sweterek, który miała w sobotę na melanżu? Taki wiesz? Co za siara! To po prostu jakaś propaganda! – Dokładnie. Ale urwał!2 Ta Patrycja to myśli, że wygrała cały wielki „Tap Madl”, a tak serio to wieje sandałem3. – Raczej. I wcale nie widzi, że wszyscy mają z niej bekę. Chodzi w butach na receptę, uczęszcza w wyższej szkole obsługi ksero i duma ją rozpiera. – Dokładnie. Podbijasz dziś do Kamyków4? – Nie mam hajsu. Całe siano poszło precz. – Seba pewnie będzie… – To chyba podbiję. Niech zobaczy


4GMNCOC PKGQFRฤ CVPC

.15 0+' 9;$+'4# 61 6#-ล ' /1)รต $;รฃ ,# #.$1 6; &CXKF %QWNVJCTF

6T\[PCUVQMTQVP[ \Y[EKรถ\EC )TCPF 2TKZ (QTOWฤ [ QTC\ CODCUCFQT 9KPIU HQT .KHG

74#< 4&<'0+# -4รต)19')1 /75+ 56#รฃ 5+รต 7.'%<#.0; 9URKGTCLรขE PCLDCTF\KGL \CCYCPUQYCPG RTQLGMV[ DCFCYE\G UMWRKQPG PC NGE\GPKW WTC\ร Y TF\GPKC MTรถIQYGIQ (WPFCELC 9KPIU HQT .KHG PC 4\GE\ $CFCฤ PCF 4F\GPKGO -TรถIQY[O IYCTCPVWLG PCLY[ล U\[ RQ\KQO OGF[E\PGIQ K PCWMQYGIQ RQUVรถRW

6YQLC RQOQE OC QITQOPG \PCE\GPKG 9KรถEGL PC YYY YKPIUHQTNKHG EQO



Turn static files into dynamic content formats.

Create a flipbook
Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.