14 minute read

Krzysztofa Brzuzana

Next Article
VIP Kultura

VIP Kultura

Krzysztofa Brzuzana ocalanie niknącego świata

Stara blacha mogła zgnić pod płotem. Ale pochodziła z cerkwi, co artysta musiał uznać za znaczące. Zabrał więc wyrzucony kawałek i umieścił w dziele sztuki, które przypomina chorągiew procesyjną prowadzoną na Święto Jordanu. W tym samym zbiorze są nawiązania także do zachodniego obrządku, bo oba na pograniczu się przenikały. Z dawnej dzieży do robienia chleba Trójca Święta błogosławi świat. Ten obecny, a może i ten miniony, razem z jego niknącymi obrazami. – Czas jest ważny. Zostawił znaki na drewnie i metalu, skazał na upadek cywilizacje. Czas weryfikuje artystę i jego dzieło – mówi rzeźbiarz Krzysztof Brzuzan, autor cyklu „Recycling kulturowy”, zbioru, który wyrósł z niezgody na zapominanie i jest gotowy do premierowej wystawy.

Advertisement

Tekst Alina Bosak Fotografia Tadeusz Poźniak

Trudno oderwać oczy od tych przefiltrowanych przez artystyczną wrażliwość kapliczek, ołtarzyków, krzyży, chorągwi i chroniących przed Złem huculskich zgard. Jedne kolorowe niczym ikonostasy w greckokatolickich świątyniach, inne „po zachodniemu” bardziej ascetyczne. W jednym dziele ceramika, drewno, metal, nienagannie współgrają ze sobą, zdradzając rękę wszechstronnego artysty. – Nigdy nie zamykałem się w ramach jednego pomysłu i jednego materiału. Jestem bardzo otwarty. W Akademii Sztuk Pięknych w Krakowie mieliśmy obowiązek odbyć praktyki w dwóch pracowniach materiałowych. Były cztery: ceramika, drewno, brąz i kamień. Ukończyłem wszystkie. Bo wszystkie te materiały uznaję za szlachetne, z których warto tworzyć. I ich się trzymam – mówi Krzysztof Brzuzan, rzeźbiarz od lat związany z Rzeszowem, a urodzony na Dolnym Śląsku. Uczeń prof. Mariana Koniecznego, w którego pracowni obronił dyplom z wyróżnieniem. Jego prace znajdują się w prywatnych i muzealnych kolekcjach na całym świecie. Rzeszowianom dobrze znany z odlanych w brązie rzeźb wyeksponowanych w miejskiej przestrzeni. Wymienić tu można pomnik Adama Mickiewicza, Jana Pakosławica, czy urwisa celującego w lampę uliczną przy biurowcu Elektromontażu. Tę ostatnią rzeźbę Krzysztof Brzuzan żartobliwie nazwał kiedyś najmniejszym pomnikiem czynu rewolucyjnego. W sztuce odwołuje się do wielu kulturowych tropów, wielkich klasyków i ludowych twórców.

Ten eklektyzm bierze się między innymi z pogranicza, z którym od zawsze jest związany. – W okolicy Bolesławca, gdzie się urodziłem, mieszkali przesiedleńcy z Czarnogóry, z Jugosławii. Przywieźli z sobą bałkańską kulturę. Byli też uchodźcy zza Buga. Moje korzenie także są kresowe. Babcia pochodziła z Gródka Jagiellońskiego niedaleko Lwowa, natomiast ojciec spod Leżajska – wspomina artysta. – Temat tego cyklu, który nazwałem „Recyclingiem

kultury” wynikł z moich życiowych doświadczeń. Przed wojną całą Kotlinę Jeleniogórską nazywano riwierą berlińską. Bogaci berlińczycy budowali tam pałace, wille. Jako dziecko obserwowałem znikające ślady po niemieckich mieszkańcach tych ziem. Upadek pewnej cywilizacji. Po studiach, po przeniesieniu się na Podkarpacie, to doświadczenie powtórzyło się. Tu, na pograniczu, gdzie kiedyś mieszkało wielu Rusinów, także zobaczyłem odchodzącą cywilizację, którą w wymiarze sakralnym tworzył styk kultury zachodnioeuropejskiej i bizantyjskiej – mówi Krzysztof Brzuzan i tłumaczy: – Czas jest dla mnie ważny. Ze względu na materiał, którym się posługuję. Ma wpływ na jego wygląd i moje estetyczne uczucia z tym związane. Przemijanie klasyfikuje sztukę i wartości w życiu. Tylko dzieła, które potrafią obronić się w większej przestrzeni czasu, mają jakąś wartość.

Podczas pracy nad kolekcją nieustannie pojawiały się nowe pomysły, skojarzenia. Powstało około 50 prac, które tworzą wystawę o minionym już świecie. Artysta nawiązuje do przeszłości nie tylko poprzez symbole, po które sięga, ale i rzeźbiarską materię – drewno czy metal „z odzysku”. Często wypatrzone podczas wędrówek po Roztoczu Południowym.

W jednej z kompozycji bazą stał się słup od płotu. – Jest z mojej pracowni w lesie – zdradza rzeźbiarz. – To drewno, które przez kilkadziesiąt lat było wkopane w ziemię. Jest przez nią „zjedzone”, zniszczone, ale i pięknie uformowane. Ja takie rzeczy dostrzegam i wykorzystuję, by podkreślić związek tematu prac z pewnym przedziałem czasowym. Od dawna i bardzo często sięgam po drewno rozbiórkowe. Robiłem to na długo przedtem, kiedy to się stało modne w designie i wnętrzarstwie – uśmiecha się artysta. – Jestem też bardziej wybredny. Ważna jest struktura, „rysunek”. Ułożenie pewnych naturalnych elementów drewna jest istotne w wyrazie pracy.

Drewno z dzieł Brzuzana ma historię. I nie tylko ono. Także blacha wykorzystana w obiektach przypominających kościelne sztandary. – Została zdarta ze starych cerkwi. Wtórnie, w ramach recyclingu, zrobiłem z niej chorągwie. Blachę aplikowałem nie na płótno, ale na drewno. Przywróciłem temu materiałowi wartość, wprawdzie nie jako obiektowi kultu, ale obiektowi sztuki – tłumaczy artysta. – Na takie skarby trafiam często przypadkowo. Jeżdżę, szukam, zawsze mam oczy otwarte i potrafię w pokrzywach wypatrzyć kawałek drewna.

Obiekty, składające się na zbiór „Recycling kulturowy”, powstały nie tylko z odzyskanych materiałów. Także nowych, ale postarzanych. Niektóre elementy zostały odlane z brązu, jak na przykład krzyże do huculskich naszyjników, które również są częścią tej kolekcji. – Zgardy, prymitywne naszyjniki, to charakterystyczny element kultury górali karpackich – tłumaczy Krzysztof Brzuzan. – Były wytworem wiejskich artystów. Odlewane z metalu. Zdobione dodatkowo koralami. Kobiety potrafiły na sobie nosić 5 kg takiej biżuterii. Traktowały ją jako amulet. To wiązało się z tym, że Huculi byli bardzo religijni i zabobonni. Mieszkali w tak dzikim kraju, że na różne sposoby chronili się przed złem. Dlaczego przypominam zgardy? Bo mieszczą się w temacie przemijania wielokulturowego pogranicza. W tej mieszance Polaków, Rusinów, Bojków, Łemków. Fascynuje mnie kultura bizantyjska Kościoła wschodniego – przyznaje twórca. – Na terenach kresowego Podkarpacia była szczególnie ciekawa, właśnie dlatego, że ścierały się dwa obrządki: łaciński i grecki, a nawet przenikały. Już w XIX wieku religia wschodniochrześcijańska, której elementy wcześniej były traktowane mocno ikonograficznie, zaczęła czerpać ze sztuki Zachodu. To bardzo ciekawe, jak te dwie, zdawałoby się, zamknięte hermetycznie religie otwierały się na siebie, wpływały. Udowadniały przez to, że wywodzą się z tych samych źródeł.

Zkolorystyki cerkwi i kościołów, elementów obu tych obrządków czerpie artysta. Na wystawie (pierwsza odbędzie się w przyszłym roku w Muzeum Etnograficznym im. Franciszka Kotuli w Rzeszowie) chce zestawiać kompozycje, by znów „dialogowały”. – Nawiązują do siebie różnymi elementami, kolorami – ale różnią się symbolami. Na jednej mamy krzyż typowo wschodni, na drugiej grecki. Kolorystyka bizantyjska – ciężka, złota. Zachodnioeuropejska jest dużo subtelniejsza – opisuje dwa z wypełniających całą pracownię dzieł.

I nie ukrywa, że przeraża go brak szacunku dla obiektów kultury odmiennej niż ta, z którą człowiek się utożsamia. – Na Dolnym Śląsku byłem w okresie fatalnym dla kultury pozostawionej przez Niemców, kiedy polityka państwa wręcz była nastawiona na zacieranie cywilizacji niemieckiej – mówi. – To przerażające, jak wspaniałe rzeczy były wtedy niszczone. Tam, w Bolesławcu, gdzie się urodziłem i wychowałem, był wspaniały cmentarz ewangelicki, z niesamowitymi nagrobkami, będącymi wykwitem kunsztu XVII-XIX-wiecznej sztuki kamieniarskiej, kowalstwa. To zostało spychaczem zrównane z ziemią, bez jakiegokolwiek szacunku dla obiektów, które tam się znajdowały. Za PRL-u także na Podkarpaciu nie było zwyczaju dbania o świątynie greckokatolickie i prawosławne. O ile nie przejął ich Kościół rzymskokatolicki, to zamieniane były na magazyny albo pozostawione puste i wiele zniszczało. Na szczęście wyposażenie przeniesiono do paru muzeów i tam ocalało.

Tej kolekcji nie chciałby szybko rozproszyć, ale zrobić kilka wystaw, wszystko udokumentować. Traktuje ją jako pewnego rodzaju artystyczne credo. – Straszne tempo współczesnego życia sprawia, że młoda sztuka często komentuje bieżące wydarzenia, przestrzega przed zagrożeniami. Przerażony jestem tym tempem i tym, jak przerwała się pewna ciągłość sztuki. Piękno dawniej było głównym elementem w sztuce, dziś kategoria brzydoty tak mocno weszła w estetykę, że często wydaje się dominować – mówi Krzysztof Brzuzan. – Ja, wychowanek klasycznej ASP, dostrzegam zatem piękno w rzeczach przemijających, które często ulegają degradacji. Zajmuję się recyclingiem sztuki, recyclingiem kulturowym. To hasło towarzyszy tej kolekcji. Przywracam miniony świat, jego przedmioty i materię. Wykorzystuję przedmioty, które są już w poniewierce, zlekceważone, zdegradowane przez czas. Wciąż widzę ich piękno i nowe wartości.

Agata Bauman.

KOIKO

Ubrania inspirowane emocjami i kobiecą naturą

W mieszkaniu Agaty Bauman w Rzeszowie powstają oryginalne ubrania z ręcznie malowanymi przez nią wizerunkami kobiet. KOIKO to artystyczna marka odzieży malowanej, gdzie przedstawione kobiety za pomocą barw, kształtów i ozdób pokazują swój sekretny świat, swoje piękno, godność i dostojność. – Większość moich prac jest o tym, że każda z nas chce czuć się piękna i mądra, że często musi być wojowniczką i buntowniczką, aby osiągnąć swoje cele. Czasem tego nie widać na zewnątrz, ale tak jest – mówi założycielka marki KOIKO.

Tekst Katarzyna Grzebyk Fotografie Tadeusz Poźniak

Agata Bauman pochodzi z rodziny o zainteresowaniach artystycznych. Szkoły artystyczne ukończyły jej dwie siostry; bracia mają pasję związaną z muzyką. – Jako dziecko również przejawiałam talent plastyczny i muzyczny, ale wybrałam liceum ogólnokształcące. Jednak muzyka i sztuka zawsze towarzyszyły mi w życiu. Po skończeniu studiów pedagogicznych spełniałam się zawodowo, pracując na rzecz innych jako pracownik socjalny. Ta praca dawała mi poczucie spełnienia zawodowego – przyznaje.

Agata jest pedagogiem i terapeutą dzieci ze spektrum autyzmu. Pracę w przedszkolu traktuje jako możliwość przekazania dzieciom swojej mocy i kreatywności, aby poczuły się bezpiecznie i godnie. Uważa, że najważniejszą zasadą pracy z dziećmi jest stworzenie im takiej przestrzeni i takich warunków, aby mimo swojego spektrum poczuły, że mają kompetencję, że „coś” potrafią.

Pracując jako pracownik socjalny była słuchaczem, ale i towarzyszem w drodze wielu osób uwikłanych w trudne sytuacje życiowe z powodu choroby, niepełnosprawności, braku pracy czy doświadczania przemocy. – Poznałam wiele pięknych i smutnych historii kobiet, ich walki o swoją godność, walki o siebie lub dzieci. Te doświadczenia były początkiem

mojego zainteresowania naturą kobiety. Większość moich prac jest o tym, że każda z nas chce czuć się piękna i mądra, że często musi być wojowniczką i buntowniczką, aby osiągnąć swoje cele. Czasem tego nie widać na zewnątrz, ale tak jest – dodaje Agata.

Kolczyki z quillingu dały początek marce KOIKO

Historia marki KOIKO zaczęła się w 2015 roku, gdy Agata Bauman kształciła się z zakresu arteterapii. Jedna z technik arteterapeutycznych – quilling szczególnie przypadła jej do gustu. Tworzyła w niej kolczyki, które stały się inspiracją do nazwy Kobieta i Kolczyk, czyli KOIKO. Powstało wtedy mnóstwo projektów rysowanych flamastrami na małych karteczkach, ukazujących twarze i emocje kobiet. Agata z zapałem tworzyła kolczyki, w czym chętnie i z nie mniejszą wprawą pomagał jej kilkuletni wówczas syn. Do dziś zakłada wykonany przez niego wisiorek.

W manufakturze Agaty Bauman można znaleźć ręcznie malowane koszulki, bluzy, sukienki oraz dodatki: torby na ramię, plecaki, poduszki, a od niedawna obrazy na płótnie z kobietą w roli głównej. Sama wymyśla i maluje wszystkie projekty kobiecych wizerunków. Odzież – ze 100-proc. bawełny – szyta jest na specjalne zamówienie w rodzimej szwalni i sygnowana metką KOIKO. Do malowania tkanin używa sprawdzonych, ekologicznych farb akrylowych. Producent nie testuje ich na zwierzętach, zaś zawarta w nich chemia jest pochodzenia naturalnego. – KOIKO powstało z miłości do emocji. Tych pięknych, które uwielbiamy przeżywać, np. radość, akceptacja, atrakcyjność, zaufanie, oraz tych trudnych, które często ukrywamy, jak np. smutek, wstyd, złość, żal, strach – tłumaczy Agata Bauman. – Maluję wizerunki kobiet w różnym stylu. Od dawna inspiruje mnie muzyka, sztuka, różnorodność kultur oraz wszystko, co dla mnie jest piękne, np. skanseny, góry, łąki, zielone wzgórza, sady owocowe. Maluję kobiety w turbanach, chustach, z dredami, ponieważ taki styl bardzo mi się podoba. Moje „kobiety” mają zawsze zamknięte oko. Oczy są zwierciadłem duszy, więc kiedy maluję je jako zamknięte, to twarz, kolczyki, wzory i kolory odzwierciedlają duszę. Każda kobieta ma kolczyki lub kolczyk, ponieważ biżuteria dodaje nam uroku i poczucia piękna.

Niepowtarzalne wzory, intrygujące kolory to znak rozpoznawczy

Znakiem rozpoznawczym manufaktury są wielobarwne, różne malowidła kobiet z kolczykami, ale najwięcej ubrań z metką KOIKO jest w kolorach turkusowym i morskim, ulubionych kolorach Agaty. Ponadto każda praca zawiera barwę złota, srebra albo miedzi dla ukazania strojnego charakteru kobiety oraz jej piękna. – Tworząc kobiece wizerunki niewiele myślę nad wzorami. One same wychodzą spod mojej ręki. Nigdy do końca nie wiem, jak będzie wyglądał projekt. Malując tworzę przestrzeń, w której czuję się wolna. Tworzę dla osób, które szukają rzeczy oryginalnych i wyjątkowych, ceniących rękodzieło tworzone z pasją. Także dla tych, co bywają nieśmiali tak jak ja, ale w środku są bardzo oryginalni i czasami lubią pokazać to światu – mówi Agata.

Agata Bauman tworzy i maluje w salonie, który na czas malowania staje się pracownią. Projekty rysuje na papierze flamastrami lub kredkami. Do tej pory przeniosła na odzież tylko niewielką część prac, więc jest pewna, że nie zabraknie jej pomysłów na malowanie.

Agata Bauman stara się łączyć pracę zawodową z pasją tworzenia ręcznie malowanych ubrań i dodatków. Zwykle maluje po pracy, traktując to jako wspaniały odpoczynek. Ma jednak sprecyzowane plany dotyczące rozwoju marki. Od trzech lat tworzy rozpoznawalność swojego rękodzieła w mediach społecznościowych pod nazwą KOIKO – Kobieta i Kolczyk – odzież ręcznie malowana. Maluje na jeden temat i jest przekonana, że to zagwarantuje rozpoznawalność i zbuduje tożsamość marki. – Sześć lat temu zaczęłam spełniać swoje marzenie. Stworzyłam markę ubrań ręcznie malowanych. Siłą marki są niepowtarzalne projekty kobiet z kolczykami w artystycznym wydaniu. Nie można znaleźć podobnych, ponieważ są one wytworem mojej wyobraźni. Poświęciłam kilka lat na dopracowanie warsztatu twórczego. Odznacza się on precyzją, profesjonalizmem, wyjątkowością oraz trwałością materiału i malowidła. Bardzo często spotykam się z opinią, że moje prace zapadają w pamięć, są charakterystyczne i jednoznacznie kojarzone są z moją osobą, a na żywo wyglądają jeszcze piękniej niż na zdjęciach. To bardzo miłe i dodaje mi skrzydeł – opowiada. – Dlatego cały czas rozwijam swoje umiejętności marketingowe, aby pasję zamienić w biznes. Wciąż projektuję nowe wizerunki kobiece. Chciałabym stworzyć drugą linię ubrań z nadrukami moich projektów oraz zdobyć potrzebne fundusze na otwarcie własnej firmy i jej rozwój. Na razie prowadzę sklep KOIKO w mediach społecznościowych, ale marzeniem jest stworzenie w przyszłości butiku w centrum miasta.

Miejsce: Teatr im. Wandy Siemaszkowej w Rzeszowie. Pretekst: Premiera spektaklu „Granica” w reżyserii Katarzyny Szyngiery.

Barbara Napieraj, aktorka Teatru im. Wandy Siemaszkowej i Aleksandra Matlingiewicz, aktorka występująca w „Granicy” gościnnie.

Od lewej: Jagoda Skowron, pełnomocnik dyrektora Teatru im. W. Siemaszkowej w Rzeszowie ds. organizacyjnoprogramowych; Jan Nowara, dyrektor Teatru im. Wandy Siemaszkowej w Rzeszowie; Aldona Ortyl; Władysław Ortyl, marszałek województwa podkarpackiego.

Od lewej: Katarzyna Cetera, dziennikarka portalu Tarnowski Kurier Kulturalny; Ryszard Zatorski, redaktor prowadzący miesięcznika „Nasz Dom Rzeszów”; Magdalena Mach, redaktor naczelna rzeszowskiej „Gazety Wyborczej”, z mężem Maciejem.

Od lewej: Marta Bury, choreografka i założycielka Teatru O.de.la; Tomasz Kuliberda, aktor Teatru Maska.

Robert Godek, dyrektor Departamentu Kultury i Ochrony Dziedzictwa Narodowego w Urzędzie Marszałkowskim Województwa Podkarpackiego, z żoną Beatą.

Od lewej: Agnieszka Gawron, z-ca dyrektora Teatru im. Wandy Siemaszkowej w Rzeszowie ds. administracyjno-finansowych; Jagoda Skowron, pełnomocnik dyrektora Teatru im. W. Siemaszkowej w Rzeszowie ds. organizacyjno-programowych.

Od lewej: Maciej Szukała, aktor Teatru Przemieście; Aneta Adamska-Szukała, twórczyni Teatru Przemieście; Tomasz Kuliberda, aktor Teatru Maska.

Od lewej: Dr Marta Przydział z Uniwersytetu Rzeszowskiego; Katarzyna Pawlak, dyrektor Wydziału Kultury, Sportu i Turystyki w Urzędzie Miasta Rzeszowa.

Miejsce: Teatr Przedmieście w Rzeszowie. Pretekst: Premiera „Kiedyś ci opowiem” w reżyserii Anety Adamskiej-Szukały.

Od lewej: Jakub Adamski i Maciej Szukała, aktorzy Teatru Przedmieście. Teatr Przedmieście, od lewej: Kinga Waleń, Monika Adamiec, Maciej Szukała, Iwona Błądzińska, Aneta Adamska-Szukała, Krzysztof Adamski, Jakub Adamski, Paweł Sroka i Mirosław Kiełbasa.

Jakub Adamski i Iwona Błądzińska, aktorzy Teatru Przedmieście. Iwona Błądzińska i Krzysztof Adamski, aktorzy Teatru Przedmieście.

Aneta Adamska-Szukała, reżyser i autorka scenariusza spektaklu „Kiedyś Ci opowiem”, założycielka Teatru Przedmieście. Od lewej: Ryszard Zatorski, redaktor prowadzący „Nasz Dom Rzeszów”; Magdalena Mach, redaktor naczelna rzeszowskiej „Gazety Wyborczej”; Krystyna Lenkowska, poetka, z mężem Waldemarem Lenkowskim.

Maciej Szukała, aktor Teatru Przedmieście.

Od lewej: Włodzimierz Farengolm, właściciel Firmy „Dafa” z Niska; Paweł Sroka, autor scenografii spektaklu „Kiedyś ci opowiem” i aktor Teatru Przemieście. Od prawej: Mirosław Kiełbasa, muzyk i członek Teatru Przedmieście, z synem Krystianem Kiełbasą. Od lewej: Anna Fostakowska, reporterka; Krystyna Lenkowska, poetka; Barbara Kędzierska, redaktor naczelna portalu Czytaj Rzeszów.

Od lewej: Danuta Zatorska i Ryszard Zatorski, redaktor prowadzący miesięcznika „Nasz Dom Rzeszów”; Magdalena Mach, redaktor naczelna rzeszowskiej „Gazety Wyborczej”, z mężem Maciejem; Anna Fostakowska, reporterka; Krystyna Lenkowska, poetka, z mężem Waldemarem Lenkowskim; Aneta Adamska-Szukała, założycielka Teatru Przedmieście; Barbara Kędzierska, redaktor naczelna portalu Czytaj Rzeszów.

This article is from: