14 minute read
Prof. dr hab. n. med. Piotr Tutka
by SAGIER
Aneta Gieroń: Uniwersytet Rzeszowski otrzymał 9 860 039,10 zł dofinasowania na realizację projektu „Cytyzyna w leczeniu uzależnienia od elektronicznych papierosów: randomizowane placebo – kontrolowane badanie”, a tym samym zajął I miejsce w konkursie Agencji Badań Medycznych na niekomercyjne badania kliniczne w obszarze psychiatrii i neurologii. Pan jest kierownikiem tego projektu, który realizowany będzie przez Zespół Badawczy z Zakładu Farmakologii Doświadczalnej i Klinicznej Instytutu Nauk Medycznych i… tak dużego projektu badawczego Uniwersytet Rzeszowski nie realizował jeszcze nigdy. Z punktu widzenia zaledwie 20-letniej historii Uniwersytetu Rzeszowskiego i 10-letniej Pana obecności w rzeszowskim środowisku akademickim to sukces, który stawia nas w pierwszym szeregu Akademii Medycznych w Polsce, choć tradycje mamy bardzo skromne?
Prof. dr hab. n.med. Piotr Tutka: Z Rzeszowem rzeczywiście jestem związany od 10 lat, ale niezbędny potencjał ludzki do realizacji tego projektu mam dopiero od 2-3 lat. Cały Zakład Farmakologii Doświadczalnej i Klinicznej Instytutu Nauk Medycznych, razem ze mną, liczy zaledwie 6 osób. Wszyscy to bardzo młodzi ludzie, którzy są na początku swojej kariery naukowej. Same badania kliniczne w ramach projektu będzie wykonywać komercyjna firma, która się w tym specjalizuje i ma doświadczenie, a którą wyłonimy w ramach przetargu. Tak to się robi wszędzie na świecie. My będziemy nadzorować i przygotowywać część merytoryczną całego projektu. Nie zmienia to jednak faktu, że mamy świadomość, jak duży jest to sukces, nie tylko dla Zakładu Farmakologii, ale przede wszystkim dla Uniwersytetu Rzeszowskiego.
Advertisement
Ile jest czasu na zrealizowanie projektu?
Pięć i pół roku, ale ze względu na wagę tematu – ponieważ musimy wiedzieć, że elektroniczne papierosy są inną pandemią niż COVID-19, ale też pandemią, bo tak nazwała je Amerykańska Agencja ds. Żywności i Leków, chcemy zbadać lek w jak najkrótszym czasie, być może w ciągu trzech lat. Wcześniejsze badania nad cytyzyną wykazały, że jest to lek skuteczny i bezpieczny w leczeniu uzależnienia od tradycyjnych papierosów tytoniowych. My chcemy tego dowieść w przypadku papierosów elektronicznych.
Od jak dawna cytyzyna jest znana i wykorzystywana w leczeniu przewlekłej choroby nikotynowej?
Była stosowana już przed narodzeniem Chrystusa. W Ameryce Południowej Indianie wykorzystywali ją do rytuałów magicznych. W bardzo dużych dawkach jest toksyczna i może powodować np. halucynacje. Dość powszechnie występuje w przyrodzie – odkryto jej stężenie w różnych roślinach. W Europie najczęściej spotykana jest w złotokapie zwyczajnym. To dość powszechny krzew występujący w parkach, obsypany żółtym kwieciem. W medycynie ludowej cytyzyna używana była jako środek owadobójczy. W czasie II wojny światowej Niemcy stosowali ją wśród żołnierzy jako substytut tytoniu, ponieważ działa bardzo podobnie jak nikotyna, ale nie jest nikotyną.
Na czym polega ta różnica?
Aby uzależnić człowieka, nikotyna musi trafić do mózgu. Tam pobudza pewne części mózgu do wytwarzania różnych neuroprzekaźników. Cytyzyna działa na te same receptory co nikotyna. Ta ostatnia, dostając się do mózgu, pobudza neuroprzekaźniki, a to powoduje określone efekty i tym najważniejszym efektem, dla którego najwięcej uzależnionych sięga po papierosa, jest uczucie przyjemności. Cytyzyna łączy się z receptorami w mózgu w tych samych miejscach co nikotyna i blokuje dostęp nikotynie. Tym samym zapobiega efektom nagradzającym nikotyny, czyli np. wystąpieniu uczucia przyjemności, za które opowiada neuroprzekaźnik – dopamina. Cytyzyna „podszywa” się pod nikotynę i zajmuje jej miejsce. Co dzieje się z człowiekiem, który przestaje palić i odstawia nikotynę? Ma objawy odstawienne: spada mu poziom dopaminy, pojawiają się u niego rozdrażnienie, zaburzenia pracy serca, niepokój, problemy ze snem, zmiany nastroju, a u większości palaczy występuje też przyrost masy ciała. I co jest najlepszym lekarstwem? Pozornie sięgnięcie po następnego papierosa, ale w tym momencie nikotynę zastąpimy cytyzyną. I choć nie daje uczucia przyjemności, to jednak poziom dopaminy nie spada tak gwałtownie, a to oznacza, że łagodzi objawy odstawienne i pozwala palaczowi wytrwać w abstynencji nikotynowej.
Prof. dr n. med. Piotr Tutka
Farmakolog, specjalista chorób wewnętrznych i endokrynologii. Absolwent Wydziału Lekarskiego Akademii Medycznej w Lublinie, gdzie w Katedrze Farmakologii Doświadczalnej i Klinicznej uzyskał kolejno stopień doktora (1993), doktora habilitowanego (2003) i tytuł profesora nauk medycznych (2009). Profesor wizytujący Uniwersytetu w Sydney w Australii. Wykładowca wielu uczelni medycznych w Polsce i na świecie. Od 10 lat związany z Uniwersytetem Rzeszowskim, gdzie jest kierownikiem Zakładu Farmakologii Doświadczalnej i Klinicznej w Kolegium Nauk Medycznych. Ekspert w dziedzinie neurofarmakologii, farmakologii klinicznej i uzależnienia od tytoniu. Zdobywca prestiżowych międzynarodowych nagród w dziedzinie medycyny. Członek towarzystw naukowych w Europie i USA. W 2004 r. rozpoczął badania nad cytyzyną, lekiem w terapii zespołu uzależnienia od tytoniu, stając się światowym ekspertem w zakresie badań nad tym lekiem. Prof. Tutką pochodzi z Rudnika nad Sanem na Podkarpaciu, gdzie do dziś często bywa i wspólnie z siostrą Barbarą Tutka prowadzi Fundację „Ocalić od zapomnienia” imieniem Stanisławy Tutka. Kontynuuje też medyczne tradycje w rodzinie. Lekarzem był jego ojciec, z pacjentami jako lekarz dermatolog pracuje też jego siostra Barbara.
U każdego człowieka proces uzależnienia się od nikotyny przebiega podobnie?
Zdecydowana większość młodzieży eksperymentuje z papierosami. Gdy pytam studentów, kto z nich kiedykolwiek zapalił papierosa, około 90 proc. podnosi rękę. Ilu z nich zostaje palaczami? Około 25 proc. To pokazuje, z jak bardzo skomplikowanym procesem mamy do czynienia. Coraz więcej danych wskazuje, że proces uzależnienia związany jest z tempem metabolizmu nikotyny w organizmie. To z kolei może być uwarunkowane genetycznie, co wcale nie oznacza, że osoby predysponowane genetycznie są nieuchronnie skazane na palenie. Nie możemy genami usprawiedliwiać trwania w nikotynowym nałogu. Największe znaczenie mają geny w połączniu z czynnikami środowiskowymi.
Jak długo musi pozostawać bez papierosa osoba paląca, by była gwarancja, że nie wróci już do nałogu?
Nie ma takiego czasu. To trochę jak z chorobą alkoholową. Do końca życia trzeba być abstynentem. Sięgnięcie choćby po jednego papierosa po długim okresie odstawienia może skutkować powrotem do nałogu nikotynowego.
Dlaczego tak szybko uzależniamy się od używek, a już nie tak chętnie od czytania książek chociażby?
Odpowiedzi trzeba szukać w naszym mózgu. Przy czym równie często jak od używek uzależniamy się od zachowań behawioralnych: zakupów, Internetu, hazardu, seksu, czy jedzenia.
Od kiedy cytyzyna zaczęła być stosowana jako lek?
Jako lek ułatwiający zaprzestanie palenia tytoniu cytyzyna została zastosowana pierwszy raz w Bułgarii w latach 60. XX wieku w postaci tabletek Tabex. Dlaczego akurat tam? Odpowiedź jest prosta – w bloku państw RWPG, organizacji powołanej przez ZSRR, każde państwo miało swoją specjalizację przemysłową. W Bułgarii był to przemysł farmaceutyczny, w Polsce – kosmetyczny. Lek był zupełnie nieznany na zachodzie Europy, a co więcej, nie było żadnej anglojęzycznej literatury na temat jego zastosowania w leczeniu nikotynizmu. Może to dziwić, ale paradoksów jest więcej. Już w XXI wieku lek stał na półkach w aptekach, a nie było żadnych badań dokumentujących jego skuteczność, poza badaniami bułgarskimi z lat sześćdziesiątych ubiegłego wieku, pisanymi cyrylicą na maszynie, które nie spełniały standardów stawianych współczesnym badaniom. Dopiero w 2006 r. opublikowałem pierwszą pracę w anglojęzycznym piśmiennictwie na temat potencjału terapeutycznego cytyzyny, dzięki której mało znany wcześniej lek stał się obiektem zainteresowania naukowców i lekarzy na całym świecie. To było już po moim stypendium w Stanach Zjednoczonych, gdzie pracowałem u prof. Neila Benowitza, który na świecie jest największym autorytetem medycznym w kwestiach związanych z paleniem tytoniu. On mnie też zarekomendował prof. Witoldowi Zatońskiemu, wybitnemu specjaliście od nikotynizmu w Polsce. Prof. Zatoński zapytał mnie wtedy, co sądzę o cytyzynie. To był początek XXI wieku, a ja sam bardzo niewiele na ten temat wiedziałem. Szybko jednak zacząłem zgłębiać temat i wyniki okazały się fascynujące. To nieprawdopodobne, ale lekarze prawie nic nie wiedzieli o cytyzynie, chociaż panie w aptece rekomendowały ją jako preparat skuteczny w walce z nałogiem nikotynowym. Próbowałem w tamtym czasie namówić naukowców w Polsce i na świecie do badań nad cytyzyną, ale nie było większego zainteresowania. Uważano, podobnie jak ja początkowo, że gdyby lek był aż tak skuteczny, już dawno zostałby wykorzystany. Nic bardziej mylnego. Przez wszystkie lata cytyzyna była znana właściwie tylko w krajach RWPG. Pamiętam, jak w 2004 roku Polska wstępowała do Unii Europejskiej, a to oznaczało konieczność przerejestrowania cytyzyny. To się udało, ale wiele krajów byłej RWPG tego nie zrobiło. Dzięki temu w 2013 roku Polacy wprowadzili kolejny lek z wykorzystaniem cytyzyny – Desmoxan, a w 2019 roku na naszym rynku pojawił się jeszcze Recigar firmy Adamed. To oznacza, że dziś jesteśmy jedynym krajem na świecie, gdzie są aż trzy preparaty zawierające cytyzynę, stosowane w leczeniu uzależnienia od nikotyny.
Jak wygląda terapia cytyzyną?
Zgodnie z zaleceniami producentów leku, terapia cytyzyną trwa 25 dni. To najkrótsza terapia ze wszystkich terapii antynikotynowych. Według mnie, leczenie warto wydłużyć do 3 miesięcy, bo w moim przekonaniu pozwoliłoby to uzyskać wyższy odsetek abstynencji. Niestety, takich badań ciągle nikt nie przeprowadził. Co istotne, miesięczna kuracja cytyzyną jest tania – kosztuje od 50 do 70 zł. To kilkunastokrotnie mniej niż cena innych terapii przeciwnikotynowych. Jej słabym punktem jest dawkowanie, które jest dość skomplikowane, bo wymaga podawania leku w kolejnych dniach w bardzo różnych odstępach czasowych. To zniechęcana wielu palaczy, którzy nie przestrzegają właściwego dawkowania.
Jeśli badanie projektu „Cytyzyna w leczeniu uzależnienia od elektronicznych papierosów: randomizowane placebo – kontrolowane badanie” zakończy się sukcesem, to jego wyniki będą pierwszymi na świecie naukowymi dowodami, na podstawie których będzie można zarejestrować pierwszy lek pomagający osobom uzależnionym od elektronicznych papierosów. Od strony naukowej będzie to innowacja i przełom na skalę światową, zaś od strony
wdrożeniowej badanie będzie miało ogromne znaczenie zdrowotne, społeczne i ekonomiczne dla pacjentów i systemu opieki zdrowotnej w Polsce i na całym świecie?
Tak. Wcześniej nie zrobił tego nikt na świecie, a Rzeszów stoi właśnie przed taką szansą. Papieros elektroniczny został wynaleziony w 2003 roku w Chinach i zamysł był taki, że dzięki niemu łatwiej będzie można rzucić palenie tradycyjnego papierosa. W praktyce stał się kolejnym źródłem uzależnienia milionów palaczy na świecie, wśród których dominują osoby młode.
W jego składzie jest nikotyna?
Tak, natomiast prawdą jest, że w swoim składzie nie ma bardzo wielu szkodliwych związków, które zawarte są w dymie tytoniowym. Dzięki temu papierosy elektroniczne są mniej szkodliwe niż tradycyjne wyroby tytoniowe, ale jednocześnie pojawiają się dowody na to, że nie można powiedzieć, że są nieszkodliwe. Zawierają nikotynę, która jest substancją silnie uzależniającą. W ostatnich dwóch latach w Stanach Zjednoczonych opisano już kilkaset zgonów wśród młodych ludzi z powodu ciężkiego uszkodzenia płuc. To EVALI – nowa choroba płuc wywołana przez e-papierosy. Pojawia się u tych młodych ludzi, którzy eksperymentują i do płynu w e-papierosie dodają inne substancje, np. marihuanę, co może mieć fatalne skutki dla ich zdrowia. Badania w Polsce dowiodły, że 20 proc. młodych ludzi, którzy używają papierosów elektronicznych, dodaje do zawartych w nich płynów także inne substancje. Sami producenci e-papierosów poprawiają ich smak i aromat używając szeregu różnych substancji. Na rynku jest ponad 7 tys. takich substancji! Smak czekolady, zapach waty cukrowej, tak bardzo atrakcyjne dla dzieci i młodzieży, mogą nasilać uzależnienie od e-papierosów.
Jeżeli człowiek chory, z uszkodzonym sercem, albo płucem pali papierosy tradycyjne, to w jego przypadku przestawienie się z papierosa tradycyjnego na elektroniczny jest mniejszym złem i ma to swoje uzasadnienie naukowe. Ale jeśli nastolatek, który nigdy nie palił żadnego papierosa, pod wpływem mody sięga po papierosa elektronicznego, to już jest bardzo niebezpieczna sytuacja. Tym bardziej, że jest duże ryzyko, iż po elektronicznym sięgnie też po tradycyjnego papierosa. 20 proc. wszystkich użytkowników papierosów elektronicznych pali zarówno e-papierosy jak i tytoniowe.
To wskazuje na jeszcze większe uzależnienie?
Dokładnie tak, i potwierdza, że elektroniczne papierosy są niebezpieczne. Nie wspominając już o ich bezpośrednim, szkodliwym działaniu: bólach głowy, kaszlu, podrażnieniach w jamie ustnej. Zdarza się też, że elektroniczne papierosy wybuchają i powodują oparzenia.
Pacjenci, którzy palą e-papierosy, często pytają mnie, czy COVID-19 jest dla nich tak samo groźny jak dla tych, którzy nie palą. Nie wszyscy zdają sobie sprawę, że używanie elektronicznych papierosów zwiększa ryzyko zachorowania na COVID, a także powoduje, że przebieg choroby jest cięższy, a ryzyko powikłań większe.
Dotychczas nikt nie robił badań poświęconych związkowi cytyzyny z e-papierosem? Rzeszów i Uniwersytet Rzeszowski wkraczają na dziewiczy obszar w badaniach naukowych w tym temacie?
Wtej chwili nie ma żadnych publikacji na ten temat. Są tylko szczątkowe dane na temat jakichkolwiek leków stosowanych w leczeniu uzależnienia od elektronicznych papierosów. 70 proc. użytkowników e-papierosów chce rzucić palenie. W ich przypadku wykorzystanie cytyzyny może się okazać bardzo skutecznym sposobem, bo w pewnym momencie nie będą pragnąć już ani nikotyny, ani cytyzyny. Z farmakologicznego punktu widzenia jest to lek o optymalnych właściwościach i to skłoniło mnie do przygotowania projektu poświęconego badaniu także w kontekście e-papierosów. Dzięki niemu mamy szanse dostarczyć dowody na skuteczność nowej terapii w leczeniu uzależnienia od elektronicznych papierosów. Co ważne, badania chcemy przeprowadzić nie tylko wśród dorosłych, ale także wśród młodocianych, bo to oni najczęściej używają papierosów elektronicznych. Naszą ambicją jest również opracowanie nowego schematu dawkowania cytyzyny. Jednocześnie musimy pamiętać, że aby badanie było wiarygodne, musimy przebadać dostatecznie dużą populację palaczy.
Jaki będzie schemat działania?
Badanie będzie prowadzone w około 40 ośrodkach w całej Polsce, gdzie musimy zrekrutować co najmniej 600 pacjentów, którzy wytrwają ponad 6 miesięcy. W Polsce nigdy wcześniej nie robiono badań na osobach używających e-papierosów. Na szczęście, udało mi się pozyskać człowieka pochodzącego z Podkarpacia, mgr Piotra Bernata, który ma doświadczenie w tego typu badaniach. Długie dyskusje i współpraca z Piotrem Bernatem zaowocowały sukcesem. Mam też nadzieję, że wśród osób zrekrutowanych do badania będą osoby z Rzeszowa. Żeby tak się stało, tworzymy na Uniwersytecie kliniczny ośrodek badawczy, gdzie będą rekrutowani uczestnicy badania.
Wspomniany projekt jest nieprawdopodobną szansą do Uniwersytetu Rzeszowskiego. Jeżeli Rzeszów stanie się wiodącym ośrodkiem badania nad cytyzyną na świecie, będzie to niebywały sukces, a to jest jak najbardziej realne!
Brzmi tak dobrze, że aż wydaje się nieprawdopodobne.
A jednak! Nie przez przypadek w świecie medycznym jest nazywany Mister Cytisine (Pan Cytyzyna). W Rzeszowie wspólnie z zespołem robimy już badania przedkliniczne cytyzyny. Mój pracownik, dr Karol Wróblewski, opracował pierwszą na świecie metodę oznaczania cytyzyny w ślinie i dzięki temu nie trzeba będzie pobierać pacjentom krwi do badań. Nasz zakład dostał w tym roku 100 tys. zł od władz Uniwersytetu Rzeszowskiego, co wykorzystamy m.in. na badania stosowania cytyzyny u pacjentów ze schorzeniami kardiologicznymi. Wśród palaczy jest wiele osób po zawale serca, a w ulotce leku jest informacja, że to już przeciwskazanie do jego stosowania albo zalecana jest duża ostrożność. Chcemy sprawdzić, czy rzeczywiście cytyzyna jest bezpieczna dla osób z chorobami serca, tym bardziej, że palacze ze schorzeniami kardiologicznymi na cytyzynie skorzystaliby ogromnie. Badania prowadzimy w CM Medyk w Rzeszowie.
Projekt, który realizuje Pan z zespołem, zaplanowany jest na 5 lat. Jakich wyników chcielibyście doczekać?
Że cytyzyna jest skuteczna w leczeniu uzależnienia od e-papierosów i że jest skuteczniejsza od placebo. To pozwoliłoby rozszerzyć wskazania do leczenia cytyzyną, które mogłyby być zastosowane nie tylko w przypadku uzależnienia od tytoniu, ale też uzależnienia od e-papierosów. Leczenie cytyzyną jest też o tyle dobre, że nie wymaga konsultacji z lekarzem. Od kilku lat lek jest w sprzedaży bez recepty. Dzięki temu jest bardziej dostępny dla palaczy, a jednocześnie nie jest obciążeniem dla funduszu zdrowotnego – pacjent nie zajmuje czasu lekarzowi. W przypadku leczenia np. warenikliną, która też jest stosowania w leczeniu uzależnienia od tytoniu , konieczna jest konsultacja lekarska.
Jaka jest świadomość skuteczności stosowania cytyzyny?
Pacjenci czerpią wiedzę zazwyczaj z reklam telewizyjnych. Jako praktykujący endokrynolog mam częsty kontakt z palaczami i wielu skutecznie rzuciło nałóg właśnie z pomocą cytyzyny. Jeżeli pacjent jest uzależniony od papierosów tytoniowych i jeśli rzuca je tak zwaną siłą woli, bez żadnego wspomagania farmakologicznego, po roku w ciągłej abstynencji trwa już tylko od 3 do 8 proc. palaczy. To pokazuje, jak silny jest to nałóg, porównywalny do nałogu narkotykowego. Jednocześnie przy rzucaniu palenia tradycyjnych papierosów, przy wsparciu farmakologicznym szansa na wyzwolenie się z nałogu jest 4 razy większa niż bez takiego wsparcia. Jeżeli pacjent rzuci palenie tytoniu, ryzyko przedwczesnej śmierci np. z powodu zawału serca albo raka płuc, maleje u niego o 90 proc. Nie wspominając już o poprawie jakości życia.
Zdobycie prawie 10 mln zł na projekt naukowy, jaki na Uniwersytecie Rzeszowskim nigdy jeszcze nie był realizowany, utwierdza Pana w przekonaniu, że decyzja sprzed 10 lat, by na stałe osiąść w Rzeszowie, była dobrym wyborem?
Tak i nigdy tego nie żałowałem. Wróciłem do siebie, na Podkarpacie. Urodziłem się w Rudniku nad Sanem i do dziś z tym miejscem jestem bardzo mocno związany. Mój powrót tutaj jest tym bardziej wartościowy, że przez wiele lat pracowałem albo współpracowałem z dużymi ośrodkami naukowymi w USA, Włoszech, Australii, Nowej Zelandii. To są bezcenne doświadczenia, zwłaszcza w Rzeszowie, gdzie tradycje naukowe dopiero się buduje. Innych naukowców z podkarpackimi korzeniami również zachęcam do powrotów, bo mój przykład pokazuje, że w stolicy Podkarpacia też można dostać duży grant, o dużym znaczeniu naukowym, i spełniać swoje ambicje. Nie kryję dumy, bo nasz projekt mógł zdobyć maksymalnie 70 punktów i jeden recenzent właśnie tyle nam przyznał, co się zdarza niezmiernie rzadko. Ostatecznie uzyskaliśmy 67 i pół punktu na 70 możliwych. To powinno inspirować innych, zwłaszcza młodych naukowców. Najważniejsze są pokora, cierpliwość i pracowitość. Nie należy się poddawać i nie można mieć kompleksów.
Te ostatnie udaje się nam w Rzeszowie skutecznie zwalczać?
Mamy coraz mniej kompleksów, co jest pochodną powszechnej globalizacji. Jednak nie można zapominać, że w Rzeszowie trzeba jeszcze wiele rzeczy zbudować, a tradycje akademickie są dość krótkie. Wcześniej otrzymaliśmy granty z Podkarpackiego Centrum Innowacji. To nie były wielkie kwoty, 160 i 200 tys. zł, ale cieszyły i dawały impuls do kolejnych wyzwań. W czasach, kiedy bardzo trudno jest się wybić w dziedzinie medycyny bez ogromnego zaplecza badawczego, merytorycznego i finansowego, I miejsce w konkursie Agencji Badań Medycznych na niekomercyjne badania kliniczne jest tym większym powodem do dumy i radości. Muszę przyznać, że po ogłoszeniu wyników mój telefon dzwonił nieustannie. Gratulacje były z Rzeszowa, Polski i ze świata, co jest naprawdę miłe dla całego zespołu. Tak samo jak ogromne zainteresowanie ze strony mediów, zarówno lokalnych, jak i ogólnopolskich.