Ogólnoposki Magazyn Literacki
jesień 2010 / cena 0 zł (0%VAT) / ISSN 0812-1986
2  Dytyramb nr 1
Magazyn Literacki  3
Spis treści
Imprezy
Konkursy
Stołeczny Konkurs Recytatorski Poezji Zagranicznej.
14. Targi Książki w Krakowie
5
6
ERA SUPERBIBLIOTEKI Marta Strzelecka
Warszawa bez fikcji. Międzynarodowy Festiwal Reportażu Dni Kultury Polskiej w Wilnie
XIII Ogólnopolski Konkurs Poetycki im. Wisławy Szymborskiej
4
Felieton
7
17
19 20 21 22
Konkurs o Złotą Lirę. Stowarzyszenie Twórców Kultury
23
Konkurs Haiku Wiersze \w Metrze
Poezja
4 Dytyramb nr 1
Dziennik
DZIENNIK TOM I Sławomir Mrożek fragmenty
Felieton MROŻEK ZZA MROŻKA Tadeusz Nyczek
2 4 2 5 26 2 7 2 8
3 8 39 4 0 41
Echo JOSE SARAMAGO
Telegram POLACY NIEOCZYTANI
Magazyn Literacki 5
Imprezy
Wszystkie imprezy odbywają się pod patronatem Magazynu Dyty/ramb. Nagrodzeni w konkursach uczestniczy mają szansę znaleźć się na łamach naszego magazynu! Zachęcamy do wzięcia udziału!
Stołeczny Konkurs Recytatorski Poezji Zagranicznej
Teatr Wielki i Klub Poety Ochota zapraszają do udziału w konkursie recytatorskim aktorów i muzyków. Recytator do konkursu przygotowuje dwa utwory poetyckie z kanonu poezji międzynarodowej. Finał konkursu odbędzie się w sobotę - 6 grudnia 2010 roku w Warszawskim Teatrze Wielkim (wejście od ulicy Senatorskiej).
Zgłoszenia należy przesyłać na adres: uczestnik@warszawarecytuje.info
1 września - 6 grudnia 2010 warszawarecytuje.info
XIII Ogólnopolski Konkurs Poetycki im. Wisławy Szymborskiej Konkurs adresowany jest do studentów kierunków polonistycznych. Warunkiem przystąpienia do konkursu jest zgłoszenie przez jednego autora zestawu 3 wierszy o dowolnej tematyce, nigdzie nie publikowanych i dotychczas nie nagradzanych w innych konkursach, nawiązujących do osoby i stylu polskiej Noblistki. Nagroda główna 5000 zł oraz staż w Gazecie Wyborczej
Zgłoszenia należy przesyłać na adres: Gazeta Wyborcza 95-035 Warszawa, ul. Szpaltowa 6b
1 września - 8 grudnia 2010 www.konkurswyborczej.net
6 Dytyramb nr 1
Imprezy
Konkurs Haiku Wiersze w Metrze
W ramach kampanii Wiersze w Metrze 2010 - wystarczy napisać trzywersowe (5-7-5 sylab) haiku poświęcone ulubionemu miastu. Do wygrania odtwarzacze MP3 oraz aplikacje World Traveler. Najlepsze haiku znajdą się również na wystawie w październiku w pasażu stacji Metro Centrum w Warszawie.
Zgłoszenia należy przesyłać na adres: haiku@wierszewmetrze.eu
20 sierpnia - 30 września 2010 www.wierszewmetrze.eu
Konkurs o Złotą Lirę. Stowarzyszenie Twórców Kultury
Stowarzyszenie Twórców Kultury zapraszaja do startu w konkursie poetyckim amatorów i profesjnalistów. Konkurs ma charakter otwarty, mogą w nim wziąć udział osoby bez ograniczenia wiekowego. Finał odbędzie się w środę 1o listopada 2010 roku w Sali Reprezentatywnej poznańskiego Kina Kapitol.
Zgłoszenia należy przesyłać na adres: konkurs@mojalira.pl
1 września - 10 listopada 2010 www.mojalira.pl
Magazyn Literacki 7
Wydarzenia
14. Targi Książki w Krakowie Tegorocznym hasłem przewodnim Targów Książki w Krakowie będzie cytat z książki Thomasa Whartona pt. “Salamandra”, wybrany na drodze konkursu w portalu społecznościowym Facebook: Godzina czytania jest godziną skradzioną z raju. Już dziś wiadomo, że wśród gości znajdzie się Herta Müller, laureatka Literackiej Nagrody Nobla. Wielbiciele literatury sensacyjnej będą mogli spotkać się z lordem Jeffreyem Archerem, pisarzem angielskim, autorem bestsellerów takich jak “Kane i Abel” czy “Więzień urodzenia”.
Organizatorzy poinformowali również, że imprezie towa– rzyszyć będzie Salon Nowych Mediów, w którym prezentowane będą m.in. najnowsze czytniki e-booków, a dystrybutorzy treści cyfrowych i producenci technologii zaprezentują praktyczne możliwości wykorzystania potencjału internetu w branży wydawniczej. Bardzo ciekawie zapowiada się tegoroczna edycja Konkursu im. Jana Długosza, który ma na celu wybór dzieła o wybitnych wartościach poznawczo-naukowych z dziedziny szeroko rozumianej humanistyki. W tym roku została zgłoszona rekordowa liczba publikacji.
Zgłoszenia należy przesyłać na adres: uczesnik@warszawabezfikcji.pl
23 - 28 listopada 2010 www.warszawabezfikcji.pl
8 Dytyramb nr 1
JUŻ PO RAZ CZTERNASTY KRAKÓW STANIE SIĘ MIASTEM KSIĄŻEK, NIE ZABRAKNIE SPOTKAŃ Z AUTORAMI, WYDARZEŃ KULTURALNYCH, DYSKUSJI O LITERATURZE I O KONDYCJI BRANŻY WYDAWNICZEJ
Warszawa bez fikcji. Międzynarodowy Festiwal Reportażu
Dni Kultury Polskiej w Wilnie
Międzynarodowy Festiwal Reportażu Warszawa bez fikcji to festiwal reportażu, fotoreportażu oraz teatru faktu. W spotkaniach z publicznością w kilkunastu miejscach Warszawy weźmie udział 80 reporterów i fotoreporterów z Polski i z zagranicy. Gośćmi specjalnymi festiwalu będą blogezrzy, fotoblogerzy i travelblogerzy.
Program Dni Kultury Polskiej obejmuje w tym roku m.in. występ Zespołu Tańca Współczesnego Art Color Ballet z Krakowa, koncert zespołów Lombard i Zakopower, występ Teatru Lalkowego Baj Pomorski z Torunia, koncert jubileuszowy Polskiego Zespołu Artystycznego Pieśni i Tańca Wilia oraz Festiwal Polskich Smaków: kiermasz produktów regionalnych z Polski.
Zgłoszenia należy przesyłać na adres: uczesnik@warszawabezfikcji.pl
Stowarzyszenie “Wspólnota Polska” Dom Kultury Polskiej w Wilnie
23 - 28 listopada 2010 www.warszawabezfikcji.pl
12 - 14 listopada 2010 http://www.lenkukultura.lt
Magazyn Literacki 9
Jaka cisza -
10  Dytyramb nr 1
terkotanie konika polnego świdruje skałę.
Magazyn Literacki 11
12  Dytyramb nr 1
Magazyn Literacki  13
Wisława Szymborska Pochwała snów
14 Dytyramb nr 1
we śnie maluję jak Vermeer van Delf rozmawiam biegle po grecku i nie tylko z żywymi.
prowadzę samochód, który jest mi posłuszny. jestem zdolna, piszę wielkie poematy.
słyszę głosy nie gorzej niż poważni święci. bylibyście zdumieni świetnością mojej gry na fortepianie.
fruwam, jak sie powinno, czyli sama z siebie spadając z dachu umiem spaść miękko na zielone.
nie jest mi trudno oddychać pod wodą. nie narzekam: udało mi się odkryć Atlantydę.
cieszy mnie, że przed śmiercią zawsze potrfię się zbudzić. natychmiast po wybuchu wojny odwracam się na lepszy bok.
jestem, ale nie muszę być dzieckiem epoki. kilka lat temu widziałam dwa słońca.
A przedwczoraj pingwina Najzupełniej wyraźnie.
Magazyn Literacki 15
16  Dytyramb nr 1
Magazyn Literacki  17
18  Dytyramb nr 1
Felieton
ERA SUPERBIBLIOTEKI Marta Strzelecka
Tylko w tym roku globalna sprzedaż książek elektronicznych wzrosła sześciokrotnie. Sukcesywnie rośnie też popularność czytnika Kindle oraz nowego iPada firmy Apple. Po sześciu latach od uruchomienia Google Books powstają pierwsze biblioteki projektowane w ten sposób, że więcej w nich miejsca na teksty elektroniczne niż drukowane. Zgodnie z tą zasadą na warszawskich Bielanach powstaje Mediateka, największy tego typu budynek w Polsce, jeden z największych w Europie. Jej twórcy określają ją jako „skomputeryzowany ośrodek edukacji”. Na początek znajdzie się tam 25 tysięcy zdigitalizowanych pozycji. Otwarcie w połowie października. KAWA, PŁYTY I SŁUCHAWKI
BANK, PRZEDSZKOLE, NO I KSIĄŻKI Droga od poszukującego czytelnika łaknącego dyskusji do konsumenta oczekującego wyselekcjonowanych treści w dużym skrócie wygląda tak: po pierwsze, odkrycie pisma, po drugie, zrolowany papirus, na którym tekst jest ciągiem myśli, po trzecie, książki ze stronami, co zmienia doświadczenie czytania, po czwarte, Internet, gdzie tekst również jest ciągiem, ale do szybkiego ogarnięcia dzięki licznym wyszukiwarkom. Wiedzę najlepiej porządkuje wpisanie do wyszukiwarki jednego słowa. Znając tę zasadę, Google w 2006 roku podpisało umowę z kilkoma największymi bibliotekami na świecie: publiczną w Nowym Jorku, Bodleian w Oksfordzie, w Harvardzie oraz Stanford. W ten sposób powstał największy na świecie zbiór powszechnie dostępnych książek. Dziś do projektu włącza się kolejne pozycje, nawet te, do których prawa autorskie jeszcze nie wygasły. Coraz więcej autorów i wydawców podpisuje umowy z Google, wiedząc, że przed obecnością książek w wirtualnych bibliotekach nie ma już ucieczki. Public Library w Nowym Jorku właśnie dzięki digitalizacji odnotowuje około 10 milionów wejść do zbiorów w ciągu każdego miesiąca, choć w jej czytelni zostało tylko 50 tysięcy woluminów. Symptomatycznym wydarzeniem będzie otwarcie w 2013 roku nowego budynku The Library of Birmingham. Nie tylko dlatego, że urząd miasta przeznaczył na ten projekt niebagatelną sumę 159 milionów funtów. Biblioteka zostanie wpisana w architekturę miasta w taki sposób, aby być traktowana raczej jako centrum rozrywki niż centrum z książkami, dla którego najwłaściwszym miejscem był dotąd kampus uniwersytecki. Zostanie umieszczona między biurowcem Baskerville House a teatrem Repertory, jednym z najważniejszych w Wielkiej Brytanii.
Jednym z pierwszych miejsc, gdzie zaczęto wprowadzać takie rozwiązania, jest Engineering Library w Stanford. Kiedy pięć lat temu okazało się, że kończy się miejsce na gromadzenie kolejnych wydawnictw, postanowiono zbudować większy oddział. W nowym budynku na półkach stoi dziesięć tysięcy woluminów wybranych spośród tych, po które czytelnicy sięgali najczęściej. Pracownicy biblioteki zorientowali się przy okazji, że większości książek przez kilka lat w ogóle nie zdejmowano z półek. To właśnie wtedy dyrektor Engineering Library Michael Keller sugerował, że już niedługo będą powstawały biblioteki budowane wyłącznie z myślą o elektronicznych zbiorach. Książki staną się w nich przedmiotami, z którymi przyjemnie spędza się czas. Będą traktowane jak fetysze, a nie jak przedmioty codziennego użytku. Natomiast biblioteki wzmocnią swoją funkcję użytkową. Jak się okazuje, Keller miał rację. Co do joty.
– Chcemy przyciągać ludzi, dając im możliwości, których nie mają w domach, nawet jeżeli korzystają z komputerów z szybkim Internetem. W salach Mediateki archiwalne filmy będzie można oglądać na dużych ekranach, muzyki słuchać, siedząc w wygodnych fotelach, przez dobre słuchawki. Damy klientom to, do czego przyzwyczaił ich Empik albo Traffic, ale za darmo, w lepszych warunkach, bez zachęcania do zakupów – mówi Karol Stryja, jeden z autorów projektu. – Otworzymy też tradycyjną wypożyczalnię – dodaje. Jednak nie to będzie magnesem przyciągającym odwiedzających Mediatekę. To potwierdzenie ogólnoświatowego trendu – coraz częściej dostęp do treści staje się łatwiejszy w Internecie niż w odległym od domu budynku. A kiedy już ktoś wypożycza książkę, robi to inaczej niż 10 lat temu. Magazyn Literacki 19
Felieton
Marta Strzelecka jest od wielu lat dziennikarka działu Kultura Gazety Wyborczej, obecnie redaktorka Machniny oraz felietonistka Przekroju.
W nowej siedzibie na 33 tysiącach metrów kwadratowych znajdzie się pięć milionów książek. Dużo? Google Books ma do zaoferowania blisko 130 milionów. Zatem The Library of Birmingham zaproponuje coś więcej: szkoły językowe, prywatne przedszkola, banki, kawiarnie, przychodnie lekarskie. – Tworzymy miejsce dla tych, którzy chcą się uczyć, a nie być nauczanymi – zapewnia Brian Gambles, szef biblioteki.Marek Michalski pracuje w Bibliotece Uniwersytetu Warszawskiego od lat 80. i na swym blogu dzieli się następującym spostrzeżeniem: – Nowi czytelnicy często nie są przygotowani do samodzielnego szukania i selekcjonowania informacji. Przyszły inteligent chce, żeby podać mu kawałek smacznej wiedzy od kropki do kropki, jak przekąskę w barze. Staje przed bibliotekarzem jak konsument w sklepie.
JAK BĘDĄ WYGLĄDAĆ BIBLIOTEKI W CZASACH, KIEDY KSIĄŻKI CORAZ CZĘŚCIEJ PRZYJMUJĄ FORMĘ CYFROWYCH PLIKÓW, ZAŚ CZYTELNIE PRZYPOMINAJĄ KAWIARNIE? W WARSZAWIE RUSZYŁA PIERWSZA W POLSCE MEDIATEKA.
20 Dytyramb nr 1
BEZ KARTY WSTĘPU The Library of Birmingham, warszawska Mediateka i Biblioteka Uniwersytetu Warszawskiego wyraźnie pokazują, jak zmieniły się oczekiwania czytelników. Jeszcze 11 lat temu z BUW korzystało się tak: schodami na pierwsze piętro, na antresolę z szufladami, tam trzeba było znaleźć karty katalogowe, wypełnić rewers, dostarczyć go bibliotekarzowi, czekać na woluminy. Jeden czytelnik mógł oddać tylko pięć zamówień na pół godziny. Żadnej kawiarni ani kręgielni. Dziś książkę znajduje się w katalogu, korzystając z serwisu internetowego. Jeśli została wydana po 1994 roku, można ją też przeczytać w zdigitalizowanym zbiorze biblioteki, nie wychodząc z domu. Tylko w tym roku globalna sprzedaż książek elektronicznych (według danych Google’a) wzrosła sześciokrotnie. Sukcesywnie rośnie też popularność czytnika Kindle oraz nowego iPada firmy Apple. Po sześciu latach od uruchomienia Google Books powstają pierwsze biblioteki projektowane w ten sposób, że więcej w nich miejsca na teksty elektroniczne niż drukowane. Zgodnie z tą zasadą na warszawskich Bielanach powstaje Mediateka, największy tego typu budynek w Polsce, jeden z największych w Europie. Jej twórcy określają ją jako „skomputeryzowany ośrodek edukacji”. Na początek znajdzie się tam ponad 25 tysięcy zdigitalizowanych pozycji. Otwarcie w połowie października. – Studenci wciąż odwiedzają biblioteki, ale mają inne cele – wyjaśnia profesor Andrzej Szpociński, socjolog. – Chcą znaleźć konkretne tytuły, wcześniej odkryte przez nich w prywatnych komputerach. I spotkać się w otoczeniu ładnych przedmiotów, a takimi są przecież książki. Samotne szperanie w Internecie odbiera szan-
Biblioteki staną się raczej klubami dyskusyjnymi, czytelniami, a nie budynkami, w których gromadzona jest wiedza sę dyskusji na żywo, fizycznego kontaktu ze starymi, zadrukowanymi stronami, smakowania ciszy nakazanej czytelnianymi zasadami. Podobnego zdania jest Karol Stryja z warszawskiej Mediateki. – Dawniej czytelnia była miejscem zaprojektowanym tak, żeby pracować w spokoju. Przestrzeń raczej sprzyjała milczeniu niż rozmowom – wspomina. – Dziś sofy, fotele oraz kawa w automatach zachęcają do rozmów. Wszystko dlatego, że zdobywanie wiedzy nie kojarzy się już z przeszukiwaniem zbiorów. Z tego powodu projektanci nowych bibliotek dbają, by były one miejscami równie przyjemnymi jak księgarnie połączone z kawiarniami. Po czytelni Uniwersytetu Technicznego w Delft jeździ się między półkami na hulajnogach z koszykami na książki. Do Kulturhuset w centrum Sztokholmu może wejść każdy bez okazywania dokumentów i kart wstępu. Można tam korzystać z czytelni czasopism, komiksów, słuchać muzyki ze zbioru audio. – Książki elektroniczne to zmiana cywilizacyjna na miarę Gutenberga. Nie do odwrócenia – twierdzi Ewa Kobierzycka-Maciuszko, dyrektor BUW. Idąc z duchem czasu, resort kultury uruchomił program „Biblioteka plus”. Zakłada, że ponad dwa tysiące bibliotek gminnych zostanie radykalnie unowocześnionych. Oznacza to więcej komputerów podłączonych do sieci i wirtualne katalogi. Nowe biblioteki to, jak mówią ich twórcy – więcej niż biblioteki. Nazywają je centrami kulturalnymi albo superbibliotekami. Po prześledzeniu ostatnich 10 lat przeobrażeń rynku wydawniczego trudno przewidzieć, co jeszcze w tej dziedzinie może się zmienić i jak szybko. Dlatego nowe biblioteki mają jeszcze jedną ważną cechę – dużo w nich wolnej przestrzeni. Do zagospodarowania. Magazyn Literacki 21
22  Dytyramb nr 1
Magazyn Literacki  23
24  Dytyramb nr 1
Pamiętnik
DZIENNIK TOM I Sławomir Mrożek fragmenty
/07 CZŁOWIEKOWI WYDAJE SIĘ, ŻE JEST GIGANTEM, A JEST GÓWNIARZEM – TO ZDANIE HAŠKA JAKŻE HARMONIJNIE BRZMI NA RIWIERZE, BRZMI MI W UCHU MOIM, DLA MNIE. CZYŻBY PRZEZ PÓŁTORA ROKU WYDAWAŁO MI SIĘ, ŻE JESTEM GIGANTEM, A TYMCZASEM… ITD. GIGANTEM, GÓWNIARZEM, WYDOBYĆ SIĘ Z TYCH ALTERNATYW, BYĆ JESZCZE CZYMŚ INNYM, TO BYŁOBY WYJŚCIE. Całość dzieła Dziennik tom I 1962-1969 trafiła właśnie do księgarń w kraju dzięki Wydawnictwu Literackiemu.
Riwiera – niedaleko Maupassant pisał „Bel ami”, dalej Sienkiewicz pisał „Bez dogmatu”, trochę dalej na południe Gorki siedział na Capri, ówdzie Dostojewski we Florencji. Gogol także „Martwe dusze” tutaj trzepnął, w tym kraju, a i Turgieniew się wytężał. Co tu się przyrównywać, ani siły we mnie, ani talentu wielkiego, tylko pokręctwo, kalectwo, zdolności średnie, nigdzie nic wyjątkowego, na całym moim ciele. Mam dokładnie 33 lata i dwa dni, żonaty jestem, a nie czuję się nigdzie, nie czuję się żaden, czuję się nikt. Nie mam pojęcia, ani co, ani jak pisać, ani nawet o czym, zdrowie mam przeciętnie dobre, zachcenia dokuczliwe, ale za słabe, żeby coś ze mną zrobiły, za silne, żeby nie dokuczały. Za sobą nie widzę przeszłości, przed sobą przyszłości, jedyne, co umiem pisać, to listy, jedyne, co umiem myśleć dobrze, to zwątpienia, nie mam do siebie ani nienawiści, poza chwilowymi niechęciami, ani miłości, poza chwilowymi uwielbieniami. Skorupą jestem, którą co chwila co innego wypełnia, a przeważnie jest to skorupa wypchana nijakością. Wszystko umiem uwzględnić, niczego nie umiem do końca opanować. Może powinienem zostać aktorem, ale też
bardzo wątpię, bo jednak trochę rozumu własnego, rozumku, mam za dużo. Ani spostrzegawczości specjalnej, ani pamięci, wyobraźnia zależna od kultury, wrażliwość trochę bezpłodna. Tak, dobrze wiedzieć, gdzie się stoi. Nawet żądać dla siebie niczego naprawdę nie umiem, bo nie mam przekonania prawdziwego, że mi się coś należy. Nieprawdą jest, co o mnie napisał jeden, że nie mam zdolności do myślenia „religijnego”, prawdą jest, że rozumiem, o co mu chodzi. Wszystkim jestem po trochu, niczym jestem w efekcie, chyba najlepiej czuję się w związku z teatrem, to nie znaczy, że dobrze, dobrze nie czuję się nigdy ani nigdzie, chyba że sobie wmówię, na co nie zawsze mam ochotę ani siły dosyć. Trzydzieści trzy lata – spalenie moich dawnych dzienników było takim samym bezsilnym gestem jak ich pisanie, zero wiecznie wychodzi mi w mojej kasie, w mojej maszynie do liczenia, czasem myślę, że po co liczyć, liczę jednak, bo tak jakoś. Riwiera – na szczęście dawno pokonana, nie, niepokonana, sama zdechła, równo z tym, jak ze mnie uchodzi życie. Tak naprawdę nie może mnie zabawić ani ludzkie uznanie, ani moje własne, przyplątują mi się czasem wspomnienia z dzieciństwa, wtedy mi się wydaje, że może tam było coś, co się straciło, banalne zresztą. Postać (Polak), której jedynym argumentem jest to, że został pobity. Obchodzi towarzystwo: „O, o, wybili, panie, tu wybili, trzonowego też wybili, ja, panie, zaraz pokażę”. Otwiera się okno, ta głowa w oknie się ukazuje, do wnętrza, palcem dziąsła podważa: „wybili, wybili”, powtarza, nudzi. Tamci na fortepianie grają, dyskusje prowadzą, a on wiecznie: „O, o, wybili, tu wybili, o, o”. Mdło mi. Sam siebie mdlę. Dzisiaj upał. I co? I nic. Upał. Sam w sobie. Nie mam do niego klucza, nie umiem go z niczym powiązać. On sobie, ja sobie. Niech się dzieje wola boska, zapalmy se papieroska. Tyle mi zostało. Przyjechali kowboje, każdy pali swoje. tak, to jest najwłaściwsze ujęcie sytuacji.
Magazyn Literacki 25
ONEGDAJ BARDZO CHCIAŁO MI SIĘ FAJĘ ZAPALIĆ. PRZY OKNIE, NA BALKONIE USIĄŚĆ, NOGĘ NA NOGĘ ZAŁOŻYĆ, W DAL SIĘ POPATRZEĆ, GDZIE WŁAŚNIE ZMIERZCHAŁO, DYM SĄŻNISTY WYPUŚCIĆ I TAK DALEJ. JUŻ BYŁEM NA NAJLEPSZEJ DRODZE, ŻEBY TEJ POKUSIE SIĘ NIE OPRZEĆ, KIEDY PRZYSZŁO MI DO GŁOWY COŚ ZMIENIĆ W TEJ SCENOGRAFII, ZDJĄĆ SPODNIE, USIĄŚĆ NIE PRZODEM, ALE TYŁEM DO OKNA. I OKAZAŁO SIĘ NAGLE, ŻE ŻADNEJ FAI PALIĆ JUŻ NIE MAM OCHOTY, ŻE TYLKO CHCE MI SIĘ SPAĆ I NIC WIĘCEJ. CO Z TEGO WYNIKA? PO PIERWSZE, ŻE CHĘĆ PALENIA FAI NIE WYNIKA NAJBARDZIEJ Z POTRZEBY ORGANIZMU PRZYZWYCZAJONEGO PRZEDTEM DO NIKOTYNY, ALE Z PRZYZWYCZAJENIA DO PEWNEGO RYTUALNEGO GESTU, KTÓRY JAK KAŻDY INNY RYTUAŁ DAJE STABILIZACJĘ DZIAŁAŃ I PRZEZ NIĄ ODDZIAŁUJE NA STAN ŚWIADOMOŚCI KOJĄCO, WSZYSTKIE TE ZNANE HISTORIE Z PSYCHOLOGII STOSOWANEJ, DOMOWEJ, POWIEDZIAŁBYM NAWET. PO DRUGIE, ŻE JESTEŚMY WE WŁADZY SYTUACJI, SCENOGRAFII JEŻELI TYLKO UDA SIĘ NAM ROZBIĆ TAKĄ SYTUACJĘ, ALBO DOSŁOWNIE, ALBO MENTALNIE, JESTEŚMY OD NIEJ URATOWANI I CO WYDAWAŁO SIĘ KONIECZNOŚCIĄ, OKAZUJE SIĘ TYLKO OKOLICZNOŚCIĄ.
26 Dytyramb nr 1
9/07
Bardzo chętnie pisałbym wiersze. Moja głupota jednak wyraża się w tym, że nie umiejąc ich pisać, nawet ich nie czytam, naprawdę szkoda. Minimum więc porządku. Ale z porządkiem jest tak samo. Ponieważ nie umiem – kto umie – osiągnąć porządku absolutnego, więc rezygnuję w praktyce z porządku jakiegokolwiek. Głód absolutu na co dzień jest bardzo niewygodny i do niczego nie prowadzi, a już najmniej do zaspokojenia siebie. / Poeci polscy za dużo palą złych papierosów, patrząc w dal i wódkę pijąc. Nie mam zaufania. Zdarzyło się parę ważniejszych rzeczy, ale dopiero ostateczna rezygnacja z ukrywania łysiny za pomocą okropnej pożyczki, którą dzisiaj zadecydowałem, po krótkim – trzeba mi to przyznać – okresie prób i oporu skłoniła mnie do podjęcia zapisu. Odtąd będę łysiał z podniesionym czołem. / Tymczasem byliśmy we Florencji przeszło 2 tygodnie, festiwal teatrów we Florencji, którą zaraz potem dokładnie i katastrofalnie zalała powódź, napisałem nową sztukę, odbyłem ważne spotkania narodowe i międzynarodowe, przeżyłem aferę z E.S., która przyjechała i napsuła, i nawet nie upiłem się. W ogóle wiele i różnego, wydaje mi się, że także ważnego. Łysina wkłada na mnie nowe zobowiązania i zmusza mnie do rewizji postawy wobec życia. Pod sztandarem łysiny – naprzód. / Zdarzyło się parę ważniejszych rzeczy, ale dopiero ostateczna rezygnacja z ukrywania łysiny za pomocą okropnej pożyczki, którą dzisiaj zadecydowałem, po krótkim – trzeba mi to przyznać – okresie prób i oporu skłoniła mnie do podjęcia zapisu. Odtąd będę łysiał z podniesionym czołem. / Tymczasem byliśmy we Florencji przeszło dwa tygodnie, festiwal teatrów we Florencji, którą zaraz potem dokładnie i katastrofalnie zalała powódź, napisałem nową sztukę, odbyłem ważne spotkania narodowe i międzynarodowe, przeżyłem aferę z E.S., która przyjechała i napsuła, i nawet nie upiłem się. W ogóle wiele i różnego, wydaje mi się, że także ważnego. Łysina wkłada na mnie nowe zobowiązania i zmusza mnie do rewizji postawy wobec życia. Pod sztandarem łysiny – naprzód.
Magazyn Literacki 27
Dziennik tom I
Sławomir Mrożek to polski dramatopisarz i prozaik. Jest autorem licznych satyrycznych opowiadań oraz utworów dramatycznych o tematyce filozoficznej, politycznej i obyczajowej. Jako dramaturg zaliczany do nurtu teatru absurdu. Całość dzieła Dziennik tom I 1962-1969 trafiła właśnie do księgarń w kraju dzięki Wydawnictwu Literackiemu.
We wrześniu, czternaście lat temu, zacząłem pisać dziennik. W październiku, trzy lata temu, spaliłem bez żalu kilkanaście albo dwadzieścia kilka tomów, po dwieście stron blisko każdy. Uczucia dla tego dziennika straciłem już mniej więcej na trzy lata przed spaleniem, prowadziłem go coraz mniej regularnie, w ostatnich latach przed auto da fé zupełnie nie. Monstrum składało się z trzech motywów: potrzeba znalezienia się jakoś sam na sam z czystym papierem (było to na długo przed debiutem), potrzeba załkania przed kimś, choćbym to był ja sam, gromadzenie jakichś doświadczeń, notatek z lektury, poglądów etc. Trzy potrzeby to oczywiście uproszczenie. Ani granica między nimi nie była wyraźna, ani ich liczba nie jest ostateczna. Podobnie z motywami zaprzestania tej akcji. Najprostszy i najbardziej powierzchowny to ten, że zacząłem pisać zawodowo. Rzeczywiście, w miarę jak drukowałem, przestałem się oddawać temu młodzieńczemu rękopiśmiennictwu. Choć prowadziłem dziennik jeszcze długo po tym, jak zostałem „pisarzem”.
Te parę kilo moich przeżyć serdecznych spaliłem, oczywiście ze strachu przed niepowołanym czytelnikiem w przyszłości. Zdałem sobie sprawę z tego, że ich przed nim nie uchronię, po włamaniu do mojego krakowskiego pokoju, dokonanym, kiedy byłem w Ameryce. W naszym kraju sejfy nie istnieją, zdaje się, a jeżeli istnieją, to nie mam do nich zaufania. Ale nie tylko dlatego. W owym czasie ogarnął mnie najsilniej strach przed cmentarzem, przed tym, jakim już nie byłem, przed starzyzną. Problem, czy rzeczywiście już byłem kim innym albo w jakim stopniu już byłem kim innym, a w jakim tym samym, w dalszym ciągu oczywiście pozostaje otwarty. Może wstydziłem się siebie, chciałem się wyprzeć małego, ale garbatego przodka, jakim byłem sam dla siebie. Zresztą nie będę mnożył tłumaczeń. Mniej więcej po trzech latach od daty ogniska, które miało tak ładnie zaznaczyć odejście mojej młodości, a w jakieś sześć po wygaśnięciu owego instynktu samoskargi i mówienia do siebie, doznaję podobnego odruchu. Z trzech motywów wymienianych poprzednio, a właściwie czterech, pozostaje: jak żyć. Chodzi o arkę przymierza między tym, co leci i toczy się, życiem, można powiedzieć, a pracą zawodową, o przygotowanie platformy pośredniej, podob28 Dytyramb nr 1
nie jak chodzi gdzie indziej i komu innemu o przygotowanie stacji pośredniej do wylądowania na Księżycu. Należę do pokolenia, dla którego pojawienie się samolotu na niebie było sensacją. Dlatego piszę na maszynie, a nie moim ukochanym sposobem, piórem i na dobrym papierze. Notowanie surowca nigdy nie było u mnie porządne. Ale po co właściwie tłumaczę się i przed kim? Oczywiście nie trzeba się okłamywać. Warto by ustalić granice, co powinno być sprecyzowane w słowach dla samego siebie, a co pominięte. Swoje wprawdzie wiem, ale tylko w sekundzie, kiedy to wiem naprawdę, czyli przemijanie, proszę pana. Ustalmy więc uczciwie: to, co zaczynam, może czytać nawet każdy. Rozmowa towarzyska nie jest wcale dla mnie ani narzędziem, ani sposobem. Tylko za pomocą papieru staję się swobodnym dyskutantem, a próby z magnetofonem dały żałosne rezultaty. Żałuję, że nie mam wyraźnego pisma, bo maszyna do pisania nie jest całkiem obłaskawiona.
Mam nadzieję, że się przyzwyczaję do tej
formy.
Magazyn Literacki  29
Felieton
MROŻEK ZZA MROŻKA Tadeusz Nyczek
MYŚLELIŚMY DOTĄD, ŻE NIEŹLE ZNAMY AUTORA „SŁONIA” CZY „TANGA” – PO PROSTU JEDNEGO Z NAJWIĘKSZYCH PISARZY NASZYCH CZASÓW. MROŻEK ODSŁANIA NAM INNEGO SIEBIE. TAKIEGO, JAKIEGO NIE ZNALIŚMY. CZY ÓW KTOŚ, KTO NIE JEST PEWNY SWEGO URODZENIA, MOŻE BYĆ PEWNY, ŻE NIE MA SWOJEGO SOBOWTÓRA?
Dziwnym zbiegiem okoliczności urodzili się tego samego dnia, 29 czerwca 1930 roku, w podkrakowskim Borzęcinie. 58 lat później jeden z nich zapisał w „Moim życiorysie” znamienną uwagę: „Nie pamiętam, jak to się stało, i muszę tylko w to wierzyć. Zapytany przed sądem, czy urodziłem się rzeczywiście, nie mógłbym przysiąc, bo osobiście niczego sobie nie przypominam. Jeżeli istnieje jakieś inne życie po śmierci, prawdopodobnie tak samo nie będę pamiętał mojego umierania. Trochę to smutne, bo to znaczy, że ani tego, że jesteśmy, ani tego, że nas nie ma, nie możemy być pewni”. Czy ów ktoś, kto nie jest pewny swego urodzenia, może być pewny, że nie ma swojego sobowtóra? Kogoś identycznego z nim, kto czasem myśli podobnie i podobnie się zachowuje? Albo wręcz odwrotnie, na te same sytuacje reaguje całkiem inaczej? Może jest tak, że lubią siebie w liczbie pojedynczej i woleliby, żeby tego drugiego nie było, ale są na siebie skazani jak orzeł i reszka, noc i dzień, prawy profil i lewy?
PRAWY PROFIL I LEWY
apewne od czasu do czasu stają przed lustrem i przyglądają się sobie. Jeden myśli: – Jak ty wyglądasz? Oczy przekrwione od picia całą noc. Nie goliłeś się od przedwczoraj, znowu kobieta cię rzuciła, a ty stoisz tu gdzieś za lustrem w moim własnym pokoju i nienawidzisz całego świata. Tyle masz do zrobienia, ale nie, ty wolisz babrać się w sobie i rozpamiętywać własne klęski, rozdrapywać rany, których nikt ci nie zadał.A tamten zza lustra, tocząc czerwonym okiem i trąc zarośnięty podbródek, pokazuje temu pierwszemu opuchnięty język: – Artysto z bożej łaski, wszystkim chciałbyś się podobać, karierę za wszelką cenę zrobić, światowym pisarzem być, żeby ci zazdrościli sławy i pieniędzy, kobiet i sukcesu. Umiesz, owszem, pisać, bo u dobrych nauczycieli lekcje brałeś, inteligentniejszy jesteś od większości z nich, ale nie masz wiary w nic Wielkiego i Trwałego, ani w Boga nie wierzysz, ani w ludzi, ani w sens świata. Od dziesięcioleci tak walczą Mr Hyde i doktor Jekyll z Borzęcina, Krakowa, Warszawy, Chiavari, Paryża, Meksyku, Nicei. Kiedy jeden postanowił zostać pisarzem, drugi zaczął powątpiewać, czy to w ogóle coś poważnego. Gdy jeden zapisał się do partii, drugi co prawda wziął czerwoną legitymację i zabrał się do pouczania narodu, ale zaraz pisanie serio zeszło mu w satyryczność i zamiast kraj i socjalizm chwalić, dostrzegł w nim śmieszność i głupstwo. Kiedy doktor Jekyll nauczył się kilku języków obcych, Mr Hyde drwił: – Nigdy nie zapomnisz, żeś stąd, z dziwacznej i nikomu niepotrzebnej polszczyzny, na którą będziesz już zawsze skazany. Im na wyższe salony tamten bywał zapraszany, tym bardziej potomek borzęcińskich chłopów miał ochotę uchlać się i walnąć kogoś w mordę za wszystkie grzechy marnego urodzenia, za przaśną poniewierkę i głodowanie za młodu.
30 Dytyramb nr 1
Mrożek zza Mrożka
Tych dwóch Mrożków nie wymyśliłem. Zawsze byli w tym, któregośmy mieli za jednego, tylko trudno było dostrzec, że ten jeden to naprawdę dwóch. Bo drugi starannie się ukrywał. A może nie tyle ukrywał, ileśmy go nie umieli rozpoznać i nazwać. Wychodził co jakiś czas a to z prozy, a to z dramatów, całkiem jawnie mówiąc: to ja, także ja. Braliśmy go za literacką postać, jedną z wielu wymyślonych przez Mrożka, ale to był oczywiście on, ten drugi, inny, ten ciemny sobowtór, mroczne alter ego. W najlepszym bodaj opowiadaniu Mrożka, „We młynie, we młynie mój dobry panie” (1967), bohater napotyka w rzece własnego utopionego sobowtóra. Trup spływa wodą, a bohater, idąc brzegiem, towarzyszy mu odtąd w różnych okolicznościach – praktycznie do końca życia. Ten symboliczny trup oznacza pożegnanie z sobą – Kimś Innym, poprzednim, już fałszywym, niesłusznym, wstydliwym. Ale kimś nie do zapomnienia, nie do likwidacji w pamięci przez naciśnięcie klawisza delete. W jednym z „Małych listów” opublikowanym w „Dialogu” w roku 1975 Mrożek zauważył i taką okoliczność: „Najlepiej pamiętam pomysł (pijacki?), że nie jestem sam, ale mam kosmicznego bliźniaka--sobowtóra. Podwójna tożsamość. (Wiem, wiem, czego to symptom, ale nie mam ochoty rozmawiać z psychiatrami). Coś, co jest zbliżone chyba do koncepcji ciała astralnego. Otóż ten mój bliźniak znajduje się »po tamtej stronie« i wie wszystko, czego ja nie wiem. Ma kontakt ze wszystkim, z czym ja nie mogę mieć kontaktu. Ja, w mojej pojedynczej tylko tożsamości. Cała sztuka w tym, żeby z tym moim kosmicznym bliźniakiem nauczyć się współżycia, a cała bieda, kiedy to współżycie się nie układa”. Kiedyś miałem pomysł, że „Emigranci”, jedno z Mrożkowych arcydzieł, powinni być grani jako monodram, czyli obie role, inteligenta AA i prostaka XX, odgrywałby jeden aktor. Nigdzie nie widać tak jasno, że w tej najbardziej- autobiograficznej- sztuce Mrożka to nie AA, jak się zwykle sądzi, jest portretem autora, ale obaj po równo: wykształcony uciekinier z kraju niewoli i chłopski syn przywiązany do tradycyjnie prostych zasad bytu. Oczywiście w tak zwanym życiu ten drugi Mrożek był głęboko ukryty wewnątrz tamtego pierwszego. Ale jeśli chcielibyśmy i jego poznać, wystarczyłoby się odwołać do Mrożkowego systemu wartości zawartego w całym pisarstwie. To przecież nic innego jak filozoficzny konserwatyzm zdecydowanie optujący za porządkiem logiki przeciw dezynwolturze intuicji, za kulturą przeciw kontrkulturze, za stabilizacją przeciw rewolucji.
MÓJ KOSMICZNY BLIŹNIAK
JEKYLL JEDZIE W ŚWIAT
PRZEZ OSTATNIE PÓŁ WIEKU Z OKŁADEM NIEŹLE UDAŁO NAM SIĘ POZNAĆ JEDNEGO Z MROŻKÓW. POWIEDZMY DOKTORA SŁAWOMIRA JEKYLLA. ZRAZU IRONICZNEGO SATYRYKA, GOŚCIA CO PRAWDA MRUKLIWEGO, CHOĆ BYNAJMNIEJ NIESTRONIĄCEGO OD TOWARZYSTWA. JAK WIADOMO, SATYRYCY TO URODZENI PESYMIŚCI NIELUBIĄCY SIĘ ODZYWAĆ BEZ POTRZEBY. Magazyn Literacki 31
TYCH DWÓCH MROŻKÓW NIE WYMYŚLIŁEM. ZAWSZE BYLI W TYM, KTÓREGOŚMY MIELI ZA JEDNEGO, TYLKO TRUDNO BYŁO DOSTRZEC, ŻE TEN JEDEN TO NAPRAWDĘ DWÓCH.
32 Dytyramb nr 1
Magazyn Literacki  33
Felieton
Podwojenie bohaterów na zasadzie przeciwstawienia racji jest oczywiście zasadą każdego dobrego dramatu. W niektórych sztukach Mrożka jest to jednak coś więcej: ściganie się z własnym cieniem, własnym odwróconym sobowtórem. Na podobne obsesje chorował Gombrowicz, z którego upiornym i genialnym cieniem całe życie Mrożek się zmagał. Maja i Leszczuk z „Opętanych”, Henryk i Władzio ze „Ślubu”, Witold i Fryderyk z „Pornografii”, Szarm JA – KROPKA, KRESKA
i Firulet z „Operetki”... Te lustrzane pary żyć bez siebie mogą, ale ich życie to nieustająca konkurencja i bitwa na przewagi: jak ty tak, to ja tak. Z tego zaklętego koła wyjścia nie ma – chyba że ktoś strzeli w lustro. W „Letnim dniu” powstałym juz w 1983 roku, jeszcze za socjalizmu w Polsce, zwycięski Ud, przedstawiciel Zachodu, został przeciwstawiony przegranemu Nieudowi, przybyszowi zza żelaznej kurtyny. Jeśli znów przyjmiemy, że sporo w tym autobiografii, serce każe widzieć Mrożka oczywiście w Nieudzie. Ale autor tej sztuki mieszkał już wtedy na Zachodzie od 20 lat, miał pozycję, sukces i jednak w miarę przyzwoite pieniądze, przynajmniej w porównaniu z pisarzami rodakami w ojczyźnie. Bez obawy błędu można by zatem uznać, że Ud to także trochę on... A może raczej ktoś, kim Mrożek mógłby być, gdyby nie... Nieud w Mrożku, czyli ten „gorszy”, bo z gorszej kultury kiedyś przybyły i z marniejszej cywilizacji. „Kontrakt” napisany trzy lata później ma bardzo podobną konstrukcję, z dwoma bohaterami przeciwstawionymi sobie niemal na identycznej zasadzie – lepszości i gorszości, zachodniości i wschodniości, kulturowej „europejskiej” stabilizacji i „słowiańskiej” wiecznej improwizacji. To zderzenie światów widać też w „Vatzlavie” (1969) i w „Ambasadorze” (1981). Tu już wprawdzie nie o rewers i awers bohatera chodzi, ale o kontrast dwóch rzeczywistości: z jednej bohater się wypisał, nie mogąc w niej wytrzymać, w drugiej usiłuje się odnaleźć. Co nie zawsze mu się udaje... Nieud tonie w morzu; Vatzlav, który wychodzi z morza na brzeg lepszego świata, na końcu do morza wraca; Uciekinier uzyskuje azyl w ambasadzie, ale cóż z tego, skoro placówka zostaje odcięta od własnego kraju.
34 Dytyramb nr 1
Ten mruk swoje w ojczyźnie odrobił, uwiódł inteligencję i masy pracujące, pokazał absurdy życia w nowym ustroju jak nikt przed nim. Pisał przezabawne opowiadania, zdarzyły mu się po drodze nawet dwie niewielkie powieści. Obficie rysował, to dziś klasyka rysunkowej satyry. Współpracował z kabaretami, dostarczając aktorom a to skecze, a to monologi (któż z nas, którzyśmy żyli w tamtych czasach, nie pamięta Edwarda Dziewońskiego i jego opowiastek o Prezesie, Księgowym, Magazynierze i Nowosądeckim z radiowego „Podwieczorku przy mikrofonie”?). Potem słynny debiut dramaturgiczny... Rosnąca kariera krajowa, rychło zagraniczna... Sam katalogowy spis premier polskich i światowych, wydany w roku 1990 z okazji 60-lecia pisarza, ma format A4, czyli kartki maszynopisu, i liczy 90 stron. A od tamtego czasu minęło dalszych 20 lat. Przez to półwiecze z okładem Mrożek niewiele się udzielał jako osoba publiczna. Nie lubił wywiadów. Nigdy nie zabierał głosu w sprawach politycznych, z jednym wyjątkiem – gdy w sierpniu 1968 roku zaprotestował w paryskim „Le Monde” przeciw najazdowi wojsk Układu Warszawskiego na Czechosłowację. Milczał także w sprawach prywatnych. Wyglądało, jakby pilnie strzegł swojego życia poza pisarstwem. Kto chciał, mógł się okruchów tej prywatności doszukać między wierszami opowiadań i dramatów. Może najbardziej – w felietonach bądź okazjonalnych artykułach wspomnieniowych poświęconych a to bliskim ludziom, a to jakimś dawnym wydarzeniom (kto ciekaw, niech sięgnie po „Małe listy” czy „Życie i inne okoliczności” wydane w 2003 roku jako I tom „Variów”). Wiadomo było, że od 1963 roku mieszka za granicą na dziwnej zasadzie ni to emigranta, ni to obywatela świata, który po prostu woli być tam, gdzie mu lepiej, przyjaźniej, wygodniej. Po 1968, gdy odmówił powrotu do Polski i poprosił o azyl we Francji, był już na swój sposób politycznym wygnańcem, choć w jego przypadku brzmiało to zawsze dwuznacznie i niekoniecznie. Potem, kiedy już go politycznie w PRL odblokowano, zaczął przyjeżdżać z krótkimi odwiedzinami. Osobisty udział w Festiwalu Mrożka w 1990 roku stał się długo komentowanym wydarzeniem, bo po raz pierwszy ten mruk i odludek niemal bratał się z ludem, jeździł z imprezy na imprezę, uśmiechał się i odzywał częściej niż dwa razy dziennie.
Co zabawne, dla odciążenia go od udziału we wszystkich punktach obfitego programu organizatorzy zafundowali mu... jego sobowtóra, miłego starszego pana rzeczywiście łudząco do Mrożka podobnego. Czyżby spełniło się na jawie dawne przywidzenie o sobowtórze? W wersji tym razem rozrywkowej? Potem Mrożek, już w Meksyku w 1991 roku, poważnie zachorował. Szczęśliwie go odratowano. Kilka lat później, po powrocie do Krakowa (sądził, że to już ostatnia przeprowadzka), zachorował po raz drugi, równie poważnie, na udar mózgu. Po wydostaniu się z tamtej pierwszej choroby napisał jeszcze cztery sztuki. Pierwsza, „Wdowy” (1992), była mało śmiesznym, choć oczywiście po mrożkowsku ironicznie zdystansowanym traktatem o śmierci. Po udarze krakowskim napisał tylko – w ramach terapii przywracania pamięci utraconej wskutek afazji – autobiografię „Baltazar”. I zamilkł jako pisarz, być
Ten mruk swoje w ojczyźnie odrobił, uwiódł inteligencję i masy pracujące, pokazał absurdy życia w nowym ustroju jak nikt przed nim. może bezpo-wrotnie. Po czym mało co komu mówiąc, zabrał manatki, żonę Susanę i zamieszkał na południu Francji, gdzie jest ciepło i ogólnie przyjemniej. A przecież nadal jest obecny – tylko inaczej. On sam milczy, ale zaczynają mówić jego inne, nieznane teksty wydobywane z archiwów cudzych i własnych, z szaf i szuflad przyjaciół. Ten dziwny proceder wypełniania odkrywanym Mrożkiem brak Mrożka piszącego jest zjawiskiem absolutnie fascynującym. Oto na naszych oczach wyłania się z niebytu niemal całkiem inny ktoś, kto nosi to samo imię i nazwisko co pewien znany nam, zdawałoby się na wylot, autor „Słonia”, „Tanga”, „Portretu” i „Miłości na Krymie”.
Mrożek zza Mrożka
Sławomir Mrożek to polski dramatopisarz i prozaik. Jest autorem licznych satyrycznych opowiadań oraz utworów dramatycznych o tematyce filozoficznej, politycznej i obyczajowej.Zaliczany do nurtu teatru absurdu. Całość dzieła Dziennik tom I 1962-1969 trafiła właśnie do księgarń w kraju dzięki Wydawnictwu Literackiemu.
en ktoś – nazwijmy go Mr Sławomir Hyde – objawia nam przede wszystkim swoją ukrywaną dotąd prywatność, niemal intymność. Zaskakującą. Pójdźmy krok dalej – szokującą. Opublikowane już tomy korespondencji (z Janem Błońskim, Adamem Tarnem, Wojciechem Skalmowskim) odkryły Mrożka rozbierającego na czynniki pierwsze swój status potencjalnego, a później rzeczy-wistego emigranta. Niektóre listy, wielostronicowe, to prawie eseje o Polsce, Europie, komunizmie, kulturze Wschodu i Zachodu, o wolności i zniewoleniu. Listy miejscami gorzkie, miejscami rozpaczliwe, często bezwzględne w analizach realiów świata drugiej połowy ubiegłego wieku, jeszcze bardziej bezwzględne w autoanalizach. Sławomir Hyde nie jest oczywiście żadnym wcieleniem zła jak jego literacki odpowiednik z powieści Stevensona. To raczej człowiek mroku wewnętrznego, psychoterapeuta dobierający się do trzewi świata (ten świat to także on) ze skalpelem precyzyjnego chirurga. Mrożek nigdy nie bał się słów na określenie czegokolwiek; czy ktoś, kto upominał się, by w polskiej konstytucji uwzględnić słowo „dupa” jako szczególnie przez Polaków cenione w wewnętrznej komunikacji, miałby się cofnąć przed takim choćby zapisem chwilowego samopoczucia: „Zmęczenie. Za długo żyję w celibacie. Piłem przez pięć dni. Z tego dwa razy samotnie. Oko gnije. Cywilizacja ginie. Wiatr wieje. Talent nie rozwija się. Przyszłość pochmurna, raczej nic w niej nie widać. Pan Bóg jest albo go nie ma. Zaraz będą awantury. Do ziemi, do ziemi” Gigantyczny i rewelacyjny „Dziennik”, pełen niebywałych psychologicznie spostrzeżeń, godnych Marcela Prousta, jest świadectwem nieustannej wojny Sławomira Jekylla ze Sławomirem Hyde’em. Wojny, która będzie się odtąd toczyła także w nas, czytelnikach i widzach dwójduchowego fenomenu o nazwisku Mrożek. Dotąd znaliśmy tylko tego pierwszego, dyskretnego, perfekcyjnego pisarza ukrytego za mistrzowską formą swoich tekstów i misternym dialogiem postaci.
Teraz musimy dać sobie radę z coraz silniejszym istnieniem tego drugiego – rozdygotanego wewnętrznie neurotyka, nierzadko agresywnego skorpiona, który brutalnie raniąc siebie samego, burzy nasz miły spokój co do ludzkiej natury. Magazyn Literacki 35
36  Dytyramb nr 1
Magazyn Literacki  37
Telegram
POLACY NIEOCZYTANI
Z badań z listopada ub.r. wynika, że tylko 38 proc. Polaków miało przez rok kontakt z co najmniej jedną książką. Nie sprawdzano wprawdzie, w jakim stopniu tradycyjny “papier” został zastąpiony przez nowoczesne technologie (biblioteki cyfrowe, Google Book Search), za to zbadano, kto czyta i kupuje książki, jakie to książki, a także korzystanie z bibliotek oraz oczekiwania wobec bibliotek publicznych. Wskaźnik czytelnictwa zmniejszył się w niemal wszystkich kategoriach społeczeństwa. Wyjątkiem są mieszkańcy największych, ponad 500-tysięcznych miast (z 54% w 2006 do 57 %w 2008 r.). - Od 1989 r. jesteśmy na równi pochyłej - mówi Beata Stasińska, współzałożycielka wydawnictwa W.A.B. - Przedtem Polak miał mniej zabawek, książkę traktował jak dobro. Jak dzisiaj ma wyrobić nawyk czytania? Telewizja kusi serialami, poziom księgozbiorów bibliotecznych jest skandaliczny, ceny książek rosną, zmniejsza się liczba recenzji w prasie. Najwyższy spadek czytelnictwa odnotowano wśród mężczyzn, mieszkańców małych i średnich miast, a także wśród grup postrzeganych jako „czytające”: nastolatków, osób z wykształceniem średnim pomaturalnym. A także internautów. Jeszcze niedawno internet postrzegany był jakosojusznik czytelnictwa internauci należeli do osób najchętniej czytających książki. Spadek czytelnictwa o 18 proc. w ciągu dwóch lat może wskazywać, że internet nie wspiera, ale zastępuje papierową książkę. - Najsmutniejszy jest znikanie czytania dla przyjemności - mówi autorka badań Katarzyna Wolff z BN. - Gdyby pominąć czytającą z obowiązku młodzież, wynik byłby niestety jeszcze mizerniejszy.
Aż 62 procent Polaków nie miało przez rok kontaktu z żadną książką. Tak źle nie było od początku lat 90. Wskaźnik czytelnictwa zmniejszył się w niemal wszystkich kategoriach społeczeństwa.
Dlaczego czytamy coraz mniej? Autorzy badań winią stan oświaty, która nie sprzyja wyrobieniu nawyku czytania. Okrojone minima lekturowe, fragmentaryzacja tekstów, omawianie ich pod kątem testów „z kluczem”. Nie ma za to mowy o kryzysie ekonomicznym. - Spadek nastąpił jeszcze w okresie prosperity - tłumaczy Grzegorz Gauden, dyrektor Instytutu Książki. - Paradoksalnie zresztą rynek książki przez cały czas się rozwija, wzrasta liczba wydawanych tytułów i obroty wydawnictw. Od początku transformacji ustrojowej jest to wzrost dziesięciokrotny, do 2,5 mld zł rocznie. Wolff dodaje: - Spadek czytelnictwa i liczby osób kupujących książki nie przekłada się na spadek sprzedawanych egzemplarzy. Następuje za to coraz głębszy podział na nieliczną, ale stabilną grupę osób kupujących coraz więcej, dużo powyżej 12 książek rocznie, i rosnącą rzeszę osób nieczytających nic w ogóle. Przy rosnących cenach książek najpopularniejszym ich źródłem pozostają biblioteki (40 proc.), zwłaszcza publiczne. W Polsce działa ok. 8,5 tys. bibliotek i 1600 punktów bibliotecznych, zatrudniają ok. 18 tys. bibliotekarzy. W ub. r. przynajmniej raz w bibliotece było 24 proc. Polaków. Spada jednak intensywność uzupełniania zbiorów (z 18 woluminów rocznie na stu mieszkańców w latach 80. do pięciu obecnie). - Biblioteki przyszłości to nowoczesne centrum wiedzy, ale także lokalnego życia społecznego. Szerokopasmowy internet, komputery dostępne dla odwiedzających i bibliotekarze przygotowani, by ludzi uczyć ich obsługi, nowoczesna architektura. Prace nad programem ruszyły w ub. roku. To nie jest jednorazowa akcja, to wieloletni program, w który chcemy angażować samorząd terytorialny, bo dziś zdarzają się wójtowie, którzy chętnie pozamykaliby gminne biblioteki. Na szczęście prawo im to uniemożliwia.
38 Dytyramb nr 1
Echo
Portugalski pisarz, laureat literackiej nagrody Nobla w 1998 roku, zmarł na hiszpańskiej wyspie Lanzarote. Miał 87 lat
JOSE SARAMAGO
Ten portugalski geniusz urodził się 16 listopada 1922 r. - słowo “saramago” oznaczające w rodzinnych okolicach pisarza chwast było tak naprawdę przezwiskiem jego ojca Jose de Sousy. Zanim opublikował pierwszą powieść “Ziemia grzechu” (1947), pracował m.in. jako sprzedawca, rysownik i mechanik samochodowy. Debiutancka książka przeszła bez echa, ale to jej zawdzięczał Saramago pracę w lokalnej gazecie - szybko stał się cenionym komentatorem kulturalnym i politycznym. W roku 1966 wydał “Wiersze możliwe”, ale prawdziwy literacki sukces przyszedł razem z “Pamiętnikiem z klasztoru” (1980, w Polsce i na świecie znanym jako “Baltazar i Blimunda”), którym zachwycił się m.in. Federico Fellini - opowieść o bezrękim chłopie i córce czarownicy Blimundzie, którzy próbują uciec przed inkwizycyjnym Świętym Oficjum maszyną latającą, została później m.in. przerobiona na operę.
bił równie dużo złego: płonące stosy, ideologiczna nietolerancja itd. Jestem komunistą, bo nie znalazłem lepszych idei, w które chciałbym wierzyć”. I dodał: “Powszechna Deklaracja Praw Człowieka jest dziś przemokłym bezwartościowym papierem, protesty przeciw jej łamaniu są coraz słabsze. Totalitaryzm korporacyjny nie potrzebuje już żadnych ideologii. Jesteśmy uśpieni w przeświadczeniu, że żyjemy w demokracji, ale to fikcja. W rzeczywistości rządzą nami instytucje, które nie mają z demokracją nic wspólnego, jak Bank Światowy czy Światowa Organizacja Handlu. Żyjemy w świecie rządzonym przez bogatych. A co ja w tym wszystkim robię? Napisałem “Miasto ślepców”, dostałem Nobla i co z tego? Literackie przypowieści noblistów nie zmieniają rzeczywistości”. Ponad rok temu wyszedł z ciężkiej choroby. “Byłem rzeczą na lodowcu, która się przewraca, a potem połyka ją zmrożona woda” - opowiadał “Gazecie”. Wywiad zakończył słowami: “Wszyscy umrzemy, każdy inaczej wyobraża sobie ten moment, a ja wiem, że nie będzie przedpiekla”.
W latach 80. i 90. stworzył swoje najwybitniejsze dzieła - “Rok śmierci Ricarda Reisa” (1984), “Kamienną tratwę” (1986), “Historię oblężenia Lizbony” (1989), obrazoburczą i potępioną przez Kościół katolicki “Ewangelię według Jezusa Chrystusa” (1991) czy wreszcie “Miasto ślepców” (1995), zekranizowaną przez Fernanda Meirellesa (z Julianne Moore w roli głównej) przypowieść o końcu cywilizacji, którego znakiem jest powszechna ślepota. Zanim stał się uznanym na świecie pisarzem, na przełomie lat 60. i 70. dał się poznać jako aktywny komunista z politycznymi aspiracjami. Politykę porzucił dość szybko, ale przekonań nie zmienił. “Nie szukam usprawiedliwień dla tego, co zrobiły komunistyczne reżimy” - tłumaczył przed rokiem w wywiadzie dla “Gazety”. - Ale Kościół zro-
Dzięki metaforom ożywionym fantazją, współczuciem i ironią pozwala wciąż na nowo chwytać umykającą rzeczywistość. Saramago był w stanie kilkoma słowami puścić w ruch świat, snuł niekończące się opowieści o “legendach, zjawach, niezwykłych przypadkach, dawnych zgonach, (...) nieustającym pogłosie wspomnień, który nie dawał mi zasnąć, a jednocześnie delikatnie kołysał mnie do snu”.
Magazyn Literacki 39
ul. Typograficzna 4 90-210 Literkowo PROJEKT LAYOTU i ILLUSTRACJE Aleksandra Niepsuj WYDAWCA Aleksandra Niepsuj KONTRYBUCJE Mazaki, Nożyczki, Klej ŹRÓDŁA PUBLIKACJI Serwisy Internetowe: Gazeta Wyborcza, Przekrój, Culture.pl, Kulturaonline.pl, poezja.org Wszelkie prawa zastrzeżone. Żadna część publikacji nie może być powielana bez zgody wydawcy.
40 Dytyramb nr 1
Aleksandra Niepsuj
Projekt dyplomowy 2010
Ogólnopolski Magazyn Literacki
Akedemia Sztuk Pięknych im. Władysława Strzemińskiego w Łodzi
Pracowania Projektowania Grafiki Wydawniczej Promotor dr hab. Sławomir Kosmynka
Magazyn Literacki 41
42  Dytyramb nr 1
Magazyn Literacki  43