Krzysztof Lubczyński, „Trybuna”
Autorka wspomnień ‒ kobieta inteligentna i obdarzona niemałym talentem literackim ‒ przekazała obraz codziennego kobiecego życia. Powinni ją przeczytać także wszyscy ci, których interesuje historia życia codziennego, zwłaszcza kobiet. Anna Dorota Kamińska, „Stolica”
[...] była Pani Zofia osobą nietuzinkową. To zresztą nieadekwatne określenie dla tej kobiety o niesłychanie szerokich zainteresowaniach, utalentowanej pianistce i pisarce, społecznicy, świetnej gospodyni, matce siedmiorga dzieci. Krzysztof Masłoń, „Do Rzeczy”
Po drugi tom wspomnień Zofii Skąpskiej sięgnąłem pełen uznania dla wartkości narracji i zdolności obserwacji Autorki, co zapamiętałem z tomu pierwszego. Historia jednej rodziny osnuta wokół historycznych przeżyć całego kraju to opowieść niemal uniwersalna o losie Polski i Polaków pierwszej połowy XX wieku. Bogate, ociekające faktami i zaskakującymi koligacjami przypisy stanowią dodatkowe tło opowieści, układają się w osobną, równoległą narrację o Polsce, której już nie ma. Józef Hen Pisarstwo Zofii Skąpskiej nabiera w tym tomie dodatkowych rumieńców, a historia Jej życia i życia Jej rodziny to niemal gotowy scenariusz na film czy serial obyczajowo-przygodowy. Barwne, soczyste postaci, zaskakujące losy bohaterów, a życie Autorki bogate w dramatyczne i zaskakujące zdarzenia... Warto przeczytać. Wiesław Myśliwski Nostalgia za rodzinną Sądecczyzną konfrontuje się w drugim tomie wspomnień Zofii Skąpskiej z trudem rozpoczynania nowego życia na Pomorzu, w którym wszystko jest inne: pejzaże, ziemia, zapachy, ludzie, obyczaje. Drugi tom wspomnień Zofii Skąpskiej jest fascynującym zapisem niełatwej akceptacji tej inności i stworzenia w nowym miejscu swojej małej ojczyzny na dwie międzywojenne dekady. Polecam. Eustachy Rylski ISBN 978-83-07-03512-3
Zofia z Odrowąż-Pieniążków Skąpska
[...] w głowie się już kręci od bogactwa faktograficznego biografii autorki wspomnień. [...] Gąszcz zdarzeń, zjawisk, środowisk, niezliczone personalia, te nieznane i te bardzo znane, historyczne persony [...] Wspomnienia Zofii z Odrowąż-Pieniążków Skąpskiej są prawdziwą kopalnią wiedzy o epoce [...] Czyta się te wspomnienia znakomicie... napisane są klarowną, piękną polszczyzną ówczesnej inteligencji...
Dziwne jest serce kobiece...
Krzysztof Jakubowski, „Kraków”
Dziwne jest serce kobiece… tom 2 Wspomnienia z Pomorza i Hebdowa Zofii z Odrowąż-Pieniążków Skąpskiej to kontynuacja wydanego w 2019 tomu Dziwne jest serce kobiece…Wspomnienia galicyjskie. Autorka przenosi nas teraz na Pomorze, gdzie w odrodzonej Polsce toczą się dalsze losy jej i najbliższych. Tłem są zarówno ważne wydarzenia o randze narodowej, jak i drobne, lecz barwne przypadki życia spędzanego na prowincji. Druga część tomu to zapis dramatycznych przeżyć rodziny podczas II wojny światowej i okupacji. W tym czasie autorka mieszka w podkrakowskim majątku Hebdów. Dziwne jest serce kobiecie… jest wciągającą lekturą nie tylko dla miłośników wspomnień i rodzinnych sag, w której pojawia się wiele historycznych postaci.
Zofia z Odrowąż-Pieniążków Skąpska Wspomnienia z Pomorza i Hebdowa
[...] zapiski Zofii z Odrowąż-Pieniążków Skąpskiej wymykają się jednoznacznej kwalifikacji. Pojawia się kilka gatunków literackich, nie wyłączając reportażu. Całość składa się na malowniczą, pisaną ze swadą językiem tyleż lekkim, ile eleganckim, opowieść osnutą na zdarzeniach z lat 1900-1920. Wypada z nadzieją oczekiwać na ciąg dalszy, obejmujący czasy coraz bliższe. Nie należy zapominać, że Zofia Skąpska pisała niemal do ostatnich dni...
tom 2
Tom pierwszy wspomnień Zofii Skąpskiej otrzymał od „Magazynu Literackiego Książki” tytuły: Książki Października 2019 i Wydarzenia Edytorskiego Roku 2019. Książka była nominowana do Nagrody Historycznej Polityki i Nagrody im. ks. prof. Bolesława Kumora. Adaptację wspomnień, pod tym samym tytułem, zrealizowano w Teatrze Polskiego Radia. Tom pierwszy zyskał wiele recenzji i omówień, oto fragmenty: Niezwykłe wspomnienia niezwykłej kobiety, [...] spisane ze skrupulatnością, talentem do obserwacji toczącej się rzeczywistości i ludzi [...]. Spisane bez egzaltacji, oszczędnie emocjonalnie [...] To niezwykła kobieta...
prof. Wiesław Władyka, „Polityka”
Dziwne jest serce kobiece... tom 2
Wspomnienia z Pomorza i Hebdowa
[...] to bezcenna książka dla historyków i amatorów przeszłości. To kolejny dowód na to, że warto pisać pamiętniki i zbierać wspomnienia. Dzięki temu możemy poznać kobietę nowoczesną z przełomu wieków. Opublikowana książka to „intymne źródło”, które pozwala dotknąć życia codziennego. Pamiętnik wnosi bardzo dużo do historii życia codziennego w początku XX wieku. Razem z autorką śledzimy najnowsze trendy w modzie, [...] zasiadamy do rodzinnych stołów, możemy zaglądnąć do kuchni, a nawet dowiedzieć się wiele o ówczesnej medycynie. Autorka znakomicie oddała atmosferę I wojny światowej i przemieszczającego się frontu wojennego. Jej relacja z tych dni to nie tylko wyraz wielkiego patriotyzmu, ale również troska o niemal każdego żołnierza i potrzebującego człowieka. Skąpska trafnie przewidywała, że wojna z lat 1914-1918 zburzy dotychczasowy porządek świata. Zapewne nie przypuszczała jednak, jak bardzo będzie okrutna kolejna wojna i jak ona zrewolucjonizuje świat.
dr Łukasz Połomski, „Sądeczanin”
9 788307 035123
www.czytelnik.pl
OkladkawWspomnienia-druk.indd 1
19.07.2021 12:31
Zofia z Odrowąż-Pieniążków Skąpska
Dziwne jest serce kobiece... tom 2
Wspomnienia z Pomorza i Hebdowa
Opracowanie wspomnień przepisanych z rękopisu, wstęp, komentarze, przypisy, dobór materiału ilustracyjnego i tablice genealogiczne
Rafał Skąpski
001-019-Wspom-160x230.indd 1
19.07.2021 12:02
001-019-Wspom-160x230.indd 2
19.07.2021 12:02
Zofia z Odrowąż-Pieniążków Skąpska
Dziwne jest serce kobiece... Wspomnienia z Pomorza i Hebdowa
001-019-Wspom-160x230.indd 3
19.07.2021 12:02
Opracowanie graficzne i typograficzne Maciej Sadowski Redakcja, korekta i indeks nazwisk Hanna Wachnowska Na okładce: Zofia i Jan Skąpscy, Wielki Łęck 1926 r., fot. Jan Bułhak, na rozkładówce: Zofia Skąpska w oranżerii, ok. 1920 r. Oba zdjęcia ze zbiorów rodzinnych Ksiażka powstała dzięki wsparciu Funduszu Popierania Twórczości Stowarzyszenia Autorów ZAiKS
© Copyright by Rafał Skąpski, 2021 © Copyright for the edition by Spółdzielnia Wydawnicza „Czytelnik”, Warszawa 2021 Wszystkich zainteresowanych autor zaprasza do kontaktu: skapski.r@gmail.com
Spółdzielnia Wydawnicza „Czytelnik” ul. Wiejska 12 a, 00-490 Warszawa Warszawa 2021, Wydanie I Skład: pagegraph.pl Druk: Drukarnia Wydawnicza im. W.L. Anczyca SA, Kraków ISBN 978-83-07-03512-3
001-019-Wspom-160x230.indd 4
19.07.2021 12:02
Wstęp
Oddając w ręce Szanownych Czytelników drugi tom wspomnień Zofii z Odrowąż-Pieniążków Skąpskiej, zakładam, iż pierwszy Państwo już czytali. Jednak być może ktoś dopiero teraz sięgnie po tom poprzedni, zwracam uwagę, iż zawarty jest w nim mój obszerny wstęp opisujący Autorkę, jej rodzinę, wychowanie, zainteresowania i twórczość publicystyczną. Przypomnę, Autorka urodziła się w 1881 roku w Kaliszu, w rodzinie ziemiańskiej. Zrządzenia losu powodują, iż jako kilkuletnia dziewczynka przenosi się z rodzicami do Krakowa, gdzie jej ojciec, Jan OdrowążPieniążek, porzuciwszy zarząd posagowym majątkiem Goszczynno koło Łęczycy, musiał zająć się, po śmierci swego ojca, a następnie szwagra, prowadzeniem rodzinnych interesów w Galicji. Było to kilka szybów naftowych w okolicach Gorlic (gdzie dziadek Autorki był burmistrzem) i trzy sklepy z lampami naftowymi i naftą w centrum Krakowa (sklepy odkupione przed laty od Ignacego Łukasiewicza). Los nie szczędzi dziewczynce tragicznych zdarzeń. W roku 1887 umiera matka, a w 1896 ojciec. Śmierć ta przekreśla uzdolnionej muzycznie Zofii bardzo realny plan wyjazdu za granicę na studia pianistyczne. Szykując się do matury, zaczyna poważnie rozważać podjęcie pracy w charakterze domowej nauczycielki. W tym czasie spotyka mężczyznę, w którym zakochuje się od pierwszego wejrzenia, na szczęście z wzajemnością i na całe życie. Ale małżeństwo to narzuca kolejną istotną zmianę w życiu Zofii. Nie tylko opuszcza Kraków, ciotki i siostrę, ale
001-019-Wspom-160x230.indd 5
19.07.2021 12:02
6
Dziwne jest serce kobiece…
przenosząc się „za mężem” na wieś, całkowicie odmienia swe zwyczaje, zajęcia, tryb życia. Z niedoszłej mieszczki staje się wiejską gospodynią. Niepewna swych możliwości i umiejętności, z czasem nabywa doświadczenia. Kupuje fachowe książki, słucha bardziej doświadczonych, a praktyką umacnia się w przekonaniu, że coraz więcej potrafi. Staje się wzorową panią domu, odpowiedzialną matką, wyrozumiałą żoną. Nieśmiało, ale konsekwentnie, wraca do ulubionych zajęć: gry na fortepianie i prób literackich, które niebawem zaczynają ukazywać się drukiem. Ale przede wszystkim pisze swój dziennik, notując zdarzenia, przemyślenia i pragnienia. Z młodej, niedoświadczonej pensjonarki, ulegającej dziewczęcym emocjom, powodowanej często naiwnymi marzeniami i wyobrażeniami o życiu, staje się stateczną żoną i matką, odpowiedzialnie zarządzającą sporym gospodarstwem. Tom pierwszy wspomnień Zofii Skąpskiej kończy się, gdy Polska otrząsa się z grozy wojny, zwanej wówczas wielką wojną, kiedy tworzą się zręby państwowości, nastaje rok 1920. To znacząca cezura nie tylko w życiu Autorki. Dobiega wtedy czterdziestu lat, i jak się okaże będzie to równo półmetek jej życia. Jest po dziewięciu porodach, przeżyło siedmioro dzieci. Najstarsi z nich, Antoni i Tadeusz, w 1920 roku biorą udział w działaniach wojennych, broniąc świeżo odzyskanej niepodległości Rzeczypospolitej. Najmłodsza córka Wanda ma wówczas sześć lat. Kilka miesięcy wcześniej małżonkowie Zofia i Jan Skąpscy podejmują decyzję o opuszczeniu Sądecczyzny i przeniesieniu się na Pomorze (byłe Prusy Królewskie), na tereny przydzielone Polsce na podstawie ustaleń Traktatu Wersalskiego i podpisywanych nieco później dwustronnych umów z Niemcami. Odrodzonemu Państwu Polskiemu, ówczesnej władzy Rzeczypospolitej, europejscy politycy ofiarowali nieco ponad rok po odzyskaniu niepodległości dodatkowe terytorium, które opuszczali niemieccy właściciele ziemscy. Ich majątki, tak zwane domeny do obsadzenia, dały możliwość wynagrodzenia „swoich”. Powołano więc tymczasowe ministerstwo do spraw dawnej dzielnicy pruskiej, z siedzibą w Poznaniu, które – w porozumieniu z warszawską centralą – decydowało,
001-019-Wspom-160x230.indd 6
19.07.2021 12:02
Wstęp
7
komu przydzielić które gospodarstwo, częstokroć o niebagatelnym obszarze. Autorka opisuje towarzyszące temu perypetie i uwarunkowania. Ziemia, którą trzeba było wówczas rozdzielić, by spełniała swą płododajną powinność – nagle stała się przedmiotem politycznych gier, stała się wartością, która może być rodzajem nagrody politycznej, a nawet przedmiotem łupu. Dziadkowie Janostwo Skąpscy, obejmując w 1920 roku dobra ziemskie na Pomorzu, mając wieloletnią praktykę – a przede wszystkim stosowną edukację – stanowili nieliczną „fachową” mniejszość wśród tych szczęśliwców, którzy otrzymywali umowy kupna ziemi, z reguły z płatnością rozłożoną na lata. Zdecydowana reszta beneficjentów to niezwiązani z rolnictwem zasłużeni legioniści, oficerowie z wojny 1920 roku, bliscy obozowi władzy, którym posiadanie wiejskiego majątku zapewniało awans towarzyski i umocnienie pozycji w elitach nowego Państwa. Z reguły angażowali sprawdzonego praktyka zarządcę (agronoma), sami koncentrując się na obowiązkach towarzyskich, działalności politycznej lub interesach w stolicy. Czy opisane praktyki i kryteria przydziału majątków na Pomorzu nie przypominają trochę sposobu obsadzania zarządów i rad nadzorczych spółek skarbu państwa współcześnie?! Wspomnienia w tym tomie, obejmujące kolejny okres życia Autorki i jej rodziny, ukazują zupełnie inne niż dotąd środowisko, inne realia społeczne i gospodarcze. Różnice między Galicją a Pomorzem widoczne są niemal na każdym kroku i w każdej płaszczyźnie życia. Inna jest też sama Zofia Skąpska, kobieta o ugruntowanych już poglądach, doświadczona, posiadająca rozległą wiedzę o rolnictwie, warzywnictwie, gospodarstwie domowym i wychowaniu dzieci, a nawet o medycynie. Synowie niebawem wstąpią w związki małżeńskie, córki zakończą edukację. Zofia włączy się w działalność kobiecych organizacji, awansując w ich strukturach, zacznie dzielić się swoją wiedzą, organizować kursy dla panien z „dobrych domów”. Kiedy dobierałem określenia na jej status i pozycję, cisnęło mi się słowo „matrona”. A więc kobieta zamężna, szanowana, stateczna, dostojna, przez stan poważana, o czystych obyczajach – tak o matronie w słownikach. To na pewno
001-019-Wspom-160x230.indd 7
19.07.2021 12:02
8
Dziwne jest serce kobiece…
właściwe i zasłużone określenie dla mej Babci. Uświadomiłem sobie, iż piszę tak o niej równo sto lat później. Uprzytomniłem też sobie, że w jej ówczesnym wieku jest teraz moja córka Ola, która dopiero dwa lata temu obdarowała nas wnuczką Adą, a przecież ostatnim słowem, jakie mi przychodzi do głowy, by swą córkę nazwać, jest matrona. Nie żeby była jakąś nieodpowiedzialną i niefrasobliwą trzpiotką, ale na pewno nie można o niej powiedzieć, że jest matroną. Na to określenie zapewne oburzyłaby się dziś niejedna sześćdziesięciolatka, a pewnie i kilka pań starszych. Oto, jak przez sto lat zmieniliśmy się. W pierwszej części wspomnień (do 1920 roku) to mąż Autorki – Jan Skąpski – był osią wydarzeń, główną postacią, wokół której toczyła się narracja. W okresie międzywojennym jego rola – tu w tych wspomnieniach, bo jestem przekonany, że nie w życiu małżonków – schodzi jakby na drugi plan1. Istotniejsze, więc obszerniejsze w notatkach, jest teraz życie Zofii Skąpskiej, jej aktywność społeczna i publicystyczna. Pozycja Jana Skąpskiego nie ulega przecież w rzeczywistości zmianie, nadal zarządza wielkim majątkiem, większym niż kiedykolwiek wcześniej, jest niekwestionowaną głową rodziny (powiększającej się, gdyż następują kolejne śluby i rodzą się kolejne wnuczęta), zajmuje mocną pozycję wśród miejscowego ziemiaństwa, a także – o czym, aż dziwne, nie ma nic w rękopisie jego żony – angażuje się w politykę. Relacje o tej działalności odnalazłem w książkach prof. Przemysława Olstowskiego2. Okazuje się, że Jan Skąpski związany był z Chrześcijańsko-Narodowym Stronnictwem Rolniczym (działało do 1925 roku, potem wchłonięte zostało przez Stronnictwo Chrześcijańsko-Narodowe). Prezesem pomorskiej wojewódzkiej rady Stronnictwa był sąsiad i co najmniej dobry znajomy Skąpskich – Kazimierz Życki z Chełst. 1
2
Obrazuje to zdanie z wydanego w 1937 r. Przewodnika krajoznawczo-historycznego po działdowskim powiecie, PTK Działdowo. Autorka Emilia Sukertowa-Biedrawina na s. 35 pisze: „Wielki Łęck dziś jest domeną państwową, w której mieszka p. Zofia Skąpska, publicystka i działaczka, oraz p. Jan Skąpski”. Przemysław Olstowski, Obóz pomajowy w województwie pomorskim w latach 1926– 1939, Neriton, Warszawa 2008 (s. 73, 75, 170) i Procesy starościńskie w województwie pomorskim w latach 1936–1939, DIG, Warszawa 2014 (s. 105, 110).
001-019-Wspom-160x230.indd 8
19.07.2021 12:02
Wstęp
9
Zapewne był sprawcą związania się Dziadka Jana z tą organizacją. Wśród działaczy tego Stronnictwa prof. Przemysław Olstowski wymienia także inne nazwiska, które pojawiają się na kartach wspomnień mojej Babci Zofii Skąpskiej – Janta-Połczyński, Jaworski, Donimirski, Slaski, Komierowski... Byłbyż to dla Dziadka Jana wybór tyleż ideowy, co i towarzyski? W latach późniejszych dziadek wiąże się z Bezpartyjnym Blokiem Współpracy z Rządem (BBWR), stając się prezesem jego powiatowego oddziału w Działdowie. Moja wiedza o innych społecznych funkcjach Jana Skąpskiego wynika bardziej z historycznych opracowań niż z treści tych wspomnień. Był zatem ponadto prezesem Spółki Wodnej „Działdówka” czy (od 1926 roku) związku powiatowego Zrzeszenia Straży Pożarnych3. Mimo to, mąż i jego zajęcia schodzą na plan dalszy, istotniejsze we wspomnieniach są działania i dokonania samej Autorki, wybijającej się na samodzielność. Być może jest to odzwierciedlenie generalnie zmieniającej się roli kobiety w życiu społecznym i domowym. Dopiero co odzyskana niepodległość Rzeczypospolitej przynosi więcej zmian, nie tylko prawa wyborcze. Zofia Skąpska znacznie poważniej i pełniej – niż do tej pory – angażuje się w życie społeczne, działa w stowarzyszeniu Pomorskich Ziemianek, by stać się w 1937 roku ich prezeską. Chcąc ulżyć w niespodziewanie niełatwej sytuacji finansowej rodziny, podejmuje działalność zarobkową. To wspomniane już praktyki gospodarcze dla panien z „dobrych domów”, ale też prowadzone przez dwa sezony – bardzo wówczas popularne – letnisko. Nadal publikuje, zmienia się jednak charakter jej artykułów, inna jest prasa, w której drukuje swe teksty. Przede wszystkim jest to wydawana w Warszawie „Ziemianka Polska” i „Gospodyni Pomorska” comiesięczny dodatek do toruńskich „Kłosów”. Z obydwoma tytułami wiąże się formalnie w 1927 roku, wchodząc w skład zespołu redakcyjnego „Ziemianki” i obejmując redakcję 3
Dariusz Piotrowicz, Dzieje OSP w powiecie działdowskim do 1939 r. w: Na ścieżkach mazowieckiej i podlaskiej krainy, praca zbiorowa pod red. dr. Tadeusza Skoczka, Muzeum Niepodległości. Muzeum historii Polskiego Ruchu Ludowego, Warszawa 2015 (s. 169).
001-019-Wspom-160x230.indd 9
19.07.2021 12:02
10
Dziwne jest serce kobiece…
„Gospodyni”. Artykułów autorstwa Zofii Skąpskiej, z tego okresu, jest na pewno dobrze ponad sto4, ale w porównaniu z twórczością z czasów sądeckich przeważają porady gospodarcze, artykuły interwencyjne. Felietonów, nowel czy opowiadań jest już niewiele. Jeden z nich5, opisujący przygotowania i przebieg ziemiańskich świąt wielkanocnych, był impulsem do kilkunastu cytatów i odwołań w książce dr. Tomasza Pruszaka O ziemiańskim świętowaniu6. Artykuły drukowane w latach 1926–1933 w „Domu Rodzinnym” (dodatku do ukazującego się w Toruniu „Słowa Pomorskiego” – dziennika związanego z Narodową Demokracją) wspomniane zostały w publikacji dr hab. Iwonny Michalskiej Międzywojenna rodzina w ujęciu „Domu Rodzinnego” 1925–19337. Wspomnienia Zofii Skąpskiej były inspiracją dla wielu cytatów i przytoczeń w książce prof. Tomasza Łaszkiewicza o pomorskim ziemiaństwie8. Podobnie korzystając z maszynopisu wspomnień, prof. Stanisław S. Nicieja9 w tomie IV Kresowej Atlantydy, cytuje fragment opisu pobytu Zofii Skąpskiej w Kosowie na Huculszczyźnie. Fragment maszynopisu dotyczący pobytu Stefana Felsztyńskiego w Brzeznej wykorzystała Zofia Gręplowska (z domu Skąpska) w opracowanej przez siebie książce Powroty10. 4
5 6
7
8
9
10
Czas pandemii i towarzyszących jej obostrzeń, w którym przyszło mi przygotowywać do druku tę publikację, uniemożliwił przeprowadzenie pełnej kwerendy w bibliotekach. Do wielu publikacji źródłowych nie mogłem dotrzeć. Podobnie przeszkodziło to w zebraniu obfitszego materiału ilustracyjnego czy osobistym dotarciu – co planowałem – do potomków osób spoza rodziny, które wymienione są na kartach wspomnień. Mam nadzieję, że to ostatnie uda się przy okazji promocji książki. Zofia Skąpska, Święcone w „Ziemianka Polska” 1928 nr 7, s. 14–18. Tomasz Adam Pruszak, O ziemiańskim świętowaniu, Wyd. Nauk. PWN, Warszawa 2011, s. 204–205, 231, 233–237. Iwonna Michalska, Międzywojenna rodzina w ujęciu „Domu Rodzinnego” 1925– 1933, „Wychowanie w rodzinie”, 2018 nr 1, s. 94. Tomasz Łaszkiewicz, Ziemiaństwo na Pomorzu w okresie dwudziestolecia międzywojennego – w perspektywie codzienności, PTH, Inowrocław–Toruń 2013, s. 23, 24, 36, 37, 58, 98, 102, 110, 118, 127, 131, 149, 172, 184, 206–208, 218, 242, 244, 256, 258, 262, 263, 292, 406, 420, 423, 425–427, 429, 443, 445, 450. Stanisław Sławomir Nicieja, Kresowa Atlantyda – historia i mitologia miast kresowych, tom IV, MS, Opole 2014, s. 129. Powroty, Krystyna, Kraków 2020, s. 438–441. Książka autorstwa Zofii Gręplowskiej. (zawiera obszerny wywiad Elżbiety Koniecznej z Krystyną Skąpską, 1°v. Peszyńską z d. Tetmajer).
001-019-Wspom-160x230.indd 10
19.07.2021 12:02
Wstęp
11
Ta książka – wydana własnym sumptem, poza oficjalnym obiegiem, tylko dla rodziny i bliskich znajomych – poświęcona jest dramatycznym wojennym losom matki Zofi i Gręplowskiej, Krystyny z domu Tetmajer, i jej najbliższych. To przejmujący dokument, będący również swoistą historią rodziny Tetmajerów, szczególnie córek Włodzimierza Tetmajera. Książka opracowana i wydana ze starannością godną najznakomitszych oficyn. Aż szkoda, że nie trafi ła na księgarskie lady. * * * Opisując związki swego pierworodnego – Antoniego – z Państwem Podziemnym i partyzantką, nie wspomina Babcia o podobnej aktywności młodszego syna – Tadeusza, mojego Ojca. Nie podejrzewam, że nic o tym nie wiedziała, mogła jednak nie znać skali jego zaangażowania i ani wielu szczegółów, ale coś chyba wiedziała. Zasłyszane we wczesnym dzieciństwie, bezpośrednio od Ojca, strzępki wiadomości, z natury rzeczy niepogłębione, ogólne, takie, jakie przekazuje się dziecku – mówią niewiele. Ale obraz staje się pełniejszy, gdy połączyć informacje z różnych źródeł. Moja siostra Magdalena, zapytana, co wie o tajnych, wojennych działaniach Ojca, zauważyła najpierw, iż sprawy konspiracyjne, „sprawy dorosłych”, w okresie lat 1939–1945, nie były przedmiotem rozmów z dziećmi. Młodzież była separowana od takich tematów. Jednakże zapamiętała, iż wielokrotnie w Zabierzowie, w domu jej rodziców, pojawiali się późnym wieczorem jacyś nieznani ludzie – dwie lub trzy osoby, których rano już nie było. Nasz Ojciec opiekował się i w różny sposób pomagał wielu pozbawionym dachu nad głową lub szukającym z innych powodów schronienia. Osoby te pomieszkiwały w domu Ireny i Tadeusza Skąpskich, ale Ojciec nasz znajdował im także możliwość zamieszkania w innych domach w samym Zabierzowie lub w jego okolicy. Wśród nich było wielu bliższych i dalszych krewnych, chociażby generał Jan Mischke z córką Janiną, Zbigniew (z rodziną) i Zygmunt Juszczakiewiczowie, Zdzisław
001-019-Wspom-160x230.indd 11
19.07.2021 12:02
12
Dziwne jest serce kobiece…
Skąpski (po zwolnieniu z Auschwitz), Hanna Wyganowska z domu Scholtze z rodziną. Spoza rodziny byli to: prof. Roman Podoski11 z rodziną, Marian Pelczar12 z rodziną, w tym synek Andrzej – późniejszy rektor Uniwersytetu Jagiellońskiego, rodzina Jana Pragłowskiego13 i wielu innych. Bezpośrednio po zwolnieniu z hitlerowskiego więzienia karnego na Pawiaku znalazła schronienie w Zabierzowie malarka Jadwiga Tereszczenko z synem, po pewnym czasie przenieśli się oni do Hebdowa. Jesienią 1944 r. Skąpscy przyjęli w Zabierzowie grupę uciekinierów z Warszawy. Siostra pamięta, iż utrzymywał Ojciec bliskie kontakty ze związanymi z podziemiem oficerami rezerwy 5. Pułku Strzelców Konnych (pułku, do którego przed wybuchem wojny sam miał przydział). Wymieniła Zygmunta Szydka14, Franciszka Ponickiego15, Antoniego Dębskiego16
11
12
13
14
15
16
Roman Podoski (1873–1954), inż. elektryk, współtwórca Stowarzyszenia Elektryków Polskich, pionier po 1918 r. elektryfi kacji polskich kolei, profesor Politechniki Warszawskiej. Jego syn Jan Podoski (1904–1998), elektryk, prof. PW, był także związany z kolejnictwem. Przez wiele lat zaangażowany w budowę metra w Warszawie. W Warszawie jest ulica im. Romana i Jana Podoskich. Marian Pelczar (1905–1983), absolwent Państwowego Gimnazjum Klasycznego w Nowym Sączu, historyk, dr fi lozofi i na UJ, przedwojenny działacz Polonii w Wolnym Mieście Gdańsku. Jego syn Andrzej Pelczar (1937–2010), matematyk, prof. Uniwersytetu Jagiellońskiego, w latach 1990–1993 rektor UJ. Jan Pragłowski (1900–1975), inż. rolnik, ułan – por. rez. kawalerii II RP, po wojnie współpracował z Tadeuszem Skąpskim w Zakładzie Doświadczalnym Instytutu Uprawy Nawożenia i Gleboznawstwa w Regułach k. Warszawy. Żona Wanda z d. Gregorowicz (1911–2001). Zygmunt Antoni Szydek (1906–1981), pseud. „Wiatr”, syn Adama Szydka i Kamili z d. Kozickiej, adiutant komendanta Centrum Wyszkolenia Kawalerii w Grudziądzu, oficer 5. Pułku Strzelców Konnych, dow. placówki AK w Wiśniczu, od czerwca 1941 r. szef oddziału III (taktyczno-operacyjnego) sztabu komendy Okręgu Krakowskiego AK, ppłk WP. Franciszek Ponicki (1900–1955), pseud. „Szymon”, rotmistrz rez. kawalerii II RP, ppłk WP, prowadził w Krakowie przy ul. Długiej 22 Hurtownię Farb i Chemikali „Farbola”. Jego mieszkanie w Krakowie przy ul. A. Madalińskiego 7 było lokalem konspiracyjnym sztabu Okręgu Krakowskiego AK. Żoną jego była Bogumiła (1906–1989). Antoni Dębski (1898–1983), pseud. „Radwan”, „Mieczysław” i „Miecz”, oficer zawodowy, uczestnik wojny polsko-ukraińskiej oraz zdobycia Wilna, w 1943 r. komendant obwodu AK Kraków Miasto.
001-019-Wspom-160x230.indd 12
19.07.2021 12:02
Wstęp
13
oraz Mieczysława Rakoczego17, którego po jego brawurowej ucieczce z rąk gestapo Ojciec nasz ukrywał w Zabierzowie. Ojciec uczestniczył z nimi w tajnych spotkaniach w sklepie Franciszka Ponickiego przy ul. Długiej 22 w Krakowie i prawdopodobnie bywał też w jego mieszkaniu przy ul. Madalińskiego 7. Mnie zaś opowiadał Ojciec o Józefie Spychalskim18, dowódcy Krakowskiego Okręgu AK, którego ukrywał w Zabierzowie. Ojciec mówił mi też o pomocy udzielanej partyzantom przez zaprzyjaźnionych ziemian, o aprowizacji oddziałów i czynieniu z dworów miejsc kontaktowych dla rannych i lekarzy. Wydaje mi się, że mówił, iż sam też taką działalność prowadził. Siostra moja wspomina, iż w domu w Zabierzowie z pewną regularnością przygotowywano paczki do oflagów na podstawie otrzymywanych list z nazwiskami oficerów. Wedle mojej siostry Ojciec nasz nie był członkiem AK ani żadnej innej organizacji. Trudno mi z tą opinią polemizować, siostra była już wówczas wystarczająco dojrzałą i bacznie obserwującą otoczenie panienką. Ale... jeszcze przed wybuchem wojny, w 1938 roku, dobry znajomy Ojca z podchorążówki (ale też z 5. pułku strzelców konnych) Władysław
17
18
Mieczysław Rakoczy (1907–1976), pseud. „Soplica”, rotmistrz 5. Pułku Strzelców Konnych WP, oficer Związku Walki Zbrojnej, szef oddziału V (łączności) sztabu komendy Okręgu Krakowskiego AK, w czerwcu 1942 r. aresztowany przez gestapo, od 1943 r. zastępca inspektora okręgu AK na Zamojszczyźnie. Józef Spychalski (1898–1944), pseud. „Luty”, „Włast”, przed wojną oficer zawodowy, od 1934 w stopniu mjr., w 1939 r. zorganizował Okręg Lubelski SZP/ ZWZ, którym kierował do lipca 1940 r., w listopadzie 1940 r. podczas wykonywania zadań na terenie okręgu Białystok aresztowany przez NKWD i przewieziony na Łubiankę. W sierpniu 1941 r. zwolniony z więzienia i wcielony do formującego się na terenie ZSRR Wojska Polskiego. W styczniu 1942 r. przerzucony do Londynu, gdzie pozostawał w dyspozycji sztabu Naczelnego Wodza. Po przejściu kursu spadochronowego zrzucony w nocy z 30 na 31 marca 1942 r. do kraju jako oficer łącznikowy Naczelnego Wodza (Sikorskiego) do gen. Stefana Roweckiego – komendanta głównego AK. Po aresztowaniu więziony w siedzibie gestapo w więzieniu przy ul. Montelupich, w lipcu 1944 r. wywieziony do obozu Gross Rosen, następnie do Sachsenhausen, gdzie został zamordowany w sierpniu 1944 r. Brat Mariana (1906–1980), Marszałka Polski, ministra Obrony Narodowej i przewodniczącego Rady Państwa PRL.
001-019-Wspom-160x230.indd 13
19.07.2021 12:02
14
Dziwne jest serce kobiece…
Zakrzeński19 otrzymał zadanie20 zorganizowania (wyposażenia i wyszkolenia) na terenie powiatu miechowskiego szwadronu (trzy plutony, łącznie stu dwunastu żołnierzy i koni) „Krakusów”. Była to ochotnicza formacja mająca wspomagać regularne wojsko. Zakrzeński dokonał tego – jak pisze – wspólnie z Andrzejem Popielem21 i Tadeuszem Skąpskim. Wymienieni przez siostrę znajomi Ojca z 5. PSK byli wysoko usytuowanymi oficerami w dowództwie okręgu. Zygmunt Szydek w 1942 roku towarzyszył Spychalskiemu w konspiracyjnej podróży z Warszawy do Krakowa, wprowadzając go w specyfikę krakowskiej organizacji AK, ale też ochraniając go podczas tej eskapady. Należące do Franciszka Ponickiego mieszkanie oraz hurtownia wraz ze sklepem były lokalami konspiracyjnymi, z których korzystał Spychalski, a wcześniej jego poprzednik Zygmunt Miłkowski22, którego w 1941 roku „pilotował” z Warszawy do Krakowa ten sam wspomniany Szydek. Spychalski był fikcyjnie – co było bardzo często praktykowane – zatrudniony w hurtowni Ponickiego, a nawet w pewnym momencie figurował jako jej 19
20
21
22
Władysław Zakrzeński (1901–1981), por. rez. 20. Pułku Ułanów WP, oficer Związku Walki Zbrojnej, pseud. „Adam”, właściciel majątku Sieborowice w pow. miechowskim, gdzie znajdował się konspiracyjny punkt zastępczego dowodzenia w obwodzie miechowskim Związku Walki Zbrojnej, oficer (pseud. „Wampir”) sztabu Inspektoratu Miechów AK. Żonaty z aktorką Marią Majdrowiczówną (1900–1984); jego siostra Zofia (1909–1989) była żoną Henryka Dobrzańskiego „Hubala” (1897–1940). Matka Władysława Zakrzeńskiego, Elżbieta z d. Haller, była siostrą stryjeczną gen. Józefa Hallera (1873–1960). Według maszynopisu wspomnień z 1975 r. przechowywanego w Zakładzie Narodowym im. Ossolińskich, maszynopis Zakrzeńskiego złożony w Ossolineum ma sygnaturę: AR/429z/86, a cytowanego w Marcin Chorązki (wybór i opracowanie) Relacje wojenne ziemian – perspektywa dwóch pokoleń, Wysoki Zamek, Kraków 2013, s. 73, 74, oraz w kwartalniku „Naddłubniańskie Pejzaże”, 2009 nr 1 (s. 17–22) i Michał Żółtowski, Tarcza Rolanda, Znak, Kraków 1989, s. 210. Andrzej Józef Ignacy Popiel (1908–1996), syn Ludwika Popiela (1881–1949) i Kazimiery z d. Romer (1887–1951). Właściciel majątku Czaple Małe w pow. miechowskim, por. rez. 8. Pułku Ułanów WP, więzień oflagu Murnau. Żoną jego była Maria z d. Bnińska (1906–1958), córka Hilarego Bnińskiego (1873– 1946) i Jadwigi z d. Tarnowskiej (1879–1945). Zygmunt Miłkowski (1894–1945), oficer zawodowy WP, płk. dypl., pseud. „Denhoff ”, „Wrzos”, komendant Okręgu Krakowskiego ZWZ-AK od czerwca 1941 r. do listopada 1942 r. Szef wywiadu i kontrwywiadu. Zginął w niemieckim obozie koncentracyjnym Mauthausen-Gusen.
001-019-Wspom-160x230.indd 14
19.07.2021 12:02
Wstęp
15
udziałowiec, używając konspiracyjnego nazwiska. Dodać muszę, że Edward Kleszczyński23, którego majątkiem w Radziemicach Ojciec administrował do 1939 roku, był od 1942 roku członkiem sztabu Inspektoratu AL Miechów, a od sierpnia 1944 dowódcą Zmotoryzowanej Krakowskiej Brygady Kawalerii AK. Kuzyn Ojca, Władysław Skąpski, był zastępcą szefa oddziału II (wywiad/kontrwywiad) w okręgu. Do tego dodać trzeba zażyłe kontakty Ojca z Mieczysławem Rakoczym, szefem konspiracyjnej łączności (oddział V) w okręgu. To wszystko przemawia za tym, że jednak był mniej lub bardziej formalnie z AK związany, a na pewno cieszył się, co najmniej, zaufaniem dowódców krakowskiego AK. Od siostry dowiedziałem się, że nasz Ojciec był w czasie okupacji hitlerowskiej aresztowany przez Niemców, spędził jakiś czas (siostra nie pamięta, czy kilka dni, czy więcej) w areszcie w Krzeszowicach. Wydaje się, iż było to podejrzenie o kontakty z AK, choć pretekstem do zatrzymania mogło być opóźnienie w dostawie kontyngentu. Pamięta też siostra, że wiele razy kontaktował się z Ojcem wysoki rangą oficer SS, urzędujący w willi na ul. Grottgera w Krakowie róg Alei Słowackiego. Miał ów oficer wcześniej pojawiać się w Hebdowie u stryja Antoniego Skąpskiego. Przyjeżdżał zawsze w asyście drugiego samochodu i odbywał poufne rozmowy z Ojcem. Był Austriakiem z pochodzenia, siostrze wydaje się, iż nazywał się Peschel lub bardzo podobnie. Na koniec jeszcze jedna informacja związana z Władysławem Zakrzeńskim. Ojciec mój opuścił Kraków 17 maja 1945 roku udając się z II grupą operacyjną Wojewódzkiego Urzędu Ziemskiego do Wrocławia. Był to zespół rolników praktyków, głównie tak zwanych bezetów (byłych ziemian), którzy – opuszczając tereny pobliskie swym dawnym majątkom, mieli zaprowadzać polską administrację rolną na Ziemiach Zachodnich. Wspominała mi moja Matka, z którą Ojciec już był 23
Edward Kleszczyński (1892–1984), pseud. „Dzik”, właściciel Radziemic, polityk, w latach 1928–1930 i 1930–1935 poseł, a w latach 1935–1939 senator RP; szkoła podstawowa w Radziemicach nosi jego imię.
001-019-Wspom-160x230.indd 15
19.07.2021 12:02
16
Dziwne jest serce kobiece…
wówczas związany, iż miał on spory wpływ na skład tej grupy. Poza Mamą w grupie tej znaleźli się między innymi Władysław Zakrzeński oraz jego szwagier Tadeusz Zwierkowski24, a także mąż kuzynki Ojca Jan Dyakowski i jego dalszy krewny Jerzy Dyakowski. W grupie tej znajdował się także bliski przedwojenny współpracownik Mikołajczyka25 – Jan Morawski26. W jednej z kolejnych ekip, zapewne nie bez wpływu mego Ojca, na Dolny Śląsk wyjechał jego kuzyn, Zdzisław Skąpski, który podczas tej podróży poznał swą przyszłą żonę Alinę Turowską. * * * Przez dłuższy czas bardzo obawiałem się, że wspomnienia mojej Babci – Zofii Skąpskiej, przejdą niezauważone przez historyków i krytyków, że Czytelnik spoza rodziny raczej nie będzie po nie sięgać. Czułem jednak, że mają wartość nie tylko dla najbliższych osób – krewnych Autorki, inaczej nie zwracałbym się do profesjonalnego Wydawcy, o ustalonej od siedemdziesięciu pięciu lat pozycji. Mimo dobrych recenzji wewnętrznych w Wydawnictwie, by uzyskać dodatkowe potwierdzenie, zwróciliśmy się wraz z Marianem Sewerskim, prezesem Spółdzielni Wydawniczej Czytelnik, do trzech literackich znakomitości. Byłem pewny, że chociaż jeden z nich maszynopis przeczyta i może pochwali. Józef Hen, Wiesław Myśliwski i Eustachy Rylski, wszyscy trzej, odnieśli się do lektury entuzjastycznie. Podkreślali walory literackie tekstu. Dali tego wyraz na piśmie, a wydawca umieścił ich opinie na okładce tomu pierwszego. „Magazyn Literacki 24
25
26
Tadeusz Zwierkowski (1901–1977), drugi mąż Zofi i z d. Zakrzeńskiej (1909– 1989), 1o v. Dobrzańskiej – „Hubalowej”. Stanisław Mikołajczyk (1901–1966), od 1940 r. wicepremier, a następnie w latach 1943–1944 premier Rządu RP na Uchodźstwie, w latach 1945–1947 wicepremier Tymczasowego Rządu Jedności Narodowej, prezes Polskiego Stronnictwa Ludowego w latach 1946–1947. Jan Dzierżykraj-Morawski (1900–1977), przed wojną prezes Wielkopolskiej Izby Rolniczej, po 1945 r. wiceprezes Wojewódzkiego Urzędu Ziemskiego, następnie dyrektor jeleniogórskiego okręgu Państwowych Nieruchomości Ziemskich i dyrektor Biblioteki Głównej Wyższej Szkoły Rolniczej we Wrocławiu.
001-019-Wspom-160x230.indd 16
19.07.2021 12:02
Wstęp
17
Książki” ogłosił dopiero co opublikowane wspomnienia „Książką października 2019”, kilka miesięcy później, podczas dorocznej Gali, dodając do tego wyróżnienia tytuł „Wydarzenie Edytorskie Roku 2019”. Kolejne wyróżnienie to nominacja – wraz z pięcioma innymi publikacjami – do regionalnej, sądeckiej Nagrody im. ks. prof. Bolesława Kumora. Zwieńczeniem tej listy jest nominacja – wraz z dwiema innymi książkami – do Nagrody Historycznej tygodnika „Polityka”. Dziwne jest serce kobiece… było tematem wielu spotkań, spośród których wymienić należy promocję wspomnień w kawiarni Czytelnika (ponad stu uczestników), spotkanie w Klubie pod Gruszką w Krakowie, w sądeckim Ratuszu, w Powiatowej i Miejsko-Gminnej Bibliotece im. Wiktora Bazielicha w Starym Sączu czy w Muzeum Niepodległości w Warszawie. Ponadto spotkania promocyjne odbyły się w Bydgoszczy, Gdańsku, Gdyni, Katowicach, Krynicy, Łącku, Łodzi, Poznaniu, Sopocie oraz dwa jeszcze w Warszawie. Wspomnienia były omawiane w wielu gazetach lub stały się pretekstem do wywiadów ze mną. Wszystkich tytułów nie wymienię, ale odnotować trzeba ciekawe i pogłębione recenzje w „Trybunie”, katowickim dodatku do „Gazety Wyborczej”, „Gazecie Krakowskiej” i „Dzienniku Polskim”. W tygodnikach „Polityka”, „Przegląd”, „Do Rzeczy”, „Dobry Tygodnik Sądecki”; w miesięcznikach „Stolica”, „Kraków”, „Sądeczanin” oraz w internetowym dwutygodniku „Pisarze.pl”. Sporo miejsca poświęcono książce – tuż przed jej ukazaniem się – na profilu facebookowym „Czas Emancypantek”, gdzie zamieszczono też obszerne cytaty. Także kilka stacji telewizyjnych zauważyło książkę (Kraków, Łódź, Nowy Sącz, Tczew), ale najwięcej dla promocji zrobiło radio. Fragmenty były czytane przez kilkanaście wieczorów w Programie I Polskiego Radia (po roku powtórzone), o książce rozmawiałem w Programach Pierwszym, Drugim, Trzecim i Polskim Radiu 24, a wspomnienia stały się podstawą radiowej adaptacji (autorstwa Tomasza Lerskiego przy mojej współpracy) w Teatrze Polskiego Radia. Byłem też uczestnikiem rozmów o książce w Radiu dla Ciebie, Radiu Katowice, Kraków, Gdańsk i tarnowskim Radiu Dobrze Nastawionym. Wierzę, że spotkań, recenzji
001-019-Wspom-160x230.indd 17
19.07.2021 12:02
18
Dziwne jest serce kobiece…
i wywiadów byłoby więcej, gdyby pandemia nie narzuciła nam swoich rygorów. Gdy piszę ten wstęp, od kilku dni w księgarniach jest kolejny tom dziennika Józefa Hena. Tytuł: Bez strachu. Dobry tytuł, bo przecież sam Autor, nestor polskich literatów, taki właśnie jest. Na stronach 184–186 odnajduję zapis wrażeń z promocji wspomnień Babci Zofii w kawiarni Czytelnika. Miło. W albumie Muszyna w prozie i poezji, opublikowanym przez redaktor Bożenę Mściwujewską-Kruk w 2020 roku w ramach Biblioteki Almanachu Muszyny, znalazł się (s. 165, 166) fragment wspomnień Jana Skąpskiego pomieszczonych w Aneksie wspomnień Zofii Skąpskiej. Fragment ten zawiera opis wycieczki młodego Jana do Muszyny. Pierwszy tom wspomnień wywołał kilka ciekawych reakcji Czytelników. Jedną z nich podzielę się. Zadzwonił do mnie prof. Antoni Wit, wspaniały, wybitny dyrygent, szef znakomitych instytucji muzycznych, z którym miałem przyjemność współpracować zarówno w Polskim Radio, jak i w Ministerstwie Kultury. Przeczytał książkę, był pełen uznania dla talentu Zofii Skąpskiej, a na koniec rozmowy zostawił niezwykłą ciekawostkę. Odnalazł oto powinowactwo między nami. Żoną mego kuzyna Janka Skąpskiego (pierwszego syna stryja Kornela) była Hanna Topolnicka. Jej brat był mężem siostry profesora Wita. Jakże świat jest mały! Proszę na koniec pozwolić mi na element bardzo osobisty. Rozpoczynałem wiele lat temu prace nad rękopisem wspomnień Zofii Skąpskiej bez myśli, że czynię to w celu ich wydania jako książki. Chciałem poznać nieznaną mi, w gruncie rzeczy, Matkę mego Ojca, jej życie, pasje, myśli i marzenia. Nie znałem jej w zasadzie wcale, widziałem ją jako mały chłopiec dwa, trzy razy w życiu, nie więcej. Była mi osobą emocjonalnie odległą. Po drugie, chciałem dowiedzieć się więcej o moim Ojcu, o jego dzieciństwie, o tym wszystkim, czego mi o sobie i swej rodzinie nie zdążył opowiedzieć; gdy zmarł miałem zaledwie dwanaście lat. To wszystko mi się udało, poznałem Babcię, nabrałem szacunku dla niej, podziwu i uznania, a nawet chyba pokochałem.
001-019-Wspom-160x230.indd 18
19.07.2021 12:02
Wstęp
19
Poszerzyłem wiedzę o Ojcu i jego rodzeństwie. W rozgałęzionej i wielopokoleniowej rodzinie Skąpskich odnalazłem całą masę wątków zasługujących na osobne upamiętnienie. Coś mi już się udało opracować (znajdą to Państwo w przypisach do wspomnień i rozdziale Rozmaitości i ciekawostki rodzinne); reszta pracy jeszcze przede mną. Najważniejsze, że jest dla kogo to czynić. Od ponad dwudziestu lat – choć nieregularnie, ale co dwa, cztery lata – organizujemy Zjazdy Skąpskich w Nowym Sączu. Zainteresowanie Rodziną i jej historią przenosi się na młodsze, kolejne pokolenia. W czasie mojej pracy nad drugim tomem wspomnień wśród potomków Zofii i Jana Skąpskich, obok smutnych odejść, były na szczęście także radosne przyjścia na świat. Piąte pokolenie prapraprawnuków Autorki, liczy już ośmioro dzieci, pokolenie czwarte zaś przekroczyło pięćdziesiątkę i są realne szanse na kolejne maleństwa. Podziwiając niezwykły hart ducha Zofii Skąpskiej („Babci Zosi”, jak w Wydawnictwie zaczęto ją nazywać), Jej ambicje, talenty, rozległe zainteresowania, oddanie najbliższym, ale też troskę o los osób obcych, zastanawiam się, jakie życie czeka urodzoną w lutym 2020 roku Nelę Zofię Skąpską, córkę mego syna Kornela, jakie dobre cechy odziedziczy po swej praprababce... Rafał Skąpski
001-019-Wspom-160x230.indd 19
19.07.2021 12:02
Zofia Skąpska na ganku dworu, Brzezna, ok. 1920
020-289-Wspom-160x230.indd 20
19.07.2021 12:03
CZĘŚĆ I
POMORZE
020-289-Wspom-160x230.indd 21
19.07.2021 12:03
Rozdział I Pożegnanie Brzeznej i Sądecczyzny, wyjazd na Pomorze, rok w Przeszkodzie, Antoś i Tadzio na froncie
Z odzyskaniem Niepodległości naszego Państwa i włączeniem „zaboru pruskiego” zaistniała możliwość nabycia ziemi po Niemcach, którzy opuszczali nasze strony. Otwierała się droga na Pomorze, Toruń, Bydgoszcz, legendarne miasta historyczne. Zaciekawiało Poznańskie. Gdy żyliśmy i pracowaliśmy w Brzeznej, zapomnieliśmy o tym, że ziemia nie jest naszą własnością, staraliśmy się o wszelkie ulepszenia, upiększanie. Pracowaliśmy jakby na swej ukochanej „ojcowiźnie”. Nic więc dziwnego, że tak naszym chłopcom, którzy od dziecka mieli zamiłowania gospodarcze, jak i memu mężowi1 uśmiechała się teraz 1
Jan Skąpski (1873–1950), najmłodszy syn Antoniego Skąpskiego (1813–1915) z drugiego małżeństwa z Wandą z d. Bukowską (ok. 1836–1922). Po ukończeniu w 1893 r. Średniej Szkoły Rolniczej w Czernichowie pracował w dobrach Potockich w Mędrzechowie k. Tarnowa i Morawicy pod Krakowem; w latach 1899– 1903 pracował w dobrach Zdzisława Tarnowskiego (Dzików, Góra Ropczycka, Sędziszów i Księżymost); w latach 1903–1909 dzierżawił od Adama Dunikowskiego majątek Łososina Dolna, a w latach 1908–1920 Brzeznę na Sądecczyźnie, własność Adama Stadnickiego. W latach 1920–1921 właściciel majątku Przeszkoda na Pomorzu, następnie do września 1939 zarządca (dzierżawca) domeny państwowej Wielki Łęck, k. Działdowa. Okres okupacji spędził w majątku Hebdów zarządzanym przez swego syna Antoniego. W latach 1946–1949 prowadził zakład ogrodniczy w Ząbkowicach Śląskich. Aktywny w organizacjach społeczno-patriotycznych („Sokół”, Drużyny Bartoszowe), samorządowych organizacjach
020-289-Wspom-160x230.indd 22
19.07.2021 12:03
Część I. Rozdział I
23
praca na własnej ziemi, tym więcej, że ta piękna Brzezna mająca tyle plusów była ciągle pod groźnym zalewem Brzeźnianki, tak niewinnie sączącej się w dniach letnich popod dworem. W czasie pierwszej wojny mąż mój rozhukany ten żywioł ujął w karby. Kosztowało to niemało pieniędzy i wysiłków. Wyzyskana była umiejętna praca jeńców rosyjskich i nieobowiązkowego, leniwego jeńca włoskiego. Zdawało się, że ze zmianą koryta rzeki złe zostanie zażegnane, lecz niestety, wyniki mego męża nie były poparte przez zrozumienie włościan, którzy łożyć nie chcieli na przeprowadzenie regulacji na swych własnych gruntach. Zdecydowaliśmy się na skorzystanie z otwierającej się sposobności nabycia ziemi w byłym zaborze pruskim. Wyjechał mój mąż za „złotym runem” w końcu stycznia 1920 roku. Z jakąż niecierpliwością czekaliśmy na niego. Niestety, powrócił ze swej wędrówki bez dodatnich wyników. Było to wielkie rozczarowanie dla naszych dzieci. W fantazji swej spodziewaliśmy się, że tak na Pomorzu, jak i w Poznańskiem wszystkie majątki ziemskie odznaczają się bardzo wysoką kulturą gospodarczą, gdyż tak nam o tym przez wiele lat opowiadano. Mój mąż przyjechał trochę rozczarowany, że ziemie są bardzo liche, a stan kultury nie wszędzie jest na tak wysokim poziomie. Nie wszędzie też dotarła elektryfikacja i kanalizacja, do której ja tak bardzo wzdychałam, przywiązując wielką wagę do posiadania łazienki w nowej siedzibie. Było to moje pragnienie od lat, gdyż jako zwolenniczka zimnej wody, tuszu i oblewania się wodą odczuwałam wielki brak łazienki. Z myślą o Pomorzu i Poznańskiem łączyła się „łazienka, elektryczność” i naturalnie „sztuczna wylęgarka”, przy tym wszystkim nowoczesne urządzenie kuchni, spiżarnia. Przecież musiało coś wynagradzać to piękno przyrody, które będę musiała opuścić, niechaj więc będą ulepszenia techniczne i wygody ułatwiające życie. rolniczych i hodowlanych. W małżeństwie z Zofią z Odrowąż-Pieniążków Skąpską (1881–1961) miał dzieci: Antoniego (1900–1973), Jana „Janusia” (1901–1904), Tadeusza (1902–1963), Helenę (1902–1903), Zofię (1904–1988) z męża Scholtze, Elżbietę „Halszkę” (1905–1993) z męża Romanową, Korneliusza „Nela” (1907– 1990), Ewę (1909–1987) z męża Kostecką i Wandę (1914–2001) z męża Rogatko.
020-289-Wspom-160x230.indd 23
19.07.2021 12:03
24
Dziwne jest serce kobiece…
Nie zrezygnowaliśmy z projektu nabycia ziemi w zaborze pruskim i znowu przy końcu lutego wybraliśmy się już oboje, dom i dzieci pozostawiając pod opieką kochanej panny Ireny2. Mąż mój poprzednią swą wędrówkę rozpoczął od Poznania, gdzie z dawną naszą sąsiadką panią Morawską3 był u jej ojca Sikorskiego4 i u niego zasięgał informacji. Pan Sikorski, obecny profesor Uniwersytetu w Poznaniu, był profesorem mego męża w Czernichowie. Namawiał męża do wzięcia domeny państwowej pod Poznaniem, lecz mój mąż nie zdecydował się i pojechał na Pomorze, gdyż pragnął nabyć kawałek własnej ziemi. Pośrednik zawiózł męża w Pomorskie do mająteczku 400-morgowego, ani ziemia, ni gospodarstwo, ani kulturalne warunki nie zachwyciły go. W drodze do Torunia spotkał się z kolegą szkolnym Linkiem, a gdy i tam nie znaleźli nic godnego, jak już wspomniałam poprzednio, powrócili rozczarowani. Ciągnę dalej o naszej wyprawie. W Krakowie zatrzymaliśmy się na noc u Zygmuntów Skąpskich5 na Łobzowie. On inżynier, syn przyrodniego brata mego męża Stanisława6, ona Regiecówna Jadwiga7 z domu (córka
2
3
4
5
6 7
Irena Gutwińska, córka Romana Karola (1860–1932), botanika, i Seweryny z d. Szablewskiej, absolwentka studiów fi lozoficznych UJ, była nauczycielką domową Zosi i Halszki Skąpskich w Brzeznej, przeniosła się wraz z rodziną Skąpskich na Pomorze, gdzie pracowała do połowy 1922 r. Następnie podjęła studia w Szkole Zdobniczej i po rocznej praktyce w szkole zawodowej w Lesznie, w 1925 r. otrzymała zadanie zorganizowania Państwowej Szkoły Zawodowej w Toruniu, którą kierowała do 1939 r. W 1938 r. była współzałożycielką Pomorskiego Instytutu Przemysłowo-Rzemieślniczego. Olga Morawska z d. Sikorska (1891–1967), wyszła za mąż za Stanisława Morawskiego (1883–1969), z którym od 1921 r. posiadali majątek w Marcinkowicach na Sądecczyźnie. Jan Feliks Sikorski (1857–1924), w latach 1899–1912 był dyrektorem Średniej Szkoły Rolniczej w Czernichowie. W 1920 r. profesor Uniwersytetu w Poznaniu, następnie w Bydgoszczy i Cieszynie. Pochowany w Marcinkowicach. Był siostrzeńcem Tytusa Chałubińskiego (1829–1889). Zygmunt Skąpski (1881–1950), syn Stanisława z jego pierwszą żoną Herminą Saller. Inż. budowy dróg, absolwent Politechniki Lwowskiej. Właściciel spółki budowlanej, która między innymi budowała drogę z Krakowa do Katowic i niektóre odcinki drogi z Krakowa do Zakopanego. Stanisław Skąpski (1854–1919), brat przyrodni Jana Skąpskiego. Jadwiga Skąpska z d. Regiec (1888–1955).
020-289-Wspom-160x230.indd 24
19.07.2021 12:03
Część I. Rozdział I
25
dra krakowskiego8). Mają dwóch synów, Zygmunta9 i Janka10 oraz maleńką kilkumiesięczną córeczkę, Marysię11. Mieszka u nich Antoś12, który chodzi na Uniwersytet Krakowski od września 1919 roku. Naturalnie, że studiuje agronomię, ale prawdę powiedziawszy, po zakosztowaniu tarapatów wojennych, po ranie pod Lwowem, teraz chce to wszystko odbić, toteż w karnawale hasa. Z jednej zabawy idzie na drugą. Rano wraca, przekłada spoconą koszulę, zmienia smoking na codzienną marynarkę i na wykładach zasypia. Gdy zajechaliśmy na noc do Zygmuntów, właśnie był na jakiejś zabawie. Po odpoczynku wyruszyliśmy w dalszą drogę pełni najlepszych nadziei. Od Skierniewic ku Toruniowi zaczęły się dla mnie nieznane okolice, ciekawa byłam Torunia, który przemówił do mnie pięknym średniowiecznym gotykiem, tak różnym od spotykanego od dziecka. Pobieżnie zwiedziliśmy kościoły. Miasto było przepełnione przybyszami z obcych dzielnic, którzy, tak jak i my, poszukiwali lepszego losu. Nareszcie znaleźliśmy locum w pensjonacie prywatnym, gdzie znów spotkaliśmy się ze znajomymi. Jeden przez drugiego chwytał pośredników, oszustów jakich mało, którzy każdy majątek wychwalali. 8
9
10
11
12
Jan Regiec, lekarz balneolog. Ordynował w Rymanowie. Jego żoną była Jadwiga z d. Dymidowska. Zygmunt Skąpski „Imek” (1910–1960), prawnik, w latach 50. wiceprezes sądu w Zabrzu, działacz sportowy, skarbnik klubu „Górnik Zabrze”. Był żonaty z Marią z d. Rydel (1911–1994). Jej brat Kazimierz Rydel (1915–2000) był mężem Marii „Hipci” z d. Skąpskiej (1919–2007), siostry Zygmunta „Imka”. Maria i Zygmunt Skąpscy nie mieli dzieci. Jan Skąpski (1912–1978), mgr inż. rolnik, w latach 1950–1977 wraz z żoną, Wandą z d. Zaleską (1912–1980), byli nauczycielami w Technikum Rachunkowości Rolnej w Marcinkowicach. Maria Skąpska „Hipcia” z męża Rydel (1919–2007). Od 1955 r. pracowała w Bibliotece PAN w Krakowie, ostatnio jako kustosz. Antoni Skąpski (1900–1973), pierworodny syn Autorki, inż. rolnik, ochotnik obrońca Lwowa, uczestnik wojny 1920 r. (bitwa pod Komarowem) i 1939 r. Por. rez. 18. Pułku Ułanów WP. Po skończeniu studiów pomagał ojcu w prowadzeniu majątku Wielki Łęck na Pomorzu. Od 1932 do 1946 r. zarządca dóbr w Hebdowie k. Krakowa, później pracował w krakowskiej Izbie Rolnej i Zarządzie Hodowli Zwierząt Elitarnych. Żonaty z Heleną, Lalą, Kostecką (1898–1987). Dzieci: Maria (1925–2005) z męża Otłowska, Barbara (1928–2019) z męża Grzywacz i Jerzy (1933–2020).
020-289-Wspom-160x230.indd 25
19.07.2021 12:03
26
Dziwne jest serce kobiece…
Niestety i teraz dowiadujemy się, że co lepsze już rozchwytane. Dzisiaj słyszy się o jakimś obiekcie, a nazajutrz już się wymknął z rąk, bo jest zadatkowany i przez innych skontraktowany. To, co oglądamy, nie zachwyca nas, to znów już jedziemy z pośrednikiem w Wąbrzeskie [chodzi o powiat Wąbrzeźno] do Orzechowa, a w pół drogi spotykamy nowonabywców Sojeckich13, którzy jadą z dawnym właścicielem do notariusza w Wąbrzeźnie. Bardzo nas to strapiło, bo rzeczywiście majątek przedstawiał się korzystnie. Mój mąż, jak zawsze idący drogą prawą, nie chce decydować się na obiekt wielki o zbyt wygórowanej cenie, chce kupić 700–800 mórg, by mieć gotówkę na pierwsze wkłady, by nie mieć na majątku ciężarów. Liczy się z tym, że przeniesieni w warunki dla siebie nowe, bez znajomości nie możemy liczyć na pomoc. Tymczasem wobec późniejszej dewaluacji pieniędzy lepiej było nabyć obiekt większy, choćby z ciężarami. Trudno, nie wszystko człowiek przewidzi. Między różnymi majątkami pociąga mnie nazwa jednego – Feliksowo. W dzień bardzo słotny, gdy deszcz lał, wyjeżdżamy do Feliksowa pod Wąbrzeźnem. Własność państwa Zielińskich. W wyobraźni swej widzę jakichś godnych, starszych ziemian. Polacy, nie Niemcy, nazwisko to samo jak dawnych właścicieli Janczowy14, od których ojciec Janka15 13 14
15
Józef Sojecki. Majątek Janczowa na Sądecczyźnie teść Autorki Antoni Skąpski odkupił w 1876 r. od Kazimiery z d. Zdanowskiej i Apolinarego Zielińskich, po 16 latach sprzedał i przeniósł się do Piątkowej. Antoni Skąpski (1813–1915), teść Autorki, początkowo pracował jako pomocnik mandatariusza (Chorzelów, Drohobycz, Smorza i Brzostek), następnie od 1837 r. jako samodzielny mandatariusz, a jednocześnie zarządca dóbr Szalayów w Szczawnicy. Od 1840 r. pracował w dobrach Maksymiliana Marszałkowicza w Kamienicy, początkowo jako oficjalista, a od 1850 r. jako zarządca całych dóbr i plenipotent. Równolegle od 1848 pełnił urząd mandatariusza w Kamienicy, a w latach 1850–1854 także w Jazowsku. W latach 1865–1875 zarządca dóbr Stanisława Fihausera w Jazowsku, od 1876 r. właściciel majątku Janczowa, a od 1892 r. Piątkowa k. Nowego Sącza. W 1846 r. za przyjęcie funkcji przywódcy powstania sądeckiego (do którego nie doszło) osadzony w areszcie w Nowym Sączu, a następnie we Lwowie, gdzie skazany został na karę śmierci zamienioną na sali sądowej na 10 lat ciężkiego więzienia. Zwolniony po 17 miesiącach w wyniku Wiosny Ludów (1848). W małżeństwie z Anną z Krzyżanowskich (ok. 1818–1869) miał dzieci: Franciszka (1840–1863), Kornelię (1841–1872) z męża Mischke, Zygmunta (1843–1907), Marię (1845–?) z męża Sośniak,
020-289-Wspom-160x230.indd 26
19.07.2021 12:03
Część I. Rozdział I
27
ją kupił. W Wąbrzeźnie kupuję nowe trzewiki, bo nie chcę w zniszczonych i zbytnio zabłoconych pokazać się na dworze. Po porozumieniu się telefonicznym oczekujemy w Wąbrzeźnie w restauracji na konie. W wyobraźni snuje się obraz majątku w różowych barwach. Pośrednik pobudza fantazję, podnosząc zalety Feliksowa. Zziębnięci pragniemy napić się gorącej herbaty, lecz w restauracji podają nam w zamian tejże grog. Nareszcie jest „powózka” – jak tutaj mówią. Mimo deszczu bynajmniej nie powóz, lecz „wóz myśliwski”, no i parasol. Ściemnia się już. Oględziny majątku trzeba będzie pozostawić do dnia następnego. Okolica płaska, równa, bez żadnego pięknego tła, gdzieniegdzie tylko mały lasek, koło szosy drzewa owocowe. Już wjeżdżamy w podwórze. „A gdzie droga do dworu?” – pytam zaniepokojona. Przejeżdżamy obok obory, stajni, wielkiej gnojówki i podjeżdżamy pod bardzo niepiękny i niestylowy ganeczek, pomalowany na zielono, jedyna estetyczna ozdoba domu mieszkalnego. Właściciele robią na nas wrażenie przykre, mało kulturalnych ludzi (dowiadujemy się potem, że pan Zieliński jest z zawodu dekarzem zbogaconym na wojnie, majątek kupił na interes). Wchodzimy do pokoi wysokich, zimnych, o podłogach dość ruchomych, o oknach pojedynczych. Dostajemy na kolację mleko, zdaje się odciągane (za kawę podziękowaliśmy) i po jajku sadzonym. Gospodarze są bardzo niezadowoleni, że będziemy nocowali, uspokajają się, gdy nadmieniamy, że za nocleg i jedzenie zapłacimy. Noc była okropna w pokoju nieopalonym przez całą zimę. Pp. Zielińscy mieścili się w jednym, jak tu w zwyczaju „Familienzimer”, gdzie się je, śpi i pracuje. Dano nam pierzyny lodowozimne, brudne. To już wszystko usposobiło nas fatalnie, zasnąć nie mogliśmy. Rozczarowanie nasze wzrosło, gdy zaprowadzono nas w deszcz do ubikacji na końcu ogródka. Takie to urządzenie cywilizacyjno-kulturalno-higieniczne. „Kanalizacja” – Stanisława (1854–1917) i Annę (1857–po 1910) z męża Feldszar. W małżeństwie z Wandą z Bukowskich (ok. 1836–1922) miał córkę Helenę (1871–1969) z męża Jagoszewską i Jana (1873–1950), męża Autorki. O Antonim Skąpskim więcej w R. Skąpski, Ziemia łącka w życiu Antoniego Skąpskiego, „Almanach Łącki”, 2018 nr 28, s. 44–74.
020-289-Wspom-160x230.indd 27
19.07.2021 12:03
28
Dziwne jest serce kobiece…
śmiech mnie pusty zbiera. Woda do mycia na rano zamarzła nam w miednicy. Nazajutrz na moje zapytanie o ogród, pokazano mi ze zdziwieniem kawałek poza domem z kilku drzewami. „Szparagarnia… truskawczarnia?” – też jakieś dziwne wyczyny. „Ogród nie niesie profitu” – orzekł pan właściciel dekarz. Inspekcja pól z wieloma małymi jeziorkami nie zachęciła nas do nabycia tego majątku, mimo że pan pośrednik bardzo żywo orędował. Budynki służbowe stawiane były z gliny – wysoki poziom kultury. Odjechaliśmy, wyrównując rachunek za nocleg, kolację i śniadanie, kawę z odciąganym mlekiem, no i naturalnie, za przywiezienie z kolei i odwiezienie do stacji Wąbrzeźno. Przekonujemy się, że się już trochę spóźniliśmy z naszą wyprawą, ale postanawiamy dalej szukać. Inna sprawa, że wewnątrz czujemy jakąś dziwną depresję, „dlaczego właśnie my nie możemy znaleźć dla siebie odpowiedniego warsztatu pracy, na którym można by osiąść i włożyć weń umiłowanie?”. Aby zabić tę przykrą myśl, gdy wracamy do Torunia, idziemy na koncert nowo poznanego muzyka, kompozytora, który mieszka w tym samym pensjonacie, Feliksa Nowowiejskiego16. Zachwycamy się jego kantatą na cześć naszego polskiego morza. Spotykamy się znowu z Morawskimi, oni też są zniechęceni poszukiwaniem, wybierają się pod Bydgoszcz, mają tam napięty jakiś większy obiekt, lecz ziemia ma być lekka. Zwiedzamy Naszą koło Nowego Miasta, ale i ta nam nie odpowiada, mój mąż jest już zmęczony tym poszukiwaniem i chciałby już na coś się zdecydować. Jedziemy do stacji Kowalewo, stamtąd przynajmniej jakiś piękniejszy krajobraz, jakieś urozmaicenie, jest to, czego brakowało w Brzeznej – bliskości lasów. Ostatnia stacja Gałczewko rozpoczyna rejon lasów państwowych, prowadzonych wzorowo. Kolej mknie, jakby w parku między malowniczymi, powiewnymi brzozami i majestatycznymi, masztowymi sosnami. Mój mąż zapalony myśliwy wypełnia te 16
Feliks Nowowiejski (1877–1946), kompozytor, dyrygent, pedagog, twórca muzyki do Roty. Autor blisko 700 utworów, wśród których polskie morze było częstym tematem.
020-289-Wspom-160x230.indd 28
19.07.2021 12:03
Część I. Rozdział I
29
lasy zwierzyną, a nie brak tu jeleni, danieli. Słyszymy, że na wiosnę tokują tutaj cietrzewie. Lasami dojeżdżamy do majątku Przeszkoda. Feralna nazwa, lecz po niemiecku zwie się Lorbach, od strumyka, który płynie opodal. Nad mostkiem wznoszą się białodrzewie. Dom maleńki z ganeczkiem tylko tyle, że nie leży bezpośrednio w otoczeniu stajen i obór, podwórze gospodarcze oddalone drogą. Nie orientujemy się, że jest to droga publiczna, a nie prywatna. Zaraz za podwórzem pagórek, co w lecie okryje się poziomkami, i las. Tak nasz pośrednik, jak i właściciel, Niemiec pan Schreiber, starają się transakcję jak najprędzej załatwić, tym więcej, że gdy jechaliśmy od stacji, już jakiś amator kupna gwałtownie chciał się uczepić naszego wózka i twierdził, że on ma pierwszeństwo. Las i ta okoliczność zdaje się wpłynęły na naszą decyzję. Gdy mój mąż orzekł, że to jest korzystne kupno i że się decyduje, rozpłakałam się i stojąc w pokoju w myśli zaczęłam go meblować naszymi pięknymi stylowymi antykami i stwierdziłam, że się nie pomieszczą. Nie chciałam oponować, prędko powstrzymałam łzy, co płynęły mimowolnie. Naturalnie, powiększymy, dobudujemy, zaprowadzimy kanalizację, poszerzymy i urządzimy ogród, zasadzimy piękne drzewa karłowe, urządzimy wszystko wzorowo. Czyż brak nam zapału i sił, czyż nie potrafimy pokonać trudności. Rozkład pokoi nie był najgorszy. Jak wszędzie, tak i tutaj były tylko okna pojedyncze. Z małego ganeczku wchodziło się do przedpokoju, z którego prowadziły drzwi na prawo i lewo, z jednej strony do czterech pokoi i z drugiej do dwóch, schody z przedpokoju na górę wiodły do dwóch pokoików i na strych. Poza pokojami była kuchnia, mała spiżarka i zejście do podręcznej piwnicy. Wszystko to było dość składne i utrzymane nienajgorzej. Właściciel był kawalerem Niemcem, mieszkał sam, miał młodą gospodynię, wyjeżdżał do Niemiec i zmuszony był majątek sprzedać. Budynki gospodarcze też wymagały poprawy i wkładów. Krowy, fryzy17 nie były najgorsze, mieliśmy zresztą kapitał, by oborę uzupełnić. Konie 17
Rasa owiec pochodzących z Fryzji (dzisiejsza Holandia). Charakteryzuje je duża mleczność, biała gruba wełna i nieowłosiony ogon.
020-289-Wspom-160x230.indd 29
19.07.2021 12:03
30
Dziwne jest serce kobiece…
wyjazdowe i osiem źrebaków półkrwi, arabów, mieliśmy przywieźć ze sobą. Może Bóg da, że jakoś będzie. Pierwszą transakcję mieliśmy załatwić w Wąbrzeźnie, dawne „Briesen”, miasto powiatowe. Przy nabywaniu ziemi trzeba było mieć poświadczenie, że się jest zawodowym rolnikiem, że ziemi nie kupuje się na handel i frymarczenie. Mój mąż zawołany, postępowy gospodarz, znany ze swej działalności w Towarzystwie Rolniczym Krakowskim jako wybitny hodowca, a przy tym tyloletni pracownik na niwie społeczno-gospodarczej, ma nadzwyczajne papiery. Gdy zgłaszamy się do starosty dra Szczepańskiego18 w Wąbrzeźnie po zawartej umowie z panem Schreiberem, aby uzyskać znowu potrzebne papiery do Komisji Kolonizacyjnej w Poznaniu, gdzie musi być przeprowadzone urzędowe przewłaszczenie, widzimy pewne jego zaambarasowanie: „Ach jaka szkoda, że państwo jakiegoś lepszego obiektu nie kupują. Przeszkoda ma ziemie piaszczyste, lekkie. Pan takie chlubne ma papiery. Znam ten majątek, gdyż moja żona pochodzi z Josophthel położonego niedaleko Przeszkody”. Mój mąż opowiada o dalszym projekcie przedstawionym mu przez pośrednika, że będzie w możności dokupienie około 300 mórg od jednego tak tutaj zwanego „gbura”19 Szmytkowskiego (właściciele posiadający ponad 100 mórg tak się tutaj zwą). To zaokrągli Przeszkodę do 1000 mórg, poza tym to ziemia lepsza, a przylegają tuż do majątku. Pan Szczepański zwraca się do nas bardzo życzliwie, zaprasza nas do wspaniałego swego prywatnego mieszkania, daje nam wszelkie potrzebne informacje i papiery do dalszego załatwiania naszych spraw. Zaznajamia nas z lokalnymi warunkami i przygotowuje, że te sprawy nie załatwia się w Poznaniu tak szybko i lekko, jak nam się zdaje, trzeba się niemało natrudzić i uzbroić w cierpliwość, zanim wszechwładny pan Karasiewicz20 przewodniczący 18
19 20
Józef Szczepański (1875–1929), dr n. med., starosta pow. Wąbrzeźno w latach 1920–1926. Syn Tadeusza Szczepańskiego i Ludwiki z d. Rochan. Miejscowe określenie gospodarza lub zamożnego chłopa. Kazimierz Karasiewicz (1862–1926), lekarz, społecznik, organizator życia kulturalnego i szkolnictwa w pow. tucholskim. 19 maja 1919 r. mianowany prezydentem Komisji Kolonizacyjnej, która zmieniła nazwę na Urząd Osadniczy, a następnie na Okręgowy Urząd Ziemski.
020-289-Wspom-160x230.indd 30
19.07.2021 12:03
Część I. Rozdział I
31
Komisji Kolonizacyjnej przyjmie kogoś. Tutaj też dowiadujemy się, że to Feliksowo, tak nieporządne i tak pozbawione wszelkich zalet estetycznych, pięknego położenia, dojazdu, budynków gospodarczych, jako „interes” byłoby korzystniejszym i niestety, może dostanie się w ręce niepowołane, bo pertraktują o ten majątek państwo Hilczyńscy21. On inżynier górniczy, starszy człowiek – ratuje sytuację córka Magdalena, skończona agronomka. Poznaliśmy i panią starościnę22, bardzo miłą kobietę, która nas ujęła swą gościnnością. Starostwa na Pomorzu to rzeczywiście gmachy wspaniałe i wygodne, dawne siedziby „Landratów”, którzy dbali o swój dobrobyt. Mieszkanie starosty o wielu apartamentach z salą recepcyjną, urządzoną gdańskimi (skarbowymi) meblami, naturalnie nie brak urządzeń higienicznych, łazienki wykładanej kafelkami, elektryczności. Jedynaczka córka, ma piękny buduar i sypialnię. Bardzo ładny duży park okala starostwo, a prócz tego wzorowo zaprowadzony ogród z inspektami i małą oranżerią. Patrzę na to wszystko zachwycona, tak to w przeszłości śniłam o tej nowej naszej siedzibie. Pan starosta Szczepański w zaborze pruskim był doktorem medycyny, a dopiero od niedawna w wolnej Polsce piastował urząd starosty. Z panem Schreiberem wyjechaliśmy do Poznania, by uzyskać przewłaszczenie. Poznań mimo swej nowoczesności, czystości i porządku, nie zrobił na mnie zrazu miłego wrażenia. Raził mnie ciężki styl „Zamku”23, tyle łączyło się z tym niemiłych wspomnień. Wieloletnie obcowanie z obcym żywiołem pozostawiło 21
22
23
Stanisław Hilczyński (1858–1931), inż. górniczy, właściciel założonej przez siebie kopalni „Stanisław” w Dąbrowie Górniczej. Pochowany w Poznaniu. Córka Magdalena (1897–1974) pracowała na początku lat 50. jako nauczycielka w Zespole Szkół Ogrodniczych w Pruszczu Gdańskim. Irena z d. Wilczyńska. Szczepańscy mieli córkę Halinę, zamężną z Marianem Czypickim (1896–1942 w Mauthausen), synem Czesława (1855–1926), prawnika, wielkopolskiego działacza społecznego, i Marii z d. Kawczyńskiej. Jeden z ważniejszych budynków Poznania, wzniesiony jako Zamek Cesarski w latach 1905–1910 z przeznaczeniem dla cesarza niemieckiego i króla Prus Wilhelma II Hohenzollerna (1859–1941). Po odzyskaniu niepodległości siedziba Ministerstwa byłej Dzielnicy Pruskiej i Uniwersytetu Poznańskiego, a w latach 1939–1945 namiestnika III Rzeszy Arthura Greisera (1897–1946). Obecnie mieści się tu miejskie Centrum Kultury Zamek.
020-289-Wspom-160x230.indd 31
19.07.2021 12:03
32
Dziwne jest serce kobiece…
wybitne ślady na wymowie mieszkańców i ich obejściu. Uderzyła nas mimo wszystko jakaś obcość, do której trzeba się było przekonywać i przyzwyczajać. Budynek Komisji Kolonizacyjnej okazały, ciężki z ogromną kopułą widny był z dala. Znienawidzony przed laty rozsadnik germanizacji, dziś zapełnił się po brzegi ludźmi z różnych dzielnic całej Polski. Czyż stanie się w tych czasach źródłem polskości? Niestety, różne elementy zebrały się tutaj i nie zawsze ci najlepsi nieść będą polskość na te ziemie od lat pozbawione opieki „Macierzy”, do której dawni ich posiadacze, pozbawieni ojczystych zagonów, tęsknili w udręce. Czyż to bliskie zetknięcie się ludzi z odległych dzielnic zniesie animozje i różnice tak często wykorzystywane przez wrogów? Czy zyskają sobie sympatię „Antki” z Kongresówki i „centusie” z Galicji? Kilka dni czekaliśmy na swą kolej, zanim dostaliśmy się przed oblicze pana Karasiewicza. Skończyło się na tym, że papiery złożyliśmy i obiecano nas zawiadomić o wyniku naszych starań. Spragnieni byliśmy już powrotu do domu, tym bardziej że kupno i objęcie nowego majątku wymagało zakończenia naszych interesów w Brzeznej. Brzeznę odstępowaliśmy panu Lucjanowi Pieniążkowi 24, ożenionemu z córką naszych sąsiadów Marylką Krzyszkowską 25 ze Świdnika Małego. Łączyły nas z nimi przyjazne stosunki, Mąż mój trzymał nawet do chrztu synka ich – Janka. Państwu Pieniążkom na razie zostawiłam też Macieja 26, który z rodziną (żoną, synem i pięcioma córkami) nie miał zamiaru wyjeżdżać na Pomorze, no i chwilowo i dla nas byłby balastem, gdyż przecież musieliśmy służbę pana Schreibera 24
25
26
Lucjan Pieniążek, dzierżawca Brzeznej po 1920 r. Mąż Maryli Krzyszkowskiej, córki Zygmunta. Lucjan to adresat dwóch listów pisanych w 1926 r. w USA przez brata Autorki Józefa Pieniążka. Listy te opublikowane są w poprzednim tomie wspomnień Dziwne jest serce kobiece… Maria (Maryla) Krzyszkowska, najstarsze dziecko Karoliny z Niwickich i Zygmunta Krzyszkowskich. Maciej Bodziany (1879–1956), od 1904 do 1939, pracował u Zofi i i Jana Skąpskich w Łososinie Dolnej, Brzeznej i w Wielkim Łęcku, gdzie zmarł. Ożenił się z Agnieszką Grzyb. Mieli dzieci: Jana, Helenę z męża Ciastoń, Zofię z męża Grabowską, Mariannę z męża Pszenną, Janinę z męża Murawską i Katarzynę.
020-289-Wspom-160x230.indd 32
19.07.2021 12:03
Część I. Rozdział I
33
pozostawić, a nie było zbyt wiele pomieszczenia dla ordynariuszy. Myślałam, że wezmę jakąś dziewczynę do kuchni. Decydowała się (i prosiła wszak o to), by jechać z nami Zofka Dyrczanka, wieloletnia nasza służąca, pokojówka. Mój mąż część zbytniego inwentarza sprzedawał. Żal za Brzezną skrywaliśmy w głębi. Mamusia cieszyła się, że kupujemy ziemię, ale martwiła się, że wyjeżdżamy na Pomorze, że ukochane wnuczęta nie będą tak często przyjeżdżały do Piątkowy i pozbawione będą tych pysznych ciasteczek, pierniczków, które im babcia przyrządzała. Osławione „pierniki toruńskie” bardzo straciły na swej dobroci. Przywieźliśmy je, jednak babcia wypiekała lepsze. Będąc w Toruniu nie zapomnieliśmy też o upominkach dla naszych dzieci i panny Ireny. Były tam piękne wyroby złotnicze. Zosia 27 z Halszką 28 dostały ładne medalioniki z rubinkami ze złotymi łańcuszkami, Ewunia 29 emaliowaną na srebrze broszeczkę z fiołkami, zaś Wandunia30 taką samą z niezapominajkami. Panna Irena ładny pendentif 31 z akwamaryny. Naturalnie, że i chłopcy32 dostali upominki (jakie, to już dzisiaj nie pamiętam, w każdym razie coś, co sprawiło im przyjemność). W czasie Wielkanocy mieliśmy bardzo przykre przeżycie. W tym czasie w Nowym Sączu doktorem powiatowym był nasz szwagier 27
28
29
30
31 32
Zofia Skąpska (1904–1988) zamężna z Tadeuszem Scholtze (1900–1943), bratem Ireny, pierwszej żony swego brata Tadeusza Wincentego Skąpskiego. W 1949 r. zmieniła pisownię nazwiska na Szolce. Bezdzietna. W latach 60. kierownik bursy warszawskiej szkoły baletowej. Wspomniana w książce Zofi i Rudnickiej, Gerard Wilk. Tancerz, Wydawnictwo Krytyki Politycznej, Warszawa 2019, s. 32. Elżbieta „Halszka” Skąpska (1905–1993), nauczyciel historii tańca i przedmiotów muzycznych warszawskiej szkoły baletowej (obecnie Ogólnokształcąca Szkoła Baletowa im. R. Turczynowicza). Zamężna z Janem Romanem (1902– 1975). Dzieci: Marek (1931–2003) i Grażyna (ur. 1935) Roman-Dobrowolska. Ewa Skąpska (1909–1987) zamężna z Aleksandrem Kosteckim (1904–1971), bratem Heleny, żony swego brata Antoniego Skąpskiego. Synowie: Krzysztof (ur. 1939), Ryszard (1943–1947), Jan (ur. 1949). Wanda Skąpska (1914–2001) zamężna z Wacławem Rogatko (1896–1970), syn Bogdan (1940–2017). Wisiorek. Antoni, Tadeusz i Korneliusz Skąpscy.
020-289-Wspom-160x230.indd 33
19.07.2021 12:03
34
Dziwne jest serce kobiece…
Zygmunt Stanowski33. Siostra Janina34 mieszkała jeszcze w Radomyślu nad Sanem, gdzie mieli swój dom – myślała o przeniesieniu się do Nowego Sącza. Zygmunt na razie zamieszkał u Mani35 w willi wynajmowanej przez mego męża na ulicy Matejki. W Nowym Sączu był brak doktorów, wyginęli w ostatnim stadium wojny na tyfus plamisty, który niestety, ciągle jeszcze grasował. Szwagier w Wielki Piątek miał jechać na Święta do Radomyśla. Janka na jego przyjazd przygotowywała Święcone, tymczasem dostała depeszę, że mąż jest chory. Obawiano się tyfusu plamistego, niestety, obawy się spełniły. Serce nie wytrzymało. Pełen życia, żywotności czterdziestodziewięcioletni człowiek zszedł ze świata jako ofiara swego zawodu. Był to szalony cios dla mojej siostry. Śmierć Zygmunta, z którym tak serdecznie żyliśmy, odczuliśmy bardzo głęboko. Po przyjeździe z naszej wędrówki opowiadałam mu o Pomorzu, o kupnie, ale był tak zajęty, że obiecywał wybrać się do Brzeznej na dłuższą pogawędkę. W dwa dni po pogrzebie naszego szwagra odebraliśmy depeszę od pośrednika z Torunia, by przyjechać natychmiast, bo są jakieś zawikłania. Był to czas, gdy marka nasza [polska] spadała i traciła na wartości. Ziemia szła w górę, a właściciele Niemcy, którzy majątki sprzedawali i brali zadatki, robili różne konszachty, by móc się z kupna wycofać. Byli tacy nieuczciwi, że brali po kilka zadatków. Korzystali ze sposobności, gdy przeszedł termin przewidzianego przewłaszczenia, zrywali kontrakty pod błahymi pozorami. Mąż mój w tym czasie był bardzo zajęty. Wiosna – trzeba było majątek zostawić w należytym porządku, obsiany, obsadzony, a przy tym niejedno zlikwidować. Postanowiliśmy więc, że ja sama pojadę, by załatwić, co będzie trzeba, i zarządzić 33
34
35
Zygmunt Stanowski (1870–1920), lekarz, większość praktyki prowadził w Radomyślu nad Sanem, w ostatnim roku życia pracował w Nowym Sączu, gdzie zmarł, zaraziwszy się tyfusem plamistym. Janina Pieniążkówna z męża Stanowska (1874–1959). Z Zygmuntem Stanowskim (1870–1920) miała synów: Jana (1901–1971), Zygmunta jr. (1902–1930) i Józefa (1907–1967). Maria Pieniążkówna z męża Juszczakiewiczowa (1877–1956). Z Władysławem Juszczakiewiczem (1877–1916) miała synów: Zbigniewa (1908–1986), Lecha (1910–1978) i Włodzimierza (1911–1987).
020-289-Wspom-160x230.indd 34
19.07.2021 12:03
Część I. Rozdział I
35
uporządkowanie mieszkania na nasze objęcie i przyjazd, który miał nastąpić w maju. Po przyjeździe do Torunia nasz pośrednik Tauber (niby Polak, mówiący bardzo kiepsko po polsku) oznajmił mi, że nasze papiery w Komisji Kolonizacyjnej zaginęły, że oznaczony w umowie termin całkowitej wypłaty zbliża się, że Schreiber niecierpliwi się, chce zrywać umowę, a teraz byłoby bardzo trudno coś nowego kupować czy też szukać, bo już wszystko jest wykupione. Miałam bardzo wiele kłopotów. Przez tydzień jeździłam tam i z powrotem do Poznania i Wąbrzeźna, wyrabiając papiery, przywożąc potrzebne akty, podpisy. Była moc formalności do załatwienia. Przez kilka dni nie kładłam się i nie rozbierałam, spędzając noc w pociągu. Pokazało się, że w Komisji Kolonizacyjnej w Poznaniu akta nasze z opiniami mego męża zaginęły. Musiałam porozumiewać się z mężem, uciekać się do starosty Szczepańskiego z Wąbrzeźna, który potwierdzał wiarygodność mych zeznań. W Poznaniu jedni nie umieli mi wytłumaczyć faktu zaginięcia papierów, drudzy zaś więcej doświadczeni twierdzili, że właściciel pan Schreiber przekupił kogoś, kto papiery usunął. W Poznaniu byłam 1 maja w czasie rozruchów i przemówień socjalistycznych. Doszło do niemiłych ekscesów, strzelaniny i ranień robotników36. W czasie mych wędrówek zajeżdżałam do Przeszkody, gdzie w międzyczasie lakierowano podłogi, okna i drzwi. Jedyną dla mnie przyjemnością wśród tych niepewnych przeżyć i kłopotów było zawsze piękno przyrody. Cała wartość Przeszkody skupiła się w lasach, w których szukałam ukojenia i odpoczynku. Nie odczuwałam samotności ani też tej wielkiej odległości, która mnie dzieliła od moich najbliższych. Zachwycała mnie świeżość zieleni rozbudzonych brzóz. Stawała mi tak żywo przed oczami scena z Wiernej rzeki Żeromskiego, drżące listki brzozy szeptały tkliwe słowa, tworzące subtelne poematy. Jakąż rozkosz sprawiały mi rozkwitłe konwalie, których było tak wiele, że trudno je było pozbierać. Szłam z własnymi 36
26 kwietnia 1920 r. do protestujących pracowników warsztatów kolejowych, domagających się wypłaty należnych im świadczeń, policja otworzyła ogień, co spowodowało śmierć dziewięciu kolejarzy. Pogrzeb ofiar odbył się 30 kwietnia.
020-289-Wspom-160x230.indd 35
19.07.2021 12:03
36
Dziwne jest serce kobiece…
myślami po dywanie z miękkiego mchu, wdychając aromat sosen, subtelną woń konwalii, wsłuchując się w stukot opodal przejeżdżającego pociągu i jego charakterystyczny dzwonek, który echem rozbrzmiewał w lesie. To całe otoczenie tworzyło jakiś nastrój bajkowy i miało dla mnie wiele uroku. I dzisiaj, kiedy myślę o Przeszkodzie i wspominam ten okres w niej przeżyty, nie widzę tych wszystkich ujemnych jej stron, niewygód, rozczarowań. Roztacza się przede mną tylko las z przepięknymi brzozami o tak różnych, subtelnych kształtach, czuję woń rozkwitłych konwalii i słyszę pociąg, który dzwoni bez przerwy. Prócz konwalii kwitły w lasach cudne jasnoniebieskie sasanki. Pierwszy raz widziałam też tutaj grzyby Morchale37, w języku ludowym zwane „babie uszy”, z wyglądu powykręcane, gąbczaste, po obgotowaniu i usmażeniu z jajecznicą bardzo smaczne. Pan Schreiber i jego gospodyni zachowywali się względem mnie zupełnie poprawnie. Spałam w dużym pokoju, który przeznaczyłam w przyszłości na pokój jadalny. Mocno zdziwiony był pan Schreiber, że poradziłam sobie w mych kłopotach i pomyślnie załatwiłam wszystkie formalności. Spodziewał się, że moje starania nie odniosą skutku, ciągle o tym mówił, miałam więc pełną satysfakcję, mimo mych trudów. To spowodowało, że zaczął przygotowywać się do wyprowadzki. Zapowiedziałam nasz przyjazd, sprowadzenie koni, mebli i via Toruń, Skierniewice, Kraków wyjechałam do domu. Pakowanie po tylu latach zamieszkania w Brzeznej (od 1908 r.) było bardzo uciążliwe. Przywiązanie do drobiazgów jest bardzo wielkie, żal niemal każdego papierka, z którym trzeba się rozstać. Wszystko ma swą wartość podniesioną przez wiążące się wspomnienia. Niektóre meble musieliśmy pozostawić, bo nie warto było ich zabierać. Kanapę z przedpokoju, krytą ceratą ofiarowaliśmy Maciejowi. Ileż to razy zmęczona, utrudzona przez cały dzień, o zmroku przysiadałam na niej w ciszy, wiedząc, że nikt mnie tutaj szukać nie będzie. Słyszałam głosy rozlegające się po pokojach „gdzie pani… gdzie 37
Smardz (Morchella esculenta).
020-289-Wspom-160x230.indd 36
19.07.2021 12:03
Część I. Rozdział I
37
mamusia?” i siedziałam dalej w ukryciu, niespostrzeżona. Zegar kuchenny, wiszący, według którego Maciej przygotowywał posiłki, też mu ofiarowaliśmy (przywiózł go do Łęcka) i wiele innych drobiazgów gospodarczych. Gdy jechaliśmy z wizytami pożegnalnymi w sąsiedztwo, w czasie drogi milczałam, a oczyma obejmowałam to dla mnie niewyczerpane źródło wzruszeń, piękno otaczającego mnie krajobrazu. Ileż to razy przebiegałam te ścieżyny, wiodące ku Podegrodziu. Jakim żarem modlitewnym przywierałam do przydrożnych kapliczek z Jezuskiem miłosiernym, oddając Mu w chwilach grozy wojny całą mą rodzinę. Zda mi się, że słyszę echo armat i terkot karabinów maszynowych z odległych lasów, to znów późną jesienią zarysowują się szczyty Tatr, jakby wyrzezane z alabastru tuż…tuż… Odejdę tego wszystkiego, lecz pozostanie to na zawsze wyryte w mym wnętrzu z każdą niemal chatą, które tak często odwiedzałam. Z Litaczem, ze Strzygańcem i cudowną kapliczką Pana Jezusa. A zachody i wschody słońca są wszędzie jednakowo piękne. Każdy zakątek upiększa złotem, czerwienią, seledynem, delikatnym różem. To pójdzie za mną i na kraniec świata. Żal mi pracy nad ludem, który tutaj był mi bardzo bliskim. W dniu moich imienin spotkała mnie miła niespodzianka. Zaraz rano spotkały się członkinie Kółka Gospodyń z Litacza i Brzeznej, którego byłam przewodniczącą. Dziewczęta i kobiety, strojne w barwne gorsety, wizytki, ofiarowały mi cenny upominek. Jakże się cieszyłam z ich oryginalnej pracy. Poduszka z prostego lnianego płótna. Wiją się na niej motywy ludowe, kwiatów łąkowych, zebranych w wiązanki i girlandy. Kolory żywe, przepojone słońce i ciepłem. A bokami jakże wymowny i drogi dla mnie wyszyty czerwoną nicią napis okala wszystko: „Drogiej naszej Kochanej Pani w podzięce za Jej trud i pracę. Koło Gospodyń Wiejskich w Litaczu–Brzeznej”. Przyjęłam moich gości kawą, słodkimi plackami. Rozmowa popłynęła ożywiona, wśród której dźwięczał żal, że niestety zerwą się nici serdeczne, wiążące nas, ustanie wspólna praca. Zabrzmiały ludowe piosenki, mijały godziny, dobrze nam było razem. Przed samym południem powiększyło
020-289-Wspom-160x230.indd 37
19.07.2021 12:03
38
Dziwne jest serce kobiece…
się grono. Przyszły wraz z dyrektorką panną Gostkowską38 i nauczycielkami, uczennice Szkoły Gospodyń Wiejskich z Podegrodzia. Jedna wygłosiła piękne powinszowanie, utwór własny, wypisany pracowicie na laurce wraz podpisami wszystkich uczennic. Poza tym ofiarowały mi piękne wytwory cukiernicze, tort, mazurki ubrane estetycznymi kwiatami cukrowymi, własnej pracy. Zapewnienia wiecznej pamięci były szczere i obustronne. Tak to kończyła się znowu jedna era życia, a niezadługo miała się zacząć wielka niewiadoma, przed którą staje się z pewnym lękiem, ale i z zaostrzonym zaciekawieniem, co przyniesie? W Przeszkodzie mieszkaliśmy tylko przez jeden rok, ujmę więc pobyt nasz tam w ogólne zarysy (wyjechaliśmy z Brzeznej 9 czerwca 1920 r. do Przeszkody). Wkrótce doszliśmy do przekonania, że w nowym naszym otoczeniu wartość człowieka ocenia się podług liczby posiadanych mórg, bacząc mniej na jego wartość wewnętrzną i kulturę. Tutaj „kultura”, jej wysoki poziom, ogranicza się do kultury dobrego bytu, dalekiej od prawdziwej cywilizacji i higieny. Bezsprzecznie, że włościanie, czyli tak zwani tutaj gburzy, mieszkają lepiej od włościan małopolskich, przeważnie mają w pokojach piece kaflowe, w oknach firanki, ale zagubili w zupełności strój swój regionalny, ubierają się w tandetę miejską. Mężczyźni chodzą w czarnych fartuszkach na święto, a kobiety w sztucznych jedwabiach (co już i w innych dzielnicach stało się po wojnie), stosują się do mody ówczesnej, naturalnie bardzo skarykaturowanej. Na targu widzi się sprzedające kobiety w kapeluszach strasznych fasonów, włożonych na czubku głowy, spod których piętrzą się koki włosów własnych i przyprawionych. Sprzedające przynoszą prowianty w walizkach, nie w koszach. Do miasta dostają się na „kółku”, czyli na rowerze, dużo też przyjeżdża wąskotorowymi kolejkami, tzw. samowarkami. Sieć kolejowa rozbudowana bardzo gęsto, w użyciu jest jeszcze IV klasa, w której wygodnie pomieścić można bagaż. Język, jak już wspomniałam, pełen germanizmów, słyszy się 38
Maria Gostkowska (1871–1959), pochowana w Podegrodziu, dyrektorką Szkoły była do 1930 r. Poprzednio, w latach 1900–1912, była kierowniczką Szkoły Gospodyń Wiejskich w Albigowej.
020-289-Wspom-160x230.indd 38
19.07.2021 12:03
Część I. Rozdział I
39
często: „już cug jedzie”, „co pani będzie kupać?”, „katar mnie ułapił”. Każdy sklep zwie się „składem”, „sklep” zaś to miano piwnicy. „Skład towarów krótkich” – galanteria. Na ulicach i w pociągu słyszy się dużo niemieckiego języka i pochodnych wyrażeń: „trzeba drzwi zaketować” – zamknąć, od niemieckiego „die Kette” – łańcuch. Zdziwiona byłam, gdy raz sąsiad mój w towarzystwie na zaproszenie go, by jeszcze brał jakąś potrawę, odpowiedział mi „dziękuję, już jestem zaopatrzony”. Zamiast chwilka przeważnie mówią „chwiłka”. Mimo wszystko w nowych warunkach asymiluję się dość szybko, mój mąż bardzo trudno zżywa się z odmiennymi ludźmi, warunkami i służbą, która nie ma zaufania do nowych państwa. Mój mąż cierpi bardzo, nie jest to warsztat pracy odpowiedni dla niego. Obiekt mimo 700 mórg jest zbyt mały, nie można na nim pracować z rozmachem. Służba jest mało wartościowa, tak pod względem wydajności pracy, jak i uczciwości. Sprowadziliśmy trochę służby z Małopolski, ale niestety i to nas zawiodło. Przeflancowanie wcale się nie udało, tym więcej, że się kierowaliśmy litością i między innymi zabraliśmy niedorozwiniętego Piotrusia Wróbla. Piotruś razi tutaj jeszcze więcej, a zamiast myśleć o robocie, marzy o zegarku i garniturze czarnym. Sprowadziliśmy też całą rodzinę Wojciechów Kortynów (naszego wyjazdowego furmana). Do ogólnej charakterystyki włościan pomorskich muszę jeszcze to dodać, że służba, która jest tutaj ogólnie dobrze wynagradzana i której warunki służbowe są ujęte w stałą normę, jak i włościanie, odżywiają się o wiele lepiej niż w innych dzielnicach Polski. Chleba razowego nikt tutaj nie jada, toż samo bez masła, najczęściej zaś jadają ludzie „chleb z obłożeńcem”, czyli z „wurstem”, „metką”, kiszką, salcesonem czy też słoniną. Mięso nie należy do potraw świątecznych, chowają dość drobiu, który spożywają. Na drugie śniadanie i podwieczorek wynoszą w pole chleb z masłem i jajecznicą. Podstawowym napojem jest kawa z mlekiem, zaparzana tak jak u nas herbata. Cukru do kawy nie używają. Kapusty na zimę mało kiszą. Kapustę najczęściej przyrządzają „szmurowaną”, tj. duszoną na słoninie. Na Pomorzu i w Toruniu chleb i niesłodkie bułki wypieka się przeważnie z pytlowej białej mąki żytniej. Mąkę
020-289-Wspom-160x230.indd 39
19.07.2021 12:03
40
Dziwne jest serce kobiece…
pszenną używa się na „kuchy i lepsze ciasto”, tłumaczy się to tym, że są tu ziemie lekkie, na których przeważnie uprawia się żyto. Ludzi chodzących boso, choćby i na co dzień do pracy, nie widzi się, chodzą w pończochach i skarpetach „własnego dziania” i w drewnianych trepach, zwanych tutaj korkami. A przyznać to muszę, że nie widziałam ludzi ni dzieci w podartych pończoszkach ni ubraniach. Wszystko jest połatane, ponaprawiane. Dzieci czyste, umyte i uczesane. Ludność je dużo jarzyn świeżych, między tym pomidory i sałatę. Oto główne rysy, które mnie uderzyły od razu na wstępie. Służba niewiele myśli, ale mechanicznie wykonuje swą pracę. W polu jest cicho, nie słychać śpiewów ni śmiechów, to piętno długoletniej niewoli, lecz dlatego bliskość budynków folwarcznych czyni życie we dworze znośnym. Nasz lud sądecki pełen żywiołowego temperamentu w takich warunkach dałby się bardzo we znaki. Po przyjeździe do Przeszkody, mimo że dom był niezbyt duży, pomieściliśmy się i urządziliśmy wcale miło. Sekretarz, antyczne biedermajery wynagrodziły braki. Nie ostygliśmy w naszym zapale, przybudowaliśmy jeden pokój, dużą spiżarnię i zainstalowaliśmy łazienkę z piecykiem i kanalizacją. Panna Irena, która zawsze z zapałem interesowała się ogrodem, i tutaj wolne chwile poświęca temu i wraz z Zosią sadzi, uprawia pomidory, ogórki i kwiaty. Ja na razie zakończyłam moje zajęcia społeczne, muszę więcej poświęcać czasu gospodarstwu domowemu, gotowaniu i zajęciu się Wandunią. Parafia nasza jest w Łobdowie, poza pięknym lasem. Xiądz Spit39 za , typowy ksiądz pomorski obdarza nas wielką sympatią. Dziwnym nam się początku wydał ten pan dość tęgi w garniturze brązowym, w sztywnym kołnierzyku i twarzowym krawacie. Twarz jego o rysach wyrazistych, poza ironią kryła w sobie wiele wrażliwości. W sutannie widziało się go tylko w kościele, przy ołtarzu. Jako przyjaciel 39
Franciszek Spitza, proboszcz parafii w Łobdowie, był posłem do wąbrzeskiego sejmiku pow.
020-289-Wspom-160x230.indd 40
19.07.2021 12:03
Część I. Rozdział I
41
starostów Szczepańskich ustosunkował się do nas bardzo życzliwie. Mieszkała z nim siostra, o której mówił „panna Anna” i brat Józef40, który zajmował się jego gospodarstwem. Xięża tutaj uposażeni są bardzo dobrze, mają po kilkaset morgów dobrej ziemi, niejeden xiądz wydzierżawia swą plebanię. Xiądz Spitza często nas odwiedzał, spotykał się z nami w lesie, a gdy nie zjawiałyśmy się, spacerkiem przychodził do nas bez ceremonii. Był wesoły i bardzo bezpośredni. Ubawił nas kiedyś z panną Ireną, gdy nam do lasu przyniósł po kawałku placka, bo „panna Anna bardzo dobry zrobiła na obiad”. Szarmanteria jego objawiała się też w częstowaniu nas, tj. mnie i pannę Irenę, czekoladą wedlowską, której miał zawsze zapas. Najlepsze, jak po pierwszej naszej bytności w kościele mówił do mnie, że go to bardzo speszyło, gdy ja mu się przyglądałam przez lorgnon. „Najpierw spojrzała pani na kościół, a potem nieznacznie skierowała pani lorgnon na mnie, ale ja to, mimo że odprawiałem mszę, zaraz zauważyłem”. Ksiądz Spitza w towarzystwie bawi się wesoło i tańczy, jak każdy inny mężczyzna. Z Feliksowem, czyli z państwem Hilczyńskimi, gdzie prócz rodziców są trzy dorosłe córki: Madzia, Wacia i Lala (Seweryna) oraz syn Leszek41, na razie porucznik w wojsku, zawiązaliśmy też miłe stosunki. Nie ma prawie niedzieli, byśmy nie mieli gości. Często trąbka samochodowa oznajmia przyjazd państwa starostów Szczepańskich z córką Halszką, trochę starszą od Zosi i Halszki. Xiądz Spitza dopełnia grona. Rozszerzają się ściany, rozbrzmiewa śmiech i w ciszę leśną wpadają 40
41
„Sprawozdanie Administracyjne Wydziału Powiatowego pow. wąbrzeskiego za czas od przejęcia Pomorza przez władze polskie do dnia 31 XII 1922 r.” podaje, iż Józef Spitza z Łobdowa pełnił funkcję wójta w wójtostwie Nadleśnictwo Konstancjewo oraz zastępcy wójta w wójtostwach Dębowałąka i Lipnica Kolonia. Żoną Stanisława Hilczyńskiego była Seweryna z d. Ereth (1870–1944). Hilczyńscy poza Magdaleną (zm. 1974) mieli córki: Wacławę Hilczyńską (1900–1986) i Sewerynę (1898–1987) z męża Chełmicką oraz syna Leszka (1893–?). Siostra Seweryny Hilczyńskiej Józefa (1866–1938) była żoną Stanisława Majewskiego (1860–1944), założyciela słynnej fabryki ołówków w Pruszkowie, ich córka Wisława (1885–1960) zamężna z Bronisławem Stelmachowskim (1883–1940), sędzią Sądu Najwyższego II RP, była matką prof. Andrzeja Stelmachowskiego (1925–2009), prawnika, marszałka Senatu RP w latach 1989–1991.
020-289-Wspom-160x230.indd 41
19.07.2021 12:03
42
Dziwne jest serce kobiece…
tony fortepianu. Z szumem brzóz, tokowaniem cietrzewi łączą się melodie polonezów Chopinowskich, drżą perliste dźwięki preludiów i nokturnów. I ulatuje z duszy tęsknota, żal, obejmuje mimo wszystko ukojone zadowolenie. Zapomina się o stronach ujemnych, o niedociągnięciach, o niespełnionych w zupełności pragnieniach i marzeniach. Wielką stroną dodatnią jest codzienne dostarczanie poczty przez listonosza, który przyjeżdża w południe rowerem i zabiera napisane listy do Lipnicy. Mamy też w domu telefon, jest to wielkie udogodnienie i zbliża do świata. W Toruniu jest jenerałem brygadierem (pułkownikiem) Jaś Mischke42, syn przyrodniej siostry mego męża, starszy od niego o lat sześć; ja jestem jego najmłodszą ciocią. Porozumiewa się z nami telefonicznie i nieraz nas odwiedza. Więc jednak nie jest nam tutaj tak obco. Los zbliżył nas także do rodziny mej matki, we Włocławskiem mieszkają w Dziankowie, poczta Chodecz, Ruszkowscy. Ciotka moja Józia z synami i córką Maniusią43. Gdy panna Irena jechała z Halszką w końcu czerwca na egzamin do Krakowa, wstępowały wraz z Zosią do Dziankowa. Panna Irena pozostała na wakacjach w Krakowie [u swych rodziców]. Nastał lipiec, dnie upalne, zda się spokojne, nic nie przerywa, mąż zajęty polem, a ja z dziewczynkami domem. W czasie obiadu dziwnie ostro zadźwięczał dzwonek telefonu, o tej porze przerwy tak niezwykły. Zelektryzował nas wszystkich. Depesza z Krakowa od Antosia – wyrusza lada dzień na front bolszewicki. Zrywam się od obiadu, muszę jechać natychmiast, bo pociąg zaraz odchodzi z Gałczewka do Torunia, oby tylko zdążyć. Dziewczynki przygotowują mi walizkę. Mąż zarządził, by Wojciech zaprzęgał. Nie mam chwili do stracenia. Konie pędzą 42
43
Jan Mischke (1868–1943), w 1921 r. przeniesiony do rezerwy w stopniu gen. bryg. Był synem Kornelii z d. Skąpskiej (1841–1872). Część członków rodziny Mischke przyjęła pisownię nazwiska Miszke. Dziankowo, właścicielami od końca XIX w. do 1939 r. byli Ruszkowscy, brat matki Autorki, Heleny z Ruszkowskich Pieniążek (1845–1887) – Klemens (1843–1916), a po nim jego syn Feliks (1884–1935). Żoną Klemensa była Józefa z Kwiatkowskich (1857–1920). Poza Feliksem mieli jeszcze ośmioro dzieci, w tym Mariannę (Maniusię) i Mariana (1888–1967).
020-289-Wspom-160x230.indd 42
19.07.2021 12:03
Część I. Rozdział I
43
– zajeżdżamy przed stację, pociąg pod parą rusza, ja macham chusteczką, wołam i wielce uprzejmy zawiadowca pociąg zatrzymuje. Wpadam jednym tchem. Jadę przez te cudne lasy, w których tak często błądzę i znajduję odpoczynek po ciężkiej codziennej pracy. Sercem mym szarpie niepokój, nowe ofiary, lecz nie sarkam. Wiem, że to święta powinność, byleby jeszcze zdążyć i pobłogosławić przed wyruszeniem na walkę. Zdaję sobie sprawę, o ile bardziej nieszczęśliwym czuje się mój mąż, który nie może ze mną podążyć, by uściskać Antosia. Dnia 11 lipca wyruszył Antoś jako starszy ułan, z Krakowa wraz ze swymi towarzyszami – ochotnikami, których było ośmiu, między nimi znajdowali się Aleksander Dzieduszycki44, Henryk Łubieński45, Jan Dąbrowski, Marian Nowiński46 i Mechoffer47. Przyjmował ich do 8 pułku ułanów48 pułkownik Bzowski49. Wyruszali z koszar z Rakowic 44
45
46
47
48
49
Aleksander August Dzieduszycki (1901–1971), syn Antoniego (1853–1906) i Heleny z d. Sulikowskiej (1874–1945). Babka Aleksandra – Karolina z d. Zagórska Dzieduszycka (1818–1855) była siostrą Matyldy z d. Zagórskiej Koziebrodzkiej (1820–1878), prababki Wojciecha Dzieduszyckiego (1912–2008). Henryk Ignacy Łubieński (1901–1960), dziennikarz, publicysta dyplomata rządu emigracyjnego; brat Konstantego (1910–1977), posła na Sejm PRL, członka Rady Państwa, przewodniczącego koła poselskiego Znak. Marian Nowiński (1897–1977), syn Bronisława (?–1922) i Zofii z d. Dolińskiej, dr inż. leśnik, w latach 1960–1967 kierownik Katedry Botaniki w Wyższej Szkole Rolniczej w Poznaniu. W publikacji Lista strat Wojska Polskiego polegli i zmarli w wojnach 1918–1920, Wojskowe Biuro Historyczne, Warszawa 1934, na pozycji 24906 widnieje Alfred Mehofer, st. szer. 8p. p. leg., zmarły we Lwowie w wyniku choroby 8 sierpnia 1920. Alfred Mehoffer ur. w 1898 r., pochowany na Cmentarzu Obrońców Lwowa (kwatera nr XVIII, grób nr 1740), był bratankiem Józefa (1869–1946), malarza i witrażysty. 8. Pułk Ułanów Księcia Józefa Poniatowskiego, stacjonujący w Rakowicach, na przedmieściach Krakowa. Władysław Roman Janota-Bzowski (1885–1945), płk kawalerii WP, w latach 1922– 1928 dow. 8. Pułku Ułanów, pierwszy mąż (do 1919 r.) Marii Kossak, późniejszej Pawlikowskiej-Jasnorzewskiej (1891–1945). Inspektor hodowli koni przy Krakowskiej Izbie Rolniczej i kierownik stada koni Hebdów – Małopolskiego Towarzystwa Rolniczego. W 1944 r. wraz z żoną Heleną z d. Jordan (1895–1990) aresztowany i wywieziony do KL Gross Rosen. Był synem Antoniego Zygmunta Janoty-Bzowskiego (1842–1897), mjr. 30. p.p. we Lwowie i Heleny z d. Dowbor-Muśnickiej (1862–1897). Helena była siostrą Konstantego Dowbor-Muśnickiego (1857–1931), gen. dyw. WP, i Józefa Dowbor-Muśnickiego (1867–1937), gen. broni WP. Siostra Władysława, Teresa Emilia była żoną Jana Władysława Jordan-Rozwadowskiego (1889–1940).
020-289-Wspom-160x230.indd 43
19.07.2021 12:03
44
Dziwne jest serce kobiece…
pod Zamość. Szczęśliwa byłam, że jeszcze zdążyłam na czas i dwa dni spędziłam z Antosiem. Koleżanka jego panna Surzycka50 ofiarowała mu róże. Nie będę pisać pamiętnika Antosia, gdyż na to trzeba przeżyć własnych, by móc to oddać aktywnie. Już dnia dwudziestego siódmego lipca byli w bojach. Trzydziestego pierwszego lipca brał udział w słynnej bitwie pod Komarowem51. Dywizja brała udział w walkach przede wszystkim przeciw Budionnemu 52. Bóg go strzegł, nasze myśli i modlitwy towarzyszyły mu w dzień i w noc. Z towarzyszy jego, którzy wyruszyli wraz z nim, Henryk Łubieński został ranny, Jan Dąbrowski zabity, Mehoffer zmarł z ran, Nowiński ranny. Aleksander Dzieduszycki od września poszedł do Podchorążówki, a Antoś na jego miejsce pozostał na froncie. Gdy wróciłam do domu, czekało mnie znowu rozstanie z Tadziem53, który po nauce w Czernichowie był na wakacjach w Przeszkodzie. Formował się i tutaj oddział ochotników. Ojciec zawiózł go do Torunia 50
51
52
53
Najprawdopodobniej Zofia Surzycka (1900–1981), córka Stefana Jana Surzyckiego (1864–1936), prof. UJ, pierwszego dziekana Wydziału Rolniczego UJ, i Zofi i z d. Niecielskiej (1874–1957). Jej mężem był Marian Nowiński (1897–1977). Bitwa pomiędzy bolszewicką 1. Armią Konną Budionnego a polską 1. Dywizją Jazdy dowodzoną przez płk. Juliusza Rómmla (1881–1967). Była to największa bitwa konnicy w wojnie 1920 r. i stanowiła moment zwrotny na południowym froncie, porównywalny z Bitwą Warszawską, w sierpniu 1920 r. Siemion Michjłowicz Budionny (1883–1973), radziecki gen., w wojnie 1920 r. na czele 1. Armii Konnej, m.in. toczył bój z Orlętami Lwowskimi. Tadeusz Wincenty Skąpski (1902–1963), mgr inż. rolnik, uczestnik wojny 1920 r. (front Kobryń–Pińsk–Baranowicze–Mińsk), por. rez. 5. Pułku Strzelców Konnych WP. Od września 1924 r. do czerwca 1936 r. pracował w dobrach Sanguszków, w tym od września 1927 r. jako samodzielny kierownik działu rolnego. Następnie do września 1939 r. administrator majątku senatora Edwarda Kleszczyńskiego w Radziemicach, a do 1945 r. dzierżawca majątku sióstr norbertanek w Zabierzowie, po 1945 r. na Dolnym Śląsku, m.in. wykładowca na Wydziale Rolnym Uniwersytetu Wrocławskiego. W latach 1952–1962 dyrektor IUNG w Regułach, w 1963 r. dyrektor POHZ na woj. lubelskie. Żonaty dwukrotnie. 1. Irena Scholtze (1901–1996), córki: Magdalena (ur. 1929) z męża Kucharska i Joanna (ur. 1943) z męża Kobylińska; 2. Janina Sągajłło (1914–2002), synowie: Marcin (1945–1946), Tomasz (ur. 1946) i Rafał (ur. 1951).
020-289-Wspom-160x230.indd 44
19.07.2021 12:03
Część I. Rozdział I
45
do pułkownika Donimirskiego54. Wstąpił do formacji ułanów, dał mu ojciec wierzchówkę „Egoistkę”. W Wąbrzeźnie przed wyruszeniem ochotników odbyło się uroczyste nabożeństwo z błogosławieństwem i suplikacjami. Panna Halina Szczepańska ofiarowała Tadziowi piękną różę, a starosta Szczepański zachwycał się, że takich obrońców jak „lwów” dajemy naszemu państwu. Antoś, gdy eksportował do Przeszkody w końcu maja nasze konie, zyskał wielką sympatię państwa starostów i wpadł w oczko Halince. Tadziowi przed wymarszem ksiądz Spitza ofiarował bardzo piękną lornetę polową, która jednak w przeprawie jego przez Muchawiec utonęła wraz z całym plecakiem. Dobrze, że sam Tadzio wyszedł z życiem. Nawała bolszewicka przybliżająca się do naszych granic dała się nam też we znaki. Pięknej niedzieli w sierpniu ósmego, gdy wszyscy wraz z dziećmi i młodzieżą byliśmy w Feliksowie, przeraził nas telefon ze starostwa wzywający tak nas, jak i państwa Hilczyńskich, do ewakuacji bydła i inwentarza żywego, gdyż zagraża niebezpieczeństwo, że bolszewicy posuną się w głąb Pomorza. Krótka decyzja, że wyruszymy wraz z naszymi sąsiadami w stronę Grudziądza. Wróciliśmy do Przeszkody z ciężkim sercem. Zabraliśmy się od razu do pakowania, segregowania rzeczy, które trzeba koniecznie zabrać i chronienia w bezpieczne miejsca przed zniszczeniem tych, które zostawiamy. Znowu narzuca się świadomość, że tak wiele drobiazgów stanowi niemały balast w życiu. Pakuję przede wszystkim nuty, licząc się z tym, że może trzeba będzie zarobkować dawaniem lekcji muzyki, gdy wszystko, co posiadamy, zostanie zniszczone czy też zabrane. Budzą się refleksje, poniewczasie żal, „gdybyśmy zostali w Małopolsce, nie bylibyśmy narażeni na to niebezpieczeństwo”. Budzi się znowu żal, że niejedno trzeba zostawić na niepewny los i znowu wszystko nabiera większej wartości. Cenną naszą sekreterę, meble i łóżka empirowe chowamy do piwnicy wewnątrz domu, tam także wynosimy wartościowsze drobiazgi. W porządkowaniu pomagają Zosia, Halszka, 54
August Donimirski „Gucio” (1873–1952), ppłk, dow. (29.05.1919–03.09.1920) 18. Pułku Ułanów Wielkopolskich, kawaler.
020-289-Wspom-160x230.indd 45
19.07.2021 12:03
46
Dziwne jest serce kobiece…
Ewa, nawet Wandunia dźwiga niejedno. Nelek 55 jest bardzo ważny, wszędzie go pełno, chodzi za ojcem, który musi obejrzeć wozy, wydać rozporządzenia co do inwentarza żywego. Pakujemy kufry i kosze z ubraniem, bielizną, gdyż tego przecież nie zostawimy. Musimy pomyśleć też i o prowiantach, by mieć dla siebie i tych, co z nami pójdą. Wyłaniają się tysiączne potrzeby, trzeba pamiętać o każdym członku rodziny – przybywa walizek, walizeczek. Pali się niepotrzebne papiery i korespondencję. Tak nam schodzi cała noc. Pościel też zabieramy. Od świtu ładuje się wozy, myśli o paszy dla inwentarza. Ryk wyprowadzanego bydła powiększa hałas. Furmani nie chcą jechać, nikt ich nie przymusi. Na jednym wozie powozi mój mąż, na drugim Nelo, naówczas trzynastoletni. Ja z Wandunią, Ewunią, Zosią i Halszką jedziemy powozem – Zosia powozi. Z tyłu uwiązane jest siedem źróbków, które się niemożliwie plączą, więc trzeba ciągle stawać. Trzecim wozem powozi jedyny furman Kamiński z suchą ręką. Bydło pędzą dziewczęta i jeden pastuch. Droga jest męcząca, dojeżdżamy do Feliksowa i potem zaraz z państwem Hilczyńskimi wyruszamy w dalszą drogę. Po drodze wozy psują się, a w Tokarach w lesie (jedna stacja za Gałczewkiem) wóz, którym powozi mój mąż i wóz Nelka wymagają naprawy, więc my jedziemy dalej, a oni zostają – mamy się spotkać w Wąbrzeźnie. Nasze wojsko robi wrażenie zdezorientowanego. Denerwujemy się, że nie widać męża i Nela, tym więcej, że tabory powiększają się, wojsko w panice twierdzi, że w Tokarach już są bolszewicy. Pod samym Wąbrzeźnem pod kuźnią i my musimy się zatrzymać, bo i nasz powóz wymaga poprawy. Nareszcie spotykamy się 55
Korneliusz (Kornel, Nel) Skąpski (1907–1990), w 1939 r. przez Rumunię przedostał się do Francji, gdzie wstąpił do Polskich Sił Zbrojnych, stamtąd przedostał się do Wielkiej Brytanii, gdzie służył w sztabie 2. Dywizji Grenadierów Pancernych. W 1948 r. zamieszkał w Paragwaju, a następnie od 1953 r. w Kanadzie. Żonaty dwukrotnie: 1. Karolina Dąbrowska (1907–1988), syn Jan „Sar” (ur. 1929); 2. Violetta Shann (1914–2012), dzieci: Mieszko „John” (ur. 1945), Bolesław „Bo” (ur. 1946), Kazimierz „Richard” (ur. 1947), Wanda „Vanda” (ur. 1948) z męża Lemmon, Zofia „Sofie” (ur. 1951) z męża Zaragoza, Izabella (1953–1958), Eveline „Evy” (ur. 1955) z męża Power.
020-289-Wspom-160x230.indd 46
19.07.2021 12:03
Część I. Rozdział I
47
z ojcem i Nelem. W czasie gdy naprawia się powóz, wyruszamy dalej pieszo, by dojść do plebanki wąbrzeskiej i móc na noc gdzieś głowę skłonić. Wandunia ma całe nogi tak pogryzione od komarów, że jej ropieją i trudno jej iść, więc dźwiga ją Halszka i zapytuje: „czy ty mi się kiedy odwdzięczysz, że się tak dla ciebie męczę?”. Wojskowi dopytują się, dokąd jedziemy, proponują, by im dać dzieci, a zawiozą je w bezpieczne miejsce. Hilczyńscy mają wielki kłopot z pędzeniem bydła – panny same je pędzą. Na plebance instalujemy się na noc, a noce są zimne. Zjadamy na kolację podśmietanie, które jest prawie samą śmietaną. Hala, Ewunia i Nelo pozostają na wozach pod przykryciem i wraz z Kamińskim mają w nocy dozorować wozów, które stoją na szosie, a my z Zosią, która jest skłonna do zaziębień, spędzamy noc przy stole, bo nie ma miejsca, kładąc tylko na stole Wandzię. Rano dowiadujemy się, że furman Kamiński uciekł, więc Hala musi go zastąpić i powozić końmi. Wyrzucamy z jednego wozu poduszony drób, którego część zabraliśmy w kojcu, i wyruszamy w dalszą drogę. Nelo z Halszką i Ewunią mieli noc pełną wrażeń, legitymować się musieli przejeżdżającym wojskom, które było zdziwione, że tak dzielnie dają sobie radę, gdyż przy jednym wozie dwa ogiery ciągle się gryzły, a Kamiński już dawno zwiał. Zszedł z wozu pod pozorem poprawienia koła i uciekł chyłkiem. Państwo Hilczyńscy jechali wprost bez zatrzymywania się i dojechali do Jordanówki do państwa Jordanów, gdzie i my przybyliśmy następnego dnia. Mimo ciasnoty zmieściliśmy się i byliśmy dość gościnnie podejmowani. Postanowiliśmy dalej już nie jechać, tylko czekać rozstrzygnięcia. Mimo niepewności były chwile, że nie traciliśmy ducha i nawet były nieraz okazje do śmiechu. Jak to bywa, w tym czasie nadchodziły różne sprzeczne wieści. Od skrajnego optymizmu przechodziło się do beznadziejnego pesymizmu. „Już bolszewicy są w Wąbrzeźnie...”, to znów „odrzucili ich poza Warszawę… spalona Lipnica… z Przeszkody nic nie zostało” itd. Krzyżowały się zdania. Czwartego dnia bezcelowego oczekiwania mój mąż z Madzią Hilczyńską wyruszyli konno na zwiady. Sądzili, że dotrą do Feliksowa
020-289-Wspom-160x230.indd 47
19.07.2021 12:03
48
Dziwne jest serce kobiece…
i dowiedzą się o sytuacji. Dojechali kawałek za Wąbrzeźno i wrócili z wieściami, że jeszcze wracać nie można, że patrole bolszewickie dotarły do Lipnicy, Golubia, Przeszkody. Za drugim razem dotarli mąż z Madzią do Feliksowa. Więc dalej czekamy. Nareszcie „cud nad Wisłą” zmienił wszystko – 15 sierpnia niezapomniany. Bolszewicy wycofują się i my możemy nareszcie wracać. Mamy wiele wdzięczności dla państwa Jordanów, którzy nas przygarnęli. Zapominamy o gustach pomorskich, dla których mięso pachnące zamarynowane, lecz przyprawione potem goździkami i podane jako klopsy w sosie, stanowią specjał. W drodze powrotnej wstępujemy z inwentarzem do majątku między Grudziądzem a Wąbrzeźnem do państwa Chrzanowskich, tam wydaja się krowy. Zapomniałam jeszcze nadmienić, że w czasie naszej ucieczki pod samym Wąbrzeźnem wojsko polskie chciało nam zarekwirować bydło, ledwie udało mi się je wybronić. Gdy wróciliśmy do domu, dowiedzieliśmy się, że bolszewików nie było, ale właśnie ludzie zabili świnię i podzielili się mięsem. Niejednej też rzeczy gospodarczej i kuchennej brakuje, ale na szczęście większego zniszczenia nie ma. Jednak działania bolszewickie były, gdyż w ogrodzie naszym padł granat, był niewypalony. Mąż mój zawiózł go na bryczce do policji w Lipnicy (która urzędowała na poczcie). Policja ze strachem odebrała granat, w obawie, aby nie wybuchnął. Bolszewicy mieli pociąg pancerny i jeździli nim przez te piękne lasy: Gałczewko, Tokary, Golub, Kowalewo. Patrole bolszewickie dochodziły do Lipnicy. Gdy gbur Szmytkowski z powodu dewaluacji pieniądza rozmyślił się sprzedawać swój grunt, my też zrezygnowaliśmy z projektu budowania nowego dworu, którego piękny plan miał nam wykonać mój cioteczny brat Marian Ruszkowski56.
56
Marian Ruszkowski (1888–1967), ukończył studia architektoniczne w Wiedniu, syn Klemensa, brata matki Autorki, i Józefy z d. Kwiatkowskiej, żonaty z Rzewuską (nieznanego imienia), bezdzietni. Współautor projektu odbudowy (1947– 1949) Pałacu Blanka w Warszawie (Senatorska 14).
020-289-Wspom-160x230.indd 48
19.07.2021 12:03
Część I. Rozdział I
49
Po wstąpieniu do wojska pewnego ranka Tadzio wraz ze swoim oddziałem przechodził przez Przeszkodę. Zosia na gwałt szyła chłopcom chorągiewki. Miłe nam było to chwilowe spotkanie. Nadchodzi zima, tęsknota nasza za chłopcami wzrastała. Pragnęliśmy, by dni rozłąki skończyły się, by już wrócili do domu. Przy końcu listopada, gdy już mgły jesienne rozpościerały się, a i śnieg osypał ziemię, pewnego ranka zjawił się niespodziewanie Tadzio. Jakże radośnie go powitaliśmy. Biedak miał straszną noc. Nie wiedział zmęczony, że jest tuż pod domem, a trafić doń nie mógł. Pod drzewem ustał, zimno dawało mu się we znaki, walczył z sobą, ze zmęczeniem, by nie zsunąć się na śnieg, bo obawiał się zamarznięcia. Senność zwyciężyła i dopiero, gdy przeziębnięty zbudził się na ziemi, na śniegu, w mgle sennej ujrzał, że jest w Przeszkodzie. Pod gankiem stały konie zaprzężone. Wojciech Kortyna powitał go i oznajmił, że tatuś jedzie na polowanie. Biedny Tadzio przeziębił się. Obie z panną Ireną opiekowałyśmy się nim i starałyśmy się dogodzić mu. Panna Irena po wakacjach przyjechała i dalej uczyła Zosię, Halszkę i Ewunię. Nie ma teraz końca opowiadaniom. Antoś też wraca w grudniu do domu. Boże Narodzenie znowu nas wszystkich skupia. Panna Irena nie wyjeżdża do Krakowa. Urządzamy tradycyjną Wigilię, jest to nowość dla xa Spitzy, dlatego bardzo się cieszy, że bierze w niej udział. Na Wigilię jest także Jaś Mischke z Torunia. Nie zapominamy o snopkach w rogach jadalni, o sianie pod obrusem i o Jezusku na stole57. Jest piękne drzewko i dla wszystkich domowników upominki. Rozbrzmiewają kolędy i wzbiera tęsknota w sercu za „tymi”, co są z dala od nas, z którymi przełamujemy przesłane opłatki. Mówimy naturalnie o Piątkowej, o mamusi58, siostrze męża Heluni59, i o moich siostrach Jani i Mani, które czują się też bardzo osamotnione. 57 58
59
Placek w formie warkocza. Teściowa Autorki, Wanda Skąpska z d. Ossoria Bukowska (ok. 1836–1922). Druga żona Antoniego, matka Heleny z męża Jagoszewskiej i Jana. Helena Skąpska (1871–1969) z męża Jagoszewska, z mężem Hieronimem (1865– 1937), sądeckim prawnikiem, miała dzieci: Zofię (1893–1984), Tadeusza (1897–1940), lek. med. ppor. rez. WP, Zbigniewa (1899–1999), Bolesława (1905– 1939), kapitana WP, i Adama (1915–2005).
020-289-Wspom-160x230.indd 49
19.07.2021 12:03
50
Dziwne jest serce kobiece…
Nawiązaliśmy też stosunki z państwem Jaranowskimi60 z Łobdowa, majątek intratny, dobra ziemia. Właściciele typowi Pomorzacy, inteligencja bardzo średnia. On dobry gospodarz, córka najstarsza – Irena61 studiuje medycynę. Gdy jesteśmy u nich na przyjęciu, wódkę w kieliszkach pije się przez całą kolację, a przy zdrowiach pan przyśpiewuje na melodię krakowiaka okolicznościowe przyśpiewki. Oto maleńka próbka: „Na Pomorzu wieża sztumska, niech nam żyje pani Skumska”. Jedzenia na przyjęciach jest zawsze bardzo obficie, tłusto, mięso podlane sosami, a ziemniaki całe nieomaszczone są podawane w wazie, jak tu jest w zwyczaju. Urządzenie domu bardzo niemieckie: klubowe fotele wyściełane, duże kanapy bez stylu i tak już u nas nieużywane stołeczki wyściełane pod nogi. Pełno wszędzie „serwetek heklowanych” i innych niepięknych robótek w stylu niemieckim. Wnętrze to wcale mi nie odpowiada, dalekie jest od estetyki, wszędzie jednak jest ład, porządek i czystość. Dom mieszkalny wygodny, ale zewnątrz nie wygląda na dwór – robi wrażenie kamienicy. Rok 1921 Na wiosnę przyjechały do nas obydwie siostry moje, Mania i Jania, jeżdżą w Poznańskiem i po Pomorzu. Mania po naszym odjeździe, nie mając oparcia w nas, chce wszystko zlikwidować, a ponieważ dopomaga jej ciągle mój brat xiądz Józef62 z Filadelfii, chce sobie kupić jakiś sklep. Osiada więc w końcu w Bydgoszczy i nabywa sklepik z różnymi wiktuałami. Janina jeździ również w sprawie swej posady nauczyciel60
61
62
„Sprawozdanie Administracyjne Wydziału Powiatowego powiatu wąbrzeskiego...” podaje, iż Julian Jaranowski z Łobdowa pełnił funkcję wójta w wójtostwie Lipnica Kolonja. Irena Agnieszka Jaranowska (1899–1989) z męża Skowrońska, córka Juliana Jaranowskiego i Agnieszki z d. Klein. W 1927 r. ukończyła Wydział Medyczny UJ, od 1929 r. była lekarzem chorób skórnych w Toruniu. Zamężna z Marianem Józefem Skowrońskim (1900–1978), lekarzem. Mieli córkę Krystynę Marię (ur. 1930). Józef Pieniążek (1868–1933), magister farmacji, w 1897 r. wyemigrował do USA, gdzie zmarł jako ksiądz Kościoła Adwentystów.
020-289-Wspom-160x230.indd 50
19.07.2021 12:03
Część I. Rozdział I
51
skiej w Radomyślu do inspektora w ministerstwie. Już zrezygnowała z chwilowego projektu sprzedaży domu w Radomyślu i nabycia wraz z Manią jakiejś realności w Poznaniu. My też nosimy się z nowym zamiarem wzięcia większej domeny państwowej po sprzedaniu Przeszkody (gdyż właściciel majątku nie może brać domeny). Namawia nas na to pan starosta Szczepański, bo właśnie od czerwca czy też lipca domeny dzierżawione przez Niemców będą odstępowane i wydzierżawiane przez Wydział Domen Państwowych przy Urzędzie Wojewódzkim. Domeny są piękne. Zaczynamy więc starania i objazd niektórych domen, by się zorientować, na którą moglibyśmy reflektować. Jedziemy w powiat tczewski, blisko Pelplina, do majątku Bielawki. Ziemia bardzo ciężka, ale majątek w kulturze, śliczna zarodowa obora, dobre silne konie, inwentarz tak żywy, jak i martwy w komplecie. Dom mieszkalny bardzo wygodny, duży, kanalizacja, elektryczność. W każdym sypialnym pokoju umywalnia z gorącą i zimną wodą. Ogród ładny, oranżeria. Właściciele domeny – Niemcy, kulturalni. Trudno z nimi dojść do porozumienia, gdyż ceny inwentarzy zbyt wygórowane, wielkość majątku ponad 2000 mórg. Domenę tę mogliśmy wziąć bez trudu, gdyż wojewoda skłonny był ją podpisać. Ulegliśmy jednak perswazjom jenerała Mischke, który twierdził, że domena w tym miejscu, w korytarzu gdańskim, jest rzeczą niebezpieczną, gdyż może w niedługim czasie przyjdzie do rozgrywki z sąsiadami. Przy sposobności zwiedzamy cudną katedrę w Pelplinie. Żałowałam, że nie wzięliśmy tej domeny, jednak niedługo bylibyśmy się nią cieszyli, gdyż w kilka lat została przez reformę rolną sparcelowana, a ośrodek zamieniony na Szkołę Rolniczą. Poszukujemy więc dalej, bliżej Torunia i Wąbrzeźna. Oglądamy Pruską Łąkę, śliczny dwór z salą balową, z urządzeniami gospodarczymi pięknymi, z wysokimi pokojami, kominkami, piękny ogród, szparagarnia. Minus – brak porządnego spichlerza i budynki gospodarcze zaniedbane. Mieszkanie podobno bardzo zimne. Oglądamy koło Golubia wcale ładną domenę Lisewo, dom mieszkalny wewnątrz o charakterze miejskim. Z jadalni do salonu drzwi rozsuwane, kanalizacja,
020-289-Wspom-160x230.indd 51
19.07.2021 12:03
52
Dziwne jest serce kobiece…
na zewnątrz niesympatyczny pruski mur. Ogród owocowy ładny i dobrze prowadzony. Stajnia i obory mniej piękne. Ziemia częściami lekka, zresztą tutaj na Pomorzu obok ziem dobrych zdarzają się ziemie lekkie. W końcu zalecany przez starostę Szczepańskiego Przydwórz odpowiada nam – powiat wąbrzeski. Obszar koło 3000 mórg, ziemia dobra, obora i stajnia w komplecie, zabudowania gospodarcze porządne. Dom obszerny, składający się ze starego i nowo dobudowanego. W nowej części kaloryfery, w starej piece kaflowe, kanalizacja, dwa ogrody. Stary dom z jednej strony otoczony ogrodem. Do bliskości budynków gospodarczych już się przyzwyczailiśmy i przestało mnie to razić, tak jak to było z początku. Zaczynamy poważnie myśleć o Przydworzu, mąż mój pertraktuje z Niemcami o inwentarz żywy i martwy. Sprzedaż Przeszkody też jest już aktualna, przyjeżdżają pośrednicy z kupcami. Na domeny państwowe odbywała się licytacja – czyja oferta była najwyższa, ten miał szansę otrzymania danej domeny. Przed licytacją składało się w Wydziale Domen Państwowych przy Urzędzie Wojewódzkim w Toruniu papiery, na mocy których reflektant był dopuszczany do licytacji. Naczelnikiem Domen był pan Domaradzki, człowiek starszy, głuchawy, Pomorzanin. Ponad Wydziałem Domen Państwowych było jeszcze w Poznaniu jakby wiceministerstwo rolnicze63, na którego czele stał bardzo godny człowiek, nazwiska jego w tej chwili nie pamiętam. Ministrem rolnictwa na całą Polskę był znajomy mojego męża, pan dr Józef Raczyński64, dawny dyrektor Towarzystwa Rolniczego Krakowskiego. Był on do męża usposobiony bardzo życzliwie, pracował z nim przez długie lata, znał go z owocnej i postępowej pracy w Małopolsce. Przed licytacją i złożeniem papierów mąż 63
64
Ministerstwo byłej Dzielnicy Pruskiej 1919–1922 z siedzibą w Poznaniu, miało w strukturze departament rolnictwa i dóbr państwowych. W okresie tu opisywanym, w 1921 r., ministrami byli: do 23 lipca Władysław Kucharski (1884–1964), a po nim do 22 października Juliusz Trzciński (1880–1939) Józef Raczyński (1874–1931), dr n. prawnych, w latach 1915–1921 sekretarz i dyrektor biura Towarzystwa Rolniczego w Krakowie, w okresie 1921–1923 minister rolnictwa i dóbr państwowych, a następnie trzykrotnie p.o. ministra rolnictwa i dóbr państwowych (1923–1924, 1926) oraz ministra reform rolnych w 1926.
020-289-Wspom-160x230.indd 52
19.07.2021 12:03
Część I. Rozdział I
53
mój, idąc zawsze drogą prawą, pojechał do ministra Raczyńskiego, był u niego poza Ministerstwem w domu jego przyjmowany serdecznie. Minister Raczyński wydał memu mężowi opinię jako hodowcy, postępowego rolnika, ze wszech miar godnego do objęcia domeny państwowej. Opinię tę dołączył mój mąż do swego życiorysu i papierów, które złożył u naczelnika Domaradzkiego. Wspomnienia dalszych przeżyć należą do najprzykrzejszych, podkopują naszą wiarę w sprawiedliwość ludzką, przekonują o nieuczciwości. Mąż mój kroczył zawsze drogą prawą, nie rozumiał tego i nie umiał osiągać celu przekupstwem ani blagą. Tymczasem w Wydziale Domen działy się niesamowite historie, brały tutaj górę elementy najgorsze, najskuteczniej działali przepłaceni pośrednicy. Użycie tychże mój mąż uważałby za ujmę, czując swą wartość własną. Jednym z takich pośredników, który trafiał wszędzie, był mocno niesympatyczny pan Makowski, zbogacony w czasie wojny dawny krawiec. Po kuluarach Wydziału przewijali się ludzie z różnych dzielnic Polski, bardzo różnych inteligencji. Mąż mój licytował na trzy domeny: Pruską Łąkę, Bielawki i Przydwórz. Przy Przydworzu utrzymał się jako najwyższy licytant. Teraz została już tylko prosta formalność podpisu. Pan starosta Szczepański składał nam gratulacje, a i my czuliśmy się bardzo zadowoleni. Już więc od lipca znajdziemy się w nowej siedzibie. Starosta jeździł jeszcze z mężem osobiście do Przydworza, by niejedno ustalić. Przeszkoda została sprzedana Amerykanom w dolarach. Prócz tego staliśmy się właścicielami willi na Bielawach w Bydgoszczy i domku w Brwinowie pod Warszawą, jednak pan pośrednik „domek” ten zastrzegł sobie za pośrednictwo. Niesumienny ten pośrednik i mnie przy sprzedaży obiecywał piękny złoty pierścionek, którego mi nigdy nie wręczył, dlatego może do dzisiaj pamiętam jego nazwisko „Ciek”. W tym czasie, w czerwcu przyjechał do Torunia Naczelnik Państwa Piłsudski65. Na jego przyjazd pojechaliśmy z całą rodziną do 65
Józef Piłsudski (1867–1935) piastował urząd Naczelnika Państwa w latach 1918– 1922 r. W Toruniu przebywał 5 czerwca 1921 r.
020-289-Wspom-160x230.indd 53
19.07.2021 12:03
54
Dziwne jest serce kobiece…
Torunia. Gdy Piłsudski przechodził, mój mąż, stojący w szpalerze, tak głośno zawołał „Niech żyje!”, że Piłsudski zwrócił na to uwagę i z uśmiechem spojrzał na męża. Poza tymi wzruszeniami przeżyliśmy ogromną przykrość. Jak grom spadła na nas wieść, że kto inny dostaje Przydwórz, a zaledwie kilka dni dzieli nas od opuszczenia Przeszkody. Nie chcieliśmy wierzyć, tym więcej, że pan Henikowski66, który ma objąć tę domenę (mąż p. Szmitowskiej, córki dzierżawczyni domeny w sąsiedztwie Dziankowa Ruszkowskich), miał opinię człowieka bardzo lekkomyślnego, wielkiego hulaki i wcale nie był dobrym gospodarzem, za to potrafi ł z panami radcami Wydziału Domen popijać w czasie uczt urządzanych nocami. Oto najpewniejsze papiery i najskuteczniejsze starania. Jesteśmy tym przybici i ja jadę natychmiast do ministra Raczyńskiego. Uzyskuję wtedy pismo, które jest niemal rozkazem dla naczelnika Domaradzkiego, gdyż opiewa, że pan Jan Skąpski jest najodpowiedniejszym kandydatem do objęcia domeny państwowej Przydwórz. Z pismem tym zjawiamy się u pana Domaradzkiego, a ten bezczelnie oznajmia nam, że dla „człowieka, który handluje ziemią, nie ma domeny”. Nie uznaje naszego tłumaczenia, że musieliśmy sprzedać Przeszkodę, bo w przeciwnym razie nie moglibyśmy starać się o domenę, gdyż kto posiada własny majątek, nie mógł być dzierżawcą domeny. Gdy opieramy się na opinii ministra, jest tak wzburzony, że wypada z gabinetu, a gdy czekamy na jego powrót, przysyła woźnego, który każe nam wyjść z gabinetu, bo nie można w nim pozostawać, gdy jego nie ma.
66
„Dziennik Bydgoski” z 17 sierpnia 1927 r. informuje o przegranym procesie przez małżonków Marię i Stanisława Henikowskich w sprawie Przydworza.
020-289-Wspom-160x230.indd 54
19.07.2021 12:03
Dwór w Wielkim Łęcku
020-289-Wspom-160x230.indd 55
19.07.2021 12:03
Rozdział II Wielki Łęck, przyjazd Macieja z Sądecczyzny, nasi sąsiedzi
Klamka zapadła. Nie ma dla nas domeny. Zwrócono memu mężowi papiery, ale co najciekawsze, że między papierami nie było opinii pana ministra Raczyńskiego. Jakiż straszny ból szarpał naszymi sercami, trudno to opisać. Prócz bólu i żalu osobistego, jakiś wstyd palił nas, że właśnie tak jest w naszej wolnej Polsce. Opanowuje nas dziwna bezradność, a tu trzeba iść dalej i działać. Gdzież jest prawda tych zasad, które wpajamy w nasze dzieci? Stoimy znowu przed przyszłością jak rozbitkowie. Czyżby tak zawsze było na świecie, że „zło” zwycięża? Musimy myśleć o jutrze. Poczciwi państwo Hilczyńscy serdecznie nam współczują i wobec sprowadzających się nowych właścicieli ofiarowują nam u siebie chwilową gościnę. Meble składamy w spichlerzu, toż samo paki, pozostaje to w Przeszkodzie do ustalenia się naszej przyszłości. Z nowonabywcami, ludźmi mało inteligentnymi, mamy wiele przykrości: spod rąk porywają nam rzeczy, które im się przy sprzedaży nie należą, które były wymówione, zabierają maślnicę „Laval” sprowadzoną jeszcze z Brzeznej, doskonałą korbową szatkownicę kapusty i inne rzeczy. Nie chcą wydać klatek z królikami Nela, choć były wymówione, toż samo doskonałą krowę Wandusi „Wandę”, którą dostała Wandka na imieniny. Pragniemy jak najprędzej uniknąć ich towarzystwa.
020-289-Wspom-160x230.indd 56
19.07.2021 12:03
Książeczka legitymacyjna (indeks) Tadeusza Skąpskiego, 1920
020-289-Wspom-160x230.indd 57
19.07.2021 12:03
58
Dziwne jest serce kobiece…
W Feliksowie postanowiliśmy, że na razie pojadę z dziećmi do Dziankowa, gdzie zostałam zaproszona. Mąż pojedzie na Śląsk, może tam coś znajdzie dla siebie. Przedtem jeszcze próbujemy szczęścia w Poznaniu, tam już licytacja na domeny zakończona. Przedstawiamy naszą sprawę panu wiceministrowi, obiecuje ją rozpatrzyć. Dowiadujemy się jednak potem, że pan Domaradzki się tak uniósł, że grozi nawet ustąpieniem z naczelnictwa, gdyby musiał działać wbrew swoim przekonaniom. Obejrzeliśmy w Bydgoszczy naszą willę na Bielawach, która ma ładne mieszkanie piętrowe, parkiety i wcale ładny ogród z drzewami owocowymi i krzewami, agrestem piennym. W willi tej na razie ma zamieszkać Mania, bo sklep jej wcale nie idzie dobrze. Będzie trzymała studentów Akademii Rolniczej. Zamieszka tam Tadzio, który jest od stycznia na I roku Akademii, znajdą się także i jego koledzy. Do Bydgoszczy przeniesiemy też Nelka, który dotąd był na stancji w Wąbrzeźnie. To zapewni nam egzystencję. Będąc w Bydgoszczy, oglądamy podmiejskie ogrodnictwa, bo już myślę, by się o to zaczepić, nic nam jednak na razie nie odpowiada. Oczekuję skutków wyprawy mego męża na Śląsk. Wracam znowu do córek do Dziankowa, gdzie korzystamy z gościnności Felka Ruszkowskiego1 (mojego ciotecznego brata). Nelek jest pod Toruniem w Pędzewie u mojej ciotecznej siostry Jadwigi z Ruszkowskich Bocheńskiej2, a potem jedzie do Goszczynna do Stefana Ruszkowskiego3, jest tam na dożywociu słynny Walerek Zbiegniewski4 (Kamila Zbiegniewska5 starsza siostra mojej Mamy). Antoś jest jeszcze do 31 lipca w Podchorążówce w Grudziądzu. 1 2
3 4
5
Feliks Ruszkowski (?–1935), syn Klemensa i Józefy z d. Kwiatkowskiej. Jadwiga Ruszkowska (1883–?), córka Klemensa i Józefy z d. Kwiatkowskiej, wyszła za mąż za Jana Bocheńskiego, z którym miała syna ur. ok. 1915 r. i córkę ur. ok. 1920 r. W końcu 1920 r. lub na początku 1921 r. Bocheńscy kupili majątek Pędzewo k. Torunia. „Dzień Pomorski” z 12 listopada 1935 r. na s. 10 donosił o planowanej na 17 grudnia 1935 r. licytacji zadłużonego Pędzewa. Z ogłoszenia wynika, że Jadwiga była już wtedy wdową. Stefan Ruszkowski (1889–1977), syn Klemensa i Józefy z d. Kwiatkowskiej. Walery Zbiegniewski, syn Kamili, żonaty z Heleną Jaworską (guwernantką u swego wuja Klemensa Ruszkowskiego w majątku Dzianków), bezdzietni. Kamila Zbiegniewska z d. Ruszkowska (1839–?), siostra Heleny, matki Autorki.
020-289-Wspom-160x230.indd 58
19.07.2021 12:03
Część I. Rozdział II
59
W czasie mojej bytności w Dziankowie wielką przykrość sprawia mi częste roztrząsanie sprawy ich najbliższego sąsiada Henikowskiego, opowiadania o jego sprycie życiowym, o świetnym interesie, jaki zrobi na wzięciu domeny Przydwórz, uwagi, że jedynie w życiu popłaca spryt i umiejętność podchodzenia do interesów. To mnie tak usposabia, że bez porozumienia z moim mężem piszę szczery list do prywatnego mieszkania pana wiceministra w Poznaniu, opisując mu naszą wielką krzywdę, położenie, w jakim niezasłużenie znaleźliśmy się, mylną opinię o mym mężu pana Domaradzkiego. Wspomniałam o opinii dr. Raczyńskiego, o nieskażonej przeszłości mego męża i w końcu wzniosłam pytanie, jak takie postawienie sprawy działa demoralizująco na wychowanie młodzieży, która wzrasta i mylne wyrabia sobie kryteria o wartości życia uczciwego, bez skazy. O liście moim zamilczałam, wysłałam go jako polecony, nie żądając niczego od pana wiceministra, tylko jedynie wyjaśniając mu całą sprawę, chciałam, żeby widział nas we właściwym świetle. List ten jednak nie pozostał bez echa. Brat mój cioteczny Marian Ruszkowski też dostawał domenę Pluskowęsy6 (pod Kowalewem), naturalnie używał także pośrednika poleconego mu przez Henikowskiego. Nie przeszkadzało to, że z zawodu był architektem (kończył architekturę w Wiedniu), a nigdy nie był gospodarzem, pochodził tylko z ziemiańskiej rodziny. Był właśnie u wiceministra w Poznaniu i słyszy, gdy on telefonuje do Wydziału Domen w Toruniu i mówi wyraźnie: „Skąpski, który licytował o Przydwórz, musi dostać domenę, musi się dla niego dzierżawa znaleźć”. Oto była realna odpowiedź na mój list. Ja zrozpaczona myślałam już, że trzeba będzie zamieszkać w Bydgoszczy w willi, bo przecież trudno siedzieć na łasce w Dziankowie. Zaczęto w Toruniu poszukiwania za moim mężem, właśnie był tam pierwszego sierpnia Antoś i przywiózł wiadomość do Dziankowa, że starosta i xiądz Spitza dali znać, że szukają tatusia, by się zgłosił w Wydziale Domen, bo jest jakaś dzierżawa. I znowu 6
„Sprawozdanie Administracyjne Wydziału Powiatowego pow. wąbrzeskiego...” podaje, iż Marian Ruszkowski z Pluskowęs pełni w Frydrychowie poczta Kowalewo, urząd wójta oraz urząd Stanu Cywilnego.
020-289-Wspom-160x230.indd 59
19.07.2021 12:03
60
Dziwne jest serce kobiece…
mąż mój, który powrócił ze Śląska bez wyników poszukiwań, ja i Antoś pojechaliśmy do powiatu działdowskiego. Mojemu mężowi dali do wyboru Wielki Łęck 3600 mórg z dwoma folwarkami Morycówka i Radynki (Moritzruh i Radingsthal) lub Górę w powiecie lubawskim. Namawiano go jednak bardziej na Wielki Łęck7. Do stacji Płośnica przyjechaliśmy wczesnym rankiem. Miały tam na nas czekać konie z Wielkiego Łęcka. Wysłano maleńki wózeczek o jednym siedzeniu, tak że się ledwo z walizką i chłopakiem powożącym pomieściliśmy. Dowiadujemy się, że w Wielkim Łęcku jest kościół na miejscu. Zapytuję chłopaka, czy ładny jest dwór? Ten mi na to odpowiada: „Pałac ta nie zanadto ładny”, milczę… A takie piękne są siedziby i w takie niepożądane ręce podostawały się, ludzi nieraz tak mało kulturalnych i [mało] inteligentnych, jak to miałam sposobność niejednych poznać przy licytacji. Odrzucam moje refleksje, strofuję się wewnątrz. To sprawy uboczne, byleby Bóg dopomógł do ustalenia losu, zapewnienia bytu rodzinie. Byleby znaleźć odpowiedni warsztat pracy, gdzież by już dość udręczony mój mąż znalazł zadowolenie. Już i widać wieżę kościółka, plebanię, a oto mur ogrodu dworskiego. Widać, że ogród jest duży i podjeżdżamy pod dom niski, tak różny i tak dziwnie odbijający od tych zwykłych kamienic pomorskich. Mały ganek ma dla mnie pewien urok. Wewnątrz duże pokoje, lecz my wszyscy tak wysocy, dziwnie się czujemy w tych niskich pokojach. Dom robiący zewnątrz wrażenie małego jest duży, gdyż jest zbudowany w literę T, ma wiele bocznych dobudówek, prawie nie ma pokoju o jednej wysokości. Do pokoju wielkiego od ogrodu wchodzi się po dwóch schodkach. Znać na tym dworze patynę starości, gdyż wewnętrzny szkielet: przedpokój i z każdej strony dwa alkierze stoją już dwieście lat. Ubikacji8 jest dużo, pokoi razem jest trzynaście, bo i na górze są cztery pokoje. 7
8
Stanisław Manthey, Księga adresowa gospodarstw rolnych województwa pomorskiego, Toruń 1929, podaje, iż „Majątek Wielki Łęck liczy łącznie 919 hektarów, w tym ziemi ornej 630, łąk i pastwisk 257, lasów 20, nieużytków 11, wód 1. W majątku prowadzona jest zarodowa hodowla konia szlachetnego półkrwi”. Tu w dawnym znaczeniu – komórka bez okien do przechowywania sprzętu gospodarczego.
020-289-Wspom-160x230.indd 60
19.07.2021 12:03
Część I. Rozdział II
61
Jest duża kuchnia i pralnia, i stancja o dwóch oknach dla służby. Nie ma jednak upragnionej kanalizacji (naturalnie założymy), nie ma także pod domem piwnic, spiżarnia nie jest też zbyt duża. Brak tych udogodnień gospodarczych, kanalizacji itd. tłumaczy się tym, że Wielki Łęck był w posiadaniu Niemców Schmiedecków prawie przez sto lat, była to ich prywatna własność, zaś na piętnaście lat przed wojną światową sprzedali swój majątek Państwu Niemieckiemu i pozostali w nim jako dzierżawcy. Gdy obiecano postawić nowy dom na koszt skarbowy, z udziałem dzierżawcy w zwożeniu materiałów i robociźnie, dawni właściciele nie się zgodzili. Obecna dzierżawczyni jest osobą starszą, niezbyt wielkiej inteligencji. Syn jej ożeniony jest z córką dyrektora w Essen (zakłady Kruppa9), jest ogromny pijak, prawie zawsze jest pijany; teraz tym więcej, pije na umór. Jest rządca, opasły Niemiec Schwarz. Patrzą na nas bardzo niechętnie. Nie chcą uznać tego, że domena zostaje nam wydzierżawiona. Rozpoczęli proces z rządem polskim, nie myślą o wyprowadzeniu się. Przyjmują nas jako zło konieczne. Najpierw przyjeżdża do Łęcka sam mój mąż z Antosiem. Schmiedeckowie odstępują jeden gościnny pokój na górze z oknem na ogród. Na decyzję naszą wpłynął miejscowy xiądz Mosiński10, który nam gorąco polecał wzięcie tej domeny. Obok ziem dobrych znajdują się i lżejsze, szczególniej na folwarku Morycówce. Do Wielkiego Łęcka prowadzi dobra szosa tak od Działdowa, jak i Lidzbarka. Lidzbark ze stacją kolejową oddalony jest o osiem kilometrów, zaś Działdowo miasteczko powiatowe o siedemnaście kilometrów. Dojazd kolejowy jest od strony Torunia do Lidzbarka, od strony Warszawy do Płośnicy, gdzie jest również i poczta. Doskonałe bezpośrednie połączenie 9
10
Założone w 1811 r. przez Friedricha Kruppa (1787–1826) przedsiębiorstwo zajmowało się wydobyciem rudy żelaza, produkcją i obróbką stali, maszyn przemysłowych, uzbrojenia i amunicji. Władysław Mosiński (1870–1944), proboszcz parafii pw. św. Mikołaja w Wielkim Łęcku od 1899 r. aż do śmierci. Należał do Towarzystwa Naukowego w Toruniu i do Stowarzyszenia Straż. W 1904 r. roku współorganizował w Wielkim Łęcku strajk szkolny w obronie polskości. Doprowadził do wybudowania nowego kościoła, który został poświęcony w 1918 r. Był członkiem rady nadzorczej Banku Ludowego w Lidzbarku.
020-289-Wspom-160x230.indd 61
19.07.2021 12:03
62
Dziwne jest serce kobiece…
z Warszawą – pociągiem osobowym trzy godziny, zaś letnim expressem półtorej godziny, który od Warszawy po raz pierwszy zatrzymuje się w Działdowie (pociąg bezpośredni Warszawa–Gdynia). Mąż mój zabiera się od razu z zapałem do pracy, pan Schmiedecke wymawia sobie jedną parę koni i furmana Józefa Sobotkę. Ja powracam do Dziankowa, by po ośmiu tygodniach przyjechać z Wandunią, urządzić niejedno, a potem sprowadzić dziewczynki z panną Ireną, która wracając z wakacji z Krakowa, zabiera je z Dziankowa. Kilka pierwszych dni stołujemy się u Niemców, nie jest to dla nas zbyt miłym. W końcu z wielką niechęcią ustępują nam małą część mieszkania, ich tak zwaną Schreibstube [kancelaria] z telefonem i gabinet; zatrzymujemy naturalnie i pokoik na górze. Jest jeszcze wielka oranżeria o czterech dużych oknach, jednak bez podłogi i porządnego sufitu – to postanowiliśmy przerobić na pokój jadalny, a na razie wstawia się tam piecyk z rurą i ja zaczynam na nim gotować dla nas. Czekamy z upragnieniem tej chwili, gdy będziemy mogli zająć mieszkanie, odnowić je i się zagospodarować. Przy sprowadzaniu rzeczy z Przeszkody jest i ojciec, ale cóż kiedy znów musiały powędrować do spichlerza, a ja znowu mieszkam na pakach i w miarę potrzeby wyszukuję z nich naczynia, ubrania itd. Prawdę mówi stare doświadczenie, że trzy przeprowadzki równają się jednemu spaleniu – masę rzeczy poginęło nam i poniszczyło się. Gotuję sama, mam tylko do pomocy córkę karbowego, która mi skrobie ziemniaki i jarzyny. Wandunia zachwycona ogrodem, który jest duży. W ogrodzie są piękne gatunki owoców: jabłek, gruszek, wspaniałych śliwek, są nawet i winogrona, nie brak malin remontantów11. W tym roku owoce obrodziły. Sad jest wydzierżawiony Żydowi, który przywozi nam codziennie piękne owoce. Ogród prowadzony po amatorsku, robię plany zmian i poszerzenia ogrodu. Ogrodnik, staruszek, Niemiec Link, pracujący od lat, prawie już niedołężny, trzeba będzie pozostawić go na emeryturze, a postarać się o innego. Poza ogrodem są budyneczki gospodarcze xa proboszcza, 11
Remontanty to (z franc.) rośliny kwitnące i owocujące powtórnie w danym roku.
020-289-Wspom-160x230.indd 62
19.07.2021 12:03
Część I. Rozdział II
63
który część swojej dużej plebanki poddzierżawia gospodarzom łęckim, którzy na ogół cierpią na brak ziemi. Z księdzem mieszkają dwie siostry: panna Ludwika zajmująca się całym domem i panna Helena, pod której zarządem jest kuchnia. Cofnąć się jeszcze muszę do stycznia roku 1921 roku. Antoś po powrocie z frontu bolszewickiego w styczniu poszedł do Podchorążówki w Warszawie, w marcu zaś przeniesiony był do Grudziądza. Tam w czasie ćwiczeń kopnął go koń kolegi w kolano, z czego wywiązała się woda w kolanie. Leżał dłuższy czas w szpitalu. W czasie Świąt Wielkanocnych odwiedzaliśmy go z mężem, jeździmy też do niego ze starościną Szczepańską ich autem. Po świętach w końcu kwietnia odwiedziłam go z panną Ireną. W lipcu, przy końcu, dostał miesięczny urlop, jak już wspomniałam, oglądał z nami Wielki Łęck, później pojechał z ojcem do Łęcka, by pomóc w prowadzeniu nowego gospodarstwa. Ojciec musiał jeszcze niejedną sprawę załatwić w Toruniu. Gdy wyjechał, wypadł strajk kolejowy, trwało to coś dziesięć dni, że Antoś, stołując się u Niemców, musiał sam gospodarować, a nie bardzo wiedział, gdzie co robić. Dozorował i jeździł konno po trzech folwarkach (Wielki Łęck, Morycówka, Radynki), tępiąc złodziei, którzy korzystając ze zmian, wypasali na łąkach. Antoś zajmował gęsi, a okup za nie ofiarowywał na kościół. Nie było tutaj zbyt pięknej okolicy, lasy były Ciborskie, a i do Łęcka należał 100 mórg lasek. Co dzień z Wandunią chodziłam na folwark Radynki, gdzie były umieszczone owce. Radynki były ładnie położone, poza folwarkiem rozciągały się łąki, które prowadziły do leniwo płynącej rzeki Działdówki. W mojej wyobraźni, słysząc, że do Wielkiego Łęcka należą jeszcze dwa folwarki, zdawało mi się, że pewnie w każdym jest dom mieszkalny, więc będzie można wybierać siedzibę. Tymczasem były tam tylko stodoły, stajnie na bydło i maleńkie mieszkania służbowe dla dozorców. Na Radynkach mieszkał owczarz Romanowski z rodziną. Radynki na dwór byłyby w piękniejszym położeniu niż Wielki Łęck. Poza rzeką Działdówką było już dawne Królestwo [Polskie], a rzeka wpływająca na teren Królestwa zwała się Wkrą, u źródła w Prusach zaś Nidą. Na Pomorzu zrobiłam to przykre
020-289-Wspom-160x230.indd 63
19.07.2021 12:03
64
Dziwne jest serce kobiece…
doświadczenie, że czym który majątek był piękniejszy, romantyczniej położony, tym słabszą i bielszą miał ziemię, więc też nie sarkam na mało urozmaicony krajobraz. Rodzina księdza proboszcza odnosi się do nas z wielką sympatią. Poza dwiema siostrami mieszkającymi u xiędza, stale przyjeżdżają siostry i siostrzeńcy z Gdańska i Kościerzyny, tak że jest rojno, gwarno. Ksiądz i siostry są bardzo gościnni. Na plebanii nie brak pysznych smakołyków. Kuchnia wyborna i doskonałe pieczywo. Służba z interesami często przychodzi do nas, do pokoju na górze, w którym śpimy z mężem i Wandunią. Zaniepokojona jestem po odwiedzinach kowala, córeczka jego umarła na szkarlatynę. Po jego odejściu klamkę wymywam. Właśnie za kilka dni mają przyjechać dziewczynki z panną Ireną. Wyjeżdżamy jednego dnia na kolej do Lidzbarka, zawiodły nas, przyszedł telegram, że będą za dwa dni. Wandunia po przyjeździe z kolei narzeka na gardło. Jestem przerażona, ma gorączkę. Przenieśliśmy się do gabinetu, a pokój na górze przygotowałam dla dziewczynek i panny Ireny. Przyjechał też do domu po egzaminach Tadzio, który skończył I rok Akademii w Bydgoszczy, kilka dni był w Dziankowie, gdyż kolegował z najmłodszym Ruszkowskim Ryszardem12. Do chorej Wanduni sprowadzamy z Działdowa dra Michejdę13, niestety, obawy nasze sprawdzają się, Wandunia ma szkarlatynę. Biedactwo patrzy na mnie smutnymi oczami i pyta „Mamusiu, czy Mamusia mi zrobi kompresy?”. Jest w chorobie bardzo cierpliwa. Dziewczynki z panną Ireną mają przyjechać następnego dnia. Doktor nie pozwala na stykanie się z chorą. Z tego wielkiego kłopotu wybawia nas poczciwy xiądz Mosiński, ofiarowując nam 12 13
Ryszard Ruszkowski (1902–1924), syn Klemensa i Józefy z d. Kwiatkowskiej. Tadeusz Michejda (1879–1956), absolwent Wydziału Lekarskiego UJ, dr n. med., pochodził ze Śląska Cieszyńskiego, w latach 1921–1929 lekarz powiatowy, wiceprezes Pomorskiego Związku Lekarzy, przewodniczący Rady Działdowa, w latach 1930–1935 senator RP, w 1946 r. wiceminister zdrowia, w latach 1947–1951 minister zdrowia, poseł KRN i na Sejm w latach 1947–1951, przewodniczący Komitetu Wykonawczego Stronnictwa Demokratycznego. Dwukrotnie żonaty 1. Anna Kühnel (1880–1948), 2. Helena Filińska 1ºv. Stawińska, 3ºv. Dietkow (1922–2003).
020-289-Wspom-160x230.indd 64
19.07.2021 12:03
Część I. Rozdział II
65
gościnę u siebie. Widzę się z nimi tylko przez okno zamknięte, by się nie zaraziły. Przez cały dzień jestem z Wandunią i gotuję dla męża, Antosia i Tadzia. Antoś jest już na wylocie do 18. Pułku Ułanów w Toruniu, gdzie pozostaje do października. Tadzio i Antoś nie stykają się z Wandunią, choć dr twierdzi, że się nie zarażą, przechodzą jednak nieraz przez ten pokój. Na szczęście szkarlatyna poza podrażnieniem nerek i małej ilości białka nie pozostawia żadnych komplikacji. Wandunia stosuje się do zaleceń doktora. Czytam jej wiele, ale poza tym i ona sama czyta sobie ustępy z historii polskiej i mocno interesuje się genealogią, orientuje się doskonale w dynastiach Piastów, Jagiellonów. Na swój wiek ma dużo wiadomości. Boleje nad tym bardzo, że nie może widzieć się z siostrami. Gdy się jej zapytuję, czy będzie jadła kompocik z jabłek czy też marchewkę, odpowiada mi „co Mamunia da, tylko żeby się Mamunia nie mordowała”. Jakiś czas jada wszystko bez soli. Przykrzy się jej leżenie, ale cóż robić. Ja też na chwilę wyrywam się do ogrodu, a jest cudna jesień, przynoszę jej pachnącą rezedę, która kwitnie na grzędzie i kasztanki, którymi się bawi. Pod oknami gabinetu zaczynają się złocić liście kasztanów. Wpatruję się w kształty drzew i odczuwam to piękno Corota14, które widział w drzewach. Do uzupełnienia wspomnień z Przeszkody muszę dodać, że bardzo wiele z Wandunią chodziłam po lasach, wywołując zdziwienie, że do późnej jesieni, aż do listopada, chodziłam w sandałach na bosych nogach. Piękne zachwyty moje nad powiewnością brzóz wypowiadałam wobec Wanduni. Brzoza, szczególniej na wiosnę, z jasną swą zielenią jest dla mnie drzewem ulubionym, przypomina mi pełną wdzięku „pannę młodą” – łączę ją z wizerunkiem Matki Boskiej Ostrobramskiej, której oblicze jest mi tak bardzo drogim i bliskim. Nie mogę też zamilczeć o panu Konstantym Prószyńskim15, przesiedlonym do Przeszkody z Wołynia. Wielkie jego majątki zagarnęli 14
15
Jean-Baptiste-Camille Corot (1796–1875), francuski malarz realista, głównie malował pejzaże. Konstanty Prószyński (vel Proszyński, 1859–1936), botanik mykolog, od 1919 r. inspektor Ogrodu Botanicznego Uniwersytetu w Wilnie.
020-289-Wspom-160x230.indd 65
19.07.2021 12:03
66
Dziwne jest serce kobiece…
bolszewicy i on zamiłowany „grzybokolog” znalazł się bez domu. Badania jego i praca nad grzybami zyskały uznanie na Uniwersytecie Wileńskim. Pani Świacka16 z domu Donimirska, która po stracie swych włości powróciła z Ukrainy na Pomorze (mąż jej pracował w Związku Ziemian jako sekretarz w Toruniu, a ona kupiła sobie mały mająteczek 100 mórg), szukała dla pana Prószyńskiego przytułku. Ucieszyła się, gdy zdecydowaliśmy się go przyjąć do nas, do Przeszkody. Był u nas od jesieni 1920 roku do Wielkanocy 1921 roku. Człowiek bardzo skromny, dziwak, rodzina jego mieszkała w Warszawie, czuł się doskonale w otoczeniu lasów, znosił przeróżne okazy grzybów, podpieńków, żądał, bym wszystkie kisiła, przyrządzała. Bolał nad tym, że jego czterdziestoletnia praca nad grzybami zaginęła, gdyż nie doszły wysłane bagaże, gdy jednak się dowiedział, że po kilku miesiącach bagaż z pracą odnalazł się, rzucił mi się na szyję. Mnie zrazu nazwał „Okiem Opatrzności”. Bardzo lubił nasze dzieci i na pamiątkę wyrysował nam kwiaty. Były one jednak sztywne, nieartystyczne, tylko wiernie odtwarzające cechy charakterystyczne. Mnie ofiarował „chryzantemę”. Wandunia bardzo nie lubiła, gdy ją nazywał jajeczkiem, Halszkę zaś półdiablem. Zrobił mi także Ostrobramską z witraża Mehoffera – akwarelą. Barwy były dobre, tylko twarz nie miała tej idealnej piękności, jak i ręce pełne dobroci i uduchowienia. Obrazek ten oprawiony wisiał jeszcze w Łęcku w ganeczku, miałam go zamiar w Przeszkodzie umieścić na przydrożnym drzewie. Dla dziewczynek jedno z milszych wspomnień z Przeszkody to zabawa w maju, w czasie Święta Pułkowego w Toruniu, na które do Kasyna Wojskowego zaprosił Jaś Mischke. Były jeszcze bardzo młode, ale 16
Maria Świacka z d. Donimirska (1872–1954) zamężna z Karolem Świackim (1866–1929); jej brat Jan (1888–1939), był właścicielem Łysomic; matka Karola, Stanisława (ok. 1840–1894), była siostrą Melchiora Romana Wańkowicza (1842–1892), ojca Melchiora Wańkowicza (1892–1974), pisarza. Świaccy mieszkali w rodzinnym majątku Bielica na dzisiejszej Białorusi. Po 1917 r. przenieśli się na Pomorze, gdzie nabyli majątek Archidiakonka przemianowany na Przystań. Karol był m.in. dyrektorem Pomorskiego Towarzystwa Rolniczego, Maria działała w Pomorskim Towarzystwie Opieki nad Dziećmi. Świaccy mieli syna Stanisława.
020-289-Wspom-160x230.indd 66
19.07.2021 12:03
Część I. Rozdział II
67
to miało więcej charakter prywatny. Jadą także do Torunia i młodsze córeczki, Wandzia z Ewunią. Mają jedynie tę przyjemność, że nocują w hotelu, no i dostały dużo słodyczy. Są tylko świadkami wybierania się na zabawę. Ubrane były bardzo skromnie w sukienki z woalu, na białym tle różowe grochy. Szyła je Zosia z panną Ireną. Panna Irena naturalnie też była. Ponieważ spóźniliśmy się na pociąg do Galczewka, nie mogliśmy tej przykrości robić Zosi i Halszce i ojciec zdecydował się, że pojechaliśmy do Torunia końmi. Przyjechaliśmy dość późno, tak że już Jaś Mischke zwątpił o naszym przyjeździe. Zabawa była doskonała, siostrzenice pana brygadiera, choć nie były tak urodziwe i nie tańczyły tak świetnie jak nasze córeczki, też się dobrze bawiły. Wracały z pierwszej swej zabawy upojone, obsypane bukietami róż, było to nad ranem. Naturalnie zanocowaliśmy w hotelu. Muszę to przyznać, że nie tylko my oboje w Przeszkodzie ciężko pracowaliśmy, ale i nasze córeczki nam dzielnie pomagały, nawet i Halszka, która niezbyt lubiła poza nauką zajmować się domem i kuchnią. Ponieważ ja na co dzień musiałam gotować, w niedziele wyręczały mnie Zosia i Halszka. Na przemian co niedziela gotowały obiad – i obiady te były zupełnie smaczne i udane. Nelek często przychodził piechotą z Wąbrzeźna, gdzie stał na stancji, do domu na niedzielę. Przez wakacje urządza egzotyczne zabawy, to w lesie, to na strumyku Lorbach. Jest on teraz ukochanym Wanduni, która w tym czasie ponieważ on nie lubi perfum, także ich nie lubi. Z Ewunią wybrał się kiedyś Nelek do Wąbrzeźna na piechotę, żeby kupić jakąś książkę. Opowiada im o różnych przypadkach Robinsona i marzy o życiu prymitywnym, wśród przyrody. Kiedyś, gdy byliśmy w kościele, w czasie gotowania Halszki wziął jakieś mięso ze spiżarni i piekł je na pogrzebaczu nad ogniskiem. Naturalnie, że tą ucztą rozkoszowała się Ewunia i Wandeczka. Chodzi z Ewunią i Wandusią do lasu na poziomki i maliny i jak zawsze bada życie owadów i różnych gadów. Ale powracam do Łęcka. Po sześciu tygodniach choroby Wanduni, zrobiliśmy dezynfekcję i nareszcie mogły dziewczynki z panną Ireną zamieszkać z nami. Nieustępliwi Niemcy nie oddają nam jednak ani kuchni, ni też więcej pokoi. Rozumiemy doskonale, co oni odczuwają,
020-289-Wspom-160x230.indd 67
19.07.2021 12:03
68
Dziwne jest serce kobiece…
toteż nie postępujemy z nimi bezwzględnie, lecz niestety, oni nie umieją się poznać na naszej delikatności. Przeciągają strunę i doprowadzają nas do ostateczności swą bezczelnością. Miesiąc za miesiącem upływa, a oni siedzą i nie myślą o wyprowadzeniu się, utrzymując, że oni proces wygrają. Już Antosia i Tadzia nie ma w domu. Antoś w październiku pojechał do Bydgoszczy, gdzie zaczął uczęszczać na I rok Akademii Bydgoskiej, gdyż w Krakowie w 1920 roku pozdawał tylko kolokwia, egzaminy miał zdać po wakacjach. Front bolszewicki przerwał studia. Tadzio zapisał się już na II rok Akademii i niestety, po przyjeździe z Wielkiego Łęcka, rozchorował się dość ciężko na szkarlatynę, tak że go musiano umieścić w szpitalu – mimo to wszystkie dzieci (Juszczakiewicze) mojej siostry Mani pochorowały się na szkarlatynę, prócz Nela, który tam też mieszkał. Ponieważ I rok Akademii Bydgoskiej ma być przeniesiony do Cieszyna, a II pozostaje w Bydgoszczy, Antoś w grudniu 1921 roku przenosi się na uniwersytet do Poznania. Zaledwie zaczęliśmy w Wielkim Łęcku trochę normalniejsze życie po chorobie Wanduni, w listopadzie zachorowuje na szkarlatynę Zosia, a w tydzień po niej Ewunia. Mimo to Niemcy nadal nie chcą nam dodać pokoi, tak że w tej sprawie mój mąż jeździ do starostwa w Działdowie i dopiero pod przymusem ustępują nam jeszcze jeden pokój na górze. Teraz ja z moimi dwiema chorymi przenoszę się na górę, by czuwać nad nimi. Postanawiamy sprowadzić Macieja z rodziną i zamiast przychodniej dziewczyny na dniówkę wziąć stałą, mimo że pani Schmiedecke jest bardzo niezadowolona, że musi jej dać pomieszczenie między swymi służącymi. Po sprowadzeniu Macieja przestaję gotować na małym piecyku w oranżerii i wymuszam dla Macieja dostęp do kuchni. Choroba Zosi i Ewuni mija, dzięki Bogu, bez komplikacji. Zosia ma tylko duże bóle mięśni nóg, a Ewunia zaś skarży się ciągle, że głodna i chorobliwie dopomina się klusek, którymi by się mogła najeść. Halszka mimo zakazu nieraz przekrada się do ich pokoju, również Nelek, który przyjechał do domu na Święta. Nareszcie na Boże Narodzenie są już córeczki zdrowe, nowa dezynfekcja i złe już się nie powtórzyło. Jesteśmy znowu razem. Panna Irena nie pojechała do domu.
020-289-Wspom-160x230.indd 68
19.07.2021 12:03
Część I. Rozdział II
69
Rok 1922 W styczniu przyjechał Maciej z rodziną. Zachwycony jest swym mieszkaniem, bo ma ładne dwa pokoje w domku porządnym, krytym dachówką, położonym przy szosie. Piece są kaflowe. W domu tym mieszka sama arystokracja: kowal Szczepański i kucharz. Maciejowa też jest zadowolona, jedynie starsze córki wychowane w Małopolsce, takie sądeckie dziopy w swych ubraniach ludowych, czują się obco między pannami w kapeluszach i jedwabnych, na niedzielę, pończochach, jak i pantofelkach na wysokich obcasach. Tęsknota gna je w strony rodzinne. Halka i Zosia, moja chrzestnica, uciekają w sądeckie do ciotki i wujka w Łososinie Dolnej. Nie pomaga wyprawa matki po nie. Młodsze córki Janka i Kasia i najstarsza Maryśka asymilują się na Pomorzu, przyjmują kulturę bytu niemiecką i wkrótce przemieniają się na panny w beretach. Maciej urzęduje w kuchni Schmiedecków, przy czym pani Schmiedecke obawia się, by jakiej trucizny nie dosypał do ich potraw. Służba tutaj na Pomorzu jest dobrze uposażona. Jak wszędzie, tak i tutaj witają powiedzeniem „Dzień dobry”, nie kłaniają się uniżenie, jak to jest w zwyczaju w Królestwie, a czego my oboje bardzo nie lubiliśmy. Gdy mój mąż obejmował rządy, zapytywał karbowy, czy mają tytułować „Jaśnie Panie”, mój mąż powiedział, że wystarczy „Wielmożny” i „Wielmożna”. W Królestwie zaś każdy jest „Dziedzicem”, jak również każda córka „Dziedziczką”, a syn „Dziedzicem”. Wielkim ułatwieniem w gospodarstwie domowym jest to, że nie ma, tak jak w Małopolsce i Królestwie, ludzi na stałe. Są tylko ordynariusze, jest to droższy rodzaj służby, lecz jest to wygodniejsze. Ordynariusze muszą mieć „posyłkę”, dziewczęta lub chłopaków, których są obowiązani posyłać do roboty i na nich dostają specjalną ordynarię. Płace są unormowane według kategorii płac zależnej od płci i wieku robotnika. Toż samo godziny pracy stosownie do miesięcy. Wszyscy robotnicy są ubezpieczeni, ciężary ubezpieczalni i Kasy chorych są bardzo wysokie, ale to stwarza dobry, normalny, przyjazny stosunek między
020-289-Wspom-160x230.indd 69
19.07.2021 12:03
70
Dziwne jest serce kobiece…
pracodawcą a służbą. Ponieważ jesteśmy na pograniczu dawnej Kongresówki, dużo jest służby z Królestwa, jest to na ogół element mniej wartościowy, trafia się między nimi dużo złodziei. Mąż mój rozpatrzywszy się w ziemiach, płodozmianie, uznając wielki głód ziemi gospodarzy z Wielkiego Łęcka, postanawia folwark Morycówkę poddzierżawić z warunkiem, że poddzierżawcy będą gospodarowali wzorowo, w przeciwnym razie zostanie im ziemia odebrana. Przy wyborze poddzierżawców opiera się na opinii xa Mosińskiego, który tu jest od dwudziestu lat. Zapomniałam zaznaczyć, że Wielki Łęck mamy wydzierżawiony na lat osiemnaście, do roku 1939. Jest to spory kawał czasu, można więc pracować jak na własnej ziemi – ukochać swój warsztat pracy, przywiązać się doń i pragnąc go ulepszać. Nie żałujemy wkładów, które zrobiliśmy w Przeszkodzie, zaprowadzając kanalizację, urządzając elegancką łazienkę, dobudowując i wstawiając do dwóch pokoi piece kaflowe. Państwo Hilczyńscy dziwili się nam zawsze, bo oni nie wprowadzali żadnych ulepszeń. Przy braniu domeny składało się też oznaczoną kaucję. Czekamy jak zbawienia wyjazdu Niemców, by móc odnowić mieszkanie, zaprowadzić kanalizację i inne udogodnienia. Do domeny w Wielkim Łęcku należy jeszcze oberża vis à vis plebanii, wydzierżawiona ona jest wraz częścią gruntu dawnemu strzelcowi Kornatowi z żoną Ślązaczką, która prowadzi sklep w oberży. Kornat chodzi z mym mężem na polowania, czyści mu broń. Mój mąż jest zapalonym myśliwym, prócz swego obszaru poddzierżawia okoliczne [na] polowania. Nareszcie w marcu 1922 roku podjeżdżają pod dwór nasz wozy meblowe i pozbędziemy się „Niemców”. Były takie przykre chwile, że nam się zdawało, że się nigdy nie wyniosą. W styczniu obchodzili przez korytarz „urodziny Wilhelma”17, nie było końca pijatykom, zjechali się okoliczni Niemcy z Turzy Małej i z Rutkowic. Najbliższymi 17
Wilhelm II Hohenzollern (1859–1941), ostatni niemiecki cesarz i król Prus. Urodził się 27 stycznia.
020-289-Wspom-160x230.indd 70
19.07.2021 12:03
Część I. Rozdział II
71
naszymi sąsiadami Polakami są państwo Mieczkowscy18 w Ciborzu (w stronę Lidzbarka), zaś w stronę Działdowa jest piękny majątek Gródki, własność Niemki pani Bodin [von Bodden]. Nie zawiązujemy z nikim stosunków sąsiedzkich, bo obecnie nie możemy nikogo przyjąć, choć państwo Mieczkowscy często się o to dopominają. Mają cztery córki mniej więcej w wieku naszych dziewczynek. Po wyjeździe Niemców przekonywujemy się, że w każdym niemal pokoju pozostawili trumnę. W salonie jakieś proszki z trupią główką, a w innych pokojach flaszeczki z kroplami. Jest to znamienne, jak nam dobrze życzyli, a Wandusia i Ewunia są dziećmi, więc mogły były z ciekawości spróbować. Pokazywałam to „corpus delicti” księdzu naszemu, a potem spaliłam je. W zachłanności swej zabrali jeden piec z pokoju i nawet z pralni chcieli wziąć kotły, co się im jednak nie udało. Ponieważ miałam wspólny kurnik, pani Schmiedecke oznajmiła mi, że moje kury wszystkie wyzdychały, pozostawiła mi tylko cztery, do tego czarne, a ja ani jednej czarnej kury nie miałam, tylko karmazyny z jaj kupionych u Romanowskiej na Radynkach. A co najciekawsze, pani Schmiedecke, która przez całe osiem miesięcy wspólnego pożycia z nami ani razu nie przemówiła do nas po polsku, tylko po niemiecku, przy wyjeździe właśnie o kurach mówi do mnie po polsku. Niektóre meble zostawione były wewnątrz w pokoju, jak na przykład jeden kantorek na górze. Teraz przy wyjeździe, nie mogą go ani oknem, ni też drzwiami wytransportować. Widząc to, proponujemy kupno. Niemcy jednak wolą go zniszczyć, 18
Ignacy Mieczkowski (1876–1939), syn Józefa (1835–1907), współorganizator powiatowej Rady Ludowej w Brodnicy, radca Ziemstwa Kredytowego w Poznaniu, uczestniczył w pracach nad wytyczeniem polsko-niemieckiej granicy. Hodowca koni zarodowych i owczarni zarodowej. Żonaty z Antoną z d. Graff (1882–1968), córką Władysława (1848–1915), właściciela dóbr Tatary k. Lublina. Mieczkowscy mieli córki: Teresę (Renię, 1905–1975) z męża Staniewicz, Zofię (1907–1978), Antoninę (1909–1988) z męża Królikiewicz i Marię (1911– 1989) z męża Przanowską. Bratem Ignacego był Wacław (1869–1947), właściciel Niedźwiedzia, twórca słynnego prywatnego muzeum otwartego dla wycieczek w sezonie turystycznym. Muzeum prezentowało wszystko, co spotykało się w domach ziemiańskich – m.in. meble, obrazy, rzeźby, porcelanę, broń, wielki księgozbiór. Kolekcja udostępniana publiczności w latach 1900–1931, w latach 1933–1934 została wystawiona na sprzedaż.
020-289-Wspom-160x230.indd 71
19.07.2021 12:03
Spis rzeczy
Wstęp . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 5 CZĘŚĆ I POMORZE. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 21 Rozdział I Pożegnanie Brzeznej i Sądecczyzny, wyjazd na Pomorze, rok w Przeszkodzie, Antoś i Tadzio na froncie . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 22 Rozdział II Wielki Łęck, przyjazd Macieja z Sądecczyzny, nasi sąsiedzi . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 56 Rozdział III Pobyt w sanatorium doktora Tarnawskiego w Kosowie . . . . . . . . . . . . . . 99 Rozdział IV Zaręczyny Tadzia, śluby Antosia i Zosi, pierwsza wnuczka Marysia . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 109 Rozdział V Praktykantki, ślub Tadzia, w komitecie redakcyjnym „Ziemianki Polskiej”, wycieczka do Wilna, wystawa w Toruniu, Racjonalne przetwory, ślub Nelka . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 136 Rozdział VI Powszechna Wystawa Krajowa w Poznaniu, ślub Halszki, letnicy w Wielkim Łęcku . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 164
590-664-Wspom-160x230.indd 663
19.07.2021 12:00
664
Dziwne jest serce kobiece…
Rozdział VII Tradycyjne grudniowe polowanie, ślub Wandki, Krynica, śmierć Piłsudskiego, wizyta w Hebdowie, ślub Ewusi, na czele Ziemianek Pomorskich . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 212 Rozdział VIII Silni, zwarci, gotowi?. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 263 CZĘŚĆ II WOJNA, OKUPACJA W HEBDOWIE . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 291 Rozdział I A więc wojna, ewakuacja . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 292 Rozdział II Powrót do zagrabionego Łęcka pod niemiecką administracją, aresztowania, schronienie u Wandki w Przasnyszu, ostatni pobyt w Łęcku . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 321 Rozdział III Tułaczka z Przasnysza przez Warszawę i Kraków do Hebdowa . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 372 Rozdział IV Hebdów – bezpieczne schronienie dla rodziny, przyjaciół, znajomych i potrzebujących . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 385 Epilog . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 485 Listy i wspomnienia . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 497 Rozmaitości i ciekawostki rodzinne . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 551 Tablice genealogiczne . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 591 Podziękowania . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 609 Spis ilustracji . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 613 Indeks osób. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 623
590-664-Wspom-160x230.indd 664
19.07.2021 12:00
Krzysztof Lubczyński, „Trybuna”
Autorka wspomnień ‒ kobieta inteligentna i obdarzona niemałym talentem literackim ‒ przekazała obraz codziennego kobiecego życia. Powinni ją przeczytać także wszyscy ci, których interesuje historia życia codziennego, zwłaszcza kobiet. Anna Dorota Kamińska, „Stolica”
[...] była Pani Zofia osobą nietuzinkową. To zresztą nieadekwatne określenie dla tej kobiety o niesłychanie szerokich zainteresowaniach, utalentowanej pianistce i pisarce, społecznicy, świetnej gospodyni, matce siedmiorga dzieci. Krzysztof Masłoń, „Do Rzeczy”
Po drugi tom wspomnień Zofii Skąpskiej sięgnąłem pełen uznania dla wartkości narracji i zdolności obserwacji Autorki, co zapamiętałem z tomu pierwszego. Historia jednej rodziny osnuta wokół historycznych przeżyć całego kraju to opowieść niemal uniwersalna o losie Polski i Polaków pierwszej połowy XX wieku. Bogate, ociekające faktami i zaskakującymi koligacjami przypisy stanowią dodatkowe tło opowieści, układają się w osobną, równoległą narrację o Polsce, której już nie ma. Józef Hen Pisarstwo Zofii Skąpskiej nabiera w tym tomie dodatkowych rumieńców, a historia Jej życia i życia Jej rodziny to niemal gotowy scenariusz na film czy serial obyczajowo-przygodowy. Barwne, soczyste postaci, zaskakujące losy bohaterów, a życie Autorki bogate w dramatyczne i zaskakujące zdarzenia... Warto przeczytać. Wiesław Myśliwski Nostalgia za rodzinną Sądecczyzną konfrontuje się w drugim tomie wspomnień Zofii Skąpskiej z trudem rozpoczynania nowego życia na Pomorzu, w którym wszystko jest inne: pejzaże, ziemia, zapachy, ludzie, obyczaje. Drugi tom wspomnień Zofii Skąpskiej jest fascynującym zapisem niełatwej akceptacji tej inności i stworzenia w nowym miejscu swojej małej ojczyzny na dwie międzywojenne dekady. Polecam. Eustachy Rylski ISBN 978-83-07-03512-3
Zofia z Odrowąż-Pieniążków Skąpska
[...] w głowie się już kręci od bogactwa faktograficznego biografii autorki wspomnień. [...] Gąszcz zdarzeń, zjawisk, środowisk, niezliczone personalia, te nieznane i te bardzo znane, historyczne persony [...] Wspomnienia Zofii z Odrowąż-Pieniążków Skąpskiej są prawdziwą kopalnią wiedzy o epoce [...] Czyta się te wspomnienia znakomicie... napisane są klarowną, piękną polszczyzną ówczesnej inteligencji...
Dziwne jest serce kobiece...
Krzysztof Jakubowski, „Kraków”
Dziwne jest serce kobiece… tom 2 Wspomnienia z Pomorza i Hebdowa Zofii z Odrowąż-Pieniążków Skąpskiej to kontynuacja wydanego w 2019 tomu Dziwne jest serce kobiece…Wspomnienia galicyjskie. Autorka przenosi nas teraz na Pomorze, gdzie w odrodzonej Polsce toczą się dalsze losy jej i najbliższych. Tłem są zarówno ważne wydarzenia o randze narodowej, jak i drobne, lecz barwne przypadki życia spędzanego na prowincji. Druga część tomu to zapis dramatycznych przeżyć rodziny podczas II wojny światowej i okupacji. W tym czasie autorka mieszka w podkrakowskim majątku Hebdów. Dziwne jest serce kobiecie… jest wciągającą lekturą nie tylko dla miłośników wspomnień i rodzinnych sag, w której pojawia się wiele historycznych postaci.
Zofia z Odrowąż-Pieniążków Skąpska Wspomnienia z Pomorza i Hebdowa
[...] zapiski Zofii z Odrowąż-Pieniążków Skąpskiej wymykają się jednoznacznej kwalifikacji. Pojawia się kilka gatunków literackich, nie wyłączając reportażu. Całość składa się na malowniczą, pisaną ze swadą językiem tyleż lekkim, ile eleganckim, opowieść osnutą na zdarzeniach z lat 1900-1920. Wypada z nadzieją oczekiwać na ciąg dalszy, obejmujący czasy coraz bliższe. Nie należy zapominać, że Zofia Skąpska pisała niemal do ostatnich dni...
tom 2
Tom pierwszy wspomnień Zofii Skąpskiej otrzymał od „Magazynu Literackiego Książki” tytuły: Książki Października 2019 i Wydarzenia Edytorskiego Roku 2019. Książka była nominowana do Nagrody Historycznej Polityki i Nagrody im. ks. prof. Bolesława Kumora. Adaptację wspomnień, pod tym samym tytułem, zrealizowano w Teatrze Polskiego Radia. Tom pierwszy zyskał wiele recenzji i omówień, oto fragmenty: Niezwykłe wspomnienia niezwykłej kobiety, [...] spisane ze skrupulatnością, talentem do obserwacji toczącej się rzeczywistości i ludzi [...]. Spisane bez egzaltacji, oszczędnie emocjonalnie [...] To niezwykła kobieta...
prof. Wiesław Władyka, „Polityka”
Dziwne jest serce kobiece... tom 2
Wspomnienia z Pomorza i Hebdowa
[...] to bezcenna książka dla historyków i amatorów przeszłości. To kolejny dowód na to, że warto pisać pamiętniki i zbierać wspomnienia. Dzięki temu możemy poznać kobietę nowoczesną z przełomu wieków. Opublikowana książka to „intymne źródło”, które pozwala dotknąć życia codziennego. Pamiętnik wnosi bardzo dużo do historii życia codziennego w początku XX wieku. Razem z autorką śledzimy najnowsze trendy w modzie, [...] zasiadamy do rodzinnych stołów, możemy zaglądnąć do kuchni, a nawet dowiedzieć się wiele o ówczesnej medycynie. Autorka znakomicie oddała atmosferę I wojny światowej i przemieszczającego się frontu wojennego. Jej relacja z tych dni to nie tylko wyraz wielkiego patriotyzmu, ale również troska o niemal każdego żołnierza i potrzebującego człowieka. Skąpska trafnie przewidywała, że wojna z lat 1914-1918 zburzy dotychczasowy porządek świata. Zapewne nie przypuszczała jednak, jak bardzo będzie okrutna kolejna wojna i jak ona zrewolucjonizuje świat.
dr Łukasz Połomski, „Sądeczanin”
9 788307 035123
www.czytelnik.pl
OkladkawWspomnienia-druk.indd 1
19.07.2021 12:31