Krystyna starczewska idee wychowawcze janusza korczaka

Page 1

CZWARTKI NA TŁOMACKIEM: MÓJ KORCZAK Żydowski Instytut Historyczny, 5 stycznia 2012

Krystyna Starczewska Idee wychowawcze Janusza Korczaka wobec wyzwań współczesnego świata. Jak oceniałby Korczak praktykę wychowawczą i edukacyjną dzisiejszej polskiej szkoły? Zapis [z niewielkimi skrótami] wykładu z okazji inauguracji Roku Janusza Korczaka w Żydowskim Instytucie Historycznym

Dzień dobry Państwu - nie spodziewałam tak wielkiego audytorium, jestem nieco stremowana, tym bardziej, że widzę tu wspaniałych znawców osoby i idei Korczaka. Dlaczego tak ważny jest Rok Janusza Korczaka? Myślę, że w tej chwili dzieci i ich wychowawcy zbyt mało wiedzą o Korczaku, więc bardzo dobrze, że Rok Korczakowski przybliży jego postać nam wszystkim, a przede wszystkim tym z nas, którzy zajmują się wychowaniem dzieci i młodzieży. Korczak był pisarzem, lekarzem i wychowawcą -

trudno powiedzieć, który z

uprawianych przez niego zawodów był dla niego najważniejszy. Korczak jest po prostu Korczakiem - żywą osobą, której poznanie jest niesłychane ważne, żeby zrozumieć sens jego działalności w tych trzech dziedzinach. Literatura - teksty pisane przez Korczaka są świadectwem jego pomysłów pedagogicznych, jego działalność wychowawcza jest realizacją tego, co przedtem ujął w artykułach i utworach literackich, a jego działalność jako lekarza jest z tym wszystkim nieodłącznie związana. Kiedy w roku 1898 Korczak zdecydował się rozpocząć studia medyczne, miał już za sobą pierwsze próby literackie i mówił o sobie, że będzie pisarzem. Karierę literacką zaczął bardzo wcześnie, już w szóstej klasie gimnazjum drukował swoje teksty w satyrycznoilustrowanym piśmie „Kolce” ( wybór tych tekstów ukazał się po kilku latach w zbiorze Koszałki opałki ). Mniej więcej w tym samym czasie wysłał swój pierwszy utwór dramatyczny nagrodę.

Którędy ?

na konkurs literacki im. Ignacego Paderewskiego i otrzymał

Swoją pracę konkursową podpisał pseudonimem zaczerpniętym z powieści

Kraszewskiego Historia o Janaszu Korczaku i pięknej Miecznikównie.. Dramat zaginął, o


CZWARTKI NA TŁOMACKIEM: MÓJ KORCZAK Żydowski Instytut Historyczny, 5 stycznia 2012 nagrodzie zapomniano, ale nieco zmieniony pseudonim – Janusz Korczak – pozostał na trwałe. Dzisiaj wszyscy wiedzą, kim jest Janusz Korczak, choć zapewne wielu ludzi nie wie, kto to - Henryk Goldszmit. Podjęcie studiów na wydziale medycyny Cesarskiego Uniwersytetu nie kolidowało w świadomości Korczaka z jego planami kariery literackiej. Pisał : „Pisarz, moim zdaniem, powinien mieć nie tylko ambicje poznawania, lecz i leczenia dusz ludzkich, powinien być wychowawcą, jak np. nasz Prus, żeby zaś być wychowawcą, trzeba być diagnostą. Medycyna ma tu bardzo dużo do powiedzenia”. Tak więc nie oddzielał swojego powołania jako lekarza od

swego powołania jako pisarza, a

potem od

wykonywanego przez siebie zawodu

wychowawcy: „wszędzie musi być diagnostyka, wszędzie musi być dokładne badanie, zanim się postawi jakiś wniosek. I wszystko polega na tym, żeby leczyć.” Kogo leczyć? Leczyć społeczeństwo, leczyć świat, który w opinii Korczaka był chory. Mam dziś mówić o Korczaku jako wychowawcy, ale mówić o Korczaku jako wychowawcy to jednocześnie mówić o Korczaku jako pisarzu i o Korczaku jako lekarzu. Igor Newerly, bliski

jego przyjaciel,

potem redaktor „Małego Przeglądu” (Korczak

powierzył to pisemko redagowane dla dzieci i przez dzieci właśnie Newerlemu), podsumowując współpracę z Korczakiem, powiedział: „Janusz Korczak nie mieści się w żadnym z trzech zawodów, jakie uprawiał. Nie tylko znakomity pisarz, nie tylko wychowawca reformator i doskonały lekarz: ktoś znacznie bardziej znaczący dla świata niż te trzy zawody. Całą swoją osobowością, drogą życia i śmiercią, stał się fenomenem ogólnoludzkim, mobilizującym dobre uczucia i pragnienia, łączącym w jednoznacznym przekazie człowieczeństwa ludzi różnych narodowości, wyznań, przekonań”. I to jest chyba głęboka prawda. Rzeczywiście, Korczak jest kimś, kto łączy, a nie dzieli. Łączy Żydów i Polaków, łączy dzieci i dorosłych, łączy ludzi o lewicowych i konserwatywnych poglądach, łączy czymś nieuchwytnym, trudnym do zdefiniowania, czymś co można by nazwać głęboką miarą człowieczeństwa. Korczak jeszcze jako student medycyny został zatrudniony w szpitalu Bersonów i Baumanów. To był jedyny szpital w Warszawie, który przyjmował za darmo, chore dzieci żydowskich nędzarzy. Korczak miał tam stanowisko tak zwanego - lekarza miejscowego, takiego lekarza, który jest właściwie od wszystkich spraw i pełniąc tę funkcję zetknął się z poczuciem bezradności wobec nędzy i wykluczenia dzieci. Pod wpływem doświadczeń szpitalnych zaczęła dojrzewać w nim myśl, że trzeba robić coś więcej, niż tylko pracować jako lekarz i trzeba robić coś więcej, niż tylko pisać. W czasopismach lekarskich publikował


CZWARTKI NA TŁOMACKIEM: MÓJ KORCZAK Żydowski Instytut Historyczny, 5 stycznia 2012 bardzo ostre artykuły na temat sytuacji zdrowotnej dzieci w Polsce. W 1900 roku rozpoczął współpracę z Uniwersytetem Latającym, tajną polską uczelnią. Tam zetknął się z ludźmi, z którymi później współpracował

w piśmie „Głos” -

z Nałkowskim, z Krzywickim, z

Dawidem. Tam także poznał młodego poetę Licińskiego, z którym zaczął odbywać wędrówki po Warszawie. Znamiennym rysem osobowości Korczak było to, że nie pisał, nie mówił i nie robił niczego, czego własną ręką nie dotknął, czego skrupulatnie nie zbadał. Tak więc teraz zaczął badać sytuację, w jakiej żyją warszawskie dzieci. Z Licińskim odbywał niesamowite wędrówki po zaułkach Warszawy, po

miejscach wyklętych, poznawał zapijaczone,

zdemoralizowane rodziny, wchodził w tę nędzę coraz głębiej. Owocem tych wędrówek stała się dla Korczaka idea zmian, które są niezbędne, aby ratować dzieci skazane na społeczne wykluczenie. W 1904 roku Korczak rozpoczął publikacje w odcinkach powieści - Dziecko salonu. Bohater tej powieści, chłopiec wychowany w dobrych, luksusowych warunkach salonu warszawskiego, poznaje to, co poznał Korczak spacerując z Licińskim po Warszawie. To znaczy poznaje nędzę, biedę, beznadziejną sytuację wielu dzieci i postanawia skończyć ze swoją luksusową izolacją od świata nędzy. Tak rodzi się charakterystyczna dla działalności Korczaka idea, którą można nazwać ideą solidarności z wykluczonymi. My, to znaczy ci, którym wiedzie się lepiej, powinniśmy pamiętać o tych, którzy znajdują się w warunkach skrajnie złych. To jest postawa bohatera powieści i to jest postawa samego Korczaka. Ale to nie wystarcza. Poznanie sytuacji dziecka opuszczonego, dziecka wychowującego się na ulicy, każe Korczakowi wejść w bliższy z tym dzieckiem kontakt. Ukazują się w druku , także w „Głosie” Migawki Korczaka – wywiady przeprowadzane bezpośrednio z dziećmi ulicy. Mamy teraz w Warszawie na przykład dzieci romskie, które żebrzą na ulicach, czy komuś z nas przyszło kiedyś do głowy, żeby przykucnąć i pogadać z takim dzieckiem: co ono właściwie tu robi, kim ono jest, co myśli. Korczak przeprowadza takie właśnie rozmowy z dziećmi żebrzącymi, z małymi gazeciarzami, z małymi złodziejaszkami, którzy żyją z tego, że coś komuś z kieszeni wyciągną. I te wywiady zamieszcza w prasie. Chyba po raz pierwszy dzieci z takich środowisk i tak żyjące zabierają głos publicznie i ich głos trafia do ludzi. To wszystko skłania Korczaka do tego, żeby wejść jeszcze głębiej w środowisko dziecięce i buduje stopniowo jego motywacje do podjęcia działalności wychowawczej. Jeszcze jednak zanim podejmie świadomie zawód wychowawcy, próbuje swych sił jako opiekun

na koloniach letnich dla najbiedniejszych dzieci. Wyjeżdża do Michałówki z

dziećmi żydowskimi

i do Wilhelmówki z dziećmi polskimi. Te kilkakrotne wyjazdy,


CZWARTKI NA TŁOMACKIEM: MÓJ KORCZAK Żydowski Instytut Historyczny, 5 stycznia 2012 poznanie trudności, jakie wiążą się z pracą z dzieckiem zdemoralizowanym przez nędze i wykluczenie, z dzieckiem, które nigdy nie miało dostatecznej opieki,

otwiera przed

Korczakiem perspektywę dalszej już w pełni świadomej działalności wychowawczej. I wtedy właśnie zdecyduje się na rzecz zupełnie zasadniczą w swoim życiu, w porozumieniu z żydowskim Towarzystwem „Pomoc dla Sierot” zaczyna myśleć nad zbudowaniem domu, dużego domu, dla dzieci bezdomnych i pozbawionych opieki. I tak powstaje Dom Sierot. 7 października 1912 dzieci sprowadzają się już do prawie gotowego domu na Krochmalnej, a Korczak decyduje się zostać dyrektorem tego domu. W liście do Zylbertala, wysłanym do Palestyny, wspomina moment, kiedy podjął tę decyzję. Zanim został dyrektorem Domu Sierot, wyjechał do Londynu, żeby poznać różne działające w Anglii systemy i instytucje wychowawcze i wtedy właśnie, jak pisze do Zylbertala, decyzja zapadła. „Podjąłem decyzję, by nie zakładać własnej rodziny, nie mieć żony, nie mieć własnych dzieci, tylko wszystkie siły, jakie mi zostały, poświęcić tym dzieciom, które będą pod moją opieką”. Była to decyzja na całe życie, której do końca pozostał wierny. Domem Sierot kieruje Korczak do śmierci, czyli przez trzydzieści lat. Przez te lata zbuduje, w oparciu o codzienną praktykę a nie o teoretyczne rozważania, swój system wychowawczy. W kierowaniu Domem Sierot pomaga mu Stefania Wilczyńska - bez jej pomocy trudno byłoby Korczakowi poradzić sobie z ogromem zadań organizacyjnych i wychowawczych. Stefania Wilczyńska związana będzie z Domem Sierot, podobnie jak Korczak, przez trzydzieści lat - razem z Korczakiem i dziećmi zginie w Treblince. Jedyną przerwą w trzydziestoletniej pracy wychowawczej w Domu Sierot był dla Korczaka czas I Wojny Swiatowej. Korczak został zmobilizowany i jako lekarz służył w lazaretach polowych na froncie wschodnim. W czasie działań wojennych poznał Marynę Falską, pedagoga i wychowawcę, późniejszą założycielkę Naszego Domu – sierocińca dla dzieci polskich, z którym Korczak będzie przez lata blisko współpracować. Jaki program wychowawczy realizował Korczak w kierowanym przez siebie Domu Sierot ?

Myślę, że cały program wychowawczy Korczaka da się streścić jednym,

wypowiedzianym przez niego, zdaniem. Jest to zdanie bardzo proste: „Dziecko nie dopiero będzie, ale już jest człowiekiem”. Wydaje się − banał, ale ten pozorny banał określa całą, z istoty swej rewolucyjną, pedagogikę Korczaka. Bo uświadommy sobie, jak często myślimy o wychowaniu jako o „formowaniu”, „kształtowaniu”,”tworzeniu przyszłego człowieka”. Jak często myślimy, że jako wychowawcy otrzymujemy do rąk jedynie „materiał”, z którego mamy według określonego wzoru dopiero „uformować człowieka”. Rozmaite organizacje


CZWARTKI NA TŁOMACKIEM: MÓJ KORCZAK Żydowski Instytut Historyczny, 5 stycznia 2012 polityczne, partie, kościoły są przekonane, że należy „formować wychowanków” zgodnie z głoszoną przez nie „ jedynie słuszną ideologią”, chodzi o „ukształtowanie” ludzi, którzy będą wyznawcami tej właśnie ideologii. Wychowanie nie jest dla Korczaka „formowaniem przyszłego człowieka” według z góry przyjętego wzoru. Jeżeli dziecko już jest człowiekiem, tak jak my, to należy najpierw je poznać, a następnie podjąć z nim dialog. Szukać właściwej metody wychowawczej – to szukać dróg porozumienia z małym człowiekiem, szukać właściwej współpracy z nim, opartej na szacunku i wzajemnym porozumieniu. Zanim podejmiesz jakieś działania wychowawcze poznaj tego, z kim będziesz współpracował. To się wydaje banalne, ale to jest zasadnicza reforma sposobu podejścia do wychowania. Korczak w swoje książce Jak kochać dziecko zwraca się takimi oto słowy do wychowawcy: „Bądź sobą i czujnie przyglądaj się dzieciom wówczas, gdy sobą być mogą. Przyglądaj się, nie żądaj, bo nie zmusisz żywego, zaczepnego dziecka, by było skupione i ciche. Nieufne i chmurne nie stanie się nagle szczere i wylewne. Ambitne i oporne nie będzie łagodne i uległe. Wychowawca powinien zbliżać się do dziecka nie z decyzją ‘ja z ciebie zrobię człowieka, lecz z badawczym pytaniem, ‘czym być możesz, człowiecze?’”. I to jest zasadnicza myśl pedagogiczna Korczaka. To jest myśl, która nakazuje nam, wychowawcom, przede wszystkim znaleźć sposób, żeby poznać dziecko, poznać jego słabe i mocne strony, poznać jego lęki i ambicje, poznać jego sposób komunikowania się ze światem i starać się odnaleźć drogę do wzajemnego porozumienia. Dziecko jest dla Korczaka osobą, już to malutkie, już to, które się rodzi jest osobą, a nie jedynie „materiałem na przyszłego człowieka”. Inaczej ssie jedno, inaczej drugie, inne ma skłonności jedno, inne drugie. Dobra matka to matka, która umie rozpoznać to, co jest cechą charakterystyczną

tego małego człowieka, który przyszedł na świat. Podstawą dla

właściwego wychowania jest według Korczaka - zaufanie, miłość i szacunek dla dziecka. Jeżeli nie ma w tobie zaufania, miłości i szacunku dla dziecka, jeżeli z góry uważasz, że trzeba ostro, bo dziecko to diabeł wcielony, którego trzeba dopiero zmusić, by stało się normalnym człowiekiem, jeżeli nie masz szacunku dla tej małej istoty, jeśli nie ma w tobie do niej miłości, to lepiej zajmij się innym zawodem niż wychowywaniem dzieci. W drukowanym w „Wędrowcu” w 1900 roku artykule Dzieci i wychowanie Korczak pisał: „Dziecko uznane zostało za człowieka, za istotę, z którą należy się liczyć, nie wolno wieść jej na smyczy, lecz należy kierować nią umiejętnie, z rozwagą, wysiłkiem”. W Domu Sierot jest ponad setka dzieci, podejście indywidualne, owszem, ale trzeba też pomyśleć o tym, jak organizować tę wielką gromadę. W 1919 roku powstaje Nasz Dom - sierociniec dla


CZWARTKI NA TŁOMACKIEM: MÓJ KORCZAK Żydowski Instytut Historyczny, 5 stycznia 2012 dzieci polskich, na początku zlokalizowany

w Pruszkowie, potem po kilku latach

przeniesiony na Bielany w Warszawie. Korczak dzieli pracę w Domu Sierot ze stałą obecnością w Naszym Domu, współpracuje z Maryną Falską, która Naszym Domem kieruje. Problem jest identyczny: i tu, i tam trzeba pomyśleć o tym, jak zorganizować system wychowawczy. Nie wystarczy indywidualne podejście, nie wystarczy samo zrozumienie, że dziecko jest człowiekiem i trzeba, wchodząc z nim w dialog, pomagać mu stać się sobą, ale trzeba teraz te prawdy

przełożyć na działania w tak trudnych warunkach, jak dom

wypełniony przez ponad setkę dzieci. Korczak mówi o tym tak: „Pragniemy zorganizować społeczeństwo dziecięce na zasadach sprawiedliwości, braterstwa, równych praw i obowiązków. Zamiast karności − ład, zamiast przymusu − dobra wola, zamiast morałów − samodoskonalenie”. Ładnie powiedziane, ale jak to wykonać ? Korczak wspomina, że kiedy dzieci znalazły się w pięknym budynku na Krochmalnej, to pierwszą ich akcją

było niszczenie wszystkiego,

rozwalanie, psucie. Normalne. Weszły z ulicy do ładnego, ale obcego im domu i czego innego można się było po nich spodziewać? Korczak odkrywa, że wychowanie w zbiorowości musi opierać się nie na nakazach i restrykcjach lecz na samodzielnej aktywności dzieci, którym trzeba stworzyć szansę, aby mogły poczuć się odpowiedzialne za tworzoną z innymi wspólnotę. Jak do tego doprowadzić? Przymus, ostra dyscyplina, działania na rozkaz,

ten

przysłowiowy pejcz w wychowaniu, rodzi bunt i chęć przeciwstawiania się nakazom, do niczego więc nie prowadzi, niweczy wręcz te idee, o które Korczakowi w wychowaniu chodziło. Aby pozostać w zgodzie z tymi ideami, trzeba szukać sposobu, aby dzieci poczuły się gospodarzami miejsca, w którym się znalazły, aby poczuły, że to jest ich miejsce i zaczęły ponosić za nie odpowiedzialność. I tu zaczyna się rodzić projekt organizacji życia zbiorowości dziecięcej, który stanowi dla nas wzór do dziś niezrealizowany. W zbiorze praw Domu Sierot czytamy: „Dyrektor i wychowawcy odpowiadają za realizację prawa przed wychowankami”, czyli przed dziećmi. Ostateczną instancją są więc dzieci, bo to przecież jest ich dom. Żeby można było odpowiadać za realizowanie nakazów prawa, trzeba powołać instytucję, która może oceniać, jak człowiek wykonuje prawo. Stąd pomysł sądu, sądu dziecięcego, przed

który można powołać każdego, kto prawo naruszy. Korczak sam

wielokrotnie stawał przed sądem powołany za różne działania, które naruszały prawa dzieci. Nie czuł się tym ani zażenowany, ani upokorzony, przeciwnie, był zadowolony, że sąd działa


CZWARTKI NA TŁOMACKIEM: MÓJ KORCZAK Żydowski Instytut Historyczny, 5 stycznia 2012 właściwie. Sąd dziecięcy w Domu Sierot uczył z jednej strony pełnej wspaniałomyślności, a z drugiej – pełnej odpowiedzialności. Następnym krokiem do upodmiotowienia dziecięcej społeczności był podział zadań, właściwy podział funkcji. Korczak zauważa, że dorośli, jeśli cokolwiek robią, biorą za to wynagrodzenie, a dzieci są zmuszane do wykonywania gratis różnych czynności. Wprowadził więc wynagrodzenia dla dzieci. Były to wynagrodzenia w różnej formie, czasem w formie pieniężnej - to nie były wielkie pieniądze, ale zamiast kieszonkowego można było zarobić kilka groszy, wykonując jakieś prace. Czasem były to wynagrodzenia w formie pochwał, w formie wręczanych dzieciom kartek z wyrazami podziwu, czasem wywieszenie na tablicy nazwisk tych, którzy wspaniale pełnili dyżury, ale i tych, którzy robili to gorzej. Dzieci powoli wciągały się w odpowiedzialność za wspólnie tworzony dom. Rodziła się w ten sposób

społeczność nie poddanych, kierowanych przez dorosłych, których trzeba

bezwzględnie słuchać z lęku przed karą, ale społeczność obywatelska, społeczność ludzi odpowiedzialnych za tworzoną z innymi wspólnotę. Tworzenie dziecięcej społeczności obywatelskiej jest niesłychanie ważną ideą, która do tej pory

raczej nie

funkcjonuje w naszych instytucjach wychowawczych. Przeciwnie,

lansowany jest pogląd, że wszelkie zło, które się dzieje w naszych szkołach i zakładach wychowawczych, wynika z tego, że jest zbyt mała dyscyplina, zarzuca się wychowawcom i nauczycielom, że postępują za mało ostro i są nie dość konsekwentni w karaniu − ostrzej, ostrzej, karać, karać, karać! Autorytarny system wychowawczy rodzi jednak albo bunt, albo kształtuje osobowość zewnątrzsterowną,

reagującą wyłącznie na rozkazy, niezdolną do

podejmowania własnej odpowiedzialności za cokolwiek. Zasady wychowawcze funkcjonujące w Domu Sierot, starał się Korcza wprowadzać także w Naszym Domu kierowanym przez Marynę Falską. Pod koniec 1936 roku doszło jednak do rozejścia się jego i Maryny Falskiej. Ich spór zaczął się jeszcze w czasach powstawania

Naszego

Domu

i

dotyczył

wówczas

problemu

wygospodarowania

pomieszczenia na kaplicę. Korczak uważał, że w domu chrześcijańskich dzieci powinna istnieć

kaplica. Falska,

lewicowa działaczka i

zdeklarowana ateistka, była temu

zdecydowanie przeciwna. Korczak był przekonany, że każdy człowiek ma prawo wybierać sam, co jest dla niego ważne, ma prawo do wyznawania religii, do wyboru przekonań, ma prawo do wewnętrznej

wolności, a dziecko, zwłaszcza osierocone dziecko, potrzebuje

takiego miejsca, jeśli wierzy, gdzie może wypłakać się przed Bogiem, gdzie może też się odosobnić i pomyśleć nad swoim życiem. W Domu Sierot, chociaż Korczak sam nie był


CZWARTKI NA TŁOMACKIEM: MÓJ KORCZAK Żydowski Instytut Historyczny, 5 stycznia 2012 ortodoksyjnym wyznawcą

judaizmu, wszystkie święta żydowskie były respektowane,

uważał, że osadzenie w tradycji jest dla dzieci bardzo ważne. Niektóre dzieci wywodziły się z religijnych domów, chodziło o to, żeby w Domu Sierot miały to samo, co miały u siebie i żeby tę ich rodzinną tradycję podtrzymywać. Ale z równym zapałem i równym przekonaniem mówił o tradycji chrześcijańskiej w domu dla dzieci chrześcijańskich. Ubolewał zresztą nad tym, że te domy są rozłączone. Był zdecydowanym rzecznikiem wielokulturowości, która uczyłaby tolerancji wobec różnych, także religijnych, tradycji

i była

dopełnieniem

indywidualnego podejścia i szacunku dla każdego dziecka. Mówiąc krótko Korczak był przeciwnikiem wychowania autorytarnego narzucającego dzieciom ideologię wychowujących ich dorosłych. Był w ogóle przeciwnikiem wychowania, które narzuca jakąkolwiek ideologię. Mówiąc o istniejących systemach wychowawczych wyodrębniał cztery, jak to określał, „tereny wychowawcze”. Charakteryzował je w następujący sposób: „Teren dogmatyczny: tradycja, autorytet, obrządek, nakaz jako prawo bezwzględne, mus jako imperatyw życiowy. Teren pozoru i kariery: życie jako węszenie i zabieganie, kierowane przez nienasyconą próżność, drapieżność, zawiść i złość. Teren ideowy: radość działania, zapał i entuzjazm twórczości. Teren pogodnego używania: pogoda, życzliwość, dobroć.” Wiele szkół i zakładów wychowawczych to do dziś „tereny dogmatyczne”, w których oddziaływania wychowawcze mają charakter jednoznacznie autorytarny. Korczak był takim działaniom zdecydowanie przeciwny. Ale zmiana „terenu dogmatycznego” na „teren pozoru i kariery” wcale nie jest zmianą na lepsze. Wychowanie staje się teraz po prostu kreowaniem „wyścigu szczurów”, dopingowanym przez rodziców: ‘ty musisz być lepszy od innych’. Wychowawca pobudza dzieci do większej pracy, czy wysiłku, przez

podniecanie

wzajemnej rywalizacji. Wtedy wszyscy dookoła stają się

wrogami – wrogami są koledzy, którzy osiągają lepsze wyniki, wrogami są nauczyciele, którzy stawiają złe stopnie. Myślę, że gdyby Korczak patrzył na dzisiejsze szkoły, to często nie mógłby określić inaczej stosowanych w nich metod wychowawczych niż jako działań charakterystycznych dla „terenu pozoru i kariery” Własny ideał oddziaływań wychowawczych określał Korczak jako to „teren ideowy”. Na tym terenie wychowawca to człowiek, który sam cieszy się z tego, co robi, i uczy innych radości działania, zapału i entuzjazmu twórczości. Każde dziecko, póki jego zainteresowania nie zostaną „zabite” nakazem, przymusem robienia czegoś, czego nie lubi, każde dziecko, jak mu się przyjrzeć, powiada Korczak, ma w sobie zapał i napęd twórczy. Jest ciekawe wszystkiego, co je otacza, chce poznawać, działać, tworzyć. Szkoła te twórcze impulsy często


CZWARTKI NA TŁOMACKIEM: MÓJ KORCZAK Żydowski Instytut Historyczny, 5 stycznia 2012 skutecznie niszczy. W związku z tym powrót do potrzeb twórczych dziecka powinien być podstawą dobrze zorganizowanego działania wychowawczego. Na takich przesłankach opierały się własne działania Korczaka jako wychowawcy. Jednocześnie z realizowaniem swoich idei wychowawczych Korczak nie przerywał pracy lekarskiej i pracy literackiej. W latach dwudziestych ukazują się kolejno

jego

najważniejsze książki dla dzieci: Król Maciuś Pierwszy, Maciuś na wyspie bezludnej, Bankructwo małego Dżeka, Kiedy znów będę mały. Korczak ma potrzebę pisania książek dla swoich wychowanków.

Odkrywa także, że bardzo ważne dla budowania wspólnoty

dziecięcej jest to, żeby dzieci mogły się wypowiadać nie tylko w rozmowie, ale żeby mógł zostawać na piśmie ślad ich myślenia, ich rozumowania. Stąd w Domu Sierot powstaje gazetka. Korczak wydaje nawet broszurę na temat gazety uczniowskiej, O gazecie szkolnej, dowodząc, że w każdej szkole powinna być gazeta redagowana przez dzieci. Postanawia założyć tego typu gazetę ogólnopolską. Jest rok 1926 - pismo inteligencji żydowskiej „Nasz Przegląd” wyraża zgodę na wydawanie co tydzień dodatku dla dzieci. Korczak, zgodnie ze swoimi ideami pedagogicznymi, tworzy nie pisemko dla dzieci redagowane przez dorosłych, ale pismo redagowane i pisane przez dzieci. „Mały Przegląd” jest ewenementem na skalę europejską – to chyba pierwsze czasopismo, którego autorami i redaktorami są same dzieci. Gazeta ma niesłychane powodzenie, dzieci piszą, korespondują, robią wywiady ze sobą, tradycja domów żydowskich ożywa, bo dzieci opisują święta, które obchodzą z rodzicami, opisują także różne przykre sprawy związane z narastającym w latach

trzydziestych

antysemityzmem. W 1930 roku Korczak powierza opiekę nad pismem Igorowi Newerlemu, co tydzień przychodzi jednak na zebrania redakcji i ma z małymi redaktorami stały kontakt. Idea gazety dla dzieci redagowanej przez same dzieci jest Korczakowskim pomysłem wartym, jak sądzę, powtórzenia. Nowym medium, w którym Korczak zacznie przekazywać swoje idee staje się radio. Nie było wtedy telewizji, gdyby była, to Korczak na pewno by się w niej pojawiał, bo dla niego sprawą niezwykle ważną było trafianie do ludzi w możliwie najszerszym zakresie z ideami dotyczącymi dzieci i wychowania. Od 1934 roku ma Korczak stałą audycję radiową „Gadaninki Starego Doktora”. W 1936 roku radio na fali wzrastającego w Polsce antysemityzmu

zrywa z Korczakiem współprace, żeby wrócić do niej

w 1938 roku –

niedługo przed wybuchem wojny. Tuż przed wojną ukazuje się zbiór gadaninek Starego Doktora pt. Pedagogika żartobliwa.


CZWARTKI NA TŁOMACKIEM: MÓJ KORCZAK Żydowski Instytut Historyczny, 5 stycznia 2012 Rok 1940 - getto. Korczak nie zakłada opaski, chociaż wie, że za to grozi śmierć. Kiedy idzie upominać się o wóz ziemniaków, który Niemcy zarekwirowali w czasie przeprowadzki Domu Sierot do getta, jest ubrany w mundur polskiego oficera i nie ma opaski. Ląduje na Pawiaku, ociera się o śmierć, ale to też nie skłoni go do tego, żeby tę opaskę nosić. Korczak ze wszystkich sił stara się zorganizować swoim dzieciom w getcie w miarę normalne warunki życia. W Domu Sierot mimo grozy otoczenia realizowany jest dotychczasowy program wychowawczy. Wyrazem wierności ideom, w których Korczak wychowywał swoje dzieci, jest przysięga, którą składają jego wychowankowie na sztandar Domu Sierot w czasie uroczystości na cmentarzu. Przysięgają, że będą żyć w miłości do ludzi, w prawdzie i pokoju. 18 lipca 1942 roku, a więc niedługo przed śmiercią dzieci i doktora w Treblince, w Domu Sierot wychowankowie Korczaka wystawiają „Pocztę” Rabindranatha Tagore – sztukę o umierającym chłopcu. Zapytany o wybór tej sztuki Korczak wyjaśnia, że chce przygotować dzieci do „spokojnego przyjmowania Anioła Śmierci”.

W tych strasznych warunkach

Korczak raz jeszcze potwierdza swoją wychowawczą ideę - poważnego, przepojonego szacunkiem stosunku do dziecka, z którym trzeba rozmawiać w sposób otwarty o tym nawet co najtrudniejsze. Ostatnim dziełem Korczaka jest pisany w getcie Pamiętnik. Korczak przygląda się całemu swemu życiu, analizuje motywy swoich działań i decyzji, wspomina to, co było dla niego szczególnie ważne, a także to, co było szczególnie bolesne. Opowiada więc o swoim dzieciństwie i młodości naznaczonej psychiczną chorobą, a potem śmiercią ojca. Wspomina swoje lęki przed możliwością dziedziczenia obłędu. Wspomina też o tym, jak dane mu było doświadczyć po śmierci ojca nagłej zmiany sytuacji życiowej, bo oto z syna zamożnej inteligenckiej rodziny stał się najbliższych.

chłopcem, który musiał sam zarabiać na

życie swoje i

Może związane z tą zmianą przeżycia stały się głównym źródłem jego

wrażliwości na los wykluczonych ? Wspomina też najtragiczniejszą sprawę w swoim życiu – śmierć ukochanej matki. Matka Korczaka pielęgnowała go, gdy podczas wojny dwudziestego roku zaraził się w lazarecie polowym tyfusem i zmarła zaraziwszy się od niego . Korczak mówi o nękającym go poczuciu winy za śmierć matki i powtarzających się z tego powodu myślach samobójczych. Straszliwa rzeczywistość warszawskiego getta staje się dla Korczaka ostatnim tragicznym elementem jego drogi życiowej – nie zmienia jednak nic w systemie jego wartości. W dalszym ciągu szacunek dla człowieka

niezależnie od jego pochodzenia

stanowi w tym systemie wartość podstawową. Świadczą o tym ostatnie słowa Korczaka zapisane w Pamiętniku na kilka dni przed śmiercią: „Podlewam kwiaty, moja łysina w oknie


CZWARTKI NA TŁOMACKIEM: MÓJ KORCZAK Żydowski Instytut Historyczny, 5 stycznia 2012 − taki dobry cel. Ma karabin. Dlaczego stoi i patrzy spokojnie? Nie ma rozkazu. A może był za cywila nauczycielem na wsi, może rejentem, zamiataczem ulic w Lipsku, kelnerem w Kolonii? Co by zrobił, gdybym mu kiwnął głową? Przyjaźnie ręką pozdrowił? Może nawet nie wie, że jest tak, jak jest? Mógł przyjechać wczoraj dopiero z daleka...”, i kilka wersetów wyżej: „Nikomu nie życzę źle, nie umiem, nie wiem, jak to się robi”. Te słowa nie wymagają komentarza – odsłaniają raz jeszcze to, co było głównym rysem osobowości Korczaka – jego odporną na zło świata życzliwość dla ludzi, po prostu jego dobroć. Teraz postawić powinniśmy pytanie, jak odnieść idee wychowawcze Korczaka, do czasów, w których żyjemy. Jak mają się wyzwania świata współczesnego do pedagogicznej myśli Korczaka? Pewien pan w radiu zapytał mnie, czy Korczakowskie idee zachowały do dziś jakąkolwiek aktualność, czy są już tylko reliktem przeszłości. Odpowiedziałam mu, że idee wychowawcze Korczaka są według mnie właśnie dziś szczególnie aktualne. Wychowanie we wzajemnym szacunku, akceptacji różnorodności

w tolerancji dla odmienności kulturowej, w

i solidarności wobec innych od nas, a potrzebujących naszej

pomocy – to wyzwania, przed którymi stajemy na co dzień. Chodzi o to, żeby mniej było wrogości wzajemnej, żeby ludzie byli dla siebie życzliwi, żeby lepiej się rozumieli, żeby znajdowali radość w twórczym działaniu, odkrywając to, co jest ich prawdziwą, wewnętrzną potrzebą. Wychowanie w duchu Korczakowskich idei jest właśnie odpowiedzią na tego typu wyzwania. W tej chwili na przykład istotnym problemem w Europie, a także w Polsce, jest duży napływ uchodźców i imigrantów z zupełnie innych środowisk kulturowych. Bardzo niepokojącym zjawiskiem jest w związku z tym odradzająca się tu i ówdzie ksenofobia, której można

przeciwdziałać tylko przez mądre wychowanie uczące szacunku dla człowieka

niezależnie od jego pochodzenia etnicznego, wyznania i kultury. Bardzo ważną sprawą jest także zagrożenie wykluczeniem społecznym dużej liczby dzieci. Nie jest bowiem prawdą, że żyjemy w społeczeństwie ludzi równych i mających jednakowy dostęp do edukacji. Bardzo poważnym problemem jest nadal sytuacja dzieci pozbawionych opieki rodzicielskiej, żyjących w źle funkcjonujących domach dziecka i nie mających szans w przyszłości na normalne życie w społeczeństwie. Problemem są także placówki wychowawcze i szkoły, które niszczą osobowość dzieci przez autorytarny system wychowawczy. Próbując reagować na tego typu zjawiska powinniśmy jak najbardziej korzystać z doświadczeń przekazanych nam przez Korczaka. Skoro temat mojego wystąpienia brzmi - „Mój Korczak” - chciałabym powiedzieć także kilka słów o swoich osobistych doświadczeniach z Korczakiem, które trwają już prawie


CZWARTKI NA TŁOMACKIEM: MÓJ KORCZAK Żydowski Instytut Historyczny, 5 stycznia 2012 50 lat. Zaczęło się na studiach, kiedy wyszedł pierwszy wybór jego pism. Byłam jego tekstami zafascynowana i postanowiłam zostać nauczycielką. Zaczęłam od szkoły podstawowej na dalekim odludziu, gdzie chodziły dzieci z rodzin patologicznych, ogółem bardzo trudna młodzież. Przepojona myślami Korczaka taką szkołę właśnie sobie wybrałam lecz to, z czym się zetknęłam, okazało się porażające. Proszę sobie wyobrazić: do klasy wchodzi spóźniony chłopczyk, któremu strużka krwi cieknie po szyi. Pytam: „Co ci się stało?! Α οn: „byłem na rozmowie u dyrektora”. Dyrektor tej szkoły miał po prostu zwyczaj podnosić niegrzecznych chłopców za uszy. Pan Rzecznik kiwa głową, ale nie było wtedy Rzecznika Praw Dziecka, natomiast uszy się po prostu w szkole obrywało. Pierwsze zebranie z rodzicami: byłam młoda, wiec niektórzy tatusiowie, którzy przyszli, bardzo mocno pachnąc alkoholem, doszli do wniosku, że na pewno nie dam sobie z ich dziećmi rady. I wtedy jeden z nich zaproponował: „Psze pani, pani się nie martwi. Pani tak: zapisuje na kartce, bo to kanalie te nasze dzieci, a co piątek jeden z nas będzie przychodził i w dupę da tyle razy pasem, ile pani sobie będzie życzyła.” To były oczywiste metody wychowawcze i dla dyrektora, i dla rodziców. Istotnie było prawdą, że nie umiałam sobie na początku dać rady z rozwrzeszczanymi dziećmi. Wychowywane przez bijących ojców i ciągnących za uszy dyrektorów reagowały tylko na siłę. Stoję więc przed tą niesforną gromadą i pytam sama siebie: ‘co by Korczak zrobił ? co by Korczak zrobił ?” I mam – bajka! On w takich sytuacjach opowiadał po prostu dzieciom wciągające, fascynujące historie.

Zaczęłam więc, jak Korczak,

opowiadać

historyjkę, której najbardziej intrygujący moment wypadł w chwili, gdy rozległ się dzwonek na zakończenie lekcji. Oto bohater wisi na jednej ręce na drugim piętrze i nie wiadomo, czy się utrzyma. „I co się stanie, co się stanie, proszę pani?!” - pytają uczniowie. „Jak na następnej lekcji będziecie pracować 35 minut bardzo porządnie, to będzie dalszy ciąg.” I rzeczywiście, nagle się okazuje się, że te moje rozwrzeszczane dzieciaki potrafią być grzeczna jak aniołki, bo po prostu są bardzo ciekawe, co będzie dalej. A ja wymyślam przez cały rok tę historię i opowiadam ją tak, żeby warto było usłyszeć jej dalszy ciąg na następnej lekcji. Jaki ten Korczak mądry: przy pomocy opowieści można dzieci doprowadzić do ładu – nie potrzeba pasa i obrywanych uszu. Raz obudzona ciekawość zaowocowała aktywnością, której trudno się było przedtem spodziewać – dzieci z tej mojej klasy przygotowały i wystawiły sztukę wzbudzając zachwyt nie tylko swoich tatusiów ale i dyrektora. Potem pracowałam ze starszą młodzieżą w liceum. Zgodnie z duchem pedagogiki Korczaka

nie

stosowałam

w

praktyce

autorytarnych

metod

obowiązujących

w


CZWARTKI NA TŁOMACKIEM: MÓJ KORCZAK Żydowski Instytut Historyczny, 5 stycznia 2012 zideologizowanym szkolnictwie PRL-u. Moi uczniowie mówili na lekcjach to, co myśleli, każdy miał prawo do własnego zdania i własnej opinii. Oceniany był wyłącznie za samodzielność myślenia i umiejętność argumentacji. Dyskusje przenosiły się poza lekcje, spotykaliśmy się na kółku filozoficznym, gdzie uczniowie poznawali różne systemy filozoficzne, a nie „jedynie słuszną ideologię”, czyli marksizm. Niestety skończyło się to źle. Po czterech latach takiej praktyki wychowawczej przyszła matura. Temat dotyczył tradycji patriotycznych, chodziło oczywiście o tzw. patriotyzm socjalistyczny. Dwie moje uczennice, przyzwyczajone do samodzielnego myślenia i własnych przekonań,

do prezentowania w pracach

napisały wypracowania maturalne, które uznane zostały za

jednoznacznie „wrogie ideologicznie”. Jedna z tych prac odwoływała się we wstępie do piętnowanego przez władze listu polskich biskupów do biskupów niemieckich, który zaczynał się od pamiętnych słów: „wybaczamy i prosimy o wybaczenie”. Dziewczynka rozważała problem relacji pomiędzy wartościami chrześcijańskimi a miłością do ojczyzny, pytała, czy możliwy jest patriotyzm bez wrogości wobec obcych i ukazywała wspólne chrześcijańskie korzenie polskiej i europejskiej kultury. Druga – zdeklarowana anarchistka – zaczęła swoją pracę od zdania: „Słowo ojczyzna, czy to w ataku, czy to w zagrożeniu, zawsze cuchnie mordem”. Powołując się na własne lektury, między innymi na Kropotkina, uzasadniała, że patriotyzm jest ideą wywołującą nienawiść, odpowiada za zbrodnie wojenne i pogłębiającą się wrogość pomiędzy ludźmi. Prace oceniłam na ocenę bardzo dobrą i dobrą i nie zgodziłam się na sugerowaną przez sekretarza POP zmianę tych ocen na niedostateczne. Nie wyraziłam też zgody na podpisanie, jako wychowawczyni, świadectw z obniżonymi ocenami. Zostałam zwolniona z pracy za „świadome wychowywanie młodzieży we wrogiej ideologii” , dostałam też od władz oświatowych zakaz pracy nauczycielskiej na terenie całego PRL-u. Zrozumiałam wówczas, że idee pedagogiczne Korczaka nie mogą być realizowane w systemie totalitarnym, bo są ze swej istoty

temu systemowi przeciwstawne. Jedną z

konsekwencji tego doświadczenia była moja późniejsza działalność w opozycji. Trzecia moja ciekawa przygoda z Korczakiem miała miejsce, gdy jako ekspert Solidarności od spraw edukacji brałam udział w 1981 roku w negocjacjach z ówczesnym Ministerstwem Oświaty i Wychowania. Jeden z punktów tych negocjacji dotyczył szkolnych programów wychowawczych. Nasze stanowisko przedstawiliśmy w tekście zatytułowanym: „Szkoła jako środowisko wychowawcze”. Tekst ten zaczynał się zdaniem: „Szkoła służyć ma dziecku” i był wykładnią idei bardzo bliskich antyautorytarnej pedagogice Korczaka. Chodziło nam o odideologizowanie szkoły, o uczynienie z niej miejsca nastawionego na


CZWARTKI NA TŁOMACKIEM: MÓJ KORCZAK Żydowski Instytut Historyczny, 5 stycznia 2012 rozwój dziecka, a nie na jego ideologiczną indoktrynacje. Zdanie otwierające nasz tekst wywołało w urzędnikach ministerialnych po prostu furię. Twierdzili, że jest rzeczą oczywistą dla wszystkich, że zadaniem szkoły jest służenie interesom państwa,

a więc, co równie

oczywiste, partii jako przewodniej sile narodu i że jest rzeczą niewątpliwą, że szkoła zawsze służyła tym, którzy mieli władzę. Obecnie szkoła ma za zadanie „ formowanie” przyszłych budowniczych socjalizmu i

stanowi „podstawową placówką frontu ideologicznego”. O

dyskusji nie było mowy, proponowany przez nas antyautorytarny program wychowawczy oparty na szacunku dla dziecka, rozpoznawaniu jego potrzeb, tolerancji i otwartości na różnorodne idee uznany został po prostu za absurdalny. Od 1989 roku, czyli od chwili, gdy powstało nasze liceum

- I SLO, aż do dnia

dzisiejszego, czyli przez 22 lata, uprawiam spokojnie działalność wychowawczą w szkołach naszego Zespołu, próbując wcielać w życie idee pedagogiczne Korczaka. Udało się nam stworzyć szkoły demokratyczne dające uczniom szanse współzarządzania poprzez udział razem z dorosłymi – nauczycielami i rodzicami w szkolnej władzy ustawodawczej, czyli w kreującym szkolne prawo Sejmie, we władzy wykonawczej czyli w Radzie Szkoły i w niezawisłym Szkolnym Sądzie. Udało się nam także otworzyć szkołę na pomoc dzieciom o specjalnych edukacyjnych potrzebach - dzieciom z domów dziecka, dzieciom z problemami zdrowotnymi i dzieciom szczególnie potrzebującym wsparcia – uchodźcom i imigrantom. Nasze gimnazjum na Raszyńskiej, którego jestem w tej chwili dyrektorem, stało się szkołą wielokulturową - otwartą, jak chciał Korczak, na różnorodność etniczną i wyznaniową uczniów, wychowującą w duchu tolerancji i akceptacji inności. Po dwudziestodwuletnim doświadczeniu

mojej pracy w wolnej szkole, której wychowawczy program możemy

swobodnie kreować, podpisuję się całkowicie pod wypowiedzianą przed wielu, wielu laty opinią Korczaka: „W wychowaniu wszystko jest eksperymentem, próbą. Próbuję łagodnie i surowo, próbuję zachęcić i zapobiec, próbuję przyspieszyć i opóźnić, próbuję pomniejszyć i przesadzić. Programu prób na rzecz despotycznego dogmatu zrzec się nie myślimy. Próba winna być ostrożna, rozważna, nie narażać na niebezpieczeństwo – i taką próbą jest cały nasz system wychowawczy.” Na zakończenie można zapytać, jak Korczak oceniłby to, co się teraz dzieje w polskiej edukacji i co by nam na podstawie własnego doświadczenia doradzał. Traktując system wychowawczy jako próbę dostosowania metod do rozpoznanych

konkretnych

potrzeb

powierzonych nam dzieci, doradzałby zapewne zwiększenie autonomii szkół, doradzałby odejście od biurokratycznych odgórnych nakazów ujednolicających cały system szkolnictwa.


CZWARTKI NA TŁOMACKIEM: MÓJ KORCZAK Żydowski Instytut Historyczny, 5 stycznia 2012 A zatem sugerowałby stworzenie szans na eksperymentowanie, na alternatywnych

rozwiązań

dotyczących zarówno

dopuszczenie

programów dydaktycznych i

wychowawczych jak i metod ich realizacji. Myślę, że powiedziałby także, że

zmierzamy obecnie w bardzo niebezpiecznym

kierunku pogłębiającego się rozwarstwienia edukacyjnego. Przyjęty obecnie w Polsce sposób oceniania szkół, wyłącznie na podstawie rankingów opartych

o wyniki testów

egzaminacyjnych, prowadzi do tego, że dyrektorzy starają się ograniczyć przyjmowanie uczniów, którzy mogliby zaniżać te wyniki. Byłam kiedyś na konferencji dyrektorów szkół, które otrzymują najwyższe wyniki w rankingach. Jednego z nich zapytano: ”Jakimi metodami pan pracuje, że udało się panu osiągnąć tak wspaniałe wyniki?” Dyrektor odpowiedział szczerze -” Nie jestem szkołą rejonową i nie muszę przyjmować wszystkich. Nie przyjmuję więc żadnych dzieci z orzeczeniami psychologicznymi, mówiącymi o jakichś kłopotach psychicznych, dzieci dyslektycznych, nie przyjmuję uchodźców, dzieci ze środowisk patologicznych, dzieci z domów dziecka. Mam w szkole tylko uczniów bezproblemowych , z ambitnych rodzin.” Szkoły rejonowe z kolei zmuszone do przyjmowania wszystkich z danego terenu, radzą sobie w inny sposób . Do mnie na egzamin wstępny przyszedł kiedyś taki strasznie niepewny siebie chłopiec, który powtarzał - „ja i tak się nie dostanę” , więc pytam, dlaczego tak myśli, a on na to: '‘bo ja cały czas, proszę pani, byłem w spadzie”. „ W jakim spadzie?’ - pytam. „ Tak u nas w szkole nazywali nauczyciele klasy, do których się zrzuca tych najgorszych, tych którzy do niczego się nie nadają”. Myślę, że Korczak

nazwałby

szkoły stosujące tego typu praktyki „terenem pozoru i kariery” i doradzałby zdecydowanie poszukiwanie metod, które pomogłyby je zamienić w miejsca przyjazne i służące rozwojowi każdego dziecka . Jedną z dróg prowadzących do tego typu zmiany byłaby z pewnością próba odejścia od rankingów w ich obecnym kształcie , jako podstawowej metody oceniania pracy szkół. Wydaje mi się jednak, że za najważniejszą sprawę uznałby Korczak obecnie sposób przygotowywania kandydatów na przyszłych nauczycieli i wychowawców.

Powinni oni

nauczyć się rozumieć dziecko, rozpoznawać jego potrzeby, komunikować się z nim, a także organizować zbiorowe życie powierzonych ich opiece dzieci. U nas nauczycielem zostaje człowiek, który zrobi magisterium z danej specjalności i odbędzie krótką, czysto formalną, praktykę w dowolnej szkole, czasem niestety takiej, w której można nauczyć się tylko tego, jak nie należy postępować z dziećmi. Myślę, że Korczak zaproponowałby w tej dziedzinie zasadniczą zmianę. Radziłby nam położenie szczególnego nacisku na

co najmniej


CZWARTKI NA TŁOMACKIEM: MÓJ KORCZAK Żydowski Instytut Historyczny, 5 stycznia 2012 całoroczne,

nauczycielskie praktyki, które powinny odbywać się w specjalnie do tego

zadania wytypowanych szkołach, realizujących program wychowawczy

nastawiony na

rozpoznawanie indywidualnych potrzeb dzieci, na uczenie współpracy, odpowiedzialności za tworzoną z innymi wspólnotę, rozwijający indywidualne zainteresowania i twórcze pasje dzieci, a przede wszystkim nastawiony na uczenie ich wzajemnego szacunku i tolerancji. Rok praktyki w szkole realizującej taki program wychowawczy może dać nauczycielowi to, co dawał Korczak swoim

bursistom, których przygotowywał do przyszłej pracy

wychowawczej. Może dać szansę na przeniesienie zdobytych doświadczeń do szkół, w których przyjdzie im potem pracować. W ten sposób oddolnie, poprzez zdobywane przez przyszłych nauczycieli dobre doświadczenia, można by stopniowo udoskonalać system polskiej edukacji, upowszechniając najlepsze, oparte na ideach Korczaka, metody pracy wychowawczej.


Turn static files into dynamic content formats.

Create a flipbook
Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.