CENA: 13zł w tym 7%VAT NR 17/09/2008 WRZESIEŃ
polski magazyn
dla ludzi kochających
ISSN 1897-3655
INDEKS 233021
tatuaże
Redak niez cja nie zw a r m a redag ówionych, ca materiałó owania zastrz w eg in n a ie a s d o o e d zamie powiada z słanych tek bie prawo a s stów z c z o nych r treść eklam .
WYDAWCA: FHU Koalicja, ul. Szpitalna 20-22/s5, 31-024 Kraków
ISSN 1897-3655
FTF arnia : Druk DRUK om.pl l tf.c www.f iz.p o.b A: AM @tatto KL es info I RE tur NG ska Pic ETI zyń RK szc ial t a ł s MA B e l a e Y: Ann :C IC a to N ag fo W R A O , DK C te ŁA A n R Da OK ŁP i, Ó sk SP ow W arw LI A id K ST aw D
IE RE GR DA AF Rad KC IC J o ZN Kat sław A: arz B E: ł a yna szc As Pon zyń ia ikow ski k ska ult@ erm tatto ine@ ofe REDA inte st.pl K ria. Aleksa TOR NAC pl ZELN ndra S A: koczyla s
CO WA N
RA
OP
Info R
ozmawiałem ostatnio z Agnieszką, tatuatorką, która po piętnastu latach przeprowadziła się z Australii z powrotem do Polski. Jedną z rzeczy, która przemawiała za życiem w naszym pięknym kraju, był fakt, że nam się jeszcze chce, że chcemy coś budować, mamy plany i ambicje. W Australii życie toczy się z dnia na dzień. Wszechobecny dobrobyt i silny pakiet socjalny rozleniwiły całe społeczeństwo i to w jego wszystkich warstwach kulturowo-społecznych. Tak się później zastanawiałem, czy to mit czy rzeczywistość? Co tak naprawdę nam się chce, patrząc na rodzime podwórko, na polski świat tatuażu? U tych lepszych i najlepszych tatuatorów terminy napięte, klienci walą drzwiami i oknami, portfele wypchane. Po co jeździć na konwencje? Po co robić remont w studiu? Po co kupować nowe flasze/sketchbooki czy książki? Po co inwestować? Po co się rozwijać? Po co? Po co? Po co? A jak to wygląda u naszych chcących się wytatuować klientów? Ano podobnie. W każdym większym mieście jest po kilka, jeśli nie kilkanaście, studiów tatuażu i jeszcze większa ilość domowych „artystów”. I każdy zarabia… A przecież nie każdy tatuuje na tym samym poziomie. Nie mówiąc już o sztuce czy indywidualnym stylu, a jedynie o zwykłej poprawności technicznej i umiejętności starannego kopiowania. Mamy co prawda internet, jednak tu czeka na nas najzwyklejsza pułapka. Oglądamy zdjęcia tatuaży na różnego rodzaju blogach, z komentarzami typu: „śliczne, słodkie, przepiękne”. Tylko niestety pod większością z nich podpisują się ludzie mający pojęcie o tatuażach takie, jak ja o ogrodnictwie. Wchodzimy na strony studiów i widzimy coraz ładniejsze witryny internetowe, zbajerowana grafikę, teksty informujące o profesjonalizmie, indywidualnym podejściu, sterylności etc. Jeśli nie znasz się na tatuażach, to wpadasz w ich sidła, bo ten tribalek w galerii jest przecież taki słodki. Nie widzisz nierównego obrysu, kiepskiego wypełnienia, nie dostrzegasz znaczącej ingerencji Photoshopa. Jaka na to rada? Weryfikujcie w realu to, co przeczytacie lub zobaczycie w necie. Idźcie do studia, porozmawiajcie z tatuatorem, zadawajcie dużo pytań. Ale musi się wam chcieć! Jeśli przerażą was odległe terminy, potrenujcie silną wolę i cierpliwość i poczekajcie. Dążcie do tego, żeby mieć tatuaże lepsze, od najlepszych. Różnice w cenach pomiędzy tymi topowy-
TATTOOFEST 6
sklepie „TattooFestu”, W na stronie internetowej, możecie już zamawiać koszul-
mi a najgorszymi wzorami są tak naprawdę niewielkie, jeżeli popatrzymy na to przez pryzmat zapłaty za coś, z czym będziemy związani całe życie. Polska, tak jak Europa pod koniec lat dziewięćdziesiątych, stoi na rozdrożu. Może nas zalać fala tatuatorów na kosmetycznym poziomie, a co za tym idzie fala badziewiastych tatuaży i przekonanie, że ten badziew jest ok. Albo spróbujemy siebie i Was przed tym obronić, na każdym kroku edukując i przede wszystkim rozwijając się. Albo osiądziemy na laurach z błogą myślą, jacy to jesteśmy rewelacyjni. Dość miauczenia. Do połowy ubiegłego miesiąca nie mogliście nas kupić w Empikach, bo pan, nazwiemy go „Juzio”, odebrał nasz miesięcznik, postawił w kącie magazynu i poszedł na urlop, nic nikomu nie mówiąc. Firma nas gorąco przeprosiła, a ja mogłem jedynie rozbić szklankę o ścianę i przeprosić tu i teraz, Was, serdeczni czytelnicy, którzy nadaremnie nas szukaliście na półkach Empików! W nowym magazynie zaczynamy od bardzo ciekawego artykułu na temat usuwania tatuaży. Temat interesujący, budzący jednak wiele nieporozumień i wątpliwości. Skontaktowaliśmy się z Woodym, tatuatorem, który jako jeden z pierwszych w Wielkiej Brytanii zgłębił ten temat. Dalej nie mniej ciekawy wywiad z Tomkiem Gacą, właścicielem studia Artline i portalu TattooArt. W nawiązaniu do tego, co wcześniej napisałem, zarówno Tomek jak i osoby z nim związane należą do tych, którym wciąż się chce. Inne, bardzo ciekawe studio, jakie Wam przedstawiamy, to Buena Vista Tattoo Club. Specyficzny styl, świeże podejście do tatuażu i niesamowity efekt końcowy. Miodzio! Następna w kolejce jest konwencyjna relacja z Nowego Jorku - tego jeszcze nie mieliśmy! W dziale No Comments obejrzycie tatuaże, które powstały podczas kolaboracji różnych artystów. Przybliżymy wam też pozatatuatorskie zamiłowania Marzana z Saurona i zainspirujemy, miejmy nadzieję, twórczością Craoli, wyjątkowego rysownika. Kilka stron poświęciliśmy podwieszającej się grupie z Nowego Meksyku, Ascension, a w stałej rubryce Kudi Chicks poczytacie o Kandy. W innych, stałych działach: w Muzyce tym razem hardcorowcy z 1125, w Rodzinie Tattooart - Bartek z Gulestusa i tradycyjnie pouczający tekst Dantego. Na sam deser Ciekawe/Nadesłane. Zapraszam do lektury. Radek
ki Tattooart (damskie i męskie) oraz studia Artline. Cena to 60 zł za sztukę, ale jakość najlepsza z najlepszych. Firmowane są metką nowo powstającej polskiej marki odzieży związanej z tatuażem, Join The Vision. Z niecierpliwością czekamy na kolejne wzory. amówienia proszę składać przez e-mail: kult@tattoofest.pl, podając rodzaj, wielkość, adres oraz imię i nazwisko zamawiającego. Prosimy również o podanie kontaktowego numeru telefonu. ały czas do kupienia pozostają koszulki Tattoofest.
Z
C
INFO
przypominamy, że festiwal odbędzie JZeednocześnie się w dniach 26-28 września w nowej lokalizacji. „Starego Browaru” Miki Vialetto przeniósł kon-
wencję do „Tobacco Dock”. Z tego, co widać na zdjęciach, miejsca nie mniej klimatycznego i ciekawego niż poprzednio. Jeżeli komukolwiek jeszcze „rzutem na taśmę” uda się wybrać na tą imprezę, to zachęcamy gorąco. Tam po prostu wypada się pojawić! www.thelondontattooconvention.com
zy mówi wam coś naC zwisko Jeremy Fish? To nietuzinkowy artysta i rysow-
N
1. Prenumerata:
• Koszt jednego magazynu to 13 zł • Za 78 zł dostajesz 6 numerów + 1 w prezencie • Istnieje możliwość zakupu archiwalnych numerów • Po wpłacie na konto przesyłka na terenie kraju gratis • Przy przesyłce pobraniowej i zagranicznej doliczamy jej koszty Bez awizo w Twojej skrzynce pocztowej!! Zamówienia: 12 429 14 52 502 045 009 kult@tattoofest.pl Wpłata: Przekazem pocztowym na adres: FHU Koalicja ul. Szpitalna 20-22/s5 31-024 Kraków Przelewem na konto: Radosław Błaszczyński 02 1540 1115 2064 6060 0446 0001
polski magazyn dla ludzi kochających tatuaże
nik z San Francisco, urodzony w Nowym Jorku. W 2008 roku ukazał się album z jego rysunkami i obrazami. To naprawdę szalone wizje idealnie nadające się do wytatuowania dla szalonych ludzi. „Once upon a time” powstało w latach 2005-2008 podczas pobytu autora w San Francisco, Hiszpanii, Szwajcarii, Niemczech, a także w Chicago i na Florydzie! a koniec dodam, że album jest oprawiony w skóropodobny materiał, a krawędzie stron ślicznie pozłocone. Do kupienia na stronie www.freaks-books.com za 45 euro.
Jeśli masz problemy ze znalezieniem magazynu, mamy dla Ciebie dwie opcje do wyboru:
Dopisz od którego numeru zamawiasz prenumeratę. Jeśli chcesz otrzymać fakturę, koniecznie poinformuj nas o tym w trakcie zamówienia.
2. Magazyn można
także kupić w formie elektronicznej na naszej stronie www.tattoofest.pl • Koszt jednego wydania to 10 lub 13 zł • Do wyboru masz kilka opcji płatności • Do przeglądania stron potrzebny jest Acrobat Reader • PDF’y magazynu nie nadają się do druku
Tę opcję szczególnie polecamy osobom przebywającym za granicą
TATTOOFEST 7
Wydawało mi się, że nic nigdy nie usprawiedliwi publikowania w „TattooFeście” tak słabych prac jak w tym artykule. Myliłam się. Chodzi tu oczywiście o tatuaże, których właściciele zdecydowali się poddać zabiegowi ich laserowego usuwania. Pomysł na artykuł o takich zabiegach na początku wydał mi się dość kontrowersyjny w magazynie, w którym chcemy promować prace artystyczne, wyjątkowe i nowatorskie. Temat już wywoływał sporo zamieszania, na przykład gdy bodaj najbardziej znana modelka pin up
3 6 1 4
TATTOOFEST 8
2 5
Sabina Kelly obwieściła, iż vis a vis studia tatuażu swojego męża otwiera klinikę laserową. Jak sama później przyznała, nawet nie spodziewała się tak negatywnego odzewu, oskarżeń o zaprzeczanie istocie tatuażu i niemal wyklęcia z grona jego miłośników. Ale jak się nad tym zastanowić, to ma to pewien sens. Sama niejednokrotnie zastanawiam się, dlaczego by nie skorzystać z możliwości i rozwoju techniki, by pozbyć się kilku błędów przeszłości, by móc tatuować się tylko u świetnych tatuatorów i wybierać same oryginalne prace. Może i jest to
dyskusyjny temat, jak wprowadzanie do użytku tuszy, które łatwiej potem usunąć. Może i odbiera to tatuażowi część tego, co stanowi o jego istocie - nieodwołalność i konsekwencję raz podjętej decyzji. No cóż, kontrowersje pozostaną, ale nieszczęsne, nieprzemyślane i kiepskie tatuaże mogą wkrótce zniknąć… O możliwościach lasera i praktycznym zastosowaniu opowie wam Woody, który w swoim studiu nie tylko tatuuje, ale i specjalizuje się właśnie w takich zabiegach.
Artykuł ten ma dwa zasadnicze cele. Pierwszy z nich to wyjaśnienie różnych, nawet podstawowych kwestii dotyczących zabiegu. Tak żeby i sceptycy, i ci którzy mają problematyczne tatuaże, mogli znaleźć dla siebie rozwiązanie. Nie będzie tu mowy o rozkapryszonych i niezdecydowanych osobach, których pierwsze pytanie po przestąpieniu progu studia brzmi, czy można potem tatuaż usunąć. Zajmiemy się raczej gorszymi przypadkami lub takimi, którzy nie doczekali z czystą skórą do lepszych, światlejszych czasów tatuażu. Drugi z nich dotyczy samych tatuatorów, którzy z czasem zaczęli zastanawiać się, jak poszerzyć zakres swoich działań i możliwości, choćby przez wprowadzenie do użytku lasera. A jak podkreśla Woody, poprzez pryzmat swojego doświadczenia: - Połączenie zabiegów laserem i tatuowania, może pod-
Od katalogówki po wzór customowy
7 Zdjęcia pokazują, jak przebiegała praca nad rękawem po zredukowaniu małego smoka. Najciekawsze jest to, że pierwotnie tatuaż ten nie posiadał jakiś fundamentalnych błędów wykonania, ale był przeszkodą dla nowego projektu – marzenia klienta. Stary tatuaż mógł zostać poprawiony i wkomponowany w całościowy projekt, ale z drugiej strony bez niego można było stworzyć lepszy i bardziej stylowy wzór. Przypadek ten przeczy stwierdzeniu, że zabiegom usuwania laserowego poddają się wyłącznie ludzie, którzy żałują wykona-
nia tatuażu. Zdjęcie pokazuje także, że nie trzeba było całkowicie usuwać tatuażu, by osiągnąć dobry efekt. Coverowanie takiego miejsca, bez uprzedniego rozjaśnienia, musiałoby zakończyć się użyciem ciemnych kolorów, co na pewno skupiałoby najbardziej uwagę w całym rękawie. Efekty widoczne na zdjęciu zostały osiągnięte dzięki pięciu sesjom z użyciem lasera. Tyle samo sesji zajęło stworzenie oryginalnego projektu. Po zakończeniu pracy, widoczny jest jedynie bardzo słaby ślad wcześniejszego tatuażu. TATTOOFEST 9
nieść poziom profesjonalizmu studia i otworzyć nowe możliwości. Sztuka i poziom tatuażu zmienił się znacząco w ciągu kilkunastu ostatnich latach. Zasadniczo wzrósł też jego potencjał. Dawno odeszły czasy, kiedy tatuaż był tematem tabu. Bezsensowne i pozbawione argumentów dyskusje o tatuażu i opinie rodem ze średniowiecza pozostały już tylko na forach internetowych, gdzie między opisem nowych butów gwiazdy i informacji o aresztowaniu kogoś za jazdę po pijaku rzuca się temat tatuażu. Świadomi tego potencjału ludzie, nawet ci nie związani ze sceną, oczekują więcej od tatuażu. Potrzebują też zmian, chcą dla siebie świetnych tatuaży, wykonanych u prawdziwych mistrzów, co nie byłoby osiągalne bez lasera czy konieczności robienia coverów. - Często zdarza się, że do mojego stu-
dia wchodzi ktoś, kto jest zainteresowany przykryciem swojego starego tatuażu. Już po chwili rozmowy i próby ustalenia tego, jak ma wyglądać cover okazuje się, że nie da się go wykonać. Jednak kiedy sugeruję przynajmniej częściowe wywabienie niechcianego tatuażu na tyle, by dało się wykonać projekt, o którym myślał klient, zazwyczaj słyszę, że ten stary jednak nie jest taki zły. Dlaczego zatem w ogóle ktoś przychodzi do studia i wdaje się w takie dyskusje? Chyba słowo „laser” wywołuje u ludzi bardzo negatywne skojarzenia - nad takim brakiem zdecydowania, a gotowością na stosowanie półśrodków często zastanawia się Woody. Ktoś, kto choćby pobieżnie przygląda się temu, co dzieje się w świecie tatuażu, zauważył przewijający się temat usuwania tatuaży z użyciem lasera. Poddanie temu za-
biegowi niechcianych prac nie jest niczym nowym. Temat zyskał na jeszcze większym rozgłosie w miarę, jak rozwijał się współczesny tatuaż. Mimo wzrostu zainteresowania metodą i upowszechniania się jej w świecie, temat ten pozostaje dla wielu tajemnicą, a w większości przypadków wywołuje zażarte dyskusje, które najczęściej skutkują narastaniem wokół zabiegu jeszcze większych niejasności. Na początek Woody przedstawi różnice między trzema sposobami radzenia sobie z niechcianymi tatuażami. - Pierwszy z nich to przykrycie takiego tatuażu innym. To raczej standardowe działanie. Zasadniczo chodzi o to, by przykryć stary tatuaż nowym, mocniejszym i ciemniejszym. Taka metoda sprawdza się w zasadzie w 100%, kiedy ma się do czynienia z małym, niemal
Problemy z coverami Zdjęcia te ilustrują problemy związane w wykonywaniem kolorowych cover up’ów, w których czarny tusz przebija się przez nowy tatuaż, całkowicie odsłaniając nieudolność jego wykonania bez wcześniejszego zredukowania starych tatuaży. Kolejne zdjęcie to już efekt laserowego usuwania i przygotowania skóry do wytatuowania motywu, który nie będzie szpecił rąk. Zdjęcie gejszy na ramieniu także pokazuje skutki przykrywania czarnego tuszu kolorem. Widać, że tatuator próbował wykorzystać kontury starego tatuażu w nowym projekcie. Brzmi to nieźle, ale w praktyce zupełnie się nie sprawdziło.
TATTOOFEST 10
po upływie kilku lat i symbioza dwóch wzorów, której nie chcielibyście raczej oglądać. Pomimo teoretycznej strony wykonania i powodzenia coverów, tatuatorom na pewno zapali się odpowiednia lampka po przeczytaniu tych słów. - Nie jestem z zasady przeciwny wykonywaniu takich przykrywek, bo przy spełnieniu kilku założeń, można wykonać naprawdę niezłą pracę z bardzo zadowalającymi rezultatami. Jednak w większości przypadków możliwości takiej metody są dość ograniczone i mogą rozmijać się z oczekiwaniami - jasno podkreśla Woody. Kolejną metodą usuwania “niekochanych” tatuaży jest metoda laserowa, brzmiąca prosto, ale również niedoskonała. Nawet przy największych i najszczerszych chęciach, jeśli nie poświęci się na to czasu, nie zawsze udaje się uzyskać cał-
wyblakłym tatuażem. Wszystko co jest bardziej skomplikowane, nastręcza już znaczne problemy i nie każdy tatuator jest w stanie sobie z tym poradzić. Najgorsze przypadki z najgorszych to te, kiedy ktoś chce przykryć „gustownego” tribala delikatną, niewielką wróżką. Ale chyba taka jest natura niechcianych tatuaży, że większość ludzi będzie twardo ignorować fakt, że takie działanie nie ma żadnych szans. Cover wydaje się być dobrym rozwiązaniem dla większości ludzi. Spodziewają się szybkiej, taniej metody, której efekty będą widoczne od razu. Może się okazać, że to jedno z najgorszych założeń w ich życiu. Jakie problemy mogą temu towarzyszyć? Wykonanie tatuażu, „najbezpieczniejszej opcji na zakrycie”, może skończyć się na wzorze, z którym klient nie będzie najszczęśliwszy. Możliwe jest przebijanie się starego tatuażu
kowicie zadowalające efekty. Od razu trzeba zaznaczyć, że ktoś zdecydowany na taki zabieg, nie uzyska rezultatu takiego, jakby na skórze nigdy wcześniej nie było tatuażu. Niektóre kolory są trudne do usunięcia, szczególnie te pastelowe, co w połączeniu z delikatnym ale jednak widocznym efektem „zaplamienia” może dla niektórych ludzi być niesatysfakcjonujące, biorąc pod uwagę miesiące laserowej terapii. Zdarza się też czasem, że po ingerencji lasera z tatuażu pozostaje prawie niedostrzegalny ślad, dający stuprocentowy rezultat przy użyciu maskującego kremu. Trzecia metodą postępowania z niechcianymi pracami jest to, co określamy mianem redukcji. Woody tłumaczy: - Polega ona na początkowym użyciu lasera, aby rozjaśnić wzór, który staje się tym samym łatwiejszy do przykrycia nowym wzorem.
3
1
2 4
5
Jeden temat i kompozycja Tatuaż na ramieniu został poddany czterem sesjom laserowym, a proces gojenia trwał kilka miesięcy. Stary smok całkiem nie zniknął, ale został zredukowany na tyle, by przykryć go nowym wzorem. Zamierzeniem klienta jest też częściowe usuniecie innych tatuaży z klatki piersiowej i drugiej ręki, by przykryć te miejsca kompozycją wyłącznie w morskim klimacie.
TATTOOFEST 11
To, o czym mówimy teraz, jest niczym innym jak kombinacją dwóch wcześniejszych metod. Redukuje to koszta i czas spędzony przy zastosowaniu metody laserowej, lecz przeznaczony jest wyłącznie dla ludzi nastawionych na kolejne tatuaże. Z doświadczenia wiem, że ludzie którzy decydują się na laser bądź cover-up niekoniecznie utracili na zawsze sentyment do tatuaży i często jest to dla nich okazja do osiągnięcia nowego, lepszego efektu. Redukcja pozwala tatuażyście na więcej przy wykonywaniu cover-up’ów (świetna metoda przy pastelowych kolorach i dużych obszarach czerni, które są najtrudniejsze do przykrycia). Uprzednie zbadanie obszaru do przykrycia jest konieczne, by określić skalę i obszar do usunięcia laserowego. Jacy więc ludzie decydują się na pełne laserowe usuwanie? Według Woodego: - Ci, którzy czują, że robiąc sobie tatu-
aż, popełnili życiowy błąd. Jednakże ktoś, kto myśli o kolejnych tatuażach, powinien na serio rozważyć możliwości, jakie niesie za sobą laser. Całe zjawisko jest jeszcze głębsze. Dla Woody’ego, który jakiś czas temu postanowił zdecydować się na większą pracę, całe plecy lub rękaw, frustrujące stały się tatuaże, jakie już miał na sobie: - Nie mam im nic do zarzucenia, poza tym że są one pojedynczymi, zamkniętymi motywami. Parę lat temu modne było posiadanie tatuażu w konkretnych miejscach, teraz wraz z rozwojem i zatarciem się barier społecznych ludzie odkrywają coraz większe partie ciała. Są bardziej zaznajomieni z tym, co sztuka tatuażu oferuje, stając się bardziej odkrywczymi. To jest główny powód, dla którego kupiłem laser. Nie ma nic złego w dobrze wykonanym, krzykliwym, new schoolowym sercu z napisem „Mama i Tata”,
1
lecz w momencie gdy będzie ono wpisane w sam środek tradycyjnej kompozycji japońskiej, będzie po prostu wyglądało dziwnie i nie na miejscu. Zawsze padają cztery pytania związane z laserem. Przeczytajmy, jak odpowiada na nie nasz bohater. Po pierwsze, czy to boli? - Tak! Podobnie jak tatuowanie, pewne obszary ciała bolą bardziej inne mniej. Mimo to usuwanie laserem jest dużo szybsze niż wykonanie tego samego wzoru na tym samym obszarze ciała i nie spotkałem jeszcze nikogo, dla którego ból okazałby się nie do zniesienia. W moim studiu używamy specjalnego chłodzenia, które częściowo redukuje nieprzyjemne doznania, lecz to nie jest standardem we wszystkich klinikach. Drugie pytanie, słowa padające najczęściej, czy to dużo kosztuje? - Oczywiście! Sprzęt laserowy jest bardzo drogi, docho-
2
3
Taz musiał odejść... W rejonie nosa powstała blizna po chemicznym usuwaniu tatuażu. Kolejne zdjęcie pokazuje efekty dwóch zabiegów z użyciem lasera. Czarny tusz i szarości zostały niemal całkowicie usunięte, bardziej wyraźne pozostały jedynie kolory. Klientka ta od dłuższego czasu marzyła o wytatuowaniu kwiatu słonecznika, co by się nie udało bez ustępstw kosztem projektu oraz bez wcześniejszej redukcji starego tatuażu.
1
2
Woody Ze swojej ręki usunął puzzla wytatuowanego obok blizny, którą ma od 25 lat. Często pada pytanie o powstawanie blizn po laserowym usuwaniu tatuażu. Woody zawsze pokazuje to miejsce jako przykład na fałszywość takiego poglądu. Jego tatuaż zoTATTOOFEST 12
stał poddany siedmiu sesjom laserem i pozostał po nim niewielki ślad. Było to działanie celowe, bo gdyby poddał się jednemu czy dwóm zabiegom, pewnie nikt nie uwierzyłby, że nie zachował się żaden ślad tuszu.
dzi jeszcze licencja, koszty zużycia i trening personelu. To są nasze koszty, które ponosimy, zanim jeszcze zarobimy za usługę. Niezmiennie kieruje nas to w stronę pytania, ile sesji będę potrzebował/a? - Tu zawsze jest inaczej choćby z uwagi na to, że każdy tatuaż jest inny. Weźmy na przykład pod uwagę pracę, po której po siedmiu sesjach nie ma już właściwie śladu. Gdyby kolejnym etapem miało być jej przykrycie, pewnie wystarczyłyby trzy do pięciu sesji i można by w tym miejscu wykonać prawie każdy wzór. Mój usunięty tatuaż stanowi swoisty przykład działania lasera, jako że widziałem już lepsze i gorsze rezultaty terapii. Wszystko uzależnione jest od wieku tatuażu, gęstości, głębokości wbicia i rodzaju użytego barwnika. Prawdą jest, że wzór tribalowy trudniej będzie usunąć niż tej samej wielkości pajęczą nić. To sprowadza do zadania kolejnego py-
tania, czy zabieg pozostawia blizny? - Jeżeli chodzi o usuwanie tatuażu metodą laserową jest ona najlepsza pod względem efektów jak i pozostałych blizn. Istnieje możliwość, że pozostaną jakieś ślady, lecz aby temu zapobiec stosujemy odpowiednie procedury kwalifikacji do zabiegu. Po pierwsze, przed zabiegiem odbywa się konsultacja pod kątem skłonności organizmu do bliznowacenia. Później odbywa się test, poddanie działaniu lasera małego odcinka skóry i obserwacja efektów. Ostatecznie laser jest tak skonstruowany, że energia w nim skupiona jest dość duża, aczkolwiek skóra nie jest na nią zbyt narażona. Ta technologia nazywa się Q-switching, skutecznie niszczy tatuaż w obrębie skupionego punktu. Tatuowanie samo w sobie naraża skórę na wystąpienie blizn. Doświadczony tatuażysta zrobi jednak tatuaż tak, by zminimalizować to ryzyko. Z laserem jest podob-
nie. Tatuowanie potencjalnie stanowi większe zagrożenie dla skóry, z uwagi na fakt iż laser nie narusza struktury skóry, by usunąć pigment pod nią. Jeżeli chodzi o zagrożenie infekcją bakteryjną, laser również wypada na plus. Więc jak to działa? - Kiedy masz zrobiony tatuaż, masz zaaplikowany obcy materiał, którego twoje ciało nie chce. Część z niego zostanie odrzucona podczas procesu gojenia w skutek krwawienia. Pigment, który zostanie, zagoi się. Zostanie otoczony tkanką z kolagenu do momentu, gdy ciało zdecyduje, co z nim zrobić. Laser produkuje bardzo silną wiązkę światła, która niszczy tę mieszankę pigmentu i kolagenu. Laser ma filtr dostosowany do większości kolorów, poza niewielkim spektrum. Ten właśnie niewielki procent to tkanka, przez którą przejdą promienie lasera bez niszczenia go. Lecz w momencie, gdy napotka
4
TATTOOFEST 13
ciemny pigment tatuażu, energia świetlna jest zamieniona na energię mechaniczną, która niszczy cząsteczki kolagenu zawierającego barwnik. Przez najbliższe sześć tygodni ciało będzie pozbywać się resztek zniszczonej substancji, przy okazji usuwając tatuaż. W związku z tym, trzy rzeczy muszą być tu jasne: Nie można zabiegowi poddawać skóry z dużą zawartością naturalnego pigmentu, co eliminuje z przyczyn naturalnych ciemną karnację, wykluczając całkowicie ciemną i czarną skórę. Po drugie, system odpornościowy musi być dobry i czas pomiędzy sesjami nie może być skracany. By osiągnąć najlepsze rezultaty, musi upłynąć sześć tygodni. W pewnych przypadkach laser nie powinien być używany. Pod uwagę brane są leki, które klient przyjmuje i ogólny stan jego zdrowia. Z uwagi na siłę lasera ludzie z wyraźną opalenizną, poparzeniami słonecznymi lub ciemniejsza karnacją nie
1
mogą być poddawani zabiegowi. Przed nim odbywa się konsultacja w celu określenia potencjalnych czynników uniemożliwiających bycie poddanym zabiegowi. Jak podkreśla Woody zainteresowanie jego pracą jest ogromne: - Możecie mi wierzyć, jest strasznie dużo ludzi chcących zrobić coś ze swoimi tatuażami. Często te, które mają, są zbyt małe, nieatrakcyjne czy źle rozmieszczone. Niektórzy mają tatuaże, które im się źle kojarzą. Inni zapragnęli mieć całe rękawy. Niektórzy zobaczyli na swoich znajomych, że można mieć ładne tatuaże i stwierdzili, że też na takie zasługują. Można to wszystko osiągnąć za sprawą lasera. Studia tatuażu zaopatrzone w sprzęt laserowy będą w stanie przerabiać straszne tatuaże w prace zajmujące nagrody na konwencjach. Jak najlepsi artyści mają w swoim przyborniku gumkę do ścierania, oczywistym staje się, że laser powinien być na wyposażeniu świata tatuatorskiego. Potrzebujemy tylko świadomo-
2
Stopniowa praca nad usuwaniem tatuaży pozwoliła na stworzenie jednolitego wzoru. 3
4
5
TATTOOFEST 14
ści społecznej skierowanej w stronę technologii usuwania laserem, która powstanie wraz z wdrażaniem lasera do kolejnych salonów tatuażu. Czy pokonanie strachu przed laserem i zapoznanie się bliżej z tą metodą i jej wynikami może przekonać kogoś z was w 100%? Nawet najwięksi fani tatuażu, którzy mieli na tyle szczęścia, że ich wybory były do końca świadome i przemyślane, a przy tym, co bardzo istotne, mieli kontakt ze świetnymi tattooartystami, chyba są w stanie przyznać, że laser daje dużo możliwości. I może czas przyjrzeć mu się bliżej na naszym własnym podwórku? Niekoniecznie w gabinecie lekarskim, gdzie jedyny kontakt mamy z osobą, która tatuaży szczerze nienawidzi i gdyby nie dochody, jakie ma z ich mniej lub bardziej udanego usuwania, mogłyby w ogóle nie istnieć. Bo w tym wszystkim chodzi bardziej o nas, miłośników tatuażu, którzy realizują swoje marzenia. Ola
TATTOOFEST 16
http://hauzzer-tattoo.webpark.pl/
TATTOO&PIERCING
DZIAŁAMY O KAŻDEJ PORZE
TATUATORÓW ZAPRASZAMY DO WSPÓŁPRACY
604 482 454 22 836 77 19 ŁAGOWSKA 7 W-wa
TATTOOFEST 63 TATTOOFEST 17
Studio Artline to w tym momencie miejsce pracy czterech tatuatorów. Studio, które ma swoją zasłużoną pozycję na polskiej scenie tatuażu, studio, w którym udało się skupić młodych utalentowanych tatuatorów, dobrze rokujących i odnoszących sukcesy. O jego historii i przyszłości, a także o Tattooarcie rozmawiamy z Tomkiem Gacą.
Ola: Czy jest to etap, że możesz powiedzieć już o 100-procentowej satysfakcji z tego, co osiągnąłeś? Tomek: Jako tatuator i osoba, która prowadzi studio, miałem na tyle szczęścia, że ludzie, z którymi pracowałem, zawsze dobrze rokowali i praktycznie TATTOOFEST 18
każdy wychowanek, który zahaczył się na początku w Artline, w tej chwili gra jakąś rolę na polskiej scenie tatuażu. Czy jest to Piotr Wojciechowski, czy Tomek Adamek ze Stigmatum, Tofi, Kazik, czy Enzo. Zaczyna się to układać w jakąś logiczną całość i chyba mam szczęście do
wyboru konkretnych ludzi. Mogły być to wybory gorsze i pod względem umiejętności, i ambicji konkretnego tatuatora. Ja spotkałem ludzi, którzy mieli po prostu ambicje, by być dobrymi, jeśli nie najlepszymi w tym, co robią. Ola: Czy ambicje pracowników i ich dążenia do otwarcia własnego studia nie są dla ciebie bardzo trudnymi rozstaniami? Tomek: Rozstania zawsze są trudne. Ale człowiek musi się z tym liczyć. Jeśli ktoś zadecyduje, że chce iść swoją drogą , chce mieć swoje studio, trzeba się z tym pogodzić. Ktoś, kto chce iść własną drogą, musi zdawać sobie sprawę z obowiązków menadżerskich, jakie przyjdzie mu pełnić i fakt, iż na pracę artystyczna jest wtedy zawsze mniej czasu. Wyciągam wnioski ze swojej pracy tatuatora i menadżera studia i zdaję sobie sprawę z potrzeb tatuatorów, m.in. z tego, że musi być sprzęt i wszystko co jest potrzebne do pracy. Zdarzają się różne sytuacje pracodawca – pracownik. Menadżer niejednokrotnie czeka z nowymi zakupami na to, by towar się zużył, próbuje ograniczać wydatki często kosztem jakości materiałów, a co za tym idzie tatuaży. Ja jako tatuator-menadżer podchodzę do tego zdroworozsądkowo. Jeśli coś jest potrzebne do pracy, ma ją usprawnić, polepszyć, to jest oczywiste, że zostanie zakupione do studia. Ola: Jak wygląda wasza praca? Chłopakom ojcujesz, szefujesz czy kumplujesz się z nimi? Tomek: Różnie. Czasem trzeba twardo egzekwować różne rzeczy, ale też chcę być kumplem, do którego można przyjść z różnymi problemami. Trzeba też być szefem. Wszystkiego po trochu. Ale chłopaki wiedzą, co do nich należy
i każdy robi swoje. Nie ma większych zatargów między nami. I każdy z nas może zawsze liczyć na wsparcie reszty. Radek: Rybnik to niewielkie miasto jak na dwa studia tatuażu. W Artlinie pracuje teraz czterech tatuatorów włącznie z tobą. Jak pracuje się w takim miejscu?
Tomek: Trzeba cztery razy bardziej uważać na zużycie sprzętu, dwa-trzy miesiące do przodu planować, co się skończy i co trzeba będzie dokupić. A pracuje się bardzo twórczo. Zawsze można skonsultować projekt czy szkic. Wiadomo, co cztery głowy to nie jedna.
Tomek Tofi
Tofi
Radek: Ale właśnie jak jest z tą pracą w niedużym mieście? Ile czasu zajęło ci dojście do takiego etapu, w którym wiesz, że możesz spać spokojnie, że masz pewną pozycję, że możesz czuć się w miarę spełniony? Tomek: Kosztowało mnie to bardzo dużo pracy z mojej strony, potem pracy Tofiego i kolejnych osób, które dołączały do studia. Miasto nie jest duże. Region zamieszkuje 750 tysięcy ludzi, na których przypadają cztery czy pięć studiów tatuażu, nazwijmy je profesjonalnymi, z czego tak naprawdę liczą się dwa studia i sześciu tatuatorów. W tym momencie jest tak, że każdy ma swój własny kawałek tortu. Ale na taką pozycję trzeba pracować latami. Sukces nie przychodzi od razu. O wiele łatwiej jest w miastach, gdzie jest dużo turystów, nawet mimo konkurencji. Turyści chętnie zostawiają w studiach swoje pieniądze. A w niewielkim Rybniku sukcesem jest istnienie takiego studia jak Artline, gdzie czterech zapaleńców znalazło możliwość pracy i to praktycznie tatuowania tego, co chcą, czyli urzeczywistniania swoich wizji jeśli chodzi o tatuaż. Radek: Mówisz, że łatwiej jest w dużych miastach. Ale zarówno w nich jak i w takich miejscowościach jak Rybnik może powstawać coraz więcej studiów, które nastawione są jedynie na szybki zarobek, nie dbając o walory artystyczne tatuażu, ujmując w ten sposób tatuażowi z jego artystycznego oblicza. Na ile jest to problem i zagrożenie według ciebie? Tomek: Zawsze trzeba się z tym liczyć, że pojawi się osoba, która nie traktuje tatuażu jak stylu życia, a studio otwiera, bo ma wolne środki finansowe i słyszała, że na tym można zarobić. Nie bardzo taki człek wie, jak ma wyglądać dobry tatuaż, nie mówiąc o artystycznym aspekcie - zatrudnia przecież przypadkowe osoby. Ale poziom świadomości cały czas się podnosi, tak jak i postępuje edukacja w tym temacie. Coraz więcej osób potrafi odróżnić dobry tatuaż od złego. Zanim zrobią tatuaż, biorą pod uwagę różne opcje, wchodzą na forum, kupują magazyny poświęcone tematyce tatuażu. Zaczynają się interesować, pytają, sprawdzają, o kim dobrze piszą, kogo ludzie polecają. Myślę, że w niedalekiej przyszłości studia tzw. drapaczy czy innych domorosłych dziargatorów nie będę spełniać pewnych norm. Ale nadal będą miały dopływ klienteli, bo nie każdego stać na tatuaż za 500 zł i będzie wolał zapłacić butelką taniego wina. Ale różnica między tymi pracami będzie kolosalna. Ten drugi zawsze pozostanie tylko tatuażem za tanie wino. A wiadomo, że za to nikt nie zrobi dobrego wzoru. Bo tatuaż to nie tylko kwestia umiejętności ale i sprzętu, barwników oraz dobrych chęci. Tatuator musi się cenić. Ola: Na pewno widziałeś wiele prac wykonanych przez ludzi, którzy zakupili tanio sprzęt, a niekoniecznie posiadali jakieś umiejętności. Czy obecnie widać, że takich prac jest mniej? TATTOOFEST 19
Czy rynek rzeczywiście je odrzucił, a wykrystalizowała się prawdziwa scena tatuażu? Tomek: W Polsce są na pewno tatuatorzy z górnej półki, którzy pracują także dla polskiego tatuażu za granicą. Ludzie jeżdżą, pokazują swoje prace. I okazuje się, że Polacy odnoszą duże sukcesy i na pewno tatuażowi polskiemu należy się szacunek. Również wielu naszych rodaków pracuje za granicą, gdzie budzą podziw i mają niemały wpływ na rozwój tatuażu w ogóle. Co ważne, są ludzie, których nazwiska mam nadzieję niedługo głośno usłyszeć i widzieć, jak te osoby wypływają na szerokie wody. Co do pierwszej części pytania... Sprzęt do tatuażu jest coraz bardziej powszechny. Można kupić tanio maszynkę z Chin, ale nie jest ona najwyższych lotów. Kogoś, kto zaczyna czy tatuuje w domu przez cały dzień za 150 zł, nie stać na nic porządnego, jak np. komplet barwników za trzy tysiące i bardzo drogi autoklaw. Dla osoby, która tatuuje się u kogoś takiego, te wszystkie rzeczy nie są istotne, ani wyposażenie, ani umiejętności. Ale wszystko do czasu. Do pierwszej wizyty na basenie, kiedy okaże się, że wytatuowana osoba wstydzi się pokazać bez ubrania. Tym bardziej, że pewnie wcześniej zaczęła już dostrze-
Kosa Kosa
Kosa
Tofi
gać różnicę miedzy tym, co ma zrobione, a prawdziwym tatuażem, który ma szanse oglądać u innych. Wizyty u takich „artystów” kończą się zazwyczaj wizytą w studiu i coverowaniem prac, jeśli oczywiście jeszcze można zakryć taki tatuaż - jeśli nie zrobiła się blizna, nie spaprano sprawy przez nieumiejętną kompozycję, gdzie nie jest dużo na małej powierzchni albo tatuaż nie jest bardzo ciemny. Wtedy niestety niewiele da się zrobić. Proszę pamiętać o tym, że człowiek ma tylko jedną skórę, a tatuaż jest sprawą nieodwracalną. Radek: Jaka jest twoja rada dla ludzi, którzy chcą sobie robić pierwszy tatuaż lub chcą przyjść po następny? Tomek: Ci, którzy chcą zrobić sobie pierwszy tatuaż, powinni przede wszystkim dobrze się nad tym zastanowić. Są magazyny o tatuażach, dobre portale internetowe o tej tematyce. Nie chodzi oczywiście o Pudelka i tragiczne tatuaże gwiazd (może z małymi wyjątkami). Zacznijcie interesować się sztuką. Wszystko można przenieść na skórę. Ograniczeniem jest tylko wyobraźnia. Wzorce można czerpać
TATTOOFEST 20
z wielu źródeł. Trzeba przy tym unikać kontaktów z niepewnymi tatuatorami. Wiem, że brzmi to jak frazes, bo każdy radzi to samo, ale tu chodzi o zdrowie. Radek: Istnieją studia tatuażu z aktualnymi zezwoleniami z sanepidu, ale są też takie, które nie mają ich wcale. Klient nie ma wglądu do zezwoleń i zaświadczeń. Po przyjściu do studia spodziewa się zrobić dobrej jakości tatuaż, oczekuje profesjonalizmu. Nie zawsze jednak dostaje to, po co przyszedł... Tomek: Edukacja jeszcze się u nas nie zakończyła i jest to temat, który będzie się ciągle rozwijał. Ludzie muszą sobie uświadomić, że studio tatuażu to nie jest sieć Żabka i że nie w każdym pojawi się dokładnie ten sam „produkt”. Nie dostanie się takiego samego tatuażu we wszystkich studiach, we wszystkich miastach. Każdy artysta jest inaczej ukształtowany, pracuje w innym stylu, inaczej postrzega świat. Siłą rzeczy trzeba się zainteresować tematem, pomyśleć, czego się chce, jakie ma się oczekiwania i kto może je spełnić. To prosta recepta na tatuaż, z którego będzie się zadowolonym. Patrząc na moje tatuaże z perspektywy czasu, nie jest ważne to, co mam na skórze, bo gusta zmieniają się z biegiem czasu, ale to, kto wykonał dany tatuaż i jak jest on zrobiony. Radek: Pod warunkiem, że trafimy na artystę… A co poradziłbyś ludziom, którzy chcą chwycić za maszyny i zacząć tatuować? Tomek: Podstawą na pewno jest rysu-
nek. Trzeba rysować, rysować i jeszcze raz rysować. Rozwijając siebie i swoje umiejętności, należy interesować się tym, co się robi. Rysunek pozwoli rozwinąć warsztat, uchwycić wszystkie detale, poprawność kompozycji, kontrast, cień, światłocień. Zresztą każda forma sztuki czy będzie to malarstwo, rzeźba, czy fotografia daje nam trening oka i ręki. Ale podstawą jest rysunek. Nie mając takiego warsztatu, nie osiągnie się wiele na polu tatuażu. Ktoś, kto ma pieniądze, by kupić maszynkę i odwagę, by przeciągnąć nią po skórze, to nie jest jeszcze tatuator. Ola: Te podstawy rysunku, o których mówisz, czy inspiracje malarstwem są dość wyraźne na naszym rodzimym gruncie… Tomek: Oczywiście, że te inspiracje są widoczne. W przeszłości H.R. Giger, cały czas jakimś wzorcem są Beksiński i Starowieyski. Tatuaż jest jeszcze w Polsce młodą dziedziną sztuki. Są państwa jak Stany czy Anglia gdzie historia współczesnego tatuażu sięga 100-120 lat wstecz. U nas tatuaż bazuje na razie na trudnych tematach sztuki realistycznej i współczesnej. Ludzie dążą do tego, by ich prace opierały się na zasadach, jakie panują w innych dziedzinach sztuki. A przecież tatuaż to nie tylko realizm. Każdy rodzaj tatuażu, każdy styl prezentuje coś innego. Japońskie prace czy tatuaż tradycyjny w swojej prostocie nie musi się bać próby czasu, z której wychodzi obronną ręką. Poprawnie wykonany, za 20 lat będzie wyglądał prawie bez zmian. Tatuaż
realistyczny, gdzie mamy do czynienia z dużą ilością detali, może nie zostać aż tak nienaruszony po dłuższym okresie. W Polsce dojdzie do tego, że style „japonia” i „traditional” ugruntują swoją pozycję. Już są ludzie, którzy w tym stylu pracują i rozwijają się. Nie wszyscy muszą robić cieniowane realistyczne prace. Dla mnie tatuaż powinien być jakąś formą wyrażania siebie i zabawą. Ola: Masz okazję oglądać prace na konwencjach zagranicznych i polskich, porównywać je. Czy nie jest tak, że polskie prace dążą do wyjątkowości? Że zapanowała duża różnorodność? Tomek: Są ludzie, którzy dążą do tego, by rozwijać się jedynie w tatuażu autorskim, nie korzystający na żadnym etapie swojej pracy z katalogów. Na pewno będzie to ewoluować i tatuaże będą coraz bardziej oryginalne. Na tle Europy i świata te prace wyglądają coraz solidniej. Polacy nie znajdują się gdzieś na szarym końcu rynku tatuażu. Raczej stanowią jego awangardę. Radek: Mówiłeś wcześniej o prostocie „oldschoola” i „japonii”, oczywiście w cudzysłowie… Tomek: Tak, oczywiście w pewnym sensie. Chodziło mi o prostotę kompozycji. Im bardziej tatuaż prosty, tym bardziej trwały. Trzeba dojść do jakiejś równowagi pomiędzy ilością detali i wielkością samego tatuażu oraz miejscem, na którym ma on być wykonany.
Tomek
Tofi
TATTOOFEST 21
Radek: Była taka tendencja w tatuażu, że robiło się bardzo szczegółowe tatuaże, wzory biomechaniczne. Jednak wielu tatuatorów zagranicznych i polskich zdecydowało się w swoich pracach na „prostotę”. Pierwszy na myśl przychodzi mi Bugs, który tatuował dużymi powierzchniami. Ale są też Bammer czy Krammer, którzy wypracowali swoją własną szkołę, Shige, który pozbawił tatuaż japoński detalu czy Buena Vista Tattoo Club, która opiera się na kontraście. Tomek: Nie trzeba szukać dalekich przykładów. Zappa już na etapie projektowania myśli o tym, jak tatuaż będzie wyglądał za 20 lat. On nie tworzy zbędnych szczegółów. Ma doświadczenie w tym, co robi. Im prostszy tatuaż, tym lepiej będzie wyglądał w przyszłości. Barwniki są bardzo dobrej jakości, maszyny inaczej wbijają ten barwnik, inne są zestawy igieł. W perspektywie czasu tatuaż nie będzie tracił na atrakcyjności. Tatuatorzy czerpią więc z doświadczeń, by usunąć takie elementy, które się nie sprawdzają. Radek: Mógłbyś wskazać największy sukces Artlinie i największą porażkę? Tomek: Sukcesem zdecydowanie jest fakt, iż 95 % tatuaży to są prace autorskie. Również to, że w tak niewielkim mieście jak Rybnik pracuje czterech tatuatorów. To, że zaczynamy pokazywać się nie tylko w Polsce, ale także poza jej granicami. Sukces z moim udziałem to jest Tofi i Kazik, który zaczyna wypływać teraz na szersze wody. Sukcesem niewątpliwie jest zakup Tattooartu i pomysł na jego rozwój. Porażka to chyba konieczność przekształcenia się z tatuatora, który kochał swoją pracę, w menadżera, który musi poświecić połowę czasu na studio, zaopatrzenie i stworzenie odpowiednich warunków do pracy. Radek: Jak długo Artline funkcjonuje? Tomek: Od października 1994 roku. To jedno z najstarszych studiów w Polsce. Radek: I takie, które ma cały czas aspiracje, żeby się rozwijać... Tomek: Studio, które się nie rozwija, po jakimś czasie umiera. Rynek tatuażu wymusza rozwój. Jeśli zatrzymasz się w miejscu, potem ciężko nadrobić. Są młodzi ludzie z coraz lepszym wykształceniem plastycznym i oni nie mają skrupułów wobec kogoś, kto się nie rozwija, nie nadąża za resztą, aby wykopać go z interesu. Radek: Od pierwszego numeru „TattooFestu” mamy cały czas rubrykę Rodzina Tattooart . Jest to portal stworzony przez Ragę, potem przejęty przez ciebie. Jak wyglądała jego sytuacja kiedyś, jak wygląda teraz? Może zdradzisz, jakie pojawią się w nim zmiany? Tomek: Raga stworzył Tattooart jako kompletny zapaleniec w tym temacie. Z tego co wiem, na początku było to forum, później galeria, gdzie ludzie
TATTOOFEST 22
prezentowali swoje prace, które mogły być poddawane ocenie. W zeszłym roku Raga postanowił sprzedać portal. W tym momencie Tattooart ma kilka tysięcy użytkowników i jest w trakcie przebudowy na jeszcze bardziej solidny portal skierowany przede wszystkim do tatuartystów, miłośników tatuażu i wszystkich, dla których tatuaż to styl życia. Mam nadzieję, że w niedługim czasie będzie mógł się stać wizytówką polskiego tatuażu. Tattooart ma prezentować ogólnie scenę tatuażu w Polsce, ale i młodych ludzi, którzy będą mogli poddać swoje prace ocenie, choćby starszych tatuatorów. Planujemy też zrobić tam odniesienia do samochodów, motocykli, muzyki - zjawisk związanych z naszym codziennym życiem i naszymi fascynacjami. Ola: Czy bardziej widzisz Tattooart jako portal skierowany do ludzi szukających informacji o tatuażu, porady, chcących się uczyć czy bardziej wolałbyś postawić na stronę dla uznanych już i zasłużonych tatuatorów? Tomek: Forum będzie podzielone na dwie części: dla profesjonalistów i dla ludzi szukających informacji o tatuażu. Ludzie, którzy chcą się uczyć tatuować, znajdą tam także kilka podpowiedzi czy będą mogli zadawać pytania. Należy jednak pamiętać, że nic nie zastąpi praktyki. Ci, którzy chcą się kształcić i będą szukać informacji, zastanawiać się, dlaczego nie do końca radzą sobie z różnymi tematami czy technikami, którzy chcą się uczyć, znajdą na Tattooarcie swoje miejsce. Będziemy pomagać w miarę możliwości. Ale nie będzie to na pewno szkoła tatuażu on-line. W pierwszym rzędzie chcemy edukować ludzi, co jest tatuażem a co nim nie jest, jak to ma wyglądać od strony higieny i z technicznego punktu widzenia. Chcemy podnosić poprzeczkę dla artystów, wymusić rozwój tych, którzy jeszcze nie należą do najlepszych. Radek: Z twoimi ambicjami portal ma szanse stać się jeszcze bardziej zorganizowany i rozpoznawalny. Ma być źródłem wiedzy o tatuażu w ogóle. Ale istnieje ryzyko, że anonimowi ludzie będą zaśmiecać forum, tak naprawdę nie mając pojęcia o tatuażu. Tomek: Galeria na pewno będzie edukować. W jej „złotej’ części znajdą się prace ludzi, którzy prezentują odpowiedni poziom albo mają na to szanse. Mam nadzieję, że to zapewni tym osobom również pozyskiwanie nowych klientów, a innych zmobilizuje do pracy nad swoim warsztatem. A co do ludzi, którzy będą dopiero się uczyć. Galerie będę miały im pomóc. Będą tam prace na bardzo różnych poziomach. Radek: Dobrych tatuatorów jest kilka procent na całej scenie. Czy nie widzisz zagrożenia, że zdobędziesz więcej wrogów niż przyjaciół, wprowadzając takie rozgraniczenia? Tomek: Nie boję się tego. Ktoś musi
w końcu zacząć wprowadzać taką weryfikację. Są ludzie, którzy są w stanie dostrzec swoje błędy i są tacy, którzy nie przyjmą żadnej krytyki i nie chcą się uczyć. Zawsze, robiąc jakiekolwiek przedsięwzięcie, będziesz miał wrogów, ale i zwolenników. Chodzi o to, by pokazać polski rynek tatuażu przez pryzmat tego, co dzieje się w środowisku, które może je reprezentować. Ola: Jakie są największe bolączki tego środowiska? Tomek: Mała integracja środowiska i brak wspólnego przedsięwzięcia typu stowarzyszenie. Tu Radku musisz wiedzieć, że całkowicie zgadzam się z twoim pomysłem integracji środowiska tatuatorskiego. Na razie pod postacią wspólnych wyjazdów na konwencje zagraniczne. Uważam, że jest to bardzo dobry pomysł, który być może przekształci się z czasem w stowarzyszenie tatuatorów. Jeśli takie stowarzyszenie powstanie, będzie miało ono stały kontakt z prawnikiem. Jego działania będą miały ułatwić lobbowanie na rzecz tatuażu. Prowadzimy firmy, które płacą podatki, których pracownicy podnoszą swoje kwalifikacje. Ktoś musi trzymać rękę na pulsie, żeby żadnemu urzędasowi nie wpadło coś dziwnego do głowy. Ola: A największe sukcesy tego środowiska? Tomek: Polskie studia coraz częściej zaczynają pojawiać się na zagranicznych konwencjach. W tym momencie wyjazd za granicę na imprezę nie powinien sprawiać większych finansowych problemów. Tak jak i wykupienie boksu. Ludzi zaczynają się pokazywać. Zaczynają być doceniani i zapraszani na naprawdę prestiżowe imprezy. Sukcesem jest też na pewno polska konwencja w Krakowie, która z roku na rok bardziej się rozwija i ma coraz większy prestiż. Widać Radku, jak dużo podróżujesz ze swoją ekipą po zagranicznych imprezach. Wszystko na pewno idzie w dobrym kierunku, na tyle, że polska impreza ma szanse stać się jedną z najlepszych konwencji w Europie. Radek: Jesteś osobą, która planuje i przewiduje, jak będzie wyglądał Artline za 20 lat? Tomek: Kupa zadowolonych klientów, czterech tych samych tatuatorów o pięć lat starszych z 50-letnim doświadczeniem :). Marzeniem na niedaleką przyszłość są gościnne występy tatuatorów należących do światowej czołówki. Takie prywatne seminarium dla nas. No i na pewno większy prestiż. Radek: Tomek Gaca za 20 lat? Tomek: Łysy jak zawsze, z większą ilością tatuaży. Mam nadzieję, że do tego czasu zostanie mi jeszcze jakieś miejsce. Spełniony zawodowo i w życiu rodzinnym, spełniony jako człowiek. I oczywiście dalej w branży ;).
Kosa
Enzo
Kosa
Kosa
Ola: Emerytura, przerażające słowo? Tomek: Każdy, kto ma zdrowe podejście do życia, wie, że musi nastąpić taki moment, kiedy trzeba będzie się wyco-
Tomek
fać. Mniej tatuatowania, więcej menażerskich zadań. Nie wyobrażam sobie 60-letniego tatuatora w okularach jak denka z kufli, pracującego nad japoń-
skim znaczkiem wielkości 40 cm, bo nic innego nie widzi, z konturem jak wykres EKG. Rozmawiali Radek i Ola Enzo
TATTOOFEST 23
Na co dzień pracuje jako tatuator w studiu Sauron i prowadzi firmę Wildcat. Po godzinach przebiera się w wojskowe ciuchy, bierze do ręki replikę broni, która z daleka wygląda jak prawdziwa i rusza do akcji. Airsoft to obok tatuażu druga pasja Marka Pawlika, znanego również jako Marzan. Pierwszy raz zetknął się z tą gra zespołową trzy lata temu. Teraz jest już w nią bardzo mocno zaangażowany. Strzelanie, ambitne zadania do wykonania, skomplikowane manewry, sprawdzenie siebie i przyjaciół, budowanie zaufania - to najważniejsze rzeczy w tej zabawie. Przeczytajcie, co Marzan ma do powiedzenia o swoim hobby.
Co to jest airsoft? Marzan: Airsoft to zabawa o zbliżonych zasadach do paintballu. Jednak zasadniczą różnicą miedzy airsoftem a paintballem jest fakt, iż w airsofcie większy nacisk stawia się na realizm. W miarę możliwości używa się umundurowania i wyposażenia stosowanego przez wybrane jednostki (które chce się odzwierciedlać), a szeroka gama karabinków wygląda
TATTOOFEST 24
prawie identycznie jak broń ostra. Najczęściej używane karabinki w airsofcie to tzw. karabinki elektryczne. Napęd pneumatyczny napędzający pocisk w tych karabinkach, uzyskuje się dzięki mechanizmowi, który połączony jest z zestawem cylindra. Głównym elementem odpowiadającym za prędkość wylotową kulki jest sprężyna, która wprowadza w ruch tłok odpowiadający za zgromadzenie
powietrza w cylindrze. Tłok zaś naciągany jest poprzez zestaw zębatek, które połączone są z silnikiem zasilanym odpowiednią baterią. Oprócz karabinków elektrycznych na rynku dostępne są również repliki napędzane gazem o nazwie „green gaz”. W tych replikach naciśnięcie spustu powoduje gwałtowne uwolnienie pewnej ilości sprężonego gazu, który napędza pocisk. Manewry czy
prostsze strzelanki nie mają formy zawodów. Są to bardziej scenariusze o charakterze militarnym. Airsoft przybiera różne formy, dla jednych jest to zwykła zabawa i pasja, dla drugich element szkolenia w działalności paramilitarnej. Dlaczego airsoft? I jak to się zaczęło? - Ogólnie wszystko zaczęło się w 2005 roku. Usłyszałem
o tej formie zabawy od znajomego i postanowiłem spróbować. Na początku miało to charakter typowo zabawowy i była to forma odreagowania czy wyżycia się. Wybrałem airsoft z prostej przyczyny: realizm. Jak wygląda airsoftowa wojna? - Można to podzielić na trzy kategorie: proste strzelanki typu „nasz plac na wasz plac”; manewry o charakterze militarnym (konkretne scenariusze i zadania do wykonania) oraz manewry Milsim (Military Simulation), czyli symulacja militarna, która ma na celu jak najbardziej odzwierciedlać pole walki. Często manewry Milsim trwają od 24 do 48 godzin non stop. Która forma najbardziej ci się podoba? - Proste strzelanki nie dają mi już tego czegoś... ASG nadal jest dla mnie zabawą, lecz troszeczkę na wyższym poziomie. Będąc z ekipą na manewrach, miałem możliwość lepszego poznania swoich znajomych. Nic tak nie wpływa na poznanie drugiego człowieka jak warunki panujące na dużych manewrach, gdzie czasem od danej osoby zależy naprawdę dużo, a od zgrania ekipy zależy możliwość wykonania danego zadania. Przekonałem się, na kim mogę polegać, kto jest w stanie poświęcić swoje „życie” dla dobra ogółu, komu mogę ufać w osłanianiu danej strony itd. Jeżeli ktoś jest w to
TATTOOFEST 25
tak zaangażowany, może poczuć to coś, co zawsze towarzyszy wszystkim w takich sytuacjach. Po prostu robi się to dla kumpli… I właśnie taka forma najbardziej mi odpowiada. Wspomniałeś o ekipie. To znaczy, że należysz do jakiejś grupy? - Tak. Należę do grupy o nazwie „Formacja Śląsk”. To TATTOOFEST 26
gruba ludzi całkowicie pojechanych, w dobrym tego słowa znaczeniu. Bycie Hajerem (Hajer to członek formacji) to nie taka prosta sprawa i bynajmniej nie chodzi tu o wymóg posiadania specjalnych umiejętności. W głównej mierze zależy to od samego kandydata. Trzeba mieć czas, chęci i dużo samozaparcia. Odpowiedzieć sobie na pyta-
nie, czy chcę „uprawiać” airsoft w tak specyficzny sposób. Specyficzny dlatego, że samo strzelanie nie jest tutaj na pierwszym miejscu. Standardem stały się treningi odbywające się trzy razy w tygodniu, które są niczym innym jak szkoleniem unitarnym. Musztra, gimnastyka, walka wręcz, strzelectwo z wykorzystaniem replik ASG jak również broni ostrej na strzelnicy, techniki linowe, survival czy analizy działań na szczeblu operacyjnym są wszystkim tym, czym interesujemy się na co dzień i staramy doświadczyć na własnej skórze. Z życiem formacji można zapoznać się również na stronie internetowej: http: //airsoft.slask.pl, na którą serdecznie zapraszam. Czy Celina również dołączyła do grona maniaków? - O tak! Jest Hajerką na wysokim poziomie. W jej przypadku
zabawa również przerodziła się w pasję i w chwili obecnej zdała kurs instruktora strzelectwa sportowego. Prowadzisz również sprzedaż wszelakich akcesoriów do airsoftu... - Tak jest. W pewnym momencie postanowiłem wraz z Celiną rozszerzyć działalność i otworzyłem sklep internetowy www.asgshop.pl, w którym można zakupić wszystko, co potrzebne maniakowi ASG. Jak znajdujecie na to wszystko czas? - Sam się nad tym czasem zastanawiam. Aczkolwiek muszę przyznać, że z czasem jest ciężko. Jednak jak się czegoś chce, to przy odpowiednim zaplanowaniu można wszystko poukładać. Serdecznie wszystkich polecam taką formę spędzania czasu.
TATTOOFEST 18
TATTOOFEST 27
Tym razem mamy dla Was relację z 11-tej edycji nowojorskiej konwencji tatuażu, która obyła się w dniach 15-17 maja. Amerykańską imprezę odwiedziła Martine Punt, korespondentka wielu europejskich magazynów poświęconych tematyce tatuażu, która podzieliła się z nami swoimi wrażeniami. Za wieści z majowej konwencji oraz zdjęcia serdecznie dziękujemy!
~Wyniki Konkursów~ Najlepszy tatuaż na klatce piersiowej/plecach I miejsce - Joho Paulo Rodrigues II miejsce - Ian Shafer, Screamin Ink III miejsce - Civ, Lotus Tattoo L.I. Najlepszy tatuaż czarno-szary I miejsce - Laurent Maina II miejsce - Jerry Frost III miejsce - Brett Zarro Najlepszy czarno-szary projekt I miejsce - Boog, Texas Najlepszy kolorowy projekt I miejsce - Boog, Texas, najlepszy kolorowy flash, Najlepszy tribal I miejsce - David Sena II miejsce - David Sena III miejsce - Echo N.Y.C. Najlepszy tatuaż dnia, piątek Dave Poole Najlepszy tatuaż dnia, sobota Miss D’jo Najlepszy tatuaż dnia, niedziela Matt Amey Najlepiej wytatuowana osoba I miejsce - Rodney Raines II miejsce - Rodney Raines, Josh Woods III miejsce - model Ben Mannarino (Saugerties, NY), różni artyści
TATTOOFEST 28
Siv, Lotus Tattoo Cort’s Royal Ink, Usa
Chris Harrison, Atlantis Body Arts, Usa
Albert Rosal, Industrial Art, Usa
Nie mogę uwierzyć, że od mojej pierwszej wizyty w Nowym Jorku minęło już 11 lat. Wcześniej tatuowanie było tam zabronione z uwagi na rozprzestrzenianie się żółtaczki. Aby uczcić zniesienie tego zakazu, Steve Bonge, znany fotograf pracujący dla „International Tattoo Magazine”, zorganizował pierwszą międzynarodową konwencję tatuażu w słynnej, historycznej Roseland Ballroom na 52 ulicy Manhattanu. Byłam tam z Zoe Thornem, tatuażystą z Berlina. Odwiedziliśmy również World Trade Center. Nikt by wtedy nie pomyślał, że pod wpływem tragicznych okoliczności 11-go września widok ten przejdzie do historii. Przez szereg lat Steve zaprosił mnóstwo świetnych artystów, zarówno amerykańskich jak i zagranicznych. W tym roku, mój stary przyjaciel Paul Sayce przybył wcześniej, by złożyć mi wizytę. Nie widziałam go od tak dawna. Jest kustoszem Oksfordzkiego Muzeum Tatuażu Lionela Tishnera i szefem Oksfordzkiego Klubu Tatuatorskiego. Ma ogromną wiedzę na temat historii tatuażu, którą uwielbia się dzielić. Napisał wiele publikacji poświęconych tatuażom i podróżował po całym świecie. Rozmowa o starych czasach była czymś wspaniałym, nie mniej zresztą od wymiany śmiesznych historyjek o Ronie Ackersie (uwierzcie, było ich trochę). Niech żyje w pokoju! Konwencja cieszyła się bardzo dużym zainteresowaniem
W piątek pojechaliśmy z Suffern autobusem do miasta. Niestety, nie byliśmy jedynymi, którzy wpadli na ten pomysł. 40-minutowa podróż zajęła dłuuugie dwie godziny. Jednak na konwencji nie traciliśmy już czasu. Od razu zauważyliśmy Calypso Tattoo z Belgii, Zoe Thorne, Nico z niemieckiego All Style Tattoo, Seana Vasquesa z Austrii, Tom Tattoo z Włoch, Hori Hisa z Japonii, Assasin Tattoo z Tajwanu, Bugsa z Wielkiej Brytanii, brazylijskie Polaco Tattoo i wielu innych.
TATTOOFEST 29
Laurent, Belgia
Stany były reprezentowane m.in. przez Mike’a Bellamie’a z Red Rocket Studio, Billa Funk’a z Body Graphics, Paula Bootha z nową załogą, Red Dragon Tattoo Studio, Patty Kelly z Avalon Tattoo Studio, Judi Parker, Billa Salmona, Jacka Rudi’ego, Kate Hellenbrand, Aarona Bella, Lone Wolf Tattoo Studio, Rising Dragon, Mom’s Tattoo czy Damien Bart.
Paulo Rodriguez, Rising Dragon, Usa
Calypso Tattoo, Belgia Nasza korepondentka Martina
Cort’s Royal Ink, Usa
Sala Roseland była niegdyś salą balową. Udekorowano ją plakatami z ówczesnych freek show’s przypominających mi o Coney Island, widoku, który tego lata wygasł. Na scenie odwiedzający mogli zobaczyć połykaczy sztyletów czy chodzących po tłuczonym szkle. W ten weekend dużo się działo. Fani tatuażu uformowali długą kolejkę przed wejściem, cierpliwie czekając, by wejść do środka. Tatuażyści byli zadowoleni, ponieważ mieli pełne ręce roboty. Niestety, nie stawiło się wiele legend tatuażu. Niemniej niezwykle miło było zobaczyć Jacka Rudy’ego, Kate Hellenbrand i Billa Salmona.
TATTOOFEST 30
Rodrigo Melo, Usa
Orge, Big Nasty Strengh Tattoo, Usa
Cort’s Royal Ink, Usa
JR Moloney, Vanguard, Usa
Jak zawsze dużym zainteresowaniem cieszyły się konkursy. Oglądanie wszystkich prac, ocenianie i wyłonienie zwycięzców w każdej z kategorii zajęło ekspertom kilka dobrych godzin. Nie jest łatwo sędziować, patrząc na tak ogromną liczbę świetnych prac. Widziałam m.in. mnóstwo cudownych tatuaży wykonanych przez załogę studia Rising Dragon z Nowego Yorku, np. świetną japonię, jak również ogromną liczbę typowo amerykańskich old i new schooli. Dla wszystkich entuzjastów albumów tatuażystów konwencja stanowiła najlepszą okazję do opróżnienia portfeli. Można było również kupić t- shirty, orientalne maski, biżuterię czy sprzęt do tatuażu.
Na nowojorskiej konwencji zauważyłam, że coraz więcej klientów stawia na oryginalne, unikatowe wzory. Flashe właściwie całkowicie wyszły z użycia, co wpływa na to, że tatuowanie jest coraz bardziej przyjemne i ekscytujące. Kobiety robią sobie coraz większe tatuaże. Zauważyłam m.in. odważne dziewczyny tatuujące sobie żebra.
Zatłoczone Roseland
Weekend upłynął tak szybko... Steve Bonge był wniebowzięty sukcesem konwencji. Następny show datowany jest na 15-17 maja 2009. Chciałabym podziękować Steve’owi za pomoc przez te wszystkie lata i życzyć mu kolejnych udanych konwencji. Gorąco polecam wycieczkę do Nowego Yorku, niezwykłego miasta, które nigdy nie zasypia. Do zobaczenia wkrótce! Martina Punt TATTOOFEST 31
- Nie jest two wyjść p ład o m i n u j ąoza nurt w tatu c y – twierdzi Vażu olko. Jemu jednak się u ło. Razem zdamone jest w Siłaścicielem B ena Vista Ta uttoo Club, n ie m k ie iego studia, cwstają jedne w któ aży w Europz najbardziej unikatowyrym poie c nia rozpozn . Artystów Buena Vista h tatuwy awalny styl, motywem są którego czę różs c z daniu. Ale n aszki w oryginalnym tym ie tylko. Nie w jest również zwykle cieka ynie czerwienpołączenie kolorów, głó we wi - Przeszedłe i czerni. m d łu g ą i męczącą gę do punktu dro do doświadc , w którym jestem teraz– przyznaje zenia, którym dysponujęi Buena VistaVolko. teraz z dwó Tattoo Club składa się cuje trzech dch lokali, w których pra rów. Simone oświadczonych tatuato są również i Volko od siedmiu lacji tatuażu worganizatorami konwen t Tattoo Show Würzburg – Rock’n’R oll .
nie „Tatuowa k jest ja a...” czekolad - Simone TATTOOFEST 32
„Każdego zory” droga, zanim czeka długa łasną sztukę i własne wVolker w może robić
Volker
Studio Buena Vista Tattoo Club powstało 10 lat temu w Würzburg w Niemczech. Założyli je Volko i Simone, którzy są jednocześnie właścicielami i tatuatorami studia. - Mieliśmy wcześniej inne studio, ale zaczęliśmy rozglądać się za lepszą lokalizacją. I tak to się wszystko zaczęło - zgodnie przyznają. Nazwa wzięła się z fascynacji muzyką Ry Coodera i poszukiwaniem unikatowej i niepowtarzalnej nazwy. Tak słowa: „Buena Vista Social Club” zostały zmienione w „Buena Vista Tattoo Club”. To było rok przed tym, jak ukazał się film. Na początku w studiu pracowali tylko Simone i Volko: tatuowali, umawiali spotkania, dbali o zaopatrzenie. Byli jednocześnie właścicielami, menadżerami i tatuatorami. Jednak po kilku latach pracy było za dużo jak na dwie osoby. Przyjęli więc do studia ucznia, który miał szanse wszystkiego się nauczyć od Simone i Volko. - Teraz jest naprawdę dobrym artystą - zapewniają właściciele BVTC. Simone
W 2006 roku Volko i Simone otworzyli drugi lokal w Bad Mergentheim, gdzie oprócz studia jest również galeria sztuki, w której pokazują obrazy, rysunki, fotografie i rzeźby, wszystko wykonane przez nich. Obecnie Buena Vista Tattoo Club składa się więc z dwóch lokali, w Würzburgu i Bad Mergentheim. Simone i Volko dążą teraz do tego, aby w studiu w Würzburg, w którym pracują, również stworzyć ciekawą galerię sztuki, dlatego rozglądają się aktualnie za większym lokalem. Ale, jak podkreślają, nie jest łatwo. - Z jednej strony bardzo ciężko jest znaleźć dobry lokal odpowiedni na studio tatuażu połączone z galerią sztuki, a z drugiej strony przekonać właścicieli lokalu, aby wynajęli go tatuatorom. Zauważyliśmy, że wielu ludzi nie jest pewnych, czy to zrobić i są wobec nas nieufni. Dlatego cały czas szukamy - wyjaśnia Volko. W Buena Vista Tattoo Club pracuje obecnie trzech tatuatorów i jeden piercer.
Volker
Studio i galeria w jednym
Volker
Volker
TATTOOFEST 33
TATTOOFEST 34
Volko - od projektowania wnętrz do tatuażu Volko ma 42 lata i tatuuje od 15. - Interesowałem się tatuażami, odkąd pamiętam. W międzyczasie próbowałem innych prac, ale to nie było dla mnie. Postanowiłem więc zostać tatuatorem - wspomina. Po czym dodaje: - To było o wiele trudniejsze dla mnie niż dla Simone, ponieważ ja musiałem się wszystkiego nauczyć sam. Nie miałem nauczyciela. Inspiracją jest dla mnie życie i Simone. Myślę, że podobnie jest w jej przypadku... Poza tym, 15 lat temu nie było tyle firm dystrybucyjnych, co teraz. Było bardzo trudno kupić rzeczy potrzebne do tatuowania, jak np. dobre kolory. Przed tym, jak Volko został tatuatorem, ukończył szkołę artystyczną. Później kontynuował naukę na akademii sztuk pięknych. Studiował projektowanie wnętrz. Teraz specjalizuje się w nietypowych tatuażach, które niejednokrotnie opierają się na kolorystycznym kontraście. Volko: - To nie jest proste, wyjść poza dominujący nurtu w danej gałęzi sztuTATTOOFEST 35
może robić własną sztukę i własne wzory - zauważa. Z polskich tatuatorów za świetnego artystę uważa Leńa, który jest jednocześnie jego dobrym przyjacielem. Kiedy Volko nie tatuuje, robi muzykę. Aktualnie pracuje nad płytą z trzynastoma numerami. Nagrywa w swoim małym muzycznym studiu. Volko: - Główną część dźwięku staram się zrobić sam. Śpiewam i gram na większości instrumentów, jak gitara, akordeon, pianino, bas, harmonia, harfa. Simone pisze teksty, też gra na pianinie i jest drugim wokalem. Tylko na perkusji gra nasz przyjaciel. Volko w wolnych chwilach także rysuje i robi artystyczne zdjęcia. A wieczorami chodzi z przyjaciółmi na wspólne imprezy. Mimo iż osiągnął już to, o czym wielu artystów może tylko pomarzyć, nie ma zamiaru spocząć na laurach. - Ciągle chcę tworzyć nowe wzory i dalej się rozwijać. Zawsze możesz nauczyć się więcej i więcej. I tego właśnie chcę - mówi zdecydowanie.
ki. Miałem szczęście, że znalazłem swój własny, unikatowy styl. Krok po kroku. Teraz ludzie z całej Europy przyjeżdżają specjalnie do mnie po tatuaż. Mogę pracować przy własnych projektach i robić tatuaże w stylu, który najbardziej lubię. Nie ma nic bardziej satysfakcjonującego niż szczęśliwy klient, który wychodzi z wykonanym przeze mnie tatuażem na ciele. Tatuator uważa, że dobry artysta musi się czymś wyróżniać. Jednak zawsze na początku trzeba dobrze poznać tatuatorskie rzemiosło. - Każdego czeka długa droga, zanim
Simone - azjatyckie wzory w nowym wydaniu Simone tatuuje od 10 lat. Pierwszy raz sięgnęła po maszynkę, kiedy miała 25 lat. Podobnie jak Volko imała się różnych zajęć, ale czuła, że nie jest szczęśliwa. W międzyczasie studiowała na akademii sztuk pięknych. Po studiach przez trzy lata pracowała w agencji reklamowej. Aż w końcu dojrzała do decyzji, by zostać tatuatorką. Wszystkiego nauczyła się od Volko, który pomagał jej, jak tylko mógł. - Teraz Volko i ja wzajemnie wywieramy na siebie wpływ i uczymy się od siebie - mówi Simone. Tatuatorka lubi robić tatuaże azjatyckie w swoim własnym wydaniu. Simone kocha sztukę. Kiedy nie tatuuje, skupia się na innych rodzajach sztuki, jak malowanie czy rysowanie. Lubi też muzykę. Od kilku lat uczy się gry na pianinie. Jednak najwyżej ceni tatuaż, który traktuje jako szczególny rodzaj sztuki. - Tatuowanie jest jak czekolada. Daje mi satysfakcję i zadowolenie - wyznaje Simone. Ale ma też nadzieję, że z czasem znajdzie więcej czasu na inne pasje: rysowanie i muzykę.
TATTOOFEST 36
Rock’n’rollowa konwencja Większość czasu Volko i Siomone spędzają we własnych studiach w Niemczech. - Wolę pracę u siebie niż na wyjazdach, choć czasem zdarza mi się tatuować na konwencjach. Ale bardzo lubię takie imprezy, bo mam okazję spotkać wielu ciekawych ludzi - przyznaje Simone. Volko czasem tatuuje gościnnie u zaprzyjaźnionych artystów i odwiedza konwencje, które bardzo sobie ceni. Jest zaledwie kilka konwencji, na których pojawia się co rok: w Luksemburgu, który lubi ze względu na przyjacielską atmosferę imprezy, Paryżu, Gleisdorf, St.Gallen, Frankfurcie, Hamburgu i Berlinie. - Konwencja to świetna okazja, by poznać dobrych tatuartystów i zdobyć nową wiedzę i doświadczenie - mówi Volko. To dlatego od siedmiu lat Buena Vista Tattoo Club organizuje rock´n’rollową konwencję tatuażu. Cztery pierwsze imprezy miały miejsce w Mainfrankensäle w Veitshöchheim, blisko Würzburg. - Chcemy zgromadzić wszystkich artystów razem w naszym mieście. To doskonała okazja do spotkania przyjaciół z całego świata oraz wymiany wiedzy i doświadczeń. Ale to również ciężka praca, żeby wszystko pozałatwiać i umówić artystów w jednym miejscu - mówi Volko. Dlatego w 2005 roku zrobili sobie dwuletnią przerwę w organizacji konwencji, żeby mieć pewność, że następna impreza będzie dobrze zaplanowana. Kolejna, piata edycja została nazwana Rock’n’Roll Tattoo Show. Zmieniła się również lokalizacja. Simone i Volko znaleźli lokal w centrum Würzburg.
Być dobrym artystą Tatuowanie to dla Simone i Volko nie tylko rzemiosło, którego można się wyuczyć oraz praca w ściśle określonych godzinach, od otwarcia do zamknięcia studia. - Żeby być dobrym artystą, trzeba poświęcić na to dużo więcej czasu, na rysowanie i pracę nad własnymi wzorami i motywami - mówi Volko. Po czy dodaje: - Artyści zdają się to rozumieć. W ostatnich latach scena tatuażu w Niemczech wciąż się powiększa. Jest bardzo dużo studiów i wiele z nich robi naprawdę świetną robotę. Mamy dobrych przyjaciół-artystów w całym kraju. Są tacy, którzy zaczęli tatuować wiele lat temu i byli pierwszymi tatuatorami w swoim regionie. Znamy ich od początku. Ale są też młodzi artyści, którzy otwierają własne studia lub pracują ze starszymi kolegami po fachu. TATTOOFEST 37
TATTOOFEST 38
Co dalej? Czyli o planach słów kilka
Buena Vista Tattoo Club ma parę pomysłów na najbliższą przyszłość. Simone i Volko myślą o tym, żeby więcej podróżować. Mają ku temu możliwości, ponieważ przyjaźnią się z artystami z różnych krajów. Myślą też o gościnnej pracy w tychże studiach. - To byłoby ciekawe doświadczenie poznawać inne kraje i kultury. Zdobywasz nowe pomysły do dalszej pracy. Poza tym to świetna odmiana od codziennego życia - przyznaje niemiecki duet. Planują też odwiedzać więcej konwencji, niektóre po to, by na nich pracować, inne tylko jako goście. - Może pewnego dnia wyjedziemy z Niemiec i otworzymy kolejne studio gdzieś w innym kraju. Ale póki co to są tylko luźne pomysły. Jeszcze nic nie zdecydowaliśmy... - mówi Volko. Kaśka
www.buenavistatattooclub.de Buena Vista Tattoo Club Peterstrasse 1 97070 Würzburg Tel: +49 931 70 26 56 Buena Vista Tattoo Club / Art Minus Zero Johanniterhof 8 97990 Bad Mergentheim Tel: +49 7931 95 93 59
TATTOOFEST 39
TATTOOFEST 40
TATTOOFEST 41
TATTOOFEST 42
TATTOOFEST 43
Wniebowstapieni Grupa Asc dzi z Noweg ension o Mek czątku pocho s w gara podwiesza yku. Na po li się żu lub ka. Jed jedyni na tył e n nęli si ak po kilku ach podwór ę na t l a t a ch roz yle, że prasza win nocny i na wystę teraz są za ch klu p y do bó konwe ncje t w, na konce barów, roku z atuażu rty czy o ną tem rganizowal . W zeszłym i coną s atyczną imp nawet lokal ztuce rezę p na sw oim k podwieszan oświęoncie ia. Ma stępów ją d „Życie w całych St ziesiątki wy a n o czy: b feruje tylk ach. ól i śm o dwi tem u e rzeierć. B b dąży k ocznym życ ól jest efek u i tu bó doświadcz a. Ascensio n eniu m lu w najczy i przyp omens samo omina, że ż tszej formi ulotne e y jak bó cie jest ta k l”.
TATTOOFEST 44
Na konwencjach, koncertach i w filmach
Pierwszy raz grupa Ascension wystąpiła przed publiką w 2002 roku w swoim rodzinnym mieście w barze The Launchpad. Byli supportem kapeli The Impotent Sea Snakes. Od tego czasu mieli dziesiątki występów, m.in. w Albuquerque, Colorado Springs, Ohio, na Body Art Expo w 2004 r., w Milwaukee, na imprezie Beer City Tattoo Expo i ostatnio w House of Blues w Las Vegas. W tym roku mają w planach zaliczenie jeszcze kilku zbliżających się konwencji tatuażu. Steve występował również z wieloma innymi grupami podwieszającymi się lub dającym inne ekstremalne show. Wymienia tu m.in. Rites of Passage, iHung, TSD, Nu Ethix, Wings of Desire z Oslo i Circus
Mundus Absurdus z Finlandii. Steve: - Podwieszaliśmy się też ostatnio w kilku wysoko budżetowych filmach kręconych w Hoolywood. W „The Flock” z Richardem Gere i Claire Danes jest scena, w której ja i Stigmata wisimy na dźwigu wirującym dookoła. Ostra scena z udziałem Ascension jest też w filmie „Game”, gdzie Stigmata, Kasja, Stitch i ja jesteśmy podwieszani w różnych pozycjach. Ale ze wszystkich występów, jakie dajemy, największą satysfakcję mam przy okazji show na koncertach. Mamy zwykle do dyspozycji większą przestrzeń i nie musimy się martwić o stojącą za blisko widownię, co ma zwykle miejsce na konwencjach tatuażu.
Ekstremalna dziewiątka
Ascension składa się z dziewięciu osób. W szeregach grupy jest Japheth, podczas występów frontman, a na co dzień tatuator, Stigmata - boczny artysta, Mark, który właśnie skończył studia medyczne, Kasja - kelnerka w barze, Stitch - matka, technicy komputerowi: Brandon i Bennett, student Kennedy oraz Steve - właściciel dwóch studiów piercingu w Albuquerque. Steve podróżuje też po całym świecie, wykonując przeróżne modyfikacje ciała. - Dla mnie podwieszanie to przede wszystkim dobra zabawa. Choć ostatnio bardzo dużo satysfakcji i przyjemności czerpię też z ułatwiania innym ludziom podwieszania się. Sam podwieszałem się bardzo często i mam na koncie ponad 50 prób. Teraz robię to rzadziej. Tylko na dużych imprezach, do filmów i czasem prywatnie, 1-3 razy w roku - przyznaje Steve.
O powieszaniu słów kilka
jest - Podwieszanie Steve: w Stanach bardzo popularne. Zresztą nie tylko w Stanach. Na całym świecie są teraz grupy podwieszające się. Ale jest też bardzo wiele osób, które nie maja żadnego doświadczenia ani przygotowania i robią to w bardzo niebezpieczny sposób. Jeśli ktoś jest zainteresowany tą sztuką, powinien znaleźć osobę, która ma na tym polu duże doświadczenie. Osoba może bardzo łatwo doznać szoku w trakcie podwieszania i musi być wtedy pod ręką ktoś, kto w razie potrzeby poradzi sobie z taką sytuacją. W naszej grupie mamy zrobione odpowiednie szkolenia i kursy, a jedna osoba jest nawet po me-
Zdjęcia pochodzą m.in. z sesji z więzienia Old Main w Santa Fe i występu w Albuquerque. Autor zdjęć: Nolan Rudi.
powstaAscension Grupa ła w 2000 roku w Albuquerque w Nowym Meksyku. Założył ją Steve Truitt wraz z grupą przyjaciół po tym, jak pierwszy raz się podwiesili. - Ponieważ znaliśmy zaledwie kilka osób, które były zainteresowane podwieszaniem, pomyśleliśmy, że dobrze byłoby założyć grupę, żebyśmy mogli wszyscy wspólnie czerpać z tego przyjemność i sprawdzić się, co jeszcze możemy w tym temacie zrobić - wspomina Steve. Steve zainteresował się podwieszaniem jakieś 13 lat temu, kiedy zobaczył zdjęcia w książce „Modern Primitives”. Wtedy nawet nie pomyślał, że sam mógłby to robić. Kilka lat później został poproszony o zrobienie tego na fetyszowej imprezie w gotyckim klubie. Zgodził się, ale pod warunkiem, że spróbuje tego wcześniej, przed imprezą. - Byłem bardzo ciekawy, jakie to uczucie i czy rzeczywiście podwieszanie jest tak bolesne, jak czytałem. Podczas pierwszego podwieszania, przekonałem się jednak, że wcale nie jest tak źle, jak myślałem i jak przedstawiali to inni. Tak naprawdę to była świetna zabawa. Po moim pierwszym razie nie mogłem doczekać się następnego. Zaczęliśmy się z przyjaciółmi uczyć, jak dobrze się podwieszać. Wtedy nie było zbyt wiele informacji na ten temat, więc musieliśmy się uczyć metodą prób i błędów. Myślę, że to było dla nas bardzo dobre, bo nie mieliśmy żadnych ograniczeń. Nie było nikogo, kto mówiłby nam, nie rób tego, nie rób tamtego, to nie wyjdzie albo to nie może się udać - wspomina Steve.
TATTOOFEST 45
Superman - haki na plecach i nogach, osoba wisi poziomo; Coma - haki z przodu, osoba wisi jakby leżała na plecach; Knees - haki na kolanach, osoba wisi do góry nogami; Chest - haki na klatce piersiowej, osoba wisi pionowo; Lotus - haki na plecach (albo na klatce piersiowej), kolanach i kostkach, osoba wygląda, jakby siedziała; Resurrection - haki na żebrach/brzuchu, osoba jest wygięta do tyłu w łuk. To są najbardziej popularne typy podwieszania, ale wielu ludzi próbuje innych rzeczy i jest sporo wariacji podstawowych sposobów. Kaśka Więcej o Ascension: www.ascensionsuspension.com
dycynie. Bardzo poważnie traktujemy bezpieczeństwo nasze, ludzi, których podwieszamy i publiczności. Jest bardzo wiele sposobów, w jaki ludzie mogą się podwieszać. Najbardziej popularny w Stanach, i pewnie nie tylko tam, jest bez wątpienia „Suicide Suspension” - 1-6 haków w górnej części pleców. Osoba wisi pionowo i wygląda jakby popełniła samobójstwo przez powieszenie. Inne sposoby to:
TATTOOFEST 46
TATTOOFEST 47 TATTOOFEST 29
Złotów & W malowniczym otoczeniu jezior i lasów, gdzie tereny zielone zajmują prawie 40 proc. całej powierzchni miasta, raz do roku, w jeden z wakacyjnych weekendów w Amfiteatrze Leśnym króluje hardcore. Ale Złotów jest kojarzony nie tylko z festiwalem Open Air. Niespełna 20-tysięczne miasteczko położone w centrum Krajny, w najbardziej na północ wysuniętym regionie Wielkopolski, to symbol polskiego hardcora, rozpoznawalny już nie tylko w naszym kraju, ale również za granicą. To również miejsce, gdzie narodziła się najbardziej znana w tym momencie polska kapela hc – 1125. Z racji moich muzycznych preferencji, już od dawna ciągnęło mnie do tego miasta, żeby poznać jego specyfikę, atmosferę i ludzi. Festiwal Open Air stał się dobrą okazją do wizyty w Złotowie. Ponieważ nie udało mi się pojawić na pierwszej edycji, drugiej nie mogłam już odpuścić. Nie obyło się również bez wywiadu. Postanowiłam przepytać Szymona Wolnego, członka kapeli 1125, organizatora OPEN AIRU i mieszkańca Złotowa. W odpowiedziach wspomagał go czasem perkusista 1125 – Krzysztof Sokołowski.
TATTOOFEST 48
Złotów to miasto istniejące przeszło 600 lat. Jego największą wartością jest niewątpliwie przyroda. Na 1158 hektarów, które zajmuje miasteczko, aż 434 ha to tereny zielone: lasy, parki, zieleń miejska. Festiwal Open Air odbywa się w samym centrum leśnego kompleksu, tuż obok miejsca, w którym rzeka Głomia wypły-
wa z Jeziora Miejskiego. Można tam znaleźć ślady bobrów, a wokół samego Amfiteatru Leśnego na ogrodzonych terenach biegają dziki. W tak nietypowej i ciekawej scenerii odbywa się jeden z nielicznych polskich festiwali na świeżym powietrzu. Na tegorocznej edycji zagrali: Death Before Dishonor, Make it Count, Hard Work, Ratface, Regiment, Stone Heart i zwycięska
kapela ze Złotowskiego Przeglądu Kapel Hc/Punk - Unity of Blood. Mimo iż były pewne rotacje wśród kapel, które miały wystąpić - dwie nie dojechały, organizatorzy stanęli na wysokości zadania i w ostatniej chwili załatwili „zastępców”. Muzycznie impreza na duży plus. Zresztą organizacyjnie również. Festiwal został włączony w miejski festiwal ekologiczny Euro-Eco Meeting, co nadało imprezie większej rangi, nie tylko na scenie hc/punk, ale również w miejskiej przestrzeni. Wszystko odbywało się sprawnie, bez opóźnień, z pozytywnym podejściem i do kapel, i do uczestników imprezy. Choć uważam, że w pewnym momencie organizatorom trudno było zapanować nad napierającym na scenę tłumem, co w jednej chwili zaowocowało nawet kłopotami z nagłośnieniem, nie mówiąc już o tym, że zamiast patrzeć na kapelę, trzeba było podziwiać jej fanów. Cóż, mi się to nie podoba, ale dla wielu koncert jest tym bardziej udany, im więcej osób wtargnie na scenę. Tak też było na II Open Airze. Z ocen uczestników festiwalu i członków grających kapel można wywnioskować, że była to jedna z najbardziej udanych imprez tego lata w naszym kraju. Szczerze mówiąc, mi też się tak wydaje... Ale Złotów urósł do rangi polskiego symbolu hc nie tylko ze względu na wakacyjny festiwal, atmosferę miasta czy nastawienie ludzi. Stało się to głównie za sprawą jednej z najbardziej znanych hardcorowych kapel z Polski – 1125. Zespół powstał w 1996 r., ale skład ustabilizował się na początku 1997 roku. Na początku kapela nazywała się Despekt. Grali wtedy na dwa wokale: z Sokołem, obecnym perkusistą 1125 i Gonzem związanym obecnie z zespołem Projekt. Na gitarze grał Szymon, Piotrek na basie a bębniarzem był sąsiad z bloku Sokoła – Jankes. W takim składzie zagrali ze 4 koncerty, pierwszy we wrześniu 1996 roku w opuszczonych pomieszczeniach po Przetwórni Owoców i Warzyw. Próby grali wtedy w małej kanciapie przy podstawówce nr 2 w Złotowie. W 1997 roku po początkowych problemach ze sprzętem i składem zmienili nazwę na 1125. Po około sześciu miesiącach intensywnych prób, w lipcu 1997 nagrali w swarzędzkim studiu „Czad”
swoją pierwszą płytę zatytułowaną „1125”. Przez cały okres działalności skład nie zmieniał się w znaczący sposób. Aż do 2005 r., kiedy kapelę opuścił Misiu. Obecnie 1125 tworzą: Rafał Wróblewski - wokal, Szymon Wolny - gitara, Adam Wacyk - gitara, Jacek Wieczorek - bas i Krzysztof Sokołowski - perkusja. Jesteście na hardcorowej scenie już 12 lat. Jak przez te lata zmieniała się wasza muzyka? Krzysztof: Kiedy zaczynaliśmy grać, dostęp do muzyki hc i hc/punk był dość ograniczony. Powszechnie dostępny internet w ogóle nie istniał, a kasety albo płyty z muzyką hc dostępne były tylko w podziemiu. Po płyty trzeba było jeździć do Niemiec albo liczyć, że ktoś mieszkający na Zachodzie coś przywiezie. Wiadomo, nikt z nas „hardkora” nie wymyślił, więc żeby robić muzykę, musieliśmy się czymś inspirować. Pierwszy materiał z 1997 roku powstał pod wpływem kapel, których wtedy słuchaliśmy. Na pewno był to Madball, Sick of it All, Integrity, szwedzkie Raised Fist, Witchin Reach oraz nasze rodzime bandy takie jak Reżim i Rejestracja. Wtedy utwory robił Misiu i materiał był zlepkiem tego, na czym on się wychował i czego słuchał. Później dostęp do muzyki się zwiększył, zaczęliśmy słuchać coraz większej ilości kapel. O ile pierwsza płyta to taki hc/punk, to następne są już bardziej jednorodne, utrzymane w hardkorowej stylistyce. Myślę, że w latach 1999 - 2002 duży wpływ miały na nas takie kapele jak Blood For Blood, Hatebreed, Kickback i dużo szwedzkich zespołów, m. in. Misconduct, Burst, Witchin Reach czy 59 Times the Pain. Później, przy pracy nad płytą „Next War” trochę ulegliśmy wpływom metalu, co było wtedy charakterystyczne dla wielu kapel hc. Obecnie dużą inspiracją dla nas są kapele z Finlandii, przede wszystkim Cutdown, Down My Throat i Breamgod. Poza tym: Terror, Since the Flood, Full Blown Chaos, First Blood. Duży wpływ na naszą twórczość mają także zespoły, których aktualnie słuchamy. Cały czas rozwijamy się i muzyka staje się coraz bardziej urozmaicona, a kompozycje są bardziej przemyślane i rozbudowane. Oczywiście wszystko pozostaje w stylistyce hardko-
Open Air Festiwal 2008
rowej i na pewno nie będziemy robić 10-minutowych kawałków z pięcioma solówkami w środku. Wcześniej sporo jeździliście na zagraniczne koncerty. Teraz gracie głównie w Polsce. Czemu? Szymon: Nigdy nie było tak, że więcej graliśmy zagranicą. Na razie też nie mamy nic zaplanowanego, ponieważ skupiliśmy się na robieniu materiału na nową płytą, która chcemy nagrać we wrześniu. Dlatego od kilku miesięcy nie gramy w ogóle koncertów. Dostaliśmy propozycję zagrania w Rosji i Wielkiej Brytanii, ale termin nie jest jeszcze sprecyzowany. Na pewno po nagraniu planujemy zagrać trasę po Polsce promującą naszą nową płytę. W przyszłym roku natomiast chcemy pojechać na małą trasę po Europie. Na pewno pojawimy się w Anglii, Niemczech i Holandii. Być może dojdą kolejne miejsca, bo jest spore zainteresowanie naszym zespołem. Bardzo nas to cieszy. Kiedy nowy krążek ujrzy światło dzienne? Szymon: Do studia wchodzimy pod koniec września tego roku. Nagrywamy tam gdzie ostatnio, czyli w studiu „Q” w Zeleźnicy. Jak wszystko pójdzie dobrze, to materiał powinien ukazać się pod koniec tego roku.
Nowa płyta będzie po polsku. Ale Ostatnio dużo śpiewaliście po angielsku. Czy uważacie, że hardcore lepiej brzmi w wersji angielskiej? Szymon: To, że najnowsza płyta będzie po polsku, to była nasza decyzja. Nikt nas do tego nie namawiał. Chociaż Wróbel ma podobno problemy z ułożeniem tekstów po polsku. Po płycie „Nieugięci” zaczęliśmy śpiewać po angielsku, bo wydawcy cisnęli, że na zachodzie płyty nagranej po polsku nie można dobrze sprzedać. Poza tym nie ma się co oszukiwać. Hardcore najlepiej brzmi po angielsku. Był taki pomysł, żeby nagrywać płyty w dwóch wersjach: po polsku i angielsku , nigdy jednak nie było na to w studiu wystarczająco czasu. Na pewno wpływ na naszą decyzję miała również publika. Zauważyliśmy, że kawałki śpiewane po polsku lepiej „wchodzą” na koncertach. Poza tym najbardziej znane nasze kawałki są śpiewane właśnie po polsku. Wydaliście pięć płyt i dwa splity w trzech wytwórniach: Pasażer, Shing, DFF. Najnowsza płyta ukaże się nakładem Spook Records. Czemu ciągle zmieniacie wytwórnie? Szymon: Tak to bywa w naszych polskich warunkach. Ciężko jest nam znaleźć odpowiedzialną osobę, która sprostałaby naszym niewygórowa-
TATTOOFEST 49
nym wymaganiom. Współpraca kończy się, kiedy wydawca próbuje nas wydymać na kasę bądź zaczyna nam sugerować, co grać, by nasza muzyka się sprzedała. Nie tędy droga!!! Podczas współpracy z Pasażerem, Shingiem czy DFF wszystko na początku układało się super, ale po wydaniu płyty zawsze zaczynało się psuć. Brak zainteresowania promocją, robieniem koszulek itd. Nie może być tak, że jedziemy na trasę, a wydawca nie przysyła nam płyt i koszulek i w żaden sposób nie można się z nim skontaktować. Tak było z płytą „Next War” wydaną w DFF Records. Dostaliśmy 100 sztuk płyt, które zostały szybko sprzedane, a nowych już się nie doczekaliśmy. Doszło do sytuacji, że Adam zamówił sobie tę płytę w internecie! Wydawca musi być zainteresowany promocją zespołu i wspomagać go. Jeżeli tego nie ma, to niestety trzeba się rozstać. Ze Spook Records współpracujemy już od jakiegoś czasu i wszystko dobrze się układa. Dlatego postanowiliśmy nowy materiał wydać właśnie w tej wytwórni. Mamy nadzieję, że to będzie nasz ostatnim wydawca i że nasza współpraca ułoży się w sensownym kierunku. Część płyt nagraliście w dobrych, zagranicznych studiach, co bez wątpienia miało wpływ na odbiór waszej muzyki. Co sądzicie o polskich studiach? Jest gdzie nagrywać? Szymon: Kiedy zaczynaliśmy grać, w Polsce praktycznie nie było dobrego studia do nagrywania muzyki hardcore. Nie było osób, które potrafiły nagrywać taką muzykę. Dlatego dwie płyty nagraliśmy w Szwecji u „specjalisty” od nagrywania hardkora - Mieszka Talarczyka. Na szczęście ta sytuacja się zmieniła. Teraz i w Polsce można znaleźć dobre studio. Niestety, nadal jest słabo ze specami od dobrego masteringu, ale mam nadzieję, że znajdą się ludzie z „dobrym uchem”. Płytę „Next War” nagraliśmy w renomowanym studiu Hertz w Białymstoku, znanym głównie wśród kapel metalowych. Jesteśmy zadowoleni z jakości. Jedynie właśnie mastering mógłby być lepszy. Potem znaleźliśmy studio blisko Złotowa (ok. 20 kilometrów) i właśnie tam nagraliśmy „Victims of Forgetting”.Tam też powstanie nasza następna płyta.
TATTOOFEST 50
Często poruszacie w waszych tekstach temat jedności. Czy jedność istnieje na polskiej scenie hc? Krzysztof: To zależy co się rozumie przez słowo „jedność”. Na pewno nigdy nie będzie tak, że będzie jedność absolutna - wszyscy będą ze wszystkimi trzymali i będzie super. To niemożliwe, bo zawsze znajdzie się ktoś, kto lubi mieszać i skłócać innych. Dlatego jedności na całej scenie hc na pewno nigdy nie będzie. Ale myślę, że z biegiem czasu zmieniliśmy podejście do tej kwestii. Na pewno nie będziemy na siłę albo na pokaz namawiać, żebyśmy wszyscy tworzyli jedną hardkorową rodzinę. Jak ktoś chce z nami trzymać a my z nim, to jest ok. A jak nie, nikt na siłę nie będzie się z nikim przyjaźnił. Szymon: Dokładnie. Czarne owce zawsze będą się pojawiać na naszej scenie i psuć to, co inni próbują budować. Często też będą wbijać nóż w plecy w najmniej spodziewanym momencie, nawet własnym znajomym. Scena zawsze będzie się dzielić na tych, którzy próbują się jednoczyć, którzy próbują coś stworzyć i na tych, którzy są na scenie zupełnie przypadkowo.
że to jest przyczyna. Gdyby ich doceniano, zaangażowanych byłoby dużo więcej. Pamiętajmy, że wspólnymi siłami można naprawdę sporo osiągnąć. Tak jak my w Złotowie, budując scenę już od paru lat. Efekty naszej pracy zaczęło być widać dopiero po jakimś czasie. Złotów jest ważnym symbolem polskiej sceny. W czym tkwi fenomen tego miejsca? Szymon: Myślę, że w ludziach, którzy tu mieszkają. To oni tworzą wspaniałą atmosferę na koncertach, przychodząc na nie tłumnie i bawiąc się naprawdę dobrze przy tej muzyce. Zresztą to widać. Kto był na koncercie w Złotowie, ten wie, o czym mówię. Ta atmosfera przyciąga nie tylko ludzi z całej Polski, ale nawet zespoły z zagranicy, które słyszały o tym miejscu. Wszystkich zawsze witamy tak samo i nikogo nie faworyzujemy! Dla nas wszyscy są równi i każdego traktujemy z należytym szacunkiem. Jak to się wszystko w waszym mieście zaczęło? Kiedy scena hc zaczęła się formować? Szymon: Hmmm... Szcze-
wszyscy byli zadowoleni. Wtedy tylko mu pomagaliśmy. Teraz sami organizujemy imprezy i pomagamy innym. Czy dzisiaj w Złotowie powstaje dużo kapel hc? Szymon: No dosyć sporo, bo i zainteresowanie jest duże. Ale jak wiadomo, przeważnie jest to słomiany zapał, więc większość zespołów rozpada się po kilku miesiącach. Nie mniej jednak, na dzień dzisiejszy gra tu sześć zespołów. Tworzą one muzykę od punk rocka do metalowych brzmień. Dla mnie najważniejsze jest to, że w ogóle grają. Czy ludzie związani ze sceną hc w Złotowie chętnie się tatuują? Widać to na ulicach miasta? Szymon: Wytatuowanych ludzi widać w Złotowie naprawdę sporo. To oznacza, że samo podejście do zjawiska zmienia się zarówno wśród młodych ludzi, którzy się tatuują, jak również wśród starszych, którzy zaczynają akceptować tatuaże. Nie kojarzą się już tylko z więzieniem i nie trzeba być kryminalistą, by je mieć. W Złotowie postało niedawno pierwsze studio tatuażu, ale z tego co wiem mają
Z jakim przekazem chcecie trafić do słuchaczy? Co jest dla was najważniejsze? Szymon: Co do naszych tekstów, to na pewno „Jedenastki” nie mają jakiejś misji do spełnienia i nie chcemy do niczego namawiać ludzi. Może to nie jest jakieś odkrywcze, ale poruszamy tematy dotyczące naszego życia. Każdy może znaleźć w nich coś dla siebie, bo z takimi samymi problemami spotyka się na co dzień. Miło jest później usłyszeć, że ktoś włącza jakiś nasz kawałek zawsze, kiedy ma problem i ta muzyka mu pomaga. Chodzi o to, żeby zawsze walczyć z przeciwnościami losu i nigdy się nie poddawać. Szymon, grasz w kapeli, organizujesz koncerty, Open Air, przegląd młodych kapel. Czy nie uważasz, że na polskiej scenie hc jest za mało takich zaangażowanych osób? Szymon: Stanowczo za mało. Brakuje osób, które potrafią zmotywować do działań siebie i innych. Ludzie nie doceniają tych, którzy próbują coś robić, nawet jeśli początkowo z mizernym skutkiem. Uważam,
rze mówiąc, nie wiem. Odkąd pamiętam, zawsze coś się tu działo. Mnie osobiście zainspirował zespół Reżim. Misiu grał tam na basie, a później stał się jednym z założycieli 1125. To on wziął na siebie tworzenie sceny w Złotowie. Pokazał nam, jak tworzyć muzykę i jak organizować koncerty, by
pojawiać się kolejne. Hc a tatuaż... Widzisz jakieś powiązania? Szymon: Nie tylko ja to widzę... Ludzie pojawiający się na naszej scenie chętnie się tatuują, co w ogóle mnie nie dziwi. Chętnie ozdabiają własne ciała z różnych przyczyn i
Z góry ustaliliśmy, że będziemy mogli zaprosić tylko osiem zespołów, bo tylko tyle mieliśmy czasu i realnych możliwości, by wszystko w miarę sprawnie przeprowadzić. Na finał z ośmiu wybranych przyjechały tylko 3 kapele? Nie uważasz, że to trochę niepoważne ze strony tych kapel, które olały sprawę? Szymon: Trochę na pewno tak, choć nie we wszystkich przypadkach. Część z tych zespołów odwołała swój przyjazd ze względów czysto osobistych. Jedna kapela miała wypadek zaraz po tym, jak wyruszyła w naszą stronę. To jestem w stanie zrozumieć, bo każdemu może się to przydarzyć. Ale nie jestem w stanie zrozumieć, kiedy zespół zna termin od dwóch miesięcy i odwołuje swój przyjazd na dzień przed koncertem, tłumacząc się brakiem urlopu. Ale nie chcę się zagłębiać w ten temat. Wierzę, że wszyscy mieli dobre chęci!
z własnymi upodobaniami. TVP Kultura planuje nakręcić o was dokument. To będzie film o 1125 czy o scenie w Złotowie? Jak wpadli na wasz trop? Szymon: TVP Kultura już od jakiegoś czasu interesuje się naszą sceną. Nagrywała już kilka dobrych, polskich zespołów, głównie ich koncerty. Tak to miało wyglądać też w naszym przypadku. Na początek chodziło głównie o nagranie materiału z koncertów, by później ewentualnie przygotować materiał filmowy. Na razie realizacja pomysłu została przesunięta na następny rok, wiec musimy jeszcze trochę poczekać. Skąd pomysł na organizację przeglądu kapel? Jaki jest cel tej imprezy? Szymon: Już od dwóch lat zastanawiałem się nad tym. Zainspirowały mnie młode, dobrze grające zespoły, które nie mają finansów, by nagrać własny materiał w studiu ani znajomości, by wydać płytę. Chcę to zmienić, choć trochę pomóc tym zespołom. W tym roku udało mi się pomóc Unity of Blood z Poznania. Nagrają
własną płytę zupełnie za free. Celem przeglądu jest głównie promowanie młodych zespołów, pokazanie ich, by nie grali tylko i wyłącznie dla siebie. Czym zwycięski zespół Unity Of Blood was zaskoczył? Czym się wyróżnił? Szymon: Mnie osobiście zaskoczyli swoim rozwojem, który obserwuję już od dobrych kilku miesięcy, determinacją i cierpliwością oraz pomysłami na muzykę. Przede wszystkim jednak zaskoczył mnie wokalista, który zrobił największe postępy. Przed przeglądem myślałem, że wygra inny zespół, ale ich występ nie pozostawił złudzeń, kto jest najlepiej przygotowany. Z 30 przysłanych nagrań wybraliście osiem najlepszych. Jakie były kryteria wyboru? Szymon: Kryteria nie były zbyt wygórowane. Przede wszystkim braliśmy pod uwagę to, czy zespół gra na przyzwoitym poziomie. Nie liczyła się jakość nagrania, bo wiemy, że te zespoły nie posiadają dobrego sprzętu. Szczerze mówiąc, wystarczyło jak zespół był zgrany.
Jak oceniasz poziom, który prezentują młode kapele hc? Szymon: Niestety, muszę stwierdzić, że poziom zespołów, które nadesłały do nas nagrania, był mocno średni. Ciężko było wybrać osiem zespołów. Nie mniej jednak wiem, że te zespoły mają w sobie duży potencjał, dużo dobrych pomysłów na tworzenie muzyki i pisanie tekstów. Choć większość z nich musi przejść jeszcze długą drogę, by to odnaleźć, by pokazać się ze swojej dobrej strony. W zeszłym roku postanowiłeś wystartować z Open Air Festiwalem... Szymon: Ten pomysł od zawsze siedział mi w głowie. Na koncerty, które robię w małym klubie, mogę zaprosić góra trzy dobre zespoły, bo ograniczają mnie finanse. Więc kiedy miasto postanowiło mnie wspomóc, od razu wiedziałem, co robić. Wiedziałem, że to ma być fest i dużo więcej zespołów, by ludzie mogli cieszyć się muzyką nie tylko przez trzy godziny. Pozwoliło mi to również zaprosić zespoły z daleka, o czym zawsze marzyłem. W finansowaniu Open Airu pomaga ci miasto, które również włącza imprezę w obchody ekologicznego festiwalu. W Piasecznie również pomagają organizato-
rom władze miasta. W Krakowie np. nie ma co liczyć na taki gest miasta. Jak myślisz, skąd się to bierze, że tego typu inicjatywy są doceniane przez władze małych miasteczek, a ignorowane przez metropolie, typu Kraków czy Warszawa? Szymon: Myślę, że w mniejszych miejscowościach władze miasta mogą dostrzec ludzi, którzy od kilku lat starają się rozwijać własne ambicje, właśnie poprzez organizowanie mniejszych koncertów. Władze większych metropolii tego nie widzą, bo jest tam dużo więcej imprez, niekoniecznie powiązanych z naszą sceną. Ja kilka lat musiałem chodzić do naszego urzędu miasta i prosić o jakąkolwiek pomoc. Zawsze byłem odsyłany z kwitkiem, aż w końcu ktoś zauważył moją działalność, mój upór i determinację. Widzieli, że doskonale sobie radzę nawet bez ich pomocy. Jak oceniasz tegoroczny Open Air w porównaniu do pierwszej edycji imprezy? Szymon: Tegoroczny OEF był o niebo lepszy od poprzedniego. Przede wszystkim mieliśmy do dyspozycji lepsze nagłośnienie. Udało nam się także zdobyć więcej funduszy od prywatnych sponsorów, co zaprocentowało profesjonalnym przygotowaniem zaplecza tej imprezy, a także pozwoliło ściągnąć kilka zagranicznych zespołów. Myślę, że jeżeli chodzi o przygotowanie tego festu, w tym roku postawiliśmy sobie poprzeczkę dużo wyżej. Mam nadzieję, że taka tendencja będzie nam towarzyszyć przy następnych edycjach. Chcemy się rozwijać i realizować własne marzenia, a te wiążą się z zaproszeniem dużo większej ilości zespołów z zagranicy, nie zapominając oczywiście o naszych rodzimych, też dobrze grających bandach. Jak będzie wyglądał Open Air w kolejnych latach? Szymon: Nie ochłonąłem jeszcze po tegorocznej edycji, ale mam już kilka pomysłów na przyszły rok. Oczywiście nie zdradzę ich tak prędko, bo wszystko będzie zależało od naszych predyspozycji finansowych i od ilości ludzi, którzy będą chcieli nam w tym pomoc. Tekst i wywiad: Katarzyna Ponikowska
TATTOOFEST 51
Lowbrow czy pop surrealizm? Greg: Właściwie to nie lubię żadnego z tych określeń, ale gdybym miał wybierać, skłaniałbym się raczej do pop surrealizmu. Może dlatego, że teraz wiele różnorodnych stylów zostało wpisanych w ten ruch. Ale dlaczego by nie nazwać tego wszystkiego „blood of the unicorn”? Też by mi to odpowiadało. Jak zaczynałeś? - Rysowałem, odkąd pamiętam i zawsze były to dziwolągi i potwory. W 1993 roku zaTATTOOFEST 54
cząłem używać farb do swojej pracy, która znacznie się jednak różniła od tego, co robię teraz. Używałem spray’u, a moim płótnem były mury. Farbami akrylowymi zacząłem malować w 2000 roku i robię to do tej pory. To zdecydowanie moje ulubione medium.
Co powoduje, że nadal robisz to, co robisz? - Obsesyjnie to uwielbiam. No i w końcu mam możliwość dać ujście różnym dziwnym pomysłom, które siedzą w mojej głowie. Jakie są twoje największe inspiracje w życiu? - Bóg, rodzina, przyjaciele, natura i sztuka.
Jakie są twoje największe inspiracje w sztuce? - Inspiruje mnie sama potrzeba tworzenia. Natchnienia szukam w muzeach w dziełach starych mistrzów. Ale chyba największym impulsem są dla mnie albumy ze zwierzętami, ilustracje natury i ona sama.
Etapy twojej pracy. Przygotowujesz się do szkicu przez dłuższy czas czy nagle przychodzi wena, siadasz i rysujesz godzinami? - Te poszczególne etapy pracy często się zmieniają. Czasami siedzę i rysuję wiele godzin. Potem odkładam taki zarys i wracam do niego po dłuższym czasie. Czasem idealny szkic po prostu sam wychodzi. Pracuję też od razu z płótnem. Robię surowy zarys i sprawdzam, gdzie mnie on doprowadzi. Zawsze mam ze sobą mój sketchbook. Przeglądam go w poszukiwaniu starych pomysłów, które mogą zasilić nowe prace. Charakter prac jest prowokacyjny czy bardziej rozrywkowy? - Są i takie prace, i takie. Każdy obraz wpisuje się w jakąś figurę, ma swoją charakterystykę. Co jest najbardziej koszmarną częścią twojej pracy? - Wysyłanie obrazów do różnych miejsc w niemal całym kraju. Nic nie przeraża mnie bardziej niż wysyłanie wszystkich prac, nad którymi spędzi-
łem tyle czasu, ciężarówką po zakończeniu wystawy czy pokazu. Muszę wierzyć, że kierowca dostarczy je cało w wyznaczone miejsce. Jestem pewien, że kiedyś dostanę od tego wrzodów… Najbardziej mroczna i zła postać, jaką stworzyłeś? - To z pewnością Pan Crisp, czyli potrafiący każdego zmanipulować goblin, który wyglądem przypomina trochę elfa. To on jest odpowiedzialny za porwanie Winter, postać odwzorowującą moją dziewczynę. Konwencja tatuażu czy spotkanie miłośników komiksów? - Właśnie wróciłem z imprezy Comic Con, jednej z największych międzynarodowych imprez dotyczących komiksów, która odbyła się w San Diego. Świetnie się bawiłem, ale wolę jednak odwiedzać konwencje tatuażu. Ważnym atutem tych imprez jest to, że kilkoro moich najlepszych przyjaciół też zajmuje się tatuażem i mamy okazję się spotkać. Ja natomiast mam możliwość zrobić kolejny tatuaż. 55
Kto zajmuje się przyozdabianiem twojego ciała? - Kilka osób… Od najstarszych tatuaży do najświeższych: Luis Gonzalez, Ian Cherry, Nick Rodin, Sparky, Mark Landis, Matt Shamah, Rich Cahill, Joel Bones, Joe Capobianco, Adam Hathorn, Jeffery Page i Mike Giant. Teraz trzymam miejsce i czekam na tatuaż od mojego bliskiego przyjaciela Gunnara, który także rysuje. Masz ulubiony styl w tatuażu? - Raczej nie. Podobają mi się prace w różnych stylach i nigdy nie chciałbym zawężać tych możliwości. Przygotowałeś zestaw flashy, które można kupić. Często ludzie proszą cię o narysowanie wzoru specjalnie dla nich? Czy może masz już cały folder zdjęć od ludzi, którzy wykorzystali twoje prace jako inspiracje do tatuażu? - Dawno temu rysowałem customowe wzory, ale to zajęcie pochłaniało dużo czasu. To było nie do pogodzenia z harmonogramem prac
nad obrazami. Najczęściej sugeruję ludziom, żeby wybrali coś z mojej strony. Zestaw flashy mogą też znaleźć na stronie pulseflash.com. Ulubiona postać z bajki lub komiksu… - Ciężkie pytanie… Jest ich zbyt wiele. Ale jeśli już miałbym wskazać, to zdecydowanie rządzi Batman, Danger Mouse, Flash, bohaterowie The Green Lantern, Kaczor Donald czy Milo z Phantom Tollbooth. Ola
www.imscared.com www.myspace.com/craola
TATTOOFEST 56
TATTOOFEST 57
TATTOOFEST 58
TATTOOFEST 59
KUDI chicks
60
TATTOOFEST 61
KUDI chicks
Arizona znajduje się w bezpośrednim sąsiedztwie Kalifornii i Utah. Czy bliżej Arizonie do Kalifornii z jej wolnością, kulturą samochodową, punk rockiem i surferami, czy do konserwatywnego stanu Utah, który licznie zamieszkują Mormoni? - Według mnie Arizona to taka bardziej gorąca i mniej zielona Kalifornia. Jest tutaj bardzo dużo ludzi kochających pin-upowe klimaty i związanych z kulturą hot rod. Nie potrzeba dużo czasu, by poznać tych ludzi, zaprzyjaźnić się z nimi. Są o wiele bardziej otwarci niż ci w Kalifornii. Ostatnio dołączyłam do Az Pinup Girls (www.myspace.com/ arizonapinupgirl) - projektu i strony internetowej prowadzonej przez grupę dziewczyn z Arizony, której zadaniem jest promowanie alternatywnych modelek. Mamy nadzieję, że w przyszłym roku wypuścimy kalendarz pełen pięknych dziewczyn. Opowiedz o twojej największej pasji. Jak to się zaczęło? - W tym momencie moją największą pasją jest modeling. Ale nie zapominam też o artystycznym makijażu. Wcześniej, w Anglii, po tym jak skończyłam szkołę, kształciłam się w tym kierunku. Koncentrując się na tym zajęciu, zostałam zauważona przez pewnego fotografa w fetyszowym klubie i tak znalazłam się po drugiej stronie obiektywu. Od tego czasu miałam kilka świetnych propozycji od różnych stron internetowych czy firm odzieżowych. Najbardziej lubię w tej pracy możliwość poznawania nowych, niezwykle kreatywnych ludzi. Jak na razie zajęcie to pochłania mnie bez reszty, ale w najbliższym czasie mam nadzieję wrócić do makijażu. Co jest największą inspiracją do kontynuowania tego, co robisz? - Czerpię inspiracje ze wszystkiego, co mnie otacza. Co dzień widzę też wspaniałe modelki. Uwielbiam pracować z nowymi fotografami, którzy używają różnych technik czy mają inny system pracy z modelkami. Podziwiam Sabinę Kelly i Annę Lindfield. To, że pojawiają się w bardziej komercyjnych magazynach jak FHM (tak, magazyn dla panów), jest naprawdę czymś wielkim dla alternatywnych modelek takich jak ja. Jak wygląda Twoje życie codzienne, a jak imprezujesz? - W Anglii byłam bardzo zaangażowana w DJing i promocje różnych klubów oraz modeling. Sporo też podróżowałam. Tutaj,
TATTOOFEST 62
w Stanach wiele rzeczy musiałam zaczynać od nowa. W tym momencie koncentruję się na mojej rodzinie i karierze. Jestem szczęśliwa mężatką, więc imprezowanie nie jest dla mnie już takie ważne. Lubię od czasu do czasu powłóczyć się ze znajomymi po barach czy wybrać się na jakiś koncert. Jest to dla mnie jednak taka sama przyjemność jak spędzenie wieczoru z moim mężem, siedząc w kapciach przed telewizorem. Opowiedz o swoich tatuażach. - Zaczęłam się tatuować w wieku 18 lat, kiedy zaczęłam pracę jako recepcjonistka i piercerka w studiu Modern Body Art w Birmingham w Anglii. Wtedy Jo Harrison zaczęła tatuować mi plecy. Potem moja dobra znajoma Dawnii, która teraz ma swoje studio Painted Lady Tattoo w Birmingham, wytatuowała moją nogę i klatkę piersiową. Ramię w halloweenowe motywy wykonała Julie z Lucky 13 Tattoo z Leicester. Prawą rękę tatuowali Leah Moule, Steve Byrne, Tiny Miss Becca, Julie i Jamie Ruth, a kostki - Steve Byrne. Ostatnio, podczas konwencji w Las Vegas, J Ranno z All or Nothing wytatuował mi dłoń. Dość często ludzie pytają mnie, kto wykonał moje tatuaże. Czasem opowiedzenie o tym zajmuje dość dużo czasu. Wierzę, że kolekcjonowanie tych małych dzieł sztuki od różnych artystów, jest znacznie ciekawsze niż tatuowanie się u jednej osoby. To tak, jakby mieć w domu obrazy tylko jednego artysty i ignorować te wszystkie wspaniałe dzieła, jakimi można udekorować dom. Dodatkowo, tatuowanie się u różnych artystów jest świetną okazją, by podróżować i poznawać nowych ludzi. Jest jakiś styl w tatuażu, który preferujesz? - Jestem zdecydowanie tradycjonalistką! Taki styl przyciąga mnie najbardziej. Kiedy byłam młodsza, najbardziej podobały mi się jaskrawe, żywe kolory. Teraz moje oko bardziej przyciągają prace z ciemniejszymi kolorami i mocnym konturem. W Stanach pracuje wielu świetnych realistów, ale ja chyba pozostanę przy traditionalu. Moja lewa ręka jest świetnym przykładem tego, co lubię najbardziej: jasne kolory oraz gruby kontur kwiatów i pięknych dziewczyn. Masz jakiegoś ulubionego tatuatora albo takiego, u którego bardzo chciałabyś się wytatuować? - Uwielbiam prace mojej przyjaciółki Dawnii i nie mogę znieść tego, że teraz jestem tak daleko od niej. Mam nadzieję, że przyje-
KUDI chicks
dzie kiedyś do Stanów albo że będę się mogła jeszcze u niej tatuować, kiedy będę w Anglii. Poza tym chciałabym spotkać się na sesji z Amandą Toy i Uncle Allanem. Mam nadzieję, że wkrótce będę mogła się do nich wybrać. W Stanach chcę umówić się jeszcze z J Ranno. Uwielbiam jego prace, a do tego to bardzo miły gość. Zdecydowanie plany są konkretne…
Ola
TATTOOFEST 63
wwwww. plpl wt.taatttotooaorat.rt. Nadszedł czas na dalsze prezentacje z cyklu Tattooartowej Rodziny. W tym numerze chciałbym przybliżyć Wam postać
Bartka Panasa pracującego
w warszawskim studiu Gulestus. Człeka tyleż skromnego, co zdolnego, którego możemy już od jakiegoś czasu gościć w tattooartowej galerii i obserwować jego rozwój.
Od kiedy trwa u ciebie fascynacja tatuażem i jak się ta “choroba” zaczęła? Bartek: Kiedy zaczęła się fascynacja tatuażem? Hmmm... Ciężko powiedzieć. Pamiętam, że jako 13-latek marzyłem o innym życiu. Jak to dzieciak wchodzący w okres buntu. Marzy się wtedy o skórze, długich włosach, motorze, pustej autostradzie w Arizonie o zachodzie słońca, do tego koniecznie o zespole metalowym, w którym by się grało i nieodzownie o tatuażu gdzieś tam majaczącym na ramieniu. W kolejnych latach mojego dorastania spełniałem każde z tych marzeń (może poza Arizoną). Na pierwszy tatuaż przyszło mi dość długo czekać. W momencie gdy usiadłem pod igłę, miałem chyba z 19 lat i kończyłem właśnie liceum. Rok zajęło mi znalezienie odpowiedniego studia i pobieżne
TATTOOFEST 64
zweryfikowanie ich możliwości i sterylności (po tej weryfikacji większość wykluczałem). W tamtym momencie życia nie miałem zielonego pojęcia, co chciałbym mieć na skórze. Miał to być po prostu tatuaż! Gdy miałem kończony pierwszy wzór na ramieniu, już wiedziałem, że to za mało i będą kolejne! A czy jest to choroba? Wydaje mi się, że to jest styl życia. Gdy pierwszy raz przekroczy się tę magiczną barierę malowania skóry, inaczej się już na to patrzy. Granica akceptowalności ilościowej wzorów na własnym ciele zmienia się za każdym razem, gdy robi się kolejny i kolejny, i kolejny. Mówi się, że narkotyk w tuszu szybko działa. Ale chodzi raczej o to, że z czasem czysta skóra staje się taka… nudna i pusta. Trzeba więc ją uatrakcyjnić i “uciekawić”.
Pierwsze fascynacje w twojej pracy tatuatorskiej? Zdradź nam kto i dlaczego? - Zacząłem tatuować na początku 2005 roku. Trzy i pół roku to stosunkowo mało czasu w tym temacie, ale ambicjonalnie prę do przodu. Pytanie o fascynacje jest koszmarnie trudne. Ponieważ nie ukończyłem żadnej szkoły plastycznej, wiedzę miałem taką, jaką sam zdobyłem, czyli nijaką (Beksiński, Starowieyski, Malczewski, Dali, Frazetta itp). Z tatuażem było podobnie. Znaleźć tych wszystkich wyjadaczy, których warto oglądać, zajmuje dramatycznie dużo czasu i po prostu trzeba w tym siedzieć! Znałem wtedy same podstawy: Paul Booth - pierwszy prawdziwy mrok, jaki poznałem (oglądając jego stronę, pierwszy raz zetknąłem się z kompozycjami płynnymi na całe rękawy,
nnee ww ss plecy czy boki), Filip Leu i jego niesamowite orienty, podobnie jak Tin-Tin oraz Guy Atchinson - te kolory, światło, skomplikowanie, kompozycja i forma. W tamtym czasie jedyny kolor, jaki do mnie trafiał i budził respekt. I oczywiście Robert Hernandez, którego sztuce (przez duże S) jestem wierny po dziś dzień i będę jej wierny stale! Z pracami tych tatuatorów wirowałem wtedy często - raz bliżej, raz dalej. Choć wzory te były wtedy dla mnie
wysoce za skomplikowane. Teraz jest trochę inaczej. Już nie chcę kopiować bądź “podrasowywać” tych prac po swojemu. Chcę i próbuję płynąć własnym nurtem. Niestety wpływów stylistycznych ciężko jest się wyzbyć. Często widzę w swoich pracach olbrzymią dozę “hernandeizmów” czy też “borysyzmów”. To mocno męczy. Nagle okazuje się, że konstruktywizm nie jest tak ciekawy, gdy spod ręki w kółko mimowolnie wychodzi ci kreska podobna stylistycznie do twojego maestro. A nie chodzi przecież o to, by płynąć tym samym nurtem co inni już płynęli, tylko stworzyć swój własny styl. Teraz pod względem inspiracji jest inaczej. Nie umiem już wymienić, z jak dużej ilości prac malarskich, rysunkowych czy tatuatorskich korzystam. Natchnienie jest wszędzie: w muzyce, przyrodzie, filmie, fotografii - w każdym dziale sztuki. Na pewno jednak nie samym tatuażem żyjesz. Co jeszcze cię pociąga? Masz zamiar zaangażować się w coś jeszcze?
- Moją największą zajawką są motory i muzyka. Czasami dla nocnej, szybkiej przejażdżki po Warszawie jestem w stanie zarwać całą noc. To jest ten moment, kiedy jesteś tylko ty i maszyna. Ale ty pewnie chcesz usłyszeć, że kocham wszelkie odłamy sztuki… Poniekąd tak jest. Nie wszystkie rozumiem, za to uwielbiam rysować, malować akwarelą, olejem, czasami pastelą. Przeważnie jestem jednak za bardzo zmęczony, by po całym dniu pracy rysować i robić to z finezją i polotem. Wtedy przeważnie nie mam już “mózgu”. Zostaje mi więc motor. A tak na serio, chciałbym mieć po równo
mną wciąż koszmarnie daleka droga, ale przynajmniej wiem, że motywacji mi nie zabraknie! To jest mój cel. A co do wyższości cieniowanego czy kolorowego tatuażu - nie mam takiej gradacji. Wiem, że odbiorcę można zamordować i efektownością pracy cieniowanej, i kolorem. Wszystko zależy od tego, jak dobrą koncepcję ma się na przedstawienie czegoś w danej stylistyce. Nie umiem wybrać. Mam różne okresy: raz preferuję kolor, raz tylko cieniowanie, raz na przemian. Obydwa rozwiązania są niesamowite i obydwa wymagają gigantycznej atencji.
upowszechnianie i niestety również komercjalizację całego zjawiska. Są plusy i minusy całokształtu i cieżko to ująć w paru zdaniach. Tatuaż w Polsce na pewno dostał mocnego rozpędu. Pojawia się coraz wiecej nazwisk, w różnych stylistykach, które zyskują uznanie tłumu. Jako studia mamy przyszłość bardziej na zasadzie atelier artystycznego niż komercyjnych studiów tribalkowych. I chyba w tym kierunku powinniśmy iść. Czy to jest moda? Boże, uchowaj! Jest to po prostu zjawisko coraz bardziej przyswajalne przez większość. Powoli mijają czasy skostnienia umysłowego na-
czasu na rysunek i malarstwo oraz na tatuaż. Bez rozwijania warsztatu plastycznego na kartce czy płótnie nie osiągnie się najwyższego poziomu prac na skórze, nawet po setkach godzin pracy. Za namową chłopaków z Art Line planuję rozpocząć romansik z graffiti. Może nawet już niedługo. Natomiast co do rzeczy, jakie chciałbym robić poza tatuowaniem, to nie starczyło by godzin, by o tym opowiedzieć. Ale jestem jeszcze młody i mam nadzieję, że zdążę ze wszystkim.
Co możesz powiedzieć ludziom, którzy dopiero zaczynają przygodę z tatuażem? Jakiej rady im udzielisz? - Rada dla tych, co chcą się tatuować oraz dla tych, którzy tatuują innych: szukajcie w tym sztuki! Nie kopiujcie głupio tatuaży już istniejących. Nie jesteście kserokopiarkami. Poświęćcie wystarczająco dużo czasu, by znaleźć właściwy wzór (przeważnie tatuatorzy sami chętnie coś dla was zaprojektują) i tyle samo czasu oddajcie poszukiwaniu właściwego studia i tattooartysty. To nie jest w końcu manufaktura. Musicie rozumieć się z tatuatorem i mu ufać. To są warunki pozwalające tworzyć w odprężeniu piękne tatuaże. Wszystkim życzę wytrwałości.
szego narodu, co cieszy mnie niezmiernie. Ale “moda” jest stwierdzeniem, jakiego nigdy nie chciałbym użyć w odniesieniu do tatuażu.
Co bardziej do ciebie przemawia: kolor czy tatuaż cieniowany? - Lata temu zetknąłem się ze znaną pracą Borisa - portretem Boba Marleya w kolorach flagi rasta padających na jego twarz. Praca mnie zabiła. Padłem i w konwulsyjnych wstrząsach rzucało mną po ziemi. Od tego momentu wiedziałem - kolorowa realistyka jest siłą dewastującą wszelkie pokłady zmysłów! Wtedy zacząłem układać wszystko tak, bym mógł do takich możliwości dojść. Przede
Jak zapatrujesz się na zjawisko tatuażu w Polsce? Czy ostatnie zainteresowanie tatuażem to moda? - Aktualnie panuje dobra atmosfera w całym klimacie body mod’u. Młodzi ludzie zaczynają dochodzić do głosu. Tolerancja ogółu wzrasta poprzez
Udzielasz się na Tattooart.pl, pokazujesz prace. Co sądzisz o takim serwisie? Czy już czas, aby zrobić z tego portal o tatuażu portal o stylu życia? - To jest fantastyczny projekt. Daje stały wgląd w to, co dzieje się u kolegów po fachu. Zaszczepia zdrową rywalizację i dzięki komentującym daje dobry pogląd na własne prace. Sądzę, że dobrze było by zrobić go z większym rozmachem i trafić do jeszcze większego grona odbiorców, np. do innych krajów. Koniecznie należałoby zmienić szatę graficzną całego portalu, o czym zresztą sam wiesz. A co do rozszerzania horyzontów - w 100% jestem za! Przydałoby się zrobić z tego portalu takie polskie okienko na świat. Rozmawiał Bastard
TATTOOFEST 65
TATTOOFEST 66
TATTOOFEST 67
TATTOOFEST 68
TATTOOFEST 69
TATTOOFEST 70
Anabi, ANABI-TATTOO, Szczecin
SKULLMASTER, Wrocław
SKULLMASTER, Wrocław
Anabi, ANABI-TATTOO, Szczecin
TATTOOFEST 71
Agrypa, TATTOO KULT, Krak贸w
Daveee, TATTOO KULT, Krak贸w
Daveee, TATTOO KULT, Krak贸w
Danteizmy
BĄ K I
danteizmy
J
esteśmy już po sezonie „pokaż swoją dziarę, komu tylko możesz”. Jeśli nie całkiem, to blisko finiszu. Ostatnie cztery lata to zdecydowana poprawa jakości prac, mimo iż ilościowo nadal królują tzw. takie se. To zdecydowanie świadczy o większej świadomości wśród naszego społeczeństwa. Ludzie zaczynają rozumieć, że to co tanie, nie zawsze jest dobre. Czasem, gdy ktoś jest na bieżąco w temacie tatuaży, jest w stanie określić, jakie studio wykonało daną pracę. Doszliśmy nareszcie do specjalizacji, a nie papki składającej się z mielonych smoków i lwów skrzyżowanych z padalcem. Czy to dobre? Własny styl to bardzo śliski temat i często rozumiany bardzo szeroko przez niezwykle wąskie umysły. Co jest stylem, a co ograniczaniem się? Nie można zapominać, że tatuowanie to w pewnym stopniu praca odtwórcza. Tatuażysta nie zawsze i nie w pełni rządzi tematem pracy. Nosiciel często też chce mieć coś do powiedzenia, jak będzie wyglądać jego ramię. Zwykle nie ma racji i koncepcji, ale pół punktu za starania. Jeszcze nie ma tu zasady jak u mechanika samochodowego, że stawka wzrasta o 200 procent, gdy klient chce pomagać i twierdzi, że wie lepiej. Kto siedzi w temacie tatuażu i śledzi rozwój polskich salonów, będzie wiedział, że do Krakowa udamy się po coś innego niż do Zielonej Góry, Rybnik zaprezentuje coś odmiennego, a Szczecin jeszcze inaczej „wykona” taką pracę. Nie wymieniam z nazwy, bo nie chcę, aby ktoś poczuł się urażony. Kto ma wiedzieć, ten wie. Mówię tutaj o czołówce, która w charakterystyczny sposób zaznaczyła swoją odrębność. Jeżdżąc z tym samym wzorem lwa po studiach z wymienionych miast, motyw za każdym razem będzie wyglądał inaczej. Inna „kreska”, inne ujęcie tej pracy. Mimo wszystko, jadąc do tych najlepszych, możemy spodziewać się, że lew nie będzie wykonany tylko tak, jak tatmajster umiał, lecz będziemy mieli możliwość wyboru. Czy będzie realistyczny, komiksowy, czy potraktowany po „malarsku”. Inaczej mówiąc: gdybym powiedział tatuatorowi, że chcę na sobie farmera w słomkowym kapeluszu i usłyszałbym, a w jakim stylu/jaką techniką ma być zrobiony, wiedziałbym, że jestem w domu. Oznacza to, że dla takiego artysty warsztat to nie tylko miejsce z popsutym samochodem. Na dodatek, wybierając jedną z technik, w jakiej będzie wykonany tatuaż, otrzymuję jeszcze charakterystyczny dla danego artysty sposób wykonania wzoru. Onirystyczne rozmycia, zanikający kontur z wyszczególnieniem pierwszego planu czy ostrą, charakterystyczną dla roboczego szkicu kreskę. Wiem w zasadzie, za co zapłaciłem. TATTOOFEST 72
przy torcie Z
upełnie inaczej postrzegam twórców zamykających się w jednym nurcie tatuażu. Ograniczenie takie zawsze niesie za sobą pewne zubożenie zakresu tematycznego. Niby można w danym stylu wykonać taką samą pracę, ale co, jeśli klient chce inaczej? Wywalić za drzwi i niech sobie jedzie tam, gdzie mu tak zrobią… Pewnie, że można! Wolny kraj i każdy ma prawo wyboru. Tylko czy przypadkiem owy profesjonalizm, który wszyscy tak wychwalamy, nie dostaje w takiej sytuacji po dupie? Duże znaczenie ma też tutaj uzasadnienie takiej decyzji. „Nie wykonam, bo wiem, że to, co chcesz, to nie mój konik i tam zrobią to lepiej” czy „wypchaj się sianem, ja jestem ARTYSTA i ja decyduję, co robię, a czego nie”. Cóż, pierwszy przykład, choć racjonalny, lekko podważa mniemania o zdolnościach danego twórcy, ale zdecydowanie podnosi jego profesjonalizm i w oczach klienta, przedstawia się jako fachowiec, który doskonale rozumie swoją dziedzinę sztuki. Drugie zachowanie to puszczanie głośnych bąków na bankiecie. Gdy odmawia się wykonania tatuażu w określony przez klienta sposób, to nic innego jak puszenie się i kreowanie na znawcę tatuażu wszelakiego… Pudrowana świnka zamiast zwykłego „nie potrafię”. Raz wykreowany wizerunek może runąć jak domek z kart przez jedną, słabiuteńką pracę (coś o tym wiem).
M
imo wszystko większa większość z nas trafia do fabryk tatuażu, gdzie nie liczy się nurt i odrębność stylistyczna tatuażysty, a jedynie szybkość pracy i paragon. Nie mam nic przeciwko temu. Potrzebne jest tło, aby móc się z niego wybijać. Studia uniwersalne, przez bardziej upartych nazywane nijakimi, potrzebne są dla przeciętnego Kowalskiego. Uświadomiona i zainteresowana tatuażem część ludności Ciemnogrodu to zaledwie jakieś 5%. Jeśli prace, które tam powstają, są zrobione czysto i jak to można określić „ładnie”, jestem za i popieram istnienie takich miejsc. Powinno istnieć prawo wyboru pomiędzy artystami, którzy wybrali drogę indywidualizacji swoich prac, a faktorią, gdzie każdy styl będzie perfekcyjnie skopiowany. Takie studia od wielu lat z powodzeniem istnieją gdzieś pod powierzchnią, mają się dobrze i za nic nie chcą widzieć się w gazetach, a konwencje według nich to
złooo. Co do konwencji, to raczej strach przed zdaniem sobie sprawy, jak bardzo jest się do tyłu i gdzie zostało nasze 30 metrów kwadratowych, a dokąd zmierza czołówka i cały polski tatuaż.
G
dzieś pod najniższą warstwą tego całego tortu, jeszcze pod serwetką grasują typy, które doskonale opanowały mimetyzm i upodabniają się do warstwy średniej. Zabijają dobrą opinię fabryk tatuażu i niszczą to, co mimo wszystko uważam za potrzebne. Wisienki i ostatniej warstwy nie ruszą, bo nie są w stanie zniszczyć ich opinii, ale wgryzają się mocno w sceny miejscowe. Mówiąc bez metafor, to zwyczajne papudroki, które otworzyły swój przybytek wierząc, że ciemny i głupi lud wszystko kupi. Przez to nie chcemy iść po tatuaż w miejsce, o którym się nie pisze, bo tam pewnie też coś spartolą. Nie żal mi takich dinozaurów, które unikają rozwoju i są żywą skamieliną. Troszkę jednak żałuję, że to w pewnym sensie ogranicza dostęp do tatuażu. Hamuje też rozwój tych dobrych domowych grzebków. Nie pozwala im przeskoczyć na praktykę do jakiegoś studyjka, z którego mogli by migrować dalej, bo w kasie pustki i na nowego pracownika pieniędzy nie ma. Zapaści wielkiej na rynku nie będzie. Wszystko będzie się jakoś tam dalej kręcić, ale mogło by się nieco szybciej obracać. My, jako złe, ekspansywne „krakowskie lobby” (zostaliśmy tak pieszczotliwie określeni przez jednego fachowca od agrotatuażu) nadal będziemy starali się wszędzie wtrącać i mieszać. Właśnie zwalczając takich podszytych strachem zmiennokształtnych, pomagamy wybijać się młodym, a nie promujemy jedynie elitę. Pozorna Republika Kolesiów to szansa na rozwój wszystkich. Nie byłoby przecież czołówki bez całej reszty.
J
ak zwykle nasza skrzynka nie jest zapchana i ciągle czekamy na Wasze sugestie dotyczące dalszego kształtu pisma. Ja szczególnie czekam albo na opierdziel, albo pochwały. I jedno, i drugie mile widziane. Jeśli będziecie milczeć, kolejny „TattooFest” ukaże się z kredkami i hasłem: „Tym razem tatuaże narysujcie sobie sami!”. Nie żartuję! Koniec kartkowania… Dante justyn_1@tlen.pl
Wrzesień 5-7 - 2nd Annual Castellon Tattoo Convention, Castellon, Hiszpania www.castellontattooconvention.com
6-7 - 3. Tattoo Convention Basel, Basel, Szwajcaria www.mc-maniacs-bs.ch/pages/ indexpag.html
5–7 - 4. Intern. Tattoo Convention Reutlingen, Niemcy www.tattooconvention-reutlingen.de
13 – Tattoo Sesion Silesia, Opava, Czechy NEW! www.tattoosession-silesia.com
12-13 - 1st Philippine International Tattoo and Art Expo, Pasay City, Filipiny www.philippinetatooconvention.com
12-14 - 6th Art Tattoo Montreal, Kanada www.prosproduction.com
Październik 3-4 - The 4th Annual Lviv International Tattoo Convention, Ukraina www.gipertattoo.lviv.ua
3-5 – Barcelona Tattoo Convention, Hiszpania www.barcelonatattooconvention.com
4-5 - 2. Europäische TattooExpo, Zwickau, Niemcy www.tattooexpo-zwickau.de
4-5 - 8. Int. Tattoo-Convention St. Gallen, Gossau, Szwajcaria www.tattoo-convention-sg.ch
18-19 - 2nd Annual Evian tattoo show, Francja
20–21 – 6. Zwickauer Tattoo, Piercing & Bike Show, Niemcy www.tattoo-zwickau.de
20-21 - Tattoo-Convention Hannover, Niemcy 26–28 - IV Edition of the London Tattoo Convention, Wlk. Brytania www.thelondontattooconvention.com
27-28 - Assen 3rd International Tattoo Convention, Holandia www.tattooconventieassen.nl
27-28 - 6. Intern. Eastside Tattooconvention, Cottbus, Niemcy www.eastside-tat2.de
www.Tattoo-Fantastica-Event.de
1-2 - Florence tattoo Convention, Florencja, Włochy www.florencetattooconvention.com
1-2 - California Heat Tattoo Show, Oakland, USA NEW! www.californiaheattattooshow.com
www.eviantattoo.com
1-2 - 7. Int. Tattoo Convention Kiel, Niemcy
23-26 - Dragon Edong 2nd Saipan International Tatu & Arts Fe-
1-2 – 5. Auflage der neuen Wien Convention, Austria
stival, Płn. Mariany www.saipantatufest.com
31-2.11 – 3rd International Tattoo Convention, Lima, Peru NEW!
13-14 - International www.tattooexpolima.net Tattoo-Convention Offenbach, Niemcy 31-2.11 - 16th annual 12-14 - 14th International Tattoo VooDoo Expo, Nowy Orlean, Guadalajara Tattoo Convention, Meksyk www.sammytattoo.com
Listopad 1-2 - Tattoo Fantastica Heidelberg, Niemcy
Usa, NEW! www.tattoovoodooexpo.com
www.bunteskiel.de
www.tattooconvention.at
6-9 - 4. Tattoonesia Tatau I, Tahiti, Polinezja Francuska www.tattoonesia.blogspot.com
8-9 - X Szczeciński Festiwal Tatuażu, Polska NEW! www.tattoo.szczecin.pl
29 – 1. Giemgener Rockin’Ink Saar, Giengen, Niemcy NEW! www.tattooexpo.cssupoh.de
29-30 - 9. Intern. Tattoo-Convention Liechtenstein, Vaduz, Lichtenstein www.tattoo81.li
29-30 – SkinArt Tattoo Expo, Mechelen, Belgia NEW! www.SkinArtExpo.be
Grudzień 5-7 - 18 International Berlin Tattoo Convention, Niemcy www.tattoo-convention.de
6-7 - Europe Tattoo Convention Lyon, France.
www.lyontattooconvention.free.fr
TATTOOFEST 73
TATTOOFEST 75