INDEKS 233021
ISSN 1897-3655
CENA: 13zł w tym 8%VAT NR 52/08/2011 SIERPIEŃ
56
50
28
18
8
34
WA N
REDA K Aleksa TOR NAC ZE ndra S koczyla LNA: s
WYDAWCA: FHU Koalicja, ul. Szpitalna 20-22/s4, 31-024 Kraków
66
Jonathan Montalvo - Porządne portfolio Jason Stephan i jego macki Sommer Tattoo Festival Berlin po raz pierwszy Inspiracje - Christopher Conn Askew J-P Wikman - wersja druga Kolory Randy’ego Michael Toth - Amerykański sen Kudi chick- Jessica König Street Team - Jakub Nowicki Ciekawe/Nadesłane
st.eu attoofe www.t t@gmail.com s tattoofe
Redak nieza cja nie zw r m a redag ówionych, ca materiałó owania zastrz w eg in n a ie a s d o o e d zamie powiada z słanych tek bie prawo a s stów z c z o nych r treść eklam .
CO
IE RE GR DA AF Rad KC IC J o ZN Kry sław A: styn Bła E: szc aS As zym zyńs ia ki czy k
24
Cory Norris - Tatuaże i obrazy
ISSN 1897-3655
RA
Andrzej Leńczuk - Wywiad miesiąca
Max : Intro .com.pl DRUK ax ntrom www.i A: AM KL I RE com NG ail. ETI @gm t RK MA oofes : Y tatt rg IC et), : N to be .n f o ren W ö A O a, k N C g za D K ut A a s R ), R .ja Ł A r tm OK Ha ŁP pl w . Ó art. (ww f ot SP a. k W fal sza LI (3 a A k zJ ST are as D uk Ł
OP
Od redakcji, newsy
polski
40
6 8 18 24 28 34 40 44 50 56 62 66 70
magazyn dla ludzi kochających tatuże
44
62
polski magazyn dla ludzi kochających tatuaże
W
L
ipiec nie był dla nas łaskawy. Sporo rzucało żabami, więc niektórzy jak np. nasza Naczelna postanowili spędzić urlop gdzieś, gdzie żab nie będzie. (Za to, jak się właśnie dowiedziałam, było stado wiewiórek, takich z paskiem na grzbiecie, wiecie, jak Chip i Dale!) Tym samym na placu boju zostałam sama i pewnie byłoby niezwykle trudno, gdyby nie wsparcie byłego redaktora Bama, który za obiad jest w stanie zrobić wiele. Dziękuję ;) Ostatnio borykamy się w redakcji z pewnym problemem, a mianowicie nic nam się nie podoba. Wiem, brzmi strasznie. To jak z wąchaniem perfum. Próbujesz znaleźć te, które najbardziej ci odpowiadają, ale gdy bierzesz do ręki dwudziestą próbkę to już nic nie czujesz, bo wszystko pachnie tak samo… Moje kryteria wybierania artystów do magazynu, chcąc nie chcąc, musiały nieco ulec zmianie. Każdy ma jakieś swoje koniki, rzeczy, które podobają mu się bardziej czy mniej, ale nadszedł czas aby spojrzeć na pewne sprawy bardziej obiektywnie. Nie myślcie sobie, że właśnie z powodu braku świeżej krwi na kolejnych stronach znajdziecie materiał o Andrzeju Leńczuku. O nie, nie! Uważamy, że warto wracać do twórczości zaprawionych wyjadaczy i pokazać, że „nie przeszli na emeryturę.” Do tego, zupełnie przypadkiem termin publikacji świetnie zbiegł się z rocznicą działalności wałbrzyskiego „Aliena”. Na szczęście Tattoo Fest nie samym magazynem żyje. Gdzieś dalej znajdziecie pierwsze z projektów koszulek trzeciej już kolekcji Tattoo Fest Brand. Do współpracy zaprosiliśmy licznych artystów. Niektóre T-shirty są już gotowe, inne dopiero w fazie realizacji, a w przypadku kolejnych czekamy na dostarczenie projektów. Bardzo cieszę się, że udało nam się zrealizować ten pomysł, bo wprowadzanie nowych rzeczy zawsze dostarcza wiele emocji i fajnie jest, gdy coś się dzieje. Mam nadzieję, że przynajmniej niektórzy z Was wśród nowych projektów znajdą coś dla siebie. Kolejną sprawą niezwiązaną stricte z magazynem jest ustalenie daty przyszłorocznego, krakowskiego festiwalu tatuażu. O ile w tamtym roku mieliśmy pewne wątpliwości co do tego, czy zaprosić Was na kolejną edycję i nasz poziom entuzjazmu nieco osłabł, tak w tym od razu zdecydowaliśmy, że siódmy Tattoofest musi się odbyć. Żebyście widzieli nasze twarze wyrażające napięcie i oczekiwanie gdy otwierałam plik z projektem plakatu promującego festiwal przesłany przez Andrzeja Leńczuka! Właśnie dla takich krótkich chwil warto to robić… Aby sprawiedliwości stało się zadość, w tym miesiącu ja na chwilę znikam z redakcji. Mam nadzieję, że dzięki temu zapach perfum nieco wywietrzeje, a w głowie pojawią się świeże pomysły. Miłej lektury! Krysia
TATTOOFEST 6
ielu tatuatorów po latach pracy z różnymi maszynkami postanawia stworzyć swoją własną. Takiej też próby podjął się Kosa z Rybnika. Oto co ma do powiedzenia na ten temat: „Być może nie wszyscy myślą w ten sposób, ale maszynka to dla mnie jeden z elementów tatuażu. Chciałem go poznać tak samo, jak napisać pracę dyplomową o tatuażu czy poczytać dostępne artykuły i książki - po prostu dowiedzieć się wszystkiego, co jest związane z tematem. Podejmowałem już wcześniej pewne próby stworzenia maszyny, ale były one nieudane. Stwierdziłem, że muszę najpierw nauczyć się jak powinna pracować, pokombinować z ustawieniami, dowiedzieć się jak, po co, i dlaczego, a potem znaleźć osobę, która zna się na ,,obróbce”. Trafiłem na Klemensa, który już wcześniej wykonał parę maszyn, na jakich pracowałem i się sprawdziły. Dogadaliśmy szczegóły i metodą prób i błędów uzyskaliśmy widoczny na zdjęciu efekt. Cały czas szukamy nowych rozwiązań i na bieżąco testujemy, co się sprawdza. Projekt ramy jest mój, również ja zajmuję się jej ustawieniem. Na każdej pracuję około tygodnia, aby dopasować ją do tego, czego potrzebuje dany tatuator. Projekt następnej maszynki jest już gotowy, a Klemens jest w trakcie pracy. Gdy skończy, jej testowanie potrwa jeszcze około miesiąca. W głowie mam już projekt maszynki do konturu oraz rotacyjnej. Całość, prócz sprężyn i śrubek, jest całkowicie wykonana przez Klemensa.
P
ragniemy poinformować, że znamy już datę przyszłorocznego Tattoofestu. Impreza odbędzie się w pierwszy weekend czerwca, czyli w dniach 2-3.06.2012. Po raz czwarty spotkamy się w Centrum Targowym „Chemobudowa”. Gotowy jest już także oficjalny plakat promujący krakowski festiwal. O jego wykonanie poprosiliśmy Andrzeja Leńczuka, któremu jeszcze raz serdecznie dziękujemy!
Prenumerata
Tattoo Fest!! 1.
W
spółczesny tatuaż rozwinął się na Zachodzie i tam ukształtowało się słownictwo z nim związane. Często przy pracy nad tłumaczeniami artykułów napotykamy na pewne trudności. Z kontekstu wynika, „co artysta miał na myśli”, lecz potrzebna jest niezła gimnastyka lingwistyczna, by jedno konkretne słowo pochodzące z języka angielskiego przełożyć na polski. Zdarza nam się używać różnych obcobrzmiących terminów jak „bodysuit” czy „sleeve”. Te na szczęście są już rozpoznawalne i zrozumiałe dla wszystkich. Chcielibyśmy wprowadzić kilka nowych… Jeśli macie jakieś ciekawe propozycje na klarowne i proste przełożenie branżowych terminów, z których korzystają tatuatorzy tworząc projekty, takich jak „flow prac” i „references” , piszcie na naszego maila tattoofest@gmail.com. Na pewno najciekawsze propozycje wejdą na stałe do naszego, tattoofestowego słownika.
Prenumerata: • Koszt jednego magazynu to 13 zł • Za 78 zł dostajesz 6 numerów + 1 w prezencie • Istnieje możliwość zakupu archiwalnych numerów • Po wpłacie na konto przesyłka na terenie kraju gratis • Przy przesyłce pobraniowej i zagranicznej doliczamy jej koszty • Bez awizo w Twojej skrzynce pocztowej!! Zamówienia: 12 433 38 90 tattoofest@gmail.com Wpłata: Przekazem pocztowym na adres: FHU Koalicja ul. Szpitalna 20-22/s5, 31-024 Kraków Przelewem na konto: Radosław Błaszczyński 02 1540 1115 2064 6060 0446 0001 • Dopisz od którego numeru zamawiasz prenumeratę. Jeśli chcesz otrzymać fakturę, koniecznie poinformuj nas o tym w trakcie zamówienia.
2. Magazyn można także kupić
w formie elektronicznej na naszej stronie www.tattoofest.eu/sklep • Koszt jednego wydania to 10 zł • Do wyboru masz kilka opcji płatności • Do przeglądania stron potrzebny jest Acrobat Reader • PDF’y magazynu nie nadają się do druku Tę opcję szczególnie polecamy osobom przebywającym za granicą
POLINEZJA Tatuaże oraz rysunki na ciele są nieodłącznym elementem wyspiarskiej kultury Pacyfiku. Tego typu tatuaże uznawane są za najbardziej skomplikowane i wykonane z niezwykłą umiejętnością. Mieszkańcy Polinezji wierzą, że ich mana, czyli moc duchowa i siły witalne, może zostać wyrażona przez tatuaż jaki noszą. Znaczna część wiedzy jaką posiadło współczesne społeczeństwo na ten temat pochodzi z legend, piosenek i rytualnych ceremonii. Skomplikowane geometryczne wzory bardzo często były z czasem powiększane, odnawiane i ozdabiały człowieka aż do momentu kiedy pokryły jego całe jego ciało. Przybycie chrześcijańskich misjonarzy doprowadziło do zahamowania tej formy sztuki, a wręcz jej upadku.
TATTOOFEST 7
TATTOOFEST 8
TF: Andrzej, chciałbyś wykonać bodysuit, czy kiedyś ktoś zwrócił się do ciebie z taką prośbą? Andrzej: Mam klientów, którzy w ciągu kilku lat zapełnili spory kawał ciała, ale generalnie nigdy nie planowaliśmy tego z góry. Najczęściej apetyt rośnie w miarę jedzenia, więc początkowe założenia zmieniają się w trakcie i często powstają prace sporych rozmiarów.
Jest i kolor
TF: Wiemy, że prowadzicie zapisy w systemie kwartalnym, powiedzcie proszę jak to wygląda? Jak mają się proporcje klientów z Polski, do tych z zagranicy. Jaką największą odległość pokonał wasz klient? Gosia i Andrzej: System kwartalny nam się nie sprawdził. Obecnie planujemy kalendarz na cały rok. Ogłaszamy dzień zapisów i rezerwujemy terminy aż do zamknięcia listy. Akcję wznawiamy dopiero na miesiąc przed kolejnym rokiem. Większość klientów to ludzie z całej Polski, ale grono osób z zagranicy wciąż rośnie. Przyjeżdżają przede wszystkim z całej Europy, ale też z Australii, Stanów czy Kanady. Proporcje wciąż się zmieniają, ale czy to ważne? Prawdziwych pasjonatów, którym zależy na tatuażu u konkretnego tatuatora nie odstrasza odległość jaką muszą pokonać. Medal należy się tym, którzy jadą do nas przez Polskę po naszych dziurawych drogach!
Przy pracy
TF: Wasze obszerne wypowiedzi publikowaliśmy w grudniowym numerze z 2007 roku. W związku z tym skupmy się na ostatnich latach. Co najważniejszego wydarzyło się od tamtego czasu. Jakie zmiany zaszły w funkcjonowaniu studia, organizacji pracy, podejściu do zawodu? Gosia i Andrzej: Wciąż pracujemy na pełnych obrotach. W tym miesiącu minie 15 lat działalności naszego studia. Korzystając z okazji, chcielibyśmy podziękować wszystkim, którzy nas wspierali, a przede wszystkim klientom, bez których nie doszlibyśmy do miejsca w jakim jesteśmy dzisiaj. To oni stawiali nam wyzwania, wierzyli w nasze możliwości i doceniali starania. Dziękujemy! Podejście do pracy nie zmieniło się, od lat głównym założeniem jest indywidualny, autorski tatuaż. Jedni nas za to kochają, inni nienawidzą, ale pozwala nam to współpracować z ludźmi, którzy nie trafiają do nas przypadkowo. Poza tym, w 2009 roku uruchomiliśmy sklep internetowy, w którym oferujemy limitowane serie koszulek z projektami Andrzeja, zbudowane przez niego maszynki czy autorskie wzory tatuaży. Przybyło obowiązków, ale tak naprawdę, nie jest to dla nas tylko praca, to kawał naszego życia. Realizujemy się w tym co robimy, a to chyba najważniejsze.
Z synem Krystianem
Nie samym tatuażem Andrzej żyje
Andrzeja Leńczuka nie trzeba nikomu przedstawiać. Jego twórczość nie jest skierowana do przeciętnego odbiorcy, bo artysta od lat stawia na projekty autorskie i indywidualne. Mimo to, raczej nikt nie powinien mieć problemu z rozpoznaniem jego prac czy skojarzeniem samego nazwiska. Leńu jest też jednym z najbardziej aktywnych tatuatorów jeżeli chodzi o uczestniczenie w imprezach branżowych, o czym niejednokrotnie mamy okazję przekonać się spotykając go wraz z żoną Gosią na konwentach. Wieloletnie doświadczenie tatuatora, tysiące wspólnie przebytych kilometrów i mnóstwo odwiedzonych imprez z pewnością pozwalają im obiektywnie spojrzeć zarówno na sam zawód jak i na branżę. Ola
TATTOOFEST 9
TF: Mimo zapowiedzi i upływu czasu, w twoich tatuażach w dalszym ciągu rzadko gości kolor. Jest szansa, że bardziej się do niego przekonasz, czy może zupełnie odpuściłeś sobie tą myśl? A może to klienci wymagają od ciebie właśnie tego, z czego jesteś znany i nie masz szansy na wykonywanie innych tatuaży? Andrzej: Faktem jest, że klimat moich prac jest specyficzny i taki właśnie upodobała sobie większość moich klientów. Przeważa tutaj czarno-szara kolorystyka, ale to nie znaczy, że stronię od pozostałych barw. Od czasu do czasu chętnie coś pokoloruję jeśli uznam, że taki czy inny tatuaż będzie bardziej efektowny. Nic na siłę. Jestem w trakcie pracy nad kilkoma dużymi, kolorowymi projektami, które w tym roku powinny być skończone, więc na pewno trafią do mojego portfolio. TF: Jesteś polskim tatuatorem, który odwiedza największą liczbę zagranicznych i prestiżowych imprez i masz szansę skonfrontowania ich wielu aspektów, w tym co najważniejsze, mogłeś obserwować przy pracy tatuatorów uznawanych za tych z najwyższej półki. Jakie są twoje wrażenia, co wspominasz najlepiej, a co najgorzej? Andrzej: Niesamowitym doświadczeniem było poznanie i obserwowanie przy pracy tatuatorów, których początkowo znało się tylko z gazet, ale zderzenie moich wyobrażeń z rzeczywistością nie zawsze pozostawiało dobre wrażenia. Zdarzało się, że byłem rozczarowany i tatuażami i niektórymi osobami personalnie. Konwencje pozwoliły mi wyrobić własne zdanie na temat międzynarodowej sceny tatuażu, a nie bazować tylko na opiniach innych. Mogłem zobaczyć i ocenić tysiące tatuaży na żywo, w trakcie powstawania, po zrobieniu i często po zagojeniu - bez obróbki w Photoshopie! Poznałem osobiście wielu wyjątkowych tatuatorów z całego świata, z kilkoma z nich mam bardzo dobre kontakty. Z wyjazdów właśnie to cenię sobie najbardziej. Złych rzeczy staram się nie pamiętać, w ogólnym rozrachunku widzę same pozytywy. Te podróże nauczyły mnie wiele o tatuażu, ludziach i sobie samym. TF: Jako, że ostatnio rozmawialiśmy o waszych przygodach podczas wyjazdów na konwencje, chcielibyśmy abyście TATTOOFEST 10
wybrali jakąś wyjątkową i podzielili się nią z czytelnikami. Gosia i Andrzej: Wielokrotnie mieliśmy różne przygody w podróży, jak chociażby taką, że w drodze na konwencję do Zurychu, na niemiecko - szwajcarskiej granicy zostaliśmy zatrzymani za posiadanie broni, bo mieliśmy w plecaku niewielki, turystyczny scyzoryk! Co najmniej, jakby znaleźli u nas kałacha! Była to mało przyjemna sytuacja. Dziś się z tego śmiejemy, ale wtedy nie było wesoło. Innym razem czekając całą noc na lotnisku, o mały włos nie spóźniliśmy się na samolot tylko dlatego, że zagadaliśmy się ze spotkanym w lotniskowej kawiarni klientem… To dopiero numer, być na lotnisku tak długo i prawie nie zdążyć na swój lot! Najgorsze jednak przeżyliśmy w tamtym roku płynąc promem do Szwecji na konwencję „Stockholm Inkbash” w czasie sztormu - to dopiero był koszmar! Myśleliśmy, że to już nasza ostatnia podróż. Alarmy wyły w samochodach pod pokładem, drzwi w kabinach otwierały się, pękały ściany w toalecie, a czarne spienione morze w środku nocy stwarzało piekielne wrażenie… Ile to trzeba znieść, żeby od czasu do czasu wziąć udział w konwencji :). TF: Jak wyglądają wasze plany związane z najbliższymi wyjazdami? Zdajemy sobie sprawę, że podróżowanie jest najciekawszą częścią tej pracy, ale z doświadczenia wiemy, że czasem dopada rutyna. Lista tych, które odwiedzacie chyba znacznie się skróciła? Co jest waszym motorem napędowym? Andrzej: Udział w konwencjach jest już na stałe wpisany w nasze życie zawodowe. Mamy za sobą prawie 70 w całej Europie i wciąż nie możemy przestać jeździć. Czasami dopada nas zmęczenie i mówimy sobie, że dość już tego, ale jak tylko pojawia się dłuższa przerwa w wyjazdach, zaczyna nam ich brakować. To już chyba uzależnienie… Trudno wymienić jedną ulubioną konwencję, każda z nich ma swój niepowtarzalny klimat. W tym roku przed nami jeszcze Sztokholm, Londyn i prawdopodobnie Berlin. W przyszłości planujmy też podróże na inne kontynenty, jak tylko w końcu uda się zorganizować na nie czas. Teraz jednak ograniczam wyjazdy i pracuję intensywnie nad aktualnymi projektami dla moich klientów.
Z okazji jubileuszu Redakcja TF życzy kolejnych owocnych lat pracy oraz dziękuje za dotychczasowy wkład w rozwój polskiej sceny tatuażu i tej formy sztuki!
TATTOOFEST 11
Co nas nakręca? Potrzeba oderwania się od codzienności, znalezienia inspiracji i kopa do dalszej pracy. Spotkanie z prawdziwymi entuzjastami tatuażu, kolegami tatuatorami i nacieszenie oka pokolorowanymi ciałami. Ruszając w świat przestajesz być tylko lokalnym tatuatorem, na bieżąco orientujesz się, co dzieje się w branży. Uważam, że każdemu profesjonaliście jest to potrzebne, należy poszerzać horyzonty ;). TF: Podoba nam się, że pomimo uznania dla twojej pracy, wciąż pokazujesz swoje tatuaże w konkursach. Jesteśmy zdania, że prezentowane prace powinny być jak najlepsze, aby przeciętny widz miał świadomość poziomu dzisiejszego tatuażu. Jakimi pobudkami kierujesz się robiąc to? Dlaczego twoim zdaniem innym, znanym już tatuatorom na tym nie zależy? Andrzej: W porównaniu do lat poprzednich, nie wystawiam swoich prac już zbyt często, tak naprawdę to klienci z własnej inicjatywy biorą udział w konkursach, ja nigdy ich do tego nie namawiam. Czasami to z ich strony forma podziękowania. Większość moich nagród w konkursach otrzymałem właśnie za prace prezentowane w kategoriach „Best of Day” czy „Best of Show”, czyli te wykonane podczas konwencji. Dlaczego znanym tatuatorom nie zależy na konkursach? To dobry sposób, aby dać się zauważyć, a im nie jest to już aż tak potrzebne. Chociaż od czasu do czasu warto pokazać, że jeszcze nie odeszliśmy na emeryturę, ha, ha! Owszem, w konkursach powinny brać udział prace na odpowiednim poziomie, ale wszyscy są żądni świeżej krwi, młodych talentów, a młodzi chcą się wykazać i hurtem zgłaszają swoich modeli do konkursów. Każdy ma swoje pięć minut, a po fanfarach i brawach czeka jeszcze cięższa praca, bo im wyżej zajdziesz, tym większa odpowiedzialność na ciebie spada i większe są oczekiwania. To nie pozwala ani na chwilę popaść w rutynę, no chyba, że komuś przestaje zależeć, ale wtedy powinien zająć się czymś innym. TF: Na początku naszej drogi z organizacją krakowskiego konwentu bardzo nas wspieraliście, za co serdecznie dziękujemy. Nie było łatwo przekonać artystów z Zachodu, aby TATTOOFEST 12
wzięli udział w tym wydarzeniu. Dziś jest o wiele prościej. Jak myślicie, jak polska scena tatuażu jest odbierana przez tamtejszych artystów? Andrzej: Początki zawsze są trudne, ale myślę, że pierwsze lody przełamane i jak sami widzicie, powoli zagraniczni artyści przekonują się do udziału w naszych konwencjach. Początkowo odnosili się z rezerwą i różnymi obawami, bo niestety ogólna opinia o Polakach w świecie nie jest najlepsza. Naszym zadaniem jest zmieniać te stereotypy. Mamy w Polsce wielu zdolnych tatuatorów i na tej płaszczyźnie nie mamy się czego wstydzić. Dobra praca broni się sama. Rozwijamy się, robimy postępy i doganiamy Zachód, a nawet go wyprzedzamy, chociaż przyszło nam zaczynać z dużo gorszej pozycji i mając dużo mniejsze możliwości. Pozostaje tylko pytanie, co z tym zrobimy dalej? Czasem łatwiej jest dojść do pewnego miejsca, niż się tam utrzymać. TF: We wcześniejszym wywiadzie rozmawialiśmy o nienajlepszym traktowaniu Polaków na zachodnich imprezach, czy myślisz, że sytuacja w tym momencie wygląda już inaczej? Czy polscy artyści są postrzegani bardziej pozytywnie przez klientów? Andrzej: To proces, który cały czas trwa i tylko od nas zależy jak będziemy postrzegani przez naszych zachodnich kolegów i klientów. Musimy dać się poznać i oby tylko z jak najlepszej strony. Jeszcze stosunkowo niewielu Polaków reprezentuje nas na arenie międzynarodowej, chociaż na pewno więcej niż kilka lat temu. Osobiście odczuwamy zmianę na lepsze, ale nie było łatwo, kilka lat zajęło nam zdobycie zaufania międzynarodowej klienteli. Szlaki przetarte, najgorsze już chyba za nami, pozostaje więc robić swoje i tyle. TF: Brałeś udział w najlepszym Art Fusion jakie widziałyśmy (to w Budapeszcie). Jak wspominasz malowanie z tak uznanymi artystami. Czy poleciłbyś tatuatorom angażowanie się w takie inicjatywy? Andrzej: To była spontaniczna akcja i tak naprawdę niezła zabawa w tatuatorskim gronie. Ekipa była dobrana, wszyscy z uczestników: Jack Ribeiro, Fat, Jason Butcher, Tommy Lee i ja preferujemy podobne, mroczne klimaty, więc generalnie czuliśmy się jak
www.tattooalien.com * www.lenuart.com
TATTOOFEST 13
TF: Zostałeś poproszony o zaprojektowanie plakatu na rzymską konwencję, a także np. pudełka na igły będące w ofercie „Cyber Tattoo”, wygląda na to, że chętnie angażujesz się w różne projekty. Zdaje się, że teraz tatuatorzy częściej dostrzegają konieczność wyjścia poza ściany studia i robienia czegoś więcej– jakie jest twoje zdanie? Czy masz coś w zanadrzu, jakie inne inicjatywy wspierasz? Andrzej: Trudno mi wypowiadać się za innych, osobiście lubię wyzwania i jeżeli tylko mogę, staram się mieć swój mały wkład w różne projekty. To pomaga mi zachować równowagę, oderwać się od tego co robię każdego dnia. Wszystkim to jest chyba od czasu do czasu potrzebne. Gdybym zajmował się wyłącznie tatuażem, chyba bym zwariował… Cenię ludzi, którzy mają ciekawe pomysły i próbują je realizować. Spotkania i współpraca z nimi bywa dla mnie również inspirująca. Obecnie pracuję nad okładką płyty dla zaprzyjaźnionego zespołu, co z tego wyjdzie, zobaczymy. TF: Jak ma się sprawa z produkcją twoich maszyn? Czy pracujesz nad czymś szczególnym? Andrzej: Każda z moich maszyn jest czymś szczególnym, ha, ha. Każda z nich to efekt wielogodzinnych starań i dopieszczania szczegółów. Budowanie maszyn to jeden z pomysłów, który chciałem zrealizować od wielu lat. Z założenia nie jest to duża produkcja, a w większości wytwór moich rąk, dzięki czemu od początku do końca mam kontrolę nad tym, co i w jakiej formie trafia do klienta. Sprzedaję je wyłącznie w naszym sklepie, bez żadnych pośredników i tylko profesjonalnym tatuatorom. Maszyny zdobyły uznanie artystów w Polsce i na świecie, sam również codziennie nimi pracuję, wciąż rozmyślając nad detalami, które wykorzystam w następnym modelu. Mam wiele pomysłów, które chciałbym TATTOOFEST 14
zrealizować, ale brak czasu skutecznie hamuje moje zapędy, w końcu przede wszystkim jestem tatuatorem i póki co, tak zostanie. TF: Jak oceniasz kondycję polskiej sceny? Czy zauważasz zmiany w podejściu do tematu przeciętnego odbiorcy? Andrzej: Polska scena tatuażu ma różne oblicza, ale rozwija się prężnie. Przybywa zdolnych tatuatorów, których poziom prac już na starcie jest imponujący. Daleki jestem jednak od zachwytu. W dzisiejszych czasach pewien poziom to już standard, a nie osiągnięcie. Wybicie się ponad przeciętność wymaga czegoś więcej. Potencjał jest, a jak zostanie wykorzystany, zobaczymy. Natomiast w podejściu przeciętnego odbiorcy zauważam powolny wzrost świadomości i zorientowania w temacie, ale jest jeszcze dużo do zrobienia. Specjalizuję się w indywidualnych projektach, więc może stąd moje zdanie, ale na przestrzeni czasu widzę wyraźnie większe zainteresowanie klientów, którzy oczekują czegoś więcej niż tatuażu z katalogu czy plagiatu czyjejś pracy. Jeszcze kilka lat temu gdy klient słyszał, że nie używamy katalogów, zawsze padało pytanie: „Dlaczego? Jak to studio tatuażu i nie ma katalogów? Co to za studio?!”. Teraz częściej ktoś przychodzi z własnym pomysłem i nawet nie pyta o gotowe wzory. TF: Ostatnio role odwróciły się i zafundowałeś sobie nowy tatuaż. Chyba nieczęsto zdarza ci się być po tej drugiej stronie maszyny? Andrzej: Niestety, jak to bywa „szewc bez butów chodzi”. Udało mi się zorganizować sesyjkę z Tommym Lee na konwencji w Chemnitz, ale to tylko cząstka tego, co jeszcze chciałbym zrobić. Zaczęta u Juniora ręka czeka na kontynuację. TF: Czy Krystian nadal interesuje się tatuowaniem? Andrzej: Tak, ale niestety trudno znaleźć sprzyjający czas, żeby mógł poćwiczyć. Pół dnia spędza w szkole, a ja od rana do wieczora pracuję w studiu. Są wakacje, więc może uda się to nadrobić. Póki co uczęszcza do liceum o profilu plastycznym, dużo rysuje, maluje i marzy o ASP, a na tatuowanie przyjdzie jeszcze pora.
Maszyny autorstwa Andrzeja
ryby w wodzie. Lekki stresik był, bo jednak pracowaliśmy przed publicznością, a nie w zaciszu pracowni. Cała frajda polega na tym, jak sobie każdy z tym poradzi i co z tego wyjdzie. Uważam, że warto angażować się w tego typu eksperymenty, to ciekawe doświadczenie, które często niesie nieprzewidywalne efekty.
Z Jackiem Ribeiro w Budapeszcie
Projekt plakatu promującego tegoroczny konwent w Rzymie
Pamiątki z konwentów
Żmudny proces Uczestnicy mrocznego Art Fusion, od lewej: Andrzej, Fat, Tommy Lee, Jason Butcher i Jack Ribeiro Warto było to zobaczyć…
W roli jurora
TATTOOFEST 15
TATTOOFEST 17
TATTOOFEST 18
TF: Zdaje się, że twoje doświadczenie jest całkiem spore? CORY: Tatuuję od 16 lat. Od zawsze byłem artystą, właściwie odkąd pamiętam. Przygoda z tą formą sztuki zaczęła się od znajomości z czasów studenckich z tatuatorem Iggy’m Evansem. Miałem dość nieformalny staż. Zadawałem pytania i poznawałem odpowiedzi, Iggy niczego przede mną nie taił. Pierwszy kontakt ze środowiskiem wytatuowanych ludzi miałem na koncertach punkowych w późnych latach 80. czy wczesnych 90. Nie wiedziałem jeszcze jak rozróżnić dobry tatuaż od złego, wiedziałem tylko, że mi się podobają.
TATTOOFEST 19
To było coś, czego wtedy nie wypadało robić, a rodzice na początku byli nastawieni bardzo negatywnie. Może właśnie ze względu na zakazy i tabu tak mnie to pociągało. Zabawne jest to, że mój ojciec ma dziś wytatuowane całe ciało i bardzo mnie wspiera. TF: Skończyłeś jakąś szkołę artystyczną? CORY: Właściwie to zrezygnowałem z nauki na rzecz tatuowania, co ogólnie nie było najlepszym pomysłem. Uważam, że człowiek powinien mieć artystyczne podstawy zanim zacznie „dobierać się” do czyjejś skóry. Jakiś czas temu zapisałem się na Akademię Sztuki w San Francisco. Moje życie jest teraz szalenie wypełnione obowiązkami, właściwie nie mam czasu wolnego, ale to mi odpowiada. Lubię wyzwania i czasem biorę na siebie za dużo. Wracając do tematu, przez ostatnie 4 lata miałem jednego ucznia. Przez pierwsze 2 tylko rysował i nie pozwalałem mu nawet dotknąć maszynki. Dla mnie bardzo ważne jest posiadanie solidnych podstaw plastycznych. Dużo łatwiej jest poprawić tatuaż, który jest oparty na poprawnym rysunku, niż ratować okropny wzór.
jest imponujący. Staram się również łączyć te dwa style w tatuażu i zawsze z ciekawością obserwuję końcowy rezultat. To niezła zabawa! TF: Wymień kilka nazwisk osób, których twórczość cię zachwyca. CORY: Jeżeli chodzi o malarzy, będzie to Istvan Sandorfi. Jest hiperrealistą, ale jednocześnie jego prace są surrealistyczne i zawierają dozę mroku. Mam wrażenie, że nie miał łatwego życia. Uwielbiam starych mistrzów malarstwa. Caravaggio niezwykle imponuje mi poprzez efekt dynamicznego światła. John Singer Sargent jest moim ulubieńcem jeżeli chodzi o luźne, impresjonistyczne pociągnięcia pędzlem. Jeśli zaś mówimy o scenie tatuatorskiej, przepadam za artystami tworzącymi w szarościach, jak Carlos Torres, Jason Butcher, Victor Portugal. Jestem wielkim fanem Jeffa Gogué’a. Jego tatuaże mają swój rytm i płynność jak niczyje inne. Podziwiam też Shige - mistrza rysunku, bardzo się nim inspiruję.
studiu obecny jest tylko mój klient i ja. Pozwala to zachować fajną równowagę. Przyjemne są dni kiedy jest nas dużo, śmiejemy się i żartujemy, ale cenię też ten spokojny klimat możliwy do osiągnięcia jedynie, kiedy pracuję sam i nic mnie nie rozprasza. TF: Rozumiemy, że wiążesz swoją przyszłość z tym zawodem? CORY: Kocham tatuowanie i nie wyobrażam sobie innego zajęcia. Pochłania mnie również nauka na Akademii Sztuki i dążenie do uzyskania dyplomu. Analizując jak zjawisko tatuowania rozwinęło się w ostatnich latach, jasno nasuwa się wniosek, że w przyszłości zajmie jeszcze ważniejszą rolę w społeczeństwie. Może kiedyś tatuowanie stanie się jednym z kierunków studiów? Taki pomysł nie do końca znajduje moje uznanie, ale czuję że to może kiedyś nastąpić. Życzyłbym sobie, żeby wszystko zostało bez zmian, ale kto wie co będzie za powiedzmy 100 lat.
TF: Opowiedz o swoich obrazach. Bardzo często pojawia się w nich motyw pędzla - dlaczego? CORY: Malowanie od jakichś 5 lat stanowi ważną część mojego życia, a wskazany motyw jest tego symbolem. Odkąd zacząłem, nie ma właściwie tygodnia żebym tego nie robił. Obecnie pracuję nad serią obrazów utrzymanych w wiktoriańskim stylu. Przedstawiają postacie artystów z głowami zwierząt. Mam przy tym niezłą zabawę i nadzieję, że do końca roku stworzę ich 10 czy 12. Czasem nie widzę granicy pomiędzy pracą a zabawą… Aktualnie nie przyjmuję indywidualnych zamówień, bo interpretować pomysły innych mogę za pośrednictwem tatuaży. Na płótnie pracuję wyłącznie po swojemu i cieszy mnie fakt, że ludzie doceniają moją sztukę i są gotowi za nią zapłacić. TF: Jakie są najlepsze strony twojej pracy? CORY: Lubię wszystkie jej etapy. Jestem wdzięczny za to, że mogę utrzymać rodzinę będąc artystą. Tatuuję 5 dni w tygodniu, około 8 - 10 godzin dziennie. Uwielbiam moich klientów, więc czas, który spędzam tatuując jest dobrą okazją do pogawędek towarzyskich. TF: Wykonujesz bardzo różne tatuaże. Widać, że lubisz realizm i sztukę orientalną… CORY: Zawsze podobał mi się styl japoński i właśnie od niego zaczynałem. Nie próbuję robić tradycyjnych tatuaży japońskich, bo do tego potrzebna jest rozległa wiedza, znajomość historii, symboliki i tła kulturowego. Lubię po prostu rysować te charakterystyczne motywy i przerabiać je na swój sposób. Realizm zafascynował mnie początkowo w malarstwie. Natomiast przekładanie dwuwymiarowego obrazu na ludzkie ciało traktuję jako wyzwanie. Niejednokrotnie efekt końcowy
TATTOOFEST 20
TF: Powiedz coś, czego nie możemy dowiedzieć się patrząc na twoje prace. CORY: Jestem raczej typem introwertyka i nie przejmuję się specjalnie ludźmi. Często jestem cichy i wiem, że inni mogą to źle odbierać, ale ja po prostu wolę słuchać niż mówić. Sporo kiedyś jeździłem na deskorolce i wciąż kolekcjonuję stare modele. TF: Kilka słów o miejscu, w którym tatuujesz. CORY: W studiu mamy świetną atmosferę. Jest to otwarta przestrzeń z trzema stanowiskami. Pracuje ze mną Danny Warner, Mischa Matulich i piercer Phil Manzanedo, ekipę uzupełnia recepcjonistka Jen Ponci. Każdą z tych osób cechuje duża pokora i nieustanna chęć nauki. Wszyscy krytykujemy wzajemnie swoje prace. Tatuuję tam 5 dni w tygodniu, z czego 2 przeznaczone są wyłącznie na prywatne sesje, więc w
TF: Opowiedz nam nieco o swoich podróżach? CORY: Europę odwiedziłem już 6 czy 7 razy i zawsze bardzo mi się podobało. Byłem w Mediolanie, a w tym roku wpadam do Londynu. Uwielbiam podróżować i korzystam z każdej nadarzającej się okazji. Bardzo chciałbym zwiedzić Hiszpanię. Jedno z moich ulubionych miejsc to Dania. Tatuowałem w „Royal Tattoo” w Helsingor i bardzo dobrze wspominam to miejsce. Pracujący tam Henning jest bardzo utalentowanym artystą i świetnym gościem. Chciałbym znów spędzić tam trochę czasu po konwencji w Londynie. Miejscem, które najbardziej podobało mi się do tej pory była Tajlandia. Jej mieszkańcy są bardzo mili a kuchnia niesamowita. Moja córeczka ma dopiero 2 lata, więc muszę na razie wykluczyć dłuższe wyjazdy. Nie chcę przeoczyć ani chwili jej dorastania. Tak szybko jak tylko stanie się to możliwe, będzie podróżować razem ze mną.
TF: Zdradzisz nam swoje plany na najbliższe miesiące? CORY: W nadchodzącym półroczu mam napięty grafik. Chciałbym pojawić się na 5 konwencjach, jak wspomniałem będzie to ta w Londynie, „Paradise Tattoo Gathering” w Massachusetts, imprezy w San Francisco, Seattle i jeszcze jakaś jedna. Wraz z Jeffem Gogué’m będziemy prowadzić seminarium na temat przyszłości tatuowania i tego jak utrzymać świeżość i motywację. Zamierzamy w tym roku zorganizować przynajmniej 2 takie wykłady. Mam jeszcze w planach wystawę malarstwa w centrum sztuki w moim mieście, co jest nie lada zaszczytem i muszę się do tego dobrze przygotować. Życie nigdy nie zwalnia, ale nie chciałbym żeby było inne.
TATTOOFEST 21
TATTOOFEST 22
TATTOOFEST 23
C
zęsto zdarza się, że gdy prezentowani artyści opowiadają o odległych miejscach z których pochodzą, automatycznie wrzucam ich nazwy w wyszukiwarkę. Tym razem oglądanie rodzinnych stron Jonathana Montalvo na chwilę wpędziło mnie w nieco parszywy nastrój. Mamy środek wakacji, znajomi smażą się na zagranicznych plażach, a ja siedzę samotnie w redakcji i dopijając zimną kawę oglądam w monitorze palmy i turkusowe wody oceanu… Krysia TF: Z tego co wiemy pochodzisz z Puerto Rico? Jakie to miejsce? Jonathan: Tak, urodziłem się i wychowałem w Sabana Grande. Puerto Rico to piękna tropikalna wyspa. Jest tam wspaniała pogoda i świetne plaże. Jeżeli lubisz surfing, nie będziesz się nudzić. Poza tym to miejsce ma niesamowitą historię. Gdy miałem 17 lat i skończyłem szkołę średnią, opuściłem wyspę.
TATTOOFEST 24
TF: Dokąd wyjechałeś i kiedy zetknąłeś się z tatuażem? Jonathan: Po kilkunastu latach życia w Puerto Rico zdecydowałem, że nie chcę tam zostać na zawsze. Pragnąłem realizować moje marzenie o surfingu, więc przeniosłem się na Hawaje, na północny brzeg Oahu. Wziąłem ze sobą 1000 dolarów i kupiłem bilet w jedną stronę. Właśnie tam, w 2004 roku wszystko się zaczęło. Poznałem jednego z lokalnych tatuatorów, który zobaczył potencjał w moich rysunkach. Dużo mi pomógł,
ale nie odbyłem u niego prawdziwego stażu, za to szybko się uczyłem. Już dwa tygodnie później, od czasu do czasu, tatuowałem w jego studiu. Przeważnie „przerzucałem” na skórę wzory z flashy. Nigdy specjalnie nie chciałem zostać tatuatorem, można powiedzieć, że dostałem to w prezencie. Dzięki Tony, że mnie dostrzegłeś! TF: Pracujesz gdzieś na stałe? Jonathan: W tym momencie nie jestem zdecydowany
gdzie chcę żyć i tatuować. Zawsze byłem niezależny. Oficjalna informacja w sieci mówi, że pracuję z Juanem Salgado, ale jeszcze na dobre nie przeprowadziłem się z powrotem do Puerto Rico. Ostateczną decyzję podejmę we wrześniu. TF: W twoich pracach rzuciły nam się w oczy ślimaki, chyba wyjątkowo je lubisz? Jonathan: To zabawne, dotychczas wytatuowałem tylko dwa! Fajnie się je robiło ale
nie są raczej moimi ulubieńcami. Te tatuaże były częścią projektu „Seed”, a ślimaki oznaczały początek nowego życia. Sporo z moich prac zawiera jakąś ukrytą metaforę. Zawsze staram
się podejść do tematu bardzo osobiście. TF: Tatuaże, które wykonujesz są zazwyczaj niewielkich rozmiarów, z czego to wynika?
Jonathan: W 2007 przeniosłem się do Orlando. Wtedy przestałem robić pospolite wzorki dla turystów i zacząłem w końcu wykonywać swoje projekty. Na Hawajach trudno było sprzedać mój styl,
tam niewielu ludzi interesowało się kolorowymi tatuażami. Po przeprowadzce zacząłem brać udział w konwencjach i pracowałem gościnnie w różnych studiach w Stanach. Wtedy moje portfolio
TATTOOFEST 25
zaczęło nabierać obecnego wyglądu. Z powodu moich ciągłych podróży trudno było zaczynać jakiekolwiek duże prace, bo nie wiadomo było kiedy nadarzy się okazja, aby umówić się na kolejną sesję. Ogólnie wciąż jestem
w drodze, ale jak wspomniałem, to ma się zmienić od września tego roku. Bardzo chciałbym zacząć robić duże projekty, ale wszystko w swoim czasie. Sporo ludzi bardziej zwraca uwagę na to, żeby być publikowanym i sławnym, niż
aby mieć porządne portfolio. Wiem, że obrałem trudną drogę, ale jestem pewien, że to się opłaci. TF: Jonathan prywatnie…
„Wiem, że obrałem trudną drogę, ale jestem pewien, że to się opłaci.”
montalvotattoos@gmail.com facebook.com/jonathanmontalvotattoos TATTOOFEST 26
bardziej
Jonathan: Jestem dość wyluzowanym gościem, staram się spędzać dużo czasu z rodziną i bliskimi przyjaciółmi. Mam 5-letnią córeczkę, którą kocham i jest dla mnie nieskończonym źródłem inspiracji. Uwielbiam muzykę,
deskorolkę, surfing, podróżowanie i oczywiście tatuowanie. Kolekcjonuję dobre tatuaże i różnorodną sztukę. TF: Wspomniałeś, że na początku nie wiązałeś przy-
szłości z tatuowaniem, co więc chciałeś robić? Jonathan: Pamiętam, że plan zakładał wyprowadzkę z Puerto Rico na Hawaje i surfing do upadłego. Poza tym chciałem uczyć się w szkole pla-
stycznej lub filmowej i zostać reżyserem… TF: Czy będzie można spotkać cię kiedyś w Europie? Jonathan: Nigdy tam nie byłem, ale planuję wyjazd jeszcze w tym roku. Chciałbym
odwiedzić Hiszpanię, Holandię, Włochy, Anglię, Grecję i inne kraje. Bardzo lubię poznawać nowe miejsca i jestem żądny wrażeń.
TATTOOFEST 27
TF: Przedstaw pokrótce historię swojego tatuowania. Jason: Pierwsze tatuaże na moim ciele pojawiły się gdy tylko skończyłem 18 lat. Staż rozpocząłem jakieś 4 lata później, czyli w ‘95 roku, a w ‘97 tatuowałem już profesjonalnie. Zawsze podobał mi się widok „pomalowanej” skóry i jestem jedną z tych osób, które od najmłodszych lat kochały sztukę, więc zostanie tatuatorem przyszło zupełnie naturalnie. TF: W twoich tatuażach znajdujemy liczne potwory czy zmutowane zwierzęta, co na to wpłynęło? Jason: Bardziej niż cokolwiek innego lubię rysować postacie z wyrażającymi emocje twarzami. Będąc dzieckiem inspirowałem się kreskówkami, komiksami i wzorami z deskorolek. Od zawsze słucham heavy metalu, więc duży wpływ na moje prace miały również okładki albumów. Myślę, że niewiele zmieniło się przez lata, wciąż kocham ten animowany styl, dziwaczne i zakręcone stwory. TF: Z kim pracujesz na co dzień? Jason: Kilka lat temu tatuowałem sam i uważam, że było wtedy strasznie nudno. Od dłuższego czasu jestem bardzo zadowolony, ponieważ pracuję z moim najlepszym przyjacielem Jessem Smithem. Mamy bardzo podobne inspiracje i tworzymy w zbliżonym stylu. Dużo razem rysujemy i podrzucamy sobie mnóstwo pomysłów. Czuję, że poziom moich prac bardzo podniósł się odkąd Jesse jest obok, mam nadzieję, że on może powiedzieć to samo. Zawsze miałem szczęście i pracowałem z super artystami, którzy z czasem stawali się moimi przyjaciółmi. Myślę, że lepiej niż teraz nie mogłem trafić. TF: Praca tatuatora ma wiele plusów, co szczególnie w niej cenisz? Jason: Najbardziej lubię współpracować z klientem i wspólnie tworzyć super fajny projekt, który będzie podobał mu się przez całe życie, a którego robienie będzie również TATTOOFEST 28
TATTOOFEST 29
mnie sprawiało przyjemność. Zdarzają się też takie osoby, z którymi nie umiem się porozumieć i czasem czuję, że klient chce zrobić ze mnie marionetkę. Nie wiem po co przychodzą do mnie ludzie, po których gołym okiem widać, że nie chcą niczego w moim stylu… Mimo wszystko, mam zdecydowanie więcej tych dobrych doświadczeń. TF: Czy jakieś inne dziedziny sztuki szczególnie cię interesują? Jason: Trochę maluję, ale w sumie to niewiele. Robienie customowych projektów wymaga ode mnie wielu godzin rysowania. Większość rzeczy, które powstają na papierze, zostają potem przeniesione na skórę. W przyszłości chciałbym nauczyć się tworzenia grafiki komputerowej. TF: Co zwariowanego ostatnio zrobiłeś? Jason: Najbardziej szalone jest jednoczesne bycie ojcem dwójki dzieci i stale pracującym tatuatorem. Jeżeli zaś chodzi o same tatuaże, odpowiedź nie będzie taka łatwa. Coś, co inni mogą uznać za szalone, dla mnie będzie dokładnie tym, co chcę tworzyć. Mam! Najbardziej zwariowaną rzecz robiłem przez pierwsze lata pracy w studio - opaski z tribali… TF: Jak wyobrażasz sobie idealną konwencję tatuażu? Jason: Nie wiem, one wszystkie są dla mnie bardzo podobne. Myślę, że na perfekcyjnej imprezie nie powinno być głośnej muzyki czy pokazów w tym samym pomieszczeniu gdzie
TATTOOFEST 30
TATTOOFEST 31
tatuują się ludzie. Nie ma nic gorszego niż próba nawiązania kontaktu z klientem wyglądająca jak wzajemne przekrzykiwanie się. Uwielbiam głośną muzykę, ale nie gdy rozmawiam. TF: Masz w planach jakieś wyjazdy? Jason: Żałuję, ale nie podróżuję zbyt często. Trochę łatwiej jest odkąd przeniosłem się do Virginii, ale ze względu na rodzinę staram się być na miejscu. W tym momencie dzieci są za małe, by zabierać je ze sobą gdzieś daleko. Mój przyjaciel ze Szwecji bardzo stara się ściągnąć mnie na chwilę do siebie, mam nadzieję, że wkrótce mu się uda. TF: Chciałbyś coś dodać? Jason: Mam piękną żonę, która jest pisarką i artystką. Nasze dzieciaki, dziewczynka i chłopiec, są najważniejszą częścią mojego życia. Czasami trudno jest mi łączyć obowiązki ojca i tatuatora, ale staram się jak mogę aby być dobrym w obydwu tych dziedzinach. Jak wspomniałem, przez 8 czy 10 lat, zanim w ogóle miałem okazję tatuować własne projekty, przerzucałem na skórę wzory z flashy. Myślę, że obecnie młodzi artyści traktują tatuowanie rzeczy swojego autorstwa jak normę i wielu robi je od samego początku. Kiedy ja zaczynałem, wszyscy klienci chcieli coś odtwórczego. Umiałem rysować, ale jakoś nigdy nie pomyślałem, że można zaproponować klientowi coś customowego. Pamiętajcie, to bardzo ważne aby tworzyć autorskie prace! Dziękuję za możliwość pojawienia się na łamach TF. Mam nadzieję, że dostanę kopię magazynu gdy będzie już gotowy.
TATTOOFEST 32
TATTOOFEST 33
K
iedy na początku marca dowiedziałam się, że konwencja w Berlinie odbędzie się latem pomyślałam, że jej zimowa edycja zostanie po prostu przeniesiona na lipiec. Tym bardziej, że doszły mnie słuchy, że organizator jest zmęczony grudniowym mrozem, sparaliżowanym ruchem na drogach i lotniskach. Czasu na organizację było niewiele i szybko okazało się, że tak nie będzie. Na stronie internetowej imprezy długo nic się nie działo, a gdy w końcu pojawiła się lista wystawców, od razu wiadomo było, że będzie to kolejna, lokalna niemiecka konwencja. Jedyne, co miało ją wyróżniać to samo miasto, w którym się odbędzie. Mimo tego, wizja letniego wyjazdu jak najbardziej do mnie przemawiała, bo Berlin odwiedzałam zawsze w zimie i niewiele widziałam.
TATTOOFEST 34
C
oraz częściej spotkania tatuatorów odbywają się w miejscach innych niż hala wystawiennicza. Byłam już w węgierskim centrum handlowym, a tym razem pani z GPSu doprowadziła nas do kompleksu kasyn. Jak się później dowiedziałam, właśnie tam przed laty odbywał się berliński konwent. Kolejną niespodzianką było usytuowanie naszego boksu na tarasie na zewnątrz budynku. Na szczęście pogoda dopisała i nie padało, a lokalizacja tattoofestowego stoiska, która na początku budziła spore obawy, okazała się jak najbardziej trafiona.
Z
przykrością muszę jednak przyznać, że letnia konwencja w Berlinie to jedno z moich największych rozczarowań jeśli chodzi o imprezy u naszych
zachodnich sąsiadów. Jeszcze nigdy nie zdarzyło mi się spędzić tyle czasu poza terenem festiwalu. Biwakowanie na parkingu pod drzewem i zwiedzanie knajpek po drugiej stronie ulicy dostarczało zdecydowanie więcej wrażeń niż przesiadywanie na stoisku. Frekwencja była widocznie gorsza od tej w dużo mniejszych miastach jak Lipsk czy Drezno. Przez 3 dni obserwowałam te same twarze wystawców wychodzących na taras na papierosa. Osób, które przyszły tu dla rozrywki czy wytatuować się była zaledwie garstka. Kolejne rozczarowanie to poziom prac pokazywanych w konkursach i w większości niezrozumiałe dla mnie oceny jurorów. Wśród boksów dało się dostrzec dobrych tatuatorów jak chłopaki z „Lowbrow Tattoo Parlour”, Mr. Halbstarka
Z moją ulubioną Kudi Mel (TF # 40) Cyber rodzina
Tomek z bydgoskiej „Demolki” Burlesque Show
Five Guys Named Sue
… i chillout
Był czas na zwiedzanie…
czy Adriaana Machete, jednak żaden z ich modeli nie zdecydował się na prezentowanie na scenie swoich tatuaży. Licznie robili to natomiast znajomi Tomka Molki, którzy wraz z nim odwiedzili letni festiwal. Zresztą tatuatora bydgoskiej „Demolki” spotykamy ostatnio coraz częściej na niemieckich imprezach i cieszymy się, że więcej naszych tatuatorów decyduje się pokazać poza granicami kraju.
P
o doświadczeniach z dnia pierwszego wiedzieliśmy, że nie musimy się spieszyć, więc ku mojej uciesze pojechaliśmy powłóczyć się trochę po centrum. Tego samego dnia, dzięki czeskim przyjaciołom mieszkającym niegdyś w Berlinie, przejechałam się rowerem po Kreuzbergu, pozwiedzałam tamtejsze puby i wmieszałam się w tłum bawiący się na ulicy. W ostatni dzień nieco rozczarowani wyjazdem postanowiliśmy pocieszyć się
i w drodze powrotnej wstąpić do raju pod Berlinem, czyli do „Tropical Island”. Nie powstrzymał nas nawet brak strojów kąpielowych… Było to cudowne zakończenie tego nie najszczęśliwszego weekendu, do tego z uwagi na późną porę naszych odwiedzin, byliśmy tam praktycznie sami. Rewelacja!
L
ubię te moje służbowe wyjazdy, przemierzanie (drogim już mojemu sercu „Audi”) autostrad, spotykanie znajomych w różnych miastach czy państwach, ale tego typu imprezy mogą jednak nieco zniechęcać. Może za dużo się spodziewałam? Najwyraźniej myślenie, że skoro zimowa edycja berlińskiej konwencji jest fajna,
to latem organizator urządzi coś równie ciekawego było błędem. Co zawiodło? Dlaczego w tak dużym mieście jakim jest Berlin nie znaleźli się ludzie chętni na tatuaż? Może wakacyjny, gorący weekend nie jest najlepszą porą, bo świeże tatuaże iwypoczynek na plaży nie idą w parze… W najbliższym czasie będziemy odwiedzać konwencje w innych krajach niż Niemcy, pierwszą tam będzie dopiero ta grudniowa w Berlinie i mam nadzieję, że do tego czasu wspomnienia o Sommer Tattoo Festival nieco się rozmyją.
P
ozdrowienia dla towarzyszów niedoli - chłopaków z Cyber Tattoo i słodkiej Mai, Tomka Molki oraz Pirata i Blanki. Krysia TATTOOFEST 35
Tomek, Demolka Tat2, Bydgoszcz
die Sascha, Lucky Six Tattoo, Niemcy
Rolf, Herzstich, Niemcy
TATTOOFEST 36 Swen, Black Swan Tattoo, Niemcy
Michele, Tintenkult, Niemcy
Jukan, Stilbruch, Niemcy
Victor Tattoo, Niemcy
Mirek, Stotker Tattoo, UK
Žvaki, Anubis Tattoo, Chorwacja
TATTOOFEST 37
Tomek, Demolka Tat2, Bydgoszcz
Adriaan Machete, Machete Ink Gallery, Niemcy
Mikko, Inksanity, Finlandia
Frau Paint, Stilbruch, Niemcy
Žvaki, Anubis Tattoo, Chorwacja
Frank, Never Too Late Tattoo, Niemcy
Karl, Kreuzstich Tattoo, Niemcy
inspiracje
Christopher Conn Askew znany
jest przede wszystkim ze swoich ilustracji i obrazów. Przynajmniej mam nadzieję, że jego nazwisko budzi pewne skojarzenia, jeśli nie - postaramy się to zmienić. Nie wszyscy natomiast wiedzą, że przez 16 lat tatuował. Jego obecny związek ze światem tatuażu opiera się o seminaria z zakresu rysunku, jakie prowadzi podczas różnych konwentów. Okazja by się z nim spotkać nadarzy się już we wrześniu w Londynie. Co bardziej istotne, jego wkład jest odczuwalny i zauważalny w twórczości wielu tatuatorów, choć nie tylko na ich wyobraźnię wpływają symboliczne i nieco niepokojące prace Christophera. Ola: Proszę, powiedź o sobie coś najbardziej znaczącego. Christopher: Myślę, że nade wszystko defi niuje mnie mój introwertyzm. Zawsze bardziej komfortowo czułem się we własnym, wewnętrznym świecie i to jest chyba główny powód, dla którego maluję.
TATTOOFEST 40
Ola: Jak ewoluował twój styl? Christopher: Cóż, tak na dobrą sprawę rozwijał się samodzielnie. Kiedy zaczynałem, nie miałem jasno określonej drogi, która przywiodła mnie do miejsca, gdzie jestem teraz. Krok po kroku zmieniały się moje zainteresowania, a lista wpływów rozrastała się, przez co naturalnie się
rozwijałem. Być może to po prostu zwykła kontynuacja tego, co było na samym początku. Pewne obrazy, tematy i uczucia powtarzały się na okrągło w ciągu tych lat. Zawsze skłaniam się do pozostawienia rzeczy samym sobie, bez określania konkretnego kierunku i unikam narzucania mojej woli. Staram się, aby obraz
w pewien sposób definiował własny los i niejako sam miał kontrolę nad procesem twórczym. Stwierdziłem, że to podejście w intuicyjny sposób pozwala konkretnej ilustracji rozwinąć się pełnią życia. Poprzez to czasem mam wrażenie, że obraz nie należy zupełnie do mnie - powierzchniowego mnie. To pewnego rodzaju współpraca, jak sądzę, z moją podświadomością, a jeśli pewnego dnia będę miał na tyle szczęścia, to może z czymś jeszcze głębiej we mnie zakorzenionym. Ola: Opisz proszę swój język symboli. Christopher: To zawsze najtrudniejsze pytanie. Nie chcę nigdy wszystkiego całkowicie wyjawiać i wolę pozostawiać nieco miejsca na swobodną interpretację. Tak czy owak, nie każdy obraz jest zagadką z jedyną, słuszną odpowiedzią. Jeśli jest łamigłówką, to raczej taką z wieloma właściwymi rozwiązaniami, z których nie wszystkie nawet mnie przyszły do głowy. Nie lubię historii, które mają zakończenie, dla mnie stają się wtedy martwe. Nie chcę takiego losu dla moich obrazów. Chcę żeby ich historia rozwijała się na wiele sposobów, aby żyły i to niezależnie czy na oczach ludzi czy schowane w ciemnej szafie. Każdy symbol, którym się posługuję ma wiele znaczeń i może zmienić się w zależności od kontekstu w jakim jest osadzony. Czasem symbol ma jedynie emocjonalny wydźwięk i wpływa na atmosferę, nie da się go określić słowami. Zdarza się także, że sam nie potrafię go zdefiniować w trakcie tworzenie i dopiero po jakimś czasie, kiedy mogę spojrzeć na obraz świeżym okiem, staje się dla mnie oczywisty. Rozmyślam nad moimi pracami i zdarza się, że po latach dorastam do zrozumienia ich w sposób, jakiego nie wyobrażałem sobie podczas tworzenia. Zawsze interesują mnie też interpretacje innych osób. Dzięki nim dostrzegam zupełnie nowe możliwości. Ola: Co można znaleźć w twojej pracowni? Christopher: Całe mnóstwo grubego, kremowego papieru, akwareli, papierosów, różnych tuszy, gwaszu, wronie pióra, skalpele, listki złota, pędzle. Czasem używam też lakieru do paznokci, krwi i śliny. Ola: Czy możesz zdradzić nieco o źródłach inspiracji i odwołań, do których sięgasz? Christopher: Jestem zapalonym miłośnikiem książek, moje mieszkanie jest wypełnione nimi po brzegi. Wkrótce będę musiał się przeprowadzić, żeby znaleźć dla nich miejsce. Książki zawsze bardzo silnie oddziaływały na mnie i moją twórczość, dlatego w zasadzie nie widzę między nimi a tym co robię jakiejś wyraźnej granicy. Wymienienie autorów literackich, którzy wpłynęli na moje obrazy jest niemożliwe, bo jest ich tak wielu, że to temat na zupełnie inny artykuł. Ola: Co jeszcze może cię zainspirować? Christopher: Bardzo wiele rzeczy: sny, fantazje i koszmary, książki, koty, medykamenty, muzyka, lasy i parki, miasta, architektura, wpatrywanie się w pęknięcia w chodniku i korę drzew, nocne niebo, ocean, księżyc…
TATTOOFEST 41
Ola: W jaki sposób motywujesz się do pracy? Christopher: Przeważanie po prostu zaspokajam potrzebę tworzenia - zwyczajnie muszę! Nie mam pojęcia, co innego mógłbym robić w życiu. Bez tego straciłbym kontrolę. Ola: Opowiedz o seminariach dla tatuatorów, które prowadzisz. Na jakie problemy natknąłeś się podczas nich? Christopher: Spotkanie trwa ponad 3 godziny i opiera się o wykład, rysowanie, pokaz slajdów a także wypełnia je dyskusja. Każdy uczestnik otrzymuje instruktażowy sketchbook (na każdy konwent przygotowuję limitowany nakład). Przedstawiam w skrócie prosty system,
TATTOOFEST 42
który rozwinąłem przez lata, umożliwiający stworzenie solidnego obrazu kobiety, szybko i efektywnie bez skupiania się na konkretnych odnośnikach, zwracając największą uwagę na ogólną dynamikę i poszczególne detale, jak interpretacja włosów, oczu czy piersi. Wykład poświęcony jest także rozwijaniu indywidualnego stylu, właściwemu posługiwaniu się referencjami oraz zagadnieniu jak rozmieszczenie i proporcje wpływają na obraz. Przekazuję też informacje techniczne związane z igłami i tuszami. Nade wszystko skupiam się na najważniejszym, czyli jak przekazać malowanej kobiecie iskrę, która uczyni ją zniewalającą. Staram się zawsze przekazać jak najwięcej przydatnych wskazówek z mojego
16-letniego stażu tatuatora, które mogą okazać się pomocne doświadczonym tatuatorom i nowicjuszom. Jeśli tylko czas pozwoli, zawsze odpowiadam na jak największą ilość pytań. Jak do tej pory nie było żadnych większych problemów (odpukać!). Pierwsze seminarium prowadziłem w San Francisco. Poszło dobrze, więc kolejne odbyły się w Detroit i Nowym Jorku. Mam już wypracowany swój sposób prezentacji, więc nie denerwuję się jak za pierwszym razem. Szczerze mówiąc, choć to wyczerpujące zajęcie, dobrze się bawię i niezwykle cieszą mnie wiadomości od młodych tatuatorów, którzy przyznają, że zdobyta wiedza bardzo pomogła im w pracy. To wspaniałe uczucie mieć swój wkład w rozwój świata
tatuażu, choć sam definitywnie się z nim rozstałem. Ola: Co chcesz osiągnąć jako artysta? Christopher: Mam wiele planów. Obecnie powiększam mój techniczny repertuar i eksperymentuję z grawerowaniem, techniką suchej igły, mezzotintą, czyli inną metodą druku wklęsłego i sitodrukiem. W przyszłości chciałbym też zdobyć większą wiedzę z zakresu litografii, typografii i druku książek. Moim marzeniem jest otwarcie małego wydawnictwa, gdzie powstawałyby ręcznie wykonane książki i foliały w małych nakładach. Nadal oczywiście będę malował.
Ola: Jeśli mógłbyś narodzić się na nowo, jaką epokę wybrałbyś? Christopher: Wolałbym wejść w posiadanie maszyny umożliwiającej podróże w czasie. Jednak zmuszony do wyboru, zdecydowałbym się na lata 1890 - 1930. Ola: Nad czym obecnie pracujesz? Christopher: Ostatni rok w całości poświęcony był tworzeniu dzieł na moją pierwszą, indywidualną wystawę. Swoją premierę będzie miała ona listopadem w galerii Merry Karnowski w Los Angeles. W jej skład wejdzie 10-13 obrazów średniej wielkości, kilka serigrafii, a także prace wykonane metodą suchej igły. Jestem niezwykle podekscytowany i dość zdenerwowany!
www.sekretcity.com
TATTOOFEST 43
A
rtyści, którzy znaleźli się w tym numerze podzielili się na dwie grupy. Na tych, którzy przysłali bardzo ciekawe i obszerne odpowiedzi i takich, od których udało mi się wyciągnąć zaledwie kilka zdań. Uwaga! Tekst prezentowany poniżej jest drugą, dłuższą wersją, o którą poprosiłam po zobaczeniu pierwszej nadesłanej. Tatuatorem nielubiącym mówić zbyt wiele jest J-P Wikman, który według moich ustaleń mieszka w niewielkiej fińskiej miejscowości Ikaalinen. Krysia TF: Jak zaczęła się twoja przygoda z tatuażem? J-P Wikman: Zawsze mniej lub bardziej interesowałem się tym tematem. Pewnego dnia mój kumpel, który pracował w studio powiedział, że szukają kogoś na staż. Zebrałem swoje rysunki i pokazałem komu trzeba. Miałem szczęście, zostałem przyjęty. Było to w 2006 roku, więc mogę powiedzieć, że tatuuję od 5 lat. TF: Czy ktoś uczył cię rysunku? J-P Wikman: Nigdy nie skończyłem żadnej szkoły plastycznej. Talent dostałem wraz z genami. Mój dziadek i jeden z wujków są malarzami, więc temat sztuki od lat był obecny w naszej rodzinie. Ja również bardzo chciałbym zacząć malować „na poważnie”, uczyć się różnych technik i teorii, ale niestety mam nawał pracy i do tego małe dzieciaki. Mam nadzieję, że kiedyś zrealizuję to marzenie. TF: Dlaczego właśnie realizm? J-P Wikman: Nie wiem, po prostu lubię to robić. Myślę, że najlepszą rzeczą w nim jest to, że zawsze możesz być jeszcze lepszy i właściwie cały czas się rozwijać. Prawie wszyscy moi ulubieni tatuatorzy robią realistyczne prace i uważam, że
TATTOOFEST 44
TATTOOFEST 45
właśnie ten styl pośród wszystkich innych jest najbardziej wymagający i ciekawy. TF: W twoim portfolio przeważają prace wykonane w odcieniach szarości, rozumiemy więc, że należą do twoich ulubionych. J-P Wikman: Tak, ale cały czas uczę się używać innych kolorów. Chciałbym najpierw umieć tworzyć solidne prace w szarościach, a później zajmę się wielobarwnymi. Cieniowane tatuaże są bardziej w moim stylu i większość klientów właśnie tego ode mnie oczekuje. TF: Co myślisz o swoich pracach? J-P Wikman: Jestem bardzo słaby w ocenianiu moich własnych tatuaży. Staram się po prostu robić to najlepiej jak umiem i rozwijać się z każdym kolejnym. TF: Inspiracje… J-P Wikman: Gdy rysuję tylko dla zabawy, lubię inspirować się muzyką. Jeżeli chodzi o tatuaż, zależy to od tego, czego oczekuje klient. Zanim wczuję się w to co mam przygotować, szukam jakichś zdjęć. Potem rysuję projekt w sposób, który wydaje mi się najlepszy. Czasem mogę sobie pozwolić na własną inwencję, a czasem muszę iść na kompromis. TF: Jakie jest miejsce, w którym pracujesz? J-P Wikman: Studio, w którym tatuuję znajduje się w niewielkim miasteczku położonym w centralnej części Finlandii. Pracujemy tam w 5-6 osób. Wszyscy moi współpracownicy to mili goście, standardowo robimy sobie głupie dowcipy i wzajemnie dokuczamy.
TATTOOFEST 46
TATTOOFEST 47
TF: Powiedz o sobie coś, co może nas zaskoczyć. J-P Wikman: Jestem raczej normalnym gościem. Razem z żoną i dwoma córeczkami mieszkamy na małej farmie 50 km od miasta. Mamy tam konie, kozy, psy i koty, więc czasem bywa tłoczno. TF: Jak Finowie podchodzą do tatuowania? J-P Wikman: Pracuję dopiero od 5 lat, ale już w momencie gdy zaczynałem odchodziło się od wybierania wzorów z flashy. Ludzie zaczęli oczekiwać prac customowych, wielkość tatuaży również przestała być problemem. Coraz więcej przychodzących do studia osób decyduje się na wytatuowanie całej ręki czy pleców. TF: Chciałbyś coś dodać? J-P Wikman: To tyle. Dzięki za wywiad. Robert Hernandez to żywy Bóg!
TATTOOFEST 48
www.facebook.com/jp.wikman
TF: Czy realizowałeś się kiedyś w jakimś innym zawodzie? J-P Wikman: Zanim zacząłem tatuować, miałem same kiepskie prace. Mam nadzieję, że dalej będę robił to co robię i będę w tym coraz lepszy. Kocham to zajęcie i dzięki niemu jestem w stanie utrzymać rodzinę.
RANDY
to dla mnie zdecydowanie najbardziej stylowy i przypakowany niemiecki tatuator. Zdarzało nam się z Olą poruszać w tekstach temat mody panującej u naszych zachodnich sąsiadów, ale zawsze bardziej skupiałyśmy się na tej damskiej. Co do męskiej wspomnę tylko, że Randy jest jej świetnym reprezentantem. To jeden z nielicznych tamtejszych tatuatorów, który tak wiele podróżuje i odwiedza studia znanych artystów z całego świata. Jego własne, „Heaven of Colours” znajduje się w Zwickau, mieście niedaleko polskiej granicy. Jest to wyjątkowe miejsce ze względu na znajdującą się tam salę barową, gdzie serwowane są drinki, koktajle i przekąski. Poza tym, Randy jest zaangażowany w organizację konwencji „Rock’n’Ink” w Chemnitz i tej w swoim rodzinnym mieście, gdzie dzięki nawiązanym znajomościom udaje mu się zapraszać coraz to znakomitszych gości. Krysia
TF: Od kiedy czujesz się częścią tej branży? Randy: Tatuażem zajmuję się od jakichś 10 lat, ale mogę powiedzieć, że na scenie międzynarodowej jestem dopiero od trzech. Wybrałem taki sposób życia ponieważ rysowanie było moją największą pasją od najmłodszych lat. Najbardziej fascynowały mnie realistyczne rysunki i obrazy, dlatego styl w jakim pracuję to kolorowy realizm. Ponadto jestem pod dużym wpływem mojego wzoru do naśladowania, węgierskiego tatuatora Borisa. TF: Przedstawianie jakich postaci sprawia ci najwięcej satysfakcji? Randy: Lubię realizm w ogóle, ale najchętniej tworzę portrety ludzi. Nieważne czy są to postacie fikcyjne, z filmów, jak np. te pojawiające się w różnych częściach „Batmana”, czy najprawdziwsi ludzie. TF: Czy zdarza ci się w ogóle tatuować w szarościach?
TATTOOFEST 50
Randy: Jasne. Czerpię z tego dużo radości, choć nie pokazuję za wiele takich prac, ponieważ jak sama nazwa wskazuje, oferuję ludziom „niebo kolorów”. TF: Widziałyśmy twoje zdjęcia z Australii. Jak było? W jakie inne miejsca podróżujesz? Randy: Podobała mi się już sama możliwość przebywania tam. Ludzie byli bardzo mili, otwarci i mają fajny pogląd na życie, do tego postrzegają tatuaż jako gałąź sztuki. Myślę, że jest to miejsce, w którym mógłbym zamieszkać. Moja obecność w Australii była związana także z innym aspektem mojej pracy, jakim jest malarstwo. Rozmawiając z Nickiem Baxterem , Mickiem Squiresem i Jeffem Goguém wiele się nauczyłem, co zaowocowało tym, że ostatnio nieustannie coś tworzę. Efekty mojej pracy będzie można niebawem kupić. Podróżowałem też po Stanach Zjednoczonych i Kanadzie. Poznałem tam wielu ludzi, którzy są teraz moimi przyjaciółmi, jak Roman Abrego, Nikko Hurtado czy Carlos Torres. Miałem
TATTOOFEST 51
możliwość gościnnej pracy w świetnych studiach, jak: „Immaculate Concept” w Calgary, „King Ink” w Las Vegas, „Artistic Elements” w Kalifornii i w wielu innych. Byłem również na konwencji w Moskwie i muszę przyznać, że tamtejsza scena jest nieco inna, ale bardzo dobra i z pewnością wybiorę się tam ponownie. Jestem pewien, że wszystkie te doświadczenia pomogą mi w pracy nad książką, którą mam zamiar wydać jeszcze w tym roku. Opiszę w niej 10 lat mojej pracy. TF: Czy w „Heaven of Colours” pracuje ktoś poza tobą? Randy: Pod naporem próśb nauczyłem sztuki tatuowania trzy utalentowane dziewczyny. Są ze mną od jakichś dwóch lat i od niedawna pracują już na stałe. Jedna u mego boku w Zwickau, a dwie pozostałe w drugim studiu w Chemnitz. Jest jeszcze jedna osoba, która uczy się u mnie od września zeszłego roku. TF: Czym zajmowałbyś się, gdybyś nie był tatuatorem? Randy: Umiem kłaść płytki, więc pewnie robiłbym właśnie to ;). TF: Zdaje się, że jeśli nie ma cię w studiu, to można znaleźć cię w siłowni? Randy: Tak, uprawiam wiele sportów choć nie mam na to zbyt wiele czasu. Siłownię odwiedzam zazwyczaj 3 razy w tygodniu. Uwielbiam snowboard i od wyjazdu do Australii zajawiłem się surfingiem.
TATTOOFEST 52
www.heavenofcolours.de * FB: Randy Engelhard TATTOOFEST 53
zrealizował swój amerykański sen. Wstąpił na drogę, która fascynowała go i pociągała może nie z najlepszych powodów, ale jest w miejscu do jakiego dążył… i ma apatyt na więcej. Co ciekawe, jak wielu tatuatorów za oceanem, podkreśla jak ważna jest strona finansowa jego zajęcia, umiejętność właściwej prezentacji własnej osoby i twórczości w branży. „Sprzedać się” co prawda niespecjalnie potrafi, bo ma w sobie sporo pokory i wciąż uważa, że musi się dużo nauczyć. Według mnie, to dobre podejście a na dodatek Michael zna receptę na połączenie biznesu, sztuki i pasji. Ola
TF: Od kiedy tatuujesz? Co było powodem, że w ogóle postanowiłeś spróbować? Michael: Tatuowaniu poświęciłem się całkowicie ponad 5 lat temu. Wcześniej odbyłem krótki staż pod okiem Chrisa Escobedo w Scottsdale w Arizonie. To w jaki sposób przygotowywał mnie do zawodu mocno mnie ukształtowało. Bardziej niż na samo
TATTOOFEST 56
tatuowanie kładł nacisk na własną prezentację i biznesowe podejście. Studio Chrisa było z pewnością najbardziej zadbanym i estetycznym jakie widziałem. Uwielbiałem reakcje ludzi, którzy do niego wchodzili. Widać było, że napotkali na coś, czego kompletnie się nie spodziewali. Chris był moją największą motywacją. Był dla mnie ikoną, wzorem i osobą, którą sam chciałem się stać. Miał dużo tatuaży, odnosił sukcesy, cieszył się sporym powodzeniem u kobiet i zawsze sprawiał wrażenie bardzo zadowolonego z życia. Wcześniej nikogo takiego nie znałem, nikogo
kto tak bardzo kochał swoją pracę. Trochę wstyd się przyznać, ale zacząłem tatuować właśnie ze względu na te wszystkie powody, których z perspektywy czasu nie oceniam pozytywnie. Sami wiecie, imprezy, kasa, pierwszy raz kiedy nazwiesz siebie artystą tatuażu… Wydawało mi się, że jestem super gościem, a tak naprawdę byłem nikim więcej jak kolejnym, nieszanującym niczego dzieciakiem, który nawet nie czuł respektu dla tatuowania. Nie miałem żadnego wykształcenia plastycznego, nie uczęszczałem nawet na tego typu zajęcia w szkole, bo do wyboru miałem je
albo chór. Wolałem lekcje muzyki, bo chórzystom zawsze wszystko uchodziło płazem, brali udział wlicznych wycieczkach, no i wgrupie było sporo dziewczyn. Do dziś nie przeszedłem żadnego, formalnego kursu, ale myślę, że nie jest to jedyna forma edukacji zjakiej można pozyskać coś dla siebie i poprawić swoje umiejętności. Mogę śmiało powiedzieć, że przez ostatnie 5 lat przechodzę prawdziwą szkołę poprzez codzienne tworzenie sztuki, zagłębianie się w jej historię, obcowanie z różnymi technikami, studiowanie teorii, a także dzięki dyskusjom z przyjaciółmi,
TATTOOFEST 57
zktórymi pracuję, o różnych artystycznych pomysłach i rozwiązaniach. Z chęcią brałbym udział we wszelkiego typu seminariach i wykładach artystów, których podziwiam, niezależnie od tego w czym się realizują, tylko żeby zobaczyć czy posłuchać jakie mają podejście i zapatrywania na różne aspekty sztuki. Tak czy inaczej uważam, że kursy czy studia nie są niezbędne, by stać się w pełni ukształtowanym artystą. Oczywiście można z nich wiele wynieść, ale najważniejsze jest myślenie kategoriami artystycznymi o tym co się robi i o wszystkim co cię otacza. TF: Powiedz coś więcej o swoim studiu. Michael: Otwierając studio pamiętałem o doświadczeniach wyniesionych ze stażu odbytego pod okiem Chrisa. „Toth Art Collective” w Bend w Oregonie to studio połączone z galerią sztuki. Stworzenie galerii wymagało bardzo dużo
TATTOOFEST 58
pracy i poświęcenia, ale opłaciło się. Każda osoba, która się w niej pojawia jest pod wielkim wrażeniem. „Toth Art Collective” mieści się w centrum Bend, w zabytkowym budynku sprzed 120 lat. Jego powierzchnia to prawie 300 metrów kwadratowych i zostało całkowicie przebudowane w środku. Po remoncie nabrało współczesnego, industrialnego wyglądu. Wnętrze jest bardzo minimalistyczne i czyste, nie ma tam żadnych zbędnych rzeczy, jest zagospodarowane wyłącznie dla sztuki. Pierwszym pomieszczeniem, do którego trafia się po przekroczeniu progu jest galeria, przygotowana pod ekspozycję nawet setki prac w tym samym czasie. Jeśli wejdziecie dalej, znajdziecie się w recepcji, gdzie mój dobry przyjaciel i jednocześnie menager studia spędza większość swojego czasu. Naprzeciwko jego biurka znajduje się moje stanowisko. Chciałem być blisko, aby móc swobodnie dyskutować,
planować i podejmować decyzje podczas pracy. W suficie mamy duży świetlik, a meble zostały wykonane na zamówienie według indywidualnych projektów. W głębi studia znajdują się kolejne dwa stanowiska tatuatorskie. Mamy duży magazynek i pewność, że dzięki niemu nigdy niczego nie zabraknie. Jest tam też miejsce do rysowania z podświetlanym stołem i wszelkimi niezbędnymi przyborami oraz komputer z programem do tworzenia modeli 3D. Stamtąd wąskim przejściem trafia się do pomieszczenia przystosowanego do robienia zdjęć. Mamy odpowiednie oświetlenie i wszystko co potrzebne do profesjonalnego fotografowania wykonanych tatuaży, modeli czy przedmiotów, które potem obrazujemy w tatuażach. Często korzystają z niego też inne firmy czy znajomi. Za studiem foto mieści się pomieszczenie gdzie trzymamy nasze płótna i ramy. Mamy też garaż przekształcony w mały
zakład stolarski, w którym przygotowujemy podobrazia i ramy. TF: Opowiedz o swoich obrazach. Jaka technika jest twoją ulubioną? Michael: Przeważnie maluję olejami na płótnie. Od czasu do czasu też na drewnie, ale jego tekstura do końca mnie nie zadowala. Najbardziej lubię nakładać farbę tak, by osiągnąć impastową fakturę. Te obrazy nie sprzedają się tak dobrze jak prace wyglądające jak wykonane airbrushem, na szczęście malowanie delikatnych, gładkich prac olejnych sprawia mi również wiele radości. One sprzedają się znacznie szybciej i stwarza to dla mnie nieco konfliktową sytuację, bo z jednej strony chcę stawiać sobie wyzwania stosując trudniejsze techniki, a z drugiej sprzedawać płótna. Ogólnie czuję się szczęściarzem mogąc wyżyć ze sztuki! Jestem pewien, że wiele osób chciałoby się znaleźć w mojej skórze, dlatego
muszę zrobić wszystko żeby w pełni wykorzystać swój potencjał albo będę się czuł jakbym oszukiwał tych ludzi. Mam nadzieję, że rozumiecie o co mi chodzi… Najbardziej irytującą rzeczą jest widzieć kogoś, kto dostaje wspaniałą szansę i ją marnuje. Ja nie chcę tego zrobić. TF: Jakich ar t ystów darz ysz uznaniem i dlaczego? Michael: Bardzo podoba mi się to pytanie, ale pewnie zapomnę wymienić wielu z nich. Do grona tatuatorów jakich podziwiam zalicza się: Shige, Filip Leu, Robert Atkinson, Jeff Gogué, Dan Hazelton, Robert Hernandez, Joe Capobianco, Aaron Cain, James i Tim Kern, Clae Welch, Nikko Hurtado, Mike DeVries, Steve Moore, Derek Noble, Todd Noble, Paul Booth, Gabe Ripley… Większość z nich to nie tylko nieprzeciętnie utalentowani artyści, ale i ludzie świetnie radzący sobie z zagadnieniami marketingu
i potrafiący wyrobić sobie nazwisko. Podziwiam ich za to, ponieważ im bardziej znani i popularni się stają, tym bardziej przeciętni odbiorcy potrafią dostrzec jak powinien wyglądać dobry tatuaż. Jednym z przykładów takich karier jest Brandon Bond. Podziwiam go nie tylko ze względu na jego twórczość, ale dlatego, że jest odnoszącym sukcesy biznesmanem. Potrafi zarabiać pieniądze i jest z tego dumny, a do tego w jego studio pracują rewelacyjni tatuatorzy. Jeśli chodzi o artystów spoza tego świata, to najbardziej cenię rzeźbiarzy. Rzeźbienie w kamieniu to mój główny cel jeśli chodzi o rozwój artystyczny. Tego typu prace charakteryzuje ponadczasowe piękno. Michał Anioł jest moją największą inspiracją w tej materii, był niezwykle utalentowany i pracował bardzo wytrwale. W porównaniu do rzeźbienia, malowanie jest dużo łatwiejsze, choć oczywiście doceniam wielu wyśmienitych malarzy.
TATTOOFEST 59
Zachwycają mnie też prace Berniniegio, Carravagio, Velásqueza, Nerdruma, Helnweina. Mógłbym wymienić jeszcze wiele nazwisk, ale myślę, że ci wskazani już wystarczająco szeroko określają moje preferencje.
www.facebook.com/miketothart
TF: Co chciałbyś poprawić, nad czym jeszcze popracować? Michael: Wszystko. Lubię niektóre z moich prac, ale czuję, że może być lepiej. To po prostu nieustające zmaganie, by się rozwijać i dotrzymywać kroku ludziom z branży. Mam teraz bardzo solidne podstawy jeśli chodzi o tatuowanie i sztuki plastyczne, ale wciąż widzę różne niedociągnięcia. Nie chodzi o to, że jestem dla siebie surowy, po prostu staram się patrzeć trzeźwo i obiektywnie. Odczuwam dużą satysfakcję kiedy uda mi się wytępić moje błędy i znajduję sposób, aby zrobić coś lepiej. Jeśli miałbym wyliczać, to chciałbym polepszyć samo projektowanie, kompozycję, kontrast, kontury, nasycenie barw, właściwy dobór miejsca itd. Nie sądzę, abym kiedyś mógł uznać siebie za artystę doskonałego.
TATTOOFEST 60
TF: Wolisz tatuować w szarościach czy w kolorze? Michael: Lubię wykonywać oba typy prac. Według mnie te czarno-szare mają ponadczasowy i łatwy w odbiorze wygląd. Każdy kto tatuuje, dobrze wie o czym mówię. Tatuowanie w tych odcieniach uznaje się też za nieco łatwiejsze, choć ja się z tym raczej nie zgadzam. Trzeba opanować podstawy, czyli operowanie jaśniejszymi i ciemniejszymi tonami, jednak niejednokrotnie potrzebna jest większa precyzja niż w tatuażach kolorowych. Te wielobarwne zdecydowanie bardziej podobają się ludziom, bo łatwiej dostrzec nasycenie kolorów i jednolite wypełnienie. Sam uwielbiam tego typu prace, ale często dostrzegam też, że kolory są zastosowane po to, by zamaskować błędy i niedociągnięcia techniczne. Moim zdaniem, ważniejsze jest aby umieć wykonać poprawnie tatuaż w szarościach, czy jedynie z użyciem kilku barw, niż stosować jednocześnie 50 kolorów. TF: Jaki temat jest twoim ulubionym? Michael: Lubię te, które w jakiś sensowny sposób mogę wyrazić w tatuażu. Jeśli praca opowiada
o czymś zabawnym, złym czy pięknym, to wystarczy. Ważne bym mógł użyć symboli i odpowiednio dopasować kompozycję. Sporo czasu poświęcam na studiowanie symboli, bo dużo radości sprawia mi odkrywanie ich znaczenia. Jeśli miałbym wybrać… Najbardziej wdzięcznym i interesującym tematem jest dla mnie kobieta. Jak wspomniałem lubię wyzwania, więc kiedy uświadomiłem sobie, że mam problem z przedstawianiem postaci, bardzo się na tym skupiłem. Szybko zrozumiałem, że satysfakcjonuje mnie to bardziej niż cokolwiek innego. Cały czas mnie to fascynuje, poza tym, czy jest coś bardziej przyjemnego niż „stworzenie” pięknej kobiety? TF: Podobno masz w domu kobiecą czaszkę… Michael: Tak, to czaszka młodej dziewczyny. Była pierwsza, ale ostatnio zacząłem powiększać kolekcję o inne ludzkie szczątki. Właśnie otrzymałem przesyłkę z czaszką małpy. Istne szaleństwo! Na pewno posłuży mi jako model przy następnym obrazie. Zbieranie jakichś strasznych eksponatów nie wciągnęło mnie jak innych tatuatorów. Moje zainteresowanie
czaszkami służy raczej analizowaniu ich i wykorzystaniu zdobytej wiedzy w pracach. Każda z nich ma swoją unikalną fakturę i wygląd. To co kolekcjonuję, to maszyny do tatuażu, kilka z nich to zupełnie wyjątkowe okazy. Moja ulubiona została wykonana ręcznie przez Dana Dringenberga i ma w ramie prawdziwe diamenty. Jest tak misternie rzeźbiona, że nie wygląda jak wytwór ludzkich rąk. Otrzymałem ją od Dana jako nagrodę w kategorii „Best of Show” podczas zeszłorocznego konwentu w Portland. Trzymam ją w szklanej obudowie oświetlonej halogenem. Jak do tej pory to także moja ulubiona nagroda! TF: Czym charakteryzuje się stan, w którym mieszkasz? Michael: Większość mojego życia spędziłem w różnych częściach Oregonu. Teraz mieszkam w spokojnym Bend, którego populacja liczy 85 tysięcy osób. Tutejsi ludzie są bardzo życzliwi, są tu świetne szkoły i silna społeczność artystyczna. To taki typ miejsca, gdzie każdemu kogo napotkasz na ulicy mówisz „dzień dobry”. Do tego mieszkańcy nastawieni są na pomoc innym
i pracę na rzecz całej społeczności. W tym stanie mieszka sporo hipisów, co jest wspaniałe, bo udało im się przeforsować u władz stanowych wiele obostrzeń co do uprawy i przygotowania produktów spożywczych. To pomaga utrzymać poziom zapasów żywności a do tego żyje się tu zdrowiej niż w innych miejscach, mniej nastawionych na ekologię. W moim mieście mieszka też sporo zamożnych ludzi i kilka sław. Zarobki przewyższają średni dochód w innych miastach Oregonu. To oczywiście przekłada się na tatuowanie i inwestowanie w sztukę. Znaczna część osób, które przychodzą po pierwszy tatuaż, bardzo często wybiera od razu duży format pracy. To jest super! Mamy też świetną pogodę i zróżnicowane cztery pory roku. Lato jest naprawdę ciepłe ale nie upalne, jesień i wiosna są łagodne, a zima potrafi być ostra i śnieżna. W pobliżu znajduje się Góra Bachelor, więc snowboard i narciarstwo są tutaj popularne. Ludzie często sprowadzają się do Bend chcąc korzystać ze wszystkich outdoorowych atrakcji i możliwości jakie ono oferuje. Ogólnie mogę powiedzieć, że to świetne
miejsce dla zrelaksowanych i lubiących żyć we własnym tempie. Nie doświadczysz tu na pewno gorączki i pędu wielkich metropolii jak Nowy Jork czy L.A. TF: Czy byłeś kiedyś w Europie? Michael: Jeszcze nigdy tam nie byłem. Nawet nie zastanawiałem się nad tym, którą z jej części chciałbym zobaczyć najbardziej. Kariera w tym zawodzie na tyle zdominowała moje życie, że rzadko mogę pozwolić sobie na wakacje. Z pewnością za jakiś czas spróbuję połączyć wyjazd do Europy z pracą i po prostu udać się tam na jakąś konwencję. TF: Czy jest coś co poświęciłeś na rzecz tatuowania? Michael: Kiedy odkryłem, że tatuowanie stanie się tak ważną częścią mojego życia, odpuściłem sobie wszelkie inne zajęcia hobbistyczne, życie towarzyskie, a nawet niektóre przyjaźnie. Nie chcę aby
cokolwiek rozpraszało mnie i odwracało uwagę od mojej pracy i celu jaki sobie wyznaczyłem, czyli zostania jak najlepszym artystą. Od 5 lat kieruję się ideologią Straight Edge. Niejako związane jest to też z moim poświęceniem się zawodowi. Nie wyobrażałem sobie marnotrawienia czasu na picie i imprezy. W tym momencie moje życie składa się z dwóch najważniejszych części: rodziny i tatuowania. TF: Wspomniałeś o swojej rodzinie… Michael: Moja żona i dzieci są moją największą miłością. Staram się rozgraniczać życie zawodowe od osobistego i zachowywać swoją prywatność, ale muszę przyznać, że to oni są najważniejszą częścią mojego życia. Dla nich zrobiłbym wszystko, nawet zrezygnowałbym z tworzenia sztuki. Za każdym razem kiedy jestem z nimi przepełnia mnie duma i rozpiera radość!
TATTOOFEST 61
Nasza Kudi
Jessica
König
Fot. Hanja Li
preferuje tatuaże w klimacie zombie. Jej ciało zdobią nietoperze, gnijąca dziewczynka obgryzająca kości z mięsa i bohaterowie znanych horrorów, które Jess uwielbia. Brzmi trochę obrzydliwie? Wbrew pozorom nie jest osobą okrutną, bez obaw - Wasze koty mogą czuć się bezpieczne.
TATTOOFEST 62
Fot. Jan Klug-Offermann
Krysia: Masz 23 lata więc prawdopodobnie jeszcze się uczysz. A może już pracujesz? Jess: Jestem początkującą tatuatorką, mieszkającą w małym mieście w zachodniej części Niemiec. Poza tym, jeden dzień w tygodniu pracuję w biurze firmy transportowej. W wolnym czasie zajmuję się modelingiem, który jest dla mnie formą odreagowania od codziennych obowiązków. W przyszłości chciałabym być coraz lepsza w tym co robię i jednocześnie nie stracić przyjemności, którą czerpię z tych zajęć. Krysia: Czy tegoroczne wakacje masz już za sobą? Jess: Nigdzie nie byłam i w tym roku nie mam żadnych planów wakacyjnych. Odwiedziłam tylko kilka różnych, muzycznych festiwali. Wyjazd na prawdziwy wypoczynek planujemy z moim chłopakiem dopiero za rok i wtedy sobie to wynagrodzimy. Chciałabym zobaczyć cały świat… Żeby jakoś zrekompensować sobie brak urlopu byłam na kilku wypadach zakupowych, to fajna alternatywa ;).
Fot. Hellschwarz
Krysia: Na nodze masz znane filmowe motywy. Dlaczego zdecydowałaś się właśnie na te postacie? Jess: Uwielbiam horrory i jestem fanką złośliwych bohaterów tam występujących, a do tego cenię dobrze zrobione portrety. Osoby, które mam wytatuowane to oczywiście moje ulubione, a kolejne pojawią się w najbliższym czasie. Jak na razie uwieczniłam: Freddy’ego Krugera, Jigsawa, Kapitana Spauldinga i Edwarda Nożycorękiego. Poza tym, lubię takie filmy jak: „High Tension”, „Martyrs”, „The Last House on the Left”, „Wall-E”, „The Hills Have Eyes” Cenię też kino dla dzieci, np. stare bajki Disney’a. A, i nic nie przebije „Króla Lwa”!
Krysia: Torebki, buty… Do jakiej części garderoby masz największą słabość? Jess: Buty! Kocham buty! Małe, duże, płaskie, wysokie, świecące… wszystkie! Nigdy nie mam ich dość. Mam w szafie ponad 40 par. Poza tym kupuję ciuchy w ilościach hurtowych, przede wszystkim koszulki moich ulubionych kapel: „Bleed From Within”, „Whitechapel”, „Despised Icon”, „Ion Dissonance”, „All Shall Perish”, „As Blood Runs Black”, „The Black Dahlia Murder”, „Chelsea Grin” czy „Emmure”.
Fot. Hartmut Nörenberg
Krysia: Na zdjęciach zauważyłam kontur na twoich plecach. Co tam powstaje? Tatuujesz się u jednego artysty? Jess: Kontur to oczywiście część projektu. Połowa pracy jest już za nami. Będzie to postać kobiety-węża, która dusi kościotrupa, a kompozycję uzupełniają znajdujące się dookoła kwiaty. Wiem, brzmi trochę śmiesznie… Poza dwoma tatuażami, całą resztę wykonał twórca mojego pierwszego, któremu bardzo ufam. Uważam, że tatuowanie to zadanie, które powierza się jedynie zaufanym osobom.
Krysia: Co roku jestem na konwencji we Frankfurcie, to zdaje się jest blisko twojego miejsca zamieszkania? Jess: Tak, byłam tam trzy razy z rzędu. W niedalekiej odległości od mojej miejscowości odbywa się wiele konwencji tatuażu, ale na pewno ta we Frankfurcie jest największa. Gdybym miała więcej czasu, z pewnością jeździłabym również na te zagraniczne.
Krysia: W zdjęciach lubisz raczej mroczny klimat – czy taki właśnie efekt jest dla ciebie najbardziej pożądany? To pomysły twoje czy fotografa? Jess: Dobre pytanie. Myślę, że nie stoi za tym zbyt wiele. Lubię ładne zdjęcia, a czy będą mroczne czy słodkie to nie ma znaczenia, byle tylko nie były banalne. Spora ich ilość powstaje
TATTOOFEST 63
Fot. Hellschwarz
Fot. Hellschwarz
Fot. TB Fotostyles
Fot. TB Fotostyles
Fot. Hellschwarz Fot. Hartmut Nörenberg
spontanicznie i te właśnie lubię najbardziej. Większość moich fotografii jest faktycznie osadzona w nieco mrocznym klimacie przez tatuaże i kolor moich włosów, które często ukierunkowują fotografa.
TATTOOFEST 64
Fot. Hanja Li
Krysia: Powiedz nam coś, co nas zaskoczy. Jess: Nie śmiejcie się, ale totalnie boję się balonów. Nie żartuję!
Fot. Seelenfarben
Facebook: Mademoisell Jess
Fot. DuEngel-ART
Fot. Seelenfarben
Fot. Seelenfarben
Fot. DuEngel-ART
Krysia: Czy poza byciem fotografowaną masz jeszcze jakieś inne hobby? Co zajmuje twój czas? Jess: Dużo rysuję, ale najbardziej lubię spędzać czas z moim chłopakiem. Imprezujemy, jeździmy na koncerty i planujemy wspólną przeprowadzkę. Ważne jest dla mnie również przebywanie z moją mamą. Ona całkowicie mnie rozumie i bezgranicznie ją kocham. Na koniec chciałam dodać, że bardzo dziękuję za wywiad i opublikowanie moich zdjęć. To dla mnie zaszczyt.
TATTOOFEST 65
Imię i nazwisko: Jakub Nowicki Rocznik: 1984 Czym zajmujesz się zawodowo: obecnie obsługuję dwa sklepy internetowe, jeden z nich ma w ofercie płyty z muzyką elektroniczną, a drugi awangardowe ciuchy z całego świata, dodatkowo zajmuję się promowaniem różnego typu eventów Motto życiowe: „Żyć tak, aby miło było wspominać, a wstyd opowiadać.” Twoja najlepsza strona: otwartość, szczerość, wytrwałość w dążeniu do celu i podobno poczucie humoru Twoja najgorsza wada: gadulstwo; tyle gadam, że czasem sam sobie zadaję pytania i sam na nie odpowiadam + największa wada wg dziewczyn, to zbyt duża liczba koleżanek… Twój bohater: „Mały Książę” Z czego jesteś dumny: z siebie, ze swojej naturalności oraz tego, że nikogo nie udaję i nie noszę maski Bez czego nie wychodzisz z domu: telefonu z mobilnym internetem Rzeczy, które cię interesują: przede wszystkim popkultura masowa (ewentualnie kultura masowa), zjawiska społeczne, ludzie i ich zachowania, a także tatuaż - jego historia, kultura, artyści Czego najbardziej nie lubisz: u ludzi dwulicowości, a ogólnie żeberek TOP 5 Muzyka: trudno określić, za dużo tego, wszystko zależy od nastroju, dnia i towarzystwa Filmy: „Zapach kobiety”, „Requiem dla snu”, „Gwiezdne wojny”, „Enter the Voice”, „Donnie Darko” Książki: „Mistrz i Małgorzata”, „Proces”, „Diuna”, „Lolita”, „Blaszany bębenek” Programy telewizyjne: raczej nie oglądam TV, wyjątkiem jest program Kuby Wojewódzkiego i transmisje sportowe Kawałek na chandrę: Tool „Schism”, a ostatnio coraz częściej Skrillex „Father Said” Imprezy domowe czy klubowe: oba typy mają swój urok, klubowe pozwalają zawierać nowe znajomości, poznawać ciekawych ludzi i posłuchać muzyki na żywo, ale na domówkach jest większy luz i spontan, co procentuje wieloma zabawnymi sytuacjami 5 rzeczy, bez których nie możesz żyć: muzyka, kobiety, tatuaż, popkultura i ryzyko Uprawiany sport: FIFA na PlayStation się liczy? Oglądany sport: staram się być na bieżąco ze wszystkim, ale głównie jest to piłka nożna, koszykówka, siatkówka i boks Większość wolnego czasu spędzasz na: poznawaniu zakamarków Krakowa Wakacje życia: wypad z kumplami do Kalifornii gdzie nikt nikogo nie ocenia i każdy żyje własnym życiem, spędziłem tam niezapomniane chwile, jak imprezy w domkach nad oceanem przy muzyce na żywo czy oglądnie wschodu słońca na plaży Czyj pojedynek chciałbyś zobaczyć (żywi i umarli): jeszcze raz pojedynek Sugar Ray Leonard vs Thomas Hearns oraz rewanż pojedynku z lipca tego roku czyli Wladimir Klitschko vs David Haye Najlepsze jedzenie: to, które gotuję sam! Najdziwniejszy alkohol jaki piłeś: chińska wódka Psy czy koty: zdecydowanie psy Lody czekoladowe czy owocowe: każde TATUAŻE Wymień i opisz swoje tatuaże: prawe ramię z połową klatki piersiowej pokrywa anonimowa biomechanika, na lewym i drugiej połowie klatki znajdują się kosmiczne kwiaty oświetlone księżycem i światłem innych planet, na żebrach z prawej strony mam krzyż, na połowie pleców robota uciekającego z dziewczynką z wybuchającej planety, na lewym nadgarstku napis „Love”, a na drugim datę urodzenia, na prawym przedramieniu napis „Insomnia” i twarz kobiety, a na lewym widnieje anatomiczne serce z opisem jego części Motywy, kto i kiedy wykonał, jak było z pomysłami: tatuuję się dopiero od roku, większość tatuaży jest autorstwa Bartka Kosa, powstawały przez kilka miesięcy, czasami mieliśmy nawet 4 sesje w ciągu 2 tygodni. Twarz kobiety wytatuowała Iza z „Kult TF”, natomiast serce wykonała niesamowita dziewczyna z Warszawy, Aldona z „Szerytattoo”. Większość tatuaży powstawała spontanicznie albo jest przełożeniem zwariowanych i ryzykownych pomysłów. Na początku planowałem tylko jeden tatuaż - drobną kobiecą dłoń trzymającą mnie za ramię, ale jak widać nie wyszło i zamiast tego jest biomechanika. Jakie masz plany związane z kolejnymi tatuażami: jest ich wiele, zdradzę tylko, że do końca wakacji chcę skończyć oba rękawy i plecy, dalej zajmę się udami, pojawi się też pewien cytat (na klatce piersiowej, poniżej sutków) Artysta wszechczasów: Simon i Volko z „Buena Vista Tattoo Club” - dałbym im się wytatuować w ciemno o każdej porze Ostatnia zajawka/ostatnio znaleziony artysta: Denis Sivak, na widok jego prac uginają mi się nogi Czy twój szef i najbliższa rodzina wie o twoich tatuażach: tak Jaka była ich reakcja: na początku rodzina nie była zachwycona, ale szybko się przyzwyczaiła, teraz jej członkowie sami się tym interesują. Przełożonemu to nie przeszkadzało, bo nie miało bezpośredniego wpływu na moją pracę. Gorzej było z niedoszłymi pracodawcami, jakieś 90% wciąż myśli schematami i nie chce pracowników z widocznymi tatuażami. Doświadczenia konwentowe: imprezy tego typu były obecne w moim życiu, ale dopiero niedawno zdecydowałem się na tatuowanie w trakcie trwania jednej z nich. Było warto, bo tatuaż wykonany przez Aldonę z „Szerytattoo” zajął drugie miejsce w kategorii „Best of Day” na ostatnim Tattoofeście. Już planuję wyjazdy na następne konwenty do Gdańska i Warszawy oraz kolejne tatuaże.
TATTOOFEST 66
TATTOOFEST 67
Fot. Agnieszka Soczek
Tatuaż autorstwa Izy, Kult Tattoo Fest, Kraków
Przyparty do muru
Tatuaż autorstwa Aldony, Szerytattoo, Warszawa
TF Street Te a m Ja kub now icki
Łup z wystawki ;)
Kosmiczne kwiaty…
Edek,
Leszek Jasina, Tattoo
raków
o Fest, K Kult Tatto
Gonzo, Szczecin
Dawid, Niuans, To
ruń
arszawa sińska, W
Ania Jało
TATTOOFEST 70
Łukasz, Lucky Tattoo, Tychy
Łukasz, Lucky Tattoo, Tychy
asina,
Leszek J
czecin
onzo, Sz Tattoo G
wek
Krzysiek, Azazel, Milanテウ
Edek, Kult
Tattoo Fest
, Krakテウw
y
y Tattoo, Tych
ナ「kasz, Luck
TATTOOFEST 71
Iwona, Blackstar, Warsz
awa
, Kraków
t Tattoo Fest
Bartek, Kul
Tofi, Ink-Ognito, Rybnik
Maurycy, K awa vick, Juniorink, Warsz
No
TATTOOFEST 72
amea, Łódź
Marzan, Saur
Gru-Chan, Poznań
Bartosz Pana
s, Caffeine Ta
Krzysiek, Azazel,
, Rybnik
Tofi, Ink-Ognito
ttoo, Warszaw
on Tattoo, Ry
a
bnik
ath, Wrocław
Irkowy, Black De
Milanówek
TATTOOFEST 73