CENA: 13zł w tym 7%VAT
NR 8/2007 GRUDZIEŃ
Listopadowy Festiwal Tatuażu:
JACK RIBEIRO z Francji. 3RDEYE z Grudziądza
DZIEŃ DYŃ W KULCIE! Kudi Chick z Krakowa: ANIATATTOO
LUBUSKI TATTOO RAPORT. JASON JACENKO z Australii
3rd LONDON TATTOO CONVENTION - part 2.
INDEKS 233021
ISSN 1897-3655
WSTĘP!
spis treści
Wstęp
Aliena nobis, nostra plus aliis placent – Cudze bardziej podoba się nam, nasze innym.
6-7
SPIS TREŚCI
8-14
Redakcja
16-21 24-31 34-38 40-43 44-48 50-51 Okładka: Foto - Kudi
52-55 56-59
WYDAWCA: FHU Koalicja ul. Szpitalna 20-22/s5 31-024 Kraków
61
REDAKTOR: Radosław Błaszczyński kult@tattoofest.pl
62-69
OPRACOWANIE GRAFICZNE: Asia STALI WSPÓŁPRACOWNICY: Dawid Karwowski, Jakub Murawski, Elżbieta Herzog, Agata Ćwierz, Kaśka, Raga, Nikita, Dorota TQD, Ola, Wojciech Firlej, Dante MARKETING I REKLAMA: Anna Błaszczyńska info@tattoo.biz.pl
71-72
8
6-7 INFO Na początek KONWENCJE W TOKYO Rock of Ages & King of Tattoo ANDRZEJ LEŃCZUK W wywiadzie miesiąca SZCZECIN 2007 Świeżutka relacja z konwencji JACK RIBEIRO Sympatyczny i mroczny tatuażysta z Francji
16
JASON JACENKO Artysta z Australii 3RDEYE Z Grudziądza DZIEŃ DYŃ KULT-owe święto ANIA TATTOO Jako Kudi Chick RAPORT Województwo lubuskie DANTEIZMY Wycieczkowanie LONDYN - CZĘŚĆ 2 Wyłapane tatuaże obiektywem aparatu
34 44 50 62
KARTKI ŚWIĄTECZNE Wyślij do rodzinki!
24
DRUK: Drukarnia FTF www.ftf.com.pl Redakcja nie zwraca materiałów niezamówionych, zastrzega sobie prawo redagowania nadesłanych tekstów i nie odpowiada za treść zamieszczonych reklam. ISSN 1897-3655
TATTOOFEST 5
INFOINFO
Konwencje 2)
17th International Tattoo Convention Berlin 7-9.12.2007 www.tattoo-convention.de Niemcy
Od redakcji!
TATTOOFEST 6
w Muzeum Regionalnym w Iłży 27-100 Iłża, ul. Błazińska 1 tel. /048/ 616 29 29, fax. /048/ 616 29 29 e-mail: muzeum.ilza@onet.eu www.muzeumilza.pl Data otwarcia: 02.12.2007 godz. 15.30 To wystawa zorganizowana przez artystę plastyka, Piotra Wojciechowskiego. Tematem będzie oczywiście tatuaż w aspekcie panujących relacji pomiędzy tatuowanym a tatuartystą. Będziemy mogli również za pomocą fotografii, szkiców i rysunków przekonać się jakiego zaangażowania potrzeba tatuartysty dla stworzenia wyjątkowej wzoru, przekonać się jak trudna i żmudna jest praca artysty.
Tattoofest 2007
w Tattoo Life
1) The Annual Tattoo and Music
in the Philippines Pasay City, Filipiny, 15.12.2007 http://philippinetattooconvention.com/
W grudniowym numerze magazynu Tattoo Life będzie można przeczytać relację z krakowskiego festiwalu tatuażu, którego jesteśmy organizatorami! Zapowiedź jej znajduje się na oficjalnej stronie gazety na pierwszym miejscu! Co prawda minęło już kilka miesięcy od czasu kiedy konwencja miała miejsce, niemniej jednak to zaszczyt dla nas znaleźć się na kartach tego największego i najpopularniejszego na świecie miesięcznika tauatorskiego! To kolejny gest poparcia naszej rodzimej sceny tatuażu przez społeczność międzynarodową.
3)Ink Deep Tattoo & Piercing Convention
Kansas, Missouri, USA, 14-16.12.2007 http://www.inkdeeptattoo.com/home/
Uwaga!
Przyszedł czas na grudniowy numer, a więc specjalny, bo świąteczny. A może do jego kupna zachęciła Was właśnie nasza świątecznie wystylizowana Kudi Chick? Czy to za sprawą naszej modelki, czy innych zdjęć lub tekstów, które kryje to wydanie, najważniejsze, że jesteście z nami. Za oknem pierwsze śniegi, grzejniki, kominki i kaloryfery przystąpiły do pracy, na mieście roi się od iglastych drzew poobwieszanych kolorowymi gadżetami, a na ulicach zaczynają już grasować na czerwono ubrani brodacze. To oznaki coraz szybciej zbliżających się świąt. Postanowiliśmy więc, by również nasz magazyn był w tym miesiącu wyjątkowy. Postaraliśmy się, byście mieli co czytać i co oglądać, leniuchując przy ciepłym kominku i popijając grzane winko. W tym numerze czeka na Was relacja zarówno z odległej konwencji japońskiej jak i imprezy w Szczecinie. Powrócimy też na chwilę do Londynu - kolejna porcja zdjęć z największej europejskiej konwencji tatuażu. Na chwilę przeniesiecie się z nami do Grudziądza, by zaznajomić się z pracą Pawła oraz wspólnie odwiedzimy Wałbrzych, gdzie powstaje pierwsze polskie studio customowe. Poza tym będziecie mieli okazję poznać Jacka Ribeiro, artystę z Francji. Raport z województwa lubuskiego przedstawi Wam tamtejszą scenę tatuażu. W „TattooFeście” nr 8 jest również bardzo ciekawa relacja z krakowskiej imprezy, jaka miała miejsce w studiu Kult. Przez dwa dni tatuowano tam tylko dynie. W studiu unosiła się atmosfera grozy, a halloweenowy, demoniczny tatuażysta z premedytacją wbijał igły w ciała swoich ofiar. Bardzo nas cieszy, że przybywa ciągle czytelników. Z naszych wyliczeń wynika, że jest Was coraz więcej. Największym sukcesem jest dla nas to, że coraz więcej osób zaczyna doceniać naszą pracę, że stajemy się coraz bardziej rozpoznawalni i na polskim rynku, i na scenie międzynarodowej. Swoje prace przysyłają nam nie tylko światowi artyści, ale również znane modelki nieśmiało pytają nas, czy mogą być naszymi Kudi Chicks. Oby tak dalej... Ale nie będziemy się przechwalać. Nie chodzi o nasze zadowolenie, ale o satysfakcję naszych czytelników z naszej pracy. Staramy się jak możemy. Korzystając z okazji i świątecznej atmosfery, cała redakcja składa wszystkim czytelnikom gorące życzenia. Pamiętajcie o nas, zajadając bożonarodzeniowe smakołyki i otwierając świąteczne prezenty. Jesteście z nami już ósmy miesiąc, a więc nie pozostaje mi nic innego jak też życzyć i Wam i nam, abyśmy spotykali się również cały następny rok, a potem kolejny, kolejny, kolejny... Kaśka
Wystawa
Nasz magazyn można już kupować w formie elektronicznej ze strony www.tattoofest.pl. Płacić można na wiele sposobów, w tym również kartą płatniczą. Wprowadziliśmy taką formę sprzedaży przede wszystkim z myślą o osobach przebywających za granicą lub mieszkających w małych miasteczkach i wsiach, które nie mogą nabyć fizycznie naszego pisma. „TattooFest” w pliku pdf jest w jakości nadającej się do czytania i oglądania za pomocą komputera i nie nadaje się do wydruku. Cena tej wersji to tylko 10zł. Jeżeli jacyś wasi znajomi nie mogą kupić wersji drukowanej, poinformujcie ich proszę o tej możliwości zakupu.
UWAGA!
PRENUMERATA! 3 numery to 39,00 a 6 numerów to 78,00 (kolejny dostaniesz w prezencie). Na terenie Polski przesyłka gratis. Poza granicami należy doliczyć koszt przesyłki. Żeby zaprenumerować Tattoofest należy: 1. Skontaktować się z Anią, podać swoje dane i zaznaczyć od którego numeru chcesz otrzymywać gazetę (kontakt 12 429 14 52, 502 045 009 , kult@tattoofest.pl) 2. Wpłacić kaskę przekazem pocztowym na adres: FHU Koalicja Szpitalna 20-22/5s 31-024 Kraków lub przelewem na konto: Anna Błaszczyńska 02 1540 1115 2064 6060 0446 0001 Jeśli chcesz otrzymać fakturę koniecznie nas o tym poinformuj podczas zamówienia!
UWAGA
NA TUSZE ATOM COLOUR!!!
Na otwarciu wystawy zapowiadana jest obecność Andrzeja Jelskiego, autora niedawno wznowionego wydania ksiązki pod tytułem „Tatuaż”. Będzie można w tym dniu porozmawiać na temat twórczości z obojgiem autorów. Spotkanie jak i wystawa tego typu są w naszym kraju czymś naprawdę rzadkim, tym bardzie zachęcamy do odwiedzenia jej wszystkich zainteresowanych sztuką tatuażu.
Co prawda nigdy nie spotkałem się z tymi tuszami ale na wszelki wypadek przestrzegamy. Podczas badań tych tuszy wykryto w nich niebezpieczne aminy, mogące powodować raka. Wykryto je w trzech kolorach: Sonic Green, Hot Yelloow i Blaze Orange. Miłe panie z Sanepidu odwiedzają zarejestrowane studia w Polsce i przestrzegają przed ich ewentualnym używaniem. Tak jak napisałem powyżej, jeszcze raz podkreślam, że muszą to być naprawdę bardzo rzadko używane barwniki. Nie widziałem ich nigdy u żadnych polskich tatuatorów jak i na żadnej konwencji lub dystrybucji!
Leńu w Mediolanie
Dla Andrzeja Leńczuka już chyba wszystkie drzwi europejskich konwencji stanęły otworem. Po Londynie nadchodzi czas na Mediolan i tam również będzie można spotkać naszego artystę z Wałbrzycha. Jego studio „Alien” będzie prawdopodobnie niestety jedynym polskim przedstawicielem na tej włoskiej, prestiżowej imprezie. Cieszy również fakt, że jego nazwisko znalazło się na plakacie promującym festiwal obok największych, światowych sław tatuażu. Życzymy udanego pobytu! Mediolan 8-10 luty 2007. TATTOOFEST 7
Po 19-tu godzinach podróży wylądowałem w stolicy Japonii. To była moja druga wizyta w tym mieście, ale cieszyłem się chyba jeszcze bardziej niż za pierwszym razem. Zapowiadało się mega dużo atrakcji! Tym razem miałem spędzić trzy tygodnie w samym Tokio i Yokohamie. To była dobra okazja do pozwiedzania miasta i poznania paru ciekawych freaków, spotkania ze „starymi” znajomymi oraz odwiedzenia paru konkretnych studiów tattoo. Dodatkowo, w ostatnim tygodniu mojego pobytu miały odbyć się dwa spotkania tatuatorskiego świata - Rock Of Ages i King Of Tattoo, wiec to dodatkowo podkręcało zajawkę! Sama Japonia to najwspanialsze miejsce na świecie! Na pytanie, jak tam jest, odpowiedź jest prosta: trzeba przynajmniej raz w życiu pojechać do tego kraju, zobaczyć i poczuć atmosferę (oraz wszechobecny zapach ryb i morza), bo tego nie da się opisać! Wizyta w Tokio to dla Europejczyka ogromny szok kulturowy. Wszyscy poznani przeze mnie Japończycy byli sympatyczni i uśmiechnięci. Dogadywaliśmy się z łatwością, mimo strasznej bariery językowej. Angielski jest dość popularny w dużych miastach, więc tam było w porządku. Za to „na wsi” nie ma szans na dogadanie się z miejscowymi. Zostaje skromne „konnichiwa” i „arigato” i obustronne uśmiechanie się ze skłamanym zrozumieniem.
Przez trzy tygodnie pobytu w Tokio codziennie zwiedzałem inne dzielnice tej jednej z największych metropolii świata. Każdego dnia udawało mi się odkrywać nowe, zaskakujące miejsca, również te, związane z tatuażem. Studia tatuażu, niepozorne na zewnątrz, są z reguły trudne do wypatrzenia. Za to w środku są urządzone z klimatem, przestronne, bardzo czyste, z mega przyjazną obsługą. Największe wrażenie zrobiło na mnie studio Inkrat (Koenji, Tokio). To typowe miejsce przeznaczone do tatuowania tylko indywidualnie tworzonych wzorów w określonym stylu (100 % custom). W tym przypadku tylko tradycyjne, amerykańskie wzory. Na wstępie poznałem Hate, który opowiedział mi wiele ciekawych historii związanych z pracą w Japonii i samym studiem Inkrat. Okazało się, że w czasie mo-
dzy innymi tatuaże są dla niej sprawdzianem dla samego siebie i kreowaniem własnego, silnego charakteru. I oczywiście również piękną ozdobą. Przede wszystkim na maxa chciałem zobaczyć i poznać dzielnicę Harajuku, będącą azjatyckim Camden Town. Stucentymetrowe irokezy, najsławniejsza moda uliczna (Harajuku street style) i wiele studiów tatuażu sprawiło, że zawiesiłem się tam na kilka dni! Dzielnica żyje przez całą dobę. Zawsze jest tu coś do zrobienia czy zobaczenia. Zderzenie kultur z całego świata. Spotkałem tu nieźle rozpitych Rosjan, gothów i goregrindowców z Norwegii i Australii, amerykańskich punkrockowców, a także „gangsterów” 50 Centów z Nigerii. No i oczywiście wielu crazy Japończyków. Naprawdę super klimat wiecznie imprezujących ulic. Drogą mailową ustawiłem się
Shibuya, Tokyo
Shige, Yellow Blaze, Yokohama
Enoshima budda
żych miast Stanami i wszystkim, co amerykańskie, np. Tokyo, Yokohamie i ich najbliższe okolice. Druga, ta której oczekiwałem, czyli tradycyjny styl i kultura japońska, konserwatyzm i przywiązanie do tradycji. To oblicze przeważa poza tymi regionami. Tam spotkać można zamknięte kasty tatuatorskie oparte na rodzinnych doświadczeniach i tradycjach, czyli po prostu wielkoformatowe tatu-
TATTOOFEST 8
Jedną z największych zajawek Japończyków jest ich upodobanie do gier. Nie ma ograniczeń wiekowych czy płciowych. Na konsolach i automatach gra każdy. Przekonałem się o tym definitywnie, siedząc w dużym salonie gier, w sąsiedztwie nieźle wymiatającego siedemdziesięciolatka (prawie same Perfecty), i próbując sił w najnowszej odsłonie Tekkena. Większość dorosłych codziennie po pracy odwiedza miejsca o tajemniczej nazwie Pachinko, ogromne centra z grami hazardowymi (coś, jak nasze „maszyny”), i przesiaduje tam do nocy ku niezadowoleniu członków rodziny czekających na nich w domu. Pachinko, tak jak centra handlowe w Polsce, stają się popularne szczególnie w niedziele (kiedyś chodziło się do kościoła, a teraz...). To właśnie w wielopiętrowych centrach gier rodzinki spędzają ten jedyny, wolny od pracy dzień!
jej wizyty gościnnie tatuował w tym miejscu znany wam już Duńczyk, Uncle Allan. To było naprawdę zajebiste popołudnie spędzone w towarzystwie wielu miejscowych wariatów. Podpatrywałem też Wujka Allana, który tworzył na łokciu klienta pająka w swoim stylu. W tym momencie chciałem zaznaczyć, że Japończycy są „nieśmiertelni”. Tatuowana osoba z uśmiechem na twarzy przetrwała około czterogodzinną sesję na łokciu i w bliskiej jego okolicy. Utwierdziłem się w tym przekonaniu, obserwując podczas mojego pobytu innych tatuujących się mieszkańców wysp. Rozwijając temat „nieśmiertelności”... Jakiś czas później usłyszałem od pięknej Ayako, posiadaczki dwóch rewelacyjnych rękawów, że cały naród Japończyków ma wpajaną od wieków tendencję sprawdzania się w kwestii wytrzymałości i odporności. Dlatego mię-
na spotkanie w bardzo znanym studiu Tokyo Hardcore Tattoo, gdzie zostałem miło przywitany przez Roya z Amsterdamu. Mieszka od czterech lat w Japonii i tatuuje w tym kraju jako jeden z niewielu Europejczyków. Załoga studia, dzięki wielu podróżom na stary kontynent i nieśmiertelnemu punkowemu image, jest znana i rozpoznawalna na całym świecie. To oni, poprzez swoje zaangażowanie w światową scenę tatuażu, na organizowanym przez siebie festiwalu King Of Tattoo (obecnie największa tatuatorska impreza w Japonii) goszczą corocznie największego formatu artystów. O całym studiu zamierzam zrobić w przyszłości odrębny materiał, bo naprawdę jest o czym opowiadać i co pokazywać. Japońska scena tatuażu (a właściwie cała współczesna kultura i społeczność) ma dwa oblicza. Pierwsze z nich to powyżej opisana fascynacja du-
aże, niejednokrotnie wykonywane ręcznie przy pomocy pałeczek. Wśród wzorów przeważają tam smoki, karpie, kwiaty i fale, które są główną tematyką prac. Nie miałem przyjemności zobaczyć na własne oczy zbyt wielu tego typu artystów, ale wiem, że obcokrajowcy nie są zbyt mile widziani u większość z nich (nie wszystkich oczywiście!), więc nie żałuję. Koenjii, Tokyo
TATTOOFEST 9
Uncle Allan was kocha!
Najchudszy człowiek w Japonii…
INKRAT
Będąc w studiu Inkrat, dowiedziałem się wszystkich szczegółów dotyczących organizowanej przez nich imprezy, która odbywała się zaledwie tydzień później, a kilka dni przed King Of Tattoo. Rock Of Ages nie jest typową konwencją tatuażu w dosłownym, znanym nam tego słowa znaczeniu. Jest to bardziej spotkanie kilku topowych tatuartystów preferujących tradycyjny amerykański styl w połączeniu z mocą bardzo modnej customowej kultury, która oparta jest na malowaniu wszystkiego, co tylko możliwe (od samochodów po obudowy telefonów komórkowych) za pomocą specjalnych pędzelków i farb, chyba akrylowych. Wywodzi się z kultury Hot Rodowej i wymaga ogromnego zaangażowania i skłonności do wychwytywania detali. Dlatego też znani z precyzji Japończycy pozostają w światowej czołówce! Idea tej imprezy to integracja współczesnych artystów, zaprezentowanie nowych
Travis z Waszyngtonu i Dave Harajuku chicks :-)
TATTOOFEST 10
Hata, Inkrat, Tokyo
... żywy dowód na to,że tatuaże wyszczuplają!
Hata, Inkrat, Tokyo
i ROCK OF AGES trendów i rozpowszechnianie ich osobom spoza środowiska. Dało się wyczuć atmosferę bardzo przyjacielską, wręcz rodzinną. Pojawili się Rei i Hata ze studia Inkrat, Lewis Hess i Sid z Sid’s Tattoo Parlour z Kalifornii, Uncle Allan i sławny Tomas Garcia znany jako Inupie, Hiszpan z Barcelony pracujący on the road oraz Dan Collins, również z Kalifornii. Z customowych artystów pojawili się Jeral Tidwell, cały „garaż” Steadfast Customs, najbardziej znani na świecie Makoto, Grimb i Mr. G, jedyna kobieta - Wish i wielu innych obłędnie precyzyjnych gości. Do godziny 15-tej u większości artystów przeważało rysowanie i malowanie. Nikt nie śpieszył się z rozpoczęciem tatuowania, nie było presji, tylko błogi relaksacyjny klimat. Dopiero popołudniem na każdym stanowisku można było usłyszeć brzęk maszyn. Trwało to do późnych godzin wieczorLewis Hess szkicuje…
Hiro, Cotton Pickin, Akita
nych. Parę minut po 16-tej rozpoczęła się wielka licytacja dzieł. Przed podwyższeniem zgromadziła się ogromna liczba zainteresowanych. Każda licytacja zaczynała się opowieścią o danym artyście, a on sam rozmawiał w tym czasie z ludźmi, rozdawał autografy i osobiście mocno angażował sie w licytację. Fajnie, że twórcy dzieł (obrazów, grafik, customowych figurek i malowideł na deskach klozetowych) nie wywodzili się tylko i wyłącznie z klimatu tattoo. Dzięki temu każde dzieło było unikatowe! Ceny za niektóre prace osiągały nawet kilkutysięczne kwoty (w dolarach). To była super sympatyczna, jednodniowa impreza w artystycznym klimacie. Nadarzyła mi się niecodzienna okazja pogadania „na fajce” z takimi ludźmi jak Hiroyuki ze studia Cotton Pickin czy Jeral Tidwell, od którego otrzymałem pamiątkowy rysunek. Pamiątkowe foto artystów
TATTOOFEST 11
Robert Hernandez, Madryt
Zaledwie tydzień później spotkałem tych samych tatuatorów, którzy byli na Rock Of Ages. Tym razem na większej imprezie, można powiedzieć - konwencji tattoo w samym sercu Tokio. Trzy piętra, trzy dni, wszędzie luz, bez chaosu, jaki nierzadko ma miejsce w Europie. Najwyższe, na którym można było spotkać takie gwiazdy jak Shige, Hernandez, Liorcifer czy Bob Tyrrell prawie cały czas trwania imprezy świeciło pustkami. Łatwo dało się zauważyć, że „starzy wyjadacze” nie kręcą już tak bardzo jak młodzież. Środkowe piętro, zdecydowanie bardziej zaludnione, okupowali sprzedawcy sprzętu tatuatorskiego, m.in. znajomi z Wizard ts (ERU i GUS). Tam też znajdował się pokój zabaw dla dzieci. Rodziny, które pojawiały się na festiwalu, mogły pozostawić tam pod opieką swoje pociechy. No i sam dół, który momentami był tak tłoczny, że trudno było się przecisnąć pomiędzy boksami. Tam też spotkałem ziomala Jacka (Dżeka, nie mylić z Jackiem) z Apocalypse Tattoo, który był w tym roku na krakowskim
Shin, Tokyo Hardcore
KING OF TATTOO
Tattoo Feście. Na dole miał budę z Timem Kernem. Tim okazał się również mega luzakiem kochającym polski styl picia wódy i polski uścisk dłoni (czyli mocno i życzliwie), który chłopaki z Apocalypse zawieźli do Stanów i tam go propagują! Obok nich tatuowało studio 56 Tattoo z charakterystycznymi czachami mającymi wielkie, wyłupiaste oczy. Wąsaty tatuator był prawdopodobnie najstarszym artystą na imprezie. Łączy on tradycyjny japoński styl z nowoczesną techniką i jej możliwościami. Kolejnym bardzo ciekawym tatuartystą, o którym na tę chwilę jeszcze nic nie słychać w Europie, był Carve Brains, naśladowca i nieoficjalny uczeń mistrza Shige. Pod pseudonimem Carve Brains kryje się dwudziestokilkuletni Hori Tomo o ogromnym potencjale twórczym. Może jeszcze nie ilością prac (bodysuitów, pleców), ale jakością na bank może się mierzyć z mistrzem! Zawsze barJeral Tidwell
TATTOOFEST 12
Shige, Yellow Blaze Tattoo…
dzo chciałem zobaczyć na żywo Cat Claw i 2nd Cat Claw czyli prężnie rozwijające się studia tatuażu z Japonii, miażdżące stylem neo tradycyjnym. Ich tatuaże charakteryzują się czystością i precyzją wykonania. Super luzaki tworzące na poczekaniu rysunki dla swoich klientów. Widać było jak bardzo członkowie tej ekipy są ze sobą zgrani i dobrze zorganizowani. W ciągu około 15-tu minut jeden koleś stworzył wypasiony projekt, drugi rozłożył sprzęt, a trzeci zaczął tatuować. Fajnie to wyglądało! Szybki team work. Na festiwalu wystawiali się także Knock Over Decorate Tattoo, Genziana Coco - Włoszka, która oprócz Allana była chyba jedyną osobą „od nas” - z Europy, Chelsea Tattoo, Cotton Pickin, Tokio Hardcore, Black and Gold Tattoo, Black Eses Tokyo, Ns7dept i inne. 90 % prac wykonanych na feście przez te studia to amerykański tradiszonal, w Polsce zwany mylnie „oldCat Claw Tattoo, Kyoto
Rrrelaks…
skulem”. Widać, że styl „Japonia” lub „jakuza” definitywnie umarł w dobie fascynacji USA! Choć jest to u Japończyków młoda zajawka, to kilka nazwisk i w tym stylu ma już światową sławę! Odróżnić ich można od „starego pokolenia” brakiem „Hori” w imieniu... Widać, że są bardziej wyluzowani, nie mają potrzeby przywiązywania wagi do tradycji swojej bogatej kultury, no i jak się biorą za coś nowego, to i tak wymiatają! Główną atrakcją imprezy były oczywiście konkursy tattoo w kategoriach: tribal (nieśmiertelnie!), najlepsze plecy, tatuaż dnia (sobota & niedziela & poniedziałek), one point (tatuaż mały, wykonany na jednej sesji), czarno-szary i tatuaż japoński. W każdej kategorii pokazywanych było zaledwie kilka prac, ale w większości mega udanych. Jury, w którym zasiadał m.in. nasz znajomy Eru z Wizard ts, nie miało łatwo! Dlatego zrobiono też specjalne jury składające się z publiczności (a tej też było niemało). Każdy mógł wziąć udział, lecz nie każdy podjął temat i zainteresowanie było takie Tim Kern, Fat Cat Tattoos, NYC
Hiro, Cotton Pickin, Akita
Shin punx not dead! Tim Kern, Fat Cat Tattoos, NYC
sobie (prawie jak w Polsce na wyborach…). Ja nie mogłem nie wykorzystać okazji i po dostaniu od Katsuyii (organizatora) instrukcji łamanym angielskim, też udałem się głosować (jakoś łatwiej mi to przyszło niż na polskich wyborach). Za sceną ustawione były puszki (takie jak urny wyborcze), do których wrzucało się numer kandydata. Po podliczeniu głosów przyszedł czas na wyniki, których sorry, ale nie jestem pewien (kill me). Wyłapałem, że Shige zgarnął nagrodę za najlepsze plecy oraz najlepszy tatuaż poniedziałkowy za przedramię (całe dookoła wykonane zostało w około 11 godzin prawie bez przerwy, a na dodatek dokańczane było już po konkursach, w późnych godzinach wieczornych). Nagroda za tatuaż one point, który okazał się naszą kategorią crazy, przypadła, ku mojemu rozczarowaniu, autorowi niezbyt ciekawej wiewiórki na lędźwiach. Jakoś tak przez moją pracę utoż-
Hiro, Cotton Pickin, Akita
samiam się z tatuażami crazy, więc mogę wyrazić opinię, że najbardziej podobał mi się prosty, acz wielce wymowny tatuaż napisu Coca Cola! (Zobacz foto.) Na konwencji zamieniłem również kilka zdań z Shige oraz jego wesołą żoną. To bardzo konkretny artysta. Potwierdził, że „bierze się jedynie za sesje wielogodzinne”. Nawet kilkanaście godzin tatuowania nie sprawia mu większego problemu. Zapewne czytelnicy kojarzą jego prace. Jeśli nie, to trzeba zobaczyć stronę www.yellowblaze.net. Shige wytłumaczył mi też, że za jego poświęcenie i zaangażowanie w każdy tatuaż, wymaga od klienta 100 % współpracy, czyli nie ma ruszania się, wiercenia i chodzenia „siku”, kiedy się tylko zachce! Czy będzie przerwa w sesji, a jeśli tak, to jak długa zależy tylko i wyłącznie od mistrza. W przypadku niesumienności zdarza mu Cola…
TATTOOFEST 14
się po prostu rzucać sprzęt i zostawiać klienta „nieskończonego”. To usłyszałem od żonki Shige. Tak więc tu powraca temat nieśmiertelności Japończyków. Kto w Polsce wysiedziałby 11 godzin, robiąc sobie całe przedramię dookoła wraz z łokciem i zgięciem od wewnątrz? Niewielu z nas. A klienci Shige, mimo że często drobni i chudzi, zaciskają zęby i poświęcają się, dając się skupić artyście! Fajnie ma! Tak więc cały wyjazd spełnił moje wygórowane oczekiwania. Wszystko, co chciałem zobaczyć - zobaczyłem. Wszystko, co chciałem przeżyć - przeżyłem. A do tego mnóstwo atrakcji, o których nawet nie marzyłem... Teraz pozostaje jeden cel. Pojawić się tam również w przyszłym roku!
Tim Kern i Jack z Apocalypse Tattoo, Seattle
David, KULT
Postanowiliśmy odwiedzić Gosię i Andrzeja, na własne oczy zobaczyć studio i prace Leńa, a przy okazji rozejrzeć się po ciekawych zakątkach tego regionu. Poznaliśmy też Krystiana, który może być w przyszłości Leńem Juniorem :) W leniwe niedzielne popołudnie, w zaciszu wałbrzyskiego studia, pośród prac Andrzeja wypytaliśmy Leńczuków o parę rzeczy, by zapewnić wam ciekawą lekturę na grudniowe dni. Prezentujemy to, co usłyszeliśmy...
Wałbrzyskie studio Alien to dwie osoby: Andrzej i Gosia. Alien istnieje od 11 lat. Na pomysł otwarcia studia wpadł kolega Andrzeja. Namówił go do spółki, bo wiedział, że Leńu jest dobry w rysunku. W styczniu 1995 roku lokal był gotowy. Niestety, otwarcie tego typu miejsca nie było wtedy w Wałbrzychu takie proste. - Nagle okazało sie, że lokal jest za mały, że zlew nie z tej strony, że lamperie za wysoko, że kafelki nie takie, że fuga za szeroka... Perturbacje z sanepidem trwały ponad rok. Notoryczne jeżdżenie do ich siedziby, zmiany wytycznych, wyssane z palca przepisy. To był koszmar - wspomina Leńu. Lokal stał więc gotowy do pracy, ale nie można było w nim działać, ponieważ nie
TATTOOFEST 16
było zgody sanepidu. Po miesiącach walki pomysłodawca studia zrezygnował i wyjechał do Francji. Gosia i Andrzej wytrwali jednak do końca. Oficjalne otwarcie studia nastąpiło w lipcu 1996 roku. Problemów było wiele, ale dzięki determinacji i wytrwałości Alien jest obecnie najbardziej rozpoznawalnym polskim studiem na światowej scenie tatuażu. Najwięksi zagraniczni tatuartyści zapytani o polską scenę, bez zastanowienia wymieniają Leńa. Niewątpliwie duży wpływ mają na to nieustanne wyjazdy na konwencje międzynarodowe. Od Katowic poprzez Pragę, Berlin, Sztokholm i wiele innych tatuatorskich imprez dotarli aż do Londynu. Teraz stają się powoli pierwszym polskim studiem customowym.
Mógłbyś tatuować w każdym mieście czy kraju. Wszędzie klienci doceniają twoje prace. Dlaczego postanowiłeś zostać w Wałbrzychu? Andrzej: - Kocham to miasto. Znam jego historię. Choć sama miejscowość jest szara, są tu bardzo piękne okolice, takie jak chociażby kaplica czaszek, Zamek Książ, forty w Srebrnej Górze czy Twierdza Kłodzka. Tu się urodziliśmy, tutaj mamy swoje korzenie, rodzinę, przyjaciół. Im więcej podróżuję, tym bardziej upewniam się, że bez sensu jest uciekanie z tego kraju. Mamy tu wielu dobrych artystów, którzy emigrują za
pieniędzmi. Mam nadzieję, że doczekamy czasów, kiedy nie będzie to już potrzebne; kiedy będziemy godziwie zarabiać na tym, co robimy. Czy nie uważacie, że Polacy są za mało pewni siebie? A: - Rzeczywiście tak jest. Polacy, nie wiedzieć czemu, czują się gorsi, zakompleksieni. Według mnie nie mamy ku temu powodów. Jesteśmy ludźmi otwartymi, utalentowanymi. Niemcy np. uważają nas za mieszkańców trzeciego świata. Będąc tam na konwencjach, nie raz to odczułem. Niemiec zainteresowany moimi pracami, potrafi wziąć do ręki wizytówkę i, widząc, że jestem z Polski, z pogardą ją odrzucić, odwrócić się na pięcie i odejść. Z takim podejściem spotykamy się też w Austrii. Na każdym kroku dają nam odczuć, że jesteśmy gorsi. W innych krajach raczej nie ma takich problemów Gosia: - My przełamujemy ten stereotyp. Mimo iż nie jest czasem przyjemnie słyszeć nieprzyjemne teksty, pokazujemy się na konwencjach. Udowadniamy, że Polak też może coś pokazać, coś zrobić. I to jest ważne. Gdyby ta-
TATTOOFEST 17
nia w tatuażu. Jest Beksiński, Starowiejski, Siudmak i wielu innych rysowników i malarzy. Oglądając np. prace Hernandeza i obrazy Starowiejskiego ewidentnie widać, że tatuażysta wzorował się na stylistyce polskiego malarza. G: - Po co szukać daleko, skoro czasem dużo lepsze rzeczy są u nas?!
kich osób było więcej, może za granicą zmieniliby zdanie o Polakach jako o ludziach, którzy nic nie potrafią, są biedni i nie stać ich na wyjazd za granicę. Nieprawda! Dojazd, hotel, boks to są koszty dla każdego. Czy takie traktowanie nie jest formą przestrogi dla nas i naszego stosunku wobec państw ze wschodu? A: - Myślę, że tak. Powinniśmy uczyć się od nas samych. Brać pod uwagę to, jak my jesteśmy traktowani i nie zachowywać się podobnie w stosunku do innych. Znam tatuażystów z Rosji, Rumunii czy Bułgarii. Pewnego dnia, kiedy im otworzą się granice i wypłyną, to mogą naprawdę wiele namieszać. Uważam, że ludzie z bloku wschodniego, m.in. Polacy, Czesi czy Słowacy to osoby bardzo ambitne i za wszelką cenę chcące pokazać tym z zachodu, że wcale nie są od nich gorsze. Czasem wręcz odwrotnie: jesteśmy od nich dużo lepsi. G: - Może cały paradoks tkwi właśnie w tym, że im bardziej ludzie są niedoceniani, tym bardziej się starają. Czy na tę chwilę można by już wzorować się na polskim tatuażu? TATTOOFEST 18
A: - Trudno powiedzieć. Chyba trzeba jeszcze trochę poczekać. Ale na pewno powinniśmy do tego dążyć. Polska jako kraj przez jakiś czas odgraniczony od zachodu, teraz łapie wszystko, co stamtąd nadchodzi. Bierzemy też dużo złego. Wszystkie trendy w tatuażu, które były tam na topie 3-4 lata temu, teraz przewalają się przez Polskę. Ale niebawem się to zmieni. Dużo jeździmy, oglądamy prace bardzo znanych artystów z całego świata. I uwierzcie mi, że oni nie są w niczym lepsi od nas. Mamy tylu zdolnych artystów, że naprawdę nie ma powodu do wstydu. Kiedyś to do nas będą przyjeżdżać, aby podziwiać naszych artystów. To nas będą naśladować, a nie odwrotnie. Najważniejsze jest to, żeby ludzie dążyli do własnego stylu, a to nie jest łatwe. Podobno oryginalność to niewykryty plagiat. Ciężko jest być oryginalnym w czasach, kiedy jest tylu tatuartystów. Trudno jest wyłowić tych, którzy robią coś specyficznego, coś, czego jeszcze nie było. Ale na pewno Polska nie musi gonić zachodu i go naśladować. Mamy bardzo bogatą kulturę, jeżeli chodzi o możliwość jej wykorzysta-
Opowiedzcie o waszej pierwszej dużej konwencji. Po Katowicach i Pradze przyszedł czas na Berlin. Co czuliście, mając boks w Alei Gwiazd? A: - Był straszny stres. Zaproszenie do Berlina przyszło nagle. Był 2003 rok. Na początku myślałem, że to jakiś głupi dowcip, ale odpisaliśmy. Potem rzeczywiście znaleźliśmy się na liście wystawców. Gdy przyjechaliśmy na miejsce, Milosh i Ribeiro gratulowali nam, że mamy stanowisko w Alei Gwiazd. Jako zgnębieni, wystraszeni Polacy, nie wierzący w swoje siły, myśleliśmy, że dostaniemy boks gdzieś koło kibla. Typowe podejście Polaka. Okazało się, że mamy stoisko vis a vis Tyrrella i obok Borysa. Kawałek dalej siedział Booth.
Byli tam Tin Tin i Hernandez. Rzeczywiście mieliśmy boks w Alei Gwiazd. Było bardzo miło, a jednocześnie bardzo stresująco. W tym roku jako jedyne polskie studio zostaliście zaproszeni na konwencję do Londynu. Jak do tego doszło? Byliście zaskoczeni? A: - I zaskoczeni i totalnie szczęśliwi. Dostać się do Londynu jest dużym osiągnięciem. Na jedno miejsce czeka tam podobno iluś tam set artystów. Nie jest więc łatwo. Oficjalne zaproszenie dostaliśmy na konwencji w Rzymie. G: - Często jest tak, że zaproszenie na daną konwencję jest efektem tego, że się na tych imprezach pojawia. Na jednej konwencji są organizatorzy innych konwencji. Widzą człowieka na żywo, mogą zapoznać się z jego portfolio, zobaczyć, jak pracuje. To ich przekonuje. Podobnie było z naszym zaproszeniem do Sztokholmu. Berlin, Sztokholm, Londyn... Na jaką konwencję teraz przyjdzie pora? Jaką imprezę planujecie zaliczyć w najbliższym czasie? G: - Nie myślimy w takich kategoriach. Chcieliśmy dostać zaproszenie do Londynu, ponieważ nigdy tam nie byliśmy, nie wiedzieliśmy jak tam jest. Udało się. Teraz mieliśmy zaproszenie do Stanów. Niestety z powodu problemów wizowych i formalności nie udało nam się wyjechać. Nie pojechaliśmy też do Peru. Za wysokie były koszty przelotu. Ale nie zawracamy sobie tym głowy. Andrzej, poza tatuowaniem, rysowaniem i malowaniem robisz również maszynki, które podbijają serca zagranicznych tatuatorów. Pracowali na nich Hernandez, Portugal, Ribeiro. Spływa do Ciebie coraz więcej zamówień. W czym tkwi sekret twojego sprzętu i czy zamierasz rozpocząć produkcję na większą skalę? A: - Na dużą skalę na pewno nie, bo robię te maszynki ręcznie i potrzebuję na to trochę czasu. Ale jeżeli ktoś ma ochotę pracować moją maszynką, na pewno mu taką
wykonam. Sprzętem parałem się już trochę wcześniej. Próbowałem zrobić maszynkę odpowiednią, mało kłopotliwą, która działałaby na wszystkich rodzajach sprężyn i nie trzeba burzy mózgów, żeby ją wyregulować. A to, nie oszukujmy się, sprawia wiele problemów nawet znanym tatuatorom. Sam pamiętam, ile problemów miałem na początku z regulacją sprzętu. Poza tym wszystko trzeba było kupować u jednego producenta. Ja tak dobrałem konstrukcję maszyny, że może dobrze pracować na każdej sprężynie i każdy sobie z tym poradzi. Sam pracuję i na swoich maszynkach i na sprzęcie sprawdzonych firm. Nie przywiązuję się do maszyn. Kupuję je, żeby sprawdzić, jak działają i co jeszcze mógłbym zrobić w moich maszynach, żeby były lepsze niż te najlepsze. Postulujecie założenie w Polsce organizacji zrzeszającej tatuażystów. W czym miałoby to pomóc
polskiej scenie tatuażu? G: - Wszyscy mamy w tym wspólny interes. Organizacja zapewnia pomoc prawną oraz medyczną. Dużo osób zajmujących się tatuażem nie ma zielonego pojęcia na temat przeciwwskazań do robienia tatuażu, powikłań, jakie mogą się zdarzyć, infekcji. Potrzebne są tu konsultacje osób z innych środowisk. Ale
nie może się to odbywać na zasadzie: każdy sobie rzepkę skrobie. Osoba mająca problem powinna móc zwrócić się do organizacji, do kogoś, kto sie tym zajmuje, móc liczyć na stałą pomoc, czy to lekarską, dermatologiczną, czy też prawną. Można by też organizować seminaria, na których tatuatorzy wymieniali by się doświadczeniami, TATTOOFEST 19
kto jaki miał problem i jak sobie z nim poradził. Obecnie otwiera się też dużo nowych studiów, którym my moglibyśmy pomóc, doradzić, co robić, aby studio dobrze i bezpiecznie działało. Na tym polega nasza wspólnota. Organizacja jest po to, aby dbać o ten wspólny interes. W tym momencie zmienia się np. wiele przepisów w Unii Europejskiej. Unia będzie wymagała od branży związanej z tatuażem i przekłuwaniem ciała rzeczy wręcz nieprzemyślanych, czasem nierealnych. A wystarczy, że przedstawiciel takiej organizacji porozmawia z kimś z UE, przedstawi racje tatuażystów. My znamy się na swojej pracy, wiemy, jak to wygląda w praktyce, a osoby, które ustalają jakieś przepisy, czasem nie mają o tym pojęcia. Jak wygląda wasz dzień pracy? A: - Około 9.00-10.00 jesteśmy w studiu, o 11.00 zaczynamy pracę. Czasem kończymy bardzo późno. Idziemy do domu. Jemy obiadokolację. Po kolacji robię projekty. Czasem zdarza się, że jesteśmy w domu bardzo wcześnie, o godz. 19.00, ale jak już przysiądę do projektu, to czasem siedzę do 4.00-5.00 nad ranem. Dla mnie to żaden problem. Niestety, nie starcza nam czasu na życie prywatne. TATTOOFEST 20
To pewnie dzięki temu, że praktycznie całe wasze życie podporządkowane jest pracy, odnieśliście sukces zawodowy. Czy uważacie, że udałoby się to bez tak ciężkiej pracy? G: - Ja nie uważam tego za sukces. Ale na pewno, żeby coś w życiu osiągnąć trzeba zaangażowania i determinacji. To jest bardzo ważne. Wiem to po sobie. Jeśli człowiek nie pracuje systematycznie, potem trudno jest mu ponownie wpaść w rytm. Ambicja nie pozwala zatrzymać się i odpuścić, bo ciągle się myśli, że można coś robić lepiej. Przyjeżdżamy z konwencji i robimy więcej rysunków, projektów, obrazów. Ciągle podnosimy sobie poprzeczkę. Teraz chcemy być jeszcze bardziej oryginalni, a to wpłynie na to, że będziemy mieć jeszcze mniej czasu. Trzeba będzie robić więcej projektów, stworzyć rysunek dla osoby, która przychodzi do studia tylko z pomysłem. A: - A to nie jest takie proste. Jeżeli ktoś daje mi wolną rękę, muszę porozmawiać z klientem: w czym gustuje, jakie ma zainteresowania, co by najbardziej chciał mieć na swojej skórze, z czym będzie się dobrze czuł nie kilka lat, ale całe życie. Wtedy dopiero siadam do projektu. To pochłania bardzo dużo czasu. Podczas, gdy tatuaż ro-
bię 3-6 godzin, nad projektem i jego modyfikacjami siedzę czasem kilka dni. To jest największy złodziej czasu w naszym życiu. Od przyszłego roku chcemy trochę zwolnić tempo, znaleźć trochę czasu dla siebie, na swoje rysunki, pokończyć parę rzeczy... Ale czy uda wam się to, jeśli będziecie studiem customowym? G: - Na pewno będzie ciężko, ale taki mamy plan. Jak dostajemy kolejne zaproszenie na konwencję, to trudno jest czasem odmówić, bo chciałoby się tam być. Nie można jednak być wszędzie. Ostatnio zrobiliśmy sobie prawdziwy maraton. Konwencje weekend po weekendzie. Teraz chcemy to ograniczyć. Jeżeli będziemy mieć więcej wolnych weekendów, to może znajdzie się czas również na życie prywatne. Czy nam się to uda, okaże się w praktyce. Jak reagują wasi klienci na to, że stajecie sie studiem customowym? G: - Czasem ludzie reagują nerwowo, mówiąc, że nie jesteśmy ich matką. Pojawiają się komentarze, że Andrzej zrobił się ważny, bo dostał się do Londynu i już nie robi pewnych wzorów. Jesteśmy na to przygotowani. Ale są też tacy, którzy po roku
wracają do nas, dziękując, że nie zrobiliśmy im wtedy wzoru, z którym do nas przyszli. To daje nam powera, każe nie odpuszczać i nie robić kolejnej pieczątki, którą ktoś sobie wymyślił i za miesiąc będzie tego żałował. A jeśli nawet zrobi sobie to badziewie, to przynajmniej nie do nas będzie miał później pretensje. Oby jednak takich osób było jak najmniej. Wiedza i świadomość tatuujących się ludzi jest czasem bardzo mała. Nasza rola w tym, aby to zmieniać. W interesie tych ludzi jest, żeby robili sobie rzeczy ambitne i niepospolite. Tatuaż jest czymś wyjątkowym, dużo mówi o osobach, dlatego musi być częścią danego człowieka, wzorem przemyślanym, a nie wybranym po 15 minutach wertowania katalogu. Jak ktoś lubi proste, szablonowe wzorki, w porządku, znajdzie bez problemu tatuatora, ale Andrzej nie musi tego robić. To nie jest tak, że my nie chcemy czegoś zrobić albo próbujemy naciągnąć kogoś na kasę. Chcemy, żeby tatuaże z tego studia były coraz lepsze, coraz bardziej rozpoznawalne, żeby były dumą, a nie powodem do zmartwień. A: - Sam mam na sobie sporo gówna, którego się wstydzę. Teraz artyści nie chcą poprawiać takiego badziewia. Wiem po sobie, jaki byłem kiedyś na-
iwny i głupi. Chcę oszczędzić tego osobom, które do mnie przychodzą. Katalogi są potrzebne, żeby klient obejrzał pewne rzeczy i umiał się określić. Mają służyć jako inspiracja. W naszych katalogach nie ma typowych szkiców, tylko zdjęcia prac, obrazów, zwierząt, grafiki, ornamenty. Na podstawie takiego katalogu, można stworzyć własny wzór. Klient może też sam coś wymyślić. Dla mnie nie ma problemu. Jeśli się określi, mogę taki wzór narysować. Chcę tylko wiedzieć dokładnie, co klient chce mieć na skórze. Twoja twórczość to bardzo dużo mroku, przeplatanego elementami erotyki. Skąd tego typu motywy w twojej pracy? A: - To bardzo trudne pytanie, bo ja sam nie wiem, skąd się to bierze. Zawsze słysząc takie pytanie, śmieję się, że to wpływ szarego miasta, w którym mieszkamy. Że ten mrok wypływa z tego, co nas otacza. Za granicą mówią, że ludzie ze wschodniej Europy mają mroczną mentalność i to widać w naszym stylu prac. To chyba wynika z naszej ponurości, przygnębienia. Ludzie z zagranicy żyją w całkiem innym świecie, nie borykają się z takimi problemami jak my. Nie jest oczywiście tak, że idę tylko w kierunku dark sty-
le, bo ja generalnie lubię robić wszystko. Ale od dziecka robiłem tego typu wzory. Może to wpływ prasy poświęconej fantastyce, do której miałem dostęp. To tam oglądałem prace artystów polskich i zagranicznych. Nie było czegoś innego, czym mógłbym sie inspirować. Klimat ten niewątpliwie nasiliła też muzyka blackmetalowa, której słuchałem. Większość twoich prac to szarości, cienie, a teraz modny jest kolor. Czemu idziesz właśnie w takim kierunku? A: - Oczywiście jestem w stanie zrobić kolor, ale rzeczywiście preferuję prace czarno-białe. Przyznam, że troszkę obawiam się koloru. Poza tym w pracach cieniowanych bardziej można oddać mroczną stronę wzoru. Zawsze miałem też więcej chętnych na prace cieniowane. Jednak z drugiej strony dużo moich obrazów, to prace kolorowe, dlatego tak naprawdę sam nie wiem, dlaczego na tak długi okres utknąłem w pracach cieniowanych. Chciałbym wreszcie to zmienić i ruszyć z kolorem. Planujecie wprowadzić pewne zmiany do swojego studia. Jakie? A: - W najbliższych pla-
nach chcemy powiększyć nasze studio. Myślimy o minimum 80 metrach, a najlepiej ze 100. Chcemy zrobić w studiu fajny klimat, gdzie nie tylko byłoby studio-gabinet, ale też miejsce spotkań ciekawych ludzi. G: - Potrzebujemy więcej przestrzeni. Chcemy powiesić więcej obrazów, robić wystawy, a to wymaga miejsca. Czy chcielibyście, aby wasz syn, Krystian poszedł w ślady Andrzeja? G: - Pierwsze próby już były. Zrobił swój pierwszy wzór na skórze syntetycznej. Ale trudno powiedzieć, czy połknie tego bakcyla. Na razie się tym interesuje, jeździ z nami na konwencje, zagląda do studia, wyszukuje wzory. Lutował nawet swoje pierwsze igły i nie źle sobie z tym poradził. Poza tym jest świetny w rysunku. Tworzy różnego typu straszydła, diabełki, demony. Robi tym furorę w szkole. Zaczął nawet sprzedawać już swoje prace. A: - Jest możliwe, że pójdzie w moje ślady, ale nie chcemy go naciskać. Sam wiem po sobie, jak bardzo znienawidziłem martwą naturę i pejzaż, do malowania których byłem zmuszany.
Rozmawiali Kaśka i Radek TATTOOFEST 21
TATTOOFEST 22
TATTOOFEST 23
+/- PLUSY/MINUSY
TATTOOFEST 24
WYSTAWCY +Plusy
Po raz pierwszy do Szczecina udało się zjechać tak dużej ilości artystów z całego kraju. Byli praktycznie wszyscy, którzy być powinni. Zabrakło co prawda kilku osób, jak na przykład Juniora z Warszawy, który w ten weekend obchodził pewne osobiste święto (Wszystkiego Najlepszego!!!), Leńa z Wałbrzycha, Jarka z TatStudio Gdańsk (Dagmara przywiozła zwolnienie lekarskie. Wracaj szybko do zdrowia!), Prykasa (ale godny przedstawiciel zawitał w postaci Asi!) czy Celiny i firmy Wildcat. Jednak i tak wielu fajnych ludzi zdecydowało się na przyjazd. Bardzo miło było spotkać się i pogadać z wieloma od dłuższego czasu niewidzianymi znajomymi. Widać, że jest dużo osób w Polsce, którym zależy na pojawianiu się w tego typu miejscach i promowaniu sztuki tatuażu nie tylko we własnych czterech ścianach! Na festiwalu pojawił się bardzo zapracowany na co dzień Zappa. Jakże miło było popatrzeć na cierpiącego pod jego igłami Gonza!
-Minusy
Na pewno szkoda, że nie pojawiło się kilka wyżej wymienionych osób, które nadałyby całej imprezie jeszcze więcej kolorytu. Ponadto kilka „standardowych” zdarzeń, jak pusty boks (ktoś pewnie zapomniał, że zadeklarował się przyjechać…) czy
Najlepsze Tatuaże Pierwszego Dnia - III Miejsce, Aero, „WIKING”, Zielona Góra
17-go i 18-go listopada 2007 roku odbył się w Szczecinie IX Festiwal Tatuażu. Jest to obecnie najstarsza tego typu cykliczna impreza w Polsce, chociaż nigdy nie potrafiła nabrać znaczącego, choćby ogólnopolskiego rozmachu. Być może powodem jest to, że w całej swojej historii wiele razy zmieniali się jej organizatorzy. Tym razem, drugi rok z rzędu, za jej przebieg odpowiadał Artur Błaziński i Paweł Owczarek W zeszłym roku po raz pierwszy miałem okazję znaleźć się na ich festiwalu i byłem miło zaskoczony. Co prawda konwencja miała charakter nieco kameralny, zaproszonych zostało około dwudziestu tatuatorów, jednak organizatorom udało się wytworzyć specyficzny klimat. Wydawało się, że wystawcy wyjechali ze Szczecina zadowoleni, a Artur z Pawłem nabrali apetytu na zorganizowanie czegoś większego. W 2007 roku miała to być impreza o podobnej ilości zaproszonych gości co w Krakowie (około 50-ciu boksów). Dałoby jej to miano imprezy w pełni ogólnopolskiej. Ponadto, bodajże po raz pierwszy, miała trwać dwa dni. W związku z brakiem podobnych imprez w naszym kraju wszyscy ze zniecierpliwieniem czekali na rozwój wypadków i sam festiwal. Przecież zainteresowanie tatuażem rośnie, polskie prace i artyści stoją na coraz wyższym poziomie, a spotkań w środowisku jakby ciut za mało jak na blisko czterdziestomilionowy kraj… No to poczytajcie co nieco!
Najlepsze Tatuaże Pierwszego Dnia - II Miejsce, Sławek, „WIKING”, Zielona Góra
Najlepsze Tatuaże Pierwszego Dnia - I Miejsce, David, „KULT”, Kraków
Szczecin 2007
zwinięcie interesu w trakcie imprezy (full szacunek dla organizatora i odwiedzających - bez komentarza…), potwierdziło tezę, że nie warto zapraszać na festiwal wszystkich chętnych tatuatorów!
TATUAŻE +Plusy
W Szczecinie w tym roku powstało wiele prac stojących na najwyższym poziomie. Naprawdę widać, że artyści coraz większą uwagę zwracają na dokładność i precyzję w swojej pracy, a używanie kolorów staje się coraz powszechniejsze. Również bardzo obiecującą sprawą jest fakt, że nie dostrzegłem tatuowanych tribali ani żadnych, mało ambitnych wzorów. Jeżeli ktoś tatuuje się na konwencji, to wybiera konkretny motyw i daje możliwość ingerencji w niego samemu tatuatorowi. Oby sta-
ło się to naszą wizytówką i regułą, wyróżniającą polskie konwencje od większości zagranicznych! Cieszy również fakt, że widać postęp w tatuowaniu u wielu z wystawiających się tatuatorów, że młodzi wnoszą nieco świeżości i bardzo ambitnie podchodzą do swojej pasji. Z tego możemy mieć już wkrótce pyszne owoce!
-Minusy
Konwencja jest miejscem, gdzie nawet laik może zweryfikować, co tak naprawdę jest tatuażem dobrym lub złym i nie chodzi bynajmniej o motywy, ale podstawowe rzeczy, takie jak kontur, cienie, wypełnienie czy położone kolory. Pojawiło się sporo słabych prac i wszystko w porządku, jeżeli ich autorzy zdają sobie sprawę, że muszą jeszcze ciężko popracować nad swoim warsztatem. Niestety zdarzają się osoby, które uważają się za artystów, a na chwilę obecną brakuje im wiele, by stać się choćby poprawnym rzemieślnikiem. W Polsce jest coraz więcej osób tatuujących. Powstają wciąż nowe studia. Warto więc poszperać po stronach internetowych i popytać wśród znajomych, zanim zdecydujecie się na swój pierwszy tatuaż! Rada dla tatuujących - więcej samokrytyki, a dla tatuowanych - więcej rozwagi! TATTOOFEST 25
Niestety sporo. Chyba ilość obowiązków troszkę przerosła organizatorów. Uruchomienie dodatkowej sali, w porównaniu z poprzednim rokiem, przyniosła więcej negatywów niż pozytywów. Przede wszystkim było zimno. Po drugie, klimat opuszczonego magazynu nie sprzyja promowaniu idei sterylności podczas wykonywania tatuaży. Brak możliwości zakupu jedzenia i spory kawałek do toalety to kolejne minusy. Generalnie wyczuwalny był brak osoby, która nad wszystkim panuje.
IMPREZY TOWARZYSZĄCE +Plusy
Na pewno na pierwszym miejscu SUKAOFF, czyli spektakl katowickiej formacji istniejącej już od 1995 r. Ich występy budzące wiele kontrowersji należą do rzadkości. W Szczecinie się udało. Inicjator przedsięwzięcia, Piotr Węgrzyński wraz z grupą stara się za pomocą teatralnych gestów rozbudzić emocje widza oscylujące wokół bólu, seksu, cielesności i przemocy. Przekłuwane ciał, symboliczna agresja, muzyBiomechanika - I Miejsce, Leszek Jasina, „GONZO”, Szczecin
To naprawdę wspaniała sprawa, że komuś chce się robić tego typu imprezę i bynajmniej nie dla zarobienia kasy, a po prostu z powodu zamiłowania do tatuażu. Sam doskonale wiem, jak dużo pracy trzeba wnieść, żeby taka konwencja w ogóle się odbyła, a niejednokrotnie ile trzeba do niej dopłacić. Plusem była również sobotnia frekwencja, wyższa niż w roku poprzednim.
-Minusy
Autorski - II Miejsce, „TATTOO MAN”, Gdańsk
Najlepsze Tatuaże Pierwszego Dnia - Wyróżnienie, Tofi, „ART. LINE”, Rybnik
ORGANIZACJA +Plusy
TATTOOFEST 26
ka, bliskość aktorów wywołały mnóstwo wrażeń a następnie dyskusji. Wiele opinii pozytywnych, ale też i negatywnych. Według mnie wydarzenie nr 1 festiwalu, właśnie ze względu na kontrowersje i sprowokowane rozmowy. Do tematów przedstawianych przez grupę na pewno wrócimy na łamach naszego magazynu i spróbujemy wspólnie z Piotrem i jego współpracownikami pokazać wam idee działania tego typu performance. Drugą ciekawą sprawą były wystawy. Szczeciński IX Festiwal Tatuażu był okazją do wystawienia prac zaprzyjaźnionych artystów. Krzysztof Bień, malarz, który nie wystawia z zasady swoich prac, dzięki namowom Artura postanowił uświetnić to wydarzenie niezwykle ekspresyjnymi i klimatycznymi obrazami. Ściany mini-galerii zapełnione zostały także czarno-białymi fotografiami Balbiny Szymskiej, której pasją poza fotografowaniem jest także rysunek i tatuaż. Wśród fotografii znalazły się także prace Magdy i Radka reprezentujące Wschód i Zachód – zderzenie dwóch światów i dwóch kultury, tak widoczne i wyraźne w zaledwie czterech ujęciach. Takie wystawy, jak również starania organizatora o objęcie całego wydarzenia honorowym patronatem prezydenta Szczecina, to próby wpisania festiwalu tatuażu w kalendarz cyklicznych imprez kulturalnych miasta, które stara się o uznanie europejską stolica kultury w 2016 roku. Ma to dobitnie podkreślić, iż tatuaż obok fotografii czy malarstwa można uznać za sztukę. Nie tracąc charakteru miłego spotkania w gronie znajomych, potraktowano szczecińską imprezę jako dobrą okazję to promowania prac młodych artystów, nie zawsze związanych z tatuażem. Wspólnym mianow-
Najlepsze Tatuaże Drugiego Dnia - III Miejsce, David, „KULT”, Kraków
Najlepsze Tatuaże Drugiego Dnia - II Miejsce, „GULESTUS”, Warszawa
nikiem przedsięwzięcia, poprzez który tatuaż spotkała się z obrazami i zdjęciami w jednym miejscu, jest po prostu artyzm.
-Minusy
Na pewno koncerty na drugiej sali przy braku publiczności. Na scenie konwencyjnej brakowało też wydarzeń. Koncert Indian czy Art Fusion to troszkę za mało, żeby zainteresować odwiedzających. TATTOOFEST 27
TATTOOFEST 28
Etniczny - I Miejsce, „MAYA TATTOO”, Kołobrzeg Kompozycja Damska - II Miejsce, Leszek Jasina, „GONZO”, Szczecin
Kompozycja Damska - I Miejsce, Sebastian Abramczuk, „GONZO”, Szczecin
Realistyczny - I Miejsce, Marcin Liana, „ALIEN”, Dąbrowa Górnicza
Bardzo się cieszę, że doszło do zorganizowania tej imprezy. Pomimo wielu niedociągnięć organizacyjnych i pewnych rozczarowań wróciłem do Krakowa zadowolony. Spotkałem się i porozmawiałem z wieloma tatuatorami, z którymi wpadliśmy na kilka pomysłów i inicjatyw. Kilka osób zwróciło się do mnie o pomoc w organizacji konwencji w ich rodzinnych miastach, a to świadczy o tym, że jest zapotrzebowanie na tego rodzaju wydarzenia. Nie każdy ma zdolności organizacyj-
Kompozycja Damska - III Miejsce, „ANABI”, Szczecin
Duży, czarny - II Miejsce, Sebastian Abramczuk, „GONZO”, Szczecin
SŁÓW KILKA NA KONIEC
Duży, czarny - III Miejsce, „MAYA TATTOO”, Kołobrzeg
Duży, czarny - I Miejsce, Tofi, „ART. LINE”, Rybnik
Mały, czarny - II Miejsce, Marcin Liana, „ALIEN”, Dąbrowa Górnicza Autorski - I Miejsce, Tofi, „ART. LINE”, Rybnik
Mały, czarny - I Miejsce, „ULTRA TATTOO”, Wrocław
Najlepsze Tatuaże Drugiego Dnia - I Miejsce, „Muras”, „KULT”, Kraków
TATTOOFEST 29
TATTOOFEST 30
Duży, kolorowy - I Miejsce, „AZAZEL”, Milanówek
Mały, kolorowy - III Miejsce, „BLACK STAR” Mały, kolorowy - II Miejsce, Marcin Liana, „ALIEN”, Dąbrowa Górnicza
Duży, kolorowy – II Miejsce, „KAMELEON”, Koszalin
Mały, czarny - III Miejsce, Sebastian Abramczuk, „GONZO”, Szczecin Mały, kolorowy - I Miejsce, Bartłomiej Konwiński, „BARTTATOO”, On The Road Duży, kolorowy - III Miejsce, „BLUES TATTOO”, Rumia
ne, ale chęci i rozpoczęcie działań to już bardzo wiele. Do tego z czasem dojdzie doświadczenie i będzie szansa na wyklarowanie się w Polsce kilku imprez stojących na wysokim, europejskim poziomie. Jeżeli ktoś chce narzekać, to zawsze znajdzie powody, a dla osób twórczych i takie imprezy przynoszą korzyści. Ode mnie i całej redakcji „TattooFest” oraz ekipy Kultu serdeczne podziękowania dla organizatorów. Nie poddawajcie się i wyciągajcie wnioski, żeby za rok było jeszcze lepiej. Te kilka minusów wymieniłem z czysto dziennikarskiego obowiązku… Jednak najważniejszą rzeczą jest to, że z konwencji wyszła grupa kilkudziesięciu osób z naprawdę świetnymi tatuażami. Część z nich prezentujemy obok (te nagrodzone), ale zapewniam was, że było ich o wiele więcej. W kategorii tatuaż dnia w sobotę i niedzielę organizatorzy przewidzieli tylko pierwsze miejsca, a jury, ze względu na dużą ilość i dobrą ja-
kość prac, musiało przyznać aż po trzy nagrody oraz dodatkowe wyróżnienie w sobotę!!! W kolejnych numerach „TattooFestu” w dziale „ciekawe nadesłane” postaramy się pokazać jeszcze conajmniej kilka z nich. No to, mam nadzieję, do zobaczenia za rok! Radek TATTOOFEST 31
TATTOOFEST 33
- Tatuaż jest dla artysty możliwością ekspresji, tak jak malarstwo czy inne formy sztuki. Ciągle się rozwija i dopasowuje do współczesnego świata. Bycie dobrym tatuatorem wymaga ogromnego nakładu czasu Jack Ribeiro zajmuje się tatuowaniem od 15 lat. Studiował wzornictwo przemysłowe. Potem podejmował kilka różnych prac w żaden sposób nie związanych z tatuażem. Na początku był jedynie fanem tatuaży. Z czasem sam postanowił spróbować tej sztuki. Jak wielu tatuatorów, zaczął przyozdabiać ciało w domowym zaciszu. Początki nie były trudne... Jack: - Wielu ludzi znało moje pasje. Wiedzieli, że kocham rysować i z zaufaniem podchodzili do wykonywanych przeze mnie tatuaży. Bardzo szybko otworzył własne studio. Zaczynał sam w małym francuskim mieście Sierck les Bains (1500 mieszkańców). W 1997 roku pierwsi klienci przekroczyli progi jego studia. Bardzo szybko zdobył ich zaufanie i miał tak dużo pracy, że postanowił zatrudnić pracowników. Rok później
TATTOOFEST 34
- mówi Jack Ribeiro, 36-letni francuski tatuator.
otworzył następne studio w dużym mieście Metz. Teraz pracuje tam sześć osób: Jack, który tatuuje i kłuje, Judy i David (tatuatorzy), Bastien i Peggy (piercerzy) oraz siostra Jacka, Anna, zajmująca się sterylizacją sprzętu. Judy i David są uczniami Jacka od pięciu lat. Ribeiro: - Judy kocha tatuaże japońskie. David z kolei nie ma preferencji tematycznych, żaden styl nie stanowi dla niego problemu. Ulubiony styl Jacka to w tym momencie mroczny realizm, biomechanika, portrety i wzory o tematyce gore (przyp. red. brutalne krwawe motywy). Lubi stylistyczne wyzwania. - Preferowana przeze mnie stylistyka dobrze odzwierciedla czasy, w których żyjemy - mówi Ribeiro.
J a k podkreśla, nie miał nauczyciela, ale za swojego mentora uważa Roberta Hernandeza. Jack: - Mimo iż znam go już osiem lat, dopiero teraz w pełni doceniam jego wpływ na moją twórczość. Zawsze pozostanie dla mnie najbardziej przełomowym tatuatorem, jeśli chodzi o techniczne aspekty tego zajęcia. Swoją sztuką zachęca innych artystów do pracy na najwyższym poziomie. Jack bierze udział w wielu światowych konwencjach, zwykle w 12 tatuatorskich imprezach rocznie (m.in. Londyn, Berlin, Mediolan, Rzym, Sztokholm, Derby, Paryż). Nie ma żadnych preferencji, jeśli chodzi o wybór konwencji, w których bierze udział. Ribeiro: - Udział w tych imprezach daje mi możliwość wyrazu i podzielenia się nowymi pomysłami z innymi artystami. Poza tym chciałbym pokazywać swoje prace na całym świecie. Przywozi stamtąd dużo trofeów. Mimo to najbardziej liczy się dla niego radość jego klientów. - Uważam, że prawdziwe osiągnięcie to nie nagrody, ale bycie coraz lepszym - mówi Jack. TATTOOFEST 35
Jack uważa, że jego technika robienia tatuażu to brak techniki. Stara się cały czas improwizować i miksować style. Bycie tatuatorem to dla niego wspaniałe zajęcie. Dzięki sztuce może żyć i podróżować. Pozwala mu to na ciągły rozwój. - Spotkania z Hernandezem, Miloshem, Borisem, Gigerem, Tintinem, Booth’em...Z wszystkimi artystami, których prace doceniam, które bardzo wiele dla mnie znaczą - mówi Ribeiro. Z polskich artystów najbardziej ceni sobie Piotra Tatonia, Juniora i Leńu. - Są bardzo znanymi, utalentowanymi artystami. Moim zdaniem Polacy mogą być z nich dumni - wyjaśnia. Poza tatuażem Ribeiro dużo czasu poświęca na malowanie, rysowanie i design w programach komputerowych, sport oraz muzykę. Ale, jak twierdzi, najwspanialszym prezentem, jaki otrzymał od życia to jego
żona Peggy i córka Ilona. To im stara się poświęcać najwięcej czasu. Bierze udział w wielu projektach artystycznych. Teraz pracuje nad książką z jego rysunkami. - Chciałem podziękować wszystkim tym, którzy interesują się tatuażem, ponieważ to dzięki nim istniejemy - dodaje Ribeiro. Jack Ribeiro www.byjack-ribeiro.com 19-21 rue des Jardins 57100 Metz, France 3 rue Ancien Hotel de Ville 57100 Thionville, France
TATTOOFEST 36
TATTOOFEST 37
TATTOOFEST 38
TATTOOFEST 39
TATTOOFEST 40
TATTOOFEST 41
TATTOOFEST 42
TATTOOFEST 43
- Robię to, co kocham i nie zamierzam tego zmieniać - mówi Paweł Wyrębiak, założyciel i tatuator studia 3rd Eye, które jest obecnie jedynym studiem w Grudziądza i jednym z najbardziej znanych w Polsce.
Grudziądz to jedno z największych, a jednocześnie najpiękniejszych miast województwa kujawsko-pomorskiego. Ponad 700-letnia tradycja miasta pozostawiła swój trwały ślad w postaci takich zabytków, jak fragmenty średniowiecznych murów, gotyckiego kościoła, XVIII-wiecznego klasztoru, kamienic i cytadeli. Grudziądz to również przepiękne Jezioro Wielkie Rudnickie, plaże oraz dwa szlaki wodne - Wisła i Osa. Jednak nie tylko rynek gospodarczy, zabytki czy jeziora ściągają TATTOOFEST 44
do miasta przyjezdnych. To tam, od 2003 roku działa studio 3rd Eye. Autorskie projekty Pawła oraz jego umiejętność posługiwania się igłą sprawia, że do Grudziądza przyjeżdża wielu miłośników tatuażu. Trudne początki... Fascynacja Pawła tatuażem zaczęła się dziewięć lat temu, kiedy pojawiło się pierwsze polskie pismo poświęcone sztuce tatuażu. Paweł miał wtedy 18 lat. - Od młodzieńczych lat pasjonowałem się rysunkiem, posta-
nowiłem więc tatuować. Chciałem tworzyć coś własnego. Jak większość tatuażystów jestem „samoukiem”, sam więc doskonalę swoją kreskę, swoje prace. Cały czas się uczę. Na pewno bardzo pomagają mi w tym wyjazdy na konwencje - przyznaje tatuator. Swoje studio, to samo, w którym pracuje do dziś, otworzył w 2003 roku. Duży wpływ na to zdarzenie miało uczestnictwo w inowrocławskiej konwencji rok wcześniej. Paweł: - Początki były oczywiście trudne. Jak to TATTOOFEST 45
zwykle bywa, otwarcie działalności, papierki, wreszcie różnorodność ludzi przewijających się przez studio. Jestem indywidualistą, osobą impulsywną, więc pierwsze kontakty z klientami bywały różne. Strasznie mnie drażniło podejście ludzi do tatuażu artystycznego, ich wąskie horyzonty, co dzisiaj zresztą też się zdarza. Metodą prób i błędów do celu Jak większość tatuatorów, rozpoczynał pracę własnoręcznie wykonaną maszynką. - Moje pierwsze tatuaże posiadają przyjaciele i kumple z osiedla. Wszystko odbywało się na zasadzie prób i błędów. Najpierw szkic na kartce, a potem do dzieła. Dużo uczyłem się, czytałem, rysowałem... - wspomina Paweł. Szybko przeszedł z samoróbki na profesjonalny sprzęt. Wciąż udoskonalał swój warsztat pracy, by po kilku latach istnienia stać się liczącym studiem na polskiej scenie tatuażu. Niewątpliwie duży wpływ miały na to wyjazdy „Trzeciego Oka” na konwencje.
TATTOOFEST 46
Paweł: - W 2001 roku zacząłem jeździć w charakterze widza, a rok później brałem już w nich udział. W 2005 roku było ich naprawdę dużo. Konwencje to najlepsza okazja, żeby zaprezentować swoje studio, twórczość, podpatrzeć wielkie sławy, nauczyć się nowych rzeczy. Takie wyjazdy zawsze inspirują, a przy okazji można też zobaczyć kawał Europy. Po powrocie z imprez zawsze mam głowę pełną nowych pomysłów na ciekawe tatuaże. Wg mnie najlepsza konwencja, na której miałem okazję być, to na pewno Sztokholm: super artyści, atmosfera, mnóstwo ludzi, piękne miasto. Zawsze miło wspominam również konwencje w Pradze. Kolejna impreza, na jakiej 3rd Eye zamierza się pojawić to grudniowy konwent w Berlinie. A na rok 2008 zapowiadają udział w samych dużych imprezach. Pod wpływem Shige Stylistyka, w której Paweł najlepiej się czuje, to tatuaż kolorowy, styl japoński i old school. - Tego typu tatuaże są dla mnie najbar-
dziej wyraziste, dlatego najchętniej je robię - mówi tatuator. Ze światowych artystów najbardziej ceni sobie Shige - Yellow Blaze za piękne japońskie tatuaże, wspaniałe duże prace i świetne pomysły, Filipa Leu, Michaela Rubendalla, Nikko z Ignitiontattoo za odjechane portrety, Petera z Tribo. Z polskich artystów wymienia Leńa z Wałbrzycha, Juniora i Gonza. Tatuaż jest dla niego sposobem na życie. Paweł: - Mam możliwość, co jest rzadkością w naszym kraju, robić to, co lubię, jednocześnie zarabiając na życie. Każdego dnia bardzo angażuję się w swoją pracę. Pochłania mnie ona siedem dni w tygodniu. Do każdego tatuażu i każdego klienta podchodzę indywidualnie. Projektuję wzory, dużo rysuję, cieszę się, mogąc zrobić ciekawy cover up. Poza tatuowaniem i rysowaniem niewiele mam czasu dla siebie. Moje wolne chwile to przede wszystkim stare motory, samochody. Lubię też powędrować. W ten sposób odpoczywam, wyciszam się.
TATTOOFEST 47
Osiągnięcia Międzynarodowa Konwencja Tatuażu, Praga 2005 I miejsce - Best Small I miejsce - Best od Day (niedziela) Międzynarodowa Konwencja Tatuażu, Warszawa 2005 III miejsce - Best Celt Międzynarodowa Konwencja Tatuażu, Reutlingen 2005 I miejsce - Best Large Międzynarodowa Konwencja Tatuażu, Drezno 2005 I miejsce - Best Colour III miejsce - Best Small III miejsce - Best Large
Tattoo Fest, Kraków 2006 III miejsce - Best of Day (niedziela) Międzynarodowa Konwencja Tatuażu, Reutlingen 2006 II miejsce - Best Colour Międzynarodowa Konwencja Tatuażu, Drezno 2006 I miejsce - Best Small II miejsce - Best Colour Konwencja Tatuażu, Olsztyn 2006 The Best Tattoo of Public Międzynarodowa Konwencja Tatuażu, Praga 2007 I miejsce - Best Ornament Międzynarodowa Konwencja Tatuażu, Sztokholm 2007 III miejsce - Best New School Międzynarodowa Konwencja Tatuażu, St. Gallen 2007 II miejsce - Best of Day (sobota)
TATTOOFEST 48
3rd Eye Tattoo ul. Wybickiego 47 (w podwórzu) 86-300 Grudziądz tel. + 48 605 994 317 www.tattoo3rdeye.com
Międzynarodowa Konwencja Tatuażu, Praga 2006 II miejsce - Best Ornamentic
TATTOOFEST 49
Siedziałem jak zazwyczaj, znudzony dźwiękiem brzęczącej maszyny Murasa przed swoim starym monitorem komputera i po raz kolejny właziłem na te same strony internetowe, poszukując nie wiedzieć czego… Co jakiś czas do naszego Kultu zaglądał jakiś klient, pytał, przekłuwał swoje ciało lub umawiał się na katorgę tatuażu i odchodził. Dzień jak co dzień… Nagle na dole monitora zamigotała ikona znienawidzonego Skyp`a (pytania typu: po ile tatuaże i czy to boli wysysają resztkę naszej energii wciągając w jeszcze większą apatię i otępienie…). Leniwie otworzyłem wiadomość. Tak, to na szczęście nasz David, drugi tatuator przebywający chwilowo w Japonii. Co go skłoniło da napisania treści? Po co do nas nadaje, zamiast cieszyć się odrobiną wolności i chwilową ucieczką spod jarzma zadawania bólu innym osobom za pomocą ostrych jak zęby Nosferatu igieł? Czyżby zatęsknił za smakiem zatapiania się w ludzkiej skórze i tworzenia magicznych wzorów? To co napisał, wprawiło mnie w osłupienie! Po tym na wpół szalonym człowieku można spodziewać się wszystkiego, więc i tym razem zaczęło bić mocniej moje serce. Ujrzałem pytanie: „Robimy Dzień Dyń?”. O marna chwilo, dlaczego nie wyłączyłem monitora i nie poszedłem na obiad! Wiedziałem, że to kolejny pomysł na pozyskanie dla Nienasyconego ofiar wkłuwania. To kolejny szereg zdarzeń, który będzie kosztował nas ogrom pracy, a zamiast wspaniałego świętowania 31-go października i 1-go listopada na kolorowych cmentarzach, trzeba będzie spędzić te dni w Kultowej krypcie. Nie miałem wyjścia, musiałem się zgodzić. Ustaliliśmy krótko. Pięć ofiar w dwa dni. Motyw - wyłącznie dynie. W nasze mroczne plany została wciągnięta nawet mama Davida. W ciągu kilku dni otrzymaliśmy od niej szczelnie zapakowaną przesyłkę. W środku znajdowały się grobowe symbole do przyozdobienia Kultu, czarownice, dynie, balony, a nawet słodko wyglądające lizaki dla nieszczęsnych śmiałków. Dzień przed zaplanowanym obrzędem krypta została poważnie przygotowana, akcesoria porozwieszane, kilkukilogramowe dynie rozprute i wybebeszone, pozbawione trzewi, z wyciętymi oczami i szyderczo uśmiechającymi się roślinnymi twarzami. W środek wstawiliśmy świece, zgodnie z tradycją i obrządkiem, dla podkreślenia doniosłości chwili, po czym udaliśmy się na zasłużony odpoczynek. Nadeszły wreszcie te dni! Ofiary pokornie stawiały się o wyznaczonych godzinach i oddawały struchlałe ze strachu ciało i skórę wyjątkowo bezlitosnemu tego dnia Davidowi. Jego podkrążone oczy błyszczały jak nigdy dotąd! Nie liczył się czas ani pojękiwania! Ich cierpienie stopniowo przeistaczało się w szalone piękno, krew mieszała się z tuszem, a śmiech ze łzami! Jedynie powstające dynie szydziły z otoczenia jaskrawością kolorów i niczym nie zmąconą, idealną linią. Tylko jedna, nazwana Dynioczachą, swoją szarością wkomponowała się w ponurą atmosferę. Wieczorem dnia drugiego nadszedł kres i piąta ofiara została poświęcona. Zamilkła maszyna, przycichła muzyka, a więdnące dynie powoli dogasały. Pogańskie święto Halloween można było uznać za udane. Za rok ponownie wyruszymy na łowy. A dla Was przestroga! Nie przychodźcie w te dni do KULT U ! Mroczny Książe von Radek
TATTOOFEST 50
TATTOOFEST 51
kudi chicks
KUDI chicks W tym numerze „TattooFestu” Kudi postanowiła dać mi wolną rękę w napisaniu czegoś o sobie. Postaram się więc coś z siebie „wytarmosić”.
Tatuażem zajmuję się od siedmiu lat i staram się to robić jak najlepiej.
KUDI
chicks
Aniatattoo
KUDI chicks
Uczyłam się na własnych błędach i korzystałam z rad kolegów po fachu. Tu dzienks dla Grzesia i Lenona. Chciałabym, aby moja córka Jessica, która ma teraz sześć lat, też kiedyś tatuowała. Jeżeli nie będzie chciała... to zechce!! :) TATTOOFEST 52
TATTOOFEST 53
Nie umiem żyć bez: żarcia na telefon, internetu, telefonu, tatuaży i moich friendów! Lubię: whisky z colą i wiśniówkę.
Uwielbiam: współczesne kreskówki, pojechane komiksy i thrillery medyczne, filmy, głównie komedie, horrory i powalone produkcje Quentina Tarantino, Bruce’a Willisa za kurwiki w oczach, przebierane imprezy z przyjaciółmi oraz moje dwa koty. Uwielbiam też ludzi z jajami i poczuciem humoru, czyli takich jak Ja. :)
Nie palę: fajek. Kiedyś próbowałam zacząć, ale mi nie wyszło.
kudi chicks
Nie cierpię: fałszywych ludzi, kłamstwa, zdrady, pochlebców, nachalności, obłudy, mojego starego.
Od jakiegoś czasu mam luźniejsze podejście do życia, gdyż uważam, że jest ono za krótkie, aby się ciągle martwić i przejmować byle czym. Usuwam z mojego otoczenia toksycznych ludzi. Zauważyłam, że wiele rzeczy mam po prostu gdzieś. I dobrze mi z tym.
KUDI chicks
Kocham: siebie, córkę, moich przyjaciół.
A oto kilka krótkich wypowiedzi moich znajomych i przyjaciół na mój temat : Toudi: „Najbardziej pojechana osoba, jaką w życiu spotkałem”. Alchemistrz: „Anna to jedyna osoba, której pozwoliłem dotknąć maszyn-
TATTOOFEST 54
Tutaj kilka stronek o mnie i o mojej pracy: www.myspace.com/aniatattoo www.photoblog.pl/aniatttoo www.photoblog.pl/dywidenda
Aniatattoo
(lub jak kto woli Anka)
TATTOOFEST 55
foto: Kudi & Nikita
ką (w ogóle dotknąć) pośladków mojej dziewczyny. Może dlatego, że obie noszą takie same majtki?”. Jaśku: „Gdyby nie miała nóg - byłaby najśliczniejszym ślimakiem na świecie”. Gosia: „Inteligentna, bystra, ładna, cycata”. Marcin: „Lolka - nie sroj żarem”. Kostuch: „Odkręcona” i „Ale ty jesteś krejzolka”. Madzia „loka”: „Looooooolkaaaaaaa!!!”. Mój kot Cookiee: „Gdyby w grę nie wchodził czynnik żarcia i otwierania okna, mogłabyś w ogóle nie istnieć”. Uuukanju: „Kocham cję”. Sebek: „Super stara rura bardaszana”.
RAPORT W grudniowym numerze przenosimy się do województwa lubuskiego, gdzie scena tatuażu kończy się w zasadzie na jednym studiu. Mam tu na myśli zielonogórskiego Vikinga. Poza tym jest jeszcze kilka mniej znanych miejsc, jak np. Jodła Tat z Gorzowa Wielkopolskiego czy Superior Tattoo z Zielonej Góry. Jest nawet coś na kształt sieci: Euro Studio działające w dwóch miastach, Żarach i Łęknicy. Niestety, na temat jakości wykonywanych tam tatuaży niewiele możemy Wam napisać. Studia nie mają swoich stron ani galerii. Z trudem znalezione gdzieś w internecie numery telefonów często pozostawały głuche. A jeśli już udało mi się dodzwonić, kończyło się na obietnicach przysłania prac. Poniżej prezentujemy to, czego udało nam się dowiedzieć o scenie lubuskiej.
LUBUSKIE
Viking
- zielonogórskie trio
Zacznijmy od Vikinga, studia, które na scenie tatuatorskiej działa już ponad 10 lat. Założył je Wiesiek Surmacz w 1996 roku, kiedy jeszcze niewiele osób w Polsce myślało na poważnie o tego typu działalności. Początki, jak to na ogół bywa, były trudne. Zdarzało się, że dokładał do interesu z własnej kieszeni. Od początku było to studio menadżerskie. Wiech (tak znajomi mówią na Wieśka) u steru i zatrudnieni tatuatorzy, którzy zmieniali się dość często z rozmaitych powodów. Czasem był to brak odpowiedniego poziomu, a czasem wyjazdy na zachód. Wiech sam nie tatuuje. Zajmuje się z kolei konstruowaniem i produkcją maszynek, która ruszyła w Vikingu od samego początku. Projektuje też różnego typu akcesoria, które cieszą się wśród tatuatorów dużym powodzeniem. Wysoka jakość sprzętu idzie tu w parze z niską ceną. Wiech, z zawodu żołnierz, wymaga od współpracowników zdyscyplinowania i porządku. Pewnie dzięki temu studio nieprzerwanie funkcjonuje od tylu lat i jego renoma ciągle wzrasta. Obecnie w studiu jest dwóch tatuatorów: Przemek Walkowiak - Aero i Sławek Myśków - Myśków.
Jedno życie, wiele pasji Aero (pseudonim powstał od słowa „aerograf”, który jest jedną z pasji Przemka) tatuuje od ośmiu lat, choć tylko tatuażem zajmuje się około półtora roku, od kiedy trafił do Vikinga. Z kolei ze sztuką związany jest od małego. Aero: - Całe moje życie kręciło sie zawsze wokół malarstwa i rysunku. Od dzieciaka miałem styczność z pracownią witraży rodziców, potem zawodowo wykonywałem witraże (25 lat w branży), 15 lat zajmowałem się aerografem i siedem lat pracowałem w reklamie. Zamiłowanie do rysunku, malarstwa i sztuki w ogóle odziedziczył po rodzicach. Swój pierwszy obraz, kopię „Jacusia” Stanisława Wyspiańskiego, namalował w wieku czterech lat. Co najciekawsze, jego pierwszy obraz kupił znany krytyk sztuki, znajomy ojca. Aero najsilniej związany jest z malarstwem olejnym, akwarelą i witrażem. W malarstwie jego ulubionym rodzajem prac są portrety. Jest autorem m.in. portretu prałata papieskiego. Fascynują go tacy artyści jak Rembrandt, Vermeer czy Wyczółkowski. Aero bardzo dużo sukcesów osiągnął w tworzeniu witraży. Jego pracownia witrażowa jako jedna TATTOOFEST 56
z nielicznych zajmuje się rekonstrukcją witraży średniowiecznych. Prace autorstwa Przemka podziwiać można w 150 kościołach w całej Polsce. To jego dziełem jest największe w Europie okno witrażowe w kościele Pallotynów w Poznaniu. Od 1990 roku pracuje również aerografem. Realizował projekty reklamowe oraz komercyjne dla wielu dużych koncernów, takich jak Era, Orange czy Goplana. Z Vikingiem związał się w 2006 roku, kiedy postanowił bardziej poświęcić sie sztuce tatuażu, co nie znaczy, że zamierza zaniedbywać inne pasje. Styl, w którym najlepiej się odnajduje to fotorealizm, portrety, prace zbliżone do fresków oraz płaskorzeźby barokowej. Czerpie garściami z twórczości znanych artystów takich jak Hernandez, Tyrrell, Portugal, Carlton itp. - Nie przepadam za wykonywaniem wypełnianych prac, napisów etc. (nie zrobiłem ani jednego wypełnianego
tribala w życiu). Poza tym czuję się dobrze w każdym temacie, zwłaszcza w pracach naturalistycznych, fantasy, portretach , motywach zwierzęcych i cieniowych - wylicza Aero. Przemek zajmuje się też konstrukcją sprzętu do tatuażu: projektuje, składa i ustawia maszynki. Oprócz tatuażu, malarstwa i aerografu jego życiowymi pasjami są również wędkarstwo i motocykle.
Od sprayu do maszynki Myśków tatuuje około cztery lata. Jego fascynacja sztuką narodziła się, gdy Sławek miał kilkanaście lat i razem z kolegami malowali graffiti na osiedlowych murach. Jak miał 18 lat, zajął piąte miejsce w konkursie plastycznym dotyczącym Sweet Noise. Potem zaczął coraz bardziej interesować się malarstwem olejnym i akwarelą. Zaczął studia fotograficzne w Instytucie Sztuk Pięknych w ZieTATTOOFEST 57
RAPORT
TATTOOFEST 58
LUBUSKIE
lonej Górze. Jednak w trakcie nauki zmienił kierunek na grafikę warsztatową. Ogromny wpływ na twórczość Sławka miały przede wszystkim dwie osoby. Pierwszą z nich jest Marek Straszak, pseudonim „Kamyk”, przyjaciel, z którym Myśków się wychowywał. Druga osoba to Piotr Żurawski. To od niego Sławek czerpał całą wiedzę na temat zdobienia ciała. W 2005 trafił do Vikinga. - Od dwóch lat jestem w naszym studiu, gdzie klimat mi jak najbardziej pasuje i motywuje do działania. Staram się całkowicie poświęcić temu, co robię, choć wiadomo, że w wolnych chwilach chce się robić coś jeszcze, aby nie stać w miejscu. Jestem na etapie eksperymentowania i szukania tematów, które będą mi sprawiać przyjemność. Bardzo lubię robić tatuaże, które są wzbogacone cienkimi liniami. Kontur to chyba dla mnie najprzyjemniejsza część podczas tatuowania. Ostatnio zabrałem się grubo do roboty, w sensie rysunku i warsztatu plastycznego. Niestety bez tego nie da rady pójść dalej - mówi Myśków. Inspiracje czerpie ze współczesnego komiksu, fantastyki oraz, rzadziej, z japońskich twórców anime i mangi. Tworzy głównie tatuaże konturowe, kolorowe, zaliczające się do nurtu new school. Myśków: - Zawsze przepadałem za komiksem, lecz pracując i przebywając z Aero (praktycznie 24 godziny na dobę), przekonuję się coraz bardziej do naturalizmu. Jak opanuję ten warsztat, to będę mógł wrócić do krechy komiksu z większym polotem i doświadczeniem. Od około trzech lat zajmuje się również kłuciem. Jednak więcej czasu i zainteresowania oddaje tatuowaniu, co sprawia mu zdecydowanie większą radość. Piercing traktuje jak urozmaicenie dnia. Kiedy nie tatuuje, jeździ na desce lub snowboardzie. Od dzieciństwa jest też związany z kulturą undergroundową. Próbował nawet swoich sił w muzyce. Przez ponad pięć lat grał na trąbce w kapeli.
zdobył III miejsce za tatuaż drugiego dnia festiwalu. - Nasz stosunek do konwentów jest jak najbardziej pozytywny. Świetne imprezy, świetni ludzie, mnóstwo do podpatrywania, nauki... Jednym słowem raj dla tatuartystów - przyznają zgodnie chłopaki z Vikinga. Zarówno Aero, jak i Myśków kochają tatuowanie. Nie traktują tego zajęcia jako pracy, bo według nich, jeśli człowiek robi to, co kocha robić, to nie jest to praca. Zastosowali się do zasady: „Znajdź to, co lubisz robić najbardziej i spraw, by ci za to płacili”. Studio Viking nie działa na zasadzie „dużo i tanio”. - Nie traktujemy klienta jak mięsa z kasą. Do każdego staramy się mieć indywidualne podejście, z każdym chcemy wcześniej pogadać, uświadomić, że tatuaż to nie tylko tribal i chińskie znaczki etc. Każdemu poświęcamy tyle czasu, ile trzeba. Ma być miło i profesjonalnie - mówią tatuatorzy. Większość prac, które wykonują, to ich własne projekty stworzone dla konkretnej osoby. W zasadzie nie korzystają z katalogów. Te ostatnie służą im jedynie do zorientowania się, co podoba się osobie niezdecydowanej, jaki klimat, jaki styl.
Miłość i kasa w jednym Mimo iż Viking istnieje już od ponad dziesięciu lat, na konwencje jeździ dopiero od roku. Póki co byli w Grudziądzu i na Tattoo Feście w Krakowie, gdzie Myśków
ul. Kazimierza Wielkiego 6/1 65-001 Zielona Góra tel. 068 325 01 47, 605 413 518
Plany studia na przyszłość Przede wszystkim Viking zamierza zacząć jeździć na konwencje. Poza tym w dalszych planach jest powiększenie studia o jeszcze jedno stanowisko tatuatorskie, bo Aero i Myśków nie zawsze mogą wyrobić się z pracą. - No i pilnowanie się, żeby nie popaść w rutynę i marazm twórczy. Chcemy wykonywać coraz lepsze prace, to chy-
ba oczywiste - mówią.
Studio Tatuażu Artystycznego
Viking
www.studioviking.pl
Jodła Tat
Jodła Tat to bardzo młode studio, a jednocześnie pierwsze samodzielne tego typu miejsce w Gorzowie. Istnieje na rynku od roku. Właścicielem i póki co jedynym tatuatorem jest Robert Jodłowski. Jak podkreśla, droga do otworzenia studia była bardzo długa. Wylicza: - Pierwsza profesjonalna maszynka zakupiona u Piotra w Gdyni, pierwsze „normalne” barwniki, robienie „po chatach”, współpraca ze studiem fryzjerskim, salonem kosmetycznym. Z pomocą przyszła mi… Unia Europejska. Napisałem projekt, otrzymałem dotację i po dwóch latach permanentnego remontu otworzyłem Jodła Tat. Pierwsze zetknięcie się Roberta z tatuażem to jednocześnie jego pierwszy wzór. Z nostalgią wspomina ten dzień: - Mała kropka na przegubie dłoni zrobiona maszynką domowej roboty, symbol Jin i Jang. Dziś jest już kompletnie rozmyty. Dokładnie tak samo, jak wspomnienie tamtego wieczoru w gorzowskim alpinistycznym klubie „Gawra”, wówczas bardzo popularnym miejscu spotkań „lokalnie barwnych” postaci. Autorem tej mojej kropki był Zachar, pierwszy gorzowski tatuator, którego nie ma już wśród nas. Nie ma w Gorzowie nikogo równie mocno kojarzonego z tatuażem jak Zachar. Tego wieczoru w „Gawrze” dowiedziałem się, jak skonstruować maszynkę do tatuażu: silniczek od walkmana, struna od gitary, trochę tuszu albo zwykła „plakatówka”. Koszmar! Robert od razu został praktykiem. Przyznaje, że dziś poprawia wykonane wtedy tatuaże, którymi, jak mówi, „skrzywdził” najbliższych kumpli. W byciu tatuatorem pomaga mu smykałka do rysowania, plastyczne wykształcenie i zasada, od której nigdy nie odstępuje: nie robi dwóch takich samych tatuaży. - Każdy z moich wzorów jest inny, każdy robiony pod konkretnego klienta - podkreśla tatuator. - Mam swoistą „obsesję” na punkcie dbałości o ludzkie ciało. Zdając sobie sprawę z faktu, że tatuaż to ingerencja w „ciągłość” skóry człowieka, utrzymuję z moimi klientami kontakt przez cały czas gojenia się tatuażu - dodaje. W Jodła Tat trudno szukać wiodącego stylu. Robert robi w zasadzie wszystko. Jak chyba każdy, kto zajmuje się tatuażem, ucieka jednak od delfinów i symetrycznych tribali nad kością ogonową. Robert: - Moje iście „rzemieślnicze” podejście do sztuki tatuażu bierze się chyba stąd, że 80 % moich klientów trafia do mnie już jako dumni właściciele wydzierganego „koszmarka”. Moim zadaniem jest więc „pokrycie”, „przerobienie”, generalnie rzecz ujmując: ratunek.
Fajnie czuję się z tym, że w jakiś sposób faktycznie tym ludziom pomagam. Po wizycie w studiu nie muszą już więcej zakrywać ramion, mogą ubrać krótkie spodenki. Być sobą. To fajnie, że tatuaż już ich nie krępuje.
Jodła Tat ul. Kosynierów Gdyńskich 25 66-400 Gorzów Wlkp tel. 692 873 098
Superior Tattoo Studio istnieje od 2000 roku. Piotr Poczta
Ul. Sikorskiego 39
Zielona Góra
tel. 608 484 826
www.superiortattoo.com.pl
TATTOOFEST 59
DANTEIZMY Doczekaliśmy się nareszcie końca przygnębiającej jesieni. Grudzień, jak z bicza strzelił, zaraz Święta i kolejny numer naszego wspaniałego pisma. Kto twierdzi inaczej, tego gryzą psy. Znowu wojna na choinki, kto będzie miał ładniejszą i nie skrępowane obżarstwo nas czeka. Generalnie jest wesoło mimo otaczającej komerchy. A my co robimy? Marudzimy dalej... A to wydatki, a to rodzina jego mać przyjedzie... Kazik miał racje z tym brakiem słońca w jednej piosence, jak jesteśmy niedogrzani, to marudzimy. Ja też marudzę teraz, a co mi tam. Zaczynam od pogody nie dlatego, że nie wiem o czym pisać. Jest to bardzo dobra pora na pomalowanie sobie kawałka skóry, kolejnego bądź rozdziewiczenia jej. Nie trzeba się martwić chociażby, że nie można się opalać. Wcześniejsze zdanie nie dotyczy „solarowców” , oni nie mogą żyć bez słońca. Refleksyjność pogodowo-pro-
Wycieczkowanie centowa pozwala na skoncentrowanie się nad wizją zagospodarowania swojego brzydkiego, mało kolorowego ciała. Nie obywa się to bez perturbacji, aura sprawia, że jesteśmy niezdecydowani jak nigdy, dlatego bum zwykle przypada na wiosnę, jak już człowiek sobie to przetrawi spokojnie. Wybór wzoru i ... Awaria... Duża liczba osób szuka sobie studia tatuażu jak najbliżej. Najlepiej jakby tatuażysta pracował na tym samym piętrze albo w pokoju obok. Wtedy w kapciach króliczkach można potuptać na „zabieg tatuażu”, najlepiej jeszcze wcześniej zadzwonić i się upewnić, czy aby na pewno ktoś będzie, przecież głupotą by było chodzenie na próżno. Lenistwo to nic złego, każdego czasem dotyka. Ja od miesiąca biadolę, że musze umyć auto. Przez to jakieś gnojki napisały mi na tylnej klapie: „nie myć, test lakieru...”. Tylko patrząc obiektywnie na taką formę lenistwa, nie tracę zbyt wiele przez swoją niechęć do podjechania na myjnię, czy (to już ekstremalne) zabranie się za mycie samemu. Najwyżej ludzie na przystankach się będą śmiali. Ja nie będę im dłużny, pośmieje się z nich gdy nie przyjedzie autobus. Ze strat poniesionych to wyliczyć mogę kopnięte ego, nic więcej. A jak się kończy lenistwo w tatuażu? Jest to najszybsza droga do dzieł pszenno-buraczanych. Wiele razy słyszałem/czytałem, że: no fajny motyw, ale ten koleś co ma studio w moim mieście tego nie wykona, za trudne. Problem jest mniejszy jeśli mieszka się w dużym mieście, zwykle istnieje jakaś konkurencja i nie ma obaw, że musimy mieć zrobiony tatuaż w jedynym „słusznym” miejscu. A co robić w mniejszych miasteczkach? Taki rzemieślnik żyje z lenistwa ludzi, nie chce się im zwiedzać i jeździć po kraju to idą do niego. Wiedzą, że dzieło sztuki z tego nie będzie ale może ta postać np. nie będzie miała zeza. Do tego wszędobylski problem kasy. Samochód na wodę nie jeździ a PKP czy PKS to nie instytucje charytatywne, za bilet każą sobie płacić. Można to przeliczyć jeszcze inaczej. Jeśli ktoś nie ma realnej, zdolnej konkurencji w swoim mieście i właśnie żeruje na takich „nieruchomościach” (klientach), to podbija sobie ceny. Kto mu zabro-
ni, jak innego wyboru nie ma? W większych aglomeracjach trzeba walczyć o klienta, wykazać się zdolnościami, a przy okazji zbić odpowiednio cenę. W ten sposób, wybierając się na wycieczkę możemy wyjść finansowo na zero, a w ogólnym rozrachunku na plus bo mamy fajny tatuaż. Co stracimy na bilet, możemy (ale wcale nie musimy) odzyskać przy bardziej zbitej cenie za tatuaż. Te dywagacje finansowe tyczą się mniejszych wzorków, niewymagających wielkich zdolności lecz solidnego wykonania. Jak ktoś nadal nie wie, to znowu przypominam: tatuaż nie schodzi po trzecim myciu! Zostaje z nami do ostatniej piosenki w naszym życiu...do marsza pogrzebowego. Ci, którzy wiedzą jak te ciastka smakują już dawno mają upatrzonego artystę i nic ich nie powstrzyma przed zrobieniem u niego tatuażu. Bardzo pomagają w wyborze konwencje. Widzimy wtedy tatuażystów przy pracy, jak oni się sprawują w swoim naturalnym środowisku. Nie musimy rozmawiać z panią za biurkiem, a możemy poprzeszkadzać samemu tatuażyście. Konwencje są od tego, od „przeszkadzania” między innymi. Tylko znów trzeba przełamać lęk przed kilometrami. Nie aż tak dawno temu, bo wybitnie stary nie jestem, pamiętam jak wyglądały pierwsze próby zrobienia konwencji w Polsce. Przypominało to zlot znajomych o wspólnym hobby a nie imprezę, która ma za cel rozpowszechnianie tatuażu wśród ciemnego „Luda”. Miało to swój urok, jak koncert kapeli znanej jedynie krewnym i znajomym Królika. Choć to te same gęby, co oglądało się pół roku wcześniej to jednak teraz był to pan artysta a nie Krzychu. Dzisiaj nadgoniliśmy bardzo resztę świata, nasze konwencje to również czapeczki, koszulki i pamiątkowe fotki. Komercjalizacja takich imprez to oczywiście nic złego, im więcej ludzi spoza środowiska zainteresowanego kolorowaniem skóry, tym większa szansa na to, że za rok będzie dwa razy tyle osób. Przestaliśmy już być zaściankiem, teraz zachód przyjeżdża podglądać naszych artystów. Wystarczy tego napinania dumnej piersi. Jeśli pojawi się okazja odwiedzenia takiej imprezy, to gorąco polecam.
Są tatuażyści, którzy mają swój własny styl. Nie do końca zgadzam się z taką tezą. Uważam, że pracując w zawodzie, który jest niby wolny, a jednak ograniczony zachciankami klienta, należy wykazać choć minimum uniwersalności. Tłumacząc łopatologicznie, „kwiotek” powinien być wykonany zgodnie z życzeniem klienta a nie według widzimisie tatuażysty. Niewielu jest tak dobrych, że ludzie świadomie wybierają ich za to, w jaki sposób tego kwiatka zrobią, wyrabianie marki trwa latami. Taki zdrowy manieryzm pomaga rozwijać daną specjalizację hamując nieco „ogólnorozwojówkę”. Sztuka nienawidzi porównań i wpisywania w ramki, nigdy nie uda się rozwiązać tego problemu: sztuka wyzwolona, czy filisterska (użytkowa). Idąc sobie dalej w las, trzeba wreszcie nazwać tatuaż sztuką. Kłótnia o nazwę tego zjawiska przewija się od niedawna. Przestaliśmy poruszać się już po płaskich jak deska orzełkach, smokach i nożach. 90% prac to nadal hiperrealizm, który przemawia do zwyczajnego pożeracza chleba. Prace bardziej awangardowe wywołują raczej komentarze w stylu „jak on namówił tego człowieka na taką pracę...?”. Zatem tatuaż to sztuka popkulturowa, dla wszystkich z nielicznymi wyjątkami potwierdzającymi jedynie regułę...Podstawową przesłanką do nie nazywania dziar sztuką jest jej ulotność. Dzieło żyje tak długo jak jego posiadacz. Tylko znowu twierdzenie to można łatwo obalić przez porównanie, rzeźby lodowe trzymają się jeszcze krócej... Wracając na ziemię, chciałem jedynie powiedzieć, że „stajl” w jakim tatuażysta stara się wykonywać swoje prace, może też być ciekawym czynnikiem pomagającym w wyborze tatmajstra. Zawsze wałkowanego kwiatka można zrobić inaczej, trzeba tylko chcieć i być świadomym tego. Decyzja jak zawsze należy do Was, czy: Szybko?blisko?byle co, czy wolno?daleko?małe, ale dzieło sztuki. Przyszłych wydzieranych zostawiam z refleksją a sam idę wreszcie umyć ten pieprzony samochód bo przestaję go rozpoznawać na parkingu...
Dante TATTOOFEST 61
TONY CIVARRO, STINKY MONKEY TATTOOS, USA
TOMMASO VALENTINETTI, „OLD TIP TATTOO”, WŁOCHY
DAVIDE ANDREOLI, „PRIMORDIAL PAIN”, WŁOCHY
SUNNY BUICK, FRANCJA
RAY HUNT, ANGLIA JIME LITWALK, USA
TATTOOFEST 62
FILIP LEU, THE LEU FAMILY’S FAMILY IRON, SZWAJCARIA
Zgodnie z zapowiedziami z ostatniego numeru, zabieramy was znowu w podróż, niestety już wspomnień, na londyńską konwencję tatuażu. Ilość materiałów, prac, rozmów i refleksji jest tak ogromna, że musielibyśmy wydać dodatkowy poszerzony numer, żeby wam to wszystko przedstawić. Ale niestety nie możemy… Tym razem prezentujemy złowione obiektywami naszych aparatów tatuaże, te zarówno powstałe na festiwalu, jak i wypatrzone wśród odwiedzających. Jest to zaledwie niewielka ich część, ale ich różnorodność i jakość wykonania powinny wam jeszcze bardziej uświadomić poziom tej imprezy. Wśród prezentowanych prac jest wiele takich, których autorów jeszcze nie przedstawialiśmy wam na łamach naszego „TattooFestu”. Niech będą przystawką do głównego dania, jakim będą szersze informacje i wywiady z wieloma z nich w kolejnych wydaniach magazynu. Tak więc miłego oglądania i do zobaczenia za rok w Londynie! Radek
TATTOOFEST 63
KAYE, DERMART PAISLEY, ANGLIA
MATT DIFA, JOLIE ROUGE TATTOO, ANGLIA
RICHARD PINCH, “RICHARDS TATTOO STUDIO”, SZKOCJA
UNCLE ALLAN, CONSPIRACY INC., DANIA
TATTOOFEST 64 TATTOOFEST 65
STEVE BYRNE, ANGLIA
FABIO “CHIOKO”, CRAZY NEEDLES, WŁOCHY
BUGSY, “EVIL FROM THE NEEDLE”, ANGLIA
MICHELLE MYLES, DARE DEVIL TATTOO, USA
JIME LITWALK, USA
STEVE BYRNE,USA
THE LEU FAMILY’S FAMILY IRON, SZWAJCARIA
LOUIS MOLLOY, MIDDLETON TATTOO STUDIO, ANGLIA
TATTOOFEST 66 TATTOOFEST 67
“SELF SACRIFICE”, ANGLIA
QUENTIN,ART D’CORPS, FRANCJA
PIOTR TATOŃ, POLSKA
RICHARD PINCH, “RICHARDS TATTOO STUDIO”, SZKOCJA
JO HARRISON, ANGLIA
PAUL BOOTH, “LAST RITES”, USA
JO HARRISON, ANGLIA
TATTOOFEST 68 TATTOOFEST 69
HORIYASU JAPONIA
VICTOR PORTUGAL, HISZPANIA
VICTOR PORTUGAL, HISZPANIA
BOB TYRRELL, “NIGHT GALLERY”, KANADA
CHAD KOPLINGER,USA
DAN MARSHALL, USA
GRAFIKA: DAVID, TATTOOKULT
KARTKI ŚWIĄTECZNE Wyślij do rodzinki!
GRAFIKA: JAKUB MURAS MURAWSKI, TATTOOKULT