TATTOOFEST 2013
INDEKS 233021
ISSN 1897-3655
ETAM CRU CHET ZAR NEIL DRANSFIELD
CENA: 13zł w tym 8%VAT NR 75/07/2013 LIPIEC
8
Tattoofest 2013 - relacja
44
Tattoofestowicze w obiektywie Kobaru
48
Street art - ETAM Cru
54
Neil Dransfield
61
Yakuza uderza
62
Inspiracje - Chet Zar
66
Such A Sucz w ofercie Wildcat
68
Rock’n’Ink - relacja z imprezy w Chemnitz
72
Rdza - Matki, nałożnice, mumie
73
Pokolorowani i Przyjaciele
REDAKTOR NACZELNA: Aleksandra Hałatek REDAKCJA: Radosław Błaszczyński, Krystyna Szymczyk, Karolina Skulska STALI WSPÓŁPRACOWNICY: Darek (3fala.art.pl), Raga, Dawid Karwowski OPRACOWANIE GRAFICZNE: Asia WYDAWCA: FHU Koalicja, ul. Szpitalna 20-22/s5, 31-024 Kraków www.tattoofest.pl tattoofest@gmail.com MARKETING I REKLAMA: tattoofest@gmail.com DRUK: IntroMax, www.intromax.com.pl ISSN 1897-3655 Redakcja nie zwraca materiałów niezamówionych, zastrzega sobie prawo redagowania nadesłanych tekstów i nie odpowiada za treść zamieszczonych reklam.
Pokolorowanym, czyli parze, która tydzień po naszej imprezie zorganizowała własną, mającą na celu zebranie w jednym miejscu warszawskich tatuatorów i fanów ich twórczości. Jak było? Dowiecie się również z tego numeru i może zachęci Was to do pojawienia się na następnej, planowanej na jesień edycji. Waszej uwadze nie ujdą na pewno prace duetu „ETAM Cru”, goszczącego w dziale „Street art”. Jestem absolutną fanką dekorowania przestrzeni publicznej, szczególnie jeśli obrazy umieszczane na budynkach przedstawiają gumowe kaczki i polarne niedźwiedzie. Niestety, od ich autorów nie udało mi się uzyskać odpowiedzi na kilka nurtujących mnie pytań, np. jak zabiega się o zgodę na takie produkcje? Mam nadzieję, że niebawem ktoś inny, prezentujący swoje dokonania w tym dziale (posiadający poza talentem malarskim także pisarski), wyjaśni mi i pozostałym ciekawym, jak przebiega taki proces i do kogo należy się zwrócić. Na inne rzeczy nie zostało już wiele miejsca, numer dopełnił Chet Zar i malowane przez niego potwory, angielski tatuator Neil Dransfield oraz relacja z niemieckiej imprezy Rock’n’Ink, która łączy występy zespołów muzycznych z tatuowaniem na żywo. Zgodnie z zapowiedzią, swoją wiedzą dzieli się z Wami Rdza, z którą również mieliście szansę spotkać się podczas Tattoofestu. Mam nadzieję, że dzięki naszej relacji choć na chwilę przeniesiecie się do Chemobudowy, a w Waszych głowach pojawią się same dobre wspomnienia.
Lipcowy numer, tradycyjnie już, nieco różni się od innych, jest wyjątkowy, bo jego obszerną część zajmuje relacja z minionej edycji Tattoofestu. Zmieszczenie w niej wszystkich dobrych, prezentowanych przez modeli prac było niemożliwe, publikujemy więc zdjęcia nagrodzonych i trochę innych, wartych uwagi. Pozostałe czekają na moim dysku i ukażą się w kolejnym wydaniu, wzbogacając galerię nadesłanych do redakcji tatuaży. Na następnych stronach przeczytacie kilka słów na temat naszej imprezy napisanych przez Olę, czyli osobę planującą i dbającą o jej przebieg. Moja rola była nieco inna niż w latach ubiegłych, wraz z fotografami - Agą Hairesis i Traveling Mickiem zapraszałam wszystkie osoby pokazujące tatuaże do zacisznego „fotoroomu” w celu ich udokumentowania. Inne także, a może przede wszystkim, było moje nastawienie. Mówi się, że pozytywne myślenie powoduje taki też przebieg wypadków. No właśnie, niby to rzecz powszechnie wiadoma, ale czasem trudno je w sobie wyzwolić. Tym razem przyszło do mnie zupełnie samoistnie i pozwoliło na spędzenie świetnego weekendu w otoczeniu nieczęsto widywanych znajomych. Jedyne obawy wzbudzała panująca na kilka dni przed festiwalem pogoda, jednak wraz z nami, przychodzących na before party gości witały niewidziane od kilku dni promienie słoneczne, a potem było już tylko lepiej. Podczas gdy mieszkańcy stolicy zmagali się z zalanymi ulicami, nasi goście wygrzewali się na leżakach.
P.S. Niebawem widzimy się w Gdańsku!
Tattoofestowym akcentem jest również okładka, za której powstanie odpowiada Kobaru, znany z fotografowania bywalców konwentów. Jeszcze raz wielkie dzięki za udostępnienie zdjęć! Kudi Chick ustąpiła miejsca
Krysia
Prenumerata: • Koszt jednego magazynu to 13 zł • Za 78 zł dostajesz 6 numerów + 1 w prezencie • Istnieje możliwość zakupu archiwalnych numerów • Po wpłacie na konto przesyłka na terenie kraju gratis • Przy przesyłce pobraniowej i zagranicznej doliczamy jej koszty • Bez awizo w Twojej skrzynce pocztowej!! Zamówienia: 12 433 38 90 tattoofest@gmail.com Wpłata: Przekazem pocztowym na adres: FHU Koalicja ul. Szpitalna 20-22/s5, 31-024 Kraków
• Dopisz od którego numeru zamawiasz prenumeratę. Jeśli chcesz otrzymać fakturę, koniecznie poinformuj nas o tym w trakcie zamówienia.
fot. Kobaru
Przelewem na konto: Radosław Błaszczyński 02 1540 1115 2064 6060 0446 0001
TATTOOFEST 8
i starania wkładane w tworzenie festiwalu nie pozostają bez echa i odpowiadają oczekiwaniom, jakie sami uczestnicy, artyści i reprezentanci licznych sklepów, pokładają w organizatorach tego typu wydarzeń. Nie będę oczywiście wymieniać wszystkich uczestniczących w tegorocznej odsłonie, ale jest kilka osób, którym chciałabym szczególnie podziękować - Victorowi Portugalowi, autorowi tegorocznej grafiki, na kanwie której stworzyliśmy plakat, a także od niemal pierwszej edycji ambasadorowi Tattoofestu, który ułatwił nam stopniowe przyciąganie takich sław, jak Robert Hernandez, Thomas Kynst, Guil Zerki czy Fadi. Podziękowania należą się oczywiście wszystkim tatuatorom tworzącym wraz
z nami Tattoofest, bo dzięki ich pracom, udziałowi w kolejnych odsłonach i dobremu słowu, cały czas możemy rozwijać festiwal pod kątem artystycznym. Nasza cierpliwość zostaje wynagrodzona, gdy po chwilach wyczekiwania dostajemy taką odpowiedź na wysyłane zaproszenia: „Tak, bardzo chętnie pojawię się w Krakowie”. W tym roku po raz pierwszy odwiedził nas Marco Galdo, o którego obecność zabiegaliśmy od lat, od kiedy na jednej z europejskich imprez zobaczyliśmy jego piękne, dot workowe, geometryczne kompozycje. Przyjazd Marco, a także kilku innych artystów, jak Mauro z „Tamata Tattoo” zapowiedź wizyty studia „Freedom & Pain” z Woroneża, Karoliny z „Primitive Tattoo”, Francesco
Gdy tatuatorzy zajęli się już swoją pracą, zwiedzający mogli skoncentrować uwagę na atrakcjach, jakie zostały zaprezentowane na scenie, spotkaniach otwartych i wykładach. Można
Radosne losowanie bonu na tatuaż, fot. Ania Hałatek
Strefa chill
P
odczas przygotowań do tegorocznej edycji imprezy nie brakowało pytań o to, co można poprawić, jak ocieplić klimat Chemobudowy, jakie atrakcje przygotować? Oczywiście towarzyszyło nam również pytanie najważniejsze - jakich tatuatorów zaprosić? I od spraw priorytetowych zacznę. Co roku podkreślam, że mnie, jako organizatorkę cieszy szczególnie to, że artyści do nas wracają, a impreza w Krakowie na stałe wpisała się do ich kalendarzy. Dzięki temu, z roku na rok mogą powiększać bazę potencjalnych klientów oraz prezentować na scenie i poza nią swoje dotychczasowe dokonania. Ich ponowne wizyty potwierdzają także, że nasza praca
Szanowne jury, fot. Arkadiusz Kera - Kerson
8. edycja festiwalu za nami! W drugi weekend czerwca, kolorowa, radosna i co bardzo ważne słoneczna wyspa na mapie Krakowa przyciągnęła miłośników tatuażu z całego kraju i Europy. Pojawiła się silna reprezentacja polskiej sceny i artyści z różnych zakątków świata, którzy stworzyli ciekawą mieszankę stylów i barw, by sprostać oczekiwaniom nawet najbardziej wymagających fanów zdobienia ciała.
z „Eternoteca Tatuaggi” oraz po rocznej przerwie powrót Agi i Ani z „Kolektiv Tattoo” spowodowały, że powołaliśmy do życia nową kategorię konkursową „Modern Black Tattoo”. Ten pionierski w skali europejskiej pomysł skierowany był do artystów, którzy w swoich pracach wykorzystują tradycyjne wzornictwo lub symbolikę tatuażu etnicznego, ale i śmiało odnoszą się do stylu graficznego czy inspirują swoje poczynania szeroko rozumianym art brutem. Myślę, że tego typu inicjatywy zaowocują w przyszłości i pozwolą osobom zainteresowanym tatuażem dostrzec jego złożoność i nieustanny rozwój, a inspiracje wyniesione z dwudniowej imprezy zaczną kiełkować w najbliższych miesiącach i znajdą swój finał, czy to w studiach tatuażu, czy na innych, tematycznych imprezach. Mogę śmiało powiedzieć, że także tatuowanie się podczas tego typu wydarzeń i korzystanie z szansy na wykonanie pracy u zaproszonych przez nas artystów, cieszy się coraz większym powodzeniem. Poprzez zainteresowanie wyrażane w mailach czy licznych rozmowach telefonicznych przed festiwalem, wyraźnie dało się odczuć, że potencjalnych klientów uczestniczących w tym wydarzeniu będzie więcej. Już podczas tradycyjnego spotkania w piątek dowiedziałam się od kilku artystów, że bardzo wiele osób kierowało do nich zapytania dotyczące wolnych terminów i przygotowania projektów. Podczas Tattoofestu kolejni zainteresowani pojawiali się już osobiście, dzięki czemu powstało bardzo wiele prac.
TATTOOFEST 9
Edek malarz, fot. Ania Hałatek Dariusz Paczkowski - kierownik od farb
Kolorowy Dariusz, fot. Arkadiusz Kera - Kerson
Najmłodsi też świetnie się bawili
Before party, Hans, Sana, Mikael i Mick, fot. Marcin Pitala
fot. Arkadiusz Kera - Kerson
Before party, Matt, Che, Adam i Marco, fot. Marcin Pitala
Before party, Marco Galdo wraz z rodziną i Olą, fot. Marcin Pitala
Before party, fot. Marcin Pitala Before party, ekipa z Czech, fot. Marcin Pitala
fot. Arkadiusz Kera - Kerson
TATTOOFEST 10
Before party, Tattoo Jokers, fot. Marcin Pitala
Before party, Jakub & Hakan, fot. Marcin Pitala
było podziwiać powstające tatuaże, ale i samemu stworzyć coś w strefie street artu i graffiti, będącej pod opieką Darka Paczkowskiego z 3Fali i przedstawicieli Greenpeace, którzy w tym roku walczyli o wyzwolenie zwierząt z cyrków. Kto wolał, mógł po prostu cieszyć się słońcem i muzyką, i relaksować na leżaku. Nie zabrakło oczywiście stanowiska „Banana-Ink”, nieco zdominowanego w tym roku przez najmłodszą publiczność. Tam właśnie młodzi i starsi mogli wcielić się w rolę tatuatora, sprawdzić swoje umiejętności na odpornej na ból skórce z banana, ale i dowiedzieć się więcej o zasadach higieny towarzyszących pracy nad tatuażem. Dla spragnionych większej ilości wrażeń związanych z tą drugą stroną tworzenia obrazów na skórze powstał warsztat „TattooMe”, gdzie każdy nie tylko mógł zobaczyć jak powstaje maszyna do tatuowania, ale i wykonać własną. Firmie tej zawdzięczamy także inną atrakcję, pokrytą 24 karatowym złotem maszynę z numerem seryjnym 666, przekazaną na jedną z licytacji. Pod młotek poszły także decki podarowane nam przez „Antidote Longboards” i pomalowane w sobotę przez Lipę, Krisa Ciezlika, Bama, Fishero, Lehela Nyeste oraz Jacoba Pedersena. Dzięki ich staraniom, a także ofiarności kupujących, już adoptowaliśmy na najbliższy rok pandę małą, nazwaną przez nas Pox i Kajmaka, czyli kajmana karzełkowatego z krakowskiego Zoo. Smutki związane z uszczupleniem portfela można było zatopić w drinkach przygotowanych podczas show Elite PRO Bartenders. Kto natomiast szukał bardziej estetycznych doznań, mógł polegać na dwóch pokazach przygotowanych przez odwiedzającą nas ponownie, piękną i utalentowaną Sanę, która w tanecznym spektaklu przedstawiła historie zaczerpnięte z legend z jej rodzinnego kraju, czyli Japonii. Nowością na naszej scenie był pokaz burleski połączony z sideshow i akrobacjami na trapezie kołowym, które wykonała przesympatyczna Vi. Więcej elementów klasycznego sideshow pojawiło się dzięki atrakcji sobotniego wieczoru, czyli występowi Senji i Lassiego. Niestety, ze względów zdrowotnych Senja nie mogła uczestniczyć w pokazie podwieszania w niedzielę, więc łaknącymi wrażeń ochotnikami zaopiekował się sam Lassi. Dla stroniących od tego typu ekscytacji, pragnących czegoś się dowiedzieć, nasi goście przygotowali
TATTOOFEST 11
fot. Arkadiusz Kera - Kerson
Barmański popis Elite PRO Bartenders, fot. Arkadiusz Kera - Kerson
fot. Arkadiusz Kera - Kerson Nagrodzony Bartosz Panas z Caffeine Tattoo ;)
fot. Jacek Wejster
Występ Sany, fot. Jacek Wejster
Kosa ze Speak in Color, fot. Rafał Baran
Wspólna praca Thomasa Kynsta i Victora Portugala, fot. Rafał Baran
Senja i Lassi w swoim show
Asia w rękach Kuby Kujawy, fot. Arkadiusz Kera - Kerson Część decków pomalowanych przez tatuatorów
TATTOOFEST 12
Malowanie decków, fot. Ania Hałatek
Pozłacana maszyna od TattooMe, fot. Ania Hałatek
Ola
Sukienka z kolekcji Such A Sucz
Pozostało mi jeszcze tylko zaprosić wszystkich na 9. edycję Tattoofestu, która odbędzie się 7-8 czerwca 2014 roku.
Marco Galdo przy pracy, fot. Arkadiusz Kera - Kerson
Na koniec ogromne podziękowania kieruję do Ragi, który dzielnie zmagał się z rolą konferansjera podczas poprzednich edycji, do wszystkich artystów i pozostałych wystawców, jurorów, którzy ocenili w tym roku ponad 300 prac oraz do osobób zaangażowanych i wspierających naszą imprezę. Gratuluję nagrodzonym w konkursach na najlepsze tatuaże i dziękuję wszystkim artystom za zaprezentowanie świetnych prac, które czynią Tattoofest wyjątkowym na polu europejskim.
Podwieszony Kobaru
Drobne, ale i większe zmiany, jak choćby przekazanie funkcji prowadzącego sprawdzającemu się rewelacyjnie w swojej roli Dominikowi Mądrachowskiemu, stworzenie „strefy chill” na zewnątrz hali, przeniesienie sekcji graffiti w inne miejsce czy nowa kategoria konkursowa mają na celu podniesienie poziomu imprezy oraz uatrakcyjnienie jej dla gości i zwiedzających, których w tym roku pojawiła się rekordowa ilość. Mam nadzieję, że nie zawiedliśmy ich oczekiwań i za rok odwiedzą nas ponownie. Liczymy także na efekty zwiększonego zainteresowania medialnego, oby sprawiło, że w przyszłości sympatią do tatuażu zapała jeszcze więcej osób.
Kolorowy boks Banana Ink
bloki wykładowe. Ponownie odwiedził nas wytatuowany muzealnik Tomasz Madej, który opowiedział o podróży do Mentawai. Swoją obecnością uświetniła imprezę również blogerka Rdza i znany już z zeszłego roku oraz z publikacji w magazynie, sinolog Tobiasz. Dodatkowo Marcin, piercer z krakowskiego „9th Circle”, zapoznał słuchaczy z prawdami i mitami dotyczącymi przekłuć. Zainteresowanym nowoczesnymi technologiami, Dmitry Vtorushyn ze studia „TattooFamilia” oraz Aleksy Pawluczuk i Paweł Jakubiec z firmy „RCS2” umożliwili wypróbowanie nowoczesnych tabletów, które świetnie sprawdzają się w przygotowaniu tatuatorskich projektów. Odbyło się także spotkanie z pomysłodawcami nowego portalu mającego skupić miłośników tatuażu, czyli Przemysławem Nowakowskim i Tofim.
TATTOOFEST 13
Tatuaż kolorowy mały 1.
2.
Tattoofest 2013
5.
7.
8.
3.
1. Karol, Ink-Ognito, Rybnik 2. I miejsce, Gábor Jelo Jelencsik, Dark Art Tattoo, Węgry 3. Kosa, Speak in Color, Wodzisław Śląski 4. II miejsce, AgRypa, 9th Circle, Kraków 5. Piotrek, Rock’n’Ink, Kraków TATTOOFEST 14
6.
6. Kosa, Speak in Color, Wodzisław Śląski 7. Kosa, Speak in Color, Wodzisław Śląski 8. III miejsce, Piotrek, Aerograffiti, Czeladź 9. Voller Kontrast, On the road 10. Marcin, Alien, Dąbrowa Górnicza
4.
9.
10. TATTOOFEST 15
3.
1.
1. I miejsce, Max Zhuravlev, Freedom & Pain Tattoo, Rosja 2. II miejsce, Kris Ciezlik, Caffeine Tattoo, Warszawa 3. III miejsce, Karolina, Primitive Tattoo, Warszawa 4. Marco Galdo, Trafficanti d’Arte, Włochy 5. Aga Młotkowska, Kolektiv Tattoo, Warszawa
Modern Black Tattoo TATTOOFEST 16
4.
2.
Tattoofest 2013
5. TATTOOFEST 17
4.
1.
2.
5.
3.
1. I miejsce, Enzo, Ink-Ognito, Rybnik 2. III miejsce, Tofi, Ink-Ognito, Rybnik 3. Marcin, Alien, Dąbrowa Górnicza 4. II miejsce, Zoltán Kupor, Kupor Tattoo, Węgry 5. Timur Lysenko, Rock’n’Roll Tattoo, Katowice 6. Marcin Soński, Zulu Tattoo, Irlandia
Tatuaż kolorowy duży
TATTOOFEST 18
6.
Tattoofest 2013 TATTOOFEST 19
5.
3.
Tattoofest 2013
2.
1.
1. I miejsce, Domantas Parvainis, Totemas Tattoo, Litwa 2. III miejsce, Fabian, 3rd Eye, Grudziądz 3. Marcin, Alien, Dąbrowa Górnicza 4. Dominik, Art Line, Poznań 5. II miejsce, Krzysiek, Azazel, Milanówek 6. Dobi, Ironbrush Tattoo, Grecja 7. Kosa, Speak in Color, Wodzisław Śląski
4. TATTOOFEST 20
Tatuaż czarno-szary duży
6.
7. TATTOOFEST 21
W ostatnim czasie rozpieszczamy Was konkursami, w tym miesiącu nie będzie inaczej. Do wygrania 5 saszetek, tzw. nerek firmy EASTPAK. Co zrobić, aby dostać którąś z nich? Należy podać odpowiedź na pytanie: z jakiego kraju wywodzi się EASTPAK?
Odpowiedzi ślijcie na adres: tattoofest@ gmail.com, w tytule wiadomości wpisując „Konkurs EASTPAK” oraz Wasze imię i nazwisko. Tożsamość zwycięzców poznamy 1-go sierpnia.
Uwaga! Rozlosowane modele mogą różnic się od tych przedstawionych na zdjęciach.
3.
4.
1.
1. III miejsce, Paweł Wyrębiak, 3rd Eye, Grudziądz 2. I miejsce, Bartosz Panas, Caffeine Tattoo, Warszawa 3. II miejsce, Bartosz Panas, Caffeine Tattoo, Warszawa 4. Smyku, Dead Body Tattoo, Włocławek 5. Luk, Art Force, Warszawa 6. Smyku, Dead Body Tattoo, Włocławek
Kompozycja duża TATTOOFEST 24
6.
2.
Tattoo fest 2013
5. TATTOOFEST 25
Tatuaż autorski Tattoofest 2013
9.
6.
4.
1. 8.
11.
6. II miejsce, Kuba Kujawa, Czaszka i Sztylet, Poznań 7. Bartosz Panas, Caffeine Tattoo, Warszawa 8. Bartosz Panas, Caffeine Tattoo, Warszawa 9. Marcin, Alien, Dąbrowa Górnicza 10. Mateusz, Zmierzloki Tattoo, Tychy 11. Igoryoshi, Slayer Tattoo, Lublin
7.
2. TATTOOFEST 26
3.
5.
1. I miejsce, Bartosz Panas, Caffeine Tattoo, Warszawa 2. Smyku, Dead Body Tattoo, Włocławek 3. Dobi, Ironbrush Tattoo, Grecja 4-5. III miejsce, Łukasz, ToTooToTam, Żory
10. TATTOOFEST 27
Old School / New school
Tattoofest 2013
2.
6.
7.
1.
2. 4.
3. 1. I miejsce, Marcin Surowiec, Małpy w Cyrku, Warszawa 2. Szymon, Sauron, Ruda Śląska 3. Kris Ciezlik, Caffeine Tattoo, Warszawa 4. Anthony Cole, Silver Needles, UK 5. Arek Małecki, Tattoo Jokers, Ostrów Wlkp. TATTOOFEST 28
9.
5.
8.
10.
6. III miejsce, Domin, Tattoo Lucky, Tychy 7. II miejsce, Kris Ciezlik, Caffeine Tattoo, Warszawa 8. Tom Lennert, Niemcy 9. Patryk Hilton, Demolka Tat2, Bydgoszcz 10. Szymon, Sauron, Ruda Śląska TATTOOFEST 29
Best of day - Sobota
5.
Tattoofest 2013
1.
6.
2.
1. I miejsce, Kuba Kujawa, Czaszka i Sztylet, Poznań 2. III miejsce, Marcin, Alien, Dąbrowa Górnicza 3. Besia, ADHD, Irlandia 4. Gábor Jelo Jelencsik, Dark Art Tattoo, Węgry 5. Dzikson, On the road 6. Lucky, Tattoo Lucky, Tychy 7. Špendlo, Mefisto Tattoo, Słowacja 8. II miejsce, Smyku, Dead Body Tattoo, Włocławek
8.
3.
TATTOOFEST 30
4.
7. TATTOOFEST 31
Best of day - Sobota
15.
9. 13.
14.
10.
Tattoofest 2013
18.
11.
TATTOOFEST 32
12.
16.
17.
9. Jawor, Jawor Art, Opole 10. Kosa, Speak in Color, Wodzisław Śląski 11. Krzysiek, Azazel, Milanówek 12. Wąs, Art Force, Warszawa 13. Petri Paronen, Pete’s Tattoo, Finlandia 14. Tibor Galiger, Woodpecker Tattoo, Austria 15. Jacob Pedersen, Crooked Moon Tattoo, Szwecja 16. Mazak, Rock Tattoo, Opole 17. Paweł Gawkowski, Panteon, Białystok 18. Ibi Rothe, Owlkikiwood, Niemcy TATTOOFEST 33
1.
2.
5.
6.
Tattoofest 2013
Best of day - Niedziela
1. I miejsce, Špendlo, Mefisto Tattoo, Słowacja 2. III miejsce, Victor Policheri, Heidi Hay Tattoo, Szwecja 3. II miejsce, Mateusz, Alien, Dąbrowa Górnicza 4. Dzikson, On the road 5. Zwierzak, Till Death Tattoo, Toruń 6. Lucky, Tattoo Lucky, Tychy 7. Paweł Gawkowski, Panteon, Białystok 8. Smyku, Dead Body Tattoo, Włocławek 9. Luk, Art Force, Warszawa
3. TATTOOFEST 34
4.
7.
8.
9. TATTOOFEST 35
Tattoofest 2013
Best of day - Niedziela
13.
10. Szymon, Sauron, Ruda Śląska 11. Maciek, Southmead Tattoo, UK 12. Tymur Denysenko, RL Tattoo, Ukraina 13. Maciek, Breakin’ Ink, Tyczyn 14. Francesco, Eternoteca Tatuaggi, Włochy 15. Kuba Kujawa, Czaszka i Sztylet, Poznań 16. Kosa, Speak in Color, Wodzisław Śląski 17. Enzo, Ink-Ognito, Rybnik 18. Maurycy, Kamea, Łódź
10.
11.
15.
17.
12. TATTOOFEST 36
13.
14.
16.
18. TATTOOFEST 37
Tattoofest 2013
Tatuaż czarno-szary mały
1.
2.
6.
7.
8.
1. II miejsce, Domin, Tattoo Lucky, Tychy 2. I miejsce, Marcin, Alien, Dąbrowa Górnicza 3. III miejsce, Kris Ciezlik, Caffeine Tattoo, Warszawa 4. Luk, Art Force, Warszawa 5. Marcin, Alien, Dąbrowa Górnicza 6. Igor, T-800, Włocławek 7. Marcin, Alien, Dąbrowa Górnicza 8. Krzysiek, Azazel, Milanówek 9. Tofi, Ink-Ognito, Rybnik 10. Maciej Gulak, Breakin’Ink, Tyczyn
3. TATTOOFEST 40
4.
5.
9.
10. TATTOOFEST 41
4.
5.
3.
1.
2.
1. I miejsce, Fishero, Freihand Tattoo, Czechy 2. III miejsce, Enzo, Ink-Ognito, Rybnik 3. Kosa, Speak in Color, Wodzisław Śląski 4. Enzo, Ink-Ognito, Rybnik 5. II miejsce, AgRypa, 9th Circle, Kraków 6. Bartosz Panas, Caffeine Tattoo, Warszawa 7. Krzysiek, Azazel, Milanówek
Kompozycja damska TATTOOFEST 42
Tattoofest 2013
7. 6. TATTOOFEST 43
TATTOOFEST 44 TATTOOFEST 45
www.facebook.com/kobaru.photography www.kobaru.pl
Tattoofestowicze w obiektywie Kobaru
Foxy: Kiedy zaczynaliście i co skłoniło was do malowania ścian, mogliście przecież być szczęśliwymi artystami sztalugowymi, tudzież grafikami warsztatowymi? Bezt: Początki sięgają 2003 roku, tzn. z tamtego okresu mam jedno zdjęcie mojej pracy, ale jakieś nieśmiałe podrygi miały miejsce już wcześniej. Tak poważniej zaczęło się 2-3 lata później od tego, że mój brat przyniósł do domu szkice kolegi z klasy (z tego co pamiętam, nosił on ksywę „Żyleta”) a ja stwierdziłem, że są słabe i sam złapałem za ołówek. Mój pierwszy styl w życiu to napis „dupa” - jest czym się chwalić, heh…
Przez niemal rok nagabywania panów z „Etam Cru” słyszałem tylko - „E tam, zajęci jesteśmy…”. Udało się dopiero dzięki interwencji Foxy z grupy DOA, którą poznaliście w jednym z wcześniejszych numerów TF. Dziewczyna przepytała ich dając czytelnikom możliwość poznania samych artystów, bo miłośnicy street artu na 100% znają już prace tego duetu. „Etam cru” (Sainer i Bezt) to jedni z najbardziej twórczych malarzy urban art w Polsce. Pojawili się nagle, a ich charakterystyczny styl od razu urzekł środowisko muralistów. Ich działania są dowodem na to, że dobry warsztat w połączeniu z wielkimi powierzchniami robi wrażenie. Dariusz Paczkowski, 3fala.art.pl
Foxy: Czyli u Bezta chodziło o męską rywalizację, a u ciebie Sainer? Sainer: Zacząłem od graffiti, ponieważ poznałem kogoś, kto się tym zajmował. Na początku w ogóle za bardzo nie interesowało mnie malarstwo sztalugowe, dopiero jakoś w liceum, kiedy powoli trzeba było zacząć myśleć o studiach stwierdziłem, że pasowałoby dowiedzieć się, jak
dostać się na ASP. Wtedy też trafiłem na pierwsze zajęcia z rysunku i malarstwa. F: Co kieruje wami kiedy zaczynacie malować, działacie spontanicznie czy na zasadzie wcześniej przygotowanej koncepcji? Myślicie o jakimś przekazie czy prowokacji? Mam na myśli „szatański” mural w Katowicach. S: Zazwyczaj pomysły na ścianę biorą się z jakichś głupich gadek. B: Życie jest naszą największą inspiracją. S: Co do Katowic, to akurat dopiero po przybyciu na miejsce zdecydowaliśmy się na takie motywy. Stwierdziliśmy, że kościół naprzeciwko ściany nie powinien zostać pominięty w temacie pracy. Często zaczyna się od jakiegoś szkicu kompozycyjnego, bez żadnego, głębszego przekazu… B: … a czasami szukamy symboli, które moglibyśmy wykorzystać, rozmawiamy o tematyce którą chcemy podjąć, staramy odnieść się do zastanego budynku. F: Znam was i wiem, że macie totalnie różne
charaktery, jak więc dochodzicie do tak spójnych kolorystycznie, kompozycyjnie i tematycznie prac? B: Jakoś zawsze samo wychodzi. S: Mimo różnic trzeba powiedzieć, że czasami myślimy tak samo. Na początku nie było łatwo, bo robiliśmy kompletnie odmienne rzeczy. Mateusz malował bardzo komiksowo, ja starałem się iść w jakiś realizm, może nawet fotorealizm, ale im dłużej malowaliśmy na ścianach, tym więcej uczyliśmy się od siebie nawzajem i w pewnym momencie te rozbieżności gdzieś się zagubiły. B: Różni jesteśmy prywatnie, co do ścian, robimy je jako „Etam”, więc przez lata wypracowaliśmy sposób działania. F: A co z indywidualnymi dążeniami, nie boicie się zagubić swojej odrębności, stylu? B: Od tego mamy malarstwo sztalugowe. Uważam, że bardzo różnie malujemy, kolor i kompozycja są zupełnie inne, tematyka też. Może trudno jest to zauważyć przy wspólnych projektach, no bo w końcu pracujemy nad nimi razem. Wolę
bardziej się nagiąć niż zrobić dwa różne obrazki, które nijak się do siebie mają. F: Jak pracuje się z innymi, skrajnie różnymi od was artystami? S: Niestety, przy większych produkcjach, w których udział bierze kilka osób, trzeba odpuścić sobie swoją zajawkę i myśleć nad całością. Ja uwielbiam współpracować z chłopakami ze Spectrum: Penerem, Roemem i Tone, bo mają potężną wiedzę malarską, więc zawsze można się czegoś nauczyć. B: Z Roemem jest jak z dzieckiem - dasz mu farbę i nigdy nie wiesz, co się stanie, więc to super doświadczenie. Zresztą, zawsze dobrze pracuje się z kimś bardziej abstrakcyjnym niż my, z naszym figuratywnym malarstwem. Łączenie styli jest ciekawe. S: Najfajniejsze jest właśnie to, że w takim składzie nigdy nie wiadomo, jaki będzie efekt końcowy. F: A jak jest z oldschoolowcami, ludźmi, którzy nie tylko są od was starsi, ale też zaczynali w innych czasach?
S: Jeżeli wszyscy poważnie podejdą do tematu, to jest w porządku. Ja zawsze szanuję starszych ode mnie i mam nadzieję, że jeszcze uda mi się zrobić kilka ścianek z osobami, którymi fascynowałem się, kiedy zaczynałem. B: Rożnie bywa - trudno stylowcom nagiąć się do tego, że np. najedziemy im trochę na literę. S: Żeby praca dobrze wyszła, dopasować muszą się wszyscy. B: Tak na poważnie, to te granice: grafficiarze - my są sztuczne. Jeśli się chce, to z każdym można pomalować, choćby nawet robił style od 50 lat. F: Dzięki wielkie za rozmowę chłopaki. Ojej, zapomniałam o najważniejszym dla wszystkich malarzy pytaniu. Ile kosztuje puszka spreju? B: Heh, nie wiem, dawno nie kupiłem. To jest też plus uczestnictwa w wielu festiwalach, zawsze zostają jakieś farby. Kiedyś chodziłem wiśnie zrywać, żeby uzbierać na puszki „Universala” za 7 zł. To były czasy!
Wspomniany w tekście mural w Katowicach
TATTOOFEST 48
TATTOOFEST 49
TATTOOFEST 50
TATTOOFEST 51
www.facebook.com/etam.grupa www.etamcru.com
TATTOOFEST 52
TATTOOFEST 53
TF: Czy tatuowanie od zawsze było twoim powołaniem? Neil: Nie planowałem bycia artystą tatuażu, zajmowałem się innymi dziedzinami sztuki i tworzeniem filmów przez około 7 lat mojej edukacji. Cały czas żyłem w przeświadczeniu, że będę zarabiał używając kamery, szczególnie interesowały mnie teledyski. Pierwszy tatuaż pojawił się na mojej skórze gdy miałem 21 lub 22 lata. Kiedy wspominam o tym dzisiaj wszyscy śmieją się, że to bardzo późno, heh. Myślałem o tym już jako nastolatek, ale jakoś nie mogłem się zdecydować, w końcu narzeczona namówiła mnie na dwie małe prace na przedramionach i od tamtego momentu zainteresowałem się wbijaniem tuszu w skórę. W wieku 24 lat dostałem się na staż do małego studia na obrzeżach miasta. To był typowy street shop, gdzie zdobyłem wszechstronne przygotowanie. Generalnie, na pełen etat tatuuję od 4 lat.
Neil Dransfield nie zaskoczył nas pisząc, że jego studio nawiązuje wystrojem do angielskich klubów dla dżentelmenów, bo sam zawsze prezentuje się niezwykle elegancko. Po niedawnym otwarciu studia pomału przymierza się do spróbowania pracy poza granicami swojego kraju, a póki co znajdziecie go w angielskim Leeds.
TATTOOFEST 56
TF: Co powiesz o swojej twórczości? Neil: Nigdy nie jestem w pełni zadowolony z efektu końcowego, bardzo krytycznie podchodzę do siebie i wykonanych prac. Podstawą jest dla mnie kompozycja i jej dopasowanie do kształtów ciała. Staram się robić coś, co ma sens i jest
proporcjonalne, nie chcę czynić z twarzy karykatur, a raczej zbliżać je do realizmu. Bardzo podobają mi się również tatuaże tradycyjne, jednak wiem, że sam nie będę szedł w tym kierunku, mam już zakodowane pewne zasady tworzenia rysunku i sposobu pracy, których raczej nie zmienię. TF: Czy symbole są dla ciebie ważne? Neil: Nie tak bardzo. Jest parę rzeczy, które pojawiają się w moich pracach regularnie, ale chodzi raczej o aspekt estetyczny. Wcześniej owszem, w projektach umieszczałem często motyw trzech krzyży, bo po pierwsze podobały mi się same w sobie, a po drugie w tamtym okresie interesowałem się symbolizmem religijnym w sztuce. Odszedłem od tego jakiś czas temu, w zasadzie w momencie, kiedy symbole zaczęły cieszyć się dużą popularnością. Wydaje mi się, że była to moda, która chwilowo minęła, ale zapewne za jakiś czas znów powróci. TF: Gdzie i z kim pracujesz dziś? Neil: Niewiele ponad rok temu otworzyłem wraz z paroma przyjaciółmi „Oddfellows Tattoo” w Leeds. Poza mną zespół tworzą: Scott Mustapic, Tom Flanagan i Joe Frost. Bardziej niż
TATTOOFEST 57
www.facebook.com/neil.dransfield.1 www.oddfellowstattoocollective.com
na zarabianiu pieniędzy koncentrujemy się na rozwijaniu naszych indywidualnych stylów. Nie posiadamy szefa, więc każdy z nas ma nieograniczoną wolność twórczą i osobistą. Mamy doskonałe środowisko do pracy, dużo się śmiejemy i zawsze możemy liczyć na swoje wsparcie i dobrą radę, szczególnie, że każdy z nas jest inny i preferuje odmienny styl. Poza tym, regularnie organizujemy guest spoty, więc jeśli ktoś z Was chce wnieść coś nowego do tego miejsca, to zapraszamy. Co do samego wystroju, postawiliśmy na dżentelmeński klub z początku XX wieku. TF: Jaki typ klienta jest twoim ulubionym? Neil: Najważniejsze jest, aby był otwarty. Preferuję, gdy ktoś przychodzący posiada chociażby najmniejszy zarys pomysłu, wtedy ja dokładam wszelkich starań, aby się do niego dostosować, w końcu specyfiką mojego zawodu jest przerabianie czyichś idei na coś materialnego. Nie jestem wielkim fanem stwierdzenia: „rób co chcesz”, ponieważ z własnego doświadczenia wiem, że nie zawsze faktycznie będzie to to, czego chciałeś, heh. Klienci wydają się być zadowoleni z mojego podejścia, bo wracają po kolejne tatuaże. TF: Czy będzie można spotkać cię gdzieś poza Leeds? Neil: Aktualnie jestem skupiony raczej na pracy w studiu i jego dobrym funkcjonowaniu. Wciąż jeszcze poznaję ludzi z branży i zawieram nowe znajomości. W ciągu ostatnich lat byłem na kilu guest spotach i konwencjach na terenie mojego kraju. Jestem świadomy posiadania wolności, której nie dają inne zawody i wiem, że mam dużo szczęścia. Niedługo faktycznie planuję podróż, wybieram się do Berlina w celu wytatuowania się u Daniela Genscha, którego jestem fanem. Po raz drugi odwiedzę stolicę Niemiec w październiku, będę na guest spocie w studiu Adriaana Machete, być może wezmę też udział w konwencji w Brukseli. Póki co, w sierpniu się żenię i to jest teraz najważniejsze ;). TF: Gdzie widzisz siebie za kilka lat? Neil: Nie mam pojęcia, mam tylko nadzieję, że nadal będę tatuować. Pracuję nad poprawieniem umiejętności rysunkowych. Zamierzam organizować sobie trochę więcej wolnego czasu, aby właśnie na tym się skoncentrować. Myślę, że to jedyny sposób, aby moje prace ewoluowały. W tym zawodzie łatwo jest być zadowolonym z siebie, jak i stać w miejscu nie czyniąc żadnych postępów. Droga do sukcesu tatuatora jest bardzo długa, mój plan zakłada więc ciężką pracę. Ufam, że ludzie zaakceptują kierunek, w jakim pójdę. TF: Mówisz o rysunku, a czy jakieś inne dziedziny sztuki pochłaniają twój czas? Neil: Tak, szczególnie akwarele. Ostatnio, po prawie dziesięciu latach przerwy wróciłem do malowania farbami w sprayu. Jestem tym podekscytowany i ciekawi mnie, jaki to będzie miało wpływ na moje tatuaże. Lista interesujących mnie działań artystycznych jest naprawdę długa, często rozglądam się za czymś nowym, czego wcześniej nie widziałem i nie próbowałem. TF: Na koniec powiedz coś, co pozwoli nam cię nieco lepiej poznać jako człowieka? Neil: Niedawno przekroczyłem trzydziestkę, jak wspomniałem, za kilka tygodni zmieni się mój stan cywilny. Mam najbardziej niesamowitego angielskiego buldoga o imieniu „Evie”, którego zdjęcia często wrzucam do sieci. Jestem typem nerda, nieczęsto wychodzę, nie piję, spędzam sporo czasu na czytaniu komiksów, oglądaniu filmów i niewystarczająco dużo na grze w gry wideo. Przepadam również za filmami dla nastolatków z lat 80-tych i wyjazdami na wakacje tak daleko od cywilizacji, jak to tylko możliwe. Dziękuję wszystkim chłopakom z „Oddfellows”, mojej narzeczonej Rachel oraz mojemu psu, za codzienny uśmiech.
TATTOOFEST 58
TATTOOFEST 59
Marka Yakuza powstała w 2004 roku. Jej założycielem i jednym z właścicieli jest Markus Eisold, który odpowiada za koncept i projekty nadruków. Inspiracje czerpie ze swoich podróży po świecie oraz artystycznych doświadczeń - Markus jest znanym i cenionym w Niemczech tatuażystą. Z kolei Bertram Krause - drugi właściciel - odpowiada za sprzedaż i dystrybucję, a także jest twarzą firmy. Skąd w ogóle pomysł na taką nazwę? Jak tłumaczą Eisold i Krause, Yakuza od zawsze kojarzyła im się z odwagą, bezkompromisową walką o własną przynależność oraz pójściem na całość we wszystkim, co się robi. Marka jest głosem pokolenia, które nie chce przestrzegać reguł, a samo chce je ustanawiać. To proste - tacy są nasi odbiorcy. Odważni, pewni siebie i oryginalni, dla których powtarzające się do bólu wzornictwo jest zwyczajną paranoją. Unikalny styl ubierania, krzykliwe slogany, wygodne fasony, indywidualny charakter i brak ograniczeń - czy to wiekowych, czy zawodowych to jest to, na co postawiliśmy - podkreśla Bertram Krause. Skąd czerpane są pomysły na coraz to nowe hasła i kroje? Naszą inspiracją są po prostu ludzie. Ludzie zakręceni, szaleni i z pasją, bo tacy mają do przekazania najciekawsze historie - mówi Markus Eisold. A dobre opowieści warte są zapisania w jakiś sposób, nawet ten najbardziej odjechany. Dla nas tatuaże są właśnie takimi zapisami, stąd każda zasłyszana przez nas TATTOOFEST 60
historia ma swoje odbicie w motywach Yakuzy - dodaje. Od niedawna marka ta dostępna jest także w Polsce. Pierwszym i jedynym sklepem internetowym, który oferuje szeroką gamę produktów Yakuzy jest Be-con.pl. Zauważyliśmy, że Polacy coraz odważniej manifestują swoją odmienność oraz indywidualny styl życia. Wielu z nich poszukuje wyjątkowych wzorów i kreacji, które podkreślą ich unikalne podejście do otaczającej rzeczywistości oraz bezkompromisowy charakter. Sprowadzenie
marki Yakuza na polski rynek jest naszą odpowiedzią na ich potrzeby i oczekiwania. Jesteśmy przekonani, że nowy brand znajdzie w naszym kraju wielu zwolenników, podobnie jak ma to miejsce w Stanach Zjednoczonych oraz wielu państwach Europy - mówi Marta Wiśniewska, współwłaściciel sklepu Be-con.pl. Dostępną na stronie konfekcję, skierowaną bez wyraźnych limitów wiekowych zarówno do kobiet jak i mężczyzn, można nabyć w wielu rozmiarach oraz fasonach.
www.be-con.pl TATTOOFEST 61
Gdy natknęłam się na malarskie dokonania Chet Zara nie miałam najmniejszego pojęcia o jego powiązaniach z przemysłem filmowym. Potem trudno było mi uwierzyć, że ktoś taki w ciągu kilku minut, osobiście odpisał na mojego maila i przesłał komplet materiałów. Na koniec doszła jeszcze informacja
o wspólnych znajomych i wizycie na jednej z niemieckich konwencji, w której w tym roku wyjątkowo nie wzięliśmy udziału, gdyż termin wyznaczono na kolejny po Tattoofeście weekend. Dowiedzcie się w końcu co sprawiło, że Chet zrobił na mnie tak duże wrażenie. Krysia
Chet Zar
urodził się w listopadzie 1967 roku w portowym mieście San Pedro w Kalifornii. Zainteresowanie sztuką przejawiał już we wczesnym wieku, a rodzice byli zawsze bardzo pomocni i nie ograniczali jego kreatywności w żaden sposób. Całe dzieciństwo spędził rysując, rzeźbiąc i malując. Naturalna fascynacja wszystkimi dziwnymi rzeczami doprowadziła do umiłowania horrorów i snucia mrocznych wyobrażeń. Uczucie strachu, niepokoju i izolacji to tematy, które przedostały się do większości rysunków i obrazów z najmłodszych lat oraz znajdują odzwierciedlenie w jego pracach do dziś. Połączenie sympatii do potworów i sztuki doprowadziło go w końcu do kariery wizażysty, a raczej charakteryzatora od efektów specjalnych, projektanta i rzeźbiarza pracującego dla przemysłu filmowego. Zaprojektował i wykonał charakteryzację między innymi do: „The Ring”, „Hellboy I & II”, „Planeta Małp” (2001), oraz teledysków zespołu Tool. Wiele lat spędzonych na radzeniu sobie ze wszystkimi politycznymi i artystycznymi kompromisami w przemyśle filmowym sprawiło, że w końcu zaczął odczuwać stagnację. Dzięki sugestii autora horrorów - Clive’a Barkera, zdecydował się powrócić do swoich korzeni i skupić na malarstwie olejnym. W rezultacie odszukał swój życiowy cel i artystyczną wolność. Malarze, którzy najbardziej na niego wpłynęli to: James Zar (ojczym i artystyczny mentor), Z. Beksiński, H.R. Giger, Frank Frazetta, M.C. Escher, Bosch, John Singer Sargent i Norman Rockwell. K: Masz wspólne zdjęcie z Paulem Boothem. Powiedz proszę, jaki jest twój związek z branżą tatuatorską i co myślisz o tym rodzaju sztuki? Chet: Paul jest świetnym artystą i człowiekiem, a także wielkim zwolennikiem mojej twórczości. Jego galeria „Last Rites” to miejsce, które uwielbiam i gdzie raz na jakiś czas odbywają się moje solowe wystawy. Byłem trochę nieświadomy kultury tatuażu, aż do 2009 roku, kiedy zostałem zaproszony przez tatuatora Jona Lane`a na „Visionary Tattoo Expo” w Asbury Park w Nowym Jorku. Kiedy tam dotarłem, zdałem sobie sprawę, że jest to środowisko, które skupia największą ilość moich fanów. Masa wytatuowanych ludzi kocha potwory tak samo jak ja! Podziwiają je i postrzegają jako sztukę, która często jest czymś o wiele bardziej wartościowym niż niektóre tradycyjne prace wystawiane w galeriach. Myślę, że zawdzięczam wiele światowej scenie tatuażu i wierzę, że pomogła ona zapoczątkować nową erę uznania dla mrocznych obrazów. Niektóre z prac na skórze są wprost niewiarygodne! Szkoda, że nie zainteresowałem się tym tematem trochę wcześniej, kiedy miałem więcej czasu i mógłbym uczyć się tatuować. Otrzymałem nieco informacji od Caesara, świetnego artysty z NJ pracującego w szarościach, ale mam zbyt wiele codziennych obowiązków, aby móc poświęcić się kolejnemu zajęciu. Czekam na to, że któregoś dnia taka okazja się nadarzy. W czerwcu zaplanowałem wyjazd na konwencję tatuażu w Dortmundzie, gdzie spędzę czas z Caesarem i moim innym przyjacielem, Tommym Lee Wendtnerem. Obydwaj mówili, że mają zamiar dać mi kilka lekcji. Zobaczymy, dokąd mnie to doprowadzi. Sam mam kilka tatuaży, ale takich sprzed 20 lat. Pierwszy to znak pokoju na
TATTOOFEST 62
TATTOOFEST 63
prawym ramieniu, kolejnym jest trójkąt z numerem 5 ubranym w koronę, upamiętniający ważne, mistyczne doświadczenie, jakie przeżyłem mając 20 lat i będąc pod wpływem psychodelików. K: Czytałam w internecie twoją biografię i jestem pod ogromnym wrażeniem! Co ty sam uważasz za swój największy sukces? Chet: Najbardziej dumny jestem z tego, że malując potwory mogę zarobić na życie. Kiedyś nie sądziłem, że to w ogóle możliwe. Poza tym wymieniłbym współpracę z zespołem Tool i stworzenie postaci Chamberlaina do filmu „Hellboy II: The Golden Army”. Reżyser Guillermo del Toro pozwolił mi zaprojektować ją według własnej wizji, co raczej nigdy nie zdarza się w branży filmowej. TF: Co istotnego powiedziałbyś o sobie, pomijając dokonania artystyczne? Chet: Jestem wegetarianinem, interesuję się wschodnim mistycyzmem, staram się czynić dobro na świecie, jestem żonaty od dwudziestu lat i mam dwoje dzieci, miałem wiele doświadczeń bycia poza ciałem. TF: Jakie są twoje aktualne cele? Chet: Szykuję się do dużej wystawy pt. „Ego Death”, która rozpocznie się w październiku w „Copro Gallery” w Santa Monica. Będzie to moja największa, indywidualna ekspozycja. Jestem również w samym środku kręcenia filmu dokumentalnego o mnie i mojej sztuce pod nazwą „I Like To Paint Monsters”. Film powinien być skończony w 2014 roku. Więcej informacji o tym projekcie znajdziecie na stronie: www.iliketopaintmonsters. com. Aby być na bieżąco z moimi dokonaniami, zaglądajcie również na www.chetzar.com, Instagram - @ chetzar, Facebook i Twitter. Zamieszczam tam zdjęcia z procesu powstawania obrazów, nad którymi pracuję niemal każdego dnia.
TATTOOFEST 64
TATTOOFEST 65
W
ildcat Collection Polska wprowadza do oferty niezwykłą odzież firmy „Such A Sucz”. To, co niewątpliwie przykuwa uwagę to sama nazwa, oraz pierwsza na świecie kolekcja sukienek i legginsów z projektami światowej sławy tatuatorów. W celu lepszego poznania marki zapraszamy Państwa do przeczytania wywiadu z jej właścicielką, Moniką. Jak zaczęła się twoja przygoda z modą? Każda kobieta w jakimś stopniu od dziecka się nią interesuje. Wiele lat współpracowałam przy pokazach mody, robiłam zdjęcia do reklam i katalogów znanych marek, pracowałam w Berlinie jako fotografik i grafik. Kontakt ze światem mody zawsze sprawiał mi przyjemność. Były momenty, kiedy żałowałam, że studiowałam reklamę i projektowanie graficzne zamiast projektowania ubioru. Jak się okazało, niepotrzebnie, bo wszystko się teraz przydaje. Skąd pomysł na „SAS”? Z wydarzeń z życia osobistego, o których nie chcę opowiadać. Pewne jest to, że to kolejny krok w rozwoju, który wysoko cenię także u innych. Uważam, że osoby tkwiące w miejscu zbyt długo są nieszczęśliwe i tracą życie. Wspaniałą rzeczą jest móc spełniać się w swojej pracy i robić to, co się lubi. Wymaga to większego nakładu energii i czasu, trzeba poświęcić siebie i życie towarzyskie, nauczyć się ryzykować i panować nad nerwami. Jeśli twoje marzenia cię nie przerażają, znaczy że nie są wystarczająco duże. Moja babcia mawiała: „Jak kochać to księcia, jak kraść to miliony!”. Heh. Powiesz nam coś o nazwie firmy? Krótko - kontrowersja. Zrodziła się podczas luźnej rozmowy ze znajomymi. Nigdy nie robiłam niczego nijakiego - albo kochasz albo nienawidzisz. Obie emocje są silne, obie wiele warte. Lubię brzmienie tej nazwy. Powiązanie angielskiego z polskim, gra słów, której w naszym języku trochę brakuje, jeśli można to połączyć, to czemu nie? Dlatego stworzyłam regułkę dla sucz. Nie mylić z suką, bo oba te słowa nawet obok siebie nie leżały. Sucz to kobieta nowoczesna, piękna, zadbana, znająca swoją wartość, wie czego chce i zawsze to dostaje. Jest trochę bezczelna, pyskata, ale z klasą. Ma moralność mężczyzny. Robi co chce, kiedy chce i z kim chce. Sucz nie nosi się zwyczajnie, dlatego te rzeczy nie są dla wszystkich. Jeśli chodzi o samą nazwę i grę słów - część ludzi jest zachwycona, a część przeżywa rozterki młodego Wertera, heh. Co z tymi, którzy będą oburzeni nazwą i wzorami? Nic. To nie są rzeczy dla nich. To ubrania dla osób bez kompleksów i ograniczeń. Oburzeni bardziej komfortowo będą czuli się w odzieży produkowanej masowo. Są tacy, którzy tłumaczą „such” na sucha i myślą, że tak ma być. Na szczęście coraz więcej osób ogarnia język angielski. Wszystkich nie zadowolisz, zresztą nigdy nie było takiego zamierzenia. Poza tym, liczba hejterów jest miarą sukcesu, więc wszystko zgodnie z planem. Jedną z twoich pierwszych kolekcji była ta, dla firmy Wildcat. Jak doszło do jej powstania? Pisałam dla Wildcat scenariusz filmu i robiłam zdjęcia do całej kampanii reklamowej pt. „Pleasure Seller”. Pomyśleliśmy, że fajnie będzie rozwinąć kampanię o dodatkowe gadżety. Pierwszą sukienką była ta z główną postacią filmu, potem posypały się pomysły na tworzenie wzorów z kolczyków (kolczykowy gorset, kolczuga zrobiona z cicrurali). Okazało się, że głównej siedzibie Wildcat pomysł bardzo się spodobał. Akcja „Pleasure Seller” jeszcze się nie zakończyła, więc czeka nas sporo zabawy przy kręceniu następnych części. Kolejnym etapem była kolekcja „SAS for Tattoo Artist”, zgadza się? TATTOOFEST 66
Tak, to był strzał w dziesiątkę. Jako, że zawsze byłam związana ze światem tatuażu, widziałam pewną lukę. Koszulki z nadrukami nie zaspokoją każdego, szczególnie mały wybór mają dziewczyny. Postanowiłam zaoferować serię ubrań, która daje artystom większe możliwości wykazania się i wyeksponowania tego, co można zrobić w tatuażu. Jako pierwsza firma na świecie podeszliśmy do tego tematu w ten sposób. Każdy wzór projektowany jest pod kształt danego ubrania, następnie drukowany na materiale, a potem szyty. Cała kolekcja SAS produkowana jest w Europie z zachowaniem najwyższej jakości, jaką da się obecnie uzyskać. Tatuatorzy są zachwyceni wynikami, klientki także ;). Polska premiera odbyła się na Tattoofest 2013, jak kolekcja została przyjęta? Lepiej być nie mogło, sama jestem w szoku, że opinie były aż tak entuzjastyczne. Dziewczyny, które kupiły rzeczy są zadowolone, piszą maile i wysyłają zdjęcia. To dla mnie napęd do dalszego działania. Zaledwie tydzień później udałaś się do Dortmundu na jeden z największych konwentów w Niemczech. Jakie odczucia po tej imprezie? Szaleństwo! To były dni intensywnej pracy przeplatanej rozrywką. Wraz z „Sauron Tattoo” stacjonowaliśmy pomiędzy „Miami Ink” a Paulem Ackerem, co wróżyło 3 dni bez nudy. Wszyscy okazali się bardzo mili, udało mi się też porozmawiać o nowych wzorach dla SAS. Megan Massacre (NY Ink) tak pokochała projekt Ramona Maidena, że nosiła naszą sukienkę cały drugi dzień konwencji. Kolejnego dnia Ramon pisał, że w Nowym Jorku zawrzało, posypały się maile i zamówienia. W świecie tatuażu również występują czasowe trendy, czy przy projektowaniu bierzesz pod uwagę „modę” na dany rodzaj prac? Jeśli chodzi o serię tatuatorską, to rządzi się ona innymi prawami niż np. seria „Bird Girl”, która nawiązuje do bieżących trendów. Daję artyście całkowicie wolną rękę, nic nie narzucam. Wierzę, że jeśli dany tatuator zrobi coś swojego, to będzie to dobre. Prawdziwy artysta może stworzyć to, co będzie modą samo w sobie, poza tym umówmy się, że osoby z którymi nawiązałam współpracę same tworzą trendy, a nie trendy kreują ich. Gdzie można zakupić twoją kolekcję? Oficjalna sprzedaż rozpocznie się wraz z otwarciem sklepu online www.suchasucz.com. Potem ubrania będą dostępne też w Wildcat Polska. Kolejny etap to główna siedziba Wildcat w Niemczech, który prowadzi także dystrybucję na Stany Zjednoczone i Australię. W planach są małe butiki w Luksemburgu i NJ, ale takie miejsca będą przechodziły porządną selekcje. Te rzeczy nie mogą być sprzedawane wszędzie lub wisieć obok czegokolwiek, co jest tanią chińską podróbką. Plany na przyszłość? Przede wszystkim rozwój. We wrześniu odwiedzę Londyn, tatuatorska kolekcja nadal będzie się rozwijać, będziemy dodawać nowe twarze, robić limitowane serie. Cały czas poszukuję kreatywnych osób do współpracy, więc można śmiało do mnie pisać. Poza tym SAS Customs - czyli pojedyncze projekty na zamówienie, które już w tej chwili robimy. Niekonwencjonalne pokazy mody we współpracy z młodymi projektantami promujące piercing i tatuaż. Jesienią pojawi się coś dla mężczyzn. Obecnie pracuję też nad kolekcją charytatywną na rzecz chorych, niepełnosprawnych zwierząt. Dochód przeznaczony będzie na fundacje zajmujące się tymi ślepymi. Gwiazdą kolekcji będzie oczywiście moja kotka Naoko. Razem z Megan Massacre postanowiłyśmy w przyszłości zrobić również projekt dla PETA. Pomysłów jest mnóstwo, niektóre z tych planów są już w trakcie realizacji, inne wymagają jeszcze sporo pracy i czasu. TATTOOFEST 67
Rock’n’Ink to festiwal tatuażu i muzyki w jednym. Towarzyszymy mu od pierwszej edycji obserwując równocześnie, jak podobne do niego polskie imprezy w Gdańsku i Wrocławiu zyskują sympatyków. To co sprawdziło się w Niemczech, sprawdza i w Polsce, a koncerty przy okazji tatuowania wprowadzają fajny klimat i powodują, że ludzie bawią się jeszcze lepiej. Niestety, niewielu Polaków stawia sobie za cel odwiedzenie tej majowej imprezy. Nie jest ona jakaś nadzwyczajna, jednak dla ludzi kochających zarówno tatuowanie jak i rock’n’rolla, może być miłą ucieczką od codziennej rutyny. Należy jednak potraktować ją z przymrużeniem oka i bardziej niż na tatuowanie nastawić się na posłuchanie kilkunastu niezłych kapel. Zacznę w polskim stylu, czyli od małego narzekania. Potwornie męczące i nużące są festiwale trzydniowe. W piątek pojawia się mało odwiedzających, wszyscy rozkładają swoje stanowiska, witają w przelocie i marzą o pójściu do hotelu. Z kolei w niedzielne popołudnie każdy myśli już
tylko o powrocie. To smutne, ale prawdziwe. Druga rzecz, to kończenie festiwalu o pierwszej, drugiej w nocy. Po całym dniu atrakcji, nawet największa gwiazda muzyki nie brzmi w zmęczonej głowie tak radośnie jak powinna. Poza tym, weekend jak dla mnie udany. Raczej się nie nudziłem, tym bardziej, że ulokowano nas naprzeciwko głównej sceny. Oprócz niej, drugą mniejszą umiejscowiono w drugim rogu hali. Jak co roku, pojawiło się kilku fajnych tatuatorów, jednak większość stanowili bliżej nieznani mi - niemieccy. O poziomie prac trudno jednak mówić, mam wrażenie, że mamy w Europie coraz więcej średnich i dobrych rzemieślników, którzy wykonują
swoją pracę i nie pozostawiają po sobie tzw. buraków. Do stania się artystami mają przed sobą sto lat świetlnych, czyli drogę nie do pokonania, ale przynajmniej nie okaleczają klientów w brutalny sposób, jak miało to miejsce jeszcze niedawno. Siłą tej konwencji są na pewno zaproszone zespoły i ich występy. Zacznijmy od The Rob Ryan Road Show. Jak nazywają swoją muzykę? Po prostu „high energy honky tonk musik” lub „rocking country style”. Słuchając ich stoi się z uśmiechem i rytmicznie, w kowbojskim stylu przytupuje nogą. Ta międzynarodowa kapela, założona w Berlinie przez
Peggy Sugarhill & The Eldorado Tigerettes
TATTOOFEST 68
Amerykanina, jeszcze nie raz zwróci na siebie uwagę, a ich płyta świetnie nadaje się do słuchania w samochodzie, w drodze na wakacje. Peggy Sugarhill – słodkie rockabilly ze słodką Peggy! Charyzmatyczna wokalistka fantastycznie wystylizowana i z pięknym, głębokim, amerykańskim wokalem, której dobrze się słuchało. Dalej The Fires, czyli trzech grzecznie ubranych chłopców, a każdy z nich nie przekroczył jeszcze dwudziestu wiosen. Współczesna interpretacja rock’n’rolla, czyli klasyka z nutą popu, reggae, a nawet ska. Kitty In A Casket rozpaliło publiczność do czerwoności. Mnie osobiście przypomniały się koncerty Deadline, czyli siła punk rocka i punk rockowe hymny. Lekka domieszka psychobilly wyzwoliła energię, która unosiła się dwa metry nad parkietem, czyli na wysokości szalejących glanów. Chcę więcej! Na scenę wchodzi The Hellfreaks, zespół psychobilly z żeńskim wokalem. Nie wiem co lepsze, kontrabas czy śpiew. Dodam jeszcze, że ich teledysk do utworu „Boogie Man” oglądnęło na You Tube już prawie 1 400 000 osób! The Wolfgangs, czyli następna dawka rockabilly, tym razem z Francji, a przy mikrofonie znów kobieta. Ależ te dziewczyny się rozśpiewały! Sir Psyko And His Monsters - to było dopiero uderzenie! Motto Austriaków brzmi: „Psychobilly is our Life Let´s wreck, let´s drink Let´s have dirty nights We are addicted bone for bone To the Darkside of Rock n Roll” Na scenie było to widać i słychać, poruszyli publiczność i bawili się z nią na całego. BZFOS, czyli Bloodsucking Zombies From Outer Space - grupa
The Turbo A.C.’s
z Austrii, założona 11 lat temu. Tutaj trupy po prostu wychodzą na scenę, ze sceny i spod niej, a pierwszy listopada to prawdziwe święto tych ludzi i ich fanów. Piwo podczas koncertu zamieniało się w słodką krew, a nogi same rwały się do tańca. Serum 114 - dla odmiany trochę klasycznego, niemieckiego punk rocka. Ich nazwa pochodzi od chemicznego środka z „Mechanicznej pomarańczy”, który miał zmieniać przestępców w porządnych obywateli. Zespół ten, porównywany niekiedy do Social Distortion, porusza wiele niewygodnych tematów społeczno-politycznych, wszystko zagrane bardzo solidnie, do tego dało się wyczuć, że publiczność wyjątkowo ich sobie ceni. Betontod, czyli znów klasyka punka. To zespół założony na początku lat 90-tych, który do tej pory zagrał ponad osiemset koncertów, a jego członkowie doskonale wiedzą co robić na scenie, żeby wszyscy dobrze się bawili. Wiele piosenek śpiewanych wraz z zebranymi ludźmi spowodowało, że tą kapelę oglądało się jeszcze przyjemniej. Buster Shuffle. Ich muzyki nie dało się nie skojarzyć z najlepszymi czasami twórczości The Madness. Ska ma to do siebie, że zawsze wywołuje uśmiech na twarzy. Skinheadzi bawiący się pod sceną w wysokich Martensach, koszulach w kratę Bena Shermana i szelkach, przenieśli mnie w epokę sprzed kilkudziesięciu lat. Najbardziej zaskoczył mnie The Dinosaur Truckers, band którego poszedłem posłuchać raczej z dziennikarskiego obowiązku. Zaproponował coś całkowicie świeżego, mieszankę country, ska, psychobilly, rocka i nie wiem czego jeszcze, co wywołało uczucie, jakby słyszało się nowy gatunek muzyki. Miałem wrażenie, że znalazłem się na
przesiąkniętych przygodą bezdrożach Dzikiego Zachodu. Absolutna niespodzianka! Turbo A.C.s to jedna z gwiazd festiwalu prosto z Nowego Jorku, zespół, którego nie trzeba specjalnie przedstawiać. Punk rock w amerykańskim wydaniu, w dodatku z miasta, w którym hard core wyczuwa się w smrodzie metropolii, po prostu musi dawać dużego kopa. Wysłuchałem również The Generators, czyli melodyjnego punk rocka z zachodniego wybrzeża USA. Grali (i jak zapewniają pili) z takimi zespołami jak: Slayer, Bad Religion, Dead Kennedy’s, Stiff Little Fingers, Tiger Army, Agnostic Front, Sepultura, Napalm Death, GBH, Cock Sparrer, UK Subs, The Adicts, U.S. Bombs, Mad Sin, D.O.A, Youth Brigade, Agent Orange, The Broilers, Cockney Rejects, posłuchanie ich było więc wręcz obowiązkiem. Występ, na który bardzo czekałem niestety się nie odbył. The Last Resort, legenda brytyjskiego Oi! nie doleciała z powodu problemów transportowych. Dalej The Meteors, absolutny klasyk psychobilly, ale mnie jakoś ich muzyka nigdy nie poniosła, więc mogę być mało obiektywny. Nie powinienem nawet specjalnie wypowiadać się na temat koncertu, z szacunku dla weteranów wysłuchałem jednego kawałka i poszedłem do hotelu. Na koniec widziane wiele razy The Bones. Chociaż ich stylówka w żaden sposób nie potrafi mnie przekonać, to muzyka zawsze powala na kolana. Potrafią rozbawić publiczność, zagrać coś nowego i nie zapomnieć o kawałkach, które fani kochają najbardziej. Petarda na maksa, warto było czekać do późna na ich występ. Radek
The Bones
TATTOOFEST 69 Co powiecie na taką rozrywkę?
Mick Squires, Australia
LiveTwo, Tattooligans, Grecja
Christian Scherm, Inkubus-Tattoos, Niemcy Benjamin Laukis, Pure Vision Tattoo, Australia
Matthew Bumer Joyce, Frontyard Tattoo, Australia
Mick Squires, Australia Tommy Lee Wendtner, Niemcy
Teneile Napoli, Garage Ink, Australia
LiveTwo, Tattooligans, Grecja
Emrah, Lausbub Tattoo, Niemcy
George Mavridis, Tattooligans, Grecja
TATTOOFEST 70 TATTOOFEST 71
M
imo, że w powszechnej świadomości to Polinezja kojarzy się z początkami tatuażu, faktyczną jego kolebką jest Egipt. Tam znaleziono najstarsze ślady świadczące o tym, że ludzie znaczyli swoje ciała tuszem, choć tak naprawdę, według większości źródeł, w Egipcie tatuowały się tylko kobiety. Pierwsze, ozdobione geometrycznymi znakami egipskie figurki datowane są już na 4000-3500 rok p.n.e., ze względu jednak na brak pisemnych przekazów potwierdzających tatuowanie, znaki te, do chwili odkrycia pierwszych wytatuowanych mumii, były różnie interpretowane. Podobnie zresztą, jak znajdowane odpowiednio zaostrzone kości, kawałki drewna (datowane na 3000 rok p.n.e.), a także igły odlane z brązu (ok. 1450 rok p.n.e.), czy pojemniki z resztkami pigmentu, które ze względu na mnogość zastosowań, nie zawsze były postrzegane jako narzędzia do tatuowania.
W Po tym, gdy w 1891 roku francuski egiptolog Eugène Grébaut podczas prac archeologicznych w Deir el-Bahari w Tebach odkrywa grobowiec a w nim wytatuowaną mumię, wzory na figurkach zostają potwierdzone jako tatuaże. Zaczynają pojawiać się pytania, jakie kobiety i z jakich przyczyn znaczyły swoje ciała? Pochowane w osobnym grobowcu, wytatuowane, zabalsamowane i bogato ozdobione biżuterią zwłoki należały do Amunet, która podczas panowania Jedenastej Dynastii (2100 rok p.n.e.) była nałożnicą króla Mentuhotepa II, a także kapłanką Hathor, kosmicznej boginimatki, opiekunki domowego ogniska i płodności, ku czci której organizowano orgie i huczne zabawy. Ramiona, piersi i uda Amunet były pokryte delikatnymi liniami złożonymi z kropek i kresek, jednak najrozleglejszy tatuaż, seria pionowych i poziomych linii, zdobił jej brzuch. Gdy w 1923 roku, niedaleko grobowca
Amunet odkryto jeszcze dwie podobnie wytatuowane mumie, opisane potem jako „tancerki ku czci Hathor na dworze króla Mentuhotepa II”, ówcześni archeolodzy doszli do wniosku, że tatuaże miały chronić kobiety lekkich obyczajów przed chorobami wenerycznymi a także odróżniać je od reszty społeczeństwa. Taka interpretacja nie zadowoliła francuskiego lekarza i badacza mumii, doktora Daniela Fouqueta, który analizując wzory i ich umiejscowienie doszedł do wniosku, że tatuaż miał pełnić raczej funkcję ochronnego, czy wręcz leczniczego amuletu. Fouquet zwrócił szczególną uwagę na pokryte gęstą siatką kropek i kresek okolice brzucha. Wzory te rozciągały się wraz ze skórą podczas ciąży, tworząc swego rodzaju otulającą i symbolicznie chroniącą ciało sieć. Trudno wyrokować czyja interpretacja jest bliższa prawdzie i czy tatuowały się głównie prostytutki chcące chronić się przed chorobami, czy też przyszłe matki zdobiące brzuchy i uda pajęczynami kresek, mającymi pomóc zajść w ciążę i urodzić zdrowe dziecko. Za tą drugą opcją może przemawiać fakt, że oprócz geometrycznych wzorów, wiele mumii nosiło na sobie wytatuowany wizerunek Bes, opiekuńczego bóstwa kobiet rodzących, oraz dzieci przedstawianych jako karły z twarzą wykrzywioną grymasem. Podobnie jak w przypadku motywacji, w sferze domysłów pozostaje to, kto te tatuaże wykonywał. Możemy tylko sądzić, że tatuowaniem zajmowały się starsze kobiety, tak jak działo się to w XIX-wiecznym Egipcie i jak dzieje się teraz w różnych częściach świata. Warto jednak wspomnieć, że niezależnie od tego dlaczego i przez kogo były robione, ozdabianie kobiecego ciała w ten sposób, zdaje się być w Egipcie powszechną i akceptowaną praktyką. Gdy w 332 roku p.n.e. Aleksander Macedoński zostaje koronowany na króla Egiptu, tatuaż przestaje być atrybutem kobiet i przechodzi pod władanie mężczyzn. Są jednak miejsca na świecie, gdzie dalej świadczy on o statusie i pozycji kobiety, o czym opowiem za miesiąc... Rdza
połowie czerwca w warszawskim klubie „Ćma Barowa” odbyła się impreza pod nazwą „Pokolorowani i Przyjaciele”. Pomysł na nią zrodził się w głowach prowadzących facebookowy profil „Pokolorowani” - Agnieszki i Marcina, czyli pary goszczącej na okładce TF. Myślą przewodnią była organizacja wydarzenia, podczas którego będzie można spotkać ludzi interesujących się tatuażem oraz samych artystów, chodziło jednak nie o rozmowę na konwencie czy w studiu tatuażu, a o luźną atmosferę klubu. Do wsparcia swojej inicjatywy udało im się namówić kilka stołecznych studiów, m.in. Blackstar, Caffeine Tattoo, Pink Machine, Szerytattoo oraz ARS Tattoo, sklep oferujący sprzęt do wykonywania tatuaży. Główną atrakcją wieczoru było powstawanie wspólnej pracy Marcina Surowca i Kamila Czapigi, przedstawiającej ćmę. Tatuaż ten był nagrodą w konkursie ogłoszonym na antenie Radia Roxy FM podczas audycji „Ranne Kakao”, prowadzonej przez T. Tymańskiego oraz P. Kędzierskiego. Zadaniem w konkursie było uzasadnienie, dlaczego właśnie dana osoba biorąca w nim udział, powinna zostać nagrodzona. Spośród licznych odpowiedzi organizatorzy wytypowali 10 najciekawszych. Po burzliwych naradach zwyciężczynią okrzyknięto Agatę Kacperczyk, jak się okazało, fascynatkę prac jednego i drugiego artysty. Pokolorowani i ich przyjaciele już od godziny 17:00 zaczęli grupami przychodzić po zamówione wcześniej bilety. Ilość miejsc była ograniczona, ponieważ klub mógł zmieścić tylko 200 osób. Godzinę później organizatorzy oraz prowadzący Mariusz Rokos przywitali się ze zgromadzoną publicznością i od razu zaprosili wszystkich do wspólnej zabawy i konkursu, w którym zadaniem było malowanie zdjęcia modelki rzeczywistych rozmiarów. Fotografie wykonał Bartek Śnieciński, znany z projektu fotograficznego „Pokolorowani”. Do udziału w malowaniu zaproszona została Magda Olszewska z Pink Machine, oraz kilka osób z publiczności - każdy mógł spróbować wykonać rysunek przy użyciu markerów. Atrakcja ta cieszyła się dużym zainteresowaniem i pokazała nieskończoną kreatywność zgromadzonych, którzy świetnie bawili się dekorując ciało nagiej modelki. Okazało się, że osiem wydruków naturalnej wielkości to zbyt mało dla niewyżytych twórczo przybyłych. Oprócz upominków za zdobienie wydruków, prowadzący zaczął nagradzać publiczność za malowidła na ciele. Osoby, które zgodziły się udekorować swoje plecy, szyje i nogi otrzymały gadżety od firm: Hate You, Street Supply oraz Ptaszek. Podczas, gdy na scenie trwały konkursy, Marcin i Kamil w zaciszu uzgadniali ostateczny projekt ćmy, jaką mieli wykonać. Czas biegł nieubłaganie, a uczestników imprezy przybywało. O 21:00 na scenie pojawili się muzycy z zespołu PLAN, żeby uraczyć publiczność dużą dawką energetycznego „Mrock’n’rolla”. Taki właśnie tytuł nosi ich debiutancki album i to materiał z niego, oraz niesamowity głos wokalistki Nuno rozgrzewał zebranych. Publiczność szalała pod sceną, a tatuatorzy pracowali w pocie czoła. Każdy z przybyłych chociaż na chwilę wpadał zajrzeć do ich kącika aby sprawdzić, jak czuje się Agata. Dziewczyna wytrzymała cały proces, co więcej, po zakończeniu pracy nie kryła zadowolenia z efektu kolaboracji. Następnie wszyscy z niecierpliwością oczekiwali na pokaz burleski, który zapowiedziany był na godzinę 24:00. W tym czasie za dźwięki płynące z głośników odpowiadali DJ’e z Freak Out Soundsystem i jeśli myślicie, że grali „Ona tańczy dla mnie”, to jesteście w błędzie. Chłopcy wyszli od rockowo-metalowych klimatów i niespiesznie zmierzali w kierunku lat 60-tych. No i wreszcie na scenie pojawiła się Pinup Candy ze swoim krótkim, ale trzymający w napięciu występem, podczas którego tańczyła na barze, a jeden ze szczęśliwców mógł spróbować whisky lanej po nodze pięknej tancerki, wprost do jego ust. Na zakończenie na półnagie ciało artystki wystrzelił szampan wypełniony brokatem, a sama bohaterka zniknęła tak szybko, jak się pojawiła.
Efekt pracy Marcina i Kamila
Dice Video dokumentuje, fot. Agnieszka Łuksza
Pokolorowani zapewniają, że na tym jednym spotkaniu się nie skończy i jesienią szykują kolejną odsłonę imprezy. www.facebook.com/Pokolorowani
TATTOOFEST 72
Marcin Surowiec i Kamil Czapiga przy pracy, fot. Agnieszka Łuksza
Nuno, wokalistka zespołu PLAN, fot. Agnieszka Łuksza
TATTOOFEST 73