ISSN 1897-3655
INDEKS 233021
CENA: 13zł w tym 8%VAT
NR 64/08/2012 SIERPIEŃ
56
28 46
20
8
34
6
Newsy i słowo od redakcji
16 20 28 34 40
Jarek Baka z opolskiego „Rock Tattoo”
46 50 56 62 68
Praska impreza tatuatorska
Mike DeVries - „Wciąż trzymam się zasad rządzących realizmem” David Tevenal - Postawmy na styl Peter Bobek - Zmiana środowiska Vova Mult - Twórca, który lubi swoje dzieło Sarah Joncas - Odpowiednia porcja tajemniczości 5. Moscow Tattoo Convention - relacja Rob Koss i jego wyobraźnia Kudi chick - Gogo Blackwater Ciekawe/nadesłane
IE RE GR DA AF Rad KC IC J o ZN Kry sław A: styn Bła E: szc aS As zym zyńs ia ki czy k, K aro lina Sku REDA lska KTOR Aleksa NACZ ndra S E koczyla LNA: s
WYDAWCA: FHU Koalicja, ul. Szpitalna 20-22/s5, 31-024 Kraków
st.pl attoofe www.t t@gmail.com s tattoofe
Redak nieza cja nie zw r m a redag ówionych, ca materiałó owania zastrz w eg in n a ie a s d o o e d zamie powiada z słanych tek bie prawo a s stów z c z o nych r treść eklam .
WA N
Y:
50
CO
ISSN 1897-3655
tatt
Max : Intro .com.pl DRUK ax ntrom www.i A: AM KL I RE com NG ail. ETI @gm t RK MA oofes
RA
62
6 8
IC : N to fo W A O , C ga DK arà A a R ,R Ł A ass OK C ŁP l) a c Ó rt.p ki Lu SP .a ws W fala o LI 3 rw A k ( Ka ST are id D aw D
OP
40
polski magazyn dla ludzi kochających tatuże
68
16
polski magazyn dla ludzi kochających tatuaże
P
rzede mną i Karoliną niełatwe zadanie, kolejny numer magazynu musimy przygotować we dwie, gdyż trzecia towarzyszka wkracza właśnie na nową drogę życia, zwaną związkiem małżeńskim. Cóż, pocieszamy się, że nasza misja jest o wiele łatwiejsza i skończy się za kilka tygodni, oraz szykujemy kreacje na nadchodzące wesele ;). Olu, jeszcze raz z tego miejsca pozostała część zespołu życzy Ci wszystkiego najlepszego, zadowolenia z życiowego partnera, spełnienia w nowej roli i dalszej radości z pracy. Co poza tym u nas? Kilka dni temu, naładowane psycho energią płynącą na zakończenie ze sceny, wróciłyśmy z gdańskiego Tattoo Konwentu. Dla nas, ludzi z południowej części Polski, widok morza jest nie lada atrakcją, więc pozytywnych wrażeń nie brakowało. Pełną relację z tego wydarzenia i jak zwykle sporo zdjęć świetnych tatuaży zaserwujemy Wam już w kolejnym wydaniu magazynu. W tym natomiast przeczytacie o imprezie w Pradze, za którą ja osobiście trzymam mocno kciuki, gdyż uwielbiam to miasto i chciałabym, aby tamtejszy „zlot tatuatorów” wpisał się na stałe w nasz wyjazdowy kalendarz. Co prawda, data tego wydarzenia zawsze bliska jest naszej, krakowskiej konwencji, ale dla chcącego nic trudnego, wierzę, że wszystko uda się jakoś pogodzić. Uwaga! Po raz pierwszy dopuściliśmy do głosu naszych białoruskich korespondentów, którzy opowiedzieli o tatuatorskiej imprezie odbywającej się cyklicznie w Moskwie. Również dzięki nim planujemy częściej zaglądać do pracowni artystów ze Wschodu, stąd między innymi obecność w tym numerze Vovy Multa. Nam tu na miejscu akcentów wschodnich również nie brak, a to za sprawą Aleksandra, nowego pracownika znajdującego się nad nami studia, który już chyba na dobre zadomowił się w Krakowie, i rosyjskojęzycznych, odwiedzających go gości. À propos ich wizyt, niebawem spodziewamy się poznać osobiście Kseniyę, dziewczynę zajmującą się zagranicznym magazynem i bardzo cieszymy się, że w końcu będziemy mieć okazję wymienić myśli inaczej, niż za pomocą maila. W temacie odwiedzin pozostając, już niebawem spodziewamy się przyjazdu Litwina Aivarasa Lee, i choć dzielić będzie nas sufit, uważam to za dobry pretekst do podszlifowania angielskiego. Mam nadzieję, że on również znajdzie tu swoją przystań. Z niecierpliwością czekamy na zapowiedziane wizyty, Was zostawiamy z lekturą magazynu, a same zabieramy się do pracy nad następnym. Krysia
TATTOOFEST 6
„Brutal Sound Festiwal” to największa impreza prezentująca scenę hardcore punk w Polsce. Celem organizatorów jest stworzenie cyklicznego przedsięwzięcia, umożliwiającego odbiorcom z całego kraju trwały kontakt z najbardziej interesującymi zjawiskami sceny muzycznej. Ze względu na niezwykle pozytywny odbiór pierwszej edycji, która odbyła się 27. sierpnia ubiegłego roku, kolejna będzie mogła pochwalić się nie tylko znacznie rozszerzonym repertuarem, ale również kulturalno-edukacyjną stroną wydarzenia. Przez 3 dni festiwalu zobaczycie 35 zespołów, między innymi legendy takie jak: Cockney Rejects, Discharge, Buzzcocks i Bad Co. Project. Festiwal odbędzie się 10 minut od centrum, na terenie zapomnianego przez władze miasta stadionu RKS „Skra” Warszawa przy Polach Mokotowskich. Adres: „Klub FonoBar”, ul. Wawelska 5, Warszawa Data: 23-25.08.2012 Więcej informacji na: www.brutalsound.pl
Od połowy sierpnia w naszym kraju pracować będzie pochodzący z Litwy Aivaras Lee. Ten młody tatuator pojawił się na kilku polskich konwencjach, ale tym razem postanowił pozostać u nas na dłużej. Jego prace utrzymane są w stylu tradycyjnym. Jak sam twierdzi, poza estetyką wykonywanych tatuaży liczy się również związana z nimi historia. Więcej o Aivarasie przeczytacie w kolejnym numerze TattooFestu, a jego samego znajdziecie w krakowskim studiu „Kult Tattoo Fest”. www.kulttattoo.pl www.facebook.com/Aivaras.Lee
Redakcja serdecznie przeprasza Tofiego i Enza oraz ich modeli za błędne podpisanie prac w numerze 63. Autorem tatuażu nr. 5 na str. 25 jest nie Kosa, a Tomasz „Tofi” Torfiński, na str. 20 wewnętrzna część tatuażu nr. 5 wykonana została przez Enza z rybnickiego „Ink-Ognito”.
druga edycja nietypowej jak na świat tatuażu imprezy, podczas której wykonywaniem wzorów na skórze zajmą się wyłącznie kobiety. Wydarzenie to będzie miało miejsce w holenderskim mieście Zaandam w dniach 25-26 sierpnia. Chociaż konwencja skupia głównie artystki z Holandii, nie zabraknie przedstawicielek innych krajów. Polskę reprezentować będą Basia DestroyKa oraz Agnieszka „Agrypa” Rypińska pracująca na co dzień w krakowskim studiu „9th Circle”. www.dutchladiesconvention.com
Prenumerata
Tattoo Fest!!
1.
Prenumerata: • Koszt jednego magazynu to 13 zł • Za 78 zł dostajesz 6 numerów + 1 w prezencie • Istnieje możliwość zakupu archiwalnych numerów • Po wpłacie na konto przesyłka na terenie kraju gratis • Przy przesyłce pobraniowej i zagranicznej doliczamy jej koszty • Bez awizo w Twojej skrzynce pocztowej!! Zamówienia: 12 433 38 90 tattoofest@gmail.com Wpłata: Przekazem pocztowym na adres: FHU Koalicja ul. Szpitalna 20-22/s5, 31-024 Kraków
W dniach 24-26 sierpnia w stolicy Szwecji odbędzie się XVI edycja konwencji „Stockholm Ink Bash”, jednej z najpopularniejszych tego typu imprez w Europie. Nasza ekipa odwiedzi ją po raz pierwszy. Lista artystów wypełniona jest znanymi nazwiskami, swoją obecność zapowiedzieli m.in. Maximo Lutz, Sid Siamese1, Ed Perdomo, Seth Wood czy Fat. Rola reprezentanta naszego kraju przypadła także Victorowi Portugalowi. Organizatorzy przewidzieli wiele kategorii konkursowych, jurorzy będą więc oceniać prace wykonane praktycznie w każdym stylu. Oczywiście, nie zabraknie również rywalizacji w „Best of Day” i „Best of Show”. Imprezę uświetni „The Mighty SkiKing Show”. www.stockholminkbash.com
Przelewem na konto: Radosław Błaszczyński 02 1540 1115 2064 6060 0446 0001 • Dopisz od którego numeru zamawiasz prenumeratę. Jeśli chcesz otrzymać fakturę, koniecznie poinformuj nas o tym w trakcie zamówienia.
TATTOOFEST 7
Od niedawna przekonuję się, że zgromadzenie tekstów i obrazów potrzebnych do stworzenia artykułu wcale nie jest prostą sprawą, nawet gdy artysta od razu zgadza się na udzielenie wywiadu. Okazuje się, że pozytywny odzew to zaledwie początek zawiłej drogi. Uzyskanie odpowiedzi na pytania, zdobycie zdjęć, które jak się często okazuje, nie nadają się do druku, nieustanna wymiana maili – wszystko to ciągnie się miesiącami. Dlatego ekspresowe tempo, w jakim Mike DeVries nadesłał niezbędne materiały, pozytywnie mnie zaskoczyło. Śmiało mogę stwierdzić, że ten amerykański tatuator jest po prostu profesjonalistą w każdym calu. Widać to nie tylko w jego podejściu do pracy i życia, ale przede wszystkim w niesamowitych, r e a list y c zny ch tatuażach, które wykonuje. Karolina
TATTOOFEST 8
TATTOOFEST 9
TF: Cześć Mike. Komu lub czemu zawdzięczasz pojawienie się w branży. Mike: Rozpocząłem naukę w 2003 roku pod okiem Jima Hayeka, lokalnego tatuatora, którego znałem od dłuższego czasu. Gdy zaproponował mi praktykę, niesamowicie się ucieszyłem i zdecydowałem na nią bez wahania. Marzyłem o pracy w tym zawodzie od czasu, gdy jako nastolatek zrobiłem sobie pierwszy tatuaż. Wciągnęło mnie to na tyle, że przez wiele lat nabywałem kolejne, przynajmniej kilka razy w miesiącu. Dopiero teraz, z powodu kończącego się miejsca na ciele, zwolniłem tempo. Zawsze jednak bacznie przyglądałem się procesowi ich powstawania, co okazało się bardzo przydatne. Kontynuując, w 2003 Jim nauczył mnie wszystkiego i następnie zacząłem działać samodzielnie. Zapisałem się na kursy rysunku i malarstwa, bo chciałem dowiedzieć się jak najwięcej. Kiedy poznałem Mike’a DeMasi postanowiliśmy razem podróżować i odwiedzać konwencje, przy tym naprawdę dobrze się bawiąc. Współpraca z nim bardzo pozytywnie wpłynęła na mój artystyczny rozwój. To świetny tatuator i wciąż mój bliski przyjaciel. TF: W tatuażu preferujesz realistyczne portrety, postacie filmowe i zwierzęta. Co pociąga cię w nich najbardziej? Mike: Początkowo tatuowałem wszystko, aby nabyć podstawowe umiejętności. Do dzisiaj mieszam style i tworzę różnorodne prace. Często nie zamieszczam ich w portfolio, ponieważ odnoszę wrażenie, że ludzie niechętnie patrzą na coś odmiennego od tego, do czego przywykli. Kocham realizm, fascynował mnie odkąd byłem dzieckiem. Pomimo tego, że sam chętnie kolekcjonuję na skórze przeróżne dzieła, w tym konkretnym stylu tkwi coś więcej. Ludzie od setek lat podziwiają tą estetykę w sztuce, a możliwość nawiązania do niej w tatuażu (szczególnie kolorowym) to kamień milowy w rozwoju tej branży. Oczywiście, ze względu na jego popularność możemy obecnie obserwować tysiące artystów realizujących się w tym nurcie. Gdy zaczynałem, nie było ich zbyt wielu. Wtedy starałem się wykonywać prace jak najwierniej odzwierciedlające rzeczywistość, dzisiaj nadaję im bardziej malarską manierę, ale wciąż trzymam się zasad rządzących realizmem. Najchętniej obrazuję zwierzęta, ze względu na ich ekspresję, którą staram się uchwycić. Uwielbiam też tatuować oczy, bo to one są zwierciadłem duszy. TF: Mówisz: „Sprawia mi przyjemność tworzenie w innych stylach i wprowadzanie do moich prac nowych elementów, aby były świeże i interesujące”. Proszę, rozwiń temat. Mike: Wykonując mnóstwo realistycznych tatuaży, nabrałem pewnych przyzwyczajeń. W związku z tym, niektóre charakterystyczne dla mnie elementy są obecne również w tych, które stworzyłem w innym stylu. Trudno od nich odejść, ale wcale nie oznacza to, że chciałbym. Ostatnio wróciłem do robienia konturów
TATTOOFEST 10
TATTOOFEST 11
i czarno-szarych prac z dodatkami plam koloru. Ta sztuka daje duże możliwości, więc poszukuję różnych rozwiązań i staram się, żeby to, co wychodzi spod mojej maszyny było inne niż parę lat wcześniej. Ludzie nie chcą oglądać wciąż tego samego i ja czuję podobnie. Chcę robić coś nowego i interesującego. TF: Jak myślisz, czy w przyszłości twój styl bardzo ewoluuje? Mike: Sądzę, że tak, zmieni się na jakiś czas, potem prawdopodobnie wrócę do starych zwyczajów i wprowadzę je do nowych prac. Mam nadzieję, że w ten sposób stworzę coś oryginalnego. Jak już mówiłem, realistyczne elementy pewnie nadal będą obecne, dzięki czemu klimat moich tatuaży nie zmieni się kompletnie, jednak będą one wyglądały inaczej. Już w tym momencie robię mniej portretów. Obecnie mamy tak wielu artystów, którzy się tym zajmują, że nie jest to dla mnie już nic wyjątkowego. TF: Każdy spotyka czasem problematycznych klientów. Jak to wygląda w twoim przypadku? Co powinno cechować osobę, która przychodzi do ciebie po tatuaż? Mike: O tak, jest mnóstwo świetnych klientów, ale pojawiają się też ci niewłaściwi. Z nimi nie ma żartów. Niedawno przyszedł do mnie ktoś bardzo wybredny, co do pewnego stopnia potrafię zrozumieć. Jednak, gdy taka osoba zaczyna mówić mi co mam robić i jakich kolorów używać, a jakich nie, wszystko zaczyna się psuć. Usiłuję sprostać wymaganiom każdego i jak najbardziej się do nich dostosować, ale niestety często odbija się to na artystycznej wartości tatuażu i w efekcie nie jestem z niego zadowolony. Ostatnio dodałem do mojej strony internetowej opcję konsultacji, dzięki czemu mogę wybadać daną personę, zanim pojawi się u mnie osobiście. Jest tam pytanie: „Czy jesteś otwarty na sztukę?”. Gdy klikniesz „nie”, raczej nie zadzwonię do ciebie, za to dostaniesz ode mnie informacje, do kogo powinieneś się udać, aby zrealizował twój projekt. Nie jestem typem tatuatora z podejściem „po mojemu albo wcale”. Zawsze rozważam różne opcje i staram się dogodzić klientom, ale jeśli czyjś umysł jest kompletnie zamknięty, efekt finalny niestety nie jest zachwycający. Oni są zadowoleni, ale ja nie. To dla mnie strata czasu, ponieważ nie chodzi tylko o pieniądze ale o wykonanie porządnej roboty. Cechy dobrego klienta? Przedstawia pomysł i daje mi wolną rękę w kwestii wykonania, jest łatwy w obsłudze: nie wybrzydza, nie wierci się i wraca, gdy praca wymaga ostatecznych poprawek. TF: Czego nigdy nie wytatuujesz? Mike: Oczywiście, są pewne motywy, nawiązujące do gangów czy rasizmu, na których wykonanie nigdy się nie zgodziłem i nie zgodzę. Nie wytatuuję również czegoś, co krytykuje lub wyśmiewa Biblię i religię. Jest wielu tatuatorów, którzy to zrobią, ale ja do nich nie należę.
TATTOOFEST 12
TATTOOFEST 13
TF: Opisz „MD Tattoo Studio” i współpracowników. Mike: To dobrze zorganizowane miejsce, utrzymane w niesamowitej czystości. Lubię, gdy ludzie wchodzą do środka i mówią „wow, jak tu czysto, aż trudno uwierzyć”. Ściany są bogato ozdobione pracami artystów, od wydruków po oryginały. Mamy otwartą przestrzeń podzieloną niskimi ściankami, które tworzą oddzielne stanowiska. Możemy swobodnie ze sobą rozmawiać i staramy się, żeby przez cały dzień było przyjemnie. Jeśli chodzi o tatuatorów, niedawno kilku opuściło nasze szeregi, co właściwie wszystkim wyszło na dobre. Pozostali Jamie Parker, Marc Durrant, Katelyn Crane i ja. W najbliższym czasie zamierzam powiększyć ekipę. Każda osoba, która tutaj pracuje, wciąż idzie do przodu i wykonuje naprawdę dobre tatuaże. Jestem z nich wszystkich dumny. TF: Jakie są w takim razie wady i zalety bycia właścicielem studia? Mike: Wcześniej pracowałem w „Art Junkies” i to był dla mnie jako artysty najlepszy czas, jedyne o co musiałem się martwić, to tatuaże. Posiadanie studia jest dużo trudniejsze, niż mogłoby się wydawać. Niełatwo zarządzać wszystkim i wciąż tworzyć. Wydaje mi się, że otwarcie własnej działalności to cel wielu artystów, ale powiem szczerze, to bardzo uciążliwe. Popełniłem kilka błędów i nauczyłem się, że trzeba być bardzo ostrożnym przyjmując kogoś nowego. Oczywiście, bycie właścicielem ma sporo zalet: praca z ludźmi, których zatrudniłem i śledzenie ich postępów jest wspaniałe, posiadanie miejsca, które możesz nazwać własnym daje poczucie, że osiągnęło się coś w życiu. TF: Jesteś doświadczonym i wielokrotnie nagradzanym artystą. Jakich rad udzieliłbyś początkującym? Mike: Pamiętaj o ludziach, którzy pomogli ci w wybraniu właściwej drogi i w znalezieniu się tam, gdzie jesteś. Pracuj ciężko, bądź pokorny, wykonuj najlepsze tatuaże, na jakie cię stać i staraj się, aby każdy kolejny był lepszy od poprzedniego. Nie przestawaj się uczyć, czytaj książki, bierz udział w kursach. Staraj się! TF: Wiemy, że masz rodzinę. Czy łatwo jest pogodzić życie prywatne z zawodowym? Jak sobie z tym radzisz? Mike: To nie takie proste, bo zawód tatuatora jest bardzo czasochłonny. Zdarza się, że zazdroszczę ludziom w biurach. Wychodzą i nie muszą myśleć o niczym, co tam zostawili. Ale pomimo tego, że 7 dni w tygodniu ciężko pracuję, nauczyłem się gospodarować czasem i poświęcać wolne chwile rodzinie. Nie było łatwo, ponieważ kocham tatuować i zawierać znajomości z osobami, które do mnie przychodzą. Nie da się jednak uszczęśliwić wszystkich. Z biegiem lat bycie ojcem i mężem stało się dla mnie dużo ważniejsze. Miałem zwyczaj zapisywać klientów na rok do przodu, teraz nie przekraczam kilku miesięcy.
TATTOOFEST 14
Dochodzą do tego kilkudniowe przerwy, które spędzam z rodziną. Zrozumiałem, że planowanie pracy i życia z dużym wyprzedzeniem to na dłuższą metę koszmar. Gdy słyszę, że niektórzy tatuatorzy mają zapisanych klientów na najbliższe 3 lata, szczerze im współczuję. TF: Powiedz nam coś o „Memento Publishing”. Mike: Po mojej pierwszej książce „Let’s Be Realistic” zdecydowałem się działać jak należy i założyłem spółkę wydawniczą „Memento Publishing”. Skupiamy się na sztuce, głównie na tatuażu. Pierwszy duży album, który wydaliśmy we współpracy z Guy Aitchison’s Proton Press, to „Tattoo Prodigies” (przyp. red.: Kolekcja prac 83, wyselekcjonowanych artystów z całego świata wzbogacona wywiadami). Jego druga edycja jest w przygotowaniu. Obecnie jest tak wielu dobrych twórców, że chciałbym podwoić ich liczbę z pierwszego wydania i zamieścić prace co najmniej 150 osób. W „Memento” złożyliśmy również „Cranial Visions”, gdzie zostały zgromadzone prace dotyczące jednego tematu - czaszek. Współpracowaliśmy z Danem Smithem, pomagając mu w publikacji jego książki „With The Light of Truth”. Ostatnio powstał album z tatuażami przedstawiającymi zwierzęta, nosi nazwę „Animal Ink” i jest bogatą galerią zdjęć uzupełnioną historiami niektórych z nich. Nasze najnowsze dzieło „The Coloring Book Project” powstało przy współpracy z Brettem Hermanem. W związku z jego pojawieniem się na rynku zorganizowaliśmy konkurs na najciekawsze pokolorowanie go. Główną nagrodą jest tatuaż ode mnie, przelot z każdego miejsca na świecie oraz zakwaterowanie w hotelu. Potrwa on do końca 2012 roku, a szczegóły znajdziecie na stronie internetowej „Memento Publishing” oraz „MD Tattoos”. Obecnie zajmujemy się „Tattoo Extremities”, książką zawierającą zdjęcia tatuaży wykonanych na głowach, dłoniach i stopach. Muszę przyznać, że wydawnictwo to ekscytująca przygoda! TF: Mieszkasz w L.A. Co kochasz w tym mieście, a co działa ci na nerwy? Mike: Autostrady i korki uliczne to jedyne rzeczy, które potrafią wyprowadzić z równowagi każdego. Poza tym, uwielbiam tutaj wszystko. Urodziłem się i wychowałem w San Fernando Valley, które należy do Los Angeles, ale znajduje się poza głównymi dzielnicami. Pogoda jest cudowna, a góry, pustynia i plaża są bardzo blisko. W południowej Kalifornii nie da się nudzić. TF: Co cieszy cię poza tatuowaniem? Mike: Ostatnio pierwszy raz spróbowałem surfowania, jednak nie było dobrych warunków. Możliwe, że niedługo wezmę się za to znowu. Lubię ekstremalną jazdę rowerem po pustyni oraz snowboard. Niedawno, w końcu udało mi się kupić motocykl. Uczę również syna jazdy na deskorolce i gry w baseball. I oglądam mnóstwo filmów!
TF: Słowo na koniec. Mike: Mogę jeszcze wspomnieć, że jestem współwłaścicielem „Stencil Stuff”, sklepu z akcesoriami do tatuowania. Prowadzę ten biznes z moim dobrym znajomym Mario Rosenau. Jeśli jesteś tatuatorem i nie znasz tej marki, powinieneś odwiedzić www.stencilstuff.net, dzięki czemu będziesz mieć możliwość otrzymania darmowych próbek. Sprawdźcie
również www.mementopublishing.com i www.mdtattoos.com. Znajdziecie tam forum oraz moje najnowsze prace, które publikuję codziennie. Bardzo dziękuję za wywiad! Dzięki jeszcze raz! www.mdtattoos.com
TATTOOFEST 15
Na chwilę zabieram Was do Opola, do studia „Rock Tattoo”. Niestety nie udało mi się uzyskać jednoznacznej odpowiedzi na nurtujące mnie pytanie, dotyczące powiązań jego właściciela, JAROSŁAWA BAKI z rock’n’rollem. Zerkając jednak na podobiznę Elvisa widniejącą na przedramieniu i muzyczne koszulki, w które chętnie się ubiera śmiem twierdzić, że nazwa nie jest przypadkowa. Na szczęście z pozostałymi pytaniami Jarek nie miał trudności, dzięki czemu możecie dowiedzieć się jak rozwijała się jego artystyczna kariera i co warto zjeść zatrzymując się w Opolu.
Krysia: Podobno jesteś absolwentem kierunku „Edukacja Artystyczna w Zakresie Sztuk Plastycznych” Uniwersytetu Opolskiego? Jarek: Dementuję plotki ;). Owszem, studiowałem w Instytucie Sztuki, ale na drugim roku musiałem zrezygnować, bo prowadziłem już studio i niezwykle trudno było mi pogodzić ze sobą obydwie te rzeczy. Wspomniane lata to był jeden z najcięższych okresów w moim życiu, TATTOOFEST 16
spałem codziennie po 4 godziny - praca, studia, praca, studia… Po rozważeniu wszystkich „za” i „przeciw” postanowiłem porzucić edukację. Jeśli chodzi o nabytą tam wiedzę uważam, że na pewno w jakimś stopniu pomogła mi w tatuatorskich poczynaniach. Szczególnie dobrze wspominam zajęcia z malarstwa i rzeźby. Aha! Jako ciekawostkę powiem jeszcze, że rzeczywiście jestem absolwentem,
ale wydziału Ekonomii na Uniwersytecie Wrocławskim. Krysia: Pomówmy więc o pierwszych próbach tatuowania. Jarek: Udałem się do Marzana ze studia „Sauron” po tatuaż. Wtedy rozpoczęła się nasza znajomość i w efekcie to właśnie on zamówił mi pierwszy sprzęt i pomógł na początku, za co przy okazji chciałbym mu bardzo serdecznie podziękować.
po prostu zamalowywałem płótno, albo targałem brystol. Zdarza się, że żałuję tak impulsywnego zachowania, ale trudno to zmienić. Wiem do czego dążę i staram się konsekwentnie iść do przodu. Pieniądze na to wszystko zarobiłem zbierając paprykę w Holandii. Jak to zwykle bywa, zaczynałem od tatuowania w domu, później trafiłem na krótko do wrocławskiego „Ultra Tattoo”. Na rady Damiana zawsze mogłem liczyć i myślę, że ta współpraca bardzo mnie rozwinęła. W końcu nadszedł czas na otworzenie „Rock Tattoo”, które we wrześniu obchodzić będzie swoje 3 urodziny. W ciągu niecałych 6 lat, od kiedy pierwszy raz wziąłem do ręki maszynę, spotkałem bardzo wiele życzliwych mi osób, których pomoc znacznie przyczyniła się do mojego rozwoju. Krysia: Nigdy nie wiem, czego się po tobie spodziewać. Kilka razy byłam zaskoczona, gdy przy fotografowaniu jakiejś pracy dowiedziałam się, że jest twojego autorstwa. Aspirujesz do miana wszechstronnego tatuatora? Jarek: Oj, to bardzo trudne pytanie. Ostatnio dużo myślę o tym wszystkim. Od kiedy prowadzę studio, zmuszony byłem do wykonywania wszelkiego rodzaju prac. Pokazuję tatuaże, których zrobienie po prostu sprawiło mi przyjemność. Myślę, że dobrze jest umieć zrealizować każdy projekt, to owocuje później swobodą w posługiwania się różnymi technikami. W sumie nie jestem pewien, czego chcę. Szybko się nudzę i nienawidzę popadać w rutynę, więc nie mogę zawęzić swoich zainteresowań. Fascynuje mnie anatomia i dobrze czuję się w stylu realistycznym, lubię też ten szalony i kreskówkowy. Mam pewien pomysł na siebie, ale czas pokaże, na ile będę w stanie go zrealizować. Krysia: Czy twoje studio to jednoosobowa działalność? Jarek: Niestety, na razie tak. W niedługim czasie być może dołączy do mnie drugi tatuator. Jeśli zaś chodzi o wsparcie, to od zawsze mogłem liczyć na nie ze strony rodziny, na ogromną wyrozumiałość mojej narzeczonej, która przeszła ze mną całą tą drogę, no i oczywiście na grupę przyjaciół. Szczególnie pomogli mi roztrzaskując kijem baseballowym dynie w Halloween, co nadało mojemu studio pięknego, nietuzinkowego, dyniowego zapachu na długie miesiące. Krysia: Nazwa „Rock Tattoo” do czegoś zobowiązuje. Jesteś rockmanem? Jarek: He, he, na to pytanie musiałby chyba odpowiedzieć ktoś, z kim piłem napoje wysokoprocentowe ;). Krysia: Czego brakuje ci do artystycznego spełnienia? Jarek: Czuję nieustanny głód wiedzy, jestem też bardzo krytyczny wobec wszystkiego co robię, dlatego np. mnóstwo moich szkiców ląduje w koszu. Ciągle myślę, że wszystko może być znacznie lepsze. Niejednokrotnie po wielu godzinach malowania
Krysia: W 2011 roku brałeś udział w „Tattoo Jamie”. Co zapamiętałeś z tego wydarzenia? Jarek: Staram się dużo podróżować. W Anglii uczestniczyłem również w „Tattoo Freeze” czy ostatnio w „The Great British Tattoo Show”. Niebawem wybieram się do Manchesteru i może znowu na „Tattoo Jam”. Każdy wyjazd owocuje nawiązaniem nowych znajomości. Dodatkowo, przyniosły mi one bardzo wiele wymiernych korzyści, jak np. późniejsze guest spoty w Anglii. Zżyłem się też bardziej z paroma polskimi, podróżującymi artystami, w szczególności z Kazikiem „Kosą”, z którym to planujemy kolejne mniejsze i większe wycieczki. Krysia: A ciebie kto tatuuje? Czyja praca byłaby realizacją marzeń? Jarek: Idąc chronologicznie, to pierwszy tatuaż w wieku 18 czy 19 lat zrobił mi Arek Małecki z „Jokersów”, później był wspomniany Marzan. Następnie wytatuowałem się u Borisa z Węgier, który pokrył tatuażem prawe przedramię. Damian z „Ultra Tattoo” wykonał na stopie mojego ulubionego Muttley’a wysadzającego świat w powietrze. Obecnie tatuuje mnie Zappa. Jest odpowiedzialny za pracę na łydce i kończymy tatuaż na klatce piersiowej. Jeśli chodzi o przyszłość, to nie mam pojęcia co się wydarzy. Chciałbym coś od Nicka Baxtera, najlepiej na szyi lub krtani. Jego pomysły i realizacje wręcz nie mieszczą mi się w głowie. W najbliższym czasie odwiedzę chyba Roberta Hernandeza i oddam mu drugie przedramię. Mam też ochotę na jakiś ładny, orientalny backpiece, może od Shige? He, he, chyba się trochę rozmarzyłem ;). Nie chcę się spieszyć, bo moje upodobania się zmieniają. Krysia: Czy jest coś, z czego słynie Opole? Jarek: Oczywiście! Przede wszystkim z plotkarstwa! W centrum miasta zamiast pubów i restauracji są same banki. Jakiś czas temu było także znane z korupcji. Mamy też dobre naleśniki, całkiem ładny ryneczek i Edytę Górniak. Odbywa się tu sławny Festiwal w Opolu, ale ostatnio wypada zawsze wtedy, kiedy konwencja w Krakowie. A propos, myślicie, że da się coś z tym zrobić? Krysia: Sierpień to dobry moment na odpoczynek, dlatego wszystkich pytam o… urlop. Jarek: Na razie odpuszczę sobie wakacje. Mam teraz sporo wyjazdów do Anglii i na konwencje, więc na pewno nie będę się nudzić, a zasłużony wypoczynek zafunduję sobie w październiku. Ehhh… Nie mogę się już doczekać! Krysia: Zdradź o sobie coś, czego nikt się nie domyśla. Jarek: Do trzynastego roku życia nie wymawiałem litery „r”. Czy to dobry news? TATTOOFEST 17
TATTOOFEST 18
ie anatomia „Fascbrynzeujeczmn uję się w stylu
i do też ten realistycznym, lubię Mam y. ow wk kó es szalony i kr bie, sie na sł my po en pewi dę bę ile ale czas pokaże, na ć. wa zo ali w stanie go zre
”
www.facebook.com/jaroslawbaka www.rocktattoo.pl TATTOOFEST 19
Szczerze mówiąc zwątpiłam już, że uda mi się kiedyś zaprezentować Wam artystyczne dokonania Davida Tevenala. Przez kilka miesięcy w odpowiedzi na moje pytania dostawałam tylko uprzejme maile wysyłane automatycznie, informujące o tym, że artysta przebywa w podróży i z powodu ogromnej ilości wiadomości, nie na wszystkie jest w stanie odpisać. Było mi niezmiernie przykro z tego powodu, gdyż jego prace, niekoniecznie wykonane na skórze, przeglądałam zawsze z dużym zainteresowaniem i zachwytem. Pewnego dnia, niespodziewanie zdarzył się cud… Krysia TATTOOFEST 20
TF: Jak się zaczęło? David: Tatuuję od prawie 6 lat. Miałem możliwość wyboru tej drogi już dwa razy, jednak odrzucałem ją z powodu towarzyszących mi obaw. Bez udokumentowanego wykształcenia zostałem zatrudniony jako ilustrator w firmie projektowej. Zdobyłem tam wiedzę, która obecnie znajduje zastosowanie w moich tatuażach. Po kilku latach wykonywania tego zajęcia poczułem zmęczenie. Od dłuższego czasu sam kolekcjonowałem tatuaże i pomyślałem: teraz chcę spróbować robić je sam i jestem na to gotowy. Miałem szczęście, ponieważ mój przyjaciel a zarazem właściciel studia potrzebował pomocy. W szybkim skrócie - przez kilka lat przewinąłem się przez różne miejsca, borykałem się z beznadziejnością oraz zaliczyłem kilka życiowych lekcji. I oto jestem. TF: W twoich pracach technika i styl są zbalansowane. Jak udało ci się osiągnąć tą równowagę? David: Myślę, że obydwie te rzeczy idą ze sobą w parze. Pracując jako ilustrator wiele nauczyłem się w zakresie kompozycji i wypełnień, co przekłada się na mój sposób tworzenia tatuaży. Gdybym jednak musiał wybierać między tymi rzeczami, postawiłbym na styl. Obserwujemy wiele prac wykonanych dobrze technicznie, ale prym wiodą ci, którzy mają swoją wizję. TF: Gdzie tatuujesz? David: W „Memento Tattoo & Gallery” w Columbus w Ohio. Cary Aldridge i Scott Santee to kumple, którzy założyli i prowadzą to studio. Zatrudnili mnie w 2010 roku. W niedługim czasie od otwarcia dołączyli do nas Iggy Sweeney i Adam Fox. Jesteśmy zgraną drużyną, a każdy z nas specjalizuje się we własnych dziwactwach.
TF: Preferujesz duże kompozycje czy te jednosesyjne? David: Poruszam się tam i z powrotem. Czasami moje zainteresowanie pracami na dużą skalę zmniejsza się i wtedy wchodzę w fazę, kiedy chcę wykonywać tylko małe tatuaże. Innym razem jest dokładnie na odwrót i mam ochotę tatuować wyłącznie rękawy i plecy. TF: Wymień 3 rzeczy, na których skupiasz się zaczynając tatuaż. David: Motyw główny, umiejscowienie i kompozycja. Dokładnie w tej kolejności. TF: Twoje inspiracje – sztuka współczesna, klasyczny amerykański styl, tatuaż japoński. Opowiedz o nich. David: Cenię tradycję. Typowe amerykańskie i japońskie tatuaże są mocne i ponadczasowe. Jednakże zależało mi na tym, żeby bazując na nich rozwijać coś swojego, a nie kopiować. Obecnie panuje trend na powielanie klasycznych wzorów bez jakiegokolwiek osobistego wkładu. Rozumiem, że ludzie, którzy to robią, utrzymują tradycję wciąż żywą, ale przecież zawsze można pokusić się o kreatywność. Moim zdaniem, trzeba postawić na sztukę współczesną, jak choćby komiksy, na których się wychowałem, uwielbiane przeze mnie anime, fi lmy science-fi ction czy graffi ti. Każda z tych dziedzin ma wpływ na moje prace i czerpanie z nich pomaga mi w wypracowaniu własnego stylu. Ponadto słucham prawie wyłącznie ulicznego rapu. Czuję, że to najbardziej motywująca muzyka, jaką mogłem znaleźć.
TATTOOFEST 21
TATTOOFEST 22
TATTOOFEST 23
TF: Bardzo podobają nam się twoje flashe! Jak one powstają? David: Kiedyś korzystałem głównie z kredek akwarelowych Prismacolor, teraz odnajduję przyjemność w tworzeniu markerami. Przynajmniej raz na dwa dni staram się przygotować jeden arkusz z flashami lub kompletną ilustrację. Dużo podróżuję, dlatego nie zawsze mam możliwość wykonania zadań, które sobie zaplanowałem. Zawsze jednak pamiętam
TATTOOFEST 24
o tym, że czegoś nie skończyłem i wracam do tego w wolnym czasie. TF: Udało ci się jednak zebrać prace w jednym wydawnictwie. Opowiedz o „Favor The Brave”. David: To książka zawierająca sporą ilość flashy i innych artystycznych dzieł, które stworzyłem w drugiej połowie 2011 roku. Był to czas, w którym odnalazłem odpowiadający mi
klimat i od tamtej pory nieprzerwanie mi towarzyszy. Pierwsze 160 książek zaadresowałem i wysłałem samodzielnie. Nie było to łatwe, dlatego aktualnie kolportażem zajmuje się firma drukarska. Więcej informacji na temat sposobu jej uzyskania znajdziecie na moim blogu. Co więcej, niedawno ukończyłem pracę nad sketchbookiem, który będzie dostępny w różnych, branżowych sklepach.
TATTOOFEST 25
TF: Czy zdarza ci się tworzyć ilustracje na potrzeby innych? David: Pracowałem nad projektami odzieżowymi, jednak przyjmuję bardzo mało zleceń tego typu. Tworzyłem też plakaty, ale na ilustrowaniu spędzałem wtedy znacznie więcej czasu niż na tatuowaniu. Ostatecznie postanowiłem skupić się na pracy z maszyną. Zdarza mi się jeszcze wracać do tego typu artystycznych działań, jednak wtedy jestem bardzo selektywny, ponieważ nie chcę się rozdrabniać. Napotkałem na swojej drodze dużo osób, TATTOOFEST 26
które chciały wykorzystać moją kreatywność i energię, nie dając absolutnie nic w zamian. Czułem wtedy, że wszelkie starania nie są nic warte. Gdy zajmuję się wyłącznie tatuowaniem, nie miewam takich problemów. TF: Trudny klient to raczej norma w tym zawodzie. Z czym borykasz się najczęściej? David: Przeważnie muszę tłumaczyć, że nie każdy pomysł zrodzony w głowie nadaje się do przeniesienia na skórę. Obowiązkiem
www.facebook.com/davetattoos www.davetattoos.com www.davetattoos.blogspot.com
każdego tatuatora jest poinformowanie o tym, co jest możliwe do wykonania w formie tatuażu, a co nie. Cieszę się, że klienci doceniają różnorodne prace w moim portfolio, ale nie jestem w stanie tworzyć w każdym stylu. Staram się być elastyczny, jednak nie wszystko da się przeskoczyć. Oczekuję od osób przychodzących do mnie otwartego umysłu i braku uprzedzeń.
TF: Jak widzisz swoją przyszłość? David: Mam nadzieję, że będzie jasna i pozytywna. Pragnę obserwować jak dorasta moja córka i nie mogę doczekać się sprawdzenia, co jeszcze dobrego ten świat może mi zaoferować. Każdego dnia dążę do poprawienia swoich umiejętności, bo chcę, aby każdy wykonany przeze mnie tatuaż był lepszy od poprzedniego. Twórczość artystyczna to jedyna działalność, w której czuję się pewnie, dlatego muszę skupić się właśnie na niej. Ciężka praca jest kluczem do sukcesu w każdej dziedzinie. TATTOOFEST 27
TATTOOFEST 28
TATTOOFEST 29
TF: Cześć Peter! Zaciekawiły nas słowa widniejące na twojej stronie: „Pojawiłem się w świecie profesjonalnego tatuażu przez przypadek, a może nawet wypadek z udziałem austriackiego motocyklisty sporych rozmiarów z pajęczą siecią na szyi, talerza rosołu i źle ustawionego krzesła w przydrożnym barze, gdzie swego czasu pracowałem jako kelner”. Rozwiń tą historię. Peter: Cóż, kontynuując, ta pajęczyna była pierwszym profesjonalnie wykonanym tatuażem jaki zobaczyłem. Zainteresował mnie do tego stopnia, że zupa zamiast na stole wylądowała na kolanach tego gościa. Nawet teraz, po tych wszystkich latach, wciąż mam przed oczami tą piękną, cieniowaną pracę.
TF: Nietrudno rozpoznać wykonane przez ciebie prace. Jak ty sam byś je opisał? Peter: Moje tatuaże bazują zazwyczaj na kontraście pomiędzy kolorowymi liniami i wypełnieniami, nie ma w nich zbędnych przejść tonalnych między barwami i zbyt wielu detali.
TF: Poznaliśmy cię jako członka ekipy „Tribo Tattoo”, ale niedawno otworzyłeś swoje studio. Jakie są plusy i minusy wynikające z prowadzenia własnego biznesu? Peter: Jedną z rzeczy, które uległy zmianie jest to, że teraz wszytko robię na własny sposób. Inne są również godziny, w jakich pracuję. Niestety, jest ich więcej. Zmiana środowiska była dla mnie bardzo korzystna. Nauczyłem się odpowiedzialności i dbania o sprawy, na które wcześniej nieszczególnie zwracałem uwagę.
TF: Skąd czerpałeś wiedzę? Peter: Jestem stuprocentowym samoukiem, zdobywałem ją z książek, internetu i innych źródeł. Pierwszego profesjonalnego tatuatora miałem okazję obserwować mniej więcej cztery lata przed tym, zanim sam zacząłem.
TATTOOFEST 30
TF: Czy masz jakieś ulubione tematy? Jakiej pracy nigdy nie wykonasz? Peter: Ważniejszy od samego motywu jest dla mnie projekt i jego opracowanie. Nigdy nie wykonuję tatuażu, jeśli początkowy zamysł do mnie nie przemawia. Nie robię oczywiście prawicowych motywów, co mam nadzieję jest naturalne dla większości artystów z całego świata.
TF: Czego oczekujesz od przychodzących osób, a czego one od ciebie? Peter: Generalnie przepadam za zdecydowanymi klientami, którzy wiedzą czego chcą i z jakich powodów. Chętnie tatuuję
również tych, którzy przychodzą po duży, kolorowy motyw. Ludzie wymagają ode mnie profesjonalnego podejścia, chcą po prostu dostać dobry tatuaż. Przynajmniej mam taką nadzieję :). TF: Znamy cię również jako malarza. Co było pierwsze, maszynka czy pędzel? Peter: Na początku był ołówek. Dość dużo rysowałem w domu w ramach rozrywki i były to wyłącznie czarno-szare prace. Potem złapałem za maszynkę i od tego czasu nie pomyślałem o niczym innym. Wraz z rozwojem moich umiejętności postanowiłem spróbować tatuowania w kolorze, w tym samym czasie zająłem się malarstwem. Często po całym dniu pracy w studiu spędzam kolejne godziny malując. To dla mnie sposób na relaks. TF: Jakie są źródła twoich pomysłów? Peter: Inspiracje są wszędzie dookoła, a może powinienem powiedzieć, we mnie? Jednak pierwszy impuls pochodzi od klienta. Czasami „widzę“ projekt od razu, ale zdarza się, że muszę otworzyć umysł i chwilę poczekać, aż zrodzi się w nim jakaś wizja. TF: Czyje prace wywołują twoje uznanie?
Peter: Każda oryginalna posiada swoje wartości, więc zasługuje na szacunek i podziw. TF: Jak potoczyłoby się twoje życie, gdyby nie było w nim tatuażu? Peter: Prawdopodobnie pracowałbym w barze o nazwie „Gruby motocyklista“ lub coś w tym stylu… TF: Czeska scena tatuażu - jak ją oceniasz? Peter: Szczerze mówiąc, nie ma tutaj co opisywać. Na pewno wielu ludzi powinno wybrać się do Polski na lekcje tatuowania :). Oczywiście są u nas osoby, których prace stoją na międzynarodowym poziomie. Muszę wspomnieć o Martinie Jira, Marie Kraus czy – w przypadku producentów maszynek - Pirat Tattoo Machines. TF: Chcemy poznać twoją opinię o Polsce. Peter: To ciekawy, bratni kraj z pięknymi dziewczynami i świetnymi tatuażami! Jeśli ktoś z Was jest zainteresowany gościnnym tatuowaniem w studiu Petera, ślijcie swoje portfolio na adres: bobektattoo@gmail.com, www.facebook.com/peterbobek, www.bobektattoo.cz TATTOOFEST 31
TATTOOFEST 32
TATTOOFEST 33
TF: Przybliż nam nieco swoją osobę. Mult: Urodziłem się w Niżnim Nowogrodzie 29 lipca 1984 w rodzinie lekarzy. Nigdy nie uczęszczałem do szkoły plastycznej, nie mam też dyplomu wyższej uczelni artystycznej, dlatego że na egzaminy wstępne zawsze przychodziłem na kacu. Studiowałem za to, by zostać ratownikiem medycznym. W tamtym czasie poznawałem już podstawy tatuażu. W moim mieście istniało tylko jedno oficjalne studio i kiedy miałem 17 lat, zacząłem w nim pracę. To było bardzo popularne chętnie odwiedzane miejsce, dlatego musiałem uwijać się szybko, a jednocześnie stawiać na jakość. Przeżyłem prawdziwe „szkolenie militarne” - 15 osób dziennie! Kochałem to zajęcie i zarazem nienawidziłem go. Zawsze mierzyłem wyżej, dlatego zacząłem tworzyć własne projekty, proponowałem ludziom coś wyjątkowego, czego nie mogli zobaczyć nigdy wcześniej. Moją aspiracją była i jest niepowtarzalność, jakość i tempo pracy. Dzięki pierwszym sukcesom na konwentach i szalonym klientom, którzy przychodzili do mnie mówiąc „rób, co chcesz”, rozwinąłem się jako artysta. Pracowałem nadal w moim mieście, ale chciałem udać się do Moskwy do Pavla Angela, ponieważ zachwycałem się jego dokonaniami. Po kilku zwycięstwach na imprezach w Petersburgu i Moskwie stałem się rozpoznawalny. Opuściłem swoje pierwsze, dobrze prosperujące studio w 2009 i goniąc za marzeniem pojechałem do Pavla, gdzie można znaleźć mnie do dnia dzisiejszego. TF: Kto pomógł ci wystartować? Mult: Gdy miałem 16 lat, po lekturze podręcznika „Samokształcenie w tatuażu”, zrobiłem swoją pierwszą maszynkę. Okropna książka! W tamtym czasie prawie nie było dostępu do informacji i to komplikowało sytuację. Pierwszą pracę wykonałem na sobie, potem zacząłem kolorować przyjaciół. Kiedy już objąłem posadę w studiu, świetny artysta Dmitry Szczegolew nauczył mnie posługiwania się maszyną, robienia równych konturów i wypełniania. TF: Jesteś również malarzem… Mult: Od zawsze uwielbiałem rysować, przenosić pomysły na papier… To zajęcie jest pozbawione negatywnej energii. TF: Styl, w którym czujesz się najlepiej to biomechanika. Co cię w niej pociąga? Mult: Absolutna swoboda i możliwość realizowania się w roli artysty, wolność w formowaniu kształtów, użyciu kolorów, a także tajemnicza atmosfera. Dzięki temu staję się twórcą, który lubi swoje dzieło i zawsze jestem zadowolony z rezultatów. TATTOOFEST 34
TF: Jakie inne stylistyki wydają ci się interesujące? Mult: Nie jestem wybredny. Artysta powinien potrafić narysować wszystko. Jeśli jednak miałbym wskazać swoje preferencje, bardzo odpowiadają mi prace w klimacie horror i newschool. TF: Na czyje dokonania spoglądasz z zachwytem? Czy są wśród nich twoi rodacy? Mult: Podziwiam głównie mistrzów starej szkoły, którzy wnieśli duży wkład w rozwój stylu znanego jako biomechanika i ogólnie sztuki tatuażu. Wskazać muszę z pewnością Aarona Caina, Paula Bootha, Guy’a Aitchisona - to ludzie, od których mogę się uczyć. Technika wielowarstwowego tatuażu, którą wpoił mi Pavel Angel, też dała mi nieograniczone możliwości. Wśród tatuatorów nowej szkoły podobają mi się Markus Lenhard, Nick Baxter i Dan Hazelton. TF: Gdzie szukasz weny? Mult: Inspiruje mnie wszystko, co zachowałem w pamięci i przyswajam każdego dnia. Natchnąć potrafią mnie przyjaciele i krewni, przyroda i piwo. TF: Wspominałeś o udziale w kilku konwencjach. Wielu tatuatorów nie przepada za pracą na takich imprezach ze względu na tłumy gapiów, innych to mobilizuje. Jakie jest twoje zdanie? Mult: Oczywiście podczas swojej pierwszej konwencji w Petersburgu w 2007 roku, bardzo trudno było mi opanować drżenie rąk. Byłem rozkojarzony ciągłym fotografowaniem, a moją uwagę rozpraszały nieustanne pytania. Wszystko zmieniło się, kiedy nabrałem doświadczenia. Dzięki niemu potrafię zachować spokój, pozostać skoncentrowany i pewny siebie. Teraz traktuję to po prostu jako część pracy. Ponadto, nasze studio jest odpowiedzialne za organizację imprezy w Moskwie. TF: Moskwa to miasto ogromnych kontrastów społecznych. Jak wpływa to na scenę tatuażu? Mult: Ludzie tutaj dobierają artystów bardzo rozważnie. Najważniejsza jest dla nich jakość, niezależnie od kosztów, bo ceni się tatuatorów i ich styl. Zasada ta działa w dwie strony, ponieważ klientów traktuje się indywidualnie i z właściwym podejściem. TF: Kilka słów o współpracownikach. Mult: Postawiliśmy na pozytywną atmosferę, sprzyjającą pracy i tworzeniu. Nasza ekipa jest spora. Pracuje tu 5 tatuatorów, zdarza się, że organizujemy guest spoty dla artystów z Rosji i z poza niej. Dodatkowo znajdziecie w nim 2 specjalistów od piercingu i 2 od modyfikacji ciała. Mamy też świetne managerki: Vikę i Darinę. Ci ludzie, to moja druga rodzina. TF: Panuje opinia, że dobrych tatuatorów należy szukać w Moskwie i Petersburgu. Gdzie jeszcze w tak dużym kraju ten rodzaj sztuki jest dobrze rozwinięty? Mult: W każdym mieście można znaleźć utalentowanych i oddanych swojej pracy artystów. Nie obserwuję twórczości żadnego konkretnego, ale mogę powiedzieć, że syberyjska szkoła ma wiele talentów. Są też tacy, którzy bez skrupułów robią to wyłącznie dla pieniędzy i nazywają biznesem. Na szczęście istnieją jeszcze prawdziwi mistrzowie, inspirujący innych. Dzięki nim widzę przyszłość w pozytywnych barwach. TF: W czym poza tatuażem mógłbyś się realizować? Mult: Marzy mi się, by spróbować swoich sił w tworzeniu filmów. TF: Co planujesz w najbliższym czasie? Mult: Chciałbym niebawem, wraz z młodymi i bardzo utalentowanymi artystami z Moskwy, zorganizować wystawę swoich prac. Planuję też wziąć udział w konwencji w Berlinie, a w Polsce odwiedzić muzeum jednego z moich ulubionych artystów - Zdzisława Beksińskiego.
www.facebook.com/vova.mult TATTOOFEST 35
TATTOOFEST 36
TATTOOFEST 37
Sarah Joncas Prace
odzwierciedlają jej charakter. Na pierwszy rzut oka są subtelne i kobiece, jednak po chwili to wrażenie zaciera się, za to odnajdujemy w nich coś niepokojącego i tajemniczego. Moje odczucia związane z postacią tej młodej malarki były bardzo podobne. Początkowo wydała mi się delikatną, nieśmiałą i lekko zagubioną osobą. Dopiero po głębszej analizie jej wypowiedzi zorientowałam się, jak dojrzałe i konkretne jest jej podejście do sztuki i artystycznej kariery. Karolina
TF: Jak rozwijała się twoja pasja? Sarah: Rysuję odkąd pamiętam i już jako nastolatka dokładnie wiedziałam, czym chcę zajmować się w życiu. Zamiłowanie do malarstwa ujawniło się w szkole średniej. Wykonywałam dodatkowe projekty, a przerwy obiadowe spędzałam w pracowni. Nauczyciele dawali mi dużą swobodę i zachęcali do kreatywnego działania. Nie miałam mentora, ale czytanie o moich ulubionych artystach w magazynach takich jak „Juxtapoz” inspirowało mnie jak nic innego! Początkowo zmierzałam w kierunku ilustratorstwa czy animacji, ponieważ wydawało mi się to bardziej realnym sposobem na zarabianie pieniędzy. Gdy jednak w wieku 16-17 lat udało mi się sprzedać kilka obrazów, postanowiłam pozostać przy malarstwie. Zaczęłam udzielać wywiadów dla gazet i telewizji, dzięki internetowi poznałam wiele osób, które były zainteresowane wystawianiem moich prac w okolicach południowego Ontario. W końcu spotkałam znajomego, który pomógł mi w stworzeniu strony internetowej i od tamtego czasu wszystko zaczęło nabierać tempa. Po miesiącu od
TATTOOFEST 40
uruchomienia witryny i kilku wystawach sprzedaż znacznie wzrosła, pojawiały się też liczne wiadomości i zaproszenia od galerii z całych Stanów Zjednoczonych.
światu skupiam się na detalu, dlatego czasem potrzebuję tego typu odskoczni. To dla mnie bardziej zabawa niż poważna twórczość, sposób na naładowanie baterii.
TF: Kobieta to przewodni motyw twoich prac. Dlaczego? Czy zdarza ci się namalować czasem coś zupełnie odmiennego? Sarah: Kobiety są piękne i inspirujące, a ponieważ sama jestem jedną z nich, do wielu rzeczy łatwiej mi się odnieść. Staram się, żeby każda z namalowanych przeze mnie dziewczyn miała swój charakter, co nie jest łatwe. Jeśli chodzi o inne prace, mam wiele stworzonych tylko dla siebie, które, chociaż dalej oscylują wokół tematu kobiecego ciała, odbiegają od reszty moich obrazów olejnych. Są sarkastyczne i satyryczne, przepełnione czarnym humorem. Odróżnia je także energia i bajkowość, jak u Ralpha Steadmana. Sylwetki nie są w pełni ludzkie, często zastępuję poszczególne części ciała przedmiotami codziennego użytku lub kończynami zwierząt, aby stworzyć coś dziwnego, przypominającego potwora. W obrazach, które pokazuję
TF: Co najbardziej satysfakcjonuje cię w byciu malarką? Sarah: Dorastając, często czułam się dumna z moich osiągnięć, zwłaszcza gdy dostawałam dobrą ocenę za wykonany przeze mnie projekt, nagrodę za obraz. Nigdy nie miałam wysokich wymagań wobec siebie, raczej nieprzerwane pragnienie robienia czegoś dobrze i bez poddawania się. Jestem szczęśliwa, że udało mi się stworzyć stronę internetową, która jest dokładnie taka, jak ją sobie wyobraziłam. W temacie komputerów i nowych technologii nie czuję się najlepiej, dlatego był to dla mnie spory wysiłek. Nie obyło się bez pomocy przyjaciela, o czym już wspominałam. Naturalnie, wystawianie własnych prac, udzielanie wywiadów, tworzenie obrazu, będącego kolejnym krokiem na przód jest bardzo satysfakcjonujące. Te małe elementy składają się w jedną całość.
TF: Czy jest jakiś obraz, który nazywasz ulubionym? Sarah: Nie posiadam takiego, jednak jeśli już musiałabym wybrać, byłaby to moja ostatnia praca „Decadence and Despair”, którą uważam za naprawdę udaną. Jestem bardzo zadowolona z kolorów i tła, szczególnie dlatego, że wykorzystanie krajobrazu jako drugiego planu było dla mnie czymś nowym. Czuję również, że ma ona w sobie odpowiednią porcję tajemniczości. Istnieją subtelne wskazówki w temacie i ukryte znaczenie, ale bez oczywistego, dobitnego wyjaśnienia. Powstał, ponieważ niedawno uświadomiłam sobie, że społeczeństwo coraz bardziej przymyka oko na następstwa uprzemysłowienia i konsumpcjonizmu. Również bycie pasywnym obserwatorem w pewnym sensie czyni człowieka uczestnikiem. Swoim obrazem i jego tytułem chciałam zwrócić uwagę na tą sytuację. TF: Jak przez lata zmieniały się twoje upodobania i jakich projektów planujesz podjąć się w przyszłości? Sarah: Początkowo prace były ilustratorskie, dziwaczne i na swój sposób urocze. Malowałam mnóstwo potworów i małych, pucułowatych dziewczynek. Moje obrazy zawsze miały w sobie coś mrocznego, jednak dopiero po rozpoczęciu nauki w szkole artystycznej mój styl dojrzał. Wiele zaczerpnęłam z pop-kulturowych nurtów, takich jak anime, komiksy, gry video i połączyłam to z tradycyjnymi metodami tworzenia. Przekonałam się do farb olejnych (wcześniej korzystałam z akrylowych) i powoli moje dziewczyny dojrzały. Ich szyje wydłużyły się, oczy zwęziły, przestrzeń stała się bardziej miejska i realistyczna. Każdego roku dostrzegam zmiany w moich pracach, chociaż nie są one zauważalne od razu. W przyszłości chętnie spróbuję zabawy z fotografią i rzeźbą. Chciałabym również wydać zbiór moich prac i zająć się czymś na kształt powieści ilustrowanej lub albumu dla dzieci. Napisanie historii i wykonanie do niej rysunków będzie nie lada wyzwaniem. Nie mam jeszcze konkretnego pomysłu, ale od dawna jest to moim marzeniem. TF: Opowiedz o zaletach mediów, których używasz. Sarah: Farby olejne lubię za to, że łatwo się je miesza, barwy są bardziej nasycone, miękkie i w przeciwieństwie do akryli, nie przypominają plastiku. Nie posiadam specyficznej techniki. Podczas całego procesu tworzenia obrazu nie korzystam z glazury
i podkładu, farby kładę bezpośrednio na płótno. Przed rozpoczęciem malowania olejami, robię szkic farbą akrylową. Pozwala mi to na szybkie zmiany i poprawki bez oczekiwania na wyschnięcie farby. Dzięki temu oszczędzam czas, który jest bardzo istotny w moim zawodzie. W końcu galerie również mają swoje terminy. TF: Czy zdarza ci się tracić wiarę w siebie? Sarah: To najgorsza rzecz, z jaką walczę. Stwierdzenie „jesteś swoim największym wrogiem” w moim przypadku sprawdza się w stu procentach. Wiara w siebie wzrastała powoli przez wiele lat, dzięki sukcesom, wystawom i wsparciu innych ludzi. Zawsze byłam przeraźliwie nieśmiała, lecz wiedziałam, że muszę to przezwyciężyć, rozmawiać z wieloma osobami, nawiązywać kontakty i prowadzić biznes. Niełatwo podejmować decyzje, gdy w grę wchodzą pieniądze, zawsze istnieje ryzyko, że wystawa się nie uda. Ważne, by stres i zmartwienia nie powstrzymywały nas działania. Czasem trzeba zacząć akceptować sytuacje, w których czujesz się niekomfortowo. Po jakimś czasie jest dużo łatwiej, niż na początku. TF: Jak wygląda twój typowy dzień? Sarah: Od 3 lat mieszkam z moim chłopakiem i maluję każdego dnia, gdy on jest w pracy, od 9.00 - 17.00. Pozostałą czas spędzam z nim, przyjaciółmi lub rodziną. Jak każdy, mam swoje domowe obowiązki i inne regularne, codzienne czynności. Poza tym, cieszą mnie typowe rozrywki, jak wypad za miasto, spacer, a zimą - jazda na łyżwach. TF: Artyści, których podziwiasz o kim wspomniałabyś w pierwszej kolejności? Sarah: Joe Sorren, Viner, Frida Kahlo, Cindy Sherman, Greg Crewdson, Ron English, Edward Hopper, Aaron Wiensfeld, Ralph Steadman, Alex Gross, Amano, Lori Earley, Lisa Yuskavage, John Currin… Mogłabym wymienić jeszcze wielu, szczególnie po spojrzeniu na inne dziedziny sztuki, jak muzyka czy film. TF: Gdybyś była zmuszona wybrać inny zawód, to… Sarah: Myślę o tym całkiem sporo, głównie dlatego, że nie można być pewnym przyszłości. Zawsze chciałam podążać za swoją największą pasją i być malarką. Poświęciłam twórczości większość
wolnego czasu i życie towarzyskie. Preferuję zajęcia, w których mogłabym pracować w samotności. Poza sztuką, największą przyjemność sprawia mi przebywanie ze zwierzętami. Prawdopodobnie zawód zoologa byłby dla mnie właściwy. Interesuje mnie również psychologia, jednak podejrzewam, że w momencie kontaktu z ludźmi moja zdolność komunikacji zawiodłaby lub podchodziłabym do problemów zbyt emocjonalnie. TF: Tworzysz w ciszy? Sarah: Nie, muzyka to mój ulubiony sposób na wprowadzenie się w twórczy nastrój, nawet gdy odczuwam brak weny. Na szczęście, w ciągu ostatnich kilku lat przestoje nie zdarzały mi się zbyt często, terminy w galeriach i kolejne wystawy działają motywująco. TF: Czy jest coś, co wyjątkowo denerwuje cię w pracy lub stanowi problem? Sarah: W środowisku artystycznym jest sporo niepotrzebnej teatralności, od której masz nadzieję uciec, jednak po jakimś czasie okazuje się, że cały ten świat jest jej pełen. Poza tym, jak większość artystów nie mam głowy do interesów. Nauka promowania i sprzedawania własnych prac to trudny proces. Jednak, nieważne jak bardzo tego nie lubisz, po prostu musisz to robić. Jestem typem osoby wiecznie niezadowolonej ze swoich dokonań, ale zauważyłam, że ta niska samoocena jest moją główną motywacją do stawania się lepszą i rozwijania się. Umiejętność wychwycenia własnych błędów daje w pewnym sensie satysfakcję. Niestety, refleksja przychodzi po długim czasie od ukończenia pracy. Dostrzegam nieskładność, problemy z proporcjami anatomicznymi, techniczne braki lub czuję, że obraz nie jest wystarczająco subtelny a kolory są miejscami nietrafione. Będąc malarką, łatwo wpaść w obsesję na punkcie wyszukiwania niedociągnięć, jednak bycie perfekcyjnym nie jest możliwe. W pewnym sensie trzeba sobie wybaczyć i iść do przodu. TF: Czy na zakończenie chciałabyś coś dodać? Sarah: Nic specjalnego w tej chwili nie przychodzi mi do głowy, ale bardzo dziękuję za wywiad i chęć przedstawienia mnie waszym czytelnikom. Facebook: Sarah Joncas www.teapartylove.digitalinkz.com
TATTOOFEST 41
TATTOOFEST 42
TATTOOFEST 43
Pod koniec maja odbyła się czternasta już edycja praskiej konwencji tatuażu. Żaden z polskich festiwali nie ma takiej tradycji i historii jak właśnie ten u naszych południowych sąsiadów. Pojawiłem się na tej imprezie mniej więcej dziesięć lat temu i może z racji tego, że była to dla mnie pierwsza tego typu, albo po prostu zauroczyły mnie Hradczany, Mala Strana, Most Karola czy Wełtawa, pozostał do niej niemały sentyment. To właśnie tam udało się TattooFestowi zorganizować najliczniejszy, blisko stuosobowy wyjazd polskich miłośników tatuażu. To tam odkrywaliśmy i podziwialiśmy prace wspaniałych tatuatorów jak Fishero, Peter Bobek, Milosh czy Zhivko, a także zagranicznych gości, których przyjazd na polską ziemię w tamtych czasach pozostawał w sferze marzeń, natomiast w stolicy Czech stawiali się zawsze licznie i niezmiernie chętnie. Może i tak było, wszystko jednak przemija, a sukces bardzo trudno jest utrzymać na zbliżonym poziomie przez wiele lat. Z biegiem czasu tego typu festiwali w Europie przybywało, były coraz mniej różnorodne, powszedniały, dostęp do nich stawał się łatwiejszy, organizacja dopieszczona, a widz coraz bardziej wybredny. Jedną z najbardziej gorzkich relacji, jakie było mi dane napisać, była właśnie ta z Pragi z 2010 roku, kiedy wydawało się, że nadszedł czas na zawsze pożegnać się z tym miejscem. Konwencja została wtedy przeniesiona do jakiejś odległej hali na obrzeżach miasta, gdzie bardzo mało osób raczyło zawitać, a wielu tatuatorów po prostu nie stawiło się w swoich boksach. Był to bardzo przykry i smutny widok, szczególnie dla mnie, jako organizatora podobnej imprezy w Krakowie. Na kolejnej edycji już się nie pojawiliśmy. W tym roku jednak znowu nie wytrzymałem. Usłyszałem, że jednak coś drgnęło i że jest szansa na poprawę. W 2011 doszło do kolejnej zmiany miejsca i chociaż do powrotu tej konwencji
TATTOOFEST 46
do lat świetności było jeszcze daleko, pojawiło się światełko w tunelu. Chyba na dobre pożegnano się ze sportową halą Slavii, na korzyść praskich terenów wystawowych, a konkretnie „Prumyslovego Palacu”. Ta lokalizacja dodała konwencji kolorytu i atrakcyjności. Każdy inny organizator musiałby wydać ogromne, nierealne kwoty, by zyskać to, co mieliśmy pod nosem. Miejsce przypominało nieco to z Moskwy, z naszego pamiętnego wyjazdu sprzed kilku lat, czyli park z okresu socjalizmu, do którego wchodziło się reprezentacyjną bramą. Do głównego budynku, wykonanego na wzór starego dworca kolejowego, ze strzelistą, wysoką na 51 metrów wieżą prowadziło szerokie i długie podejście. Zostawmy to jednak na później, bo właśnie w nim odbywał się festiwal, do którego powrócę za chwilę. Istotne było także to, co rozgrywało się dookoła. Pretensje i żal do ludzi odpowiedzialnych za to wydarzenie mam o to, że nie poinformowali o atrakcjach odbywających się w ten weekend w innych częściach parku. Każdy, kto kilka razy
odwiedził festiwal tatuażu wie, że nie można w nieskończoność chodzić pomiędzy boksami, obserwować tatuatorów czy atrakcji na scenie, które coraz częściej są nieatrakcyjne, bo te same. Tam było wyjątkowo. Tuż obok, w wielkiej hali namiotowej ulokowano jedną z najbardziej kontrowersyjnych na świecie wystaw ostatnich lat, czyli „The Human Body Exhibition”. Jej celem jest przybliżenie funkcjonowania żywego organizmu, mięśni, układu nerwowego, zachowania ludzkiego ciała w ruchu i w różnych sytuacjach, od życia płodowego aż po wiek starczy. Eksponaty momentami budzą niesmak, momentami fascynują, jak wszystko co nieznane, wywołują lęk. Możliwość zobaczenia na żywo czegoś tak bardzo naturalnego, biologicznego, a zarazem niewiarygodnego to niezwykłe doświadczenie. Wystawa sąsiadująca z konwencją tatuażu była ogromnym zbiegiem okoliczności, jak najbardziej zasługującym na poświęcenie czasu i uwagi. Oprócz niej, trafiliśmy jeszcze na festiwal piwa. Już wiem, że nie trzeba jechać na Oktoberfest do Monachium, by zasmakować takiego klimatu. Kilkadziesiąt gatunków złotego napoju, serwowanych głównie w litrowych kuflach, noszonych przez piękne prażanki ubrane w regionalne stroje, a także wspaniałe potrawy czeskiej kuchni, były bardzo miłym uzupełnieniem imprezy, w której uczestniczyliśmy. Kosztowanie tych specjałów odbywało się również w olbrzymiej hali namiotowej i okraszone było występami folklorystycznymi. Absolutnie pysznie spędzony czas! Kilkadziesiąt metrów dalej usytuowany był park rozrywki. Kto chciał zaszaleć na karuzelach, ustrzelić ze skrzywionej wiatrówki misia dla ukochanej lub po prostu zjeść watę cukrową, mógł zrobić to właśnie tam. Kolejny budynek to już „ogród dinozaurów”, z reprodukcjami tych prehistorycznych zwierząt w skali jeden do jeden. Kto podczas zwiedzania go najadł się nieco strachu, mógł zaraz obok rozluźnić mięśnie na terapii śmiechem w labiryncie luster zniekształcających sylwetkę.
Prime Tattoo, Słowacja
Daksi, Our Future, Czechy Ivo, Bloody Blue, Czechy
Stoty, Ritual Tattoo, Słowacja
Być może wszystkie te dodatki tworzą zbyt odpustową otoczkę, ale z drugiej strony wprowadzają odmienną, zabawną i luźną atmosferę. Powróćmy jednak do samej konwencji, a raczej do budynku, w którym się odbywała. Jak już wyżej pisałem, na zewnątrz był bardzo ciekawy, prawdziwa architektoniczna perełka wielkości małego hangaru lotniczego czy przedwojennej zajezdni tramwajowej. Wnętrze również nie rozczarowało - sufit bardzo wysoko, a od połowy ścian witraże jakich nie powstydziłby się Stanisław Wyspiański. To jedno z najpiękniejszych i najbardziej wyjątkowych miejsc zaadoptowanych na konwencję tatuażu jakie widziałem. Już w holu usytuowano kilka stoisk, a boksy tatuatorskie znalazły się w głównej sali. Na szczęście, tym razem nie były puste, a wielu tatuatorów pracowało. Pojawiło się także sporo osób odwiedzających, szczególnie w sobotę i niedzielę, co dodało życia całej imprezie. Dzięki tym dwóm rzeczom - lokalizacji i poprawieniu organizacji, konwencja w Pradze znowu stała się według mnie dobra. Nie wspaniała, świetna czy rewelacyjna, ale po prostu dobra i jak dla mnie, jest to na początek nieźle. Jak będzie w przyszłości? To już sprawa organizatorów. Może wystarczy jak taka pozostanie, bo plan minimum został wykonany? Wiem jedno, Praga zasługuje na co najmniej taki poziom. Na koniec wspomnę jeszcze Macieja Pniewskiego, właściciela studia „Southmead” z Bristolu, którego miałem przyjemność poznać, a którego gościem jest co miesiąc znany wszystkim Tomasz „Tofi” Torfiński. Maciek został zaproszony do jury praskiego festiwalu, co na pewno było najważniejszym polskim akcentem tegorocznej edycji. Niestety, niewielu Polaków zawitało do Pragi. W charakterze wystawców, oprócz TF, pojawiło się jeszcze studio „Dereniowa” z Warszawy, więc biorąc pod uwagę odległość, było bardzo skromnie. Może warto się nieco „przeprosić” z tą imprezą i ponownie, jak jeszcze kilka lat temu, stawiać się silną, polską reprezentacją i bratać z przesympatycznymi Czechami i Słowakami przy knedlikach i piwie. I niech się w język ugryzę, mniej krytycznie i ambitnie podejść do samej imprezy, jak i prezentowanych tam tatuaży. Ja na pewno postaram się pojawić tam za rok! Radek
Daksi, Our Future, Czechy
TATTOOFEST 47
TATTOOFEST 48
Zmetek, Planet Tattoo, Czechy
Patrik, Bloody Blue, Czechy
Miro Tattoo, Czechy
Stanley Tattoo, Czechy
David, Our Future, Czechy
David, Our Future, Czechy Oleg Shepelenko, Rosja
Miro Tattoo, Czechy
Denis Torikashvili, Rosja
TATTOOFEST 49
David, Our Future, Czechy
TATTOOFEST 50
Nie da się przegapić „Areny” ;)
Zwycięzcy tatuatorzy, ich modele oraz sam organizator
TATTOOFEST 51
Szał zakupów
Konkurs trwa
Art Fusion
Zombie Boy
Efekt końcowy bodypaitingu
TATTOOFEST 52
Den Yakovlev, Rosja
Anton Oleksenko, D3XS, Polska
W tej imprezie mieliśmy przyjemność uczestniczyć tylko raz, kilka lat temu. Jak nietrudno się domyślić, wyprawa tam jest niemałym logistycznym przedsięwzięciem, wymagającym również odpowiednich środków finansowych. Rosyjska stolica ma jednak w sobie coś, co wzbudza ciekawość i zachęca do jej odwiedzenia, dzięki czemu festiwal przyciąga wielu artystów różnych narodowości. Mamy nadzieję, że kiedyś jeszcze będzie nam dane pojawić się tam osobiście, a póki co skorzystamy z pomocy naszych białoruskich współpracowników, którzy byli, widzieli i po raz pierwszy postarali się samodzielnie przygotować dla Was tą relację.
W deszczowy majowy weekend przyjechali amatorzy i artyści tatuażu z różnych krajów, aby wziąć udział w piątej edycji moskiewskiej konwencji. Przez lata festiwal ten zyskał swój indywidualny, charakterystyczny klimat, ale mimo tego wiedzieliśmy, że możemy liczyć na drobne niespodzianki. Do celu przybyliśmy dzień przed rozpoczęciem eventu, aby nabrać sił przed weekendem obfitującym w niepowtarzalne i mocne wrażenia. Droga z Mińska do granic Moskwy zajmuje zwykle około dziesięciu godzin, następnie na pokonanie trasy do centrum potrzebna jest prawie ta sama ilość czasu. Mieliśmy szczęście, tym razem udało nam się to w trzy godziny, co uwierzcie, zdarza się wyjątkowo rzadko. W odróżnieniu od lat poprzednich, impreza odbyła się w stosunkowo nowym klubie „Arena Moscow”, co dla stałych uczestników było zapewne powiewem świeżości, uczyniło również atmosferę festiwalu bardziej towarzyską. Teraz słowo o gościach. Przybyli między innymi artyści ze Szwecji (Marcus Holmberg, Ramon Mendoza), z Danii (Saied Shamsian), Anglii (Dalmiro, Tutti Serra, Rodrigo Souto, Joao Bosco), Szwajcarji (Fadi Michael), Austrii (Carlos i Linda z „Artline Tattoo), i Niemiec (Waldemar Dluginski, Matthias Seebo, Tom i Eugen z „Stechwerk Tattoo”, Thai Lord, Adri Oest, Benedikt Bader, Tomas Miro). Koniecznie musimy napisać coś na temat Ricka Genesta, znanego bardziej jako „Zombie Boy”, którego obecność przyciągnęła dziesiątki, jeśli nie setki gapiów. Poza fotografiami z człowiekiem-szkieletem otrzymali oni doskonałą możliwość doświadczenia niepowtarzalnej atmosfery konwencji i zobaczenia sceny tatuażu „od wewnątrz”. Charakterystyczny Kanadyjczyk oceniał konkurs na najlepiej wykonany bodypainting, którego motywem przewodnim była „Zombie Girl”, a drugiego dnia wcielił się w rolę DJ’a. Rozbudowany trzydniowy program nie pozwolił nudzić się uczestnikom. Na scenie stale coś się działo, Vova Mult, Fadi Michael i Sergey „Oreh”
Katerina Mikky Volkova, Rosja Anton Oleksenko, D3XS, Polska Pavel Angel, Angel Tattoo Studio, Rosja
Aleksandr Kosacz, Tattoo Hall, Moskwa
entuzjastycznie demonstrowali swoje umiejętności w Art Fusion, a bezstronne jury decydowało, czyje prace zasługują na szczególne uznanie. Odbywające się tam pokazy i konkursy można było obserwować prawie z każdego miejsca, a najbardziej wygodnym były szerokie, oblegane balkony. W godzinach wieczornych główną rozrywkę stanowiły występy zespołów, których muzyka porywała do tańca. Na sobotnie afterparty wszyscy udali się do klubu „Sexton”. Zmęczeni po długim dniu i ilości wrażeń, pomimo gościnności i imponującego klimatu tego przytułku dla motocyklistów, nie spędziliśmy w nim wiele czasu. Niedziela była już spokojna, pozbawiona osobliwych wydarzeń. Mistrzowie kończyli swoje prace, zwycięzcy otrzymywali nagrody, wszyscy pakowali rzeczy i żegnali się obiecując spotkać na nadchodzącej konwencji tatuażu w Petersburgu. Ten dzień jak i sam festiwal zakończył się na nabrzeżu rzeki Moskwy, na odkrytym tarasie klubu „Rolling Stone”, gdzie po pracowitym weekendzie uczestnicy festiwalu oraz wielbiciele klubowych imprez mogli wymienić się wrażeniami i potańczyć. Był to pierwszy konwent, w którym uczestniczyliśmy jako magazyn i jak to często bywa gdy przychodzi nam zmierzyć się z czymś nowym, nie wyszło idealnie. Magazyn zwrócił uwagę, otrzymaliśmy wiele komplementów od artystów i zwiedzających, niestety jednak nie sprawdziliśmy się jako korespondenci. Ze względu na liczbę klientów i partnerów pojawiających się na stoisku, nie byliśmy w stanie zrobić zdjęć wszystkich, prezentowanych prac. W rezultacie, w celu uzyskania materiałów przedstawionych w tej relacji, byliśmy zmuszeni zawracać głowę organizatorowi festiwalu i innym fotografom. Obiecujemy, że będziemy starać się poprawić i uczyć na błędach, aby wyeliminować wszelkie pomyłki i niedociągnięcia. Kseniya P.S. Serdecznie dziękujemy fotografowi Tarasowi Bazilukowi, Abbatowi, Stanisławowi Jakowlewu i Poline Krasnowej za materiały.
TATTOOFEST 53
TATTOOFEST 54
Ręce - Den Yakovlev, Rosja; Tułów - Dmitriy Samohin, Ukraina
Maks Żurawlew, Rosja
Dmitrij, Bronya Tattoo, Rosja
Dmitrij Czikaew, Chikai Tattoo Studio, Rosja
TATTOOFEST 55
Dmitrij, Bronya Tattoo, Moskwa
Dmitriy Samohin, Ukraina
Dmitriy Samohin, Ukraina
Aleksiej Joffer, Rosja
ROBA KOSSA
W pierwszej kolejności natrafiłam na potężne, czarno-szare prace autorstwa i to właśnie o ich zaprezentowaniu na łamach magazynu pomyślałam. Dopiero z czasem zaczęłam odkrywać, jak długo ten człowiek zajmuje się tatuowaniem, jak bogate i różnorodne są jego osiągnięcia. Poza tym, ujęło mnie jego hobby, jakże inne od codziennych zajęć Roba i przywołujące wspomnienia dzieciństwa. Krysia
TF: Od kiedy jesteś częścią świata tatuażu? Rob: Zaczynałem w 1992 roku, kiedy nie było jeszcze „branży” rozumianej tak, jak dzisiaj. Wtedy starsi tatuatorzy utrzymywali dystans, a przyjaźnie między nimi należały do rzadkości. Współczesny świat, tworzony przez młodych, alternatywnych artystów dopiero zaczynał istnieć, w ciągu roku organizowano zaledwie kilka konwencji, które były nie lada wydarzeniem i miały niepowtarzalny klimat. Magazyny branżowe pomału nabierały rozmachu i pokazywały tatuaż w nowej odsłonie. To były bardzo ekscytujące czasy… Wybrałem ten zawód z powodu zwykłej, naiwnej pasji do sztuki. Mając 17 lat posiadałem dwa profesjonalnie wykonane tatuaże, narysowałem też kilka projektów dla moich znajomych. Kiedyś mój współlokator wrócił do mieszkania z niesamowitą pracą od Marcusa Pacheco. W tamtym czasie zacząłem też kolekcjonować tematyczne magazyny. Kumulacja tych różnych sytuacji spowodowała, że postanowiłem spróbować swoich sił. Nie były to wielkie przemyślenia dotyczące kariery, po prostu chciałem tatuować i zacząłem to robić. Rysowanie było od zawsze moją pasją, tworzyłem afisze koncertowe, ozdabiałem ubrania znajomych, a w czasach szkolnych uczęszczałem na zajęcia plastyczne. Pasjonowałem się historią sztuki i różnymi jej rodzajami: architekturą, starymi plakatami reklamowymi, popkulturą, aż w końcu odkryłem tatuaż jako jedną z dziedzin. W moim wąskim gronie znajomych byłem postrzegany jako artysta, co pomogło mi gdy zaczynałem i szukałem osób, które pozwoliłyby mi na sobie ćwiczyć. Po jakimś czasie zorientowałem się, że istnieje „rynek tatuatorski”, i że może to być przyszłościowe zajęcie. Akurat kończyłem szkołę i musiałem znaleźć regularną pracę. Postawiłem wszystko na jedną kartę i skupiłem się na tym, co naprawdę mnie pociągało. Udało mi się znaleźć posadę w „Tattoo Factory” w Chicago, gdzie nauczyłem się wszelkich podstaw. Później, przez krótki okres posiadałem własne studio. W końcu zahaczyłem się w pewnym bardzo znanym miejscu, gdzie przed przeprowadzką do Europy poprawiałem swoje umiejętności. TF: Pochodzisz z Chicago. Jak długo mieszkasz w Szwajcarii i dlaczego wybrałeś właśnie to miejsce? Rob: Osiadłem tu w 1997 roku, a cały wcześniejszy spędziłem na podróżowaniu po Europie i jej poznawaniu. Pewnego dnia zakochałem się w kobiecie pochodzącej z Luzern i musieliśmy podjąć TATTOOFEST 56
decyzję odnośnie naszej wspólnej przyszłości i miejsca zamieszkania. Wybieraliśmy między Szwajcarią i Austrią. Pokochałem ten pierwszy kraj i chciałem sprawdzić, jak to jest być jego mieszkańcem. Tamten związek się nie udał, ale życie tutaj jak najbardziej. Uczyniłem Szwajcarię moim domem, jest piękna, idealna pod każdym względem. TF: Co ujęło cię w Luzern? Rob: To małe, urocze miasteczko. Być może nie jest to tatuatorski raj, ale żyje się tutaj bardzo przyjemnie. Szwajcarska scena tatuażu stoi na wysokim poziomie dzięki osobom takim jak Filip Leu czy Mick Tattoo, którzy wpłynęli na rozwój prac inspirowanych sztuką japońską w Europie. Myślę, że większość tatuatorów kojarzy Szwajcarię z tymi nazwiskami. W wolnym czasie jestem ojcem i mężem, kucharzem, podróżnikiem, fanem muzyki i filmu oraz marzycielem. TF: Jakie myśli towarzyszą ci przy tworzeniu konkretnego projektu? Rob: Uważam, że tatuaż powinien być dopasowany do anatomii i wyglądać dobrze również w ruchu. Po drugie, projekt musi odpowiadać charakterowi danej osoby i mieć w sobie coś co sprawi, że nawet po latach wciąż będzie dla tego kogoś interesujący. Po trzecie, staram się zawrzeć w pracy moją wizję podyktowaną tematem wybranym przez klienta. Chętnie tworzę dla tych, którzy są nietypowi i tym samym interesujący. TF: Zachwycają nas twoje cieniowane prace, ale w galerii nie brakuje także tych kolorowych. Jakie istotne różnice pomiędzy nimi dostrzegasz? Rob: Czarno-szare wykonuje się dużo szybciej niż kolorowe, jednak stworzenie ich w taki sposób, żeby były przejrzyste, jest trudniejsze. Jeśli chodzi o głębię moich prac, nie ma tu żadnych trików. Zwykle wykorzystuję kolor skóry jako plan podstawowy, a kolejne warstwy stopniowo przyciemniam, dzięki czemu uzyskuję ten trójwymiarowy efekt. Kontrasty między kolorami i cieniami są bardzo ważne, to od nich zależy, czy tatuaż będzie perfekcyjnie wyglądał po latach. Do tego każdy tusz goi się i starzeje inaczej. Ich mieszanie daje świetny natychmiastowy efekt, jednak uzyskany odcień może się zmienić.
Wystarczy, że kolory bazowe, z których został stworzony zbledną w różnym czasie. Przykładowo, jeśli połączysz ze sobą niebieski i żółty, aby uzyskać zieleń, a żółty po krótkim czasie straci na intensywności, to po latach tatuaż stanie się niebieskawy. Zastanawiam się, jak próbę czasu przetrwają pastelowe barwy, które możemy obserwować w hiperrealistycznych pracach… TF: Zdaje się, że zgadzasz się z powiedzeniem, że „tatuaże powinny być duże”…
Rob: Tak, chętnie wykonuję te pokaźnych rozmiarów, obecnie prawie wszystkie moje prace powstają podczas kilku sesji. Duży projekt to moc, ekspresja i sporo miejsca dla kreatywności. Niemal wszystkie tatuaże tworzę z freehandu, ponieważ jak wspomniałem, najważniejsze jest dla mnie odpowiednie dopasowanie do ciała. Pierwsze spotkanie z klientem polega na rozmowie, rysowaniu i dopracowaniu motywu. Prawdziwe tatuowanie zaczyna się od drugiej sesji. Rzadko korzystam ze zdjęć, zazwyczaj używam wyłącznie wyobraźni. Wyjątkiem są specyficzne zwierzęta, budynki lub konkretne osoby. Projekt powstający wprost na naszych oczach to ciekawe doświadczenie zarówno dla mnie jak i dla klienta. Tworzenie czegoś z niczego od zawsze stanowi dla mnie atrakcję. TF: Jak urządziłeś swoją, szwajcarską pracownię? Rob: Studio bardzo przypomina dom, jest w nim mnóstwo drewna, dekoracji przywiezionych z podróży, prac podarowanych przez tatuatorów, kwiatów i rzeźb. W pomieszczeniach jest bardzo jasno, ponieważ okna są ogromne. Dzięki temu rysowanie i tatuowanie przebiega w pozytywnej atmosferze. Ekipa w tej chwili się zmienia, niektórzy moi współpracownicy chcą otworzyć swoje studia lub wrócić do rodzinnych miast. Jestem więc przygotowany na przyjęcie nowych osób i podekscytowany tym, jak to miejsce zmieni się w nadchodzących latach. Zawsze byłem ostrożny w dobieraniu załogi „XXX Tattoo”. To bardzo ważne, aby klienci czuli się komfortowo, a atmosfera sprzyjała relaksowi, bo dopiero wtedy możemy pracować bez stresu. To dobre miejsce na nabycie tatuażu, czuję dumę za każdym razem, gdy przechodzę przez jego próg. TF: Jaka jest twoja filozofia pracy? Rob: Dotyczy ona raczej życia ogólnie, we wszystkich jego aspektach. Ważny jest szacunek do siebie i innych, dążenie do doskonalenia umiejętności, uczenie się na błędach i rozwiązywanie powstających trudności. Jeśli chodzi o pracę, staram się indywidualnie podchodzić do każdego tematu. Nie kopiuję dokonań innych. Można się kimś zainspirować, jednak pozostając przy własnej, artystycznej tożsamości.
TF: Wiemy, że twoją ogromną pasją są flippery! Rob: Ah! To poza tatuowaniem mój ulubiony temat! Tak, bardzo chętnie odświeżam stare maszyny do pinballa. Znalezienie ich w sieci nie jest łatwe, sprowadzenie do domu również nie należy do najprostszych zadań. To miła odskocznia od zajęć artystycznych, ponieważ wiąże się z mechaniką. Myślę, że wielu ludzi przepada za rozbieraniem urządzeń na części pierwsze, czyszczeniem ich, naprawianiem i składaniem na nowo. Nieważne, czy to samochód, motocykl, czy flipper. Moja kolekcja jest spora, jestem zmuszony
przechowywać maszyny w różnych miejscach, ponieważ nie mam wystarczającej powierzchni, żeby trzymać wszystkie na widoku. Poza reperowaniem tych z lat 50. i 60. posiadam również kilka nowszych. Obserwowanie jak je doskonalono, to niesamowite doświadczenie. Każdy okres w ich historii idzie w parze z rozwojem amerykańskiej sztuki. W Chicago wyprodukowano prawie każdy rodzaj tych automatów do gry. Moje zajęcie przywołuje wspomnienia z dzieciństwa, a niektóre egzemplarze są starsze ode mnie i właśnie za ten klimat retro lubię je najbardziej. TF: Jak patrzysz na tatuaż z perspektywy czasu? Co może zmienić się w twoich pracach? Rob: Niedawno świętowałem moje zawodowe 20-lecie. Wciąż mam więcej pomysłów niż czasu na ich realizację. Nie zmienię zajęcia, może zwolnię tempo, gdy będę po pięćdziesiątce (teraz mam 43 lata). Ta praca jest częścią mnie i dopóki jestem w stanie ją wykonywać, nie zrezygnuję. Branża tatuatorska jest dla mnie łaskawa. Cieszę się, że odkryłem ją we właściwym czasie, bez tatuażu moje życie byłoby niekompletne. Wraz z wiekiem postrzeganie tego, co jest „fajne” zmienia się. Trendy w tatuażu są coraz inne, dlatego w pracach staram się dodawać ponadczasowe, dekoracyjne elementy. Dzięki temu istnieje szansa, że to co teraz modne, będzie wyglądało dobrze nawet po długim czasie. W ciągu ostatnich kilku lat zrobiłem wiele czarno-szarych tatuaży w klimacie horrorów. Aktualnie planuję jeszcze bardziej skupić się na ornamentach, mieszaniu art noveau i art deco, horroru z biomechaniką. TF: Słowo na koniec. Rob: Jeśli jesteście kolekcjonerami tatuaży, wybierajcie artystów z rozwagą. Powstające prace powinny odzwierciedlać wasz indywidualizm. Ignorujcie trendy, które wciąż się zmieniają, bo wzory na waszych ciałach pozostaną na zawsze! Tatuatorom chciałbym przekazać, aby szukali sposobu na wyrażenie siebie. Szanujcie klientów, którzy przychodzą do was po mały tatuaż, ponieważ pewnego dnia poproszą was o pokrycie tuszem całej ręki. www.facebook.com/rob.koss.37 www.xxxtattoo.com TATTOOFEST 57
TATTOOFEST 58
TATTOOFEST 59
fot. Oscar Polvara
Z wypowiedzi Włoszki Cristiny posługującej się pseudonimem „Gogo Blackwater” wynika, że najlepiej czuje się we własnym towarzystwie, niespecjalnie garnie się do ludzi i nazywa siebie outsaiderem. Z drugiej strony, od jej zdjęć i postów roi się w inetrnecie, co świadczy o nieodpartej potrzebie kontaktu z innymi. W wywiadzie nie zdradza zbyt wiele, więc jeśli chcecie bardziej ją poznać, musicie przenieść się do świata, w którym ona sama czuje się najlepiej.
TATTOOFEST 62
TATTOOFEST 63
www.facebook.com/zombiegogo www.suicidegirls.com/girls/gogo
www.missblackwater.etsy.com www.zombiecupcakes.wordpress.com
Krysia: Prowadzisz też bloga o tematyce filmowej. Co na nim zamieszczasz i do kogo kierujesz te informacje? G.B.: Moim pierwotnym celem była chęć dzielenia się z innymi zamiłowaniem do azjatyckich horrorów oraz koreańskich thrillerów
TATTOOFEST 64
fot. Oscar Polvara fot. Luca Cassarà
fot. Oscar Polvara
fot. Oscar Polvara fot. Luca Cassarà
Krysia: Masz swoje profile na wielu portalach. Zacznijmy od „Suicide Girls”. Kiedyś ta platforma cieszyła się dużą popularnością wśród wytatuowanej społeczności, dziś częściej widzimy tam po prostu nagie dziewczyny. Jaka jest twoim zdaniem jej rola i dlaczego uważasz, że warto się tam pokazać? G.B.: „Suicide Girls” zawsze miało zróżnicowaną bazę modelek, ponieważ pomysłodawcom bardziej zależało na zwalczaniu stereotypowego pojęcia piękna, niż na sponsorowaniu wytatuowanych modelek. Należę do „SG” od wielu lat i wciąż obserwuję tam różnorodne i nietypowe dziewczyny. Uważam, że portal jest świetny i warty uwagi. Dodatkowo, dzięki „SG” udało mi się nawiązać wspaniałe przyjaźnie – to zdecydowanie największy plus tego, że się tam znalazłam!
i dramatów. Z biegiem czasu zaczęłam opisywać wrażenia związane ze wszystkimi filmami, które czymś mnie ujęły. Myślę, że ograniczenie się do konkretnych gatunków byłoby zbyt monotonne. Krysia: Gdybyś miała wcielić się w jakąś filmową rolę, to którą ze znanych postaci chciałabyś się stać? G.B.: Księżniczką Mononoke. Krysia: Jest jeszcze sklep, choć na razie mało w nim asortymentu. Co planujesz w tej kwestii? G.B.: To projekt, który zrodził się w mojej głowie na początku tego roku, więc wciąż jest w fazie rozwoju. Jednocześnie, przez cały dzień poświęcam mu najwięcej uwagi. Planuję zaprosić do współpracy kolejnych lokalnych artystów tworzących w stylu pasującym do mojego sklepu. Zagląda tam sporo osób, więc jestem w stanie zapewnić im promocję, na którą zasługują. Krysia: Co robisz, kiedy nie spędzasz czasu przed monitorem?
i tyle nogi odpowiada Ashley Riot. Mam też coś od Stizzo. Traditional to jedna z moich ulubionych stylistyk, ale nie ograniczam się tylko do niego. Zazwyczaj, gdy decyduję się na następny projekt, przedstawiam artyście wyłącznie pomysł i pozwalam mu na własną interpretację.
fot. Oscar Polvara
Krysia: Po przeprowadzeniu kilkudziesięciu wywiadów z alternatywnymi modelkami wiem, że nie jest to dochodowe. Masz stałą prace? G.B.: Czerpię zyski z prowadzenia sklepu, modeling jest zaledwie dodatkiem. W szkole uczyłam się języków obcych i filozofii, więc moja edukacja praktycznie nie jest powiązana z aktualnymi zajęciami. Coś, co z pewnością mi się teraz przydaje, to umiejętność komunikowania się z ludźmi. Krysia: Po dwóch wizytach na konwencji w Mediolanie mam swoje spostrzeżenia dotyczące Włochów. Jak ty scharakteryzowałabyś swoich rodaków? G.B.: Trudno powiedzieć, wydaje mi się, że ludzie wszędzie są tacy sami... Jestem raczej typem samotnika, więc często ich unikam, nieważne gdzie się znajduję. Krysia: Jakie zdjęcie uważasz za udane? G.B.: Nie posiadam jednej ulubionej fotografii czy tematu. Przepadam za wszystkim, co wyraża emocje i jest intensywne. Preferuję również zdjęcia czarno-białe.
fot. Oscar Polvara
Krysia: Czy jest jeszcze coś, co chciałabyś przekazać polskim czytelnikom? G.B.: Jeśli chcecie podglądać moje codzienne życie, najłatwiej znajdziecie mnie na Instagramie: @zombiegogo! To moje ulubione miejsce w sieci.
G.B.: Gdy nie pracuję nad sklepem lub czymś z nim związanym, zazwyczaj czytam książki i słucham muzyki. Oczywiście, oglądam też filmy. Nie jestem typem imprezowiczki, wolę spędzać wieczory w domu z moim psem i zagłębiać się w lekturę.
Krysia: Włochy - dość sporo tam tatuaży w tradycyjnym stylu. Widzę, że ty również go preferujesz. Opowiedz o tym, kto cię tatuuje i w jaki sposób decydujesz o kolejnych, pojawiających się motywach. G.B.: Noszę prace od wielu artystów. Niektóre zostały wykonane przez Vale Lovette, jest autorką tatuażu na moim udzie, prawej stopie i górnej części lewego rękawa. Za wzór na kolanie
fot. Luca Cassarà
Krysia: Nosimy takie samo imię. Wyczytałam, że kobiety które je otrzymały są samodzielne, pewne siebie, rezolutne i niełatwo jest nimi kierować. Co ty na to? Czy to twoja charakterystyka? G.B.: Strzał w dziesiątkę! To bardzo zabawne, ale zgadzam się w zupełności.
TATTOOFEST 65
ry Dmit Hirurg, Rosja
an Jonath , talvo Mon USA
,
TATTOOFEST 68
e Tattoo , Balanc Kowhey Japonia
Crispy L ennox, Black Gard en Ta ttoo, Wielk a Bryta nia
Tony Mancia,
Mancia Studio, USA
TATTOOFEST 69
Alex
ase, De P y Włoch
Luca N
atalini, Włoch y
ibeiro, Jack R Francja
68 TATTOOFEST 70
en”, ori Y en „H Y s Jes USA ttoo, My Ta
Bartłom
iej Kon Szcz
wiński,
ecin
guszka, ogal” Ro Marcin „R znań Jazz-Tattoo, Po
”, Michał „Dante Hard To Forget, Łódź
69 TATTOOFEST 71
Junior, Juniorink,
Warszawa
uniorink, Marcin, J Warszawa
ll ’n’Ro Rock , ie kocja G e, Sz Piotr unde D o o Tatt
TATTOOFEST 72
di, Dea d e roa On th
est,
F ttoo ult Ta K , Bam Krak贸w
Anabi, Anabi-T attoo, Szczec in
siek, Krzy n贸wek l, Mila e z a z A
TATTOOFEST 73