TF # 74

Page 1

CENA: 13zł w tym 8%VAT

NR 74/06/2013 CZERWIEC

DAGA GIANNI ORLANDINI MIKAEL DE POISSY ANIA TOMICKA TUSE

INDEKS 233021

ISSN 1897-3655

KUDI CHICK

WROCŁAW

TATTOO KONWENT 2013



CZERWIEC 2013

10

40

8

Newsy/Zapowiedzi

10

Wrocław Tattoo Konwent 2013

28

Inkarnation - nowość wydawnicza

32

Freulein Fux

40

Inspiracje - Ania Tomicka

46

Street art - TUSE

52

Mikael de Poissy

60

Kudi Chick - Daga

64

Wildcat - Dermal Anchor

66

Gianni Orlandini

70

The Human Body Exhibition

72

52

66

REDAKTOR NACZELNA: Aleksandra Hałatek REDAKCJA: Radosław Błaszczyński, Krystyna Szymczyk, Karolina Skulska STALI WSPÓŁPRACOWNICY: Darek (3fala.art.pl), Raga, Dawid Karwowski OPRACOWANIE GRAFICZNE: Asia WYDAWCA: FHU Koalicja, ul. Szpitalna 20-22/s5, 31-024 Kraków www.tattoofest.pl tattoofest@gmail.com MARKETING I REKLAMA: tattoofest@gmail.com DRUK: IntroMax, www.intromax.com.pl ISSN 1897-3655 Redakcja nie zwraca materiałów niezamówionych, zastrzega sobie prawo redagowania nadesłanych tekstów i nie odpowiada za treść zamieszczonych reklam.

Ciekawe/Nadesłane


od redakcji Chyba przegapiłam wiosnę. Nie wiedzieć kiedy, zrobił się czerwiec, czyli dla naszej ekipy miesiąc nad wyraz istotny. Zanim nieopatrznie nadszedł, jak zwykle gromadziłam zdjęcia i teksty do wydania, które trzymacie w rękach. Na początek zapowiadana ostatnio relacja z drugiej edycji wrocławskiego Tattoo Konwentu, obfitującego w świetne prace i pozwalającego dostrzec nowe talenty. Przy okazji wzmianki o tym materiale, jeszcze raz dziękuję wszystkim osobom, które udostępniły mi zdjęcia, czyli Arkadiuszowi, Maćkowi i Mieszkowi, a także tym, które udało mi się namówić do napisania kilku słów na temat swoich działań. Do powstania tego numeru przyczyniło się wyjątkowo dużo postaci, co bardzo mnie cieszy i napawa nadzieją na dalszą współpracę. Przed przystąpieniem do ponownego przyjrzenia się prezentowanym we Wrocławiu tatuażom, z przyjemnością poinformuję jeszcze, że od następnego numeru swoją wiedzą będzie dzielić się z Wami znana z prowadzenia bloga poświęconego modyfikacjom ciała, a również z konwentowych wykładów Rdza. Czego będą dotyczyć jej teksty? Dowiecie się tego na kolejnej kartce. Tam również newsy z naszego pokolorowanego świata. Jak widzicie, póki co udaje nam się współpraca z polskimi artystami malującymi ulice, tym razem prezentujemy dokonania TUSE, człowieka aktywnego na wielu, różnorodnych polach. Nie mogę nie wspomnieć o goszczącej w „Inspiracjach” Ani Tomickiej, mojej rówieśniczce, którą chciałam przedstawić Wam od pierwszego dnia, gdy tylko natknęłam się na jej obrazy. Na koniec, a w zasadzie także i początek, osoba która będzie reprezentować nas przez cały miesiąc, czyli spoglądająca z okładki Daga. Poziom patriotyzmu nigdy nie był u mnie wysoki, ale za każdym razem satysfakcjonuje mnie możliwość zaprezentowania dokonań czy wsparcia rodaków, szczególnie, kiedy raz na jakiś czas uzmysławiam sobie, jak jesteśmy postrzegani poza granicami kraju. Jeden z artystów biorących udział w tegorocznej edycji Tattoofestu, na pytanie o ceny tatuaży w Polsce uzyskał dziesiątki odpowiedzi o treści: „2 butelki wódki”, „2 kozy”, „2 ziemniaki na godzinę”. Zawsze mogło być gorzej, 1 butelka, 1 koza… No cóż, chyba o każdym narodzie krążą niewybredne dowcipy, mam nadzieję, że wspomniany tatuator wyjechał z naszego kraju bogatszy, jeśli nie w dosłownym znaczeniu tego słowa, to chociaż o kilka cennych doświadczeń. Krysia

UWAGA KONKURS!

Tym razem mamy do rozdania 5 różnych, męskich t-shirtów, 4 w rozmiarze „S” i jedną „M-kę”. Aby wygrać któryś z nich należy odpowiedzieć na pytanie: z jakim, legendarnym zespołem rockowym firma VANS współpracowała w ostatnim czasie? Odpowiedzi ślijcie na adres: tattoofest@ gmail.com, w tytule wiadomości wpisując „Konkurs VANS” oraz Wasze imię i nazwisko. Tożsamość zwycięzców poznamy 1-go lipca.

prenumerata tattoofest! Prenumerata: • Koszt jednego magazynu to 13 zł • Za 78 zł dostajesz 6 numerów + 1 w prezencie • Istnieje możliwość zakupu archiwalnych numerów • Po wpłacie na konto przesyłka na terenie kraju gratis • Przy przesyłce pobraniowej i zagranicznej doliczamy jej koszty • Bez awizo w Twojej skrzynce pocztowej!!

Wpłata: Przekazem pocztowym na adres: FHU Koalicja ul. Szpitalna 20-22/s5, 31-024 Kraków Przelewem na konto: Radosław Błaszczyński 02 1540 1115 2064 6060 0446 0001 • Dopisz od którego numeru zamawiasz prenumeratę. Jeśli chcesz otrzymać fakturę, koniecznie poinformuj nas o tym w trakcie zamówienia.

fot. Sebastian Paszkiewicz

Zamówienia: 12 433 38 90 tattoofest@gmail.com

– VANS ROZDAJE KOSZULKi


INFO

Niech nie zabraknie cie na spotkaniu Pokolorowanych!

Portal TA24U

K

ilka słów o nowym portalu opowie jeden z jego twórców, Przemysław Coffee Nowakowski - animator kultury, niezależny twórca medialny i producent, fan tatuaży i bród. Obecnie jego głównym zajęciem jest tworzenie projektów IT oraz organizacja warsztatów fotograficznych w różnych krajach świata. Jego prace były prezentowane między innymi w Galerii Narodowej Zachęta oraz w Teatrze Polskim w Bydgoszczy. „Portal ruszył 8-go czerwca a jego powstanie zawdzięczamy przypadkowi, miłości do tuszu i wzajemnemu zaufaniu. Wszystko zaczęło się od mojego telefonu do Tomasza Torfińskiego i pomysłu na film dokumentalny o polskim tatuażu. Po kilku rozmowach i wymienieniu dziesiątek wiadomości, zrodziła się idea powołania do życia portalu poświęconego tylko i wyłącznie tatuażowi, przeznaczonego dla artystów i osób, które chcą tatuować się pierwszy czy też kolejny raz. Przez kilka miesięcy pracowaliśmy z Anią Wilk (pasjonatką fotografii, twórczynią projektów internetowych, założycielką i administratorką popularnego forum) i Tofim nad tym, jak ma wyglądać i co zawierać, a w międzyczasie z Kamilem Dąbrowskim i Karolem Tomaszewskim ze studia „Vidoq” dogadywaliśmy szczegóły filmu. Portal ma być miejscem, gdzie w sieci spotykają się artyści i pasjonaci tatuażu. Jego założeniem będzie wspieranie i promowanie tatuatorów oraz pokazywanie kultury związanej z tatuażem. Osoby chcące rozwijać umiejętność posługiwania się maszynką będą mogły szukać porad, studia promować się i oczywiście wszyscy dostaną szansę oglądania najlepszych

W

idujemy się w studiach tatuażu, na konwentach i ulicach, pozdrawiamy wzajemnie, uśmiechamy i szybko mijamy, bo wciąż się gdzieś spieszymy. Z tego właśnie powodu w naszych głowach zrodził się pomysł, abyśmy w jednym miejscu i czasie, wszyscy - artyści i pasjonaci - spotkali się i razem pobalowali. Zapraszamy Was na imprezę o nazwie „Pokolorowani i Przyjaciele”, której głównym celem jest oczywiście dobra zabawa, ale także integracja środowiska warszawskich artystów i wytatuowanych mieszkańców stolicy. Wydarzenie to urozmaicą liczne atrakcje, a zaczniemy od połączenia sił i stylów Marcina Surowca i Kamila Czapigi, którzy wspólnie stworzą tatuaż oparty na motywie… ćmy, bo w końcu w „Ćmie Barowej” się spotkamy. Praca, którą wykonają artyści będzie nagrodą, możliwą do zdobycia w konkursie radiowym, tak więc 12-go czerwca słuchajcie uważnie audycji „Ranne Kakao” prowadzonej przez Piotra Kędzierskiego i Tymona Tymańskiego na antenie Roxy FM. Po tatuowaniu przyjdzie czas na malowanie - zdjęcia służące za podkład wykonał znany z projektu fotograficznego „Pokolorowani” - Bartek Śnieciński (www.artb. com.pl). Potem bawimy się dalej! Wystąpi zespół PLAN, którego żywiołowa wokalistka Nuno podzieli się z Wami energią i zadba, aby nikomu nie zabrakło jej do rana. Następnie władzę nad parkietem obejmą DJe Freak Out Soundsystem, zapewniając prawdziwie wybuchową, muzyczną mieszankę, a na zakończenie wieczoru wystąpi Pin Up Candy. Podczas imprezy dostaniecie również możliwość wygrania wejściówki na Tattoo Konwent w Gdańsku i Katowicach, buty od „Street Supply”, ubrania od „Hates You” oraz „Ptaszka”. Pokolorowani,

tatuaży w Polsce. Chcielibyśmy, aby był to portal społecznościowy, traktujący o tatuażach, tworzony przez artystów i ludzi wytatuowanych. Nie zbudujemy drugiego Facebooka czy też Pinteresta, ale życzylibyśmy sobie czegoś więcej niż kolejne forum internetowe, które umrze śmiercią naturalną. Zależy nam na tym, abyście mieli możliwość kontaktu z artystami oraz wymiany zdań ze znajomymi na temat tego, co właśnie pojawiło się na czyjejś skórze. Mamy wielką nadzieję, że spodoba Wam się to, co zaproponowaliśmy, w końcu siłą każdego portalu są jego użytkownicy. Poza tym szykujemy jeszcze kilka innych realizacji, jak np. wspomniany wyżej film oraz serial internetowy. Trwają również prace związane z przygotowaniem cyklu fotograficznego, którego tematem przewodnim będzie oczywiście tatuaż. Czuwa nad nimi laureat Word Press Photo, Tomek Lazar.”

„Do krwi, czyli historia kobiety i tatuazu“

TATTOOFEST 8

autor: Rudy Jan Faber

Z

aczęło się chyba podczas jednego z tych babskich spotkań, gdy leniwie sącząc kawę w poczuciu, że reszta świata nie istnieje, rozmowa o banałach zainicjowana albumem ze zdjęciami wytatuowanych cyrkówek zamieniła się w pełną emocji dyskusję o tym, co tatuaż dał kobiecie, a kobieta tatuażowi, zwłaszcza, że biorąc pod uwagę równouprawnienie oraz rosnącą popularność tatuażu, my, współczesne kobiety, jesteśmy już właściwie tylko biernymi beneficjentkami historycznych i społecznych przemian jeśli o feminizm i modyfikacje ciała chodzi. Potem było już jak w tej piosence Stuhra: „Czasami człowiek musi, inaczej się udusi”, zaczęłam drążyć, szukać, czytać i odkrywać, że historia tatuażu to nie historia wytatuowanych i tatuujących mężczyzn z niewielkim udziałem cyrkówek czy pin-up girls. Potwierdzenie znalazły też słowa Christine Braunberger, która w eseju „Cielesna rewolucja: Potworne piękno wytatuowanych kobiet” pisze, że: „(...) tatuaż u kobiety wywołuje u obserwatora niepokój i dysonans poznawczy. To, co powiązane z męskim tatuażem czyli odwaga, heroizm, kult macho, zupełnie nie przystaje do tego, czym zdobią swoją skórę kobiety. W naszej kulturze, zbudowanej na kobiecej uległości, w ogóle nie mówi się o tym, jak postrzegamy swoje ciało, a jednocześnie jego kulturowy wizerunek jest ściśle dostosowany do męskich wyobrażeń i oczekiwań, co sprawia, że tatuaż u kobiety urasta wręcz do symbolu emancypacji”. I tym samym okazało się, że historia tatuażu to historia kobiet, które znakami grawerowanymi na ciele zaznaczały swoją niezależność czy odmieniały los, dla których tatuaż stał się przepustką do wielkiego świata, sposobem na życie lub urozmaiceniem wolnego czasu. To historia młodych dziewcząt, dojrzałych matron, księżniczek, niewolnic, matek i kochanek. Po kilkunastu miesiącach zbierania artykułów, czytania książek, oglądania filmów i przejrzeniu setek zdjęć z wytatuowanymi kobietami, poczynając od królewskich mumii, przez szamanki, po współczesne tatuatorki i artystki używające tatuażu jako środka przekazu w swoich działaniach pomyślałam, że warto byłoby zebrać wszystko to w całość i podzielić się tym z innymi. Mam nadzieję, że jeszcze kogoś ta część historii uwiedzie równie mocno jak mnie. Tym

bardziej cieszy fakt, że od przyszłego miesiąca będę mogła podzielić się zebranymi informacjami na łamach TattooFestu i nie ukrywam, że liczę także na wasz odzew. Rdza rdzaniespi.blogspot.com

autor plakatu: Marcin Surowiec Data: 15.06.2013, Miejsce: „Ćma Barowa”, ul. Nowogrodzka 11, Warszawa Start: 18:00, Wejście: 15 zł www.facebook.com/Pokolorowani


Tattoo Konwent

fot. Arkadiusz Kera Kerson Aneta ofiarą Przemka - fot. Arkadiusz Kera Kerson

TATTOOFEST 10

Angelika, Ines i Kuba

The Dead Man’s Chest

fot. Arkadiusz Kera Kerson

The Analogs

2013, 27-28.04

fot. Arkadiusz Kera Kerson

WROCŁAW

P

rzed drugą odsłoną wrocławskiego konwentu dało się odczuć, że wiele osób niecierpliwie jej wyczekuje. Po udanej, pierwszej edycji, wszyscy mieliśmy ochotę na więcej. Do tego stosunkowo dawno, bo od lipca ubiegłego roku, nie uczestniczyłam w tatuatorskiej imprezie na terenie kraju, a te zawsze mają dla mnie klimat odmienny od zagranicznych, gdyż spotkania towarzyskie wysuwają się na pierwszy plan. Na kilka dni przed ostatnim, kwietniowym weekendem, z każdej strony atakowały mnie informacje o prognozowanej pogodzie, która niestety tym razem miała nie być dla nas łaskawa. W gruncie rzeczy myślę sobie, że nie było tak źle, bo choć w sobotę siąpił deszcz, w niedzielę już nic nie przeszkadzało w spędzaniu czasu na świeżym powietrzu. Dzięki niedużej odległości dzielącej Kraków od stolicy Dolnego Śląska, mogliśmy bez problemu dotrzeć do niej w pełnym składzie. Standardowo, wraz z Karoliną stanowiłyśmy załogę dbającą o dowiezienie na miejsce całego ekwipunku. Po naszej ostatniej wyprawie do Frankfurtu, ilość kilometrów, które miałyśmy do pokonania nie robiła na nas najmniejszego wrażenia i chyba właśnie przez takie nastawienie, zaledwie trzygodzinna podróż wyjątkowo nam się dłużyła. Za to po przybyciu na miejsce, czas przyśpieszył do tego stopnia, że nie wiem kiedy dzień dobiegł końca, nie dając mi nawet możliwości przejścia się po terenie konwencji. O 14.30 zameldowałam się pod scenę w celu fotografowania tatuaży prezentowanych w konkursach i zostałam tam już na długie godziny. Po tym zdaniu nietrudno domyślić się, że licznie pokazywaliście noszone prace i jak to na polskich konwentach, było na co popatrzeć. W tym miejscu chciałabym serdecznie podziękować konferansjerowi Dominikowi za apelowanie do modeli o spotkanie z moim obiektywem, oraz wspomnieć o kilku artystach, których prace zwróciły moją uwagę. Zacznę od Andrzeja Misztala, nagrodzonego za portret wykonany w pierwszy dzień festiwalu. Na uwagę zasługiwał również Dominik Borkowski, znajomy z Krakowa, który tatuując aktualnie pod okiem Kosy w wodzisławskim „Speak in Color” z pewnością nie raz jeszcze pozytywnie mnie zaskoczy. Wzrok przykuwały również dokonania Mazaka i Mariusza Trubisza, więc nie pozostaje nic innego jak cieszyć się, że rosną nam kolejni świetni tatuatorzy i śledzić ich dokonania. Co do starych wyjadaczy, oczy nacieszyłam między innymi dzięki niezawodnemu Marcinowi Lianie, Kosie, Krzyśkowi z „Azazela” i obficie nagrodzonemu Jarkowi Bace. Przerwy pomiędzy konkursami, w których na scenie odbywały się pokazy, zmuszona byłam wykorzystywać na czynności przyziemne, dlatego też o napisanie paru

TATTOOFEST 11


TATTOOFEST 12

III Tatuaż kolorowy mały - Igoryoshi, Slayer Tattoo, Lublin

Timur Lysenko, Rock’n’Roll Tattoo, Katowice Łukasz Żera, Art Force, Warszawa

Leszek, Sortis Tattoo, Głogów Paweł Gawkowski, Panteon, Białystok

Marcin Liana, Alien, Dąbrowa Górnicza

Jawor, Jawor Art, Opole Igoryoshi, Slayer Tattoo, Lublin

Krysia

Kosa, Speak In Color, Wodzisław Śląski

Wieczorne afterparty w poznanym już niegdyś klubie „Wściekły Pies”, mające być chwilą wytchnienia i momentem na nadrabianie towarzyskich zaległości uciekło mi tak szybko, że na wytchnienie zabrakło czasu. Kilka rozmów, 5 minut szaleństw na parkiecie i aby podołać obowiązkom dnia następnego, należało czym prędzej zapoznać się z wystrojem hotelowego pokoju. Za to w niedzielę wszystko jakby zwolniło, a śniadanie w holu dworca kolejowego na chwilę przeniosło mnie do świata wspomnień. Znalazł się też moment, na nacieszenie się występami zespołów muzycznych, bo nie zapomnijmy, że również one są istotnym elementem wrocławskiego konwentu. O ile przez sobotnią aurę niekoniecznie cieszyły się zasłużoną popularnością, to muzycy grający na scenie ulokowanej na zewnątrz budynku drugiego dnia, nie powinni raczej narzekać na brak zainteresowania. Osobiście najbardziej zależało mi na występie „The Dead Man’s Chest” i szczęśliwie udało mi się zobaczyć go prawie w całości. Poza tym, w końcu miałam czas, aby zaglądnąć w każdy zakamarek Browaru Mieszczańskiego, zapoznać się z układem boksów i przywitać z pracującymi w nich tatuatorami. Po zakończeniu najbardziej emocjonującej, konkursowej kategorii, czyli wyborze najlepszego tatuażu dnia drugiego, przy ostatnich dźwiękach grupy „The Analogs”, spiesznie opuszczałyśmy teren konwentu, gdyż po dotarciu do domu i kilkugodzinnej drzemce czekał nas zwyczajny poniedziałek. Wrócę jeszcze do tego, czemu podczas tego weekendu poświęciłam najwięcej uwagi, czyli rzecz jasna do tatuaży. To, jak ogromne powierzchnie skóry można pokryć podczas jednej sesji jest niewiarygodne, ale nie tak bardzo jak to, że osoba tatuowana jest w stanie krzywiąc się zaledwie kilka razy wytrzymać ten proces. Jako jednostka przybierająca podczas nakłuwania najdziwniejsze pozycje, zazwyczaj nawiązujące do embrionalnej, jestem pełna podziwu. Zapewne nie stanowię wyjątku, ale cieszę się, że istnieją o wiele bardziej wytrwali, gdyż dzięki nim mam szansę zaprezentować prace, które tu widzicie.

Marcin Liana, Alien, Dąbrowa Górnicza

zdań na temat występów poprosiłam osoby wiedzące na ich temat najwięcej. Kilka stron dalej Anika Stanclik przybliży Wam baśniowy świat wykreowany wraz z Dianą Błażków, a Agata Piesiewicz, dyrektor artystyczna grupy Bandit Queen Circus opowie o przedstawieniu pod tytułem „It’s A Freak Show”, które obecni na konwencie mogli oglądnąć pod koniec pierwszego dnia.

TATTOOFEST 13


I Tatuaż kolorowy duży - Kosa, Speak In Color, Wodzisław Śląski Paweł Gawkowski, Panteon, Białystok

I Tatuaż czarno-szary duży - Paweł Gawkowski, Panteon, Białystok

III Tatuaż kolorowy duży - Leszek, Sortis Tattoo, Głogów

WROCŁAW 2013, 27-28.04 Tattoo Konwent

II Tatuaż czarno-szary duży - Darecki, Darkness Tattoo, Świdnica

I Tatuaż tradycyjny prosty - Doman, Stara Baba, Warszawa

II Tatuaż tradycyjny prosty - Doman, Stara Baba, Warszawa

III Tatuaż czarno-szary mały - Darek, Tattoo Lucky, Tychy

TATTOOFEST 14 TATTOOFEST 15


TATTOOFEST 16 TATTOOFEST 17

II Tatuaż pierwszego dnia konwentu - Andrzej Misztal, Rock-Ink, Jarosław

Timur Lysenko, Rock’n’Roll Tattoo, Katowice

I Tatuaż kolorowy mały – Jarek Baka, Rock Tattoo, Opole

Szymon, Evil Moon, Opole

Besia, ADHD, Irlandia

I Tatuaż neo-tradycyjny - Mariusz Trubisz, Gulestus, Warszawa

Dominik Borkowski, Speak in Color, Wodzisław Śląski

II Tatuaż kolorowy duży - Sławek Myśków, 4 Dęby, Lwówek Śląski

I Tatuaż pierwszego dnia konwentu - Smyku, Dead Body Tattoo, Włocławek

II Tatuaż drugiego dnia konwentu - Kosa, Speak in Color, Wodzisław Śląski

II Tatuaż neo-tradycyjny - Mazak, Rock Tattoo, Opole

WROCŁAW 2013, 27-28.04 Tattoo Konwent


TATTOOFEST 18 TATTOOFEST 19

Dzikson, Rock’n’Ink, Kraków

Paweł Konieczny, Vini Tattoo, Wałcz

I Tatuaż czarno-szary mały - Marcin Liana, Alien, Dąbrowa Górnicza

Smyku, Dead Body Tattoo, Włocławek

Marcin Liana, Alien, Dąbrowa Górnicza

Marcin Liana, Alien, Dąbrowa Górnicza

Mieszko, Tetris Tattoo, Ostrów Wlkp.

Marcin Liana, Alien, Dąbrowa Górnicza

Krzysiek, Azazel, Milanówek

Paweł Gawkowski, Panteon, Białystok

Domin, Tattoo Lucky, Tychy

III Tatuaż pierwszego dnia konwentu - Krzysiek, Azazel, Milanówek


TATTOOFEST 20 TATTOOFEST 21

Paweł Konieczny, Vini Tattoo, Wałcz

Leszek, Sortis Tattoo, Głogów

A.D. Pancho, Rock’n’Roll Tattoo, Katowice

Wąs, Art Force, Warszawa

Marcin Liana, Alien, Dąbrowa Górnicza

II Tatuaż kolorowy mały - Jarek Baka, Rock Tattoo, Opole

Andrzej Misztal, Rock-Ink, Jarosław

Jodżi, Street Tattoo, Warszawa

Marcin Liana, Alien, Dąbrowa Górnicza

Grzegorz Latoch, Azazel, Milanówek

Kosa, Speak In Color, Wodzisław Śląski

Piti, Kult Tattoo Fest, Kraków


TATTOOFEST 22

Przygotowania do pokazu ruszyły już w roku ubiegłym. Wszystkie stylizacje i peruki wykonane zostały od podstaw, specjalnie na okazję kwietniowego występu. Przez kilka miesięcy Diana (na co dzień fotograf freelancer) zajmowała się szyciem i ozdabianiem strojów, a Anika (właścicielka Studia Fryzur Alternatywnych Cococabana w Bielsku Białej) odtwarzała peruki postaci z bajek.

W międzyczasie dziewczyny wspólnie zadbały o grupę atrakcyjnych, alternatywnych modelek z całej Polski, o ekipę wizażystek, odpowiednią aranżację muzyczną i elementy wystroju wnętrza. Wraz z fotograf Anią Pawletą (www. annapawleta.com) przygotowały także zapowiadające pokaz sesje fotograficzne, z których zdjęcia publikowane były jeszcze przed konwentem.

Podczas 25-minutowego show na scenie pojawiło się 15 wytatuowanych modelek, wystylizowanych na bajkowe postacie. Były to m.in.: Darunia w roli Czarodziejki z Księżyca, Dagi jako Dzwoneczek z Piotrusia Pana, Sixa i Sara wcieliły się w postacie Złej Królowej i Królewny Śnieżki, był gubiący bucik Kopciuszek, czyli Magda oraz jej książę Tomek. Występ uatrakcyjniła także Aneta „Bambi”

fot. Ewelina i Marcin Kochan

fot. Ewelina i Marcin Kochan

fot. Ewelina i Marcin Kochan

fot. Ewelina i Marcin Kochan

fot. Marek Wilczyński

fot.Diana Błażków

K

siężniczki, czarodziejki, krasnoludki… Show „Once upon a time” autorstwa Diany Błażków i Aniki Stanclik miało w swoim założeniu przypomnieć każdemu, mniej lub bardziej zapamiętany smak słodkiego, błogiego dzieciństwa, przenieść widza w świat magii i czarów, świat piękny, kolorowy i baśniowy, przedstawiony jednak w nieco pikantnej, alternatywnej odsłonie.

...”

tańcząca na rurze w stroju Czerwonego Kapturka oraz Montana - syrenka Arielka, która puszczając mydlane bańki, tworzyła niesamowity klimat. Prawdziwą furorę zrobiły jednak krasnoludki - Artur i Łukasz, którzy co chwilę pojawiali się na scenie i rozbawiali publiczność do łez.

Był to już drugi pokaz przygotowany przez Anikę i Dianę, pierwszy „Las chicas muertas”, można było podziwiać na ubiegłorocznej edycji WTK. Dzięki masie pomysłów i wielkiej radości z tego co robią, ich duet zamierza kontynuować działalność artystyczną i już planuje kolejne projekty, także poza granicami kraju.

www.cococabana.pl, www.dianablazkow.pl facebook.com/dianablazkowphotography facebook: Studio Fryzur Alternatywnych COCOCABANA

TATTOOFEST 23


fot. Mieszko Chmielarski

Na tegorocznym WTK pojawiła się również grupa Bandit Queen Circus z Wrocławia, która zaprezentowała dwa spektakle ze swojego repertuaru: „It’s a Freak Show” oraz solowy pokaz fire show „Hot’n’Cold” w wykonaniu Kafri Cocktail. Zarówno jeden jak i drugi porwał publiczność i nakręcił ją do dalszej zabawy.

fot. Mieszko Chmielarski

fot. Mieszko Chmielarski

Formacja ta powstała całkiem niedawno, bo w 2012 roku. Tworzy ją grupa znajomych będących doświadczonymi cyrkowcami, którzy postanowili połączyć swoje siły we wspólnych projektach. Pierwszym z nich był właśnie spektakl „It’s a Freak Show”, którego premiera odbyła się 25-go maja ubiegłego roku. Jest to dynamiczne, pobudzające, cyrkowe show, oparte na niezobowiązującej fabule, w genialnej oprawie wizualnej. Autorskie kostiumy, charakteryzacja, scenografia, efekty oraz oświetlenie tworzą obraz przykurzonego cyrku – zombie, będącego wspomnieniem porywczej drag queen „Divy Zwei”. Utrzymane w atmosferze czarnego humoru przedstawienie przenosi widza do świata mrocznej bajki. Klasyczna żonglerka, hula hoop i iluzja miesza się z burleską, groteskową radziecką kobietą gumą, fakirem i manipulacją ogniem. Mamy więc coś dla fanów mocnych wrażeń, subtelnej erotyki oraz kontrowersyjnych dowcipów. W „It’s a Freak Show” najważniejsza jest chyba jednak nieposkromiona energia artystów oraz fakt, że postacie wykreowane na scenie pochodzą tak naprawdę z nich samych. Sposób w jaki prezentują swoje umiejętności porywa i budzi emocje widzów.

TATTOOFEST 24

fot. Maciej Sitarz

www.facebook.com/kafricocktail www.facebook.com/BanditQueenCircus www.facebook.com/banditqueencircus.freakshow

fot. Mieszko Chmielarski

fot. Maciej Sitarz

fot. Maciej Sitarz

Drugiego dnia konwentu zaprezentowała się sama dyrektor artystyczna grupy Agata Piesiewicz, znana również jako Kafri Cocktail. Pomiędzy koncertami gwiazd konwentu - The Analogs i Odyssey, odbył się pokaz fire show utrzymany w stylistyce pin-up, który urzekł publiczność kobiecym wdziękiem oraz efektownością ognia.

TATTOOFEST 25



„INKarnation - Tattoo & Lifestyle” to nie tylko książka, to coś na kształt wyznania wiary, to świadectwo pasji i obraz stylu życia wytatuowanych ludzi. Zdjęcia dużego formatu, autorstwa wielu międzynarodowych fotografów, ujawniają bohaterów książki, którymi są: alternatywni modele i modelki, artyści, muzycy i tatuatorzy, po prostu ludzie, którzy całkowicie oddali się sztuce tatuażu. „INKarnation” mówi o prawdziwej miłości i pasji do zdobienia ciała oraz pozwala dostrzec, jak ciekawa i kreatywna jest ta scena. Wyznań bohaterów wysłuchał redaktor Dirk Behlau, a Scary Guy, amerykański trener motywacyjny, przedstawił w przedmowie swoją filozofię, w której opowiada się przeciwko nienawiści, przemocy, uprzedzeniom i mobbingowi w szkołach i firmach na całym świecie. Opisuje burzliwą historię swojego życia, od jego początków jako fotografa niemowląt i sprzedawcy komputerów do międzynarodowego ambasadora miłości i akceptacji.

Książkę tą mieliśmy okazję zobaczyć na żywo podczas jednej z zagranicznych konwencji. Jest pięknie wydana i zawiera sporo dobrych zdjęć, na których widnieją znajome twarze tatuatorów i kilku naszych Kudi. Nie jest przypadkiem to, że przypomina modlitewnik i pokryta jest czarną, sztuczną skórą, ozdobioną wytłoczonymi czaszkami autorstwa artysty Hydro 74. Wydawnictwo zachwalał nam niejaki Marc Wnuck, który następnie przesłał publikowane materiały, a tak oto do sięgnięcia po nią zachęcają sami autorzy:

TATTOOFEST 28

Zaczyna się tak: „Mój przyjaciel Dirk Behlau z Niemiec zadzwonił do mnie pewnego dnia i powiedział: „Hey Scary, czy chciałbyś napisać kilka zdań wstępu do naszej nowej książki? Będzie się nazywać „Inkarnation, wyznanie wiary”, właśnie jestem w trakcie jej tworzenia.” Gdy pierwszy raz usłyszałem te słowa, mające być intencją i przesłaniem książki, utożsamiłem się z nimi natychmiast.

Nazywam się Scary Guy. Zmieniłem imię w 1998 roku w sądzie w Tucson w stanie Arizona. W czasie kiedy to zrobiłem, byłem właścicielem trzech studiów tatuażu w Tucson (prowadziłem je przez 10 lat). Patrząc wstecz, zmiana mojego imienia była moim osobistym wstępem do nowego życia. Zacząłem tatuować się będąc już w dojrzałym wieku, mając prawie 30 lat. Na początku pokrywałem miejsca, które zasłaniało ubranie, aż w 1993 roku po raz pierwszy w życiu spotkałem artystę, który miał tatuaże na twarzy. Wtedy w tym środowisku było tylko kilka takich osób, a ja zostałem wyraźnie ostrzeżony przed nimi przez starych wyjadaczy z branży. Nigdy jednak nie brałem pod uwagę tego, co ludzie uważają za dobre dla mnie, więc przez kolejne 7 lat umieszczałem tatuaże na twarzy. W 1998 roku była ona już mocno wytatuowana i rozpoznawalna…” Ilość stron: 302 Ilość zdjęć: 320 Język: angielski Format: 19 x 32 cm Opracowanie: Dirk Behlau Wydawnictwo: Feierabend Unique Books, Kolonia Cena: czarna oprawa - € 48,00; oprawa biała, ilość limitowana - € 98,00 www.inkarnation.zeixs.com

TATTOOFEST 29


TATTOOFEST 30

TATTOOFEST 31


W ROMANTYCZNYM STYLU trafiła do magazynu dzięki zaangażowaniu Tobiego, bliskiego przyjaciela i sezonowego pracownika studia „Eisenherz Tattoo”, z którym związana jest również nasza bohaterka. Miejsce to od jakiegoś czasu jest chętnie odwiedzane przez polskich artystów, z którymi wspomniany Tobi stara się utrzymywać jak najlepszy kontakt. Serdecznie dziękujemy za jego aktywność i zapraszamy do zapoznania się z dokonaniami Freulein. TF: Wiemy już gdzie pracujesz, powiedz jak się tam znalazłaś? Freulein: Zanim 4 lata temu rozpoczęła się moja przygoda z tatuowaniem, odbywałam praktykę jako malarz porcelany i chodziłam do szkoły projektowania produktów. Szansę pracy w moim dzisiejszym zawodzie otrzymałam całkiem przypadkiem. Pewien tatuator z lokalnego studia sam zapytał mnie, czy nie zależałoby mi na uczeniu się tej profesji. Spędziłam w jego studiu 2 lata, po czym trafiłam do „Eisenherz Tattoo” w Magdeburgu, gdzie przez moment byłam jedyną tatuującą

osobą. Lokalną scenę charakteryzowały tatuaże cieniowane i realistyczne, więc obawiałam się, że takie właśnie będą oczekiwania klientów. Na szczęście, w krótkim czasie udało nam się stworzyć trzyosobowy, zróżnicowany pod względem stylu zespół, a teraz stale zapraszamy artystów na gościnne tatuowanie. Odwiedzili nas między innymi: Bernd Muss, Voller Kontrast, Bam, Bartek Kos i Bartosz Panas. Możemy zaoferować trafiającym do nas ludziom tatuaż w każdym klimacie, dlatego spotykamy się z ciekawymi i różnorodnymi pomysłami. Jestem bardzo dumna z wyników naszej ciężkiej pracy i chciałabym serdecznie podziękować za wszystko ekipie „Eisenherz”. TF: Jak scharakteryzowałabyś swoje prace? Freulein: Trudno powiedzieć, cały czas się rozwijam ale myślę, że przede wszystkim widać w nich kobiecą rękę. Najtrafniej określiłabym mój styl jako romantyczny i tradycyjny. Staram się obrazować rzeczy po prostu tak, jak je widzę i czuję. Wspomnę, że największe trudności mam zawsze z rysowaniem potworów i wszelkich przerażających postaci… Oczywiście zależy mi na tworzeniu customowych prac, ale to nie zawsze bywa możliwe. Nie chcę dawać klientowi poczucia, że nie ma nic do powiedzenia w kwestii projektu, który będzie nosił. Inspiracje czerpię głównie z przyrody, obserwacji zwierząt i roślin. Odniesień szukam w książkach, albumach czy internecie i zamiast kopiować innych, pomału rozwijam coś własnego. Nie mam oczywiście na myśli tego, że czyjeś dokonania mnie nie inspirują, różnorodność artystów jest ogromna i uwielbiam śledzić twórczość wielu z nich. Poza tym, cenię fotografie z lat 1940-1950, ludzie wyglądali wtedy tak czarująco! Czasem lubię dodawać do prac elementy realizmu, próbować nowości, kombinować… Wszystkie tego typu działania gwarantują nieustanny rozwój.

TF: Powiedz coś, co pozwoli czytelnikom zrozumieć, jaką osobą jesteś? Freulein: Na pewno bardzo rodzinną, a moje prywatne życie jest dla mnie święte. Mieszkam i pracuję ze wspaniałym człowiekiem wspierającym mnie we wszystkim co robię. Mamy 2 psy, z którymi codziennie chodzimy na długie spacery dające możliwość oczyszczenia umysłu i zapomnienia na chwilę o zwariowanym klimacie studia. Oglądnięcie dobrego filmu w gronie przyjaciół plus pyszne jedzenie na talerzu, to dla mnie sposób na udany wieczór. TF: Jak żyje się w Magdeburgu? Freulein: To miasto o niekonwencjonalnej architekturze, zamieszkane przez ludzi, którzy wiedzą czego chcą. Jest tu wielu młodych artystów tworzących i wystawiających ciekawe projekty. Mamy niesamowity teatr, mnóstwo niewielkich, przytulnych barów i kawiarni. A jeśli chcesz uciec od życia w mieście, najlepszym pomysłem jest spacer wzdłuż Łaby. Dużą zaletą Magdeburga jest jego świetna lokalizacja, niewielka odległość dzieli nas od miast takich jak: Berlin, Drezno czy Lipsk. Tutejsi klienci są coraz bardziej otwarci na autorskie projekty i chętnie się tatuują. TF: Jak przedstawiają się twoje plany? Freulein: W tym momencie ważne jest dla mnie, aby być zaangażowaną w jak największą ilość projektów. Nie mam konkretnej wizji przyszłości, ale jednym z moich celów jest otworzenie własnej pracowni artystycznej. Sztuka ma tak wiele twarzy, że nie mogłabym i nie chciałabym skupiać się tylko na jednej, określonej dziedzinie.

FREULEIN FUX TATTOOFEST 32

TATTOOFEST 33


TATTOOFEST 34 TATTOOFEST 35

www.facebook.com/dasfreuleinfux www.facebook.com/eisenherz.tattoo.piercing

FREULEIN FUX


FREULEIN FUX TATTOOFEST 36

TATTOOFEST 37



INSPIRACJE

ANIA TOMICKA

O tym, czym jest lowbrow pisaliśmy dość dawno temu, bo w szesnastym numerze TF. Jeśli nie pamiętacie lub nie wiecie, w każdej chwili możecie przeczytać wspomniany artykuł, gdyż większość archiwalnych wydań wciąż jest dostępna u nas, a także do znalezienia w internecie. Wracamy do tego, ponieważ prace autorstwa Ani Tomickiej, wpisują się w nurt zwany pop-surrealizmem, który wywodzi się właśnie z lowbrow. Wspomniany styl jest połączeniem mrocznego klimatu horrorów z dziecięcą estetyką, czerpie z surrealizmu i popkultury. W obrazach tego typu nie brakuje dziewczynek o wielkich głowach, najdziwniejszych stworzeń, które mimo przedstawienia w słodki sposób, często wzbudzają niepokój. Podobno styl ten nie jest szczególnie doceniany przez krytyków sztuki, ale ulega mu coraz więcej artystów, a odniesienia do niego widoczne są w modzie i fotografii.

TATTOOFEST 41


A

nia Tomicka urodziła się w 1985 roku w Łodzi, a kiedy miała 9 lat, przeprowadziła się do Włoch. Tam bardzo poważnie zaczęła interesować się rysunkiem, najpierw fascynowała ją manga, a następnie realizm. W 2004 roku ukończyła liceum plastyczne. Już w pierwszych latach edukacji zaczęła malować farbami olejnymi i wkrótce to one stały się jej ulubionym środkiem wyrazu. Następnie uczęszczała do Akademii Sztuk Pięknych w Wenecji, gdzie odnalazła wiele inspiracji dla twórczości akademickiej i realistycznej. Rok później zamieszkała w Toskanii i kontynuowała naukę na Akademii we Florencji. Tam zaczęła koncentrować się zarówno na sztuce cyfrowej, jak i ilustracji, czego konsekwencją było ukończenie Akademii Sztuki Cyfrowej NEMO NT (gdzie otrzymała tytuł ucznia roku). Jej ukochany artysta to Salvador Dalì, wyjątkowo ceni też wielkie, pełne absurdu i dziwnych stworzeń płótna Wojciecha Siudmaka. Twierdzi, że jej prace mówią o niej wszystko i nic, zawiera w nich to, co w danym momencie ją nurtuje. Nieczęsto w ogóle zdradza, co wyrażają. Za swoje największe, artystyczne osiągnięcie uważa solową wystawę w Rzymie, w galerii „Mondo Bizzarro”, czyli miejscu, które pokazuje obrazy najbardziej znanych pop-surrealistycznych malarzy. Niebawem jej prace zawisną także w Australii, USA i Francji, co oczywiście bardzo ją satysfakcjonuje. Parę miesięcy temu po raz pierwszy zobaczyła swoje rysunki przeniesione na skórę i to, że ktoś nosi jej sztukę na sobie, zrobiło na niej niesamowite wrażenie. Osobiście ma jeden mały wzór na karku - przedstawia wiewiórkę, którą sama narysowała. Do Polski nie wraca zbyt często, odwiedzała ją z rodzicami, kiedy była młodsza, ale niestety z czasem te wizyty stały się coraz rzadsze. Z dzieciństwa nie pamięta zbyt wiele, dobrze wspomina ludzi i jedzenie, i mimo że kocha kuchnię włoską, tęskni za niektórymi, naszymi smakami. Ostatni raz była w kraju dwa lata temu i ma nadzieję, że niebawem uda jej się wrócić.

www.aniatomicka.com

ANIA TOMICKA TATTOOFEST 42

www.ania-tomicka.blogspot.com www.facebook.com/ania.tomicka

TATTOOFEST 43



A

by zrozumieć z kim macie do czynienia, musicie wyobrazić sobie hardcore’owego, żyjącego na maxa i nieustannie serfującego na krawędzi chłopaka. By ten materiał mógł do Was trafić, biegałem za nim przez 2 lata, a też do ospałych nie należę. Mimo wszystko było warto, bo jest on po prostu szalenie, tak właśnie, „szalenie” fajny. Kiedy po raz pierwszy malowaliśmy razem ścianę w jego dzielnicy, gdańskim Wrzeszczu, czułem z jak zupełnie innych bajek jesteśmy. Wskazując kawałek muru powiedział do mnie „TU SE pomaluj!” i po paru godzinach powstała wspólna praca o tybetańskich dzieciach. Nasze światy połączył problem łamania praw człowieka, czego dowodem był także jego późniejszy udział w tworzeniu warszawskiej Galerii Tybetańskiej. Przed Wami TUSE, czyli synek od farb, muzyki i sportów ekstremalnych.

www.tuse.pl www.facebook.com/tuse77

Dariusz Paczkowski, 3fala.art.pl

TATTOOFEST 46

TATTOOFEST 47


Ewolucja stylu? Tuse: Maluję od blisko 18 lat i tak jak zmienia się otaczająca nas rzeczywistość, tak każdy tworzący coś człowiek stara się rozwijać, ulepszać swój warsztat, poszerzać spojrzenie na graffiti czy każdą inna formę ekspresji. Patrząc na moje realizacje, można bez problemu prześledzić drogę od ‘95 roku do dnia dzisiejszego. Zaczynałem od bardzo prostych graficznie charakterów. Z upływem lat malowałem bardziej fotorealistycznie, a mniej komiksowo. Do tego, w międzyczasie udało mi się ukończyć gdańską Akademię Sztuk Pięknych na Wydziale Malarstwa i Grafiki, co niewątpliwie zmieniło moje podejście do ulicznego malowania, lecz nie przeobraziło w „zawodowego” artystę muralistę, a bardziej wzmocniło umiejętności graffiti. W tamtym czasie tworzyłem dużo portretów realistycznych, ale rozmytych w charakterystycznym dla siebie stylu, co było rozpoznawalne dla ludzi ze środowiska i nie tylko. Fotorealizm wymaga oczywiście wypracowania warsztatu, niemniej jednak, każdy z czasem jest w stanie to opanować. Po wielu takowych pracach, zwyczajnie przestały mnie już bawić i zacząłem poszukiwać nowej drogi. Aktualnie maluję bardziej graficznie, tak jak czuję i jak mi się podoba. Graffiti jest wolne i ma sprawiać przyjemność, więc nie doszukiwałbym się odpowiedzi na pytanie: „co autor miał na myśli?”. Po co? Tuse: Graffiti to styl życia. Brzmi trochę jak górnolotny frazes, ale moim zdaniem tak jest. Ci, którzy się tym zajmują, wiedzą o czym mówię. To miesiące spędzone na rysowaniu projektów, wydawanie oszczędności na farby, poświęcanie wszystkich wolnych chwil malowaniu, szukaniu nowych miejsc, oglądaniu prac innych. Do tej pory zdarza mi się usłyszeć za plecami zdumienie przechodnia: „za własne pieniądze to robicie, a ile kosztuje taka farba?!”. To dla nich niezrozumiałe, że ktoś może „tracić” swój czas i część dochodów po to, aby dana elewacja w mieście reprezentowała nas przed turystami i mieszkańcami. Dlatego właśnie nie boję się nazwać tego stylem życia, po prostu jedni za oszczędności kupują skórzane spodnie i wsiadają w weekend na motocykl, a inni idą malować. Kolejną kwestią, której nie można pominąć, jest będąca nieodłączną częścią gry rywalizacja. Każdy chce być królem i robić najlepsze obrazki w najfajniejszych miejscach, każdy z nas lubi oglądać rzeczy innych malarzy, bo to nakręca do działania. Z tego też powodu graffiti rozwija się w dużych aglomeracjach. Ściany czy płótna? Tuse: To dla mnie dwie zupełnie odmienne kwestie. Graffiti ma w sobie coś z nielegalności, a co za tym idzie wolności, dodatkowo za jego pomocą komunikujesz się z otoczeniem. Prace na ścianach mają o wiele luźniejszy

TATTOOFEST 48

charakter, mogę pozwolić sobie na kolokwialne teksty, grę słów w chmurkach, itd.. Obrazy, które są później wystawiane w galeriach podlegają zupełnie innej ocenie. Pomimo, że czasami są podobne, muszą spełniać więcej kryteriów i są analizowane w zupełnie inny sposób, często przez zawodowych artystów, dla których nie narzędzie, a kompozycja i forma są podstawą. Inspiracje? Tuse: W dobie internetu każdego dnia można zobaczyć jakiś fajny obrazek czy grafikę. Jest masa fantastycznych artystów graffiti, street artowych, muralistów. Codziennie widzę świetne prace z całego świata, które inspirują mnie do dalszego i lepszego działania. Nie chcę wymieniać ksyw, ale jest bardzo wielu kreatywnych ludzi, którzy nakręcają innych. Pasje? Tuse: Graffiti, turntablizm, surfing, tatuaże i „Perła Miodowa”. Od kilku lat gram na gramofonach co jest spełnieniem moich młodzieńczych marzeń. Udało mi się wydać kilka mixtape’ów i zagrać parę imprez w doborowym towarzystwie. Staram się również regularnie pływać na desce, co ostatnio pokrzyżowały kontuzje. Systematycznie powiększa się też moja galeria na skórze. W tym miejscu chciałbym pozdrowić Zappę, Daveee’a, Sławka z „Danz Ink” i Łukasza z „Tat Studia”. Niby po każdym kolejnym tatuażu obiecuję sobie, że to już ostatni, ale tak naprawdę chciałbym kiedyś „zbudować t-shirt”. Miłości do „Perły Miodowej” płynie z serca, heh. Teraźniejszość? Tuse: Obecnie, poza tym że dużo maluję i jeżdżę po naszym pięknym kraju, to pracuję również nad filmem. Będzie to druga część dokumentu o polskim turntablizmie - „DJ Super Cuts 2”. Pierwszą wydałem w 2001 roku, po wielu perypetiach i 12 latach, zabrałem się za kontynuację. W filmie występuje około 15 DJów z całej polski - ścisła czołówka. Do tego o pomoc poprosiłem kolegów malarzy, którzy przygotowują animacje i grafiki. Pierwszym operatorem jest Rafał Wojczal, dzięki którego pomocy film będzie dobrze przygotowany technicznie, a za większość rysunków do animacji odpowiada Mehes. Mamy nadzieję stworzyć dokument, którym będziemy mogli pochwalić się za granicą. Premierę planujemy na wrzesień 2013. A to po co? Tuse: To wszystko dla hip hopu. Plany? Tuse: Rozwijać się, więcej i lepiej malować, uczyć się scratchu i zrobić trik na fali o nazwie „ten finger toes on the nose”.

TATTOOFEST 49



Mikael De Poissy to autor trzech prac inspirowanych witrażami i według

wizji artysty, tworzących jedną całość. To właśnie dzięki nim, nasz bohater zyskał największą popularność. Poza tym, z zamiłowania jest podróżnikiem i archeologiem posiadającym przeróżne, własnoręcznie wykopane, wiekowe przedmioty.

TF: Początki? Mikael: Zacząłem tatuować w wieku 18 lat, a w studiu pracowałem już rok później, wychodzi więc na to, że mam ponad dwudziestoletnią praktykę. Decyzja, aby się temu poświęcić przyszła w bardzo naturalny sposób, to było coś na kształt wizji czy objawienia. Facet ubrany w sukienkę pojawił się w chmurach, wskazał na mnie palcem i powiedział: „ej koleś, niebawem będziesz tatuował.” Ha, ha. Dwa albo trzy miesiące później zdobyłem podstawowe wyposażenie i wystartowałem. TF: Posągi, rzeźby, witraże - to jakby twoje znaki rozpoznawcze, przynajmniej w pewnym okresie twórczości. Mikael: Któregoś dnia po prostu poczułem pragnienie robienia czegoś, co dogłębnie rozumiałem, co było mi znane kulturowo, a zarówno francuska historia, jak i w ogóle historia Europy, są moją wielką pasją. Rzeźby i witraże miałem szansę obserwować od najmłodszych lat, 90% posągów, które tatuuję, pochodzi z moich własnych fotografii. Nawet mimo tego, że regularnie bywam w Azji i bardzo lubię tamtejszą sztukę muszę przyznać, że nie do końca ją rozumiem. Wynika to z zawartych w niej kodów, historycznych i religijnych odniesień, które nie są mi bliskie, i których często nawet nie dostrzegam. Podobnie ma się sytuacja z czystym, amerykańskim old schoolem. On nie wywodzi się z mojej kultury i nawet jeśli również bardzo go lubię, to nie panuję nad jego zasadami. Co do stworzonego przeze mnie tryptyku powiem, że gdy pomysł ten zaczął rodzić się w moim umyśle, byłem niezwykle podekscytowany. Przygotowałem projekty na plecy trzech osób, a potem szybko znalazłem chętnych na ich wykonanie. Praca na tak dużej powierzchni bardzo mnie cieszyła! Można podziwiać każdy z tych tatuaży osobno, ale 3 obok siebie robią zdecydowanie większe wrażenie. Na ich wykonanie potrzebowałem prawie 200 godzin, ale udało się ukończyć wszystkie w ciągu jednego roku. TF: Gdzie i z kim pracujesz, co jest istotne, zanim w ogóle rozpoczniesz swoje działania? Mikael: Mam małe studio w pobliżu Paryża. Towarzyszy mi Inkee Dee, który wykonuje tatuaże w stylu orientalnym, więc dobrze się składa, bo ja się ich nie podejmuję. Być może niebawem zaproszę do współpracy kogoś, kto zająłby się robieniem wszelkich drobiazgów. Cenię sobie przede wszystkim dobry kontakt z klientem. Jeśli rozpościera się przede mną wizja spędzenia z kimś dłuższego

TATTOOFEST 52

TATTOOFEST 53


TATTOOFEST 54

TATTOOFEST 55


czasu, naturalnym jest, że wolałbym aby była to osoba, z którą łatwo mi się porozumieć. Ważny jest oczywiście projekt, ciekawy i utrzymany w przyjaznym mi stylu. Na koniec, ktoś musi wyraźnie określić wielkość pracy, w celu uniknięcia mojej rozległej ekspansji! TF: Jakie są twoje inne pasje? W czym poza tatuowaniem odnalazłbyś radość? Mikael: Zbudowałem pracownię w pobliżu mojego domu i zacząłem malować. To bardzo spokojne miejsce, gdzie lubię pobyć sam ze sobą i gdzie mogę się wyciszyć. Nigdy nie zadawałem sobie pytania, co robiłbym nie będąc artystą tatuażu. Bez wątpienia spełniałbym się pracując w terenie i przekopując piasek w poszukiwaniu kości dinozaurów. Może miałbym sex shop na placu Pigalle? Sam nie wiem… Rzeczy wydają nam się lepsze, gdy są widoczne z zewnątrz. Myślę, że jestem człowiekiem pełnym pasji. Kolekcjonuję wiele różnych przedmiotów, szczególnie interesują mnie wszelkie starocie i to jest powód, dla którego często spędzam czas na łonie natury, buszuję po lasach i polach. Znajduję waluty lub przedmioty, które często pamiętają zamierzchłe czasy. Jestem niewątpliwie nostalgiczny. TF: Zdaje się, że niełatwo spotkać cię na konwencjach tatuażu? Mikael: Nieczęsto pracuję podczas tego typu imprez, ale zazwyczaj

uczestniczę w tych w Montrealu i Paryżu. Możecie spotkać mnie, jeśli podobnie jak ja dużo podróżujecie. Bywam jako gość na wielu międzynarodowych eventach, np. w Tokio, Pekinie, Nowym Jorku lub na „Ink’n’Iron” w Kalifornii. TF: W ostatnim czasie widać sporą zmianę w rodzaju prac jakie wykonujesz, z czego ona wynika? Mikael: Właściwie uważam, że my Europejczycy wymyślamy nowy nurt w tatuażu, który nam wydaje się bardzo jasny, i od którego trudno uciec. Osobiście odnajduję się w nim i nazywam „europejskim neo-traditionalem”. Doskonalimy go z miesiąca na miesiąc i sądzę, że to zwrot w historii tatuażu. A nawet jestem tego absolutnie pewien! TF: Jak postrzegasz scenę tatuażu we Francji? Mikael: Powiedziałbym, że w ciągu ostatnich 15 lat ogromnie się rozrosła, a liczba salonów sięgnęła kilku tysięcy. Zjawisko to zaczęło rozwijać się tu na początku lat osiemdziesiątych. Warto wiedzieć, że pod koniec lat siedemdziesiątych w całym kraju było tylko jedno studio. Obecnie tatuaże są popularne, ale ich wysoka jakość jest raczej rzadkością. Dziękuję za wywiad i mam nadzieję, że spotkamy się któregoś dnia.

www.tattoo.fr www.facebook.com/Mikael.de.Poissy

TATTOOFEST 56

TATTOOFEST 57



fot. Magdalena Kozłowicz

kudi chick

TATTOOFEST 60

TF: Jesteś silnie związana z miejscem, w którym żyjesz? Daga: Kocham Wrocław i uważam, że jest piękny. Wychowałam się tu, więc mam masę wspaniałych wspomnień, zawsze otaczali mnie przyjaciele i inni, świetni ludzie. To miasto spotkań, różnic i kontrastów, pełne odmiennych kultur i narodowości. Najbardziej lubię Wyspę Słodową, czyli miejsce spotkań młodych ludzi, znajdujące się tuż obok Ostrowa Tumskiego (najstarszej części Wrocławia) i Uniwersytetu Wrocławskiego.

TATTOOFEST 61

fot. Diana Błażków

Drugi raz przy okazji relacjonowania wrocławskiego konwentu gościmy na okładce rodowitą mieszkankę Wrocławia, więc może stanie się to już naszą małą tradycją. Tym razem jest to Daga, która sama świetnie scharakteryzowała się już w pierwszych słowach wypowiedzi. Od siebie dodam, że zaraża uśmiechem i pozytywnym nastawieniem. Krysia

fot. Sebastian Paszkiewicz

fot. Daniel Macidłowski

TF: Słowo na początek? Daga: Nazywam się Daga, urodziłam się w mieście 100 mostów, gdzie aktualnie pracuję jako kelnerka. Obecność w magazynie zawdzięczam swoim zainteresowaniom, czyli fotomodelingowi, modzie i oczywiście tatuażom. Jestem osobą niewielkiego wzrostu, ale z wielką charyzmą i wyraźnym charakterem. Żyję z dnia na dzień, nie planuję i nie martwię się o jutro. Do tej pory wszystko przychodziło mi stosunkowo łatwo, choć oczywiście zdarzały się też trudne chwile. Uważam, że nie można się załamywać, trzeba iść dalej i myśleć pozytywne, wtedy wszystko jest prostsze.


fot. Sebastian Paszkiewicz

fot. Sebastian Paszkiewicz

kudi chick

fot. Diana Błażków

fot. Sebastian Paszkiewicz

fot. Sebastian Paszkiewicz

TF: Nigdy nie myślałaś o przeprowadzce? Daga: Mam takie doświadczenie w swoim życiorysie. Mając 19 lat przeprowadziłam się do Hanoweru, gdzie mieszkają moja mama i siostra. Pojechałam na miesiąc, a skończyło się tak, że zostałam na rok. Opiekowałam się nowo narodzoną siostrzenicą i pracowałam jako kelnerka w greckiej restauracji. Wróciłam, bo stwierdziłam po prostu, że Wrocław jest dla mnie lepszym miejscem do życia. Gdybym miała wybrać inne polskie miasto, to zdecydowałabym się na Gdańsk. Dlaczego? Bo jest nad morzem i odpowiada mi panujący tam klimat. Generalnie wychowywali mnie babcia i dziadek, bo mama od 15 lat mieszka i pracuje w Niemczech. Ja ze względu na szkołę, przyjaciół i swoje sprawy nie chciałam wyjeżdżać. Po śmierci dziadków opiekowała się mną ciocia, ale potem ona również wyjechała. Mimo tego, że od 16-go roku życia mieszkam sama, myślę że wyszłam na ludzi.

TATTOOFEST 62

TF: Wspomniałaś o niewielkim wzroście, częściej pomaga czy przeszkadza? Daga: Raz przeszkadza, a raz nie, to zależy od humoru i sytuacji. Niewiele jest osób, które mogą bezkarnie powiedzieć do mnie „mała”. Nie znoszę, gdy ktoś traktuje mój wzrost jako wadę czy powód do drwin. W zasadzie tylko w takich sytuacjach nie czuję się komfortowo, natomiast na co dzień lubię być niska. Jeśli chodzi o życie codzienne, to czasem mam

problem np. w sklepie, gdy coś stoi za wysoko, zawsze jednak znajdzie się ktoś, kto pomoże i sięgnie za mnie. Co do ubrań czy butów, to kupuję je w zwykłych sklepach sieciowych, często też zdarza mi się zajrzeć na dział dziecięcy. Przy moim wzroście i rozmiarze XS, mogę znaleźć naprawdę dużo ciekawych rzeczy. TF: Tatuaże? Daga: Powstają bardzo spontanicznie. Nie myślę jak będzie wyglądało moje ciało kiedyś, jak wspomniałam, żyję chwilą i robię to, na co w danym momencie mam ochotę. Właściwie to tylko jedna praca była mocno przemyślana. Zawsze chciałam mieć podobiznę mamy, no i mam. Reszta to kwestia chwili. Zaczęło się tak: kiedy miałam 16 lat spotykałam się z chłopakiem, który miał na łydce tatuaż zrobiony w wojsku. Podobał mi się, więc i ja zdecydowałam się na domowy zabieg i zostałam posiadaczką tribala. (Z sentymentu zdecydowałam się go nie zakrywać.) Później robiłam kolejne, niewielkie tatuaże, aż do czasu, kiedy znajomi zeswatali mnie z moim obecnym chłopakiem. On zachęcił mnie do wykonania prac większych rozmiarów w jednym z wrocławskich studiów. Generalnie lubię styl komiksowy, podobają mi się też prace realistyczne, ale tak naprawdę, mam na ciele jeden wielki miszmasz. TF: Wspomniałaś na początku o swoich zainteresowaniach, rozwiń temat. Daga: Często chodzę po „lumpeksach”, wyszukuję ciuchy, przerabiam je

w zależności od nastroju i pomysłów, buszuję po różnych stronach internetowych, a dodatkowo spędzam czas z przyjaciółką Olą Topczewską, która jest projektantką i wizażystką, niejednokrotnie przygotowującą mnie do różnych sesji. Pozowaniem zainteresowałam się 3 lata temu, podczas przeglądania jakiegoś portalu poświęconego modelkom, stylistom i fotografom. Utworzyłam na nim swój profil i zamieściłam zdjęcie zrobione przez 16-letniego wtedy znajomego. Wszyscy dookoła mówili mi, że jestem fotogeniczna, więc coraz częściej umawiałam się z kimś na sesje. Z czasem na moim ciele pojawiały się kolejne tatuaże, fotografowie coraz częściej chcieli pokazywać wytatuowane modelki, więc byłam proszona o współpracę. Nigdy nie myślałam, że może to być coś więcej niż tylko dobra zabawa, nie sądziłam, że ktoś zaprosi mnie do udziału w teledyskach (Mrozu i Kasta „Globalnie” oraz Wice Wersa i Miodu „Oto ja”), spotach, czy wydrukuje moje zdjęcie na ulotkach i okładce magazynu. Chętnie też biorę udział w alternatywnych pokazach, jak np. ten Diany i Aniki, opisany na wcześniejszych stronach. TF: Przesłanie do narodu? Daga: Mam nadzieję, że kiedyś doczekamy się, że wytatuowany człowiek nie będzie w Polsce zjawiskiem dziwnym, gorszącym czy szokującym. Nie oceniajmy się po wyglądzie. Peace & Love! Facebook: DaGi Przyłęcka TATTOOFEST 63


Dermal Anchor, zwany również Microdermal, Micro, Anchor, Dermal, Surface Anchor Już na samym początku, w celu zdezorientowania czytelnika, nasz nagłówek przywołuje nie tylko termin Dermal Anchor, ale również zwrot Mikrodermal i inne. Jak to często bywało w odwołaniu do ogólnie pojętego tematu piercingu czy innych modyfikacji ciała, obecne Dermal Anchors są efektem długiego i bardzo drobiazgowego procesu służącego ich udoskonaleniu, który opierał się o doświadczenie, techniki i cechy jeszcze kilku metod, takich jak tworzenie „kieszeni” (z ang. pocketing) czy wszczepianie implantów podskórnych. Pomysł zakładania tych tak zwanych, punktowych kolczyków (gdy tylko jeden z końców kolczyka wystaje ze skóry) powstał już dawno temu, a próby uzyskania idealnego rozwiązania były bardzo różnorodne. Kiedy w 2005 roku technika znana jako Dermal Anchoring została przedstawiona szerszej opinii, nastąpił przełom. Prawdopodobnie najbardziej znaną publikacją związaną z tym tematem był wywiad, jakiego dla portalu BME udzielił Ben z House of Color (Kolorado, USA). Biżuteria używana wówczas była bardzo podobna do obecnych kolczyków służących do przebijania nosa, w których jedna z końcówek zgięta jest w pętlę. To właśnie ona wszczepiana była w skórę, gdzie mogła wrosnąć i „zakotwiczyć się” (z ang. anchor - zakotwiczyć), co jednocześnie wyjaśnia pochodzenie nazwy. Nawet dziś, tego rodzaju Dermal Anchors są ciągle stosowane, jednakże specjalny fragment tej biżuterii Microdermal (ilustracja na górze po lewej stronie) stał się szerzej akceptowany. Wzór ten był zainspirowany implantami podskórnymi, z tą jednak różnicą, że w trakcie rozwoju dołożono wszelkich starań, by aplikacja tej biżuterii była łatwa, podobna do standardowego piercingu i nie narażała na zachwianie stabilności umiejscowionej biżuterii. Jak to się robi? Dermal Anchor może być założony na różne sposoby, a w czasie dobierania metody implantacji pod uwagę bierze się umiejscowienie na ciele oraz napięcie skóry czy też jej rodzaj. Na dolnym obrazku przedstawiliśmy najpopularniejszą metodę zwaną punching’iem (z ang. punching - dziurawienie). Klient jednak nie musi obawiać się dużego bólu. Najmniej

TATTOOFEST 64

przyjemną częścią zabiegu jest bez wątpienia moment umieszczania elementu pod skórą. W celu dopełnienia tematu powinno się wspomnieć, iż istnieją jeszcze dwie metody - zakładanie biżuterii za pomocą igły (tzw. needle blade) oraz przy użyciu specjalnego skalpela. Korzysta się z nich według uznania i umiejętności piercer’a.

Jakie są zagrożenia? Założenie piercingu oraz jego usunięcie niesie za sobą minimalną inwazyjność. Ślad (blizna) po wyjęciu kolczyka jest bardzo mały lub praktycznie niewidoczny. Oprócz błędnego umiejscowienia (zbyt głębokiego lub niepoprawnego), ryzyko założenia Dermal Anchor wiąże się również z niebezpieczeństwem odrzucenia go przez ciało, tak jak ma to miejsce w przekłuciach powierzchniowych. Nawet zagojona już rana nie jest odporna na zakażenia, gdyż jest stale narażona na działanie czynników zewnętrznych i w efekcie jest idealnym miejscem do rozmnażania się bakterii. Staranna higiena miejsc, gdzie znajduje się Dermal Anchor, jest więc niesamowicie ważna. Należy też pamiętać, że głównymi przyczynami nieprzyjmowania się Dermal Anchor jest przypadkowe zaczepnie o coś i naderwanie. Jakość ma znaczenie! Z uwagi na sposób umiejscowienia i brak możliwości zwykłej, szybkiej wymiany stopki osadzonej w skórze, wręcz ekstremalnie ważną rzeczą jest, aby Dermal Anchor był najwyższej jakości. Tutaj nie ma miejsca na żadne kompromisy! Biżuteria powinna być wykonana z wysoko wypolerowanego, chirurgicznego tytanu G23. Z uwagi na silnie rosnącą popularność tego rodzaju kolczykowania w naszym kraju, rynek zaczął być zalewany tanimi, chińskimi podróbkami ze stali chirurgicznej czy innych stopów tytanu. To właśnie Wildcat parę lat temu, jako pierwsza firma w Europie, zaczął oferować tego typu biżuterię i jako firma mająca po dziś dzień największy wybór kolczyków wykonanych z chirurgicznego tytanu G23 gwarantuje, że wszystkie Dermal Anchor marki Wildcat produkowane są w Niemczech z tego właśnie materiału.

TATTOOFEST 65


„Mogłabym mieć coś od niego!”. Lista takich tatuatorów jest dość długa, ale powstawała przez lata i wbrew pozorom, nieczęsto trafiają na nią kolejne nazwiska. Z reguły, mimo największego uznania, odpadają wszyscy realiści, tatuatorzy pracujący w mrocznym stylu czy zuchwale powielający to, co już kiedyś zdarzyło mi się oglądać. Gianni Orlandini urzekł mnie charakterystyczną dla siebie kolorystyką i pomysłowością przejawiającą się w zamieszczanych elementach. Krysia TF: Przedstaw się czytelnikom. Gianni: Jestem Włochem, urodziłem się w Toskanii i tatuuję od 9 lat. Zanim zacząłem, byłem writerem. Robiłem graffiti w latach 2000-2005. W każdą niedzielę zbieraliśmy się z przyjaciółmi i poświęcaliśmy malowaniu cały dzień. To był bardzo szczęśliwy czas, a te działania zdecydowanie pomogły mi w moim artystycznym rozwoju. Do dziś zdarza mi się spotkać ze starą załogą i coś razem zrobić. Co do tatuaży, pierwszy spróbowałem wykonać ze zwykłej ciekawości TATTOOFEST 66

i dla zabawy, a potem nie mogłem już przestać - zestaw startowy kupiłem podczas wakacji w Tajlandii. Nie miałem mistrzów, na których się wzorowałem, ani jakiejkolwiek praktyki, po prostu ukradłem cenne informacje podczas tatuowania się u doświadczonych artystów. Po kilku latach i setkach wykonanych tatuaży otworzyłem własne studio „Luxury Tattoo” w Grosseto, spokojnym mieście pełnym plaż w południowej Toskanii. Aktualnie ekipę tworzy pięciu tatuatorów i menadżer.

TF: Co myślisz o swoich pracach? Gianni: Trudne pytanie. Ci z nas, którzy mają za cel ciągły rozwój, nigdy nie są w 100% usatysfakcjonowani efektem końcowym. Staram się przełamać klasyczne schematy rysunku i kompozycji i zachować kontrast towarzyszący tradycyjnym tatuażom. Próbuję podejmować się prac w różnych stylach, ale na szczęście, najczęściej mogę wykonywać autorskie projekty. Lubię nazywać swój styl psychodelicznym, to zresztą określenie, które często słyszałem od ludzi.

Łączę amerykański traditional z ironią, chętnie przedstawiam nietypowe przedmioty, ładne dziewczyny w starym stylu, a czasem eleganckie psy. W zeszłym roku miałem taki etap, że używałem dużo jaskrawych kolorów, teraz niejako wracam do podstaw, stosuję więcej czarnego, brązu i oliwkowej zieleni, w wyniku czego prace są ciemniejsze i bardziej tradycyjne. Jeśli to w ogóle możliwe, staram się unikać książek i stron internetowych, choć często jest to konieczne ze względu na wymagania klientów. Gdy mam wykonać coś po swojemu, czerpię inspiracje z przedmiotów codziennego użytku i z kultury mojej ukochanej Toskanii. Natchnąć może mnie jakiś element z plakatu reklamowego lub nietypowy kształt butelki zobaczonej w supermarkecie. Myślę, że działając w taki sposób czynię prace bardziej oryginalnymi i związanymi z tradycjami mojego kraju. TF: Założenia i priorytety? Gianni: Pierwsza rzecz, na jakiej mi zależy to sprawić, że ludzie chociaż przez chwilę będą szczęśliwi. Staram się nadawać moim pracom wygląd naklejki. Dużo uwagi poświęcam konturom i czarnemu cieniowaniu, generalnie zależy mi na bardziej graficznym, a mniej trójwymiarowym wyglądzie tatuaży. Bardzo lubię eksperymentować, więc mój styl stale ewoluuje. Dodam jeszcze, że świadomość klientów znacznie wzrosła w ciągu ostatnich kilku lat, chcą prostych, równych linii

i zwartych kolorów, co z pewnością stymuluje artystów do podnoszenia swoich umiejętności technicznych. Wierzę, że aktualnie we Włoszech jest naprawdę dużo dobrych tatuatorów. TF: Zdaje się, że jesteś zwolennikiem jednosesyjnych tatuaży? Gianni: Mimo, że czasem koloruję duże powierzchnie, raczej nie publikuję tych prac w internecie. Uważam, że moje tatuaże prezentują się lepiej w średnim czy małym rozmiarze i nie lubię wykonywać pracy podczas licznych spotkań. Gdy ludzie pytają o moje preferencje, zawsze o tym wspominam. Poza tym, klienci trafiający do studia wiedzą czego się spodziewać i szanują to, że pracujemy w oparciu o autorskie projekty - ktoś rzuca pomysł, a my przygotowujemy szkic. Taki system pozwala nam przestrzegać naszych standardów i utrzymać tatuaż w klimacie odpowiednim dla „Luxury Tattoo”. Muszę też powiedzieć, że mamy tutaj dobre warunki do uprawiania naszej profesji, ludzie pozostawiają nam dużą swobodę w zakresie stylu i designu, poza tym pogoda jest świetna i sprzyja relaksowi. TF: Jaki jest twój stosunek do konwencji tatuażu? Gianni: Ostatnio uczestniczyłem w imprezie w Rzymie. Lubię tego typu wydarzenia za możliwość spotkania przyjaciół i znajomych, z którymi nie widzę się zbyt

często, ale nie przepadam za pracą tam. Jestem dokładny i metodyczny, a na konwencjach obszar pracy zostaje często zredukowany do minimum co sprawia, że czuję się nieco zagubiony. Z czasem zacząłem doceniać współpracę z innymi artystami, dlatego często zapraszam kogoś na gościnne tatuowanie i sam staram się pracować poza studiem. Szczególnie często bywam w Szwecji i Finlandii. TF: Masz nietypowych pupili… Gianni: Heh, tak, dwie półtoraroczne fretki, które są świetnymi przyjaciółmi. Są uparte i niełatwe do oswojenia, ale przy odrobinie pracy stają się fantastycznymi, zabawnymi i bardzo słodkimi towarzyszami. TF: Byłeś kiedyś w Polsce? Gianni: Nie, nie mam żadnych kontaktów w waszym kraju, ale wiem, że kilku polskich artystów jest bardzo znanych. Chciałbym popracować kiedyś w środkowej części kontynentu i mam nadzieję, że ten wywiad da mi szansę na nawiązanie jakichś ciekawych znajomości. Na koniec chcę podziękować wszystkim za poświęcony czas i zainteresowanie.

www.facebook.com/gianni.o.tattooer www.gianniorlandinitattooer.com

TATTOOFEST 67


TATTOOFEST 68

TATTOOFEST 69


Wystawa THE HUMAN BODY: Klub Fabryka, ul. Zabłocie 23 (niedaleko Fabryki Shindlera) godziny otwarcia (pn-nd): 9.00-19.00

Wystawę THE HUMAN BODY, wzbudzającą niezwykłe zainteresowanie w każdym miejscu na świecie, gdzie tylko się pojawia, można oglądać w krakowskim Klubie Fabryka jeszcze do 30- go czerwca. Następnie zostanie ona przeniesiona do Gdańska, który będzie już ostatnim polskim miastem dającym możliwość jej zobaczenia. TATTOOFEST 70

Wystawa THE HUMAN BODY swoim rozmachem przekracza wszystko to, co do tej pory można było zobaczyć w naszym kraju. Organizatorzy zapraszają w fascynującą podróż w głąb ludzkiego ciała, która pozwoli na szczegółowe poznanie naszego organizmu. W dziewięciu galeriach zwiedzający mogą nie tylko zrozumieć zasady jego funkcjonowania, ale również zobaczyć, jakim uszkodzeniom ulega ciało na skutek chorób cywilizacyjnych. Eksponaty prezentowane są w różnych pozycjach po to, aby jak najwierniej przybliżyć zwiedzającym, co dzieje się w ich ciałach podczas codziennego poruszania się, uprawiania sportu i odpoczynku. Co więcej, wystawa pozwala naocznie przekonać się, jakim uszkodzeniom ulega organizm pozbawiony ruchu czy niezdrowo odżywiany. Oglądający

mają między innymi możliwość porównania zdrowych płuc ze sczerniałymi płucami nałogowego palacza. Realne i niejednokrotnie szokujące przykłady stanowią znacznie silniejszy bodziec do zastanowienia się nad własnym trybem życia niż jakikolwiek artykuł czy ilustracja w podręczniku. Celem wystawy jest więc nie tylko przekazanie informacji na temat anatomii i fizjologii człowieka, ale również dostarczenie powodu do dbania o własny organizm. Zwiedzającym towarzyszą przewodnicy - studenci kierunków medycznych, którzy wyczerpująco odpowiadają na pojawiające się pytania oraz dzielą się ciekawostkami dotyczącymi ludzkiej anatomii i fizjologii.

Ceny biletów (pn-pt): dorośli - 50 zł, studenci/seniorzy powyżej 65 lat - 40 zł, dzieci (6-15 lat) - 35 zł, osoby niepełnosprawne 35 zł, bilet rodzinny (2 dorosłych i 3 dzieci) - 125 zł Ceny biletów (weekend): dorośli - 60 zł, studenci/seniorzy powyżej 65 lat - 50 zł, dzieci (6-15 lat) - 40 zł, osoby niepełnosprawne 40 zł, bilet rodzinny (2 dorosłych i 3 dzieci) - 145 zł, Organizator wystawy: JVS Group s.r.o.

TATTOOFEST 71


1

2

3

4

1. Ivana Tattoo Art, Słowacja

2. Ivana Tattoo Art, Słowacja

3. Ivana Tattoo Art, Słowacja

4. Ivana Tattoo Art, Słowacja

5. Riccardo Cassese, Blood for Blood, Hiszpania 6. Adam Szabo, Locomotive Tattoo, Węgry 7. Riccardo Cassese, Blood for Blood, Hiszpania

5

6

TATTOOFEST 72

7

TATTOOFEST 73


2

1

4

3 TATTOOFEST 74

1. Gonzo, Tattoo Gonzo, Szczecin 2. Karol Rybakowski, Ink-Ognito, Rybnik 3. Bam, Kult Tattoo Fest, Kraków 4. Darecki, Darkness Tattoo, Świdnica



Turn static files into dynamic content formats.

Create a flipbook
Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.