The Spot magazine 2

Page 1

NEW IN TOWN

the

spot FREE magazine

JESIENNA

Melancholia Sushi PO STAROPOLSKU

Dom NA WODZIE

Projektuje AGNIESZKA ŚWIATŁY

W R O C Ł AW S K I M A G A Z Y N L I F E S T Y L O W Y • M I A S T O • K U L T U R A • D E S I G N • M O DA • N R 2



start/THE SPOT MAGAZINE

Edytorial

DLA

the spot:

Nikt nie lubi jesieni. Jest zimno, szaro i smutno. Nie chce wychodzić się z domu, chyba że do kawiarni na szarlotkę i kawę, aby chociaż na chwilę poprawić sobie humor

Magda Mania Z zawodu redaktor, z zamiłowania blogerka. Przybliża temat pierwszego w Polsce domu na wodzie, a na jesienne wieczory poleca interesujące lektury.

K

Joanna Jaskólska Odwiedza i fotografuje ciekawe miejsca we Wrocławiu i z każdego wnętrza wydobywa to "coś", a efekty można było zobaczyć już w 1 numerze The Spot.

Mikołaj Baj Ponownie zagościł w dziale "Fonoteka". Trzeźwym okiem ocenia dokonania muzyków i dzieli się swoimi wrażeniami, a jego horyzonty muzyczne zdają się nie mieć granic.

Modne miasto

Poznaj wrocławską projektantkę Agnieszkę Światły. Sprawdź co nosić w chłodne dni, weź udział w naszym modnym konkursie i poczytaj o T-shircie

REDAKCJA Redaktor naczelny: Mateusz

Drygas Widmański, Magda Mania, Mikołaj Baj, Magda Zakrzewska, Emilia Pruss, Joanna Jaskólska, Monika Zięba, Marcin Kos, Gosia Herba Projekt i skład: Hiram Okładka: foto i stylizacja Maciej Boryna fryzura Marcin Het, make-up Beata Urbańska, modelka Angela/spp Redakcja: THE SPOT MAGAZINE ul. Gąsiorowskiego 16A, 51-142 Wrocław tel. 71 723 46 44, magazine@thespot.pl , www.thespot.pl, Reklama: ad@thespot.pl, Wydawca:

18

Współpraca: Marcin

Redakcja nie odpowiada za treść zamieszczanych reklam. Materiałów niezamówionych nie odsyłamy.

www.facebook.com/ thespotmagazine

&M foto: H

toś wymyślił określenie takiego stanu - jesienna melancholia i jest to doskonała odpowiedź na wszystkie pytania dotyczące samopoczucia o tej porze roku. Deszczowa, pochmurna pogoda zniechęca do jakiejkolwiek aktywności, wzbudzając wyrzuty sumienia, że nie wykonało się zaplanowanych rzeczy. A może właśnie trzeba się poddać jesiennej melancholii i zaprzestać (i tak bezskutecznie) z nią walczyć. Kawa, napoje energetyczne i inne środki mające na celu pobudzić nasz organizm nie zmienią faktu, że w środku dnia jest już ciemno. Można wyjechać do Egiptu, ale można też rozłożyć się na kanapie, z książką, dobrą muzyką i aromatyczną herbatą, a jeśli koniecznie musisz gdzieś wyjść, może to być jedno z polecanych przez nas miejsc, które idealnie nadają się na jesiennozimowe dni, wieczory i noce, a może wtedy okaże się, że jesień jest całkiem fajna. Mateusz Drygas redaktor naczelny

Dom na wodzie

Sushi po staropolsku

Czy Wrocław zostanie drugim Amsterdamem i już wkrótce powstaną wodne osiedla na Odrze?

Jeśli chodzi o jedzenie na mieście, narodową potrawą Brytyjczyków od dawna nie jest już ryba z frytkami.

10 3

22


ON THE SPOT/miejsca

Śledzik O PÓŁNOCY

Na fali popularności warszawskich Przekąsek i Zakąsek w całej Polsce powstają podobne miejsca. Wrocław doczekał się już dwóch i to zaraz obok siebie.

W

pada się tutaj na chwilę (chociaż bywa z tym różnie) coś przekąsić i wypić. Zasady są proste. W całym menu znajdują się tylko dwie ceny: 4 i 8 zł. Pierwsza z nich to cena wszystkiego, co można wypić, zatem za herbatę, kawę, piwo (małe) czy kieliszek wódki zapłacimy właśnie 4 zł. Natomiast 8 złotych przyjdzie nam zapłacić za przekąski. W Przedwojennej (Sukiennice 1/2 ) posilić się można Gzikiem, a w Bistro Przemysłowym (ul. Kurzy Targ 3/2) mielonym. W obu miejscach furorę robi tradycyjny tatar czy śledzik. Jest też galareta czy kiełbaski. Cechą charakterystyczną tego typu lokali jest to, że czynne są całą dobę, zatem stanowią doskonały przystanek dla głodnego klubowicza pomiędzy imprezami. Są również idealnym miejscem na rozpoczęcie lub zakończenie sobotniego wieczoru na mieście i właśnie późnymi wieczorami miejsca te przeżywają prawdziwe oblężenie. tekst: Monika Zięba, foto: Joanna Jaskólska


miejsca/ON THE SPOT

Odrzańska

TĘTNI ŻYCIEM

Na zaledwie dwustumetrowej ulicy, tuż obok wrocławskiego Rynku ulokowały się orientalne restauracje, klimatyczne puby i rozmaite sklepy. Odwiedziliśmy kilka nowych miejsc, które warto zobaczyć.

C

afe & Drink Bar Pleasures (oficjalnie przy Malarskiej) to miejsce, w którym oddać się można rozmaitym przyjemnościom począwszy od aromatycznej kawy, przez domowe wypieki, na całkiem dobrych drinkach skończywszy. Miłe wnętrze, sympatyczna obsługa i ciekawe menu tworzą spójną całość. Tylko Mona Lisa w toalecie jakoś tu nie pasuje. Chociaż Das Lokal to stosunkowo nowe miejsce na wrocławskiej mapie imprezowo-pubowej, to już zdążył zyskać opinię najgorętszej piwnicy tej jesieni, i to nie tylko ze względu na panującą tam wysoką temperaturę. W tygodniu jest tu spokojnie,

w sam raz na spotkanie przy kawie, piwie czy drinku. W weekendy natomiast za sprawą progresywnej elektroniki i modnie ubranej młodzieży ma tu miejsce czyste szaleństwo. Jeśli oprócz clubbingu interesujesz się również scrapbookingiem, nie musisz ruszać się zbyt daleko. W Rupieciarni (sklep, pracownia i galeria w jednym) znajdziesz wszystko, co niezbędne do pobudzania kreatywności i ćwiczenia zdolności manualnych. Można tu kupić interesujące przedmioty w pojedynczych egzemplarzach, wziąć udział w warsztatach „Coś z niczego” czy „Decoupage dla początkujących” lub po prostu poobcować z ładnymi rzeczami w kreatywnej atmosferze.

5

tekst: Monika Zięba, foto: Joanna Jaskólska

Trzy miejsca o zupełnie różnym przeznaczeniu, klimacie i wystroju wszystkie idealne na jesienną melancholię. www.pleasures.pl www.daslokal.pl www.rupieciarnia.com.pl


ON THE SPOT/w sieci

Brzydkie

MIASTO

Wszyscy GOTOWI? Portal www.wroclove2012.com to nowe miejsce na internetowej mapie Wrocławia.

brzydki.wroclaw.pl Nazwa strony może być myląca, bo zamiast naprawdę brzydkich miejsc we Wrocławiu, możesz zobaczyć tutaj coś zupełnie innego.

O

d dwóch lat fotografuję wrocławskie starocie, pustostany, wraki, pozostałości po PRL. Wszystko to, o czym nikt nie chce pamiętać - pisze Krzysztof Stęplowski na swoim blogu. Dzięki tajemniczej kolorystyce i nietypowym kadrom prezentowane tu fotografie nabierają jednak bardziej artystycznego niż dokumentalnego charakteru. Oprócz interesujących zdjęć na stronie znaleźć można wspomnienia dość nietypowych miejsc – opuszczonych basenów czy zapomnianego kina Cukrownik.

To miejsce, w którym najważniejsi są ludzie i emocje związane z przygotowaniami Wrocławia do roli gospodarza Mistrzostw Europy w piłce nożnej. Oczywiście można tu śledzić postępy w budowie stadionu, a w przerwach między tymi informacjami dowiedzieć się czegoś o sympatii Angeli Merkel do Janis Joplin. Tutaj także poczujesz prawdziwy klimat miasta spotkań, jego ludzi, klubów, koncertów czy restauracji. Na wroclove2012.com blogują również znani i cenieni wrocławianie: Jan Miodek, Mariusz Urbanek, Sebastian Mila, Zdzisław Smektała i Leszek Pułka.

wroclove2012.com

Socrealistycznie Codziennie mijamy pozostałości po PRL-u i prawdopodobnie nawet ich nie zauważamy. Paweł Ziarko od roku fotografuje i opisuje, wszystko co związane z minioną epoką i prowokuje do dyskusji, co z tym zrobić: zostawić, wyrzucić czy przenieść do muzeum. Neony, szyldy, budynki, pomniki minionej epoki. Szpecą czy są wspomnieniem tamtych czasów?

socwroc.blox.pl 6


ludzie/SPOTLIGHT

Ubrania Agnieszki Światły zobaczyć można w jej atelier przy Jedności Narodowej 155. Dostępne są również w butikach internetowych z autorskimi kolekcjami

Agnieszka

ŚWIATŁY

Wrocław nie należy do miast, w których moda zajmuje ważne miejsce w życiu kulturalnym i artystycznym. Polscy projektanci zdecydowanie lepiej czują się w Warszawie, Łodzi czy Poznaniu. Zdarzają się jednak wyjątki.

A

g Agnieszka Światły mieszka i pracuje we Wrocławiu. Kilka miesięcy temu przy Jedności Narodowej otworzyła salon, w którym można kupić jej ubrania. Jest absolwentką Szkoły Projektowania i Stylizacji Ubioru we Wrocławiu, a dzięki swoim kolekcjom znalazła się w finale wielu prestiżowych konkursów m. in. Oskary Fashion, New Look Design czy Off Fashion. Zajęła też pierwsze miejsce podczas Gryf Fashion Show w kategorii Haute Couture. Pod koniec września w klubie Lemoniada zaprezentowała swoją najnowszą kolekcję jesień/zima 2011, a cała impreza odbyła się pod patronatem Fashion TV. Agnieszka pokazała około 30 projektów, które charakteryzują się ogromną dbałością o szczegóły, są bardzo kobiece i jednocześnie nieco zadziorne.

7


SPOTLIGHT/ludzie

foto: ナ「kasz Dziewic makijaナシ: Anna Grabowska modelki: Jacqueline Szymczak Krystyna Giergiel

8


ludzie/SPOTLIGHT

Moda

WE WROCŁAWIU Spotykamy się w butiku przy Jedności Narodowej dzień przed pokazem nowej kolekcji w Lemoniadzie. Agnieszka (cały czas z igłą i kawałkiem materiału) wita wchodzącą klientkę, a ja w międzyczasie próbuję dowiedzieć się czegoś więcej o wrocławskiej modzie. Wrocław to miasto, w którym nie dzieje się zbyt wiele w związku z modą. W Poznaniu czy Łodzi organizowane są tygodnie mody, a we Wrocławiu same pokazy to prawdziwe święto. Dlaczego tak jest? Zadałeś pytanie, na które tak naprawdę nikt nie zna odpowiedzi. Rzeczywiście Wrocław jako jedyne duże miasto w Polsce jest daleko w tyle jeżeli chodzi o polską modę. Oczywiście rozwija się ono w rekordowym tempie, jednak w zupełnie innych dziedzinach, a jest to przecież miasto studenckie. Ja bardzo chcę, by Wrocław był miastem modowym, bo wierzę, że ma ono ogromny potencjał. Lubię wyzwania. W mieście działa wielu profesjonalnych artystów, jest wiele klimatycznych miejsc, więc czego chcieć więcej? Wystarczy pasja, chęć działania i wiara w to, co się robi. Oto przepis na sukces. Jak ubierają się wrocławianie? Jak w każdym miejscu na świecie są osoby, które mają styl i potrafią się ciekawie ubrać. Są również tacy, którzy zupełnie tego nie czują. Cóż, do tej pory widziałam raczej asekuracyjny styl, ale widzę spore zmiany. Wrocławianie stają się odważniejsi, próbują nowych rzeczy, eksperymentują z kolorami i fasonami. Wszystko idzie w dobrym kierunku. Czy trudno w takim mieście zainteresować ludzi autorskimi projektami ubrań, bo przecież nie ma zbyt wielu miejsc, gdzie można takie ubrania kupić czy pokazać?

9

Jeżeli są to ciekawe projekty, jeżeli są porządnie uszyte i wykonane z dobrych jakościowo tkanin, jeżeli istnieje możliwość uszycia danej kreacji na miarę, to zawsze takie projekty znajdą swojego klienta. Wśród moich projektów można znaleźć rzeczy na specjalne okazje oraz coś na niezobowiązujące imprezy klubowe. Polki niezależnie od miejsca zamieszkania dbają o siebie i swój wizerunek. Chcą wyglądać wyjątkowo, a ja chcę im w tym pomóc. Wszyscy doskonale wiemy, że kiedy dobrze wyglądamy, doskonale się czujemy. Wszystkie Twoje prace są bardzo kobiece. Dotyczy to również zaprezentowanej w Lemoniadzie kolekcji jesień/zima 2011. Czy jest coś, co ją różni od Twoich poprzednich projektów? Ta kolekcja jest z pewnością najbardziej dojrzałą, jaką dotychczas zaprojektowałam. Inspiracją była kobieta niezależna, swobodnie czująca się w każdej sytuacji. Szeroki wachlarz kolorów pozwala na dostosowanie kreacji do okazji i nastroju. Stroje podyktowane są ponadczasową kobiecością i elegancją. Zależało mi na tym, aby każda moja klientka po założeniu kreacji czuła się wyjątkowo i pewnie, niezależnie, czy wybiera się na zwykłą imprezę czy na czerwony dywan. Każda moja kolekcja jest inna, ale staram się, aby charakterystyczne dla mnie drapowania, a przede wszystkim szlachetne materiały nadal były moim znakiem rozpoznawczym. Rozmawiał: Mateusz Drygas


ON THE SPOT/dom na wodzie

Mieszkać

NA WODZIE Jako pierwszy zdecydował się zaszczepić na polskim lądzie ideę mieszkania w domu na wodzie. Od trzech lat dąży z uporem i pasją do realizacji swojego marzenia. Pod koniec roku odbędzie się pierwsze wodowanie. Czy pomysł Kamila Zaremby, budowniczego pierwszego w Polsce domu na wodzie przyjmie się wśród Polaków?

Magda Mania: Skąd w ogóle pomysł na dom z cumą czy raczej krzyżówkę barki z domem? Czy jest to Pański autorski i opatentowany pomysł? Kamil Zaremba: To z jednej strony marzenie z drugiej - potrzeba życiowa. Facet w pewnym wieku powinien się wykazać. Odkąd pamiętam, woda jako żywioł zawsze mnie inspirowała i pociągała. Ponieważ szukałem dla siebie większego mieszkania, miałem okazję spełnić moje marzenia o przebywaniu blisko wody. Czasem w żartach mam pretensje do rodziców, że nie mieszkamy nad morzem. Dom na wodzie, który buduję, to mój autorski projekt. Po-

magało mi przy nim wielu fachowców i specjalistów. Jednak z powodu nowatorskiej konstrukcji i technologii nie udało mi się znaleźć wykonawcy. Z tego też powodu zostałem inwestorem, kierownikiem budowy, dostawcą materiałów, technologiem i architektem w jednej osobie. Gdy z perspektywy czasu patrzę na te 5 lat, które poświęciłem tematowi domu na wodzie, to czuję, że była to i jest dla mnie wspaniała przygoda. Poznałem nowe branże i nauczyłem się wielu rzeczy. Poznałem setki osób, wśród których było wielu wspaniałych fachowców. Część z nich została fanami mojego projektu. Czy to nie jest swego rodzaju odpowiedź na czasy, w jakich żyjemy:

10

ludzie w ciągłym ruchu, szybko przemieszczający się z miejsca na miejsce, ludzie bez korzeni? Nie ma czasu, a tym bardziej sensu ich zapuszczać, skoro jutro możemy się obudzić na drugim końcu świata? Hm.... faktycznie Dom Na Wodzie daje niezależność. W ten sposób mieszkają tysiące ludzi w Europie i USA. Ja na brak zajęć akurat nie narzekam, ale od wielu lat wiedziałem, że chcę mieszkać we Wrocławiu. Moja rodzina od wielu pokoleń mieszka w tym mieście i może to korzenie pozwalają mi w tych czasach znaleźć swój dom właśnie tutaj.


dom na wodzie/ON THE SPOT

Przebieg prac nad domem śledzić można na specjalnym kanale YouTube

Jak Pańska rodzina zareagowała na pływające mieszkanie? Przez pierwsze 1,5 roku sprawę trzymałem w tajemnicy. Starałem się badać temat i rozmawiać z urzędami. Na święta 2007 roku przy rodzinnym spotkaniu „wyciągnąłem kota z worka”. Na początku wszyscy byli zdziwieni, jednak kiedy okazało się, że na zadawane pytania miałem mądre i przemyślane odpowiedzi, temat chwycił. Czy ten projekt i w efekcie dom powstały dzięki Pańskim oszczędnościom czy jednak trzeba było zasięgnąć pomocy sponsorów? Pierwszemu zawsze jest trochę pod górkę. Głównie dlatego, że tego typu konstrukcja to pierwszy taki dom w Polsce. Wszystkiego trzeba się uczyć. Wiele zagadnień technicznych trzeba traktować inaczej niż w zwykłym domu. Dla przykładu: w zwykłym domu kanalizacja ma 1 stopień spadku na 1 m. W domu na wodzie kanalizacja nie może mieć tych spadków, ponieważ dom pływa. Jak rozumiem, dla potwierdzenia jakości i sensu pomysłu sam Pan w takim DNW mieszka na co dzień... a może jednak „zdradza” go ze zwykłym, wmurowanym w stabilną ziemię domem?

Właśnie tak. Planuję wprowadzić się późną jesienią tego roku. Wraz z moją rodziną chcemy w DNW mieszkać i udowodnić wszystkim sceptykom, że miałem rację i że DNW jest bezpieczny. Dodatkowo baaaardzo nie chcę być ostatnim facetem w Polsce, który zbudował taki dom.

na kosztorys, można przyjąć, że wydatki na budowę DNW są podobne do tych, które dotyczą domu murowanego z cegieł. Oczywiście jest taniej, bo nie musimy wliczać ceny działki. Banki niestety nie są w stanie przyznać kredytu. Może dlatego że DNW nie ma hipoteki.

Jak DNW poradził sobie podczas tegorocznej powodzi? Okazał się niezatapialny, w przeciwieństwie do stacjonarnych domostw, które ucierpiały podczas tej klęski?

Czy pomysł wodnych domów może się przyjąć wśród Polaków?

To był najlepszy sprawdzian tego domu, jaki mogłem sobie wymarzyć. Wszystkie wyliczenia prognozowe sprawdziły się w 1000 %. W czasie wielkiej fali DNW po prostu uniósł się na wodzie. W miejscu, w którym stale cumuje, przybyło wody o ponad 5,5 m. Jedyny kłopot to to, że część fachowców, którzy pomagali mi w budowie, wzięło wówczas „urlop”. Chyba zabrakło im odwagi i wiary w powodzenie projektu w tak trudnym czasie. Czy budowa DNW to drogie przedsięwzięcie? Czy może jest atrakcyjne na tyle, że nie trzeba się wiązać z bankiem kredytem na 50 lat? Każdą złotówkę staram się skrupulatnie liczyć. Teraz, kiedy trwają prace wykończeniowe, widzę jak wzrastają wydatki. Patrząc

11

Patrząc na Wrocław, Gdańsk, Szczecin, Kraków, Bydgoszcz, Warszawę, Mazury, twierdzę że za 3-4 lata zaczną powstawać kolejne DNW.

Więcej informacji o DNW znajdziesz na www.domynawodzie.pl


SPOTLESS/architektura

Muzeum bardzo WSPÓŁCZESNE

Na placu między Panoramą Racławicką a Muzeum Architektury pojawi się Muzeum Sztuki Współczesnej. Odważny i minimalistyczny gmach i prężnie działające w nim muzeum ma stać się nowoczesną wizytówką Wrocławia.

Projekt budynku wyłoniony został w międzynarodowym konkursie architektonicznym. Autorami zwycięskiego projektu jest Nizo Design i Pracownia Projektowa DCK

W

2008 roku rozstrzygnięty został międzynarodowy konkurs na opracowanie koncepcji architektonicznej Muzeum Sztuki Współczesnej we Wrocławiu. Autorzy zwycięskiego projektu, Nizio Design International oraz DCK Pracownia Projektowa, otrzymali 200 tys. zł. nagrody. Realizacja projektu rozpocząć się ma w 2011 roku, a zakończenie inwestycji planowane jest na 2014 rok. Minimalistyczny kształt budynku wynika z dokładnego rozplanowania wewnętrznej, użytkowej przestrzeni budynku, pod kątem stałej kolekcji, wystaw czasowych oraz powiększania zbiorów muzeum. Muzeum składać się będzie z pięciu kondygnacji

12

nadziemnych i jednej podziemnej, a żeby się nie zgubić na każdym piętrze znajdzie się multimedialny punkt informacyjny. Organiczna czerń kamienia z zewnątrz budynku kontrastować ma z bielą wewnątrz, która stanowi neutralne tło dla ekspozycji, bo właśnie różne formy sztuki mają tutaj przyciągać uwagę. Również nocą budynek będzie prezentował się interesująco - poprzez grę światła, które wydobywa się przez podświetlone otwory lub użycie dolnych partii powierzchni, budynek muzeum staje się rozświetloną bryłą rzucającą świetlną formę na pobliski park. Budowa pochłonąć ma 200 milionów zł., a do jej ukończenia zbiory sztuki współczesnej zobaczyć będzie można w bunkrze przy placu Strzegomskim.


design/SPOTLESS

Metal I SZKŁO Połączenie metalu i szkła doskonale sprawdza się w architekturze, najczęściej występuje w wykończeniu nowoczesnych i odważnych budowli. Równie imponująco prezentuje się w jasnych, minimalistycznych wnętrzach.

M

etal i szkło stanowi modne połączenie nie tylko na zewnątrz, ale i wewnątrz mieszkania, domu czy biura. Materiały te prezentują się wyjątkowo zarówno razem jak i osobno, dlatego są chętnie wykorzystywane przez projektantów czy architektów, dając im niemal nieskończone możliwości ich zastosowania. Meble i dodatki wykonane ze szkła i metalu (lub imitujących je materiałów) nadają wnętrzu nieco chłodnego i surowego charakteru, ale z pewnością takie wnętrze staje się bardziej eleganckie i nowoczesne.

Metro

BoConcept

Tobias

IKEA

Chloe

VOX

foto: mat. prasowe

Blanda

IKEA

13


design/SPOTLESS

LABO Lekcje chemii mogą być niezwykle inspirujące. Agnieszka Bar wzięła na warsztat szkło laboratoryjne i zaprojektowała kolekcję surową i chłodną, jak wnętrze niejednego laboratorium

K

olekcja szkła LABO składa się z kilku elementów: karafki do wody, szklanki, kieliszka do drinków i owocarki. Półkolista wklęsła bańka w podstawie karafki i owocarki to oryginalna dekoracja prostej bryły naczyń. Przywodzą one również na myśl bańki laboratoryjnych naczyń, które sugerują początek doświadczenia chemicznego. Kieliszek do drinków ma smukły,elegancki kształt i podobnie jak inne naczynia z kolekcji powiela geometryczną,stożkową formę, a grube szkło w zwężeniu

kieliszka odbija światło tworząc ciekawy efekt optyczny. Kolekcja LABO dostępna jest w sieci sklepów VOX. Praca dyplomowa Agnieszki Barw zakresie szkła użytkowego znalazła się wśród najlepszych dyplomów projektowych 2006/2007 w Polsce, wytypowanych przez kwartalnik „2+3d”. Swoje projekty designerskie Agnieszka prezentowała na Międzynarodowych Targach Poznańskich, podczas Designblok w Pradze i na Biennale Designu w Saint Etienne. Wzięła udział w renomowanej wystawie Talents na Międzynarodowych Targach we Frankfurcie.

14

Agnieszka Bar absolwentka Akademii Sztuk Pięknych we Wrocławiu. Studiowała sztukę użytkową na Uniwersytecie Technicznym w Libercu. Była stypendystką Akademii Sztuk Pięknych i Designu w Bratysławie.


kalendarium/ON THE SPOT

Lis top ad foto: materiały prasowe

5-27 Jazztopad

do 25

od 11

28 Herbie Hancock

Filharmonia Wrocławska

Maciej Boryna Szajba

25

Seabear Firlej

Taller: obiekt-ubranie Maryla Sobek/Muzeum Architektury

Hala Ludowa

od 24 Niektórzy myślą że jesteśmy brzydcy Studio BWA

15


THE SPOT MAGAZINE Nowy w mieście

miasto

kultura

moda

design

WROCŁAWSKI MAGAZYN LIFESTYLOWY www.thespot.pl • www.facebook.com/thespotmagazine


moda/SPOTLESS

Jesienne

TRENDY

Modowi blogerzy zyskują coraz większe uznanie w świecie mody. Zaprosiliśmy Alice Point aby wybrała to, co najciekawsze wśród jesiennych propozycji sklepów i projektantów.

Alicja Zielasko ma 22 lata i na codzień studiuje socjologię. Od ponad 2 lat prowadzi najpopularniejszego w Polsce bloga o modzie: www.alicepoint.blogspot.com

Misbehave misbhv.com

Asos Modekungen.se Alexander Wang

Top Shop

Jeffrey Campbell solestruck.com

Modekungen.se

M

oją podstawową zasadą przy dobrze garderoby tej jesieni jest adaptowanie letnich ubrań do wersji jesiennej (cieplejszej). Dżinsowe szorty wyglądają świetnie nie tylko na gołych nogach, ale również w połączeniu z grubymi, czarnymi rajstopami. Na letni top spokojnie

można nałożyć skórzaną ramoneskę. Na zimniejsze dni warto zaopatrzyć się w dłuższy sweter o grubym splocie i nosić go do samych leginsów czy nawet rajstop. A co z butami? Mamy do wyboru dwie możliwości: koturny albo grube, masywne platformy. Jesienne botki przejmują drewniane obcasy po tzw. clogsach (chodakach), które nosiliśmy latem. Dodatki

17

proponuję te same, które wybrałabym latem: torebka z ćwiekami w kształcie kuferka od Alexandra Wanga, gdyż są one w ogóle ponadczasowe oraz złoty wisiorek jako mocny, kobiecy akcent dla luźnego swetra. Mam również nadzieję, że tegoroczna jesienna pogoda będzie dla nas dość łaskawa. tekst: Alicja Zielasko/foto: mat. prasowe


SPOTLESS/moda

Modnie I WYGODNIE

W obecnym kształcie pojawiły się na początku XX wieku. Chociaż jeszcze do niedawna ukrywane pod swetrami czy koszulami, teraz to właśnie t--shirty grają główną rolę.

A

ngielski termin “t-shirt” na stałe zadomowił się w języku polskim jako swoisty synonim koszulki bawełnianej. Coraz częściej zapisuje się go jako „tiszert”, mimo że jeszcze nie zostało to uznane za normę jednak pewnie to tylko kwestia czasu. Czy jednak rzeczywiście tiszert można uznać wyłącznie za anglicyzm z jakiś powodów bardziej „cool” niż rodzime słowo „koszulka”? Należałoby tutaj zauważyć całą ideologiczną wymowę, jaką niesie za sobą pierwszy termin, a której pozbawiony jest drugi, kojarzący się nieodparcie z lekcjami wychowania fizycznego. Tiszerty stały się miejscem na prywatną reklamę, manifestację upodobań, gustów, ideologii, czy wręcz sposobem na wzbudzenie zainteresowania innych. Wystarczy choćby przytoczyć tu przykład kampanii „Tiszert dla wolności”, podczas której różne znane osobistości pojawiały się z hasłami typu: „Mam okres” lub „Nie chodzę do kościoła” na piersi. Niektóre, co bardziej radykalne wzory (jak ten ze zdjęcia obok, noszący nazwę „Communist Party”), mogą wręcz, zgodnie z obowiązującym od zeszłego roku w Polsce zakazem propagowania symboli komunistycznych, stać się podstawą do wszczęcia sprawy karnej, kończącej się nawet dwuletnim wyrokiem więzienia. Drodzy czytelnicy, nie zapominajcie, że koszulka czyni człowieka.

Romantycznie ZARA

Elegancko

RESERVED

Artystycznie

RESERVED

Wygodnie

S.OLIVER

Drapieżnie

tekst: Magda Zakrzewska, foto: mat. prasowe, Tom Burns/threadless.com

PULL & BEAR

18


foto: Paolo Roversi/H&M

moda/SPOTLESS

KONKURS

Jesienna

Alber Elbaz

STYLIZACJA

C LANVIN dla każdego

dyrektor artystyczny Lanvin

zy lubisz bawić się modą? Eksperymentować, zestawiać ze sobą różne kroje czy wzory? Jeśli tak, nasz konkurs jest dla ciebie! Przygotuj swój ulubiony zestaw na jesienne dni, połącz różne kolory, dodatki i marki, zrób zdjęcie i wyślij je na magazine@thespot. pl, a my co tydzień, do końca listopada nagradzać będziemy najciekawszą stylizację kartą prezentową o wartości 200 zł. do zrealizowania w salonach Reserved. Obudź swoją kreatywność i do dzieła!

Sponsorem nagród w konkursie jest

H&M rozpoczyna współpracę z francuską marką odzieżową Lanvin

H

&M, jeden z największych koncernów odzieżowych świata, kierujący swe produkty do masowego odbiorcy, zaprosił do współpracy firmę Lanvin, jeden z najbardziej wpływowych i prestiżowych domów mody na świecie. H&M dokonało czegoś pozornie niemożliwego: włączyło do masowej produkcji tzw. wysoką modą – ekskluzywne projekty sprzedawane (głównie ze względu na cenę) raczej wąskiemu gronu odbiorców. Nie jest to pierwszy tego typu projekt tworzony przez H&M. Klienci tej sieci sklepów odzieżowych zapewne pamiętają kolekcje sygnowane przez Karla Lagerfelda, Stellę McCartney czy japońską markę Comme des Garçons. Tego rodzaju współpraca wpisuje się w trend rozszerzania znanych luksusowych marek tak, by obejmowały szerszego odbiorcę. Trend ten to masstige, czyli udostępnianie prestiżu masowemu odbiorcy, zwany tak od połączenia angielskich słów mass i prestige. W przypadku Lanvin, prestiż ten objawia się głównie w jakości ubrań, które cechuje “charakterystyczny krój z uwagą poświęconą formie i detalom, zarówno w ubraniach dla kobiet jak i dla mężczyzn”, mówi Margareta van den Bosch, konsultant kreatywny marki H&M i dodaje, że kolekcja będzie „pełna wspaniałych niespodzianek”. Nie oznacza to, że luksusowe marki godzą się użyczać swojego logo popularnym sieciom sklepów bez jakiejkolwiek kontroli ze swej strony. Wręcz przeciwnie – dyrektorzy kreatywni osobiście aprobują projekty strojów dostosowane do masowej produkcji. Jak mówi Alber Elbaz, dyrektor artystyczny Lanvin, chodzi o to, by „udostępnić marzenia, jakie stworzyliśmy w Lanvin, szerszej publiczności (...) by to H&M sprzedawało luksus, a nie Lanvin stał się marką masową". Kolekcja „Lanvin for H&M” miała swoją premierę na stronie www.hm.com 4 listopada bieżącego roku, po czym – zaledwie trzy tygodnie później – wkroczy do ponad dwustu sklepów tejże sieci na całym świecie.

19


SPOTLESS/art

Abakany ABAKANOWICZ

Formy nigdzie nie istniejące, odkrywane intuicyjnie, świat nie odwzorcowany, lecz jego nowa propozycja. Magdalena Abakanowicz nie odtwarza rzeczywistości. Polemizuje z nią.

M

agdalena Abakanowicz (ur.1930) to artystka stojąca na czele polskiej sztuki awangardowej XX wieku. Jej prace są szeroko znane i kolekcjonowane zarówno przez indywidualnych koneserów sztuki jak i najsłynniejsze muzea świata. To za jej sprawą tkanina stała się w pełni autonomicznym materiałem rzeźbiarskim, takim jak kamień, glina czy drewno. Prekursorka tkaniny monumentalnej od kilkudziesięciu lat tworzy formy przestrzenne traktowane samodzielnie lub jako ujęte w zespoły, które od jej nazwiska zyskały miano Abakanów. Abakanowicz wypracowała własny, niepowtarzalny język tkacki. Jej rzeźby powstają z bawełnianych, wełnianych i lnianych taśm, lin, skręconych sznurków, skóry, sizalu, a nawet metalu i końskiego włosia. Początkowo artystka wykonywała formy reliefowe, które stopniowo

odrywały się od płaszczyzny, by w końcu stać się pełnoprzestrzennymi konstrukcjami tkackimi przypominającymi potężne struktury organiczne. Częstym elementem jej twórczości są zwielokrotnione sylwetki ludzkie stojące w określonym porządku. Abakanowicz obrazuje stany silnych napięć, gwałtownych uczuć. Jej prace są obrazem wewnętrznego świata współczesnego człowieka nękanego rozterkami. Tematyka jak najbardziej aktualna i uniwersalna. Być może dlatego artystka mimo upływu czasu pozostaje wierna wypracowanej przez siebie formule plastycznej. Wrocławskie Muzeum Narodowe posiada największy w Europie zbiór prac artystki, m.in. cykl Alteracje obejmujący serie prac jak Embriologia, Postaci siedzące, Anonimowe portrety, Tłum, oraz kolekcję wczesnych tkanin - Abakanów. Jej twórczości poświęcona jest osobna sala.

Na ulicy Świdnickiej możemy oglądać rzeźbę autorstwa Magdaleny Abakanowicz w formie trzech metalowych ptaków umieszczonych na wysokich, smukłych słupach. Artystka stworzyła ów projekt specjalnie dla Wrocławia. Dzieło wzbudza liczne kontrowersje zarówno ze względu na formę, która wg niektórych kłóci się z otoczeniem, jak i z uwagi na cenę. Miasto zapłaciło za nie 300 tyś. zł.

tekst:

Gosia Herba, Marcin Widmański

20

foto: Mateusz Drygas, Vanesa Krongold sxc


art/SPOTLESS

Tate MODERN Jedna z najczęściej odwiedzanych atrakcji Londynu otwarta została w roku 2005 jako czwarta placówka wchodząca w skład kompleksu galerii Tate

G

aleria poświęcona jest wyłącznie międzynarodowej sztuce współczesnej. Stanowi interesującą atrakcję turystyczną, nie tylko ze względu na organizowane w niej wystawy, ale i na budynek, w którym się mieści – opuszczoną elektrownię w Bankside, zaadaptowaną do celów wystawowych przez szwajcarskie biuro architektoniczne Herzog & De Meuron. Główną część budynku stanowi imponująca wysoka na trzydzieści pięć i długa na sto pięćdziesiąt metrów stara turbinownia, w której do

niedawna można było zwiedzać instalację polskiego artysty Mirosława Balki How It Is. Był to ogromny kontener, wewnątrz którego można było zagubić się w kompletnym mroku. Wcześniej zaprezentowano tam także spektakularny Weather Project Olafura Eliassona. Na sześciu piętrach galerii znajdują się pozostałe wystawy, stanowiska interaktywne, restauracje i bary. Tate Modern to również ogromny sukces finansowy – dostarcza miastu Londyn około 100 milionów funtów dochodu rocznie, a przez 10 lat od jej otwarcia odwiedziło ją około 40 milionów ludzi.

Sztuczna pogoda czyli spektakularny Weather Project Olafa Eliassona w Tate Modern

21


SPOT CHECK/kuchnia

Sushi

PO STAROPOLSKU Jeśli chodzi o jedzenie na mieście, narodową potrawą Brytyjczyków od dawna nie jest już ryba z frytkami. Ich miejsce zajął zanglicyzowany, ale pochodzący z Indii, kurczak tikka masala.

W

USA pizza zdetronizowała hamburgera, a w Polsce pierogi musiały ustąpić miejsca gyrosowi. Takie są kulinarne efekty postępującej globalizacji. Łatwość przyrządzenia, dostępność, cena, no i przede wszystkim miły podniebieniu smak decydują o popularności potraw. Jedne traktowane są jak dobrzy znajomi – jak np. kebab, który za niewielką cenę uratuje nas, gdy nie chce nam się gotować albo wygłodniali jak wilki wracamy z nocnych szaleństw. Inne stanowią oznakę statusu – sama znajomość ich nazw może stać się nobilitująca. Któż z nas choć raz nie widział komediowej sceny, kiedy w wytwornej, najczęściej francuskiej, restauracji zjawia się przypadkowo „zwykły” człowiek, krzywi się czytając menu (bo wszystko po francusku), wreszcie pokazuje kelnerowi palcem jedną z pozycji albo jąkając się próbuje

22


kuchnia/SPOT CHECK

wypowiedzieć jej nazwę, po czym dostaje na wielkim talerzu coś małego, dziwnie wyglądającego i ohydnie smakującego, co okazuje się być cynaderkami na słodko. Do niedawna podobnie było z sushi. W końcu surowa ryba to jedzenie dla odważnych. Z lepiącym się ryżem (wszak jeszcze niedawno wmawiano nam, że najlepszy, kiedy każde ziarnko osobno) i wodorostami. Zupełnie nie na polskie podniebienie. Jednak, jak wszystko, co pokazują w amerykańskich filmach, również ono wkroczyło do naszego kraju i choć można się nim delektować głównie w większych miastach, można stwierdzić, że wyrobiło sobie mocną pozycję w kulinarnym krajobrazie Polski.

Cool Japan Sushi trafiło do Europy przez Stany Zjednoczone. W samych Stanach stało się popularne w latach siedemdziesiątych ubiegłego stulecia, choć grunt był już przygotowany przez powojenną okupację Japonii przez wojska amerykańskie i co za tym idzie „import” tzw. żon wojennych. W latach sześćdziesiątych Japonia zyskała status gospodarczego supermocarstwa, w następstwie czego jej stosunki handlowe z USA bardzo się zacieśniły i coraz więcej Japończyków zaczęło przybywać do Stanów Zjednoczonych, a Amerykanów do Japonii. Zmieniał się także odbiór Japonii w USA - z okrutnej, nieobliczalnej rasy samurajów Japończycy zaczęli być postrzegani jako społeczeństwo ultranowoczesne, kładące nacisk na jakość i innowacyjność, preferujące nieznane wówczas na zachodzie formy rozrywki, takie jak karaoke, anime, czy sudoku. Nastała era „Cool Japan”.

Seattle Maki Również we Wrocławiu nie brakuje przybyszy z Dalekiego Wschodu, a co za tym idzie – przybywa restauracji z kuchnią orientalną, w tym sushi. Coraz więcej z nas sushi spróbowało, i można podejrzewać, że na każde dwie osoby, które wypluły pierwszy kęs zarzekając się, że nigdy więcej, trzy stwierdziły, że jest to jedzenie jak najbardziej godne uwagi, a pięć stało się jego wiernymi zwolennikami. I zanim przejdziemy dalej rozwiejmy jeden z wielu mitów związanych z tymi japońskimi przysmakami – sushi nie jest tożsame z surową rybą. Płaty surowej ryby Japończycy nazywają sashimi, i owszem, są one stosowane do przygotowania większości wariantów sushi, ale nie są jego koniecznym składnikiem. Zamiast sushi z sashimi można zatem zjeść wegetariańskie futomaki albo hosomaki z ogórkiem, albo na przykład zamerykanizowane i dużo bardziej przyjazne

zachodniemu podniebieniu Seattle maki lub California maki – roladki z ogórkiem, paluszkiem krabowym i awokado. Z resztą to dobrze, że Japończycy zaczęli do przyrządzania sushi używać surowej ryby. Zastąpiła ona bowiem wcześniej stosowaną w tym celu rybę, która fermentowała w zasypce z gotowanego ryżu przez – aż trudno uwierzyć – około trzy lata. Była to metoda konserwacji żywności w czasie, gdy nawet Japończycy nie posiadali lodówek. Marne to pocieszenie, że ryż wymieniano co roku i nie zjadano go – odór, jaki wydzielała tak zakonserwowana ryba można sobie tylko wyobrazić, przy odrobinie odwagi i dobrych chęci. Smakowała jednak ponoć wyśmienicie – metodę tę stosuje się do dziś w niektórych częściach Japonii, a pochodząca z niej ryba uznawana jest za rarytas. Później na szczęście zaczęto od tego odchodzić, rybę przechowywano coraz krócej, zjadano również ryż przyprawiany w celu poprawy smaku octem ryżowym. Z fermentacji zrezygnowano zupełnie. Tym sposobem Japończykom udało się to, co robią najlepiej – połączyć tradycję z nowoczesnością. Czy sushi zatem można autentycznie lubić, czy okaże się ono tylko przemijającą modą? Część jego sukcesu tkwi w formie podania – niewielkie, zgrabne kawałki wielkości jednego kęsa, dużo kolorów i duży wybór – łosoś, awokado, ogórek, co komu pasuje. Przy pierwszym kontakcie sushi może nie zrobić oszołamiającego wrażenia – połączenie trochę mdłego ryżu i ostrego imbiru z japońskim chrzanem wasabi raczej nie zaowocuje miłością od pierwszego skosztowania. Podobnie jak w przypadku kawy, oliwek czy piwa, do smaku sushi trzeba się przyzwyczaić, by docenić jego bogactwo. Przy drugim podejściu jest już inaczej – przypomina się smak, nie jest już zupełnie obcy. Następnie w jakiś wtorek lub środę zdajemy sobie sprawę, że mamy na coś ochotę, coś „za nami chodzi”. Ogórki kiszone? Wędzona makrela? Nie. To chyba sushi! Tak, ten łagodny ryż z subtelnym wodorostem, wzmocniony sosem sojowym, chrupiące nadzienie, wyrazisty imbir

23

i zadziorne wasabi. Tym sposobem sushi zakrada się do naszego życia.

Niskokalorycznie Przy wszystkich jego zaletach, sushi ma jedną wadę – nie jest tanie. Nie wynika to jedynie z faktu, że większość składników trzeba do Polski sprowadzać z daleka – w Japonii sushi też nie zalicza się do tanich potraw. Jest w tym trochę wyrafinowania, trochę snobizmu, ale patrząc na doświadczenia zachodnie możemy przypuszczać, że pojawią się tańsze opcje i będzie można kupić sushi pakowane w folię i plastikowe pudełka za niższą cenę niż w restauracjach. A fakt, że to tańsze, supermarketowe sushi wyrabiane jest z reguły maszynowo nie obniża znacząco jego jakości. Taki lunch można zjeść w biurze lub w parku. To zdrowa opcja – bogate w kwasy omega-3, zdrowe i łatwo przyswajalne białko oraz minerały i jod zawarte w wodorostach przy rozsądnych ilościach kalorii. Sushi – egzotyczne, fantazyjne, niskokaloryczne. Trochę Japonii pod polskim niebem. Przeciwwaga dla fast foodu, jedzenie, które się celebruje. Chłodne, wyrafinowane i przede wszystkim surowe. Mając już wierną rzeszę zwolenników, na pewno zagości w naszym kraju na dłużej, przybliżając nas zarówno do Zachodu, przez który do nas trafiło, jak i do dalekiego Wschodu, z którego pochodzi. tekst: Marcin Widmański ilustracje: Gosia Herba


SPOT CHECK/podróże

Serbia jest jednym z najbardziej zróżnicowanych etnicznie regionów w Europie. Zamieszkuje ją około 30 narodowości, co przekłada się na 10 mln obywateli, z czego niemal ćwierć to Albańczycy. Przeważająca część (84%) społeczeństwa jest wyznania prawosławnego, niewielki procent tworzą katolicy i muzułmanie, zwłaszcza w rejonach Sandžak i Preševo. Po całym świecie rozsianych jest 13 mln Serbów, z czego 3 mln w USA oraz krajach sąsiadujących z Serbią.

24


Którędy do

podróże/SPOT CHECK

SERBII

Przez płaską jak naleśnik Wojwodinę do szarego Belgradu, przez dziurę autostopową Čačak, aż do rodzinnych rejonów Emira Kusturicy, gdzie każda chata to żywy skansen. Dobrodošli u Crbiji.

T

he Serbs the Barbarians - tak mówi o sobie Vojkan, mój serbski kolega i nie jest to tylko jego zdanie. Nie wiem na ile to twierdzenie nawiązuje do wojny w byłej Jugosławii, ale coś w nim być musi, skoro nawet w słowackich opowiadaniach erotycznych natrafiłam na Igora, który przyjechał do Bratysławy z całym swoim bagażem barbarzyńskich doświadczeń. Kocovo je Crbija - jeszcze rok temu taki napis widniał na jednym z graffiti na belgradzkiej starówce, i chociaż napis nie wytrwał próby czasu, stragany na głównej ulicy Belgradu Улица кнез Михаилова (knez Mihajlova), dumnie manifestują nad wyraz patriotyczny slogan. Street art belgradzki w ogóle koreluje z treściami politycznymi - nawet słynny Blu upstrzył swoim muralem szarą ścianę. Belgradzka architektura jest bezlitosna. Beton komponuje z nagą cegłą tworząc dwudziestopiętrowe blokowiska na obrzeżach, a po drugiej stronie miasta rozpościerają się zielone wzgórza z

identycznymi osiedlami białych domków. Są też bramy belgradzkie, chociażby West Gate czyli brutalny, niby futurystyczny moloch zakończony wieżą i połączony przejściem na wysokości 35 piętra. Kilka zbombardowanych budowli w centrum, obok dentystyczną bielą świeci katedra Św. Sawy, a wokół rozpościerają się pustostany. Chodząc po mieście mam wrażenie, że znajduję się w Polsce sprzed kilkunastu lat: zaniedbane budynki, rozkwita żebractwo, ludzie zbierają dające się przetworzyć odpadki, jednak największe wrażenie zrobili na mnie bałkańscy Romowie - żadne tam dogorywanie na zasiłkach i handel patelniami, ale sto procent anarchii, mieszkanie w posklecanych z byle czego taborach i poruszanie się po mieście na koniach. Wyjeżdżam z Belgradu, zza szyb widzę pasące się na trawie kasztanki i siwki. „Czyje są?” pytam Vojkana. Ten ze zdziwieniem odwraca się i jak gdyby nigdy nic odpowiada – „jak to czyje, Cyganów przecież!”. tekst/foto: Emilia Pruss

25


SPOT CHECK/tv

Jesteś GLEE? Wyobraź sobie, że masz kilkanaście lat i mieszkasz w średniej wielkości miasteczku w USA. Chodzisz do liceum, w którym najprawdopodobniej poznali się twoi rodzice, gdzie niemal tak samo ważne jak wyniki w nauce, jeśli nie ważniejsze, jest bycie popularnym

N

iestety ty nie zaliczasz się do szkolnych gwiazd. Twoją codziennością są nudne lekcje i kpiny innych uczniów, a dzień uważasz za udany, jeśli nikt nie obleje cię mrożonym syropem z owoców. Posiadasz jednak coś, co wyróżnia cię z tłumu nastolatków - talent wokalny. Jeśli dodatkowo jesteś ciężarną cheerleaderką, nastoletnim gejem, sfrustrowaną żydówką, wolno myślącym rozgrywającym w szkolnej drużynie footbolowej lub poruszasz się na wózku, to nie pozostaje ci nic innego, jak zapisać się do szkolnego chóru (Glee Club). Chórem opiekuje się przystojny i wszechstronnie utalentowany nauczyciel języka hiszpańskiego (Matthew James Morrison), którego ambicją jest wygranie międzystanowych zawodów szkolnych chórów. Śmiertelnym wrogiem chóru jest trenerka cheerleaderek (Jane Lynch), była marines, która zrobi wszystko, by grupa śpiewających nastolatków nie odwracała uwagi od jej pomponiarek. Do tego dochodzi mnóstwo intryg rodem z Dynastii, dużo humoru sytuacyjnego, masa przebojów niemal z każdego gatunku muzycznego oraz musicalowe standardy i interesująca choreografia. Glee miał swoją premierę

we wrześniu 2009 roku na kanale Fox i od razu stał się hitem. Serial skończył się na dwóch sezonach, ale z nieoficjalnych źródeł wiadomo, że Fox zamówił już kolejną serię. Wszystko może kojarzyć się z High School Musical, jednak to tylko pozory. W przeciwieństwie do Disneyowskiej produkcji, główne role odgrywają tu artyści na co dzień występujący na deskach Broadwayu. Nie rzadko towarzyszą im gwiazdy srebrnego ekranu, jak na przykład Neil Patrick Harris, znany z roli w serialu komediowym Jak poznałem waszą matkę, czy Idina Menzel, piosenkarka i aktorka, odtwórczyni roli Maureen Johnson w filmowej wersji musicalu Rent. Musicalowy serial zdobył liczne nominacje na różnych festiwalach w takich kategoriach jak „Najlepszy serial komediowy” czy "Najlepsza aktorka drugoplanowa w serialu, miniserialu lub filmie telewizyjnym" (Jane Lynch). Tak wybuchowa mieszanka, jaką jest Glee, nie mogła pozostać bez echa. Jak grzyby po deszczu pojawiają się koszulki, płyty, torby, i wiele innych gadżetów związanych z serialem. Przekonaj się sam i zobacz, jak kilkunastu napakowanych facetów w pełnym footbolowym rynsztunku tańczy układ Beyonce z Single Ladies.

Glee miał swoją premierę we wrześniu 2009 roku na kanale Fox i od razu stał się hitem. W polskiej telewizji spodziewać się go można już jesienią

1_0910095_HW01.qxd:Layout 1

10/28/09

1:21 PM

Page 1

S E A S O N 1 VO L U M E 1

B R I N G TM

I T

ROAD TO S E CT I O N A L S

H O M E ON DVD

© 2009 FOX. All Rights Reserved.

GLEE POSTER C

tekst: Kuba Sobieralski, foto: FOX

26

M

Y

K

Job # 0910095 Customer : FOX PROOF #1 Heinz Weber Inc. • 2345 Pontius Avenue • West Los Angeles, CA 90064 • Tel 310 477 3561 175 l/s C-15 / M-75 / Y-0 / K-45


Robyn BODY TALK

Na nowy projekt szwedzkiej wokalistki składają się trzy płyty, które mają ukazać się jeszcze w tym roku pod wspólnym tytułem Body Talk.

N

a rynku dostępne są już dwa pierwsze mini-albumy. Zestawiając obie płyty stwierdzam, że druga część zawiera większą porcję tanecznego kopa, zwłaszcza w We Dance To The Beat. Nie znaczy to, że na Body Talk pt. 1 wieje nudą. Wręcz przeciwnie. Jest skocznie i rytmicznie. Jedynie na zakończenie tego półgodzinnego albumu wokalistka serwuje dwie ballady, z czego jedną wykonała w ojczystym języku. Elementem łączącym oba krążki jest utwór Hang With Me, który na pierwszej części wykonany jest w formie akustycznej, a na drugiej – w popowej, znanej z dorobku Robyn. Zarówno pierwsza, jak i druga część nawiązuje brzmieniem do poprzedniej płyty, a warstwa tekstowa koncentruje się na relacjach damsko-męskich. Szkoda, że na Body Talk znalazło się jedynie po osiem utworów, bo słychać, że Robyn jest w formie, a ja chciałbym więcej. Nie pozostaje nic innego, jak tylko cieszyć się z tych dokonań i czekać na premierę Body Talk pt. 3. tekst: Mikołaj Baj, foto: D.E.F.

BODY TALK PT.1,2 Robyn Universal Music

27

fonoteka/SPOT CHECK


SPOT CHECK/fonoteka

tekst: Mikołaj Baj, foto: chillygonzales.com

IvoryTOWER

Re MURPED!

Peaches, Tiga i Chilly Gonzales w jednym filmie. W dodatku o szachach i z doskonałą ścieżką dźwiękową - zupełnie nie szachową.

Zespół Hey już dawno zerwał z wizerunkiem grupy stricte rockowej, którą pamiętamy z lat 90.

P

o dwóch latach od ukazania się Soft Power Chilly Gonzales wydał kolejną płytę nawiązującą stylistycznie do poprzedniczki. Nie jest to jednak zwykłe przedsięwzięcie. Najnowszy album pochodzącego z Kanady Gonzalesa to w dużej mierze zestaw rytmicznych utworów, w których główną rolę odgrywa oczywiście fortepian. Ivory Tower, za którego produkcję odpowiada znany z remiksów Boys Noize, utrzymany jest w klimacie disco lat 70. Jest tu rytmiczny bit, melodyjne syntezatory i żywiołowe akordy fortepianu. Dwanaście kompozycji świetnie się łączy, tworząc spójne wydawnictwo. Na płycie dominują pełne energii utwory instrumentalne, a śpiew i melorecytacja pojawiają się sporadycznie. Nie dzieje się to przypadkiem, bowiem album nawiązuje do filmu o tym samym tytule, opowiadającym o rywalizacji dwóch braci, stających naprze-

ciw siebie w turnieju szachowym. Oczywiście pośród tego wszystkiego nie brakuje i wątku miłosnego. Sam Gonzales nie tylko napisał muzykę, ale także jest współproducentem, współautorem scenariusza i odtwórcą jednej z głównych ról. Na ekranie towarzyszą mu jego rodacy – producent i DJ Tiga oraz Peaches. Album promuje I Am Europe, który świetnie oddaje brzmienie całości płyty, a teledysk do utworu zdradza kilka scen z filmu. Jeśli piosenka trafi w wasz gust, warto zainteresować się pozostałymi utworami. Ivory Tower jest płytą przyjemną i szybko wpadającą w ucho. Wystarczy, że posłuchacie You Can Dance lub otwierający album Knight Moves. Po kilku taktach noga sama zaczyna wystukiwać rytm. Wszyscy zmęczeni wszędobylskimi radiowymi przebojami, spokojnie oderwą się przy nowej płycie Chilly Gonzalesa, kosztując dźwięków niedostępnych w popularnych radiostacjach. Sprawdźcie sami.

Płyta Miłość! Uwaga! Ratunku! Pomocy! jest tego najlepszym przykładem. Hey oddał ostatni materiał w ręce twórców muzyki elektronicznej, a efektem tych działań jest dwupłytowy album Re-murped!, który ukazał się klika miesięcy temu, lecz przeszedł bez większego echa. Znalazło się na nim w sumie 18 remiksów autorstwa m.in. Bueno Bros, Loco Star, Pablo Krawczyka czy Smolika. Zaskakujące jest, że tylko Umieraj stąd nie doczekał się nowego brzmienia, a aż pięć utworów otrzymało po dwie nowe wersje. Rekordzistką okazała się piosenka tytułowa, którą pod lupę wzięło trzech z zaproszonych gości - duet Plastic, Agim Dzeljilji z Oszibarack oraz wyżej wspomniany Smolik. Na pierwszej z płyt dominują kompozycje spokojne, relaksujące. Druga część albumu zawiera więcej dynamicznych utworów, jednak trudno doszukiwać się piosenek w wersjach disco, porywających do tańca w modnych klubach. Re-murped! jest interesującym przeglądem polskich artystów sceny elektronicznej, mających talent do tworzenia remiksów, a Hey pokazał, że nie boi się eksperymentów. Chwała im za to.

RE-MURPED!/Hey

IVORY TOWER/Chilly Gonzales

QL Music

Arts&Crafts

28


fonoteka/SPOT CHECK

Niezbyt ładna

MISS POLSKI Nazwali się Miss Polski, chociaż sami nie są zbyt ładni, a w ich składzie nie ma żadnej kobiety. W zamian tego niejedna pojawia się w ich tekstach, inspirowanych klasycznymi filmami, światem mody i popkulturą.

J

est ich trzech i pochodzą z Górnego Śląska. Sami komponują muzykę i piszą teksty. Na ich debiutanckiej płycie Fitness znalazło się dziesięć piosenek, w których rozbrzmiewają klawisze, gitary, komputer i całkiem seksowny głos wokalisty. Śpiewają o Miss Piggy (doskonały pierwszy singiel Miss Piggy na parkiecie), Jamesie Bondzie i Kate Moss, bo lubują się w popkulturze. Sami zresztą mówią, że nagrywają pop, ale w dobrym tego słowa znaczeniu. Wciąż jednak jest to pop undergroundowy, zatem bez większych szans

na zaistnienie w świadomości masowej publiczności. W warstwie muzycznej usłyszeć można nawiązania do estetyki lat 70. i 80. Dzieje się tak nie bez powodu, gdyż zespół wśród swoich muzycznych idoli wymienia takich artystów jak David Bowie, Duran Duran czy Pet Shop Boys. Oldschoolowy i nieco filmowy klimat przywodzi na myśl ostatnie dokonania Ani Dąbrowskiej, jednak w bardziej tanecznej wersji i to może dlatego właśnie w Specjalistach usłyszeć można ex-królową polskich parkietów Reni Jusis.

tekst: Mateusz Drygas, foto: P. Kokorczak/EMI

29

FITNESS/Miss Polski EMI Music


SPOT CHECK/czytelnia

Szczeniaki

I SUBKULTURY

Dwie książkowe propozycje na jesiennie wieczory: niszowa miniencyklopedia Bartka Chacińskiego i szczenięce opowieści od Sylwii Siedleckiej. Do przeczytania (nie)zależnie od humoru i literackich upodobań. tekst: Magda Mania

Wyż Nisz

Bartek Chaciński

C

Wydawnictwo Znak 2010

zy szatanista i satanista to dla ciebie jedno i to samo? Może niepokoi cię płaczący w tramwaju nastolatek z długą, czarną grzywką i równie smolistym makijażem, mający dodatkowo namalowaną wielką czaszkę na torbie i majtającą się przy zamku żyletkę? A może było ci dane nie rozróżnić anty- od alterglobalisty? Jeśli na wszystkie te pytania twoja odpowiedź brzmiała „tak”, ta książeczka jest dla ciebie. Wyż nisz – najnowsza książka Bartka Chacińskiego, twórcy Wyczesanego...

L

ubię opowiadania. Są idealnym dodatkiem do chaotycznego stylu życia, w którym brakuje samozaparcia do czytania dłuższych form literackich. Zbiór opowiadań autorstwa Sylwii Siedleckiej trafił więc swoją formą w mój gust. Niekoniecznie jednak treścią, czy też może sposobem jej tworzenia. Dużo w tych opowiadaniach jest dzieci: porzuconych, zagubionych w świecie dorosłych, szczeniąt, których nikt nie chce, ale i nikt nie ma pomysłu na to, co z nimi zrobić. One same zresztą, bez pomocy przewodnika, też nie wiedzą, jak sobie poradzić. A jeśli wiedzą, to są w tym nieprawdopodobnie jak na dziecko okrutne i wyrachowane. Czasem nawet za bardzo. Ale jest też tutaj dużo dorosłych, którzy są trochę jak dzieci:

i Wypasionego słownika najmłodszej polszczyzny - zagłębia się tym razem nie w sferę językową, ale bytową, ideologiczną mniejszych lub większych subkultur, nie tylko młodzieżowych. Nie jest to jednak wiedza narzucana a priori. Chaciński robi zwykły przegląd subkultur, jakie rodziły się od początku lat 50. i które wciąż ewoluują lub rodzą nowe zjawiska. Zwraca uwagę na nisze, które wypełniają światowy krajobraz socjologiczny, ale o których często nie chcemy rozmawiać. Wyciąga te nisze trochę z cienia, ale pozostawia im jednocześnie bezpieczną sferę bycia w pewnym stopniu tajemniczym, niepoznanym. To, czy poznamy je w pełni, zależy od nas samych. Czy sami się wciągniemy w bycie sXe, kampu lub w metalowców? Wszystko możliwe o ile sami już kimś z tych 55 przykładów, o których pisze Chaciński, mimowolnie nie jesteśmy, bo

może nie wiemy, że nasz styl życia i zainteresowania zaliczają się do określonego nurtu. Sam Chaciński, opowiadając o swojej książce, podkreśla to, jak bardzo atrakcyjne są dla kultury masowej te małe subkultury młodzieżowe, bo właśnie na nich żeruje, z nich czerpie inspirację, by potem urodzić to, co napędzi je z powrotem. Oto dzisiejsze perpetuum mobile. Takie koło zamknięte, co nie znaczy, że mało interesujące. Są tu bowiem kultury mniejsze i większe, takie, które bardziej lub mniej rzucają się w oczy, działające według skodyfikowanych zasad lub uprawiające w jakimś stopniu ideologiczną samowolkę. Będące obiektem kpin lub podziwu, ale składające się na obraz pokoleń – starszych i młodszych. Pozycja obowiązkowa dla każdego, komu wydaje się, że jest ze współczesną popkulturą za pan brat.

jakby niedojrzali, pragnący opiekować się drugą osobą, choć po chwili znudzeni z braku wrażeń, mało empatyczni, czasem dziwnie egzaltowani. Życie tych obu grup to pasmo dziwnych zdarzeń, wypadków, śmierci i różnych dysfunkcji fizycznych, umysłowych, a także uczuciowych. Wszystko to opisane jest z dystansu, bez współczucia, obiektywnie, choć z naciskiem na cierpienie, które wciąż nam w życiu towarzyszy. Wszystko w tym zbiorze wydaje się być często pozbawione wyższego, jeśli nie jakiegokolwiek, sensu. Stylistycznie widać tu kobiecą uczuciowość. Nie ma jednak głaskania po głowie, typowego dla przepełnionej opiekuńczym ciepłem matki, która zawsze chce pomóc, przytulić, pocieszyć. Nie ma tutaj pomocnej dłoni. Lubię, kiedy Siedlecka z tych w dużej mierze opowiadań-obrazków robi coś dłuższego. Bawi się w krótką, zwartą fabułę, z dialogami i bohaterami, o których można

coś powiedzieć. Nie podoba mi się jednak, gdy ucina te rozkręcające się opowieści szybko tnącymi puentami, będącymi jakby dziwną grą z czytelnikiem; gdy pozostawia swobodę samodzielnego dopowiedzenia przedstawionej historii. Trochę przypomina mi to Ładne duże amerykańskie dziecko Judy Budnitz. Jednak u amerykańskiej pisarki podobne niespodziewane i czasem niewiarygodne zakończenia miały jakiś sens. Potrafiły wmurować w fotel. U Siedleckiej jest jakby trochę na pokaz. Jakby mniej efektownie niż u Budnitz.

Szczeniaki

Sylwia Siedlecka Wydawnictwo W.A.B. 2010

30




Turn static files into dynamic content formats.

Create a flipbook
Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.