
3 minute read
CONVENTA: czasem mniej znaczy więcej
WSZYSTKO JEST MOŻLIWE
MIMO ŻE DO TURYSTYKI, A WŁAŚCIWIE NAJPIERW DO HOTELARSTWA TRAFIŁA CAŁKIEM PRZYPADKIEM, AGNIESZKA JASIŃSKA-GOERDT, WŁAŚCICIELKA POLHOTREP , NIE WYOBRAŻA SOBIE, BY MOGŁA DZISIAJ DZIAŁAĆ W JAKIEJKOLWIEK INNEJ BRANŻY. JAKO PRZEDSTAWICIELKA ZAGRANICZNYCH BIUR DMC NA RYNKU POLSKIM NAJBARDZIEJ CENI ZAUFANIE I LOJALNOŚĆ. PEWNIE DLATEGO PRZEZ 12 LAT PROWADZENIA FIRMY ZEBRAŁA GRUPĘ PARTNERÓW, KTÓRZY NIGDY JEJ NIE ZAWIEDLI.
Advertisement
Naszą bohaterkę od najmłodszych lat pociągała nauka języków obcych, co ukierunkowało jej pierwsze lata zawodowe. W PRL-owskiej rzeczywistości pogłębianie pasji lingwistycznej nie było jednak proste. W szkołach uczono tylko rosyjskiego, ale dzięki wsparciu rodziców Agnieszka uczęszczała również na prywatne lekcje angielskiego. Fascynacja językami zaowocowała kontynuacją nauki w warszawskim liceum Kopernika (które jako jedyne prowadziło wtedy niektóre zajęcia po angielsku), a później na studiach. – W szkole średniej dodatkowo zaczęłam uczyć się francuskiego. Z językami wiązałam swoją przyszłość, ale nie pociągała mnie filologia, chciałam stosować je w praktyce – wspomina Agnieszka. Przy takich kryteriach wybór kierunku studiów wydawał się oczywisty – lingwistyka stosowana z językami rosyjskim i angielskim.
Strzał w dziesiątkę
Radość z podróży i poznawania nowych miejsc sprawiła, że od zawsze Agnieszka starała się też korzystać z różnych możliwości wyjazdowych. Dwukrotnie była na obozach OHP , pracowała jako stewardessa w PLL LOT, zrobiła też kurs pilota wycieczek zagranicznych. – Linie lotnicze mnie nie pociągały, stwierdziłam, że nie jest to praca dla mnie. Po kilku wyjazdach z polskimi turystami, którzy chcieli tylko kupić jeansy w Stambule, stwierdziłam, że pilotem wycieczek raczej też nie będę. Turystyka w moim życiu się przewijała, ale nie wiązałam z nią przyszłości – wspomina szefowa Polhotrep. Po studiach podjęła więc pracę jako freelancer w szkole tłumaczeń i języków obcych. Stamtąd skierowano ją do prowadzenia kursów angielskiego dla personelu świeżo otwartego warszawskiego hotelu Marriott. To było jej pierwsze spotkanie z hotelarstwem. Ponieważ jednak mama sugerowała, że powinna zatrudnić się na etacie, z pełnym pakietem świadczeń, wkrótce zaczęła rozglądać się za inną pracą.
W tym czasie, po długim remoncie, swoje podwoje otwierał stołeczny hotel Bristol. Większość „uczniów” Agnieszki z Marriotta starała się tam o pracę. Nasza bohaterka, chociaż za bardzo nie wiedziała czym mogłaby zajmować się w takim obiekcie, również postanowiła złożyć podanie. – Poszłam na rozmowę kwalifikacyjną z szefową kadr, Holenderką. Wyszła ze mnie absolutna blondynka, bo na pytanie, czym chciałabym się zajmować w hotelu, z pełną szczerością odpowiedziałam, że nie mam zielonego pojęcia – wspomina Jasińska-Goerdt. Znajomość języków obcych wzięła jednak górę, bo zaproponowano jej pracę w centrum biznesowym. Tak się wszystko zaczęło. Wkrótce przyszły pierwsze awanse, aż po kilku latach objęła funkcję szefowej działu sprzedaży. Marketingu i sprzedaży uczyła się w praktyce od swoich zagranicznych szefów, jak wspomina – ludzi starszych i mądrzejszych. Docenia też wiedzę, jaką zdobyła na kursie dla hotelarzy prowadzonym na prestiżowym Cornell University w USA.
Osiem lat w Rosji
Po pewnym czasie okazało się, że sieć hotelowa Rocco Forte Hotels, która przejmowała w 1997 roku historyczny hotel Astoria w Petersburgu, poszukiwała do niego dyrektora działu sprzedaży. Wszystko przemawiało za tym, by to właśnie Agnieszka Jasińska-Goerdt podjęła się tego zadania – była gotowa do zmian, znała języki, poza tym do Rosji przenosił się jej późniejszy mąż. Decyzja była więc prosta. W sumie w Rosji nasza bohaterka spędziła osiem lat, tam też urodził się jej syn.
Jeśli chodzi o samo zarządzanie hotelem czy sprzedażą, Rosja pozostawała daleko w tyle. – Po pracy w międzynarodowym środowisku w Bristolu, gdzie szybko nadrabialiśmy opóźnienia, ucząc się od kolegów z Europy Zachodniej, w Rosji pierwszy kryzys miałam już po kilku tygodniach. Inna była tam mentalność ludzi, niechętnych do jakichkolwiek zmian, ich podejście do pracy również pozostawiało wiele do życzenia – wspomina Agnieszka. Oczywiście w Astorii cały zarząd był w rękach ekspatów. Wszyscy zderzyli się zatem z podobnymi problemami. Prawdę mówiąc nasza bohaterka i tak by- 21