KWIECIEŃ 2013 NUMER 01 (01) / WYDANIE BEZPŁATNE
Miłość do fascynatorów
Magdalena Zgórska Slow food z czym to się je?
Zdrowe jedzenie z podmiejskich upraw trafia do menu najmodniejszych szczecińskich restauracji.
Multibrand Store Al. Wojska Polskiego 29 tel. 91 489 02 99 bm.store.szczecin@gmail.com
Marc Cain Store Szczecin Al. Wojska Polskiego 43
#22 Wnętrza: Od bieli do nieskończoności W kuchni wisi specjalna szafka z nadrukiem gwiazd galaktyki, który współgra z pochłaniaczem w stylu lampy - kuli Swarovskiego.
#28 Kasia Hubińska i Arek Prajs Jesteśmy bardziej rodziną, przyjaciółmi, którzy wspólnie pracują. Ale nie tylko we dwójkę. Współpracujemy też z fotografem, który robi sesje zdjęciowe w naszych strojach. Ta nasza „rodzina” uzupełnia się i dzięki temu jesteśmy tacy dobrzy.
#38
Spis treści
Zdrowie: Trening personalny - Trenowałem kiedyś Weronikę Rosati - mówi Bartek Nowak. - Próbowała mną dyrygować. Stanowczo jej powiedziałem: to ja jestem pani trenerem. Poskutkowało.
# 9-11 Newsroom Design, wydarzenia i kultura.
# 12-13 Showroom Propozycje na wiosnę. Dla niej i dla niego.
# 28-32 Rozmowa miesiąca
# 14-17 Temat z okładki
Hubińska i Prajs: modowe małżeństwo zdradza kulisy swojej pracy.
Magda w krainie fascynatorów. Niecodzienne nakrycia głowy autorstwa szczecińskiej projektantki.
# 33 Felieton Monika Pyrek-Rokita zaczyna swój optymistyczny cykl.
# 18-19 Sylwetka
# 34-36 Moto
Dąbia szum, czyli marina w starej stoczni. Marcin Raubo i jego biznesowe dziecko
Mężczyzna plus motor. Związek idealny. Big Dogi ze Szczecina.
# 20 Buddyzm
# 38-41 Zdrowie
Na czym polega praktykowanie szambali.
Trening personalny, czyli towar ekskluzywny.
# 22-25 Wnętrza
# 42-43 Kulinaria
Od bieli do nieskończoności. Pochłaniacz w stylu lampy – kuli Swarovskiego i mapa galaktyki w kuchni. To niecodzienne elementy mieszkania na Warszewie.
Slow Food. Zdrowa żywność z lokalnych upraw elegancko podana na talerzu w mieście.
# 27 Felieton
# 44-46 Trendy Towarzyskie
Paweł Krzych: szczecinianie będą zwycięzcami
MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 01/2013
Kto, z kim, gdzie, kiedy i dlaczego.
#6
Jarosław Jaz Redaktor naczelny
Dzień dobry!
Pierwszy wstępniak w pierwszym numerze MM Trendy, nowego, lifestylowego magazynu o Szczecinie. Piszę go w naprawdę doskonałym nastroju, u progu wiosny, bo od teraz Magazyn Miejski Trendy wydawany będzie w Szczecinie każdego miesiąca. Chcemy być obecni w Waszych domach, plecakach i torebkach za pośrednictwem fajnych miejsc, w których spędzacie czas po pracy, chodzicie na lunch, do kosmetyczki, robicie zakupy czy hartujecie ciało i ducha. To długa lista miejsc, którą wciąż uzupełniamy. Na pewno dla nikogo nie powinno nas zabraknąć, bo w mieście pojawiło się właśnie 10 tysięcy egzemplarzy naszego pisma. Sporo, prawda? I tak samo będzie w kolejnych miesiącach. W MM Trendy interesuje nas przede wszystkim Szczecin i szczecinianie. Jesteśmy stąd i piszemy o ludziach stąd. O tych, którzy są znani - nie tylko z pierwszych stron gazet, ale także o takich, którzy dopiero zostaną odkryci. O tych, którzy każdego dnia pracują dla Szczecina i żyją tu na miejscu, ale również o tych, którzy wyjechali, a Szczecin wciąż noszą w sercu. Do współtworzenia magazynu zaprosiliśmy znanych z innych mediów gości. W gronie naszych autorów jest medalistka Mistrzostw Świata, obecnie prowadząca program w Polskim Radiu Szczecin - Monika Pyrek-Rokita, która otwiera cykl optymistycznych felietonów. Swój własny punkt widzenia miasta opisuje także szczeciński bloger Paweł Krzych. Pierwszy numer otwieramy materiałem o niecodziennych nakryciach głowy autorstwa projektantki Magdaleny Zgórskiej, kolorowych fascynatorach. Zaglądamy też do atelier modowego małżeństwa, czyli Katarzyny Hubińskiej i Arkadiusza Prajsa. Para współpracujących ze sobą projektantów opowiada nam o trudnych początkach, sukcesach i życiowych zakrętach. To zaledwie ułamek tego, co przeczytacie w pierwszym numerze MM Trendy. Zapraszam do lektury. MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 01/2013
#8
Na zdjęciu: Magdalena Zgórska Foto: www.redroom.pl
Redakcja
Magazyn Miejski Trendy – MM Trendy Wydanie bezpłatne / Nakład 10 000 egz. Redakcja: Nowy Rynek 3, 71-875 Szczecin tel. 91 48 13 341; fax 91 48 13 342 e-mail: mmtrendy@mediaregionalne.pl www.mmszczecin.pl/trendy Redaktor naczelny: Jarosław Jaz Product manager: Ewa Żelazko Promocja i marketing: Magdalena Sosin Redakcja: Maciej Pieczyński, Paulina Targaszewska, Bogna Skarul, Małgorzata Miszczuk, Małgorzata Klimczak, Piotr Jasina, Mariusz Parkitny, Alicja Wirwicka Felietoniści: Monika Pyrek-Rokita, Paweł Krzych Dział foto: Sebastian Wołosz, Andrzej Szkocki Opracowanie graficzne: Ewa Kaziszko / Re’Form Studio Dystrybucja: Piotr Grudziecki Druk: COMgraph sp. z o.o. Reklama: tel. 91 48 13 361, fax. 91 48 13 360 Dyrektor Zarządzający: Piotr Grabowski Wydawnictwo: Media Regionalne sp. z o.o. ul. Prosta 51, 00-838 Warszawa Prezes: Joanna Pilcicka Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść ogłoszeń. Materiałów, które nie zostały zamówione redakcja nie zwraca. Na podstawie art. 25 ust. 1 pkt 1 b ustawy z dnia 4 lutego 1994 r. o prawie autorskim i prawach pokrewnych Media Regionalne sp. z o.o. zastrzegają, że dalsze rozpowszechnianie materiałów opublikowanych w MM Trendy jest zabronione bez zgody Wydawcy.
Po więcej możecie zajrzeć na serwis specjalny dostępny na portalu www.mmszczecin.pl/trendy. Tam na bieżąco publikujemy wszystkie materiały z magazynu, ekstra zdjęcia, które nie zmieściły się do druku i filmy wideo.
Newsroom_wydarzenia
#
Wiosenna energia w salonie Brancewicz Eleganckie, pełne energii i dużej dawki poczucia humoru. Piękne, uwodzicielskie i seksowne. Na co dzień klientki Salonu Mody Brancewicz, na pokazach nowej kolekcji przyjaciółki i modelki.
Podczas wieczoru, niewielkie pomieszczenie zamieniło się w prawdziwy wybieg, na którym klientki z dumą prezentowały nową kolekcję. Nie zabrakło fryzjerów, wizażystów i dopingującej publiczności. Odważne panie zaprezentowały najnowsze kolekcje w zdecydowanie żywiołowym stylu. - To mój trzeci udział w pokazie mody, za każdym razem jest to świetnie przeżycie, dobra zabawa, odskocznia od życia codziennego i monotonii. Czujemy się tu dobrze, choć nie jesteśmy profesjonalnymi modelkami mówi Ewa Jaklewicz-Walewicz, uczestniczka pokazu. Na sklepowych półkach dominowały jasne, pastelowe kolory, które będą wiodącym symbolem nadchodzącego sezonu. - To klientki tworzą ten klimat, dzięki nim salon tętni życiem - dodaje Magdalena Brancewicz. - Nie wyobrażam sobie nikogo innego w tej roli. Nie utożsamiamy się z 16-letnimi modelkami, tylko ze sobą nawzajem. W tym sezonie odchodzimy od szarości i czerni, dajemy się całkowicie ponieść jasnym barwom. Mam nadzieję, że optymizm jaki budzą te kolory, będzie widoczny. Już dzisiaj panie zaprezentowały się żywiołowo, z dużą dawką poczucia humoru, a to najlepszy objaw zbliżającej się wiosny. (mi)
Foto Materiały SMF
Gdy wszystkie centra handlowe i popularne sieciówki już dawno zamknęły drzwi i pogasiły światła, w salonie mody przy alei Fontann dobra zabawa dopiero się zaczęła. Pokaz najnowszej kolekcji takich marek, jak Schumacher, AirField, Luisa Cerano czy Cambio zbiegł się ze szczególną okazją do świętowania - Dniem Kobiet. Zaprzyjaźnione klientki przybyły licznie na nocne zakupy. Ale tak naprawdę nie o interesy tu chodziło, ale o dobrą zabawę.
„Talerz pełen dóbr dla ducha i dla ucha” Tak znakomitych nazwisk w ramach jednego festiwalu Szczecin jeszcze nigdy nie gościł. W tym roku na Szczecin Music Fest zagrają Tomasz Stańko, Sinead O’Connor, Nigel Kennedy, Stacey Kent, Imany i Balkan Beat Box. Na 10. rocznicę festiwalu organizatorom udało się zebrać zestaw, który zadowoli wielu słuchaczy. - Kiedyś nie mogłem o tym marzyć, a teraz moje marzenia się realizują i uważam, że to bardzo piękna praca - mówi Dariusz Startek, dyrektor festiwalu. Symbolem tegorocznego Szczecin Music Fest będzie talerz pełen dóbr dla ducha i dla ucha.
Foto Sebastian Wołosz
20 kwietnia w Hali Opery zagra Imany. Wokalistka porzuciła karierę w modelingu i zajęła się tym, co uważała za swoje prawdziwe powołanie - muzyką. Miesiąc później - 21 maja na Zamku zagra ikona polskiego jazzu, artysta najwyższej klasy światowej, trębacz jazzowy Tomasz Stańko. 27 maja na Zamku zagra Nigel Kennedy, brytyjski wirtuoz skrzypiec, jeden z najbardziej rozpoznawalnych klasycznych artystów na świecie. W Szczecinie artysta przedstawi repertuar Bacha. Natomiast 4 czerwca na Zamku zobaczymy Stacey Kent. To jedna z najbardziej uznanych jazzowych wokalistek. Muzyka artystki inspirowana jest w równych częściach jazzową klasyką, country i folkiem. Kolejną gwiazdą będzie Sinead O’Connor, która zagra 20 czerwca na Zamku. To wokalistka obdarzona wrażliwym, łamiącym ludzkie serca, a jednocześnie psychodelicznym i niepokojącym głosem. Na finał, 27 czerwca na Zamku zagra Balkan Beat Box - jedna z największych gwiazd nowoczesnej sceny world music. Ich muzyka to niesamowity konglomerat, obecne są w niej akcenty bałkańskie, bliskowschodnie, afrykańskie, funk, hip hop, elektronika i rock. (mk)
Magdalena Brancewicz i Ewa Jaklewicz-Walewicz chwilę po zakończeniu pokazu.
#9
MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 01/2013
Newsroom_design
Szczecińska projektantka na mediolańskiej wystawie Dizeno ze Szczecina, jako pierwsze polskie biuro projektowe, zostało zaproszone na „Meet My Project!” MMP to profesjonalne miejsce spotkań dla projektantów, przedsiębiorców, wytwórców, nabywców, architektów i dziennikarzy ze świata design.
Foto Materiały własne
Foto Piotr Miazga
#
Na lewą stronę. Nowa modowa marka W Szczecinie powstała marka odzieżowa „Na Lewą Stronę”. Założyły ją absolwentki architektury i urbanistyki - Malina Majewska i Agata Opolska.
Spotkania odbywają się cztery razy w roku w Sztokholmie, Paryżu i właśnie w Mediolanie. Projekt Gosi Dziembaj (na zdjęciu) ze szczecińskiego biura projektowego Dizeno dostał się do finału konkursu dla młodych projektantów Make Me! - Podczas wystawy na Łódź Design Festiwal naszym projektem zainteresowali się kuratorzy „Meet My Project!” i zaprosili nas do Mediolanu - mówi Gosia Dziembaj. Projekt „Ab ovo usque ad mala” oznacza od początku do końca. - Czyli od narodzin do śmierci, która jest początkiem nowego życia - mówi szczecińska projektantka. Efektem jej pracy jest kolekcja biodegradowalnych urn OVO/MALA. - To moja artystyczna odpowiedź na zmieniające się podejście do kwestii pożegnania zmarłego i pamięci o nim - mówi Gosia Dziembaj. Dizeno Creative jest rodzinnym biurem projektowym. Gosia współtworzy je ze swoim mężem Marcinem Dziembajem. (piec)
- Ponoć nie szata zdobi człowieka, jednak cenimy ludzi, którzy mają dobry gust - mówią. Nazwa marki nie wzięła się przypadkowo. Projektantki oglądały t-shirt i wywijały go na różne strony. Wtedy pojawiła się nazwa „Na Lewą Stronę”. NLS wyróżnia przede wszystkim jakość. Grafika będzie się cyklicznie zmieniać. Marka nie skupia się na konkretnym nurcie, każdy znajdzie coś dla siebie. Skierowana jest do ludzi aktywnych kulturalnie, którzy chcą się wyróżniać z tłumu. Odnajdzie się zarówno pod elegancką marynarką, jak i na imprezie w klubie. Projektantki są otwarte na współpracę z młodymi artystami. W ten sposób chcą promować sztukę z regionu. Ubrania są dostępne przez platformę SHWRM.pl. (bh)
Jeśli istnieją dwie połówki jabłka w ujęciu zawodowym, to właśnie się spotkały. Owocem ich współpracy jest Re’Form Studio. Tworzy je kreatywny duet - Joanna Skrzyniarz i Ewa Kaziszko. Nie chcą być nazywane agencją reklamową, bo to kojarzy się z korporacją. Im bliższy jest klimat firmy rodzinnej. Re’Form łączy przyjaźń. Ich siłą jest świeża twórczość z tradycyjną szkołą solidnej i uczciwej roboty. Pracują dla najlepszych, ponieważ wkładają w każde działanie serce i duszę. Jak mówią współwłaścicielki: „Mamy nieodpartą pokusę ulepszania. Twórczego poszukiwania. Przekształcamy, naprawiamy... Reorganizujemy i przerabiamy! Nasze rewolucje są bezpieczne. Metamorfozy świeże, choć nie zawsze grzeczne. Rozwijamy Was szybko i bardzo skutecznie”. Z takim duetem wszystko jest możliwe!
MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 01/2013
#10
Newsroom_wydarzenia
Jestem Opel. Mam na imię Adam - Nie tylko producent wiąże nadzieje z nowym samochodem - stwierdziła Małgorzata Kozłowska, współwłaścicielka salonu Kozłowski, podczas prapremierowego pokazu modelu Adam. - Nazwą nawiązuje do imienia twórcy potęgi tej marki, Adama Opla. Ten fakt także zobowiązuje. Adam to najmniejszy model Opla. Po raz pierwszy ujrzeliśmy to małe, miejskie auto podczas salonu w Genewie. Ale Adam trafił już do szczecińskiego salonu dealera Kozłowski. Prezentacja odbyła się w salonie przy ul. Struga, który w ubiegłym roku zdobył nagrodę najładniejszego obiektu tej marki w Europie. Nowy model jest bardzo przemyślanym samochodem. Przede wszystkim auto można dopasować praktycznie do każdego gustu. Wśród udogodnień niespotykanych w tym segmencie są m.in. automatyczny system parkowania, podgrzewana kierownica, układ ostrzegający o obiektach w martwym polu, w pełni zintegrowany tylny bagażnik rowerowy. Przy długości niespełna 3,70 m i szerokości 1,72 m, to zwinne trzydrzwiowe auto nie tylko wygląda na przyklejone do drogi, ale zostało tak dopracowane, aby zapewnić idealne prowadzenie w mieście. Najtańsza wersja do kupienia jest od 42.9 tys. zł. (pit)
W kwietniu na hasło MMTRENDY otrzymasz darmowe wejście do Pure Fitness w Galerii Kaskada oraz atrakcyjną zniżkę na kolejne wizyty na siłownię, zajęcia fitness i saunę. Serdecznie zapraszamy! Zespół PURE Fitness.
Foto Aleksandra Kubiak
Foto Sebastian Wołosz
#
Nowa płyta, nowy wizerunek muzyków BNO Szczecińska Baltic Neopolis Orchestra wydaje pierwszą swoją płytę z utworami polskich kompozytorów światowej sławy. Znajdą się na niej utwory Mikołaja Góreckiego: „Concerto Notturno” na skrzypce i orkiestrę smyczkową, „Divertimento” na orkiestrę smyczkową oraz kompozycje Pawła Łukaszewskiego: „Sinfonietta”, „Adagietto” i „Advent Music” (utwór dedykowany Baltic Neopolis Orchestra). Do współpracy przy płycie orkiestra Baltic Neopolis zaprosiła uznanego koncertmistrza i skrzypka - Tomasza Tomaszewskiego, który w utworze „Concerto Notturno” wykonuje partie solo. Wydawnictwo będzie promowane profesjonalnym wideoklipem i stanie się dzięki temu pierwszą polską płytą z muzyką klasyczną, promowaną teledyskiem. Premiera planowana jest na jesień 2013 roku. Baltic Neopolis Orchestra prowadzi też obecnie ciekawą kampanię wizerunkową, w której pokazuje swoich artystów w rolach, z których ich na co dzień nie znamy. Paweł Maślanka, skrzypek, występuje jako kucharz. - Bardzo lubię gotować. Jest to mój sposób na odstresowanie się i relaks - mówi Paweł. - Gotowanie to moja pasja, dlatego staram się nie korzystać z gotowych przepisów, ale improwizować. Niektórzy realizują w kampanii swoje marzenia z dzieciństwa. - Występuję jako Czarny Łabędź - mówi Edyta Karpińska, skrzypaczka. - Kiedy miałam 6 lat chodziłam na zajęcia taneczne i baletowe. Bardzo mnie to fascynowało, ale przyszedł taki moment, że musiałam zdecydować, co wybrać - taniec czy skrzypce. Wybrałam skrzypce. Kampanię wizerunkową wspiera finansowo miasto Szczecin, natomiast wydanie płyty – województwo zachodniopomorskie oraz miasto Szczecin. Więcej na: www.balticneopolis.org.
#11
MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 01/2013
Showroom
#
T-shirt „Rudy 102” Reserved 49,99 zł www.reserved.com
Czapka Cropp 39,99 zł www.house.pl
Koszula w kratę z kapturem House 89,90 zł / www.house.pl Zegarek House 44,89 zł www.house.pl
Buty House 125,90 zł www.house.pl
Spodnie Reserved 129,99 zł www.reserved.com
Zielono mi…
Soczysta trawa, błękit nieba, zgniła zieleń i orzeźwiające szarości – tak ma wyglądać wiosna w męskim wydaniu. O tej porze roku panowie powinni postawić na niewymuszony luz, swobodę, wygodę i zabawę. Modne pozostają w tym sezonie neony. Tradycjonaliści mogą je nosić w wersji mini – na sznurówkach, szwach przy butach i wzorach na t-shirtach.
MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 01/2013
#12
Bokserki KappAhl 34,90 zł www.kappahl.pl
Pobudka!
Wiosną natura budzi się do życia. Idźmy jej śladem odświeżając garderobę. Kolorystyczną inspirację powinniśmy czerpać z otaczającego świata. Zielone baleriny, kwieciste sukienki, słoneczne dodatki, neonowe torebki i zawieszki w kształcie jaskółek – z nimi poczujesz wiosnę.
Apaszka Mohito 59,99 zł www.mohito.pl
Sukienka w kwiaty House 69,99 zł www.house.pl
Naszyjnik House 44,99 zł www.house.pl
Pasek Reserved 19,99 zł www.reserved.com
Sukienka House 79,99 zł www.house.pl
Buty H&M 199 zł www.hm.com
Poduszka home&you 49,00 zł www.home-you.com
#13
MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 01/2013
Osobowość
#
Magda w krainie fascynatorów Jej ozdoby na głowę pokochała blogerka Tamara Gonzalez Perea. Z dumą na koncercie nosiła je piosenkarka Anja Ortodox. Pozuje w nich oryginalny muzyk Madox oraz modelki w sukniach duetu Paprocki&Brzozowski. Szczecinianka Magda Zgórska miłością do fascynatorów zaraziła cały kraj, choć sama pokochała je będąc daleko od Polski. AUTOR: Paulina Targaszewska / Foto: Arek Rząd - www.redroom.pl / Make-up: www.margo-wizaz.pl
Zaczęło się blisko trzy lata temu. Magda żyła wówczas w Irlandii. Pewnego dnia wybrała się na konne wyścigi. Jej uwagi nie skupiły emocje ani czystej krwi rumaki. Najciekawsze były oryginalne nakrycia głów dostojnych dam, które pojawiły się na imprezie. - To, co te kobiety miały na głowach, było istną fantazją - wspomina Magda Zgórska. - Feeria barw, pióra, toczki, woalki, upięcia, błyskotki. Same cudeńka! Zakochałam się w tych ozdobach. Niedługo potem powstały pierwsze fascynatory wykonane przez Magdę. Razem z nią przyjechały do Szczecina. Tu powstają pod marką Expose Akcesoria. - U nas trudniej było stworzyć firmę zajmującą się produkcją fascynatorów - mówi Magda. - W Irlandii w niemal każdej pasmanterii można kupić wszelkie materiały do ich wykonania. W Polsce nie ma takich luksusów. Niemal wszystko muszę zamawiać z zagranicy przez internet. To nie jedyna przeszkoda. Najtrudniejsze wydawało się nauczenie nieśmiałych Polek noszenia oryginalnych nakryć głowy. - W Irlandii mnóstwo firm i osób zajmuje się tworzeniem fascynatorów. Kiedy zaczynałam w Polsce, oprócz mnie takie ozdoby robiła jeszcze tylko jedna osoba - wspomina Magda. - W Irlandii noszenie fascynatorów to tradycja. Nie do pomyślenia jest, by pójść na ślub, dostojny bankiet, czy konne wyścigi bez finezyjnego nakrycia głowy. A jeśli spróbowalibyśmy pójść na spotkanie z królową bez choćby maleńkiego toczka, po prostu by nas wyproszono. U nas takich zasad nie ma, a szkoda. Nie miałabym nic przeciwko, gdyby na wizytę u prezydenta trzeba było ozdabiać głowę fascynatorem - dodaje Magda.
MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 01/2013
Dużo dobrego dla magicznego świata fascynatorów zrobiły Monika Olejnik, która podczas ubiegłorocznych Mistrzostw Europy w Piłce Nożnej zaprezentowała się w oryginalnym, biało-czerwonym nakryciu głowy i Jolanta Kwaśniewska, paradująca na ślubie córki w eleganckim fascynatorze. - Niestety, te nakrycia głowy nie wyszły spod mojej ręki, choć zupełnie nie rozumiem dlaczego - śmieje się Magda. - W końcu to, co polskie, a szczególnie szczecińskie, jest najlepsze. Olejnik, jak i Kwaśniewska swoimi nakryciami głowy pomogły jednak rozsławić fascynatory. Także te moje. Po ślubie córki pani Kwaśniewskiej rozdzwoniły się do mnie telefony. Mnóstwo kobiet chciało, abym stworzyła im ozdobę a’ la Kwaśniewska. Zrobiłam swoją wariację na temat tego fascynatora i była totalnym hitem, który sprzedawał się jak ciepłe bułeczki. To pokazuje, że Polki muszą mieć jakiś wzór do naśladowania. Fascynatory od Expose Akcesoria nosi najlepsza modowa blogerka ubiegłego roku - szczecinianka Tamara Gonzalez Perea, czyli Macademian Girl. Na specjalne zamówienie z rąk Magdy powstały też ozdoby na głowę dla Anji Ortodox z Closterkeller. Piosenkarka wystąpiła w nich na koncercie. - Po wszystkim żartowała, że następnym razem mam jej stworzyć fascynator z nietoperzem - mówi Magda. - Była bardzo zadowolona. A jak wiadomo zadowolony klient, to największa radość - śmieje się. W jednym z magazynów internetowych można podziwiać sesję zdjęciową z oryginalnym muzykiem Madoxem, znanym m.in. z programu Mam Talent, który ma na sobie bogato zdobiony piórami fascynator wykonany przez Magdę na zamówienie. To jednak nie jedyna sesja zdjęciowa,
#14
Fascynatory Magdy Zgórskiej Atelier Expose Akcesoria istnieje od 2011 roku. Ceny fascynatorów wahają się od ok. 25 zł do ok. 500 zł. Wykonanie ozdoby trwa od godziny do kilku dni. Dotąd powstało ich kilkaset. Adres bloga ze stylizacjami z fascynatorami: www.fascynatoria.blogspot.com Na zdjęciach: Magdalena Zgórska
- Lubię tworzyć kolorowe, nieco szalone fascynatory, nie tylko te skromne - mówi Magda. - Nie chcę się ograniczać. Nie miałam jeszcze okazji robić ozdoby przypominającej ptaka, but czy kawałek pizzy, ale kto wie, co przyniesie przyszłość. Wierzę, że moja studzienka wyobraźni i zapału nigdy się nie wyczerpie.
MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 01/2013
w której występują cudeńka od Expose Akcesoria. Można je oglądać w wielu magazynach, zarówno drukowanych, jak i internetowych. Na specjalne zamówienie Magda tworzyła też fascynatory do kolekcji sukien ślubnych duetu Paprocki&Brzozowski oraz kreacji Roberta Kupisza. - To duży sukces - przyznaje projektantka. - W końcu to takie wielkie nazwiska, a obok nich ja, taka malutka Magda. Finezyjne ozdoby na głowę nie są jednak tylko dla fashionistek, celebrytek czy kobiet biznesu. Fascynatory są dla każdej z nas. - Kiedy tworzę stroiki na głowę myślę o takich kobietach jak ja. W wieku około 30 lat, pełne życia, lubią eksperymentować z modą, chcą się pokazać na imprezie w czymś wyjątkowym, nie tylko w samej nudnej, małej czarnej - mówi Magda. - Tworzę to, co mnie się podoba. Noszę swoje fascynatory na imprezy czy wesela. Żałuję tylko, że w Polsce nie ma tylu okazji, co w Irlandii, aby je nosić tak często, jakbym tego chciała.
#16
Osobowość
#
W pracowni Expose Akcesoria powstały już setki fascynatorów. Wielkie, z kolorowymi piórami strusia albo z toczkiem w cętki. Inne delikatne i kobiece, z woalką i koralikami. Największą popularnością cieszą się te ślubne, skromne i eleganckie z woalką, różyczkami albo perełkami. Co ciekawe na więcej szaleństwa pozwalają sobie panie po 40. roku życia. Najchętniej kupują szalone fascynatory ze szpikulcami, odstającymi piórami, wielkimi woalkami i innymi kolorowymi dodatkami. - Stworzyłam jeden czarno-biały model stroika z długimi na ok. 50 cm prętami - wspomina Magda. - Wystawiając go na sprzedaż nie spodziewałam się, że ktoś go kupi. Wydawał się zbyt odważny, ekstrawagancki. A spodobał się tak bardzo, że musiałam dorabiać dodatkowe sztuki. Klientki potrafią mnie zaskoczyć! Magda ma wiele marzeń. Chciałaby wygrać konkurs kapeluszowy w Anglii, nauczyć się modelować swoje ozdoby, jak
znany ze swoich oryginalnych fascynatorów Philip Treacy oraz poznać Suzie Mahony, twórczynię niezwykłych ozdób na głowę. - Marzę też, aby moje ozdoby były dostępne w polskich, a może i zagranicznych sklepach - dodaje na koniec. To marzenie już zaczęło się spełniać. Fascynatory od Expose Akcesoria można kupić m.in. w Łodzi, Bielsku-Białej, Szczecinie i Łomży. Poza tym są dostępne także przez internet. Od roku Magda prowadzi bloga (fascynatoria.blogspot.com), na którym prezentuje ciekawe stylizacje z fascynatorami w roli głównej. Jest też aktywna na profilu Expose Akcesoria na Facebooku. W kwietniu prezentuje swoje cudeńka na łódzkim Fashion Week. Nie zamierza zwalniać tempa. Czasu na odpoczynek nie ma prawie wcale. W ubiegłym roku nie miała nawet dnia urlopu. - Na początku, kiedy zakłada się swoją firmę, człowiek zwykle nie ma czasu na odpoczynek - mówi. - Mam nadzieję, że w tym roku uda się uciec na małe wakacje. R E K L A M A
#17
MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 01/2013
Sylwetka
#
Dąbia szum, czyli marina w starej stoczni Wrócił do Szczecina po studiach w Londynie i rocznej podróży dookoła świata. Teraz Marcin Raubo cieszy się swoim nowym biznesowym dzieckiem – Marina’Club w Dąbiu.
AUTOR: Bogna Skarul / Foto: Sebastian Wołosz
MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 01/2013
#18
Marzyłem o stworzeniu miejsca, gdzie jakość będzie szła w parze ze swobodą i radością życia, dlatego u podstaw Marina’Club we wszystkich dyscyplinach jest life style – podkreśla właściciel. Przystań jakich mało Kompleks Marina’Club położony jest tuż nad brzegiem Jeziora Dąbie, obok restauracji Marina Restaurant, w samym centrum Natura 2000. - To najbardziej wypasiona przystań w Polsce - podkreśla. - Nawet Sopot nie może się z nami równać. Twierdzi, że na jego przystani można bez problemu zrobić uprawnienia, kupić, wyposażyć i postawić jacht w porcie, zapomnieć o myciu, naprawie i konserwacji łódek, bo to wszystko za właściciela łajby zrobią pracownicy Marina Yachting, jednej z marek działających w ramach Marina’Club. – Kiedy klient pływa na swojej łódce, jego pociechy mogą stawiać pierwsze kroki w żeglarstwie, w jednej z dwóch szkółek, które rezydują w naszym porcie. Marcin namawia też do wycieczek na jachcie po ponad 30 urokliwych portach w okolicach Szczecina, jakich nie ma gdziekolwiek indziej w Polsce. - Aby zawitać do każdego tylko na jeden dzień, trzeba mieć przecież co najmniej miesiąc wolnego, ale warto!
Marina’Club - przystań jachtowa oraz wnętrze centrum sportowego przy ulicy Przestrzennej w Szczecinie Jachty, przystanie, mariny z pełnym wyposażeniem i zakresem usług były marzeniem Marcina i to właśnie żeglarstwo i wszystko, co z nim związane, stało się podstawą inwestycji na terenach przy ul. Przestrzennej w Dąbiu.
Niezwykła metamorfoza Przed wojną był tu hangar na lądujące na jeziorze Dąbskim samoloty. Po wojnie - stocznia jachtowa. Teraz powstało tu centrum sportów indoorowych Marina Sport, które jest najnowszym dzieckiem biznesowym Marcina Raubo, prezesa Marina’Club. Wnętrza hangaru z 1906 roku przeszły gruntowny remont, są stylowe i komfortowe. Na 2 tys. metrach kwadratowych przestrzeni udało mu się postawić sprzęt najwyższej jakości, na którym bez problemu można organizować rozgrywki sportowe w każdej niemal klasie. Marcin przyjął założenie, że w Marina’Club ma być wszystko na najwyższym poziomie. Jako dowód przedstawia certyfikaty na boiska, które są w jego klubie. – Chcę, aby klienci wiedzieli, że w kwestii jakości nie idziemy na kompromisy, co w dużej mierze wyróżnia nas od konkurencji. Mamy cztery korty do squasha, dwa do Ricocheta, sześć do tenisa stołowego. Szczególnie cieszę się z dwóch boisk badmintonowych - mówi Marcin i tłumaczy, że w Szczecinie jest sporo zapaleńców właśnie tego sportu, a miejsc do prowadzenia treningów i rozgrywek nie ma prawie wcale. - Badminton jest przecież dyscypliną olimpijską – dodaje.
Spełnione marzenie O Szczecinie mówi, że to specyficzne dla biznesu miasto, ale sam nie potrafi jeszcze rozgryźć na czym ta specyfika polega. - Byłem świadkiem kilku bardzo dobrych pomysłów biznesowych, które tu nie wypaliły, ale za to gdzie indziej kwitną tłumaczy. - Z drugiej strony jest tu sporo takich biznesów, które gdzie indziej w ogóle nie miałyby racji bytu. Wszystko zaczęło się trzy lata temu, kiedy Marcin wrócił do Polski po 7 latach spędzonych na studiach i pracy w Londynie oraz rocznej podróży dookoła świata. Już po tygodniu zaczął pisać wnioski o przyznanie pieniędzy z Unii Europejskiej. Kiedy się za to zabierał w Szczecinie był tylko jeden klub z kortami do squasha. - Ale gdy podpisywałem umowę o dofinansowanie, a było to w maju 2012 roku, klubów było już siedem. Nasz jest ósmy, a chodzą słuchy, że powstać mają kolejne. Na szczęście Marina Sport jest na takim poziomie, że raczej nie martwię się konkurencją. Na razie Marina’Club zdobywa squashową klientelę i renomę. - Przecież dopiero co zaczęła działać - tłumaczy Marcin i podkreśla, że jest pełen optymizmu.
Od niedawna w byłym hangarze przy ul. Przestrzennej działa również ścianka wspinaczkowa. Ta, która stała w Galaxy. Wkrótce będzie tu jeszcze sprzęt do fitness i treningu personalnego. - Myślę, że na otwarcie sezonu żeglarskiego będziemy działać już pełną parą - twierdzi prezes. A to już wkrótce - bo sezon żeglarski w tym roku rozpocznie się na jego przystani 11 maja.
#19
Dossier Marcina Raubo 28 lat. Wieczny optymista. Urodził się i dorastał w Szczecinie. Absolwent XIII LO w Szczecinie. Studiował na Birkbeck, University of London – Prawo Kontraktu i Międzynarodowy Biznes. W liceum spędzał wakacje zarobkowo w Wielkiej Brytanii, na studiach też zarobkowo ale już w Hongkongu i Szanghaju. Do Polski z Londynu wracał jadąc na zachód, z narzeczoną i plecakiem.
MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 01/2013
Szambala pozwala zwalczyć strach Profesor informatyki odnalazł buddyzm i został nauczycielem szambali. - W niej poznałem prawdziwą dobroć - mówi. I zachęca innych do zgłębiania tajników tego nurtu opartego na buddyjskiej prawdzie, ale idącego dalej, ku pełni naszego codziennego życia. W Szczecinie szambalę można praktykować od jedenastu lat, a to za sprawą profesora Tomasza Pietrzykowskiego, informatyka, który swoją karierę naukową robił w Kanadzie, a od dwóch lat mieszka w Szczecinie. - Gdy byłem już nauczycielem szambali i mieszkałem z żoną we Francji, dyrektor Szambali na Europę otrzymał wiadomość ze Szczecina i poprosił mnie o pomoc - mówi Pietrzykowski. - Okazało się, że Książnica Pomorska chce uzyskać od nas zbiór książek o buddyzmie. I tak się zaczęło. Przyjechałem do Szczecina i zorganizowałem poziom pierwszy Treningu Szambali. Tak powstała Szczecińska Grupa Szambali. Jak technicznie wygląda trening tego oryginalnego nurtu? - Najpierw nauczyciel opowiada o swoich doznaniach związanych z szambalą, potem jest medytacja i kontemplacja - zdradza prof. Pietrzykowski. - To nie jest do końca nauka. Niczego nie narzucamy, nie indoktrynujemy, po prostu stwarzamy warunki do poznania szambali. Nie sugerujemy, co kto ma doświadczyć. Dlaczego warto spróbować wejść w ten nurt? - Szambala pozwala zrozumieć świat, zarówno jego radości jak i cierpienia - zapewnia Pietrzykowski. - Praktykując ją możemy zobaczyć, co kryje się pod medialną podszewką, poznać świat inny niż ten, jaki pokazują nam środki masowego przekazu i partie polityczne. Szambala to też dobroć po prostu. MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 01/2013
Jak twierdzi Tomasz Pietrzykowski, nie chodzi tu wcale o dobro rozumiane w naszej, zachodniej kulturze. - To też dobroć, ta sama potrawa, ale bez sosów i przypraw moralnych, je się też ją inaczej - mówi szczeciński nauczyciel szambali. - Nie chodzi o jakieś moralne regułki, ale o samo doświadczenie dobra jako prostoty, czystości, świeżości. Pietrzykowski zapewnia też, że szambala pozwala zwalczyć strach i zwątpienie. - Przez jakiś czas chorowałem na raka - mówi. - Zrozumienie, że choć życie zawiera cierpienie, świat jest fundamentalnie dobry i fascynujący, pozwoliło mi przetrwać.
Foto: Sebastian Wołosz
Szambala to związany z buddyzmem kierunek filozoficzny, łączący duchową wizję i praktykę medytacji z praktycznym podejściem tworzenia „oświeconej społeczności”. Wywodzi się ze znanego mitu o królestwie Szambali, położonym gdzieś w Himalajach, gdzie miał panować mądry i łagodny władca, i gdzie panował spokój i pomyślność.
Co, gdzie, kiedy? Tomasz Pietrzykowski odnalazł drogę do szambali w Kanadzie. Od 11 lat uczy szczecinian tej buddyjskiej praktyki.
#20
Sesje medytacyjne w Szczecińskiej Grupie Szambali przy ul. Śląskiej 8/4 odbywają się co środę od godz. 18.30 do 20. Żeby wziąć w nich udział, trzeba zgłosić się do instruktora z Grupy Szambali. Udział w sesji jest bezpłatny. Co jakiś czas organizowane są także specjalne, płatne warsztaty. Szczegóły na stronie www.szambala.pl
Ekskluzywne podłogi QUALIT Y IN WOOD SINCE 18 57
CENTRUM PODŁÓG „IW CONCEPT” Al. Wojska Polskiego 69 70-478 Szczecin tel./fax: +48 91 455 32 46 e-mail: salon@iwconcept.com.pl www.podlogiszczecin.com.pl
Salon wraz z otwartą kuchnią tworzy całość. W całym mieszkaniu przeważają meble kuchenne, przerobione lekko na salonowe.
Pochłaniacz w stylu lampy - kuli Swarovskiego współgra z mapą galaktyki nadrukowaną na kuchennej szafce.
MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 01/2013
#22
Wnętrza
#
Od bieli do... nieskończoności Choć na pierwszy rzut oka tego nie widać, to w mieszkaniu na Warszewie przeważają meble kuchenne, lekko przerobione na salonowe czy sypialniane. Białe meble dają efekt przestrzeni. Wnętrze miało sprawiać wrażenie nieskończoności. AUTOR: Bogna Skarul / Foto: Sebastian Wołosz
Młode małżeństwo mieszka na jednym z warszewskich osiedli od pięciu lat, ale dopiero dwa lata temu zdecydowali się na remont. - Najpierw chcieliśmy trochę pomieszkać w zastanych wnętrzach, aby na własnej skórze przekonać się, co nam przeszkadza i co chcielibyśmy zmienić, a także czy w ogóle chcemy tu być - mówią właściciele mieszkania przy ul. Feniksa i tłumaczą, że z mieszkaniem na próbę jest jak z narzeczeństwem. - Trzeba trochę pobyć razem, aby wiedzieć, czy na pewno chce się być z kimś już do końca życia.
Zmiany w życiu, zmiany w mieszkaniu Decyzję o generalnym remoncie podjęli wraz z decyzją o ślubie. - W dniu ślubu wszystko się w naszym życiu pozmieniało, więc trzeba było też pozmieniać wnętrza - dodają. Pomysły, jaką ścianę wyburzyć, a gdzie co dostawić, konsultowali z projektantami ze Studia Mebli Kuchennych Vip. I choć może na pierwszy rzut oka tego nie widać, to w całym mieszkaniu przeważają właśnie meble kuchenne, lekko przerobione na salonowe czy sypialniane. - Zdecydowaliśmy się na nie, bo tu pasują i wraz z otwartą kuchnią salon tworzy całość - podkreślają. Półka na ścianie w salonie, gdzie stoją trunki i kieliszki do wina, idealnie pasowałaby też na ścianę w kuchni. Pochodzi z tego samego zestawu, co całe umeblowanie aneksu kuchennego. Z kolei na jednej ze ścian kuchni wisi specjalna szafka z nadrukiem gwiazd galaktyki, który współgra z pochłaniaczem kuchennym w stylu lampy - kuli Swarovskiego. - To nasz pomysł - podkreślają domownicy i dodają, że instalacja takiego właśnie pochłaniacza, to sugestia projektantów
z SMK Vip, którzy na ich zamówienie wynaleźli niekonwencjonalne rozwiązanie typowego sprzętu. Całe wnętrze aneksu kuchennego wraz z urządzeniami AGD, które są specjalnie schowane, miało sprawiać wrażenie niesamowitości i nieskończoności. Białe i stalowe meble, wraz z połyskującą glazurą na podłodze z ogromnych kafli, dają efekt przestrzeni i powiększają optycznie całe wnętrze. - A nam właśnie o to chodziło - twierdzą domownicy i wyliczają, że choć mieszkają na dwóch poziomach, to miejsca wcale nie ma zbyt dużo. Parter to zaledwie 50 metrów kwadratowych, z których dość sporo „zabierają” schody na piętro. Góra wraz ze skosami, które też wykorzystali, ma jeszcze mniej, bo około 45 metrów kwadratowych. - A na pierwszy rzut oka wydaje się, że jest tu o wiele więcej metrów mieszkania - mówią z dumą.
Szarości, czerń i złoto Całość zaplanowali przede wszystkim w bieli z elementami szarości, czerni, ale także z akcentami dekoracji ze złota. Choć na początku, kiedy styl urządzania mieszkania był jeszcze w głowie, nawet nie na papierze, pani domu obawiała się, że jej mieszkanie bardziej będzie przypominało szpital niż przytulny dom. - Ale okazało się, że zupełnie nie miałam racji - przyznaje dziś. Dobrze się tu czuje, a że wyszło stylowo i niekonwencjonalnie, ma dowody niemal po każdej wizycie znajomych, którzy pytają, czy pewne pomysły mogą skopiować u siebie w mieszkaniach. - Nasi przyjaciele teraz niemal jedni po drugich kupują swoje pierwsze mieszkania i zaczynają się urządzać - tłumaczą domownicy. - To czas na żeniaczkę i zapuszczanie korzeni. My jednak byliśmy pierwsi - podkreślają z dumą.
#23
MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 01/2013
Wnętrza
#
To nam się podoba! Łazienka zrobiona jest na czarno, z elementami złota. Złote są ramy lustra, ozdoby i drzwiczki mebli. Tylko jedna ze ścian jest wykafelkowana czarną mozaiką. Na pozostałych wykorzystano tafle szklane z podbitką czarnego i lekko błyszczącego materiału.
Schody ze szkła
Dwa pokoje na piętrze
Nie obyło się bez pewnych wątpliwości przy podejmowaniu decyzji, jak ma wyglądać ich pierwszy wspólny dom. Sporym wyzwaniem były na przykład schody. Te, które widzieli w sprzedaży, jakoś nie przypadły im do gustu. Były albo za ciężkie, albo za małe, albo za drogie. Postanowili więc przerobić te, które zainstalowali 10 lat temu poprzedni właściciele. Rozebrali je na części i oddali każdy stopień do malowania. Na biało oczywiście. W miejsce szczebelków, które wyraźnie nawiązywały wystrojem do poprzednich epok, wstawili płyty szklane ze szkła hartowanego, które nadają lekkości całej konstrukcji. Biel schodów idealnie też kontrastuje z ciemnymi ścianami.
Z biało-czarnego przedpokoju, w którym trochę z boku stoi szafa na ubrania - także przerobiona z mebli kuchennych - jest jeszcze wejście do łazienki i małego pokoju pracy. Łazienkę młodzi małżonkowie zrobili na czarno, z elementami złota. Złote są ramy lustra, ozdoby i drzwiczki mebli (też kuchennych), za którymi schowali pralkę, potrzebne proszki i płyny do prania. Tylko jedna ze ścian jest wykafelkowana czarną mozaiką, na pozostałych wykorzystano tafle szklane z podbitką czarnego i lekko błyszczącego materiału. - Bałam się tej czerni na tak małej przestrzeni - przyznaje pani domu. - Ale teraz widać, że złote elementy i dodatki nadają charakter łazience. Do tego odpowiednie oświetlenie górne i dwie lampki z pozłacanymi kloszami.
- Choć wiedzieliśmy, że teraz tapety na ścianach w mieszkaniu nie są trendy, to w przedpokoju je przykleiliśmy - opowiadają właściciele. - Doszliśmy do wniosku, że trudno będzie znaleźć taką farbę, aby była ciemna i jednocześnie tak ciekawa, bo tapeta jest czarna z szarymi, małymi kwadracikami. Chodziło o to, aby ten kąt nie był zupełnie ciemny. Dlatego także zdecydowali się na postawienie tuż przy pierwszym stopniu schodów na górę rozświetlonej półki. Powstała w miejscu gdzie wcześniej, jeszcze przed remontem, były drzwi do kuchni. - W ten sposób nie dość, że przybyło nam miejsca na różne bibeloty, to ściana nie sprawia wrażenia masywności - pokazują domownicy. - Półki są tak wyprofilowane, że idealnie mieszczą się w starej wnęce na drzwi. Z drugiej strony byłych drzwi, w kuchni stoi zabudowana lodówka.
MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 01/2013
Na piętrze jest miejsce na dwa pokoje - sypialnię i dziecięcy oraz sporą łazienkę, w której zmieściła się wanna i prysznic. - Ale musieliśmy zrezygnować z garderoby - wzdychają trochę z żalem domownicy i pokazują, że właśnie w miejscu, gdzie kiedyś były półki na swetry i koszule, dziś stoi natrysk. Za to po drugiej stronie ściany zrobili ogromną szafę z miejscem na deskę do prasowania, odkurzacz i wszystkie inne domowe małe sprzęty, które nie wiadomo gdzie pochować. Szafa jest na tyle głęboka, że można do niej swobodnie wejść. To ona właśnie jest zamiennikiem tej „straconej na korzyść łazienki” garderoby. Natomiast pokój dziecinny to jedyne miejsce, gdzie domownicy wstawili meble gotowe. Zmieściło tam się łóżeczko, komoda i szezlong, na którym teraz dumnie siedzi pluszowy miś.
#24
Odnowione stare schody. Stopnie zostały pomalowane na biało. W miejscu szczebelków pojawiły się płyty szklane ze szkła hartowanego, które nadają lekkości całej konstrukcji.
Na piętrze, poza sypialnią, znajduje się łazienka i pokój dla dziecka.
#25
MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 01/2013
#26
PROMOCJA
MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 01/2013
Felieton
#
Foto Magdalena Tomczyk, hotmag.pl
Paweł Krzych: Szczecin okiem blogera
Niepewne były również losy samego koncertu (skąd my to znamy?). Koniec końców udało się skompletować całkiem „zgrabny” line-up, doskonale odpowiadający takiej imprezie. Na plus była z pewnością duża obecność lokalnych artystów. Paweł Krzych - autor najpopularniejszego szczecińskiego bloga www.szczecinblog.pl oraz strony na FB Uśmiechnij się - jesteś w Szczecinie. Lokalny patriota. Pasjonat Szczecina, nowych mediów oraz podróży.
„Tall shipy” w 2007 roku okazały się wielkim sukcesem miasta. Malkontenci, którzy negowali wszystko związane z regatami, niestety musieli obejść się smakiem. Do Szczecina przypłynęło ponad 100 jednostek z 4000 żeglarzy. W ciągu 4 dni zlotu przez Wały Chrobrego przewinęło się ponad 1,5 mln mieszkańców. Pamiętam jak dziś trzeci dzień zlotu. Końcówka mojej nocnej zmiany (pracowałem wtedy jako oficer wachtowy). Okolice 6 rano. Stoimy przed budynkiem Akademii Morskiej. Podchodzi do nas rozbawiony południowiec. Rozmawiamy przeplatanym hiszpańskim i angielskim. Jest zachwycony naszym miastem, ludźmi, magiczną atmosferą Szczecina. Zaprasza nas, żebyśmy w ciągu dnia przyszli na jego żaglowiec - Cuauhtémoc. Jak obiecał, tak też się stało. Na statku zostaliśmy specjalnie ugoszczeni, zwiedzaliśmy zakamarki żaglowca normalnie niedostępne dla turystów, a nawet zaproszono nas na obiad na pokładzie.
To szczecinianie będą zwycięzcami Pamiętasz rok 2007? To było sześć lat temu. Sześć lat, które bardzo szybko zleciały. Sześć ważnych lat dla Szczecina. Cofnijmy się jednak teraz trochę w przeszłość. Decyzja o przyznaniu Szczecinowi organizacji tak wielkiego wydarzenia - finału regat The Tall Ships’ Races zapadła w 2003 roku. Tej informacji towarzyszyła ogromna radość, jak i chyba jeszcze większe przerażenie.
2013. Tym razem nie ma już obaw, że miasto nie udźwignie ciężaru regat. Jesteśmy pewni swego, Wały Chrobrego nie są rozkopane, promocja zaczęła się dużo wcześniej. Jednak wymagania są dużo większe - chcemy obiecanego przez Urząd Miasta koncertu w Dąbiu, nie rozumiemy, dlaczego marina na Wyspie Grodzkiej nie będzie gotowa (mimo wcześniejszych zapewnień), liczymy na coś więcej.
Czy Szczecin podoła takiemu przedsięwzięciu? Czy jesteśmy gotowi na przyjęcie tak dużej liczby żaglowców naraz („na Dni Morza zazwyczaj było ich dużo mniej”) i jeszcze większej liczby turystów („przecież mamy tak mało hoteli, na pewno nie tyle, co chociażby w Trójmieście”). Czy będzie u nas co zwiedzać, czy turystom się tu spodoba? („przecież nie mamy nawet rynku”). Takie i inne pytania kłębiły się w głowach szczecinian.
Lecz z drugiej strony wiemy, że będą to wspaniałe dni dla Szczecina, mieszkańców, turystów. Świętowanie rozciągnięte w dłuższym czasie (dodatkowo Pyromagic oraz Szczecin Music Wave) oraz na większym obszarze (gotowe bulwary po obu stronach Odry).
Praktycznie na kilka miesięcy przed samym zlotem żaglowców doszły do tego jeszcze dodatkowe problemy. Stan przygotowań infrastruktury budził wielkie wątpliwości. Wały Chrobrego przypominały raczej tor dla motocrossu, Łasztownia - jako teren przemysłowy była bardzo niebezpieczna, a nabrzeże Starówka miasto przejęło od portu w maju 2007 roku (zlot Oldtimerów był próbą generalną przed TTSR).
I na pewno nie będzie to „jakaś tam imprezka”, tylko „wielkie 4-dniowe, żeglarskie święto”. Bo nawet jeśli Urząd Miasta „przegra” to wydarzenie (wielu sądzi, że już to się stało), to jako Miasto Szczecin będziemy zwycięzcami.
#27
MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 01/2013
Rozmowa miesiąca
#
Hubińska i Prajs: modowe małżeństwo MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 01/2013
#28
AUTOR: Alicja Wirwicka / Foto: Jarek Romacki Fryzura: Artmasters Marcin Rudiuk / Makijaż: Marcela Olejnik
O tym, jak być niepowtarzalnym w świecie mody i tworzyć ubrania unikalne niczym kod DNA, rozmawiamy z dwójką szczecińskich projektantów - Katarzyną Hubińską i Arkadiuszem Prajsem.
#29
MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 01/2013
Pierwszy raz zawodowo spotkaliśmy się na wspólnym pokazie podczas otwarcia jednej ze szczecińskich restauracji – mówi Kasia Hubińska. - Wtedy pierwszy raz mogłam dotknąć rzeczy Arka i mnie zachwyciły. Pomyślałam, że z tak utalentowanym artystą chciałabym współpracować.
kolekcję zobaczyła Eva Minge. Później choroba, która po części pokrzyżowała mi plany. A teraz jestem na swoim i wiem, że robię to, co zawsze chciałem.
- Wiele was łączy. Pod względem zawodowym oczywiście. Oboje zaczynaliście dość niepozornie. - Arek: Niepozornie? (śmiech) Ja zaczynałem szyjąc ubrania robocze. Nie myślałem wtedy o projektowaniu. Ale zauważył mnie mój szef, pan Tadeusz Figurski. Namówił mnie do wzięcia udziału w konkursie. Zapłacił, zasponsorował uszycie kolekcji. No i stało się. Wygrałem Gryf Fashion Show, szczeciński konkurs dla projektantów i to dało mi wiarę w siebie. - Kasia: Ja szyłam przede wszystkim dla siebie. Mam nietypową sylwetkę. Nigdy nie mogłam kupić nic na siebie, a nawet jak coś kupiłam, później musiałam przerabiać. Poza tym zawsze lubiłam wyglądać inaczej niż wszyscy. Jestem przekorna. Jeśli wszyscy noszą biel, to ja czerń. Coraz częściej panie zaczepiały mnie na ulicy, pytając gdzie kupiłam rzecz, którą mam na sobie. Prosiły, czy nie mogłabym czegoś zaprojektować i wykonać dla nich. Zamówień zaczęło się robić coraz więcej i nie miałam innego wyboru, jak iść w tym kierunku.
- Ale nie chcecie wyjeżdżać ze Szczecina? - Arek: Miałem taką propozycję od Evy Minge. Właśnie po Gryf Fashion Show jej menedżerka mnie znalazła i dostałem propozycję, żeby wyjechać do niej, do Pszczyny. Nie chciałem. Częściowo dlatego, że bałem się iż mój związek się rozpadnie. - Kasia: Ja się tutaj czuję pewnie. Dobrze. Tu mam rodzinę, dom. - To jak jest z tym miastem? Jest przychylne dla projektantów? - Arek: Niekoniecznie. - Kasia: To dość specyficzne miasto. Nie ma tu celebrytów chodzących po czerwonych dywanach. To nie Warszawa, gdzie organizowane są imprezy, na których muszą się pokazywać, żeby nie zniknąć z mapy towarzyskiej. W Szczecinie niestety nie ma ostatnio żadnych pokazów mody, nie odbywają się też weekendy mody, jak miało to miejsce kiedyś. Ale myślę, że zastój jest chwilowy. My też chcemy to trochę zmienić. Stworzyliśmy takie miejsce, w którym chcemy, żeby ten świat modowy w Szczecinie odżył.
- Kobieta z przeszłością, mężczyzna po przejściach. Oboje macie spory bagaż doświadczeń. Romantycy nazwaliby was parą idealną, choć tylko biznesową. - Kasia: W moim przypadku los zaważył, że nie skończyłam wymarzonych studiów w Łodzi. Musiałam wrócić do Szczecina ze względów rodzinnych. I tu skończyłam studia całkiem odrębne, matematycznofizyczne. Ale wróciłam do mody, choć pracowałam w zupełnie innej branży. - Arek: Ja z kolei zawsze chciałem szyć. Skończyłem szkołę i od razu poszedłem w tę stronę, ale zawsze u kogoś. Później był wzlot, kiedy na Gryf Fashion Show moją MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 01/2013
- Jest ku temu potencjał? Spotykacie młodych ludzi, którzy mają szansę, by być dobrymi projektantami? - Arek: Dużo jest takich osób. Przychodzą do nas i pytają, jak to zrobić, żeby zaistnieć.
#30
Rozmowa miesiąca
#
- Kasia: Mężczyźni, zdecydowanie. Choć kobiety też mają z tym problem, ale pod innym kątem. Nie wierzą w siebie, mają kompleksy. Napatrzą się na zdjęcia w gazetach, obrobione photoshopem i patrzą później na siebie przez ten pryzmat. Zapominają, że te idealne sylwetki i twarze, które oglądają, nie wyglądają tak w rzeczywistości. Ciągle muszę przekonywać kobiety, że mają ładne nogi, są piękne, że tak naprawdę chodzi o proporcje i umiejętne kamuflowanie wad i eksponowanie zalet urody.
- I co im mówicie? - Kasia: Nic. My też musieliśmy dojść do tego, co mamy małymi krokami i nie ma chyba złotej rady. Gdzieś na swojej drodze spotkaliśmy ludzi, którzy nas zauważyli, pomogli, ponieważ w nas wierzyli. Trzeba mieć trochę szczęścia, talentu, wiele samozaparcia i niestety pieniądze… - Arek: Tak, to bardzo kosztowny zawód. Aby stworzyć kolekcję i ją zaprezentować potrzebne są pieniądze. Ja akurat miałem to szczęście, że pomógł mi pan Figurski. Udostępnił swoją hafciarnię, materiały, po które pojechaliśmy do Berlina. Dlatego mi się udało.
- Kiedy podjęliście decyzję, żeby założyć wspólne atelier? - Kasia: Znamy się bardzo długo, ale pierwszy raz zawodowo spotkaliśmy się na wspólnym pokazie podczas otwarcia jednej ze szczecińskich restauracji. Wtedy pierwszy raz mogłam dotknąć rzeczy Arka i mnie zachwyciły. Pomyślałam, że z tak utalentowanym artystą chciałabym współpracować. Okazało się, że Arek jest skromny, pomimo ogromnej wiedzy i posiadanych umiejętności. Do dzisiaj ciężko namówić go np. na wywiad, czy zdjęcia. - Arek: Jakoś nigdy tego nie lubiłem. Ale teraz jestem trochę odważniejszy.
- Wróćmy do Szczecina. Mówicie, że nie jest przychylny dla projektantów. Czyli co, szczecinianie nie chcą być modni? - Kasia: Chcą i są. Bardziej kobiety niż mężczyźni. Tutaj ludzie patrzą bardzo mocno na markę, która musi być znana, światowa. - Arek: Niestety, szczerze mówiąc, w Szczecinie facet dobrze ubrany postrzegany jest albo jako homoseksualista, albo jako ktoś z zagranicy. Wszyscy mają łatkę przypiętą. - Nie jesteśmy otwarci na świat mody? - Kasia: Z jednej strony chcemy się wyróżniać z tłumu, a z drugiej chcemy być markowi.
- Oboje skupiacie się na projektowaniu dla jednej płci. Teraz wspólnie ubieracie pary? - Kasia: Tak, teraz ubieramy i panie, i panów, i nawet ich dzieci (śmiech). - Arek: Przychodzi pani z mężem. Ona przymierza, a on wieszaczki przegląda i nagle zauważa coś i mówi:
- Kto ma z tym większy problem? Mężczyźni czy kobiety? - Arek: Mężczyźni. Kobiety nikt aż tak nie ocenia poprzez ubiór.
W Szczecinie niestety nie ma ostatnio żadnych pokazów mody, nie odbywają się też weekendy mody, jak miało to miejsce kiedyś. Chcemy to trochę zmienić. Stworzyliśmy takie miejsce, w którym chcemy, żeby świat modowy w Szczecinie odżył.
#31
MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 01/2013
Rozmowa miesiąca
#
Jesteśmy bardziej rodziną, przyjaciółmi, którzy wspólnie pracują. Ale nie tylko we dwójkę. Współpracujemy też z fotografem, który robi sesje zdjęciowe w naszych strojach. Ta nasza „rodzina” uzupełnia się i dzięki temu jesteśmy tacy dobrzy.
„o fajne”. No to, jak fajne, to mierzymy. I ja się zajmuję panem, a Kasia panią. - Kasia: Tak, teraz stanowimy zgrany team, uzupełniamy się. Nie ma rywalizacji, tylko praca zespołowa. - Czyli teraz można was nazwać modowym małżeństwem? - Kasia: Tak jakoś wyszło (śmiech). Nawet niektórzy mogą nas o coś podejrzewać, ale każde z nas jest w związku. Więc jesteśmy bardziej rodziną, przyjaciółmi, którzy wspólnie pracują. Ale nie tylko we dwójkę. Współpracujemy też z fotografem, który robi sesje zdjęciowe w naszych strojach. Jarek Romacki jest fenomenalny. Robi cudowne, klimatyczne zdjęcia. Też ja go odkryłam. Ta nasza „rodzina” uzupełnia się i dzięki temu jesteśmy tacy dobrzy (śmiech). - Jednym z waszych atutów jest to, że nie tylko projektujecie, ale również szyjecie. To pomaga? - Arek: Tak, bo dzięki temu wiem, że to co wymyśliłem nie jest niewykonalne. Bo poza tym, że za ubrania się płaci, to dobrze byłoby jeszcze je nosić. Bo cóż z tego, że projektant wymyśli sobie suknię z płyt kompaktowych, skoro nie nadaje się ona do noszenia.
Moje ubrania to moda użytkowa, tylko w pięknej formie. - Pamiętacie projekt, który dał wam najwięcej satysfakcji? - Kasia: Zrobiłam serię ręcznie dzierganych kreacji na wybory miss. To było bardzo pracochłonne. Haftowanie, wyszywanie. Wtedy byłam naprawdę dumna. - Arek: Dla mnie największą satysfakcją była kolekcja dla Evy Minge. To pochłonęło bardzo dużo czasu. Było męczące, ale wspaniałe. Pamiętam też, kiedy siedziałem w pubie i nagle wchodzi mężczyzna w kurtce z mojej kolekcji. Siedziałem i myślałem „wow, to jest moje”. Dodaje mega energii do dalszej pracy. - Kasia: Ja mam tak samo, kiedy widzę swoją sukienkę w gazecie, czy w telewizji. I ja wiem, że to moja, bo ją poznaję, robię tylko jedną taką sztukę. Dla mnie największą satysfakcją jest moment, kiedy ktoś mi mówi, że widział sukienkę w moim stylu. To znaczy, że mam swój styl i że jestem rozpoznawalna. Bo gorzej jest, kiedy patrzysz na rząd ubrań i zastanawiasz się, czyje to jest, czy to od jednego projektanta, czy od kilku. A jeśli ktoś mi mówi, że widzi mój styl, to znaczy, że ja w tłumie tych projektantów nie zginę. R E K L A M A
KLINIKA IMPLANTOLOGII I ORTODONCJI
www.hahs.pl
tel. 91 461 43 18
Felieton
#
Monika Pyrek-Rokita: optymistycznie
NIE!!! Nie zamierzam się wyprowadzać! Zamierzam się cieszyć Szczecinem. Zamierzam żyć tym miastem i w tym mieście. Wiem, że szczecinianie chcieliby, by ich miasto było jak Warszawa, Wrocław, a najlepiej Londyn. Ale to się już nie wydarzy, coś zostało przegrane i nie ma do tego powrotu. Nie znaczy to jednak, by nie być dumnym i cieszyć się swoim miastem, by tworzyć w nim kultowe miejsca i wydarzenia. Trzeba szukać własnej drogi. Przede wszystkim trzeba zacząć o tym głośno mówić. Ja kocham Pogodno, na którym mieszkam. To jeden z piękniejszych, a według mnie najpiękniejszych kompleksów mieszkalnych w Polsce. Architektura, ulice i kwitnące magnolie. Między nimi spacerujący minister Andrzej Milczanowski... Chcemy miejsc, którymi się wyróżniamy? Proszę bardzo! Nawet nowojorski Central Park trudno przyrównać do szczecińskiego pasa zieleni od Jasnych Błoni przez Park Kasprowicza do Lasku Arkońskiego. Kultowe knajpy? Proszę bardzo! Dla mnie w tej chwili to np. kuchnia ukraińsko-rosyjska, uroczy malutki bar na Piłsudskiego, Cafe Popularna ze świetną kuchnią i genialnymi, odszukanymi meblami z lat 60. i 70. XX wieku. Genialne miejsca, trzeba tylko o nich głośno mówić. Szczecin, to coraz ważniejsze miejsce na polskim rynku sztuki współczesnej. Nie jestem wybitną specjalistką, ale mąż mi ciągle suszy głowę w tym temacie, a jemu wierzę. Świetny festiwal Inspiracje, fantastyczna inwestycja w Trafostację Sztuki. Osobiście najbardziej kibicuję Tomkowi Lazarowi. Prawie anonimowy w Szczecinie, laureat World Press Photo 2012, jeden z tylko 25 polskich laureatów w historii!
Monika Pyrek-Rokita - lekkoatletka, medalistka Mistrzostw Świata, jedna z najlepszych tyczkarek w historii kraju, obecnie prowadzi program w Polskim Radiu Szczecin
Minister na spacerze Witam serdecznie na łamach nowego szczecińskiego miesięcznika. Bardzo dziękuję redakcji za zaproszenie i duży kredyt zaufania. Moje doświadczenie pisarsko-dziennikarskie jest doprawdy znikome: blog prowadzony na stronie Na Temat, poranki w Radiu Szczecin. Jestem na samiutkim początku, mam nadzieję, długiej drogi. O czym będą moje teksty ? Przede wszystkim o tym, że w Szczecinie się da, że można, że dajemy radę, że możemy być dumni, że jest fajnie!
I tak doszliśmy do ludzi. To będzie moja krótka lista osobista: Katarzyna Nosowska, szczeciński skarb, w sumie już można stawiać jej pomnik, organizować festiwale itp. Po prostu genialna. Piotr Banach, ojciec założyciel Hey, jak mówi o nim Kasia. Piotr ciągle obecny w Szczecinie, choć przyznam szczerze, że doznałam szoku, gdy mój znajomy, który powinien być obeznany w kulturalnej mapie Szczecina, spytał, Piotr Banach - a kto to? Na szczęście szybko został sprowadzony na ziemię przez współtowarzyszy dyskusji. I na koniec tej krótkiej listy Joanna Góra, naczelna najbardziej prestiżowego, wchodzącego na polski rynek magazynu o modzie Harper’s Bazaar, wcześniej szefowała Shape. Rodowita szczecinianka. Kolejna, którą trzeba się chwalić. Po prostu, zwyczajnie z radością i dumą.
Minęło dziesięć lat mojego bycia szczecinianką, lecz po raz pierwszy w jedenastym roku pobytu w tym mieście jestem w nim praktycznie od sierpnia bez przerwy. Wcześniej były zgrupowania, zawody itp. Wcześniej głosy o tym, że w Szczecinie nic się nie dzieje, że jest beznadziejnie zarządzany, że jesteśmy głęboką prowincją, że trzeba stąd uciekać docierały do moich uszu i od razu reagowałam na nie obruszeniem. Jak to? Przecież ja kocham tutaj wracać, tutaj ładuję akumulatory, odpoczywam. Dzisiaj, gdy zaczynam się uczyć pracy dziennikarskiej, te głosy docierają do mnie jeszcze bardziej i zaczynam reagować na nie alergicznie. Słyszę je podczas spotkań oficjalnych, rozmów ze znajomymi, w mediach. Czarę goryczy przechyliło pytanie, które usłyszałam: to co, skończyłaś karierę, to pewnie wyprowadzisz się do Warszawy? Przecież nic cię tu nie trzyma.
I na tym koniec dzisiejszego, króciutkiego wstępu do kolejnych optymistycznych felietonów.
#33
MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 01/2013
Moto
#
Mężczyzna plus motocykl. Związek idealny Złożenie potężnego Big Doga od zera zajmuje Arkadiuszowi Krancowi pół roku. Nie ma jednak prostej zasady. Klient potrafi być wymagający. Wtedy praca nad motocyklem może trwać nawet dwa lata. AUTOR: Małgorzata Miszczuk / Foto: Sebastian Wołosz
MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 01/2013
#34
Motocykl, to więcej niż hobby. Dla Arkadiusza Kranca, to przede wszystkim sposób na życie. Nałóg. Ten, kto nigdy nie siedział na harleyu, nie czuł pracy silnika, pewnie tego nie poczuje. Każdy facet z klubu harleyowego doskonale pamięta pierwszą fascynację motorem. - Pierwszego razu się nie zapomina - mówi Arkadiusz Kranc z klubu harleyowego w Szczecinie. - Było upalne lato. Wracałem autostopem z Międzyzdrojów. Za plecami usłyszałem strasznie głośny dźwięk. Obejrzałem się zobaczyć, co to jest. Sekundę później minęły mnie dwa junaki. To było, jakbym stanął oko w oko z groźnym tygrysem. Zamarłem, a gdy już doszedłem do siebie wiedziałem, że wszystko się w moim życiu zmieni. Miłość od pierwszego wejrzenia, dla niektórych zdarza się tylko w filmach. U motocyklistów jest powszechna.
- Człowiek ani się obejrzy, a już siedzi w tym po uszy. Nagle nasz świat kręci się w koło, a właściwie w dwa koła. To nie jest już tylko hobby - opowiada Arkadiusz Kranc. - To związek. I tak, jak w związku bywa różnie, tak jest też z maszyną. Ma fochy, odmawia czasem posłuszeństwa i bywa nieznośna. Sam nieraz miałem ochotę rzucić to wszystko, ale po chwili i tak wracałem do garażu i odpalałem silnik. Motocykliści mówią, że obdarzeni są zmysłem, który pozwala usłyszeć muzykę z rury wydechowej. - Wiele zawdzięczam maszynom. Dzięki nim jestem teraz tym, kim jestem - mówi Arkadiusz Kranc. - Składam je, daję im coś od siebie. Motor daje nie tylko satysfakcję, ale przede wszystkim wolność. Zapominamy o problemach, odrywamy się od codzienności. Nic się wtedy nie liczy.
Motocykl Big Dog K-9 ROK 2008 Pojemność silnika -1916 cc, Silnik - firmy S&S, Skrzynia biegów - 6-stopniowa, Moc - 111 kM, Moment obrotowy - 115 Nm, Pojemność zbiornika - 16,65 litra, Masa - 318 kg, Rozmiar tylnej opony - 300/35/18, Zużycie paliwa - w zależności od fantazji kierowcy od 7 do 15 litrów. Cena ok. 70 tys. zł
Po kilku latach od pierwszego spotkania na trasie Szczecin - Międzyzdroje, Arkadiuszowi Krancowi udało się uzbierać pieniądze na pierwszego junaka. - Maszyna wymagała sporo pracy, ale czego wtedy nie byłbym dla niej w stanie zrobić wspomina. - Zacząłem grzebać w silniku i poznawać tajniki motoryzacji. Dzisiaj to moje główne źródło utrzymania. Po junaku przyszła kolej na motocykle japońskie i stare harleye sprowadzane z Rosji. Obecnie w wielkim garażu na Żelechowie Arkadiusz Kranc już nie tylko remontuje stare motory, ale buduje nowe. Składa maszynę od podstaw. Z precyzją. Starannie dobierając najdrobniejsze części. - Znam te maszyny lepiej, niż niejeden lekarz anatomię ludzkiego ciała - śmieje się, dokręcając ostatnią śrubkę.
#35
MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 01/2013
Moto
#
- tłumaczy. - Z dumą patrzę, jak mijają mnie na ulicy. Czuję się nie tylko jak konstruktor, ale jak ojciec tych maszyn. Koszt i czas wyprodukowania Big Doga zależy od wymagań klienta. - Wszystko sprawdzam po kilka razy. Chcę, aby klient był zadowolony, bo sam wiem, jaką rolę odgrywają motocykle. Teraz w warsztacie składane są legendarne amerykańskie Big Dogi. Część elementów sprowadzana jest z zagranicy, część można kupić w kraju. - Najpierw kompletujemy najważniejsze elementy: silnik, opony i cały mechanizm. Big Dogi łatwo poznać po szerokich kołach i dość długiej kierownicy - mówi konstruktor. Motocykle cieszą się dużym zainteresowaniem i doceniane są także poza granicami kraju. - Udaje nam się wypuścić około trzech sztuk rocznie. W tym garażu powstało już dwanaście Big Dogów. Tylko niewielka część zostaje w Szczecinie
MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 01/2013
- Średnio złożenie maszyny zajmuje pół roku, nie jest to jednak zasadą - podkreśla. - Ostatnio trafił nam się wyjątkowo wymagający klient. Praca nad jego motocyklem zajęła blisko dwa lata. Po złożeniu najważniejszych elementów, przymocowaniu silnika, kół i kierownicy, przychodzi czas na montowanie reszty baku i siedzeń. Ostatnie zdanie przy wykończeniu należy do specjalisty, który produkuje unikatową grafikę. - Widok ukończonego motoru, to powód do dumy. Patrzę na swoje dzieło i wiem, że to kawał dobrej roboty, która będzie dla kogoś początkiem wielkiej przygody - kończy konstruktor. - Od tego momentu maszyna zaczyna swoje życie. Aż żal się rozstawać…
#36
PROMOCJA
Konsultacje u dietetyka. Zapraszamy! Prawidłowe odżywianie się to nie tylko recepta na świetne samopoczucie i radość z dobrego zdrowia każdego dnia! Zdrowe odżywianie to także sposób, w jaki możesz uniknąć wielu chorób lub wspomóc ich leczenie poprzez dobór właściwej diety. Czym są choroby dietozależne? Są to choroby wynikające z nieprawidłowego żywienia, ale także te, którym za pomocą odpowiednio skomponowanej diety można
zapobiec. Jest ich znacznie więcej, niż przypuszczamy, a mianowicie: nadwaga i otyłość, cukrzyca, zespół metaboliczny, osteoporoza, miażdżyca, choroby układu pokarmowego, choroba niedokrwienna serca, udar mózgu, alergie i nietolerancje pokarmowe, nadciśnienie tętnicze, dyslipidemia, anemia, nowotwory (jelita grubego, prostaty, sutka, macicy i wiele innych). Z nieprawidłowym żywieniem jest związane również: obniżenie zdolności do koncentracji uwagi, zmniejszenie wydajności w pracy, osłabienie możliwości przyswajania wiedzy i uczenia się. Choroby wynikające z nieracjonalnego odżywiania się są plagą XXI wieku. Rozwój cywilizacji i szybkie tempo życia spowodowały duże (niekorzystne) zmiany w sposobie żywienia populacji krajów rozwijających się i rozwiniętych. To przyczyniło się do masowych zachorowań na różne przewlekłe schorzenia, o których wcześniej często nawet nie słyszano.
naturalnie poprawić swoje samopoczucie i odzyskać siły witalne na każdy dzień, dowiedzieć się jak należy odżywiać się prawidłowo, aby utrzymać zdrowie lub poprawić efekty leczenia różnych schorzeń. Oferujemy fachowe indywidualne poradnictwo żywieniowe oraz komponowanie jadłospisów dopasowanych do specyficznych potrzeb każdego Pacjenta.
Zapraszamy: Medicus Spółdzielnia Pracy Lekarzy Specjalistów Szczecin, pl. Zwycięstwa 1 Informacja telefoniczna: (091) 433 35 68, (091) 434 73 06 www.medicus.szczecin.pl
Porada u dietetyka pozwoli: otrzymać pomoc w zakresie uzyskania wymarzonej sylwetki, poznać stan odżywienia Twojego organizmu,
#37
MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 01/2013
Zdrowie
#
Trening personalny, czyli towar ekskluzywny Siedzący tryb życia powoduje problemy ze zdrowiem i wymusza modę na siłownię i fitness. Przewodnikiem po świecie naprawy ciała i ducha jest trener personalny. Usługa ekskluzywna, ale coraz bardziej popularna. AUTOR: Maciej Pieczyński / Foto: Sebastian Wołosz
Na zdjęciu: Bartek Nowak
MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 01/2013
#38
- Bywają klienci, do których czuję się w obowiązku zadzwonić i krzyknąć, zmotywować słowami: stary, tyle czasu odpuszczałeś, jutro widzę cię na treningu, nie ma dyskusji! - mówi Bartek Nowak. Na salę treningową wszedł młody chłopak. Wyglądał na siedemnaście lat. - Choć nie był zbyt mocno zbudowany, miał szeroko rozstawione ramiona, bardzo sztywną postawę - mówi Bartek Nowak, trener personalny.
to typowa siłownia dla każdego, ale warszawska filia jest w dalszym ciągu obiektem ekskluzywnym - dodaje.
- Miał czternaście lat, ale był rozbudowany ponad miarę. Okazało się, że rodzice w dobrej wierze, zamiast konsoli Playstation, kupili mu ławeczkę do ćwiczeń, a on bez żadnego przygotowania zaczął ćwiczyć. Robił wszystko źle, choć wykonywał teoretycznie najprostsze ćwiczenia. Jeszcze rok takich ćwiczeń i stałby się inwalidą. Po pierwszym treningu powiedział mi, że od roku nie miał tak wyprostowanej ręki.
W Gold Gym pod jego okiem ćwiczyły osoby z pierwszych stron gazet. - Trenowałem Weronikę Rosati przed jej wyjazdem do Los Angeles - mówi. Gwiazdorski styl bycia popularnej aktorki na początku dał Bartkowi się we znaki. - Próbowała mną dyrygować - wspomina. - W pewnym momencie zaprotestowała ze słowami: „ale mój trener z Los Angeles inaczej to pokazywał”. Wtedy jej grzecznie, choć stanowczo powiedziałem: „ale teraz jesteśmy w Polsce i to ja teraz jestem pani trenerem”. Poskutkowało. Okazało się, że to naprawdę miła kobieta przy bliższym poznaniu. Spośród celebrytów Bartek trenował też Omenę Mensah. - Bardzo sympatyczna dziewczyna - dorzuca.
- Kiedyś miałam klientkę, która chodziła na siłownię, ale miała uraz kolana i cały czas to kolano jeszcze bardziej obciążała - opowiada Anna Krauza, trenerka personalna. - Okazało się, że wykonywała nie te ćwiczenia, które powinna.
Moda na zdrowie przez zwolnienie z wuefu Trening personalny to towar ekskluzywny. Jednak coraz więcej osób, także w Szczecinie, sięga po tego typu usługi. - Zdrowy tryb życia staje się modny - dodaje Bartek Nowak. - Choć z drugiej strony dzisiejsza młodzież szkolna często korzysta ze zwolnień z wuefu i woli siedzieć przed komputerem niż biegać za piłką, więc mam pewność, że klientów mi nie zabraknie. Siedzący tryb życia powoduje, że będą musieli zwrócić się o pomoc. Bartek Nowak pochodzi z Międzywodzia. Studiował na Akademii Morskiej w Szczecinie. Przez dwa lata pracował w Warszawie jako trener personalny w ekskluzywnym klubie fitness Gold Gym. - Klub został założony przez Arnolda Schwarzeneggera. W Stanach Zjednoczonych
Trenował Weronikę Rosati
Ania Krauza studiuje biotechnologię na ZUT, ale zawodową przyszłość wiąże raczej z treningiem personalnym, do którego prowadzenia ma uprawnienia. - Zawsze lubiłam być aktywna fizycznie, uprawiać sport - mówi. Już w przedszkolu rodzice zapisali ją na zajęcia taneczne. Potem pływała, uprawiała taniec nowoczesny, grała w tenisa. - Kilka lat temu przytyłam 10 kilogramów. I wtedy zaczęłam przygodę z siłownią - mówi. - Mama zapisała mnie do trenerki personalnej, kulturystki. Schudłam. I wtedy już przestało mnie interesować zrzucanie kilogramów, a zaczęłam się skupiać na tym, że podnoszę coraz większe ciężary. Zaczęłam ćwiczyć sama, to było uzależniające. Właścicielka klubu fitness zaproponowała jej pracę trenera personalnego. - Zawsze staram się używać podczas treningu wielu przyrządów, by klientki nie były znudzone - opowiada. R E K L A M A
CENTRUM DIAGNOSTYKI MEDYCZNEJ
www.hahs-lekarze.pl
tel. 91 422 06 49
Zdrowie
#
- Moje klientki mówią, że jestem tyranem opowiada Ania Krauza. - Coś w tym jest. Kiedy mówię „ma być 10 serii”, to ma być 10 serii. Nie lubię, kiedy klientka odpuszcza. Ale z drugiej strony jestem miła.
Siłownia nie tylko dla mężczyzn Do niedawna siłownia kojarzyła się raczej z kulturystyką, męskim, siłowym sportem. Dziś z usług trenerów personalnych, łączących elementy siłowni i fitnessu, korzystają zarówno mężczyźni, jak i kobiety. - Panie nie muszą się obawiać, że w ten sposób rozbudują za bardzo swoje mięśnie - zapewnia Ania. - Kobiety, które trenuję, mogą pięknie wyrzeźbić swoje ciało. Podnoszenie ciężarów nie przynosi od razu przyrostu masy mięśniowej. Do tego musi być specjalna dieta, ewentualnie suplementy pomagające spalać tkankę tłuszczową. Jednak stereotyp męskiego charakteru treningu siłowego nie przestaje funkcjonować. - Mój znajomy obsesyjnie
wręcz chodzi na siłownię - przyznaje Ania. - Zdarza się, że próbuję coś mu wytłumaczyć, wyjaśnić. Wydaje mu się, że jako facet wie lepiej niż ja, jak powinien wyglądać trening siłowy. A tymczasem mówi o sprawach oczywistych dla mnie jako trenera - śmieje się Ania.
Co nam daje trener personalny Tendencja do zdrowego trybu życia, poprawa kondycji, to często powody, dla których fitness i siłownia są coraz bardziej powszechną formą aktywnego spędzania czasu. Dlaczego jednak coraz częściej wybieramy drogą, ekskluzywną usługę treningu personalnego? - Trener personalny, obserwując klienta, koryguje i wyklucza błędy techniczne, zmniejsza tym samym ryzyko kontuzji, daje bezpieczeństwo R E K L A M A
W Lady Fitness & Beauty godzina treningu to koszt 42 zł, trening dla dwóch osób z trenerem od 25 zł od osoby. U Bartka Nowaka cykl 12 treningów, w tym kompleksowa opieka, indywidualny program treningowy, dieta, suplementacja kosztuje 800 zł. Za godzinę treningu natomiast zapłacimy 100 zł.
podczas ćwiczeń - mówi Ania Krauza. - Bardzo łatwo o urazy, gdy wykonuje się niewłaściwe ćwiczenia. - Trening personalny zawsze jest dobrany pod potrzeby konkretnego klienta - mówi z kolei Bartek Nowak. - Wszystko zależy od tego, czego on oczekuje, co go boli, co chciałby zmienić. Bartek trenuje zarówno kobiety, jak i mężczyzn. Wymienia trzy kategorie osób, które zgłaszają się po jego usługi. - Jedni przychodzą, bo w dzieciństwie siedzieli przed komputerem, a na wuefie pojawiali się tylko, żeby dać zwolnienie, a teraz za to płacą, mają problemy z kręgosłupem - mówi. - Kobiety często przychodzą, żeby schudnąć. Inni z kolei nie chcą trenować sami i trener potrzebny im jest do towarzystwa. Trener wypełnia często rolę psychologa. - Bardzo ważna jest motywacja - mówi Ania. - Moje klientki mówią, że jestem tyranem. Ale coś w tym jest. Kiedy mówię „ma być 10 serii”, to ma być 10 serii. Stawiam na wytrzymałość, na ciężkie treningi. Nie lubię, kiedy klientka odpuszcza. Ale z drugiej strony jestem miła, staram się, żeby trening przebiegał w luźnej atmosferze, bo klientki przychodzą do mnie nie tylko po to, żeby pokonywać swoje słabości, ale i żeby odpocząć od stresów dnia codziennego. Bartek ma różne metody motywacji. - Trzeba mieć wyczucie do człowieka - mówi. - Jeśli ktoś jest ze mną pierwszy raz na siłowni, stresuje się, trzeba zadbać o dobrą atmosferę. Ale bywają też tacy, do których jako trener, czuję się w obowiązku zadzwonić i krzyknąć, zmotywować słowami: stary, tyle czasu odpuszczałeś, jutro widzę cię na treningu, nie ma dyskusji! W Szczecinie Bartek trenuje obecnie cztery osoby - żonę biznesmena, wizażystkę, osobę zajmującą się technicznym odbiorem statków i profesora Akademii Morskiej. Trening personalny jest więc dalej towarem ekskluzywnym. - Jeszcze kilka lat temu w Szczecinie trener kojarzył się z instruktorem na siłowni, który mówił, jak nie machać ręką - opowiada. - Na szczęście to się powoli zmienia. Daleko nam do Warszawy, jeśli chodzi o ilość i jakość w branży treningu personalnego, ale jest coraz lepiej.
R E K L A M A
Ile kosztuje trening personalny?
Kulinaria
#
Slow food z czym to się je? Groszek od znajomych ze wsi, pomidory z ogródka sąsiadki. Kozi ser i jaja z podmiejskich hodowli. W menu modnych szczecińskich lokali pojawia się coraz więcej naturalnych produktów. AUTOR: Bogna Skarul / Foto: Andrzej Szkocki
Ewelina chciała zmienić coś w życiu i postawiła na slow food. Któregoś dnia postanowiła, że zacznie się zdrowo odżywiać. - Bo jak naczytałam się w internecie, co kryje się w kupowanych w sklepie warzywach, mięsie, rybach i nabiale, to zrobiło mi się niedobrze - opowiada.
na balkonie pietruszkę. I sadzi ją, bo uwielbia zwykłe ziemniaki z wody posypane pachnącą pietruszką. Lubi też marchewkę z groszkiem. Nie tę z mrożonek, tylko taką „prawdziwą”, którą przygotowuje mu żona Julia z marchewki, po którą jeździ pod Pyrzyce i groszku, który sprowadza od pani Anny spod Wolina.
Basia z kolei spróbowała pomidorów, które przyniosła jej z ogródka sąsiadka i zachwyciła się ich smakiem. - Jak tylko przyniosłam je do domu, to cały od razu pachniał świeżym pomidorem - wspomina. - A jak smakował!! - dodaje z zachwytem. Postanowiła więc, że teraz już będzie jeść tylko pomidory z ogródków. Ze swojego wyrzuciła tuje i tam urządziła grządkę. Na początek posadziła cebulę, bo chciała mieć swój domowy, pachnący szczypiorek. Później na jej grządce zaczęła rosnąć pietruszka, bazylia i majeranek. Po miesiącu posadziła roszponkę i rzodkiewki. Tak jej się to własne jedzenie spodobało, że z ogródka zniknęły kolejne krzewy. - Namówiłam męża, aby ściąć świerk i w to miejsce posadzić jabłoń i śliwę - opowiada. - W tym roku spodziewam się pierwszych owoców. Będę miała swoje konfitury. Mateusz mieszka w centrum Szczecina, w wieżowcu. Na ósmym piętrze. Jedyne, co może, to posadzić w doniczkach
- Jak pojechałem po ten groszek, to od sąsiadki pani Ani kupiłem 100 jaj - opowiada. - Ale po co mi 100 jaj? 70 sprzedałem Basi. Od Basi dostałem też szczypiorek i zioła. A od Eweliny adres do pani Janiny spod Gorzowa, od której kupuję kurczaki. Pani Janina sama przywozi je do Szczecina, więc nie ma problemów z transportem, ale po buraki, cebulę i ziemniaki muszę jeździć do Goleniowa. Kupuję większe ilości, bo zaopatruję też Basię, Ewelinę i Natalię.
MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 01/2013
Natalia z kolei jeździ raz na dwa tygodnie po mleko i sery. Przywozi je dla całej grupy miłośników slow food. To już spora grupa. Nie wszyscy znają się z widzenia, ale wszyscy przynajmniej raz w tygodniu wymieniają się mailami. Skrzyknęli się na Facebooku. Po prostu Mateusz, któregoś dnia szukał chętnych na jaja ze wsi. Miał ich 100, bo tyle musiał kupić od sąsiadki pani Ani spod Wolina. - Inaczej nie chciała sprzedać - mówi Mateusz.
#42
Slow Food To międzynarodowa organizacja non-profit, która w manifeście określa swój cel jako: „ochrona prawa do smaku”. Powstała w 1986 roku we Włoszech i od początku zajęła się szeroko rozumianą ochroną oraz wspieraniem niewielkich regionalnych producentów żywności - szczególnie żywności oryginalnej, produkowanej w sposób niespotykany w innych miejscach na świecie, żywności tradycyjnej, zdrowej. W ciągu 15 lat swego istnienia Slow Food z małego regionalnego ruchu rozrósł się w znacznym stopniu i przekształcił w międzynarodowy ruch zrzeszający ponad 60 tysięcy członków na wszystkich kontynentach. W marcu organizacja przyznała certyfikat zdrowej żywności szczecińskiej restauracji w Hotelu Park. Quiche na francuskim cieście
Krem z fioletowych ziemniaków i marchwi
Bułeczki kawowe własnego wyrobu Dania pochodzą z menu restauracji Zona Libre. - Powiedziała, że albo biorę wszystko, albo nic. Wziąłem 100. Ale jak tylko pochwaliłem się w internecie, że mam na zbyciu jajka prosto od kury, niemal po godzinie zaczęło mi już tych jaj brakować. - Teraz jest o wiele lżej - wzdycha Basia na wspomnienie, jak jeszcze parę miesięcy temu musiała się nagimnastykować, aby do domu sprowadzić uprawiane metodami naturalnymi różne warzywa, owoce i mięso. Teraz, wraz z innymi miłośnikami slow food, bez kłopotu zapełnia swoją spiżarkę świeżymi produktami. - Każdy z nas co jakiś czas sprowadza „prawdziwe” jedzenie w większych ilościach i później dzieli się tym z innymi - dodaje.
Bo prowadzenie takiej kuchni jest bardzo trudne i kosztowne - tłumaczy. - Chyba też w Szczecinie nie ma na to klientów twierdzi i od razu podaje adresy slow foodowych lokali w Warszawie i Krakowie. Zdaniem Adriana Małachowskiego w Szczecinie nie ma jeszcze atmosfery na tego typu kuchnię.
- A ile nowych przepisów mamy! - mówi z dumą Mateusz, wielki miłośnik jedzenia. - Bo to jest jedzenie ze smakiem - tłumaczy tę swoją miłość do carpaccio z buraków, zupy marchewkowej albo tej z pomarańczami i papryką.
Zbigniew Radecki, właściciel restauracji Radecki przy ul. Tkackiej, już ponad rok temu zaczął wprowadzać u siebie w lokalu potrawy z produktów lokalnych. W maju na stołach w restauracji pojawiają się szparagi, które kupuje jadąc z domu do pracy, od rolnika z Wołczkowa. Tam też w czerwcu zaopatruje się w truskawki, a w lipcu i sierpniu w inne warzywa. W Wołczkowie kupuje też sery kozie i jaja.
Od miłośników domowego jedzenia już tylko krok do tego, by slow foodowe produkty przyjęły się w najmodniejszych szczecińskich lokalach. - W naszej restauracji na razie mamy tylko niektóre produkty slow foodowe - przyznaje Adrian Małachowski z Zona Libre przy ul. Śląskiej, która reklamuje się jako lokal z slow food w menu. - Dlaczego tylko niektóre?
- Trochę to wynika z faktu, że do nas te nowinki przychodzą później - podkreśla i od razu dodaje, że ma zamiar, i to wkrótce, wprowadzić w Zona Libre przynajmniej parę dań ze wszystkich produktów certyfikowanych.
W tej chwili szuka dostawców mięsa, a w swoim mini ogródku w patio restauracji zasadził podstawowe zioła, którymi „dopachnia” na bieżąco dania dla klientów.
#43
MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 01/2013
Trendy Towarzyskie
#
„Życie to sen” w Teatrze Współczesnym
Foto: Andrzej Szkocki
2 marca Teatr Współczesny pokazał premierowe przedstawienie „Życie to sen” Pedro Calderona de la Barcy w reżyserii Wojtka Klemma. Reżyser po ubiegłorocznym sukcesie „Judyty” w Teatrze Współczesnym ponownie zawitał do Szczecina ze swoją polsko-niemiecką ekipą. Sądząc po reakcjach publiczności spektakl wzbudził skrajne emocje, a dyskusjom nie było końca. Wiele wskazuje jednak na to, że będzie to taki sam sukces, jak „Judyta”. (mk)
Johanna Hoehmann - dramaturg oraz Torsten Konig reżyser światła i Wojtek Klemm - reżyser.
Cafe in - kolorowo w Kaszubskim Zaułku Gdzie leży Kaszubski Zaułek? To zamknięty bryłą Galerii Kaskada fragment ulicy Kaszubskiej (na tyłach centrum handlowego), który docelowo miał zamienić się w tętniący życiem deptak. Być może uda się to dzięki nowej kawiarni, która w marcu otworzyła dla klientów swoje drzwi. W ofercie „Cafe in” jest oczywiście pyszna kawa, ciasta, wyborne drinki i dania, które można zjeść w porze lunchu. Poza wyselekcjonowanym menu, „Cafe in” wyróżnia się multikolorowym wnętrzem, podkreślonym przez żywe barwy ścian, mebli i dobór elementów baru. Lokal ma także elegancką palarnię, która znajduje się na poziomie piwnicy. Nie jest to wydzielony kawałek wnętrza, jak często spotyka się w podobnych miejscach, ale oddzielona schodami sala, w której czas spędzony przy kawie i w dobrym towarzystwie można umilić dymkiem. (jj)
Dyrektor Teatru Współczesnego Mirosław Gawęda.
Foto: Andrzej Szkocki
Bartłomiej Brat Oleś - autor muzyki, Julia Kornacka kostiumy i Magdalena Gut - scenografia.
Łona i Webber
z nagrodą od prezydenta
Wyróżnieni m.in. tytułem Artystów Roku przez portal Popkiller i magazyn Aktivist. Niestety Łona i Weber byli nieobecni na rozdaniu nagród, ponieważ w niedzielę grali w Warszawie koncert, podczas którego odebrali Złotą Płytę. To pierwsza Złota Płyta dla tych artystów. (mk)
MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 01/2013
#44
Podziękowania od Łony i Webera odczytał ich manager Jacek Markiewicz (z prawej). Obok od lewej wiceprezydent Krzysztof Soska, oraz nominowani do nagrody Jarosław Eysymont i Krzysztof Niewrzęda.
Foto: Sebastian Wołosz
Nagroda została przyznana za osiągnięcia artystyczne w roku 2012. Otrzymali ją szczeciński raper Łona i producent muzyczny Webber, czyli Adam Zieliński i Andrzej Mikosz. Laureaci otrzymali czek na 40 tys. zł. To najbardziej rozpoznawalny szczeciński duet muzyczny w Polsce i najważniejszy ambasador szczecińskiej kultury.
Trendy Towarzyskie
#
Dorota Mrugała i Justyna Krochmal przy aplauzie publiczności opuszczają wybieg.
Foto: Sebastian Wołosz
Renata Nowakowska i Teresa Piotrowicz relaksują się przy lampce dobrego wina.
Na salonach z Lions Club Jantar Członkinie Lions Club Jantar uczciły Dzień Kobiet na Zamku Książąt Pomorskich. Wieczór uświetniły pokazy mody, występy śpiewaków operowych oraz drobny poczęstunek. Nie zabrakło długich rozmów przy lampce dobrego wina oraz dobrej zabawy. Prezydent Lions Club Jantar Ewa Nieżychowska, symbolicznie kroi pierwszy kawałek tortu z okazji 15-lecia klubu.
Tamara Figurska, Joanna Cichecka i Dorota Mrugała zafascynowane pokazem mody.
R E K L A M A
#45
MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 01/2013
Trendy Towarzyskie
#
Panie z przytupem Romana Stencel została laureatką konkursu Kobieta Przedsiębiorcza organizowanego przez redakcję „Głosu Szczecińskiego”. Nagrodę otrzymała podczas uroczystej gali. „Głos” poprzez swój plebiscyt chciał zwrócić uwagę na piękne i mądre kobiety, które osiągnęły w życiu sukces. Panie realizują się w różnych dziedzinach życia. Spełniają swoje marzenia, są aktywne w życiu publicznym i zmieniają je na lepsze. Laureatką konkursu została Romana Stencel, która prowadzi firmę Stenro Ambasada Zdrowia. Oferuje usługi z zakresu dietetyki, turystyki i fitnessu. Drugie miejsce zajęła Monika Boska-Nowakowska, która prowadzi Centrum Mody Ślubnej. Jej firma była już trzy razy organizatorem Dni Mody i Urody. Trzecie miejsce zajęła Anna Janowska. Pracuje na stanowisku specjalisty ds. marketingu w firmie Fenix3, która zajmuje się reklamą poprzez wysokiej jakości dekodery. (mk)
Foto: Andrzej Szkocki
Tamara Gonzalez Perea zaprezentowała autorskie stylizacje, wykonane z najnowszych kolekcji dostępnych w Galerii Kaskada.
W Galerii Kaskada odbywały się pokazy „Wiosna w modzie”. Wszyscy chętni mogli zapoznać się z najnowszymi trendami sezonu wiosna / lato 2013. Przewodniczką po zawiłościach modowego świata była jedna z najbardziej popularnych modowych blogerek - szczecinianka Tamara Gonzalez Perea, znana jako Macademian Girl. Stylistka i trendsetterka, dla której - jak sama mówi - moda jest sztuką, zaprezentowała autorskie stylizacje, wykonane z najnowszych kolekcji dostępnych w Galerii Kaskada. - Chciałam pokazać, że można ubrać się w sieciówkach, ale wyglądać modnie oraz miksować kolory i style w ubraniu - mówi Tamara. - Kolor ma wiele wcieleń, można go dobrać do stylu. Macademian Girl opowiadała także o najnowszych trendach w modzie wiosennej, a także o tym, co będzie modne przyszłej zimy. Tej wiosny wraca metalik, nie tylko w złocie i srebrze, ale także w kolorze, co jest nowością - mówi Tamara. - Metaliczne będą fiolety, żółcie, zielenie, bordo. Będą także pastele. A zimą wracają lata 80. Bardzo się cieszę, bo lubię ten styl.
Kobiety Przedsiębiorcze spędziły miło czas, wymieniając się doświadczeniami w prowadzeniu swojej działalności.
Trzecie miejsce zajęła Anna Janowska, która jest specjalistką od marketingu w firmie Fenix3 (z prawej). Obok Ynona Husaim-Sobecka, z-ca redaktora naczelnego Głosu.
Prawnicy w „Rzeźbach” sędziego Siwca
Foto: Andrzej Szkocki
Niecodzienna wystawa odbyła się w Galerii pod Żabotem przy pl. Batorego 3. Goście mogli podziwiać prace sędziego Bogdana Siwca. Pan sędzia swoje prace nazwał skromnie „Rzeźby”. Na wernisaż przybyli nie tylko szczecińscy prawnicy. Zachwytom nad twórczością sędziego-rzeźbiarza nie było końca. (mp)
Bohater wieczoru, sędzia-artysta Bogdan Siwiec z jedną ze swoich rzeźb. Na co dzień pan sędzia jest przewodniczącym I Wydziału Cywilnego Sądu Rejonowego w Stargardzie.
MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 01/2013
#46
(zdjęcia od lewej) Sędzia Elżbieta Zywar (z lewej) z IV Wydziału Odwoławczego Sądu Okręgowego w Szczecinie nie tylko w środowisku prawników stawiana jest za wzór elegancji i szyku.Na zdjęciu z równie uroczą koleżanką, sędzią Agnuieszką Kuryłas z Sądu Rejonowego w Szczecinie. (poniżej) Mec. Jerzy Piosicki, kurator wystawy ze swadą opowiadał gościom o tajnikach pracy rzeźbiarza Siwca.
Foto: Andrzej Szkocki
Wiosna w modzie według Macademian Girl