STYCZEŃ 2018 NUMER 01 (58) / WYDANIE BEZPŁATNE
Szczecinianie tradycja w czasach social mediów
Edytorial
Męskie wnętrze
Damian Ukeje
Natchnienie artysty
Magazyn wspomnień
Bunt pod skórą
#01
#spis treści styczeń 2018
34
Wnętrza
Magazyn męskich wspomnień
#06 Newsroom
Design, moda, wydarzenia
# 14 Felietony
Paweł Krzych: bez prądu też jest zabawa Paweł Flak: kultura przy piciu…
# 42 Rozmowa
# 18 Temat z okładki Szczecinianie: folk po nowemu
Kino, muzyka i wydarzenia w styczniu
# 30 Postać
# 56 Styl życia
Damian Ukeje
Filip Springer
# 46 Kultura
W tym roku postanawiam…
# 59 Zdrowie
Dla tych spotkań chcą być w szpitalu Wypij! Na zdrowie
# 68 Sport
Na kij nam ten kij?
# 70 Trendy towarzyskie Kto, z kim, kiedy i dlaczego
MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 01/2018
3
| OD REDAKTORA |
#okładka: NA ZDJĘCIU ZESPÓŁ SZCZECINIANIE FOTO SITEPRESS FOTOGRAFIA RAFAŁ REMONT
#01
#witajcie!
Już na pełnych obrotach? Postanowienia noworoczne mode on? 2018 ruszył na dobre? U nas tak, choć zaczynamy powolutku, pozostając jeszcze przez moment w przeszłości. A konkretnie, sięgamy do tradycji. Krótko mówiąc, sprawdzamy, jak dziś oddziałuje na nas dorobek minionych lat, epok, zwyczajów, doświadczeń, stylów i gatunków. Dobraliśmy do tego naprawdę szerokie i ciekawe grono gości, którzy odpowiadają na nurtujące nas pytania. Przede wszystkim Szczecinianie, czyli lokalna folkowa formacja, odwołująca się do przeszłości w mieście, którego tradycje zostały niegdyś gwałtownie zerwane przez wiatr historii. Jaki pomysł znaleźli na siebie? Po pierwsze doskonale poruszają się po świecie social mediów, a ich akcje - śpiewanie na dworcu PKP, czy folkowa przeróbka Depeche Mode - stały się popularnymi w sieci viralami. Mają jeszcze więcej pomysłów na radosny, nowoczesny patriotyzm, o których opowiadają w rozmowie z Agatą Maksymiuk. O tym, jak radzimy sobie z architektoniczną spuścizną PRL-u zmiksowaną z niemieckimi pomysłami na miasto, jak zawsze interesująco opowiada dziennikarz Filip Springer. Zawieszony pomiędzy tradycyjnym rockiem a nowoczesnością jest także Damian Ukeje, muzyk i wokalista, który bierze udział w ponadpokoleniowym projekcie Symphonica. A jak wygląda tradycyjne, surowe wnętrze mieszkania zajmowanego przez singla? Na zdjęciach Andrzeja Golca prezentuje się doskonale. Zajrzyjcie do środka, startujemy konkretnie w 2018 rok. Jarosław Jaz / Redaktor naczelny
4
#redakcja Nowy Rynek 3, 71-875 Szczecin tel. 91 48 13 341; fax 91 48 13 342 mmtrendy.szczecin@mediaregionalne.pl www.mmtrendy.szczecin.pl Redaktor naczelny: Jarosław Jaz Product manager: Karolina Naworska Producent: Agata Maksymiuk Promocja i marketing: Agnieszka Stach Redakcja: Celina Wojda, Bogna Skarul, Małgorzata Klimczak, Tomasz Kuczyński, Anna Folkman Dział foto: Sebastian Wołosz, Andrzej Szkocki Skład magazynu: MOTIF studio Dystrybucja: Piotr Grudziecki Druk: COMgraph Sp. z o.o. Prezes oddziału: Piotr Grabowski Reklama: tel. 697 770 172, karolina.naworska@polskapress.pl Wydawnictwo: Polska Press Grupa sp. z o.o. ul. Domaniewska 45, 02-672 Warszawa Prezes: Dorota Stanek
Dołącz do nas na www.facebook.com/ MagazynMMTrendy oraz Instagram.com/mm.trendy
Obserwowanie dzieci i proste ćwiczenia profilaktyczne – mogą przyczynić się do prawidłowego rozwoju dziecka
O
bserwowanie dzieci i proste ćwiczenia profilaktyczne – mogą mieć istotny wpływ na prawidłowy rozwój dziecka. W EuroMedis Kids można znaleźć pomoc medyczną u wielu specjalistów, w tym u neurologa dziecięcego.
Dziecko mające 12 lub 13 miesięcy powinno wypowiadać już pierwsze słowa: mama, tata. Często jednak okazuje się, że maluch nie mówi wcale. Jak podkreśla dr Arkadiusz Bieleninik największym błędem jaki popełniają rodzice jest usprawiedliwianie tego zjawiska, ponieważ ktoś w rodzinie powiedział, np. „że to chłopczyk i dlatego wolniej się rozwija”. Są to zwykłe stereotypy, którymi nie powinniśmy się kierować, a dziecko powinno zostać poddane konsultacji neurologicznej. Granicą jest drugi rok życia. Jeśli nie mówi do tego momentu, należy udać się z nim do specjalisty. Niektórym nieprawidłowościom można zapobiec. Specjaliści
Objawów, sugerujących konieczność skorzystania z konsultacji neurologicznej, może być wiele. Wcześniaki, lecz także niemowlęta urodzone o czasie mogą mieć na przykład przedwczesne zarastanie ciemiączka, drgawki lub obniżone napięcie mięśniowe – to najczęstsze objawy, które niepokoją rodziców.
polecają rodzicom stosowanie tzw. siłowni dla malucha. Jak radzi dr Bieleninik każde niemowlę, zanim zostanie nakarmione, powinno leżeć na brzuszku – wybudzone i aktywnie przemieszczać główkę w prawo lub w lewo. Ćwiczenia stanowią
„
jedną z podstawowych i ważnych form profilaktyki. Zapobiegają
Opiekunowie często zgłaszają się też do neurologa dziecięcego,
spłaszczeniu główki, wzmacniają mięśnie i wspomagają syme-
ponieważ zaobserwowali, że dziecko nie potrafi się obracać lub
tryczny rozwój.
Lekarz może, po rozmowie z rodzicami i zbadaniu dziecka, zlecić dodatkowe badania, takie jak EEG czyli zapis bioelektrycznej aktywności mózgu lub USG głowy, które wykrywa wady rozwojowe układu nerwowego. Obserwacje zachowania i rozwoju dziecka także pomagają specjaliście w postawieniu diagnozy. - Im wcześniej rodzice zgłoszą się z maluchem na kontrolę, tym lepiej. Można wtedy wykryć problemy neurologiczne, które w przyszłości mogą prowadzić m.in. do zaburzeń ruchu, postawy czy problemów z nauką. Pamiętajmy, że nie każdy niemowlak musi się z tym w przyszłości zmagać, ale zawsze trzeba dokładnie przyglądać się małemu pacjentowi, temu jak się rozwija, żeby kompetentnie pomóc - mówi dr Arkadiusz Bieleninik neurolog
Przyczyną objawów neurologicznych nie zawsze są choroby układu nerwowego. Mogą to być także choroby innych narządów, dlatego tak ważna jest współpraca wielu specjalistów.
dziecięcy, przyjmujący w EuroMedis Kids.
„
siadać.
W EuroMedis Kids przyjmują lekarze, którzy zapewniają dzieciom kompleksową opiekę: pediatra, immunolog kliniczny, neurolog dziecięcy,
psycholog
endokrynolog
dziecięcy,
dziecięcy,
ortopeda
dermatolog dziecięcy,
dziecięcy, gastrolog
dziecięcy, hematolog dziecięcy, chirurg dziecięcy, onkolog dziecięcy, pielęgniarka pediatryczna.
| NEWSROOM |
#5 naszych typów na 2018 r. by Jarosław Jaz
1. Wooded Festival.
Szczecinowi brakuje miejskiego festiwalu, jak dżdżu niektórym przysłowiowym grzybom. Duży ośrodek, sporo młodych ludzi, a gatunkowa muzyka musi gnieździć się (w niewielu) ciekawych klubach. Nadzieja więc w ekipie skupionej wokół Catz’n’Dogz, którzy mają szansę wpuścić na Łasztownię sporo dobrego techno. Bardzo trzymamy kciuki za dopracowany line up.
Miejsce nienowe, ale po zmianie kierownictwa (to była NAPRAWDĘ dobra zmiana) ruszyło z impetem, generując ferment w liczebności i jakości ekspozycji sztuki nowoczesnej. Nowy program zaczął rozkręcać się późną jesienią 2017 roku, więc dopiero nadchodzące dwanaście miesięcy odsłoni potencjał miejsca. W roku wyborczym życzymy sporego budżetu i zrozumienia ze strony władz.
3. K4.
Zjawisko masowego clubbingu umarło mniej więcej dekadę temu, kiedy z klubów wycofali się możni sponsorzy, ale niedobitki wciąż dają radę. Lokalem „na modłę berlińską” pozostaje w Szczecinie jedynie K4, który zyskuje wyjątkowym klimatem, lokalizacją oraz zróżnicowanym repertuarem, wysoko podciągającym średnią w dość przeciętnej ofercie konkurencji.
4. Multi-tap.
Mody w gastronomii zmieniają sie jak w kalejdoskopie. I dobrze. Były już knajpy z szybką i tanią wódką, burgerownie, teraz pora na multi-tapy, czyli lokale serwujące na wielu kranach piwa z browarów rzemieślniczych lub najciekawszych browarów na świecie. Pierwsze jaskółki już są. Smacznego.
5. Ekobazary.
Pierwsze było Śniadanie na Błoniach, które obecnie pojawia się nieregularnie. Waliły tam tłumy. Jego rolę przejęły bazary ekologiczne w OFF Marinie, które z miesiąca na miesiąc przyciągają coraz więcej wystawców i klientów. Zdrowe jedzenie i napoje, dość przystępne ceny i jest przepis na sukces.
6
Foto: Instagram
2. Trafostacja Sztuki.
Stylista od Armaniego Krzysztof Komorowski w tej chwili pracuje jako stylista dla marki Emporio Armani, ale marzy o przeprowadzce do Los Angeles i stworzeniu własnej. Ze Szczecina wyjechał zaledwie 10 lat temu. Zamieszkał w Kopenhadze i na pierwsze wakacje wyjechał do Tel Avivu, gdzie przez przypadek poznał lokalnego projektanta, który zaprosił go do wspólnej pracy przy swoim nowym atelier. - Zająłem się stylizacją – wspomina. - I poczułem pierwszy raz co chcę robić w życiu. Pierwsze prace dostał od Zary. Przeszedł w niej niemal wszystkie szczeble kariery. - Po dwóch latach pracy tam, zostałem zauważony przez kierownika sklepu Emporio Armani w Kopenhadze – mówi Krzysztof Komorowski. Później była praca w Monachium jako visual merchandiser i stylista dla Armaniego z odpowiedzialnością za całą północną Europę. Od miesiąca mieszka w Berlinie, ale cały czas bierze udział w wydarzeniach związanych z modą. Jednym z nich był tegoroczny Los Anegeles Fashion Week. - Wtedy zakochałem się w Kaliforni – mówi. – Poznałem tam niesamowicie utalentowanych ludzi - stylistów, projektantów, trendsetterów. Tam też zrodził się pomysł skupienia się na freelancingu. (bs)
| NEWSROOM |
Małe - wielkie otwarcie pierwszego pop up store w Szczecnie
Foto: Andrzej Szkocki
Uwaga! To miejsce (nie) tylko dla najmłodszych. Przy alei Wojska Polskiego pojawił się pierwszy pop up store w Szczecinie. Oh’Baby to projekt szczecinianki Julii Winiarskiej-Och. Ideą pop up store’ów jest tymczasowość. Butik pod obecnym adresem odwiedzimy jedynie do końca stycznia. Spokojnie, później pojawi się w nowym miejscu. Podczas uroczystego otwarcia i prezentacji asortymentu pojawiły się m.in. Sylwia Majdan, projektantka mody, Ewa Bedorf, żona Karola Bedorfa oraz blogerki: Agnieszka Kowalewska, autorka bloga Mamowymi Oczami, Cornelia Wiśniewska, autorka Cornelias i Dominika Grzesiak z Mamie się upiecze. Pierwsze klientki pod czujnym spojrzeniem najmłodszych ekspertów oglądały meble, ubranka, pluszaki-wyprawki, ale też dekoracje. Wszystko utrzymane w nowoczesnym, skandynawskim stylu. Więcej na FB @OhBabySzczecin. (am)
MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 01/2018
7
| NEWSROOM |
#mmtrendy #lokalny magazyn lifestylowy
Foto: Archiwum
Szukajcie nas w modnych miejscach w mieście!
Pierwsze targi Beauty Trends i Inspiration Night w Szczecinie
Dołącz do nas na www.facebook.com/MagazynMMTrendy oraz Instagram.com/MM.Trendy www.szczecin.naszemiasto.pl/mm-trendy
8
Ponad 100 wystawców z całej Polski oraz szereg szkoleń i warsztatów dla uczestników – tak zapowiada się pierwsza odsłona targów Beauty Trends w naszym mieście. Wydarzenie odbędzie się w dniach 9-11 marca 2018 roku na terenie Międzynarodowych Targów Szczecińskich. Wystawcy zaprezentują się na aż 4500 mkw,, aktóre zamienią się w świat kosmetyków i bajkowych stylizacji. Podczas wydarzenia odbędzie się też Inspiration NIGHT, czyli wieczorna odsłona znanego już w Szczecinie Inspiration Day. Szykuje się moc ciekawych opowieści, spotkań z gwiazdami, dopełnionych znakomitą muzyką i kuchnią. Zdradzimy, że pierwszą prelegentką jest Dorota Wellman. (am)
| NEWSROOM |
Karnawałowe inspiracje FOTO MARCIN HACZYK FOTOGRAF MAKIJAŻ AGNIESZKA NOSKA / WŁOSY MAGDALENA MOCARSKA MODELKI ALEKSANDRA SŁAWIŃSKA I AGNIESZKA GULCZYŃSKA
Eksperci od stylu i urody są jednogłośni – w tym roku karnawał to przede wszystkim czerń i złoto. W makijażu nadal będą królować matowe pomadki i smokey eye, a na imprezę nie będzie wypadało wyjść bez loków. Wszystkie karnawałowe inspiracje udało się uchwycić w kadrze Marcinowi Haczykowi, fotografowi ze Szczecina. (am)
MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 01/2018
9
Foto: Andrzej Szkocki
| NEWSROOM |
Love Faces - wyzwól swoją osobowość Za nami odsłona pierwszego w Polsce kalendarza dedykowanego ludziom tworzącym i kreującym kulturę klubową miasta. Inspiracją dla jego powstania był koniec lat osiemdziesiątych: Nowy Jork, ekstrawagancja i nieprawdopodobne kostiumy club kids. Club Kids to subkulturowy miks kreatywności, mody i buntu. Projekt został powołany do życia dzięki kooperacji niezwykłych osobowości związanych ze szczecińskim LOVE Club. Za make up oraz fryzury odpowiadał Wojciech Bartczak. Kostiumy dobierał Nabil Abu Baker, a nadzór nad technikaliami oraz składem kalendarza pełnił Piotr Ząbecki. Kształt i ideę projektu zdefiniowali: Zuza Gurgacz i Dawid Kotuła. 12 portretów zostało oficjalnie zaprezentowanych podczas grudniowego wernisażu w Love Club. (am)
10
| NEWSROOM |
Krรณlowa Bajka
12
Foto: Archiwum prywatne
Milita Nikonorov prezentuje nową kolekcję. Tym razem projektantka sięgnęła po inspirację do „Królestwa Bajki”, zbioru bajek dla dzieci Ewy Szelburg-Zarembiny, które ukazały się w 1959 roku. - Każda z tych historii w niezwykły sposób opisuje moc natury i jej wpływ na człowieka – mówi Milita Nikonorov. - Czytając książkę, przenosimy się w zupełnie inny wymiar. Spotykamy też dawno niewidziane postaci - Kota w Butach, Babę Jagę, Pana Twardowskiego, Gęsiareczkę i Królową Bajkę. To piękna, eteryczna postać, która potrafi przegonić czarne chmury i przywołać wiosnę. To właśnie ta bajkowa postać stała się symbolem nowej kolekcji szczecinianki. Kreacje wykonane są z koronek, kolorowych jerseyów ozdobionych autorskimi drukami. Do tego ręcznie wykonane zdobienia i hafty nadają kolekcji unikatowości i oryginalności. - Stylizacje dopełniają kwiatowe akcesoria: naszyjniki, kolczyki i korony, które są ze mną co sezon w nowej odsłonie, niezmiennie od dwunastu lat – mówi projektantka. (am)
MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 01/2018
13
| FELIETON | #okiem blogera
#bez prądu też jest zabawa Czasy mocno się pozmieniały. Przypomina mi o tym jeden z śmiesznych (aczkolwiek prawdziwych) obrazków z Internetu, który porównuje bardzo młodego człowieka „z kiedyś” i „z teraz”. Rok 1998: „Oby tylko moje łóżko stało przy oknie, bym miał ładny widok na zewnątrz”. Rok 2018: „Czy możemy łóżko ustawić tak, by kontakt był blisko i bym mógł mieć podłączonego smartfona cały czas do ładowania?” Przy ekranach spędzamy dużo czasu. Często, niestety, łapię się na tym, że mówię: koniec komputera na dziś. I łapię za smartfona. Można mieć wrażenie, że coraz częściej rozrywkę uzależniamy od obecności prądu i urządzeń technologicznych. A dziś o czymś zgoła odmiennym. O grach bez prądu, nie tylko planszowych, ale również karcianych i opowiadanych. Ostatnie lata to istny renesans tej formy rozrywki. Rynek w Polsce wart jest ok. 400 milionów zł, notując 20-procentowe wzrosty, a każdego roku wydawanych jest u nas ponad 350 gier. Jeśli planszówki kojarzysz głównie z rzucaniem kostką i nudnym przesuwaniem pionka, to myślę, że możesz być zaskoczony. Większość z moich ulubionych gier nie potrzebuje kostek i ma stosunkowo mały element losowości. To bezpośrednio gracze decydują, w którym kierunku chcą się poruszać po mapie, na którym polu chcą się zatrzymać. Liczy się tu taktyka, przemyślane działanie, bo jeden błąd może nas wiele kosztować. Chcesz zacząć przygodę z grami bez prądu? W naszym mieście jest to bardzo łatwe. Masz kilka opcji: możesz iść do dedykowanego sklepu z grami planszowymi i kupić własny egzemplarz (niestety nie jest to zbytnio tania rozrywka, gry dla początkujących to koszt ok. 100 zł, bardziej zaawansowane pozycje potrafią kosztować 200+ zł). Są również możliwości bardziej ekonomiczne, np. wypożyczenie
14
gier. Jest kilka miejsc, które to oferują. A opcja nr 3 to miłe popołudnie lub wieczór z grami planszowymi przy ulubionym napoju w dedykowanych pubach (np. Exp lub nowa Cybermachina). Samo granie nic nie kosztuje, płacimy tylko za napoje/jedzenie. Moja przygoda z planszówkami zaczęła się od Carcassone. Zasady tej gry w podstawowej wersji można wytłumaczyć w zaledwie kilka minut. Celem rozgrywki jest budowa miast, dróg, zajmowanie kolejnych posiadłości i gromadzenie punktów. Można też oczywiście przeszkadzać innym graczom. Do gry dostępnych jest kilkanaście rozszerzeń, każdy dodatek daje nowe możliwości rozgrywki. Gra na wiele wieczorów, pierwszy raz w nią zagrałem ponad 5 lat temu i jeszcze mi się nie znudziła (mimo że gramy w nią bardzo często). Z typowych planszówek najbardziej polecam Zimną wojnę (dla 2 graczy). Odzwierciedla karty historii w latach 1945-1989. Gramy jednym z mocarstw: USA albo ZSSR. Naszym celem jest zdobycie jak największej liczby stref wpływów na mapie, jednocześnie nie możemy doprowadzić do wojny nuklearnej. Dużo myślenia i planowania. Bardzo lubię też tzw. party games (czyli takie gry, w które partyjka trwa maksymalnie kilkanaście minut, zasady wytłumaczymy znajomym raz-dwa i możemy w nie zagrać na imprezie w domu). Zdecydowanie przodują tutaj u mnie dwa - mało znane w Polsce - tytuły: Exploding Kittens (niedawno doczekały się polskiego wydania pod nazwą: Wybuchające kotki) oraz Bears vs Babies tych samych autorów. Oba tytuły należą do przedstawicieli gatunku gier karcianych z prostymi zasadami. Twórcy nawet polecają pominięcie czytania instrukcji i obejrzenie tylko zasad gry na Youtube. Na kartach znajdują się fantastyczne rysunki z dużą dozą hu-
moru. Nie wszystkie nadają się dla dzieci, ale talia kart dla dorosłych oznaczona jest skrótem NSFW. Te dwie gry sfinansowane zostały w ramach crowdfundingu na Kickstarterze. Na polskich platformach tej formy finansowania również bardzo często goszczą tytuły planszówkowe i cieszą się sporym powodzeniem. Śmiało można powiedzieć, że to najpopularniejsza kategoria na wspieram.to. Gry bez prądu to ciekawy świat, rozbudzający wyobraźnię, uczący myślenia, pokazujący, że można spędzać czas bez nowinek technologicznych ze znajomymi, z rodziną. Im bardziej nas to wciąga, tym więcej czasu potrzebujemy na rozgrywki (pierwsza nasza rozgrywka w planszową „Grę o Tron” zajęła ponad 6 godzin). Jest to jednak czas bardziej wartościowy niż spędzony przy migających ekranach.
Paweł Krzych autor najpopularniejszego szczecińskiego bloga www. szczecinblog.pl oraz strony na FB Uśmiechnij się - jesteś w Szczecinie. Lokalny patriota. Pasjonat Szczecina, nowych mediów oraz podróży.
| FELIETON | #kultura picia
#kultura przy piciu... Degustowanie dobrego trunku kojarzy mi się nierozerwalnie z wprowadzającą w odpowiedni nastrój muzyką. Dziś w moje ręce trafiła do przetestowania szczecińska Starka w nowym „ubranku”, które zafundował jej kolejny właściciel. Z miejsca pomyślałem o odpowiednim akompaniamencie muzycznym. Który zatem szczeciński zespół wybrać jako odpowiednie tło do takiej degustacji? Największą ze wszystkich karierę zrobił zespół „Hey”, założony w 1992 roku w Szczecinie przez Piotra Banacha. Nie minęło 25 lat, a tamci młodzieńcy zdobyli mnóstwo platynowych płyt i stali się jedną z najbardziej znanych grup w Polsce. Teraz właśnie grają pożegnalną trasę koncertową, świętując jubileusz swojej działalności, która po brzegi wypełnia największe hale koncertowe. Skoro mowa o liderze pierwszego składu „Hey” Piotrze Banachu, warto wspomnieć o jego współpracy z innym znanym szczecińskim zespołem „Indios Bravos” oraz słynnym punkowym zespołem „Kolaboranci”, z którym grał jeszcze przed założeniem „Hey”. A jak już jesteśmy przy świeżym powiewie polskiego punku lat 90., to każdy wielbiciel tego nurtu zna z pewnością szczecińskiego „Włochatego” oraz „The Analogs”, dla którego dzieciaki atakowały policję... Żeby nie było, że Szczecin to tylko zagłębie punkowe... W latach 90. pierwsze miejsca list przebojów oblegał też inny szczeciński zespół -„Firebirds”. Grupa nagrała trzy płyty i wypromowała kilka znanych teledysków, m.in. z utworem „Harry”, w którym umiejętnie łączyła ambitny pop ze smooth jazzem. Ze Szczecinem również mocno związany był zespół „Pogodno”, którego „górniczo-hutnicza orkiestra dęta...”, rozłożyła na łopatki rynek muzyczny, robiąc mu
16
niezłe „pap-pa-ra-ra”! Fani instrumentów dętych, klimatycznego swingu oraz skocznego ska z pewnością kojarzą szczeciński zespół „Vespa”, który swoją nazwę wziął od kultowego włoskiego skutera. Bardzo znany na scenie trash metalowej jest szczeciński zespół „Quo Vadis”. Koncertując i nagrywający od końca lat 80., zyskał sobie wielu wiernych fanów z całej Polski i nie tylko - ostatnio m.in. zagrał trasę koncertową po Irlandii. W 2017 roku po dłuższej przerwie na scenę wrócił z nową płytą zespół „Moonlight”. Znany i ceniony wśród fanów klimatycznego gothic metalu oraz folk rocka, z charyzmatyczną i utalentowaną liderką Mają Konarską. Ze Szczecina pochodzą m.in. znani z telewizyjnych talent show Damian Ukeje i Maciej Silski. Innym, równie znanym w Polsce wokalistą rockowym jest szczecinianin Łukasz Drapała, podbijający Polskę z zespołem „Chemia”, a obecnie z grupą „Chevy”. Legendą polskiej sceny blues-rockowej jest szczeciński „After Blues”, grający trasy koncertowe m.in. z ojcem polskiego bluesa - Tadeuszem Nalepą, a także nagrywający i koncertujący z Mirą Kubasińską. Ich współpraca dała utwór „Zobacz jak pięknie”, który dotarł do czołówki miejsc listy przebojów programu III, prowadzonej przez Marka Niedźwiedzkiego. Z Tadeuszem Nalepą występował również szczeciński „Free Blues Band”. Zagrał też na żywo między innymi z udziałem Steva Morse’a w 2004 i Iana Paice’a z Deep Purple w 2009 roku. W Szczecinie powstał też jeden z pierwszych polskich girls bandów - „Filipinki”, który w latach 60. XX wieku święcił wielką karierę. Mówiąc o latach 60. nie można nie wspomnieć o rozpoczynającej właśnie w Szczecinie swoją karierę Helenie Maj-
daniec. Warto przytoczyć znanych ze sceny klubowej „Łonę”, rapera „Tony Jazzu” oraz wywodzącą się ze szczecińskiego do niedawna... Stargardu „Margaret”. Młoda gwiazda pop zdobyła już pozycję nr 1 w Polsce, ale została też zauważona i jest u progu kariery w Stanach Zjednoczonych... U samego progu wielkiej kariery jest też szczeciński zespół rockowy „Power Supply”, w którego skład wchodzą m.in. basista znany z „Free Blues Band”, wokalistka znana z pierwszego składu „Moonlight”, a także znany koneser dobrej whisky... No nic rozmarzyłem się... przy wyborze odpowiedniej oprawy muzycznej i Starka nieruszona..., a Twoim zdaniem jakie inne szczecińskie zespoły warto włączyć do degustacji rodzimego trunku?
Paweł „Pawloff” Flak urodzony w pięknym mieście Szczecin, koneser Single Malt Whisky, moderator na forum BestOfWhisky.pl, miłośnik klasyki rocka oraz entuzjasta gitary elektrycznej
Daj się zainspirować! Meble na wymiar Twoich oczekiwań.
| TEMAT Z OKŁADKI |
Szczecinianie. Tradycja w czasach social mediów
Łączą tradycję ze współczesnością. Nie tylko tańczą i śpiewają, ale także uświadamiają, bo - jak mówią - każdy powinien znać swoją „Małą Ojczyznę”. Ewa Ott-Kamińska i Krzysztof Kamiński z Zespołu Pieśni i Tańca „Szczecinianie” odsłaniają przed nami folklor Pomorza Zachodniego w najbardziej kolorowej formie, jaką można sobie wyobrazić. ROZMAWIAŁA AGATA MAKSYMIUK / FOTO SITEPRESS FOTOGRAFIA RAFAŁ REMONT
18
| TEMAT Z OKŁADKI |
MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 01/2018
19
| TEMAT Z OKŁADKI |
tradycja Zdarzyło się Wam konkurować z tym, co modne - np. z tańcem na rurze, zumbą czy fitnessem?
na powrót do tradycji, powstają domy tańca, gdzie do muzyki ludowej organizowane są potańcówki. To nas bardzo cieszy.
- Krzysztof Kamiński: Po 18 latach działalności nie narzekamy na brak kandydatów chętnych do przyłączenia się do zespołu. Nie odbieramy więc nowych form tanecznych jako konkurencji. Zawsze będziemy robić swoje, bo robimy to z pasji, z sercem i zaangażowaniem. Po prostu robimy to, co kochamy i mamy z tego wiele radości. Poza tym, naszym zdaniem trzeba poznać swoją, ojczystą kulturę. Nic nie jest w stanie opisać radości jaka towarzyszy nam, spoglądając na wielopokoleniowy zespół, który na finał np. koncertu kolęd jedzie w ponad 200-osobowym składzie i razem staje na scenie. Widownia często ze łzami w oczach dołącza do wspólnych śpiewów, a po koncercie przychodzą do nas z widowni dzieci, młodzież i dorośli z zapytaniem, jak można do nas dołączyć? Tak jak mówił o naszej kulturze znany polski etnograf Zygmunt Gloger, że obce rzeczy dobrze jest znać, jednak nasze (polskie) to obowiązek.
Łączycie nowe ze starym, czyli dzisiejsze pokolenia z często zapomnianymi polskimi tradycjami. Czym są te tradycje? Czy to tylko taniec i śpiew ludowy?
Dlaczego pielęgnowanie tradycji i przekazywanie ich dalej jest dziś tak ważne? - Ewa Ott-Kamińska: Każdy powinien poznać własną tożsamość i własne korzenie. Jesteśmy Polakami i warto znać tańce narodowe czy regionalne. Powinniśmy wiedzieć, ile się da o swojej „Małej Ojczyźnie”, z której się wywodzimy. Są na szczęście regiony, w których folklor i tradycję nadal mocno się pielęgnuje. W dużych miastach również widać modę
20
- K.K.: Zgadza się. Łączymy szeroko pojętą kulturę narodową. To nie tylko taniec i śpiew, ale również zwyczaje, obrzędy, gwara, język, piękno strojów, haftów itp. Poznając kolejne regiony, dowiadujemy się o życiu mieszkańców różnych okolic naszego pięknego kraju. Polska jest krajem bardzo bogatym w folklor. Niedawno to „nowe” sprawiło, że cały świat o Was usłyszał - mowa o coverze piosenki Depeche Mode. Jak wpłynęło to na zespół - posypały się nowe kandydatury do składu? Pojawiło się więcej zaproszeń na występy? - E.O.K.: Jesteśmy „na fali” już od dawna. Co jakiś czas słyszy o nas cała Polska, a nawet świat. Systematyczną pracą całego zespołu staliśmy się jedną z bardziej popularnych formacji folklorystycznych w Polsce. Wystarczy przypomnieć nasze tańce na dworcu w Krakowie, najlepsze wyniki w akcji „Wytnij Hołubca” czy koncerty W podróży do źródeł”. Nie każdy też zespół miał możliwość wystąpienia na scenie razem z zawodowym „Mazowszem” czy „Śląskiem”, prawdziwymi legendami. To wszystko, to wydarzenia z ostatnich kilkunastu miesięcy. Akcja z Depeche Mode była przysłowiową „wisienką na torcie”. Miło było
wystąpić na żywo w Dzień Dobry TVN. Przez kilka dni pisały o nas wszystkie media w Polsce, ale również w Czechach, Słowacji, Chorwacji i Słowenii. Otrzymaliśmy wiele gratulacji i dobrych słów. Dobra passa trwa dalej, realizujemy kolejne ważne i nowe projekty, których efekt będziecie mogli zobaczyć w tym roku. Czy idąc za ciosem rozgłosu, jaki przyniósł Wam cover, planujecie wdrożyć kolejne przeróbki lub współczesne elementy do repertuaru? - K.K.: Kolejnych coverów nie planujemy. Jednak prowadzimy rozmowy nad innymi projektami, które mogą połączyć tradycyjną muzykę ludową z innymi gatunkami. Na tym etapie nie chcemy jeszcze nic więcej zdradzać. W tym roku obchodzimy 18-lecie zespołu, będzie więc o nas głośno i na tym się skupiamy. Przed nami kolejny koncert z cyklu „W podróży do źródeł”, koncerty, festiwale, wyjazdy, przygody i ciekawe projekty. Myślimy, że wybierzemy się również na ogólnopolski konkurs Zespołów Pieśni i Tańca. Kilka lat temu wokół zespołu Mazowsze wybuchło „małe zamieszanie”, bo szef pozwalał, a czasem nawet kazał artystom śpiewać grafomańskie teksty na prywatnych występach - nie boicie się, że jeśli w repertuarze Szczecinian pojawiłyby się kolejne, bardziej współczesne utwory, to zespół straciłby na wiarygodności? - E.O.K.: Przez lata bardzo starannie wybieramy repertuar, zarówno taneczny, jak i wokalny. Jednak cały czas poru-
| TEMAT Z OKŁADKI |
To jest również bardzo piękne, że zachodniopomorskie przez te lata wypracowuje swoją kulturę. To tutaj mieszkamy, żyjemy, mamy rodziny i pochowaliśmy swoich dziadków. Jesteśmy tutejsi, więc podjęliśmy decyzję o stworzeniu naszych tańców i melodii. Pracujemy już nad Suitą Zachodniopomorską. A może udało się Wam odnaleźć młode polskie tradycje Szczecina? Może odziedziczyliśmy coś po naszych zachodnich sąsiadach, co warto promować? - K.K.: Po zachodnich sąsiadach? Niekoniecznie. Mamy swoje tradycje i kulturę, którą chcemy pielęgnować. Szczecin i województwo same w sobie są taką stosunkowo „młodą tradycją”, którą już próbujemy opracować scenicznie. Każdy region ma też swoje charakterystyczne stroje ludowe - jak powstawały stroje Szczecinian? szamy się wokół tradycyjnej muzyki ludowej i tańców. Ewentualnie opracowujemy ją na potrzeby sceniczne, jednak zawsze jest ona bliska muzyce rdzennej. Prezesem stowarzyszenia jest senior rodu – Kazimierz Ott, który jest „dobrym duchem” i wiele pomaga w pracy na rzecz zespołu. Nie mamy nad sobą dyrektora, który jest z nadania. Kadra jest na najwyższym, profesjonalnym poziomie. Jestem i założycielką zespołu, i jego dyrektorem artystycznym. Nie ma więc zagrożenia, że u nas mogłoby dojść do takich sytuacji. Przygoda z coverem odbiła się takim echem ponieważ powstała spontanicznie, a jej siła była wyjątkowa przez to, że było to nowe na
rynku, oryginalne i w pewien sposób odważne. Kolejne covery w podobnym stylu naszym zdaniem nie byłyby już w ten sposób odbierane. A czy Szczecinianom jest trudniej na rynku? Mazowsze, Podhale czy Kaszuby mają bardzo mocno zarysowany folklor. Pomorze Zachodnie musi trochę o niego walczyć. - K.K.: Może nie walczyć, ile edukować młodsze pokolenia i przypominać czasy dzieciństwa starszym mieszkańcom regionu. Z drugiej strony mieszkamy w wyjątkowym miejscu, w którym skrzyżowały się kultury z całej Polski, Kresów i mniejszości narodowych.
- E.O.K.: Wszelkie stroje, które posiadamy w zespole, były szyte i tworzone u regionalistów. Są to regionalne stroje, wykonane i haftowane tradycyjnie, z dbałością o wszystkie detale i szczegóły. Każde komplety strojów powstawały w różnych pracowniach w całej Polsce. Dlatego tak pięknie prezentują się na naszych tancerzach. Jeszcze niedawno obserwowaliśmy duże boom na folklor - Donatan, producent muzyczny wprowadził do swoich produkcji elementy, które miały „podkreślić to, co polskie”. W następstwie każdy chciał mieć bluzkę czy chustę z ludowym wzorem, a co druga osoba dopisywała ludowy
MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 01/2018
21
| TEMAT Z OKŁADKI |
22
| TEMAT Z OKŁADKI |
szczecin Obecnie cały zespół tworzy około 250 osób. Jesteśmy podzieleni na różne grupy wiekowe oraz poziomy zaawansowania. Wszyscy członkowie zespołu spotykają się i stale mają okazję się poznawać przy okazji dużych koncertów galowych, kiedy to mamy wspólne próby. Innymi okazjami są wyjazdy na festiwale folkloru.
śpiew do „ulubionych” na swoich playlistach. Co myślicie o takiej komercjalizacji folkloru? Robi więcej złego czy dobrego? - K.K.: W dzisiejszych czasach można mieszać ze sobą różne style i gatunki muzyczne. Jeżeli odbiorcom się to podoba, a przy tym promuje się polski folklor, to jest to dobra droga. Tak naprawdę już od świetnej płyty Grzegorza Ciechowskiego widać powrót do muzyki ludowej. Następni byli Golec uOrkiestra, Zakopower, Brathanki. Te zespoły naprawdę świetnie połączyły i wypromowały modę na powrót do folkloru. Nie wspominam już nawet o takich legendach i projektach, jak Trebunie Tutki & Twinkle Brothers, czy najnowszy projekt – „Zbójnickie”, na których usłyszymy Trebunie Tutki z Tymonem Tymańskim. Jest to przykład jak można łączyć muzykę tradycyjną z innymi gatunkami. Jednocześnie robiąc to ze smakiem i wielką dbałością o zachowanie tradycyjnego muzykowania. Kolejnym przykładem jest Kapela PoPieronie – laureaci Turnieju Muzyków Prawdziwych, którzy po mistrzowsku łączą tradycję Beskidu Żywieckiego w arcyciekawych, wirtuozow-
skich aranżacjach tradycyjnych melodii żywieckich z muzyką pogranicza Czech, Słowacji, Węgier, a nawet Rumunii. Ciekawi mnie jeszcze, czy wszyscy członkowie mieli okazję się poznać? - K.K.: Obecnie cały zespół tworzy około 250 osób. Jesteśmy podzieleni na różne grupy wiekowe oraz poziomy zaawansowania. Wszyscy członkowie zespołu spotykają się i stale mają okazję się poznawać przy okazji dużych koncertów galowych, kiedy to mamy wspólne próby. Innymi okazjami są wyjazdy na festiwale folkloru. Wspólnie jeździmy też na obozy letnie i zimowe. Ponadto zespół organizuje wigilię, na którą przychodzą nie tylko tancerze, muzycy i przyjaciele, ale również całe rodziny związane z zespołem. Śmiało możemy powiedzieć, że Szczecinianie to jedna wielka zespołowa rodzina. Każdy może do Was dołączyć? Jakie warunki trzeba spełnić? - E.O.K.: Główne nabory prowadzimy na przełomie września i października, kiedy rusza rok szkolny i akademicki. Jednak dołączyć do nas można i w ciągu
roku. Bez względu na to, czy ktoś wcześniej tańczył lub śpiewał. Po spotkaniu z nami przydzielamy danego kandydata do odpowiedniej grupy. Dodam, że wiek, w którym się zaczyna, nie ma znaczenia. Dziś Polakami targają różne odczucia na temat tożsamości narodowej i tolerancji - myślicie, że osoba innej narodowości, wyznania czy koloru skóry ma szansę tańczyć i śpiewać w szeregach Szczecinian? A może już są takie osoby? - E.O.K.: Tak jak wspomnieliśmy wcześniej - Szczecinianie to jedna wielka zespołowa rodzina. Wśród nas są ludzie z różnymi poglądami. Jest wiele osób z innych miast, miejscowości i z różnych stron Polski. Mamy również w składzie zespołu kolegę z Ukrainy. Nie jesteśmy konserwatystami i z radością przyjmiemy osoby, które chcą poznać tajniki polskiego folkloru. W zawodowych polskich zespołach ludowych często można natrafić na tańczących obcokrajowców. Tożsamość narodowa nie jest żadną barierą, aby pokochać polską tradycję, taniec i śpiew.
MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 01/2018
23
Artysty Natchnienie
Jacek Malczewski - malarz, symbolista, wieszcz wśród polskich artystów pędzla. Nie bał się poruszać ważnych tematów, konsekwentny w stylu i postawie. Wojciech Jachyra, fotograf mody, zgłębiając życie i twórczość Malczewskiego skupił się na cyklu obrazów pod tytułem „Natchnienie Artysty” i to właśnie owy cykl zmotywował go do stworzenia autorskiego projektu fotograficznego o tym samym tytule. Do współpracy zaprosił znakomitą aktorkę i modelkę Helenę Norowicz oraz Bartosza Dudrę z agencji Embassy Models. Wspomnianą panią Norowicz, przedstawił ją jako personifikację muzy i natchnienia, która pojawia się podczas pracy malarza w jego atelier. MM Trendy ma zaszczyt - jako pierwszy magazyn w Polsce - opublikować serię zdjęć inspirowanych pracami Jacka Malczewskiego autorstwa Jachyry.
Inspiracja: Cykl obrazów Jacka Malczewskiego pod tym samym tytułem Fotograf: Wojciech Jachyra - www.wojciechjachyra.com Modelka: Aktorka - Helena Norowicz / Model: Bartosz Dudra / Embassy Models Makijaż: Koleta Gabrysiak - www.colette.com.pl / Fryzury: Krzysztof Sierpiński Stylizacje: Serafin Zieliński - serafinzielinski.wixsite.com/fashionstylist Scenografia: Ula Lis i Paulina Leszczyk / Biżuteria: Pradelle, Lewanowicz Projektanci: the BEAST, Gucci, H&M, Patryk Wojciechowski, My Thing Kwiaty: Agnieszka Kudela - Kwiaciarnia „W te pędy”, „Zieleniak” - Warszawa Obrazy: Iza Klukowska
| ROZMOWA |
Bunt
bezczelnie wkrada się pod skórę Damian Ukeje, człowiek dwóch kultur, sięga do przeszłości w muzyce i w życiu, żeby tworzyć zupełnie nowe rzeczy. Jak mówi, lubi na scenie łączyć stary bunt z nowym. Efekt jest znakomity. Będziemy mieli okazję się o tym przekonać na jego koncertach. ROZMAWIAŁA MAŁGORZATA KLIMCZAK / FOTO ANDRZEJ SZKOCKI
W lutym zagrasz w Szczecinie w koncercie „Symphonica 2 Rock of Poland”. Dla Ciebie to spotkanie z muzyką artystów, których podziwiałeś w dzieciństwie. - Tak. Uwielbiam śpiewać covery, ale tylko w sytuacjach, w których mam do czynienia z dobrymi utworami. Albo - jak w przypadku Symphoniki - nie dość, że z dobrymi utworami, to jeszcze z utworami, które towarzyszyły mi przez większą część mojego dzieciństwa i mocno ukształtowały odczuwanie muzyki. Do takich zespołów należą Metallica, Nirvana, AC/DC, Pearl Jam, Soundgarden. To wszystko znajdzie się na tym koncercie. Dzięki temu w pigułce dostaję moje ulubione utwory i mam możliwość je zaśpiewać. Nie jestem jedynym wokalistą, bo oprócz mnie jest Małgosia Ostrowska i Ernest Staniaszek. Bardzo lubię ich słuchać, a są też momenty, kiedy śpiewamy w duecie, na przykład „Nothing Else Matters” Metalliki. Pamiętam, jak w dzieciństwie wymieniałem się z księdzem płytami Metalliki. To dla mnie taki dziecięcy fun. To zespoły, które nigdy nie przemi-
30
jają. Co takiego jest w ich muzyce, że jest wieczna? - Pomijając duży nacisk na kompozycję, co dzisiaj w muzyce mainstreamowej jest rzadsze, bo bardziej kładzie się nacisk na produkcję, a nie kompozycję, to na pewno siła tekstu. A do tego jeszcze czasy, w których powstawały te utwory. To są czasy, kiedy w człowieku gromadził się ogromny bunt. Widać było, że ten bunt bucha z tej muzyki i bezczelnie wkrada się pod skórę. Dlatego gdy stoję na scenie, to zawsze wiem o czym śpiewam. To jest moment, kiedy stary bunt łączy się z nowym. Myślę, że to jest uczta dla uszu. A jak to było z tym księdzem od Metalliki? Mój ksiądz słuchał Modern Talking. - Mój słuchał takich rzeczy, że jakby się w kościele dowiedzieli, to nie wiem, czy by go nie wyrzucili. Miał w pokoju całą ścianę metalowych płyt. Ja wtedy wpadałem w muzykę gitarową. Zaczęło się od Metalliki. Później takie zespoły, jak Pantera i inne ostre. Wymienialiśmy się płytami. Po latach spotkaliśmy się w Węgorzynie, gdzie dzisiaj jest proboszczem. W pokoju stała gitara i nadal miał
ścianę pełną płyt. Jego miłość do muzyki ciężkiej pozostała. Chyba dlatego mieliśmy bardzo dobry kontakt. Potem ksiądz Janusz Kasper został moim świadkiem na bierzmowaniu. Wracając do coverów, skoro oryginał jest taki doskonały, jak zrobić, żeby było równie dobrze, ale inaczej? - Wiadomo, że oryginał jest najlepszy, bo ktoś to wymyślił. Kiedyś wspaniały gitarzysta i producent mojej pierwszej płyty Michał Grymuza, powiedział do młodego gitarzysty, który świetnie grał najtrudniejsze kawałki: stary, ale weź to wymyśl. Wymyślić coś takiego, to jest sztuka. Zawsze, jak mam do czynienia z utworem, który biorę na warsztat, podchodzę do niego z gigantycznym szacunkiem. Staram się znaleźć inną opcję. Jak ugryźć ten utwór, żeby nie zrobić go tak samo jak oryginał, bo ten zawsze jest najlepszy. Muszę wymyślić jakąś wartość dodaną, przefiltrować wszystko przez mój własny odbiór muzyki, swoją wrażliwość, swój patent na przekazywanie energii. Połączyć to z oryginalną kompozycją i trzymać kciuki, że to się uda. Ostatnimi
| | STYL ROZMOWA ŻYCIA |
MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 01/2018
31
| ROZMOWA |
czasy grywam koncerty solo akustycznie z utworami Johnny’ego Casha i musiałem sporo się nagłowić, bo za aranżacje odpowiadam tylko ja. Nie wyobrażam sobie, że mógłbym zaśpiewać tak samo, jak mistrz. Często artyści nagrywają covery wykonawców, którzy poruszają się w innych gatunkach muzycznych. Wtedy jest łatwiej. Ty śpiewasz rocka i na covery wybierasz sobie również utwory rockowe, więc wydaje się to trudniejsze. - Na pewno robię to inaczej. Sama aranżacja, np. przy Symphonice, wymusza inny przekaz utworu, bo to nie jest zagrane 1:1. Teraz do repertuaru dołączył utwór „Black Hole Sun”. Dla mnie najpiękniejszy na świecie. Dostałem propozycję, żeby go zaśpiewać. Brzmi zupełnie inaczej niż w oryginale. Moja ulubioną wersją tego utworu jest ta, w której Chris Cornell siedzi w japonkach, ma gitarę na kolanach i gra ten kawałek. Nasza wersja też jest inna. Na mnie to wymusza określony sposób przekazywania emocji. Nie ma znaczenia, jaki artysta w jakim nurcie się porusza, tylko jak bardzo ma klapeczki na oczach bądź ich nie ma. Niedawno zrobiliśmy z Mateo utwór Chłopców z Placu Broni „Wolność” i jest o 180 stopni różny od oryginału. Opinie są pozytywne. Mateo jest producentem hiphopowym, ja jestem wokalistą rockowym. Wiedziałem, że połączenie tych dwóch światów da coś wyjątkowego. Co artyście rockowemu daje orkiestra symfoniczna? Wielu po nią sięgało, choćby wspomniana Metallica. - Kiedyś w Krakowie brałem udział w dużym festiwalu filmowym. Przyjechał dyrygent z Teneryfy, Diego Navarro. To był mój pierwszy kontakt ze składem symfonicznym. Na scenie było około 50 osób. Przyszedłem na próbę i na samym początku on mi powiedział jedną rzecz: „wiem co robisz, ale u nas jest inaczej. Ty jesteś liderem u siebie na scenie, ale na koncercie symfonicznym liderem jestem ja, więc musisz być w kontakcie ze mną. Jesteś częścią składu, który musi działać jak jeden organizm, a ja jestem jego głową”. To było ciekawe odwrócenie zależności,
32
bo dotąd to ja byłem kapitanem na okręcie, a tu nagle jest ktoś obok i wszystko trzyma w swoich rękach. Trzeba się poddać dyscyplinie. - Tak. Bardzo fajne doświadczenie. Potem dochodzi kwestia innych aranży. Gdzieś w tym wszystkim krąży patetyczność, ale jest robione ze smakiem. Oczywiście, zależy kto to rozpisuje, ale Metallica symfonicznie bardzo mi się podobała. Nie wyobrażałem sobie „Master of Puppets” czy „Nothing Else Matters” tak zaaranżowanych. Ten sznyt, rodzaj wrażliwości, rodzaj dźwięku nie jest tak ordynarny jak gitara elektryczna, która też w tych aranżacjach występuje, ale jest wzbogacona o smyki czy instrumenty dęte. To wydaje się być większe, szersze. Mnie osobiście robi w sercu bardzo dobrze. Jak śpiewam z orkiestrą, to są momenty, kiedy jestem na zupełnie innej planecie. Zdałem sobie z tego sprawę, kiedy podczas jakiegoś koncertu wystąpił problem techniczny. Panowie coś majstrowali przy sprzęcie i jednemu odezwała się krótkofalówka. To mnie tak wytrąciło z transu, że przez resztę koncertu byłem zły. Nie na ludzi, ale na to, że ktoś mnie ściągnął na ziemię z pięknego miejsca, w którym byłem. Jest w tym jakaś magia. Myślę, że o muzyce wiemy jeszcze niewiele. Jak się wraca do kameralnych koncertów po występach z orkiestrą? Gdy staje się na scenie z kilkoma chłopakami? - Albo samemu. Za każdym razem jest inaczej, ale za każdym mam wrażenie, że to ten sam rodzaj energii. W dniu koncertu jestem bardziej nerwowy. Cały czas myślę o tym, co ma się wydarzyć. Programuję się cały dzień na to wydarzenie. Moja energia przed każdym koncertem jest taka sama, poziom stresu jest cały czas taki sam i poziom uniesienia muzycznego też. Na Symphonice fajnie się obserwuje jedno zjawisko – jesteśmy w filharmonii i koncert kończy się tak, że ludzie już nie siedzą w fotelach, tylko zdzierają gardła razem z nami. Ja wbiegam w publiczność. Z koncertu w filharmonii robi się świetny koncert rockowy.
Doświadczenia z orkiestrą sprawiły, że zacząłeś się bardziej interesować muzyką klasyczną? - Tak. Co więcej, próbowałem wziąć to na warsztat pod swoją twórczość. W ubiegłym roku wydałem płytę, na której prawie każdy utwór ma jakiś element klasyczny. Pojawia się kwartet smyczkowy, jakieś bębny. Spodobał mi się ten sznyt. Najzwyczajniej w świecie jako muzyk jaram się tym brzmieniem. Jako odbiorca też. Wydaje mi się, że o to chodzi w muzyce, żeby się inspirować, broń boże kopiować. Jazzmani od dawna sięgają po kontrabas czy skrzypce. Rockmani trochę mniej. - Podziały na nurty muzyczne maleją. Rock jest dziś czymś innym niż był 20 lat temu. Hip hop tak samo. Każdy rodzaj muzyki przeżył wzloty i upadki. Mimo że jest bardzo dużo niedobrej muzyki, niskich lotów, to powstają też rzeczy, które na tle tej nijakości, muzyki do windy czy „music for nobody”, ewidentnie się wyróżniają. Biorąc udział w programach telewizyjnych, miałeś okazję poznać starszych kolegów, którzy mają duże doświadczenie muzyczne. Co te spotkania dały? Niekoniecznie tylko muzycznie, ale też na poziomie rozmowy. - Bardzo dużo. Takie spotkania z artystami, chociażby z Małgosią Ostrowską, to spotkania pod tytułem: słuchaj dzieciaku, posłuchaj trochę o życiu, o muzyce. Jestem tego ciekaw. Mam możliwość obcowania z kimś, kto wniósł wielką wartość muzyczną na polski rynek. To dla mnie lekcje. A jak jeszcze to się zapina towarzysko, to już lepiej być nie może. Cieszę się, że śpiewałem gościnnie na płycie u Janka Borysewicza. Kilka miesięcy temu wystąpiłem z nim na Stadionie Narodowym, grając „Zamki na piasku” w nowej wersji. Grałem z Małgosią Ostrowską, która mnie zaprasza na swoje koncerty. Z Urszulą zagraliśmy z 10 koncertów, z czego jeden na Woodstocku. Ta lista jest dosyć długa. Nie mówię tego, żeby się chwalić, tylko, żeby pokazać jakie czasami trafia się szczęście obcowania z artystami. Zawsze wracam z dodatkową energią. Mam ochotę wziąć gitarę, napisać coś
| ROZMOWA |
nowego, nowy tekst. Albo wracam i słucham nowych artystów, o których wcześniej rozmawialiśmy. Wymieniamy się uwagami, spostrzeżeniami. Człowiek ma wrażenie, że jest we właściwym miejscu i we właściwym czasie. Niektórzy młodzi artyści odcinają się od przeszłości i tradycji, uważając, że teraz oni wszystkim pokażą i wymyślą coś nowego. - Czuję pokorę wobec przeszłości do tego stopnia, że chciałbym się urodzić 20 lat wcześniej. Wtedy bym się czuł najlepiej. Ja jestem bardziej oldschool niż newschool. Nie jestem wklejony w telefon, uczę się korzystać z social mediów. Wydaje mi się, że najwięksi artyści, z którymi obcowałem, mieli podobne podejście. To nie były nigdy wesołe piosenki, wesołe rzeczy, ale najpiękniejsze rzeczy rodzą się z mroku. Pokora, pokora i jeszcze raz pokora. Nowe rzeczy to rzecz względna, bo często się mówi, że wszystko już było. Jakby akademicko rozłożyć tę teorię na czynniki pierwsze, to rzeczywiście wszystko już było, bo ilość dźwięków jest ograniczona. Siła największych artystów nie tkwiła w tym, że oni robili coś nowego, tylko robili coś swojego i stylowego. To nie były nowe dźwięki, tylko nowe pomysły, jak te dźwięki zebrać ze sobą. Jaki rodzaj energii przekazać. Ja też koncentruję się na tym, żeby szukać własnej drogi. To się dzieje nie tylko w muzyce, ale w życiu. Jak człowiek znajdzie własną drogę, jest szczęśliwszy. Szukasz własnej drogi też w swoich korzeniach? - Tak. Moje ostatnie wydawnictwo nazwałem „Uzo”. W języku mojego ojca to słowo oznacza drogę. Płyta jest naszpikowana akcentami nigeryjskimi. Jest trochę symboliki, pisma obrazkowego. Największy nacisk kładłem na groove. Afryka wydaje mi się taka jak puls. W Polsce kładziemy większy nacisk na melodię. Ja chcę to połączyć, bo sam jestem połączeniem tych dwóch światów. Dotąd nie eksplorowałem tej części samego siebie. Nie wiem dlaczego. Może dlatego, że kiedy byłem dzieckiem, inni mi dokuczali ze względu na moją odmienność. Później się tak zaprogramowałem, że
pod kątem rasistowskim nikt nie jest mnie w stanie obrazić. Teraz stwierdziłem, że odrobię tę lekcję. Zacząłem słuchać muzyki ludowej, amatorskich rzeczy nagrywanych we wsiach. Efektem tego była płyta „Uzo”. Niestety, nie miałem okazji być w Nigerii. Być może w styczniu się uda. Wiem, że wtedy przywiozę jeszcze więcej. Cały czas eksploruję, cały czas szukam, bo to wszystko jest w nas. Nasze ciało wie, co jest dla nas dobre. Nasz umysł nie zawsze. Czy to jest tak, że im człowiek bardziej dojrzały, tym bardziej się zwraca ku przeszłości i próbuje odnaleźć pewne rzeczy, których wcześniej nie rozumiał? - Chyba tak. Rozmawiałem ostatnio z moim ojcem, który mieszka w Londynie i on mówi, że chciałby wrócić na stałe do Nigerii. Pamiętam, że jako dziecko nie miałem za dużo kontaktu z ojcem i nie czułem, że jest mi potrzebny. Teraz odnowiłem ten kontakt i widzę, ile rzeczy nas łączy. Cały czas jestem ciekaw, czy jestem w stanie zrobić coś, co przekaże w 100 procentach ten rodzaj emocji, który bym chciał przekazać, ale w taki sposób, żeby ludzie przestali szukać czegoś innego. Trzeba szukać swojej drogi. Może kiedyś nadejdzie dzień blichtru, a może w ogóle nie nadejdzie. To nie jest istotne. Cieszę się, że mogę jeździć po kraju, mieć kontakt ze swoimi idolami z dzieciństwa. Czuję się, jakbym znowu miał 16 lat. Idol staje się człowiekiem, który ma bezpośredni wpływ na moją twórczość. Takim przypadkiem jest Piotrek Rogucki. Jak Coma wydawała płyty, to ja biegałem po liceum i mówiłem wszystkim jaki to świetny zespół. Lata minęły, nadal jestem wiernym fanem. Zagrałem z nimi część trasy koncertowej, a na ostatnią płytę Piotrek napisał mi dwa teksty. Łączenie pasji z życiem prywatnym i zawodowym sprawia, że jestem szczęśliwy. Na świat blichtru jesteś odporny? Mam 31 lat, a gram od 15 roku życia. Grałem w garażowych kapelach, zawsze słuchałem dużo muzyki, lubiłem towarzystwo starszych kolegów – muzyków i wiem, że to jest mój świat, a ścianki,
flesze, żeby pokazać co jest cool i trendy, to za dużo plastiku. A ja nie lubię plastiku. Pozytywnie blichtr odczuwam na scenie, kiedy ludzie oddają mi energię, którą ja im przekazuję. Kocham śpiewać, kocham być na scenie. Nie robię tego, żeby ktoś mi zrobił zdjęcie albo, żeby poczuć się lepszy od kogoś. Czuję się lepszy sam dla siebie, jeżeli komuś mogę dać energię. Jeżeli ktoś przeżywa ze mną to, co ja przeżywam na scenie albo jeszcze więcej. Artysta niczego nie pragnie bardziej niż odbiorców swojej sztuki. Ale paradoksalnie, tworząc coś jestem egoistą. Nie myślę o tym co jest na topie, żeby się sprzedało. Cały czas robię rzeczy, które uważam za stosowne. A co Ci daje powrót do domu? - Nawet nie wiem, gdzie jest teraz mój dom. Trochę w Szczecinie, trochę w Trójmieście, trochę pod Wrocławiem, trochę w Warszawie. Wiem, że jak mam przy sobie gitarę, walizkę i plecak, to wszystko jest w porządku. Natomiast uwielbiam Szczecin. Chciałbym, żeby był trochę lepiej postrzegany na mapie Polski. Nawet jak się tutaj z nikim nie spotykam, to czuję się dobrze. Znam ulice, mam swoją miejscówkę, gdzie jadę sobie pomyśleć. Do mamy warto zajechać na niedzielny obiad. Kocham to miasto i żałuję, że tak rzadko w nim bywam.
Damian Ukeje Karierę rozpoczynał w zespole bluesowym Jerry’s Hole Band. W 2009 roku wziął udział w Szansie na sukces. Ten program obejrzeli muzycy szczecińskiego zespołu Fat Belly Family i został ich wokalistą. W 2011 roku jedna z ich piosenek pt. „Rzeczka” znalazła się na płycie „Minimax.pl 6” Piotra Kaczkowskiego z Programu III Polskiego Radia. Wydał dwie solowe płyty „Ukeje” i „UZO”.
MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 01/2018
33
| WNĘTRZA |
Męskie wnętrze. / Magazyn wspomnień /
Inwestor, który zdecydował się na współpracę z architektem wnętrz Pauliną Olbrychowską, prowadzi życie „solo”. Sam jest sobie sterem, żeglarzem i okrętem, zatem zbędne mu są wszelkie kompromisy. AUTOR Paulina Olbrychowska / FOTO Andrzej Golc
MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 01/2018
35
Przestrzeń w odważnej, ciemnej kolorystyce, dopełniona surową cegłą, buduje we wnętrzu poczucie intymności i przytulności.
| WNĘTRZA |
MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 01/2018
37
| WNĘTRZA |
PROJEKT WNĘTRZA: Paulina Olbrychowska / idsgn p.olbrychowska@interia.pl tel. 500 745 855 Andrzej Golc Fotograf architektury i produktu, wykładowca ZUT www.golc.photo
Zrealizowana aranżacja mieszkania o powierzchni 68m2 powstała na bazie kontrastu męskiej surowości i subtelnej gry świateł, materiałów i koloru. Nietypowy klimat i charakter przemyca industrialne i rustykalne zapożyczenia. Przestrzeń w odważnej, ciemnej kolorystyce, dopełniona surową cegłą, buduje we wnętrzu poczucie intymności i przytulności. Nie może zabraknąć pamiątek, wypełniających każdą wolną przestrzeń ścian. Obrazy, mapy, lampy, tablice rejestracyjne - dom to przecież pewnego rodzaju magazyn wspomnień.
Przemyślane zabudowy, optymalnie budujące przestrzeń magazynową, pozwalają na aranżację pomieszczeń przy pomocy pojedynczych mebli, grających nietuzinkowym designem, dopełnionych surowymi materiałami – cegła, metal, szkło, drewno. Inwestor, z zawodu marynarz, hobbystycznie motocyklista, miłośnik podróży - uwielbia dobrą muzykę i szybką jazdę. Otwarta przestrzeń salonu eksponuje sprzęty, które opowiadają historię, pełniąc jednocześnie rolę dekoracyjną. Nieoheblowane drewno na stoliku kawowym oraz piaskowane fronty kuchenne, połączone z czarnym lakierem, idealnie się dopasowują. Nie może zabraknąć także roślin, dopełniających wnętrze spokojem odcieni zieleni. Zamiłowanie inwestora do pojazdów drogowych, jednośladowych, znalazło swoje odzwierciedlenie w naściennym neonie świetlnym, przedstawiającym ukochany silnik motocykla V2.
Salon połączony z kuchnią i jadalnią jest miejscem szczególnym. Projektant stworzył strefę łączącą wszystkie funkcjonalności, świadomie rezygnując z odbiornika telewizyjnego, którego rolę przejmuje wydruk panoramy nad sofą. Motyw przedsta-
38
wiający Monument Valley na granicy Utah i Arizony, zaprezentowany w salonie, jest przedmiotem wspomnień z najbardziej niesamowitej podróży motocyklowej właściciela mieszkania. Wychodząc z części dziennej mieszkania, przechodzimy minimalistycznym korytarzem, oświetlonym światłem liniowym sufitu oraz półek wnękowych, wykończonym lakierowanymi frontami szaf w zabudowie. Sypialnia połączona jest z pokojem do pracy dużymi, szklanymi drzwiami otwieranymi synchronicznie. Dzięki temu zabiegowi, użytkownik z dwóch niewielkich pokoi zyskuje intymną, wygodną powierzchnię o wielkości około 22m2, służącą do odpoczynku, korespondencji i pracy przy komputerze. Sypialnia urządzona dębowymi meblami, z dodatkiem czarnych opraw świetlnych, nabiera elegancji. Za wezgłowiem zawieszono przywiezione z podróży indiańskie łapacze snów, jako talizmany chroniące swojego właściciela. Pokój do pracy natomiast, to pomieszczenie, w którym powstają modele ręcznie klejone na stylowym, profesjonalnym stole stolarskim. Produkt znaleziony przez architekta na jednej z aukcji internetowych, posiada swoją wieloletnią historię. Lampa sufitowa, wykonana z surowej belki stropowej, została wykonana i zaprojektowana na indywidualne zamówienie. Zoptymalizowaną przestrzeń łazienki, zaprezentowanej w bieli i czerni podkreśla zarówno czarny, napinany sufit, jak i szkło geberitu. Ostatnim, ciekawym elementem wnętrza jest pomysłowe rozwiązanie pralni, ukrytej za drzwiami przesuwnymi w formie lustra. Dom jest oazą kolekcjonera. Świadczą o tym wszelkie meble, elementy wyposażenia, dekoracje oraz liczne pamiątki. Jeżeli można powiedzieć o właścicielu, że ma siłę i charakter, to mieszkanie ma swój urok i duszę.
| WNĘTRZA |
Salon połączony z kuchnią i jadalnią to miejsce, w którym projektant stworzył strefę łączącą wszystkie funkcjonalności.
MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 01/2018
39
| WNĘTRZA |
Sypialnia urządzona dębowymi meblami, z dodatkiem czarnych opraw świetlnych, nabiera elegancji.
MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 01/2018
41
| ROZMOWA MIESIĄCA |
Nie oddawajmy Szczecina Niemcom, nie jest tu tak źle W czasach, gdy problem ze zrozumieniem architektury przykrywa się kolejną warstwą farby, a wyznacznikiem dorosłości jest kredyt, można mówić - Polska to brzydki kraj. Ale lepiej zebrać te wszystkie absurdy i przetłumaczyć je z polskiego na polski, a okaże się, że można żyć lepiej. Z Filipem Springerem rozmawiamy o Szczecinie, kredytach, wynajmie mieszkań i wszystkim, czego jeszcze nie rozumiemy. ROZMAWIAŁA AGATA MAKSYMIUK / FOTO SEBASTIAN WOŁOSZ
Specjalne podziękowania dla Książnicy Pomorskiej za pomoc w realizacji wywiadu
Co w Szczecinie może uchodzić za największy architektoniczny absurd? - Nie ma w Polsce miast, które byłyby bardziej czy mniej zaniedbane estetycznie. Wszystkie są zaniedbane w podobny sposób… chociaż teraz, jak rozmawiamy, coś mi wpadło do głowy. Największym absurdem architektonicznym w Szczecinie jest dworzec. Konstrukcja estetyką przypomina lata 90, a jak wiemy powstała chwilę temu. Zawsze, kiedy wysiadam tu na stacji, myślę, że to absurd, bo na świecie tak budowało się 30 lat temu. Dworzec w Szczecinie odrobinę mnie boli. A może takich miejsc jest więcej? W architekturze ważny jest kontekst i sposób w jaki budynki prowadzą dialog z otoczeniem. A tak się składa, że budynek, który wyraźnie odcina się od otoczenia został uznany za najpiękniejszy w Europie. Mowa o filharmonii. - Filharmonia prowadzi bardzo wysublimowany dialog i absolutnie nie zgadzam się z opiniami, że nie pasuje do otoczenia. Wszystkie jej szczyty, forma, którą nadali jej architekci, doskonale gada i z historyczną architekturą pozostałą w Szczecinie po Niemcach i z tym, co niedawno powstało w okolicy. Sposób, w jaki ten budynek multiplikuje wątek obecny i niezwykle silny w przestrzeni Szczecina, jest czymś absolutnie nie do przecenienia. To jest forma, która opowiada współczesną historię architektury. Budynek filharmonii replikuje miasto
42
i jeden z kluczowych motywów miasta w bardzo nowoczesny sposób. Dostrzeżenie tego wymaga pewnej wiedzy o architekturze Szczecina, o tym jakim językiem posługuje się współczesna architektura, ale też o samej idei tego budynku. Trzeba pamiętać, że to miejsce nie jest przeznaczone dla sztuki popularnej, tylko takiej, która wymaga pewnego obycia kulturalnego. Przez to nie skłania się ku najprostszym interpretacjom. Uważam, że ten budynek jest absolutnie dialogujący z otoczeniem, mimo że na pierwszy rzut oka tego nie widać. Po prostu trzeba się w niego wczytać. A jak mamy czytać takie idee - w 2016 roku szczecinianie wzięli udział w konkursie Lechstarter, w którym byłeś jurorem. Wygrali. Na kawałku pustej łąki między blokami powstał Sąsiedzki Ogród Kultury. Rok później miejsce prawie zupełnie zgasło, a w tym najprawdopodobniej go nie będzie, bo właściciel terenu chce postawić tam blok. Jaki z tego wniosek? Nie jesteśmy gotowi na takie inicjatywy? - Myślę, że jesteśmy gotowi. Takie przypadki są jednostkowe. Lechstarterowy Sąsiedzki Ogród Kultury zrobił furorę. Był hitem, który nas wszystkich oczarował. Z założenia projektu realizacje zwycięskich planów mają trwać przez jakiś czas. W tym przypadku ten warunek został spełniony. Nie znam dokładnych okolicz-
| ROZMOWA MIESIĄCA |
ności postawienia w tym miejscu nowego budynku… ale to, że niektóre przestrzenie są na chwilę adaptowane w ramach inicjatyw społecznych, a później wypełnia się je innymi budowlami, nie jest niczym złym. Generalnie wypełnianie pustek w przestrzeni miasta jest czymś dobrym. Trudno jednoznacznie powiedzieć, że wyłączenie Sąsiedzkiego Ogrodu i wzniesienie w jego miejscu czegoś nowego jest negatywne. Tego typu projekty pokazują, że da się zrobić fajne rzeczy stosunkowo niewielkim kosztem, angażując przy tym lokalną społeczność. I nawet jeśli później znikną, to kolejne pojawiają się w innych miejscach miasta i też pokażą, że można.
ale musimy się w to dobrze wczytać. Dobrym przykładem jest słynna historia wrocławskiego osiedla Kozanów. Przez Niemców ten teren był traktowany jako rezerwuar wody powodziowej na Odrze. Polacy postanowili go zabudować. W rezultacie, podczas powodzi to właśnie tam były największe straty. Schematy utworzone przez Niemców mogą być naprawdę pomocne przy organizacji przestrzeni. Nasi dzisiejsi sąsiedzi nie robili nic ad hoc, robili to „po niemiecku”. Uważam, że wszelkie inicjatywy, które rozwijają i reinterpretują przestrzeń miejską są niezwykle ważne, a to, co mówi Cejrowski, można włożyć między radosne bajania.
Czyli uczymy się? - Oczywiście. Uczymy się nie tylko dzięki temu, że pojawiają się nowe realizacje i możemy je oglądać, ale uczymy przez uczestnictwo w tych projektach. Do coraz większej rzeszy osób dociera, że nie będą mieli przestrzeni publicznej, jeśli sami jej nie zainicjują. Tego typu akcje uczą aktywności, a jeżeli nie aktywności, to chociaż świadomości, że są miejsca, do których można pójść i brać udział w tym, co przygotowali inni, a nie siedzieć w domu i pić herbatę.
Oprócz niemieckiej spuścizny, Polska nie radzi sobie też z PRL-owską. O ile stare fotele i meblościanki można wystawić na śmietnik czy spalić, to z blokami z wielkiej płyty czy blaszanymi garażami tego nie zrobimy. W rezultacie otrzymujemy blokowiska pomalowane w najbardziej fantazyjne kolory świata. Może nie rozumiemy tego, co odziedziczyliśmy, przez co nie potrafimy się tym zająć? - Oczywiście, że nie rozumiemy. Bloki, które mają w zdecydowanej większości marną architekturę, a i urbanistykę nienajlepszą, były pomalowane na stonowane kolory nie tylko dlatego, że nie było innej farby, ale dlatego, że projektanci byli świadomi, że ta architektura nie jest czymś, co powinno wychodzić na pierwszy plan i krzyczeć. Chodziło o to, by te projekty „zniknęły” w tle. Przez większość roku w Polsce niebo jest albo niebieskie, albo szare, w związku z tym kolory bloków były wybierane z palety pomiędzy tymi dwoma barwami. I teraz malowanie tych budynków na wszystkie kolory tęczy jednocześnie sprawia, że te średnio atrakcyjne konstrukcje wychodzą przed szereg i mówią „patrzcie na nas, tacy właśnie jesteśmy”. To wynik kompletnego niezrozumienia idei ówczesnych architektów.
Jeśli chodzi o przestrzeń publiczną, to zawsze mieliśmy pewne kompleksy wobec Warszawy czy Poznania albo Berlina. Bardzo to widać? - Wszystkie polskie miasta mają podobne problemy, które rozwiązują bardziej lub mniej udolnie. W Szczecinie jestem dość często, mam tu wielu przyjaciół, znam to miasto. To, co widzę, to na pewno spore zmiany w przestrzeni, które powstały nie tylko dzięki efektowi filharmonii czy modernizacji. Generalnie zrobiło się porządniej. Podczas ostatniego pobytu dużo chodziłem po śródmieściu i rzeczywiście miałem wrażenie, że przybyło miejsc, gdzie można usiąść i wypić kawę, pospacerować i nie bać się, że dostanie się w gębę. Nie będę mówił czy szczecinianie powinni, czy nie powinni mieć kompleksy względem innych. Każdy powinien robić swoje. Powiem za to, że zauważyłem naprawdę dużo zmian od czasu, jak pisałem „Wannę z kolumnadą” i robiłem tu wtedy mnóstwo materiałów, raczej o chaosie niż o porządku. Wojciech Cejrowski niedawno wnosił, żeby oddać Szczecin Niemcom, bo to niemieckie miasto. - Cejrowski nie ma racji w niczym, więc i tym razem się myli. Natomiast, jeśli chodzi o niemieckość Szczecina, to stanowi ona ogromny potencjał. W ogóle lubię miasta, które do 1945 roku należały do Niemiec, ponieważ mają bardzo dobrze przemyślaną strukturę urbanistyczną. Oczywiście, wiele zależy od tego, jak mocno zostały zniszczone podczas wojny. Szczecin oberwał dość mocno, Wrocław też, ale został całkiem rozsądnie odbudowany. Fenomen poniemieckich miast wynika ze sposobu myślenia Niemców o mieście, a myśleli osiami, obrazami, strukturami urbanistycznymi. Mieli to wszystko bardzo dobrze opracowane. I nie waham się użyć sformułowania, że Niemcy mieli o wiele bardziej przemyślane miasto w roku 1925 czy 30 XX wieku, niż my dzisiaj. Stąd też obecnie możemy korzystać z tego, co oni wypracowali,
Swoją drogą, czy te bloki nie powinny zacząć się już walić? - No właśnie. To kolejny powód, przez który nie wiemy, co z nimi zrobić. Ich żywotność przewidziano na około 30 lat. Przeżyły termin swojej przydatności i mają się całkiem dobrze. Tylko, że prędzej czy później ich stan zmusi władze by zastanowić się - co dalej? Dziś w tych blokach żyje ok. 10 mln ludzi. Biorąc pod uwagę, że w Polsce, w sprzyjających warunkach w ciągu roku powstaje ok. 160 tys. nowych mieszkań, to łatwo sobie wyliczyć, że gdyby te wszystkie bloki z wielkiej płyty nagle zniknęły, to przed nami 80 lat budowy kolejnych. Warto podpatrywać to, co robią ze starymi blokami Niemcy, bo oni je przebudowują, rozbudowują, przebijają piętra i robią dwupoziomowe mieszkania, przekształcają je na akademiki i hotele. Nasi sąsiedzi mieli ten sam problem co my. Pierwszą część bloków wyburzyli, drugą starają się zagospodarować na swoją miarę. A w Polsce? W Polsce nie wyburzono jeszcze ani jednego bloku od 89 roku. Chociaż nie, przepraszam, jeden wyburzyli w Gdańsku, po wybuchu gazu. Nie ma nawet żadnych badań na ten temat. Myślę, że prawdziwe zmierzenie się z tym pro-
MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 01/2018
43
| ROZMOWA MIESIĄCA |
blemem jest dopiero przed nami, a chwilowe zamalowanie go na żółto nic tu nie pomoże. Problem z pojmowaniem estetyki przestrzeni rozwiązałoby wprowadzenie do szkół zajęć z estetyki, plastyki i historii sztuki w pełnym wymiarze godzin? - Myślę, że tak, ale wiem, że to się nie stanie, więc możemy sobie jedynie pobajać na ten temat. W kwestii edukacji estetycznej, sektor pozarządowy już teraz - razem ze stowarzyszeniem architektów polskich czy innymi organizacjami - stara się edukować i robić warsztaty dla młodzieży i nie tylko. Jednak problem jest taki, że na te warsztaty idą ludzie, którzy są świadomi konieczności uczenia się tego. W Polsce powszechna edukacja estetyczna powinna być obowiązkowa, ale nie jest i nie zakładam, żeby w najbliższej przyszłości nastąpiła zmiana paradygmatów nauczania, która sprawi, że wszyscy zaczną uczyć się koła barw. Póki co, od kilku lat usilnie staramy się naśladować styl skandynawski. Tylko czy jeśli pomalujemy mieszkanie na biało i szaro, a wszystkie meble kupimy w Ikei, to nagle staniemy się szczęśliwsi, a nasza przestrzeń lepsza? Może zamiast patrzeć na innych, powinniśmy stworzyć coś sami? - Myślę, że ten szwedzki styl zrobił dużo dla estetyki polskich mieszkań. I można się zżymać, że teraz każdy ma w domu tak samo, ale ja wolę, żeby każdy miał tak samo po szwedzku, niż tak samo z tymi tureckimi dywanami i meblościanką na wysoki połysk. Czy my możemy wypracować coś polskiego? Myślę, że to idzie w tę stronę, ale boję się, że to strona elitarna. Wystarczy spojrzeć na to, co się dzieje na Śląsku. Mnóstwo projektantów pracuje tam nad designem, który czerpie z korzeni regionu. Tworzą dekoracje, biżuterię, meble… to wszystko ma swoją wartość i to jest kierunek wypracowania pewnej lokalności w projektowaniu. Tylko, że te rzeczy nie są dostępne cenowo dla każdego. Nie mam wielkich nadziei, że polski styl będzie się rozwijał, bo nie wiem do końca jakby miał wyglądać i w zasadzie po co w ogóle miałby powstać. Dla mnie istotne jest, żeby to, co powstanie było tanie, żeby projektowanie architektury, wnętrza czy przedmiotów nie było kosztowne. Uważam, za Marcinem Wichą, że design, jako narzędzie ułatwiania ludziom życia poprzez przedmioty powinien być ogólnodostępny. Niestety, w Polsce słowo design kojarzy się z czymś drogim. Ta sprawa interesuje mnie bardziej niż to, czy jest to polskie czy nie. A jak to jest z potrzebą posiadania? Podobno każdy dziś marzy o posiadaniu własnego mieszkania. W książce „13 pięter” porządnie zagrałeś na tych marzeniach. Może Polacy po prostu muszą „coś” mieć, nawet za cenę 30-letniego związku z bankiem? Może to już taka nasza narodowa cecha? - Zgodzę się z tą opinią, jeśli najpierw przeprowadzimy eksperyment. Udostępnijmy Polakom możliwość ludzkiego, taniego, wygodnego wynajmu mieszkań. Po 10 latach zapytajmy tych osób czy chcą wziąć kredyt na 30 lat, czy wolą przedłużyć umowę na to samo mieszkanie na kolejne 10 lat pod warunkiem, że nikt ich z tego mieszkania nie wyrzuci? Wtedy, jeśli większość powie wolimy kredyt, to tak, odpowiem - to jest nasza cecha narodowa,
44
lubimy posiadać. Prawda jest taka, że Polacy nie mieli okazji przekonać się, jak to jest wynajmować mieszkania w ludzkich warunkach, więc trudno tu powiedzieć, że to, co dzieje się teraz na rynku, to czyjś wybór. To po prostu konsekwencja działania naszej gospodarki. I pewnie, że logiczniej jest wziąć kredyt i kupić mieszkanie, niżeli wynajmować lokum i oddawać pieniądze do cudzej kieszeni, jednak to, że w Polsce przyjęto to za logiczne, nie znaczy że jest logiczne w ogóle. Doświadczenia innych krajów uczą, że powinniśmy postawić na najem. Nasz rynek jest na to przygotowany? - Nie, nie jest i my też nie jesteśmy. Przyzwyczailiśmy się, że żyjemy w tym samym miejscu, w którym pracujemy, że mieszkanie, które mamy, jest czymś stabilnym i pewnym. Kiedy słyszymy, że mamy się przenieść do innego miejsca, które nie zapewnia tego poczucia, to nie potrafimy się w tym odnaleźć. Problem z wynajmem to też problem z liczbą mieszkań na wynajem i strukturą ich własności. W naszym kraju większość mieszkań na wynajem, należy do prywatnych właścicieli. Najczęściej jeden właściciel ma jedno lub dwa mieszkania przeznaczone do najmu. Taka osoba jest niezwykle podatna na wszelkiego rodzaju perturbacje związane z tymi nieruchomościami. Wystarczy, że zmieni mu się sytuacja życiowa - weźmie ślub, zabraknie mu pieniędzy, lokator przestanie płacić i taka osoba ponosi 100-procentową stratę. Rozwiązaniem jest wynajem instytucjonalny, spółdzielczy, TBS-owski, prywatny, inwestorski... jakikolwiek, byle właściciel miał w portfolio więcej niż 100 a nawet 1000 mieszkań. Wtedy zupełnie inaczej operuje się kosztami. W Polsce nie ma takich właścicieli, nie ma takiego systemu. Najlepiej jechać do Stargardu i zobaczyć jak TBS powinien działać. To jeden z nielicznych przykładów w Polsce. Czy to nie jest też tak, że wynajem nadal bywa upokarzający? Młodzi ludzie, którzy wynajmują mieszkanie, są traktowani jak „dorosłe dzieci”. Może ludzie biorą kredyt, bo chcą coś udowodnić? - Nie, myślę, że aż tak to nie działa. Natomiast zgodzę się, że kredyt stał się elementem statusowej negacji w Polsce. Słyszałem też takie zdanie - komuś się w życiu udało, bo jeździ na wakacje do Toskanii, ma samochód i zaciągnięty kredyt. No, samochód czy wakacje może to i fajna sprawa, ale kredyt? Dla mnie to żadne osiągnięcie. Największym absurdem związanym z rynkiem mieszkaniowym jest zobowiązanie się do płacenia co miesiąc przez 30 lat tej samej sumy pieniędzy do banku w zamian za możliwość mieszkania w danym miejscu. I to bez względu na takie sytuacje, jak rozwód, choroba, śmierć kogoś bliskiego, depresja, wszystkie przeciwności losu, które mogą sprawić, że tych pieniędzy może zabraknąć. Według mnie to bardzo niepoważne i nieodpowiedzialne myślenie. Jednak w Polsce tak wyszło, że udało się pożenić kredyt z przekonaniem o odpowiedzialności. Myślę sobie, że jeśli przekonanie, że przez 30 lat co miesiąc będzie mnie stać na spłacanie kredytu jest dorosłością, to ja dziękuję za taką dorosłość. A takie projekty jak Mieszkanie +, Mieszkanie Dla Młodych czy mieszkanie w zamian za remont jakoś nas ratują?
| ROZMOWA MIESIĄCA |
Filip Springer reporter i fotograf lub tłumacz architektury i kolekcjoner wizualnych absurdów. Zadebiutował w 2011 roku książką reporterską „Miedzianka. Historia znikania”. Nominowany do najważniejszych nagród literackich w kraju, jak Nagrody Literackiej Nike, Nagrody im. R. Kapuścińskiego. Do tej pory wydał 7 książek. „Wanna z kolumnadą” czy „Reportaże o polskiej przestrzeni” zainicjowały ogólnokrajową debatę nt. jakości przestrzeni publicznej w Polsce. W ubiegłym roku ukazało się „Miasto Archipelag”, zapis kilkuletniej podróży po 31 byłych miastach wojewódzkich.
- Zależy od skali w jakiej zostaną zrealizowane. Bardzo mi się podoba idea mieszkania za remont. To pomysł, który poprawia jakość już istniejącej tkanki mieszkaniowej i jednocześnie udostępnia lokum osobom, które go potrzebują. To użyteczny program, który zmusza ludzi do wysiłku, nie jest prezentem. Nie wiem na ile projekt Mieszkanie+ zostanie zrealizowany w tej formie w jakiej rząd go zapowiedział. To pakiet ustaw, który ma różne oblicza, są w nim m.in. założenia dotyczące preferencyjnych kredytów dla spółdzielni, zmiana prawa lokatorskiego, ale też zmiana przepisów dotycząca „dziedziczenia” mieszkań komunalnych. Dzięki tym przepisom mieszkania trafiałyby do osób, które naprawdę ich potrzebują, a nie cwaniaków, którzy wiedzą, jak dobrze się ustawić. W kształcie w jakim zaproponowano Mieszkanie+, rzeczywiście warto czekać na jego wdrożenie. Jego największą zaletą jest to, że po wielu latach politycy powiedzieli - mieszkanie jest czymś, w czym my jako państwo też bierzemy udział. Przez wiele lat mieszkania były wyłączone z pakietu kiełbas wyborczych, bo uznano, że każdy sam je ogarnie. Natomiast mieszkanie należy się każdemu człowiekowi i państwo ma obowiązek ułatwić dostęp swoim obywatelom do mieszkań. Państwo, które się z tego wycofuje, moim zdaniem jest gorsze od tego, które dziś mówi - no dobra my tu mamy solidarność i musimy coś zrobić. Jakkolwiek ten rząd nie jest moją bajką, to każdemu następnemu rządowi będzie trudno wycofać się ze słów tego obecnego. Będzie to tak samo trudne, jak wycofanie się z 500+. Jak już się ludziom coś da, to trudno im to później zabrać. To komuna nauczyła nas potrzeby posiadania? Skąd to się w nas wzięło? - Myślę, że tak. To efekt wahadła po komunizmie. Pojęcie własności jako tako nie istniało wtedy lub było iluzoryczne, przybierało postać mieszkań spółdzielczych o niejasnej
strukturze własności. Po tamtych czasach odziedziczyliśmy wahadło, które wygnało nas gospodarczo na drugą stronę skrajni i teraz wraca. Zaczyna się o tym mówić. Na ile szczerze, to zobaczymy. Myślę, że nie jest to nic odziedziczonego po dziadkach. Oczywiście są też takie interpretacje, że wszyscy są z chłopa, więc mamy w sobie zaszyte pańszczyźniane podejście. Tylko, że mnie to nie przekonuje. Tłumaczenie obecnej sytuacji w kraju problemami chłopa pańszczyźnianego, potopem szwedzkim czy PRL-em jest mało wiarygodne, bo dla osoby, która urodziła się w roku 90. wszystkie te trzy okresy są czymś równie fikcyjnym. A powiesz nam, jak mieszka Filip Springer? - Ja się dobrze wkonkubiniłem (śmiech). Moja dziewczyna ma swoje mieszkanie i to stawia mnie w pewnej uprzywilejowanej sytuacji. Jeden z bohaterów „13 pięter” opowiadał, że rodzice kupili mu mieszkanie kiedy był na studiach, niewielkie 2-pokojowe w Poznaniu. Od tego czasu zaobserwował coś dziwnego. Wielu jego znajomych zaczęło mówić - ty już jesteś ustawiony w życiu, tobie się poszczęściło. A on zachodził w głowę - co niby takiego wielkiego w jego życiu się wydarzyło i jakie to wielkie szczęście go spotkało? Okazuje się, że największe szczęście w przekonaniu jego rówieśników to własne mieszkanie. I to daje do myślenia, bo jeśli w jego generacji to naprawdę jest największe szczęście, to coś poszło nie tak. Przecież fajnie by było marzyć o czymś więcej. W moim pokoleniu nie spotykam się już z takimi opiniami, może dlatego, że po 30. większość ludzi ma już ten temat za sobą. Natomiast jestem o tyle szczęśliwy, że nie musiałem podejmować decyzji o kredycie. Ale tak, przez wiele lat wynajmowałem mieszkanie, do obecnego też przeszedłem z wynajmowanego.
MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 01/2018
45
| KULTURA |
# kino w styczniu
Gra o wszystko
domowe przyjęcie w gronie najbliższych, aby uczcić swój awans na ministrę zdrowia w brytyjskim rządzie. Wśród gości są sarkastyczna April (Patricia Clarkson) i jej mąż Gottfried (Bruno Ganz), zwolennik medycyny alternatywnej; para wyzwolonych lesbijek – Martha (Cherry Jones) oraz jej o kilkanaście lat młodsza partnerka Jinny (Emily Mortimer); dziwnie podenerwowany bankier Tom (Cillian Murphy), który zaczyna imprezę od wciągnięcia kreski kokainy w toalecie. Tymczasem mąż gospodyni, Bill (Timothy Spall), zdaje się kompletnie niezainteresowany całą sytuacją. Siedzi osowiały na środku salonu, bez słowa sączy wino i tylko od czasu do czasu puszcza ekscentryczną muzykę z płyty winylowej. Sytuacja robi się coraz bardziej napięta...
tany Snow) próbują schwytać seryjnego mordercę. Sprawa staje się jedną z najtrudniejszych w karierze doświadczonych policjantów, wciągając całą trójkę w wisielczą grę.
(Molly’s Game) 2017
Młoda, piękna i wszechstronnie utalentowana. Kochała ryzyko i nie bała się gry o wszystko. Światowej klasy zawodniczka w narciarstwie alpejskim, która fortunę zdobyła nie dzięki nartom, a dzięki kartom. Molly Bloom przez 10 lat prowadziła najbardziej ekskluzywny, nielegalny klub pokerowy w USA. Gościła gwiazdy Hollywood, największe postaci światowego biznesu, a także bossów rosyjskiej mafii. Pod jej dachem wygrywano miliony i tracono fortuny. Poznała tajemnice najpotężniejszych tego świata. Gdy sądziła, że zdobyła wszystko, do jej drzwi zapukało FBI. Zagrożona wieloletnim więzieniem, utratą dorobku życia, po raz kolejny postanowiła podjąć walkę. Tym razem jej jedynym sprzymierzeńcem okazał się adwokat, który jako pierwszy poznał prawdziwe oblicze Molly Bloom.
Przyjęcie (The Party) 2017
Janet (Kristin Scott Thomas) organizuje
46
Pasażer
(The Commuter) 2018
M jak morderca (Hangman) 2017 Emerytowany detektyw z wydziału zabójstw, Ray Archer (zdobywca Oscara Al Pacino) wraz z kryminalnym profilerem Willemem Ruineymem (Karl Urban) i dziennikarką śledczą Christi Davies (Brit-
Dla agenta ubezpieczeniowego Michaela Woolricha każdy dzień wygląda tak samo – praca i powrót pociągiem do domu. Wszystko zmienia się, gdy w czasie jednej z podróży poznaje tajemniczą kobietę. Nieznajoma, która wydaje się wiedzieć o Michaelu dosłownie wszystko, zleca mu niezwykłe zadanie. Zanim pociąg dotrze do celu, mężczyzna ma zlokalizować i wskazać osobę, która tego dnia nie powinna się w nim znajdować. Jeśli tego nie zrobi, ucierpi zarówno on sam, jego rodzina, jak i pozostali współpasażerowie. Nie mając wyboru, Michael postanawia rozwiązać zagadkę. Z każdą minutą i przebytym kilometrem stawka rośnie, a mężczyzna przekonuje się, że stał się pionkiem w szalenie niebezpiecznej intrydze.
| KULTURA |
który zaważyć może na przyszłych losach świata.
do wyścigu z własnym ego, oddala od miłości do samego siebie. Mini wchodzi w wielki świat muzyki klubowej. Świat często bezwzględny, w którym łatwo się zatracić i porzucić swoje wartości i uczucia.
Kształt wody (The Shape of Water) 2017
Baśń dla dorosłych, której akcja rozgrywa się u szczytu zimnej wojny, w Stanach Zjednoczonych około roku 1962. Elisa (nominowana do Oscara Sally Hawkins) wiedzie monotonną, samotną egzystencję, a całą noc pracuje w pilnie strzeżonym, sekretnym laboratorium rządowym. Jej życie zmienia się na zawsze, gdy wraz z koleżanką z pracy, Zeldą (nagrodzona Oscarem Octavia Spencer), odkrywa, że w laboratorium przeprowadzany jest otoczony ścisłą tajemnicą eksperyment,
DJ
2018 Akcja dzieje się w środowisku kultury klubowej. Główna bohaterka o pseudonimie – DJ Mini, jest piękna i demoniczna, ambitna i przede wszystkim bardzo utalentowana muzycznie. Jest wykształcona artystycznie i zakochana w muzyce elektronicznej, ale niestety jej dramat polega na braku wiary w siebie. Kiedy marzenie staje się ambicją, przeradza się w przekleństwo. A kiedy izolacja prowadzi
Podziel się z nami swoją opinią! Wyślij maila lub napisz do nas na FB
| KULTURA |
# nie możesz przegapić Lord of the Rings w Arenie Po raz pierwszy w Polsce niezwykłe widowisko. Pierwsza część trylogii J.R.R. Tolkiena - „Władca Pierścieni: Drużyna Pierścienia in Concert”. Film na ogromnym ekranie z muzyką na żywo Howarda Shore’a, zdobywcą trzech Oscarów. Całość w towarzystwie orkiestry symfonicznej, chóru oraz solistów. W sumie 250 osób na jednej scenie.
Akustyczeń 2018 Akustyczeń już od dekady prezentuje artystów otwartych, idących własną drogą, niezdefiniowanych, niezobowiązanych wobec żadnego z licznych nurtów i potrafiących szukać nowych form wyrazu. W programie między innymi: Lipali, Paulina Przybysz, Apostolis Anthimos Miniatures, Riffertone, Tymon Tymański, Ludojad, Trupięgi, TRIP. 8-13 stycznia, różne miejsca
20 stycznia, Arena Szczecin, godz. 19, bilety 219-299 zł
LAB 4 - Hauschka i Kai Angermann
Atom String Quartet i Zakopower
Kamil Bednarek wraz z zespołem wyrusza w premierową trasę koncertową, promującą album „Talizman”. Piosenkarz zdobył cztery nominacje do Eska Music Award 2017, ostatecznie wygrał statuetkę w kategorii Artysta roku. W maju wydał utwór „Poczuj luz”, który został drugim singlem zwiastującym nową płytę.
Muzycy zagrają kompozycje grupy Zakopower, poszerzone o repertuar skalnego Podhala. Z drugiej strony „Atom” zaprezentuje swoje utwory, w których będą musieli odnaleźć się muzycy Zakopowera. Mimo zaangażowania w projekt formacji o tak różnych profilach, na koncercie usłyszymy aranżacje będące – jak określają to sami muzycy – „próbą uchwycenia góralskiego ducha”. Pomogą w tym zapewne brzmienia instrumentów pasterskich: dud podhalańskich i fujary słowackiej.
20 stycznia, Słowianin, godz. 19, bilety 59-79 zł
10 stycznia, Filharmonia, godz. 19, bilety 30-70 zł
Premierowa trasa albumu „Talizman“
48
Orkiestra symfoniczna Filharmonii im. Karłowicza i Haushka zagrają w kolejnej odsłonie Soundlab. Sztuka Hauschki albo raczej niemieckiego artysty Volkera Bertelmanna niczego nie zapowiada. Mimo że jest porównywana do eksperymentów Johna Cage’a i Erika Satie, jest zupełnie nieprzewidywalna. Na długiej liście artystów, z którymi współpracował, jest Samuli Kosminen (z islandzkiej grupy eksperymentalnej Múm), Joey Burns i John Convertino (grupa Calexico, country alternatywne) oraz znana skrzypaczka Hilary Hahn (płyta „Silfra”, Deutsche Gramophon). Artystyczne poszukiwania zawiodły Bertelmanna do świata techno (2012, Ricardo Villalobos, Michael Mayer) oraz współpracy z muzykami z Kenii. 14 stycznia, Filharmonia, godz. 17, bilety 10-20 zł
Improbajka z udziałem aktorów z Krypty Bajki improwizowane to nowy pomysł Teatru Piwnica przy Krypcie. Aktorzy
| KULTURA |
Impro z Krypty razem z dziećmi wyruszą do krainy fantazji, gdzie wszystko może się wydarzyć. Wspólnie odkryją bajki, które nigdy jeszcze nie zostały opowiedziane i nigdy więcej się nie powtórzą. Grupę Improwizacji „Impro z Krypty” tworzą aktorzy Teatru Pleciuga, Teatru Współczesnego w Szczecinie i Teatru Polskiego w Szczecinie. 27 stycznia, sala Kina „Zamek”, godz. 10, bilety 10-20 zł
rozmaitych peryferiach jazzu, mając na swoim koncie projekty z Mikołajem Trzaską i Tomaszem Stańką. Od lat 80. trudno wyobrazić sobie polską scenę jazzową bez charakterystycznego, miękkiego i nieco zachrypniętego brzmienia trąbki Antoniego „Ziuta” Gralaka (wcześniej członka m.in. freejazzowej grupy Young Power). Płyta „Primitivo” to swoisty powrót do korzeni muzyki dawnej określanej jako prymitywna. Sztuki dźwiękowej zasadzającej się na przedstawianiu podstawowych stanów emocjonalnych rozpiętych pomiędzy radością i rozpaczą.
odrobinę przereklamowane? Jechać tam w szczękający mróz (ze Szczecina to jest kawałek…), na każdym kroku kolejki i kolejki do kolejki, po rydzach boli brzuch i ciągle wszystko wychodzi drożej. Bajka o górach jest ciekawsza niż rzeczywistość. W programie: „Bajka”, opowieść zimowa Moniuszki, „Fantazja góralska” Noskowskiego oraz muzyka do narodowego baletu „Harnasie” Karola Szymanowskiego. Wystąpią: Orkiestra Symfoniczna Filharmonii w Szczecinie, Chór Teatru Wielkiego w Poznaniu, Kapela Sebastiana Karpiela Bułecki, Adam Klocek – dyrygent.
29 stycznia, Filharmonia, godz. 19, bilety 25-35 zł
12 stycznia, Filharmonia, godz. 19, bilety 25-55 zł
Kapela Maliszów Kapela Maliszów to rodzinny zespół z Męciny Małej w Beskidzie Niskim, założony przez multiinstrumentalistę Jana Malisza i jego dzieci. Kapela inspiruje się tradycyjną muzyką swojego regionu, czyli tańcami i przyśpiewkami z okolic powiatu gorlickiego. Muzyka ta grana jest tradycyjnie, czyli na skrzypcach, basach i bębnie w sposób archaiczny, z pewną dozą wolności, radości i improwizacji. Nie jest tylko szkolnym odtworzeniem starych melodii. Kapela tworzy również własne utwory o charakterze polskim, opierając się na już wypracowanym stylu. 9 stycznia, Filharmonia, godz. 19, bilety 10-20 zł
Premiera w Teatrze Polskim „Pensjonat Pana Bielańskiego“ dzieje się w Krakowie ruchu lewostronnego, czyli jeszcze w zaborze austriackim. Główny bohater, Maurycy Stolnik, ziemianin z pobliskich Bronowic odwiedza krakowską metropolię napędzany niepohamowaną potrzebą zabłyśnięcia przed swoimi znajomymi niesłychanymi opowieściami z Krakowa. 6 stycznia, Teatr Polski, godz. 19, bilety 30-40 zł
Oleś Brothers & Antoni Gralak
Zimowa opowieść
Bracia bliźniacy Marcin (kontrabas) i Bartłomiej (perkusja) od 20 lat wędrują po
Zimą jakoś bliżej nam do gór, ale czy dziś na przykład takie Zakopane nie jest
Podziel się z nami swoją opinią! Wyślij maila lub napisz do nas na FB
MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 01/2018
49
| MUZYKA |
TOP 10
albumów 2017 by Jarek Jaz (MM Trendy)
The Stubs Let’s Die (Instant Classic)
To nie jest jakaś lepsza albo gorsza od tych poprzednich płyta warszawskiej kapeli. Od pierwszej chwili bez przerwy grzeją melodyjnego, garażowego rockandrolla. Robili to zawsze i robią na „Let’s Die”, ale - niestety już po raz ostatni. Tą płytą zespół ogłosił swoją śmierć i samoistnie złożył się do grobu, zostawiając po sobie kilkudziesięciominutowy zestaw brudnych punkowych numerów. Szkoda tego wyskrobywanego spod paznokci syfu, ale nie każdy zdaje sobie sprawę, kiedy nadchodzi dobry moment, żeby zejść ze sceny. The Stubs nagrali cztery przerokandrolowe albumy i mówią dziękuję. I ja to szanuję.
Jazz Band Młynarski-Masecki Noc w wielkim mieście (Agora/Lado ABC)
Stawiam wszystko, że jest to bezapelacyjnie najlepsza polska płyta z muzyką rozrywkową
50
minionego roku. Fantastyczne odzwierciedlenie czasów przedwojennego jazzu, zarówno w brzmieniu, stylu śpiewania młodego Młynarskiego, jak i utworach pochodzących z dorobku polskich artystów przedwojnia: Henryka Warsa, Fanny Gordon, Ludwika Szmaragda czy Zenona Friedwalda. Szalone fokstroty, swing, czarna kawa, mnóstwo dymu, pełno ludzi w knajpie. No i wódeczka w przerwie między kawałkami. Taki tu jest klimat. Gdyby telewizyjne seriale historyczne były tak dobre, jak ten album, Polakom nie trzeba byłoby wtłaczać w toporny sposób polityki historycznej, jak dzieje się to obecnie. Wszyscy byliby dumni z tego, jak to dawniej stylowo i z klasą u nas się grało.
dziennikarze muzyczni z mediów wysokonakładowych. Minęło trochę czasu i Lotto rzuciło nowy album. Absolutnie bez oglądania się na popularność poprzednika, czyli trans, owszem, pozostał, ale do tego mamy niemalże pierwotny hipnotyczny puls osiągany za pomocą niezwykle oszczędnych środków. Zero tu kokieterii, raczej swoisty prymitywizm oraz całkowita koncentracja na formie.
nawet czasem, jak na przykład w „Końcu lata”. „Jest cięęężko” praktycznie przez cały album. W melodeklamacji, urywanych frazach i bitach o tonażu odbiegającym od ciężaru, obecnego na co dzień w polskim hip hopie. Prosto, powoli, rytmicznie. Piernikowski nie mówi jak żyć, nie cytuje nagłówków z prasy, nie udziela tanich, psychologicznych porad. Nie każdy się na to załapie, ale warto wejść w ten świat.
The Flaming Lips Oczy Mlody (Warner Bros)
Lotto VV (Instant Classic)
W ubiegłym roku piałem z zachwytu nad minimalizmem i transowością „Elite Feline” Lotto. Zresztą nie tylko ja, bo albumem roku okrzyknęli tę płytę zupełnie profesjonalni
Piernikowski No Fun (Latarnia)
Piernikowski, połowa duetu Syny, w wydaniu solowym nie oferuje ni krzty zabawy czy przyjemności. Choć nie. Oferuje ich całe mnóstwo, mimo że na płycie klimat ponury, grobowy
The Flaming Lips zawsze pozostawali zagadką. Na „Oczy mlody” mógł pojawić się nawet Krzysztof Krawczyk, torturowany w refrenach przez członków zespołu. Nikogo by to nie zdziwiło, może poza samym Krawczykiem. Tymczasem w jednym z numerów mamy Miley Cyrus, niegdysiejszą gwiazdkę disnejowskich bajek. Co poza tym? Psychodeliczny trip będący wypadkową kwaśnych, syntezatorowych brzmień rodem z Warp records i indie rockowych patentów. Wayne Coyne
| MUZYKA |
z zespołem prowadzi nas przez swój strumień świadomości, w którym ujawnia zdeformowaną wizję świata, obawy przed śmiercią, technologią i współczesnymi społecznymi zagrożeniami.
Talaboman The Night Land
Z jednej strony The Bug, czyli Kevin Martin, znany z zamiłowania do głębokiego basu współautor projektów God, Techno Animal czy King Midas Sound. Z drugiej Dylan Carlson, lider metal-dronowego Earth. Obaj preferujący ultraciężkie brzmienia, jednak każdy stojący na swoich sprawdzonych pozycjach, tu zyskujących wspólny, ambientowy mianownik. Zetknięcie minimalizmu z maksymalizmem, światła z ciemnością, brzydoty z pięknem. Pustynny piasek nieuchronnie wsypujący się w tryby perfekcyjnie działającej, cywilizacyjnej machiny. Gatunkowo poluzowany i niezwykle absorbujący eksperyment.
liquidowe brzmienia o potencjale radiowych przebojów i funkowy bas. Potańcówka, jak na wspólnym party Prince’a i Bugz in the Attic. Goldie na „The Journey Man” chciałby, żeby znów było jak dawniej. To już nie wróci, ale półtorej godziny słuchania płyty mija beztrosko, jak za dawnych lat.
Kyle Dixon & Michael Stein Stranger Things 2
(R&S Records)
Wspólne dzieło Johna Talabota i Axela Bomana może stać się przebojem potańcówek w namiotach co bardziej alternatywnych muzycznych festiwali. Obaj producenci mają za sobą spore doświadczenie w tym, jak utrzymywać odpowiednią energię na parkiecie, a płyta „The Night Land” daje tego liczne dowody. Na otwarcie uderzenia gongu i szamańskich perkusjonaliów. Później zapętlone krauty, nawiązujące do psychodelicznych eksperymentów lat 70 i wycieczki w bardzie minimalistyczne rejony. Debiut, który wysoko zawiesza poprzeczkę.
The Bug vs. Earth Concrete Desert (Ninja Tune)
Do tego bogaty zestaw gości przy mikrofonach, którzy do doskonałych kompozycji wkładają całą swoją energię i charakter. King Krule, Micachu i Andrea Balency. Nawiązania do Slowdive czy Stereolab.
(Netflix)
Goldie The Journey Man
Mount Kimbie Love What Survives
(Metalheadz/Cooking Vinyl)
(Warp)
Goldie, po wieloletniej przerwie wypuścił swój album na wakacje i to było najlepsze, co mógł zrobić w to podłe, zimne i deszczowe lato. Podróżowanie z nim okazało się odwiedzinami dobrze znanych już miejsc na mapie połamanych dźwięków. Co w składzie? Soulowe wokale,
Londyński duet radzi sobie coraz lepiej, jak ognia unikając gatunkowych ram. Dzięki temu ich trzecia płyta to wędrówka poprzez postpunk, krautrock, melancholijną elektronikę, shoegaze, hammondowego bluesa w rytmach prostej perkusji i ciepło brzmiącego (żywego) basu.
Ścieżka dźwiękowa do drugiego sezonu najsympatyczniejszego serialu świata nie przyniosła niespodzianek (których nikt zresztą nie oczekiwał). To wciąż utrzymane w ponurym nastroju syntezatorowe pasaże, mające ilustrować przygody wyluzowanych dzieciaków, którym trafiła się niesamowita historia. Klimat jak z filmów Carpentera, sporo mroku i nostalgii za latami osiemdziesiątymi, wylewające się szerokim strumieniem z tych dźwięków.
MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 01/2018
51
| MUZYKA |
TOP 10
czyli najczęściej słuchane ;) by Milena Milewska (Radio Szczecin)
tym iść nostalgia, jak i bardziej kojarzone z Tylerem dosadne teksty. Trzeba przyznać, że ten bukiet udało mu się ułożyć zawodowo. Chociaż warstwa liryczna dotyka głównie niepewności i zagubienia, to wyrósł z tego harmonijny i dojrzały album.
na debiutach jak mało kto. ma się w planach sample, czy skrecze pomieszane z elektroniką, funkiem i muzyką gospel. A może to wcale nie odwaga tylko znajomość własnych możliwości. Potrzebujemy w Polsce takiego jazzu i to w nieograniczonych dawkach.
Sampha Process
Oddisee The Iceberg
(Young Turks Recordings)
Wpływy ze sceny klubowej połączone ze szczerym soulem w akustycznym wydaniu. Jednak największe wrażenie robią harmonie, które Sampha osiąga przy użyciu tylko własnego głosu - to potężny i przyprawiający o ciarki instrument. Na tak przemyślany i świadomy debiut warto było czekać przez te kilka lat.
Tyler, The Creator Flower Boy (Columbia)
Kwiaty w tytule, kwiaty na okładce, a na płycie mogąca za
52
(Mello Music Group)
Jonwayne Rap Album Two (Authors/The Order Label)
Rapuje, że słowa są wszystkim, ale też robi wszystko, by te słowa finezyjnie opakować - są więc skrzypce, pianino i przestrzenne bity. A że dobrze opowiedziane historie nigdy się nie nudzą, „Rap SZA Album Two” ciągle sprawia, że zatrzymujemy się na te 44 minu- Ctrl ty i z zaciekawieniem spogląda(Top Dawg Entertainment/RCA) my na świat jego oczami.
EABS Repetitions (Letters to Krzysztof Komeda) (Astigmatic Records)
Porwanie się na twórczość Krzysztofa Komedy wymaga sporej odwagi, szczególnie jeśli
Oddisee nie zaniża lotów. Pozostaje uważnym obserwatorem i trafiającym w sedno tekściarzem, a że jeden dobry album rocznie to dla niego bułka z masłem, jesienią raper dodał do swojej dyskografii także płytę koncertową. Jego fani mogą zaliczyć minione dwanaście miesięcy do udanych.
Żeńskie r’n’b miało się w 2017 roku naprawdę dobrze - „Ctrl”, ze swoją bezpośredniością w mówieniu o współczesnych związkach, jest tego wzorcowym przykładem. A SZA objęła tytuło- Vince Staples wą kontrolę także nad Grammy, Big Fish Theory bo to właśnie ją nominowano (Def Jam/Blacksmith) w tym roku najczęściej wśród kobiet. Ta dziewczyna zna się Staples płynie zdecydowanie
| MUZYKA |
poza głównym nurtem, a niesie go w dość odległe od hip-hopu rewiry muzyki house i Detroit techno. Ciężka elektronika ściera się z wciągającym flow Vince’a, delikatnymi damskimi wokalami i kompozycjami Bon Ivera, czy Damona Albarna. Idealny i porywający miszmasz.
Kendrick Lamar DAMN. (Aftermath/Interscope)
Gdy już porządnie zapoznaliśmy się z „DAMN.”, Lamar przyznał, że albumu można też słuchać od końca, po czym wydał specjalną edycję płyty właśnie z taką kolejnością. Według niektórych od tyłu „DAMN.” brzmi jeszcze lepiej, jednak prawda jest taka, że ten materiał obroniłby się nawet na wyrywki i od połowy. Bez Kendricka ubiegły rok wiele
by muzycznie stracił.
Sharon Jones & The Dap-Kings Soul of a Woman (Daptone)
Płyta wydana rok po śmierci wokalistki staje się epilogiem jej niesamowitej kariery, w której brawurowo zagrany soul zawsze szedł w parze z ekspresją i rzadko teraz spotykaną charyzmą. To pożegnanie mocno emo-
cjonalne, ale też przesiąknięte wielką siłą i energią, co tylko podkreśla, jak bardzo będzie nam brakować Sharon.
Moses Sumney Aromanticism (Jagjaguwar)
Ten chłopak ma niesamowitą zdolność - w jednej frazie potrafi przekazać więcej emocji, niż niektórzy w całej piosence. Umie przy tym ogrzać, śpiewając
o chłodzie i natchnąć nadzieją, opisując smutek. Nie wiem, czy wszystkich przekona do swojej aromantycznej wizji, ale jedno jest pewne - do żadnej płyty nie wracałam w ubiegłym roku częściej.
| KULINARIA |
Smakowity kawałek Chin Po hucznym otwarciu Shanghaiu, chińskiej restauracji na szczecińskim Podzamczu, można się już tylko zastanawiać - ile osób w mieście jeszcze nie wie, że zaledwie kilka przecznic dzieli ich od pysznej podróży po najdalszych zakątkach Chin? Choć restauracja Shanghai rozpoczęła swoją działalność niespełna miesiąc temu, przekraczając jej próg nie da się oprzeć wrażeniu, jakby była tu od zawsze. Elegancki wystrój wnętrza, utrzymany w “minimalistycznym przepychu” Chin, nęci zmysły. Na powierzchnię przebiją się: złoto, czerń i biel. Przy drzwiach dumnie prezentuje się fortepian. Nie brakuje ozdób przywiezionych z Państwa Środka. Goście od wejścia, niemalże na tacy, otrzymują wyrazisty koncept sieci Exotic Restaurants Szczecin, której lokal jest częścią. - Jestem pod olbrzymim wrażeniem ilości pracy jaką Mariusz Łuszczewski razem z Anitą Agnihotri i całym swoim zespołem, włożyli w tę restaurację - mówi Kacper Bobala, Pekao Szczecin Open. - Miejsce na bardzo wysokim poziomie, elegancki wystrój, do tego profesjonalna, rzeczowa i cierpliwa obsługa. A jedzenie? Po prostu doskonałe. Myślę, że Shanghai śmiało może konkurować z najlepszymi chińskimi restauracjami w Polsce i za granicą. Na pewno jest to miejsce, do którego będziemy stale wracać. Smak ściągnięty z najwyższej półki Kucharze, a w zasadzie Mistrzowie Chińskiej Sztuki Kulinarnej serwują gościom fuzję tradycji i nowoczesności, opartą
54
na oryginalnych recepturach przywiezionych z pięciu regionów Chin. Kuchnia północna, inaczej pekińska, słynie z bułek na parze i kaczki. Dla południa i Kantonu, charakterystyczne są pierożki dim sum oraz owoce morza. Zachód z centrum w prowincji Syczuan to przede wszystkim wieprzowina i wołowina. Region południowo-wschodni to kuchnia szanghajska, wyróżniają ją słodko-kwaśne kompozycje. Jest jeszcze Hongkong, który łączy kulinarne nowinki z tradycją. - Kaczka jest po prostu kulinarnym majstersztykiem kucharzy Shanghaiu - mówi Jan Kozłowski, Dealer Lexus Szczecin. Myślę, że to jedna z najlepszych restauracji w mieście. Stale współpracujemy z siecią Exotic Restaurants - czy to podczas premier i prezentacji najnowszych modeli aut, czy przy organizacji mniejszych wydarzeń. Zawsze jesteśmy bardzo zadowoleni. Usługi są świadczone na najwyższym poziomie. Dania są nietuzinkowe, podane w sposób nowoczesny i kreatywny. Mariusz Łuszczewski zawsze potrafi nas czymś zaskoczyć. Tak jest i tym razem. Podobnych opinii nie brak. - Z wielką przyjemnością uczestniczyłem w otwarciu restauracji Shanghai - mówi Kartikey Johri, Konsul Honorowy Indii. - Pan Mariusz Łuszczewski zbudował wokół lokalu niezwykłą atmosferę, która przekłada się na jakość obsługi i serwowanych dań. Wiele podróżuję i jestem zdecydowany powiedzieć, że to jedna z najlepszych restauracji w jakich gościłem. Szef kuchni poleca Tajemnicą sukcesu lokalu jest autentyczność. Tak jak składniki dań ściągane są z Dalekiego Wschodu, tak i kucharze przyjechali do Szczecina z Azji. Zespół Shan-
ghai tworzą szefowie kuchni ze słynnej sieci Mandarin Oriental Group. Wszyscy zostali wyselekcjonowani przez Mistrza Pon Han, który wiele lat współpracował z najstarszym hotelem sieci. Każdy z nich specjalizuje się w kuchni danego regionu. Pieczę nad kuchnią Shanghai trzyma Mistrz Pholsak Viset. Jak mówi - gotowanie dla Europejczyków zawsze jest dla nas sporym wyzwaniem. Kuchnia chińska to szereg zupełnie nowych smaków i aromatów. Pracujemy na autentycznych składnikach, które przywieźliśmy do Polski z zagranicy. Osobom, które chcą skosztować czegoś nowego, polecam suszone przegrzebki smażone w sosie XO. Przed podaniem dania głównego warto zamówić smażone sakiewki taro z owocami morza. Punkt obowiązkowy to pierożki dim sum, które serwujemy z różnymi nadzieniami i podajemy w bambusowych koszyczkach. Nie wspomnę nawet o kaczce, bo jestem przekonany, że jest tak pyszna, że naprawdę każdy będzie ją zamawiał. - W Szczecinie nie było jeszcze takiej restauracji - mówi Karol Bedorf, zawodnik KSW. - To miejsce na pewno zmieni spojrzenie wielu osób na kuchnię chińską. Menu jest bardzo różnorodne. Są owoce morza, ale też sporo wołowiny podawanej na różne sposoby. Kaczka, to na pewno danie, które każdy powinien spróbować. Trzeba tu przyjść kilka razy. Karta jest tak rozbudowana, że nie sposób zamówić wszystkiego podczas jednej kolacji. Czy mogę dodać coś jeszcze? Exotic Restaurants wyznacza zupełnie nowe trendy w kulinarnym świecie, a Shanghai to po prostu smakowity kawałek Chin w Szczecinie.
| KULINARIA |
MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 01/2018
55
| STYL ŻYCIA |
W tym roku postanawiam… Dlaczego większość z nas właśnie u progu nowego roku składa sobie przyrzeczenia i zobowiązuje się do czegoś, co… niekoniecznie się później udaje… AUTOR BOGNA SKARUL
Niech zgadnę. Prawie co drugi palacz papierosów postanowił, że od 1 stycznia rzuca palenie. A 67 proc. kobiet w wieku od 16 do 45 lat postanowiło zrzucić parę kilogramów. Mylę się? Raczej nie. To najbardziej popularne przyrzeczenia noworoczne i, co charakterystyczne, właśnie one powtarzają się zwykle przy okazji pierwszej lampki szampana w nowym roku. Dlaczego właśnie sylwester, nowy rok i cały styczeń to czas, kiedy sobie coś postanawiamy?
Lepiej się poczuć
Idzie nowe
Specjaliści radzą, żeby zamiast stawiać sobie wygórowane cele czy tworzyć ambitne plany, raczej zmierzyć się ze skromniejszymi i wyznaczyć sobie na ich realizacje krótsze terminy. Bo przecież jeśli postanowiliśmy sobie, że schudniemy w nowym roku 10 kilogramów, to już sama myśl o tym może nas zniechęcać do podejmowania wysiłku. To w końcu 10 kilogramów! Ale jeśli postanowimy sobie, że do 1 lutego schudniemy tylko kilogram, to jest to bardzo realne. I co ważne, dość szybko i bez większego wysiłku możemy ten cel osiągnąć. W ten sposób w ciągu roku możemy schudnąć nie 10, a nawet 12 kilogramów. Bo jeśli w każdym miesiącu naszym celem będzie tylko kilogram, to po roku każdy z nas może być już szczupły (a przynajmniej szczuplejszy).
Lubimy operować pewnymi cyklami. Sylwester i nowy rok są zamknięciem pewnego cyklu i otwarciem nowego. To, co było złe, co nam się nie udało, zostawiamy za zamkniętymi drzwiami poprzedniego roku. Nowy rok jawi nam się jako zielone światło. Myślimy, że to z czym nie daliśmy sobie rady w starym roku, w nowym nam się uda. To szansa, bo coś się zaczyna. Ale właśnie noworocznych zobowiązań nie zawsze udaje się dotrzymać. Dlaczego? - Bo przeważnie robimy plany bardzo ambitne i to najczęściej od razu na długi czas – tłumaczy psycholog Katarzyna Kolasińska. - Na przykład, przyrzekamy sobie, że w ciągu roku schudniemy 10 kilogramów. I oczywiście nam się to do marca nie udaje. Nawet nie udaje nam się schudnąć o kilogram, bo do końca roku jest jeszcze sporo czasu więc nie musimy się mobilizować. Myślimy sobie: przecież mamy jeszcze na to czas. A ten czas właśnie mija. W sierpniu wiemy już, że nie uda nam się wyszczupleć o te 10 kilogramów. Często więc właśnie wtedy załamujemy ręce i rezygnujemy z tych przyrzeczeń. Albo inny przykład - postanawiamy rzucić palenie. Nie zastanawiamy się, dlaczego chcemy to palenie rzucić. Po nowym roku to zobowiązanie przekładamy z dnia na dzień.
56
To po co w ogóle w okolicach nowego roku sobie coś przyrzekamy? - Bo się lepiej z tymi przyrzeczeniami czujemy – podpowiada Kolasińska. Chcemy sobie dać szansę bycia lepszym, chcemy też być lepszym dla innych. Tylko nie ma w nas refleksji, że cele jakie postawiliśmy przed sobą są za duże, za ambitne. Często więc nam się nie udaje ich dotrzymać. Więc co? Odpuszczamy.
Sukces wzmacnia Taka taktyka jest bardziej realna. Z psychologicznego, ale także zdrowotnego punktu widzenia. - To będzie nasz sukces, a taki sukces wzmacnia i daje motywacje do podejmowania kolejnych zobowiązań - tłumaczy psycholożka. - Wtedy rzeczywiście jest większa szansa, że uda nam się pod koniec roku ważyć mniej.
| STYL ŻYCIA |
Na południu Polski istnieje zwyczaj, że górale czynią noworoczne zobowiązania publicznie i to w kościele. Zawsze na mszy w nowym roku. Górale sami o sobie myślą, że są twardzi, silni i dotrzymują słowa. Jeśli więc publicznie się do czegoś zobowiązali, to jest duża szansa, że przyrzeczenie zostanie zrealizowane, choćby dlatego, aby nie psuć mitu silnego górala.
Czy warto w ogóle stawiać sobie cele na progu nowego roku, czy lepiej odpuścić? - Mimo wszystko lepiej stawiać sobie cele, coś postanowić. Stawianie celów, to w końcu nic innego, jak tylko walka z samym sobą – podpowiadają specjaliści i tłumaczą, że to szalenie ważne, bo to także walka z naszymi słabościami. Jeśli uda nam się jakiegoś zobowiązania dopełnić, to czujemy się silniejsi i możemy o sobie pomyśleć „udało mi się tu, więc w tamtej, trudnej sprawie też mi się uda”.
Do czego Polacy zobowiązują się z okazji nowego roku? 1. Czytania książek 2. Oszczędzania 3. Wizyt u lekarza, np. dentysty 4. Odwiedzin u rodziny 5. Częstszego sprzątania/ mycia samochodu
Jeśli jednak nie spełnimy przyrzeczeń, to szalenie istotne jest zadanie sobie samemu pytania: dlaczego się nie udało? To kluczowe. Na przykład: chcieliśmy rzucić palenie, ale nawet nie daliśmy rady ograniczyć liczby wypalanych papierosów. Wówczas musimy się zastanowić, dlaczego nam się nie udało. Może za często spotykaliśmy się z przyjaciółmi? Jeśli tak, to w kolejnym miesiącu musimy ograniczyć liczbę spotkań, albo przynajmniej spotykać się z tymi, którzy nie palą. Ta analiza potrzebna jest, by dowiedzieć się, co możemy zrobić, aby być bardziej skutecznym. Bez tej wiedzy nie będziemy w stanie przyjąć innej, skuteczniejszej metody.
Podziel się z bliskimi Psychologowie radzą także, aby podzielić się swoimi noworocznymi zobowiązaniami z naszymi bliskimi. Dlaczego to ważne? Samo powiedzenie o naszym przyrzeczeniu porządkuje nasze myślenie o samych sobie. Wtedy ta druga osoba zadaje nam pytanie: dlaczego postanowiłeś to zrobić? I my w tym momencie musimy się nad tym głębiej zastanowić i motywację przedstawić. Sami sobie w głowie to wszystko układamy. Budujemy jakąś strategię działania. Z drugiej strony powiedzenie komuś, że w nowym roku coś postanowiliśmy jest zaciągnięciem zobowiązania. Wielu osobom to rzeczywiście pomaga, bo wchodzi wtedy kwestia naszej oceny w oczach innych. Wtedy motywacja rośnie. Przyrzekliśmy nie tylko sobie, ale także komuś bliskiemu. Z takiej obietnicy ciężko się wycofać, ciężko przyznać się, że nie dało się rady z tak prostą w końcu sprawą, jak odchudzanie czy rzucanie palenia.
MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 01/2018
57
| ZDROWIE |
Badanie piersi w 3D Mówienie o tym, że badania profilaktyczne mogą uratować życie, zwiększyć szanse na skuteczną walkę z chorobą wydaje się banalne. Czy rzeczywiście? Jak się badać, by zyskać pewność, że nie choruję na nowotwór piersi? Co oferuje medycyna, a jak same możemy o siebie zadbać? Choroba nie wybiera. Nie ma znaczenia wiek, ani czy mamy obciążenie genetyczne, czy nie – zagrożone jesteśmy my wszystkie. U większości chorych nowotwór nigdy nie występował w rodzinie. Z danych Amerykańskiego Towarzystwa Onkologicznego wynika, że na 9 kobiet chorych na raka piersi tylko u 1 stwierdzono mutację genów BRCA1 i BRCA2. Nowotwór piersi w liczbach Aż 22% wszystkich nowotworów złośliwych, na które chorują kobiety w Polsce stanowi rak piersi. To jeden z najczęstszych nowotworów złośliwych występujący u Polek. Szacuje się, że w tym lub przyszłym roku liczba nowych zachorowań na raka piersi przekroczy 20 tysięcy. Warto pamiętać o tym, że większość nowotworów wykrytych w początkowym stadium leczy się skutecznie. Rak piersi, by osiągnąć wielkość 2 cm, rozwija się około 8 lat. Specjaliści podkreślają, że guz piersi wykryty, gdy ma nie więcej niż 1 cm średnicy, jest w 95% uleczalny. Mimo to wiele pań unika badań z obawy, że „lekarz coś znajdzie” zapominając, że właśnie o to chodzi – by możliwie szybko wykryć nowotwór, jeśli już jest. Systematyczne badania, USG piersi i mammografia, ale także samodzielne badanie piersi pozwala wykryć małe zmiany, łatwiejsze do wyleczenia. Mammografia 3D Usg piersi i mammografia to podstawowe badania profilaktyczne zalecane paniom zależnie od wieku. Przyjmuje się, że do 40 roku życia wykonuje się usg piersi, a później mammografię. Większość ośrodków mammograficznych oferuje już badanie cyfrowe pozwalające uzyskać obraz znacznie lepszej jakości niż analogowe (na kliszy). Dokładniejszym badaniem, dającym szersze możliwości diagnostyczne jest mammografia 3D z tomosyntezą. Stosowana na świecie od kilku lat, w Polsce w niewielu ośrod-
58
kach. W zachodniopomorskim jedynie w Centrum Diagnostyki Medycznej HAHS w Szczecinie można to badanie wykonać. „Mammografia 3D dużo precyzyjniej niż klasyczna pokazuje strukturę piersi. W obrazie 3D analizuje się poszczególne warstwy piersi, milimetr po milimetrze. Mogę więc dostrzec bardzo niewielkie zmiany, a także te niewidoczne na standardowym zdjęciu, na którym struktury nakładają się na siebie” - wyjaśnia dr Magdalena Grudzińska, specjalista radiologii i diagnostyki obrazowej z Centrum HAHS. Mammografia 3D wykonywana jest zazwyczaj po analizie zdjęcia 2D w celu wyjaśnienia zauważonych nieprawidłowości. „Mammografia 3D umożliwia również dokładniejszą ocenę położenia, wielkości i charakteru zmiany. Pomaga odróżnić, czy zmiana jest o charakterze łagodnym czy złośliwym, skraca czas od wykrycia zmiany do rozpoznania i często zaoszczędza dodatkowych badań np. biopsji, rezonansu” – dodaje doktor Grudzińska z Centrum HAHS. Z badań przeprowadzonych w różnych ośrodkach na świecie wynika, że mammografia 3D zwiększa o ok. 30% wykrywalność nowotworu piersi. Czy każdy guzek w piersi oznacza raka? Większość guzków to zmiany łagodne, jednak każdy wymaga konsultacji z lekarzem. Nie bójmy się badać i poza badaniami specjalistycznymi pamiętajmy o samobadaniu, które możemy wykonywać najczęściej. Średnica guzka wykrywanego u kobiet, które nigdy same nie badały sobie piersi, wynosi 40 mm, a tych, które wykonują samobadanie piersi przynajmniej co miesiąc – 12 mm. Rocznie na raka piersi umiera ponad pięć tysięcy Polek. Badajmy się, Drogie Panie! Dajmy sobie szansę na długie życie! Centrum Diagnostyki Medycznej HAHS ul. Felczaka 10, Szczecin | www.hahs-lekarze.pl
| ZDROWIE |
Dla tych spotkań chcą być w szpitalu W grudniu, w szpitalu w Zdrojach małych pacjentów dwukrotnie odwiedził pies. Nasze miasto jest jednym z kilku, które biorą udział w programie dogoterapii w szpitalach AUTOR ANNA FOLKMAN
W dziewięciu spotkaniach, które odbyły się dotychczas w szpitalu w Zdrojach, od marca udział wzięło około 200 małych pacjentów. Odwiedziny czworonoga w oddziale psychiatrii młodzieżowej możliwe są dzięki Fundacji „Dr Clown”. Szkolone psy wraz z certyfikowanymi terapeutami przychodzą do dzieci co najmniej raz w miesiącu. Jak wskazują badania oraz doświadczenia praktyków, relacja ze zwierzętami niesie ze sobą korzyści dla zdrowia i samopoczucia, wspomagając proces leczenia. - Niesamowicie jest patrzeć, jak pod wpływem kontaktu z psem dzieci otwierają się na relację i relaksują. Już nie raz zdarzyły się nam chwile wzruszenia. Podczas zajęć dzieci przytulają się do psa, głaszczą, mówią mu „jak dobrze, że jesteś”, „kocham cię”. Zawsze wtedy gości na ich ustach uśmiech - mówi Małgorzata Gola, pełnomocniczka Fundacji „Dr Clown” w Szczecinie. - Pamiętam doskonale dziewczynkę, która po skończonych zajęciach podeszła do nas i zapytała, kiedy będą następne. Po uzyskaniu odpowiedzi odpowiedziała: „Ojej, mam nadzieję, że jeszcze wtedy będę w szpitalu”. Takich historii, z zajęć prowadzonych w ramach ogólnopolskiego projektu dogoterapii w pięciu szpitalach dziecięcych w Warszawie, Łodzi, Toruniu, Gdańsku i Szczecinie, jest wiele. To pierwszy, cykliczny projekt tego typu w kraju, w ramach którego w szpitalach prowadzone są profesjonalne zajęcia Animal Asissted Activity - z udziałem wyszkolonego psa - połączone z „terapią śmiechem”, realizowane przez Fundację „Dr Clown” przy wsparciu ze strony firmy Mars Polska. – Relacja człowieka z psem niesie ze sobą wiele korzyści, co znajduje swoje potwierdzenie w licznych badaniach naukowych – mówi Małgorzata Głowacka, lekarka weterynarii. – Psy pomagają dzieciom radzić sobie ze stresem, który jest nieodłącznym elementem życia szpitalnego i procedur medycznych. Dzieci naturalnie szukają kontaktu z pupilem w chwilach napięcia, smutku czy niepowodzeń.
ciem – mówi Małgorzata Pawlicka, pielęgniarka oddziałowa z oddziału psychiatrii dziecięcej i młodzieżowej. - Części dzieci przywraca nawet chęć do życia. Wielu pacjentów, którzy byli już w oddziale i wraca ponownie, w pierwszych słowach pyta czy jest jeszcze dogoterapia. To upewnia nas, że wprowadzenie dogoterapii było bardzo dobrą decyzją. Dzieci z niezwykłą radością opowiadają o zabawach z Ciastkiem i Ziutą, często mają też duży niedosyt z powodu dość rzadkich spotkań i pytają o kolejne terminy w nadziei, że będą mogły spotkać raz jeszcze swoich pupili. To, co zaskakuje mnie jeszcze, to duża otwartość opiekunów prawnych dzieci na tą formę terapii. Zgody na udział dzieci podpisywane są bez zastanowienia i dodatkowych pytań. Zwykle na pytanie czy zgadza się Pan/Pani na udział dziecka w dogoterapii otrzymujemy odpowiedź „oczywiście”. Zgody na inne formy zajęć uzyskujemy z dużo większym trudem. Generalnie dogotarapię można stosować u każdej osoby we wspieraniu jej rozwoju. Pies budzi zazwyczaj poczucie bezwarunkowej akceptacji, jest lubiany bezwarunkowo i poprzez to zwiększa motywację do działań. Wokół tego kręci się cała dogoterapia. Bardzo często rodzice kupują psa, który nadaje się do dogoterapii myśląc, że on sam pomoże ich dziecku. Trzeba pamiętać, że to nie pies jest terapeutą, to człowiek - fachowiec przeprowadza terapię przy udziale psa i pomaga w schorzeniach, rozwiązywaniu problemów. Psy do dogoterapii są mądre, grzeczne, ułożone, szybko się uczą. To zachęca ludzi do ich kupna. To błąd, bo nie można takiego pupila zostawić samemu sobie. Ciągle musi być szkolony, stymulowany. Typowe psy terapeutyczne to rasy pracujące. Dzięki zajęciom rozładowują energię, która w nich drzemie. Jeśli nikt im tego nie zapewnia, zaczynają psocić, gryźć, trudniej je opanować a ich zachowanie nie ma nic wspólnego z prawdziwą dogoterapią. Dogoterapię można używać wobec większości pacjentów. Są jednak pewne przeciwwskazania w stosunku do osób autystycznych, które wykazują niekontrolowaną agresję lub autoagresję. Mogłyby zranić psa, który także w obliczu nieprzewidywalnego zachowania mógłby zareagować gwałtownie. Uważać należy również ze stosowaniem metody u osób z fobiami. Jeśli ktoś panicznie boi się zwierząt, należy najpierw pracować nad odwrażliwieniem tego lęku, a następnie stopniowo wprowadzać na zajęcia psa. Jasne jest, że kontaktu z psem muszą unikać osoby z astmą oraz uczulone.
- Dogoterapia w naszym oddziale niezwykle pomaga otwierać się zamkniętym w sobie młodym ludziom, daje wiele radości z obcowania z wesołym, pełnym energii i łagodnym zwierzę-
MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 01/2018
59
Nie tylko upiększa, ale i leczy. Tajemnice medycyny estetycznej Rozmowa ze Zbigniewem Matuszewskim z Laser Studio w Szczecinie. To prawda, że laserowy zabieg leczenia żylaków wpływa na cały ludzki organizm? - Zabieg leczenia żylaków wpływa korzystnie na całą hemodynamikę układu krwionośnego. Przepływ krwi przestaje mieć charakter turbulentny, zaczyna być liniowy, ścianki żylne stają się odpowiednio elastyczne i zaczynają działać w sposób mechaniczny. Jednak to, co najistotniejsze, to że żyły zaczynają funkcjonować prawidłowo jako układ wydzielniczy, który produkuje czynniki bezpośrednio wpływające na naszą kondycję. Najciekawsze są dwa czynnik - tlenek azotu i prostacykliny. Pojęcia rodem z lekcji chemii, proszę wyjaśnić czym jest tlenek azotu a czym prostacyklina? - Tlenek azotu jest cząsteczką, która ma ogromny wpływ na organizm ludzki, ponieważ rozszerza naczynia żylne i tętnicze. Co za tym idzie, poprawia ukrwienie w każdym narządzie. Warto też wiedzieć, że, odkrywcy tlenku azotu zostali uhonorowani nagrodą Nobla za jego wynalezienie. Z kolei prostacyklina to hormon,
który pomaga udrożniać żyły i zapobiega powstawaniu zakrzepów. Czy to oznacza, że dodatkowa dawka tlenku azotu poprawi naszą kondycję? - Na podstawie prowadzonej przez nas statystyki zauważyliśmy, że u 96 proc. pacjentów, u których leczyliśmy zmiany niewydolności żylnej metodami nieinwazyjnymi, nastąpiła ogólna poprawa kondycji fizycznej. Tlenek azotu jest wytwarzany w dużych ilościach przez organizm z chwilą pojawienia się czynnika zapalnego. Proces przebudowy układu trwa od 3 do 6 miesięcy. W tym czasie tlenek azotu jest wydzielany w znacznie większych ilościach niż dzieje się to na co dzień. Czujemy się wtedy lepiej, mamy więcej energii. Obecnie jestem w trakcie pisania pracy naukowej na ten temat. Jak jeszcze wykorzystuje się tlenek azotu i prostacyklinę w medycynie? - Odkrycie działania tlenku azotu spowodowało stworzenie szeregu substancji, stosowanych w medycynie w postaci wziewnej. Metody te są wykorzystywane w niektórych ośrodkach medycznych na oddziałach kardiologicznych czy pulmonologicznych. W ten sposób wspomaga się krążenie. Podobnie
jest prostacykliną. Substancje wytworzone analogicznie do niej są używane się podczas zabiegów kardiochirurgicznych. Zwiększa to bezpieczeństwo zabiegu. Czy nowoczesna medycyna estetyczna również bazuje na doświadczeniach medycyny zdrowotnej? - Każda procedura medycyny specjalistycznej w pewnym momencie wkracza w inne pochodne dziedziny. Dobrym przykładem jest botoks, który początkowo był wykorzystywany przez okulistów do blokowania mięśni, dopiero później zauważono, że jest to doskonała substancja odmładzająca. Mechanizm, o którym teraz opowiadam jest wykorzystywany w Laser Studio przy zabiegu Infinity LT. Tlenek azotu i prostacyklina przy odpowiednim zastosowaniu działają odmładzająco. Infinity LT to jedyny zabieg medycyny estetycznej na rynku, który przy użyciu lasera stymuluje wytwarzanie tlenku azotu i prostacykliny. W rezultacie skóra jest napięta, odżywiona, dobrze ukrwiona… po prostu młodsza. To kolejny przykład genialnego wykorzystania wiedzy w nowej dziedzinie życia.
M A G A Z Y N M I E J S K I | N U M E R 11 / 2 0 1 7
61
| ZDROWIE |
Powiększanie piersi – sposób na wymarzony biust Implanty piersi służą przede wszystkim do powiększania biustu, ale mogą też poprawić jego kształt lub skorygować różnicę między piersiami. Nie ulega wątpliwości, że dziś zabieg ten jest jednym z najbardziej popularnych zabiegów chirurgii estetycznej.
technologia. Składają się ze specjalistycznej powłoki zewnętrznej, wykonanej w nanotechnologii oraz żelu. W dotyku są bardzo miękkie i przypominają naturalną pierś. Ponadto stworzono je w oparciu o nowoczesną technologię zabezpieczeń, która pozwala na odczytanie unikalnej numeracji w dowolnym miejscu i czasie przez lekarza przy zastosowaniu dedykowanego czytnika. Posiadają również system BluSeal, stanowiący wskaźnik kolorystyczny, który pozwala się upewnić, że istnieje bariera zapobiegająca rozprzestrzenianiu się żelu, w razie gdyby z implantem coś się wydarzyło. Dobór rozmiaru i kształtu jest ustalany podczas indywidualnej konsultacji. Po uzyskaniu dokładnych wymiarów pacjentki, proponuje się najlepszą dla jej figury wielkość implantów. Biust średnio można powiększyć o dwa rozmiary. Obecnie Motiva proponuje trzy rodzaje żelu, które zapewniają trzy różne rodzaje kształtów implantów. Skupiony żel sprawia, że pierś nabiera okrągłego kształtu. Zbilansowany żel uwypukla dolną część piersi i nadaje jej naturalny wygląd. Elastyczny i miękki odwzorowuje naturalny kształt piersi. Dzięki temu żelowi implanty są na tyle plastyczne, że możliwe jest ich włożenie poprzez nacięcie wielkości jedynie ok. 3 cm.
Powiększanie piersi należy do najczęściej wykonywanych zabiegów estetycznych na świecie. Ponad 80 proc. kobiet decydujących się na zabieg stanowią pacjentki między 20 a 50 rokiem życia. Choć - jeśli chodzi o wiek - zabieg nie ma ograniczeń. - Mieliśmy pacjentkę, która ukończyła 60 lat, po prostu jej marzeniem był piękny biust - mówi dr Katarzyna Ostrowska-Clark ze szczecińskiego Gabinetu Medimel. Decyzja o przystąpieniu do operacji najczęściej wynika z potrzeb wewnętrznych kobiety – poprawa naturalnego wyglądu, poprawa kształtu piersi po ciąży, usunięcie asymetrii czy wad wrodzonych. - Obserwuję pacjentki, które pojawiają się w moim gabinecie jako szare gąski, a wychodzą jako piękne łabędzie - dodaje dr Katarzyna Ostrowska-Clark. - Najważniejsze jest, aby kobieta przed podjęciem decyzji dokładnie się zastanowiła nad tym co chce zrobić. Zabieg powiększenia biustu musi wynikać z jej chęci lub potrzeb. To nie może być impuls wywołany emocjami lub cudza zachcianka. Obecnie najczęściej stosowanymi implantami są implanty silikonowe. Wybór rodzaju, kształtu i producenta implantu zawsz leży po stronie pacjentki, lekarz może tylko doradzić. – W gabinecie Medimel najczęściej stosujemy silikonowe implanty firmy Motiva – wyjaśnia dr Katarzyna Ostrowska-Clark. - To zupełnie nowa
62
Powiększanie piersi przeprowadza się w znieczuleniu ogólnym. - Pacjentka jest uśpiona płytko i oddycha samodzielnie – wyjaśnia dr Katarzyna Ostrowska-Clark. - Implant umieszczany jest bezpośrednio pod mięśniem. Nadaje to naturalny kształt piersi. Pozwala także na karmienie piersią w przypadku urodzenia dziecka. Co istotne, operacja nie musi być bolesna. Anestezjolog dr Tomasz Nikodemski opracował sposób blokady opłucnowej, który sprawia, że pacjentki nie odczuwają tak silnych dolegliwości bólowych, jak było to do tej pory – wyjaśnia dr Katarzyna Ostrowska-Clark. Dzięki temu ból tworzy się dużo wolniej i nie narasta po wybudzeniu z narkozy. Nasze pacjentki już dobę po zabiegu są samodzielne. Mogą umyć włosy, zaparzyć herbatę czy ukroić kromkę chleba. Nie polecam żadnych przyśpieszaczy gojenia. Jeśli pacjentka jest silna i zdrowa, organizm doskonale sobie ze wszystkim poradzi.
ul. Nowowiejska 1E , Szczecin – Bezrzecze | tel. +48 91 818 04 74, +48 500 355 884 | e-mail: gabinet@chirurgia-szczecin.pl www.chirurgia-szczecin.pl
| ZDROWIE |
Wypij! Na zdrowie Wystarczy zmiksować porcję warzyw z dodatkiem owoców, by zaserwować sobie prawdziwą bombę witaminową. AUTOR ANNA FOLKMAN
Liczba zmiksowanych warzyw i owoców może być znacznie większa niż ta, którą jesteśmy w stanie zjeść. Warzywa w takiej formie znacznie łatwiej spożyć. Jakie wybierać? - Możemy skorzystać z gotowych mieszanek przygotowanych do zmiksowania, które są dostępne nawet w marketach. Dobrze jednak, kiedy sami przygotujemy sobie świeże składniki – mówi Joanna Śledziona, dietetyk. - Ważne jest, by pić takie koktajle systematycznie. Są osoby, które mają wenę i piją warzywno-owocowe koktajle np. kilka dni a potem na kilka tygodni zapominają o tym całkowicie. Wiadomo, że warzywa i owoce znacznie wpływają na nasze zdrowie, budują odporność, rozbijają tkankę tłuszczową, dostarczają energii. Przyjmowanie ich w postaci soku pozwala na spożycie większej ilości, ale tylko jeśli robimy to regularnie, będzie to miało znaczenie dla naszego organizmu. Tego typu koktajle idealnie sprawdzają się u osób, które są zapracowane, są cały czas w biegu. Zdrowy koktajl możemy pić sobie nawet, kiedy jedziemy autem, czy kiedy idziemy na jakieś spotkanie
i wiemy, że nie możemy pozwolić sobie na posiłek. Zamiast czwartej kawy możemy wtedy wypić właśnie taki sok. O tej porze roku najlepiej wybierać do koktajli warzywa korzenne i liściaste – buraki, marchew, pietruszkę, natkę pietruszki, koper. Najlepiej kupować je u rolników. - Nie bez znaczenia jest metoda przygotowania – zauważa Joanna Śledziona. - Najlepsza do sporządzenia koktajlu będzie wolno obrotowa sokowirówka. Dzięki niej nasze składniki zachowają więcej wartości mineralnych, witamin. Jeśli ktoś nie ma takiego sprzętu, nie powinien się zrażać. Dobrze jest nawet zblendować w grubszych kawałkach naszą mieszankę niż w ogóle nie pić takich koktajli. Można nawet wykorzystać zwykłą sokowirówkę. Jak łączyć składniki, by koktajl był nie tylko zdrowy, ale i smaczny? Zasada jest prosta. - To się sprawdza, dlatego radzę tak swoim pacjentom. Przygotowując koktajl, łączmy garść liści i pół słodkiego owocu – radzi dietetyk. - To zawsze będzie dobrze smakowało, bo owoc będzie dominował nad warzywem, dodając słodkości. Najlepiej nadaje się pomarańcza, banan, grejfrut, jabłko, gruszka. Koktajle są dobre do podawania dzieciom, które bardzo nie lubią warzyw. Natka pietruszki połączona z gruszką czy z jabłkiem sprawi, że dziecko nie poczuje nawet nielubianego, ale jakże zdrowego składnika. Szpinak, jarmuż to także dobre dodatki do koktajli, choć zapominamy
o tym, że doskonale do nich nadają się także natka z marchewki, liście z kalarepy czy kalafiora. - To elementy, które z reguły wyrzucamy i nie doceniamy ich. Można z powodzeniem wykorzystać je w zdrowych „szejkach”. Tak naprawdę mają one dwa razy więcej wartości niż ich korzenie i naprawdę dobrze smakują – przekonuje Joanna Śledziona. Jeżeli ktoś ma problem z wątrobą, cierpi z powodu nadwrażliwości jelit lub zauważy, że duża ilość soku z surowych warzyw mu nie służy, powinien ilość wypijanego soku zmniejszyć. Niepokojące objawy to biegunka, wzdęty brzuch, złe samopoczucie. By temu zaradzić można najpierw ugotować sobie warzywa a dopiero potem je zblendować, zmiksować. Zazwyczaj burak jest takim warzywem, które przysparza kłopotów z trawieniem. - Jestem zwolennikiem tego, że nasz organizm powinien otrzymywać minerały z każdej grupy żywieniowej. Warzywa, owoce, owszem muszą być obecne przy każdym posiłku, systematycznie i w dużej ilości, ale inne produkty też są potrzebne. Nie można pić tylko soków, nie zastępując mineralnych składników, które są w innych produktach. Przykładowy koktajl, który smakuje każdemu to: natka pietruszki, woda, cytryna, miód i odrobina soli. Można go wykorzystać także jako napój izotoniczny po treningu.
„Kanałówka” pod mikroskopem Fakty i mity Temat leczenia endodontycznego zębów jest dla niektórych osób bolesny juz na samą myśl o nim. Zupełnie niesłusznie. Warto dowiedzieć się jak powinno wygladac nowoczesne leczenie endododntyczne i czy w dobie implantów stomatologicznych jest w ogóle sens leczyć kanałowo własne zęby. Temat leczenia endodontycznego zębów jest dla niektórych osób bolesny juz na samą myśl o nim. Zupełnie niesłusznie. Warto dowiedzieć się jak powinno wygladac nowoczesne leczenie endododntyczne i czy w dobie implantów stomatologicznych jest w ogóle sens leczyć kanałowo własne zęby. Na początek należy obalić kilka mitów związanych z tzw. „kanałówką” zęba. Nieprawdą jest że, ząb po leczeniu kanałowym będzie przebarwiony na ciemny kolor. Dawniej tak się działo. Obecnie precyzja pracy pod mikroskopem oraz nowoczesne materiały do oczyszczania, dezynfekcji i wypełniania wnętrza zęba ,w tym również kanału korzeniowego, gwarantują, że ząb pozostanie w swoim naturalnym kolorze i prawidłowym anatomicznym kształcie. Fałszywe są twierdzenia o bólu w czasie zabiegu. W naszej klinice nie wykonuje się „zatruwania” zębów. To stara metoda leczenia, która niekiedy prowadziła do istotnych powikłań w kości otaczającej ząb. Obecnie pacjent od początku do końca jest leczony w znieczuleniu miejscowym i specjalnej osłonie na zębie zwanej koferdamem. Zapewnia to tak wysoki komfort w porównaniu do wcześniejszych metod leczenia, że niektórym naszym pacjentom zdarza się zasnąć podczas zabiegu. Kolejny mit to twierdzenie, że ząb będzie słabszy po leczeniu kanałowym i w krótkim czasie trzeba będzie go usunąć. Kluczowymi punktami w leczeniu endodontycznym jest właściwa diagnoza i ocena początkowa stanu tkanek zęba. Na tym etapie musi zostać podjęta decyzja co do zasadności podejmowanego leczenia i możliwości późniejszej stabilnej rekonstrukcji zęba. Lecząc pod mikroskopem jesteśmy w stanie usunąć tylko niezbędną, minimalną ilości szkliwa i zębiny, praktycznie nie dotykając zdrowych części zęba, a dzięki temu nie uszkadzać ich. Ząb jest tym mocniejszy i trwalszy im ma więcej własnych zdrowych tkanek. Nieprawdą jest również, że zęby które mają dużą zmianę zapalną przy korzeniach muszą zostać usunięte. Wielokrotnie leczyliśmy zęby z bardzo dużymi zniszeczniami kości wokół wierzchołków zęba i w wygoiły się one całkowicie. Nowoczesne leczenie kanałowe jest skuteczne w bardzo wysokim
stopniu bo ponad 95%. A w przypadku zębów nie leczonych wcześniej kanałowo i takich gdzie stan zapalny nie dotyczy jeszcze kości, a jedynie miazgi zęba, blisko 100%. Należy pamietać, że kropką na „i” w przypadku leczenia endodontycznego jest jak najszybsza, szczelna i trwała odbudowa zęba, zamykająca możliwość ponownego wniknięcia bakterii do systemu kanałowego korzenia zęba. Wykonanie takiej odbudowy pod mikroskopem zwieńcza proces leczenia i gwarantuje zachowanie zęba o prawidłowych kształtach anatomicznych na wiele lat. Mitem są również poglądy, że zęby leczone już raz endodontycznie należy usuwać jeśli znowu wystąpia objawy bólowe. Większość z kilku tysiecy zakończonych sukcesem zabiegów leczenia endodontycznego jakie przeprowadziliśmy w klinice to tzw. powtórne leczenie kanałowe. W niektórych przypadkach wskazane jest także wykonanie zabiegu resekcji korzenia metodami mikrochirurgicznymi, dzięki którym możemy zachować własny ząb pomimo trwającego wcześniej przez wiele lat stanu zaplnego. Prawdą natomiast jest, że można wykonać lecznie kanałowe w całości łącznie z odbudową zęba na jednej wizycie. W wiekszości przypadków nie ma obecnie potrzeby leczenia kanłowego podczas wielu wizyt i zakładaniu „lekarstwa” do kanałów. Prawidłowo opracowany i zdezynfekowany system kanałów można ostatecznie wypełnić na tej samej wizycie. Wykonując leczenie kanałowe pod mikroskopem lekarz jest w stanie udrożnić bardzo wąskie lub zakrzywione kanały, zamknąć perforacje, a nawet usunąć mikroskopijne fragmenty złamanych narzędzi pozostawionych w kanałach z poprzednich zabiegów leczenia endodontycznego sprzed lat. Mikochirurgiczne zabiegi resekcji korzeni pozwalają często zachować zęby, na których są zamocowane rozległe i kosztowne prace protetyczne. Pacjent po takim mikrochirurgicznym zabiegu jest w pełni sprawny i nie musi być wyłączony z życia codziennego przez kilka dni. Co w dzisiejszych czasach jest bardzo istotne.
W jakim celu używa się mikroskopu w stomatologii? Mikroskop to oczy stomatologa. Jest to podstawowe narzędzie pracy współczesnego lekarza dentysty. Pozwala nawet na 20-krotne powiększenie obrazu miejsca, którym chcemy się zająć. Dzięki temu, że widać więcej szczegółów, można i przeprowadzić zabiegi do niedawna uważane za niewykonalne jak np.: usunięcie przeszkód z kanałów korzenia zęba czy odnalezienie i leczenie wąskich i nietypowych kanałów korzeniowych. Czy mikroskop wykorzystuje się tylko do leczenia kanałowego? - Na początku zastosowanie tego urządzenia sprowadzało się właśnie do zabiegów endodontycznych. Obecnie trochę się to zmieniło. Doświadczony i sprawnie operujący mikroskopem lekarz wykorzystuje go do niemal wszystkich zabiegów. Nawet w protetyce i stomatologii estetycznej czy minimalnej i dokładnej preparacji zębów pod korony lub licówki ceramiczne, a także do ich perfekcyjnego zamocowania. Co zyskuje pacjent lecząc zęby pod mikroskopem? - Takie leczenie jest znacznie bardziej precyzyjne, a co za tym idzie bardziej trwałe. Skuteczność zabiegów endodontycznych i mikrochirurgicznych jest bardzo wysoka, a to pozwala zachować własne zęby na jeszcze wiele lat. W przypadku
głębokich ubytków próchnicowych, usuwamy pod kontrolą powiększenia tylko zainfekowane tkanek, unikając konieczności leczenia kanałowego. Zmniejszają się w ten sposób tzw. „koszta biologiczne” zabiegów. Czy leczenie pod mikroskopem jest bolesne? - Nie. Współczesne leczenie stomatologiczne bez wątpienia powinno być bezbolesne. Znieczulenie miejscowe jest standardową procedurą wykonywaną przed każdym zabiegiem poza profilaktyką. Choć i tu jeśli zachodzi potrzeba może zostać użyte. Wykorzystanie mikroskopu w żaden sposób nie przyczynia się do wywoływania bólu, a wręcz przeciwnie, pozwala przeprowadzać zabiegi w mniej traumatyczny i bardziej oszczędny dla tkanek sposób co w konsekwencji sprzyja ich lepszemu gojeniu. Czy zawsze trzeba leczyć zęby używając mikroskopu? - Trudno dziś sobie wyobrazić precyzyjne operacje okulistyczne, neurochirurgiczne czy laryngologiczne bez użycia optyki powiększającej. Tak samo jest z zabiegami dentystycznymi. W Stomatologii Mikroskopowej standardowo każde leczenie wykonywane jest z użyciem mikroskopu zabiegowego. Bez względu na to czy jest to zabieg usuwania kamienia nazębnego, leczenia próchnicy, czy też leczenia kanałowego.
Zaprojektuj z nami swój uśmiech
CYFROWE PROJEKTOWANIE I MIKROSKOPOWA PRECYZJA WYKONANIA Stomatologia Mikroskopowa ul. Żołnierska 13A/1, 71-210 Szczecin tel. +48 91 44 80 440 www.stomatologia-mikroskopowa.pl
| SPORT |
Na kij nam ten kij? Bilard w tradycyjnej formule zna w zasadzie każ- sie rozpoczęliśmy poszukiwania odpowiednio zlokalizowanego i wystarczająco przestrzennego lokalu. Otworzyliśmy w końdy. Jeśli natomiast powiększylibyśmy stół, ucięli cówce roku 2016 i muszę przyznać, że wszystko przerosło moje oczekiwania. Nie spodziewałam się tak pozytywnego odzewu mu nogi, zamienili bile na piłki futbolowe oraz i tylu ciepłych słów na nasz temat. Ludzie z różnych części Polski odrzucili niepotrzebne kije w kąt, to wyszedłby przyjeżdżają do Szczecina, aby zagrać. z tego bilard nożny. Nie wszyscy o tym wiedzą, Rozrywka przyszłej panny młodej ale ktoś wpadł już na taki pomysł i otworzył lokal dedykowany właśnie tej eksperymentalnej Cieszyć może też to, że dyscyplina jest dostępna w zasadzie dla każdego. W bilard nożny mogą grać zarówno dzieci, młodyscyplinie sportu. dzież, ludzie w średnim wieku, jak i osoby starsze. Nie ma też AUTOR MACIEJ ŻMUDZKI
Sama idea, choć w naszym kraju nowa, na świecie funkcjonuje już od jakiegoś czasu. Zaczęło się we Francji i to właśnie tam dyscyplina (zwana najczęściej pool soccer, snookball lub poolball) stała się najbardziej popularna. Zasady gry są analogiczne do tych, które znamy z tradycyjnego bilardu, różni się jedynie skala. „Stół” jest bowiem zdecydowanie większy i musi mieć rozmiar co najmniej 3,6 m na 6,6 m. W trakcie rozgrywki należy kopnąć białą piłkę w taki sposób, aby ta uderzyła w kolorową, która z kolei finalnie ma wpaść do jednej z łuz. Zadaniem zawodników jest kolejne umieszczanie połówek lub całych bil w łuzach, do ich całkowitego wyeliminowania. Gracze wykonują strzały do momentu popełnienia przez któregoś z nich błędu, wtedy ruch przechodzi na przeciwnika. Po wbiciu wszystkich swoich bil do łuz, pozostaje jeszcze kwestia ostatniej, czarnej. – Tę, zgodnie z zasadami gry, należy wbić do przeciwległej łuzy, ale czasami pojawiają się ustępstwa i uczestnicy mogą skierować ją do dowolnej, wcześniej zdeklarowanej łuzy. Wszystko zależy od poziomu grających oraz tego, jaki wariant rozgrywki wybiorą. Choć zasady w większości odpowiadają tym tradycyjnym, to możemy pozwolić sobie na małe modyfikacje i dostosowywanie pewnych usprawnień do indywidualnych potrzeb klientów – tłumaczy Justyna Maciejewska, współwłaścicielka szczecińskiego klubu KoBi.
12 miesięcy pozytywów W działaniu przy tego typu pionierskich ideach najważniejszy jest pomysł, odwaga i determinacja w dążeniu do jego realizacji. W tym przypadku zaczęło się przede wszystkim od pasji. – Mój mąż jest wielkim fanem piłki nożnej oraz bilardu i kiedyś podpatrzył w internecie, że istnieje połączenie obu tych dyscyplin. Momentalnie zapalił się do tego pomysłu i natychmiast powstała mu w głowie myśl, aby sprowadzić coś podobnego do Szczecina. Pojechał do Gdańska, gdzie podczas jednej z imprez możliwe było wzięcie udziału w takiej rozgrywce, zagrał i już wiedział, że to jest to. Wrócił do domu, porozmawialiśmy i po jakimś cza-
68
barier związanych z płcią. – Organizowaliśmy już wiele imprez, w tym między innymi urodziny, eventy firmowe czy wieczory kawalerskie i – co szczególnie ciekawe – panieńskie. Dyscyplina jest fajną formą rywalizacji i sportu, ale jednocześnie nie jest też zbyt męcząca i dlatego może ją uprawiać w zasadzie każdy. Jestem pozytywnie zaskoczona liczbą kobiet, które nas odwiedzają, ale to bardzo budujące. W zależności od poziomu czy chęci uczestników możemy grać w różnym tempie, a zasady ulegają czasami pewnym zmianom. Długość rozgrywki jest zależna przede wszystkim od stołu, bo im większa jego powierzchnia, tym gra się dłużej. Standardowo partia może trwać dziesięć minut, ale zdarzały się przykładowo wizyty mniej doświadczonych sportowo rodzin, które w ciągu godziny zdążyły zagrać tylko jedną lub maksymalnie dwie rundy.
Powrót do przeszłości Szczeciński klub, oprócz nożnej odmiany bilardu, oferuje też inną ciekawą rozrywkę. Tuż obok obszaru przeznaczonego do pool soccera znajdują się bowiem dwa stoły do gry w kapsle. – To zabawa z naszego dzieciństwa, którą wspominamy z ogromnym sentymentem. Postanowiliśmy więc odświeżyć sobie nieco tamte czasy i zdecydowaliśmy się na kupno dwóch takich stołów. Nie pobieramy za to dodatkowych opłat, jest to forma gratisu dla osób, które do nas przychodzą. W lokalu można usiąść, posłuchać muzyki czy obejrzeć mecz piłkarski, więc takie stoły są do tego fajnym dodatkiem. Z naszych obserwacji wynika natomiast, że najlepiej gra się własnym kapslem, więc zachęcamy, aby kupić coś wcześniej w barze i po prostu cieszyć się dobrą zabawą – kończy z uśmiechem Maciejewska. Właściciele lokalu zapewniają, że gdy zainteresowanie bilardem nożnym i kapslami jeszcze wzrośnie, to przymierzą się do organizacji specjalnych turniejów. Warto więc do tego czasu potrenować, aby mieć szanse w walce o mistrzostwo Szczecina. Trzeba to jednak robić z głową, bo gra – zwłaszcza zbyt dużą liczbą własnych kapsli – może być naprawdę wymagająca!
W związku z dynamicznym rozwojem
SZUKAMY PRACOWNIKÓW Jesteś zainteresowany? Skontaktuj się z nami ul. Goleniowska 55c 70-847 Szczecin (+48 91) 469 21 11 drukarnia@comgraph.com.pl www.comgraph.com.pl
| TRENDY TOWARZYSKIE |
Indie i Pomorze Zachodnie razem
Rajesh Ganatra, Rajesh Madusudanan, indyjscy przedsiębiorcy, i Mariusz Łuszczewski, prezes ZIIG.
Wicemarszałek Ryszard Mićko z żoną.
Artur Ratuszyński, firma PR S-Movens, z żoną oraz Agata Maksymiuk, MM Trendy.
70
Z lewej Patryk Oszczęda, kancelaria Oszczęda i Spółka.
W środku Roman Rogoziński z małżonką Małgorzatą, BP Media.
Od lewej: mr Surendra, pierwszy sekretarz Ambasady Indii pionu gospodarczego, Amarendra Roy, wiceprezes ZIIG, Anita Agnihotrii, restauratorka, Rati Agnihotrii, aktorka Bollywood, Jego Ekscelencja Takhi, Ambasada Indii i Rajesh Ganatra, indyjski przedsiębiorca.
Od lewej Laura Hołowacz, firma CSL, Stara Rzeźnia.
Foto: Sebastian Wołosz
Koncert Vidya Shah, wybitnej hinduskiej artystki zwieńczył pierwsze, doroczne spotkanie członków i sympatyków Zachodniopomorskiej Indyjskiej Izby Gospodarczej, zawiązanej w Szczecinie niespełna miesiąc temu. Wydarzenie odbyło się w Starej Rzeźni, wzięło w nim udział ponad 100 przedsiębiorców ze Szczecina i województwa zachodniopomorskiego. Inicjatorami byli Mariusz Łuszczewski, prezes ZIIG, Shri Takhi, chargé d’affaires Ambasady Republiki Indii oraz Olgierd Geblewicz, marszałek województwa zachodniopomorskiego. (am)
| TRENDY TOWARZYSKIE |
Wigilia Północnej Izby Gospodarczej
Aleksander Doba z jedną z fanek ;)
Obdarowane przez przedsiębiorców dzieci.
Wojciech Lewicki z ZUT wraz z osobą towarzyszącą.
Bogumił Rogowski - Prezydent Business Club Szczecin i Mirosław Sobczyk
Zygmunt Meyer z ZUT z żoną Marią Meyer i Mirosław Sobczyk, PPH Zapol.
Dariusz Więcaszek z PIG, Krzysztof Rączka, z-ca dyrektora Zachodniego Centrum Sprzedaży, Bankowy Fundusz Leasingowy SA, i Adam Badach – Fundusz Pomerania oraz Aleksander Doba.
Mirosław Sobczyk, Piotr Tomaszewicz i Jan Zasadziński.
Krzysztof Rączka, PKO Leasing, z pracownikami
MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 01/2018
Foto: Sebastian Wołosz
To był niezwykły wieczór, zarówno dla dzieciaków w ośrodków w Niemieńsku i Stargardzie, jak i przedsiębiorców zrzeszonych w Północnej Izbie Gospodarczej. Podczas spotkania dzieciaki odebrały wspaniałe prezenty. Wydarzenie przyciągnęło kilkaset osób, a po części oficjalnej, której gwiazdą był podróżnik Aleksander Doba, ponad godzinę trwał bankiet. Wigilia Izbowa 2017 odbyła się w Centrum Kultury Euroregionu Stara Rzeźnia.
71
| TRENDY TOWARZYSKIE |
Szósta „migawka”
72
Jerzy Undro (od lewej), Robert Stachnik i Cezary Aszkiełowicz.
Weronika Łyczywek, fotoreporterka Radia Szczecin, Andrzej Szkocki (z lewej) i Sebastian Wołosz, fotoreporterzy Głosu Szczecińskiego i MM Trendy.
Jacek Pawłowski i Włodzimierz Piątek.
Marcin Kokolus z Faktu i Jakub Pijanka z TVP Szczwcin.
Weronika Łyczywek, fotoreporerka Radia Szczecin (z lewej) i Joanna Gralka, dziennikarka Radia Szczecin.
Dariusz Gorajski, fotoreporter Kuriera Szczecińskiego, z żoną.
Stanisław Horoszko, dyrektor Muzeum Techniki i Komunikacji (z lewej) i Jacek Ogrodniczak, kurator wystawy.
Jacek Pawłowski, fotoreporter (z lewej) i Włodzimierz Łyczywek, adwokat.
Foto: Andrzej Szkocki
Po raz szósty szczecińscy fotoreporterzy zaprezentowali swoje najciekawsze zdjęcia mijającego roku. Wśród nich znaleźli się także nasi redakcyjni koledzy – Andrzej Szkocki i Sebastian Wołosz. (mk)
| TRENDY TOWARZYSKIE |
Przedsiębiorcy w Grey Clubie
Od lewej: reprezentantka Grey Clubu, Sebastian Szoka, DBS, Katarzyna Krakowiak, Teatr Polski w Szczecinie, Katarzyna Sekuła, Sekuła Motoserwis, Iza Bartosik, Rafał Małolepszy, Lautal.
W środku: Agata Sosulska; Sad Advertising Agency oraz Agnieszka i Damian Arciszewscy, Beautyco.
Od lewej: Robert Zembrzuski, Home System, Jakub Gorczyczewski, Profi Home, Agata Sosulska, Sad.
Zespół Grey Club.
Agata Sosulska, Sad, Łukasz Sztukowski, Platynum Gym.
Agata Sosulska oraz Tomasz Walburg z PPH Zapol.
Konrad Płocharski oraz Agnieszka Łopińska-Płocharska, Lintra oraz GmbH, Agata Sosulska, Sad, Piotr Kolanowski, Grzegorz Kęsicki, Sport Telematics.
MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 01/2018
Foto: Grey Club
Z myślą o przedsiębiorcach w Grey Club odbyła się druga edycja Business Tigers - Red Carpet. - Wymagający rok 2017 dobiega końca - za wytrwałość , determinację w codziennych dążeniach do realizacji celów, zarówno prywatnych, jak i biznesowych należy się nam czerwony dywan - stwierdziła Agata Sosulska, organizatorka wydarzenia z agencji reklamowej Sad. W klubie wydzielona była dedykowana strefa Biznes VIP. O oprawę muzyczną godną czerwonego dywanu zadbał zespół artystyczny Grey Club. (af)
73
| TRENDY TOWARZYSKIE |
Pokazali mercedesa klasy X
Premiera nowego mercedesa modelu klasy X była okazją do spotkania w salonie autoryzowanego dealera MercedesBenz Mojsiuk. Nowy samochód najpierw przedstawił gość specjalny Kuba Bielak, który opowiedział o aucie i jego niesamowitych możliwościach. (bs)
Justyna Siwińska, Technopark Pomerania, i Andrzej Feterowski, prezes zarządu Technopark Pomerania.
Katarzyna Witkowska, Technopark Pomerania (z lewej), i Monika Krupowicz, Open Gallery.
Do kupna nowego modelu Mercedesa przymierza się znany w Szczecinie miłośnik mercedesów Waldemar Juszczak, adwokat.
Weronika Potepa (z lewej) i Karolina Gołębiowska, autorki prac.
Prof. Agata Michowska, kuratorka wystawy, i Andrzej Feterowski, prezes zarządu Technopark Pomerania.
Foto: Sebastian Wołosz
Wystawa w Technoparku Stali bywalcy „salonowi”: Bogumił Rogowski, prezydent Business Club Szczecin, Donata Juszczak z Rotary Center Club Szczecin i Waldemar Juszczak, adwokat.
74
„Palm Beach Social Club” to wystawa, która zainaugurowała współpracę pomiędzy Technoparkiem Pomerania oraz Akademią Sztuki w Szczecinie. Dzięki tej współpracy powstała nowa Galeria T. (mk)
Foto: Andrzej Szkocki
Właściciele salonów mercedesa – Kazimierz i Irena Mojsiukowie.
| TRENDY TOWARZYSKIE |
Gala wolontariatu
Tradycyjnie, na początku grudnia odbyła się Gala Wolontariatu, która jest podsumowaniem działalności społecznej organizacji pozarządowych oraz uhonorowaniem wolontariuszy. (mk)
Foto: Sebastian Wołosz
Alicja Dąbrowska, Biuro ds. Organizacji Pozarządowych, i Aleksander Doba, podróżnik.
Alicja Dąbrowska, Biuro ds. Organizacji Pozarządowych, i Paweł Szczyrski, dyrektor Biura ds. Organizacji Pozarządowych.
Od lewej: Magdalena Szobak, Weronika Sztukowska, Anna Klimusz, wolontariuszki Caritas.
Od lewej: Tomasz Bajerski, Joanna Tomczak, Adrian Żak i Katarzyna Bartosik, wolontariusze.
Mateusz Brudziński, dziennikarz TVP Szczecin, z żoną Martą.
Piotr Krzystek, prezydent Szczecina, i Daniel Wacinkiewicz, zastępca prezydenta Szczecina
Od lewej: Piotr Krzystek, prezydent Szczecina, Dariusz Baranik, dziennikarz TVP Szczecin, Daniel Wacinkiewicz, zastępca prezydenta Szczecina.
MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 01/2018
75
| TRENDY TOWARZYSKIE |
Przechwałki i pogróżki w Trafo Kolejna wystawa otwarta w Trafostacji Sztuki nosi tytuł „Przechwałki i pogróżki”. Kilkunastu artystów pod kuratelą Łukasza Białkowskiego i Piotra Sikory opowiada za pomocą swoich prac o konflikcie. (mk)
Kaja Depta-Kleśta i Piotr Depta-Kleśta, autorzy prac.
Od lewej: Łukasz Białkowski, kurator wystawy, Stanisław Ruksza, dyrektor Trafo, Piotr Sikora, kurator wystawy.
Piotr Depta-Kleśta, autor prac (z lewej) i prof. Leszek Żebrowski, Akademia Sztuki w Szczecinie.
Pola Dwurnik i Maciej Stępiński, autorzy prac.
Kaja Depta-Kleśta, autorka prac(z (zlewej), lewej),iEwa Porada-Spieszny, Grażyna Wódkiewicz, adwokat Monika Krupowicz, zastępca dyrektora filharmonii. właścicielka Open Gallery.
Foto: Sebastian Wołosz
Grażyna Wódkiewicz, adwokat (z lewej), i Monika Krupowicz, Monika Krupowicz, Open Gallery (z lewej), i Monika Szpener, rzeźbiarka. właścicielka Open Gallery.
Wystawa Depta-Kleśta w filharmonii W Filharmonii im. Karłowicza odbył się wernisaż wystawy prac duetu Kaja i Piotr Depta-Kleśta. Autorzy pokazali przekrój swoich najlepszych plakatów z ostatnich lat, w tym nagrodzonych na wielu konkursach - polskich i międzynarodowych. (mk)
76
Prof. Waldemar Wojciechowski (z lewej) i prof. Kamil Kuskowski, Akademia Sztuki w Szczecinie.
Foto: Sebastian Wołosz
Ewa Porada-Spieszny, zastępca dyrektora Filharmonii (z lewej) i Kamila Sędzicka, filharmonia.
Strefa Biznesu „Nowy magazyn menadżera”
12 g Dostępny już od
rudnia
pik m E h c y w o s a r p ” o g w salonach e i k s ń i c e z c z osu S ł G ,, ń e z s o ł g o e i w biurz
#TU NAS ZNAJDZIESZ KAWIARNIE
• City Break CH Galaxy - 0 piętro • Costa Coffee CH Galaxy 0 piętro • Columbus Coffee CH Galaxy - 2 piętro • Starbucks Coffee CH Kaskada • So!Coffee CH Outlet, ul. Struga 42 • Columbus Coffee CH Turzyn - 0 piętro • Fabryka Deptak Bogusława 4/1 • Fanaberia Deptak Bogusława 5 • Teatr Mały Deptak Bogusława 6 • Columbus Coffee DriveUp, ul. Struga 36 • Castellari Al. Jana Pawła II 43 • Public Cafe Al. Jana Pawła II 43 • Cinnamon Garden Al. Jana Pawła II (fontanny) • Columbus Coffee ul. Krzywoustego • Columbus Coffee MEDYK” ul. Bandurskiego 98 • Orsola YogoHaus Plac Zołnierza 3/1 • Hormon Cafe ul. Monte Cassino 6 (od Piłsudskiego) • Dom Chleba al. Niepodległosci 2 • Columbus Coffee Oxygen • Corona Coffee al. Piastów 30 (Piastów Office, Budynek B) • Cafe Pleciuga Plac Teatralny 1 • Columbus Coffee Piastów 5/1/ul. Jagielońska • Coffe Point ul. Staromiejska 11 • Pasja Fabryka Smaku ul. Śląska 12 • Castellari ul. Tuwima (Jasne Błonia) • Public Cafe Podzamcze ul. Wielka Odrzańska 18 • Kawiarnia Koch ul. Wojska Polskiego 4 • Czekoladowa Cukiernia „SOWA” ul. Wojska Polskiego 17 • Starbucks Coffee (Brama Portowa) ul. Wyszyńskiego 1 • Bajgle Króla Jana, ul. Nowy Rynek 6
SALONY FRYZJERSKO KOSMETYCZNE i SPA
• Beverly Hills Akademia Urody CH Auchan • Beverly Hills Akademia Urody CH Galaxy - parter • Studio DUMA Usługi Kosmetyczne Marzena Dubicka ul. Langiewicza 23 • Studio Urody Masumi Deptak Bogusława 3 • Dr Irena Eris KOSMETYCZNY INSTYTUT ul. Felczaka 20 • Atelier Fryzjerstwa Małgorzata Dulęba-Niełacna ul. Witkiewicza 49U/9 • MASI Wielka ul. Odrzańska 30 • EXPOSE akcesoria atelier Magda Zgórska ul. Chopina 22 (1 piętro) • Imperium wizażu ul. Jagiellońska 7 • Studio Jagielońska 9 ul. Jagielońska 9 • Modern Design Piotr Kmiecik ul. Jagiellońska 93/3 • Atelier Katarzyny Klim ul. Królowej Jadwigi 12/1 • Salon fryzjerski YES ul. Małkowskiego 6 • Salon Fryzjerski Keune ul. Małopolska 60 • Studio Fryzjerskie Karolczyk ul. Monte Cassino 1/14, • Belle Femme ul. Monte Cassino 37a • Vegas Studio Fryzjerskie ul. Panieńska 46/6 • Salon Kosmetyczny GAJA ul. Wojska Polskiego 10 • Sam Sebastian Style ul. Pocztowa 7 • Cosmedica ul. Pocztowa 26 • Hair & tee ul. Potulicka 63/1 • Obssesion ul. Wielkopolska 22 • Gabinet Kosmetyczny Dorota Stołowicz ul. Mazurska 20 • Enklawa Day Spa al. Wojska Polskiego 40/2 • Cosmedica ul. Leszczynowa 23 (Rondo Zdroje)
RESTAURACJE
• Porto Grande ul. Jana z Kolna 7 • Sake Sushi al. Piastów 1 • Restauracja Aramia ul. Romera 12 • Restauracja Aramia Podzamcze ul. Opłotki 1 • Karczma Polska Pod Kogutem Plac Lotników 3 • Restaucja Dzika Gęś Plac Orła Białego 1 • Trattoria Toscana Plac Orła Białego 10 • Caffe Venezia Plac Orła Białego 10 • Chief Rayskiego 16 pl. Grunwaldzki • Stockholm Kitchen & Bar Bulwar Piastowski 1 • The Greek Ouzeri Bulwar Piastowski 2 • El Tapatio ul. Kaszubska 3 • Columbus ul. Wały Chrobrego 1 • Colorado Steakhouse ul. Wały Chrobrego 1a • Takumi Sushi Bar CH Galaxy - 2 piętro • Sphinks CH Kaskada • Restauracja Szczecin ul. Felczaka 9 • Avanti al. Jana Pawła II 43 • El Globo ul. Józefa Piłsudskiego 26 • OPERA (Na Kuncu Korytarza) ul. Korsarzy 34, Zamek • Planeta ul. Wielka Odrzańska 28 • Wół i Krowa ul. Wielka Odrzańska 20 • Bombay ul. Partyzantów 1 • Z Drugiej Strony Lustra ul. Piłsudskiego 18 • Stara Piekarnia ul. Piłsudskiego 7 • Ricoria Ristorante ul. Powstańców Wielkopolskich 20
• Plenty ul. Rynek Sienny 1 • Buddha Thai ul. Rynek Sienny 2 • Spiżarnia Szczecińska Plac Hołdu Pruskiego 8 • Pomiędzy ul. Sienna 9 • Giovanni Volpe Lodziarnia ul. Tkacka 64 • DietaBar.pl ul. Willowa 8 • Rotunda Północna ul. Wały Chrobrego 1 b • Willa West Ende al. Wojska Polskiego 65 • Willa Ogrody ul. Wielkopolska 19 • Restauracja/Hotel Atrium al. Wojska Polskiego 75 • NIEBO Wine Bar Cafe ul. Nowy rynek 5 • Bachus ul. Sienna 6 • La Passion du Vin ul. Sienna 8 • Tokyo Sushi’n’Grill ul. Rynek Sienny 3 • Bollywood Street Food, ul. Panieńska 20 • Villa Astoria al. Woj. Polskiego 66 • To i Owo restauracja, ul. Zbożowa 4 • Brasileirinho - Brazylijska Kuchnia i Bar, ul. Sienna 10
KLUBY SPORTOWE I FITNESS
• Pure Jatomi, CH Kaskada • Fitness World (Radisson Hotel) Plac Rodła 10 • Szczecińskie Centrum Tenisowe ul. Dąbska 11a • Fit Town ul. Europejska 31 • North Gym Fitness Club Galeria Północ 1 piętro ul. Policka 51 • RKF ul. Jagiellońska 67/68 • Squash na Rampie ul. Jagiellońska 69 • Marina Squash Fitness Club ul. Karpia 15 • Lady Fitness&Wellness, ul. Mazowiecka 13 • Bene Sport Centrum ul. Modra 80 • Fitness Club ul. Monte Casino 24 • Marina Club Dąbie, Yaht Klub Polska Szczecin ul. Przestrzenna 11 • Elite Sport Club Spółdzielców 8k, Mierzyn • Fitness Forma ul. Szafera 196 • Universum Fitness Club, ul. Wojska Polskiego 39a • Prime Fitness Club, ul. 5 Lipca 46
SKLEPY I SALONY MODOWE
• Salon Mody Brancewicz al. Jana Pawła II 48 • Salon Terpiłowscy CH Auchan • Salon Terpiłowscy CH Ster • Salon Terpiłowscy CH Galaxy • Salon Terpiłowscy CH Turzyn • Salon Terpiłowscy ul. Jagiellońska 16 • C.H. TOP SHOPING, ul. Hangarowa 13 • Salon Jubilerski YES CH Galaxy • Dekadekor ul. Rayskiego 18(lok U1) • Portfolio ul. Rayskiego 23/11(wejście od Jagielońskiej) • Silver Swan CH Galaxy (parter) • Swiss CH Galaxy (parter) • Van Graf CH Kaskada • La Perle - Salon Sukien Ślubnych ul. Kaszubska 58 • Trend S.C. Mierzyn, ul. Długa 4b • EBRAS.PL Pl. Żołnierza 17 • Organic Garden ul. Kaszubska 4 • Sklep Firmowy Zakładów Ceramiki Bolesławiec al. Niepodległości 3 • 6 Win ul. Nowy Rynek 3 • C.H. FALA al. Wyzwolenia 44a • Geobike CH Nowy Turzyn I piętro • Centrum Mody Ślubnej ul. Krzywoustego 4 • Sklep Vegananda ul. Krzywoustego 63 • Sklep Zdrowa Przystań ul. Monte Cassino 2/2 • Meble VIKING al. Wojska Polskiego 29 • MaxMara ul. Bogusława X 43 • KAG Meble i Światło S.C. ul. Struga 23 • MOOI wnętrza al.Wojska Polskiego 20, • BiM al. Wojska Polskiego 29 • MarcCain al. Wojska Polskiego 43 • Moda Club al. Wyzwolenia 1-3 • Beaton Aparaty słuchowe, Edmund Reduta ul. Rayskiego 40a • Boutique Chiara ul. Bogusława X 12/2 • Escada Sport ul. Wojska Polskiego 22 • B.E. Kleist Jubiler ul. Rayskiego 20/2 • DRAGON EVENT ul. Twardowskiego 18 (teren Bissmyk) • Drzwi i Podłogi VOX Sylwia Drabik ul. Santocka 39 • Centrum Finansowe JANOSIK ul. Krzywoustego 28 • Świat Rolet ul. Langiewicza 22 • Cavallo - Sklep Jedziecki ul. Przybyszewskiego 4 • Piękno Natury ul. Reymonta 3, pawilon 58 • Zielony Kram ul. Reymonta 3, pawilon 85
GABINETY LEKARSKIE I MEDYCYNY ESTETYCZNEJ
• Dom Lekarski al. Bohaterów Warszawy 42 (CH TURZYN) • Dom Lekarski ul. Rydla 37 • Dom Lekarski ul. Gombrowicza 23/Bagienna 6 • Dom Lekarski al. Piastów 30 (Piastów Office Center, budynek C (wejście od dziedzińca) • Dom Lekarski ul. Struga 42 (Outlek Park) • Hahs ul. Czwartaków 3 • Hahs Klinika ul. Felczaka 10 • Fizjoline Centrum Rehabilitacji ul. Kosynierów 14/U1 • Medicus Plac Zwycięstwa 1 • Lecznica Dentystyczna KULTYS ul. Bolesława Śmiałego 17/2 • EuroMedis ul. Powstańców Wielkopolskich 33a • Laser Studio ul. Jagiellońska 85/1 • Studio Masażu - LAVA ul. Tymiankowa 5b • Estetic ul. Ku Słońcu 58 • ESTETICON ul. Jagiellońska 77 • Fabryka Zdrowego Uśmiechu ul. Ostrawicka 18 • Klinika Stomatologii i Kosmetologii EXCELLENCE ul. Wyszyńskiego 14 • Dentus ul. Felczaka 18a, ul. Mickiewicza 116/1 • MEDICO Specjalistyczne Gabinety Stomatologiczne i Lekarskie al. Bohaterów Warszawy 93/1 (vis a vis CH Turzyn) • NZOZ MEDENTES Przecław 93e • NZOZ MEDENTES ul. Bandurskiego 98(1pietro) • Hipokrates ul. Ku Słońcu 2/1 • Klinika Zawodny ul. Ku Słońcu 58 • Venus Centrum Urody ul. Mickiewicza 12 • Intermedica centrum okulistyki ul. Mickiewicza 140 • Medi Clinique ul. Mickiewicza 55 • Art. PLASTICA ul. Wojciechowskiego 7 • Image Instytut kosmetologii ul. Maciejkowa 37/U2 • Medimel ul. Nowowiejska 1E (Bezrzecze) • Figurella - Instytut Odchudzania ul. Bohaterów Warszawy 40 • Dental Implant Aesthetic Clinic ul. Panieńska 18 • Perładent - Gabinet Stomatologiczny ul. Powstańców Wielkopolskich 4c • Nowy Impladent Stomatologia Estetyczna i Rekonstrukcyjna ul. Stoisława 3/2 • dr Hamera ul. Storrady-Świętosławy 1c / 6 piętro • Centrum narodzin MAMMA ul. Sowia 38 • Stomatologia Mierzyn ul. Welecka 38 • Stomatologia Kamienica 25 ul. Wielkopolska 25/10 • Maestria Klinika Urody ul. Więckowskiego 2/1 • VitroLive ul. Wojska Polskiego 103 • Medycyna Estetyczna Osadowska, al. Piastów 30 (Piastów Office) • Gabinet „Orto-Magic” ul. Zaciszna 22 (od ul.Topolowej) • Stomatologia Mikroskopowa ul. Żołnierska 13a/1 • CENTRUM DIETETYCZNE NATURHOUSE al. Wyzwolenia 91, al. Wyzwolenia 6, ul. Krzywoustego 27 • Miracle Aesthetics Clinic Szczecin, ul. Ostrobramska 15/u3 • Odnowa Centrum Zdrowia i Urody CH Turzyn, ul. Boh. Warszawy 40 • Ra-dent. Gabinet Stomatologiczny ul. Królowej Korony Polskiej 9/U1, Krzywoustego 19/5 • Ella Studio depilacji Cukrem ul. Kaszubska 17/2 • Specjalistyczny Gabinet Ginekologiczno-Położniczy dr n. med. Andrzej Niedzielski ul. Niemcewicza 15 • Niepubliczna poradnia psychologiczno- pedagogiczna Carpe diem ul. Pocztowa 35/1
• Subaru ul. Struga 78a • Grupa Gezet Honda Głuchy, ul. Białowieska 2 • Autonovum - Salon samochodowy, Białowieska 2
BIURA NIERUCHOMOŚCI I DEWELOPERZY
• Calbud ul. Kapitańska 2 • Neptun Developer ul. Ogińskiego 15 • SGI (budynek Nautica) ul. Raginisa 19 • Baszta Nieruchomosci ul. Panieńska 47 (Baszta Siedmiu Płaszczy) • SCN ul. Piłsudskiego 1A • Extra Invest ul. Wojska Polskiego 45 • Graz Developer pl. Zgody 1 • Artbud ul. 5 lipca 19c • MAK-DOM ul. Golisza 27 • TLS Developer ul. Langiewicza 28 U2 • Modehpolmo ul. Wojska Polskiego 184c/2 • Litwiniuk Property Al. Piastów 30 Office Center • INDEX Nieruchomości, ul. Bagienna 38C
KULTURA
• Filharmonia ul. Małopolska 48 • Hotel Zamek Centrum ul. Panieńska 15 • Szczeciński Inkubator Kultury ul. Wojska Polskiego 90 • Galeria Kierat ul. Koński Kierat 14 • Open Gallery Monika Krupowicz ul. Koński Kierat 17/1 (1-pietro) • Galeria Kierat 2 ul. Małopolska 5 • Muzeum Historii Szczecina ul. Mściwoja II 8 • Teatr Pleciuga Plac Teatralny 1 • 13 Muz Plac Żołnierza Polskiego 2 • Muzeum Sztuki Współczesnej ul. Staromłyńska 1 • Galeria Sztuki Dawnej Muzeum Narodowego ul. Staromłyńska 27 • Teatr Polski ul. Swarożyca 5 • Teatr Współczesny Wały Chrobrego 3 • Gmach Główny Muzeum Narodowego w Szczecinie Wały Chrobrego 3 • Kino Pionier al. Wojska Polskiego 2 • Trafostacja ul. Św. Ducha 4 • Zamek Książąt Pomorskich, Korsarzy 34 • Helios CH Kupiec ul. B. Krzywoustego 9-10 • Sala Koncertowa Baszta ul. Energetyków 40 • Stowarzyszenie Baltic Neopolis Orchestra ul. ks. kard. S. Wyszyńskiego 27/9 • Opera na Zamku ul. Korsarzy 34
INNE
• Urząd Miejski sekretariat ul. Armii Krajowej 1 • Urząd Miejski - promocja/rzecznik ul. Armii Krajowej 1 • Urząd Marszałkowski - promocja/rzecznik ul. Korsarzy 34 • Urząd Marszałkowski - sekretariat ul. Korsarzy 34 • Centrum Informacji Kulturalnej i Turystycznej ul. Korsarzy 34 • Urzad Wojewodzki - sekretariat, promocja/rzecznik Wały Chrobrego 4 • TVP S.A. ul. Niedziałkowskiego 24a • Radio ESKA Szczecin pl. Matki Teresy z Kalkuty 6 • „Pro Bono” Kompania Reklamowa Paweł Nowak ul. Necała 2 • Empik School Brama Portowa 4 • Speak UP DH Kupiec • Labirynt al. Niepodległości 18-22 (5 piętro) • Lexus ul. Mieszka I 25 • Euroafrica ul.Energetyków 3/4 • DDB Auto Bogacka Mercedes ul. Mieszka I 30 • Polska Fundacja Przedsiębiorczości ul. Monte Cassino 32 • Mercedes Mojsiuk ul. Pomorska 88 • Szczecińskie Centrum Przedsiębiorczości ul. Kolumba 86 • Dealer BMW i MINI Bońkowscy Ustowo 55 (rondo Hakena) • Interglobus ul. Kolumba 1 • Polmotor Szczecin Ustowo 52 (rondo Hakena) • Wnętrze na Piętrze ul. Piłsudskiego 27 • CITROEN A.DREWNIKOWSKI ul. Andre Citroena 1 • L Tour CH Galaxy • Peugeot DREWNIKOWSKI ul. Bagienna 36D • PŻM: POLSTEAM Plac Rodła 8 • CITROEN A.DREWNIKOWSKI al. Bohaterów Warszawy 19 • Półncna Izba Gospodarcza ul. Wojska Polskiego 86 • Holda / Chysler Dodge i Jeep ul. Gdańska 7 • Dudziak i Partnerzy ul. Jagielońska 85/14 • Łopiński VW ul. Madalińskiego 7 • Doradztwo i Odszkodowania Celem ul. Kołłątaja 24 • POLMOZBYT Peugeot Plac Orła Białego 10 • Anons Press Agencja Reklamowa ul. Wojska Polskiego 11 • Ford - Bemo Motors ul. Pomorska 115B • Biuro Turystyki Pelikan ul Obrońców Stalingradu 2/U3 • AUTO BRUNO Volvo ul. Pomorska 115b • Eko drogeria Bio natura ul. Kaszubska 26 • Peugeot DREWNIKOWSKI ul. Rayskiego 2 • Kobi- Kopnij Bile ul. Bolesława Śmiałego 19/7 • Camp & Trailer Świat Przyczep • Deep shine Detailing, ul. Łukasińskiego 108 al. Bohaterów Warszawy 37F (za Statoil) • Finanset ul. Jagiellońska 85/8 • KOZŁOWSKI Toyota ul. Struga 17, ul. Mieszka I 25B • Centrum Informacji Turystycznej pl. Żołnierza Polskiego 20 • Krotoski-Cichy Skoda ul. Struga 1A • Philson Investments Spóldzielnia Inwestycyjna • Krotoski-Cichy VW ul. Struga 1A ul. Jagiellońska 90/6 • KOZŁOWSKI Opel ul. Struga 31 B • Magenta - Studio Mebli Kuchennych, Wyszyńskiego 9 • Polmotor Nissan,Renault, Dacia ul. Struga 71 • Hayka, ul. Św. Ducha 2a • POLMOTOR KIA ul. Wisławy Szymborskiej 8 • Volvo Maszyny Budowlane Polska ul. Pomorska 138-141 • Pehamot Skoda ul. Zielonogórska 32 • Grupa GEZET Alfa Romeo & Lancia ul. Białowieska 2 • Seat Krotoski-Cichy ul. Białowieska 2
SALONY SAMOCHODOWE
Dużo, smacznie i ... zdrowo Gdzie można tak zjeść? Zdecydowanie w najstarszej restauracji chińskiej w Szczecinie, Jin Du. Poza tradycyjnym wystrojem wyróżnia ją coś, czego nie ma prawie żaden lokal serwujący specjały Dalekiego Wschodu w Szczecinie – od ponad 18 lat z powodzeniem prowadzi ją lekarz medycyny chińskiej, który dba nie tylko o nasze kubki smakowe. Dlaczego prawie żaden? Bo ów lekarz, Yuanming Wang, miłośnik dobrej kuchni, prowadzi w naszym mieście jeszcze dwa lokale: japońsko-tajską restaurację Sake oraz azjatycki bar Mr. Wang.
W jaki sposób dba Pan o zdrowie swoich gości? Dostosowując tradycyjne receptury do gustu współczesnych Europejczyków zwracam uwagę, by nie używać zbyt dużo cukru czy tłuszczu. We wszystkich lokalach stosujemy wyłącznie świeże produkty, nie korzystamy z mrożonek czy półproduktów. Wszystko robimy na miejscu. Podstawą są chociażby bazy do sosów, które również przygotowujemy samodzielnie. Stawiamy na uczciwość – smaczne i zdrowe jedzenie, uczciwe porcje i rozsądne ceny – to doceniają nasi goście. Kogo gościł Pan przez te wszystkie lata
w Jin Du? Wszyscy goście są dla nas tak samo ważni. Organizujemy przyjęcia rodzinne, licznie odwiedzają nas także studenci. Bywają u nas również znane osobistości, np. ambasadorzy Chin z Warszawy czy pani konsul z Gdańska. Niemal codziennie stołują się u nas Chińczycy, którzy chętnie proszą szefa kuchni o przygotowanie specjalnych dań kuchni regionalnej. W miarę dostępności składników z przyjemnością spełniamy ich życzenia. Ich zaufanie to nasza wizytówka – w końcu nikt nie zna prawdziwego smaku kuchni chińskiej tak dobrze, jak rodowici Chińczycy. Polscy goście jednak też coraz częściej podróżują do Chin w celach turystycznych czy biznesowych i po powrocie mają ochotę przypomnieć sobie tamtejsze smaki – z odpowiednim wyprzedzeniem każdy może zamówić oryginalne chińskie danie spoza karty. Na czym polega oryginalność kuchni chińskiej w Jin Du? Można wymienić kilka elementów, które składają się na dobrą kuchnię. Ważne są odpowiednie urządzenia, ale kluczem do sukcesu są przede wszystkim ludzie i aromatyczne przyprawy. Po tylu latach mamy w Jin Du stały zespół – zostali u nas najlepsi kucharze. Szef kuchni ma za sobą 20 lat doświadczenia w restauracjach w całych Chinach, dzięki czemu doskonale zna kuchnię regionalną. Smakosze kuchni chińskiej wiedzą, że przygotowanie potraw wymaga odpowiedniego zaplecza technicznego. Niezwykle ważna jest siła ognia, którego temperatura powoduje natychmiastowe zamknięcie soków w jedzeniu. Potrawy chińskie są bardzo szybko przygotowywane. Natomiast przyprawy to tajemnica szefa kuchni. Może jednak uchyli Pan rąbka tajemnicy? Sposób przygotowania dań można omówić na przykładzie jednego z ulubionych specjałów kuchni chińskiej. Polacy uwielbiają drób, zwłaszcza kaczkę po pekińsku. Przygotowujemy ją w specjalnym piecu. Jest to wielowiekowa chińska tra-
dycja. Najważniejszy jest jednak sposób jej przyprawienia – odpowiedni dobór i ilość ziół. Naszym sekretem jest mieszanka aż 18 przypraw, wśród których znajdują się m.in. żeń-szeń, anyż czy znane ze zdrowotnych właściwości jagody goi. Zaskoczeniem dla wielu osób mogą być suszone skórki mandarynek z ekologicznych upraw – tym lepsze, im starsze. Co zaproponuje Pan szczecinianom w najbliższym czasie? W styczniu po kapitalnym remoncie otwieramy azjatycki bar Mr. Wang na Turzynie. To nowa odsłona lokalu, w którym będziemy serwować street food, czyli jedzenie uliczne. Szykujemy duży wybór chińskich pierogów w różnych kolorach – m.in. z kaczką oraz dla wegan i wegetarian. Podawane będą w bambusowych koszyczkach. W menu znajdą się także japońska zupa ramen z ręcznie robionym makaronem czy rolki sushi. Wszystko będziemy przygotowywać na miejscu, na oczach naszych gości, aby mieli gwarancję świeżości. Będzie to jedzenie szybkie, ale jednocześnie zdrowe, dostępne zarówno na miejscu, jak i na wynos. Zapraszamy!
Jin Du: Szczecin, al. Jana Pawła II 17 tel. 91 489 34 68 www.jindu.pl www.facebook.com/restauracjajindu Sake: Szczecin, al. Piastów 1 tel. 91 484 36 18 www.sake.szczecin.pl www.facebook.com/RestauracjaSake Mr. Wang Asianfood: Szczecin, al. Bohaterów Warszawy 40 (Nowy Turzyn) tel. 91 333 69 00 www.facebook.com/Mr.Wangasianfood