STYCZEŃ 2019 NUMER 01 (70) / WYDANIE BEZPŁATNE
Dorota Wojciechowska-Danek w magicznym świecie ziół Profesora Parzyziółki Na scenie
Uroda
Rozmowa
Artur Barciś – aktor uczy się całe życie
Olga Buława – miss, która spadła z nieba
Robert Biedroń – tylko bez polityki proszę
#prezentacja
#01
#spis treści styczeń 2019
26
Rozmowa
Robert Biedroń
#06 Newsroom
Design, moda, wydarzenia
#12 Felietony
Paweł Krzych: 10 razy jedzenie na 2019 rok Paweł Flak: Made In Japan Michał Jakubów: co przyniesie 2019?
#18 Temat z okładki Dorota Wojciechowska-Danek i profesor Parzyziółko
#30 Teatr
Konrad Pawicki – komedia czy dramat?
#34 Muzyka
Marcin Wasilewski i jazz
#38 Sztuka
„Pomiędzy” – nowe ujęcie dobrze znanego
#46 Kultura
Kino, płyty i wydarzenia w styczniu
#54 Rozmowa miesiąca Artur Barciś
#66 Trendy towarzyskie
Kto, z kim, kiedy i dlaczego
MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 01/2019
3
| OD REDAKTORA |
#okładka: NA ZDJĘCIU PROFESOR PARZYZIÓŁKO FOTO DOROTA WOJCIECHOWSKA-DANEK
#01
#redakcja Prawda, że wizyta profesora Parzyziółki to dobry moment na początek roku? Żołądek, wstrząśnięty zjedzoną ponad wszelką miarę ilością sałatki z majonezem, przegryzanej bigosem i zmieszany pokaźną liczbą drinków serwowanych podczas sylwestrowej imprezy, na pewno domaga się błyskawicznej interwencji. Wizyta na SOR, to bez względu na porę dnia czy nocy kilka godzin oczekiwania na zimnym korytarzu, lepiej więc zaprzyjaźnić się z ziółkami. I tu, cały na biało, wkracza Parzyziółko… Ten agent specjalny od ziół, to dzieło pochodzącej ze Szczecina ilustratorki Doroty Wojciechowskiej-Danek, którego misja to uczyć bawiąc lub w wersji dla bardziej opornych - bawić ucząc. W każdym razie, przynosi ulgę wszystkim ofiarom okresu świąteczno-noworocznego, za co niezmiernie jesteśmy wdzięczni. Kiedy dzięki Parzyziółce otrząsnęliśmy się już z wszelkich ubiegłorocznych dolegliwości, czas na nowe wyzwania. Jedno z większych wyzwań na ten rok postawił sobie nasz rozmówca, Robert Biedroń. Chce wygrać wybory, potem drugie i zostać… Nie, nie rozmawiamy o polityce. Jest mnóstwo innych, ciekawych tematów, które można poruszyć w rozmowie z Robertem Biedroniem. Nie mniej życzymy powodzenia. To będzie długi bieg, na pewno mu się przyda. W 2019 rok startujemy z ciepłymi kadrami, które z wyprawy dookoła świata podesłała nam szczecińska fotografka Marta Machej. Pogoda na zewnątrz nietęga, sezon na wycieczki dopiero przed nami, warto zainspirować się dla lepszego nastroju. Inspirujący może też być sukces świnoujścianki Olgi Buławy, która została wybrana Miss Polski. Wysokie loty, tym bardziej, że na co dzień jest stewardessą. Po resztę wrażeń odsyłam do lektury. Życzę wszystkim niespoczywania na laurach i wysokich lotów w 2019 roku. Jarosław Jaz / Redaktor naczelny
4
Nowy Rynek 3, 71-875 Szczecin tel. 91 48 13 341; fax 91 48 13 342 mmtrendy.szczecin@mediaregionalne.pl www.mmtrendy.szczecin.pl Redaktor naczelny: Jarosław Jaz Product manager: Karolina Naworska Producent: Agata Maksymiuk Promocja i marketing: Agnieszka Stach Redakcja: Oskar Masternak, Bogna Skarul, Małgorzata Klimczak, Tomasz Kuczyński, Anna Folkman Dział foto: Sebastian Wołosz, Andrzej Szkocki Skład magazynu: MOTIF studio Dystrybucja: Piotr Grudziecki Druk: COMgraph Sp. z o.o. Prezes oddziału: Piotr Grabowski Reklama: tel. 697 770 172, karolina.naworska@polskapress.pl Wydawnictwo: Polska Press Grupa sp. z o.o. ul. Domaniewska 45, 02-672 Warszawa Prezes: Dorota Stanek
Dołącz do nas na www.facebook.com/ MagazynMMTrendy oraz Instagram.com/mm.trendy
#prezentacja
REKLAMA
| NEWSROOM |
#5 miejskich trendów na 2019 rok by Jarek Jaz
#1 Tajemnicze miejsca.
Nie chodzi o żaden Hogwarth ani tym podobne, ale tzw. secret places, w których odbywa się coraz więcej muzycznych wydarzeń w Szczecinie. Kilkoro bystrych menedżerów wyszukuje ciekawe miejscówki, ściąga sound system i hulaj dusza. Był już taras Trafo, młyn na Krzekowie, pałac w Stolcu, restauracja Jachtowa. Ceny nieco wyższe niż za wejście do klubu, ale wrażenia niezapomniane. Co dalej?
#2 Jedzenie ekstremalne.
Zaistniało ostatnio w mieście za sprawą popularnej sieciowej pizzerio-ciastkarni, którą powołał do życia m.in. jeden z bardzo znanych w Polsce raperów. To miejsce dla ludzi, którzy nie słyszeli takiego pojęcia, jak dieta ani postanowienia noworoczne dotyczące odchudzania. Menu jest naprawdę ekstremalne, ale lokal pełen ludzi. Coś w tym jest.
Szczeciński fotograf stworzył plakat dla Paryskiej Opery Narodowej Tomasz Lazar, wielokrotnie nagradzany szczeciński fotograf jest autorem zdjęcia do plakatu baletu „Kopciuszek” w Opera National de Paris. Spektakl z muzyką Sergiusza Prokofiewa i w choreografii Rudolfa Nuriejewa powstał z okazji 350-lecia Paryskiej Opery Narodowej. Na plakacie jest tancerka Dortohee Gilbert, która gra w spektaklu główną rolę. Zdjęcie Tomasza Lazara jest na wszystkich materiałach promujących sztukę. Balet był grany do 2 stycznia 2019 roku. Tomasz Lazar jest absolwentem Zachodniopomorskiego Uniwersytetu Technologicznego w Szczecinie i Europejskiej Akademii Fotografii w Warszawie. To laureat międzynarodowej II nagrody World Press Photo 2012 w kategorii Ludzie i Wydarzenia za zdjęcie uczestniczki protestów Okupuj Wall Street. Członek Związku Polskich Artystów Fotografików. Na koncie ma publikacje dla wielu wydawnictw w Polsce i za granicą. (mk)
#3 Sztuka na ulicy.
Sztuka dawno przekroczyła granice galerii i akademickiego dyskursu. Dziś jest coraz bliżej. Tuż, tuż. Obejrzyj się, czy nie stoi za tobą. Dzięki miejskim aktywistom opanowuje gabloty i słupy w rejonie ulicy Jagiellońskiej, Rayskiego, placu Zamenhoffa. Prowokuje, zmusza do myślenia, ożywia. Oby nie skończyło się, jak z Frygą.
#4 Redystrybucja.
Cierpimy na nadkonsumpcję. Kupujemy ponad miarę, jemy ponad miarę, śmiecimy ile wlezie. Ale dzięki takim przybytkom, jak Jadłodzielnia czy Galeria Szpargałek potrafimy także dzielić się tym, czego mamy za dużo. Jedzenie, ubrania, wyposażenie wnętrz – nam niepotrzebne, może przydać się innym. Pamiętajmy o tym.
Nikt nikomu nie broni spędzać wolnego czasu, jak chce, ale dlaczego akurat musi to być odtwarzanie weselnych zwyczajów w klubach? Chleb ze smalcem, disco polo, oczepiny i inne rozrywki na poziomie sylwestra w TVP? Czy ten archetyp polskiej zabawy wyprze z klubów to, co jeszcze zostało w nich ambitnego?
6
Foto: Archiwum
#5 Klub a’la wesele.
#prezentacja
Paweł Małaszyński zagrał studenta PUM
Foto: Andrzej Szkocki
To ma być kilkuminutowy film promocyjny, którego reżyserem jest Ernest Saj. - Mamy w Szczecinie dobre licea i zauważyliśmy, że wielu naszych absolwentów studiuje poza Szczecinem, nawet w Oksfordzie - mówi prof. Jerzy Sieńko, chirurg onkolog, wykładowca Pomorskiego Uniwersytetu Medycznego. - Postanowiliśmy pokazać przyszłym studentom nasz uniwersytet w takim świetle, żeby zachęcić ich do studiowania. Postać, którą gra Paweł Małaszyński, jest fikcyjna. - Gram studenta, który pochodzi z lekarskiej rodziny i kontynuuje tradycję rodzinną - mówi aktor. - W filmie przeżywam różne perypetie, zakochuję się, a na koniec, jako dojrzały chirurg, muszę zoperować własnego ojca. Udział w filmie to przyjacielska przysługa dla Jurka, z którym znamy się prywatnie i lubimy. W filmie znajdą się oczywiście szczecińskie plenery i przede wszystkim PUM. (mk)
Grudniowy pokaz mody, wraz z pokazem makijażu odbył się tuż przed świętami w salonie mody Marella. Częściowy dochód z wydarzenia został przekazany na cele charytatywne. To był wyjątkowy pokaz mody tak można określić wydarzenie w salonie mody Marella. Na wybiegu pojawiły się znane szczecinianki, m.in. bizneswoman Magdalena Drońska, projektantka Kasia Hubińska czy aktorka Teatru Polskiego Sylwia Różycka. Panie zaprezentowały stylizacje świątecznosylwestrowe oraz uchyliły rąbka tajemnicy wiosenno-letniej kolekcji włoskiego producenta odzieży i akcesoriów. Inicjatorką wydarzenia jest Katarzyna Gdaniec-Śmiłowska, właścicielka salonu mody. Wydarzenie urozmaiciła również Agnieszka Szeremeta, wizażystka gwiazd, stylistka i wiodąca make-up artist. Na miejscu była również Marta Czerkawska- Burgs, specjalistka od laseroterapii, która opowiedziała o rynkowych nowościach. (am)
8
Foto: Andrzej Szkocki
Wyjątkowo w salonie mody Marella
LGBTQ i kalendarz
Natalia Siwiec w Atelier Sylwii Majdan W Atelier Sylwii Majdan ubierają się m.in. Kinga Korta, Paulina Sykut-Jeżyna, Dominika Grosicka czy Natalia Siwiec. To właśnie ta ostatnia zaskoczyła klientki szczecińskiej projektantki i pojawiła się podczas ekskluzywnego pokazu marki w roli modelki. Na początku grudnia w szczecińskim Atelier Sylwii Majdan odbył się kameralny ekskluzywny pokaz najnowszej kolekcji. W wydarzeniu wzięły udział stałe klientki marki oraz gość specjalny - Natalia Siwiec. Fotomodelka i celebrytka, znana m.in. z tytułu „polska Miss Euro 2012” wcieliła się w rolę modelki i podbiła wybieg. Panie mogły zobaczyć kolekcję jesień-zima 18/19 złożoną z około 30 sylwetek - płaszczy, swetrów, spodni czy sukienek.Po prezentacji odzieży panie oddały się przyjemnościom, czyli plotkom przy kawie. (am)
Foto: Andrzej Szkocki
Foto: Andrzej Szkocki
Wernisaż IV edycji pierwszego w Polsce kalendarza społeczności LGBTQ „LOVE Faces 2019 - The Truth” za nami. Projekt jest dedykowany ludziom tworzącym i kreującym kulturę klubową miasta. Tegoroczną myślą przewodnią projektu jest powrót do prostoty, do faktycznych znaczeń słów i gestów. Autorzy zadali sobie pytanie czy trzeba krzyczeć by być zauważonym? Twórcami kalendarza są: Łukasz Haruń - fotografia, Monika Grzegórzek - stylizacje, make up i fryzury. (am)
MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 01/2019
9
| NEWSROOM | #prezentacja
Foto: Andrzej Szkocki
Już jest bardzo dobrze! Nowa kawiarnia podbija Śródmieście
Natalia Siwiec na bekstejdżu Natalia Siwiec, jedna z najsłynniejszych polskich celebrytek, zdecydowanie ma słabość do Szczecina. To właśnie tu kilka lat temu przyjechała zdobyć wykształcenie i tu poznała wielu przyjaciół. Wśród nich jest projektanta mody Sylwia Majdan. Jak łatwo się domyślić, właśnie w jej kampanii wystąpi celebrytka. Sylwia Majdan niedawno ukończyła swoją najnowszą kolekcję na sezon jesień-zima 18/19. W pierwszej odsłonie kampanii mogliśmy zobaczyć Dominikę Grosicką, w drugiej Siwiec. - Mam nadzieję, że moja nowa kolekcja będzie podobała się kobietom, ponieważ była inspirowana kobietami - mówi Sylwia Majdan. - To moda casualowa, użytkowa, taka którą możemy nosić na co dzień. Tworzą ją płaszcze, swetry, spodnie, garnitury. Każdy znajdzie coś dla siebie. Pierwsze efekty współpracy Siwiec - Majdan mogliśmy obserwować z backstage’u sesji. (am)
10
Czasy małej czarnej zalewajki mijają bezpowrotnie, teraz zamawia się dripy, chemexy, aeropressy, ewentualnie kapu, flaty i late. Jeśli kompletnie nie wiecie o czym mowa lub wiecie aż za dobrze, mamy do tego tylko jeden komentarz - bardzo dobrze. Właśnie pod taką nazwą ruszyła w grudniu nowa kawiarnia specialty. Lokal mieści się w samym sercu Śródmieścia - przy Końskim Kieracie 16. Bariści od samego rana nie tylko parzą pyszną kawę z najlepszych ziaren, ale też chętnie dzielą się swoją wiedzą i sprawnie przeprowadzają przez fachową terminologię. Jakby tego było mało, w witrynce chłodniczej czekają pyszne ciasta i ciasteczka, w koszyczkach na barze kanapki, a poniżej gadżety niezbędne do stworzenia domowego laboratorium kawy. Wszystko w wersji na wynos i na miejscu, dla mięsożerców i wegetarian, z bonusem dla studentów i niespodziankami dla nie-studentów. Wisienką na torcie są szkolenia i spotkania poświęcone najpopularniejszemu po wodzie napojowi świata, a także wernisaże zdobiących ściany dzieł sztuki. Jest jeszcze muzyka - nie byle jaka, bo prosto z gramofonu. Prawda, że to wszystko brzmi bardzo dobrze? bardzo dobrze | ul. Koński Kierat 16 FB: @bardzodobrzecafe Insta: @kawiarnia_bardzo_dobrze Godziny otwarcia: pon-pt 7:30-20:00 / sb-nd 9:00-18:00
Z okazji nadchodzącego 2019 roku pragniemy złożyć życzenia wszelkiej pomyślności, dobrego zdrowia i szczęścia na każdy dzień. Niech Nowy Rok będzie korzystny zarówno pod względem prywatnym, jak i zawodowym, dając szansę na spełnienie marzeń. Życzymy również wielu okazji do uśmiechu i radości oraz spokoju ducha. Życzą zarząd i pracownicy Grupy Mojsiuk
#prezentacja
| FELIETON | #szczecińska dycha
#10 razy jedzenie na 2019 rok
(1) Na wyjątkową okazję - rocznica ślubu, specjalna okazja do świętowania zobowiązuje. Co bym wybrał na taką okazję? Warto odłożyć na to popołudnie lub wieczór trochę funduszy i wybrać się w miejsce, w którym rzadko bywamy. Polecam tutaj miejsca pod szyldem Exotic Restaurants. Która dokładnie? Moim zdecydowanym faworytem jest Bombay przy ul. Partyzantów, ale pozostałe również trzymają poziom. Wszystko zależy od preferencji poszczególnych kuchni. (2) Na firmowe wyjście - według mnie lokale powinny spełniać trzy warunki: dobrze zjemy, dobrze wypijemy i miejsca muszą być przestrzenne. Pierwszy wybór: Nowy Browar. Jeśli to miejsce nam się nie podoba, warto sprawdzić Starą Komendę przy placu Stefana Batorego. Browary restauracyjne dobrze sprawdzają się na tego typu okazje. Warto też sprawdzić ofertę Browaru Wyszak oraz Browaru Pod Zamkiem (wkrótce otwarcie). (3) Na randkę - tutaj praktycznie każde miejsce się nada, jeśli pomiędzy dwoma osobami jest tzw. chemia. Jeśli jednak mam już coś polecać, rekomenduję byście sprawdzili dwie winiarnie na Podzamczu: Bachus oraz Niebo Wine Bar Cafe. (4) Na apetyt na coś słodkiego - tutaj moim ulubionym smakołykiem jest ciasto Banoffee, które bardzo często w swojej ofercie ma Fabryka Szczecińska na Deptaku Bogusława. Co niedzielę warto też zajrzeć na Szczeciński Bazar Smakoszy,
12
na którym m.in. możemy spotkać Hanię z Always Forever Hungry z jej znanymi bezami. Na szczególną uwagę zasługują również wypieki od Celestyny (Cuda Celestyny), które możecie znaleźć w wielu lokalach w Szczecinie. (5) Na ochotę na piwo - jako, że ten trunek znajdziemy w praktycznie każdym lokalu, chciałbym Wam polecić dwa miejsca, które zasługują na szczególne uznanie w tej kategorii. The Office - Craft Beer Pub oraz SŁODY - Multitap & Bistro. Naprawdę spory wybór piwa lanego z nalewaków oraz propozycji z butelek. Oba miejsca organizują też ciekawe wydarzenia związane z piwem i nie brakuje tam innych eventów tematycznych. Multitap znajduje się też na pierwszym piętrze w Nowym Browarze - też warto odwiedzić. (6) Na ostro - czy są tu miłośnicy ostrych potraw? Sprawdźcie koniecznie Taco Grande z kuchnią meksykańską oraz dwa burgery na ostro: Krowa Ostra w Krowie na Deptaku, oraz Piekło w Gębie w lokalu Wół i Krowa. (7) Na dobrą kawę - miejsc z naprawdę dobrą kawą w Szczecinie nie brakuje, ale dziś polecę Wam trzy miejsca: Alternatywnie przy al. Wojska Polskiego, Bardzo Dobrze przy pl. Orła Białego oraz Przystań na Kawę przy ul. Rayskiego. Kawa z dripa, chemex to coś, co warto spróbować. (8) Na podróże kulinarne - kuchnię brazylijską możemy poznać za sprawą Brasileirinho na Podzamczu. Niezwykle przytulny i klimatyczny lokal, w którym gra każdy detal. Jako drugą propozycję koniecznie trzeba sprawdzić Mugi i ich rameny (bo przecież kuchnia japońska to nie tylko sushi). Za sprawą tego miejsca przekonałem się, że „zupa to może być również obiad”. (9) Na śniadanie - sporo osób twierdzi,
że najlepsze śniadanie to takie przyrządzone razem w domu, ale jeśli jednak chcielibyście wybrać się na śniadanie poza domem, to służę pomocą i polecam Wam trzy miejsca, które zaspokoją Wasz poranny głód. Bajgle Króla Jana na Podzamczu, które mają według wielu rankingów najlepsze bajgle w Polsce, Fabryka Szczecińska na Deptaku Bogusława (drugi raz w tym zestawieniu) szczególnie polecam Lekki Poranek oraz kanapkę Rzeźnika z Niebuszewa (możemy wybrać sobie skalę ostrości). Jako trzecie miejsce rekomenduję Spotkanie przy al. Jana Pawła II. Warto sprawdzić godziny otwarcia, ale w większości lokali zjemy na pewno coś od 9:00. (10) Na lokalną ucztę - tutaj dwa miejsca. Stara Rzeźnia i ich Kociołek Szczeciński oraz Paprykarz Szczeciński w lokalu Paprykarz przy pl. Grunwaldzkim. Jak sami widzicie, jest w czym wybierać. A pewnie będzie tak, że rok 2019 przyniesie nam nowe niespodzianki i lokale, które dołączą do tej listy. Paweł Krzych autor szczecinblog.pl, prowadzący stronę na Facebooku Uśmiechnij się - jesteś w Szczecinie. Zakochany w tym mieście.
Foto: Aleksandra Misiura
Na początek 2019 roku przyjrzymy się szczecińskiej mapie gastronomicznej. Nie będzie tu o nowościach, ale o moich propozycjach na poszczególne okazje: wyjścia ze znajomymi, z rodziną, czy z ukochaną osobą. Szczecińska gastronomia czasy dynamicznych zmian ma już za sobą, w ostatnim czasie jest dużo mniejsza rotacja miejsc, niż mogliśmy to obserwować w poprzednich latach. No to lecimy - co polecam na…?
#prezentacja
| FELIETON |
#made in Japan Jeszcze dwie dekady temu na starym kontynencie mało kto słyszał o tym, że w Japonii produkuje się single malt whisky. Poza stosunkowo niewielkimi ilościami eksportowanymi do USA oraz do niektórych krajów Azji, japońska whisky trafiała prawie wyłącznie do rodzimych koneserów. O japońskiej whisky świat niebawem miał jednak usłyszeć. W 2001 roku prestiżowy Whisky Magazine przyznał tytuł „Best of the Best” japońskiej whisky z destylarni Yoichi. Dla szkockiego przemysłu gorzelniczego było to absolutnym szokiem. W 2003 światowym hitem stał się film „Między słowami” z młodziutką Scarlett Johansson oraz genialnym Billem Murrayem, którego postać - znany amerykański aktor - miał zagrać w kręconej w Tokio reklamie japońskiej whisky Suntory Hibiki. Wtedy po raz pierwszy cały świat dowidział się, że istnieje whisky ze śmiesznymi krzaczkami na etykiecie zamiast napisów. Jednak prawdziwym winowajcą popytu, jaki zaczął lgnąć w stronę japońskiego trunku, był noszący to samo nazwisko - Jim Murray, autor kultowej serii książek o whisky. W swoim coroczny przewodniku „Jim Murray’s Whisky Bible” za rok 2012, główny tytuł „World Whisky of the Year” przyznał japońskiej Yamazaki Sherry Cask. Od tamtej pory sprzedawcy whisky na całym świecie borykali się każdego dnia z jednym pytaniem „Co macie w ofercie z japońskich whisky”? Również na prowadzonych przeze mnie degustacjach największym zainteresowaniem zaczęły cieszyć się japońskie single malt whisky. Z pewnością część ludzi ciekawiły egzotyczne etykiety, ale większość z nich usłyszała już o legendarnej jakości japońskiej whisky. Jak to z tą japońską jakością było? Jednym z ojców japońskiego przemysłu
14
whisky był Masataka Taketsuru, chemik, który swoją wiedzę przywiózł do Japonii wprost ze Szkocji, w której odbywał praktyki w tamtejszych destylarniach. Po powrocie do swojego kraju zapragnął otworzyć własną wytwórnię na wzór szkockich. Zatrudnił się u ówczesnego producenta sake, dla którego wybudował i uruchomił w 1924 roku wspomnianą już wcześniej destylarnię Yamazaki. Jednak jego prawdziwym marzeniem było wybudowanie gorzelni w miejscu o mikroklimacie najbardziej zbliżonym do szkockiego i taki znalazł w na wyspie Hokkaido, gdzie założy destylarnię Yoichi. Na początku kopiował w całości wzorce szkockie, wykorzystując identyczną technologię i sprowadzając tamtejszy torf. Z czasem zaczął eksperymentować z japońskimi odmianami dębu oraz beczkami po krajowym winie śliwkowym. Stawiał przede wszystkim na pełną kontrolę nad procesem produkcji, od momentu zasiania jęczmienia, po butelkowanie i etykietowanie gotowych do sprzedaży whisky. W 2015 roku japońska publiczna telewizja wypuściła serial opisujący życie Masataki Taketsuru, który przywiózł ze Szkocji nie tylko wiedzę o produkcji whisky, ale także egzotyczną dla kultury japońskiej szkocką żonę Ritę. Perypetie tej pary stały się niezwykle popularnym w Japonii serialem obyczajowym. Wtedy to japońska whisky weszła do kanonu najbardziej szanowanych w tym kraju trunków. Rodzime destylarnie stały się miejscem kultu dla pielgrzymek zwiedzających Japończyków i turystów z całego świata. Świat dowiedział się również o genialnych, wysoko ocenianych wypustach z nieistniejących już destylarni Hanyu i Karuizawa, które nadal były jeszcze dostępne na zachodnim rynku. Od tamtej pory w ciągu zaledwie kilku lat ich ceny urosły z zawrotną prędkością z pułapu
ok. 100-200 euro do obecnego poziomu ok. 3000-10000 euro za te same pozycje… i nic nie jest ich w stanie jak dotąd zatrzymać… Na szczęście miałem jeszcze okazję ich popróbować, gdy ceny były w miarę na racjonalnym poziomie. Szkoda tylko, że nie pomyślałem wtedy o zakupach na zapas … Zapytał mnie jednak ostatnio pewien znajomy, dlaczego taka Karuizawa upadła, skoro produkowała tak genialne whisky… Powodów prawdopodobnie było wiele. Być może nie trafiła na swój czas, a leżakujące w beczkach destylaty musiały w pełni dojrzeć, aby pokazać swój wybitny charakter. Możliwe też, że rynek w tamtym okresie nie dorósł jeszcze do wysokiej jakości (oraz cen) wypustów tej malutkiej destylarni. Tak jak swojego czasu nie dojrzał gust odbiorców do dzieł Van Gogha, a geniusz artysty został doceniony dopiero po jego śmierci… Paweł „Pawloff” Flak urodzony w pięknym mieście Szczecin, koneser Single Malt Whisky, moderator na forum BestOfWhisky.pl, miłośnik klasyki rocka oraz entuzjasta gitary elektrycznej
#prezentacja
| FELIETON | #w rytmie miasta
#co przyniesie 2019? I po świętach. Mam nadzieję, że rodzinne chwile umożliwiły wszystkim złapanie dystansu, aby naładować baterie w gotowości na wyzwania, które postawi przed nami rok 2019. Po okresie rozprężenia, rzeczywistość rzuca się właśnie na każdego drapieżnie, bez względu na to, co kogo w życiu zajmuje zawodowo i prywatnie. Ten tekst podejmuje próbę wyczucia nastrojów towarzyszących przedstawicielom niektórych profesji w najbliższym czasie. Oczywiście z przymrużeniem oka, bez pogłębionej analizy, pewnie często nawet błędnie. Gdyby pojawiły się tu nieprawdziwe prognozy, na pozostałych stronach znajdują się dużo lepsze artykuły, a ja za swój już teraz z pokorą przepraszam. W każdym razie… Jeśli pracujesz w klubie fitness lub go prowadzisz, masz jak w banku, że w nadchodzącym miesiącu sprzedasz więcej karnetów niż w ciągu ostatniego półrocza. Kiedy już otrząśniemy się po kilkudniowym obżarstwie, zwieńczonym libacją przy akompaniamencie fajerwerków, zaczną się słynne postanowienia. W końcu kto nie chce zrzucić parę kilo? Twój czas właśnie nadszedł, a jeśli masz kumpelę od dietetyki, też wciągnij ją w ten biznes. Jeśli pracujesz w banku (lub go prowadzisz), na pewno wyrobisz miesięczny limit przyznanych kredytów, oczywiście jeżeli nie został niebotycznie zawyżony już w grudniu. W każdym razie - moim zdaniem to jest Twój moment i zapamiętaj jedno: będzie bardzo dobrze! Nie ma w naszych stronach innego okresu w roku, który generowałby równie wielką potrzebę ekspozycji dóbr wszelkiego gatunku w tak krótkim czasie. Nie może się nie udać. Żeby nie było za słodko, mam przykre wieści dla tych, którzy handlują wódką lub papierosami. Ten miesiąc będzie słaby. Jeżeli z jakiegoś powodu zaczęliście czytać od tego punktu, odpowiedzi szu-
16
kajcie trochę wcześniej. Jest jak jest, weźcie najwyżej krótki urlop, w końcu macie za co. Na otarcie łez napiszę tylko, że nie ma powodów do zmartwień - obroty szybko wrócą do normy, a może i nawet wzrosną. Wszystko się ułoży. Drodzy właściciele księgarni oraz przedstawiciele przemysłu reprezentującego słowo pisane. Jeśli wierzyć styczniowym deklaracjom rodaków, zbliżają się żniwa i będziecie nieprzyzwoicie zamożnymi ludźmi. Wasz biznes polega na wprowadzaniu do obrotu tego, czego większość by chciała, ale dotąd jakoś nie było kiedy. Teraz to się zmieni. Szkoła języków obcych? My friend, good for you! Pewnie wiesz, jak wysoką pozycję na liście noworocznych postanowień zajmuje nauka nowego języka. Wszystkie ofkorsy, bondziorna, libe dysie i inne absolimą stanowią, rzecz jasna, w większości kaprys i tylko niektórzy wytrwają w trudach systematycznej pracy, ale co z tego? Kontraktuj kadrę zanim będzie za późno. Twój sklep ze zdrową żywnością nie kojarzył się dotąd z zyskami? Na wszelki wypadek co nieco lepiej domówić, ponieważ w tej chwili owa branża jest maszynką do zarabiania pieniędzy. Wielkie branie będzie miało wszystko, co fit. Cena nie gra roli, musi być prima sort. Tylko pamiętaj - chude mięso, oberżyna czy serek light to zaledwie wstęp do sukcesu. Nie wolno Ci pominąć suplementów diety, pozwalających po trudnej końcówce roku wesprzeć wątrobę i spowodować znikanie boczków. To ostatnie wprawdzie jest efektem ubocznym, ale większość będzie w stanie go zaakceptować. Mając szkołę nauki jazdy czułbym się jak sułtan, któremu właśnie spełnia się sen złoty. Każdego roku przybywa tych, którzy albo jeszcze z jakiegoś powodu nie zrobili prawka, albo właśnie dopiero teraz mogą. Co tu dodawać? Nie czytaj nawet dalej, tylko biegnij do banku. Leasingu na flotę nowiusieńkich hyundaiów i20
udzielą znajomi z czwartego akapitu, czym pomogą Tobie rozwinąć biznes, a sobie - zgarnąć premię. Można? Jeżeli stawiasz domy na wodzie lub twierdzisz, że postawisz, pewnie już masz dobrze i właściwie nie ma tu czego doradzać. Jesteś najlepszym siatkarzem świata, ale to wciąż za mało, żebyś zobaczył swoją kasę? Najważniejsze, że szybko znaleźli się lepiej zorganizowani. Kiedykolwiek wszedłeś w posiadanie Showmaxa nie w pakiecie jednej z sieci komórkowych, ale drogą kupna, myśląc, że robisz świetny interes? Nawet nie wiem, co Ci napisać… A tak zupełnie serio, na zakończenie tekstu i rozpoczęcie roku, wszystkim Państwu życzę, aby ten obecny nie był gorszy niż jego poprzednik. Dużych i małych powodów do radości oraz spełnienia każdego z postanowień. Wszystkiego dobrego w 2019!
Michał Chaszkowski-Jakubów szczecinianin z urodzenia i przekonań. Założyciel Stowarzyszenia In Tractu, pomysłodawca i organizator m.in. Filmowych Wtorków w Cafe Hormon, Szczecińskiego Bazaru Smakoszy oraz Feel Good – Przeglądu Kina Pozytywnego
#prezentacja
18
| TEMAT Z OKŁADKI |
Profesor Parzyziółko, cichy sprzymierzeniec naszej codzienności Uczy i bawi nie tylko najmłodszych, ale też i nieco starszych - „Parzyziółko”. Debiut literacki ilustratorki ze Szczecina Doroty Wojciechowskiej-Danek, przenosi czytelników do innego, dziś nieco zapomnianego, magicznego świata ziół. Co najważniejsze, robi to skutecznie. ROZMAWIAŁA AGATA MAKSYMIUK / ILUSTRACJE DOROTA WOJCIECHOWSKA-DANEK / FOTO MICHAŁ DANEK
Kim jest Profesor Parzyziółko? - Profesor Parzyziółko jest zielarzem. W książce pełni rolę przewodnika po tajemniczym świecie ziół – odkrywa ich sekrety i zdradza tajniki zawodu. Dzięki jego zapiskom dowiadujemy się np., co wspólnego ma bazyliszek z bazylią, po co starożytni Rzymianie nosili liście laurowe na głowie, a także czego najbardziej boją się komary. W takim razie, co ma wspólnego bazylia z bazyliszkiem? - Odpowiedź na to pytanie ukryte jest już na pierwszej stronie rozdziału, będącego zbiorem ziół Profesora Parzyziółki. Mogę uchylić rąbka tajemnicy, że ma to związek ze średniowiecznymi wierzeniami i trującym spojrzeniem. W książce nie tylko opisałaś wybrane zioła, ale i odkryłaś przed młodymi czytelnikami wiele ciekawostek. Która dla Ciebie była najbardziej niezwykła?
- Lebiodka jest zielem znanym równie dobrze jak imbir. By dojść do takiego wniosku, wystarczy zagłębić się w zielnik Profesora Parzyziółki. Wszystkie rośliny opisane w zielniku są łatwo dostępne dla młodego zieloznawcy, a dodatkową pomoc w ich poszukiwaniu stanowią symbole przypisane do każdej rośliny, tj. las, łąka, dom czy ogród. Zioła, choć całkiem przyjemne, mają też swoją nieco mroczną stronę. To w końcu z ich powodu na stosach spłonęło wiele czarownic. Interesowałaś się tą magiczną sferą zielarstwa, za którą dawniej kobiety były karane? - W książce jest wiele odniesień do mitologii i dawnych wierzeń. Są one ściśle związane z historią ziół, nie przypisuję im jednak właściwości magicznych. Palenie kobiet na stosie było przejawem mizoginii i hipokryzji, które niosła za sobą inkwizycja. Tak więc zielarstwo stanowiło pretekst a nie przyczynę.
- To zbyt trudne, żeby wskazać tylko jedną roślinę i pewnie właśnie dlatego zielnik jest tak obszerną częścią książki. Ukrywa w sobie niejedną ciekawą historię, dzięki niemu możemy przenieść się do Chin sprzed tysiąca lat lub dowiedzieć się, które zioło stanowiło składnik eliksiru miłości.
Zauważyłam, że w opisie wydawnictwa napisałaś „książka zawiera bezpieczny zakres wiedzy”. Dopiero kiedy przeczytałam to zdanie, zdałam sobie sprawę, że przecież najsilniejsze trucizny są substancjami pochodzenia roślinnego. Może ciekawym pomysłem byłoby zrobienie „księgi zakazanej”? Myślałaś o tym?
Na łamach książki pojawiają się pozycje dobrze wszystkim znane, jak np. imbir, ale i te mniej popularne, jak lebiodka. Czym się kierowałaś wybierając rośliny?
- Rzeczywiście, przeszło mi to przez myśl podczas wyboru ziół do książki, ponieważ wiele z nich musiałam odrzucić ze względu na ich trujące czy odurzające właściwości. Myślę jednak,
MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 01/2019
19
(...) informacje o opiece nad ziołami wyniosłam z rodzinnego domu, w którym mama i babcia od najmłodszych lat wpajały mi miłość do ziół...
że taki zbiór musiałby być skierowany do dorosłego odbiorcy i wymagał ode mnie dużo szerszego zakresu wiedzy, co jednak nie zmienia faktu, że jest to bardzo intrygujący temat. Czy wiedza Profesora Parzyziółki wystarczy, by spokojnie wyjść z dzieckiem na łąkę lub do lasu i rozpocząć poszukiwania ziół? Czy lepiej przejrzeć jeszcze kilka poradników? - Parzyziółko powstał właśnie po to, by dać impuls do takich poszukiwań. Rośliny zielarskie mogą przyczynić się do rozwoju sensorycznego u dziecka ze względu na ich intensywne smaki, zapachy, kolory i wielość faktur. Wspólne poszukiwanie, sadzenie ziół czy używanie ich podczas gotowania może być doskonałą zabawą nie tylko dla dzieciaków, ale i dorosłych. Wiedza zawarta w książkach jest bardzo ważna, a uzupełniona o doświadczenie przynosi najlepsze rezultaty. Jeśli chodzi o dom i ogród sytuacja jest prostsza. Mamy pełną kontrolę nad tym, co sadzimy. Ale czy hodowanie ziół jest prostym zadaniem? Na Twoim Instagramie widziałam, że masz w tym sporo doświadczenia. - Myślę, że potrzeba jedynie chęci i minimum zaangażowania, ponieważ wiele ziół możemy z powodzeniem hodować właśnie na balkonie czy parapecie. Z dbania o swoje zioła czerpię bardzo dużo satysfakcji. Jest to dla mnie forma relaksu, niosąca za sobą stały dostęp do świeżych przypraw w okresie wiosenno-letnim. Czy sadzenie własnych roślinek było częścią przygotowania się do stworzenia książki?
20
- W pewnym sensie tak, ale prawda jest taka, że tworzenie ziołowego ogródka na balkonie stało się już moim wiosennym rytuałem. Podstawowe informacje o opiece nad ziołami wyniosłam z rodzinnego domu, w którym mama i babcia od najmłodszych lat wpajały mi miłość do ziół, zaś na bardziej szczegółowe poszukiwania podczas pracy nad książką wybrałam się do niezastąpionych bibliotek. Czy są zioła, które się bardzo nie lubią? A może i takie, które odwrotnie - świetnie do siebie pasują? - Różne zioła mają różne potrzeby i to względem nich możemy niektóre z nich łączyć razem a inne nie, np. melisa i mięta będą czuły się dobrze w swoim towarzystwie ponieważ obydwie potrzebują wilgotnej gleby i półcienistego stanowiska, Jeśli posadzimy rozmaryn, który potrzebuje minimum wody z wodolubną bazylią, możemy się spodziewać, że któreś z nich zostanie przelane lub przesuszone. Między roślinami istnieje wiele zależności, dlatego warto czytać etykiety umieszczane na doniczkach i początkowo sadzić rośliny w osobnych donicach, łącząc je wtedy gdy nabierzemy doświadczenia. W książce są też przepisy na różne smakołyki, jak lawendowe śnieżki czy domowe mikstury, np. olej z bazyliszka to Twoje autorskie receptury? Tworząc je wcielałaś się w postać Profesora Przyziółki? - Choć broda mi jeszcze nie wyrosła i wzrok też mam dobry, to przyznam, że wszystkie mikstury umieszczone w książce są mojego autorstwa. To bardzo proste przepisy, które pozwolą cieszyć się aromatem ziół w różnych porach roku.
W połowie XX wieku zaczęto głosić teorie, że w XXI wieku rozwój chemii niemal całkowicie wyprze znaczenie ziół w życiu codziennym i lecznictwie. Myślisz, że taka sytuacja jest możliwa? - Wyparcie ziół z naszych kuchni, łazienek czy domowych apteczek wydaje mi się czymś nierealnym. Zwłaszcza w Polsce, gdzie zioła są zbyt mocno zakorzenione w naszej słowiańskiej kulturze. Nawet jeśli nie hodujemy ziół w domu, mamy do nich dostęp praktycznie przez cały rok. Znajdziemy je w większości sklepów spożywczych i warzywniakach. Kosmetyki bazujące na naturalnych składnikach budzą coraz większe zainteresowanie. Jeśli przez chwilę się zastanowimy, łatwo dojdziemy do wniosku, że zioła są cichymi sprzymierzeńcami naszej codzienności.
Dorota Wojciechowska-Danek na co dzień zajmuje się tworzeniem projektów i ilustracji dla dzieci i nie tylko. Tworzyła m.in. dla czasopism i wydawnictw: Wysokie Obcasy Extra, Gaga, Charaktery, Twoje Dziecko, Wydawnictwo Poławiacze Pereł, Wydawnictwa Przygotowalnia, Wydawnictwo TADAM, Wydawnictwo Widnokrąg, ZUZUTOYS, Wydawnictwo Wilga, Wydawnictwo Agora, CZUCZU / instytucji kulturalnych: Opera Narodowa w Warszawie, Centrum Kultury Zamek w Poznaniu, Akademia Sztuki w Szczecinie, Galeria sztuki TRAFOSTACJA Szczecin, Księgarnia Fika. / strona: www.dorotawojciechowska.pl
MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 01/2019
21
Na końcu świata Fotografka Marta Machej już od ponad pół roku uczestniczy rejsie dookoła świata „Oshee World Expedition”. Jak to fotograf, podczas podróży nie tylko zwiedza najbardziej malownicze zakątki ziemi, ale też wykonuje setki tysięcy zdjęć. Kilkoma kadrami podzieliła się z nami. W rolach głównych Julia Dębicka. FOTO MARTA MACHEJ / MODEL JULIA DĘBICKA / UBRANIA AIM HIGH, DEEP TRIP, ARMANI
| EDYTORIAL |
MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 01/2019
23
24
| ROZMOWA |
Tylko bez
polityki proszę
Były prezydent Słupska obecnie objeżdża Polskę i spotyka się z mieszkańcami miast i miasteczek. Ale my nie o tym. Spytaliśmy Roberta Biedronia o jego życie poza polityką, plany i czy to prawda, że specjalnie dla niego szarlotkę przyrządza Magda Gessler. ROZMAWIAŁA BOGNA SKARUL / FOTO MATERIAŁY WŁASNE
Jak teraz powinnam się do Pana zwracać? - Jeśli nie mamy rozmawiać o polityce, to panie Robercie. A jak ludzie się do Pana zwracają? - Panie prezydencie. Ten zwrot zostaje do końca życia. Byłem przecież prezydentem Słupska. A jak to się ma do pogłosek, że zamierza Pan startować na urząd prezydenta RP? - Nie jestem kandydatem na prezydenta RP. Na razie nic takiego nie zamierzam. To kreacja dziennikarska. Dziennikarze muszą czymś zapełnić łamy. Nie rozważał Pan takiego startu? - W związku z tym, że dziennikarze o tym pisali, to nie mogę powiedzieć, że się nad tym nie zastanawiałem. Ale ja lubię realną zmianę. Bardziej seksi jest dla mnie polski parlament i rząd. To wydaje mi się sprawcze. Szczególnie po tym, jak byłem prezydentem Słupska. To było bardzo duże doświadczenie. I ja coś bardziej praktycznego chciałbym robić. Mieć i widzieć efekty tego, co zrobiłem. A bycie „strażnikiem żyrandola” nie jest zbyt seksi.
26
Często na spotkaniach ludzie pytają o Pana orientację seksualną? - Nie, teraz już w ogóle. Pytają tylko dziennikarze. I to ciekawe. Interesują się tym tylko media. Inni już nie. Możliwe, że lubią czytać o mnie i moim partnerze, bo plotkarskie media wciąż o tym piszą. To wynika z faktu, że Polska pod tym względem się zmieniła? Nie jest taka homofobiczna? - Rzeczywiście, jeszcze parę lat temu był to temat, który ludzi ekscytował. Nadal chyba ekscytuje. Tylko w moim przypadku, co jeszcze mogę więcej na ten temat powiedzieć... Ujawniłem ze swojego życia tak wiele, że opowiadanie o tym po raz kolejny nie będzie chyba dla ludzi interesujące. To Pana duża zasługa, że pod tym względem Polska się zmieniła. - To zasługa nas wszystkich. Pokazuje, że Polki i Polacy odrobili swoją lekcję tolerancji. W wielu innych kwestiach nie udało się tego zrobić, ale w sprawach osób LGBT jesteśmy przygotowani na zmiany prawne. To, że nie ma jeszcze związków partnerskich w Polsce, jest jedną z najwięk-
szych porażek polskiej demokracji. Kiedy osoby LGBT wychodzą na ulicę, nie budzi to żadnych emocji w ludziach, natomiast ogromne emocje wciąż budzi wśród polityków. Jakby politycy nie byli z XXI wieku, jakby się bali proboszcza, jakby się bali, co powie ich elektorat, gdy wrócą do swojego okręgu. A przecież dziś ludzie są bardzo tolerancyjni w tej kwestii. O co więc pytają Pana na spotkaniach? Co ludzi interesuje? - Mieszkańcy Polski przychodzą na moje spotkania, aby się policzyć, zobaczyć, że nie są sami. Takich osób, marzycieli i marzycielek jak ja jest więcej. Czują, że oni i Polska zasługują na więcej niż politycy im teraz dają. To wszystko, o czym ludzie mi mówią, jest bardzo odważne. Opowiadają, że dla nich pomniki i marsze to nie jest coś istotnego, najważniejszego. Oni nie chcą się tym zajmować. Raczej chcą, aby politycy zajęli się smogiem, edukacją, problemem zwierząt, równouprawnieniem kobiet, liberalizacją ustawy antyaborcyjnej, związkami partnerskimi, służbą zdrowia. Nikt, ale naprawdę nikt nie chciał, abyśmy w swoim programie zapisali wię-
| STYL ŻYCIA |
MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 01/2019
27
| ROZMOWA |
To czym jest dla Pana dom? - Nie mam na to łatwej odpowiedzi. Lubię być tam, gdzie jest Krzysztof (partner Roberta Biedronia - przyp. red.). Staram się, aby on zawsze był przy mnie. Jak jest blisko, to znaczy, że jest tam dom.
cej pomników, czy więcej marszów z okazji 11. listopada, albo aby wszyscy zapisali się do Koalicji Obywatelskiej. Ludzie nie rozmawiają na takie tematy. A politycy tego nie dostrzegają. Ale Pan jest politykiem. - Teraz trochę żałuję, że najpierw nie zostałem samorządowcem, a dopiero później posłem. Chyba zupełnie inaczej uprawiałbym politykę. Nie uważam, że zmarnowałem moją kadencję. W końcu, jak odchodziłem, dostałem nagrodę najlepszego parlamentarzysty. Ale jakbym najpierw był prezydentem miasta, lepiej rozumiałbym ludzi i wiedziałbym, jak trzeba z ludźmi rozmawiać, będąc parlamentarzystą. Czyli? - To proste. Studia telewizyjne to za mało. Trzeba być wśród ludzi. I trzeba czuć ich problemy. Te kłótnie, które dziś widzimy w telewizji, oczywiście przyciągają uwagę, bo coś się dzieje, ale nie rozwiązują codziennych problemów. Tymczasem w Słupsku namówił Pan ludzi, by zrezygnowali z jeżdżenia do pracy samochodami. A przecież lubi Pan jeździć autem. Zrobił Pan to wbrew sobie? - Rzeczywiście, lubię jeździć autem. Z samochodami jest tak, jak z piciem alkoholu czy jedzeniem słodyczy. Człowiek wie, że to szkodzi, więc powinien to ograniczać. Lubię jeździć, lubię jeździć szybko. Dlatego preferuję autostrady niemieckie. Ale teraz rzadko prowadzę samochód. Jak już gdzieś wyjeżdżam, to moi asystenci prowadzą. A kiedy jadę na przykład do Szczecina, to pociągiem, drugą klasą. I jak wypada Szczecin? - W Szczecinie zjadłem pasztecika, pierwszego w życiu. Słyszałem o nim wcześniej, ale myślałem, że to sflaczałe, suche danie. A okazuje się, że ten pasztecik był chrupki, w środku był gęsty ser. To było mega dobre!
28
Mówił Pan, że lubi jeść i to słodycze. Jak dba Pan o linię? - Muszę się permanentnie odchudzać. Właśnie dlatego, że tak uwielbiam słodycze i do tego prowadzę beznadziejny tryb życia - dużo pracuję, dużo siedzę. A to wszystkie nie pomaga w utrzymaniu linii. Więc dużo biegam i ćwiczę.
Podobno lubi Pan gotować. - Gotować to raczej lubi mój partner, ja lubię jeść. A co najbardziej? - Słodycze. Szarlotka, sernik na zimno. Zna Pan przepis na szarlotkę? - Nie. Szkoda. Podalibyśmy przepis na szarlotkę a’la Biedroń. - Nie znam przepisu, bo Magda Gessler robi mi szarlotki. Często przysyłała mi je do Słupska. To przywilej, że znam Magdę. Gdzie teraz Magda Gessler powinna wysłać Panu szarlotkę? Gdzie ma Pan teraz dom? - Na pewno dziś jest w Warszawie, bo tam mieszka mój partner. Nadal mój dom jest też w Słupsku, często tam wracam. Mieszkałem w swoim życiu już tak w różnych miejscach, że czuję się przywiązany do różnych okolic. Mam też mieszkanie w Gdyni. Moim domem staje się miejsce, które zaanektuję całkowicie. Co to znaczy? - Jak się wprowadzam, to od razu urządzam sobie ten dom - ściągam książki, wieszam ubrania. Ciężko mi teraz powiedzieć, gdzie jest mój dom.
A to tak! Bo już myślałam, że rezygnacja z samochodu w Słupsku podyktowana była dbałością o linię. - Trochę tak (śmiech!). Jednak zawsze preferowałem ruch. Zawsze ćwiczyłem. Tylko teraz muszę codziennie ćwiczyć coraz więcej. Podobno ludzie lubią przytulać się do Pana. - To ja lubię przytulać się do ludzi, a oni chyba to wyczuwają i przytulają się do mnie. Słyszałem, że największym osiągnięciem polityka jest fakt, że ludzie chcą się do niego przytulać. Dużo Pan przytulił osób? - Tysiące. Na każdym spotkaniu to robię. Pamięta Pan najmilsze słowa jakie usłyszał na spotkaniach? - W Poznaniu podszedł do mnie młody chłopak, student pierwszego roku, który powiedział, że jest ze Słupska. Chodził tam do technikum, w którym prowadziłem lekcję o demokracji. Po tej lekcji zainteresował się życiem publicznym i to go natchnęło, aby pójść na studia i zmienić swoje życie. To było dla mnie wow! Rzeczywiście. - Albo była też matka, która powiedziała mi, że jej syn jest gejem. I przeczytała moją wcześniejszą książkę. To pomogło jej zrozumieć, kim jest jej syn. Podobnie zresztą jak mojej mamie, która też długo nie mogła zaakceptować
| ROZMOWA |
tego, że jestem gejem. Właśnie takie rzeczy bardzo pomagają mi utwierdzić się w tym, że to, co robię jest słuszne i że ma realny wpływ na życie innych. Wiem, że kiedy buduje się chodniki czy drogę, to też pomaga się kierowcom czy pieszym, ale historie ludzkie, które dotykają spraw bardzo intymnych, bardzo mnie wzruszają. Jestem dumny z chodników i dróg w Słupsku, ale najdumniejszy jestem, kiedy słyszę historie, które zmieniły czyjeś życie. Mówi się o Panu, że jest niesłychanie przyjaznym facetem, a miał Pan przecież bardzo trudne dzieciństwo. Jak się nauczyć serdeczności? - Z moją serdecznością to różnie bywa. Niektórzy moi współpracownicy coś więcej na ten temat wiedzą (śmiech). Natomiast wrażliwości uczymy się przez socjalizację. Byłem najstarszy z rodzeństwa, mój ojciec był alkoholikiem i przemocowcem. Musiałem się opiekować rodzeństwem i brać za nich odpowiedzialność. Kiedy mój ojciec nie wracał do domu, a mama była w pracy, musiałem się nimi opiekować. I to w dużej mierze nauczyło mnie odpowiedzialności. Empatię musiałem nabyć, by zrozumieć, że jeżeli ja nie będę starał się wczuć w tę drugą stronę, to nigdy nie zmienię świata na lepszy. Bo kiedy zaczynaliśmy naszą przygodę związaną z emancypacją środowiska LGBT, to przecież rzeczywistość nie była taka, jak dzisiaj. Na spotkaniach w naszą stronę nie leciały tylko przezwiska, ale też różne rzeczy. Marsze były pacyfikowane, leciały butelki, dochodziło do przemocy fizycznej. Bez empatii stałbym się oszołomem. Nikt nie chciałby mnie słuchać. Pewnie jakbym wchodził do studia telewizyjnego, to używałbym agresji wobec przeciwnika. A to chyba by nie działało. Więc zostałem trochę wytresowany, aby być bardziej empatyczny. A to pomaga i szkodzi. Bo ja się bardzo łatwo wzruszam. Czym? - Wszystkim! Płaczę na filmach
albo na spotkaniach, kiedy podchodzą młodzi ludzie i proszą na przykład o autograf.
Dowiedziały się, że oprócz obowiązków mają też swoje prawa. Są nie do zatrzymania.
Kiedy w 2005 roku krajem rządził PiS, rozważał pan wyjazd z Polski. Co teraz? - To prawda, że zastanawiałem się nad wyjazdem. Ale teraz jestem silniejszy. Wtedy planowaliśmy osiedlić się w Szwecji, bo nagonka na nas była nie do zniesienia. Myślałem, że wygodniejsze życie będzie dla mnie szczęśliwsze. Ale chyba życie nie na tym polega, aby zamknąć oczy i nie widzieć tego wszystkiego, co się dzieje. Dziś nie żałuję, że zostałem. Ten kredyt zaufania jakim mnie obdarzają ludzie jest tego wart. Nawet jeśli pomogę tylko jednej osobie, to warto robić to, co robię.
To znaczy, że są lepsze od mężczyzn? - Są inne. Powinny być równoprawne, a nie są. Muszą mieć równe szanse w życiu, a nie mają. To nie chodzi o to, aby im teraz sztucznie wyrównywać prawa. Ale chodzi o to, że my przez wieki mieliśmy bonus bycia facetami i z tego korzystaliśmy kosztem kobiet. My kobiety „upupiliśmy”. To, że kobiety, oprócz swojej pracy zawodowej, w domu muszą przez pięć godzin dalej pracować, a my faceci tylko dwadzieścia minut, to też świadczy o nas. Bo to my zrobiliśmy to z kobietami. Maria Curie-Skłodowska wyjechała z Polski nie dlatego, że marzyła o wyjeździe, tylko o tym, by się uczyć, studiować. I dlatego jestem bardzo dumny z każdej kobiety, która teraz rozbija szklany sufit.
Warto „bawić się” w politykę? - Oczywiście. Po to zresztą jest polityka. Ona jest dla zmiany, żeby ludziom żyło się lepiej, by byli szczęśliwi. Dziennikarze ciągle mnie pytają, czy politykę będę robił z Grzegorzem czy z Barbarą, a może z Włodkiem. Bardzo się wtedy denerwuję. To mnie mierzi. Wkurza mnie. Bo ja nie jestem w polityce dla stołków, jestem dla zmiany. Często wtedy zadaję pytanie, czy jak połączę się z Grześkiem, Baśką czy Włodkiem, to będziemy mieli związki partnerskie? Teraz w Słupsku rządzi Pana zastępczyni z poprzedniej kadencji, a klub radnych jest największy w radzie. Jest Pan z tego dumny? - Oczywiście, bo słupszczanie tym wyborem powiedzieli „tak” mojej dotychczasowej polityce. Ale najbardziej dumny teraz jestem z tego, że to kobieta stanęła na czele miasta, że zbiła szklany sufit. Pokazała, że się da, że można sięgać szczytów, będąc kobietą i pełnić najważniejsze funkcje. Uważa Pan, że teraz kobiety będą rządzić światem? - Nadchodzi era kobiet. One wyszły, a właściwie uciekły z klatki. Dowiedziały się, że poza klatką jest życie i to życie jest piękniejsze niż w klatce.
Przyjechał Pan do Szczecina, aby promować swoją czwartą już książkę. Która z nich jest najlepsza? - Każda jest inna. „Tęczowy elementarz” to książka, która mówi co to jest LGBT. „Pod prąd” to wywiad rzeka, której najbardziej się bałem. Nigdy zresztą jej nie przeczytałem. Opowiedziałem w niej swoją historię życia i to wszystko, czego właściwie nie chciałem nigdy nikomu powiedzieć. Ale doszedłem do wniosku, że muszę o tym mówić, choćby dlatego, aby inni nie musieli przechodzić tego co ja. Natomiast książka „Włącz demokrację” jest dla dzieci i młodzieży. Z kolei ta, którą teraz wydałem - „Nowy rozdział” - opowiada o moim marzeniu o Polsce, co chciałbym w przyszłości zrobić. To manifest? - Może tak. Opisałem w niej w jakim społeczeństwie chciałbym działać. Bo wierzę, że inna polityka jest możliwa. A miało nie być o polityce! - Właśnie.
MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 01/2019
29
| TEATR |
W kinie dzieje się dużo, ale w teatrze może wydarzyć się więcej
30
| TEATR |
Konrada Pawickiego niedawno oglądaliśmy w „Pijanych” czy „Fanny i Alexander”, które zamykały rok w Teatrze Współczesnym w Szczecinie, a już rozmawiamy o „Seksie dla opornych” czy „Godzinie spokoju”, które otwierają rok. Widzieliście już te spektakle? Koniecznie musicie zobaczyć jeszcze raz. To samo przedstawienie, oglądane po raz drugi, nigdy nie jest tym samym. ROZMAWIAŁA AGATA MAKSYMIUK / FOTO TEATR WSPÓŁCZESNY W SZCZECINIE
Gdyby musiał Pan wybrać pomiędzy graniem przez całe życie wyłącznie ról komediowych, a graniem w spektaklach dramatycznych, na co by padło? - Wybrałbym role komediowe. W ostatnim czasie tak się poukładało, że dość często jestem w nich obsadzany i dobrze się z tym czuję. Szczerze mówiąc, nigdy nie przypuszczałem, że będzie to moja „specjalizacja”, mój znak rozpoznawczy. Nie sądziłem, żebym miał szczególne predyspozycje do grania w komediach. Przyznam, że zawsze zazdrościłem mojemu serdecznemu koledze z garderoby – a wcześniej ze szkoły teatralnej - Arkowi Buszko, który oprócz charakterystycznej vis comica ma jeszcze to nieuchwytne „coś”. Wchodzi na scenę i już jest śmiesznie. A tu proszę, większość komediowego repertuaru na moich barkach. Przepraszam – na barkach moich koleżanek i kolegów oraz moich. Za sprawą ostatnich ról przylgnęła do Pana łatka aktora komediowego. Łatki przeszkadzają? - Najważniejsze, żeby się nimi nie przejmować. Dla mnie największą wartością w aktorstwie jest wszechstronność. Wspomniałem już Arka Buszko - potrafi umiejętnie wykorzystać swoją charakterystyczność w bardzo wszechstronny sposób – być nieodparcie zabawny, a kiedy trzeba, przejmująco tragiczny lub niezwykle groźny. Umiejętność przemiany to podstawa. A jeśli potrzeba więcej przykładów, to można sięgnąć do wielkiego świata i wskazać choćby Bruce’a Willisa. Przypięło mu się łatkę twardziela - zabijaki, który ratuje świat, miasto lub chociaż małą dziewczynkę z rąk bandytów. A wystarczy zobaczyć go w „Moonrise Kingdom” Wesa Andersona, by odczarować ten wizerunek. Nie wspominając już o „Szóstym zmyśle”. Oczywiście nie jest tak, że każdy aktor zagra wszystko. To jak w orkiestrze – kocioł nie zagra partii skrzypiec i na odwrót. Wychodzi na to, że duża odpowiedzialność w tej kwestii spoczywa na reżyserach, producentach. - Tak, ponieważ sztuką jest obsadzanie aktorów w spektaklu. Potrzeba do tego intuicji i znajomości zespołu, z którym się pracuje. Dla przykładu -
w „Fanny i Alexander” reżyserka Justyna Celeda wybrała mnie do roli Oscara Ekdahla. Pracujemy ze sobą od dłuższego czasu. Justyna dobrze zna mnie nie tylko jako aktora, ale jako człowieka. Przy takiej pracy to po prostu nieuniknione, ale też pomocne. Oscar Ekdahl okazał się postacią bardzo mi bliską, co nie oznacza, że przygotowanie do roli było szczególnie proste, ponieważ Oscar to człowiek, który bawi innych, a sam ma smutek w sercu. Znamy zresztą mnóstwo takich przykładów. Choćby mój ukochany Peter Sellers. Trudno rozśmieszyć naszą publiczność? Z jednej strony uwielbiamy kabarety, ale z drugiej kochamy pogrążać się w depresji i nadmiernej patetyczności. - Myślę, że ludzie przychodzą do teatru, żeby „zapomnieć o tym całym ciężkim świecie na zewnątrz” (cyt. „Fanny i Alexander”). Z drugiej strony staramy się oferować nie tylko zapomnienie, ale też czasami przypominać pewne ważne rzeczy. O nas, o tym jacy jesteśmy i z czym się zmagamy. Śmiech dla samego śmiechu, to nieraz trochę za mało. Chociaż też jest potrzebny. Tak, mamy dziś istny zalew kabaretów. Zdarzają się wśród nich prawdziwe perły, ale ogólnie rzecz biorąc sztuka kabaretowa chyba poszła w ilość. W teatrze nie ma spektakli robionych tylko dla śmiechu? To nie tak. Oczywiście, że zdarza nam się tworzyć spektakle, których głównym celem jest rozrywka. Wystarczy przywołać „Wszystkie dzieła Szekspira”, które gramy na Zamku Książąt Pomorskich z Pawłem Niczewskim i Arkiem Buszko już od 15 lat. Pamiętam jak prezentowaliśmy ten spektakl na festiwalu „Walizka” w Łomży. Wróciliśmy z tego wydarzenia nie tylko z nagrodą, ale też z najcelniejszą i najcenniejszą recenzją autorstwa nieżyjącej już Hanny Baltyn. Napisała - cytując: „zaczyna się jak u cioci na imieninach, a kończy jak na ostrej popijawie w burdelu. Słowem - dzicz”. I tak jest. Chociaż proszę sobie wyobrazić, że okazało się, iż spektakl mający nieraz cechy bardzo jarmarcznej rozrywki, może mieć też funkcję terapeutyczną. To właśnie po przedstawieniu „Dzieł Wszystkich...”
MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 01/2019
31
| TEATR |
pani Małgorzata, która pojawiła się na widowni „aby zapomnieć o ciężkim świecie na zewnątrz”, założyła grupę CZESŁAW. Wyszła z teatru zupełnie odmieniona. Podobno równie skutecznie działa „Seks dla opornych”? - „Seks dla opornych” zagraliśmy już chyba 120 razy i z wiarygodnych źródeł wiemy, że uratowaliśmy kilka małżeństw. Na widowni zasiadają różni ludzie, różne pary, związki w różnym stanie. Granie komedii jest najtrudniejszym z zadań z jakim aktor może zmierzyć się w teatrze, ale jeśli się to uda, będzie to najwdzięczniejsze zadanie. Nagroda pojawia się od razu. Widzimy, jak ludzie wychodzą z teatru po „Seksie dla opornych” i wyglądają, jakby ubyło im lat i kłopotów. No właśnie, Teatr Współczesny przygotował kilka propozycji, które mają wprowadzić nas w dobry nastrój wraz z Nowym Rokiem. W repertuarze znajdziemy choćby „Godzinę spokoju” czy wymieniony „Seks dla opornych”. Do którego ze spektakli ma Pan większy sentyment? - Trudno powiedzieć, nawet bardzo trudno. Jeśli powiem, że „Seks...”, poczuję, że nie doceniam „Godziny spokoju”. A jeśli powiem, że „Godzinę…”, to pewnie przypomni mi się „Pocałunek”, w którym uwielbiam grać, a którego w styczniu jeszcze nie ma w repertuarze. Chyba wymigam się od tej odpowiedzi (uśmiech). A dla widzów? Który spektakl szybciej trafi do osób, które na pytanie - kiedy ostatni raz byłeś w teatrze, odpowiadają - w szkole podstawowej? - Myślę, że obie sztuki, ponieważ w równym stopniu bawią i są dobrze przyswajalne, a do tego dają widzom to „coś”. „Seks dla opornych” to historia, która doczekała się nawet swojego sequela. Ale zostając przy pierwszej części, opowiada ona o małżeństwie Lane. Alice i Henry przechodzą przez kryzys. Po 25. latach Alice postanawia odmienić ich życie, zwłaszcza życie seksualne. Uważa, że w tym leży problem. Zabiera męża na wycieczkę do luksusowego hotelu, co ma być receptą na naprawienie wszystkich błędów. To, co się dzieje w hotelu, trzeba już zobaczyć z widowni. Jeśli chodzi o „Godzinę spokoju”, to historia o konsekwencji budowania swojego życia na kłamstwie. Główny bohater przeżywa tu absolutną katastrofę. Jest to katastrofa niezwykle śmieszna dla oglądających ją widzów i straszna dla bohatera. Myślę, że wielu osobom ta opowieść może być bliska. Historia zaczyna się dość banalnie. Główny bohater przybiega z rynku ze świeżo zakupioną, unikalną płytą. Jest audiofilem, więc radość jest tym większa. Ma akurat godzinę wolnego czasu i chce ją wykorzystać na przesłuchanie muzyki. Czy to się uda? Wprowadzenia do spektakli brzmią zachęcająco - z czego może wynikać strach ludzi przed przyjściem do teatru? - Może z tego, że ludzie boją się, że czegoś nie zrozumieją, albo że będzie nudno. W końcu „lepiej pójść do kina, bo tam się dużo dzieje”. I to prawda. Czasem w kinie dużo się dzieje. Oczywiście, to zależy od tego, co rozumiemy przez słowa
32
„dzieje się”. Dla jednych to auta i strzelaniny, dla innych relacje międzyludzkie. I to nie tak, że chodzenie do kina na filmy ze strzelankami to dyshonor dla konesera sztuki (śmiech). Ja również lubię kino, również takie ze strzelankami. Zdarza mi się być małym chłopcem. Bez przerwy mógłbym oglądać „Gwiezdne Wojny”, najlepiej pierwszą trylogię. A teatr - absolutnie nadąża za wciąż zmieniającą się rzeczywistością. Nieustannie zmienia się sposób dotarcia do ludzi, zmienia się język teatru, zmienia się też technologia tworzenia spektakli. Powstają dziś tak zaawansowane technicznie i wizualnie atrakcyjne przedstawienia, że nawet dla zobaczenia tego czarodziejstwa warto wstąpić do teatru. Chociaż na poziomie międzyludzkich relacji niewiele zmienia się od tysiącleci i to też pokazuje teatr. Jest cały czas opowieścią o świecie. Opowieścią snutą na różne sposoby. To też jest jego wartość. Są spektakle, które mogą zrazić? - Bywają przedstawienia nieprzyjemne. Jeśli spojrzymy na świat pod odpowiednim kątem, zobaczymy ile złych rzeczy dzieje się wokół nas. Teatr jest opowieścią o świecie, więc to nieuchronne, że i takie spektakle muszą się pojawić. Mnie wystarczy, że obejrzę wiadomości. Wolę oglądać sztuki i grać w sztukach, które dają nadzieję, że aż tak źle nie jest. Pokazują, że gdyby przyjąć – bez odpowiedniego dystansu – wizję świata oferowaną przez niektórych twórców, to nic, tylko iść i się powiesić. Jest taki fragment spektaklu „Pijani”, cytując - „po co mamy sobie ciągle polewać głowę gównem?”. Ale wszystko jest kwestią wyboru. Jeśli ktoś chce się trochę pokatować, to czemu mu tego odmawiać? A może są spektakle, które mogą znudzić? Po kilku latach grania tych samych ról, tych samych scen, nie wkrada się monotonia? - Powiem tak, są widzowie, którzy oglądają wielokrotnie to samo przedstawienie. Wspomniana założycielka grupy CZESŁAW, pani Małgorzata obejrzała „Seks dla opornych” już ponad 50 razy. Myślę, że gdyby ktoś z nas zapomniał tekstu - co raczej się nie zdarza, pani Małgorzata byłaby gotowa wejść na scenę i nas zastąpić (śmiech). Widzowie oglądają to samo przedstawienie, bo to samo przedstawienie nigdy nie jest tym samym przedstawieniem. I to chyba jest jedna z tych najwspanialszych cech teatru. To jest też to, co różni teatr od kina. Czyli „Seks dla opornych” w kwietniu, to będzie inny „Seks dla opornych”, niż ten grany w styczniu? - Między kwietniem a styczniem na pewno zdarzy się wiele rzeczy w naszym życiu. Zagramy być może role w nowych przedstawieniach, co pewnie nas nieco odmieni. Poza tym ja mogę być przeziębiony, a Beata Zygarlicka nie w humorze albo odwrotnie. Oczywiście, jesteśmy profesjonalistami i jesteśmy w stanie pokonać każdą z przeszkód, np. niedawno zdarzyło się, że Beata grała w „Seksie dla opornych” jeszcze w czasie rekonwalescencji złamanej nogi. Jeśli przedstawienie jest grane naprawdę, jeśli nie jest to tylko repetycja wyuczonych wcześniej sytuacji, jeśli jest to prawdziwy dialog oparty o żywe reakcje, to spektakl
będzie za każdym razem czymś innym. Ale do tego jest potrzebna pewnego rodzaju chemia między aktorami, wyczulenie na partnera. Szczerze, to ja nawet zachęcam widzów, żeby poszli dwa razy na to samo przedstawienie. Najlepiej z rocznym odstępem. Gwarantuję, że będzie to zupełnie inna sztuka. A zdarza się Panu podglądać pracę kolegów z Teatru Współczesnego? Jeśli chodzi o komedie, to w Teatrze Współczesnym pojawią się jeszcze dwie: „Dobry wieczór Fogg” czy „Letnie osy kąsają nas nawet w listopadzie”. Przyznaję, że nie ma to czasu. Jeśli nie uda mi się pojawić na premierze, to trudno mi wyrwać się później. Ale tak to chyba już jest w pracy. Myślę, że styczeń to dobra okazja, żebym wybrał się na „Fogga...” i „Osy...” biorąc choćby pod uwagę znakomitą obsadę. Po tak długim czasie spędzonym w Szczecinie, zamieniłby Pan Teatr Współczesny na inny? - Przyznam, że nawet niedawno zdarzyła mi się propozycja. Nie będę zdradzał szczegółów. Stanęło na tym, że jeśli pojawi się możliwość gościnnego występu w tamtejszym teatrze, którą będę mógł połączyć z pracą w Szczecinie, to chętnie ją przyjmę. Natomiast jeśli chodzi o przeniesienie się na stałe... raczej nie bardzo. Zespół Współczesnego jest naprawdę wyjątkowy. Tak to czujemy my, nasi widzowie, ale też ludzie, którzy do nas przyjeżdżają. Gramy do jednej bramki i świetnie to rozumiemy.
Konrad Pawicki - absolwent wydziału aktorskiego we Wrocławiu – filii Państwowej Wyższej Szkoły Teatralnej w Krakowie (1990). Debiutował w 1989 roku na scenie Teatru im. Jana Kochanowskiego w Opolu (rolą Jakuba w „Akropolis” St. Wyspiańskiego). Od ukończenia studiów jest aktorem Teatru Współczesnego w Szczecinie. Współpracował także z Operą na Zamku w Szczecinie, był szefem artystycznym Piwnicy przy Krypcie. Jest prezenterem radiowym, m.in. prowadził program „Studio Bałtyk” w Polskim Radiu Szczecin. Obecnie współpracuje z Twoim Radiem. Autor tomików poetyckich „Kobietojad” (1993), „Niech żyję” (2006). Autor tekstów piosenek i wokalista. W 2016 r. wydał płytę „Zły 2, czyli noc w Muzeum”.
| MUZYKA |
Marcin Wasilewski to co najlepsze w...
jazzie W jednym składzie grają już od 25 lat. Muzyką zachwycają publiczność na całym świecie, a 14 stycznia przyjadą do filharmonii, żeby koncertem w Szczecinie otworzyć jubileuszową 25th Anniversary Tour - Marcin Wasilewski Trio. Jak żadna inna polska formacja potrafią przekazać to, co w jazzie najlepsze. A co to takiego? To już opowie Marcin Wasilewski. ROZMAWIAŁA AGATA MAKSYMIUK / FOTO BARTBARCZYK.COM/ECM RECORDS
Marcin Wasilewski Trio, wcześniej Simple Acoustic Trio w niezmienionym składzie gracie od 25 lat. Takiego stażu nie wytrzymało niejedno małżeństwo, a Wam się udało. Jak? Kiedyś emitowano taki program „Telewizyjny koncert życzeń” i tak mi się kojarzy, że pojawiały się tam pary co i 50 lat ze sobą przeżyły (śmiech). No ale wszystko jeszcze przed nami. Trudno jednoznacznie powiedzieć, co sprawia, że gramy razem tyle czasu. Na pewno duże znaczenie ma tu chemia, dzięki której dogadujemy się w sferze prywatnej i zawodowej. Od początku czuliśmy ekscytację wynikającą ze wspólnego koncertowania. Do tego dochodzą wszystkie przygody, które nas zbliżyły. Muzyka motywuje nas do ciągłego bycia kreatywnym, rozwijania się, a kolejne angaże pozwalają kontynuować drogę, którą idziemy. Mam nadzieję, że będzie to trwało kolejne 25 lat i więcej. Po tylu latach pamięta się jeszcze, co było tym impulsem, od którego wszystko się zaczęło? - Przełomowym momentem był rok 89. Razem z mamą zorganizowaliśmy wyjazd na festiwal Jazz Jamboree. Zabraliśmy ze sobą Sławka Kurkiewicza, z którym
34
już wtedy tworzyliśmy amatorski duet. Mieliśmy po 14 lat i byliśmy totalnie zafascynowani tą muzyką. Jazz Jamboree był sławny na cały blok Europy Wschodniej. To było ogromne wydarzenie, jedno z największych na kontynencie, a my byliśmy w jego centrum. Energia, której tam doświadczyliśmy zupełnie nas powaliła. Nie sądziliśmy, że muzyka może być aż tak ekscytująca. I to właśnie był moment, w którym podjęliśmy decyzję, że chcemy zająć się jazzem na poważnie. Motywacja musiała być duża. Zespoły zakładane przez nastolatków zwykle nie docierają nawet do matury. - I była. Tym bardziej, że szybko podjęliśmy kolejne kroki. Wzięliśmy udział w warsztatach jazzowych w Chodzieży, później w warsztatach w Puławach. Zaczęliśmy spotykać się ze starszymi, bardziej doświadczonymi artystami. Tak spotkaliśmy choćby Tomasza Szukalskiego, później Henryka Miśkiewicza, a jeszcze później jego syna Michała Miśkiewicza. Doskonale pamiętam, to było na jam session w Puławach. Zagraliśmy razem i tak gramy do dziś. W jazzowe środowisko wsiąkaliśmy stopniowo, ale intensywnie.
| MUZYKA |
A jak to było z Tomaszem Stańko? Związaliście się z nim dość wcześnie i na dość długo. - Wszystko działo się szybko. W 94. roku zagraliśmy na Jazz Jamboree w specjalnym bloku „Tribute to Komeda”. Nasz występ odbił się szerszym echem, był dobry. Zresztą było już o nas co nieco słychać, bo rok wcześniej otwieraliśmy ten festiwal, wygraliśmy też konkurs jazzowy we Francji. Tomasz Stańko po prostu do nas zadzwonił. Najpierw do Miśkiewicza, później do Kurkiewicza i na koniec do mnie. Pierwszy wspólny koncert zagraliśmy 8. marca 94. roku w Łodzi. Pamiętam dokładnie, w końcu to był dzień kobiet (uśmiech). Zdarzało się, że byliście nazywani jedynie „sekcją rytmiczną” Stańki. To może być trochę krzywdzące dla zespołu. Duże nazwisko pomaga czy przyćmiewa? - Przygoda z Tomaszem Stańko była na tyle długa, że trudno traktować nas jedynie jako jego sekcję rytmiczną. Choć zależy w jakim kontekście używamy tego określenia. Sekcja rytmiczna w muzycznym słowniku to podstawa każdego zespołu - bas, bęben i instrument akompaniujący - gitara czy fortepian. Więc w kontekście nomenklatury muzycznej, tak byliśmy - tylko albo aż - sekcją rytmiczną Tomasza Stańko. Jednak prawda jest taka, że nasza współpraca szybko przerodziła się w pełnowartościowy zespół. Jako młodzi muzycy widzieliśmy dla siebie przyszłość w tym, co robimy u boku Tomasza. W jego muzyce, w sposobie gry, improwizacji, w tym co robił było to „coś” nieopisanego, nieuchwytnego. Możliwość współpracy z nim była nie do przecenienia. Taka szansa nie zdarza się często. Tomasz Stańko mówił o Was „w całej historii polskiego jazzu nie było takiej grupy, jak oni”. - Powiedział to w jednym z wywiadów, ale nigdy nie słyszeliśmy tego na żywo. Zresztą nie musieliśmy. Wiedzieliśmy, że Stańko nas docenia. Pewnych rzeczy nie trzeba mówić na głos, nawet nie powinno się mówić. Muzyka jest specyficzną materią. Kiedy podchodzi się do instrumentu, trzeba się zmierzyć z pewnego rodzaju wyzwaniem, z tym co jest tu i teraz. Jest to cały proces. Konieczne jest skupienie, zgranie się z zespołem, stworzenie kreacji, zbudowanie atmosfery… i jeśli to się udaje, właśnie to jest ważne, a nie wypowiedziana kiedyś pochwała. Gdyby człowiek tak cały czas myślał o komplementach, to szybko by się utopił we własnej próżności. Nie jest Panu trochę żal, że muzycy tak się napracują a koniec końców w radiu czy w telewizji i tak puszczą disco polo? Przecież polska scena jazzowa jest dość duża, rozbudowana, jest z czego wybierać. - To jest bardzo szeroki temat, który dotyczy nie tylko muzyki, ale całej kultury wysokiej, którą mainstreamowe stacje traktują po macoszemu, szczególnie w prime time’ach. Nie zawsze tak było. Pamiętam jeszcze, jak wiadomości w Telewizji Polskiej były emitowane o godzinie 20. Prime time obowiązywał właśnie około tej godziny. Niech pani sobie wyobrazi, że nasz występ na Jazz Jamboree ‘94 został wyemitowany na żywo pięć minut przed dwudziestą na kanale drugim. Dziś to nie do pomyślenia. Jazz był wtedy bardziej zauważalny, co za tym idzie - bardziej promowany. Po prostu zmieniły się czasy, panuje drapieżny kapitalizm, sztuka jest skomercjalizowana, media układają swoje działania głównie pod zysk, jest więcej stacji. Brakuje czasu
na programy czysto kulturalne. A szkoda, bo przecież misją telewizji i rozgłośni publicznych jest dbanie o ciągłe podnoszenie poziomu kulturalnego, a nie jego zaniżanie na rzecz schlebiania masom. No ale cóż, nie można się załamywać, trzeba działać dalej. A może ludzie boją się dziś jazzu? - Na pewno nie każdy jest stworzony do słuchania muzyki jazzowej. Nie każdy potrafi odnaleźć te wszystkie niuanse, nadążyć nad tym, co się dzieje. To nic złego. Ale proszę mi wierzyć, zdarzają się ludzie, którzy nigdy wcześniej nie słuchając jazzu przychodzą na mój koncert i są zachwyceni, wciągają się w ten gatunek. To chyba największy komplement jaki muzyk może otrzymać od publiczności. Tyle, że wciąż panuje opinia, że jazz to muzyka elitarna, tylko dla wybranych, a przecież to była muzyka klasy robotniczej, w dodatku ciemiężonej przez kapitalistów. Brak nam odpowiedniej edukacji? - Słowo „elita” bardzo źle się kojarzy, szczególnie w ostatnich czasach. Poza tym jazz nie jest elitarny, jazz jest dla ludzi. Takie podejście na pewno wynika z braku odpowiedniej edukacji. Ludzie nawet nie bardzo wiedzą, że w jazzie powinno się klaskać na 2 i 4, a nie na 1 i 3. Myślę jednak, że można to nadrobić, trzeba tylko chcieć. Niestety, jazz ma znacznie mniejszy zasięg w stosunku do muzyki popularnej, no i nie każdy jazz, który pojawia się w powszechnym obiegu, jest dobry… Zdarzyło się Panu pogubić w tym, czego słucha? Zwyczajnie nie ogarnąć utworu? - Jasne, że tak i to wiele razy, ale to są tylko momenty. I tak naprawdę, na te momenty się czeka, próbuje się je wyłuskiwać. W języku jazzu to się nazywa „cooking”. Coś, co wydarza się ponadto, co jest oczywiste. No, ale nie można też cały czas grać tak, żeby „zażerało”. Trzeba znaleźć odpowiedni balans między graniem cicho, graniem głośno, zagęszczaniem, pustką i innymi elementami, którymi można się bawić. Wiadomo też, że czasem zaciera się temat grany w utworze, rozpoczyna się improwizacja. Słuchacz musi być wtedy uważny, ale nie jest to nie do przebrnięcia. Są nurty „trudne” do przyswojenia, jak choćby smooth jazz, który w moim odczuciu jest dość miałki i tandetny, ale jest też free jazz, czasem zbyt zagmatwany. Trzeba się z tym po prostu osłuchać. Jako muzyk zawsze staram się znaleźć złoty środek. Zdarzało się Wam też wpuścić do swojej muzyki trochę wpływów rocka, a nawet popu. Mieszanie jest dozwolone? - Muzyka jazzowa zawsze była eklektyczna. Wybiegała w swojej kreatywności poza ramy, szukała wpływów pośród innych stylów muzycznych. I tu trzeba nawiązać trochę do historii i przypomnieć, że przecież jazz powstał z bluesa, podobnie zresztą jak rock. I jeśli spojrzymy chronologicznie na sposób ewolucji muzyki, to szybko się zorientujemy, że jeden gatunek wywodzi się z drugiego. A jazz wydaje mi się łączyć wiele gatunków muzyki. To znaczy, że na jazz da się przełożyć wszystko? Choćby były to hity Nicki Minaj? - Może nie dosłownie wszystko. Odpuściłbym sobie disco polo (śmiech). Ale hity Nicki Minaj? Jak najbardziej da się je przełożyć na jazz! W końcu to r’n’b. Jazz to muzyka soulowa, a dla soulu chyba nie ma nic bliższego od r’n’b. U pod-
MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 01/2019
35
| MUZYKA |
staw r’n’b leży rhythm and blues, a z nim związani są choćby Lauryn Hill, D’Angelo czy Lalah Hathaway, córka Donny’ego Hathawaya, który w latach 60. grał rdzenne soul/r’n’b. Wystarczy posłuchać tych artystów i szybko się okaże, że ich przykłady pokazują, jak wszystkie nurty łączą się ze sobą, jak można z tego czerpać. A co Wy nam pokażecie w Szczecinie? Koncert już 14 stycznia w filharmonii. - Wystąpimy z muzyką z ostatniej płyty „Live”, ale też przedstawimy utwory, które grane do tej pory przez nasze trio, zostaną wkrótce zarejestrowane w kwartecie. Mamy dość intensywny plan działania na pierwszą połowę 2019 roku, ale nie chcę tu jeszcze za dużo zdradzać. Koncert w Szczecinie będzie nie tylko pierwszym w nowym roku, ale co dla nas bardzo ważne - będziemy nim inaugurować nasz jubileusz 25-lecia wspólnej drogi artystycznej ze Sławkiem i Michałem. Cieszymy się, że właśnie w Szczecinie otworzymy ten rok. Dla mnie i dla Sławka Kurkiewicza Szczecin to przecież nasze strony, stąd bardzo blisko do naszych koszalińskich korzeni. To może chociaż zdradzi Pan kulisy powstania ostatniej płyty? Jej nagranie wcale nie było taką oczywistą sprawą. - Płyta „Live” to koncert, który zagraliśmy w 2016 roku w Antwerpii. Przed wyjazdem do Belgii mieliśmy dwutygodniowe wakacje. Pamiętałem wtedy, że wyjeżdżamy grać, ale nie pamiętałem dokładnie na jakie wydarzenie. Jak się okazało, był to jeden z największych i najstarszych festiwali jazzowych na świecie, z wieloletnimi tradycjami i 5-tysięczną publicznością. Dopiero na miejscu zorientowałem się, co to za wydarzenie. Z początku myślałem, że rozegramy się podczas soundchecku przed koncertem, ale z soundchecku zrobił się lline-check - to szybkie sprawdzenie czy wszystko gra na scenie, typowe dla dużych festiwali. Przyznaję, byłem trochę stremowany, ale nie na tyle, żeby ta trema mnie zjadła. Zmobilizowaliśmy się i daliśmy świetny występ, złapaliśmy dobry kontakt z publicznością, wakacyjny letarg nam w tym nie przeszkodził. Po pewnym czasie odsłuchaliśmy nagranie i zdecydowaliśmy, że je wydamy. Graliście praktycznie na całym świecie. Jakie są różnice między Polską a scenami w innych krajach? - Jeśli chodzi o publiczność, to oprócz różnic kulturowych, nie ma żadnych. Jeśli grasz dobrze i ludzie czują twoja muzykę, szybko ci to pokażą - i na odwrót. W muzyce, którą my gramy nie ma słów i może to dobrze, bo dzięki temu możemy jeździć i zwiedzać cały świat, nie martwiąc się o to, czy ktoś zrozumie co chcemy przekazać. Publiczność na Syberii potrafi być równie gorąca, jak ta z Argentyny i Chile. Jeśli chodzi o stronę techniczną, też nie jest źle. Racja, kiedy zaczynaliśmy zdarzały się fatalne sytuacje. Fortepiany, do których siadałem nie nadawały się do niczego, ale to były inne czasy. Schyłek
36
komunizmu. Teraz wystarczy przywołać szczecińską filharmonię. Instrument, którym dysponuje jest cudowny, światowej klasy. Może jeszcze tylko mniejsze miejscowości borykają się z pewnymi kłopotami, ale ogólnie rzecz biorąc nie odstajemy od innych. Są miejsca w Europie, gdzie jest o wiele gorzej. ...a czy chcielibyście pojawić się na polskich festiwalach, ale tych bardziej mainstreamowych jak Open’er, Orange czy Męskie Granie? - Jeśli o to chodzi, to my jesteśmy „very open” (śmiech). Nie wiem czy nadajemy się na te dwa pierwsze festiwale. Mamy trochę inny profil, ale jeśli chodzi o Męskie Granie, to dlaczego nie. Co prawda, nie dostaliśmy jeszcze zaproszenia, ale gdyby takie się pojawiło, to chętnie. Może tylko z innym programem. A pomysł na taki program nawet już jest. Swojego czasu współpracowaliśmy z Natalią Przybysz. Zagraliśmy kilka koncertów, można by to powtórzyć. Chciałby Pan debiutować w dzisiejszych czasach? Młodym jest dziś prościej czy trudniej? - Z jednej strony łatwiej, a z drugiej strony trudniej. Technologia i internet oferują wiele nowych możliwości. Ale koniec końców myślę, że nie chciałbym teraz zaczynać. Cenię sobie to, co liznęliśmy, a liznęliśmy tę starą Polskę, Jazz Jamboree za swoich najlepszych czasów, poznaliśmy klimat i osobowości z najważniejszych środowisk jazzu lat 80. i 90. Wciąż mnie zachwyca, że grałem w klubie u Muniaka w Krakowie z Januszem Muniakiem na scenie, to, że mogłem być częścią kwartetu Tomasza Szukalskiego, że jako młody muzyk miałem styczność z Janem „Ptaszynem” Wróblewskim. I oczywiście współpraca z Tomaszem Stańko. Ta pokoleniowość w polskim jazzie jest piękna i mam nadzieję, że muzycy będą ją podtrzymywać i rozwijać. Dlatego nie, nie chciałbym dziś zaczynać. A czy chciałbym być młodszy? - kto by nie chciał?
Koncert Marcin Wasilewski Trio 14.01.2019, g. 19. Filharmonia im. Mieczysława Karłowicza w Szczecinie. Koncert odbywa się w ramach cyklu ESPRESSIVO Sponsorem cyklu ESPRESSIVO jest Dealer BMW Bońkowscy.
#prezentacja
|| SZTUKA SZTUKA ||
38
| SZTUKA |
„Pomiędzy” - nowe ujęcie dobrze znanego Do 27 stycznia w TRAFO można oglądać wystawę Kamila Kuskowskiego „Pomiędzy”. To okazja nie tylko do zapoznania się z twórczością artysty, ale przede wszystkim nowego spojrzenia na dzieła awangardy. ROZMAWIAŁA AGATA MAKSYMIUK / FOTO SYLWIA GUDACZEWSKA
Sztuka jest skomplikowana? - Nie ma jednoznacznej odpowiedzi. Dla niewyedukowanego odbiorcy sztuka współczesna może taka być, ale nie musi. W środowisku artystycznym sztukę skomplikowaną określa się mianem „hermetycznej”. Pod tym zwrotem kryje się zakres działań mocno naukowych, poruszających trudne i niecodzienne tematy nawet dla znawców. Ostatecznie jednak
czytelność przekazu zależy od sposobu prezentacji dzieła, który powinien być zrozumiały dla odbiorcy. Jeśli intencje autora są niejasne, to sprawa się komplikuje. I właśnie z takich sytuacji rodzą się opinie wnoszące, że sztuka aktualna jest skierowana wyłącznie do specjalistów, że jest niedostępna dla zwykłego odbiorcy, który w galeriach po prostu chciałby bywać.
A może chodzi o to, że sami sobie utrudniamy? Weźmy na przykład „Czarny kwadrat na białym tle” Malewicza - dla jednych to nic specjalnego, dla innych okno na wszechświat, a dla trzecich żart artysty, zawarty w ukrytym na obrazie napisie „Bitwa murzynów w jaskini późną nocą”. - Jako odbiorcy z jednej strony chcielibyśmy, żeby nam wszystko wyjaśniono, ale z drugiej strony oburzamy się,
MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 01/2019
39
| SZTUKA |
kiedy dostajemy to podane na tacy. Jest coś takiego, co nazywam „przestrzenią dla odbiorcy”. W sztuce ta „przestrzeń niedopowiedzenia” jest niezwykle istotna tworzy się bowiem miejsce do dialogu z odbiorcą dając mu możliwość znalezienia własnego wytłumaczenia dla tego, co widzi. W przypadku pracy Malewicza jest tak, że sztukę tego okresu, sztukę awangardy należy rozpatrywać w co najmniej dwóch kategoriach. Pierwsza to niezwykły postęp dotyczący eksperymentalnego podejścia do sztuki, przykładem są: konstruktywizm, suprematyzm, dadaizm, surrealizm, de stijl. Istotna w tym jest też negacja tradycyjnych form wraz z nowoczesnym podejściem do edukacji w tym zakresie - Vkhutemas czy Bauhaus. Druga kategoria to przemiany polityczno - społeczne w Europie i na świecie, związane z I wojną światową i jej końcem oraz artystyczne reakcje na nie.
40
… a może „czarny kwadrat” to po prostu kwadrat? - Na pewno wiele osób w pracy Malewicza dostrzega myślenie np. ikoną, ale będą i tacy, którzy zobaczą w niej czarną dziurę pochłaniającą wszystko. No i jest jeszcze ten napis… A koniec końców, obraz zgodnie z nazwą to właśnie „Czarny kwadrat na białym tle”. I tak zatoczyliśmy koło. Mówiąc za dużo na ten temat, zabierzemy odbiorcy możliwość własnej interpretacji, a mówiąc zbyt mało być może go zniechęcimy. Nie ma tutaj złotego środka. Wystawa „Pomiędzy”, którą możemy oglądać w Trafo do 27 stycznia, koresponduje z pracami trójki awangardowych artystów - wspomnianego Malewicza, ale też Strzemińskiego i jego żony Katarzyny Kobro. Skąd takie zestawienie? - Wystawa „Pomiędzy” jest złożona z moich prac, które powstały w latach 2012 - 2014 oraz 2018. Są mocno
osadzone w nurcie awangardowym, którego przedstawicielami są artyści dla mnie niezmiernie ważni, czyli – Katarzyna Kobro, Władysław Strzemiński czy Kazimierz Malewicz, którym poświęcam cykl „Pomiędzy” ale też inni jak Marcel Duchamp, Piet Mondrian, Aleksandr Rodczenko. W moich pracach z ostatniego okresu odwołuje się właśnie do ich spuścizny. Poza tym jestem absolwentem Akademii Sztuk Pięknych im. Władysława Strzemińskiego w Łodzi, i postać Strzemińskiego była dla mnie niezmiernie istotna. Od dawna chodziło mi po głowie zrobienie prac inspirowanych jego dziełami. Podobnie jeśli chodzi o twórczość Kazimierza Malewicza. Zresztą w 2009 roku zrobiłem cykl prac pt. „M-A-S-O-N”, w którym nawiązywałem do jego twórczości. Do tego doszła jeszcze Katarzyna Kobro... Współcześni artyści często odnoszą się do tego, co było, pokazując jak wyglą-
| SZTUKA |
da wzajemne przenikanie się różnych sposobów myślenia w obszarze sztuki. Moja praktyka artystyczna pojęciowo opiera się właśnie na redefiniowaniu tego co już było i osadzaniu tego w nowych kontekstach, pozwalając mi prowadzić polemikę ze sztuką minionych wieków. Pojawia się tu również cykl M2…- Owszem, to seria obrazów odnosząca się do dokonań artystów skupionych wokół grupy De Stijl - głównie Pieta Mondriana. Ale ważny jest inny aspekt, a mianowicie funkcjonowania sztuki jako dekorum, mającego funkcje estetyzacji naszych domów i mieszkań poprzez zawieszenie obrazów na ich ścianach. W projekcie tym podejmuje też aspekt rynkowy odnoszący się do wartości sztuki w odniesieniu do wartości metra kwadratowego mieszkania. To projekt o potrzebach i wartościowaniu sztuki względem potrzeb życiowych i ich elementarnemu zaspokajaniu. Wystawę powinniśmy potraktować jako przedłużenie myśli dawnych arty-
stów czy reinterpretację ich twórczości? - Z mojego punktu widzenia, to pokazanie ich dorobku artystycznego w nowym ujęciu. Myślę, że takie zabiegi są istotne ponieważ spuścizna tych artystów wywarła niezwykły wpływ na sztukę nowoczesną. Cykl prac „Pomiędzy” który prezentuję w Trafo, to wynik moich przemyśleń dotyczących sztuki artystów awangardowych, wzajemnego przenikaniu się ich postaw artystycznych, oraz budowania nowego języka w kontekście traktowania sztuki jako sposobu komunikacji wizualnej. W tym cyklu wykorzystuję właśnie ten język do budowania przestrzeni, w której następuje swoistego rodzaju konfrontacja postaw artystów dla mnie ważnych. Na warsztat bierze Pan również alfabet Strzemińskiego. W tym przypadku to sposób komunikacji? - W tym przypadku alfabetu Strzemińskiego nie używam do pisania wyrazów jak to się zwyczajowo robi, interesuje mnie kształt poszczególnych liter, które z jednej stro-
ny uprzestrzenniam, nawiązuje do prac przestrzennych Katarzyny Kobro, z drugiej strony służą mi do podziału płaszczyzny obrazu w podobny sposób jak robił to Władysław Strzemiński m.in. w kompozycjach architektonicznych czy unistycznych. Ważne w tym projekcie jest też użycie bieli i czerni zarówno w znaczeniu formalnym jak i symbolicznym w czym nawiązuje z kolei do prac Kazimierza Malewicza. Szczecin, Trafo to dobra przestrzeń na takie wystawy?- Jestem od dłuższego czasu związany ze Szczecinem, z Akademią Sztuki. To moja pierwsza wystawa w Trafo, przestrzeń galerii jest niezwykle wymagająca. Przygotowując projekt „Pomiędzy” miałem poważne obawy czy uda mi się odpowiednio ułożyć akcenty, by przestrzeń galerii współgrała z moimi pracami i nie zdominowała ich. Mam nadzieję, że to się udało.
| MUZYKA |
BBC Symphony Orchestra w Szczecinie! Od początków swojego istnienia, czyli 1930 roku, stanowi serce brytyjskiego życia muzycznego, swoją wirtuozerią porywając nie tylko londyńczyków, ale melomanów z całego świata. W Filharmonii w Szczecinie wystąpią pod batutą polskiego dyrygenta, z w pełni polskim programem i prapremierowym utworem napisanym specjalnie na tę okazję. Uważana za jedną z najlepszych orkiestr na świecie BBC Symphony Orchestra na specjalne zaproszenie i z jedynym takim na skalę europejską koncercie już 6 stycznia w złotej Sali Filharmonii. Londyńska orkiestra właściwie od początków swojego istnienia, czyli roku 1930, odgrywa centralną rolę w muzycznym życiu miasta oraz całej Wielkiej Brytanii. Najważniejsze w życiu orkiestry są nagrania studyjne dla BBC Radio 3, z których część jest darmowa dla publiczności, ale BBC Symphony Orchestra koncertuje również na całym świecie porywając swoimi koncertami rzesze melomanów. Zaangażowanie orkiestry w promocję muzyki XX-wiecznej i współczesnej doceniane jest na całym świecie, a jej koncerty każdorazowo wzbudzają zachwyt publiczności oraz krytyków. Muzyka polska w brytyjskim wydaniu – tak w skrócie przedstawia się program wieczoru 6 stycznia w Filharmonii w Szczecinie, podczas którego wystąpi BBC Symphony Orchestra pod dyrekcją Michała Nesterowicza. Pierwsza z kompozycji, Preludium symfoniczne „Po-
42
lonia” op. 76 Edwarda Elgara, zawiera cytaty z twórczości Fryderyka Chopina i Ignacego Jana Paderewskiego (z „Fantazji polskiej”) oraz z „Warszawianki” i wieńczącego całe dzieło „Mazurka Dąbrowskiego”. Kolejnym dziełem, uznawanym za przełomowe, jest I symfonia Witolda Lutosławskiego. Kompozycja pisana przez sześć lat ukończona została w 1947 roku, a premierę miała rok później. Podczas koncertu zabrzmi także nowy utwór zamówiony przez BBC u jednego z najlepiej rozpoznawalnych współczesnych polskich kompozytorów Pawła Szymańskiego. Podczas wieczoru zabrzmi także Koncert fortepianowy a-moll op. 17 Paderewskiego w wykonaniu Janiny Fialkowskiej. Janina Fijalkowska to kanadyjska pianistka o polskich korzeniach, szczególnie ceniona za wybitne interpretacje muzyki klasycznej i romantycznej, zwłaszcza
Chopina i Mozarta, a także wykonania utworów polskich kompozytorów XX wieku. Krytycy jej grę określają mianem żywej, śmiałej, intelektualnie ciekawej i nieustannie ewoluującej. Koncert 6 stycznia Szczecinie na specjalne zaproszenie Filharmonii będzie niepowtarzalną okazją, by wysłuchać dzieł polskich kompozytorów w wykonaniu brytyjskiej orkiestry. Jednocześnie będzie jedynym koncertem BBC Symphony Orchestra w Polsce oraz jedynym jej koncertem w Europie, którego program stanowi tylko polska muzyka.
Bilety na koncert BBC Symphony Orchestra 6 stycznia 2019 r. o godz. 19:00 dostępne są w kasie Filharmonii oraz na www.szczecin.pl
#prezentacja
| TEATR |
Wystawa plakatów z okazji 65-lecia Teatru Lalek Pleciuga 5. grudnia Teatr Lalek Pleciuga obchodził 65-lecie działalności. Z tej okazji we foyer teatru można oglądać plakaty, które przez ten czas powstawały do poszczególnych spektakli. ROZMAWIAŁA MAŁGORZATA KLIMCZAK / FOTO: ANDRZEJ SZKOCKI
Wystawa jest trochę powrotem do przeszłości, bo przypomina, jakie spektakle były grane w teatrze. Jest także przeglądem trendów w polskim plakacie. - Plakaty były zbierane przez lata i trzymane w magazynie. Teraz jest okazja, żeby je przypomnieć, bo przecież dla naszego teatru projektowali naprawdę wyjątkowi autorzy – mówi Zbigniew Niecikowski, dyrektor Teatru Lalek Pleciuga. - 65-lecie teatru to dobra okazja, żeby pokazać i przypomnieć je widzom. Może znajdą się tacy, którzy pamiętają przedstawienia sprzed lat, na których byli jako dzieci. Wśród plakatów zobaczyć można prace m.in. Edwarda Lutczyna, Leszka Mądzika, Alicji Gapińskiej czy Kai Depty-Kleśty. Teatr Lalek Pleciuga funkcjonuje na mapie kulturalnej Szczecina od 1953 roku. Jego historię tworzyli i tworzą nadal wybitni twórcy, aktorzy-profesjonaliści, a także doświadczeni pracownicy. Pleciuga niezmiennie od ponad pół wieku ma dla swoich małych i dużych odbiorców szeroki wachlarz propozycji repertuarowych. W kulturalnej ofercie, wśród spektakli dla dzieci, znajdują się duże widowiska, a także przedstawienia kameralne, przy których realizacji wykorzysty-
wane są różnorodne techniki lalkarskie. Przedstawienia te grane są w różnych przestrzeniach teatru - od dużej sali, przez kameralną, na holu teatralnym, czy kulisach scen kończąc. Jednym z najgłośniejszych przedstawień, ważnych nie tylko w dziejach Pleciugi, ale i całego polskiego lalkarstwa, był dyptyk dla młodzieży i dorosłych „Rzecz o Jędrzeju Wowrze” Jana Wilkowskiego, na który składały się: „Spowiedź w drewnie” Jana Wilkowskiego i „Żywoty świętych” wg Jędrzeja Wowry, w reżyserii Bohdana Głuszczaka i Jana Wilkowskiego (1983). Ten właśnie spektakl można uznać za pierwszy, który w pełni przełamał stereotyp, że scena lalkowa jest skierowana wyłącznie w stronę dzieci. Oficjalnie od 2000 roku funkcjonuje w Pleciudze Scena dla Dorosłych, na której spektakle swoje realizują takie postaci polskiego teatru jak Anna Augustynowicz, Konrad Dworakowski czy Paweł Aigner. Propozycje te przedstawiane są dziś na scenie kameralnej. Pleciuga systematycznie prezentuje swoją twórczość w kraju i za granicą. Wystawa jest czynna do 31 stycznia 2019 roku.
MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 01/2019
45
| KULTURA |
#kino w styczniu więc nikt nie robi jej z tego wyrzutów. Dla szanowanej chirurg – Teresy (Dorota Kolak) każdy pretekst jest dobry, żeby się napić. Alkoholu nie odmawia sobie nawet w pracy, w szpitalu dziecięcym, którego jest ordynatorem. Wkrótce, w życiu każdej z kobiet nastąpią wydarzenia, po których ich problem przybierze na sile.
Mój piękny syn (Beautiful Boy) 2018
Historia rodziny, która musi zmierzyć się z uzależnieniem dorastającego chłopaka. Opowieść o nastolatku, który poszukuje swojej drogi, o marzeniach, które prowadzą go na skraj przepaści, a także o miłości rodziców, którzy nie potrafią wypuścić swego dziecka z objęć. Według zapowiedzi dystrybutora pierwszy tak szczery, prawdziwy i poruszający film o rodzinie, bezwarunkowej miłości, dumie, rozczarowaniach i nadziei.
Zabawa, zabawa 2018
40-letnia prokurator Dorota (Agata Kulesza) pije, by – jak sama mówi – „nie zwariować”. Zasłaniając się immunitetem, ukrywa wszystkie wykroczenia popełnione „pod wpływem”. Skutecznie pomaga jej w tym mąż, znany polityk (Marcin Dorociński). Studentka Magda (Maria Dębska) lubi ostro imprezować, ale świetnie się uczy i ma super pracę,
46
Powrót Bena (Ben is back) 2018 Gdy Holly wraca do domu ze świątecznych zakupów, zastaje na schodach nieoczekiwanego gościa – swojego syna Bena, który nie powinien był opuszczać ośrodka odwykowego. Kochająca matka, mimo obaw, przyjmuje go z otwartymi ramionami. Ma nadzieję, że Ben jest „czysty” i będzie mogła cieszyć się Bożym Narodzeniem z nim i resztą rodziny. Okazuje się jednak, że wizyta Bena może sprowadzić poważne kłopoty. Podczas kolejnych 24 godzin, które mogą zmienić na zawsze ich życie, Holly zrobi wszystko, by uratować ukochane dziecko.
Glass 2019
Kolejna odsłona dekonstrukcji komiksowego superbohatera w wydaniu M. Night Shyamalana. Tym razem strażnik David Dunn, wykorzystując swoje nadprzyrodzone zdolności, tropi człowieka o wielu osobowościach, znanego ze „Split”.
| KULTURA |
dzieła sztuki. Jaki kształt nada swojej zbrodni doskonałej?
konserwatywnej ciotki Ruth. Kiedy krewni nakrywają dziewczynę w niedwuznacznej sytuacji z jej najbliższą przyjaciółką Coley, bohaterka zostaje wysłana na specjalny obóz, gdzie ma przejść tzw. „terapię konwersyjną” i nauczyć się „właściwych ról płciowych”. Cameron poznaje tam nowych przyjaciół, z pomocą których postanawia zawalczyć o własne życie i przekonania.
Dom, który zbudował Jack
(The House That Jack Built) 2018 Tytułowy Jack to nowa postać w popkulturowym klanie psychopatów, obok Kuby Rozpruwacza, Dextera czy Hannibala Lectera. Mistrz światowego kina Lars von Tier pokazuje kilkanaście lat z życia seryjnego mordercy, piekielnie inteligentnego perfekcjonisty, pełnego sprzeczności, słabości i drobnych natręctw. Jack jest estetą, wielbicielem malarstwa, architektury, poezji i wycieczek na łono natury. Zabójca patrzy na swoje zbrodnie jak na mroczne
Złe wychowanie Cameron Post
(The Miseducation of Cameron Post) 2018 Opowieść koncentruje się wokół losów tytułowej bohaterki - Cameron Post, nastolatki z Montany, której rodzice giną w wypadku samochodowym. W tym samym czasie dojrzewająca dziewczyna odkrywa swój homoseksualizm. Cameron trafia pod opiekę babki ze strony ojca oraz
Podziel się z nami swoją opinią! Wyślij maila lub napisz do nas na FB
| KULTURA |
#nie możesz przegapić BBC Symphony Orchestra Od początków swojego istnienia, czyli 1930 roku, stanowi serce brytyjskiego życia muzycznego, swoją wirtuozerią porywając nie tylko londyńczyków, ale melomanów z całego świata. W Filharmonii w Szczecinie wystąpią pod batutą polskiego dyrygenta, z w pełni polskim programem i prapremierowym utworem napisanym specjalnie na tę okazję. Uważana za jedną z najlepszych orkiestr na świecie BBC Symphony Orchestra na specjalne zaproszenie i z jedynym takim na skalę europejską koncercie jw złotej Sali Filharmonii. 6 stycznia, Filharmonia, godz. 19, bilety 40-90 zł
na człowieka i zagłębienia się w jego emocje. Efekty tego niezwykłego połączenia będziemy mogli wspólnie zobaczyć, usłyszeć i przede wszystkim przeżyć podczas koncertu De Mono - Osiecka.19 stycznia, Filharmonia, godz. 19, bilety 70-135 zł
Teatr Narodowy Operetki Kijowskiej Podczas trasy koncertowej „Gali operetkowo-musicalowej”, którą będziemy mieli okazje gościć w Polsce, zobaczymy najlepszych wykonawców: solistów, muzyków, tancerzy baletowych oraz chórzystów - łącznie ponad 50-osobowy skład artystyczny. W programie koncertu nie zabraknie znanych i lubianych arii operowych i operetkowych oraz tradycyjnych pieśni narodowych Ukrainy. Publiczność bawić będzie również repertuar musicalowy wzbogacony cudownymi strojami oraz tańcem baletu. 9 stycznia, Filharmonia, godz. 19, bilety 115-130 zł
Aktorka, piosenkarka, artystka znana z niecodziennych interpretacji piosenek wielkich, polskich muzycznych sław. Goście Starej Rzeźni mogą pamiętać jej występy, gdy prezentowała standardy piosenki aktorskiej lub gdy interpretowała hity napisane przez Agnieszkę Osiecką. Teraz aktorka zaprasza nas w jeszcze dalszą podróż w czasie. Do klasycznych, dostojnych i eleganckich lat 20. i 30. Usłyszeć będzie można wiele niezapomnianych melodii, a wszystko to okraszone zostanie dużą dawką humoru. Julita Kożuszek, 25 stycznia, Stara Rzeźnia, godz. 18, bilety 25-55 zł
Andrzej Piaseczny O mnie, o tobie, o nas De Mono - Osiecka Podczas wyjątkowego, kameralnego występu, nowe aranżacje utworów opartych na tekstach Agnieszki Osieckiej zaprezentuje w swoim specjalnym projekcie zespół De Mono z charyzmatycznym liderem Andrzejem Krzywym. W tekstach tych, jak w samej osobie artystki, nie było miejsca na oczywistość i banał, co wymagało od muzyków, nawet z tak ogromnym bagażem doświadczenia, szczerego spojrzenia
48
Julita Kożuszek i podróż w czasie W Starej Rzeźni zaśpiewa Julita Kożuszek.
Nową płytą Piaseczny zaskoczy zarówno swoich wiernych fanów, jak i tych, którzy do tej pory podchodzili do nagrań wokalisty z dystansem. Album „O mnie, o tobie, o nas”, zawierający kompozycje Ani Dąbrowskiej, to płyta nie tylko dojrzała, ale też zaskakująco pogodna. – Tak, jestem uśmiechniętym, szczęśliwym człowiekiem – mówi o sobie wokalista, równocześnie opisując nastrój albumu. Pomysł współpracy z Anią Dąbrowską, pierwszą damą polskiego popu, nie tylko
| KULTURA |
świetną wokalistką, ale też znakomitą autorką piosenek, narodził się ponoć przed dekadą. Wtedy jednak nie starczyło czasu. Ona była zbyt zajęta własną karierą, on nie mógł czekać zbyt długo. Ale co się odwlecze... 28 stycznia, Filharmonia, godz. 18, bilety 139-159 zł
terystycznym barytonem wokalista i kompozytor, podziwiany nie tylko za twórczość, ale i naturalny, dobry kontakt z publicznością. Od przeszło 50 lat na scenie, doceniany nagrodami muzycznymi, autor takich przebojów jak Parostatek, Rysunek na szkle, Jak minął dzień, Pamiętam Ciebie z tamtych lat, Mój przyjacielu... 15 stycznia, Filharmonia, godz. 19, bilety 95-129 zł
na spotkanie ze Stanem Borysem „Daleko Donikąd”. Stan Borys to wybitny wokalista, kompozytor, aktor i poeta, współzałożyciel legendarnego zespołu Blackout, przez Polskie Radio wyróżniony Honorowym Złotym Mikrofonem. Podczas spotkania w ramach nowego cyklu „Zamkowy Gwiazdozbiór” artysta zaprezentuje autorski tomik poezji „Daleko donikąd” oraz przybliży słuchaczom swoją muzyczno-literacką biografię. Usłyszymy także kilka utworów muzycznych z nowej płyty pt. „Ikona” w wykonaniu artysty. 9 stycznia, Zamek, Hol Wschodni (wejście A, parter), godz. 19, bilety 30 zł
Alicja Majewska Włodzimierz Korcz -
Słynne „Metro” znów w Szczecinie To już 28 lat, jak „Metro” jedzie przez świat. Ileż to gwiazd wyjechało nim z ukrycia, ileż to talentów rozbłysnęło w jego światłach, ileż milionów widzów śmiało się i płakało podczas tysięcy jego przystanków. O co chodzi? Grupa młodych wykonawców opowiada o swoich marzeniach, a każda wyśpiewana nuta, każdy wytańczony takt jest tych marzeń spełnieniem. Widzimy na scenie pasję i entuzjazm, taniec i śpiew jakiego nie znał polski teatr. Jest tam miłość, szaleństwo i młodość. I to wszystko sprawia, że granica między teatrem a rzeczywistością staje się płynna. Akcja spektaklu zdaje się wykraczać daleko poza teatralne foyer, a czas staje się wyłącznie funkcją wyobraźni. Musical wyreżyserował Janusz Józefowicz, a muzykę skomponował Janusz Stokłosa. 19 stycznia, Netto Arena, godz. 16.30, bilety 79-169 zł
„Proces” w Operze Metaforę samotności i słabości człowieka, zawartą w mrocznej powieści Franza Kafki, znakomicie wykorzystał w swojej kameralnej operze słynny współczesny kompozytor Philip Glass, nominowany do Oscara i zdobywca Złotego Globu. Premiera „Procesu” odbyła się w Royal Opera House w Londynie w 2014 roku w koprodukcji z Music Theatre Wales. Libretto napisał wybitny reżyser i scenarzysta, zdobywca Oscara, Christopher Hampton. Muzykę w „Procesie” charakteryzuje ogromne napięcie. Philip Glass, oszczędny w środkach muzycznego przekazu, stosuje powtórzenia, rytmy wzmagające poczucie strachu i absurdu: „Myślę o swoich kameralnych operach jak o bombach neutronowych – małe, ale z potężną siłą rażenia”. 19 stycznia, Opera na Zamku, godz. 19, bilety 35-70 zł
Krzysztof Krawczyk Jak minął dzień
Stan Borys na Zamku
Krzysztof Krawczyk to obdarzony charak-
Zamek Książąt Pomorskich zaprasza
Zapraszamy na wielki, jubileuszowy koncert Alicji Majewskiej. Jej przejmujące interpretacje piosenek pisanych głównie przez współpracującego z nią od lat kompozytora i pianistę – Włodzimierza Korcza, niezmiennie budzą wzruszenie i entuzjazm. Podczas koncertu usłyszymy największe przeboje artystki: Odkryjemy miłość nieznaną, Jeszcze się tam żagiel bieli, czy Być kobietą. Pojawią się również najnowsze piosenki z niedawno wydanej płyty – Wszystko może się stać. Teksty Wojciecha Młynarskiego, Jacka Cygana, Magdy Czapińskiej, Wojciecha Kejnego, Moniki Partyk, Artura Andrusa i innych świetnych autorów zabrzmią w ustach Alicji Majewskiej w sposób nie pozostawiający nikogo obojętnym na urodę słowa i muzyki. Gościem specjalnym będzie Artur Andrus. 22 stycznia, Filharmonia, godz. 19, bilety 99-149 zł
Podziel się z nami swoją opinią! Wyślij maila lub napisz do nas na FB
MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 01/2019
49
| MUZYKA |
TOP 10
albumów 2018 by Jarek Jaz (MM Trendy)
Syny Sen
pomiędzy freejazzową wariacją a tonującym to, co nieokiełznane post rockiem. Może to tajemnica, czająca się w doskonałej oprawie graficznej tego albumu. A może wreszcie wyśmienita produkcja przypieczętowana masywnym brzmieniem? Wszystko to razem ustawia Lonker See jako autorów jednego z najlepszych w tym roku albumów wydanych w Polsce.
(Latarnia rec.)
Po solowych przygodach, Piernikowski i 1988 wrócili z synoskim primeshitem znanym jako „Sen”, jedynym w swoim rodzaju psychorapem. Wywołująca skrajne opinie artystyczna propozycja, odrzuca prawilnych wielbicieli krajowej odmiany gatunku, którzy traktują Syny jako podejrzany element na scenie, natrząsający się z twardego hip hopowego rdzenia (co by na to powiedział Piorun ze „Ślepnąc od świateł”?). Pozostali - dość duże grono, w tym np. ja, znaleźli się w grupie fanatycznych wyznawców.
niezwykle przyjemny zestaw, rozpięty pomiędzy piosenkami sprzed kilku dekad a nowoczesnym brzmieniem - o bardzo marzycielskim charakterze. Cytaty z Ireny Santor, Niemena czy Edyty Geppert pozbawione oryginalnego kontekstu, który nie zawsze dobrze zniósł próbę czasu, tu funkcjonują jako główne tematy. Uruchamia to cały zestaw nostalgicznych skojarzeń, zapachów, kolorów, pamiętanych chociażby z dawnych polskich filmów. Idealna propozycja na wakacyjną ścieżkę dźwiękową.
Sons of Kemet Your Queen is Reptile (Impulse)
Idles Joy as an Act of Resistance (Partisan)
Lonker See One Eye Sees Red (Instant Classic)
Postrockowo-jazzowy masterpiece. Co tak tu urzeka? Może to „filmowa” transowość tej muzyki, która sprawia, że jej obecność na ścieżce dźwiękowej „Zaginionej autostrady” nie byłaby wcale nadużyciem. Może to doskonale wyważone proporcje
50
ze swojego butiku i obwołał następcami Sex Pistols. Swym szczerym, brudnym przekazem są w stanie wywołać z grobu duchy zmarłych ojców punka, od Johny’ego Thundersa, przez Ramonesów, po Lemmy’ego. W miejskim muzeum rodzinnego Bristolu Idles już mają pokaźną gablotę na swój temat. Z czasem będzie jeszcze większa.
Pejzaż Ostatni dzień lata (The Very Polish Cut-Outs)
Zeszłoroczne, upalne lato mogliśmy docenić w pełni dzięki talentowi jednego z najbardziej płodnych polskich producentów wywodzących się ze sceny klubowej - Bartosza Kruczyńskiego. Pod aliasem Pejzaż wydał
Najbardziej zagorzali niegdysiejsi polscy pankowcy dziś bez skrępowania pozują do zdjęć z ministrem nacjonalistycznego rządu, który wsławił się antyimigranckim agresywnym językiem. A co słychać w europejskiej ojczyźnie punka? Idles grają tak pięknie zwyrodniały rockandroll, że Malcolm McLaren - gdyby żył - od razu przebrałby ich w ciuchy
Wyzywanie faszystów, pokazywanie środkowego palca torysom, kopniak w tyłek brytyjskiej monarchii. Czyżby punk wracał w swojej najbardziej nieokrzesanej formie? Nic z tych rzeczy. To zbuntowani przeciwko klasowej niesprawiedliwości i rasowej dyskryminacji jazzowi muzycy rozpętują bardzo gorącą dyskusję o tym, jak brzydko pachnie brytyjska monarchia. 2018 rok to moment, w którym brytyjski jazz urwał się ze smyczy, a dokonał tego m.in. saksofonista i kompozytor Shabaka Hutchings, lider Sons of Kemet. Zapomnijcie o wystylizowanym
| MUZYKA |
Kamasi Washingtonie. Jazz przyszłości to Shabaka!
Kamaal Williams The Return
się obok Thundercata i Roberta Glaspera, to co będzie dalej? Mansur Brown zostanie okrzyknięty XXI-wiecznym Jimi Hendrixem? Może jeszcze nie teraz. Na razie jego gitary prosto z kosmosu można posłuchać na albumie „Shiroi” i koncertowych przedsięwzięciach Youseffa Dayesa lub Kamaala Williamsa, gdzie odnajduje się ze swoim instrumentem znakomicie. A co na płycie? Futurystyczny fusion i subtelny psychodeliczny soul, niepozbawione funkowej energii.
propozycje, nad którymi warto zatrzymać się ciut dłużej. Szczególnie, że ich melancholijny nastrój sprzyja takiemu stanowi rzeczy. Wnikający mocno w zakamarki duszy, lekko „udręczony” falset Spaceka plus absolutnie nieskomplikowane podkłady i kilku zaproszonych gości (w tym wokalistka Natalie Slade), daje kilkadziesiąt minut z ultra nowoczesnym soulem.
(Pussyfoot)
(Black Focus)
Jazzowe fusion przefiltrowane przez uliczną wrażliwość brytyjskiego jungle. Tak brzmi dziś Londyn, tak pulsuje tamtejsza ulica, gdzie wspólnym językiem coraz silniejszej sceny jest jazz, skupiony wokół osobowości typu Shabaka Hutchings i Kamaal Williams, debiutujący jako lider własnego projektu. Mnóstwo tu tematów garściami czerpiących z jazzfunkowych łamańców, pamiętających lata 70. XX wieku. Sporo luzu, obecnego w drumandbass czy house. Jazz not jazz? Mniejsza z tym. Ten album ma wszystko, by porządnie zatrząść ulicą.
Mansur Brown Shiroi (Black Focus)
Jeśli debiutującego, 21-letniego gitarzystę już teraz wymienia
Various Artists Kadodi (Nyege Nyege Tapes)
Steve Spacek Natural Sci-Fi (Eglo)
Steve Spacek niezbyt często rozpieszcza solowymi produkcjami. Tym bardziej są to
Various Artists Space Is The Plaice
Poza londyńskim jazzem, to dźwięki z Afryki w największym stopniu przyczyniały się do gęsiej skórki w minionym roku. Tym razem lądujemy na ulicy Mbale, w samym sercu równikowej Afryki, by oddać się polirytmicznej energii i intensywnemu pulsowi ugandyjskich bębnów oraz równie frapującej tamtejszej elektronice. Na „Kadodi” obrzędowa tradycja spotyka się z klubową energią, byśmy mogli stanąć obok plemiennych rytuałów i spojrzeć z bliska na starożytne wierzenia.
Nie wiem, jak to się stało, że niegdysiejszy pionier trip hopu Howie B powrócił do wydawania płyt. Czy zabrakło mu pieniędzy, czy też otrząsnął się z oparów zielonkawego dymu? Tak czy siak była to dobra decyzja. Zestaw 35. numerów na kompilacji z reaktywowanej oficyny Pussyfoot jest tego dowodem. Dominują brzmienia kojarzone niegdyś z Mo Wax, space disco, ambient, nawet kraut czy psychedelic rock, czyli wszystko czego mogliśmy doświadczać w pięknych latach 90. dziś wcale nie brzmi archaicznie.
MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 01/2019
51
| MUZYKA |
TOP 10 albumów 2018 by Milena Milewska (Radio Szczecin)
Envee Time & Light (U Know Me Records)
Nagrywany w różnych studiach, ale też podczas wyjazdu do Zakopanego, czy w kuchni - „Time & Light” można uznać za dziennik będący zapisem dotychczasowej kariery producenta. Zawarte tu numery to czasami interpretacje bitów, które przeleżały trochę czasu na półce, lub powstały podczas sesji z różnymi artystami. Envee stwierdził nawet, że jakość gości na tym krążku to jego największe życiowe szczęście. Zapewniam, że ten skład uszczęśliwi także wielu z Was (śpiewają między innymi Natalia Przybysz, czy Mrozu). Jednak radość przyniesie też cała reszta - od najmniejszych, idealnie dopracowanych szczegółów, do ogółu, będącego wybuchową mieszanką funku, breakbeatu, hip-hopu, czy ambientu. Envee zrobił znakomitą robotę.
dopiero w grudniu wydała swój pierwszy teledysk (promujący właśnie „Room 25”). Ktoś mógłby to uznać za wolne tempo, a to po prostu oznaki kariery niezależnej, a zarazem dokładnie przemyślanej. Noname, robiąc wszystko według własnych zasad, zaserwowała nam materiał subtelny, ale też wyrażający zdecydowane poglądy - twardo osadzony w amerykańskich realiach, ale i zwiewny w aran-żacji. Wyobraźcie sobie, jak widzielibyście idealną mieszankę spoken word i rapu - i właśnie to znajdziecie w pokoju numer 25.
(Jagjaguwar)
The Internet Hive Mind
Od ośmiu lat zajmuje się muzyką, a ponad pięć lat temu usłyszeliśmy ją pierwszy raz w gościnnej zwrotce, jednak
Tytuł opisuje sytuację, w której ludzi łączą podobne myśli i nadawanie na tych samych falach. W przypadku The Internet
52
(Columbia)
Joe Armon-Jones Starting Today (Brownswood)
Lonnie Holley MITH
Noname Room 25 (Noname)
to porównanie jakoś specjalnie nie dziwi. Każdy z muzyków spełnia się solowo poza grupą, ale gdy już zbierają się razem, tworzą jakby jeden organizm. Fakt, że jest to organizm lubujący się w soczystym funku, jak i w pełni zmysłowym graniu, jednak te różnice wychodzą im tylko na dobre. A nawet pozwoliły im wydać jedną z najbardziej pozytywnych i bujających płyt ubiegłego roku.
O ile był to rok bogaty w muzykę zaangażowaną politycznie, tak trudno o bardziej przejmujące przesłanie niż teksty Afroamerykanina przed siedemdziesiątką wychowanego w południowych Stanach Zjednoczonych. Śpiew Holleya zbliża się do krzyku, jego głos drży ze złości, czasem z goryczy - wyraża trud i protest, a złowieszczość i ciężar udaje się osiągnąć nawet w aranżacjach. Porównania do Gila Scotta-Herona czy Toma Waitsa nasuwają się dość naturalnie. Nie jest to może płyta na odprężający wieczór ze znajomymi, ale gdy szukamy refleksji, Lonnie Holley będzie jednym z najlepszych kompanów.
Ciężko było zdecydować, którego z przedstawicieli brytyjskiej, młodej sceny jazzowej wybrać do pierwszej dziesiątki płyt. Jednak Armon-Jones, zestawiając wysmakowane, jazzowe improwizacje z nieposkromioną energią afrobeatu, czy dubu, pokazuje, że należą mu się wszelkie wyróżnienia. Udowadnia też to, co sam kiedyś powiedział: „Ludzi nudzi powtarzalność... To tak, jakbyście oglądali bieg na sto metrów i każdy pokonywałby ten dystans tak samo”. Armon-Jones szuka własnej trasy, ale i tak już dobrze wie, jak podążać za kreatywnością i muzyczną wolnością.
Marlowe Marlowe
(Mello Music Group)
Inspiracji szukali w bardzo oddalonych od siebie miejscach, dzięki czemu sample z czasów ruchu praw obywatelskich łączą się ze śladami azjatyckiego, psychodelicznego rocka. Może i współpraca L’Orange’a z Solemnem Brighamem nie wytycza nowych dróg w rapie, ale daje
| MUZYKA |
nam coś, za czym mogliśmy tęsknić w czasach zbyt do siebie podobnych utworów. Brzmienie wzięte jakby z klasycznych soundtracków i jazzowych klubów zostało zamknięte w nowoczesnych, hip-hopowych ramach. A artystom udało się przy tym osiągnąć naturalny i luzacki efekt.
autorami piosenek, przy których dorastała (Sade, Tina Turner, Janet Jackson, czy George Clinton). Nie zmienia jednak głosu - to wybrane kompozycje zostają przeredagowane na jej język. Wyciszone aranżacje oddają pierwszy plan tekstom, dzięki czemu niektóre kawałki poznajemy na nowo. Jeśli już nagrywać covery to właśnie w taki sposób.
go. Do tego głos Tirzah, chórki Coby’ego Seya i tyle starczy, by wryć się w pamięć. Dlatego nawet po kilku miesiącach „Devotion” nadal wycisza, wciąga i robi duże wrażenie.
Kadhja Bonet Childqueen (Fat Possum)
Blood Orange Negro Swan (Domino)
Tirzah Devotion (Domino)
Meshell Ndegeocello Ventriloquism (Naïve)
„Ventriloquism” czyli brzuchomówstwo, gdzie występujący zmienia głos i prowadzi dialog z lalką. Meshell też prowadzi dialog tylko, że ze swoimi idolami i
Tirzah uwiodła mnie tym, jak w swoim minimalistycznym brzmieniu potrafi zawrzeć multum emocji. Nie potrzebuje do tego zróżnicowanych ozdobników, czy szarżowania swoją skalą. „Devotion” to kolejny dowód na to, że często mniej znaczy lepiej. Wersy i refreny wokalistki bywają zaraźliwe - do dzisiaj potrafię w moment przypomnieć sobie kilka nut, które składają się na podkład utworu tytułowe-
Tytuły są dla niego jak obrazy, więc tytuł, który siedział mu w głowie, starał się odmalować muzyką. Jednocześnie wypełniał cytatami i zdjęciami zeszyt podpisany „Negro Swan”. I tak czwarty album Deva Hynesa brzmi jak zbiór notatek, szczerych zwierzeń, odgłosów Nowego Jorku i wielu myśli zaproszonych gości. To dialog elektroniki z akustyką, soulu z rapem (zabarwionym inspiracjami Air czy Smashing Pumpkins). Materiał wypływający ze smutku, ale mimo wszystko napełniający siłą czerpaną ze sztuki i bycia częścią grupy.
„Urodziła się w 1784 roku na tylnym siedzeniu Forda Pinto z kosmicznej piany morskiej” niewielu artystów pozwoliłoby sobie na taki baśniowy wstęp do swojej biografii. Jednak nie wskazałabym wielu artystów podobnych do Kadhji. „Childqueen” wymyka się ramom gatunkowym. Czy to folkowy soul? Jazz nasiąknięty klasyczną muzyką filmową i inspiracjami Minnie Riperton? A może lekko psychodeliczny pop? Pewnie wszystko po trochu, ale po co skupiać się na definicji. Lepiej usiąść, zamknąć oczy i dać się ponieść tej subtelnej opowieści. Już tylko „Delphine” to jedna z najpiękniejszych kompozycji ubiegłego roku.
ul. Rynek Sienny 1 Szczecin | tel. +48 606 728 093 | e-mail: info@plentyrest.pl | www.plentyrest.pl
| ROZMOWA MIESIĄCA |
AKTOR UCZY SIĘ CAŁE ŻYCIE Uwielbia czytać poezję, jest doskonały zarówno w komediach, jak i dramatach. Artur Barciś to jeden z najpopularniejszych polskich aktorów. Opowiada nam o swojej drodze zawodowej i zakrętach, które musiał na niej pokonać. ROZMAWIAŁA MAŁGORZATA KLIMCZAK / FOTO ANDRZEJ SZKOCKI
Przyjechał Pan do Szczecina czytać poezję Agnieszki Osieckiej i Wojciecha Młynarskiego, artystów w Polsce bardzo cenionych. Myśli Pan, że w czasach SMS-ów, messengerów oraz internetowych tekstów pisanych z błędami, poezja się broni? Ludzie chcą ją czytać? - Okazuje się, że tak. Jest spora rzesza ludzi, którym SMS-y nie wystarczają, którym potrzebne jest coś więcej i chcą się poruszać w krainie łagodności, w której można znaleźć refleksję na temat życia. Wyhamować w tym pędzie. Ważne, żeby każdy miał wybór. Jeżeli jest okazja, żeby poczytać poezję lub posłuchać jej, a na spotkania z poezją przychodzi tłum ludzi, to dobrze. To znaczy, że jest taka potrzeba.
co Julian Tuwim. Tylko trzeba ich zacząć traktować jak poetów, a nie jak tekściarzy, czyli artystów, którzy są o tę półkę niżej. Dzięki Ani Dymnej i jej Salonowi Poezji, który ma swoją filię w Szczecinie, staram się przybliżać te przecudowne wiersze poprzez interpretację ich jako najpiękniejszą poezję. Bardzo często, słuchając jakiegoś tekstu czy szlagwortu słyszymy tylko refren lub główny leitmotiv, a nie docieramy do właściwej poezji. A ona jest w tych tekstach.
Agnieszka Osiecka i Wojciech Młynarski to artyści, którzy tworzyli poetyckie teksty do piosenek słuchanych przez całą Polskę. Kim są dla Pana ci artyści? - Znałem oboje osobiście i zawsze mnie denerwowało, że ich utwory traktowane są wyłącznie jak teksty piosenek, a nie najczystsza poezja. Nawet oni sami nie chcieli się nazywać poetami. Wojciech Młynarski mówił, że jest tekściarzem, a nie poetą, co nie było prawdą, ponieważ przemawiała przez niego wyłącznie skromność. Agnieszka Osiecka i Wojciech Młynarski to jest ta sama półka,
Kiedy poezja przyszła do Pana? W szkole, na studiach czy jeszcze później? - Do mnie poezja przyszła bardzo wcześnie. Bardzo wcześnie zacząłem recytować wiersze. Na lekcjach języka polskiego w podstawówce byłem chyba jednym z niewielu, który rozumiał, co mówi, kiedy pani kazała nauczyć się wiersza. W związku z tym występowałem na różnego rodzaju akademiach. Było mi wszystko jedno czy to rocznica Rewolucji Październikowej czy jakaś inna. Najważniejsze było stanąć przed publicznością. Zawsze byłem małym chłopcem
54
Julian Tuwim też pisał piosenki dla kabaretu, chociaż pod pseudonimem. - No tak, ale Julian Tuwim jest poetą, a Wojciech Młynarski tekściarzem, a ja się z tym nie zgadzam. Wojciech Młynarski też jest poetą.
i jak wchodziłem na scenę, byłem bardzo szczęśliwy. Potem wygrywałem różne konkursy recytatorskie, więc poezja była ze mną ciągle. Najpiękniejszy prezent, jaki mogłem dostać na maturze, to był temat „Moja antologia poezji współczesnej. Propozycje i uzasadnienia”. Bardzo się wtedy interesowałem poezją współczesną i jak zobaczyłem ten temat, nie wierzyłem we własne szczęście. Poezja była ze mną zawsze i zawsze ze mną jest. Bardzo lubię takie chwile, kiedy mogę sięgnąć po jakiś tomik wierszy, a mam ich całą masę w domu, i zatopić się w słowach, które jakiś geniusz ułożył tak, że one mówią coś więcej o świecie niż dziesiątki stron prozy. Poezja była dla Pana naturalnym krokiem do aktorstwa? - Była jedną z dróg. Brałem udział w konkursach recytatorskich. Będąc w liceum wygrałem Ogólnopolski Konkurs Recytatorski, więc świat poezji był mi zawsze bardzo bliski. Telewizja przypomina cykl „Dekalog” Krzysztofa Kieślowskiego. Jest Pan jednym z niewielu aktorów, który miał okazję zagrać w niemal wszystkich odcinkach. Czym był dla Pana udział w tym projekcie i spotkanie z Krzysztofem Kieślowskim?- „Dekalog” jest lekturą obowiązkową we wszystkich szkołach filmowych świata. To bardzo trudne
| ROZMOWA MIESIĄCA |
Artur Barciś Absolwent Wydziału Aktorskiego łódzkiej PWSFTViT, którą ukończył w 1979 r. Przed kamerami zadebiutował w roku 1978 niewielką rólką w obrazie pt. „Do krwi ostatniej”. Największą popularność zyskał w latach 80., wtedy też zagrał swoje najważniejsze role. Barciś jest aktorem warszawskich teatrów. W latach 1979 - 1981 występował w teatrze Na Targówku, w latach 1982 1984 na deskach Teatru Narodowego, a od 1984 r. był związany z Teatrem Ateneum. To aktor wszechstronny. Tworzy doskonałe kreacje w dramatach, ale sprawdza się również w komediach.
pytanie, bo nie da się krótko powiedzieć w takim wywiadzie, czym było dla mnie spotkanie z Kieślowskim. To było jak przejście jakiegoś progu w życiu. Spotkanie kogoś, kto zmienia całkowicie sposób myślenia, kto zmienia całkowicie życie. Po prostu. Rzadko się spotyka na swojej drodze geniusza, który na dodatek obdarza człowieka przyjaźnią i szacunkiem. Dla mnie to był krok milowy w życiu. „Dekalog” jest też jedną z najważniejszych, jeśli nie najważniejszą rolą w moim życiu. W każdym z odcinków trzeba było wyrazić bardzo dużo, nie mówiąc ani jednego słowa. Na szczęście miałem reżysera, który dokładnie wiedział, co chce uzyskać i ja mu się całkowicie oddałem. Na początku Pana kariery aktorskiej wprowadzono stan wojenny, który zahamował wielu artystom rozwój zawodowy. Czym stan wojenny był dla Pana, młodego aktora z różnymi marzeniami i planami życiowymi? - To była absolutna katastrofa. Tragedia. 13 grudnia 1981 roku okazało się, że miniserial telewizyjny pt. „Odlot”, w który zainwestowałem wszystko, łącznie z etatem w teatrze w Warszawie, mieszkaniem, nie będzie dokończony. Zostały dwa tygodnie do zakończenia zdjęć, a film opowiadał o Solidarności. Kiedy wybuchł stan wo-
jenny, wiadomo było, że zdjęcia nie będą kontynuowane. Moja kariera się właśnie skończyła, a byłem półtora roku po studiach. Potem okazało się, że nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. Film dokończyliśmy. Wyrzucono wszystkie sceny strajków i przeniesiono akcję przed 1980 rok, ale siłą rzeczy nie dało się z tego zrobić dobrego filmu. Ale to właśnie w tym obrazie zobaczył mnie Krzysztof Kieślowski i zaprosił do filmu o stanie wojennym pt. „Bez końca”. A do tego trafiłem do Teatru Narodowego w środku sezonu. To mnie nauczyło, że nigdy nie wolno podupadać na duchu. Zawsze można odbić się od dna. Jestem życiowym optymistą. Chociaż patrząc na to, co się dzieje w naszym kraju od trzech lat, mój optymizm mocno podupadł. Mimo wszystko jednak wierzę, że nie ma tego złego... To, co się dzieje w naszym kraju, wyprzedził serial „Ranczo”, który świetnie pokazuje mechanizmy władzy. Jaki Pan ma stosunek do tego serialu? Ja się spotkałam ze skrajnymi opiniami. Niektórzy uważają, że serial jest przerysowany, a inni, że jest świetny. - No cóż, nie zamierzam dyskutować z gustami widzów. Mam pozytywny stosunek do tego serialu. Jestem dumny, że w nim grałem. Jestem dumny, że zagrałem taką, a nie inną postać. Rewelacyj-
nie napisaną i dającą ogromny potencjał kreacji aktorskiej. A że politycy zrzynają z tego jeden do jednego, jak daje się zaobserwować w ostatnich czasach, pozostawiam to ich sumieniu. Pomimo tego, że grał Pan w takich produkcjach jak „Ranczo” czy „Miodowe lata”, trwających po kilka sezonów, dla widzów wciąż Pan jest aktorem Arturem Barcisiem, a nie Norkiem czy Czerepachem. To chyba dla aktora sukces, że nie został zaszufladkowany jako postać filmowa? - Bardzo mi na tym zależało. Włożyłem ogromną pracę w to, żeby Czerepach nie był Tadeuszem Norkiem, który został sekretarzem gminy w Wilkowyjach. Dlatego wymyśliłem Czerepachowi ten tupecik, sposób mówienia – Czerepach trochę sepleni, specjalny rodzaj układania frazy – mówi bardzo szybko i bardzo precyzyjnie. Polityk, aby przekonać ludzi do swoich racji, musi każde kłamstwo powiedzieć jak najprawdziwszą prawdę, z absolutną pewnością siebie. Skoro grałem esencję polityka, musiałem go bardzo precyzyjnie skonstruować. Ale dzięki temu ten człowiek jest zupełnie inny niż Tadeusz Norek, który wcześniej też się wrył w pamięć widzów. Zależało mi na tym, żeby to był ktoś zupełnie inny niż Norek i ktoś zupełnie inny niż ja. Bo ja takim człowiekiem,
MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 01/2019
55
| ROZMOWA MIESIĄCA |
jak Czerepach nawet nie byłbym w stanie być. Filmem, z którego też Pana wszyscy doskonale pamiętają, jest „Znachor”. W pierwszych latach pracy zagrał Pan bardzo ważne role. - Miałem ogromne szczęście. Zaraz po szkole aktorskiej zagrałem w „Znachorze”. Ta rola jest pamiętana zapewne również dlatego, że film jest często powtarzany w telewizji. Zawsze na Wszystkich Świętych dostaję mnóstwo SMS-ów od przyjaciół, którzy znowu się przeze mnie poryczeli, chociaż widzieli ten film już 20. raz. To bardzo miłe i wspaniałe, zagrać w filmie, który cały czas jest wyświetlany. Nie wiem, czy zdaje Pan sobie sprawę, że wiele osób nie płacze wtedy, kiedy Tomasz Stockinger klęka z bukietem róż przed Anną Dymną, ale wtedy, kiedy Pan stawia pierwsze kroki jako Wasylko. - Tak, wiem o tym. To chyba też jest duży sukces, że świetnie Pan gra zarówno role komediowe, jak i dramatyczne. - Zawsze chciałem być aktorem uniwersalnym. Aktorstwo to ogromna paleta barw i można korzystać z bardzo różnych sposobów uprawiania tego zawodu. Chociaż tak naprawdę niewiele od nas samych zależy. My, aktorzy, jesteśmy do wynajęcia i bywa tak, że reżyserzy proponują wyłącznie takie role, jakie już przed chwilą zagraliśmy, bo czują się bezpiecznie. Bardzo długo grałem małych, biednych, nieszczęśliwych. Raz zagrałem takiego człowieka i potem już tylko tak byłem obsadzany. Na szczęście starałem się bardzo tak dobierać role, żeby pokazać swoją różnorodność. Do tego dochodzi teatr, a ja gram głównie w teatrze. Mój warsztat jest szlifowany i sprawdzany na deskach sceny. Nigdy nie miałem takiego poczucia, że teraz już wszystko umiem. Aktor to jest taki człowiek, który uczy się całe życie.
56
W teatrze każde przedstawienie jest inne. Za każdym razem tworzy Pan postać od nowa. Czym dla Pana jest teatr? Drugim domem? - W tej chwili tych domów jest więcej, bo gram nie tylko w Ateneum, ale też w innych teatrach i to w całej Polsce. Taka jest teraz potrzeba. Jest gdzie grać, bo w niemal każdej gminie jest nowa sala widowiskowa i oświetlenie, którego choć połowę chciałbym mieć w Ateneum. Gdziekolwiek nie przyjedziemy, są tłumy ludzi, którzy chcą przyjść do teatru. Dlatego teraz gram głównie w teatrze. Nie gram w żadnym serialu, żadnym filmie. Nawet nie mam takich propozycji. Ale tak bywa w tym zawodzie, że raz jest czegoś za dużo, raz za mało. Ogromną frajdę sprawia mi też reżyserowanie. Ostatnio przebojem jest komedia w mojej reżyserii pt. „Nerwica natręctw”, która w styczniu będzie prezentowana również w Szczecinie. Na brak pracy nie narzekam. I spełnia Pan swoje marzenia. Krystyna Janda pozwoliła Panu zagrać Papkina w „Zemście”. - Tak. Zagrać Papkina to było moje największe marzenie aktorskie. Gram go już 5 lat. To jest rola, którą grali najwięksi aktorzy, więc to bardzo duże wyzwanie. - Bardzo. Jest taka rola, której by Pan nie zagrał? - Oczywiście. Choć wszystko jest jakimś doświadczeniem. Staram się tak żyć, że nawet jak doświadczam czegoś złego, to wyciągam z tego jakieś pozytywy. Optymiści tak już mają. Może dzisiaj już nie wystąpiłbym w „Okienku Pankracego”, bo wiem, że przez to zostałem tak zwanym aktorem dziecięcym, nie zagrałem paru ważnych ról. Ale to wiem po latach, a wtedy podjąłem taką decyzję. Urodziło mi się dziecko, musiałem zarabiać pieniądze, nie dostawałem propozycji. Mimo wszystko wspominam
to bardzo dobrze, mam mnóstwo widzów, którzy pamiętają ten program. Mówił Pan, że jest optymistą, ale że ostatnie trzy lata trochę Pana tego optymizmu pozbawiły. Są rzeczy, których się Pan obawia? - Nadciąga katastrofa i to nie taka, która będzie za 50 lat. Mówię o zmianie klimatu. Słucham naukowców, a nie magów, którzy zaklinają rzeczywistość. Rzeczywistość jest taka, jaką poznajemy, a nie taka, jaką byśmy chcieli, żeby była. I ona jest taka, jak ją opisują naukowcy. Możemy tę katastrofę opóźnić, ale jeżeli natychmiast nie zaczniemy tego robić, a w naszym kraju tego nie robimy, lub robimy za mało, to katastrofa przyjdzie szybciej niż nam się wydaje. Już nasze wnuki tego doświadczą i to mnie martwi. Bardzo mnie też martwi stan demokracji w naszym kraju. To, co się dzieje, jest straszne. Do głowy by mi nie przyszło, że takie rzeczy mogą się dziać w Polsce. Ale cóż, takie mamy zjawiska społeczne, a politycy tacy jak Czerepach wykorzystują je do granic możliwości. Jakie ma Pan plany zawodowe na najbliższy rok? - Nie mam w planach żadnej nowej sztuki. Gram w 11 spektaklach i dzięki temu mam pracę. Przechodzę taki okres, który się czasem zdarza aktorom, bo niewiele od nas nie zależy. Możemy tylko własną pracą udowadniać, że coś potrafimy, ale decyzja i tak należy do reżysera lub producenta. Nie mówię tego, żeby ktoś pomyślał, że narzekam. Takie okresy bywały już w moim życiu i potem, ni stąd ni zowąd, dostawałem tyle propozycji, że nie wiedziałem, którą wybrać, i nie wiedziałem, kiedy kończy się dzień, bo miałem tyle pracy. To życzymy Panu dużo pracy. - Bardzo dziękuję.
#prezentacja
| ROZMOWA |
Nowa miss spadła z nieba 58
| ROZMOWA |
W tym roku koronę Miss Polski zdobyła świnoujścianka Olga Buława, z zawodu stewardessa. Nam opowiada, jak to jest być królową, która lata w chmurach, co zmienił konkurs w jej życiu i gdzie na co dzień podziewa się korona najpiękniejszej. ROZMAWIAŁA JOANNA MARASZEK / FOTO DOROTA TYSZKA
Jak czujesz się w roli Miss Polski? - Ten wieczór zapamiętam do końca życia...albo przynajmniej jego część, bo prawda jest taka, że przez te ogromne emocje pamiętam połowę tego, co się działo! Wiem jedno, Miss Polski 2017 wyglądała zjawiskowo i założyła mi na głowę koronę. Ja sama wciąż jestem trochę onieśmielona, zwłaszcza, że mam świadomość, jak wiele pięknych dziewczyn startowało razem ze mną. Nie zakładałam wygranej, więc poza wielkim zdziwieniem, wzruszeniem i radością, pojawiły się obawy, czy uda mi się pogodzić nową rolę, czyli bycie Miss Polski z pracą stewardessy. Ale obawy chyba szybko minęły? - W LOT-cie zostałam przyjęta bardzo ciepło, a moje kierownictwo mnie wspiera. Wszyscy są z tego zadowoleni. Koleżanka z pracy napisała mi, że wszyscy w naszym środowisku czują się, jakby Polska reprezentacja wygrała w Mistrzostwach Świata (śmiech). Bardzo się z tego cieszę, bo chcę być właśnie latającą miss. Mam nadzieję, ze dzięki tytułowi, który otrzymałam, będę mogła zachęcać wszystkich do tego, by rozpoczęli swoją przygodę z lataniem. Co masz na myśli? - Latanie jest wspaniałe. Zacznę od tego, że kiedyś sama bardzo bałam się latać, ale lęk pokonałam, a nawet zdecydowałam się zostać stewardessą. W tej dziedzinie jest tak wiele różnych możliwości, że każdy może wybrać coś dla siebie. Można latać samolotami, balonami, skakać ze spadochronem. Kiedy zacznie się tę przygodę, później nie można przestać. Chciałabym także, by więcej osób, podróżując, miało większą świadomość. Bywa, że ludzie są bardzo zestresowani. Podróż samolotem różni się od innych. Wszystkie przepisy są istotne. Nie bez powodu wyłącza się telefony i zapina pasy. Wszystko ma swój cel. A co Ty lubisz najbardziej w swojej pracy? - To, że nie jest monotonna. Latam w różne strony świata, zawsze mam inną załogę, nowych pasażerów, różne godziny pracy. Będąc stewardessą trochę jest się pielęgniarką, trochę strażakiem, opiekunką. Jest jakiś lot, który zapamiętałaś szczególnie? - Był jeden wzruszający. Pewna kobieta transportowała męża. Opowiadała mi o ich małżeństwie, 20. latach spędzonych razem i tego, jak bardzo jej brakuje jego obecności. To są takie momenty, że chociaż jest się w pracy, trudno utrzymać emocje na wodzy. Wróćmy do wygranej. Jak zmieniło się Twoje życie? - To istne szaleństwo, ale mam wrażenie, że wszystko się coraz bardziej napędza. Dobrym obrazem tego jest fakt, że w ciągu dwóch dni od wygranej mój profil w mediach społecznościowych zaczął być obserwowany przez 16 tys. osób. Wcześniej były to 4 tysiące. W jednej chwili odmienił się mój świat. Tuż po gali musiałam od-
być kilka wywiadów. Mimo że czas mija, obowiązków medialnych nie ubywa. Od razu dostałam również plan, który muszę zrealizować. Jest tego wiele. To spotkania, wyjazdy. Jakiego rodzaju spotkania? - Drugiego dnia bycia miss odwiedziłam przedszkole. Dzieciaki są niesamowite! W młodszej grupie dzieci odwiedziłam jako Miss Polski, w starszej - w mundurze stewardessy. Również zrobiłam prezentację na temat mojego zawodu. Spotkałam się też z Jurkiem Owsiakiem. Będziesz udzielać się charytatywnie? - Tak i bardzo się z tego cieszę, ponieważ wcześniej nie miałam zbyt wielu środków. Kiedyś byłam wolontariuszką WOŚP, ale nie uzbierałam za wiele. W tym roku będzie mnie można spotkać w Warszawie, gdzie będę wolontariuszką. Myślę, że tych działań będzie dużo więcej. Coś otrzymałam i równocześnie mam szansę, by dać innym coś od siebie. Czeka Cię pracowity rok. - Zdaję sobie z tego sprawę, ale wiem, że wszystko da się pogodzić. Wymaga to jedynie planowania z wyprzedzeniem i sumienności. Masz w tym wsparcie najbliższych? - Tak, od początku. Nawet w czasie finału, w moim pokoju pojawiła się moja rodzina i najbliżsi - 13 osób. To było miłe i dało wiele energii. Moja przyjaciółka przywiozła mi najpotrzebniejsze rzeczy, jak wkładki do butów, żeby było mi wygodnie w butach na obcasie. Mama przytuliła... Kto mógł, ten przyjechał i od każdego usłyszałam ciepłe słowo. Cały czas bardzo wspierało mnie moje miasto. A koleżanki z konkursu? - Też. Nawet tuż przed wyjściem w sukniach wieczorowych usłyszałam za plecami od mojej koleżanki z pokoju - masz to wygrać! Po gali nic się nie zmieniło. Mówiły, że są dumne. Wygrana była przyjęta ciepło. Jestem bardzo ciekawa, jak w praktyce wyglądają Twoje wyjazdy w różne miejsca. Wsiadasz do auta, na tynie siedzenie wrzucasz koronę i jedziesz? - Nie, niestety nie mam korony w domu. Opiekuje się nią moja menedżerka. Ma na nią specjalny futerał, ale dokładnie tak to wygląda. Wkłada ją do samochodu i przywozi na miejsce. Czyli nie możesz w niech chodzić w domowym zaciszu, ciesząc się z tytułu... - (śmiech) Nie brakuje mi jej bardzo, bo widuję ją codziennie. A co byś chciała przekazać innym jako Miss Polski. - To, że warto brać udział w tego typu konkursach, nawet nie dla samej wygranej, ale po to, by sprawdzić się, nabrać pewności siebie i poczuć się kobieco. Mam wspaniałe doświadczenia. Poznałam wiele wspaniałych dziewczyn i muszę powiedzieć, że atmosfera konkursu, choć wymagania były duże, choć miałyśmy napięty plan pracy, była bardzo ciepła. Poznając wiele tak wspaniałych dziewczyn, można wymienić doświadczenia w każdej kwestii. Mogłoby się wydawać, że do konkursu zgłaszają się bardzo pewne siebie osoby, a wcale tak nie jest. Wiele dziewczyn decyduje się na udział, by właśnie tę pewność siebie zyskać. Warto.
MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 01/2019
59
| ZDROWIE |
#prezentacja
Implanty piersi Motiva czy B-Lite. Które wybrać? Motiva i B-Lite, czyli dwie topowe marki implantów wskazane przez gabinet Medimel, budzą wypieki na twarzy u niejednej kobiety. Odpowiedź na pytanie - które wybrać? najlepiej znaleźć porównując ze sobą oba produkty.
Implanty Motiva, to zupełnie nowa technologia na rynku. Po operacji dopasowują się do pozycji przybieranej przez kobietę w danym momencie. Dzięki temu biust wygląda naturalnie. Efekt zapewnia specjalistyczna powłoka zewnętrzna wykonana w nanotechnologii oraz unikalny rodzaj żelu. Ponadto produkt Motivy posiada system BluSeal. To zabezpieczenie, które pozwala upewnić się, że bariera zapobiegająca rozprzestrzenianiu się żelu jest nienaruszona.Każdy implant posiada również unikalną numerację w postaci mikrotranspondera biernego z 15-cyfrowym niepowtarzalnym kodem. Lekarz może odczytać kod przy pomocy specjalnego czytnika i poznać specyfikację implantu. W temacie powikłań można być
jednak spokojnym - marka odznacza się najmniejszym odsetkiem powikłań w postaci torebek przykurczających. Za ich jakość ręczy firma Lloyd, największy ubezpieczyciel na globalnym rynku. Implanty B-Lite, to z kolei najlżejsze implanty na świecie. Jeden o objętości 365 ml waży zaledwie 275g. Idzie za tym wiele korzyści, poczynając od szybszego gojenia ran pooperacyjne, nie rozciągania skóry, a kończąc na mniejszym obciążeniu dla kręgosłupa. Ponadto implanty B-Lite zawierają mikrosfery z powietrzem, dzięki którym nie tracą swojego kształtu. Co istotne implanty wykazują też większą przezierność dla promieniowania rentgenowskiego. Gęstość ich silikonu pozwala
łatwiej ocenić stan piersi podczas badań lekarskich, np. podczas mammografii gruczoły są dużo bardziej widoczne. To produkt dedykowany kobietom które marzą o bardzo dużym biuście. Są również odpowiednie dla pacjentek po mastektomii, u których korzystniej jest obciążyć pierś lżejszym implantem. Uwaga! Implanty są objęte dożywotnią gwarancją producenta. Więcej szczegółów można zasięgnąć podczas indywidualnej konsultacji z dr. Katarzyną Ostrowską-Clark w gabinecie Medimel. Rejestracja pod numerem tel.: 500 355 884.
ul. Nowowiejska 1E , Szczecin – Bezrzecze | tel. +48 91 818 04 74, +48 500 355 884 e-mail: gabinet@chirurgia-szczecin.pl | www.chirurgia-szczecin.pl
60
| ZDROWIE |
Groźny smog. Niszczy nasz organizm przez lata Ucz dziecko oddychać przez nos, a kiedy jakość powietrza jest bardzo zła, lepiej nie wychodź z domu lub używaj maseczki. AUTOR ANNA FOLKMAN
Ze smogiem nie ma żartu. Choć mamy opory, to w dzień największego zanieczyszczenia powietrza powinniśmy używać maseczek z filtrem. Dlaczego? By nie narażać się na udary, zawały, zaostrzenie innych chorób czy nowotwory. Temat smogu zrobił się dziś bardzo modny, ale to nie oznacza, że wcześniej go nie było. To zjawisko atmosferyczne znane od wielu lat. - Smog to zawiesina szkodliwych pyłów i gazów emitowanych przez działalność człowieka, znajdująca się najczęściej we mgle, stąd nazwa i połączenie dwóch angielskich słów smoke - dym, fog - mgła - mówi lek. med. Iwona Witkiewicz ze szpitala w Zdunowie, konsultant wojewódzki w dziedzinie gruźlicy płuc. Najpopularniejsze niebezpieczne cząstki, których tak bardzo boimy się w smogu, to tlenki azotu, siarki oraz tlenki i dwutlenki węgla. W smogu znajdują się także węglowodory aromatyczne i związki metali ciężkich, które powodują nowotwory. Skład smogu może się różnić, w zależności od tego, kto i z czego produkuje to zanieczyszczenie. Najbardziej szkodliwy jest najmniejszy pył, którego średnica jest wielokrotnie mniejsza od ludzkiego włosa (PM2,5). - Wszystkie te zanieczyszczenia wdychamy podczas oddychania. Ten najmniejszy pył przenika do pęcherzyków płucnych, a z nich aż do krwi. Stąd skutki zanieczyszczenia powietrza są obecne nie tylko w płucach i powodują np. astmę, duszności, łzawienie oczu, ale związki toksyczne z pyłu dochodzą także z krwią do mózgu i wtedy mogą powodować udar, niedotlenienie, uszkodzenie mózgu. Toksyczne działanie na mózg i naczynia w konsekwencji prowadzi do udaru - dodaje Witkiewicz. - Te same drobne pyły powodują zaburzenia układu krążenia, zawał serca, duszności, niewydolność krążeniowo-oddechową i pogłębiają istniejące choroby przewlekłe. Pyły i gazy zawarte w smogu są niebezpieczne dla wszystkich, ale najbardziej dla małych dzieci, osób starszych i alergików. - Dzieci mają troszeczkę inną budowę układu oddechowego krótsze drogi oddechowe, nie do końca wykształcone naturalne filtry, m.in. w postaci śluzówek w nosie, które zbierają część pyłu. Dzieci są bardziej aktywne, więcej biegają, w czasie tego oddychają głębiej, często przez usta. Pochłaniają tego pyłu bar-
dzo dużo - zauważa lek. Iwona Witkiewicz. - Osoby starsze są szczególnie narażone na szkodliwe działanie smogu z uwagi na to, że ich narządy z wiekiem ulegają uszkodzeniu i są też obciążone innymi chorobami. Pył nie musi wywoływać nowej choroby, może przecież zaostrzać istniejącą, np. niewydolność oddechową, krążenia. Z zaostrzeniem objawów choroby mamy także w tym wypadku do czynienia w przypadku alergików. Obecnie zachęca się wszystkich do tego, by żyć ekologicznie, przesiąść się na rowery. Jeśli chodzi o smog, owszem należy to robić, by ograniczyć emisję pyłów z rur wydechowych samochodów. Należy jednak zwracać uwagę na jakość powietrza, kiedy jako środek transportu wybierzemy rower. Sprawdzajmy parametry jakości powietrza. Wysiłek na świeżym powietrzu podczas dużego zanieczyszczenia, smogu, to duży błąd. - W Polsce są 33 miasta, które znajdują się na liście wśród 50 najbardziej zanieczyszczonych miast w Europie. Szczecin akurat nie jest na niej, ale niestety nie mamy dobrego powietrza - mówi lek. med. Iwona Witkiewicz. Dlatego, kiedy pojawiają się informacje o smogu zostańmy w domu, nie wietrzmy mieszkań, w aucie używajmy klimatyzacji, nie zabierajmy dzieci na place zabaw. Jeśli musimy wyjść, uczmy dzieci oddychać przez nos, który jest naturalnym filtrem. Sami tego dnia nie ćwiczmy na dworze, a może spróbujmy przyzwyczaić się wzorem Azjatów do maseczek z filtrem HEPA lub węglowym. Pamiętajmy jednak, że jedna maseczka powinna być użyta podczas jednego wyjścia. Wybierzmy trasy bliżej parków, obszarów leśnych, unikając ruchliwych skrzyżowań. W Polsce obniżyliśmy emisję pyłów i gazów z przemysłu i niestety główną przyczyną zanieczyszczenia powietrza są dziś prywatne domki. - Ekonomia rządzi - palimy byle czym - kiepskim węglem, spalamy śmieci. Jeśli idzie się przez dzielnice domków jednorodzinnych w Szczecinie, dym z ich kominów ma wszystkie kolory tęczy. W kominkach, piecach spalane są butelki, opony, stare meble - lakierowane drewno, kleje stolarskie - źródło największych zanieczyszczeń czyli węglowodorów aromatycznych, które powodują nowotwory.
MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 01/2019
61
| ZDROWIE |
#prezentacja
SERCE - jak dobrze zadbać o jeden z ważniejszych organów w naszym organizmie? Choroby sercowo-naczyniowe są najczęstszą przyczyną śmierci w Polsce. Jak się badać, by mieć pewność, że nasze serce jest w dobrej formie? Co oferuje medycyna, a jak sami możemy o siebie zadbać wyjaśnia dr Marek Sypień z Centrum Diagnostyki Medycznej HAHS. Zacznijmy od tego, czym wg Pana jest choroba? Choroba to nie tylko cierpienie fizyczne. Każda przewlekła choroba jest objawem braku wewnętrznej równowagi. Najczęściej obwiniamy za nią nie siebie, tylko okoliczności zewnętrzne, m.in. geny, funkcjonowanie służby zdrowia lub nieskuteczność medycyny. Tymczasem dobre samopoczucie jest wynikiem wyborów i działań podejmowanych przez nas każdego dnia. Lekarze oraz my sami rzadko zauważamy, że człowiek to nie tylko ciało, ale również psychika, duch. Negatywne myślenie, głównie krytycyzm, strach, poczucie winy oraz urazy blokują proces leczenia, ale także są przyczyną wielu chorób. Umiejętność skutecznego radzenia sobie ze stresem, rozwiązywania konfliktów, przezwyciężania niepokoju, radzenia sobie ze zmartwieniami ma bardzo istotny wpływ na kondycję naszego organizmu oraz proces leczenia. Co zatem jest przyczyną problemów sercowo-naczyniowych? Warto podkreślić, że choroby układu krążenia (miażdżyca, choroba wieńcowa, zawał serca, nadciśnienie tętnicze, udar mózgu, choroba tętnic obwodowych kończyn) są obecnie główną przyczyną chorobowości, zgonów i inwalidztwa. Przede wszystkim jest to skutek intensywnego, często niezdrowego trybu życia. Większość z nas żyje w ciągłym pośpiechu, źle się odżywia, mało się rusza. Ponadto jesteśmy narażeni na permanentny stres. Im więcej mamy lat, tym bardziej i tym większy nosimy bagaż następstw czynników ryzyka. Do chwili obecnej zidentyfikowano wiele czynników ryzyka, których obecność sprzyja zarówno wystąpieniu chorób krążenia, jak i powoduje rozwój już istniejących. Do czynników ryzyka, których związek z chorobami układu krążenia został w pełni udowodniony, zalicza się m.in.: nadciśnienie tętnicze, cukrzycę, palenie papierosów, otyłość, niską aktywność fizyczną, czynniki żywieniowe, czynniki genetyczne.
62
Proszę opowiedzieć o najistotniejszych czynnikach ryzyka chorób sercowo-naczyniowych. 1. Nadciśnienie tętnicze, czyli ≥140/≥90 mmHg: Przyspiesza rozwój miażdżycy, jest powodem udarów mózgu. Nadciśnienie tętnicze jest problemem społecznym - choruje na nie obecnie około 33% dorosłych Polaków. Blisko 30% Polaków z nadciśnieniem nie zdaje sobie sprawy z tego, że ma nadciśnienie. Jedynie ok. 22% osób z nadciśnieniem jest skutecznie leczonych. Warto regularnie mierzyć ciśnienie w domu. Warto także wykonywać pomiary holter, które lepiej określają ryzyko. Pomiary przez 24 godziny przy użyciu holtera umożliwiają wykrycie takich zjawisk jak: reakcja białego fartucha, nadmierny poranny wzrost ciśnienia, brak lub nadmierny nocny spadek ciśnienia. Pomiary ciśnienia poza gabinetem są podstawą rozpoznania nadciśnienia maskowanego i pozwalają odpowiednio modyfikować leczenie. 2. Zaburzenia gospodarki lipidowej. Podwyższony poziom lipidów istotnie zwiększa ryzyko wystąpienia miażdżycy. Warto zatem mieć je pod kontrolą i badać poziom cholesterolu LDL, HDL i trójglicerydów (TG). 3. Cukrzyca. Żyjemy w czasach epidemii cukrzycy. Jest ona skutkiem stylu życia: zmniejszenia aktywności fizycznej i spożywania nadmiernych ilości wysokoenergetycznych pokarmów. 4. Palenie tytoniu. Ocenia się, że około 50% osób palących umiera z powodu chorób odtytoniowych. W Polsce tytoń regularnie pali ok. 9 mln osób dorosłych (27,5%). Istotnym problemem w Polsce jest palenie przez dzieci i młodzież. 5. Nadwaga i otyłość. Otyłość jest chorobą przewlekłą, która nie ustąpi samoistnie i w przebiegu której dodatni bilans energetyczny doprowadza do nadmiernego nagromadzenia tkanki tłuszczowej w organizmie, skutkiem czego jest rozwój powikłań. W ocenie otyłości opieramy się na wartości wskaźnika masy ciała BMI oraz obwodu talii. Otyłość sprzyja rozwojowi zmian miażdżycowych i zwiększa ryzyko chorób sercowo naczyniowych. 6. Nieprawidłowe odżywianie. Nawyki żywieniowe w istotny sposób wpływają na umieralność z powodu chorób sercowo-naczyniowych. Nieprawidłowe żywienie jest jednym z podstawowych czynników ryzyka predysponujących do rozwoju chorób sercowo naczyniowych, a poprawa sposobu odżywiania odgrywa zasadniczą rolę w profilaktyce.
#prezentacja
7. Psychospołeczne czynniki ryzyka. Obejmują one takie kwestie jak: izolacja społeczna, pozycja społeczna i ekonomiczna, poziom wykształcenia, stres związany z wykonywaną pracą i życiem rodzinnym, obniżenie nastroju, depresja, lęk, złość, wrogość. 8. Aktywność fizyczna. Powszechnie wiadomo, że siedzący tryb życia jest istotnym czynnikiem ryzyka chorób sercowo-naczyniowych, ale nadal ten problem dotyczy 50-60% dorosłych Polaków oraz w coraz większym stopniu dzieci i młodzież (50% dziewcząt i 33% chłopców). Osoby aktywne fizycznie żyją przeciętnie o 5-7 lat dłużej. Jakie sygnały powinny nas zaniepokoić? Choroby często przebiegają podstępnie i długo bez dolegliwości i objawów. Dlatego takie sytuacje jak: • bóle w klatce piersiowej: wysiłkowe, stałe, o charakterze ucisku, dławienia, nietypowe, uczucie dyskomfortu, zlokalizowane lub promieniujące do innych części ciała (ramion, żuchwy, brzucha, pleców), • uczucie duszności, uczucie niemiarowej pracy serca (kołatania), • osłabienie, zasłabnięcia z/lub bez utraty przytomności, • bóle/zawroty głowy, • uczucie niepokoju powinny wzbudzić naszą czujność i skłonić do wizyty u lekarza. Pamiętajmy także, że nie warto czekać aż się tego typu sygnały pojawią - regularne badania diagnostyczne w kierunku chorób układu krążenia, choć nie zastąpią zdrowego stylu życia, to pomogą wcześnie wykryć zaburzenia. Jak dbać o swoje serce?
| ZDROWIE |
domowe (mycie podłogi, okien, odkurzanie, mycie samochodu), wyprowadzanie zwierząt na spacer – przynajmniej przez 30 minut 5 razy w tygodniu. Aktywność o dużej intensywności – bieg, energiczny spacer pod górę, szybka jazda rowerem, aerobik, szybkie pływanie, sporty i gry oparte na współzawodnictwie (piłka nożna, siatkówka, hokej i inne) – przynajmniej przez 20 minut 3 razy w tygodniu. Zdrowy sposób odżywiania: Produkty mało przetworzone, ze zdrowych upraw, z dominacją warzyw, w tym roślin strączkowych, ryby, dieta urozmaicona we właściwych proporcjach, napoje niesłodzone. Unikałbym skrajnych diet. Sen i relaks: 6 do 8 godzin snu, relaks na świeżym powietrzu o każdej porze roku i w każdych warunkach, techniki relaksacyjne, medytacja. Warto także znaleźć czas na urlop, który pozwoli rozładować stres. Kiedy powinniśmy zacząć się badać i jakie badania wykonać? Warto, by osoby, które skończyły 30 lat już profilaktycznie przyglądały się swojej kondycji zdrowotnej, wykonały np. podstawowe badania krwi i USG. W wieku 40 lat już najwyższy czas baczniej przyjrzeć się swojej kondycji. Osobom, które dotychczas się nie badały lub niezbyt regularnie, pomocny będzie pakiet Moje Serce, w ramach którego w Centrum HAHS zapewniamy kompleksowe badania kardiologiczne: EKG, pomiar ciśnienia, BMI, badania laboratoryjne oraz konsultacje kardiologiczne. Wszystkie badania możemy przeprowadzić w ciągu 1 dnia. Kompleksowy przegląd kardiologiczny jest dostosowany do wieku pacjenta i pozwala sprawdzić, czy pacjent znajduje się w grupie ryzyka lub czy już choruje, mimo że nie odczuwa dolegliwości.
Recepta teoretycznie jest prosta - prowadzić zdrowy styl życia On zapobiegnie chorobom, opóźni je lub zmniejszy ich agresywność. Moje trzy podstawowe wskazówki to: Aktywność fizyczna: Aktywność o umiarkowanej intensywności (energiczny spacer, taniec, noszenie i przesuwanie ciężarów o masie poniżej 20 kg, używanie schodów zamiast windy, prace
Centrum Diagnostyki Medycznej HAHS ul. Felczaka 10, Szczecin | www.hahs-lekarze.pl
| ZDROWIE |
#prezentacja
Sezon narciarski, jak go nie zepsuć kontuzją? Dla wielu osób zima jest synonimem sezonu narciarskiego i bez wyjazdu w góry nie wyobrażają sobie ferii, czy zimowego urlopu. Wybieramy miejsce, do którego chcemy się wybrać, kompletujemy sprzęt, planujemy cały wyjazd, ale czy przygotowujemy też do niego swoje ciało? Jest ono narażone na wyjątkowo silne przeciążenia, a jeśli nie jest w formie – poddaje się i efektem są kontuzje, które często wymagają nawet leczenia operacyjnego. Jak zatem temu zapobiec i nie zepsuć sobie sezonu?
64
#prezentacja
Jeżdżę od lat, więc po co trening? Zapewne wiele osób zadaje sobie to pytanie, jednak warto zastanowić się też, ile razy do roku wyjeżdżamy na narty? Nawet jeśli 3-4 razy, to i tak wciąż jest to sporadyczny wysiłek. Trening fizyczny jest nam potrzebny by nie tylko uniknąć kontuzji, ale też by wyjazd był frajdą i by móc cieszyć się kondycją dłużej niż tylko godzinę na stoku. Odpowiednie przygotowanie fizyczno-kondycyjne pozwoli nam na dłuższe śnieżne szaleństwo, jak również pomoże w doskonaleniu techniki jazdy. Dobrze przygotowane ciało przed sezonem narciarskim to: •
zmniejszenie ryzyka wystąpienia kontuzji
•
wydłużenie jazdy, zwiększenie jej intensywności
•
pomoc w osiągnięciu perfekcyjnej techniki
•
utracone kilogramy przed wyjazdem, więc i mniejsze obciążenie stawów na stoku
Jakie ćwiczenia są najlepsze? Nie ma niestety gotowego zestawu, który zagwarantuje absolutnie każdemu spektakularny efekt, ponieważ rodzaj ćwiczeń i ich intensywność należy dobrać adekwatnie do wieku i naszej kondycji. Ćwiczenia mają w głównej mierze zaangażować kończyny dolne i tułów, a także poprawić naszą wydolność oddechową, co związane jest ze specyfiką jazdy na nartach czy desce: największym przeciążeniom ulegają właśnie nogi i tułów, a zwiększona wydolność pozwala nam nie złapać zadyszki po pierwszym zjeździe na stoku. Chcemy zatem ćwiczeniami uruchomić nasze ciało z często siedzącej pozycji, do gotowości.
Jak zacząć? Pierwszym etapem jest przygotowanie stawów i mięśni do zmian, a także wywołanie reakcji na poziomie układu krążenia i układu oddechowego. Oznacza to, że trening musi spowodować wzrost tętna i częstość oddychania, jednak nie może powodować zadyszki i wrażenia, że serce chce wyskoczyć z klatki piersiowej. Trening ma być dla nas komfortowy i wykonalny, bo zbyt intensywny przyniesie odwrotny efekt i przeciążony organizm wcale nie spisze się dobrze na nartach. Ćwiczenia, o których mowa to grupa ćwiczeń tlenowych, związanych z ruchem, czyli np. jogging czy nordic walking. Dobrymi efektami cieszą się również treningi na urządzeniach typu rowerek stacjonarny, stepper, bieżnia. Drugim etapem są ćwiczenia związane ze specyfiką jazdy na nartach lub desce. Należy pamiętać, że sporty te angażują w bardzo dużym stopniu mięśnie, które mają utrzymać stawy w statycznej pozycji. Dzięki temu możliwe jest utrzymanie równowagi. Dla kolan i dla kręgosłupa, ale także dla kończyn górnych, w tym
| ZDROWIE |
nadgarstków, są to bardzo duże obciążenia utrzymywane przez dłuższy czas. Jeśli mięśnie są niewydolne, siły są przenoszone na pozostałe elementy stawowe (chrząstka, więzadła, łąkotki, dyski), które mogą ulec uszkodzeniu, co wiąże się z kontuzją. Dlatego w tym etapie treningu najważniejsza jest praca nad siłą, koordynacją i wytrzymałością mięśni całego ciała. Do ćwiczeń wspomagających należą wszelkiego rodzaju przysiady, wykroki, przenoszenie ciężaru z jednej nogi na drugą, czyli imitowanie ruchu, który wykonujemy podczas zjazdu na nartach. Aby ćwiczenia te miały również wpływ na naszą koordynację i elastyczność mięśniową, należy wykonywać je również na elementach równoważnych: poduszki równoważne, chybotki lub bosu. Ważne, by w trening zaangażować również mięśnie kręgosłupa oraz kończyn górnych i nie skupiać się tylko na dolnej części ciała. Korpus pełni bardzo istotną funkcję utrzymującą dobrą postawę – również w trakcie jazdy, natomiast ręce (łokcie, nadgarstki) pełnią funkcję podpierającą i podobnie jak kolana są najczęściej narażone na urazy. Dlatego tak ważne jest zaangażowanie wszystkich partii ciała w trening – to całe ciało musi zgodnie pracować, byśmy mogli sprawnie poruszać się na stoku.
Efekty Pamiętajmy, że odpowiednio dobrane ćwiczenia i ich poprawne wykonywanie są kluczem do sukcesu, jednak trening przed wyjazdem nie może trwać tydzień czy dwa. Powinien on zająć minimum 4 tygodnie, a optymalny czas to 6-8 tygodni przy częstotliwości treningów 2-3 razy w tygodniu. Warto też zasięgnąć porady i opinii specjalistów, którzy skorygują naszą postawę i zwrócą uwagę na najważniejsze aspekty treningu, pomogą dobrać intensywność ćwiczeń do zaawansowania i w końcowym efekcie – cieszyć się udanym sezonem narciarskim. Tekst powstał przy współpracy z zespołem Fizjoterapeutów Domu Lekarskiego.
Rehabilitacja w Centrach Medycznych Dom Lekarski Dom Lekarski w Outlet Park, ul. Struga 42, Szczecin Dom Lekarski w C.H. Turzyn, al. Boh. Warszawy 42, Szczecin tel. 91 469 22 82, www.domlekarski.pl
MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 01/2019
65
| TRENDY TOWARZYSKIE |
Wernisaż Macieja Woltmana Wernisaż prac artysty malarza Macieja Woltmana był pretekstem spotkania członków Klubu Business Club Szczecin i ich przyjaciół. Goście podziwiali obrazy i rysunki artysty, ale też dyskutowali gorąco o malarstwie współczesnym i …polityce. (bs)
Nasz redakcyjny kolega Sebastian Wołosz z żoną Celiną i córką Zosią.
Edward Osina z Calbudu z żona Ireną.
Stanisław Horoszko, dyrektor Muzeum Techniki i Komunikacji ( z lewej) oraz Jacek Ogrodniczak, kurator wystawy.
Maciej Woltman, malarz, oraz prof. Stanisław Flejterski.
Fotoreporterzy (od lewej): Jarosław Gaszyński z Prestiżu, Robert Stachnik z Radia Szczecin i Ryszard Pakieser z Kuriera Szczecińskiego.
Robert Stachnik, fotoreporter Radia Szczecin (z lewej) i nasz redakcyjny kolega Andrzej Szkocki.
Foto: Andrzej Szkocki
Siódma migawka Zbigniew Ligierko z Business Club Szczecin, dziekan Korpusu Konsulów Honorowych, oraz Robert Król z Multi Projektu z żoną.
66
Tradycyjnie już w grudniu Muzeum Techniki i Komunikacji zorganizowało wystawę podsumowującą ostatni rok pracy szczecińskich fotoreporterów. Na wystawie znalazły się zdjęcia z wydarzeń kulturalnych, sportowych, politycznych oraz inne ciekawe wydarzenia. (mk)
Foto: Andrzej Szkocki
Bogumił Rogowski, prezydent Business Club Szczecin i Waldemar Juszczak, adwokat.
| TRENDY TOWARZYSKIE |
Na statku z oficerami Spotkanie na belgijskim statku z oficerami z Korpusu NATO było okazją do złożenia świątecznych i noworocznych życzeń. (bs)
Andrzej Łuc, prezes Morskiego Portu Police. Od lewej: Rafał Zahorski, radca ds. dyplomacji ekonomicznej Ambasady Belgii, Barbara Libera, komisarz ds. handlu i inwestycji przy Przedstawicielstwie Ekonomicznym i Handlowym Flandrii, Janusz Jarosiński, konsul honorowy Królestwa Belgii w Polsce i Christiaan Sys, radca ds. polityki obronnej i bezpieczeństwa Ambasady Belgii w Polsce.
Od lewej: dr hab. inż. st. of. Paweł Zalewski, prof. nadzw. AM Wojciech Zdanowicz, dyrektor Urzędu Morskiego w Szczecinie.
Foto: Andrzej Szkocki
Od lewej: Rafał Zahorski, Mirosław Buldo, właściciel firmy Phoenix Poland.
Wojewoda Tomasz Hinc i Dariusz Słaboszewski, prezes Zarządu Morskich Portów Szczecin i Świnoujście.
Foto: Sebastian Wołosz
Od lewej: Paweł Ziomecki, tłumacz, Stanisław Lipiński, skarbnik miasta i Rafał Zahorski.
Alicja Dzimek, dyrektor finansowy Teleskop Sp. z o.o., Montel Sp. z o.o. i Teleyard Sp. z o.o., jeden z oficerów NATO.
Wigilia Klastra Morskiego Pomorza Zachodniego Odbyła się w Marinie nad Jeziorem Dąbie. Gościem specjalnym był Tomasz Hinc, wojewoda zachodniopomorski. Klaster Morski Pomorza Zachodniego skupia blisko 70 firm z branży morskiej, instytucji nauki, szkoły branżowe itd. Wśród członków są m.in. Polska Żegluga Morska, Polska Żegluga Bałtycka. Stocznia Szczecińska, Morska Stocznia Remontowa Gryfia, Zarząd Morskich Portów Szczecin i Świnoujście, szczecińska Akademia Morska itd. (mdr)
MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 01/2019
67
| TRENDY TOWARZYSKIE |
Gala obywatelska
Foto: Sebastian Wołosz
Ryszard Łuczkowski, prezes Stowarzyszenia TWIKS ( z lewej) i Daniel Wacinkiewicz, zastępca prezydenta Szczecina.
68
Spotkanie ze sztuką Kancelaria „Kiżuk & Michalska Doradztwo Inwestycyjne” zorganizowało w kameralnym gronie spotkanie ze sztuką. Szczecińska artystka Elżbieta Kisiel - Gładkowska zaprezentowała swoje obrazy. Właściciele kancelarii Katarzyna Michalska i Filip Kiżuk podkreślali, jak ważne ich zdaniem jest wspieranie kultury i artystów. Wspomniane zostały słowa Krzysztofa Warlikowskiego, że „kultura może być potężną bronią przeciwko głupocie i ogłupianiu. A nasza odpowiedzialność zasadza się na tym, że wierzymy w skuteczność działania sztuki i myśli. Inaczej nic tu po nas.” (red)
Edyta Łongiewska-Wijas, przewodnicząca komisji kultury w radzie miasta.
Katarzyna Michalska i Filip Kiżuk - właściciele Kiżuk&Michalska Doradztwo Inwestycyjne wraz z artystką Elżbietą Kisiel – Gładkowską.
Prezydent Szczecina Piotr Krzystek.
Ela Michalska, Edyta Broniewska, Zbigniew Mielke.
Teresa Kalina, dyrektor Szkoły Podstawowej nr 7 i prezydent Piotr Krzystek.
Szymon Rogoźnicki - makler nieruchomości - Galeria Nieruchomości, Zbigniew Mielke – coach / terapeuta.
Foto: Andrzej Szkocki
Podczas gali obywatelskiej uhonorowane zostały osoby oraz organizacje, które działają społecznie, promują wolontariat i pomagają innym. Nagrody i wyróżnienia wręczył Piotr Krzystek. (mk)
#TU NAS ZNAJDZIESZ KAWIARNIE
• City Break CH Galaxy - 0 piętro • Costa Coffee CH Galaxy 0 piętro • Columbus Coffee CH Galaxy - 2 piętro • Starbucks Coffee CH Kaskada • So!Coffee CH Outlet, ul. Struga 42 • Columbus Coffee CH Turzyn - 0 piętro • Fabryka Deptak Bogusława 4/1 • Fanaberia Deptak Bogusława 5 • Teatr Mały Deptak Bogusława 6 • Columbus Coffee DriveUp, ul. Struga 36 • Castellari Al. Jana Pawła II 43 • Public Cafe Al. Jana Pawła II 43 • Cinnamon Garden Al. Jana Pawła II (fontanny) • Columbus Coffee ul. Krzywoustego • Columbus Coffee MEDYK” ul. Bandurskiego 98 • Orsola YogoHaus Plac Zołnierza 3/1 • Hormon Cafe ul. Monte Cassino 6 (od Piłsudskiego) • Dom Chleba al. Niepodległosci 2 • Columbus Coffee Oxygen • Corona Coffee al. Piastów 30 (Piastów Office, Budynek B) • Cafe Pleciuga Plac Teatralny 1 • Columbus Coffee Piastów 5/1/ul. Jagielońska • Coffe Point ul. Staromiejska 11 • Pasja Fabryka Smaku ul. Śląska 12 • Castellari ul. Tuwima (Jasne Błonia) • Public Cafe Podzamcze ul. Wielka Odrzańska 18 • Kawiarnia Koch ul. Wojska Polskiego 4 • Czekoladowa Cukiernia „SOWA” ul. Wojska Polskiego 17 • Starbucks Coffee (Brama Portowa) ul. Wyszyńskiego 1 • Bajgle Króla Jana, ul. Nowy Rynek 6
SALONY FRYZJERSKO KOSMETYCZNE i SPA
• Beverly Hills Akademia Urody CH Auchan • Beverly Hills Akademia Urody CH Galaxy - parter • Studio DUMA Usługi Kosmetyczne Marzena Dubicka ul. Langiewicza 23 • Studio Urody Masumi Deptak Bogusława 3 • Dr Irena Eris KOSMETYCZNY INSTYTUT ul. Felczaka 20 • Atelier Fryzjerstwa Małgorzata Dulęba-Niełacna ul. Witkiewicza 49U/9 • MASI Wielka ul. Odrzańska 30 • EXPOSE akcesoria atelier Magda Zgórska ul. Chopina 22 (1 piętro) • Imperium wizażu ul. Jagiellońska 7 • Studio Jagielońska 9 ul. Jagielońska 9 • Modern Design Piotr Kmiecik ul. Jagiellońska 93/3 • Atelier Katarzyny Klim ul. Królowej Jadwigi 12/1 • Salon fryzjerski YES ul. Małkowskiego 6 • Salon Fryzjerski Keune ul. Małopolska 60 • Studio Fryzjerskie Karolczyk ul. Monte Cassino 1/14, • Belle Femme ul. Monte Cassino 37a • Vegas Studio Fryzjerskie ul. Panieńska 46/6 • Salon Kosmetyczny GAJA ul. Wojska Polskiego 10 • Sam Sebastian Style ul. Pocztowa 7 • Cosmedica ul. Pocztowa 26 • Hair & tee ul. Potulicka 63/1 • Obssesion ul. Wielkopolska 22 • Gabinet Kosmetyczny Dorota Stołowicz ul. Mazurska 20 • Enklawa Day Spa al. Wojska Polskiego 40/2 • Cosmedica ul. Leszczynowa 23 (Rondo Zdroje)
RESTAURACJE
• Porto Grande ul. Jana z Kolna 7 • Sake Sushi al. Piastów 1 • Restauracja Aramia ul. Romera 12 • Restauracja Aramia Podzamcze ul. Opłotki 1 • Karczma Polska Pod Kogutem Plac Lotników 3 • Restaucja Dzika Gęś Plac Orła Białego 1 • Trattoria Toscana Plac Orła Białego 10 • Caffe Venezia Plac Orła Białego 10 • Chief Rayskiego 16 pl. Grunwaldzki • Stockholm Kitchen & Bar Bulwar Piastowski 1 • The Greek Ouzeri Bulwar Piastowski 2 • El Tapatio ul. Kaszubska 3 • Columbus ul. Wały Chrobrego 1 • Colorado Steakhouse ul. Wały Chrobrego 1a • Takumi Sushi Bar CH Galaxy - 2 piętro • Sphinks CH Kaskada • Restauracja Szczecin ul. Felczaka 9 • Avanti al. Jana Pawła II 43 • El Globo ul. Józefa Piłsudskiego 26 • OPERA (Na Kuncu Korytarza) ul. Korsarzy 34, Zamek • Planeta ul. Wielka Odrzańska 28 • Wół i Krowa ul. Wielka Odrzańska 20 • Bombay ul. Partyzantów 1 • Z Drugiej Strony Lustra ul. Piłsudskiego 18 • Stara Piekarnia ul. Piłsudskiego 7 • Ricoria Ristorante ul. Powstańców Wielkopolskich 20 • Plenty ul. Rynek Sienny 1
• Buddha Thai ul. Rynek Sienny 2 • Spiżarnia Szczecińska Plac Hołdu Pruskiego 8 • Pomiędzy ul. Sienna 9 • Giovanni Volpe Lodziarnia ul. Tkacka 64 • DietaBar.pl ul. Willowa 8 • Rotunda Północna ul. Wały Chrobrego 1 b • Willa West Ende al. Wojska Polskiego 65 • Willa Ogrody ul. Wielkopolska 19 • Restauracja/Hotel Atrium al. Wojska Polskiego 75 • NIEBO Wine Bar Cafe ul. Nowy rynek 5 • Bachus ul. Sienna 6 • La Passion du Vin ul. Sienna 8 • Tokyo Sushi’n’Grill ul. Rynek Sienny 3 • Bollywood Street Food, ul. Panieńska 20 • Villa Astoria al. Woj. Polskiego 66 • To i Owo restauracja, ul. Zbożowa 4 • Brasileirinho - Brazylijska Kuchnia i Bar, ul. Sienna 10
KLUBY SPORTOWE I FITNESS
• Pure Jatomi, CH Kaskada • Fitness World (Radisson Hotel) Plac Rodła 10 • Szczecińskie Centrum Tenisowe ul. Dąbska 11a • Fit Town ul. Europejska 31 • North Gym Fitness Club Galeria Północ 1 piętro ul. Policka 51 • RKF ul. Jagiellońska 67/68 • Squash na Rampie ul. Jagiellońska 69 • Marina Squash Fitness Club ul. Karpia 15 • Lady Fitness&Wellness, ul. Mazowiecka 13 • Bene Sport Centrum ul. Modra 80 • Fitness Club ul. Monte Casino 24 • Marina Club Dąbie, Yaht Klub Polska Szczecin ul. Przestrzenna 11 • Elite Sport Club Spółdzielców 8k, Mierzyn • Fitness Forma ul. Szafera 196 • Universum Fitness Club, ul. Wojska Polskiego 39a • Prime Fitness Club, ul. 5 Lipca 46
SKLEPY I SALONY MODOWE
• Salon Mody Brancewicz al. Jana Pawła II 48 • Salon Terpiłowscy CH Auchan • Salon Terpiłowscy CH Ster • Salon Terpiłowscy CH Galaxy • Salon Terpiłowscy CH Turzyn • Salon Terpiłowscy ul. Jagiellońska 16 • C.H. TOP SHOPING, ul. Hangarowa 13 • Salon Jubilerski YES CH Galaxy • Dekadekor ul. Rayskiego 18(lok U1) • Portfolio ul. Rayskiego 23/11(wejście od Jagielońskiej) • Silver Swan CH Galaxy (parter) • Swiss CH Galaxy (parter) • Van Graf CH Kaskada • La Perle - Salon Sukien Ślubnych ul. Kaszubska 58 • Trend S.C. Mierzyn, ul. Długa 4b • EBRAS.PL Pl. Żołnierza 17 • Organic Garden ul. Kaszubska 4 • Sklep Firmowy Zakładów Ceramiki Bolesławiec al. Niepodległości 3 • 6 Win ul. Nowy Rynek 3 • C.H. FALA al. Wyzwolenia 44a • Geobike CH Nowy Turzyn I piętro • Centrum Mody Ślubnej ul. Krzywoustego 4 • Sklep Vegananda ul. Krzywoustego 63 • Sklep Zdrowa Przystań ul. Monte Cassino 2/2 • Meble VIKING al. Wojska Polskiego 29 • MaxMara ul. Bogusława X 43 • KAG Meble i Światło S.C. ul. Struga 23 • MOOI wnętrza al.Wojska Polskiego 20, • BiM al. Wojska Polskiego 29 • MarcCain al. Wojska Polskiego 43 • Moda Club al. Wyzwolenia 1-3 • Beaton Aparaty słuchowe, Edmund Reduta ul. Rayskiego 40a • Boutique Chiara ul. Bogusława X 12/2 • Escada Sport ul. Wojska Polskiego 22 • B.E. Kleist Jubiler ul. Rayskiego 20/2 • DRAGON EVENT ul. Twardowskiego 18 (teren Bissmyk) • Drzwi i Podłogi VOX Sylwia Drabik ul. Santocka 39 • Centrum Finansowe JANOSIK ul. Krzywoustego 28 • Świat Rolet ul. Langiewicza 22 • Cavallo - Sklep Jedziecki ul. Przybyszewskiego 4 • Piękno Natury ul. Reymonta 3, pawilon 58 • Zielony Kram ul. Reymonta 3, pawilon 85
GABINETY LEKARSKIE I MEDYCYNY ESTETYCZNEJ
• Dom Lekarski al. Bohaterów Warszawy 42 (CH TURZYN) • Dom Lekarski ul. Rydla 37
• Dom Lekarski ul. Gombrowicza 23/Bagienna 6 • Dom Lekarski al. Piastów 30 (Piastów Office Center, budynek C (wejście od dziedzińca) • Dom Lekarski ul. Struga 42 (Outlek Park) • Hahs ul. Czwartaków 3 • Hahs Klinika ul. Felczaka 10 • Fizjoline Centrum Rehabilitacji ul. Kosynierów 14/U1 • Medicus Plac Zwycięstwa 1 • Lecznica Dentystyczna KULTYS ul. Bolesława Śmiałego 17/2 • EuroMedis ul. Powstańców Wielkopolskich 33a • Laser Studio ul. Jagiellońska 85/1 • Studio Masażu - LAVA ul. Tymiankowa 5b • Estetic ul. Ku Słońcu 58 • ESTETICON ul. Jagiellońska 77 • Fabryka Zdrowego Uśmiechu ul. Ostrawicka 18 • Klinika Stomatologii i Kosmetologii EXCELLENCE ul. Wyszyńskiego 14 • Dentus ul. Felczaka 18a, ul. Mickiewicza 116/1 • MEDICO Specjalistyczne Gabinety Stomatologiczne i Lekarskie al. Bohaterów Warszawy 93/1 (vis a vis CH Turzyn) • NZOZ MEDENTES Przecław 93e • NZOZ MEDENTES ul. Bandurskiego 98(1pietro) • Hipokrates ul. Ku Słońcu 2/1 • Klinika Zawodny ul. Ku Słońcu 58 • Venus Centrum Urody ul. Mickiewicza 12 • Intermedica centrum okulistyki ul. Mickiewicza 140 • Medi Clinique ul. Mickiewicza 55 • Art. PLASTICA ul. Wojciechowskiego 7 • Image Instytut kosmetologii ul. Maciejkowa 37/U2 • Medimel ul. Nowowiejska 1E (Bezrzecze) • Figurella - Instytut Odchudzania ul. Bohaterów Warszawy 40 • Dental Implant Aesthetic Clinic ul. Panieńska 18 • Perładent - Gabinet Stomatologiczny ul. Powstańców Wielkopolskich 4c • Nowy Impladent Stomatologia Estetyczna i Rekonstrukcyjna ul. Stoisława 3/2 • dr Hamera ul. Storrady-Świętosławy 1c / 6 piętro • Centrum narodzin MAMMA ul. Sowia 38 • Stomatologia Mierzyn ul. Welecka 38 • Stomatologia Kamienica 25 ul. Wielkopolska 25/10 • Maestria Klinika Urody ul. Więckowskiego 2/1 • VitroLive ul. Wojska Polskiego 103 • Medycyna Estetyczna Osadowska, al. Piastów 30 (Piastów Office) • Gabinet „Orto-Magic” ul. Zaciszna 22 (od ul.Topolowej) • Stomatologia Mikroskopowa ul. Żołnierska 13a/1 • CENTRUM DIETETYCZNE NATURHOUSE al. Wyzwolenia 91, al. Wyzwolenia 6, ul. Krzywoustego 27 • Miracle Aesthetics Clinic Szczecin, ul. Ostrobramska 15/u3 • Odnowa Centrum Zdrowia i Urody CH Turzyn, ul. Boh. Warszawy 40 • Ra-dent. Gabinet Stomatologiczny ul. Królowej Korony Polskiej 9/U1, Krzywoustego 19/5 • Ella Studio depilacji Cukrem ul. Kaszubska 17/2 • Specjalistyczny Gabinet Ginekologiczno-Położniczy dr n. med. Andrzej Niedzielski ul. Niemcewicza 15 • Niepubliczna poradnia psychologiczno- pedagogiczna Carpe diem ul. Pocztowa 35/1 • Przychodnia Medycyny Rodzinnej DOM MED, ul. Witkiewicza 57
• Grupa Gezet Alfa Romeo, Ustowo 57, Rondo Hakena • Grupa Gezet Fiat, Ustowo 57, Rondo Hakena • Auto Club, Ustowo 56, Rondo Hakena • Bemo Motors, Ustowo 56, Rondo Hakena • Seat Krotoski-Cichy, Południowa 6 • Audi Krotoski-Cichy, Południowa 6 • Skoda Krotoski-Cichy, Południowa 6
BIURA NIERUCHOMOŚCI I DEWELOPERZY
• Calbud ul. Kapitańska 2 • Neptun Developer ul. Ogińskiego 15 • SGI (budynek Nautica) ul. Raginisa 19 • Baszta Nieruchomosci ul. Panieńska 47 (Baszta Siedmiu Płaszczy) • SCN ul. Piłsudskiego 1A • Extra Invest ul. Wojska Polskiego 45 • Graz Developer pl. Zgody 1 • Artbud ul. 5 lipca 19c • MAK-DOM ul. Golisza 27 • TLS Developer ul. Langiewicza 28 U2 • Modehpolmo ul. Wojska Polskiego 184c/2 • Litwiniuk Property Al. Piastów 30 Office Center • INDEX Nieruchomości, ul. Bagienna 38C
KULTURA
• Filharmonia ul. Małopolska 48 • Hotel Zamek Centrum ul. Panieńska 15 • Szczeciński Inkubator Kultury ul. Wojska Polskiego 90 • Galeria Kierat ul. Koński Kierat 14 • Open Gallery Monika Krupowicz ul. Koński Kierat 17/1 (1-pietro) • Galeria Kierat 2 ul. Małopolska 5 • Muzeum Historii Szczecina ul. Mściwoja II 8 • Teatr Pleciuga Plac Teatralny 1 • 13 Muz Plac Żołnierza Polskiego 2 • Muzeum Sztuki Współczesnej ul. Staromłyńska 1 • Galeria Sztuki Dawnej Muzeum Narodowego ul. Staromłyńska 27 • Teatr Polski ul. Swarożyca 5 • Teatr Współczesny Wały Chrobrego 3 • Gmach Główny Muzeum Narodowego w Szczecinie Wały Chrobrego 3 • Kino Pionier al. Wojska Polskiego 2 • Trafostacja ul. Św. Ducha 4 • Zamek Książąt Pomorskich, Korsarzy 34 • Helios CH Kupiec ul. B. Krzywoustego 9-10 • Sala Koncertowa Baszta ul. Energetyków 40 • Stowarzyszenie Baltic Neopolis Orchestra ul. ks. kard. S. Wyszyńskiego 27/9 • Opera na Zamku ul. Korsarzy 34
INNE
• Urząd Miejski sekretariat ul. Armii Krajowej 1 • Urząd Miejski - promocja/rzecznik ul. Armii Krajowej 1 • Urząd Marszałkowski - promocja/rzecznik ul. Korsarzy 34 • Urząd Marszałkowski - sekretariat ul. Korsarzy 34 • Centrum Informacji Kulturalnej i Turystycznej ul. Korsarzy 34 • Urzad Wojewodzki - sekretariat, promocja/rzecznik Wały Chrobrego 4 • TVP S.A. ul. Niedziałkowskiego 24a • Radio ESKA Szczecin pl. Matki Teresy z Kalkuty 6 • „Pro Bono” Kompania Reklamowa • Lexus ul. Mieszka I 25 Paweł Nowak ul. Necała 2 • DDB Auto Bogacka Mercedes ul. Mieszka I 30 • Empik School Brama Portowa 4 • Mercedes Mojsiuk ul. Pomorska 88 • Speak UP DH Kupiec • Dealer BMW i MINI Bońkowscy Ustowo 55 (rondo Hakena) • Labirynt al. Niepodległości 18-22 (5 piętro) • Polmotor Szczecin Ustowo 52 (rondo Hakena) • Euroafrica ul.Energetyków 3/4 • CITROEN A.DREWNIKOWSKI ul. Andre Citroena 1 • Polska Fundacja Przedsiębiorczości ul. Monte Cassino 32 • Peugeot DREWNIKOWSKI ul. Bagienna 36D • Szczecińskie Centrum Przedsiębiorczości ul. Kolumba 86 • CITROEN A.DREWNIKOWSKI al. Bohaterów Warszawy 19 • Interglobus ul. Kolumba 1 • Holda / Chysler Dodge i Jeep ul. Gdańska 7 • Wnętrze na Piętrze ul. Piłsudskiego 27 • Łopiński VW ul. Madalińskiego 7 • L Tour CH Galaxy • POLMOZBYT Peugeot Plac Orła Białego 10 • PŻM: POLSTEAM Plac Rodła 8 • Ford - Bemo Motors ul. Pomorska 115B • Półncna Izba Gospodarcza ul. Wojska Polskiego 86 • AUTO BRUNO Volvo ul. Pomorska 115b • Dudziak i Partnerzy ul. Jagielońska 85/14 • Peugeot DREWNIKOWSKI ul. Rayskiego 2 • Doradztwo i Odszkodowania Celem ul. Kołłątaja 24 • Camp & Trailer Świat Przyczep • Anons Press Agencja Reklamowa ul. Wojska Polskiego 11 al. Bohaterów Warszawy 37F (za Statoil) • Biuro Turystyki Pelikan ul Obrońców Stalingradu 2/U3 • KOZŁOWSKI Toyota ul. Struga 17, ul. Mieszka I 25B • Eko drogeria Bio natura ul. Kaszubska 26 • Krotoski-Cichy Skoda ul. Struga 1A • Kobi- Kopnij Bile ul. Bolesława Śmiałego 19/7 • Krotoski-Cichy VW ul. Struga 1A • Deep shine Detailing, ul. Łukasińskiego 108 • KOZŁOWSKI Opel ul. Struga 31 B • Finanset ul. Jagiellońska 85/8 • Polmotor Nissan,Renault, Dacia ul. Struga 71 • Centrum Informacji Turystycznej pl. Żołnierza Polskiego 20 • POLMOTOR KIA ul. Wisławy Szymborskiej 8 • Philson Investments Spóldzielnia Inwestycyjna • Volvo Maszyny Budowlane Polska ul. Pomorska 138-141 ul. Jagiellońska 90/6 • Pehamot Skoda ul. Zielonogórska 32 • Magenta - Studio Mebli Kuchennych, Wyszyńskiego 9 • Subaru ul. Struga 78a • Hayka, ul. Św. Ducha 2a • Grupa Gezet Honda Głuchy, ul. Białowieska 2 • Autonovum - Salon samochodowy, Białowieska 2
SALONY SAMOCHODOWE