MM Trendy #04 (94)

Page 1

KWIECIEŃ 2021 NUMER 04 (95) / WYDANIE BEZPŁATNE

Jola



#04

#spis treści kwiecień 2021

48

Styl życia

Makatki i makramy - rękodzieło zawładnęło Instagramem

#06 Newsroom Wydarzenia, podsumowania, sukcesy, nowe projekty, inwestycje

#14 Temat z okładki Jolanta Janus, bohaterka filmu „Lekcja Miłości”. Szczecinianka, która udowodniła całemu światu, że nigdy nie jest za późno na miłość

#26 Moda Wizyta na czerwonym dywanie w towarzystwie szczecińskich projektantów i stylistów

#34 Temat wydania Gabriela Rybicka, pochodząca ze Szczecina architektka wnętrz, przedstawia najciekawsze hotelowe wnętrza świata

#38 Miasto Co z uchwałą krajobrazową? Jaka przyszłość czeka szczecińskie

kluby rozrywkowe? Ukochane kino szczecinian

#46 Podróże

Rowerem przez Pomorze Zachodnie odkrywamy nowe szlaki rowerowe

#52 Moto

Testujemy samochody

#58 Zdrowie i uroda Eksperci polecają, jak zadbać o siebie na wiosnę

#64 Sport Przedstawiamy futbolowe perełki prosto ze stajni Pogoni Szczecin

MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 04/2021

3


Agata Maksymiuk redaktor naczelna

#okładka: NA OKŁADCE: JOLANTA JANUS KOLAŻ: EveCollage (Instagram: @eve_collage)

FOTO Natalia Sobotka / MUA & STYL Agnieszka Szeremeta

#04

#redakcja Miłość, zdefiniowanie jej od wieków spędza sen z powiek filozofów... Uczucie, więź, reakcja chemiczna... Nie ma jednej definicji. Na domiar wszystkiego granica między miłością a pożądaniem, przyjaźnią czy zwykłym przywiązaniem jest bardzo subtelna. Podobnie jak granica między nienawiścią, zobowiązaniem i przyzwyczajeniem. Jedni twierdzą, że jest bezwarunkowa. Inni, że jest wyuczona. Czymkolwiek jest miłość, ostatecznie każdy z nas musi zmierzyć się z nią sam. Zupełnie jak Pani Jola. Jolanta Janus, gość naszej okładki, której Lekcja Miłości, jest lekcją do odrobienia dla każdego. Ci, którzy obejrzeli już film w reżyserii Małgorzaty Goliszewskiej i Katarzyny Matei, wiedzą, że to jedna z tych lekcji na określenie, których słowo “trudna” to za mało. Ale gdyby taka nie była, pewnie nie byłaby ani lekcją, ani tematem na film. Przez 40 lat, mierząc się z upokorzeniem, agresją i przemocą ze strony męża, Pani Jola znalazła w sobie dość siły, żeby sięgnąć po to, co wydawało się już stracone. Jej historia, choć zbudowana na grząskim gruncie smutku i bólu, ma w sobie radość i euforię, która jest w stanie przyćmić to, co złe i skupić się na tym, co dobre. Czyżby to właśnie była miłość? Ocenicie sami. Tylko przed obejrzeniem filmu zajrzyjcie do wywiadu z Panią Jolą. Zresztą nie tylko do tego wywiadu Was zapraszamy. Na łamach zostawiliśmy dla Was zaproszenie na czerwony dywan, a także spacer po hotelach z całego świata, do których cegiełkę dołożyła architektka wnętrz pochodząca ze stolicy Pomorza Zachodniego. Nie brakuje też sportowych emocji, kulturalnych uniesień i zachwycających zdjęć. Oczywiście wszystko to mocno osadzone w klimacie naszego miasta. Bo, co jak co, ale jeśli chodzi o miłość, to wiemy, że doskonale łączy się ze słowem Szczecin.

4

Nowy Rynek 3, 71-875 Szczecin tel. 91 48 13 341; fax 91 48 13 342 mmtrendy.szczecin@polskapress.pl www.mmtrendy.szczecin.pl Redaktor naczelny: Agata Maksymiuk Product manager: Aleksandra Bukowiec Reklama: tel. 604 192 342 Aleksandra.Bukowiec@polskapress.pl Redakcja: Bogna Skarul, Małgorzata Klimczak, Tomasz Kuczyński, Szymon Wasilewski, Jakub Lisowski, Ynona Husaim-Sobecka, Zbigniew Pedziwiatr, Adriana Reczek, Mariusz Parkitny Prezes oddziału: Piotr Grabowski Dział foto: Sebastian Wołosz, Andrzej Szkocki Skład magazynu: MOTIF studio Dystrybucja: Piotr Grudziecki Druk: F.H.U. „ZETA” Wydawnictwo: Polska Press Grupa sp. z o.o. ul. Domaniewska 45, 02-672 Warszawa Prezes: Dorota Stanek

Dołącz do nas na www.facebook.com/ MagazynMMTrendy oraz Instagram.com/mm.trendy


#reklama


# REKLAMA

| NEWSROOM |

Aż trzy duże sale, kącik dla dzieci i plac zabaw w restauracji Na Uboczu, cierpliwie czekają na gości. W tym oczekiwaniu nie próżnują. - Działamy na wynos, przygotowujemy cateringi, przyjmujemy też rezerwacje na przyszłe wydarzenia okolicznościowe - zdradza managerka. A to znaczy, że pary młode planujące wesela, rodziny myślące o ważnych jubileuszach i rodzice robiący listę gości na komunie czy chrzciny już teraz mogą zarezerwować miejsce Na Uboczu. Wielkie wydarzenia są planowane z dużym wyprzedzeniem, a jak podkreśla zespół restauracji - nie można dać się zwariować, obostrzenia w końcu zostaną zdjęte, pandemia minie. Dobrze być przygotowanym. - Jesteśmy elastyczni względem potrzeb klientów - zapewnia managerka. - Przy każdej rezerwacji zaznaczamy, że jeśli obostrzenia uniemożliwią organizację przyjęcia, zwracamy zaliczkę lub zmieniamy termin. Reagujemy na bieżąco, a póki co zapraszamy do zamawiania cateringów z zastawą i obsługą kelnerską do domu. Należy jednak podkreślić, że z usług restauracji można korzystać nie tylko od święta. Zespół Na Uboczu codziennie przygotowuje specjały kuchni polskiej z nutą europejskich smaków w formie na wynos i z dowozem. Można zamówić dwudaniowy lunch w specjalnej cenie 20 zł, ale też pełny obiad czy kolację. W menu niezmiennie przyciągają: pokaźnych rozmiarów grillowany stek ze schabu z gratiną ziemniaczaną ze szpinakiem, szaszłykami warzywnymi i sosem jałowcowym czy też żur staropolski w chlebie. To co dziś planujecie zamówić? Restauracja Na Uboczu, tel. 725 555 415 ul. Janiny Smoleńskiej ps. „Jachna” 13, Szczecin email: restauracja@nauboczu.pl Pełną kartę dań można znaleźć na www.nauboczu.pl a bieżące propozycje lunchowe na FB: @na.uboczu

6

Chalalai Konduang i Em-Art Konduang # REKLAMA

Na co dzień i od święta - restauracja Na Uboczu zaprasza gości

Nowa tajska restauracja podbiła szczecińską Starówkę Mogli wybrać dowolne miejsce na świecie, ale wybrali Polskę i stolicę Pomorza Zachodniego. Grupa przyjaciół z Tajlandii, przy lokalnym wsparciu, otworzyła tajską restaurację Laai Thai w samym sercu Starego Miasta. Jak mówią - nie chcieli czekać do końca pandemii, woleli wziąć sprawy w swoje ręce i spełnić marzenia. I tak, każdego dnia szykują dziesiątki egzotycznych przysmaków na wynos i z dowozem. W menu królują klasyki Pad Thai czy zupa Tom Yam, ale miejsca nie ustępują im też oryginalne zupy z makaronem - Kuay Tiew Ped z kaczką czy Kuay Tiew Tom Yam Moo z wieprzowiną. Co ciekawe, w karcie figurują też rzadko spotykane tajskie sałatki - Yam Som Oh Kai z szarpanym kurczakiem czy Som Tam Pla Tod z kalarepą. Menagerka przyznaje jednak, że największą furorę robi Ped Tod Grob Pad Phak, czyli chrupiąca kaczka z warzywami z woka. Menu Laai Thai jest naprawdę bogate. Można w nim znaleźć wszystko: od przystawek, przez zupy, dania główne, aż po egzotyczne desery. Zespół lokalu mówi otwarcie - chcemy poznać gusta szczecinian, a jeśli się uda to może wiosną spotkamy się w ogródku restauracji. Kto wie? Póki, co specjały Laai Thai można zamawiać telefonicznie, przez FB oraz za pośrednictwem portalu Pyszne.pl. Smacznego! www. kuchniatajska.pl LaaiThai Restaurant Nowy Rynek 2, Szczecin, tel. 514 731 164


#reklama


| NEWSROOM |

„Szczecin. Atlas obecności” to nowa wystawa w Zamku Książąt Pomorskich w Szczecinie. Ekspozycja w dość nowatorski sposób podchodzi do historii miasta. Główny nacisk kładzie na rolę jego mieszkańców, ich indywidualnych i grupowych doświadczeń w budowaniu, tworzeniu Szczecina od roku 1945 do współczesności. Wystawa odnosi się zarówno do sfery prywatnej szczecinian, jak i życia publicznego, wspólnotowego. Prezentuje dawne i nowe obrazy miasta, charakterystyczne miejsca i wydarzenia. - Zależy nam na zwróceniu uwagi na wizerunek Szczecina jako obszaru, gdzie rozpoczęła się wspólna historia ludzi o odmiennych obyczajach i tradycjach, ludzi, którzy znaleźli się w nowej sytuacji życiowej – mówi Jolanta Rybkiewicz kurator wystawy. - Elementem jednoczącym te różne grupy społeczne, była kultura - scalająca, integrująca, wytwarzająca więzi, dzięki którym możliwe było zachowanie spójności w różnorodności. Nasza wystawa przypomni drogi i wydarzenia, prowadzące do Szczecina współczesnego oraz ludzi, którzy je wytyczali i kreowali. Ekspozycja w całości przygotowywana była w pandemii, co było dużym wyzwaniem organizacyjnym. Mimo trudności udało się zgromadzić unikatowe materiały. Ekspozycja „Szczecin. Atlas obecności” dostępna będzie do końca sierpnia 2021 w galeriach Skrzydła Wschodniego Zamku Książąt Pomorskich w Szczecinie (wejście J, poziom -1) w godzinach 10 - 18. (mk)

fot. Natalia Sobotka

75 lat Szczecina na zdjęciach

Słynna wizażystka gwiazd ze Szczecina dołączyła do grona youtuberów

fot. Andrzej Szkocki

Agnieszka Szeremeta, wizażystka gwiazd ze Szczecina, postanowiła sprawdzić się w nowej roli - w roli youtubera. Nie chodzi jej jednak o popularność, a dzielenie się swoją wiedzą. - Na co dzień dostaję bardzo dużo pytań dotyczących makijażu, kosmetyków, oraz pielęgnacji skóry twarzy - wyjaśnia Agnieszka Szeremeta, wizażystka. - Wszyscy spędzamy teraz więcej czasu w domu. Za pośrednictwem internetu mamy okazję zdobyć nową wiedzę i nowe umiejętności. Dlatego postanowiłam zebrać wszystkie pytania, które dostaję i odpowiedzieć na nie za pośrednictwem wideo. YouTube to narzędzie z olbrzymim potencjałem, dostępne bezpłatnie dla każdego, stąd pomysł, by je wykorzystać. W ten sposób, na początku marca, powstał kanał Creo Academy. Obecnie dostępne są filmy dotyczące kosmetyków do pielęgnacji twarzy oraz kosmetyków do makijażu. Są również instruktaże. Kanał skierowany jest przede wszystkim do kobiet jednak - jak zaznacza Agnieszka Szeremeta - panowie również mogą z niego korzystać. Pielęgnacja dotyczy wszystkich, a sam zawód wizażysty staje się coraz popularniejszy wśród mężczyzn w naszym kraju. Po pierwszych dniach funkcjonowania Creo Academy doczekało się 1000 odsłon i ponad 100 subskrybentów. - Małymi krokami do przodu - podsumowuje Agnieszka Szeremeta. - Cieszę się z tych wyników i cieszę się, że moja wiedza i umiejętności przydają się innym. Poczynania szczecinianki można śledzić na YouTubie pod nazwą @CreoAcademy - Agnieszka Szeremeta. (am)

8


#reklama


| NEWSROOM |

fot. Sebastian Wołosz

fot. Sebastian Wołosz

Restauratorka, która zmienia oblicze polskiej gastronomii

Iwona Niemczewska, szefowa kuchni i właścicielka restauracji Z drugiej strony lustra w Szczecinie, została wyróżniona w zestawieniu branżowego portalu www.smazymy.com jako jedna z dziewięciu kobiet, które zmieniają oblicze polskiej gastronomii.Restauratorka ze Szczecina została doceniona za całokształt swoich osiągnięć. Jak wylicza serwis, szczecinianka z wykształcenia jest prawniczką, jednak gdy odkryła, że chce zagłębić się w świecie kulinariów, ukończyła prestiżową szkołę Le Cordon Bleu i wiele innych szkoleń, w tym m.in: w Institute Paul Bocuse w Lyonie. Ponadto Iwona Niemczewska jest członkiem World Association of Chefs Societies, Klubu Szefów Kuchni, Chaine des Rotisseurs, Slow Food International, a także międzynarodowym sędzią kulinarnym. Jest trenerem polskich uczestników międzynarodowego konkursu World Skills i Euro Skills w konkurencji gotowanie. W 2018 roku przewodnik Gault&Millau przyznał Iwonie Niemczewskiej tytuł najlepszej Kobiety Szefa, a w 2019 dostała tytuł Osobowości Kulinarnej Roku. W zestawieniu, prócz szczecinianki, znalazły się m.in. Agata Wojda, zdobywczyni wyróżnienia Bib Gourmand przewodnika Michelin oraz tytułu Kobiety Szefa 2015 w pierwszej edycji żółtego przewodnika Gault&Millau Polska. Szerszej publiczności znana z autorskiego programu telewizyjnego Smaki Agaty. Ale też Malka Kafka, startuperka, restauratorka i promotorka zdrowego stylu życia. Stworzyła Tel Aviv Urban Food – sieć wegańskich restauracji z koszerną kuchnią Bliskiego Wschodu. (am)

10

20 lat Orkiestry Jazzowej Stowarzyszenie Orkiestra Jazzowa skończyło 20 lat. Artyści okrągłą rocznicę postanowili uczcić nie inaczej, jak muzyką. Miśkiewicz, Sikała, Gajda, Ostrowski to artyści, których można było usłyszeć i zobaczyć na scenie Szczecińskiej Filharmonii podczas transmisji na Facebooku Szczecin Jazz. - Lockdown nas wyprzedził - ubolewał Sylwester Ostrowski, jazzman. - Żałujemy, że nie zdążyliśmy spotkać się z publicznością na żywo. Przygotowaliśmy wiele niespodzianek. W repertuarze są znane jazzowe standardy, ale też sporo improwizacji. Stworzyliśmy bardzo autorski program. Obok polskich artystów na scenie pojawili się również muzycy ze Szwecji, Holandii i USA. Przyjechali do naszego kraju, by wspólnie świętować 20 lat działalności Stowarzyszenia. O niespodziankach pomyśleli nie tylko organizatorzy wydarzenia. - Koncert zarejestrowaliśmy w dniu, w którym miał się odbyć w pierwszej kolejności, czyli 22 marca - przyznaje Sylwester Ostrowski. - Podczas nagrań odwiedzili nas przedstawiciele władz Miasta Szczecin. Prezydent Szczecina uhonorował nas symboliczną, 20-karatową złotą płytą z okazji 20-lecia. To oczywiście żart (śmiech). Co jeszcze się wydarzyło? Zapis koncertu można znaleźć na FB Szczecin Jazz. (am)


Zapraszamy do miejsca, w którym pasja do gotowania łączy się z wiedzą na temat funkcjonowania i potrzeb organizmu. Nasze posiłki komponujemy w oparciu o zapotrzebowanie na makro i mikro składniki, jak również sezonowo, zgodnie z rytmami natury. Łączymy ze Sobą produkty pod kątem wpływu na organy wewnętrzne. W Naszej ofercie znajdują się śniadania, dania wytrawne i słodkości, świeżo wyciskane soki, koktajle. Zgłębianiem wiedzy o żywieniu zajmujemy się nieprzerwanie od 30 lat. Swoje pierwsze ciasto upiekłam w wieku 8 lat, było ono skomponowane wg zasad chińskich 5 przemian. Zupy i ich przyrządzanie to największa moja pasja. Naszą ofertę znajdziecie Drodzy Szczecinianie na www.5smakow.pl Natomiast po świętach Wielkanocnych 10.04 w sobotę zapraszamy na premierę całkowicie Nowego, wiosennego menu. Jesteśmy codziennie od 10-20 przy ul. Krzywoustego 16. Zapraszamy. Agata Osys i ekipa 5 smaków.


| NEWSROOM |

Szczecińscy tancerze mistrzami Polski

artystów

Trzy płyty, w których nagraniu brali udział szczecińscy artyści, zostały nominowane do nagrody muzycznej Fryderyk w trzech różnych kategoriach. Zespół West Side Sinfonietta został nominowany do nagrody muzycznej Fryderyk w kategorii „Album roku muzyka koncertująca”. Doceniony został ich debiutancki, wydany w ubiegłym roku album „Moritz Moszkowski”. Zespół powstał z inicjatywy muzyków NFM Filharmonii Wrocławskiej i Orkiestry Symfonicznej Filharmonii w Szczecinie. Instrumentaliści obu znakomitych instytucji z regionu zachodniej Polski wymieniają się różnorodnymi doświadczeniami artystycznymi. Druga płyta „Paderewski – Symphony in B minor op. 24 Polonia” w wykonaniu Orkiestry Symfonicznej Lwowskiej Filharmonii Narodowej pod dyrekcją prof. dra hab. Bohdana Boguszewskiego, emerytowanego profesora Akademii Sztuki w Szczecinie, została nominowana do nagrody Fryderyk 2021 w kategorii „album roku muzyka symfoniczna”. Inicjatorami wydania płyty są Pomorskie Stowarzyszenie Instrumentalistów Academia oraz Akademia Sztuki w Szczecinie. Wśród nominacji w kategorii „album roku recital solowy” jest album pt. „Bartłomiej Marusik: Pieśni nocą śpiewane” duetu - Agnieszka Rehlis (mezzosopran) i szczecinianin Krzysztof Meisinger (gitara). Fryderyki to nagrody przyznawane przez Akademię Fonograficzną. Nominowani do Fryderyków wyłaniani są w drodze tajnego głosowania wszystkich członków Akademii podzielonej na trzy sekcje: muzyki rozrywkowej, poważnej i jazzowej. (mk)

12

foto: Szymon Kalinowski

Nominacje do Fryderyków dla płyt szczecińskich

Reprezentacja naszego miasta oraz regionu wypadła w ogólnopolskim turnieju bardzo dobrze zajmując czołowe lokaty. W połowie marca w Zielonej Górze odbyły się Mistrzostwa Polskiego Towarzystwa Tanecznego klas C, B, A Par Dorosłych. W najwyższej ogólnopolskiej klasie tanecznej „A” zwyciężyli reprezentanci DANCECLUB Szczecin Jerzy Sajdak i Darya Borowskaya. Nie tylko uzyskali tytuł Mistrzów Polski i zostali przeklasyfikowani do najwyższej międzynarodowej klasy tanecznej „S” w tańcach standardowych, ale też powtórzyli wynik swoich trenerów, Szymona Kalinowskiego i Grażyny Grabickiej z 2010 roku. To nie jedyne sukcesy tancerzy związanych z naszym miastem. Krzysztof Fedyk i Klaudia Masłowska reprezentanci Szkoły Tańca Astra Szczecin uplasowali się na drugim miejscu, zyskując tytuł Wicemistrzów Polski. Kamil Mecha i Hanna Capar zajęli w tym finale miejsce 4. Szczecińskie pary taneczne stanowiły również silną reprezentację w kategorii pow. 15 B, gdzie aż dwie pary naszego miasta znalazły się w finale. Daniel Lipiński z Weroniką Sobiech zdobyli miejsce 5., a Jakub Chmiel i Natalia Malinowska zajęli pozycję nr 6. Obie pary są reprezentantami Klubu Tańca Towarzyskiego „DANCECLUB” ze Szczecina. Studio tańca Astra może pochwalić się również tytułem mistrzowskim zdobytym podczas tego turnieju. Mikołaj Guz i Matylda Pluskota zdobyli tytuł Mistrzów Polski Par Dorosłych w kategorii pow. 15 B w stylu latynoamerykańskim i uzyskali najwyższą ogólnopolską klasę taneczną „A”. (szw)


#reklama


| TEMAT Z OKŁADKI |

14


| TEMAT Z OKŁADKI |

Chcę dawać ludziom radość

Zawsze elegancka, zadbana i zakochana. Jolanta Janus nigdy nie myślała, że zostanie gwiazdą. Wychowywała dzieci, zajmowała się domem, a w wolnej chwili pisała wiersze i śpiewała piosenki. Dzisiaj ma za sobą rolę w filmie i występy na scenie. ROZMAWIAŁA MAŁGORZATA KLIMCZAK / FOTO NATALIA SOBOTKA

Specjalne podziękowania dla Domu Kultury 13 Muz, za udostępnienie przestrzeni do sesji zdjęciowej.

MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 04/2021

15


| TEMAT Z OKŁADKI |

Jaka jest Pani prywatna „Lekcja miłości”? Zauważyłam, że dziewczyny za szybko mówią słowo „tak”, a trzeba się dobrze zastanowić. Ja powiedziałam to słowo za szybko i poniosłam konsekwencje. Trzeba się przyjrzeć, skąd partner pochodzi, jaką ma rodzinę, czy u niego w rodzinie była przemoc domowa. Jeżeli tatuś lał mamusię, to bardzo możliwe, że syn będzie robił to samo, bo oglądał to jako dziecko. Walczę o to, żeby dzieci nie wychowywały się przy takich rodzicach, bo to jest tragedia dla dziecka. Ja to wszystko przerobiłam we własnym życiu. Gdyby chodziło tylko o alkohol, to może udałoby się jakoś z tym sobie poradzić, ale z alkoholem wiąże się więcej problemów. Mój mąż zawsze mnie przepraszał i prosił o wybaczenie, a ja mu wszystko wybaczałam przez 40 lat i w ten sposób minęły moje najlepsze lata. Kiedyś byłam w nim zakochana, ale on mi wybił tę miłość przemocą i alkoholem. Miałam sześcioro dzieci, ale potem doszłam do wniosku, że mam siedmioro dzieci, ponieważ musiałam jeszcze dokładać finansowo do męża i w zasadzie go utrzymywać. Nie musiałam chodzić do cyrku i do teatru, bo miałam cyrk i teatr w domu. Moja koleżanka Lodzia, która występuje w filmie, wycierpiała mniej ode mnie, ponieważ ona wyrzuciła męża po pierwszym uderzeniu. Ja za każdym razem wybaczałam, bo Bóg kazał wybaczać, wszyscy wokół kazali wybaczać, a i mój charakter też kazał wybaczać.

I nagle pojawił się w Pani życiu Wojtek. Minęło już trochę lat od poznania, ale pamiętam, że jak zaczęłam chodzić do kawiarni Cafe Uśmiech, spoglądałam trochę na Wojtka. Po pierwsze, mało było tancerzy, po drugie, tancerze byli

16

bardzo wstydliwi, więc musiałam nieraz zamówić białe tango, żeby dziewczyny się wzięły za mężczyzn, a po trzecie, zauważyłam, że dziewczyny też siedzą. Któregoś dnia wzięłam do tańca jednego pana, który miał bardzo chore nogi. Zaproponowałam, że on będzie stał w miejscu, a ja będę koło niego tańczyć. Było bardzo fajnie, a jak wróciłam do stolika, dziewczyny zażartowały: aleś się natańczyła. Ale ja się cieszyłam, że mogłam uszczęśliwić człowieka. Starałam się jakoś łączyć w pary dziewczyny z panami, bo wszyscy byli trochę nieśmiali, zawsze tak robiłam. W młodości na prywatkach też. Dopóki nie poznałam swojego męża Bogusia. A w Cafe Uśmiech zauważyłam Wojtka i on też mi się przyglądał, ale sama do niego nie podchodziłam, a jak grali białe tango, to go nie było. Na początku trochę żartowaliśmy, ja mówiłam do niego po włosku, on do mnie po szwedzku, potem powoli zaczęliśmy się spotykać. Polubiłam Wojtka, bo był spokojny, kulturalny. Wielu mężczyzn chciało, żebym do nich zadzwoniła, ale ja wyrzucałam te numery telefonów, bo nie myślałam o tym, żeby zdradzać męża. Wtedy cały czas miałam w głowie, że małżeństwo jest na dobre i na złe. Któregoś dnia zadzwonił do mnie Wojtek. Zdziwiłam się, bo nie dawałam mu mojego numeru. Moja koleżanka musiała to zrobić. Wojtek wtedy zapytał, czy nie mogę mu pomóc, bo ma rękę na temblaku. Nie chciałam iść sama do obcego mężczyzny, więc wzięłam siostrę. Faktycznie miał rękę w gipsie, a ja, córka pielęgniarki, nie mogłam mu odmówić pomocy. I tak zbliżyliśmy się do siebie.

A mąż we Włoszech. Tak, ale ja mu kiedyś powiedziałam, że jak będzie mnie tak źle traktował, to kiedyś go zdradzę. On się śmiał

i mówił do mnie: „kto cię weźmie?”. No i znalazł się taki, co mnie wziął. Jestem z nim szczęśliwa. Kochamy się. On jest bardzo wrażliwy i czuły. Zastąpił mi ojca i matkę, którzy ciężko pracowali i mało bywali w domu. W dzieciństwie nie miał mnie kto przytulić, a ja zawsze marzyłam, jako mała dziewczynka, żeby mnie ktoś przytulił. Babcia też nie miała czasu nas przytulać, bo było nas pięcioro w domu. Mimo to cudownie wspominam młode lata. Pamiętam, że w dzieciństwie zawsze marzyłam o złotej lalce i pisałam o niej wiersze i piosenki.

Kiedy podjęła Pani decyzję, że zostawia męża i zostaje z Wojtkiem? Pojechałam do domu we Włoszech, jeszcze miałam nadzieję, że będzie dobrze. Moja córka mnie ściągnęła, bo powiedziała, że ojciec przestał pić. Miałam nadzieję, że tak się stało, ale niestety. Już samo przywitanie było nieprzyjemne, co widać na filmie. I tak było codziennie. Zrozumiałam, że czekam 40 lat na coś, co się nigdy nie stanie. Przez te lata nie zaznałam żadnego ciepła ani miłości. Było coraz gorzej. Obiady i meble fruwały po całym mieszkaniu, dzieci musiałam chować, żeby nic im się nie stało. Wypoczywałam tylko wtedy, kiedy mąż gdzieś wyjeżdżał. Któregoś dnia zebrałam dzieci i wędrowałam na piechotę zimą do mojego domu. W tej chwili bym tego nie zrobiła. Nie wiem, skąd miałam wtedy tyle odwagi.

Czy pokazywanie takich intymnych rzeczy w filmie nie było problemem? Nie. Już czas najwyższy, żeby wszyscy zrozumieli, że małżeństwo nie polega na tym, żeby się wiecznie kłócić i tłuc. Tam, gdzie jest alkohol, nie powinno być dzieci. Ci, którzy nadużywają alkoholu, nie rozumieją, że dla dzieci to


| TEMAT Z OKŁADKI |

MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 04/2021

17


| TEMAT Z OKŁADKI |

18


| TEMAT Z OKŁADKI |

Jolanta Janus bohaterka filmu „Lekcja miłości” w reż. Małgorzaty Goliszewskiej i Katarzyny Matei. Dokument przedstawiający życie szczecinianki był pokazywany podczas 17. Millenium Docs Against Gravity, na którym zdobył dwie nagrody. Na koncie ma także wyróżnienie od miesięcznika „Zwierciadło”. Produkcja znalazła się również na oscarowej long liście kandydatów do Amerykańskiej Nagrody Akademii Filmowej. Film był współprodukowany przez Zachodniopomorski Fundusz Filmowy działający przy Zamku Książąt Pomorskich. jest coś strasznego. One chodzą do szkoły niewyspane, czasami bez jedzenia, w ciągłym strachu. To jest nie do opowiedzenia. Znałam taką rodzinę, w której ojciec i matka nadużywali alkoholu i było dziewięcioro dzieci. Pomagałam im, wykradałam te dzieci, żeby je przebrać, wykąpać, nakarmić. Potem się dowiedziałam, że sześcioro dzieci zmarło.

Kto Panią namówił, żeby wziąć udział w takim filmie? Można powiedzieć, że ten film sam się wymyślił. Realizatorzy przyszli z kamerą do Uśmiechu i nagrywali. Na początku byłam na to obojętna. Kamera mi nie przeszkadzała. Byłam tuż po operacji, jeszcze obolała. Muzyka stawiała mnie na nogi. Muzyka uzdrawia lepiej niż psycholog. I jakoś tak stopniowo wchodziłam w ten film.

Wspomina Pani o muzyce, o wierszach. Skąd zainteresowania artystyczne w Pani życiu?

Zawsze lubiłam się wygłupiać. Mój tata był bardzo wesoły, może odziedziczyłam to po nim. Tata pracował jako aptekarz i wszyscy klienci opowiadali, że jak tata coś powiedział, to można było pękać ze śmiechu. Mama raczej była piękną płaczką. We Włoszech nie miałam polskich książek, więc zaczęłam mojej córce układać wierszyki do snu. Potem zaczęłam te wierszyki i bajki zapisywać. Z tego powstały różne piosenki o kwiatach, o miłości, o życiu. Mam za sobą ciężką chorobę i zauważyłam, że po chorobie świat się otwiera na nowo. Kochasz ludzi, kochasz przyrodę, chcesz wszystko przeżywać intensywniej. Cieszysz się, jak ktoś cię odwiedzi. Jesteś jak nowo narodzona. Trzy razy uciekłam śmierci spod łopaty, bo mam za sobą trzy ciężkie operacje. Ja na drugi czy trzeci dzień po operacji wstawałam i robiłam sobie makijaż. Lekarz się śmiał, że pacjentka zdrowieje. Zaczęłam w szpitalu śpiewać piosenki. Jak wróciłam z Włoch, moja siostra zaproponowała mi pracę w szpitalu. Zmartwiło mnie, że każdy pacjent był taki

smutny, zrozpaczony, więc sprzątałam i śpiewałam pacjentom piosenki. Kiedyś wkradałam się do takiej babuni, która leżała w izolatce i codziennie jej śpiewałam. Jak odchodziłam, zapraszałam wszystkich do Uśmiechu.

Powiedziała Pani, że w Domu Kultury 13 Muz jest Pani drugi dom. Tak. Śpiewałam w różnych miejscach i jedna z moich koleżanek zaprosiła mnie do zespołu przy Muzach. Bardzo się ucieszyłam. Tutaj mogę robić wszystko – śpiewać, pokazywać swoją radość, grać w teatrze. W końcu się czuję spełniona. Dzieci dorosły, ja jestem bardzo ruchliwa, niemożliwe, żebym siedziała w domu i płakała nad swoim losem. Teraz patrzę na Wojtka, człowieka, który oddał mi serce. Chcę z nim być jak najdłużej. Szkoda tylko, że jest bardzo obolały, bo nie może mi wszędzie towarzyszyć. Jest bardzo cudownym człowiekiem. Życzę każdemu, żeby kogoś takiego spotkał w swoim życiu.

MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 04/2021

19


| EDYTORIAL |

Spring i s c o m i n g

20


| EDYTORIAL |


| EDYTORIAL |


| EDYTORIAL |

MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 04/2021

23


| EDYTORIAL |

Model: Marysia Koniuszewska Mua: Aleksandra Chanczak Stylist: Kinga Stęplewska Designer: Krystian Szymczak, Aleksandra Jendryka Photo: Dastin Kouhan

24


| EDYTORIAL |

MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 04/2021

25


| MODA | 4.

1.

6.

2.

7.

3.

5.

8. Na zdjęciach: 1 / 2 / 3 - stylizacje Agnieszka Szeremta; 4 / 8 - Kasia Hubińska; 5 / 6 / 7 - Michał Marczewski

26


| MODA |

Moda na czerwony dywan Ubrać się na wielką galę to wielka sztuka. Musi być gustownie, elegancko, czasem ekstrawagancko, ale zawsze tak, żeby skupić na sobie wzrok innych. O pięknie wyglądających kobietach zawsze się mówi i pamięta. Wielka w tym zasługa projektantów i stylistów. Mamy takich również w Szczecinie. TEKST MAŁGORZATA KLIMCZAK / FOTO ARCHIWUM MICHAŁ MARCZEWSKI, KATARZYNA HUBIŃSKA, AGNIESZKA SZEREMETA

Na czerwonym dywanie nie ma miejsca na improwizację. Kreacje na wyjątkowe wydarzenia szyje się na długo przed premierą. Gwiazdy na czerwonym dywanie dumnie prezentują swoje szałowe kreacje, które miesiącami przygotowują dla nich najwybitniejsi projektanci. Kreacje na czerwony dywan wybierane przez gwiazdy zawsze są szeroko komentowane przez media.

Te kreacje pamiętamy Wielbiciele Oscarów i mody śledzą co roku stroje wielkich gwiazd, które szyją dla nich wielcy projektanci. Kilka z nich pamiętamy do dzisiaj. Piękną suknię retro od Valentino, w której odbierała statuetkę Julia Roberts, czy zieloną kwiatową kreację Jennifer Lopez od Versace, którą miała na sobie podczas gali Grammy. Jednak gwiazdy zaliczają także wpadki modowe, które zostają im zapamiętane na lata. Ekscentryczna Björk na oscarowej gali w 2001 roku pojawiła się w kostiumie łabędzia. Demi Moore w 1989 roku na galę rozdania Oscarów przyszła w krótkich spodniach. Cher na

gali w 1986 roku wyglądała jak czarna wersja ptaka z „Ulicy Sezamkowej”. Kolejną kreacją, która pretenduje do miana najgorszej w dziejach Oscarów jest garnitur Diane Keaton z 2004 roku. Hilary Swank w 2003 roku miała jasnoróżową sukienkę z satyny, a do niej tren z tiulu. Barbra Streisand w 1969 roku ubrała się w przezroczystości i biały kołnierzyk. Wyglądała, jakby właśnie szykowała się do snu w przezroczystej piżamie.

Status ikony Oczywiście o zły wygląd nie należy obwiniać włącznie projektantów czy stylistów, bo przecież gwiazdy również powinny mieć wyczucie smaku, a ich ostateczny wygląd na gali to efekt współpracy i dyskusji z doradcami i projektantami. Nasze rodzime gwiazdy również uczestniczą w różnych galach i korzystają w kwestii stroju z usług projektantów i stylistów. O efektach tej współpracy również szeroko się dyskutuje na łamach pism plotkarskich czy programów o modzie. Są osoby kreowane na ikony mody, ale też takie, którym rzadko udaje się

osiągnąć korzystny efekt. Do ikon mody zalicza się m.in. Aleksandrę Konieczną, Małgorzatę Kożuchowską czy Małgorzatę Sochę. O paniach, które regularnie zaliczają wpadki na czerwonym dywanie, nie będziemy wspominać.

Dywany ze szczecińskim akcentem W Szczecinie również mamy zdolnych projektantów, stylistów czy wizażystów, którzy przygotowują panie na czerwone dywany. Kasia Hubińska projektuje, szyje na miarę, doradza w zakresie stylizacji. Ubierała m.in. wiele dziewcząt z Polski, które reprezentowały Polskę na galach i wyborach międzynarodowych Miss Świata. Iwona Burnat była w kreacji Kasi na Złotych Globach dwa lata temu. Na galach plejady gwiazd w Warszawie wielokrotnie ubierała wokalistkę Kasię Novą czy Justynę Sawicką. - Koncepcja stroju zależy od osoby, która się zgłasza - mówi Kasia Hubińska. - Często panie wyobrażają sobie siebie

MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 04/2021

27


| MODA |

w jakimś stroju, a ja widząc określoną sylwetkę, trochę ją koryguję. Najważniejsze to pokazać czyjeś atuty. Zawsze zaczynam od rozmowy, a potem finalizuję kreację. Muszę wiedzieć, na jaką okazję jest przygotowywana kreacja. Ważne są okoliczności wydarzenia, scenografia, klimat. Czasami ktoś zupełnie nie ma pomysłu, a jak zaczynamy rozmawiać, to wychodzi z tego coś fajnego. W tej pracy trzeba być także psychologiem i dyplomatą. Oczywiście duże znaczenie mają dodatki. Buty, makijaż, biżuteria to bardzo ważne rzeczy, które dopełniają stylizację. Michał Marczewski, szczeciński projektant, regularnie prezentuje swoje kolekcje na Berlin Fashion Week i ma na koncie szereg publikacji w prasie krajowej i zagranicznej. W 2011 roku określony został przez magazyn „Elle” jako mistrz sukien koktajlowych. - Nie ubierałem właściwie nigdy klientek na czerwone dywany, bo też takich okazji w Szczecinie nie ma zbyt wiele – mówi Michał Marczewski. - Jeśli chodzi o klientki ze Szczecina, to jest nią dyrektor i dyrygentka Chóru Akademii Morskiej Sylwia Fabiańczyk-Makuch, która na ważne gale, wizyty u prezydenta czy koncerty wybiera często moje kreacje. Na otwarcie nowej siedziby filharmonii moje projekty wybrała zarówno Dorota Serwa, pani dyrektor filharmonii, jak i ówczesna rzeczniczka prasowa Kamila Matczak, która w sumie wypożyczyła moje kreacje dwa razy. Dana Jesswein, współtwórczyni Szczecińskiego Film Festival, nosi często moje suknie, nawet te odważne. Jeśli chodzi o znane osoby z Polski, w kreacjach projektanta występowała Ewa Farna podczas finału Eska Music Awards w Szczecinie, Olga Bończyk (koncerty w Szczecinie, w Świnoujściu, występy w TVP), pisarka Magdalena Parys na co dzień mieszkająca w Berlinie, znana już właściwie w całej Europie.

28

- To są zawsze rzeczy bardzo klasyczne, panie czują się bezpiecznie w moich ubraniach, bo przemycam designerskie rozwiązania, unikając tandetnego efekciarstwa - mówi projektant. - Dekolty po pępek czy suknie przezroczyste zostawiam na pokazy i stylizacje w sesjach zdjęciowych. Klientki mają raczej dość sprecyzowane oczekiwania. Pokazuję im wybrane modele, sugerując się życzeniami klientki, potem wybrany model dopasowujemy, czasem przerabiamy, jeżeli jest na to czas. Zdarza się, że z fantazyjnej sukni powstaje mini lub spódnica, a czasem szyję dany model w kolorze pasującym klientce. Czasem na diametralne przeróbki nie ma czasu, pozostaje wtedy dopasowanie do sylwetki. Mam kilka klientek z Rosji. Wbrew obiegowym opiniom to szalenie świadome swoich potrzeb osoby, bardzo wymagające. Ale dla wszystkich pań słowem kluczem jest unikat. Cenią to, że moja linia wieczorowa to co sezon absolutnie pojedyncze egzemplarze.

jest dla mnie szalenie ważny. Tworząc projekt, zawsze biorę pod uwagę styl, wygodę i preferencje klientki. Nigdy nie staram się forsować pomysłów na siłę. Kreacja na czerwony dywan to kreacja, którą zobaczy i oceni cała Polska, stworzenie jej jest ogromnym wyzwaniem.

Agnieszka Szeremeta na swoim koncie ma szereg szkoleń z zakresu makijażu i stylizacji. Pracowała przy takich projektachm jak The Voice of Poland, Taniec z Gwiazdami, Twoja Twarz Brzmi Znajomo czy Big Music Quiz. Można ją było też zobaczyć na planie programu SOS Mai Sablewskiej.

Jednak lista gwiazd przygotowanych na czerwony dywan przez szczeciniankę jest dłuższa. - W 2018 roku na polskiej Nocy Oscarów w moim oczku na ściance pojawili się m.in. aktor Michał Żurawski czy też aktorka Barbara Wypych. Wielokrotnie przygotowywałam też artystów do występów estradowych i na sceny programów telewizyjnych. Mogę wymienić tu takie postaci jak: Sylwia Grzeszczak, Sławomir, Grzegorz Hyży, Tomasz Kammel, Andrzej Grabowski, Marzena Rogalska czy Joanna Jabłczyńska.

- Praca na planach zdjęciowych i za kulisami wielkich wydarzeń to moja ogromna pasja - zdradza Agnieszka Szeremeta. - Na co dzień zajmuję się makijażem i stylizacją. Prowadzę też swoją autorską szkołę Creo Academy. Zdarzyło mi się również projektować suknie na ścianki. Mogę tu przywołać projekt różowej sukni wieczorowej dla Moniki Pyrek na Galę Mistrzów Sportu czy też projekt czerwonej sukni wieczorowej dla Anny Tarnowskiej na premierę płyty jej partnera Rafała Brzozowskiego. Jednak projektowanie to dla mnie raczej hobby. Oczywiście nie oznacza to, że nie biorę tego na poważnie. Wizerunek osób, które mi zaufały,

Działania szczecinianki w tym zakresie doceniła m.in. Karolina Domaradzka, stylistka i krytyk modowy. Po wystąpieniu Moniki Pyrek na Gali Mistrzów Sportu w 2020 roku oceniła pracę Agnieszki 10/10. - Ogromne brawa za fryzurę, makijaż i umiar w biżuterii - pisała na swoim Instagramie krytyczka, nie szczędząc pozytywnych słów na temat sukni i prezencji sportsmenki. - W tym przypadku suknia nie była moim projektem - zaznacza Agnieszka Szeremeta. - Pochodziła z jednego z naszych lokalnych salonów. Ja zajęłam się tzw. total lookiem, czyli włosami, make-upem, dodatkami i połączeniem tego w całość.

Agnieszka Szeremeta nigdy nie kryła, że jako stylistka personalna stawia sobie najwyższe cele i czuje, że szczera relacja z klientem daje poczucie zaufania, które procentuje. Moda to jej żywioł i wyzwanie, które sama sobie rzuciła. Jej ulubiony cytat to: „Pewnego razu uczeń zapytał mistrza, jak długo musi oczekiwać zmiany, mistrz odpowiedział - tak długo jak będziesz oczekiwał”.


#materiał partnerski

W rytmie przestrzeni Moon Design Ciągle poszukują nowych wyzwań i stale odczuwają potrzebę tworzenia. Wyróżnia je zamiłowanie do detali i sprawność poruszania się po rynku. O urokach ich projektów można mówić długo, nie wyczerpując tematu, dlatego lepiej je po prostu poznać. Moon Design to trzy młode, przedsiębiorcze i szalenie utalentowane kobiety. Każda projektuje i każda ma swojego konika - organizacja, podejście techniczne, wrażliwość. Razem uzupełniają się, tworząc niepokonany zespół. Ich realizacje na nowo definiują funkcjonalność i są identyfikacją potrzeb klienta. Jak mówią - wnętrza Moon Design to nie sztuka dla sztuki,

| WNĘTRZA |

a wynik połączenia wiedzy z zakresu psychologii człowieka z ergonomią. Zamysł oddaje prezentowany projekt domu jednorodzinnego dla prywatnego inwestora. Wnętrze nieruchomości zostało zanurzone w kolorach ziemi i rozjaśnione złotymi elementami. Tym samym stało się doskonałym przykładem połączenia stylu nowoczesnego ze stylem glamour. Połyskujące detale ocieplają proste, klasyczne formy. Brązy, beże, naturalne kamienie i drewno łączą się tu w ponadczasową całość, dając poczucie przytulnej elegancji. Jak zapewnia zespół Moon Design - inwestor, kiedy tylko spojrzał na projekt, od razu wiedział, że to jest to, czego szukał. To doświadczenie nie jest zarezerwowane jedynie dla mieszkańców Szczecina i regionu. Choć projektantki Moon Design mają siedzibę w stolicy Pomorza Zachodniego, to działają na obszarze całego kraju. Dbają o komunikację pomiędzy podwykonawcami, koordynują przebieg prac i wsłuchują się w potrzeby klienta. W ten sposób nadają projektom pewien wyjątkowy rytm. Przystąpienie do tego procesu, to dla każdego inwestora niewątpliwa satysfakcja. www.moon-design.pl

MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 04/2021

29


| SZTUKA |

Czas wymyślić Szczecin na nowo Wszyscy skądś tu przyjechaliśmy - przekonuje pisarz Michał R. Wiśniewski i proponuje konfrontację z doświadczeniami przeprowadzek, opisanymi przez autorów z całej Polski, w swojej nowej książce „Przeprowadzki. Opowiadania i eseje”. A zatem, czy do Szczecina przyjeżdża się tak samo jak do innych miast? ROZMAWIAŁA AGATA MAKSYMIUK / GRAFIKA OKŁADKA KSIĄŻKI “PRZEPROWADZKI. OPOWIADANIA I ESEJE”

Przeprowadzka do Szczecina, jest aż tak odmienna, od przeprowadzki do innych miast, by poświęcić jej książkę? Skąd pomysł na tę antologię? - Przy tworzeniu antologii, moim założeniem było właśnie znalezienie odpowiedzi na pytanie - czym różni się doświadczenie Szczecina od doświadczenia innych miast? Czy jest to doświadczenie uniwersalne czy ma swoją specyfikę? Pomysł wyklarował się podczas zwiedzania Willi Lentza, jeszcze w surowym stanie. Puste przestrzenie budynku nakierowały mnie na temat przeprowadzki. Praktycznie każdy z nas przyjechał skądś do tego miasta. Łączy nas doświadczenie przemieszczania się. Oczywiście, to nie jest doświadczenie czysto szczecińskie i książka nie tyczy się wyłącznie Szczecina. W czasach wymuszonej mobilności mało kto ma przywilej, spędzenia czasu w jednym miejscu. Dlatego do antologii zaprosiłem twórców z całej Polski. W takim razie, co mają inne miasta, czego brakuje naszemu? - Każde miasto ma swoją duszę, specyficzną legendę i narrację. Często jest to coś, co miasto sobie samo na swój temat wymyśliło. Wrocław czy Poznań mają to bardzo dobrze wypracowane, Szczecin nie do końca. We wspomnieniach starszych osób zapisał się jako miasto portowe, gdzie marynarze schodzili na ląd, odwiedzali dyskoteki, zostawiali dolary… Młodsze pokolenie kojarzy Szczecin raczej z Młodymi Wilkami, a obecne jako miasto, do którego zewsząd jest daleko. Olga Drenda w swoim eseju pisze o tym jak wyobrażała sobie pierwszych mieszkańców Szczecina. W jej oczach ludzie, którzy zasiedlali ten “dziki zachód” musieli być twardymi ludźmi.

30

Nie tylko zebrał Pan autorów do książki, ale sam przygotował jedno z opowiadań. Czym jest podyktowane Pana doświadczenie? Skąd Pan przyjechał? - Urodziłem się w Szczecinie, ale jestem z Polic. Patrzę na świat z prowincjonalnej perspektywy. W odróżnieniu od innych współczesnych pisarzy, zdecydowałem się zostać w miejscu, z którego pochodzę. Jakub Żulczyk czy Joanna Bator to pisarze, którzy wyjechali do Warszawy. Ich powieści o prowincji, to zawsze powieści o powrotach. Moja perspektywa jest inna. Jak motyw przeprowadzki potraktowali inni twórcy? - Pochodzący z Krakowa Sławomir Shuty, pisze o przeprowadzce w oparciu o własne doświadczenie porzucenia wielkomiejskiego życia. Jest to opowiadanie ze zmianą świadomości, opisujące pozazmysłową przeprowadzkę. Jest też tekst pochodzącej z Wrocławia Agnieszki Wolny-Hamkało, która potraktowała motyw przeprowadzki jako punkt wyjścia do historii o osobie dokonującej tranzycji płciowej. Z kolei warszawianka Sylwia Chutnik wykorzystała przeprowadzkę jako katalizator w życiu współczesnej kobiety i stworzyła świetne opowiadania obyczajowe. W opozycji do tych tekstów stoi Michał Witkowski i jego “Royal Baby”. To opowieść o tym, jak pisarz odkrył, że jest członkiem rodziny królewskiej i udał się na chrzest słynnego royal baby. Rozumiem, że na łamach próżno szukać naukowych faktów i osadzenia historycznego? - Podtytuł książki brzmi “opowiadania i eseje”, ale nie chodzi tu o teksty naukowe, które sproblematyzowałyby temat przeprowadzki. Nie zależało mi też na wydobywaniu faktów historycznych, sięgających do początków miasta. Chciałem odkryć emocje, dać czytelnikowi szansę utożsamienia się z historiami innych. Chciałbym też, żeby czytelnicy poczuli chęć do opowiedzenia własnych doświadczeń. W tym kontekście, myślę o projekcie, który byłby realizowany


| SZTUKA | już w ramach działalności Willi Lentza. Nie wiem jeszcze jaką formę przybierze, ale chciałbym, żeby dzięki ośrodkom kultury Szczecina, miasto zbudowało swoją duszę i odkryło swoją tożsamość. Tylko od czego takie poszukiwania tożsamości powinny się zacząć? - Pierwsze poszukiwania tożsamości miasta zorganizowałem przy pisaniu mojej drugiej powieści „God hates Poland”. Szukałem wtedy lokalnego patriotyzmu. Częścią zabawy było dla mnie zderzenie typowego Warszawiaka z doświadczeniem Szczecina. To co wtedy odkryłem, to przede wszystkim Młode Wilki i frytkebab. Pamiętam jak w Teatrze im. Stefana Jaracza w Olsztynie, podczas prób do spektaklu na podstawie tej powieści, ktoś został wysłany po rekwizyt – frytburgera. Wrócił z typowym hamburgerem. Okazało się, że w zespole był Dawid Dziarkowski, aktor pochodzący ze Szczecina. Kiedy to zobaczył, zdenerwował się i od razu pobiegł do budki z fast foodami, żeby wyjaśnić czym jest prawdziwy frytburger jak z MakKwaka i przynieść właściwy rekwizyt (śmiech). Może bezpieczniej, byłoby się jednak udać w kierunku historii (uśmiech)? Współczesny Szczecin kryje w sobie dużo pułapek. - Kiedy ktoś pisze o Szczecinie, najczęściej grawitacja ciągnie go w stronę historii. Mnie jednak ciekawi współczesność, lata 90. To jaka muzyka stąd wyszła, jakie książki tu powstały, jak zapisaliśmy się na kulturalnej mapie. To fajne rzeczy, któ-

re każda mieszkanka i każdy mieszkaniec Szczecina powinien móc poznać. Gdyby tak przysiąść i zrobić listę, okazałaby się, że mamy całkiem sporo rzeczy, które mogłyby rozsławić Szczecin. Przykładem jest drink Wściekły pies, który stąd pochodzi. Innym symbolem jest Franko, gra komputerowa z lat 90, która działa się na szczecińskich ulicach. Była dość brutalna, osadzona w specyficznym klimacie miasta pełnego przemocy. Ale tak wtedy Szczecin był kojarzony, to było miasto mafii. Rodzice przestrzegali dzieci, by tu nie studiować (uśmiech). Myślę, że to już czas wymyślić nasze miasto na nowo.

PRZEPROWADZKI. OPOWIADANIA I ESEJE pod. red M. R. Wiśniewskiego / Szczecin 2020 Książka towarzyszy wystawie „Co sobie kto na swój temat wymyśli” w Trafostacji Sztuki w Szczecinie. „Przeprowadzki” to antologia współczesnej prozy artystycznej. Powstała pod redakcją Michała Radomiła Wiśniewskiego. W gronie autorów znaleźli się: Anna Brzezińska, Anna Cieplak, Sylwia Chutnik, Olga Drenda, Weronika Murek, Łukasz Najder, Sławomir Shuty, Michał Witkowski, Michał R. Wiśniewski, Agnieszka Wolny-Hamkało. Książka jest do nabycia w Trafostacji Sztuki w Szczecinie.


| TEATR |

W poszukiwaniu tożsamości To nie jest sztuka etnograficzna, ani tym bardziej polityczna. To sztuka, która pokazuje rzeczywistość taką, jaką jest naprawdę, a przy okazji obnaża narodowe paranoje. Premiera „Mbambo” w reżyserii Pawła Kamzy odbędzie się już w kwietniu na deskach teatru Współczesnego w Szczecinie. O przygotowaniach opowiedziała nam aktorka Beata Zygarlicka. ROZMAWIAŁA AGATA MAKSYMIUK / PROJEKT PLAKATU KAROLINA BABIŃSKA

zwłok przez matkę. Pojawia się wątek kryminalny. Kobieta decyduje się znaleźć odpowiedź na pytanie - dlaczego jej dziecko zginęło? Od tego miejsca reżyser Paweł Kamza zabiera nas w podróż wypełnioną poszukiwaniem tożsamości i własnych korzeni, ale też miłości. Miłości utraconej. Ta sztuka to podróż do wnętrza siebie. Sztuka jest inspirowana powieścią “Murzynek B.” Artura Liskowackiego. Ile z książki zobaczymy na scenie? Tak, sztuka jest inspirowana książką Artura Liskowackiego. Autor umieścił w niej cudowne opisy miejsc, sytuacji i przeżyć. Staramy się, aby były one motorem napędowym całej historii. Myślę jednak, że widz sam powinien odpowiedzieć na pytanie czy spektakl jest podobny do książki? My jesteśmy dopiero gdzieś w środku przygotowań, nie znamy jeszcze finalnego efektu. Jakie miejsca, w tej podróży, widzowie będą mieli okazję odwiedzić? Historia ma mocne lokalne umocowanie.W sztuce przeplatają się wątki szczecińsko - afrykańskie, ponieważ matka i jej syn pochodzą ze Szczecina, a ojciec chłopaka jest Nigeryjczykiem. Ważnym elementem spektaklu są fragmenty filmów, wyświetlane na scenie. Odnajdziemy w nich dobrze nam znane miejsca. Wejdziemy do Komendy Wojewódzkiej Policji, do Małej, do LO II. To miejsca ważne dla bohaterów sztuki. Podczas poszukiwań przeniesiemy się też na Wschód. Trafimy do uroczego miasteczka, które stanowi pewien zwrot na drodze poszukiwań tożsamości.

Przed nami premiera mocno szczecińskiej sztuki “Mbambo”. Spektakl zapowiada się bardzo zagadkowo, czego powinniśmy się spodziewać? Sztukę rozpoczyna rozpoznanie

32

Mówiąc o wizycie w Afryce, nie sposób nie myśleć o griocie. W zapowiedzi sztuki trafiamy na cytaty - każdy griot ma swą opowieść, a nie każda opowieść ma swego griota. Jeśli ta ma, to znaczy, że jest to również opowieść o nim. Kim jest griot tej historii? Griot to najważniejsza postać w sztuce. Wspaniale wciela się w nią Magdalena Myszkiewicz. Kim jest griot? Griot to “usta ust” Afryki, to historia Afryki, to cała wiedza Afryki. To też główny czarownik, główny historyk, zbawca i pamięć. Postać objawia się na scenie w żałobnym szaleństwie matki i w pewnym sensie towarzyszy jej do końca. Matka pogrążona w żałobie po stracie dziecka - wcielanie się w tę postać musi być wyzwaniem. Żałoba i niesłychana tęsk-


nota jest ogromnym ciężarem tej roli. Ale nie tylko dlatego, ta rola jest wyzwaniem. Na scenie bardzo dużo tańczymy, dużo śpiewamy. To również wyzwanie fizyczne. Muzyka i choreografia stanowią przedłużenie tej historii? Kto za nimi stoi? Pracuję z bardzo zdolnym zespołem. Na scenie towarzyszą mi cztery utalentowane koleżanki: wspomniana już Magdalena Myszkiewicz, Grażyna Madej, Krystyna Maksymowicz i Adrianna Janowska-Moniuszko. Muzykę skomponował wspaniały kompozytor Paweł Moszumański. Jest bardzo specyficzna, bardzo ciekawa. Paweł wplótł w nią afrykańskie rytmy, ale zrobił to zupełnie nienachalnie. O choreografię zadbał Adrian Rzetelski. Cudowny artysta, który jest również aktorem. Wywodzi się z teatru tańca Ewy Wycichowskiej. Ma w sobie taką magię, że praca z nim jest zabawą. To wszystko łączy w całość nasz ukochany reżyser, Paweł Kamza. Żartujemy, że Paweł Kamza robi teatr niszowy, bo to co robi jest bardzo wymagające. Wymagające, ale magiczne, bo Pawła przedstawienia z takim samym zaciekawieniem ogląda 7-latek, jak i 100-latek. Współpraca z Pawłem jest jak podróż przez świeżo odkrywany świat. Myśląc jednak o przebiegu sztuki trudno uciec od poczucia, że mocno dotyka kwestii etnograficznych, politycznych... Nie robimy spektaklu etnograficznego. To należy podkreślić. Wątki afrykańskie padają, bo tytułowy bohater jest w połowie Nigeryjczykiem. Nie uprawiamy też teatru politycznego. Choć rozumiem skojarzenie. Polacy mają politykowanie we krwi, jak Afrykanie rytm. Jednak mówimy tu o śmierci ciemnoskórego chłopaka, a to popycha skojarzenia w stronę problemu rasizmu. W jaki sposób sztuka się z tym mierzy? Przedstawienie jest przewrotne. Pokazuje naszą paranoję - antysemicką, rasistowską. W sztuce jest mnóstwo zagadek - skąd pochodzimy? Skąd pochodzimy my, my Polacy? Nie chcę nic zdradzać. Ale w żadnym wypadku nie uprawiamy teatru, który pokazuje jakim człowiek powinien być. Staramy się pokazać rzeczywistość, bo teatr jest od tego, by pokazywać rzeczywistość. Tu i teraz. Nie zaklinamy rzeczywistości w czasie jak film. Pokazujemy ją taką jaka jest. Dlatego teatr to dla rządu niebezpieczne narzędzie. Dlatego pod koniec lat 60. “Dziady”, Kazimierza Dejmka, przewróciły kraj do góry nogami. W takim razie czego Pani oczekiwałaby od publiczności? Jakich reakcji? Oczekuję od publiczności wyłącznie rozmowy. Staram się prowadzić takie aktorstwo, w którym nie tylko ja, ale też publiczność jest aktorem. Każdy spektakl powinien być dla nas pretekstem do podjęcia dialogu. Jeśli przy okazji zabawię widza, super. Ale to nie jest mój cel. Moim celem jest rozmowa. Staram się nigdy nie zdradzić tych postanowień.


| TEMAT WYDANIA |

34


| TEMAT WYDANIA |

Reżyseria hotelowego wnętrza Hotelowe lobby bez recepcji, iPhone zamiast klucza czy system, który zadba o dobry sen to nie futurystyczne wizje projektantów, a rzeczywistość. W czasach, gdy dalekie wyjazdy stają się przywilejem, hotel musi być czymś znacznie więcej niż tylko tymczasowym domem. Na pytanie - jak to zrobić? odpowiedzi znają tylko prawdziwi reżyserzy przestrzeni, a tak się składa, że niedawno mieliśmy okazję porozmawiać z jedną z nich. Gabriela Rybicka, pochodząca ze Szczecina architektka wnętrz, miała okazję projektować dla niejednego hotelu na świecie. ROZMAWIAŁA AGATA MAKSYMIUK / FOTO ARCHIWUM PRYWATNE GABRIELA RYBICKA

Podobno Your Home should tell the story of who you are, and be a collection of what you love - (Nate Berkus). A kiedy hotel zamienia się w nasz tymczasowy dom, jaką historię powinien opowiadać? - Mam wrażenie, że storytelling to od jakiegoś czasu jedno z podstawowych narzędzi komunikacji w branży hotelowej. To pewnego rodzaju sztuka świadomego i trwałego budowania relacji z gośćmi. Opowiadanie historii daje ogromne możliwości oddziaływania. Scenarzysta Robert McKee powiedział kiedyś, że opowieści są monetą wymiany w relacjach międzyludzkich. Im więcej tych monet mamy do dyspozycji, tym więcej dobrych relacji zbudujemy. Hotelarstwo bardzo szybko to podchwyciło i prześciga się w pomysłach, jak zatrzymać gościa na dłużej, skłonić go do ponownych odwiedzin, a nawet sprawić, by hotel stał się domem tymczasowym. Ciekawym narzędziem posłużył się Moxy Hotels – amerykańska sieć hotelowa należąca do Marriott International. W 2019 roku w hotelu Chelsea w Nowym Jorku firma postanowiła zadbać o to, aby po całym dniu wrażeń, jakie oferuje to niezwykłe miasto, goście hotelowi w wyjątkowy sposób... wyspali się. Postanowiono wykorzystać technikę ASMR z angielskiego Autonomous Sensory Meridian Response. Trudno to przetłuma-

czyć dosłownie, ale chodzi o wyzwolenie poczucia relaksu i przyjemności. Proces ten może służyć jako masaż mentalny, który wywołuje kojące mrowienie mózgu, pomagające Ci się wyspać. Wszystko dzięki wizualnym, dźwiękowym i dotykowym wyzwalaczom. Podążając za tym trendem, wspomniana marka hoteli postanowiła nagrać serię krótkich stymulujących filmików ze znanymi osobami, dając gościom możliwość odtwarzania ich przed snem. „Fall asleep with bedtime stories at Moxy Hotels’’ odbiły się w branży hotelowej szerokim echem i zachęciły inne marki do bardziej kreatywnych pomysłów na przyciągnięcie coraz to większej liczby gości. Storytelling to jedno, ale jest jeszcze efekt wow. Czy pogląd, mówiący o tym, że hol musi oszałamiać rozwiązaniami, a hotelowy pokój zachwycać funkcjonalnością, jest prawdziwy? - Coś w tym jest. Uważam, że wnętrza powinny łączyć w sobie wysoki poziom funkcjonalności oraz estetyki. Uzyskanie takiej równowagi nie jest proste, ale nie ma rzeczy niemożliwych, tym bardziej że goście są coraz bardziej świadomi swoich potrzeb. Na podstawie moich obserwacji i doświadczeń to określenie bardzo często się sprawdza. Pokoje hotelowe są wymagającymi wnętrzami, w których

umiejętnie powinno łączyć się estetykę z funkcjonalnością. Nie zapominajmy, że zwykle tych kilka metrów zawiera w sobie specyfikę różnych pomieszczeń domowych. Nie jest to tylko sypialnia, ale również garderoba, pokój spotkań, miejsce pracy, a czasami nawet kuchnia. Ale pierwsze, co przyszło mi na myśl, kiedy zadałaś mi to pytanie, to powiedzenie „nigdy nie masz kolejnej szansy na zrobienie pierwszego wrażenia”. Lobby hotelowe jest pierwszym miejscem, z jakim styka się gość po przekroczeniu progu hotelu. Jest to swego rodzaju wizytówka czy swego rodzaju okładka książki, więc jest to jedno z ważniejszych - jeśli nie najważniejsze miejsce w hotelu. Uważam, że to pomieszczenie daje projektantowi największe możliwości projektowe, a inwestor skupia dużą część budżetu właśnie w nim. To przestrzeń, w której skupia się komunikacja wszystkich funkcji obiektu. Wiele biur projektowych daje się oczywiście ponieść fantazji, projektując lobby, ale tylko najlepsze z nich nigdy nie zapominają o złotej zasadzie - form follows function, czyli forma podąża za funkcją. Kiedy to mówię, czuję, że mój ulubiony wykładowca na Akademii Sztuki w Szczecinie uśmiecha się i na pewno wie, że wyniosłam to właśnie z jego wykładów (uśmiech).

MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 04/2021

35


| TEMAT WYDANIA |

Wracając do tematu - bez względu na to, jak imponująco wygląda pomieszczenie, jeśli klient zastanie recepcję niedostosowaną ergonomicznie formą do wypełnienia niezbędnych kwestionariuszy, nie będzie miał gdzie odłożyć torby podróżnej bądź nie czekają na niego żadne miejsca siedzące po całodziennej podróży - to będzie to pierwsza rzecz, od której zacznie pisanie swojej opinii na znanym portalu internetowym. W takim razie jakie rozwiązania mogą nas oszołomić i zachwycić? Chodzi tu o niepowtarzalność, wygodę, jakość...? - Przyszłość branży hotelarskiej to zdecydowanie milenialsi - ludzie, którzy podróżują, są wyrafinowani, a także sprytni. Są także impulsywni, korzystają z najnowszych technologii i szukają spersonalizowanych interakcji. To, czego szukają, to przede wszystkim wyjątkowe doświadczenia. Tak więc wszystko w zakresie projektu i koncepcji musi imponować podróżnym. Myślę, że w ciągu najbliższych lat każdy hotel w branży będzie się zastanawiał, jak zaimponować gościom wyjątkowym przeżyciem. I tu ponownie przychodzi mi do głowy storytelling, o którym wspomniałam na początku. Osobiście bardzo lubię, gdy w hotelu jest na czym zawiesić oko oraz gdy widać, że przestrzeń nie jest dziełem przypadku, tylko całością. Bardzo lubię kontrasty, ciekawe i odważne zestawienia kolorów, wzory czy rozmaite tekstury. O takich wnętrzach zawsze jest najgłośniej, co zarazem oznacza, że spełniają swoją funkcję. Nie wyobrażam sobie, że ktoś mógłby przejść obojętnie obok hotelu One na Brooklynie, klubu Annabel’s w Londynie czy 25hours Hotel gdziekolwiek na świecie. Goście uwielbiają elementy zaskoczenia, niekonwencjonalne połączenia materiałów czy grę światła, która tworzy przyjemną atmosferę. Wnętrza, które posiadają wszystkie wymienione hotele, nigdy nie przestaną nas zaskakiwać. Przepych, minimalizm, może indywidualizm? - Który ze stylów jest najbardziej ceniony w projektach hotelowych

36

wnętrz? Czy w ogóle da się wskazać jeden wiodący styl? - Uważam, że nie ma jednego wiodącego stylu i za to właśnie uwielbiam branżę hotelową - właśnie za tę różnorodność i ogromne możliwości projektowe. Dzięki temu każdy klient z dowolnej grupy docelowej w zależności od potrzeb, wieku czy upodobań zawsze, choćby znalazł się gdzieś na końcu świata, znajdzie coś dla siebie. Trendy w branży wnętrzarskiej bardzo szybko się zmieniają, dlatego osobiście uważałabym na ślepe podążanie za nimi. Osobiście jestem zwolenniczką kontrastów i ekstrawaganckich rozwiązań. Hotele powinny zachwycać, czasem nawet szokować i zapierać dech w piersiach. Powinny na chwilę pozwolić zawiesić na sobie oko i zachęcić do refleksji. Jakie czynniki należy wziąć pod uwagę podczas projektowania? - Opracowanie wydajnego projektu jest złożonym procesem sekwencyjnym wymagającym intensywnej interakcji wielu specjalistów. W końcu chodzi o zaplanowanie i zaprojektowanie obsługi oraz działania całego obiektu. Podczas projektowania należy zwrócić szczególną uwagę na ciekawy wygląd wnętrza - odpowiednio dopasowany do grupy docelowej, efektywny plan, właściwe zarządzanie oraz lokalizację. Obiekt powinien być atrakcyjnie położony i odzwierciedlać architekturę obszaru, na którym się znajduje. Bardzo ważny jest również odpowiedni dobór materiałów. W hotelarstwie należy zwrócić szczególną uwagę na trudnopalność materiałów wykończeniowych, odporność tkaniny na ścieranie, odporność na używanie bardzo silnych środków czyszczących i wrażliwość materiałów na zarysowania. Jednym zdaniem - należy mieć oczy dookoła głowy. Nieustanne należy zadawać sobie pytanie - a co by było gdyby? I zawsze mentalnie być jedną nogą w kolejnym etapie projektowania. A jak na proces wpływa lokalizacja oraz kontekst historyczny budynku? W projekcie hotelu Elephant w Weimarze należącym do grupy Marriott, nad którym pracowałam, kontekst historyczny odgry-

wał kluczową rolę. Jest to bardzo dobrze znany obiekt w Niemczech. Miałam wrażenie, że cała branża hotelarska bardzo bacznie nas obserwowała. Proces projektowy był bardzo trudny i wymagający, ale jednocześnie dawał ogromną satysfakcję. Do dziś pamiętam ulgę, jaką czuliśmy po otrzymaniu wiadomości o zaakceptowaniu entej wersji baru z wyjściem na lobby przez konserwatora zabytków. Wpisanie się w istniejącą architekturę to szansa czy ograniczenie? Jak sprawnie i skutecznie poprowadzić dialog między przeszłością a teraźniejszością? - Uważam, że jest to zdecydowanie szansa, ale jednocześnie wyzwanie. W tym miejscu należy wspomnieć, że nierzadko zmusza nas do tego prawo budowlane. Projektowanie nowego hotelu czy jakiegokolwiek obiektu architektonicznego to nie tylko określenie jego kształtu czy funkcji, ale także dbałość o odpowiednie wkomponowanie go w istniejący krajobraz zarówno przyrodniczy, jak i zbudowany. Przy kształtowaniu fasady nowego budynku niebezpieczne jest kierowanie się wyłącznie aktualną modą czy trendami, gdyż niesie to ryzyko otrzymania chaosu przestrzennego, w którym każdy obiekt będzie mówił w innym - obcym języku. Jak zatem sprawnie i skutecznie poprowadzić dialog między przeszłością a teraźniejszością? - Najbardziej skutecznym zabiegiem będzie przeanalizowanie historii miejsca oraz zwrócenie uwagi na kolorystykę miejsca, detale, formę, regionalne materiały czy np. elementy płynące z tradycji i umiejętne wprowadzenie tych elementów do projektowanej przestrzeni, tworząc spójną i harmonijną koncepcję przy jednoczesnym poszanowaniu miejsca, w którym się znajdujemy. Dla projektanta określanie kontekstu miejsca to przede wszystkim dostrzeżenie podobieństw i uwarunkowań oraz nawiązanie do nich przy projektowaniu nowego obiektu bądź renowacji starego obiektu. A na ile elastyczne są wnętrza hotelowe, by móc je przekształcić pod wymogi „nowej rzeczywistości”? Czy w ogóle zmiana projektu jest możliwa?


| TEMAT WYDANIA |

- Hotelarstwo to jedna z branż, które najmocniej ucierpiały w trakcie pandemii, aczkolwiek wydaje mi się, że pandemia nie jest jedynym czynnikiem wywołującym zmiany w tej branży. Już od jakiegoś czasu obserwuję, jak bardzo zaczął zmieniać się nasz styl bycia. Jesteśmy świadkami cyfrowej rewolucji, która nabiera tempa. W nowej rzeczywistości priorytetem hotelu powinno być przede wszystkim zapewnienie gościom poczucia bezpieczeństwa. Z kolei dla projektantów największym wyzwaniem jest odpowiedź na pytanie - jak hotele będą funkcjonowały po pandemii? Tworzenie nieformalnych miejsc spotkań oraz integracja gości hotelowych była do tej pory ważnym aspektem każdego projektu, a w obecnym czasie musi zostać to zupełnie przedefiniowane. Jestem prawie pewna, że klucze bądź karty do otwierania pokoi już niedługo znikną na rzecz aplikacji cyfrowych. Na pewno wszystkie elementy dotykowe, takie jak klamki, armatury przyciski w windach, spłuczki toaletowe czy włączniki światła zostaną zastąpione technologią obsługiwaną za pomocą czujników lub gestów. System rozpoznawania twarzy, automatyczne otwieranie drzwi bądź windy obsługiwane gestem, sterowane głosem na pewno staną się już niedługo naszą nową normalnością. Czy pandemia ukształtowała już nowe rozwiązania w architekturze wnętrz hoteli? Jaka, Twoim zdaniem, przyszłość czeka przestrzenie wspólne? Jak mogą zmienić się pokoje? - Jeśli chodzi o przestrzenie wspólne, to na ten moment nie wierzę, że szybko wrócimy do tego, co było przed pandemią. Na pewno zostanie złagodzona gęstość w miejscach wspólnych. Zostaną na stałe wprowadzone dwukierunkowe strefy wejściowe. W obszarach eventowych/konferencyjnych dystans społeczny prawdopodobnie stanie się nieodłącznym elementem

projektu. Projektanci już zaczęli w swoich pracach proponować kilka układów funkcjonalnych, w których zostaje zachowana bezpieczna odległość. Jestem przekonana, że recepcje zaczną w niedługim czasie być zastępowane samoobsługowymi stanowiskami do check in oraz check out. Wydaje mi się, że zostanie zwiększona przestrzeń komunikacyjna, powiększone zostaną przejścia, a wnętrza będziemy coraz bardziej próbować integrować ze strefą zewnętrzną. Wydaje mi się, że po pandemii zacznie dominować modernistyczna oraz minimalistyczna estetyka wnętrz. Zbędne dekoracje zostaną zastąpione czystymi liniami i geometrią, a ze względu na poszerzającą się świadomą konsumpcję oraz poszukiwanie zrównoważonych rozwiązań dodatkowym trendem po pandemii może stać się poszukiwanie hoteli, które podejmują różnorodne inicjatywy proekologiczne. A jeśli chodzi o pokoje? - Jeśli chodzi o same pokoje hotelowe, to możliwe, że większy nacisk będziemy kłaść na wielkość pomieszczenia, tak aby można było w nim wykonywać dodatkowe czynności, które do tej pory zawsze były wykonywane w przestrzeniach wspólnych. Mam na myśli - spożywanie posiłków czy wykonywanie ćwiczeń. W niedługim czasie na pewno do pokoi będą wprowadzane systemy sterowania głosem, takie jak te stworzona przez Google Assistant aplikacja na urządzeniu Google Nest Hub, której goście np. Hotelu Gansevoort Meatpacking w Nowym Jorku, mogą używać, by dowiedzieć się, w jakich godzinach jest serwowane śniadanie, zgasić światło w pokoju albo sprawdzić, w jakich godzinach jest otwarty basen. Dobrym przykładem hotelu w Polsce, który otworzył się na nowe technologie, jest 5-gwiazdkowy Blow Up Hall 5050 w Poznaniu. Designerski wygląd oraz stylowo zaprojektowane wnętrze gwa-

rantuje gościom niezapomniane przeżycia nie tylko estetyczne. Goście po przybyciu nie zastają recepcji, w której mogą się zameldować. Zamiast klucza otrzymują iPhone’a, który pomaga w odnalezieniu pokoju, ponieważ nie są one ponumerowane. Dodatkowo iPhone’y posiadają informator o hotelu oraz wydarzeniach w Poznaniu. Zdecydowanie urozmaica to pobyt oraz w pewien sposób ułatwia meldowanie się, a goście nie muszą zbierać ulotek z informacjami o mieście. Zostaje jeszcze kwestia materiałów wykończeniowych. Projektanci na pewno zaczną kłaść większy nacisk na wybieranie produktów o właściwościach antybakteryjnych, elementów lepszej jakości, które nie stracą na wartości po zastosowaniu ciężkich chemicznych środków do dezynfekcji. Od mniej więcej kwietnia 2020 roku dostaję coraz to ciekawsze maile od firm, które proponują nowe rozwiązania w materiałach wykończeniowych, jak np. tkaniny, tapety czy płytki odporne na wszelkiego rodzaju zarazki i drobnoustroje. Świat się zmienia, a branża wnętrzarska próbuje za tymi zmianami nadążyć. Bardzo jestem otwarta na nowe możliwości i cieszę się na kreatywne zmiany.

Gabriela Rybicka, architektka wnętrz pochodząca ze Szczecina. W 2019 roku została wytypowana przez Akademię Sztuki w Szczecinie do wzięcia udziału w konkursie Design 32 za najlepszy dyplom projektowy Akademii Sztuk Pięknych 2018 organizowany przez Akademię Sztuk Pięknych w Katowicach. Od sześciu lat mieszka w Berlinie, gdzie pracuje jako architekt wnętrz. Projektowała wnętrza pięciogwiazdkowych hoteli, spa, wellness, restauracji oraz prywatnych klinik medycznych. Na swoim koncie ma wielokrotną współpracę z siecią hoteli Marriott, Steigenberger oraz Travel Charme. Obecnie związana z firmą Frank Stüve Interiors w Berlinie.

MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 04/2021

37


| MIASTO |

Andrzej Truszczyński z mysłowickiego biura projektowego Dreamworlds zdobył wyróżnienie, m.in. za projekt szczecińskiej Fabryki Wody, w konkursie Europe 40 Under 40. Wydarzenie jest organizowane przez The Chicago Athenaeum: Museum of Architecture and Design oraz European Centre of Architecture. Głównym założeniem jest wyłonienie 40 najlepszych architektów, którzy nie ukończyli jeszcze 40. roku życia, a których styl projektowy będzie miał w przyszłości wpływ na kształtowanie otaczającej nas przestrzeni. - Ta nagroda ma na celu promowanie najlepszych obiektów i ich twórców. Żeby ją otrzymać należy m.in.podać trzy obiekty referencyjne. W moim przypadku jednym z tych obiektów była Fabryka Wody. Jest to pierwsza nagroda międzynarodowa dla tego obiektu jeszcze przed jego zbudowaniem. Jury doceniło rozmach i skalę tego przedsięwzięcia jak również rozwiązania architektoniczne i techniczne - mówi Andrzej Truszczyński, nagrodzony architekt.

fot. Sebastian Wołosz

W maju wydany zostanie katalog z pracami wszystkich architektów wyróżnionych w tej edycji konkursu. Na listopad 2021 roku zaplanowano uroczystą galę wręczenia nagród. Wydarzenie ma być połączone z wystawą i prezentacją nagrodzonych obiektów, na których pokazana zostanie również szczecińska Fabryka Wody. - Jest czym się pochwalić jeśli chodzi o miasto Szczecin. Będzie to na pewno jeden z najlepszych obiektów w Europie - dodaje Andrzej Truszczyński. Fabryka Wody to nazwa aquaparku, który powstaje u zbiegu ulic 1 Maja, Emilii Sczanieckiej i Bożeny w Szczecinie. Koszt inwestycji to ponad 349,7 mln. Prace mają zakończyć się w 2022 roku. (ar)

38

foto: Sebastian Wołosz

Międzynarodowa nagroda dla architekta szczecińskiej Fabryki Wody

Hala tenisowa zostaje pod opieką Kia Polmotor Przez kolejne 3 lata hala tenisowa na kortach przy alei Wojska Polskiego nadal będzie nosić nazwę Kia Polmotor Arena. Mijają już trzy lata od momentu, w którym Grupa Polmotor z marką Kia objęła patronatem halę tenisową znajdującą się przy al. Wojska Polskiego 127. Kia Polmotor Arena to miejsce, w którym swoją pasję do gry w tenisa rozwijają dzieci i dorośli, na kortach spotkają się amatorzy i zawodowcy. Właśnie została podpisana umowa z miastem na kolejne trzy lata współpracy. - Ten obiekt jest zaczątkiem całego kompleksu sportowego, który sukcesywnie zabudowujemy i który będzie chlubą naszego miasta - mówi Krzysztof Soska, zastępca prezydenta Szczecina. - Bardzo się cieszę, że kontynuujemy współpracę. To bardzo cenne, że komercyjny podmiot przyczynia się do rozwoju sportu w naszym mieście, bo ta umowa nie tylko dotyczy praw do nazwy hali. Na mocy porozumienia Gmina Miasto Szczecin otrzyma od partnera 129 150 zł zł przez cały czas trwania umowy. Poza tym Grupa Polmotor przekazała szczecińskim klubom tenisowym dwa samochody, a także zobowiązała się do wspierania lokalnego tenisa poprzez organizację turniejów, fundowanie nagród i pucharów. Kontynuowany będzie również projekt „Wspieramy Szczeciński Tenis”, w ramach którego wybrani zawodnicy otrzymają budżet na trenowanie, zajęcia ogólnorozwojowe i dofinansowanie na korzystanie z hali. - Wiadomo, zwłaszcza w dzisiejszych czasach jak ważną rolę w naszym życiu pełni ruch i aktywność. Dlatego cieszymy się, że wspieramy szczeciński sport – mówi Piotr Przepłata, członek zarządu Grupy Polmotor. (mk)


PROJEKTUJEMY DOMY I APARTAMENTY PENSJONATY I STREFY SPA SALONY FRYZJERSKIE I KOSMETYCZNE / BIURA I GABINETY

WWW.PIOTRHRANYCZKA.PL Biuro: Dąbska 6 Szczecin tel. 509 603 956


| MIASTO |

Miasto moje a w nim… reklamowa katastrofa Mija sześć lat, od kiedy polski parlament przyjął ustawę krajobrazową, która dla samorządów miała być narzędziem do walki z szyldozą, reklamozą, czyli bałaganem w przestrzeni publicznej. Duże miasta, ale także mniejsze gminy i miejscowości teoretycznie mają otwarte drzwi do uporządkowania wizualnego chaosu. Jak to wygląda w praktyce? Przyjrzyjmy się sprawie na przykładzie Szczecina. TEKST SZYMON WASILEWSKI

/ FOTO SEBASTIAN WOŁOSZ

Pod koniec 2020 roku Stowarzyszenie Miasto Moje A W Nim przygotowało raport „Pięć lat ustawy krajobrazowej”, w którym podsumowano stan prac nad lokalnymi uchwałami krajobrazowymi w całej Polsce. Pytania zadano wszystkim 302 gminom miejskim oraz 642 gminom miejsko-wiejskim w kraju. Odpowiedzi uzyskano z 775 gmin. Jakie są wnioski? Jeśli spojrzymy na mapę Polski, którą przygotowali autorzy raportu, znajdziemy na niej tylko 25 (na 775, czyli 3 proc. - sic!) zielonych punktów, czyli gmin, w których udało się opracować i skutecznie przyjąć taką właśnie uchwałę. Z miast wojewódzkich są to jedynie: Kraków, Gdańsk, Łódź i Opole. Jedynym zachodniopomorskim miastem, w którym uchwałę przyjęto, jest Świnoujście. W naszym regionie projekty uchwał powstały tylko w Szczecinie oraz Koszalinie i Wałczu. Jak dotąd

40

w dwóch pierwszych miastach nie zostały one jeszcze poddane pod głosowanie rad miejskich, z kolei w Wałczu takowy został odrzucony przez radę miasta. Prace nad takimi przepisami rozpoczęto w Gryfinie, Goleniowie i Białogardzie.

Przypadek szczeciński Z pierwszą wersją projektu uchwały mieszkańcy mogli się zapoznać w czerwcu 2016 roku. Było to konsekwencją wspominanej ustawy krajobrazowej z września 2015 roku. Umożliwia ona samorządom wprowadzenie rygorystycznych zasad dotyczących reklamy w przestrzeni publicznej. Prezydent Piotr Krzystek zapowiadał wówczas, że problemy m.in. na pl. Kościuszki, al. Wojska Polskiego czy w Dąbiu powinny zostać rozwiązane w ciągu dwóch lat. Nic takiego się nie stało. Projekt uchwały był krytykowany przez radnych w poprzedniej kadencji. Zarzucano mu m.in. że jest zbyt długi i czasochłonny oraz że finalnie niewiele zmieni. W ten sposób przeleżał on m.in. w szufladzie ówczesnej komisji ds. rozwoju, promocji i gospodarki morskiej i nigdy nie trafił pod głosowanie rady miasta. O sprawie na jakiś czas właściwie zapomniano, a w debacie publicznej powrócono do niej w lutym, przy okazji kolejnego już incydentu związanego z „upiększaniem” szczecińskiego krajobrazu. Chodzi o parterowy pawilon zabytkowej kamienicy na rogu al. Wojska Polskiego i deptaku Bogusława, który nagle został przemalowany na czerwono. Dzięki obywatelskiej interwencji Daniela Źródlewskiego z Muzeum Narodowego w Szczecinie, fragment gmachu w takim stanie był tylko przez dobę. Z kolei uwagę mieszkańców zwrócił także szyld reklamowy zamieszczony na dachu pawilonu. Pokaźnych rozmiarów baner zapewne skutecznie zasłania widok z okna pierwszego i drugiego piętra gmachu. Oburzony faktem przemalowania kamienicy Michał Dębowski, miejski konserwator zabytków, komentując w mediach społecznościowych tę sytuację, wezwał radnych Szczecina do przyjęcia uchwały krajobrazowej, która regulowałaby m.in. standardy umieszczania reklam. Tak też pojawiły się kolejne interpelacje czy wystąpienia radnych w mediach społecznościowych, w których mówiono o konieczności przygotowania i wdrożenia takiego prawa lokalnego. Lecz przypomina to tylko przepychankę radnych z prezydentem i jego urzędnikami znaną już sprzed lat, a nierozwiązującą problemu. Na pytania radnych, gdzie jest uchwała, magistrat odpowiada: - Projekt „uchwały krajobrazowej” został złożony do Biura Rady Miasta Szczecin w 2017 r. W tym roku również uchwała była tematem dyskusji na komisjach rady miasta. Radni nie zdecydowali o wprowadzeniu jej do porządku obrad. Projekt jest cały czas w Biurze Rady Miasta. Zostanie on sprawdzony przez Urząd od względem formalnym. O jego ewentualnym przywróceniu na sesję decyduje prezydium rady.


| MIASTO |

Petycje, memy, happeningi Tymczasem pojawiła się także agora dla miejskich aktywistów z ambicjami politycznymi. Igor Podeszwik (kandydat na radnego w 2018 roku z inicjatywy Nowy Szczecin) wysłał do rady miasta i prezydenta petycje, w których apeluje do radnych o podjęcie uchwały intencyjnej zobowiązującej do opracowania nowego, tym razem dobrego projektu uchwały krajobrazowej. Z kolei prezydenta prosi o wydanie w formie zarządzenia Kodeksu dobrych praktyk – zbioru przykładów, których stosowanie zapewni pozytywny wpływ na estetykę, ład przestrzenny i krajobraz miasta. Nowy Szczecin w mediach społecznościowych przedstawił też mem ukazujący zdjęcie siedziby urzędu miejskiego z wklejonymi banerami znanymi z ulic Szczecina. O krok dalej poszedł Szczeciński Ruch Miejski, który na kilka godzin na tarasie Wałów Chrobrego powiesił różowy baner apelujący o stworzenie przepisów reklamowych. - Szczecin od kilku lat nie może przyjąć uchwały krajobrazowej. Dotychczasowy projekt z 2017 był fatalny i nienadający się do przyjęcia. Mamy nadzieję recenzować i pomagać koncepcyjnie miastu, jakie zapisy powinna mieć taka uchwała. Miejmy nadzieję, że ciśnienie społeczne sprawi, że w urzędzie zaczną się prace na serio nad konkretnym i dobrym projektem - mówi Piotr Czypicki ze Szczecińskiego Ruchu Miejskiego. Jego zdaniem zaproponowany kilka lat temu projekt nie był dobry, ponieważ prawie nic nie zmieniał. - Te przepisy legalizo-

wały reklamy, które już do tej pory wisiały, nie wprowadzały żadnego ładu poza czterema miejscami - dodaje.

Kręte drogi Jak wynika z raportu Stowarzyszenia Miasto Moje A W Nim, Szczecin jest jedną z 23 gmin w Polsce, które przygotowały projekty swoich uchwał, ale nie zostały one poddane pod głosowanie. Lecz nawet jeśli udałoby się stworzyć zapisy, które zyskałyby aprobatę radnych, nie musi to oznaczać końca kłopotów z wprowadzeniem lokalnego prawa krajobrazowego. Za przykład niech posłuży sytuacja z 2020 roku w Warszawie. Wojewoda mazowiecki uznał, że prezydent Warszawy nie dopełnił ponowienia procedury uzgodnień z Mazowieckim Wojewódzkim Konserwatorem Zabytków, opiniowania i wyłożenia do publicznego wglądu projektu uchwały krajobrazowej po zmianach wprowadzonych w wyniku rozpatrzenia uwag. Miasto zaskarżyło rozstrzygnięcie do Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego. WSA w Warszawie oddalił skargę. Po analizie wyroku miasto zdecydowało, że procedura zostanie wznowiona, a skargi kasacyjnej do NSA nie będzie. W Szczecinie ten czy podobny scenariusz nie musi się powtórzyć. W Polsce było pięć takich przypadków, gdy wojewodowie uchylili decyzję samorządów. Dopóki procedura w Szczecinie nie znajdzie szczęśliwego finału, jesteśmy skazani na szyldozę i reklamozę oraz niespodziewane pomysły administratorów budynków, które na razie można cofnąć tylko za pomocą obywatelskich interwencji lub społecznej presji.

MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 04/2021

41


| MIASTO |

Kluby muzyczne i dyskoteki w potrzasku. Mija rok od ich zamknięcia

42


| MIASTO |

Od roku, jak wiele branż w czasie pandemii, nie mogą normalnie pracować. Jednak im kryzys zdrowotny ograniczył możliwości działania w sposób szczególny. Kluby przez większość tego okresu były po prostu zamknięte. Ich właściciele wiedzą też, że jako ostatni będą mogli otworzyć swoje drzwi klientom. Mimo to starają się nie poddawać. TEKST SZYMON WASILEWSKI / FOTO ARCHIWUM

Są w jeszcze gorszej sytuacji niż gastronomicy. Nie mogą zaoferować posiłków na wynos. Aby zacząć działać normalnie, muszą czekać na koniec pandemii, a ten nie wiadomo, kiedy nastąpi. Wirusolodzy zgodnie twierdzą, że właśnie w klubach czy dyskotekach koronawirus ma doskonałe warunki na szybkie rozprzestrzenianie się. Jest w nich zazwyczaj ciasno, ludzie się pocą, przy głośnej muzyce trzeba krzyczeć sobie do ucha, żeby się porozumieć. W takich właśnie okolicznościach może dochodzić do masowych infekcji. To prawdziwe hot-spoty wirusa. Do tego dochodzi jeszcze zazwyczaj słaba wentylacja tych pomieszczeń. Nie ma tam mowy o przewietrzeniu. Są najwyżej urządzenia, które nadmuchują powietrze, ale tak naprawdę są to ciasne wnętrza, gdzie jest duszno. To najlepsze warunki do tego, żeby wirus dostał się do układu oddechowego. Sytuacja jest idealna, żeby się zarazić. Jak sprzyjające są te warunki, w połowie zeszłego roku przekonali się goście kilku klubów w Seulu. 29-letni nosiciel koronawirusa odwiedził kilka popularnych klubów w rozrywkowej dzielnicy Itaewon. Przypuszcza się, że od niego właśnie pochodziło 200 nowych infekcji; ponad 65 000 osób musiało przejść testy. W sumie nie trzeba się wybierać aż do Korei, żeby przypomnieć sobie, jak niebezpieczne może wpuszczenie w jedno miejsce większej ilości osób. Swego czasu cała Polska żyła przypadkami wesel, po których okazywało się, że były kolejnymi ogniskami rozprzestrzeniania się wirusa. Sytuacja dla klubów jest beznadziejna. Od roku właściwie nie mogą normalnie

pracować, tylko przez kilka miesięcy niektóre z nich mogły działać w ograniczonym zakresie, raczej przyjmując funkcję pubów, rezygnując z parkietów, czyli pozbawiając się centralnego miejsca w lokalu, które przyciąga większość klienteli.

ście od ponad 20 lat. Klubowy stolik, hoker, możliwość pomalowania ściany, swój własny numerek w szatni, wizerunek na klubowych biletach, kubki, koszulki. To niektóre z atrakcji, jakie można wykupić podczas zbiórki, jaką na portalu wspieram. to w marcu uruchomił Hormon.

Akcje ratunkowe

Tylko kilka godzin wystarczyło do zebrania 41 642 zł z potrzebnych 40 000 zł, co daje 104 proc. celu. Pod koniec marca, gdy oddawaliśmy bieżący numer „MM Trendy” do druku, na koncie Hormona było ponad 70 tys. zł.

W podobnej sytuacji nagle znaleźli się wszyscy właściciele klubów na świecie. Z racji globalnej skali zjawiska zaczęły się też pojawiać inicjatywy o światowym zasięgu, które próbowały ratować takie miejsca. Jedną z nich jest #UnitedWeStream, poprzez streaming ludzie mogą wspierać kluby datkami. W Polsce głośno było o petycji ws. rządowego wsparcia branży kulturalno-rozrywkowej #razemtańczymyrazemwalczymy. Jedną z osób, która podpisała petycję, jest Tomasz Scech, właściciel szczecińskiego City Hall i lokalu Słody Multitap. - Zdajemy sobie sprawę, że jesteśmy branżą o dużym ryzyku, choć w moim wypadku raczej nie łapię się na organizację imprez masowych. Istnieje duże zagrożenie, że do normalnej lub choćby ograniczonej pracy wrócimy na samym końcu. Kiedy rozmawiam z kolegami z branży, nie wiemy nawet, do której grupy miejsc wymienionych przez rząd należymy - mówi Tomasz Scech. To były próby systemowego wywarcia wpływu na rząd. Niektórzy wzięli sprawy w swoje ręce. W Szczecinie spektakularnym przykładem takiej indywidualnej prośby o wsparcie jest trwająca do końca kwietnia zbiórka zorganizowana przez legendarny klub Hormon, działający w mie-

- Wszystkie zebrane przez nas środki zostaną przeznaczone na koszty stałe klubu - wypłaty pracowników, koszty najmu, rachunki, koncesje itd. Miesięczny koszt utrzymania Hormona to około 50 tys. zł. Trudno nam oszacować, ile potrzebujemy. Nikt nie wie, ile potrwa lockdown. Każdy zastrzyk gotówki będzie dla nas pomocny - informują na stronie akcji na wspieram. to właściciele klubu. Co obecnie dzieje się na scenie klubowej Szczecina? Niektóre miejsca – jak City Hall – organizują spontaniczne streamy didżejskich live actów. Ewentualnie krążą plotki, że gdzieś jest impreza. Wiele o obecnej sytuacji mówi post City Hall jakiś czas temu zamieszczony w internecie: „Kochani, żeby uciąć spekulacje, krążące po mieście legendy, chcemy poinformować z wielkim smutkiem, że wciąż pozostajemy zamknięci. Z niecierpliwością czekamy na moment, w którym będziemy mogli Was znowu ugościć”. Na tę chwilę powyższą sentencję można przypisać zapewne każdemu lokalowi…

MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 04/2021

43


| MIASTO |

Pionier

Ukochane kino szczecinian Kino Pionier to miejsce, bez którego wielu szczecinian nie wyobraża sobie życia. Działa nieprzerwanie ponad 100 lat, a kiedy z powodu pandemii musiało zawiesić działalność, wierni kinomani wsparli je finansowo. To wyjątkowe kino na mapie świata. TEKST MAŁGORZATA KLIMCZAK

Kino Pionier oficjalnie działa od 26 września 1909 roku. Zostały jednak znalezione dokumenty potwierdzające jego jeszcze dłuższą historię, która rozpoczęła się w 1907 roku. Twórcą kina i jego pierwszym właścicielem był Otto Blauert, który bardzo szybko sprzedał je Albertowi Pietzkemu. Początkowo kino funkcjonowało jako Helios, później, do 1945 r., nosiło nazwę Welt-Theater. Ze względu na częste przypadki eksplozji kinematografów policja budowlana wprowadziła przepisy mające poprawić bezpieczeństwo widzów. Sale i urządzenia kinowe były poddawane częstym i niezapowiedzianym kontrolom. W przypadku Welt-Theater pierwsza odnotowana kontrola odbyła się 22 maja 1909 roku. A Pietzke wykorzystał zalecenia pokontrolne do przeprowadzenia remontu kina, powiększając liczbę miejsc - wynosiła ona około 150.

We wrześniu 1927 r. wybuchł niewielki pożar w kabinie projekcyjnej. Jak ustalono, przyczyną był zapłon zerwanej taśmy filmowej - bowiem taśma wtedy używana w kinematografii była łatwopalna. W roku 1929 przeprowadzono remont mający na celu odnowienie i unowocześnienie sali kinowej.

Przepracował w nim 47 lat. Z namaszczeniem zakładał swój słynny prochowiec. - Dostałem tę pracę po znajomości - wspomina. - Moja mama poprosiła koleżankę, żeby mi załatwiła pracę w kinie. Zaintrygowały mnie te wszystkie urządzenia. Chciałem poznać wszystkie projektory w Szczecinie.

Repertuar kina był dość zróżnicowany. Podczas I wojny światowej dominowały filmy szpiegowskie i patriotyczne, później przygodowe i sensacyjne. Welt-Theater było jedynym kinem, które przetrwało drugą wojnę światową i nie przerwało swojej działalności. Do wybuchu wojny w 1939 r. kino działało pod nazwą Welt-licht Spiele. Od grudnia 1945 r. do grudnia 1950 r. działało jako Odra (później nazwę kina zmieniono na Pionier). Pierwszym wyświetlanym po wojnie filmem był „Iwan Groźny” w reż. Siergieja Eisensteina.

Pierwszy film, który puszczał w tym kinie, to był „Hamlet” z Laurencem Olivierem w roli głównej. - Ludzie wtedy przychodzili głównie na naszych aktorów - mówi pan Stanisław. - Oglądali „Zakazane piosenki”, „Skarb” z Danutą Szaflarską i Jerzym Duszyńskim. Ja lubiłem filmy rosyjskie „Lecą żurawie”, „Człowiek z karabinem”, „Cichy Don”.

W sierpniu 1914 r. pan Albert został wysłany na front - po 8 miesiącach zginął - jest pochowany na Cmentarzu Centralnym w Szczecinie.

Od 1999 roku współwłaścicielami są Jerzy Miśkiewicz oraz Wacław Szewczyk. Kino wielokrotnie zmieniało nazwę Weltkinotheater, Odra i ostatecznie od 1950 roku nosi nazwę Pionier.

Co wtedy grano

Ludzie kina

W tamtych czasach proponowano widzom do obejrzenia: „Szmaragdowe wybrzeże Brytanii”, komedię sentymentalną „Dom bez dzieci”, dramat „Cygańska rodzina”.

O kinie powstały filmy dokumentalne. Jeden z nich dla TVP Kultura nakręcił Michał Bielawski. Pozwolił mi wejść na plan, dzięki temu wysłuchałam ciekawych opowieści ludzi, którzy kiedyś pracowali w Pionierze. Stanisław Kowalski był kinooperatorem - legendą kina Pionier.

Po śmierci męża, pani Hedwig musiała sama pokierować kinem - miała na utrzymaniu dwóch małoletnich synów.

44

Ciekawostką jest to, że kiedyś kino Pionier było nazywane karne kino. - Jak któryś kinooperator pracujący w większym kinie podpadł, to zsyłano go do Pioniera, a my musieliśmy się z nim męczyć - opowiada Stanisław. - To kino miało jednak wyjątkową atmosferę. W 1945 roku kino było przygotowane do pracy. Krzesła skrzypiały, podczas projekcji słychać było projektor, ale nikomu to nie przeszkadzało. Bilety wcale nie były takie tanie, ale na sali zawsze były tłumy. „Znachora” grało się trzy miesiące po trzy seanse dziennie. - Wieczorami na ulicach Rosjanie bili się z Polakami, ale w kinie rosyjskie filmy oglądano chętnie - wspomina Stanisław. - Czasy były trudne, ale ludzie garnęli się do kina. Jak panie


| MIASTO |

przychodziły w kapeluszach, to kasjerki prosiły, żeby je zdejmowały, bo zasłaniały ekran innym. Do kina przychodzili czasami Rosjanie. Jeśli zachowywali się kulturalnie, to ludzie reagowali na nich spokojnie. Jeśli byli agresywni, to po prostu wychodzili. Dużo gorsze rzeczy działy się przed kinem, gdzie można było oberwać kulkę całkiem niespodziewanie, bo wszędzie grasowały bandy.

Rodowód Jesienią 2009 roku, podczas realizacji filmu dokumentalnego „W starym kinie - Pionier 1909” szczecińskiego reżysera Marcina Korneluka, ekipa filmowa natrafiła na dokumenty potwierdzające prawdziwy wiek kina. Okazało się, że w 1907 roku przy Falkenwalder Straße 2 (dzisiejsza Wojska Polskiego 2) Otto Blauert prowadził w sali restauracyjnej „kinemato-graphenbefißer”. Potwierdza to książka adresowa na rok 1908, której redakcja zakończona została w 1907 r. Rok powstania kina potwierdza również anons z książki adresowej wydanej w 1943 roku, z którego wynika że kino Welt obchodziło swoje 36. urodziny w 1943 roku.

Renoma Kino posiada 2 sale: główną oraz Kiniarnię (powstałą w 2002 roku). Kiniarnia jest połączeniem kina i kawiarni - powrotem do początków XX w. Siedząc przy stoliku przy kawie, herbacie czy też lampce wina oglądamy film z projektora, który stoi w sali. Przy dźwiękach pianina wyprodukowanego w Szczecinie w 1898 roku wyświetlane są filmy nieme.

Ostatnie lata pokazały, że kino Pionier to wyjątkowe miejsce o ugruntowanej pozycji na rynku. Pionier został przyjęty do prestiżowej sieci Europa Cinemas oraz sieci Kin Studyjnych. Od początku kino pokazuje ambitne filmy, które nie zawsze można zobaczyć w multipleksach. Ten dość niesamowity klimat Kiniarni chętnie wykorzystywany jest do różnych ceremonii i specjalnych imprez. - Mieliśmy już tu niejedne oświadczyny, rocznice, urodziny - różne uroczystości, ta sala ma naprawdę coś takiego wyjątkowego w sobie - podkreśla Jerzy Miśkiewicz. - Mieliśmy też wyjątkowy seans, bo w pierwszą rocznicę ślubu przyszło do nas małżeństwo z własnym filmem, który był też niespodzianką dla pani.

Pandemia We wrześniu 2020 z powodu słabej frekwencji i ograniczeń związanych z pandemią koronawirusa Pionier postanowił zawiesić swoją działalność. Na wieść o zawieszeniu działalności najstarszego kina na świecie mieszkańcy Szczecina tłumnie ruszyli z pomocą. W ciągu zaledwie dwóch dni udało się zebrać równowartość kwoty potrzebnej na miesięczne utrzymanie kina, czyli 20 tys. zł. Jednak pomoc nie zakończyła się na tym. Na stronie: https://wspieram.to/NajstarszeKinoSwiata założona została zbiórka, która zapewniłaby działalność kina na kwartał. Zbiórka ta zakończyła się 26 października. Kino zamieściło podziękowania na swoim facebooku: „Drodzy widzowie i miłośnicy Kina Pionier, bardzo Wam wszystkim dziękujemy za przyłączenie się do ak-

cji wsparcia naszej działalności w tych trudnych czasach. Dzięki inicjatywie Wspieram.to, Prezydent Szczecina oraz szczecinian udało się zebrać 57380 zł. Za każdą wpłacona złotówkę jesteśmy Wam wdzięczni z całego serca, za każde wspierające słowo i gest”. Już w czasie lockdownu powstała platforma Szczecin Lokalny Solidarny, która wspomagała szczecińskich przedsiębiorców w czasie trudnego dla nich czasu pandemii. Teraz, w odpowiedzi na potrzeby kina Pionier 1907 przy wykorzystaniu doświadczeń sprzed kilku miesięcy miasto we współpracy z platformą wspieram. to poparło zbiórkę na rzecz instytucji. Jednocześnie prowadzone są rozmowy nad rozwiązaniem, które niezależnie od zbiórki pomoże zachować jeden z najważniejszych punktów na mapie turystycznej Szczecina. - Widzowie nas nie zawiedli – mówi Jerzy Miśkiewicz. - Jest takie stare przysłowie, że prawdziwych przyjaciół poznaje się w biedzie. I kiedy my naprawdę byliśmy w biedzie, bo kino było puste, a trzeba było ponosić stałe koszty, ponad trzy tysiące ludzi kupiło u nas bilety do kina, które sobie odebrali później, w dogodnym dla siebie czasie. I to jest fajna rzecz. Oni mają satysfakcję, że nam pomogli w trudnych czasach, a my mamy satysfakcję, że mamy pieniądze i możemy liczyć na naszych widzów. To nas naprawdę zaskoczyło, że mamy tylu przyjaciół. Ponad połowa e-biletów w ogólnopolskiej akcji #wspieramkinapolskie trafiła do kina Pionier. Ucieszyłem się z tego.


| PODRÓŻE |

Właściwie z miesiąca na miesiąc Pomorze Zachodnie staje się coraz bardziej przyjaznym regionem dla turystyki rowerowej. Co kilka tygodni dowiadujemy się o rozpoczęciu bądź zakończeniu prac na którymś z odcinków przyszłej sieci szlaków przeznaczonych dla jednośladów. Łącznie ma być to ponad 1000 km. Już dziś coś dla siebie znajdą ci, którzy lubią dłuższe wypady, jak i amatorzy krótkich wycieczek

Rowerem przez Pomorze Zachodnie

TEKST SZYMON WASILEWSKI / FOTO ARCHIWUM

Wiosna sprzyja odkurzeniu jednośladu (choć są tacy, którzy nie odkładają go do piwnicy czy garażu również zimą). Gdzie można się wybrać już dziś? Możliwości w okolicach Szczecina i na całym Pomorzu Zachodnim jest całkiem sporo. Od blisko roku dostępna jest ścieżka rowerowa z osiedla Bukowego do Jezierzyc. Swój początek ma przy ul. Dąbskiej, gdzie poprowadzona została nasypem kolejowym. To bardzo popularny odcinek również wśród rodzin, bo łatwo przejezdna asfaltowa trasa wiedzie do Puszczy Bukowej. Po około 3 km pojawia się 1 km drogi szutrowej, na której krańcu wybudowano niedawno niewielki plac zbaw i miejsce, przy którym można odpocząć. Po przejechaniu tego leśnego odcinka wyjeżdżamy na ul. Trzcinową w Płoni. Tutaj po obu stronach ulicy zbudowano dwie wąskie, jednostronne, asfaltowe pasy rowerowe. Następnie wyjeżdżamy na ul. Balińskiego, tuż przed rondem, które łączy ulice Piaseczną i Uczniowską. Przed wjazdem na rondo pojawiają się charakterystyczne pomarańczowe znaki (to oznakowanie dla całego systemu szlaków rowerowych na Pomorzu Zachodnim), informują nas o skręcie w lewo (w ul. Uczniowską), gdzie rozpoczyna się kolejny asfaltowy odcinek ścieżki. Następnie prowadzi ul. Kołbacką, gdzie jedziemy po utwardzonej nawierzchni lokalnej drogi osiedlowej. Przejeżdżamy skrzyżowanie z ul. Przyszłości (w godzinach szczytu to najgorszy punkt, ruch tranzytowy sprawia, że trzeba znaleźć lukę pomiędzy licznymi samochodami, także ciężarowymi, podróżującymi tą trasą), i dalej ul. Dębową w kierunku lasu. Odcinkiem leśnym przejeżdżamy do ul. Buczynowej, potem dojeżdżamy do ul. Topolowej. Szlak prowadzi dalej w stronę ul. Mostowej i Gościnnej,

46


| PODRÓŻE |

na wysokości Zielonej Przystani nad Płonią zastosowano takie samo rozwiązanie jak przy ul Trzcinowej (wąskie, asfaltowe pasy dla rowerów). W ten sposób dojeżdżamy do granic miasta i końca zrealizowanego przez gminę odcinka, którego długość to 9,3 km. Możemy kontynuować podróż drogą leśną (nie polecamy rowerom o wąskich oponach) w stronę wsi Rekowo, następnie do Bielkowa, gdzie znów wjeżdżamy w rozbudowaną ostatnio ścieżkę rowerową kierującą do Kobylanki. Tu droga dla jednośladów się w pewnym momencie kończy (możemy jechać chodnikiem lub jezdnią), ale po około 500 m dojeżdżamy do ścieżki kierującej do Stargardu. Tu również podpowiedź: dla chcących uniknąć jazdy po leśnym odcinku między Jezierzycami a Rekowem, na wysokości pętli autobusowej w Jezierzycach rozpoczyna się ścieżka w stronę Starego Czarnowa (również jeden z fragmentów cieszących się dużą popularnością). W Kołbaczu można odbić w stronę wsi Nieznań, a następnie Rekowa. Ten około 35-kilometrowy odcinek między prawobrzeżem Szczecina a Stargardem to tylko fragment większej układanki. W niedalekiej przyszłości ze Stargardu ma zostać poprowadzona ścieżka przez wsie: Pęzino, Marianowo, Mosina. To będzie bardzo urokliwy odcinek. Poprowadzi m.in. po starym nasypie kolei wąskotorowej. Na ścieżce o długości 8 km planuje się m.in. odtworzenie elementów stacji kolejowej, umieszczenie tabliczek z nazwami przystanków oraz tablic historycznych, odbudowę mostu nad rzeką Dołżnicą. Kilka kilometrów dalej, we wsi Kozy szlak będzie się rozwidlał. Na południe poprowadzi w stronę Choszczna, skąd już dziś ścieżką dojedziemy do Barlinka. Na północ poprowadzi do Ińska, skąd dziś drogą rowerową można dojechać do Storkowa i Ginawy. Dalej trasa ma kierować w stronę Drawska i dalej na wschód województwa. To wszystko w ramach jednego, kilkustekilometrowego szlaku Trasa Pojezierzy Zachodnich. Jego odcinki budowane są właśnie także w okolicach Myśliborza. Również nad morzem powstają nowe odcinki zachodniopomorskich tras rowerowych, które będą się składać na szlak Velo Baltica. Wystarczy przejazd stosunkowo krótkim odcinkiem, aby zobaczyć sporo turystycznych atrakcji. Swoją wyprawę rozpoczynamy w Pustkowie, niewielkiej wsi pomiędzy Pobierowem a Trzęsaczem. W tej kameralnej miejscowości szlak Velo Baltica (o jego przebiegu informują pomarańczowe tabliczki z numerami 10 i 13) przebiega ulicą Słoneczną, kierując się w stronę Trzęsacza zbliża się do drogi DK 102, wzdłuż której poprowadzono pieszo-ścieżkę. W Trzęsaczu znajdziemy chyba najsłynniejsze w Polsce ruiny - pozostałości gotyckiego kościoła wybudowanego na przełomie XIV i XV wieku. Świątynia pierwotnie wzniesiona

w odległości ok. 1,8-2 km od brzegu morza, pośrodku wsi, uległa zniszczeniu w wyniku procesów abrazyjnych. Do dzisiaj zachowała się jedynie południowa ściana kościoła znajdująca się u szczytu klifu. Co prawda ścieżka rowerowa jest dalej poprowadzona przy DK 102, ale warto pozostać przy samym nabrzeżu i od ruin leśną ścieżką kierować się na wschód, w stronę Rewala. Kilkaset metrów od ruin wyjeżdżamy z lasu i pozostajemy na szczycie klifu, z którego rozpościera się spektakularny widok na Bałtyk. Następnie trasą rowerową przejeżdżamy przez Rewal, trzymając się dobrze oznakowanego szlaku, który w zależności od odcinka poprowadzony jest pieszo-ścieżką, jezdnią o uspokojonym ruchu lub ścieżką rowerową. Kierujemy się w stronę Niechorza po nowo wybudowanej ścieżce wzdłuż ulicy Klifowej. Zaraz po wjeździe do Niechorza wita nas tutejsza latarnia morska. Została ona uruchomiona w grudniu 1866 roku i działała do 1945, kiedy podczas działań wojennych zniszczył ją pocisk artyleryjski. Po wojnie obiekt został odbudowany według dawnej dokumentacji, a jego ponowne uruchomienie nastąpiło 18 grudnia 1948 roku. Dalej szlakiem dojeżdżamy do kolejnej atrakcji turystycznej - stacji Nadmorskiej Kolei Wąskotorowej. W kierunku Pogorzelicy szlak wiedzie wzdłuż linii i prowadzi przez Rezerwat Przyrody Jezioro Liwia Łuża. Tu przez większość drogi jedziemy asfaltową ścieżką rowerową, ale, dojeżdżając do jeziora Konarzewo ,kilkaset metrów pokonujemy drogą z płyt. Ta następnie przechodzi w leśną drogę szutrową. Z trasy leśnej wyjeżdżamy przy punkcie widokowym Pogorzelica-Mrzeżyno, na budowaną właśnie ścieżkę w stronę Mrzeżyna. W tej miejscowości znajdziemy jedno z udogodnień dla rowerzystów - boksy na jednoślady, w których można na czas postoju chować pojazdy z bagażem. Ten stosunkowo krótki odcinek (25 km) trasy Velo Baltica pokazuje nam turystyczny potencjał całej trasy oraz może być zachętą do odwiedzenia innych odcinków, które są już gotowe, np. na wschodzie województwa. Ponad rok temu oddany do użytku został fragment 18 kilometrów ścieżki łączącej Mielno, Chłopy, Sarbinowo, Gąski, Ustronie Morskie i Sianożęty, który ułatwia przejazd między Kołobrzegiem a Koszalinem. Z kolei na zachodzie obecnie trwa (choć z problemami co do ustaleń środowiskowych) budowa ścieżki z Międzyzdrojów w stronę Świnoujścia. Wszystko to powstaje na naszych oczach, a za kilka lat zapewne będziemy mogli pokonywać rowerem już znacznie więcej kilometrów sieci zachodniopomorskich szlaków i planować rowerowe urlopy na Pomorzu Zachodnim bez obawy, że któryś z odcinków będzie nieprzejezdny bądź poprowadzony niebezpieczną drogą.

MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 04/2021

47


| STYL ŻYCIA |

Makatki i makramy, czyli jak rękodzielnictwo opanowało… internet Włóczki, sznurki, supełki, sploty i tysiące lajków. Świat makatek i makram szturmem zdobył wirtualną rzeczywistość Instagrama. Kolorowe zdjęcia hipnotyzują i zachęcają do rozpoczęcia własnej przygody z rękodzielnictwem. Ada, Ewa, Irmina i Krzysztof zdradzili nam, w czym tkwi sekret nowej mody. TEKST ADRIANA RECZEK

Zacznijmy od początku. Makatka to niewielka tkanina dekoracyjna zwieszana na ścianach lub rozkładana na meblach. Z kolei makrama to ażurowa tkanina dekoracyjna, ale wykonywana ze sznurków lub nici plecionych lub wiązanych w supły. - Do wykonania makramy wystarczą same ręce, makatkę robi się na krośnie, więc do jej zrobienia potrzebny jest już sprzęt - wyjaśnia Ada Trzeciak, autorka konta lisiesploty. O historii makatek wiadomo niewiele. Mimo że jest to forma sztuki ludowej, pod koniec ubiegłego wieku były uważane za kicz. Ich główną funkcją była funkcja dekoracyjna i wychowawcza. Najczęściej przyozdabiano nimi kuchnie. W dawnych czasach przedstawiano na nich codzienne sytuacje domowe i okraszano je moralizatorskimi cytatami. O makramach wiadomo więcej. Technika ta znana była już w starożytności i służyła choćby do wykonywania pisma węzełkowego. Mówiąc o makramach, nie można jednak zapomnieć o legendarnym węźle gordyjskim, który w 333 roku p.n.e. został przecięty mieczem przez Aleksandra Wielkiego. Do tej pory nie poznano sekretnej techniki tego węzła, a legenda głosi, że królem Azji Mniejszej mógł zostać tylko ten, komu uda się ów węzeł rozsupłać. Współcześnie twórcy skupiają się jednak bardziej niż na rządzeniu światem na kwestiach estetycznych i relaksujących. Ada Trzeciak, założycielka konta, zaczynała od bransoletek z muliny jeszcze w wieku szkolnym. Na studiach spotkała się z makramą. Zainteresowana tą techniką zaczęła oglądać filmy instruktażowe

48

w Internecie, ale stwierdziła, że to nie to samo, co bezpośredni kontakt z człowiekiem. Dlatego zdecydowała się zapisać na szkolenie. - Okazało się, że wszystko, czego nas uczono, już potrafiłam - wyjaśnia. - Widocznie potrzebowałam poczuć się pewniej.

Pierwsze szkolenie to było jedno spotkanie, które trwało około 3 godzin. Każdy z uczestników miał przygotowane materiały i krosno tkackie, które mogliśmy później zabrać do domu. Na jednej naszej makatce uczyliśmy się różnych technik tkania.

Podobnie zaczynała Ewa Dominiczak, autorka @kochampiatek. Ona również zapisała się na kurs, tyle że tkania makatek. - Już po zrobieniu pierwszej wiedziałam, że nie będzie ostatnia - mówi Ewa Dominiczak. - Wciągnęłam się na maksa. Spodobało mi się to, że tkanie na krośnie jest jak malowanie na płótnie. Nieograniczone możliwości, kolory, wzory.

Twórcy przyznają, że rękodzielnictwo to dla nich przede wszystkim relaks. A gotowe dzieło daje mnóstwo satysfakcji. – Makramując, wyrażam swoje emocje - wyjaśnia Ada Trzeciak. - Jest to sztuka, którą bardzo miło jest się dzielić. Możemy podarować drugiej osobie kawałek, nie tylko swojej pracy, ale samego siebie. - Tkam dla przyjemności - dodaje Ewa Dominiczak. - Z tkaniem jest jak z dobrą książką: chcesz ją jak najszybciej przeczytać do końca. - Poza tym warto stworzyć coś od podstaw - wtrąca Irmina Kuchnowska. - Dostaję sznurek i robię z niego kosz, torbę albo jakąś inną ozdobę, która podoba się innym. To daje ogromną satysfakcję.

Jednak jak udowadniają twórcy, samemu też można całkiem nieźle sobie poradzić. Irmina Kuchnowska, autorka konta @mellow_ik,, zaczynała od makatek, potem - jak sama mówi - zakochała się w makramach. Rękodzieło zawsze było obecne w jej życiu. Pierwsze prace wykonywała na drutach. Umiejętności rozwijała, posiłkując się filmami zamieszczonymi w Internecie, a kiedy poczuła, że chciałaby wiedzieć jeszcze więcej, zapisała się na szkolenie. Jednak trzeba podkreślić, że rękodzieło to aktywność nie tylko dla kobiet. U Krzysztofa Sobotkiewicza, autora konta @ondzierga, wszystko zaczęło się w Internecie na Instagramie. - Podpatrywałem profil pewnej szczecinianki, która prowadziła kursy tkania makatek - zdradza Krzysztof Sobotkiewicz. - Postanowiłem się do niej zapisać. Zacząłem od makatek, a później przerzuciłem się na makramy.

W takim razie jak zacząć? - Po prostu! Do wykonania makramy potrzebny jest kawałek patyka oraz bawełniany sznurek czy włóczka. Koszt 100-metrowego motka to wydatek rzędu 20 - 30 złotych. - Tkać można na raty - zachęca Irmina Kuchnowska. - Ważne, żeby podchodzić do tego na luzie i traktować to jak dobrą rozrywkę. Próbować! Bawić się kolorami, fakturami, materiałem. - Często słyszę, że to jest trudne i skomplikowane - uzupełnia Krzysztof Sobotkiewicz. - Wcale tak nie jest. Najprostszy splot to zwykłe supełki, z których można robić przeróżne wzory. Nie ma co się bać. Do dzieła!


| STYL ŻYCIA | Ada Trzeciak - lisiesploty

Ewa Dominiczak - kochampiatek

Irmina Kuchnowska - mellow_ik

Krzysztof Sobotkiewicz ondzierga

MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 04/2021

49


| SYLWETKA MIESIĄCA |

Maja Bartlewska ROZMAWIAŁA MAŁGORZATA KLIMCZAK / FOTO ARCHIWUM PRYWATNE

Nagroda Srebrna Ostroga, którą Pani otrzymała dla obiecującej młodej aktorki za poprzedni sezon teatralny, była dużym zaskoczeniem? Tak, była dużym zaskoczeniem, ponieważ nie byłam nominowana w żadnej kategorii aktorskiej, otrzymałam tę nagrodę pozakonkursowo od jury. Ale to bardzo miłe zaskoczenie. Zawsze jest miło, kiedy cię doceniają za to, co robisz. Miło jest, kiedy się kocha to, co się robi, a do tego podoba się to innym. Aktor to zawód trochę zespołowy. Na scenie pracuje się z wieloma osobami. Kto miał w Szczecinie największy wpływ na to, że mogła się Pani realizować zawodowo? Kiedy przyjechałam do Szczecina, od pierwszego dnia pod swoje skrzydła wzięła mnie Marta Łągiewka. Już w pierwszym sezonie zrobiłyśmy wspólnie spektakl „Przebieranki”. Z tym spektaklem jeździłyśmy do Warszawy i na Islandię. Potem zrobiłyśmy razem „Kołysanki północy”. Jeśli chodzi o zespół aktorski, to właśnie Marta pokazała mi, że można robić swoje rzeczy. Dzięki niej już w pierwszym sezonie w Szczecinie mogłam zadebiutować jako reżyser, więc „Przebieranki” stały się moim pierwszym teatralnym dzieckiem. Ale ogólnie cały zespół Pleciugi bardzo dobrze mnie przyjął. Podczas studiów słyszałam różne opinie na temat teatrów, na temat tego, jak przyjmuje się nowe osoby w zespole. W Pleciudze nigdy nie miałam negatywnych odczuć. Nie czułam się oceniana, wszyscy mnie przyjęli jak równą sobie. A jak to się stało, że wybrała Pani to miejsce? Czy to miejsce Panią wybrało? Trochę to miejsce wybrało mnie, ponieważ jeszcze będąc na studiach, przyjechałam do Szczecina w zupełnie innym celu i stwierdziłam, że skoro już tu jestem, a byłam wtedy na IV roku studiów, i jest tu teatr lalkowy, to przyniosę CV. Nie dość, że od razu udało mi się spotkać z dyrektorem ( w innych teatrach moja droga zazwyczaj kończyła się na portierni), to jeszcze dyrektor znalazł dla mnie czas i udało nam się porozmawiać. Okazało się, że dyrektor szuka aktorki. Wszystko się tak zgrało w czasie, że widocznie tak miało być. I zadebiutowała Pani od razu główną rolą w spektaklu „Kim jestem”. To było dla mnie bardzo duże zaskoczenie i bardzo duże wyzwanie. Ale to dało mi dużo pozytywnej energii do dalszej pracy, bo oznaczało, że tu, w Pleciudze, ludzie we mnie wierzą. Uwierzyli też poza Pleciugą, bo udziela się Pani w innych pro-

50

jektach szczecińskich. Myślę, że to wzięło się stąd, że poznałam aktorów z innych szczecińskich teatrów, którzy zapraszali mnie do swoich projektów, a ja chętnie z tych zaproszeń korzystałam. Kiedy wybierała Pani zawód, chciała Pani pracować z teatrze lalkowym czy dopiero później pojawił się taki pomysł? Już na etapie zdawania do szkół aktorskich bardzo chciałam się dostać na wydział lalkarski. Na początku bardzo mi się spodobała szkoła w Białymstoku. Klimat, który tam był, i studenci, którzy byli bardzo pomocni na etapie egzaminów wstępnych. Fascynowało mnie to, że przedmiot może żyć, że lalka może więcej niż człowiek, więc liczyłam bardzo, że uda mi się skierować karierę teatralną w tę stronę i się udało. Ale to podobno dużo cięższa praca niż w tradycyjnym teatrze. Trzymanie lalek jest wyczerpujące. Nieraz tak. Mieliśmy na studiach profesora, który mówił, że nigdy nie może nam być wygodnie na scenie. Jak nam jest wygodnie, to coś jest nie tak. To znaczy, że jesteśmy sobą, a nie postacią, formą, lalką. Grając w masce, musimy się jak najbardziej odczłowieczyć, przyjmować różne dziwne pozycje, w których nie może być wygodnie. Jak się Pani pracuje z widownią dziecięcą, która jest bardzo szczera i bezpośrednia? Jak zaczęłam tu pracować, byłam zaskoczona, jak bardzo dzieci potrafią być szczere i na bieżąco komentować to, co się dzieje. W spektaklu „Kim jestem?”, gdzie gram rolę Cosia, mam lalkę z gąbki w bliżej nieokreślonym kształcie. Podczas jednego ze spektakli zapytałam: „Kim ja w ogóle jestem?”, a jakieś dziecko mi powiedziało: „Jesteś myszą, a to jest ser”. Takie momenty są świetne. Podobnie jak rozmowy po spektaklach i pytania, które dzieci zadają. Dzieci są bardzo wymagające i trudno je nabrać. Myśli Pani, że w tym zawodzie trzeba mieć łut szczęścia czy wystarczy ciężka praca i talent? To jest trudne pytanie. Myślę, że tak, jak wszędzie. Jedno z drugim musi się spotkać. Ja uważam, że miałam szczęście, dostając pracę w tym teatrze, bo aktorów co roku przybywa, a miejsc w teatrach nie. Dlatego uważam, że to było dla mnie duże szczęście. Wiadomo, że ciężką pracą można sobie pootwierać różne drzwi, ale szczęście też jest potrzebne. Jak w życiu. Niektórzy uważają, że na szczęście się po prostu pracuje. Oczywiście, nie można siedzieć z założonymi rękoma i czekać, aż to szczęście się do nas uśmiechnie, bo samo nie przyjdzie. Zadomowiła się Pani już w Szczecinie? W Szczecinie czuję się coraz lepiej. Mieszkam tu już cztery lata. Na pewno brakuje mi bliskich osób. Moi przyjaciele porozjeżdżali się po całej Polsce i nie tylko, bo w Niemczech też mieszkają. Ale tutaj mam coraz więcej bliskich osób i swoich ulubionych miejsc. Mogę powiedzieć, że czuję się w Szczecinie jak w domu.


#reklama


| MOTO TEST |

#materiał partnerski

Hyundai Tucson SUV, który namiesza w klasie Od wprowadzenia na polski rynek nowego Hyundai Tucson minęło niespełna 5 miesięcy. W tym czasie nowy model zdążył już zwyciężyć w plebiscytach magazynu Auto Świat w kategorii Crossovery i kompaktowe SUV-y - Moto Awards 2020, ostatnio zaś zostać Mistrzem Wartości 2021 w kategorii Średnie SUV-y. du mieści się na standardowym miejscu parkingowym, co w przypadku niektórych aut w tym segmencie nie jest tak oczywiste.

Nowy Tucson to czwarta generacja bestsellera Hyundai. Ponad 7 milionów Tucsonów zostało sprzedanych na całym świecie od momentu wprowadzenia modelu na rynek w 2004 roku. 1,4 miliona sztuk sprzedano tylko w samej Europie, dzięki czemu Tucson stał się najlepiej sprzedającym się Hyundaiem w naszym regionie. Tucson nowej generacji jest pierwszym SUV-em marki, który powstał zgodnie z nową filozofią designu Hyundai zwaną Sensuous Sportiness. Charakteryzuje go harmonia pomiędzy czterema podstawowymi elementami: proporcjami, architekturą, stylistyką i technologią. Najbardziej wyrazistym elementem projektu jest oczywiście przedni grill w kolorze ciemnego chromu, w którym schowane są światła do jazdy dziennej. Po włączeniu świateł grill zmienia swój wygląd, a to dzięki technologii luster półprzepuszczalnych. Rzeźbione powierzchnie bocznych elementów nadwozia samochodu sprawiają wrażenie nieustannego ruchu do przodu, także podczas postoju. Sportową sylwetkę podkreśla chromowana listwa o parabolicznym kształcie zakończona ostrymi krawędziami, która zaczyna się od lusterek bocznych, a kończy na słupku C. Szerokie tylne lampy, które kojarzą się z zębami drapieżnika zawierają ukryte parametryczne detale świetlne nawiązując do motywu przewodniego projektowania modelu. Zupełnie nowy tylny zderzak również został pokryty parametrycznym wzorem. Najnowszy Tucson to pierwszy model Hyundaia, w którym zastosowano ukryte tylne wycieraczki, umieszczone pod spojlerem. Bagażnik ma w standardzie 620 litrów. Można go powiększyć jednym ruchem do 1799 litrów. Tucson ma 450 cm długości, 186,5 cm szerokości i 165 cm wysokości. Dzięki tym proporcjom auto bez tru-

52

W przestrzeni wnętrza technologia i informacje harmonijnie się przenikają. Dwie srebrne listwy ozdobne biegnące od środka deski rozdzielczej do tylnych drzwi łączą się płynnie z wysokiej klasy materiałami utrzymanymi w neutralnych odcieniach. Na nowy design składają się obniżone wyświetlacze zegarów i odsłonięty zestaw wskaźników. W ten sposób uporządkowano powierzchnię i dało to poczucie przestronności. Szeroki grzbiet deski rozdzielczej łączy się z drzwiami, przyjemnie otaczając pasażerów. Podłokietnik połączony jest z przyciskami do obsługi skrzyni biegów (shift by wire), co zapewnia bardzo intuicyjną obsługę, do której trzeba się przyzwyczaić, jednocześnie nadaje to samochodowi czysty i nowoczesny wygląd. Klienci mogą wybierać spośród trzech tonacji wykończenia wnętrza z tapicerką materiałową lub skórzaną, w tym jednokolorowej czarnej, dwukolorowej czarno-beżowej oraz Teal. Tucson nowej generacji to także najnowsza technologi i funkcje łączności. Całkowicie cyfrowy podwójny kokpit składa się z 10,25-calowego wyświetlacza cyfrowych zegarów i 10,25-calowego ekranu systemu multimediów i nawigacji. System multimedialny jest wyposażony w najnowszą wersję systemu Bluelink, który umożliwia wybór profilu użytkownika, nawigację w trybie pieszym po zaparkowaniu, informacje o ruchu drogowym, informacje o miejscach parkingowych i wiele innych udogodnień. Profil użytkownika przechowuje w chmurze preferencje użytkowników dotyczące multimediów, takie jak język, połączenie Bluetooth, ustawienia nawigacji i rozpoznawania głosu, a także ulubione stacje radiowe. Jeśli kierowca musi zaparkować samochód w odległości od dwustu metrów do dwóch kilometrów od celu podróży, można włączyć nawigację w trybie pieszym, aby wznowić jej prowadzenie w aplikacji na smartfonie. System Bluelink pozwala na integrację kalendarza, co oznacza, że użytkownik będzie mógł zobaczyć swój kalendarz Apple lub Google na centralnym ekranie. Inne funkcje informacyjno-rozrywkowe i łączności obejmują; system dźwiękowy KRELL, ładowarkę indukcyjną do smartfonów w konsoli środkowej, oraz przednie i tylne porty USB dla jeszcze większej wygody, szczególnie podczas długich podróży. Tucson Nowej Generacji wyposażony jest w system siedmiu poduszek bezpieczeństwa, który obejmuje nową poduszkę bezpieczeństwa pomiędzy fotelami w pierwszym rzędzie, unikatową w tym segmencie.


Asystent unikania kolizji czołowych (FCA), uruchamia alarm, gdy zachodzi ryzyko kolizji z samochodami, rowerami lub pieszymi. Gdy kierowca nie reaguje i nie hamuje w odpowiednim czasie, system automatycznie steruje hamulcami, aby uniknąć wypadku. System monitorujący poziom koncentracji uwagi kierowcy (DAW) to funkcja, która pomaga monitorować sposób jazdy, aby wykrywać zmęczenie i nierozważną jazdę i zapobiegać potencjalnym wypadkom. Działa on w połączeniu z ostrzeganiem o odjechaniu poprzedzającego pojazdu (LVDA). LVDA informuje kierowcę, gdy poprzedzający go pojazd odjeżdża, a kierowca nie reaguje wystarczająco szybko, na przykład podczas ruszania spod świateł. Dla jeszcze większej pewności, Tucson Nowej Generacji został wyposażony w szereg funkcji poprawiających widoczność na drodze. Aktywny system monitorowania martwego pola (BCA) oprócz ostrzeżeń wizualnych i dźwiękowych, teraz sam przyhamowuje wybrane koła, aby zapobiec kolizji samochodu z innymi pojazdami podczas zmiany pasa. Ta funkcja wykorzystuje przednią kamerę pojazdu i tylne narożne radary do obliczenia względnej pozycji i prędkości pojazdów znajdujących się z boku lub w martwym punkcie. Cechą unikatową dla tego segmentu jest funkcja wyświetlania widoku z martwego pola (BVM). Gdy kierowca zasygnalizuje zmianę pasa ruchu, na ekranie zostanie wyświetlony widok z martwego pola w miejscu wskaźnika po odpowiedniej stronie. System zapewnia uzupełnienie widoku z lusterka bocznego, a także zapewnia dodatkowe wsparcie w ciemnych oraz deszczowych warunkach. Lista dostępnych systemów bezpieczeństwa i wspomagania kierowcy jest bardzo długo pozostaje więc wymienić jeszcze: asystent jazdy autostradowej (HDA), inteligentny tempomat oparty na nawigacji (NSCC-C), inteligentny asystent ostrzegania o ograniczeniach prędkości (ISLA), system monitorowania martwego (BCW), funkcja bezpiecznego wysiadania (SEW), asystent zdalnego parkowania (RSPA), system kamer 360° (SVM), system monitorowania tylnej kanapy (ROA), system podążania na pasie ruchu (LFA), asystent utrzymywania pasa ruchu (LKA), system monitorujący poziom koncentracji uwagi kierowcy (DAW), ostrzeganie o ruchu poprzecznym (RCCW), asystent świateł drogowych (HBA).

Oferując trzy opcje zelektryfikowanych układów napędowych i dwa silniki spalinowe wraz z czterema skrzyniami biegów, Tucson Nowej Generacji pasuje do każdego typu kierowcy. Nowy Tucson opracowany został z myślą o redukcji emisji spalin bez rezygnacji z przyjemności z jazdy. Wersja hybrydowa posiada nowy silnik 1,6 litra T-GDI (z turbodoładowaniem i bezpośrednim wtryskiem benzyny) oraz silnik elektryczny o mocy 44,2 kW oraz polimerowy akumulator litowo-jonowy o pojemności 1,49 kWh. Występuje z sześciobiegową automatyczną skrzynią biegów (6AT) i jest dostępna z napędem na dwa lub cztery koła. To najmocniejszy system w gamie całkowicie nowego układu napędowego Tucsona, z łączną mocą 230 KM i momentem obrotowym 350 Nm, co oznacza, że oferuje niską emisję spalin bez uszczerbku dla przyjemności z jazdy. Układ hybrydy 48-woltowej oferowany jest w trzech różnych wariantach mocy: • 1.6 T-GDI Smartstream o mocy 150 KM i napędem na dwa koła • 1.6 T-GDI Smartstream o mocy 180 KM i napędem na cztery koła • 1.6 CRDi Smartstream o mocy 136 KM i napędem na dwa koła Klienci będą mogli wybrać również wersję hybrydową typu plug-in z silnikiem 1.6 T-GDI, której łączna moc układu napędowego wynosi 265 KM. Dzięki akumulatorowi o zwiększonej pojemności mamy możliwość pokonania w trybie czysto elektrycznym ( bezemisyjnym ) odległość 50-60 km w zależności od warunków czy też stylu jazdy. Dla większego spokoju ducha Klientów Hyundai oferuje Tucsona Nowej Generacji z wiodącą w branży pięcioletnią gwarancję bez limitu kilometrów. Auto Club Autoryzowany Dealer Hyundai zaprasza do sprawdzenia możliwości Tucsona. Do dyspozycji są 3 egzemplarze: wersja z manualną skrzynią biegów, wersja z napędem na cztery koła w automacie i najmocniejsza hybryda 230KM.

MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 04/2021

53


| MOTO TEST |

Volvo XC60T8 Polestar Engineered TEKST ZBIGNIEW PĘDZIWIATR FOTO SEBASTIAN WOŁOSZ

Moje dotychczasowe przygody z samochodami Volvo są... niejednoznaczne. Z jednej strony pamiętam volvo 440 z lat 90. W tamtych czasach robił wrażenie. Był pierwszym kompaktowym liftbackiem w historii firmy. A dzięki tacie kolegi mogliśmy je pożyczać na krótkie przejażdżki i sprawdzać, czy da się na nie poderwać dziewczyny (niestety, nie przypominam sobie, aby się udało). Potem, już w mocno dorosłych czasach, było volvo C30. Zachwycający sylwetką i fotelami kompakt (z kierownicą wielką jak obręcz roweru lub koło sterowe na statku pasażerskim), który w przednim zderzaku... nie miał kratki chroniącej chłodnicę klimatyzacji. Do dziś pamiętam słowa żony, która podczas

54

podróży w 30-stopniowym upale zapytała, dlaczego w aucie jest tak gorąco. Okazało się, że kamień uderzył w nieosłoniętą chłodnicę i resztę drogi z Krakowa do Szczecina spędziliśmy w nerwowej i ciężkiej atmosferze. Potem było jeszcze spalone sprzęgło po przejechaniu jedynie 60 tys. Ktoś powie, że noga kierowcy za ciężka. Może tak, może nie.

Pora na powrót do teraźniejszości i... przyszłości. Bo Volvo swoim modelem chce wyznaczać trendy i połączyć ekologię i sport. Sprawdziliśmy, jak im poszło.


| MOTO TEST |

Nie dziwi więc, że gdy przyszło mi teraz testować najnowsze volvo XC60, to pierwsze co zrobiłem, to zajrzałem w przedni zderzak. Kratka osłaniająca chłodnicę klimy jest! Początek więc niezły.

ki spinające kielichy amortyzatorów. To rozwiązanie wprost przeniesione ze sportów motorowych. Efekt: samochód nawet na zakrętach jedzie pewnie. Nie ma typowego dla niektórych suv-ów bujania.

XC60T8 Polestar Engineered

Silniki

Do testowania miałem najmocniejszą wersję XC60 po liftingu. To XC60 T8 Polestar Engineered, czyli połączenie silnika spalinowego z elektrycznym. Łącznie 405 koni mechanicznych. Silnik spalinowy 2.0 z turbo i kompresorem wytwarza moc 318 KM i 430 Nm. Silnik elektryczny ma 87 KM i 240 Nm. To oznacza 5,4 sekundy do setki. Dużo? Nieźle jak na auto ważące ponad dwie tony i z segmentu SUV. Są w tej klasie oczywiście szybsze i mocniejsze auta, ale moc jest wystarczająca. Szczególnie czuć to podczas przyspieszania. Wyprzedzanie na autostradzie jest przyjemnością, bo kierowca czuje się pewnie.

Silnik spalinowy o sporej mocy może zadowolić nawet wybrednych. Ale skoro to auto typu plug-in, to kierowca liczy też na silnik elektryczny. Szczególnie w mieście. I tu zdania są podzielone. Jedni chwalą, inni czują niedosyt i zwracają uwagę, że silnik ma małą moc. Ale za to ma spory moment obrotowy, co oznacza, że do miasta jest w sam raz. Podczas testu zauważyłem jednak, że jazda na samym napędzie elektrycznym powoduje, że baterie dość szybko tracą pojemność. Jeśli ktoś chciałby jeździć tylko na silniku elektrycznym, musi się liczyć z częstym ładowaniem baterii. W aucie są dostępne dwa kable. Jeden umożliwia ładowanie ze zwykłego gniazdka, drugi z miejskich ładowarek. Z drugiej strony, kto chce jeździć tylko na silniku elektrycznym, to kupuje samochód elektryczny, a nie hybrydę typu plug-in.

Pierwsze co z zewnątrz przyciąga wzrok, to hamulce w kolorze żółtym. Ogromne, ale muszą być takie, aby zatrzymać taką masę. Tarcze oczywiście wentylowane. Ich producentem firma Akebono. Hamulce działają bardzo dobrze, ale przy ostrzejszym hamowaniu, szczególnie z góry, kierowca wyczuje, że mają co robić. Przy każdym zwalnianiu i hamowaniu samochód odzyskuje energię do akumulatorów.

Nowością jest zawieszenie, którego nie powstydziłyby się auta wyścigowe. Amortyzatory firmy Öhlins mają ręczną regulację siły tłumienia. Przednie nastawy - od twardego do miękkiego skoku tłoczyska - zmieniamy przez obracanie pokręteł nad kielichami amortyzatorów. Z tyłu jest już trudniej, bo trzeba podnieść auto. To świetna sprawa, ale głównie dla tych, którzy lubią grzebać przy zawieszeniach i szukać optymalnych ustawień. Idę o zakład, że większość kierowców nigdy nie będzie zmieniać tych ustawień i wystarczy im to, co ustawiła fabryka. Już widzę rodzinę, która z walizkami czeka przed garażem na wakacyjny wyjazd, aż mąż łaskawie znajdzie optymalne ustawienie zawieszenia. To ustawione w fabryce daje w zupełności radę. Amortyzatory wykorzystują technologię Dual Flow Valve, dzięki której koła mają lepszą styczność z podłożem. Na dokładkę, aby usztywnić zawieszenie, zastosowano rozpór-

Wnętrze/zewnątrz Z zewnątrz auto może się podobać. Szczególnie w czarnym lakierze. Co ciekawe, choć to jednej z największych wozów marki, w czarnym kolorze wygląda na dużo mniejszy niż w rzeczywistości. A miałem porównanie, gdyż obok czarnego stał XC60, tyle że w bieli. I wyglądał na sporo większy. Od razu widzimy, że to volvo, ale takie ze sportowym pazurem. Kilka dodatków na karoserii powoduje, że mamy do czynienia z autem tuningowanym, ale ze smakiem. Próbowałem znaleźć coś, co mnie rozczaruje wewnątrz samochodu. Ale nawet ekran dotykowy, który zawiesił się w którymś z testów organizowanych w internecie, u mnie działał bez zarzutów. Za zarządzanie systemami pokładowymi odpowiada specjalna wersja Androida. A to oznacza lepszy dostęp do większej liczby usług Google. System działa intuicyjnie, ale na pełne poznanie jego możliwości trzeba poświęcić kilka godzin. Za nagłośnienie odpowiada system audio Bowers & Wilkins. Dobrze wyciszone wnętrze wykonane jest z materiałów wysokiej jakości. Co w testowanej wersji wartej 400 tys. zł nie powinno dziwić. Smaczku dodają żółte pasy bezpieczeństwa, nawiązujące do sportu. Podobnie jak wspomniane wcześniej hamulce. Kierownica nie przypomina wreszcie koła sterowego na statku pasażerskim.

W tej wersji volvo próbowało stworzyć samochód o dwóch obliczach: ekologicznym i sportowym. I chyba im się udało.

MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 04/2021

55


| MOTO |

#materiał partnerski

Auta flotowe Volvo - inwestycja w bezpieczeństwo i wizerunek firmy Systemy bezpieczeństwa, aplikacje umożliwiające zdalny dostęp do samochodu, ale też niepowtarzalny design i wysoką jakość płynącą z renomy szwedzkiej marki - to i wiele więcej można nabyć, inwestując w auta flotowe Volvo dla swojej firmy. O tym jak zmieniają się tendencje i potrzeby przedsiębiorców opowiedział nam Kamil Mielcarek, ekspert z salonu Volvo Auto Bruno w Szczecinie. Cena, wygląd, jakość, awaryjność, serwisy, ekonomika, a może prestiż - czym klienci najczęściej kierują się przy wyborze aut flotowych? - 
To prawda, że przy wyborze samochodów flotowych klienci często kierują się ceną i ekonomiką pojazdów. Jednak coraz częściej biorą pod uwagę postrzeganie firmy na rynku i jej prestiż. Są również bardziej świadomi, że niska cena zakupu nie jest równoznaczna z niskim kosztem użytkowania pojazdu w ciągu trwania umowy. Które modele Volvo najczęściej budują floty firm w naszym regionie? Z czego to wynika? - 
Najczęstszym wyborem są modele Volvo z serii 60, czyli V60, S60 i XC60. Powodów ich powodzenia jest wiele, ale ja wskazałbym przede wszystkim szeroką gamę wersji wyposażenia oraz silników, dzięki którym możemy spersonalizować samochody zarówno dla przedstawicieli handlowych, jak i dla kadry menadżerskiej.

kacja daje nam też mobilny dostęp do pojazdu. Z pakietów dodatkowych klienci najczęściej wybierają systemy wspomagające manewrowanie pojazdem. Pomaga to w uniknięciu zarysowań i drobnych stłuczek, jednocześnie zwiększając wartość pojazdu na koniec finansowania. Samochody służbowe najczęściej kupowane są w leasingu z rocznym limitem przejechanych kilometrów. Jak wygląda to w Volvo? - 
Mamy wiele sposobów finansowania. Coraz częściej firmy decydują się na najem długoterminowy z określonym rocznym limitem kilometrów. Wielu przedsiębiorców wybiera takie finansowanie, z pełnym zakresem usług - ubezpieczenie, pełna obsługa serwisowa. Dzięki temu przedsiębiorca zna dokładnie roczny koszt użytkowania samochodu. Co kiedy samochód ulegnie awarii bądź wypadkowi? Jak mają się sprawy serwisu i gwarancji w przypadku aut flotowych? - Klienci Volvo Auto Bruno, którzy zakupili samochody w programie flotowym są priorytetowo traktowani w naszym Serwisie. Posiadamy również pakiety serwisowe, gdzie przy zakupie większej ilości samochodów, znacznie obniża się koszt obsługi pojazdów. Ważne jest też to, że u nas klient załatwi kompleksowo wszystkie czynności związane z zakupem, obsługą, ubezpieczeniem, finansowaniem i kosmetyką pojazdu. A kiedy przyjdzie czas na zmianę floty? Czy w Volvo możemy “wymienić” używane na nowe? - Oczywiście, że tak! Volvo za Volvo co oznacza, że zostawiając swoje Volvo w rozliczeniu klient otrzymuje korzystniejszą cenę na zakup nowego Volvo. Dzięki temu, że posiadamy w swoich strukturach dział samochodów używanych Volvo Selekt, klient nie musi zajmować się całą obsługą związaną ze zbyciem pojazdu. Zrobią to za niego nasi profesjonalni doradcy.

Samochody dla firm zwykle są mocno neutralne. Mówi się nawet, że słabo wyposażone. Ale czy na pewno tak jest? Na czym więc polega indywidualizowane wyposażenie? Wszystko zależy od polityki danego przedsiębiorstwa. Najczęstszym sposobem zakupu samochodu firmowego, który jest użytkowany przez jedną osobę, jest wyliczenie miesięcznego budżetu jaki firma planuje przeznaczyć na inwestycję w pojazd. W ten sposób kierowca może wybrać samochód, który będzie spełniał jego wymagania oraz oczekiwania. I wtedy właśnie dochodzi do personalizacji. Dzięki temu, coraz częściej, na ulicach widać samochody flotowe nie tylko w białym kolorze (uśmiech). Jakie wyposażenie Volvo może być przydatne dla firmy? Co najbardziej doceniają klienci? - 
Klienci doceniają w Volvo wysoki poziom systemów bezpieczeństwa aktywnego oraz biernego, które otrzymują w standardowym wyposażeniu samochodu. Dużym ułatwieniem w użytkowaniu auta jest również aplikacja Volvo On Call, dzięki której w każdym momencie można sprawdzić w jakim miejscu znajduje się samochód. Apli-

56

Doradcy ds. Klientów Flotowych: Kamil Mielcarek tel. 799 025 150 | k.mielcarek@autobruno.dealervolvo.pl Grzegorz Majtas tel. 500 872 054 | g.majtas@autobruno.dealervolvo.pl


#materiał partnerski

Podłoga, która wytrzyma wszystko

Remont lub urządzanie domu jest wyjątkowym wyzwaniem - a wybór podłogi jedną z najważniejszych decyzji jaką wtedy podejmujemy. Jak wybrać idealną podłogę, która spełni nasze oczekiwania? - radzą Specjaliści ze sklepów DDD Dobre Dla Domu. Podłoga pełni w domu jedną z najważniejszych funkcji, dlatego równie istotne jak jej wygląd i komfort są właściwości użytkowe - czyli wytrzymałość, odporność na zarysowania, a także - w przypadku pomieszczeń takich jak kuchnia czy łazienka odporność na zachlapanie lub podwyższoną wilgotność. Jak wybrać podłogę, która w dobrym stanie przetrwa wiele lat intensywnego użytkowania?

Wybór - wbrew pozorom - jest jasny. Idealna podłoga to taka która najlepiej spełni nasze wymagania - od pięknego wyglądu po wytrzymałość w różnorodnych warunkach. Właśnie dlatego powstała gama najwyższej jakości podłóg laminowanych Quick-Step - podłóg, które nie tylko wyglądają niezwykle naturalnie i stylowo, ale także charakteryzują się dużą wytrzymałością na trudne warunki i przede wszystkim są stu- procentowo odporne na wilgoć. Dzięki innowacyjnej hydrofobowej powłoce HydroSeal, podłogi Iaminowane Quwick-Step z serii Maje- stic, lmpressive (Ultra), Eligna oraz Classic są pierwszymi na świecie podłogami całkowicie odpornymi na działanie

wody. Dzięki technologii HydroSeal woda zbiera się na powierzchni paneli w postaci łatwych do usunięcia kropli, a antystatyczna spoina między deskami zapobiega gromadzeniu się zanieczyszczeń w miejscach połączeń. Dzięki powłoce Scratch Guard podłogi laminowane Quick-Step są nawet dziesięć razy bardziej odporne na zarysowania niż inne podłogi laminowane. Nie straszne są im spadające przedmioty, meble, czy wysokie obcasy. Podłogi laminowane Quick-Step są objęte długoterminową gwarancją - nawet do 25 lat - pozwalającą na swobodne cieszenie się ich zaletami przez bardzo długi czas...

MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 04/2021

57


| ZDROWIE I URODA |

Gorąca kąpiel wady i zalety

Gorąca kąpiel w wannie to czynność, na którą czeka wiele osób po ciężkim i wyczerpującym dniu. Przynosi ulgę ciału, gdy jesteśmy zmęczeni, oraz sprawia, że czujemy się zrelaksowani. Jednak gorąca kąpiel ma swoje wady i zalety. TEKST KATARZYNA DĘBEK

O gorącej kąpieli możemy mówić wtedy, kiedy woda w wannie przekracza 37 stopni Celsjusza. To ulubiona forma relaksu zwłaszcza w chłodne wieczory, kiedy za oknem jest nieprzyjemnie. Wówczas ta forma odpoczynku regeneruje nasze siły i sprawia, że czujemy się lepiej. Co ciekawe, gorąca kąpiel nie tylko

relaksuje, ale jak się okazuje, spala kalorie. W wyniku godzinnego leżenia w wannie w ciepłej wodzie około 37 stopni można spalić nawet 130 kalorii – to tyle samo co 30-minutowy spacer. Ponadto wysoka temperatura wody działa odprężająco i umożliwia rozluźnienie napiętych mięśni, przynosząc niemal natychmiastową ulgę w bólu. Stąd kąpiel zalecana jest po intensywnym wysiłku zwiastującym zakwasy. Gorące kąpiele wpływają na organizm przeciwzapalnie i wzmacniają układ odpornościowy oraz zmniejszają poziom glukozy we krwi. Jak się okazuje, działa ona podobnie jak ćwiczenia i może zapobiegać cukrzycy typu 2. Należy jednak zachować ostrożność. Panie podczas pierwszych dni menstruacji powinny unikać wanny i gorącej wody. Niestety w tych dniach nie przyniesie to ulgi, a wręcz przeciwnie może wywołać dodatkowe osłabienie i zmęczenie. Gorąca woda rozszerza naczynka krwionośne, a to sprzyja nasileniu krwawienia podczas miesiączki. Niestety gorąca kąpiel może też mieć negatywny wpływ na stan skóry ciała, zwłaszcza jeśli nie dodamy do niej olejków nawilżających. Wysoka temperatura sprawia, że skóra ulega przesuszeniu i podrażnieniu, w efekcie zaczyna nieprzyjemnie swędzieć. Jeśli lubimy ciepłe kąpiele, to dodajmy do nich preparaty nawilżające, a po dokładnym wysuszeniu skóry nawilżmy ją odpowiednim balsamem. Nie tylko panie uwielbiają gorące kąpiele, mężczyźni godzinami mogą siedzieć w wannie. Jednak gorąca kąpiel nie jest szczególnie wskazana dla tych panów, którzy starają się o potomstwo. Nawet kilkunastominutowe zbyt ciepłe kąpiele mogą znacznie zmniejszyć liczbę plemników. Dzieje się tak, ponieważ jądra umiejscowione są w mosznie, które znajdują się na zewnątrz organizmu, gdzie z reguły temperatura jest niższa o 1-2 stopnie niż ta w wewnątrz. A prawidłowa temperatura do produkcji plemników to 35 stopni. Gdy zanurzamy się w gorącej kąpieli, w naszym ciele zachodzą prozdrowotne korzyści. Jednak pamiętaj, aby miała ona nie więcej niż 37 stopni. Kąpiel zalecana jest 2-3 razy w tygodniu i nie powinna ona dłużej trwać niż 20 minut.


#materiał partnerski

| ZDROWIE I URODA |

Kosmetolog czy kosmetyczka? Umawiaj wizyty świadomie Jedna branża, dwa zawody - kosmetolog i kosmetyczka. Różni je nie tylko wykształcenie, ale też zakres możliwych do wykonywania zabiegów. Mgr Patrycja Wanagelis-Penczyłło, założycielka Gabinetu Kosmetologii Estetycznej ESTHETIC CONCEPT, wyjaśnia, jak świadomie poruszać się po rynku. - Troska o zdrowie i urodę, to najczęstszy powód wizyt w salonach piękności - podaje mgr Patrycja Wanagelis-Penczyłło, właścicielka Gabinetu Kosmetologii Estetycznej ESTHETIC CONCEPT i wyjaśnia. - W przypadku zabiegów nieinwazyjnych jak manicure, pedicure, henna brwi czy masaż twarzy, odpowiednim kierunkiem będzie certyfikowana kosmetyczna. Z kolei, gdy pojawia się potrzeba dogłębnej zmiany lub regeneracji, jak np. redukcja zmarszczek, wymodelowanie ust czy owalu twarzy, ujędrnienie ciała, pozbycie się rozstępów i cellulitu, właściwym adresem będzie kosmetolog. Dlaczego? - Przede wszystkim ze względu na bezpieczeństwo - podkreśla specjalistka. - Choć nazwy tych dwóch zawodów brzmią podobnie, kryją w sobie co innego. Kosmetyczką można zostać po ukończeniu studium, ale też kilkutygodniowego szkolenia. Efektem jest możliwość przeprowadzania zabiegów pielęgnacyjnych i upiększających. Kosmetolog to tytuł, który można zdobyć jedynie na uczelni wyższej, m. in. na uczelniach medycznych. Po latach zdobywania wiedzy z zakresu takich dziedzin jak dermatologia, anatomia, fizjologia czy fizykochemia oraz setkach godzin praktyk można wykonywać, nie tylko zabiegi upiększające, ale też wskazać ścieżkę leczniczą i pokierować pacjenta do odpowiedniego specjalisty. Niestety, polskie prawo wciąż jeszcze nie uregulowało zapisów dotyczących tych dwóch zawodów. A to wywołuje niejasności. Dlatego najważniejsze to pamiętać, że choć kosmetyczka i kosmetolog wykonują zabiegi upiększające to różni je stopień zaawansowania. - Studia zapewniają nam wiedzę praktyczną - dodaje mgr Patrycja Wanagelis-Penczyłło. - Zdarza się, że podczas nauki jedną czynność musimy zaliczyć wielokrotnie. Jesteśmy prowadzone przez lekarzy specjalistów, a po zdobyciu dyplomu mamy możliwość poszerzania wiedzy w specjalistycznych ośrodkach. Przykładem może być Centrum Szkoleniowe Kosmetologii Medycznej w Warszawie, gdzie szkoliłam się u doktora Zbigniewa Leśniowskiego. Jest to jedyny ośrodek w Polsce posiadający akredytację Europejskiego Ośrodka Doskonalenia Lekarzy Medycyny Estetycznej ECLEST, tym samym jest to miejsce, gdzie szkolą się zarówno lekarze jak i kosmetolodzy.

ulega reklamom oraz niskim cenom, zapominając o bezpieczeństwie i jakości. Trzeba pamiętać, że regularne, przemyślane i dobrze dobrane zabiegi mogą znacznie spowolnić procesy starzenia i wywołać spektakularne efekty. Wśród takich zabiegów można wymienić mezoterapię igłową, w tym mezoterapię igłową głowy, która zwalcza problem łysienia i nadmiernej utraty włosów. Oczyszczanie wodorowe, czyli rytuał pielęgnacyjny, bazujący na sześciu postępujących po sobie etapach, mający na celu dogłębne oczyszczenie, złuszczenie, dotlenienie oraz lifting skóry. Można tu też wymienić popularne zabiegi z użyciem peelingów chemicznych, które złuszczają naskórek oraz dogłębnie oczyszczają skórę oraz zabiegi z wykorzystaniem fal radiowych redukujących tkankę tłuszczową, niwelowelujące cellulit i działające przeciwstarzeniowo na twarz, szyję i dekolt. - Te i inne zabiegi są dostępne w moim gabinecie ESTHETIC CONCEPT - mówi mgr Patrycja Wanagelis-Penczyłło. - Pełną ofertę można znaleźć na stronie internetowej www.esthetic-concept.pl. Jednak wybierając odpowiedni zabieg, wybierzmy go wspólnie ze specjalistą. Tak jak wspomniałam na początku, troska o zdrowie i urodę to najczęstszy powód wizyt w salonach piękności, dlatego umawiając wizytę nie traćmy głowy i pamiętajmy o konsultacjach. Patrycja Wanagelis-Penczyłło. Mgr kosmetologii, absolwentka kierunku kosmetologia II-stopnia na Uniwersytecie Medycznym w Poznaniu. Swoją wiedzę i umiejętności zdobyła na licznych szkoleniach w Centrum Szkoleniowym Kosmetologii Medycznej w Warszawie u doktora Zbigniewa Leśniowskiego. Jest to jedyny ośrodek w Polsce posiadający akredytację Europejskiego Ośrodka Doskonalenia Lekarzy Medycyny Estetycznej ECLEST. Specjalizuje się w zabiegach z użyciem kwasu hialuronowego oraz technologii HI-TECH.

ul. JAGIELLOŃSKA 16A/LU2, Szczecin tel.: 504 866 812 | e-mail: biuro@esthetic-concept.pl www.esthetic-concept.pl

- Jeśli decydujemy się na wizytę w gabinecie urody, decydujmy się na nią świadomie - kontynuuje specjalistka. - Wielu klientów

MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 04/2021

59


| ZDROWIE I URODA |

#materiał partnerski

Metamorfoza uśmiechu nowoczesnymi metodami stomatologii estetycznej Podnosi pewność siebie, poprawia wizerunek, wpływa na relacje prywatne i zawodowe uśmiech. Jak w krótkim czasie wypracować idealny? Odpowiedź znaleźliśmy w autorskim Gabinecie Stomatologii Estetycznej dr Agnieszki Wójcickiej.

w stanie zaprowadzić idealny uśmiech na praktycznie każdej twarzy. Z kolei w przypadku korekty małych i średnich niedoskonałości zgryzu, szybkim i skutecznym rozwiązaniem będzie DrSmile. To nowoczesna metoda nakładkowa stanowiąca alternatywę dla aparatów ortodontycznych. Jedynym warunkiem jest posiadanie stałego uzębienia. - DrSmile znacznie skraca czas leczenia zębów - opisuje dr Agnieszka Wójcicka. - Już w kilka do kilkunastu miesięcy jesteśmy w stanie osiągnąć pożądany efekt. Metoda jest też znacznie korzystniejsza cenowo od aparatu Nakładki są praktycznie niewidoczne dla oka, a do tego nie utrudniają pacjentowi funkcjonowania. Można je zdjąć i założyć w dowolnym momencie - choć konsekwencja ich noszenia jest bardzo ważna. Tworzymy je na podstawie modelu 3D uzębienia, stworzonego przy pomocy specjalistycznego skanera. A zatem osoby, które nie przepadają za tradycyjnymi wyciskami, mogą odetchnąć (uśmiech). Prezentując zabiegi nowoczesnej stomatologii estetycznej, nie można pominąć wybielania. - Szczególnie polecamy system Prevdent - podkreśla dr Agnieszka Wójcicka. - Z jego pomocą jesteśmy w stanie na jednej sesji, nie tylko rozjaśnić zęby do wskazanego koloru, ale też znieść ich nadwrażliwość. Wystarczą niespełna dwie godziny, by wybielić zęby o 7 - 8 odcieni. Jest to możliwe dzięki połączeniu wybielającego nadtlenku wodoru z nano-hydroksyapatytem. Prevdent jest jedynym preparatem na rynku zawierającym hydroksyapatyt występujący naturalnie w szkliwie zębów. Dbając o zęby, efekt utrzymuje się nawet do dwóch lat. Wiele jednak zależy od naszego stylu życia. Zapewniam jednak, że warto. Świadczą o tym reakcje moich pacjentów.

Już jedna wizyta w gabinecie stomatologicznym wystarczy, by odmienić swoje życie i zyskać perfekcyjny uśmiech. - Nie ma strachu, ale jest ciekawość - zdradza dr Agnieszka Wójcicka. - Nowoczesne zabiegi estetyczne są w pełni bezbolesne i komfortowe. Wielu pacjentów zmaga się z poważnymi lub mocno widocznymi wadami. Ich przemiany bywają spektakularne.

A te łatwo sprawdzić. Pacjenci otwarcie dzielą się opiniami. Jak mówią - metamorfoza uśmiechu odmieniła ich życie. Osoby zainteresowane uzyskaniem podobnego efektu mogą zapisać się na bezpłatne konsultacje.

Najczęściej zamawianymi zabiegami są: wybielanie, prostowanie zębów metodą nakładkową oraz bonding. - Odpowiednią metodę dobieramy podczas bezpłatnych konsultacji w gabinecie - wyjaśnia dr Agnieszka Wójcicka. - Myślę, że obecnie największym powodzeniem cieszy się bonding. W ciągu jednej wizyty uzyskujemy hollywoodzkie efekty. Należy jednak pamiętać, że wszystko zależy od indywidualnych uwarunkowań. Bonding to tzw. zabieg lunchowy. Specjalista w ciągu kilku godzin przeprowadza pełny remodeling uzębienia. - Możemy zmienić kształt, wielkość i kolor zęba, możemy zniwelować lub całkiem zlikwidować diastemę, możliwości są ogromne - wymienia stomatolog. - Ze strony pacjenta, wystarczy tylko uzbroić się w odrobinę cierpliwości, ponieważ bonding jest typowo manualnym zabiegiem. Na początku oczyszczamy powierzchnię zębów, wytrawiamy preparowaną część kwasem, płuczemy i nakładamy specjalne kompozyty modelując zęba. W ten sposób jesteśmy

60

Szczegółowe informacje dostępne w Gabinecie. Lekarz dentysta, technik dentystyczny dr Agnieszka Wójcicka ul. Gombrowicza 25, Szczecin, tel. 534 455 534



| ZDROWIE I URODA |

#materiał partnerski

Zdalna opieka kardiologiczna Rozmowa z Arleta Górecką-Przybycień prezes spółki TeleCardio Czym właściwie zajmuje się TeleCardio? - TeleCardio zajmuje się telemonitoringiem kardiologicznym. Nasi podopieczni wyposażeni są w urządzenia do zdalnego przesyłania zapisu EKG. Z ich pomocą przesyłają swoje badania z miejsca, w którym właśnie się znajdują, na platformę telemedyczną. Lekarze i konsultanci, którzy znajdują się w Centrum monitoringu na podstawie przesłanego badania oraz wcześniej zebranego wywiadu medycznego udzielają konsultacji kardiologicznej. Do kogo adresowana jest taka usługa? - Usługa adresowana jest praktycznie do wszystkich, niezależnie od wieku, płci i miejsca zamieszkania. Zarówno do młodych - aktywnie uprawiających sport, jak i do osób, które chcą profilaktycznie zadbać o swoje serce. Głównie jednak z naszej usługi korzystają osoby zmagające się z miażdżycą, arytmią, chorobą niedokrwienna serca, cukrzycą, nadciśnieniem, są po zawale, zabiegu CABG (by-passy), przeszczepie serca czy też mają rozrusznik serca lub wymienioną zastawkę serca. Jak wygląda takie badania na odległość? - Pacjent samodzielnie przykleja do ciała jednorazowe elektrody połączone z niewielkim aparatem o nazwie Eho Mini. Następnie dzwoni do Centrum Monitoringu. Po drugiej stronie słuchawki pacjenta wita konsultant. Następnie pacjent przyciska czerwone serduszko znajdujące się na urządzeniu medycznym i przesyła swoje badanie. Po zarejestrowaniu badania, rozmowa przekazywana jest dyżurującemu lekarzowi, który na ekranie monitora komputera widzi zapis pracy serca pacjenta. Po zapoznaniu się z badaniem EKG, dokładnie pyta o dolegliwości, doradza i zaleca pacjentowi sposób dalszego postępowania. Jeśli wynik badania jest niepokojący, wzywa do pacjenta pogotowie ratunkowe, przekazując dyspozytorowi informacje na temat przebiegu choroby badanego, zażywanych przez niego leków i aktualnego stanu zdrowia. Lekarze spieszący do chorego mają już także informację o EKG, więc pomoc jest znacznie ułatwiona.

62

Jak często można skorzystać z usługi TeleCardio? - Nie ma limitu na ilość wykonywanych badań, pacjent w każdej chwili może skonsultować się z lekarzem specjalistą. TeleCardio jest dostępne dla pacjenta 24 godziny 7 dni w tygodniu. Jakie korzyści daje posiadanie takiego urządzenia do przesyłania swojego badania ekg? - Wśród wielu korzyści, jakie daje zdalny monitoring kardiologiczny, wymienić można natychmiastową fachową pomoc lekarską, stały monitoring i kontakt z lekarzem bez konieczności wychodzenia z domu. W swojej ofercie posiadamy szeroką paletę rozwiązań, które dają możliwość zdalnej komunikacji lekarza z pacjentem. Należą do nich na przykład diagnostyka rzadkich i nieregularnych zaburzeń kardiologicznych, gdzie klasyczne metody diagnostyczne typu Holter nie odniosły skutku. Następnie Telemonitoring długoterminowy. Zapewnia to lepszą kontrolę pacjenta między wizytami, pozwala na bieżąco reagować na napływające sygnały i szybciej interweniować w przypadku postępu choroby, np. modyfikując np. dawki leku. Znacząco podnosi to jego jakość życia i daje poczucie bycia pod „stałą” opieką lekarza. Rozwiązania oferowane przez TeleCardio znajdują również zastosowanie w leczeniu i opiece nad osobami starszymi w ich domach. Urządzenie EHO-MINI wyposażane może być dodatkowo w następujące moduły: voice – zapewniający możliwość rozmowy z pacjentem bezpośrednio przez urządzenie. EHO-MINI wyposażane jest w przycisk, pod którym zaprogramowany jest telefon alarmowy (np. do pielęgniarki opiekującej się pacjentem); geolokalizację – opiekun lub pielęgniarka dostają na bieżąco informację o tym, gdzie znajduje się pacjent; geofencing – ustawienie tzw. „bezpiecznej strefy”, w ramach której może poruszać się pacjent. Po jej przekroczeniu do pielęgniarki lub opiekuna wysyłany jest sygnał alarmowy (dla pacjentów z Alzheimerem); czujnik upadku – powiadomienie pielęgniarki lub opiekuna o upadku pacjenta, np. z łóżka. Opisany model zapewnia ciągły monitoring osoby


#materiał partnerski

starszej oraz zapewnia wysyłanie istotnych sygnałów do opiekuna, lekarza lub członka rodziny. Znacząco poprawia to komfort życia osoby monitorowanej i najbliższej rodziny, która na bieżąco reaguje w razie zagrożenia. Mamy również model dedykowany osobom zdrowym z grupy ryzyka, pracującym w dużym stresie oraz sportowcom-amatorom (np. biegającym maratony). W uzgodnionym z lekarzem czasie i częstotliwością pacjent profilaktycznie wykonuje określoną liczbę badań. Badania trafiają na Platformę Telemedyczną, gdzie są gromadzone i oceniane przez lekarza. Efektem jest zwiększone poczucie bezpieczeństwa pacjenta oraz wykrywanie ewentualnych zaburzeń kardiologicznych na wczesnym etapie. Z tego wynika, że telemedycyna ma szerokie zastosowanie profilaktyce, leczeniu i opiece. - Nie tylko, ma też zastosowanie w telerehabilitacji kardiologicznej. Na czym polega telerehabilitacja kardiologiczna? - Telerehabilitacja kardiologiczna umożliwia wykonywanie odpowiednio dobranych ćwiczeń w domu pacjenta lub w jego otoczeniu, przez co pacjent może wcześniej opuścić oddział szpitalny i powrócić do normalnej aktywności życiowej. Tak zwana hybrydowa rehabilitacja kardiologiczna realizowana jest przy wykorzystaniu urządzenia EHO-MINI Rehabilitacja oraz platformy telemedycznej. Przebiega dwuetapowo, jako: REHABILITACJA „STACJONARNA” oraz TELEREHABILITACJA. Rehabilitacja stacjonarna może być realizowana w klinice lub na dziennym oddziale szpitalnym. Zwykle trwa 1 tydzień, podczas którego odbywa się: ocena stanu klinicznego pacjenta i optymalizacja farmakoterapii; ocena wydolności fizycznej danego pacjenta; opracowanie indywidualnego programu treningowego dopasowanego do kondycji pacjenta; zaprogramowanie aparatu EHO-MINI Rehabilitacja; krótkie przeszkolenie jak korzystać z aparatu. Telerehabilitacja odbywa się już w domu pacjenta. Czas jej trwania jest ustalany indywidualnie z każdym pacjentem, ale zwykle trwa do 3 tygodni. Na sesję telerehabilitacji

| ZDROWIE I URODA |

składają się następujące czynności: wykonanie badań wstępnych np. pomiaru ciśnienia, masy ciała, wykonanie badania EKG przed rozpoczęciem ćwiczeń, odebranie telefonu z Centrum Monitoringu i udzielenie telefonicznej odpowiedzi na pytania ankiety, po dopuszczeniu do sesji wykonanie badania EKG rozpoczynającego sesję, wykonanie pod dyktando aparatu kilku cykli ćwiczeń, badań EKG i odpoczynków. Aparat informuje pacjenta o aktualnym poleceniu do wykonania (ĆWICZ, EKG, ODPOCZYWAJ). Po zakończeniu zestawu cykli aparat automatycznie nawiązuje połączenie z Centrum Monitoringu i przesyła zgromadzone dane takie jak EKG oraz opcjonalnie inne pomiary, np. ciśnienie, masę ciała i poziom cukru, poziomu saturacji. Jak długo TeleCardio świadczy usługi telemedyczne? - Telemedycyna w Szczecinie jest już od 1996 roku. Początkowo usługi świadczone były przez Telekardiomed S.A. z główna siedzibą w Warszawie. W Szczecinie był tylko oddział. Niestety w 2002 roku spółka zbankrutowała. W jej miejsce powstało TeleCardio, które przejęło pacjentów i zobowiązania spółki i nieprzerwanie prowadzi swoją działalności do dzisiaj. W przyszłym roku TeleCardio będzie obchodziło 20 lat działalności. Na dzień dzisiejszy gdzie zainteresowane osoby mogą zasięgnąć wiedzy o usługach TeleCardio? - Wszystkich zainteresowanych zapraszam na Naszą stronę internetową www.telecardio.pl, Facebooka, lub kontakt tel. 510 604 184. Można do Nas napisać na adres kontakt@telecardio.pl

Biuro TeleCardio (telefon stacjonarny): +48 914 66 13 88 Telefon komórkowy: +48 510 604 184 e-mail: kontakt@telecardio.pl adres: Aleja Powstańców Wielkopolskich 72, Szczecin www.telecardio.pl

MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 04/2021

63


| SPORT |

Futbolowe perełki prosto ze stajni Pogoni Szczecin Być może wkrótce nie będziemy musieli ciągle wspominać tylko o Kamilu Grosickim i Grzegorzu Krychowiaku w kontekście obecnie jedynych reprezentantów Polski, pochodzących z naszego regionu. Kacper Kozłowski i Sebastian Kowalczyk mogą wkrótce zająć ich miejsce. Ten pierwszy ma dopiero 17 lat, drugi w wieku 22 lat jest jednym z kapitanów Portowców. Rok 2021 może być dla obu przełomowy. TEKST MAURYCY BRZYKCY / FOTO GS24.pl

Futbol to ogromne pieniądze, które krążą w każdą możliwą stronę. Od dużych środków przekazywanych klubom przez telewizje po największe gotówkowe transfery z klubu do klubu. Pod tym drugim względem polska ekstraklasa długo była w ogonie Europy. Dopiero od kilku lat popyt na dobrze wyszkolonych zawodników znad Wisły i Odry wzrósł. Wiąże się to także z coraz lepszą marką polskich piłkarzy, a grunt pod to położyli m.in. Robert Lewandowski czy Wojciech Szczęsny. Teraz do polskiej ekstraklasy, a nawet do I czy II ligi, dużo częściej zaglądali skauci najlepszych klubów Europy, wypatrując futbolowych perełek. Z tego transferowego stołu zaczęła jeść także od kilku lat Pogoń Szczecin. Po kilkunastu latach odbudowy młodzieżowych struktur, konstruowania Akademii i wyrabiania sobie świetnej marki w kraju portowy klub zaczął wypuszczać gotowe produkty - choć to oczywiście brzydka nazwa dla młodych, ale już ukształtowanych piłkarzy. Wyszkolenie zawodnika to jedno, ale danie mu szansy to druga sprawa. Na szczęście w Pogoni już jakiś czas temu postanowiono budować drużynę także w oparciu o utalentowanych graczy, a nie tylko weteranów boisk. Dzięki temu w młodym wieku Sebastian Walukiewicz mógł przenieść się z Pogoni do włoskiej Serie A, a Jakub Piotrowski do Belgii. Z kolei szczeciński klub na tych transferach wzbogacił się o kilka ładnych milionów euro, a w Polskę i Europę poszedł jasny sygnał o dobrze pracującej Akademii Pogoni i mądrze zarządzanej drużynie. W tym miejscu dodać należy, że Walukiewicz oraz Piotrowski trafili do Po-

64

goni w wieku kilkunastu lat. Szczecin jawi się bowiem obecnie jako miejsce, gdzie młodzież z każdego zakątka naszego kraju jest mile widziana, jest dobrze traktowana, odpowiednio prowadzona, a przede wszystkim dostaje swoje szanse. Podobnie ma się sprawa z Kacprem Kozłowski i Sebastianem Kowalczykiem. Kozłowski trafił do Pogoni w wieku 13 lat z Bałtyku Koszalin. Następnie przeszedł wzorcową drogę przez drużynę juniorów Portowców, drugi zespół występujący w III lidze, młodzieżowe reprezentacje Polski, aż po pierwszą drużynę trenera Kosty Runjaicia. Aby odczuć skalę talentu Kozłowskiego, można zerknąć na jego debiut w PKO Ekstraklasie. Był maj 2019 roku, gdy trener Runjaic wpuścił go na boisko w meczu z Cracovią (3:0). Kozłowski miał wówczas 15 lat, 7 miesięcy i 3 dni. Stał się najmłodszym debiutantem w ekstraklasie w XXI wieku. Ale na tym nie koniec, bo 17-latek, co było dość dużą niespodzianką, dostał pierwszy raz powołanie do dorosłej reprezentacji. Pod koniec marca wystąpił w meczu podczas eliminacji mistrzostw świata i tym samym, stał się drugim po Włodzimierzu Lubańskim najmłodszym zawodnikiem, który dostał szansę gry z orzełkiem na piersi w seniorskiej kadrze. Lubański debiut zaliczył, mając 16 lat i 188 dni. Napastnik Górnika Zabrze wyszedł w podstawowym składzie na mecz przeciwko Norwegii (4.09.1963 w Szczecinie). A że Lubański uznawany jest za jednego z najlepszych polskich piłkarzy w historii, już sam fakt debiutu Kozłowskiego w tak młodym wieku będzie czymś wybitnym.

- Wygrywał pojedynki, dominował nad przeciwnikami, miał bardzo, bardzo duży wpływ na grę i postawę zespołu - opisuje Kozłowskiego trener Marcin Dorna, który prowadził go w juniorskich reprezentacjach Polski. - Czytałem w jednym z artykułów o nim anegdotę o tym, jak w seniorach Pogoni mówił do starszych kolegów, by podawali piłkę „do wujaszka”. Nie ma w tym przesady, on taki jest. W wielu trudnych momentach potrafił zrobić coś wyjątkowego. Gdybyśmy zerknęli na mecze ze Szwajcarią, Anglią, Belgią, z Portugalią w starszym roczniku, to on był zawodnikiem od wielkich rywali. Potrafił się zmobilizować, ale nie przesadnie, nie przekraczając pobudzenia, które wpłynęłoby negatywnie na jego grę. Rok temu Kozłowski wraz z trzema innymi utalentowanymi zawodnikami Pogoni uczestniczył w wypadku samochodowym, który wykluczył go z gry na kilka miesięcy, podobnie jak jego kolegów. - Najpierw martwiliśmy się, czy w ogóle jest cały, potem o to, jak poważny jest uraz, czy sprowadzi się do krótszej, czy dłuższej przerwy - opisuje trener Dorna dla portalu Łączy Nas Piłka. - Na szczęście nie było zagrożenia, że nie wróci do piłki. Kibicowaliśmy mu, a on sam dopatrywał się każdego procentu nadziei, że może zagra w eliminacjach, może w turnieju… Bo on taki jest: po prostu uwielbia grać w piłkę. Każde granie to dla niego wyjątkowa chwila, czy był to mecz U-17, wyjście na boisko z kolegami, czy w przyszłości pierwsza reprezentacja… On zaangażuje się całym sobą. Dojrzeć go w wieku 14-15 lat nie było niczym wyjąt-


| SPORT |

kowym. To jak przyjść na wyścig sprinterski juniorów i wskazać najszybszego. On wtedy miał najwięcej skuteczności w działaniach, zdecydowania i potencjału. Jednak prawdziwą weryfikacją było to, czy potrafi przedzierać się przez kolejne etapy, wyzwania znajdujące się przed nim. Nie tylko przed nim, ale też przed ludźmi, którzy są wokół niego, by mógł dojść do momentu, gdy każdy będzie mógł stwierdzić, że zrealizował swój potencjał. W kadrze nowego selekcjonera polskiej reprezentacji Paulo Sousy znalazł się również jeden z kapitanów Pogoni, czyli 22-letni Sebastian Kowalczyk. - Fajna sprawa dla klubu, akademii, trenerów, którzy wychowali tych chłopaków. Ale mogę już dziś powiedzieć, że tych powołań będzie więcej, bo już kolejni piłkarze czekają. Nie wiem, czy za miesiąc, trzy, czy za rok, ale na pewno tak będzie - mówi w rozmowie z weszlo.com Dariusz Adamczuk, dyrektor sportowy Pogoni Szczecin, zarządzający klubową akademią. Kowalczyk nie bez powodu nosi kapitańską opaskę. To szczecinianin z krwi i kości, który pierwsze piłkarskie kroki stawiał w Salosie. - Już wtedy przychodził na treningi w koszulce z gryfem na piersi, z dychą na plecach i napisem Seba - przypomina sobie trener Piotr Łęczyński, który prowadził Kowalczyka w Salosie. - Widać było, że ma coś w sobie. Niski, ale zadziorny, charakterny i z talentem. Dziewięć lat temu Kowalczyk trafił do Pogoni i przeszedł w klubie wszystkie juniorskie szczeble. Zwykle najmniejszy i najniższy na boisku, ale z największym sercem i umiejętnościami. W ekstraklasie zadebiutował w wieku 19 lat w 2017 roku (porażka 0:2 na Legii). Z czasem stawał się coraz ważniejszym zawodnikiem w rotacji, aż wywalczył miejsce w pierwszym składzie. Fakt bycia jednym z kapitanów także nie bierze się znikąd. Kowalczyk zawsze miał cechy przywódcze, nawet w juniorskich czasach. Często zabiera głos w szatni, jest inteligentny, pomaga młodszym, a na dodatek po zwycięskich spotkaniach jest wodzirejem podczas świętowania sukcesów. - To nasz szczeciński brylancik - oceniał

Kowalczyka jego trener z juniorskich drużyn Pogoni, Paweł Cretti. - Daje każdemu zespołowi jakość. Cechy mentalne i wolicjonalne ma na najwyższym poziomie. Do tego ma spryt i umiejętności. Na boisku szybko myśli i działa. Teraz o jakości Kowalczyka i Kozłowskiego przekonać się ma selekcjoner oraz koledzy w kadrze. - Mamy zawodników potrafiących dryblować na małej przestrzeni, ale też takich, którzy potrafią przyspieszyć, zaatakować. Mówię tu zwłaszcza o Kowalczyku, który jest młody, wcześniej nie był powoływany. To jest gracz, który z mojego punktu widzenia jest jedynym, który w krótkim czasie i na małej przestrzeni może odmienić sytuację - opisuje pomocnika Pogoni trener Paulo Sousa dla TVP Sport. - Gdy nie ma wiele miejsca na boisku i on się w tym odnajduje. Wnosi coś innego do naszego modelu. Możemy skonfrontować go z innymi sytuacjami w czasie meczu. Dlatego chcemy dać mu możliwość doświadczenia innej intensywności. Jeśli okaże się, że on i Kacper Kozłowski są w stanie sprostać wymaganiom, to otworzą się przed nimi kolejne możliwości – tłumaczy Sousa. - Jestem bardzo szczęśliwy. Czuję się wyróżniony. Widzę same plusy i mogę na tym bardzo skorzystać - mówi o powołaniu Sebastian Kowalczyk. - Jest to impuls do dalszego działania. Kryzysy czasem przychodzą, ale trzeba to przechodzić i sobie z nimi radzić. Będę pracował tak samo

jak do tej pory. Widzę tego efekty, więc tak pozostanie. - To było niesamowite uczucie. Rzadko zdarza się, że zawodnik dostaje powołanie w wieku 17 lat - opisuje swoje odczucia Kozłowski. - Ta informacja była dla mnie niespodzianką. Bardzo się z tego cieszę. Będę pracował na to, by jakieś minuty dostać w trakcie tych trzech pojedynków reprezentacji. Gdy chce się być piłkarzem, to na każdym treningu trzeba dawać z siebie maksa. Powołanie może być motywacją do tego, by dokładać coś ponad. Najważniejsze w tym wszystkim jest fakt, że kariery obu zawodników są prowadzone modelowo. Pogoń o to dba, ale również sami zawodnicy mają odpowiednie otoczenie. Młodym graczom łatwo zawrócić w głowie, a przecież Kozłowski już jakiś czas temu uznawany był za jeden z największych talentów w swoim roczniku w całej Europie. Mówiło się o zainteresowaniu potężnych klubów, jak Manchester United. Na szczęście Kozłowski i Kowalczyk deklarują, że chcą jeszcze chwilę w Pogoni pograć, wystąpić na nowym stadionie, zdobyć medal czy trofeum dla klubu. Jednak śledząc ich rozwój, wygląda na to, że Pogoń tylko przez jakiś czas będzie mogła odrzucać niezłe oferty transferu, zwłaszcza po dobrym sezonie portowców w ekstraklasie i występie w reprezentacji. W końcu obaj panowie wyfruną ze Szczecina, zostawiając w klubowej kasie kilka ładnych milionów euro.

MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 04/2021

65


Arkadiusz Panicz i Agnieszka Rudis

Kredyty hipoteczne - Kredyty dla Firm - Nieruchomości Aga 500 660 723 | Arek 721 935 050


Dodo Arslan e Jacuzzi Design

SAUNY • JACUZZI® • SWIM SPAS • BASENY projekt-dostawa-montaż-serwis Szczecin, al. Bohaterów Warszawy 24, tel. 91 48 46 777, info@mawo.szczecin.pl | www.mawo.com.pl

Szczecin | www.synteosis.pl kontakt@synteosis.pl | 509 376 823


#reklama

20% 70%

od

do

rabatu

od cen katalogowych

ul. Santocka 39, Szczecin Znajdziesz Nas na facebooku. FB / snickersworkwearoutlet


Turn static files into dynamic content formats.

Create a flipbook
Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.