CZERWIEC 2019 NUMER 06 (75) / WYDANIE BEZPŁATNE
Michał Martyniuk poza granicami jazzu
#prezentacja
#06
#spis treści czerwiec 2019
42
Rozmowa Michał Janicki
#06 Newsroom
#34 Sztuka
#16 Felieton
#36 Kultura
#18 Temat z okładki
#46 Styl życia
Design, moda, wydarzenia
Paweł Flak: winne ABC
Michał Martyniuk i eksportowy jazz
Między Polską a Japonią
Kino, płyty i wydarzenia w czerwcu
#54 Zwierzęta
Pupil na walizkach, czyli urlop z czworonogiem
#72 Trendy towarzyskie
Kto, z kim, kiedy i dlaczego
Góry, czyli Everest moich marzeń
MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 06/2019
3
| OD REDAKTORA |
#okładka: NA ZDJĘCIU MICHAŁ MARTYNIUK FOTO KRZYSZTOF MOKANEK
#06
#redakcja Rozsiana po całym globie, z powodzeniem funkcjonuje i odnosi sukcesy, dość spora grupa osób wywodzących się ze Szczecina, o której w rodzinnym mieście mało kto słyszał. To między innymi artyści, muzycy, modelki. Można powiedzieć, że taki ich los. Wyjechali z miasta i robią karierę. Z tym, że oni często tu wracają (choćby na chwilę), regularnie wspominają o Szczecinie w mediach, nawiązują w swoich pracach. A tu cisza. Michał Martyniuk chyba należy do tego grona osób. Z powodzeniem radzi sobie w Nowej Zelandii, gdzie mieszka, polski przemysł fonograficzny nominował go do Fryderyka za debiut, gra z pierwszoligowymi jazzmanami na całym świecie. Dzieje się wokół niego sporo. A u nas cisza. No prawie, bo rozmawialiśmy z nim jakiś czas temu, a teraz ponownie witamy się, zapraszając Go na okładkę. Być może gdzieś kiedyś na świecie wpadniecie na jego koncert. Warto wówczas podejść i powiedzieć: hej, widziałem Cię na okładce MM Trendy, zróbmy sobie selfie. Z kolei Michał Janicki na pewno nie narzeka na rozpoznawalność w swoim mieście. Widać go często, jak przemierza ulice Szczecina na swoim składaku, widać go na deskach teatru, różnego rodzaju rautach i w dobrych knajpach. To zwierze sceniczne, które doskonale bawi się swoją rolą. Opowiedział nam, jak się czuje we własnej skórze i czym dla niego jest teatr. To miasto nadaje rytm naszemu życiu. Zobaczcie, jak wygląda na edytorialowych zdjęciach Katarzyny Maciąg. Poza tym pełna dawka informacji o muzyce, filmie, teatrze, imprezach. Jest za co nas kochać.
Jarosław Jaz / Redaktor naczelny
4
Nowy Rynek 3, 71-875 Szczecin tel. 91 48 13 341; fax 91 48 13 342 mmtrendy.szczecin@mediaregionalne.pl www.mmtrendy.szczecin.pl Redaktor naczelny: Jarosław Jaz Product manager: Karolina Naworska Producent: Agata Maksymiuk Redakcja: Oskar Masternak, Bogna Skarul, Małgorzata Klimczak, Tomasz Kuczyński, Anna Folkman Dział foto: Sebastian Wołosz, Andrzej Szkocki Skład magazynu: MOTIF studio Dystrybucja: Piotr Grudziecki Druk: COMgraph Sp. z o.o. Prezes oddziału: Piotr Grabowski Reklama: tel. 697 770 172, karolina.naworska@polskapress.pl Wydawnictwo: Polska Press Grupa sp. z o.o. ul. Domaniewska 45, 02-672 Warszawa Prezes: Dorota Stanek
Dołącz do nas na www.facebook.com/ MagazynMMTrendy oraz Instagram.com/mm.trendy
#prezentacja
| NEWSROOM |
#5 trendów, których powrotu nie chcemy by Jarosław Jaz
#1 Palenie w klubach
Rety, co to był za koszmar. Tytoniowa zawiesina, w której piło się drinki, tańczyło, rozmawiało i wykonywało cały szereg czynności możliwych do zrobienia w klubie. Rano kac spotęgowany był do maksimum, ubranie cuchnęło tak, że dopiero po drugim praniu dało się włożyć ponownie. Choć wielu broniło tego status quo, padł pod pręgierzem ustawy. I bardzo dobrze.
#2 Gwizdki i białe rękawiczki
Z dzisiejszej perspektywy lata 90. XX wieku wydają się słodkim okresem, potęgowanym nostalgią, która powraca w modzie czy w muzyce. Można było się tego spodziewać, choć przyznam, że popularność „daddy shoes” na stopach dobrze ubranych osób nieco zaskakuje. Na szczęście narkotykowe rekwizyty tamtych czasów, czyli gwizdki i białe rękawiczki na imprezach wciąż tkwią w niebycie. I niech tam lepiej zostaną.
#3 Disco polo na Juwenaliach
Niestety, nie jest to trend, który odszedł w niepamięć, a zjawisko odbijające jak w lustrze marność studenckiej „kultury”. Inżynier Mamoń nigdy się nie mylił w ocenie rzeczywistości.
#4 Fryzury na czeskiego piłkarza
Choć w tytule mowa jest o piłkarzach z Czech, to sporo naszych zawodników również je nosiło. Także dzisiejsi celebryci z pogoniarskim rodowodem. „Z tyłu ma być dywan, a z przodu grzywki brak”, jak śpiewał zespół Blenders. To pewnie kwestia czasu, jak świat „odkryje” je znowu. Dla beki.
#5 Dyskietki
O ile moda ma to do siebie, że z braku świeżych pomysłów ciągle grzebie w przeszłości, to na pewno nie można powiedzieć tego o świecie IT. Transfery danych, które dziś możliwe są dzięki przepustowości sieci, wymuszają rozwiązania, dzięki którym dyskietki na pewno nie wrócą do łask.
6
Nowe kawy ze szczecińskiej palarni Qualia Caffe Qualia Caffe od początku swej działalności była prekursorem kawy wysokiej jakości w Szczecinie. W miarę piętnastoletniego rozwoju poszerzała zakres usług, nie tylko sprzedając kawy z najznakomitszych polskich i zagranicznych palarni, oferując szkolenia i warsztaty z zakresu jej parzenia, ale również tworząc własną palarnię. Wedle myśli, że ten kto stoi, ten się cofa, Qualia nie przestaje iść do przodu. Do tej pory skupiała się na wypalaniu kaw jakości premium, ale teraz wchodzi w najwyższy segment tzw Specialty Coffee. W związku z tym nawiązała kooperację z Mateuszem Karczewskim – wicemistrzem Polski w wypalaniu kawy, na co dzień pracującym w palarni mistrza świata w roastingu Auduna Sorbottena. Jednym z owoców tej współpracy jest kawa pochodząca z Rwandy, z prowincji Mbanza. Ziarna palone są jasno z przeznaczeniem do alternatywnych metod parzenia. Jak wszystkie kawy wysokiej jakości z Afryki, w szczególności polecane są do picia bez dodatków, ze względu na owocowy smak, który zostałby zniwelowany przez cukier i/lub mleko. Czasem słońce czasem deszcz, czasem z mlekiem, częściej – bez! Ta i inne kawy oraz akcesoria do nabycia w sklepie qualiashop.pl oraz stacjonarnie w Qualia Caffe przy ul. Struga 15
#prezentacja
Już nie tylko słoma. Foonka prezentuje nowy pościelowy wzór Liquid Memory Collage, pod taką nazwą Foonka zaprezentowała nową pościel. Tym samym szczecińska marka, która zasłynęła na świecie słomianym wzorem tkanin, wkroczyła na zupełnie nowy etap działalności. - Postanowiliśmy raz do roku zapraszać do współpracy artystę i tworzyć z nim nową odsłonę naszych produktów - wyjaśnia Gosia Dziembaj, właścicielka marki. - Projekt rozpoczyna kooperacja z Aleksandrą Morawiak, która specjalizuje się w kolażach. Ola specjalnie dla nas stworzyła grafikę, która przypomina senne marzenie. Premiera nowego wzoru odbyła się podczas Europejskiej Nocy Muzeów. Na miejscu odbyło się też spotkanie autorskie z Aleksandrą i wystawa plakatów. W wąskim przejściu pomiędzy budynkami showroomu FOONKA oraz Trafostacji Sztuki na uczestników czekała też niezwykła instalacja nawiązująca do twórczości artystki. (am)
8
Foto: Materiały własne
Foto: Tomek Wieczorek
| NEWSROOM |
Biżuteria dla każdego Niepowtarzalne kształty, złocenia i perły, to cechy charakterystyczne biżuterii kreowanej przez Olę Słowiak, studentkę Akademii Sztuki w Szczecinie. Jak przyznaje Ola - chce robić biżuterię, na którą każdy będzie mógłby sobie pozwolić. Prace zawsze zaczyna od doboru materiałów. Nie da się określić czasu realizacji projektu. Nigdy też nie szkicuje tego, co zamierza zrobić. Wielkość i kształt wyrobów często określa na podstawie używanego kamienia, bo to właśnie kamień jest największą wartością biżuterii. W surowce zaopatruje się z pomocą grup na Facebooku i na „targach staroci”. Swój warsztat na bieżąco ulepsza pod okiem mistrza złotnictwa Krzysztofa Wójcika. Więcej prac Oli możecie zobaczyć na: www.olaslowiak.pl (am)
#prezentacja
| NEWSROOM |
Od 2006 roku tworzy się historia rodziny, która kształtuje nowy wymiar wypoczynku nad wodą. 9 kajaków, 50 czarno-białych ulotek, wydrukowanych na drukarce w domu, 26 lat i mnóstwo energii. Tak 13 lat temu rozpoczęła się moja przygoda z kajakami. Jestem dzieckiem Siadła Dolnego. Mała wieś pamięta jeszcze swojego niemieckiego przodka. Nikt nie był w stanie zapanować nad tatarakiem rosnącym wzdłuż brzegu Odry. A my będąc małymi dziećmi cieszyliśmy się z tego najbardziej. W gąszczu trawy, łatwo było schować się przed wszystkowidzącym okiem mamy. Mimo jej zakazów po cichaczu wyciągaliśmy drewnianą łódkę sąsiadów, w kształcie łupinki od orzecha i płynęliśmy na jezioro, przedzierając się kanałem przez zwalone drzewa i wynurzające z wody lilie. Przezroczysta woda i obijający się w jej lustrze pomarańczowy księżyc – te dwie rzeczy zapamiętałem najbardziej. One kojarzą mi się z Siadłem Dolnym.⠀ Nie mogłem chować przed światem tego miejsca. Marzyły mi się tłumy odwiedzających go ludzi. Założyłem Wodnika i stanąłem o krok bliżej swojego pragnienia. Ciepła atmosfera, widoki jakie ciężko znaleźć i naprawdę dobry sprzęt - każdy odwiedzający wypożyczalnię, znajdzie coś dla siebie. Szczegóły pod adresem www.kajaki-wodnik.pl.
10
Nie podążasz tam, gdzie inni. Zawsze wybierasz własną drogę. Bo najbardziej cenisz niezależność. Zamanifestuj ją. Nowe BMW X7 w salonie BMW Bońkowscy, to elegancka fuzja prezencji i osobowości. Mimo imponującego wyglądu samochód prezentuje się lekko i zwrotnie dzięki purystycznej stylistyce i atletycznej sylwetce. Przestronne wnętrze, stanowiące nowatorskie połączenie ekskluzywności i funkcjonalności, oferuje niezrównany komfort aż po trzeci rząd foteli. Przed Państwem pełne doświadczenie nowego wymiaru samochodów luksusowych BMW. Spotkajmy się w naszym salonie. BMW i MINI Bońkowscy
#prezentacja
| NEWSROOM |
Porky, czyli smakowity kąsek w sercu Starego Miasta
Sylwester Ostrowski razem z zespołem The Jazz Brigade wzięli udział w festiwalu Safaricom Jazz w Nairobi w Kenii. Wydarzenie miało charakter misyjny. Wpływy z biletów zostały przeznaczone na rozwój szkoły muzycznej Getto Cllasics w slumsach Nairobi, gdzie dzieci mogą przychodzić codziennie i uczyć się muzyki. Zespół Sylwka prowadził tam też warsztaty. - Dzieci z ogromnym zainteresowaniem uczestniczyły w zajęciach, pytały się kiedy wrócimy i czy kiedyś ze swoim zespołem będą mogły przyjechać do nas - opowiada Anna Giniewska z ekipy. - Poruszeni ich światem wyjeżdżając, wiedzieliśmy, że chcemy tam wrócić. To co jeszcze urzekło nas podczas wyjazdu to charakter Afryki dziki i cywilizowany jednocześnie. (am)
Soczyste mięsko otoczone aromatycznymi przyprawami, żeberka na bazie oryginalnej receptury zanurzone w sosie BBQ, oraz królowa menu - szarpana wieprzowina autorskiego przepisu. Porky, nowa restauracja na Podzamczu, śmiałym krokiem weszła na szczecińską scenę gastronomiczną zajmując miejsce Woła i Krowy przy ulicy Wielkiej Odrzańskiej. Nieco krnąbrny “prosiak” postanowił skonfrontować się z wysokimi oczekiwaniami mięsożerców, przygotowując serię propozycji na śniadanie, obiad i kolację. Tym sposobem w menu rozgościli się: wytrawne gofry, grillowane schabiki, burgery, sałaty, polędwiczki, zupy i golonki. A jeśli już o golonkach mowa, to jak wiadomo gdzie golonka tami i piwo, w dodatku takie z kija. Te i inne smakowitości Porky proponuje degustować na dwóch poziomach lokalu lub w letnim ogródku. (Uwaga! W przypadku grupowych degustacji warto zrobić rezerwację.) Kosztowanie wieprzowinki zarówno w środku jak i na zewnątrz ma swoje atuty. Wnętrze zostało wykończone w nowoczesnym stylu, nawiązującym do lat świetności amerykańskich barów, czego zwieńczeniem jest charakterystyczny szyl. Z kolei zewnątrz, można poczuć rytm w jakim bije serce miasta. Co by nie mówić, najlepiej przyjść i spróbować samemu.
Foto: Materiały własne
Szczecin Jazz dotarł do Afryki
Wielka Odrzańska 20, Szczecin tel. 731 000 230 | FB: @porkyszczecin
12
#prezentacja
| TRZEBA ODWIEDZIĆ |
Ciekawie i ze smakiem
Pub P’Art One
ul. Monte Casino 1/1 (przedłużenie deptaku Bogusława) FB: @partoneszczecin | Insta: @partoneszczecin P’Art One istnieje od dawna, jednak ilekroć się do niego wejdzie można odkryć coś nowego. Dbają o to profesjonalni barmani, którzy poziom swojej kreatywności oraz kwalifikacji regularnie podnoszą na szkoleniach. Do ich dyspozycji stale pozostaje szeroki wachlarz alkoholi i autorskich składników drinków oraz czeskie piwo z kija. Cały pub jest utrzymany w brytyjskim stylu. Drewniana boazeria i przestronne wnętrze zaprowadza szczególny klimat sprzyjający integracji. Podobnie jak czwartkowy quiz, którego odpowiednie rozwiązanie zapewnia atrakcyjne nagrody na barze. A jeśli nie quiz to można też liczyć na darty, jam session, a wkrótce i na małe co nieco do przekąszenia.
Lufa shotbar
ul. Rayskiego 22 (przy deptaku Bogusława) FB: @lufashots | Insta: @lufashotbar Przed, w trakcie lub po imprezie, szczeciński Lufa shotbar, ma w swojej ofercie propozycje dopasowane do każdego poziomu zaawansowania libacji. To pierwszy shotbar, który pojawił się na naszym rynku i pierwszy, który tak pozytywnie zaskoczył gości możliwościami tego, co można zamknąć w 100 ml kieliszka. Wytrawnie, na słodko, słono, kwaśno lub gorzko - wybór smaków, aromatów i… kolorów jest ogromny, a wszystko zaczyna się od 5 zł.
Sok z Żuka Cafe Berlin
adres nieznany FB: @sokszczecin | Insta: @sok_z_zuka_szczecin
Na to otwarcie czekają nie tylko zatrudnieni już tu najlepsi w regionie bariści, ale całe miasto. Kawałek Berlina w końcu otrzyma swoją oficjalną siedzibę w Szczecinie i to pod dumną nazwą Cafe Berlin. Jak sugeruje pierwszy człon tej nazwy specjalnością lokalu będzie kawa, a raczej speciality coffee. Mała czarna serwowana alternatywnymi metodami parzenia będzie do zamówienia w towarzystwie ciast i przekąsek oraz otoczeniu wyjątkowego dizajnu. Otóż w lokalu zachowały się elementy oryginalnej XIX wiecznej sztukaterii, ale to zobaczycie sami.
W Nowym Jorku, Londynie i Berlinie jest ich na pęczki, ale w Szczecinie to precedens. Sok z Żuka, czyli bar w stylu speakeasy chowa się gdzieś między ulicami naszego miasta i czeka na wtajemniczonych gości. Jak dołączyć do ich grona? Trzeba iść za wskazówkami pozostawionymi w mediach społecznościowych lub wziąć udział w grze miejskiej, co dwa tygodnie pojawia się nowa - zaglądajcie na FB: @ sokszczecin. Im trudniejsza trasa do przejścia tym cenniejsze nagrody na barze. Szczęśliwcy, którzy osiągną cel, prócz pewnej chwały, będą mieli też do dyspozycji bilard, darty czy transmisje meczów. Uwaga wskazówka! Wejście do baru jest ukryte w pewnym PRL-owskim sklepiku.
ul. Bałuki 17 FB: @Cafe-Berlin | Insta: @jarrediustus_96
MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 06/2019
13
| NEWSROOM |
Gramy w golfa! Unity Line Ryder Cup 2019 27 kwietnia 2019 r. odbył się turniej golfowy Unity Line Ryder Cup. Zawody organizowane są rokrocznie w Binowie i doczekały się grona wiernych fanów. W tej edycji, udział w imprezie wzięło około 70 zawodników, którzy rywalizowali w formule drużynowej. Zawody, choć emocjonujące, przebiegały w atmosferze fair play, czyli tak, jak na golfa przystało. Zwycięzcom wręczono statuetki Unity Line Ryder Cup. Unity Line współorganizuje też cykl zawodów golfowych adresowany do branży morskiej - Maritime Silver Golf League. Turnieje odbywać się będą w każdy czwartek, od 16 maja do 28 września br., na polu golfowym Binowo Park. Na jego zwycięzców czekają nagrody i kolejne sportowe wyzwania. Będzie to też świetna okazja do aktywnego odpoczynku, integracji i nawiązania cennych kontaktów biznesowych!
Piotr Lisek nowym ambasadorem marki KIA Polmotor. Tyczkarz odebrał kluczyki do nowego auta Medalista mistrzostw świata w skoku o tyczce - Piotr Lisek, oficjalnie został ambasadorem marki KIA. Od teraz w przygotowaniach do Igrzysk Olimpijskich w Tokio (i nie tylko) będzie mu towarzyszył nowoczesny SUV KIA Sorento od Grupy Polmotor. Na Miejskim Stadionie Lekkoatletycznym w Szczecinie sportowiec odebrał prestiżowy tytuł, wraz z kluczykami do nowego auta. Komfortowy model KIA Sorento ułatwi tyczkarzowi dojazd na zawody, obozy, treningi i imprezy sportowe, a także posłuży do transportu niezbędnych rzeczy. - SUV to dla mnie najpraktyczniejsze rozwiązanie - wyjaśnia Piotr Lisek. - Sam jestem duży i potrzebuje sporo miejsca w aucie, a do tego mam mnóstwo bagażu, który jadąc na zawody czy treningi muszę ze sobą mieć. - Zdajemy sobie sprawę, że Piotrowi wkrótce powiększy się rodzina, dlatego wybierając odpowiedni model, mieliśmy na uwadze wygodę przyszłych rodziców, a także bezpieczeństwo - ich oraz ich dziecka - dodaje Konrad Kijak, dyrektor ds. handlowych i administracji Grupy Polmotor: A w tym zakresie KIA Sorento może poszczycić się całą gamą nowych technologii DRIVE WISE.
14
#prezentacja
| FELIETON |
#winne ABC Jak kupić dobre wino i nie przepłacić? Sprawa wydaje się prosta. Wystarczy wiedzieć czego się chce i mieć wcześniej okazję wypróbowania danego rocznika lub serii konkretnego wina… Co jednak mamy zrobić, gdy nie mieliśmy sposobności uczenia się na własnych błędach... i nadal szukamy lub chcemy spróbować czegoś nowego albo dokonać dobrego zakupu na ważny prezent? Całkiem sporo może podpowiedzieć nam sama etykieta wina! Po pierwsze, z jakiego lub jakich szczepów winogron powstało. Czasem też można wyczytać, w jakich proporcjach mieszano dane szczepy. Przykładowy blend 70% cabernet sauvignon i 30% merlot. Jeżeli jakieś wino szczególnie nam zasmakowało, sprawdźmy z jakiego rodzaju winogron je wytworzono i idźmy dalej tą drogą w swoich poszukiwaniach, wypatrując na etykietach ulubionych szczepów. Po drugie: kraj pochodzenia. Jeżeli zasmakowały nam wina hiszpańskie, możemy podążać w tym kierunku, jeżeli z Francji z pewnością czeka nas długa, pełna zawirowań droga zanim zgłębimy wszystkie tajemnice win z tego kraju… Jeżeli ujął nas smak win z Nowego Świata, eksperymentujmy! A może warto kontynuować poznawanie Czarnego Lądu? Jeżeli słońce Kalifornii to jest właśnie to, poszukajmy kolejnego wina z USA! Po trzecie apelacja danego regionu, która oznacza ściśle określony rejon produkcji trunku, technologię jego wytwarzania oraz ściśle obowiązujące zasady uprawy winorośli. We Francji będzie to Appellation d’Origine Contrôlée – np. AOC Bordeaux. We Włoszech Denominazione di Origine Controllata, np. DOC Piedmont lub jeszcze wyższe oznaczenie Denominazione di Origine Controllata e Garantita, np. DOCG Barolo. W Hiszpanii Denominación de Origen Controlada, np. DOCa
16
Rioja lub Denominación de Origen, np. DO Ribeira Sacra. Po czwarte informacja, czy dane wino leżakowało w butelkach lub/oraz w beczkach. Przykładowo, dla hiszpańskich win podpowiedzą nam to oznaczenia: Crianza - wino leżakujące minimum 2 lata w butelce, Reserva – leżakujące co najmniej dwa lata, w tym min. 1 rok w dębowej beczce lub Gran Reserva, które dojrzewało przynajmniej 2 lata w beczce dębowej i nie mniej niż 3 lata w butelce. Po piąte, rocznik zbioru winogron, których użyto do produkcji danego wina. Jeżeli mieliśmy okazję spróbować wyrobów z winnej latorośli z regionu Rioja ze zbiorów z 2001 lub 2004 roku i zrobiła na nas wrażenie, a mamy możliwość zakupu kolejnej butelki... z pewnością śmiało można podążyć za tym światełkiem na końcu tunelu… prawdopodobnie będzie czekał tam na nas pociąg… pełen kolejnych niesamowitych doznań smakowych. Pamiętajmy jednak, że apelacja, region, okres dojrzewania wina - zanim trafiło na sklepową półkę czy wreszcie rocznik, są jedynie pewnego rodzaju drogowskazem… W rzeczywistości jednak jakość, jak i cena win z oznaczeniem np. DOCa Rioja Gran Reserva z tego samego rocznika może być dramatycznie rozstrzelona! Po szóste, moc alkoholu. Może wolimy bardziej tradycyjne wina o niższej zawartości alkoholu, a może odpowiada nam nowa fala typu modern, o wyżyłowanej zawartości alkoholu zbliżonej do tej, która była zarezerwowana niegdyś jedynie dla win wzmacnianych dodatkiem destylatu winnego (spirytusu), jak choćby Sherry… Po siódme, nazwa producenta/wina, która może mieć wręcz pierwszorzędne znaczenie jeżeli kupujemy choćby wina ze słynnych Château dajmy na to Château Margaux…
Po ósme, pojemność - skądinąd przydatna informacja. Warto wiedzieć, czy trunku starczy nam co najwyżej na pojedynczą degustację, czy też będziemy w stanie upoić się jego smakiem i aromatem również w dobrym towarzystwie! Po dziewiąte, może pojawić się na etykiecie złowrogo brzmiąca informacja zawiera siarczany, lecz nie lękajcie się! To oczywista oczywistość! Siarczany są w każdym winie, nawet tym najdroższym. Warto zaufać więc doświadczeniu i podążać w sprawdzonym już wcześniej kierunku. Lecz jeszcze ciekawiej jest spróbować nowego... z nieodkrytych dla nas Terroir, szczepów czy od producentów, od których nigdy wcześniej nie mieliśmy okazji niczego spróbować.
Paweł „Pawloff” Flak urodzony w pięknym mieście Szczecin, koneser Single Malt Whisky, moderator na forum BestOfWhisky.pl, miłośnik klasyki rocka oraz entuzjasta gitary elektrycznej
#prezentacja
#prezentacja
Michał
Martyniuk
poza granicami jazzu
Podobno zanim nauczył się chodzić, znał już pierwsze akordy. I nawet jeśli to nie do końca prawda, łatwo w to uwierzyć. Koncertował w Nowym Jorku, Dżakarcie, Auckland, Berlinie czy Szczecinie... w końcu stąd pochodzi. Ten rok rozpoczął od nominacji do Fryderyka, a skończy najprawdopodobniej na wydaniu nowego albumu. Ostatnie lata spędził w Nowej Zelandii, ale chyba nie to jest tajemnicą jego sukcesu. ROZMAWIAŁA AGATA MAKSYMIUK / FOTO Zdjęcie główne: Kasia Stańczyk / Zdjęcia ze studia: Hubert Grygielewicz
18
| TEMAT Z OKŁADKI |
MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 06/2019
19
| TEMAT Z OKŁADKI |
Michał, kim Ty właściwie jesteś? - Muzykiem. W środku czułem to od dzieciństwa. Muzyka i podróże to dla mnie dwie naprawdę ekscytujące sprawy. Cieszę się, że udało mi się je połączyć. Robię to o czym marzyłem. Na koncie masz już: dwie płyty, nominację do Fryderyka 2019 w kategorii „Debiut Roku” - Jazz, uznanie jurorów konkursu Made In New York, no i dopiero co wróciłeś z trasy koncertowej po Azji. Mimo to wydajesz się dość skromny. Czy aby na pewno skromność jest dobrą cechą dla muzyka? - Skromność to chyba nie to słowo… Jest we mnie takie „coś”, co nigdy do końca nie pozwala być z siebie zadowolonym. Zawsze jestem „głodny” i zawsze chcę więcej. Te osiągnięcia, które wymieniłaś, znaczą dla mnie wiele, ale nie chwalę się nimi, bo czuję, że stać mnie na więcej. Nie spoczywam na laurach, rozwijam się, cały czas poszukuję nowych rozwiązań i nowych artystów, z którymi mógłbym zagrać. Nie uwierzę, że te wyróżnienia zupełnie Cię nie obeszły. - Jeśli chodzi o Fryderyka, to było bardzo spontaniczne doświadczenie. Tak jak nie spodziewałem się, że nagram płytę w Polsce, tak nie spodziewałem się, że zostanę tu dostrzeżony w taki sposób. Wydaje mi się, że to po części efekt mojego powrotu do kraju. Jeśli już wspomniałaś o Made In New York, muszę przyznać, że udział w tym konkursie napawa mnie dumą. Zawsze chciałem pojechać do Nowego Jorku, zawsze chciałem tam zagrać tam i zawsze chciałem stanąć na jednej scenie z moimi idolami. To wszystko się wtedy spełniło. Poleciałem do Nowego Jorku, wygrałem II nagrodę w konkursie i zagrałem na jednej scenie z Randi Breckerem i Johnem Patituccim, którzy byli jurorami. W dodatku udało mi się z nimi nawiązać stały kontakt. Cieszę się tym bardziej, że zgłoszenie wysłałem w ostatniej chwili. - Spontaniczność Ci służy.
20
- Tak, trochę tak. Nie mam w sobie złości, która każe mi osiągnąć sukces za wszelką cenę. Do wszystkiego podchodzę z dystansem. Nie nastawiam się na nic, bo nie lubię robić sobie nadziei. Jazz dziś bardziej niż ze spontanicznością kojarzy się z elitarną rozrywką, zamkniętą w małych klubach, filharmoniach i teatrach. Zdarza Ci się z tym mierzyć? - Trudno odpowiedzieć jednoznacznie. W Nowej Zelandii jazz nie jest tak popularny, jak w Polsce. Przez to, z mojego punktu widzenia jazzu jest tu mnóstwo. Mam spory wybór klubów i wygodny dojazd do Berlina oraz innych europejskich stolic. Jeśli jednak chodzi ci o to, że jazz nie jest muzyką masową, i że na jazzowe koncerty tłumy nie wpadają, jak na DJ’ske sety, to masz rację. Niestety, tak nie jest. Kocham jazz i bardzo bym chciał, żeby ludzie bawili się do jazzu tak, jak bawią się do popularnych kawałków. Dlatego też moja kolejna płyta, którą właśnie przygotowuję, będzie miksem różnych stylów. Pojawi się hip-hop, techno, jazz, elektronika. Mam już pięć utworów, teraz tworzymy kolejne. Moim marzeniem jest zagrać DJ’ski set z zespołem na największych festiwalach, gdzie nie widać końca publiczności. Na początek Open’er byłby w porządku (śmiech). Chciałbym zrobić imprezową muzę i przełamać kolejną barierę. Nie obawiasz, że do odbioru takiej muzyki trzeba by się odpowiednio przygotować? Jazz, niezależnie od kombinacji, należy do ambitnych gatunków. - Znam ludzi, którzy nie wiedzieli czym jest jazz, nigdy w życiu nie mieli z nim do czynienia i zarzekali się, że pewnie i tak go nie zrozumieją. Przedstawiłem im kilka kompozycji, pokrótce wyjaśniłem o chodzi i dalej wszystko popłynęło samo. Więc nie. Specjalne przygotowanie nie jest konieczne. Chyba bardziej liczą się chęci. Jasne, że są numery trudne, takie które sprawiają problem nawet doświadczonym jazzmanom. Ale mi na robieniu
takich nie zależy, chcę robić muzykę dla ludzi. Płyta „Nothing to prove” jest bardzo softowa, lekka, nie ma na niej skomplikowanych solówek. W jednej z recenzji przeczytałem - „na pierwszą płytę mógł się bardziej wykazać”. Tylko mi nie o wykazywanie chodziło. Mam już nagrania z popisowymi solówkami. Ten album miał dotrzeć do zwykłych ludzi, którzy chętnie sięgnęliby po coś nowego podczas gotowania obiadu czy zamiast oglądania telewizji. Myślę, że w dużej mierze udało mi się to osiągnąć, bo po koncertach podchodzi do nas sporo osób mówiąc - „hej, wkręciliśmy się w tę muzykę”. Jak myślisz, dlaczego jazz nie jest dziś postrzegany jak rock’n’roll? Dziki, nieokiełznany… Twórcy są spokojniejsi? - Jazzmani są tak samo rocknrollowi jak rokendrolowcy, niektórzy pewnie znacznie bardziej (śmiech). Większość młodych muzyków, których poznałem, to imprezowicze. Ale myślę, że reputacja jazzu i jazzmanów jest nieco inaczej postrzegana, przez to o czym rozmawialiśmy. To nie jest muzyka masowa, więc wszelkie szalone historie wolniej lub wcale nie przenikają do mediów. Pamiętam nasze występy na Ukrainie. Był z nami pewien popularny muzyk ze Stanów. Jego celem było chyba odwiedzenie wszystkich pubów i klubów nocnych jakie napotkał na drodze. Wielu chłopaków się do niego przyłączyło. Na pewno sporo tam doświadczyli. Może to sposób na rozładowanie energii po zejściu ze sceny? Poziom adrenaliny musi być wtedy wysoki. Jak sobie z tym radzisz? - Ja raczej jestem grzeczny (śmiech). Mój zespół też. Myślę, że to ważne, żeby w trasie mieć spokojną i stabilną ekipę. W ten sposób eliminuje się niepotrzebny stres i zarwane noce. To prawda, że po zejściu ze sceny euforia jest ogromna. Szybko następuje też „zjazd emocjonalny” i przychodzi ogromne zmęczenie. Występ to w rzeczywistości duży wysiłek fizyczny i psychiczny. Żeby to wszyst-
Michał Martyniuk, jeden z najbardziej obiecujących polskich pianistów i kompozytorów jazzowych, od ponad 10 lat zamieszkały w Nowej Zelandii. Jeden z najbardziej aktywnych twórców tamtejszej sceny muzycznej. Na koncie ma dwa albumy: nagrany w Auckland „After ‘Ours” oraz prosto ze studia w Bielsko Białej „Nothing to prove”. Ostatnia płyta zaowocowała nominacją do Fryderyka 2019.
MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 06/2019
21
| TEMAT Z OKŁADKI |
ko wyrównać wystarczy, że usiądziemy z chłopakami przy piwie i pogadamy. Czasem się wygłupiamy, bardziej lub mniej, ale tyle nam wystarczy. Publiczność na naszych koncertach jest spora, ale to jeszcze nie liczba, której się nie ogrania. To jeszcze nie etap, na którym moglibyśmy stracić głowę (śmiech). Nie czujesz się znany? - W ogóle nie czuję się znany. W jazzie kwestie popularności rozgrywają nieco się inaczej. Nie chcę nikomu umniejszyć, ale podejrzewam, że nawet gdyby sam Herbie Hancock przespacerował się przez centrum Szczecina, to nikt by go nie rozpoznał, a przecież to muzyk światowej klasy. Jazzmani są po prostu znani i rozpoznawani w pewnych kręgach. Ale teraz chyba już jesteś chociaż odrobinę rozpoznawalny w Azji? Jak wyglądała majowa trasa?
22
- To już drugi raz, jak miałem okazję występować w Azji. Wcześniej grałem w Dżakarcie i Kuala Lumpur. Tym razem pojechałem tam razem z Bartkiem Chojnackim, Kubą Skowrońskim i Kubą Gudzem. Nasz trasa odbyła się w ramach projektu „Jazz Po Polsku” promującego polski jazz na kontynencie. Byliśmy zachwyceni. Kuba Gudz od razu stwierdził, że przeprowadzi się do Wietnamu (śmiech). Graliśmy w naprawdę prestiżowych klubach, np. w Kuala Lumpur był to słynny No Black Tie. Wszędzie pojawiało się mnóstwo ludzi, koncerty były dobrze zareklamowane. Po każdym gigu mieliśmy okazję spotkać wielu Polaków. Często okazywało się, że stanowili nawet 50 proc. całej publiczności. Ostatni koncert był szczególny. Graliśmy w Hanoi w Wietnamie, w typowo rockowym klubie o bardzo specyficznym ciemnym wystroju. Od razu złapaliśmy świetny kon-
takt z publicznością. Zamiast fortepianu miałem Rhodesa, więc nieco zmieniliśmy styl. Graliśmy mocniej. W trakcie koncertu słyszałem okrzyki publiczności, ich entuzjazm. To nie był typowy, klasyczny jazzowy występ. Nie zrozum mnie źle, fajnie jak na koncercie jest cisza i powoli buduje się atmosfera, ale równie fajnie jest, kiedy powstaje żywiołowa interakcja między muzykami a słuchaczami. Najgorzej, kiedy nikt nie słucha (śmiech). W trasę udało Ci się pojechać z oryginalnym składem z płyty „Nothing to prove”. Twoim zdaniem ważniejsze jest to co się gra, czy to, z kim się gra? - Myślę, że najważniejsze jest to z kim się gra, a nie to co się gra. Jeśli ma się dobrych muzyków, można wybrać każdy temat i występ będzie świetny. Jeśli nie jest się ze sobą dobrze zestrojonym, to nawet najpewniejszy temat nie zabrzmi dobrze.
| TEMAT Z OKŁADKI |
Inną kwestią jest też odpowiednie zaplanowanie koncertu. Trzeba mieć pomysł, a na ten składa się wiele elementów. Masz klucz, według którego dobierasz muzyków? - Najczęściej przez rekomendacje. Sprawę ułatwiają dziś media społecznościowe. Tak poznałęm Kubę Gudza. Od polecenia, przez Youtube, maile, aż do pierwszego spotkania w studiu nagraniowym przy pracy nad „Nothing to prove”. Wiele razy miałeś też okazję współpracować ze starszymi i bardziej doświadczonymi muzykami. Próbowałeś dogonić ich poziom, może prześcignąć? - Bardzo długo czułem, że muszę komuś dorównać i za kimś gonić. Wiadomo, że starsi muzycy są bardziej doświadczeni, a że często udawało mi się dostać do ich składów, to moje „chęci udowadniania” padały na nich. Kiedyś podczas prób w Nowej Zelandii nasz saksofonista wziął mnie na bok i powiedział - „stary nie robimy ci łaski, że tu jesteś. Jesteś tu, bo jesteś bossem, grasz świetnie”. To był moment, w którym dotarło do mnie jak bardzo zablokowałem się w głowie, że czas sobie odpuścić tę gonitwę i zacząć grać naprawdę z serca, nie oglądając się na innych. Właśnie o tym jest płyta „Nothing to prove”. Ale tak zupełnie się nie oglądając? Jazz pewnie ma swoje granice. A może nie? - Myślę, że nawet jeśli je ma, to wciąż można je przekraczać. Co prawda, dziś jest trochę trudniej, bo „wszystko zostało zrobione i wszystko zostało powiedziane”, ale z drugiej strony to okazja do mieszania „tego, co zostało zrobione”. Jeśli podejdzie się do tego z głową i odpowiedzialnie, to jest szansa na stworzenie wyjątkowych projektów. Dla mnie najważniejsze jest znalezienie w muzyce uczucia. Może być to złość, smutek, żal, radość, euforia… Inaczej brzmią pozytywne emocje, inaczej negatywne. W tym, co gram często słyszę też różne przemyślenia. To one odróżniają od siebie albumy. W muzyce powinno być słychać kim człowiek jest. Czasem przekaz jest
ważniejszy od techniki gry. Fortepian nie ogranicza Cię podczas tworzenia i koncertowania? Nie jest to najprostszy i najwygodniejszy instrument. Nie spakujesz go ze sobą na występ, musisz się dostosować do tego co Ci przygotują. - Niedawno podjąłem decyzję, że nie będę już rozstawiał keyboardów na koncertach. Będę grał tylko tam, gdzie są fortepiany. Czasem, w wyjątkowych sytuacjach, zgodzę się na Rhodesa, ale to tyle. Pewien etap mam już za sobą. Trzeba pamiętać o tym, że aby artysta mógł zagrać na 100 proc., musi mieć instrument przygotowany na 100 proc. Tak się złożyło, że np. podczas koncertów na Ukrainie, poziom sprzętu znacznie odbiegał od tych 100 proc. Nie było to fajne, ale trzeba było zacisnąć zęby i zagrać. To prawda, że pianista ma nieco trudniej, niż np. saksofonista, który zawsze może mieć ze sobą swój instrument. Marzeniem każdego muzyka jest osiągnięcie takiego poziomu, jak w filmie Green Book, kiedy żąda się Bechsteina i się go otrzymuje. Dlaczego w ogóle zdecydowałeś na fortepian? - Mój dziadek był pianistą, a w domu od zawsze było pianino. Zanim nauczyłem się chodzić, znałem już pierwsze akordy (śmiech). Próbowałem też innych instrumentów. Grałem na saksofonie przez rok, ale nie czułem tego do końca. Uwielbiam za to perkusję. Brałem nawet lekcje od Krzysztofa Przybyłowicza, kiedy mieszkałem w Poznaniu. I teraz co jakiś czas siadam za bębnami. Będzie to można usłyszeć w materiale, który szykuję. Zawsze za to miałem problemy z gitarą i z basem, nie mogę zapamiętać akordów (śmiech). Myślę jednak, że najlepiej skupić się na jednym instrumencie, bo stałe podnoszenie poziomu wymaga mnóstwa pracy. Na chwilę wróciłeś do Szczecina. Planujesz zostać tu na dłużej, czy jedziesz z powrotem do Nowej Zelandii? Gdzie w zasadzie jest Twój dom?
własnego miejsca, nie wiem jeszcze jak długo tu zostanę. Na pewno niezależnie od tego gdzie jestem, zawsze czuję i zawsze czułem się Polakiem. W Nowej Zelandii spędziłem ponad 10 lat, mam też tamtejsze obywatelstwo, ale kto wie gdzie będę mieszkał za następne 10 lat? Niedawno moi rodzice przenieśli się do Australii, więc może wkrótce cała ta przeprowadzka do Nowej Zelandii będzie dla nas tylko wspomnieniem. W Polsce spędziłem większą część życia, tu dorastałem. Wyjazd otworzył mi głowę, pokazał wiele nowego. Dzięki temu moja muzyka brzmi też nieco inaczej. Odważyłbyś się na taki krok na miejscu rodziców? Przeprowadzka ze Szczecina do Nowej Zelandii? - To był szalony pomysł, ale mój tata mówi, że to była najlepsza decyzja w jego życiu. Rodzice pojechali w ciemno, postawili wszystko na jedną kartę. Gdyby coś poszło nie tak, zawsze mogli tu wrócić. Mama opowiadała, że na pokładzie samolotu poznali Polaków, którzy zaprosili ich do siebie do domu na kilka dni. To na pewno wiele ułatwiło. Tata znalazł pracę w ciągu dwóch tygodni. Wszystko się poukładało samo. Do rodziców dojechałeś dopiero rok później. Tobie też wszystko układało się samo? - Pierwsze dwa miesiące były super, bo to zupełnie inny świat i musiałem go poznać. Ale później przyszła refleksja, że trzeba coś ze sobą zrobić. I tak zacząłem chodzić po klubach i zagadywać ludzi o jazz. W końcu zacząłem grać jamy i wkręcać się w różne zespoły. Tak jak mówiłem, w Nowej Zelandii jazz nie jest tak rozwinięty jak w Europie. Duża ryba w małym stawie nie robi wrażenia. Lepiej być małą rybką w wielkim stawie i zostać wyłowionym - to robi wrażenie.
- Obecnie jestem na etapie poszukiwania
MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 06/2019
23
| EDYTORIAL |
| EDYTORIAL |
W rytmie miasta FOTO Katarzyna Maciąg, Piszę światłem, FB: @Piszę-światłem MODELKA Oksenia Rybak, Insta: @cmonbabee2
MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 06/2019
25
26
| EDYTORIAL |
MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 06/2019
29
| TEATR |
Michał Lewandowski
Letnie Warsztaty Teatralne dla dzieci i młodzieży, czyli sposób na uruchomienie artystycznego bakcyla Uczą wyrażać siebie, ćwiczą spontaniczność, pomagają pokonać stres… - i to nie tylko ten sceniczny - dodaje Michał Lewandowski, aktor Teatru Współczesnego w Szczecinie, który już w połowie sierpnia razem z Basią Lewandowską poprowadzi Letnie Warsztaty Teatralne w Teatrze Małym dla dzieci i młodzieży. Zapisy już ruszyły. ROZMAWIAŁA AGATA MAKSYMIUK / FOTO PIOTR NYKOWSKI
30
| TEATR |
Basia Lewandowska
Pamięta Pan swoje początki na scenie, swój pierwszy spektakl? - Oczywiście. To był „Chory z urojenia” Moliera w reżyserii Tomasza Obary. Jesienią 2008 roku zaczęliśmy próby, a na początku 2009 odbyła się premiera. Do Teatru Współczesnego w Szczecinie przyszedłem zaraz po ukończeniu szkoły. W czerwcu odbyłem pierwsze, wstępne próby. Miałem okazję oswoić się ze sceną, poznać kolegów, reżysera… Jesienią ruszyliśmy z właściwymi próbami do spektaklu. To było ciekawe doświadczenie - klasyczny teatr, tekst Moliera, współczesna adaptacja, wymagająca dużej sprawności. Dzięki temu, że dostałem kilka pomniejszych zadań w spektaklu, mogłem podejrzeć kolegów przy pracy. Grałem z: Grzegorzem Młudzikiem, Wiesiem Orłowskim, Anią Januszewską, Marysią Dąbrowską, Kingą Piąty, Przemkiem Walichem, Adamem Kuzyczem-Berezowskim i Wojtkiem Sandachem. To była naprawdę dobra ekipa do pracy i do zabawy tym materiałem. Z tych nauk zapadło Panu w pamięć coś szczególnego? - ...że nie zmieszczę się w za małej dziurze wywierconej w podeście razem z półtora metrową kosą jako Śmierć (śmiech). A tak poważnie, to jednej konkretnej lekcji z tego okresu nie pa-
miętam. Na pewno był to czas kiedy doświadczyłem tego z czego słynie zespół Teatru Współczesnego w Szczecinie - wszyscy grają do jednej bramki. Ekipa jest zgrana, niesamowicie skupiona i wspólnie pracuje na efekt końcowy. Każdy daje z siebie tyle ile jest w stanie, czasem nawet więcej. Teraz to Pan uczy innych - zbliżają się Letnie Warsztaty Teatralne. Ich historia jest dość długa, przed nami 8 edycja, a to co rzuca się w oczy na przód, to hasło przewodnie, które co roku jest inne. Macie już plan na to najbliższe? - Razem z Basią prowadzimy warsztaty od 4 lat. Ideę tej formy zajęć zapoczątkował Maciej Litkowski. Co roku naszym celem jest uruchomienie dzieci i młodzież w nieco inny sposób, i w nieco innym kierunku. Nie podjęliśmy jeszcze ostatecznej decyzji co do hasła na tę edycję. Przy pierwszych naszych warsztatach motywem była „Akademia Superbohaterów”. Przy ostatniej „Sceny z życia nie-bajkowego”. Wyszliśmy od idei bajki, żeby zobaczyć jak młodzież współcześnie czyta postaci, z którymi wszyscy obcujemy od dziecka. Ciekawiło nas też w jakim kontekście te postaci można umiejscowić i jak je to uruchomi. Wyszła nam przedziwna zabawa, ale i my, i młodzież mieliśmy z tego świetną frajdę.
MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 06/2019
31
| TEATR |
Trochę tak jest, że dziś ekspresja dzieci przenosi się ze świata realnego do mediów społecznościowych. Powstaje też duża bariera w kontakcie „face to face”. Oczywiście pewna część młodzieży nie ma z tym problemu, ale wciąż spora grupa jest mocno pozamykana. Na szczęście, to nie tak, że nie da się przełamać tej bariery.
Zanim ukończył Pan studia, przygotowywał się Pan do wejścia na scenę w podobny sposób? - Miałem to szczęście, że w moim liceum, czyli w XXVI Liceum Ogólnokształcącym w Łodzi, dodatkowe zajęcia weekendowe prowadził Aleksander Benczak, profesor łódzkiej filmówki. Jego specjalnością był wiersz. Mieliśmy z nim zajęcia, które raczej trudno nazwać kółkiem recytatorskim. Powiedziałbym, że było to spotkanie ludzi lubujących się w literaturze. Poznawaliśmy z nim tę literaturę i próbowaliśmy ją rozczytywać, a na końcu przekładać na siebie. Było to intensywnie wewnętrznie doświadczenie i dzięki niemu, jestem tu gdzie jestem. W trakcie Letnich Warsztatów będzie nieco aktywniej. W planie widziałam zajęcia z emisji głosu, choreografii... Co jeszcze przygotowaliście? - Staramy się, żeby warsztaty miały charakter uniwersalny. Odkąd ja i Basia je prowadzimy zawsze towarzyszy nam osoba od zajęć ruchowych. Od 2 lat jest to Piotr Bumaj, wcześniej był to Michał Bogusławski, instruktor tańca. Dzięki pracy z nimi młodzież ma szansę zetknąć się z elementami profesjonalnej i wymagającej choreografii, ale też pracy nad ruchem, nad tym jak stać na scenie i jak aktywizować swoje ciało. Ja i Basia zajmujemy się stroną aktorską, która jest miksem różnych dziedzin. Mowa tu o: artykulacji, pracy z głosem, zadaniach grupowych, ćwiczeniu zespołowości. Do tego dochodzą kwestie walki ze stresem, czyli elementy relaksacyjne, ćwiczenia kontaktu z drugim człowiekiem. Dokładamy zajęcia z szeroko pojętej ekspresji, które mają ułatwić dzieciom wyrażanie siebie. W dzisiejszych czasach strach przed publicznym wystąpieniem wciąż jest aktualny? - Zdecydowanie tak. Wychodzenie przed ludzi i mówienie - czy to własnymi słowami, czy autora, zawsze łączy się ze stresem. Każde podejście do takiego wydarzenia jest sporą lekcją, szczególnie jeśli przyjmuje się ją z całym dobrodziejstwem inwentarza Tzeba być gotowym, że można się potknąć, a nawet dość boleśnie przewrócić. Najważniejsze to umieć się podnieść. Udział we wszelkiego rodzaju warsztatach, które mają na celu uruchomienie artystycznego bakcyla zawsze pomaga pokonać
32
stres i to nie tylko ten sceniczny. Panu też zdarza się walczyć ze stresem na scenie? - Pomimo tego, że przed przyjściem do teatru w Szczecinie ukończyłem szkołę i zajmowałam się słowem mówionym na scenie, to przez długi czas odczuwałem mały paraliż przed wyjściem do publiczności. Stres nadal się pojawia, ale nauczyłem się nad nim panować, wykorzystywać go w sposób konstruktywny i kreatywny. To ważne, by umieć budować w sobie pozytywne napięcie i pozbyć się poczucia, że ma się osiem rąk i osiem nóg i, że żadna z nich nie działa właściwie. Można sobie z tym świetnie poradzić dzięki wszelkiego rodzaju zajęciom, które mają na celu pracę nad ekspresją. A czy wszechobecne media społecznościowe i technologia, wpływają na dzieci i młodzież, które przychodzą na warsztaty? - Trochę tak jest, że dziś ekspresja dzieci przenosi się ze świata realnego do mediów społecznościowych. Powstaje też duża bariera w kontakcie „face to face”. Oczywiście pewna część młodzieży nie ma z tym problemu, ale wciąż spora grupa jest mocno pozamykana. Na szczęście, to nie tak, że nie da się przełamać tej bariery. Jak najbardziej można to zrobić, tylko wymaga to dużo pracy. Przy każdej edycji warsztatów, spotykamy się z takimi przypadkami. Zauważyliśmy, że stopniowo w trakcie trwania zajęć dzieci się otwierają. Oczywiście robią to po swojemu. My nie staramy się wywierać na nich presji, nie tędy droga. Podsuwamy narzędzia, formy zabawy, gry Można powiedzieć, że wspólnie z uczestnikami naszych warsztatów budujemy własny język. Zdarzają się szczególne przemiany? - W zeszłym roku mieliśmy taki przypadek. Nasza najmłodsza uczestniczka, nie dość że była najmłodsza, to jeszcze bardzo dużą część swojego dzieciństwa spędziła poza Polską. Na początku była bardzo zamknięta i bardzo wycofana. Aż w końcu, w drugim tygodniu warsztatów zauważyliśmy, że w „skorupce” pojawia się małe pęknięcie. Więc my to pęknięcie zaczęliśmy pielęgnować. Ostatnio Basia otrzymała wiadomość od jej rodziców, że dziewczynka mocno się otworzyła, że bierze teraz
udział w zajęciach teatralnych w swojej szkole, w Niemczech. Dla nas to duży sukces. Więc, która z nauk warsztatu jest tą najcenniejszą? - Dla mnie, to element spontaniczności w ramach grupy i umiejętność efektywnej pracy w zespole. Zawsze staramy się rozdzielać zadania, tak aby w momencie pokazu finałowego, każdy mógł się pokazać, aby nikt nie został pominięty. To daje uczestnikom poczucie bycia zauważonym, docenionym. Może to zabrzmi nieco egoistyczne, ale jest nam bardzo miło kiedy po pokazie rodzice przychodzą i mówią - ja nie znałam swojego dziecka od tej strony. Pracujecie z dziećmi i młodzieżą, ale może udało Wam się odkryć szczególny talent? Taki, który widzielibyście w swoim zespole. - Zawsze staramy się prowadzić zajęcia w taki sposób, by wszystkich traktować równo. Każdemu poświęcamy tyle samo uwagi i każdemu staramy się pomóc w tym samym stopniu. Co prawda, to nie jest łatwe przy 15-osobowej grupie, ale mam wrażenie, że osiągamy ten cel. Uczestnicy warsztatów to naprawdę młodzi ludzie, najstarsi mają po 15 lat. Staramy się tak kierować formą tych zajęć tak, żeby nie robić reklamy zawodu aktora. Naszym celem nie jest łowienie talentów. Oczywiście zdarzają się osoby, które podchodzą do swoich zadań z tak wielkim zapałem, że uśmiech sam pojawia się na ustach. Jednak, nie o reklamowanie szkół aktorskich tu chodzi. Mimo tego, że teatrowi na pewno trudno rywalizować z Netflixem, You Tube i innymi “pożeraczami” czasu to jednak przyciągacie do siebie sporo młodzieży. Teatr ich intryguje? - To prawda, że teatr nie jest dziś najpopularniejszą formą spędzania wolnego czasu, ale wydaje mi się, że jest o co kopie kruszyć. Wystarczy zobaczyć ilu młodych ludzi pracuje przy Kontrapunkcie czy festiwalach organizowanych przez Kanę, ilu zajmuje miejsca na widowni Impro na Zamku. Myślę, że jako medium jesteśmy w stanie przyciągnąć do siebie pewną pulę młodzieży i pokazać im, że teatr nie musi być tylko wygłaszaniem tekstów ze sceny, że może być zabawą i doskonałą nauką.
| SZTUKA |
Między Polską a Japonią -
wielkie otwarcie międzynarodowej wystawy w TRAFO
„Mono no aware” pod taką nazwą zostanie otwarta wystawa w ramach cyklu „Celebration” w Trafostacji Sztuki w Szczecinie. Nad projektem pracowało 21 artystów i kolektywów z Polski i Japonii. Wernisaż już 13 czerwca o godz. 19. Czego można się spodziewać? AUTOR AGATA MAKSYMIUK
Zarówno w Japonii, jak i w Polsce to zupełnie nowy, zorganizowany na niespotykaną dotychczas skalę projekt. Realizacja obejmuje serię wystaw z dziedziny sztuki współczesnej – „Celebration”. To efekt dwuletnich starań entuzjastów, którzy powołali do życia wyjątkowy projekt, mający szansę jako wydarzenie cykliczne oddziaływać i pozostać w świadomości odbiorców obu krajów przez kolejne lata. Wystawy zostaną zaprezentowane w trzech miastach: Kioto, Poznaniu i Szczecinie. Kuratorami są prof. Akiko Kasuya i Paweł
34
Pachciarek, a w Szczecinie również Stanisław Ruksza, natomiast funkcję doradcy programowego pełni legendarny japoński kurator, prof. Akira Tatehata. Do udziału w wystawie zaproszonych zostało 21 artystów i kolektywów z Polski i Japonii. Wszyscy uczestniczyli w rezydencjach artystycznych w obu krajach, by stworzyć nowe prace, przeznaczone wyłącznie dla celów tego projektu. Ta śmiała, stanowiąca nie lada wyzwanie logistyczne koncepcja zakłada dodatkowo opowiedzenie przez każdego z artystów pewnego rodzaju historii w trzech niezależnych aktach-rozdziałach, rozumianych jako ciąg jednej narracji rozwijającej się na przestrzeni trzech wystaw. Mimo że poszczególne wystawy pomyślane są jako częściowo niezależne byty, to aby móc w pełni prześledzić i najlepiej uchwycić istotę działań, strategii artystycznych i kierunek kuratorskiej wędrówki, warto zobaczyć wszystkie trzy. Wystawa odbywa się w ramach programu „Celebration” – 100-lecia nawiązania stosunków dyplomatycznych między Polską i Japonią. I to właśnie współpraca leży u podstaw całego projektu, który doprowadzić ma do dialogu w obrębie artystycznych par. Jednym z najważniejszych celów projektu „Celebration”
| SZTUKA | Mono no aware to jedna z podstawowych japońskich kategorii estetycznych, odnosząca się do odnajdywania w świecie melancholijnego piękna. Wystawa nawiązuje do tych procesów, podkreśla jednocześnie relacyjność pojęciową, estetyczną czy duchową między Wschodem i Zachodem. To, co wydawać by się mogło być zarezerwowane wyłącznie dla danego kręgu kulturowego, w przypadku „patosu rzeczy” (mono no aware) Wschodu znajduje dopełnienie w antropologii tragiczności Zachodu przeprowadzonej przez Maxa Schelera. Pokaz bardziej próbuje ukazać, to co wspólne, będące podwaliną dla nowego, niż prezentować różnice. jest stworzenie warunków do faktycznej i „żywej” wymiany doświadczeń pomiędzy artystami, co w założeniu ma zwiększyć potencjał stworzenia zupełnie nowych prac. Przed artystami, jak i kuratorami stanęło niełatwe zadanie opowiedzenia o wybranych kategoriach estetycznych, społecznych czy historycznych z dwóch perspektyw, tak, by zarówno publiczność w Japonii, jak i w Polsce nie odniosła wrażenia powierzchowności czy narracyjnej pychy w prezentowanych po obu stronach globu pracach.
Pomimo ograniczeń wynikających z odległości, problemów komunikacyjnych czy wreszcie różnych perspektyw twórczych, udało się doprowadzić do spotkania pomiędzy artystami biorącymi udział w projekcie i w efekcie do stworzenia serii wspólnych prac, jak choćby w przypadku Stacha Szumskiego i Satoshiego Kawaty, czy – jak w przypadku Łukasza Surowca i Yuriko Sasaoki – przygotowania wspólnych warsztatów, które odbędą się zarówno w Japonii, jak i w Polsce. Bez względu na rezultat, najważniejsze było jednak – dzięki zaproszeniu na rezydencje artystów z Polski do Japonii i z Japonii do Polski – stworzenie platformy do nawiązania twórczego dialogu i wzajemnych inspiracji na kolejne lata.
Kuratorzy: Akiko Kasuya, Paweł Pachciarek, Stanisław Ruksza Artyści i artystki: Karolina Breguła, Agnieszka Brzeżańska, Piotr Bujak, contact Gonzo, Tomohiro Higashikage, hyslom, Ryosuke Imamura, Yoshimasa Ishibashi, Satoshi Kawata, Meiro Koizumi, Daniel Koniusz, Robert Kuśmirowski, Maria Loboda, Masanori Matsuda, Mitsuhiro Okamoto, Alicja Rogalska, Yuriko Sasaoka, Łukasz Surowiec, Stachu Szumski, Yusuke Taninaka, Makiko Yamamoto
| KULTURA |
#nie możesz przegapić na prawdziwego koguta przystało, budzi co rano wszystkich domowników i zwierzęta. Tylko co ma robić piesek Karmelek? Sam chciałby się dowiedzieć, jak mógłby się stać potrzebny … „Karmelek” to pełna humoru i ciepła opowieść o poszukiwaniu własnego talentu oraz o sile przyjaźni, która sprawia, że dzięki niej każdy może poczuć się wyjątkowy. 1 czerwca, Pleciuga, godz. 16, bilety 25 zł
Spotkanie z Urszulą Dudziak
„Biegnąc z wilkami” wystawa i performance
Kolejnym gościem Zamkowego Gwiazdozbioru będzie Urszula Dudziak. To będzie spotkanie z wielką damą jazzu, znaną z niespotykanej skali głosu, perfekcyjnej intonacji i unikalnej techniki wokalnej. Sukcesy artystyczne wokalistki, sceny dzielone z Bobbym McFerrinem, Herbie Hancockiem czy Stingiem, to jednak tylko część jej niezwykłego życia i osobowości. Ogromne pokłady optymizmu i poczucia humoru, talent gawędziarski i dystans do codzienności zaowocowały dwiema książkami: „Wyśpiewam Wam wszystko” (wyd. 2012) oraz jej kontynuacją „Wyśpiewam Wam więcej”. Podczas zamkowego spotkania poznamy wybitną artystkę – osobę zakochaną w świecie, ludziach i życiu. 12 czerwca, Zamek, dziedziniec, godz. 18, bilety 30 zł
Wystawa zatytułowana „Biegnąc z wilkami” jest kolejną już ekspozycją, przygotowaną przez Estońskie Centrum Literatury Dziecięcej i estońską kuratorkę i ilustratorkę Viive Noor. Pomysł opiera się na popularnych w Estonii opowieściach o wilkołakach. Baśnie, legendy, podania i opowieści ludowe takie jak te o wilkołakach, od pokoleń opowiadane w Estonii, należą do europejskiego dziedzictwa kulturowego. Teatr „Piwnica przy Krypcie” przygotował performance, towarzyszący otwarciu wystawy „Biegnąc z wilkami” w wykonaniu Mai Bartlewskiej i Mateusza Wiśniewskiego, aktorów szczecińskich scen. 6 czerwca, Galeria Wschodnia Zamku (wejście J), godz. 17, wstęp wolny
„Karmelek” w Teatrze Lalek Pleciuga W pewnej spokojnej, wiejskiej zagrodzie żyją zwierzęta. Ich rytm dnia wyznaczany jest codziennymi obowiązkami: krowa daje mleko, kura znosi jajka a kogut, jak
36
Nouvelle Vague Nouvelle Vague to francuski kolektyw muzyczny, który w roku 2003 założyli producenci Marc Collin i Olivier Libaux. Formacja nazwą nawiązuje do zjawiska nowej fali we francuskiej kinematografii w latach 60. Choć ich twórczość to przede wszystkim covery, ale ich dobór i wyjątkowy sposób podania wyróżniają zespół od początku kariery. W 2019 roku zespół celebruje swoje 15. urodziny. Podczas europejskiej trasy koncertowej zobaczymy wspaniałe wokalistki - Mélanie Pain oraz Élodie Frege, które od lat współtworzą niezapomniany klimat Nouvelle Vague. 17 czerwca, Filharmonia, godz. 20, bilety 99-129 zł
The Mystery Of The Bulgarian Voices i Lisa Gerrard Ideą przewodnią albumu „BooCheeMish” było połączenie unikalnych głosów – chórzystek z The Mystery Of The Bulgarian Voices, genialnej wokalistki
| KULTURA |
Lisy Gerrard (Dead Can Dance) oraz światowego mistrza beatboxu – SkilleRa. Koncert „BooCheeMish” to muzyczna podróż, w której towarzyszyć będą nam nie tylko głosy, ale też brzmienia tradycyjnych instrumentów, m.in: gadulka, tambura i kaval. Na program koncertu składają się utwory Lisy Gerrard z akompaniamentem zespołu oraz SkilleRa i chóru, tradycyjne pieśni w wykonaniu chóru oraz specjalne kompozycje we wspólnym wykonaniu Lisy Gerrard i chóru. Autorem aranżacji i oryginalnych kompozycji jest kompozytor i dyrygent Petar Dudakov. 12 czerwca, Filharmonia, godz. 20, bilety 129-189 zł
poop glitter możecie sprawdzić bogatą paletę barw... Pokazy przedpremierowe: 28, 29, 30 czerwca 2019, Teatr Współczesny
Wielka impreza na wyspie Catz ‘n Dogz wracają do miasta. Duet w marcu wydał doskonale przyjętą, czwartą w dorobku płytę „Friendship”, po raz drugi wziął też udział w kultowej audycji rozgłośni BBC Radio 1 - Essential Mix. Teraz organizują event o nazwie Friends of PETS, który jest swego rodzaju ewolucją projektu festiwalu Wooded, który odbył się w ubiegłym roku na Łasztowni. Idea jest prosta: promują zarówno lokalnych artystów, jak i zagraniczne gwiazdy. Będzie to dziewięć godzin zabawy w drugi najdłuższy dzień w roku w plażowym klimacie Wyspy Grodzkiej. Prócz C’n’D szczecinianie będą mieli okazję usłyszeć cenionego rapera młodego pokolenia Otsochodzi. 22 czerwca, Wyspa Grodzka, godz. 18, bilety: od 49 zł
„Wszystko jest dobrze, jesteśmy szczęśliwi” Teatr Współczesny zaprasza na spektakle przedpremierowe „Wszystko jest dobrze, jesteśmy szczęśliwi” w reżyserii Natalii Sołtysik. Dawno, dawno temu ludzie byli bardzo szczęśliwi. Tak szczęśliwi, że nie wiedzieli, co robić z życiem. Dlatego wymyślali sobie różne ciekawe hobby. Na przykład sweterki dla kur robione na drutach. Można było zamówić dla swojej kury sweter w wybranym kolorze i fasonie. Naprawdę, poszukajcie w google, hens in sweaters. Albo brokat dla kupy. Łykasz specjalną pastylkę z brokatem, która rozpuszcza się dopiero w jelicie grubym i… voila! Pod hasłem
„Oni” w Teatrze Polskim Teatr Polski zaprasza na spektakl „Oni” – dramat napisany przez Stanisława Ignacego Witkiewicza w 1920 roku, najprawdopodobniej będący jego reakcją
na rewolucję październikową i wojnę polsko-bolszewicką. W dramacie „Oni” Witkacy zawarł przede wszystkim panujący strach przeciwko spodziewanemu nadejściu bolszewizmu w Polsce (19 lat później, gdy groźba ta zacznie się ziszczać – Witkacy popełni samobójstwo). Tytułowi „Oni” swoją tajemniczością, zakulisowością i wywoływanym powszechnym strachem, przypominają ówczesne wyobrażenie o władzy komunistycznej. 22 czerwca, Teatr Polski (Stara Rzeźnia), godz. 19, bilety 30-35 zł
Wielki Turniej Tenorów Po raz 21. tenorzy z różnych zakątków świata zaprezentują się w najpiękniejszych ariach operowych, operetkowych i pieśniach neapolitańskich. Wielki Turniej Tenorów organizowany przez Operę na Zamku jest turniejem, który od 20 lat wychodzi z gmachu teatru w malowniczy plener. Także i w tym roku tenorzy z całego świata zabrzmią pełnym głosem, w pięknym parku, w fantastycznej, odprężającej atmosferze zaprezentują nam arie z oper i operetek oraz pieśni neapolitańskie. Zwycięzcę wybiera publiczność, nagradzając swojego faworyta różą. Artysta, który zbierze ich najwięcej – zostaje pasowany na rycerza, jak przystało na zwyczaje Wielkiego Turnieju Tenorów. 29 czerwca, Teatr Letni im. H. Majdaniec, godz. 20:30, bilety 35-150 zł
Podziel się z nami swoją opinią! Wyślij maila lub napisz do nas na FB
MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 06/2019
37
| KINO |
#kino w czerwcu Królowa kier (Dronningen) / 2019
Catalina 2017
Międzynarodowa koprodukcja, w której występują również polscy aktorzy (Andrzej Chyra). Catalina studiuje prawo we Francji. Jest Kolumbijką i właśnie odrzucono jej prośbę o przedłużenie pobytu. Pomocne może okazać się napisanie ciekawej pracy. Dziewczyna za radą jednego ze swoich profesorów jedzie do Sarajewa, by szukać tematu pracy w materiałach Międzynarodowego Trybunału Karnego dla byłej Jugosławii. Na miejscu jednak nie udaje się jej uzyskać pozwolenia na dostęp do archiwum. Jednocześnie pomocną dłoń wyciąga do studentki Nada, tamtejsza tłumaczka oraz jej partner, pochodzący z Polski Marek.
Anne jest szanowaną prawniczką, która pomaga nieletnim ofiarom molestowania seksualnego. Jej mąż to ceniony lekarz. Wysoki ekonomiczny, zawodowy i towarzyski status pozwala im wieść komfortowe życie w eleganckiej posiadłości, w której wychowują córki bliźniaczki. Pewnego dnia w ich domu zjawia się zbuntowany nastoletni syn Petera z pierwszego małżeństwa. Jego obecność obudzi w Anne uśpione pragnienia, podsycane przez spojrzenia, gesty, przypadkowy dotyk. Czy zakazana relacja, w której do zyskania jest chwila erotycznego spełnienia, a do stracenia – wszystko, jest warta ryzyka?
Godzilla II: Król potworów
(Godzilla: King of the Monsters) / 2019 Kolejna odsłona filmowego MonsterVerse, opowiada historię o bohaterskich czynach członków kryptozoologicznej agencji Monarch, którzy muszą zmierzyć się z całą zgrają gigantycznych potworów. W tym również z potężnym Godzillą, który staje do walki z Mothrą, Rodanem i swoim najgroźniejszym wrogiem — trzygłowym Królem Ghidorahem. Kiedy te pradawne supergatunki, o których istnieniu dawno zapomniano, ponownie powstają, rozpoczyna się walka o dominację... a to stawia na szali przetrwanie ludzkości.
| KINO |
Milcząca rewolucja
(Das schweigende Klassenzimmer) / 2018 Gdy na Węgrzech trwa rewolucja 1956 roku, grupa uczniów z NRD postanawia wesprzeć buntowników milczącym protestem. Minuta ciszy w czasie lekcji przyniesie jednak bardzo poważne konsekwencje.
życia Eltona Johna ukazująca artystę od jego najmłodszych lat w Królewskiej Akademii Muzycznej po długoletnią współpracę z autorem tekstów, Berniem Taupinem. Kandydatami do roli muzyka byli Daniel Radcliffe i James McAvoy. Ostatecznie w rolę artysty wcielił się Taron Egerton.
Tajemnice Joan (Red Joan) / 2018
Rok 1938. Młoda Joan studiuje fizykę w Cambridge. Nieśmiała i łatwowierna dziewczyna szybko daje się uwieść uroczemu i tajemniczemu Leo, który wkrótce staje się jej przewodnikiem po obcym, ale intrygującym świecie ideologii komunistycznej. Romantyczna idylla trwa aż do momentu wybuchu II wojny światowej. Joan pracuje w ośrodku badań nad bombą atomową, gdy Leo prosi ją o przekazanie Rosjanom ściśle tajnych akt. Joan dowiaduje się, że jest tylko narzędziem w rękach ukochanego i sama musi wybrać pomiędzy miłością i zdradą swojego kraju a bliskimi i ich ocaleniem.
Rocketman 2019
Elton John, w odróżnieniu od wielu innych gwiazd muzyki, doczekał się filmowej hagiografii już za życia. Tym właśnie ma być „Rocketer”. To historia
Podziel się z nami swoją opinią! Wyślij maila lub napisz do nas na FB
| MUZYKA |
TOP 10 albumów na czerwiec by Jarek Jaz (MM Trendy)
Ezra Collective
You Can’t Steal My Joy (Enter the Jungle) Kwintesencja wielu lat grania, udanych kolaboracji, talentu świetnych młodych muzyków i przyszłości brytyjskiego jazzu w końcu zmaterializowała się w postaci pełnowymiarowego albumu. Niekoniecznie wybitnego, ale pełnego cudownej energii oraz stanowiącego kopalnię wpływów, udanych nawiązań i jawnych inspiracji skumulowanych na jednym krążku. Razem z kwintetem trafiamy do Afryki, lądujemy na ulicach Los Angeles, by chwilę później przenieść się do faweli w Sao Paulo. Mogliby być ozdobą ceremonii wręczenia BET Awards, ale też wystąpić w zadymionym klubie, jadąc konkretnym fusion, gdzie jazz miesza się z funkiem, dubem i reggae, przyprawionym na wierzchu powłóczystym rapem. Czy to rozpoznawalne składniki? Tak. Występują przecież w wielu potrawach. Czy to przeszkadza? Ależ skąd. Siła kolektywu to wprawdzie energia całego zespołu, ale złożonego z super zdolnych osobowości, które kreują tu własne światy. Joe Armon-Jones tworzy perfekcyjne mikro-solówki na klawiszach, sekcja dęta dmie jak opętana, świetnie spisują się zaproszeni goście. Fala UK jazzu wzbiera od kilku lat, regularnie promując doskonałych muzyków. Dzięki tak eklektycznej i przystępnej ofercie, jak debiut Ezra Collective, więcej osób będzie miało szansę poznać ich zdecydowanie lepiej.
King Gizzard & the Lizard Wizard Fishing for Fishes (Pias) Mimo że Australijczycy z KG&LW
40
kojarzeni są raczej z retro rockiem, to nagrywając swój czternasty (!) w karierze album opowiedzieli dowcip roku, który ani przez chwilę nie zasługuje na miano suchara. Przeciwnie. To jedna z tych płyt, która na pewno trafi do podsumowań 2019 r. Jest przekomiczna, iskrzy od pomysłów, z aktualnym przekazem (zagłada organizmów morskich w efekcie działalności człowieka), no i świetnie się jej słucha przy śniadaniu, podwieczorku, a także kolacji. Supergrupa, która wróciła po bodajże rocznej przerwie od momentu, kiedy zdecydowała się wypuścić pięć różnych albumów w ciągu dwunastu miesięcy, tym razem postawiła na powrót do korzeni. Blues, boogie, harmonijka ustna, melodyjne wokalizy. Lądujemy w świecie wideoklipów ZZ Top, ale wynaturzonym. Jak w lynchowskim Bang Bang Bar, gdzie kończył się każdy z odcinków ostatniego sezonu Twin Peaks. Wesołkowate, psychodeliczne boogie prowadzi do finału, który eksploduje w elektronicznym „Acarine”, ale to jeszcze nie koniec. Dzieło wieńczy potężna disco-kpina „Cyboogie”, przy którym ostatnia retro płyta Daft Punk mogłaby służyć zaledwie za efektowną podstawkę. King Gizzard & the Lizard Wizard zostają królami alternatywnej dyskoteki.
solo. Tutaj skonfrontowanych ze sobą i zderzonych z mocą osiągalną jedynie w wielkim akceleratorze cząstek. Nie wydali nic wspólnie od pięciu lat, ale powrót w postaci „Kind of Green” spełnia najwyższe wymagania mogące wynagrodzić czas oczekiwania. Otwierający „Rek” to pewnie najbrudniejszy techno numer, jaki pojawił się w tym roku. Brzmi jak bulgot najgorszego z postnuklearnych koszmarów, na który natknęli się bohaterowie „Metro 2033” przechodząc przez zakamarki podmoskiewskich korytarzy. Na czele z atakującym wszystkie zmysły pompującym basem, podwyższa ciśnienie krwi w czaszce do niebezpiecznych poziomów. „Newt” to atomowy electrofunk, zmutowany Africa Bambaata przeniesiony wprost z ubiegłego wieku na dzisiejsze parkiety. Całość zamyka minimalistyczny „Milk”. Pięć lat milczenia na scenie techno to cała epoka, w trakcie której na dno upaść może niejeden heros, a brzmienie zmienić się o 180 stopni. Cóż, wygląda na to, że tego rodzaju problemy nie dotykają Karenn.
i downtempo w zgrabnej parkietowej paczce, która wyszła spod ręki Korsykanina Jeana-Patricka Simonetti. Producent o bardzo hedonistycznym podejściu do życia (jak sam o sobie mówi) od kilku lat poszukuje idealnego brzmienia, które przyciągałoby tanecznym vibem i idealnym groove. Mini-album „Jizz@Jazz” wskazuje, że jest ku temu na dobrej drodze. Na miękkie house’owe bity nakłada kobiece wokale i sample z jazzowych numerów. Kłania się wczesny Dimitri from Paris i czasy, kiedy muzyka na parkiet miała więcej wspólnego z jazzową potańcówką niż imprezą, gdzie ściśle liczy się BPM. Do tańczenia na plażę z dużą ilością słońca i pysznym drinkiem.
Earth
Full Upon Her Burning Lips (Sargent House)
Karenn
Kind of Green (Voam) Wprawdzie pięć techno rollerów zawartych na „Kind of Green” ma status singla, ale pompuje adrenalinę co najmniej tak intensywnie, jak dobrej jakości album. Wspólny projekt producentów znanych pod pseudonimami Pariah i Blawan, to wypadkowa ich najlepszych pomysłów, które zazwyczaj realizują
Workerz Jizz@Jazz (Tealer Rec) Mała rzecz a cieszy. House, jazz
Bogowie po raz dziewiąty zeszli na Ziemię, by dać moc wyznawcom swoim. Nieśmiertelny Dylan Carlson i perkusistka Adrienne Davies nagrali album wolniejszy co najmniej o połowę od większości innych zespołów, jednak o sile jakiej nie powstydziłby się najpotężniejszy tajfun z tych, które przez ostatnie lata regularnie pustoszą Ziemię. Jak zawsze, głęboko tkwiąc w amerykańskiej tradycji blues/country/western, przenoszą ją w psychodeliczną otchłań drone metalu. To prawie sześćdziesiąt minut niesamowitych dźwięków, których unikalne piękno tkwi w ich prostocie, graniczących ze światem magii, do którego wstęp mają tylko prawdziwi czarnoksiężnicy. Carlson w swoich narkotykowo-psychodelicznych podróżach na pewno wielokrotnie był w miejscach, gdzie nikt inny nie chciałby się znaleźć. Dlatego to właśnie on, jak nikt inny potrafi czynić sobie Ziemię poddaną.
| MUZYKA |
by Milena Milewska (Radio Szczecin)
Alfa Mist
Structuralism (Sekito) Duke Ellington powiedział kiedyś: „Ogólnie rzecz biorąc, jazz zawsze był jak mężczyzna, z którym nie chciałbyś, aby zadawała się twoja córka”. Ciekawe, czy podtrzymałby tę opinię, słuchając współczesnego, brytyjskiego jazzu, który nigdy nie miał się tak dobrze. Z jednej strony jest to muzyka buntu oraz dźwięki pojawiające się w londyńskich klubach obok grime’u, ale przede wszystkim UK jazz to nieposkromiona energia i kreatywność młodych Brytyjczyków (według badań aż 67% nastolatków z Wysp zajmuje się robieniem muzyki). Wydaje się więc, że Duke byłby zadowolony i dumny z tego, że jazz staje się językiem i sposobem wyrażania się kolejnych pokoleń. Alfa Mist jest tego idealnym przykładem - tworzy od piętnastego roku życia, a wpływy jazzowe ukształtowały go na równi z inspiracjami hip-hopowymi. Nie wynika z tego bunt, a raczej spokój i wyważenie. „Structuralism” to intymne kompozycje odrywające od rzeczywistości. Melancholijny saksofon, eteryczne smyczki i nastrojowe pianino, przy którym zasiada autor płyty, zapewniają przepiękne i trochę bujające w obłokach połączenie. „Structuralism” brzmi też jak gotowiec na niezapomniany koncert - na żywo ten materiał mógłby szybować jeszcze wyżej, a będzie to można sprawdzić na własnej skórze już 14 czerwca we Wrocławiu.
Seba Kaapstad Thina
(Mello Music Group) Gdy niemiecki muzyk Sebastian Schuster pojechał do Południowej Afryki, zakochał się w tamtejszej kulturze, jednak nie skończyło się na zwiedzaniu, a na założeniu grupy,
której twórczość zabiera nas do różnych zakątków świata. „Thina” nie jest zbiorem typowych piosenek w jednym tempie, czy standardowej formie - dość często zdarzają się odstępstwa. Przykładem niech będzie leniwe „Dezaster”, które nagle nabiera elektronicznych rumieńców, czy opierające się na wokalnym duecie „Don’t”, gdzie niespodziewanie wkraczają smyczki, a utwór rozwija się instrumentalnie. Seba Kaapstad przygotowali dla nas dwanaście kompozycji, harmonijnie łączących afrykańskie wokalizy, jazz w stylu Roberta Glaspera, ciepły soul i elektronikę przywodzącą na myśl Jazzanovę. Wszystko ma tu swoje miejsce, wszystko płynie naturalnie, jak podczas dobrego jam session. A ja od dziś czekam na więcej niemiecko-afrykańskich połączeń.
rapuje nie tylko o rodzinie, ale też o swoich przyjaciołach i związku. A tytułem i okładką przywołuje wiersz Stevie Smith z 1957 roku, gdzie bohater tonie, gdyż wszyscy przyjęli, że machał, a nie wołał o pomoc. Jeżeli uznamy tę sytuację za przenośnię dla wewnętrznych problemów, które są niezauważane i lekceważone przez innych, to rzeczywiście raper często się do nich odnosi, ale nie jest to przeważającym elementem tego materiału. Drugi album Carnera zawiera luźne zapiski i narracje - mamy prozę życia, spokój (czasem aż za duży) oraz relaks (singlowy „Angel” to najbardziej wyluzowany kawałek, jaki ostatnio powstał). Jeśli potrzebujecie trochę wyciszenia, „Not Waving, But Drowning” powinno się sprawdzić.
i surowość często pobrzmiewające w bitach i tekstach. Warto poświęcić Tylerowi te czterdzieści minut, by samemu wyrobić sobie zdanie i ocenić, czy ci, którzy mówią, że „IGOR” to jego najlepsze dzieło, mają rację. Pozwolę sobie tylko na jeszcze jeden spojler - czterdzieści minut może tu nie starczyć, bo na pierwszym odsłuchu raczej się nie skończy.
Jamila Woods
LEGACY! LEGACY! (Jagjaguwar)
Tyler, the Creator IGOR
(Columbia)
Loyle Carner
Not Waving, But Drowning (AMF/Virgin EMI) Raperom zdarza się pisać teksty o matkach - Jay-Z, Kanye West, Nas i oczywiście Tupac - wszyscy mają na koncie utwory dedykowane swoim rodzicielkom. Loyle Carner idzie o krok dalej, zawierając na płycie wiersz dla mamy, a także wiadomość od niej dla siebie. Niektórzy mogliby z tego zrezygnować, bojąc się łatki maminsynka, jednak Loyle nie ma problemu z odsłanianiem uczuć -
Ile było już płyt o tym, że ktoś się zakochuje, z miłości stąpa po obłokach, następnie związek się kończy, mamy więc odkochanie i zastanawianie się nad tym, czy może chociaż będzie z tego przyjaźń? Wśród tych krążków Tyler na pewno nie zginąłby w tłumie, bo nawet gdy podejmuje ogólnie znany temat, robi to zupełnie inaczej. I tu nie wiem, na ile powinnam pisać o „IGORZE”, gdyż artysta prosił przed premierą, by każdy sprawdził ten album w całości, w spokoju i co najważniejsze - bez żadnych z góry przyjętych założeń. Ale chyba jakoś specjalnie Was do niczego nie nastawię, jeśli napiszę, że Tyler ma rację. „IGOR” jest płytą, której trzeba słuchać od deski do deski. Wtedy wszystkie, czasami pourywane fragmenty składają się w całość, a my jesteśmy w stanie wychwycić zarówno ciepło płynące z soulowych, miłosnych sampli, czy kojącego głosu Solange, jak i rozczarowanie, złość
Dobrze widzieć artystkę, która tak dynamicznie się rozwija. Jamila już debiutując, udowodniła, że nagrywa muzykę po coś, że liczy się dla niej nie tylko świetna oprawa, ale i treść. Na „HEAVN” czarowała delikatnym i zaangażowanym społecznie soulem. Tym razem poszła dalej i z wielu odmiennych części utkała spójny koncept album. Inspiracje innymi twórcami to nic nowego - to mamy wszędzie. Jednak wyciąganie esencji z przekazu ukochanych poetów, muzyków, malarzy, czy aktywistów, by mówić jednocześnie ich i swoim głosem - to dość ciekawy eksperyment. Jamila przywołuje więc pionierkę funku Betty Davis, by wspomnieć o kobiecej sile, odwołuje się do Fridy, komentując zgodność w związkach. „LEGACY! LEGACY!” to także męskie wzorce - bezkompromisowi Miles Davis, czy Muddy Waters. Jamila wybrała dwanaście wybitnych jednostek, a następnie każdej z nich podarowała imienny utwór. Udało jej się przy tym stworzyć płytę, która nie trzyma się przeszłości, a jest mocno osadzona w naszym świecie. Woods pochłania siłę swoich idoli i ich słowa, co wznosi jej muzykę na wyższy poziom.
MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 06/2019
41
| ROZMOWA |
Życie to radosna zabawa w teatr Jeden z najpopularniejszych szczecińskich aktorów przeżywa właśnie złoty okres w swoim życiu. Udane role, nagroda za nagrodą, uznanie publiczności. Michał Janicki wszystko zawdzięcza pracy, chociaż przyznaje, że zdarza mu się grzech lenistwa. ROZMAWIAŁA MAŁGORZATA KLIMCZAK / FOTO ANDRZEJ SZKOCKI
żenie. Wybitny aktor wiedział, że nie będzie lekko. Wiedział, że ci, którzy nie wytrzymają presji, pracy na emocjach, wielogodzinnych nocnych prób i odejdą z uczelni, nie poradziliby sobie w zawodowym teatrze.
Aktor to trudny zawód trudny?- Może dla tych pozbawionych talentu i sprawnej pamięci. Jak są predyspozycje, jest to wspaniałe i fascynujące zajęcie. Aktor musi mieć pamięć wzrokową, słuchową i emocjonalną. Wszystkie te rodzaje pamięci trzeba zebrać w jedną akcję na scenie. Jak ktoś mówi, że to jest trudny zawód, od razu przypominają mi się słowa pani reżyser: Proszę pana, według pana to jest trudny zawód? Jest ciężko? Ciężko nauczyć się ośmiu stron tekstu, których teraz pan nie może powtórzyć?! Ciężko to jest w kopalni albo na statkach rybackich na Morzu Północnym!!! Niech mi pan nie mówi o trudnym zawodzie, bo pana wyrzucę ze sceny! – i prawie to zrobiła. Jak są predyspozycje, nie jest ciężko nauczyć się 10 stron tekstu za karę na zajęciach u Henryka Bisty? - Tak.
42
Były takie karne ćwiczenia. Bista jednego z kolegów wyrzucił ze szkoły za to, że się nie nauczył. Henryk Bista miał tak wielki autorytet, że mógł podjąć taką decyzję. Kiedy przeszło to do historii szkoły, wszyscy zaczęli kuć na blachę. Może dzięki takim ćwiczeniom później było Wam łatwiej w zawodzie. - Bista był wspaniały. Ostry jak „finka”, ale jeszcze bardziej bezwzględną miał żonę, Urszulę Mordzewską. Uczyła prozy. Piękna twarz, uroda w stylu Natalie Wood, bardzo dobrze ubrana, stylowa i bardzo niebezpieczna. Rzucała się do gardła, jak norka na początku zajęć i trzymała do ostatniej minuty. Jeśli ktoś wytrzymał z nią cztery lata studiów, to później nie był mu straszny żaden reżyser. Myśmy się zastanawiali, dlaczego oni byli tacy nieugięci, ale robili to w pełni świadomie. To było bardzo inteligentne zało-
Bo trzeba mieć wielką wrażliwość i skórę nosorożca? - Tak. W Teatrze Polskim gościł kiedyś reżyser Wilkin, dyrektor Teatru na Tagance, najważniejszej sceny w Moskwie. W Polskim zrobił trzy świetne przedstawienia. Był tyranem. Aktor powtarza z pięćdziesiąt razy jedną kwestię, a Wilkinowi ciągle coś nie pasuje. Najpierw próbujesz technicznie, potem szukasz w sobie emocji, potem dostajesz szału, jesteś zmęczony, jesteś zagubiony, jesteś w panice i wtedy robisz coś takiego, że reżyser mówi: „O, to jest to”. I trzeba to zapamiętać, i umieć powtórzyć, bo aktor musi mieć pamięć emocjonalną. I w końcu Wilkin spotyka się z Michałem Janickim. - Znając jego sposoby, pomyślałem sobie: „No, on mi da popalić. Fajnie było”. Miałem już pierwszą nagrodę na koncie i nagle przyjeżdża Wilkin… Zastanawiałem się, jak oceni moje poczynania na scenie, skoro jest taki bezkompromisowy. Widział wcześniej kilka moich spektakli. Rozpoczyna się próba „Wieczoru trzech króli”, a on zaczyna tymi słowami: „Nu państwo, u mnie w teatrze są dwa lubimyje aktory. Jedna to Lidia Jeziorska, a wtaroj jest Michał Janicki”. Trudno było wyczuć, kiedy ironizuje, więc pomyślałem, że pewnie Lidkę wymienił jako najlepszą, a ja jestem ten najgorszy. Zmroziło mnie. Kiedy ja już mdlałem i knułem, żeby wziąć zwolnienie lekarskie, on mówi: „Ja tobie
| ROZMOWA |
daję egzemplarz na pierwszej próbie, ty igrajesz Malvolia, przeczytaj w domu sam, przemyśl to i za dwa tygodnie zapraszam cię na próbę”.
mek. Przedstawienie miało powodzenie, recenzje były przychylne, a ja dostałem nominację do Bursztynowego Pierścienia.
Duża rola. - Bardzo istotna, jedna z kluczowych. No to teraz jest jeszcze gorzej niż myślałem. Skoro on mnie tak wyróżnił, to tak mnie zobowiązał, że nie wiem teraz, co zrobić. Do tej pory myślałem o sobie nie najgorzej, ale nie wiedziałem, czy on coś knuje, czy darzy mnie sympatią i zaufaniem, czy może chce mnie skompromitować. Okazało się, że obdarzył mnie po prostu zaufaniem. Ale talent swoją drogą, serce swoją drogą, a lenistwo swoją drogą. Byłem młody, szalony, wszystko mnie wokół rozpraszało. Trochę popracowałem, ale nie na tyle, żeby to można było nazwać uczciwością. Nie znając tekstu na blachę, żeby nie było pauz i dziur, wplatałem podteksty, które się pod tymi zdaniami kryją. Normalnie, najpierw jest myśl, a dopiero potem słowo, a w aktorstwie mamy słowa, a nie mamy myśli. Jeżeli słowa mają zabrzmieć wiarygodnie, to muszą być interesujące podteksty. Im więcej podtekstów potrafi aktor wymyślić na jedno słowo, tym jest ciekawszy. Matyjaszkiewicz miał osiem podtekstów na jedno słowo. To już było Bizancjum, za bogato. Pomyślałem sobie, że Wilkin tak dobrze nie zna polskiego, to mnie nie sprawdzi. Jadę z tą sceną i tam, gdzie brakuje mi tekstu, wsadzam podteksty. Niby nie dzieje się nic złego, ale koledzy się śmieją, ktoś spada z krzesła, a ja ciągnę. Skończyłem i Wilkin mówi, że wszystko dobrze i wrócimy do sceny za dwa dni. Dopracowałem tekst, wszystko już umiem i po dwóch dniach mówię znowu tekst. A on do mnie: „Misza, skażaj, szto ty tu dziełał w pierwej, że my tu z Wiśniewskim śluzy lali?”. Tłumaczę, że wprowadziłem podteksty. A on na to, żebym zostawił te podteksty, bo tak ma być. Ja na to: „Ale przecież Szekspir…”. A Wilkin: „Szekspir nie żyje”.
Tych nagród zebrało się sporo. - Nagroda jest dla aktora afrodyzjakiem. Nakręca go do dalszej pracy. To bardzo inspirujące. Do Pierścieni mam duży sentyment. W 1986 prosto z pierwszego roku szkoły teatralnej trafiłem do wojska, ale nie za sprawy polityczne, tylko obyczajowe. Z wojskowym zespołem Niebieskie Berety wystąpiłem na festiwalu w Kołobrzegu. Wtedy śpiewała tam Violetta Villas w doskonałej formie. Namówiłem szefa zespołu, prof. Kałdowskiego, żeby zaaranżował piosenkę „Młodością Kolumbów”, którą zdobyliśmy główną nagrodę. Namawiałem kolegów, żeby się uśmiechali, a oni, że będą głupio wyglądać, wiec im powiedziałem, że głupio wyglądają, kiedy się nie uśmiechają. Trzeba się śmiać - powtarzałem. Oni, że wyglądają jak idioci, a ja, że skoro wszyscy są normalnie smutni, to właśnie na uśmiechniętych idiotów wszyscy zwrócą uwagę. To był pierwszy Pierścień w mojej karierze.
Dzisiaj to normalne, że się zmienia tekst. - Reżyser każe, aktor musi. „Aktor jest od grania, jak cztery litery od swojego zadania”- jak mawiał Kazimierz Dej-
Później posypały się następne. - Miałem już jeden na małym palcu prawej ręki z Kołobrzegu. Potrzebny był drugi, na lewą rękę, od serca. - Zostały jeszcze wolne palce? - Musiałbym policzyć statuetki. Stefan Szaciłowski, reżyser, zaproponował mi główną rolę w „Oskarżycielu publicznym”, autorstwa Hochwaldera. Dostałem wtedy pierwszy raz tak dobrze napisaną intelektualnie sztukę. To są czasy rewolucji we Francji. Grałem Antoine’a Fouquier-Tinville’a, prokuratora, który w końcu sam zostaje skazany. Rewolucja pożera własne dzieci. Wahałem się, bo gdzie ja do takiej roli? To powinien grać Zapasiewicz. Ja ze swoim wysokim głosem idealnie pasuję do komedii. A to postać, której inni powinni się bać. Jak ja będę wyglądał? Przecież wystawię się na pośmiewisko… Był w tym czasie aktor w Teatrze Współczesnym o nazwisku Hołówko, który już to kiedyś grał. Myślałem sprytnie,
że doprowadzę do tego, że oni - nie mając wyjścia - zaproponują to jemu. Uczę się tekstu, ale nie mam do tego serca. Krótko przed premierą na widowni siedzi Hanna Banaszak, Jan Banucha. Gram sztukę od początku do końca. Hania wymknęła się po cichu i zaczęła mnie unikać, a Banucha zasnął. Idę do Janka Banuchy i pytam, co jest grane. A on mówi: „Misiek, ty musisz ciachać te głowy jak kapusty. Głowy lecą i nagle patrzysz – twoja. Tu jest klucz. A drugą rzecz ci powiem taką – Suchocka z Pleszewa. Premier Polski jest z Pleszewa. Nie udawaj kogoś, kim nie jesteś. Ten, który zabija, wcale nie musi być groźny. On może być tak słodki, jak ty”. Jak się wziąłem do roboty, reżyser szalał, bo wszystko mu przewróciłem, ale dobrze na tym wyszliśmy. Chciałam nawiązać do gali wręczenia Nagrody Artystycznej Miasta Szczecin. Katarzyna Janowska, która prowadziła to wydarzenie powiedziała, że nie sądziła iż nagrodzony urządzi stand-up. Michał Janicki ma w sobie taki imperatyw wewnętrzny, żeby się dobrze bawić w dobrym towarzystwie? - Zabawa to właśnie powód zajęcia się teatrem. Aktorzy powinni zatrzymać w sobie albo uruchomić dziecięce cechy. To tak jak 5-letni chłopiec, który w domu odwraca do góry nogami krzesło i to jest dla niego samochód terenowy albo czołg. Za moich czasów popularne były czołgi, bo wszyscy się bawili w Czterech Pancernych. Ja oczywiście byłem Jankiem. Już wtedy się nieźle obsadziłem. Jako dzieci przenosiliśmy się do innego świata i to było dla nas zupełnie naturalne i prawdziwe. Nie byliśmy psychicznie chorzy, przecież wiedzieliśmy, że to jest krzesło, ale musieliśmy zaparkować, żeby wyjść z tego świata i pójść na obiad. To wszystko jest radosną zabawą w teatr. Tak to nazwał Gustaw Holoubek. Jak to usłyszałem, to pomyślałem, że może rzeczywiście jestem u siebie, może to jest moje miejsce. Może dlatego lubię komedię, farsę, tragifarsę i tragikomedię. Mam tak zwany dryg, co zresztą potwierdzają widzowie. Prywatnie najlepiej bawię się, słuchając muzyki poważnej, klasycznej. Z zapar-
MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 06/2019
43
| ROZMOWA |
tym tchem oglądam dramaty psychologiczne, np. Bergmana czy Cassavetesa. Może dla równowagi. - Byłem w Teatrze Współczesnym na „Pijanych” Wyrypajewa. Fantastyczny spektakl, doskonałe aktorstwo. Tego typu sztuk nie można grać „po wierzchu”. Myślę, że jakby Michał Janicki grał „po wierzchu”, nie miałby tylu nagród. - Nieoceniony profesor Bista wziął kiedyś kartkę papieru i tłumaczył nam tak: Ta kartka to jest tragedia, pół to jest dramat psychologiczny, złożona na cztery to jest komediodramat, potem komedia, a taka malutka karteczka to jest farsa. To wszystko jest to samo, tylko grane szybciej i skondensowane. Gdybyś zagrał Strindberga bardzo szybko, to mogłaby z tego wyjść nawet komedia, ale wtedy trwałaby pół godziny. Wniosek z tego taki, że w komedii i farsie należy grać prawdziwie, tylko znacznie szybciej. Wydziwianie i robienie min w farsie jest bez sensu. Czasami Warszawa tu przyjeżdża i oglądam sztuki, które gramy równolegle i to jest zupełnie coś innego… Wydaje mi się, że szczecińskie teatry w ogóle nie mają takich tendencji, żeby coś wydziwiać, przerysowywać. W gościnnych spektaklach czasami jest to widoczne. - Kiedyś do nas przyjechała pewna aktorka (gwiazda srebrnego ekranu) i zaśpiewała piosenkę podczas urodzin Czarnego Kota Rudego. Zafałszowała. Za kulisami pianista zwrócił jej na to uwagę, a ona machnęła ręką i mówi: „A, jak na tutaj to wystarczy”. Nigdy więcej nie została do nas zaproszona. Ze względu na szacunek dla publiczności. Może różnica polega na tym, że są aktorzy i gwiazdy telewizyjne. Widziałem w Szczecinie Leonarda Pietraszaka w sztuce „Libertyn”. Okazało się, że przed przedstawieniem miał atak trzustki. Leżał na ziemi w garderobie, pogotowie się nim zajmowało. Wszyscy się zastanawiali czy w ogóle będzie w stanie stanąć na nogi. Na leżąco skorygował z Marią Pakulnis pewne skomplikowane fizycznie sceny, żeby się w nich nie forsować. Wszyscy czekamy, patrzymy, Pietraszak wychodzi na scenę, gra jak złoto, widownia szaleje. Zastanawiam się jak on gra,
44
kiedy jest zdrowy!!! Podobno prawdziwy aktor nie zagra tylko wtedy, gdy nie żyje. - Jerzy Gruza zawsze nam powtarzał: „To jest teatr. Zwolnienie tylko z kostnicy”. Okazuje się, że Michał Janicki to jest marka. Widzowie dzwonią do kasy teatru i uzależniają wizytę w teatrze od tego, czy w spektaklu gra Janicki. - Skoro pani jako dziennikarz śledczy tak twierdzi, to pewnie tak jest. Widzowie pytają, czy ja gram. To bardzo miłe. Teatr to jest jednak praca zespołowa. W teatrach repertuarowych w jednym spektaklu indywidualność gra główną rolę, ale w drugim przenosi wiadro z węglem, bo kolega gra. Każdy gra swoje, ale gramy do jednej bramki. Często pytają Pana, Panie Michale czy nie ma pan ochoty ruszyć w świat? - Odpowiadam niezmiennie - nie, ponieważ świat przyjeżdża do mnie! Teatr Kameralny organizuje Euromusicdrama! Muzyka komponowana dla teatru jest zawsze wspaniała, ale, niestety, ma krótki życiorys, bo wraz z końcem przedstawienia idzie do lamusa. My postanowiliśmy przywrócić jej drugie życie i na tym festiwalu muzyka gra rolę główną. Utwory ze spektakli u nas odtwarzane są jako utwory muzyczne. Przyjeżdżają do nas wybitni artyści, jak Piotr Pławner, Tomasz Daroch, Michał Francuz, na co dzień partnerzy Jeana-Marca Fessarda, wybitnego muzyka, który zgodził się być dyrektorem artystycznym festiwalu i jego magnesem. Bodźcem do powstania festiwalu była premiera Teatru Kameralnego w Paryżu, w słynnej Sali Cortot, ze sztuką „Prawo do Dzieciństwa” autorstwa Patrycji Fessard i muzyką Piotra Mossa. Wtedy właśnie urodził się pomysł odtworzenia muzyki teatralnej, zbyt pięknej aby o niej zapominać. W tym roku podczas festiwalu Euromusicdrama będziemy mogli zobaczyć i usłyszeć spektakl poświęcony Lutosławskiemu „Socreal Volta”. To sztuka Patrycji Fessard opowiadająca o walce Witolda Lutosławskiego o wolną twórczość podczas dyktatury socrealizmu w sztuce. Będzie wykład „Jak powstaje muzyka teatralna?”, wystąpi Roman
String Quartet – kwartet smyczkowy z Węgier. Ponadto spektakl „Muzyka z Miłością w Tle”, Recital Piosenki Teatralnej. Wśród gości będzie m.in. Grażyna Barszczewska, a gościem specjalnym będzie Dominique Probst, dyrektor muzyczny Comédie-Française. Festiwal trwa od 24 do 27 października. Bardzo udany rok. - Można tak powiedzieć. Zaowocował nagrodami od publiczności, „Gryfem” od marszałka i Nagrodą Artystyczną od prezydenta za całokształt twórczości. I na koniec serii wspaniałych wydarzeń najsłodsza wiadomość jest taka, że wykryto u mnie początki cukrzycy. Teraz będę mógł wszystkim słodzić. Do Warszawy Pana nie ciągnie? Teatr Kameralny był gościem ogromnego Teatru na Woli w Warszawie i wielu znaczących festiwali w Polsce, w Chorwacji i na Litwie, gdzie pełna widownia zarezerwowała nam gorące brawa, ale nic nie równa się mojej ukochanej, szczecińskiej publiczności!
Michał Janicki Aktor Teatru Polskiego od roku 1992. Związany z Czarnym Kotem Rudym – teatralną Sceną Kabaretową. Ukończył 4-letnie Studio Wokalno-Aktorskie w Teatrze Muzycznym w Gdyni, pod dyr. Jerzego Gruzy. Uczeń Henryka Bisty i Małgorzaty Ząbkowskiej. Zadebiutował w roku 1988, na deskach Małej Sceny Teatru Muzycznego rolą Bohatera w spektaklu „Kartoteka ” Stanisława Różewicza w reżyserii Małgorzaty Ząbkowskiej. Związany także z teatrem im Wilama Horzycy w Torunia. Dyrektor Artystyczny Teatru Kameralnego Szczecińskiego Towarzystwa Przyjaciół Sztuki. Laureat wielu nagród.
Zoologischer Garten Eberswalde Am Wasserfall 1 | 16225 Eberswalde | Tel: 0333422809 | E-Mail: zooschule@eberswalde.de
| STYL ŻYCIA |
EVEREST
to moich marzeń O tym, że warto spełniać marzenia powiedziano i napisano już bardzo dużo. Nie od dziś też wiadomo, że najwięcej frajdy i satysfakcji przynosi najczęściej realizacja tych pozornie najtrudniejszych. AUTOR MACIEJ ŻMUDZKI / FOTO MATERIAŁY WŁASNE
Wyrażenie „Everest marzeń” – znane choćby z utworu legendarnego zespołu Paktofonika – odnosi się właśnie do tego największego, które każdy chowa gdzieś z tyłu głowy. Dla niektórych będzie to piękny dom, wyśniony samochód czy niezapomniana podróż. Bohaterka naszego dzisiejszego tekstu zalicza się do tej ostatniej grupy, gdyż jej Everestem marzeń okazał się… Everest. Weronika ma 51 lat i od urodzenia związana jest ze Szczecinem. Od prawie trzech dekad pracuje zawodowo w bankowości. Przez ostatnich kilkanaście lat zajmowała stanowisko menedżerskie w jednej z dużych korporacji. Wydawać by się mogło, że osoby tak aktywne zawodowo, które dzień w dzień prowadzą walkę z targetami, deadline’ami i zbyt szybko mijającą dobą, czekają na urlop głównie po to, by pojechać na jakąś odległą plażę, zaszyć się w centrum niczego i odpoczywać. Jak widać, są jednak bardzo interesujące wyjątki. – Góry pokochałam jako nastoletnia dziewczyna i od tamtego czasu chętnie wybierałam się na wędrówki po naszych Tatrach czy Karkonoszach – mówi Weronika. – I choć pociągały mnie te największe, ostre, surowe i monumentalne, to nie sądziłam, że będzie mi kiedyś dane zobaczyć je na własne oczy. Sam pomysł zaczął kiełkować około roku 2013, gdy zagłębiłam się w czytanie pasjonujących historii himalaistów. Pozazdrościłam im na tyle, że w mojej głowie zapadła decyzja o przyszłym wyjeździe. Realizacja pomysłu odwlekła się trochę w czasie – między innymi z powodu operacji zerwanego ścięgna Achillesa – ale w maju 2016 oficjalnie zgłosiłam chęć udziału w wycieczce trekkingowej do bazy pod Annapurną.
46
Ahoj, przygodo! Wyjazd był planowany w październiku tego samego roku, więc bohaterka naszego artykułu miała pięć miesięcy na przygotowanie się do nadchodzącego wyzwania. – Agencja organizująca wyjazd zaprosiła uczestników na spotkanie w Poznaniu, gdzie zostały nam udzielone instrukcje, wskazówki dotyczące doboru sprzętu itd. Kolejne miesiące były intensywne. Musiałam trochę stanąć na głowie, żeby znaleźć na wszystko czas, ponieważ nie mogłam wyjechać w Himalaje bez odpowiedniego przygotowania. Zalecenia były jasne: minimum 30 minut aktywności fizycznej dziennie – najlepiej bieganie, pływanie albo rower – a co najmniej raz w tygodniu dłuższa (15-25 kilometrów) wycieczka po możliwie najbardziej górzystym terenie. Gdy kondycja była już na odpowiednim poziomie, a sprzęt został skompletowany, można było spakować plecak i ruszyć w kierunku Berlina na rozpoczęcie życiowej przygody. – Z Niemiec udaliśmy się do Abu Zabi, a stamtąd do Katmandu, stolicy Nepalu. Spędziliśmy tam dwa dni, które poświęciliśmy na ostatnie ważne zakupy oraz wszystkie formalności – wymianę pieniędzy, pozwolenia trekkingowe itd. Następnie busikiem przemieściliśmy się do Pokary, gdzie rozpoczęła się główna część wycieczki. Już na dzień dobry powitał nas widok Manaslu, pierwszego z monumentalnych ośmiotysięczników. Emocje wzięły górę, w oczach pojawiły się łzy, a przecież ta piękna podróż dopiero się rozpoczynała. Kolejne dni przynosiły coraz więcej niezapomnianych widoków oraz przeżyć, a ja rozkoszowałam się absolutnie każdą minutą tej wyprawy. Do bazy pod Annapurną (4 130 metrów) doszliśmy po ośmiu dniach trekkingu, kolejne trzy zajęła nam droga powrotna w dół. Satysfakcja, radość i doznania są wprost nie do opisania. Już wtedy wiedziałam, że przeżyłam przygodę mojego życia i leciałam do Szczecina naprawdę spełniona.
Everest calling Po powrocie do domu, pracy oraz życia codziennego Weronikę nadspodziewanie szybko zaatakowało jednak bolesne uczu-
| STYL ŻYCIA |
MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 06/2019
47
| STYL ŻYCIA |
Słynny pisarz Albert Camus powiedział kiedyś, że często kochamy marzenia tak mocno, że aż boimy się je realizować. Przykład bohaterki naszego tekstu pokazuje jednak, że warto dać tym marzeniom szansę. Prawda jest bowiem taka, że tylko dzięki ich spełnianiu, sami możemy poczuć się w życiu naprawdę spełnieni.
cie tęsknoty. – Brakowało mi gór, tych zapierających dech w piersi widoków, ciszy oraz spokoju. Uderzyło mnie to, że już po pierwszym wypadzie w Himalaje mogę odczuwać ich brak aż tak mocno. Wtedy uświadomiłam sobie, że na pewno będę chciała to powtórzyć. Była szansa, aby dwanaście miesięcy później wybrać się pod Mount Everest, ale był to rok, w którym rodził się mój wnuk, więc odłożyłam te plany na później. To „później” przypadło konkretnie w październiku 2018 r. Tym razem porywałam się na jeszcze cięższą wyprawę, ponieważ baza trekkingowa pod Everestem mieści się o ponad tysiąc metrów wyżej niż ta pod Annapurną. Zdając sobie sprawę ze stojącego przede mną wyzwania, postanowiłam skorzystać z pomocy trenera personalnego, który przez kilka miesięcy przygotowywał mnie do tego wymagającego przedsięwzięcia. Druga wycieczka różniła się od pierwszej także w innym aspekcie. – Tym razem brałam w niej udział tylko ja, jeden mężczyzna z Kielc oraz nasz nepalski przewodnik, więc było zdecydowanie bardziej kameralnie. Warunki w Himalajach różnią się od tych, które znałam wcześniej z naszych gór. Zamiast schronisk są tylko murowane domki, tzw. lodge, oczywiście bez ogrzewania. W nocy, wysoko w górach, w pokoju jest około zera stopni, więc naprawdę warto zainwestować wcześniej w ciepły śpiwór. Jeśli nie ma się wody czy herbaty w termosie, to ta po prostu zamarza na naszych oczach. W niektórych miejscach istnieje natomiast możliwość wykupienia pewnych przydatnych usług. Wystarczy zapłacić kilkaset rupii (100 rupii to około 3,5 zł) i nagle można naładować telefon, podłączyć się do sieci internetowej czy nawet wziąć gorący prysznic. Jeśli chodzi o pogodę w ciągu dnia, to trzeba pamiętać, że momentami jest bardzo wietrznie. Sprawia to, że temperatura odczuwalna podczas trekkingu to czasem około minus 15 stopni.
Trzy kropki zamiast jednej Trekking trwał jedenaście dni. Grupa doszła do bazy pod Everestem, która mieści się na wysokości 5364 metrów. – Jeśli chodzi o drogę na tę konkretną górę, to wstęp wyżej mają już tylko ludzie z pozwoleniami wspinaczkowymi. Dla zwykłych śmier-
48
telników szlak na Everest kończy się właśnie w tym momencie. Sama wyprawa nie była lekka, łatwa i przyjemna. Im wyżej człowiek się znajduje, tym trudniej się oddycha, ciało puchnie i czasem konieczne jest skorzystanie z pomocy odpowiednich lekarstw. Na ogół moczopędnych, więc później trzeba „szukać krzaczka” na kamienistym i pozbawionym roślinności terenie. Cały ten wysiłek i niedogodności są jednak niczym przy radości i satysfakcji, jakie odczuwa się po osiągnięciu celu. To, że dałam radę, było dla mnie naprawdę bardzo wartościowe. Czułam, że ta wysokość będzie wyzwaniem, a tymczasem fizycznie oraz kondycyjnie poradziłam sobie znakomicie. W Himalajach jest specyficznie, bo zgodzę się, że wysiłek oraz problemy ze snem czy oddychaniem nie brzmią dla wielu jak wymarzony urlop. Te wyjątkowe góry pozwalają jednak odpocząć psychicznie i złapać ogromny dystans od codzienności. Nic cię nie rozprasza, liczy się tylko tu i teraz. Surowe warunki życia mieszkających tam ludzi to także zmuszający do refleksji ostry kontrast z obecnym tu u nas rozpasanym konsumpcjonizmem. To także wspaniałe doświadczenia, przepiękne widoki i wielkie wzruszenia. Jestem zdania, że marzenia zawsze warto spełniać, dlatego wolę mówić, że w rozdziale pod tytułem „Himalaje” nie postawiłam jeszcze kropki. Na razie są tam trzy kropki i zobaczymy, co przyniesie przyszłość – kończy Weronika. Trekking pod Mount Everest nie brzmi jak najtańsza rzecz na świecie i w rzeczywistości faktycznie taki nie jest. Koszty, oprócz zapłaty dla biura podróży, obejmują między innymi przeloty, przewodnika czy pakiet zalecanych szczepień. Planując taką wyprawę, należy liczyć się z wydatkiem w okolicach dziesięciu tysięcy złotych. W przypadku pierwszego wyjazdu, doliczyć należy także koszt zakupu niezbędnego sprzętu. Słynny pisarz Albert Camus powiedział kiedyś, że często kochamy marzenia tak mocno, że aż boimy się je realizować. Przykład bohaterki naszego tekstu pokazuje jednak, że warto dać tym marzeniom szansę. Prawda jest bowiem taka, że tylko dzięki ich spełnianiu, sami możemy poczuć się w życiu naprawdę spełnieni.
#prezentacja
Wachlarz ofert specjalnie dla Ciebie Większość z nas posiada w portfelu przede wszystkim obowiązkowe ubezpieczenie komunikacyjne, jednak rynek oferuje dużo więcej niż tylko OC. Dzięki multiagencji CUK możemy odkryć jak wiele produktów mamy obecnie na rynku i odnaleźć te, które dopasujemy idealnie do naszych potrzeb. Zaczynamy mieć coraz większą świadomość jak wiele możemy zyskać dzięki ubezpieczeniom. Choć dalej dominującym na rynku produktem jest polisa OC, Polacy coraz częściej powierzają swoje bezpieczeństwo również na innych polach – „Ubezpieczenia komunikacyjne to nie tylko OC i AC, ale także polisa obejmująca ochroną szyby, assistance czy NNW. Dzięki temu ostatniemu dodatkowi, będziemy mieć pewność, że nie tylko nasze auto jest bezpieczne, ale też np. to, że ochrona obejmuje każdą osobę w nim przebywającą” – mówi Lena, specjalista CUK Ubezpieczenia, w Szczecinie przy ul. Milczańskiej 7c. Własne życie i zdrowie można również objąć osobną ochroną ubezpieczenia na życie, polisy zdrowotnej, bądź ochrony w nowej formie – Krajowego Programu Zdrowotnego. – „KPZ jest całkiem nowym produktem na naszym rynku” – dodaje Kaja z Oddziału na Przyjaciół Żołnierza w C.H. Wilcza. Oczywiście takie ubezpieczenia, podobnie jak nasza państwowa opieka zdrowotna, nie obejmą nas opieką finansową, jeśli coś się nam stanie podczas zagranicznej podróży. W takim wypadku dobrze jest pomyśleć o ubezpieczeniu chroniącym nas przed poniesieniem kosztów leczenia na wyjeździe – „Polisy turystyczne z roku na rok zdobywają coraz więcej zwolenników. Ich popularność rośnie w szczególności w okresie wakacyjnym, kiedy to często całymi rodzinami ruszamy na urlop.
| UBEZPIECZENIA |
Jeśli nie chcemy zostać obarczeni kosztami wizyty w szpitalu, czy nawet konsultacji u internisty, powinniśmy skorzystać z ubezpieczenia turystycznego ” – komentuje Adrian, z Oddziału na Rydla 50 obok TESCO. Z kolei podczas dłuższych wyjazdów nie możemy zapomnieć także o swoim mieszkaniu. Pusty dom, do którego ktoś tylko sporadycznie zagląda żeby podlać kwiaty, jest narażony na ogromne niebezpieczeństwo. „Ubezpieczenie mieszkania lub domu nie uchroni nas przed złodziejem, ale zdecydowanie zapewni nam spokój ducha. Dzięki takiej polisie, w przypadku niefortunnego zdarzenia lub kradzieży z włamaniem, nasz ubezpieczyciel pokryje szkodę i pomoże nam przejść przez całą procedurę” – informuje Grzegorz, specjalista multiagencji CUK Ubezpieczenia z Oddziału na Przyjaciół Żołnierza 4 przy Lidlu. Taką polisę możemy dowolnie rozszerzać i dostosowywać do własnych potrzeb. Chcemy ubezpieczyć więcej niż tylko konstrukcję naszego domu? A może mamy dodatkowy budynek na posesji w formie garażu lub schowka? Może nasz dom dopiero się buduje? Na każdą z tych sytuacji znajdziemy rozwiązanie. Sposobem na wybór najkorzystniejszej dla nas polisy jest także zwracanie uwagi na aktualne promocje – „Warto poświęcić trochę czasu na przejrzenie aktualnych propozycji różnych ubezpieczycieli. Również pośrednicy, u których kupujemy ubezpieczenie często oferują dodatkowe korzyści. Przykładowo, każdy klient CUK Ubezpieczenia do swojej rocznej polisy otrzymuje Pakiet Pomocy Prawnej GRATIS! Zyskuje dzięki temu osobistego prawnika za darmo. Wystarczy, że zadzwoni w dowolnej sprawie, a adwokat przez telefon, udzieli porady i wskaże możliwe rozwiązania. W ramach Pakietu Pomocy Prawnej przysługują nielimitowane porady w aż 5 sprawach!” – dodaje Daria, specjalistka z Oddziału na Milczańskiej. Nasza multiagencja CUK Ubezpieczenia jest najlepszym wyborem dla mieszkańców Szczecina, którzy w jednym miejscu mogą porównać najszersza ofertę Wszystkich towarzystw ubezpieczeniowych. A wszystko to w przyjaznej atmosferze. Zapraszamy do Naszych Oddziałów, czekamy na Państwa – zachęca Monika pracująca w Oddziale na Rydla na prawobrzeżu Szczecina.
O FIRMIE CUK Ubezpieczenia już od wielu lat zajmuje się doradztwem w zakresie produktów ubezpieczeniowych, ułatwiając w ten sposób wybór właściwego ubezpieczenia swoim klientom. W swojej ofercie ma produkty ponad 30 wiodących towarzystw ubezpieczeniowych w Polsce. Wieloletnie doświadczenie przekłada się na zaufanie klientów korzystających z usług osobiście w ponad 320 placówkach, internetowo przy pomocy kalkulatora na www.cuk.pl. W 2017 roku multiagencja CUK Ubezpieczenia została wyróżniona Godłem Firmy Przyjaznej Klientowi, zajmując czołową pozycję wśród firm z branży sprzedaży usług finansowych. CUK Ubezpieczenia jest liderem wśród multiagencji ubezpieczeniowych w Polsce i już od 18 lat skutecznie kreuje przyjazny dla klienta świat ubezpieczeń. W Szczecinie działamy od 2014 roku.
Zapraszamy do Oddziałów: Ul. Przyjaciół Żołnierza 4 C.H. Wilcza (obok LIDL) Ul. Rydla 50 C.H. Helios (obok TESCO) Ul. Milczańska 7c
MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 06/2019
49
| KULINARIA | MM Trendy rekomenduje
5 miejsc, które trzeba odwiedzić będąc w Szczecinie oddać we wnętrzu historycznego obiektu lub w letnim ogródku z widokiem na Szczecińską Filharmonię. Lokal jest czynny codziennie, a do tego istnieje możliwość rezerwacji stolików. Osoby, które szczególnie upodobają sobie specjały z wedlowskiej czekolady mogą się zaopatrzyć w ulubione produkty w sklepiku, który działa na miejscu, zorganizować tu kameralne przyjęcie z bliskimi lub zamówić catering. Zresztą, nie potrzeba uroczystej okazji by odwiedzić to miejsce, wystarczy śniadanie lub lunch. To pierwsze jest serwowane do 12. a drugie cały dzień. Czy od czekolady można chcieć więcej?
#1 Pijalnia Czekolady E.Wedel Centrum - plac Hołdu Pruskiego 1 FB: @Pijalnia Czekolady E. Wedel Szczecin www.wedelpijalnie.pl Uważa się, że czekolada spowalnia procesy starzenia. Mówi się też, że zwiększa wydzielanie hormonu szczęścia. Do tego są tacy, którzy twierdzą, że w odpowiednich ilościach potrafi wspierać przemianę materii. I nawet jeśli “amerykańscy naukowcy” nie zdążyli tego potwierdzić, to ile argumentów trzeba więcej by oddać się odrobinie rozkoszy? Zdaje się, że wystarczą trzy, prosto z menu Pijalni Czekolady E. Wedel w Szczecinie. Po pierwsze, deser „Zebra” z kremem czekoladowym i karmelowym, ciasteczkami i musem truskawkowym. Po drugie, czekolada na ochłodę lekko gorzka z marakują i sorbetem malinowym. I po trzecie, czeko-lodowe fondue. To wszystko w samym sercu Szczecina, a dokładnie w zabytkowej Bramie Królewskiej. Degustacji można się
50
pomysłów, te słowa najlepiej oddają rozmaitości z karty dań restauracji Hotelu Atrium. Zjemy tu przykładowo polędwicę wołową, smażoną na kamieniu z masełkiem czosnkowym, serwowaną z pieczonymi ziemniakami oraz z sałatką ze świeżych warzyw, ale też marynowanego węgorza w zalewie i... (obłędne) włoskie tiramisu. Do degustacji dań restauracji Hotelu Atrium zachęca też jej lokalizacja. Budynek o wyjątkowej willowej architekturze znajduje się przy najdłuższej alei miasta. Nie da się ukryć, że jego zabytkowa fasada pobudza wyobrażenia na temat tego co można znaleźć w środku. Zapewniamy, że dyskretna i elegancka sala nikogo nie zawiedzie - otwarta przestrzeń, wysokie sufity, jasne kolory i dużo naturalnego światła zapewniają intymność potrzebną do posmakowania posiłku. Lokal każdego dnia jest gotowy przyjąć kilkudziesięciu gości na raz. A w razie potrzeby może stać się również przestrzenią, która zadba o doskonałe wspomnienia z uroczystości rodzinnych, kameralnego wesela czy romantycznej randki.
#3 Karczma Polska Pod Kogutem Centrum - plac Lotników 3/U1 www.karczmapodkogutem.pl
#2 Restauracja Hotelu Atrium Centrum - al. Wojska Polskiego 75 www.hotel-atrium.pl FB: @hotelatriumszczecin Instagram: @hotel_i_restauracja_atrium Pełnia smaków i kumulacja ciekawych
Szczecińska Karczma Polska Pod Kogutem cieszy się w regionie doskonałą renomą od wielu lat. Zawdzięcza ją doskonałej lokalizacji w centralnej części miasta, wysokiej jakości obsłudze oraz autorskiej karcie dań na bazie starodawnych receptur. Nic więc dziwnego, że sezonowe nowości w menu potrafią przyprawić gości o wypieki na twarzy.
| KULINARIA | MM Trendy rekomenduje
Tym razem w restauracji, w której zdecydowanie rządzi polskość i tradycja, na lato poleca się halibut w pergaminie zapiekany z warzywami. To intrygujący zwrot wobec uznanego klasyka karty jakim jest (doskonały) schabowy w panierce smażony na smalcu. Ślinianki pobudza też już sama myśl o plackach z cukinii z sosem chrzanowym i łososiem wędzonym. W duecie z wybraną zupą - chłodnikiem, żurkiem czy barszczem z kołdunami stanowią parę doskonałą. Poza tym, niezmiennie każdy gość na powitanie może poczęstować się pajdą świeżego chleba z własnego wyrobu tradycyjnym smalcem i ogórkiem kiszonym. Kelnerzy na pewno chętnie wszystko objaśniają i polecą to co najlepsze. A kiedy najlepsze będzie już wybrane pozostanie tylko wygodnie rozsiąść się przy stoliku w klimatycznym wnętrzu lokalu lub letnim ogródku.
miejscem w legendarnej książce. To doskonały powód, by przypomnieć sobie kulinarne klasyki restauracji i poznać nowe formy. Warto zacząć od pizzy - serwowanej we włoskim stylu, na cienkim kruchym spodzie. Następnie sprawdzić Pad Thai, autorską odpowiedź na azjatyckie trendy. I wybrać jedną z sezonowych propozycji jak, np. Pasta Primavera podawana ze szparagami, zielonym groszkiem i szpinakiem. Co trzeba podkreślić dania są wykonane z wysokiej jakości produktów i mają autorski charakter. Ważną część menu stanowią też propozycje wege. Po degustacji warto oddać się chwili refleksji, bo Public Fontanny to zdecydowanie jedna z niewielu restauracji w mieście, która na bieżąco śledzi gastronomiczne nowinki i z sukcesem wdraża je do karty. A jeśli zdecydujecie się na powrót do lokalu w większym gronie to na pewno przyda się rezerwacja, są bowiem dni, kiedy trudno tu o wolny stolik. A jeśli tego dostać się nie uda, to posiłek można zamówić na wynos lub wrócić innego dnia. W końcu czynne jest codziennie.
#4 Public Fontanny Śródmieście aleja Papieża Jana Pawła II 43 www.public.szczecin.pl Nie tylko szczecinianie, ale też wysłannicy Gault&Millau, prestiżowego Żółtego Przewodnika ukazującego się we Francji od lat 60 uwielbiają ten lokal. Public Fontanny już po raz trzeci został wyróżniony
#5 Mr. Pancake i Pizza Boyz Centrum - ul. Śląska 42 FB: @MrPancake-Szczecin Insta: @mrpancakeszczecin
oraz smakiem przenosi gości wyobraźnią daleko poza Szczecin, a dokładnie do słonecznej Kaliforni, gdzie najbarwniejsze kulinarne fantazje mają szansę się urzeczywistnić. Jak nazwa wskazuje, specjalnością zakładu są naleśniki, a dokładniej amerykańskie pankejki. Puszyste i rumiane. Autentyczność smaków i aromatów gwarantują słodkości ściągane do lokalu ze Stanów. To właśnie na ich bazie powstają oryginalne dodatki. Co ważne, przychodzenie tu nigdy się nie znudzi, bo menu ewoluuje wraz z porami roku. I choć niepodważalnym hitem wśród pankejków jest “Pinky Suprise”, czyli pankejki serwowane z Nutellą, watą cukrową, Kit Katem w różowej czekoladzie, jajkiem Kinder Niespodzianką i karmelizowanym popcornem, to po piętach depcze mu już “Flower Power”, czyli zestaw z malinowym serkiem Cream Cheese, garścią świeżych owoców, autorską granolą, sorbetem malinowym w rożku i jadalnymi kwiatami. Dla fanów nieco bardziej wytrawnych propozycji też znajdzie się małe co nieco - czy to pod postacią pizzy, czy przekąsek, czy autorskich koktajli. A jeśli o koktajlach mowa, to w karcie czekają zarówno te nisko- jak i wysokoprocentowe. Nie ma na co czekać, najlepiej sprawdzić to samemu, w końcu czynne jest codziennie.
Restauracja Mr. Pancake wystrojem
MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 06/2019
51
| KULINARIA |
#prezentacja
Posiłki „ready to go” wkraczają na nowy etap.
BIO kanapka i inne dania już w Szczecinie Żyć zdrowo i jeść zdrowo, to wymaga… czasu. Właściciele Zielonego Kramu, sklepu z certyfikowanymi produktami ekologicznymi, żywnością tradycyjną i regionalną, znaleźli na to rozwiązanie - dania eko i bio gotowe do konsumpcji. Począwszy od składu, a skończywszy na opakowaniach kanapek i dań gotowych do spożycia w Zielonym Kramie, wszystko jest ekologiczne. To odpowiedź na potrzeby dzisiejszego społeczeństwa. - Świat tak mocno pędzi do przodu, że zwyczajnie brakuje nam czasu - mówi Patrycja Dąbek, właścicielka sklepu Zielony Kram. - To co uda nam się wygospodarować z dnia, wolimy poświęcić dla rodziny, niż dla przysłowiowych garnków. Pojawienie się w naszej ofercie gotowych do spożycia eko i bio produktów wyszło samo z siebie. Jeden z naszych dostawców przygotował zupy w słoikach, klientom zasmakowały i postanowiliśmy zrobić krok dalej. Skoro produkt jest wartościowy, smaczny i w pełni ekologiczny to, dlaczego go nie kupić? Nowością, która szczególnie przyciąga uwagę i z dnia na dzień zdobywa coraz większą aprobatę klientów jest eko kanapka. Z pozoru to tylko kanapka, jednak na rynku próżno szukać podobnych. W jej składzie znajdziemy certyfikowane pieczywo, bagietkę, bułkę, ciabatę lub chleb. Do tego warzywa, sery kozie lub krowie, wędlinę oraz wytrawną konfiturę np. z cebuli z jabłkiem. Pieczywo smarowne jest masłem BIO lub pesto. - Gotowych produktów lunchowo – obiadowych z eko certyfikatem można już znaleźć całkiem sporo na naszym rodzimym rynku, ale w pełni eko kanapki jeszcze nie ma - podsumowuje Patrycja Dąbek. A jeśli chodzi o ekologiczne gotowe produkty lunchowo - obiadowe to i te czekają na półkach Zielonego Kramu. Można tu wy-
52
mienić: zupy, buliony, zupy krem, bigosy, kimchi, flaczki wegańskie, gołąbki wegańskie. Ale też curry warzywne, świeże ravioli w kilku smakach, wrapy, gotowe sałatki, surówki, naleśniki czy samosy i falafele. - Dania w naszej ofercie są w większości pasteryzowane - wyjaśnia właścicielka sklepu. - Stąd przechowanie posiłków może odbywać się poza lodówką. Wyjątkami są dania świeże typu ravioli czy sałatki, które bez lodówki nie dadzą sobie rady. Ich termin ważności jest też krótszy. Jednak zapewniam, że codziennie można znaleźć u nas swój wymarzony posiłek czy na śniadanie, czy lunch, czy obiad. Warto również dodać, że Zielony Kram oferuje nie tylko produkty spożywcze jak: pieczywa, ciasta, wędliny, mięso, warzywa, owoce, przetwory, ale też suplementy diety i produkty do pielęgnacji domu. Dzięki temu motto - żyć zdrowo, jeść zdrowo staje się łatwiejsze do spełnienia. ul. Reymonta 5 | Szczecin | tel. 608 467 202 www.facebook.com/ZielonyKram
#prezentacja
| STYL ŻYCIA |
Pupil na walizkach, czyli urlop z czworonogiem Czerwiec to miesiąc, w którym planujemy wakacyjne wyprawy lub jedziemy odpocząć od miejskiego zgiełku. Przed spakowaniem walizek, musimy podjąć jeszcze jedną ważną decyzję: co zrobić z ukochanym zwierzakiem? Z pomocą przychodzą w takich momentach specjaliści. AUTOR OSKAR MASTERNAK FOTO HELENA PIĄTEK / MAREK RUDNICKI
Jadąc na długo wyczekiwany odpoczynek chcemy, aby wszyscy członkowie rodziny byli zadowoleni i w pełni cieszyli się wakacjami. Jednak nie wszystko co nam się podoba, musi się spodobać naszym zwierzakom. Częste zmiany miejsca, wielogodzinne podróże, zmiany pogody - to wszystko może wpłynąć negatywnie na czworonoga, dla którego wyjazd może zamienić się w piekło. - Przede wszystkim należy unikać podróżowania z kotem. Koty, poza nielicznymi wyjątkami, bardzo źle znoszą zmianę miejsca i każda podróż jest dla nich sporym stresem. W miarę możliwości kota należy zostawić w domu pod opieką kogoś z domowników. Jeżeli nie ma takiej możliwości, to zasadne jest podanie przed podróżą środka na uspokojenie lub na przykład założenie obróżki z feromonami. Feromony w obroży łagodzą niepokój i pomagają kotu się wyciszyć. Zadbajmy również o zabranie kocyka czy legowiska z zapachem domu, który wsadzimy do transportera. Bez względu na środek lokomocji, kot powinien być przewożony w transporterze - podkreśla Helena Piątek, behawiorysta psów i kotów, instruktor szkolenia psów. Zupełnie inaczej wygląda podróżowanie z psem, który zdecydowanie łatwiej odnajduje się w nowym otoczeniu i szybciej przyzwyczaja do warunków podróży. Należy jednak pamiętać, że tak jak ludzie, tak i zwierzęta są różne i nie można wszystkich traktować jednakowo. Dla jednych psów podróżowanie samochodem to czysta przyjemność, dla innych męczarnia, w trakcie której cierpią na chorobę lokomocyjną.
54
Klatki lub szelki W Polsce nie ma jednoznacznych przepisów, które regulują to w jaki sposób pies powinien być przewożony. Głównymi zasadami jest to, że nasz pupil nie powinien przeszkadzać kierowcy, nie ograniczać widoczności oraz powinien być zabezpieczony przed zmianą położenia. Jeśli nie zastosujemy się do tych, dość ogólnych zasad, to podczas kontroli drogowej możemy zostać ukarani mandatem w wysokości od dwudziestu do pięciuset złotych. Specjaliści doradzają przewożenie psów w klatce z metalowych prętów, która jest miękko wyścielona i przytwierdzona, by się nie przesuwała w czasie jazdy. Warto wcześniej zakupić taką klatkę i przetestować ją w domu oraz na krótkich wypadach za miasto. Dla wielu psów taka ograniczona przestrzeń staje się komfortowym azylem, w którym czują się bezpiecznie. Poza tym sklepach zoologicznych znajdziemy również specjalne szelki, które wpinamy do pasów bezpieczeństwa, różnego rodzaju transportery i maty do przewozu zwierząt. Mniej więcej co 3-4 godziny trzeba zrobić przerwę w podróży, wyprowadzić psa, pozwolić mu poznać otoczenie, powąchać ziemię, załatwić się. Takie postoje pomagają psu zorientować się, gdzie się znajduje i dobrze wpływają na jego samopoczucie podczas podróży.
Paszport dla zwierzaka - Pamiętajmy, że wybierając się w podróż, szczególnie za granicę, powinniśmy mieć ze sobą potwierdzenie szczepień zwierzęcia oraz jego paszport. Każdy kraj reguluje przepisy wwozu zwierząt na swoje terytorium. Przed wakacjami należy się więc zapoznać z zasadami obowiązującymi w danym państwie. Psa przed dłuższą podróżą nie należy karmić. Gdy podróżujemy samochodem, należy zadbać o częste postoje, podczas których nasz pupil będzie mógł chwilę się przespacerować, załatwić i napić się wody - zaleca Helena Piątek. Każdy pupil podczas zagranicznego wyjazdu musi mieć swój paszport. Taki wymóg narzucają przepisy przyjęte przez Unię Europejską. Dotyczy to wszystkich zwierząt domowych. Dokument może otrzymać tylko zwierzę posiadające wytatuowany lub umieszczony pod skórą w formie czipa numer identyfikacyjny. Każdy numer jest nadawany indywidualnie i wpisuje się go do paszportu. Wyrobienie takie dokumentu kosztuje około 50 złotych. Można go otrzymać w gabinecie weterynaryjnym. Dodatkowym kosztem mogą być wymagane w innych państwach obowiązkowe szczepienia. Dlatego warto przed wyjazdem zapoznać się z obowiązującymi w danym państwie przepisami.
| STYL ŻYCIA |
MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 06/2019
55
| STYL ŻYCIA |
Zwierzak sam w domu Decydując się na dalszy wyjazd, często najlepszym rozwiązaniem będzie pozostawienie naszego ulubieńca w domu. W przypadku kotów jest to powszechnie stosowana metoda. Mruczek jest przyzwyczajony do swoich czterech kątów i dlatego na czas wyjazdu wystarczy zatroszczyć się o doraźną opiekę. - O wiele mniejszym stresem dla kota jest umówienie osoby, która będzie go odwiedzać w jego własnym domu. Zmiana miejsca pobytu jest dla kotów trudna, tak więc odradza się oddawanie kota do hoteliku dla zwierząt. Jeżeli nikt z rodziny czy sąsiadów nie może odwiedzać kota podczas naszej nieobecności, możemy skorzystać z usług profesjonalnego petsittera - mówi Helena Piątek. Tańszym rozwiązaniem będzie poproszenie o pomoc kogoś z rodziny lub znajomego. Profesjonalna opieka może nas kosztować nawet 50 złotych za jeden dzień zajęć z naszym zwierzakiem. Oczywiście, wszystkie stawki opiekunów są ruchome i zależą od pory roku, liczby odwiedzin oraz od zakresu obowiązków. Całodobową opiekę zapewniają hotele dla psów. Z resztą na wczasy mogą tam przyjechać wszystkie zwierzaki: króliki, żółwie, papugi, kanarki, rybki… W okolicach Szczecina jest kilka takich hotelików. Przykładowo koło Gryfina psy mieszkają we własnych boksach z ogrzewaną podłogą, korzystają z wybiegów, chodzą na spacery do okolicznych lasów, na łąki, okolice jezior. Na życzenie właściciela zwierzak może zostać zawieziony do salonu strzyżenia i pielęgnacji, wykąpany. Latem na wybiegach psy mają nawet baseny do kąpieli. - Dysponujemy 16 miejscami dla psów i kotków – mówi Katarzyna Żelech, która prawie 30 lat zajmuje się strzyżeniem zwierząt i razem z mężem Pawłem prowadzi hotel dla psów. – Otwarcie hotelu zawsze było moim marzeniem. To wspaniałe, jak zwierzęta przyzwyczajają się do nas i z każdą wizytą są jeszcze bardziej zadowolone. Te, które mieszkają gdzieś w mieście, w bloku, w pięknej okolicy lasu mają u nas prawdziwe wakacje. Ceny za pobyt w hotelikach rozpoczynają się od 30 złotych
za dobę. - Warto przed pozostawieniem psa na czas wakacji umówić się wcześniej z właścicielem hotelu na zapoznawczy spacer lub odwiedzić hotelik, aby nasz czworonóg wcześniej się z nim zaznajomił – wówczas rozłąka będzie dla niego mniej stresująca. Warto również wraz z psem zostawić w hotelu jego legowisko lub kocyk i ulubione zabawki - podpowiada Helena Piątek.
Wakacje w mieście Nie wszyscy decydujemy się jednak na długie czy dalekie wyjazdy. Czas wakacji można równie dobrze wykorzystać na szkolenie naszego czworonoga. Dłuższe dni i ciepło zachęcają do spędzania czasu na świeżym powietrzu. Jak mówią specjaliści, na naukę nigdy nie jest za późno. - W naszej szkole zapraszamy na podstawowe nauki już szczenięta w wieku 2,5-5 miesięcy. Taki pierwszy kurs to Psie Przedszkole – szczeniaki uczą się w nim psich dobrych manier, podstawowych komend, socjalizują się, przyzwyczajają do różnych bodźców. Na kurs Podstawowe Posłuszeństwo zapraszamy pieski od wieku 5-6 miesięcy – nie ma limitu wieku w górę. Nawet kilkuletni pies może się jeszcze wiele nauczyć - tłumaczy Helena Piątek, behawiorysta psów i kotów, instruktor szkolenia psów ze Szkoły na 6 Łap PiesPotrafi.pl. Obojętnie czy spędzamy urlop w mieście czy też na łonie natury, to musimy również pamiętać o właściwej opiece nad naszym zwierzakiem. Właściwie z początkiem wiosny powinniśmy szczególną uwagę przykładać do ochrony przeciw kleszczom i innym insektom, które mogą roznoszą groźne choroby. Przede wszystkim pamiętajmy o komplecie szczepień. Ważne jest również zabezpieczenie przeciwko kleszczom, które może być w formie na przykład obroży lub kropelek stosowanych na kark zwierzęcia. Po każdej wizycie w lesie czy na łące powinniśmy dodatkowo obejrzeć pupila. Pamiętajmy, że kleszcz nie wbija się od razu, a najpierw kilka godzin wędruje po zwierzęciu. Jest to moment, kiedy można go dość łatwo namierzyć - podkreśla nasza specjalistka.
#prezentacja
| ZDROWIE |
30 lat na rynku. Rexomed świętuje okrągły jubileusz To właśnie oni byli pierwsi w województwie zachodniopomorskim. Elżbieta i Wiesław Szcześniak dokładnie 30 lat temu podjęli decyzję o założeniu firmy handlowej o profilu medycznym. Dziś za znakiem ich marki stoją nie tylko lata doświadczenia, ale też szczytny cel, który z sukcesem wypełniają - “pomagamy skutecznie pomagać innym”. Żeby zrozumieć uroczysty charakter tego jubileuszu trzeba na chwilę cofnąć się w czasie do roku 1989. Państwo Szcześniak tuż po wydarzeniach czerwcowych w duchu Solidarności i wolności postanowili wypełnić jedną z największych luk w lokalnym rynku medycznym - sprzedaż sprzętu medycznego oraz wyposażenia jednostek świadczących usługi opieki zdrowotnej. Zaczęli od zaopatrywania szpitali oraz przychodni z regionu. Wkrótce powiększyli swój zasięg o resztę kraju obejmując swoją ofertą takie branże jak: medycyna, kosmetologia, stomatologia, ortopedia i rehabilitacja. Firma od 15 lat posiada również zezwolenie na prowadzenie hurtowni farmaceutycznej. W asortymencie można znaleźć zarówno produkty polskich marek, jak i światowych koncernów. - Systematyczność i ciągły rozwój pozwoliły nam stać się jedną z największych firm o tym profilu w województwie - mówi Filip Robaczyński, manager sprzedaży i marketingu. - W ciągu 30 lat obsłużyliśmy ponad 11 tys. klientów. Zostaliśmy nagrodzeni Złotym Laurem “Firma Godna Zaufania”. Do tego jesteśmy długoletnim uczestnikiem programu “Rzetelna Firma”. Zdajemy sobie sprawę, że wymagania wobec naszej oferty stale rosną. Dla nas to powód do dumy i znak, że mamy do czynienia ze świadomymi klientami, dla których nie cena, a jakość jest najważniejszym kryterium wyboru. O ile za sukcesem firmy stoi jasny cel i progresywny rozwój to nie do przecenienia pozostaje wkład pracowników. - Za-
trudniamy wysoko wykwalifikowanych specjalistów - dodaje Elżbieta Szcześniak, założycielka firmy. - Są to osoby z wieloletnim stażem oraz wykształceniem medycznym. Dzięki temu jesteśmy w stanie na bieżąco reagować na zmieniające się potrzeby rynku. Posiadamy też własne magazyny oraz własną bazę transportową. Towar dowozimy w określone miejsca o określonym czasie. Proponujemy sprzedaż wysyłkową. Zawsze działamy w myśl motto - pomagamy skutecznie pomagać innym. Do naszych kluczowych klientów zaliczamy szpitale: SPSK nr 1 PUM przy ul. Unii Lubelskiej w Szczecinie, SPS ZOZ „Zdroje” przy ul. Mącznej w Szczecinie, Zachodniopomorskie Centrum Onkologii przy ul. Strzałowskiej w Szczecinie, a także SPWSZ przy ul. Arkońskiej w Szczecinie, Wojewódzka Stacja Pogotowia Ratunkowego przy ul. Wojska Polskiego w Szczecinie oraz Regionalne Centrum Krwiodawstwa i Krwiolecznictwa w Szczecinie. Firma Rexomed stanowi spójny koncept, który realnie wpływa na podniesienie jakości szeroko rozumianych usług medycznych. Postęp i zmiany jakie zaszły na rynku najprościej zwizualizować sobie na przykładzie oferowanych produktów. - Przypomnijmy sobie chociażby jak dawniej wyglądały wagi ze wzrostomierzem zaciskanym na śruby - wspomina Elżbieta Szcześniak. - Ciężkie i toporne urządzenia, które do właściwego funkcjonowania potrzebowały wypoziomowania. Dziś to lekkie i delikatne sprzęty o nowoczesnym designie. Oferują możliwość pomiarów nie tylko masy ciała, ale i składu ciała, zawartości wody, tłuszczu czy wskaźnika BMI. W zasadzie nie ma sprzętu, który nie przeszedłby całkowitej transformacji. To o czym dawniej mogliśmy marzyć, dziś się urzeczywistnia. Specjalistyczna Hurtownia Medyczna Rexomed Sp. z o.o. Szczecin, ul. Mączna 31 (Zdroje) tel. (91) 464 26 00, www.rexomed.com.pl
MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 06/2019
57
| ZDROWIE |
#prezentacja
Labioplastyka pytania niedyskretne Labioplastyka – pod tym tytułem kryje się niszowy zabieg korekcji wyglądu warg sromowych. Temat tabu? Niekoniecznie! O tym jak dynamicznie rozwinęła się w ciągu ostatnich lat ta gałąź medycyny, opowiada chirurg plastyczny, doktor Magdalena Bugaj, współpracująca z kliniką BEAUTY GROUP absolwentka Uniwersytetu Medycznego w Łodzi, Członek Polskiego Towarzystwa Chirurgii Plastycznej, Rekonstrukcyjnej i Estetycznej.
58
#prezentacja
Nowoczesna ginekologia estetyczna oferuje wielorakie rodzaje poprawy wyglądu zewnętrznych stref intymnych kobiety, jak i zabiegi poprawy funkcjonalności dróg rodnych. Labioplastyka zalicza się do zabiegów niezwykle delikatnych, wymagających od chirurga nie tylko kwalifikacji i wiedzy medycznej, ale również pewnej dozy artyzmu. Tematy intymne wciąż pozostają dla wielu osób czymś wstydliwym. Czy pacjentki chętniej w tym zakresie korzystają z usług chirurga – kobiety – przed którą łatwiej będzie im się otworzyć i przyznać do swoich głęboko skrywanych kompleksów? Szczęśliwie zabiegi ginekologii estetycznej powoli przestają być tematem tabu. Decyduje się na nie coraz więcej kobiet. Na zachodzie to jeden z najbardziej popularnych zabiegów korekty narządów intymnych i ten trend przychodzi również i do nas. Jednak tak, to prawda, że pacjentki przyznają, iż w tym przypadku czują się bardziej komfortowo w relacji z lekarzem kobietą, aniżeli z mężczyzną. Szczęśliwie? Czy zabieg ten nie jest czasami zbędną fanaberią? Absolutnie nie! Kobiety poddają się tego typu zabiegom nie tylko ze względów estetycznych, właściwie te pobudki są rzadko spotykane. Najczęstszym wskazaniem do przeprowadzenia zabiegu są powody zdrowotne. Zbyt duże wargi sromowe są narażone na otarcia od bielizny i spodni. Mogą powstawać na nich bolesne rany, zwłaszcza w przypadku aktywnego trybu życia (np.: uprawianie sportów). Przerośnięte wargi sromowe sprzyjają również rozwojowi infekcji intymnych i są źródłem dyskomfortu w życiu seksualnym. Czyli chce Pani powiedzieć, że zabieg ten nie powinien być uznawany za kontrowersyjny? Oczywiście. W tym przypadku głębokie uzasadnienie ma nawet poddanie się zabiegowi ze względów tzw. „estetycznych”. Poddają się jemu bowiem panie, które przebyły ciężki poród lub doznały urazu ze względu na założony piercing, częste infekcje, zaburzenia hormonalne oraz kuracje lekami hormonalnymi. Dla niektórych kobiet możliwość korekty wyglądu estetycznego narządów intymnych jest jedyną możliwością przywrócenia normalnego funkcjonowania. Czy temu zabiegowi może się poddać każda kobieta? Czy są jakieś przeciwwskazania? Do bezwzględnych przeciwwskazań należą przede wszystkim niektóre choroby ginekologiczne, zwłaszcza nowotworowe. Podobnie jak w przypadku każdego innego zabiegu chirurgicznego, problemem będzie również nieunormowana krzepliwość krwi, ciąża, czy miesiączka. Dyskwalifikuję również pacjentki jeżeli uznam, że problem z którym do mnie przychodzą, nie jest tak naprawdę źródłem ich zmartwień. Czasami pacjentki chcą się poddać operacji sugerując się opinią osób trzecich. Częścią mojej pracy, jest uszanowanie tego, że każdy z nas jest inny. Nigdy nie będziemy tacy sami, to nie byłoby dobre. Absolutna symetria praktycznie nie istnieje. Jeżeli wymagania pacjentek są zbyt wygórowane, lepiej odstąpić od zabiegu. Czy przygotowanie się do tego zabiegu jest skomplikowane? Przed zabiegiem dobrze jest, oprócz konsultacji z chirurgiem pla-
| ZDROWIE |
stykiem, odbyć także konsultację ginekologiczną. W zależności od rodzaju znieczulenia pacjenci otrzymują szczegółowe zalecenia przedoperacyjne wraz z listą badań krwi do przygotowania przed operacją. Bez względu na rodzaj znieczulenia, na tydzień przed operacją, zaleca się odstawić leki zmniejszające krzepliwość krwi (pochodne kwasu acetylosalicylowego) oraz ograniczyć palenie papierosów. Powiedziała Pani: „bez względu na rodzaj znieczulenia”, czy to znaczy, że w tej kwestii pacjentka ma wybór? Poniekąd tak. W zależności od złożoności procedury i progu bólowego pacjentki, zabieg ten można przeprowadzić zarówno w znieczuleniu miejscowym, jak i pod narkozą. Większość Pań decyduje się na mniej obciążające organizm znieczulenie lokalne. Jak długo po zabiegu pacjentka musi zostać w klinice? Jeżeli operacja jest przeprowadzana w znieczuleniu miejscowym, hospitalizacja nie jest w ogóle konieczna. Krótko po zabiegu można opuścić klinikę. W tym zakresie jednak pozostawiamy pacjentce pełną dowolność wyboru. Jest to okolica intymna, więc jeżeli pacjentka będzie się czuła bezpieczniej pozostając pod czułą opieką medyczną – dajemy również i taką możliwość. Czy powikłania po tego typu operacji zdarzają się często? Każdy zabieg chirurgiczny jest statystycznie obciążony pewnym ryzykiem powikłań. Może to być ból, obrzęk, zasinienie, brzydkie bliny, przeczulica lub zmniejszenie wrażliwości warg sromowych. Należy jednak podkreślić, że poza obrzękiem, pozostałe zdarzają się niezwykle rzadko. Po zabiegu zakładane są szwy wchłaniane. Nie ma żadnych opatrunków. Należy tylko w sposób szczególny, przez pierwsze tygodnie po operacji, dbać o higienę operowanej okolicy (kąpiel wskazana jest nawet 2 razy dziennie) i unikać podrażnień. Czy w zakresie tej okolicy intymnej są jeszcze jakieś inne procedury, które mogą poprawić komfort pacjentek? W miarę wzrostu popularności tego typu zabiegów, medycyna estetyczna wprowadza coraz to nowsze rozwiązania, szukając tych możliwie najmniej inwazyjnych. Na przykład: na suchość skóry i śluzówki okolic intymnych oraz spadek jej elastyczności, można zaproponować mezoterapię koktajlami witaminowymi z kwasem hialuronowym, podanie osocza bogatopłytkowego (PRP) lub zabiegi laserowe mające pobudzić produkcje włókien kolagenowych. Czy labioplastyka zwiększa satysfakcję seksualną? Bezpośrednio nie. Czasami problem ”siedzi” tylko w naszej głowie. Rzeczywiście dzisiejsze media lansują tak zwany „Barbie look”, gdzie wargi sromowe większe całkowicie zasłaniają te mniejsze. Jeżeli tak nie jest, może to rodzić kompleksy i brak pewności siebie, a co za tym idzie – brak satysfakcji seksualnej. Zadaniem chirurga plastycznego jest uszczęśliwienie pacjenta. To jest główny cel przyświecający naszej pracy. Jeżeli operacja spowoduje, że pacjentka nabierze większej pewności siebie, będzie szczęśliwsza sama ze sobą, problem zostanie rozwiązany. Dziękuję za rozmowę.
MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 06/2019
59
| ZDROWIE |
Ile ludzi, tyle fobii. Wciąż pojawiają się nowe Fobia to zaburzenie lękowe przed czymś nieuzasadnionym, które może narastać i przekształcać się w panikę. W takiej sytuacji osoba szuka każdej sposobności, by uniknąć źródła lęku. Objawy to reakcja paniczna, stresowa, suchość w gardle, pocenie dłoni, postawa w systemie walki i ucieczki. Należy zadać sobie pytanie czy ten lęk przeszkadza nam w codziennym funkcjonowaniu, czy narasta. Jeśli tak, trzeba zwrócić się po pomoc do specjalisty.
cjalistów, lęki dotyczą coraz to innych aspektów. Pojawił się np. lęk przed warzywami – ich jedzeniem, strukturą czy lęk przed wyrazami. Szczególnie długimi, które trzeba wypowiedzieć lub przeczytać. Ludzie panicznie obawiają się też błędów w pisowni, literówek, co czasami wydłuża pisanie zwykłego SMS-a i powstawanie panicznego lęku przed wysłaniem takiej wiadomości.
AUTOR ANNA FOLKMAN
- Często możemy się też „zamodelować”. To sytuacja, w której np. dziecko obserwuje rodzica, który odczuwa lęk przed czymś. Po jakimś czasie ten lęk może pojawić się także u pociechy tłumaczy psycholog.
- Ktoś kiedyś powiedział, że fobii jest tyle, ile ludzi na świecie i tak naprawdę każdy może ją mieć. Oczywiście jedni są mniej na nie podatni, inni bardziej – zaczyna mgr Aleksandra Mikulka, psycholog ze szpitala „Zdroje”. - Co chwilę pojawiają się nowe, związane np. z rozwojem technologii. Ostatnio coraz częściej słyszy się np. o selfie fobii, czyli o lęku przed zrobieniem niekorzystnego selfie. Ludzie cały czas zadziwiają spe-
60
Najpopularniejszy w społeczeństwie jest jednak cały czas lęk przed pająkami, a także lęk przed ciemnością, który w większości dotyczy dzieci, lecz zdarza się, że dotyka także i dorosłych. U podłoża fobii są zaburzenia lękowe, ale znaczenie mogą mieć zmiany w strukturach mózgowych, anatomiczne bądź czynnościowe. To dosyć złożony proces. Nieuzasadnione lęki mogą towarzyszyć nam od dzieciństwa, np. lęk przed ciemnością, z którego nie wyrośniemy. Mogą też pojawić się po przeżyciu jakiegoś traumatycznego wydarzenia.
W ramach terapii lęków sięga się do źródeł fobii. Czasami lęk można pokonać samemu, ale jeśli tego nie potrafimy, powinniśmy skontaktować się ze specjalistą. - Nieleczenie fobii może mieć konsekwencje zdrowotne, np. przy lęku przed ko-
| ZDROWIE |
U podłoża fobii są zaburzenia lękowe, ale znaczenie mogą mieć zmiany w strukturach mózgowych, anatomiczne bądź czynnościowe. To dosyć złożony proces. Nieuzasadnione lęki mogą towarzyszyć nam od dzieciństwa, np. lęk przed ciemnością, z którego nie wyrośniemy. Mogą też pojawić się po przeżyciu jakiegoś traumatycznego wydarzenia.
rzystaniem z toalety w obcym miejscu. Może to doprowadzić do zaburzeń w układzie moczowo-płciowym, a nawet jako dalsza konsekwencja, do konieczności interwencji chirurgicznej – zauważa Aleksandra Mikulka. Czasami terapia to kilka spotkań u specjalisty, ale niekiedy jest to długotrwały proces. Pozbycie się fobii to praca indywidualna pacjenta, nikt za niego tego nie zrobi. Terapeuta jest pomocną dłonią, ale może tylko dawać wskazówki, jak dojść do tego celu.
z nim poradzić? - To bardzo indywidualne kwestie. Jednym osobom wystarczy racjonalizowanie, czyli zapewnianie, że przecież wszystko jest w porządku, że samolot to statystycznie najbezpieczniejszy środek transportu. Jeśli to nie pomaga, zalecana jest terapia. Niektórzy pacjenci boją się samej myśli i słowa dotyczącego samolotu lub latania. W takim wypadku terapia może potrwać nieco dłużej – podkreśla pani psycholog. Dobra informacja jest taka, że prędzej czy później, ale fobii można się pozbyć. Terapeuci korzystają dziś cały czas ze znanych technik terapeutycznych, ale wplatają też nowe możliwości, które dostarcza technologia. - Wprowadza się np. rozszerzoną rzeczywistość. Istnieją aplikacje, które przykładowo wyświetlają na ręce pacjenta pająka. Przy silnym lęku może być też konieczna pomoc lekarza psychiatry, który przepisze środki farmakologiczne. Taki pacjent wymaga szczególnej opieki i kontroli tego specjalisty – kończy psycholog.
Lęk przed lataniem samolotami zalicza się do fobii. Jak sobie
Szczepienia ochronne dla podróżujących w SPLS Medicus Szczepienia ochronne to bezpieczna i jedna z najskuteczniejszych form profilaktyki, jeden z najlepszych sposobów zapobiegania chorobom zakaźnym. Wyjeżdżając w różne strefy klimatyczne świata jesteśmy narażeni na ryzyko wielu chorób, aby temu zapobiec należy odpowiednio się przygotować. Wybór szczepień zależy nie tylko od kraju docelowego, ale również od charakteru wyjazdu, aktywności, wieku i stanu zdrowotnego podróżującego.
Szczepienia które są zalecane dla podróżujących: • Tężec • Błonica • Poliomeylitis ( choroba Heinego- Medina) • WZW A • WZW B • Dur brzuszny • Zakażenia Meningokokowe • Cholera • Wścieklizna • Żółta febra W Spółdzielni MEDICUS wykonujemy także szczepienia zalecane osobą dorosłym przeciwko następującym chorobom: • Odkleszczowe zapalenie mózgu - choroba przenoszona przez kleszcze, można zakazić się również poprzez pokarm (mleko); • Krztusiec - transmisja człowiek-człowiek; • Pneumokoki - rekomendowane szczepienie dla osób 65+ oraz dzieci od 2 roku życia i dorosłych chorujących przewlekle; • Ospa wietrzna - szczepienie nieuodpornionej młodzieży i dorosłych, nieuodpornionych kobiet przed planowaną ciążą, osób z otoczenia dzieci chorych na białaczkę • HPV Wirus brodawczaka ludzkiego - skuteczność szczepionek p/HPV to 80% ochrony przed nowotworem raka szyjki macicy. Dostępne 2 szczepionki w schemacie trzech dawek. • Grypa - zalecane szczepienie sezonowe od września do marca Spółdzielnia Pracy Lekarzy Specjalistów MEDICUS Plac Zwycięstwa 1 | 70-233 Szczecin tel. 91 433 73 06 | www.medicus.szczecin.pl
MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 06/2019
61
| ZDROWIE |
Nie musisz chorować w podróży Choroba lokomocyjna zaliczana jest do kinetoz. To schorzenie powstające w wyniku ruchu. Komu najbardziej dokuczają i czy można skutecznie im zaradzić? AUTOR ANNA FOLKMAN
- Samo stwierdzenie, że to choroba, to za dużo powiedziane. Co dzieje się z naszym organizmem, to fizjologiczna odpowiedź na intensywny ruch, którego doświadczamy podczas przemieszczania się środkami transportu – zauważa lek. Sandra Świder, lekarz kierujący dziennym oddziałem otolaryngologicznym szpitala „Zdroje”. - Reakcja może być wywołana także bodźcem optokinetycznym, czyli takim w którym np. obserwujemy przesuwający się horyzont. Wtedy nawet projekcje filmowe mogą wywoływać u podatnych na chorobę lokomocyjną osób niepożądane objawy. Objawy te pojawiają się z powodu wystąpienia sprzeczności pomiędzy bodźcami, które docierają za pomocą wzroku i błędnika. Istnieje wtedy niezgodność między narządem równowagi, który informuje o położeniu ciała, a tym co widzimy. Objawy choroby lokomocyjnej to reakcja obronna organizmu a także element przystosowywania się do nowych warunków. - Choroba ta dotyka co trzecią osobę. Wiele oczywiście zależy też od środka transportu. Okazuje się też, że jedynie 5 proc. osób podatnych na chorobę lokomocyjną odczuwa jej intensywnie objawy – dodaje Sandra Świder. - Na przykład udowodniono, że kobiety chorują częściej od mężczyzn i nie wiadomo do końca, dlaczego tak się dzieje. Być może znaczenie mają czynniki hormonalne. Wiadomo też, że podatne są dzieci, szczególnie między 10 a 12 rokiem życia. Literatura podaje również, że częściej chorują Azjaci. W każdym środku transportu mogą wystąpić objawy choroby lokomocyjnej. Im intensywniej działają siły kinetyczne, tym większe prawdopodobieństwo doznawania objawów. Znaczenie
mają też czynniki indywidualne. Wiadomo, że np. 90 proc. dzieci wyrasta z tej choroby. - W przypadku podróży statkiem, dolegliwości dotyczą czasami 100 proc. pasażerów. Związane jest to z tym, że siły, którym poddawane jest nasze ciało w takim miejscu są bardzo intensywne lub zmieniają się z dużą dynamiką - wyjaśnia lekarka. - To samo dotyczy załóg statków kosmicznych. Najrzadziej choroba lokomocyjna występuje przy przemieszczaniu się samolotami, w transporcie kolejowym, nieco częściej przy podróżowaniu samochodami i autobusami. Delikatne objawy choroby, to zaburzenia koncentracji, zmęczenie, zawroty głowy, bóle głowy, senność, nudności. Do objawów nasilonych zalicza się wzmożone ślinienie się, wymioty, bladość skóry, zimne poty czy zaburzenia rytmu serca. Okazuje się, że jeśli długo będziemy poddawani bodźcom podczas przemieszczania się, nasza reakcja odruchowa się uspokoi, przyzwyczaimy się i dolegliwości ustąpią. Dzieje się wtedy tak, kiedy podróżowanie będzie częste lub długie. - Metody radzenia sobie z lokomocyjnym problemem nie są skuteczne w 100 proc. - zaznacza lek. Sandra Świder. - Najważniejsza jest prewencja. Powinniśmy dobrze przemyśleć i zaplanować podroż, a w środku transportu wybrać miejsce najbardziej statyczne. W aucie pamiętajmy, by zawsze siadać z przodu i unikać foteli na wysokości osi kół. W samolocie wybierajmy miejsce po prawej stronie na wysokości skrzydeł i przy oknie, na statku starajmy się podróżować pośrodku pokładu, natomiast w pociągu - przodem do kierunku jazdy. Unikajmy podróżowania po obfitym posiłku, ciężkostrawnym i na czczo. Nie sięgajmy po alkohol czy napoje gazowane. Nie narażajmy się na intensywne zapachy. Jako przekąskę wybierajmy wodę niegazowaną i herbatniki. Na fotelu ustawmy się w pozycji półleżącej z podparciem dla głowy. Zadbajmy o dostęp do świeżego powietrza i o możliwość obserwacji stałego punktu powyżej horyzontu. Jeśli objawy się już pojawią, najlepsza jest przerwa. Krótki spacer, oddech świeżym powietrzem. Można próbować także innych naturalnych metod. Herbata z korzenia imbiru , korzeń mielony w potrawach czy olejek miętowy do wąchania mogą przynieść ulgę. Możemy pomóc sobie także dostępnymi środkami farmakologicznymi, ale należy pamiętać, że trzeba je przyjmować około godzinę przed podróżą i niestety mają one skutki uboczne – powodują senność.
#prezentacja
| ZDROWIE |
Medycyna estetyczna. Jak zaplanować zabieg, by później nie żałować Botoks czy skalpel? Niezależnie od tego, na co się zdecydujemy, musimy zrobić to z głową. Bowiem każda ingerencja w ciało może przynieść niezamierzone efekty. Jak działać świadomie, by później nie żałować? - Odpowiada dr Katarzyna Ostrowska- Clark, gabinet Medimel.
Zaufanie do wszelkich zabiegów mających na celu poprawę naszego wyglądu, jest dziś tak wysokie, że wydaje się niemożliwe, by coś poszło nie tak. Czy to słuszne rozumowanie? - Pozytywne nastawienie pacjenta do zabiegu nie jest niczym niewłaściwym, o ile nie jest efektem “błogiej nieświadomości”. Po to są konsultacje, i po to pacjent podpisuje zgodę na wykonanie zabiegu z zakresu medycyny estetycznej, aby wiedzieć, że pomimo doświadczenia specjalisty i wykonania całej procedury właściwie, mogą wystąpić komplikacje. Elementarną kwestią w tym temacie jest wykonywanie zabiegów medycyny estetycznej i chirurgii estetycznej tylko i wyłącznie u lekarzy, którzy są do tego przeszkoleni i są przygotowani do leczenia powikłań pozabiegowych. Czy dotyczy to nawet tych drobnych zabiegów, jak podanie botoksu? - Dotyczy to absolutnie każdego zabiegu. Przypomnę, że botoks to lek stosowany jako toksyna, mająca na celu porażenie wybranego mięśnia. Po niewłaściwym podaniu botoksu, mogą zostać porażone nie te mięśnie co trzeba. Dla przykładu, jeśli pacjent chciał pozbyć się kurzych łapek, a botoks przedostał się nieco wyżej, może opaść powieka. Gdy podjęto próbę porażenia depresorów ust, ich kąciki zamiast się rozluźnić, mogą opaść zupełnie. Często spotyka się również osoby z tzw. Mefisto look - wiecznie zdziwionym, nieco złym spojrzeniem. To też efekt niewłaściwego porażenia mięśni. Jeśli jednak nie lekarz podawał botoks, to w najgorszym przypadku z niepożądanym efektem zabiegu pacjent będzie musiał się zmagać od 2 maksymalnie do 6 miesięcy. Po tym okresie wszystko powinno wrócić do normy. A co z kwasem hialuronowym? To też popularna substancja. - W przypadku kwasu hialuronowego i innych trwałych wypełniaczy (od których w ostatnim czasie lekarze starają się odchodzić), może dojść do naprawdę poważnych powikłań. Mowa tu o mar-
twicy, wstrząsie anafilaktycznym, a nawet o ślepocie. Jakiś czas temu świat obiegła informacja o przypadku lekarza plastyka, który przez niewłaściwe podanie własnej małżonce kwasu hialuronowego, pozbawił ją wzroku. Ostrzykiwanie substancjami typu kwas hialuronowy nie jest jedynie kwestią zrobienia zastrzyku. Jak widać, nie wszystko da się cofnąć. W sytuacjach tego typu, lekarz specjalista jest w stanie zareagować od razu, bo ma do tego odpowiednie leki. Sama przyznaję, że kiedy byłam młodym lekarzem, ochoczo chwytałam za strzykawkę. Dziś, mając za sobą lata doświadczenia, przy najdrobniejszym zabiegu zawsze mam z tyłu głowy to, co może się wydarzyć i jestem przygotowana do udzielenia odpowiedniej pomocy. Dlatego tak ważne jest, aby wybierać renomowane gabinety i doświadczonych zabiegowców. Pozostaje jeszcze zapytać o zabiegi z zakresu chirurgii estetycznej. Cofnięcie efektów operacji jest możliwe? - To zależy. Przykładowo, jeśli pacjentka zdecyduje się na powiększenie piersi, ale po zagojeniu ran pooperacyjnych, okaże się, że nowy biust nie przypadł jej do gustu - implanty możemy usunąć i przywrócić dawny wygląd klatki piersiowej lub wymienić je na inny rozmiar. Z kolei, jeśli pacjent zdecyduje się na obrzezanie, to nie jesteśmy w stanie cofnąć efektu tej operacji. Pamiętam też przypadek pacjentki, której odmówiłam wykonania kantoplastyki, czyli zmiany kształtu oka. Kobieta wróciła do mnie po kilku miesiącach po zabiegu wykonanym w innym gabinecie. Chciała odwrócić efekty operacji. Niestety, nie wszystko da się doszyć z powrotem. Czyli podstawą udanego zabiegu jest po prostu przemyślenie swoich działań? - Tak, decyzja o każdym zabiegu i każdej operacji musi być mocno przemyślana. Emocje, szczególnie te wywołane pod wpływem chwili, należy zostawić na boku.
ul. Nowowiejska 1E , Szczecin – Bezrzecze | tel. +48 91 818 04 74, +48 500 355 884 e-mail: gabinet@chirurgia-szczecin.pl | www.chirurgia-szczecin.pl
MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 06/2019
63
| MOTO |
#prezentacja
Sportowe zacięcie, rekreacyjne usposobienie unikatowy rower marki BMW Skojarzenia z nazwą BMW M-Bike Motorsport są jednoznaczne - unikat. Powodów jest kilka: bezkompromisowa konstrukcja, topowe materiały i wyrazista geometria. Limitowana edycja rowerów BMW to dowód, że monachijska marka potrafi tworzyć nie tylko ekskluzywne auta. Można przekonać się o tym samemu odwiedzając Dealera BMW Bońkowscy w Szczecinie.
Chyba nie ma na świecie osoby, która przeszłaby koło niego obojętnie. Model BMW Cruise M-Bike z serii Motorsport to rower łączący cechy sportowe z rekreacyjnym usposobieniem. Tym samym trafia w gusta i potrzeby osób poszukujących sprzętu, który pozwala na dynamicz-
64
ną przejażdżkę po leśnych bezdrożach, ale też umożliwia pokonanie maratonu czy przedostanie się przez miasto w godzinach szczytu. Fakt ograniczonej liczby modeli, również potrafi połechtać ego.
mu możemy być aktywniejsi w mieście
- W ramach długoletniej współpracy otrzymaliśmy rower BMW, dzięki które-
tów sprzedaży. Rower jako alternatywny
- mówi Dorota Serwa – Dyrektor Filharmonii im. Mieczysława Karłowicza w Szczecinie. - Rozwozimy na nim materiały promocyjne, produkty do punkśrodek komunikacji doskonale przyjął się
#prezentacja
w naszej organizacji. Szybkość pokonywania miasta w godzinach szczytu, niskie koszty utrzymania, czy też kondycja kierowcy to tylko początek zalet. Rower jest nie tylko modny i zdrowy, ale też ekologiczny. Każdy wie, że na skutek wydzielania endorfin jazda na dwóch kółkach skutecznie poprawia się samopoczucie. Zrelaksowany, odprężony i dotleniony pracownik to... rowerzysta. Magnetyzuje też design BMW Cruise M-Bike. Limitowaną serię rowerów wyróżnia aluminiowa hydrofilowa rama w stylu „grzbietu byka”. To synonim wyważonego minimalizmu zwieńczonego efektownym kolorem. W kilku charakterystycznych miejscach delikatnie połyskują emblematy BMW . Fanom dwóch kółek nie umknie też wysoka jakość wyposażenia roweru. Hydrauliczne hamulce tarczowe Shimano, karbonowa sztyca siodła, mostek oraz zaprojektowany specjalnie przez BMW karbonowy widelec oraz 10-biegowe przerzutki Shimano Deore/XT. Wisienką na torcie są opony. Producent wybrał 28-calowe Continental CruiseCONTACT „Safety System”. Cała
konstrukcja jest szczególnie lekka to zaledwie 13,4 kg. Wszystko dzięki karbonowym elementom. - Jesteśmy klientami salonu BMW-Bońkowscy w Szczecinie od kilku lat - mówi Zuzanna Rogozińska. - Podczas jednej z wizyt zauważyliśmy rowery BMW. Wywarły na nas ogromne wrażenie swoim wyglądem. Była to miłość od „pierwszego wejrzenia”. Postanowiliśmy, że zakupimy dwa: męski L i damski M koloru grafitowego z czerwonymi kołami. Okazało się, że był to wyśmienity wybór. Porusza się nimi doskonale. Amortyzatory zapewniają komfortową jazdę, a przerzutki pozwalają bez większego wysiłku zdobywać duże wzniesienia. Korzystamy z nich przez całe lato udając się na wycieczki rowerowe po okolicy Goleniowa. Przede wszystkim jednak, dojeżdżamy nimi na korty tenisowe. To czego nie da się im odmówić, to przepiękny nowoczesny kształt wyróżniający się na ścieżkach rowerowych i wzbudzający zainteresowanie wsród innych cyklistów. Radość z jazdy jest bezdyskusyjna w tym przypadku. Dbają o to takie szczegóły
| MOTO |
jak wygodne siedzenie, wspomniane amortyzatory czy błyskawiczne reakcje hamulców i możliwość blokowania skoku przy pomocy ustawień manetki po lewej stronie kierownicy. Frajdy dodaje też gama dostępnych akcesoriów - kaski, gumowy futerał z charakterystycznymi zapięciami czy plecak o sporej pojemności. To gadżety, które nie tylko dobrze wyglądają, ale doskonale sprawdzają się podczas wielogodzinnych wyjazdów. -Wyposażyliśmy się też w dwa kaski rowerowe, bidon i buty rowerowe - dodaje Zuzanna Rogozińska. - Mamy po 68 lat i jak widać nasi rówieśnicy wcale nie muszą mieć roweru z „koszyczkiem”. Podsumowując - unikalny, dynamiczny wyścigowy, taki jest model BMW Cruise M-Bike z serii Motorsport. Co jednak najważniejsze rower jest dostępny od ręki w salonie dealera BMW Bońkowscy w Szczecinie. Więcej informacji na stronie: www. szczecin.bmw-bonkowscy.pl/ rowery-bmw
Jarosław Pierzecki Doradca ds. sprzedaży części i akcesoriów
Grzegorz Ginardo Doradca ds. sprzedaży części i akcesoriów
Tel.: +48 91 464 83 06 Mobile: +48 602 476 500 E-mail: jaroslaw.pierzecki@bmw-bonkowscy.pl
Tel.: +48 91 464 83 06 Mobile: +48 662 177 982 E-mail: grzegorz.ginardo@bmw-bonkowscy.pl
MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 06/2019
65
| WNĘTRZA |
66
| WNĘTRZA |
Kreują światło w najpiękniejszych hotelach i apartamentach na świecie Ze Szczecina wyjeżdżają do Włoch, Chorwacji, Grecji, Niemiec, Słowacji, Holandii. Dotarły nawet do Japonii. Można je spotkać w prestiżowych hotelach w całej Polsce. Wyjątkowe lampy, wykonane z pasją i zaangażowaniem, powstają w niewielkim białym budynku otoczonym drzewami tuż przy Wiskordzie na Prawobrzeżu.
Mowa oczywiście o lampach marki Kandela. To polski producent lamp, działający od 1990 roku. Lata doświadczenia i współpracy z biznesem pozwoliły firmie zbudować silną pozycję na rynku oświetleniowym, zyskać renomę i uznanie w branży. Wyjątkowy design i solidne rzemiosło to cechy, które wyróżniają produkty producenta ze Szczecina zarówno w Polsce, jak i za granicą. Lampy wykonane są z najwyższej jakości materiałów: stali szlachetnej, szkła oraz litego drewna. Specjalnością firmy są właśnie lampy drewniane. Oryginalne wzory i najwyższa jakość to wizytówka Kandeli. - Nasze produkty cechuje przemyślany design, dbałość o materiały i przywiązanie do detali. Pracujemy nad udoskonalaniem i dopracowywaniem naszych projektów, tak aby spełniały wysokie wymagania współpracujących z nami klientów. Tworząc lampy dbamy nie tylko o piękno formy, ale także o nowatorskie i użyteczne rozwiązania. Wiele elementów wykonujemy ręcznie, kładąc duży nacisk na jakość wykonania w każdym szczególe – mówi Małgorzata Zając, Kandela. Firma jest bardziej manufakturą, niż produkcyjnym molochem.
Bez korporacyjnych struktur, skanerów i taśm, podstawową wartością firmy są ludzie, którzy własnymi rękoma tworzą zachwycające produkty. Dzięki temu Kandela ma możliwość elastycznego podejścia do projektów i rzadko odprawia klientów mówiąc „nie, tego nie produkujemy”. - Odpowiadając za na niemal każdy etap produkcji lampy, mamy możliwość indywidualnego podejścia do tworzonych produktów. Pozwala nam to dostosować nasze projekty do wyjątkowych potrzeb klientów. Jesteśmy otwarci na nowe pomysły i gotowi na pasjonujące wyzwania – dodaje przedstawicielka marki. W ofercie znajdziemy wiele fantastycznych modeli lamp, dostępnych w różnorodnych wykończeniach materiałowych i kolorystycznych. Pozwala to na dopasowanie ich do każdego rodzaju wnętrza, tak aby podkreślały jego charakter. Od niedawna firma oferuje możliwość spersonalizowanego nadruku na abażurach w wysokiej jakości. Elastyczność w zakresie kształtów, kolorów, projektów lamp, jest ceniona zwłaszcza w branży hotelarskiej. Szybko rozwijający się sektor celuje coraz częściej w obiekty w oryginalnym stylu lub poświęco-
MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 06/2019
67
| WNĘTRZA |
Firma jest bardziej manufakturą, niż produkcyjnym molochem. Bez korporacyjnych struktur, skanerów i taśm, podstawową wartością firmy są ludzie, którzy własnymi rękoma tworzą zachwycające produkty.
68
| WNĘTRZA |
ne konkretnej tematyce. Oświetlenie we wnętrzach odgrywa ogromną rolę, i tu z pomocą przychodzi Kandela. Lampą można przecież podkreślić nowoczesny styl, dodać ciepła przytulnym wnętrzom, wprowadzić zabawny efekt kolorowym abażurem.
bliższych miesięcy firma planuje przenosiny części produkcji do nowo wybudowanej hali, gdzie stanie także profesjonalna frezarka CNC. Z takimi widokami na przyszłość na pewno jeszcze o Kandeli usłyszycie.
Lampy Kandeli możecie spotkać w takich miejscach jak Hotel Arłamów, Hotel Grand Lubicz, Hotel Aquarius Spa, Lake Hill Resort & Spa, Sandra SPA, Airport Hotel Okęcie, Four Points by Sheraton Mokotów i w wielu innych.
Kandela jako producent nastawia się przede wszystkim na sprzedaż hurtową i współpracę z obiektami hotelarskimi, na szczęście Szczecinianie mają możliwość zakupu lamp w sklepie firmowym Gryflamp. Wcześniej na ulicy Gryfińskiej, obecnie w Centrum Meblowym TOP Shopping, znaleźć można lampy ze standardowej kolekcji, wyjątkowe, pojedyncze modele, a także porozmawiać o projekcie według własnego uznania. Kto potrzebuje w swoim domu więcej światła, niech koniecznie się wybierze!
Firma nie zatrzymuje się w rozwoju i stale powiększa swój zakres możliwości. Wspomnianą wcześniej możliwość nadruku na abażurach daje zakupiona niedawno profesjonalna drukarka UV. Przygotowane z jej pomocą stoisko na tegorocznych Targach Światło w Warszawie przyniosło Kandeli trzecie miejsce w konkursie na najlepsze stoisko targów. W ciągu dwóch naj-
MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 06/2019
69
| NIERUCHOMOŚCI |
#prezentacja
Między naturą, a centrum miasta czeka Warszewo Jak wygląda życie w północnej dzielnicy Szczecina? Dokładnie tak, jak można sobie wymarzyć. Zachwyca miłośników peryferyjnej sielskości oraz amatorów miejskich wygód. Dwa różne światy łączy w całość inwestycja Apartamenty Warszewo. Z jednej strony widok na Puszczę Wkrzańską i sąsiedztwo z parkiem. Z drugiej, nowoczesna infrastruktura i wygodny dojazd do śródmieścia - ulicę Maciejkową na Warszewie można poznać z daleka. W jej centrum znajdują się Apartamenty Warszewo. Nowoczesna inwestycja to pięć nieruchomości mieszkalnych o podwyższonym standardzie. Przy tej piątej warto zatrzymać się odrobinę dłużej. Nie, nie dlatego, że wokół niej trwają ostatnie prace wykończeniowe,
70
ale dlatego, że wkrótce stanie się alternatywą dla osób lubujących się w wielkometrażowych powierzchniach mieszkalnych i jednocześnie stroniących od wolnostojących domów. W jaki sposób Marina Developer udało się osiągnąć ten efekt? Otóż architekci podjęli się zaprojektowania 3-kondygnacyjnego budynku z podziemnym garażem. Na trzech piętrach rozmieścili 21 lokali, po 7 na każdy poziom. Dla zwiększenia wygody
mieszkańców dodali windę i zapewnili przyszłym lokatorom po dwa miejsca parkingowe na mieszkanie. Oczywiście na poziomie -1. Do tego kierowców aut elektrycznych postanowili powitać ładowarkami samochodowymi. Wracając do meritum - powierzchnie mieszkań opracowali tak, aby zaczynały się od 78 m kw., a kończyły na 114 m kw. Parter może liczyć na dodatkowe względy dzięki obszernym ogródkom, a piętro trzecie poprzez podwyższoną wysokość
#prezentacja
lokali do 3,5 m. Pozostałe kondygnacje wzbogacają przestronne tarasy i balkony. O sukcesie jaki odnieśli projektanci łatwo się przekonać zerkając na plan dowolnego mieszkania. Dla przykładu, weźmy apartament na parterze. 114 m kw poszerzone o dodatkowe 10 m kw balkonu i niemal 300 m kw ogródka. Do dyspozycji trzy sypialnie, przestronny i słoneczny salon z aneksem kuchennym, sypialnia, dwie łazienki, toaleta, pralnia, a także komórka lokatorska. W standardzie klimatyzacja, ogrzewanie podłogowe oraz system inteligentnego domu - z możliwością dowolnej konfiguracji, obsługiwany za pomocą smartfonu. Olbrzymim plusem są ściany
akustyczne dbające o prywatność i spokój. Uwadze nie mogą też umknąć trzyszybowe dwukomorowe okna z profilami energooszczędnymi i zewnętrzną roletą. Całość apartamentu wieńczą naturalne wykończenia z takich materiałów jak: drewno, kamień czy stal nierdzewna (nie wspominając o ekologicznych farbach i ledowym oświetleniu).
| NIERUCHOMOŚCI |
do dyspozycji mieszkańców jest zarządca, który na bieżąco dba o nieruchomości. Każdy kto chciałby doświadczyć życia między naturą, a centrum miasta na pewno ucieszy się na informację, że Apartamenty Warszewo są jeszcze dostępne w sprzedaży.
Nową jakość życia w północnej dzielnicy Szczecina potęguje też system bezpieczeństwa, o który zadbał inwestor. Każdy z obiektów jest monitorowany, nie da się dostać i opuścić osiedla nie będąc “złapanym” przez którąś z kamer. Wejścia strzeże też szlaban oraz brama. Dodatkowo
MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 06/2019
71
| TRENDY TOWARZYSKIE |
Raut Europejski Business Club Szczecin, jak co roku Rautem Europejskim obchodzi kolejne rocznice przystąpienia Polski do Unii Europejskiej. Jak co rok z tej okazji członkowie klubu i ich przyjaciele spotykają się, aby powspominać „dawne dzieje”, czyli czasy, kiedy jeszcze z Unią Europejską nic nas nie łączyło, ale także te dni kiedy zabiegaliśmy o wstąpienie do wspólnoty. Jakub Gibowski, specjalista od spraw PR.
Adwokat Waldemar i Donata Juszczak.
Marcin Galicki, założyciel i pomysłodawca Wspieram.to oraz Celestyna Krajczyńska, autorka bloga Cuda Celestyny.
Maria Meyer, Zygmunt Meyer, były marszałek województwa i Jarosław Rzepa, wicemarszałek.
Krystyna Kubiak i Jan Kubiak, honorowy konsul Królestwa Norwegii. Kacper Skoczylas, organizator Czwartkowe Spotkania Social Media w Szczecinie.
Foto: Andrzej Szkocki
Marketing Trends 2019 Andrzej Mickiewicz, poseł Bartosz Arłukowicz i Norbert Obrycki.
72
Najważniejsze nazwiska w branży marketingu, najciekawsze case’y i najnowsze trendy w internecie - 9 i 10 maja Szczecin stał się stolicą polskiego marketingu. Wszystko za sprawą Konferencji SR Marketing Trends 2019. Wydarzenie odbyło się w Starej Rzeźni i przyciągnęło kilkadziesiąt osób z miasta i regionu. (am)
Foto: Remedy-Brand
Michał Popiołek, Marketing & Project Manager Stoprocent.
| TRENDY TOWARZYSKIE |
Nowa włoska restauracja w centrum Szczecina Nowo otwarta restauracja Emilio przy Alei Papieża Jana Pawła II to młodsza siostra dortmundzkiej restauracji działającej pod tym samym szyldem. Lokal został nazwany na cześć właściciela. W Szczecinie poprowadzi go Iwona Szulc. W menu figurują pasty, zupy, risotto, sałaty, dania rybne i mięsne. Otwarcie lokalu przyciągnęło kilkadziesiąt osób ze Szczecina i regionu. (am) Z lewej zwycięzca turnieju Herring Szczecin Golf Cup 2019 Andrzej Syldatk, z prawej dyrektor Binowo Park Golf Club Sławomir Piński.
Emilio Negoita, właściciel, Paweł Zieliński, fryzjer, Iwona Szulc, szef kuchni, Amanda Szulc, menedżerka restauracji. Kroją tort (od lewej): Adam Meller (prezes Zarządu Morskiego Portu Gdynia), Kazimierz Drzazga (wiceprezes Zarządu Morskich Portów Szczecin i Świnoujście), Łukasz Greinke (prezes Zarządu Morskiego Portu Gdańsk).
Jolanta Siewierska i Iwona Szulc.
Pierwszy z lewej: Przemysław Daca (prezes Państwowego Gospodarstwa Wodnego Wody Polskie). Obok Adam Meller (prezes Zarządu Morskiego Portu Gdynia) Joanna Szwedowska, Julia Tabaczek, Anna Grygorcewicz
Foto: Andrzej Szkocki
Od lewej: Cezary Sylwestrzak (Krajowa Izba Gospodarki Morskiej), Piotr Krzystek (prezydent Szczecina), Aneta Szreder-Piernicka (Zarząd Morskich Portów Szczecin i Świnoujście), Jacek Wiśniewski (Euroafrica Linie Żeglugowe Sp. z o.o.), Przemysław Mańkowski (prezes Grupa Net Marine), Andrzej Syldatk (prezes Aniołów Garczegorze), Grzegorz Witkowski (wiceminister MGMiŻŚ), Sławomir Piński (szef pola golfowego Binowo Park).
Herring Szczecin 2019 Emilio Negoita, Wioletta Wolf, Magdalena Kaminiarz, Oliwia Kaminiarz.
Szczecińskie Spotkanie Gospodarki Morskiej tradycyjnie odbyło się w trzeci piątek maja. Wręczono Laury Bałtyku, był tort i integracja. (mdr)
MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 06/2019
73
foto: Sebastian Wołosz
Maciej Prytuła, Daria Prytuła, Iwona Szulc oraz Wioletta Wolf.
| TRENDY TOWARZYSKIE |
Gremiusy przyznane Szczecińscy adwokaci, mec. Magdalana Gąsiorowska oraz mec. Andrzej Zajda zostali tegorocznymi laureatami Gremiusa. To statuetka przyznawana przez kapitułę zasłużonym prawnikom. Gremius jest nierozerwalnie związany z In Gremio, czasopismem środowiska prawniczego wydawanym od piętnastu lat w Szczecinie. (mp)
Wśród gości wieczoru In Gremio nie mogło zabraknąć sędziego Maciej Strączyńskiego, prezesa Sądu Okręgowego w Szczecinie.
Piotr Droński z „Baszta – Nieruchomości”.
Foto: Andrzej Szkocki
Najważniejsze osoby z Colorado, czyli właściciele i menedżerowie
18-tka u Golemów
Laureaci Gremiusa: mec. Magdalena Gąsiorowska, która w In Gremio tchnęła nowe życie oraz mec. Andrzej Zajda, autor biografii o adwokacie Romanie Łyczywku. Od lewej - Anna Grygorcewicz, Joanna Dudziak, Bożena Kopera, Adriana Rucińska
Fot. Sebastian Wołosz
Huczne otwarcie kliniki
Stylowy mec. Waldemar Juszczak (w środku) w kuluarowych rozmowach z mec. Włodzimierzem Łyczywkiem oraz mec. Andrzejem Zajdą.
74
Maja Plich-Rutkowska, żona słynnego detektywa pojawiła się na otwarciu nowej kliniki medycyny estetycznej w Szczecinie. Celebrytka słynąca ze swojego zamiłowania do metamorfoz, to także psycholog i licencjonowany detektyw. Rozpoczęcie działalności Vizmedica Clinic przyciągnęło również inne osobistości z miasta i regionu. Zobacz jak przebiegał event. (am)
foto: Sebastian Wołosz
Sędzia Arkadiusz Krupa z Goleniowa, autor kapitalnych rysunków satyrycznych o życiu publicznym, zanotował podczas wieczoru wiele pomysłów.
W ubiegłym roku pełnoletność, czyli 18 urodziny obchodziła restauracja Columbus na Wałach Chrobrego. W tym roku pełnoletnia stała się restauracja Colorado, po drugiej stronie Wałów. Jej właściciele, Urszula i Paweł Golemowie zaprosili stałych bywalców restauracji, ale też swoich przyjaciół i znajomych. Na imprezę wpadł też Chuck Norris i poseł Bartosz Arłukowicz. (bs)
#prezentacja
| TRENDY TOWARZYSKIE |
Dni Skandynawskie Tegoroczna 6. edycja Dni Skandynawskich kontynuowała ideę stworzenia w Szczecinie aktywnej i interdyscyplinarnej platformy współpracy pomiędzy Polską a Skandynawią. Jednak gala związana z wydarzeniem stawiała raczej na interakcję niż gospodarcze rozmowy. (red) Julia Skrzynecka i Martyna Kander, scenografki, oraz Paolo Mangiola, choreograf.
Radny Szczecina Przemysław Słowik oraz Tomasz Walburg.
Jacek Jekiel, dyrektor Opery na Zamku, i Robert Bondara, choreograf.
Radna Jolanta Balicka z przyjaciółką.
Hanna Mojsiuk, współwłaścicielka salonów samochodowych. Ksenia Naumets, Paweł Wdówka, Yu Yumani i Maksim Yasinski, tancerze baletu Opery na Zamku.
Foto: Sebastian Wołosz
Premiera „Wieczoru baletów polskich” w Operze na Zamku (Po środku) Tatiana Mindewicz-Puacz, ekspertka ds. komunikacji interpersonalnej.
76
Znakomite dwie jednoaktówki „Pieśń o ziemi” Romana Palestra w choreografii Paolo Mangioli i „Na kwaterunku” Stanisława Moniuszki w choreografii Roberta Bondary zachwyciły publiczność Opery na Zamku. Sukces świętowano na bankiecie. (mk)
Foto: Andrzej Szkocki
Robert Bondara (od lewej), choreograf, Paolo Mangiola, choreograf i Jerzy Wołosiuk, dyrektor artystyczny Opery na Zamku.
#prezentacja
#TU NAS ZNAJDZIESZ KAWIARNIE • City Break CH Galaxy - 0 piętro • Costa Coffee CH Galaxy 0 piętro • Starbucks Coffee CH Kaskada • So!Coffee CH Outlet, ul. Struga 42 • Columbus Coffee „Turzyn” al. Bohaterów Warszawy 42 • Fabryka Deptak Bogusława 4/1 • Fanaberia Deptak Bogusława 5 • Teatr Mały Deptak Bogusława 6 • Columbus Coffee „Drive Up” ul. Struga 36 • Castellari Al. Jana Pawła II 43 • Public Cafe Al. Jana Pawła II 43 • Cinnamon Garden Al. Jana Pawła II (fontanny) • Columbus Coffee „Medyk” ul. Bandurskiego 98 • Orsola YogoHaus Plac Zołnierza 3/1 • Hormon Cafe ul. Monte Cassino 6 (od Piłsudskiego) • Dom Chleba al. Niepodległosci 2 • Columbus Cafe & Bistro „Oxygen” ul. Malczewskiego 26 • Corona Coffee al. Piastów 30 (Piastów Office, Budynek B) • Cafe Pleciuga Plac Teatralny 1 • Columbus Bistro & Cafe “Przestrzenna” Drive Up ul. Przestrzenna 4 • Columbus Coffee „Fryga” ul. Rayskiego 23/2a • Columbus Coffee „Ogrodnik” ul. Kopernika 1 • Columbus Coffee „Poczta” al. Bohaterów Warszawy 3 • Columbus Coffee „Nikola ul. Krzywoustego 16 • Columbus Bistro& Cafe „Śródmieście” al. Wojska Polskiego 50 • Coffe Point ul. Staromiejska 11 • Castellari ul. Tuwima (Jasne Błonia) • Public Cafe Podzamcze ul. Wielka Odrzańska 18 • Kawiarnia Koch ul. Wojska Polskiego 4 • Czekoladowa Cukiernia „SOWA” ul. Wojska Polskiego 17 • Starbucks Coffee (Brama Portowa) ul. Wyszyńskiego 1 • Bajgle Króla Jana, ul. Nowy Rynek 6 • Bardzo dobrze, ul. Koński Kierat 16 • Alternatywnie, Wojska Polskiego 39 • MR. PanCake, Śląska 42
SALONY FRYZJERSKO KOSMETYCZNE i SPA • Beverly Hills Akademia Urody CH Auchan • Beverly Hills Akademia Urody CH Galaxy - parter • Studio Urody Masumi Deptak Bogusława 3 • Dr Irena Eris KOSMETYCZNY INSTYTUT ul. Felczaka 20 • MASI Wielka ul. Odrzańska 30 • EXPOSE akcesoria atelier Magda Zgórska ul. Chopina 22 (1 piętro) • Imperium wizażu ul. Jagiellońska 7 • Studio Jagielońska 9 ul. Jagielońska 9 • Modern Design Piotr Kmiecik ul. Jagiellońska 93/3 • Atelier Katarzyny Klim ul. Królowej Jadwigi 12/1 • Salon fryzjerski YES ul. Małkowskiego 6 • Salon Fryzjerski Keune ul. Małopolska 60 • Studio Fryzjerskie Karolczyk ul. Monte Cassino 1/14, • Belle Femme ul. Monte Cassino 37a • Salon Kosmetyczny GAJA ul. Wojska Polskiego 10 • Sam Sebastian Style ul. Pocztowa 7 • Cosmedica ul. Pocztowa 26 • Hair & tee ul. Potulicka 63/1 • Obssesion ul. Wielkopolska 22 • Gabinet Kosmetyczny Dorota Stołowicz ul. Mazurska 20 • Enklawa Day Spa al. Wojska Polskiego 40/2 • Salon Szyk, Langiewicza 22 • Academy of Art. And Knowledge, Więckowskiego 2/4 • BALIAYU - SALON MASAŻU, Wielka Odrzańska 30
RESTAURACJE • Porto Grande ul. Jana z Kolna 7 • Sake Sushi al. Piastów 1 • Restauracja Aramia ul. Romera 12 • Restauracja Aramia Podzamcze ul. Opłotki 1 • Karczma Polska Pod Kogutem Plac Lotników 3 • Restaucja Dzika Gęś Plac Orła Białego 1 • Trattoria Toscana Plac Orła Białego 10 • Caffe Venezia Plac Orła Białego 10
• Stockholm Kitchen & Bar Bulwar Piastowski 1 • The Greek Ouzeri Bulwar Piastowski 2 • El Tapatio ul. Kaszubska 3 • Columbus ul. Wały Chrobrego 1 • Colorado Steakhouse ul. Wały Chrobrego 1a • Takumi Sushi Bar CH Galaxy - 2 piętro • Sphinks CH Kaskada • Restauracja Szczecin ul. Felczaka 9 • Avanti al. Jana Pawła II 43 • El Globo ul. Józefa Piłsudskiego 26 • OPERA (Na Kuncu Korytarza) ul. Korsarzy 34, Zamek • Wół i Krowa ul. Jagielońska 11 • Bombay ul. Partyzantów 1 • Z Drugiej Strony Lustra ul. Piłsudskiego 18 • Stara Piekarnia ul. Piłsudskiego 7 • Ricoria Ristorante ul. Powstańców Wielkopolskich 20 • Plenty ul. Rynek Sienny 1 • Buddha Thai ul. Rynek Sienny 2 • Spiżarnia Szczecińska Plac Hołdu Pruskiego 8 • Pomiędzy ul. Sienna 9 • Rotunda Północna ul. Wały Chrobrego 1 b • Willa West Ende al. Wojska Polskiego 65 • Willa Ogrody ul. Wielkopolska 19 • Restauracja/Hotel Atrium al. Wojska Polskiego 75 • NIEBO Wine Bar Cafe ul. Nowy rynek 5 • Bachus ul. Sienna 6 • La Passion du Vin ul. Sienna 8 • Tokyo Sushi’n’Grill ul. Rynek Sienny 3 • Bollywood Street Food, ul. Panieńska 20 • To i Owo restauracja, ul. Zbożowa 4 • Brasileirinho - Brazylijska Kuchnia i Bar, ul. Sienna 10 • Va Banque, Kaszubska 20/1 • Soller, Śląska 40 • Indian Palace, Plac Żołnierza 17 • Pijalnia Czekolady Wedel, Hołdu Pruskiego 1
KLUBY SPORTOWE I FITNESS • Fitness World (Radisson Hotel) Plac Rodła 10 • Fit Town ul. Europejska 31 • North Gym Fitness Club Galeria Północ 1 piętro ul. Policka 51 • RKF ul. Jagiellońska 67/68 • Squash na Rampie ul. Jagiellońska 69 • Lady Fitness&Wellness, ul. Mazowiecka 13 • Bene Sport Centrum ul. Modra 80 • Fitness Club ul. Monte Casino 24 • Marina Club Dąbie, Yaht Klub Polska Szczecin ul. Przestrzenna 11 • Elite Sport Club Spółdzielców 8k, Mierzyn • Fitness Forma ul. Szafera 196 • Universum Fitness Club, ul. Wojska Polskiego 39a • Prime Fitness Club, ul. 5 Lipca 46
SKLEPY I SALONY MODOWE • C.H. TOP SHOPING, ul. Hangarowa 13 • Dekadekor ul. Rayskiego 18(lok U1) • Portfolio ul. Rayskiego 23/11(wejście od Jagielońskiej) • La Perle - Salon Sukien Ślubnych ul. Kaszubska 58 • Organic Garden ul. Kaszubska 4 • Sklep Firmowy Zakładów Ceramiki Bolesławiec al. Niepodległości 3 • 6 Win ul. Nowy Rynek 3 • Centrum Mody Ślubnej ul. Krzywoustego 78 • MaxMara ul. Bogusława X 43 • BiM al. Wojska Polskiego 29 • MarcCain al. Wojska Polskiego 43 • Moda Club al. Wyzwolenia 1-3 • Beaton Aparaty słuchowe, Edmund Reduta ul. Rayskiego 40a • B.E. Kleist Jubiler ul. Rayskiego 20/2 • Drzwi i Podłogi VOX Sylwia Drabik ul. Santocka 39 • Zielony Kram ul. Reymonta 3, pawilon 85
GABINETY LEKARSKIE I MEDYCYNY
ESTETYCZNEJ • Dom Lekarski al. Bohaterów Warszawy 42 (CH TURZYN) • Dom Lekarski ul. Rydla 37 • Dom Lekarski ul. Gombrowicza 23/Bagienna 6 • Dom Lekarski al. Piastów 30 (Piastów Office Center, budynek C (wejście od dziedzińca) • Dom Lekarski ul. Struga 42 (Outlek Park) • Hahs ul. Czwartaków 3 • Hahs Klinika ul. Felczaka 10 • Fizjoline Centrum Rehabilitacji ul. Kosynierów 14/U1 • Medicus Plac Zwycięstwa 1 • Lecznica Dentystyczna KULTYS ul. Bolesława Śmiałego 17/2 • EuroMedis ul. Powstańców Wielkopolskich 33a • Laser Studio ul. Jagiellońska 85/1 • Estetic ul. Ku Słońcu 58 • ESTETICON ul. Jagiellońska 77 • Fabryka Zdrowego Uśmiechu ul. Ostrawicka 18 • Dentus ul. Felczaka 18a, ul. Mickiewicza 116/1 • Hipokrates ul. Ku Słońcu 2/1 • Klinika Zawodny ul. Ku Słońcu 58 • Venus Centrum Urody ul. Mickiewicza 12 • Intermedica centrum okulistyki ul. Mickiewicza 140 • Medi Clinique ul. Mickiewicza 55 • Art. PLASTICA ul. Wojciechowskiego 7 • Image Instytut kosmetologii ul. Maciejkowa 37/U2 • Medimel ul. Nowowiejska 1E (Bezrzecze) • Dental Implant Aesthetic Clinic ul. Panieńska 18 • Perładent - Gabinet Stomatologiczny ul. Powstańców Wielkopolskich 4c • Nowy Impladent Stomatologia Estetyczna i Rekonstrukcyjna ul. Stoisława 3/2 • dr Hamera ul. Storrady-Świętosławy 1c / 6 piętro • Centrum narodzin MAMMA ul. Sowia 38 • Stomatologia Mierzyn ul. Welecka 38 • Stomatologia Kamienica 25 ul. Wielkopolska 25/10 • Maestria Klinika Urody ul. Więckowskiego 2/1 • VitroLive ul. Wojska Polskiego 103 • Medycyna Estetyczna Osadowska, al. Piastów 30 (Piastów Office) • Gabinet „Orto-Magic” ul. Zaciszna 22 (od ul.Topolowej) • Stomatologia Mikroskopowa ul. Żołnierska 13a/1 • CENTRUM DIETETYCZNE NATURHOUSE al. Wyzwolenia 91, al. Wyzwolenia 6, ul. Krzywoustego 27 • Miracle Aesthetics Clinic Szczecin, ul. Ostrobramska 15/u3 • Ra-dent. Gabinet Stomatologiczny ul. Królowej Korony Polskiej 9/U1, Krzywoustego 19/5 • Ella Studio depilacji Cukrem ul. Kaszubska 17/2 • Przychodnia Medycyny Rodzinnej DOM MED, ul. Witkiewicza 57 • Rexomed Sp. z o.o. ul. Mączna 31
SALONY SAMOCHODOWE • Lexus ul. Mieszka I 25 • DDB Auto Bogacka Mercedes ul. Mieszka I 30 • Mercedes Mojsiuk ul. Pomorska 88 • Dealer BMW i MINI Bońkowscy Ustowo 55 (rondo Hakena) • Polmotor Szczecin Ustowo 52 (rondo Hakena) • CITROEN A.DREWNIKOWSKI ul. Andre Citroena 1 • Peugeot DREWNIKOWSKI ul. Bagienna 36D • CITROEN A.DREWNIKOWSKI al. Bohaterów Warszawy 19 • Holda / Chysler Dodge i Jeep ul. Gdańska 7 • Łopiński VW ul. Madalińskiego 7 • POLMOZBYT Peugeot Plac Orła Białego 10 • Ford - Bemo Motors ul. Pomorska 115B • AUTO BRUNO Volvo ul. Pomorska 115b • Peugeot DREWNIKOWSKI ul. Rayskiego 2 • Camp & Trailer Świat Przyczep al. Bohaterów Warszawy 37F (za Statoil) • KOZŁOWSKI Toyota ul. Struga 17, ul. Mieszka I 25B • Krotoski-Cichy Skoda ul. Struga 1A • Krotoski-Cichy VW ul. Struga 1A • KOZŁOWSKI Opel ul. Struga 31 B • Polmotor Nissan,Renault, Dacia ul. Struga 71 • POLMOTOR KIA ul. Wisławy Szymborskiej 8 • Volvo Maszyny Budowlane Polska ul. Pomorska 138-141 • Pehamot Skoda ul. Zielonogórska 32
• Subaru ul. Struga 78a • Grupa Gezet Honda Głuchy, ul. Białowieska 2 • Autonovum - Salon samochodowy, Białowieska 2 • Grupa Gezet Alfa Romeo, Ustowo 57, Rondo Hakena • Grupa Gezet Fiat, Ustowo 57, Rondo Hakena • Auto Club, Ustowo 56, Rondo Hakena • Bemo Motors, Ustowo 56, Rondo Hakena • Seat Krotoski-Cichy, Południowa 6 • Audi Krotoski-Cichy, Południowa 6 • Skoda Krotoski-Cichy, Południowa 6
BIURA NIERUCHOMOŚCI I DEWELOPERZY • Calbud ul. Kapitańska 2 • Neptun Developer ul. Ogińskiego 15 • SGI (budynek Nautica) ul. Raginisa 19 • Baszta Nieruchomosci ul. Panieńska 47 (Baszta Siedmiu Płaszczy) • SCN ul. Piłsudskiego 1A • Extra Invest ul. Wojska Polskiego 45 • Graz Developer pl. Zgody 1 • Artbud ul. 5 lipca 19c • MAK-DOM ul. Golisza 27 • TLS Developer ul. Langiewicza 28 U2 • Modehpolmo ul. Wojska Polskiego 184c/2 • Litwiniuk Property Al. Piastów 30 Office Center • INDEX Nieruchomości, ul. Bagienna 38C
KULTURA • Filharmonia ul. Małopolska 48 • Hotel Zamek Centrum ul. Panieńska 15 • Szczeciński Inkubator Kultury ul. Wojska Polskiego 90 • Galeria Kierat ul. Koński Kierat 14 • Open Gallery Monika Krupowicz ul. Koński Kierat 17/1 (1-pietro) • Galeria Kierat 2 ul. Małopolska 5 • Muzeum Historii Szczecina ul. Mściwoja II 8 • Teatr Pleciuga Plac Teatralny 1 • 13 Muz Plac Żołnierza Polskiego 2 • Muzeum Sztuki Współczesnej ul. Staromłyńska 1 • Galeria Sztuki Dawnej Muzeum Narodowego ul. Staromłyńska 27 • Teatr Polski ul. Swarożyca 5 • Teatr Współczesny Wały Chrobrego 3 • Gmach Główny Muzeum Narodowego w Szczecinie Wały Chrobrego 3 • Kino Pionier al. Wojska Polskiego 2 • Trafostacja ul. Św. Ducha 4 • Zamek Książąt Pomorskich, Korsarzy 34 • Opera na Zamku ul. Korsarzy 34
INNE • Urząd Miejski sekretariat ul. Armii Krajowej 1 • Urząd Miejski - promocja/rzecznik ul. Armii Krajowej 1 • Urząd Marszałkowski - promocja/rzecznik ul. Korsarzy 34 • Urząd Marszałkowski - sekretariat ul. Korsarzy 34 • Centrum Informacji Kulturalnej i Turystycznej Aleja Kwiatowa • Urzad Wojewodzki - sekretariat, promocja/rzecznik Wały Chrobrego 4 • „Pro Bono” Kompania Reklamowa Paweł Nowak ul. Necała 2 • Polska Fundacja Przedsiębiorczości ul. Monte Cassino 32 • Szczecińskie Centrum Przedsiębiorczości ul. Kolumba 86 • PŻM: POLSTEAM Plac Rodła 8 • Półncna Izba Gospodarcza ul. Wojska Polskiego 86 • Doradztwo i Odszkodowania Celem ul. Kołłątaja 24 • Anons Press Agencja Reklamowa ul. Wojska Polskiego 11 • Deep shine Detailing, ul. Łukasińskiego 108 • Finanset ul. Jagiellońska 85/8 • Centrum Informacji Turystycznej pl. Żołnierza Polskiego 20 • Philson Investments Spóldzielnia Inwestycyjna ul. Jagiellońska 90/6 • Foonka, ul. Św. Ducha 2a • Szczeciński Bazar Smakoszy, Zygmunta Chmielewskiego 18
#prezentacja
#prezentacja