MM Trendy #07 (76)

Page 1

LIPIEC 2019 NUMER 07 (76) / WYDANIE BEZPŁATNE

Aleksandra Morawiak Każdy kolaż to inna historia


#prezentacja


#07

#spis treści lipiec 2019

32

Rozmowa

Urszula Dudziak

#06 Newsroom

Design, moda, wydarzenia

#16 Temat z okładki Kolaże Aleksandry Morawiak

#22 Edytorial

#36 Kultura

#56 Styl życia

Kino, płyty i wydarzenia w lipcu

Smakowite okruszynki Kamili Delegi

#26 Moda

#44 Rozmowa

#64 Styl życia lamy

Krzysztof Varga

Stanisław, czyli lama ze Szczecina

#32 Rozmowa

#48 Zdrowie

#70 Trendy towarzyskie

Telma &Luiza

Wielka moda rodzi się u nas

Urszula Dudziak

i uroda

Kto, z kim, kiedy i dlaczego

MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 07/2019

3


| OD REDAKTORA |

#okładka: KOLAŻ ALEKSANDRY MORAWIAK

#07

#redakcja Lamy to rzadki widok w Szczecinie, szczególnie te posiadające cechy ludzkie. Jakie na przykład? Umiejętność starannego dobierania stylizacji, w zależności do okoliczności zewnętrznych, wyczucie modowych trendów, pasja do podróżowania, no i przede wszystkim imię: Stanisław. Stanisław Lama to stworzenie, z którym będziemy mieli szansę zaprzyjaźnić się na dłużej. Wszystko dlatego, że jest postacią niezmiernie ciekawą, posiada opinię na wiele ważkich bieżących spraw oraz lubi publicznie zabierać głos. Takiej lamie, a do tego lamie ze Szczecina, nie mogliśmy odpuścić, dlatego za pierwszym razem Stanisław opowiedział nam o swoim pobycie w Japonii i o tym, co najbardziej go tam ujęło. Lamy szukajcie wewnątrz numeru, zaś gorące lipcowe wydanie otwiera oniryczny kolaż Aleksandry Morawiak, którą spotkaliśmy przed miesiącem, późnym wieczorem podczas Nocy Muzeów. Był czas, żeby zamienić słowo, ale jeszcze bardziej, by zachwycić się jej kolażami umieszczonymi na pościeli szczecińskiej marki Foonka. Wprawdzie wciąż tego nie testowałem, ale sny w takiej pościeli pewnie pamięta się później przez całe życie. Lipiec pewnie będzie równie gorący, jak czerwiec. Fajnie cieszyć się taką pogodą, ale warto mieć na uwadze, że może być to efekt trwałego ocieplania się klimatu Ziemi, co już takie wesołe wcale nie jest. Szczególnie, że osoby, które mają wpływ na nasze życie, wolą kreować różnego rodzaju problemy niż zajmować się tymi, których rozwiązanie może kosztować ich wiele wysiłku. Mimo to mamy nadzieję, że wraz z Wami trafimy w lipcu w różne ciekawe destynacje, gdzie zabierzecie magazyn, by cieszyć się życiem, lekturą i Szczecinem, który na ten czas został gdzieś w tle. Podobnie, jak wszystkie trapiące Was problemy. Życzymy niezapomnianych wakacji. Jarosław Jaz / Redaktor naczelny

4

Nowy Rynek 3, 71-875 Szczecin tel. 91 48 13 341; fax 91 48 13 342 mmtrendy.szczecin@mediaregionalne.pl www.mmtrendy.szczecin.pl Redaktor naczelny: Jarosław Jaz Product manager: Karolina Naworska Producent: Agata Maksymiuk Redakcja: Oskar Masternak, Bogna Skarul, Małgorzata Klimczak, Tomasz Kuczyński, Anna Folkman Dział foto: Sebastian Wołosz, Andrzej Szkocki Skład magazynu: MOTIF studio Dystrybucja: Piotr Grudziecki Druk: COMgraph Sp. z o.o. Prezes oddziału: Piotr Grabowski Reklama: tel. 697 770 172, karolina.naworska@polskapress.pl Wydawnictwo: Polska Press Grupa sp. z o.o. ul. Domaniewska 45, 02-672 Warszawa Prezes: Dorota Stanek

Dołącz do nas na www.facebook.com/ MagazynMMTrendy oraz Instagram.com/mm.trendy


#prezentacja


| NEWSROOM |

Bardzo dobre ochłodzenie

#5 miejsc do schłodzenia się w okolicy by Jarosław Jaz

#1 Blankensee

Od kiedy runęły mury dzielące Europę, szczecinianie tłumnie ruszyli na pobliskie niemieckie plaże. O murach wspominam nieprzypadkowo, ponieważ w Blankensee-Buk przez wiele lat funkcjonowało przejście graniczne, które utrudniało dostęp do jeziora. Teraz możemy nawet rowerem jeździć na dziką, spokojną plażę w lesie. Plusem jest fakt, że wciąż nie ma tam powszechnej grillozy.

#2 Löcknitz

Na zadbanych, strzeżonych niemieckich plażach panuje zdaje się całkowity zakaz grillowania, co ma niebagatelne znaczenie dla jakości odpoczynku. Wystarczy porównać pobyt na plaży w Löcknitz z pobytem na plaży nad Miedwiem. Od dymu można tam zgubić drogę. Plaża niewielka, zawalona mieszkańcami Szczecina i niemieckimi rodzinami z dziećmi, obok fajna restauracja, wejście płatne.

#3 Prenzlau

Ze Szczecina trzeba przejechać kilkadziesiąt kilometrów w kierunku na Berlin, ale warto. Plaża większa niż w Löcknitz i ciut droższa, ale też lepiej utrzymana i atrakcji nieco więcej. Przebieralnie, miejsce na ogniska, czyste toalety, cisza, spokój.

#4 Ińsko

Jeśli pobyt nad jeziorem uda się połączyć z Ińskim Latem Filmowym, można upiec dwie pieczenie na jednym ogniu. Świetne kino, kameralna atmosfera, niezwykle urokliwe jezioro z wieloma ciekawymi zakamarkami i ośrodkami wypoczynkowymi. To chyba najładniejszy zakątek z wodą tak blisko Szczecina. Chyba, że macie inne propozycje?

#5 Miejskie plaże

Ich plusem na pewno jest położenie. Na Głębokie czy Dziewoklicz można dojechać tramwajem lub autobusem prosto z pracy, zrzucić biurowo-biznesowy outfit i zanurzyć w czystej wodzie. Minusem jest niestety fakt, że przy średniej 28 stopni Celsjusza można się tam odbić od ściany plażowiczów, którzy mieli to szczęście, że dotarli nad jezioro wcześniej od nas. I nici z pływania.

6

Jeśli i wy potrzebujecie latem zimnego prysznica i małej czarnej, żeby o poranku móc ze zrozumieniem spojrzeć w oczy drugiego człowieka, to całkiem możliwe, że znaleźliśmy alternatywę, która pobudza równie mocno. Zimne kawy od bardzo dobrze przy Końskim Kieracie 16. Bariści kawiarni już od 8 rano czekają, by postawić zaspanych gości na nogi. Oferują typowe klasyki, jak kawka z kostkami lodu, ale spełniają też fantazje w stylu affogato, a dokładnie espresso z lodami od Lodziarni Dutkiewicz. Nie brakuje też egzotycznych pomysłów zebranych w nazwie Hayb Huye Mountain Orange Juice, co jak przekonują, oznacza bardzo dobrą zimną kawę z sokiem z pomarańczy, syropem i lodem. Za dodatkowy uśmiech na pewno uda się też zamówić specjalną lemoniadę z czarnej porzeczki, tymianku, toniku własnego wyrobu i kawy. Królem chłodnych pomysłów jest jednak nitro, czyli pełen pokal kawki z azotem, wyglądającej jak słynny irlandzki ciemny trunek, ale o niebo smaczniejszy. Z zamówienia można cieszyć się w opcji na miejscu lub na wynos, w zależności od potrzeb. Kawę można skompletować też z kanapką, ciastem, deserem, a nawet hummusem. Wszystko oczywiście serwowane jest bardzo dobrze, czyli przy użyciu materiałów biodegradowalnych i kompostowalnych. W pełni ekologicznie - w końcu nazwa lokalu zobowiązuje. bardzo dobrze - ul. Koński Kierat 16 FB: @bardzodobrzecafe Insta: @kawiarnia_bardzo_dobrze Godziny otwarcia: Pon. - Pt.: 8 do 20, Sb.: 10 do 20, Nd.: 8 do 19


#prezentacja


| NEWSROOM |

Szczeciński Bazar Smakoszy nie zwalnia tempa nawet w wakacje Zaproszenie na niedzielne śniadanie, ewentualnie obiad, zobowiązuje. A skoro organizatorzy Szczecińskiego Bazaru Smakoszy takowe wystosowali, to słowa dotrzymują. I tak w każdą niedzielę, również przez wakacje, w godz. 10 - 15 jest się mile widzianym w OFF Marinie przy ul. Chmielewskiego 18. Można przyjść po pyszne jedzonko do części gastronomicznej lub zwyczajnie na zakupy bezpośrednio od producentów. A jest w czym wybierać: pieczywo, przyprawy, produkty z innych krajów, sezonowe warzywa i owoce, soki, przetwory, ekologiczne specjały, zdrowy nabiał, jaja, ekologiczne wędliny, oliwy, miody, kawy i herbaty, zdrowe wypieki oraz desery, naturalne kosmetyki i inne. Udane zakupy można uczcić chwilą spędzoną na leżaczku w strefie chilloutu przed OFF Mariną. Wstęp na Bazar jest bezpłatny, podobnie jak parking na terenie OFF Mariny, do którego wiedzie wjazd przez szarą bramę od ulicy Klemensiewicza. Niedzielny spacer lub przyjazd rowerem bardzo mile widziany. Do zobaczenia na Pomorzanach! Szczeciński Bazar Smakoszy - każda niedziela, g. 10 - 15 OFF Marina, ul. Chmielewskiego 18, Szczecin

8

Bezpieczne foteliki samochodowe Kiedy kupujecie sukienkę albo garnitur, to go przymierzacie. Upewniacie się, że rozmiar jest odpowiedni i podkreśla Wasze atuty. A gdybym Wam powiedziała, że foteliki samochodowe tak samo mierzy się i dobiera do rozmiaru samochodu oraz dziecka? Czy nie macie dość kupowania w ciemno, a potem przeklinania, że coś nie spełnia waszych oczekiwań? Różnica jest taka, że jeśli kupisz za małą bluzkę czy buty to od razu widzisz, że coś jest nie tak. Skąd jednak wiesz ze wybrany fotelik nie pasuje skoro wszyscy go polecają i wpiąłeś go do samochodu? Niestety przekonasz się o tym w chwilę po uderzeniu, czyli dużo za późno. Tylem.pl to sklep, w którym kupujecie fotelik na miarę. Bezpieczny i idealnie dobrany fotelik samochodowy, to zwiększone bezpieczeństwo Waszej pociechy. Posiadamy foteliki ze wszystkich kategorii wagowych i każdy z Was znajdzie u Nas coś odpowiedniego. Tyłem, przodem, obrotowe, małe, duże, czarne i różowe ;) Wykwalifikowani eksperci nie tylko montują Wam fotel - oni dbają o bezpieczeństwo Wasze i Waszej rodziny, sprawdzając m.in. ustawienie pasów. Tylem.pl to ludzie, którym po prostu zależy na Waszym bezpieczeństwie. U Nas Wasze dziecko jest traktowane jak Nasze dziecko. Nie wierzysz? Odwiedź nas i sprawdź Dołącz do rodziny Tylem.pl | Szczecin, ul. Santocka 39 www.facebook.com/tylemszczecin


#prezentacja


| NEWSROOM |

Foto: Sebastian Wołosz

Elektryczna rewolucja w dostawach posiłków

Magnolie Biznesu… zasadzone

Foto. Katarzyna Maciąg, Piszę Światłem

Na terenie salonu Mercedes-Benz Mojsiuk w Szczecinie pojawiło się nowe drzewko magnolii. I nie byłoby w tym nic szczególnego gdyby nie osoby, które ma symbolizować. Żeby je poznać trzeba na chwilę cofnąć się do pierwszego dnia wiosny i pierwszej Gali Finałowej wręczenia nagród projektu Magnolie Biznesu. Inicjatywa miała na celu promowanie przedsiębiorczych i aktywnych Kobiet ze Szczecina i regionu. Kontynuacją tego wydarzenia było uroczyste wkopanie magnolii przez laureatki konkursu na terenie salonu. Jak wyjaśniają organizatorki - posadzenie drzewka ma symbolizować laureatki konkursu, które podobnie jak pięknie rozwijające i rozkwitające kwiaty tego drzewka, rozwijają swoje pasje i działania biznesowe, dając przykład do działania innym kobietom. (am)

Szczecin cały na czerwono Czerwiec w naszym mieście to nie tylko zdjęcia na tle diabelskiego młyna, selfie z imprez na Wyspie Grodzkiej i ujęcia ze wschodów słońca przeżywanych na Bulwarach. To też romantyczne sesje na polu czerwonych maków w okolicach polsko-niemieckiej granicy. Pierwsze dwa tygodnia zdjęcia robili i starsi i młodsi, i profesjonaliści i amatorzy, a kiedy pole skoszono, wszyscy jednogłośnie okrzyknęli żałobę. Na szczęście zostało kilka pięknych ujęć z tego okresu. Zobaczcie sami. (am)

10

Cichy, szybki i co najważniejsze w 100 proc. bezpieczny dla środowiska, bo elektryczny - nowy Renault Twizy zasilił flotę dostawczą restauracji Wół i Krowa serwującej burgery oraz Porky, specjalizującej się w daniach z szarpanej wieprzowiny. To pierwsza taka inicjatywa w Polsce. Jak podkreślają właściciele tych dwóch lokali - ekologia nabiera coraz większego znaczenia dla naszego społeczeństwa, prędzej czy później będziemy musieli pożegnać się z samochodami spalinowymi. My zdecydowaliśmy się zrobić to prędzej. Model Twizy wyróżniają nie tylko ekologiczny charakter, ale też dizajn. Owalna kabina osadzona na czterech wystających poza obrys nadwozia kołach. Do tego dwa okrągłe klosze świateł przednich i duże logo Renault, tworzą „sympatyczne” oblicze auta. Uwagę przykuwają też unoszone do góry drzwi, co jest rozwiązaniem nie tylko efektownym, ale i praktycznym na ciasnych parkingach. - Model został dobrany odpowiednio do potrzeb naszych klientów - dodają właściciele. - Zdajemy sobie sprawę, że dostawa musi być zrealizowana w najkrótszym możliwym czasie. Kompaktowe wymiary samochodu pozwalają pożegnać się z problemem parkowania nawet w najtrudniejszych dzielnicach. Mamy nadzieję, że nasze działania zapoczątkują elektryczną rewolucję w dostawach posiłków w naszym mieście. Jedzenie nowym “dostawczakiem” restauracji Wół i Krowa oraz Porky można zamawiać za pośrednictwem strony www.wolikrowa.com lub pod numererami telefonu: (Porky) 731 000 230 i (Wół i Krowa) 791 000 699.


#prezentacja

Wynajmij salę na firmowe szkolenie lub kameralny event. Gwarantujemy: wygodne stoliki z krzesłami / projektor multimedialny / elektryczny ekran projekcyjny z pilotem / nagłośnienie / catering / obsługę kelnerską Istnieje możliwość dowolnej aranżacji sali.


Foto: Andrzej Szkocki

Foto: materiały projektantki

| NEWSROOM |

Nowe atelier mody w Szczecinie Iwona Linke Atelier z ubraniami polskich projektantów powstało w centrum Szczecina. W atelier można kupić bardzo kobiece projekty tworzone przez kilku polskich projektantów. - Ubrania są trochę ekstrawaganckie, dla odważnych kobiet, ale Szczecin zawsze słynął z tego, że kobiety się u nas ubierały odważnie mówi Iwona Linke, właścicielka atelier. Kobiety będą mogły także uzyskać porady dotyczące strojów, szczególnie na ważne okazje. Do butiku można zaglądać przy al. Jana Pawła II. (mk)

Szczecinianka podbija europejski rynek mody Swoje projekty prezentowała m.in. na konkursie off fashion w Kielcach, ale też we Włoszech podczas Lecce Fashion Week w Apulii. Anna Surowiec, młoda projektantka ze Szczecina niedawno ukończyła szkołę mody MSKPU w Warszawie i Italianistykę w Szczecinie, a już zdobywa europejskie wybiegi. Jej ostatnia kolekcja inspirowana jest stylem street dance i kulturą hip hopu. Została wykonana z różnego rodzaju białych tkanin, neonowych sznurówek i plastiku. Seria ubrań została nazwana „Step into the future” i wyraźnie nawiązuje do lat 80-90. i futurystycznych wizji tego okresu. Więcej prac Anny Surowiec można znaleźć na FB: @SurowiecDesigner. (am)


#prezentacja


| NEWSROOM |

Krewetkowy raj Krewetki. Krewetki w zupie, krewetki w cieście, krewetki w sałatce czy po prostu krewetki w mieście. Shrimp House, to prawdziwy dom krewetek i mekka wszystkich ich fanów. Lokal działa mniej więcej od roku w Szczecinie, ale wciąż potrafi zaskoczyć. Żeby się o tym przekonać wystarczy zamówić choćby Butter Shrimp. To (oczywiście) krewetki w lekko ostrym pomidorowo-maślanym sosie, przyprawy korzenne, ryż. Ciekawą wariację stanowi też Pho Shrimp, czyli klasyczny wietnamski bulion z krewetkami i makaronem. Trudno przejść obojętnie obok Buffalo Shrimp, krewetek smażonych w cieście z sosem buffalo, marchewką i selerem naciowym. Danie jest serwowane z dipem blue cheese, bagietką lub frytkami. Osoby, które jeszcze nie miały okazji poznać lokalu na pewno ucieszy fakt, że jest zlokalizowany w samym centrum Szczecina przy ulicy Jagiellońskiej 10. To dosłownie kilka kroków od Deptaku Bogusława. W środku znajdzie się miejsce nawet dla 40 osób, więc wskazane jest zabrać ze sobą znajomych. Bez obaw Shrimp House jest czynny codziennie. Shrimp House - Jagiellońska 10 tel. 576 678 640, FB: @shrimphouseszczecin Czynne: Poniedziałek-piątek 12:00 - 22:00 Sobota-niedziela 13:00 - 22:00

Międzyodrze: takiego Szczecina nie znasz Chcesz to przyjdź. 20 lipca odbędzie się wyjątkowe wydarzenie muzyczne w specjalnie zaaranżowanym magazynie przy Bulwarze Maurycego Beniowskiego. W jednym miejscu, w jednym terminie spotka się praktycznie całe środowisko artystyczne, które aktywnie działa w naszym mieście. Idea Międzyodrza jest prosta: organizatorzy łączą siły, by stworzyć coś zupełnie innego, ponad podziałami, poza granicami ulubionych klubów. Co to będzie? 25 dj’ów, 2 sceny, food trucki, strefa chillout i niezapomniany widok na Odrę. Celem organizatorów jest, by Szczecin poznał artystów, którzy w nim mieszkają i tworzą. Przekrój muzyczny będzie niezwykle szeroki, a wszystko dzięki liczbie dj’ów, jakich udało się zebrać oraz różnorodności muzycznej, jaką prezentują. To będzie Szczecin od strony techno, minimal, microhouse, tech house, house, deep house, czy disco. Bilety na wydarzenie w cenie od 30 PLN do kupienia na bilety.fm. (red)

14


#prezentacja

MEBLE NA WYMIAR KUCHNIE SZAFY / SCHODY USŁUGI STOLARSKIE Meble w zabudowie na indywidualne zamówienie klienta. Nasze usługi obejmują cały proces – od projektu aż po jego wykonanie. Wykonujemy również frezowanie oraz wycinanie maszyną CNC między innymi w płycie MDF, sklejce i drewnie.



| TEMAT Z OKŁADKI |

ALEKSANDRA MORAWIAK KAŻDY KOLAŻ TO INNA HISTORIA Długo szukała siebie, aż w końcu znalazła we fragmentach archiwalnych fotografii i rycinach - Aleksandra Morawiak, jedna z najbardziej obiecujących ilustratorek młodego pokolenia. Z pozornie niepasujących do siebie elementów potrafi budować nowe światy i opowiadać fantastyczne historie. Niedawno, we współpracy ze szczecińską Foonką stworzyła nowy wzór pościeli i już szykuje kolejne projekty, które opuszczą ramy kartek papieru. Jak ona to robi? ROZMAWIAŁA AGATA MAKSYMIUK / KOLAŻE ALEKSANDRA MORAWIAK

MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 07/2019

17


| TEMAT Z OKŁADKI |

Do czego ma Pani największą słabość? - Zdecydowanie do pięknych miejsc i przedmiotów. Patrzenie na dobrze zaprojektowane wnętrza oraz ich poszczególne elementy sprawia mi ogromną przyjemność. Jednocześnie, ważne jest dla mnie, by móc w takich miejscach przebywać, tworzyć i żyć. Wiedziałam to już od jakiegoś czasu, ale dopiero od niedawna miałam możliwość realnego wpływu na przestrzenie, w których spędzam najwięcej czasu – wyremontowaliśmy z mężem mieszkanie, teraz czeka mnie remont nowej pracowni w centrum Łodzi. To bardzo miłe, móc realizować się twórczo w odpowiednio przygotowanej przestrzeni.

Czuję, że jest bardziej pojemna – mnogość wątków, odniesień, połączeń wydarzeń i bohaterów sprawia, że moc oddziaływania na widza w świecie wykreowanym przez twórców jest niejednokrotnie silniejsza, niż w klasycznym filmie. Z wymienionych produkcji, zdecydowanie najbardziej czekam na kolejny sezon „Domu z papieru”, który ma bardzo mocną identyfikację wizualną – czerwień, czerń i biel. Do tego bardzo inspirujący hiszpański temperament i jego konsekwencje. Ten temat szczególnie dobrze odnalazłby się w moich minimalistycznych i wyrazistych kolażach.

A co z filmem? Wśród Pani prac znalazłam plakat do „Na pokuszenie” Sofii Coppoli. - W 2017 roku zostałam zaproszona przez magazyn kulturalno-kulinarny KUKBUK do prowadzenia rubryki „Danie+film”, w której redakcja wybierała film z wątkiem jedzeniowym, a moim zadaniem było stworzenie nowego, kolażowego plakatu do tego filmu. Podczas serii, która powstała, to właśnie „Na pokuszenie” było moim ulubionym tematem do tworzenia. Wszystko z powodu połączenia wątku miłosnego, życia kobiet, muzyki klasycznej i wielkiej namiętności.

Najwspanialsze dzieła zwykle zaczynają się od aktów prozaicznych. Jak to jest u Pani? Od czego zaczyna się praca nad kolażem? - Czas zwykle nie jest dla mnie zbyt łaskawy i wciąż go brakuje na własne realizacje. Skupiam się głównie na pracy dla innych, zatem najpierw staram się jak najlepiej poznać temat lub oczekiwania klienta. Po tych rozmowach przystępuję do researchu – przez około 2 lub 3 dni poszukuję materiałów do kolażu, elementów, z których będę go budować. Mowa tu o ilustracjach, rycinach czy fotografiach. To dość żmudny proces, ale od niego w dużej mierze zależy, czy kolaż będzie dobry. Później zostaje najprzyjemniejsza część – proces twórczy.

W tym miesiącu kilka gorących premier. Fani kinematografii czekają na nową produkcję Jima Jarmuscha „The Dead Don’t Die”, z kolei amatorzy kina domowego na „Dom z papieru” i „Stranger Things”. Gdyby zamówiono u Pani plakat do jednej z tych produkcji, którą by Pani wybrała? - Od jakiegoś czasu, jako odbiorcy, jest mi bliżej do formy jaką jest serial.

Pani kolaże - oniryczne, romantyczne, tajemnicze - w większości, zdają się być próbą rozłożenia marzeń sennych na części pierwsze. W jaki sposób godzi Pani swój unikatowy styl z zamówieniami klientów? Często trzeba iść na kompromisy? - Nie mam z tym żadnego problemu, ponieważ klienci zgłaszają się do mnie właśnie po ten styl, bardzo często pokazują mi inne

18


| TEMAT Z OKŁADKI |

prace z mojego portfolio i proszą o coś podobnego. To niesamowicie miłe uczucie. Pokazuje, jak bardzo mi ufają i utożsamiają moją pracę z wysoką jakością. W każdy projekt wkładam siebie, swoje myśli, przeżycia, emocje i łączę to z oczekiwaniami ze strony klienta, jego pomysłami, inspiracjami. Z wielką uwagą słucham drugiej strony, w końcu to dla niej tworzę i chcę, żeby to, co powstaje było naszym wspólnym dziełem. A jak przebiegała współpraca ze szczecińską firmą Foonka, dla której stworzyła Pani nowy wzór pościeli? W ogóle jak doszło do tej współpracy? - To jedna z milszych kooperacji

tego roku. Po pierwsze, z powodu ludzi, którzy tworzą tę markę – Gosia i Marcin mają ogromną pasję do tego, co robią, są wyjątkowo otwarci i mają świetny gust. Od razu się dogadaliśmy, a perspektywa tego, że mój kolaż będzie mógł „ożyć” i istnieć na przedmiocie codziennego użytku, w dodatku dobrze i przyjemnie kojarzącym się, jak pościel, była dla mnie czymś bardzo ekscytującym. Foonka zaprosiła mnie do współpracy jesienią zeszłego roku. Poznaliśmy się osobiście na targach Warsaw Home, gdzie opowiedzieli mi o swoim pomyśle stworzenia linii pościeli projektowanej przez polskich artystów. Kilka rozmów, wymiany

MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 07/2019

19



| TEMAT Z OKŁADKI |

maili i praktycznie od razu wiedziałam, jak pościel będzie wyglądać, w jakim kierunku ma iść ta realizacja. Gosia i Marcin dali mi wolną rękę, obdarzyli ogromnym zaufaniem i swobodą twórczą. Artyści, szczególnie ci tworzący w duchu sztuki współczesnej, od czasu do czasu muszą odbijać zarzut, który brzmi „przecież każdy tak potrafi”. Myśli Pani, że naprawdę każdy potrafiłby zrobić kolaż, zaprojektować wzór pościeli czy namalować obraz? - Technika kolażu ma to do siebie, że każdy może w niej tworzyć. Nie ma sztywnych reguł, a sam proces daje dużą radość. Wiele osób w wolnych chwilach robi kolaże, zwłaszcza analogowe, eksperymentuje nożyczkami ze skrawkami papieru. Sytuacja ma się nieco inaczej w pracy komercyjnej i w kolażu cyfrowym. Tutaj potrzeba już konkretnych umiejętności i tego, co sprawia, że prace są wyjątkowe, doceniane przez innych. Myślę, że tym „pierwiastkiem wyjątkowości” jest odnalezienie swojego, rozpoznawalnego stylu, a to może się wydarzyć tylko wtedy, gdy czerpiemy inspirację ze swojego umysłu, otaczającej rzeczywistości i nie staramy się nikogo naśladować. Nie zdarza się Pani sięgać po inspiracje do takich klasyków kolażu, jak choćby Max Ernst? - Nie, staram się nie sięgać po inspiracje z dziedziny, w której tworzę i polecam to wszystkim twórcom. To bardzo otwiera głowę i pozwala spojrzeć szerzej na otaczającą nas rzeczywistość. Szczególnie lubię czerpać inspiracje z filmu, projektowania graficznego lub wspomnianych realizacji projektantów wnętrz. Ale moim zdaniem podstawą jest wsłuchiwanie się w siebie i swoje prawdziwe pragnienia, tworzenie rzeczy, które naprawdę nam się podobają. A nade wszystko polubić się ze swoją intuicją i nauczyć się jej słuchać. Publikowała Pani m.in. dla magazynów Kukbuk, Zwierciadło czy Wysokie Obcasy Extra. Z której realizacji jest Pani najbardziej dumna? - Tak dużo powstaje nowych projektów w ciągu roku, że wciąż zmieniam zdanie co do mojego ulubionego. Myślę jednak, że taką realizacją, która na zawsze pozostanie w mojej pamięci i w sercu, jest projekt „Zmysłownika”. To kalendarz, który stworzyłam dla magazynu KUKBUK. Wyjątkowe wydanie w twardej oprawie, w którym każdy miesiąc otwiera moja ilustracja, na której jest kobieta, a wokół niej sezonowe owoce i warzywa oraz różne atrybuty, które odpowiadają różne historie. Zaprojektowałam również okładkę wydawnictwa, pełną ciekawych rozwiązań drukarskich – są złote, tłoczone napisy, a niektóre elementy kolażu są wypełnione ciemnozieloną tkaniną. Za ten projekt otrzymałam dwie nagrody – Must Have, czyli znak jakości przyznawany przez kapitułę Łódź Design Festival oraz pierwszą nagrodę - złoty miecz Klubu Twórców Reklamy w kategorii „Ilustracja”. W Pani pracach kobieta jest wszechobecnym motywem. Jakie ma znaczenie? Kim jest ta kobieta? - Każdy kolaż

to inna historia. Kobieta jest jej częstym bohaterem z kilku względów. Należałoby zacząć od tego, że jako kobieta silnie identyfikuję się z atrybutami kobiecości. Po drugie, wszystkie kobiety są po prostu piękne, uwielbiam na nie patrzeć. Właśnie dlatego tak często można znaleźć w moich pracach fragmenty ich twarzy, dłoni, zarysy sylwetek. Pięknie komponują się z innymi elementami, których używam. Te kobiety za każdym razem są kimś innym, niejednokrotnie postaciami z mojego życia. Wymyślam historie, układam elementy posługując się metaforą, nieraz tylko dla mnie zrozumiałą. W równie wysokim stopniu pojawia się temat natury. Jak dobiera Pani elementy? Zauważyłam, że w Pani pracach próżno szukać typowo egzotycznych roślin i zwierząt. - Zwykle przy każdym projekcie ustalam sobie paletę kolorystyczną. Dobór poszczególnych elementów odbywa się na zasadzie najbardziej trafnych zestawień. Egzotyka pojawia się sporadycznie, ponieważ bliższa jest mi roślinność i zwierzęta z naszych rejonów – leśne zwierzęta, polne kwiaty, drzewa liściaste. Dokładnie tak, jak w projekcie dla Foonki – naszą inspiracją była cisza w leśnym krajobrazie, zapach powietrza po letnim deszczu. A myśli Pani już o kolejnych „wyprowadzkach” swoich dzieł poza obręb „kartki papieru”? - Druga połowa tego roku będzie obfitowała w takie projekty – pojawią się artykuły papiernicze, opakowania czekolad, produkty dla psów i kotów, a nawet ubrania. Wszystkie te realizacje będą tworzone we współpracy z polskimi markami. Niektóre z nich dopiero wchodzą na rynek, inne są znane od dawna, ale nadal inspirują i zaskakują nowościami. Przyznam, że to zawsze mocno ekscytujące przeżycie, kiedy kolaż ożywa i wychodzi poza ramy kartki papieru czy ekranu komputera. W ten sposób może służyć ludziom, cieszyć ich oczy w codzienności. Dla mnie to wielka przyjemność i nagroda.

Aleksandra Morawiak ilustratorka specjalizująca się w technice kolażu. Główną sferą jej zainteresowań jest człowiek oraz jego relacja z przestrzenią i samym sobą. Jej prace można było zobaczyć na wystawach m.in. w Berlinie, Kopenhadze, Mediolanie i San Francisco. W ilustracji szczególnie pasjonują ją tematy poświęcone psychologii, literaturze, kinematografii. Od ponad trzech lat tworzy ilustracje dla prasy. Można tu wymienić takie tytuły jak m.in.: Kukbuk, Zwierciadło, Pani, Design Alive czy Wysokie Obcasy Extra. Jej ilustracje zostały również wyróżnione prestiżowym znakiem jakości Must Have, przyznawanym przez Łódź Design Festival oraz Złotą Nagrodą KTR Klubu Twórców Reklamy w kategorii Ilustracja za „Zmysłownik” stworzony dla magazynu „Kukbuk”.

MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 07/2019

21


| EDYTORIAL |

Telma &Luiza

FOTO Katarzyna Maciąg, FB: Piszę-światłem / MODELKI: Agnieszka Gulczyńska, FB:@gulczynskaphotomodel / Weronika Dybisławska MAKIJAŻ: Katarzyna Chromicz, FB:@beautybykatemk STYLIZACJE: czerwona suknia Pin-ups by Magda Żabicka, atelier Pin-ups Szczecin, FB: @PinupsClothing, www.pinups.pl kombinezon Marella, Salon Marella Szczecin, FB@SalonMarellaSzczecin


| EDYTORIAL |

MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 07/2019

23


| EDYTORIAL |

24


| EDYTORIAL |

MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 07/2019

25


| MODA |

Wielka MODA rodzi się u nas Wystarczyły niecałe trzy lata, żeby studenci Pracowni Projektowania Ubioru Akademii Sztuki w Szczecinie zaczęli odnosić sukcesy. Nagrody, staże, bogate porfolio jeszcze przed skończeniem studiów – Szczecin może być miastem mody. ROZMAWIAŁA MAŁGORZATA KLIMCZAK / FOTO ANDRZEJ SZKOCKI

26


| MODA |

Szczecin nigdy nie był stolicą mody, chociaż zawsze można było kupić tu modne ciuchy. Po pierwsze, to zasługa marynarzy, którzy przywozili modne ubrania z zagranicy, czasami na specjalne zamówienie. Po drugie, mieliśmy dwa duże zakłady odzieżowe: Danę i Odrę, które szyły ubrania mające dorównać światowym trendom. Ale Szczecin bywał też znany z kiczu i tandety. To tutaj kobiety nosiły słynne buty „żelazka”, z których śmiała się cała Polska. Kultura disco w latach 80. i techno w latach 90. w mieście marynarzy nie wpłynęła korzystnie na postrzeganie modnych szczecinianek. A potem nastąpił okres szarości, nijakości i braku odwagi. Wiele nie pomogły sieciówki w nowo powstałych galeriach handlowych. - Szczecinianki rzadko ubierają się odważnie – mówi Manuela Korecka, studentka Pracowni Ubioru i Projektowania. - W ogóle Polki nie ubierają się odważnie. Brak im odrobiny szaleństwa, które ja osobiście lubię. Może Warszawa się pod tym względem trochę różni. Dla mnie wyjątkowym miastem jest Berlin. Tam można zobaczyć na ulicach, co to jest odwaga w modzie.

Dzięki Akademii Sztuki szansę dostali młodzi projektanci, którzy bardzo szybko pokazali, że fantazja i odwaga nie są im obce.

Dobra szkoła, dobrzy studenci Pracownia Projektowania Ubioru to jedna z tych pracowni, która rozwinęła się błyskawicznie. Każdy, kto marzy o modzie, może tu spróbować swoich sił. Studenci rozpoczynają przygodę projektową od prac koncepcyjnych. W pracowni szczególny nacisk położony jest na formę i eksperyment. Pomaga to studentom wyjść z konwencji projektowania komercyjnego, na które przyjdzie czas w późniejszych latach. Pracownia ściśle współpracuje z przedmiotem Techniki Krawieckie. - Mamy cztery pracownie: projektowania obuwia, projektowania tkanin, projektowania ubioru i biżuterii – mówi Iga Węglińska, prowadząca Pracownię Projektowania Ubioru w Zakładzie Wzornictwa. - Każdy ze studentów wybiera sobie dwie i bierze je na warsztat. To ciężka i uzależniająca, ale miła praca. Poziom jest bardzo wy-

soki. Z semestru na semestr coraz wyższy. Co roku staramy się lekko korygować plan studiów, żeby odpowiadać na potrzeby studentów. Staramy się być nowocześni i mam nadzieję, że nam to wychodzi. Studenci mają w programie 50 procent rzemiosła i 50 procent projektowania w programie kształcenia.

Sukcesy i nagrody Studenci Pracowni Projektowania Ubioru już podczas studiów wygrywają ogólnopolskie konkursy mody, uczestniczą w wyjazdach do polskich i zagranicznych firm z branży mody, odbywają prestiżowe praktyki w Polsce i za jej granicami. Studentka III roku Renata Ramola, otrzymała wyróżnienie od galerii Echo w Kielcach w finale konkursu OFF Fashion. W tym roku podczas Fashion Designer Awards do finału zakwalifikowało się 10 projektantów, w tym studentka III roku AS Manuela Korecka, która rozbiła bank nagród, otrzymując: wyróżnienie od Showroom w postaci wsparcia merytorycznego i nagrody pieniężnej 5000 zł na materiały na przyszłe projekty, wyróż-

MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 07/2019

27


| MODA |

nienia od Gosi Baczyńskiej – 3-miesięczny staż w atelier projektantki, wyróżnienie od Doroty Williams – staż w zespole stylizacyjnym TVN. - Moja biżuteria powstała z inspiracji rysunkami, które znajdują się na banknotach Polinezji Francuskiej. Są to motywy roślinne – mówi Manuela Korecka. - Cała kolekcja jest organiczna, połączona z perłami, kolorem koralowym. Jest wykonana ręcznie, a blacha wycinana laserowo. Manuela Korecka przeszła także kwalifikacje do konkursu i wystawy Młodzi na Start, organizowanej przez ELLE Decoration Polska Gdynia Design Days. Student II roku Projektowania Ubioru Rafał Zakrzewski, prezentował swój projekt na Łódź Design Festival w ramach wyróżnienia przez Mazda Design. Zaprezentował bluzę do przytulania, którą pokazał także w ramach pracy semestralnej. - Głównym zadaniem było wczuć się w rok 2050, stworzyć własny świat – mówi Rafał Zakrzewski. - Okazało się, że ludzie coraz rzadziej okazują sobie bliskość. W kulturze japońskiej nie ma czegoś takiego, jak dotyk. Ludzie witają się ukłonem. W Szwecji ludzie żyją razem, ale w osobnych mieszkaniach. Nie ma tam sensualności, bliskości. Podjąłem ten problem i zaprojektowałem dwie bluzy, które poprzez proste nacięcia mają zachęcić osoby do bliższej relacji, bo przez dotyk ludzie lepiej funkcjonują. Praca semestralna na III roku zainspirowała studentów do tego, żeby skupić się

28

na człowieku i jego potrzebach, przede wszystkim psychicznych. Dlatego zaprojektowane ubiory dotyczą takich zagadnień, jak bliskość czy stres w życiu codziennym. - W zadaniu semestralnym zaprojektowałam kurtkę antystresową – mówi Iga Nikoliszyn, studentka. - Zastanawiałam się, jak pozbyć się stresu. W przyszłości i teraz. Stres jest wszechobecny, a nie każdy potrafi sobie z nim radzić. Ważne jest też to, że stres blokuje nasz cały układ odpornościowy. Ta kurtka ma za zadanie uwolnić nas od napięcia za pomocą specjalnego panelu wibrującego i masującego, który nadawałby rytm naszemu oddechowi. Umieszczenie go na plecach nie jest przypadkowe, bo badania pokazują, że dotyk w plecy wspiera rozwój człowieka.

Portfolio to podstawa Dla studentów ważne jest, żeby ich projekty znalazły uznanie w oczach innych, żeby były realizowane, a ich praca doceniana i to już na wczesnym etapie studiów. - Najbardziej kładziemy nacisk na to, żeby nasi studenci budowali portfolio – mówi Iga Węglińska. – I to się udaje, bo już po I roku pracowali jako stażyści w Gino Rossi w działach projektowych bądź w LPP Reserved Kids. Już po I roku ich portfolio było na tyle konkurencyjne, że mogli wygrać te staże i się dostać. Kształtujemy ich w wymiarze praktycznym. Studenci bardzo sobie cenią możliwość

wyżycia się i postawienia na bujną wyobraźnię, dlatego ich projekty czasami mocno odbiegają od rzeczy tradycyjnych. To także wpływ wielkich światowych projektantów, których podziwiają. - Ze światowym projektantów podziwiam Maisona Margielę i projektującego dla niego Johna Galliano – mówi Rafał Zakrzewski. Jego stylistyka jest mi najbliższa. Dlatego w zadaniu semestralnym trudno było się odnaleźć, bo to miała być czysta forma projektowa, bez szaleństwa. Uwielbiam formę, rzeźbiarskość. Jeżeli robię buty, to są buty, w których praktycznie nie da się chodzić, bo myślę o formie rzeźbiarskiej. W ubiorze częściej myślę o funkcji użytkowej, żeby modelka mogła się w tym ubraniu przejść. - Najbardziej odnajduję się w projektowaniu obuwia – dodaje Iga Nikoliszyn. - Po I roku odbyłam praktyki w LPP Reserved Kids w dziale obuwia i akcesoriów dla dziewczynki jako asystent projektanta. Po tygodniu projektantka poszła na urlop, więc dostałam wszystkie jej obowiązki. Sama tworzyłam dokumentacje i projekty. Byłam tam trzy miesiące i było to bardzo ciekawe doświadczenie. Najczęściej czerpię inspiracje z popkultury, z teledysków. Inspiruje mnie kultura i popkultura Korei. To, że są wrażliwi na modę, są bardziej otwarci na kreowanie swojego wizerunku. Manuela Korecka, mimo że sama ubiera się klasycznie, co jest często spotykane wśród projektantów, w swoich projektach lubi zaszaleć. - Inspiruje mnie pewna nonszalancja, której jest dużo w modzie - mówi Manuela. - Jest często wykorzystywana przez młodych projektantów. To jest kierunek, który ma potencjał również w komercyjnej modzie. Mam na myśli artystyczne podejście, ale mam nadzieję, że zacznie się rozwijać w komercji. Liczę na to, że ludzie zaczną być bardziej odważni i nosić różne dziwne projekty. Wszyscy wielbiciele mody na to liczą.





| ROZMOWA MIESIฤ CA |

Muzyka to mรณj kochanek

32


| ROZMOWA MIESIĄCA |

Urszula Dudziak porywa ludzi energią. Na spotkaniu w Szczecinie dostała owacje na stojąco już na wejściu. Nawet kiedy nie śpiewa, ludzie chcą jej słuchać i rozmawiać, bo rozmówczynią jest doskonałą. Opowiedziała nam o sobie, swojej karierze w Nowym Jorku i ... kompleksach. AUTOR MAŁGORZATA KLIMCZAK / FOTO MATERIAŁY PRASOWE

Muzyka czy tenis? Co jest na pierwszym miejscu? - Od dziecka buduję swoją pasję i miłość na muzyce. Z muzyką byłam zawsze, jestem i zostanę. Muzyka to jest mój kochanek, a tenis to mój mąż. Ubóstwiam grać w tenisa i chciałam powiedzieć, że co roku jestem na turnieju tenisowym Pekao Szczecin Open. W Szczecinie bywa Pani i na turnieju tenisowym i na koncertach, a czasami jednocześnie. Pamiętam koncert Deborah Brown, na który wpadła Pani prosto z kortów. - Te dwie dyscypliny tak się pięknie uzupełniają. Gdybym poświęciła się tylko tenisowi, to poszłabym z torbami, bo mój poziom jest amatorski. Amatorski? Kobieta, który wygrywa z mężczyznami na korcie? - W tej kwestii jestem skromna. Może niepotrzebnie. Na korcie jestem góralką. Jestem zawzięta, ale też bardzo lubiana, bo nigdy nie reprymenduję moich partnerów w mikstach, jak ktoś zagra źle. Zawsze komplementuję przeciwnika. Jestem uosobieniem radości na korcie. Nigdy się nie złoszczę. Czasami myślę, że źle zagrałam, ale od razu dodaję sobie otuchy, że zagram lepiej. Lubię ruch. Tenis mi się kojarzy z muzyką jazzową, bo w obu dziedzinach bardzo ważny jest timing. Trudno by mi było żyć bez tenisa, a bez muzyki to już w ogóle nie wyobrażam sobie życia. Mówi Pani, że się nie denerwuje na korcie, ale Henryk Sawka kiedyś Panią zdenerwował. - Byłam bardzo rozczarowana. Byłam pewna siebie i nastawiona na to, że wygram i dostałam porządnego prztyczka w nos. Obserwowałam Henryka Sawkę na korcie, bo miał być moim następnym przeciwnikiem w eliminacjach. Pomyślałam sobie: „O, to miernota. Wygrać z nim to mały pikuś”. I jak przegrałam, widać było po mnie, że jestem zła. A Heniu podszedł do mnie i mówi: „Uluś, nie martw się, mam dla ciebie rysunek”. Potem dał mi rysunek, na którym jest dwóch tenisistów, skacze ruda kobieta, czyli ja i jeden tenisista mówi do drugiego: „Ty, słyszałem, że ta Dudziak też śpiewa”. Mam ten rysunek w książce. Mamy w Szczecinie dobry turniej tenisowy, ale mamy też ciekawy festiwal Szczecin Jazz. Śledzi Pani ten festiwal? Tak, śledzę. Grałam raz na tym festiwalu, a w grudniu wystąpię w szczecińskiej filharmonii. Większość swojego artystycznego życia spędziła Pani w Nowym Jorku. Tam się rozwinęła Pani kariera. Należy Pani

do tej grupy Polaków, którzy odnieśli sukces w tym mieście. Co trzeba mieć, żeby odnieść sukces w Nowym Jorku? - Bardzo dużo zależy od charakteru i od wiary w siebie. Trzeba mieć też coś unikalnego. Trzeba mieć pomysł. Jak myśmy z Urbaniakiem przyjechali, to naszym unikalnym pomysłem była muzyka Urbaniaka, moje śpiewanie, jego granie na skrzypcach, połączenie skrzypiec z głosem i amerykańska sekcja rytmiczna. To był strzał w dziesiątkę. Amerykanie mieli dobre relacje z rytmem, a tu się działy bardzo dziwne, niezwykłe rzeczy, których przedtem nie słyszeli. To był nasz sukces. Sukces był potwierdzony dobrymi recenzjami w bardzo prestiżowych czasopismach amerykańskich. To w takim razie, skąd kompleksy, które Pani wtedy miała? - Byłam przywalona górą kompleksów, którą przytargałam ze sobą z Polski. Wynikały z kombinacji naszego polskiego wychowania i mojej wrażliwości. Jak mi w szkole koleżanka powiedziała: Ty jesteś taka brzydka, a masz takie powodzenie u chłopców, to sobie zapamiętałam, że jestem brzydka. Strasznie ciężko mi szło z matematyki, więc jak ktoś mi powiedział, że jestem tuman, to się czułam jak tuman. Wtedy były we mnie dwie Ule. Jedna się strasznie bała, a druga strasznie chciała. Miałam w sobie wulkan. Były dwie możliwości – albo źle skończę i będę jakąś kryminalistką albo zrobię z tą niesamowitą energią coś twórczego. Jak lata upływają, człowiek zaczyna się zastanawiać, dlaczego podjął taką, a nie inną decyzję. I szukam odpowiedzi. Wielkim szczęściem człowieka jest poznać samego siebie. Jak dobrze siebie znamy, to nie popełniamy tylu błędów. Jak wyglądał proces przeobrażenia się z zakompleksionej 20-latki w pewną siebie 70-latkę? - To był długi proces. Bardzo mi się podobało, jak ludzie się traktują w Nowym Jorku. To jest państwo w państwie. Stany Zjednoczone leżą na zachód od Nowego Jorku. Polubiłam ludzi, którzy są serdeczni wobec siebie, mają uśmiech na ustach. Jak byłam w ciąży, to mnie zaczepiali i zagadywali. Ich życzliwość mnie bardzo porwała i odkryłam w sobie dużo rzeczy, o których nie miałam pojęcia. To był optymizm, uśmiech, luz wewnętrzny. Powoli się przeobrażałam. A potem, jak zostałam sama z dwojgiem dzieci, musiałam stanąć na własne nogi, zarobić na siebie. Sama się dziwiłam, jak sobie radzę, jak potrafię załatwić wiele spraw. Zaczęłam mieć zupełnie inne nastawienie. Teraz jestem w stanie prawie wszystko załatwić. Nie dlatego, że jestem Urszula Dudziak. Oczywiście

MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 07/2019

33


| ROZMOWA MIESIĄCA |

są takie sytuacje, w których ludzie mnie znają i jest mi łatwiej, ale chodzi o sposób, w jaki się podchodzi do ludzi. Idę do biura, do urzędu i ludzie się cieszą, że mogą mi sprawić przyjemność. W urzędach wszyscy są nieszczęśliwi i smutni, a jak wchodzisz do urzędu i się uśmiechasz, wtedy stwarzasz taką sytuację, że ta osoba ma wielką radość z tego, że może ci pomóc. I wszystko idzie jak po maśle.

a ja uciekam. To zwykłe chamstwo. Potem Irenka zaprosiła jego i mnie, o czym nie wiedziałam. Na tym spotkaniu powiedziałam mu: Bogdan, przepraszam. Ciekawa byłam, co odpowie, bo mógł powiedzieć tak: Kobieto, dzwonisz do mnie, ja przyjeżdżam i milczysz. Do czego to podobne?. A powiedział tak: Wiesz co, Uleńko, wiem, że jesteś bardzo zajęta i nie miałaś czasu. I wtedy mi się spodobał. I tak się zaczęło.

Zawsze mi się wydawało, że trzeba mieć dużo pewności siebie, żeby poderwać mężczyznę. Pani potrafiła to zrobić, mimo kompleksów. - To mężczyźni się upierali na mnie, a ja się nimi często bawiłam. A jak ktoś się na mnie naprawdę uparł, to zaczynałam się zastanawiać, co się dzieje. Natomiast mojego ostatniego Bogusia to ja poderwałam, chociaż w ogóle nie podejrzewałam, że coś z tego będzie. Siedziałam z koleżanką, ona mi pokazywała zdjęcia i mówi: patrz, kapitan Bogdan. On stał u niej na podwórku w gatkach, w śniegu po kolana i wylewał sobie lodowatą wodę na głowę. Pomyślałam sobie: Co to, mors? Jaki fajny facet. Jaki zgrabny. Poprosiłam koleżankę o jego telefon. Zadzwoniłam, przedstawiłam się, zapytałam, kiedy będzie w Warszawie. Zaniemówił, bo był na moim koncercie z Quincy Jonesem, ma moje płyty, a tu ja do niego dzwonię. Myślał, że to jakaś podpucha. Tydzień później przyjechał do Warszawy, a ja się nie odezwałam. Po dwóch lampkach wina z Irenką byłam odważna, nabrałam ochoty na spotkanie i nawet chciałam się trochę popisać, ale potem się złapałam za głowę, co ja robię. On przyjeżdża do Warszawy, chodzi po ulicach, dzwoni do mnie, a ja się nie odzywam. Miałam stres. Rzadko mam, ale wtedy miałam stres, bo mi było głupio. Podrywam faceta, on przyjeżdża,

Napisała Pani dwie książki, spotyka się Pani z ludźmi, więc ma Pani potrzebę dzielenia się swoimi doświadczeniami. Co by dzisiaj Pani chciała powiedzieć wszystkim kobietom? Że mają niesamowitą moc w sobie i muszą sobie to uświadomić. One mogą pomóc światu. Zaczynając od rodziny, od podwórka, przez miasto, państwo, nasza ziemię. My zawsze stoimy za mężczyznami. To mężczyźni odnoszą sukcesy. Często umiejętnie rządzimy tymi mężczyznami, ale chodzi o to, żebyśmy nie rządziły spod stołu. Żebyśmy wyszły, stanęły koło faceta i popatrzyły na niego z miłością i z radością. Żeby on na nas popatrzył z uznaniem i szacunkiem. Żebyśmy byli równi.

34

Urszula Dudziak Wielka dama jazzu, znana z niespotykanej skali głosu, perfekcyjnej intonacji i unikalnej techniki wokalnej. Dzieliła scenę z Michałem Urbaniakiem, Bobby McFerrinem, Herbie Hancockiem czy Stingiem. Talent gawędziarski i dystans do codzienności zaowocowały dwiema książkami: „Wyśpiewam Wam wszystko” oraz jej kontynuacją „Wyśpiewam Wam więcej”.


#prezentacja


| KULTURA |

#nie możesz przegapić społeczeństwo, a mama będzie uwolniona od nieustannego strachu? Fascynująca podróż w głąb ludzko–nieludzkich uczuć i namiętności. Nam znanych przede wszystkim z thrillerów i filmów grozy. Przeżyjmy to razem, by zrozumieć, co drzemie w nas w środku i co to znaczy upór w dążeniu do wyzwolenia. 5, 20, 27 lipca, Dziedziniec Menniczy Zamku, godz. 22, bilety 20 zł

jak i pozostali uczestnicy konkursu, zaprezentują się dzień później, 7 lipca podczas otwartego dla publiczności Koncertu Galowego na scenie Różanego Ogrodu Sztuki.

Koncert „Piaf” na Zamku Recital „Piaf” jest intymnym spotkaniem z legendą francuskiej piosenki. To opowieść o głębokim smutku, rozdzierających tragediach, płomiennej miłości, rozkoszach zakochania i słodyczy romansu, a także niewyobrażalnym koszmarze istnienia dla sceny i na scenie. Jest historią artystki, której piosenki nuci cały świat, pozostawiając nas z pytaniem o wymiar szczęścia, wielkość nieszczęścia i trwałość ludzkiej duszy. 12 lipca, Dziedziniec Menniczy Zamku, godz. 19, bilety 30-40 zł

Widowisko plenerowe „Olbrzymek” Osnuty tajemnicą ,,Olbrzymek”, chroniony przez matkę i chowany w głębokim lesie, chce dorastając być takim, jak my. Zmaga się ze zrozumieniem matki i z naturą zwierzęcia-człowieka. Jest poddawany rygorystycznym próbom, które wyznacza mu prawo do bycia człowiekiem. Czy Olbrzymkowi będzie dane żyć wśród ludzi, niosąc znamię odmieńca? Czy zostanie zaakceptowany przez

36

Koncert jazzowy „Shadows theatre” Zjazd Młodych Gwiazd 2019 To ogólnopolski konkurs, promujący wśród młodych adeptów sztuki wokalnej historię polskiej muzyki. Bohaterem tegorocznej, czwartej edycji zjazdu, jest Janusz Kondratowicz - wybitny poeta polskiej piosenki. Napisał prawie dwa tysiące tekstów piosenek, z czego ponad 200 to dzisiaj klasyka polskiej muzyki rozrywkowej, m.in. „Biały krzyż”, „Tyle słońca w całym mieście” czy „Powrócisz tu”, a także utwór „Zakochani są wśród nas”, którą wyśpiewała na festiwalu opolskim i sopockim w 1965 roku szczecinianka i patronka Grand Prix Zjazdu - Helena Majdaniec. Przesłuchania obu kategorii odbędą się 6 lipca. Zwycięzca,

Gośćmi letniej sceny koncertowej Zamku będą wybitni muzycy jazzowi: Piotr Wyleżoł - fortepian, keys, Tomas Baros – kontrabas, David Hodek – perkusja. Autorskie Trio Piotra Wyleżoła istnieje od ponad 10 lat i jest jednym z najbardziej rozpoznawalnych na polskiej scenie jazzowej. Piotr Wyleżoł został okrzyknięty cudownym dzieckiem, kiedy w wieku 10 i 11 lat grał koncerty fortepianowe Haydna i Beethovena z orkiestrą filharmonii w Rybniku. Profesjonalną karierę rozpoczynał już podczas studiów na Wydziale Jazzu i Muzyki Rozrywkowej w Katowicach w zespołach Janusza Muniaka i Jarka Śmietany czy Ewy Bem.17 lipca, Dziedziniec Zamku, godz. 21, bilety 30 zł


| KULTURA |

The Messengers na Szczecin Jazz Legendarny zespół przejeżdża do Polski na zaproszenie Sylwestra Ostrowskiego, aby dać jedyny koncert w Polsce. Grupę złożoną z „prawdziwych Messengersów” reaktywował wychowanek Blakey’a, perkusista Ralph Peterson. Ponadto w skład weszły takie tuzy jazzu jak Bobby Watson, Bill Pierce, Brian Lynch, Curtis Lundy oraz Anthony Wonsey. W „Messengersach”, jak popularnie nazywało się muzyków grających z Blakey’em, zaczynały i rozwijały swoje kariery takie gwiazdy jazzu jak Lee Morgan, Wayne Shorter, Billy Harper, Horacy Silver czy bracie Wynton i Banford Marsalisowie. 12 lipca, Studio S1 Radia Szczecin, godz. 20, bilety 80 zł

Be Happy”), wystąpi podczas wiosennej trasy z wyjątkowym projektem „Gimme 5”. Bobby wraz z czwórką znakomitych muzyków najpierw stworzy na żywo utwory zwane „Circlesongs”, a następnie podda je od razu żywej interpretacji. Jeden z pierwszych koncertów grupy, który odbył się w 2018 roku w Bostonie, został obwołany przez prasę muzycznym objawieniem. 4 lipca, Zamek, godz. 20, bilety 119-179 zł

alternatywnej w Polsce. Podczas strefy dziennej w sobotę usłyszymy grającego fenomenalne piosenki Runforrest oraz przegląd szczecińskich kapel rockowych, oraz artystów hip hopowych. Dla fanów muzyki elektronicznej festiwal będzie muzycznym świętem. Obecni w lineup Andreas Henneberg, Adrian Hour, Deas, Akme, Survey i Silence Groove to gwarancja przeżyć muzycznych rzadko spotykanych w Szczecinie. Miks muzyki house, techno i drum n bass uzupełni wsparcie ekipy Psy West Crew. 12-14 lipca, Inkubator Kultury, al. Wojska Polskiego 90

Come With Us Festival 2019. Zabawa w InKu

Bobby McFerrin na Szczecin Music Fest Bobby McFerrin przyjedzie do Szczecina z nowym, innowatorskim przedsięwzięciem „Gimme 5”. Autor najbardziej pozytywnej piosenki w muzyce rozrywkowej („Don’t Worry,

Kolejna wyprawa przez muzykę, wyobraźnię i emocje. Na jeden długi weekend zaadaptowany zostanie magiczny ogród oraz okazałe mury przedwojennej willi Szczecińskiego Inkubatora Kultury na potrzeby miejskiego festiwalu. Co na miejscu? Trzy dni i trzy różnorodne sceny grające równolegle. Majestatyczne przestrzenie wypełnią dźwięki serwowane przez tuzy berlińskiej sceny klubowej, rodzime techno spod ręki czołowych producentów, mocną obsadę połamanych beatów oraz szereg występów live. Wystąpi zespół Rebeka, będący jednym z ciekawszych przedstawicieli sceny

Podziel się z nami swoją opinią! Wyślij maila lub napisz do nas na FB

MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 07/2019

37


| KINO |

#kino w lipcu z powiek jej mamie Kathryn, która obawia się o kruche zdrowie dziecka. Jo jest chora i musi się oszczędzać. Jak pogodzić te dwa wyzwania? W jaki sposób jednocześnie ratować świat i troszczyć się o swoje zdrowie? Na wspaniały pomysł wpadnie siostra Jo, która zaangażuje całą wioskę w nakręcenie filmu o superbohaterce.

Yesterday 2019

Czy możliwy jest świat, gdzie nikt nie zna ani jednej piosenki Beatlesów? Dla wielu może być to gorsza perspektywa niż śmierć w efekcie zmian klimatycznych. A w takim świecie budzi się właśnie bohater filmu „Yesterday”, kiedy okazuje się, że tylko on zna przeboje czwórki z Liverpoolu. Warto wspomnieć, że jedną z ról gra tu Ed Sheeran (nie główną), no i jest to kolejna pozycja po „Bohemian Rhapsody” i „Rocketmanie” podejmująca temat klasyki brytyjskiej muzyki rozrywkowej. Czy z podobnym efektem?

leje. A przynajmniej w nowym filmie Woody’ego Allena. Gatsby uwielbia klimat Nowego Jorku i chce pokazać ukochanej Ashleigh rodzinne miasto. Niespodziewanie ich ścieżki rozchodzą się i każde z osobna przeżywa własne przygody, pełne humoru i zwrotów akcji. Reżyser filmowy zaprasza dziewczynę na pokaz roboczej wersji jego najnowszego dzieła. Początkująca dziennikarka zostaje wciągnięta przez wydarzenia, dzięki którym poznaje scenarzystę (Jude Law) oraz gwiazdę kina – Francisco Vegę (Diego Luna). Pozostawiony samemu sobie Gatsby przypadkowo spotyka i spędza cały dzień w towarzystwie Chan (Selena Gomez) – młodej i błyskotliwej siostry swojej ex dziewczyny. Skąpany w deszczu dzień w Nowym Jorku sprawi, że Ashleigh pozna siebie na nowo, a jej chłopak przekona się, że żyje się tylko raz – ale to wystarczy, jeżeli znajdzie się właściwą osobę.

Supa Modo 2018

Opowieść o małej kenijskiej superbohaterce. Jo jest nadzwyczajną dziewczynką, obdarzoną przez los wielkimi mocami. Wystarczy, że się skupi i może przesuwać przedmioty, zatrzymywać czas i wytrącać z ręki rzeczy Nie robi tego nigdy dla własnego widzimisię, zawsze w słusznej sprawie. Korzystanie z nadprzyrodzonych mocy jest dla małej Kenijki sensem życia i zarazem największą radością. Umiejętności dziewczynki spędzają sen

38

Truposze nie umierają (The Dead Don’t Die) / 2019

W deszczowy dzień w Nowym Jorku

(A Rainy Day in New York) / 2019 U nas deszczu, jak na lekarstwo, a w NY

Antykonsumpcyjna satyra mistrza kina Jima Jarmuscha z całą plejadą gwiazd offowego kina i muzyki. I z zombie oczywiście. W sennym miasteczku Centerville coś nie gra. Wielki księżyc wisi jakby niżej niż zwykle, godziny dnia


| KINO |

przychodzą niespodziewanie, a zwierzęta zachowują się tak, jak nie zachowywały się wcześniej. I nikt nie wie dlaczego. Doniesienia mediów są złowieszcze, naukowcy wydają się skonfundowani. Ale nikt nie przewiduje tego, co za chwilę spotka Centerville – umarli nie umarli. Wstają z grobów i brutalnie polują na żywych. Mieszkańcy miasta muszą walczyć o przetrwanie.

tańskiego kotła: mafijnych rozgrywek, sukcesów, uwielbienia i skandali. Jego geniusz i charyzma wkrótce robią z Napoli najlepszą drużynę świata. W mieście, w którym piłka to religia, Maradona staje się świętym. Na boisku dokonuje cudów, ale gdy gasną światła, wszystko wymyka się spod kontroli. Diego nie potrafi udźwignąć swojej sławy, a miasto, które zrobiło z niego boga, z dnia na dzień staje się jego przekleństwem.

Podziel się z nami swoją opinią!

Diego

(Diego Maradona) / 2019 Dokument o piłkarzu wszechczasów. Młody, niezwykle utalentowany chłopak zostaje ściągnięty do włoskiego klubu Napoli. Trafia w sam środek neapoli-

Jednak nie wszyscy mieszkańcy królestwa cieszą się z jego narodzin. Następcą Mufasy był bowiem dotąd jego brat – Skaza, który nie zamierza tak łatwo oddać władzy. Knując spisek i posuwając się do zdrady, doprowadza do tragedii, w wyniku której to jemu przypada w udziale tron. Simba zostaje wygnany, ale pozostając wierny naukom swojego ojca, Mufasy, bierze sobie do serca swoje królewskie przeznaczenie. Z pomocą dwójki nowo poznanych przyjaciół zamierza odzyskać należne dziedzictwo. Wcześniej musi jednak odszukać swoją drogę ku dorosłości.

Król Lew

(The Lion King) / 2019 Simba jest młodym, prawowitym następcą tronu po swoim ojcu – królu Mufasie.

Wyślij maila lub napisz do nas na FB


| MUZYKA |

TOP 10 albumów na lipiec by Jarek Jaz (MM Trendy) Tenderlonious Hard Rain

(22a records)

Various Artists

Untitled (18 Artists) (The Vinyl Factory) Przed dwoma laty, jedno z najsłynniejszych płócien nowojorskiego ulicznego artysty Jeana MichelaBasquiata „Untitled”, pochodzące z 1982 roku, zostało sprzedane za rekordową sumę 110 milionów dolarów. Kupił je japoński kolekcjoner, by zawiesić w prywatnym muzeum w mieście Chiba. Wyguglujcie sobie to niejednoznaczne dzieło, by przekonać się, że jest warte każdych pieniędzy i by przekonać się, jak wielki wpływ wciąż może mieć na sztukę. Ostatnio stało się inspiracją dla muzycznego projektu, rozpiętego pomiędzy talentami kilkunastu muzyków i producentów z UK i USA. To między innymi jazzowy pianista Joe ArmonJones, saksofoniści Nubya Garcia i Shabaka Hutchings, Mala z Digital Mystikz oraz raperzy z obu stron oceanu. Efekt, w postaci siedmionumerowego winyla, na którym spotkały się tak wybitne osobowości, to coś na miarę odnalezienia zagubionych perełek z oficyny Hyperdub. Wieloznaczna, futurystyczna elektronika, podszyta jazzem, rnb, hip hopem. Tą wielogatunkową hybrydą, skutecznie eksplorowaną przez przywołaną wytwórnię, jedynie do jakiegoś czasu, by później porzucić ten kierunek na korzyść footwork czy afrykańskich nawiązań. Zaczyna się od zmysłowo-energetycznego „Legend”, później nieco kwaśna, rymowana opowieść „Broadcast by Chocolate”, jednak creme de la creme to udział jazzowych instrumentalistów, świetnie zmiksowanych przez Malę w brudnym „Scratch & Erase”. To mikro arcydzieło ukazało się w niewielkim nakładzie na winylu i pewnie wkrótce osiągnie ceny, jakie dziś płaci się za Basquiata.

40

Brytyjski instrumentalista dał się poznać od dobrej strony ze współpracy z polską jazzową formacją EABS, której ostatni album obok recenzuje Milena. Wcześniej nagrywał świetne jazzowe fusion, ale jego najnowsza płyta to podróż w zupełnie inną stronę. Inspiracje jazzem są tu śladowe, nie ma ani fletu, ani saksofonu, czyli instrumentów, z których znany jest Ed Cawthorne. Co w zamian? Jest mocne dłubanie w studio, z czego wykluwają się bardzo zrelaksowane funkowe beaty. Nieobce są Tenderloniousowi pokręcone ścieżki muzyki elektronicznej, bo zarówno w house, jak liquidowym funky czy hip hopie czuje się tak samo swobodnie. Przywołując inspirację twórczością herosów z Detroit: J Dilli, Larry’ego Hearda czy Carla Craiga, wysoko stawia poprzeczkę, jednak bez żadnych kompleksów nawiązuje do ich najlepszych dokonań. I mimo że czuć tu posmak studyjnych ograniczeń (jazzowe płyty Tenderloniousa są bogatsze aranżacyjnie i tym samym ciekawsze), to secik „Hard Rain” świetne odnajdzie się u każdego fana minimalistycznych, laidbackowych brzmień.

Slowthai Nothing Great About Britain (Method) Brytyjską kulturę krytykował The Streets, swoje dokładał Dizzie Rascal. Dziś oni są gdzie indziej, a mordę ze sceny drze Slowthai, wściekły 24-latek, którego najprawdopodobniej najlepsze lata życia przypadają na eskalację postbrexitowej traumy, z którą boryka się całe Zjednoczone

Królestwo. Slowthai nie zostawia na tym suchej nitki, ale jeszcze mu mało. Uderza w brytyjską świętość, czyli królową (choć dziś nikogo to już nie szokuje, jak w czasach Sex Pistols) i wyrzuca w kanonadzie beatów, że cała potęga UK pochodzi z gwałtu, rasizmu i eksploatacyjnej kolonialnej polityki. No i trudno odmówić mu racji. Co z tego ma współczesna brytyjska kultura muzyczna? Wygadanego młodzieńca, który zgrabnie potrafi zmienić się w kronikarza współczesnego świata, krytykującego swój kraj, wytykającego błędy i nierówności społeczne, ale pragnącego dla niego jak najlepiej. Wśród gości m.in. Skepta i Mura Masa, a w tle sporo frapujących podkładów, dzięki którym Slowthai to jedna z ciekawszych postaci w brytyjskich hip hopowym świecie, którą warto poobserwować jeszcze przez jakiś czas.

ilustrująca ostatnie dni rockowej rewolucji, która usychała na gruzach grunge wraz z odchodzącym precz XX wiekiem. „Kind Heaven” powstał jako projekt, który ma trochę przywrócić ducha tamtych czasów. Mimo szóstego krzyżyka na karku, werwa Farrella nie opuszcza, choć walor albumu ma wyłącznie charakter sentymentalny. Melodie, które już były, brzmienie, stroje, głos. Fakt, łza się w oku kręci, mimo że czuć tu kombatanctwo z kilometra. Pomagają mu muzycy z Pearl Jam i Soungarden, czyli ostatni hippisi XX wieku. Może po prostu warto zamknąć oczy i tańczyć. Farrell jest doskonałym wodzirejem.

Mark Ronson

Late Night Feelings (Sony)

Perry Farrell Kind Heaven (Warner) Bez Perry’ego Farrella rock w latach dziewięćdziesiątych nie byłby tak zajebisty. Nie byłoby festiwalu Lollapalooza, nie byłoby Jane’s Addiction, Porno For Pyros, narkotykowych przygód, a może również nie byłoby tak fajnych kapel, jak Faith no More. Kto wie. Farrell to postać ikoniczna, idealnie

Mark Ronson to król Midas współczesnego popu. Genialny muzyk i producent, który wypychał na szerokie wody świetnych wokalistów (Amy Winehouse to najlepszy przykład), zaś sam kreował swoją karierę trochę obok najbardziej gorących popowych trendów. Na solowych albumach sięgał po retro z lat 60., świetnie wskrzeszał blichtr lat 80., żonglował stylami, puszczał oko do znawców i utwierdzał niedowiarków, że może wszystko. Aż wydał „Late Night Feelings”, album, który z pocałowaniem w rękę puści każda rozgłośnia radiowa w tym kraju, co jednak trudno potraktować jako komplement. To wyprany z emocji, wykalkulowany pop. Zaprosił m.in. Miley Curys, Alicie Keys i Lykke Li, której numery są najjaśniejszym momentem na płycie. Jeden kawałek trudno odróżnić od drugiego więc mimo najszczerszych chęci i szacunku dla twórcy lepiej spuścić zasłonę milczenia nad tym produktem.


| MUZYKA |

by Milena Milewska (Radio Szczecin)

Raveena Lucid

(Moonstone/EMPIRE) O wielu płytach można powiedzieć, że świetnie nadawałyby się na letni relaks nad jeziorem w gorący dzień. Jednak „Lucid” nie tylko sprawdzi się na łonie natury, ten album jest hołdem dla tego, co nas otacza. Po przesłuchaniu aż chce się zerknąć, czy w torbie nie zawieruszyły się nam pozostałości piasku z plaży Raveena potrafi wyczarować swoją muzyką letni, otulający delikatnym soulem, słoneczny poranek. Sama z dzieciństwa najlepiej wspomina przeprowadzkę z miasta do domu położonego w środku lasu - to tam, rozmawiając z drzewami, zakochała się w przyrodzie. Teraz najlepsze utwory pisze właśnie wśród zieleni, a pisze o zachodach słońca, rwących rzekach i rozkwitających słonecznikach. To w tym wszystkim znajdujemy siłę, ciągły rozwój, a natura to też przekazywanie życia. W teledysku „Mama” pojawiły się matka i babcia artystki, których historie przeplatają się także na krążku. Raveena celebruje więc kobiecość i piękno, które widzi wszędzie, dodając: „Jestem w zgodzie z ziemią i deszczem, owijam się muzyką i słońcem”. Lepiej bym nie opisała uczuć towarzyszących nam, gdy słuchamy „Lucid”.

EABS

i niesamowicie dokładne, ale dzięki temu artyści dotrzymali obietnicy z wielkim rozmachem. „Slavic Spirits” zachwyca wszystkim pięknymi, folkującymi melodiami osadzonymi we free jazzie i fusion, rozbudowanym konceptem, gdzie każdy utwór, fragment, a nawet tytuł służą opowiadanej historii. Zachwyca też bogactwo instrumentalne - to jak idealnie muzycy są ze sobą zgrani, znajdując przy tym miejsce na wręcz piorunujące solówki. To jazz wychodzący z naszej wrażliwości, a także jazz, który naszą wrażliwość przybliży odbiorcom na całym świecie (krążek chwalą zagraniczni krytycy, a swoją kopię nabył Earl Sweatshirt). A to dopiero początek fascynacji płytą, którą już w tym momencie powinniśmy wpisać do tegorocznej czołówki.

te wersje demo, a i tak zwykle były one nie do przebicia. Ale nie chodzi tu o porównywanie, a o to, że ponownie odkrywamy nowe twarze Księcia, znowu jesteśmy pełni podziwu i następnym razem historia na pewno się powtórzy.

Jai Paul

Leak 04-13 (Bait Ones) (XL)

Prince

Originals (NPG/Warner)

Shay Lia Dangerous

Slavic Spirits

(Shay Lia)

(EABS/Astigmatic)

Ciężko podchodzić do Shay jak do nowicjuszki, skoro wydaje obiecujące single od pięciu lat, a w międzyczasie współpracowała z Kaytranadą, czy BADBADNOTGOOD. Jednak „Dangerous” jest jej pierwszym obszerniejszym dziełem, dlatego wokalistka prosiła, by uznawać tę epkę za jej debiut. Pomimo tego, że mniej więcej było wiadomo, czego można się po niej spodziewać, ten materiał i tak brzmi naprawdę świeżo

Już półtora roku temu Marek Pędziwiatr i Spisek Jednego z EABS mówili w Czekoladzie w Radiu Szczecin, że pracują nad płytą, która będzie się opierać na słowiańskich mitach i duchach. Chcieli wydobywać muzykę z siebie i wracać do tego, co polskie - do naszego romantyzmu i melancholii, gdyż to mają zapisane w DNA. Prace nad albumem były więc czasochłonne

i oryginalnie, a do tego jest bardzo zaraźliwy, ale nie w oczywisty, popowy sposób. Jedwabisty i słodki głos wspierany przez funkujące syntezatory i subtelną elektronikę to gotowa recepta na nowoczesne, soulowe ballady („Blue”), jak i wprowadzające w szampański nastrój parkietowe bangery („Voodoo”, czy utwór tytułowy). Co prawda wymienione są tu trzy kawałki, ale spokojnie mogłabym wypisać wszystkie siedem, bo żaden nie odstaje od świetnej jakości panującej na „Dangerous”. A jeśli ta jakość trafia w Wasz gust, to Lia zapewnia, że podobnie będzie z tym, co ma w planach. Chyba zbliża się długogrający debiut... A wokalistka nie dała nam żadnych powodów, by nie czekać na niego z dużą ciekawością.

Ponoć Prince rzucał sobie wyzwanie, by codziennie skomponować jeden utwór, podczas gdy jego zaprzyjaźniony inżynier dźwięku David Z. przyznał: „Robiliśmy dwie piosenki dziennie, a on je później odkładał”. Przy tak zawrotnym tempie nie dziwi ilość pobocznych projektów Księcia - gdzieś trzeba było to wszystko wydawać. A artysta przekazywał też swoje kompozycje innym, starannie wyselekcjonowanym muzykom (często pod pseudonimem, tak więc słuchacze nie byli niczego świadomi). Ponoć nawet „Kiss” miał skończyć w czyjejś dyskografii, na szczęście Prince się opamiętał, ale po drodze podrzucił piosenki Martice, The Bangles, czy The Time. I tu docieramy do meritum „Originals” - zanim utwory trafiły do innych, musiały zostać nagrane i piętnaście takich wersji demo znajdziemy właśnie na tej płycie. Jest to porywająca kolekcja, Prince olśniewa szalonym funkiem i zapiera dech w piersiach wrażliwością. Zdumiewa też to, jak skrupulatnie niektórzy wokaliści odwzorowywali

Kolejny przykład na to, że płyta nieplanowana (w tym wypadku nie w takiej formie) może pobić wiele starannie wypolerowanych premier. Jai Paul nagrywał te utwory od 2007 do 2013 roku, podzielił się dwoma genialnymi singlami, a potem wszystko poszło nie tak, jak powinno. Nieskończone wersje piosenek, które miały się znaleźć na jego debiutanckim krążku, wyciekły do Internetu. Do dzisiaj nie namierzono sprawcy, który nielegalnie zarabiał na nieswojej twórczości, a dla artysty był to początek długiej przerwy od przemysłu muzycznego. Po sześciu latach postanowił wrócić z nowymi utworami, a przy okazji wydać oficjalnie to, co kiedyś ktoś wydał za niego. Trudno nawet wymienić wszystkie inspiracje, popkulturowe nawiązania, czy gatunki, którymi Jai żongluje. Już na początku Prince’owy falset łączy się ze śpiewem w języku hindustani (Paul ma indyjskie korzenie), a to tylko jedna z niespodzianek, których mamy tu niezliczoną ilość. To być może najlepszy niewydany album. Aż strach pomyśleć, jak wiele barier by przekroczył i jak wiele wyróżnień by zgarnął, gdyby Jai miał okazję go skończyć. Chociaż i w tej niefinalnej odsłonie „Bait Ones” kipi kreatywnością i zapewnia artyście powrót od razu do pierwszej ligi.

MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 07/2019

41


| SZTUKA |

Dzięki Wam ząb gigant dotarł na Giewont. Jak wy to wymyśliliście? - Był to pomysł Makiko Yamamoto. Artystka zafascynowana podaniami i legendami o tytanach w Japonii i na świecie postanowiła złożyć im hołd udając się w cykl podróży ich śladami. Pomysł z zębem podsunęły jej dzieci. Makiko prowadzi warsztaty dla najmłodszych. Właśnie podczas takich zajęć padł pomysł stworzenia zęba legendarnego japońskiego olbrzyma Daidoboro. Artystka zabrała się do pracy, a po zrealizowaniu artefaktu rozpoczęła podróż z zębem w legendarne miejsca związane z tymi mitycznymi postaciami. Planując wystawę z początku nie braliśmy pod uwagę wyprawy na Giewont. Idea narodziła się dopiero po zapoznaniu z podaniami o śpiących rycerzach pod Giwontem – Olbrzymem. Yamamoto zdecydowała się, że zdobędzie szczyt. Najpierw odbyła trasę testową w towarzystwie przewodnika. Dopiero później po uzyskaniu stosownych pozwoleń wraz z ekipą i zębem jej ukochanego Daidoboro wyszła na spotkanie ze śpiącymi rycerzami i Giewontem.

Ząb gigant i inne osobliwości polsko-japońskiej twórczości Zaledwie kilka tygodni temu kraj obiegł intrygujący news o zębie gigancie wnoszonym przez azjatyckich turystów na Giewont, a już odwiedzając szczecińskie Trafo można stać się uczestnikami tej inicjatywy. Bo jak się okazuje nie jest to pojedynczy happening, a cała seria artystycznych realizacji szykowanych na wystawę Mono No Aware w ramach programu Celebration. O co w tym wszystkim chodzi wyjaśnił nam Paweł Pachciarek, jeden z kuratorów przedsięwzięcia. ROZMAWIAŁA AGATA MAKSYMIUK / FOTO ANDRZEJ GOLC

42

Czy ten projekt powinien nas dziwić? W zasadzie niewiele wiemy o współczesnej sztuce Japonii. Główne skojarzenia to barwne kropki Yayoi Kusamy i manga. - Współczesną sztukę tego kraju powinniśmy rozpatrywać z dwóch perspektyw - europejskiej oraz japońskiej. Wschód i zachód zupełnie inaczej interpretuje wiele zjawisk, niektóre problemy w ogóle nie docierają na stary kontynent i odwrotnie. Japonia jest mocno hermetycznym państwem. Właśnie, dlatego nasze skojarzenia krążą głównie wokół “Obsesji kropek” Yayoi Kusamy, postaci dziewczynek rysowanych przez Yoshitomo Narę czy uśmiechniętych kwiatów w mangowym stylu Takashiego Murakamiego. Nie są to błędne skojarzenia, ale wyłaniają się z nich konkretni twórcy, a nie zjawiska kulturowe wpływające na obraz współczesnej sztuki Japonii. O jakich więc zjawiskach powinniśmy wiedzieć? - Należałoby się do lat 90-tych, kiedy po szybkim wzroście gospodarczym i czasie bogacenia się przez Japońskie społeczeństwo nadszedł kryzys – prysnęła bańka. Kolejne lata przyniosły znane w socjologii tzw. zjawisko otumanienia pokojem. Narodziło się pierwsze pokolenie nie-straumatyzowane okrucieństwami wojny. Do tego dochodzą kwestie polityczne. Japonia to kraj rządzony niemal nieprzerwanie od zakończenia wojny przez partyjny monolit. Wykształciło to w młodym społeczeństwie brak zainteresowania polityką i brak zaangażowania w sprawy narodowe. Doskonale obrazują to demonstracje np. te dotykające tematów pro miejskich - uczestniczą w nich głównie osoby starsze, nie młodzi. Uważa się, że pewien rodzaj przełomu nastąpił w roku 2011 roku, po trzęsieniu ziemi i awarii reaktorów atomowych w Fukushimie. Artyści zaczęli sięgać po nowe tematy, dotykać kwestii globalnych. Dziś, podobnie jak u nas, mówi się też więcej o prawach kobiet czy potrzebie zalegalizowania związków jednopłciowych. Przez dwa lata pracowałeś nad przygotowaniem tej wystawy. Jej część możemy oglądać w Szczecinie w Trafo. Tworzą ją prace ponad 20 artystów z dwóch kontynentów. W jaki sposób zostali wybrani twórcy? - Wystawa była organizowana z okazji rocznicy 100-lecia nawiązania stosunków dyplomatycznych pomiędzy Polską a Japonią. Wybierając artystów, zależało nam, żeby były to osoby młode, świadome, takie, które swoją twórczością chciałby “coś” zmienić. Mieliśmy również z tyłu głowy, by nie doprowadzić do sytuacji, w której działania artystyczne staną się wyrazem nacjonalistycznych tendencji, o co nietrudno, gdy zawęża się ramy wystawy jedynie


| SZTUKA | do dwóch porządków narodowych. Chcieliśmy, aby były to osoby wyrażające się w sposób nieoczywisty. Istotne dla nas było pokazanie, że nasze kraje dzieli wiele wspólnych problemów.

wzbogaconą o symbolicznie dla niej ważne elementy. Praca Marii, niczym artysta-nomada również podróżuje i odwiedza wszystkie odsłony wystawy. Sam leciałem z nią do Polski.

Wystawa odbywa się jednocześnie w Kioto, w Poznaniu i w Szczecinie, przez co w każdym z tych miast zobaczymy inne realizacje. Jako kurator masz pełny obraz prac, które zrobiły na Tobie największe wrażenie? - Przywołałbym tu zapis performansu Contact Gonzo zrealizowany w poznańskim Forcie, przypominający rodzaj walk ulicznych. Praca w swojej istocie dotyka kwestii brutalizacji życia, ale zwraca też uwagę na granice ekspresji ciała i relacji międzyludzkich. Inną ważną dla mnie realizacją jest instalacja video Yuriko Sasaoki. „Yurushimasu”, co znaczy Wybaczam. – Jakby boski głos zwraca się do postaci diabłów wyrażonych tu przez katastrofy naturalne – tsunami, trzęsienia ziemi, tajfuny i przebacza im ich niszczycielską moc doprowadzającą do zagłady ludzkości. Natura naturans – natura robi co chce, a nam nie pozostaje nic innego jak się jej poddać i zaakceptować ten stan rzeczy. Z kolei Łukasz Surowiec podróżujący do miejsc zagłady i maskar ludzkich, dotarł również do Hiroszimy, gdzie ze wspólnego kopca ofiar wybuchu bomby atomowej zebrał rośliny, które posłużyły mu do przygotowania zielników – zapisów pamięci. Jeden z nich możemy zobaczyć w Szczecinie. W Japonii z wyjątkowym zainteresowaniem spotkały się realizacje mieszkającego w Tokio Piotra Bujaka - artysty poruszającego głównie zagadnienia polityczno-społeczne. Bujak wykonał wideo-instalację poświęconą podziwiania fajerwerków – hanabi. Jest też Maria Loboda nawiązująca do opowiadania Trumana Capote, o pobycie Marlona Brando – znanego ze swojego pedantycznego usposobienia, przygotowała na bazie opisu jego nieuporządkowanej walizki własną,

Mówi się, że jest to największa polsko-japońska wystawa w historii. Proces logistyczny musiał być szalenie skomplikowany. - Początkowo nasz zespół był dość skromny, liczył zaledwie trzy osoby. Mieliśmy świadomość, że mierzymy się z formą festiwalową, a nasze środki osobowe wystarczą raczej na realizację wystawy w powiatowym domu kultury. Chcieliśmy powołać projekt, mający szansę jako wydarzenie cykliczne oddziaływać i pozostać w świadomości odbiorców obu krajów przez kolejne lata. Postawiliśmy przed sobą i artystami ambitne cele. Do udziału w wystawie zaproszonych zostało aż 21 artystów i kolektywów z Polski oraz Japonii. Wszyscy oni uczestniczyli w rezydencjach artystycznych w obu krajach, by stworzyć nowe prace, przeznaczone wyłącznie na ten projekt. Ta śmiała, stanowiąca nie lada wyzwanie logistyczne, koncepcja zakładała dodatkowo opowiedzenie przez każdego z artystów pewnego rodzaju historii w trzech niezależnych aktach, rozumianych jako ciąg jednej narracji rozwijającej się na przestrzeni trzech wystaw w Kioto, Poznaniu i Szczecinie właśnie. Mimo że poszczególne wystawy pomyślane były jako częściowo niezależne byty, to aby móc w pełni prześledzić i najlepiej uchwycić istotę działań, strategii artystycznych i kierunek kuratorskiej wędrówki, trzeba by zobaczyć wszystkie trzy. 9 sierpnia mam zaplanowany wykład na temat współczesnej sztuki japońskiej w Szczecinie w Trafo. Będzie można poznać więcej szczegółów na ten temat.


| LITERATURA |

(NIE) tylko dla starych urwisów

Gdyby zostały wydane dziś w Stanach, pewnie byłyby mocną konkurencją dla serialu Stranger Things. Ale nie zostały wydane dziś, lecz mniej więcej 40 lat temu i dzisiejszej młodzieży raczej nie są znane - książki Edmunda Niziurskiego. Pamięć o nich, jak i o samym autorze postanowił zebrać w całość Krzysztof Varga w „Księdze dla starych urwisów”. Co z tego wyszło? Zobaczcie. AUTOR AGATA MAKSYMIUK / FOTO JERZY DOROSZKIEWICZ

Jest Pan synem węgierskiego księdza? To jedno z bardziej pokrętnych pytań, jakie padło podczas szczecińskiego spotkania literackiego. To jest Pan czy nie? - Nie, nie jestem synem węgierskiego księdza. Ale za to jestem synem węgierskiego inżyniera. Mój ojciec nazywał się Béla Varga, to bardzo popularne nazwisko na Węgrzech. Na pewno jest wśród dziesięciu najpopularniejszych nazwisk. Słynny węgierski ksiądz, który opiekował się polskimi uchodźcami na Węgrzech po 39. roku, nazywał się dokładnie tak samo, ale nie jestem z nim spokrewniony w żaden sposób. Pytania czytelników potrafią jeszcze zaskoczyć? - Są ludzie, którzy przygotowując się do spotkania autorskiego wybiegają znacznie poza książkę. To przyjemne, nawet jeśli nie zawsze jest związane bezpośrednio z tematem wydarzenia. Lubię czytelników zaangażowanych, takich, którzy wchodzą ze mną w polemikę. Kiedy widzę, że przeczytali książkę, że się zainteresowali i do tego, że zdecydowali się jeszcze sprawdzić pewne informacje na własną rękę, to dla mnie nie ma nic bardziej budującego. Najbardziej lubię pytania odwołujące się do materii książki, ale jestem też gotowy na te poboczne. Pracuję wielotorowo - piszę powieści, piszę książki non-fiction, piszę felietony, do tego jestem autorem tekstów zespołu Arkadiusza Jakubika Dr. Misio. Można ze mną rozmawiać na wiele tematów. Skoro pytają, to chyba czytają. A podobno czytelnictwo w Polsce to już katastrofa. - To, że kilkadziesiąt osób pojawia się na spotkaniu autorskim w kilkutysięcznym mieście, to tak naprawdę nic nie znaczy. Z całym szacunkiem dla wszystkich, którzy przyszli. Proszę zauważyć, że w dużej mierze ludzie, którzy biorą udział w spotkaniach literackich, to nie są już ludzie młodzi. Odnoszę smutne wrażenie, że mamy do czynienia z gatunkiem wymierającym.

44

Jestem świadomy, że spotykając się z czytelnikami mam przed sobą osoby starsze ode mnie. Chciałabym widzieć więc młodych, bo to oni mnie przeżyją. A tu? Moi czytelnicy najprawdopodobniej odejdą szybciej, niż ja. Ten stan rzeczy powoduje we mnie pewien rodzaj smutku i frustracji. Czytelnictwo naprawdę leży i kwiczy w Polsce, a do tego psuje się, bo o ile liczba czytelników od pewnego czasu przestała spadać, to widać, że zmieniają się gusta… i to na gorsze. Produkowane masowo pseudo-literackie powieści wypierają literaturę wartościową. Może w takim razie nie chodzi dziś o liczbę przeczytanych książek, tylko o jakość przeczytanych książek? - I tu zgodzę się z panią. Z tym, że to też nie tak, że kiedyś było lepiej, a teraz jest źle. Czytanie książek od zawsze było sprawą elitarną. Dawniej czytać potrafiła znikoma liczba ludzi. Dopiero po wojnie, na skutek likwidacji analfabetyzmu przez komunistów, poziom czytelnictwa powędrował w górę. Jeżeli by spojrzeć na statystyki sprzedaży książek przed wojną w Polsce, to szybko można się zorientować, że patrzy się na śmiesznie niskie liczby. Książki, które dziś są cenione, np. książki Nałkowskiej, były drukowane w kilkutysięcznych nakładach. Nie było potrzeby drukować więcej. Do luksusu przyzwyczailiśmy się później, bo dziś każdy potrafi czytać, dziś książki są powszechnie dostępne, każdy do dyspozycji ma biblioteki. Więc teraz możemy załamywać się tym, że czytelnictwo spada. Ale pani ma rację, jakość literatury powinna być lepsza. Trudno, niech już ta jedna-trzecia, możne nawet jedna-czwarta obywateli sięga po książki, ale niech będą to książki rozwojowe, a nie jedynie rozrywkowe. Każdy „szanujący” się celebryta, bloger i samozwańczy dziennikarz wydał już swoją autobiografię, zbiór myśli lub chociaż poradnik. Co to mówi o statusie książki? - Z jednej strony to bardzo ciekawe zjawisko, bo wydanie książ-


| LITERATURA |

ki jest aspiracyjne. Pragną wydawać je ludzie, którzy mają już popularność i pieniądze. Na książce zarobią, ale nie tyle co zarobiliby w reklamie. A jednak wciąż tego pragną. Uważają, że będzie to nobilitujące. Z drugiej strony, straszliwie psują rynek, bo wydają badziewie. Rynek jest zawalony wspomnieniami celebrytów, wywiadami rzekami z celebrytami, pseudo-kryminałem, pseudo-romansem, poradnikami… W ten sposób gorszy pieniądz wypiera lepszy pieniądz. Dochodzimy więc do paradoksu. Wszyscy szanujemy pozycję książki, wiele osób chciałoby wydać własną, ale 95 proc. tego, co powstaje, to zwykły paździerz. A kto zamówił u Pana książkę o Niziurskim? Kto jej potrzebował? - Od lat bardzo chciałem przeczytać książkę o Niziurskim. To dla mnie ważny autor, wychowałem się na jego historiach. I tak sobie marzyłem, że kiedyś ktoś wyda tę książkę, a ja może ją zrecenzuję. Tak się złożyło, że pewnego dnia zadzwonił do mnie Robert Krasowski, szef wydawnictwa Czerwone i Czarne z propozycją wypicia kawy. Osobiście go nie nie znałem, ale jeśli szef wydawnictwa dzwoni do Pani i proponuje kawę, to znaczy, że ma interes. W pierwszej chwili pomyślałem „nie”. To wydawnictwo, które wydaje dużo książek politycznych i jego katalog to nie to, co mnie podnieca. Ale pomyślałem wtedy pójdę na kawę, chociaż sprawdzę. Na miejscu Krasowski zaproponował napisanie książki o Niziurskim. Ujawnił się jako wielki fan pisarza i poważny kibic jego twórczości. Wtedy zdecydowałem się, że w to wejdę. Dla kontrastu wypada zapytać, kto tej książki nie potrzebował? Jerzy Plich w autorskim komentarzu starał się pokazać, że powieści Niziurskiego straciły wiele ze swojej aktualności. I chyba trochę tak jest, bo dziś po te książki z sentymentem sięgają moi rodzice, a nie rówieśnicy i nie dzieci znajomych. - Jurek Pilch powinien się zastanowić, czy jego książki odpowiadają potrzebom dzisiejszego społeczeństwa i czy będą odpowiadać za kilka lat. To zawsze pewien nieprzewidywalny dramat pisarza - czy to, co dziś piszemy, będzie odpowiadało społeczeństwu za kilka lat? Książkę o Niziurskim pisałem dla ludzi, którzy czytali Niziurskiego, którzy wychowali się na Niziurskim,

którzy mają sentyment do Niziurskiego. Według mnie, to najwybitniejszy polski pisarz dla młodzieży w dziejach literatury polskiej, no może prócz Brzechwy. Chciałem stworzyć książkę, która trafi to osób czujących podobnie do mnie, do osób, którzy tak samo jak ja zakochali się w „Przygodach Marka Piegusa” czy „Sposobie na Alcybiadesa”. Jednocześnie chciałem pokazać, że Niziurski, to był po prostu bardzo fajny facet, który pisał znacznie więcej, niż powieści dla młodzieży. Ale pani pytała o aktualność tych książek. Bohaterowie Niziurskiego są outsiderami, starają się stać z boku, obserwować rzeczywistość z dystansu i krytycznie, stronią od przynależności do wielkiej bandy uczniowskiej. W czasach szalejącego oportunizmu, narcyzmu, tumiwisizmu i niezaangażowania, to postaci, które młodzież mogą inspirować. Wydaje mi się, że młody człowiek powinien być zbuntowany, a te książki pokazują jak przez ten bunt przejść, jak nauczyć się krytycznego myślenia. Uczą też jak cenna jest wiedza. Niziurski potrafił wzbudzić w czytelniku pragnienie poznania. Przy czym nie robił tego łopatologicznie. Nie obawia się Pan, że to za mało i, że pamięć o Niziurskim odejdzie razem z Pana pokoleniem? - Trudno byłoby napisać książkę dla młodych ludzi, którzy w ogóle o Niziurskim nie słyszeli. Łatwiej napisać książkę dla rodziców tych ludzi. Może czyjś ojciec przypomni sobie dawniej ulubione historie i podsunie je swojemu synowi, mówiąc - twój stary kiedyś czytał książki tego faceta. Zobacz. Może i ciebie zainteresują. Wierzę, że moja książka może dotrzeć przypadkiem do młodych ludzi, którzy w pogoni za pewnym rodzajem egzotyki zajrzą do tej niej. I tak przeżyją swoją drugą młodość? - Chciałbym! To byłoby niezwykle smutne, gdyby te opowieści poszły do trumny razem ze mną. Przypomniało mi się teraz, jak podczas jednego z wywiadów zapytano się mnie - czy wyobrażam sobie współczesną ekranizację książek Niziurskiego? Te stare kręcone w latach 70, 80 czy w tym wieku raczej były słabe. Dziennikarz zwrócił mi tylko uwagę na bardzo ciekawą kwestię – co, gdyby te historie przedstawić w klimacie Stranger Things? Można by to wtedy sprzedać jako totalne retro, vintage

MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 07/2019

45


| LITERATURA |

czy surrealizm. A przecież to teraz potwornie grzeje gimbazę. Tylko czy my potrafimy już w Polsce kręcić takie filmy? - Nie. Nie potrafimy. Ale tak, można sobie wyobrazić, że Niziurski to takie polskie Stranger Things. Ale Niziurski pisał nie tylko dla młodzieży. W „Księdze dla starych urwisów” wspomina Pan takie powieści jak „Pięć Manekinów” czy „Przystań Eskulapa”. Myśli Pan, że mają szansę wrócić? Czy ich miejsce zostało nieodwracalnie zajęte przez modne nazwiska - Żulczyk, Orbitowski, Twardoch? - Kryminały Niziurskiego kilka lat temu zostały wznowione, zrobiła się moda na PRL-owskie książki. Prawda jest taka, że każda epoka ma swoich gwiazdorów, a Niziurski jako tako do tej epoki już nie należy. Autor funkcjonował w nieco innych czasach - nie było dostępu do światowej literatury, nie było internetu. Był za to Juliusz Verne i inni podobni mu klasycy. Z jednej strony pisarz miał wtedy łatwiej - nie było masowej konkurencji z zachodu. Z drugiej strony, musiał trzepać książkę za książką, żeby się utrzymać. Ci, którym to się udawało, zostali zapamiętani. Tak, jak kiedyś Niziurski, tak dziś popularni w Polsce są Żulczyk czy Twardoch. Może będą też popularni za kilkadziesiąt lat, a może nie. Nie jesteśmy w stanie tego przewidzieć. A jeśli chodzi o książki dla młodzieży, to czy Niziurski ma już swojego godnego następcę w Polsce? - Dla mnie absolutnym numerem jeden jest Rafał Kosik. Czytałem troszkę Kosika, żeby się zorientować w młodzieżowej literaturze. Przeczytałem dwa tomy z cyklu „Felix, Net i Nika”. Przyznam, że gdybym miał 14 lat, to z wypiekami na twarzy przeczytałbym wszystkie 14 tomów. Kosik czuje dzisiejszą młodzież, tak samo jak młodzież czuł Niziurski w latach 60., 70. i 80. Czy to wystarczy, żeby zająć miejsce Niziurskiego na półkach? Możliwe. Kiedyś był Niziurski, teraz jest Kosik. Wracając do „Księgi dla starych urwisów”, mówimy o niej jak o biografii, ale nie jest to klasyczna biografia, którą mogłaby napisać Magda Grzebałkowska. W środku są quizy, zdjęcia, katalog postaci, wiele anegdot… Skąd ta forma? - Nie przyszło to razu. Na początku wyszła mi monografia i to byłby świetny pomysł, gdybym chciał się doktoryzować z Niziurskiego. Ale ja chciałem wydać książkę dla tych, co Niziurskiego kochają lub chcieliby pokochać. Zaczęliśmy więc kombinować. Razem z wydawcą wyrzuciliśmy dwa rozdziały, dodaliśmy leksykon przestępców, leksykon dziewcząt fatalnych, spis nauczycieli i uczniów. W ten sposób wzbudziliśmy nieco nostalgii i wzbudziliśmy atrakcyjność całej historii. To prawda, Magda Grzebałkowska by tej książki nie napisała, bo specjalizuje się w zupełnie innym stylu. Ale tu na taki styl nie można było sobie pozwolić, bo życiorys Niziurskiego nie jest aż tak seksowny, jak byśmy tego chcieli. To facet, który spędził całe życie w domu, pisząc książki. Wszystko u boku jednej

46

żony. Motyw „sex drugs rock n roll” tu nie istnieje. Niziurski to nie Miłosz, Gombrowicz czy Herbert, o których można rozpisywać się w opasłych tomach, bo to postaci fundamentalne dla kultury literackiej w Polsce. Niziurski to postać innego kalibru. To pisarz, który w szarych czasach PRL-u pobudzał wyobraźnię u dorastających chłopców. Podobno najbardziej szalonym wydarzeniem w jego życiu, było przejście 8 km w górach po tym, jak dostał zawału? - Tak, ale to też oznacza, że nie był to poważny zawał. Jednak to, co dla Niziurskiego było bardzo charakterystyczne, to jako pisarz był niezwykle pracowity, ale w życiu codziennym nieogarnięty. W książce jest anegdota, jak żona zabrała go do teatru, a on zapomniał założyć skarpetki. Zamiast tego włożył ją do kieszeni na chusteczkę w marynarce. Zorientował się, że coś jest nie tak dopiero kiedy wyjął ją i chciał wytrzeć nos. To był taki facet, co nie lubił słuchać muzyki, ale lubił wiedzieć wszystko o kompozytorach. Wyobrażam sobie, że gdyby żył dziś to nie oglądałby filmów na YouTube, ale za to musiałby przeczytać wszystko co kiedykolwiek o nich napisano. Pana książka to w zasadzie nie tylko książka o autorze, ale też opowieść o epoce, która przeminęła. Jak wiele się zmieniło? - Zmieniło się wszystko. Dorastałem w latach 80. Kiedy wybuchł stan wojenny miałem 13 lat i… byłem zachwycony. O poranku zobaczyłem czołgi na ulicy. Spodobało mi się też, że zawieszono na dwa tygodnie szkołę i miałam ekstra ferie. Kiedy byłem nastolatkiem, w czarno białej telewizji były dostępne dwa kanały. Od wielkiego dzwonu można było iść do kina. Wyobrazić sobie takie czasy - to by było dobre ćwiczenie dla dzisiejszej młodzieży. Świat bez Facebooka, Instagrama, Netflixa, bez internetu, smartfona i komputera. Czy można by to zastąpić? My graliśmy w piłkę i czytaliśmy książki. W zasadzie albo można było, być łobuzem, albo czytać książki. Ja czytałem książki. Strach pomyśleć, jak będzie wyglądała przyszłość. Ma Pan swój pomysł na to? - Nie mam i nie chcę mieć, bo uważam, że każdy futurolog to hochsztapler. Jeśli ktoś mówi, że jest w stanie wyobrazić sobie przyszłość, to albo jest bezczelny, albo szalony. To, czego ja się obawiam, to pewna degrengolada umysłowa, bo widzę, że głupiejemy. Nie chodzi mi o technologię, raczej o bierność umysłową, brak zdolności do krytycznego myślenia. Już dziś połowa społeczeństwa nie chodzi na wybory, bo ma je gdzieś, a druga połowa jest łatwa do zmanipulowania. Tak, to może przerażać. Czyli jest pan pesymistą? - Absolutnym.


CZARNA FARBA PRACOWNIA TATUAŻU Czarna Farba jest pierwszym studiem w Szczecinie, które składa się z samych kobiet i na pewno jest to odczuwalne po przekroczeniu progu do lokalu i sprawia, że wyróżniają się na tle nie tylko swojego miasta, ale także i innych studiów tatuażu w Polsce. Dziewczyny postawiły na przestronne, domowe wnętrze w eleganckiej kamienicy przy głównej ulicy Szczecina, a pierwsze piętro, na którym znajduje się pracownia, sprawia, że miejsce stało się kameralnym obiektem, do którego przychodzi się nie tylko na tatuaż, ale również po to, by odpocząć od miejskiego zgiełku.

#prezentacja

| STYL ŻYCIA |

dy z wzorów jest nie powtarzalny. Czarna Farba kładzie duży nacisk na konsultację przed umówionym terminem, by każda praca jak najlepiej oddawała oczekiwania osoby tatuowanej. Dziewczyny pracują w różnych stylach w szarościach i w kolorach, przez co każdy chętny znajdzie coś dla siebie.

CZARNA FARBA PRACOWNIA TATUAŻU CZARNA FARBA PRACOWNIA TATUAŻU

Wygląd studia łamie ogólnie przyjęte stereotypy, że miejsce wykonywania tatuażu musi być ciemne, ponure i głośne. Mimo białych ścian dominują tu kolorowe meble, rośliny, obrazy i domowe akcenty, a to wszystko po to, by klient mógł zrelaksować się przed zabiegiem. Mimo kobiecego składu klientami pracowni są również mężczyźni, którzy doceniają profesjonalne podejście. Wszystkie projekty, jakie wykonują tatuatorki, są przygotowywanie indywidualnie według wytycznych klienta, przez co każ-

Dziewczyny są znane na scenie tatuażu w całej Polsce, ale jako pracownia istnieją od niedawna. Na ich koncie jest mnóstwo nagród i wyróżnień. Ostatnio kolejnym powodem do dumy jest zaproszenie do prestiżowego wydarzenia Warsaw Tattoo Convention, gdzie dostać się można tylko drogą surowej selekcji. Jest to ogromne wyróżnienie i dowód na ciężką prace Naszych Szczecinianek. Dziewczyny Szykują się również na lokalny konwent tatuażu, który odbędzie się w październiku w Szczecińskiej Netto Arenie, gdzie będzie można podejrzeć je w czasie pracy. CZARNA FARBA PRACOWNIA TATUAŻU Al. Wojska Polskiego 31/4, Szczecin Tel. 696 740 420

CZARNA FARBA PRACOWNIA TATUAŻU Czarna Farba jest pierwszym studiem w Szczecinie, które składa się zCzarna samychFarba kobietjest i napierwszym pewno jest to studiem w Szczecinie, które składa odczuwalne po przekroczeniu progu do się z samych kobiet i na pewnosię jest lokalu i sprawia, że wyróżniają nato odczuwalne po przekroczeniu tle nie tylko swojego miasta, aleprogu takżedo sprawia,tatuażu że wyróżniają się na i lokalu innychi studiów w Polsce. tle nie tylko postawiły swojego miasta, ale także Dziewczyny na przestronne, i innych studiów w Polsce. domowe wnętrze tatuażu w eleganckiej Dziewczyny postawiły na przestronne, kamienicy przy głównej ulicy Szczecina, domowe wnętrze w eleganckiej a pierwsze piętro, na którym znajduje kamienicy przysprawia, głównej że ulicy Szczecina, się pracownia, miejsce stało a pierwsze piętro, na którym znajduje się kameralnym obiektem, do którego się pracownia, sprawia, żetatuaż, miejsce stało przychodzi się nie tylko na sięrównież kameralnym do którego ale po to,obiektem, by odpocząć od przychodzizgiełku. się nie tylko na tatuaż, miejskiego ale Wygląd równieżstudia po to, łamie by odpocząć ogólnie od miejskiego zgiełku. przyjęte stereotypy, że miejsce Wygląd studia łamie ogólnie wykonywania tatuażu musi być ciemne, przyjęte stereotypy, że miejsce ponure i głośne. Mimo białych ścian wykonywania tatuażumeble, musi być ciemne, dominują tu kolorowe rośliny, ponure i głośne. Mimo białych ścian obrazy i domowe akcenty, a to wszystko dominują tu kolorowe meble, rośliny, po to, by klient mógł zrelaksować się obrazy i domowe akcenty, a to wszystko przed zabiegiem. po to, by klient mógł składu zrelaksować się Mimo kobiecego klientami Czarna Farba jest pierwszym przed zabiegiem. pracowni są również mężczyźni, którzy studiem w Szczecinie, które składa Mimo profesjonalne kobiecego składu klientami doceniają podejście. się z samych kobietmężczyźni, i na pewnoktórzy jest to pracowni są również Wszystkie projekty, jakie wykonują odczuwalne po przekroczeniu progu do

tatuatorki, są przygotowywanie indywidualnie według wytycznych tatuatorki, są co przygotowywanie klienta, przez każdy z wzorów jest indywidualnie według wytycznych nie powtarzalny. Czarna Farba kładzie klienta, przez co każdy z wzorów duży nacisk na konsultację przed jest nie powtarzalny. Czarna umówionym terminem, byFarba każdakładzie praca duży naciskoddawała na konsultację przed jak najlepiej oczekiwania umówionym terminem, by każda praca osoby tatuowanej. Dziewczyny pracują jak najlepiej oddawała oczekiwania w różnych stylach w szarościach tatuowanej. Dziewczyny pracują i osoby w kolorach, przez co każdy chętny w różnych stylach w szarościach znajdzie coś dla siebie. i w Dziewczyny kolorach, przez co każdy chętny są znane na scenie znajdzie coś dla siebie. tatuażu w całej Polsce, ale jako Dziewczyny na scenie pracownia istniejąsąodznane niedawna. tatuażu w całej Polsce, ale jako Na ich koncie jest mnóstwo nagród odkolejnym niedawna. i pracownia wyróżnień.istnieją Ostatnio Na ich koncie jest mnóstwo nagród powodem do dumy jest zaproszenie i wyróżnień. Ostatnio kolejnym do prestiżowego wydarzenia Warsaw powodem do dumygdzie jest zaproszenie Tattoo Convention, dostać się do prestiżowego wydarzenia Warsaw można tylko drogą surowej selekcji. Tattoo Convention, gdzie dostać się Jest to ogromne wyróżnienie można tylko drogą surowej selekcji. i dowód na ciężką prace Naszych Jest to ogromne wyróżnienie Szczecinianek. Dziewczyny Szykują się i dowódna nalokalny ciężką konwent prace Naszych również tatuażu, Szczecinianek. Dziewczyny Szykują się który odbędzie się w październiku tatuatorki, są przygotowywanie również na lokalny konwent tatuażu, w Szczecińskiej Netto Arenie, gdzie indywidualnie według wytycznych który odbędzie się w październiku będzie można podejrzeć je w czasie klienta, przez co każdy z wzorów w Szczecińskiej Netto Arenie, gdzie jest pracy. nie powtarzalny. Czarna Farba kładzie

MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 07/2019

47


| ZDROWIE |

#prezentacja

Żyj pełną piersią - wszystko o zabiegu powiększenia biustu

48


#prezentacja

„Moje życie po operacjach zmieniło się o 180 stopni. Do dnia dzisiejszego uśmiech nie znika mi z twarzy. Czuję się wspaniale! Piękna, kobieca, pełnowartościowa. Odczuwam wewnętrzny spokój, pewność siebie. Innym mówię, że osiągnęłam nirwanę. Emanuję radością, pogodą ducha. Otoczenie widzi zmiany, jakie zaszły w moim wyglądzie – nie tylko fizyczne!” To tylko jeden z wielu wpisów pacjentów na stronie szczecińskiej kliniki chirurgii plastycznej Beauty Group. Powiększanie piersi to zdecydowanie najbardziej popularna i najczęściej wykonywana operacja plastyczna na świecie. Rokrocznie temu zabiegowi poddają się setki tysięcy kobiet na całym świecie. Cel jest jeden, by poczuć się lepiej z samą sobą, bardziej wartościową. Banał? Niekoniecznie. Psychologowie wykazują, że piersi, jako atrybut kobiecości mają ogromny wpływ na samoocenę pań . W wielu przypadkach są to młode kobiety, których piersi nigdy się nie rozwinęły (mikromastia), czyli mają zupełnie płaską klatkę piersiową , przypominającą chłopięcą sylwetkę. Są też takie, u których rozwinęły się piersi asymetryczne, nie pasujące do siebie ani pod względem wielkości, ani kształtu. To, wbrew pozorom, stosunkowo powszechny stan. Jedna pierś może być w rozmiarze D, a druga B. Nie dziwi więc fakt, że pacjentka ma z tego tytułu ogromny dyskomfort. Jednak zdecydowanie największą grupę pacjentek stanowią Panie między 30 a 45 rokiem życia. W tej grupie są głównie te, które „utraciły” swój biust w wyniku ciąży i karmienia piersią. Kobiety te dorastały z zupełnie innym nastawieniem. W latach swej młodości czuły się ze sobą bardzo dobrze, dlatego i teraz chcą po prostu, żeby pierś wróciła do „normalnej” objętości. Jeśli rozważasz operację powiększania piersi, ważne jest, aby dowiedzieć się, co jest związane z procedurą i jakie są jej potencjalne zagrożenia. Warto też z należytą ostrożnością podejść do kwestii wyboru odpowiedniego lekarza. W chirurgii powiększania piersi implant - zwykle wypełniony żelem silikonowym - jest umieszczany bezpośrednio pod gruczołem lub pod mięśniem klatki piersiowej. Jest to poważna operacja, po której czas rekonwalescencji szacowany jest na kilka tygodni, aby w pełni odzyskać swoją wcześniejszą formę. Jest to również zobowiązanie na całe życie, nie można bowiem wykluczyć potrzeby ponownej operacji w przyszłości. Decydując się na powiększenie piersi ważne jest, aby nie spieszyć się z decyzją o operacji. Należy dobrze przemyśleć to, co się chce uzyskać. Warto też przeanalizować ograniczenia jakie

| ZDROWIE |

niesie ze sobą ta procedura i związane z nią ryzyko. Zazwyczaj te wszystkie kwestie są gruntownie omawiane podczas wstępnej konsultacji z chirurgiem plastykiem. Warto się do niej odpowiednio wcześniej przygotować i zrobić notatkę z pytaniami, które chcemy zadać lekarzowi, tak żeby o niczym nie zapomnieć i rozwiać wszelkie pojawiające się wątpliwości. Podczas konsultacji lekarz omawia z pacjentką możliwe techniki operacyjne i wskazuje tą, która byłaby w danym przypadku najlepsza. Najtrudniej jest jednak wybrać odpowiedni implant. „Odpowiedni” czyli taki, który spełni oczekiwania pacjentki i będzie zgodny z jej budową anatomiczną ciała. Wybór jest niezwykle skomplikowany, bowiem abstrahując od różnorodności firm produkujących implanty piersiowe, od rodzaju ich wypełnienia i struktury powierzchni, to sam produkt jako taki, ma wiele wariantów. Pacjentka nie tylko musi się zdecydować na konkretny kształt implantów (anatomiczny lub okrągły), czy objętość, ale nawet w zakresie jednego kształtu są jeszcze różnice co do jego projekcji. Producenci wychodząc naprzeciw oczekiwaniom pacjentek stworzyli odpowiednie „sizery”, które po przymierzeniu ułatwiają podjęcie tej niezwykle trudnej decyzji. Z tego też powodu konsultacja w zakresie operacji powiększenia piersi jest jedną z najdłuższych. Często trwa ona dłużej, niż sam zabieg. Planując operację warto się do niej odpowiednio przygotować. Pomiędzy pierwszą konsultacją, a zabiegiem dobrze jest mieć jeszcze czas do zastanowienia się. Być może po pierwszej rozmowie z lekarzem pojawią się nowe pytania wymagające ponownej konsultacji. Poddanie się operacji, to też zachęta i motywacja dla wielu pań do zmiany stylu życia. Przed operacją warto bowiem zadbać o odpowiednią, zdrową dietę i rozważyć rzucenie palenia. Zmniejszy to ryzyko powikłań. W dniu zabiegu odbywa się kolejna konsultacja z lekarzem aby sprawdzić czy podjęta decyzja jest słuszna. Jest to ostatni moment na wprowadzenie jakichkolwiek zmian. Po weryfikacji niezbędnych badań personel placówki przeprowadza wszelkie kontrole końcowe i przygotowuje pacjenta do operacji. Może to obejmować prośbę o noszenie pończoch uciskowych lub podanie leku przeciwzakrzepowego, aby zapobiec zakrzepicy żył głębokich (DVT). Po zabiegu zalecane jest noszenie stanika pooperacyjnego, który odpowiednio podtrzyma piersi. Należy też pamiętać, że w ciągu pierwszych 3 tygodni po operacji trzeba ograniczyć aktywność fizyczną, sport jest zabroniony przez pierwszych 6-8 tygodni po operacji, a opalanie się i korzystanie z sauny nawet przez pół roku. Warto zwrócić na to uwagę planując termin operacji, aby czas potrzebnej rekonwalescencji nie był niczym zakłócony. FOTO: Ewelina Borowska (Beauty Station) ZDJĘCIE: archiwum Beauty Group / dr n. med. Fabian Urban

MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 07/2019

49


| ZDROWIE |

Kiedy obawiasz się ciąży W polskich aptekach antykoncepcja awaryjna dostępna jest tylko na receptę. Sprawdź, jak działa i jak można ją zdobyć. AUTOR ANNA FOLKMAN

Antykoncepcja awaryjna to nie są środki, które niwelują jajeczkowanie u kobiet lub uniemożliwiają zapłodnienie komórki jajowej. Antykoncepcja awaryjna utrudnia tylko zagnieżdżenie się zarodka w jamie macicy. Istnieją obiektywne wskazania do zastosowania takiej antykoncepcji - są to np. ciąże z czynów karalnych a także aspekty zdrowotne. Głównymi wątpliwościami wprowadzenia do obrotu tego preparatu bez recepty było to, że te powszechnie dostępne są najczęściej nadużywane bez wskazań. Długotrwałe, przewlekłe stosowanie może być niebezpieczne. - Ze względów zdrowotnych lepsze jest używanie zwykłych środków antykoncepcyjnych – zauważa prof. Zbigniew Celewicz, konsultant wojewódzki w dziecinie ginekologii i położnictwa. - W antykoncepcji awaryjnej długotrwałe i częste jej stosowanie podnosi ryzyko choroby zakrzepowo-zatorowej, może powodować nieprawidłowe krwawienia u kobiet, nieregularne cykle. Edukacja seksualna w naszym kraju kuleje. W Polsce odsetek kobiet, które stosują celowo antykoncepcję, jest niewielki. Kobiety rzadko przychodzą po poradnictwo w zakresie planowania rodziny. Zdarzyć się może, że środek antykoncepcyjny stosowany przez parę, zawiedzie. Wówczas taka pigułka „dzień po” jest lepszą

alternatywą niż np. ewentualna aborcja. Obawa jest tylko taka, by antykoncepcja awaryjna nie zastąpiła tej świadomej, regularnej. Antykoncepcja awaryjna na receptę to znaczące ograniczenie jej dostępności. W Europie te preparaty są dostępne bez recepty. Preparat antykoncepcyjny awaryjny przeznaczony jest dla kobiety w wieku rozrodczym w przypadkach nagłych do stosowania w ciągu 120 godz. (5 dni) od stosunku płciowego bez zabezpieczenia lub w przypadku, gdy zastosowana metoda antykoncepcji zawiodła. Mechanizm działania polega głównie na hamowaniu lub opóźnianiu owulacji poprzez wstrzymanie wyrzutu hormonu lutenizującego (LH) - jest to preparat głównie zapobiegający zapłodnieniu. W przypadku każdej metody antykoncepcji awaryjnej, kluczowy jest czas, który upływa od stosunku do przyjęcia preparatu antykoncepcyjnego, ponieważ jej skuteczność stopniowo maleje. Receptę na „awaryjne” preparaty antykoncepcyjne może wydać każdy lekarz z pełnym prawem wykonywania zawodu, choć najczęściej preparaty przepisywane są przez ginekologów i lekarzy rodzinnych. By ułatwić kobietom szybki dostęp do tego typu antykoncepcji, lekarze w Polsce zrzeszyli się w inicjatywie pod nazwą Lekarze Kobietom. Działanie projektu opiera się na uniwersalnym schemacie: na początku pacjentka jest kierowana do swojego lekarza rodzinnego, ginekologa lub lekarza nocnej pomocy lekarskiej; a jeśli ta droga nie przyniesie rezultatu (czyli lekarz odmówi wystawienia recepty), pacjentka jest proszona o dokładne zapoznanie się z treściami zamieszczonymi na stronie internetowej Lekarze Kobietom, wypełnienie Karty Wizyty Awaryjnej oraz wykonanie testu ciążowego. Następnie pacjentka otrzymuje kontakt (numer telefonu, adres e-mail) do lekarza zrzeszonego w inicjatywie, który znajduje się najbliżej jej miejsca zamieszkania. Lekarze udzielają pomocy pro bono lub za symboliczną złotówkę, jeśli lekarz prowadzi działalność gospodarczą. Wypełniona przez pacjentkę i lekarza Karta Wizyty Awaryjnej jest jednocześnie dokumentacją lekarską i informacją o przebiegu wizyty.



| ZDROWIE |

#prezentacja

Volux - nowa jakość konturowania linii żuchwy i podbródka Kształt linii szczęki oraz podbródka wpływają na szybką ocenę wieku. Dzięki nowej metodzie opracowanej w laboratorium firmy Allergan, ich przebudowa nie wymaga już przechodzenia przez salę operacyjną. Jak to możliwe? Na to pytanie odpowie dr Katarzyna Ostrowska-Clark, gabinet Medimel. W ofercie gabinetu Medimel pojawił się Volux, nowy produktu firmy Allergan z rodziny Juvederm VyCross. Co to dokładnie jest? - Volux, to nowa substancja medyczna o bardzo niepozornym wyglądzie. Na pierwszy rzut oka nie różni się niczym od kwasu hialuronowego zamkniętego w strzykawko-ampułkach. Różnice zauważymy dopiero po jego wyciśnięciu. Preparat nie upłynnia się, ma stałą konsystencję. Jest to implant w postaci żelu. Co ważne, skład preparatu zawiera 25 mg/ml kwasu hialuronowego, to najbardziej skoncentrowana dawka na rynku. Co lekarze mogą zdziałać z pomocą nowego produktu? - Możemy modelować linię brody, kształt podbródka, kąt żuchwy czy korygować wszelkie nierówności związane z ubytkami kostnymi na twarzy. Mowa tu o problemach, z którymi zmaga się wiele kobiet. Część wad, to wady wrodzone, jak np. cofnięty podbródek - z pomocą Volux jesteśmy w stanie go wydłużyć. Inne są związane z upływem czasu, np. skracanie się wymiaru żuchwy czy deformacje spowodowane utratą zębów - odpowiednio podany preparat przywróci twarzy właściwy kształt. To wszystko bez wchodzenia na salę operacyjną i tygodni rekonwalescencji.

Każda z pań ma szansę poddać się zabiegowi? - Do zabiegu mogą podejść pacjentki, które są zdrowe. Osoby uczulone, na którykolwiek ze składników czy też osoby zmagające się z chorobami nowotworowymi lub zaburzeniami krzepliwości krwi, nie kwalifikują się do zabiegu. Świeżo wykonane leczenie stomatologiczne, szczególnie wszczepienie implantów również narzuca konieczność odczekania odpowiedniego czasu. Czy tuż po zabiegu od razu można wrócić do codziennych czynności? - Po zabiegu najlepiej zarezerwować sobie 2 - 3 dni wolnego. Volux jest substancją gęstą i zaraz po jej podaniu mogą pojawić się problemy z gryzieniem, piciem i mówieniem. Istnieje też ryzyko wystąpienia obrzęku czy zasinienia. Weekend powinien jednak wystarczyć, by wszystko się zagoiło. Mamy już pierwsze zadowolone pacjentki, które to potwierdzają.

Czy Volux zastąpi dotychczas znane nieinwazyjne metody odmładzania czy raczej je uzupełni? - Myślę, że je uzupełni. Niwelowanie zmarszczek z pomocą kwasów, to tylko jeden z elementów, dzięki którym można cofnąć czas o kilka lat. Modelowanie kształtu twarzy, to kolejny krok. Na rynku są dostępne dedykowane temu preparaty, jednak Volux to nowa jakość, ponieważ żaden inny kwas nie gwarantuje takich efektów. Jak długo utrzymują się efekty zabiegu? - Badania kliniczne wykazały, że efekt utrzymuje się od 18 do 24 miesięcy. Co ważne, dzięki temu, że jest to preparat VyCross, czyli podwójnie sieciowany efekty działania kwasu są długotrwałe.

ul. Nowowiejska 1E , Szczecin – Bezrzecze | tel. +48 91 818 04 74, +48 500 355 884 e-mail: gabinet@chirurgia-szczecin.pl | www.chirurgia-szczecin.pl

52


#prezentacja


| ZDROWIE |

Uważaj ze słońcem. Poparzenie to nie opalenizna

Przebywanie na słońcu może mieć negatywne skutki w postaci poparzeń. Pierwszy stopień poparzenia słonecznego to zaczerwienienie skóry, uczucie swędzenia, pieczenia. Jeśli beztrosko będziemy korzystać z kąpieli słonecznych, może się to skończyć także poważniejszym poparzeniem. AUTOR ANNA FOLKMAN

i życia są poparzenia okolic głowy, twarzy, szyi, okolic krocza. To są wstrząsorodne miejsca na ciele – wtrąca pani doktor. - Szyja, drogi oddechowe i obrzęk w tym miejscu spowodowany poparzeniem, mogą prowadzić do zaburzeń ogólnoustrojowych. Może dojść także do udaru. Konsekwencje poparzeń słonecznych to np. powstawanie blizn, zakażeń. Jeśli obejmują duży obszar ciała, mogą prowadzić do sepsy, przegrzania organizmu. - To z kolei generuje problemy z utrzymaniem prawidłowego ciśnienia krwi, zaburzenia akcji serca. Mogą pojawić się zaburzenia zakrzepowe. Pierwszy objaw przegrzania i negatywnego wpływu słońca to wymioty, ból, głowy, zaburzenia widzenia, trudności z utrzymaniem równowagi, senność – wymienia lekarka.

- Są to objawy odwracalne i kiedy zaczerwienienie zejdzie, pojawia się melanina, która troszeczkę je łagodzi. Wtedy pojawia się brązowy koloryt skóry i nieprzyjemne objawy ustępują – mówi lek. Magdalena Janeczek z Zachodniopomorskiego Centrum Onkologii. Warto pamiętać, że w zależności od tego, jaka jest nasza wrażliwość skóry, jeśli używamy pewnych kosmetyków, ziół, zażywamy leki, korzystamy z zabiegów kosmetycznych, te czynniki mogą nasilać reakcję na słońce. - Kiedy dochodzi do obrzęku i pęcherzy, mówimy już o drugim stopniu poparzenia – dodaje lek. Janeczek. - Ten stan też jest odwracalny, ale bardziej dokuczliwy i bolesny. Kiedy pęcherz pęknie, dochodzi do uszkodzenia wierzchniej warstwy skóry i otwierają się tzw. wrota, a to prosta droga do zakażenia. Wtedy łatwo o miejscową infekcję w tej okolicy. Kolejny stopień poparzenia słonecznego także objawia się pęcherzami, ale dochodzi równocześnie do uszkodzenia jeszcze głębszych warstw skóry. Czwarty stopień jest wtedy, kiedy pojawiają się otwarte rany. Zagrożenia wynikające z poparzenia mogą być duże. Wszystko zależy od tego, jaką powierzchnię skóry poparzymy i jak intensywnie. Czy to będzie część ręki czy np. cała tylna powierzchnia ciała. - Szczególnie niebezpieczne dla zdrowia

54

Na poparzenia słoneczne narażone są szczególnie dzieci i osoby starsze. Osoby w podeszłym wieku są bardzo często obciążone chorobami a ich systemy regulujące temperaturę ciała nie pracują już w pełni prawidłowo. Małe dzieci natomiast tych systemów jeszcze nie mają do końca rozwiniętych. - Poparzenie może nas dosięgnąć nawet jeśli posmarujemy się kremem z filtrem. Jeśli ktoś np. zrobi to rano i nie powtórzy kremowania przez cały dzień, musi liczyć się z poparzeniami. Nie bez powodu też mówi się o unikaniu słońca w godz. między 10 a 15, kiedy grzeje najmocniej – zauważa lek. Janeczek. - Krem oczywiście jest niezbędny i to z jak najwyższym faktorem, ale nigdy nie ma gwarancji, że silne promieniowanie słoneczne nie spowoduje uszkodzeń skóry. By złagodzić poparzenia słoneczne można używać kosmetyków z aloesem, łagodzących i zadbać o ochłodzenie organizmu. Bezwzględnie należy unikać słońca. Jeśli na skórze pojawiają się pęcherze, należy zgłosić się do lekarza. Absolutnie nie należy ich samemu przekłuwać. Lekarz zastosuje też specjalne maści przeciwzapalne, które zabezpieczają przed zakażeniem i wspomogą gojenie. Można samemu przyjąć też leki przeciwbólowe, przeciwzapalne. Nie przesadzajmy z nimi jednak. - Unikajmy za wszelką cenę poparzeń słonecznych. Ślady po nich zawsze zostają. W skórze uwalniają się wolne rodniki, dochodzi do uszkodzeń DNA, włókien kolagenowych i to może powodować szybsze starzenie się skóry, brak elastyczności, a po paru latach może pojawić się nawet zmiana nowotworowa – kończy lek. Magdalena Janeczek.


#prezentacja

Nowoczesna antykoncepcja Rozmowa z dr n. med. Kazimierzem Kowalskim specjalistą ginekologiem.

Panie doktorze proszę udzielić nam informacji na temat metody antykoncepcyjnej polegającej na wszczepieniu podskórnego implantu antykoncepcyjnego. Tę nowoczesną metodę antykoncepcyjną proponuje swoim pacjentką MEDICUS. - Metoda ta jest dostępna w innych krajach Europy od wielu już lat. Antykoncepcyjny implant podskórny może założyć tylko lekarz ginekolog specjalnie do tego przeszkolony, który uzyskał odpowiedni certyfikat Jakie jest działanie tego implantu? - Implant uwalnia hormon, który poprzez otaczające go tkanki dostaje się do krwi, a następnie zostaje rozprowadzony po całym organizmie. Wszczepienie implantu jest drobnym, bezbolesnym zabiegiem . Implanty działają na trzy sposoby: hamują jajeczkowanie, zagęszczają śluz szyjkowy, który tworzy nieprzepuszczalną dla plemników barierę oraz hamują cykliczne dojrzewanie endometrium (prowadzące do jego zaniku), które uniemożliwia implantację zarodka, gdyby doszło jednak do zapłodnienia. Czy wszystkie kobiety mogą skorzystać z tej metody antykoncepcji? - W związku z tym, że implanty zawierają jedynie progestagen mogą być stosowane u kobiet, u których występują przeciwwskazania

| ZDROWIE |

do przyjmowania estrogenów. Implanty są również odpowiednią metodą dla kobiet karmiących piersią, progestageny zawarte w implancie nie wpływają na ilość i jakość pokarmu, nie wpływają również na rozwój dziecka. Implant można wszczepić 4 tygodnie po porodzie. Niewatpliwą korzyścią jest możliwość założenia implantu u kobiet które nie rodziły (u tych nie zakłada się wkładki wewnątrzmacicznej).W przypadku Implanonu masa ciała nie wpływa na stężenie hormonu, implant ten jest odpowiednim środkiem antykoncepcyjnym dla osób otyłych Kiedy implant może być założony? - Implant można założyć w dowolnym dniu cyklu miesiączkowego, jeśli uprzednio wykluczyło się ciążę. Można również usunąć go w dowolnym momencie. Ochrona antykoncepcyjna istnieje od momentu wszczepienia implantu, jeżeli ten zostaje wszczepiony do tkanki podskórnej ramienia w ciągu pierwszych siedmiu dni cyklu menstruacyjnego, natomiast gdy implant zostaje wszczepiony w innym terminie należy jedynie przez 3 dni stosować dodatkową metodę antykoncepcji. Przypominam, że w naszej placówce pacjentki mogą także skorzystać z innych metod zabezpieczenia np. założenie spirali w celu antykoncepcyjnym. Na koniec poinformujmy Panie jak często powinny kontrolować stan swojego zdrowia. - Kobiety powinny się kontrolować przynajmniej 1x w roku , wykonać cytologię -profilaktyka raka szyjki macicy, badanie ginekologiczne oraz badanie ultrasonograficzne narządu rodnego. Oczywiście nie zapominajmy o badaniu USG piersi i mammografii. Spółdzielnia Pracy Lekarzy Specjalistów MEDICUS Plac Zwycięstwa 1 | 70-233 Szczecin tel. 91 433 73 06 | www.medicus.szczecin.pl


| STYL ŻYCIA |

Smakowite Okruszynki Jak to dziś z wielkimi odkryciami bywa, znaleźliśmy ją na Instagramie. Kamila Delega i jej insta-blog Okruszynki, to kwintesencja tego, co w słodyczach najlepsze – smaku i prezencji. Każde zdjęcie i każdy wyrób przypomina małe przyjęcie. Najbardziej intryguje jednak myśl – jak ona to robi? PYTAŁA AGATA MAKSYMIUK / FOTO ARCHIWUM KAMILA DELEGA

Jak to jest z tymi słodyczami - z jednej strony zdajemy sobie sprawę z tego, że są niezdrowe, ale z drugiej nie potrafimy się im oprzeć? - Odpowiedź jest bardzo prosta. Jedzenie słodyczy jest najzwyczajniej w świecie bardzo przyjemną czynnością. Nasz organizm zalewany jest wtedy hormonami szczęścia i możemy na chwilę oderwać się od rzeczywistości. Poza tym desery są też zazwyczaj bardzo atrakcyjne wizualnie, a wszyscy wiemy, że je się także oczami. Słodycze na stałe wgryzły się w naszą kulturę i są bardzo ważnym elementem wielu codziennych rytuałów, od zwykłych spotkań ze znajomymi po huczne celebracje. Nie chcemy im się opierać, ponieważ kojarzą nam się bardzo pozytywnie. Czy to tort weselny czy podwieczorek u cioci, w słodyczach zawsze chodzi o sprawianie sobie lub innym przyjemności. Pamięta Pani swój pierwszy wypiek? - Oczywiście, był to tradycyjny murzynek przygotowywany pod bacznym okiem mojej mamy. Nie jest to może skomplikowane ciasto, ale dla małej dziewczynki, która nie miała zielonego pojęcia o gotowaniu i pieczeniu, było to nie lada wyzwanie. Pamiętam, że byłam z siebie bardzo dumna, kiedy za kilkunastym razem nie musiałam już pytać mamy o każdy drobny szczegół dotyczący tego przepisu. Dziś na Instagramie możemy podziwiać Pani kolejne cukiernicze arcydzieła. Dawniej inspiracje czerpało się z książek kucharskich i z zapisków przekazywanych sobie z pokolenia na pokolenie. A dziś? Skąd brać pomysły? - Wciąż korzystam z pokaźnej kolekcji książek kucharskich, którą udało mi się zebrać. Zdarza mi się też wracać do domu z kolejnym nieplanowanym zakupem. Jednak to Internet jest dla mnie głównym źródłem inspiracji. Pomysły często nachodzą mnie podczas przeglądania Instagrama, Pinteresta lub You Tube. Mam też

56

to szczęście, że otaczają mnie ludzie, którzy pasjonują się kulinariami w takim samym stopniu, jak ja. Potrafię godzinami rozmawiać z nimi o jedzeniu, co zawsze skutkuje szalonymi pomysłami. Staram się też wykorzystywać każdy wyjazd do innego kraju lub miasta do odkrywania nowych smaków. Turystyka kulinarna sprawia mi ogromną przyjemność i zasila kreatywne baterie porządną dawką inspiracji. No właśnie, dwoma najwyraźniejszymi kierunkami, które prowadzą do odkrywania nowości, są podróże oraz Internet. Zacznijmy może od Internetu. Czy jego specyfika, różnorodność i nadmiar treści są bardziej sprzymierzeńcem czy przeszkodą w rozwijaniu swoich kulinarnych wizji? - Różnorodność to ogromna zaleta Internetu. Na Instagramie obserwuję twórców z całego świata i codziennie dowiaduję się o istnieniu egzotycznych dla mnie dań i produktów. Nadmiar treści motywuje do bycia bardziej kreatywną. Dlatego też na moim blogu znajduje się niewiele „zwyczajnych” przepisów. Zdaję sobie sprawę z tego, że receptur na klasyczną wuzetkę czy babkę piaskową jest w polskim Internecie mnóstwo. Zamiast tego wolę dać się ponieść fantazji i tchnąć w stare przepisy trochę nowego ducha, sprawić że będą bardziej ekscytujące. Ale Internet bywa też zwodniczy. Zdarza się, że pseudo-blogerzy publikują fałszywe przepisy lub niesprawdzone gastronomiczne wskazówki, tylko po to, by zdobyć reklamodawców. Zdarzyło się Pani wpaść na tego typu nieuczciwość? - Zdarzyło mi się kilka razy, że korzystanie z przepisu internetowego skończyło się kompletną porażką. Niestety, takie same nieprzyjemności miałam też podczas korzystania z przepisów z książek i magazynów kulinarnych, więc myślę, że ten problem nie dotyczy tylko blogów kulinarnych. Zawsze jednak trzeba pamiętać o tym, że nieudany wypiek może nie być winą blogera. Produkt produktowi nierówny – wystarczy, że użyjemy innej białej czekolady niż twórca przepisu i deser może się nie udać. Podobnie jest z piekarnikami – niektóre niedopiekają, w innych temperatura jest zbyt wysoka. A co Pani myśli o tzw. lokowaniu produktu w mediach społecznościowych - umieszczaniu nadesłanych produktów na zdjęciach i polecaniu ich swoim odbiorcom? W końcu tak jak Pani wspomniała – produkt produktowi nierówny.- Nie ma w tym nic złego, o ile lokowany produkt zgrywa się z tematyką, którą twórca sobie obrał. Promowanie przez blogerkę kulinarną lokówki lub lakieru do paznokci nie ma przecież najmniejszego sensu. Jeżeli produkt nie jest spójny z tym, co do tej pory przedstawiała na zdjęciach, będzie to kłuło odbiorców w oczy. Idealnie byłoby też, gdyby twórca promował tylko produkty, w które szczerze wierzy i których używa na co dzień, ale niestety rzeczywistość bywa inna. Internetowa rzeczywistość zwykle jest też bardzo ładna. Czy jedzenie na zdjęciach zawsze musi być tak doskonałe? - Nie musi, ale z pewnością bardzo to pomaga. Zdjęcia są pewnego rodzaju wizytówką przepisu i pokazują nam, czego mo-


MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 07/2019

57


| STYL ŻYCIA |

żemy się po nim spodziewać. Sama łapię się czasem na tym, że z kilku podobnych przepisów wybieram ten, na którym jedzenie wygląda atrakcyjniej. Mam wrażenie, że jest to mechanizm, którego trudno się pozbyć. Tak już działa nasz mózg – cały rytuał jedzenia zaczyna się jeszcze przez pierwszym kęsem, od zmysłu wzroku. W restauracji również przyjemniej je nam się jedzenie, które wygląda ładnie. Pytam o wygląd, bo zdjęcia zamieszczane w Pani mediach społecznościowych są po prostu bajkowe. Sama je Pani robi? - Kiedy zaczynałam przygodę z blogiem, mogłam liczyć na nieocenioną pomoc Patrycji Makarewicz z Food Photography, która nauczyła mnie wszystkiego, co wiem o fotografowaniu i stylizowaniu jedzenia. Obecnie większość zdjęć robię sama, ale bywa, że wpadnie nam do głowy pomysł na wyjątkowo ambitną sesję i łączymy wtedy siły. W takim razie czego potrzeba do przeprowadzenia kulinarnej sesji? - Do przeprowadzenia sesji kulinarnej potrzeba przede wszystkim pomysłu. Zazwyczaj mam w głowie deser, do którego wymyślam stylizację. Zdarza się jednak, że moim punktem wyjściowym jest stylizacja, a dopiero później myślę nad tym, jaki deser dobrze by się w nią wpasował. W taki sposób działają głównie sesje świąteczne. W ubiegłym roku padło na mało tradycyjne pastelowe Boże Narodzenie i musiałam się trochę nagłowić, żeby wymyślić deser, który dobrze wyglądałby w takiej delikatnej stylizacji. Oczywiście, do sesji potrzebny jest także odpowiedni sprzęt fotograficzny, tło oraz cała masa dodatków – misek, szklanek, desek, kwiatów i szmatek, które mają za zadanie tworzyć odpowiedni klimat zdjęcia, a nawet opowiedzieć jakąś historię. Oprócz tego, sesja wymaga także mnóstwo czasu i cierpliwości. Ustawianie wszystkiego przed aparatem bywa żmudne i frustrujące. Zdarza się, że spędzam kilka godzin na przestawianiu wszystkiego na stole tak, aby uzyskać zadowalający efekt. Wróćmy jednak do kwestii odkrywania nowości, bo jak wspomniałyśmy istotną rolę pełnią tez podróże. Zdarzyło się Pani podczas jednej z wypraw zakochać w posiłku? - Oczywiście, i to nie raz! Po każdym wyjeździe dostaję bzika na punkcie jakiejś konkretnej potrawy i staram się odtworzyć ją w domu. Najbardziej w pamięci zapadła mi chyba malinowa Charlotte, której próbowałam w Budapeszcie. Była przygotowana w tak nietypowy sposób i smakowała tak obłędnie, że nie mogłam przestać się uśmiechać przez godzinę po wyjściu z restauracji. Do tej pory nie udało mi się dokładnie odwzorować tego deseru. Natomiast po ostatniej majówkowej wizycie w Andaluzji, nie mogę przestać myśleć o ich lokalnym chłodniku – salmorejo. Z niecierpliwością czekam na sezon pomidorowy, żeby móc przygotować go we własnej kuchni. Zawsze da się dokładnie odtworzyć zagraniczne przepisy? Szczególnie te zaciągnięte z bardziej egzotycznych krajów? Zdaje się, że w Europie bazujemy na nieco innych produktach i smakach. - Niestety, bardzo często dokładne odtworzenie zagranicznego przepisu jest wręcz niemożliwe. Po pierwsze

58

dlatego, że wiele produktów jest wciąż niedostępnych w Polsce, nawet w sklepach internetowych. Sama często mam z tym problem, szczególnie jeśli wymyślę sobie coś wyjątkowo ambitnego i egzotycznego. Na szczęście, powoli się to zmienia. Kilka lat temu nie było szans, żeby znaleźć gdziekolwiek trawę cytrynową, dziś można ją dostać w większości hipermarketów. Po drugie, jakość lub forma niektórych produktów w naszym kraju bywa inna – owoce mogą być mniej soczyste lub mniej słodkie niż w kraju, z którego pochodzi przepis. Bywa też, że mąki i śmietany użyte w amerykańskich i brytyjskich przepisach różnią się od naszych produktów. A którą część świata teraz chciałaby Pani podbić? - Marzy mi się podróż do Azji i poszerzenie swoich kulinarnych horyzontów o bardziej egzotyczne dania, szczególnie takie, których nie jestem w stanie spróbować nawet w świetnych azjatyckich restauracjach w Berlinie. Niestety, na taką podróż będę pewnie musiała jeszcze trochę poczekać. Z bardziej przyziemnych marzeń, które w tej chwili są o wiele bardziej możliwe do spełnienia – chciałabym spróbować słynnej migdałowej granity w Caffe Sicilia na Sycylii. Mam przeczucie, że po jej zjedzeniu uśmiech nie zszedłby mi z ust przez tydzień.

Kamila Delega autorka bloga wokruszynki.com i profilu na Instagramie: @okruszynki. Jak mówi o sobie - piekę od kiedy tylko odkryłam, jak wielką przyjemność i radochę mogę tym sprawiać ludziom. Okazuje się, że nie ma problemu, którego nie naprawiłaby blacha świeżo upieczonych ciasteczek. Mój blog to zbiór przepisów na urocze, małe porcje słodkości. Idealne jeśli, tak jak ja, uwielbiacie sprawiać innym ludziom radość podczas imprez i wspólnych spotkań przy stole.



Nie bรณj siฤ

CZARNEGO 60


#prezentacja

| WNĘTRZA |

W historii kultury europejskiej czerń uznawana jest za przeciwieństwo światła. Symbolizowała wartości negatywne. Mimo że teologia uznawała ją za barwę grzechu i braku wiary, przypisywano jej również znaczenie pokory i wyrzeczenia. W kulturze japońskiej (kuro)-czerń, to symbol szlachetności wieku i doświadczenia. Czerń zawsze budziła kontrowersje. Jednak to, co jest pewne: czerń zawiera w swojej głębi doznanie tajemnicy i wytworności. - Nowoczesne, proste i eleganckie wnętrze, to podstawa założenia w przypadku prezentowanego projektu - mówi Paulina Olbrychowska, autorka. - W projektowaniu wciąż bawimy się, uczymy się formy i nowego języka. Najczęściej używaną czernią w malar-

stwie olejnym była czerń z kości, składająca się ze związków węgla, wapnia i potasu, powstałych w wyniku wyprażania kości. Malarze jednak używali również czerni szwedzkiej, stanowiącej niskiej jakości wypalony węgiel. Głęboki, dominujący kolor naszego wnętrza został uzyskany ze zmieszania czerni z dodatkiem granatu z mieszalników najwyższej jakości farb Brillux.

W swojej odwadze projektantka pokryła nią również powierzchnię sufitu, uzyskując efekt zatracenia podziału w relacji ściana-sufit. Bryła wnętrza, powstała na bazie kontrastu, dzięki czemu zastosowane elementy wyposażenia nabrały wyrazu. Podobnie jak biały, kolor czarny jest dość uniwersalny, bo kiedy wykorzystamy go w odpowiedni sposób, pasuje praktycznie do wszystkiego. Dzięki temu,

MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 07/2019

61


| WNĘTRZA |

62

#prezentacja


#prezentacja

jest świetnym towarzyszem dla innych barw i w połączeniu z nimi wybija ich znaczenie. Kolor czarny stał się nie tylko barwą budującą nastrój, ale również użyty został jako tło uwydatniające walory zastosowanych dodatków wzorniczych takich designerów, jak Oskar Zieta. Kamyki zieta prozessdesign o unikatowych, zindywidualizowanych kształtach, wykonane z polerowanej stali nierdzewnej, stały się piękną ozdobą sypialni. - Jeśli lubisz ozdobić dom biżuterią w postaci dobrego designu, nie musisz bać się czarnego - dodaje projektantka. - Dopełnieniem stała się lampa Space Cloud włoskiej firmy Artemide, będącej marką jednego ze światowych liderów branży oświetlenia. - Dla wzbogacenia wyrazu ścian, w porozumieniu z inwestorem i jego upodobaniami, wraz z Hanną Lipską stworzyliśmy prace malarskie - mówi Paulina Olbrychowska. - To była kropka nad „i” w całej tej zabawie. Pojawiający się chrom w dodatkach wnętrzarskich, znalazł nawiązanie w pracach, w postaci zastosowania akcen-

| WNĘTRZA |

tów podkreślanych białym złotem. Kolory, a także materiały i tekstury w otoczeniu czerni stają się bardziej nasycone i wybijają się z tła. Podkreślone zostają przy okazji ich dynamiczne cechy. Krzesła w idealnie dobranym materiale wraz z korespondującą tapicerką zestawu wypoczynkowego firmy Kler dodają przytulności. Ceramiczny blat stołu jadalnianego oraz kawowego, przy udziale stalowych, malowanych proszkowo podstaw o niebanalnej formie współgra z resztą dodatków a przede wszystkim z lampami renomowanej firmy Vibia. - Meble lakierowane na wysoki połysk, przy zastosowaniu najlepszych, wygodnych systemów wewnętrznych uzyskały aprobatę inwestorów – mówi Paulina Olbrychowska. - Wnętrze dobrze zaprojektowane daje dużą satysfakcję. Zadowolenie inwestora jeszcze ją pogłębia. Dzięki pełnemu zaangażowaniu ekipy budowlanej nie odnieślibyśmy takich efektów. Firma K-Bud Marcina Kowalskiego otrzymała nasze uznanie. Zaangażowanie wszystkich dało zamierzony efekt, za co wszystkim bardzo dziękuję.

Projekt Wnętrza: IDSGN Desgin Group Paulina Olbrychowska Foto: Andrzej Golc

MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 07/2019

63


| STYL ŻYCIA LAMY |

Stanisław Lama ze Szczecina, dzień dobry Lama w Szczecinie? Tak! Ma na imię Stanisław, sporo podróżuje, zna się na modzie, jest zaangażowana w wiele ciekawych projektów, o których co miesiąc będzie pisać na łamach MM Trendy. I rysować dla nas komiks o swoim życiu. Zaprzyjaźnijcie się ze Stanisławem, bo warto. TEKST I FOTO WWW.AZSTUDIO.SHOP

Pokaz mody kimonowej, jelenie na ulicach, kolejki bez maszynistów oraz potrawy, które nigdzie nie smakują tak, jak w kraju kwitnącej wiśni – to były magiczne dwa tygodnie! Nazywam się Stanisław i jestem lamą, która uwielbia podróże. Pakuję plecak, wsiadam w samolot i wraz z rodzinką zwiedzam różne zakamarki świata. Wybór padł na Japonię – zobaczcie, jak spędziłem czas w tym fascynującym miejscu!

Miasta kontrastów Nowoczesne, wielkie dzielnice oraz tradycyjne świątynie – tak wygląda większość tamtejszych metropolii. Japończycy przykładają wielką uwagę do kultywowania różnych tradycji, jednocześnie chętnie korzystając z technologicznych nowinek

Foto: instagramowy profil @lama.stanislaw

64

na co dzień. Postanowiłem sprawdzić, jak mieszkańcy Tokio przemieszczają się po tym wielkim mieście. Trafiłem do kolejki miejskiej, która okazała się być kierowana... bez maszynisty. Z początku wahałem się, czy jest to bezpieczne rozwiązanie. Kolejka porusza się po jednej, wąskiej szynie i choć początkowo serce biło mi niemal z prędkością rozwijaną przez pociąg (a więc całkiem szybko, uwierzcie mi), to było warto. Dodatkowo, stojąc na przedzie pociągu można poczuć się jak maszynista. Niezapomniane uczucie! Jeszcze szybsza jest kolej międzymiastowa, czyli Shinkansen. Pociąg rozwija prędkość do niemal 300 km/h, a opóźnienia wynoszą średnio maksymalnie 0,9 minuty – coś, o czym w Polsce mogę jedynie pomarzyć...

Jednak innowacyjność to domena nie tylko obecnych czasów w tym kraju. Zamek Nijo w Kioto słynie ze słowikowych, „śpiewających” podłóg i bynajmniej nie mam tu na myśli karaoke. Zostały one zbudowane tak, aby przy każdym kroku wydawały dźwięk przypominający ćwierkanie, co działało jak ówczesny system alarmowy ostrzegający przed wkroczeniem niepożądanych gości. Całe szczęście lamy są tam mile widziane!

Japoński Mediolan Kto powiedział, że lamy nie interesują się modą? Jako lama-podróżnik, uwielbiam poznawać trendy z różnych zakątków świata! Nic więc dziwnego, że podczas mojej wizyty w Kioto trafiłem na pokaz kimon. Modelki, nie odbiegając od koleżanek po fachu z mediolańskiego Fashion Weeku, profesjonalnie zaprezentowały stroje przyozdobione barwnymi, ręcznie wykonywanymi haftami, od najstarszych, najbardziej tradycyjnych modeli po nowoczesne wzornictwo. Tak bardzo mi się spodobało, że nawet chciałem kupić sobie własne kimono! Niestety, nie mieli moich rozmiarów. W Kioto zwiedziłem także wiele historycznych miejsc. Widziałem m.in. świątynię, w której przechadzałem się alejką stworzoną z 10 tysięcy czerwonych bram torii. Stawiają je firmy, które w ten sposób proszą o wstawiennictwo bogini Inari, patronki biznesu. Patrząc na liczbę tych bram, chyba faktycznie musi to działać.


| STYL ŻYCIA LAMY |

Wyspa Jeleni i kwitnące wiśnie Japonia okazała się bardzo przyjaznym miejscem dla zwierząt. Myślałem, że jestem wyjątkiem, jednak dla Japończyków, a przynajmniej na wyspie Miyajima, to nic nadzwyczajnego. Momentalnie wtopiłem się w tłum jeleni, które swobodnie hasały po ulicach. Również jak ja nie bały się ludzi. Ba, miałem wrażenie, że czują się w tłumie nawet lepiej ode mnie! Chętnie podchodziły do turystów, a ludzie równie ochoczo robili im zdjęcia. Mniej zwierząt, ale za to więcej ludzkich tłumów było z kolei w Nikko. Tam trafiliśmy na obchody hanami, najważniejszego wydarzenia w tym regionie, podczas którego mieszkańcy zbierają się, by podziwiać kwitnące kwiaty wiśni. Miałem problem, na czym skupić wzrok. Mnóstwo świętujących Japończyków, pikniki, a nawet panowie przebrani za samurajów. Tak wiele się działo!

Nowi, japońscy fani Tłumy w Japonii to codzienność. Trzeba uważać, by się nie zgubić, tym bardziej, gdy jest się tak małą lamą jak ja. Japończycy mają jednak wypracowany styl życia w tak dużej społeczności. Podczas podróży pasażerowie bardzo się szanują, starają się nie zakłócać sobie wzajemnie spokoju. W pociągach czy metrze panuje cisza

– nikt nie rozmawia przez telefon ani nie prowadzi głośnych rozmów. Muszę jednak przyznać, że momentami czułem się jak gwiazda! Mimo że Japończycy znani są z zachowawczości, to bardzo serdeczni ludzie i zdecydowanie uwielbiają lamy – często pytali mnie o podróż oraz bardzo chętnie robili sobie ze mną zdjęcia. Dzieci są bardzo grzeczne, a uczniowie chodzą do szkoły w prześlicznych mundurkach. W jednej ze świątyń poznałem nawet koleżanki, które właśnie były na wycieczce szkolnej. Japończycy dbają także o wspólną przestrzeń – w miastach nie ma koszy na śmieci, a jest czysto!

Obowiązkowe menu Jeśli ktoś nie opanował wystarczająco języka japońskiego i obawia się faux pas w restauracji, mogę uspokoić – w menu, oprócz tradycyjnych opisów, znajdują się obrazki, które znacznie ułatwiają wybór zagranicznym turystom. Musiałem się przekonać, jak smakują sushi oraz pierożki gyoza przyrządzone z lokalnych produktów. Oczywiście, nie raz miałem okazję próbować ich w Polsce, jednak tam, na miejscu, to zupełnie coś innego! Za punkt honoru uznałem także spróbowanie japońskiego street foodu. Trafiłem na takoyaki, czyli smażone kulki z ugotowanej wcześniej ośmiornicy obtoczone ciastem. Dla mnie kompletna nowość,

a dla Japończyków standardowy posiłek niczym dla nas fast food (z tym że zdrowszy, zdecydowanie!). Po obiedzie koniecznie trzeba było wybrać się na deser ze słodkiej czerwonej fasoli oraz chrupki z wasabi. W jednej z cukierni, które odwiedziliśmy, pani pokazała mi kartkę żebym potwierdził, że zjem kupione ciastko tamtego dnia, ponieważ tylko na świeżo smakuje najlepiej.

Wszystko co dobre, szybko się kończy Dwa tygodnie minęły zdecydowanie za szybko, ale podróż powrotna do Warszawy była wisienką na torcie! Zaprzyjaźniłem się ze stewardessą Dominiką, dzięki której zobaczyłem kokpit oraz trzymałem przez chwilę stery samolotu. Mimo, że od wyjazdu minęło już trochę czasu, ciągle wspominam miejsca, zdarzenia i poznanych tam ludzi. Jeśli czyta to ktoś z mojej rodzinki, mam do przekazania jedno – chcę tam koniecznie wrócić!

Więcej lamowych przygód znajdziecie na instagramowym profilu @lama.palama. Stanisława na własność można zgarnąć z www.azstudio.shop

Autor: Marta Czyż

MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 07/2019

65


| MOTO |

#prezentacja

Miejska mobilność staje się elektryczna

- elektryczne motocykle i skutery Super SOCO Do niedawna były jedynie wizją przyszłości, dziś pretendują do miana jedynego słusznego środka transportu w mieście - elektryczne motocykle oraz skutery. Nowoczesne pojazdy spod znaku Super SOCO dotarły do Szczecina i można je mieć od ręki u dealera Autonovum. Każdy kto chciałby porównać je do japońskich ścigaczy czy kultowych włoskich skuterów, musi pożegnać się z tym zamiarem. Elektryczne pojazdy Super SOCO to nie tylko nowy napęd, ale zupełnie nowa jakość podróży. Przekonaliśmy się o tym podczas jazdy testowej. Do dyspozycji mieliśmy dwa motocykle oraz skuter. Dizajn to punkt, od którego należy zacząć ocenę, bo to właśnie on gwarantuje zazdrosne spojrzenia sąsiadów. Sportowa linia motocykli została naznaczona wyrazistymi cięciami. Okrągły reflektor z przodu nawiązuje do stylu kultowych europejskich marek jednośladów. Siedzenia zostały wykończone na dwa sposoby - szerokie z eleganckimi przeszyciami i wąskie ciasno obszyte tkaniną. Kierowcy do wyboru otrzymują też pełną gamę kolorystyczną. My postawiliśmy na głęboką butelkową zieleń i żywą pomarańcz. Skuter również nie jest pozbawiony pazura. Mocna czerwień, szeroko rozstawiona prosta kierownica, wysoko postawione okrągłe lusterka i gładkie wykończenia. Jedyne co odrobinę dziwi, to brak tradycyjnej lampy z przodu. Zamiast niej zastosowano panele LED tuż przy kierownicy.

Komu w drogę temu czas Jednak to na co czekają wszyscy fani jednośladów, to przejażdżka. Cichy i zwrotny - tak brzmi pierwsza myśl, która pojawia się w głowie po przejechaniu pierwszych metrów, zarówno motocyklem Super SOCO, jak i skuterem. Trasę jazdy testowej wyznaczyliśmy ambitnie. Ruszyliśmy spod salonu Autonovum na Pomorzanach przy ulicy Białowieskiej i dalej skierowaliśmy się ku centrum przez Jasne Błonia, ulicę Jagiellońską oraz

66

plac Zamenhofa, po to by w końcu dotrzeć do Starego Miasta i na Bulwary. Wszystko to w porze lunchowej, żeby zmierzyć się z miejskimi korkami. Pojazdy rozpędzają się do 45 km/h. Motocyklem można jechać szybciej do 75 km/h, wystarczy przytrzymać manetkę gazu jednak odbędzie się to kosztem większego zużycia energii. Tylko czy jest to potrzebne w mieście? Naszym zdaniem, nie. Przebieg jazdy można kontrolować z pomocą nowoczesnej deski rozdzielczej o wysokim kontraście, która zapewnia dostęp do informacji takich jak stan akumulatora i prędkość. Jednoślady doskonale radziły sobie w korkach tworzących się w ciasnych uliczkach okalających Jasne Błonia, a także na światłach w okolicy Galerii Kaskada. Co najważniejsze zupełnie rozstały się z problem parkowania. Znalezienie miejsca postojowego na Podzamczu było kwestią kilku minut, a nie kilkudziesięciu, jak to bywa w przypadku samochodów. Cała przeprawa przez miasto zajęła nam około 15 może 20 minut. Resztę czasu można było spędzić na bliższym poznawaniu elektrycznych maszyn.

Energia na cały dzień miejskich podróży Miłym zaskoczeniem obcowania z jednośladami Super SOCO jest wytrzymałość i funkcjonalność baterii. Deklarowany zasięg wynosi 80 km. Żeby naładować akumulatorek wystarczy 6 do 8 godzin, inaczej mówiąc - wystarczy zostawić go pod prądem na noc w domu czy na cały dzień w biurze. Nie potrzeba do tego stacji dokującej, a jedynie standardowej gniazdko 230 V. Bateria należy do wygodnych i poręcznych, jej waga to zaledwie 10 kg. Użytkownicy przydomowych garaży mogą też ładować pojazdy bezpośrednio podłączając je do zasilania. A co, jeśli planujemy dłuższą wyprawę i 80 km to za mało? Rozwiązaniem jest druga bateria. Pojazdy mogą być wyposażone w 1 lub 2 wymienne akumulatory, które można ładować niezależnie. Mimo wszystko, 80 km zasięgu to dość sporo jak na miejskie przejażdżki. Funkcjonalność pojazdów została skrojona na miarę dzisiejszych potrzeb. Nic dziwnego, w końcu stoi za tym grupa pracowników Hondy, którzy podjęli się założenia własnego start-upu i poświęcili nowoczesnym projektom motoryzacyjnym. Podczas planowania elektrycznych motocykli i skuterów zwrócili się o pomoc do najlepszych, by móc je zrealizować.


#prezentacja

I tak silniki dla Super SOCO produkuje Bosch, a litowo-jonowe baterie dostarczają Samsung, LG i Panasonic. Nikt nie ukrywa również faktu, że pojazdy są produkowane są w Chinach - nikt tego nie robi, bo to żaden powód do ujmy. Jakość wykończenia klasyfikuje się w najwyższych standardach. Potwierdzają to zadowolone opinie tysięcy użytkowników z południowych krajów Europy, którzy jako pierwsi postawili na nową markę.

100 km za niecałe 2 zł Cena elektrycznej przyjemności została dobrze skalkulowana przez producentów. Może sobie na nią pozwolić zarówno młoda dynamiczna osoba, która dopiero, co ukończyła szkołę i potrzebuje środka transportu z domu do pracy, ale też dojrzały fan nowinek motoryzacyjnych. Koszt eksploatacji to kwota wysokości kilku złotych, a dokładniej 2 zł. Łatwo obliczyć, że przy obecnych stawkach za prąd naładowanie akumulatora, który pozwoli na przejechanie 100 km, nie kosztuje więcej, niż puszka napoju. Nie obędzie się też bez prawa jazdy, ale bez nerwów - wystarczy posiadana przez większość osób kategoria B lub AM, którą można wyrobić po ukończeniu 14-stego roku życia.

| MOTO |

Firma Autonovum jako pierwsza w Polsce zdecydowała się na wprowadzenie do swojej stałej oferty pojazdów Super SOCO. Skąd ten pomysł? - Zapytaliśmy u źródła. - Od dawna mocno obserwujemy rynek pod kątem pojazdów elektrycznych - wyjaśnił Grzegorz Garbaciak, Autonovum. - W ostatnich latach to coraz gorętszy temat. Myślę, że w krótkiej perspektywie pierwsze kraje Europy zaczną wprowadzać zakaz rejestracji pojazdów wysokoemisyjnych. Elektryczne auta już poznaliśmy, a skutery i motocykle to nasz kolejny krok ku zmianom. Zawsze staramy się wybiegać w przyszłość. Pierwszą hybrydę sprowadziliśmy do salonu mniej więcej 10 lat temu. Klienci byli nieco zszokowani, dziś to coś absolutnie naturalnego. Wierzymy, że tak samo będzie z elektrycznymi jednośladami. Każdy kto chciałby się przekonać o tym samodzielnie może udać się do salonu Autonovum. Pojazdy dostępne są od ręki. Przygoda z nimi zaczyna się od jazdy testowej. Później pozostaje tylko podjąć decyzję o zakupie oraz wybrać odpowiedni model i kolor. Rejestracją zajmie się Autonovum. Więcej informacji na stronie www.autonovum.pl

MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 07/2019

67


| CZAS WOLNY |

#prezentacja

Zoo w Eberswalde

Zoo w Eberswalde jest jednym z ulubionych miejsc spędzania wolnego czasu rodzin w całym regionie stolicy. 1.500 zwierząt w 150 gatunkach na środku wspaniałego obszaru lasów mieszanych Nonenfließ/Schwerzätal, objętego ochroną. Obszar ten ma niezwykły urok i harmonię. Małpy biegają tu swobodnie po całym zoo i dbają o zabawę. W najbardziej emocjonującym wybiegu dla lwów, odwiedzający znajduje się twarzą w twarz z lwami. Wilki i niedźwiedzie zamieszkują wspólny wybieg. Wśród krajobrazu lodowcowego można zobaczyć tygrysy amurskie i rosomaki. Daniele i kangury przyjmują gości na swoich wybiegach. Można zwiedzić też puszczę tropikalną z krokodylami, wężami i papugami. Dla małych, niewyczerpanych gości mamy do dyspozycji liczne, urozmaicone place zabaw. Czy to na długich zjeżdżalniach,

68

czy wiszących mostach lub tunelach i domkach na drzewach – żądni przygód są mile widziani. Pawilony edukacyjne, ścieżki ekologiczne i interaktywne gry inspirują do odkrywania i eksperymentowania. We wszystkich zakątkach zoo można znaleźć wskazówki i sugestie, na temat tego jak współdziałają: natura, zwierzęta i człowiek. Niepowtarzalna Szkoła Zoo oferuje rodzinom, szkołom i przedszkolom odpowiednio dopasowaną do wieku podróż odkrywczą. Zaangażowani pracownicy przekazują na warsztatach wiedzę z zoologii oraz ekologii. Szkoła Zoo zaprasza ponadto do zabawy i nauki podczas ferii lub wakacji, organizowane są wówczas ciekawe akcje tematyczne dla dzieci. W ten sposób nauka sprawia przyjemność.

Zoologischer Garten Eberswalde Am Wasserfall 1 | 16225 Eberswalde Tel: 0333422809 | E-Mail: zooschule@eberswalde.de

MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 07/2019

68



| TRENDY TOWARZYSKIE |

Gala biznesu

70

Lekarz Jerzy Sieńko, były radny Szczecina z żona Magdą.

Kazimierz Mojsiuk z żoną.

Andrzej Lebdowicz z żona Hanną.

Andrzej Przewoda, dyrektor Wojewódzkiego Urzędu Pracy w Szczecinie, wraz z żoną wita się z gospodarzami gali.

Piotr i Agnieszka Drońscy z firmy „Baszta”.

Adam Grochulski z żona Danutą.

Marszałek Województwa zachodniopomorskiego Olgierd Geblewicz.

Andrzej Lebdowicz, Hanna Lebdowicz, Anna Turkiewicz i Andrzej Turkiewicz.

Foto: Remedy-Brand

W ostatni dzień maja szczecińscy przedsiębiorcy mieli okazję uczestniczyć w największym wydarzeniu biznesowym regionu. Wielka Gala Północnej Izby Gospodarczej była jednocześnie finałem Konkursu Pracodawca Roku Szczecińskiego Obszaru Metropolitalnego 2019, podczas którego zwycięzcy plebiscytu otrzymali statuetki i Tytuł Pracodawcy Roku. (bs)


#prezentacja

REKLAMA


| TRENDY TOWARZYSKIE |

Bal rotarian

Od lewej: Elżbieta i Zbigniew Hahs ze zwycięzcami.

Julia Maj i Donata Juszczak.

14. edycja Turnieju o Puchar Kliniki HAHS Wydarzenie odbywało się na terenie pola golfowego Binowo Park. Wystartowało blisko 120 osób. Zaawansowani golfiści rywalizowali na mistrzowskim osiemnastodołkowym polu golfowym. Początkujący gracze na polu 9-dołkowym. Ponieważ wygrana w tak prestiżowym turnieju przynosi wiele sportowej chwały, każdy z uczestników starał się uzyskać jak najlepszy wynik. Na szczególną uwagę zasługują wyniki osiągnięte tego dnia przez kobiety. Pierwsze dwa miejsca w połączonej klasyfikacji brutto zajęły Dorota Jankowska i Aneta Zatwarnicka, a na ósmym miejscu uplasowała się Dorota Mida. Najlepszym z panów w turnieju był Rafał Zmysłowski. (red)

Stanisław Gajda, Karolina Gajda, Barbara Paszkowska i Zbigniew Paszkowski. Maggie Piu, autorka prac (w środku) oraz Aleksandra Phillips i Łukasz Czub z Galerii Orient.

Fot. Sebastian Wołosz

Wernisaż wystawy Maggie Piu Waldemar Juszczak i Witold Gawina.

72

W Filharmonii im. Karłowicza została otwarta wystawa Galerii Orient z pracami Maggie Piu. Artystka tworzy w cyklach. Każda z serii obrazów jest poświęcona konkretnemu tematowi, chociaż serie łączą się ze sobą płynnie, przechodzą jedna w drugą. (mk)

foto: Sebastian Wołosz

Ewa Bieganowska, Anna Turkiewicz.

Foto: Archiwum

W połowie czerwca odbył się w hotelu Park coroczny bal Klubu Rotary Center Szczecin. Celem balu było zebranie funduszy na kontynuację pomocy dla podopiecznych klubu: dzieci, ludzi starszych i samotnych. Między innymi na zakup odzieży, obuwia, leków, ale też na rehabilitację i sprzęt rehabilitacyjny. W tym roku podczas balu udało się zebrać ok. 52 tys. zł. (bs)


#prezentacja

| DOM |

Przyszły upały

zmień temperaturę odpowiednią przesłoną Gdy nasze mieszkanie nagrzewa się od wielu godzin ekspozycji na promienie słoneczne marzymy o tym, by w końcu odetchnąć od słońca i upału. Odpowiednie przysłony okienne mogą nam w tym pomóc. Najlepszym sposobem będzie zastosowanie produktu zewnętrznego, który nie pozwoli aby szyba uległa nagrzaniu. W tej roli doskonale sprawdzają się dostępne w wielu kolorach aluminiowe rolety zewnętrzne. Ich obsługa może być zarówno manualna jak i elektryczna. Podobną funkcjonalnością charakteryzują się, montowane również od strony zewnętrznej, Screen’y – czyli elektryczne rolety

materiałowe dostosowane do warunków atmosferycznych jak mocne słońce czy silny wiatr nawet do 145km/h. Z produktów wewnętrznych natomiast najlepszą ochroną przed słońcem i nadmiernym nagrzewaniem są plisy Plaster Miodu z powłoką aluminiową pomiędzy dwiema materiałowymi tkaninami. Ich dodatkowym atutem jest niewidoczne dla oka prowadzenie sznurkowe ukryte wewnątrz struktury. Po więcej szczegółów zapraszamy do kontaktu z naszym biurem.

Rolety zewnętrzne najlepsza ochrona przed upałami w naszej ofercie również PLISY / ROLETY / ŻALUZJE DREWNIANE I ALUMINIOWE / MARKIZY TARASOWE I DACHOWE / MOSKITIERY

Salon aranżacji okien Qrtyna4u | ul. Ks. Warcisława I 27b, Szczecin | tel: +48 504 977 484 e-mail: info@qrtyna4u.pl | www.qrtyna4u.pl


#TU NAS ZNAJDZIESZ KAWIARNIE • City Break CH Galaxy - 0 piętro • Costa Coffee CH Galaxy 0 piętro • Starbucks Coffee CH Kaskada • So!Coffee CH Outlet, ul. Struga 42 • Columbus Coffee „Turzyn” al. Bohaterów Warszawy 42 • Fabryka Deptak Bogusława 4/1 • Fanaberia Deptak Bogusława 5 • Teatr Mały Deptak Bogusława 6 • Columbus Coffee „Drive Up” ul. Struga 36 • Castellari Al. Jana Pawła II 43 • Public Cafe Al. Jana Pawła II 43 • Cinnamon Garden Al. Jana Pawła II (fontanny) • Columbus Coffee „Medyk” ul. Bandurskiego 98 • Orsola YogoHaus Plac Zołnierza 3/1 • Hormon Cafe ul. Monte Cassino 6 (od Piłsudskiego) • Dom Chleba al. Niepodległosci 2 • Columbus Cafe & Bistro „Oxygen” ul. Malczewskiego 26 • Corona Coffee al. Piastów 30 (Piastów Office, Budynek B) • Cafe Pleciuga Plac Teatralny 1 • Columbus Bistro & Cafe “Przestrzenna” Drive Up ul. Przestrzenna 4 • Columbus Coffee „Fryga” ul. Rayskiego 23/2a • Columbus Coffee „Ogrodnik” ul. Kopernika 1 • Columbus Coffee „Poczta” al. Bohaterów Warszawy 3 • Columbus Coffee „Nikola ul. Krzywoustego 16 • Columbus Bistro& Cafe „Śródmieście” al. Wojska Polskiego 50 • Coffe Point ul. Staromiejska 11 • Castellari ul. Tuwima (Jasne Błonia) • Public Cafe Podzamcze ul. Wielka Odrzańska 18 • Kawiarnia Koch ul. Wojska Polskiego 4 • Czekoladowa Cukiernia „SOWA” ul. Wojska Polskiego 17 • Starbucks Coffee (Brama Portowa) ul. Wyszyńskiego 1 • Bajgle Króla Jana, ul. Nowy Rynek 6 • Bardzo dobrze, ul. Koński Kierat 16 • Alternatywnie, Wojska Polskiego 39 • MR. PanCake, Śląska 42

SALONY FRYZJERSKO KOSMETYCZNE i SPA • Beverly Hills Akademia Urody CH Auchan • Beverly Hills Akademia Urody CH Galaxy - parter • Studio Urody Masumi Deptak Bogusława 3 • Dr Irena Eris KOSMETYCZNY INSTYTUT ul. Felczaka 20 • MASI Wielka ul. Odrzańska 30 • EXPOSE akcesoria atelier Magda Zgórska ul. Chopina 22 (1 piętro) • Imperium wizażu ul. Jagiellońska 7 • Studio Jagielońska 9 ul. Jagielońska 9 • Modern Design Piotr Kmiecik ul. Jagiellońska 93/3 • Atelier Katarzyny Klim ul. Królowej Jadwigi 12/1 • Salon fryzjerski YES ul. Małkowskiego 6 • Salon Fryzjerski Keune ul. Małopolska 60 • Studio Fryzjerskie Karolczyk ul. Monte Cassino 1/14, • Belle Femme ul. Monte Cassino 37a • Salon Kosmetyczny GAJA ul. Wojska Polskiego 10 • Sam Sebastian Style ul. Pocztowa 7 • Cosmedica ul. Pocztowa 26 • Hair & tee ul. Potulicka 63/1 • Obssesion ul. Wielkopolska 22 • Gabinet Kosmetyczny Dorota Stołowicz ul. Mazurska 20 • Enklawa Day Spa al. Wojska Polskiego 40/2 • Salon Szyk, Langiewicza 22 • Academy of Art. And Knowledge, Więckowskiego 2/4 • BALIAYU - SALON MASAŻU, Wielka Odrzańska 30

RESTAURACJE • Porto Grande ul. Jana z Kolna 7 • Sake Sushi al. Piastów 1 • Restauracja Aramia ul. Romera 12 • Restauracja Aramia Podzamcze ul. Opłotki 1 • Karczma Polska Pod Kogutem Plac Lotników 3 • Restaucja Dzika Gęś Plac Orła Białego 1 • Trattoria Toscana Plac Orła Białego 10 • Caffe Venezia Plac Orła Białego 10

• Stockholm Kitchen & Bar Bulwar Piastowski 1 • The Greek Ouzeri Bulwar Piastowski 2 • El Tapatio ul. Kaszubska 3 • Columbus ul. Wały Chrobrego 1 • Colorado Steakhouse ul. Wały Chrobrego 1a • Takumi Sushi Bar CH Galaxy - 2 piętro • Sphinks CH Kaskada • Restauracja Szczecin ul. Felczaka 9 • Avanti al. Jana Pawła II 43 • El Globo ul. Józefa Piłsudskiego 26 • OPERA (Na Kuncu Korytarza) ul. Korsarzy 34, Zamek • Wół i Krowa ul. Jagielońska 11 • Bombay ul. Partyzantów 1 • Z Drugiej Strony Lustra ul. Piłsudskiego 18 • Stara Piekarnia ul. Piłsudskiego 7 • Ricoria Ristorante ul. Powstańców Wielkopolskich 20 • Plenty ul. Rynek Sienny 1 • Buddha Thai ul. Rynek Sienny 2 • Spiżarnia Szczecińska Plac Hołdu Pruskiego 8 • Pomiędzy ul. Sienna 9 • Rotunda Północna ul. Wały Chrobrego 1 b • Willa West Ende al. Wojska Polskiego 65 • Willa Ogrody ul. Wielkopolska 19 • Restauracja/Hotel Atrium al. Wojska Polskiego 75 • NIEBO Wine Bar Cafe ul. Nowy rynek 5 • Bachus ul. Sienna 6 • La Passion du Vin ul. Sienna 8 • Tokyo Sushi’n’Grill ul. Rynek Sienny 3 • Bollywood Street Food, ul. Panieńska 20 • To i Owo restauracja, ul. Zbożowa 4 • Brasileirinho - Brazylijska Kuchnia i Bar, ul. Sienna 10 • Va Banque, Kaszubska 20/1 • Soller, Śląska 40 • Indian Palace, Plac Żołnierza 17 • Pijalnia Czekolady Wedel, Hołdu Pruskiego 1

KLUBY SPORTOWE I FITNESS • Fitness World (Radisson Hotel) Plac Rodła 10 • Fit Town ul. Europejska 31 • North Gym Fitness Club Galeria Północ 1 piętro ul. Policka 51 • RKF ul. Jagiellońska 67/68 • Squash na Rampie ul. Jagiellońska 69 • Lady Fitness&Wellness, ul. Mazowiecka 13 • Bene Sport Centrum ul. Modra 80 • Fitness Club ul. Monte Casino 24 • Marina Club Dąbie, Yaht Klub Polska Szczecin ul. Przestrzenna 11 • Elite Sport Club Spółdzielców 8k, Mierzyn • Fitness Forma ul. Szafera 196 • Universum Fitness Club, ul. Wojska Polskiego 39a • Prime Fitness Club, ul. 5 Lipca 46

SKLEPY I SALONY MODOWE • C.H. TOP SHOPING, ul. Hangarowa 13 • Dekadekor ul. Rayskiego 18(lok U1) • Portfolio ul. Rayskiego 23/11(wejście od Jagielońskiej) • La Perle - Salon Sukien Ślubnych ul. Kaszubska 58 • Organic Garden ul. Kaszubska 4 • Sklep Firmowy Zakładów Ceramiki Bolesławiec al. Niepodległości 3 • 6 Win ul. Nowy Rynek 3 • Centrum Mody Ślubnej ul. Krzywoustego 78 • MaxMara ul. Bogusława X 43 • BiM al. Wojska Polskiego 29 • MarcCain al. Wojska Polskiego 43 • Moda Club al. Wyzwolenia 1-3 • Beaton Aparaty słuchowe, Edmund Reduta ul. Rayskiego 40a • B.E. Kleist Jubiler ul. Rayskiego 20/2 • Drzwi i Podłogi VOX Sylwia Drabik ul. Santocka 39 • Zielony Kram ul. Reymonta 3, pawilon 85

GABINETY LEKARSKIE I MEDYCYNY

ESTETYCZNEJ • Dom Lekarski al. Bohaterów Warszawy 42 (CH TURZYN) • Dom Lekarski ul. Rydla 37 • Dom Lekarski ul. Gombrowicza 23/Bagienna 6 • Dom Lekarski al. Piastów 30 (Piastów Office Center, budynek C (wejście od dziedzińca) • Dom Lekarski ul. Struga 42 (Outlek Park) • Hahs ul. Czwartaków 3 • Hahs Klinika ul. Felczaka 10 • Fizjoline Centrum Rehabilitacji ul. Kosynierów 14/U1 • Medicus Plac Zwycięstwa 1 • Lecznica Dentystyczna KULTYS ul. Bolesława Śmiałego 17/2 • EuroMedis ul. Powstańców Wielkopolskich 33a • Laser Studio ul. Jagiellońska 85/1 • Estetic ul. Ku Słońcu 58 • ESTETICON ul. Jagiellońska 77 • Fabryka Zdrowego Uśmiechu ul. Ostrawicka 18 • Dentus ul. Felczaka 18a, ul. Mickiewicza 116/1 • Hipokrates ul. Ku Słońcu 2/1 • Klinika Zawodny ul. Ku Słońcu 58 • Venus Centrum Urody ul. Mickiewicza 12 • Intermedica centrum okulistyki ul. Mickiewicza 140 • Medi Clinique ul. Mickiewicza 55 • Art. PLASTICA ul. Wojciechowskiego 7 • Image Instytut kosmetologii ul. Maciejkowa 37/U2 • Medimel ul. Nowowiejska 1E (Bezrzecze) • Dental Implant Aesthetic Clinic ul. Panieńska 18 • Perładent - Gabinet Stomatologiczny ul. Powstańców Wielkopolskich 4c • Nowy Impladent Stomatologia Estetyczna i Rekonstrukcyjna ul. Stoisława 3/2 • dr Hamera ul. Storrady-Świętosławy 1c / 6 piętro • Centrum narodzin MAMMA ul. Sowia 38 • Stomatologia Mierzyn ul. Welecka 38 • Stomatologia Kamienica 25 ul. Wielkopolska 25/10 • Maestria Klinika Urody ul. Więckowskiego 2/1 • VitroLive ul. Wojska Polskiego 103 • Medycyna Estetyczna Osadowska, al. Piastów 30 (Piastów Office) • Gabinet „Orto-Magic” ul. Zaciszna 22 (od ul.Topolowej) • Stomatologia Mikroskopowa ul. Żołnierska 13a/1 • CENTRUM DIETETYCZNE NATURHOUSE al. Wyzwolenia 91, al. Wyzwolenia 6, ul. Krzywoustego 27 • Miracle Aesthetics Clinic Szczecin, ul. Ostrobramska 15/u3 • Ra-dent. Gabinet Stomatologiczny ul. Królowej Korony Polskiej 9/U1, Krzywoustego 19/5 • Ella Studio depilacji Cukrem ul. Kaszubska 17/2 • Przychodnia Medycyny Rodzinnej DOM MED, ul. Witkiewicza 57 • Rexomed Sp. z o.o. ul. Mączna 31

SALONY SAMOCHODOWE • Lexus ul. Mieszka I 25 • DDB Auto Bogacka Mercedes ul. Mieszka I 30 • Mercedes Mojsiuk ul. Pomorska 88 • Dealer BMW i MINI Bońkowscy Ustowo 55 (rondo Hakena) • Polmotor Szczecin Ustowo 52 (rondo Hakena) • CITROEN A.DREWNIKOWSKI ul. Andre Citroena 1 • Peugeot DREWNIKOWSKI ul. Bagienna 36D • CITROEN A.DREWNIKOWSKI al. Bohaterów Warszawy 19 • Holda / Chysler Dodge i Jeep ul. Gdańska 7 • Łopiński VW ul. Madalińskiego 7 • POLMOZBYT Peugeot Plac Orła Białego 10 • Ford - Bemo Motors ul. Pomorska 115B • AUTO BRUNO Volvo ul. Pomorska 115b • Peugeot DREWNIKOWSKI ul. Rayskiego 2 • Camp & Trailer Świat Przyczep al. Bohaterów Warszawy 37F (za Statoil) • KOZŁOWSKI Toyota ul. Struga 17, ul. Mieszka I 25B • Krotoski-Cichy Skoda ul. Struga 1A • Krotoski-Cichy VW ul. Struga 1A • KOZŁOWSKI Opel ul. Struga 31 B • Polmotor Nissan,Renault, Dacia ul. Struga 71 • POLMOTOR KIA ul. Wisławy Szymborskiej 8 • Volvo Maszyny Budowlane Polska ul. Pomorska 138-141 • Pehamot Skoda ul. Zielonogórska 32

• Subaru ul. Struga 78a • Grupa Gezet Honda Głuchy, ul. Białowieska 2 • Autonovum - Salon samochodowy, Białowieska 2 • Grupa Gezet Alfa Romeo, Ustowo 57, Rondo Hakena • Grupa Gezet Fiat, Ustowo 57, Rondo Hakena • Auto Club, Ustowo 56, Rondo Hakena • Bemo Motors, Ustowo 56, Rondo Hakena • Seat Krotoski-Cichy, Południowa 6 • Audi Krotoski-Cichy, Południowa 6 • Skoda Krotoski-Cichy, Południowa 6

BIURA NIERUCHOMOŚCI I DEWELOPERZY • Calbud ul. Kapitańska 2 • Neptun Developer ul. Ogińskiego 15 • SGI (budynek Nautica) ul. Raginisa 19 • Baszta Nieruchomosci ul. Panieńska 47 (Baszta Siedmiu Płaszczy) • SCN ul. Piłsudskiego 1A • Extra Invest ul. Wojska Polskiego 45 • Graz Developer pl. Zgody 1 • Artbud ul. 5 lipca 19c • MAK-DOM ul. Golisza 27 • TLS Developer ul. Langiewicza 28 U2 • Modehpolmo ul. Wojska Polskiego 184c/2 • Litwiniuk Property Al. Piastów 30 Office Center • INDEX Nieruchomości, ul. Bagienna 38C

KULTURA • Filharmonia ul. Małopolska 48 • Hotel Zamek Centrum ul. Panieńska 15 • Szczeciński Inkubator Kultury ul. Wojska Polskiego 90 • Galeria Kierat ul. Koński Kierat 14 • Open Gallery Monika Krupowicz ul. Koński Kierat 17/1 (1-pietro) • Galeria Kierat 2 ul. Małopolska 5 • Muzeum Historii Szczecina ul. Mściwoja II 8 • Teatr Pleciuga Plac Teatralny 1 • 13 Muz Plac Żołnierza Polskiego 2 • Muzeum Sztuki Współczesnej ul. Staromłyńska 1 • Galeria Sztuki Dawnej Muzeum Narodowego ul. Staromłyńska 27 • Teatr Polski ul. Swarożyca 5 • Teatr Współczesny Wały Chrobrego 3 • Gmach Główny Muzeum Narodowego w Szczecinie Wały Chrobrego 3 • Kino Pionier al. Wojska Polskiego 2 • Trafostacja ul. Św. Ducha 4 • Zamek Książąt Pomorskich, Korsarzy 34 • Opera na Zamku ul. Korsarzy 34

INNE • Urząd Miejski sekretariat ul. Armii Krajowej 1 • Urząd Miejski - promocja/rzecznik ul. Armii Krajowej 1 • Urząd Marszałkowski - promocja/rzecznik ul. Korsarzy 34 • Urząd Marszałkowski - sekretariat ul. Korsarzy 34 • Centrum Informacji Kulturalnej i Turystycznej Aleja Kwiatowa • Urzad Wojewodzki - sekretariat, promocja/rzecznik Wały Chrobrego 4 • „Pro Bono” Kompania Reklamowa Paweł Nowak ul. Necała 2 • Polska Fundacja Przedsiębiorczości ul. Monte Cassino 32 • Szczecińskie Centrum Przedsiębiorczości ul. Kolumba 86 • PŻM: POLSTEAM Plac Rodła 8 • Półncna Izba Gospodarcza ul. Wojska Polskiego 86 • Doradztwo i Odszkodowania Celem ul. Kołłątaja 24 • Anons Press Agencja Reklamowa ul. Wojska Polskiego 11 • Deep shine Detailing, ul. Łukasińskiego 108 • Finanset ul. Jagiellońska 85/8 • Centrum Informacji Turystycznej pl. Żołnierza Polskiego 20 • Philson Investments Spóldzielnia Inwestycyjna ul. Jagiellońska 90/6 • Foonka, ul. Św. Ducha 2a • Szczeciński Bazar Smakoszy, Zygmunta Chmielewskiego 18


Niezwykle malownicze miejsce nad jeziorem Ińsko. Zapraszamy w swoje gościnne progi na pełen ciszy i spokoju urlop na łonie natury. Naszym Gościom oferujemy domki Aleks 4-osobowe, domki typu Brda 6-osobowe z wyśmienitą kuchnią domową.

Organizujemy: wczasy, weekendy, wesela, konferencje, imprezy integracyjne wraz z noclegami Stanisława Szulc | Al. Spacerowa 5, Ińsko | tel.:+48 91 56 23 092, 604 912 006 e-mail: rs10@wp.pl | www.owpromyk.pl | www.owpromyk.com | FB @PromykInsko


#prezentacja


Turn static files into dynamic content formats.

Create a flipbook
Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.