MM Trendy #10 (55)

Page 1

PAŹDZIERNIK 2017 NUMER 10 (55) / WYDANIE BEZPŁATNE

Uwaga! DESIGN w szczecińskiej strefie

Moda

Polski PACCBET lat osiemdziesiątych.

Maciej Litkowski

W poszukiwaniu diabła

Chłopcy z Sorrento

Święci nie byliśmy



#10

#spis treści październik 2017

34

Maciej Litkowski Poszukuje diabła

#06 Newsroom

Design, moda, wydarzenia

#14 Felietony

Paweł Krzych: Efekt WOW na co dzień Paweł Flak: Cherry Cherry Lady

#32 Moda

Polski PACCBET lat 80.

#52 Kultura

#18 Temat z okładki

#38 Styl życia

Kino, muzyka i wydarzenia w październiku

Szczecińska Strefa Designu

Marieta Marecka o gotowaniu

#28 Edytorial

#50 Historia

#74 Trendy towarzyskie

Podróż do Rosji

Chłopcy z Sorrento

Kto, z kim, kiedy i dlaczego

MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 10/2017

3


| OD REDAKTORA |

#okładka: NA ZDJĘCIU Od lewej: TOMASZ TECŁAW, JUSTYNA MACHNICKA, OLGA KIEDROWICZŚWITALSKA, GOSIA I MARCIN DZIEMBAJ FOTO MARTA MACHEJ

#10

#redakcja W latach 60. XX wieku ludzie, którzy mieli dość przypatrywania się smutnej rzeczywistości, wymyślili w Szczecinie Festiwal Młodych Talentów, wydarzenie, dzięki któremu polski rockandroll (wówczas nazywany dla niepoznaki mocnym uderzeniem) wystrzelił snopem pomysłów i nieznaną dotąd szerzej energią. Dość powiedzieć, że debiutowały tam takie nazwiska, jak m.in. Czesław Niemen, jednak nie tylko gwiazdy z pierwszych stron szlifowały na festiwalu swój styl. Na widowni i wśród muzyków znalazły się osoby, których dziś szczecińska historia nazywa Chłopakami z Sorrento. Grupa młodzieńców, która granice swojej wolności potrafiła poszerzać nietypowym jak na owe czasy strojem, nieprzeciętnym zamiłowaniem do zabawy czy bicia się na pięści. Niektórzy z chłopaków wciąż mają się dobrze, a ich losy spisał gitarzysta Wojciech Rapa, który u nas opowiada o duchu tamtych czasów i swoich książkach o kawiarni Sorrento. Minęło ponad 50 lat, Szczecin się rozwija, kawiarnia Sorrento znów działa, odbywa się także Festiwal Młodych Talentów. Jego gwiazdami dziś są jednak nie tylko muzycy. Znaczną część finałowej edycji festiwalu (14 października w Arenie Szczecin) zajmą kreatywni ludzie z innej branży. Lokalni designerzy, bo o nich mowa, tak jak pół wieku temu Chłopcy z Sorrento, również potrafią skutecznie oddziaływać na otoczenie. Z powodzeniem kreują nagradzane w świecie lokalne marki, pracują na rzecz Akademii Sztuki czy sprzedają z zyskiem swoje pomysły. Tych najciekawszych prezentujemy na okładce. O tym, co mają do powiedzenia, możecie poczytać kilka stron dalej. W numerze przeczytacie też, dlaczego wypada teraz pokazywać się w dresach na salonach oraz o pewnym dochodzeniu w poszukiwaniu Złego, które przeprowadzi jeden ze szczecińskich aktorów. Już jesień, wieczory są długie. Będzie mnóstwo czasu na lekturę.

Jarosław Jaz / Redaktor naczelny

4

Nowy Rynek 3, 71-875 Szczecin tel. 91 48 13 341; fax 91 48 13 342 mmtrendy.szczecin@polskapress.pl www.szczecin.naszemiasto.pl/mm-trendy Redaktor naczelny: Jarosław Jaz Product manager: Karolina Naworska Producent: Agata Maksymiuk Promocja i marketing: Agnieszka Stach Redakcja: Celina Wojda, Bogna Skarul, Małgorzata Klimczak, Tomasz Kuczyński, Anna Folkman Dział foto: Sebastian Wołosz, Andrzej Szkocki Skład magazynu: Ewa Kaziszko MOTIF studio Dystrybucja: Piotr Grudziecki Druk: COMgraph Sp. z o.o. Prezes oddziału: Piotr Grabowski Reklama: tel. 697 770 172, ewa.zelazko@polskapress.pl Wydawnictwo: Polska Press Grupa sp. z o.o. ul. Domaniewska 45, 02-672 Warszawa Prezes: Dorota Stanek

Dołącz do nas na www.facebook.com/ MagazynMMTrendy oraz Instagram.com/mm.trendy



| NEWSROOM |

#5 rzeczy, z którymi przetrwasz jesień by Agata Maksymiuk

1. Herbata. Z herbatą jest jak z mandarynkami, smakuje tylko o jednej porze roku. Im chłodniej na dworze, tym więcej jej pijemy. Najlepiej z miodem, cytryną i imbirem. W tej kombinacji ważny jest też kubek, zwykły nie da rady sprostać jesiennej chandrze. Potrzeba czegoś więcej: oryginalnego kształtu, napisu, ilustracji.

2. Koc. Kiedy ręce zajęte są trzymaniem herbaty, na plecy zarzucamy koc. Musi być duży i gruby. Najlepiej wełniany, pleciony. A jeśli nie wełniany, to chociaż z mikrofibry. Grunt, żeby był miękki, by w każdej chwili można było się w niego zawinąć, tworząc ciepły kokon.

3. Kot. Po przyjęciu odpowiedniej pozycji w fotelu z kocem i kubkiem herbaty, na kolanach potrzebny jest kot. Zwierzak idealnie odegra rolę podgrzewacza, a i umili czas relaksującym mruczeniem. (Uwaga! Może też drapać.)

Nowe wzory Agnieszki Rogozińskiej

4. Książka.

Kto jeszcze nie ma w szafie t-shirtu z geometryczną wersją buldoga francuskiego, jelenia, mopsa czy sowy, szybko powinien odwiedzić stronę projektantki mody Agnieszki Rogozińskiej i uzupełnić braki. Szczecinianka podbija rynek minimalistycznymi projektami opartymi na symetrii. W tym roku powstały dwa nowe wzory - wilk i lis. Jak mówi Agnieszka – nowe koncepcje to wynik potrzeb klientów, którzy chętnie dzielą się pomysłami i inspiracjami na kolejne prace. Lis i wilk utrzymane są w geometrycznej formie, jednak delikatnie odbiegają od znanej z poprzednich prac symetrii. Kolory to standardowo - czerń i biel. Więcej na FB @tomojebyrogozinska. (am)

Niewykluczone, że w końcu herbata się skończy, a kot ucieknie. Wtedy trzeba sięgnąć na regał z książkami. Na regale na pewno jest wiele pozycji, które czekają od zeszłej zimy na swój czas.

5. Instagram. Alternatywa dla osób, które od czytania wolą oglądanie. Im więcej profili dodamy do obserwowanych, tym szybciej minie jesień. #pumpkinspicelatte, #tea i #autumn zapewnią rozrywkę do Bożego Narodzenia, czasem nawet wygonią na chwilę z domu. W końcu nie wypada na swoim profilu nie mieć zdjęcia z dyniową latte ze Starbucksa.

6

Projekty Agnieszka Rogozińska / Zdjęcia Joanna Zysnarska Photography (Mist Studio) / Model Olga Blair i Sebastian Nowak



Material Girl Waleria Tokarzewska-Karaszewicz, szczecinianka i jedna z najbardziej uznanych projektantek mody młodego pokolenia, nie próżnuje. Właśnie ukazała się jej kolejna kolekcja „Material Girl”. Seria składa się z 16 sylwetek, sukienek i kombinezonów. Dominuje metaliczny jeans oraz mieniące się cekiny. - Inspiracją do stworzenia kolekcji była między innymi Madonna, ze swoim genialnym i nieśmiertelnym hitem „Material Girl” – wyjaśnia Waleria. - Nie są to ubrania wyciągnięte prosto z szafy Królowej Popu, ale interpretacja tego okresu, czasu wolności dla mody, gdzie im więcej, im szerzej tym lepiej, gdzie wszystko co błyszczy, kojarzy się z luksusem, blichtrem i bogactwem. Złoty kombinezon z Material Girl znalazł się na okładce najnowszej płyty Natalii Kukulskiej. Inne znakomite wokalistki, jak Cleo, Sarsa, Bela Komoszyńska z zespołu Sorry Boys czy Ania Karwan również wystąpiły w ubraniach z kolekcji. W kampanii zdjęciowej wzięła udział uczestniczka ubiegłej edycji Top Model TVN - Natalia Karabasz. Cała kolekcja dostępna jest na www.tokarzewska.com. (am) Kolekcja Waleria Tokarzewska-Karaszewicz / Zdjęcia Weronika Kosińska / Modelki Angelika i Natalia | Specto Makijaż Aga Brudny i Patryk Nadolny / Fryzury Patryk Nadolny i Jola Ciesielska

8



| NEWSROOM |

Tragarze zbierają na płytę Szczeciński zespół Tragarze, wspólnie z platformą wspieram. to, postanowił wydać płytę razem ze słuchaczami. Zespół składa się z doświadczonych muzyków, zagrali już z powodzeniem koncerty m.in. w Szczecinie, Świnoujściu oraz belgijskiej Gandawie. Muzycznie krążą pomiędzy funkiem a reggae’owymi tematami, nieco w aspekcie retro. Liderem jest Chillu, dawniej zespół Raggafayaa, drugi wokalista to Przemysław (dawniej Habesh, S_in City Tribe), za warstwę muzyczną odpowiadają Piotr Pelo Gołdych oraz Dj Twister. Zespół w maju zakończył pierwszy etap prac nad debiutancką płytą. Wśród gości znaleźli się między innymi Bonson, Dominika Barabas, Olek Różanek, Trolu oraz Fikou. Minimalna wpłata na wspieram.to oznacza otrzymanie cyfrowego singla, następne to już płyta w formie cyfrowej, fizycznej plus ciekawe dodatki. (mk)

Październik w Galerii Jedna/Druga to wystawa i spotkanie autorskie ze światowej sławy artystą ceramikiem Markiem Cecułą. Do 16. roku życia mieszkał w Kielcach, skąd wyemigrował do Izraela. Po dwunastu latach przeniósł się do Brazylii, by w 1976 osiąść w Nowym Jorku, gdzie założył studio Modus Design oraz galerię Contemporary Porcelain. W latach 1985-2004 był dziekanem Wydziału Ceramiki w Parsons School of Design w Nowym Jorku. W 2012 roku otworzył Design Centrum Kielce, a rok później Ćmielów Design Studio. Obecnie jest także profesorem w Royal College of Art w Londynie. W 2014 roku powrócił na stałe do kraju i wprowadza polską ceramikę do panteonu wzorów światowych. Szczegóły na: www.facebook.com/galeriajednadruga Galeria Jedna/Druga / 25 października / g. 18 - spotkanie autorskie z Markiem Cecułą / g. 19:15 - wernisaż Parter 13 Muz, pl. Żołnierza Polskiego 2 Kuratorka: Monika Szpener

10

Foto: Izabella Sapula

Ostatnia wieczerza i ceramika Baśniowo nad morzem Od jakiegoś czasu mówi się o fenomenie aplikacji Instagram. Początkowo apka służyła do robienia prostych zdjęć i przy pomocy hashtagów wysyłania ich w świat. Fotografie miały charakterystyczny kwadratowy kształt i nawiązywały do starych polaroidów. Dziś Instagram przeszedł sporą metamorfozę, a wiele publikowanych zdjęć to prawdziwe dzieła sztuki. Niedawno naszą uwagę zwróciły nowe posty Kingi Stańczewskej, jednej ze szczecińskich Instagramerek. Kinga, razem z fotografką Izabellą Sapulą, zabierają followersów w podróż po baśniowej odsłonie Świnoujścia. Kto ma ochotę zapoznać się bliżej z ideami Instagrama, zapraszamy na profil Kingi: @k_stanczewska i oczywiście do nas na @mm.trendy. (am)


SKLEP Z CERAMIKĄ Z.C BOLESŁAWIEC

Bajgle Króla Jana polecają

Sernik orzechowy

„Kropka w Kropkę”

Składniki: 200 g herbatników, 100 g masła, 1 kg sera sernikowego, 100 g cukru pudru, 4-5 łyżek masła orzechowego Przygotowanie: Na początek pokrusz herbatniki. Następnie roztop masło i połącz je z pokruszonymi ciasteczkami. Kiedy to zrobisz, przygotuj tortownicę. Jej spód wyłóż masą, która powstała i wstaw formę na 10 min. do zamrażarki. W tym czasie do misy miksera wrzuć kilogram sera sernikowego oraz 100 gram cukru pudru. Mieszaj wszystko na wolnych obrotach, aż powstanie jednolita, puszysta masa. Dodaj 4-5 łyżek masła orzechowego i dalej miksuj. Po uzyskaniu jednolitej konsystencji wlej masę na wcześniej przygotowany spód. Wyrównaj wierzch ciasta i wstaw do lodówki na kilka godzin, aż stężeje. Sernik świetnie się prezentuje w towarzystwie migdałów iczekolady. A jeśli wolisz go najpierw spróbować, zapraszamy na Podzamcze! FB: @bajglekrolajana / Insta: @bajgle_krola_jana

Al. Niepodległości 3 70-412 Szczecin tel./fax +48/91 831 43 06 sklepszczecin@ceramicboleslawiec.com.pl ZCBoleslawiecSklepFirmowySzczecin


Foto: Joanna Jaroszek

| NEWSROOM |

GUCCI nagradza szczecińską markę KMX Fashion Podczas modowej imprezy Ptak Premiery w Łodzi marka KMX Fashion zdobyła 1 miejsce w konkursie o nagrodę Patrizii Gucci. KMX to rodzinna marka odzieżowa ze szczecińskimi korzeniami. Pokazy mody z jej najnowszą kolekcją jesień-zima 2017/18 oglądała sama prawnuczka założyciela domu mody GUCCI, córka Paolo - Patrizia. Osobiście dokonała wyboru zwycięzcy. Co zdecydowało o sukcesie KMX? Pani Gucci doceniła kolekcję za dobór tkanin, modne fasony, krawiectwo i nowoczesny styl. Sama złożyła zamówienie na płaszcze i sukienki. Podobał jej się również fakt, że marka jest rodzinna, co łączy obecne KMX i dawne GUCCI. Podczas Ptak Premiery można było zobaczyć pokazy takich znanych projektantów jak MMC, Paprocki&Brzozowski, a także Maciej Zień. Imprezę uświetnił recital Edyty Górniak. KMX miało okazję zaprezentować swoje projekty w najlepszym towarzystwie. (red)

12

SHINY - pożegnanie lata Fotograf Dastin Kouhan i stylistka Izabella Krutul, jak zawsze swoim projektem trafili w punkt. Tym razem odsłaniają pierwsze kadry sesji „SHINY” i definitywnie żegnają lato. W zamian zostawiają odbiorcom tonę jesiennych inspiracji w makijażu i modzie. Jak mówi fotograf – błyszczącym, metalicznym makijażem rozpoczęliśmy chłodniejsze dni. Świeży make up w połączeniu z pastelowymi, lekko stłumionymi kolorami pomogą przetrwać każdą szarugę. Całą sesję można zobaczyć na FB @DastinKouhanPhoto. (am) Model Natalia Musiał / Vox Models / Mua Ola Walczak Stylist Izabella Krutul / Photo Dastin Kouhan


Odkryj Ruszt Grill House · znakomite żeberka · szarpana wołowina · burgery · pastrami · domowe frytki · czeskie piwo Urodziny, wieczór kawalerski, spotkanie firmowe? Zapraszamy! Przyjdź i zostań na dłużej.

Krzywoustego 14, Szczecin / Rezerwacje: 790 380 876 FB: @RusztSzczecin / Insta: @RusztGrillHouse


| FELIETON | #okiem blogera

#efekt WOW na co dzień 20 sierpnia. Ciepłe sierpniowe popołudnie. Dzwoni telefon. Odbieram. W słuchawce rozlega się głos mojego znajomego Michała: „Cześć Paweł. Nim powiesz „nie”, posłuchaj mnie do końca…” I zaczyna opowiadać o Inspiration Day Show. Chce, żebym wystąpił w Operze na Zamku podczas trzeciej edycji. Na scenie wydarzenia, na którym pojawił się m.in. Jurek Owsiak, Robert Biedroń, Mateusz Grzesiak. A w tym roku m.in. Jacek Walkiewicz (autor inspirującego wystąpienia „Pełna moc możliwości”), Jarosław Kuźniar, ks. Adam Stryczek (twórca Szlachetnej Paczki). Zgodziłem się. 16 września pojawiłem się w Operze ze swoją 20-minutową prezentacją „Efekt WOW w codziennym, nudnym życiu”, na widowni zasiadło 520 osób, a samo wydarzenie było bardzo udane i stało na wysokim poziomie organizacyjnym. Nie chcę tutaj opisywać dokładnie moich przemyśleń z wydarzenia i przygotowań (a byłoby o czym pisać), lecz skupię się na głównym temacie mojego wystąpienia. Czym jest efekt WOW? Trudno do końca go zdefiniować, ale najbardziej bliskie mi jest określenie, że efektu WOW nie da się do końca policzyć, nie da się zmierzyć, trzeba to poczuć. Jest to taki specyficzny stan umysłu, w który może wprawić nas sytuacja, obraz, film, druga osoba. Efekt WOW powoduje ciarki na plecach, wybija z szarej rzeczywistości, powoduje, że droga z punktu A do punktu B (którą pokonujemy codziennie, niczym mały robocik) nagle staje się zupełnie inna. Stajemy jak wryci i mówimy: WOW! Tym dla mnie jest właśnie ten specyficzny stan! Efektu WOW możemy szukać w marketingu. Według badań przeciętny Kowalski spotyka się z 5000 komunikatów reklamowych każdego dnia. Mijamy dziesiątki billboardów, setki mniejszych reklam podczas codziennej podróży autobusem lub samochodem. Słuchamy radia, a tam co kilkanaście minut blok reklamowy. Po-

14

dobnie w telewizji. W Internecie setki banerów, formatów tekstowych promujących produkty lub usługi. Na większość z nich nie reagujemy, są dla nas czymś normalnym. W 2017 roku ludzie oczekują czegoś więcej, niż standardowego newslettera z nowościami, który dostają na skrzynkę mailową.

zmienić swoje standardowe nośniki reklamowe w elementy małej architektury miejskiej. I tak oto powstały billboardy-daszki, które chronią przed deszczem, inne z kolei zagięte są z drugiej strony i służą jako ławeczki. Jeszcze inne stały się podjazdami na schodach, aby wjazd wózkiem, czy rowerem był możliwy.

Cieszy mnie bardzo, że coraz więcej firm stara się podchodzić do marketingu w sposób nieszablonowy, wybijający się poza standardową reklamową nudę. Na potykaczach pojawiają się kreatywne hasła, obsługa klienta organizowana jest w wyjątkowy sposób, zupełnie inaczej, niż wszędzie.

Efekt WOW możemy spotykać na co dzień. Aby go nie przegapić, musimy odebrać wzrok od smartfonów, bo zatopieni w kilkucalowym ekranie możemy przegapić nawet jeżdżącego klauna na monocyklu, żonglującego płonącymi pochodniami. Musimy ustalić sobie, w jaki sposób będziemy korzystać z technologii, inaczej technologia zadecyduje za nas.

Przymierzalnia sklepu Youngster w Galerii Turzyn. Właściciele tego sklepu postanowili uatrakcyjnić to miejsce, umilić czas oczekującym. Wstawili tam piłkarzyki. Gdy nasza druga połówka przymierza ubrania, można zagrać rundkę w piłkę ze znajomym lub nieznajomym. Bo dlaczego nie nawiązać nowej znajomości przy tej okazji. Lub nacisnąć przycisk w sklepie Flying Tiger, by „wyczarować kasjera”. Tak dokładnie głosi napis przy dzwonku, który przywołuje sprzedawcę. Robi to samo, co przywoływacz w Biedronce, a jednak... inaczej podany komunikat powoduje uśmiech na naszych twarzach. Zamawiamy coś w sklepie internetowym. Na maila przychodzi e-mail potwierdzający, ale w środku nie znajdziemy suchego tekstu informującego nas o przygotowaniu do wysyłki. W wiadomości jest powitanie od właściciela, jego zdjęcie, gdy idzie do magazynu. Opowiada nam o tym, jak paczka będzie pakowana, co się za chwilę z nią stanie. Dodatkowa szansa, by sprawić, aby komunikacja z klientem była inna, niż wszystkie. Firmy też coraz częściej chcą uprzyjemniać nam życie, ułatwiać codzienne czynności. Ingerują w przyjazny sposób w przestrzeń miejską, tak by żyło nam się dużo wygodniej. Jakiś czas temu IBM postanowił

Zachęcam do zastanowienia się: co ostatnio wywołało u Ciebie efekt WOW? W codziennym życiu, w marketingu, w naszym Szczecinie. Jestem ciekaw Twoich odpowiedzi. Możesz do mnie napisać!

Paweł Krzych autor najpopularniejszego szczecińskiego bloga www. szczecinblog.pl oraz strony na FB Uśmiechnij się - jesteś w Szczecinie. Lokalny patriota. Pasjonat Szczecina, nowych mediów oraz podróży.



| FELIETON | #kultura picia

#cherry cherry lady... Nie wiem dlaczego, ale w większości przypadków słowo „sherry” statystycznemu Polakowi przywodzi na myśl słodki likier wiśniowy Cherry... Być może winni są dwaj obywatele RFN-u usiłujący śpiewać po angielsku swój słynny przebój „Szieri Szieri Lejdi”... Prawdopodobnie to za ich przykładem, nazwa popularnej wiśniowej nalewki przyjęła w wymowie zgłoskę „sz” zamst „cz” ;) Prawdziwa Sherry nie powstaje z wiśni. Nic bardziej mylnego... Powstaje wyłącznie z winogron uprawianych w Hiszpanii w regionie Jerez (czyt. Herez). Nazwa „sherry” (czyt. szery) wywodzi się od historycznej nazwy miasta Sherish – obecnie Jerez de la Frontera. Miasto to jeszcze wiele wieków przed epoką Chrystusa słynęło z uprawy winorośli. W VIII wieku naszej ery zaczęto w nim destylować powstałe z winogron wino, tworząc „brandy”, a następnie za jej pomocą wzmacniać to wino. Tak wzmocnionemu winu nadano nazwę „sherry”. W skrócie, sherry - to wino produkowane w regionie Jerez, wzmacniane przez mieszanie z wytwarzaną tam brandy, następnie poddawane specyficznemu sposobowi leżakowania w beczkach. Ten wyjątkowy sposób dojrzewania zakłada starzenie sherry w trzywarstwowej piramidzie z beczek, zwanej „criaderas y soler”. Polega on na ciągłym dolewaniu sherry z kolejnych roczników, do najwyżej położonych beczek (criadery) i następnie przelewaniu do niższych poziomów, a butelkuje się jedynie sherry z najniższej warstwy przy samej ziemi, czyli „solery”. W ten sposób w butelce mamy zawsze sherry będącą mieszanką wielu roczników, a jej wiek określa się, jako czas dojrzewania najmłodszego ze składników. Najważniejsze w produkcji sherry jest długie dojrzewanie w dębowych beczkach. Wzmacniane wino, podczas dojrzewania pracuje z drewnem bardzo in-

16

tensywnie. Każdego miesiąca „wgryza się” w nie coraz głębiej, dzięki czemu zachodzi mnóstwo reakcji, zarówno w alkoholu jak i w drewnie. Nie myślmy, że po leżakowaniu sherry, „zużyte” beczki są bezużyteczne. Dopiero wtedy zaczynają nabierać na wartości! Stają się niezwykle cennym surowcem, służącym do leżakowania single malt whisky. Zwłaszcza beczki po ciemnym tzw. dark sherry, które leżakowało w nich kilkanaście do kilkudziesięciu lat, są najlepszą „przyprawą” dla dojrzewającej whisky... Chłonie ona z beczki po sherry niezwykle obfitą paletę smaków i aromatów oraz intensywnie mahoniową barwę, a alkohol w niej dojrzewający z wiekiem bardzo dobrze się układa i łagodnieje. We współczesnych czasach rynek whisky dotknął olbrzymi deficyt beczek po dark sherry. Do tego stopnia, że szkockie destylarnie na pustą beczkę po sherry muszą zapisywać się w kolejkach, płacąc za nią od ok. 600 euro, co jest kwotą blisko 5 krotnie wyższą niż muszą zapłacić za pustą beczkę po bourbonie... W czasach niedoboru beczek po sherry, destylarnie whisky są skłonne kupować nawet całe wytwórnie sherry i ich nierentowne produkty, żeby tylko nie dopuścić do ich bankructwa i do krachu na giełdzie używanych beczek, niezbędnych do produkcji szkockiej whisky... Również singel malt whisky, zabutelkowana po okresie leżakowania w „świeżej” – po raz pierwszy użytej beczce po sherry, osiągnie nawet kilkukrotnie wyższą wartość w stosunku do whisky z beczki po bourbonie, przy porównywalnym wieku i mocy alkoholu... Niestety ceny młodych whisky w pełnej mocy, leżakujących w „świeżych” beczkach po sherry, zaczynają się obecnie zdecydowanie powyżej 100 euro. Niech nie zwiedzie nas jeden, czy drugi duży producent blended whisky, gdy napisze na swoim budżetowym produkcje, że dojrzewał z udziałem beczek po sherry. Po pierwsze - będzie to zni-

komy udział. Po drugie - będą to mocno wypłukane z tego co najlepsze po sherry beczki przez wielokrotne i wieloletnie dojrzewanie w nich kolejnych edycji whisky. Ale przecież nie o whisky miała dziś być mowa... Najbardziej cenione przez koneserów sherry są jej jasne odmiany Fino i Manzanilla, które bywają niezwykle wytrawne, a momentami mineralne i słone niczym szkockie wybrzeże... Z kolei największe wzięcie w naszym regionie mają bardzo słodkie i oleiste w smaku odmiany dark sherry, jak Pedro Ximénez oraz Oloroso. Choć tak naprawdę największy udział w generowaniu przychodów dla światowego rynku alkoholi mają dopiero puste beczki po Pedro Ximénez oraz Oloroso Sherry. Polecam spróbować różnych odmian wytrawnej i słodkiej sherry, a następnie poszukać ich w pływu na 1-st fill single (oczywiście sherry) cask whisk.

Paweł „Pawloff” Flak urodzony w pięknym mieście Szczecin, koneser Single Malt Whisky, moderator na forum BestOfWhisky.pl, miłośnik klasyki rocka oraz entuzjasta gitary elektrycznej



| TEMAT Z OKŁADKI |

Uwaga! Szczecińska Strefa Designu Szczecin ciężko pracował, by obalić tezę „tu się nic nie dzieje”. W końcu udało się. Za sprawą koncertowych wydarzeń miasto stało się miejscem nowej energii muzycznych spotkań. Teraz przyszedł czas by pokazać, co potrafią artyści i designerzy. Organizatorzy Festiwalu Młodych Talentów w tym roku poszerzyli działania, powołując do życia Szczecińską Strefę Designu. Tylko czym właściwie ten design jest? ROZMAWIAŁA AGATA MAKSYMIUK / FOTOGRAFIE MARTA MACHEJ

18


MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 10/2017

19


| TEMAT Z OKŁADKI |

Gosia i Marcin Dziembaj z Dizeno Creative, właściciele marki Hayka. Autorzy niezwykłej pościeli imitującej stóg siana, która zdobyła uznanie w kraju i zagranicą. Wielokrotnie nagradzani na międzynarodowych konkursach, zdobywcy między innymi nagrody „European Product Design Award 2017”.

20


| TEMAT Z OKŁADKI |

Grafika, moda, architektura, sztuka użytkowa, wzornictwo przemysłowe… angielskie słówko „design” jest w Polsce stosunkowo młode, ale sprytnie połączyło się z każdą z tych dziedzin. W niektórych przypadkach przyległo tak mocno, że mylnie jest odczytywane jako „wygląd”, „kształt” lub „cecha charakterystyczna”. Niektórzy zbyt swawolnie próbują dopasować je do zabytków i dzieł sztuki. Inni stosują jako zamiennik słowa „oryginalny”. Trzeba jednak zastanowić się chwilę. Czy sofa w mieszkaniu naszej sąsiadki jest designerska, czy Rodin rzeźbiąc np. Danaidę, mógł myśleć o designie? Nie, raczej nie. Design powstaje w oparciu o produkcję czy wytwórstwo, do tego podlega prawom rynku. Ma swój konkretny cel i funkcję. Zawiera też cechy indywidualizmu autora i niepowtarzalność projektu. Najprościej tłumacząc, design to połączenie atrakcyjnego wyglądu z funkcjonalnością. Designerskie przedmioty muszą mieć też to „coś”, nazwijmy to górnolotnie „kawałkiem duszy projektanta”. Każda z prac powstaje w oparciu o ten sam schemat twórczy: pomysł, projekt, realizacja, produkt. Teoria brzmi banalnie, a jak wygląda praktyka?

tofonowa SUPERTON 60 produkowana kiedyś w szczecińskich zakładach włókienniczych Chemitex-Wiskord. Pomysł tak jej się spodobał, że z miejsca zapowiedziała, iż chętnie kupi go do swojego studia. To było moje pierwsze zlecenie.

#Pomysł

Aby pomysł stał się projektem musi być niepowtarzalny, złożony i określony. Każdy twórca chce, by jego pomysł właśnie taki był, jednak chęci nie wystarczą. Znów potrzebna jest ciężka praca. Dr Olga Kiedrowicz-Świtalska, prodziekan Wydziału Sztuk Wizualnych Akademii Sztuki w Szczecinie i projektantka wnętrz oraz przedmiotów użytkowych, nawet nie stara się tego ukrywać. – Żeby ruszyć z projektem, potrzebny jest research – zdradza. – Każdy projekt jest czymś inspirowany. Natura, środowisko, najbliższe otoczenie, to najczęstsze tematy. Trzeba też pamiętać, że każda architektura wnętrza jest tworzona z myślą o człowieku. Wielu architektów twierdzi nawet, że sztuka projektowania, to jedna z nauk humanistycznych, bo człowiek zawsze jest blisko niej. Idąc od inspiracji w stronę planu, należy zadać sobie wiele pytań, m.in.: czego potrzebuje nasz odbiorca? jak będzie funkcjonował z naszym projektem? jakie są jego potrzeby? czy wnętrze i formy architektoniczne na pewno pozwolą na realizację naszych pomysłów?

Myśl. Od niej zaczyna się każdy projekt. Tylko, żeby ją skonkretyzować, trzeba trochę popracować. Najlepiej pracować ciężko i wytrwale, np. jak Tomasz Tecław, stolarz z 10-letnim doświadczeniem. Tylko w takim przypadku istnieje szansa na spotkanie z dobrym pomysłem. – Chciałbym odpowiedzieć, skąd przychodzą dobre pomysły, ale to chyba niemożliwe – mówi projektant. – Pięć lat temu, zupełnie przez przypadek natrafiłem na projekt amerykańskiego designera. Był to stolik z blatem imitującym kasetę magnetofonową. To było coś, tylko, że moim zdaniem było to też coś niedopracowanego. Blat był po prostu zwykłą płytą PCV oklejoną grafiką. Postanowiłem rozrysować ten stół na nowo. Dodałem więcej drobnych elementów, zaplanowałem wycięte zębatki, wprowadziłem szkło, odpowiednią grafikę... blat musiał być dokładnie taki, jak kaseta. Brzmi to dumnie, ale powiedzmy otwarcie, najlepsze pomysły zdobywają uznanie dopiero przy piwie ze znajomymi (te gorsze przy cięższych alkoholach). – Kiedy stolik zaczął żyć w mojej głowie, spotkałem się z koleżanką, która na co dzień mieszka w Szwecji i ma studio nagraniowe – kontynuuje Tomasz. - Długo rozmawialiśmy o meblach. Opowiedziałem jej o moim pomyśle, o tym że chciałbym, żeby stół wyglądał jak kaseta magne-

Stół może złożyć każdy, Ikea ułatwia to każdego dnia, ale zrobienie stołu, to zupełnie inna sprawa. – Wiedza połączona z artystycznym spojrzeniem, to podstawa w tym przypadku – wyjaśnia Tomasz Tecław. Wyzwaniem pozostaje utrzymanie pomysłu przy życiu, a jak wiadomo początki nie należą do łatwych. – Zaczynałem w piwnicy. Zrobiłem sobie mini warsztat na 16 mkw. Było duszno i ciasno. Proces budowania stolika trwał około 7, możne nawet 8 miesięcy. Ale było warto – podsumowuje stolarz. Kiedy pada taki wniosek, zostaje tylko jedno: zabezpieczyć swój pomysł, najlepiej w biurze patentowym.

#Projekt

I na tym nie koniec. - Na szczęście projektowanie wnętrz to praca zespołowa – uspokaja dr Olga Kiedrowicz-Świtalska. – Wielowątkowość myślenia, to kwintesencja dobrze zgranego zespołu i dobrze przygotowanego projektu. Bo humanistyczny zamysł i artystyczna idea nigdy nie zaistnieją bez odrobiny matematyki. Projektant musi zebrać wymiary

MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 10/2017

21


| TEMAT Z OKŁADKI |

Olga Kiedrowicz-Świtalska, doktor sztuki, prodziekan Wydziału Sztuk Wizualnych Akademii Sztuki w Szczecinie. Projektantka wnętrz oraz przedmiotów użytkowych, kuratorka, animatorka i organizatorka warsztatów dla dzieci oraz młodzieży, wydarzeń artystycznych z pogranicza sztuki użytkowej i designu. Podczas wydarzenia w ramach projektu CUBETURA zostaną zaprezentowane prototypy mebli, które powstały podczas prac semestralnych lub dyplomowych w pracowni Projektowania Mebla prof. Marka Owsiana, dr Katarzyny Utecht i mgr Pawła Machometa. Będzie to 5 prototypów autorstwa: Kamila Stadłochy, Marii Baszak, Marleny Karpy, Kamili Osowicz i Mateusza Warzechy.

22


| TEMAT Z OKŁADKI |

Tomasz Tecław, właściciel pracowni projektowej i warsztatu produkcyjnego z wieloletnim doświadczeniem. Projektant i wykonawca nietypowych mebli i elementów wystroju wnętrz. Jego sztandarowy projekt to stolik inspirowany kasetą magnetofonową SUPERTON 60, produkowaną kiedyś w szczecińskich zakładach włókienniczych Chemitex-Wiskord.

MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 10/2017

23


| TEMAT Z OKŁADKI |

Justyna Machnicka, adiunkt na Wydziale Sztuk Wizualnych Akademii Sztuki w Szczecinie. Projektantka, designerka, pomysłodawczyni i organizatorka Międzynarodowego Przeglądu Plakatu Autorskiego Roller Poster, który ukazuje różne oblicza plakatu oraz najnowsze trendy w designie. Specjalizuje się w projektowaniu graficznym oraz UI i UX designie. Tworzy plakaty self-edition, znaki graficzne oraz projektuje interfejsy użytkownika. W kwartalniku Przekrój ma stałą rubrykę z recenzjami dotyczącymi książki artystycznej pt. Ładne strony. Członkini Stowarzyszenia Twórców Grafiki Użytkowej. Jej prace można zobaczyć na: www.juska.pl. Na wystawie zaprezentuje wyselekcjonowane plakaty z kolekcji Roller Poster o tematyce muzycznej oraz najciekawsze projekty studentów z Pracowni Wydawnictw i Publikacji Cyfrowych, którą prowadzi na Wydziale Sztuk Wizualnych Akademii Sztuki w Szczecinie. 24


| TEMAT Z OKŁADKI |

i przygotować zakres możliwości pomieszczenia. Dopiero posiadając pełnowartościowy obraz informacji można przystąpić do działania. Tylko jak? - Wszystko zmierza do tego, żeby każdy projekt przedstawiać w jak najbardziej realistyczny sposób – wyjaśnia architektka. – Większość procesów projektowych odbywa się w sferze cyfrowej, ale to nie oznacza, że umiejętności manualne nie są ważne. Projektanci coraz częściej wracają do ołówka i kartki. Widać to szczególnie podczas rozmów z klientem, kiedy na bieżąco należy nanosić zmiany na plan. Po prostu trzeba być wszechstronnym. Wszędzie tam, gdzie pojawia się człowiek, pojawia się też architektura wnętrz. Wszystkie obiekty użyteczności publicznej: muzea, galerie, sklepy, szpitale, przychodnie, przedszkola, szkoły potrzebują odpowiedniego wnętrza. - Dużą niszą projektową jest przestrzeń medyczna – dodaje projektantka. - Człowiek przebywając np. rok w sali szpitalnej, chłonie otoczenie, które ma na niego realny wpływ. Myślę, ze architekci wnętrz dopiero zaczynają zabierać się za ten problem. I kiedy cała ta wiedza i wszystkie niezbędne elementy przepłyną przez głowę projektanta i przeleją na papier lub pamięć komputera, pozostaje tylko zebranie próbek materiałów i stworzenie dokumentacji technicznej. – Mowa tu o przygotowaniu wszystkich rzutów, kładów, przekrojów, wszystkich wyliczeń, szerokości i wielkości dla ekipy, która zrealizuje projekt, czyli murarzy, stolarzy czy malarzy – dodaje dr Olga Kiedrowicz-Świtalska. – Wtedy pozostaje tylko czekać na realizację.

#Realizacja Nie zawsze, by ożywić projekt, trzeba angażować ekipę budowlano-remontową. Zdarza się, że wystarczy kreatywna głowa, para rąk i kilka prostych narzędzi. Potwierdza to dr Justyna Machnicka, projektantka, designerka, pomysłodawczyni i organizatorka Międzynarodowego Przeglądu Plakatu Autorskiego Roller Poster. - Plakat można przygotować na kilka sposobów – mówi Justyna Machnicka. – Są artyści, którzy wykonują plakaty np. aerografem, tuszem lub farbą. I dopiero po zakończeniu działań artystycznych wykonywana jest reprodukcja pracy i jej druk. Inny sposób to połączenie technik analogowych z cyfrowymi. W tym przypadku artysta część elementów maluje ręcznie aerografem lub farbą, w zależności od warsztatu w jakim najlepiej się czuje lub tematu, jaki chce przekazać. Następnie digitalizuje przygotowane części pracy i miksuje je z elementami cyfrowymi. Są też twórcy, którzy od początku do końca pracują w technice cyfrowej. Niezależnie od techniki realizacji pracy, końcowy produkt ma taką samą wartość artystyczną. Grunt to dać się zrozumieć. Może i dla niewprawionego oka odróżnienie technik użytych do wykonania pracy nie jest sprawą

istotną, jednak odczytanie sensu pracy dla każdej pary oczu powinno być jednakowo proste. – Plakat to najczęściej połączenie obrazu i typografii. Musi stanowić przekaz, który odbiorca rozszyfruje naprawdę szybko – opowiada projektantka. – Jest wiele sytuacji, gdy jedziemy tramwajem czy idziemy ulicą i mamy zaledwie kilka sekund, by odczytać przekaz nadawany przez artystę. Ale zaraz, zaraz... co lub kto prócz artysty decyduje o tym, że plakat ma wszystkie właściwe sobie walory i może być plakatem? – Plakat na przestrzeni ostatnich lat ewoluował zarówno pod kątem formy, jak i definicji – opowiada dr Machnicka. – Dawniej definicja głosiła, że plakat to rodzaj wyrobu poligraficznego, wydawany wysokonakładowym drukiem offsetowym, w celu przekazywania informacji. W tej chwili nawet pojedynczy, wydrukowany cyfrowo egzemplarz będzie plakatem. Jednak plakat dopuszcza też swobodną formę twórczą. Od kilku lat, co roku na międzynarodowy przegląd plakatów Roller Poster, wpływają setki prac, tzw. self editions. To autorskie dzieła, tworzone bez komercyjnego zlecenia – Mówimy tu o niezależnej pracy artystycznej, pozbawionej wpływu wymagań klienta – wyjaśnia dr Machnicka. – To praca, którą artysta tworzy z potrzeby serca. Często plakat autorski jest reakcją na rzeczywistość. Na przykład, gdy Donald Trump został prezydentem USA, setki artystów na całym świecie złapało za narzędzia. Inspiracją nie muszą być tylko wydarzenia światowej rangi. W ubiegłym roku na przegląd Roller Poster wpłynęła praca, która opowiadała o tym, jak bardzo artyście nie chce się wstać z łóżka. I o to właśnie tu chodzi. Jeśli wszystko gotowe, zostaje już tylko druk. – I tu znów jest kilka sposobów – mówi dr Machnicka. – Projektant nie znający warsztatu cyfrowego po prostu zleca przygotowanie pracy do druku. W Katedrze Grafiki Projektowej na Wydziale Sztuk Wizualnych, uczymy studentów jak doprowadzić pracę do końca, uwzględniając takie elementy jak dobór kolorów, typografii, papieru... wszystkich elementów, które wspólnie sprawią, że praca będzie dobrze wyglądała. Kiedy projekt jest gotowy, zostaje tylko drukować.

#Produkt I kiedy wreszcie po godzinach, dniach, a nawet miesiącach ciężkiej pracy otrzymujemy produkt, nagle okazuje się, że to wszystko co przeszliśmy, to zaledwie ułamek pracy, jaka jeszcze na nas czeka. - Często dostajemy wiadomości typu „zróbcie nowy wzór”, ale nie jest to takie proste – mówi Gosia Dziembaj, właścicielka marki Hayka. - Wzór trzeba przygotować tzn. zadrukować go na tkaninie i wykonać kilka prób, żeby zobaczyć, czy kolor nam odpowiada. Kiedy prototyp produktu jest gotowy, pierzemy go we wszelkich możliwych temperaturach, na każdy możliwy sposób, żeby sprawdzić jego wytrzymałość i potwierdzić jakość. Dopiero w momencie, gdy już nic nie chcemy po-

MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 10/2017

25


| TEMAT Z OKŁADKI |

prawiać, można uruchomić produkcję. W międzyczasie pracujemy nad opakowaniem, etykietami, metkami. Gdy produkt jest już gotowy następna w kolejce jest sesja zdjęciowa. I to nie jedna. Najpierw robimy packshoty, czyli zdjęcia na białym tle. Później sesję lookbookową, do której trzeba stworzyć odpowiednią aranżację, znaleźć wnętrze, zebrać ekipę. Gotowe zdjęcia wymagają obróbki, a produkt wyceny i opisów. Opisy wędrują do tłumacza. Gdy wszystkie powyższe elementy są gotowe, możemy wprowadzić produkt do oferty. Coraz większa sieć dystrubucji wymaga jednak odpowiedniej ilości produktów na magazynowych półkach, która pozwoli na zatowarowanie sklepów, z którymi współpracujemy. Dla skomplikowania sprawy, w każdym kraju są inne rozmiary pościeli, dlatego chcąc wejść z nowym produktem na rynki europejskie, musimy pamiętać o uszyciu poszewek w rozmiarach odpowiadających obowiązującym w danym kraju standardom. To jeszcze nie koniec, ponieważ trzeba oznajmić światu, że pojawił się nowy produkt. Przygotowujemy informację do mediów oraz odpowiednie materiały dla sklepów. I kiedy to wszystko jest już zrobione, okazuje się, że to jeszcze nie pora na odpoczynek. Jak ustaliliśmy na początku, produkt designerski musi zawierać „to coś”, bo tylko „to” jest w stanie wzbudzać emocje i dotrzeć do drugiego człowieka. W przypadku Hayki była to idea spania w stogu siana lub słomy. Zanim jednak wyjdziemy z produktem do ludzi, trzeba się zastanowić dokąd właściwie zmierzamy. - Od początku wiedzieliśmy, że nie chcemy, aby nasze produkty były sprzedawane na portalach aukcyjnych typu e-Bay czy Allegro – mówi Gosia Dziembaj. - Jeśli ktoś chce pokazać, że może produkować towar masowo, w porządku, Tylko, że w designie chodzi o coś innego. Pomysł, jakość, prezentacja, sposób produkcji, użyte materiały i technologie, funkcjonalność, estetyka – to jedne z wielu cech, które składają się na prawdziwą wartość produktu. W przypadku naszej pościeli bardzo ważnym elementem jest to, jak produkt oddziałuje na emocje odbiorców. Szczególnie widoczne jest to podczas targów. Nie ma znaczenia, czy odbiorcami są Polacy, Szwedzi, czy Francuzi. Uśmiech na widok igły w stogu siana pojawia się bez względu na narodowość, czy wiek. Konkursy, czy udział w targach bardzo pomogły nam na początku działalności i nadal stanowią bardzo ważny element prowadzenia działalności. Pościel najpierw trafiła na wystawę do Wrocławia, później do Kopenhagi. Dziś mogę powiedzieć, że Hayka zwiedziła pół świata i doskonale radzi sobie sama, ale nie oznacza to, że możemy osiąść na laurach. Prawdę mówiąc, wciąż staramy się za nią nadążyć. Podjęliśmy współpracę m.in. z dużą siecią handlową, która ma ponad 30 sklepów w całym kraju. Taka współpraca oznacza konieczność odpowiedniego zatowarowania. Zwiększenie produkcji to koszty. Koszty to często dylematy.

26

Bo design to nie sztuka. Bez działalności gospodarczej niestety może być ciężko, zwłaszcza jeżeli samemu chce się zająć produkcją swoich projektów. Dopóki sprzedajemy niewielkie ilości, nasze potrzeby zaspokoją portale typu DaWanda, czy własny sklep online. - Jednak nigdy nie wiadomo, czy nagle nie odezwie się sklep z Belgii czy Francji, który chciałby sprzedawać nasz produkt – dodaje Gosia. - Drobne niedopatrzenie, czy brak wiedzy i współpraca nie dojdzie do skutku. Początki prowadzenia firmy są trudne. Trzeba być projektantem, marketingowcem, księgowym, pakowaczem, handlowcem, copywriterem, magazynierem… Są tego dobre strony. Dziś nie ma etapu działań, którego bym nie rozumiała. I choć nie jest łatwo, trud wynagradzają sukcesy. Ale nie, nie... nie chodzi tu tylko o zwycięstwa w konkursach. Te, choć ważne, są tylko wisienką na torcie. Cała reszta jest poniżej. Bo jak mówi Gosia – sukces to znalezienie szwalni, która zaczęła szyć pościel w dużej ilości, sukces to współpraca z siecią sklepów, sukces to otrzymanie kredytu na inwestycje, sukces to rozrastający się Team Hayka, sukces to otwarcie sklepu, do którego każdy może przyjść i dotknąć pościeli. Choć z zewnątrz tego nie widać, to właśnie te małe sukcesy są najcenniejsze.

Okazja do spotkania z designem nadarzy się podczas Festiwalu Młodych Talentów. Do tej pory celem festiwalu była przede wszystkim promocja młodych wykonawców, stawiających pierwsze kroki w branży muzycznej. Jednak od tego roku Szczecińska Agencja Artystyczna poszerza działania w ramach FMT i prezentuje wystawę pod hasłem „Szczecin. Strefa Design”. Uczestnicy festiwalu spotkają się z pracami zarówno tych doświadczonych designerów, o ugruntowanej pozycji zawodowej, jak i tych stawiających pierwsze kroki w branży. Festiwal Młodych Talentów odbędzie się 14 października w Arena Szczecin przy ul. Szafera. Wśród zaproszonych gwiazd pojawią się m.in. Daria Zawiałow, Luxtorpeda i T.Love.



Podróż do Rosji Moda to fenomenalne zjawisko. Dotyczy każdego z nas. Wyzwala emocje. Pozwala definiować, ale też poznawać. Potrafi być przyjemnością i zabawą. Inspiracją i nałogiem. Bywa sztuką. W edytorialu „Я - JA”, marka MALE-ME i fotograf mody Wojciech Jachyra zabierają nas w podróż do Rosji, gdzie królują futra, złoto, srebro, hafty w formie cyrylicy. Jest odważnie, kolorowo, słowem „na bogato”. Można odnaleźć odwołania do kampu lat 90. i uwspółcześnionego glamouru, rodem z aktualnych rosyjskich teledysków. TYTUŁ SESJI: „Я – JA” Fotografie, koncept, scenografia Wojciech Jachyra - www.wojciechjachyra.com Projektant Piotr Błoch, marka MALE-ME - www.male-me.pl Modele Łukasz & Maksym - Embassy Models Makijaż & Fryzury Patryk Nadolny - www.patryknadolny.pl Stylizacje Wojciech Szymański - www.wojciechszymanski.com Buty KAZAR, ZARA / Postprodukcja Anastazja Burak / Asystent fotografa Katarzyna Sylwesiuk Lokalizacja Studio Czarnobyl - Warszawa Za pomoc w wykonaniu sesji zdjęciowej dziękujemy Sztukatorni „ABACUS” przy Ul. Jana Kazimierza 56A w Warszawie oraz Pracowni Fotograficznej przy ul. Górczewskiej 24 w Warszawie





Polski PACCBET mody lat

80. Podczas gdy Gosha Rubchinskiy wzniecał rewolucję, przywracając do życia zapomniane brandy, jak Fila czy Kappa, my zapinaliśmy pod szyją ciasny kołnierzyk koszuli w kratę w przymierzalni H&M czy Zary. Tylko ile można ignorować to, co i tak nieuniknione? Ładnie i niewygodnie już było, trzeba więc zapytać czy teraz będzie brzydko, ale wygodnie? TEKST AGATA MAKSYMIUK

W modzie, jak w Internecie, nic nie ginie. Ledwo ostatni spadkobiercy pokolenia X wymazali z pamięci za duże, niedopasowane, ortalionowe dresy i olbrzymie, nie grzeszące kreatywnością logotypy amerykańskich marek, to milenialsi bez zapowiedzi wyciągnęli je z dna szafy rodziców i obwołali „must have” sezonu. Modową podróż w czasie najprawdopodobniej rozpoczął Saint Laurent, prawie trzy lata temu prezentując kolekcję mocno inspirowaną latami 80. Wyrafinowana Europa nie od razu dała się uwieść wizji Hediego Slimane’a, ówczesnego dyrektora kreatywnego francuskiego domu mody. Europejski rynek mozolnie i bardzo ostrożnie zaczął proponować odzież, którą zapewne chętnie włożyliby Freddie Mercury, Tina Turner, Cyndi Lauper, a i pewnie Jon Bon Jovi, u szczytu swojej kariery, a także dzisiej-

32

szy hipster. I kiedy w końcu lata 80. i 90. dotarły do sieciówek, ostatecznie zatwierdzając nowy nurt w modzie, okazało się, że to jeszcze nie wszystko. - Co prawda, dziś możemy powiedzieć, że trend na styl lat 80. przeżył już swój szczyt popularności, lecz z drugiej strony wciąż ma się bardzo dobrze - mówi Piotr Popiołek, projektant młodego pokolenia. - Po skandalu jaki wywołał na wybiegach, można zauważyć ubrania tego typu właśnie w sieciówkach i markach streetwearowych. Trudno powiedzieć, co jest przyczyną tak silnej akceptacji tego trendu. Z jednej strony to zjawisko dalej jest rzeczywistością, m.in.: Rosji, Polski czy też Ukrainy, a z drugiej nową filozofią życia. Zapewne siła stylu lat 80. tkwi też w łatwości zbudowania takich stylizacji.

Rosyjska rewolucja Trzeba tylko zauważyć, że moda lat 80. w kolorowej Ameryce czy w wolnej, zachodniej Europie, to nie to samo, co moda lat 80. za żelazną kurtyną, w świecie borykającym się z wiecznym brakiem towaru na półkach. Gosha Rubchinskiy, rosyjski projektant i fotograf okazał się bystrym obserwatorem. W odpowiedzi na propozycje zachodnich domów mody, młody artysta stworzył kolekcję, której trzonem były dresy w swoim najszerszym i najbardziej niedopasowanym wydaniu, rozciągnięte swetry z gometrycznymi wzorami (o których do niedawna wiele osób wolałoby zapomnieć), bluzy i t-shirty z wielkimi logotypami dziś już zapomnianych marek, jak Fila i Kappa, czy dwurzędowe, niedopasowane marynarki w prążki i militarne, zielone koszule. Kolekcja wywołała szok, który spotęgowała uroda modeli Rubchinskiy-


| MODA |

’ego. Młodzi rosyjscy chłopcy o bladych twarzach, obsypani różowym trądzikiem, z sarnimi oczami i fryzurą wygoloną na 2-3 mm. Sam Jeff Koons w swoich najbardziej szalonych postmodernistycznych wizjach, by ich nie wymyślił. Rubchinskiy na salonach obnażył modową przeszłość wschodu i tym kupił świat. - Moim zdaniem dziś na światowych wybiegach coraz mniej pojawia się rzeczy w stylu „ugly fashion” – mówi Asia Biernacka, autorka bloga www.ashplumplum.com oraz studentka kierunku komunikacja w modzie i projektowanie marki. - Nie da się jednak o nich zapomnieć. W momencie, kiedy ogromny sukces odniosły marki, jak Vetements lub Gosha Rubchinsky, blogerzy z całego świata zaczęli pojawiać się z dużymi widocznymi logosami różnych firm, w zbyt dużych rzeczach w stylu „robotniczym”. Nie do końca przypadło mi to do gustu. Dla mnie klasyka nigdy nie wychodzi z mody i jej jestem wierna. Wydaje mi się, że to trend krótkofalowy. Za chwilę zastąpią go inne.

Liczy się tu i teraz - Jest wiele powodów, dla których sięgamy „po to, co było” - mówi Izabella Krutul, stylistka. - Jedną z nich jest na pewno tęsknota za stylem, ale nie tylko ubierania się, również stylem życia. Lata 80. charakteryzują się przede wszystkim wygodą, a my w czasach, w których ciągle pędzimy od jednego obowiązku do drugiego, chcemy wygody. Chcemy uciec od narzuconych nam zasad na rzecz komfortu. Chcemy uciec od dresscodu na rzecz swobody. Nie sądzę, aby pójście w kierunku mody lat 80, było spowodowane nudą, raczej chodzi poszukiwania własnego stylu. Cieszę się, że w Polsce to właśnie ten czas wraca do łask, ponieważ pod jego hasłem można już „legalnie” łączyć zupełnie niepasujące do siebie elementy, tworząc coś nowego, awangardowego, niebanalnego. Ten styl charakteryzuje się odwagą, a tego właśnie nam trzeba: odwagi i nietuzinkowości. W podobnym duchu wypowiedział się Guram Gvasalia, dyrektor generalny marki Vetements i młodszy brat Demna Gvasalia, dyrektora kreatywnego tejże marki w wywiadzie dla brytyjskiego i-d, twierdząc, że „młode pokolenie woli inwestować w bluzę, którą używa tu i teraz, niż w wyimaginowany dom za 20 lat. Przyszłość jest zbyt odległa, liczy się to, co jest dostępne natychmiast”. Guram Gvasalia doskonale wie o czym mówi. Vetements, podobnie jak Rubchinskiy, zdobyli orędowników, obierając bunt za temat przewodni swoich kolekcji. Koszulka z napisem „Ty pieprzony dupku”, trencz z hasłem „polizei” czy t-shirt z nadrukowanym „insecurity” nie tylko się sprzedały, ale też wywołały serię skandali, które dla kilku klientów Vetements skończył się konfiskatą mienia i aresztem. Bracia Gvasalia, pochodzący z radzieckiej Gruzji, w swoje projekty wkładają wszystko to, co zapamiętali z okresu dojrzewania, czyli zlepek stylu gothów, hip-hopowców, metalowców i robotników. Kolekcje prezentują na najważniejszych europejskich wybiegach i z każdego pokazu wracają z jeszcze wyżej podniesioną głową. - Ludzie lubią eksperymentować, a sam „powrót” do lat 80. w tych czasach jest swoistym eksperymentem - komentuje Izabella Krutul. - Coraz częściej przekraczamy granice, identyfikujemy się z ubraniami, które

nie są już ozdobami, a wręcz przeciwnie - stały się sposobem na wyrażenie siebie i swojego postrzegania świata. Mogę wypowiadać się tylko w swoim imieniu, ale „powrót” do lat 80. kojarzy mi się z pewnym rodzajem buntu i szaleństwa. W zasadzie nie do końca możemy nazwać tę inspirację „powrotem”. W końcu lata 80. to mariaż kolorów, materiałów, stylów - wszystkie te elementy to tylko pretekst do modyfikacji i kreowania ówczesnej mody.

Nadchodzą lepsze dni Rubchinskiy, Vetements, Off-White czy Cottweiler - każda z tych marek może pochwalić się sporym gronem adoratorów. Media określają ich mianem gangu, sekty, powierników, wtajemniczonych. W ich szeregach pojawiają się nie tylko bladzi rosyjscy chłopcy z nizin społecznych, ale też nastolatkowie z bogatych domów, jak np. syn Madonny, Rocco Ritchie. Zjawisko orędownictwa tych marek stało się tak silne, że w dzisiejszych realiach bardziej zaczyna przypominać nową subkulturę, aniżeli pogoń za trendami. Dyrektorzy marek takich jak Tommy Hilfiger czy Marc Jacobs, zazdrośnie podjęli próbę uzyskania podobnego efektu. Ten pierwszy zaangażował do tego super modelkę Gigi Hadid, drugi rzucił się w stronę kultury hip-hop ostatnich lat ubiegłego stulecia. Efekt? W zestawieniu z modą post-soviet - marny. Inni, jak np. Burberry, zostawili dumę na boku i weszli we współpracę z Rubchinskiym. Zresztą każdy, kto zna historię popularności słynnej kratki, na pewno pamięta zdjęcie telewizyjnej aktorki Dannielli Westbrook wykonane przez paparazzo - gwiazda idzie ulicą, ubrana w spódnicę i torebkę w kratkę, za rękę trzyma córeczkę w dopasowanej do jej stylizacji spódniczce i pcha kraciasty wózek. Niby nic, ale fotograf uchwycił punkt kulminacyjny i esencję stylu chavs, czyli brytyjskiego odpowiednika dresiarzy, którzy uwielbiali kratkę Burberry. Christopher Bailey, dyrektor tego brytyjskiego domu mody, nigdy nie odcinał się od tej części historii, wręcz przeciwnie. Zapewne dlatego współpraca z rosyjskim projektantem przebiegła tak pomyślnie. Jednak nadchodzący sezon niesie zupełnie nowe. Zbuntowani projektanci przesuwają się w stronę pionierów lat 90. Na pierwszy ogień poszedł Adidas. W styczniu tego roku, na specjalnym pokazie Goshy w Kaliningradzie, zostały zaprezentowane pierwsze propozycje - opatrzone w trzy paski buty, dresy, swetry, berety, kaszkiety. Ubrania bezpośrednio nawiązują do mistrzostw świata w piłce nożnej, które odbędą się w Rosji w 2018 roku. Można by sądzić, że sukces rosyjskich projektantów opiera się o już zdobytą sławę dawnych marek. Gosha, jakby zapobiegając takim opiniom, wypuścił na rynek markę PACCBET (czyt. rasswiet), co znaczy „wschód słońca” lub też „lepsze dni”. To projekt dedykowany skateboarderom. Ubrania utrzymane w dresowym klimacie po prostu mają sprzyjać jeżdżeniu na desce. Nie będzie niespodzianką, że PACCBET odniósł równie wielki sukces, co poprzednie kolekcje Goshy, jeszcze śmielej przekraczając granice Tokio, Londynu i Nowego Jorku. Pozostaje tylko pytanie, czy uda się opanować i Polskę? Czy może jest już za późno na „lepsze dni” modowej rewolucji w naszym kraju?

MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 10/2017

33


| ROZMOWA MIESIĄCA |

Dochodzenie w poszukiwaniu diabła Czuje się Pan gotowy na monodram? - Tak. Wydaje mi się, że pomysł, który ma na ten spektakl Szymon Kaczmarek, jest dla mnie do udźwignięcia. Jestem spokojny, że podołam temu zadaniu. Co fascynującego znalazł Pan w życiu artystów, o których opowiada – Hłaski, Komedy, Polańskiego?

Macieja Litkowskiego od siedmiu lat podziwiamy na scenie Teatru Współczesnego. Gra różnorodne role, ciekawe, zapadające w pamięć. W październiku po raz pierwszy zobaczymy go w autorskim monodramie, w którym zamierza szukać diabła i zła w opowieści o losach Hłaski, Komedy i Polańskiego.

taklu. Scenariusz napisała moja żona, Justyna Litkowska, reżyserem jest Szymon Kaczmarek. To pomysł, o którym myślałem od dawna. Pomyślałem, że historię, która wydarzyła się pod koniec lat 60. w Kalifornii, można opowiedzieć w teatrze. Udało się zdobyć Stypendium Twórcze Miasta Szczecin i dzięki temu realizacja spektaklu stała się możliwa. W Teatrze Małym - kameralnej scenie Teatru Współczesnego aktorzy mogą realizować swoje inicjatywy autorskie, dlatego zaproponowałem dyrekcji zrobienie tam monodramu. Teatr Współczesny został koproducentem spektaklu, z czego bardzo się cieszę.

ROZMAWIAŁA MAŁGORZATA KLIMCZAK / FOTO SEBASTIAN WOŁOSZ

Monodram to najtrudniejsza sztuka dla aktora. Na scenie nie ma partnerów i aktor musi sam sobie radzić.

Przygotowuje się Pan do monodramu „Kalifornia nieśmiertelni”, który w dużej mierze jest autorskim projektem. - 14 października premiera tego spek-

34

- W tym wypadku partnerem musi być publiczność, z którą się komunikuję. Dopiero teraz, w trakcie pracy nad monodramem, widzę jak duże to wyzwanie. Jak wymagająca jest ta forma i jak trudna.

- Przeczytałem niezwykle fascynujący reportaż Krzysztofa Kąkolewskiego „Jak umierają nieśmiertelni” w którym opisana jest ta historia. Wydaje mi się szalenie interesujące, że pod koniec lat 60. z szarej, komunistycznej Polski do pełnej życia i słonecznej Kalifornii przyjeżdżają Polański, Komeda i Hłasko. To jest czas rewolty w Ameryce, po ulicach włóczą się hipisi, młodzi ludzie dołączają do komun. I dzieje się tam coś dziwnego, bo Komeda i Hłasko umierają w tym samym roku, a w willi Polańskiego w Beverly Hills banda Mansona morduje pięć osób, w tym jego ciężarną żonę Sharon Tate. Właśnie zderzenie dwóch kultur, którego finałem jest brutalna zbrodnia, wydaje mi się interesujące. Opowiadamy o celebrytach tamtych czasów, a jednocześnie opowiadamy o złu. Ten spektakl jest dochodzeniem w poszukiwaniu diabła. Sięganie do życia gwiazd, do prawdziwych historii, to nie jest dla Pana nowość. Wcześniej brał Pan udział w spektaklu o Foggu, o szczecińskich postaciach. - Tak. Ta historia ma jednak wymiar symboliczny. Gdyby ktoś ją wymyślił, trudno by nam było w nią uwierzyć. A jednak się zdarzyła. Zrobiliśmy własne śledztwo na ten temat i chcemy je przedstawić w spektaklu. Chcemy, żeby publiczność wyruszyła z nami na poszukiwanie zła. Scena Propozycji Aktorskich, którą stworzył Teatr Współczesny, to możliwość realizacji własnych pomysłów poza głównym repertuarem. Jak bardzo ważne dla aktora jest to, żeby robić własne projekty?


| ROZMOWA MIESIĄCA |

- Szalenie ważne. Niewiele jest teatrów, w których mógłbym zrealizować taki projekt. Aktor jest do wynajęcia i realizuje zazwyczaj czyjąś wizję, dlatego w aktorach w sposób naturalny rodzi się potrzeba, żeby zrealizować na scenie swój własny świat. Scena Propozycji Aktorskich jest świetnym pomysłem. Może dać upust naszej energii i temu, co my - aktorzy chcielibyśmy opowiedzieć o świecie. Dość szybko otrzymał Pan w Szczecinie Złotą Ostrogę – nagrodę dla młodego i obiecującego aktora. Każda rola w Pana wykonaniu to zawsze dzieło sztuki. Ma Pan sygnały od widzów, że tak jest? - Różnie to bywa. Czasami zdarza mi się spotkać na ulicy kogoś, kto do mnie podejdzie i powie, że coś mu się podobało i to jest bardzo sympatyczne. To chyba wystarczy, żeby połechtać moje ego. Dobrze się czuję w tym teatrze i mam szansę dostawać takie propozycje, że jestem usatysfakcjonowany artystycznie. Dobrze mi tutaj. Teatr Współczesny słynie z fantastycznego zespołu, ale także ze współpracy z dobrymi i ciekawymi reżyserami. Czy Pan się czegoś wyjątkowego od nich nauczył? - Każde spotkanie jest wyjątkowe. Jakbym wyróżnił jednego reżysera, to nie byłoby to do końca sprawiedliwe. Na pewno wielki wpływ miała na mnie dyrektor Anna Augustynowicz, u której grałem w wielu spektaklach. Pamiętam pracę nad „Pelikanem” z Natalią Korczakowską i cieszę się, że znowu będziemy razem pracować w tym sezonie. Świetnie wspominam pracę z Marcinem Liberem nad „Makbetem”. Miałem tam ważne zadanie, czułem się w swojej roli bardzo spełniony. Od każdego reżysera można się czegoś dowiedzieć i nauczyć. To jest spotkanie z osobowością, z jej światem wyobraźni. Od ostatniego sezonu włączył się Pan

bardzo aktywnie w festiwal Kontrapunkt. - Jestem członkiem rady artystycznej. To wyjątkowe doświadczenie. Oglądam ogromną liczbę spektakli, wiele dowiaduję się o polskim teatrze. Cały czas trzeba trzymać rękę na pulsie, wiedzieć, co i gdzie, kto robi. A potem przychodzi najważniejsze - trzeba wybrać spektakle na festiwal. To trudne: mając możliwość wyboru tylko kilkunastu przedstawień, stworzyć dla szczecińskiej publiczności przegląd nowych form i prób spojrzenia na teatr. Wydaje mi się, że ostatnia edycja Kontrapunktu pokazywała różne oblicza małej formy w polskim teatrze. I o to chodzi, żebyśmy pokazywali zupełnie inne sposoby patrzenia na małą formę. Widzowie bardzo różnie oceniają te spektakle. Często pojawiają się głosy, że niektóre w ogóle nie powinny się tu znaleźć. Nie pasują do ram tego festiwalu. Wydają się słabe artystycznie. - W tej sytuacji zawsze mówię, że taki jest teatr. Na przykład spektakl „Piłkarze” Małgorzaty Wdowik, bardzo dobrze przyjmowany w Warszawie. U nas budził kontrowersje: czy to jest jeszcze spektakl, czy instalacja, performance? Ale teatr idzie też w taką stronę. Myślę, że my - członkowie Rady Artystycznej nie powinniśmy kierować się tylko swoim gustem. Tym, co uważamy za fajne, tylko tym, co jest najciekawsze, wyjątkowe, oryginalne. Jeśli komuś coś się nie podoba, to wcale nie jest tak źle - spektakl powinien przecież wzbudzać emocje w widzach. Spierajmy się, dyskutujmy. Może da się znaleźć spektakle, które będą podobać się wszystkim, ale wtedy musiałyby być grzeczne, zachowawcze. Nikogo nie obrażą, nikogo nie wyrwą z fotela. Skoro wybieramy niewiele przedstawień, to weźmy takie, które przez tydzień rozbudzą w nas silne emocje. Od jakiegoś czasu mamy w Polsce do czynienia z pewnego rodzaju klimatem wokół sztuki, również teatru, który

choć oficjalnie nie jest cenzurą, to na pewno wiele od niej czerpie. Czy to nie doprowadzi do sytuacji, że mniej będzie ciekawych spektakli, które można będzie wybierać na festiwal? Albo, że te „właściwe” wskaże zupełnie kto inny? - To olbrzymi test dla tego, co się będzie działo w polskiej kulturze. Ale zakładam scenariusz, że będzie lepiej. W sytuacji zagrożenia czy niepewności kultura zwiera szyki i działa bardzo dynamicznie. Takie zjawisko możemy zaobserwować w teatrze na Ukrainie. Tam działa bardzo silny ruch oddolny w teatrze. Pan, jako artysta, obawia się, że ktoś przyjdzie i powie, że nie może Pan zagrać w jakiejś sztuce, bo jest np. niepoprawna politycznie? - Bardzo się tego obawiam. To byłby najstraszniejszy scenariusz. Takie rzeczy już się dzieją. „Klątwę” w Teatrze Powszechnym spotkały różnego rodzaju represje, ale to tylko najbardziej jaskrawy przykład. Takie rzeczy dzieją się w wielu miejscach w Polsce, tylko na mniejszą skalę. Cenzura może przyjmować różne formy. Oglądaliśmy na Kontrapunkcie spektakl „Biała siła, czarna pamięć” z Białegostoku, który w swoim rodzimym teatrze został zakazany. - Nie rozumiem dlaczego ten spektakl wzbudził takie kontrowersje. W Teatrze Współczesnym graliśmy „Męczenników” w reżyserii Anny Augustynowicz i pojechaliśmy z nimi w trasę. Okazało się, że w Kłodzku krucjata różańcowa czeka przed wejściem do miejsca, w którym gramy i protestuje z różańcami w dłoniach. W lokalnej gazecie był artykuł, że ten spektakl nie powinien być pokazywany. W Szczecinie graliśmy go dla młodzieży gimnazjalnej, która go bardzo dobrze przyjmowała. To jest fantastyczny tekst o tolerancji. Można o nim dyskutować, zadać sobie pytanie: jakie funkcje w naszym życiu pełni religia czy ideologia. Nie możemy ulegać każdemu, kto twierdzi, że spektakl go obraża, a nigdy

MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 10/2017

35


| ROZMOWA MIESIĄCA |

tego spektaklu nie widział. Rozmawiajmy. Teatr jest propozycją do dyskusji. Trudno rozmawiać z kimś, kto nie widział spektaklu. - To w ogóle szerszy problem rozumienia sztuki teatru. Niektórzy myślą, że słowa padające ze sceny są tezą, którą oni mają przyjąć. Teatr jest odbiciem rzeczywistości, w której żyjemy, nie możemy przyjąć jednej jej wersji. Jest po to, żeby zadawać pytania, a nie dawać gotowe odpowiedzi. Wierzy Pan w mądrość widza? W to, że widz obejrzy spektakl i zrozumie przekaz? - Wierzę w to, bo bez tego nie sposób pracować. Kiedy jakiś tekst potraktujemy jako ironiczny, aktor ma za zadanie podać go w taki sposób, żeby odbiorca zrozumiał, że to nie jest do końca serio. W aktorstwie chodzi nie o sam komunikat, ale o interpretację tego komunikatu. Uważam na przykład, że współczesna młodzież jest zaskakująco dobrze przygotowana do odbioru teatru. W naszych postmodernistycznych czasach wszystko jest dwuznaczne, więc oni na niewiele rzeczy patrzą dosłownie. W grach komputerowych, w komiksach jest ciągle pewnego rodzaju zabawa z odbiorcą. Gdy ja chodziłem do liceum, to był czas spektakli o narkotykach. Grano takie spektakle, że się ćpa i umiera. Taka dosłowność jest nie do przyjęcia. Oni mają wokół siebie tyle bodźców, że cały czas muszą wybierać. Cały czas muszą analizować co jest prawdą, a co nie. W jakim kierunku podąża współczesny teatr w Polsce? - Jest dużo nurtów w teatrze i one się rozpierzchły w różne strony. Był czas, że wszyscy chcieli robić spektakle, jak

36

Krystian Lupa. Teraz mam wrażenie, że teatrowi może być bliżej do „Piłkarzy”, spektakli instalacji, które moglibyśmy znaleźć w galerii sztuki współczesnej. Ale nie potrafię wskazać głównego nurtu, boję się uogólnień. Jest jakaś granica, której teatr nie powinien przekraczać? - Dla mnie przekroczeniem granicy jest poddanie się ideologicznej presji. Teatr nie może być na usługach. Jeśli przestaje być niezależny i przestaje opowiadać o człowieku i poszukiwaniu prawdy, wtedy staje wydmuszką, smutnym kabaretem. Wszystko inne już było: nagość, obrazoburczość, brutalność. Teatr to sztuka wyobraźni. - To prawda, czasami można więcej rzeczy przekazać nie pokazując ich dosłownie. Pracuje Pan z młodzieżą na warsztatach. Jaka jest ta młodzież?

jestem szczecinianinem. Bardzo dobrze się tu czuję. Zaskakuje ciągły rozwój tego miasta. Pamiętam Szczecin sprzed siedmiu lat. Robił wtedy inne wrażenie niż teraz. Urodziłem się we Wrocławiu, studiowałem w Krakowie, więc to była dla mnie duża różnica. Ale teraz to już są moje okolice. W tym mieście jest jakaś bezpretensjonalność, co mi bardzo odpowiada. Jedyny minus, że jest daleko od reszty Polski, ale bardzo dobrze mi się tu żyje.

Maciej Litkowski Absolwent Państwowej Wyższej Szkoły Teatralnej w Krakowie (2009). Od sezonu artystycznego 2009/10 aktor Teatru Współczesnego

- Świetna. Przy okazji spektaklu „Świadkowie albo nasza mała stabilizacja” prowadziliśmy warsztaty, które odbywały się w Wiedniu. Przyszła na nie młodzież z czeskiej szkoły. Sami wybierali fragmenty, z których powstawało przedstawienie. To samo robiła grupa z Polski. I okazało się, że Różewicz świetnie młodzieży wychodził. To jest bardzo trudny, abstrakcyjny tekst, a nikt nie pytał o czym to jest, nie spodziewał się historii, w której jest początek, środek i koniec. Dla nich taki miks był naturalnym środowiskiem, w jakim przebywają. Czasami było im dużo łatwiej niż nam.

w Szczecinie. Na scenie Teatru

Zakotwiczył Pan w Teatrze Współczesnym. W Szczecinie też?

Artystycznej festiwalu Kontra-

- Zrobiłem spektakl o Szczecinie, napisałem piosenki o Szczecinie, to chyba już

Współczesnego po raz pierwszy pojawił się w dyplomowym spektaklu IV roku kierunku aktorskiego PWST w Krakowie, w reż. Anny Augustynowicz – „Zatopiona katedra”. W 2012 roku zdobył Srebrną Ostrogę dla najbardziej obiecującego młodego aktora zachodniopomorskich scen. Członek Rady punkt.


Polska Kuchnia Polish Cuisine Welcome

ul. Żeromskiego 62 Świnoujście | tel. +48 91 327 40 57 www.karczmapodkogutem.eu @PodKogutemSwinoujscie


| KULINARIA |

NON STOP o pysznym jedzeniu Prowadząc popularny telewizyjny program „365 obiadów Mariety Mareckiej”, pochodząca ze Szczecina prezenterka w kółko opowiada o gotowaniu. A widzom aż cieknie ślinka… TEKST BOGNA SKARUL / FOTO MATERIAŁY WŁASNE

Zna Pani przepis na paprykarz szczeciński? - Naturalnie. Bardzo lubię paprykarz. Nawet nie tak dawno jadłam go w Szczecinie. Był pyszny, a mi szalenie się spodobało, że można w Szczecinie zjeść w restauracji paprykarz. Jeśli chodzi o przepis, to najpierw muszę ustalić w jakiej wersji. Myślałam, że wersja jest jedna, ogólnie obowiązująca. - O nie. Pamiętam do dziś, kiedy jeszcze byłam w szkole podstawowej (SP 33 przy ul. Małopolskiej), to na przerwie kłóciłam się z koleżanką, czy paprykarz lepszy jest z ryżem czy z kaszą. Już w podstawówce tematem rozmów było jedzenie? - Oj tak. Bardzo wcześnie zaczęłam gotować. Ubóstwiałam mieszać przyprawy z wodą i ogromnie lubiłam przebywać w kuchni. Pamiętam, mieszkaliśmy wtedy jeszcze przy ulicy Janickiego w Szczecinie, miałam mniej niż 7 lat i karmiłam tą wodą z majerankiem, solą i pieprzem mojego tatę. Smakowało mu? - Bardzo dobrze udawał. A ja byłam dumna, bo wydawało mi się, że jemu to smakuje. To były czasy, kiedy nie było za dużo dostępnych przypraw. Potem bardzo długo byłam przekonana, że z przypraw istnieją tylko sól, pieprz i majeranek. Dopiero dużo później

38

okazało się, że jest jeszcze bazylia, tymianek, rozmaryn... Co Pani najbardziej lubi robić w kuchni? - Krojenie i zmywanie naczyń. To zapraszam do swojej, bo ja tego nie cierpię. - (Śmiech). Jeśli chodzi o krojenie, to dużo tego jest przy gotowaniu zup. Długo nie lubiłam zup, ale uwielbiałam etapy ich przygotowania. To, że się kroi warzywa, dorzuca do garnka i znowu coś kroi. W domu bardzo szybko przejęłam rolę kucharki i tych zup trochę się nagotowałam. Moi rodzice długo pracowali, a ja mam młodszą siostrę, więc musiałam o nią dbać. To był mój obowiązek. Siostra miała z Panią dobrze. - Do dziś mi to wypomina. Dobrze jadła, aż za dobrze. W szkole jadła obiad, a po przyjściu do domu drugi, ten który jej ugotowałam. W ogóle lubiła jeść, a ja byłam zachwycona, że mam dla kogo gotować. Co prawda nigdy mnie nie pochwaliła, nigdy nie powiedziała, że jej smakowało, ale potrafiła na przykład zjeść całą blaszkę ciasta. Jak to, siostra nie chwaliła Pani potraw? - Nic z tych rzeczy. Ona była bardzo krytyczna. Bawiła się w „próbowaczkę”. Pamiętam, jak smakowała puree ziemniaczane czy jest odpowiednio doprawione, czy dodałam odpowiednią

ilość mleka, masła, soli. I czy jest to puree odpowiednio rozgniecione. Nigdy nie usłyszałam komplementu z jej strony. Do dziś jej to wypominam. To znaczy, że jest Pani samoukiem. Nikt nie uczył Pani gotowania? - Podstaw mama. I nauczyła mnie jeszcze bardzo ważnej w kuchni rzeczy - otwartości na gotowanie, eksperymentowania. U nas w domu nigdy nie było stricte tradycyjnych potraw, nawet w święta Bożego Narodzenia. Pamiętam też, że jak mieszkaliśmy w domu przy ul. Janickiego, to latem była tradycja sąsiedzka, że wystawiało się stół pingpongowy na podwórku i każdy z sąsiadów coś przynosił. A moja mama była mistrzynią wyczarowywania czegoś pysznego właściwie z niczego. To były same eksperymenty. Ona po prostu otwierała lodówkę i zaczyna kombinować. Ja mam to po niej. Lubię eksperymentować w kuchni. Ale przecież prowadziła Pani program „ABC Gotowania”. Ktoś nauczył panią tego ABC… - Sama się nauczyłam. Wiedzę zdobyłam głównie z książek. Jestem przecież samoukiem i to amatorem. Kiedy byłam dzieckiem, podglądałam w kuchni babcię. Wyśmienicie gotowała. Moja babcia Gienia ze Stepnicy gotowała klasycznie. Robiła na przykład


| KULINARIA |

(mama)... nauczyła mnie bardzo ważnej w kuchni rzeczy - otwartości na gotowanie, eksperymentowania.

MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 10/2017

39


| KULINARIA |

przecudowne „całuski”, czyli oponki smażone z ciasta serowego. Z kolei moja ciocia Mania jest ekspertem od pieczenia ciast. Ją też podglądałam. A jak później wżeniłam się w rodzinę Mareckich, którzy preferowali bardzo klasyczne i tradycyjne dania, musiałam do tej ich kuchni „wpuścić trochę wiatru”. Do dziś, jak jadę do teściowej, zawsze przywożę jej całą torbę różnych przypraw. I zachęca Pani do eksperymentowania? - Może nie zmuszam, ale jak już przyjeżdżam, to sama staram się coś pysznego ugotować. Chcę coś pokazać, jakimiś nowymi smakami zainteresować. Pani zawód to gotowanie. Robi to Pani na co dzień. A od święta? Kto gotuje w święta? - Od paru lat święta przygotowują albo moi rodzice, albo moi teściowie. Ja nie robię prawie nic. Odpoczywam, bo przecież mam na głowie „365 obiadów Mariety Mareckiej”. W święta z radością jem to, co ktoś przygotował. Kucharze, którzy przygotowują dla Pani potrawy, nie czują czasem tremy podczas gotowania? - Ci, którzy mnie dobrze znają, wiedzą, że nie ma się czym przejmować. Ale rzeczywiście, na co zwrócił uwagę mój mąż, że od momentu kiedy zaczęłam gotować w telewizji, znajomi nas trochę rzadziej zapraszają. - Ja się im nie dziwię. - A ja zawsze tłumaczę, że kiedy jem u kogoś, to nie oceniam. A ubóstwiam jeść u kogoś. Wtedy raczej szukam, podglądam, inspiruję się. Mam znajomą, która robi przecudowną bezę. Sama wiem, że takiej bezy, jak ona, to ja w życiu nie zrobię. Nie umiem. Jak się zachowuje rodzina, gdy jest głodna? Kogo zaciąga do kuchni? Oczywiście, że mnie. Mój mąż ma od zawsze zakaz wejścia do kuchni. Jest przed kuchnią taka czerwona linia, której nie może przekroczyć. Zapraszam go tylko na zmywanie, kiedy już sobie nie daję rady. U nas w domu kuchnia jest moja, cała reszta może być jego. Jadła Pani coś, co mąż przygotował?

40

- Zdarzyło mu się dwa razy. Pierwsze danie, to były faszerowane muszle z makaronu. Ale bardzo długo to robił. Nie mogłam tego czekania znieść, ale zaparłam się. Było warto. A drugą potrawą jaką przygotował, to były golonki pieczone. Woli Pani jeść czy gotować? - Zdecydowanie gotować. Bo gotowanie jest bardzo proste. Zresztą ten przekaz staram się zaszczepić widzom w swoich programach. Oczywiście mówię tu o takim prostym gotowaniu, domowym. Bo naturalnie są wielkie szkoły gotowania i nie bez przyczyny kucharze szkolą się cały czas w przygotowywaniu czegoś pysznego i pięknego. Ale mi chodzi w programie o tych laików kuchennych, którzy wychodzą często z domu nic o kuchni nie wiedząc i często nawet przypalają wodę na herbatę. A gotować się da i to jest szalenie przyjemne. Jednak najlepsze w tym wszystkim jest karmienie. To właściwie powinna Pani mieć kuchnię polową? - I gotować grochówkę? Ciekawe... Ale ja mam bardzo różnorodną kuchnię. Na początku specjalizowałam się w przygotowywaniu bardziej „wytrawnej kuchni” - mięsa, przystawki, tarty. Zresztą raz wygrałam ogromną lodówkę, przygotowując tartę. Z czasem trochę się zmieniło. Musiałam podejść do niektórych dań bardziej ambicjonalne. Ambicjonalne? - Tak, bo dawno temu w jednym z konkursów „popłynęłam” na deserze. To woli jednak Pani gotować niż piec? - Kiedyś tak. Teraz jest trochę inaczej. Ale nadal uczę się cukiernictwa. Ostatnio nawet moja ekipa filmowa namawia mnie do pieczenia. Bo oni to później po nagraniu jedzą. Zawsze mnie interesowało, co Pani robi z tymi potrawami, które gotuje dla telewizji? - Są zjadane. Od ponad roku na planie mam do pomocy studenta Krystiana, który mieszka z innymi studentami i to wszystko co ugotuję, on zabiera ze sobą na stancję. Teraz Krystian mówi, że jego praca w telewizji jest najlepsza,

bo naje się do syta i nakarmi kolegów. Zresztą Krystian na zdjęcia przyjeżdża już ze swoimi pojemnikami, a jego koledzy dzwonią podczas nagrania i pytają, co dziś będzie na kolację. A ja jestem szczęśliwa, bo się nic nie marnuje. Na temat marnowania jedzenia jestem trochę przewrażliwiona. Widać to na ekranie. Pani nowy cykl „365 obiadów Mariety Mareckiej”, to ogrom pomysłów co zrobić z resztkami. - Bardzo mi na tym zależy. Rzeczywiście, podpowiadam co zrobić, gdy na przykład po obiedzie została mała miseczka ryżu albo parę gotowanych ziemniaków. Wiem, że aby coś wyczarować z resztek, potrzebna jest wyobraźnia w kuchni. A nie wszyscy ją mają. Żeby dobrze gotować, trzeba mieć wyobraźnię czy raczej „smaka”? - I jedno, i drugie. Mam coś takiego, że jak widzę produkty, to czuję smak i od razu wiem, co z czym połączyć. Z tą umiejętnością trzeba się urodzić? - Myślę, że ciężko się tego nauczyć. Ale trzeba być otwartym na różne smaki, na różne kuchnie. Im częściej się czegoś nowego próbuje, tym z czasem łatwiej łączyć niektóre smaki. A często bywa tak, że ludzie mówią, że czegoś nie lubią, choć nigdy nawet tego nie próbowali. Pamiętam parę lat temu, w Szwecji miałam starcie ze „surstrommingiem”. To taki zgniły śledź, tradycyjna potrawa szwedzka, której w Polsce nie można zjeść, bo śledzia nie można transportować. Nie można go przewozić? - Nie można go zabierać do samolotu, bo jest zamknięty w puszce, a ta puszka pod wpływem ciśnienia eksploduje. A że potwornie ten śledź śmierdzi, to jest zakaz przewożenia go. Przyznam, że pierwszy raz do tego „surstromminga” podeszłam zupełnie nieprofesjonalnie. Zwyczajnie otworzyłam puszkę i próbowałam zjeść śledzia. Był obrzydliwy. Dopiero po jakimś czasie dowiedziałam się, jak się go przygotowuje. Postanowiłam więc, że dam mu drugą szansę i zrobię według szwedzkiego przepisu.


| KULINARIA |

Jaka kuchnia kręci Marietę Marecką? - Jest mnóstwo potraw jakie chciałabym ugotować, ale kręci mnie kuchnia afrykańska, bo bardzo mało o niej wiem. Chciałabym też więcej się dowiedzieć na temat kuchni chińskiej, choć boje się, że jest za tłusta. Natomiast ostatnio zakochałam się w kuchni tajskiej, która jest niesamowicie aromatyczna. Teraz w swoich programach często proponuję, aby dodać tych bardziej aromatycznych przypraw. Choćby kolendry, imbiru czy soku z limonki. W karierze kucharza, który już jest znany choćby z książek czy telewizji, kolejnym etapem jest otwarcie swojej autorskiej restauracji. Myśli Pani o tym? - Nie. Może bym chciała mieć swoją restaurację, ale nie w Polsce. Dlaczego? - Jesteśmy daleko jeśli chodzi o kulturę jedzenia. To się na szczę-

ście zmienia. Widzę, że ludzie się uczą, ale cały czas jeszcze to nie jest to. Co Pani przeszkadza? - Dla mnie jedzenie jest wielką radością, takim momentem, kiedy mogę się z kimś spotkać, porozmawiać i cieszyć się. Nie lubię robić tego szybko. Jeśli miałabym sobie wyobrazić swoją restaurację, to nie byłaby ona na pewno duża, nie byłaby dużej klasy. To powinno być takie miejsce, gdzie ja komponuję menu i nikt mi nie mówi, że na przykład nie je cebuli, nie chce w daniu glutenu czy laktozy, albo woli abym podała zamiast frytek ziemniaki. Uważam, że jak już jest jakaś kuchnia autorska, to trzeba dać szansę temu kucharzowi, aby zrobił to po swojemu. To on przecież decyduje, że ma być taka a nie inna cebula, taki a nie inny pieprz. On to wymyślił i długo, zanim podał to danie, eksperymentował z nim, aby było najsmaczniejsze, najlepsze. To on jest tego dania twórcą.

Marieta Marecka gospodyni jednych z najpopularniejszych programów kulinarnych emitowanych w „Kuchnia +” – „ABC Gotowania” i „365 obiadów Mariety Mareckiej”. Szczecinianka, chodziła do SP 33, bo tu trenowała gimnastykę sportową. Absolwentka II LO w Szczecinie. Studiowała na szczecińskiej Akademii Rolniczej i tutejszym uniwersytecie, ale magisterium zrobiła w Poznaniu, pisząc pracę o modzie na gotowanie. Nawet podczas pracy w firmie zajmującej się urządzaniem wesel, najwięcej czasu poświęcała weselnemu menu. Zrobiła kurs spawacza, ale nigdy nie pracowała w tym zawodzie. Za mężem wyjechała do Warszawy, a tam startowała w licznych konkursach kulinarnych organizowanych przez TVN. Po jednym z nich zaproponowano jej własny program kulinarny.




| KULINARIA |

Marina Restaurant. Miejsce, które smakuje najlepiej od dawna chcieli spróbować tego mięsa. To schab z dzika z kluseczkami kładzionymi i zasmażanymi buraczkami. - W Szczecinie praktycznie nie ma gdzie zjeść dzika. Czasem serwowany jest sezonowo. U nas dostępny jest przez cały czas od czwartku do niedzieli, a jeśli komuś bardzo będzie zależeć, to jesteśmy w stanie przygotować go także w pozostałe dni tygodnia – mówi Marcin Marciniak.

Jest takie miejsce w Szczecinie do którego każdy, kto je odwiedzi, będzie chciał wracać. Marina Restaurant przy ulicy Przestrzennej 7. To restauracja z fantastyczną kuchnią i widokiem, który zapiera dech w piersiach. Gdy pierwszy raz je odwiedziłem, poczułem się jakbym wrócił na włoską Sardynię. - Chciałam stworzyć restaurację z kuchnią na wysokim poziomie, która nazywam po prostu uczciwą. Moją ambicją było miejsce, w którym każdy, kto tu przyjdzie spędzi czas w pięknym miejscu i zachwyci się smakami, które przygotowują nasi kucharze – mówi Małgorzata Kuźmińska, właścicielka Marina Restaurant.

Szef kuchni poleca Na czele grupy sześciu kucharzy stanął Marcin Marciniak, - Mam doświadczenie z różnych restauracji, bo pracuję w gastronomii od wielu lat. Zdecydowałem się przyjąć ofertę pracy, bo właścicielka stawia na profesjonalizm. Dlatego tworzymy dania, które są naprawdę smaczne, o czym zaświadczają nasi klienci – opowiada. Zaglądamy do karty. Jak przystało na restaurację na wysokim poziomie, karta z menu jest krótka, przejrzysta i tak ułożona, by każdy znalazł coś dla siebie. Trzy przystawki, trzy zupy, siedem dań głównych (w tym dla dzieci), trzy makarony, trzy desery. - Karta jest krótka, ale ułożona tak, że pozwala na cały przekrój zachcianek – dodaje szef kuchni. Karta jest sezonowa. Od października zacznie obowiązywać menu jesienno-zimowe, ale na razie można jeszcze cieszyć się kartą letnią. Szef kuchni szczególnie dumny jest z sandacza na kaszy jaglanej z sosem z szyjek rakowych, czy kaczki konfitowanej. Marina Restaurant ma coś co zachwyci smakoszy dziczyzny i tych, którzy

44

I kolejna niespodzianka. Choć Marina Restaurant zaprasza codziennie od godziny 13, to zjemy tu też smaczne śniadania serwowane od godz. 7 do 11. - Na tym polega profesjonalizm. Pracujemy nowocześnie. Sześciu kucharzy, zmianowe pomoce, wielu dostawców najwyższej jakości produkty. Jesteśmy w stanie obsłużyć klientów na najwyższym poziomie. To jest uczciwa kuchnia. Stawiam na jakość. Moi ludzie są gwarancją sukcesu i dobrego smaku – mówi Małgorzata Kuźmińska. Raz w miesiącu organizuje zamknięte kolacje tzw. setowe, na których kucharze raczą gości kolejnymi specjałami. Ogłoszeń o kolacjach setowych warto szukać na portalach społecznościowych Mariny Restaurant

Widok Właścicielka chciała, aby jej restauracja nawiązywała do miejsca, w którym się znajduje, czyli naprzeciw mariny przy ulicy Przestrzennej 7. Trudno sobie wyobrazić piękniejszy widok, gdy z okna restauracji lub tarasu oglądamy dziesiątki jachtów. Stąd porównanie do Sardynii, gdzie restauracje powstają przy marinach. Dlatego w Marina Restaurant znajdziemy plażowe kosze na tarasie, elementy marynistyczne wewnątrz lokalu. Nawet kelnerki i kelnerzy są ubrani w marynarskie uniformy. A kto będzie miał szczęście, zobaczy jak wielka czapla siada na relingu jachtu lub przeleci stado kormoranów. Bo są tu siedliska wielu ptaków.

Muzyka Całości klimatu w Marina Restaurant dopełnia muzyka. Na środku lokalu stoi fortepian przy którym koncertują szczecińscy artyści. Co piątek w restauracji występują szczecińscy artyści. Recitale daje między innymi znany w Polsce zespół JACKPOT, który tworzą Maciej i Kasia Kazuba. Marina Restaurant, to nie tylko piękna restauracja z fantastycznymi widokami i jedzeniem. To także wspaniałe miejsce do wypoczynku. Jest tu i plac zabaw dla dzieci i hotel z 39 pokojami. Większość z nich to pokoje dwu i trzy osobowe, ale są też pięcio i sześcioosobowe. W sezonie kursuje tramwaj wodny, którym możemy popłynąć na przejażdżkę. - Chcieliśmy, aby to miejsce było dla każdego. I dla rodziny i na spotkania biznesowe, czy firmowe. A nawet na kameralne wesela – zachęca Małgorzata Kuźmińska. I to wszystko znajduje się jedynie 10 minut jazd samochodem od centrum Szczecina. MARINA RESTAURANT Przestrzenna 7 | Rezerwacje - tel 91 300 05 59



| KULINARIA |

Smacznie i po szczecińsku... ANI się obejrzeliśmy, a restauracja Spiżarnia Szczecińska, położona via a vis Centrum Dialogu Przełomy, obok filharmonii, obchodzi drugie urodziny. Swoje podwoje otworzyła we wrześniu 2015 roku. Konsekwentnie szukała swojego miejsca w grodzie Gryfa aż zadomowiła się tu na dobre. Dowód? Rzesze stałych, zadowolonych gości. - Postawienie na tradycyjne polskie dania serwowane w nowoczesnej odsłonie okazało się strzałem w dziesiątkę - mówi Jakub Szwak, menager restauracji. - Nie przesadzamy z eksperymentowaniem, ale jednocześnie dania nie są nudne i oczywiste. Naszym gościom serwujemy prawdziwe jedzenie, bez poprawiaczy i ulepszaczy. Jak przystało na spiżarnię, jesteśmy przechowalnią dobrych, sprawdzonych smaków. Takie podejście do kuchni gościom bardzo odpowiada. Spiżarnia niewątpliwie ma swój klimat i styl. Znajdują się tutaj cztery niezależne sale, idealne do zorganizowania przyjęcia

46

bezpłatnie zaopiekować się dziećmi gości w każdą sobotę i niedzielę. W tym czasie rodzice mogą spokojnie zjeść obiad czy kolacje. - We wszystko co robimy, wkładamy wiele serca - mówi J. Szwak. - Chcemy być dobrą, fajną restauracją, taką bez zadęcia, z której goście wychodzić będą uśmiechnięci. I chętnie będą tu wracać, czując się w Spiżarni jak u siebie w domu.

weselnego, komunii, chrzcin, ale także spotkań z okazji rodzinnych jubileuszy czy imprez firmowych. Wielkim atutem jest salka dla dzieci z animatorką zabaw, która może

Spiżarnia Szczecińska Plac Hołdu Pruskiego 8 | Szczecin tel. 91 4 88 88 81 facebook.com/SpizarniaSzczecinska


Designed by Wól i Krowa

Wół i

® Krowa

Męskie żarcie Szklanka whisky i soczysty kawał mięsa na talerzu. Charakterystyczny szlaczek po grillowaniu i kostka układająca się w kształt litery T. Po rozkrojeniu, różowy kolor i brunatny sok, który subtelnie oblewa podstawę steku. Prawdziwe męskie danie precyzyjnie zaprojektowała dla nas restauracja Wół i Krowa. Pół kilogramowa porcja wołowiny zatopiona wcześniej w autorskiej marynacie i grillowana na ogniu, to marzenie zarówno brodatego drwala jak i wyczesanego przez morskie wiatry żeglarza. Każdy, kto chce przemienić się z chłopca w mężczyznę powinien zacząć od porządnego posiłku. Lokal Wół i Krowa niedawno poszerzył swoją kartę dań wprowadzając do niej absolutnego króla steków. T-Bone steak z grilla to jedyne danie, które z taką łatwością uwodzi wzrok i od pierwszego kęsa podbija podniebienie. Po jednej stronie kości znajduje się polędwica, po drugiej rostbef. Nie ma się co łudzić, że idealny stek przygotujemy z pierwszej lepszej partii wołowiny dostępnej w osiedlowym sklepie. Prawdziwe steki pochodzą ze zwierzęcia odpowiedniej rasy i odpowiednio karmionego. Musimy też wiedzieć, że istotnym czynnikiem decydującym o smaku, jest sposób jego dojrzewania. Sezonowanie sprawia, że mięso staje się soczyste i kruche. Podstawowa zasada szefa kuchni Woła i Krowy brzmi - nie kombinuj z przyprawami. Smak wołowiny broni się sam. Choć kucharz w zanadrzu trzyma kilka sztuczek, mimo próśb, nie zdecydował się nimi podzielić. Nic dziwnego, mięso w jego wykonaniu wprost rozpływa się w ustach. Jedząc dało się wyczuć delikatny posmak pesto i nutę limonki, a im bliżej kości, tym więcej aromatu. I choć długo można się rozpisywać, lepiej samemu odwiedzić Woła i Krowę.

ul. Wielka Odrzańska 20 | ul. Jagiellońska 11 | Food Truck | Catering tel: +48 731 000 230 lub +48 791 000 699 | www.wolikrowa.com | Instagram: @wolikrowa | FB: @wolikrowa Dowóz do domu +48 731 000 644


| KULINARIA |

Urodziny po japońsku Październik w tym roku upłynie pod znakiem smaków kraju kwitnącej wiśni. Wszystko za sprawą 13 urodzin Sake, pierwszej japońskiej restauracji w Szczecinie.

Sushi, japoński kociołek, tempura oraz pieczona kaczka w polewie z sezamem - to absolutna podstawa, od której należy rozpocząć ucztę w restauracji Sake. Warto dodać, że od rozpoczęcia działalności, dania przygotowuje ten sam Mistrz Kuchni. To właśnie jego talent jest tajemnicą wysokiego poziomu i niepowtarzalnego smaku serwowanych potraw. Jak podkreśla Yuanming Wang, właściciel restauracji - czekają u nas nieskończone możliwości łączenia ryżu i ryb oraz rozmaitych owoców morza, a nawet wodorostów. Kuchnia japońska już dawno została uznana za jedną z najzdrowszych i najświeższych kuchni świata, wiec nie ma co sobie żałować. Oprócz tradycyjnych i powszechnie znanych specjałów można skosztować teppanyaki, czyli danie z tradycyjnego grilla. To ekskluzywny, ale przede wszystkim niezwykle widowiskowy sposób przygotowywania potraw na żywo przed klientem. Sake słynie również z pokaźnych porcji. Nikt nie wyjdzie głodny. Stali klienci i fani sushi wiedzą też, że codziennie trwa tu promocja – 30 porc. na gotowe zestawy sushi na wynos oraz - 30proc. na gotowe zestawy w lokalu od poniedziałku do piątku do godziny 15. Oprócz japońskich potraw można tu skosztować również kuchni tajskiej. Od dwóch lat działa kucharze z Tajlandii komponują tu najpyszniejsze dania takie jak: pikantne curry, pad thai czy zupę Tom Yum Kung. Największą popularnością cieszy się taj-

48

ski kociołek, wypełniony warzywami, owocami morza, różnymi rodzajami mięsa oraz krewetkami. Danie doprawione jest trawą cytrynową i mleczkiem kokosowym. Wszystkie składniki kociołka są bardzo zdrowe, nie zawierają tłuszczu, a dzięki krótkiemu procesowi gotowania, nie tracą wartości odżywczych. Goście, którym tajskie smaki są szczególnie bliskie mogą też liczyć na specjalne zestawy lunchowe Sushi&Thai. Restauracja dzieli na trzy części: VIP room, salę japońską i salę tajską. Rozkład lokalu sprzyja spotkaniom okolicznościowym, rodzinnym przyjęciom czy też randkom. - Zaufanie, jakim obdarzyli nas nasi goście jest dla nas najważniejsze i serdecznie za to dziękuję - mówi Yuanming Wang. - To właśnie dla nich staramy się od lat podtrzymywać jak najwyższy poziom serwowanych dań i ciągle się rozwijać. Ponadto warto wiedzieć, że Sake od siedmiu lat jest partnerem Pogoni Szczecin, dostarczając jedzenie pracownikom i piłkarzom klubu, do strefy VIP podczas każdego meczu, rozgrywanego w naszym mieście. Wystarczy zaledwie jedna wizyta w restauracji, by poznać japońską kuchnię i szybko zrozumieć, że „Sake to więcej niż sushi”. SAKE Sushi & Thai Al. Piastów 1 | Szczecin | telefon: 91 484-36-18


| KULINARIA |

(...) dania przygotowuje ten sam Mistrz Kuchni. To właśnie jego talent jest tajemnicą wysokiego poziomu i niepowtarzalnego smaku serwowanych potraw.

MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 10/2017

49


| HISTORIA |

Chłopcy z Sorrento święci nie byliśmy Wojciech Rapa, gitarzysta m.in. Czerwono-Czarnych, napisał trzy książki o szczecińskim big beacie, zespołach muzycznych oraz młodzieży spotykającej się w latach 60. XX wieku w słynnej kawiarni Sorrento, która niedawno reaktywowała się przy ul. Mickiewicza. TEKST MAŁGORZATA KLIMCZAK / FOTO ANDRZEJ SZKOCKI

Najpierw powstała książka „Mocne uderzeniu po szczecińsku”, potem „Czerwono-Czarni. Prawdziwa historia”. Ostatnia część trylogii „Ferajna z kawiarni Sorrento” opowiada o środowisku młodzieży Szczecina lat 60., bywającej w popularnej wówczas kawiarni Sorrento. - Parę lat temu graliśmy „Zaduszki jazzowe” w klubie Tiger. Mój były perkusista Bolesław Sobolewski powiedział wtedy: po co ty grasz, pisz książki – opowiada Wojciech Rapa. - Potraktowałem to jako dowcip. Po kilku dniach miał już dla mnie wydawnictwo. Od tego się zaczęło. Jakub Matura ze Szczecińskiej Agencji Artystycznej powiedział, że to jest dobre i namówił mnie na kolejne części. Rapa nie miał problemu z pisaniem, bo wcześniej opisywał dla pisma „Gitara i bas” płyty, sprzęt i recenzje muzyczne. - Z drugą książką miałem dylemat, bo Czerwono-Czarni to byli moi koledzy, ale też moi idole – mówi Wojciech Rapa. - Gdyby nie oni, dzisiaj bym nie grał. Trzecia książka była największym wyzwaniem. Pomogli mi ci, którzy są jej bohaterami i nadal żyją. W redagowaniu wsparł mnie Ryszard Kalbarczyk, czyli „Ben Hur”, który mieszka w Rzymie. Pseudonim wziął się stąd, że zagrał w tym filmie i jest na „ty” z wieloma gwiazdami Hollywood. W czasach Sorrento naprawiał nam wzmacniacze i robił gitary, bo prawdziwe były w sferze marzeń. W książce są zdjęcia szczecińskiego fotografa Zbigniewa Wróblewskiego, który w 1962 r. zrealizował sesję fotograficzną z udziałem ferajny z Sorrento. Wydawcą jest Szczecińska Agencja Artystyczna.

Chłopaki z Sorrento Charakterystyczny drewniany budynek przy zbiegu ulic Mickiewicza i Śmiałego znany jest mieszkańcom Szczecina. To tu w latach 50. i 60. XX wieku funkcjonowała jedna z najbardziej popularnych kawiarni miasta - Sorrento. Do końca lat 60. było to jedno z kultowych miejsc spotkań w Szczecinie. Tu można było napić się najlepszej kawy, lokal słynął też z szerokiego wyboru win węgierskich i jugosłowiańskich oraz codziennych dansingów. Sorrento było ulubionym miejscem spotkań szczecińskiej bohemy. Stałymi bywalcami byli Łukasz Niewisiewicz - malarz, Janusz Krzymiński - poeta i Henryk Sawicki - piosenkarz. Ale Sorrento nie obrosło by legendą, gdyby nie „sorrenciaki” - znani również jako banda Fabiana. Legenda o chłopakach ze Śródmieścia znana była w całej Polsce.

50

Czesław Niemen i Karin Stanek odwiedzali Sorrento między innymi po to, by zobaczyć na własne oczy, „jak te łobuziaki wyglądają”. Wtedy każda dzielnica miała swój gang. Na Niebuszewie „Czerwone koszule”, czy „Samuraje” na Gumieńcach. Raz doszło nawet do poważnego starcia gangu ze Śródmieścia i z Niebuszewa. „Ustawkę” zorganizowano w Parku Kasprowicza. Spotkało się kilkaset osób. Chłopcy z Sorrento nie dali sobie w kaszę dmuchać. - Ja byłem w drugim rzucie chłopaków z Sorrento – wspomina Wojciech Rapa. - Miałem ukochaną, która pochodziła z dobrej rodziny i nie mogła ze mną chodzić do Sorrento, więc nie chodziłem. Potem ukochaną straciłem i właśnie tam znalazłem przystań i kolegów. Sprawy muzyczne trochę zeszły na bok, raczej spotykaliśmy się towarzysko. Ale była tu kultowa szafa grająca i rock’n’roll. Sorrento to nie tylko spotkania towarzyskie. Nie byliśmy chuliganami. Chcieliśmy grać muzykę.

Muzycy z Sorrento Tutaj narodziły się trzy zespoły: Nieznani z Henrykiem Fabianem, Demony, którym liderował Stanisław Piechaczyk oraz Święci z Wojciechem Rapą i Barbarą Włodarczyk jako wokalistką. Bardzo dobrym zespołem był Kon-Tiki. Gdyby nie wyjechali, dzisiaj byliby jednym z czołowych zespołów. Największa kariera czekała Heńka Fabiana. W 1961 roku wziął udział w eliminacjach do festiwalu „Młodych Talentów”. Nie dostał się. Pierwsze miejsca zajęła wtedy Helena Majdaniec i Grażyna Rudecka. Fabian zauważy wtedy, że niektórzy z chłopców są muzykalni. Założyli zespół. Najpierw wyjechali grać do Węgorzyna. W końcu nadszedł czas występu przed rodzimą publicznością, w Szczecinie. Wtedy okazało się, że Czerwono-Czarni zapamiętali Heńka Fabiana, bo zabrali go ze sobą do Warszawy. 17 kwietnia 1967 roku Fabian grał z nimi w Sali Kongresowej jako support zespołu Rolling Stones. - Jako małolat kupowałem miesięcznik „Jazz”. Chciałem być saksofonistą - mówi Rapa. - Potem zobaczyłem Nieznanych z Heńkiem Fabianem i postanowiłem być jednak gitarzystą. Na początku fascynowali mnie The Beatles, ale The Rolling Stones zdecydowanie ich przebili. To nie byli grzeczni chłopcy. W ich muzyce był brud, improwizacja. Potem był Hendrix, Led Zeppelin, Eric Clapton. Później zaczęli kręcić mnie jazz-rockowi gitarzyści - John Scofield, Mike Stern, Joe Pass. Wśród moich idoli był też geniusz Miles Davis i Tomasz Stańko.


| HISTORIA |

Wojciech Rapa zaczął grać w zespole Święci. To było po Nieznanych i Demonach. Ale rock’n’roll nie pasował ówczesnym władzom. Trzeba było wymyślać inne nazwy, określając muzykę graną przez młodzież. Franciszek Walicki, który jest nazywany ojcem big beatu, przeglądając francuskie pismo zobaczył właśnie tę nazwę – big beat. Przez całe lata bawił się z władzą w kotka i myszkę. Wymyślał nazwy zespołów, które podobały się partii. Mocne uderzenie to też jego pomysł.

Co się działo w tym Szczecinie… Jacek Nieżychowski wymyślił, że Szczecin będzie miał swój festiwal muzyczny. Tak w 1962 roku narodził się Festiwal Młodych Talentów. Pierwsza edycja trwała trzy dni, do eliminacji dopuszczono wyłącznie amatorów, a wiek wykonawców rzadko przekraczał 20 lat. Debiutująca Karin Stanek miała wówczas 16 lat. Przesłuchaniom, które odbywały się na estradzie nad jez. Głębokim, towarzyszyły liczne atrakcje związane z odbywającymi się w tym czasie Dniami Morza, m.in. widowiskowy korowód prowadzony ulicami miasta z udziałem 800 gitarzystów. Oficjalne otwarcie konkursu odbyło się na stadionie Pogoni, dalsze koncerty miały miejsce na terenie kortów tenisowych przy al. Wojska Polskiego. W kategorii zespołów główną nagrodę zdobyli Niebiesko-Czarni. Do grona najlepszych solistów zaliczono: Jerzego Barnkiewicza, Annę Cewe, Wojciecha Gąssowskiego, Ryszarda Kanię, Wojciecha Kędziorę, Helenę Majdaniec, Jerzego Malota, Sławę Mikołajczyk, Elżbietę Nycz, Grażynę Rudecką, Karin Stanek, Marka Szczepkowskiego, Jacka Ukleję, Jerzego Wiesbecka i Czesława Wydrzyckiego. Drugi festiwal nie miał z przyczyn organizacyjnych tak spektakularnego przebiegu, jak wcześniejszy, ale również wypromował wielu utalentowanych muzyków. Wystąpili m.in.: Mikrusy, Fasolki, Niebieskie Błyskawice, Złote Struny, Żółto-Czarni, Tony (zwycięzca w kategorii zespołów), Chochoły, Kon-Tiki, Yeti i Alabama. W Złotej Dziesiątce znaleźli się: Szymon Beszlag, Zenon Bubarz,

Halina Frąckowiak, Irena Grottman, Jerzy Jagusik, Kazimiera Sobczyk, Zdzisława Sośnicka, Barbara Stęporek, Lidia Szydłowska, Marianna Wróblewska. Nagrodzono także duety, w tym Mirę Kubasińską i Tadeusza Nalepę. Niestety, Władysław Gomułka bardzo się wówczas zdenerwował i złowieszczo pytał, co się dzieje w tym Szczecinie! Na trzecią edycję nie było już zgody. - Gdyby odbyła się trzecia edycja Festiwalu Młodych Talentów, to Festiwal Polskiej Piosenki nie byłby w Opolu, ale w Szczecinie – mówi Wojciech Rapa. - Jacek Nieżychowski miał świetne pomysły. A tak szczecińscy wykonawcy mieli pecha, żeby zaistnieć na rynku. Była Helena Majdaniec i tyle. Ewa Chmiecik na festiwalu Jazz nad Odrą zdystansowała Ewę Bem, ale to ta druga stała się popularna. W Szczecinie był też świetny zespół Następcy Tronów. Członkowie zespołu byli pochodzenia żydowskiego, więc kiedy po 1968 roku zaczęła się nagonka rozpętana przez władze, zespół najpierw był źle traktowany, a potem wyjechał z kraju. – Pamiętam, w sali filharmonii, dzisiaj należącej do urzędu miasta, odbywał się mecz bigbitowy – mówi Wojciech Rapa. - Grali Święci kontra Następcy Tronów. Mecz zakończył się remisem, chociaż wszyscy wiedzieli, że powinni wygrać Następcy Tronów, bo byli lepsi. Ale organizatorzy bali się, że w czasach nagonki na Żydów, ich zwycięstwo mogłoby doprowadzić do tego, że szczecińskie gangi zdemolowałyby salę.

Szanujmy wspomnienia Słynny lokal Sorrento został ponownie otwarty. Z tej okazji niedawno spotkali się Chłopcy z Sorrento, którzy przyjechali do Szczecina z różnych stron świata. Zagrali muzycy, którzy tutaj zaczynali karierę. - Dobrze się stało, że urodziłem się we właściwym czasie, jeśli chodzi o big beat, o Sorrento. Byłem tu. Myślę, że moimi książkami ocaliłem coś od zapomnienia w Szczecinie - kończy Wojciech Rapa.

MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 10/2017

51


| KULTURA |

# nie możesz przegapić Agressiva 69 Legenda rocka industrialnego wystąpi w Domu Kultury „Słowianin”. Zespół zaprezentuje swoje największe hity, covery Republiki oraz utwory z kultowej, pierwszej płyty „Deus Ex Machina”, od wydania której mija właśnie 25 lat. 21 października, Słowianin, godz. 19, bilety 30-40 zł

nych klasycznie, na dojrzałym etapie ich zawodowego życia, odzywa się afekt w kierunku jazzu. Tak stało się z muzykami formacji Atom String Quartet. Kiedy bowiem zapoznamy się notkami biograficznymi członków zespołu, okaże się, że wszyscy mają za sobą bogatą karierę w świecie muzyki klasycznej. Tym razem Atom String Quartet stworzy muzyczne widowisko wraz z kompozytorem, aranżerem, pianistą, dyrygentem, a także osobowością telewizyjną Adamem Sztabą. 15 października, Filharmonia, godz. 17

Happysad i goście

Chińskie retrospekcje

Atom String Quartet i Adam Sztaba Nie pierwszy raz w artystach wykształco-

52

Spotkanie tradycyjnej muzyki chińskiej i europejskiej. Z jednej strony dwa fundamentalne dla chińskiej kultury instrumenty: pipa i guzheng, z drugiej dwie odmiany wynalazku Adolpha Saxa – saksofon sopranowy i altowy (oraz trąbka). Muzycznym mediatorem zaś pomiędzy dwoma odległymi światami będzie fortepian. Repertuar koncertu składa się z utworów chińskich wykonywanych na instrumentach tradycyjnych: Moonlight of Spring River, Lyrical Fantasia, Mo Li Fen Fang, The Ambush, Yi Dance, The Butterfly Lovers. 5 października, Filharmonia, godz. 19

Po dobrze przyjętej, najnowszej płycie „Ciało Obce” oraz intensywnym okresie plenerowym, jeden z najczęściej koncertujących zespołów w naszym kraju, rusza ponownie w Polskę. Happysad jak zawsze zabiera ze sobą w trasę gości. W tej roli usłyszeć będzie można poznański Terrific Sunday oraz żywiecko - krakowski Sonbird, którego muzykę członkowie Happysad po raz pierwszy usłyszeli podczas tegorocznej edycji festiwalu Spring Break w Poznaniu. 28 października, Słowianin, godz. 19, bilety 50-60 zł

„Kłamstewka” Warszawski Teatr Kwadrat przywozi do Szczecina spektakl „Kłamstewka”. Dowcipne dialogi, jak w filmach Woody’ego Allena, to niewątpliwie mocna strona „Kłamstewek”. Autor komedii Joe DiPietro jest błyskotliwym obserwatorem relacji międzyludzkich, a w jego sztukach przejrzeć się możemy jak w zwierciadle. Przedstawienie jest debiutem reżyserskim aktora Pawła Wawrzeckiego, artysty o najdłuższym stażu pracy w Teatrze Kwadrat. Jego wieloletnie doświadczenie komedio-


| KULTURA |

przeboje tym razem w odsłonie akustycznej, która na pewno uwydatni świetność kompozycji Borysewicza i Panasewicza. 21 października, Azoty Arena, godz. 19, bilety od 59 zł

w Polsce. Okazją jest trasa promująca ich nową płytę. Album nosi tytuł „Novum” i ukazał się 21 kwietnia 2017 roku. Nagrali ją Gary Brooker (wokal, piano), basista Matt Pegg , perkusista Geoff Dunn, gitarzysta Geoff Whitehorn oraz grający na organach Hammonda Josh Phillips. Album promuje singiel z piosenką „Sunday Morning”. 13 października, Arena, godz. 19, bilety od 89 zł

Festiwal Młodych Talentów 2017 we zaowocowało prawdziwie kunsztownym i przezabawnym spektaklem. 21 października, Opera na Zamku, g. 16 i 19, bilety od 120 zł

Kult Kult to chyba jedyny w Polsce zespół, który aktywnie i nieprzerwanie gra już od 30 lat. Polscy radiosłuchacze znają doskonale utwory Kultu ze wszystkich list przebojów, np. „Piosenka młodych wioślarzy”, „Do Ani”, „Krew Boga”, „Polska”, „Parada wspomnień”, „Rząd oficjalny”, „Baranek”, „Kochaj mnie, a będę twoją”, „Gdy nie ma dzieci” i inne. Zagrali ponad 3000 koncertów. Występowali 8-krotnie w Jarocinie i wszystkich innych festiwalach oraz przeglądach w Polsce. Oprócz tego gościli na koncertach w Brazylii, Wielkiej Brytanii, Irlandii, Holandii, Niemczech, Czechach, Szwecji, Stanach Zjednoczonych. 19 października, Słowianin, godz. 19, bilety 65-70 zł

35-lecie Lady Pank Polski zespół rockowy obchodzi w tym roku jubileusz 35-lecia. Założony został w 1981 roku przez Jana Borysewicza, jednego z najbardziej cenionych polskich kompozytorów i gitarzystów. Wraz z wokalistą Januszem Panasewiczem stanowią trzon grupy, która króluje na polskiej scenie muzycznej. Z okazji jubileuszu zespół postanowił zaprezentować swoje

Ladies and jazz Bohaterki koncertu „Kobiety w jazzie” stoją już dość stabilnie na ramionach wspaniałych poprzedniczek: Elli Fitzgerald, Billie Holiday czy Sary Vaughan. Z bogatej tradycji kobiecego swingu korzysta wokalistka formacji Marita Alban Juarez Quartet. Polsko-peruwiańska formacja została założona przez Maritę i perkusistę Jose Manuela w 2011 roku. Wyrafinowany jazz zespołu, który tworzą Jose Manuel (perkusja), Dominik Wania (fortepian) oraz Andrzej Święs (bas), stanowi ciepłe i naturalne otoczenie dla aksamitnego głosu solistki. Spotkanie tych muzyków było zresztą jak… olśnienie (określenie Marity). Potrzeba było bowiem nie tylko idealnego zgrania, ale i wspólnego rozumienia tradycji muzyki afro-peruwiańskiej. Jazzowy wtorek w Filharmonii to także projekt Marilyn Mazur’s Shamania. 3 października, Filharmonia, godz. 19, bilety 30-70 zł

Procol Harum Brytyjska grupa Procol Harum, twórca niezapomnianego przeboju „A Whiter Shade Of Pale”, pojawi się na dwóch koncertach

Podczas tegorocznego Festiwalu Młodych Talentów przesłuchania konkursowe odbędą się 13 października w studiu koncertowym Radia Szczecin. Weźmie w nich udział maksymalnie 10 wykonawców. Zwycięzcę poznamy dzień później, 14 października, podczas finałowego koncertu w Arenie. Wystąpią: T-Love, Luxtorpeda, Daria Zawiałow i Romantic Fellas. 14 października, Arena, godz. 18

Maciej Maleńczuk Lulu Club zaprasza na solowy koncert Macieja Maleńczuka. Artysta nieobliczalny, zabierze swoich fanów w podróż do korzeni, czyli mocnego, szorstkiego i minimalistycznego grania. Tym samym muzyk przypomni historię, która ukształtowała jego artystyczną postać, a której początki stanowiły solowe występy na ulicach Krakowa. Nie zabraknie takich utworów jak: „Ostatnia nocka”, „Tango libido”, „Sługi za szlugi”, „Dawna dziewczyno” czy „Synu”. 8 października, Lulu Club, godz. 19, cena 65 zł

Podziel się z nami swoją opinią! Wyślij maila lub napisz do nas na FB

MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 10/2017

53


| KULTURA |

# kino w październiku Ricka Deckarda, byłego łowcy androidów, który zaginął trzydzieści lat temu.

Twój Vincent (Loving Vincent) / 2017 Eksperyment formalny, który według zapowiedzi dystrybutora zachwyca widzów na całym świecie. Pełnometrażowa animacja malarska, gdzie bohaterowie obrazów Vincenta van Gogha przedstawiają historię życia oraz tajemniczej śmierci artysty. „Twój Vincent” stawia pytania czy na pewno popełnił samobójstwo? Co się wydarzyło przez 6 tygodni od ostatniego listu van Gogha, w którym pisał, że czuje się dobrze i jest zupełnie spokojny? Każda z 65 000 klatek filmu została ręcznie namalowana, w projekcie wzięło udział 125 zawodowych malarzy z całego świata, którzy świat znany z obrazów van Gogha ożywili na ekranie.

Blade Runner 2049 / 2017

Niektórych klasyków nie powinno się dotykać, ale… dajmy szansę Denis’owi Villeneuve, który dał się już poznać w kinie (nie tylko sci-fi) jako doskonały reżyser. „Nowy początek”, „Sicario”, „Pogorzelisko” to filmy, o których długo się pamięta i równie dużo mówi. Kontynuacja kultowej pozycji z gatunku fantastyki naukowej to jedna z bardziej oczekiwanych premier roku. W filmie grają Ryan Gosling oraz Harrison Ford, odtwórca głównej roli w oryginalnym „Blade Runnerze”. A co mówią streszczenia? Oficer policji Los Angeles trafia na ukrywaną przez lata informację, która może pogrążyć resztki społeczeństwa w chaosie. Odkrycie prowadzi go do poszukiwań

Fantastyczna kobieta (Una mujer fantástica) / 2017 Orlando (Francisco Reyes) planuje urodzinową niespodziankę dla znacznie młodszej od niego partnerki, Mariny (Daniela Vega). Prezent wręcza jej podczas romantycznego wieczoru, który para spędza w Santiago na kolacji i tańcach. Po powrocie do mieszkania mężczyzna nieoczekiwanie słabnie. Marina zabiera go do szpitala, gdzie musi skonfrontować się z rodziną Orlanda, a także z wrogo nastawioną służbą zdrowia i policją. Wskutek tragicznych wydarzeń będzie musiała



zawalczyć o prawo do swoich uczuć, godności, a nawet przeżywania żałoby.

McEnroe, porywczy i wybuchowy, zdeterminowany, by zająć miejsce swojego dotychczasowego idola. Jaką cenę może mieć sukces?

jednak odkrywa prawdziwe intencje Xolaniego i kwestionuje sens całego rytuału.

Łagodna (Krotkaya) / 2017 Kobieta o przykuwającej uwagę, spokojnej twarzy (Wasilina Makowcewa), dostaje zwrot listów, które wysyłała do męża przebywającego w więzieniu. Wyrusza w drogę, aby dowiedzieć się o jego losach. Wszelkie informacje, które stara się zdobyć, okazują się jednak „tajemnicą państwową”. Postanawia w końcu pojechać sama do uwięzionego.

Borg/McEnroe. Między odwagą a szaleństwem (Borg vs. McEnroe) / 2017 Wimbledon 1980. Cały świat wstrzymuje oddech – rozpoczyna się finałowy mecz. Björn Borg, najlepszy tenisista na świecie, będzie bronił po raz piąty tytułu mistrza. Chłodny, opanowany i skuteczny – jest ulubieńcem publiczności. Nikt jednak nie wie o dramacie rozgrywającym się poza kortem: niespełna 24-letni tenisista jest fizycznym i psychicznym wrakiem, wyniszczonym przez mordercze treningi, które rujnują także jego życie prywatne. Przeciwnik Borga to 20-letni John

Inxeba. Zakazana ścieżka (The Wound) / 2017 W niektórych rejonach RPA do dziś praktykuje się rytuał męskiej inicjacji, którego przebieg jest ściśle strzeżoną tajemnicą. Jednym z jej strażników jest Xolani, który raz do roku wraca w rodzinne strony i jako mentor pomaga młodym uczestnikom obrzędu. Jego nowy podopieczny, Kwanda, na co dzień żyje w mieście i ma niewiele wspólnego z tradycjami swoich przodków. Pod presją ojca zgadza się wziąć udział w ceremonii. Szybko



| MUZYKA |

10 albumów na październik by Jarek Jaz (MM Trendy) & Milena Milewska (Radio Szczecin)

Kink Gong Tibetan Buddhism Trip (Akuphone) Muzyczny eksperymentator Laurent Jeanneau od lat uwiecznia kulturę przeróżnych mniejszości etnicznych. Zarejestrował dotąd - w różnych częściach świata - ponad 160 albumów. Materiał, który Kink Gong zbiera podczas długotrwałych sesji nagraniowych, przetwarza, prezentując następnie w postaci niezwykłych dźwiękowych mozaik. Nagrania z Tybetu i Yunnan (Chiny), powstały w latach 2006 – 2013, zaś artysta zmasterował je w 2016 roku w Berlinie. „Tibetan Buddhism Trip” to dwa kilkudziesięciominutowe utwory, gdzie tradycja z Tybetu spotyka się z nowoczesną elektroniką. Łączą śpiew tybetańskich mnichów, brzmienia gongów, dzwonków, cymbałów i brawurowych wykonań na instrumentach perkusyjnych. Wszystko na gęstym, elektronicznym tle spowitym kawalkadą sampli, wokalnych mantr i hipnotycznych dronów. Lepiej otwórzcie się na ten trans i zanurzcie w kulturze, która od lat tępiona jest przez oficjalne, chińskie władze.

Mount Kimbie Love What Survives (Warp) Mount Kimbie debiutowali przed siedmioma laty, a do nazywania muzyki przez nich wykonywanej używano określenia: post-dubstep. Dziś mało kto o nim pamięta, zaś z roku na rok i albumu na album londyński duet radzi sobie coraz lepiej, jak ognia unikając gatunkowych ram. Dzięki temu ich trzecia płyta to wędrówka poprzez postpunk, krautrock, melancholijną elektronikę, shoegaze, hammondowego bluesa w rytmach prostej perkusji

58

i ciepło brzmiącego (żywego) basu. Do tego bogaty zestaw gości przy mikrofonach, którzy do doskonałych kompozycji wkładają całą swoją energię i charakter. I tak jako pierwszy pojawia się King Krule, wykrzykujący swoje wersy do motorycznego „Blue Train Lines”. Chwilę później mamy melodyjne „Marylin” z udziałem Micachu i „You Look Certain”, w którym śpiewa Andrea Balency, nawiązujące delikatnie do dokonań Slowdive czy Stereolab. W dwóch kompozycjach pojawia się James Blake, sącząc swoje kastratyczne smutki w bluesowym „We Go Home Together” i nastrojowym „How We Got By”. A to zaledwie połowa albumu. Drugą stanowią produkcje instrumentalne, doskonale uzupełniające zestaw z wokalistami. Bez wątpienia będzie to jeden z moich albumów roku.

elementy, do których przyzwyczaili nas QOTSA na swoich poprzednich albumach plus ten akcent, który może niekoniecznie spodobać się rockowym purystom w bandanach, ale na pewno przyciągnie Homme’owi nowych fanów. Zadowoleni powinni być także wielbiciele Davida Bowie, Led Zeppelin, Igyy Popa oraz kilku innych muzycznych toposów, obecnych tu duchem i brzmieniem. Królowa na baletach to naprawdę dobra rzecz.

Ra Arkestra - Phil Cohran and the Artistic Heritage Ensemble. Rap (lub coś, co stanowi jego wczesną wersję), spirituals jazz, funk i soul przewijają się tu non stop, stanowiąc platformę dla kształtującej się w latach 60. fali w muzyce i sztuce, związanej z kulturową emancypacją Afroamerykanów. Lektura obowiązkowa dla społecznych antropologów, fanów hip hopu (który bez tych dźwięków nie miałby prawa zaistnieć) oraz muzycznych diggerów, bo wygrzebanie płyt z tymi numerami wcale nie należy do prostych. Dziękujemy ci Soul Jazz Records.

Neurosis The Word As Law (Remastered) (Neurot Recordings)

Queen of the Stone Age Villains (Matador)

Soul Of A Nation

Jaką receptę ma Josh Homme na trudne czasy, bałagan w światowej polityce, kryzys rocka (trwający zresztą od lat) i inne smutki? Prostą. Mówi: zabawmy się. Zatańczmy. Dlatego do produkcji siódmego albumu zaprasza jednego ze współczesnych Midasów, potrafiących obchodzić się z konsoletą – Marka Ronsona. Ten współtwórca sukcesu Amy Winehouse, piewca lat 80., hip hopowy didżej przepuszcza riffy Homme’a i ekipy przez swoje studio, w efekcie czego co fajniejsze klubowe parkiety mogą zapełnić się od par wirujących w rytm „The Way You Used To Do”. Jest mocno, solidnie i seksownie, ale bez zbędnych kantów, zaś królewskie „desert sound” zostało odpowiednio przesiane z niepotrzebnych ziaren pustynnego piasku za pomocą magicznych zdolności Ronsona. Mamy tu więc wszystkie

Afro-Centric Visions in the Age of Black Power - Underground Jazz, Street Funk & The Roots of Rap 1968-79

(Soul Jazz) Afroamerykańska duma kształtującej się świadomości społecznej w muzycznej pigułce, która premierę miała całkiem niedawno w londyńskiej Tate Modern, gdzie szeroko prezentowano zbuntowaną czarną sztukę drugiej połowy XX wieku. Kompilacja zaczyna się dość znaną i oczywistą, co wcale nie znaczy, że słabą propozycją – „The Revolution Will Not Be Televised” Gil-Scotta Herona znają wszyscy, a im dalej, tym z rzadszymi perłami czarnej kultury będziemy mieć do czynienia. Jest zmysłowy, funkowy „Red, Black and Green” Roy Ayers Ubiquity, po nim afrojazzowy hołd Malcolmowi X oddaje jeden z członków ekipy Sun

Oryginalne wydanie drugiej płyty Neurosis ma już 27 lat. To dzika, agresywna muzyka, stanowiąca zaledwie preludium do tego brzmienia, którym zespół zasłynął później, począwszy od albumów „Souls at Zero” czy „Enemy of the Sun”. Co nie oznacza, że dźwięki z „The Word as Law” należałoby odłożyć na półkę. Muzycy formacji postanowili przypomnieć światu to hardcore’owe wydawnictwo, dające wgląd w to, jak hartowała się stal, a neurozy zaczęły dopiero nabierać kształtu i drążyć post-metalową scenę. Próbując przypomnieć sobie doświadczenia z Neurosis sprzed lat, chętniej sięgałem jednak do ich ikonicznych, późniejszych wydawnictw, „The Word as Law” traktując tylko jako wstęp do geniuszu muzyków z Kaliforni. Jak płyta brzmi po latach? Punx not dead! Świeżo, ostro, wściekle. Pobudza apetyt na pogrzebanie w starych kawałkach Amebix czy Discharge, a na pewno powoduje chęć powrotu do całej dyskografii Neurosis. I to na kolanach.


| MUZYKA |

Daniel Caesar Freudian (Golden Child) Daniel Caesar przyznał kiedyś, że bywa nieobecny duchem i często śni na jawie - po „Freudian” jestem w stanie w to uwierzyć. Na debiutanckiej płycie Daniel kontynuuje to, co zaczął na epkach, czyli wkłada w swoje kompozycje dużo subtelności i pięknie wyśpiewanych emocji. Tak jak wielu artystów, Caesar stawiał swoje pierwsze kroki, występując w kościele, ale w przeciwieństwie do rówieśników nie zamienił wpływów gospel na trap, czy elektro, tylko urozmaicił nimi swoje cieple, soulowe brzmienie. Na „Freudian” znajdziemy całą paletę lekkości - od delikatnych sekcji rytmicznych, aż do momentów a capella, a nieoceniony jest tu też pierwiastek żeński. Kobiety są w tym materiale nie tylko inspiracją do tekstów - słychać je, czasami w dominujących partiach, w dziewięciu z dziesięciu utworów. Daniel ma świetny gust, bo do wspólnego śpiewania zaprosił Syd, H.E.R., Kali Uchis i CaDaRo Tribe. Ich głosy tworzą z tego albumu zapis konwersacji o miłości - te rozmowy sączą się leniwie z dźwięku na dźwięk, poruszając idealnymi harmoniami i młodzieńczą świeżością. Właśnie, nie napisałam, że Caesar ma dopiero 22 lata. Potrzebujemy na scenie takich wrażliwych, młodych chłopaków.

Bosco b. (Fool’s Gold) Płytę rozkręca startujący silnik i utwór „Adrenaline”, co mogłoby zwiastować mocny materiał z zawrotnym tempem, jednak „b.” oferuje inny rodzaj mocy - takiej, która wypływa ze szczerych tekstów i pań

pozostających w dobrej komitywie. O ile duetów damsko-męskich mamy w muzyce pod dostatkiem, to współpracujące kobiety słychać rzadziej. Bosco odwraca ten trend, nagrywając z Anną Wise, czy St. Beauty. Przekłada się to na osiem kompozycji o dojrzewaniu i nabieraniu pewności siebie, wyśpiewanych aksamitnym głosem, zawieszonym gdzieś między wokalami Solange i Aaliyah. Według Bosco to ani album, ani epka, tylko kolekcja piosenek, teledysków i gadżetów, z których nie wszystkie ujrzały jeszcze światło dzienne - dlatego nazwała „b.” ciągle toczącym się projektem artystycznym. Podobnie jest z jej stylem i karierą – cały czas ewoluuje. I tak osiem lat po wydaniu pierwszej epki, Bosco znajduje się w bardzo dobrym i wyrazistym miejscu

Tori Amos Native Invader (Decca) Wyjaśniając tytuł, Tori mówiła, że wynika on z pewnego kontrastu jako obywatelka Stanów Zjednoczonych, wokalistka łączy w sobie dziedzictwo rdzennych Amerykanów („native Americans”), ale także europejskich kolonizatorów (stąd słowo „invader” czyli najeźdźca). Amos nie sięga jedynie do korzeni Ameryki - skupia się na krytyce obecnej sytuacji politycznej i ignorancji w tematach ekologicznych, po czym do kwestii globalnych dorzuca sprawy osobiste. Odwołaniom do Matki Natury wtóruje załamanie stanem zdrowia matki po ciężkim wylewie - „Mary’s Eyes” to chyba najbardziej poruszający moment tego krążka. Zachwyca też „Reindeer King” - jednak Tori i pianino to najlepsze połączenie, a orkiestralna aranżacja staje się wisienką na torcie. Trochę mi tęskno do Amos sprzed lat - do odwagi „Crucify”,

czy surowości „Precious Things”, ale i tak jest dobrze. To intymna, elegancka i subtelnie zaśpiewana płyta. Przy tym posępna i wiejąca chłodem - jesienna, może i zimowa. No nic, jesień nadeszła, ale taką jesień można przeżyć.

Natalia Przybysz Światło nocne (Warner Music Poland)

Leikeli47 Wash & Set (Hardcover LLC & RCA) Nie mówi, jak się nazywa, ani ile ma lat. Wiemy tylko, że rapuje i pochodzi z brooklyńskiej dzielnicy Bedford–Stuyvesant w Nowym Jorku. Kilka kroków dalej dorastał Notorious B.I.G. - jej wielki idol. Wiemy też, że nie pokazuje twarzy, zakrywając się maską, bo jak twierdzi: „płeć, wygląd, czy kolor są nieważne, to tak jakbym mówiła: bawcie się, tańczcie, a na mnie nie patrzcie”. I ta zabawa trwa nieprzerwanie od 2012 roku, kiedy to ukazał się jej pierwszy mixtape - w tym czasie udało jej się zainteresować wielu muzyków, m.in. Diplo, Skrillexa i Jay’a-Z i w końcu trafia do nas długogrający debiut. Słowa są tu celnie rzucane na minimalistyczne i gnające do przodu bity (zaczepne „Attitude” przypominające energię Missy Elliott, czy oldskulowe „Miss Me”), ale Leikeli47 potrafi też zwolnić i zaśpiewać, jakby była trochę drapieżniejszą, hip-hopową siostrą Jhené Aiko („Ho”). Podkreśla przy tym, że chodzi jej tylko o rap i wolność - dlatego nie chce nas niczym rozpraszać. I może rzeczywiście - w świecie, w którym by wypłynąć trzeba pokazać jak najwięcej (ciała i prywatności), jej uda się wyróżnić zakryciem wszystkiego poza przekazem i muzyką.

„Mam bogaty świat wewnętrzny” przyznaje Natalia Przybysz, po czym rozpędza emocjonalny rollercoaster bardzo osobistych przemyśleń, wątpliwości, ale też smutku (w końcu mamy tu dużo bluesa). Nie brakuje także rockowej energii (żywiołowa „Mandala” wykonana z siostrą, czy utwór tytułowy, który nucę od momentu premiery klipu kręconego w Filharmonii w Szczecinie). Za doskonałą warstwę muzyczną odpowiada dokładnie ta sama ekipa, która pracowała nad poprzednią płytą „Prąd”, a naturalność i wrażenie grania na żywo zawdzięczamy temu, że partie wokalne były rejestrowane razem z instrumentami, bez dogrywek. Za to w tekstach jasność jest często zestawiana z mrokiem - lśnienie w świetle dnia, tytułowe światło nocne, czy zaglądanie w ciemność przed zaśnięciem. Jednak to światło zwycięża - Natalia lśni świetnymi tekstami, bezkompromisowością i autentycznością.

MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 10/2017

59


| ZDROWIE |

Ustrzec się nerwicy, czyli pokonać lęk Mimo że strach i lęk są nieodłącznym elementem naszego życia i pełnią ważną funkcję - sygnalizują niebezpieczeństwo, czasami mogą wymknąć się spod kontroli. Co jeśli towarzyszą cały czas, nie ustępują? Wtedy mamy do czynienia z nerwicą. TEKST ANNA FOLKMAN

- Nerwica to grupa zaburzeń, w której objawem dominującym jest lęk – mówi Anna Ochman, psychoterapeutka. - Zalicza się do nich zaburzenia lękowe w postaci fobii, zaburzenia obsesyjno-kompulsyjne (nerwica natręctw), reakcje na ciężki stres i zaburzenia adaptacyjne, inne zaburzenia lękowe (m.in. ataki paniki). Dzięki tym dwóm emocjom pojawiają się odruchy obronne, takie jak: ucieczka, walka bądź atak, które umożliwiają poradzenie sobie z trudną sytuacją. Problem pojawia się wtedy, gdy mimo braku zagrożenia lęk nie ustępuje, a osoba wpada w błędne koło odczuwanych dolegliwości. Osoba, która cierpi na nerwicę, odczuwa silny nieuzasadniony lęk, niepokój i napięcie, którym towarzyszą objawy somatyczne, takie jak: bóle i zawroty głowy, bóle brzucha i żołądka, wymioty, bóle i kołatanie serca, nagłe uderzenia gorąca, bóle kręgosłupa, drżenie kończyn. W sferze poznawczej obserwuje się występowanie problemów z koncentracją i zaburzeń pamięci, pojawienie się natrętnych myśli, przymus powtarzania tych samych czynności. Wspomniane symptomy towarzyszą każdej zdrowej osobie w sytuacji stresu lub lęku, jednak u osób cierpiących na zaburzenia nerwicowe ich nasilenie jest tak duże, że utrudnia codzienne funkcjonowanie. Wraz z zaburzeniami nerwicowymi mogą pojawić się zaburzenia równowagi, zaburzenia seksualne, bezsenność, depresja. Osoby cierpiące na nerwicę błędnie interpretują rzeczywistość, co powoduje, że przeżywany lęk jest nieadekwatny do rzeczywistego zagrożenia (bądź jego braku). Nerwica rozwija się zatem przede wszystkim jako efekt nieumiejętnego radzenia sobie z wewnętrznymi problemami i życiowymi trudnościami. - Na zaburzenia nerwicowe cierpią zarówno mężczyźni, jak i kobiety. Zachorowalność przypada najczęściej u osób pomiędzy 25

60

a 45 rokiem życia – dodaje psycholog. - Okazuje się, że prawie co trzeci lub czwarty Polak przynajmniej raz w swoim dorosłym życiu doświadcza zaburzeń nerwicowych pod postacią nagłych ataków paniki bądź ciągłego stanu niepokoju i lęku, które może objawiać się intensywnym zamartwianiem się oraz uczuciem smutku i niechęci do życia. Wśród osób zgłaszających się do mnie po pomoc, najwięcej jest właśnie tych cierpiących na zaburzenia nerwicowe. Często zdarza się tak, iż pacjenci kierowani są przez lekarzy różnych specjalności, gdyż mimo dobrego zdrowia fizycznego dolegliwości bólowe nie ustępują. Tak, jak w przypadku innych zaburzeń psychicznych, nie ma pewności co do przyczyn nerwicy. Pojawienie się zaburzeń nerwicowych jest tłumaczone zarówno czynnikami biologicznymi, jak i psychospołecznymi. - Większe prawdopodobieństwo wystąpienia zaburzeń nerwicowych pojawia się wtedy, gdy osoba doświadcza długotrwałego stresu, przemęczenia, traumatycznych przeżyć lub urazów psychicznych. Nie każda osoba doświadczająca trudnych sytuacji życiowych cierpi na zaburzenia lękowe, gdyż znaczenie ma zarówno rodzaj i siła urazu, lecz także cechy osobowości danej osoby i odporność układu nerwowego – zauważa Anna Ochman. - Skuteczną metodą leczenia każdego rodzaju zaburzenia nerwicowego jest psychoterapia. Psychoterapia umożliwia zrozumienie indywidualnej przyczyny zaburzenia oraz dokonania zmiany, która pozwoli zapobiec wystąpieniu dolegliwości w przyszłości. Dzięki przerwaniu błędnego koła lęku pacjent zaczyna odzyskiwać kontrolę nad swoimi emocjami. Kolejną skuteczną metodą leczenia jest farmakoterapia. W celu szybszego uzyskania efektu można stosować obydwie metody jednocześnie. Ważne, żeby pamiętać, iż leki powodują ustąpienie objawów, natomiast psychoterapia pozwala wprowadzić zmiany w myśleniu i zachowaniu pacjenta. Jak zapobiegać nerwicy? Podstawą w radzeniu sobie ze stresem jest zapewnienie sobie odpowiedniej ilości odpoczynku, rozwijanie sposobów na rozładowanie codziennych napięć oraz szukanie wsparcia w swoim środowisku. W sytuacji nieradzenia sobie z trudnymi czy traumatycznymi zdarzeniami warto szukać pomocy u specjalisty.



| ZDROWIE |

62


| ZDROWIE |

Zadbane oczy w każdym wieku Często pomimo prawidłowej pielęgnacji nie jesteśmy zadowolone ze stanu skóry wokół oczu. Ta okolica najszybciej się starzeje zdradzając wiek kurzymi łapkami, zmarszczkami, opuchlizną i innymi defektami. Skóra w tych okolicach często jest na tyle cienka, że uwydatnione są naczynia krwionośne, a co za tym idzie zmienia się koloryt skóry pod oczami. Ze zmarszczkami wokół oczu najlepiej poradzi sobie toksyna botulinowa, która blokując zakończenia nerwowe pozwoli odpocząć skórze od bruzd. Cienie, dolina łez i głębokie ubytki tkanki powodują wygląd stale zmęczonej twarzy. Zmiany te nazywane są tzw. doliną łez. Osoby cierpiące na tą przypadłość wyglądają na zmęczone i starsze niż są w rzeczywistości, a problem dotyka też osoby młode. Najpopularniejszym rozwiązaniem jest użycie

wypełniacza. Można zastosować preparat na bazie usieciowionego kwasu hialuronowego, który wypełni tą przestrzeń. Efekt jest natychmiastowy, a utrzymuje się ok. półtora roku. Kolejnym zabiegiem chętnie wykonywanym z racji jego małej inwazyjności jest seria zabiegów laserowych. Zabieg polega na stymulacji skóry wiązką laserową, co powoduje zwiększenie produkcji kolagenu i ujędrnienie tej okolicy. Niektóre gabinety mają w ofercie mezoterapię okolic oka - ma on zastosowanie w leczeniu płytkich zmarszczek i przebarwień. Zacznijmy dbać o nasze oczy w odpowiedni sposób, a odwdzięczą się one wypoczętym spojrzeniem. O skórę powiek należy dbać każdego dnia. Absolutną podstawą pielęgnacji jest usunięcie makijażu przed nocnym wypoczynkiem. Dzięki prawidłowej pielęgnacji i odpowiednio dobranym kosmetykom możemy odwlec wizytę w gabinecie chirurgii plastycznej nawet o kilka lat.

FOTO: archiwum Klinika Chirurgii Plastycznej Beauty Group www.artplastica.pl

tel: 91 454 04 42 | www.estetyczna.artplastica.pl

MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 10/2017

63


| ZDROWIE |

Chirurgia estetyczna bez tajemnic Rozmowa z dr Anną Aseńko, specjalistką chirurgii ogólnej i chirurgiem plastycznym z Centrum Medycznego Dom Lekarski.

Często posługujemy się wymiennie określeniami chirurgia plastyczna i medycyna estetyczna. Czym różnią się te dwa pojęcia? Kiedy właściwie możemy je stosować?

sie piersi, zarówno zmniejszające jak polegające na wszczepieniu implantów. Jak widać pojęcia medycyna estetyczna i chirurgia plastyczna, to dwa zupełnie różne pojęcia.

- Medycyna estetyczna to dział medycyny, który ma za zadanie przeciwdziałać objawom starzenia i wpływać na poprawę wyglądu pacjenta poprzez działania w stosunkowo małym stopniu inwazyjności. W jej zakres wchodzą m.in. zabiegi mające na celu zapobieganie bądź likwidację zmarszczek, poprawę jakości skóry, jej napięcia, redukcję różnego rodzaju blizn i rozstępów. W zakres medycyny estetycznej wchodzą również zabiegi korygujące wygląd – np. zabiegi z użyciem kwasu hialuronowego służące do modelowania twarzy, konturu i wielkości ust. Jednak wszystkie te zabiegi nie są związane z działaniami chirurgicznymi. Chirurgia plastyczna to szeroki dział medycyny. W zakres chirurgii plastycznej, jako specjalizacji lekarskiej, wchodzą zabiegi rekonstrukcyjne, operacje mikrochirurgiczne, leczenie oparzeń, chirurgia ręki oraz oczywiście ta najczęściej kojarzona z chirurgią plastyczną chirurgia estetyczna. W ramach chirurgii estetycznej wykonujemy operacje, które u potencjalnie zdrowej osoby służą poprawie jej wyglądu, a tym samym przykładają się do poprawy samopoczucia. Przykładowo są to: plastyka powiek, lifting twarzy i szyi, wszelkie zabiegi korekcyjne w zakresie wyglądu nosa, uszu, liposukcja, plastyka powłok jamy brzusznej oraz operacje w zakre-

Czy chirurgia estetyczna wciąż jest tematem tabu? Czy dziś jej powszechność sprawiła, że ludzie nie boją się otwarcie mówić „poprawiłem sobie to i to”?

64

- Myślę, że raczej większość ludzi woli być uważanymi za ładnych, dlatego, że tacy są, a nie ponieważ chirurg poprawił „to i tamto”. Jest to jak najbardziej normalne zachowanie. Chyba każdy z nas wolałby usłyszeć „ ale ładnie wyglądasz, jakoś tak młodziej, świeżej, byłaś na urlopie, schudłaś?”, aniżeli „chyba coś sobie zoperowałaś”. Oczywiście poprzez upowszechnienie operacji estetycznych czy nawet różnego rodzaju programy telewizyjne, łatwiej nam jest przyznać się do poprawy wyglądu przy pomocy różnych gałęzi medycyny. Wydaje mi się jednak, że większość z nas woli aby otoczenie uważało, że to natura nam nie poskąpiła swoich łask. Dlatego tak ważne jest, aby uzyskane efekty były naturalne, a nie aby już z daleka widać było ingerencję chirurga lub lekarza medycyny estetycznej. Kiedyś usłyszałam bardzo ładne zdanie: to co widzimy jako osoby „poprawione” to są porażki medycyny estetycznej i chirurgii plastycznej, sukcesów nie widać bo wydają się nam one naturalne. Chirurgia estetyczna jest dziedziną,

która bardzo szybko się rozwija, jakie zmiany w przeprowadzaniu zabiegów są tymi najistotniejszymi dla pacjenta? - Podstawowe zasady chirurgiczne pozostają niezmienne. Natomiast ze względu na szerokie zainteresowanie tą dziedziną medycyny mamy dostęp do coraz bardziej nowoczesnych materiałów. Można to zaobserwować na przykładzie implantów piersi. Czołowi producenci prześcigają się w staraniach, aby były one coraz doskonalsze. Zarówno jeśli chodzi o ich naturalność w dotyku i ruchu jak również jeśli chodzi o bezpieczeństwo stosowania. Obecnie gama implantów poszerza się pod kontem dostępnych kształtów, rodzajów powłok, czy też konsystencji użytego żelu silikonowego. Temat implantów, to temat który zawsze budzi wiele emocji. Jak bardzo popularny jest ten zabieg? Jak zmienił się w ostatnich latach? - Niezmiennie od wielu lat jest to najbardziej popularny zabieg z zakresu chirurgii estetycznej. Jak mówiłam wcześniej ze względu na znaczne zainteresowaniem mamy do dyspozycji coraz to szerszą gamę coraz bardziej nowoczesnych implantów. Obecnie dostępne są na rynku implanty o dużej miękkości dzięki czemu udaje się uzyskać efekt „falowania biustu” zbliżony niemalże do naturalnego, a tym samym w dotyku również bardzo naturalny. Sama technika zabiegu nie uległa znaczącym zmianom. Mamy tutaj do wyboru tradycyjną


| ZDROWIE |

technikę polegającą na wszczepieniu implantu pod fałdem piersiowym, metodę wprowadzenie implantu z nacięcia w okolicy pachy, bądź inne rodzaje cięcia, kiedy poza wprowadzeniem implantu konieczny jest zabieg dodatkowej plastyki piersi. W zależności od rodzaju piersi, rodzaju sylwetki oraz oczekiwań pacjentki, trzeba indywidualnie dobrać rozmiar, kształt oraz projekcję implantu jak i również dostosować technikę operacji do tych warunków. Czy są dziś zabiegi, o których możemy powiedzieć, że są modne? Jakie zabiegi najczęściej wykonywane są w Domu Lekarskim? - Jeśli chodzi o większe zabiegi chirurgiczne, jest to właśnie wszczepienie implantów piersi. Stosunkowo często Panie również są zainteresowane możliwościami zmniejszenia lub samego podniesienia piersi. Również Panowie zgłaszają się na operacje piersi. Chodzi o usunięcie nadmiaru tkanki tłuszczowej, przerośniętego gruczołu piersiowego lub po prostu nadmiaru wiotkiej skóry pozostałej po intensywnym odchudzaniu. Bardzo popularne są zabiegi plastyki powiek. Jest to zabieg wykonywany zazwyczaj w znieczuleniu miejscowym, stosunkowo krótki, a chwilę po zabiegu pacjent może udać się do domu. Również często wykonywane są zabiegi z zakresu medycyny estetycznej z wykorzystaniem toksyny botulinowej lub kwasu hialuronowego. Są to zabiegi mało inwazyjne, nie wymagają one okresu rekonwalescencji. Pacjent bezpośrednio po wyjściu z gabinetu może udać się do swoich codziennych obowiązków. Należy jednak pamiętać, że wszelkie metody mają swoje ograniczenia i nie wszystkie problemy jesteśmy w stanie rozwiązać przy pomocy metod mało inwazyjnych i chcąc uzyskać pożądany, naturalny efekt czasem konieczna jest już ingerencja chirurgiczna. Chirurgia plastyczna w wielu przypadkach, to także zabiegi, które po-

magają odzyskać właściwy wygląd ludziom po różnych wypadkach. Kiedy i jak ta dziedzina może pomóc w powrocie do normalności? - Chyba najczęstszymi zabiegami mającymi na celu pomóc w powrocie do normalności to rekonstrukcje piersi u pacjentek po leczeniu nowotworu gruczołu piersiowego. Natomiast najbardziej spektakularny zakres chirurgii plastycznej to replantacje. Np. jeśli w wyniku urazu dojdzie do utraty palca, ręki czy fragmentu skóry głowy, to za pomocą technik mikrochirurgicznych można podjąć próbę ponownego przyszycia tych „utraconych części” . Chciałam zaznaczyć, ze niestety nie zawsze jest to możliwe. Chirurgia plastyczna pomaga również korygować bardziej odległe następstwa różnych urazów. Począwszy od redukcji i poprawy wyglądu różnego rodzaju blizn, poprzez wykorzystanie tkanek i części naszego własnego orga-

nizmu, które występują w charakterze „części zamiennych”. Oczywiście należy pamiętać, że nie jesteśmy cudotwórcami i to, że chirurgia plastyczna jest w stanie zaoferować poprawę, ale nie oznacza, że jesteśmy w stanie uzyskać dokładnie taki stan, jaki był przed wypadkiem.

Dom Lekarski Centrum Medyczne w Piastów Office Center Al. Piastów 30, Szczecin tel. 91 469 22 82 www.domlekarski.pl

MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 10/2017

65




| ZDROWIE |

W życiu można być szczęśliwym. Można żyć bez depresji. W naszej szerokości geograficznej okres zimowo-wiosenny sprzyja stanom obniżenia nastroju. Składa się na to i aura i wyczerpanie wydarzeniami kalendarzowymi. TEKST ANNA FOLKMAN

- Trudny okres w roku czas zaczyna się od 1 listopada. Potem mamy mikołajki, święta, sylwestra, walentynki. Porównanie tego, co wtedy oferuje nam świat na zewnątrz - reklamy szczęśliwej rodziny, dobrych związków, szczęśliwych relacji itd., z tym co jest wewnątrz nas, powoduje ogromne napięcie, poczucie, że nie spełniamy się, że jesteśmy nie tacy, jak moglibyśmy być – mówi Anna Borkowska, psychoterapeutka. - Warto zatem szczęście znajdować w sobie, a nie w czymś na zewnątrz, a już na pewno nie w wyobrażeniach na temat świata. Na szczęście dziś zmieniło się podejście do depresji. Ludzie nie deprecjonują już

problemu obniżonego nastroju i zrozumieli, że warto w życiu zadbać o komfort i szczęście. Zwiększyła się świadomość, zaczęliśmy też mieć odwagę do tego, by troszczyć się o to szczęście. Mniej jest już postaw osób, które mówią, że: „Tak po prostu jest...”,„Takie jest życie”, niewiele jest osób, które godzą się z nieszczęściem. Kiedy wiemy, że mamy do czynienia z depresją? - Wskaźnik najważniejszy dla chorego to subiektywne poczucie nieszczęścia – dodaje psychoterapeutka. - Sytuacja, kiedy rano się budzi i czuje, że nie ma siły na to, żeby żyć. Myśli samobójcze, strach przed wyjściem z łóżka, brak poczucia satysfakcji – wymienia Anna Borkowska. - W życiu wydarzają się nam różne rzeczy, ale to nie są powody do tego, by rezygnować z walki o ciąg dalszy. Często jednak jest tak, że ci którzy chorują, nie widzą swojej choroby. Być może otoczenie nie daje prawa nazwać obniżonego nastroju chorobą. W pracy uważają, że to zachowania, które mają służyć uniknięciu konsekwencji zawodowych. A niestety choroba rozwija się, zajmuje coraz więcej

części życia i odbiera coraz to nowe obszary- radości, satysfakcji. Psychoterapeuta wspiera w rozwoju (bo kryzys psychiczny, oprócz tego, że rani może także rozwijać), daje zielone światło do wyrażenia trudnych uczuć, wspiera i jest blisko. Pokazuje jak pacjent może sam nauczyć się chronić i budować swoje szczęście. - I co najważniejsze, nie chodzi o to, by poradzić sobie raz, ale by już zawsze w kryzysowej emocjonalnej sytuacji wiedzieć, jak z niej wybrnąć, jak ją przetrwać bez strat dla dalszego rozwoju. Pacjent odkrywa, jakie znaczenie ma myślenie oparte o „tu i teraz” w miejsce tak do niedawna cenionego „myślenia pozytywnego” czy „myślenia negatywnego”. Jeśli to forma kliniczna depresji, to należy się podeprzeć także farmakoterapią, leczeniem psychiatrycznym – zauważa Borkowska. - Leczenie jest skuteczne, bo można być w życiu szczęśliwym, można wyleczyć się z depresji, można odnaleźć szczęście.



| FINANSE |

Mieszkaj bezpiecznie

mieszkalnej zastanawiamy się czy wybrać nieruchomość nową – kupowaną od developera, czy wybrać taką, która już istnieje. Czy wybierając pierwszą opcję jesteśmy odpowiednio zabezpieczeni?

Jarosław Pawełkowicz, Menadżer ds. Rynku Hipotecznego: „FINANSET” Często, podejmując życiową decyzję na temat zakupu nowej nieruchomości

70

Pierwsza sprawa to firma, która zajmuje się budową mieszkań lub domów. Warto rozejrzeć się na rynku i sprawdzić jakie doświadczenie ma developer. Dobrze jest odwiedzić już zrealizowane inwestycje, a najlepiej porozmawiać z mieszkańcami, którzy są Klientami developera. Taką możliwość dają firmy, które mają już na swoim koncie kilka zrealizowanych przedsięwzięć developerskich. Można zatem na własne oczy zobaczyć jakość wykonanych prac, ocenić rzetelność developera i w ten sposób zwiększyć bez-

pieczeństwo transakcji. Dość często spotykam się z obawą, że kupuje się tzw. „dziurę w ziemi”. Z pomocą w takim wypadku przychodzi ustawa z dnia 16 września 2011 r. o ochronie praw nabywcy lokalu mieszkalnego lub domu jednorodzinnego (Dz. U. z 2011 r. Nr 232, poz. 1377). Wprowadza ona szereg zabezpieczeń dla nabywcy lokalu mieszkalnego lub domu. Po pierwsze developer powinien przekazać nabywcy Prospekt informacyjny, który pokazuje doświadczenie developera oraz sytuację prawno – finansową, dotyczącą konkretnej inwestycji. Taki prospekt informacyjny jest obowiązkowo załącznikiem do umowy developerskiej. Sama umowa musi być zawarta w formie aktu notarial-


| FINANSE |

nego, co również sprzyja bezpieczeństwu, gdyż w treści aktu zawarte jest roszczenie o to, by developer wybudował lokal i sprzedał go Nabywcy – roszczenie takie jest również wpisane do księgi wieczystej gruntu, na którym prowadzona jest budowa. Jednym z najważniejszych zmian w ww. ustawie jest obowiązek prowadzenia przez firmę developerską tzw. Rachunku powierniczego. Jest to rozwiązanie świetnie zabezpieczające interesy nabywcy. Wszelkie płatności na rzecz Developera trafiają na taki rachunek, natomiast Developer może uzyskać do nich dostęp tylko wówczas jeśli wykona umówiony wcześniej stan zaawansowania (rachunek otwarty) lub zakończy inwestycję (rachunek zamknięty). O weryfikację stanu zaawansowania i prawidłowość prowadzenia dba Bank, który taki rachunek prowadzi. Oznacza, to, że developer nie otrzyma pieniędzy, które wpłaciliśmy na rachunek, jeśli nie wykaże się rzetelnością i terminowością wykonywanych prac. Patrząc z punktu zaciągnięcia kredytu hipotecznego na zakup nieruchomości – za część bezpieczeństwa odpowiada nasz Bank, w którym zaciągamy kredyt. Sprawdza on Developera w swoich bazach, przed każdą wypłatą transzy – przeprowadza inspekcję, która ma za zadanie określić prawidłowość wykonywanych prac i jej zgodność z harmonogramem. Niepokój może budzić fakt, że firma developerska ma kredyt na budowę nieruchomości. Tak naprawdę jest pozytywny znak – oznacza bowiem, że Bank miał wgląd do danych finansowych developera, sprawdził go pod kątem zdolności do spłaty zaciągniętego kredytu i ocenił pozytywnie jego doświadczenie.

Jako finansiści do współpracy zapraszamy uznanych developerów, którzy gwarantują bezpieczeństwo i najwyższą jakość obsługi. Dzięki temu możemy kompleksowo współpracować na rzecz Klientów od etapu wyboru nieruchomości do finalizacji transakcji.

o dodatkowe ogniwo kontrolne, a obowiązki z tym związane miały wykonywać banki, a właściwie rzeczoznawcy przez niech powołani. Oczywiście pojawiło się ryzyko, że banki będą wstrzymywały wypłaty zgromadzonych środków, a tym samym mogą spowodować trudności finansowe po stronie Dewelopera. Ponadto kontrowersje budziły początkowo opłaty, które banki wprowadziły za prowadzenie rachunków powierniczych, a które to miały stanowić dość istotny element kosztowy. W krótkim jednak okresie czasu konkurencja wymusiła na bankach obniżenie opłat za prowadzenie rachunków powierniczych i usługi rzeczoznawców. Obecnie jest kilka banków, które wyspecjalizowały się w obsłudze rachunków powierniczych dla deweloperów, a opłaty są na akceptowalnym poziomie. Proces budowlany zyskał zaś zaufanego publicznie kontrolera oraz wyeliminował ryzyko patologii w branży.

Tomasz Druciarek Członek Zarządu Vastbouw Polska sp. z o.o. Wprowadzenie rachunków powierniczych do obrotu prawnego między Deweloperem a Klientem na mocy tzw. Ustawy Deweloperskiej z 2011 roku było niewątpliwie krokiem milowym w kierunku regulacji i normalizacji relacji pomiędzy sprzedawcą a nabywcą nieruchomości na rynku pierwotnym. Początkowo zapisy ustawy budziły sporo kontrowersji po stronie Deweloperów, a wątpliwości dotyczyły między innymi kwestii związanych z finansowaniem procesu budowlanego. Po wejściu w życie ustawy proces budowlany został wzbogacony

Obecnie wszystkie nowe inwestycje prowadzone są przy wykorzystaniu rachunków powierniczych. Klient ma możliwość sprawdzenia salda takiego rachunku, a także uzyskać informację na temat zaawansowania budowy i przebiegu odbiorów etapów przez bankowego rzeczoznawcę. To oczywiście podnosi w oczach Klientów wiarygodność nie tylko inwestycji ale i samego dewelopera. W tej perspektywie wprowadzenie rachunków należy z pewnością ocenić pozytywnie.

Grupa Finanset Sp. z o.o. Biuro w Szczecinie: ul. Jagiellońska 85/8 | 70-437 Szczecin tel. 91 311 12 09 | 729 456 639, | 530 535 298 www.finanset.pl

MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 10/2017

71


| TRENDY TOWARZYSKIE |

Bankiet na koniec Pekao Open Jubileuszowa, 25. edycja turnieju tenisowego Pekao Open Szczecin, zakończyła się sukcesem i – przede wszystkim – zadowoleniem zwolenników. Wydarzenie, tradycyjnie zamknął uroczysty bankiet. (red)

Kacper Bobala, Anna Haas, Agnieszka Nykiel-Bobala i organizator turnieju Krzysztof Bobala.

Ireneusz i Barbara Maciocha oraz Wojciech Dąbrowski.

Aleksander i Agnieszka Noska oraz Adam Grochulski.

Beata i Dariusz Wieczorek.

Foto: Andrzej Szkocki

Ivania Perez i Mariusz Łuszczewski z Exotic Restaurants.

Prezydent Świnoujścia Janusz Żmurkiewicz z żoną Zytą.

72

Wojciech i Aleksandra Patora.

Łukasz Pietsch i Robert Janowski.


| TRENDY TOWARZYSKIE |

Przedsiębiorcy i Starka W tym roku Północna Izba Gospodarcza obchodzi swoje 20-lecie. Przygotowano wiele jubileuszy i integracyjnych inicjatyw. Jedną z nich byłą Herbatka Izbowa na terenie Szczecińskiej Wytwórni Wódek Starka, która pochwaliła się wyprodukowaniem kolejnych rodzajów tego słynnego trunku. Jak ujawnił nam Sylwester Kloskowski, wiceprezes, firma już dziś przygotowuje się też do odbudowy swoich zapasów. (mdr)

100 lat awangardy w Filharmonii

Bogumił Rogowski, prezydent Business Club Szczecin oraz adwokat Waldemar Juszczak i dr Stanisław Gajda.

Foto: Andrzej Szkocki

Donata Juszczak z córką Dorotą Juszczak.

Wicemarszałek Jarosław Rzepa i Adam Łącki, prezes Krajowego Rejestru Długów.

Prof. Stefan Szydłowski i Monika Krygier, córka artysty.

Dorota Serwa, dyrektor Filharmonii im. Karłowicza.

Foto: Sebastian Wołosz

Paweł Szynkaruk z żoną oraz Andrzej Mickiewicz.

W Filharmonii zagościła wystawa jednego z największych przedstawicieli awangardy w Polsce - Stefana Krygiera, wybitnego malarza, grafika, performera oraz architekta. Obrazy i instalacje w kilku miejscach budynku mogli podziwiać szczecinianie oraz przybyli goście, m.in. córka artysty. (mk)

Maria Meyer, Zygmunt Meyer, naukowiec ZUT, Bohdan Ronin-Walknowski, artysta plastyk.

MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 10/2017

73


| TRENDY TOWARZYSKIE |

Nowy salon Mojsiuk i premiera Na początku września w siedzibie Mercedes-Benz Mojsiuk w Szczecinie-Dąbiu, przy ul. Pomorskiej 88 otwarto nowy salon Van ProCenter. Jednocześnie pokazano nowego mercedesa klasy S. I nowy salon, i nowy mercedes zrobiły szalone wrażenie na gościach. Imprezę inauguracyjną prowadził Conrado Moreno, który wraz z całą rodziną państwa Mojsiuk nie tylko pokazywał nowe wnętrza salonu i nowe auto, ale także losował nagrody dla publiczności. (bs)

Aleksandra Szczuraszek i Kamil Borowy z Mercedes-Benz Leasing.

Adwokat Waldemar Juszczak z żoną Donatą.

Zespół Autoryzowanej Stacji Obsługi Mercedes-Benz Mojsiuk.

Wojciech Brażuk i Dariusz Więcaszek z Północnej Izby Gospodarczej.

Foto: Andrzej Szkocki

Od lewej: Bogdan Kruk, Kamil Borowy, Mercedes-Benz Leasing, Christoph Stemmer, Mercedes-Benz Vans, Irena i Kazimierz Mojsiuk.

Prezentacja nowej klasy mercedesa S.

74

Donata Juszczak z Rotary Center Szczecin i Bogumił Rogowski z Business Club Szczecinie.

Irena i Kazimierz Mojsiuk.



| TRENDY TOWARZYSKIE |

Metamorfoza Studia Magenta Studio Mebli Kuchennych Magenta na rynku istnieje od 1999 roku. Firma niedawno przeszła metamorfozę, m.in. zmieniła adres i powiększyła powierzchnię użytkową. – Zmian jest wiele – mówi Magda Przybylska ze Studia Magenta. - Przystąpiliśmy do ogólnopolskiego zrzeszenia Max Kuchnie. To ogólnopolska sieć, zajmująca się kuchniami i sprzętami kuchennymi. Dzięki temu poszerzyliśmy swoją ofertę, a także możliwości. Jesteśmy też jedynym przedstawicielem w województwie niemieckiej firmy Verle Kuchen. Nowa odsłona Studia została zaprezentowana podczas uroczystego otwarcia na początku września. (am)

Studio Mebli Kuchennych Magenta.

Karolina Lewandowska, Wojciech Siudowski, Sławomir Biundulski „Beko”, Mariusz Siwak - „Top Chef”.

Jakub Gajda - „Verle Küchen”, Dawid Tomczak - „Max Kuchnie”, Edyta Piotrowska – „Magenta”.

Ewa Chądzyńska , Piotr Piotrowski - „Magenta”.

Foto: Andrzej Szkocki

Magdalena Przybylska „Magenta”, Marzena Jaroszek.

Karolina Lewandowska, Wojciech Siudowski.

76

Mira Pośrednik, Magdalena Przybylska z „Magenty”.

Ewa Chądzyńska, Piotr Piotrowski - „Magenta”, Jakub Gajda - „Verle Küchen”, Karolina Lewandowska, Wojciech Siudowski, Marzena Jaroszek.



#TU NAS ZNAJDZIESZ KAWIARNIE

• City Break CH Galaxy - 0 piętro • Costa Coffee CH Galaxy 0 piętro • Columbus Coffee CH Galaxy - 2 piętro • Starbucks Coffee CH Kaskada • So!Coffee CH Outlet, ul. Struga 42 • Columbus Coffee CH Turzyn - 0 piętro • Fabryka Deptak Bogusława 4/1 • Fanaberia Deptak Bogusława 5 • Teatr Mały Deptak Bogusława 6 • Columbus Coffee DriveUp, ul. Struga 36 • Castellari Al. Jana Pawła II 43 • Public Cafe Al. Jana Pawła II 43 • Cinnamon Garden Al. Jana Pawła II (fontanny) • Columbus Coffee ul. Krzywoustego • Columbus Coffee MEDYK” ul. Bandurskiego 98 • Orsola YogoHaus Plac Zołnierza 3/1 • Hormon Cafe ul. Monte Cassino 6 (od Piłsudskiego) • Dom Chleba al. Niepodległosci 2 • Columbus Coffee Oxygen • Corona Coffee al. Piastów 30 (Piastów Office, Budynek B) • Cafe Pleciuga Plac Teatralny 1 • Columbus Coffee Piastów 5/1/ul. Jagielońska • Coffe Point ul. Staromiejska 11 • Pasja Fabryka Smaku ul. Śląska 12 • Castellari ul. Tuwima (Jasne Błonia) • Public Cafe Podzamcze ul. Wielka Odrzańska 18 • Kawiarnia Koch ul. Wojska Polskiego 4 • Czekoladowa Cukiernia „SOWA” ul. Wojska Polskiego 17 • Starbucks Coffee (Brama Portowa) ul. Wyszyńskiego 1 • Bajgle Króla Jana, ul. Nowy Rynek 6

SALONY FRYZJERSKO KOSMETYCZNE i SPA

• Beverly Hills Akademia Urody CH Auchan • Beverly Hills Akademia Urody CH Galaxy - parter • Studio DUMA Usługi Kosmetyczne Marzena Dubicka ul. Langiewicza 23 • Studio Urody Masumi Deptak Bogusława 3 • Dr Irena Eris KOSMETYCZNY INSTYTUT ul. Felczaka 20 • Atelier Fryzjerstwa Małgorzata Dulęba-Niełacna ul. Witkiewicza 49U/9 • MASI Wielka ul. Odrzańska 30 • EXPOSE akcesoria atelier Magda Zgórska ul. Chopina 22 (1 piętro) • Imperium wizażu ul. Jagiellońska 7 • Studio Jagielońska 9 ul. Jagielońska 9 • Modern Design Piotr Kmiecik ul. Jagiellońska 93/3 • Atelier Katarzyny Klim ul. Królowej Jadwigi 12/1 • Salon fryzjerski YES ul. Małkowskiego 6 • Salon Fryzjerski Keune ul. Małopolska 60 • Studio Fryzjerskie Karolczyk ul. Monte Cassino 1/14, • Belle Femme ul. Monte Cassino 37a • Vegas Studio Fryzjerskie ul. Panieńska 46/6 • Salon Kosmetyczny GAJA ul. Wojska Polskiego 10 • Sam Sebastian Style ul. Pocztowa 7 • Cosmedica ul. Pocztowa 26 • Hair & tee ul. Potulicka 63/1 • Obssesion ul. Wielkopolska 22 • Gabinet Kosmetyczny Dorota Stołowicz ul. Mazurska 20 • Enklawa Day Spa al. Wojska Polskiego 40/2 • Cosmedica ul. Leszczynowa 23 (Rondo Zdroje)

RESTAURACJE

• Porto Grande ul. Jana z Kolna 7 • Sake Sushi al. Piastów 1 • Restauracja Aramia ul. Romera 12 • Restauracja Aramia Podzamcze ul. Opłotki 1 • Karczma Polska Pod Kogutem Plac Lotników 3 • Restaucja Dzika Gęś Plac Orła Białego 1 • Trattoria Toscana Plac Orła Białego 10 • Caffe Venezia Plac Orła Białego 10 • Chief Rayskiego 16 pl. Grunwaldzki • Stockholm Kitchen & Bar Bulwar Piastowski 1 • The Greek Ouzeri Bulwar Piastowski 2 • El Tapatio ul. Kaszubska 3 • Columbus ul. Wały Chrobrego 1 • Colorado Steakhouse ul. Wały Chrobrego 1a • Takumi Sushi Bar CH Galaxy - 2 piętro • Sphinks CH Kaskada • Restauracja Szczecin ul. Felczaka 9 • Avanti al. Jana Pawła II 43 • El Globo ul. Józefa Piłsudskiego 26 • OPERA (Na Kuncu Korytarza) ul. Korsarzy 34, Zamek • Planeta ul. Wielka Odrzańska 28 • Wół i Krowa ul. Wielka Odrzańska 20 • Bombay ul. Partyzantów 1 • Z Drugiej Strony Lustra ul. Piłsudskiego 18 • Stara Piekarnia ul. Piłsudskiego 7 • Ricoria Ristorante ul. Powstańców Wielkopolskich 20

• Plenty ul. Rynek Sienny 1 • Buddha Thai ul. Rynek Sienny 2 • Spiżarnia Szczecińska Plac Hołdu Pruskiego 8 • Pomiędzy ul. Sienna 9 • Giovanni Volpe Lodziarnia ul. Tkacka 64 • DietaBar.pl ul. Willowa 8 • Rotunda Północna ul. Wały Chrobrego 1 b • Willa West Ende al. Wojska Polskiego 65 • Willa Ogrody ul. Wielkopolska 19 • Restauracja/Hotel Atrium al. Wojska Polskiego 75 • NIEBO Wine Bar Cafe ul. Nowy rynek 5 • Bachus ul. Sienna 6 • La Passion du Vin ul. Sienna 8 • Tokyo Sushi’n’Grill ul. Rynek Sienny 3 • Bollywood Street Food, ul. Panieńska 20 • Villa Astoria al. Woj. Polskiego 66 • To i Owo restauracja, ul. Zbożowa 4

KLUBY SPORTOWE I FITNESS

• Pure Jatomi, CH Kaskada • Fitness World (Radisson Hotel) Plac Rodła 10 • Szczecińskie Centrum Tenisowe ul. Dąbska 11a • Fit Town ul. Europejska 31 • North Gym Fitness Club Galeria Północ 1 piętro ul. Policka 51 • RKF ul. Jagiellońska 67/68 • Squash na Rampie ul. Jagiellońska 69 • Marina Squash Fitness Club ul. Karpia 15 • Lady Fitness&Wellness, ul. Mazowiecka 13 • Bene Sport Centrum ul. Modra 80 • Fitness Club ul. Monte Casino 24 • Marina Club Dąbie, Yaht Klub Polska Szczecin ul. Przestrzenna 11 • Elite Sport Club Spółdzielców 8k, Mierzyn • Fitness Forma ul. Szafera 196 • Universum Fitness Club, ul. Wojska Polskiego 39a • Prime Fitness Club, ul. 5 Lipca 46

SKLEPY I SALONY MODOWE

• Salon Mody Brancewicz al. Jana Pawła II 48 • Salon Terpiłowscy CH Auchan • Salon Terpiłowscy CH Ster • Salon Terpiłowscy CH Galaxy • Salon Terpiłowscy CH Turzyn • Salon Terpiłowscy ul. Jagiellońska 16 • C.H. TOP SHOPING, ul. Hangarowa 13 • Salon Jubilerski YES CH Galaxy • Dekadekor ul. Rayskiego 18(lok U1) • Portfolio ul. Rayskiego 23/11(wejście od Jagielońskiej) • Silver Swan CH Galaxy (parter) • Swiss CH Galaxy (parter) • Van Graf CH Kaskada • La Perle - Salon Sukien Ślubnych ul. Kaszubska 58 • Trend S.C. Mierzyn, ul. Długa 4b • EBRAS.PL Pl. Żołnierza 17 • Organic Garden ul. Kaszubska 4 • Sklep Firmowy Zakładów Ceramiki Bolesławiec al. Niepodległości 3 • 6 Win ul. Nowy Rynek 3 • C.H. FALA al. Wyzwolenia 44a • Geobike CH Nowy Turzyn I piętro • Centrum Mody Ślubnej ul. Krzywoustego 4 • Sklep Vegananda ul. Krzywoustego 63 • Sklep Zdrowa Przystań ul. Monte Cassino 2/2 • Meble VIKING al. Wojska Polskiego 29 • MaxMara ul. Bogusława X 43 • KAG Meble i Światło S.C. ul. Struga 23 • MOOI wnętrza al.Wojska Polskiego 20, • BiM al. Wojska Polskiego 29 • MarcCain al. Wojska Polskiego 43 • Moda Club al. Wyzwolenia 1-3 • Beaton Aparaty słuchowe, Edmund Reduta ul. Rayskiego 40a • Boutique Chiara ul. Bogusława X 12/2 • Escada Sport ul. Wojska Polskiego 22 • B.E. Kleist Jubiler ul. Rayskiego 20/2 • DRAGON EVENT ul. Twardowskiego 18 (teren Bissmyk) • Drzwi i Podłogi VOX Sylwia Drabik ul. Santocka 39 • Centrum Finansowe JANOSIK ul. Krzywoustego 28 • Świat Rolet ul. Langiewicza 22 • Cavallo - Sklep Jedziecki ul. Przybyszewskiego 4 • Piękno Natury ul. Reymonta 3, pawilon 58 • Zielony Kram ul. Reymonta 3, pawilon 85

GABINETY LEKARSKIE I MEDYCYNY ESTETYCZNEJ

• Dom Lekarski al. Bohaterów Warszawy 42 (CH TURZYN)

• Dom Lekarski ul. Rydla 37 • Dom Lekarski ul. Gombrowicza 23/Bagienna 6 • Dom Lekarski al. Piastów 30 (Piastów Office Center, budynek C (wejście od dziedzińca) • Dom Lekarski ul. Struga 42 (Outlek Park) • Hahs ul. Czwartaków 3 • Hahs Klinika ul. Felczaka 10 • Fizjoline Centrum Rehabilitacji ul. Kosynierów 14/U1 • Medicus Plac Zwycięstwa 1 • Lecznica Dentystyczna KULTYS ul. Bolesława Śmiałego 17/2 • EuroMedis ul. Powstańców Wielkopolskich 33a • Laser Studio ul. Jagiellońska 85/1 • Studio Masażu - LAVA ul. Tymiankowa 5b • Estetic ul. Ku Słońcu 58 • ESTETICON ul. Jagiellońska 77 • Fabryka Zdrowego Uśmiechu ul. Ostrawicka 18 • Klinika Stomatologii i Kosmetologii EXCELLENCE ul. Wyszyńskiego 14 • Dentus ul. Felczaka 18a, ul. Mickiewicza 116/1 • MEDICO Specjalistyczne Gabinety Stomatologiczne i Lekarskie al. Bohaterów Warszawy 93/1 (vis a vis CH Turzyn) • NZOZ MEDENTES Przecław 93e • NZOZ MEDENTES ul. Bandurskiego 98(1pietro) • Hipokrates ul. Ku Słońcu 2/1 • Klinika Zawodny ul. Ku Słońcu 58 • Venus Centrum Urody ul. Mickiewicza 12 • Intermedica centrum okulistyki ul. Mickiewicza 140 • Medi Clinique ul. Mickiewicza 55 • Art. PLASTICA ul. Wojciechowskiego 7 • Image Instytut kosmetologii ul. Maciejkowa 37/U2 • Medimel ul. Nowowiejska 1E (Bezrzecze) • Figurella - Instytut Odchudzania ul. Bohaterów Warszawy 40 • Dental Implant Aesthetic Clinic ul. Panieńska 18 • Perładent - Gabinet Stomatologiczny ul. Powstańców Wielkopolskich 4c • Nowy Impladent Stomatologia Estetyczna i Rekonstrukcyjna ul. Stoisława 3/2 • dr Hamera ul. Storrady-Świętosławy 1c / 6 piętro • Centrum narodzin MAMMA ul. Sowia 38 • Stomatologia Mierzyn ul. Welecka 38 • Stomatologia Kamienica 25 ul. Wielkopolska 25/10 • Maestria Klinika Urody ul. Więckowskiego 2/1 • VitroLive ul. Wojska Polskiego 103 • Medycyna Estetyczna Osadowska, al. Piastów 30 (Piastów Office) • Gabinet „Orto-Magic” ul. Zaciszna 22 (od ul.Topolowej) • Stomatologia Mikroskopowa ul. Żołnierska 13a/1 • CENTRUM DIETETYCZNE NATURHOUSE al. Wyzwolenia 91, al. Wyzwolenia 6, ul. Krzywoustego 27 • Miracle Aesthetics Clinic Szczecin, ul. Ostrobramska 15/u3 • Odnowa Centrum Zdrowia i Urody CH Turzyn, ul. Boh. Warszawy 40 • Ra-dent. Gabinet Stomatologiczny ul. Królowej Korony Polskiej 9/U1, Krzywoustego 19/5 • Ella Studio depilacji Cukrem ul. Kaszubska 17/2 • Specjalistyczny Gabinet Ginekologiczno-Położniczy dr n. med. Andrzej Niedzielski ul. Niemcewicza 15 • Niepubliczna poradnia psychologiczno- pedagogiczna Carpe diem ul. Pocztowa 35/1

• Grupa Gezet Honda Głuchy, ul. Białowieska 2

BIURA NIERUCHOMOŚCI I DEWELOPERZY

• Calbud ul. Kapitańska 2 • Neptun Developer ul. Ogińskiego 15 • SGI (budynek Nautica) ul. Raginisa 19 • Baszta Nieruchomosci ul. Panieńska 47 (Baszta Siedmiu Płaszczy) • SCN ul. Piłsudskiego 1A • Extra Invest ul. Wojska Polskiego 45 • Graz Developer pl. Zgody 1 • Artbud ul. 5 lipca 19c • MAK-DOM ul. Golisza 27 • TLS Developer ul. Langiewicza 28 U2 • Modehpolmo ul. Wojska Polskiego 184c/2 • Litwiniuk Property Al. Piastów 30 Office Center • INDEX Nieruchomości, ul. Bagienna 38C

KULTURA

• Filharmonia ul. Małopolska 48 • Hotel Zamek Centrum ul. Panieńska 15 • Szczeciński Inkubator Kultury ul. Wojska Polskiego 90 • Galeria Kierat ul. Koński Kierat 14 • Open Gallery Monika Krupowicz ul. Koński Kierat 17/1 (1-pietro) • Galeria Kierat 2 ul. Małopolska 5 • Muzeum Historii Szczecina ul. Mściwoja II 8 • Teatr Pleciuga Plac Teatralny 1 • 13 Muz Plac Żołnierza Polskiego 2 • Muzeum Sztuki Współczesnej ul. Staromłyńska 1 • Galeria Sztuki Dawnej Muzeum Narodowego ul. Staromłyńska 27 • Teatr Polski ul. Swarożyca 5 • Teatr Współczesny Wały Chrobrego 3 • Gmach Główny Muzeum Narodowego w Szczecinie Wały Chrobrego 3 • Kino Pionier al. Wojska Polskiego 2 • Trafostacja ul. Św. Ducha 4 • Zamek Książąt Pomorskich, Korsarzy 34 • Helios CH Kupiec ul. B. Krzywoustego 9-10 • Sala Koncertowa Baszta ul. Energetyków 40 • Stowarzyszenie Baltic Neopolis Orchestra ul. ks. kard. S. Wyszyńskiego 27/9 • Opera na Zamku ul. Korsarzy 34

INNE

• Urząd Miejski sekretariat ul. Armii Krajowej 1 • Urząd Miejski - promocja/rzecznik ul. Armii Krajowej 1 • Urząd Marszałkowski - promocja/rzecznik ul. Korsarzy 34 • Urząd Marszałkowski - sekretariat ul. Korsarzy 34 • Centrum Informacji Kulturalnej i Turystycznej ul. Korsarzy 34 • Urzad Wojewodzki - sekretariat, promocja/rzecznik Wały Chrobrego 4 • TVP S.A. ul. Niedziałkowskiego 24a • Radio ESKA Szczecin pl. Matki Teresy z Kalkuty 6 • „Pro Bono” Kompania Reklamowa Paweł Nowak ul. Necała 2 • Empik School Brama Portowa 4 • Speak UP DH Kupiec • Labirynt al. Niepodległości 18-22 (5 piętro) • Euroafrica ul.Energetyków 3/4 • Lexus ul. Mieszka I 25 • Polska Fundacja Przedsiębiorczości ul. Monte Cassino 32 • DDB Auto Bogacka Mercedes ul. Mieszka I 30 • Szczecińskie Centrum Przedsiębiorczości ul. Kolumba 86 • Mercedes Mojsiuk ul. Pomorska 88 • Interglobus ul. Kolumba 1 • Dealer BMW i MINI Bońkowscy Ustowo 55 (rondo Hakena) • Wnętrze na Piętrze ul. Piłsudskiego 27 • Polmotor Szczecin Ustowo 52 (rondo Hakena) • L Tour CH Galaxy • CITROEN A.DREWNIKOWSKI ul. Andre Citroena 1 • PŻM: POLSTEAM Plac Rodła 8 • Peugeot DREWNIKOWSKI ul. Bagienna 36D • Półncna Izba Gospodarcza ul. Wojska Polskiego 86 • CITROEN A.DREWNIKOWSKI al. Bohaterów Warszawy 19 • Dudziak i Partnerzy ul. Jagielońska 85/14 • Holda / Chysler Dodge i Jeep ul. Gdańska 7 • Doradztwo i Odszkodowania Celem ul. Kołłątaja 24 • Łopiński VW ul. Madalińskiego 7 • Anons Press Agencja Reklamowa ul. Wojska Polskiego 11 • POLMOZBYT Peugeot Plac Orła Białego 10 • Biuro Turystyki Pelikan ul Obrońców Stalingradu 2/U3 • Ford - Bemo Motors ul. Pomorska 115B • Eko drogeria Bio natura ul. Kaszubska 26 • AUTO BRUNO Volvo ul. Pomorska 115b • Kobi- Kopnij Bile ul. Bolesława Śmiałego 19/7 • Peugeot DREWNIKOWSKI ul. Rayskiego 2 • Deep shine Detailing, ul. Łukasińskiego 108 • Camp & Trailer Świat Przyczep • Finanset ul. Jagiellońska 85/8 al. Bohaterów Warszawy 37F (za Statoil) • Centrum Informacji Turystycznej pl. Żołnierza Polskiego 20 • KOZŁOWSKI Toyota ul. Struga 17, ul. Mieszka I 25B • Philson Investments Spóldzielnia Inwestycyjna • Krotoski-Cichy Skoda ul. Struga 1A ul. Jagiellońska 90/6 • Krotoski-Cichy VW ul. Struga 1A • KOZŁOWSKI Opel ul. Struga 31 B • Polmotor Nissan,Renault, Dacia ul. Struga 71 • POLMOTOR KIA ul. Wisławy Szymborskiej 8 • Volvo Maszyny Budowlane Polska ul. Pomorska 138-141 • Pehamot Skoda ul. Zielonogórska 32 • Grupa GEZET Alfa Romeo & Lancia ul. Białowieska 2 • Seat Krotoski-Cichy ul. Białowieska 2 • Subaru ul. Struga 78a

SALONY SAMOCHODOWE




Turn static files into dynamic content formats.

Create a flipbook
Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.