PAŹDZIERNIK 2018 NUMER 10 (67) / WYDANIE BEZPŁATNE
Natasza
Urbańska W duszy mi grają własne melodie
Edytorial Kim są nietypowi bliźniacy
Sztuka
Rozmowa
Zapomniane historie – przez Indie do Szczecina
Rosalie - dziewczyna z sąsiedztwa
#prezentacja
#10
#spis treści październik2018
38
Edytorial
Bliźniacy
#06 Newsroom
Design, moda, wydarzenia
#12 Felieton Paweł Krzych: co robić w jesienne wieczory Michał Jakubów: filmowa jesień Lecę na Szczecin: plakat niewyborczy Paweł Flak: czy kraft może być tani?
#20 Temat z okładki Natasza Urbańska
#26 Edytorial
#56 Muzyka
#34 Rozmowa
#58 Sztuka
#44 Kultura
#72 Podróże
#52 Teatr
#82 Trendy towarzyskie
Aerial Wonders
Rosalie
Październik w kinie, w teatrze i na scenie
Ten świat jest po prostu pijany
Kultura jest kobietą
Przez Indie do Szczecina
Mongolia – odkryć nieodkryte
Kto, z kim, gdzie, kiedy i dlaczego
MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 10/2018
3
| OD REDAKTORA |
#okładka: NA ZDJĘCIU NATASZA URBAŃSKA FOTO MACIEJ NOWAK
#10
Internetowy hejt to zmora, ułomny skutek błyskawicznego rozwoju technologicznego. Próby jego zwalczania zwykle kończą się porażką, stratą energii i karmieniem trolli, które żywią się cudzym nieszczęściem. Z hejtem, psującym wizerunek portali, muszą radzić sobie wydawcy, z nienawistnymi wpisami walczą też celebryci, aktorzy, sportowcy, generalnie osoby znane, które łatwo stają się celem zbiorowych ataków poprzez szerzenie nieprawdy lub wypaczanie rzeczywistości. Osoba, którą zaprosiliśmy na okładkę jesiennego wydania naszego magazynu, wyjątkowo często staje się celem hejtu. Jest niezwykle aktywna. Udziela się na niwie mody, teatru, śpiewa, tańczy, projektuje. Łatwy cel dla frustratów, prawda? Sama zastanawia się, dlaczego tak często skupia na sobie uwagę hejterów i choć nie ma prostej odpowiedzi na to pytanie, to nauczyła się radzić sobie ze zbiorowymi atakami. To niełatwa, ale godna pochwały umiejętność. O tym, co potrafi być odtrutką na szerzące się powszechnie zło Natasza Urbańska opowiedziała nam podczas bardzo ciekawej rozmowy. Dodatkowo, jeżeli interesuje was, jak Natasza wygląda i zachowuje się na scenie, w październiku będzie okazja, by zobaczyć ją w Szczecinie. Artystką, która ma spore szanse zaistnieć w szeroko rozumianym szowbizie, podobnie jak Natasza Urbańska - ale nadchodzi z zupełnie innego kierunku - jest wokalistka Rosalie. Mówi nam, że wyszła z alternatywy i właśnie przepycha się do mainstreamu. Pierwsze jaskółki jej obecności w głównym nurcie popkultury są bardzo obiecujące. Śpiewa do nowoczesnych brzmień na styku r’n’b, soulu i elektroniki. I znów październik okaże się łaskawy dla jej szczecińskich fanów. Zobaczymy ją w ramach Festiwalu Młodych Talentów w klubie K4. Choć świat muzyki klasycznej wciąż zdominowany jest przez mężczyzn, to formacją Baltic Neopolis Orchestra od dziesięciu lat – bardzo skutecznie – zarządza kobieta. Radzi sobie doskonale, o czym przypomni na rocznicowych koncertach, a u nas na łamach opowiada jak mocno musiała walczyć o swoje. Siła kobiet rządzi tym wydaniem. Jarosław Jaz / Redaktor naczelny
4
#redakcja Nowy Rynek 3, 71-875 Szczecin tel. 91 48 13 341; fax 91 48 13 342 mmtrendy.szczecin@mediaregionalne.pl www.mmtrendy.szczecin.pl Redaktor naczelny: Jarosław Jaz Product manager: Karolina Naworska Producent: Agata Maksymiuk Promocja i marketing: Agnieszka Stach Redakcja: Oskar Masternak, Bogna Skarul, Małgorzata Klimczak, Tomasz Kuczyński, Anna Folkman Dział foto: Sebastian Wołosz, Andrzej Szkocki Skład magazynu: MOTIF studio Dystrybucja: Piotr Grudziecki Druk: COMgraph Sp. z o.o. Prezes oddziału: Piotr Grabowski Reklama: tel. 697 770 172, karolina.naworska@polskapress.pl Wydawnictwo: Polska Press Grupa sp. z o.o. ul. Domaniewska 45, 02-672 Warszawa Prezes: Dorota Stanek
Dołącz do nas na www.facebook.com/ MagazynMMTrendy oraz Instagram.com/mm.trendy
#prezentacja
| NEWSROOM |
#5 aktywności popularnych jesienią by Jarosław Jaz
#1 Ścianka wspinaczkowa. Od niedawna
#2 Badminton. Wprawdzie po zamknięciu hal przy ul. Przestrzennej oraz na Bezrzeczu, zdecydowanie ubyło miejsc do gry w kometkę, to jednak dla chcącego nic trudnego. Korty można wynajmować np. przy ul. Sowińskiego i przeżywają tam one prawdziwe oblężenie. Ceny nie są wygórowane. #3 Pole dance. Ćwiczenia na rurze zdają się być hitem sezonu. Wystarczy zerknąć na edytorial wewnątrz numeru, by przekonać się, że to bardzo malownicza dyscyplina. Ostatnio promuje ją również znana blogerka modowa rodem ze Szczecina, dziś bardziej znana z prowadzenia śniadaniowych telewizji. #4 Jazda konna, czyli sport i terapia w jednym.
Regularne jazdy wzmacniają mięśnie ud, łydek oraz brzucha. Pomagają wzmocnić i wyszczuplić sylwetkę - godzinna przejażdżka pozwala spalić aż 300-650 kcal. Co istotne, praca ze zwierzęciem wpływa na emocje, rozbudza wrażliwość, intuicję, empatię i uspokaja. W odróżnieniu od innych sportów, jazdę konną można uprawiać do późnej starości.
#5 Aerobox lub inaczej aeroboxing to zajęcia, które łączą w sobie klasyczne elementy fitnessu z boksem i kickboxingiem. Zajęcia odbywają się w rytm dynamicznej muzyki, pod ścisłym nadzorem instruktora. To trening całego ciała, który poprawia kondycję i koordynację ruchową, wzmacnia siłę mięśni i uelastycznia ciało. Nie jest to sport kontaktowy, nie uczy metod ataku czy obrony.
6
Foto: Łukasz Popielarz
mamy w mieście dużo większe możliwości do uprawiania tej dyscypliny - najwyższą ściankę pod dachem w kraju oraz przezroczyste ścianki do synchronicznego wspinania się. Dyscyplina rozwija się, zdobywa się coraz więcej wielbicieli, także u coraz młodszych fanów sportu.
Bez powielania schematów II edycja Sedina Wedding Fair W ostatnią niedzielę października między godziną 11 a 17 w sali eventowej „Bulwary”, odbędzie się druga edycja alternatywnych targów ślubnych Sedina Wedding Fair. To wydarzenie dla wszystkich narzeczonych, bez względu na etap ślubnych przygotowań. Targi to możliwość spotkania przedstawicieli z każdej grupy usługodawców, od wedding plannerek, właścicieli sal weselnych, przez DJ-ów, dekoratorów i florystów do cukierni, firm papeteryjnych, biżuteryjnych i fotografów. Wszystko to w nieszablonowym wydaniu. W końcu ma być alternatywnie! - Wiemy, że każda para młoda marzy o organizacji tego dnia według własnych zasad i wymarzonych pomysłów - mówi organizatorka. - Dlaczego mieliby zrezygnować z organizacji ślubu i wesela, które ich zdaniem są idealnym odzwierciedleniem ich osobowości? Dochód z biletów zostanie przekazany na cel charytatywny. (am)
#prezentacja
Irmina Rusicka Talentem Trójki 2018
Szczecińska firma nadchodzący sezon zaprojektowała dla kobiet dojrzałych, które choć cenią klasykę, to pragną z modą eksperymentować. Bo moda jest ich eliksirem wiecznej młodości. W kolekcji znajdziemy przede wszystkim eleganckie ubrania m.in.: klasyczne płaszcze, bluzki ze stójką, wzorzyste koszule, marynarki w kratkę i prostego kroju wełniane spodnie. Z bardziej ekstrawaganckich propozycji w butikach KMX pojawiły się: spodnie i spódnice z lampasem, mocne kwiatowe printy wykończone sportową lamówką, plisowane bluzki, czy płaszcze typu miś. Całość tworzy nowy wymiar sportowej elegancji, która na co dzień buduje kobiecą moc w rozsądnych cenach. Zdjęcia i produkcja: Joanna Jaroszek / Modelka: Sylwia Włodarczyk / Stylista: Dominik Więcek / Makijaż: Agnieszka Ogrodniczak / Wsparcie techniczne: Michał Jaroszek i Mama Halinka
8
Foto: Adam Rzepecki
Nowe propozycje KMX Fashion
Irmina Rusicka, współpracująca z Akademią Sztuki w Szczecinie, została Talentem Trójki 2018 w kategorii Sztuki Wizualne. Jury nagrodziło ją za „zdecydowany, prosty gest, który uruchamia wyobraźnię i łańcuch znaczeń. Za swobodne i błyskotliwe poruszanie się w wielu obszarach, zarówno jeśli chodzi o techniki, jak i tematykę. Za bezkompromisowość i wrażliwość, umiejętność łączenia krytycznej wypowiedzi społeczno-politycznej z wymiarem egzystencjalnym. Za to, że z ciekawością czekamy, co dalej!”. Irmina jest absolwentką Międzywydziałowych Indywidualnych Studiów Humanistycznych i Społecznych na Uniwersytecie Wrocławskim, obecnie studiuje Sztukę Mediów na Akademii Sztuk Pięknych we Wrocławiu oraz na Studiach Doktoranckich Psychologii Uniwersytetu Wrocławskiego. Zajmuje się głównie fotografią. Ma na koncie kilkadziesiąt wystaw autorskich i zbiorowych. (mk)
foto: Tomek Panek
| NEWSROOM |
Wraca Mało Szczegółowy Przewodnik po Szczecinie „Mało szczegółowy przewodnik po Szczecinie”, to efekt obserwacji Tomasza Panka, młodego grafika ze Szczecina. Artysta uważnie przygląda się miastu, a potem w zabawny sposób przedstawia je na swoich rysunkach. Po sukcesie pierwszej edycji przewodnika zabrał się za drugą. - Zdecydowałem się na reedycję, ponieważ stwierdziłem, że w pierwszej części zabrakło wielu miejsc, które zasługują na to, by z nich zażartować. Pojawiają się m.in. Trasa Zamkowa i miejsca z Prawobrzeża. Stylistyka jest utrzymana w tej samej konwencji co poprzednia część. Minimalistyczna i estetyczna oprawa pozostaje niezmienna. Praca nad książką trwała prawie pół roku. (am)
Dla dzieci o filharmonii Książka „W filharmonii koncert będzie” autorstwa Doroty Gellner ma pokazać najmłodszym, czym jest orkiestra. Akcja zaczyna się, kiedy w mieście robi się głośno, że w filharmonii będzie koncert. Instrumenty na ilustracjach Szymanowicza biegną do filharmonii, wsiadają do autokaru, do tramwaju, gubiąc po drodze bilety, albo w ostatniej chwili odwołują wyjazd na wakacje, aby tylko zagrać koncert w złotej sali. Pomimo zabawnej formy językowej i graficznej, książeczka zawiera nazwy oraz rysunki wszystkich instrumentów wchodzących w skład orkiestry symfonicznej. Przedstawia też postać dyrygenta i jego kluczową rolę w czasie koncertu. (mk)
Targi Wedding Day otwierają październik To już pewne! 7 października zarezerwowany jest na ekskluzywne Targi Wedding Day. Wydarzenie odbędzie się w pałacyku przy ulicy Jana Matejki 8 w Szczecinie. Organizatorem jest Agencja Ślubna ISA Dream Wedding. Na uczestników czekają dziesiątki podwykonawców branży weselnej z województwa zachodniopomorskiego, w tym punkt z sukniami projektu Sylwii Majdan. Zaplanowano również koncert Marii Radoszewskiej, która zagra na skrzypcach elektrycznych i akustycznych. Ponadto przyszłe pary młode wezmą udział w pokazach makijażu oraz sukien ślubnych, degustacji tortów weselnych, pokazach barmańskich czy pokazie ślubu humanistycznego z oprawą muzyczną Trio Con Fetti oraz dekoracją od Manufaktura Zieleni. Targi to też okazja do obejrzenia luksusowych samochodów. Uwaga! Można ze sobą zabrać dzieci, na miejscu czeka animator. Dla pierwszych 10 osób, które przyjdą na Wedding Day, czeka miła niespodzianka. (am) foto: Agencja Ślubna ISA Dream Wedding
MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 10/2018
9
| NEWSROOM |
#prezentacja
Królestwo naleśników
Foto: Andrzej Szkocki
Naleśniki je się tylko na śniadanie? Naleśniki zawsze muszą być słodkie? Nic bardziej mylnego! Jest w Szczecinie miejsce, które łamie wszelkie stereotypy na temat pancake’ów. Mowa oczywiście o lokalu “Nasz Naleśnik”. Menu zajmuje tam, aż 100 różnych dań - zarówno dla amatorów mięsa, jak i wegetarian. W opcji wytrawnej, słodkiej i niekonwencjonalnej. Jakby tego było mało właściciele pomyśleli też o rozróżnieniu karty na 4 pory roku. Dzięki temu, kto zdąży ten załapie się na spaghetti naleśnikowe z owocami sezonowymi. - Moja cała rodzina uwielbia naleśniki, więc zaczęłam podawać je na różne sposoby i tak w ten sposób wymyślamy nowe zestawienia smaków, które po fazie „testów” trafiają do menu mojego lokalu - przyznaje właścicielka naleśnikarni. Jednak nie samym naleśnikiem żyje człowiek, dlatego przy Wiosennej 32 można też skosztować: zup, oryginalnych napojów i kaw oraz lekkich deserów na bazie jogurtu naturalnego i owoców z dodatkiem ziaren zbóż. Lokal jest przyjazny dla rodzin z dziećmi, ludzi zabieganych i osób niepełnosprawnych poruszających się na wózkach inwalidzkich. Naleśnikarnia jest czynna od godziny dziewiątej i zaczyna od pysznych śniadań.
Szczecin-USA: nasza muzyka idzie w świat Trzy płyty z udziałem szczecińskich artystów pojawią się na światowych rynkach muzycznych. We wrześniu wyszła płyta „When You Are Here” z udziałem szczecińskiego saksofonisty Sylwestra Ostrowskiego i Keyona Harrolda. Gościnnie na płycie występują Paulina Przybysz i Pharoahe Monch. Płyta „When You Are Here” ukaże się także na rynku amerykańskim i japońskim. Jesienią będzie trasa koncertowa po Polsce, a na przełomie roku artyści pojadą do Stanów Zjednoczonych. Druga płyta, która ukaże się w listopadzie, to wspólne działania Sylwestra Ostrowskiego i perkusisty Erica Allena. Panowie współpracują ze sobą od 20 lat i w końcu udało im się nagrać płytę „In Our Own Way”. Jest stricte jazzowa. Odnosi się do 60-lecia wizyty Dave’a Brubecka w Szczecinie. Na początku stycznia przyszłego roku ukaże się płyta Jony Ardyn „Woman”. Płyta Jony Ardyn została nagrana w Nashville. (mk)
10
Nasz Naleśnik | ul. Wiosenna 32 os. Słoneczne 70-807 Szczecin | 48 91 851 12 66 | szczecin@nasznalesnik.pl
#prezentacja
III międzynarodowy Kongres Kreatywny DESIGN PLUS III MIĘDZYNARODOWA KONFERENCJA DOTYCZĄCA DESIGNU W ZARZĄDZANIU I EKONOMII odbędzie się w dniach 9-11 października 2018 roku w Szczecinie, w Centrum Przemysłów Kreatywnych Akademii Sztuki w Szczecinie.
w zakresie: rozwoju produktu, opakowań, własności intelektualnej, projektowania usług, marketingu cyfrowego, architektury marki, druku 3D, projektowania dla celów produkcji. 1. Wprowadzający jednogodzinny wykład dla szerszej grupy Strategie designu dla biznesu zarządzanie wpływem designu 2. Dwudniowe warsztaty
Na konferencji dowiemy się między innymi w jaki sposób biznes może czerpać korzyści z designu oraz jakie są strategie designu dla biznesu. Naszymi prelegentami będą Lynne Elvins, Marc i Itziar (We Question Our Project), Carola Verschoor (Groh innovation, Royal Haskoning DHV) i prof. Kamil Kuskowski. Myśląc o designie, firmy często nie wykraczają poza logo lub ulepszanie produktu. Chcemy pomóc Wam zrozumieć wartość, jaką design może za sobą nieść dla firm, gdy tylko zrozumieją one jego strategiczną istotę i wprowadzą go w życie. Aby pomóc biznesowi zrozumieć, jakie korzyści można czerpać z designu, proponujemy dwa działania, które stopniowo wprowadzą odbiorców w to, jak design może działać dla ich dobra, z czego wszystko wykracza poza dzisiejszy obraz designu – tłumaczą Marc i Itziar (We Question Our Project). Lynne Elvins łączy doświadczenia ze współpracy z przedstawicielami sektora B2C, B2B, sektorem publicznym jak i kreatywnym. Lynne Elvins jest doświadczonym praktykiem projektowym
Cztery sesje, w połączeniu, zapewniają szerokie doświadczenie w zakresie zarządzania strategicznym designem. Sesja 01: Myślenie projektowe Wprowadzenie znaczenia perspektyw użytkownika, zyskanie możliwości wglądu, szkicowanie koncepcji poprzez szybki proces tworzenia pomysłów. Sesja 02: Użytkownicy Wprowadzenie znaczenia identyfikacji różnych profili klientów i kupujących oraz potrzeby tego, aby każda firma przygotowywała się do zaspokajania wielu potrzeb i oczekiwań. Sesja 03: Podróże służbowe Wprowadzenie znaczenia mapowania całego doświadczenia użytkownika / kupującego i możliwości dodawania rozwiązań serwisowych zapewniających wartość przed i po zakupie. Sesja 04: Prototypowanie Połączenie wiedzy wypływającej z trzech sesji z ramami, szkicami oraz współdzielenie.
Wydarzenie organizowane jest w ramach realizacji przez Województwo Zachodniopomorskie projektu pozakonkursowego pn.: ”Wzmocnienie pozycji regionalnej gospodarki, Pomorze Zachodnie – Ster na innowacje”, realizowanego w ramach Regionalnego Programu Operacyjnego Województwa Zachodniopomorskiego 2014-2020. Gospodarka oparta na wiedzy i innowacjach stanowi fundament współczesnego rozwoju. Zdolność do rozwijania i wdrażania kreatywnych rozwiązań, w tym design, staje się częścią strategii nie tylko przedsiębiorstw, ale i całych gospodarek dodaje Olgierd Geblewicz, Marszałek Województwa Zachodniopomorskiego. MIEJSCE I TERMIN - 9-11 X 2018 CENTRUM PRZEMYSŁÓW KREATYWNYCH, AKADEMIA SZTUKI W SZCZECINIE (pl. Orła Białego 2) Rejestracje: na stronie Kongresu Kreatywnego www.ctcc.pl/kongres-kreatywny.php Organizatorzy: Wydział Malarstwa i Nowych Mediów Akademii Sztuki w Szczecinie, Centrum Przemysłów Kreatywnych, Stowarzyszenie Media Dizajn, Artmosphere, INKU Szczeciński Inkubator Kultury Współorganizator: Pomorze Zachodnie
MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 10/2018
11
| FELIETON | #szczecińska dycha
#10 pomysłów, co można robić w jesienne wieczory poza domem
(1) Kino nieoczywiste - można iść do multipleksów, można też poszukać innych propozycji niż hollywoodzkie blockbustery! We wtorki w Hormonie odbywa się kino na kanapach, w Heliosie w środy kino konesera (przed seansem zawsze jest „przemowa” krytyków filmowych i konkursy z nagrodami). Jesienią zaplanowane są również przeglądy filmowe, polecam szczególnie Przegląd Kina Pozytywnego. (2) Legalny poker - od niedawna w Szczecinie funkcjonuje liga legalnego pokera Texas Hold’em. Turnieje odbywają się co tydzień, w każdym bierze udział kilkadziesiąt osób. Są początkujący, jak i bardziej zaawansowani gracze. (3) Escape roomy - coraz bardziej popularna rozrywka, ale na pewno jest jeszcze sporo osób, które jeszcze nigdy nie były w pokojach zagadek. Same zasady rozgrywki są bardzo proste: grupa osób zamykana jest w tematycznym pokoju. Ma 60 minut (zazwyczaj) na rozwiązanie zagadek i wydostanie się z zamknięcia. Klimaty filmowe, baśniowe, związane z horrorami lub legendami itp. - jest w czym wybierać, w Szczecinie funkcjonuje ponad 35 escape roomów (4) Naucz się czegoś nowego - kurs samoobrony, kurs językowy, grafika komputerowa, kurs programowania, a może zupełnie inna umiejętność? Oferta szkoleniowa jest bardzo obszerna, a w wielu przypad-
12
kach można nawet uzyskać pokaźne dofinansowanie. (5) Spotkaj pasjonatów - w Szczecinie odbywa się nawet kilkadziesiąt wydarzeń cyklicznych w różnych tematów. Spotkania miłośników marketingu, programowania, fotografowania, zarządzania projektami, przemówień publicznych itd.. Jest okazja, by spotkać ciekawe, doświadczone osoby w poszczególnych obszarach. Czwartkowe spotkania Social Media Szczecin, Netcamp, Geek Girls Carrots, PMI, Aula Szczecin - to tylko kilka z wielu propozycji cyklicznych wydarzeń. (6) Aktywnie - może czas odwiedzić wrotkarnię (ul. Twardowskiego) lub udoskonalić swoje umiejętności narciarskie (albo jak w moim przypadku: nauczyć się jeździć)? Do dyspozycji jest też sporo ścianek wspinaczkowych w naszym mieście, a także miejsce, gdzie można porzucać siekierami (serio!). (7) Salony gier - nie są to już takie typowe miejsca z automatami z Tekkenem i Mortal Kombat (chociaż jeden taki znajduje się w Centrum Galaxy). Technologia poszła do przodu i coraz modniejsze stają się salony z wirtualną rzeczywistością. Nakładasz specjalne okulary, chwytasz za kontrolery i przenosisz się w zupełnie inny świat.
wicza, założyciela Fundacji Nautilus, która bada zjawiska niewyjaśnione. Z kolei we wrześniu odbywało się spotkanie z płk prof. dr hab. Markiem Wrzoskiem o tytule „Wojny Przyszłości”. Każdego miesiąca takich spotkań jest kilkanaście, a nawet kilkadziesiąt. (10) Snooker - a może coś zupełnie nowego? Możliwe, że znasz ten sport, mignęły Tobie na Eurosporcie jakieś zawody odbywające się przy „gigantycznym stole bilardowym”. W Szczecinie można zagrać w snookera w dwóch miejscach (jeśli mnie pamięć nie myli): Maxton na Krzekowie oraz Freeball na osiedlu Majowym. Snooker nie jest łatwy (dużo trudniejszy, niż klasyczny bilard), ale - możesz wierzyć mi na słowo - nic nie cieszy bardziej, niż pierwszy break powyżej 10 punktów. A jaki jest Twój pomysł na jesień? Napisz, ciekaw jestem Twoich propozycji.
Paweł Krzych autor szczecinblog.pl, prowadzący stronę na Facebooku Uśmiechnij się - jesteś w Szczecinie. Zakochany w tym mieście.
(8) Planszówki i RPG - w Szczecinie funkcjonują minimum dwa miejsca, gdzie wieczorami można pograć w ciekawe gry planszowe, karciane i opowiadane. Czas przy tym leci niesamowicie szybko, nim się obejrzysz, będzie już późny wieczór. (9) Spotkania z ciekawymi ludźmi - w miejscach takich jak Książnica Pomorska, Stara Rzeźnia, Szczeciński Inkubator Kultury, Mediateka. Niedawno miałem okazję być na prelekcji Roberta Bernato-
Foto: Aleksandra Misiura
Ciemno, zimno, deszcz, bulwary „zamknięte”. Lato bardzo nas rozpieściło w tym roku, wrzesień też w większości raczył nas wakacyjną aurą. A tu październik. I zimniej, i szybciej ciemniej. Co w Szczecinie można robić w jesienne wieczory? Czas na 10 propozycji, które pomogą Ci przetrzymać jesień… i przede wszystkim dobrze się bawić!
#prezentacja
| FELIETON | #w rytmie miasta
##filmowa jesień Wraz z nadejściem października żegnamy słoneczne dni i ciepłe noce. Tegoroczne lato przewidziało dla nas szereg tropikalnych akcentów, wrzesień także był wyjątkowo udany. Kto mógł, ten korzystał – grill, rower, działka, opalanie nad wodą i wiele innych. Naładowani witaminą D oraz pozytywną energią wkraczamy w jesień, a więc porę roku mającą w sobie dużo magii, zwłaszcza w wydaniu bez deszczu i podmuchów wiatru. Jedną z aktywności w naturalny sposób odłożonych na bok podczas okresu wakacyjnej lub urlopowej laby jest kino. Wyłączając zapalonych bywalców festiwali filmowych, pewnie wiele się nie pomylę przypuszczając, że poza okazjonalnym seansem pod chmurką czy Netflixem w domowym zaciszu, prywatny katalog obejrzanych produkcji u większości z nas się ostatnio za bardzo nie poszerzył. Dopiero teraz z powrotem na listę codziennych poczynań nieśmiało wkrada się X muza. I dobrze, bo jest co oglądać! Już 2 października odbędzie się pierwszy w nowym sezonie FILMOWY WTOREK Z JAMESONEM w Cafe Hormon. To już piąta odsłona tego cyklu, a cotygodniowa formuła – dzięki nieszablonowej ofercie repertuarowej i alternatywnej formie obcowania ze sztuką – sprawdza się na tyle, że zwykle brakuje wolnych miejsc. Często są tam prezentowane tytuły, które ominęły Szczecin lub jeszcze nie zdążyły do niego dotrzeć, wstęp odbywa się na zasadzie dobrowolnego datku i naprawdę warto przybyć trochę wcześniej, bo atmosfera jest wyjątkowa. Dzień później startuje II FEEL GOOD – Przegląd Kina Pozytywnego. Od środy 3 października do niedzieli w CKE Stara Rzeźnia widzowie raczyć się będą na wesoło. W sali Iluzjon przewidziano wiele pokazów przedpremierowych, w tym festiwalowe hity. Jako film otwarcia „Twarze, plaże”, z którego dowiemy się, co wynikło
14
ze spotkania nestorki francuskiej Nowej Fali i fotografa-streetartowca. Oprócz tego m.in. spotkanie z reżyserem po piątkowej projekcji „Obcego na mojej kanapie”, sobotnia filmoterapia, niedzielny Szczeciński Spacer Filmowy z Przemkiem Głową czy „Dzisiejsze czasy” Charliego Chaplina z fortepianowym akompaniamentem Krzysztofa Baranowskiego z Teatru Polskiego na zamknięcie Przeglądu. Szanuję intelekt Czytelników, zatem nawet nie będę próbował przemilczeć faktu, że mam przyjemność organizowania obu powyższych wydarzeń. Oczywiście jako szczecinianin bardzo doceniam wszystkie działania w obszarze naszego miasta, zatem należy tu także wspomnieć o największej na tę chwilę imprezie – Szczecin European Film Festival. W dniach 24-29 października już po raz kolejny będziemy mogli doświadczyć krótkometrażowego kina dokumentalnego w wielu odsłonach, paneli dyskusyjnych, kilku seansów ważnych produkcji światowych, a obecność Tomasza Raczka jako etatowego gościa stanowi najlepszą rekomendację dla całego przedsięwzięcia. Warto wspomnieć, że jesień to także doskonałe propozycje repertuarowe. Wysyp, po dość ubogim w ofertę okresie letnim, stanowi specyficzne dla tego czasu zjawisko. Wiele tytułów po pierwszym obiegu festiwalowym zostało przez producentów i dystrybutorów wprowadzonych na duże ekrany, co cieszyć powinno każdego kinomana. Zwłaszcza że nie minie dużo czasu, gdy zacznie się okres gorączki przed Oscarami, a nasz kraj ma znowu realne szanse na sukces. Skoro o srebrnym ekranie mowa, to chociaż w Szczecinie klęska urodzaju nam nie grozi, wachlarz propozycji nie jest w żadnym wypadku wąski. Warto odwiedzać zarówno małe kina, jak i multipleksy, ponieważ zasoby są obszerne, a każdy poszukuje przecież innego rodzaju doznań. W pierwszym przypadku poleca się ka-
meralne, jednosalowe kino Zamek, a już na pewno zdecydowanie należy pojawić się w najstarszym, nieprzerwanie funkcjonującym kinie świata. Wpisany do księgi rekordów Guinnessa Pionier, bo o nim mowa, konsekwentnie promuje repertuar studyjny, który bardziej koresponduje z refleksyjnym nastrojem niż zapachem popcornu. Dla zwolenników rozrywki przez duże „R” podwoje szeroko otwierają oba Heliosy i Multikino. To drugie może pochwalić się rewelacyjną, bardzo ciekawą ofertą projekcji VR, gdzie za pomocą osprzętu możemy poczuć się jak w wirtualnej rzeczywistości – np. siedząc w fotelu odbyć podróż do najdalszych zakątków globu. Pierwsi zaś łączą repertuar szeroki z projektami specjalnymi – Kultura Dostępna czy Kino Konesera. Tej jesieni każdy znajdzie coś dla siebie, zatem niech żyje kino!
Michał Chaszkowski-Jakubów szczecinianin z urodzenia i przekonań. Założyciel Stowarzyszenia In Tractu, pomysłodawca i organizator m.in. Filmowych Wtorków w Cafe Hormon, Szczecińskiego Bazaru Smakoszy oraz Feel Good – Przeglądu Kina Pozytywnego
#prezentacja
Urządzasz mieszkanie lub biuro? Nie masz pomysłu na swoje wnętrze? Postaw na DOBRE meble.
Kompleksowa usługa: od projektu aż po wykonanie.
MEBLE NA WYMIAR / PROJEKTOWANIE / USŁUGI STOLARSKIE KUCHNIE / SZAFY / SCHODY / MEBLE BIUROWE / USŁUGI CNC
| FELIETON | #lecę na Szczecin
#plakat niewyborczy
Wielkie grillowanie wyborczej kiełbasy trwa. Na ruszcie obietnice, przysługi i coraz bardziej absurdalne i chwytające za serca i budżet pomysły. Tym razem zamiast nagłego wysypu blogów - atakują nas nowe fanpage na Facebooku i relacje na żywo pełne odpowiedzi na nie nasze pytania. Te dzisiejsze i dawne instrumenty dotarcia do szczecinian mają coś wspólnego: jak szybko się pojawiły, tak szybko słuch o nich zaginie. Póki uczta trwa, delektujmy się chwilą. Najszczęśliwsze w tym wszystkim są powierzchnie płaskie. Kandydaci po latach swojej pracy w lokalnej polityce nagle dostrzegli, że chodniki są krzywe i brudne. I co w takiej sytuacji zrobić? Ano obiecać, że stan rzeczy zmienimy albo
16
w widowiskowy sposób wsiąść na sprzęt myjący. Mnie te wszystkie gry bawią do tego stopnia, że postanowiłem urządzić również własną kampanię. Założyłem kolejny cyrk, z utalentowaną małpą w roli głównej.
na Szczecin. Program może pisać każdy. Im większy uśmiech wzbudzi komentarz pod postem, tym większa jest szansa, że wyląduje na wyborczym plakacie Piotra Kitras-Fitt. Kandydata tak niezależnego i bezpartyjnego jak żaden inny.
Piotr Kitras-Fitt (nazwisko jest zupełnie przypadkowe) to fikcyjny kandydat Lecę na Szczecin na urząd prezydenta miasta. Kandydat powstały z połączenia największych pragnień szczecinian i absurdu - czyli podobnie, jak w przypadku tych realnych kandydatów. Jego zadaniem jest zebranie najbardziej zabawnych obietnic i utworzenie z nich programu odpowiadającego na wszystkie marzenia Dumnych Szczecinian, czyli lokalnych patriotów zebranych wokół inicjatywy Lecę
Sebastian Multan
#prezentacja
| FELIETON |
#czy kraft może być tani? Każdy koneser piwa z pewnością zastanawiał się choć raz, dlaczego cena piwa kraftowego jest wielokrotnie wyższa od piwa koncernowego… Dlaczego przeciętna butelka IPA z rzemieślniczego browaru kosztuje tyle, ile potrafi kosztować cały czteropak jasnego lagera w sieci sklepów osiedlowych? Po pierwsze, są to dwa zupełnie inne światy i skale prowadzenia biznesu. Najważniejszy w przemyśle piwa koncernowego jest efekt skali. Koncern, który produkuje miliony hektolitrów piwa rocznie, jest w stanie maksymalnie obniżyć koszt jednostkowy opakowań, pracy ludzkiej, prądu, czy wydajności maszyn i rytmu produkcji. Skupując od dostawców olbrzymie ilości słodu i chmielu może oczekiwać najniższych na rynku cen za surowce. Stosuje ultra oszczędne receptury pozwalające na maksymalne wykorzystanie składników. Bardzo rzadko przestawia linię produkcyjną. Jeden rodzaj powstaje całymi hektolitrami, zanim linia zostanie przestawiona na produkcję innego piwa. A może czasem nawet nie opłaca się w ogóle jej przestawiać? Na drugim biegunie mamy małe browary kraftowe lub wręcz producentów, którzy warzą piwa wg swojej receptury w browarach kontraktowych. Podczas gdy producent koncernowy produkuje miliony hektolitrów piwa rocznie, najwięksi producenci kraftowi jedynie po kilka do kilkunastu tysięcy hektolitrów rocznie. Zwykle są to też małe partie podzielone na wiele pojedynczych kraftowych stylów piwnych. Browar rzemieślniczy ma małą siłę przetargową u dostawców surowców i, niestety, płaci za nie i za ich transport znacznie więcej. Z reguły też kupuje droższe odmiany słodu lub chmielu (np. sprowadzane z USA nowofalowe odmiany chmielu), jednocześnie chmieląc kilkukrotnie bardziej obficie.
18
Po drugie – czas. A wiadomo, że czas to pieniądz. Produkcja kraftowego „lagera” trwa ok. 6-8 tygodni, podczas gdy koncernowe jasne pełne jest produkowane nawet w trzy dni! Oczywiście nie tradycyjnymi sposobami, ale przy użyciu enzymów, czyli przyśpieszaczy, które dopalają drożdże do przemiany cukru w alkohol. Po trzecie, cała masa kosztów utrzymania sprzedaży produkcji małych partii wielu stylów piwnych, w tym sezonowych u producenta kraftowego, począwszy od projektowania etykiet, kartonów etc. przez wyjątkowo wysokie koszty jednostkowe dystrybucji małych partii, niejednokrotnie wysyłanych nawet kurierem, w odróżnieniu od koncernów, które posiadają własne sieci spedycji. Po czwarte, skala obciążeń fiskalnych. 23-procentowy podatek VAT w piwie kosztującym 2,50 zł zapłacimy tylko 47 groszy, podczas gdy w piwie kraftowym kosztującym 10 zł już 1,87 zł, czyli cztery razy więcej. Po piąte, hurtownicy i detaliści wcale nie będą skłonni stosować niskich marż na niszowe piwa kraftowe, ponieważ to oni ryzykują, że postrzegany jako drogi towar zostanie im na półkach i przeterminuje się. Kraftowe piwo najczęściej ma też znacznie krótszy okres przydatności do spożycia oznaczony na opakowaniu. Intensywny z reguły w piwie kraftowym początkowo chmiel, będzie zmieniać się lub tracić z czasem coraz bardziej swoje właściwości. Po szóste, producenci piw kraftowych sięgają po wysokonakładowe style piwne, jak np. brett, barley wine, quadruple, RIS, Porter Bałtycki (bez przyśpieszaczy, rzemieślniczy fermentujący długie miesiące zanim trafi do sprzedaży). Niektóre z tych stylów ze względu na zawartość alkoholu podpadają pod wyższą akcyzę, tak jak wina. Wszystko to wymaga znacz-
nie większego nakładu surowców i czasu niż koncernowy eurolager i z reguły nie da się kupić dobrego piwa kraftowego za 5 złotych. Omijajmy więc szerokim łukiem koncernowe parodie takich stylów piwnych jak APA, IPA, Session IPA, czy Porter Bałtycki. Szczególnie uważajmy na koncernowe piwa podszywające się pod styl IPA kierowane do tzw. „kustosza dyskontów”, w których na etykiecie widnieje napis piwo dolnej fermentacji inspirowane stylem IPA… Tylko Chuck Noris i koncerny potrafią uwarzyć „ejla” metodą dolnej fermentacji. Zdecydowanie lepiej nie oszczędzać na krafcie, żeby nie zrazić się do danego stylu, próbując zamienników, które metodą koncernową nieudolnie naśladują dany styl piwny…
Paweł „Pawloff” Flak urodzony w pięknym mieście Szczecin, koneser Single Malt Whisky, moderator na forum BestOfWhisky.pl, miłośnik klasyki rocka oraz entuzjasta gitary elektrycznej
#prezentacja
N a ta s za
Urbańska 20
| TEMAT Z OKŁADKI |
A rtystka, g w ia z d a , ma tk a , ż o n a , – ws z y s t k i e t e r o l e p a s u j ą do Nataszy U rb a ń s k ie j, b o w e ws z y s t k i c h ś wi e t n i e s o b i e r a d z i . O pow iedz ia ła n a m o tru d n e j s z t u c e ł ą c z e n i a t y c h r ó l o r a z jak sobie ra d z ić w ś w ie c ie , w k t ó r y m i n t e r n e t o wy h e j t w ylew a s ię w ia d ra mi. TEKST Małgorzata Klimczak / FOTO Maciej Nowak / Michał Pańszczyk
MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 10/2018
21
| TEMAT Z OKŁADKI |
Studio Buffo z okazji 25-lecia przygotowało trasę z koncertem „Hity Buffo”. Na ten jubileusz, wspólnie z innymi artystami zapracowała także Pani. Jak by Pani dokończyła zdanie: „Studio Buffo to dla mnie...”? - Drugi dom. Bliscy ludzie. Miejsce, w którym dojrzewałam artystycznie, miejsce pełne wspomnień i spełnionych marzeń. Nie tylko moich. W Studio Buffo poznała Pani wielu znanych artystów. Kiedy nastolatka w pracy spotyka gwiazdy, to woda sodowa uderza jej do głowy czy raczej zachowuje spokój? - Zawsze miałam swoje autorytety. Wielu polskich artystów zaczynało na scenie Buffo, zawsze byliśmy równi. Wszyscy się wspierali, nie było sytuacji, w której ktoś świecił jaśniej. W teatrze jesteśmy zespołem. Od każdego wymagane jest takie samo zaangażowanie, więc pokora i dyscyplina to główne zasady dla nas wszystkich. Janusz Józefowicz słynął z bezwzględnego rygoru na próbach, z brutalnej szczerości co do umiejętności poszczególnych osób. Jak Pani sobie z tym radziła? - Słowo „brutalny” to przesada. Janusz jest perfekcjonistą i bardzo mu zależy, żeby widzowi zaprezentować najwyższą jakość przedstawienia. Wymaga od nas dużo, bo wie, że stać nas na więcej, że każdego dnia możemy być lepszą wersją siebie. W zespole wzbudza szacunek i podziw. Często Pani podkreśla, że nie lubi rywalizacji i źle ją znosi. Zarówno sport, jak i showbiznes to dziedziny, w których rywalizacja jest na porządku dziennym. To trochę tak, jakby Pani działała wbrew swoim ograniczeniom. To próba udowodnienia, że da sobie Pani radę? - Wszystko co robię, robię z pasji, więc nigdy celem samym w sobie nie było „pierwsze miejsce” w żadnej z tych dziedzin. Oczywiście, świetnie jak ludzie Cię doceniają, czy kiedy Twoja piosenka jest na szczycie listy przebojów. Bycie na pierwszym miejscu wieńczy ciężką pracę, niewątpliwie. Nie muszę sobie nic udowadniać i nie zwalnia mnie to od pracy nad sobą. Wybrałam zawód, w którym nie spoczywa się na laurach. Póki ludzie chcą mnie słuchać i oglądać, to dla mnie największa nagroda i satysfakcja. W Studio Buffo czuła się Pani bezpiecznie, ale przyszedł czas na odcięcie pępowiny. Pojawił się film i płyta. Z czasem zapragnęła Pani więcej, czy po prostu chciała się usamodzielnić? - W duszy zawsze grały mi własne melodie. Po latach występowania na scenie teatralnej i odgrywania ról, każdy artysta
22
chce w końcu wykrzyczeć swoje autorskie kwestie (śmiech). Jestem w trakcie nagrywania drugiej solowej płyty, współpracuję z artystami i producentami, którzy znają współczesną scenę i brzmienie. Tak jak wspomniałam, uwielbiam się rozwijać, a praca na własne „ja” daje mi tę możliwość. Ze szklanym ekranem nie pożegnałam się na dobre, tu również przede mną kolejna rola... Pierwsze doświadczenia, zarówno z płytą, jak i z filmem, ściągnęły na Panią falę krytyki. Jak sobie Pani z tym poradziła? - Nawet człowiek o mocnym charakterze nie uniósłby takiej fali, jaka we mnie uderzyła. Ale potrafiłam się otrząsnąć i pójść dalej. Dziś czuje się mocniejsza, wiem czego chcę. Nie muszę się z niczego i nikomu tłumaczyć. Zrobiłam to najlepiej jak umiałam i robię swoje dalej, jak uważam za słuszne. Przykre doświadczenia uczą pokory w zawodzie? - Ciężka praca uczy pokory. Przykre doświadczenia tworzą zbroję. Jak to się mówi, co nas nie zabije, to nas wzmocni. Wzięła Pani udział w telewizyjnych show, jak „Taniec z gwiazdami” czy „Jak oni śpiewają”. Do czego artystce czynnej zawodowo, która generalnie ma co robić, potrzebne są takie programy? - Takie programy to przede wszystkim artystyczny, ale także wewnętrzny rozwój. Ogromny fizyczny i psychiczny wysiłek, gdzie na oczach milionowej publiczności przeżywamy najpiękniejsze, ale także często bardzo stresujące momenty. To nie tylko rozrywka dla widza, znakomita zabawa dla nas, ale przede wszystkim duży wysiłek i ogromne serce, które wkładam we wszystko co robię. Inaczej po prostu nie potrafię. Skąd pomysł, żeby zająć się modą? Ta branża jest uważana za trudną i nie chodzi o pomysły artystyczne, ale o efekty finansowe. - To prawda. Jestem kobietą, więc to oczywiste, że kocham modę (śmiech) i lubię się nią bawić. Z perspektywy czasu wiem, że dobrze prosperująca firma to dobry team. Dziś taki mam. Wspaniałych ludzi, którzy pracują nad sukcesem Muses. Idzie nam coraz lepiej, mamy swój flagowy butik w Warszawie. Z każdego potknięcia wyciągnęłam wnioski i przerobiłam to na swoją moc. Za projekty z modą również Panią krytykowano. Dlaczego media tak chętnie biorą sobie Panią na cel i doszukują się negatywnych rzeczy we wszystkim, co się dzieje z Pani udziałem?
Nat asza Urba ńs ka Pi osenkar ka, ta n c e rk a , a k to rk a fi l m o wa , t e l e wi z y j n a i t e a t r a l n o m usicalow a. O d 1 9 9 3 ro k u z w ią z a n a z t e a t r e m m u z y c z n y m S t u d i o B u ff o. W s półw łaści c ie lk a d o mu mo d y „M US E S – Ur b a ń s k a & Ko m o r n i c k a ” .
24
- Niektórzy tylko czekają, aż Ci się noga podwinie, aby móc o tym napisać, aby się tylko kliknęło. Media raz na jakiś czas znajdują takiego kozła ofiarnego i nie odpuszczają (śmiech). Kocham swoją pracę i na szczęście są ludzie, którzy potrafią to docenić. Świadczą o tym pełne sale na moich koncertach, czy lepsza z roku na rok sprzedaż kolejnych kolekcji Muses. Wielka aktorka Nina Andrycz podarowała Pani naszyjnik wysadzany perłami, który przed laty otrzymała od indyjskiej premier Indiry Gandhi. Do prezentu dołączyła kartkę z życzeniami: „Odznaczam Panią na Gwiazdę moim klejnotem i życzę zdrowia”. Co to wyróżnienie dla Pani znaczy? - Naprawdę wiele. To ważny moment w moim życiu. Takie chwile są ważniejsze niż zdobycie „pierwszego miejsca”. Jeśli już mowa o Ninie Andrycz, to powiedziała ona kiedyś, że prawdziwa artystka rodzi swoje role, a nie dzieci. Pani udało się pogodzić macierzyństwo i życie rodzinne z pracą, więc jednak to możliwe. - Wszystko jest możliwe, jeśli tylko bardzo się chce. Córka to moje największe osiągnięcie, moja radość. Kiedy pojawia się dziecko, wszystko co robisz, robisz z myślą o nim. Rodzina to dla mnie priorytet, bo cokolwiek by się nie działo, oni zawsze będą stali za mną murem. Kocham swoją pracę, bez niej nie byłabym taką kobietą, jaką jestem dziś . Cieszę się, że mogę się realizować jako matka i artystka. Często się mówi, że spędzanie czasu z mężem w pracy i w domu nie sprawdza się na dłużej. W Pani małżeństwie jest inaczej. Istnieje jakiś patent, żeby to się udawało? - Staramy się nie przynosić pracy do domu. Często uciekamy za granicę, aby oczyścić głowy i skupić się na tym, co ważne. Kiedy telefon nie dzwoni, terminy nie gonią, można to wszystko pogodzić. Ale trzeba pamiętać, że rodzina to priorytet. Jest Pani spełniona artystycznie? - Dojrzewałam na scenie. Wiele ról i koncertów zagrałam. Pokazałam się z różnej strony w Polsce i na scenach różnych krajów. Jednak jeszcze nie czuję, żebym powiedziała ostatnie słowo. Czuję, że jeszcze tak wiele przede mną. Przecież cały czas mam te melodie w głowie (śmiech). Jakie ma Pani najbliższe plany zawodowe? - Solowa płyta, film, autorski projekt musicalowy, kolejne etapy rozwoju Muses … i co chwilę mi wpada coś do głowy. Codziennie pojawiają się nowe pomysły. To się nigdy nie kończy…
| EDYTORIAL |
Aerial Wonders
Początki akrobatyki powietrznej wykonywanej na kole sięgają połowy XIX wieku. Jednak sam sport jest stosunkowo młody, ponieważ dopiero w ciągu ostatniej dekady koło wyszło ze szkół cyrkowych i trafiło do szerszej grupy odbiorców, czyli szkół pole dance i klubów fitness. - Główną różnicą między aerial hoop, które jest trenowane w klubie pole dance a tym, który podziwiamy w cyrku jest miejsce występu - wyjaśnia Klaudia Berlińska, Euforia Pole Dance. - Projektem „Aerial Wonders” stworzonym wspólnie z redakcją MM Trendy i Natalią Sobotką, postanowiliśmy pokazać, jak zachwycający jest powietrzny taniec na kole. Z pewnością pomogły nam w tym okoliczności przyrody zastane nad Jeziorem Szmaragdowym i magiczne stylizacje.
MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 10/2018
27
MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 10/2018
29
MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 10/2018
31
Fotograf: Natalia Sobotka Producent: Agata Maksymiuk Wideo: Norbert Sypniewski Makijaż: Natalia Ogonowska - FB: @NataLovve oraz Paula Rydzewicz - FB: @PaulaEwaMaluje Kreacje: Centrum Mody Ślubnej | Krzywoustego 78 Szczecin | www.lovecms.pl | FB: @cms.szczecin Tancerki: Klaudia Berlińska, Anna Żmuda, Paulina Jaworska Euforia Pole Dance | Tkacka 63A | Szczecin www.euforiapoledance.pl | FB: @Euforiapoledance Specjalne podziękowania dla Moniki Boskiej-Nowakowskiej, CMŚ
MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 10/2018
33
| ROZMOWA |
Rosalie
- dziewczyna z sąsiedztwa Uwielbia lody, jest fanką Beyonce, boi się, że jeszcze rok będzie musiała nosić aparat na zębach, a gdyby nie była wokalistką, to pewnie dalej pracowałaby jako kadrowa w poznańskiej Ikei. W końcu to normalna dziewczyna,… tyle że obdarzona olbrzymim talentem. Rosalie - największe odkrycie muzyczne tego roku, wystąpi w Szczecinie 12 października w klubie K4 przy ul. Kolumba. Co jeszcze udało nam się o niej dowiedzieć? ROZMAWIAŁA AGATA MAKSYMIUK / FOTO RAFAŁ ZAJDEL
34
| ROZMOWA |
Na liście wymagań przed koncertami Beyonce podobno można znaleźć takie życzenia, jak duży stół nakryty białym obrusem czy zestaw do parzenia herbaty z nowym dzbankiem. Z kolei jej mąż domaga się siedmiu oddzielnych pokoi w garderobie i słoika masła orzechowego. A jakie życzenia ma Rosalie? - Zupełnie nie zwracam uwagi na takie sprawy. Najważniejsze, to przed koncertem mieć miejsce, w którym jest woda, i w którym można usiąść z zespołem. Jasne, że się cieszę jeśli czeka tam na nas jedzonko, żeby sobie trochę skubnąć, czy yerba do picia, żeby się obudzić, ale absolutnie to nie mój wymóg. Jestem dość skromną osobą, ale kto wie jak potoczy się moja kariera? Może za jakiś czas woda sodowa uderzy mi do głowy i będę życzyła sobie przed występem tytanowych słomek do napojów (śmiech). W którym momencie, według Ciebie, kończy się debiut a zaczyna stabilna kariera? - Ja na pewno wciąż jestem debiutantką. W tym roku wydałam pierwszy album i ten rok jeszcze trwa. Wyszłam z alternatywy i zaczęłam przepychać się do mainstreamu. Udało mi się połączyć ze sobą te dwa światy i myślę, że dzięki temu zyskałam sympatię wielu osób. Ale nie odważyłabym się powiedzieć, że w ten sposób ustabilizowałam swoją pozycję na rynku. Chcę jeszcze wiele zdziałać i dotrzeć do znacznie większej grupy ludzi. Na stabilną pozycję trzeba sobie zapracować latami ciężkiej pracy. Jesteś na dobrej drodze - wygrałaś plebiscyt Sanki, zostałaś nominowana do Fryderyków, pojawiłaś się na Opener’ze, Męskim Graniu czy Audioriver, Twojej piosenki możemy
posłuchać w ramówce TVN. Czy to nie przesuwa Cię w stronę artystów, których bilety wyprzedają się w dniu ogłoszenia koncertu? - Często uciekają mi takie kwestie. Jako wokalistka żyję w pewnego rodzaju „bańce”. Skupiam się na tworzeniu muzyki i koncertach, a nie na rosnącej popularności. Gdybym tak robiła, pewnie za chwilę wpisałabym sobie do ridera te tytanowe słomki do napojów (śmiech). Granie na festiwalach dało mi poczucie, że scena to moje miejsce i czuję, że mogę chcieć od tego więcej. Męskie Granie, Open’er, Audioriver czy też współpraca z Reebokiem sprawiły mi ogromną radość, ale przyznam, że nie zawsze jestem w stanie zarejestrować skalę tych wydarzeń. Pamiętam jak mnie zatkało, kiedy pierwszy raz zobaczyłam się na billboardzie Reeboka w samym centrum Warszawy. Naprawdę wciąż czuję się dziewczyną z sąsiedztwa i za każdym razem, gdy słyszę jak publiczność śpiewa razem ze mną moje piosenki, nie mogę się nadziwić. To wspaniałe uczucie. W październiku będziemy mogli się o tym przekonać, bo wystąpisz gościnnie na Festiwalu Młodych Talentów w Szczecinie. Tego samego dnia, na tej samej scenie wystąpią także artyści zgłoszeni do festiwalowego konkursu. Myślisz, że konkursy pomagają młodym artystom się przebić? Bardzo trudne pytanie. Należę do osób, które świadomie zrezygnowały z udziału w konkursach. Były dla mnie za dużym stresem. Czułam, że potrzebuję czasu, żeby wyjść na scenę, a nie konkurencji. Myśl o rywalizacji sprawiała, że chciałam być najlepsza. Nie w środku stawki i nie na końcu. Tak już mam. Jeśli chodzi o śpiew, budzi się we mnie coś takiego, co pcha moje ambicje wyżej. Uznałam, że lepiej oszczędzić sobie tych
MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 10/2018
35
| ROZMOWA |
nerwów. Rozumiem jednak, że są osoby, które to lubią, czują się pewnie w takich sytuacjach. Takim wykonawcom konkursy na pewno mogą pomóc - nauczyć obycia ze sceną, występów przed publicznością. To trochę taki trening. Do tego, jeśli na widowni czy w jury są osoby wpływowe, które mogą się nimi zainteresować, to trzeba z tego korzystać. A co z dużymi telewizyjnymi show, które przyspieszyły karierę wielu wykonawców? Psują rynek czy pomagają? - Nigdy nie przyszło mi do głowy, żeby wziąć udział w takim programie. Kontrakty, które artyści zawierają na poczet tych produkcji, mogą być bardzo zwodnicze. Nawet jeśli jesteś osobą, którą chcą zdobyć i zaczynają nosić cię na rękach, to nie masz gwarancji, że tak będzie cały czas. Był taki moment, kiedy muzycy z tych programów „zakorkowali” rozgłośnie radiowe i kanały muzyczne. Na rynku zrobiło się trochę ciasno dla innych artystów. Odczułaś to? - Pogodziłam się z takimi kwestiami. Rozgłośnie radiowe o największych zasięgach muszą grać numery, które wpadają w ucho. Nie zawsze są to kawałki, których życzymy sobie słuchać. Jeśli nie jesteś gwiazdą dużego kalibru czy rozchwytywanym celebrytą, nie znajdziesz się na playliście. Czy mnie to martwi? - raczej nie. Jest wiele mniejszych stacji, które grają świetną muzykę. Po za tym myślę, że moja obecność w ramówce TVN jako wokalistki, która nie pochodzi z mainstreamu, jest ważnym momentem na rynku, może nawet ciut przełomowym… główny nurt sięgnął po niszę. Jest wielu cudownych artystów, o których ludzie nie mają pojęcia. Dzięki takim krokom pojawia się szansa, że zacznie się to zmieniać.
36
Być mainstreamowym artystą nie jest dziś wstyd? - Jeśli wiesz czego chcesz, jesteś konsekwentna i zwiążesz się z odpowiednimi ludźmi, to nie zrobisz nic źle. Jeśli jednak nie masz na siebie pomysłu, nie wiesz co chcesz robić i zależy ci tylko na sławie, to tak, pewnie za jakiś czas przyjdzie wstyd. Ja mam takie małe marzenie, żeby na polskiej scenie była dobra mainstreamowa muzyka. I jasne, że perspektywa drogi do osiągnięcia tego może być przerażająca, jednak myślę, że da się to zrobić. Porównajmy sobie choćby polski pop do amerykańskiego, to dwa różne światy, ale między nimi gdzieś leży złoty środek, trzeba mieć tylko odwagę go znaleźć. Jeśli wszyscy będziemy się tego bali, to wszyscy skończymy w alternatywie. A przecież każdy z nas chce dotrzeć ze swoją twórczością do jak największego grona. Bardzo, ale to bardzo chcę, żeby ludzie zrozumieli, że ambitne kawałki nie są niczym złym. Artyści ze sceny offowej robią piękną muzykę i szkoda, że tak niewiele osób potrafi do niej dotrzeć. To też nie tak, że marudzę i wytykam same minusy, nie… uważam, że na rynku jest okej, ale chcę żeby było jeszcze lepiej. Nie obawiasz się tego rynku? Wybrałaś dość trudny jak dla polskich słuchaczy nurt r’n’b, mocno czerpiesz z lat 90, które są teraz szalenie popularne. Co będzie jak moda się zmieni i rynek wywrze na Tobie potrzebę zmiany? - Szufladkowanie mojej muzyki w kategorii r’n’b jest niesłuszne. W mojej twórczości jest sporo soulu, trochę rapu, hip hopu, a nawet trochę popu. Nie boję się eksperymentować. Mam pewną manierę, która mocno zaciąga z r’n’b, ale też nie robię typowej muzyki z lat 90. Staram się iść z czasem, dojrzewam i mam nadzieję, że to samo będzie działo się z moją muzyką.
| ROZMOWA |
Rosalie. wyrusza w trasę koncertową Czyli jest szansa, że będziemy Cię słuchać więcej po polsku? Czemu tak mocno postawiłaś na język angielski? - Wynika to głównie z tego, że słucham dużo zagranicznej muzyki i z niej czerpię. Przez długi czas nie śpiewałam po polsku, nie pisałam po polsku i raczej też nie słuchałam polskiej muzyki. Prawda jest też taka, że pisanie tekstów w naszym ojczystym języku wymagało ode mnie ogromnego przestawienia się. Zrobienie dobrej piosenki r’n’b po polsku, tak aby nie brzmiało to kiczowato, jest „cholernie” trudne. Udało mi się to dzięki wsparciu Michała Wiraszki z Much i Arka Sitarza z Rasmentalismu. Choć nadal się tego uczę, wydaje mi się to już dużo łatwiejsze, więc teraz piszę więcej po polsku. Z tym, że nie chcę się zamykać tylko na polskich odbiorców. Moim marzeniem jest wyjść do szerszej publiczności. Zakończyliście wakacyjną trasę koncertową, krótkie wakacje i za chwilę zaczniecie kolejną trasę. Planujecie zajrzeć też za granicę? - To było intensywne lato i zadecydowałam, że jesienią zagramy odrobinę mniej koncertów, ale łącznie w tym roku uzbiera się około 60. Jesteśmy w trasie od lutego, dobrze jest na chwilkę odpuścić, zostawić słuchaczom trochę niedosytu. Na pewno pojawimy się i w Polsce, i zagranicą. Kilka razy występowaliśmy w Budapeszcie, tamtejsza publiczność doceniła moją muzykę i wszystko wskazuje na to, że niedługo znów zawitamy na Węgrzech. Niedawno śpiewałam też w moim ukochanym Berlinie, mam nadzieję, że i tam wkrótce wrócę. Tymczasem szykuję się na Szczecin.
Sezon rozpoczęła od debiutanckiego albumu, który zaowocował świetnym recenzjami, zwycięstwem w pierwszej edycji plebiscytu Sanki 2018, a także nominacją do nagrody Fryderyka. Latem zagrała m.in. na Open’erze, Audioriver i na czeskim Hip-Hop Kempie. Jesienią wraca do klubów by promować Flashback! Rosalie. to obecnie najjaśniej świecąca przedstawicielka R&B w Polsce. Album „Flashback”, na którym znalazły się m.in. produkcje Chloe Martini, Bartka Kruczyńskiego czy Bitaminy, na powrót przyniósł wiarę w rozwój tego gatunku na naszej scenie. Od stycznia Rosalie. zagrała blisko 60 koncertów, również zagranicą (w takich miejscach jak choćby berlińska Kantine am Berghain czy kultowe A38 w Budapeszcie). W międzyczasie artystka udzieliła się gościnnie na płytach duetu Rasmentalism, Kuby Sojki czy Suwala. Wspólnie ze Stendkiem (autorem pierwszego utworu z „Flashback”) stworzyła również ścieżkę dźwiękową do jesiennego spotu wizerunkowego telewizji TVN. Po niezwykle owocnym sezonie letnim, jesienią artystka zapowiada przede wszystkim rozwinięcie koncertowej formuły i kilka kolejnych featuringów. Niespodzianka czeka również kolekcjonerów winyli! 12.10 - Szczecin, K4 / 20.10 - Warszawa, DK Kadr 03.11 - Kołobrzeg, RCK / 09.11 - Sopot, Sfinks700 22.11 - Toruń, NRD klub / 25.11 - Wrocław, Stary Klasztor / 06.12 - Kraków, Zet Pe Te / 07.12 - Łódź, Soda Underground / 15.12 - Poznań, SPECIAL SHOW, TBA
MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 10/2018
37
Twins
Raz na miliard przypadków zdarza się, że bliźnięta mają różnych ojców. Taka historia miała miejsce również w Polsce i stała się punktem wyjścia przy tworzeniu nowej kolekcji MALE-ME o nazwie TWINS. Ten edytorial to opowieść o dwóch braciach - zupełnie różnych i jednocześnie bardzo podobnych. Walczą ze sobą, ciągle się spierają, jednak łączy ich nierozerwalna więź. Istotą kolekcji TWINS jest siła podobieństw i różnic - najmodniejsze w tym sezonie zwierzęce printy mają wyjątkowe struktury i kolory. Podstawą kolekcji są klasyczne fasony męskich must have’ów - ramoneski, bombery, dopasowane spodnie. Zaskakują marynarki inspirowane krojem kimona, oraz total looki o princie przypominającym „śnieżący” telewizor.
MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 10/2018
39
FOTOGRAFIE I SCENOGRAFIA WOJCIECH JACHYRA - WWW.WOJCIECHJACHYRA.COM PROJEKTANT PIOTR BŁOCH - MARKA MALE-ME WWW.MALE-ME.PL KOLEKCJA 2018/2019 TWINS MODELE KAMIL BAHAR I DAMIAN SOSZKA MORE MODELS MANAGEMENT MAKE UP PATRYK NADOLNY STYLIZACJE PATRYCJA WOJCIECHOWSKA POSTPRODUKCJA DAWID PINOCY - FOTOREAKCJA LOKALIZACJA STUDIO CZARNOBYL - WARSZAWA
| KULTURA |
# nie możesz przegapić „Hity 25 lat!” Buffo „Hity 25 lat!” to jeden z najnowszych spektakli Studio Buffo, prezentowany poza macierzystym teatrem. W październiku zobaczymy go w Netto Arenie. To jedyny, niepowtarzalny koncert producentów jednego z najlepszych musicali na świecie - „Metro”. Na scenie zobaczyć będzie można Janusza Józefowicza, Nataszę Urbańską, Janusza Stokłosę oraz ponad 30. innych artystów. „Hity Buffo - 25 lat!” to zbiór wszystkich najlepszych piosenek zebranych podczas wszystkich lat pracy artystycznej. 27 października, Netto Arena, godz. 19.30, bilety 79-199 zł
niekwestionowanego znaku jakości i najsłynniejszej europejskiej wytwórni jazzowej. 16 października, Opera na Zamku, godz. 19, bilety 49-69 zł
się niesłabnącą sympatią fanów. Od 2015 roku i ponownego połączenia sił z Kasią Stankiewicz grupa nie zwalnia tempa i powraca z nową płytą „ENT”, której zapowiedzią był entuzjastycznie przyjęty przez słuchaczy singiel „Mgła nad Warszawą”. Kasia Stankiewicz zaśpiewa premierowe piosenki z albumu „ENT”, nie zabraknie również doskonale znanych przebojów, a wszystko to w wideo-rysunkowej oprawie, która przeniesie słuchaczy do świata natury. Z zespołem gościnnie wystąpi żeński kwartet smyczkowy – Classic Sisters. 9 października, Filharmonia, godz. 19, bilety 70-125 zł
Elektroniczny Szczecin Night 18
Morze Muzyki – Ketil Bjornstad Najsłynniejszym przedstawicielem norweskiego brzmienia w jazzie jest saksofonista Jan Garbarek. Z tego samego pokolenia wywodzi się Ketil Bjornstad. Obydwu artystów łączy nie tylko doświadczenie pokoleniowe (obaj debiutowali na przełomie lat 60. i 70., ale co chyba bardziej istotne - obaj są czołowymi przedstawicielami ECM,
44
18. odsłona klubowego cyklu Elektroniczny Szczecin Night. To kolejna edycja, na której wystąpią lokalni melomani, lecz pierwsza w charakterze Halloween. W tę straszną noc w Tanz Barze, klubie City Hall zagrają: Brat Beat & Dawid Korniak (Canalia/Floating Groove), Bylly & Rafał Banach (Lokkal Kommunity/The Other Way), DYN (Ukraina), Matikk (Sound Sailors). Zaserwują starannie wyselekcjonowaną muzykę z pogranicza elektroniki. 26 października, City Hall, bilety 10-15 zł
Varius Manx & Kasia Stankiewicz Varius Manx to jeden z czołowych polskich zespołów rockowych, cieszący
Krzysztof Daukszewicz w Szczecinie „Nareszcie w Dudapeszcie” to najnowszy, na bieżąco aktualizowany autorski program Krzysztofa Daukszewicza. Satyryk opisuje i wyśmiewa absurdy, do których dochodzi na co dzień w kraju nad Wisłą. Każdy występ różni się od poprzedniego, w zależności od tego, co akurat dzieje się w świecie polityki. Obecny program jest w 80 procentach
#prezentacja
ul. Tkacka 63 a | Szczecin tel. 501 448 050 FB @Euforiapoledance
www.euforiapoledance.pl
| KULTURA |
inny niż ten, który Krzysztof Daukszewicz prezentował w zeszłym roku. Podczas wydarzenia artyście towarzyszy pianista Mieczysław Grochowski. 22 października, Teatr Polski, godz. 19:30, bilety 80 zł
Przegląd Filmów Pozytywnych W Centrum Kultury Euroregionu Stara Rzeźnia odbywać się będzie druga edycja Feel Good - Przeglądu Filmów Pozytywnych. W ciągu kilku dni zobaczymy filmy, których zadaniem będzie pozytywne nastrojenie widzów przed zbliżającą się jesienią. 3-7 października, Stara Rzeźnia, bilety 10-20 zł
Stanisława Celińska „Malinowa...” Koncerty „Malinowa...” to promocja najnowszej, studyjnej płyty, wyczekiwanej przez wielbicieli artystki od wydania i sukcesu „Atramentowej” (status podwójnej Platynowej Płyty), zainspirowana spotkaniami z fanami i im dedykowana. Stanisława Celińska kontynuuje docenioną już przez publiczność rolę doskonałej piosenkarki, która wie jak przyciągnąć słuchacza, wykorzystując pełnię dźwięków i emocji. 22 października, Filharmonia, godz. 19, bilety 79-119 zł
Festiwal Młodych Talentów – Nowa Energia Pierwszy dzień Festiwalu Młodych Talentów to przegląd nowości na polskiej scenie muzycznej. W klubie K4 usłyszymy 10 najciekawszych zespołów konkur-
46
sowych wyłonionych przez jury z Katarzyną Nosowską na czele oraz projekty o wybitnie kobiecym charakterze: niXes, Rosalie oraz DJ Facheroia. W koncercie finałowym gwiazdami będą Kayah, Brodka, Paulina Przybysz, Daria Zawiałow i Ania Rusowicz. 12 października, K4, godz. 18, bilety 39 zł / 13 października, Netto Arena, godz. 16.30, bilety 99 zł
Alternatywa: Andy Stott Pochodzący z Manchesteru - stolicy piłki nożnej i muzyki alternatywnej producent muzyczny, oryginalny i niestereotypowy mistrz dźwiękowej dekonstrukcji. Andy Stott specjalizuje się w derytmizacji house’owych struktur, tworząc tym samym nowy obraz techno. Poruszając się w ciemnych, szorstkich teksturach swoją dekonstrukcją przewidywalnych sampli daje słuchaczowi namiastkę czegoś, co można by nazwać muzyką kosmosu. 27 października, Filharmonia, godz. 19
mani wdawali się w światopoglądowe dyskusje, a afroamerykańscy aktywiści planowali równościowe pikiety. Jan Błaszczak niczym najlepszy detektyw prowadzi nas nowojorskimi ulicami Lower East Side i próbuje rozwiązać zagadkę Stanleya Tolkina. W śledztwie pomagają mu bitnikowskie poetki, organizatorzy punkowych koncertów z lat 70., artyści wizualni, księża z nowojorskich parafii, afroamerykańscy pisarze i potomkowie polskich emigrantów. 10 października, Książnica Pomorska, ul. Podgórna 15/16, sala im. Zbigniewa Herberta, godz. 17, wstęp wolny
Jan Błaszczak o książce „The Dom” W ramach programu Dyskusyjne Kluby Książki, Książnica Pomorska zaprasza na spotkanie z Janem Błaszczakiem, autorem książki „The Dom. Nowojorska bohema na polskim Lower East Side”. To wartka opowieść o Polaku - Stanleyu Tolkinie, który w latach 60. XX wieku w Nowym Jorku z powodzeniem prowadził kluby The Dom oraz Stanley’s Bar, gdzie gościła śmietanka nowojorskiej bohemy. Andy Warhol wyświetlał tam swoje filmy, The Velvet Underground grali pierwsze koncerty, najwięksi jazz-
Podziel się z nami swoją opinią!
Wyślij maila lub napisz do nas na FB
#prezentacja
| BIZNES |
Stworzył sieć egzotycznych restauracji, teraz wprowadza polskie korporacje na rynek indyjski Do niedawna znaliśmy go jako lokalnego przedsiębiorcę oraz właściciela sieci ekskluzywnych restauracji, dziś zajmuje się doradztwem Kancelarii Prezydenta RP w sprawach związanych z indyjską gospodarką i jest jedną z najważniejszych postaci łączących Polskę z Indiami.
Mariusz Łuszczewski, właściciel sieci Exotic Restaurants Szczecin, prezes Zachodniopomorskiej Indyjskiej Izby Gospodarczej oraz Wiceprezes i udziałowiec indyjskiej firmy Kaushal & Partners zajmującej się konsultingiem i inwestycjami z siedzibą w Mumbai w sierpniu został mianowany ekspertem Centrum im. Adama Smitha w Warszawie. Nowa funkcja otwiera całe spektrum możliwości nie tylko przed biznesmenem, ale przede wszystkim, przed naszym krajem. - ZIIG mając już ponad 140 członków jest największym partnerem Ambasady Indii - mówi Mariusz Łuszczewski. - Po połączeniu sił z Centrum nasze wspólne możliwości znacznie wzrosły. Już teraz zaczynamy przygotowania na szczeblu ogólnopolskim do uczestnictwa w Globalnym Szczycie Gospodarczym w New Delhi. To największe i najbardziej prestiżowe wydarzenie w południowo-wschodniej Azji, przyciągające, Premierów, ministrów, inwestorów oraz przedstawicieli globalnych koncernów takich jak Oracle, Apple czy Netflix. Nasza obecność ma na celu zniesienie barier gospodarczych i zacieśnienie współpracy współpracy ekonomicznej z Indiami. Należy podkreślić, że Mariusz Łuszczewski to drugi przedsiębiorca ze Szczecina mianowany ekspertem Centrum im. Adama Smitha. W 2016 roku tytuł otrzymał Piotr Andreas, znawca rynku rolnego. To właśnie on rekomendował Mariusza Łuszczewskiego stanowisko eksperckie. - System rekomendacji jest dla nas bardzo ważny, równie ważny co osiągnięcia osób wskaza-
nych na ekspertów- mówi Andrzej Sadowski. - Mariusz Łuszczewski jest bardzo dobrze zorientowany na rynku Indyjskim z racji swoich wcześniejszych dokonań i bieżących działań. Cieszymy się, że to on koordynuje nasze przedsięwzięcia związane z tym krajem. Jesteśmy przekonani, że wpłynie to na przyśpieszenie realizacji wielu projektów i zacieśnieniu więzi gospodarczych. Zresztą widać już pierwsze efekty. Biznesmen obecnie pracuje nad projektami dzięki którym, aż 12 polskich firm rozpocznie działalność na rynku indyjskim. Prowadzi też działania wspierające zbliżenie do siebie polityki państw w tym kultury i oświaty. Jego rolą jest również doradztwo Kancelarii Prezydenta RP w sawach związanych z indyjską gospodarką. - Uważam, że obecne stosunki polsko-indyjskie są na bardzo dobry poziomie - mówi Mariusz Łuszczewski. - Jesienią w Indiach odbywają się wielkie targi gastronomiczne. Rząd Indi wraz z organizatorami wydarzenia zaprosili członków ZIIG do udziału zapewniając im przelot w obie strony i pobyt na miejscu. Staram się patrzeć na te kwestie nie tylko przez pryzmat ogólnopolski, ale też lokalny. Indyjska gospodarka morska jest obecnie jedną z największych na świecie i widzę w tym sporą szansę dla szczecińskiej stoczni. O szczegółach naszych działań będziemy informować na bieżąco.
MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 10/2018
47
| FILM |
# kino w październiku wyrzeczeń i poświęcenia, które wiązały się z jedną z najbardziej niebezpiecznych misji w naszej historii.
do czasów dzieciństwa głównego bohatera. Po co? Strach, złość, smutek, radość, wstręt, zazdrość - Miauczyński miał wówczas spory problem z nazywaniem towarzyszących mu emocji. Aby poprawić jakość swego dorosłego już życia, postanawia powrócić do tamtego nie do końca – jak się okazuje – beztroskiego okresu, by nauczyć się przeżywania siedmiu podstawowych uczuć. Ta ekstremalnie nieprzewidywalna podróż do przeszłości obfituje w szereg komicznych sytuacji, ale niesie za sobą również moc wzruszeń i refleksji.
Venom 2018 Tom Hardy, Michelle Williams, Riz Ahmed w obsadzie i trailery, które powodują gęsią skórkę z wrażenia, w jaki sposób dzięki CGI na ekranie objawia się Venom – jedna z bardziej charakterystycznych postaci marvelowskiego uniwersum. Kiedy Tom Hardy, wcielający się w Eddie’go Brocka zdobywa moce symbionta, zmuszony jest uwolnić swoje alter ego, czyli Venoma, by ratować własne życie. Przy okazji sieje wokół konkretne spustoszenie.
Climax 2018
Pierwszy człowiek (First Man) / 2018 „Gamechanger” historii ludzkości, czyli lądowanie człowieka na Księżycu trafia na duży ekran. Damien Chazelle i Ryan Gosling połączyli siły w historycznej opowieści o misji NASA. Film skupia się na życiu Neila Armstronga w latach 1961-1969. „Pierwszy człowiek” to wstrząsająca, opowiedziana w pierwszej osobie historia na podstawie książki Jamesa R. Hansena. Zapis trudu,
48
7 uczuć 2018 Bohater naszych czasów, wcielenie polskich kompleksów Adaś Miauczyński wraca na ekran w kolejnym filmie Marka Koterskiego. Tym razem cofniemy się
Trafiamy do lat 90., gdy na parkietach królują Giorgio Moroder, Soft Cell i Aphex Twin. Nad parkietem tanecznym wisi cekinowa flaga Francji, a gospodyni imprezy podaje paluszki i sangrię domowej roboty. Nie wiadomo kiedy impreza, w której uczestniczy grupa performerów, przeradza się w trans bez limitów. Erotyka wrze. Ciała się gną. Gaspar Noe zabiera nas na precyzyjnie zaplanowany chaos wystylizowanych obrazów i póz, który
| FILM |
w końcu wystrzeli krwawym fajerwerkiem w duchu klasyki psychodelicznego kina: „Suspirii”, „Querelle” czy „Opętania”.
znany jest pod tytułem „Co nas nie zabije”. Para głównych bohaterów musi wybrnąć ze skomplikowanej intrygi, w której palce maczają szpiedzy, cyberprzestępcy i skorumpowani funkcjonariusze rządowi.
Donbas (Donbass) / 2018 Hipnotyczna podróż przez kolejne kręgi piekła wojny we wschodniej Ukrainie. Noworosja - państwo-widmo, rządzone przez watażków, istniejące tylko dzięki
Dziewczyna w sieci pająka (The Girl in the Spider’s Web) / 2018 Znana z „Dziewczyny z tatuażem” i książkowej serii „Milenium” Lisbeth Salander wraca na duży ekran. W tej roli tym razem zobaczymy Claire Foy, w roli dziennikarza Mikaela Blomkvista - Sverrira Gundansona. Film oparty jest na ostatnim tomie cyklu, który w Polsce
Meble na wymiar kuchenne, szafy oraz łazienkowe Nasze ceny to u konkurencji promocja. Zadzwoń i umów się na bezpłatny pomiar oraz wycenę. tel. 501 474 267 www.wlsmeble.pl
wsparciu Rosji. Miejsce, gdzie propaganda uchodzi za prawdę, wojna za pokój, a nienawiść deklarowana jest jako miłość. Siergiej Łoźnica odwołuje się do tego, jak dziś postrzegamy świat często pokawałkowany na dziesiątki filmików, które scrollujemy z rosnącą obojętnością. Film, podzielony na 13 segmentów, będący galerią osobliwych postaci, zmierza ku szokującemu finałowi. „Donbas” to opowieść o współczesnym człowieczeństwie i cywilizacji w dobie post-prawdy i fake-newsów, o każdym z nas.
Podziel się z nami swoją opinią!
Wyślij maila lub napisz do nas na FB
| MUZYKA |
TOP 10 albumów na październik by Jarek Jaz (MM Trendy)
Djrum Portrait with Firewood (R&S) Jeden z czołowych brytyjskich eksperymentatorów sceny basowej - Felix Manuel, znany jako Djrum/ DJ Rum, po pięciu latach od debiutu aplikuje absolutnie dojrzałą wersję post-klubowej elektroniki. Pełną nawiązań do brzmień, które kształtują bogatą różnorodność brytyjskiej sceny muzycznej: dubstepu, drumandbass, UK Funky, techno czy downtempo, ale z łatwością pokonującą tkwiące pomiędzy nimi bariery. To zapewne efekt odebranej edukacji muzycznej, bowiem Felix pobierał nauki gry na fortepianie, choć później długo wstydził się grać przed publicznością na tym instrumencie. Wyszedł jednak z młodzieńczej traumy, dlatego na płycie sporo organicznych brzmień, które - o czym warto wspomnieć - są również efektem współpracy z mieszkającą w Londynie polską wiolonczelistką Zosią Jagodzińską. Krucha, delikatna i pełna melancholii muzyka złożona z wielu pozornie nieprzystających do siebie elementów, które razem dają jej wielką siłę.
Spiral Deluxe Tathata (Axis) Legendarny Jeff Mills w formie. Eksplorując korzenie Detroit techno, przywołuje ducha jazzowo-funkowych eksperymentów Underground Resistance, które rozsławiły jego rodzinne miasto na cały świat. To naprawdę dobra nowina posłuchać klasyków w tej wersji, którą potrafią robić najlepiej. Niestety, w przypadku Millsa dawno nie było takiej okazji. Dziś Mistrz przede
50
wszystkim objeżdża festiwale i nagrywa płyty, aranżując swoją muzykę na orkiestrę symfoniczną. Zabawa formą, która - delikatnie rzecz ujmując - nigdy nie zdobyła mojego uznania. Spiral Deluxe to projekt wymyślony przez Millsa i jego przyjaciół (w tym byłych członków UR) na potrzeby grania w Japonii. Później przerodził się w regularną formację koncertową, gdzie Mills obstawia bębny, Gerald Mitchell (UR, Galaxy2Galaxy) klawisze, zaś wspiera ich dwójka muzyków z Japonii: Kenji Hino i Yumiko Ohno. Otwierająca mini-album, szesnastominutowa techno-suita „The Cosmos” to podróż w czasy, kiedy ledwo wyrastający od ziemi producenci z Michigan zabierali funk Jamesa Browna w zupełnie nieznane ówcześnie rejony. Na „Four Ways of Knowing” lądujemy dekadę wcześniej, sącząc jazzowy groove. Lekcję muzycznej historii domyka soulowo-taneczny „Without a Doubt”. Fantastyczna zabawa w nostalgię.
zagrywek, masywnych basów i dubowych ech, prezentując mocno zindywidualizowane podejście do hip hopowej materii. Sam artysta nazywa go bezpieczną przystanią i ochronnym zaklęciem, które ma oddzielać od osobistych problemów, traktując materiał jako wersję przejściową pomiędzy bezprecedensową siłą APC a czymś, co może dopiero nadejść. Czekam z utęsknieniem.
Idles Joy as an Act of Resistance (Partisan)
Kaidi Tatham It’s a World Before You Hprizm Catching A Body (Don Giovanni) Niegdysiejszy lider nieodżałowanej avant hopowej formacji Anti Pop Consortium, która poszerzała granice hip hopu daleko poza standardowy zestaw bitów i rymów, dwadzieścia lat później przemawia równie donośnie, choć już bez młodzieńczego pazura. Dziewięć luźnych muzycznych szkiców składających się na epkę „Catching A Body” to zapowiedź pełnoprawnego solowego albumu, który ma pojawić się jeszcze w tym roku. High Priest lepi swoje numery z ambientowych plam, etnicznych
Mulatu Astatke i Amp Fiddlera. To zawsze znak wysokiej jakości, podobnie jak pełna swobody i znakomitej muzyki „It’s a World Before You”. Absolutna rekomendacja.
(First Word) Podpora brokenbeatowej sceny Londynu wciąż uwielbia synkopy i głębokie basy. Ok, może nie zawojowałby swoją nową płytą parkietu, tak jak potrafiła to niegdysiejsza inkarnacja Parliament-Funkadelic z jego udziałem, czyli Bugz In The Attic. Ale dobry klub jazzowy wypełniłby na sto procent. Sam chętnie usiadłbym w pierwszym rzędzie, by posłuchać tego soczystego miksu elektroniki, jazzu i nowoczesnego soulu. Tatham, choć jego nazwisko nie jest być może w Polsce rozpoznawalne, w ciągu ostatnich dwudziestu lat mocno przyczynił się do kreowania nowej muzyki, pracując z wszystkimi – od Dego z 4hero po Amy Winehouse, Slum Village,
Pierwszym gwoździem, którym Idles przybili mnie do ściany był ich debiut „Brutalism”. Chwilę później zagrali przewspaniały koncert podczas OFF Festivalu w minionym roku, co można uznać za gwóźdź numer dwa. Wydaną rok po debiucie płytą „Joy as an Act of Resistance” dopełnili dzieła. Grają tak przewspaniale zwyrodniałą wersję punka, że Malcolm McLaren - gdyby żył - od razu przebrałby ich w ciuchy ze swojego butiku i obwołał następcami Sex Pistols. Ale cóż, McLaren od dawna robi interesy w zaświatach, a od czasów antyestabliszmentowego triumfu Sex Pistols, punk zdążył zapłodnić tysiące kapel i skończyć na listach przebojów MTV. No właśnie, czy skończyć? Idles udowadniają, że nie. Że swym szczerym, brudnym rockandrollem są w stanie wywołać z grobu duchy zmarłych ojców punka, od Johny’ego Thundersa, przez Ramonesów, po Lemmy’ego i Iggy’ego Popa. Oh sorry, ten ostatni zdaje się jest nieśmiertelny. Tak samo nieśmiertelna wydają się muzyka Idles, którzy w miejskim muzeum rodzinnego Bristolu mają pokaźną gablotę na swój temat, która z czasem na pewno będzie jeszcze większa.
| MUZYKA |
by Milena Milewska (Radio Szczecin)
Blood Orange Negro Swan (Domino) Dev Hynes, odpowiedzialny za projekt Blood Orange, stwierdził, że osoba, która rozpoczyna dany utwór, wcale nie musi być tą, która go zakończy. I w tym leży według niego całe piękno wspólnego tworzenia muzyki - efekt końcowy często odbiega od wstępnych założeń. Dzieje się tak chociażby w „Runnin’”, gdzie Dev mówi o niepokoju i kręceniu się w kółko, a Georgia Anne Muldrow kwituje, że każdy przez to przechodzi, więc wszystko będzie OK. I „Negro Swan” jest takim ciągłym dialogiem, a nawet pracą grupową, przecież w grupie raźniej jest zmierzyć się z problemami z tożsamością, czy z przemocą w szkole. Blood Orange może liczyć na pomoc wielu osób, w tym aktywistki Janet Mock dzielącej się spontanicznie różnymi refleksjami, co stało się narracją albumu oraz Diddy’ego, który pokazuje swoją wrażliwą stronę. Ciężko ocenić, czy Dev powtarza ostatni wers płyty („wychodzi słońce, moje serce się wypełnia”) aż osiem razy, bo tak mocno wierzy w to zdanie, czy może usilnie próbuje je sobie wmówić. Jednak pewne jest to, że tytułowy łabędź to symbol piękna, doskonałości i poezji, a wszystko to znajdziemy na „Negro Swan”.
imbi the girl For Me (imbi the girl) Nazwano ją kiedyś australijską odpowiedzią na Lauryn Hill i chociaż byłabym daleka od szastania takim porównaniem, to jestem w stanie zrozumieć, skąd wziął się ten pomysł. Na „For Me” wszystko
kręci się wokół słów - trudno nie pomyśleć, że imbi chce je nam przekazać do tego stopnia, że podkłady redukuje niekiedy do pojedynczych, ledwo słyszalnych dźwięków. Każdy kawałek jest maksymalnie naładowany treścią - gdy śpiewa, robi to do granic możliwości swojego głosu, wyciskając z siebie wszystkie emocje, a po chwili przyspiesza tempo, płynnie przechodząc w rap. Tematycznie nie istnieją dla niej bariery - mówi o swojej orientacji seksualnej, braku wiary w siebie, a gdy nie ma dla kogo napisać piosenki miłosnej, pisze ją dla siebie, robiąc z tego hymn dla ludzkiego ciała. Bije z tego szczerość i surowość - imbi nie owija w bawełnę i sprawia, że momentalnie jej wierzysz. To duża zdolność, oby uparcie ją rozwijała.
jest dość samodzielny - komponuje, aranżuje, gra na fortepianie, puzonie, czy klawesynie. Jednak jego znak rozpoznawczy to saksofon - instrument obecny podczas big-bandowych występów Caba Calloway’a, jak i w samplach A Tribe Called Quest - inspiracje Masego sięgają różnych dekad, a także krajów. Zdarzało mu się też czerpać z koreańskiego r’n’b, czy południowoafrykańskiego hip-hopu. Otwartość na wszystko, co gra wokół, daje bardzo świeże efekty - zarówno tam, gdzie liczy się rytm („Prone”), jak i w leniwie ciągnącej się elektroniczno-saksofonowej improwizacji („Tadow”). Jeśli jego wszechstronne podejście do muzyki się nie zmieni, to z każdą kolejną płytą powinno być jeszcze ciekawiej.
singiel zapowiadał ciekawe połączenie soulu z elektroniką, tak niektóre kawałki mają w sobie elementy popowej produkcji, a ta nie podkreśla w pełni wokalu Sey. Jednak w wielu momentach wszystko jest na swoim miejscu, a Seinabo brzmi wtedy lepiej niż kiedykolwiek.
Noname Room 25 (Noname)
Seinabo Sey I’m a Dream (Saraba AB)
Masego Lady Lady (EQT Recordings) Dwadzieścia dwa lata temu D’Angelo wyśpiewał „Lady” - swój największy przebój na listach i jedno z kluczowych nagrań dla neo soulu. Oczywiście nie porównuję legendy do debiutanta, ale „Lady Lady” od Masego można uznać za kontynuację pomysłowego łączenia soulu i r’n’b z jazzem. Chociaż on nazywa to „TrapHouseJazz”, a w osiągnięciu tego brzmienia
„Jestem marzeniem” to stwierdzenie osoby dość pewnej siebie - tej pewności nie zawsze mogliśmy doświadczyć w dokonaniach Seinabo. Chociaż ciągle były to nagrania na wysokim poziomie, tak tekstowo wokalistka raczej zadawała pytania i wiele rzeczy poddawała w wątpliwość. W międzyczasie wybrała się w podróż do Afryki Zachodniej (Seinabo jest Szwedką gambijskiego pochodzenia). Powrót do korzeni był dla niej ważnym przeżyciem i sprawił, że lepiej poczuła się we własnej skórze. Pierwszy singiel „I Owe You Nothing” obrazuje tę przemianę - artystka ogłasza, że nie jest nikomu niczego winna - po prostu będzie sobą, a obrazuje to klipem osadzonym w afrykańskiej kulturze. Teksty to mocna strona „I’m a Dream”, czasem rozczarowuje warstwa muzyczna, bo o ile wspomniany
Wychowana w domu, gdzie książki chyba były ważne (ojciec był ich dystrybutorem, a matka miała księgarnię), sama zaczynała od poezji slamowej, by jako nastolatka zwrócić się w stronę muzyki. Być może literatura, którą nasiąkła za młodu, pomogła jej w wykształceniu lekkiego pióra, bo nie ma wątpliwości, że Noname doskonale posługuje się słowem. Zawieszona gdzieś między spoken word a rapem, potrafi, wychodząc od swoich doświadczeń, odnieść się do tematów społecznych, religii czy polityki. Jest przy tym zabawna, przewrotna, zaskakuje porównaniami. Zaskakuje także pomysłem na karierę - niezwiązana z żadną wytwórnią, sfinansowała swój debiutancki album pieniędzmi z trasy. Dlatego zatrudnienie dwunastoosobowej orkiestry mocno nadszarpnęło budżet, jednak było warto - dzięki smyczkom materiał jest jeszcze bardziej czarujący, ale i wzruszający. A Noname pozostaje tą samą dziewczyną, która pięć lat temu sprawiła, że Chance the Rapper usunął się na drugi plan w swoim własnym utworze. Artysta stwierdził wtedy, że nikt nie nagrał dla niego lepszej zwrotki. Z „Room 25” jest podobnie - też potrafi przyćmić niejedną płytę.
MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 10/2018
51
| TEATR |
Ten świat jest wykrzywiony, po prostu pijany Rozmowa z Norbertem Rakowskim. Na deski Teatru Współczesnego wracają „Pijani” Iwana Wyrypajewa. Kim są? Jak się tu znaleźli? I w końcu, czego szukają? To dobry moment, by zapytać o to reżysera. Może okaże się, że to nie oni są pijani? ROZMAWIAŁA AGATA MAKSYMIUK / FOTO PIOTR NYKOWSKI
Kiedy warto się upić? - Proszę zapytać lekarza. Jedni odpowiedzą, że zawsze… inni, że nigdy. A najczęściej, że wszystko jest dobre, ale z umiarem. Lepiej niech każdy zada sobie pytanie: po co chce się upić? Szukając odpowiedzi można przyjść do teatru? - Czemu nie? Tylko do teatru najlepiej przychodzić, kiedy się nie piło. Na trzeźwo, a najlepiej wypoczętym, bez uprzedzeń i marudzenia, że muszę. Inaczej to tylko strata czasu. To może na komedię? Farsy takie jak np. „Mayday” potrafią posadzić na widowni nawet tych, którzy nigdy nie odważyliby się pomyśleć, że odwiedzą teatr. Poprzeczka idzie
52
w górę gdy chodzi o tragedie. Czy jest coś, co można zrobić, by ludzie zmienili swój sposób myślenia? - Wyobraź sobie, że wciąż spotykam osoby, które jeszcze nigdy nie były w teatrze. Żaden margines! Wykształcone, myślące, wyglądające na tzw. kulturalne. Co wtedy robię? Nie nabijam się, ani nie obrażam, tylko mówię: przyjdź i zobacz. Zapraszam oczywiście na sztukę, która nie zniechęci. W żadnym wypadku nie na spektakl, który psuje gust. Od tego ma się w domu pilota. Farsa nota bene jest bardzo ciekawym gatunkiem. Problem w tym, że w Polsce nie potrafimy ich robić. Zawsze wychodzi z tego marne, wynaturzone echo wyobrażenia o komedii, które przede wszystkim schlebiają złym gustom, traktują widza jak
- Tytuł mówi sporo. Bohaterowie tej sztuki są pijani, mocno pijani. „Coś” kazało im się upić, puszczają wszelkie hamulce, dochodzi do głosu absolutna szczerość. To kojarzy nam się z komedią. Niewątpliwie poczucie humoru przebija się w tej sztuce. Na szczęście tylko do pewnego momentu.
MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 10/2018
53
| TEATR |
głupka i przypominają najgorszy, najtańszy serial. Niestety. … źle się do tego zabieramy, brak nam przykładów? - To składowa wielu czynników. W Stanach Zjednoczonych teatr jest w każdej szkole i na każdej wyższej uczelni. Całe pokolenia wychowują się na teatrze, ale nie po to, by do niego chodzić i nie tylko po to, by go lepiej zrozumieć, ale po to, by lepiej zrozumieć samych siebie i świat. Tam jest to świetnie wymyślone: teatr jest formą edukacji, komunikacji, budowania więzi i magii. Proszę sobie przypomnieć film „Stowarzyszenie Umarłych Poetów”. Dzięki tym szkolnym teatrom przyszli dorośli widzowie wiedzą, po co idą do tego dziwnego budynku i mniej więcej spodziewają się tego, co w nim zastaną. To, co można zrobić, by ludzie się rozsmakowywali w teatrze nazywa się pracą u podstaw. Tylko, że tak - z jednej strony nie zmuszę studenta, by przyszedł do teatru, skoro woli piwo i kiełbasę na kampusie. Z drugiej, nie panikujmy - w ostatnich latach często widuję tłumy na widowni. Jak się okazuje, jest wiele osób, które wciąż szukają miejsca na tej planecie. Teatr jest dla nich również ucieczką, swoistego rodzaju aparatem do materializacji marzeń i oczekiwań. Część tych osób w październiku na pewno przyjdzie do Teatru Współczesnego zobaczyć sztukę Wyrypajewa „Pijani” w Twojej reżyserii. To spektakl, o którym trudno mówić w kontekście „materializacji marzeń i oczekiwań”. Na co publiczność powinna się nastawić? - Tytuł mówi sporo. Bohaterowie tej sztuki są pijani, mocno pijani. „Coś” kazało im się upić, puszczają wszelkie hamulce, dochodzi do głosu absolutna szczerość. To kojarzy nam się z komedią. Niewątpliwie poczucie humoru przebija się w tej sztuce. Na szczęście tylko do pewnego momentu. Otóż autor nie nazwał swoich bohaterów pijacy, ochleje czy alkoholicy. Autor nazwał ich pijanymi. Tak samo pijanymi, jak pijanym jest świat. Ludzie, których widzimy na scenie to tak naprawdę my sami, a my - siedząc na widowni - uśmiechamy się i próbujemy sobie wmówić, że nie jesteśmy tacy. Bohaterowie sztuki to osoby z różnych szczebli społecznej drabiny. Nie Europejczycy, nie Polacy, nie Niemcy, nie Czesi… tylko gatunek ludzki. To istoty, które mają wszystko i nic. Nie wiedzą kim są i jak mają dalej żyć. Okłamują się na co dzień, są cyniczni i do tego „wciskają sobie kit, że to wszystko jest prawdą”, a co złe to ich nie dotyczy. Nieprawda. Te problemy ich dotyczą. Ich czyli nas. Homo sapiens, którzy coś tam kombinują, dużo myślą, ale zagubili się w tym dziwnym, konsumpcyjnym świecie. Brzmi to dość moralizatorsko, ale oprawa tej sztuki wcale taka nie jest. Wiele zastosowanych zabiegów nieco zaskakuje - choćby język. - Iwan Wyrypajew przez tę sztukę próbuje powiedzieć nam, że cały świat jest prostszy. Trzeba tylko - cytując, zanurzyć rękę w tym całym gównie, głęboko po łokieć i wydobyć z niego perłę. Publiczność otrzyma z pewnością atrakcyjny spektakl
54
i ciekawą scenografię. Nam jednak zależy, by podjąć z publicznością poważną rozmowę… i nie na tematy filozoficzne, czy literackie, tylko o nas - gdzie teraz jesteśmy i czego chcemy od życia. Przez cały czas trzymacie się też bardzo blisko Boga. Nawet niewprawiony obserwator szybko odkryje, że słynne „nie srajcie się” w monologu jednego z bohaterów to jeszcze słynniejsze „nie lękajcie się”. Jest też szept Boga, który słyszą tytułowi Pijani. Skąd tak dużo Boga w świecie, który wydaje się przez niego opuszczony? - Myśląc stereotypowo powiemy „ruskie tak lubią” – pogadać o Bogu, napić się i jeszcze trochę do duszy nawiązać. W końcu autor sztuki jest Rosjaninem. Jednak ten spektakl nie jest o Rosjanach, ani o ich mentalności. Jest o świecie ludzi zachodu, który my również reprezentujemy. Nie jest to planeta opuszczona przez Boga, ale świat ludzi, którzy gubiąc się we współczesnej cywilizacji nie potrafią znaleźć tych „właściwych” ścieżek. Używamy imienia Boga, ale już dawno go odrzuciliśmy. Wmawiamy sobie, że jesteśmy dobrzy. A to guzik prawda. Mówimy rzeczy, za które nie chcemy brać odpowiedzialności. Ten świat jest wykrzywiony, po prostu pijany. Jego wartość jest marna. Ci co w sztuce słyszą szept Boga, również kłamią… Chodzi o to, że nie mamy nic, więc desperacko chcemy „coś” usłyszeć. I tu w sztuce pojawia się to „coś”, co pozwala nam odrzeć się z kłamstwa. Pojawia się szczerość. Autor „Pijanych” rozprawia się też z osobami, które dążą do spełnienia na siłę. - Ze wszystkimi, którzy usprawiedliwiają swoje słabości. Nie pomija nawet twórców, którzy chcą zarobić sławę i kasę na kompleksach i litości ludzi nad sobą” - „a to właśnie, w pizdu, jest największe kłamstwo – okłamywanie własnego serca”. Można powiedzieć, że nasza moralność staje się elastyczna w zależności od okoliczności. Wyrypajewa traktuje się niemal jak gwiazdę rocka. Myśląc o osobach, które podejmują się pracy przy jego sztukach nie sposób oprzeć się wrażeniu, że jeśli się uda można wypłynąć, jeśli nie, można gwałtownie utonąć. Tak było przy „Pijanych”? - Iwan Wyrypajew jest jednym z nielicznych współczesnych dramaturgów, który posiada warsztat pisania dramatu i do tego jeszcze ma coś do powiedzenia. Powszechnie wiadomo, że nie ma kryzysu teatru, tylko od dawna mamy kryzys myśli w teatrze. Iwan - umie przelać na papier to, co chce powiedzieć ludziom i robi to z myślą o scenie. Nie pisze wydumanych czy grafomańskich utworów, nie kokietuje, ani nie szpanuje dekonstrukcją. On tworzy dramaty, które ożywają na scenie. Pomimo dziwnej formy - odrobinę nienaturalnej dla dzisiejszego potocznego mówienia – trafia w sedno, a co najważniejsze w serce. Paradoksalnie stał się modny, ale nie dlatego, że łamie konwencje czy szokuje, a dlatego, że jest dobry w tym, co robi. W świecie
| TEATR |
powszechnego blichtru i koniunktury trzeba przyznać, że to jest jego wielki sukces i tego wielu mu zazdrości. Kiedy dostaje się dramat do ręki, którego nie trzeba przerabiać, skracać, zmieniać i przede wszystkim jest o „czymś”, wtedy kołacze tylko jedna myśl: nie spieprz tego. Tak - materiał i idea Wyrypajewa były wyzwaniem, ale nie sam autor. Z całym szacunkiem, nie pracowaliśmy nad tematem, by usłyszeć co powie autor lub krytycy. Chodziło o to, co i ile z tego dotrze do widzów. A jak wyglądały przygotowania do samego spektaklu? Obok aktorów Teatru Współczesnego stanęli też absolwenci PWSTiF w Łodzi – Karolina Sawka i Konrad Eleryk. - O przygotowaniach nie opowiem, bo musiałby powstać elaborat i byłby po pięciu stronach nudny. Jest to długi proces, żmudny, przyprawiony czasem zabawą, a czasem zniecierpliwieniem czy nawet łzami. Zawody takie jak aktor czy reżyser mają strasznie dużo pułapek. Chyba najgorszą z nich jest rutyna. Jest niczym wirus, jak ameba, która wierci człowieka od środka. Drugi taki intruz to iluzja. W życiu każdego nas jest wiele napięć, oczekiwań, marzeń. Musimy się zmagać z wyobrażeniami na swój temat. Tymczasem aktor - by mógł ludźmi wstrząsnąć - musi wykonać niebotyczną pracę z samym sobą, odrzucić ego i myśleć głównie o tym, co ma do przekazania. Jeśli będzie w tym dobry, zyska aprobatę... Mówię to w kontekście nowej krwi na scenie. Nasi nowi koledzy, świeżo upieczeni absol-
wenci okazali się wspaniałymi, przygotowanymi do pracy zawodowcami. Myślącymi aktorami i co dla mnie najważniejsze, zapaleńcami. Wnieśli do zespołu zapał twórczy, myśl i energię ludzką, która przebije każdą technikę aktorską. Niczym defibrylator - dali nam nowy impuls. Moja pani profesor Maja Komorowska powiedziała najważniejszą rzecz na świecie - trzeba się starać, z tego starania zawsze coś zostanie. Na co dzień jesteś też dyrektorem Teatru im. Kochanowskiego w Opolu. Zauważyłeś różnice między odbiorem spektakli na północy, a na południu kraju? - Dyrektor to funkcja służebna, a nie oceniająca widzów. Anna Augustynowicz dba o swoich widzów, kształcąc ich zarazem. Dlatego wasz Teatr Współczesny ma wyrobionego widza, rozbudzonego kulturalnie i to jest wspaniałe. Ja z kolei przez wprowadzany repertuar staram się dopiero kształtować widza na opolszczyźnie. Odpowiem więc nie jako dyrektor, tylko człowiek interesujący się sztuką i w ogóle światem: jeśli chodzi o publiczność… Myślę, że są dwie kategorie widzów i nie dotyczą szerokości geograficznej. Dzielą się oni na tych wrażliwszych, na których teatr, sztuka i drugi człowiek oddziałują, i na tych mniej wrażliwych, których to wszystko średnio obchodzi. Chciałbym wierzyć i tak też zakładam… że tych pierwszych jest jednak więcej.
| MUZYKA |
KULTURA jest kobietą
W 100-lecie odzyskania niepodległości i uzyskania praw wyborczych przez kobiety, Baltic Neopolis Orchestra zagra wyjątkowy koncert. Zabrzmią kompozycje kobiet, zagrają kobiety, a zespół poprowadzi kobieta. ROZMAWIAŁA MAŁGORZATA KLIMCZAK / FOTO RADEK KURZAJ
56
| MUZYKA |
100 lat temu niełatwo było być artystką. Muzykę komponowali mężczyźni, wykonywali mężczyźni, obrazy malowali mężczyźni, książki pisali mężczyźni. 100 lat temu w Polsce kobiety nie mogły studiować. Szczególnie uzdolnione i uparte wyjeżdżały na studia za granicę, jak Maria Skłodowska-Curie albo studiowały przebrane za mężczyznę, jak Zofia Stryjeńska. Te mniej odważne godziły się z tym, że ich twórczość przypisywano ich ojcom, braciom lub mężom. To dlatego tak trudno było znaleźć kompozycje kobiet, którymi można by było uczcić 100-lecie odzyskania niepodległości. 100 lat temu nie tylko Polska odzyskała wolność, ale też kobiety ją uzyskały, dlatego Baltic Neopolis Orchestra chce uczcić oba te wydarzenia koncertem „Muzyka jest kobietą”. - Orkiestra wystąpi w odsłonie żeńskiej, co nam się jeszcze nie zdarzyło i w ogóle rzadko się zdarza – mówi Emilia Goch-Salvador, dyrektor zespołu. - Wszystko chcemy powiązać z jubileuszem naszego 10-lecia. Jest rok kobiet, a my, kobiety, same tym zespołem - projektem Baltic Neopolis Orchestra - zarządzamy. Wszystkim się wydaje, że dzisiaj to jest normalne, ale to wcale nie jest takie oczywiste. Okazuje się, że świat dyrektorów orkiestr, filharmonii, jest całkowicie męski. Uważam, że firmy zarządzane przez kobiety to nadal jest sytuacja wyjątkowa. Kobieta - dyrygent to nadal rzadkość, a wynika to z tego, że orkiestrom trudno wciąż zaakceptować kobietę szefa. Trochę zmienia się to w przypadku kobiet będących szefami administracji. - Jako kobiety w kulturze chcemy poprzez nasze działania łamać stereotypy i pokazywać, że kobiety świetnie sobie radzą na stanowiskach, z zarządzaniem, również w muzyce – mówi Katarzyna Orzyłowska z zespołu. - Czasami mierzymy się z projektami, które realizujemy pomimo wielu trudności i to jest wspaniałe, bo pokazujemy, że jesteśmy konsekwentne i uparte. - BNO i projekty, które w jego ramach powstają, są sumą naszych, tak różnych osobowości, temperamentów i pomysłów. Każda z nas wnosi do zespołu inną energię, wykonując zupełnie różne zadania. Z tej mieszanki, koniec końców, zawsze powstaje coś interesującego - mówi Paulina Wittig. - Ten koncert jest ukoronowaniem 10-letniej pracy Emilii, która stworzyła ten zespół od podstaw i sprawia, że dalej mamy apetyt na więcej - dodaje Orzyłowska
Podczas koncertu zabrzmią utwory skomponowane przez kobiety. Niekoronowana królowa polskich kompozytorek - Grażyna Bacewicz napisała swój koncert na orkiestrę smyczkową 70 lat temu i do dziś dzieło pozostaje jednym z najważniejszych w jej twórczości i w polskiej muzyce współczesnej. - Bardzo trudno było znaleźć kompozytorki z 20-lecia międzywojennego – mówi Emilia Goch-Salvador - Grażyna Bacewicz był pierwsza kobietą, która zaistniała w świecie kompozytorskim, nie tylko w Polsce, ale wszędzie. Dlatego chcemy ją pokazać, przypomnieć. Z kolei Nadia Boulanger to kobieta-instytucja: kompozytorka, organistka, pianistka, dyrygentka, pedagog, która wykształciła kilka pokoleń kompozytorów i wykonawców (takich jak Aaron Copland czy Astor Piazzolla), wśród których było sporo Polaków (Wojciech Kilar, Stefan Kisielewski, Kazimierz Serocki czy …Grażyna Bacewicz). Natomiast Concerto Rosso, które Hanna Kulenty (jedna z najzdolniejszych kompozytorek młodego pokolenia) skomponowała w 2017 roku, to intrygująca gra z rytmem, wciągająca słuchaczy do wspólnej zabawy z muzykami i mocno angażująca ich emocje. Jedyny akcent męski to utwór Petera Vahi „To the mother”. To kompozycja poświęcona jego matce, pełna wrażliwości właściwej światowi kobiet. Całość poprowadzi skrzypaczka z Helsinek Kreeta-Julia Heikkila – koncertmistrz orkiestry Helsinki Sinfonietta. Ta doceniana za energiczną, dynamiczną i wrażliwą grę skrzypaczka regularnie występuje na arenie międzynarodowej jako solistka, kameralistka i koncertmistrz. Oprócz rozległej kariery solowej, Heikkilä cieszy się uznaniem z powodu swych umiejętności i doświadczenia w Europie i USA. Co warte podkreślenia, pomimo młodego wieku została zaproszona do pełnienia funkcji koncertmistrza w wielu orkiestrach na całym świecie. Koncert „Muzyka jest kobietą – Wielcy Koncertmistrzowie” usłyszeć będzie można 28 października.
Muzyka jest kobietą, 28 października, Aula PUM, godz. 19, bilety 25-45 zł
| SZTUKA SZTUKA | |
Przez Indie do Szczecina Zapomniane historie. Opowiada Max Cegielski.
Jeśli chcesz, 4. października wieczorem możesz zostać w domu, włączyć serial, spędzić z nim kilka godzin i zasnąć. Jeśli wolisz coś bardziej nieprzewidywalnego, proponujemy wizytę w Trafostacji. Max Cegielski razem z Jankiem Simonem o g. 19 otworzą wystawę „Prince Polonia”. W kolorowych skrzynkach pokażą dziesiątki polsko-indyjskich historii, o których już się nie mówi. ROZMAWIAŁA AGATA MAKSYMIUK
Foto: Archiwum Piotra Zaremby. Dzięki uprzejmości rodziny i Archiwum Państwowego w Szczecinie
Od grzebania w archiwach ludzie wolą dziś nowości na Netflixie, a wy przyjeżdżacie do Trafo ze skrzynkami pełnymi starych papierów. Ale za to jakich papierów. Znajdziesz w nich historie przemytników, którzy w latach 80. szmuglowali złoto z Singapuru do Indii - sporo z nich było ze Szczecina. Mamy obrazy Erwina Sówki, emerytowanego górnika, który malując akty bogiń łączy Śląsk z hinduskim mistycyzmem - chociaż w Indiach nigdy nie był. Wzór rangoli usypany w kolorowym piasku przez Egona Fietke, grafiki Tadeusza Kulisiewicza. Są dzienniki Piotra Zaremby, urbanisty i pierwszego prezydenta Szczecina. Wyobrażasz sobie, że w epoce PRL-u Meksykanie, Hindusi i Egipcjanie przyjechali tu za nim, żeby uczyć się
58
urbanistyki? Jest też trochę płyt, muzyka…
ląc kadzidła, słuchając muzyki, bawiąc się. To były takie oazy wolności.
Muzyka na wystawie historycznej? - Tak, każde piętro będzie oddzielną historią. Kiedy już dojdziesz na górę, znajdziesz się... powiedzmy, że w klubie inspirowanym kulturą hipisów i ruchem new age. Na ścianie duże logo Towarzystwa Przyjaźni Polsko-Indyjskiej, w rogu ustawione kosze ze starymi płytami i okładkami płyt, no i muzyka. W PRL-u takie miejsca istniały naprawdę. Kamil Sipowicz i Jacek Ostaszewski opowiadają o nich w wywiadach, które nagraliśmy. W klubach TPPI panowała pewnego rodzaju „strefa 0”, UB-ecy do nich nie przychodzili, więc wpadały tam różne freaki. Spędzali całe dnie, pa-
Brzmi to dobrze, ale brzmiałoby lepiej gdyby ludzie, o których mówisz, pojawili się u nas osobiście. Tylko jak nakłonić, choćby wspomnianych przemytników do spotkania? - Można nagrać z nimi wywiad. I właśnie to zrobiliśmy, nagraliśmy z przemytnikami filmy. Tylko widzisz, istotne jest to, że ci ludzie to nie gangsterzy. To inżynierowie, lekarze, prawnicy, generalnie osoby dobrze wykształcone. Żeby nie było, wśród nich są też kobiety. Żadne z nich nie mówi o sobie „przemytnik”. Dla nich to była przygoda. Jeździli w latach 80. do Indii. Chcieli zobaczyć trochę świata. Przy okazji sprzedawali hindusom farel-
| SZTUKA |
ki, suszarki do włosów, kryształy, aparaty Zenity. W ten sposób odzyskiwali koszty podróży. Ci, którzy złapali bakcyla, szukali kolejnych okazji. W końcu ktoś z nich zorientował się, że w Indiach jest duże zapotrzebowanie na złoto i horrendalne cło na nie. Pomyśl teraz, co trzeba mieć w głowie, żeby wymyślić, że złoto da się szmuglować przez Singapur? Pewnie trzeba być odrobinę szalonym. Sprawdza nam się tu teza - pierwszy milion trzeba ukraść. - Szaleństwo ale też odwaga i zmysł do interesów. Trasę przemytu najprawdopodobniej opracowali himalaiści Jerzy Kukuczka i Wojciech Kurtyka. Kukuczka już nie żyje, ale jego kolega Kurtyka w filmie „Sztuka Wolności” opowiada o szmuglu jako najwyższej formie wolności. Poza tym tu nie chodziło tylko o pieniądze, bo więcej można było zarobić w Polsce na kradzionych samochodach czy sztosach cinkciarskich, chodziło o emocje i pewien rodzaj buntu przeciwko komunie. Kolejną sprawą, a propos oceny tych ludzi - po 1989 roku zaczęli robić normalne, legalne interesy, np. sprowadzali komputery i sprzęty elektroniczne z Singapuru. Umożliwiły im to właśnie kontakty pozyskane na Wschodzie. Czyli jednak warto oderwać się od internetu, żeby zajrzeć do waszych skrzynek. A co z dziennikami Zaremby? Zabrzmiały dość tajemniczo i nie słyszałam, żebyście prezentowali je w Warszawie, w której również odbyła się wystawa. - Nie słyszałaś o tym, bo dzienniki Zaremby z podróży po Indiach to fragment wystawy, którego nigdzie indziej nie publikowaliśmy. Te zapiski wyglądają niesamowicie, może nawet trochę filmowo. Zaremba zostawił w nich konkretne analizy miejsc - Jaipur, Agra i Tadż Mahal, Madras gdzie była siedziba PŻM-u… Są jego prywatne komentarze – „tu ujrzałem z bliska Dalajlamę”. Jest też mnóstwo szkiców. Krok po kroku możemy prześledzić, jak powstawała polska szkoła planowania przestrzennego. To on pokazał nasze państwo ludziom z krajów trzeciego świata - stocznie, huty, kopalnie. Dla cudzoziemców z Azji czy Afryki, z miejsc, które dopiero
co zdobyły niepodległość, to było coś. Znaleźli się w przestrzeni tak bardzo zniszczonej przez wojnę, a tak rozwiniętej. Oni startowali z podobnego pułapu co my, dlatego staliśmy się dla nich punktem odniesienia. Teraz nam się wydaje, że PRL to tylko brud i malaria, ale wtedy wcale tak nie było. Od 1966 do 1998 przyjeżdżały tu dziesiątki obcokrajowców, chcieli się od nas uczyć. Dzięki Zarembie, człowiekowi światowemu. Chcesz powiedzieć, że w tych dziennikach zobaczymy Polskę w odbiciu Wschodu? - Tak, właśnie tak…. w zasadzie nie tylko w dziennikach, ale we wszystkich opowieściach, które zebraliśmy. Chodziło nam o to, żeby spojrzeć na Polskę inaczej, nie w odniesieniu do Zachodu. Jeśli zagłębisz się w historię Indii, to w pewnym momencie zobaczysz, że jest lustrem dla naszego PRL-u. W latach 80. Hindusi podpisali umowę na produkcję samochodów Maruti. Na ulicy zaroiło się od czerwonych Maruti, zupełnie jak u nas od maluchów. Pojawiła się kolorowa telewizja i pierwsza telenowela, zupełnie jak nasz serial „W labiryncie”. Ludzie marzyli o socjalizmie, chcieli prawdziwej demokracji, ale jakoś tak się składało, że cały czas wygrywała jedna partia. Wcześniej premier Indira Gandhi wprowadziła stan wyjątkowy, bo ciągle trwały strajki. To wszystko brzmi bardzo znajomo, prawda? O Indiach mówi się, że są egzotyczne, a jak coś jest egzotyczne to jest nieporównywalne. I OK, Indie są takie, ale ich historia wcale nie jest tak daleka od naszej. Tylko już się o tym nie mówi, a przecież kilkanaście lat wstecz łatwiej było wyjechać do Indii, niż np. do Paryża. Wiza była za darmo i od ręki. Od 85. roku LOT latał regularnie i bezpośrednio do Delhi. Może nie mówimy o tym, bo Hindusi nas już nie potrzebują? - Na pewno nie potrzebują nas w sposób jaki potrzebowali dawniej. Pomiędzy Bombajem z lat 90. a Bombajem teraz jest prawdziwa przepaść. Istnieją tam miejsca, które są znacznie nowocześniejsze, od tych najnowocześniejszych w Polsce. Dziś Indie to jedna z największych go-
spodarek świata, wymieniana obok Chin i Stanów. Kiedyś Hindusi uczyli się od nas jak wznosić huty, dziś są potentatem na rynku stali. Wywodzący się z Indii ArcelorMittal nawet kupił większość polskich hut. Ich gospodarka na wielu płaszczyznach posunęła się znacznie dalej, niż nasza: energetyka, transport, rolnictwo, przemysł filmowy. Polska może być dla nich atrakcyjna w kontekście przestrzeni pod rozwój firm. Obecnie Indie są eksporterem siły roboczej i technologii. U nas brakuje rąk do pracy, w Indiach są tysiące Hindusów, którzy przyjechaliby popracować na budowie, w magazynach, w stoczniach… Przedstawiciele wielu firm w Polsce proszą władze o ułatwienie zatrudnienia obcokrajowców stamtąd. Ale z drugiej strony panuje tam straszna bieda. - To prawda, są miejsca gdzie zobaczysz olbrzymie wieżowce, w całości należące do jednego milionera, w całości zamieszkane przez rodzinę jednego bogacza, a dookoła rozpościerające się slumsy. To slumsy utworzone przez robotników, którzy przyjechali do miasta za pracą i zostali w miejscu, w którym pracowali. Indie to kraj, który może tak samo wpędzić Polaków w kompleksy, jak i w przerażenie. W Polsce w ogóle odczuwamy obecność Indii? W Szczecinie o tym kraju mówi się głównie w kontekście restauracji lub Zachodniopomorskiej Indyjskiej Izby Gospodarczej, która tu powstała. - Warszawa odczuwa Indie na maksa. Niedawno powstał nawet krótki reportaż o hinduskich kurierach Uber Eats, którzy po pracy organizują sobie na Polu Mokotowskim turnieje krykieta. Paczki rozwożą głównie na rowerach i skuterach. W weekendy zrzucają z siebie te wielkie skrzynki do przewozu, układają z nich bramki i grają. Poza tym, jak wsiadasz do Ubera to masz gwarancję, że trafiasz albo na Ukraińca, albo na Hindusa. Są też restauracje, ale one po prostu są. Ludzie, o których mówię, to głównie młode osoby. Wszyscy są studentami prywatnych szkół. Dla nich życie tu jest atrakcyjne, bo jesteśmy w Unii Europejskiej. Szkoła jest tańsza niż na Zachodzie, a papier ten sam. Dzięki takiemu Uberowi znaleźli
MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 10/2018
59
Foto: Justyna Chmielewska - Zdjęcia z pierwszej edycji wystawy w Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Warszawie
swoją szczelinę, która pozwala im zarabiać. Skoro tak, to jak w Warszawie reagowano na Waszą wystawę? - Do Muzeum Sztuki Nowoczesnej przychodziło pełno osób, które nigdy wcześniej nie były w muzeum. Wielu z nich przyciągnęły historie o przemytnikach czy handlu kryształami i aparatami. Dużo osób podczas oprowadzań kuratorskich podchodziło do nas i mówiło - ja też tam wtedy byłem czy byłam. Zauważyliśmy, że to wystawa, która rezonuje, przywraca ludziom
60
wiele wspomnień w ogóle z czasóww PRL. No i co ciekawe, zwykle w takich przestrzeniach spotyka się młodych ludzi, a tu pojawiło się mnóstwo starszych osób. Odbiór był pozytywny. Wystawę pokazaliście też w galerii Clark House Initiative w Bombaju. Zmieniliście wtedy nazwę wystawy z „Indian Shop” na „Prince Polonia”. Z czego to wynikało? Hindusi zapamiętali te historie inaczej? - Pamiętają je z zupełnie innej perspektywy. Najbardziej rozpoznawalne były dla nich hi-
storie przemytnicze. Bombaj ma wielką tradycję w tej dziedzinie. Ze względu na swoje położenie, zawsze był centralnym punktem, do którego przypływało złoto, elektronika czy inne dobra. Szmuglerzy w latach 80. i 90. dobijali tam żaglówkami przypominającymi te starożytne. Zresztą do dziś można je zobaczyć. Towar trafiał na miejsce nazywane „bazarem złodziei”. Było tam wszystko od złota po kasety wideo. Kupowali tam normalni ludzie spragnieni świata. Ale wracając do wystawy - historiami, których Hindusi nie rozpoznali były tytu-
| SZTUKA |
łowe Indian Shopy. Nie rozpoznali ich, bo było to zjawisko typowo polskie. Dlatego też zmieniliśmy nazwę wystawy na „Prince Polonia”. Czy to nie jest nazwa hotelu, którego szyld zobaczymy w Szczecinie? Jak go zdobyliście? - To był hotel w Delhi, który zbudowano specjalnie dla Polaków. Jego właściciel dorobił się majątku na szmuglu z Polakami i stąd wzięła się nazwa - Prince Polonia, która swoją drogą jest dziwaczną grą słów. Nasi „biznesmeni” zatrzymywali się tam i w czasach gdy przyjeżdżali na nielegalny handel i w czasach, gdy zaczęły się legalne interesy na dużą skalę. Razem z Jankiem pojechaliśmy do Delhi i spotkaliśmy się z założycielem hotelu, który jest teraz nobliwym starszym panem na emeryturze. Powiedział, że chętnie oddałby nam ten napis, ale właśnie sprzedał budynek. Wskazał nam nowego właściciela, ale zaznaczył, że ten pan jest poszukiwany przez policję czy mafię i w zasadzie
to należy do niego pół ulicy. Zależało nam na tym napisie, więc znaleźliśmy nowego właściciela w niewielkim pokoiku, wśród kilku podejrzanych kolesi i sporej ilości zagranicznej gotówki. Okazało się, że pan właśnie remontuje hotel dla nowych gości z dawnego Związku Radzieckiego i chętnie odda nam napis. Tak po prostu? - Tak po prostu. Nie chciał nic w zamian. Musieliśmy tylko trochę poczekać, bo hotel trzeba było przerejestrować, a jak nam powiedziano - to bardzo kosztowne. Cały napis wysłał nam w paczkach nasz przyjaciel Rakesz, który zresztą mówi pięknie po polsku i śpiewa na wystawie „Miasto moje a w nim”. A szyld potem znów wrócił do Indii na wystawę, potem przyleciał zaś do Szczecina. Pisali o tym nawet w indyjskim magazynie, uznali to za zabawne. Historii i przedmiotów macie całkiem sporo, ale koniec końców jak weszliście z nimi do galerii sztuki współczesnej?
- Od początku mówiłem ci, że to nie będzie zwykła ekspozycja. Nasza wystawa wpisuje się w nurt sztuki researchowej. Z przedmiotów w większości nie będących sztuką stworzyliśmy instalację. Tak powstała ekspozycja, o której z jednej strony możemy mówić „historyczna”, bo oprócz kilku dzieł - Erwina Sówki, Egona Fietke i Tadeusza Kulisiewicza, jest tam masa archiwów, a z drugiej „współczesna”, bo użyte media, jak wideo czy muzyka, połączone z układem przedmiotów i ich oprawą złożoną z kolorowych skrzynek, wykluczają ją z prezentacji w tak klasycznej instytucji jakim jest muzeum. Do tego zderzamy tematy oficjalne z nieoficjalnymi. Tak oficjalne jak przejażdżka Cyrankiewicza na słoniu i tak nieoficjalne jak wizyty przemytników z walizkami wypchanymi dolarami w bankach? - Właśnie takie.
| KULINARIA |
#prezentacja
Droga Perseusza do idealnej pizzy Włoska przygoda i tajna wenecka receptura na pizzę - okazuje się, że każde danie w karcie Perseusza ma swoją historię. To miejsce warto odwiedzić nie tylko, by dobrze zjeść! Gości wchodzących do restauracji Perseusz wita przyjemny zapach świeżo wypieczonej pizzy oraz… widok zapierający dech w piersiach - błękitne morze, oliwne drzewa, złocisty piasek. Bezkresna przestrzeń złapana w kadrze koi duszę i pozwala poczuć się jak na śródziemnomorskim wybrzeżu. Ten widok ma nie tylko ozdabiać lokal, ale też przypominać o historii serwowanej tu pizzy i pasty. Zaczęło się od włoskiej wyprawy Aleksandra Wilusza, managera lokalu. Pierwsza kulinarną „szkołą” była dla niego praktyka w ośrodku wychowawczym dla trudnej młodzieży, gdzie rozpoczął naukę pod okiem Michelle, szefa kuchni z Mediolanu. Michelle był nie tylko utalentowanych kucharzem, ale też człowiekiem, który zdecydował się porzucić dobrze płatna pracę by pomagać potrzebującym. Po miesiącach nauki pod okiem mistrza, kolejnym przystankiem na kulinarnej ścieżce Aleksandra okazało się Viterbo. To właśnie tam odbył pierwszy profesjonalny kurs przygotowywania tradycyjnych włoskich deserów.
62
A, które miejsce wywarło na nim największe wrażenie? - Muszę powiedzieć, że chyba najbardziej podobała mi się Toskania ze stolicą regionu czyli Florencją - mówi Aleksander. - Znalazłem się tam całkowicie przypadkowo. Chociaż teraz myślę, że to mogło być przeznaczenie. Opóźniony pociąg sprawiły, że miałem kilka godzin na zwiedzanie, także kulinarne miasta. Poznane w tym czasie osoby sprawiły, że w mieście zostałem kilka dni i wracałem do nich jeszcze wielokrotnie. Florencja poprzez swoje położenie w centralnej części półwyspu apenińskiego krzyżuje najlepsze aspekty kuchni Włoskiej. To właśnie te miejsca ukształtowały jego smak i spojrzenie na filozofię gotowania. Dziś pytany jak dużo czasu potrzeba by stworzyć idealną pizzę odpowiada - To zależy! Są takie osoby, którzy już po kilku tygodniach poczują to „coś” do robienia pizzy, a są tacy, którzy nie będą w stanie nigdy nauczyć się jej wypieku. I można by powiedzieć - ale przecież pizza ma taką prostą recepturę. To nieprawda! Receptura Perseusza jest nieco skomplikowana, ale przez to tajna! Aleksander odkrył ją w Wenecji. Każdy kto chce odrobinę przedłużyć sobie wakacje i poznać drogę do doskonałego smaku powinien jak najszybciej zarezerwować sobie stolik w Perseuszu. Dobrze zrobiona pizza, z dobrej jakości składników, zapewnia doskonały bilans węglowodanów, białka i tłuszczy oraz niezbędnych mikroelementów, a przy tym pozostawia po sobie niezapomniane wrażenia smakowe! Perseusz Ristorante | Warszewo - Rostocka 110A www.perseusz-szczecin.pl
#prezentacja
| ZDROWIE |
#prezentacja
Badanie piersi w 3D Mówienie o tym, że badania profilaktyczne mogą uratować życie, zwiększyć szanse na skuteczną walkę z chorobą wydaje się banalne. Czy rzeczywiście?Jak się badać, by zyskać pewność, że nie choruję na nowotwór piersi? Co oferuje medycyna, a jak same możemy o siebie zadbać? Choroba nie wybiera. Nie ma znaczenia wiek, ani czy mamy obciążenie genetyczne, czy nie – zagrożone jesteśmy my wszystkie. U większości chorych nowotwór nigdy nie występował w rodzinie. Z danych Amerykańskiego Towarzystwa Onkologicznego wynika, że na 9 kobiet chorych na raka piersi tylko u 1 stwierdzono mutację genów BRCA1 i BRCA2.
Nowotwór piersi w liczbach Aż 22% wszystkich nowotworów złośliwych, na które chorują kobiety w Polsce stanowi rak piersi. To jeden z najczęstszych nowotworów złośliwych występujący u Polek. Szacuje się, że w tym lub przyszłym roku liczba nowych zachorowań na raka piersi przekroczy 20 tysięcy. Warto pamiętać o tym, że większość nowotworów wykrytych w początkowym stadium leczy się skutecznie. Rak piersi, by osiągnąć wielkość 2 cm, rozwija się około 8 lat. Specjaliści podkreślają, że guz piersi wykryty, gdy ma nie więcej niż 1 cm średnicy, jest w 95% uleczalny. Mimo to wiele pań unika badań z obawy, że „lekarz coś znajdzie” zapominając, że właśnie o to chodzi – by możliwie szybko wykryć nowotwór, jeśli już jest. Systematyczne badania, USG piersi i mammografia, ale także samodzielne badanie piersi pozwala wykryć małe zmiany, łatwiejsze do wyleczenia.
Mammografia 3D Usg piersi i mammografia to podstawowe badania profilaktyczne zalecane paniom zależnie od wieku. Przyjmuje się, że do 40 roku życia wykonuje się USG piersi, a później mammografię. Większość ośrodków mammograficznych oferuje już badanie cyfrowe pozwalające uzyskać obraz znacznie lepszej jakości niż analogowe (na kliszy). Dokładniejszym badaniem, dającym szersze możliwości diagnostyczne jest mammografia 3D z tomosyntezą. Stosowana na świecie od kilku lat, w Polsce w niewielu ośrodkach. W zachodniopomorskim jedynie w Centrum Diagnostyki Medycznej HAHS w Szczecinie można to badanie wykonać.
64
„Mammografia 3D dużo precyzyjniej niż klasyczna pokazuje strukturę piersi. W obrazie 3D analizuje się poszczególne warstwy piersi, milimetr po milimetrze. Mogę więc dostrzec bardzo niewielkie zmiany, a także te niewidoczne na standardowym zdjęciu, na którym struktury nakładają się na siebie” - wyjaśnia dr Magdalena Grudzińska, specjalista radiologii i diagnostyki obrazowej z Centrum Diagnostyki Medycznej HAHS. Mammografia 3D wykonywana jest zazwyczaj po analizie zdjęcia 2D w celu wyjaśnienia zauważonych nieprawidłowości. „Mammografia 3D umożliwia również dokładniejszą ocenę położenia, wielkości i charakteru zmiany. Pomaga odróżnić, czy zmiana jest o charakterze łagodnym czy złośliwym, skraca czas od wykrycia zmiany do rozpoznania i często zaoszczędza dodatkowych badań np. biopsji, rezonansu” – dodaje doktor Grudzińska z Centrum HAHS. Z badań przeprowadzonych w różnych ośrodkach na świecie wynika, że mammografia 3D zwiększa o ok. 30% wykrywalność nowotworu piersi.
Czy każdy guzek w piersi oznacza raka? Większość guzków to zmiany łagodne, jednak każdy wymaga konsultacji z lekarzem. Nie bójmy się badać i poza badaniami specjalistycznymi pamiętajmy o samobadaniu, które możemy wykonywać najczęściej. Średnica guzka wykrywanego u kobiet, które nigdy same nie badały sobie piersi, wynosi 40 mm, a tych, które wykonują samobadanie piersi przynajmniej co miesiąc – 12 mm. Rocznie na raka piersi umiera ponad pięć tysięcy Polek. Badajmy się, Drogie Panie! Dajmy sobie szansę na długie życie!
Centrum Diagnostyki Medycznej HAHS ul. Felczaka 10, Szczecin | www.hahs-lekarze.pl
| ZDROWIE |
Zapalenie pęcherza Zapalenie pęcherza zdecydowanie częściej występuje u kobiet. Czasami wystarczy zmiana sposobu higieny i unikanie sytuacji prowadzących do zakażeń, by zapomnieć o problemie. Bywa, że pomogą środki dostępne bez recepty, ale kiedy dolegliwości utrzymują się dłużej niż trzy dni, powinniśmy zgłosić się do lekarza. AUTOR ANNA FOLKMAN
Dlaczego problem zakażenia dolnych dróg moczowych najczęściej dosięga kobiet? Z powodów czysto anatomicznych, wynika to z budowy cewki moczowej, która stanowi barierę dla zakażeń wnikających do organizmu z zewnątrz. U kobiet cewka moczowa jest znacznie krótsza i mechanizmy ochronne tym samym są mniejsze. Objawy zapalenia pęcherza to ból w podbrzuszu, tuż powyżej spojenia łonowego, może on być stały lub towarzyszyć oddawaniu moczu. Często towarzyszy temu obecność krwi w moczu, pieczenie w cewce, rzadziej wysoka gorączka. Po pewnym czasie mogą pojawić się także bóle w okolicach lędźwiowych, co może oznaczać, że zakażenie objęło nerki. Tego objawu nie możemy bagatelizować. Generalnie leczenie zapalenia pęcherza można prowadzić na własną rękę przez około 3 dni. Potem powinniśmy zgłosić się do lekarza - Zdecydowana większość zakażeń układu moczowego to zapalenia, zakażenia natury
wstępującej – zauważa prof. Marcin Słojewski, urolog ze szpitala na Pomorzanach. - Bakteria wnika do organizmu nie np. z zepsutego zęba czy zakażonego migdałka, ale z zewnątrz. Dość częstym czynnikiem wywołującym te zakażenia u kobiet jest aktywność seksualna. Polega to na tym, że w trakcie stosunku, czynności intymnych, dochodzi do wnikania bakterii własnych kobiety. To nie jest tak, że mężczyzna zakaża kobietę, tylko powoduje on, że bakterie kobiety, które znajdują się w okolicy krocza czy przedsionka pochwy, zostają wprowadzone do wewnątrz. Dość często jest tak, że kobiety, u których problem zakażeń się powtarza, unikają aktywności seksualnej, ograniczają ją, bo boją się, że zakażenie nawróci. W takich przypadkach wskazana jest konsultacja urologiczna, badania podstawowe oraz USG układu moczowego. - Problem zakażeń dolnych dróg moczowych nie dotyczy każdej kobiety – dodaje prof. Słojewski. - Niektóre kobiety w sposób naturalny mają obniżoną odporność okolic intymnych, okazuje się, że np. ich matki cierpiały na to samo, znaczenie mają także drobne różnice w budowie anatomicznej. Pierwsza rada jaka jest udzielana kobietom borykającym się z zapaleniem pęcherza to przypomnienie podstawowych zasad higienicznych – prawidłowy kierunek podmywania się (od pochwy w kierunku odbytu), przystępowanie do stosunku z opróżnionym pęcherzem lub opróżnienie go zaraz po zbliżeniu, unikanie kąpieli w wannie, basenach, jacuzzi, które są wylęgarnią bakterii. Uczula się też partnera na dokładną higienę okolic intymnych. To czasami już bywa pomocne i pozwala uwolnić się od powracających zakażeń.
- Do dyspozycji są oczywiście także leki. Na szczęście tego typu zakażenia leczy się dość łatwo, bo większość winnych za nie bakterii jest doskonale wrażliwych na stosowane antybiotyki – podkreśla prof. Marcin Słojewski. - Możemy prowadzić też profilaktykę np. w postaci doustnych szczepionek. Zapobieganie może polegać także na przestrzeganiu zasad higienicznych, ale również na dbaniu o prawidłową florę okolic intymnych oraz przyjmowaniu suplementów wspomagających miejscowe mechanizmy obronne. Warto wspomnieć o żurawinie, która jako jedyny lek roślinny, co do którego są badania kliniczne, że może być skuteczna w profilaktyce i leczeniu zakażeniu dolnych dróg moczowych. Warto dodać, że wiele zakażeń dolnego układu moczowego mija samoistnie. Naturalne mechanizmy obronne kobiety radzą sobie z nimi. Problem jest wówczas, kiedy zakażenie nawraca. W przypadku mężczyzn zakażenia dolnych dróg moczowych są znacznie rzadsze ze względu na długą cewkę i lepsze mechanizmy obronne. - Problemem społecznym są natomiast stany zapalne gruczołu krokowego, zapalenia prostaty, które w przeciwieństwie do raka prostaty dotyczą młodych mężczyzn – zauważa prof. Słojewski. - To poważny problem, który objawia się wieloma dolegliwościami ze strony dolnych dróg moczowych. To choroba o wieloletnim przebiegu z okresami zaostrzeń i remisji. Ci pacjenci są zdesperowani i szukają pomocy u wielu urologów. Jest to trudne, ale można takiemu pacjentowi pomóc. To wielotygodniowe, czy nawet wielomiesięczne kuracje wiążące się niekiedy ze zmianą diety, sposobu higieny czy ogólnie stylu życia.
| ZDROWIE |
#prezentacja
Chrapiesz? A może o tym nie wiesz? Chrapanie często jest bagatelizowane i uznawane głównie za uciążliwe dla otoczenia. Tymczasem nieleczone może wywołać bezdech senny, czyli chwilową utratę możliwości oddychania. Z badań statystycznych wynika, że ok. 54 % Polaków chrapie, czyli problem dotyczy co drugiego z nas. Jak z tym walczyć? Poprosiliśmy otolaryngologa, doktora Grzegorza Jamro, aby przybliżył nam to zagadnienie. Dlaczego chrapiemy? Problem chrapania wynika z nieprawidłowego przepływu powietrza przez drogi oddechowe. Może mieć swój początek zarówno w nosie jak i w gardle, skończywszy na gardle dolnym i krtani. Specyficzne dźwięki w najczęstszych przypadkach są efektem wibracji wiotkiego podniebienia miękkiego, do której dochodzi podczas wdechu. Części ścian gardła zapadają się i wprowadzają tkanki w ruch, czego efektem słuchowym jest chrapanie. Czy są jakieś osoby, które są w szczególny sposób narażone na chrapanie? Statystycznie mężczyźni chrapią częściej niż kobiety. Wynika to z wielu przyczyn. Przede wszystkim odmiennej budowy
66
anatomicznej górnych dróg oddechowych, ale również skłonności do używek i niedbałego trybu życia. Jeżeli chodzi o porównanie dorosłych i dzieci, oczywiście problemy w oddychaniu u obu grup są inne. U dzieci mamy do czynienia głównie z przerostem układu chłonnego gardła, natomiast u dorosłych większą rolę gra zwiotczenie czy przerost tkanek miękkich podniebienia, języka lub gardła dolnego. Czy w jakiś sposób można uchronić się przed chrapaniem? Nie. Zmiany w anatomii dróg oddechowych mogą pojawić się niezależnie od naszej higieny i trybu życia. Często jest to naturalny przerost tkanek wraz z wiekiem, bądź zwiotczenie
wywołane zmniejszeniem ilości kolagenu w tkankach. Czy chrapanie może być niebezpieczne dla zdrowia? Tak. Następnym etapem chrapania jest rozwój bezdechu sennego, czyli momentu, w którym pacjent chwilowo przestaje oddychać. Konsekwencją syndromu SAS (Steep Apnea Syndrom) może być szereg chorób układu sercowo-naczyniowego, zwiększone ryzyko udaru mózgu czy rozwoju cukrzycy. W którym momencie powinniśmy uznać, ze dźwięki wydawane podczas snu są chrapaniem niebezpiecznym dla zdrowia? Wtedy, kiedy powstają wcześniej wspomniane bezdechy śródsenne,
#prezentacja
czyli chwilowe zatrzymania oddechu w czasie snu. Czy chrapanie jest dźwiękiem charakterystycznym? Zdecydowanie tak. Może się on zmieniać w tonacji, barwie, w zależności od tego jak wygląda nasz trakt oddechowy i w którym miejscu powstaje problem chrapania. Wszelkie dodatkowe efekty akustyczne w postaci sapania czy zatrzymania oddechu są już prawdopodobnie elementem bezdechu śródsennego, który wymagałby zdiagnozowania przez lekarza i odpowiedniego leczenia. Do kogo zgłosić się z chrapaniem? Problem chrapania podzielony jest pomiędzy pulmonologów a laryngologów. Pulmunolodzy zajmują się diagnostyką bezdechu śródsennego. Badania laryngologiczne określają miejsce powstawania chrapania, a co za tym idzie, to właśnie laryngolodzy zajmują się chirurgicznym leczeniem tego typu zaburzeń. Jak do tej pory leczyło się chrapanie? Najbardziej podstawowym zabiegiem wykonywanym w przypadku chrapania, jest zabieg chirurgiczny w postaci cięcia tkanek gardła, usunięcia migdałków czy części języka. Jest to metoda bardzo inwazyjna i w zasadzie już nie wykonywana. Jakie metody stosowane są obecnie? Leczenie chrapania zależy od jego przyczyny. Najmniej inwazyjną, ale jednocześnie najbardziej obciążającą metodą leczenia, może nie tyle chrapania, ile bezdechu w czasie snu, jest CPAP, czyli pompa oddechowa z dodatnim ciśnieniem oddechowym. Wytwarzane przez urządzenie ciśnienie nie pozwala zapadać się drogom oddechowym w czasie snu. Badania laryngologiczne pozwalają natomiast ocenić gdzie potencjalnie powstaje problem - począwszy od nosa, nosogardła, podniebienia, gardła, aż do poziomu krtani i leczyć go zgodnie z tym miejscem, w którym występuje. Jeżeli stwierdzono skrzywienie przegrody nosa przede wszystkim priorytetem będzie wykonanie plastyki tej części. Jeżeli mamy problem z chrapaniem poprzez zapadanie się wiotkich tkanek podniebienia miękkiego leczenie za-
czniemy od poszerzenia lub usztywnienia tego miejsca. Przechodząc do dalszych części układu oddechowego czyli języka, czy gardła, sytuacja jest podobna, aczkolwiek w gardle dolnym i krtani nie mamy zbyt wiele możliwości. Leczenie koncentruje się przede wszystkim na tkankach podniebienia i języka. Dotychczas stosowane były metody chirurgiczne z dużym cięciem, a nawet usunięciem migdałków podniebiennych. Metody te ewoluowały do mniej inwazyjnych technik używających choćby elektrokoagulację. Współczesna medycyna oparta na laseroterapii pozwala bezpiecznie, mało inwazyjnie leczyć tego typu problemy. Na czym polega leczenie laserem? W medycynie używanych jest bardzo wiele laserów. Każdy z nich ma trochę inny sposób działania i inaczej oddziałuje na tkanki. Możemy mówić o metodach bardziej lub mniej inwazyjnych w zależności od tego jakiego lasera używamy. W klinice Beauty Group mamy możliwość wykorzystania najnowocześniejszego systemu firmy FOTONA, na który składa się laser erbowo-jagowy i neodymowo-jagowy. Poprzez odpowiednie dobranie parametrów obu laserów możemy wykorzystywać je w mnogi sposób. W leczeniu chrapania wykorzystujemy przede wszystkim laser erbowo-jagowy, jako zupełnie nieinwazyjną metodę leczenia, polegającą na fototermicznym obkurczaniu oraz stymulacji rozwoju kolagenu w partiach naświetlanych przez co dochodzi do obkurczania i usztywnienia tkanek podniebienia i języka. NightLase, to zabieg wykonywany laserem o delikatnym, powierzchniowym działaniu. Ile zabiegów potrzeba żeby osiągnąć efekt? Optymalnym leczeniem zaleconym przez firmę FOTONA są cztery spotkania, które trwają ok. 20 minut. Czy wymagane jest jakieś specjalne przygotowanie do zabiegu? Czy istnieją zalecenia, których należy przestrzegać w czasie terapii? Każdorazowo przed rozpoczęciem terapii laserowej wymagana jest konsultacja. Lekarz prowadzący musi odpowiednio zakwalifikować pa-
| ZDROWIE |
cjenta, jednakże istnieje niewiele przeciwwskazań do tego zabiegu, które należy rozważyć. Nie jest wymagane specjalne przygotowanie. Pacjent przychodzi bezpośrednio na zabieg, a wychodząc z gabinetu nie odczuwa ani bólu, ani dyskomfortu. Może od razu wracać do swojej codziennej aktywności. Wspomniał Pan wcześniej o tym, że mamy do czynienia z czterema sesjami, czy mamy też pewność, że już pierwsza sesja przyniesie jakieś istotne zmiany? Nasze dotychczasowe doświadczenie z laserami FOTONA pozwala stwierdzić, że już po pierwszym zabiegu pacjenci odczuwają zdecydowaną poprawę oddychania bezpośrednio po wyjściu z gabinetu. Czy jako laryngolog poleca Pan terapię laserową? Tak. Terapia laserowa przede wszystkim jest terapią nieinwazyjną, którą mogę polecić ze względu na dobro pacjenta. Zabieg nie wymaga znieczulenia, a badania wykazują, że jego skuteczność sięga 90%.
Grzegorz Jamro, otolaryngolog
Beauty Group Szczecin Klinika Chirurgii Plastycznej ul. Wojciechowskiego 7, Szczecin tel. +48 (0)91 45 40 442 mail: info@beautygroup.pl www.artplastica.pl
MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 10/2018
67
| ZDROWIE |
#prezentacja
Szeroko dostępne i nieszkodliwe – takie jest badanie USG Pacjent błyskawicznie może odkryć tajemnice jakie kryje jego organizm. To badanie ważne nie tylko dla osób, które chorują i w ten sposób monitorują swoje schorzenia, ale również dla tych którzy nigdy nie chorowali, ponieważ często pozwala wykryć nieprawidłowości zanim pojawią się jakiekolwiek objawy kliniczne. Co ważne jest zupełnie nieinwazyjne. Jak dodaje dr Mateusz Owsiak lekarz zajmujący się diagnostyką ultrasonograficzną w Centrum Medycznym EuroMedis, dzięki temu badaniu, które w większości przypadków trwa relatywnie krótko i jest całkowicie bezpieczne – można wykrywac chcoroby na wczesnym ich etapie i dzięki temu wdrażać szybsze, skuteczniejsze leczenie. - Podejrzewając zaburzenia pracy danego narządu można w określonych przypadkach wykonywać badania ultrasonograficzne. Jednym z częstszych wskazań do wykonania USG jamy brzusznej są bóle w tym rejonie ciała. Jeśli objawy się nasilają, lekarze podstawowego kontaktu lub specjaliści z innych dziedzin, zazwyczaj zalecają pacjentowi wykonanie właśnie tego kroku na początku ścieżki diagnostycznej. Jeśli trudno dociec co pacjentowi dolega wtedy zlecane są kolejne badania. lek. Mateusz Owsiak radiolog Wizyta u radiologa lub lekarza posiadającego odpowiednie kwalifikacje do wykonania badań USG, polecana jest także dla osób, które mogą mieć problemy z tarczycą. - Badanie USG jamy brzusznej może wykryć szerokie spektrum zmian, od prostych kamieni w pęcherzyku żółciowym czy nerkach, przez choroby zapalne aż do nowotworów w narządach miąższowych takich jak wątroba czy trzustka – warto kontrolować swój
stan zdrowia, ponieważ wiele chorób wykrytych na wczesnym etapie ma dużo lepsze rokowanie – dodaje dr Owsiak. - Badanie USG tarczycy wykonuje się w każdym wieku, zazwyczaj zgodnie z zaleceniami lekarza endokrynologa. Wykonuje się je z różnych powodów między innymi przy diagnostyce niedoczynności i nadczynności tarczycy, a także w związku z rodzinnym występowaniem chorób tego narządu. Często podczas badania ukierunkowanego na jedno schorzenie, radiolodzy wykrywają dodatkowo u pacjentów zmiany w narządach, co do których nie było przypuszczeń iż funkcjonują nieprawidłowo, ponieważ badanie obejmuje przeważnie cały region anatomiczny, a nie tylko dany narząd. Częstym takim „dodatkowym znaleziskiem” jest np. stłuszczenie wątroby, które może występować u pacjentów z nadwagą lub otyłością, ale także u osób, które przyjmują leki np. hormonalne. Nieleczone może prowadzić do poważnych powikłań. Wizyta u radiologa to bardzo ważny etap jeśli chodzi i ścieżkę leczenia pacjenta. Diagnostykę wykonują także specjaliści w centrum medycznym EuroMedis przy ul. Powstańców Wielkopolskich 33a w Szczecinie. To tu pacjent znajdzie szereg poradni specjalistycznych w tym również dedykowaną pracownię ultrasonograficzną wyposażoną w zaawansowany aparat USG wysokiej klasy i radiologa. Lekarz najpierw zbiera krótki wywiad, zapoznaje się z dostarczaną dokumentacją i przystępuje do badania, które zwykle trwa od 15 do 30 minut. Co ważne od razu po badaniu następuje jego opis, a pacjent musi poczekać kilka minut i otrzymuje wynik wraz z dokumentacją zdjęciową. Zgodnie z zaleceniami Polskiego Towarzystwa Ultrasonograficznego najbardziej optymalne warunki badania jamy brzusznej zapewnia badanie wykonane u osoby na czczo z wypełnionym pęcherzem moczowym. USG tarczycy i narządów szyi nie wymaga takiego przygotowywania. Nie istnieją przeciwskazania do wykonywania badań ultrasonograficznych.
#Medimel radzi
| ZDROWIE |
Implanty Motiva vs B-Lite Dbając o najwyższą jakość usług wprowadzamy, co jakiś czas do oferty Medimel najlepsze w/g nas marki obecne na rynku. Ze względu na różne gusta i wyobrażenia pacjentek na temat idealnego biustu, dajemy im możliwość wyboru oraz dopasowania doskonałego produktu do oczekiwań. Ze względu na liczne zapytania zrobiliśmy porównanie dwóch marek implantów dostępnych w naszym gabinecie. Choć marki różnią się od siebie (w tym również ceną), to cechuje je wiele zalet. Więcej szczegółów można zasięgnąć podczas indywidualnej konsultacji w gabinecie Medimel. Rejestracja pod numerem tel.: 500355884.
Implanty Motiva
Implanty B-Lite
• Zupełnie nowa technologia. Po operacji dopasowują się do pozycji przybieranej przez kobietę w danym momencie. Dzięki temu biust wygląda naturalnie.
• Najlżejsze implanty na świecie. Jeden implant o objętości 365 ml waży jedynie 275 g.
• Miękkie w dotyku. Dzięki specjalistycznej powłoce zewnętrznej wykonanej w nanotechnologii oraz unikalnemu rodzajowi żelu przypominają naturalną pierś. • Posiadają system BluSeal. To zabezpieczenie, które pozwala upewnić się, że istnieje bariera zapobiegająca rozprzestrzenianiu się żelu, w razie gdyby z implantem coś się wydarzyło. • Niewielka blizna pooperacyjna. Dzięki konsystencji żelu i plastyczności implantu wielkość blizny to ok. 4 cm. • Najmniejszy odsetek powikłań w postaci torebek przykurczających. • Gwarancja jakości. Za jakość implantów Motiva ręczy firma Lloyd, największy ubezpieczyciel na świecie. • Unikalna numeracja. Każdy implant zawiera mikrotransponder bierny z 15-cyfrowym niepowtarzalnym kodem. Lekarz może odczytać kod przy pomocy specjalnego czytnika i poznać specyfikację implantu.
• Szybsze gojenie ran pooperacyjnych. Implanty ważą 30 proc. mniej od tradycyjnych, zmniejsza to ucisk na ranę i przyśpiesza gojenie po zabiegu. • Mniejsze obciążenie dla kręgosłupa. • Nie odkształcają się. Implanty zawierają mikrosfery z powietrzem, dzięki którym nie tracą swojego kształtu. • Nie rozciągają skóry, są mało wyczuwalne. • Większa przezierność dla promieniowania rentgenowskiego. Gęstość silikonu w implantach B-lite pozwala łatwiej ocenić stan piersi podczas badań lekarskich, np. podczas mammografii gruczoły są dużo bardziej widoczne. • Minimalizują skutki grawitacji. • Odpowiednie dla Pań, którym nie odpowiada bardzo naturalny efekt zabiegu oraz dla tych, które marzą o bardzo dużym biuście. • Odpowiednie dla pacjentek po mastektomii, u których korzystniej jest obciążyć pierś lżejszym implantem. • Dożywotnia gwarancja producenta.
ul. Nowowiejska 1E , Szczecin – Bezrzecze | tel. +48 91 818 04 74, +48 500 355 884 e-mail: gabinet@chirurgia-szczecin.pl | www.chirurgia-szczecin.pl
MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 10/2018
69
| ZDROWIE |
#prezentacja
Ważny problem: rak piersi Czy masz szansę na wygraną w walce z rakiem?
Połowa sukcesu w walce z rakiem to świadomość, że rak piersi jest możliwy do wyleczenia i badania profilaktyczne są koniecznością. Druga połowa, to samodyscyplina i wykonywanie tych badań regularnie. Niestety pomimo wielu akcji informacyjnych, które mają podnosić świadomość Polek i zachęcać je do regularnych badań profilaktycznych, wciąż w Polsce co roku umiera ponad 5 tysięcy Pań. Rak piersi to trochę cichy zabójca. Czy jest szansa na pokonanie go dzięki badaniom piersi?
w przypadku USG piersi zaleca się, by było wykonywane raz do roku.
dr Dorota Sitkiewicz-Krystosiak, specjalista radiologii i diagnostyki obrazowej: - Niestety nie. Musimy pamiętać, że żadne badanie nie zapobiega powstawaniu zmian, jednak regularne badania dają nam szansę, że znajdziemy zmianę w jak najmniejszym rozmiarze i minimalnym stadium zaawansowania. Wtedy mamy szansę na całkowite wyleczenie.
Kiedy zatem mammografia, a kiedy USG?
Czy świadomość pacjentek na przestrzeni lat wzrosła? DSK: - Problem choroby przestał być tematem wstydliwym. Kobiety często rozmawiają ze sobą na tematy zdrowotne i najczęściej właśnie to skłania je do wykonywania badań profilaktycznych. Również kampanie w mediach na tematy profilaktyki raka piersi, raka szyjki macicy czy innych nowotworów powodują, że ludzie mają coraz większą świadomość: gdzie i jak często powinni się badać. Oczywiście pomimo wszelkich starań niewiedza pacjentek oraz zaniedbywanie badań zdarza się wciąż zbyt często. Czy pacjentki wiedzą jak wykonywać samobadanie piersi? DSK: - Większość pacjentek ma trudności z samodzielnym badaniem piersi, dlatego z reguły zwracają się do lekarza, najczęściej ginekologa. Nie wszystkie zmiany są możliwe do wykrycia, ponieważ małe, głęboko położone zmiany mogą być niewyczuwalne palpacyjnie. Dlatego oprócz samobadania zaleca się badania USG.
DSK: - Mammografia i USG piersi mają takie samo zadanie – mają opisać pierś i zachodzące w niej zmiany (z łac. Mammo – pierś, grapho – z gr. pisać). Różnią się tym, że USG wykorzystuje fale ultradźwiękowe, a mammografia jest badaniem wykorzystującym promienie rentgenowskie. Różnoczasowość wprowadzanych metod diagnostycznych wynika z naturalnej przemiany utkania piersi z tkanki gruczołowej na tkankę tłuszczową, dlatego u młodych kobiet przede wszystkim jako pierwsze wykonujemy badanie USG piersi, a u kobiet w średnim wieku i starszych jako pierwsze badanie wykonywane jest badanie mammograficzne. Pamiętać również należy, że badanie mammograficzne i badanie USG, to badania które się uzupełniają, a nie wykluczają. Czy po badaniu USG pacjentki powinny wykonać dodatkowe badania? DSK: - Zawsze na koniec opisu badania USG zalecam czas następnego badania, a Paniom po 40 r.ż. z reguły zalecam wykonanie profilaktycznej mammografii. W przypadku dodatniego wywiadu onkologicznego w rodzinie, zalecam wykonanie badań w Poradni Genetycznej. Oczywiście w razie wystąpienia zmian, częstotliwość wizyt oraz zalecenia innych badań diagnostycznych, np. rezonans magnetyczny piersi, są dostosowane do indywidualnych potrzeb pacjentki.
Jak często powinny być zatem wykonywane badania USG i mammografia? DSK: - W Polsce profilaktyczne badania mammograficzne w ramach „Programu wczesnego wykrywania raka piersi” zalecane są co 2 lata pomiędzy 50 a 69 rokiem życia. Oczywiście poza programem badanie mammograficzne dostosowane jest indywidualnie do pacjentek. Najczęściej wykonuje się je od 40 r.ż. Natomiast
70
Centrum Medyczne Dom Lekarski w C.H. Turzyn al. Boh. Warszawy 42, Szczecin Centrum Medyczne Dom Lekarski w Outlet Park ul. A. Struga 42, Szczecin www.domlekarski.pl tel. 91 469 22 82
| PODRÓŻE |
Odkryć nieodkryte, czyli podróż do Mongolii
72
| PODRÓŻE |
Zaczęło się od fragmentu tkaniny, skończyło na projektowaniu butów. Zaraz, zaraz… skończyło? Przecież to dopiero początek historii. Elena Gasulla Tortajada i Israel Lopez Rosas, założyciele marki obuwniczej Liebre Style, w Szczecinie mieszkają od roku. Kiedy są na miejscu - projektują, kiedy ich nie ma - odkrywają świat. A co z tych podróży przywożą? ROZMAWIAŁA AGATA MAKSYMIUK / FOTO ISRAEL LOPEZ ROSAS
Jak odkryliście Mongolię? - Israel: To przypadek. Mieszkaliśmy wtedy w Indonezji. Nie mogłem podjąć tam pracy ze względu na przedłużające się regulacje wizowe. Wolny czas postanowiłem wykorzystać na naukę fotografii i podróże. Po wizycie w Indiach zdecydowałem, że kolejnymi kierunkami moich wypraw będą miejsca jeszcze „nieodkryte”. Właśnie taka okazała się Mongolia. To było dwa lata temu. Spędziłem tam miesiąc robiąc zdjęcia. Dlaczego zdecydowaliście się tam wrócić? Nie lepiej byłoby wybrać nowy kierunek? - Elena: Tak się składa, że Israel z każdej podróży przywozi mi najbardziej charakterystyczne dla danego regionu tkaniny. Podczas wyprawy po Azji odkrył, że Mongolia oferuje zaskakującą różnorodność tekstyliów. Widać to już po samym ubiorze Mongołów. Niektóre kostiumy są stworzone nawet z 20 różnych tkanin, innych od siebie pod względem koloru i wzoru. Można pomyśleć, że osoba, która wpadła na pomysł by tak szyć, była nieco szalona, ale myślę, że to dobre szaleństwo (śmiech). Odkąd sami zostaliśmy projektantami, zależy nam na docieraniu do takich miejsc. Uznaliśmy, że Mongolia ma nam jeszcze wiele do zaoferowania. Jak sami powiedzieliście, jest to kraj „nieodkryty”, w dodatku o silnej tradycji koczowniczej. Jak w takim miejscu wygląda rynek mody? Czy w ogóle istnieje? - Elena: Istnieje, ale jest bardzo młody. Mongolia do niedawna była krajem komunistycznym, niektóre obszary gospodarki dopiero zaczynają się kształtować. Okazało się, że w Ułan Bator działa uczelnia, na której studenci uczą się projektowania. Udało mi się nawiązać kontakt z dyrek-
torem tej szkoły, wskazał mi designerów i pomógł w zaaranżowaniu z nimi spotkań. Były to osoby w moim wieku, urodzone w latach 80. W swojej pracy mocno inspirują się stylami Japonii i Korei. Lubią je mieszać z tradycyjnym mongolskim stylem. Mówimy teraz o ludziach ze stolicy, a co z tymi, którzy stronią od miasta? Trudno sobie wyobrazić, żeby moda leżała w kręgu ich zainteresowań. - Israel: Ich codzienność wygląda inaczej, niż w stolicy. Koczowniczy tryb życia, to coś co Mongołowie wciąż kochają, i co wciąż jest aktualne. Mongolia to tak naprawdę Ułan Bator, jeszcze jedno niewielkie miasto i hektary ziemi dookoła. Ci ludzie kochają naturę, kontakt z przyrodą, zwierzęta. Mieszkają w namiotach rozbitych na prerii, w oparciu o niezbędne do przetrwania rzeczy. Ale nie myśl, że są biedni. Nie, nie… mówimy o rodzinach, które mają po cztery tysiące owiec, kilkaset krów i koni. Moda raczej nie leży w kręgu ich zainteresowań, ale trzeba przyznać, że noszone przez nich ubrania są uszyte z doskonałej jakości materiałów o pięknych wzorach. Czy udało wam się poznać tych ludzi? - Elena: Będąc na miejscu Israel zaprzyjaźnił się z przewodnikiem, który zaprosił nas do namiotu swojej rodziny na cały weekend. Mogliśmy zobaczyć od środka, jak wygląda ich tryb życia. Zresztą dla Isreala to nie był pierwszy raz. Podczas poprzedniej wizyty w Mongolii mieszkał w namiocie tydzień. Co robiłeś przez ten czas? - Israel: Namioty są zupełnie odcięte od takich rzeczy jak internet, telefony, komputery i inne nowinki technologiczne, które wypełniają naszą codzienność. Nie ma tam kontaktu ze światem. Przyje-
chałem do Mongolii jako fotograf, więc skupiłem się głównie na robieniu zdjęć. -Elena: ...ale jeśli mamy być szczerzy, to Israel po tygodniu był ekstremalnie znudzony (śmiech). Nie chodzi tu o brak mediów, ale o to, że na miejscu nie ma za bardzo z kim porozmawiać. Nawet jeśli „domownicy” znajdą dla ciebie czas, to pojawia się bariera językowa. Non stop trzeba sobie samemu organizować zajęcia. Ktoś może pomyśleć - a co to za problem? Ale wyobraź sobie - namiot, dookoła rozciągające się kilometry płaskiego gruntu, zero lasów, zero gór. Tylko Ty, dwuosobowa rodzina, tysiące owiec i pies do ochrony stada. A co z takimi podstawowymi rozrywkami, jak muzyka, sztuka..? - Isreal: Jedyną dodatkową aktywnością jest dzielenie się foto albumem. - Elena: Na początku zaskoczyło mnie to najbardziej. Pamiętam, że podczas naszej podróży do Meksyku poznaliśmy wiele starszych osób, które również żyją zgodnie z dawnymi tradycjami. Jednak oni cały czas tworzą, jest tam mnóstwo sztuki. W Mongolii tego nie było. Teraz, kiedy sama spędziłam z nimi trochę czasu myślę, że wynika to z ich stylu życia, który jest po prostu dziki. W ciągu dnia zajmują się tysiącem zwierząt. Jeśli mają dzieci, to muszą zadbać i o nie. Zimą temperatura spada do - 20 stopni, czasem nawet 30, więc latem szykują się do zimy. I tak to się kręci. Tam po prostu nie ma czasu na słuchanie muzyki czy malowanie. Dla nich najważniejsze są obowiązki. Nie mają za wiele rozrywek, ale w takich warunkach na pewno muszą mieć wyjątkową kuchnię. Co jedliście podczas gościny w namiocie? - Elena: Jedzenie jest dla nich bardzo ważne. Podstawę stanowi mięso, oczywiście
MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 10/2018
73
| PODRÓŻE |
z własnej hodowli. Piją też bardzo dużo tłustego mleka. Nie mają warzyw, po prostu ich nie uprawiają. Mają za to pewnego rodzaju kwiaty i zielone rośliny, które jedzą z mięsem. Nie ma zbyt wielu przypraw. Wszystko jest bardzo naturalne. Typowym napojem jest herbata z solą. Szczerze? Dla mnie to bardziej zupa, niż herbata i chyba nikt by mnie nie namówił, żebym ją wypiła (śmiech).
- Elena: Zawsze kiedy gdzieś jedziemy, staramy się na tyle, na ile to możliwe przeniknąć do lokalnej społeczności. Unikamy turystycznych tras i bardzo popularnych miejsc. Nawet jeśli zatrzymujemy się w hotelu, znajdujemy ludzi, którzy pomagają nam poznać mieszkańców danego regionu. Zwyczaje innych kultur są dla nas ważne. Dzięki nim możemy lepiej rozumieć to, co rzeczywiście nas interesuje, czyli modę.
A co z mięsem świstaka? Kiedyś Mongolia z tego słynęła.
- Israel: Podczas tej wizyty wybraliśmy około 40 różnych wzorów, zupełnie innych od tych przywiezionych z mojej pierwszej podróży. Kiedy na nie patrzysz, ich potencjał może wydawać się odrobinę skryty. Dla Europejczyków mogą być nieco szokujące i bez zastosowania ze względu na kolory. Jednak kiedy podzielisz je na kawałki widzisz, że każdy ma swój urok i historię. Dobrym przykładem jest ten pomarańczowo-błękitny materiał. Reprezentuje on mongolskie życie - namiot rozstawiony wśród góry, pod gwieździstym niebem. Co ważne, w zależności od kąta z jakiego patrzysz, światło inaczej się od niego odbija, wyciągając inny odcień. Nowe wzory wykorzystamy w nowej kolekcji do butów i akcesoriów.
- Israel: Dziś zabijanie świstaków jest zabronione, zostały objęte ochroną. Jadąc na wycieczkę można zobaczyć, jak wychylają się ze swoich nor wzdłuż drogi. W Polsce, kiedy odwiedzają nas goście zastawiamy stół, wyjmujemy alkohol i robimy małą biesiadę, a w Mongolii? - Elena: Koczownicy z mleka klaczy wytwarzają alkohol. Kiedy przyjmują gości, głowa rodziny nalewa trunku do kubka. Wszyscy zgromadzeni siadają w kręgu na podłodze i każdy musi się napić. Jest to pewien rytuał. Przejmując kubek, koniecznie trzeba go wziąć prawą ręką, napić się i podać dalej. Jeśli złapiesz go lewą ręką sprowadzisz na rodzinę nieszczęście. Kolejną ciekawostką było spożywanie gorących potraw. Podano nam danie przypominające makaron. Naprawdę bardzo gorące. Musieliśmy je zjeść rękami. Domowniczka wyjaśniła, że ten posiłek jest bardzo zdrowy ze względu na temperaturę. To nie wszystko. Po lub w trakcie jedzenia tego „makaronu” dobrze jest sobie pocierać uszy. W ten sposób przekazujemy organizmowi ciepło. Jest to trochę szokujące, ale myślę, że wynika to z niskich temperatur, jakie tam panują zimą. Każda forma rozgrzania ciała jest dla nich dobra. Muszą być bardzo zahartowani. - Israel: Tak, Mongołowie mają bardzo mocne organizmy, są bardzo zdrowi, bardzo silni, mają świetną kondycję, mocne kości, białe zęby. Wyróżnia ich też charakter. Zawsze trzymają się razem - rodzina, przyjaciele, sąsiedzi. Wspólnie dbają o siebie. Jednak waszym celem nie było poznawanie zwyczajów innych kultur, a odnalezienie modowych inspiracji. Koczownicy wam w tym pomogli?
74
Te materiały mają bardzo wysoką jakość. W jaki sposób Mongołowie je produkują? - Elena: To wszystko jedwab. Jednak to nie Mongołowie go wytwarzają, zwyczajnie nie mają takich możliwości. Cała produkcja odbywa się w Chinach. W Polsce może to się trochę źle kojarzyć, ale w rzeczywistości Chiny są nr 1 w produkcji jedwabiu najwyższej klasy. Chińczycy opracowali nawet specjalną paletę wzorów dla Mongolii, zgodną z ich stylem życia, tradycją i obyczajami. Dla Mongołów noszenie tradycyjnej odzieży nie stanowi problemu. Takich krajów jest już coraz mniej. - Elena: Kiedy mieszkaliśmy w Indonezji dowiedzieliśmy się, że dla ich kultury charakterystyczny jest bawełniany materiał ozdobiony specjalną techniką batik. To technika malarska polegająca na etapowym nakładaniu wosku i kąpieli tkaniny w barwniku, który farbuje miejsca niezamaskowane przez wosk. W rezultacie otrzymuje się fantazyjne wzory o roślinnych motywach. Władze kraju zauważy-
ły, że tradycje związane z tymi tkaninami zaczynają zanikać. Co za tym idzie, zanika tożsamość kulturowa społeczeństwa. Żeby temu zapobiec, ustalono „batik piątki”. W tym dniu wszyscy bez wyjątków włączają do swojej garderoby rzeczy wykonane z farbowanej bawełny. W te dni moje biuro wyglądało niesamowicie. I tak batik odzyskał swoją rangę. Myślicie, że ten sposób myślenia mógłby się przyjąć w Europie? Polskie tradycyjne stroje ludowe raczej zajmują gabloty muzeów, aniżeli szafy. - Elena: Przyznam, że nie rozumiem, dlaczego ludzie w Europie są tak nudni jeśli chodzi o ubiór. Dlaczego wolą ubrania z sieciówek? Dlaczego unikają kolorów? Okładka ostatniego Vogue przypomina nam o tym, jak piękną tradycję ma Polska. Nie twierdzę, że powinniśmy codziennie chodzić w pełnym, regionalnym stroju, ale moglibyśmy wykorzystywać jego elementy. Nie tylko przykład Indonezji tego dowodzi. Ostatnio w mediach społecznościowych pojawił się film, na którym jest pokazane, jak projektanci Diora przenieśli tradycyjne rumuńskie kamizelki do swojej kolekcji. Projekt zaczął wyglądać super nowocześnie i zaczął się świetnie sprzedawać. Tylko, że ten film ma też drugie dno. Projektanci Diora po prostu ukradli ten projekt. W którym miejscu waszym zdaniem inspiracja przechodzi w plagiat? - Elena: To prawda, powinni zaznaczyć skąd pochodzą kamizelki, bo rzeczywiście zachwycił się nimi cały świat. To było nie fair. Myślę jednak, że trzeba być prawdziwym geniuszem, żeby wpaść na pomysł, na który jeszcze nikt nigdy nie wpadł. Nawet jeśli zaczynasz coś kopiować, to w pewnym momencie dodajesz coś od siebie - myślę, że to również pewien rodzaj inspiracji. Najważniejsza jest jednak szczerość i informacje na temat pochodzenia projektu. W waszym przypadku prawie każda para butów ma inną historię. Każdą z tych opowieści dzielicie się z ich nabywcami? - Israel: Oczywiście, że tak. W końcu te historie to ich część.
MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 10/2018
75
| MOTO |
#prezentacja
Premiera Lexusa UX - nowy crossover na ulicach Szczecina
Lexus UX został wyposażony w najnowocześniejszy napęd hybrydowy czwartej generacji o całkowitej mocy 178 KM.
76
#prezentacja
| MOTO |
Gwiazdy sportu, biznesmeni, muzycy i aktorzy pojawili się na szczecińskiej premierze nowego modelu Lexusa UX, podczas turnieju Pekao Szczecin Open. Kto nie zdążył na pierwszy pokaz ma szansę na drugi 12-13 października w salonie Lexus Szczecin przy ul. Mieszka I 25. Czym nowy Lexus zasłużył sobie na uwagę?
Premiera nowego modelu Lexusa UX przyciągnęła na korty tenisowe przy al. Wojska Polskiego najznamienitszych gości. Wśród nich byli m.in.: lekkoatleta Marcin Lewandowski, Maurycy Podlaski z Kabaretu pod Wyrwigroszem, Tomasz Stockinger, Krzysztof Wakuliński, Adam Grochulski, prof. Tomasz Grodzki. Wydarzenie poprowadzili Małgorzata i Jan Kozłowscy, właściciele salonu Lexus Szczecin. Zgromadzone osoby, nawet nie próbowały ukrywać aprobaty na widok nowego crossovera Lexusa. Pierwszy w kolejce do oceny stanął zewnętrzny design. Na pewno nieco zaskoczył ostrymi rysami, nieco agresywną stylistyką i wieloma przetłoczeniami. Żywy niebieski kolor podbijał te wrażenia. Wzrok przyciągał też sporych rozmiarów grill. Na uwagę zasługują zastosowane rozwiązania techniczne i moc silnika. Lexus UX został wyposażony w najnowocześniejszy napęd hybrydowy czwartej generacji o całkowitej mocy 178 KM, dostępny z napędem na przednią oś, jak również z napędem na wszystkie koła E-FOUR. Model dostępny jest także z bardzo wydajnym 2-litrowym silnikiem benzynowym o mocy 171 KM oraz automatyczną, bezstopniową przekładnią direct-shift CVT. Po pierwszym znakomitym wrażeniu, goście tłumnie ruszyli, by obejrzeć wnętrze. Trudno było nie poczuć się w nim jak w aucie klasy Premium. Lexus UX jest wyposażony w wiele innowacyjnych technologii, takich jak kamera 360 stopni czy najwyższej klasy system audio Mark Levinson® Premium Surround. Ponadto wszystkie wersje wyposażenia posiadają w standardzie pakiet bezpieczeństwa Lexus Safety System+2.
Już podczas wsiadania odczuwało się wygodne usytuowanie i wyprofilowanie fotela oraz panelu poniżej drzwi. Zapewniamy, że przestrzeń w kabinie zadowoli nawet bardzo wysokie osoby. Jest też coś dla estetów - jak udało nam się dowiedzieć, producent zaplanował aż pięć kombinacji kolorystycznych wnętrza. Patrząc na kokpit auta pierwsze, co rzuca się w oczy to ekran LCD wyświetlający analogowe wskaźniki prędkości. W centrum jest też ponad 10-calowy ekran multimedialny, delikatnie skierowany w stronę kierowcy - drobny szczegół, a cieszy, a poza tym jest niezwykle funkcjonalny. Całość dopełnia luksusowe i niebanalne wnętrze kabiny nadzorowane przez japońskich mistrzów rzemiosła „Takumi”. Jednym ze szczegółów jest skórzana tapicerka foteli, wyróżniająca się tradycyjnym haftem „sashiko”. Nie sam design odpowiada za sukces auta. Bo koniec końców wszystko opiera się o bezpieczeństwo. Projektanci Lexusa UX wzbogacili swój model o takie no-
winki jak układ Lexus Safety System+2 z Pre-Collision System (PCS). Mówiąc wprost - systemy wykrywania pieszych i rowerzystów w dzień i w nocy. Jest też Lane Tracing System, pomagający utrzymać stały tor jazdy oraz adaptacyjny tempomat. Jakby tego było mało nowy Lexus UX potrafi ostrzec kierowcę o ruchu poprzecznym, monitoruje martwe pole i umie rozpoznawać znaki drogowe, a także ostrzega o zmęczeniu kierowcę. Czy od auta można chcieć więcej? Na tę chwilę raczej nie, dlatego dobra wiadomość brzmi – najnowszego Lexusa UX można od teraz zamawiać w przedsprzedaży już od 139.900 zł. Oferta jest limitowana, więc warto się pospieszyć.
LEXUS SZCZECIN ul. Mieszka I 25, Szczecin www.lexus-szczecin.pl
MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 10/2018
77
| MOTO |
Ścieżki bez ścieżki Nie od dziś wiadomo, że pomyślne pokonywanie przeszkód jest zazwyczaj źródłem uzasadnionej satysfakcji. Dużo osób wyznaje wręcz zasadę, że im coś jest bardziej problematyczne, tym lepiej, bo radość z przezwyciężenia takiej trudności jest wtedy proporcjonalnie większa. Z podobnego założenia wychodzą też bohaterowie poniższego artykułu. Z tą tylko różnicą, że zamiast podejść spokojnie do przeszkody, wolą ją z pełną mocą rozjechać. AUTOR MACIEJ ŻMUDZKI / FOTO PAWEŁ LACHETA
Jeśli zadamy laikowi pytanie „czym jest off-road?”, to zapewne zastanowi się chwilę i odpowie, że jest to jeżdżenie samochodem po trudnym terenie. I choć racji nie będzie mu można do końca odmówić, to jednak tak sformułowana odpowiedź z pewnością należycie nie wyczerpie tematu. Co zatem usłyszymy, gdy podobne pytanie zadamy komuś, kto pasjonuje się tym od dwudziestu lat?
Uroki wydzwanianego Internetu Piotr Machowski to z krwi i kości szczecinianin, od urodzenia związany z naszym regionem. Piętnaście lat temu założył Stowarzyszenie Aktywnej Turystyki 4x4 Szczecin, którego nieprzerwanie jest aktywnym prezesem. W off-roadzie zaczął się zakochiwać w 1998 roku, więc to uczucie trwa już dwie dekady. – Pierwszym etapem były migawki z rajdu Camel Trophy, które oglądałem na VHS w latach dziewięćdziesiątych - wspomina z uśmiechem Machowski. - Zaimponował mi kunszt terenowej jazdy oraz współpraca między ludźmi, którzy łączyli siły, aby pokonywać kolejne przeszkody na trasie. Z czasem czytałem coraz więcej artykułów na temat off-roadu, zacząłem jeździć na imprezy i poznałem innych, podobnych do siebie, zapaleńców. Mijały kolejne lata, a to wszystko się rozwijało. Okazało się, że takich pasjonatów jest więcej, więc utrzymywaliśmy ze sobą stały kontakt. Z perspektywy dzisiejszej technologii można powiedzieć, że te początki były wręcz archaiczne. Wyglądało to tak, że każdy z nas miał dostęp do listy dyskusyjnej, więc wieczorem siadało się
78
do niesamowicie powolnego wydzwanianego internetu, pobierało maile, czytało i odpisywało nowym kolegom. Z czasem, gdy komunikacja stała się już zdecydowanie łatwiejsza, dzielenie pasji nabrało dodatkowego rozpędu. Umawianie się i wspólne wypady zrobiły się prostsze, a grono miłośników off-roadu sukcesywnie rozszerzało się o nowych członków. W 2003 roku doszło sformalizowania tych spotkań i zdecydowano się założyć stowarzyszenie. – Zrobiliśmy to przede wszystkim po to, żeby zwiększyć możliwości realizowania naszej pasji. W nowych okolicznościach łatwiej było nam występować do nadleśnictw czy urzędów miast o pozwolenie na przejazdy. Staliśmy się poważniej traktowani, a to pozwoliło nam odkrywać uroki nowych, zupełnie dotąd nieznanych miejsc.
Osobiście nie lubię się bawić w partyzantkę. Jeżdżę tam, gdzie jest to dozwolone i nie mam z tym problemu. Najwięcej frajdy dają drogi gminne – takie, po których zwykle jeżdżą traktory czy kombajny. Wiadomo, im trudniejsza przeszkoda pojawi się na trasie, tym większy banan na twarzy po jej pokonaniu.
Loża szyderców zawsze pomocna Zdarza się jednak, że off-roadowcy czasem się przeliczą. Przeszkoda okazuje się zbyt trudna, a samochód zostaje unieruchomiony. Co wtedy? – Takie sytuacje mają miejsce naprawdę rzadko, bo jesteśmy już nieźle wyposażeni w sprzęt. Sam zawsze wożę ze sobą wyciągarkę i zazwyczaj jestem w stanie samodzielnie poradzić sobie z tego typu problemem. Zdarza się jednak, że nastąpi kumulacja i jest
| MOTO |
totalna klapa. Wyobraźmy sobie, że auto się zakopuje, pada silnik, a temperatura jest na poziomie minus piętnastu stopni. W takiej sytuacji telefon do przyjaciela staje się koniecznością. Kumple zwykle przyjeżdżają grupą i robi się z tego spore zamieszanie. Najpierw jest oczywiście klasyczna loża szyderców z tego, który się zakopał, ale później z uśmiechem przechodzimy już do pomagania. Często jest tak, że ta symboliczna pomocna dłoń też
się zakopie i wtedy robi się już naprawdę wesoło. Bywa tak, że z akcji ratunkowej dla jednego auta robi się koniec końców taka, w której trzeba wyciągać pięć samochodów. Z off-roadowcami jest też tak, że po prostu lubimy pomagać. Nie jeździmy i nie szukamy sensacji, ale jeśli mijamy kogoś, kto wypadł z trasy, władował się do rowu czy coś, to zawsze przystaniemy, wyciągniemy sprzęt i chętnie udzielimy wsparcia. Miłość do off-roadu pozwala zwiedzać miejsca, które z pozoru wydają się niedostępne. Zarówno na lokalnym podwórku, jak i dużo dalej. – Prawda jest taka, że coraz ciężej znaleźć nam w Europie miejsca, w których nie byliśmy. Mamy zjeżdżone między innymi całe Bałkany, dużą część Skandynawii, Ukrainę, Gruzję, Korsykę
czy Grecję. Objechaliśmy też z kolegami Polskę. Co roku wybieraliśmy jedną „ścianę” kraju i przebijaliśmy się nieasfaltowymi drogami jak najbliżej granic państwa. W naszych podróżach wspaniałe jest to, że możemy poznawać te nowe kraje z zupełnie innej perspektywy. Jeździmy często przez wioski, w których nie ma turystów, rozmawiamy z mieszkańcami i uczymy się ich kultury.
Benzyna we krwi Żeby w pełni poznać i docenić uroki off-roadu należy mieć nadający się do tego samochód. Ten można już kupić za kwotę pięciu tysięcy złotych. – Da się to zrobić, ale dobrze mieć do tego trochę zacięcia. Trzeba liczyć się z tym, że auto będzie spędzać trochę czasu w warsztacie. Najważniejsze jest jednak to, żeby zachować rozum i głowę. Jeśli tu będzie się wszystko zgadzało, to samochód dłużej posłuży i przyniesie bardzo dużo frajdy. Choć w stowarzyszeniu 4x4 Szczecin tego się nie praktykuje, to warto pamiętać, że istnieje też możliwość zapoznania się z off-roadem w przypadku, gdy nie dysponuje się odpowiednim samochodem.
W naszym regionie jest kilka firm, w których można wykupić tego typu jazdy i samemu zmierzyć się z przeszkodami – między innymi stromymi podjazdami, przebijaniem się przez błoto czy głęboką wodę. – My tego nie robimy, bo żaden z nas nie odda nikomu kierownicy! Ale faktycznie są firmy, podchodzące do tematu w inny sposób i korzystając z ich usług, można rozpocząć przygodę, która może okazać się pierwszym krokiem do rozwoju tej wspaniałej pasji. Na sam koniec wróćmy do pytania, zadanego na samym początku – czym w takim razie jest off-road? – Świeżaki mogą przez pół dnia katować jedną kałużę, a później cieszyć się, że ich auto jest ubabrane błotem. To jednak zupełnie nie o to chodzi. Nie chcę, żeby zabrzmiało to patetycznie czy górnolotnie, ale off-road to jest po prostu styl życia. Mówi się, że niektórzy mają benzynę we krwi, a z dźwięków najbardziej kochają te wydawane przez silnik. Z nami jest trochę podobnie. Poświęciłem temu większą część swojego życia, czas, pieniądze. Człowiek codziennie wstaje rano i myśli, jaką ścieżkę mógłby zrobić tym razem. Off-road to jednak nie tylko samo jeżdżenie. Chodzi o poznawanie ludzi, wspólne spędzanie czasu, spotkania przy ognisku czy długie, nocne rozmowy nad jeziorem. Po co w takim razie samochody? Bo dzięki nim jesteśmy w stanie dojechać w miejsca, w które nie dojeżdża nikt inny. I zapewniam, że odkrywanie świata w ten sposób jest dużo ciekawsze, a widoki często zapierają dech w piersi. To po prostu coś, czego nie zobaczysz, gdy jedziesz zwykłą autostradą – kończy Machowski. Off-roadowcy mówią, że lubią, gdy droga jest prosta inaczej. Prowadzi przez rzekę, ostrą skarpę czy ma koleiny, przez które nie pchałby się nikt, poza traktorem. A oni się pchają, bo doskonale wiedzą, że pokonywanie kolejnych przeszkód jest źródłem ogromnej satysfakcji. A dla niej warto się czasem ubrudzić.
MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 10/2018
79
| STYL ŻYCIA |
Złap się (sic!) na haczyk Minęły czasy, gdy wędkarz kojarzył się z brzuchatym wujkiem z wąsem, który po kilku głębszych przechwalał się, jakiego to szczupaka nie złowił. Teraz przyszła moda na „street fishing”, czyli miejskie spacery nad rzeką z wędką w ręku. AUTOR OSKAR MASTERNAK / FOTO ARCHIWUM
Tak właśnie wyglądają „spławikowcy”, którzy celują w tak zwaną białą rybę, czyli rybę spokojnego żeru. Dotyczy to gatunków z rodziny karpiowatych, jak płoć, ukleja, krąp i leszcz. Drugą „spokojną” metodą łowienia jest wędkarstwo gruntowe. Tu zamiast wpatrywania się w spławik patrzymy na drgającą szczytówkę (ostatnią, najcieńszą część wędki). Na końcu żyłki znajduje się oczywiście haczyk, ale zaraz za nim umieszczony jest koszyk zanętowy, do którego wkłada się uprzednio przygotowaną zanętę. - Liczba producentów przygotowujących gotowe mieszanki jest ogromna. Lata doświadczeń poskutkowały tym, że każdy wędkarz ma swoje ulubione składniki. Ja do gotowej mieszanki zawsze dorzucam ochotkę, bardzo drobny pelet i ugotowany pęczak - mówi Karol Nowak, który swoje pierwsze wędkarskie kroki ponad trzydzieści lat temu stawiał na jeziorze Głębokim. Dla tych, którzy nie lubią „bezczynnie” siedzieć, jest wędkarstwo spinningowe. Polega na ciągłym rzucaniu sztucznej lub naturalnej przynęty i praktycznie natychmiastowe ściąganie jej do siebie. W taki sposób można „upolować” drapieżnika, czyli szczupaka, który, jak powszechnie wiadomo, jest „królem wód”, sandacza, okonia, pstrąga, lipienia czy suma. - Rodzajów wędkarstwa jest bardzo dużo. Najprostsze podział obejmuje odmianę morską i śródlądową oraz z brzegu i z łodzi. Idąc dalej mamy karpiarzy, pstrągarzy, sumiarzy, muchowców. Pamiętajmy też o wędkarstwie podlodowym - mówi właściciel sklepu wędkarskiego. Z wędką na ulice
Wędkarstwo często jest wyśmiewane i traktowane jako hobby dla emerytów. Jest jednak spore grono młodych ludzi, którzy w tym sporcie (tak, jest to dyscyplina sportu, w której organizowane są nawet mistrzostwa świata i mamy tam swoich reprezentantów) widzą świetną formę spędzania wolnego czasu. Dla każdego coś się znajdzie
Większość, gdy spróbuje sobie wyobrazić standardowego wędkarza, opisze osobę godzinami wpatrującą się w spławik.
80
Najmłodszą dziedziną wędkarstwa w Polsce jest „street fishing”, czyli uliczne łowienie. Moda wyrosła w krajach zachodnich, gdzie miłośnicy łowienia ryb, głównie z powodu braku czasu na dalekie wyprawy, zwrócili się w stronę najbliższych akwenów, czyli rzek. - Jest ono dostępne praktycznie dla każdego. Nie musisz nigdzie daleko jechać, by przez chwilę spróbować wędkarstwa. Wystarczy jeden kij (czyli wędka), kilka przynęt i to wszystko. Nie musisz specjalnie się przebierać i mówić najbliższym, że nie będzie cię przez cały dzień - zachwala tę formę wędkarstwa pan Karol. Jest do również sposobność, by zarazić najmłodszych pasją wędkarstwa. Wielogodzinna wyprawa z pięciolatkiem i chodzenie z nim wzdłuż zarośniętego brzegu dzikiej rzeki nie jest najlepszym pomysłem. Natomiast godzinny spacer wzdłuż bulwaru gwarantuje większe bezpieczeństwo i daje możliwość przeżycia
| STYL ŻYCIA |
„męskiej przygody” w kilkadziesiąt minut.
akwen. - W Szczecinie mamy ten problem, że gdy chcemy mieć pozwolenia na wszystkie okoliczne jeziora i rzeki, to musimy płacić kilku dzierżawcom – podkreślają wędkarze.
„Catch and Release”
Dla miejskich, nowoczesnych wędkarzy najważniejsza jest zabawa i dlatego panuje wśród nich zasada złów - sfotografuj - wypuść. - Po ryby idzie się do sklepu. Ja idę na ryby. Sam zauważam, że ryb jest w rzekach coraz mniej i naprawdę nie potrzebuję zabierać ich do domu. Gdy trafi mi się „okaz”, robię zdjęcie - podkreśla Karol Nowak. Sama idea narodziła się ponad sto lat temu w Wielkiej Brytanii, gdzie była odpowiedzią na coraz mniejszą liczbę ryb w tamtejszych akwenach oraz na wymieranie poszczególnych gatunków. W latach dwudziestych XX wieku na wielu odcinkach łososiowych i trociowych rzek został wprowadzony nakaz wypuszczania złowionych ryb. - Należy pamiętać aby nie uszkodzić rybiej skóry, łusek i śluzu oraz unikać suchych rąk i powierzchni, gdyż może to prowadzić do infekcji grzybiczych. Ważne jest również, aby używać sieci i podbieraków, które nie są ścierne dla ryb, np. wygumowane sieci – podpowiada Karol Nowak. W następnych latach takie same zasady wprowadzono w USA, Australii, Kanadzie. Ciekawostką jest to, że w Szwajcarii i Niemczech taka metoda łowienia jest niedopuszczalna i uważana za niehumanitarną. Każda złowiona u naszych zachodnich sąsiadów ryba spełniająca wymóg właściwego wymiaru powinna zostać zabita i zabrana z łowiska. Wszystkie gatunki, które nie mają okresów ochronnych i wymiarowych (np. okoń czy kleń) jeśli zostały złowione, także winny być zabite i zabrane z łowiska. Co więcej, jeśli złowi się niewymiarową rybę, która jednocześnie uległa pokaleczeniu, również należy ją zabić i zabrać ze sobą. Nieprzestrzeganie tego przepisu grozi odpowiedzialnością karną za dręczenie zwierząt. W Niemczech zakazane jest nawet fotografowanie się z żywą rybą! Według tamtejszego prawa jest to niepotrzebne sprawianie zwierzęciu bólu i grozi za to mandat w wysokości 500 euro. Trudno spontanicznie wędkować
Obowiązujące przepisy narzucają na wędkarzy obowiązek posiadania karty wędkarskiej oraz opłacenia pozwolenia na dany
Sama Odra jest podzielona pomiędzy trzy podmioty. Główny odcinek płynący przez centrum miasta należy do Polskiego Związku Wędkarskiego. Wody „leżące” powyżej mostu Trasy Zamkowej należą już do PŻM-u. Natomiast opłaty za połów na odcinku Odry położonym poniżej mostu, na autostradzie A6 należy uiścić w kasie Spółdzielni Rybackiej „Regalica”. - Pozwolenia na jeziora to jeszcze inna sprawa. Oczywiście część należy do PZW, ale np. Miedwie „obsługuje” Modehpolmo, a Ińsko tamtejsza spółdzielnia. Gdybym chciał mieć pozwolenia na wszystko, to na początku roku musiałbym zapłacić za to blisko dwa tysiące złotych. Skończyły się czasy, gdy człowiek miał wędkę w samochodzie i łowił gdziekolwiek mu się podobało – mówi Karol Nowak. Taka sytuacja prowadzi do tego, że zanim zarzuci się wędkę, koniecznie trzeba sprawdzić do kogo dany akwen należy. Inaczej można zostać ukaranym wysokim mandatem, który może nałożyć Policja, Straż Miejska czy funkcjonariusze Komendy Wojewódzkiej Państwowej Straży Rybackiej czy Społecznej Straży Rybackiej. Rodzinny sport
Abstrahując od możliwych kar za nieposiadanie ważnych zezwoleń, wędkarstwo jest idealną formą spędzania wolnego czasu dla całych rodzin. Nad brzegami Odry i szczecińskich jezior widać nieraz kilka pokoleń wędkarzy. - Pierwszy raz na ryby zabrał mnie mój dziadek. Później łowiłem z ojcem, a teraz powoli uczę wszystkiego mojego syna. Zdarza się, że nad wodą są trzy generacje wędkarzy z mojej rodziny – mówi z dumą Karol Nowak. Coraz częściej z „kijem” w ręku widać również kobiety, które startują również w zawodach organizowanych przez poszczególne koła wędkarskie. - W moim kole są obecnie trzy kobiety. Wiem, że w innych sytuacja wygląda lepiej. Zauważyłem również, że część moich klientek kupuje sprzęt dla siebie, a nie jak to dawniej bywało dla mężów – zaznacza pan Bartosz.
Stomatologia - zapraszamy Spółdzielnia Pracy Lekarzy Specjalistów Plac Zwycięstwa 1 | 70-233 Szczecin Rejestracja: 91 433 99 80 | 91 484 65 66 | 91 484 65 67 www.medicus.szczecin.pl
| TRENDY TOWARZYSKIE |
Premiera Lexusa UX
Foto: Andrzej Szkocki
Gwiazdy sportu, biznesmeni, muzycy i aktorzy pojawili się na szczecińskiej premierze nowego modelu Lexusa UX, podczas turnieju Pekao Szczecin Open. Nowy crossover szybko zdobył aprobatę zgromadzonych. Model został dedykowany nabywcom w wieku około 30 lat… już teraz śmiało można powiedzieć, że trafi w ich gusta. (am)
82
Lech Sidor, Tomasz Stockinger, Monika Małek - Lexus Polska.
Tomasz Stockinger z synem, Maurycy Podlaski, Kabaret pod Wydrwigroszem.
Agnieszka Bobala-Nykiel, Adam Grochulski, Monika Małek - Lexus Polska.
Monika Małek - Lexus Polska i prof. Tomasz Grodzki.
Adam Grochulski, Sławomir Piński, Krzysztof Wakuliński.
Właściciele Lexus Szczecin: Małgorzata i Jan Kozłowscy.
Lexus Szczecin: Michał Kozłowski i Krzysztof Dranikowski.
W samochodzie, za kierownicą nowego Lexusa UX: Mirosław Sobczyk.
| TRENDY TOWARZYSKIE |
Music.Design.Form Po raz pierwszy Filharmonia im. Karłowicza w Szczecinie zaprosiła na nowy festiwal, łączący sztuki wizualne, muzykę i architekturę. Przez pięć dni obiekt tętnił życiem, organizowała koncerty i wystawy, na których przyszło sporo zainteresowanych osób, a efekt ich zachwycił. (mk)
Nagrody od prezydenta Prezydent po raz drugi przyznał nagrody gospodarcze. Zdobyli je Kongsberg Maritime Poland Sp. z o.o., Coloplast Business Centre Sp. z o.o., BP Ciroko Sp. z o.o., Grupa CSV Sp. z o.o., Adamus S.A. Magistrat chce w ten sposób pomóc w wypromowaniu się firm z naszego miasta poza Szczecinem. Uroczystość odbyła się w ramach turnieju tenisowego Pekao Szczecin Open. (bs)
Rune Bergmann, dyrektor artystyczny Filharmonii, Kinga Rozkrut, Filharmonia, Dorota Serwa, dyrektor Filharmonii.
Foto: Andrzej Szkocki
Alberto Lozano z Uniwersytetu Szczecińskiego gratuluje Henrykowi Adamusowi z firmy Adamus nagrody gospodarczej prezydenta.
Grupa PanGenerator - twórcy jednej z instalacji.
Amerykańska firma przy ul. Gdańskiej Na otwarciu największego w Polsce salonu marki Polaris (CSS Centrum Motoryzacyjne Szczecin) można było podziwiać przede wszystkim quady, ale także lamborghini, audi czy porsche. (bs)
Od lewej Piotr Krzystek, prezydent miasta, Jerzy Szkwarek z firmy CSV oraz Edyta Rudawska z Uniwersytetu Szczecińskiego.
Sezon wystartował
Przemysław Wilga, Łukasz Michalina z firmy Michalina Cars oraz Magdalena Jeż, stomatolog.
Foto: Sebastian Wołosz
Foto: Andrzej Szkocki
Agnieszka Jesionka z firmy Washpro, Karol Tomczak, Apart Hotel Międzyzdroje oraz mecenas Paulina Kozłowska.
14 września Filharmonia im. Karłowicza po raz kolejny zainaugurowała nowy sezon artystyczny. Orkiestrę poprowadził dyrektor artystyczny Rune Bergmann.
Rune Bergmann, dyrektor artystyczny Filharmonii.
MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 10/2018
83
Foto: Andrzej Szkocki
| TRENDY TOWARZYSKIE |
Agnieszka Nykel-Bobala, Urszula Dudziak z mężem Bogusławem, Kapitanem Żeglugi Wielkiej.
Ryszard Ostachiewicz z żoną - adwokat Grażyną Wódkiewicz, Lucyną i Jackiem Rucińskimi, właścicielami sklepów LKJ i Małgorzatą Kozłowską - dealerem samochodowym.
Piotr Mync, wiceprezydent Stargardu, Paweł Bartnik z Euroregionu Pomerania, Mariusz Tarhoni z firmy Medica, Grzegorz Jankowski, prezes Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego.
Ewa Owczarska-Szulc, Piotr Szulc i Dariusz Dyczewski, rektor Akademii Sztuki.
Wizażystka Agnieszka Szeremeta z koleżankami.
Dj Jazzek.
Andrzej Mickiewicz, WFOŚ i Dariusz Więcaszek, AMD.
Danuta i Adam Grochulscy.
800 bankietowiczów Pekao Szczecin Open Największym wygranym 26. edycji Pekao Szczecin Open okazał się Guido Andreozzi, mistrz gry pojedynczej i finalista debla. Ale wygranymi byli też uczestnicy finałowego bankietu, a zjawiło się ich na kortach 807 osób. (bs)
84
#prezentacja
#TU NAS ZNAJDZIESZ KAWIARNIE
• City Break CH Galaxy - 0 piętro • Costa Coffee CH Galaxy 0 piętro • Columbus Coffee CH Galaxy - 2 piętro • Starbucks Coffee CH Kaskada • So!Coffee CH Outlet, ul. Struga 42 • Columbus Coffee CH Turzyn - 0 piętro • Fabryka Deptak Bogusława 4/1 • Fanaberia Deptak Bogusława 5 • Teatr Mały Deptak Bogusława 6 • Columbus Coffee DriveUp, ul. Struga 36 • Castellari Al. Jana Pawła II 43 • Public Cafe Al. Jana Pawła II 43 • Cinnamon Garden Al. Jana Pawła II (fontanny) • Columbus Coffee ul. Krzywoustego • Columbus Coffee MEDYK” ul. Bandurskiego 98 • Orsola YogoHaus Plac Zołnierza 3/1 • Hormon Cafe ul. Monte Cassino 6 (od Piłsudskiego) • Dom Chleba al. Niepodległosci 2 • Columbus Coffee Oxygen • Corona Coffee al. Piastów 30 (Piastów Office, Budynek B) • Cafe Pleciuga Plac Teatralny 1 • Columbus Coffee Piastów 5/1/ul. Jagielońska • Coffe Point ul. Staromiejska 11 • Pasja Fabryka Smaku ul. Śląska 12 • Castellari ul. Tuwima (Jasne Błonia) • Public Cafe Podzamcze ul. Wielka Odrzańska 18 • Kawiarnia Koch ul. Wojska Polskiego 4 • Czekoladowa Cukiernia „SOWA” ul. Wojska Polskiego 17 • Starbucks Coffee (Brama Portowa) ul. Wyszyńskiego 1 • Bajgle Króla Jana, ul. Nowy Rynek 6
SALONY FRYZJERSKO KOSMETYCZNE i SPA
• Beverly Hills Akademia Urody CH Auchan • Beverly Hills Akademia Urody CH Galaxy - parter • Studio DUMA Usługi Kosmetyczne Marzena Dubicka ul. Langiewicza 23 • Studio Urody Masumi Deptak Bogusława 3 • Dr Irena Eris KOSMETYCZNY INSTYTUT ul. Felczaka 20 • Atelier Fryzjerstwa Małgorzata Dulęba-Niełacna ul. Witkiewicza 49U/9 • MASI Wielka ul. Odrzańska 30 • EXPOSE akcesoria atelier Magda Zgórska ul. Chopina 22 (1 piętro) • Imperium wizażu ul. Jagiellońska 7 • Studio Jagielońska 9 ul. Jagielońska 9 • Modern Design Piotr Kmiecik ul. Jagiellońska 93/3 • Atelier Katarzyny Klim ul. Królowej Jadwigi 12/1 • Salon fryzjerski YES ul. Małkowskiego 6 • Salon Fryzjerski Keune ul. Małopolska 60 • Studio Fryzjerskie Karolczyk ul. Monte Cassino 1/14, • Belle Femme ul. Monte Cassino 37a • Vegas Studio Fryzjerskie ul. Panieńska 46/6 • Salon Kosmetyczny GAJA ul. Wojska Polskiego 10 • Sam Sebastian Style ul. Pocztowa 7 • Cosmedica ul. Pocztowa 26 • Hair & tee ul. Potulicka 63/1 • Obssesion ul. Wielkopolska 22 • Gabinet Kosmetyczny Dorota Stołowicz ul. Mazurska 20 • Enklawa Day Spa al. Wojska Polskiego 40/2 • Cosmedica ul. Leszczynowa 23 (Rondo Zdroje)
RESTAURACJE
• Porto Grande ul. Jana z Kolna 7 • Sake Sushi al. Piastów 1 • Restauracja Aramia ul. Romera 12 • Restauracja Aramia Podzamcze ul. Opłotki 1 • Karczma Polska Pod Kogutem Plac Lotników 3 • Restaucja Dzika Gęś Plac Orła Białego 1 • Trattoria Toscana Plac Orła Białego 10 • Caffe Venezia Plac Orła Białego 10 • Chief Rayskiego 16 pl. Grunwaldzki • Stockholm Kitchen & Bar Bulwar Piastowski 1 • The Greek Ouzeri Bulwar Piastowski 2 • El Tapatio ul. Kaszubska 3 • Columbus ul. Wały Chrobrego 1 • Colorado Steakhouse ul. Wały Chrobrego 1a • Takumi Sushi Bar CH Galaxy - 2 piętro • Sphinks CH Kaskada • Restauracja Szczecin ul. Felczaka 9 • Avanti al. Jana Pawła II 43 • El Globo ul. Józefa Piłsudskiego 26 • OPERA (Na Kuncu Korytarza) ul. Korsarzy 34, Zamek • Planeta ul. Wielka Odrzańska 28 • Wół i Krowa ul. Wielka Odrzańska 20 • Bombay ul. Partyzantów 1 • Z Drugiej Strony Lustra ul. Piłsudskiego 18 • Stara Piekarnia ul. Piłsudskiego 7 • Ricoria Ristorante ul. Powstańców Wielkopolskich 20
• Plenty ul. Rynek Sienny 1 • Buddha Thai ul. Rynek Sienny 2 • Spiżarnia Szczecińska Plac Hołdu Pruskiego 8 • Pomiędzy ul. Sienna 9 • Giovanni Volpe Lodziarnia ul. Tkacka 64 • DietaBar.pl ul. Willowa 8 • Rotunda Północna ul. Wały Chrobrego 1 b • Willa West Ende al. Wojska Polskiego 65 • Willa Ogrody ul. Wielkopolska 19 • Restauracja/Hotel Atrium al. Wojska Polskiego 75 • NIEBO Wine Bar Cafe ul. Nowy rynek 5 • Bachus ul. Sienna 6 • La Passion du Vin ul. Sienna 8 • Tokyo Sushi’n’Grill ul. Rynek Sienny 3 • Bollywood Street Food, ul. Panieńska 20 • Villa Astoria al. Woj. Polskiego 66 • To i Owo restauracja, ul. Zbożowa 4 • Brasileirinho - Brazylijska Kuchnia i Bar, ul. Sienna 10
KLUBY SPORTOWE I FITNESS
• Pure Jatomi, CH Kaskada • Fitness World (Radisson Hotel) Plac Rodła 10 • Szczecińskie Centrum Tenisowe ul. Dąbska 11a • Fit Town ul. Europejska 31 • North Gym Fitness Club Galeria Północ 1 piętro ul. Policka 51 • RKF ul. Jagiellońska 67/68 • Squash na Rampie ul. Jagiellońska 69 • Marina Squash Fitness Club ul. Karpia 15 • Lady Fitness&Wellness, ul. Mazowiecka 13 • Bene Sport Centrum ul. Modra 80 • Fitness Club ul. Monte Casino 24 • Marina Club Dąbie, Yaht Klub Polska Szczecin ul. Przestrzenna 11 • Elite Sport Club Spółdzielców 8k, Mierzyn • Fitness Forma ul. Szafera 196 • Universum Fitness Club, ul. Wojska Polskiego 39a • Prime Fitness Club, ul. 5 Lipca 46
SKLEPY I SALONY MODOWE
• Salon Mody Brancewicz al. Jana Pawła II 48 • Salon Terpiłowscy CH Auchan • Salon Terpiłowscy CH Ster • Salon Terpiłowscy CH Galaxy • Salon Terpiłowscy CH Turzyn • Salon Terpiłowscy ul. Jagiellońska 16 • C.H. TOP SHOPING, ul. Hangarowa 13 • Salon Jubilerski YES CH Galaxy • Dekadekor ul. Rayskiego 18(lok U1) • Portfolio ul. Rayskiego 23/11(wejście od Jagielońskiej) • Silver Swan CH Galaxy (parter) • Swiss CH Galaxy (parter) • Van Graf CH Kaskada • La Perle - Salon Sukien Ślubnych ul. Kaszubska 58 • Trend S.C. Mierzyn, ul. Długa 4b • EBRAS.PL Pl. Żołnierza 17 • Organic Garden ul. Kaszubska 4 • Sklep Firmowy Zakładów Ceramiki Bolesławiec al. Niepodległości 3 • 6 Win ul. Nowy Rynek 3 • C.H. FALA al. Wyzwolenia 44a • Geobike CH Nowy Turzyn I piętro • Centrum Mody Ślubnej ul. Krzywoustego 4 • Sklep Vegananda ul. Krzywoustego 63 • Sklep Zdrowa Przystań ul. Monte Cassino 2/2 • Meble VIKING al. Wojska Polskiego 29 • MaxMara ul. Bogusława X 43 • KAG Meble i Światło S.C. ul. Struga 23 • MOOI wnętrza al.Wojska Polskiego 20, • BiM al. Wojska Polskiego 29 • MarcCain al. Wojska Polskiego 43 • Moda Club al. Wyzwolenia 1-3 • Beaton Aparaty słuchowe, Edmund Reduta ul. Rayskiego 40a • Boutique Chiara ul. Bogusława X 12/2 • Escada Sport ul. Wojska Polskiego 22 • B.E. Kleist Jubiler ul. Rayskiego 20/2 • DRAGON EVENT ul. Twardowskiego 18 (teren Bissmyk) • Drzwi i Podłogi VOX Sylwia Drabik ul. Santocka 39 • Centrum Finansowe JANOSIK ul. Krzywoustego 28 • Świat Rolet ul. Langiewicza 22 • Cavallo - Sklep Jedziecki ul. Przybyszewskiego 4 • Piękno Natury ul. Reymonta 3, pawilon 58 • Zielony Kram ul. Reymonta 3, pawilon 85
GABINETY LEKARSKIE I MEDYCYNY ESTETYCZNEJ
• Dom Lekarski al. Bohaterów Warszawy 42 (CH TURZYN) • Dom Lekarski ul. Rydla 37 • Dom Lekarski ul. Gombrowicza 23/Bagienna 6 • Dom Lekarski al. Piastów 30 (Piastów Office Center, budynek C (wejście od dziedzińca) • Dom Lekarski ul. Struga 42 (Outlek Park) • Hahs ul. Czwartaków 3 • Hahs Klinika ul. Felczaka 10 • Fizjoline Centrum Rehabilitacji ul. Kosynierów 14/U1 • Medicus Plac Zwycięstwa 1 • Lecznica Dentystyczna KULTYS ul. Bolesława Śmiałego 17/2 • EuroMedis ul. Powstańców Wielkopolskich 33a • Laser Studio ul. Jagiellońska 85/1 • Studio Masażu - LAVA ul. Tymiankowa 5b • Estetic ul. Ku Słońcu 58 • ESTETICON ul. Jagiellońska 77 • Fabryka Zdrowego Uśmiechu ul. Ostrawicka 18 • Klinika Stomatologii i Kosmetologii EXCELLENCE ul. Wyszyńskiego 14 • Dentus ul. Felczaka 18a, ul. Mickiewicza 116/1 • MEDICO Specjalistyczne Gabinety Stomatologiczne i Lekarskie al. Bohaterów Warszawy 93/1 (vis a vis CH Turzyn) • NZOZ MEDENTES Przecław 93e • NZOZ MEDENTES ul. Bandurskiego 98(1pietro) • Hipokrates ul. Ku Słońcu 2/1 • Klinika Zawodny ul. Ku Słońcu 58 • Venus Centrum Urody ul. Mickiewicza 12 • Intermedica centrum okulistyki ul. Mickiewicza 140 • Medi Clinique ul. Mickiewicza 55 • Art. PLASTICA ul. Wojciechowskiego 7 • Image Instytut kosmetologii ul. Maciejkowa 37/U2 • Medimel ul. Nowowiejska 1E (Bezrzecze) • Figurella - Instytut Odchudzania ul. Bohaterów Warszawy 40 • Dental Implant Aesthetic Clinic ul. Panieńska 18 • Perładent - Gabinet Stomatologiczny ul. Powstańców Wielkopolskich 4c • Nowy Impladent Stomatologia Estetyczna i Rekonstrukcyjna ul. Stoisława 3/2 • dr Hamera ul. Storrady-Świętosławy 1c / 6 piętro • Centrum narodzin MAMMA ul. Sowia 38 • Stomatologia Mierzyn ul. Welecka 38 • Stomatologia Kamienica 25 ul. Wielkopolska 25/10 • Maestria Klinika Urody ul. Więckowskiego 2/1 • VitroLive ul. Wojska Polskiego 103 • Medycyna Estetyczna Osadowska, al. Piastów 30 (Piastów Office) • Gabinet „Orto-Magic” ul. Zaciszna 22 (od ul.Topolowej) • Stomatologia Mikroskopowa ul. Żołnierska 13a/1 • CENTRUM DIETETYCZNE NATURHOUSE al. Wyzwolenia 91, al. Wyzwolenia 6, ul. Krzywoustego 27 • Miracle Aesthetics Clinic Szczecin, ul. Ostrobramska 15/u3 • Odnowa Centrum Zdrowia i Urody CH Turzyn, ul. Boh. Warszawy 40 • Ra-dent. Gabinet Stomatologiczny ul. Królowej Korony Polskiej 9/U1, Krzywoustego 19/5 • Ella Studio depilacji Cukrem ul. Kaszubska 17/2 • Specjalistyczny Gabinet Ginekologiczno-Położniczy dr n. med. Andrzej Niedzielski ul. Niemcewicza 15 • Niepubliczna poradnia psychologiczno- pedagogiczna Carpe diem ul. Pocztowa 35/1
• Subaru ul. Struga 78a • Grupa Gezet Honda Głuchy, ul. Białowieska 2 • Autonovum - Salon samochodowy, Białowieska 2
BIURA NIERUCHOMOŚCI I DEWELOPERZY
• Calbud ul. Kapitańska 2 • Neptun Developer ul. Ogińskiego 15 • SGI (budynek Nautica) ul. Raginisa 19 • Baszta Nieruchomosci ul. Panieńska 47 (Baszta Siedmiu Płaszczy) • SCN ul. Piłsudskiego 1A • Extra Invest ul. Wojska Polskiego 45 • Graz Developer pl. Zgody 1 • Artbud ul. 5 lipca 19c • MAK-DOM ul. Golisza 27 • TLS Developer ul. Langiewicza 28 U2 • Modehpolmo ul. Wojska Polskiego 184c/2 • Litwiniuk Property Al. Piastów 30 Office Center • INDEX Nieruchomości, ul. Bagienna 38C
KULTURA
• Filharmonia ul. Małopolska 48 • Hotel Zamek Centrum ul. Panieńska 15 • Szczeciński Inkubator Kultury ul. Wojska Polskiego 90 • Galeria Kierat ul. Koński Kierat 14 • Open Gallery Monika Krupowicz ul. Koński Kierat 17/1 (1-pietro) • Galeria Kierat 2 ul. Małopolska 5 • Muzeum Historii Szczecina ul. Mściwoja II 8 • Teatr Pleciuga Plac Teatralny 1 • 13 Muz Plac Żołnierza Polskiego 2 • Muzeum Sztuki Współczesnej ul. Staromłyńska 1 • Galeria Sztuki Dawnej Muzeum Narodowego ul. Staromłyńska 27 • Teatr Polski ul. Swarożyca 5 • Teatr Współczesny Wały Chrobrego 3 • Gmach Główny Muzeum Narodowego w Szczecinie Wały Chrobrego 3 • Kino Pionier al. Wojska Polskiego 2 • Trafostacja ul. Św. Ducha 4 • Zamek Książąt Pomorskich, Korsarzy 34 • Helios CH Kupiec ul. B. Krzywoustego 9-10 • Sala Koncertowa Baszta ul. Energetyków 40 • Stowarzyszenie Baltic Neopolis Orchestra ul. ks. kard. S. Wyszyńskiego 27/9 • Opera na Zamku ul. Korsarzy 34
INNE
• Urząd Miejski sekretariat ul. Armii Krajowej 1 • Urząd Miejski - promocja/rzecznik ul. Armii Krajowej 1 • Urząd Marszałkowski - promocja/rzecznik ul. Korsarzy 34 • Urząd Marszałkowski - sekretariat ul. Korsarzy 34 • Centrum Informacji Kulturalnej i Turystycznej ul. Korsarzy 34 • Urzad Wojewodzki - sekretariat, promocja/rzecznik Wały Chrobrego 4 • TVP S.A. ul. Niedziałkowskiego 24a • Radio ESKA Szczecin pl. Matki Teresy z Kalkuty 6 • „Pro Bono” Kompania Reklamowa Paweł Nowak ul. Necała 2 • Empik School Brama Portowa 4 • Speak UP DH Kupiec • Labirynt al. Niepodległości 18-22 (5 piętro) • Lexus ul. Mieszka I 25 • Euroafrica ul.Energetyków 3/4 • DDB Auto Bogacka Mercedes ul. Mieszka I 30 • Polska Fundacja Przedsiębiorczości ul. Monte Cassino 32 • Mercedes Mojsiuk ul. Pomorska 88 • Szczecińskie Centrum Przedsiębiorczości ul. Kolumba 86 • Dealer BMW i MINI Bońkowscy Ustowo 55 (rondo Hakena) • Interglobus ul. Kolumba 1 • Polmotor Szczecin Ustowo 52 (rondo Hakena) • Wnętrze na Piętrze ul. Piłsudskiego 27 • CITROEN A.DREWNIKOWSKI ul. Andre Citroena 1 • L Tour CH Galaxy • Peugeot DREWNIKOWSKI ul. Bagienna 36D • PŻM: POLSTEAM Plac Rodła 8 • CITROEN A.DREWNIKOWSKI al. Bohaterów Warszawy 19 • Półncna Izba Gospodarcza ul. Wojska Polskiego 86 • Holda / Chysler Dodge i Jeep ul. Gdańska 7 • Dudziak i Partnerzy ul. Jagielońska 85/14 • Łopiński VW ul. Madalińskiego 7 • Doradztwo i Odszkodowania Celem ul. Kołłątaja 24 • POLMOZBYT Peugeot Plac Orła Białego 10 • Anons Press Agencja Reklamowa ul. Wojska Polskiego 11 • Ford - Bemo Motors ul. Pomorska 115B • Biuro Turystyki Pelikan ul Obrońców Stalingradu 2/U3 • AUTO BRUNO Volvo ul. Pomorska 115b • Eko drogeria Bio natura ul. Kaszubska 26 • Peugeot DREWNIKOWSKI ul. Rayskiego 2 • Kobi- Kopnij Bile ul. Bolesława Śmiałego 19/7 • Camp & Trailer Świat Przyczep • Deep shine Detailing, ul. Łukasińskiego 108 al. Bohaterów Warszawy 37F (za Statoil) • Finanset ul. Jagiellońska 85/8 • KOZŁOWSKI Toyota ul. Struga 17, ul. Mieszka I 25B • Centrum Informacji Turystycznej pl. Żołnierza Polskiego 20 • Krotoski-Cichy Skoda ul. Struga 1A • Philson Investments Spóldzielnia Inwestycyjna • Krotoski-Cichy VW ul. Struga 1A ul. Jagiellońska 90/6 • KOZŁOWSKI Opel ul. Struga 31 B • Magenta - Studio Mebli Kuchennych, Wyszyńskiego 9 • Polmotor Nissan,Renault, Dacia ul. Struga 71 • Hayka, ul. Św. Ducha 2a • POLMOTOR KIA ul. Wisławy Szymborskiej 8 • Volvo Maszyny Budowlane Polska ul. Pomorska 138-141 • Pehamot Skoda ul. Zielonogórska 32 • Grupa GEZET Alfa Romeo & Lancia ul. Białowieska 2 • Seat Krotoski-Cichy ul. Białowieska 2
SALONY SAMOCHODOWE
#prezentacja