PAŹDZIERNIK 2019 NUMER 10 (79) / WYDANIE BEZPŁATNE
Muzyka bez wyrzeczeń
Angelika Anozie
#prezentacja
#10
#spis treści październik 2019
54
Kulinaria
#06 Newsroom
Moda, wydarzenia, kulinaria
#12 Temat z okładki
Angelika Anozie: muzyka bez wyrzeczeń
#24 Rozmowa miesiąca
#40 Sztuka
#50 Historia najnowsza
#28 Kultura
#42 Styl życia
#58 Zdrowie
Październik w kinie, w teatrze i na scenie
Puste ściany miasta
#38 Teatr
#48 Styl życia
#70 Trendy towarzyskie
Aleksandra Konieczna: nie zabijajmy słowem
Wyzwoliciel narodu / Zwykły chory człowiek
Czy ginie tu artysta?
Trudne zadanie. Oswoić miasto ze sztuką
Akademia Sztuki. Zanim stał się cud
Moc ziół / Problem z zaparciami / Drogi moczowe
Kto, z kim, gdzie, kiedy i dlaczego
MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 10/2019
3
| OD REDAKTORA |
#okładka: NA OKŁADCE: ANGELIKA ANOZIE FOTO: MAJA MACIEJKO
#10
#redakcja Ciągle przyglądamy się miastu, starając się dostrzegać w zalewających redakcję strumieniach maili, informacji czy promocyjnych wrzutkach, wartościowe inicjatywy. Nie zawsze jest to proste, ale zwykle intuicja nas nie zawodzi. Tym bardziej, kiedy chodzi o tak karkołomne przedsięwzięcie, jak oswajanie mieszkańców miasta ze sztuką. Brzmi nieco jak science fiction, ale serio, są w mieście ludzie, którzy robią dobrą robotę tego rodzaju. Zrzeszeni w stowarzyszeniach, poświęcają swój czas i pasję na działalność w trzecim sektorze. Zamiast marnować czas na patrzenie w sufit lub fantazjowanie o niczym, zakasają rękawy i organizują rzeczywistość sobie i innym. Możecie ich nie widzieć, ale dobrze widać za to efekt ich pracy. Jak na przykład śródmiejski mozaikowy mural „Miłość”, którego sława dotarła dużo dalej za granice miasta. O stowarzyszeniu Oswajanie Sztuki piszemy więcej w tym numerze magazynu. Podobnie, jak o muralach, których ostatnio zdecydowanie na ścianach w mieście przybyło. Fakt, jest wśród nich sporo łopatologicznych, patriotycznych form, na które obecna władza nie szczędzi grosza, jest kilka związanych z historią, ale powstały też arcydzieła, które mogą stać się wkrótce ściennymi ambasadorami miasta. Dlaczego? Bo zwyczajnie zapierają dech w piersiach. Murale mniej lub bardziej mają związek z najmłodszą szczecińską uczelnią, Akademią Sztuki, która właśnie obchodzi okrągły jubileusz. O tym, jak to było zanim powstała i co trzeba było zrobić, żeby dać jej życie opowiada nam człowiek instytucja, Sylwek Ostrowski. To nie tylko jazzowy muzyk i świetny manager, ale też osoba, której zawdzięczamy całkiem sporo w nowej historii Szczecina. O historii nie zapominamy, ale w przyszłość również patrzymy z uwagą. Wokalistka Angelika Anozie, która jest gościem na okładce, śpiewała już jazz, r’n’b, brała udział w hip hopowych przedsięwzięciach. Jeśli dotąd o niej nie słyszeliście, wkrótce na pewno się to zmieni. Takiego głosu się nie zapomina. Jarosław Jaz / Redaktor naczelny
4
Nowy Rynek 3, 71-875 Szczecin tel. 91 48 13 341; fax 91 48 13 342 mmtrendy.szczecin@polskapress.pl www.mmtrendy.szczecin.pl Redaktor naczelny: Jarosław Jaz Product manager: Paulina Wojtyła Producent: Agata Maksymiuk Redakcja: Oskar Masternak, Bogna Skarul, Małgorzata Klimczak, Tomasz Kuczyński, Anna Folkman Dział foto: Sebastian Wołosz, Andrzej Szkocki Skład magazynu: MOTIF studio Dystrybucja: Piotr Grudziecki Druk: COMgraph Sp. z o.o. Prezes oddziału: Piotr Grabowski Reklama: tel. 697 770 103, paulina.wojtyla@polskapress.pl Wydawnictwo: Polska Press Grupa sp. z o.o. ul. Domaniewska 45, 02-672 Warszawa Prezes: Dorota Stanek
Dołącz do nas na www.facebook.com/ MagazynMMTrendy oraz Instagram.com/mm.trendy
#prezentacja
| NEWSROOM |
foto: Materiały prasowe
#5 książek ze Szczecinem w tle by Oskar Masternak
#1 Historia każdej dzielnicy
Podkomisarz dr Marek Łuczak jest wojewódzkim koordynatorem do zwalczania przestępczości przeciwko zabytkom w Komendzie Wojewódzkiej Policji. Nie ma roku, by nie wydał nowej książki o zabytkach lub dzielnicach Szczecina. Praktycznie, opisał je wszystkie i dlatego zabrał się za tematykę bardziej odległą. Najnowsza pozycja na jego koncie, to „Służby w ochronie dziedzictwa sakralnego i archeologicznego Europy Wschodniej”.
#2 Tajemnica za miedzą
Zbigniew Pankiewicz to były dziennikarz telewizyjny, zauroczony terenami nadodrzańskimi. Jest autorem kryminału z elementami SF „Tajemnica Hintersee”. Akcja dzieje się w małej niemieckiej wiosce tuż przy polskiej granicy, choć czasami wykracza poza i rzuca bohaterów aż na Mazury. Wciągająca akcja, ciekawa intryga. Podobno pracuje nad kontynuacją pierwszej powieści.
#3 Szczecińskie podziemia
Leszek Herman polubił pisanie książek sensacyjnych. Najnowsza, jeszcze niewydana pozycja, to „Sieci widma”. Przed nią była seria: „Biblia diabła”, „Latarnia umarłych” i najgłośniejsza „Sedinum”. W każdej nasze miasto jest jednym z głównych bohaterów, choć akcja często toczy się również w innych miejscowościach naszego regionu.
#4 Morderstwo w parku
„Szamani życia” to pierwsza część trylogii Wojciecha Burgera. Stanowi zwartą, niezależną całość i prowadzone w niej śledztwo zostaje zakończone. Drugi tom, „Ostatni z bogów” zawiera pewne wątki z „Szamanów”, co wskazuje, że cała seria jest subtelnie przemyślaną intrygą.
#5 Na tropie skarbów Trzeciej Rzeszy
Marek Boszko-Rudnicki przedkłada pisanie thrillerów nad inną tematykę i bardzo dobrze się w tym czuje, a czytelnik otrzymuje trzymającą w napięciu historię. Najnowsza książka, która znajdzie się na półkach księgarń w pierwszej połowie listopada, nosi tytuł „Szpony diabła” i jest prequelem poprzedniej „Remedium 111”. Akcja obu powieści toczy się w naszym regionie, a następnie przenosi na Dolny Śląsk.
6
Szczecin w kryminale Diany Brzezińskiej „Będziesz moja” to tytuł pierwszej powieści Diany Brzezińskiej, pochodzącej z Polic. 10 października o g. 17 w Książnicy Pomorskiej nadarzy się okazja do spotkania z autorką w ramach cyklu „Debiuty”. Spotkanie poprowadzi Mariusz Strzeżek. Kryminał debiutującej pisarki opowiada o losach dwóch pracowników Komendy Wojewódzkiej Policji w Szczecinie - rudowłosej profilerki z ciętym językiem, powszechnie znanej jako leń o wyjątkowo niskiej empatii oraz przystojnego i ambitnego podkomisarza, seryjnego podrywacza, dla którego „mąż to nie przeszkoda”. Bohaterowie zostają połączeni zagadkową sprawą z Archiwum X, podczas gdy Szczecinem wstrząsa seria brutalnych morderstw. Powieść jest zapowiedzią cyklu, a napięcie pomiędzy bohaterami ma przyciągnąć czytelniczki. (am)
Artystyczna diagnoza społeczeństwa „Plastique”, a w zasadzie „I <3 plastique”, pod takim hasłem odbędzie się wernisaż wystawy Aleksandry Ska i Anny Orlikowskiej w Galerii Jedna Druga już 16 października o godz. 19. Uczestnicy będą mogli zapoznać się z dwoma projektami: wideo „Wełna Nietoperzy” Orlikowskiej oraz rzeźbą „Cierń Szatana” Ska. Pierwszy projekt to próba ukazania „początku”, czyli momentu odkrywania naszej planety – ekspansji zachodnioeuropejskiej cywilizacji i związanych z nią podbojów, z których autentyczne relacje można przeczytać w historycznych książkach. Z kolei drugi projekt to rzeźba o kształcie owocu „buzdyganka naziemnego” – rośliny, która zwiększa potencję i wspomaga erekcję. Dzieło zostało stworzone z plastiglomeratu, mieszaniny kamieni, muszli, drewna, sizalu, która spajana jest przez stopione sztuczne tworzywo. (am)
#prezentacja
Jubileuszowa edycja Restaurant Week
Fotografie, koncept, produkcja: Wojciech Jachyra Modelka: Naika Pesso / Anger Models - www.angermodels.com Makijaż i fryzury: Dorota Piełudź / Stylizacje: Wioletta Kuprowska Marki wykorzystane do sesji: MOHITO, Reserved, ZARA, Sinsay Retusz: Viola Trojan i Kamil Słupiecki
8
Foto: Archiwum
#mini edytorial Romantic STORIES
To już pięć lat, od kiedy zakończyła się pierwsza edycja festiwalu Restaurant Week. W tym roku wydarzenie odbędzie się w dniach 16-31 października. Rezerwacje zostały już uruchomione i tradycyjnie można ich dokonać za pośrednictwem strony www.RestaurantWeek.pl. Na gości czeka niemal 30 szczecińskich restauracji i prawie 60 trzydaniowych menu do wyboru za jedyne 49 zł. Tegorocznej odsłonie RW towarzyszy druga część kampanii społecznej „#SzanujJedzenie”, dedykowanej promocji zero-waste. Jak wyjaśniają organizatorzy - dzięki wcześniejszemu wyborowi menu uczestniczący w festiwalu goście wspierają niemarnowanie żywności w restauracjach. (am)
#prezentacja
| NEWSROOM |
Ale ogród! Nowa miejscówka w Szczecinie W Szczecińskim Inkubatorze Kultury przy al. Wojska Polskiego 90, gotowa jest już instalacja w ramach projektu „Lechstarter”. To przestrzeń na tyłach inkubatora, pozwalająca organizować w niej różnego rodzaju imprezy, począwszy od oglądania filmów, przez potańcówki, wykłady, prelekcje. - Wspólnie udało nam się stworzyć wyjątkową przestrzeń, która będzie otwarta dla inicjatyw społecznych, artystów, animatorów kultury, młodzieży, seniorów oraz dla organizacji pozarządowych - mówi Katarzyna Piszcz z fundacji. Instalacja to zadaszona przestrzeń, którą na zimę można demontować, a wiosną otwierać. Chroni od wiatru i deszczu. (mdr)
16 października w godz. 10-16 w Hotelu Novotel, zlokalizowanym w samym centrum Szczecina, odbędą się Targi Pracodawców. „Tu chcesz pracować!” – to hasło przewodnie lokalnego wydarzenia, które ma zachęcić młodych ludzi oraz specjalistów z doświadczeniem do znalezienia pracy i pozostania kraju. Organizatorem jest Związek Pracodawców Pomorza Zachodniego. Tego dnia pracodawcy będą szukać nie tylko osób z doświadczeniem, ale również młodych chętnych do przyuczenia się, odbycia praktyk lub stażu. Będzie to wyjątkowa okazja do spotkania w jednym czasie i miejscu przedstawicieli różnych firm oraz porozmawiania z nimi na temat możliwości zatrudnienia, a nawet bezpośredniego aplikowania na wybrane stanowisko. Poszukiwani na stanowiska będą m.in.: operator produkcji, doradca klienta, sprzedawca, asystent działu HR, spawacz, elektromonter, kierowca. Dla większego komfortu zostanie udostępniony pokój spotkań na tzw. szybkie rekrutacje. Warto zabrać ze sobą kilka (a nawet kilkanaście) egzemplarzy CV. Targi Pracodawców patronatem honorowym objęli marszałek województwa Olgierd Geblewicz oraz prezydent miasta Szczecin Piotr Krzystek. Wstęp jest bezpłatny. Więcej informacji na stronie www.targipracodawcow.pl (am)
10
Foto: Andrzej Szkocki
Targi Pracodawców. Setki ofert czekają
| TEMAT Z OKŁADKI |
Angelika Anozie Muzyka bez wyrzeczeń
12
Foto: Maja Maciejko
| TEMAT Z OKŁADKI |
MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 09/2019
13
| TEMAT Z OKŁADKI |
Zupełnie inaczej śpiewa mi się moje autorskie piosenki, niż covery. Chcę, żeby wypadły jak najlepiej. Do tego wszystkie te utwory to cząstki mojego życia, więc podchodzę do nich dużo bardziej emocjonalnie i zawsze
Foto: Patrycja Poterała
czuję motyle w brzuchu.
14
| TEMAT Z OKŁADKI |
Na sukces trzeba zapracować, a jeśli o wysiłek chodzi, trudno znaleźć w Szczecinie osobę, która w tym roku pracowała ciężej niż Angelika Anozie. Wypuściła trzy single, nagrała trzy teledyski. Dała kilkadziesiąt występów i do tego kończy pracę nad solowym albumem. Jak ona to robi? AUTOR AGATA MAKSYMIUK / FOTO ARCHIWUM PRYWATNE
Od dziecka jesteś związana z muzyką. Kiedy ma się lat „naście”, to świetna zabawa, ale im bliżej dorosłości, tym bliżej do podjęcia decyzji - czy muzyka zostanie tylko zabawą czy sposobem na życie. Pamiętasz moment, w którym podjęłaś tę decyzję? - Od kiedy tylko pamiętam, czyli tak od piątego roku życia marzyłam by śpiewać. Żeby muzyka wypełniała każdą część mojego życia. Małymi krokami starałam się realizować swój cel. Na początku szkoła muzyczna pierwszego stopnia, potem drugiego, nawiązywanie nowych przyjaźni i znajomości. W końcu udział w nagraniach albumów i trasy koncertowe. A im było bliżej do dorosłości, tym bardziej chciałam, żeby to był mój główny sposób na życie. Ale wiadomo - różnie bywa. W tej branży udaje się tylko procentowi zakochanych w muzyce. Dlatego też za namową rodziców skończyłam studia na zupełnie innym kierunku, tak, żeby muzyka, w najgorszym wypadku, była „po prostu” największą z moich pasji. Jak dotąd mam to szczęście, że robię to, co kocham. Zaczynałaś od klasyki, później przeszłaś na jazz, teraz tworzysz r’n’b. Myślisz, że zostaniesz już z r’n’b „na zawsze” czy może za kilka lat usłyszymy Cię w popowych lub rockowych kompozycjach? - Od zawsze uwielbiałam czarną muzykę (uśmiech). W domu słuchałam tylko takiej. Ale jako małe dziecko, które chciało śpiewać i grać na pianinie, nie miałam za dużo możliwości. W szkole muzycznej do wyboru była klasyka albo klasyka (śmiech). Więc, mimo że nie lubiłam grać etiud czy sonatin, to nie miałam wyjścia, musiałam przebrnąć przez te 6 lat. Później uruchomiono wydział jazzu w szkole muzycznej II stopnia przy Staromłyńskiej. Ogromnie się cieszyłam, bo był to kierunek zbliżony do muzyki, której słuchałam i którą chciałam tworzyć. Później udało mi się wyjechać w trasę koncertową z topowymi polskimi i nowojorskimi jazzmanami. Chwilę potem, zapisałam się do chóru gospel. A nie tak dawno zaczęłam nagrywać z raperami i już typowe r’n’b. Wtedy poczułam,
że w końcu śpiewam to co kocham. Tak zostało do dziś. Co do popowych kompozycji podobają mi się te z „czarnym” zacięciem. A jeśli chodzi o rocka, to raczej nigdy mnie nie usłyszycie w takiej aranżacji. Mam za ciemną barwę głosu i totalnie nie znam tego gatunku. Dla waszego i mojego dobra, rocka zostawię prawdziwym rockmanom (śmiech). Ten rok był dla Ciebie bardzo intensywny. Wypuściłaś trzy single, nagrałaś trzy teledyski. W pierwszym wziął udział nie tylko raper Sobota, ale też cała drużyna Wilków Morskich. W drugim zobaczyliśmy modelki, m.in. Osi Ugonoh, Anitę Sikorską czy Antoninę Zimny. Dałaś też wspaniały występ podczas festiwalu Szczecin Jazz. Co jeszcze planujesz? - Bardzo dziękuję, rzeczywiście to była piękna połowa roku dużo śpiewania, dużo nagrywania. A co najlepsze, te realizacje w większości odbyły się z moim rodzinnym miastem w tle, więc radość jest podwójna. Do końca tego roku planuję wydać jeszcze dużo muzyki, nawet więcej, niż przez ostatni czas. Obecnie jestem świeżo po premierze „Zapamiętaj”, mojego kolejnego singla z teledyskiem. Do końca roku chciałabym wydać jeszcze przynajmniej trzy produkcje. Szykujesz też nowy - autorski album. O czym będzie opowiadał? Co na nim znajdziemy? - To będzie mój pierwszy solowy album, bo tak naprawdę wszystko co wydałam do tej pory, miało formę singli. Teraz chciałabym je pozbierać, dołożyć jeszcze kilka, a może kilkanaście premierowych utworów i stworzyć z nich całość. Materiały ku temu już mam, ale cały czas coś zmieniam, dogrywam… (uśmiech). Dopiero jak będę czuła, że album jest w stu procentach taki, jak sobie wymarzyłam, podam datę premiery. Po ostatnich singlach, chyba nikogo nie zaskoczę jeśli powiem, że będzie to produkcja głównie w klimacie r’n’b. Choć niektóre piosenki to również hip-hop, jazz i soul. Po prostu czarna muza, którą uwielbiam.
MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 09/2019
15
| TEMAT Z OKŁADKI |
Teksty piosenek i muzykę napisałaś sama? Jak u Ciebie wygląda proces tworzenia? - Tak, teksty piosenek napisałam sama i tak jak kiedyś nie mogłam się zabrać, by dopisać zwrotkę na featuring, tak teraz mam tekstów na dwie płyty do przodu. Zmobilizowali mnie do tego ludzie, którzy zawsze powtarzali, że prawdziwy muzyk pisze własną muzykę, a nie tylko ją odtwarza. Za produkcję muzyczną odpowiadają producenci, z którymi współpracuję, czyli Jacek Hoduń, PSR, a ostatnio także i Tailor Cut. Pod to, co oni przygotują, układam melodię. Proces tworzenia wygląda różnie, czasem najpierw piszę tekst, a następnie tworzymy muzykę, a czasem zupełnie na odwrót - dostaję gotowy bit i piszę pod niego tekst z linią melodyczną. Potem myślimy, jak to ładnie zaaranżować, jakich żywych instrumentów użyć itd. Świetnie sobie radzisz na rynku, a czy myślisz, że dziś kobieta może odnieść sukces na muzycznej scenie bez wyrzeczeń? Wyrzeczeń względem dzieci, rodziny, stabilizacji, prywatności? - Myślę, że to zależy od „poziomu” tego sukcesu. Jeśli jest się top wokalistką pokroju Beyonce, to raczej kobieta nie ma szans na prywatność. Ludzie śledzą każdy jej krok. Jej oraz jej rodziny. Jedne kobiety, jak Beyonce potrafią nad tym zapanować i zbudować na tym dobrze prosperujący biznes, inne wręcz przeciwnie - wystarczy przypomnieć historię Whitney Houston. Mówiąc jednak o wokalistkach popularnych w Polsce, to nie słyszałam, by któraś z pań musiała wybierać między rodziną a karierą. Choć dużo młodych piosenkarek, najczęściej dla własnej wygody, czeka z ustatkowaniem się do momentu, aż kariera będzie na tyle stabilna, aby nie musieć z niczego rezygnować. Jeśli o mnie chodzi, to rodzina zawsze była i będzie najważniejsza. Mam to szczęście, że jedno z drugim idzie w parze. Mam wspaniałego męża, który akceptuje co robię i bardzo mnie wspiera. Do tego cudownych rodziców i dziadków, którzy dopingują mnie od małego. Poświęcili dużo czasu, cierpliwości i wyrzeczeń, żebym mogła śpiewać. Kiedy przyjdzie czas, że przywitam na świecie małego dzieciarka, mam nadzieję, że zarażę go swoją pasją. Oczywiście, jeśli tylko będzie miał na to ochotę (uśmiech). Swojego czasu bardzo zaintrygowała mnie Geri Allen, pianistka jazzowa, która potrafiła zagrać cały koncert ze swoim malutkim dzieckiem umieszczonym w nosidełku na plecach. Wyobrażasz sobie tak pracować? - Pewnie! Co prawda, na razie mogę tylko gdybać, ale jakbym była w takiej sytuacji, to jeśli tylko miałabym pewność, że maluchowi nic nie zagraża i nie „maltretuję” go w ten sposób, to czemu nie? W przypadku, kiedy miałabym dużo koncertów, wolałabym, żeby spędzał czas ze mną na scenie, niż pod czyjąś opieką. Ten temat odrobinę zahacza o kwestie równego traktowa-
16
nia kobiet i mężczyzn - czy w branży muzycznej jest to możliwe? Myślę tu nie tylko o kwestiach związanych z zapraszaniem na koncerty, podpisywaniem kontraktów, ale też o tych czysto fizycznych. Dźwiganie sprzętu, życie w ciągłej podróży, niedosypianie… - Co do życia w podróży i niedosypiania zasady są równe dla kobiet i mężczyzn. Nie wysypiamy się tak samo. No ja może trochę bardziej, bo w czasie, kiedy moi muzycy robią sobie drzemkę przed koncertem, muszę się pomalować i wymodelować włosy (uśmiech). Jeśli chodzi o zapraszanie na koncerty czy podpisywanie kontraktów, negatywne nastawienie ze względu na płeć jest mi obce. Raz w życiu jako osiemnastolatka spotkałam się z niebezpieczną sytuacją podczas trasy koncertowej. Obcy mężczyzna dostał się do garderoby i chciał mnie skrzywdzić. Na szczęście szybko zareagował i mój zespół, i menager, i w ogóle wszyscy obecni w pobliżu. Gdybym była facetem, to by się pewnie w ogóle nie wydarzyło. Z drugiej strony to sytuacja, która niestety, ale może dotknąć każdego, niezależnie od zawodu, który wykonuje. A co do przywilejów, jedyny jaki widzę dotyczy wspomnianego dźwigania - nikt ode mnie tego nie wymaga. Nie wiem jednak czy wynika to z kwestii płci, czy raczej z tego, że każdy muzyk w zespole odpowiada za swój sprzęt. Ja mam akurat najlżejszy, w końcu to tylko mikrofon (śmiech). Wychodząc z tym mikrofonem na scenę odczuwasz jeszcze tremę? - Zawsze jest „jakaś” trema, choć teraz bardziej taka mobilizująca, z „adrenalinką”. To już nie jest strach, jaki pojawiał się we mnie lata temu. Zupełnie inaczej śpiewa mi się moje autorskie piosenki, niż covery. Chcę, żeby wypadły jak najlepiej. Do tego wszystkie te utwory to cząstki mojego życia, więc podchodzę do nich dużo bardziej emocjonalnie i zawsze czuję motyle w brzuchu. A jak wyglądałby Twój wymarzony koncert - taki bez ograniczeń finansowych czy geograficznych? - Miałam taki! W miejscowości, w której wychował się mój tatuś, w Enugu w Nigerii. Co prawda, finansowego zaplecza nie mieliśmy żadnego, ale to był mój najlepszy koncert jaki zagrałam. Kiedy przyjechałam na miejsce i ludzie usłyszeli, że śpiewam, od razu zaprosili mnie na występ podczas niedzielnego nabożeństwa. To spora sprawa, bo to nabożeństwo, w którym zawsze bierze udział kilkaset osób, chór gospel i sekcja muzyczna. Bez żadnego przygotowania, podawania tytułów czy tonacji wyszłam na scenę i zaczęłam śpiewać. Moment, w którym dołączył się do mnie chór, wszyscy muzycy i w końcu cała sala... był chyba jednym z piękniejszych w moim życiu. To coś nie do opisania, miałam ciarki na całym ciele.
Foto: archiwum prywatne
Foto: Agnieszka Świderska
| TEMAT Z OKŁADKI |
MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 10/2019
17
| EDYTORIAL |
Country side PHOTO DASTIN KOUHAN / MODEL NATALIA KACZOROWSKA/ NEVA MODELS / MUA OLA WALCZAK DESIGNER PATRYCJA PASEK, OLENA USHANOVA
18
| EDYTORIAL |
22
| ROZMOWA MIESIĄCA |
Namawiam do niezabijania słowem Aleksandra Konieczna jest na fali. Zagrała wiele ról teatralnych, wyreżyserowała kilka sztuk, zagrała ważne role w filmie. Teraz zbiera żniwo swojej pracy i bywa na ściankach, co jest przyjemne, ale też trochę bawi, bo jednak najważniejsza dla Aleksandry Koniecznej zawsze pozostaje publiczność. AUTOR MAŁGORZATA KLIMCZAK / FOTO SYLWIA DĄBROWA
24
| ROZMOWA MIESIĄCA |
Lubi Pani pytania, które zadaje publiczność podczas spotkań?- Najbardziej. Lubię, kiedy ludzie mówią, co myślą o filmie, bo nie stoi za tym żaden producent, żadna partia, żadna siła. To jest słowo od człowieka, które rodzi się spontanicznie wskutek tego, co zobaczył i usłyszał. I to jest najcenniejsze w spotkaniach z publicznością. Wszystko, co się dzieje po wejściu filmu na ekrany, kiedy już go widzieliśmy, kiedy ma już swój pakiet recenzji, pakiet nagród, powinno nam się zgadzać, a tu nagle wyskakuje pytanie, które jest absolutnie zaskakujące. Wtedy najbardziej czuję sens uprawiania tego zawodu. Dostaje Pani wtedy informacje zwrotne o swojej pracy? Owszem. Ale takie informacje dostaję również poprzez nagrody. Kiedy pojawiają się dobre recenzje i profesjonaliści uznają, że coś zostało dobrze zrobione. Natomiast sygnały od publiczności mają dla mnie wartość innego rodzaju. Najważniejsze i najciekawsze są pytania dotyczące tematów poruszanych w filmach. Wtedy rodzą się ważne międzyludzkie rozmowy. Pytam o to, ponieważ pewien aktor po złych recenzjach filmu, w którym zagrał, powiedział, że opinia publiczności go nie interesuje. Zaskoczyło mnie to, bo zawsze myślałam, że aktor to zawód, w którym opinia publiczności jest istotna. - W niczym nie możemy na siebie wpływać nakazowo-rozdzielczo. Mogę interpretować taką reakcję jako samoobronną, ale może ona jest jednak czyjąś prawdą. Może ten aktor tak to postrzega. Jak mówił Jan Paweł II „każdy jest inną osobą i dajże jej pożyć”. A w krakowskiem mówią: „każdy ma swego mula, co go śmula”. Przyjechała Pani do Szczecina na Dąbskie Wieczory Filmowe z filmem „Jak pies z kotem”. Zagrała w nim Pani Igę Cembrzyńską, postać, którą miała Pani okazję poznać. Czy takiej roli towarzyszy większa trema niż rolom postaci fikcyjnych? - To był ogromny stres. Można powiedzieć, że to był stres, który przesłonił wszystko inne. Ta rola była napisana dla Igi Cembrzyńskiej, która zagrała podczas pierwszego dnia zdjęciowego, a potem zapadła decyzja, że jednak ona tego nie zagra. Wtedy zaproponowano tę rolę mnie. Nie wiedziałam czy Iga jest w pełni świadoma tego, co robi. Że oddaje tę rolę innej aktorce, że to będę ja. Od strony prawnej to też nie było proste, bo nie wiedziałam, czy ona się zrzekła prawa do wizerunku czy nie. To było ważne, bo przecież ten scenariusz jest jej swoistą autokompromitacją. Mogłam też sobie wyobrazić taką sytuację, w której Iga spod monitora mnie reżyseruje: „ja tak nigdy nie zrobiłam czy nigdy się tak do nikogo nie odezwałam”. Na początku spotkałam się z nią, przekonałam się, że ona wie, że nie gra w tym filmie, że ja gram jej rolę. Poprosiłam reżysera o takie spotkanie dla swojego komfortu, bo czasu na przygotowanie miałam bardzo mało, około dwóch tygodni. Poprosiłam też, żeby Igi nie było na planie, kiedy gram. Nie mieliśmy na planie sztucznej scenografii, wszystko się odbywało albo
w jej mieszkaniu, albo w domu Janusza Kondratiuka, w którym teraz Iga mieszka. Myślę, że w tym filmie nie ma niczyjej kompromitacji. Raczej widzimy ludzką stronę nas wszystkich poprzez pryzmat jednej rodziny. - To film, który pokazuje dwie choroby w rodzinie – udar Andrzeja Kondratiuka i alkoholizm Igi. Do tej pory Iga była postrzegana w mediach inaczej, jako wspaniała i święta wdowa. Miłość między nimi była bezsprzeczna, nie ma cienia wątpliwości, że to była wielka miłość. Natomiast bywało różnie z jej odpowiedzialnością za chorobę męża. Za to może zostać łatwo oceniona, ale należy pamiętać, że ona miała swoją chorobę. W Polsce nadal jest tak, że alkoholizm to jest sprawa moralności, a tak nie jest. Alkoholizm został uznany przez Światową Organizację Zdrowia za chorobę i to śmiertelną chorobę. W Polsce też jest uznawany za chorobę mężczyzn, a o kobietach się nie mówi. - A jeszcze o znanych kobietach to już w ogóle się nie mówi. Kobiety przeżywają swoją chorobę w samotności, bardziej się jej wstydzą. Matki Polki pijące, to jest nie do przejścia. A Matki Polki molestujące swoje dzieci to jest niewyobrażalne! To jest uderzenie w wielkie tabu. Borys Lankosz w swoim nowym filmie „Ciemno, prawie noc” według powieści Joanny Bator, z którym jadę na festiwal do Gdyni, pokazuje matkę, która jest demonem zła. Bohaterka doprowadza do wyzwolenia dzieci niszczonych w przemyśle pornograficznym. Ratuje te dzieci i jednocześnie ratuje siebie, bo okazuje się, że jej starsza siostra, która popełniła samobójstwo, była ofiarą molestowania seksualnego i to przez matkę. To jest duży temat. Mamy w Polsce przyzwolenie na to, że dzieci molestują księża, ojcowie, ale nie matki. Bo w Polsce matka jest... - ...nie do ruszenia. Ale matka to też musi być ideał. Tu nawiązuję do innej Pani roli - Zofii Beksińskiej z „Ostatniej rodziny”, gdzie matka jest osobą, która łagodzi konflikty. To też prawdziwa postać, ale zupełnie inna niż Iga Cembrzyńska. Którą postać było trudniej zagrać? - Jestem aktorką o dużym doświadczeniu teatralnymi, grałam bardzo różne osoby. Nie myślę w tych kategoriach. W przypadku roli Igi Cembrzyńskiej trudne było to, że nie było czasu na przygotowanie. Stąd stres. Ucieszyłam się, że po Zosi Beksińskiej miałam farta i dostałam rolę osoby na przeciwległym biegunie mentalnym i temperamentowym. Zaraz po Zosi zagrałam Igę i jest to wyraźna informacja, że jest to aktorstwo. A nie, że taka może jestem. Ja się z tego bardzo cieszę. Jak Pani ocenia role dla kobiet we współczesnym polskim kinie? - Na osiem ról męskich przypada jedna kobieca. W kinie europejskim jest trochę lepiej. Teraz trochę więcej się o tym mówi, bo jest akcja #MeToo, kobiety filmu w innych krajach walczą. Polskie kobiety filmu też walczą. Są parytety na ważnych festiwalach, w komisjach kwalifikacyjnych. Może dlatego
MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 10/2019
25
| ROZMOWA MIESIĄCA |
jest o tym głośno, ale trudno powiedzieć, żeby to się przekładało na liczbę ról dla kobiet. Serial może być o kobietach, ale jednak kino potrzebuje męskiego bohatera. To jest oczywiście sztampa i metka. Jawna dysproporcja i niesprawiedliwość. A to przecież głównie kobiety, jako widzowie, wydają pieniądze na kino. Wiele kobiet inicjuje wyjście do kina, a do teatru to już na pewno. W takim razie, dlaczego nie mogą oglądać na ekranie kobiet, z którymi mogą się utożsamiać? Kobiet w różnym wieku. Tak, jakby to był temat tabu. Meryl Streep, która przeciera szlaki w Hollywood, stworzyła coś w rodzaju komedii romantycznej dla dojrzałych, nadal jest wyjątkiem, który potwierdza tę regułę, że kobiety dojrzałe nie mogą być raczej bohaterkami filmu. Mogą tylko grać role towarzyszące. W Ameryce kobiety zostają scenarzystkami i producentkami. Mam wrażenie, że w Polsce kobiety są trochę za ciche w tej walce o siebie, o role, o taką samą pozycję w kinie, jak mężczyzna. - Sonia Bohosiewicz trafia na okładki i mówi: „Chcę zarabiać tyle, ile faceci”. To pierwsza tego typu wypowiedź publiczna aktorki. - Jak miałam zagrać w filmie „Pies z kotem”, to się jej radziłam, ile mam zaproponować za dzień zdjęciowy. Ona mówi: „Powiedz, że chcesz tyle, ile Więckiewicz i koniec rozmowy. Nie mają tyle, to wypad”. Ona zażądała w jakimś serialu tyle, ile mężczyzna i produkcja zrezygnowała z niej na rzecz innej aktorki. - Co jest absolutnie prawdopodobne. Myślę, że to nie jest historia wyssana z palca. Dlatego taka walka ma swoją cenę. Historii na scenariusz jest mnóstwo, dlatego Sonia teraz do mnie pisze: „Zabierajmy się do pracy, bo nikt tego za nas nie zrobi”. Często mówi Pani o tym, że kino pojawiło się w Pani życiu późno, ale nie tęskniła Pani za nim, bo miała teatr. Szkoda, że tak późno? - Nie należę do osób, które żałują czegokolwiek z przeszłości. To strata energii, a i tak nie mamy jej za dużo. Staram się żyć tym, co robię teraz, ale także mieć plany do przodu i robić wszystko, żeby te swoje plany wspierać, wychodzić im na przeciw, łapać okazje. Za rolę z castingu dostałam Lwy Gdańskie i Orła, potem za kolejną rolę też dostaję Lwy Gdańskie i Orła. Na stronie PISF-u czytam, że ostatnia dekada w polskim filmie należy do mnie. Czytam to i myślę sobie: ale siupy. W dwóch filmach zagrałam większe role i już dekada do mnie należy. Z tymi Lwami i Orłami pojawiają się też gale, czerwone dywany i ścianki. Jak Pani się na nich czuje? - To trochę kłopot w późnym wieku. W filmach gram kobiety, które są starsze ode mnie o 10 lat, a nawet o 15 lat. Postarzają mnie do tych filmów i gdybym się poprawiła na czerwony dywan, żeby dorównać tym pięknościom, na których tle staję, to bym straciła pracę. No i jestem w potrzasku pomiędzy tym, jaką jestem aktorką i co kino polskie mi proponuje, a tym, jak mam wyglądać na czerwonym dywanie. Na jednym z plotkarskich portali po jednej z gali uznano Pa-
26
nią za ikonę stylu. - Jeżeli gdzieś zostałam nazwana ikoną stylu, to jest to zasługa Tomasza Ossolińskiego. On powiedział, że dla faceta czerwony dywan to jest lepiej lub gorzej uszyty garnitur albo smoking, a o naszych sukniach i naszym wyglądzie tyle się mówi, jakby to była rola. To on wymyślił, żebym pokazała, że mogę wyglądać jak hollywoodzka gwiazda. Spotyka się Pani z internetowym hejtem? - Córka mi donosi, co na mój temat ludzie piszą. Niedawno wyraziłam swoje zdanie na temat sytuacji w kraju i zaczęła się fala komentarzy. Hejtu też, ale hejterom ustąpiłam ringu. Przestałam tam zaglądać. Po jakimś czasie mąż mi powiedział, że rozpętałam burzę. W internecie Polacy dają sobie po razie. Jesteśmy w przerażającym momencie historii, w którym należy się zdecydować na migrację wewnętrzną lub zewnętrzną i ja to zrobiłam. Hejterom ustępuję ringu, bo można dostać prawym sierpowym tak, że się człowiek nie podniesie. Jak się zabiera głos jako osoba publiczna, należy się spodziewać hejtu. Wszystkie moje koleżanki, które zabierają głos w sprawach publicznych, dostają tego hejtu mnóstwo, a mimo wszystko cały czas walczą o drogie im rzeczy. Dzisiaj można dostać prawym sierpowym nie tylko w internecie, ale też na ulicy. - Staram się nie wychodzić na ulicę, w tłumy, bo mam klaustrofobię. Na festiwalu filmowym w Gdyni nie pojawiły się cztery filmy, które zostały zasugerowane przez komisję i w związku z tym rozpętało się piekło w internecie. Ja, używając cytatu ze sztuki Doroty Masłowskiej „Między nami dobrze jest”, powiem tak: „zaznaczam, że moja opinia jest absolutnie subiektywna albowiem filmu nie widziałam”. Wyobrażam sobie, że „Mowa ptaków” Xawerego Żuławskiego jest filmem dobrym, choć dla niektórych niewygodnym, ale nie będę się na jego temat wypowiadać, bo go nie widziałam. Dlatego namawiam do rozsądku i do niezabijania słowem. Niektórzy mówią: „a co innego można zrobić”? A ja odpowiadam: „iść na wybory”. Frekwencja do Parlamentu Europejskiego była żenująca. I wiem, co się stanie w październiku. Ciężkie czasy to kopalnia tematów. Ma Pani pomysły na scenariusze? - Znajdę sobie jakieś pole, w którym będę się mogła wyrażać albo sobie go nie znajdę. Sytuacja rozgrywa się dynamicznie.
Aleksandra Konieczna Aktorka i reżyserka teatralna, dwukrotna laureatka Orła za pierwszoplanową rolę kobiecą w filmie „Ostatnia rodzina” oraz drugoplanową rolę kobiecą w filmie „Jak pies z kotem”. Popularność przyniosła jej rola Honoraty w serialu „Na Wspólnej” (od 2008). Od 2017 wciela się w rolę ordynator szpitala dr Marię Kaletę w serialu „Diagnoza”. W 2017 zdobyła Grand Prix Festiwalu Teatru Polskiego Radia i Teatru Telewizji Polskiej „Dwa Teatry” w Sopocie za rolę w spektaklu telewizyjnym „Posprzątane”.
#prezentacja
| KULTURA |
#nie możesz przegapić
Dzieła wszystkie Szekspira (w nieco skróconej wersji)
aktorstwem filmowym, pisze popularne felietony, tłumaczy poezję. Rosjanin z polskim obywatelstwem, który przybył do Krakowa po raz pierwszy w 1967 r. Mówi o sobie: jestem Polakiem z wyboru i dodaje przewrotnie, że to bardziej komfortowo niż być kimkolwiek z przymusu. Urodził się w Stawropolu na północnym Kaukazie w 1940 r. Już w dzieciństwie zaczął występować publicznie, śpiewając wraz z matką na amatorskich koncertach. Ukończył średnią szkołę muzyczną w Moskwie, gdzie osiadł na stałe i prowadził amatorskie chóry. Później studiował anglistykę na Uniwersytecie Moskiewskim. W tym czasie występował w kabaretach studenckich, w teatrze i uprawiał pantomimę. 10 października, Teatr Polski Scena na Łasztowni, godz. 19, bilety 50-60 zł
Spektakl w wykonaniu znakomitej Kompanii Szekspirowskiej w składzie: Arkadiusz Buszko, Paweł Niczewski, Konrad Pawicki. Mieszanka pastiszu, parodii i odniesień do kolorytu współczesności na kanwie kwestii wyjętych z dzieł wybitnego Anglika. O przedstawieniu najlepiej mówią dotychczasowe nagrody: Bursztynowy Pierścień w kategorii „Najlepsze przedstawienie sezonu 2003/2004”, nagroda marszałka województwa podlaskiego podczas Międzynarodowego Festiwalu Teatrów w Walizce w Łomży (czerwiec 2005), Buława Hetmańska 2006, nagroda publiczności XXXI Zamojskiego Lata Teatralnego. 19, 20 października, sala kina Zamek, godz. 17, bilety 20-30 zł
Alosza Awdiejew z zespołem Alosza Awdiejew - człowiek-instytucja, człowiek-orkiestra. Człowiek kultury i nauki. Jest wyjątkowym artystą estradowym i jednocześnie wybitnym naukowcem – profesorem Uniwersytetu Jagiellońskiego. Do tego para się
28
go świata, dzięki czemu w domu słuchała zarówno muzyki zachodniej i arabskiej klasyki, jazzu, fusion, muzyki świata, a nawet muzyki tybetańskich mnichów. Naukę w szkole muzycznej rozpoczęła w wieku siedmiu lat, ucząc się gry na skrzypcach. Pewnego dnia, gdy miała dziewięć lat, w drodze do szkoły usłyszała piękny dźwięk i melodię dobiegającą z pobliskiej taksówki. Jak zaczarowana podążyła za nią i już wtedy postanowiła, że będzie grać na qanun - instrumencie, który tak ją zachwycił. 24 października, filharmonia, godz. 19, bilety 10-20 zł
Ewa Siudowska...
Maya Youssef w filharmonii Pochodząca z Syrii, a obecnie mieszkająca w Wielkiej Brytanii, wirtuozka gry na qanun - Maya Youssef - wystąpi podczas koncertu inaugurującego cykl RUBATO w sezonie 2019/2020. Maya Youssef jest pierwszym muzykiem w rodzinie. Jej ojciec miał ogromną kolekcję nagrań z całe-
... tworzy fakturowe, czasami przypominające reliefy, obrazy abstrakcyjne. W swojej twórczości stosuje różne gamy szarości, srebra i spatynowanego złota, przetykane sporadycznie odcieniami subtelnego różu. Przelewając na płótno szarość przenosi odbiorcę w świat refleksji, spokoju, intymności. W szarości odkrywa ciepło, spokój, tajemniczość… i optymizm. Artystka świadomie nie tytułuje swoich prac, unikając w ten sposób ich jednoznacznej interpretacji – pozostawia odbiorcy otwartą ścieżkę do domysłów, odczuć i wrażeń. 3 października, Zamek, godz. 17, wstęp wolny
#prezentacja
| KULTURA |
ices”: Kayah, Edyta Bartosiewicz, Paulina Przybysz, Julia Pietrucha, Mela Koteluk, ogłoszenie przez Katarzynę Nosowską i jury zwycięzcy 13. Festiwalu Młodych Talentów. 19 października, Netto Arena, godz. 17-22:30, bilety 99 zł
Euromusicodrama w Kameralnym
La Dolce Vita Projekt La Dolce Vita to najsłynniejsze włoskie piosenki w autorskiej interpretacji musicalowego aktora z Rzymu, z towarzyszeniem zespołu muzycznego, jak również podróż przez historię włoskiej piosenki i utwory dobrze znane polskiemu odbiorcy. W ciągu trzech godzin zabrzmią szlagiery: „Tu vuo fa l’americano’’, „L’Italiano’’, „Azzurro”, „Marina”, „O’sole mio’’, „Love in Portofino’’, „Volare’’, „Mamma Maria”, „Baila Morena”, „Mambo Italiano”, „Quando, quando quando”, „Buonasera Signorina”, „Arrivederci Roma”, „Se bastasse una canzone”, „Tornero’’, „Parole Parole”, „Come Prima” czy „‚Nie płacz kiedy odjadę”. Wszyscy członkowie zespołu to zawodowi muzycy, grający na światowej klasie instrumentach, a głównym wykonawcą-wokalistą i zarazem konferansjerem - jest Nicola Palladini. 27 października, Pleciuga, godz. 19, bilety 85 zł
Festiwal Młodych Talentów - finał Finał konkursu Festiwalu Młodych Talentów odbędzie się 19 października w Netto Arenie w Szczecinie. W programie występ zwycięzcy 12. edycji Festiwalu Młodych Talentów, zespołu Hyper Son, występ trzech finalistów tegorocznej edycji festiwalu, wyłonionych dzień wcześniej podczas Przesłuchań Konkursowych w Starej Rzeźni, koncert „Women’s Vo-
30
Teatr Kameralny w październiku zaprasza na Festiwal Euromusicdrama. To koncerty muzyki teatralnej interpretowane nie tylko przez wspaniałych muzyków o międzynarodowej renomie, orkiestrę Filharmonii Szczecińskiej, ale także wydarzenia na pograniczu obu dziedzin sztuki z udziałem wybitnych aktorów, a także spektakle, koncerty-wykłady, sympozja i warsztaty teatralno-muzyczne. 25-28 października, Teatr Kameralny, Brama Portowa
w tym w dużej części muzyce Komedy. 27 października, filharmonia, godz. 19, bilety 65-95 zł
Janusz Olejniczak
To będzie jedno z najbardziej spektakularnych muzycznych wydarzeń organizowanych tej jesieni w Centrum Kultury Euroregionu Stara Rzeźnia. W repertuarze utwory Fryderyka Chopina. Przed koncertem z prezentacjami artystycznymi wystąpią uczniowie szczecińskich szkół muzycznych oraz Akademii Sztuki w Szczecinie. Wydarzeniu będzie towarzyszyć konkurs fotograficzny ArtChopin 2019. To inicjatywa, w której nagrodzone zostaną te prace, które w ocenie jurorów w najciekawszej artystycznej formie emanować będą muzyką i postacią Fryderyka Chopina, prace w których odnaleźć będzie można zarówno głęboką inspirację genialną frazą muzyczną, jak i te, w których symbolicznie oddana będzie pamięć po wielkim kompozytorze. 9 października, Stara Rzeźnia, godz. 19, bilety 50 zł
„Tartuffe albo Szalbierz”
Komeda w interpretacji kwintetu Mazolewskiego Wojtek Mazolewski i muzycy jego kwintetu: Joanna Duda, Marek Pospieszalski, Oskar Torok i Qba Janicki od lat inspirują się muzyką Krzysztofa Komedy. Jednak impulsem do zagłębienia w jego twórczość był koncert WMQ w Londynie w 2017 roku podczas prestiżowej serii „Church of Sound”. Zespół Wojtka Mazolewskiego, oprócz autorskich kompozycji, zaprezentował londyńskiej publiczności specjalny projekt „Polish Jazz”, poświęconym legendom polskiego jazzu,
Teatr Polski zaprasza na pierwszą premierę w październiku. „Tartuffe albo Szalbierz” Moliera to klasyka światowej dramaturgii dawnej. Wśród sobie współczesnych sztuka ta wywołała skandal, a to dzięki poruszanej tematyce, czyli sztucznej pobożności. Główny bohater, Tartuffe, dla własnych korzyści manipuluje wiarą. Scena zdemaskowania jego hipokryzji uważana jest za jedną z najdoskonalszych w historii dramaturgii europejskiej. Molier napisał ten tekst w 1661 roku. Wydaje się jednak, że w dzisiejszym kontekście społeczno-obyczajowym nie straciła ona nic na aktualności. Sztukę wyreżyseruje Janusz Cichocki. 5 października, Teatr Polski
Napisz do nas na FB!
#prezentacja
Klasa V: zużycie paliwa: 7,2–8,9 l/100 km (cykl mieszany); emisja CO2: 189–234 g/km (cykl mieszany). Podane wartości ustalono zgodnie z przewidzianą przepisami procedurą pomiarową. Są to „wartości CO2 WLTP” w rozumieniu art. 2 pkt 3 rozporządzenia wykonawczego (UE) 2017/1153. Wartości zużycia paliwa obliczono na bazie tych danych. Dane nie dotyczą konkretnego pojazdu i nie są częścią oferty, lecz służą jedynie porównaniu różnych typów pojazdu. Wartości te są zmienne w zależności od wyposażenia dodatkowego.
Mercedes Klasy V. Wygodny dla rodziny, korzystny dla Ciebie! Oto marzenie każdej rodziny! Osiem komfortowych miejsc w przestronnym i luksusowym wnętrzu. Klasa V w niezwykle korzystnej ofercie, tylko teraz tańsza nawet o 50 tysięcy złotych brutto, dostępna od ręki. Liczba samochodów ograniczona, ale jeśli się pośpieszysz, zyskasz nielimitowaną ilość rodzinnych wycieczek! Klasa V
tańsza nawet o
50 000 PLN brutto*
*Oferta limitowana.
Mojsiuk Sp. z o.o. Sp.K., ul. Pomorska 88, Szczecin Dąbie, tel.: + 48 91 48 08 714; ul. Koszalińska 89, Stare Bielice, tel.: +48 94 34 77 376
| KINO |
#kino w październiku dziewanie nadarza się okazja, chłopak wykorzystuje ją i w przebraniu księdza zaczyna pełnić posługę kapłańską w miasteczku.
cji Edisona i Tesli o to, który system elektryczny zrewolucjonizuje nie tylko współczesny obu wynalazcom świat, ale cały następny wiek.
Joker
2019 Czyżbyśmy mieli do czynienia z opus magnum mrocznych opowieści opatrzonych logo DC? „Joker” to historia jednego z cieszących się najgorszą sławą superprzestępców z tego uniwersum. Ten przedstawiony przez Todda Phillipsa obraz śledzi losy kultowego czarnego charakteru, człowieka zepchniętego na margines. To nie tylko kontrowersyjne studium postaci, ale także opowieść ku przestrodze w szerszym kontekście, prezentująca niepokojący portret miasta-molochu pogrążającego się w chaosie.
Ślicznotki
Boże ciało
2019 Inspirowana prawdziwymi wydarzeniami historia 20-letniego Daniela, który w trakcie pobytu w poprawczaku przechodzi duchową przemianę i skrycie marzy, żeby zostać księdzem. Po kilku latach odsiadki chłopak zostaje warunkowo zwolniony, a następnie skierowany do pracy w zakładzie stolarskim. Zamiast tego jednak, popychany niemożliwym do spełnienia marzeniem, Daniel kieruje się do miejscowego kościoła, gdzie zaprzyjaźnia się z proboszczem. Kiedy, pod nieobecność duchownego, niespo-
32
Wojna o prąd
(The Current War) / 2017 Porywająca, nakręcona z epickim rozmachem historia wyścigu dwóch wielkich umysłów, Thomasa Edisona (w tej roli Benedict Cumberbatch) oraz Nikoli Tesli (granego przez Nicholasa Houlta). Film ukazuje kulisy morderczej rywaliza-
(Hustlers) / 2019 Dziewczyny pracujące w jednym z najmodniejszych klubów go-go w Nowym Jorku tracą wszystkie oszczędności w wyniku krachu finansowego 2008 roku. Cały świat za kryzys wini nadzianych finansistów z Wall Street, którzy są częstymi gośćmi klubu. Szastają kasą, podczas gdy ofiary ich machinacji nie mają z czego żyć. Dziewczyny postanawiają wymierzyć im sprawiedliwość i odzyskać stracone pieniądze. Pod wodzą pięknej i znającej życie Ramony organizują błyskotliwy przekręt. Wykorzystując swoje wdzięki i znajomość męskiej psychiki, sprawiają, że rekiny finansjery łykają przynętę jak płotki. Kasa płynie szerokim strumieniem, a dziewczyny rzucają się w wir szalonego i rozrzutnego życia. Wkrótce zachłyśnięte sukcesem i słodkim smakiem zemsty zaczynają tracić czujność…
#prezentacja
| KINO |
Ikar: legenda Mietka Kosza
2019 Inspirowana prawdziwymi wydarzeniami historia niewidomego geniusza fortepianu. Mietek (Dawid Ogrodnik) jako dziecko traci wzrok. Jego matka oddaje go pod opiekę sióstr zakonnych w Laskach. W ośrodku dla niewidomych chłopiec odkrywa, że muzyka może stać się dla niego sposobem, by na nowo widzieć i opowiadać świat. Mietek zostaje świetnym pianistą klasycznym. Jednak, gdy odkrywa jazz – ma już tylko jeden cel: zostać najlepszym pianistą jazzowym w Polsce. Odnosi coraz większe sukcesy, nie tylko w Polsce, ale i na świecie. Wygrywa prestiżowy Montreux Jazz Festival. Niespodziewanie w jego
życiu pojawia się charyzmatyczna wokalistka Zuza. To spotkanie zmieni jego życie.
Obywatel Jones
2019 Młody dziennikarz Gareth Jones zyskał sławę, pisząc artykuł o swoim spotkaniu z Adolfem Hitlerem, zaraz po przejęciu przez niego władzy w 1933 roku. Teraz ambitny Walijczyk przymierza się do kolejnego wielkiego tematu – gwałtownej modernizacji Związku Radzieckiego. Chcąc gruntownie zbadać sprawę, reporter decyduje się na podróż do Moskwy, aby przeprowadzić wywiad ze Stalinem. Na miejscu poznaje młodą dziennikarkę Adę Brooks, dzięki której odkrywa, że
prawda o stalinowskim reżimie jest brutalnie tłumiona przez sowieckich cenzorów. Słysząc zatrważające plotki na temat wielkiej klęski głodowej w ZSRR, Jones udaje się w samotną podróż przez Ukrainę. Dziennikarz staje się naocznym świadkiem tragedii Hołodomoru. Miliony ludzi umierają z głodu, podczas gdy tony zboża sprzedawane są za granicę, by sfinansować proces industrializacji radzieckiego imperium. Po powrocie do Londynu, Jones pisze artykuł ukazujący horror, którego doświadczył.
Podziel się z nami swoją opinią! Napisz do nas na FB!
#prezentacja
| MUZYKA |
TOP 10 albumów na październik by Jarek Jaz (MM Trendy)
Joe Armon-Jones Turn To Clear View (Brownswood) Londyńska scena jazzowa rozpieszcza w tym roku i nie każe zbyt długo czekać na premiery kolejnych, bardzo udanych longplayów. Po recenzowanym w poprzednim wydaniu albumie Nérija, teraz możemy cieszyć się drugim długogrającym krążkiem Joe Armon-Jonesa, uzdolnionego pianisty, członka uznanych Ezra Collective oraz muzyka biorącego udział w niezliczonych projektach sesyjnych. W kręgu jego zainteresowań pozostają przede wszystkim dub i jazz, które po równo potraktował na pierwszej płycie. Tym razem wiodącym kierunkiem pozostaje jazz. Ciężkich basów jest zdecydowanie mniej, co nie oznacza, że ośmiu numerom czegokolwiek brakuje. Wiele dobrego klimatu zapewniają goście, z najjaśniej świecącą gwiazdą, czyli Georgią Anne Muldrow na czele. Jej „Yellow Dandelion” to podróż w dźwiękowy kosmos, gdzie na wspólnej orbicie Londyn spotyka się z brainfeederowym Los Angeles. Rezultatem jest funkjazzowa petarda, której ojcem chrzestnym pozostaje George Clinton. Tradycyjnie, dzielnie wspiera Joe’ego saksofonistka Nubya Garcia oraz Moses Boyd na bębnach. Pojawiają się również Jehst i doskonały Obongjayar, nawijający w afrobeatowym rollerze „Self Love”. Zfuzjowany jazz, hip-hop i r’n’b sięgające do najlepszych inspiracji sprzed kilku dziesięcioleci, lewitują nad ziemią u schyłku drugiej dekady XXI wieku.
Jaromir Kamiński Powoli (Polena) Z tej płyty najfajniejsza pozostaje okładka, choć apetyt był na wiele,
36
wiele więcej. Jaromir Kamiński to ex-połowa genialnego duetu Ptaki, który m.in. na płycie „Przelot” kilka lat temu ożywił dawno zapomniane sample polskiej muzyki rozrywkowej, w baleryczno-dubowym anturażu. Wcześniej był też plądrofoniczny skład El Barto & Liam B i pewnie kilka, o których akurat zapomniałem. Dziś Kamiński prowadzi wytwórnię Polena, udanie promując polskich artystów związanych z muzyką klubową. Natomiast jego debiut pod szyldem własnej oficyny nieco rozczarowuje. Sięga wprawdzie po ciekawe patenty, pamiętające schyłek poprzedniego stulecia, czyli trip hop, dub oraz abstrakcyjny hip hop, ale nie nadaje im tego wysoko gatunkowego, spersonalizowanego szlifu, który mocno wyróżniał wymienione wcześniej projekty, tworzone wraz z Bartoszem Kruczyńskim. Na myśl natychmiast przychodzą klasyki, jak chociażby „Bleak Output” Noona, obok którego można postawić ten album. Jednak do tamtych beatów zabrakło tu wyobraźni i polotu.
zebrane na trzecim w jego karierze albumie „Superbloom”. Absolwent UCLA na kierunku jazz używa przede wszystkim fortepianu i analogowych syntezatorów, by stworzyć soczyście brzmiące muzyczne miniatury. Wszystko robi sam, na albumie nie usłyszymy żadnych gości, choć w przerwach pomiędzy wydawaniem swoich płyt, Kieferowi zdarzyło się robić bity dla Anderson.Paaka czy Oxnarda. To wypełnione kalifornijskim słońcem leniwe kompozycje, do których z powodzeniem niejeden raper mógłby nawinąć udaną frazą. Nie ma tu jakichś wielopiętrowych konstrukcji. Rytm nadają stuknięcia w klawisze fortepianu, wokół których rozwijają się poszczególne kompozycje. Proste, bezpretensjonalne i wciągające w świat kieferowych fascynacji, wśród których na tym samym poziomie stoją Thelonious Monk i DJ Shadow.
Too Much (2000 Black)
Superbloom (Stones Throw) Pieczątka Stones Throw to poważny znak jakości. Tym razem przybita została na jazzujące bity Kiefera,
Larry Heard Love’s Arrival (Alleviated)
Dego
Kiefer
nadają soulowego szlifu tekstom traktującym o naszych zbiorowych doświadczeniach i kierunku, w którym zmierza ludzkość. Choć naukowcy wytyczają raczej mało optymistyczną perspektywę, wysłuchanie tej płyty na pewno nie raz poprawi wam nastrój. To piękna muzyka.
Dego McFarlane nie wychodzi ze swojej strefy komfortu, ale czy na pewno musi to robić? Weteran brytyjskich scen klubowych, piewca rave, pionier drumanbass, wreszcie podpora futuresoulowego duetu 4hero może nagrywać to, co chce. I nawet jeśli od lat jego numery brzmią bardzo podobnie, niczego to nie zmienia. Hybryda jazzu, funku, soulu, r&b i broken beats, to znak rozpoznawczy Brytyjczyka. Na albumie „Too much” pod tym względem niczym nowym nie zaskakuje. Na tych eklektycznych bitach odkrywamy głosy wielu przyszłych talentów, do których Dego zawsze miał rękę. Nadine Charles, Ivana Santilli, Obenewa pewnie dopiero pokażą pełnię swoich talentów. U Dego
Nigdzie nie znalazłem informacji, czemu zawdzięczamy wznowienie tego klasycznego już albumu z sprzed osiemnastu lat, ale bez wątpienia jest to wspaniała nowina. Ta płyta prezentuje wszystko, co najlepsze w jazzhouse i soulu, które w tym przypadku spotykają się pod wspólnym klubowym dachem. Jest doskonały w każdym calu. Świetnie brzmi, kołysze, bawi, wprawia w euforię. Można przy nim tańczyć, kochać się czy po prostu sprawiać, żeby świat stawał się lepszy. Na pewno lepszy staje się z każdą minutą dźwięków na „Love’s Arrival”, dzielonych pomiędzy głębokie basy, miękkie syntezatory i połamane jazzowe podkłady. Tę wyjątkową atmosferę zawdzięczamy jedynemu w swoim rodzaju talentowi Larry’ego Hearda, chicagowskiej legendy, która od lat 80. XX wieku niestrudzenie napędza klubową atmosferę tamtej części globu. Na jego wpływy natknąć się można w piosenkach niezliczonych artystów. Nic dziwnego. Muzyka Larry’ego ma coś oszałamiającego, jak voo doo. To czysta magia.
| MUZYKA |
by Milena Milewska (Radio Szczecin)
Raphael Saadiq Jimmy Lee (Columbia) „Jimmy Lee” to piąty krążek w dyskografii Saadiqa, co może brzmieć skromnie, jeśli uświadomimy sobie, że muzyk jest na scenie już od trzydziestu sześciu lat. Jednak jego kariera to także Tony! Toni! Toné!, Lucy Pearl i współpraca z niezliczoną ilością artystów od Steviego po Whitney. I nagle po tym wszystkim pojawia się „Jimmy Lee” - zatytułowany na cześć zmarłego brata Raphaela: „To chyba najszczerszy album, który zrobiłem. Traktuję go jak lustro”. Dużo tej szczerości mamy chociażby w „Glory to the Veins”, co jest dość nietypowe, bo w zwrotkach Saadiq wspomina, że jego brat chorował na AIDS, a refrenem tego kawałka jest jedynie zwrot „oh well”. Ale jak inaczej możemy skomentować te największe tragedie - czy długie wywody mogą cokolwiek oddać? Gdy słowa zawodzą, u Raphaela niezastąpiona staje się muzyka. To w niej kłębią się wszystkie emocje - protest i też jakiś wewnętrzny spokój. To bardzo amerykańska płyta - osadzona w bluesowych, soulowych i gospelowych tradycjach, opisująca nie tylko osobiste historie Saadiqa, ale także na przykład amerykański system więziennictwa. Raphael nigdy nie był aż tak otwarty i tak zdecydowanie nie wyrażał swoich poglądów. Dobrze, że w końcu dotarł do tego miejsca.
Kindness
Something Like a War (Female Energy) „Niektórzy ludzie powiedzą: nie miesza się tego z tym, a ty odpowiesz: no to patrzcie”. W taki sposób wita nas „Sibambaneni” - utwór lirycznie budowany przez wiolonczelę, który
niepostrzeżenie przechodzi w „Raise Up”. I od razu powaga przeradza się w pulsujący rytm z pozytywnym i budującym przesłaniem o równości. Następnie do zestawu dołączają pop, futurystyczne disco, funk, deep house, a elektronika niezmiennie idzie w parze z instrumentami. I tu nikt nie szuka minimalizmu - wiolonczeli towarzyszą organy, harfa i wiele innych, ale w końcu na wojnie wszystkie chwyty są dozwolone, więc nic dziwnego, że przy „Something Like a War” arsenał został solidnie zaopatrzony. A Adam Bainbridge, czyli Kindness, nie idzie na tę wojnę sam, gdyż może liczyć na solidne wsparcie. Walczą głównie kobiety - Jazmine Sullivan sprawdza się w nietypowym dla siebie, klubowym numerze, Bahamadia rapuje z dęciakami i Samphą w tle, a Robyn jest melancholijna, jak i roztańczona - ma aż cztery okazje, by rozwinąć skrzydła (także w świetnym, singlowym „Cry Everything”). I tak w myśli otwierającej płytę było sporo racji, bo „Something Like a War” łączy różne gatunki, narzędzia, głosy i wrażliwości, sprawiając, że wszystkie płyną zgodnym nurtem.
ogólny klimat dobrze to wynagradza. SiR dysponuje niską i ciepłą barwą, a piękne wokale dorzucają też goście, z których szczególnie Kadhja Bonet, Sabrina Claudio i Jill Scott sprawiają, że słodycz i miód wylewają się z głośników. I tak robi się zrelaksowane R’n’B dla tych, którzy nie do końca chcą się jeszcze poddać jesieni. Jeśli szukacie czegoś, co pozwoli na pogoń za ostatnimi dniami lata, to „Chasing Summer” wydaje się być odpowiednim kompanem.
Rapsody Eve
(Jamla)
Kojey Radical Cashmere Tears
SiR
Chasing Summer (Top Dawg) Sir Darryl Farris tworzy już od jakichś siedmiu lat, chociaż do szerszego obiegu trafił dopiero trzy lata temu w wytwórni Kendricka Lamara. Nie znaczy to, że dopiero wtedy osiągnął zadowalający poziom, bo cztery lata po premierze jego pierwszy krążek „Seven Sundays”, wydany jeszcze przez Fresh Selects, nadal się broni i niczym nie odstaje od późniejszych dokonań. A może nawet wysuwa się na prowadzenie - mniejszy budżet, trochę niedoszlifowania - taka surowa alternatywa brzmi czasem prawdziwiej. Jak na tym tle prezentuje się album numer trzy? Lekko, soulowo, tekstowo nie zawsze idealnie, ale
ną siłą. „Cashmere Tears” to także zmysłowość, g-funk, smyczki i gospel (przynoszący katharsis w „Last Night”). Album z przesłaniem, który przy okazji zawodowo rozbuja.
(Asylum) „Jeśli mam się otworzyć i mówić o moich mroczniejszych momentach, to nie chcę, by to było coś smutnego. Chcę celebrować fakt, że czuję się lepiej.” To zdanie wypowiedziane przez Kojeya Radicala najlepiej podsumowuje wszystko, co słyszymy na tym krążku. Raper dzieli się osobistymi myślami, opisuje swoją walkę z depresją, mówi o tym, że jeśli cieszył go poranek, to bardziej w kontekście tego, że do niego dotrwał. Z takimi zagadnieniami pewnie skojarzylibyśmy posępne, snujące się podkłady, ale w myśl tego, by celebrować dobre rzeczy, Kojey podchodzi do tematu z innej strony. Tak jak tytułowe kaszmirowe łzy brzmią ciepło i optymistycznie, tak i muzyka na tej płycie ocieka funkiem, melodyjnością i wewnętrz-
Koncept „Eve” nie jest niczym odkrywczym - dopiero co Jamila Woods tytułowała swoje kawałki imionami legend, jednak Rapsody tchnęła w ten pomysł nową energię, dodajmy też, że energię kobiecą. „Obowiązkiem artysty jest odzwierciedlać współczesne mu czasy” - stwierdziła kiedyś Nina Simone, a Rapsody wzięła sobie te słowa do serca, rozpoczynając swój trzeci album utworem „Nina”. Biografia tej wokalistki, jej bezkompromisowość i walka o równość są punktem wyjścia do historii o współczesnych Afroamerykankach, która jest także opowiadana z perspektywy Whoopi Goldberg, Mayi Angelou, Michelle Obamy, czy Aaliyah (między innymi, bo mamy tu aż szesnaście bohaterek). Rapsody odnosi się w zwrotkach do swoich idolek, mając w zanadrzu wiele kulturowych i literackich nawiązań, a w końcu przepuszczając wszystko przez siebie i własne doświadczenia. Artystka odzwierciedla więc współczesność w bardzo szerokim kontekście, nie zapominając o tym, by i brzmieniowo płyta łączyła różne światy (sample z Herbiego Hancocka, Eryki Badu, Björk, czy Phila Collinsa). „Eve” to rap na najwyższym tekstowym i muzycznym poziomie, a przy tym to trochę takie kompendium wiedzy, jakby podręcznik kultury, muzyki i feminizmu. Warto postawić na półce.
MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 10/2019
37
| TEATR |
Narutowicza i Niewiadomskiego nikomu przedstawiać nie trzeba, ich historia wciąż budzi wiele emocji. Dlaczego zdecydował się Pan podjąć ten temat? - To nie była moja inicjatywa, ale od razu mi się spodobała. Instynktownie wyczułem, że to jest temat ważny, gorący, z aluzjami do współczesności. Z wykształcenia jestem historykiem i napisanie tekstu monodramu opartego na faktach wydawało mi się intrygującym wyzwaniem. Zabójstwo prezydenta Narutowicza niby jest znane i pamiętane, ale tak naprawdę niewiele o nim wiemy: ani o okolicznościach, ani motywach. Nie mówiąc już o szczegółach procesu i o tym, co działo się później. Myślę, że to jedno z ważniejszych wydarzeń w historii Polski XX wieku, rzutuje także na dzisiejszą sytuację. W opisie sztuki czytamy, że spektakl będzie m.in. próbą szukania analogii i odniesień do współczesności - o jakich fragmentach współczesności mowa?
Wyzwoliciel narodu / Chory psychicznie / Zwykły człowiek Eligiusz Niewiadomski, zabójca Gabriela Narutowicza. Od jego sprawy dzieli nas niemal 100 lat. Mimo upływu czasu i licznych prób wciąż nie udało się uzyskać jednoznacznej odpowiedzi na pytanie - dlaczego zrobił to, co zrobił? Świeże spojrzenie na portret Niewiadomskiego postanowił rzucić Piotr Rowicki, autor sztuki „Zabić prezydenta”, którą w październiku będziemy mogli obejrzeć na deskach Teatru Małego. ROZMAWIAŁA AGATA MAKSYMIUK Sesja promocyjna do spektaklu „Zabić prezydenta”: fot. Karolina Babińska, opracowanie graficzne: Ola Zielińska
38
- Interpretacja należy do widza. Jako autor tekstu nie mogę niczego narzucać ani sugerować. Widz odbierze spektakl poprzez swoje doświadczenia, wiedzę i poglądy. Mam osobiście skojarzenia z zabójstwem prezydenta Gdańska, Pawła Adamowicza. W obu tych morderstwach jest wiele różnic, ale jest też wiele zaskakujących podobieństw. Przede wszystkim obydwa morderstwa odbyły się publicznie, na oczach widzów. W obu zginęli politycy. Oba miały kontekst polityczny. Obie ofiary otrzymały śmiertelny cios w serce. Oba akty zdarzyły się w określonej atmosferze, wywołanej celowo przez różne osoby, media i kręgi polityczne. Obaj zabójcy ewidentnie byli pod wpływem mediów, masowych środków przekazu. Nie jest to pierwsza próba zrozumienia Niewiadomskiego i całego zdarzenia. Jednym z bardziej pamiętnych projektów był film „Śmierć prezydenta” Jerzego Kawalerowicza z 1977 r. Pisząc sztukę czuł Pan, że mierzy się z pracami innych autorów? - Nie odczuwałem takiej presji. Często w teatrze mierzymy się z czymś, co już kiedyś było robione, przez większych lub mniejszych mistrzów. Film Kawalerowicza to świetne kino. Największe wrażenie zrobiły na mnie sceny zbiorowe, zamieszki uliczne i eskalacja przemocy po wyborze Narutowicza. W teatrze, szczególnie jednego aktora, musimy szukać innych środków, ale widz powinien poczuć to samo: atmosferę warszawskiej ulicy z grudnia 1922. To właśnie ta atmosfera, to co się wówczas działo, było ostatecznym i najważniejszym impulsem do decyzji Niewiadomskiego o zabiciu Narutowicza. Można bez wątpienia nazwać atmosferę tamtych dni jednym słowem, które najpełniej oddaje uczucia, które opanowały tłum – nienawiść. Z relacji świadków tych zdarzeń wynika, że oskarżony zachowywał się jak „urodzony aktor”, a zapytany przez sędziego - czy przyznaje się do winy, rozpoczął „teatr jed-
nego aktora”. W jaki sposób ta postawa przełożyła się na sztukę? - To bardziej pytanie do reżysera, może też trochę do aktora. Pisząc tekst nie wyobrażałem sobie konkretnych działań scenicznych bohatera. Ale „teatr jednego aktora” jest dość częstą formą występu na sali sądowej. Myślę, że jest mniej lub bardziej świadomą formą obrony. Odgrywanie różnych stanów, które mają przekonać sąd o niewinności. W naszym jednak przypadku, ta gra służyła czemuś innemu. Niewiadomski przyznawał się do winy. Był z niej dumny. Grał swoją legendę, sprawiedliwego mściciela, zbawcę i wyzwoliciela narodu. Eligiusz jako katolik, ojciec i mąż, ceniony artysta miał niezwykle wrażliwą i skomplikowaną naturę. Przyjmując, a nawet domagając się wyroku, zbudował własną legendę. - Niewiadomski zbudował własną, chorą legendę, która niestety przetrwała do dziś. Uważał, że mordując Narutowicza ratuje kraj przed upadkiem, przed rządami lewicy i mniejszości. Do dziś członkowie skrajnej prawicy spotykają się w rocznicę jego śmierci i czczą jego pamięć. Są też tacy, którzy owszem mówią, że zamach był złem, ale złem mniejszym, bo morderca kierował się miłością do Ojczyzny i Narodu. Jednym z możliwych „wytłumaczeń czynu” Niewiadomskiego jest wersja psychiatry i neurologa Maurycego Ursteina, który dowodził, że zabójca Narutowicza cierpi na chorobę psychiczną. Pytanie, czy takie wytłumaczenie medyczne, tłumaczy wszystko? Z teatralnego punktu widzenia ciekawsze jest założenie, że Eligiusz Niewiadomski był zwyczajnym, normalnym człowiekiem. Katolikiem, patriotą, obywatelem, ojcem. Więcej, był artystą, miał wykształcenie, wrażliwość i talent. I dopiero takie podejście do bohatera daje szansę szukania w nim pęknięć. Skąd przyszło szaleństwo, z głowy, czy z zewnątrz? Z własnych przemyśleń, a może złych doświadczeń z kontaktów z ludźmi? Był zakompleksiony czy wręcz przeciwnie; cierpiał na megalomanię, przekonanie o swojej wielkości? Wydaję mi się, że miał różne fazy i stany, kompleksy mieszały mu się ze stanami euforii. Miał skomplikowaną naturę, ale wrażliwość w jego przypadku to pojęcie dość dwuznaczne. Chyba, że chodzi o wrażliwość na własnym punkcie… Niewątpliwie Niewiadomski przygotował i zrealizował swój wielki plan ratowania kraju pod wpływem atmosfery, którą nasiąkał przez lata, a której zagęszczenie i eskalacja miała miejsce w grudniu 1922 r. Nie wiem czy ktoś oprócz samego Niewiadomskiego jest w stanie zrozumieć w pełni jego czyn. My w teatrze, wspólnie z reżyserem Piotrem Ratajczakiem i aktorem Arkadiuszem Buszko podjęliśmy taką próbę. Na ile głęboką i udaną, ocenią widzowie.
| SZTUKA |
Czy ginie tu artysta? Odpowiedź na to pytanie można znaleźć, odwiedzając TRAFO przynajmniej do 15 listopada. Wszystko za sprawą wystawy o dość… uroczym charakterze - „Ściany mają uszy” formacji Nomadic State i Inside Job. W szczegóły wprowadziła nas Daria Grabowska, kuratorka projektu. PYTAŁA AGATA MAKSYMIUK
Formacje Nomadic State i Inside Job w swoim najnowszym projekcie przyjrzą się hierarchii dominacyjnej występującej wśród pracowników instytucji kultury. Na czym polega ta hierarchia? - Wydaje mi się, że na temat hierarchii dominacyjnej najwięcej mogą powiedzieć koordynatorzy wystaw. Osoby, których zadaniem jest kontaktowanie ze sobą poszczególnych jednostek, wytyczanie zadań, przekazywanie informacji i ogólna kontrola nad całością projektów. Podczas pracy na stanowisku kuratorki zdałam sobie sprawę, że prócz oficjalnych struktur instytucjonalnych istnieją jeszcze inne hierarchie, te bardziej umowne i niedookreślane. Przy okazji montażów wystaw często spotykałam się z sytuacjami, w których moja rola jako koordynatorki była spychana na dalszy plan przez pozostałych pracowników galerii. Mam na myśli administrację, montażystów, osoby zajmujące się PR-em. Ta siatka, przez którą trzeba się przedrzeć, szczególnie gdy jest się młodą kobietą - koordynatorką, jest niewyobrażalna. Momenty gombrowiczowskiego upupiania zdarzają się niestety na każdym kroku. Dużo w tym wszystkim mansplainingu, niepotrzebnych sabotaży itp.
40
Co sprawiło, że ten temat stał się przedmiotem rozważań artystycznych? - Pomyślałam, że ten temat, naturalnie dość szeroki, można śmiało wykorzystać w TRAFO i przeanalizować w sposób, który nie będzie inwazyjny, ciężki i poważny. Obserwując to, co dzieje się aktualne w świecie artystycznym, szczególnie biorąc pod uwagę tzw. artivizm, czyli sztukę połączoną z aktywizmem, stwierdziłam, że wystawa „Ściany mają uszy” musi być czymś odwrotnym merytorycznie, ale i na temat. W ten sposób zaproszeni do udziału artyści, duety Nomadic State i Inside Job, zajęli się zagadnieniami dużo mniejszymi, tj. historią o Henryku, duchu TRAFO oraz budowaniem szklanych domów dla wodnych żyjątek, którymi opiekować się będą właśnie pracownicy TRAFO. Z jednej strony środowisko muzealno-galeryjne jest krytykowane za przestarzały system pracy, ale z drugiej strony instytucje kultury nie są już traktowane jako „niedostępne świątynie sztuki”. Do ich głównych funkcji doszła m.in. animacja procesów społecznej komunikacji. Czy nie są to „małe kroki”, które dążą do pozytywnych zmian, również zmian w hierarchii? - Jeszcze za cza-
sów studenckich miałam okazję z moimi koleżankami - Patrycją Olichwiruk oraz Pauliną Brelińską, przygotować wystawę „Wejście do muzeum sztuki nie czyni cię piękniejszym”. Tytuł jest parafrazą zdania wypowiedzianego przez Jana Świdzińskiego, głównego propagatora idei kontekstualizmu. Projekt ten wpisywał się w to, o czym mówisz. Były to działania performatywne na terenie Poznania, które rozpoczęły się celowo monotonnym wykładem Izabeli Kowalczyk o właśnie kontekstualizmie. Po odczytaniu idei -izmu z opasłej księgi, galeria pozostawiona została z samymi krzesłami i pozostałościami „po wykładzie”. Reszta działań wydarzyła się poza tą „świątynią sztuki”. Było to trzy lata temu. Od tego czasu instytucje muzealno-galeryjne rzeczywiście zdają się rozpływać. A przez termin rozpływania rozumiem sytuacje, w których topnieją sztywne struktury sztuki. Pojawiają się działania animacyjne, wspomniany już artivism, ale też wydarzenia o charakterze niedookreślonym, np. warsztaty chlebowe (Łukasz Radziszewski), artystyczne karaoke (Tomek Pawłowski) i tak dalej. Mimo wymienienia dobrych projektów, osobiście jestem sceptyczna jeśli chodzi o te „małe
| SZTUKA |
kroki”. Być może galerie nie są już świątyniami, zresztą, nigdy nie były, to tylko dziwny społeczny konstrukt, ale i rozmywa się sztuka jako taka. Post-artystyczne działania, które naturalnie są pozytywnym zjawiskiem dla odbiorców, niekoniecznie przyniosą pozytywne skutki artystom. Brak obiektu jako takiego powoduje, że nie może on krążyć w obiegu komercyjnym, nie przynosi zysku. Same działania społeczne prowadzą do gentryfikacji ulic, dzielnic. Jest to szeroki temat z wieloma odcieniami szarości pomiędzy czernią i bielą. Wróćmy więc do do wystawy. „Ściany mają uszy” to również komentarz do krytyki muzealno-galeryjnej. Jaką zatem formę przyjmie cały projekt? Czego powinien spodziewać się odbiorca? - Jestem zwolenniczką wystaw - tych „dotykalnych”, do zobaczenia przez dany czas, bez za bardzo rozmywających się struktur. Całość projektu będzie więc wystawą. Jak wspominałam, artyści tworzą projekty na temat dwóch zagadnień. Henryka, trafowego ducha, który sam jeździ w nocy windą oraz zadbaniem o odpo-
wiedni poziom empatii u pracowników poprzez opiekę nad niewielkimi żyjątkami. Nie jest to ciężki projekt z wykrzyknikiem w tytule, a raczej niewielkie działania o uroczym charakterze (śmiech). A co z tytułem projektu? W końcu pokrywa się z tytułem piosenki Taco Hemingwaya. To zamierzona zbieżność czy przypadek? - To brak zbieżności przed wymyśleniem tytułu, raczej odnaleziona korelacja już po. Hasło „ściany mają uszy” nie jest wymysłem Taco Hemingwaya, a znanym wszystkim przysłowiem. Odnosi się do niepewnych miejsc, w których możemy być podsłuchiwani, widziani, etc. W przypadku wystawy mowa o podglądaniu pracowników przez artystów i na odwrót. Gdy przypomniałam sobie o piosence Taco, musiałam się do niej odnieść. Fragment utworu stał się mottem dla całości projektu: „Chyba ginie tu artysta tak jak mawiał Neron”. Gdyby się uprzeć, cała piosenka stanie się odwzorowaniem idei wystawy, ale nie chciałbym przesadzać. A co było dla Ciebie najbardziej intrygującą częścią podczas pracy nad tą wystawą? - Jak zawsze praca z artysta-
mi. Lubię rozmawiać o projektach, lubię o nich słuchać i angażować się w produkcję. Oczywiście nie wszystko jeszcze skończone, przed nami dużo pracy, ale już teraz jestem pewna, że całość będzie jednym z ciekawszych projektów, w których brałam udział.
INSIDE JOB & NOMADIC STATE ŚCIANY MAJĄ USZY Wystawa przedstawi działania duetów Nomadic State i Inside Job. Artyści przyjrzą się hierarchii dominacyjnej występującej wśród pracowników instytucji kultury. Wystawa stanie się aktualnym komentarzem dla krytyki muzealno-galeryjnej, do tej pory omawianej i opisywanej głównie w kontekstach niesprawiedliwości ekonomicznych i społecznych. Jak śpiewał Taco Hamingway w piosence Ściany mają uszy: „Chyba ginie tu artysta tak jak mawiał Neron”. Wystawa: 26.09 - 15.11 2019 Kuratorka: Daria Grabowska
| MIASTO |
42
| MIASTO |
Puste ściany miasta Schowane w cieniu nowych osiedli, stare zniszczone budynki nieśmiało proszą przechodniów o uwagę. I chyba nikt lepiej od artystów nie potrafi ich wysłuchać. Wystarczy odwiedzić Pomorzany, gdzie szarobure mury PRL-owskich zabytków dumnie prezentują wielkoformatowe dzieła sztuki. I oczywiście, nadal możemy zazdrośnie podziwiać berlińskie ulice i wzdychać do słynnego street artu Barcelony. Ale nie musimy. AUTOR AGATA MAKSYMIUK / FOTO ANDRZEJ SZKOCKI, SEBASTIAN WOŁOSZ
Na Powstańców Wielkopolskich z muralu patrzy w miasto jak w lustro blondynka. Zakłada kolczyki i szykuje się do wyjścia. Kilka kroków dalej przenikające się twarze mężczyzny i kobiety, z kubistycznym zacięciem rzucają podejrzliwe spojrzenia przejeżdżającym samochodom. Pierwsza praca to projekt pochodzącego ze Szczecina Greka Dimitrisa Taxisa, druga Hiszpana Zesara Bahamonte.
Podsumowuje ją zgrabny tytuł, który łatwo dokończyć samemu „Morza nie ma…”.
Kawałek dalej, na Budziszyńskiej wzrok zatrzymuje „kalka” widoku na stare Pomorzany. Widoku z okna domu rodzinnego Piotra „Lumpa” Pauka, autora pracy. Wyklejone w ramce na ścianie szare wieżowce sprzed lat, stoją na co dzień po drugiej stronie wiaduktu kolejowego. Tu dostały szansę, by odżyć i zestarzeć się w zupełnie nowym miejscu. Obraz skrywa w sobie też pewien sekret. Bazą projektu jest okładka opakowania starej kalki maszynowej Zygmunta Jaworskiego, której autor muralu przez lata używał jako teczki na prace. Tworzy ją niebieska karta, rama i… napis schowany pod widokówką. Bacznym obserwatorom miasta udało się go zauważyć podczas tworzenia muralu, ale kiedy ponownie się pokaże? To już w rękach czasu.
#1
Następny, ale nie ostatni przystanek wypada zrobić przy Kolumba, gdzie przechodniów zatrzymuje senna postać młodego człowieka - ni to kobiety, ni mężczyzny namalowana przez Michała „Sepe” Wręgę. Wątła sylwetka wpisana w okrąg wypełniony morskim odcieniem zieleni została zainspirowana okolicą.
To nie przypadek, że te murale powstały akurat w tym roku i akurat na Pomorzanach. Niedawno minęło 20 lat, odkąd streetartowcy podjęli dialog z przestrzenią miasta. Ich przygoda rozpoczęła się właśnie w zachodniej dzielnicy i symbolicznie zatoczyła krąg.
Zazdrośnie obserwowane przez mieszkańców Szczecina, Berlin i Barcelona, ale też Bruksela i Londyn już dawno do swojej oferty turystycznej dodały punkt „szlakiem murali” - choć w przypadku angielskiej stolicy mówimy raczej o wycieczkach typu „śladami Banksy’ego”, niż przekroju street artu. Za kilka, a czasem nawet kilkadziesiąt euro lub funtów można dotrzeć do miejsc, o których goście miasta pojęcia mieć nie mogą i usłyszeć historie, o których nie przeczyta się w podręcznikach do historii sztuki, a tym bardziej w miejskich biuletynach. Prócz biznesowego drygu zazdrościć można tu tylko jednego, że w Szczecinie takie wyprawy to raczej akcje okazjonalne, aniżeli stały punkt programu. A szkoda, bo mamy się czym chwalić - szczególnie wśród przyjezdnych. Już ze stacji Szczecin Główny, podróżujących witają ze ściany przy ulicy Kolumba, charakterystyczne białe litery organizacji Loesje, ułożone w hasło „Wpisz w nawigację podróż w niezna-
MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 10/2019
43
| MIASTO |
ne”. Prosty przekaz to zachęta do odkrywania nowych zakątków, zarówno naszego miasta, kraju, jak i w ogóle całego świata. Słowa równie banalne, co ich kształt, chowają w sobie pierwiastek oryginalności. Przekaz powstał podczas warsztatów kreatywnego pisania Loesje w Szczecinie. Mieszkańcy miasta pracowali nad jego stworzeniem przez kilka godzin, a pierwowzór można spotkać tylko tu. Międzynarodowa wspólnota dorobiła się sporej grupy fanów, którzy z zapałem odkrywają sentencje rozsiane po całym świecie: na plakatach, chodnikach oraz ścianach budynków. Ich celem jest przede wszystkim promocja wolności słowa, więc bez względu na to, co myśli się o artyzmie trzydziestu białych liter obok dworca, warto się przy nich na chwilę zatrzymać. Podobnie, jak przy wyjściu z budynku PKP od strony ulicy Owocowej, gdzie na murze wspomniany już Lump położył szeroki napis „Szczecin” wplatając w niego elementy i kształty nawiązujące do portowego charakteru miasta. Kilka kroków na lewo i można zobaczyć kolejną pracę tego autora. Mural od sześciu lat przykrywa tam burą ścianę kamienicy kwiecistym wzorem i bogato zdobioną ramą z wyklejonym zdjęciem. Po wcześniejszym przykładzie można się domyślać, że sens pracy ukryty jest właśnie w zdjęciu. Dziś wyblakłe i niemal nie do odczytania, przedstawiało Kazimierza Nowaka, podróżnika i reportażystę, który w latach 30. przemierzył samotnie Afrykę rowerem. Z wielkiej wyprawy przywiózł dziesiątki artykułów, ale niestety i chorobę, która nie pozwoliła mu nacieszyć się wspomnieniami. Zamysł
44
i wykonanie tego muralu, to argument obalający opinie osób, które uliczną sztukę uważają za wandalizm.
#2 Kolejne trzy projekty z kilkudziesięciu, które czekają, by również bronić tej tezy znajdziemy przy ul. Ściegiennego i na Skolwinie. Ten pierwszy jest schowany na jednym ze śródmiejskich dziedzińców i odznacza się wyjątkowo instagramową urodą. „Człowiek na linie”, zaprojektowany przez Annę Dąbrowską oraz Ewelinę Mikulską zajął odważnie miejsce (jak wskazuje nazwa) na sznurze wymalowanym między oknami mieszkańców trzeciego piętra kamienicy. Czarna sylwetka mężczyzny w nieokreślonym wieku osadzona wśród szarych odcieni nieba beztrosko zadziera głowę do góry, swobodnie wymachując nogą. Przeciwstawny charakter ma za to mural Jakuba Bitki w północnym rejonie miasta, w okolicy ulicy Stołczyńskiej. I tu musimy się pochwalić: do wykonania tej pracy posłużyło zdjęcie naszego redakcyjnego kolegi Marka Jaszczyńskiego z inscenizacji przyjazdu generała Boruty-Spiechowicza do Skolwina. Praca przedstawia moment, w którym general wraca z żoną z pobytu w Anglii, gdzie działał w armii Andersa. Widać też żołnierza, który zamiast strzelać dba o bezpieczeństwo otoczenia. Mural nasycony jest żywymi kolorami, przez co przypomina starą zniszczoną przez światło fotografię. Będąc w tym miejscu war-
| MIASTO |
MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 10/2019
45
| MIASTO |
to przespacerować się kawałek dalej, bo na tej samej ulicy czeka jeszcze jedna imponująca praca, a na niej stumetrowy Don Kichot z wiernym giermkiem Sancho Pansą. Bohater zajął miejsce na budynku przychodni, obok domu kultury. I można się domyślać, że „przybył” tu na odsiecz kulturze i sztuce. Praca powstała według projektu malarza Dariusza Milińskiego. Obydwa te obrazy przygotowano na zlecenie Domu Kultury Klub Skolwin (i jak większość szczecińskich murali) w ramach projektów Gminy Miasto Szczecin pt. „Niwelacja błędów infrastrukturalnych poprzez sztukę ulicy - Street Art.” oraz „Poprawa estetyki przestrzeni Miasta Szczecin”. Łącznie kosztowały 80 tys. złotych. Na wartość wykonania muralu wpływa wiele czynników. Te główne to złożoność realizacji oraz dostępność obiektu. Geometryczne kształty powstają znacznie szybciej, niż fotorealistyczne postaci. Te drugie wymagają też większej i bardziej różnorodnej ilości materiałów. Jednak przede wszystkim mural jest pracą unikatową, autorską, stworzoną od początku do końca przez człowieka, a to nadaje mu największą wartość. Dlatego „wzbogacenie” go dodatkowymi kreskami sprayu pseudo-artystów lub co gorsza całkowite zasłonięcie jest zwykłym aktem wandalizmu. Nikt przy zdrowych zmysłach nie wejdzie do galerii, żeby „urozmaicić” prace Malczewskiego, Wróblewskiego czy Fangora. Na ulicy działa to tak samo. Niestety, nie każdy o tym pamięta.
#3 Dla przykładu ponownie można zajrzeć na Pomorzany. Z okazji 100-lecia odzyskania przez Polskę niepodległości i 70. rocznicy powstania Zakładu Gazowniczego, na murze od strony ulicy Chmielewskiego Mateusz Filek, Marcin Papis i Jakub Bitka stworzyli mural poświęcony polskim wynalazcom i ich naukowym osiągnięciom. Można na nim zobaczyć m.in. Eugeniusza Kwiatkowskiego, Ignacego Mościckiego czy Marię Skłodowską-Curie. Niestety, na portrecie tej ostatniej już dwa dni po odsłonięciu pracy wandale pomazali fragment prezentujący odkrycia laureatki Nagrody Nobla. Szkody zostały szybko naprawione, jednak nie był to jedyny incydent związany z tą pracą. Kilka miesięcy później pobazgrano część portretu inżyniera Stefana Bryły, pioniera spawalnictwa i konstrukcji spawanych. Podobne akty wandalizmu dotknęły też mural przy ulicy Kolumba, namalowany z okazji 35. rocznicy podpisania porozumień sierpniowych. Na logotypie Solidarności i portrecie papieża Jana Pawła II pojawiły się obraźliwe hasła. „Ocalono” od nich jedynie białego orła mieszczącego się w centralnej części pracy. Sprawę zgłoszono na policję, a szkody naprawiono z gwarancji. W polowaniu na wandali sporo zamieszania potrafią narobić sami urzędnicy. Najlepszym przykładem jest sprawa kamienicy przy ulicy Krasińskiego, gdzie na budynku przeznaczonym
46
Na wartość wykonania muralu wpływa wiele czynników. Te główne to złożoność realizacji oraz dostępność obiektu. Geometryczne kształty powstają znacznie szybciej, niż fotorealistyczne postaci. Te drugie wymagają też większej i bardziej różnorodnej ilości materiałów. Jednak przede wszystkim mural jest pracą unikatową, autorską, stworzoną od początku do końca przez człowieka, a to nadaje mu największą wartość. Dlatego „wzbogacenie” go dodatkowymi kreskami sprayu pseudoartystów lub co gorsza całkowite zasłonięcie jest zwykłym aktem wandalizmu.
do rozbiórki anonimowy artysta samowolnie ozdobił elewację. Pod pustymi oknami pojawiły się malunki imitujące cieknącą krew, a gdzieniegdzie zza szyb wystawały macki potwora rodem z powieści Lovecrafta, czy jak kto woli z serialu Stranger Things. I choć urzędnicy uznali kontrowersyjne dzieło za akt wandalizmu, to radni wzięli w obronę autora pracy. Po konsultacji z ekspertami ds. sztuki uznali, że mają do czynienia z ciekawą, spontaniczną i co najważniejsze niewandalizującą czy dewastującą, wypowiedzią artystyczną. Według nich, mural zachęcał do dyskusji i refleksji na temat procesu dezurbanizacji. Radni sprzeciwili się również zamalowaniu elewacji do czasu wyburzenia kamienicy. Sprzeciw zdał się na niewiele. Wysłannik urzędu wziął farbę, wałek i ze spontanicznością przewyższającą anonimowego artystę zamalował postapokaliptyczne wzory. Efekt był taki, że nawet pani wiceprezydent Szotkowskiej opadły ręce. W rozmowie z naszym dziennikarzem Mariuszem Parkitnym dla GS24.pl, pani wiceprezydent zapewniła, że urząd jest otwarty na różnego rodzaju propozycje, w tym te mające na celu upiększanie przestrzeni miejskiej. Poprosiła jednak o unikanie samowoli i obiecała przyjrzeć się jak malują artyści, a jak urzędnicy. I choć to prawda, że największa i wciąż powiększająca się kolekcja murali w Polsce jest w Łodzi, to Szczecin też nie ma się czego wstydzić. Puste ściany miasta powoli zapełniają artystyczne interwencje i wizje, a przestrzeń publiczna staje się obszarem debaty społecznej. Prace ulicznych artystów można znaleźć w centralnych punktach Szczecina, choćby pod Trasą Zamkową, a nawet w bramach kamienic. Kto wie, gdzie jeszcze, jak w kamienicy przy ulicy Pocztowej, chowają się na ścianach czarno-białe koty?
#prezentacja
| STYL ŻYCIA |
Trudne zadanie. Oswoić miasto ze sztuką Jak pobudzić do życia uśpione centrum miasta? Jak stworzyć atrakcyjną przestrzeń w miejscu, z którego wyprowadzili się ludzie i drobni przedsiębiorcy? Czy to w ogóle jest możliwe? Okazuje się, że jest. Sposób na to znalazły dziewczyny ze stowarzyszenia „Oswajanie sztuki”. AUTOR MAŁGORZATA KLIMCZAK / FOTO GRAŻYNA IŁOWIECKA / A. STRYCHALSKA / M. JASTRZĘBSKI
Stowarzyszenie Edukacyjno-Artystyczne „Oswajanie sztuki” to przestrzeń dla artystów i animatorów, którzy wierzą, że na uczestnictwo w kulturze nigdy nie jest ani za wcześnie, ani za późno. Wychodzą w przestrzeń miejską i... oswajają sztukę. - Znalazłyśmy niszę, w której się sprawdzamy – mówi Kinga Rabińska, prezeska stowarzyszenia. - Jesteśmy niezwykłą organizacją. Począwszy od tematów, którymi się zajmujemy i form, w jakich pracujemy. Do tego jeszcze mocno sfeminizowaną. Radzimy sobie dziewczyńskimi siłami i łamiemy stereotyp, że baby nie potrafią się dogadać. Celem stowarzyszenia, które powstało kilka lat temu - jak sama nazwa wskazuje - jest wychodzenie do mieszkańców z działaniami na pograniczu sztuki, aktywizowanie ich. Oswajanie ich z tym, czym jest sztuka, bo nie jest to przecież jakiś oderwany byt, który dotyczy tylko wybranej grupy osób. - My to przenosimy na inną skalę, bo kulturę i sztukę traktujemy jako pretekst, żeby wyjść z domu i się dogadać - mówi Kinga. - Nie chcę narzekać, ale robić w mieście rzeczy, których mi brakuje. Dziewczyny mają podobne spojrzenie.
Rewitalizacja i postawa obywatelska Pierwszy temat, który się pojawił, to rewitalizacja centrum Szczecina. Dziewczyny chciały, by ludzie zrozumieli, że rewitalizacja to nie tylko remont budynku, ale znacznie więcej. To także energia, którą
48
wytwarzają ludzie. Na początek stowarzyszenie zajęło się przede wszystkim Śródmieściem. Pokazało, że to fajne miejsce i warto je poznawać. Szukać sąsiadów i wychodzić poza własną dzielnicę. Uświadomić sobie, że każdy ma prawo krytykować różne decyzje, przedstawiać własne pomysły. - Zaczęło się od kultury i sztuki, ale z czasem mocno weszliśmy w kwestie obywatelskie – mówi Paulina Stok-Stocka. - Rozmawiamy z mieszkańcami, jak powinno wyglądać Śródmieście, jak powinny wyglądać podwórka i razem je zmieniamy. Nie prosimy zarządcy, żeby zrobił remont, ale idziemy do zarządcy i przedstawiamy swój pomysł. Niestety, żyjemy w czasach, w których w ogóle nie znamy swoich sąsiadów. A warto ich poznawać. - Marzy nam się, że poznajemy swoich sąsiadów i na święta wrzucamy sobie liściki z życzeniami do skrzynek pocztowych – dodaje Kinga. - Znamy pana, który sprzedaje warzywa pod blokiem. Jesteśmy pełnoprawnym uczestnikiem najbliższego otoczenia. Czasami chodzi o proste rzeczy, o zrobienie grilla na podwórku albo zorganizowanie pokazu bajek dla dzieci. W oswajaniu nie ma schematów. Nie można założyć, że jak na jednym podwórku zrobi się kino, to w drugim miejscu też będzie super. Każdy wymaga innego podejścia. Jedni chcą się kilka razy spotkać i pogadać, a drudzy sami szukają punktu wyjścia. Trzeba ich tylko zainspirować i takie zadanie postawiło przed sobą stowarzyszenie. Dobrze znaleźć mieszkańca,
który w przyszłości może być kimś w rodzaju ambasadora na danym terenie. Wtedy praca idzie łatwiej.
W Śródmieściu przecinają się szlaki W Szczecinie jest wiele rejonów, które wymagają rewitalizacji, ale Śródmieście jest tym miejscem, gdzie większość mieszkańców pojawia się choćby na chwilę. Dlatego ten obszar poszedł na pierwszy ogień. - Skupiamy się przede wszystkim na terenie Śródmieścia, bo to bliska mi przestrzeń – mówi Kinga . - Zawsze mi było żal, że to obszar traktowany jako miejsce przecięcia szlaków komunikacyjnych albo droga wiodąca do centrów handlowych. Śródmieście było zaniedbane nie tylko materialnie, ale również mentalnie. Ale robimy też projekty, które nie są określone geograficznie, ale bardziej tematycznie. Stowarzyszenie „Oswajanie sztuki” stara się pokazać, że można pójść do centrum handlowego, gdzie kupimy wszystko, ale można też wyjść na spacer z dzieciakami po swojej najbliższej okolicy. Pokazuje, że w Śródmieściu jest co robić. Ci, którzy mają zasobny portfel, mogą wydać tam dużo pieniędzy, a ci, którzy mają ich mniej mogą spróbować aktywności nawet bez wydawania pieniędzy. Przecież w Śródmieściu ludzie mieszkają od pokoleń i mają wiele ciekawych rzeczy do powiedzenia. Można tu odkryć bardzo dużo sentymentalnych miejsc, np. kino Kosmos. Poprzez
| STYL ŻYCIA |
wanych projektów wybrali ten z napisem „Miłość” i tłem z roślinnym ornamentem. Wykonanie mozaiki zajęło trzy dni. Powstała z ceramicznych resztek. Wydarzenie odbiło się szerokim echem w całej Polsce. Trzecia mozaika ma powstać wkrótce na Turzynie.
spacery można pokazać inny Szczecin. Ta opcja spotyka się z ogromnym zainteresowaniem. - Podczas spacerów, Śródmieście odkrywają nawet ci, którym się wydawało, że je dobrze znają. Przykładem są podwórka w kamienicach, na które wchodzimy – mówi Paulina.
Inne projekty Dziś, po kilku latach działalności, stowarzyszenie może się pochwalić kilkoma sztandarowymi projektami. Przede wszystkim ŚRODEK Śródmiejski Punkt Sąsiedzki, który powstał jako miejsce dla społeczności lokalnej, wspierające „Rewitalizację obszaru przestrzeni publicznej i zabudowy śródmiejskiego odcinka alei Wojska Polskiego w Szczecinie”, współfinansowany ze środków Ministerstwa Rozwoju RP i Unii Europejskiej w ramach Programu Operacyjnego Pomoc Techniczna 2014-2020 i został wybrany w konkursie na „Modelową rewitalizację miast”. To miejsce na rozmowę o mieście i o tym, jak mieszkańcy mogą je kształtować. -
Środek jest naszą bazą do wszelkich działań związanych z rewitalizacją, pokazami filmowymi w podwórkach, wystawami, dyżurami w przestrzeni publicznej, podczas których pytamy ludzi o najprostsze sprawy związane z ich życiem w Śródmieściu, np. gdzie by poszli z dziewczyną na kawę – mówi Kinga . Druga rzecz to mozaiki. Mozaiki, o których już mówi cała Polska. - Z tego nam się zrobił duży projekt – mówi Paulina. - Zaczęliśmy w ubiegłym roku trochę testowo. Pojawił się pomysł, żeby wrócić do tradycji robienia mozaiki w Śródmieściu, co było kiedyś częstą praktyką w Szczecinie. Zrobiliśmy ją przy wsparciu mieszkańców, korzystając z surowców wtórnych. Testowo zrobiliśmy mozaikę z tyłu kina Kosmos. Bardzo nam się to spodobało i stwierdziliśmy, że trzeba robić kolejne. W maju tego roku zrobiliśmy „Miłość” na elewacji budynku przy ulicy Edmunda Bałuki 17.
Kolejny projekt, to Galerie [od] Ulicy. Dziewczyny przywracają do życia witryny dawnych piwnicznych lokali i oddają artystom. Zlokalizowane w centrum Szczecina, mają bawić kontekstem miejsca i pytać mieszkańców o ich miasto. Pierwszymi artystami, których zaproszono do współpracy, byli Kaja i Piotr Depta-Kleśta. - Zaczynaliśmy od tego, że znaleźliśmy trzy witryny sklepowe – mówi Kinga. - W czasach transformacji prywaciarze zakładali swoje sklepy w piwnicach, do których schodziło się po schodach, a na zewnątrz były witryny. Tak było szczególnie na al. Wojska Polskiego i odchodzących od niej ulicach. To dawało pewien koloryt. Galerie handlowe wytrzebiły ulice z tych lokali. Chodziłyśmy po mieście i widziałyśmy opuszczone sklepy i witryny, które są albo nielegalnymi plakatowniami albo wręcz śmietnikami. Znaleźliśmy trzy, które nas najbardziej rozczuliły. Każda była innym wyzwaniem. Odremontowaliśmy je i od tego czasu stanowią Galerie [od] Ulicy dostępne dla wszystkich 24 godziny na dobę. Zapraszamy do nich artystów, rzemieślników, sąsiadów i ogólnie ludzi twórczych. Zależy nam, żeby wchodziły w dialog z tymi przestrzeniami. Galerie w założeniu miały prezentować sztukę współczesną i przybliżać ją tym, którzy na co dzień nie mają dostępu do takiej sztuki. Im dalej idziemy w ten projekt, widzimy, że galerie mogą też sprawować funkcję agory dla mieszkańców, którzy chcą robić coś twórczego. W Stowarzyszeniu „Oswajanie sztuki” pracuje 14 osób, do tego wiele działa w kooperacji. Ich pasja sprawia, że potrafią ożywić najbardziej smutne i opuszczone miejsca. Ale też zdopingować do działania ludzi, którzy mają pomysły, ale nie umieją ich sprzedać. - Zależy nam, żeby zasiać ferment, który skutkuje pozytywnymi działaniami – mówią dziewczyny.
O tym, jak wyglądać będzie mozaika, zdecydowali sami mieszkańcy – z zapropono-
MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 10/2019
49
| HISTORIA NAJNOWSZA |
Akademia Sztuki. Zanim stał się cud
Walczono o nią przez niemal 30 lat. Była polityczną obietnicą i nadzieją dla setek młodych artystów. Historia jej powołania jest pełna gwałtownych zwrotów akcji, ale na szczęście ma swoich bohaterów. Przed inauguracją dziesięciolecia Akademii Sztuki cofnęliśmy się do tych czasów razem z Sylwestrem Ostrowskim, ówczesnym pełnomocnikiem wojewody, dziś jazzmanem. ROZMAWIAŁA AGATA MAKSYMIUK / FOTO ARCHIWUM SYLWESTRA OSTROWSKIEGO
Jesteś jazzmanem, a mogłeś być kanclerzem Akademii Sztuki w Szczecinie. Odmówiłeś. Warto było? - Warto, nawet z perspektywy czasu uważam, że dobrze zrobiłem. Moja rola w projekcie tworzenia Akademii Sztuki w Szczecinie skończyła się w momencie, gdy ustawa o jej powołaniu przeszła jednogłośnie w Sejmie. Byłem i nadal jestem z tego niesamowicie dumny. Rzeczywiście, dostałem oficjalną propozycję zostania kanclerzem uczelni, ale moje „nie” było dokładnie przemyślane. Zdecydowałem, że wrócę do swojego zawodu, zawodu koncertującego artysty. Nie żałuję, nie mam czego żałować. Dziś robię m.in. festiwal Szczecin Jazz i śmiało mogę powiedzieć, że jest to jeden z najlepszych projektów jazzowych w Polsce. Jesteś ważną postacią w historii szczecińskiej Akademii, ale po 10 latach od jej utworzenia, nie każdy o tym pamięta. Wiele osób kojarzy Cię jedynie ze sceną jazzową. Nie masz o to żalu? Przecież ten projekt sporo Cię kosztował. - Pamięć ludzka niekiedy bywa krótka, a rzeczy, które wydają się oczywiste często nam uciekają. Tak już jest. Poza tym, zdaję sobie sprawę, że większość studentów to osoby, które kończyły w tamtym czasie gimnazja czy licea. Co innego zajmowało im wtedy głowy. Dla nich Akademia Sztuki to instytucja, która była „od zawsze”, która po prostu na nich czekała. To też nie tak, że nikt o tym nie pamięta. Kilka miesięcy temu odebrałem telefon od profesora Dyczewskiego, rektora Akademii, z propozycją zorganizowania koncertu inaugurującego obchody 10-lecia szkoły. Nie bez przyczyny zadzwonił właśnie do
50
mnie i jestem mu za to bardzo wdzięczy (uśmiech). Wracając do roku 2010, pamiętasz moment, w którym było jasne, że udało się, że Akademia powstanie? - Oj, pamiętam. Głosowanie nad ustawą powołującą Akademię Sztuki w Szczecinie odbyło się w Senacie 8 kwietnia. Po wszystkim zadzwoniła do mnie poseł Magdalena Kochan, która była również formalną wnioskodawczynią projektu. Powiedziała - ustawa przeszła w Senacie, musimy tylko z nią wrócić do Sejmu, ale to już formalność. Później zostanie nam uzyskać podpis prezydenta i mamy to. Tego samego dnia, późnym wieczorem, rozmawiałem przez telefon z Joachimem Brudzińskim. Usłyszałem, że Lech Kaczyński leci teraz do Smoleńska, ale jak wróci, to zaprosimy go, aby podpisał tę ustawę oficjalnie w Szczecinie. Niestety, ale nie wrócił. Ustawę podpisał kilka tygodni później Bronisław Komorowski jako marszałek Sejmu pełniący obowiązki prezydenta Polski. Okoliczności nie dawały odetchnąć. - Nie dawały, ale pamiętam jeszcze jeden moment. Kiedy ustawa przeszła jednogłośnie w Sejmie, zadzwonił do mnie jeden z oponentów projektu. Taki, z którym może nie byliśmy wrogami, ale na pewno nie raz mieliśmy pod górkę i... pogratulował. Wtedy poczułem, że się udało. W trzy lata zrobiliście to, czego nie udało się osiągnąć w lat trzydzieści. Szczęście, upór czy doskonale skrojony plan? - Wszystko po trochę. Z perspektywy czasu mogę powiedzieć, że to był nie tylko najlepszy, ale najprawdopodobniej ostatni
| HISTORIA NAJNOWSZA |
moment na realizację tego projektu. Wpłynęła na to masa czynników. Zaczynając od nowej ustawy o szkolnictwie wyższym z 2005 roku, która mogła zablokować w przyszłości powstanie szkoły, przechodząc przez realną pomoc finansową i techniczną prezydenta miasta, marszałka województwa i wojewody, a kończąc na zaangażowaniu społeczeństwa. To też jeden z niewielu projektów o tak szerokim poparciu politycznym. Bo trzeba przyznać, że każda partia mówiła mu - tak. Klub parlamentarny PO oficjalnie wnioskował projekt tej ustawy W 2006 premier Jarosław Kaczyński przyjechał do Szczecina na zaproszenie Roberta Krupowicza, ówczesnego wojewody i udzielił poparcia dla pomysłu. Później, będąc szefem opozycji, nie wycofał się ze swoich słów. To samo dotyczy Grzegorza Napieralskiego, ówczesnego szefa SLD. Na politykach w Warszawie to zaangażowanie - ponad podziałami politycznymi i ponad problemami formalnymi - robiło wrażenie. Skoro poparcie było tak duże, co było problemem? - Było wiele momentów, kiedy nasze powodzenie wisiało na włosku. Ale muszę zacząć od tego i wyraźnie chcę to podkreślić, że przed powołaniem Akademii Sztuki w naszym mieście istniały studia artystyczne. Dobrze działała prywatna Wyższa Szkoła Sztuki Użytkowej, założona z inicjatywy prof. Marii Radomskiej-Tomczuk. Funkcjonowała też filia poznańskiej Akademii Muzycznej, w której skupieni byli profesorowie Handke i Dyczewski oraz katedra edukacji artystycznej
na Uniwersytecie Szczecińskim, prowadzona przez prof. Boguszewskiego. Gdyby nie ten fakt, nie mielibyśmy żadnych szans na ruszenie z miejsca, bo Akademia powstała z połączenia tych trzech filarów. I właśnie to połączenie było największą trudnością. Każda z tych uczelni miała inny status, należały do innych struktur, skupiały inne środowiska. Do tego dochodziła ustawa, która uniemożliwiała połączenie szkoły prywatnej z państwową. Regulacje prawne stawiały poprzeczkę wysoko. Chyba nie tylko regulacje, ale i pogodzenie środowisk, które prowadziły te uczelnie? Przecież prosiliście ich o wsparcie, ale jednocześnie o rozwiązanie wydziałów, czy jak w kontekście szkoły prywatnej - biznesu. - Prof. Maria Radomska-Tomczuk od początku złożyła jasną deklarację - Wyższa Szkoła Sztuki Użytkowej rozwiąże się na rzecz Akademii Sztuki. Z Uniwersytetem Szczecińskim również nie mieliśmy większych problemów formalnych. Konflikt pojawił się dopiero, gdy doszliśmy do kwestii przekształcenia poznańskiej filii Akademii Muzycznej. Początkowo władze uczelni odebrały to jako próbę „amputacji” części szkoły. Po dziesiątkach trudnych spotkań usłyszeliśmy tylko - udzielimy wam wsparcia, pozwolimy naszej kadrze pracować na drugich etatach, ale filii nie rozwiążemy. Dla nas to było za mało. Potrzebowaliśmy przekształcenia całej filii. Jak wiemy, impas udało się przełamać. Poznań w końcu odpuścił i członkowie senatu Akademii Muzycznej niemal
MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 10/2019
51
| HISTORIA NAJNOWSZA |
dużym wojewódzkim miastem bez samodzielnej publicznej wyższej uczelni artystycznej. Ani dziś, ani wtedy nie byłeś politykiem. Myślisz, że miało to wpływ na powodzenie projektu?
jednogłośnie zgodzili się na oddanie swoich studentów i wykładowców. To był koniec komplikacji? - Na pewno był to koniec jednego z najtrudniejszych etapów, ale komplikacje nam nie odpuszczały. Oddech wstrzymaliśmy raz jeszcze, kiedy Rada Główna Nauki i Szkolnictwa Wyższego wydała negatywną opinię w sprawie projektu ustawy powołującej Akademię. Akcja stanęła pod znakiem zapytania. Środowisko parlamentarne, do tej pory przekonane, zaczęło mieć wątpliwości. Zaproponowałem wtedy petycję, zbieranie głosów poparcia w Szczecinie. Chciałem uświadomić marszałkowi Sejmu Bronisławowi Komorowskiemu, jak ważny jest ten projekt dla mieszkańców naszego miasta. W ciągu trzech dni zebraliśmy 30 tys. podpisów. Razem z poseł Magdaleną Kochan i Bazylim Baranem, pełnomocnikiem prezydenta Szczecina, zawieźliśmy te podpisy do marszałka i... udało się. Marszałek przesłał projekt do głosowania. Brałeś pod uwagę, że może się nie udać? - Nie. Byłby to wielki blamaż, wielka katastrofa wizerunkowa. Jeśli nie wtedy, nie z takimi możliwościami, z takim budżetem i takim poparciem, to kiedy? Chyba nigdy. Bo trzeba podkreślić, że nie brakowało nam wtedy niczego - i za to należy się głęboki pokłon ówczesnym władzom miasta. Tak jak wspomniałaś, o tę uczelnię starano się od 30. lat, ale nawet nie licząc tych 30., tylko te ostatnie cztery, kiedy prace nad projektem przyjęły konkretny kształt… włożyliśmy w to tyle czasu i daliśmy nadzieję tylu młodym osobom… Szczecin byłby jedynym
52
- Wojewoda Marcin Zydorowicz powołał mnie na swojego doradcę ds. kontaktów ze środowiskiem naukowym i kulturowym z zadaniem opracowania procedury powołania Akademii Sztuki w Szczecinie. Fakt, nie byłem i nie jestem politykiem. Jestem jazzmanem i jak to jazzmani potrafię improwizować (uśmiech). Chyba właśnie dlatego udało mi się połączyć te dwa światy. Byłem też młodszy, bardziej krnąbrny. Najwidoczniej ta sytuacja wymagała kogoś takiego. Nie bałem się rozmów z politykami czy profesorami. Gdy dochodziliśmy do ściany, wychodziłem do ludzi, uruchamiałem artystów i środowisko. Pamiętam, jak do Szczecina przyjechała wiceminister kultury. Zrobiliśmy happening z artystami szkoły muzycznej i studentami WSSU. Graliśmy na ulicy i skandowaliśmy „chcemy Akademii”. Pani minister była zaskoczona tym zrywem. Nie spodziewała się, że jest tyle osób, którym tak zależy. Dlaczego w ogóle zdecydowałeś się na to wszystko? Po co Ci to było? Relacje, które wtedy nawiązałeś i doświadczenie, które zdobyłeś, pomogły Ci w karierze muzycznej? - Może zabrzmi to pięknie i romantycznie, ale zrobiłem to dla wielkiej idei. Relacje i doświadczenie z tamtego czasu na pewno pozostają nieocenione, ale jako takie nie pomogły w karierze artystycznej, a nawet ją przerwały. Miałem wtedy lat 30. To taki wiek, kiedy nie jest się już „młodym i głupim”, ale ma się jeszcze tę chęć do spontanicznego działania. To moment, żeby rozpocząć karierę na serio, a ja tę karierę zawiesiłem. Nie zrozum mnie źle, nie żałuję. Patrząc dziś na tę uczelnię i studentów, wiem, że było warto. Po prostu, mam świadomość, że poświęciłem Akademii Sztuki najlepsze lata. Wracając, musiałem zaczynać niemal od początku. Ale udało się.
| KULINARIA |
Kuchnia od naszych sąsiadów Wyobrażacie sobie lato bez chłodnika albo niedzielne śniadanie bez słodkich blin? A jesień bez zupy grzybowej z borowików czy różnego rodzaju pierożków z nadzieniem mięsnym albo grzybowym? AUTOR BOGNA SKARUL
Pielmieni, ucha, chinkali, bliny czy sało i wiele innych potraw ze Wschodu często goszczą na naszych stołach. Wiecie, że chaczapuri, to najbardziej kultowe gruzińskie danie, które serwowane są z różnymi dodatkami w zależności od regionu. Tradycyjna wersja tego zapiekanego placka to chaczapuri imeruli ze słonawym serem. Ale można też spotkać chaczapuri z fasolą lub szpinakiem. Popularne jest też chaczapuri adżaruli w kształcie łódki, z serowym nadzieniem, żółtkiem i odrobiną masła, oraz chaczapuri zwijane, w środku wypełnione smakowicie ciągnącym się serem.
Pierożki w różnych wersjach Wiecie, że pierożki zwane popularnie chinkali, to tradycyjne pierożki gruzińskie? Występują z mięsem mielonym i bulionem, ale spotyka się też wersje wegetariańskie, np. z serem i szpinakiem. To jedna z najbardziej znanych potraw kuchni gruzińskiej, lepiona w kształcie sakiewek. Kuchnia litewska ma podobne pierożki. Trochę inaczej podawane, znane są u nas jako kołduny. Prawie niczym nie różnią się od naszych polskich uszek. Różnica polega przede wszystkim na sposobie podawania kołdunów - jedni wolą małe pierożki w barszczu, inni w bulionie. Najczęściej jednak kołduny są gotowane w wodzie i podawane ze śmietaną. Równie pyszne są te smażone na głębokim
54
oleju na chrupko i podawane z sosem czosnkowym lub ostrym. Na polskim stole goszczą uszka (szczególnie te wigilijne) nadziewane nie mielonym mięsem, ale grzybami z kapustą. Na Litwie nikt sobie nie wyobraża niedzielnego uroczystego obiadu bez kołdunów. Są tak popularne, że co roku w miejscowości Vidukl organizowane jest święto kołdunów. Świętowanie polega na zawodach w robieniu, a potem w jedzeniu tych małych pierożków. Z kolei ukraińska kuchnia może poszczycić się ręcznie lepionymi i wypełnione smacznym farszem z mięsa, sera czy też kaszy gryczanej pierożkami, które zazwyczaj podawane są ze skwarkami lub polane śmietaną. Szczególnie często spotyka się tzw. warenyky z różnymi nadzieniami: twarogiem, ziemniakami, wiśniami. Serwuje się je najczęściej z masłem, śmietaną lub z podsmażaną cebulą. Do tej samej grupy należą sławne pierogi ruskie oraz pielmieni.
Dania z ziemniaków Kolejnym ważnym składnikiem kuchni zza naszej wschodniej granicy są ziemniaki. Wynika to przede wszystkim z przyczyn historycznych, a także warunków przyrodniczo-klimatycznych. Najbardziej popularne różne dania z ziemniaków są na Białorusi, a sami Białorusini nazywają ziemniaki drugim
chlebem (zresztą ziemniaki na Litwie też nazywane są drugim chlebem, choć Litwini bardziej niż daniami z ziemniaków szczycą się daniami z buraków i mąki). Cechą ziemniaczanych potraw kuchni białoruskiej jest zastosowanie w nich startych, a nie całych ziemniaków. Ziemniaki na Białorusi podaje się też często, dodając do nich mąkę. Szczególnie popularne wśród Białorusinów są tradycyjne draniki (placki ziemniaczane), podawane ze śmietaną, smażoną słoniną (skwarkami), grzybami i różnymi sosami. Syte placki ziemniaczane są także ulubioną potrawą na Ukrainie. Najlepiej smakują ze śmietaną. Szeroko wykorzystywane w kuchni ukraińskiej ziemniaki służą także do derunów, które można przyrządzić również na ostro. Co ciekawe - najczęściej zjada się je na śniadanie lub kolację. Z ziemniaczanych cepelinów słynie też kuchnia litewska. Cepeliny inaczej zwane też kartaczami, to nic innego jak kluski ziemniaczane nadziewane zmielonym mięsem z rosołu. Ciasto robi się częściowo z ugotowanych ziemniaków, ale przede wszystkim z tartych i surowych. Co szczególne - cepeliny najlepsze są odgrzane na drugi dzień po przygotowaniu. Ale nie tylko placki ziemniaczane w różnych wersjach goszczą na ukraińskim, białoruskim, gruzińskim czy rosyjskim stole. Z ziemniaków są przygotowane
MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 10/2019
55
| KULINARIA |
kartoflaki (z różnymi nadzieniami), także babki ziemniaczane. Popularne są w tych kuchniach tzw. kiszki ziemniaczane. To nadziewane tartymi ziemniakami grube jelita wieprzowe, do których dodaje się skwarki, można dodać grzyby czy gotowane warzywa korzeniowe. Smakują wybornie smażone i polane śmietaną lub skwarkami. Z kolei na Białorusi całe ziemniaki spożywane są tylko w dwóch postaciach: gotowane w mundurkach (tzw. soloniki, bo są mocno posypane solą) i duszone. Dania z duszonych ziemniaków są nazywane tuą lub sma. Na Ukrainie, oprócz placków ziemniaczanych, podaje się latem młode ziemniaki w śmietanowym sosie z ziołami. To takie prawdziwe ukraińskie danie, do którego potrzebna jest jeszcze smaczna (często tłusta) śmietana, a także koper i pietruszka. Natomiast jesienią ziemniaki ugotowane w całości przeciska się przez praskę, dodaje skwarek, cebuli i smaży na patelni. Pychotka! Z kolei na Litwie popularny jest kugelis. To nic innego, jak babka ziemniaczana z kawałkami kurczaka. Kugelis zapiekany jest w tradycyjnych glinianych naczyniach, by nabrał niepowtarzalnego smaku.
Zupa to podstawa Będąc w Gruzji, koniecznie trzeba spróbować lobio. To gęsta zupa z czerwonej fasoli, doprawiona kolendrą, natką pietruszki, czosnkiem i cząbrem, często podawana z chlebkiem kukurydzianym. Na Ukrainie tymczasem króluje... barszcz ukraiński. Ta zupa ma status dania narodowego. Gotuje się ją z burakami, kapustą, warzywami oraz znaczącą ilością śmietany, najczęściej „maźniętą”
56
na środku talerza. Często do ukraińskiego barszczu dodaje się (podobnie jak w Gruzji) fasolę. Z kolei na Białorusi status takiej zupy ma kartoflanka, która różni się od znanej nam w Polsce tym, że dodaje się do niej, oprócz ziemniaków, także kluseczki i mięsne pulpeciki. Jest bardzo sycąca. Najlepiej smakuje od razu po przygotowaniu. Litwa natomiast ma swój chłodnik litewski. To zupa podawana na zimno, którą można przygotować w pięć minut. Ale na Litwie chłodnik podaje się z gorącymi, pachnącymi koprem ziemniakami. Chłodnik litewski przygotowywany jest z kefiru, buraków oraz szczypiorku. Coraz częściej dodawane są do chłodnika litewskiego pokrojone jajka na twardo czy rzodkiewki czy nawet pokrojoną w kostkę kalarepkę. Najbardziej znaną rosyjską zupą jest solanka. To tradycyjne danie kuchni rosyjskiej i, co ciekawe, także ukraińskiej i białoruskiej. Solanka to gęsta zupa, ugotowana na mięsnym, rybnym bądź grzybowym rosole z dodatkiem aromatycznych przypraw ziołowych. Łączy
w sobie cechy szczi i zupy ogórkowej. Solankę uważano za potrawę chłopską. Początkowo przyrządzano ją na wywarze rybnym bez dodatków. Współcześnie dodaje się do niej sporo mięsa. Charakteryzuje ją słono-kwaśny smak, uzyskiwany dzięki dodatkom, np. dolewce kwasu z kiszonych ogórków. Koniecznie dodaje się także śmietanę i dużo przypraw, zwłaszcza pieprzu, pietruszki i kopru, zazwyczaj też kapustę. Do zupy dodaje się często oliwki i kapary. Kuchnie naszych wschodnich sąsiadów sa pomieszane. Odnajdziemy w każdej z nich wpływy kultur obcych. Mieszają się tam smaki kuchni litewskiej, ormiańskiej, tatarskiej, polskiej, żydowskiej, a także dużo podobieństw do kuchni rumuńskiej i mołdawskiej. Wszystko to wynika z dość skomplikowanej historii politycznej. To często kuchnia dość syta, ciężka, oparta przede wszystkim na warzywach - szczególnie ziemniakach. Natomiast w kuchni gruzińskiej znajdziemy więcej warzyw gruntowych, podawanych w wersji pieczonej. To kuchnia pełna różnego rodzaju przekąsek. Oczywiście najbardziej znane jest chaczapuri.
#prezentacja
Piekarnia ormiańskogruzińska Otworzyliśmy kolejne piekarnie ormiańskogruzińskie Marukyan w Szczecinie i Policach. Dzięki rozwojowi sieci większe grono klientów będzie miało możliwość spróbowania przepysznych orientalnych wypieków. Od października zapach świeżo wypiekanego chleba roznosi się wokół Galerii Hosso w Policach oraz na Targowisku Manhattan w Szczecinie. Wiemy, jak ważna dla klientów jest jakość naszych produktów. Tylko w naszych piekarniach można zobaczyć jak na miejscu wypiekamy chlebek Puri w okrągłym glinia-
| KULINARIA |
nym piecu, który nazywa się tondir. Dokładamy szczególnych starań i z dbałością o jakość dobieramy wszystkie składniki. Od początku funkcjonowania piekarni widzimy, że przyjęta przez nas formuła doskonale się sprawdza. Jest to zróżnicowana oferta wśród, której znajdziemy wytrawne i słodkie wypieki oraz regionalne produkty ormiańsko-gruzińskie. W piekarni klienci mają do wyboru tradycyjne chaczapuri w wielu wariantach – serowe, mięsne, jak i w wersji „wege”. Słodkim przysmakiem są rogale (croissant) z takimi nadzieniami jak np. wiśnia, malina, brzoskwinia czy czekolada. Szukajcie naszych produktów przy al. Niepodległości 28, na Ryneczku Pogodno, na Targowisku Manhattan w Szczecinie oraz w Galerii Hosso w Policach i Drawsku Pomorskim. Warto spróbować wyjątkowych wypieków, które przybliżają nam smaki i kulturę ormiańsko-gruzińską.
MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 10/2019
57
| ZDROWIE |
Pieprz pieprzowi nierówny Zioła są przyprawami, ale niestety dziś używamy mniej ziół, a chętnie sięgamy po sztuczne przyprawy. Te ostatnie, niestety, nie wpływają na nasze zdrowie korzystnie. AUTOR ANNA FOLKMAN
modę na zdrowie, ale rzadko używamy ziół, które mają takie działanie. Tutaj też podążamy za modą, nie patrząc na zastosowanie. Kiedyś królował czystek, potem mięta, teraz liście damiana. Trzeba jednak powiedzieć, że każde zioło może pomóc, ale też zaszkodzić. Najłatwiej wrócić do metod ludowych i do ziół bardziej bezpiecznych, które pomogą w codziennych dolegliwościach, np. związanych z przemęczeniem, bólami brzucha, niestrawnościami, wzdęciami, kłopotami z wypróżnieniami.
- Nie sprawdzamy składu przypraw zapakowanych w torebkach i dostępnych w każdym sklepie. Jest w nich, niestety, dużo chemii - zauważa Joanna Śledziona, dietetyk, zielarz. - To źle wpływa na nasz organizm. Dochodzi do rozszerzenia kubków smakowych, łaknienie pobudzone jest w sztuczny sposób. Natomiast zioła naturalne typu pietruszka, seler, pieprz, to samo zdrowie. Wystarczy wziąć nawet torebkę mielonego pieprzu i przeczytać jego skład. Zdziwimy się, że prócz pieprzu jest tam jeszcze kilka innych składników, które oprócz tego, że nie są zdrowe, zwiększają wagę produktu. To biznes i przecież o to chodzi. Sprawdzajmy zatem skład. Także przypraw. Najlepiej kupować zioła w całości i stosować je na co dzień. Zioła, przyprawy, w takiej postaci bardzo dobrze wpływają na nasz organizm. - Pobudzają metabolizm, zamykają kubki smakowe, poma-
58
gają likwidować limfę, już nie mówiąc o kondycji skóry, włosów i paznokci - wymienia pani Joanna. - Takie efekty możemy osiągnąć tylko przy systematycznym stosowaniu, w dużej ilości i na co dzień. W praktyce jest to dodawanie, np. do zupy, korzenia lubczyka, suszonego selera, pieprzu w całości, kminku, papryki, soli naturalnej itd. Zioła przyprawowe można stosować także jako mieszanki zdrowotne dla pacjentów, którzy mają problemy żywieniowe. - Obecnie wszystko można kupić w czystej postaci. Wystarczy odwiedzać rynki, stragany warzywne, sklepy z ziołami na wagę – podpowiada dietetyk. - Nie zastępujmy ich sztucznymi przyprawami. Kiedy wybieramy te naturalne, zwracajmy też uwagę na to, by były suszone na powietrzu, nie w suszarniach. Te suszone na powietrzu zachowują więcej korzystnych właściwości i mają lepszy smak. Dziś mamy
Lawenda połączona z melisą, konopią i chmielem doskonale uspokaja cały organizm, łącznie z jelitami, ale też pobudza koncentrację. Np. olejek z lawendy jest wykorzystywany w dużych firmach w pomieszczaniach, gdzie pracownicy mają najwydajniej pracować. Kminek, owoc kopru, pietruszka są bardzo dobre na wzdęcia. - Pietruszka jest genialna. Kiedy mamy dolegliwości związane ze wzdęciami możemy zaparzyć sobie napar ze świeżej, posiekanej natki pietruszki. W 90 procentach problemy znikają - dodaje pani Joanna. - Inną przyprawą jest czosnek. To panaceum na wszystko. Istnieją jeszcze zioła lecznicze, stricte zdrowotne. Wspomagają one konwencjonalną terapię medyczną. Pomagają regenerować organizm. Popularne ludowe zioła typu koper, kminek możemy używać na co dzień. Te lecznicze (czystek, żywokost) lepiej stosować pod nadzorem dietetyka, zielarza. Jeśli chodzi o literaturę i informacje na temat ziół, to jest z nią trudno i najlepiej korzystać z tych wydanych przed 1980 rokiem.
| ZDROWIE |
Kiedy dziecko nie może się wypróżnić Anna Folkman zadała kilka pytań dotyczących zaparć Annie Korlatowicz-Bilar, gastrologowi dziecięcemu ze szpitala „Zdroje”. AUTOR ANNA FOLKMAN
Czym są zaparcia? - Zaparcie stolca definiowane jest jako zbyt długie odstępy pomiędzy wypróżnieniami (rzadziej niż dwa w tygodniu) oraz oddawanie stolców z dużym wysiłkiem. Kiedy wiemy, że mamy do czynienia z zaparciami? Jakie są charakterystyczne objawy? - Najczęściej rodzice podejrzewają zaparcia, kiedy dziecko oddaje stolce rzadko, powyżej 2-3 dni, ale trzeba pamiętać, że są także takie dzieci, które oddają stolec codziennie, ale twardy, w kawałkach, a do tego w trakcie wypróżnienia bardzo się męczą. Taką sytuację także nazywamy zaparciem. Innym objawem, który występuje przy zaparciach, jest nietrzymanie stolca. Jakie są najczęstsze przyczyny zaparć? - Najczęściej (około 95proc.) u dzieci występują tzw. zaparcia czynnościowe, które pojawiają się przy zmianie diety, przy przechodzeniu w samodzielność (przy odpieluszkowaniu). Trzeba jednak pamiętać, że około 5 proc. zaparć u dzieci ma
podłoże organiczne. Do tych przyczyn należą choroba Hirschprunga, niedoczynność tarczycy, alergia pokarmowa, choroba trzewna, zaburzenia neurologiczne.
szczególnie przebiegające z gorączką to wiele czynników, które mają ogromny wpływ na dziecko i mogą zaburzyć rytm wypróżnień.
Jak zapobiegać zaparciom? Promować karmienie piersią, następnie rozszerzanie diety, w której znajdują się owoce i warzywa. Bardzo ważnym elementem w diecie jest zastosowanie błonnika, podaż odpowiedniej ilości płynów. Dziecko powinno oddawać stolce regularnie. Rodzice powinni zapobiegać wstrzymywaniu oddawania stolca, aby nie dopuścić do gromadzenia się go w jamie brzusznej.
Czy potrafimy skutecznie leczyć zaparcia? - Oczywiście. W większości przypadków pomaga zmiana nawyków żywieniowych. Często to rodzice, babcie zmieniając dietę, regulują rytm wypróżnień. My, lekarze mamy wiele bezpiecznych leków, które wspierają leczenie dietetyczne. Oczywiście, w przypadku przyczyn organicznych musimy czasami wprowadzać specjalne diety, np. w alergiach pokarmowych, czy chorobie trzewnej, stosować hormony tarczycy w niedoczynności tarczycy, czy wreszcie w bardzo rzadkich przypadkach musimy dziecko poddać zabiegowi operacyjnemu, np. w przypadku choroby Hirschprunga.
Jakie domowe sposoby są skuteczne w walce z nimi? - Podstawowe leczenie zaparć polega na zastosowaniu diety wysokobłonnikowej, odpowiednia podaż płynów, a także ruch. Kiedy zaparcia wymagają interwencji lekarza, kiedy powinniśmy udać się na konsultację? - Jeżeli w walce z zaparciami nie pomagają wyżej wymienione metody, to jest to wskazanie do konsultacji z lekarzem pediatrą, a następnie z gastroenterologiem. Jak aspekty psychiczne mogą wpływać na zaparcia? Stres, zmiana miejsca pobytu, podróż.. - Zarówno stresujące sytuacje w domu, żłobku, w przedszkolu, zmiana miejsca np. w czasie podróży, odpieluszkowanie, zmiana diety, infekcje,
Do czego może prowadzić nieleczenie? - Brak leczenia zaparć może doprowadzić do stanu zapalnego jelita grubego, hemoroidów, prowadzi do bólów brzucha u dzieci, zaburzeń łaknienia, w konsekwencji do zahamowania prawidłowego rozwoju fizycznego. Przewlekłe zaparcia prowadzą często do nietrzymania stolca, co szczególnie u nastolatków może nieść za sobą wykluczenie społeczne.
| ZDROWIE |
#prezentacja
Październik różową wstążką przewiązany Nowotwór piersi to wyzwanie, z którym co roku na całym świecie mierzą się setki tysiące kobiet. Bez względu na wiek, pochodzenie, rasę i status materialny łączy je jedno – walka o zdrowie – gdyż wcześnie wykryty rak piersi jest uleczalny. Nowotwór piersi jest jednym z największych problemów onkologicznych, z którym co roku mierzą się lekarze i jednocześnie ich najszybciej rozwijającym się przeciwnikiem. Ty, aby go pokonać, masz najważniejszą broń – czas, dlatego badaj się, kontroluj i reaguj. Aż 22% wszystkich nowotworów złośliwych, na które chorują kobiety w Polsce stanowi rak piersi. To jeden z najczęstszych nowotworów złośliwych występujący u Polek. Szacuje się, że w tym lub przyszłym roku liczba nowych zachorowań na raka piersi przekroczy 20 tysięcy. Inauguracja Miesiąca Świadomości Raka Piersi powstała w 1985 roku z inicjatywy firmy farmaceutycznej AstraZeneca. Koncern ten brał udział m.in. w produkcji leku przeciwko rakowi piersi i jak nikt inny wiedział, z jakim przeciwnikiem kobiety muszą stanąć do walki. Widząc pozytywne rokowania w pokonaniu choroby i jej zatrzymaniu, AstraZeneca dołożyła starań, by Miesiąc Świadomości Raka Piersi już na stałe wpisał się w kalendarze na całym świecie. Pierwsza różowa wstążka po raz pierwszy została zaprezentowana w 1990 roku w Nowym Jorku podczas „biegu pod zdrowie”. To był krok milowy w utworzeniu między-
60
narodowej wspólnoty kobiet, które wzajemnie uświadamiają się, jak istotna jest profilaktyka raka piersi.
Geneza raka piersi Rak piersi jest jednym z nowotworów, który powoduje najwięcej zgonów na świecie i jednym z tych, które są zbyt późno wykrywane. Jedną z przyczyn tego stanu, jest błędnie tkwiąca świadomość, iż nowotwór piersi jest chorobą dotykającą tylko starsze kobiety, żyjące w ubóstwie. Tymczasem, jak pokazują statystyki, obszar zachorowalności raka zmienia się w mgnieniu oka, dotykając nawet bardzo młode kobiety z krajów wysokorozwiniętych. Wczesne stadium raka, umożliwiające jego wyleczenie wykrywane jest w grupie niecałych 50% chorujących. Oznacza to, że nadal większa liczba kobiet znajduje się w grupie ryzyka objętej zgonem. Ryzyko zachorowania pojawia się wraz z ukończeniem 24 roku i stopniowo wzrasta, by osiągnąć największe stadium w okolicy 50 roku życia. U kobiet starszych ryzyko to stopniowo spada bądź utrzymuje się na tym samym poziomie. Jednak to właśnie kobiety z przedziału wiekowego 40-50 lat są najbardziej narażone na zachorowanie. Wśród czynników warunkujących zachorowalność na raka piersi kluczowe miejsce zajmuje predyspozycja rodzinna. Większość kobiet chorujących na nowotwór jest genetycznie obciążonych mutacją genów. Dziedziczenie odpowiada aż za 80% przypadków zachorowań na raka piersi. Drugim bardzo ważnym czynnikiem, warunkującym zachorowalność, jest styl życia. Wieloletnie badania pokazały, że sposób odżywiania, używki, stosowanie leków hormonalnych - istotnie wpływają na wzrost ryzyka zachorowalności na nowotwór.
#prezentacja
Główne czynniki sprzyjające rozwojowi raka piersi: • • • • • • • •
Znikoma aktywność fizyczna. Dieta oparta na dużej ilości cukru i tłuszczach trans. Nadużywanie alkoholu i długoletnie palenie papierosów. Niskie spożywanie warzyw już w okresie wzrostu. Krótki okres karmienia piersią. Późna pierwsza ciąża. Nadwaga i większa grubość fałdu skórnego. Bardzo wczesne dojrzewanie płciowe i wczesna miesiączka poniżej 13 roku życia. • Bardzo szybki wysoki wzrost dziecka. • Zaburzenia gospodarki hormonalnej. • Zanieczyszczenie środowiska. Bardzo duże znaczenie ma waga i rozwój dziecka. Jak dowiedziono, w ciągu ostatnich lat znacznie się obniżył wiek pojawienia się pierwszej miesiączki. W rezultacie powoduje to wzrost ryzyka zachorowania na raka piersi w wieku dorosłym aż o 10%. Istotny wpływ ma również waga dziewczynki. Otyłe dzieci, szybciej przechodzą dojrzewanie, a co za tym idzie, bardzo szybko pojawia się u nich pierwsza miesiączka. Stąd apel do kobiet – mam, aby zwracały uwagę na styl życia swoich córek, gdyż w dużej mierze na raka piersi same pracujemy przez lata. Nowotwór piersi to choroba, na którą mamy znaczny wpływ, gdyż podatność na jej zachorowanie wypracowujemy już w dzieciństwie. Odpowiednie żywienie, ruch i higiena życia, pozwalają w dużym stopniu zmniejszyć ryzyko rozwoju choroby. Dodatkowo, regularnie prowadzone badania pomogą w jej wykryciu i wyleczeniu.
Badaj się i chroń swoje zdrowie Diagnostyka raka piersi opiera się na trzech podstawowych badaniach: samokontroli, mammografii i USG piersi. Każde z nich ma na celu wykrycie wszelkich nietypowych i budzących niepokój zmian w budowie gruczołu. Kiedy mammografia, a kiedy USG? Różnica w przeprowadzeniu każdego z tych badań wiąże się z ilością tkanki tłuszczowej w piersi. Mammografia jest badaniem podstawowym, któremu powinna się poddawać każda kobieta, która ukończyła 40 rok życia. Dokładniejszym badaniem, dającym szersze możliwości diagnostyczne jest mammografia 3D. Stosowana na świecie od kilku lat, w Polsce jeszcze w niewielu ośrodkach. W zachodniopomorskim jedynie w Centrum Diagnostyki Medycznej HAHS w Szczecinie można to badanie wykonać. Mammografia 3D dużo precyzyjniej niż klasyczna pokazuje strukturę piersi. W obrazie 3D analizuje się poszczególne warstwy piersi, milimetr po milimetrze. Można więc dostrzec bardzo niewielkie zmiany, a także te niewidoczne na standardowym zdjęciu, na którym struktury nakładają się na siebie. Mammografia 3D wykonywana jest zazwyczaj po analizie zdjęcia 2D w celu wyjaśnie-
| ZDROWIE |
nia zauważonych nieprawidłowości. W przypadku młodszych kobiet, u których gruczoły piersi mają większą gęstość stosuje się badanie USG. USG jest również drugim etapem badań, w przypadku wykazania zmian w mammografii. USG pozwala odróżnić łagodne zmiany od złośliwych i jest cennym badaniem diagnostycznym w wykrywaniu raka piersi. Ponadto, badanie ultrasonograficzne lekarz może również zlecić u kobiet z małym biustem, gdy nie ma możliwości ułożenia piersi na płytce mammografu. To mit, że tylko kobiety z większymi piersiami narażone są na zachorowanie i mogą poddawać się badaniu. Każde z tych badań jest bezbolesne i przebiega sprawnie. Mammografię zaleca się przeprowadzać w połowie cyklu miesiączkowego, natomiast badanie USG może być przeprowadzone w dowolnym momencie cyklu.
Samobadanie piersi Niezbędnym badaniem uzupełniającym jest samobadanie w domu. Regularne sprawdzanie piersi powinna przeprowadzać każda kobieta, która ukończyła 20 rok życia. Jeśli nie wiesz, jak prawidłowo wykonać samobadanie piersi, zwróć się o pomoc do ginekologa. To właśnie samokontrola pozwala wykryć wszelkie zmiany w ich najwcześniejszym stadium. Zdrowie jest w Twoich rękach, dlatego kontroluj piersi, przynajmniej raz w miesiącu. Samobadanie powinno obejmować zarówno kontrolę dotykową, jak i dokładne oglądanie piersi w lustrze. Niepokój powinny wzbudzić wszelkie zgrubienia, asymetryczne nierówności, jak i zmiany skórne: inny kolor brodawki sutkowej, zniekształcenie brodawki, wyciek, zaczerwienienie skóry. Młode kobiety, które stale przyjmują antykoncepcję hormonalną, na badanie piersi do lekarza powinny zgłaszać się regularnie po ukończeniu 20 roku życia. Pamiętaj też, że nie każda wykryta zmiana oznacza nowotwór. Piersi zmieniają się wraz z cyklem i wiekiem. Jeśli poczujesz i zaobserwujesz zmiany na piersiach, skontroluj to.
Różowa Wstążka w Centrum HAHS W październiku Centrum Diagnostyki Medycznej HAHS zachęca Panie do zadbania o swoje zdrowie i oferuje badania USG piersi i Mammografię 2D z 15% rabatem. Specjaliści z Centrum HAHS przypominają, że rak piersi, by osiągnąć wielkość 2 cm, rozwija się około 8 lat. Guz piersi wykryty, gdy ma nie więcej niż 1 cm średnicy, jest w 95% uleczalny. Mimo to wiele pań unika badań z obawy, że „lekarz coś znajdzie” zapominając, że właśnie o to chodzi – by możliwie szybko wykryć nowotwór, jeśli już jest. Rocznie na raka piersi umiera ponad pięć tysięcy Polek. Badajmy się, Drogie Panie! Dajmy sobie szansę na długie życie!
Centrum Diagnostyki Medycznej HAHS ul. Felczaka 10, Szczecin | tel. 91 422 06 49 | www.hahs-lekarze.pl
MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 10/2019
61
#prezentacja
#prezentacja
| ZDROWIE |
Zapalenie pęcherza problem typowo kobiecy Zapalenie pęcherza częściej spotyka kobiety. Czasami wystarczy zmiana sposobu higieny i unikanie sytuacji prowadzących do zakażeń, by zapomnieć o problemie. Bywa, że pomogą środki dostępne bez recepty, ale kiedy dolegliwości utrzymują się dłużej niż trzy dni, powinniśmy zgłosić się do lekarza. AUTOR ANNA FOLKMAN
Dlaczego problem zakażenia dolnych dróg moczowych najczęściej dosięga kobiety? Z powodów czysto anatomicznych. Wynika to z budowy cewki moczowej, która stanowi barierę dla zakażeń wnikających do organizmu z zewnątrz. U kobiet cewka moczowa jest znacznie krótsza i mechanizmy ochronne tym samym są mniejsze. Objawy zapalenia pęcherza to ból w podbrzuszu, tuż powyżej spojenia łonowego: może on być stały lub towarzyszyć oddawaniu moczu. Często towarzyszy temu obecność krwi w moczu, pieczenie w cewce, rzadziej wysoka gorączka. Po pewnym czasie mogą pojawić się także bóle w okolicach lędźwiowych, co może oznaczać, że zakażenie objęło nerki. Tego objawu nie możemy bagatelizować. Generalnie, leczenie zapalenia pęcherza można prowadzić na własną rękę przez około trzy dni. Potem powinniśmy zgłosić się do lekarza. - Zdecydowana większość zakażeń układu moczowego to zapalenia, zakażenia natury wstępującej - zauważa prof. Marcin Słojewski, urolog ze szpitala na Pomorzanach. - Bakteria wnika do organizmu nie np. z zepsutego zęba czy zakażonego migdałka, ale z zewnątrz. Dość częstym czynnikiem wywołującym te zakażenia u kobiet jest aktywność seksualna. Polega to na tym, że w trakcie stosunku, czynności intymnych, dochodzi do wnikania bakterii własnych kobiety. To nie jest tak, że mężczyzna zakaża kobietę, tylko powoduje on, że bakterie kobiety, które znajdują się w okolicy krocza czy przed-
64
sionka pochwy, zostają wprowadzone do wewnątrz. Dość często jest tak, że kobiety, u których problem zakażeń się powtarza, unikają aktywności seksualnej, ograniczają ją, bo boją się, że zakażenie nawróci. W takich przypadkach wskazana jest konsultacja urologiczna, badanie podstawowe oraz USG układu moczowego. - Problem zakażeń dolnych dróg moczowych nie dotyczy każdej kobiety – dodaje prof. Słojewski. - Niektóre kobiety w sposób naturalny mają obniżoną odporność okolic intymnych, okazuje się, że np. ich matki cierpiały na to samo, znaczenie mają także drobne różnice w budowie anatomicznej. Pierwsza rada jaka jest udzielana kobietom borykającym się z zapaleniem pęcherza, to przypomnienie podstawowych zasad higienicznych – prawidłowy kierunek podmywania się (od pochwy w kierunku odbytu), przystępowanie do stosunku z opróżnionym pęcherzem lub opróżnienie go zaraz po zbliżeniu, unikanie kąpieli w wannie, basenach, jacuzzi, które są wylęgarnią bakterii. Uczula się też partnera na dokładną higienę okolic intymnych. To czasami już bywa pomocne i pozwala uwolnić się od powracających zakażeń. Do dyspozycji są oczywiście także leki. Na szczęście tego typu zakażenia leczy się dość łatwo, bo większość winnych za nie bakterii jest doskonale wrażliwych na stosowane antybiotyki – podkreśla prof. Marcin Słojewski. - Możemy prowadzić też profilaktykę, np. w postaci
doustnych szczepionek. Zapobieganie może polegać także na przestrzeganiu zasad higienicznych, ale również na dbaniu o prawidłową florę okolic intymnych oraz przyjmowaniu suplementów wspomagających miejscowe mechanizmy obronne. Warto wspomnieć o żurawinie, która jako jedyny lek roślinny, co do którego są badania kliniczne, że może być skuteczna w profilaktyce i leczeniu zakażeniu dolnych dróg moczowych. Warto dodać, że wiele zakażeń dolnego układu moczowego mija samoistnie. Naturalne mechanizmy obronne kobiety radzą sobie z nimi. Problem jest wówczas, kiedy zakażenie nawraca. W przypadku mężczyzn zakażenia dolnych dróg moczowych są znacznie rzadsze ze względu na długą cewkę i lepsze mechanizmy obronne. - Problemem społecznym są natomiast stany zapalne gruczołu krokowego, zapalenia prostaty, które w przeciwieństwie do raka prostaty dotyczą młodych mężczyzn - zauważa prof. Słojewski. - To poważny problem, który objawia się wieloma dolegliwościami ze strony dolnych dróg moczowych. To choroba o wieloletnim przebiegu z okresami zaostrzeń i remisji. Ci pacjenci są zdesperowani i szukają pomocy u wielu urologów. Jest to trudne, ale można takiemu pacjentowi pomóc. To wielotygodniowe, czy nawet wielomiesięczne kuracje wiążące się niekiedy ze zmianą diety, sposobu higieny czy ogólnie stylu życia.
#prezentacja
Badania Laboratoryjne – profilaktyka najważniejsza Badania profilaktyczne należy wykonywać regularnie, minimum raz do roku. Podstawowe badania krwi (morfologia krwi z rozmazem, poziom glukozy na czczo) oraz badanie moczu dostarczają ważnych informacji na temat stanu zdrowia naszego organizmu. Częstotliwość wykonywania pozostałych badań laboratoryjnych zależy zarówno od kondycji naszego organizmu jak i od wieku. Warto pamiętać o regularnym badaniu: wątroby (służy do tego oznaczenie enzymów wątrobowych AST i ALT), nerek (poziom kreatyniny, mocznika) i ocenie gospodarki lipidowej (cholesterol całkowity, cholesterol HDL, LDL oraz trójglicerydy). Zaleca się, aby raz na dwa lata sprawdzić stan swojej tarczycy (oznaczenie poziomu TSH, w dalszej kolejności wolnych hormonów tarczycy – fT3 i fT4). W przypadku konieczności dalszej diagnostyki stanu tarczycy możemy wykonać oznaczenie poziomu przeciwciał przeciwko peroksydazie tarczycowej (anty-TPO), przeciwciał przeciwko tyreoglobulinie (anty-Tg) oraz przeciwciał przeciw receptorowi TSH (TRAb). U mężczyzn po 40 r.ż. zaleca się badanie poziomu PSA – ocena funkcji gruczołu krokowego. W laboratorium analitycznym Spółdzielni Medicus wykonujemy szereg innych badań z zakresu Hematologii, Koagulologii (krzepnięcia
| ZDROWIE |
krwi), Biochemii, Immunochemii (hormony tarczycy, hormony płciowe, zakażenia wirusowe, markery nowotworowe), Serologii grup krwi oraz Analityki Ogólnej. Laboratorium jest czynne codziennie, z wyjątkiem niedziel. Wyniki większości wykonywanych badań można odebrać w tym samym dniu, istnieje również możliwość podglądu informacji o wynikach poprzez stronę internetową www. medicus. szczecin.pl Diagnostyka Boreliozy Borelioza (krętkowica kleszczowa) to choroba wywołana przez bakterie Borrelia burgdorferi. Istotnym elementem profilaktyki choroby odkleszczowej jest dokładne obejrzenie całego ciała po powrocie ze spaceru po terenach zielonych, w celu sprawdzenia czy na skórze nie znajduje się kleszcz. Do ogólnych objawów Boreliozy należą m.in. objawy grypopodobne, ale na szczególną uwagę zasługuje tzw. rumień wędrujący. W diagnostyce chorób przenoszonych przez kleszcze badane są specyficzne przeciwciała wytwarzane przez układ odpornościowy w odpowiedzi na zakażenie. W naszym Laboratorium wykonujemy test potwierdzenia metodą Western Blot. Boreliozę może rozpoznać lekarz po uwzględnieniu wystąpienia objawów choroby oraz pozytywnych wyników testów Western Blot. Wykonujemy także szczepienia przeciwko Odkleszczowe zapalenie mózgu – choroba przenoszona przez kleszcze, można zakazić się również poprzez pokarm (mleko).
Spółdzielnia Pracy Lekarzy Specjalistów MEDICUS Plac Zwycięstwa 1 | 70-233 Szczecin www.medicus.szczecin.pl Rejestracja codziennie pod nr telefonów: 91 434 73 06.
| ZDROWIE |
#prezentacja
Pierwsza wizyta w gabinecie medycyny estetycznej Decyzja podjęta, zabieg wybrany, czas umówić wizytę. Tylko po co właściwie jest ta wizyta i na co się przygotować? Sprawdziliśmy to u źródła odwiedzając dr Katarzynę Ostrowską- Clark i jej gabinet Medimel. Na rynku jest wiele gabinetów medycyny estetycznej. O tym, który z nich wybierze pacjent, decyduje nie tylko doświadczenie na rynku, ale też pierwsze wrażenie jakie wywrze lekarz. Jakie to wrażenie powinno być? - Zacznę od anegdoty, którą powtarzam niemal każdej mojej pacjentce - z lekarzem jak z mężem, jeśli ma się wątpliwości trzeba wiać (śmiech). Pierwsze wrażenie jest bardzo ważne. Pojawia się już po kilku sekundach wizyty. Jeżeli w tym wrażeniu jest niepewność czy niepokój, po prostu trzeba iść do innego gabinetu. Nie ma nic gorszego, niż poddać się operacji u lekarza, któremu do końca nie ufamy. To wystawianie się na ogromny stres, a przecież nie tak powinno być. Sama zawsze wychodzę do swoich pacjentów z otwartością - podaję rękę, zapraszam do gabinetu, rozpoczynam rozmowę, każdego traktuję po partnersku. Oczywiście lekarz to tylko człowiek, więc jedna wizyta jest dłuższa, inna nieco krótsza. Jedna dotyczy tylko i wyłącznie zabiegu, a podczas innej poruszane są wątki poboczne, choćby te dotyczące wspólnych pasji. Między lekarzem a pacjentem musi zagrać pewien rodzaj chemii. Jeśli tej chemii brak, wolę nie operować. Chcę być pewna, że rozumiem się z moim pacjentem w stu procentach. W trakcie rozmowy pacjent musi się mocno otworzyć, czasem obnażyć wstydliwe problemy. Jednym przychodzi to łatwiej innym trudniej. Jak dotrzeć do tej drugiej grupy?
66
- Każdy lekarz w trakcie studiów przechodzi krótkie przygotowanie psychologiczne do pracy z pacjentem. Jednak tak naprawdę to praktyka odgrywa największą rolę. Za mną 22 lata doświadczenia, przepracowałam wiele różnych sytuacji. Każdy specjalista ma swój sposób na dotarcie do pacjenta. Ja jestem otwarta. Nie jestem typem lekarza w białym kitlu, z okularami na nosie i podręcznikiem pod pachą. Kiedy przychodzi do mnie pacjent staram się pochylić nad jego problemem w ciepły, spokojny sposób. Staram się pokazać, że jego problem to mój chleb powszedni, że odczucia, które mu towarzyszą są dla mnie zrozumiałe. Wykładając na uczelni, zawsze powtarzam studentom - pacjent w szpitalu zwykle czuje ból, jest wystraszony i samotny, w dodatku przebywa z dala od domu. Te elementy budują problem, który tylko mądry lekarz jest w stanie rozwiązać dlatego z pacjentem trzeba obchodzić się tak, jak z własną mamą czy siostrą. Nie ma znaczenia czy człowiek kładzie się na stole operacyjnym z przyczyn chorobowych czy estetycznych, zawsze jest to trudne przeżycie. Nie śmiem twierdzić, że potrafię dotrzeć do każdego, ale z większością moich pacjentów udaje mi się nawiązać więź, która ułatwia moment otworzenia się. Zanim jednak pacjent położy się na stole operacyjnym ze strony specjalisty pada wiele pytań, co to za pytania? - Pytania dotyczące stanu zdrowia to absolutna podstawa - choroby przebyte, choroby przewlekłe, przyjmowane leki,
wcześniejsze zabiegi… W medycynie estetycznej stan zdrowia warunkuje możliwość przeprowadzenia operacji. Pacjent nie może zataić choroby, wprowadzenie w błąd lekarza mogłoby być tragiczne w skutkach. A co z pytaniami dotykającymi sfery prywatnej? Stan cywilny, stosunki z partnerem... - Lekarz nie powinien pytać o prywatne sprawy pacjenta. Zdarza się, że pacjentka czy pacjent sami poruszą kwestie dotyczące rozwodu czy przebytej traumy. Nie powinno się traktować tego jak przyzwolenia na rozpoczęcie dyskusji. To raczej moment kiedy w głowie lekarza powinna zapalić się lampka ostrzegawcza - możliwe, że pacjent podjął decyzję o operacji pod wpływem impulsu, możliwe, że chce potraktować operację jako sposób na odzyskanie partnera. Niestety, powiększenie piersi najprawdopodobniej nie naprawi złych relacji w związku. A czym, prócz efektów zabiegu, pacjent powinien się zainteresować? - Jakiś czas temu przyjęłam pacjenta, który zapytał mnie jak wygląda blok operacyjny. Są osoby, które obawiają się prywatnych gabinetów, więc to trafione pytanie. Najprościej było na nie odpowiedzieć pokazując naszą praktykę. Mamy takie same sprzęty jak w szpitalu - respirator, gazy w ścianie, na sali pooperacyjnej są kardiomonitory, jest stacja pielęgniarska, mamy wszystkie potrzebne leki. Pacjent musi czuć się bezpieczne, dlatego warto
| ZDROWIE |
foto: Marzena Kosin
#prezentacja
zainteresować się też rodzajem znieczulenia, możliwymi powikłaniami i procesem rekonwalescencji. Często pada też pytanie - czy to boli? Ale spokojnie, mamy XXI wiek i leki przeciwbólowe (uśmiech). Poza tym myślę, że pacjent powinien zainteresować się nie tylko zabiegiem, ale i doświadczeniem lekarza - czy wybrany specjalista ma prawo do wykonywania zawodu i czy ma dyplom specjalisty? Każdy z nas ma w gabinecie te dokumenty, więc pokazanie ich nie jest kłopotem. Pytania o lata przepracowane w zawodzie, odbyte szkolenia, doświadczenie czy stopnie naukowe też są w porządku. Może okaże się, że jesteśmy pierwszym pacjentem w historii tego lekarza. Przyznam, że jeśli czuję, że mogę pozwolić sobie na dowcip, to pytana o doświadczenie żartuję, że obejrzałam kilka operacji na You Tube więc wiem co i jak (śmiech). Pacjenci dają się nabrać? (uśmiech) - WIelu pacjentów trafia do mnie z polecenia, więc wiedzą, że nie są tymi pierw-
szymi (uśmiech). To miłe kiedy pacjenci trafiają do gabinetu dzięki rekomendacji innych osób, szczególnie jeśli tymi osobami są inni lekarze. Świetny przykład dotyczy dr Nikodemskiego. Pacjentki przychodząc na powiększanie piersi pytają - a czy zastosujemy metodę znieczulenia dr Nikodemskiego? To naprawdę fajny sygnał. Oznacza, że udało nam się wypracować markę. Myślę jednak, że każdy z nas miał sytuację, kiedy nie do końca zrozumiał się ze swoim lekarzem i wstydził się dopytać co znaczą poszczególne określenia. Jakie słowa najczęściej płatają figle? - Tu znowu przywołam anegdotę. Mąż mojej przyjaciółki otrzymał wypis ze szpitala. Jednym z zaleceń była “elewacja kończyny”. Dla lekarza to zupełnie normalne określenie oznaczające uniesienie nogi, np. w pozycji leżącej, powyżej poziomu serca. Jednak skojarzenia tego pacjenta poszły w zupełnie innym kierunku i dotarły, aż do elewatora zbożowego
(śmiech). Takich słów rzeczywiście jest sporo. Mogę tu wymienić choćby hemostazę odnoszącą się do krzepnięcia krwi czy też często myloną z hemostazą, homeostazę - dobrostan organizmu. Rekonwalescencja, też potrafi spłatać figle. Jako lekarz zawsze staram się używać słów ogólnie zrozumiałych, ale czasem do wypowiedzi przedostanie się trochę lekarskiego żargonu. Pacjent musi w takiej sytuacji pamiętać, że nie może się wstydzić czy bać, tylko od razu pytać lekarza. Przecież nikt nie będzie się śmiał. Pamiętajmy o tym - nie ma głupich pytań.
Chirurgia i Medycyna Estetyczna ul. Nowowiejska 1 E, Szczecin – Bezrzecze +48 91 818 04 74 | +48 500 355 884 medimel.szczecin@gmail.com www.medimel.pl
MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 10/2019
67
| STYL ŻYCIA LAMY |
#Lama z głową w dole, czyli Sylwia wchodzi na matę Poznajcie Sylwię - sumienną pracownicę jednego ze szczecińskich urzędów. Zaokrągloną tu i ówdzie miłośniczkę gorącej czekolady, do której ukradkiem zwykła wrzucać kawałki herbatników wyszperanych na dnie towarzyszącej jej codziennie stylowej torebki. Nosi ją codziennie, gdyż jak twierdzi, pasuje do jej kopytek. Lama Sylwia, oprócz tego że jest eleganckim łasuchem, bywa cotygodniowym wyszukiwaczem ciekawych dla siebie zajęć. Był już więc poranny jogging, który ze względu na chłodne poranki zamieniła na wieczorne bieganie (jedno). Był też kurs tańca towarzyskiego, a konkretnie Latino dla Lam, który zakończył się po pierwszej lekcji ze względu na brak odpowiedniego partnera. Była też zumba, ale pozostawiła u Sylwii przekonanie, że nóżki może ma i kształtne, ale o połowę za krótkie. W końcu nastał ten tydzień, w którym Sylwia zmęczona długimi godzinami spędzonymi przed komputerem wymyśliła jogę. Bez trudu znalazła szkołę, w której odbywają się zajęcia Lama-Jogi i zapisała się na kurs dla początkujących. Trochę się obawiała, czy jej krótkie nóżki pozwolą na wykonanie pozycji typu kwiat lotosu lub bardziej skomplikowanych asan z wyżej zaplecionymi kopytkami. Sylwia myślała, myślała i wymyśliła, że na macie nie ma miejsca na stres i zwątpienie. Zajęcia powinny przynieść jej spokój i pewność. Weszła do sali, w której przywitał ją ciepły uśmiech prowadzącej i reszty uczestników zajęć. Usiadła na macie, zaplotła kopytka, wyprostowała się i wsłuchała w swój oddech. Poczuła, że właśnie spotkała się z samą sobą. Wszelkie obawy, stres, myśli o pracy, krótkich nóżkach nawet zapach gorącej czekolady zostały daleko. Pozostał spokój, harmonia i przekonanie, że to nie jest jej ostatni raz… Autor Izabela Sadowska / Komiks Marta Czyż Więcej przygód znajdziecie na Instagramie @lama.palama
68
GOTO WE DOMY
4 700 PL N / m
C E NY
²
O
5 600D PLN/m
²
www.gryfdevelopment.pl ZAPRASZAMY DO BIURA ul. Storrady Świętosławy 1, Szczecin
508 296 900
| TRENDY TOWARZYSKIE |
Koktajl na finał Pekao Open 2019
70
Anna Siergiej i aktor Przemysław Sadowski.
Ewa i Henryk Sawka.
Sylwester Krzywiec, Patrycja Biernat oraz Paweł Mucha.
Aktorzy: Krzysztof Wakuliński i Stefan Friedmann.
Joanna Tylkowska-Drożdż i Wojciech Drożdż.
Robert i Tomasz Stockinger.
Agnieszka Nykiel-Bobala i Krzysztof Bobala.
Foto: Andrzej Szkocki
Tradycyjnie największy turniej tenisowy w regionie zakończył się symboliczną lampką wina, kiedy goście i uczestnicy mogli podsumować wyniki. (red)
#prezentacja
| TRENDY TOWARZYSKIE |
Kongres Morski od innej strony Spotkanie przedstawicieli branży morskiej to przede wszystkim ważne panele i rozważania na temat przyszłości rozwoju tej ważnej części gospodarki. Jednak po spotkaniu, już na luzie można spotkać się na bankiecie i wymienić uwagi na inne tematy. (red)
Gheorghe Marian Cristescu, prezes zarządu Polskiego Holdingu Hotelowego w rozmowie z Markiem Gróbarczykiem, ministrem gsopodarki morskiej i Krzysztofem Kozłowskim, byłym wojewodą zachodniopomorskim, sekretarzem stanu w Ministerstwie Spraw Wewnętrznych i Administracji oraz pełnomocnikiem rządu do spraw repatriacji.
W środku Grzegorz Witkowski, wiceminister gospodarki morskiej.
72
Z lewej dr Wojciech Lizak, historyk.
Z prawej Rober Florczyk, kierownik oddziału celnego „Nabrzeże Łasztownia”, od lewej Andrzej Zelek, prezes zarządu Polski PCS Sp. z o. o.
W środku mec. Bartłomiej Sochański, były konsul RFN w Szczecinie, były prezydent Szczecina.
Foto: Sebastian Wołosz
Z prawej Andrzej Łuc, prezes Morskiego Portu Police z żoną, obok mec. Igor Frydrykiewicz.
Dobra zabawa zaczyna się od dobrych pomysłów…
al. Wojska Polskiego 50/9 (róg ul. Jagiellońskiej koło Columbus Coffee)
tel. +48 883 733 337 www.sexshop914.com pon.-sob. od 10.00 do 20.00
#TU NAS ZNAJDZIESZ KAWIARNIE • City Break CH Galaxy - 0 piętro • Costa Coffee CH Galaxy 0 piętro • Starbucks Coffee CH Kaskada • So!Coffee CH Outlet, ul. Struga 42 • Columbus Coffee „Turzyn” al. Bohaterów Warszawy 42 • Fabryka Deptak Bogusława 4/1 • Fanaberia Deptak Bogusława 5 • Teatr Mały Deptak Bogusława 6 • Columbus Coffee „Drive Up” ul. Struga 36 • Castellari Al. Jana Pawła II 43 • Public Cafe Al. Jana Pawła II 43 • Cinnamon Garden Al. Jana Pawła II (fontanny) • Columbus Coffee „Medyk” ul. Bandurskiego 98 • Orsola YogoHaus Plac Zołnierza 3/1 • Hormon Cafe ul. Monte Cassino 6 (od Piłsudskiego) • Dom Chleba al. Niepodległosci 2 • Columbus Cafe & Bistro „Oxygen” ul. Malczewskiego 26 • Corona Coffee al. Piastów 30 (Piastów Office, Budynek B) • Cafe Pleciuga Plac Teatralny 1 • Columbus Bistro & Cafe “Przestrzenna” Drive Up ul. Przestrzenna 4 • Columbus Coffee „Fryga” ul. Rayskiego 23/2a • Columbus Coffee „Ogrodnik” ul. Kopernika 1 • Columbus Coffee „Poczta” al. Bohaterów Warszawy 3 • Columbus Coffee „Nikola ul. Krzywoustego 16 • Columbus Bistro& Cafe „Śródmieście” al. Wojska Polskiego 50 • Coffe Point ul. Staromiejska 11 • Castellari ul. Tuwima (Jasne Błonia) • Public Cafe Podzamcze ul. Wielka Odrzańska 18 • Kawiarnia Koch ul. Wojska Polskiego 4 • Czekoladowa Cukiernia „SOWA” ul. Wojska Polskiego 17 • Starbucks Coffee (Brama Portowa) ul. Wyszyńskiego 1 • Bajgle Króla Jana, ul. Nowy Rynek 6 • Bardzo dobrze, ul. Koński Kierat 16 • Alternatywnie, Wojska Polskiego 39 • MR. PanCake, Śląska 42
SALONY FRYZJERSKO KOSMETYCZNE i SPA • Beverly Hills Akademia Urody CH Auchan • Beverly Hills Akademia Urody CH Galaxy - parter • Studio Urody Masumi Deptak Bogusława 3 • Dr Irena Eris KOSMETYCZNY INSTYTUT ul. Felczaka 20 • MASI Wielka ul. Odrzańska 30 • EXPOSE akcesoria atelier Magda Zgórska ul. Chopina 22 (1 piętro) • Imperium wizażu ul. Jagiellońska 7 • Studio Jagielońska 9 ul. Jagielońska 9 • Modern Design Piotr Kmiecik ul. Jagiellońska 93/3 • Atelier Katarzyny Klim ul. Królowej Jadwigi 12/1 • Salon fryzjerski YES ul. Małkowskiego 6 • Salon Fryzjerski Keune ul. Małopolska 60 • Studio Fryzjerskie Karolczyk ul. Monte Cassino 1/14, • Belle Femme ul. Monte Cassino 37a • Salon Kosmetyczny GAJA ul. Wojska Polskiego 10 • Sam Sebastian Style ul. Pocztowa 7 • Cosmedica ul. Pocztowa 26 • Hair & tee ul. Potulicka 63/1 • Obssesion ul. Wielkopolska 22 • Gabinet Kosmetyczny Dorota Stołowicz ul. Mazurska 20 • Enklawa Day Spa al. Wojska Polskiego 40/2 • Salon Szyk, Langiewicza 22 • Academy of Art. And Knowledge, Więckowskiego 2/4 • BALIAYU - SALON MASAŻU, Wielka Odrzańska 30
RESTAURACJE • Porto Grande ul. Jana z Kolna 7 • Sake Sushi al. Piastów 1 • Restauracja Aramia ul. Romera 12 • Restauracja Aramia Podzamcze ul. Opłotki 1 • Karczma Polska Pod Kogutem Plac Lotników 3 • Restaucja Dzika Gęś Plac Orła Białego 1 • Trattoria Toscana Plac Orła Białego 10 • Caffe Venezia Plac Orła Białego 10
• Stockholm Kitchen & Bar Bulwar Piastowski 1 • The Greek Ouzeri Bulwar Piastowski 2 • El Tapatio ul. Kaszubska 3 • Columbus ul. Wały Chrobrego 1 • Colorado Steakhouse ul. Wały Chrobrego 1a • Takumi Sushi Bar CH Galaxy - 2 piętro • Sphinks CH Kaskada • Restauracja Szczecin ul. Felczaka 9 • Avanti al. Jana Pawła II 43 • El Globo ul. Józefa Piłsudskiego 26 • OPERA (Na Kuncu Korytarza) ul. Korsarzy 34, Zamek • Wół i Krowa ul. Jagielońska 11 • Bombay ul. Partyzantów 1 • Z Drugiej Strony Lustra ul. Piłsudskiego 18 • Stara Piekarnia ul. Piłsudskiego 7 • Ricoria Ristorante ul. Powstańców Wielkopolskich 20 • Plenty ul. Rynek Sienny 1 • Buddha Thai ul. Rynek Sienny 2 • Spiżarnia Szczecińska Plac Hołdu Pruskiego 8 • Pomiędzy ul. Sienna 9 • Rotunda Północna ul. Wały Chrobrego 1 b • Willa West Ende al. Wojska Polskiego 65 • Willa Ogrody ul. Wielkopolska 19 • Restauracja/Hotel Atrium al. Wojska Polskiego 75 • NIEBO Wine Bar Cafe ul. Nowy rynek 5 • Bachus ul. Sienna 6 • La Passion du Vin ul. Sienna 8 • Tokyo Sushi’n’Grill ul. Rynek Sienny 3 • Bollywood Street Food, ul. Panieńska 20 • To i Owo restauracja, ul. Zbożowa 4 • Brasileirinho - Brazylijska Kuchnia i Bar, ul. Sienna 10 • Va Banque, Kaszubska 20/1 • Soller, Śląska 40 • Indian Palace, Plac Żołnierza 17 • Pijalnia Czekolady Wedel, Hołdu Pruskiego 1
KLUBY SPORTOWE I FITNESS • Fitness World (Radisson Hotel) Plac Rodła 10 • Fit Town ul. Europejska 31 • North Gym Fitness Club Galeria Północ 1 piętro ul. Policka 51 • RKF ul. Jagiellońska 67/68 • Squash na Rampie ul. Jagiellońska 69 • Lady Fitness&Wellness, ul. Mazowiecka 13 • Bene Sport Centrum ul. Modra 80 • Fitness Club ul. Monte Casino 24 • Marina Club Dąbie, Yaht Klub Polska Szczecin ul. Przestrzenna 11 • Elite Sport Club Spółdzielców 8k, Mierzyn • Fitness Forma ul. Szafera 196 • Universum Fitness Club, ul. Wojska Polskiego 39a • Prime Fitness Club, ul. 5 Lipca 46
SKLEPY I SALONY MODOWE • C.H. TOP SHOPING, ul. Hangarowa 13 • Dekadekor ul. Rayskiego 18(lok U1) • Portfolio ul. Rayskiego 23/11(wejście od Jagielońskiej) • La Perle - Salon Sukien Ślubnych ul. Kaszubska 58 • Organic Garden ul. Kaszubska 4 • Sklep Firmowy Zakładów Ceramiki Bolesławiec al. Niepodległości 3 • 6 Win ul. Nowy Rynek 3 • Centrum Mody Ślubnej ul. Krzywoustego 78 • MaxMara ul. Bogusława X 43 • BiM al. Wojska Polskiego 29 • MarcCain al. Wojska Polskiego 43 • Moda Club al. Wyzwolenia 1-3 • Beaton Aparaty słuchowe, Edmund Reduta ul. Rayskiego 40a • B.E. Kleist Jubiler ul. Rayskiego 20/2 • Drzwi i Podłogi VOX Sylwia Drabik ul. Santocka 39 • Zielony Kram ul. Reymonta 3, pawilon 85
GABINETY LEKARSKIE I MEDYCYNY
ESTETYCZNEJ • Dom Lekarski al. Bohaterów Warszawy 42 (CH TURZYN) • Dom Lekarski ul. Rydla 37 • Dom Lekarski ul. Gombrowicza 23/Bagienna 6 • Dom Lekarski al. Piastów 30 (Piastów Office Center, budynek C (wejście od dziedzińca) • Dom Lekarski ul. Struga 42 (Outlek Park) • Hahs ul. Czwartaków 3 • Hahs Klinika ul. Felczaka 10 • Fizjoline Centrum Rehabilitacji ul. Kosynierów 14/U1 • Medicus Plac Zwycięstwa 1 • Lecznica Dentystyczna KULTYS ul. Bolesława Śmiałego 17/2 • EuroMedis ul. Powstańców Wielkopolskich 33a • Laser Studio ul. Jagiellońska 85/1 • Estetic ul. Ku Słońcu 58 • ESTETICON ul. Jagiellońska 77 • Fabryka Zdrowego Uśmiechu ul. Ostrawicka 18 • Dentus ul. Felczaka 18a, ul. Mickiewicza 116/1 • Hipokrates ul. Ku Słońcu 2/1 • Klinika Zawodny ul. Ku Słońcu 58 • Venus Centrum Urody ul. Mickiewicza 12 • Intermedica centrum okulistyki ul. Mickiewicza 140 • Medi Clinique ul. Mickiewicza 55 • Art. PLASTICA ul. Wojciechowskiego 7 • Image Instytut kosmetologii ul. Maciejkowa 37/U2 • Medimel ul. Nowowiejska 1E (Bezrzecze) • Dental Implant Aesthetic Clinic ul. Panieńska 18 • Perładent - Gabinet Stomatologiczny ul. Powstańców Wielkopolskich 4c • Nowy Impladent Stomatologia Estetyczna i Rekonstrukcyjna ul. Stoisława 3/2 • dr Hamera ul. Storrady-Świętosławy 1c / 6 piętro • Centrum narodzin MAMMA ul. Sowia 38 • Stomatologia Mierzyn ul. Welecka 38 • Stomatologia Kamienica 25 ul. Wielkopolska 25/10 • Maestria Klinika Urody ul. Więckowskiego 2/1 • VitroLive ul. Wojska Polskiego 103 • Medycyna Estetyczna Osadowska, al. Piastów 30 (Piastów Office) • Gabinet „Orto-Magic” ul. Zaciszna 22 (od ul.Topolowej) • Stomatologia Mikroskopowa ul. Żołnierska 13a/1 • CENTRUM DIETETYCZNE NATURHOUSE al. Wyzwolenia 91, al. Wyzwolenia 6, ul. Krzywoustego 27 • Miracle Aesthetics Clinic Szczecin, ul. Ostrobramska 15/u3 • Ra-dent. Gabinet Stomatologiczny ul. Królowej Korony Polskiej 9/U1, Krzywoustego 19/5 • Ella Studio depilacji Cukrem ul. Kaszubska 17/2 • Przychodnia Medycyny Rodzinnej DOM MED, ul. Witkiewicza 57 • Rexomed Sp. z o.o. ul. Mączna 31
SALONY SAMOCHODOWE • Lexus ul. Mieszka I 25 • DDB Auto Bogacka Mercedes ul. Mieszka I 30 • Mercedes Mojsiuk ul. Pomorska 88 • Dealer BMW i MINI Bońkowscy Ustowo 55 (rondo Hakena) • Polmotor Szczecin Ustowo 52 (rondo Hakena) • CITROEN A.DREWNIKOWSKI ul. Andre Citroena 1 • Peugeot DREWNIKOWSKI ul. Bagienna 36D • CITROEN A.DREWNIKOWSKI al. Bohaterów Warszawy 19 • Holda / Chysler Dodge i Jeep ul. Gdańska 7 • Łopiński VW ul. Madalińskiego 7 • POLMOZBYT Peugeot Plac Orła Białego 10 • Ford - Bemo Motors ul. Pomorska 115B • AUTO BRUNO Volvo ul. Pomorska 115b • Peugeot DREWNIKOWSKI ul. Rayskiego 2 • Camp & Trailer Świat Przyczep al. Bohaterów Warszawy 37F (za Statoil) • KOZŁOWSKI Toyota ul. Struga 17, ul. Mieszka I 25B • Krotoski-Cichy Skoda ul. Struga 1A • Krotoski-Cichy VW ul. Struga 1A • KOZŁOWSKI Opel ul. Struga 31 B • Polmotor Nissan,Renault, Dacia ul. Struga 71 • POLMOTOR KIA ul. Wisławy Szymborskiej 8 • Volvo Maszyny Budowlane Polska ul. Pomorska 138-141 • Pehamot Skoda ul. Zielonogórska 32
• Subaru ul. Struga 78a • Grupa Gezet Honda Głuchy, ul. Białowieska 2 • Autonovum - Salon samochodowy, Białowieska 2 • Grupa Gezet Alfa Romeo, Ustowo 57, Rondo Hakena • Grupa Gezet Fiat, Ustowo 57, Rondo Hakena • Auto Club, Ustowo 56, Rondo Hakena • Bemo Motors, Ustowo 56, Rondo Hakena • Seat Krotoski-Cichy, Południowa 6 • Audi Krotoski-Cichy, Południowa 6 • Skoda Krotoski-Cichy, Południowa 6
BIURA NIERUCHOMOŚCI I DEWELOPERZY • Calbud ul. Kapitańska 2 • Neptun Developer ul. Ogińskiego 15 • SGI (budynek Nautica) ul. Raginisa 19 • Baszta Nieruchomosci ul. Panieńska 47 (Baszta Siedmiu Płaszczy) • SCN ul. Piłsudskiego 1A • Extra Invest ul. Wojska Polskiego 45 • Graz Developer pl. Zgody 1 • Artbud ul. 5 lipca 19c • MAK-DOM ul. Golisza 27 • TLS Developer ul. Langiewicza 28 U2 • Modehpolmo ul. Wojska Polskiego 184c/2 • Litwiniuk Property Al. Piastów 30 Office Center • INDEX Nieruchomości, ul. Bagienna 38C
KULTURA • Filharmonia ul. Małopolska 48 • Hotel Zamek Centrum ul. Panieńska 15 • Szczeciński Inkubator Kultury ul. Wojska Polskiego 90 • Galeria Kierat ul. Koński Kierat 14 • Open Gallery Monika Krupowicz ul. Koński Kierat 17/1 (1-pietro) • Galeria Kierat 2 ul. Małopolska 5 • Muzeum Historii Szczecina ul. Mściwoja II 8 • Teatr Pleciuga Plac Teatralny 1 • 13 Muz Plac Żołnierza Polskiego 2 • Muzeum Sztuki Współczesnej ul. Staromłyńska 1 • Galeria Sztuki Dawnej Muzeum Narodowego ul. Staromłyńska 27 • Teatr Polski ul. Swarożyca 5 • Teatr Współczesny Wały Chrobrego 3 • Gmach Główny Muzeum Narodowego w Szczecinie Wały Chrobrego 3 • Kino Pionier al. Wojska Polskiego 2 • Trafostacja ul. Św. Ducha 4 • Zamek Książąt Pomorskich, Korsarzy 34 • Opera na Zamku ul. Korsarzy 34
INNE • Urząd Miejski sekretariat ul. Armii Krajowej 1 • Urząd Miejski - promocja/rzecznik ul. Armii Krajowej 1 • Urząd Marszałkowski - promocja/rzecznik ul. Korsarzy 34 • Urząd Marszałkowski - sekretariat ul. Korsarzy 34 • Centrum Informacji Kulturalnej i Turystycznej Aleja Kwiatowa • Urzad Wojewodzki - sekretariat, promocja/rzecznik Wały Chrobrego 4 • „Pro Bono” Kompania Reklamowa Paweł Nowak ul. Necała 2 • Polska Fundacja Przedsiębiorczości ul. Monte Cassino 32 • Szczecińskie Centrum Przedsiębiorczości ul. Kolumba 86 • PŻM: POLSTEAM Plac Rodła 8 • Półncna Izba Gospodarcza ul. Wojska Polskiego 86 • Doradztwo i Odszkodowania Celem ul. Kołłątaja 24 • Anons Press Agencja Reklamowa ul. Wojska Polskiego 11 • Deep shine Detailing, ul. Łukasińskiego 108 • Finanset ul. Jagiellońska 85/8 • Centrum Informacji Turystycznej pl. Żołnierza Polskiego 20 • Philson Investments Spóldzielnia Inwestycyjna ul. Jagiellońska 90/6 • Foonka, ul. Św. Ducha 2a • Szczeciński Bazar Smakoszy, Zygmunta Chmielewskiego 18
#prezentacja
#prezentacja