MM Trendy #11 (68)

Page 1

LISTOPAD 2018 NUMER 11 (68) / WYDANIE BEZPŁATNE

Paulina

Przybysz

Nie chce mi się już bać i wstydzić Rozmowa

Edytorial

Literatura

Krzysztof Lubka – Taniec ma mnóstwo kolorów

„Daisy Day” Waleria TokarzewskaKaraszewicz

Jan Błaszczak Powrót do Nowego Jorku lat 60.


#prezentacja


#11

#spis treści listopad 2018

44

Rozmowa

Mariusz Szczygieł

#06 Newsroom

Design, moda, wydarzenia

#14 Felieton

Paweł Krzych: zima w Szczecinie razy 10 Michał Jakubów: stocznia wstaje z kolan Lecę na Szczecin: światowe miasto Szczecin Paweł Flak: wady małe i duże

#20 Temat z okładki Paulina Przybysz

#32 Styl

#46 Sztuka

#34 Kultura

#50 Literatura

#40 Teatr

#62 Zdrowie

#44 Rozmowa

#76 Trendy towarzyskie

W życiu na nic nie jest za późno

Listopad w kinie, w teatrze i na scenie

Fanny I Aleksander

Szczygieł – śmierć i mieszkanie

Absurdy muzyki metalowej

Jan Błaszczak i jego Nowy Jork

Zapalenie pęcherza / Przeszczep szpiku

Kto, z kim, gdzie, kiedy i dlaczego

M A G A Z Y N M I E J S K I | N U M E R 11 / 2 0 1 8

3


| OD REDAKTORA |

#okładka: NA ZDJĘCIU PAULINA PRZYBYSZ FOTO WIKTOR FRANKO

#11

#redakcja Jesień mamy już na dobre. Minęły ciepłe dni, minęły pierwsze wybory z czekającego nas dość długiego politycznego maratonu, które dają cień nadziei na to, że pozostaniemy w przyszłości w europejskiej wspólnocie państw ceniących demokrację liberalną. Możemy znów bardziej skupić się na swoim życiu i relacjach z bliskimi. Długie jesienne wieczory sprzyjają tego rodzaju integracji. Nie warto tego psuć pod żadnym pozorem. Mieszkająca w Warszawie wokalistka i kompozytorka Paulina Przybysz ostatnio muzycznie zintegrowała się ze Szczecinem. I nie chodzi wcale o sporą liczbę koncertów, które grywa w naszym mieście. Taki los muzyka, że jeździ ze swoim repertuarem po kraju. Paulina wzięła udział w jazzowo – hip hopowym projekcie szczecinianina Sylwka Ostrowskiego i jego kumpla zza oceanu Keyona Harrolda. To doborowe towarzystwo nagrało świetny, wielokulturowy album, a o refleksjach płynących z tej współpracy i sesji nagraniowej Paulina opowiada na naszych łamach. O wielokulturowym Nowym Jorku opowiedział nam pisarz i dziennikarz Jan Błaszczak. Napisał pierwszą książkę, w której odkrywa przed światem mało znaną historię potomka polskich emigrantów, który w latach 60. współpracował w USA z Andy Warholem czy Lou Reedem z The Velvet Underground. O książkach mówi też starszy w fachu pisarskim kolega Błaszczaka, Mariusz Szczygieł. Ale nie tylko o nich, bo na przykład drwi sobie swobodnie ze śmierci. Poza tym stała dawka kinowych rekomendacji, muzyki i zapowiedzi wydarzeń. Jesienią kultura smakuje inaczej. Jarosław Jaz / Redaktor naczelny

4

Nowy Rynek 3, 71-875 Szczecin tel. 91 48 13 341; fax 91 48 13 342 mmtrendy.szczecin@mediaregionalne.pl www.mmtrendy.szczecin.pl Redaktor naczelny: Jarosław Jaz Product manager: Karolina Naworska Producent: Agata Maksymiuk Promocja i marketing: Agnieszka Stach Redakcja: Oskar Masternak, Bogna Skarul, Małgorzata Klimczak, Tomasz Kuczyński, Anna Folkman Dział foto: Sebastian Wołosz, Andrzej Szkocki Skład magazynu: MOTIF studio Dystrybucja: Piotr Grudziecki Druk: COMgraph Sp. z o.o. Prezes oddziału: Piotr Grabowski Reklama: tel. 697 770 172, karolina.naworska@polskapress.pl Wydawnictwo: Polska Press Grupa sp. z o.o. ul. Domaniewska 45, 02-672 Warszawa Prezes: Dorota Stanek

Dołącz do nas na www.facebook.com/ MagazynMMTrendy oraz Instagram.com/mm.trendy


#prezentacja


| NEWSROOM |

Wraca Arena Kobiet

#5 horrorów na listopad by Jarosław Jaz

#1 Suspiria. Minął Halloween, ale postraszmy się

jeszcze trochę. Choć na ekranie. Jest ku temu okazja, bo do kin wchodzi właśnie remake upiornej baśni Dario Argento „Odgłosy” z 1977 roku. Groza, groza, groza, młode dziewczyny, tajemnicze zaginięcia , Tilda Swinton i niezwykle klimatyczna muzyka Thoma Yorke’a, której już można słuchać na płycie.

8 listopada w Netto Arenie odbędzie się czwarta odsłona Areny Kobiet. To największe w naszym regionie bezpłatne warsztaty dotyczące samorozwoju dla kobiet. W jesiennej edycji wezmą udział trzy prelegentki, z trzech dziedzin. Będą to zagadnienia: kobieta i prawo – Anna Franecka, mediator sądowy; kobiecy biznes - Daria Prochenka, założycielka szczecińskiej marki kosmetycznej Clochee; Agnieszka Szeremeta – wizażystka gwiazd. Wydarzenie ma również nawiązywać do setnej rocznicy niepodległości Polski. W związku z tym organizatorki zaplanowały zabawę mającą na celu wyłonić najlepszą stylizację w barwach narodowych oraz występ dziecięcego zespołu folkowego. Zapisy na Arenę Kobiet vol. 4, są bezpłatne i dokonać ich można na: www.arenakobiet.pl lub poprzez portal www.kobietowo.pl (am)

#2 Czarownica. Horror jako gatunek filmowy skarlał ostatnimi laty i przeistoczył się w popcornową rozrywkę w stylu jump scaries. Ale „Czarownica. Bajka ludowa z Nowej Anglii” z 2015 roku ma wszystko, żeby ten trend odwrócić. Czuć dotyk czystego zła, emanującego z ekranu, włosy stają dęba na całym ciele, a opowieść zasysa widza do XVII wieku. #3 Egzorcysta. Historia kina, klasyka filmów

grozy. Opętanie przedstawione w sposób tak sugestywny, że zainspirowało całą masę filmowców do (często miernego) naśladownictwa. Plus kryzys wiary u kleryków, podsycany przez złego, przemawiającego ustami małej dziewczynki, gdzieś w centrum Nowego Jorku.

#4 Omen. Kolejny powrót do lat 70. i fascynacji

ówczesnych twórców złem oddziałującym na niczego nie spodziewającą się i beztrosko bogacącą amerykańską klasę średnią. Tym razem diabeł materializuje się w ciele małego chłopca o imieniu Damien. To imię już zawsze będzie kojarzyć się z zagrożeniem.

#5 Dziecko Rosemary. Nasi w Hollywood też potrafili nieźle straszyć. Polański (później oskarżany przez szalonych ludzi o ciągoty satanistyczne) pokazał, jak na bogatym Manhattanie rozgościł się szatan we własnej osobie. Również dzięki muzyce Krzystofa Komedy ten film zasługuje na miano arcydzieła.

6

„Bieg z wąsem” w szczytnym celu 24 listopada o g. 12. na terenie Parku Kasprowicza w Szczecinie odbędzie się „Bieg z Wąsem”. To akcja nie tylko sportowa, ale też edukacyjna. W biegu mogą wziąć udział wszystkie osoby, które ukończyły 18 lat, bez względu na poziom zaawansowania sportowego. Bieg ma na celu promowanie ogólnoświatowej akcji „Movember”, której celem jest zwiększanie świadomości w przedmiocie zachorowalności i profilaktyki wykrywania męskich nowotworów, jak np. rak jąder czy rak prostaty. Prócz biegu, osoby biorące udział w wydarzeniu - również obserwatorzy - otrzymają możliwość bezpłatnego przebadania się oraz uzyskania informacji o profilaktyce. Więcej o akcji „Movember” na stronie: www.movember.org.pl. (am)


Foto: Sebastian Wołosz

| NEWSROOM |

Jesień i zima w Expose Akcesoria Cekiny, woale i zdobienia z kwiatów – w Expose Akcesoria trudno o „zwykłe” czapki i berety. Tutaj każde nakrycie głowy wyróżnia się oryginalnym zdobieniem. Piękno nie oznacza w tym przypadku braku praktyczności. Wszystkie modele ochronią nas przed mrozem (niektóre są nawet podszyte termopolarem) i zapewnią komfort noszenia. Sezon jesień/zima 2018/2019 zapowiada się więc ciepło i... błyszcząco. (ta) Fotografia: Anna Oleńczuk/ beautyinframes.pl / Modelka: Joanna Bąk / MUA: Joanna Bąk Ozdoby i nakrycia głowy: Expose Akcesoria (projektant Magdalena Zgórska)

Najmłodsze klientki Sylwii Majdan Jesień to czas na odświeżenie garderoby. Wiedzą o tym nie tylko dorośli, ale też najmłodsi. I właśnie z myślą o nich Sylwia Majdan przygotowała nową odsłonę kolekcji SM Kids. Dominują w niej takie kolory, jak czerń, szarość, brąz i… czerwień. Tworzy ją osiem sylwetek dla dziewczynek i linia t-shirtów dla chłopców. - Przez cały czas myślę o stworzeniu całej kolekcji chłopięcej, ale potrzebuję jeszcze czasu, by do tego dojrzeć - zdradza Sylwia Majdan. - Póki co tworzę dla córeczek moich klientek. Premiera SM Kids odbyła się podczas pokazu w szczecińskim Atelier projektantki. (am)

M A G A Z Y N M I E J S K I | N U M E R 11 / 2 0 1 8

7


Ślub jak z bajki za nami Dream Wedding

Foto: Andrzej Szkocki

Cóż to byłby za ślub? W pałacyku Matejki 8 odbyły się ekskluzywne targi ślubne Dream Wedding, które niejednemu uczestnikowi zaparły dech w piersiach. Organizatorem była Agencja Ślubna ISA Dream Wedding. Podczas wydarzenia odbył się koncert Przemka Radziszewskiego, finalisty The Voice of Poland oraz pokaz sukni ślubnych Sylwii Majdan. Ponadto na narzeczonych czekały dziesiątki podwykonawców branży weselnej z całego województwa, którzy przygotowali m.in.: pokazy makijażu, degustację tortów weselnych, pokazy barmańskie, a także pokaz ślubu humanistycznego. Każdy z gości mógł również indywidualnie porozmawiać z wystawcą, a nawet umówić się na konsultacje.(am)

Do niedawna media rozpisywały się głównie o Kamilu Grosickim i jego osiągnięciach, od pewnego czasu coraz głośniej jest o jego żonie - Dominice. Choć sama o sobie mówi, że jest mamą na pełen etat, to uwadze internautów nie umyka jej aktywność w mediach społecznościowych oraz w świecie mody. Niedawno Dominika Grosicka pojawiła się w Szczecinie, by wziąć udział w kampanii modowej Sylwii Majdan. Modelka zaprezentowała kilkanaście stylizacji, w tym serie bardzo kobiecych sukienek. Jak udało nam się dowiedzieć, wkrótce do kampanii dołączy Natalia Siwiec. (am)

8

Foto: Sebastian Wołosz

Dominika Grosicka w kampanii marki modowej ze Szczecina


#prezentacja


| NEWSROOM |

Kulinarne zjednoczenie smaków

Foto: Andrzej Szkocki

Z okazji setnej rocznicy odzyskania niepodległości obchodziliśmy już wiele wydarzeń i uroczystości, jednak ta jest naprawdę smakowita. Firma Makro wraz z szefami kuchni z całej Polski podjęła inicjatywę i powołała do życia Tydzień Kuchni Polskiej. W wydarzeniu nie mogło zabraknąć silnej reprezentacji Pomorza Zachodniego. - W Szczecinie mamy trzech ambasadorów - wyjaśnia Iwona Niemczewska, szefowa kuchni i właścicielka restauracji Z drugiej strony lustra. - To Bolek Sobolewski z Na kuńcu korytarza, Dariusz Siwak z Park Hotel i ja. Dołączyli do nas jeszcze dwaj szefowie: Paweł Salamon z Gorzowa i Rafał Durka z Kołobrzegu. Podjęliśmy się interpretacji ponad 100-letnich, historycznych receptur trzech zaborów, kuchni żołnierskiej oraz kuchni żydowskiej. Zobowiązaliśmy się przy tym do użycia produktów regionalnych. Co z tego wynikło? Będzie można się przekonać, odwiedzając nasze restauracje od 5 do 11 listopada. (am)

Marka Marella skończyła właśnie 30 lat. Z tej okazji w szczecińskim salonie odbyło się huczne przyjęcie. - Bardzo się cieszymy, że kobiety w naszym mieście doceniły markę Marella i jej styl, a także, że potrafią wybrać rzeczy, które naprawdę doskonale do nich pasują - mówi Katarzyna GdaniecŚmiłowska, właścicielka szczecińskiego salonu Marella. - Nasz butik na rynku jest już 10 lat, a to oznacza, że spędziliśmy z marką trzy-czwarte czasu jej istnienia. To dla nas olbrzymie wyróżnienie. Z okazji jubileuszu odbył się pokaz mody marki z naciskiem na płaszcze z kolekcji jesień-zima 18/19. Projektanci postawili na miejski szyk, naturalność i nowoczesność. Goście mogli podziwiać również pokaz makijażu Agnieszki Szeremety, która zaprezentowała najnowsze trendy na nadchodzący sezon. (am)

10

Foto: Sebastian Wołosz

Huczne urodziny Marelli


#prezentacja


| NEWSROOM | #filharmonia poleca!

Jesteśmy w domu tydzień z najlepszą polską muzyką Od niedzieli do niedzieli, od najmłodszych po najstarszych, melomani będą mieli możliwość uczestniczenia w unikatowej prezentacji historii polskiej muzyki. Od 4 do 11 listopada JESTEŚMY W DOMU w Filharmonii w Szczecinie. Bilety na wszystkie wydarzenia dostępne są w kasie Filharmonii oraz na stronie internetowej.

Tydzień rozpocznie się koncertem rodzinnym, a kolejne dni wypełnią historia polskiego jazzu w pigułce, prezentacja folkloru polskiego, polska kameralistyka w wykonaniu wybitnych wirtuozów, nowe podejście do brzmienia podjęte przez współczesnych kompozytorów tworzących na innych płaszczyznach muzycznych, historyczne spojrzenie na operę narodową Moniuszki. Wszystko zwieńczy koncert 11 listopada „STO NA STO | Muzyczne dekady wolności | Górecki”.

tywnie przeprowadzą nas przez historię polskiego jazzu odnosząc się tym samym do jej najważniejszych momentów. 8 listopada, koncert elektroniczny

ności najciekawsze obrazy interpretujące hasło przewodnie konkursu. Całość zakończy koncert, jakiego w Filharmonii jeszcze nie było - koncert hiphopowy.

TERAZ | Stańczyk | Zamilska | LAB 2_El-Polska

11 listopada, koncert symfoniczny

Wybraliśmy dla Was najciekawsze koncerty:

Premierowe wykonanie utworu napisanego przez kompozytora Marcina Stańczyka specjalnie dla Filharmonii w Szczecinie. Oprócz autora kompozycji wystąpią także: Natalia Zamilska oraz muzycy Ensemble Musikfabrik, a hol Filharmonii stanie się sceną wyjątkowego muzyczno-wizualno spektaklu.

5 listopada, koncert jazzowy

10 listopada, hip-hop

WSZĘDZIE | Subiektywna historia polskiego jazzu

Kto ty jesteś

Jeden z finałowych koncertów transmitowanych przez Program 2 Polskiego Radia odbędzie się także w Szczecinie. 11 listopada o godz. 19:00 Orkiestra Symfoniczna Filharmonii w Szczecinie wykona „Symfonię pieśni żałosnych” Henryka Mikołaja Góreckiego, utwór, który przyniósł kompozytorowi niespotykaną w świecie muzyki współczesnej, globalną popularność. Muzyków poprowadzi jeden z najbardziej cenionych i znanych polskich dyrygentów - maestro Jerzy Maksymiuk, a partie wokalne wykona Elżbieta Szmytka.

Różnorodność artystów, którzy wystąpią podczas koncertu potwierdza, że jazz to gatunek, który najbardziej na świecie nie lubi zaszufladkowania. Jazzpospolita, Atom String Quartet, Gaba Kulka, Tomasz Dąbrowski i Maciej Obara subiek-

12

Dla profesjonalistów i amatorów, pasjonatów filmowych, youtuberów i wszystkich, którzy mają otwartą głowę - finał konkursu na youtubową etiudę filmową. Spośród nadesłanych filmów zgłoszonych do konkursu Kto Ty jesteś wyłonione zostaną i pokazane publicz-

STO NA STO | Muzyczne dekady wolności | Górecki

Pełna lista wydarzeń dostępna na www.mmtrendy.szczecin.pl oraz na www.filharmonia.szczecin.pl



| FELIETON | #szczecińska dycha

#zima w Szczecinie razy 10!

1. Lodowiska - na pewno miejsce do jazdy na łyżwach będzie przy Netto Arena w dużym, białym namiocie. Lodowisko funkcjonuje też przy szczecińskiej Gubałówce. Prawdopodobnie powstanie też osiedlowe na Prawobrzeżu. Większość z nich posiada na wynajem specjalne pingwinki (lub inne sympatyczne zwierzaczki) do nauki jazdy na łyżwach dla dzieci. 2. Bieg mikołajkowy w Policach - na początku grudnia kilkaset osób biegnie w zawodach w czapkach Mikołaja. Na zapisy już pewnie za późno, ale warto pojechać kibicować. I spróbować odgadnąć, który Mikołaj wygra. 3. Sporty zimowe na Gubałówce - narty, snowboard, jabłuszko. Każdy coś wybierze. Stok nie jest jakiś super długi, ale na pewno zapewni wiele zabawy. Funkcjonuje też tam wypożyczalnia sprzętu narciarskiego. 4. Ognisko przy Wodozbiorze - ognisko w zimie? Czemu nie, trzeba jedynie zadbać o suche drewno albo o dobrą podpałkę. Wodozbiór w Puszczy Wkrzańskiej to nieodkryte przez wielu miejsce. Stanowiska do zrobienia ogniska, wieża widokowa, świetne miejsce na spacery... a wszystko to w miarę niedaleko od centrum - można tam dojechać nawet autobusem.

14

5. Spacery - jaki dźwięk wydaje śnieg pod stopami? Dla każdego inny. Zimowa sceneria to świetna okazja, by pospacerować we wspomnianej wcześniej Puszczy Wkrzańskiej, czy też Puszczy Bukowej. A jakże dobrze się później śpi po 10-kilometrowym spacerze. 6. Hokej na Majowym - czy wiesz, że w Szczecinie rozgrywane są mecze hokeja na lodowiskach? Zachęcam do oglądania i kibicowania. 7. Sanki w Parku Kasprowicza - do dyspozycji jest duża górka w okolicach Teatru Letniego. Na dole jest odpowiednia ilość miejsca do wyhamowania, więc będzie odpowiednio bezpiecznie. A na najmłodszych czeka mniejsza górka, bliżej Psiej Polany (też w Parku Kasprowicza). 8. Grzaniec - po aktywnościach zimowych nic nie rozgrzewa bardziej, niż grzaniec na bazie czerwonego wina z dodatkami (cynamon, goździki, pomarańcza). Dostępny jest w wielu lokalach w Szczecinie, gros osób też lubi grzane piwo lub grzańce bezalkoholowe. Oczywiście można je też wykonać w domu przepisy szybko znajdziecie w internecie. 9. Zima nad morzem - morze cieszy nie tylko latem. Wprawdzie w mniejszych nadmorskich miejscowościach ze świecą trzeba szukać otwartych lokali gastronomicznych, to w Świnoujściu czy Międzyzdrojach jest już dużo lepiej. A morze takie samo, jak w innych miejscach. Dawka jodu wpływa dobrze na zdrowie o każdej porze roku. Swoją drogą, nie wiem, czy wiesz, ale w przeszłości (bardzo dawno temu, bo w XIV wieku) była taka zima, że zamarzło całe Morze Bałtyckie. Do Szwecji można było się dostać saniami, a na Bałtyku powstały nawet zajazdy dla podróżujących. Ciekawe, czy kie-

dyś jeszcze doczekamy się takiej zimy... Raczej byśmy tego nie chcieli, bo jak głoszą kroniki, temperatura spadała wtedy do minus 45 stopni. 10. Atrakcje z poprzedniego wydania w poprzednim artykule pisałem o pomysłach na spędzanie jesiennych wieczorów. Zostawiam sobie taką furtkę bezpieczeństwa na wszelki wypadek, gdyby zima w tym sezonie rozczarowała. Poprzednie wydanie MM Trendy znajdziesz bez problemu w internecie. Moimi propozycjami były m.in.: kino nieoczywiste, puby z grami planszowymi, salony gier, nauka czegoś nowego np. kurs programowania lub kurs tańca. Śmiało sięgnij do wydania październikowego MM Trendy.

Paweł Krzych autor szczecinblog.pl, prowadzący stronę na Facebooku Uśmiechnij się - jesteś w Szczecinie. Zakochany w tym mieście.

Foto: Aleksandra Misiura

Pogoda ostatnio sprawia niezłe niespodzianki. Nim się obejrzymy, a za chwile będzie zima. Śnieg, mróz... oby! Co sezon zawsze mam nadzieję, że zima będzie, jak za dawnych lat. W listopadzie pierwszy śnieg, białe i mroźne święta, ferie zimowe dla dzieci w zimowej scenerii. W tej odsłonie „szczecińskiej dyszki” czas na atrakcje zimowe. Na pewno się przyda, nawet jeśli nie sypnie mocno białym puchem z nieba.


#prezentacja

Urządzasz mieszkanie lub biuro? Nie masz pomysłu na swoje wnętrze? Postaw na DOBRE meble.

Kompleksowa usługa: od projektu aż po wykonanie.

MEBLE NA WYMIAR / PROJEKTOWANIE / USŁUGI STOLARSKIE KUCHNIE / SZAFY / SCHODY / MEBLE BIUROWE / USŁUGI CNC


| FELIETON | #w rytmie miasta

#stocznia wstaje z kolan Dyskusja o tym, która dyscyplina jest, a która powinna być tą narodową toczy się od dawna. Choć najbliższa mojemu sercu była i będzie koszykówka, trzeba uczciwie przyznać, że zdecydowanie nie należy jej się w tej polemice zbyt wiele miejsca. Dla jednych królowa to Justyna Kowalczyk, dla innych - liczą się tylko cesarz Adam Małysz oraz jego następca Kamil Stoch. Gdzieś po drodze przydarzyła się w kraju chwilowa ekscytacja zawodami strongmanów z Mariuszem Pudzianowskim w roli absolutnego dominatora, a swoje wspaniałe momenty miewają też piłkarze ręczni. W doskonałej formie są nasi lekkoatleci, a Rafał Majka czy Maja Włoszczowska to klasa sama w sobie. W chwilach jak ta zawsze pojawia się wzmianka o piłce nożnej i… żegnaj, rozumie. Czy rewelacyjna forma dająca ćwierćfinał na Mistrzostwach Europy, czy kompletny blamaż na Mistrzostwach Świata - bezbrzeżna miłość rodaków w połączeniu z milionami włączonych telewizorów to pakiet świadczeń gwarantowanych. Żeby nie było, oczywiście sam trzymałem kciuki za naszych na rosyjskich stadionach. Wydaje się jednak, że to niezły moment, aby wspomnieć o jeszcze jednej dyscyplinie. W pełni nie opadł złoty pył po wspaniałym Mundialu w Bułgarii i Włoszech, podczas którego siatkarze grający z orłami na piersiach po raz drugi z rzędu wywalczyli tytuł najlepszej drużyny globu. Obronili mistrzostwo świata! Tym fenomenalnym wyczynem dołączyliśmy do potęg pokroju byłego ZSRR, Włoch i Brazylii, których reprezentanci triumfowali trzy lub więcej razy, w tym także turniej po turnieju. Wielki sukces, czyż nie? Mamy w mieście bardzo ważnych architektów tego narodowego triumfu. Trenerem ekstraklasowej Stoczni jest szczecinianin Michał Mieszko Gogol, pracujący z kadrą jako asystent Vitala Heynena. Pol-

16

scy fachowcy również świetnie sprawdzają się w zespołach na najwyższym poziomie rozgrywek i nie zawsze trzeba szukać rozwiązań zagranicznych. Drugim z istotnych elementów mistrzowskiej układanki jest atakujący kadry, jednocześnie nowy nabytek lokalnego klubu - Bartosz Kurek. Historia tego sportowca powinna stanowić modelowy przykład na to, że trzeba wierzyć w siebie i nie zrażać się porażkami, ponieważ czasem nie w pełni oddają one naszą rzeczywistą dyspozycję. Pominięty przez selekcjonera ostatnim razem, wrócił aby - jak mówił trener Heynen - wygrać im jeden mecz. Nie dostosował się do zaleceń, bo wygrał wszystkie, które trzeba było i jeszcze zapracował na miano MVP, czyli najlepszego gracza całych mistrzostw. Tak, tak, dobrze Państwo przeczytali. Najlepszy siatkarz świata gra w Netto Arenie w koszulce z napisem „Szczecin”. I bądźmy uczciwi, choć wyjeżdżał do Bułgarii już jako świetny zawodnik Stoczni, o obecnym statusie nie było mowy. Prawda jest taka, że Kurek po prostu eksplodował i mamy niesamowite szczęście oraz ogromny zaszczyt oglądania go w klubowych barwach. Bez cienia przesady można stwierdzić, że mowa o siatkarskim Ronaldo czy Messim, więc grzechem byłoby nie pojawiać się regularnie w hali przy ul. Szafera. Jeden ze znajomych żartował zaraz po genialnym finale z Brazylią, że sam Bartosz Kurek sprzedał właśnie dodatkowe dwa tysiące biletów na każdy mecz naszej drużyny. Chyba miał rację, ale Szczecin zasługuje na to, by poczuć dreszcz sportowych emocji w skali trochę większej niż dotychczas. A jak z frekwencją? Korki już na ul. Taczaka niech będą najlepszą odpowiedzią na ewentualne wątpliwości. Meczu otwarcia nie widziałem, choć mówi się, że nie potrwał długo. Natomiast podczas starcia z bezsprzecznie lepszą w tym momencie rozgrywek

ZAKSĄ i tak czuło się na niemal pełnych trybunach atmosferę, której nigdy nie zaznałem w tym samym obiekcie podczas zmagań koszykarzy. Parafrazując bohatera kultowego filmu „Miś”, mam wrażenie, że jesteśmy świadkami rodzącej się w Szczecinie nowej, świeckiej tradycji. Wszystko wskazuje bowiem na obrany przez włodarzy kurs na sukces, a tego akurat w naszych stronach ostatnio brakowało. Jeśli radosne tłumy kulturalnie kibicujących, trzeźwych fanów obojga płci i w każdym wieku interesują się wygraną swoich bardziej niż obrażaniem przyjezdnych, widzę w tej pięknej dyscyplinie nadzieję. Obyśmy doczekali się wkrótce jeszcze jednej sportowej dumy Pomorza!

Michał Chaszkowski-Jakubów szczecinianin z urodzenia i przekonań. Założyciel Stowarzyszenia In Tractu, pomysłodawca i organizator m.in. Filmowych Wtorków w Cafe Hormon, Szczecińskiego Bazaru Smakoszy oraz Feel Good – Przeglądu Kina Pozytywnego


#prezentacja


| FELIETON |

#wady małe i duże, a czasami wręcz zalety... Ten artykuł na wstępie powinien ostrzegać: Po jego przeczytaniu już żadne piwo nie będzie smakowało jak wcześniej! Prawdopodobnie nie będziesz więcej w stanie beztrosko cieszyć się pitym trunkiem, zaczniesz analizować… Przed przeczytaniem tego tekstu skonsultuj się z lekarzem lub farmaceutą… Niestety, przy produkcji piwa wiele rzeczy może „pójść nie tak”. Nie dotyczy to jedynie piwnego kraftu i mało popularnych stylów piwnych, ale także produkowanego na masową skalę piwa koncernowego. Nazwanych wad piwnych jest dobrze ponad trzysta. Przybliżę te najpopularniejsze i najbardziej efektowne. Dwadzieścia zmor piwowara: • dimetylosiarczek w skrócie DMS, pochodzący głównie ze słodu - kojarzący się z kukurydzą z puszki, surówką z selera, zupą jarzynowa, kalafiorową, popcornem, • diacetyl, za który najczęściej odpowiada praca drożdży - winny aromatowi masła w piwie, • aldehyd octowy, za który również obwiniamy drożdże (farba emulsyjna, zielone jabłuszko - występujące głównie w piwie niedojrzałym), • kwas izowalerianowy, za który wini się zleżały chmiel (stare skarpetki, gotowanie bobu, zjełczały ser), • chlorofenol - związek używany do czyszczenia aparatury piwnej, na przykład gdy piwowar źle wypłucze instalację (zapach apteczny, szpitalny, płynu do mycia podłóg w szpitalach – znanego pod nazwą lizol) • bromofenol - również środek myjący pozostawiający bardzo niepożądane aromaty takie jak kasza gryczana, atrament, • metaliczny (posmak metalu, gwoździ, monet, krwi,) ciężko wyczuć od czego się bierze, może być winna stara aparatura piwowara, może też być to wina

18

użytych surowców jak woda, chmiel, albo powstać wskutek filtracji, • kwas butanowy (wymiociny, zgnilizna), • autoliza drożdży (spalone mleko, gnilny), • fenole (goździki), • dwutlenek siarki (zgaszona zapałka), • siarkowodór (zagotowane białko jaja kurzego, lub popsute przez kogoś powietrze...), • dwu-metylo-trój-siarczek (cebula), • merkaptan (długo nieopróżniany śmietnik, stare obierki, podgniłe warzywa), • indol (chlew), • miód (utlenienie), • estry (np. cytrusy - niepożądane w lagerze), Przy produkcji piwa zdarza się zakażenie, wywołane przez bakterie, mikroorganizmy, dzikie drożdże, lub pleśnie... Dzikie drożdże i bakterie mogą przyczyniać się do powstania m.in. zapachów masła, gotowanych warzyw, kanalizy, kiszonej kapusty, fekaliów, chlewu, skwaśniałych aromatów, stajni, końskiej derki. Mikroorganizmy – zapach ziemisty, piwniczny. Pleśnie - przyczyniają się m.in. do zagazowania piwa (lejemy piwo do kieliszka, a tam sama piana - od dna po wylot) Jeżeli butelka wystawiona jest na ekspozycję świetlną, zwłaszcza przezroczysta lub zielona – piwo w niej przechowywane będzie nacechowane tak zwanym prześwietlonym aromatem (aromat tytoniu, kawy, potu, marihuany, co może się niektórym podobać ;) Niemniej doradzam wybieranie piwa w brązowych butelkach, względnie z puszki jeżeli jest taki wybór. Piwo zestarzałe - może nabierać np. zapachów papierowych, karmelowych, miodowych, pieczonych. Przy okazji, diacetyl i DMS występują w wielu piwach koncernowych, zwłaszcza w tzw. corpo-lagerach w rodzaju jasne pełne, nie rzadziej też w czeskich i nie-

mieckich lagerach w stylu pilzneńskim. Od dawna je znamy, tylko są tak częste i oczywiste, i tak głęboko zakorzenione w mózgu, że ciężko je wychwycić, gdyż wydaje się, że lager powinien tak smakować, dlatego koncernowy lager zaleca się spożywać w jak najniższej temperaturze. Im niższa temperatura corpo-lagera tym mniej wad w nim wyczujemy... Jeżeli po przeczytaniu tego tekstu choć część z wymienionych wad, będziesz w stanie wychwycić w piwach rzemieślniczych, a także w korporacyjnym pilsie lub jasnym pełnym…. żeby nie było, że nie ostrzegałem ;) Na pocieszenie dodam, że część „wad” w wybranych stylach jest wręcz pożądana, a nawet tam, gdzie nie są pożądane wielu piwnych smakoszy uzna je jako ciekawostkę, tudzież zaletę…

Paweł „Pawloff” Flak urodzony w pięknym mieście Szczecin, koneser Single Malt Whisky, moderator na forum BestOfWhisky.pl, miłośnik klasyki rocka oraz entuzjasta gitary elektrycznej


#prezentacja


P au lina

Przybysz


| TEMAT Z OKŁADKI |

Nie chce mi się już bać i wstydzić Poznaliśmy ją je s z c z e ja k o n a s tol a t k ę , j e d e n z g ł o s ó w S i s t a r s . Od t e g o c z asu na scen ę w ra c a ła z a ró w n o z s o l o wy m i p r o j e k t a m i , j a k i z e s p o ł o wymi. Raz b y ło o n ie j g ło ś n o , raz t r o c h ę c i s z e j . W u b i e g ł y m r o k u wy d a ł a pi erwszy albu m p o d s w o im n a z w i s k i e m , a d o s ł o wn i e k i l k a t y g o d n i t e m u dołączyła do mu z y c z n e j ro d z in y s z c z e c i n i a n i n a S y l we s t r a Os t r o ws k i e g o . Ja k udaje się je j u trz y ma ć ta k ie t e m p o ? ROZMAWIAŁA AGATA MAKSYMIUK / FOTO WIKTOR FRANKO, ŁUKASZ ZIĘTEK

Co znajdziemy na Twojej obecnej playliście? - Ostatnio słucham namiętnie Bille Holiday, Mosesa Sumneya , Masego, Kendricka Lamara, płyty Keyona Harrolda, szczególnie „Mugican” gdzie śpiewają moi ulubieńcy, czyli Georgia Anne Muldrow, Jermain Holmes i Bilal. Czasem słucham też suit Bacha, preludiów Debussego czy tybetańskich mis. Co do Keyona Harrolda, to niedawno dołączyłaś do jego muzycznej rodziny, której głową jest Sylwester Ostrowski. Jak się poznaliście? - Sylwestra poznałam przy okazji koncertu na Festiwalu Młodych Talentów, mniej więcej dwa lata temu. Wtedy również pracowaliśmy z amerykańskimi muzykami, m.in. z Kelvinem Sholarem i Ericem Allenem. Było bardzo przygodowo. Naprawdę lubię podejście Sylwestra do organizowania wydarzeń, nie czuć w nich żadnych granic. Lepi nas muzyka, która jest ponad wszystkimi podziałami. Jeśli chodzi o Keyona, to słyszałam go w wielu utworach, pamiętam też jego nazwi-

sko z filmu „Miles Ahead”. To on spośród tylu znakomitych muzyków został wybrany do nagrywania trąbki w soundtracku opowieści o Milesie. Przy okazji projektu poznałaś też Pharoahe Moncha, jednego z bardziej uznanych raperów w historii. Jakie odczucia towarzyszyły Ci podczas pracy nad nad utworem „Lyric”? Pojawiła się trema? - Ostatnio zastanawiam się nad sprawą strachu, tremy i wszystkich dziwnych uczuć towarzyszących ludziom podczas występów. Powoli zaczynam zauważać u siebie, że kompletnie mnie to opuszcza. Myślę, że kiedy włączam record albo kiedy realizator otwiera front i padają pierwsze dźwięki koncertu, to od tego czasu, poza odnajdywaniem się w przestrzeniach utworu, niewiele się liczy. Podobnie było z Pharoahe Monchem. Z jednej strony nie dowierzałam, że wezmę udział w tym spotkaniu, a z drugiej miałam poczucie, że to zupełnie naturalne. Wychowałam się na jego muzycznym stylu. Kie-

M A G A Z Y N M I E J S K I | N U M E R 11 / 2 0 1 8

21


Dobre jest podążanie za pasją i pozwalanie sobie na odważne r u c h y. P r z y n a j m n i e j t a k d ł u g o , jak jest to szczere. Nie lubię k o m p r o m i s ó w. C h y b a j e s t e m już za stara, żeby się bać i wstydzić. Nie chce mi się, mam za dużo obowiązków i za dużo planów do zrealizowania.

22


| TEMAT Z OKŁADKI |

M A G A Z Y N M I E J S K I | N U M E R 11 / 2 0 1 8

23


dy urodziłam pierwszą córkę, codziennie słuchałam numeru Pharoahe’a „Hold On”. Zaczyna się on słowami Erykah Badu do swojej córki: You are beautifull / Do You know that? Z kolei do „Push” doskonale pamiętam jak się bawiłam. Album „When You Are Here” w większości był produkowany w Stanach. Odległość miała wpływ na proces tworzenia? - Dzięki internetowi byliśmy z Keyonem w stałym i dość późno-wieczornym kontakcie. To były godziny, kiedy dzieci już spały, więc mogłam zaszyć się w pracowni i spokojnie wysyłać tracki przez oceany. Jesteście już po pierwszych wspólnych występach. Na próbach od razu udało Wam się złapać wspólną więź? - Moja jesień jest super gęsta w koncerty i nasze pierwsze spotkanie odbyło się bardzo „na styk”. Fizycznie poznaliśmy się o 7 rano, a o 8 graliśmy już na żywo. Jeszcze przed występem powiedziałam chłopakom, że czuję, że jestem „tą nową”, bo przecież oni się już dobrze znają. Na co Keyon odpowiedział - we sent tracks, that was intimate, we know each other Paulina. Wtedy poczułam, że ma rację, że czuję to samo. Czasami wystarczy wymienić kilka fraz, żeby się polubić. Wasz projekt jest wędrówką przez różne style muzyczne: od jazzu, soulu, hip-hopu po r’n’b, a nawet odrobinę rocka. Na Twojej solowej płycie „Chodź tu” także słychać różne intrygujące brzmienia. Dlaczego eksperymentowanie jest tak ważne? - Dobre jest podążanie za pasją i pozwalanie sobie na odważne ruchy. Przynajmniej tak długo, jak jest to szczere. Nie lubię kompromisów. Chyba jestem już za stara, żeby się bać i wstydzić. Nie chce mi się, mam za dużo obowiązków i za dużo planów do zrealizowania. A czy za eksperyment można uznać nową wersję „Sutry”? Razem z siostrą długo odpychałyście od siebie pytania o powrót do czasów Sistars, a tu nagle taki projekt. - Wszystko zatacza kręgi, moda wraca, brzmienia wracają, gatunki też... W człowieku co siedem lat wszystkie komórki przechodzą totalną odnowę, a ten numer ma już chyba z piętnaście lat, więc to był dobry moment, by zabrać się za niego jeszcze raz. Ciekawie pracowało się z tej perspektywy. Wzięłyśmy do ręki stare, obejrzałyśmy je z każdej strony i dokładnie przefiltrowałyśmy przez uszy młodych producentów i wokalistów. A jak pracowało się z tymi młodymi, czyli Kubą Traczem i Igorem Walaszkiem lub raczej Bassem Astralem i Igo? - To zdecydowanie muzycy z otwartymi głowami i w dodatku wrażliwcy, a ci nie mają dla mnie wieku. Jeżeli łapiemy wspólny lot, to numer ma wszystko, czego mu trzeba. Trudno było wyrazić słowami, o co nam dokładnie chodzi, ale kiedy

24

się spotkaliśmy i przestaliśmy gadać, Kuba odpalił sampler, a nasza trójka chwyciła za mikrofony - to po prostu poszło samo. Bass Astral i Igo są również producentami nowej „Sutry”. W Polsce mamy taką tendencję, że zasługi za finalny efekt utworu przypisuje się wokaliście. Z czego to wynika - z niewiedzy słuchaczy czy ze słabo rozwiniętej kultury producentów w naszym kraju? - Myślę że słuchacz, ale nie muzyk i nie człowiek z branży - nie zastanawia się nad tym, kto co robił w piosence - kto gra na gitarze, a kto wymyślił linię wokalną i szczerze powiedziawszy nie uważam, że musi. To nie jest ambicjonalna parada talentów tylko piosenka, która wpisuje się w dzieje kultury i ma za zadanie przekazać ludziom emocje, ukojenie, przebudzenie, a może chwilę relaksu czy zapomnienia w tańcu. I to jest ok. Myślę też, że świadomość istnienia producentów czy twórców muzyki elektronicznej, którą często tworzy jeden człowiek, jest coraz większa. Dużo się mówi o Mura Masa, Flying Lotusie czy Smoliku, którzy raczej nie śpiewają, ale za to z powodzeniem wyprzedają sale koncertowe. Od premiery płyty „Chodź tu”, czyli od zeszłego roku, bardzo dużo mówi się też o Tobie. Nie masz za złe, że wcześniejszy projekt Rita Pax nie został tak mocno zauważony? - Nie za bardzo jest komu mieć cokolwiek za złe. Recenzje Rity Pax były super, zagraliśmy sporo świetnych koncertów i wydaliśmy dwie płyty. Może graliśmy dla mniejszego grona odbiorców, ale to nie zmieniło naszej frajdy czy zaangażowania w muzykę. Myślę, że jeszcze na pewno nagramy kilka kawałków i ruszymy w trasę. Mocno został za to zauważony singiel „Dzielne kobiety”. Po jego publikacji szybko przypisano Ci łatkę zatwardziałej feministki. Czujesz się tak? - (śmiech) Na bank jestem feministką i mam nadzieję, że wszyscy kiedyś będziemy, ale nie czuję się w niczym zatwardziała. Myśli, że feminizm może być zjawiskiem negatywnym? - Zdarzają się niewłaściwe interpretacje feminizmu albo zagubienie w środkach, w walce o równouprawnienie. Nie oszukujmy się. Bycie kobietą w patriarchalnym świecie bywa frustrujące, a wybuchy frustracji bywają agresywne. Myślę jednak, że kiedy przeanalizujemy procentowo wszystkie akty przemocy, nadużycia kobiet wobec mężczyzn, a wyniki zestawimy z nadużyciami mężczyzn wobec kobiet, to bardzo agresywnie działające feministki okażą się bardzo, ale to bardzo małym problemem dla społeczeństwa. Dla mnie feministka czy feminista to człowiek, który po prostu uznaje równe prawa kobiet i mężczyzn. A to nazywa się człowieczeństwem.


| TEMAT Z OKŁADKI |

Na bank jestem feministką i mam nadzieję, ż e w s z y s c y k i e d y ś b ę d z i e m y. . .

M A G A Z Y N M I E J S K I | N U M E R 11 / 2 0 1 8

25


| EDYTORIAL |


Daisy Day Ubrania z nowej kolekcji Walerii Tokarzewskiej - Karaszewicz zostały uszyte z jedwabiu, żakardów, satynowych bawełn, zwiewnych - lekko transparentnych szyfonów. Zdobienia wykonane są z cekinów, koralików, szklanych i akrylowych kryształów. W kolekcji występuje również autorska biżuteria - duże cekinowe i kwiatowe kolczyki, pierścionki z wiodącym motywem kwiatowym i duże kolorowe naszyjniki. Wszystkie tkaniny i produkty występujące w kolekcji zostały sprowadzone z Azji. Cała kolekcja została wykonana własnoręcznie przez projektantkę. Inspiracją była miłość do kwiatów, które są integralną częścią natury i lata, oraz ich bogatej i różnorodnej kolorystyki.

Waleria Tokarzewska – Karaszewicz to pochodząca ze Szczecina projektantka młodego pokolenia, stylistka i podróżniczka. Dyplom projektanta obroniła w 2015 roku w Krakowskich Szkołach Artystycznych na kierunku Artystycznego Projektowania ubioru. Jest autorką 8 kolekcji. Jej markę cechuje wielobarwność, eklektyzm, mnogość zdobień, awangarda, najwyższa jakość tkanin i produktów użytych w projektach. Ubrania Walerii cieszą się popularnością u takich znamienitych postaci jak Katarzyna Nosowska, Natalia Kukulska, Cleo, Patricia Kazadi itd. Więcej na: www.tokarzewska.com / www.instagram.com/tokarzewska / www.facebook.com/tokarzewska

MODELS Zosia | Mango Models , Kasia | NEVA Models / PHOTOS Weronika Kosińska | FB: Weronika Kosińska Photographer MUA Izabela Szelągowska | FB: Izabela Szelagowska Make-Up Artist & Hair Stylist / HAIR Radosław Galiński | FB: Galiński Hair Stylist SCENOGRAPHY Alicja Wańkowicz-Gil , Kamila Starmach Pracownia Florystyczna Anemony / PLACE Willa Tadeusz, Lanckorona

M A G A Z Y N M I E J S K I | N U M E R 11 / 2 0 1 8

27



MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 10/2018

29




| STYL ŻYCIA |

W życiu na nic nie jest za późno - Kiedy kilka lat temu ktoś powiedziałby mi, że będę chodzić po wybiegach mody, występować w kampanii reklamowej bielizny, kazałabym mu mocno stuknąć się w czoło – śmieje się Małgorzata Horyń-Olszewska. - Tak się jednak stało. Jako 44-letnia matka dorastającego syna zostałam modelką. AUTOR Anna Folkman / FOTO Katarzyna Madziała / Małgorzata Horyń-Olszewska w sukience marki Dominiak Design

Pochodzi z Kamienia Pomorskiego, studiowała w Szczecinie, a dziś mieszka w Kołobrzegu. Małgorzata Horyń-Olszewska z wykształcenia jest ekonomistką. Jeszcze dwa lata temu wiodła spokojne życie, wychowując samotnie syna. Odskocznią było aktorstwo, które zawsze ją fascynowało. Zgłaszała się na castingi do seriali. Grała m.in. w „Szpitalu”, „Policjantkach i policjantach”, „Szkole życia”, „Dniu, który zmienił moje życie”, „Sekretach sąsiadów”, „Lombardzie. Życie pod zastaw” i wielu innych. Zagrała też główną rolę w teledysku Darka Zeto w Szczecinie oraz w klipie Fishera & Krzysztofa Rutkowskiego „Jesteś aniołem”.

w 2016 roku. Potem minęło trochę czasu i pojawiły się informacje, że ma być premiera – wspomina aktorka. - Zaczęłam więc poszukiwania sukienki. W internecie trafiłam na kreację, którą miała na sobie piosenkarka Doda i bardzo mi się spodobała. Znalazłam projektantkę. Usłyszałam, że może uszyć dla mnie taką samą sukienkę, ale muszę przyjechać na przymiarkę do Krakowa. Formalności miałam załatwiać z jej menadżerką. Kiedy skontaktowałam się z nią, obejrzała moje zdjęcia na portalu społecznościowym i zapytała, czy byłabym zainteresowana modelingiem. Okazało się bowiem, że jest także menadżerką znanego w świecie mody projektanta Carmichaela Byfielda.

Kompleksy na pierwszym planie

Nagła zmiana

- Zawsze chciałam rozwijać się muzycznie i aktorsko – mówi pani Małgorzata. - Rodzice mieli jednak inny plan. Miałam skończyć studia, po których będę miała praktyczne umiejętności i pewny zawód. Mama była kierownikiem w banku i miała nadzieję, że pójdę w jej ślady. Dopiero 10 lat temu odważyłam się zgłosić na pierwszy casting. Nigdy jednak nie myślałam o modelingu.

Nadeszło niespodziewane zaproszenie od projektanta - kiedy pani Małgorzata miała przyjechać na przymiarkę sukni, mogłaby także otwierać pokaz podczas Cracow Fashion Day. – Pomyślałam, ja? 44-letnia dojrzała kobieta? Zachęcono mnie i mimo że ostatecznie zrezygnowałam z sukienki, poproszono bym przyjechała i poszła w pokazie – opowiada. - Otwierałam ten pokaz. To wyjątkowa i ważna rola. Razem ze mną znalazły się na nim jeszcze inne znane aktorki i modelki. Nie czułam się źle, nie miałam obaw. Po tym pokazie wszystko potoczyło się lawinowo. Zaczęłam dostawać propozycje do sesji zdjęciowych, kampanii reklamowych, także bielizny. Okazało się, że mam wygląd charakterystyczny dla modelki.

Jako młoda dziewczyna pani Małgorzata cierpiała z powodu kompleksów. Dzieci w szkole były bezlitosne - wytykały jej orientalną urodę, wyraziste ubrania, nazywając Cyganką. - Miałam bardzo zaniżoną samoocenę - wspomina. - W przedszkolu, w szkole podstawowej cały czas byłam atakowana. Byłam ciemną brunetką, miałam długie włosy i śniadą cerę. Te cechy nie są związane z moim pochodzeniem, ale dzieci potrafiły wszystko sobie dopowiedzieć. Uznawano mnie za kogoś „innego”, niepasującego do otoczenia i dokuczano mi. Dorastałam w przekonaniu, że jestem brzydka. Dwa lata temu pani Małgorzata zagrała u boku popularnego detektywa Krzysztofa Rutkowskiego w filmie Pawła Lewandowskiego „Miasto nocą”. Fabuła rozgrywa się w Szczecinie, a premiera filmu planowana jest w tym roku. - Sceny nagrywaliśmy

32

Piękno bez retuszu To właśnie kampania reklamowa bielizny pod hasłem „Naturalne piękno z Axami” miała prezentować kobiece piękno bez retuszu. - Kiedy koleżanki zobaczyły zdjęcia, aż się dziwiły. Zawsze na sesjach byłam dokładnie „zrobiona”, tutaj nie było retuszu. Widać lekkie zmarszczki, figurę w pełnej krasie. No właśnie. Przecież żadna z nas nie jest idealna. Patrzymy na modelki


| STYL ŻYCIA | w magazynach, w reklamach i myślimy, że one tak wyglądają. Nieprawda. Zawsze pojawiają się jakieś przebarwienia, zmarszczki, kształty powszechnie uznawane za nieatrakcyjne... Chodzi o to, by to nasze piękno siedziało w głowie. Same musimy zobaczyć nasze piękno i w nie uwierzyć. To chyba bardziej kwestia pewności siebie, pokochania siebie, ale też świadomość, że mogę wyglądać inaczej, kiedy się ubiorę, kiedy profesjonalnie pomaluję. I do takich momentów kobiety powinny dążyć. Do tego namawiam. Dzięki sesjom zdjęciowym zobaczyłam, że mogę wyglądać pięknie. Sprawmy sobie zatem czasem nową fryzurę, piękny makijaż i zróbmy, np. sesję u fotografa. Każda z nas ma kompleksy, ale chodzi właśnie o to, żeby prowokować w życiu chwile, w których będziemy się czuć pięknie i o nich zapomnimy.

Życie dało o sobie znać Pani Małgorzata zapewnia, że do tej pory nie korzystała z pomocy medycyny estetycznej, nie przeszła żadnych zabiegów, czy operacji. - Nie jestem im jednak przeciwna. Może kiedyś – dodaje. - Zauważyłam, że jestem pewnego rodzaju inspiracją dla ko-

biet. Młode panie pytają mnie o to, jak dostać się na wybiegi, starsze, jak wyglądać pięknie w dojrzałym wieku. Mam to szczęście, że sylwetką, urodą obdarowała mnie natura. Nie musiałam na nią ciężko pracować. Teraz się to trochę zemściło. Pewnego dnia pani Małgorzata nie mogła wstać z łóżka. Okazało się, że to schorzenie kręgosłupa. - Usłyszałam, że muszę dbać o kondycję, jeśli chcę być zdrowa i aktywna. Niestety, ostatni raz ćwiczyłam w liceum... Lekarz, kiedy to usłyszał, złapał się za głowę i kategorycznie kazał mi to zmienić. Na kręgosłup, sylwetkę, kondycję, polecił basen. Problem w tym, że nie umiem pływać – śmieje się kobieta. Wzięła jednak to polecenie do serca i zapisała się na indywidualne lekcje z instruktorem. - Nie mogłam zapisać się do grupki, bo wszystkie to grupy dziecięce – mówi żartobliwie modelka. Ale tak oto dziś, w wieku 45 lat uczę się pływać. Jak widać, nigdy nie jest za późno. Nie ma takiej rzeczy, na którą byłoby za późno. Realizujmy swoje marzenia. Nie bójmy się nowych rzeczy. Żeby nie żałować, żeby w pełni wykorzystać swoje życie.


| KULTURA |

#nie możesz przegapić Nosowska - Na tłusto

ności, inicjacji, mówi o obowiązkach wobec ludzi, a także o obcowaniu żywych i umarłych. To sen o dzieciństwie, w którym groza miesza się ze śmiechem, idea świętości z sympatyczną rozpustą, a tęsknota za wiarą ze zwątpieniem. 17 listopada, Teatr Współczesny, godz. 19, bilety 26-35 zł

Gdy tylko Hey ma wolne, Nosowska solo – choć zawsze ze znakomitymi partnerami - penetruje krainy, w które z macierzystym zespołem się nie zapuszcza. Na polu muzycznym Nosowska również nie próżnuje - pracuje z Michałem FOXem oraz Królem nad swoim kolejnym solowym albumem, którego premiera zaplanowana jest na jesień 2018. Nowy materiał będzie można usłyszeć na żywo podczas jesiennej trasy koncertowej „Nosowska na tłusto”. 10 listopada, Netto Arena, godz. 19, bilety 69-119 zł

„700 na 100” w Operze na Zamku

Filharmonia – Jesteśmy w domu 11 listopada w ramach projektu „Sto na sto. Muzyczne dekady wolności” Orkiestra Symfoniczna Filharmonii w Szczecinie pod batutą maestro Maksymiuka włączy się w obchody 100-lecia odzyskania niepodległości. Jednocześnie koncert zakończy całotygodniowy cykl wydarzeń prezentujących muzykę polską w najlepszym wydaniu. 4-11 listopada, Filharmonia

34

11 listopada w całej Polsce obchodzona będzie 100. rocznica odzyskania przez Polskę niepodległości. Tego dnia wspólnie świętujemy od wielu lat, ale 2018 rok zobowiązuje szczególnie. Opera na Zamku w Szczecinie przygotowuje wydarzenie, w którym oprócz chóru i orkiestry Opery na Zamku wystąpią właśnie… widzowie, goście: młodsi i starsi. To spektakl dla rodziców z dziećmi, dziadków, przyjaciół. Razem będą śpiewać pieśni patriotyczne, wpisane w polską tradycję i kulturę. 11 listopada, Opera na Zamku, godz. 17, bilety 100 groszy

Fanny i Aleksander premiera Pierwsza w Polsce teatralna adaptacja jednego z najpiękniejszych dzieł światowego kina. Akcja rozgrywa się w rodzinie dyrektora prowincjonalnego teatru, który oglądamy oczami nastolatka Alexandra i jego młodszej siostry Fanny. Bergman zabiera nas do świata namięt-

Taco Hemingway Koncert Taco Hemingwaya w ramach trasy promującej album „Cafe Belga”. Raper zaczął nagrywać w 2011 roku, przyjął pseudonim Taco Hemingway i wypuścił anglojęzyczny minialbum „Young Hems”. Trzykrotnie nominowany do Nagrody Muzycznej Fryderyk w latach 2016, 2017 i 2018 w kategorii Album roku hip-hop za płyty „Umowa o dzieło”, „Marmur” oraz „Szprycer”. Dwukrotny laureat tej nagrody za albumy „Umowa o dzieło” i „Szprycer”. 28 listopada, Peron 5, godz. 19, bilety 60-75 zł

„Zamek z piasku” - premiera „Zamek z piasku” z tekstem Andrzeja Zaorskiego, jednocześnie reżysera spek-


taklu i muzyką Tomasza Bajerskiego – to musical powstały na motywach „SKIZ-a” Gabrieli Zapolskiej, sztuki wykpiwającej sztuczną moralność mieszczaństwa. Dwie pary małżeńskie różniące się stażem. Niedojrzałość kontra znudzenie. To wszystko nieubłaganie prowadzi do romansu i zdrady. Czy dotychczasowe życie bohaterów runie jak zamek z piasku? Aktorom na scenie towarzyszyć będzie grający na żywo zespół. 24 listopada, Teatr Polski, godz. 19, bilety 80 zł

cim koncertem po wznowieniu działalności koncertowej. To ikona polskiej muzyki, jeden z najważniejszych zespołów z punkowym rodowodem 23 listopada usłyszymy sporo utworów, które często stawały się hymnami. 23 listopada, Peron 5, godz. 19, bilety 60-70 zł

wziąć udział w dwóch wydarzeniach o nazwie „Konkurs Stand-Up” i „Stand-Up Improwizowany”. W sobotę, 1 grudnia, w Pałacu pod Globusem Akademii Sztuki zaprezentuje się Teatr Improwizacji Afront. Później SZPAK przeniesie się do Starej Rzeźni. O 17 rozpocznie się tam „Konkurs kabaretowy”. Ostatni dzień SZPAK-a, czyli niedziela 2 grudnia, w Starej Rzeźni z programem „Wady i waszki” wystąpi Kabaret Hrabi i to dwa razy - o godzinie 16 oraz 19. 29 listopada - 2 grudnia, różne miejsca

Coma XX-lecie zespołu

SARSA #zakryjtour Utwór „Zakryj” to najnowszy singiel Sarsy, zapowiadający trzeci solowy album artystki. Sarsa jest autorką muzyki, słów, a także producentką muzyczną utworu, dobrze znaną z tego, że w swojej twórczości przemyca treści pozamuzyczne. Nowy singiel zapowiada dziewięć grafik na Instagramie, które w sposób symboliczny nawiązują do zjawiska synestezji (każdy słyszany dźwięk łączy się jednocześnie z kolorem, światłem, smakiem, dotykiem i kształtem.) 2 listopada, Peron 5, godz. 19, bilety 40-50 zł

Pidżama Porno Pidżama Porno powraca do Szczecina. Po ponad trzech latach i zaledwie z trze-

Trasa koncertowa z okazji 20-lecia działalności zespołu Coma. Trasa jest wyjątkowa, ponieważ zespół zdecydował, że chce zagrać koncerty w salach, które wielkością pozwolą być blisko publiczności, aby podziękować za ostatnie 20 lat. 11 listopada, Kolumba 4, godz. 19, bilety 60-70 zł

Komedia i rozrywka dla dorosłych i dla dzieci - SZPAK Festiwal rozpocznie się 29 listopada i potrwa do 2 grudnia. Otworzy go „Stand-Up Debiut w sieci”. Sześciu komików pokaże swoje programy po raz pierwszy na sali, ale też w internecie. Wieczór uświetni szczecińska premiera nowego programu Tomka Nowaczyka pt. „Samotność długodystansowca”. W piątek, 30 listopada, będzie można

Podziel się z nami swoją opinią!

Wyślij maila lub napisz do nas na FB

M A G A Z Y N M I E J S K I | N U M E R 11 / 2 0 1 8

35


| FILM |

# kino w listopadzie udaje się do Berlina, aby rozpocząć naukę w prestiżowej szkole baletu. Jej przyjazd zbiega się w czasie z tajemniczym zniknięciem jednej z wychowanek akademii. Susan, czyniąca niesamowite postępy pod okiem ekscentrycznej dyrektor artystycznej szkoły – Madame Blanc, szybko zaprzyjaźnia się z inną tancerką Sarą. Kiedy w szkole dochodzi do kilku mrożących krew w żyłach incydentów, obie dziewczyny zaczynają nabierać podejrzeń, co do prawdziwej natury akademii. Wkrótce Susie pozna jej największy, mroczny sekret.

Za pomocą narracji animacyjnej opowiedziano historię dziejącą się w przeszłości oraz oddano surrealistyczne realia wojny. Dokument pozwolił autorom uwzględnić pamięć tych, którzy przeżyli, a historii dodać realizmu.

Bohemian Rhapsody 2018 Powstająca latami (głównie przez kontrowersje co do odtwórcy roli głównej) opowieść o zespole Queen, jego muzyce i niezwykłym wokaliście Freddie’em Mercurym. I właśnie życiorys Mercury’ego, który pozostał na kartach historii nie tylko jako muzyk, ale i uwielbiający wystawny styl życia biseksualista, stanowił punkt zapalny, ponieważ żyjący członkowie grupy Queen życzyli sobie, by nie eksponować niektórych elementów życia tego barwnego bon vivanta. Freddie żyje dziś jako legenda, reszta muzyków skwapliwie korzysta z niej finansowo, zaś film pewnie wyśrodkuje dawkę muzyki i pozascenicznych szaleństw Mercury’ego. Oby nie skończyło się na pomnikowej hagiografii.

Suspiria 2018 Remake psychohorroru z lat 70. z muzyką przygotowaną przez Thoma Yorke’a z Radiohead. Amerykańska tancerka

36

Jeszcze dzień życia (Another Day of Life) / 2018 Oparta na książce Ryszarda Kapuścińskiego historia reportera realizującego swoją misję w ogarniętej wojną Angoli w 1975 roku. Podczas wyprawy Kapuściński zdaje sobie sprawę, że jest świadkiem wydarzeń, których znaczenie będzie wymagać wyjścia poza rolę obserwatora. To pozwoli mu narodzić się ponownie zarówno jako pisarzowi, jak i człowiekowi. Pod względem formalnym film jest stylizowaną animacją z fragmentami zdjęć dokumentalnych.

Narodziny gwiazdy (A star Is born) / 2018 Czyżby kit roku? Piekielnie zdolna,


| FILM |

choć niepewna siebie Ally (Lady Gaga) przypadkiem spotyka w barze gwiazdora country (Bradley Cooper). Mimo różnic zakochują się w sobie i postanawiają wyruszyć we wspólną trasę. Dla niej to uczucie stanie się inspiracją do artystycznej pracy, a także katapultą do wielkiej kariery. Dla niego - być może początkiem końca.

Farrel), muzyka Hansa Zimmera i ciekawy temat. „Wdowy” to historia czterech kobiet, których nie łączy nic z wyjątkiem długu, pozostawionego im w spadku przez zmarłych mężów, uwikłanych w działalność przestępczą. Kobiety nie mają innego wyjścia, jak wziąć sprawy w swoje ręce i zawiązać spisek, który pozwoli im narzucić światu ich reguły gry.

Utoya, 22 lipca (Utøya 22. Juli) / 2018

Wdowy (Widows) / 2018 Gwiazdorska obsada (Viola Davis, Michelle Rodriguez, Liam Neeson, Colin

22 lipca 2011 roku na norweskiej wyspie Utoya uzbrojony mężczyzna (prawicowy ekstremista) otworzył ogień do przebywającej na obozie młodzieży. Zginęło 69 osób. Reżyser Erik Poppe podjął się nakręcenia filmu poświęconemu zdarzeniu, które wstrząsnęło nie tylko Norwegią, lecz także całym światem. Jego dramat rozpoczyna się od dokumentalnego nagrania z Oslo, gdzie niedługo przedtem ten sam napastnik detonował bombę, zabijając osiem osób. Potem kamera podąża za 19-letnią Kają, spędzającą ze swoją młodszą siostrą kilka dni na wyspie. Nagle pada pierwszy strzał, po którym rozpoczyna się 72-minutowa rekonstrukcja wydarzeń, nakręcona w jednym ujęciu i z perspektywy ofiar.

Podziel się z nami swoją opinią!

Wyślij maila lub napisz do nas na FB


| MUZYKA |

TOP 10 albumów na listopad by Jarek Jaz (MM Trendy)

Tony Allen, Jeff Mills Tomorrow Comes The Harvest (Blue Note Lab) Kolejny przykład, jak dobrze może zabrzmieć Jeff Mills, kiedy nie łączy swoich produkcji z instrumentami smyczkowymi. Pierwszy to oczywiście koncertowy skład Spiral Deluxe, gdzie techno miesza się z jazzem i funkiem. Tutaj kolos z Detroit spotkał się z tytanem afrobeatu Tony Allenem i to temu starszemu panu należy się palma pierwszeństwa za wyśmienity groove tej płyty. Dominuje tutaj zdecydowanie i nabija na perkusji niesamowite rytmy, których rodowodu możemy szukać na Czarnym Lądzie. Tuż za nim podąża Mills, oplatając te soczyste zagrywki dubowymi tłami i potężnymi basami. Numerów jest tylko cztery – długich, rozkręcających się powoli, stanowiących swobodny dialog pomiędzy dwoma wielkimi osobowościami, z których żadna nie próbuje narzucić drugiej stronie swojej racji. Do tego (w wersji z sieci) równie wyśmienite edity i remiksy poszczególnych kawałków. Kosmos, Afryka, Detroit i odległe konstelacje. Jak to ze sobą zestroić? Da się. I można wracać wiele razy.

Kode9 & Burial Fabriclive 100 (Fabric Records) Kultowy klub Fabric miał zakończyć swoją kultową muzyczną serię, promującą najlepszych producentów i didżejów brytyjskiej sceny klubowej w wielkim stylu. Zatrudnił do tego ikony elektronicznej sceny, odpowiedzialnego za zdefiniowanie brzmień dubstep, Buriala oraz szefa

38

zasłużonej wytwórni Hyperdub, Kode9. Wydawałoby się, że nie można z większym hukiem powiedzieć do widzenia, ale zamiast Czegoś Absolutnie Wyjątkowego, przed czym czapki z głów ponownie zdjęłoby pół muzycznego świata, dostaliśmy mało efektowny wystrzał z kapiszona. Dokonania oby artystów odpowiedzialnych za miks są nie do podważenia. Po albumie „Untrue” Buriala z 2007 roku, muzyka elektroniczna nie brzmi już tak samo. Kode9 przez lata potwierdzał swój talent menedżerski, wyszukując niezwykle oryginalnych artystów i promując ich pod szyldem Hyperdub. Natomiast ich wspólne dokonanie zniszczyła mania wielkości. Efektem jest kompletny bałagan, brak sensownych efektów współpracy oraz kompletnie niesatysfakcjonujący rezultat. W długim, ponad siedemdziesięciominutowym miksie, mamy przeszłość, teraźniejszość i przyszłość muzyki. Są charakterystyczne dla Buriala zagięcia muzycznej rzeczywistości, które giną w zalewie jungle, electro, d’n’b, footworku podanych bez większego ładu. Trudno uniknąć wrażenia, że to szkic mający stanowić wstęp do kreatywnego dzieła. Ktoś chyba przesłał do wytwórni niewłaściwy plik.

na ostatnim Open’er Festival), duet ani na moment nie zapomina o swoich klubowych korzeniach. Tak, jak ich zespołowe fascynacje są niezwykle różnorodne, tak i dj set zarejestrowany w legendarnej serii DJ Kicks, gładko przechodzi przez cały zestaw wielokolorowych wpływów: techno, house, kraut, trochę awangardowych tanecznych brzmień, podanych w zwartym, 50-minutowym zestawie. Niezwykle chropowata i energetyczna mieszanka mocnych perkusji, plemiennych rytmów, dubowych basów i przestrzennego techno. Bardzo skoncentrowane wysokie napięcie.

Mansur Brown Shiroi (Black Focus)

Pinch & Peverelist presents: In Deep (Tectonic)

Mount Kimbie DJ Kicks (!K7 Music) Z uwagą obserwuję trwającą już dekadę muzyczną karierę Brytyjczyków, którzy ograniczony gatunkowo dubstep z początków swojej działalności, rozwinęli na albumach w tak odległych kierunkach inspiracji, jak kraut, post punk czy ambient. Grając dziesiątki tras koncertowych jako live band (m.in. świetny koncert

tu weterani, którzy ani na moment nie spuszczają z tonu – Kowton, Mumdance, Randomer, Phon.O czy we własnej producenckiej osobie Pinch i Peverelist. Ponad dwadzieścia minimalistycznych numerów i każdy ma siłę basowego walca. Tylko na wyśmienitej jakości soundsystem.

Na kolana! Dwie tuzy brytyjskiej sceny basowej zebrały najnowszy katalog własnych wytwórni - Tectonic i Livity Sound, by wydać te numery na kompilacji niezbędnej do promocji podczas amerykańskiej trasy. Czyn skromny i wykonany bez marketingowego zadęcia, w związku z tym mógł pozostać szerzej niezauważony, a nie powinien. To niezwykle świeża, a przy okazji brutalna, chropowata, drapieżna i finezyjna zarazem, przebogata oferta z kręgu UK bass. Goszczą

21-latek z Londynu, Mansur Brown nie ma specjalnie obfitej listy dokonań. Mimo to zaczyna się go wymieniać jednym tchem obok Thundercata i Roberta Glaspera, współczesnych wizjonerów czarnej muzyki. O ile Thundercat to wirtuoz basu, Glasper włada klawiszami, to Mansur Brown sprawia, że jego gitara brzmi, jakby nie pochodziła z tego świata. Skąd w tym gronie znalazł się młodzian, którego nazwisko (jeszcze) nie elektryzuje tłumów? Wystarczyło, że wziął udział w nagrywaniu albumu „Black Focus” projektu Youssef Kamaal, który okazał się przełomowym dziełem dla kariery jazzowych instrumentalistów – perkusisty Youseffa Dayesa i klawiszowca Kamaala Williamsa. Teraz pora na kolejnego wybitnego muzyka z tego grona, czyli Mansura Browna, który w zupełnie inny sposób opowiada swoje historie. Tu gitara (najtrudniejszy dla mnie do odczytania instrument w jazzie) jest na pierwszym planie, za nią nadążają pozostali muzycy. Efekt to na wskroś nowoczesny, subtelny psychodeliczny soul jazz, nie pozbawiony funkowej energii.


| MUZYKA |

by Milena Milewska (Radio Szczecin)

The O’My’s Tomorrow (haight.) Ponoć w Chicago wzrasta prawdopodobieństwo wszelkich dźwiękowych interakcji. Maceo Haymes z The O’My’s żartował, że zawsze może dojść do zaskakującego połączenia sił - gdy akurat jesteś w pokoju z innym muzykiem, a nawet gdy przypadkowo wpadniecie na siebie w parku. I patrząc na to, jak wielu młodych artystów z tych okolic pojawiło się ostatnio na scenie, coś może być na rzeczy. Maceo zaczął grać ze swoją drugą, muzyczną połową, Nickiem Hennessey’em, już dziesięć lat temu. Po drodze doszło też do formalnego debiutu, jednak muzycy proszą, byśmy to, co było, odłożyli na półkę, traktując „Tomorrow” jako to właściwe pierwsze słowo. Co ciekawe, po nagrywaniu z różnymi osobami, duet wraca do tych, którzy pojawili się sześć lat temu na ich pierwszym wydawnictwie (Nico Segal, Chance The Rapper), ale dzieje się to w trochę innej stylistyce. Dęciaki zamieniono na delikatną akustykę, co tworzy stonowany i eteryczny materiał. Jeśli brakuje Wam nienachalnych kompozycji, wyśpiewanych pięknym falsetem, to „Starship”, „Puddles”, czy „Baskets” będą cennym wzbogaceniem jesiennej playlisty.

P.Unity Pulp (U Know Me Records) Nie tak często się zdarza, by połączyły się ścieżki aż dziesięciu prawdziwych wyznawców funku. Muzyków, których fascynuje groove i szalony styl legendarnego Parliament, różnorodność Prince’a, jak i współczesne wariacje wytwórni Brainfeeder. Jeśli już takie spotkanie się zdarzy najlepszym pomysłem po wydaniu

dobrze przyjętej epki „Mango” jest zabranie się za debiutancki album. Stwierdzenie, że „Pulp” to płyta funkowa byłoby mocnym wyszarzeniem całej palety barw, która się tu pojawia. P.Unity zawodowo radzą sobie także z rockiem, soulem, psychodelią, jak i z elektroniką przypominającą o genialnych Sa-Ra Creative Partners. Ale przede wszystkim - tak, jak mówi nam tytuł dziewiątego kawałka - „FUNKJEST”. Jest i ma się wybornie - momentalnie stawia na nogi. W końcu w jednym tekście słyszymy: „Skamieniałość lędźwi to mój wróg największy”, a „Pulp” w pełni pacyfikuje wszelkie zastoje, stagnację i ogólny brak ruchu.

klasycznego śpiewania w rytmie walca. Skoro to płyta o rozpoczęciu i zakończeniu związku, to moglibyśmy oczekiwać energetycznych i radosnych kompozycji o zauroczeniu, ale też tych rzewnych i płaczliwych o pożegnaniu. I tu wokalistka ponownie robi to inaczej niż większość - materiał zamyka w podobnym tempie, podkreślonym przez zdecydowaną linię basu. Fatima prezentuje się nam jako artystka wyważona, wprowadzająca w swój świat ze smakiem i umiarem w środkach. Umiarem, który potrafi oddziaływać z wielką siłą.

ale już sama okładka zwiastowała różnorodność. Z tyloma wpływami i odwołaniami łatwo przedobrzyć, jednak słychać, że właśnie to gra mu w duszy i dzięki temu „Syd”, mimo wielu głosów, składa się w spójną całość.

Prince Piano and a Microphone 1983 (NPG/Warner)

Moo Latte Syd (Moo Latte)

Fatima And Yet It’s All Love (Eglo) „Emocjonalna, ale też zabawna wycieczka przez pełny cykl związku” - tak brzmi oficjalny opis drugiego krążka Fatimy. To zdanie pasowałoby do wielu albumów, bo zakochanie, czy rozstanie to tematy dość powszechne, jednak „And Yet It’s All Love” na pewno nie można nazwać płytą jedną z wielu. Już wokal Fatimy to zjawisko, od którego ciężko się oderwać. Artystka potrafi wciągać w swoje historie oryginalnymi harmoniami, a nawet porzucić soulową, trochę chropowatą barwę na rzecz bardziej

Jeśli byliście kiedyś na koncercie Bitaminy, to może zauważyliście go na scenie, jednak ich wspólne trasy to tylko mała część tego, z czym powinniście kojarzyć Moo Latte. Brian Massaka Victorsson jest producentem, który konsekwentnie realizuje swoją wizję instrumentalnego hip-hopu, wpisującego się w nurt zainspirowany takimi klasykami jak kawałki J Dilli, czy A Tribe Called Quest. I chociaż do tej pory Brian podążał tym szlakiem, zbierając ogólne uznanie i wiele pochwał, najwyraźniej stwierdził, że czas trochę zmienić trasę, by eksplorować nowe tereny. Główna narracja „Syd” to dźwięki afrykańskie, jak i południowoamerykańskie. Moo Latte pokazuje swoje kulturowe korzenie, które poznawał słuchając muzyki prezentowanej mu przez ojca pochodzącego z Kongo, a w parze z motywami etnicznymi idzie jazzujący i połamany hip-hop ze szczyptą skandynawskiej mentalności (producent mieszka w Kopenhadze). Bardzo dużo gatunków i miejsc jak na jeden projekt,

Ta płyta nigdy nie powinna zostać wydana. Tak sądzi spora grupa fanów i w dużej części mają rację. O tajemniczym i zamkniętym na cztery spusty Skarbcu Prince’a krążą legendy. Książę, jako artysta o nieograniczonej ilości pomysłów, tworzył tyle piosenek, że musiał zakładać poboczne projekty, by nadążać z ich publikowaniem, a reszta - czyli te, których muzyk nie chciał wydawać, lub nad którymi planował jeszcze popracować - trafiała właśnie do Skarbca. I to tam trzydzieści pięć lat przeleżała kaseta z zapisem dziewięciu utworów nagranych w domowym studiu przy akompaniamencie fortepianu. Skoro artysta nigdy ich nie upublicznił, to pewnie nie miał takiego zamiaru, jednak wiele byśmy na tym stracili. Nie poznalibyśmy minutowego szkicu „Purple Rain”, przejmującego „Why the Butterflies”, czy humorystycznego „Cold Coffee & Cocaine”. Niestety nie będziemy już mogli zetknąć się z wszechstronnym geniuszem Prince’a, a „Piano...” pokazuje nam ten geniusz ze skróconego dystansu słyszymy każdy oddech, zawahanie i emocję. To jedno z najintymniejszych i najpiękniejszych spotkań z Księciem, które były nam dane.

M A G A Z Y N M I E J S K I | N U M E R 11 / 2 0 1 8

39


| TEATR |

„Fanny i Alexander” największe dzieło Bergmana na deskach Teatru Współczesnego 40


Zdjęcia z sesji promocyjnej do spektaklu.

Przed nami pierwsza w Polsce teatralna adaptacja jednego z najpiękniejszych dzieł światowego kina – „Fanny i Alexander” Ingmara Bergmana. Jak kinowa opowieść wypadnie na deskach teatru? Przekonamy się o tym 17 listopada w Teatrze Współczesnym. Tymczasem rąbka tajemnicy uchyla nam młody aktor Jakub Gola, wcielający się w postać Alexandra. ROZMAWIAŁA AGATA MAKSYMIUK / FOTO K. BABIŃSKA / T. OTULAK

M A G A Z Y N M I E J S K I | N U M E R 11 / 2 0 1 8

41


| TEATR |

(...) relacje, które prezentujemy na scenie, są zupełnie inne od tych, jakie znamy z polskich domów. Akcja spektaklu dzieje się w Szwecji i szybko można dostrzec wiele różnic kulturowych i wyznaniowych - bohaterowie są luteranami. Rodzina Ekdahldów jest na pewno wielobarwna, pełna zapachów, dotyków, soczystych relacji. To ludzie liberalni.

Razem z zespołem zdobyłeś Grand Prix za spektakl „Przebudzenie wiosny” oraz „Deskę sceniczną”, czyli nagrodę Związku Artystów Scen Polskich za wyrazistą osobowość aktorską na 36. Festiwalu Szkół Teatralnych w Łodzi. Co młodemu aktorowi dają takie wyróżnienia? - Chciałbym powiedzieć, że te wyróżnienia otworzyły przede mną scenę i posypała się lawina propozycji, ale tak się nie stało i myślę, że tak to nie działa. Mimo to bardzo się cieszę, że rola Janka Rilowa została doceniona spośród tylu wspaniałych ról, jakie komisja mogła oglądać. Spektakl „Przebudzenie wiosny” dotyka tematów związanych z dorastaniem, z seksualnością młodych ludzi i tak naprawdę brakiem zdrowej obecności dorosłych w życiu swoich dzieci. Wielu osobom może się wydawać, że to przegadany temat, ale ja się z tym nie zgadzam. Te problemy są wciąż aktualne. Pochodzisz z Żor, szkołę kończysz w Łodzi, teraz trafiłeś do Szczecina. Jak się tu znalazłeś? - Zadzwoniła do mnie Justyna Celeda, reżyserka „Fanny i Alexander”, spektaklu, który zobaczycie 17 listopada na Dużej Scenie Teatru Współczesnego. Otrzymałem propozycję zagrania tytułowej roli - Alexandra. Z Justyną poznaliśmy się już wcześniej na warsztatach u reżysera Zbigniewa Brzozy. Powiedziała mi wtedy - Kuba, ty jesteś takim aktorem od zadań specjalnych (śmiech). O Teatrze Współczesnym w Szczecinie słyszałem już wcześniej. To teatr z bardzo pozytywną opinią w innych ośrodkach kultury. Wiele mówi się o zespole Anny Augustynowicz i relacjach jakie tu panują. Przyznam, że z miastem nie złapałem chemii, ale cieszę się, że tu trafiłem. Szybko udało Ci się wejść do zespołu? - Ekipa od razu zagarnęła mnie do siebie, nie było potrzeby docierania się czy głębszego poznawania. Na scenie mierzysz się z klasykiem, jednym z największych dzieł Bergmana. Powinniśmy spodziewać się interpretacji

42

kinowej produkcji czy przekładu jeden do jednego? - Każdy spektakl jest reżyserską interpretacją, więc widz nie powinien nastawiać się na ten sam obraz, co w kinie czy na innej scenie. Poza tym sztuki Bergmana są obwarowane wieloma ścisłymi warunkami. Jeśli pytasz czy Justyna zmieniła fabułę, to nie, nie zrobiła tego i nie uciekła się do uwspółcześnienia wątków. Myślę, że można powiedzieć, że będzie to klasyczny spektakl, który, podobnie jak film, jest zrobiony z rozmachem. Na scenie, wśród wystawnej scenografii Grzegorza Małeckiego, pojawi się aż dwudziestu aktorów. Nie mogę bardziej odnieść się do produkcji Bergmana, ponieważ jej nie obejrzałem do końca… trwa aż 5 godzin. Justyna prosiła, że jeśli nie widzieliśmy wcześniej „Fanny i Alexander”, to żebyśmy nie oglądali filmu podczas przygotowań do roli. Nie chciała, żebyśmy się tym sugerowali podczas pracy. Czy możesz zdradzić nam kim jest Alexander? - To złote dziecko z idealnego domu, którego świat nagle przewraca się do góry nogami. Razem z siostrą - Fanny, którą zagra Marysia Dąbrowska, opowiadają historię swojej rodziny. Ich ojciec nagle umiera, a jego miejsce zajmuje pastor. Chłopiec odznacza się niezwykle bogatą wyobraźnią, dzięki niej może zdobyć szczyt świata, ale też wpaść w prawdziwą otchłań. Przez całą sztukę balansuje na granicy tych dwóch wymiarów. To postać bardzo złożona i dojrzała. Zapoznając się ze scenariuszem czułem, że Alexander to jakby dorosły uwięziony w ciele dziecka. Jednak widzowie na scenie wciąż będą widzieć dorosłych ludzi. Czy to nie podnosi poprzeczki dla Ciebie i Marysi? - Reżyserka zaproponowała bardzo ciekawe rozwiązanie, mianowicie dodała do spektaklu lalki Fanny i Aleksandra. Lalki stanowią alter ego bohaterów a gra z nimi jest bardzo płynna. Postaci się przenikają. Choć przyznaję, że gra z „przedmiotem” jest dla mnie czymś zupełnie nowym.


Czego widzowie będą mogli nauczyć się od Fanny i Alexandra? To bardzo specyficzne rodzeństwo, bardzo specyficzna rodzina. - Zacznę od tego, że relacje, które prezentujemy na scenie, są zupełnie inne od tych, jakie znamy z polskich domów. Akcja spektaklu dzieje się w Szwecji i szybko można dostrzec wiele różnic kulturowych i wyznaniowych - bohaterowie są luteranami. Rodzina Ekdahldów jest na pewno wielobarwna, pełna zapachów, dotyków, soczystych relacji. To ludzie liberalni. W ich stylu życia, jest wiele ciepła i miłości. Myślę, że moglibyśmy nauczyć się od nich otwartości, nawiązywania relacji, wyzbywania się strachu przed odczuwaniem i okazywaniem emocji, ale też wzajemnej tolerancji. Dość silne piętno na tej historii odciska kościół, czy ten wątek wpisuje się w obecną dyskusję jaka panuje w naszym kraju? - Myślę, że wątek pastora na pewno sprowokuje wiele pytań, a może nawet poszerzy dyskusję na temat kościoła i jego funkcji… szczególnie w kontekście ostatnich wydarzeń. Niesamowite, że ten spektakl ma polską prapremierę właśnie teraz. Po roli Alexandra, z kim chciałbyś podjąć współpracę? - Przyznam, że nie zastanawiałem się nad tym… Uwielbiam filmy m.in. Yorgosa Lanthimosa czy Sorrentino. Niedawno pracowałem z Jagodą Szelc przy filmie „Monument”, była to nasza praca dyplomowa. Kino, które tworzy Jagoda to kino, które kocham. Nie stawia pytań, a rodzi je. Do tego wprowadza totalną destrukcję. Powiedziałbym, że rozbija lustro naszego mózgu w miliony drobin, które sprawiają, że widz w środku krwawi. Myślę, że chciałbym współpracować z twórcami, którzy potrafią wywoływać takie stany - poszerzać i poddawać w wątpliwość wiedzę o człowieku.


| LITERATURA |

Czytając o Panu, zaskoczyły mnie dwa tematy, o których nie opowiada Pan wprost, ale często przewijają się w rozmowach. To śmierć i mieszkanie. Zacznijmy więc od śmierci. Boi się Pan jej? - Nie. W życiu! Mogę żyć i mogę nie żyć i obu tych rzeczy się nie boję. Rzeczywiście, bardzo dużo mówię o śmierci. Choćby, jak podpisuję książki czytelnikom, to zawsze wpisuję datę i uczulam ich na to, że jest to ważne. Dlaczego? - Bo jeśli jutro bym umarł, to osoba, która ma przeze mnie podpisaną książkę, będzie miała jakąś satysfakcję. Niektórzy od razu łapią ten humor. Inni nie. Jedna starsza pani się nawet popłakała. Spytała - jak to? A ja na to, że będzie mogła później się chwalić, że podpisałem jej książkę na dzień przed śmiercią. Ja sobie właśnie w ten sposób tę śmierć oswajam. To jednak się Pan jej boi? - Już teraz nie. Mam ją oswojoną, ale lecę siłą przyzwyczajenia. Poważnie, to chcę być do niej przygotowany. Niedawno byłem w Orońsku, w parku rzeźby. Była tam piękna rzeźba, tak wspaniała, że koledze od razu powiedziałem, że chciałbym aby w 2051 roku taki pomnik mi wystawili.

Mariusz Szczygieł: mam apetyt na ludzi O strachu przed śmiercią, satysfakcji z własnego mieszkania i zaczepianiu przypadkowych ludzi na ulicy rozmawiamy z Mariuszem Szczygłem, dziennikarzem, reportażystą, pisarzem, laureatem Europejskiej Nagrody Książkowej, znanym przede wszystkim jako autor książki „Gottland”. ROZMAWIAŁA BOGNA SKARUL / FOTO TOMASZ KRUPA

44

Skąd ta data? - Kiedyś przerobiłem test w internecie „Czy chcesz znać datę swojej śmierci”. Musiałem odpowiedzieć na mnóstwo pytań. Było ich ze dwieście, bardzo szczegółowe. Czego dotyczyły? - Mojego życia albo pytania, jakimi liniami lotniczymi latam, jakie mam nałogi (nie mam żadnych). Odpowiedziałem na wszystkie. Zajęło mi to 45 minut. A później pojawiła się informacja, że jak chcę poznać datę swojej śmierci, to mam wysłać SMS-a. Koszt tego SMS-a to 30 zł, ale już z VAT-em! I wysłał Pan? - Skoro tyle czasu poświęciłem na odpowiedzi, to wysłałem. Co to jest 30 zł wobec takiej wiedzy? Wyszło mi, że umrę 18 stycznia 2051 roku.


| LITERATURA |

Niezła perspektywa. Sporo czasu. - Rzeczywiście fajna. W ogóle uważam, że ludzie powinni wiedzieć, kiedy umrą. Wtedy więcej by zrobili dobrych rzeczy. Wiem to po sobie. Jak to! - Kilka lat temu dostałem wyniki z rezonansu swojego kręgosłupa. I tam były jakieś straszne rzeczy. Potworne. Guzy, zwyrodnienia. Jak to zobaczyłem, to wiedziałem, że natychmiast muszę iść do lekarza. Nie mogę czekać na wizytę ani minuty dłużej. Nawet cztery dni to byłoby za długo. Natychmiast muszę wiedzieć, co to jest. Koleżanka załatwiła mi wizytę u swojej siostry neurolog. Pojechałem do przychodni. Musiałem poczekać 20 minut, aby z gabinetu lekarki wyszedł pacjent. Przez te 20 minut, już wiedząc, że mam nowotwór kręgosłupa, którego przecież nie przeżyję, zrobiłem sobie plan - co zrobię, jak będę żył dwa miesiące, trzy miesiące, pół roku... I co było w tym planie? - Tam była taka jedna rzecz intymna, o jakiej nie mogę powiedzieć. Druga była o tym, że muszę kupić mieszkanie chrześniakowi, który wyszedł z więzienia. Trzecie, aby pojechać na dłużej do Nowego Jorku. I co? - Niczego nie spełniłem, bo żyję! Ale co wyszło z badania? - Lekarka powiedziała, że te moje guzy, to ma każdy człowiek i to od urodzenia. Więc moje marzenie o śmierci prysło. To nie były przecież marzenia o śmierci. - Żartuję. Ja sobie czasem przeflancowuję słowa. Na przykład mówię: myślę z czułością o śmierci. Bo chcę myśleć o śmierci z czułością. Ona jest tak samo dobra, jak życie. A nie przeraża Pana? Nie. Jest nieunikniona. Wręcz pozwala mi dobrze żyć. Kiedy zorientowałem się, że nie jestem nieśmiertelny, a było to po czterdziestce, pomyślałem, że to jest fantastyczna rzecz, bo można sobie polepszyć jakość życia. Teraz każdy tekst piszę tak, jakby miał być to ostatni tekst w moim życiu. Muszę te notatkę, nawet maleńką, napisać dobrze, albo bardzo dobrze, bo gdybym umarł, to będzie ostatnia rzecz, która będzie dobrze o mnie świadczyć. Poza tym, nie mogę być pokłócony z przysłowiową panią Krystyną, bo jak umrę, to zostanie

ta kłótnia? Muszę mieć wszystkie sprawy pozałatwiane. Ale przecież tak się nie da. - A ja tak właśnie żyję. Jak długo piszę Pan tę perfekcyjną ostatnią notatkę? Różnie. Zależy od dnia. Ostatnio napisałem książkę. Wyjdzie za miesiąc. Nazywa się „Nie ma”. Jest o „nie ma”, o życiu z „nie ma”. Ale co to jest „nie ma”? - Właśnie. Wszyscy mnie o to pytają. „Nie ma” to jest pewna wartość. Niektórzy pytają - „nie ma” to jest o stracie? Ależ nie, w życiu, tam nie ma ani jednego słowa o stracie. To może o braku? W życiu. Tam nie ma żadnego słowa „brak”. W obu tych słowach - „strata” i „brak” jest smutek, nostalgia, coś przygnębiającego. A ja przecież piszę o „nie ma”. I dlatego pilnuję się, aby w tej książce używać tylko „nie ma”. To właściwie, o czym będzie ta książka? - O bardzo różnych „nie ma” - nie ma kogoś, nie ma czegoś, nie ma jakiegoś uczucia, nie ma słowa, nie ma pamięci, nie ma widelców do sera, nie ma klamek, nie ma penisa, nie ma miłości, nie ma właściwego koloru, nie ma też optymizmu. A na końcu jest o tym, że nie ma „nie ma”. To historie z bardzo dobrym zakończeniem? - Tak. Może bajki? - Nie, to nie są bajki. To są reportaże. Non-fiction. Wszystkie historie o jakich piszę są prawdziwe. Jakbym zmyślał, to książka byłaby o wiele ciekawsza. Lubi Pan ludzi? - Tak. Do każdego podejdę i z każdym zagadam. Mam apetyt na ludzi, mimo tego że codziennie parę razy myślę o śmierci, a nie raz na tydzień. Dzięki temu, że się pogodziłem ze śmiercią, to odetchnąłem wewnętrznie. Przez to jestem pozytywnie nastawiony do ludzi. Dlatego ich tak lubię. Nie ma we mnie napięcia. To Pana sposób na życie? - Tak. Codziennie rozmawiam z osobami, których nie znam. Dowiem się o nich wszystkiego, nawet ich numer pesel. Jestem jak Renata Beger - nie mam w sobie poczucia obciachu.

mówię, przepraszam, czy ja mogę zadać pytanie. Niczego takiego nie ma. Od razu zaczynam z nim rozmawiać, jakby to był mój kuzyn albo siostra cioteczna. Nie zadaję obcym ludziom żadnych pytań, tylko od razu mówię. Trochę jak chory psychicznie się zachowuję. Ale zauważyłem, że to się bardzo podoba. Chyba to jest wyuczone, bo jestem jedynakiem i mama niechętnie wypuszczała mnie na podwórko, nie grałem z chłopakami w piłkę i tak starałem sobie znaleźć metodę na świat, żeby z każdym się dogadać. A co z tym Pana mieszkaniem? - Nie bardzo rozumiem. Jest dla Pana ważne? - Bardzo! Zawsze marzyłem, żeby mieć swoje mieszkanie, żadnego wynajmowania. Przecież talk-show „Na każdy temat” zacząłem prowadzić, bo producent i reżyser Witold Orzechowski obiecał, że kupię sobie dzięki temu mieszkanie. Jak kupiłem sobie i rodzicom, to przestałem pracować w telewizji. A mieć swoje miejsce, to dla mnie jedna z największych wartości. Dlaczego? - Uwielbiam być sam i czasem na jakiś okres oddzielić się od świata, z którym jestem w tak intensywnym kontakcie. Mieszkanie jest moim azylem. Kiedy projektowała je architektka, pani Ilona Śmiech, mówiłem: „Pani Ilono, musi być to taka przestrzeń, żebym mógł nie wychodzić z domu przez miesiąc i się nie nudzić”. Zawsze chciałem mieć duży gabinet, oddzielony od reszty mieszkania. Tylko swój, gdzie mogę pracować do rana, z długim dwumetrowym biurkiem. A całe mieszkanie, żeby wyglądało, jak mieszkanie w Nowym Jorku czy Berlinie, z rozmachem. Mam je już 12 lat, udało mi się je uzyskać równo, kiedy skończyłem czterdziestkę. Wyłącznie swoją pracą. To dla mnie duża satysfakcja. Przecież przyjechałem do Warszawy z plecakiem, kiedy miałem 19 lat i pieniędzmi od mamy, których mi starczyło na dwa tygodnie. Co stanie się z Pana mieszkaniem po śmierci? - Najdziwniejsze pytanie, jakie ktoś mi zadał w życiu! A odpowiedź banalna: jeszcze nie zdecydowałem!

Jak Pan to robi? - Potrafię iść z kimś równo po ulicy i zacząć rozmawiać. Nie

M A G A Z Y N M I E J S K I | N U M E R 11 / 2 0 1 8

45


| SZTUKA |

Absurdalna sztuka metalu

Do 2 grudnia w Trafostacji można oglądać wystawę „Vulgar Display of Marek” Marka Rachwalika. To najprawdopodobniej najbardziej intrygująca wystawa tego roku. Artysta sprawnie miesza absurd z powagą egzystencji, ironię z black metalową wzniosłością, a wiejski folklor z industrialem. Kim jest? ROZMAWIAŁA AGATA MAKSYMIUK / FOTO NATALIA SOBOTKA

46


| SZTUKA |

W Twoim biogramie przeczytamy „wiejski prymityw pochodzący ze wsi Kłomnice”. To tak na poważnie? - Na poważnie, ale i dla żartu. Pochodzenie artysty w świecie sztuki ma znaczenie?- Długo wydawało mi się, że niezbyt wielu artystów pochodzi ze wsi. Jednak niedawno zrobiłem wystawę z m. in. Maciejem Cholewą i poznałem wielu nowych dla mnie twórców, np. Irminę Rusicką czy Kaspra Lecnima, którzy podobnie jak ja są z totalnych obrzeży. No może już nie z takich totalnych, bo np. w mojej wiosce od lat działa Żabka czy Biedronka, ale pamiętam czasy kiedy na drodze nie było nawet asfaltu. Poczułem, że nie jestem sam! Pochodzenie na pewno jest ważne i na pewno wpływa na pracę. Artysta może obserwować otoczenie i przenosić jego elementy do obrazów. W moim przypadku są to choćby ozdoby ogrodowe czy motywy opon. Edukacja artystyczna na wsi też nie wydaje się najprostsza. - To prawda, jeśli ktoś od najmłodszych lat jest ukierunkowany na liceum plastyczne, to musi je znaleźć w najbliższym mieście, a później zorganizować sobie dojazd do tego miasta. Dla młodego człowieka to nie zawsze jest łatwe. Ja liceum plastyczne skończyłem w Częstochowie, potem miałem epizod z Katowicami. Mieszkałem tam podczas studiów i pracy na Akademii Sztuk Pięknych. Stwierdziłem jednak, że to otoczenie nie jest dla mnie. Do tego praca mnie dekoncentruje, wolę skupić się na malarstwie. Teraz patrzę na te sprawy z innego punktu widzenia. Jeszcze 10 lat temu pewnie nie dałbym rady żyć na wsi i tworzyć, ale dziś w dobie internetu, nie jest to problem. Media społecznościowe pomagają Ci w docieraniu do nowych odbiorców? Może są źródłem inspiracji? - I to, i to. Dzięki Facebookowi mogę lajkować, krytykować i stalkować innych. Internet to bez wątpienia ważny kanał komunikacji. Część moich prac zostało zainspirowanych osobowościami znalezionymi na Instagramie, które działają tylko na tym kanale i stanowią pewnego rodzaju fenomen. Niedawno znajomy napisał do mnie - szkoda, że Szczecin jest tak daleko, nie

będę mógł wziąć udziału w twojej wystawie. Dzięki mediom społecznościowym, w jakiś sposób - mógł. Mimo wszystko malarstwo trzeba oglądać na żywo. Wiele osób stykając się po raz pierwszy z Twoimi pracami myśli, że to grafiki komputerowe. - Będąc szczerym, totalnie nie potrafię posługiwać się programami graficznymi. Myślę, że mój język malarski jest trudny do przełożenia na język graficzny. Żeby wprowadzić odpowiednią trójwymiarowość, te prace po prostu muszą wyjść spod ręki, trzeba w nich trochę podziergać. Przyznam, że nie mam za dużego dystansu do tego, co tworzę. Każdy obraz mam tak mocno wdrukowany w świadomość, że moja twórczość nie robi na mnie już większego wrażenia. Patrzę na nią inaczej, niż odbiorcy. Śląsk jest wskazywany jako najciekawszy ośrodek malarstwa w Polsce - Oneiron, Grupa Janowska, Erwin Sówka, Andrzej Tobis, Krzysztof Piętka, Ty.... Twórców jest sporo i łączy Was pewien psychodeliczny, jaskrawy wymiar. Skąd ta psychodela na Śląsku? - Mieszkam na obrzeżach województwa śląskiego. 20 lat temu te tereny należały do województwa częstochowskiego, więc nie do końca mogę utożsamiać się z prawdziwą śląską przestrzenią. Jednak to prawda, dziwne fluidy przechodzą przez Śląsk. Gosia Kulik, z którą studiowałem, gdyby nie to, że przeniosła się do Wrocławia, również mogłaby podpiąć się pod ten nurt. Skąd to się bierze? Nie mam pojęcia, ale zauważyłem to również w muzyce. Przykładem są tu metalowcy, tacy jak choćby tekściarz Roman Kostrzewski z legendarnego Kata, czy Nihil, frontman Furii. Jest też hip-hopowy Kaliber 44. Tyle, że w Twoich obrazach ta jaskrawość i przerysowanie w połączeniu z metalową estetyką, którą stosujesz, dają poczucie, że zwyczajnie wyśmiewasz się z subkultury metalowców. I znów - to tak na serio? - Tak, wszystko, co robię jest na serio. Wyrasta to z dość szczerego spojrzenia na świat i dystansu do niego. Wychowałem się na South Parku, absurd stale jest mi bliski. Poza tym zawsze najbardziej ciekawili mnie artyści

mający rezerwę do swojej osoby i tego, co robią. Projekty realizowane z pompą i patetyzmem budzą we mnie nieufność i sceptycyzm. Ale wiem co masz na myśli - wywiad z metalowcami, który można zobaczyć i odsłuchać w Trafo - brzmi jakbym drwił z jego bohaterów. Język tych ludzi jest co najmniej niepoprawny, ale same wypowiedzi są tak szczere i autentyczne, że aż absurdalne, warte pokazania. Moje malarstwo, początkowo bardzo psychodeliczne, nie nosiło w sobie takich motywów, nie zdradzało wątków, które można by uznać za żart. Jednak lubię śmiać się z siebie i myślę, że każdy artysta powinien to potrafić. Twoje obecne prace od tych początkowych różni też struktura tytułów. Dajesz tam prawdziwy upust wszelkim absurdalnym „metalowym” przemyśleniom. - Podchodzę do tego z humorem - bo kto na poważnie, od tak dla siebie, zrobiłby fotkę ze strachem na wróble i podpisał „Jest to porównanie hip hopowca i synthpopowca”? Za niektóre określenia pewnie mogłoby mi się porządnie oberwać. Stachu Ruksza, który jest też kuratorem mojej ekspozycji w Szczecinie, zasugerował nawet, że mógłbym zrobić wystawę z samych tytułów. Mam w planach wiele obrazów i mam już do nich tytuły z naszkicowanymi motywami, więc teraz myślę, że szkoda, że tego nie wykorzystaliśmy. Może będzie jeszcze okazja. Nie obawiasz się, że temat metalowców w końcu się wyczerpie, że zabraknie Ci pomysłów na tytuły? Przecież kiedyś ich tak nie rozwijałeś. - Początkowo miałem poczucie, że absurd, który umieszczam w tytułach obrazów, jest trochę za suchy. Brakowało mi konkretnej narracji. Kiedy pojawiły się wątki metalowe pozbyłem się tego poczucia, ale jego miejsce zajęła właśnie obawa, że ten temat może się wyczerpać i zaprowadzi mnie „pod ścianę”. Wiele osób też mnie tym straszy. Z drugiej strony wciąż mam wiele pomysłów. Kultura i muzyka cały czas ewoluują, żyją. Wystarczy spojrzeć na ulicę - dziś po wyglądzie trudno osądzić, kto jakiej muzyki słucha. Kiedyś były wyraźnie granice i nie można było stać jedną nogą tu,

M A G A Z Y N M I E J S K I | N U M E R 11 / 2 0 1 8

47


| SZTUKA |

Marek Rachwalik (ur. w 1986 r. w Częstochowie) – artysta wizualny. Zajmuje się malarstwem, rysunkiem oraz uprawianiem metalowej autofotografii. Absolwent Akademii Sztuk Pięknych w Katowicach. Zdobywca wyróżnienia regulaminowego i wyróżnienia Magazynu Szum na 43. Bielskiej Jesieni oraz Grand Prix 6 Triennale Malarstwa im. Mariana Michalika. Wiejski prymityw nie ufający miastowym. Pochodzi ze wsi Kłomnice.

48


| SZTUKA |

a drugą tam, trzeba było się zdeklarować. Mam nadzieję, że dopóki jest we mnie kreatywność, to „jakoś to będzie”. Twoja metalowa auto-fotografia, to jeden z dowodów, że nie masz się o co martwić, ale z drugiej strony odbiorca zastanawia się - no teraz to już chyba wszystko widziałem? - Seria metalowych zdjęć została zainspirowana całym światem muzyków metalowych, którzy swoją postawą na fotografiach, dają do zrozumienia, że nie tolerują sprzeciwu. Ale również z próby zamanifestowania swojej odrębności, chęci wyróżniania swojej osobowości na tle innych sposobów prezentacji. Pewnie jest też w tym doza narcyzmu. Ale przecież na tym opiera się instagramowy świat. Po wejściu do niego, można być zmęczonym powtarzanym schematem prezentacji samego siebie. Fajnie, kiedy ktoś te schematy przełamuje, oby do obejrzenia było jeszcze sporo. Wszystkie zdjęcia robisz sam?- Przy robieniu zdjęć czasem pomagają mi koledzy… przynajmniej było tak do momentu,

jak odkryłem samowyzwalacz. Naprawdę z technologią nie jest mi po drodze, ale dzięki niej narodziły się zupełnie nowe możliwości dla moich prac. Jeśli chodzi o pomysły na zdjęcia, to raczej sam je wymyślam, chociaż i znajomi czasem coś podsuwają. Niedawno siedzieliśmy przy ognisku, kolega gapił się na garnek z pieczonkami, i w końcu mówi - kurde, a jakbyś tak założył ten garnek na głowę, to by było dopiero fajnie. I tak powstał kolejny genialny projekt. Genialne są też okładki kaset metalowych, które pokazałeś na wystawie, ale czy to nie aby takie małe plagiaty? - Kiedy byłem dzieciakiem chciałem mieć oryginalne kasety metalowych zespołów. Wiadomo, że jak miało się lat kilka czy kilkanaście, to trudno było o kieszonkowe wystarczające na oryginalną kasetę. To jedno, ale było też drugie - w tamtych czasach o oryginalną muzykę było po prostu bardzo trudno. U mnie na wsi nie było jej na pewno, a Częstochowa była za daleko na taki wypad. To były też czasy, kiedy kasety się przegrywało, z jedne-

go „przegrywa” na drugiego. Dobrze było mieć starszych kolegów, od których można było te kasety pożyczać. Pamiętam jak przy robieniu kasety Sepultury „Arise”, którą kochałem nad życie, pomalowałem okładkę bezbarwnym lakierem, żeby kolory były głębsze, dodałem też „oryginalną” naklejkę. Z kolei piracka kaseta Blood miała nadrukowaną tak małą wersję okładki, że nie wiedziałem co się na niej dzieje, nie mogłem jej skopiować, musiałem zrobić ją od początku. Do tego – z logotypu zespołu ściekają krople krwi, a z tego co pamiętam, nawet nie wiedziałem wtedy, że blood, po angielsku oznacza krew, magia podświadomości. Znajomi śmiali się z tego co robię, ale miałem też kolegę, który te kasety u mnie zamawiał. Na urodziny zażyczył sobie „Schizophrenie” Sepultury. Zrobiłem ją. Czyli, żeby zacząć być niepowtarzalnym, trzeba zacząć od powtarzania? - Na to wychodzi.


| LITERATURA |

The Dom. Zapomniana opowieść z Nowego Jorku lat 60.

50


| LITERATURA |

Okruchy tej historii znają wszyscy, nawet jeśli nie zdają sobie z tego sprawy. Bo kto nie słyszał o Andy Warholu czy Lou Reedzie? Jan Błaszczak napisał właśnie książkę „The Dom. Nowojorska bohema na polskim Lower East Side” i choć krąży w niej po wydeptanych ścieżkach Nowego Jorku lat 60., to docierając do polskich wątków – klubu The Dom i jego szefa Stanleya Tolkina wyznacza zupełnie nowy szlak. Jak to zrobił? Autor niedawno odwiedził Książnicę Pomorską i wszystko nam opowiedział. ROZMAWIAŁA AGATA MAKSYMIUK / FOTO SEBASTIAN WOŁOSZ Specjalne podziękowania dla Książnicy Pomorskiej w Szczecinie

Pierwszy raz w Szczecinie? - Tak, jestem tu pierwszy raz. Kiedy myślałem o miejscach, które chciałbym odwiedzić z moją książką, zależało mi, aby dotrzeć również do miast zupełnie mi nieznanych. Do Szczecina trafiłem dzięki Mateuszowi Rychlickiemu z zespołu Kristen, z którym poznałem się przy okazji moich wcześniejszych artykułów. To właśnie on skontaktował mnie z Książnicą Pomorską. W Szczecinie spędzę tylko dobę, ale już zdążyłem spróbować słynnych pasztecików, zobaczyć filharmonię i Wały Chrobrego. Gdy tylko skończymy rozmawiać, chcę jeszcze odwiedzić cmentarz, który o ile wiem, swoimi rozmiarami mógłby zawstydzić nowojorskie nekropolie. Informacji o klubie The Dom w internecie jest niemal tyle, co informacji o Tobie w mediach społecznościowych - niewiele. Brakuje Cię na Facebooku, Twitterze i Instagramie. Co się stało? - Przez kilka lat miałem konto na Facebooku, ale zorientowałem się, że wirtualne relacje zabierają mi czas, który mógłbym poświęcić na relacje rzeczywiste. Nie chcę grzmieć, że media społecznościowe zabijają stosunki międzyludzkie i trzeba z nich rezygnować, bo wiele osób korzysta z nich mądrze i z korzyścią dla siebie. Sam poczułem jednak, że za bardzo mnie to angażuje i podziękowałem. Przyznam, że początkowo trochę się tego obawiałem, bo jestem dziennikarzem, a Facebook to istotny kanał komunikacyjny. Ku mojemu zaskoczeniu wszystko przebiegło bezboleśnie. Kilka osób wystraszyło się, że coś mi się stało, ale poza tym - nic. Po prostu jedna aplikacja mniej. Dziś trudno wyobrazić sobie, że szukamy informacji o kimś bez wsparcia mediów społecznościowych i internetu. To trochę tak jakby cofnąć się w czasie. Jednak Tobie taka podróż się udała. Jak dużym wyzwaniem było odnalezienie śladów Stanleya Tolkina w Nowym Jorku? - To było trudne i czasochłonne zadanie. Informacji o Stanleyu oraz The Dom było niewiele i były one porozrzucane po różnych klasycznych nośnikach, jak: książki, gazety czy archiwa. Tak naprawdę najwięcej do przekazania mieli artyści, którzy po 50. latach wciąż odczuwali pewnego rodzaju sympatię i wdzięczność dla Stanleya. Te uczucia potęgował fakt, że nikt wcześniej się nim nie zainteresował. Metodą „kuli śnieżnej” od osoby - do osoby udało mi się zgromadzić potrzebne historie. Oczywiście, nie było tak, że w swoim działaniu całkowicie odrzuciłem internet. Dzięki niemu mogłem taniej dzwonić za granicę. Korzystałem też chociażby z blogów poświęconych Nowemu Jorkowi sprzed lat. Choć w mniejszym stopniu z treści publikowanych tam wpisów niż z pomocy społeczności, która

zostawiała pod nimi komentarze. Wystarczyło rzucić hasło, by ktoś się odezwał. Jedna z tych osób okazała się bezcennym kontaktem. Mowa tu o barmanie, który pracował w The Dom. Sam powiedziałeś - nikt wcześniej nie zainteresował się tą historią... ani w Stanach, ani w Polsce. Skąd wiedziałeś, że znalazłeś temat? - Wszystko zaczęło się od artykułu dla tygodnika „Polityka”. Starałem się w nim ustalić, dlaczego zespół The Velvet Underground oraz Andy Warhol podejmowali działania artystyczne w klubie o swojsko brzmiącej nazwie The Dom. Wydawcę zainteresował ten temat i dostałem propozycję nie do odrzucenia. Początkowo szczątkowe informacje na temat klubu znajdowałem w publikacjach poświęconych wspomnianym artystom. Jan Józef Szczepański ze swoim reportażem był dosłownie na progu tej historii. Ostatecznie myślę, że w Stanach nikt nie podjął się spisania losów The Dom i Stanleya Tolkina, ponieważ w latach 60. w Nowym Jorku naprawdę dużo się działo. To epoka, w której można było zamknąć oczy, rzucić kamieniem i mieć pewności, że trafi się nim kogoś kluczowego dla światowej kultury. Z kolei z naszego punktu widzenia, polskość Stanleya jest trochę problematyczna. Stanley był Polonusem, ale nie utożsamiał się z Polonią. Działał poza marginesem polskiego środowiska. Poza tym zmarł dość młodo, jeszcze w latach sześćdziesiątych. Historia The Dom urwała się więc nagle. Czyli po prostu zaryzykowałeś i poleciałeś do Stanów? Ile czasu tam spędziłeś? - W pewnym momencie stało się jasne, że jeśli chcę napisać coś więcej, muszę tam polecieć. Pierwszy raz znalazłem się w Nowym Jorku pod koniec września 2015 roku, spędziłem tam bardzo intensywne dwa tygodnie. Następnym razem poleciałem w styczniu 2016 i znów spędziłem tam czas na rozmowach i poszukiwaniach. Przedtem nie znałem tego miasta. Poszukiwania na pewno były ryzykowne, bo nie miałem pewności, że znajdę coś wartościowego. Z drugiej strony dzięki temu byłem bardziej zdeterminowany. Rejestrowałem każdy szczegół, który miał miejsce wokół mnie i byłem bardziej odważny niż jestem na co dzień - bo na co dzień raczej nie zaczepiam ludzi na ulicy i nie wypytuję o mijane budynki. W Nowym Jorku to mi się zdarzało. Liczyło się tylko to, aby w tym ograniczonym czasie zebrać możliwie najwięcej materiałów pozwalających opowiedzieć o kontrkulturze lat 60. przez pryzmat Stanleya i o niecodziennym spotkaniu prostego, skromnego, ale też wrażliwego człowieka z przedstawicielami barwnej rewolucji kulturalnej.

M A G A Z Y N M I E J S K I | N U M E R 11 / 2 0 1 8

51


| LITERATURA |

Z czego mogło wynikać to zachowanie? - Trudno jednoznacznie odpowiedzieć na to pytanie. Pamiętam, że kiedy się o tym dowiedziałem pomyślałem, że w tej historii musi być jeszcze większa tajemnica. Byłem zaskoczony, rozżalony, ale też trochę tym wszystkim podekscytowany. Teraz, kiedy patrzę na tę opowieść z pewnego dystansu, myślę, że syn Tolkina po prostu miał charakter ojca - zdystansowany, nieco wycofany. Do tego historia jego rodziny nie jest historią, którą każdy chciałby się chwalić. O ile The Dom pod rządami Tolkina miał się świetnie, to prywatne życie jego właściciela było skomplikowane - alkoholizm bliskich, rozpad małżeństwa, kochanka. Pamiętajmy też, że Stanley Jr próbował prowadzić lokal po śmierci ojca i to nie wypaliło. Mógł więc nie wspominać tych lat z rozrzewnieniem. Syn Stanleya zmarł krótko przed wydaniem „The Dom”, więc nie dowiemy się już, co było głównym powodem tej niechęci.

Na miejscu nie było nikogo, kto mógłby Ci pomóc? - Mogłem liczyć na artystów, z którymi nawiązałem wcześniej kontakt. Oni byli moimi przewodnikami. Poza tym mieszkańcy Nowego Jorku okazali się bardzo otwarci. Stereotypy o uczynności Amerykanów potwierdziły się. Nikt nie zadawał pytań w stylu - po co to robisz? Czy to wypada? Czy on by sobie tego życzył? Odwrotnie było z Polonią – tu niestety częściej spotykałem się z rezerwą, a nawet podejrzliwością. Nie bez kozery moja opowieść zaczyna się od spotkania z Rashidah Ismaili, poetką mieszkającą w sercu Harlemu. Po niej pojawia się jeszcze cała plejada artystów. Padają też takie nazwiska jak Andy Warhol, Lou Reed, Paul Morrissey, Charlie Parker czy Archie Shepp. Mam jednak wrażenie, że to nie na nich najbardziej ci zależało. - Często okazywało się, że osoby, które brałem za pewnik nie wnosiły zbyt wiele do całej historii. Z kolei ludzie, których nazwiska początkowo mnie nie elektryzowały, stawali się kluczowymi postaciami – jak choćby barmani. Wśród wszystkich tych wywiadów były też rozmowy, na które czekałem latami, inne odbywały się niemal spontanicznie. Bardzo zależało mi na rozmowie z synem Stanleya. Niestety, szybko się okazało, że będzie to niemożliwe, Stanley Jr absolutnie nie chciał podejmować żadnego kontaktu ze mną. Szkoda, bo ta rozmowa mogłaby rozwiać wiele z moich wątpliwości i z pewnością skróciłaby czas pracy nad książką. Syn Stanleya udawał nawet swojego kamerdynera, żeby wykręcić się od rozmowy z Tobą. Co wtedy sobie pomyślałeś?

52

Wychodzi na to, że ta historia nie doczeka się już większego rozwinięcia, ale jest za to kilka innych wątków wartych uwagi. Myślałeś o kolejnym materiale? - Mam poczucie, że pod koniec „The Dom” wprowadzam dwie postacie, których historie mogłyby urosnąć do rozmiarów książkowych. Pierwsza z nich, to Genya Ravan, a właściwie Golda Zelkowitz. Urodzona w Polsce Żydówka, która wraz z częścią rodziny cudem przeżyła Holocaust i zaraz po wojnie wyemigrowała do Stanów. W Ameryce założyła zespół, co więcej był to girls-band. Jako liderka Goldie & The Gingerbreads supportowała większość największych zespołów lat sześćdziesiątych - od The Animals przez Rolling Stonesów po The Kinks. W następnej dekadzie nagrywała solowo i produkowała punkowe albumy. Jej historia jest naprawdę mocna, bo opowiada nie tylko o muzyce, ale też ciągłym zmaganiu się z traumami przeżytymi w dzieciństwie. A druga historia? - Druga dotyczy innego Stanleya - Stanleya Strychackiego. To polski emigrant z Gdańska, który w latach 70. założył klub na tej samej ulicy co Tolkin. Dzięki niemu mogłem pokazać, jak bardzo Nowy Jork zmienił się przez dziesięć lat. To była mroczna epoka – miasto miało problemy finansowe, młodzi ludzie zmagali się nie tylko z narkomanią, ale też z HIV, a w kulturze nastał czas nihilistów. Prowadzony przez Strychackiego klubie 57 był świetnym punktem wyjścia do opisania tej przemiany. Obie historie wyeksploatowałem już jednak w takim stopniu, że materiałów na kolejną książkę – jeśli będzie kolejna – będę szukał gdzie indziej, choć zapewne również w Stanach. Trafiałeś też na opowieści, które gdyby okazały się prawdziwe, mocno namieszałyby w popkulturze. Mam na myśli przypadek Paula Morrissey’a. Jego żal do Andy’ego Warhola chwilami był aż śmieszny. Jak traktowałeś tę historię? - Rzeczywiście krytyka Warhola ze strony Morrissey’a była tak bezwzględna, że aż zabawna. Myślę jednak, że pod zarzutami reżysera, m.in. o sięganie po cudze pomysły, podpisałoby się jeszcze kilku artystów. Niepodważalnie Warhol jest kluczową postacią dla historii sztuki, ale tak samo niepodważalnie miał wokół siebie ludzi, których pracę wykorzystywał. Nie bez kozery jego słynne atelier nazywało się The Factory. Poza tym, zauważ, że zamachu na Warhola dokonała artystka, która również czuła się przez niego oszukana. Być może zachowanie Andy’ego nie zawsze było wynikiem


| LITERATURA |

złej woli, tylko wynikiem zespołu Aspergera, z którym się zmagał i który sprawiał, że jego relacje z otoczeniem nie układały się najlepiej. W opowieści Morrisseya, choć przerysowanej, jest więc ziarno prawdy. To wszystko nie zmienia jednak faktu, że nazwisko „Warhol” przy wejściu do The Dom przyciągało tłumy, w tym polityczne i medialne elity oraz bogaczy z Górnego Manhattanu. Myślisz, że gdyby Warhol nie upodobał sobie klubu Stanleya Tolkina, historia The Dom potoczyłaby się tak, jak się potoczyła? - Bez niego wciąż byłaby to ciekawa historia, bo przecież pojawiali się tam poeci, jazzmani, malarze… Nie doszłoby jednak do takiej eksplozji popularności, jaką zapewnił klubowi Warhol. On był po prostu magnesem na ludzi, warto było pojawiać się w miejscach, w których bywał, zobaczyć jego film, pochwalić się w pracy obecnością na jego performansie. To był taki pozytywny snobizm. Warhol to było jedno z najbardziej elektryzujących nazwisk Nowego Jorku tamtych czasów, więc jego obecność w klubie Stanleya, na pewno miała spory wpływ na historię The Dom. Żeby zebrać cały materiał, przeprowadziłeś ponad 50 wywiadów. Ciekawi mnie, jak weryfikowałeś informacje? Artyści i barmani mają to do siebie, że lubią kolorować. - Pamięć ludzka bywa zawodna, szczególnie w przypadku osób, które tak wiele przeżyły. Szerokie grono rozmówców, było o tyle pomocne, że w pewnym momencie historie, które otrzymywałem wzajemnie się potwierdzały, uzupełniały i zazębiały. Oczywiście były też opowieści, które usłyszałem tylko z jednego źródła, ale w takim przypadku wykorzystywałem je jedynie wówczas, gdy były prawdopodobne i rzeczywiście mogły się wydarzyć, bo są ku temu liczne przesłanki. Nawet wówczas zaznaczam jednak, że to jest czyjeś wspomnienie, a nie prawda objawiona. Zastanawiałeś się czy taka historia mogłaby się wydarzyć dzisiaj? - Myślę, że tak, ale raczej nie w Nowym Jorku. Tym, co pozwalało kształtować się nowojorskiej bohemie była sprzyjająca jej ekonomia. Czynsze były niskie, jedzenie było tanie – początkujący artyści mogli sobie pozwolić na rozwijanie swojej twórczości. Dziś to byłoby absolutnie niemożliwe bez szybkiej komercjalizacji sztuki i myślenia zarobkowego. Nowy Jork jest bardzo drogim miastem, w którym czynsze osiągają zawrotne wysokości, a świeża, ożywcza sztuka musi być radykalna. Zazwyczaj prądy ważne dla kultury potrzebują czasu, rosną stopniowo i dopiero po latach

Meble na wymiar kuchenne, szafy oraz łazienkowe Nasze ceny to u konkurencji promocja. Zadzwoń i umów się na bezpłatny pomiar oraz wycenę. tel. 501 474 267 www.wlsmeble.pl

przedostają się do głównego nurtu. Nowy Jork ze swoimi aktualnymi wymaganiami nie daje tego czasu. Nawet w kulturze popularnej Nowy Jork powoli traci na znaczeniu. Widać to w świecie muzycznym, gdzie znacznie więcej dzieje się na południu Stanów. Rozmawiałem o tym z bohaterami książki. Niektórzy wskazywali Detroit na miejsce, w którym kultura może się odrodzić. Ja pewnie wskazałbym Skandynawię, Niemcy - kraje, w których artyści mogą liczyć na solidne wsparcie państwa. A rozmawiałeś z bohaterami, co może się wydarzyć z Ameryką pod rządami Trumpa? Przecież on jest przeciw wszystkiemu, o co oni walczyli. - W ostatnich latach polityka amerykańska na pewno sprawiła bywalcom The Dom sporo rozczarowań. Jednak materiały do książki zbierałem jeszcze przed wyborami, które wygrał Trump. Moi rozmówcy podchodzili do tego tematu z dystansem, niektórzy byli nawet zażenowani, że pytam o jego potencjalne szanse. To była podobna sytuacja jak na Wyspach nikt nie wierzył w Brexit, a jednak stał się faktem. Wiem jednak, że moi rozmówcy dadzą sobie radę także w Ameryce Trumpa. Myślę tak dlatego, że są wierni swoim poglądom. Przez całe życie nie bali się ryzykować biedy, kariery, a nawet zdrowia byleby trwać przy swoich wartościach. Nie chodzili na kompromisy, bo mocno wierzyli w sprawczość sztuki, w to, że mogą coś zmienić. I nawet jeśli czasem bywali w tych przekonaniach naiwni, mam wrażenie, że dziś takich właśnie postaw nam brakuje.

Jan Błaszczak

- dziennikarz współpracujący z działami kulturalnymi „Tygodnika Powszechnego”, „Przekroju” i „Polityki”. Publikował również na łamach m.in. „Machiny”, „Wprost” i „Gazety Magnetofonowej”. Ma na koncie wywiady m.in. ze Steve’em Reichem, Johnem Paulem Jonesem, Charles’em Aznavourem, Raekwonem i Johnem Lydonem. Jako reporter współpracował z Programem II Polskiego Radia. Na co dzień pracownik działu programowego Filmoteki Narodowej – Instytutu Audiowizualnego.


| KULINARIA |

#prezentacja

To właśnie tu jadają największe sławy z Polski... i nie tylko Powiedzieć o tych restauracjach, że są modne to jakby nic nie powiedzieć. Sieć Exotic Restaurants Szczecin stale poszerza grono stałych bywalców przyciągając do siebie nie tylko szczecinian zakochanych w kuchni Dalekiego Wschodu, ale też najważniejsze osobistości ze świata show-biznesu. W czym tkwi sekret tych lokali?

W Szczecinie nie ma osoby, która nie słyszałaby o takich restauracjach jak Bombay, Buddha Thai & Fusion, Tokyo Sushi’n’Grill czy nieco młodszych Bollywood Street Food i Shanghai Chinese Restaurant. Okazuje się, że uznanie jakim goście obdarzyli sieć egzotycznych lokali sięga daleko poza Szczecin. To właśnie tu można spotkać smakoszy z Berlina, Poznania czy Warszawy i to właśnie tu najchętniej zamawiają posiłki artyści i przedstawiciele międzynarodowych korporacji odwiedzający Pomorze Zachodnie - co, ważne prywatnie i zawodowo. Wśród bywalców można wymienić aktorów takich jak: Robert Więckiewicz, Wojciech Pszoniak czy Małgorzata Lewińska, sportowców: Karola Bedorfa, Marcina Lewandowskiego czy Bartosza Kurka, muzyków Monikę Brodkę czy światowej klasy pianistę Naruhiko Kawaguchi oraz przedstawicieli firmy Samsung i Microsoft. I choć wszyscy wymienieni, na co dzień przemykają przez miasto niewidoczni dla oczu przechodniów, to w lokalach Exotic Restaurant łapią oddech i czują swobodę. - Muszę przyznać, że dawniej każde odwiedziny i powroty do nas, tak utalentowanych i uznanych osób, były dla mnie zaskoczeniem - opowiada

54

Mariusz Łuszczewski, właściciel sieci Exotic Restaurants.

- Kiedy Monika Brodka odwiedziła nas po raz pierwszy, zapytałem jej skąd wybór naszej oferty. Odpowiedziała, że wbrew pozorom środowisko artystów w Polsce jest wąskie, a co za tym idzie przepływ rekomendacji gdzie zjeść? jakie miejsca odwiedzić w danym mieście? - odbywa się bardzo sprawnie. Okazało się, że nasze restauracje ze względu na jakość obsługi i jedzenia polecane są jako pierwsze. To olbrzymie wyróżnienie. Dużą wagę w systemie poleceń odgrywają również eventy okolicznościowe, których obsługą i cateringiem zajmuje się egzotyczna sieć - można tu wymienić: akcję Podróże z mBankiem, premiery aut luksusowych marek czy imprezy rządowe jak np. nadania terminalowi LNG w Świnoujściu imienia Lecha Kaczyńskiego. Organizatorzy często zapraszają swoich gości do lokali na Rynku Sien-

nym, a oni zauroczeni smakiem serwowanych dań - wracają. - Każdego gościa, bez względu na status i zawód traktujemy tak samo - podkreśla Mariusz Łuszczewski. Wszystkie osoby korzystające z naszych, nawet najdrobniejszych usług, są równie ważne. Cieszy nas, że wielu gości jada u nas codziennie i docenia nasz serwis. Co ciekawe nie tylko wysoka jakość obsługi i oryginalny smak przyciąga gości, ale również… szczęście. - Restauracja Bombay, która jest “matką” wszystkich lokali sieci jest już odwiedzana przez trzecie pokolenie gości - zdradza właściciel. - Na przełomie lat utarło się, że nasz Bombay to miejsce, które przynosi szczęście zakochanym. Nie dość, że odbywają się tu zaręczyny to często również kameralne wesela, a następnie rocznice ślubów. Niedawno świętowaliśmy dwudziesty drugi jubileusz małżeństwa naszych gości, a już wiemy, że szykują się kolejne.

I choć mieliśmy odkryć sekret powodzenia sieci Exotic Restaurant, to okazuje się, że sekretu nie ma - jest po prostu jakość.


#prezentacja

| KULINARIA |

M A G A Z Y N M I E J S K I | N U M E R 11 / 2 0 1 8

55


| KULINARIA |

#prezentacja

Zarezerwuj swój stolik na listopad Posiłek dziś nie tylko zaspokaja głód, ale jest też atrakcją. Dopełnia spotkania biznesowe, konferencje czy rodzinne uroczystości. Nie trzeba wcale wyszukanych dań, by osiągnąć pożądany efekt, liczy się jakość i sposób podania. Duże oczekiwania względem tych założeń budzi Plenty Restaurant, jeden z najciekawszych przystanków kulinarnych Szczecina ostatnich lat. Można napisać, że oferta Plenty Restaurant to połączenie tradycji z nowoczesnością, laboratorium kulinarne czy kuźnia doskonałych smaków. Jednak żadne określenie nie odda klimatu jaki panuje w restauracji. Surowe wnętrze z przeszklonymi ścianami. Oryginalne obrazy i galeria zdjęć zdobiące ściany. Do tego widok na szczecińską Starówkę rozpościerający się z okien sali bankietowej i przyjemny zapach zapowiadający nadchodzący posiłek. W takich okolicznościach można z sukcesem zorganizować każde spotkanie od romantycznej kolacji, przez obiad z przyjaciółmi do uroczystego przyjęcia lub konferencji.

z pieczonym burakiem i sosem pomarańczowo-ziołowym. Jesienią nie wypada nie skosztować również gęsiny, a tak się składa, że w Plenty znajdziemy najlepszą w postaci konfitowanego uda z gęsi podawanego z karmelizowaną śliwką i kluseczkami śląskimi. Trudno przeoczyć również konfitowaną perliczkę na puree z selera oraz jesienne chorizo z kurkami. Specjalne miejsce w karcie zajmują ryby i owoce morza. Niezależnie od wyboru, szef kuchni gwarantuje, że na talerzu pojawi się prawdziwe arcydzieło kulinarne. Jego uzupełnieniem może być tylko doskonałe wino lub deser - ciasta własnego wypieku.

Lokal dzieli się na parter i pierwsze piętro. Na poziomie 0, znajduje się bar wraz z eleganckimi stolikami. Z kolei na piętrze czeka sala, która ewoluuje w zależności od okazji. Przy odpowiednio ułożonych stołach wygodnie może zasiąść do 30 osób. I w zasadzie wystarczy tylko usiąść, bo całą resztą zajmuje się zespół Plenty. Od nakrycia i przyozdobienia stołów, do pełnej obsługi gastronomicznej i technicznej. Wcześniej można tylko wybrać odpowiednie dla siebie menu.

A jeśli w spotkaniu uczestniczą goście spoza miasta, to dosłownie kilka metrów wyżej czekają na nich trzy ekskluzywne apartamenty. Każdy to inna historia. W pierwszym dominują ciemne barwy. W drugim jasne odcienie. Trzeci, łączy w sobie cechy dwóch pozostałych i prześciga je obecnością obszernego tarasu widokowego na dachu. Najlepiej jednak przekonać się o tym wszystkim samemu.

A w menu jest z czego wybierać. Dumnie prezentują się w nim opcje zarówno wegetariańskie jak i mięsne. My szczególnie polecamy pierś z kaczki w towarzystwie białej kaszy gryczanej

PLENTY REST ul. Rynek Sienny 1 | Szczecin | tel. +48 606 728 093 e-mail: info@plentyrest.pl | www.plentyrest.pl

56


Domy z charakterem w Szczecinie i okolicach Legra nieruchomości | Szczecin, ul. Monte Cassino 18A | tel. 91 83 141 89 | www.legra.biz


| ROZMOWA |

Krzysztof Lubka

zrealizował w Szczecinie

wiele projektów tanecznych, dzięki którym stał się popularny,

ale do spełnienia zawodowego brakuje mu własnego studia tańca i… częstszego wychodzenia na ulicę, do ludzi. ROZMAWIAŁA MAŁGORZATA KLIMCZAK / FOTO ANDRZEJ SZKOCKI

Podobno bilety na Twoje zajęcia dla dzieci w klubie 13muz rozchodzą się błyskawicznie. Co takiego przyciąga je do warsztatów tanecznych? - Przede wszystkim swoboda i zabawa, a ja tylko podkręcam takie możliwości. Zajęcia, o których mówisz, są nietypowe. Odbywają się raz w miesiącu i wymagają zaangażowania rodziców. To też pierwsze zajęcia w moim życiu, które prowadzę dla dzieci w wieku 3+. Wyobraź sobie reakcję takiego małego dziecka, które wchodzi na salę baletową, gdzie ma ogromne lustra, mnie – ogromnego człowieka i wiele innych rzeczy. Wszystko może być bodźcem, dlatego przygotowałem się, że wszystko się może zdarzyć. Nagle będziemy tańczyć z kotarą, bawić się lustrami. Powiedziałem rodzicom, że to jest mały eksperyment i oni będą musieli tańczyć z dziećmi. Rodzice muszą robić to, co dzieci. Dużo się przytulamy, sporo jest w tym kontaktu, zabawy i tańca. Dzięki temu poczułem się bardzo fajnie. W filmach bywają takie sceny, że dzieci biją się na poduszki i te poduszki się rozrywają. Ja też rozerwałem jedną poduszkę i było dużo śmiechu, zabawy i szaleństwa. W moich warsztatach chodzi o to, żeby przenieść rodziców do dzieci, a dzieciom pokazać, że można wszystko. Rodzice łatwo się otwierają? - Nie. Wypracowałem sobie przez lata pewną metodę pracy z dziećmi, którą wprowadzam do pracy z rodzicami. Bardzo często zahaczam o rzeczy brzydkie. Na przykład ładny zapach i brzydki zapach. Wybieram brzydki zapach, bo to wywołuje większą

58

reakcję. Tak samo bawię się z rodzicami. To przełamuje bariery. Chociaż nadal są tacy rodzice, którzy siedzą i nie włączają się do zabawy. Nauczyłem się im odpuszczać. Każdy człowiek ma inny tryb funkcjonowania. Muszę ich poczuć, żeby do nich dotrzeć. Nauczyłem się też podchodzić do dzieci, jak do dorosłych ludzi. Dziecko może czegoś nie chcieć, może się rozpłakać i muszę to uszanować. Po tylu latach pracy już chyba sobie ze wszystkim radzę. Jakie były początki? - Trudne. Najpierw trafiłem do jednej ze szkół tańca, ale ciągle miałem konflikt wewnętrzny. Kiedy miałem 15 lat, zapisałem się na taniec nowoczesny. To było połączone z teatrem tańca, a to jest budowanie zupełnie nowego świata. To nie są układy czysto sportowe, więc pracując z dziećmi też tworzę nowy świat. Nawet, kiedy przemieniamy się w motyle, to budujemy ten świat. Przenosimy go do sali gimnastycznej, więc jak mogę mówić dzieciom, że budujemy jakąś rzeczywistość, skoro ten świat wygląda, jak wygląda. Miałem wewnętrzny zgrzyt, ale też zdobyłem nowe doświadczenia. Chciałbym mieć dużą publiczność. Jeżeli coś chcę zrobić, dzięki 13 Muzom mam taką przestrzeń, w której mogę realizować swoje pomysły. Robię tu spektakle z dziećmi dla dzieci i z dorosłymi dla dorosłych i dla dzieci. Mam dużo możliwości. Brakuje mi jednak wyjścia teatru do ludzi. Trzeba w takim razie wyjść poza dom kultury. - Właśnie to planujemy. Za mie-

siąc ruszamy z zajęciami dla dzieci, które będą się zaczynały spotkaniem, rzuceniem tematu, następnie czterogodzinny warsztat, a na koniec prezentacja na Alei Kwiatowej. Już miałem takie próby z dziećmi, ale muszę przyznać, że jest różnie. Spodziewamy się, że jak ktoś tańczy na ulicy, to ludzie się zatrzymają. Nie zawsze. Mam grupę dzieci, które są bardzo akrobatyczne i bardzo zdolne, robimy występ na Halloween na placu Grunwaldzkim i reakcja za pierwszym razem jest prawie żadna. Dopiero później może ktoś się zatrzyma. Ludzie są aż tak pozamykani? - Nie wiem. Chyba trzeba tak działać częściej. Nie zastanawiam się nad tym, czy ludzie są pozamykani. Wydaje mi się, że im więcej odbiorców zobaczy pokaz, tym więcej mam osób do rozmowy. Każdy myśli, że taniec, zwłaszcza jeśli pokazuje coś ważnego, jest przeintelektualizowany. Teraz jestem na etapie walki z tym, że ludzie przychodzą i chcą zrozumieć. To nie chodzi o to, żeby zrozumieć. Chodzi o to, że odbierać to po swojemu. Nie trzeba podzielać mojego zdania. Tak jest z każdą dziedziną sztuki. Nie trzeba się z kimś zgadzać, tylko odbierać sztukę po swojemu. - Owszem, ale w tańcu jest wiele rzeczy abstrakcyjnych. Robię spektakl z Maciejem K., czyli z chłopakiem chorym psychicznie. Zagraliśmy to 16 razy i ostatnio usłyszałem ciekawą wersję. W scenie, w której jestem złym obliczem tej choroby, ubranym w czarny kombinezon, daję Maćko-


| ROZMOWA |

Taniec ma mnóstwo kolorów wi kolorowe drażetki i one w zamierzeniu były odniesieniem do sytuacji, kiedy Maciek przechodził terapie lekowe, które przechodzą osoby psychiczne. Ktoś mi powiedział, że ta scena pokazuje zaburzenia odżywiania. I to jest super, że każdy obrazek może mieć różne znaczenie. Ale zaskoczyło mnie to, że taniec nie zatrzymuje przechodnia na ulicy. Tańca wcale nie ma tak dużo na ulicach. Jakby sobie porównać, jaka jest świadomość berlińczyka na temat teatru tańca i szczecinianina, to różnica jest ogromna. Szczecinianin myśli o teatrze tańca jak o balecie, a teatr tańca ma różne oblicza. Ma oblicza Piny Bausch, w której jest tylko scena obrazkowa i emocje, ale ma też

inne oblicza, w których śpiewasz i krzyczysz. Taniec ma mnóstwo kolorów i zależy mi na tym, żeby ludzie to zobaczyli. Może to wynika z sytuacji, że nie ma typowej instytucji prezentującej taniec. Jeśli chcemy zobaczyć spektakl, idziemy do teatru. Jeśli chcemy zobaczyć sztuki wizualne, idziemy do galerii. W przypadku tańca nie ma takiego miejsca. - To prawda. Teraz robię tutorial o makijażu. Przychodzisz i my ci mówimy, jak najlepiej pomalować oko, usta, jak używać brokatu. Mówimy o kosmetykach i nie ma w tym nic intelektualnego. A ludzie przychodzą i znowu chcą coś zrozumieć.

Może trzeba ludzi przekonywać, że sztuka nie jest wyłącznie dla intelektualistów. - Tak robimy ze spektaklem „Maciej K.”. Chociaż muszę przyznać, że jestem wstydliwy. Kiedy ludzie przychodzą na spektakl, wolę się gdzieś zaszyć za kotarą. Albo sam tańczę. Może przed spektaklem trzeba ludziom przekazywać informację, żeby wyluzowali. Zrobiłeś w Szczecinie wiele projektów, jeśli chodzi o taniec. Pamiętam „Freedom Symphony”, spektakl z okazji 30-lecia Porozumień Sierpniowych w Szczecinie. To było wielkie wydarzenie w amfiteatrze. - Taniec każdy traktuje w kategoriach hobby. A ja pracuję fizycznie, jak robotnik w stoczni. Przychodzę

M A G A Z Y N M I E J S K I | N U M E R 11 / 2 0 1 8

59


| ROZMOWA |

i robię sobie rozgrzewkę, po której zostaje kałuża potu. Zaczynam pracować, potem wracam do domu i muszę trzymać nogi w górze, bo inaczej mnie bolą. Praca w tym zawodzie polega na tym, że trzeba brać wszystko. Zawsze interesowała mnie muzyka. Byłem DJ’em, pracowałem w radiu i wszędzie starałem się wciskać moje hobby, często traktowane niepoważnie. Najbardziej mnie prowadzi muzyka. Przy wszystkich moich działaniach nieodłącznym elementem jest muzyka. Kiedy taniec przestał być hobby i stał się zawodem? - To się stawało bardzo powoli. Od 10 lat pracuję z tańcem, ale dopiero teraz mogę powiedzieć, że to moja praca. Dopiero teraz wypracowałem sobie taki schemat, że w dniu spektaklu potrafię się z niego cieszyć. Bo ja nigdy nie byłem zadowolony. W tańcu jest coś takiego, że zawsze coś robisz źle. Źle ułożysz nogi, zrobisz dwa kroki za dużo. I to jest tylko twoja wina. Kiedyś po spektaklu byłem tak niezadowolony z siebie, że nie potrafiłem się cieszyć. Przed „Freedom Symphony” umyli nam podłogę, ona nie zdążyła wyschnąć, a mokra podłoga jest jak lodowisko. Wyszła dziewczyna, wywaliła się, ja robiłem jakieś skoczki, żeby ominąć kałuże. Myślałem tylko o tym, żeby ci wszyscy tancerze się nie zabili na podłodze.

Taniec jest sztuką grupową, więc pojawia się wątek odpowiedzialności za ludzi. - Nie mogę być w pełni odpowiedzialny, ale biorę na siebie większość odpowiedzialności. Dla mnie nauczyciel, na którego zajęciach tancerz ma kontuzję, jest za to odpowiedzialny. Musi pomóc tancerzowi znaleźć fizjoterapeutę, interesować się jego zdrowiem. Dla mnie bezpieczeństwo jest najważniejsze. Ale z drugiej strony, jak lekko cię boli nadgarstek, to nie powiem, że nie możesz tańczyć. Musisz zrozumieć, że nasze ciało to jest maszyna, która nigdy nie przestanie boleć. Można tylko zrobić tak, żeby było lepiej. Mówimy o odpowiedzialności za ludzi, ale jesteś reżyserem, więc ponosisz też odpowiedzialność za dzieło. Jakie to uczucie, kiedy zespół po wielu próbach wychodzi na scenę i reżyser niewiele już może zrobić? - Jest różnie. Spektakl „Maciej K.” zagraliśmy 16 razy. Ile razy był on według mnie udany? 10. Jeżeli robię duet, mogę bardziej panować nad tym, co się dzieje na scenie. W spektaklu o makijażu pracuję z siedmioma dziewczynami i jest o wiele trudniej. Praca z kobietami w ogóle należy do specyficznych. Jest taka specyficzna energia, która się czasem rozrasta, kiedy jest za dużo kobiecości. W takim przypadku wszystko zadziała tylko wtedy, kiedy wszystkie kobiety

w tym samym momencie są tak samo skoncentrowane. Jeżeli myślisz o tym, że stoisz nie w tym miejscu, cały spektakl może się rozjechać. I jak widzę, że się rozjeżdża, nic nie mogę zrobić. Tydzień przed premierą jest trudny, chociaż coraz mniej się pienię. Ale mam stały tekst: dziewczyny, został tydzień do premiery, wiecie, teraz już nie będzie miło. My tańczymy o czymś. O czym teraz marzysz zawodowo? - Interesują mnie duże produkcje z 30-osobowym zespołem. Marzę też o własnej szkole tańca, w której mam własną pracownię. Jestem na jak najlepszej drodze do spełnienia tego marzenia.

Krzysztof Lubka horeograf i tancerz Kiosku Ruchu , dyrektor artystyczny festiwalu Tańca Współczesnego Nieważkości, instruktor dzieci i młodzieży, dj, konferansjer, radiowiec, mający na swoim koncie współpracę z różnymi pracowniami artystycznymi m.in. Sylwią Majdan, rosyjskim teatrem Akhe, czy Teatrem Kana.

Laboratorium pełen zakres badań Spółdzielnia Pracy Lekarzy Specjalistów Plac Zwycięstwa 1 | 70-233 Szczecin tel. 91 433 73 06 | www.medicus.szczecin.pl


#prezentacja

ul. Tkacka 63 a | Szczecin tel. 501 448 050 FB @Euforiapoledance

www.euforiapoledance.pl


| ZDROWIE |

Zapalenie pęcherza problem typowo kobiecy Zapalenie pęcherza częściej spotyka kobiety. Czasami wystarczy zmiana sposobu higieny i unikanie sytuacji prowadzących do zakażeń, by zapomnieć o problemie. Bywa, że pomogą środki dostępne bez recepty, ale kiedy dolegliwości utrzymują się dłużej niż trzy dni, powinniśmy zgłosić się do lekarza. AUTOR ANNA FOLKMAN

Dlaczego problem zakażenia dolnych dróg moczowych najczęściej dosięga kobiety? Z powodów czysto anatomicznych. Wynika to z budowy cewki moczowej, która stanowi barierę dla zakażeń wnikających do organizmu z zewnątrz. U kobiet cewka moczowa jest znacznie krótsza i mechanizmy ochronne tym samym są mniejsze. Objawy zapalenia pęcherza to ból w podbrzuszu, tuż powyżej spojenia łonowego: może on być stały lub towarzyszyć oddawaniu moczu. Często towarzyszy temu obecność krwi w moczu, pieczenie w cewce, rzadziej wysoka gorączka. Po pewnym czasie mogą pojawić się także bóle w okolicach lędźwiowych, co może oznaczać, że zakażenie objęło nerki. Tego objawu nie możemy bagatelizować. Generalnie, leczenie zapalenia pęcherza można prowadzić na własną rękę przez około trzy dni. Potem powinniśmy zgłosić się do lekarza. - Zdecydowana większość zakażeń układu moczowego to zapalenia, zakażenia natury wstępującej - zauważa prof. Marcin Słojewski, urolog ze szpitala na Pomorzanach. - Bakteria wnika do organizmu nie np. z zepsutego zęba czy zakażonego migdałka, ale z zewnątrz. Dość częstym czynnikiem wywołującym te zakażenia u kobiet jest aktywność seksualna. Polega to na tym, że w trakcie stosunku, czynności intymnych, dochodzi do wnikania bakterii własnych kobiety. To nie jest tak, że mężczyzna zakaża kobietę, tylko powoduje on, że bakterie kobiety, które znajdują się w okolicy krocza czy przed-

62

sionka pochwy, zostają wprowadzone do wewnątrz. Dość często jest tak, że kobiety, u których problem zakażeń się powtarza, unikają aktywności seksualnej, ograniczają ją, bo boją się, że zakażenie nawróci. W takich przypadkach wskazana jest konsultacja urologiczna, badanie podstawowe oraz USG układu moczowego. - Problem zakażeń dolnych dróg moczowych nie dotyczy każdej kobiety – dodaje prof. Słojewski. - Niektóre kobiety w sposób naturalny mają obniżoną odporność okolic intymnych, okazuje się, że np. ich matki cierpiały na to samo, znaczenie mają także drobne różnice w budowie anatomicznej. Pierwsza rada jaka jest udzielana kobietom borykającym się z zapaleniem pęcherza, to przypomnienie podstawowych zasad higienicznych – prawidłowy kierunek podmywania się (od pochwy w kierunku odbytu), przystępowanie do stosunku z opróżnionym pęcherzem lub opróżnienie go zaraz po zbliżeniu, unikanie kąpieli w wannie, basenach, jacuzzi, które są wylęgarnią bakterii. Uczula się też partnera na dokładną higienę okolic intymnych. To czasami już bywa pomocne i pozwala uwolnić się od powracających zakażeń. Do dyspozycji są oczywiście także leki. Na szczęście tego typu zakażenia leczy się dość łatwo, bo większość winnych za nie bakterii jest doskonale wrażliwych na stosowane antybiotyki – podkreśla prof. Marcin Słojewski. - Możemy prowadzić też profilaktykę, np. w postaci

doustnych szczepionek. Zapobieganie może polegać także na przestrzeganiu zasad higienicznych, ale również na dbaniu o prawidłową florę okolic intymnych oraz przyjmowaniu suplementów wspomagających miejscowe mechanizmy obronne. Warto wspomnieć o żurawinie, która jako jedyny lek roślinny, co do którego są badania kliniczne, że może być skuteczna w profilaktyce i leczeniu zakażeniu dolnych dróg moczowych. Warto dodać, że wiele zakażeń dolnego układu moczowego mija samoistnie. Naturalne mechanizmy obronne kobiety radzą sobie z nimi. Problem jest wówczas, kiedy zakażenie nawraca. W przypadku mężczyzn zakażenia dolnych dróg moczowych są znacznie rzadsze ze względu na długą cewkę i lepsze mechanizmy obronne. - Problemem społecznym są natomiast stany zapalne gruczołu krokowego, zapalenia prostaty, które w przeciwieństwie do raka prostaty dotyczą młodych mężczyzn - zauważa prof. Słojewski. - To poważny problem, który objawia się wieloma dolegliwościami ze strony dolnych dróg moczowych. To choroba o wieloletnim przebiegu z okresami zaostrzeń i remisji. Ci pacjenci są zdesperowani i szukają pomocy u wielu urologów. Jest to trudne, ale można takiemu pacjentowi pomóc. To wielotygodniowe, czy nawet wielomiesięczne kuracje wiążące się niekiedy ze zmianą diety, sposobu higieny czy ogólnie stylu życia.


#prezentacja

| ZDROWIE |

Operacja ciało: plastyka brzucha Mówi się, że zdrowa dieta i ćwiczenia to gwarancja doskonałej sylwetki, niestety okazuje się, że nie zawsze. Kobiety po ciąży lub osoby po znacznej utracie wagi, często zmagają się z luźną, rozciągniętą skórą, z którą jedynie skalpel jest w stanie skutecznie się zmierzyć. Na czym polega ten zabieg? Plastyka brzucha, czyli operacja usunięcia nadmiaru skóry to bardzo poważna operacja, którą najczęściej przeprowadza się w warunkach sali operacyjnej. Decyzja o przystąpieniu do zabiegu jest planowana dużo wcześniej. Zależnie od potrzeb pacjenta, lekarz dobiera odpowiedni wariant przeprowadzenia operacji. Inne potrzeby ma kobieta po ciąży, a inne pacjent od lat walczący z wagą. - Zadaniem chirurga jest usunięcie nadmiaru skóry i tkanki tłuszczowej z dolnej, a czasami i środkowej części brzucha oraz wykonania plastyki mięśni brzucha - wyjaśnia dr Katarzyna Ostrowska-Clark z centrum medycyny estetycznej Medimel. - To bardzo inwazyjnie działania i poprzez uszkodzenia naczyń limfatycznych może dojść do zwiększenia wydzielania limfy. Z tego powodu umieszcza się dreny po prawej i lewej stronie brzucha, aby regularnie

odciagać wydostające się z ran płyny. Po kilku dniach się je usuwa. Należy podkreślić, że nie każdy może poddać się temu zabiegowi. Organizm musi być odpowiednio przygotowany. Pacjent zmagający się z zaawansowaną otyłością musi być pod ścisłą opieką dietetyka i psychologa. Jako wymóg przed operacyjny często wskazuje się zabieg zmniejszania żołądka. Po przejściu odpowiedniej terapii w gabinecie ustala się szczegóły zabiegu. U pacjentów bariatrycznych można wykonać zarówno plastykę brzucha ale też innych okolic ciała.Bardzo często poprawiane są ramiona - Zabieg polega na usunięciu zbędnej skóry - wyjaśnia dr Katarzyna Ostrowska-Clark. Trzeba przy tym bardzo uważać, by nie wyciąć

za dużej ilości skóry. Skóra na rękach nie może być za ciasna. Operacja odbywa się w znieczuleniu ogólnym. Zabieg wykonuje się zarówno u kobiet jak i u mężczyzn. Głównym warunkiem jest ogólny dobry stan zdrowia. Uwaga! Plastyka ciała nie jest sposobem na schudnięcie i można z niej skorzystać jedynie w oparciu o opinię specjalisty. Po operacji należy przestrzegać zaleceń lekarza oraz unikać wysiłku. Do pełnej aktywności można wrócić najczęściej po ok. czterech - sześciu tygodniach. Jak po każdej interwencji w ciało, tak i po plastyce brzucha istnieje możliwość powikłań. Więcej szczegółów można zaczerpnąć podczas indywidualnych konsultacji w gabinecie medycyny estetycznej Medimel.

ul. Nowowiejska 1E , Szczecin – Bezrzecze | tel. +48 91 818 04 74, +48 500 355 884 e-mail: gabinet@chirurgia-szczecin.pl | www.chirurgia-szczecin.pl

M A G A Z Y N M I E J S K I | N U M E R 11 / 2 0 1 8

63


| ZDROWIE |

#prezentacja

W listopadzie wszyscy nosimy wąsy! Listopad to miesiąc noszenia wąsów – i to w szczytnym celu. Mężczyźni na całym świecie zapuszczają je, by szerzyć wiedzę na temat profilaktyki nowotworów jąder i prostaty. Do akcji włączają się również kobiety, których rola w dbaniu o męskie zdrowie jest nieoceniona. Rozpowszechnianie informacji na temat nowotworów atakujących mężczyzn ma wielkie znaczenie – może uratować życie, dlatego zawsze warto wiedzieć więcej. Stereotypy dotyczące mężczyzn skupiają się na ich sile, niezależności i odwadze. Mężczyzna nie przejmuje się błahostkami, nie chodzi do lekarza, póki nic go nie boli jest wielkim twardzielem. Tymczasem naprawdę męski jest mężczyzna, który dba o swoje zdrowie i jest w stanie poświęcić kilka chwil na działania profilaktyczne. Taki mężczyzna to bohater dla swojej narzeczonej, żony czy partnerki i wzór dla swoich dzieci. Nie boi się diagnozy. Nie szkoda mu czasu na badania profilaktyczne, bo wie, że w ten sposób dba o przyszłość i zapewnia swoim najbliższym wiele cudownych wspólnych chwil. Noszenie wąsów w listopadzie odwołuje się właśnie do tych wartości. Ma za zadanie uświadomienie problemu nowotworów jąder i prostaty oraz pokazanie, że można je skutecznie leczyć – o ile odpowiednio wcześnie zostaną wykryte dzięki regularnym badaniom.

Rób to co miesiąc Nowotwory jąder i prostaty w początkowej fazie zazwyczaj nie dają żadnych objawów. W związku z tym bardzo łatwo można je przeoczyć. Gdy pojawia się ból, rak jest już w zaawansowa-

nym stadium. Niezwykle ważna jest profilaktyka – wystarczy poświęcić kilka chwil na samobadanie, które jest bardzo proste. Lekarze zalecają wykonywanie samobadania u mężczyzn już od 14 roku życia. Najlepiej wykonywać je raz w miesiącu, po kąpieli czy prysznicu. Nie wszystkie wykryte w ten sposób zmiany świadczą o nowotworze, ale każda z nich jest swoistym alarmem, który powinien zmotywować mężczyznę do umówienia się na wizytę u urologa. Do niepokojących objawów należą: • obrzęk • guzki • powiększenie jądra • zmiana kształtu jądra • ból występujący w trakcie samobadania. Wykrycie nowotworu jąder we wczesnym stadium znacznie zwiększa szansę na skuteczność leczenia. Rak jąder w większości przypadków jest całkowicie wyleczalny, pod warunkiem wczesnego wykrycia.


#prezentacja

Po 45 roku życia zaleca się wykonywanie badań krwi raz w roku, z uwzględnieniem PSA (antygen specyficzny dla prostaty). W Polsce nowotwory znajdują się na drugim miejscu, jeśli chodzi o przyczyny zgonów. Niestety według prognoz, w 2025 roku mają znaleźć się na pierwszym miejscu w statystykach.

Nie bój się lekarza Oprócz samobadania i regularnego badania poziomu PSA, każdy mężczyzna powinien przełamać swoje opory i udać się do lekarza, zwłaszcza, gdy pojawiają się dolegliwości bólowe czy problemy z oddawaniem moczu. Przy podejrzeniu nowotworów jąder lub prostaty wykonuje się następujące badania: Rak jądra: • badanie palpacyjne • badanie krwi: oznaczenie markerów nowotworowych (beta-HCG, AFP, LDH) • USG Rak prostaty: • badanie per rectum • oznaczenie stężenia PSA • rezonans miednicy

Reaguj, zanim poczujesz ból Ryzyko zachorowalności na nowotwór prostaty wzrasta wraz z wiekiem. Z kolei rak jąder zazwyczaj dotyka młodszych mężczyzn (najczęściej w wieku 20-35 lat). W obu przypadkach często reagujemy zbyt późno, ponieważ nie odczuwamy bólu. Tymczasem rak prostaty rozwija się bardzo powoli. W przypadku raka jąder w późniejszym stadium rozwoju mamy do czynienia z powiększeniem części lub całego jądra, a także z dolegliwościami w obrębie moszny – bólem i dyskomfortem, uczuciem ciężaru, szybkim powiększeniem i zaczerwienieniem skóry. Rak jest bardzo podstępny. Nie zawsze mamy do czynienia z oczywistymi symptomami. Czasami możemy przeoczyć takie dolegliwości jak utrata wagi albo podwyższona temperatura. Podobnie przewlekłe zaparcia czy biegunka wydają się nam niewinne. Badania profilaktyczne i konsultacje z urologiem pomagają w rozpoznaniu choroby i zwiększają szanse na jej wcześniejsze wykrycie. To z kolei oznacza skuteczne leczenie.

Dlaczego chorujemy? Wśród najczęstszych czynników ryzyka wymienia się uwarunkowania genetyczne (10%) i wiek, ale dokładne przyczyny nie są znane. Niektórzy wskazują powiązania między występowaniem nowotworów a uwarunkowaniami hormonalnymi, nawykami żywieniowymi i chemicznymi. Ludzkość od wieków boryka się z rakiem – pierwsze ślady tej choroby odkryto w szkielecie Egipcjanina. Znalezisko sprzed 3 tysięcy lat dowodzi tego,

| ZDROWIE |

że od dawna zmagamy się z nowotworami, niestety zachorowalność na nie nieustannie wzrasta.

Skuteczność leczenia Nowotwór jąder czy prostaty to nie wyrok. Prognozy zależą oczywiście od tego, w jakim stadium choroba zostanie wykryta. Guzy jąder w większości okazują się nowotworami złośliwymi, ale bardzo dobrze poddają się leczeniu. Mimo to każdego roku w Polsce na nowotwory jądra umiera ok. 14% chorych mężczyzn – dlatego że nie przywiązują odpowiedniej wagi do profilaktyki. Rak prostaty to drugi najczęściej występujący u mężczyzn nowotwór złośliwy (na pierwszym miejscu znajduje się rak płuc). Każdego roku z jego powodu umiera ok. 4 tysięcy mężczyzn.

Kobiety wolą wąsy W profilaktyce nowotworów jąder i prostaty wielką rolę odgrywają kobiety. Mężczyzna z reguły nie pójdzie do lekarza, jeśli coś ewidentnie go nie boli, albo… jeśli kobieta nie zapisze go na wizytę. Wielu panów dla świętego spokoju decyduje się odwiedzić lekarza, by partnerka przestała się martwić. Odzwierciedlenie takiej sytuacji znaleźć można również w statystykach. Mężczyźni będący w związkach żyją dłużej i bardziej dbają o profilaktykę. Wszystko to za sprawą kobiet, dlatego zachęcamy wszystkie panie do tego, by zadbały o swoich mężczyzn i zmotywowały ich do regularnych badań. Wykonywanie badań palpacyjnych w domowym zaciszu nie trwa długo i nie wymaga specjalnego przygotowania. Każdy mężczyzna jest w stanie znaleźć chwilę, by skontrolować stan swojego zdrowia. Badanie krwi (badanie PSA) w kierunku nowotworu prostaty to pierwszy etap. Jeśli występują niepokojące objawy lub wynik PSA wychodzi nieprawidłowy warto od razu udać się do urologa, który zleci wykonanie odpowiednich specjalistycznych badań. Listopad to miesiąc profilaktyki nowotworów jąder i prostaty. To miesiąc upływający pod znakiem akcji Movember, której celem jest zachęcenie mężczyzn do podejmowania działań profilaktycznych i regularnego samobadania. W Polsce Movember obchodzimy od 2014 roku. Na znak solidarności mężczyźni na całym świecie zapuszczają wąsy i zachęcają do wykonywania systematycznych badań, szerząc wiedzę na temat problemu. Warto się przyłączyć – nie tylko zapuścić wąsy – ale i zmobilizować się do regularnego samobadania i wykonywania badań diagnostycznych.

Centrum Diagnostyki Medycznej HAHS ul. Felczaka 10, Szczecin | www.hahs-lekarze.pl

M A G A Z Y N M I E J S K I | N U M E R 11 / 2 0 1 8

65


| ZDROWIE |

#prezentacja

Rehabilitacja neuropsychiczna - co wtedy, jeśli świat wywróci się „do góry nogami”... Jak można pomóc ludziom, którzy doznali uszkodzeń lub dysfunkcji mózgu w wyniku nieszczęśliwych wypadków lub chorób? Czy możemy zwiększyć ich szanse na powrót do zdrowia? Taki moment może przyjść nagle i nie można się do niego przygotować. W wyniku doznanych urazów nagle okazuje się, że nic nie jest takie jak było wcześniej. Zaczynają się kłopoty nie tylko z funkcjonowaniem w życiu codziennym i zawodowym, ale również nauką, odnajdywaniem się w sytuacjach społecznych i radzeniem sobie w sytuacji choroby ... Nasz autentyczny bohater - Pan Tomasz ma 42 lata, dotychczas wykonywał pracę administracyjną w dużej firmie; jego dochody sprawiały, że to on był głównym żywicielem rodziny. Żona jest nauczycielką języka angielskiego; mają dwójkę dzieci. Do tej pory pan Tomasz był pogodną i pomocną osobą, lubił spędzać czas ze swoimi dziećmi a przynajmniej raz w tygodniu starał się wygospodarować trochę czasu na wspólne bieganie z grupą znajomych. Wszystko zmieniło się od momentu, gdy pan Tomasz uległ wypadkowi samochodowemu. Doznał urazu czaszkowo-mózgowego, w następstwie którego doszło do uszkodzenia płatu czołowo-skroniowego. Po długiej hospitalizacji i rehabilitacji częściowo wrócił do zdrowia. Jednak prawie nie do poznania zmieniło się jego funkcjonowanie w domu. Obecnie pan Tomasz przebywa na zwolnieniu lekarskim, ale nie chce w ogóle rozmawiać o swojej pracy - uważa, że już nigdy nie będzie w stanie do niej wrócić ani podjąć jakiejkolwiek innej. Jest przekonany, że jest bardzo ciężko chory i nie nadaje się już do aktywnego życia, jakie wiódł do tej pory. Całe dnie spędza w domu oglądając telewizję lub grając na konsoli. Z tego powodu coraz częściej pojawiają się kłótnie z dziećmi, gdyż pan Tomasz nie chce dopuścić ich do gry. Podobne konflikty pojawiają się w relacji z żoną, która zaczęła poszukiwać dla siebie pomocy u psychologa. Jest jej trudno, ponieważ teraz to ona więcej pracuje i oczekuje chociaż drobnej pomocy w domu ze strony męża. Według niej mąż stał się “dużym dzieckiem” - uważa, że nie jest w stanie przygotować sobie samodzielnie nawet prostego posiłku, zrobić prania ani pomóc dzieciom w lekcjach. Cały dzień mógłby siedzieć w fotelu i grać w gry. Jej zdaniem mąż jedynie czeka na to, aby rodzina wyręczała go w większości podstawowych czynności dnia codziennego.

Cała sytuacja dotyka także dalszych członków rodziny - np. teściowie i rodzice Pana Tomasza zgodnie uznają, że wymaga on nieustannej opieki. W związku z tym przy każdych odwiedzinach wyręczają go w najprostszych czynnościach. Często dochodzi przez to, do sprzeczek z żoną Pana Tomasza - teściowie obwiniają za to, że nie chce pomagać swojemu mężowi. Konsekwencją takiej nadopiekuńczości jest dodatkowy spadek aktywności. Ze względu na pojawiające się po wypadku problemy z pamięcią, Pan Tomasz rozpoczął regularną rehabilitację funkcji poznawczych. Dzięki niej jest w stanie zapamiętać coraz więcej nowych rzeczy. Rodzina pana Tomasza ciągle jednak doświadcza nieustannych trudności związanych ze zmianą jego zachowania - brakiem samodzielności, brakiem perspektyw na przyszłość, spadkiem aktywności, rezygnacją z życia społecznego, trudnościami w odnalezieniu się w roli męża i ojca oraz nagłymi wybuchami złości. Na konsultacji u psychologa, żona pana Tomasza dowiedziała się, że zarówno jej mąż, jak i cała rodzina powinna być objęta wsparciem psychologicznym. Pan Tomasz powinien uczestniczyć w całościowej rehabilitacji neuropsychologicznej. Poza terapią funkcji poznawczych, kluczem do poprawy stanu pacjenta są oddziaływania terapeutyczne koncentrujące się na poprawie jego stanu emocjonalnego, nauczeniu funkcjonowania go w nowej sytuacji życiowej, wzmacnianiu samodzielności, wsparciu psychologicznemu, wprowadzaniu i utrzymywaniu społecznych zachowań. W toku pracy z psychologiem zarówno Pan Tomasz, jak i jego rodzina powinni pracować nad postrzeganiem jego jako osoby “powracającej do zdrowia”, a nie jako osoby chorej - wzmacniając jego samodzielność i aktywność. Dobrze zaplanowana rehabilitacja neuropsychologiczna jest sposobem na przywrócenie stabilnego funkcjonowania całej rodziny. Praca z całym systemem rodzinnym jest ważna z punktu widzenia wypracowania nowych pozytywnych mechanizmów funkcjonowania rodziny, redukowania negatywnych stanów emocjonalnych oraz konstruktywnego rozwiązywania sytuacji konfliktowych. Praca z psychologiem ma na celu rozpracowanie mechanizmów, w oparciu których działa rodzina oraz zbudowaniu nowych sposobów działania poszczególnych jej członków. To ważne, aby cały system rodzinny wzmacniał mocne strony pacjenta, wspierał jego samodzielność oraz odpowiedzialność za proces powracania do zdrowia. mgr Magdalena Falkiewicz - psycholog


| ZDROWIE |

Przeszczepy szpiku teraz także w Szczecinie Przeszczepienie szpiku jest już możliwe w Szczecinie. Wszystko dzięki oddziałowi transplantacji szpiku. W tej części Polski to pierwsze tego rodzaju miejsce. AUTOR ANNA FOLKMAN

Oddział transplantacji szpiku w Samodzielnym Publicznym Szpitalu Klinicznym nr 1 PUM funkcjonuje od około dwóch miesięcy. Przeszczepienia dokonano w nim już u co najmniej dwojga pacjentów z regionu. Do tej pory chorzy onkologiczni musieli szukać pomocy w tym zakresie w innych częściach kraju i czekać w długich kolejkach. - Nasi pierwsi pacjenci są już w domach, ale nadal są pod opieką naszej poradni - mówi prof. Bogusław Machaliński, kierujący Oddziałem Transplantacji Szpiku w szpitalu przy ul. Unii Lubelskiej. - Chorują na szpiczaka plazmocytowego. W walce z tym nowotworem standardem leczenia jest uwzględnienie transplantacji autologicznej. Czyli przeszczepienie komórek własnych pacjenta. Robi się to, by odtworzyć czynność krwiotwórczą szpiku po zastosowaniu wysokodawkowej chemioterapii. W podobnym schemacie leczeni są także pacjenci chorujący na chłoniaki. Szpiczak plazmocytowy i niektóre chłoniaki należą do najczęściej występujących schorzeń hematoonkologicznych u osób dorosłych. W praktyce leczenie wygląda tak, że najpierw u chorego stosuje się megadawkową chemioterapię, by wyeliminować jak najwięcej komórek nowotworowych z organizmu, m.in. też ze szpiku kostnego, gdzie te komórki mają swoje środowisko. - Ta chemioterapia eliminuje niestety także zdrowe komórki - zauważa profesor Machaliński. - W tej sytuacji trzeba je zastąpić własnymi, zdrowymi komórkami pacjenta. Podajemy zatem wstępną chemioterapię, by zminimalizować liczbę chorych komórek, następnie podajemy specjalną chemioterapię, żeby spowodować wyjście komórek zdrowych ze szpiku kostnego do krążenia. Wtedy, po około dziewięciu dniach z krwi pobieramy komórki pacjenta i zabezpieczamy je w banku komó-

rek krwiotwórczych, który mieści się w przyziemiu szpitala. Dopiero po takim wstępnym przygotowaniu można rozpocząć radykalną eliminację komórek nowotworowych u chorego. Po dwóch dniach przeszczepiamy prawidłowe komórki pacjentowi, by odtworzyć u niego prawidłową funkcję krwiotwórczą. Taką działalność, polegającą na autologicznym przeszczepie, oddział będzie prowadził przez pierwsze 2-3 lata. - Na razie tylko na nią mamy akredytację i wszelkie niezbędne pozwolenia. Kiedy rozwiniemy terapię na dużą skalę, będzie możliwość leczenia na miejscu dla wszystkich pacjentów z regionu i okolic. Do tej pory pomocy mogli oni szukać najbliżej w Poznaniu, gdzie terminy przyjęcia są bardzo odległe lub na południu Polski. U nas pacjenci skierowani do przeszczepów autologicznych są przyjmowani w ciągu paru tygodni. W kontekście przebiegu choroby jest to bardzo szybki termin. Wszystkich ośrodków przeszczepiających szpik w Polsce dotychczas było 19. To tyle, ile w małej Belgii o nieporównywalnej liczbie ludności i powierzchni kraju. Powstanie nowych ośrodków w Polsce, w szczególności dla pacjentów dorosłych, jest zatem uzasadnione. Do tych centrów dołączył właśnie Szczecin. Przygotowania trwały około dwa lata. Pomieszczenia były już przygotowane, a wyposażenie w specjalistyczny sprzęt było możliwe dzięki dotacji z ministerstwa zdrowia, o którą skutecznie zabiegał ówczesny wojewoda. Oddział składa się z siedmiu izolatek o najwyższym standardzie. Na oddziale zachowany jest bardzo wysoki reżim sanitarny, personel ma określone wytyczne, używa się także specjalistycznych urządzeń np. do oczyszczania powierza.


| ZDROWIE |

#prezentacja

Męski problem Od wielu lat przełamanie tabu związanego z męską strefą intymną przysparza lekarzom wielu problemów – Panowie chętnie namawiają swoje partnerki do badań pod kątem raka piersi, a więc do mammografii i USG. Sami jednak niechętnie wybierają się do urologa. Dlaczego tak jest? Urologia jest jedną z najbardziej intymnych specjalizacji medycznych i przez większość panów kojarzona jest z nieprzyjemnymi badaniami. Czasami ich własne zdrowie nie jest wystarczającym argumentem by wybrać się lekarza urologa na badania. Czy sami lekarze znają powód? Dr Adam Wilkos, specjalista urolog: Wizyta u urologa dla wielu mężczyzn wiąże się ze wstydem, strachem i obawą przed badaniem. Właśnie przez to symptomy poważnych chorób są często ignorowane, a wizyty odsuwane w czasie do momentu, w którym objawy staną się dokuczliwe. To bardzo niebezpieczne zachowanie. Ponieważ wiele groźnych chorób rozwija się podstępnie i w chwili wystąpienia objawów na skuteczne leczenie może być za późno. Dlatego należy zgłosić się do urologa jak najszybciej - w chwili wystąpienia nawet najmniejszych dolegliwości. Wszystkie objawy ze strony układu moczowo - płciowego są bardzo ważne i powinny skłonić pacjenta do wizyty u urologa. Należy tu wspomnieć m.in. o obecności krwi w moczu, dolegliwościach bólowych czy kłopotach z oddawaniem moczu. Nie należy również bagatelizować objawów i liczyć na ich samoistne ustąpienie. Aby zwiększyć świadomość mężczyzn na temat profilaktyki i wizyt urologicznych, co roku organizowana jest akcja „Movember”. Dzięki tej akcji co roku wzrasta liczba pacjentów, którzy poddają się profilaktycznym badaniom pod kątem raka prostaty i raka jąder. Te dwa schorzenia zbierają niestety przykre żniwo wśród panów – rak prostaty jest na drugim miejscu, zaraz po raku płuc, w przykrych statystykach umieralności wśród mężczyzn. Za to rak jąder to schorzenie rozwijające się w błyskawicznym tempie i nieleczony potrafi doprowadzić do śmierci w przeciągu kilku miesięcy. Dr Adam Wilkos: - Najważniejsze są regularne badania profilaktyczne. Wszyscy mężczyźni po 45. roku życia powinni być badani przez urologa przynajmniej raz w roku. Umożliwia to wczesne rozpoznanie wielu niebezpiecznych chorób, np. raka prostaty i skuteczne ich leczenie. Dlatego akcje profilaktyczne, kampanie medialne, są bardzo ważne w zwiększaniu świadomości pacjentów, ponieważ pozwalają na ośmielenie, oswojenie choroby i pokonanie strachu przed

68

badaniami. O samopoczuciu już w trakcie badań, w gabinecie lekarskim, decyduje kilka istotnych czynników, jak mówi dr Adam Wilkos: - Nie ma jednego, doskonałego sposobu postępowania z pacjentem. Kluczowe jest zdecydowanie i indywidualne podejście do każdego wchodzącego do gabinetu. Najbardziej wskazane jest, żeby w kontakcie z pacjentem dominował spokój, rzeczowość i empatia. Nowoczesna medycyna zna sprawdzone sposoby leczenia tych najbardziej wstydliwych przypadłości, jak nietrzymanie moczu, zaburzenia erekcji czy zapalenie prostaty. Schorzenia zaawansowane, jak wspomniany rak, również są uleczalne – powodzenie leczenia uzależnione jest jednak w głównej mierze od tego, na jakim etapie rozwoju choroby jest ona zdiagnozowana i jak prędko wdrożono leczenie. - Jesteśmy w stanie skutecznie pomóc większości pacjentów. Metody diagnostyki i leczenia są wciąż rozwijane, niemniej kluczowe jest wciąż jak najwcześniejsze rozpoznanie choroby i wdrożenie terapii – dodaje dr Adam Wilkos. Czy istnieją sprawdzone sposoby na jak najdłuższe pozostanie w dobrej formie? Dr Adam Wilkos wymienia kilka najistotniejszych czynników: - Sugerowałbym właściwą dbałość o swoje zdrowie. Trzeba podkreślić role badań profilaktycznych, prawidłowej diety, aktywności fizycznej, zaprzestania palenia papierosów. U wielu pacjentów tymczasem dominuje stres, przewlekłe zmęczenie z powodu przepracowania i brak czasu na dbanie o zdrowie. Konsekwencje tego bywają nierzadko smutne. Można panom zaproponować branie przykładu ze swoich partnerek, i podobnie jak Panie u ginekologa, regularnie badać się urologicznie.

Centrum Medyczne Dom Lekarski w Piastów Office Center al. Piastów 30, Szczecin Centrum Medyczne Dom Lekarski w Outlet Park ul. A. Struga 42, Szczecin www.domlekarski.pl tel. 91 469 22 82


#prezentacja


| ZDROWIE |

#prezentacja

Szara i zmęczona skóra twarzy - nie tym razem! Zima… To nie twoja wyobraźnia, o tej porze roku naprawdę są poranki, kiedy patrzymy w lustro i widzimy zmarszczki, których jeszcze wczoraj nie było. Skóra jest zwiotczała, sucha, mniej elastyczna i poszarzała. Nie ma jednak powodu do paniki. Szczęśliwie te oznaki starzenia się niekoniecznie mają trwały charakter. Ich powodem jest odwodnienie skóry, które stosunkowo łatwo można skorygować. Często za zły stan naszej skóry obwiniamy zimne i ostre powietrze, gdy tymczasem powodem jest to, że w okresie zimowym często przebywamy w ogrzewanych pomieszczeniach. Większość grzejników pompuje do pomieszczeń suche ciepło, które odprowadza wilgoć z otoczenia, również z roślin doniczkowych, czy właśnie z naszej skóry, czego oznaką są m.in. spierzchnięte wargi. Kolejnym wyzwaniem, związanym z utrzymywaniem nawodnienia organizmu w czasie zimy, jest jedzenie. O tej porze roku zupełnie naturalnym jest zapotrzebowanie na pokarmy gęstsze i bardziej kaloryczne, aby nasze ciała utrzymywały odpowiednią temperaturę i były pełne energii. Sałatka z ogórków lub zimny koktajl zwyczajnie nie są atrakcyjne w tym sezonie. W tym czasie jemy więcej potraw bogatych w tłuszcze, białka i węglowodany, które również potrzebują więcej wody do trawienia. Ponieważ skóra jest narządem ostatnim w hierarchii – brak odpowiedniej ilości wody w organizmie widać na niej najbardziej.

Możemy jednak temu zaradzić Oczywiście, zasadą numer jeden jest picie dużej ilości wody. Czasami jednak pomimo spożywania jej w dużych ilościach brakuje czegoś, co zatrzymałoby ją w or-

70

ganizmie, szczególnie w ekstremalnych warunkach pogodowych. Wtedy warto sięgnąć po kwas hialuronowy. Kwas hialuronowy to rodzaj polisacharydu zwanego glikozoaminoglikanem, który występuje naturalnie w tkankach łącznych i skórze zarówno ludzi, jak i zwierząt. Jeśli w naszej skórze brakuje wystarczającej ilości kwasu hialuronowego, nawet jeżeli będziemy pić bardzo duże ilości wody, nie utrzymamy należytego nawilżenia skóry. Z drugiej strony również kwas hialuronowy potrzebuje wody, aby mógł jak najlepiej spełnić swoją funkcję. Woda i kwas hialuronowy, zawsze idą w parze niosąc ukojenie dla skóry. Dzięki zabiegom z kwasem hialuronowym możemy wypełnić głębokie bruzdy, poprawić wolumetrię twarzy i poziom nawilżenia skóry. Natomiast na uporczywe zmarszczki mimiczne – najskuteczniejszy jest botoks. Ten preparat zupełnie niesłusznie budzi szereg kontrowersji. Trzeba bowiem pamiętać, że dobroczynny wpływ toksyny botulinowej na wygląd skóry twarzy odkryli zupełnie przypadkowo neurolodzy i okuliści lecząc zeza i nadmierne napięcie mięśni po udarach. To w wyniku tych zabiegów lekarze zauważyli, że podanie w/w preparatu wpływa korzystnie na wy-

gładzenie zmarszczek na twarzy. Zastosowań botoksu jest jednak znacznie więcej: • likwidacja zmarszczek • leczenie nadpotliwości pach, dłoni i stóp • leczenie zeza • leczenie przykurczu mięśni u pacjentów po udarach • leczenie migreny • pomoc w terapiach u pacjentów cierpiących na nietrzymanie moczu • pomoc w zabiegach u pacjentów cierpiących na żylaki odbytu Obecna medycyna estetyczna daje nam wiele możliwości na pozbycie się uciążliwych niedoskonałości skóry i przywrócenie jej odpowiedniej elastyczności, objętości i blasku. Należy jednak pamiętać, że jakkolwiek zabiegi te noszą nazwę zabiegów „lunchowych”, nie należy ich wykonywać na ostatnią chwilę, tuż przed jakimś ważnym dla nas wydarzeniem. Każda nawet najmniej inwazyjna procedura może skutkować siniakami i opuchlizną, więc ostatnie wizyty w gabinecie medycyny estetycznej powinny być zaplanowane przynajmniej na tydzień przed wielkim wyjściem. Artykuł napisany przy współpracy z lekarzami medycyny estetycznej Kliniki BEAUTY GROUP w Szczecinie www.artplastica.pl



| MOTO |

Leasing? Lepiej się pośpieszyć To ostatnia chwila, żeby skorzystać ze starych przepisów dotyczących leasingu. Zmiany w leasingu wprowadzone zostaną od 2019 roku. Co się wydarzy? Nie będzie można odliczać od przychodu całości rat leasingowych za auta warte ponad 150 tys. zł. Szczególnie zaboli to przedsiębiorców, którzy lubują się w prestiżowych modelach. Planujący obecnie leasing droższych aut będą mieli więc czas na zawarcie umowy do końca 2018 roku, by działać na starych zasadach. AUTOR MAREK JASZCZYŃSKI / FOTO ARCHIWUM

- W ostatnim czasie zauważamy wyraźny wzrost zainteresowania, luksusowymi samochodami marek premium: BMW, Mercedes-Benz, Audi, Volvo, Lexus itp. Jesteśmy przekonani, że jest to spowodowane zapowiadanymi zmianami w przepisach podatkowych, regulujących zasady rozliczania kosztów leasingu od samochodów osobowych o wartości przekraczającej 134.529 zł netto – mówi Grzegorz Garbaciak ze szczecińskiego salonu Autonovum. - Mając na uwadze nadchodzące zmiany, salon Autonovum przygotował specjalną ofertę samochodów osobowych, na które można zawrzeć umowy leasingu przed 1 stycznia 2019 roku. W połączeniu z odpowiednimi parametrami umowy leasingu, mamy pewność, że nasi klienci w pełni wykorzystają możliwości odpisów podatkowych na obecnych zasadach. Przypomnijmy, że od 1 stycznia 2019 roku

72

planowane są zmiany w ustawie o podatku dochodowym. Jedną z nich jest obowiązek zaliczania do kosztów uzyskania przychodów tylko części raty czynszu leasingu samochodu osobowego, którego wartość początkowa przekracza 150.000 zł. Na limit 150 tys. zł składa się cena netto samochodu oraz nieodliczona część VAT. To właśnie cena 134 529 zł + nieodliczona połowa VAT od tej kwoty daje łącznie 150 tys. zł kosztów podatkowych. Oczywiście dotyczy to podatników VAT. Dla „nieVATowców” próg zostanie osiągnięty przez auto kosztujące 150 tys. zł brutto. Ministerstwo Finansów chce ograniczyć możliwość odliczania wydatków, gdy samochód osobowy jest wykorzystywany dla celów mieszanych, czyli zarówno działalności gospodarczej, jak i prywatnie. W takim wypadku będzie można zaliczyć

do kosztów podatkowych tylko 75 procent poniesionych wydatków. Zaliczenie do kosztów 100 procent takich wydatków dotyczyć będzie tylko wykorzystywania samochodu osobowego wyłącznie w prowadzonej działalności gospodarczej, przy czym dowodem w tym zakresie będzie ewidencja prowadzona dla celów VAT. Dlaczego warto obecnie skorzystać z leasingu? Umowy zawarte przed 1 stycznia 2019 roku będzie można nadal zaliczać w koszty na obecnych zasadach, ale tylko do 31 grudnia 2020 roku, czyli przez dwa lata. Z tym, że datą graniczną ma być nie 1 stycznia 2019 roku, tylko dzień opublikowania nowelizacji w Dzienniku Ustaw, tzn. najpóźniej z końcem listopada, jeśli zmiany miałyby wejść w życie od przyszłego roku.



| MOTO |

#prezentacja

Wielki powrót kultowego Mitsubishi Eclipse… w odmienionej formie

Niepokorny buntownik, który zdobył sławę m.in. dzięki grze „Need for Speed” oraz roli w serii „Szybcy i Wściekli”, wraca na drogi w odmienionej formie i z nowym przydomkiem Cross. Co z tego wyniknie? Świat oszalał na punkcie SUV-ów, a wraz z nim producenci aut. Nic więc dziwnego, że Japończycy przełamali konserwatywną gamę Mitsubishi i wypuścili na drogi nowego Crossa. Wystarczy 5 minut w jego towarzystwie, by zrozumieć, że to model, który wyprzedza konkurencję. Zacznijmy od tego, co widać na pierwszy rzut oka. Charakterystyczny, ścięty tył nawiązuje do sportowych coupe, z kolei linia boczna bezpośrednio wskazuje na kompaktowego crossovera. To dość nieszablonowy projekt, który może się podobać lub nie, ale na pewno wyróżnia Eclipse’a na drodze. Malkontenci, którzy chcieli by go porównać do topornych SUV-ów, będą rozczarowani. Auto, mimo nieco agresywnych rys, jest lekkie i smukłe. Jego „osobowość” podkreślają kształtne reflektory i masywne chromowane listwy. To kolejny model Mitsubishi wyposażony w LED-y. Do tego trzeba tu wymienić wąską linię okien i głębokie przetłoczenia, biegnące wzdłuż całego nadwozia. Nie zapominamy również o kolorze - my zdecydowaliśmy się na stalowy odcień szarości przechodzący w srebro, ale do wyboru jest jeszcze siedem opcji w tym głęboka czerwień - szczególnie polecamy ją paniom. Obiecujemy, że po krótkim przywitaniu z nowym Eclipsem, zasiądziecie za jego kierownicą z wypiekami na twarzy. Kabina rozpieszcza przestronnością zarówno z przodu, jak i z tyłu. Pod-

74

grzewane fotele są wygodne i obszerne. Wysoko umieszczone siedzisko w najbogatszej wersji posiada oczywiście elektryczną regulację. Duży plus również za możliwość przesuwania kanapy drugiego rzędu w zakresie ok. 20 centymetrów - to radość i dla wysokich osób, i dla dzieci. Spore wrażenie robi design - czarne elementy o zróżnicowanej fakturze, srebrne dodatki i precyzyjne wykończenia. Eleganckie podwójne okno dachowe z funkcją otwierania pozwala wpuścić słońce i wiatr do kabiny. Trójramienna, również podgrzewana kierownica połączona z małym centrum sterowania wyposażona w wiele przycisków i przełączników świetnie leży w dłoniach i jest naprawdę funkcjonalna, podobnie jak analogowe zegary prędkościomierza i obrotomierza. I tu mała nowość - kierowca ma też do dyspozycji przezierny wyświetlacz prędkości na wysokości oczu. Samochód wyposażony jest w szereg nowoczesnych systemów podnoszących komfort jazdy i bezpieczeństwo takich jak: asystent pasa ruchu, system zapobiegający kolizjom czołowym, czujniki martwego pola, monitorowanie ruchu poprzecznego, tempomat adaptacyjny. W pakiecie jest też kamera 360 stopni, a także zestaw multimedialny z dotykową obsługą. Jedyne co zastanawia, to brak fabrycznej nawigacji. Czy jest to problem? Kompletnie nie, dzięki stacji multimedialnej SDA z touchpadem i Android Auto oraz Apple CarPlay, kokpit można sparować ze smartfonem i korzystać z aktualnych map. Jednak to, co daje najwięcej satysfakcji to… jazda. Auto zbudowane na wzmocnionej i skróconej platformie Outlandera, jest bardzo stabilne. Napęd S-AWC doskonale spisuje się na nierównych nawierzchniach - błotnistych szlakach koło Jeziora Głębokiego i kanciastych uliczkach Podzamcza. Nieźle radzi sobie też z poprzecznymi przeszkodami. Dość łatwo wprowadzać go w kontrolowane poślizgi, co gwarantuje sporo frajdy. Napędza go silnik benzynowy o pojemności 1.5 l z turbodoładowaniem o mocy 163 KM. Bez obaw - to SUV, a nie auto sportowe, w kabinie panuje przyjemna cisza. Do uszu podróżujących dociera jedynie cichy szmer powietrza opływającego karoserię. Cennik Mitsubishi Eclipse otwiera podstawowa wersja 1.5 Turbo z manualną skrzynią biegów i napędem na przednie koła, kwotą 93 990 zł., ale już teraz wiemy, że model jest wart każdej ceny.

Auto Club Autoryzowany Dealer Mitsubishi Szczecin, Ustowo 56 (przy Rondzie Hakena) www.mitsubishi.auto-club.com.pl



| TRENDY TOWARZYSKIE |

Prince Polonia w TRAFO Dziennikarz Max Cegielski razem z fotografem Jankiem Simonem zaprezentowali wspólnie stworzoną wystawę w Trafostacji Sztuki. Ekspozycja jest analizą związków Polski z Indiami, począwszy od wizyty pierwszego premiera tego kraju Jawaharlala Nehru w Polsce w 1955 roku i podpisania umowy o współpracy ekonomiczno-kulturalnej aż do początku lat 90., kiedy obydwa kraje zliberalizowały swe gospodarki. Pojawiają się również wątki szczecińskie! Wystawę można oglądać do 2 grudnia. (am)

Marek Rachwalik, artysta i Stanisław Ruksza, dyrektor Trafostacji Sztuki.

Erwin Suwka, malarz z gośćmi wystawy.

Grzegorz Skorny, rektor Wyższej Szkoły TechnicznoEkonomicznej w Szczecinie.

Janek Simon, fotograf, Max Cegielski, dziennikarz i pisarz, Erwin Suwka, malarz.

Monika Krupowicz, właścicielka szczecińskiej Open Gallery i agencji PR Open Mind.

Foto: Natalia Sobotka

Agata Maksymiuk, MM Trendy

Daria Grabowska, kuratorka sztuki.

W TRAFO prezentuje najpełniejszy aktualny zestaw malarstwa artysty inspirowanego estetyką metalową. Precyzyjne i kunsztowne obrazy, pokazujące wizję pełne paradoksów przyciągnęły na otwarcia ekspozycji kilkadziesiąt osób. Wystawę można oglądać do 2 grudnia. (am)

76

Irina Kisielowa, artystka.

Foto: Natalia Sobotka

Wystawa Marka Rachwalika


#prezentacja


| TRENDY TOWARZYSKIE |

Nagroda Architektoniczna Prezydenta Miasta Szczecina Po raz pierwszy w Szczecinie przyznano nagrody architektoniczne. Doceniono architektów, inwestorów, wykonawców oraz osoby działające i promujące przestrzeń miejską. (mk)

(z prawej) Olga Łozińska - Urząd Marszałkowski Województwa Zachodniopomorskiego i Magda Małachowska, Akademia Sztuki.

Piotr Krzystek, prezydent Szczecina (z lewej) i Dariusz Baranik, prezenter TVP3.

Od lewej: Łukasz Golański - managing director/head of sales Lotus Containers, Mahwish Anwar - Blekinge Institute of Technology, Patrycja Zalewska – przedsiębiorczyni kreatywna.

Monika Tomczyk - Stowarzyszenie Media Dizajn; Agnieszka Dąbska – Urząd Marszałkowski Województwa Zachodniopomorskiego. Michał Rembas (z lewej) i Przemysław Głowa, znawcy historii Szczecina.

Foto: Sebastian Wołosz

Design Plus – kongres kreatywny Marcin Gnich, Atelier 7 Architektura Marcin Gnich, laureat Arch Prix.

78

O tym w jaki sposób przedsiębiorcy mogą czerpać korzyści z kreatywnego i oryginalnego projektowania opowiedzieli znani projektanci z Europy, wśród nich Lynne Elvins z Design Rally Itziar Poles z We Question Our Project i Carola Verschoor z Groh innovation, Royal Haskoning DHV. Wszystko w ramach III międzynarodowego Kongresu Kreatywnego Design Plus, który odbył się w Centrum Przemysłów Kreatywnych Akademii Sztuki. (red)

Foto: Sebastian Wołosz

Krzysztof Marcinowski, dyrektor Miejskiej Biblioteki Publicznej (z lewej) i Jacek Janiak, dyrektor DK Słowianin.



| TRENDY TOWARZYSKIE |

Przedpremierowy pokaz Toyoty Camry 4 października w Teatrze Polskim TOYOTA KOZŁOWSKI SZCZECIN zaprezentowała nowy model kultowej już Toyoty. Pokaz uświetnił występ Krzysztofa Cugowskiego. Od lewej adw. Justyna Mazur, dziekan bydgoskiej rady adwokackiej, adw. Mirosława Pietkiewicz z Naczelnej Rady Adwokackiej, adw. Agnieszka Aleksandruk-Dutkiewicz ze Szczecina oraz adw. Ewa Krasowska, rzecznik dyscyplinarny adwokatury.

Gospodarze, państwo Jan i Małgorzata Kozłowscy.

Adw. Andrzej Preiss oraz sędzia Maciej Żelazowski z Sądu Apelacyjnego mieli okazję do rozmów nie tylko o prawie.

Prowadzący Michał Janicki.

W stulecie adwokatury, adw. Włodzimierz Łyczywek, dziekan Okręgowej Rady Adwokackiej w Szczecinie, świętował 50-lecie pracy zawodowej. Na zdjęciu z żoną Weroniką.

Galę w filharmonii poprowadził adw. Marek Mikołajczyk. Według zgodnej opinii wypadł tak dobrze, że aktorstwo mogłoby być jego drugim zawodem. Na zdjęciu z żoną Marzeną.

Foto: archiwum

Adwokaci obchodzili „setkę” Prezentujący Krzysztof Dranikowski, Jarosław Turtoń.

80

W Filharmonii Szczecińskiej obchodzono 100-lecie Polskiej Adwokatury. Gala zgromadziła kilkuset prawników. Gośćmi szczecińskch adwokatów byli m.in. Rzecznik Praw Obywatelskich Adam Bodnar czy sędzia Sądu Najwyższego Michał Laskowski. (mp)

Foto: Sebastian Wołosz

Cezary Cieślik z małżonką.



#TU NAS ZNAJDZIESZ KAWIARNIE

• City Break CH Galaxy - 0 piętro • Costa Coffee CH Galaxy 0 piętro • Columbus Coffee CH Galaxy - 2 piętro • Starbucks Coffee CH Kaskada • So!Coffee CH Outlet, ul. Struga 42 • Columbus Coffee CH Turzyn - 0 piętro • Fabryka Deptak Bogusława 4/1 • Fanaberia Deptak Bogusława 5 • Teatr Mały Deptak Bogusława 6 • Columbus Coffee DriveUp, ul. Struga 36 • Castellari Al. Jana Pawła II 43 • Public Cafe Al. Jana Pawła II 43 • Cinnamon Garden Al. Jana Pawła II (fontanny) • Columbus Coffee ul. Krzywoustego • Columbus Coffee MEDYK” ul. Bandurskiego 98 • Orsola YogoHaus Plac Zołnierza 3/1 • Hormon Cafe ul. Monte Cassino 6 (od Piłsudskiego) • Dom Chleba al. Niepodległosci 2 • Columbus Coffee Oxygen • Corona Coffee al. Piastów 30 (Piastów Office, Budynek B) • Cafe Pleciuga Plac Teatralny 1 • Columbus Coffee Piastów 5/1/ul. Jagielońska • Coffe Point ul. Staromiejska 11 • Pasja Fabryka Smaku ul. Śląska 12 • Castellari ul. Tuwima (Jasne Błonia) • Public Cafe Podzamcze ul. Wielka Odrzańska 18 • Kawiarnia Koch ul. Wojska Polskiego 4 • Czekoladowa Cukiernia „SOWA” ul. Wojska Polskiego 17 • Starbucks Coffee (Brama Portowa) ul. Wyszyńskiego 1 • Bajgle Króla Jana, ul. Nowy Rynek 6

SALONY FRYZJERSKO KOSMETYCZNE i SPA

• Beverly Hills Akademia Urody CH Auchan • Beverly Hills Akademia Urody CH Galaxy - parter • Studio DUMA Usługi Kosmetyczne Marzena Dubicka ul. Langiewicza 23 • Studio Urody Masumi Deptak Bogusława 3 • Dr Irena Eris KOSMETYCZNY INSTYTUT ul. Felczaka 20 • Atelier Fryzjerstwa Małgorzata Dulęba-Niełacna ul. Witkiewicza 49U/9 • MASI Wielka ul. Odrzańska 30 • EXPOSE akcesoria atelier Magda Zgórska ul. Chopina 22 (1 piętro) • Imperium wizażu ul. Jagiellońska 7 • Studio Jagielońska 9 ul. Jagielońska 9 • Modern Design Piotr Kmiecik ul. Jagiellońska 93/3 • Atelier Katarzyny Klim ul. Królowej Jadwigi 12/1 • Salon fryzjerski YES ul. Małkowskiego 6 • Salon Fryzjerski Keune ul. Małopolska 60 • Studio Fryzjerskie Karolczyk ul. Monte Cassino 1/14, • Belle Femme ul. Monte Cassino 37a • Vegas Studio Fryzjerskie ul. Panieńska 46/6 • Salon Kosmetyczny GAJA ul. Wojska Polskiego 10 • Sam Sebastian Style ul. Pocztowa 7 • Cosmedica ul. Pocztowa 26 • Hair & tee ul. Potulicka 63/1 • Obssesion ul. Wielkopolska 22 • Gabinet Kosmetyczny Dorota Stołowicz ul. Mazurska 20 • Enklawa Day Spa al. Wojska Polskiego 40/2 • Cosmedica ul. Leszczynowa 23 (Rondo Zdroje)

RESTAURACJE

• Porto Grande ul. Jana z Kolna 7 • Sake Sushi al. Piastów 1 • Restauracja Aramia ul. Romera 12 • Restauracja Aramia Podzamcze ul. Opłotki 1 • Karczma Polska Pod Kogutem Plac Lotników 3 • Restaucja Dzika Gęś Plac Orła Białego 1 • Trattoria Toscana Plac Orła Białego 10 • Caffe Venezia Plac Orła Białego 10 • Chief Rayskiego 16 pl. Grunwaldzki • Stockholm Kitchen & Bar Bulwar Piastowski 1 • The Greek Ouzeri Bulwar Piastowski 2 • El Tapatio ul. Kaszubska 3 • Columbus ul. Wały Chrobrego 1 • Colorado Steakhouse ul. Wały Chrobrego 1a • Takumi Sushi Bar CH Galaxy - 2 piętro • Sphinks CH Kaskada • Restauracja Szczecin ul. Felczaka 9 • Avanti al. Jana Pawła II 43 • El Globo ul. Józefa Piłsudskiego 26 • OPERA (Na Kuncu Korytarza) ul. Korsarzy 34, Zamek • Planeta ul. Wielka Odrzańska 28 • Wół i Krowa ul. Wielka Odrzańska 20 • Bombay ul. Partyzantów 1 • Z Drugiej Strony Lustra ul. Piłsudskiego 18 • Stara Piekarnia ul. Piłsudskiego 7 • Ricoria Ristorante ul. Powstańców Wielkopolskich 20 • Plenty ul. Rynek Sienny 1

• Buddha Thai ul. Rynek Sienny 2 • Spiżarnia Szczecińska Plac Hołdu Pruskiego 8 • Pomiędzy ul. Sienna 9 • Giovanni Volpe Lodziarnia ul. Tkacka 64 • DietaBar.pl ul. Willowa 8 • Rotunda Północna ul. Wały Chrobrego 1 b • Willa West Ende al. Wojska Polskiego 65 • Willa Ogrody ul. Wielkopolska 19 • Restauracja/Hotel Atrium al. Wojska Polskiego 75 • NIEBO Wine Bar Cafe ul. Nowy rynek 5 • Bachus ul. Sienna 6 • La Passion du Vin ul. Sienna 8 • Tokyo Sushi’n’Grill ul. Rynek Sienny 3 • Bollywood Street Food, ul. Panieńska 20 • Villa Astoria al. Woj. Polskiego 66 • To i Owo restauracja, ul. Zbożowa 4 • Brasileirinho - Brazylijska Kuchnia i Bar, ul. Sienna 10

KLUBY SPORTOWE I FITNESS

• Pure Jatomi, CH Kaskada • Fitness World (Radisson Hotel) Plac Rodła 10 • Szczecińskie Centrum Tenisowe ul. Dąbska 11a • Fit Town ul. Europejska 31 • North Gym Fitness Club Galeria Północ 1 piętro ul. Policka 51 • RKF ul. Jagiellońska 67/68 • Squash na Rampie ul. Jagiellońska 69 • Marina Squash Fitness Club ul. Karpia 15 • Lady Fitness&Wellness, ul. Mazowiecka 13 • Bene Sport Centrum ul. Modra 80 • Fitness Club ul. Monte Casino 24 • Marina Club Dąbie, Yaht Klub Polska Szczecin ul. Przestrzenna 11 • Elite Sport Club Spółdzielców 8k, Mierzyn • Fitness Forma ul. Szafera 196 • Universum Fitness Club, ul. Wojska Polskiego 39a • Prime Fitness Club, ul. 5 Lipca 46

SKLEPY I SALONY MODOWE

• Salon Mody Brancewicz al. Jana Pawła II 48 • Salon Terpiłowscy CH Auchan • Salon Terpiłowscy CH Ster • Salon Terpiłowscy CH Galaxy • Salon Terpiłowscy CH Turzyn • Salon Terpiłowscy ul. Jagiellońska 16 • C.H. TOP SHOPING, ul. Hangarowa 13 • Salon Jubilerski YES CH Galaxy • Dekadekor ul. Rayskiego 18(lok U1) • Portfolio ul. Rayskiego 23/11(wejście od Jagielońskiej) • Silver Swan CH Galaxy (parter) • Swiss CH Galaxy (parter) • Van Graf CH Kaskada • La Perle - Salon Sukien Ślubnych ul. Kaszubska 58 • Trend S.C. Mierzyn, ul. Długa 4b • EBRAS.PL Pl. Żołnierza 17 • Organic Garden ul. Kaszubska 4 • Sklep Firmowy Zakładów Ceramiki Bolesławiec al. Niepodległości 3 • 6 Win ul. Nowy Rynek 3 • C.H. FALA al. Wyzwolenia 44a • Geobike CH Nowy Turzyn I piętro • Centrum Mody Ślubnej ul. Krzywoustego 4 • Sklep Vegananda ul. Krzywoustego 63 • Sklep Zdrowa Przystań ul. Monte Cassino 2/2 • Meble VIKING al. Wojska Polskiego 29 • MaxMara ul. Bogusława X 43 • KAG Meble i Światło S.C. ul. Struga 23 • MOOI wnętrza al.Wojska Polskiego 20, • BiM al. Wojska Polskiego 29 • MarcCain al. Wojska Polskiego 43 • Moda Club al. Wyzwolenia 1-3 • Beaton Aparaty słuchowe, Edmund Reduta ul. Rayskiego 40a • Boutique Chiara ul. Bogusława X 12/2 • Escada Sport ul. Wojska Polskiego 22 • B.E. Kleist Jubiler ul. Rayskiego 20/2 • DRAGON EVENT ul. Twardowskiego 18 (teren Bissmyk) • Drzwi i Podłogi VOX Sylwia Drabik ul. Santocka 39 • Centrum Finansowe JANOSIK ul. Krzywoustego 28 • Świat Rolet ul. Langiewicza 22 • Cavallo - Sklep Jedziecki ul. Przybyszewskiego 4 • Piękno Natury ul. Reymonta 3, pawilon 58 • Zielony Kram ul. Reymonta 3, pawilon 85

GABINETY LEKARSKIE I MEDYCYNY ESTETYCZNEJ

• Dom Lekarski al. Bohaterów Warszawy 42 (CH TURZYN) • Dom Lekarski ul. Rydla 37

• Dom Lekarski ul. Gombrowicza 23/Bagienna 6 • Dom Lekarski al. Piastów 30 (Piastów Office Center, budynek C (wejście od dziedzińca) • Dom Lekarski ul. Struga 42 (Outlek Park) • Hahs ul. Czwartaków 3 • Hahs Klinika ul. Felczaka 10 • Fizjoline Centrum Rehabilitacji ul. Kosynierów 14/U1 • Medicus Plac Zwycięstwa 1 • Lecznica Dentystyczna KULTYS ul. Bolesława Śmiałego 17/2 • EuroMedis ul. Powstańców Wielkopolskich 33a • Laser Studio ul. Jagiellońska 85/1 • Studio Masażu - LAVA ul. Tymiankowa 5b • Estetic ul. Ku Słońcu 58 • ESTETICON ul. Jagiellońska 77 • Fabryka Zdrowego Uśmiechu ul. Ostrawicka 18 • Klinika Stomatologii i Kosmetologii EXCELLENCE ul. Wyszyńskiego 14 • Dentus ul. Felczaka 18a, ul. Mickiewicza 116/1 • MEDICO Specjalistyczne Gabinety Stomatologiczne i Lekarskie al. Bohaterów Warszawy 93/1 (vis a vis CH Turzyn) • NZOZ MEDENTES Przecław 93e • NZOZ MEDENTES ul. Bandurskiego 98(1pietro) • Hipokrates ul. Ku Słońcu 2/1 • Klinika Zawodny ul. Ku Słońcu 58 • Venus Centrum Urody ul. Mickiewicza 12 • Intermedica centrum okulistyki ul. Mickiewicza 140 • Medi Clinique ul. Mickiewicza 55 • Art. PLASTICA ul. Wojciechowskiego 7 • Image Instytut kosmetologii ul. Maciejkowa 37/U2 • Medimel ul. Nowowiejska 1E (Bezrzecze) • Figurella - Instytut Odchudzania ul. Bohaterów Warszawy 40 • Dental Implant Aesthetic Clinic ul. Panieńska 18 • Perładent - Gabinet Stomatologiczny ul. Powstańców Wielkopolskich 4c • Nowy Impladent Stomatologia Estetyczna i Rekonstrukcyjna ul. Stoisława 3/2 • dr Hamera ul. Storrady-Świętosławy 1c / 6 piętro • Centrum narodzin MAMMA ul. Sowia 38 • Stomatologia Mierzyn ul. Welecka 38 • Stomatologia Kamienica 25 ul. Wielkopolska 25/10 • Maestria Klinika Urody ul. Więckowskiego 2/1 • VitroLive ul. Wojska Polskiego 103 • Medycyna Estetyczna Osadowska, al. Piastów 30 (Piastów Office) • Gabinet „Orto-Magic” ul. Zaciszna 22 (od ul.Topolowej) • Stomatologia Mikroskopowa ul. Żołnierska 13a/1 • CENTRUM DIETETYCZNE NATURHOUSE al. Wyzwolenia 91, al. Wyzwolenia 6, ul. Krzywoustego 27 • Miracle Aesthetics Clinic Szczecin, ul. Ostrobramska 15/u3 • Odnowa Centrum Zdrowia i Urody CH Turzyn, ul. Boh. Warszawy 40 • Ra-dent. Gabinet Stomatologiczny ul. Królowej Korony Polskiej 9/U1, Krzywoustego 19/5 • Ella Studio depilacji Cukrem ul. Kaszubska 17/2 • Specjalistyczny Gabinet Ginekologiczno-Położniczy dr n. med. Andrzej Niedzielski ul. Niemcewicza 15 • Niepubliczna poradnia psychologiczno- pedagogiczna Carpe diem ul. Pocztowa 35/1 • Przychodnia Medycyny Rodzinnej DOM MED, ul. Witkiewicza 57

• Grupa Gezet Alfa Romeo, Ustowo 57, Rondo Hakena • Grupa Gezet Fiat, Ustowo 57, Rondo Hakena • Auto Club, Ustowo 56, Rondo Hakena • Bemo Motors, Ustowo 56, Rondo Hakena • Seat Krotoski-Cichy, Południowa 6 • Audi Krotoski-Cichy, Południowa 6 • Skoda Krotoski-Cichy, Południowa 6

BIURA NIERUCHOMOŚCI I DEWELOPERZY

• Calbud ul. Kapitańska 2 • Neptun Developer ul. Ogińskiego 15 • SGI (budynek Nautica) ul. Raginisa 19 • Baszta Nieruchomosci ul. Panieńska 47 (Baszta Siedmiu Płaszczy) • SCN ul. Piłsudskiego 1A • Extra Invest ul. Wojska Polskiego 45 • Graz Developer pl. Zgody 1 • Artbud ul. 5 lipca 19c • MAK-DOM ul. Golisza 27 • TLS Developer ul. Langiewicza 28 U2 • Modehpolmo ul. Wojska Polskiego 184c/2 • Litwiniuk Property Al. Piastów 30 Office Center • INDEX Nieruchomości, ul. Bagienna 38C

KULTURA

• Filharmonia ul. Małopolska 48 • Hotel Zamek Centrum ul. Panieńska 15 • Szczeciński Inkubator Kultury ul. Wojska Polskiego 90 • Galeria Kierat ul. Koński Kierat 14 • Open Gallery Monika Krupowicz ul. Koński Kierat 17/1 (1-pietro) • Galeria Kierat 2 ul. Małopolska 5 • Muzeum Historii Szczecina ul. Mściwoja II 8 • Teatr Pleciuga Plac Teatralny 1 • 13 Muz Plac Żołnierza Polskiego 2 • Muzeum Sztuki Współczesnej ul. Staromłyńska 1 • Galeria Sztuki Dawnej Muzeum Narodowego ul. Staromłyńska 27 • Teatr Polski ul. Swarożyca 5 • Teatr Współczesny Wały Chrobrego 3 • Gmach Główny Muzeum Narodowego w Szczecinie Wały Chrobrego 3 • Kino Pionier al. Wojska Polskiego 2 • Trafostacja ul. Św. Ducha 4 • Zamek Książąt Pomorskich, Korsarzy 34 • Helios CH Kupiec ul. B. Krzywoustego 9-10 • Sala Koncertowa Baszta ul. Energetyków 40 • Stowarzyszenie Baltic Neopolis Orchestra ul. ks. kard. S. Wyszyńskiego 27/9 • Opera na Zamku ul. Korsarzy 34

INNE

• Urząd Miejski sekretariat ul. Armii Krajowej 1 • Urząd Miejski - promocja/rzecznik ul. Armii Krajowej 1 • Urząd Marszałkowski - promocja/rzecznik ul. Korsarzy 34 • Urząd Marszałkowski - sekretariat ul. Korsarzy 34 • Centrum Informacji Kulturalnej i Turystycznej ul. Korsarzy 34 • Urzad Wojewodzki - sekretariat, promocja/rzecznik Wały Chrobrego 4 • TVP S.A. ul. Niedziałkowskiego 24a • Radio ESKA Szczecin pl. Matki Teresy z Kalkuty 6 • „Pro Bono” Kompania Reklamowa • Lexus ul. Mieszka I 25 Paweł Nowak ul. Necała 2 • DDB Auto Bogacka Mercedes ul. Mieszka I 30 • Empik School Brama Portowa 4 • Mercedes Mojsiuk ul. Pomorska 88 • Speak UP DH Kupiec • Dealer BMW i MINI Bońkowscy Ustowo 55 (rondo Hakena) • Labirynt al. Niepodległości 18-22 (5 piętro) • Polmotor Szczecin Ustowo 52 (rondo Hakena) • Euroafrica ul.Energetyków 3/4 • CITROEN A.DREWNIKOWSKI ul. Andre Citroena 1 • Polska Fundacja Przedsiębiorczości ul. Monte Cassino 32 • Peugeot DREWNIKOWSKI ul. Bagienna 36D • Szczecińskie Centrum Przedsiębiorczości ul. Kolumba 86 • CITROEN A.DREWNIKOWSKI al. Bohaterów Warszawy 19 • Interglobus ul. Kolumba 1 • Holda / Chysler Dodge i Jeep ul. Gdańska 7 • Wnętrze na Piętrze ul. Piłsudskiego 27 • Łopiński VW ul. Madalińskiego 7 • L Tour CH Galaxy • POLMOZBYT Peugeot Plac Orła Białego 10 • PŻM: POLSTEAM Plac Rodła 8 • Ford - Bemo Motors ul. Pomorska 115B • Półncna Izba Gospodarcza ul. Wojska Polskiego 86 • AUTO BRUNO Volvo ul. Pomorska 115b • Dudziak i Partnerzy ul. Jagielońska 85/14 • Peugeot DREWNIKOWSKI ul. Rayskiego 2 • Doradztwo i Odszkodowania Celem ul. Kołłątaja 24 • Camp & Trailer Świat Przyczep • Anons Press Agencja Reklamowa ul. Wojska Polskiego 11 al. Bohaterów Warszawy 37F (za Statoil) • Biuro Turystyki Pelikan ul Obrońców Stalingradu 2/U3 • KOZŁOWSKI Toyota ul. Struga 17, ul. Mieszka I 25B • Eko drogeria Bio natura ul. Kaszubska 26 • Krotoski-Cichy Skoda ul. Struga 1A • Kobi- Kopnij Bile ul. Bolesława Śmiałego 19/7 • Krotoski-Cichy VW ul. Struga 1A • Deep shine Detailing, ul. Łukasińskiego 108 • KOZŁOWSKI Opel ul. Struga 31 B • Finanset ul. Jagiellońska 85/8 • Polmotor Nissan,Renault, Dacia ul. Struga 71 • Centrum Informacji Turystycznej pl. Żołnierza Polskiego 20 • POLMOTOR KIA ul. Wisławy Szymborskiej 8 • Philson Investments Spóldzielnia Inwestycyjna • Volvo Maszyny Budowlane Polska ul. Pomorska 138-141 ul. Jagiellońska 90/6 • Pehamot Skoda ul. Zielonogórska 32 • Magenta - Studio Mebli Kuchennych, Wyszyńskiego 9 • Subaru ul. Struga 78a • Hayka, ul. Św. Ducha 2a • Grupa Gezet Honda Głuchy, ul. Białowieska 2 • Autonovum - Salon samochodowy, Białowieska 2

SALONY SAMOCHODOWE


#prezentacja


#prezentacja


Turn static files into dynamic content formats.

Create a flipbook
Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.