MM Trendy #12 (69)

Page 1

GRUDZIEŃ 2018 NUMER 12 (69) / WYDANIE BEZPŁATNE

Święta, czas na złapanie oddechu

Zbigniew Matuszewski Teatr

Muzyka

Moda

Malala – dziewczyna z kulą w głowie

Szczecinianin na końcu świata

Ultra futurystyczny fashion tech Joanny Hir


#prezentacja


#12

#spis treści grudzień 2018

66

Rozmowa

Michał Martyniuk

#06 Newsroom

Design, moda, wydarzenia

#16 Felieton

Paweł Krzych: Szczecin i książki Michał Jakubów: życzliwych świąt Paweł Flak: whisky dla inwestora

#26 Temat z okładki Medycyna laserowa – początek przyszłości

#40 Rozmowa Agnieszka Szeremeta – wiem, że mogę więcej

#48 Kultura Grudzień w kinie, w teatrze i na scenie

#58 Sztuka Projekt Mikado – Igor Omulecki

#62 Teatr

Kim jest Malala?

#66 Muzyka

Grabek wraca na scenę

#74 Styl życia

Moda rodzi się w mojej głowie

#108 Trendy towarzyskie Kto, z kim, gdzie, kiedy i dlaczego

MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 12/2018

3


| OD REDAKTORA |

#okładka: NA ZDJĘCIU ZBIGNIEW MATUSZEWSKI FOTO NATALIA SOBOTKA

#12

#redakcja O rety, to już koniec roku! Kiedy to się mogło stać i dlaczego nikt mnie wcześniej nie poinformował! Przecież zupełnie zwyczajny wstępniak, który co miesiąc przygotowuję do magazynu, tym razem powinien być niezwyczajny albo nawet nadzwyczajny. Trzeba pożegnać ten rok razem z czytelnikami, współpracownikami, naszymi partnerami handlowymi. A to naprawdę spore grono osób, które wspólnie potrafi przygotować ponad stustronicowy magazyn. To wydanie jest wyjątkowe z kilku powodów. Przede wszystkim zaprosiliśmy do niego kilku ciekawych gości. Na okładkę specjalistę Zbigniewa Matuszewskiego, który fachowo potrafi zadbać o wygląd i samopoczucie swoich pacjentów. Na pewno wielu z Was regularnie odwiedza jego studio medyczne, by wyjść stamtąd bardzo zadowolonym. Tajemnice swojego arcyciekawego zajęcia zdradziła nam Agnieszka Szeremeta, która przygotowuje profesjonalny wizaż dla mnóstwa interesujących osób, a one wtedy opowiadają jej o sekretach swojego życia. O tym, jak gra się jazz na końcu świata, czyli w Nowej Zelandii, mówi tęskniący za swoim rodzinnym miastem szczecinianin Michał Martyniuk. A o fashion tech, czyli bardzo zaawansowanych projektach modowych opowiada Joanna Hir, która gościła w Szczecinie na zaproszenie Akademii Sztuki. Szacowne grono, z którym dobrze jest zakończyć ten całkiem fajny rok. Cieszę się również, że kończymy go w tak zgranym zespole redakcyjnym, który regularnie i na czas potrafi przygotowywać co miesiąc unikalne materiały do magazynu MM Trendy. Bardzo mi również miło, że ufa nam coraz większe grono partnerów komercyjnych, którzy – każdy w swoim stylu – zdecydowali się zakończyć 2018 rok na naszych łamach. Takie zaufanie bardzo motywuje. I właśnie motywacji do pracy życzę wszystkim Państwu w roku 2019. Spotkamy się tam już wkrótce. Jarosław Jaz / Redaktor naczelny

4

Nowy Rynek 3, 71-875 Szczecin tel. 91 48 13 341; fax 91 48 13 342 mmtrendy.szczecin@mediaregionalne.pl www.mmtrendy.szczecin.pl Redaktor naczelny: Jarosław Jaz Product manager: Karolina Naworska Producent: Agata Maksymiuk Promocja i marketing: Agnieszka Stach Redakcja: Oskar Masternak, Bogna Skarul, Małgorzata Klimczak, Tomasz Kuczyński, Anna Folkman Dział foto: Sebastian Wołosz, Andrzej Szkocki Skład magazynu: MOTIF studio Dystrybucja: Piotr Grudziecki Druk: COMgraph Sp. z o.o. Prezes oddziału: Piotr Grabowski Reklama: tel. 697 770 172, karolina.naworska@polskapress.pl Wydawnictwo: Polska Press Grupa sp. z o.o. ul. Domaniewska 45, 02-672 Warszawa Prezes: Dorota Stanek

Dołącz do nas na www.facebook.com/ MagazynMMTrendy oraz Instagram.com/mm.trendy


#prezentacja


| NEWSROOM |

#5 pomysłów na prezent by Paulina Targaszewska

#1 Wspomnienia zamiast podarków.

Jestem z tych, którzy wolą kolekcjonować wspomnienia zamiast gromadzić przedmioty, dlatego polecam pod choinką schować ciekawy voucher. Lot samolotem nad Szczecinem, przejażdżka jednym z najszybszych samochodów świata, wieczór sommelierski z degustacją wina, nauka przyrządzania nowego dania pod okiem znanego szefa kuchni, weekend w domkach na wodzie - jest w czym wybierać.

#2 Pstryk i gotowe. Pamiętacie, ile frajdy sprawiało robienie zdjęć polaroidem? Wystarczyło ustawić odpowiedni kadr, wcisnąć przycisk i zdjęcie natychmiast było drukowane. Te małe, oryginalne aparaty fotograficzne wracają do łask. Jeśli chcesz w obdarowywanym wzbudzić wspomnienia, podaruj mu polaroid „z duszą”, czyli taki z drugiej ręki. Dokup tylko nowy zestaw wkładów.

Berlin, czwarta rano w Teatrze Współczesnym Spektakl muzyczny ze scenariuszem i w reżyserii Łukasza Czuja to zaproszenie do zagłębienia się w puls wielkomiejskiej nocy. Bohaterem opowieści jest nocne miasto, wielka metropolia i jej ludzie. Wyprawa przez miasto nocą odsłania mroczne historie bohaterów. Wsiadamy do taksówki i podróżujemy ulicami, trafiamy do nocnego baru, na komisariat, zatrzymujemy się przy pigalaku. Spotykamy wielu ludzi i poznajemy ich ekspresjonistyczne portrety – ludzi groteskowych, szalonych. Na spektakl „Berlin, czwarta rano” składa się 16 songów napisanych przez najwybitniejszych twórców niemieckiego kabaretu. Stanowią one punkt wyjścia do opowieści muzycznej, w której wybrane wątki narracje ukazywane są poprzez taniec. Metropolia nocą to osobny świat, czarna bajka, której magia musi wyparować z nastaniem świtu. A co zostanie z niej, co z niego? Poezja piosenki, gest tancerza. Fantazja, która będzie żyła w nas długo po tym, jak miasto obudzi się do prozy. Teatr Współczesny w Szczecinie, 17 grudnia 2018 17:30/20:00

#3 Do zaczytania jeden krok „Człowiek, który nie czyta, nie ma żadnej przewagi nad tym, który nie umie czytać” - stwierdził Mark Twain i trudno się z nim nie zgodzić, dlatego - choć książki to najpopularniejszy prezent wręczany podczas Bożego Narodzenia, wciąż będę je polecać. Możesz też podarować bliskiemu e-book z dostępem do różnych zbiorów książek.

#4 Zawsze na czas. Zegarek zawsze jest dobrym

prezentem (chyba, że jesteście przesądni - mówi się, że zegarek mierzy czas do rozstania ;) ). Do wyboru jest naprawdę mnóstwo modeli, które różnią się między sobą zarówno wyglądem, jak i funkcjami. Oprócz mierzenia czasu potrafią łączyć się z telefonem, liczyć kroki, przypominać o ważnych wydarzeniach. W niektórych można nurkować, inne mają wbudowany GPS, są też takie wykonane z... drewna.

ze Szczecinem świetnie odnajdą się pod choinką. Jeśli chcecie wysłać obdarowywanego w sentymentalną podróż, to podarujcie mu planszówkę „Szczeciński spekulant”. Melomanów zachwyci płyta przygotowana przez szczecińską filharmonię, miłośników mody - ubrania i torby z zabawnymi nadrukami związanymi z naszym miastem. Są też designerskie mapy Szczecina w ramce, różne kubki, poduszki, plakaty. Dla każdego coś szczecińskiego!

6

Foto: materiały prasowe

#5 Lokalny patriotyzm. Prezenty związane


Pięknych świąt! Z okazji nadchodzących świąt Bożego Narodzenia Z całego serca życzymy wszystkim naszym Czytelnikom, Partnerom, Klientom i Reklamodawcom, aby ten cudowny i wyjątkowy okres upłynął Wam wśród bliskich, był pełen radości i intensywnie pachniał zielonym drzewkiem, a Nowy 2019 rok niech przyniesie wszystkim same radości, sukcesy i przyjemności zespół MM Trendy


| NEWSROOM |

Na paryskich przedmieściach

Młody fotograf Wojciech Jachyra współpracuje z marką MALE-ME nieprzerwanie od 2016 r. Jego edytorial przedstawia kolekcję „Michał Kwiatkowski x MALE-ME”, która jest mieszanką minimalnych form i niezwykłych tkanin - inspirowanych piórami ptaków, skórą węża czy też inkrustowanych srebrem. Pomysł stworzenia wspólnej kolekcji razem z Michałem Kwiatkowskim, wyszedł od założyciela i głównego projektanta marki MALE-ME Piotra Błocha. Jest on fanem Michała i muzyki, którą tworzy od blisko 15 lat. Michał również lubił markę MALE-ME, stąd sama idea stworzenia wspólnego projektu bardzo szybko przerodziła się ze sfery planowania do realizacji. Sesja zdjęciowa, promująca kolekcję, odbyła się w Noisy-le-Grand - ta eksperymentalna dzielnica na przedmieściach Paryża od lat zaskakuje i fascynuje, jednak wciąż jest miejscem nie w pełni odkrytym. Projekt: Kolekcja kapsułowa Michał Kwiatkowski X MALE-ME / Model: Michał Kwiatkowski / Fotograf: Wojciech Jachyra, www.wojciechjachyra. com / Projektant: Piotr Błoch MALE-ME, www.male-me.pl / Makijaż: Karen V. Mua / Postprodukcja: Dawid Pinocy, Fotoreakcja / Lokalizacja: Arènes de Picasso Grands Ensembles - Paryż / Francja

8


#prezentacja

Wół i Krowa

®

życzy Wesołych Świąt i zaprasza na firmowe kolacje wigilijne UL.WIELKA ODRZAŃSKA 20 - UL.JAGIELLOŃSKA 11 FOOD TRUCK - CATERING + 48 731 000 230 | www.wolikrowa.com www.facebook.com/wolikrowa | www.instagram.com/ wolikrowa


#prezentacja

Projektanci szczecińskiej filharmonii wyróżnieni

Foto: Andrzej Szkocki

Foto: Materiały własne

Pod koniec listopada Fabrizzio Barozzi oraz Alberto Veiga, architekci, którzy zaprojektowali budynek szczecińskiej filharmonii, otrzymali wyjątkową nagrodę – Honorową Odznakę II stopnia Izby Architektów Rzeczypospolitej Polskiej. Odznaka może być przyznana osobom nie należącym do Izby Architektów za szczególne zasługi dla samorządu zawodowego lub środowiska architektów, takie jak znaczące osiągnięcia w kształtowaniu opinii o tym środowisku oraz wybitne osiągnięcia w dziedzinie architektury - co ma miejsce w tym wypadku. Jest to pierwszy przypadek przyznania tej odznaki architektom spoza Polski! (am)

Ślub jak z bajki Jest takie miejsce w Szczecinie, gdzie każda para młoda otrzyma doskonały plan na ślub, a nawet więcej. Agencja ślubna ISA Dream Wedding to wyspecjalizowany zespół wedding plannerów, którzy sprawią, że przedślubne przygotowania staną się o wiele prostsze i przyjemniejsze. Firma zajmuje się kompleksową lub częściową organizacja wesela – w zależności od potrzeb klientów i dotychczas poczynionych kroków w stronę planowania najważniejszego wydarzenia w życiu. Co ważne ISA Dream Wedding potrafi zaopiekować się planami nawet, jeżeli para młoda samodzielnie zaangażowała podwykonawców i poczyniła pierwsze ustalenia i negocjacje. Uwaga! Od stycznia ISA zmienia swoją siedzibę i będzie można ją spotkać w Marina Restaurant, Przestrzenna 7 w Szczecinie.

10

Kobiety z ZUT-u na szczycie Kobiety Zachodniopomorskiego Uniwersytetu Technologicznego w Szczecinie w czołówce najbardziej innowacyjnych działaczek - tak wynika z publikacji „Aktywność patentowa kobiet w Polsce” w Kwartalniku Urzędu Patentowego RP. W zestawieniu zawierającym listę 10 najbardziej aktywnych podmiotów w latach 2013-2017 według zgłoszeń wynalazków i wzorów użytkowych oraz udzielonych patentów i praw ochronnych, których twórcami lub współtwórcami były kobiety, ZUT zajmuje pierwsze miejsce według liczby zgłoszeń – 412 zgłoszenia. Drugie miejsce zajmuje Politechnika Wrocławska – 395 zgłoszeń, a trzecie Uniwersytet Przyrodniczy we Wrocławiu -341. (red.)


#prezentacja


Foto: materiały prasowe

| NEWSROOM |

Nowe BMW!

24 listopada odbyła się Premierowa Sobota w salonie BMW Bońkowscy. Tego dnia zostały zaprezentowane aż dwa nowe modele – BMW X5 oraz BMW serii 8. Odwiedzający salon mogli zobaczyć, jak zmieniło się kultowe BMW serii 8, ponieważ obok nowego modelu został ustawiony samochód-legenda wyprodukowany w 1995 roku. Oprócz prezentacji modeli, goście mieli okazję zobaczyć pokaz tańca współczesnego, spędzić czas w specjalnie przygotowanej kawiarence, wykonać zdjęcie z nowymi modelami oraz skorzystać z konsultacji kosmetycznych. Wszystkich, którzy nie mieli okazji uczestniczyć w wydarzeniu zapraszamy do salonu BMW Bońkowscy, aby się przekonać o doskonałości nowych modeli.

12


#prezentacja


Szczecińscy sportowcy mają wiele talentów

Grafiki: Tomasz Panek

Foto: Andrzej Szkocki

Wyjątkowo, zamiast wylewać siódme poty i walczyć o ligowe punkty, zawodnicy szczecińskich, ekstraklasowych drużyn wystąpili na wspólnej scenie. Wszystko, by wspomóc szczecińskie hospicjum dla dzieci. W klubie Lulu, po dwuletniej przerwie odbyła się akcja „Głosy dla Hospicjum”. Na scenie wystąpili zawodnicy i zawodniczki szczecińskich klubów, które na co dzień występują na boiskach i parkietach najwyższych klas rozgrywkowych w Polsce. - Bardzo cieszy nas zaangażowanie wszystkich zawodników, którzy wzięli udział w tym wyjątkowym koncercie - mówiła Kinga Krzywicka, prezes zarządu fundacji Zachodniopomorskie Hospicjum dla Dzieci i Dorosłych. (om)

Rzeźnik z Niebuszewa doczekał się komiksu Rzeźnik z Niebuszewa doczekał się interpretacji swoich zagmatwanych losów w komiksie autorstwa rysownika Tomka Panka. Przypominamy, że legendarna postać pochodzi z czasów powojennych. Plotki głoszą, że Rzeźnik był mordercą, który sprzedawał mięso swoich ofiar na pobliskim targu. Czy to prawda? Odpowiedzi można szukać w komiksie. Historia jest częścią zbioru „Komiksu szczecińskiego”. Antologia obejmuje sześć historii komiksowych w tym min. „Lipa z Jezierzyc”, rys. Bartosz Błaszczeć, scen. Karolina Lotyczewska czy „Szczecin panny Janki” Karoliny Walczak. Premiera wydawnictwa odbyła się pod koniec listopada. (am)

14

Krzysztof Penderecki Światowej sławy kompozytor, dyrygent i pedagog przyjedzie w grudniu do Szczecina. Artysta pojawi się w Filharmonii im. Mieczysława Karłowicza 14 grudnia, prezentując swoją VII symfonię „Siedem bram Jerozolimy”. To prawdziwy muzyczny monument napisany na 3000. rocznicę powstania Jerozolimy. Prawykonanie symfonii odbyło się 9 stycznia 1997 roku. W kompozycję zaangażowany jest olbrzymi aparat wykonawczy: orkiestra z rozbudowaną sekcją perkusji, trzy chóry, soliści i recytator. Potężna jest również forma utworu – siedmiu legendarnym bramom miasta odpowiada siedem części dzieła, w których kompozytor wykorzystał teksty zaczerpnięte ze Starego Testamentu. Na niezwykłość odbioru dzieła wpływ ma również topofoniczne (przestrzenne) rozmieszczenie muzyków. (am)


#prezentacja


| FELIETON | #szczecińska dycha

#szczecin i książki

1. Z Archiwum Sz. Śladem szczecińskich niezwykłych historii XX wieku - zostały wydane dwie części. To zbiór reportaży, felietonów. Możemy się z nich dowiedzieć tajemniczych, nierzadko dramatycznych, ale zawsze interesujących historii naszego miasta. Reportaże zajmują po kilka, kilkanaście stron, więc jest to idealna propozycja dla osób, które chcą co wieczór spotykać się z innym szczecińskim tematem. Warto tutaj wspomnieć, że pierwsza część dostępna jest wyłącznie z drugiej ręki, co jakiś czas pojawia się w antykwariatach. Drugą część kupimy normalnie w księgarni. W ostatnich latach został wydany również audiobook. 2. Szamani Życia - wydana w 2009 powieść Wojciecha Burgera, która łączy ze sobą wiele wątków. Spotkanie po latach bohaterów książki, wspomnienia z lat PRL, w tle Szczecin, a książkę napędza wątek kryminalny. Dodać do tego trzeba jeszcze elementy mistyczno-szamańskie, a otrzymamy wciągającą całość. Czyta się niezwykle dobrze, co chwile znajdziemy tam odniesienia do naszego miasta. Wojciech Burger w ramach tego cyklu napisał jeszcze „Ostatni z Bogów” oraz „Ślady na śniegu”. 3. Szczecin. Pamiętam, że - bardzo nietypowa pozycja na tej liście. Nie jest to ani powieść, ani album o Szczecinie. To zbiorowy pamiętnik o naszym mieście. Wspomnienia ludzi, którzy zapamiętali określone sytuacje, miejsca, wydarzenia. Podczas

16

czytania wielokrotnie zastanawiałem się, czy to są moje wspomnienia (czy ja je zgłosiłem na etapie zbierania materiałów), czy może nadesłał je ktoś inny. Piękna sentymentalna wycieczka po Szczecinie. 4. Sedinum - autorstwa Leszka Hermana. Jedna z najbardziej popularnych pozycji ostatnich lat. Wielowątkowa powieść, której akcja dzieje się w Szczecinie. Pokazuje Szczecin dostępny na co dzień, miejsca, w których każdy może być, ale też sięga do tajemnic, do podziemi, do historii. Mimo że ma 800 stron, niezwykle szybko się ją czyta. 5. Mało szczegółowy przewodnik po Szczecinie - chyba pierwsza tego typu publikacja o naszym mieście. W nietypowy sposób, za pomocą rysunków Tomasz Panek przedstawia różne atrakcje turystyczne, dając wiedzę, humor i zabawę. Niedawno ukazało się drugie wydanie przewodnika. 6. Publikacje o dzielnicach - jeśli już jesteśmy w tematach przewodników, to polecę książki traktujące o poszczególnych dzielnicach. Mieszkamy w danej okolicy, a ile o niej tak naprawdę wiemy? Kto jest patronem naszej ulicy? Co znajdowało się tutaj 30-50 lat temu? Czy nasza okolica była świadkiem niezwykłych wydarzeń? Tego dowiemy się z kilkunastu książek poświęconym poszczególnym okolicom Szczecina. W mojej kolekcji mam już Pomorzany, niebawem na półce pojawi się Pogodno i Drzetowo. 7. Podziemny Szczecin - czas odkryć tajemnice nieznanego Szczecina w postaci tunelów, dziesiątek obiektów, które znajdują się pod ziemią Szczecina. W książce znajdziemy 15 reportaży z podziemnych wypraw, wraz ze szczegółowymi opisami i modelami 3D. 8. Sekrety Szczecina - Szczecin ma dużo tych tajemnic. Tym razem w trzech odsłonach Roman Czejarek sięga do nieod-

krytych historii sprzed wielu lat. Opisane są zarówno historie przedwojenne, jak i te nowsze wydarzenia, sięgające do 1989 roku. Liczę mocno, że doczekamy się czwartej części, traktującej o najbardziej współczesnym Szczecinie. 9. Albumy zdjęciowe Szczecina - nasze miasto jest niezwykle fotogeniczne. Dlatego też na półkach w księgarniach nie brakuje różnych albumów zdjęciowych, dotyczących historycznego Szczecina, jak i jego współczesnego oblicza. 10. 70 niezwykłych historii na 70-lecie Pogoni Szczecin - O 70 latach Pogoni opowiadają pasjonaci, którzy przez ostatnie dekady współtworzyli zespół, oddając mu sporą część swojego serca - możemy przeczytać na stronie. Mój najnowszy zakup w ramach „szczecińskiej biblioteczki”. Liczę mocno, że uda Ci się znaleźć czas na Szczecin w książkach, a może zechcesz kogoś nimi obdarować na zbliżające się święta! Korzystając z okazji: Wesołych Świąt i do zobaczenia w 2019 roku! Paweł Krzych autor szczecinblog.pl, prowadzący stronę na Facebooku Uśmiechnij się - jesteś w Szczecinie. Zakochany w tym mieście.

Foto: Aleksandra Misiura

Rok temu na łamach MM Trendy w cyklu moich felietonów pisałem o szczecińskim poradniku prezentowym. Tym razem będzie trochę inaczej, jednak też może posłużyć to jako inspiracja przy wyborze prezentów na zbliżające się święta. Od dłuższego czasu kompletuję swoją biblioteczkę, w której znajdują się m.in. książki poświęcone naszemu miastu. Z wielką sympatią dokładam tam kolejne pozycje. Wiele z tych książek może być dobrym startem na początek przygody ze Szczecinem.


#prezentacja

ul. Monte Cassino 39, Szczecin | tel: 508 112 999


| FELIETON | #w rytmie miasta

#życzliwych świąt W drugiej połowie poprzedniej dekady nastał taki czas, że mój serdeczny przyjaciel ze Szczecina, szukając odmiany w swoim młodym wtedy życiu, udał się na Wyspy po lepsze jutro. Goniąc za szczęściem stawił się w pięknej, oferującej pełen wachlarz możliwości Anglii. Królowa Elżbieta, herbatki o piątej, West End, te rzeczy… Niewiele go tutaj trzymało, a to, co jeszcze przed chwilą ewentualnie mogło, właśnie się pokomplikowało. Niby tylko niecałe dwie godziny lotu od domu, ale jednak już nie u siebie. Wyjechał. Na początku zamieszkał u kolegów, którzy oprowadzając go po okolicznych agencjach pracy, pomagali przy rejestracji do zajęć, gdzie od progu było jasne, że chodzi o najniższą krajową. Po miesiącu podpisał pierwszy kontrakt, skierowano go do pakowania karmy dla zwierząt domowych. Szybko został przeszkolony, a następnie zabrał się za pojemniki i worki. W pewnym momencie, kiedy poznał asortyment na tyle dobrze, że sam prawie zaczął miauczeć, dostrzegł pewne niedoskonałości swojego położenia. I wtedy… Ta celowo urwana opowieść miała oczywiście swój ciąg dalszy - kolega zmienił miejsce zatrudnienia, dużo poświęcał, brał mnóstwo nadgodzin. Z początku borykał się z wieloma problemami, również z powodu swojego pochodzenia. Później otwierały się tam przed nim coraz to szersze perspektywy, a z każdym rokiem Wyspy były bardziej przyjaznym otoczeniem. Postanowił jednak przyjechać z powrotem, by tutaj spróbować rozwinąć się zawodowo i prywatnie, co zresztą w pełni się powiodło. Wrócił. Historia tyleż skrócona, co dość pospolita. Z jakiego powodu po nią zatem sięgam? Ponieważ my teraz jesteśmy trochę jak Anglicy wtedy. Nie chodzi mi o skalę lokalną, ale przede wszystkim - ogólno-

18

krajową. Bo choć ciągle nie ma mowy o wszechobecnym dobrostanie, dożyliśmy jednak czasu, kiedy na Polskę poszczególne nacje spoglądają z zazdrością. Stajemy się miejscem pożądanym dla obywateli innych narodowości, chcących właśnie u nas powalczyć o więcej niż mieli dotąd. Jeśli mam być szczery, planując ten tekst zastanawiałem się dłuższą chwilę, a właściwie to chyba i dwie. Nawet chcąc spuentować felieton, pisząc o codziennej życzliwości, zwłaszcza z okazji zbliżających się Świąt, o czym poniżej, musisz uważać, by niechcący nie wbić kija w mrowisko, dotykając popularnego tematu. Jestem dumny z Polski w ogóle, a w szczególe - ze Szczecina, że sąsiedzi chcą u nas pracować, kreować swoją codzienność. Po prostu żyć. Bo przecież wyjeżdżając od siebie dokądś, w sposób niewerbalny komunikujesz tej docelowej lokalizacji uznanie. I mnie naprawdę podoba się, że jesteśmy tak postrzegani! Grudzień. Można oślepnąć od świateł choinkowych ozdób, zewsząd słychać kolędy, święty Mikołaj wysłał tabuny swoich sobowtórów do miast i miasteczek. Wszechogarniający zakupowy szał dotyka nas wszystkich, a kulinarne popisy widać będzie już wkrótce na większości uginających się stołów od Odry aż po San. Końcówka roku to taki charakterystyczny moment, kiedy po gwałtownym przyspieszeniu nadchodzi odrobina wytchnienia, odpoczynku, refleksji. Spotkania rodzinne, troszkę czasu dla siebie, dla wielu także zwrócenie się ku temu, w co wierzą. Przecież to Boże Narodzenie… A skoro tak, chociaż w tym szczególnym okresie ujawnijmy skrzętnie zwykle ukrywane pokłady empatii. Oczywiście najlepiej cały rok, ale zwłaszcza teraz mało ważne, czy częściej patrzymy na lewo, czy na prawo. Czy bardziej dziewczyny,

czy bardziej chłopaki. Po polsku płynnie czy średnio, kawa czy herbata. Pokażmy Norwidowi, że nie miał racji, mówiąc „umiemy się tylko kłócić albo kochać, ale nie umiemy się różnić pięknie i mocno”. Korzystając z okazji pragnę też wszystkim bardzo serdecznie podziękować za pierwszy rok naszych spotkań na łamach MM Trendy. Czasem zdarza się, że ktoś wspomina, nawiązuje do tej rubryki, czytał. To niezwykle miłe, a właśnie małe rzeczy potrafią być najprzyjemniejsze. Życzę Państwu zdrowia, radości i spełnienia marzeń. Abyśmy wszyscy traktowali się tak, jak chcemy być traktowani, a do wigilijnego stołu zasiedli w komplecie. Życzliwych Świąt!

Michał Chaszkowski-Jakubów szczecinianin z urodzenia i przekonań. Założyciel Stowarzyszenia In Tractu, pomysłodawca i organizator m.in. Filmowych Wtorków w Cafe Hormon, Szczecińskiego Bazaru Smakoszy oraz Feel Good – Przeglądu Kina Pozytywnego


#prezentacja


| FELIETON |

#whisky dla inwestora Czy na inwestowaniu w whisky można zarobić? Można i to naprawdę sporo… Ceny kolekcjonerskich single malt whisky w ciągu zaledwie kilku ostatnich lat poszybowały do niemal astronomicznych poziomów. Podrożało niemal wszystko, poza najbardziej prozaicznymi wypustami single malt i blended whisky z dyskontów, przeznaczonych do spożywania w drinkach. Jeszcze niedawno najbardziej budżetowe single malt whisky, tzw. „podstawki”, miały te minimum 10-12 Years Old. Obecnie zostały wyparte przez młodziutkie whisky bez oznaczenia wieku tzw. NAS (No Age Statement). Dzisiejsze NASy kosztują nie taniej, a często nawet drożej, niż dawne kilkunastoletnie „podstawki” (sic!). Jak bardzo podrożała whisky niech zobrazuje fakt, że niedawno znajomy sprzedał butelkę po Ardbegu rocznik 1975 za kwotę ponad 1000 funtów. Pustą butelkę po whisky…, która jeszcze kilka lat temu kosztowała mniej niż połowę tej ceny (pełna!). Już wtedy było to wartością wydawałoby się mocno przeszacowaną… Obecnie wartość rynkowa danego wypustu Ardbega 75 to ponad 3000 funtów… Mówiliśmy „czy wiesz, że sprzedając tę pustą butelkę przyczyniłeś się do powstania kolejnej podróbki”. Ale szczerze mówiąc, wątpię czy ktoś, kto kupi butelkę whisky za ponad 3000 funtów będzie chciał ją kiedykolwiek otworzyć… Najbardziej w ciągu ostatnich lat podrożała Japonia. Stare Karuizawy, które jeszcze 7-8 lat temu kosztowały mniej niż 200 euro, obecnie osiągają ceny na poziomie 9,5 tysiąca euro! Czy 20-kilkuletnie Hanyu, które w ciągu zaledwie kilku lat z poziomu ponad 100 euro bez problemu osiągnęły poziomy cenowe lekko sięgające 2-3 tysięcy euro i nadal żwawo drożeją! Żywą legendą stał się już pewien Jurek z Warszawy, który od blisko

20

10 lat przekonywał wszystkich, że japońska whisky potrafi być genialna. W czasach, gdy wszystko poza Szkocją było uważane za tzw. „dzicz”, Jurek skupował na potęgę stare Hanyu, Karuizawy i Yamazaki w cenach wydawałoby się wtedy wysokich, czyli na poziomie 150200 euro. Tak skupując doszedł do poziomu blisko 200 butelek. Co teraz „biedaczysko” ma zrobić, gdy ceny każdej butelki z łatwością przekraczają poziomy 2000 euro. Jak żyć…? Oczywiście, wiedzy jak inwestować w wybitne whisky Kowalski nie zdobędzie bez praktyki. To nie jest coś, czego można nauczyć się oglądając filmiki na YouTube. Przytoczony Jerzy (sorry Jurek, jeżeli to czytasz ;) niemało zainwestował we własne poszukiwania i uczestnictwo w najciekawszych degustacjach… Jak mawiał Jurek, „szkoda zdrowia na słabe whisky…” Obecne poziomy cen „kolekcjonerskich”, zwłaszcza starych single malt whisky wydają się już hiper kosmiczne, ale podobnie wydawało się nam kilka lat temu, gdy je otwieraliśmy…, co by było gdybyśmy ich w porę nie otworzyli... Pewnie nigdy byśmy już ich nie spróbowali. ;) Co ma zrobić inwestor, który niekoniecznie ma wielkie doświadczenie w degustowaniu lub chociaż kupowaniu rokujących single malt whisky? Może zainwestować swoje pieniądze w fundusze inwestujące kapitał w beczki lub butelki rokujących whisky. Wtedy zasada jest prosta, oni pobierają wysoką prowizję za to, że się znają albo przynajmniej tak twierdzą, a Ty inwestujesz i czekasz, aż procenty zaczną rosnąć - licząc, że nie wyparują. ;) Jeżeli jednak inwestujemy w zakup pojedynczych butelek, po pierwsze nie otwierajmy ich! Po drugie wybierajmy edycje limitowane, takie których już nigdy więcej nie będzie. Zwróćmy uwagę na licz-

bę butelek w danej edycji. Whisky, która ukazuje się w ilościach kilkudziesięciu-kilkuset tysięcy butelek raczej nie będzie miała dużych szans na szybki wzrost wartości. Celujmy w whisky Cask Strength, czyli whisky nierozcieńczane wodą do 40-46%… Szukajmy wśród nieczynnych destylarni (one już raczej nie zaleją rynku nowymi wypustami), ale niestety mocno podrożały… Musimy więc szukać też wśród istniejących, także tych mniej popularnych (w samej Szkocji jest ich obecnie ponad 100). Szukajmy edycji first fill, starajmy się je kupić jak najtaniej. Nie bójmy się niezależnych bottlerów. Kiedyś to oni starali się dokonywać przemyślanej selekcji przed zakupem beczki. I jeszcze raz dla przypomnienia… nie otwierajmy zanim sprzedamy! Inaczej zostanie nam na pocieszenie sprzedać na eBayu puste butelki.

Paweł „Pawloff” Flak urodzony w pięknym mieście Szczecin, koneser Single Malt Whisky, moderator na forum BestOfWhisky.pl, miłośnik klasyki rocka oraz entuzjasta gitary elektrycznej


#prezentacja


| ŚWIĘTA | Prezenty... 3. Voucher

1. Szlafrok 2. Kubek

Upominek dopasowany do pasji i osobowości!

Pomysł na trafiony świąteczny prezent? 1. SZLAFROK Supreme, 249,90 zł (Westwing.pl) 2. KUBEK z podstawką Lillian, cena 64,90 zł (Westwing.pl) 3. BON PODARUNKOWY, 150 zł (Studio Fryzur Kinga Kudla, ul. Monte Cassino 39) 4. KOMPLET SZTUĆCÓW DO SAŁATY Z MISĄ Hjördis Black, 259,90 zł (Westwing.pl) 5. ŚWIECA zapachowa Vetivier, 95 zł (Westwing.pl) 6. ZESTAW PIELĘGNACYJNY DO WŁOSÓW, od 320 zł (Studio Fryzur Kinga Kudla, Monte Cassino 39) 7. NOTATNIK In Ore of You, 79,90 zł (Westwing.pl)

5. Świeca

4. Komplet - misa i sztućce do sałaty

6. Zestaw kosmetyków

7. Notatnik

22


#prezentacja


#prezentacja


#prezentacja


| TEMAT Z OKŁADKI |

#prezentacja

Medycyna laserowa początek przyszłości Zbigniew Matuszewski, właściciel Laser Studio jako jeden z pierwszych lekarzy w Polsce rozpoczął pracę na rzecz rozwoju medycyny laserowej. Dziś od tego momentu mija 20 lat. Okazuje się, że święta dla specjalisty, to nie tylko chwila na złapanie oddechu, ale też doskonały moment na podsumowanie dotychczasowej działalności. ...aż prosi się, żeby zapytać, czy choinka już ubrana? Czy to za wcześnie? - Nasza najmłodsza córka od miesiąca wypatruje w oknie świętego Mikołaja, więc na pewno nie jest za wcześnie na takie pytania (śmiech). Typowo świąteczną atmosferę czuć w naszym domu już od początku grudnia, chociaż choinkę ubieramy dopiero w wigilię. I choć pacjentów przyjmujemy niemal do samej przerwy świątecznej, to nie oznacza, że Boże Narodzenie nie jest dla nas ważne. Boże Narodzenie to czas, kiedy może Pan zwolnić tempo, odetchnąć? - Zdecydowanie tak. Dla mojej rodziny to bardzo ważne, aby święta spędzać w gronie rodzinnym. Zostajemy w domu i spędzamy ten czas razem. Dzięki temu na te trzy dni wszystko zwalnia. Robimy prezenty, pieczemy ciasta, szykujemy potrawy wigilijne, angażujemy się w rozmowy. Nie wyobrażam sobie sytuacji, w której spędzamy ten czas osobno. Bliskość jest ważna. Tylko czy dziś, żyjąc w takim pędzie, jest czas na bliskość? W tym roku mija 20 lat, od kiedy wprowadził Pan na rynek Laser Studio, opracował wiele nowych zabiegów, wiele innowacji... Jak pogodzić pracę z obowiązkami domowymi? - Budowanie doświadczenia zawsze jest obarczone dużym kosztem czasowym. Mam to szczęście, że moja żona od początku była i jest dla mnie bardzo dużym wsparciem. Pogodzenie wszystkich obowiązków na pewno nie jest łatwe i nie dotyczy to jedynie branży medycznej. Dlatego myślę, że nie ma tu jednej odpowiedzi. Pracując przez 20 lat, wydawać by się mogło, że powinienem pracować coraz mniej. Tyle tylko, że kiedy człowiek wpada w wir nowych doświadczeń, a praca jest jego pasją, pracuje się tyle samo, a nawet więcej. Praktycznie każdego dnia dostrzegam kolejne potrzeby pacjentów, którym chcę zaradzić. I w dużej mierze się to udaje. Rozwój technik laserowych jest

26

niesamowity, większość zabiegów można wykonać nieinwazyjnie, uzyskując prawie natychmiastowy efekt. No, ale wiąże się to właśnie z czasem i pewnymi wyrzeczeniami. Przy dzisiejszym rozwoju technologii, 20 lat to niesamowicie dużo. Jak przez ten czas zmieniał się rynek laserowej medycyny estetycznej z pańskiego punktu widzenia? - 20 lat to niemal połowa życia zawodowego i okres kolosalnego postępu technologicznego. Laser Studio było jednym z pierwszych gabinetów w Polsce, który podjął się pracy nad rozwojem medycyny laserowej i przeprowadzaniem zabiegów. W województwie zachodniopomorskim przez wiele lat byłem jedynym lekarzem zajmującym się medycyną laserową. Pamiętam, że pierwsze zabiegi, które pojawiły się w naszym kraju, w porównaniu z dzisiejszymi, były po prostu... prymitywne. Dobrym przykładem jest mikrodermabrazja, polegająca na ścieraniu wierzchniej warstwy naskórka papierem ściernym. Miało to służyć zagęszczeniu tkanek, korekcji blizn, rozstępów... Dziś to nie do pomyślenia: mamy lasery, którymi możemy to zrobić bezboleśnie. Innym przykładem jest epilacja. Dawniej potrzeba było 6 do 8 godzin na przeprowadzenie zabiegu, teraz około jednej godziny. Sprzęt był znacznie słabszy, pracowało się na zupełnie innych parametrach. Po zabiegu pacjent musiał „wyłączyć się” na jakiś czas, poczekać aż skóra się zagoi. Tak naprawdę zmiany dotyczą nie tylko technologii, ale samej filozofii życia. Kiedy zaczynałem, ludzie potrafili wygospodarować pół dnia na zabieg i kilka kolejnych dni na rekonwalescencję. Dziś ledwo przyjdą, a już są gdzieś spóźnieni. Szczęśliwie, technologia nadąża za nimi. Pana praca zaowocowała wieloma sukcesami. Z czego jest Pan najbardziej dumny? - Opanowałem wszystkie możliwe techniki laserowe dostępne na świecie. Pracowałem na każdym urządzeniu laserowym,


#prezentacja

| TEMAT Z OKŁADKI |

MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 12/2018

27




| TEMAT Z OKŁADKI |

#prezentacja


#prezentacja

jakie kiedykolwiek zostało wyprodukowane. Pozwoliło mi to na stworzenie unikatowych procedur laserowych o światowych standardach. Mówię tu w szczególności o zabiegach leczących niewydolność żylną oraz tych odmładzających. Zaowocowało to statusem jednego z dwóch lekarzy w Europie, szkolących specjalistów dla czwartej największej na świecie firmy produkującej lasery, a także wykładowcy i szkoleniowca na poziomie europejskim. Dlaczego zdecydował się Pan szkolić innych? Czy nie lepiej być „tym jedynym” na rynku? - Myślę, że jest to niewłaściwy tok myślenia - szczególnie jeśli moja wiedza może pomóc innym ludziom. W 2001 roku uczestniczyłem w zjeździe we Francji, gdzie prezentowano nowe możliwości użycia laserów. Prelegenci chętnie dzielili się swoją wiedzą. To było zupełnie inne podejście niż to, z którym spotkałem się w szkole. To było dobre podejście. Zdecydowałem, że też chcę tak szkolić. Tym bardziej, że liczba moich laserów szybko się powiększała, pojawiały się nowe możliwości. Mogliśmy pomóc większej liczbie pacjentów.

| TEMAT Z OKŁADKI |

- Myślę, że wszędzie działa ta sama zasada - idąc do kardiologa, nie idziemy do pierwszego lepszego, szukamy najlepszego. Po czym określamy poziom jego umiejętności? Po stażu pracy. Lasery to urządzenia, które w niewprawionych rękach mogą doprowadzić do poważnych poparzeń. Zdarza się, że odbieram telefony z innych gabinetów z prośbą o pomoc i interwencję. Takie sytuacje, to olbrzymi stres zarówno dla pacjenta, jak i zabiegowca. Żeby sobie tego oszczędzić, należy przełożyć doświadczenie specjalisty ponad cenę usługi. Bezpieczeństwo to nadal pierwszorzędna sprawa w gabinetach lekarskich? - W Laser Studio to bezwzględnie pierwszorzędna sprawa. Obserwując rynek, z przykrością zauważam, że praktycznie w każdej dziedzinie spada jakość usług i produktów. Nie wyobrażam sobie sytuacji, aby mój pacjent był zestresowany i czuł się niepewnie, poddając się zabiegowi. Wiele zabiegów opracowanych w Laser Studio trafiło na światowy rynek. Pacjenci wiedzą o tym, doceniają to, znają moje doświadczenie i dzięki temu czują się pewnie i bezpiecznie.

A dlaczego uczelnie w Polsce nie uczą studentów obsługi laserów?

Jakie zabiegi cieszą dziś największą popularnością? Czego wymagają pacjenci?

- Po pierwsze, urządzenia laserowe są bardzo drogimi urządzeniami, a uczelnie rządzą się swoimi prawami budżetowymi. Po drugie, potrzebna jest kadra wykładowców, a jej nie ma. Po trzecie, uważam, że konieczna jest zmiana toku myślenia. Moim zdaniem uczelnie nie przygotowują studentów do samodzielnej pracy, uczą jedynie podstaw. Możliwe, że gdyby szkoły dopuściły do siebie odpowiednie osoby, które zaszczepiłyby nowe idee i kierunki - lasery zaczęłyby być powszechnie używane na uczelniach. Obecnie jednak się tego unika. Szkoda, ponieważ to sprzyja myśleniu, że lasery mają zastosowanie jedynie w medycynie estetycznej, a tak nie jest. Na świecie używa się ich przede wszystkim do przeprowadzania zabiegów minimalizujących obrażenia.

- Dla pacjentów najważniejsze są natychmiastowe efekty i krótki okres rekonwalescencji. Jednym z najważniejszych zabiegów Laser Studio jest leczenie niewydolności żylnej kończyn dolnych lub po prostu żylaków. Pierwszymi objawami są np. rozszerzone nieestetyczne naczynka krwionośne. Najczęściej zgłaszają się z tym kobiety, choć to nie oznacza, że problem dotyczy tylko pań. Opracowana przeze mnie procedura pozwala na jednoczesne usunięcie zmian estetycznych oraz przywrócenie właściwego działania dużych naczyń żylnych przy minimalnym okresie rekonwalescencji. Drugą grupą popularnych zabiegów są zabiegi odmładzające. Opracowałem dwie szczególnie postępowe procedury - Genesis i Infinity, które wkrótce mogą stać się standardem zabiegowym. Obie dają maksimum efektu przy minimalnym obciążeniu zabiegowym. Pierwsza z nich jest w stanie naprawić uszkodzenia zapalne skóry i przebarwienia, a także poprawić jędrność skóry i pożegnać pierwsze zmarszczki. Skóra staje się w pełni zregenerowana. Zdecydowanie jest to zabieg dla Pań przed 30. rokiem życia. Z kolei druga procedura, o której wspomniałem, czyli Infinity jest kierowana do osób po 30. roku życia. Z jej pomocą możemy usunąć zmarszczki, przebarwienia, poprawić napięcie i gęstość skóry, uregulować pracę gruczołów łojowych i zwyczajnie cofnąć czas o kilka lat. Jest to regeneracja na poziomie komórkowym.

W takim razie, skoro nie ma miejsca, gdzie młode osoby mogą się szkolić, to... jak mają się szkolić? - To, niestety, trudne pytanie. Sam współpracuję z dużymi prywatnymi firmami, działamy na rynku komercyjnym. Na chwilę obecną szkolenie można odbyć tylko w ten sposób. Jednak, żeby naprawdę zgłębić ten temat, potrzeba lat nauki. Moje szkolenia, np. te dotyczące zmian naczyniowych, trwają od 8 do 16 godzin roboczych. Pomijam tu część teoretyczną. W zajęciach biorą udział osoby już pracujące w zawodzie, posiadające pewne doświadczenie. Co z osobami, które są nowe? Taki zakres godzinowy może im dać jedynie mgliste wyobrażenie możliwości laserów. Inną kwestią jest też cena. Szkolenia z tej dziedziny są stosunkowo kosztowne. Czym w takim razie pacjent powinien kierować się, wybierając gabinet medycyny laserowej?

Czy myśli Pan, że w przyszłości lasery wyprą tradycyjne metody operacyjne i lecznicze? - Laser jest najlepszym przyjacielem człowieka. Jest tak samo skutecznym urządzeniem jak skalpel, z tą różnicą, że może działać nieinwazyjnie. Możemy go użyć bez otwierania zewnętrznych powłok skórnych. Obecnie kształtujący się trend wskazuje

MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 12/2018

31


| TEMAT Z OKŁADKI |

#prezentacja

na jak najmniejsze naruszenie skóry. Myślę, że w pewnym sensie ta tendencja doprowadzi do sytuacji rodem z filmów sci-fi - pacjent przychodzi do gabinetu lekarskiego, jest skanowany, komputer przygotowuje diagnozę, a lekarz otrzymuje pełną paletę informacji o pacjencie i proponuje leczenie. Urządzenia obrazujące już stają się niezwykle zaawansowane. Możemy zeskanować wszystkie części ciała z osobna, ale i całego człowieka. Wierzę, że wkrótce będziemy mogli szybko wykryć raka i wyleczyć go bezoperacyjnie, tak jak w tej chwili można bezoperacyjnie usunąć mięśniaki macicy. Wierzę, że standardem będzie bezoperacyjne leczenie żylaków, czyli to, co robię już teraz z pomocą laserów. Postęp technologiczny jest niesamowity i kto wie, może w ciągu następnych 20 lat przyczynię się do stworzenia nowego, rewolucyjnego urządzenia? Nowym pomysłom sprzyjają chwile oddechu. Poza świętami, co dla Pana jest sposobem na rutynę, zmęczenie, zwykłe przeciążenie?

i tworzę. Trudno dziś o solidne produkty, a ja jestem w stanie wykonać je sam. Jeśli ktoś zacznie tańczyć na moim stole, nic mu się nie stanie, jeśli wjedzie w niego samochód, nic mu się nie stanie. Prędzej samochód się rozbije, niż stół (śmiech). No dobrze, ale co Pan robi z tymi wszystkimi meblami? - Przestawiam je to tu, to tam. Na wszystkie znajduję miejsce. Widzę, że u Pana nie ma jedynie miejsca na nudę. Może chociaż w święta usiądzie Pan na kanapie przed telewizorem? - I tu panią zaskoczę. W domu zupełnie nie oglądamy telewizji. Niedawno zorientowałem się, że przez cały rok telewizor włączyłem tylko raz. Moje córki potrafią pięknie grać na fortepianie, wolę więc posłuchać jak grają kolędy. To zawsze wspaniałe przeżycie.

- Dla mnie jest to stolarstwo. Po zakończonym zabiegu wracam do domu i zastanawiam się, czy wszystko zrobiłem dobrze, co mógłbym zrobić lepiej, czy spotkałem coś nowego. Wciąż i wciąż na nowo analizuję zakończone przypadki. Praca w drewnie pozwala mi się odstresować, przełączyć myśli na inny tor. Stolarstwo? Powinniśmy być zaskoczeni? - Wiele wskazuje na to, że nie. Niedawno, podczas kongresu w Warszawie prowadziłem szkolenie dla specjalistów. W większości wszyscy się znamy. Podczas rozmowy z jednym z lekarzy przeglądałem zdjęcia na telefonie, szukałem zdjęcia lasera, i nagle słyszę - a wie pan, że ja też robię meble? Nie ukrywam, że byłem zaskoczony, pozytywnie zaskoczony. Okazuje się, że praca w drewnie jest dość popularna wśród zabiegowców. Myślę, że wynika to z możliwości odreagowania. Idąc do warsztatu, dotykając surowego drewna, myśląc, jak je przestrugać, układając słoje trafiamy do zupełnie innego świata. To bardzo relaksuje. Pamięta Pan pierwszy wykonany własnoręcznie mebel? - Pierwszą rzeczą jaką od początku do końca zrobiłem sam, były ramy do lustra w łazience. Kolejną szafa - długa i wysoka na ponad trzy metry, wykonana z pełnego drewna, straszliwie ciężka. Zresztą, każdy mebel z mojego warsztatu jest ciężki. Nawet stół z mojego gabinetu, przy którym teraz siedzimy, waży niemal 400 kg. Firma przeprowadzkowa, z której usług korzystamy, przywykła już do tego, dlatego zawsze przed realizacją zlecenia dzwonią do nas z pytaniem - na które piętro tym razem? (śmiech). Wszystkiego nauczył się Pan sam? - Mój tata jest z zawodu stolarzem. Drewno od zawsze było obecne w naszym domu. Wspólnie z ojcem zbudowałem jeden dom, potem drugi. Od najmłodszych lat byłem przygotowany do tworzenia rzeczy manualnych. Robienie mebli jest dla mnie czymś normalnym. W każdym domu zdarzają się momenty, że potrzeba nowej szafki, nowego progu, nowej półki, stołu. U nas, jeśli taka potrzeba się pojawia, schodzę do warsztatu

32

Zbigniew Matuszewski - założyciel kliniki Laser Studio, ukończył Pomorską Akademię Medyczną w Szczecinie. Wynalazca szeregu autorskich metod wykorzystania laserów. Po 20 latach doświadczenia zawodowego specjalista może poszczycić się ogromną liczbą przeprowadzonych innowacyjnych zabiegów estetycznych i chirurgicznych użyciem laserów, z których wiele wykonuje się tylko w jego gabinecie. Zbigniew Matuszewski z racji swojego długoletniego doświadczenia w medycynie estetycznej, a zwłaszcza w chirurgii laserowej, jest konsultantem w czołowych firmach produkujących lasery oraz szkoleniowcem z zakresu laserowej medycyny estetycznej.


Prezentację klienta wykonały Agata Maksymiuk i Natalia Sobotka (foto)



| EDYTORIAL |

It’s s a m t s i r h C Time

Świąteczny mini edytorial od Dastina Kouhana, to propozycja dla tych grzecznych i niegrzecznych. W rolach głównych piękne Rockagirl i Jeany Kicz oraz pies Demon. - Sesja powstała w ramach plenerów fotograficznych Dream On - wyjaśnia fotograf. - Chcieliśmy pobawić się stylami i kolorami. Dzięki bujnym fryzurom, seksownym makijażom i stylizacjom udało nam się oddać amerykański styl lat 60. Wesołych świąt! MODEL/MUA: JEANY KICZ / ROCKAGIRL / DOG: DEMON PHOTO: DASTIN KOUHAN / STUDIO: MLEKO / PLENER: Z DREAM ON PLENERY FOTOGRAFICZNE

MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 12/2018

35



| EDYTORIAL |

MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 12/2018

37


#prezentacja


#prezentacja


| ROZMOWA |

Agnieszka Szeremeta - wiem, że mogę więcej

Na planach zdjęciowych spędza od kilku do kilkunastu godzin. Dzięki niej polskie gwiazdy największego formatu dumnie prezentują twarze przed kamerami. Ciągle podróżuje między Szczecinem, a Warszawą, a do tego jest żoną i mamą dwóch wspaniałych chłopców. Agnieszka Szeremeta, wizażystka gwiazd w szczerej rozmowie opowiada, jak to jest godzić ze sobą dwa różne światy. ROZMAWIAŁA AGATA MAKSYMIUK / FOTO NATALIA SOBOTKA

Grudzień to czas podsumowań. Podsumujmy więc - ile projektów zrealizowałaś w tym roku? - Pierwsze pytanie, a ja nie znam odpowiedzi (śmiech). Przyrzekam! Nie mam pojęcia! Tego po prostu nie da się zliczyć. W ciągu roku to kilkaset zleceń, a biorąc pod uwagę również te drobne, to może nawet kilka tysięcy. Na planach zdjęciowych w Warszawie bywam po 16 godzin dziennie. Zdarza się, że pracuję do 3 w nocy, a o 9 rano jestem już w Szczecinie. Między miastami poruszam się autem. Wbrew pozorom, to doskonałe rozwiązanie logistyczne. To może chociaż wymienisz najbardziej wymagający projekt? - Bez dwóch zdań był to program „Śpiewajmy razem. All Together Now”, emitowany przez telewizję Polsat. Mieliśmy do pomalowania 100 jurorów, 14 uczestników i prowadzącego. Na każdy makijaż przypadało średnio 10 minut, a do tego każdy musiał być inny. Wyobraź sobie to zamieszanie. Dwie garderoby, oceniający nie mogą się widzieć z ocenianymi przed rozpoczęciem zdjęć, czas, oświetlenie, stylizacje… cała masa pracy. I jakby tego było mało, w kamerach wszystko wygląda inaczej niż na żywo. Co jakiś czas mój zespół dostawał sygnał - hej, trzeba poprawić to i tamto, bo ona i ona wyglądają podobnie. Nie powiem, spore wyzwanie, szczególnie czasowe. Warszawa chyba ma to do siebie, że zjada ludziom czas. Nie martwi Cię to? - Lubię Warszawę, lubię tempo, które narzuca i możliwości jakie daje. Oczywiście, potrzebuję też od tego odetchnąć. Przyznam się - między kolejnymi realizacjami odpoczywam… jeżdżąc autem. Między Warszawą a Szczecinem jest 5 godzin drogi i to „mój czas”. Im jestem starsza, tym bardziej lubię spędzić kilka chwil w ciszy, sama ze sobą. Samochód daje tę możliwość, nie włączam nawet radia. Może to przez ten zgiełk, który mnie non stop otacza? Zamieniłabyś Szczecin na stolicę? - Trudne pytanie. W War-

40

szawie żyje się bardzo intensywnie, praktycznie każdego dnia powstaje nowy, kreatywny projekt - żałuję, że w Szczecinie tego nie ma. Jest za to moja rodzina, tu znam każdy kąt i tu mogę odetchnąć. To nie tak, że bezpamiętnie zakochałam się w Warszawie. Potrafię dostrzec jej minusy. Nie podoba mi się, że ludzie nawiązują tam powierzchowne relacje, że wszystko jest na chwilę. Poznałam wielu ludzi z pierwszych stron gazet, którzy po wyłączeniu kamer, zgaszeniu reflektorów i zmyciu makijażu stają się kimś zupełnie innym. Trzeba być uważnym i wiedzieć czego się chce. Łatwo można się w tym zgubić. Wizażyści rzadko trafiają na pierwszy plan, a przecież odpowiadacie za lwią część wizerunku scenicznego największych gwiazd. Czy to nie jest krzywdzące? - Jak w każdej pracy, są momenty kiedy czujesz, że zasłużyłaś na więcej. To prawda, że za kulisami robimy kawał dobrej roboty. Ludzie, którzy do nas przychodzą wyglądają różnie i borykają się z różnymi problemami, a my ze wszystkim jesteśmy w stanie sobie poradzić. Jedni po programie przychodzą uścisnąć nam dłoń, dziękują, że jesteśmy do ich dyspozycji przez cały dzień, a czasem i noc. Inni po prostu zbierają rzeczy i wychodzą bez słowa. W takich sytuacjach, jeśli jesteś początkująca i brak ci takiej zwykłej, wewnętrznej radości z tego co robisz, możesz poczuć się źle, a nawet się zrazić. Ale Ty nie jesteś już początkująca i niedawno trafiłaś na pierwszy plan, dołączając do zespołu Mai Sablewskiej w programie „Maja Sablewska SOS - Sablewska od stylu”. Jak to wpłynęło na Twoją karierę? - To było moje marzenie. Bardzo chciałam dołączyć do beauty teamu Mai. Kontakt z nią wiele mnie nauczył. To ciekawa osoba, bardzo wymagająca. Praca z nią bywa wyzwaniem. Czas, który spędziłyśmy razem, pokazał mi, że jeśli chcę osiągnąć więcej, to muszę wymagać od


MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 12/2018

41


siebie więcej. Być może, gdyby nie doszło do tego spotkania, wydawałoby mi się, że jest już dobrze, że mogę zwolnić. Jeśli chodzi o branżę, to zauważyłam, że wiele osób mówi o moim udziale w programie. Stałam się bardziej wiarygodna i rozpoznawalna, a to przełożyło się na liczbę moich zleceń i stawki. Co decyduje o powodzeniu w Twojej branży? Chodzi o talent, staż pracy, kreatywność? - Talent, kreatywność, staż pracy, czyli poprostu nazwisko - marka jaką wokół niego zbudowałaś i… wygląd. Wizerunek to szalenie istotny element, przynajmniej w Warszawie. Istotny jest też charakter. Niektórzy twierdzą, że potrzebna jest pewność siebie, ale taka wręcz ostentacyjna. Co do tego mam wątpliwości. Wolę, by w pracy moim partnerem był dystans, skromność. Dzięki temu w garderobie panuje naprawdę przyjemna atmosfera. Zobaczymy Cię jeszcze w programie u Mai? - To już zależy od Mai, ale spokojnie - mam jeszcze mnóstwo pomysłów na siebie (uśmiech). Wiele wizażystek na pewnym etapie wiąże się z konkretnymi

42

markami kosmetyków, myślałaś o takiej współpracy? - Myślałam i już się związałam. Wybrałam firmę oferującą w 100 proc. naturalne kosmetyki. Tę współpracę połączyłam z tzw. marketingiem sieciowym. Nie sprzedaję, ale prezentuję i polecam - czy to na warsztatach czy w studiach, w których pracuję. Jeśli ktoś jest zainteresowany, samodzielnie może wejść na stronę i zamówić produkt. Doskonale uzupełnia się to z moją pracą. Podoba mi się idea networkingu. Dałam sobie rok na rozkręcenie tej działalności. Jak dotąd nie narzekam. Niedawno oglądałam fragment wywiadu z Donaldem Trumpem. Zapytany - co by zrobił gdyby mu nie wyszło w biznesie, odpowiedział, że poszukałby dobrej firmy networkingowej i wszedłby w marketing sieciowy. Publiczność zaczęła się śmiać, na co on powiedział tylko - właśnie dlatego ja siedzę tu, a wy tam. Może coś w tym jest? Ze wszystkim radzisz sobie tak świetnie, że ciekawi mnie czy wyrobiłaś sobie jakieś „zboczenia zawodowe”? Jest coś bez czego nie zaczniesz pracy? - Kluczowe jest dla mnie odpowiednie przygotowanie skóry osoby, którą maluję, ale nie jest


| ROZMOWA |

to nic, czego nie robiliby inni wizażyści. Na pewno mam swoje nawyki, ale to pytanie lepiej zadać osobom, które ze mną pracują. To może chociaż ulubiona modelka, aktorka? Na pewno masz swoją muzę. - Lubię malować przeróżne kobiety, dobierać makijaże w sposób indywidualny. Raczej nie mam muzy, ale gdybym miała wymienić osobę, z którą uwielbiam współpracować niezależnie od okoliczności, to wymieniłabym Marzenę Rogalską. Mogłabym malować ją codziennie. Marzena ma w sobie nieskończone pokłady pozytywnej energii, czas spędzony w jej towarzystwie, to jak porządne naładowanie baterii. Lubię też malować panów. Tu moim ulubieńcem jest Sławomir. Podczas robienia make upu zawsze mi śpiewa, jest zabawny, ale też wymagający. Wie w czym wygląda dobrze. Podobną świadomość ma też Kacper Kuszewski, juror w programie „Twoja twarz brzmi znajomo”. No, ale on mi nie śpiewa (śmiech). Pracując przy produkcjach telewizyjnych, masz wolną rękę?

- Nie ma zasady. Są projekty, gdzie mam wolną rękę i takie, kiedy wszystko jest ściśle ustalone. Ważne jest, aby zapoznać się z wizją stylisty, z układem świateł. Osoba postronna może nie zdawać sobie sprawy, jak ważne jest światło dla produkcji. Pozostają też indywidualne życzenia osób, które malujemy ostatecznie to one mają czuć się komfortowo. Gwiazdy pierwszych stron gazet zawsze siadają przede mną już z pewną wizją tego, jak powinni wyglądać. Niedawno malowałam Adę Biedrzyńską. Jeszcze zanim zaczęłam już opowiedziała mi o tym, jak ją malują do występów w serialu „Barwy szczęścia”. Miałam odrobinę inny pomysł, poprosiłam o zaufanie i opłaciło się - Ada była zachwycona, zrobiła sobie zdjęcia i powiedziała, że od tej pory tak będzie wyglądać jej make up. To cieszy. Jak to wszystko godzisz z domem? Jesteś żoną i mamą. - Wydaje mi się, że jestem dobrą mamą, mam dobre relacje z moimi chłopcami. Pomimo częstych wyjazdów, zawsze znajduję dla nich czas, choćby na facetime. Jestem typem nowoczesnej mamy, nie jestem nadopiekuńcza. Tak samo, jak cenię swój czas, cenię czas moich dzieci - rozumiem, że potrzebują odro-

MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 12/2018

43


| ROZMOWA |

44


| ROZMOWA |

MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 12/2018

45


| ROZMOWA |

super kontakt z chłopakami. Nasze charaktery się równoważą. On trzyma mnie przy ziemi. Ale na święta chyba zrobisz sobie wolne? Czy dasz się gdzieś porwać? - Święta to święta - czas rodzinny, wręcz magiczny. Gwiazdkę obchodzimy bardzo klasycznie, w domu z rodzicami. I ja, i Mariusz pochodzimy z Chojny. Przez wiele lat, w wigilię najpierw odwiedzaliśmy jeden dom, a później jechaliśmy do drugiego, więc mieliśmy dwie kolacje. Nie wyobrażam sobie Bożego Narodzenia w hotelu. Musi być choinka, musi być kominek. Moja mama jest mistrzynią w robieniu dekoracji. Dzięki niej dom wygląda cudownie. Uwielbiam też czas spędzony z siostrą Mariusza, która napędza cały ten świąteczny klimat. Zdarza się, że przegadamy całą noc. Dla mnie to też czas, kiedy mogę spotkać się z moimi braćmi, nadrobić te chwile, kiedy się nie widzimy. Jest wspaniale. Macie swoje własne tradycje? - Pierniki to nasza tradycja. Zawsze pieczemy je wcześniej. Piotruś i Janek mają artystyczne dusze i uwielbiają ozdabiać ciasteczka. Ubieramy też choinkę. Do tej pory robiliśmy to już na początku grudnia, by się nią nacieszyć przed wyjazdem do Chojny. Oprócz tego, muszą być pierogi. Przygotowuje je babcia, ale nie tylko ruskie czy z grzybami. Są takie z jagodami, truskawkami, a nawet leniwe. W końcu każdy wnuczek lubi coś innego. Ja sama robię kućki z makiem, to taka odmiana kutii - mini kopytka z miodem, makiem i orzechami.

biny prywatności i własnej przestrzeni. Oczywiście, martwię się - niedawno mój starszy syn zaczął samodzielnie wracać do domu ze szkoły. To niemal 40 minut drogi autobusem, a przecież mogłabym go wozić jeszcze przez następne 10 lat (śmiech). No, ale co poradzę? Dzieci dorastają. Nie jest Ci z tym trudno? - Jest trudno i wcale tego nie ukrywam. Kiedy pracuję ze starszymi, bardziej doświadczonymi artystami, takimi jak choćby Danuta Stenka, zdarza mi się pytać - pani Danusiu, jak pani to wszystko godzi? Bo ja nie wiem. Tak naprawdę nikt wie. Dużym wsparciem jest mój mąż, który jest bardzo niestandardowym mężczyzną. Jest świetnym ojcem, ma

46

A prezenty? Zostawiacie je pod choinką? - Oczywiście, że tak! Najważniejsze są dzieci, ale przyznam, że był czas kiedy z Mariuszem każdego roku staraliśmy się podarować sobie coś jeszcze oryginalniejszego, jeszcze bardziej wyszukanego niż rok wcześniej. Czasem nieco przesadzaliśmy, dlatego zdecydowaliśmy, że od teraz będziemy robić takie prezenty, jak czujemy, że powinniśmy. Absolutnie to nie oznacza, że z nich rezygnujemy. Nie! Nie wyobrażam sobie bez nich świąt. Mój mąż potrafi godzinami wpatrywać się w pakunki i zgadywać co w nich jest. ...a skoro już wspomniałam ci o opakowaniach, to zdradzę jeszcze, że Mariusz jest mistrzem w pakowaniu prezentów. W ubiegłym roku podarunek dla mnie czekał w kartonie, który po podniesieniu wieczka podświetlał się. Do tego w środku było mnóstwo pięknych ozdób. Ja przy nim wymiękam (śmiech).

FOTO Natalia Sobotka, FB: @fotosobotka PRODUKCJA Agata Maksymiuk MUA I STYLIZACJA Agnieszka Szeremeta (Płaszcz i kombinezon Marella, Czerwona suknia projekt - Agnieszka Szeremeta) MIEJSCE Restauracja / Hotel MATEJKI 8, Szczecin Podziękowania dla ISA Dream Wedding za udostepnienie przestrzeni do sesji.


#prezentacja


| KULTURA |

#nie możesz przegapić Dawid Podsiadło Po półtorarocznej przerwie w aktywności artystycznej, Dawid Podsiadło wraca na scenę. Po publikacji singla „Małomiasteczkowy”, zapowiadającego trzecią płytę artysty - album, którego premierę zaplanowano na jesień 2018 r., wg deklaracji artysty będzie wypełniony muzyką do tańca. Utwór został bardzo entuzjastycznie przyjęty przez fanów. Powrotowi Dawida na scenę będzie towarzyszyć „Małomiasteczkowa” trasa koncertowa, w wyjątkowej oprawie wizualnej, do której wykonawca zdążył nas już przyzwyczaić. Przewrotnie do nazwy, będą to największe miasta i aglomeracje, a koncerty odbędą się w halach widowiskowych mogących pomieścić kilkanaście tysięcy widzów. 1 grudnia, Netto Arena, godz. 20.30, bilety 99-149 zł

opisywana z perspektywy rodzica. Wersja Maćka Kowalewskiego to założenie, że dzieci są inne, niż ich rodzice. Marek Ostrowski pozostaje przy koncepcji kopii. Dzieci są kalką, powieleniem mimiki, gestów, wyglądu. 12 grudnia, 13muz, godz. 19, wstęp wolny

Łona, Webber & The Pimps

Maryla Rodowicz królowa polskiej piosenki wystąpi w Szczecinie

„Moi starzy” Wystawa duetu Kowalewski + Ostrowski, socjologa i architekta, którzy oprócz projektów artystycznych i naukowych tworzą zespół muzyczny Mizeria. Wystawa przygotowana do Galerii Jedna Druga, to sentymentalna podróż do lat młodości

48

Maryla Rodowicz wystąpi w Szczecinie z koncertem, podczas którego zaśpiewa swoje największe przeboje. Królowa polskiej estrady pierwszy publiczny kontakt z piosenką miała właśnie w Szczecinie, kiedy w 1962 roku wzięła udział w eliminacjach do I Festiwalu Młodych Talentów… Tak narodziła się legenda. Maryla Rodowicz to gwiazda, której przedstawiać nie trzeba. Jej utwory nuci już trzecie pokolenie, a przecież Maryla wciąż nagrywa nowe. Królowa polskiej piosenki podczas koncertu w Szczecinie wykona swoje największe przeboje. 2 grudnia, Netto Arena, godz. 19, bilety 59-99 zł

Kipiące sceniczną energią koncerty Łony i Webbera od wielu lat cieszą się niesłabnącym powodzeniem, co potwierdził majówkowy występ na Wyspie Grodzkiej w Szczecinie. Jesienią tego roku duet zagra tylko w 5. miastach, wśród których nie mogło zabraknąć grodu Gryfa. Na scenie towarzyszyć im będą niezastąpieni muzycy z zespołu The Pimps.7 grudnia, Peron 5, ul. Czarnieckiego 8, godz. 21, bilety 55-65 zł

Looking for Music W Teatrze Polskim w Szczecinie zobaczyć będzie można premierowy koncert projektu „Looking For Music”, który łączy różne gatunki muzyczne, zespajając je w jedną historię. Ponad 50 artystów, w tym zespół Guitars Project, Chór Akademii Morskiej w Szczecinie, Kwartet Porteño i znani soliści wystąpią na jednej scenie, wykonując specjalnie zaaranżowane na tę okazję utwory. Muzycy połączą twórczość operetkową i musicalową z przebojowym rockiem. Wspaniali wykonawcy wprowadzą nas


#prezentacja


| KULTURA |

w magiczny świat muzyki. Na scenie usłyszymy ponadczasowe utwory, jak: „Somewhere Over The Rainbow”, „You Raise Me Up”, „Who Wants To Live Forever”, „Katedr Świat”, „My Oh My” „Time To Say Goodbye”, „Caruso” czy „Phantom Of The Opera”. Uzupełnią je przygotowane specjalnie na tę okazje autorskie utwory oraz aranżacje rock-fusion w wykonaniu poszerzonego składu zespołu Guitars Project. 9 grudnia, Teatr Polski, Scena na Łasztowni, godz. 19, bilety 70-90 zł

Prapremiera w Malarni Teatr Współczesny zaprasza na premierowy spektakl Elżbiety Chowaniec „Malala. Dziewczyna z kulą w głowie”. Dla niektórych jest dziewczynką postrzeloną przez talibów, dla innych – symbolem walki o swoje prawa. Malala Yousafzai, odważna dziewczyna z doliny Swat w Pakistanie, mówi głośno o potrzebie wolności i niezależności bez względu na płeć. Poznamy jej rodzinę, przyjaciół, rzeczywistość, w której żyła zanim wydano na nią wyrok. 8 grudnia, Teatr Współczesny, godz. 19, bilety 26-35 zł

History of American soul Piano-Vocalists History of American soul Piano-Vocalists to muzyczna podróż w czasie, począwszy od lat 50. do współczesności, w której

50

przewodnikiem będzie Abraham Kenner III, wokalista, pianista, uczestnik 8. edycji The Voice of Poland. Abraham, urodzony w Ohio, mieszka dziś w Polsce i poświęcił swoje życie muzyce. Z powodzeniem koncertuje, jest także uznanym dyrygentem chórów gospel. Na scenie towarzyszyć mu będą łódzcy muzycy: basista Wojtek Stanisz i perkusista Kamil Stasiak. 1 grudnia, 13muz, godz. 19, bilety 40-45 zł

Chór Aleksandrowa Chór Aleksandrowa to jeden z najlepszych chórów męskich świata, ale także symbol, w którym zawiera się kultura i historia Rosji. W tym roku zespół zaskoczy polskich widzów nowym repertuarem, w którym znajdą się także utwory wykonane w języku polskim. Muzyczne przeboje chóru i orkiestry uzupełnią perfekcyjne popisy baletu, stanowiącego integralną część zespołu. Wspaniałe głosy solistów, z których każdy mógłby być ozdobą najlepszych scen operowych świata, rozgrzeją emocje w polskich widzach, podobnie jak śpiew wykonywany przez ponad 200-osobowy skład Chóru Aleksandrowa. To będzie wyjątkowe i niezapomniane widowisko. 13 grudnia, Netto Arena, godz. 19, bilety 130-200 zł

Golec uOrkiestra kolędy i pastorałki Najpiękniejsze, nastrojowe, niepowtarzalne - przyjdź i poczuj klimat świąt Bożego Narodzenia z kolędami Golec uOrkiestry. Bracia Golec wraz ze swoją Orkiestrą i zaproszonymi gośćmi zabiorą nas w niezwykłą, bożonarodzeniową podróż muzyczną. Jej klimat nie ma jednak nic wspólnego z przesłodzonymi „christmasowymi” songami, jakie można usłyszeć przed świętami w każdym supermarkecie. Dopracowana w każdym calu muzyka i przewrotny tekst, będące od zarania znakami firmowymi braci Golec, stanowią o oryginalności przebojów świątecznych. Atutem tego koncertu będą kunszt muzyczny zespołu, piękne aranżacje kolęd i pastorałek oraz spektakularna oprawa wizualna. 27 grudnia, Netto Arena, godz. 19, bilety 59-129 zł

Jarmark na Zamku W drugi grudniowy weekend rozpoczną się na Zamku Książąt Pomorskich radosne przygotowania do Świąt Bożego Narodzenia. Już po raz siódmy Zamek zaprasza dorosłych i dzieci na dziedzińce, przystrojone w pachnące drzewka choinkowe i barwną iluminację. Jarmark Bożonarodzeniowy na Zamku to bogaty program artystyczny i liczne stoiska, m.in. z rękodziełem, produktami regionalnymi, ozdobami i upominkami świątecznymi. Na dzieci czekać będzie święty Mikołaj z zaprzęgiem reniferów, wesoła karuzela wenecka, słodkie łakocie, a także ciekawe zajęcia – warsztaty tworzenia ozdób świątecznych i lizaków, malowanie twarzy, konkursy z nagrodami, wspólne kolędowanie i wiele innych atrakcji. 8-9 grudnia, sobota w godz. 11 – 22 oraz niedziela w godz. 11– 20, wstęp wolny


#prezentacja


| FILM |

# kino w grudniu i orbitujący wokół nich karierowicze, gotowi zrobić wszystko dla pieniędzy i politycznej chwały. Oni chcą uwieść tłumy. W świecie, gdzie najcenniejszą walutą jest młodość i seks, oni nie mają sobie równych.

Fuga 2018 Gabriela Muskała w roli Alicji - kobiety, której mózg po długotrwałym stresie wykształcił drugą osobowość. Tytuł odnosi się do fugi (z angielskiego: fugitive – uciekinier) dysocjacyjnej. Uciekinierem w tym przypadku jest Alicja, pozbawiona pamięci o przeszłości. Fuga dysocjacyjna może trwać od kilku godzin do kilku lat. Osoba dotknięta tym zaburzeniem może sprawnie funkcjonować jako ktoś o innej tożsamości niż przed jego wystąpieniem. Alicja była kiedyś Kingą. Nie pamięta siebie z tamtego okresu, nie wie, kim jest teraz. W dwa lata po zniknięciu z pola widzenia rodziny zostaje przez nią - dzięki programowi telewizyjnemu odnaleziona, ale jej nie rozpoznaje. Z czasem ze strzępów wspomnień Alicji wyłania się obraz tajemnicy tego, co wydarzyło się w przeszłości.

Oni (Loro) / 2018 Oni są u władzy. Oni są cyniczni, niemoralni i zachłanni. Oni chcą uwielbienia. Oni to Silvio Berlusconi, jego świta

52

Autsajder 2018 Powrót do tych bardziej mrocznych kart PRL-u. Franek to młody idealista, zakochany w muzyce, malarstwie i pewnej dziewczynie. Mimo wprowadzenia stanu wojennego i dramatycznych wydarzeń w kopalni „Wujek”, mówi, że polityka kompletnie go nie interesuje. Wszystko się jednak zmieni. Odwiedza go bowiem dobry znajomy i prosi o przechowanie tajemniczej teczki. Kiedy kolejnego wieczora Franek wraca od swojej dziewczyny po rozpoczęciu godziny milicyjnej, zatrzymuje go patrol. Chłopak szybko zostaje oskarżony o współpracę z opozycją, a znaleziona w jego mieszkaniu teczka z ulotkami staje się niezbitym dowodem. Sprawę przejmuje Służba Bezpieczeństwa. Cała jego wrażliwość i ideały zostają poddane najwyższej próbie.

Aquaman 2018 Pełna gwiazd kolejna produkcja filmowa z uniwersum Marvela. W rolach głównych Jason Momoa, Nicole Kidman czy Willem Dafoe. Aquaman, który jest legendą od ponad 70 lat, to Król Siedmiu Mórz. Misją, tego niechętnie sprawującego rządy na Atlantydzie władcy, jest ochrona całego świata. Miota


#prezentacja


| FILM |

się on jednak między światem ponad powierzchnią wód nieustannie pustoszącym morza, a mieszkańcami Atlantydy dążącymi do wszczęcia buntu.

sytuacji marynarzy, ich rodzin, chcących udzielić im pomocy kapitanów innych jednostek oraz rosyjskich władz, opowiada film „Kursk”, w którym główną rolę gra rosyjski okręt podwodny, stalowy kolos o rozmiarach pary jumbo jetów i długości dwóch boisk piłkarskich. Potężną eksplozję, którą w roku 2000 przeżyły 23 osoby ze 118-osobowej załogi, zarejestrowały nawet sejsmografy na Alasce. Nie dano im jednak szansy wydostać się ze śmiertelnej pułapki.

Kursk

Podziel się z nami swoją opinią!

2018 Osiem lat temu Rosja skazała na śmierć w męczarniach ocalałych po wybuchu marynarzy Kurska, ogromnej łodzi podwodnej, która utkwiła na dnie Morza Barentsa. Władze Rosji odmówiły wtedy udzielenia pomocy marynarzom przez jednostki innych państw. O tym, jak wyglądały dramatyczne chwile z perspektywy znajdujących się w beznadziejnej

sobie z kłopotami w małżeństwie, a remedium na ich problemy ma być półroczny wyjazd do Szwajcarii. Ona ma poszukać spokoju do pisania książki, on ma odnaleźć nowe inspiracje dla prowadzonej przez siebie restauracji. Przy dźwiękach sympatycznej muzyki dochodzącej z kabrioletu uśmiechnięci i zadowoleni wjeżdżają wprost do tunelu szaleństwa. Katalizatorem wydarzeń jest wypadek – potrącenie owcy – rozpoczynający spiralę achronologii i niedorzeczności.

Zwierzęta (Tiere) /2017 Dramat rodzinny. Nick i Anna nie radzą

Wyślij maila lub napisz do nas na FB


#prezentacja

życzy MAGICZNYCH ŚWIĄT BOŻEGO NARODZENIA SPĘDZONYCH W GRONIE NAJBLIŻSZYCH ORAZ SZCZĘŚLIWEGO NOWEGO ROKU!


| MUZYKA |

TOP 10 albumów na grudzień by Jarek Jaz (MM Trendy)

Neneh Cherry Broken Politics (Smalltown Supersound) Neneh Cherry to artystka spełniona. Neneh Cherry to artystka świadoma. Neneh Cherry to artystka silna, charyzmatyczna, gotowa twardo recenzować coraz bardziej przerażające skutki światowej polityki. Neneh Cherry to artystka w najlepszym chyba momencie swojej kariery, choć przecież jej komercyjny szczyt - uwaga! - przypadał na lata 90. XX wieku, kiedy w MTV jej numer „7 seconds” grany był w bardzo wysokiej rotacji. Cherry w taki sposób pokierowała jednak swoim życiem, że wycofała się na jakiś czas z obiegu artystycznego, by wrócić z masą świeżych pomysłów, które ujawnia z płyty na płytę. W „Broken Politics”, na tle delikatnych elektronicznych podkładów, za które w zdecydowanej większości odpowiada Four Tet, wyrzuca swój gniew na temat szlamu, jakim jest dzisiejsza polityka – pozostająca za pan brat z postprawdą i fake newsami, które poważnie mieszają ludziom w głowach, czy popierająca powszechny (w USA) dostęp do broni. Neneh Cherry nie musi się wysilać, by docenić jej wokalne możliwości i choć cały czas funkcjonuje na pierwszym planie, nie próbuje zdominować albumu wyłącznie swoją osobą. Hipnotyczne beaty Four Teta, zahaczające okazjonalnie o hip hopowe metrum są równoprawnym partnerem artystki i wyznaczają wysoki poziom albumu.

Thom Yorke‎ Suspiria OST (XL Recordings) Powrót na ekrany kin „Suspirii”, kultowej pozycji kina grozy z lat 70.

56

okazał się udanym come backiem, a spory wpływ na to miał również lider Radiohead Thom Yorke, autor muzyki do filmu Luki Guadagnino. Cóż, pełnowymiarowy debiut rockowego wrażliwca na niwie muzyki ilustracyjnej, tylko potwierdza jego wysoką klasę. Album można swobodnie postawić obok płyt Radiohead czy solowych pozycji Yorke’a. Krótko mówiąc, nie jest to propozycja, która strawna będzie wyłącznie jako dźwiękowa oprawa filmu, ale intrygujące formalnie, autonomiczne dzieło. Yorke’owi materiału starczyło aż na dwa bardzo różnorodne albumy, gdzie poza onirycznym drugim planem, jest mnóstwo arcyciekawych dźwięków z pogranicza ambientu, krautrocka czy muzyki konkretnej. Znalazło się też sporo miejsca na charakterystyczny głos Thoma, którego możemy usłyszeć w trzech numerach, w tym tytułowym „Suspirium”. Zarówno oryginał „Suspirii”, jak i jej remake to nie żaden jump scare’owy wygłup z popcornowej półki horrorów, ale mistrzostwo budowania nastroju. Podobnie jest ze ścieżką dźwiękową do filmu. Można w niej po prostu utonąć.

z potężnym basem i zaskakującymi niejednokrotnie samplami. Jedną z niespodzianek będą zapewne cytaty z kultowej polskiej „Seksmisji”, które pojawiają się na początku kawałka „Syncofated”. W produkcjach dBridge’a nie ma flirtu z mainstreamem, ani mizdrzenia się do list przebojów, któremu to grzechowi ulegała spora część producentów tej sceny. Jest bezkompromisowe brzmienie i jedyny w swoim rodzaju klimat, do którego dBridge zdążył już wszystkich przyzwyczaić.

Various Artists Kadodi (Nyege Nyege Tapes)

Tenderlonious feat. The 22archestra The Shakedown dBridge A Love I Can’t Explain (Exit) Mistrz minimalistycznego, eksperymentalnego drumandbassu kazał czekać aż dziesięć lat na swój kolejny solowy album. Od czasu, jak wyznaczał kierunki rozwoju tego gatunku, działając w formacji Bad Company minęły już wieki, ale nie ma to żadnego wpływu na stępienie jego producenckiego wyczucia. Wśród 13 muzycznych propozycji, na albumie znajdziemy ultra wolne, toczące się jak walec numery

z funkiem, sporo elektronicznych patentów, rozwiązań rytmicznych znanych z muzyki latynoskiej, zgrabnie stojących na masywnym ulicznym fundamencie, na którym z taką radością rozwijał się hip hop. Słowem, mocarne fusion. Ta płyta to skrzące od energii i pomysłów futurystyczne jam session i kolejny dowód na coraz mocniejszą wyspiarską ofensywę młodego jazzu. Panowie, żeby tylko brexit nas nie rozłączył!

(22a) Twórczość wybitnie zdolnego jazzmana z Londynu o ksywie Tenderlonious poznałem, kiedy rozpoczął współpracę z wrocławską formacją EABS. To wystarczyło, by zwrócić uwagę na artystę, który chwilę później zaprezentował swoje długogrające dzieło, zarejestrowane z grupą przyjaciół z The 22archestra (w tym z genialnymi perkusistą Youssefem Dayesem). „The Shakedown” to dźwięki, które jednoznacznie kojarzą mi się z pulsującymi od wielobarwnych muzycznych inspiracji audycji i podcastów Gillesa Petersona. Czego tu nie ma?!? Afrobeat, kwaśny jazz zmiksowany

Lądujemy na ulicy Mbale, w samym sercu równikowej Afryki, by oddać się polirytmicznej energii i intensywnemu pulsowi ugandyjskich bębnów oraz tamtejszej elektroniki. Wszystko dzięki niezrównanej ekipie Nyege Nyege Tapes, którzy pokazują światu, jak bardzo fascynująca potrafi być muzyka powstająca w afrykańskich tropikach. Na „Kadodi” obrzędowa tradycja spotyka się z klubową energią. Podobne akcenty słyszeliśmy już w kongijskim Konono no 1, czy u Senegalczyków, którzy razem z Markiem Ernestusem prowadzą projekt Ndagga Rhythm Force, choć te formacje bazują oczywiście na muzyce pochodzącej z innych rejonów Afryki. Na „Kadodi” zbliżamy się na bezpośrednią odległość ku plemiennym rytuałom i starożytnemu systemowi wierzeń. Klubowy nawias powoduje, że możemy czuć się zaproszeni i zostać wyjątkowymi szczęśliwcami, którzy mogą poznać zjawiska długo pozostające ukryte przed światem. Chodzi o rytuał przejścia od chłopięctwa do mężczyzny, którego muzyczną ilustrację otrzymujemy na płycie.


| MUZYKA |

by Milena Milewska (Radio Szczecin)

Georgia Anne Muldrow Overload (Brainfeeder) Od 2005 roku dała się poznać jako wszechstronna producentka, wokalistka i raperka, odnajdując swoje miejsce w różnych wytwórniach. Po drodze były więc SomeOthaShip Connect, Stones Throw i w końcu trafiło na przybytek Flying Lotusa Brainfeeder. Sam Flying Lotus został współproducentem wykonawczym „Overload”, dzieląc honory z Aloe Blacc’iem i partnerem Georgii Dudley’em Perkinsem. Na papierze wygląda to perfekcyjnie, a czy tak samo brzmi? Muldrow funduje nam rasowy, ale i trochę trapowy neo soul w utworze tytułowym, afrykańskie przyśpiewki w „Blam”, wciągający klimat niczym z lat 80. w „Williehook” (aż przykro, że to tylko niespełna minutowy skit), czy jazzujący Nowy Orlean w „You Can Always Count On Me”. Jest też „Canadian Hillbilly”, przy którym artystka stwierdziła: „Chcę zrobić numer w stylu Drake’a. Potrafię!” - i dała radę. Może nawet lepiej niż Drake? Pomimo tej różnorodności i kilku chybionych strzałów, trudno szukać tu tytułowego przeciążenia. Trzynasty rok na scenie okazał się szczęśliwy.

Anderson .Paak Oxnard (Aftermath/12 Tone) „To płyta, o której stworzeniu marzyłem w szkole średniej, gdy słuchałem np. „The Blueprint” JAY’a-Z” stwierdził Anderson. I najwyraźniej jest farciarzem, bo nad jego upragnionym albumem pracowali z nim Dr. Dre, Snoop Dogg i Q-Tip. Skoro krążek od dawna miał w wyobraźni, to musiał wymyślić każdy szczegół, także wizualny. Okładki płyty jak

i singli nawiązują do filmów - filmowo rozpoczyna się więc i pierwszy utwór „The Chase”, przywołujący na myśl nurt blaxploitation. Po tak naturalnym, funkującym wstępie z rozpędzoną perkusją spodziewałam się czternastu soczystych strzałów w dziesiątkę - m.in. za stuprocentową skuteczność pamiętam jego poprzednie wydawnictwo „Malibu”. „Oxnard”, chociaż zapożycza tytuł od rodzinnego miasta artysty, nie zawsze sprawia, że czujemy się jak w domu. Ale to i tak jest materiał, który daje dużo radości i wiele perfekcyjnych nagrań - numery takie jak „Tints”, „Smile / Petty”, „Anywhere”, czy „Cheers” przypominają, że .Paak potrafi być najlepszym gospodarzem.

na tym krążku chleb powszedni, ale skoro tytuł wspomina o „częściach człowieka”, to Mick dużo mówi też o sobie. I chociaż często wznosi się na wyżyny tekściarstwa, tak koncept zarysowany w pierwszych kompozycjach, trochę się rozmywa w dalszej części płyty. Fakt, że rozbite lustro ogranicza widoczność. Jednak na końcu albumu artyście udaje się posklejać te fragmenty, ma tu zresztą pomoc niezrównanych BadBadNotGood, czy Corinne Bailey Rae. I tak drugie wydawnictwo Micka, chociaż nie broni się w całości, prezentuje wiele mocnych stron rapera, czerpiąc przy tym z najlepszych możliwych inspiracji.

z nimi od początku powinni odetchnąć z ulgą. Tym bardziej, że zwrot „Volume 1” sugeruje, że będzie i kolejna część - nie mamy więc do czynienia z kaprysem, ani chwilowymi wspominkami.

Nanna.B Solen (Jakarta)

Black Eyed Peas Masters of the Sun Vol. 1 (Interscope)

Mick Jenkins Pieces of a Man (Free Nation/Cinematic) W 1971 roku Gil Scott-Heron wydał „Pieces of a Man”, gdzie poezję mieszał z soulem i jazzem, rapując o rewolucji, jeszcze zanim rap formalnie się narodził. Nic więc dziwnego, że na długiej liście jego fanów znalazł się dwudziestosiedmiolatek, który ceni duszny, jazzujący styl i zgadza się z mistrzem w kwestii, że lepszy świat tworzy się przez aktywne działanie, a nie pasywność. Komentarze na temat współczesności, czy konsumpcjonizmu to

Ich poprzednie płyty zajmowały pierwsze miejsca na listach, a single mogły liczyć na najwyższe rotacje w radiu. Tymczasem o premierze „Masters of the Sun Vol. 1” było dość cicho i samo ukazanie się krążka wcale nie zwiększyło szumu medialnego. Chyba nowszych fanów BEP zbyt bardzo zaskoczył powrót do korzeni - możliwe, że tych korzeni w ogóle nie kojarzyli. Gdy w grupie śpiewała Fergie, rap łączył się z popem, a przed Fergie królował dobry hip-hop w klasycznym stylu, który teraz znowu dochodzi do głosu. Powrót do końcówki lat 90. raperzy sygnalizują już w pierwszym kawałku „Back 2 Hiphop”, wzmacniając przekaz gościnnym udziałem Nasa. Następnie powołują jednorazowy twór A Tribe Called De La Peas - kawałek „All Around the World” nagrywają z kilkoma członkami A Tribe Called Quest i De La Soul. Być może fani klubowych wyskoków BEP będą rozczarowani, ale ci, którzy byli

Debiutowała sześć lat temu, ale muzyką otaczała się od znacznie dłuższego czasu. Jako sześciolatka grała na bębnach i śpiewała, rok później próbowała pisać piosenki - po czym wybrała szkołę, w której królowała samba i dźwięki afrykańskie. Gorące, południowe brzmienia w chłodnej Skandynawii - to rozbieżność wpisana w karierę tej duńskiej wokalistki. Nannę oczarował miękki głos D’Angelo, ale też surowość Björk i ten kontrast jest dość wyraźnie zarysowany na „Solen”. Chłodny i oszczędny wokal okraszają podkłady, które bujają, zarażając ciepłem, lub snują się sennie, dopełniając baśniowy klimat albumu. Mówione fragmenty płyty opisujące ciało kobiety, czy bycie matką, brzmią niczym przypowieść, a pozostałe teksty podsycają to wrażenie. Nanna szuka więc utraconej miłości, porównując ją do „mleka, miodu, winogron i złota”, jeśli skóra to tylko „aksamitna i muśnięta słońcem”, a jeśli taniec to tylko taki przypominający magnetary (obiekty o bardzo silnym polu magnetycznym) „poruszające się wśród gwiazd”. Ta bajkowość daje wytchnienie, pozwala odpłynąć i ogrzeje nawet jeśli temperatura spadnie zdecydowanie poniżej zera.

MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 12/2018

57


| SZTUKA |

Projekt Mikado przyjmij zaproszenie i wejdĹş do gry


| SZTUKA |

Tylko uważna obserwacja pozwoli na rozszyfrowanie zagadki i przebrnięcie przez kolejne warstwy wizualnej łamigłówki Igora Omuleckiego zupełnie jak w japońskiej grze Mikado. Niezwykła wystawa post fotografii jest dostępna w TRAFO do 30 grudnia. ROZMAWIAŁA AGATA MAKSYMIUK / FOTO KAMIL MACIOŁ, NATALIA SOBOTKA / PRACE IGOR OMULECKI

Post sztuka, czyli sztuka po sztuce dawnej, a post fotografia? Czy również możemy ją uznać za fotografię po fotografii? - W dzisiejszych czasach potrzebujemy nowych definicji na nowe zjawiska. Pojęcie „post fotografii” pojawiło się w kontekście przejścia fotografii analogowej na fotografię cyfrową, więc w pewnym sensie można powiedzieć, że jest to fotografia po fotografii. Ja używam tego terminu, zawężając rozumienie fotografii do obrazu cyfrowego, manipulowanego komputerowo. Post fotografia to na pewno bardzo pojemny termin. Nasuwa się tu pytanie - w takim razie, do którego momentu zdjęcie jest dziś zdjęciem? - Część fotografów zajmujących się estetyką uważa, że kiedy doszło do zapisu fotografii w postaci cyfrowej, to już na poziomie rejestracji obrazu zdjęcie przestało być zdjęciem. Przyczyną jest brak materialnego umiejscowienia. Dla takich osób jest to nowe medium. I oczywiście, można przyjąć, że jest to nowy model fotografii - fotografii wzbogaconej o możliwości cyfrowe. Dziś twórca z ogromną łatwością może dokonywać manipulacji, kopiować pracę, reprodukować czy zwielokrotniać dzieła w internecie. Czy to znaczy, że współczesna fotografia zatraciła granice? - Wydaje mi się,

że tak. Jednak ocena tego jest bardzo subiektywna. Wielu teoretyków i artystów negujących użycie terminów „post” uważa, że to, co dzieje się dziś, jest formą kontynuacji pewnych elementów tradycyjnej fotografii. Od pewnego czasu obserwujemy w sztuce sytuacje, w których nowością stają się rzeczy z przeszłości. Powrót do wybranych wątków i chwytów, czasem niemal archaicznych, okazuje się czymś nowatorskim. Trzeba jednak pamiętać, że te kwestie są bardzo zmienne i wszystko zależy od punktu widzenia. Przykłady post fotografii możemy obejrzeć, odwiedzając Pańską wystawę w Trafostacji. Projekt Mikado to - cytując „podróż przez obrazy natury i technologii, prowadzona śladami procesu tworzenia”. Jaki stosunek w tym projekcie ma technologia do natury? Czy jest jej przedłużeniem? - Często sam sobie zadaje pytanie - na ile nowa technologia jest częścią nas samych? Dla mojej twórczości to bardzo istotne. Jestem sceptycznie nastawiony do myśli post humanistycznych, może nawet odrobinę lękam się idei łączenia człowieka z maszyną. Jednak obserwując świat, łatwo zauważyć, że coraz bardziej scalamy się z technologią. Niestety, mam poczucie, że nie do końca nad tym panujemy. Urządzenia są dziś budowane na poczet naszych potrzeb i zmysłów, w rezultacie to, co stworzyliśmy zaczyna nami kierować. Wciąż jednak to my to wytworzyliśmy. Czy w takim razie jest to natura czy już nie? - Przyznaję, nie znam odpowiedzi. W projekcie Mikado te światy istnieją równolegle. Z jednej strony tworzenie i przetwarzanie natury jest odejściem od jej bezpośredniego doświadczania, z drugiej strony to jej część. Rozmawiając na ten temat często powołuję się na przykład z foliową torbą i kamieniem. Kamień to dla nas natura, foliowa torba sztuczny produkt. Tylko, że ta „foliówka” powstała z tego samego zbioru surowców naszej planety, do których należy ka-

mień. Dlaczego jest więc sztuczna? Może to kwestia tego, co nas harmonizuje, a co niszczy? Ten sam dylemat dotyczy technologii i jej stosunku do natury. Wystawa Mikado jest mocno interaktywna, niektóre prace w pełni możemy zobaczyć jedynie przy pomocy tableta. Skoro zmienia się sposób prezentacji fotografii, to czy sposób jej percepcji również powinien się zmienić? - Interesuję się percepcją wzrokową jako procesem otwartym, ewoluującym. Poświęciłem jej nawet część mojej rozprawy doktorskiej. Odbiór bodźców jest kwestią bardzo indywidualną. Nie wyobrażam sobie narzucać czy nawet sugerować sposobu w jaki widzowie mają odbierać moje prace czy prace kogokolwiek. W przypadku projektu Mikado, już sama nazwa jest zaproszeniem do gry, pewnej wzrokowej i intelektualnej zabawy. Nawet podczas obrony doktoratu, która odbywała się w przestrzeni wystawy, zwróciłem się do grona profesorskiego - ciekawi mnie co państwo widzą na pracach. Ja jestem tak mocno zanurzony w tych obrazach, że widzę je zupełnie inaczej, niż ktoś kto spotyka się z nimi pierwszy raz. To jakie warstwy można odnaleźć w fotografiach to kwestia naprawdę tajemnicza. Zatrzymując się jeszcze chwilę przy nazwie wystawy, czym dokładnie jest Mikado? - Mikado to nazwa japońskiej gry, przypominającą naszą grę w bierki. Oczywiście, to luźne i dość poetyckie porównanie. Zarówno w zabawie, jak i na moich pracach jest widoczny gest rozsypania kawałków drewna, które upadając tworzą przypadkową konstrukcję. Gdybyśmy chcieli ją przeanalizować od strony newtonowskiej zapewne precyzyjnie określilibyśmy, dlaczego upadły tak, a nie inaczej. Najważniejszym elementem gry jest jednak uważna obserwacja i ostrożne podnoszenie kolejnych patyczków. Podobne procesy towarzyszyły tworzeniu moich obrazów - praca jaką wykonałem z jednej strony była intu-

MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 12/2018

59


| SZTUKA |

icyjnym zbieraniem materiałów, z drugiej rozkładaniem ich na części i łączeniem w obraz. Zasady japońskiej gry zainspirowały Pana do realizacji tego projektu?- Inspiracje były dwie. Pierwsza pochodzi od mojego syna, którego twórczość obserwuję od dłuższego czasu. Fascynuje mnie jego spontaniczne działanie, przybierające niemal abstrakcyjne formy, w żaden sposób nie inspirowane sztuką. Druga pochodzi od niszczycielsko-budowlanej natury bobrów. Duża część obrazów powstała właśnie dzięki fotografowaniu drzew ściętych przez bobry. Czy nasz rynek, nasze społeczeństwo są przygotowane na odbiór takich prac? W Polsce często używa się pojęcia „rynek sztuki”, jednak prawda jest taka, że jest on tak niewielki, że w porównaniu z rynkiem światowym niemal nie istnieje. Nie można się temu dziwić. W naszym kraju społeczeństwo nie jest przygotowane do odbioru sztuki. I to nie, dlatego, że na sztukę nas nie stać, że to jeszcze nie ten moment. Nie, wcale nie. Kiedy patrzę na to, jak w szkołach podstawowych czy średnich

60

jest prowadzona edukacja artystyczna, jak wyglądają zajęcia z historii sztuki, plastyki, to zwyczajnie robi się przykro. W Polsce młodzież w ciągu całego roku przyjmuje taki zakres wiedzy z historii sztuki, co uczeń z Liechtensteinu w ciągu całego tygodnia. Nawet po zmianie pokoleniowej, dzieci czy wnuki osób, które w tym momencie dorabiają się fortun, nie będą inwestowały we współczesną sztukę, ponieważ będzie im brakowało obycia wizualnego i kulturowego. Nawet jeśli będą się z nią spotykać na najprostszym poziomie, jakim jest lokowanie kapitału - nie będą z nią obcować. Jedynym ratunkiem na to jest odpowiednia edukacja. A jakie reakcje w polskim środowisku artystycznym, wśród osób obeznanych ze sztuką, wywołuje sięganie po nowe technologie? Przez wiele lat nie spotykało się to z aprobatą. - Zacznę od tego, że reakcje i opinie środowiska artystycznego nie mają na mnie większego wpływu. Mam imperatyw robienia pewnych rzeczy i nie oglądam się na innych. Polskie środowisko artystyczne, szczególnie to zajmujące się fotografią, jako medium

jest bardzo rozbite w odbiorze. Dzieli się na środowisko fotograficzne i artystyczne. To może wydać się nieco zagmatwane, ale w środowisku artystycznym zdarzają się osoby posługujące się medium fotograficznym, jednak to nie znaczy, że należą do środowiska fotograficznego. To zupełnie dwa różne światy. Na polu sztuki, eksperyment technologiczny podczas tworzenia zdjęć jest dużo bardziej akceptowalny, aczkolwiek „art and science” w Polsce jest kierunkiem raczkującym. Jego rozwiniętą odsłonę można obserwować na przykładzie choćby Stanów Zjednoczonych. Co w takim razie możemy zaobserwować na przykładzie Pana prac? - Moje i nie tylko moje prace, bo również prace Filipa Berendta, z którym wkrótce stworzę kolejny projekt, były pokazywane choćby w Amsterdamie. Okazuje się, że post fotografia jest trudna w odbiorze jako obraz – fotografia, nawet dla wprawionych obserwatorów. To zjawisko na skalę europejską. Post fotografia, którą uprawiam, to „coś” co można określić montażem komputerowym. Żeby to jesz-


| SZTUKA |

cze bardziej „skomplikować” w ramach krytycznego podejścia do fotografii, sam zapis obrazu można traktować jako iluzję, która nie oddaje rzeczywistości. Trzeba zdać sobie sprawę, że jest to fragmentaryczny zapis, bardzo wąskiej części tego, co nazywamy rzeczywistością. Do tego dochodzi jeszcze kwestia indywidualnej percepcji wzrokowej. To właśnie są te warstwy, przez które trzeba przebrnąć, by odczytać obraz. Szczecin, Trafostacja jest odpowiednim miejscem na tę prezentację? - Trafostacja jest ciekawą instytucją, ciekawą przestrzenią, która nie boi się nowatorskich projektów. To miejsce, które jest absolutnie jednym z pierwszoligowych miejsc na polskiej mapie jeśli chodzi o sztukę współczesną. Cieszę się, że premiera projektu Mikado, nad którym pracowałem kilka lat, miała miejsce właśnie tu. Jestem też związany ze Szczecinem z racji współpracy z Akademią Sztuki. Oddaję tu swoją energię i mam nadzieję, że przyczyni się to do budowania zaplecza kulturalnego miasta.


| TEATR |

Kim jest Malala dziewczyna z kulą w głowie?

62


Dla niektórych jest dziewczynką postrzeloną przez talibów, dla innych – symbolem walki o swoje prawa - „Malala. Dziewczyna z kulą w głowie”. Niezwykły spektakl Teatru Współczesnego już 8 grudnia otworzy szczecińską scenę na młodzież. Jak? Na to pytanie odpowiada Robert Drobniuch, reżyser. ROZMAWIAŁA AGATA MAKSYMIUK / FOTO Zdjęcia z sesji promocyjnej do spektaklu

MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 12/2018

63


| TEATR |

W Teatrze Współczesnym rusza projekt artystyczno-edukacyjny dla młodzieży - „Dorosłość”. Myśli Pan, że dzięki niemu nastolatkowie odnajdą to „coś” w teatrze? - Szalenie popieram ten projekt. Uważam, że podjęcie próby dotarcia do młodzieży przez teatr jest niezwykle ważne. Nastolatkowie to bardzo zaniedbana część widowni. Dlaczego? Chyba dopiero teraz zaczynamy szukać odpowiedzi na to pytanie. Oczywiście można powiedzieć - teatr walczy o nową widownię ze względów ekonomicznych. Ale tu nie chodzi tylko o to, tu chodzi o widza. Nastoletni odbiorcy są trudną i jednocześnie ciekawą publicznością ze względu na swoją wrażliwość i emocjonalność. Pamiętam, że mając 14 lat po raz pierwszy poszedłem świadomie na spektakl - sam - nie ze szkolną wycieczką. To był moment, kiedy zakochałem się w teatrze. Od tej pory naprawdę wierzę w jego moc sprawczą. Spektakl „Malala. Dziewczyna z kulą w głowie” jest realizowany właśnie w ramach tego projektu. Czy dorosły widz odnajdzie się na widowni? - Wszystko jest kwestią wrażliwości. Spektakl jest skierowany do młodzieży, ale obowiązkiem dorosłego widza jest go zobaczyć, żeby wiedzieć o czym ten młody człowiek może myśleć, co może czuć. Poza tym to szybsze pulsowanie krwi, przyspieszone bicie serca charakterystyczne dla nastolatków, a obecne w spektaklu, na pewno pozytywnie udzieli się starszym widzom. Żeby zasiąść na widowni warto zacząć od poznania Malali. Kim jest dziewczyna z kulą w głowie? - To postać inspirowana Malalą Yousafzai, dziewczyną, która w wieku 17 lat dostała Pokojową Nagrodę Nobla. Kiedy o tym usłyszałem, zadałem sobie pytanie - dlaczego akurat ona? Szybko znalazłem odpowiedź. Jej historia jest pełna cierpienia, ale też heroizmu. Malala w wieku 11 lat zaczęła świadomie walczyć z opresyjnym systemem jaki talibowie wprowadzili na granicy z Pakistanem w dolinie Swat. Jej celem było uzyskanie prawa do edukacji dla dziewczynek w kraju. Swoje starania relacjonowała na blogu, opisując przy okazji, jak wygląda życie pod okupacją. Historią Malali szybko zainteresowały się światowe media. - Tak, zaczęło się od reportażu stacji BBC. Malala zyskała popularność i zaczęła zabierać głos publicznie. Z jednej strony jej walka była bardzo skuteczna, z drugiej strony niebezpieczna. Dziewczynka stała się groźna dla talibów. Na ich reakcję nie trzeba było długo czekać. Została postrzelona w głowę w drodze ze szkoły i... przeżyła. To najbardziej niesamowi-

64

ta część tej historii. To cud, przez który człowiek zaczyna się zastanawiać - przeznaczenie czy przypadek? Czy nasze społeczeństwo jest w stanie w pełni zrozumieć postawę Malali? - Tworząc ten spektakl zastanawiałem się, na ile my Europejczycy, na ile nasza młodzież byłaby w stanie podjąć walkę o idee i złożyć z siebie ofiarę na rzecz wyższych celów. Zależy mi, aby dotrzeć z tą refleksją do jak największej liczby osób w Polsce. Chciałbym historią Malali pobudzić i zainspirować młode osoby, zarazić ich autorytetem tej dziewczyny. Spektakl nie jest jednak biografią. Czego widzowie powinni się spodziewać? - Autorką scenariusza jest Ela Chowaniec, która zaproponowała historię Malali jako punkt wyjścia do pokazania opowieści o naszym świecie. Pojawiają się w niej wątki bliskie naszej kulturze i naszej geografii. Oprócz Malali, pojawi się też postać amerykańskiego chłopca i myśliwego. To, co ich łączy, to broń, a raczej kula - w rozumieniu dosłownym i przenośnym. W ten sposób spektakl staje się opowieścią nie tylko o Malali, ale przede wszystkim o młodych ludziach. Czy spektakl dla młodzieży ma inną formę, niż spektakl dla dorosłego widza? - Spektakl dla młodzieży ma inną dynamikę, inny rytm, inny język. Stylistyka odpowiada współczesności. Jednak przede wszystkim chodzi o treść, ponieważ młody widz mierzy się z innymi problemami. Sedno tego, co może zainteresować młodzież, to pewien impuls, energia płynąca ze spotkania. Myślę, że tworząc Malalę, udało nam się uzyskać ten efekt. Zaprosiłem do spektaklu bardzo ciekawych twórców, m.in. Hankę Podrazę, projektującą odważne kostiumy, Katarzynę Proniewską-Mazurek, tworzącą minimalistyczną scenografię oraz Marcina Dymitera, komponującego muzykę elektroniczną. Połączenie tych form daje bardzo świeży i współczesny kształt. Słyszałam, że pojawiają się również eksperymenty muzyczne, częściowo realizowane na żywo przez aktorów. Będzie dużo improwizacji? - Będą mikrofony, będą nagrania, będzie muzyka puszczana z rekordera. Zostawiliśmy też trochę miejsca na improwizację, ale spektakl ma zamkniętą formę. Muzyki na pewno będzie bardzo dużo. Jej funkcja będzie różnorodna, przestrzenna, ciekawa. Są też przemycone elementy edukacyjne. O jakich treściach mowa?


- Mówimy o treściach uniwersalnych, będących drogowskazami tego, jak poruszać się po świecie. Dotykamy takich tematów, jak edukacja czy miejsce kobiet w społeczeństwie. To problemy zawsze aktualne. Kobieta w krajach muzułmańskich jest w zupełnie innym położeniu, niż w krajach europejskich. I nie chodzi tu o wskazanie - kto ma lepiej, a kto gorzej, bo jedna i druga kultura ma korzenie patriarchalne. Dziś mija 100 lat od momentu przyznania kobietom w Polsce praw wyborczych. Warto o tym pamiętać, bo świat w jakim żyjemy nie był nam dany od wieków. Myślę, że spotykając się z Malalą dostaniemy okazję przejrzenia się w lustrze świata muzułmańskiego i wyciągnięcia wniosków. Ale są tu też inne ważne kwestie - otwartości, tolerancji, problem przemocy czy fascynacji militariami. Wyciąganiu wniosków przysłużą się również warsztaty w ramach cyklu „Dorosłość”. Czy zajęcia już ruszyły? - Tak naprawdę cykl warsztatów ruszył już od naszych pierwszych prób. Na początku spotkaliśmy się z młodzieżą. Przeczytaliśmy fragmenty naszego scenariusza w ich obecności. Rozmawialiśmy o sprawach, z którymi spotkają się podczas spektaklu. Było to dla nas bardzo wartościowe, ponieważ dostaliśmy jasną odpowiedź, że to, co robimy trafia w ich zainteresowania. Do tego wiele osób otworzyło się, podjęło z nami rozmowę o własnych problemach w domu, w szkole, w internecie. Warsztaty są też skierowane do nauczycieli? - Praca z nauczycielami na pewno będzie trochę inna. Chcemy ich zachęcić do twórczego podejmowania problemów, pokazać jak można pracować z młodzieżą, jak ją otworzyć na różne tematy. To spotkanie ma przede wszystkim sprzyjać nawiązywaniu relacji nauczyciel - uczeń. Przyjechał Pan do Szczecina po kilku latach, czy to miasto to dobre miejsce na taki projekt? - Jestem o tym przekonany. Teatr Współczesny to jeden z najlepszych teatrów w Polsce. Nie ukrywam też, że przyjeżdżając tu towarzyszyły mi duże emocje. W 2005 roku pracowałem jako asystent przy sztuce „Wyzwolenie” Anny Augustynowicz. Możliwość powrotu tu, to dla mnie ogromne wyróżnienie. Ale muszę też wspomnieć, że realizowałem także spektakl „Wodna opowieść” w Teatrze Pleciuga, który spotkał się z bardzo dobrym odbiorem na festiwalach w Polsce. Tak więc bardzo lubię Szczecin. Podoba mi ta przestrzeń, szerokość ulic, oddech, który można tu złapać i oczywiście ta bliskość morza (uśmiech).


| MUZYKA |

Grabek wraca na scenę Jego pierwsza płyta zaowocowała nominacją do Fryderyków. Druga porównaniem z twórczością Thoma Yorke’a. Trzecia, wydana wiosną tego roku, tuż po publikacji została obwołana albumem roku. Wojciech Grabek 15 grudnia wystąpi w szczecińskiej Filharmonii. Czym nas zaskoczy? ROZMAWIAŁA AGATA MAKSYMIUK / FOTO ANDRZEJ MAJOS, MARIUSZ FORECKI

Zrobiłeś sobie małą przerwę od muzyki. - No nie da się tego ukryć, nie było mnie prawie 6 lat na scenie. Powrót jednak nie był tak trudny jak mogłoby się wydawać. Dziennikarze dość szybko zaczęli wskazywać „Day One” jako najlepszą płytę roku. Spodziewałeś się tego? - To było bardzo duże zaskoczenie, tym bardziej, że w marcu album wydałem tylko w wersji cyfrowej. Kiedy pojawiła się pierwsza recenzja Jarka Szubrychta w Gazecie Magnetofonowej, ta płyta fizycznie nie istniała. Po tym ukazał się artykuł, że to najprawdopodobniej jeden z najlepszych albumów tego roku. Oficjalna premiera płyty miała miejsce prawie dwa miesiące później - 18 maja, nakładem Gusstaff Records. Niedawno wyszedł jeszcze winyl. Trochę zaskoczyłeś fanów. Myślisz, że muzyka powinna nas zaskakiwać, czy dawać nam to czego chcemy? - Zaskakiwanie słuchaczy jest zdrowe. Tak przynajmniej mi się wydaje. Jestem przeciwnikiem stania w miejscu, powielania schematów, z których korzystałem wcześniej. To dla mnie przysłowiowe „odgrzewanie kotleta” (śmiech). Przyjąłem niepisaną zasadę, że nie będę trzymał się jednego gatunku muzyki, że będę realizował rzeczy, które siedzą głęboko we mnie. Stąd też każda moja płyta jest inna, szczególnie ta ostatnia - „Day One”. Choć gdyby się nad tym zastanowić, jeśli artysta traktuje swoją twórczość wyłącznie jako biznes, to najważniejsza dla niego będzie sprzedaż, czyli dawanie ludziom dokładnie tego czego chcą.

66

Tym sposobem, zaglądając na playlisty czy to radiowe, czy te w naszych iPodach znajdziemy serię banalnych piosenek o miłości walczących o pierwsze miejsce z legendami disco polo. Mamy zły gust? - I tak i nie. Scena muzyki popularnej w Polsce jest po prostu dość jednolita. Entuzjazm wzbudza najprostsza muzyka, a skoro tak jest, to ani wydawcy, ani producenci, ani wykonawcy nie bardzo chcą to zmieniać. Co gorsza, kiedy „coś” się sprzedaje, cały rynek obraca się w tę stronę i produkuje tego więcej, aż do znudzenia. I tak w powszechnie dostępnych mediach słuchacz nie ma dla siebie za dużego wyboru, czeka na niego trzech czy czterech artystów, którzy brzmią tak samo… choć wcale nie muszą. Na przykład teraz w Polsce nastąpił wysyp męskich wokalistów, których prawdę mówiąc po zamknięciu oczu, trudno mi odróżnić. I żeby nie było - naprawdę cenię umiejętności artystów, którzy dziś biją rekordy sprzedaży tyle, że nie zawsze popieram to, jak działa machina rynkowa. A co znajdziemy na Twojej playliście? - Nową płytę Thoma Yorke, czyli ścieżkę dźwiękową do horroru Suspiria. Niedawno wdałem się nawet w krótką fejsbukową polemikę z redaktorem Chacińskim, który stwierdził, że jest to być może najlepsza płyta Yorke’a – dla mnie nie, choć jest na niej jedna perełka, której nie mogę przestać słuchać. (śmiech). Dalej jest też Sigur Rós, Olafur Arnalds, ale też Twenty One Pilots. Tę ostatnią formację pokazała mi córka - od strony technicznej totalnie mnie zafascynowali. To dwóch chłopaków, którzy na scenie brzmią jak porządnych

rozmiarów zespół. Na liście mam też płytę „Mental Cut” Maanamu i album Milesa Davisa „Bitches Brew”. To może czas zarazić swoim gustem innych? - To na pewno. Myślę, że pomału można nad tym pracować (śmiech). Poza tym wydaje mi się, że naprawdę zaczyna coś się dziać. Osobiście stronię od koncertów masowych, raczej wybieram te kameralne. Można na nich odkryć wielu wspaniałych wykonawców, którzy w ogóle nie są promowani w mediach, wręcz przeciwnie - permanentnie się ich pomija. Jakiś czas temu byłem w poznańskiej Meskalinie na wyjątkowym koncercie Michała Kmieciaka, sala była pełna. Michał grał kompozycje zabarwione skrzypcami, fortepianem, typowo skandynawskie granie. Okazuje się, że scena muzyki ambitnej, mniej tendencyjnej i mniej rubasznej też całkiem nieźle sobie radzi. Szkoda tylko, że jeszcze się o niej tyle nie mówi. Mówisz, że stronisz od koncertów masowych, a nie chciałbyś wrócić na Open’era czy na Męskie Granie? - To, że jako odbiorca stronię od koncertów masowych, nie oznacza, że jako artysta nie chciałbym się na nich pojawiać. Dzięki takim występom mam okazję dotrzeć do szerszej publiczności. W tym roku tak się złożyło, że wydałem płytę za późno w stosunku do festiwalowego kompletowania wykonawców. Na Open’erze grałem do tej pory dwa razy - raz przed wydaniem debiutanckiej płyty, drugi już z krążkiem na koncie. Festiwal miał wtedy trochę inną formułę, ale mimo wszystko zgromadzenie 1,5 tys. ludzi o 2. w nocy przed sceną w namiocie


| MUZYKA |

Wojciech Grabek - multiinstrumentalista, kompozytor, producent. W 2018 roku pokazał swoje najbardziej osobiste muzyczne oblicze. Płyta „Day One” to opowieść – praktycznie bez słów – o bardzo konkretnie umiejscowionych w czasie narodzinach. Opowieść o początkach nowego – bolesnych, pięknych, czasami trywialnych, czasem chaotycznych. Grabek perfekcyjnie łączy brzmienia z pogranicza klasyki i elektroniki, syntetyczne dźwięki z wokalem i brzmieniem instrumentów akustycznych.

Alter Space, jest ogromnym przeżyciem. Ktoś mógłby zapytać - jedna osoba na scenie, po co oni tam przyszli? Nuda. Zdaję sobie z tego sprawę, dlatego moje występy są dokładnie zaplanowanym performancem. Mam nadzieję, że w przyszłym roku uda nam się to pokazać na dużych scenach. Ale zanim to się stanie, 15 grudnia wystąpisz w szczecińskiej Filharmonii.

Czy również możemy liczyć na taki performance? - Oczywiście, że tak! Nie chcę za dużo zdradzać, więc powiem tylko, że tłem dla muzyki będą niezwykłe wizualizacje przedstawiające zdjęcia z występów teatralnych mojego ojca. Skąd się wziął pomysł na tworzenie wizualizacji do występów na żywo? - Od 10 lat współpracuję z Kasią Pawłowską,

to mega utalentowana artystka ze Szczecina zajmująca się sztukami wizualnymi, a w szczególności wideo i mappingiem. Poznaliśmy się - no właśnie... w Szczecinie podczas jednego z festiwali – to był bodajże Live Act Night. Od słowa do słowa i tak wspólnie zrobiliśmy całą trasę koncertową. Kasia potrafi tworzyć prawdziwe cuda na scenie. Jej wizualizacje, tak jak muzyka,

MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 12/2018

67


| MUZYKA | Space. Zasada taka sama - twórca dociera do nowych odbiorców, odbiorcy odkrywają nowych twórców. I jest to bardzo pozytywne. Jeśli jednak pytasz o kwestie finansowe, to dla artystów takich jak ja czy nawet takich, którzy osiągnęli coś więcej, to wynagrodzenie za odtwarzanie muzyki w serwisach w ogóle nie pozwala na tzw. przetrwanie od pierwszego do pierwszego dnia miesiąca.

powstają na żywo. Ma ze sobą sampler, na którym łączy obrazy pod to, co gram.

na tym albumie, to właśnie wypadkowa tych wydarzeń.

Do filharmonii przyjeżdżasz z nową płytą, która jak już wcześniej wspomniałeś, jest zupełnie inna od pierwszych dwóch. Skąd tak diametralna zmiana? - Długo miałem wrażenie, że wydanie tej płyty było bardzo spontaniczną decyzją, jednak im więcej i częściej o tym rozmawiałem, tym bardziej dochodziłem do wniosku, że w tej produkcji niewiele jest ze spontaniczności. „Day One” to album bardzo przemyślany, wynikający z moich przeżyć na przestrzeni ostatnich lat. Od 2013 roku nie występowałem praktycznie nigdzie. Zniknąłem na chwilę. W końcu zaczęła we mnie kiełkować myśl o powrocie. Zacząłem słuchać poprzednich płyt, miałem wrażenie, że ta muzyka nie do końca jest moja - sporo brudnej elektroniki. Poczułem, że tym razem to cisza powinna być przypieczętowaniem albumu. Mieszkam na wsi pod miastem, cenię sobie spokój. Na 40. urodziny żona zabrała mnie w podróż do Islandii. Uwielbiam Skandynawię. To, co zobaczyłem, było odzwierciedleniem tego, jak sobie wyobrażam muzykę tamtych regionów - Sigur Rós, Ólafur Arnalds czy wspaniała Björk. Wróciłem i pomyślałem - już czas. To, co można usłyszeć

Podczas gdy zbierałeś inspiracje, nastąpiła dość istotna zmiana „nacisku” na nośniki muzyki i na sposób promocji. Było to dla Ciebie problemem? - Jeśli chodzi o zmiany technologiczne, to nie. Nowe technologie są fascynujące i jestem z nimi za pan brat. Poza tym, chcę dotrzymać kroku mojej nastoletniej córce. Dla mnie muzyka nie jest tworem linearnym. Nawet jeśli na kilka czy kilkadziesiąt lat wypadnie się z obiegu, można stworzyć album, który będzie przełomowy lub chociaż interesujący. Zdarza się też, że muzyka musi zaczekać na swój moment. Weźmy nawet Góreckiego, który swoją III Symfonię - „Symfonię pieśni żałosnych”, napisał w latach 70., a największy boom na nią przyszedł w latach 90. Jak się nad tym zastanawiam, to jedyne co mnie zaskoczyło, to że wydałem płytę na CD.

68

Da się utrzymać na rynku, działając jedynie w serwisach streamingowych? Wielu artystów wycofuje swoje albumy z internetu. - Z serwisów wycofują się głównie artyści, którzy mają olbrzymie zaplecze fanów i zwyczajnie nie robi im różnicy, czy na nich są, czy nie. Kiedyś zamiast Spotify czy Tidala mieliśmy My-

Ale dzięki nim absolutnie każdy może sprawdzić czy dziennikarskie porównania Twojej twórczości do twórczości Thoma Yorke są trafne. Od czego to się zaczęło? - Thom Yorke jest dla mnie geniuszem, ubóstwiam jego solową twórczość, uwielbiam Radiohead. Przy okazji wydania trzeciej płyty również spotkałem się z nawiązaniami typu - polski Thom Yorke wraca z nowym albumem. Jest to miłe i zupełnie mi nie przeszkadza, o ile nie jest to bezmyślne powielane czegoś, co gdzieś kiedyś ktoś komuś powiedział (śmiech). Niestety, często jest, bo „Day One” kompletnie nie ma nic wspólnego z twórczością Brytyjczyka. Mam jednak nadzieję, że osoba, która czyta takie porównania, sięga później po mój album i stara się wyrobić własną opinię. A od czego to się zaczęło? Szczerze mówiąc, wydaje mi się, że od koncertu Radiohead w Poznaniu. W mediach padło hasło - Poznań mógłby wystawić Grabka jako support i tak ruszyła machina. Myślisz, że odnalazłbyś się z Thomem Yorke w jednym projekcie, na jednej scenie?- Tak! Bez dwóch zdań. Gdybym dostał propozycję takiej współpracy, z miejsca bym się zgodził. Zdradzę nawet, że po wydaniu pierwszego albumu doszło do mailowego kontaktu z managerem Radiohead, niestety nic więcej prócz kilku uprzejmości z tego nie wyniknęło, ale kto wie, może kiedyś?

Koncert - Grabek LAB_3: El-soft już 15 grudnia br. o g. 19. w Filharmonii im. Mieczysława Karłowicza w Szczecinie.


#prezentacja


| MUZYKA |

Szczecinianin na końcu świata Wyjeżdżając z Polski miał dziewiętnaście lat i wiele pomysłów na przyszłość. Teraz wraca do rodzinnego miasta, mając na koncie dwie autorskie płyty, które spotkały się z bardzo pochlebnymi recenzjami na całym świecie. Michał Martyniuk, pianista jazzowy opowiada nam o swojej karierze, planach i emocjach związanych z pierwszym po piętnastu latach koncercie w Szczecinie. ROZMAWIAŁA OSKAR MASTERNAK / FOTO KRZYSZTOF MOKANEK / KASIA STANCZYK

70


| MUZYKA |

Jak to się stało, że wylądowałeś na drugim końcu świata? - W pewnym momencie swojego życia moi rodzice podjęli chęć wyjechania gdzieś za granicę. Mieszkali przez pewien czas w Niemczech. Później pojawił się pomysł wyjazdu do Kanady. Jednak ze względu na klimat, wybór padł na Nową Zelandię. Sprzedaliśmy dom w Szczecinie i zaraz po maturze wyjechałem na ten „drugi koniec świata”. I jak wspominasz pierwsze chwile na Antypodach? - Na początku zachłysnąłem się przepięknymi widokami, słoneczną pogodą i oceanem. Jednak po dwóch miesiącach dopadła mnie tęsknota za domem. Dopiero po dwóch latach się tam zadomowiłem i rozpocząłem nowe życie. Ukończyłeś tam studia jazzowe. Wielu młodych ludzi wybiera w Nowej Zelandii ten kierunek studiów? - Zawsze chciałem grać jazz. Już w Szczecinie na Staromłyńskiej chętniej ćwiczyłem improwizacje niż klasyczne utwory. Zaraził mnie tym Borys Sawaszkiewicz [pianista w zespole Chango, wcześniej m.in. Big Fat Mama - przyp.red]. Od razu zakochałem się w tej muzyce i dlatego też postanowiłem kontynuować naukę w Poznaniu, gdzie wówczas była klasa fortepianu jazzowego w liceum muzycznym. W Nowej Zelandii po prostu kontynuowałem swoją pasję. Nagrałeś tam swoją pierwszą płytę After ’Ours. Jaki to album? - Mieszkam w Nowej Zelandii od ponad 11 lat. Poznałem tam wielu wspaniałych muzyków i producentów. Moim marzeniem było nagranie płyty z wszystkimi wspaniałymi ludźmi, z którymi miałem okazję wcześniej współpracować. Chciałem uwiecznić naszą przyjaźń i zamiłowanie

do muzyki. Stąd tak wiele osób bierze udział w projekcie After ‘Ours. Są to artyści z całego świata – z Nowej Zelandii Nick Williams, Nathan Haines, Matt Nanai, z Wielkiej Brytanii Sharlene Hector, Kevin Mark Trail, z Portoryko Miguel Fuentes, z Wysp Samoa Junior Turua oraz z Polski Kuba Skowroński i Adam Kabaciński. Jak ten album wpłynął na Twoją karierę? - Nowa Zelandia to piękny, lecz nieduży kraj. Liczy sobie prawie pięć milionów obywateli. Dlatego łatwo było się wybić na tamtejszym rynku muzycznym. Właściwie od początku nie byłem tam osobą anonimową. Nie ma tam zbyt wielu pianistów i często zdarzało mi się grywać z innymi, jako muzyk sesyjny i członek kilku zespołów. W pewnym momencie postanowiłem postawić wszystko na jedną kartę i rozpocząć karierą solową. Teraz wiem, że był to dobry wybór. Finansowo bywa różnie, ale satysfakcja jest ogromna. Jakie są Twoje muzyczne inspiracje? - Między innymi dlatego wróciłem do Europy. Chciałem słuchać jak najwięcej i chłonąć dźwięki największych mistrzów. Najwięcej dają mi koncerty i słuchanie muzyki na żywo. Gdy jestem uczestnikiem dobrego koncertu, to to daje mi ogromnego kopa. Zawsze podziwiałem Lyla Maysa z Pat Metheny Group. Niedawno byłem na koncercie Aarona Parksa w Warszawie. Uwielbiam pianistów, którzy mają dobry „touch”. Dlatego zawsze bardziej od techniki liczył się dla mnie dźwięk i jego barwa. Pytam, bo w tym roku z powodzeniem występowałeś w Nowym Jorku. Jak to się stało, że wystąpiłeś na jednej scenie z największymi tuzami światowego jazzu? - Zdobyłem drugą na-

grodę w międzynarodowym konkursie Made In New York Jazz Competition. Zabawa polegała na tym, że wysyłało się do Stanów nagranie wideo zrealizowane na żywo. Randy Brecker, Mike Stern i John Patitucci dokonali wyboru i zaproponowali mi koncert w Nowym Jorku. To było prawdziwie magiczne wydarzenie. Oprócz możliwości zagrania na jednej scenie z tymi muzykami, nagrodą był też instrument. To wydarzenie utwierdziło mnie w przekonaniu, że dobrze wybrałem życiową drogę. Skoro ci kolesie mówią, że jest dobrze, to musi tak być Teraz przyjeżdżasz do Polski z nową płytą Nothing to Prove [nic do udowodnienia - przyp. red.]. Komu nie musisz już nic udowadniać? Komuś czy sobie? - Przede wszystkim sobie! Często grywałem ze starszymi, bardziej doświadczonymi muzykami. Bardzo mnie to mobilizowało, lecz z drugiej strony myślałem, że muszę im dorównać. To było bardzo mylne myślenie. Blokowało mnie to i kiedyś jeden z tych muzyków powiedział, żebym przestał żartować. Grają ze mną dlatego, że dobrze gram i nikt nie robi mi przysługi, występując ze mną. Dało mi to wtedy dużo do myślenia. Trzeba grac siebie! Nie chcę już nikomu nic udowadniać. To bardziej nowozelandzka czy europejska płyta? - Zdecydowanie europejska. Nagrałem ją z polskimi muzykami i czuję, że pokazałem na niej swoje europejskie i polskie korzenie. Na pewno bardzo różni się od mojego poprzedniego albumu. Twoim zdaniem można w ogóle mówić o takim podziale jak polski i nowozelandzki jazz? - Z pewnością. Tu gra się bardziej intelektualną muzykę. Jest też większe urozmaicenie gatunkowe całej

MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 12/2018

71


| MUZYKA |

sceny jazzowej. Ze względu na skalę zjawiska, jakim jest jazz, to tak naprawdę nie ma czego porównywać. Tu wciąż jestem uczniem, a tam pokazuję innym, co i jak się gra na świecie. Wracając do Twojej najnowszej płyty. Traktujesz ją jak swoje najukochańsze dziecko? - Oczywiście, jak zawsze dałem z siebie wszystko i można powiedzieć, że jest to kolejne dziecko. Z drugiej strony… Kończymy trasę koncertową promującej ten materiał. Spędziłem dużo czasu komponując, nagrywając i produkując tę płytę. Odsłuchałem ją chyba z milion razy i szczerze mówiąc, mam jej już trochę dosyć. Spotkała się z dobrymi recenzjami i na koncertach widzę, że podoba się ludziom, jednak po zakończeniu trasy na pewno zrobię sobie przerwę od tych utworów. Powoli też zaczynam myśleć nad kolejną płytą. Jakie emocje towarzyszyły Tobie, gdy wchodziłeś na scenę w klubie XIII Muz? - Byłem bardzo podekscytowany. Przede wszystkim dlatego, że był to mój pierwszy koncert odkąd wyjechałem ze Szczecina. W drodze do Nowej Zelandii przez trzy lata mieszkałem jeszcze

72

w Poznaniu, gdzie zrobiłem maturę. Przez to ostatni raz grałem tu ponad piętnaście lat temu. Długo czekałem na możliwość zagrania w moim mieście. Wśród publiczności było wielu moich znajomych, przez co poczułem się tu ponownie jak w domu. Wróciłeś do Szczecina z swoim zespołem i nową płytą. Jak odnajdujesz to miasto po wielu latach? - Przez ten czas byłem tu tylko kilka razy i zawsze były to krótkie wizyty. Teraz, gdy wjeżdżałem Trasą Zamkową, w mojej głowie od razu pojawiły się wspomnienia. Widzę, że dużo się zmieniło, ale zawsze będę czuł się tu dobrze, bo to moje rodzinne miasto. Gdzie właściwie czujesz się „jak w domu”? - Po tylu latach mówię tak o Nowej Zelandii. Jednak niedługo czeka mnie kolejna przeprowadzka. Moja rodzina planuje wyjazd do Australii. Ja cały czas myślę o Europie. Stąd mogę powiedzieć, że czasem czuję się jak „bezdomny”. Zbliżają się święta Bożego Narodzenia. Jak spędza się je na Antypodach?

- Ten czas zawsze nastraja mnie do wspomnień. Brakuje mi tego wszystkiego, co jest tak ważnym dla nas elementem świąt. Nie ma tam mrozu, śniegu, karpia, choinki i całej tej wspaniałej atmosfery. Od dwunastu lat święta spędzam przy grillu i na plaży. Wszyscy mają wolne i spędzają ten czas nad wodą. Co prawda, są jakieś tam ozdoby świąteczne, ale w ogóle nie czuje się tam klimatu świąt. Są to raczej wakacje niż święta. Wraz z rodziną staramy się organizować tradycyjną wigilię. Czasem obejrzymy w telewizji którąś część Kevina, ale to zupełnie nie jest to samo co w Polsce. Jakie masz plany na najbliższą przyszłość? - Wracam na święta do Nowej Zelandii. W przyszłym roku chcę wrócić do Europy i zagrać kolejną trasę koncertową. Pojawiają się też propozycje występu na kilku festiwalach w Azji i jeśli wszystko się uda, to zagramy tam materiał z Nothing to Prove. Zacząłem też pracować nad materiałem na nową płytę, która najprawdopodobniej powstanie w Los Angeles, gdzie mam kilku chętnych do współpracy znajomych.


#prezentacja


| STYL ŻYCIA |

MODA RODZI SIĘ W MOJEJ GŁOWIE

Zaczęła od zarządzania i finansów w londyńskim City, a kończyła w świecie mody. Postawiła na swoim i wygrała. Joanna Hir, stylistka i projektantka mody, która od lat mieszka w Londynie, współpracowała z projektantami mody oraz gwiazdami filmu i muzyki. Od niedawna projektuje fashion tech, o którym opowiadała ostatnio w Szczecinie. AUTOR MAŁGORZATA KLIMCZAK / FOTO ANDRZEJ SZKOCKI

Bywa bardzo zajęta. W ciągu tygodnia może być nawet w trzech miejscach na świecie. Kalendarz ma wypełniony na rok do przodu. Złe proroctwa, że nie poradzi sobie w świecie mody, nie sprawdziły się. - Zawsze jestem w pracy i nigdy nie jestem w pracy – mówi Joanna Hir. - Gdziekolwiek jestem, szukam inspiracji, bo moda się rodzi w mojej głowie. Z jednej strony to praca, ale z drugiej pasja. Jeśli pasja jest pracą, to w zasadzie nie jest pracą, tylko przyjemnością. Pracą jest na przykład pójście na party na Fashion Week. Nie po to, żeby się upić, ale po to, żeby się wymienić wizytówkami. Ze szczytów górskich na szczyty świata mody Joanna Hir to przykład, jak młoda dziewczyna z małej miejscowości gdzieś na południu Polski realizuje swoje marzenia w wielkim świecie. Skończyła szkołę w Nowym Sączu i jako bardzo dobra uczennica rokowała bardziej jako przyszła gwiazda ekonomii, prawa czy zarządzania, ale nie mody. Do tego też zachęcała ją rodzina i jej otoczenie. Ale ona nie do końca była przekonana, czy chce to robić. Po szkole wyjechała do USA, ale nie spodobało jej się. W 2005 roku przyjechała do Londynu i zaczęła pracować w City, mekce londyńskiego biznesu. Praca w korporacji w takim miejscu, która jest marzeniem wielu śmiertelników, dla Joanny stała się przykrym obowiązkiem. Nie czuła tego. Nie chciała. Doszła do wniosku, że jeśli nie będzie rozwijać swojej kreatywności, zostanie nieszczęśliwa. Postano-

74

wiła połączyć dziedziny ekonomiczne, które do tej pory dominowały w jej życiu, z modą. Zaczęła studiować zarządzanie modą na London College of Fashion. Zrobiła pracę magisterska na temat, jak wykreować trend. - Wszyscy odradzali mi modę i rzucenie pracy w City – mówi Joanna Hir. – Wiadomo, City to prestiż, dobre pieniądze, stabilizacja. Świat mody jest dużo trudniejszy, bardziej niestabilny, bardziej szalony. Nie wiadomo, czy coś mi z tego wyjdzie, bo wielu próbowało, ale się nie udało. To, że innym się nie udaje, nie oznacza, że mnie też ma się nie udać. Wybrałam studia na słynnej londyńskiej uczelni związanej z modą, bo chciałam nauczyć się od podszewki projektowania, inaczej zawsze byłabym zdana na inne osoby. Od zwykłej mody do fashion tech Alexander McQueen, Hussein Chalayan czy Marjan Pejoski z KTZ, to jej idole. Estetyka tych projektantów zawsze najbardziej jej odpowiadała. Temu ostatniemu zaczęła asystować jeszcze na studiach. Przez jakiś czas projektowała swoje rzeczy, które stawały się własnością marki KTZ. W końcu uznała, że chce pracować na swoje nazwisko. Odeszła z pracy, o jakiej wiele osób na studiach mogło tylko pomarzyć. - Czasami, żeby pójść naprzód, trzeba zrobić krok do tyłu – mówi Joanna Hir. - To strategicznie wychodzi zawsze na lepsze. Nie chciałam oddawać swojej kreatywności innej marce. Zaczęłam tworzyć własne rzeczy. W ubiegłym roku zainteresowałam się nowymi


Górne zdjęcie: artystka Viktoria Modesta / foto: L’officiel Italy / Nhu Xuan Hua Ponizej: fragment kolekcji Vision Quest / foto: ElektroCouture / Ana Catala

MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 12/2018

75


| STYL ŻYCIA |

Na zdjęciu: Joanna Hir

technologiami. Fashion tech łączy elementy technologii i haute couture. Zaczęłam szukać takich rzeczy. Zaprosiłam do współpracy inżynierów, którzy zaczęli dodawać do projektów różne elementy, typu światło.

resowaniu fashion tech. Te protezy pojawiły się w teledyskach. Od tej pory zaczęły się propozycje stylizowania artystów i teledysków. Między innymi współpraca z zespołem Duran Duran, który po latach postanowił wrócić z nową płytą.

Na początku bardzo chroniła swoje projekty, bo bała się, że ktoś je ukradnie. Potem przekonała się, jak wiele osób, niekoniecznie związanych z branżą mody, może sporo wnieść do tych konceptów. - Jeden z moich mentorów powiedział mi, żebym nigdy nie czekała z projektami, tylko projektowała na bieżąco, żeby potem mieć gotowe, jak będą potrzebne – mówi Joanna Hir.

Joanna pracowała też dla byłego prezydenta USA Baracka Obamy, który był edytorem wydania pisma „Frontiers”. Joanna została zaproszona do pracy przy tym wydaniu. - Bardzo ważne jest rozwijanie networku – mówi Joanna. - Nigdy nie wiadomo, gdzie kiedyś będą osoby, z którymi dzisiaj rozmawiam, nawet jeśli to jest zwykły asystent. Warto utrzymywać dobre relacje z ludźmi. Czasami ludzie pracujący w branży modowej mają bardzo duże ego, a przecież nie ratują ludzkiego życia, ani nie wymyślają lekarstwa na raka. Uczenie się wzajemnego szacunku pozytywnie wpływa na branżę. Jeżeli ludzie nas lubią, zrobią dla nas znacznie więcej. Starzy wyjadacze to osoby, z którymi najlepiej się pracuje, bo nikomu nie muszą niczego udowadniać. Ucz się od najlepszych, ale poświęcaj też czas swoim ludziom.

Ale Joanna nie uważa, że musi się rzucać dokładnie na wszystkie okazje, które się przydarzają, pokazywać się na wszystkich Fashion Weekach. Zdarzyło jej się wycofać swoją kolekcję z New York Fashion Week, bo poziom był słaby. - Jeżeli pokażę coś w prestiżowej galerii, a potem pokażę się na czymś słabym, to już nigdy do tej galerii nie wrócę – uważa Joanna Hir. – Trzeba szanować swoją pracę i pracować na własną markę. Stylistka gwiazd Joanna jeszcze na studiach zaczęła stylizować i produkować London Fashion Week. Pojawiły się propozycje z branży muzycznej, lepiej płatne od tych modowych. A najlepiej płatne są reklamy i filmy. Joanna zrobiła teledysk dla Victorii Modesty. To brytyjska piosenkarka, performerka i modelka pochodząca z Łotwy. Nie ma jednej nogi od kolana. Ta oryginalna postać, która migiem zdobyła show-biznes, udowadnia, że nawet z fizycznej niepełnosprawności można uczynić atut. Joanna zaczęła projektować dla Victorii protezy, dzięki swojemu zainte-

76

Joanna Hir Światowej sławy projektantka i stylistka. Współpraca z takimi magazynami, jak Vogue Italy, Vogue China, Elle UK, The New York Times, Numero, L’Officiel, CR Fashion Book; artystami - tj. Rita Ora, Skunk Anansie, Victoria Modesta; czy stylizacja sesji do specjalnego wydania magazynu Wired pod redakcją Baracka Obamy, to tylko część osiągnięć Joanny Hir.


#prezentacja

#prezentacja


| STYL ŻYCIA |

Trzeba wiedzieć, jak smakuje wolność Amerykańska pisarka Regina Brett żyje z motywowania ludzi. Spisuje swoje myśli, układa je w „lekcje” i wydaje w formie książek, które czytane są na całym świecie w milionowych nakładach. Ostatnio napisała, jak głosić prawdę, ale nam opowiada o wolności, miłości i empatii. ROZMAWIAŁA BOGNA SKARUL / FOTO ARCHIWUM

Odwiedziła Pani Polskę w dniach obchodów 100. rocznicy odzyskania niepodległości. - Byłam w Toruniu akurat 11 listopada, widziałam marsz żołnierzy z różnych epok. Mój ojciec walczył w Europie podczas II wojny światowej. Kiedy przyglądałam się tym uroczystościom, pomyślałam, że to dobrze, że był częścią walki o wolność tego świata. Z tych doświadczeń i obserwacji w Polsce powstanie kolejna „lekcja”? Może lekcja o patriotyzmie? - Robiłam wiele notatek z tego zdarzenia. Możliwe, że napiszę nie jedną a kilka „lekcji”. Ile już Pani takich porad napisała dla swoich czytelników? - Nigdy nie liczyłam. W Polsce wydano sześć moich książek. Życie daje mi różne doświadczenia, a ja tylko przekształcam je i w formie „lekcji” opisuję w książkach. To, co przeżyłam w Toruniu, też się pewnie znajdzie w książce. Moje wrażenia z uroczystości były głębsze niż sądziłam na początku. A jak powstaje Pani „lekcja”? - Zapisuję wrażenia, robię mnóstwo notatek, zbieram to wszystko. Często potem przerzucam jak kompost w ogrodzie i później z tego wyrasta lekcja. Które są najbardziej popularne? - Nie kieruję się popularnością tematów. Zwyczajnie nie wiem, co jest modne, popularne. Słucham swojego serca i jeśli coś mnie tam gniecie, później tworzę z tego

78

lekcję. Podczas uroczystości w Toruniu bardziej interesowali mnie zwykli ludzie, bo to oni sprawiają, że wolność się dzieje. Wolność nie przychodzi z rządu ku ludziom, tylko od ludzi ku rządowi. I to, co widziałam w Toruniu, przypomniało mi bardzo ważną rzecz - skąd wypływa wolność i solidarność. Przypomniałam sobie waszą historię wolności, jak dużo stoczniowców było potrzebnych, by ją odzyskać. To intrygujące jak na wolność patrzy Amerykanka. - Mniej więcej w tym czasie, kiedy w Polsce odbywają się uroczystości związane z rocznicą odzyskania niepodległości, w Stanach Zjednoczonych obchodzimy Dni Weterana. Celebrujemy ludzi, którzy walczyli w we wszystkich wojnach. W Ameryce nie jesteśmy w stanie wiedzieć i poczuć, jak to jest mieć wojnę tuż obok. Jesteśmy od tych doświadczeń oddzieleni oceanem. Kiedy my, Amerykanie toczyliśmy wojny, polegało to na tym, że wysyłaliśmy swoich żołnierzy. A w Polsce wojnę mieliście. Dla mnie to był raczej obraz, jak zwykli ludzie, często skrzywdzeni przez los, celebrują wolność, którą my w Stanach Zjednoczonych pewnie inaczej rozumiemy. - Wielu Polakom Amerykanie kojarzą się z wielkimi patriotami, choćby poprzez atencję do pewnych symboli. Na przykład inaczej niż u nas podcho-

dzicie do flagi państwowej. Swój patriotyzm celebrujecie na co dzień. My od święta. To prawda? - Mi się zdaje, że macie w sobie większy patriotyzm. Polacy tracili swój kraj, Amerykanie nigdy. Wasze poczucie wolności jest dla mnie głębsze i wasz patriotyzm też. Trzeba wiedzieć, jak smakuje wolność. A to wymaga siły. Dlatego postanowiła Pani udzielać ludziom „lekcji”, swoich rad? - Chciałam podzielić się tym, czego się nauczyłam i co jest w moim sercu. Doszłam do wniosku, że może komuś będzie łatwiej żyć. Kiedy miałam raka piersi, mogłam opisać to doświadczenie w swoim pamiętniku, by pomóc innym. Ale wiedziałam, że nie pomoże to nikomu, jeśli nie podzieliłabym się przeżyciami poprzez wydanie książki. Moje lekcje nie pomagają tylko tym, którzy chorują, ale mogą pomagać w każdym trudnym doświadczeniu. Dlaczego porady typu „jak żyć”, jak sobie radzić z trudnymi sprawami w codziennym życiu, są tak popularne? - Jeśli mają podobne do moich doświadczenia i mogą o tym przeczytać w książce, daje im to poczucie ulgi. Kiedy ktoś ma raka albo doświadczył gwałtu i nie wie, jak sobie z tym poradzić, może przeczytać, jak radzi sobie z tym ktoś inny. Daje to nadzieję, że przez takie przeżycia da się przejść. W moich lekcjach jest nadzieja, jakaś nauka.


#prezentacja


| STYL ŻYCIA |

A czy nie jest to znak czasu, że coraz więcej osób sięga po książki z poradami? Czy ludzie teraz nie są bardziej samotni niż kiedyś? - Ludzie zawsze byli samotni w konfrontacji z tego rodzaju traumatycznymi doświadczeniami. Ale w którymś momencie zdaliśmy sobie sprawę, że nie jesteśmy całkiem sami i zastanawiamy się, kto w naszym otoczeniu może nam pomóc. Dawno temu, kiedy moja matka była w domu z jedenaściorgiem dzieci, nie było w zasięgu ręki internetu, nie było też książek. Moja matka była sama. Nawet nie miała czasu, żeby na trudne tematy z nami porozmawiać. Poza tym wówczas o tym się nie rozmawiało. W tej chwili mamy poradniki, różne akcje uświadamiające, ludzi w organizacjach, którzy mogą pomóc. To lepsze niż milczenie. Złe doświadczenia przecież trzeba w sobie „przerobić”. Jakoś sobie z nimi dać radę. Ale Pani porady są nie tylko o tym, jak sobie radzić w ciężkich sytuacjach. Pani „lekcje” są po prostu o życiu. Czy nie było tak, że kiedyś o takie porady prosiło się babcię, ciocię, a teraz sięgamy po książki? Tak jest lepiej? - Ludzie dzisiaj chcą czegoś więcej, niż tylko nakarmić dzieci i mieć dach nad głową. Nie chodzi już tylko o przetrwanie. Chodzi o to, by być szczęśliwym. W piramidzie potrzeb, na samej górze jest samospełnienie i to dla mnie jest oznaką, jak być szczęśliwym. Ja piszę książki na podstawie swoich doświadczeń, które zdobywam będąc z ludźmi. Życie jest bardzo bogate i pewnie dlatego ludzie szukają porad nie tylko w najbliż-

szym kręgu. Moi rodzice przeżyli okres wielkiej depresji w USA, a moi dziadkowie walczyli w II wojnie światowej. Brat mojej matki był więźniem wojennym w Niemczech przez trzy lata. W ich życiu chodziło o przetrwanie. Oni zastanawiali się nad tym, czy to przeżyją. A w kolejnym pokoleniu chodzi zupełnie o coś innego - na przykład, jak być szczęśliwym, mieć mniej stresu, zaspokajać swoje potrzeby. To zupełnie inne podejście do życia. Wydaje mi się więc, że moje książki przemawiają do ludzi, bo oni są „głodni” czegoś więcej, innych wrażeń, innych doświadczeń. Chcą po prostu być szczęśliwym. A Pani ma dla nich gotową odpowiedź, jakąś receptę na szczęście? - Szczęście to wybór, jakiego dokonujesz. Nawet jeśli odbiorę ci wolność, to nadal możesz być szczęśliwy. Podczas jednej z wizyt w Polsce byłam w Auschwitz. Kupiłam tam książkę Wictora Franko, w której opisuje swoje życie. On przeżył coś strasznego, ale w książce powiedział bardzo ważną rzecz - że choć nie ma żadnej możliwości przeciwdziałania temu, co inni robią jemu, to ma 100 procent władzy nad tym, jak na to odpowie. Z tej opowieści wnioskuję, że zawsze mamy wybór. Więc jeśli czekasz na przystanku i przejeżdża autobus, opryskując cię błotem, to możesz zacząć płakać albo możesz zacząć się śmiać. Z tego wniosek? - Prostym sposobem na szczęście jest to, że trzeba sobie powtarzać i dążyć do tego, aby być szczęśliwym. Ludzie w Polsce mówią mi,

że to trudne. A ja im mówię - wiecie co, dacie sobie radę. Bo wy lepiej niż Amerykanie wiecie, jak sobie radzić z trudnościami. Przypominam im, że większość z naszych emocji jest w głowie, między półkulami. To myślenie o trudnościach tworzy problem, a nie rzeczywistość. Nie miała Pani łatwego życia. Dużo w nim było „nieprzyjemnych przygód”. Jak mimo tego znalazła Pani szczęście? - Przede wszystkim jestem Pani wdzięczna, że moje trudności nazwała pani „przygodami”. To zdecydowanie lepszy sposób na spojrzenie na moje życie. To dla mnie lekcja, którą wykorzystam i uwzględnię w książce (śmiech). Jednak wszyscy wiemy, że kiedy trudność ma miejsce, to jest bolesna. Moje dzieciństwo było bardzo trudne. Ojciec bardzo krzyczał na mnie i moje rodzeństwo. Bił nas pasem. A moją matkę przerastało wychowywanie 11 dzieci. Nie mieliśmy zbyt wiele przytulania. Kiedy już byłam dorosła, musiałam wykonać pewną pracę, by sobie z tymi uczuciami z dzieciństwa poradzić. Chodziłam nawet na terapię. Teraz, kiedy patrzę na moje dzieciństwo, jestem pewna, że te doświadczenia uczyniły mnie silniejszą i sprawiły, że jestem dziś tym, kim jestem. Więc zamiast myśleć i mówić, że nie czułam się kochana jako dziecko, to mogę powiedzieć jaką niesamowitą przygodą jest mieć dziesięcioro sióstr i braci oraz rodziców, którzy nie zawsze dawali sobie radę być dobrymi rodzicami. Teraz to doświadczenie z różnych „przygód” polega na tym, by dawać więcej, niż to, co ja sama jako dziecko otrzymałam.

Zdrowych, Wesołych Świąt Bożego Narodzenia oraz wszelkiej pomyślności w Nowym Roku 2019 życzy Spółdzielnia Pracy Lekarzy Specjalistów „Medicus” Plac Zwycięstwa 1 | 70-233 Szczecin | tel. 91 433 73 06 | www.medicus.szczecin.pl


| STYL ŻYCIA |

je na kartki i włożę do słoika. Dość dużo czasu pisze Pani w ciągu dnia. A to kolejną książkę, a to kartki do słoika, a to robi pani notatki. Niemal cały dzień zapisuje pani słowa. Są dla Pani ważne?- Słowo jest bardzo ważne. Przecież „na początku było słowo”. Warto sobie uświadomić, że słowa są tak potężne, że żyją dłużej niż ich twórcy, niż ludzie. W Warszawie, w byłej siedzibie gestapo są słowa, jakie ludzie wypisali na ścianie. Myślę, że to piękne, że zostały zachowane. A kiedy my pomyślimy o swoich dziadkach, to najczęściej wspominamy ich słowa, ich opowieści, ich przykazania. W ten sposób ich wspominamy. - Dla Pani jakie słowo jest najważniejsze? - Miłość.

Regina Brett / amerykańska To takie ważne być dobrym rodzicem?To najważniejsza praca na świecie. To nie tylko karmienie i uczenie się z nim, ale przekazywanie wartości jakie będzie miało dziecko przez całe swoje życie. Mój ojciec na przykład nauczył mnie, że możemy być silni i że damy radę przetrwać. Ma Pani swój „słoik szczęścia”. Co to takiego? - Każdego dnia, każdy z nas ma swoje szczęśliwe chwile. Codziennie wieczorem staram się zapisać na kart-

ce taki szczęśliwy moment. Najpierw zastanawiam się, co takiego mi się dobrego zdarzyło. Ten moment zastanowienia sprawia, że szukam tego szczęścia. Jeśli to robimy codziennie, to w mózgu uruchamia się taki „radar” na szczęście. Dzisiaj będzie Pani miała co włożyć do słoika? - Niestety, nie mogłam wziąć ze sobą słoika do Polski, bo jest duży. Ale będąc w Polsce wypełniłam już dwa notatniki różnymi spostrzeżeniami. Więc kiedy wrócę do domu, to przepiszę

pisarka, dziennikarka i felietonistka, autorka książek o charakterze motywacyjnym. Współpracuje na stałe m.in. z magazynem „The Plain Dealer” oraz prowadzi spotkania motywacyjne. Jej książki trafiły na wiele list bestsellerów - między innymi tygodnika New York Times. W 2008 oraz 2009 nominowana do Nagrody Pulitzera. Ostatnio na polskim rynku wydawniczym pojawiła się jej najnowsza książka „Mów własnym głosem. 50 lekcji, jak głosić swoją prawdę”. W Szczecinie gościła 12 listopada i spotkała się ze swoimi fanami w Starej Rzeźni.


| WNĘTRZA |

#prezentacja

Poszczególne pomieszczenia są bardzo zróżnicowane. Na każde przypada inny pomysł.

Scenografia codzienności Inwestor, który podjął współpracę architekt wnętrz Pauliną Olbrychowską, jest kobietą, która kocha piękno, nie znosi nudy, uwielbia łączyć style, łamać stereotypy i eksperymentować. Wnętrze zaprojektowane dla niej charakteryzuje się połączeniem różnych stylów, wyczuciem kompozycji i odwagą. O przebiegu prac i projekcie opowiada autorka.

82


#prezentacja

| WNĘTRZA |

SALON – surrealistyczny świat piękna POKÓJ SYNA – męski azyl

Na etapie projektowania większość czasu spędziłam z inwestorką na rozmowach i szukaniu inspiracji w postaci mebli odnajdowanych na zasadzie „dzieł” sztuki. Właścicielka nieruchomości podsyłała mi również zdjęcia, wytyczne i pomysły dotyczące przedmiotów i klimatu jaki miałby się pojawić we wnętrzu. Były to na tyle oryginalne produkty, iż efekt końcowy był zaskoczeniem dla nas wszystkich. Wyszłam z założenia, że wnętrze wypełnione kształtami należy harmonizować, wzorując się na dynamicznych układach kompozycji obrazów Malewicza, wy-

wodzących się z nurtu suprematyzmu. I tak proste, surowe ściany XIX-wiecznej kamienicy w odpowiednio dobranym kolorze stały się uspokojonym tłem dla ekspresyjnych obiektów wyposażenia, spełniających rolę dzieł sztuki, biżuterii. Prezentowane wnętrze to swoista galeria designu. Znalazło się w nim miejsce na produkty znanych, światowych projektantów. Element najbardziej przykuwający wzrok we wnętrzu to sofa włoskiej firmy Moroso - Victoria&Albert, która powstała na bazie szkiców jednego

z ulubionych projektantów inwestorki Rona Arada. Fotel Egg, czyli „klasyk klasyków”, to projekt Arne Jacobsena z roku 1958. Rozpoznawalny, ponadczasowy, oryginalny w formie i przede wszystkim ciepły i wygodny, idealny do wielogodzinnych projekcji filmowych. Dodatki w szlachetnym materiale jakim jest złoto, znaleźliśmy w produktach marki Eichholtz oraz lampach firmy Henge. Produkty tych firm odróżniają się od innych marek dbałością o detale. Dzięki temu każdy ich wyrób moż-

MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 12/2018

83


| WNĘTRZA |

#prezentacja

SYPIALNIA – spokój i elegancja

ŁAZIENKA – prostota i nowoczesność

84


#prezentacja

na nazwać prawdziwym arcydziełem. W dzisiejszych czasach kolekcjonowanie sztuki jest niczym inwestowanie w papiery wartościowe. Stąd bez wahania zdecydowałyśmy się na umieszczenie we wnętrzu obrazu jednego z dobrze zapowiadających się artystów. Klasyczna, drewniana podłoga o wzorze francuskiej jodełki to element wysublimowanej elegancji, dopełniający klasyczne wnętrze kamienicy. Duże, świetliste okna przez, które wpada znaczna ilość światła i dodaje inwestorowi energii, której tak bardzo potrzebuje na co dzień. Apartament dopełniony został aneksem kuchennym wraz z niezbędnym umeblowaniem. Część salonowa została podzielona na proste elementy o zróżnicowanej fakturze i kolorach. Zabawa

| WNĘTRZA |

materiałem dawała nam dużo satysfakcji. Wyposażenie jadalni znalazło uznanie w nowościach firmy Kler. Jeśli chodzi o pomieszczenie kąpielowe, użyłyśmy wielkoformatowych kafli, które idealnie spełniły swoją rolę. Nasze uznanie znalazły produkty włoskiej firmy Gessi. Połączenie czerni oraz ciepłej bieli nadały wnętrzu odważnego, klasycznego charakteru. Łazienkę z sypialnią połączyliśmy przeszkoloną zabudową, dzięki czemu została ona doświatlona światłem dziennym. Dynamiczna kompozycja kształtów i układ mebli ostatecznie złożył się w harmonijną całość. Czy udało się uzyskać zmierzony efekt? Pozostawiam to opinii czytelników.

PROJEKT WNĘTRZA: Paulina Olbrychowska / idsgn kontakt@idsgn.pl | tel. 500 745 855 WIZUALIZACJE idsgn design group FOTO Andrzej Golc / www.golc.photo

MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 12/2018

85


| KULINARIA |

#prezentacja

Plenty, czyli rozmaitości kulinarne Na szczecińskiej starówce działa restauracja, inna niż wszystkie. Ile razy się jej odwiedzi, tyle razy odkryje się ją na nowo. Nie bez powodu nazywa się Plenty. Elegancki lokal zajmuje dumne miejsce na skraju ryneczku. Od trzech lat, czyli niemal od momentu otwarcia, cieszy się wręcz wzorcową renomą. Co sezon duże oczekiwania budzi każda nowość wprowadzana do karty. Styl szefa kuchni najlepiej oddaje sama nazwa restauracji, gdyż serwuje gościom całą paletę rozmaitości. Można tu wymienić kuchnię polską, śródziemnomorską, amerykańską czy modną obecnie fusion, jednak bezpieczniej będzie nie szufladkować talerzy opuszczających serwis. Każde danie jest tu dalekie od ogranych klasyków zaczynając od śniadania a na kolacji kończąc. A będąc przy śniadaniach warto wspomnieć, że naleśniki z serem i owocami, jajka sadzone na hummusie czy kaszę jaglaną na mleku kokosowym wkrótce zasilą nowe zestawy. Wśród nich pojawi się hummus w towarzystwie jajka z awokado, ale też łosoś wędzony z jajkiem w koszulce. Z kolei tosty francuskie

86

z konfiturą zyskają alternatywę w postaci awokado. Nowości dotyczą nie tylko kuchni, bo i na barze od tej pory będzie czuć zapach kawy ze szczecińskiej Palarni Kawy Korona 1912. Wszystko wskazuje też na to, że niepozbawione ciekawych pomysłów menu główne również zasilą nowe pełne smaków i aromatów dania. W nowoczesnych propozycjach będzie można odnaleźć smaki dawne. Wystarczy wymienić tu łososia w palonym sianie z miodem gryczanym i czosnkiem serwowanego z ziemniakami confit. W grudniu nie mogło też zabraknąć czerwonego barszczu z kołdunami. Do tytułu prawdziwego majstersztyka pretenduje rostbef z chutneyem ze śliwek. Mięso zanim trafi na talerz leżakuje w marynacie na bazie miodu pitnego nabierając kruchości, następnie nabiera aromatu w palonym sianku. I choć to tylko przystawka to trudno o lepszą. Na koniec warto wspomnieć też o pierogach. Szczególnie o tych z kapustą i grzybami. Po prostu, nie można ich nie skosztować. Jak powszechnie wiadomo rozmaitości kulinarne mają to do siebie, że ich potencjał nigdy się nie wyczerpuje. Dlatego też nie można się dziwić, że Plenty niezmiennie imponuje smakiem, prezentacją, jakością, ale przede wszystkim pomysłowością. W końcu nazwa zobowiązuje.

PLENTY REST ul. Rynek Sienny 1 | Szczecin | tel. +48 606 728 093 e-mail: info@plentyrest.pl | www.plentyrest.pl


#prezentacja

Wesołych Świąt Bożego Narodzenia oraz Smacznego Nowego Roku! Perseusz Rostocka 110A, Szczecin, tel. 690 517 721 www.perseusz-szczecin.pl


| PODRÓŻE |

88


| PODRÓŻE |

Święta po hiszpańsku Marzysz o świętach w ciepłych krajach? A wiesz jak wyglądają? Elena Gasulla Tortajada, pochodząca z Hiszpanii projektantka obuwia i współzałożycielka marki Liebre Style zdradza, jak gwiazdka wygląda na południu Europy i w rodzinnych stronach jej męża, czyli w Meksyku. Uwaga! Tego się nie spodziewałeś. ROZMAWIAŁA AGATA MAKSYMIUK / FOTO ARCHIWUM PRYWATNE ELENA GASULLA TORTAJADA

Słyszałam, że święta w Meksyku i Hiszpanii zaczynają się nieco wcześniej niż u nas. To prawda? - Pytasz o Posadas? W Hiszpanii raczej już się tego nie obchodzi, przynajmniej ja nic o tym nie wiem, ale w Meksyku jak najbardziej. To starodawna tradycja rozpoczynająca się gdzieś w połowie grudnia. Jest odzwierciedleniem drogi Maryi i Józefa na osiołku do Betlejem w poszukiwaniu schronienia. Jak wiemy, para pukała do wielu miejsc, ale nikt nie chciał udzielić jej pomocy. Na pamiątkę pielgrzymi również udają się w podróż, odwiedzając domostwa napotkane na swojej drodze. Każdą noc spędzają gdzie indziej, korzystając z gościny nieznajomych. Czyli nie macie kalendarza adwentowego ze słodyczami? - Nie, niestety nie mamy (śmiech). Nasze odliczanie do świąt wygląda zupełnie inaczej. 24 grudnia, czyli wieczór narodzin Jezusa jest dla Was najważniejszym dniem świąt? - Najistotniejszy jest 25 grudnia. To czas, kiedy rodzina może się spotkać przy wspólnym posiłku i kontemplować wydarzenie. Gwiazdka w Hiszpanii nie jest obchodzona tak wystawnie jak w Polsce, jest nieco skromniejsza,

spędzamy ją też w gronie najbliższych, więc na naszych stołach nie próżno szukać dodatkowego nakrycia dla zbłąkanego wędrowca. A co z prezentami, kiedy je wręczacie? - Od kilku lat, niektóre rodziny decydują się na obdarowywanie upominkami 25 grudnia rano, czasem 26 grudnia. Jednak dniem na dawanie sobie prezentów w Hiszpanii i Meksyku jest 6 stycznia. W Polsce nazywacie ten dzień Świętem Trzech Króli, dla nas to dzień Magicznych Króli. Według wierzeń, to właśnie wtedy królowie z trzech stron świata dotarli do Betlejem z podarkami dla Jezusa. Działamy na ich podobieństwo. Choć najmłodszym nie zawsze jest to na rękę, ponieważ następnego dnia muszą iść do szkoły i nie mają czasu na zabawę tym, co dostali. Co jednak istotne, żeby dostać prezent, trzeba napisać list, włożyć go do koperty i wręczyć rodzicom, którzy idą „na pocztę”. Gdzie w takim razie chowacie prezenty? Na południu chyba trudno o choinkę. Ubieracie palmy? - Nie, nie ubieramy palem (śmiech), ale choinki też nie mamy. Takie drzewka po prostu u nas nie rosną. Oczywiście są i tacy, którzy za-

MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 12/2018

89


| PODRÓŻE |

90


| PODRÓŻE |

MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 12/2018

91


| PODRÓŻE |

mawiają świerki z zagranicy, ale pomysł ścinania drzewa, żeby cieszyło oczy kilka dni, zupełnie do mnie nie przemawia. Innym rozwiązaniem, które przyszło do nas z Ameryki, jest kupno sztucznego - plastikowego drzewka. Tylko czy to jest ładne? Prezenty po prostu sobie wręczamy. Jedni je chowają, inni zostawiają na widoku, by kusiły. Domyślam się w takim razie, że typowej kolacji wigilijnej też nie macie. Jak wygląda część kulinarna świąt? - Nasze stoły również są suto zastawione, królują na nich owoce morza i ryby. Kupuje się je nawet cztery tygodnie przed świętami, aby były jak najlepszej jakości. Jeśli wybrałabyś się na targ np. tydzień czy dzień przed świętami, to nie znajdziesz nawet jednej krewetki na stoiskach. W Hiszpanii nie mamy żadnych konkretnych potraw, które muszą znaleźć się w menu, każdy przygotowuje to, co lubi najbardziej. Ciut inaczej jest w Meksyku. Tam muszą się znaleźć dwie potrawy - tuńczyk w pomidorach z migdałami i zupa kukurydziana, serwowana najczęściej z mięsem z kurczaka. O ile to pierwsze danie je się tylko podczas świąt, to drugie można spotkać na stołach i w ciągu roku. Hmmm... czy coś jeszcze? Na pewno znaczącą różnicą w stosunku do Polski jest też brak łamania się opłatkiem. Pierniki, keksy, makowce, makowce i inne słodkości, też ich nie macie? - Mamy zupełnie inne słodycze. Najbardziej charakterystyczny jest marcepan oraz tradycyjny przysmak znany jako turron. Jest zrobiony z migdałów, czekolady i karmelu, bardzo słodki. Wyglądem przypomina tabliczkę czekolady. Są też kruche ciasteczka z dodatkiem anyżu i… migdałów. Generalnie migdałów w święta mamy pod dostatkiem. Kto to wszystko przygotowuje? - W moim domu mama, ale świąteczne gotowanie nie jest traktowane tak wyjątkowo, jak w Polsce. W ubiegłym roku otrzymałam zaproszenie na święta od Polki. Byłam zaskoczona, kiedy powiedziała mi, że klejenie pierogów zaczyna aż pięć dni przed wigilią. Który meksykański lub hiszpański zwyczaj lubisz najbardziej? - Myślę, że to kolekcjonowanie figurek świętych postaci, magicznych króli, aniołów, generalnie osób i zwierzątek związanych z Betlejem. W Polsce nazwiemy to pewnie tworzeniem szopki bożonarodzeniowej, ale opcja hiszpańsko - meksykańska jest znacznie bardziej widowiskowa. Tradycję tę zaczyna się jako małe dziecko i kontynuuje dopóki zdrowie pozwoli. Zakup i wybór pierwszej figurki wiąże się z ogromnymi emocjami. Z miniaturowych rzeźb buduje się całą wioskę, niektóre rozrastają się do rozmiarów metropolii (śmiech). Rekordziści mają w swoich kolekcjach od 2 to 5 tysięcy posążków. Takie osoby mogą brać udział w konkursach. Jest przy tym sporo zabawy. Myślę, że ten zwyczaj lubię najbardziej, choć nie przenieśliśmy go ze sobą do Polski.

92


#prezentacja


| PODRÓŻE |

Podróż dookoła świata trwa

Foto: Marta Machej

Na początku lata grupa śmiałków wyruszyła w rejs dookoła świata z wyprawą Oshee World Expedition. Wśród nich jest dwoje szczecinian - fotografka Marta Machej oraz jej partner Łukasz Kiszka. Przez ostatnie miesiące nie próżnowali. - Na Teneryfie odwiedziliśmy najpiękniejsze spoty nurkowe, jakie kiedykolwiek widzieliśmy. Mamy na koncie wraki, a przede wszystkim spotkania pierwszego stopnia z podwodnymi stworzeniami. Głaskaliśmy płaszczki, żółwie, widzieliśmy angel sharka, a także tonę innych ryb - relacjonuje Marta. - Do tego uczymy się surfować, pływać na kite’ach i zwiedzamy. Poznaliśmy też wielu śmiałków, którzy jak my wyruszają albo wyruszyli w podróż dookoła świata, rodziny od lat mieszkające na jachtach. Grupa obecnie przebywa na Kanarach. Kolejne przystanki to Afryka, Wyspy Zielonego Przylądka i trzy tygodnie na Atlantyku. (am)

94


#prezentacja


| ZDROWIE |

#prezentacja

Co podajemy dzieciom na talerzu - otyłość wśród najmłodszych Otyłość i nadwaga wśród najmłodszych to niepokojące zjawisko z tendencją wzrostową. O tym, jak poważne jest to zagrożenie dla zdrowia dziecka rozmawiamy z endokrynologiem i diabetologiem dziecięcym, dr Justyną Szmit-Domagalską z Centrum HAHS.


#prezentacja

Czy rzeczywiście statystyki są alarmujące? Nadmierna masa ciała to obecnie poważny problem nie tylko u osób dorosłych, ale także u dzieci. Obecnie ponad 22% uczniów boryka się z nadwagą lub otyłością. Tendencja rosnąca prawdopodobnie się utrzyma i - jak przewidują specjaliści - do 2030 roku problem z otyłością będzie już mieć więcej niż połowa mieszkańców Europy. Oznacza to także, że młodsze pokolenia będą żyły znacznie krócej. Otyłość olbrzymia skraca życie o około 6,5 do 17 lat. W 95% przypadków otyłość u dzieci jest skutkiem niezdrowego trybu życia, zaledwie 5% to wynik zaburzeń hormonalnych, uwarunkowań genetycznych czy schorzeń. Polska zajmuje wysoką pozycję, jeśli chodzi o odsetek najszybciej tyjących chłopców oraz dziewcząt. W latach 70. z otyłością i nadwagą borykało się mniej niż 10% polskich uczniów, dzisiaj ta liczba wzrosła do ponad 22%. Jakie są przyczyny otyłości u dzieci? Otyłość i nadwaga u dzieci spowodowana jest przede wszystkim niezdrowym stylem życia. Dzieci odżywiają się niewłaściwie. Podstawą diety najmłodszych jest przetworzona żywność, w której znajduje się wysoka zawartość cukru i tłuszczu. Do nieprawidłowych nawyków żywieniowych dochodzi brak aktywności fizycznej. Czasami skłonność do otyłości można odziedziczyć, ale dziedziczone są najczęściej predyspozycje, a nie sama otyłość. Przy właściwej diecie i aktywności fizycznej, nawet osoba z takimi skłonnościami może mieć prawidłowe BMI. Niestety najczęściej dzieci przejmują negatywne wzorce dotyczące żywienia i stylu życia od swoich rodziców. Słone i słodkie przekąski zajadane przed telewizorem, chipsy i cola zamiast śniadania, a po obiedzie słodycze - niestety tak w wielu przypadkach wygląda dieta dzieci. Jakie błędy żywieniowe mają znaczenie? Obecnie uznaje się, że wśród czynników ryzyka rozwoju otyłości ważną rolę odgrywa okres płodowy. Ciąża “programuje” metabolizm dziecka. Maluch, który rodzi się z małą masą urodzeniową znacznie bardziej narażony jest na wystąpienie otyłości w przyszłości. Podobnie w przypadku zbyt dużej masy urodzeniowej. Silnym czynnikiem ryzyka rozwoju otyłości u najmłodszych dzieci jest występowanie otyłości u ich matek w czasie ciąży. W okresie niemowlęcym ponad połowa dzieci dostaje więcej niż 7 posiłków dziennie. W diecie znajduje się zbyt dużo słodkich soków, dosładzanych potraw oraz jedzenia, które przeznaczone jest dla osób dorosłych. Zagrożenie jest mniejsze w przypadku karmienia piersią. Ocenia się, że karmienie naturalne zmniejsza ryzyko otyłości 1,5-2 razy. Czas karmienia i to czy dziecko karmione jest wyłącznie piersią też ma znaczenie. Karmienie wyłącznie naturalne przez pierwsze 6 miesięcy daje 2-krotnie wiekszą ochronę przed otyłością niż karmienie krótsze niż 2 miesiące bądź karmienie mieszane.

| ZDROWIE |

Dzieci w wieku szkolnym często nie jedzą śniadania, a posiłki spożywają bardzo nieregularnie (co 4 uczeń szkoły podstawowej nie je śniadania), zjadają za to dwa obiady (w szkole i w domu). Między głównymi posiłkami pojawiają się przekąski, które posiadają sporo kalorii i dużo cukru. Dzieci piją też słodzone napoje gazowane, a do tego dochodzą jeszcze słodycze i fast foody. Czy konsekwencje otyłości są poważne? Tak. I co więcej, liczne powikłania otyłości, kiedyś przypisywane dorosłym, coraz częściej obserwowane są przed 18 rokiem życia. Często stwierdza się insulinooporność, zaburzenia lipidowe, niealkoholowe stłuszczenie wątroby, nadciśnienie tętnicze. Dzieciom z otyłością grozi także cukrzyca typu 2. Otyłość może również sprzyjać kamicy pęcherzyka żółciowego, chorobom kostno-stawowym zespołowi bezdechu sennego czy zaburzeniom dojrzewania płciowego. Nie można zapominać ponadto, że jest ryzykiem wystąpienia zaburzeń emocjonalnych włącznie z depresją. Badania potwierdzają związek otyłości także z występowaniem niektórych nowotworów. Jest oczywiście nadzieja. Dzieci, które schudną w wieku 7-13 lat, mają większą szansę na to, by uniknąć wielu powikłań, w tym cukrzycy typu 2. Wśród otyłych dzieci, które schudną dopiero w wieku 13-18 lat, ryzyko zachorowania na cukrzycę typu 2 rośnie już ponad trzykrotnie. Warto zatem pamiętać, że otyłość to nie tylko problem z estetyką, ale i poważne zagrożenie dla zdrowia dziecka. Co powinniśmy zrobić, gdy zauważymy problem otyłości u swojego dziecka? Otyłości u dzieci nie należy leczyć na własną rękę i wprowadzać eksperymentalnych diet. Najlepiej odwiedzić lekarza pediatrę i endokrynologa. Po przeanalizowaniu dotychczasowego rozwoju fiycznego i rozpoznaniu wszystkich problemów, z jakimi dziecko się boryka, możliwe jest dobranie odpowiedniej diety oraz leczenie ewentualnych powikłań otyłości. Lekarz może także skierować dziecko na dodatkowe badania, by wykluczyć występowanie chorób, które powodują otyłość. Podstawą leczenia jest indywidualnie skomponowana dieta, dostosowana do wieku, płci, trybu życia i ewentualnych współwystepujących chorób oraz odpowiednia aktywność fizyczna. Często przy leczeniu otyłości czy nadwagi współpracują ze sobą specjaliści z kilku dziedzin. Leczenie nadwagi i otyłości jest trudne, ale konieczne, jeśli chce się zadbać o zdrowie swojego dziecka. Wymaga ono kompleksowego działania, zmiany stylu życia całej rodziny i wytrwałości. Wsparcie rodziców jest nieocenione.

Centrum Diagnostyki Medycznej HAHS ul. Felczaka 10, Szczecin | www.hahs-lekarze.pl

MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 12/2018

97


| ZDROWIE |

Jesteś młody? Jesteś podatny na te choroby O chorobach zapalnych jelit niewiele się mówi. Wszystko dlatego, że ich objawy są wstydliwe. Pacjenci nie wiedzą, jak rozmawiać na ten temat i bagatelizują je. AUTOR ANNA FOLKMAN

- Tymi objawami najczęściej są: biegunka, biegunka z krwią, ból brzucha, wzdęcia, przelewania, objawy okołoodbytnicze. To także nacieki zapalne okolic okołoodbytniczych, ropnie, przetoki okołoodbytnicze - wymienia lek. med. Romana Kosik-Warzyńska, specjalista chorób wewnętrznych i gastroenterologii szpitala wojewódzkiego w Szczecinie. - Objawy te pojawiają się czasem wiele lat przed rozpoznaniem. Opóźnione rozpoznanie jest bardzo częste w jednej z tych chorób - Leśniowskiego-Crohna, która często

ma mało specyficzne symptomy. Występują bóle brzucha, wzdęcia, spadek masy ciała czy bóle kostno-stawowe. Inną chorobą zapalną jelit jest wrzodziejące zapalenie jelita grubego. Sygnalizuje o nim biegunka z obecnością krwi. Krew zawsze jest sygnałem ostrzegawczym, więc pacjenci z tym schorzeniem trafiają do specjalisty bardzo szybko. - Zawsze przedłużająca się biegunka, nieuzasadnione chudnięcie, bóle brzucha utrzymujące się dłużej, nieprawidłowości w badaniach laboratoryjnych, szczególnie anemia z niedoborem żelaza i podwyższone parametry zapalne, powinny skłonić nas do odwiedzenia lekarza - dodaje Kosik-Warzyńska. Choroby zapalne jelit dotyczą w większości osób młodych i dzieci. W Polsce choruje na nie ok. 100 tys. osób. Jedna piąta to osoby z chorobą Leśniowskiego-Crohna, ok. 80 tys. osób cierpi na wrzodziejące zapalenie jelita grubego. 70 proc. pacjentów nie ma ukończonych 35 lat. - Nie znamy przyczyny tych chorób - zauważa

lekarka. - Choroby zapalne jelit należą do chorób z grupy autoimmunizacyjnych. Pojawienie się ich związane jest z rozwojem cywilizacyjnym. Im szybszy tryb życia, stres, przetworzona żywność, więcej chemii w naszym życiu, tym chorób jest więcej. Najważniejsza jest diagnostyka. Ważne jest rozpoznanie, następnie ustalenie zakresu choroby, jej powikłań i wdrożenie odpowiedniego leczenia. - W leczeniu mamy coraz większe możliwości, także na światowym poziomie - kończy lek. Romana Kosik-Warzyńska. - U chorych, którzy nie reagują na podstawowe leki lub cierpią z powodu częstych nawrotów, można stosować leki biologiczne. Od listopada wszedł kolejny lek, który znalazł się na liście refundacyjnej. Podkreślam raz jeszcze, że najważniejsze, to po zaobserwowaniu objawów zgłoszenie się od razu do lekarza. By nie było za późno, bo niestety, kiedy dochodzi do powikłań, konieczne jest leczenie operacyjne.


#prezentacja

Z okazji Świąt Bożego Narodzenia życzymy Państwu, aby był to niezapomniany czas, wolny od trosk i kłopotów, pełen spokoju i radości, spędzony wśród rodziny i przyjaciół. Dziękujemy za wspólny rok oraz zaufanie. To właśnie dzięki Państwu nasz gabinet może poszczycić się wyróżnieniem w ogólnopolskim rankingu „Orły Stomatologii”.


| ZDROWIE |

Możesz spróbować wszystkich 12 potraw Święta to raj dla naszego brzucha i tak ma być. Różnorodność potraw i składników pozwoli uzupełnić wszelkie niedobory, sprawi, że będziemy czuć się lepiej, także psychicznie. Jest jednak warunek jeść trzeba prawidłowo. AUTOR ANNA FOLKMAN

Do porcji mięsa zawsze dobierzmy świeże lub gotowane warzywa, ćwikłę - przygotowaną z kilograma buraków ugotowanych i startych, połączonych ze słoikiem chrzanu - które wspomogą proces trawienia. Upewnijmy się, że na talerz trafią kwasy omega 3 w postaci ryb. Omega 3 to składnik budulcowy każdej błony komórkowej, obowiązkowy w zdrowej diecie. - Najbardziej wartościowe w czasie wigilijnej wieczerzy są ryby. Karpia przecież nie jemy na co dzień – mówi Katarzyna Piotrowska, dietetyk z Domu Lekarskiego w Szczecinie. - Kwasy omega 3, które są w nich zawarte, wpływają szczególnie na naszą odporność. Zapominamy jednak w czasie świąt o warzywach, a to istotne. Dodawajmy je do każdego posiłku. Znaczenie ma także dokładne przeżuwanie. Należy jeść wolno. W jamie ustnej rozkłada się część węglowodanów, kolejna część w żołądku. Im więcej rozłoży się szybciej, tym łatwiej przebiegnie dalszy ciąg procesu trawienia. - Pamiętajmy, by nie zajadać się tylko np. pierogami. Takie 4 do 5 pierogów z kapustą i grzybami

100

z wody, to ok. 300 kalorii. Kiedy jednak podsmażymy je na tłuszczu, dodamy boczek z cebulką, ich wartość energetyczna wzrasta dwukrotnie – zauważa dietetyk. Jedzmy z głową, by nie przejadać się, a nie będziemy cierpieć z powodu dolegliwości. Pani dietetyk podkreśla, że możemy spróbować wszystkich potraw na raz, ale symbolicznie. - Chodzi o to, by nie było to 10 pierogów i 2 kilogramy karpia, tylko naprawdę symboliczna ilość. Wtedy możemy skosztować każdej z potraw na stole – wyjaśnia Piotrowska. Okazuje się, że z 12 wigilijnych potraw można wybrać te, które stworzą bardzo dobrze zbilansowany posiłek. - Jeśli będzie to np. ryba po grecku, w której jest dużo białka, a także warzywa oraz pierogi, czyli węglowodany, to możemy mówić o zdrowym zbilansowanym posiłku – wtrąca Katarzyna Piotrowska. Jeżeli ten jeden wieczór spędzimy za stołem i nie przejemy się, nie wpłynie to na nas negatywnie. Jeśli świąteczne stołowanie się potrwa dłużej, może być zupełnie odwrotnie. - Po pierwsze, istotny jest

ruch. Jeśli jeden dzień tylko biesiadujemy, następnego postarajmy się spalić więcej kalorii, poruszać się wyjść na spacer, by żołądek nie był zbyt obciążony - podpowiada dietetyk. - Świąteczne potrawy są wysokokaloryczne, dlatego ruch jest niezbędny i przerwy między posiłkami także. Jeśli dopadnie nas ból brzucha, uczucie ciężkości, to niemal pewne, że się przejedliśmy. Nasz żołądek nie jest przyzwyczajony do ilości spożywanych produktów oraz do tak dużej różnorodności w jednym czasie. Wtedy mogą pomóc napary z ziół i susz. - Wigilijny kompot z suszonych owoców jest idealny na trawienie. Pobudza jelita do pracy – kończy Katarzyna Piotrowska. Pamiętajmy jednak, by nie dosładzać go. Bo cukru w czasie świąt jest zbyt wiele. Potrawy, które zostaną nietknięte na stole, można zamrozić. Nie próbujmy na siłę zjadać wszystkiego. Zupa, pierogi, bigos są równie dobre po jakimś czasie po rozmrożeniu.


#prezentacja


| ZDROWIE |

#prezentacja

Naczyniak krwionośny u dzieci - kiedy zacząć się martwić, a kiedy leczyć? Naczyniaki wczesnodziecięce są najczęstszymi guzami tkanek miękkich u dzieci, występują u 4 do 10% dzieci do pierwszego roku życia, znacznie częściej u dziewczynek niż u chłopców. Największym czynnikiem ryzyka wystąpienia naczyniaka jest niska masa urodzeniowa noworodka. Bezpośrednio po urodzeniu naczyniak może być niewidoczny, może mieć tez postać delikatnej różowej plamy, lub teleangiektazji czyli tzw. pajączka naczyniowego. Naczyniaki wczesnodziecięce są umiejscowione zazwyczaj w skórze, mogą również znajdować się w narządach miąższowych lub np. drogach oddechowych. Rozwój naczyniaków przebiega w trzech fazach. Początkowo jest to faza bardzo szybkiego wzrostu, zwykle między 3 a 5 miesiącem życia, w niektórych przypadkach nawet do 24 miesiąca. W tym czasie naczyniak rośnie nieproporcjonalnie szybko do wzrostu dziecka co często bardzo niepokoi rodziców. Następnie mamy do czynienia z faza plateau podczas której naczyniak nie wykazuje istotnych zmian. Następnie, dochodzi do spontanicznej inwolucji czyli zaniku. Jest to charakterystyczne dla naczyniaków wczesnodziecięcych, że pozostawione bez żadnej interwencji medycznej całkowicie zanikają. U 60% 4-latków i 76% 7-latków dochodzi do całkowitej inwolucji zmian. Powikłania miejscowe w postaci nadmiaru skóry, teleangiektazji lub włóknistej blizny dotyczą około połowy dzieci i mogą być leczone w późniejszym wieku operacyjnie lub laseroterapią . U większości pacjentów zalecana jest uważna obserwacja i postawa wyczekująca ze względu na ich znaną naturalna inwolucję w czasie. W postawieniu rozpoznania naczyniaka wczesnodziecięcego dla lekarza najbardziej pomocny jest starannie zebrany wywiad. Ważny jest wiek powstania zmiany, tępo wzrostu, wystąpienie powikłań miejscowym lub ogólnych. Lekarz ocenia wygląd, lokalizację i rozmiary naczyniaka. Naczyniak zlokalizowany w skórze w zależności od fazy w której się znajduje różni się wyglądem. Zmiana w fazie proliferacji jest mocno wypełniona, ciemnoczerwona, w fazie inwolucji robi się bardziej płaska i sino-szara, mnie napiętej. Pomocne w diagnostyce różnicowej zmian naczyniowych i prowadzeniu obserwacji mogą być badania obrazowe. Najczęściej stosowanym, nieinwazyjnym badaniem jest usg , które może dostarczyć wielu ważnych informacji. W przypadku zmian zlokalizowanych w jamach ciała np. w oczodole konieczne jest czasami wykonanie rezonansu magnetycznego (MRI). Wadą MRI u małych dzieci jest konieczność zastosowania znieczulenia ogólnego ponieważ pacjent musi być nieruchomy. W przypadku zmian o trudnej loka-

lizacji może być konieczne dodatkowe badanie np. okulistyczne lub laryngologiczne. Około 10% małych pacjentów z naczyniakami wymaga leczenia w fazie proliferacji z powodu lokalizacji zagrażającej życiu, powikłań miejscowych lub z powodu poważnego defektu kosmetycznego. Przykładem są naczyniaki zlokalizowane w drogach oddechowych mogące prowadzić do niewydolności oddechowej. Zmiany w obrębie powieki mogą powodować astygmatyzm i inne wady wzroku. Guzy naczyniowe położone w obrębie twarzy mogą prowadzić do trwałych zniekształceń. Naczyniaki ulegające owrzodzeniu, martwicy lub utrudniające prawidłowy rozwój i funkcjonowanie dziecka również stanowią wskazanie do leczenia. Leczenie naczyniaków wczesnodziecięcych w ostatnich latach uległo poważnej zmianie dzięki odkryciu nieznanego wcześniej działania propranololu. Propranolol jest nieselektywnym beta-blokerem, lekiem powszechnie stosowanym w kardiologii. Zastosowany u pacjenta z naczyniakiem znacznie przyspiesza proces inwolucji zmiany. Jest to leczenie bardzo skuteczne oraz obarczone znacznie mniejsza ilością możliwych powikłań niż dotychczas stosowane. Kwalifikując pacjenta do leczenia propranololem nie należy jednak zapominać o działaniu ogólnym nieselektywnego beta- blokera na organizm małego dziecka, który może powodować bradykardię (zbyt rzadkie bicie serca), skurcz oskrzeli i problemy z oddychaniem, oraz hipoglikemię ( niski poziom cukru we krwi). Powikłania te występują bardzo rzadko, lecz mogą stanowić bezpośrednie zagrożenie życia małego pacjenta. Dlatego wdrożenie leczenia następuje po wstępnych badaniach, które obejmują min. konsultację kardiologiczną z wykonaniem badania Echo serca oraz badania laboratoryjne oceniające min. morfologię krwi, glikemię, funkcję wątroby, elektrolity. Lek podaje się w stopniowo zwiększających się dawkach w warunkach szpitalnych aż do osiągnięciu dawki leczniczej. Rodzice dziecka leczonego propranololem muszą być przeszkoleni w wykonywaniu pomiarów glikemii u małego pacjenta oraz w postępowaniu w przypadku wystąpienia objawów niepożądanych po podaży leku. Podczas pobytu w szpitalu w trakcie rozpoczęcia leczenia rodzice mają czas przyswoić nową wiedzę i umiejętności. Podczas kwalifikacji dziecka do leczenia należy rozważyć wszystkie korzyści oraz potencjalne ryzyko aby dla każdego pacjenta indywidualnie wybrać najlepsze postępowanie. lek. Karolina Rosołowicz - chirurg dziecięcy


#prezentacja

| ZDROWIE |

Mezoterapia igłowa, spraw sobie prezent na nowy rok To najprawdopodobniej najskuteczniejszy nieinwazyjny zabieg odmładzający na rynku mezoterapia igłowa nie dość, że ujmuje lat, to jej efekty utrzymują się przez niemal rok. Jak to możliwe? Zapytaliśmy dr Katarzynę Ostrowską-Clark z gabinetu chirurgii i medycyny estetycznej Medimel. Wiele słyszy się o skuteczności mezoterapii, ale zacznijmy od tego czym ona w ogóle jest? - To miejscowy zabieg nie-chirurgiczny, polegający na bezpośrednim dostarczeniu do skóry właściwych substancji leczniczych, regenerujących czy też odżywczych. Mezoterapię dzieli się na bezigłową - odżywczą i igłową - odmładzającą. Ta pierwsza polega na podaniu koktajlu witaminowego, złożonego z kilkudziesięciu substancji odżywczych, do warstwy naskórka. Robi się to przy pomocy delikatnych nakłuć. Takie zabiegi najczęściej są przeprowadzane w salonach kosmetycznych. W gabinecie Medimel proponujemy pacjentkom mezoterapię igłową, z wykorzystaniem kwasu hialuronowego. Na czym więc polega zabieg mezoterapii igłowej przeprowadzany w Medimel? - W naszym gabinecie do przeprowadzenia zabiegu używamy Juvéderm® VOLITE firmy Allergan. Produkt powstał w nowej technologii, która łączy niskoi wysokocząsteczkowy kwas hialuronowy, tworząc ściśle usieciowany żel o intensywnym działaniu. Dzięki temu efekty zabiegu utrzymują się znacznie dłużej. Substancję podajemy na głębokość 0,5 cm pod skórę właściwą. Specjalista wykonuje ok. 100 nakłuć pod kątem 45 stopni. Kwas wnika, od razu, napinając skórę, czyniąc ją bogatszą, grubszą, gęstszą i bardziej nawilżoną. Zabieg trwa mniej więcej godzinę, a rezultatem można

się cieszyć przez dziewięć miesięcy. Czy zabieg może wykonać tylko lekarz? - Mezoterapię igłową dla bezpieczeństwa powinien wykonać lekarz. Po pierwsze, pacjentkę należy znieczulić. Po drugie, kwas jest podawany dość głęboko. Podany za płytko będzie widoczny. Poza tym w przypadku wystąpienia reakcji anafilaktycznej, tylko specjalista jest przygotowany do leczenia wstrząsu. Mezoterapia należy do grona tzw. zabiegów lunchowych czy trzeba się do niej przygotować? - Nie jest to zabieg, na który można przyjść od tak z ulicy. Pacjentka musi być zdrowa - przeziębienie, grypa czy jakakolwiek infekcja w obrębie skóry automatycznie wyklucza z przystąpienia do mezoterapii. Dotyczy to również leczenia stomatologicznego oraz chirurgicznego, konieczny jest przynajmniej 2 - 3-tygodniowy odstęp między zabiegami. Przeciwwskazaniem są też alergie na składniki preparatu. Podsumowując, kogo zapraszamy do skorzystania z mezoterapii igłowej? - Mezoterapia igłowa jest dedykowana kobietom z pierwszymi oznakami starzenia lub bardzo wysuszoną skórą. Kwas hialuronowy nie tylko napina skórę, ale też zbiera wodę. Dzięki temu tkanki stają się dobrze nawilżone. Dla pań 25+ napewno lepsza będzie mezoterapia bezigłowa. Wszystko jest dla ludzi, ale pamiętajmy, aby podchodzić do tego z odpowiednim dystansem.

Wszystkim naszym Pacjentom życzymy rodzinnych, pogodnych, pełnych miłości Świąt Bożego Narodzenia oraz wiele zdrowia, pogody ducha i wszelkiej pomyślności w Nowym 2018 roku. Pragniemy również podziękować za zaufanie. dr Katarzyna Ostrowska-Clark z Zespołem Medimel

ul. Nowowiejska 1E , Szczecin – Bezrzecze | tel. +48 91 818 04 74, +48 500 355 884 e-mail: gabinet@chirurgia-szczecin.pl | www.chirurgia-szczecin.pl


#prezentacja


#prezentacja


| ZDROWIE |

#prezentacja

EXTRA powiększenie z implantami Xtra MemoryGel™ by MENTOR® „Jeśli o naszych pacjentach wiemy cokolwiek, to na pewno to, że zawsze dążą do perfekcji” – tak mówi dr Fabian Urban, chirurg plastyk pracujący w szczecińskiej klinice Beauty Group. Wszystkie osoby pracujące w klinice od zawsze pracowały nad tym, aby móc sprostać wysokim wymaganiom pacjentów. Bezpieczeństwo było, jest i zawsze będzie naszą wartością nadrzędną. Jeśli chodzi o implanty piersi, oznacza to, że klinika zapewnia pacjentom produkty spełniające najwyższe standardy, czyli te, które posiadają certyfikat jakości FDA (U. S. Food and Drug Administration). Jedną z cech operacji powiększania piersi jest to, że jest ona prawie nieskończenie konfigurowalna. Pacjent może, a nawet powinien (!) brać czynny udział przy wyborze rodzaju implantów, lokalizacji nacięcia, kształtu implantów, ich wielkości etc. Tylko dzięki takiej współpracy możliwe jest spełnienie bardzo indywidualnych potrzeb. Chcąc spełnić oczekiwania pacjentów, klinika zawsze w swojej ofercie miała implanty różnych firm: MENTOR, ALLERGAN Natrelle i SEBBIN. Implanty te różnią się między sobą kształtem, spoistością żelu i wymiarami. Teraz z radością chcielibyśmy zainaugurować Państwu długo oczekiwaną nowość od firmy Mentor: implanty XTRA MemoryGel™ wykonane z najnowszej generacji żelu silikonowego. Jest on wyjątkowo spójny i sprężysty, dzięki czemu różnica pomiędzy piersią naturalną, a piersią z implantem jest zdecydowanie mniej wyczuwalna. Ma to szczególne znaczenie wtedy, kiedy pacjentka jest szczupła, jej piersi utraciły swoją objętość w wyniku ciąż i karmienia piersią, a oczekiwanym efektem jest pełny profil piersi ze zwiększoną projekcją nad otoczką brodawki sutkowej. Od pierwszej operacji powiększenia piersi implantem silikonowym minęło już prawie 60 lat. Jest ona drugą najczęściej wykonywaną operacją plastyczną na świecie. Dzisiaj pacjent ma więcej opcji implantów piersi niż kiedykolwiek wcześniej. Dobrze jest mieć wybór. Istnieje wtedy bowiem wysokie prawdopodobieństwo, że rezultat zabiegu spełni nasze oczekiwania.

Specjaliści chirurgii plastycznej współpracujący z kliniką Beauty Group: Dr n. med. Fabian Urban

Lek. Magdalena Bugaj

Lek. Piotr Drozdowski


#prezentacja


| TRENDY TOWARZYSKIE |

Festiwal w teatrze „Muzyka w teatrze, teatr w muzyce”, to hasło przewodnie Międzynarodowego Festiwalu Euromusicdrama Szczecin 2018. W listopadzie miała miejsce trzecia edycja festiwalu poświęconego muzyce teatralnej. Organizatorem spotkań jest szczeciński Teatr Kameralny. (bs)

Paweł Religa i Urszula Rogowska.

Waldemar Juszczak z żoną Donatą.

Andrzej Montwiłł z żoną.

Mirosław Sobczyk i Dariusz Więcaszek.

Foto: Sebastian Wołosz

Zastępca prezydenta Szczecina Krzysztof Soska z żoną

Włodzimierz Pątek z Zofią Janicką.

108

Beaujolais Nouveau w BCS

Aby spróbować tegorocznego Beaujolais Nouveau, członkowie Business Club Szczecin spotkali się nie w czwartek, jak to jest w tradycji, ale w piątek. Wino Beaujolais Nouveau pije się zwykle w okolicach dnia św. Marcina. To właśnie wtedy w różnych regionach winiarskich na świecie serwowane są młode, kilkutygodniowe wina z jesiennych zbiorów. Jednym z najbardziej znanych jest właśnie Beaujolais Nouveau – wino z okolic francuskiej miejscowości Beaujolais na północ od Lionu. (bs)

Foto: Andrzej Szkocki

Jerzy Stroyny i Waldemar Juszczak.


#prezentacja


| TRENDY TOWARZYSKIE |

Wielki bal Lions Club

110

Maria Meyer, Grażyna Bulanowska i Ewa Nieżychowska z LC Jantar.

Anna i Kordian Graf.

Od lewej: Marzena Zychowicz, Urszula Stępniewska, Jan Stępniewski - LC Police.

Od lewej: Angelo Rella, honorowy konsul Republiki Włoskiej z małżonką Dianą Del Mastro, Zofia Daleszyńska z LC Szczecin Jantar.

Od lewej: dr Elżbieta Andrysiak - Mamos, Lilianna Kamińska, Zofia Daleszyńska z LC Szczecin Jantar.

Od lewej: Grażyna Bulanowska z LC Szczecin Jantar, Maria Czerniecka z LC Szczecin Jantar, Karsten Noeckler z LC Berlin Spree.

Dariusz Baranik - prowadzący.

Od lewej: Krzysztof Mokrzycki - prezydent LC Szczecin Magnolia z małżonką Małgorzatą oraz gubernator okręgu 121 Polska Międzynarodowego Stowarzyszenia Klubów Lions Ewa Hełka.

Foto: Sebastian Wołosz

Ponad 50 tys. zł zebrały członkinie Lions Club „Jantar” na swoim 21. Balu Charytatywnym. Pieniądze zebrane na balu przydadzą się do wyposażenia sali terapii zajęciowej dla seniorów w Szpitalu Wojewódzkim przy ul. Arkońskiej. (bs)


#prezentacja


| TRENDY TOWARZYSKIE |

Butik Max Mara obchodził urodziny Szczeciński sklep Max Mary na naszym rynku działa już 15 lat. Właśnie z okazji tych urodzin zaprosił do siebie klientki na specjalny pokaz „TeddyManii”. Była okazja, żeby pokazać ikonę tegorocznego sezonu, czyli płaszcze z misia. Oczywiście urodziny świętowano tortem i szampanem. (bs)

112

Jan Chojnacki, Witold Gawina i Gabriela Chojnacka.

Anna Szulc, Maria Niewiadomska i Kalina Fleszar.

Monika Klecha i Dorota Kozak.

Kaja Boygard i Magdalena Chrobrowska.

Beata Karbowińska, Krystyna Figura-Zdanowicz.

Urszula Lewińska i Elżbieta Ronin-Walknowska.

Foto: Andrzej Szkocki

Anna Karbowińska, Gabriela Chojnacka, Beata Karbowińska


#prezentacja


#TU NAS ZNAJDZIESZ KAWIARNIE

• City Break CH Galaxy - 0 piętro • Costa Coffee CH Galaxy 0 piętro • Columbus Coffee CH Galaxy - 2 piętro • Starbucks Coffee CH Kaskada • So!Coffee CH Outlet, ul. Struga 42 • Columbus Coffee CH Turzyn - 0 piętro • Fabryka Deptak Bogusława 4/1 • Fanaberia Deptak Bogusława 5 • Teatr Mały Deptak Bogusława 6 • Columbus Coffee DriveUp, ul. Struga 36 • Castellari Al. Jana Pawła II 43 • Public Cafe Al. Jana Pawła II 43 • Cinnamon Garden Al. Jana Pawła II (fontanny) • Columbus Coffee ul. Krzywoustego • Columbus Coffee MEDYK” ul. Bandurskiego 98 • Orsola YogoHaus Plac Zołnierza 3/1 • Hormon Cafe ul. Monte Cassino 6 (od Piłsudskiego) • Dom Chleba al. Niepodległosci 2 • Columbus Coffee Oxygen • Corona Coffee al. Piastów 30 (Piastów Office, Budynek B) • Cafe Pleciuga Plac Teatralny 1 • Columbus Coffee Piastów 5/1/ul. Jagielońska • Coffe Point ul. Staromiejska 11 • Pasja Fabryka Smaku ul. Śląska 12 • Castellari ul. Tuwima (Jasne Błonia) • Public Cafe Podzamcze ul. Wielka Odrzańska 18 • Kawiarnia Koch ul. Wojska Polskiego 4 • Czekoladowa Cukiernia „SOWA” ul. Wojska Polskiego 17 • Starbucks Coffee (Brama Portowa) ul. Wyszyńskiego 1 • Bajgle Króla Jana, ul. Nowy Rynek 6

SALONY FRYZJERSKO KOSMETYCZNE i SPA

• Beverly Hills Akademia Urody CH Auchan • Beverly Hills Akademia Urody CH Galaxy - parter • Studio DUMA Usługi Kosmetyczne Marzena Dubicka ul. Langiewicza 23 • Studio Urody Masumi Deptak Bogusława 3 • Dr Irena Eris KOSMETYCZNY INSTYTUT ul. Felczaka 20 • Atelier Fryzjerstwa Małgorzata Dulęba-Niełacna ul. Witkiewicza 49U/9 • MASI Wielka ul. Odrzańska 30 • EXPOSE akcesoria atelier Magda Zgórska ul. Chopina 22 (1 piętro) • Imperium wizażu ul. Jagiellońska 7 • Studio Jagielońska 9 ul. Jagielońska 9 • Modern Design Piotr Kmiecik ul. Jagiellońska 93/3 • Atelier Katarzyny Klim ul. Królowej Jadwigi 12/1 • Salon fryzjerski YES ul. Małkowskiego 6 • Salon Fryzjerski Keune ul. Małopolska 60 • Studio Fryzjerskie Karolczyk ul. Monte Cassino 1/14, • Belle Femme ul. Monte Cassino 37a • Vegas Studio Fryzjerskie ul. Panieńska 46/6 • Salon Kosmetyczny GAJA ul. Wojska Polskiego 10 • Sam Sebastian Style ul. Pocztowa 7 • Cosmedica ul. Pocztowa 26 • Hair & tee ul. Potulicka 63/1 • Obssesion ul. Wielkopolska 22 • Gabinet Kosmetyczny Dorota Stołowicz ul. Mazurska 20 • Enklawa Day Spa al. Wojska Polskiego 40/2 • Cosmedica ul. Leszczynowa 23 (Rondo Zdroje)

RESTAURACJE

• Porto Grande ul. Jana z Kolna 7 • Sake Sushi al. Piastów 1 • Restauracja Aramia ul. Romera 12 • Restauracja Aramia Podzamcze ul. Opłotki 1 • Karczma Polska Pod Kogutem Plac Lotników 3 • Restaucja Dzika Gęś Plac Orła Białego 1 • Trattoria Toscana Plac Orła Białego 10 • Caffe Venezia Plac Orła Białego 10 • Chief Rayskiego 16 pl. Grunwaldzki • Stockholm Kitchen & Bar Bulwar Piastowski 1 • The Greek Ouzeri Bulwar Piastowski 2 • El Tapatio ul. Kaszubska 3 • Columbus ul. Wały Chrobrego 1 • Colorado Steakhouse ul. Wały Chrobrego 1a • Takumi Sushi Bar CH Galaxy - 2 piętro • Sphinks CH Kaskada • Restauracja Szczecin ul. Felczaka 9 • Avanti al. Jana Pawła II 43 • El Globo ul. Józefa Piłsudskiego 26 • OPERA (Na Kuncu Korytarza) ul. Korsarzy 34, Zamek • Planeta ul. Wielka Odrzańska 28 • Wół i Krowa ul. Wielka Odrzańska 20 • Bombay ul. Partyzantów 1 • Z Drugiej Strony Lustra ul. Piłsudskiego 18 • Stara Piekarnia ul. Piłsudskiego 7 • Ricoria Ristorante ul. Powstańców Wielkopolskich 20 • Plenty ul. Rynek Sienny 1

• Buddha Thai ul. Rynek Sienny 2 • Spiżarnia Szczecińska Plac Hołdu Pruskiego 8 • Pomiędzy ul. Sienna 9 • Giovanni Volpe Lodziarnia ul. Tkacka 64 • DietaBar.pl ul. Willowa 8 • Rotunda Północna ul. Wały Chrobrego 1 b • Willa West Ende al. Wojska Polskiego 65 • Willa Ogrody ul. Wielkopolska 19 • Restauracja/Hotel Atrium al. Wojska Polskiego 75 • NIEBO Wine Bar Cafe ul. Nowy rynek 5 • Bachus ul. Sienna 6 • La Passion du Vin ul. Sienna 8 • Tokyo Sushi’n’Grill ul. Rynek Sienny 3 • Bollywood Street Food, ul. Panieńska 20 • Villa Astoria al. Woj. Polskiego 66 • To i Owo restauracja, ul. Zbożowa 4 • Brasileirinho - Brazylijska Kuchnia i Bar, ul. Sienna 10

KLUBY SPORTOWE I FITNESS

• Pure Jatomi, CH Kaskada • Fitness World (Radisson Hotel) Plac Rodła 10 • Szczecińskie Centrum Tenisowe ul. Dąbska 11a • Fit Town ul. Europejska 31 • North Gym Fitness Club Galeria Północ 1 piętro ul. Policka 51 • RKF ul. Jagiellońska 67/68 • Squash na Rampie ul. Jagiellońska 69 • Marina Squash Fitness Club ul. Karpia 15 • Lady Fitness&Wellness, ul. Mazowiecka 13 • Bene Sport Centrum ul. Modra 80 • Fitness Club ul. Monte Casino 24 • Marina Club Dąbie, Yaht Klub Polska Szczecin ul. Przestrzenna 11 • Elite Sport Club Spółdzielców 8k, Mierzyn • Fitness Forma ul. Szafera 196 • Universum Fitness Club, ul. Wojska Polskiego 39a • Prime Fitness Club, ul. 5 Lipca 46

SKLEPY I SALONY MODOWE

• Salon Mody Brancewicz al. Jana Pawła II 48 • Salon Terpiłowscy CH Auchan • Salon Terpiłowscy CH Ster • Salon Terpiłowscy CH Galaxy • Salon Terpiłowscy CH Turzyn • Salon Terpiłowscy ul. Jagiellońska 16 • C.H. TOP SHOPING, ul. Hangarowa 13 • Salon Jubilerski YES CH Galaxy • Dekadekor ul. Rayskiego 18(lok U1) • Portfolio ul. Rayskiego 23/11(wejście od Jagielońskiej) • Silver Swan CH Galaxy (parter) • Swiss CH Galaxy (parter) • Van Graf CH Kaskada • La Perle - Salon Sukien Ślubnych ul. Kaszubska 58 • Trend S.C. Mierzyn, ul. Długa 4b • EBRAS.PL Pl. Żołnierza 17 • Organic Garden ul. Kaszubska 4 • Sklep Firmowy Zakładów Ceramiki Bolesławiec al. Niepodległości 3 • 6 Win ul. Nowy Rynek 3 • C.H. FALA al. Wyzwolenia 44a • Geobike CH Nowy Turzyn I piętro • Centrum Mody Ślubnej ul. Krzywoustego 4 • Sklep Vegananda ul. Krzywoustego 63 • Sklep Zdrowa Przystań ul. Monte Cassino 2/2 • Meble VIKING al. Wojska Polskiego 29 • MaxMara ul. Bogusława X 43 • KAG Meble i Światło S.C. ul. Struga 23 • MOOI wnętrza al.Wojska Polskiego 20, • BiM al. Wojska Polskiego 29 • MarcCain al. Wojska Polskiego 43 • Moda Club al. Wyzwolenia 1-3 • Beaton Aparaty słuchowe, Edmund Reduta ul. Rayskiego 40a • Boutique Chiara ul. Bogusława X 12/2 • Escada Sport ul. Wojska Polskiego 22 • B.E. Kleist Jubiler ul. Rayskiego 20/2 • DRAGON EVENT ul. Twardowskiego 18 (teren Bissmyk) • Drzwi i Podłogi VOX Sylwia Drabik ul. Santocka 39 • Centrum Finansowe JANOSIK ul. Krzywoustego 28 • Świat Rolet ul. Langiewicza 22 • Cavallo - Sklep Jedziecki ul. Przybyszewskiego 4 • Piękno Natury ul. Reymonta 3, pawilon 58 • Zielony Kram ul. Reymonta 3, pawilon 85

GABINETY LEKARSKIE I MEDYCYNY ESTETYCZNEJ

• Dom Lekarski al. Bohaterów Warszawy 42 (CH TURZYN) • Dom Lekarski ul. Rydla 37

• Dom Lekarski ul. Gombrowicza 23/Bagienna 6 • Dom Lekarski al. Piastów 30 (Piastów Office Center, budynek C (wejście od dziedzińca) • Dom Lekarski ul. Struga 42 (Outlek Park) • Hahs ul. Czwartaków 3 • Hahs Klinika ul. Felczaka 10 • Fizjoline Centrum Rehabilitacji ul. Kosynierów 14/U1 • Medicus Plac Zwycięstwa 1 • Lecznica Dentystyczna KULTYS ul. Bolesława Śmiałego 17/2 • EuroMedis ul. Powstańców Wielkopolskich 33a • Laser Studio ul. Jagiellońska 85/1 • Studio Masażu - LAVA ul. Tymiankowa 5b • Estetic ul. Ku Słońcu 58 • ESTETICON ul. Jagiellońska 77 • Fabryka Zdrowego Uśmiechu ul. Ostrawicka 18 • Klinika Stomatologii i Kosmetologii EXCELLENCE ul. Wyszyńskiego 14 • Dentus ul. Felczaka 18a, ul. Mickiewicza 116/1 • MEDICO Specjalistyczne Gabinety Stomatologiczne i Lekarskie al. Bohaterów Warszawy 93/1 (vis a vis CH Turzyn) • NZOZ MEDENTES Przecław 93e • NZOZ MEDENTES ul. Bandurskiego 98(1pietro) • Hipokrates ul. Ku Słońcu 2/1 • Klinika Zawodny ul. Ku Słońcu 58 • Venus Centrum Urody ul. Mickiewicza 12 • Intermedica centrum okulistyki ul. Mickiewicza 140 • Medi Clinique ul. Mickiewicza 55 • Art. PLASTICA ul. Wojciechowskiego 7 • Image Instytut kosmetologii ul. Maciejkowa 37/U2 • Medimel ul. Nowowiejska 1E (Bezrzecze) • Figurella - Instytut Odchudzania ul. Bohaterów Warszawy 40 • Dental Implant Aesthetic Clinic ul. Panieńska 18 • Perładent - Gabinet Stomatologiczny ul. Powstańców Wielkopolskich 4c • Nowy Impladent Stomatologia Estetyczna i Rekonstrukcyjna ul. Stoisława 3/2 • dr Hamera ul. Storrady-Świętosławy 1c / 6 piętro • Centrum narodzin MAMMA ul. Sowia 38 • Stomatologia Mierzyn ul. Welecka 38 • Stomatologia Kamienica 25 ul. Wielkopolska 25/10 • Maestria Klinika Urody ul. Więckowskiego 2/1 • VitroLive ul. Wojska Polskiego 103 • Medycyna Estetyczna Osadowska, al. Piastów 30 (Piastów Office) • Gabinet „Orto-Magic” ul. Zaciszna 22 (od ul.Topolowej) • Stomatologia Mikroskopowa ul. Żołnierska 13a/1 • CENTRUM DIETETYCZNE NATURHOUSE al. Wyzwolenia 91, al. Wyzwolenia 6, ul. Krzywoustego 27 • Miracle Aesthetics Clinic Szczecin, ul. Ostrobramska 15/u3 • Odnowa Centrum Zdrowia i Urody CH Turzyn, ul. Boh. Warszawy 40 • Ra-dent. Gabinet Stomatologiczny ul. Królowej Korony Polskiej 9/U1, Krzywoustego 19/5 • Ella Studio depilacji Cukrem ul. Kaszubska 17/2 • Specjalistyczny Gabinet Ginekologiczno-Położniczy dr n. med. Andrzej Niedzielski ul. Niemcewicza 15 • Niepubliczna poradnia psychologiczno- pedagogiczna Carpe diem ul. Pocztowa 35/1 • Przychodnia Medycyny Rodzinnej DOM MED, ul. Witkiewicza 57

• Grupa Gezet Alfa Romeo, Ustowo 57, Rondo Hakena • Grupa Gezet Fiat, Ustowo 57, Rondo Hakena • Auto Club, Ustowo 56, Rondo Hakena • Bemo Motors, Ustowo 56, Rondo Hakena • Seat Krotoski-Cichy, Południowa 6 • Audi Krotoski-Cichy, Południowa 6 • Skoda Krotoski-Cichy, Południowa 6

BIURA NIERUCHOMOŚCI I DEWELOPERZY

• Calbud ul. Kapitańska 2 • Neptun Developer ul. Ogińskiego 15 • SGI (budynek Nautica) ul. Raginisa 19 • Baszta Nieruchomosci ul. Panieńska 47 (Baszta Siedmiu Płaszczy) • SCN ul. Piłsudskiego 1A • Extra Invest ul. Wojska Polskiego 45 • Graz Developer pl. Zgody 1 • Artbud ul. 5 lipca 19c • MAK-DOM ul. Golisza 27 • TLS Developer ul. Langiewicza 28 U2 • Modehpolmo ul. Wojska Polskiego 184c/2 • Litwiniuk Property Al. Piastów 30 Office Center • INDEX Nieruchomości, ul. Bagienna 38C

KULTURA

• Filharmonia ul. Małopolska 48 • Hotel Zamek Centrum ul. Panieńska 15 • Szczeciński Inkubator Kultury ul. Wojska Polskiego 90 • Galeria Kierat ul. Koński Kierat 14 • Open Gallery Monika Krupowicz ul. Koński Kierat 17/1 (1-pietro) • Galeria Kierat 2 ul. Małopolska 5 • Muzeum Historii Szczecina ul. Mściwoja II 8 • Teatr Pleciuga Plac Teatralny 1 • 13 Muz Plac Żołnierza Polskiego 2 • Muzeum Sztuki Współczesnej ul. Staromłyńska 1 • Galeria Sztuki Dawnej Muzeum Narodowego ul. Staromłyńska 27 • Teatr Polski ul. Swarożyca 5 • Teatr Współczesny Wały Chrobrego 3 • Gmach Główny Muzeum Narodowego w Szczecinie Wały Chrobrego 3 • Kino Pionier al. Wojska Polskiego 2 • Trafostacja ul. Św. Ducha 4 • Zamek Książąt Pomorskich, Korsarzy 34 • Helios CH Kupiec ul. B. Krzywoustego 9-10 • Sala Koncertowa Baszta ul. Energetyków 40 • Stowarzyszenie Baltic Neopolis Orchestra ul. ks. kard. S. Wyszyńskiego 27/9 • Opera na Zamku ul. Korsarzy 34

INNE

• Urząd Miejski sekretariat ul. Armii Krajowej 1 • Urząd Miejski - promocja/rzecznik ul. Armii Krajowej 1 • Urząd Marszałkowski - promocja/rzecznik ul. Korsarzy 34 • Urząd Marszałkowski - sekretariat ul. Korsarzy 34 • Centrum Informacji Kulturalnej i Turystycznej ul. Korsarzy 34 • Urzad Wojewodzki - sekretariat, promocja/rzecznik Wały Chrobrego 4 • TVP S.A. ul. Niedziałkowskiego 24a • Radio ESKA Szczecin pl. Matki Teresy z Kalkuty 6 • „Pro Bono” Kompania Reklamowa • Lexus ul. Mieszka I 25 Paweł Nowak ul. Necała 2 • DDB Auto Bogacka Mercedes ul. Mieszka I 30 • Empik School Brama Portowa 4 • Mercedes Mojsiuk ul. Pomorska 88 • Speak UP DH Kupiec • Dealer BMW i MINI Bońkowscy Ustowo 55 (rondo Hakena) • Labirynt al. Niepodległości 18-22 (5 piętro) • Polmotor Szczecin Ustowo 52 (rondo Hakena) • Euroafrica ul.Energetyków 3/4 • CITROEN A.DREWNIKOWSKI ul. Andre Citroena 1 • Polska Fundacja Przedsiębiorczości ul. Monte Cassino 32 • Peugeot DREWNIKOWSKI ul. Bagienna 36D • Szczecińskie Centrum Przedsiębiorczości ul. Kolumba 86 • CITROEN A.DREWNIKOWSKI al. Bohaterów Warszawy 19 • Interglobus ul. Kolumba 1 • Holda / Chysler Dodge i Jeep ul. Gdańska 7 • Wnętrze na Piętrze ul. Piłsudskiego 27 • Łopiński VW ul. Madalińskiego 7 • L Tour CH Galaxy • POLMOZBYT Peugeot Plac Orła Białego 10 • PŻM: POLSTEAM Plac Rodła 8 • Ford - Bemo Motors ul. Pomorska 115B • Półncna Izba Gospodarcza ul. Wojska Polskiego 86 • AUTO BRUNO Volvo ul. Pomorska 115b • Dudziak i Partnerzy ul. Jagielońska 85/14 • Peugeot DREWNIKOWSKI ul. Rayskiego 2 • Doradztwo i Odszkodowania Celem ul. Kołłątaja 24 • Camp & Trailer Świat Przyczep • Anons Press Agencja Reklamowa ul. Wojska Polskiego 11 al. Bohaterów Warszawy 37F (za Statoil) • Biuro Turystyki Pelikan ul Obrońców Stalingradu 2/U3 • KOZŁOWSKI Toyota ul. Struga 17, ul. Mieszka I 25B • Eko drogeria Bio natura ul. Kaszubska 26 • Krotoski-Cichy Skoda ul. Struga 1A • Kobi- Kopnij Bile ul. Bolesława Śmiałego 19/7 • Krotoski-Cichy VW ul. Struga 1A • Deep shine Detailing, ul. Łukasińskiego 108 • KOZŁOWSKI Opel ul. Struga 31 B • Finanset ul. Jagiellońska 85/8 • Polmotor Nissan,Renault, Dacia ul. Struga 71 • Centrum Informacji Turystycznej pl. Żołnierza Polskiego 20 • POLMOTOR KIA ul. Wisławy Szymborskiej 8 • Philson Investments Spóldzielnia Inwestycyjna • Volvo Maszyny Budowlane Polska ul. Pomorska 138-141 ul. Jagiellońska 90/6 • Pehamot Skoda ul. Zielonogórska 32 • Magenta - Studio Mebli Kuchennych, Wyszyńskiego 9 • Subaru ul. Struga 78a • Hayka, ul. Św. Ducha 2a • Grupa Gezet Honda Głuchy, ul. Białowieska 2 • Autonovum - Salon samochodowy, Białowieska 2

SALONY SAMOCHODOWE


#prezentacja


#prezentacja


Turn static files into dynamic content formats.

Create a flipbook
Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.