MM Trendy #8 (41)

Page 1

SIERPIEŃ 2016 NUMER 08 (41) / WYDANIE BEZPŁATNE

Katarzyna Grochola Dopiero teraz czuję się pisarką

Voodica Kadry utkane z baśni

Za wcześnie na emeryturę

Jurek Owsiak



#spis treści 08/2016

# 06 Newsroom Design, moda, wydarzenia

40 / Kulinaria

# 16 Felieton

Młody bób na tapecie

Krzych vs. Petryczko

# 20 Temat z okładki Jurek Owsiak

# 26 Moda Kolorowo czy nie, ale zawsze modnie

# 30 Moda Kadry utkane z baśni

# 32 Rozmowa miesiąca Grochola poczuła się pisarką

26 / Edytorial

# 42 Kulinaria

Za granicą schematów

Złocista rewolucja dotarła do Szczecina

# 66 Kultura Na co wybrać się w sierpniu

# 68 Sport Igrzyska w Rio po szczecińsku

# 77 Trendy towarzyskie Kto, z kim, gdzie, kiedy i dlaczego

#3


#Jarosław Jaz Redaktor naczelny Jurka Owsiaka kojarzę od zawsze, czyli mniej więcej od czasu, kiedy mój

#Redakcja

(nie jego) wiek dorastania zaczął obrastać w kontrkulturową otoczkę,

OKŁADKA:

a on w zamierzchłym XX wieku był jedną z osób, która z kontrkulturą była

NA ZDJĘCIU Jurek Owsiak FOTO Łukasz Widziszowski

niejako związana. Przynajmniej z tą korzystającą z oficjalnych kanałów komunikacji z odbiorcą. Wtedy, dziś zresztą też, wydawał się osobą wymykającą się jednoznacznej ocenie. Estetyka, którą reprezentował, była dość specyficzna. Ot, wesoły pan, który robi wokół siebie sporo szumu. Z biegiem lat okazało się, że te wszystkie śmieszne hasła, które non stop opowiada, składają się na jeden spójny komunikat, a ten z kolei przekuwany był w bardzo konkretne działania, tu mówię bez przesady - zmieniające świat. Skala do jakiej udało mu się doprowadzić WOŚP, czy poziom organizacyjny festiwalu Wodstock budzą szacunek. Dyskusyjną wciąż pozostaje kwestia stylu bycia, ale to właśnie jest ten element, na podstawie którego powinno się oceniać skuteczność Jurka Owsiaka. Więc gdy słyszę, kiedy o nim i jego działaniach mówi się i ocenia w kontekście polityki, kiedy jęk obrzydzenia wspierany jest szemraną publicystyką, robi mi się słabo. To gość, który robi dobrą robotę. Rzucane mu pod nogi kłody sprawiają, że podchodzi do tej pracy z jeszcze większą determinacją. Mam nadzieję, że przyszłoroczny Przystanek Woodstock będzie tego najlepszym dowodem. Zgodnie z tym, co mówi w rozmowie z Agatą Maksymiuk, na emeryturę szybko nie odejdzie. I bardzo dobrze, bo freaków, którzy osiągają taką skuteczność, można policzyć u nas na palcach jednej ręki. Cieszę się, że będę mógł spotkać go i posłuchać w Szczecinie.

Redakcja: Nowy Rynek 3, 71-875 Szczecin tel. 91 48 13 341; fax 91 48 13 342 mmtrendy.szczecin@polskapress.pl www.szczecin.naszemiasto.pl/mm-trendy Redaktor naczelny: Jarosław Jaz Product manager: Ewa Żelazko Promocja i marketing: Marta Rospara Redakcja: Celina Wojda, Bogna Skarul, Małgorzata Klimczak, Tomasz Kuczyński, Agata Maksymiuk, Anna Folkman / Korekta: Beata Pikutowska Dział foto: Sebastian Wołosz, Andrzej Szkocki Skład magazynu: Ewa Kaziszko MOTIF studio Dystrybucja: Piotr Grudziecki Druk: COMgraph Sp. z o.o. Prezes oddziału: Piotr Grabowski Reklama: tel. 500 324 240, ewa.zelazko@polskapress.pl Wydawnictwo: Polska Press Grupa sp. z o.o. ul. Domaniewska 45, 02-672 Warszawa Prezes: Dorota Stanek

Z kolei niedaleko Szczecina, bo w Międzyzdrojach, natknęliśmy się na pisarkę Katarzynę Grocholę i reżysera Jacka Koprowicza. Rozmawiamy też z fotografką Voodicą i florystką Anią Kubiak. Wszystko po to, by umilić Wam kolejny wakacyjny miesiąc. Do zobaczenia na plaży!

MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 08/2016

#4

Dołącz do nas na www.facebook.com/ MagazynMMTrendy oraz Instagram.com/MM.Trendy


nowy sezon nowe kolekcje

ul. Gen. Rayskiego 23 (wejście od Jagiellońskiej) tel. 698 800 747 portfolio.szczecin Odzież, dodatki, biżuteria. Polskie marki i projektanci.


MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 08/2016

Foto: SAVVY

# Ne ws ro om

Niepoprawna biżuteria Mosiądz, brąz, srebro i złoto niekonwencjonalnie połączone z kamieniem naturalnym, szkłem czy materiałem. Tak przedstawia się biżuteria SAVVY od początku do końca wykonana ręcznie przez szczeciniankę i założycielkę marki, Aleksandrę Annę Górecką. - Dzięki ręcznemu wykonaniu oraz połączeniu technik rzeźbiarskich z jubilerskimi, każdy stworzony przeze mnie projekt jest wyjątkowy i niepowtarzalny – opowiada artystka. - Pracuję na dużych i czasami niebezpiecznych maszynach. W procesie powstawania biżuterii ogromną rolę odgrywa przypadek i często w etapie końcowym wygląda zupełnie inaczej, niż została zaprojektowana. Przez to każdy z moich pierścionków jest inny, z perspektywy złotnika „niepoprawny”, ale uważam, że jest to ich urok i największa wartość. Jeden z pierścionków Aleksandry znalazł się w zestawieniu Trendy BAZAAR w grudniowym magazynie Harper’s Bazaar obok projektów: Yves Saint Laurent, Gosia Baczyńska, Chalayan, Loft37.pl oraz Carven. Biżuterię można kupić m.in. online na www.savvyjewellery.com ale też w OK SUPER w TRAFO. Wiecej na: https://www.facebook.com/ SAVVYjewellery (am)

#6


Największy wybór świeżych ryb i owoców morza.

To szczecińska odpowiedź na zagraniczne trendy. Miejsce, które powstało z pasji do gotowania i odkrywania nowych smaków. Nowocześnie i oryginalnie urządzone wnętrze wypełnione jest niepowtarzalną atmosferą. Wyłącznie świeże produkty, autorskie sosy, dbałość o szczegóły oraz profesjonalny serwis to znaki rozpoznawcze tego wyjątkowego miejsca. The Kitchen Meet & Eat to restauracja, w której smak jest aktorem pierwszoplanowym.

Szczecin Bulwar Piastowski 3 tel. +48 570 960 000 zapraszamy od 10.00 do 24.00


Newsroom

#

Symetria Agnieszki Agnieszkę Rogozińską poznaliśmy w ubiegłym roku przy okazji premiery kolekcji koszulek z geometrycznymi wzorami zwierząt. Od tego czasu sporo się wydarzyło. Seria została wzbogacona o 4 nowe propozycje: buldog francuski, kot, mops i sowy. Powstała również kolekcja broszek przy współpracy z marką Poka Broche. Pojawiły się też plecaki-worki, od początku do końca tworzone ręcznie przez projektantkę. Zwieńczeniem dotychczasowej pracy są dwie suknie zaprojektowane i wykonane na potrzeby sesji zdjęciowej z SAVVY. Dyplomową kolekcję Agnieszki pt. „Deformed” można było zobaczyć podczas Gryf Fashion Show Models w Szczecinie oraz półfinału konkursu Off Fashion w Kielcach. - Od ubiegłego roku dużo się wydarzyło – mówi Agnieszka. - Bardzo się z tego cieszę, mam plan by cały czas się rozwijać i proponować coś nowego. Aktualnie pracuję nad nową serią. Mam nadzieję, że efekty zaprezentuje Wam już tej jesieni. (am) (zdjecia w sukni) Foto: Joanna Zysnarska / modelka: Paulina Mikołajczak / sukienki,makijaż i stylizacja: Agnieszka Rogozińska / biżuteria Savvy (zdjęcia z plecakami) Foto: Joanna Zysnarska / modelka Julia Jakubowska [bloggerka modowa znana jako Juliette in Wonderland] / model Robert Byliński, / makijaż i stylizacja Agnieszka Rogozińska. (Broszki) Fotot: Poka Brochę

MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 08/2016

#8


Storr(y)ady fascynacja światem sztuki Storrady - odrestaurowana była szczecińska elektrownia, fascynuje dziś nie tylko przyszłych najemców, ale także świat sztuki. Joanna Jaroszek, szczecińska fotograf mody, uznała ją za idealny plan zdjęciowy pod delikatny i minimalistyczny modowy edytorial. Sesja odbiła się echem w Polsce, Włoszech oraz Nowym Jorku, gdzie została opublikowana przez modowe magazyny. Stylizacje, których autorem jest Kat De Lux, oparte zostały o projekty młodych i zdolnych polskich projektantów. Dominują w nich biel i czerń, łączą delikatność jedwabiu i mocny charakter skór. Taki właśnie jest budynek, w którym lekkość szkła miesza się z surową stalą. Makijaż wykonała uzdolniona makijażystka Agnieszka Ogrodniczak, a pozowała szczecinianka Estera Kmetyk z Mango Models. W sesji wykorzystane zostały ubrania polskich marek: KMX Fashion, LOUS, Mia Manufacture, Dag_ny by Dagna Krzystanek, Biżuteria artystyczna by J&P. Przestrzeń: www.storrady.com

#9

MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 08/2016


Newsroom

#

Odnajdź swoją inspirację – INSPIRATION DAY wraca w nowej odsłonie Jeden dzień, siedmiu mówców i tona inspiracji – druga edycja Inspiration Day zapowiada się jeszcze ciekawiej niż pierwsza. To, co przed rokiem budziło wątpliwości i zdziwienie, dziś jest jednym z najbardziej wyczekiwanych wydarzeń roku. Ale od początku... TEKST Agata Maksymiuk / FOTO Materiały Organizatora

organizator Michał Hamera Eventy motywacyjne to dla nas nadal nowość, przyprawiona odrobiną stereotypów zza oceanu. Ważną cegiełkę w budowie świadomości nowego zjawiska dołożył Szczecin. To właśnie tu w ubiegłym roku zorganizowano Inspiration Day Show, jedno z największych wydarzeń motywacyjnych w kraju. Na scenie pojawili się: Mateusz Grzesiak, Paweł Tkaczyk, Marcin Prokop, Dorota Wellman, Jacek Rozenek i Grzegorz Turniak. Widownię wypełnili goście z całej Polski i zagranicy. Wśród nich pojawili się menedżerowie, urzędnicy, specjaliści i młodzi zdolni studenci. Prelegenci nie rozdawali gotowych instrukcji na sukces, ale wskazywali ścieżkę, którą można do niego dojść. Uznanie uczestników sprawiło, że druga edycja po prostu nie mogła się nie odbyć. Już wiemy, że data 24 września kryje za sobą wiele nowości. Pierwsza z nich to kulisy organizacji. Ojcem tego rocznej edycji jest Michał Hamera, jeden z trzech organizatorów pierwszej odsłony. W tym roku ciężar wydarzenie postanowił podźwignąć samodzielnie. Michała znamy nie tylko jako organizatora, ale też coacha, trenera i konsultanta biznesowego. Kolejna nowość to miejsce. Po premierze Inspiration Day Show w Filharmonii Szczecińskiej, przyszedł czas by podbić nowy obszar, a będzie nim sala kongresowa na wydziale humanistycznym Uniwersytetu Szczecińskiego. Miejsce nieoczywiste, ale za to wdzięczne do ewolucji. Przestrzeń nabierze kolorów i delikatnie zmieni swoją strukturę, a jego synonimem stanie się słowo elegancja. Jednak miejsce przesuwa się na drugi plan, kiedy zaczynamy mówić o prelegentach.

Impuls popłynie ze sceny Siedmiu prelegentów i siedem historii. - Na dziś mogę odkryć cztery nazwiska nazwiska, trzy już znacie – zdradza nam Michał Hamera, organizator. - Obiecuję, że będzie ciekawie, czasem kontrowersyjne, ale zawsze bardzo merytorycznie. Pierwszą syl-

MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 08/2016

wetką jest Szymon Hołownia, dziennikarz i publicysta. Dwukrotny laureat nagrody Grand Press oraz laureat Dziennikarskiej Nagrody Ślad. Zdobywca Wiktora publiczności za rok 2010 oraz wielu innych nagród i wyróżnień. Autor licznych książek o tematyce religijnej i społecznej. Serca widzów zdobył też jako prowadzący telewizyjne show. Kolejny gość to Mateusz Kusznierewicz, żeglarski mistrz olimpijski, mistrz świata, mistrz Europy, mistrz Polski, zwycięzca ponad trzydziestu regat Pucharu Świata. Najlepszy polski Żeglarz XX wieku. Odznaczony Krzyżem Kawalerskim oraz Oficerskim Orderu Odrodzenia Polski. Zdobywca najważniejszych tytułów sportowego świata. Nie każdy wie, ale od 1996 r. po zdobyciu złotego medalu na Igrzyskach w Atlancie, Kusznierewicz prowadzi wykłady motywacyjne i szkolenia z rozwoju osobistego, za sobą ma ponad 350 spotkań i wciąż doskonali swoje prelekcje. Gość numer trzy to Beata Pawlikowska, jedna z najbardziej niezwykłych kobiet w Polsce, Podróżniczka, pisarka, dziennikarka, tłumaczka, fotografka, ale i ilustratorka książek. Pochodzi z Koszalina i bardzo podkreśla przynależność do naszego regionu. Swoim głosem na antenie radia potrafi porwać tysiące słuchaczy. Drugie tyle zdobywa na blogu i w programach telewizyjnych. Jest świetnym przykładek kobiety w biznesie. - Z każdym z prelegentów będzie można porozmawiać w kuluarach, są to osoby otwarte na wszelkie dyskusje – dodaje Michał. - Pozostałe nazwiska będę odsłaniał stopniowo w mediach społecznościowych. Na pewno ich nie przegapicie. Czwarte nazwisko można odkryć, spoglądając na okładkę sierpniowego wydania MM Trendy. Jurek Owsiak, prezes zarządu WOŚP, dziennikarz radiowy, ale też trener i wykładowca, który jeździ po całej Polsce by motywować innych. Odpowiada za organizację jednych z największych wydarzeń kulturowych w kraju - Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy i Przystanek Woodstock.

#10


Newsroom

#

zaproszeni prelegenci

Miejsce na wagę złota Zainteresowanie rośnie z każdym dniem. - Mimo tego, że jeszcze nie wszyscy prelegenci zostali przedstawieni, wielu ubiegłorocznych uczestników już kupiło bilety – mówi Michał. - Cieszy mnie to zaufanie. Po pierwszej edycji skupiłem się na tym, aby zebrać opinie i sprawić, by druga edycja była jeszcze lepsza. Mam świadomość, że idea wydarzenia i jej „opakowanie” może się podobać społeczeństwu, ale prawdziwej oceny dokonują uczestnicy. W całodziennym evencie będzie można uczestniczyć z trzech stref: Gold, Platinium i VIP. Każda strefa to inne przywileje, ale te same inspiracje do zebrania. Nie zabraknie również przestrzeni chill-out, w której uczestnicy złapią oddech. Bilety są dostępne na www.bilety.fm i www.szczecininspiruje.com. Będzie też okazja wykazania się kreatywnością i zdobycia ich w konkursie. Szczegóły pojawią się na Facebooku MM Trendy i Inspiration Day SHOW - Szczecin Inspiruje. Motywować można na kilka

sposobów. Jak Anthony Robbins, głośnymi hasłami, podniosłymi ideami, łapiąc się za ręce wśród kolorowych świateł i muzyki. Lub jak Larry Winget, dosadnymi komentarzami, wulgarnymi słowami i niczym niezahamowaną bezpośredniością. O pierwszym mówią cudotwórca i oszust. O drugim pitbull rozwoju osobistego. Można też działać jak Michał Hamera, zebrać najbardziej utalentowanych ludzi z kraju w jedno miejsce i odkryć nieznane historie. W końcu liczy się skuteczna motywacja.

Inspiration Day – Szczecin Inspiruje już 24 września 2016 w Sali Kongresowej Wydziału Humanistycznego Uniwersytetu Szczecińskiego. Nie może Cię tam zabraknąć! Więcej szczegółw na www. szczecininspiruje.com

#11

MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 08/2016


Newsroom

Foto: Sebastian Wołosz

Seria Flowers / Model: Dominika Pijanowska / Photo: Slevin Aaron / Zielona Góra 2016

#

Fotografia Slevina

Filharmonia uczciła swojego patrona Na ścianie kamienicy przy ul. Krasińskiego 97 filharmonicy szczecińscy odsłonili mural przedstawiający Mieczysława Karłowicza, kompozytora, taternika, a przede wszystkim patrona filharmonii w Szczecinie. Rysunek to odwzorowanie ilustracji z książki Grzegorza Wasowskiego „Z historii muzyki dla wszystkich - wierszyki”, która miała premierę w maju tego roku i została wydana przez Filharmonię im. Karłowicza w Szczecinie. - Jest mi niezmiernie miło, że z okazji urodzin Szczecina możemy podarować mieszkańcom taki prezent - mówi Dorota Serwa, dyrektor filharmonii (na zdjęciu). - Sięgnęliśmy po postać dla nas najważniejszą, czyli naszego patrona. Karłowicz był postacią nietuzinkową, która miała wiele ciekawych elementów w życiorysie, dlatego wpletliśmy go w przestrzeń Szczecina. (mk)

Slevin Aaron to jeden z najbardziej utalentowanych artystów pochodzących ze Szczecina. W pracy przy planach zdjęciowych pomaga mu Remik Babiło. Odnajdują w tym nie tylko pasję, ale również przygodę i przyjaźnie. Od początku 2016 roku artystę reprezentuje Galeria Alidem w Mediolanie. Jego zdjęcia zostały zakupione między innymi przez jedną z największych włoskich telewizji. Współpracuje z trzema największymi na świecie wydawnictwami: Random House, HarperCollins i McMillan. 17 zdjęć artysty zostało wyselekcjonowanych przez Vogue Italia do kampanii nowego zapachu Dior – Poison Girl. W marcu 2016 roku wygrał międzynarodowy konkurs fotograficzny ONE WORLD 2016, zorganizowany przez Photographic Society of America. W swoim dorobku ma wiele wystaw zarówno w Polsce, jak i na świecie, a w listopadzie zdjęcie z serii „Flowers” będzie można podziwiać na Huawei Photo Vogue Festival w Mediolanie. A tymczasem przedsmak wystawy można poczuć na naszych łamach. (am) R E K L A M A

Laser

rehabilitacja po porodzie

CENTRUM DIAGNOSTYKI MEDYCZNEJ

ul. Felczaka 10

tel. 91 422 06 49

www.hahs-lekarze.pl



Newsroom

Foto: Sebastian Wołosz

#

Trzy projektantki z grupy Typiary stworzyły nowy szyld dla sklepu „Modniarstwo. Kapelusze i dodatki” przy ul. Bohaterów Getta Warszawskiego 22. To finał projektu „Dobre praktyki”, który został dofinansowany w wysokości 2 tys. zł z programu MikrogranTY, organizowanego przez Szczeciński Inkubator Kultury i urząd miasta. W ramach projektu, Typiary w internecie zorganizowały ankietę, w której pytały m.in. o to, czy zwracamy uwagę na wygląd szyldów podczas podejmowania decyzji zakupowych oraz co najbardziej przeszkadza nam w wyglądzie szyldów i witryn. Materiał ten posłużył do dyskusji o reklamie w przestrzeni miejskiej, która odbyła się w sklepie „Modniarstwo. Kapelusze i dodatki”. To właśnie ten sklep wygrał w głosowaniu, które towarzyszyło ankiecie. Typiary zaprojektowały dla niego nowy szyld, którego wygląd został uzgodniony z właścicielką sklepu. Jego odsłonięcie odbyło się 30 lipca. Grupę Typiary tworzą trzy szczecińskie projektantki. Ada Krawczak prowadzi studio projektowe Lines&Dots Studio, wcześniej przez trzy lata była kuratorką galerii na Alei Fontann. Patrycja Kuracińska tworzy studio graficzne Melorbuz i pracowała przy takich wydarzeniach, jak Westival czy Love Kids Design. Patrycja Makarewicz w Generalnie Studio zajmuje się brandingiem, a w Spokojnie wykonuje z drewna przedmioty codziennego użytku. (sid)

Foto: Sebastian Wołosz

Typiary zrobiły szyld, by uczyć estetyki

44 godziny na parkiecie Takiego tanecznego maratonu w Szczecinie jeszcze nie było. Stara Rzeźnia stała się areną prawdziwych tanecznych zmagań. Czy możliwe jest, żeby tańczyć tango przez 44 godziny? Sprawdzali to miłośnicy tego tańca. I Gryf Tango Maraton, to inicjatywa, która ma aspiracje do rangi ogólnopolskiej, bo uczestnicy potwierdzający swój udział w tym niezwykłym, tanecznym widowisku, przyjechali do Szczecina z różnych części kraju i nie tylko. Maraton wystartował o godzinie 19 w piątek, a skończył w niedzielę około godz. 22. To inicjatywa Akademii Tanga Doroty i Adriana Grygierów. (red)

R E K L A M A



Felieton

#

#Paweł Krzych: okiem blogera

Zegar tyka, czas ucieka. A Ty musisz wydostać się z pokoju!

Przebojem na szczeciński rynek wdarły się escape roomy. To takie pokoje, z których by się wydostać, musimy rozwiązać szereg zagadek. I mamy na to określony czas. Przeważnie jest to godzina. W zabawie mogą uczestniczyć osoby w różnym wieku, niektóre pokoje nadają się również dla dzieci, ale nie brakuje propozycji dla osób o mocnych nerwach. Koszt zabawy? Od kilkudziesięciu złotych w górę do podziału na uczestników. Pierwsze escape roomy powstały w wirtualnej rzeczywistości, na komputerze. To tam, na początku za pomocą słowa pisanego, później w coraz bardziej graficzny sposób, użytkownicy musieli rozwiązywać zagadki, by się uwolnić. Z kolei za kolebkę prawdziwych escape roomów uważa się Japonię i Hong Kong. W ciągu kilkunastu miesięcy w Szczecinie pojawiło się 25 pokoi. Poszczególne firmy planują otwarcie kolejnych, przymierzają się do tego też nowe osoby. Pokoje różnią się klimatem, stopniem trudności, różnorodnością zagadek. Trudność to raczej rzecz względna, bo dużo bardziej odnajdywałem się w pokojach, które określane były jako trudne, niż w tych nazwanych przez odwiedzających łatwymi. Z czego to wynikało? Chyba właśnie z różnorodności zagadek. W pewnym momencie escape roomy zaczęły mnie trochę nudzić, bo okazywało się, że większość zagadek ograniczała się do znalezienia kluczyka, wpisaniu szyfru, by otworzyć pudełko, w którym był zaszyfrowany kod do walizki. Jasne, jest to fajne i ciekawe na początku, lecz jeśli wchodzisz do kolejnego pokoju i dostajesz prawie to samo, przestaje bawić. Po prostu oczekiwania rosną wraz z kolejną wizytą. Biznes ten jednak nie stoi w miejscu.

Rozmawiając z wieloma osobami, które pracują na co dzień w tym biznesie, mówi się już o escape roomach 2.0, czyli naszpikowanych elektroniką, które pozwalają na wiele więcej, jeśli chodzi o stopień skomplikowania zagadek i ich charakter. Z kolei alternatywą do tego jest stały udział Mistrza Gry, który w różny sposób uczestniczy z nami w zabawie. Więcej nie mogę tu napisać, by nikomu nie popsuć zabawy. W Szczecinie odwiedziłem już 7 różnych pokoi, z czego największe wrażenie wywarło na mnie: Stary Dwór, Piła 3D (obecnie ma przerwę wakacyjną) oraz Sherlock (niestety już nie istnieje). Każdy z nich charakteryzował i zaskakiwał czymś innym. Stary Dwór (przy ul. Kolumba) to najnowsze odkrycie. Wyróżnia go czas rozwiązywania zagadki, bo aż 90 minut (standard to 60 minut). I te dodatkowe minuty pozwalają nam jeszcze bardziej wniknąć w ten klimat. Klimat rodem z najlepszych horrorów, ten pokój jest dla osób o mocnych nerwach. Piła 3D (mam nadzieję, że powróci po wakacjach), to z kolei świetne odwzorowanie filmu. Człowiek czuje się, jakby rzeczywiście został zamknięty przez psychopatę, a stawką w grze jest życie. W Szczecinie w tym roku odbył się również Mass Escape, czyli rozrywka na większą skalę, dla kilkuset osób. Azoty Arena zostały zmienione w strefę poddaną kwarantannie i żeby się wydostać, trzeba było rozwiązać wiele zagadek. Stosunkowo łatwe, ale podczas wydarzenia było dużo początkujących osób, stąd taki poziom trudności. Krótko mówiąc: impreza bardzo udana, czekam na kolejne z takim rozmachem. Pokoje zagadek zapoczątkowały nowy rodzaj rozrywki. Propozycji przybywa i w Polsce znajdziemy już horror roomy, czyli dom strachów z prawdziwego zdarzenia. Coś dla największych twardzieli, jak wynika z opisów, wiele osób rezygnuje w trakcie i wybiega z płaczem; pokoje furii: coś dla tych, którzy chcą się wyżyć. Wchodzisz do pokoju, dostajesz różne narzędzia i możesz rozwalać do woli. Do dyspozycji kij baseballowy, młot, młotek i inne; pokoje mechaniczne, gdzie zadaniem jest wprawienie mechanizmu w ruch, niczym w grze komputerowej z dawnych lat The Incredible Machine; labirynty z lustrami. Niedawno jeden otworzono w Międzyzdrojach. Sami widzicie, pomysłów jest mnóstwo. Przeglądając listę escape roomów w serwisie lockme.pl rzucił mi się w oczy jeden z Warszawy o nazwie „Pogrzebani”. „Pewnego dnia budzisz się w skrzyni, pogrzebany żywcem. (…) W trumnie znajdujesz worek z kilkoma przedmiotami, wśród nich jest flara i telefon z jednym numerem” to opis ze strony. Kto się pisze na taką rozrywkę?

Paweł Krzych - autor najpopularniejszego szczecińskiego bloga www.szczecinblog.pl oraz strony na FB Uśmiechnij się - jesteś w Szczecinie. Lokalny patriota. Pasjonat Szczecina, nowych mediów oraz podróży.

MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 08/2016

#16



Felieton

#

#Monika Petryczko: kultura (nie)możliwa

Zobaczyć Szczecin z perspektywy unikatowego produktu!

Kilka przykładów: Czy mieli Państwo świadomość, że właśnie w Szczecinie produkuje się autorskie gitary Bouwer Guitars, których twórcy dbają o wykonanie już na poziomie osobistego wyboru drewna? Marta i Łukasz nie dość, że sprawdzają akustykę drewna, to przygotowują całą konstrukcję gitary, malują ją w lakierni, montują elektronikę i stroją. Ich genialne produkty wędrują w świat, bowiem na świecie stali się już rozpoznawalną marką. Przykład kolejny, jakże pięknie zanurzony w idei ekologii, bo w 100 % upcyklingowy, to ijo ijo. Firma to trochę taka siostra słynnej HO:LO („słynnej”, bo w Szczecinie swego czasu każdy szanujący się klubowicz nosił się z tzw. holówką na ramieniu). Dziś HO:LO dorobiło się rodzeństwa: ijo ijo, która specjalizuje się w wytwarzaniu toreb, etui i plecaków z używanych węży strażackich. Totalnie zjawiskowa sprawa, zataczająca krąg fanów w całej Polsce.

Kocham Szczecin i myślę, że ze wzajemnością. Patrzymy sobie z tym miastem prosto w oczy i widzimy w swych źrenicach sporo dobrego. Szczecin jako miasto, ocenianie troszkę z boku, łączone było i jest z pewnymi stały frazami: a że to „tak daleko”, a że „trochę leży nad morzem, a jednak trochę nie”, a to, że „co tam w ogóle się wyprawia?”. Pewnie też zauważyli Państwo, że gdy w jakimkolwiek serialu polskiej produkcji jeden z bohaterów musi zniknąć na dłużej, jadąc w jakąś niebotycznie odległą Polskę – jedzie właśnie do Szczecina. Tymczasem z Warszawy do Szczecina jedzie się 5 godzin, niektórzy pokonują tę trasę nawet w 4 godziny, choć nie wiem jakie prędkości pokazują im wtedy ich zegary. Nie będzie jednak dziś o trasie Warszawa – Szczecin, tylko raczej o tym, że Szczecin i Zachodniopomorskie są ośrodkiem kilku unikatowych zjawisk. Po pierwsze dizajn i kreatywność. Przyglądam się tej dziedzinie już od dłuższego czasu, widząc jak rozwija się, zmienia oblicza i ewoluuje w bardzo fajnym europejskim kierunku. Przypatruję się szczególnie firmom, które znalazły na siebie pomysł – niebanalny, nieoczywisty, nietuzinkowy. Wśród tych często niewielkich działalności odnaleźć można prawdziwe perełki, nie tylko ze względu na oferowaną jakość usług, ale na totalne zaangażowanie, którego brakuje niestety czasem rekinom rynku. Powie ktoś „prawo czy natura ekonomii”, a ja powiem bardziej „kwestia człowieka”.

Więcej mebla w meblu. I tu warto rzucić okiem na niebanalny dizajn. W Zachodniopomorskiem, szukając wytworów meblarskich, napotkają Państwo na pewno Nord Loft, który priorytetowo postanowił grać stylistycznie wokół ciężkich, industrialnych elementów metalowych wypełnianych drewnem. W sznycie mebla autorskiego znajduje się także Motif Meble, który nierzadko na bazie starych wzorów, tworzy nowe cuda – dotyczy to także renowacji. Warto rzucić okiem na autorskie CRATEive, czyli obiekty wytwarzane ze skrzyń przewożących niegdyś dzieła sztuki, a także Ideacarton - fenomenalne meble z kartonu inspirowane twórczością Franka Gehry’ego, a powstające właśnie w Szczecinie. Ostatnio duża ich część zasiliła duży obiekt na Stadionie Narodowym, czego warto pogratulować. Przy okazji mebli warto wspomnieć o tekstyliach Dizeno, czyli pościeli Hayka ze wzorem słomy, która trafiła pod niejedną strzechę w Europie. Co z modą? Moda ma się u nas wręcz znakomicie. Z jednej strony realizują ją poważne postacie branży, jak Sylwia Majdan czy Fanfaronada, z drugiej co rusz spotykam się z autorskimi, świeżutkimi wypustami jak: If I had a hammer, Na lewą stronę, Sayso, twoje PH. Wart też podkreślenia jest fakt, że giganci street wearu także są „nasi”: Stoprocent czy Endorfina od lat zasilają rynek swoją fashion twórczością. Firmy duże i firmy małe modowe można wymieniać bez końca. Oczywiście zawsze gdzieś, w innych miastach, jest lub może być tych wszystkich dóbr więcej. Jednak czy tak naprawdę chodzi o to, aby się porównywać? Mnie się zdaje, że chodzi o to, aby robić swoje i to dobrze.

Monika Petryczko: producentka, animatorka wydarzeń kulturalnych, dziennikarka muzyczna, DJ-ka. Od ponad 15 lat związana z kulturalną działalnością w Szczecinie i w Polsce. Prezes Stowarzyszenia MiastoHolizm obecnie skoncentrowana na prezentacji Szczecina i Pomorza Zachodniego w projekcie Koalicja Miast Wrocław ESK 2016. Art Director „Design’Days” organizowanego w OFF Marinie.

MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 08/2016

#18




Temat z okładki

#

Nie czas na emeryturę

Na rozmowę udaje mi się umówić zaraz po zakończeniu Przystanku Woodstock. Pytań wiele, czasu mało. Jurek Owsiak, jedna z najbardziej inspirujących postaci naszych czasów, w przyszłym miesiącu pojawi się w Szczecinie podczas Inspiration Day. Dużo się wokół niego dzieje, szczególnie świeżo po festiwalu, ale w tym zamieszaniu znajduje chwilę, żeby pogadać, o tym co było, jest i będzie. TEKST Agata Maksymiuk / FOTO Materiały prasowe

Media przedstawiły Cię już chyba na wszystkie możliwe sposoby, dlatego mam wrażenie, że to kim jesteś gdzieś się zatarło? Może zaczniemy od początku? Przedstawisz się? - Po tylu latach to bardzo trudne, tak po prostu się przedstawić, ale spróbujmy. Jurek Owsiak, prezes zarządu WOŚP, także prezes zarządu i dodatkowo szef działu graficznego Złoty Melon, firmy, która robi wszystkie nasze cudowne projekty. Dziennikarz radiowy, teraz mocno związany z Antyradiem, co poniedziałek od 20 do 22 mam audycję. Jestem też trenerem, wykładowcą, który wlewa w ludzi pozytywną energię. Jeżdżę po Polsce, spotykam się z innymi, przekazuję swoją wiedzę i daję z siebie tyle, ile mogę dać. We wrześniu pojawię się w Szczecinie. Odpowiadam też za organizację finału Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy i kreację Przystanku Woodstock. Myślę, że to najprostsze podsumowanie mojej osoby. Mówi się, że ciężka praca to gwarancja sukcesu. Wiadomo też, że jest potrzebny impuls, który zmotywuje do tej ciężkiej pracy. Jak to było z Tobą? - Dla obecnego pokolenia mówienie o tym, co robiłem 40., czy nawet 50. lat temu to kompletnie inna bajka. Wspomnienia z PRL-u są egzotyką, ale to właśnie tamte czasy dały mi ten impuls. Te inspiracje to też festiwale, koncerty, których w Polsce nie było. Wyobrażanie sobie Woodstocku gdzieś w Ameryce. Teraz, jeśli komukolwiek chciałbym powiedzieć, że do działania

zainspirowała mnie winylowa płyta Led Zeppelin, i że słuchało się jej wieczorem, bo miało się ją tylko na jeden dzień, to zabrzmi jak nonsens. To, co dziś dzieje się w naszym kraju jest niepokojące, ale prawdziwy PRL już nie wróci. Chcę wierzyć, że ludzi młodych inspiruje zupełnie co innego niż mnie dawniej, że są to rzeczy, które zwyczajnie im się podobają, a jest tego cała masa. Można się przyglądać pracy innych na Facebooku, w telewizji, w Internecie. Przyznam, że ważniejsze od tego co było kiedyś, jest to czym dziś się inspiruję, a inspiruję się światem, który mnie otacza, tym co jest tu i teraz. I co starasz się odnaleźć w tym świecie? - Wszystkie te cechy, które jednoczą ludzi, jak choćby tolerancję, w takim zwykłym podstawowym znaczeniu, otwartość na innych, przyjaźnie, poczucie, że możemy zrobić z kimś coś więcej. To są rzeczy, które mnie motywują, żeby iść dalej. Wspomniałeś o muzyce, Twój związek z nią jest nierozerwalny. To dlatego wybrałeś radio? - Od początku było we mnie dużo muzyki, od początku był rock’n’roll. Jednak radio to zupełny przypadek. Wojtek Waglewski szedł do Rozgłośni Harcerskiej zrobić wywiad. Przyjaźniliśmy się, poszliśmy razem. Przedstawiłem się jako kierownik zespołu Voo Voo, powiedziałem kilka słów i to był początek pierwszej audycji. Później była następna i jeszcze jedna i kolejna,

#21

MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 08/2016


Temat z okładki

#

To, co dziś dzieje się w naszym kraju jest niepokojące, ale prawdziwy PRL już nie wróci. ale naprawdę to był absolutny przypadek, 100 procent spontanu. W tamtych czasach rock’n’rollowych rozgłośni radiowych nie było za wiele, mógłbym policzyć je na palcach jednej ręki. Żeby się dostać do którejś, trzeba było mieć odrobinę szczęścia. Posiadam wszystkie cechy, które kompletnie eliminują mnie z pracy w radio, jąkam się i mówię niegramatycznie. Jednak w Rozgłośni Harcerskiej udało się. Zostałem. Udało się też w telewizji i świetnie udaje się w Internecie. Taki był plan? - Powiem ci, że telewizja to był jeszcze większy przypadek. Minęło już z 25 lat od mojego pierwszego programu. Przez ten czas zebrałem trochę wiedzy, doświadczenia. Nigdy nie kształciłem się w tym kierunku, wiele rzeczy robiłem na zasadzie prób i błędów. Mógłbym napisać przewodnik dla kogoś, kto chciałby przejść się tą samą drogą. Ważne, żeby być cierpliwym i iść spokojnie przed siebie. Wtedy można osiągnąć naprawdę fajne rzeczy i wspiąć się na taki poziom, który pozwala myśleć o tym, co się robi w sposób profesjonalny. Teraz przyszedł czas na dziennikarstwo internetowe. To już nie jest przypadek. Nasza fundacja mocno rozwinęła tę formę. Jesteśmy bardzo aktywni na Facebooku, w końcu czasy się zmieniają. W ostatnim czasie zmian jest szczególnie sporo, kilka dotknęło też Ciebie. Trójkę zamieniłeś na Antyradio. Co z „trójkowymi” słuchaczami? - Pożegnałem się z Trójką i to była moja decyzja, nikt mnie nie zwolnił. W przypadku autorskich audycji, słuchacze przechodzą do nowej stacji razem z autorem. Od ponad roku mój program miał swój własny fanklub. Nikt w Trójce nie ma takiego oddolnego fanklubu, ja miałem. Członkowie to dorośli ludzie, którzy jeżdżą razem na Przystanki Woodstock i inne koncerty, w internecie utrzymują ze sobą bieżący kontakt. Zrobili nawet własne koszulki i logo. W takim przypadku wiadomo, że wspólnie przechodzimy do nowego radia. Moja audycja trafiała też na typowego „trójkowego” słuchacza, któremu mogła się podobać lub nie. Taki słuchacz nadal będzie słuchać Trójki. Stacja przeżywa teraz kolejną zmianę ideologiczną. Kilka już przetrwała. Takie wstrząsy na pewno nie są dobre, ale wierzę, że nadal pozostanie tam dużo dobrej muzyki. W Antryradio Twoja audycja jest bardziej spójna z całodzienną ramówką, a to chyba duży plus?

MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 08/2016

- Proponujemy ten sam ciąg muzyczny, słuchacz nie musi specjalnie czekać na audycję i przełączać kanałów. Wszystko co jest tu związane z muzą i tematami, fajnie styka. Ludzie super reagują, piszą mnóstwo maili. W ciągu dwóch godzin nie jestem w stanie przeczytać nawet połowy wiadomości od słuchaczy. Słyszałam, że czytasz wszystkie listy i maile, na każdą wiadomość odpowiadasz. Naprawdę znajdujesz na to czas, czy to tylko taka legenda? - Po pierwszej audycji w Rozgłośni Harcerskiej dostałem trzy listy. Były od tego samego gościa. Odpowiedziałem na każdy z nich i zrobiłem kolejną audycję. Dzięki tej audycji i listom zaczęła się moja przygoda z radiem. W tamtych czasach, gdzie nie było internetu i takich możliwości komunikowania się ze sobą jak teraz, po miesiącu dostałem worek listów. To był taki wielki, pocztowy wór. Jak były wakacje, to brałem te wszystkie listy ze sobą, kupowałem znaczki, drukowałem koperty i odpisywałem. Nauczyłem się, że na każdy z listów trzeba odpowiedzieć. Wyszła z tego nawet książka „Listy do Owsiaka”, przepiękna, bardzo mądra. Dla mnie najważniejszą rzeczą jest kontakt ze słuchaczami. Jeżeli przeczytam wiadomość, ale nie zdążę odpisać podczas audycji w radio, staram się dać sygnał, że znam treść listu. Odpowiadam też na maile do fundacji, które są do mnie zaadresowane. Czasem jednym słowem „dziękuję”, czasem całymi wywodami. Ludzi to zaskakuje, ale to są naprawdę fajne maile, gęste od treści. Wszystkie odkładam. Może znowu wydamy książkę, tym razem „Maile do Owsiaka”. List to świetny sposób, żeby do Ciebie dotrzeć, ale są osoby, które pojawiły się na Twojej drodze w inny sposób. Taką osobą jest Łukasz Berezak ze Szczecina. Pamiętasz tę sytuację? - Pewnie, że tak. Łukasz to mój kumpel. Rzeczywiście dotarł do nas przez obrzydliwy, dziennikarski hejt. Ludzie rzucili się na chłopaka ze swoją koncepcją, nawet nie próbując zrozumieć, dlaczego Łukasz robi to co robi, a Łukasz po prostu wspierał WOŚP. Kiedy się dowiedzieliśmy, że chłopak, który sam walczy o swoje życie, zbiera dla nas pieniądze i zmaga się z tak wielkim hejtem, nie wytrzymałem, zadzwoniłem i powiedziałem - Łukasz jutro gramy u Ciebie na podwórku. Pojechaliśmy wszyscy samochodem, jechaliśmy długo, ale dojechaliśmy. W ciągu pięciu godzin zebraliśmy muzyków i artystów, rozstawiliśmy graty. Pamiętam, że zagrał Łona, zagrał też Kamil Bednarek, całe mnó-

#22



Temat z okładki

#

Nie chcę nikogo namawiać, żeby jechał na Woodstock, żeby kwestował z nami podczas WOŚP. Jeśli nie chce, niech tego nigdy w życiu nie robi. Proszę tylko o chwilę wyrozumiałości, żeby w tym czasie nie przeszkadzać. Niestety tych przeszkadzających, którzy mają konkretną władzę w rękach, jest dość sporo i to jest bolesne, dlatego zwyczajnie dbam o codzienność, nie zadzieram nosa i staram się bardzo mocno stąpać po ziemi.

stwo wspaniałych ludzi. TVN transmitował koncert na żywo. Wtedy poznałem Łukasza i od tamtej pory kontaktujemy się ze sobą bardzo żywo. Czyli mylą się osoby, które uważają, że to znajomość tylko na potrzeby Finału? - Nasz kontakt jest normalny i naturalny przez cały rok. Łukasz przyjeżdża też do nas na Woodstock, był w tym roku i w poprzednim. Wziąłem go na scenę i przedstawiłem wszystkim - to mój kumpel, Łukasz. Czasem jest tak, że nagle patrzę, a Łukasz wjeżdża do nas na zaplecze. Jeśli akurat jestem zajęty, to mówię jak człowiek - Łukasz mam tu teraz swoją robotę, ale za godzinę zapraszam na scenę. Wtedy ktoś z nas się nim zajmuje, a za godzinę wszystko działa zgodnie z planem. Łukasz czuje się u nas, jak u siebie. Kiedy się widzimy, to tak jakbyśmy znali się 100 lat. Traktujemy to bez euforii, staramy się nie robić z tego wielkiego zadęcia. Wielką Orkiestrą i Przystankiem zmieniłeś życie wielu ludzi. Zima bez WOŚP nie istnieje, podobnie jak lato bez Woodstocku. Masz poczucie, że zrobiłeś coś ważnego, że coś zmieniłeś? - I tak mi pewnie nie uwierzysz, ale nie, nie mam takiego poczucia. To, co robimy, do dla mnie normalna codzienność, która momentalnie wylatuje w kosmos, kiedy np. wojewoda mówi, że podwyższy ryzyko Przystanku Woodstock albo kiedy inni politycy zaczynają atakować naszą pracę. W takich momentach wszystko sprowadza się do parteru. Poczucie, że robimy coś wielkiego znika, bo kiedy ktoś wyciąga do nas armaty, trzeba się bronić. Niestety, często odpieramy ataki ludzi, którzy kreują nasze życie, nasz kraj. Naprawdę moim motto nie jest naprowadzanie ludzi na to, co robimy i przekonywanie ich do nas. Nie chcę nikogo namawiać, żeby jechał na Woodstock, żeby kwestował z nami podczas WOŚP. Jeśli nie chce, niech tego nigdy w życiu nie robi. Proszę tylko o chwilę wyrozumiałości, żeby w tym czasie nie przeszkadzać. Niestety tych przeszkadzających, którzy mają konkretną władzę w rękach, jest dość sporo i to jest bolesne, dlatego zwyczajnie dbam o codzienność, nie zadzieram nosa i staram się bardzo mocno stąpać po ziemi. To nie może być łatwe, kiedy stworzyło się „najpiękniejszy

MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 08/2016

festiwal świata”. W czym tkwi fenomen Przystanku? - Przystanek Woodstock to czas, kiedy pół miliona naszego narodu zbiera się w jednym miejscu i nie bierze się za łby, tylko zwyczajnie ze sobą egzystuje, przy dobrej muzyce. Ci ludzie później wracają do domów i świat Woodstocku niestety zbija się z rzeczywistością. W ich środowisku, miejskim czy wiejskim, różnie bywa z tolerancją. Zazwyczaj osoby, które różnią się od innych, wzbudzają agresję. Na Przystanku jej brak, tam wszyscy są równi, razem tworzą coś pięknego i bardzo, bardzo kolorowego. Jest tam też mnóstwo dobrej muzy, dobrej sztuki. I przede wszystkim jest tolerancja. Tolerancja, która pozwala, żeby to wszystko działało jak trzeba. Chwilę przed i chwilę po Woodstocku media zakipiały od wiadomości, że to ostatni Przystanek. Przez lata Kostrzyn stał się miejscem kultowym, jakiekolwiek zmiany naprawdę wchodzą w grę? - To nie jest ostatni Przystanek. Datę kolejnego już zapowiedzieliśmy – 3, 4, 5 sierpnia. Kostrzyn czy inne miejsce, wszystkie te miejsca będą w Polsce. Wszędzie będzie ten sam ustrój, ci sami wojewodowie, którzy decydują o sprawach organizacyjnych. Dlatego zmiana miejsca raczej niewiele by dała. Problem obraca się wokół chęci, a raczej niechęci pewnych osób do nas. Może nie być festiwalu, ale woodstockowicze zostaną. To są ludzie, którzy wpisują sobie tę datę do kalendarza i później chcą być ze sobą. My się z tego cieszymy i staramy się robić swoje. Daliśmy termin, teraz pakujemy się i sprzątamy, za chwilę zaczniemy przygotowania do następnego Przystanku. Nie przewidzimy czy jak w tym roku, na trzy tygodnie przed Woodstockiem, coś się zmieni. Woodstock swoją historią zahaczył też o Szczecin, a w zasadzie o Szczecin Dąbie. To był drugi Przystanek, jaki zorganizowaliście. Opowiesz co nieco? - Doskonale pamiętam tamten Przystanek. Szczecin Dąbie, bardzo trudne miejsce. Ogromna łąka Aeroklubu. Przed Woodstockiem deszcz nie odpuszczał. W dodatku miejsce zaliczyło „cofkę”, jeszcze przed ulewami cofająca się Odra wszystko zalała. Musieliśmy cierpliwie czekać, aż woda się wchłonie. Zespół Quo Vadis pomógł nam w logistyce. Przy festiwalu szczególnie biegał Mario, gitarzysta zespołu, który pracował wtedy na

#24


poczcie i na co dzień jeździł samochodem marki Żuk z napisem „łączność”. Warunki były naprawdę fatalne. Wszystko co się tam działo, nie stykało ze sobą. Nas i nasze biuro ulokowano w barakach, bardzo śmierdzących barakach. Ludzie próbowali zadomowić się w tej mokrej trawie. Scena była totalną „samoróbką” z rusztowań budowlanych. Festiwal był serią bolesnych doświadczeń, ale dzięki temu wiele się nauczyliśmy. Pamiętam też moment, kiedy wszedłem na scenę otworzyć festiwal, deszcz ustał, a na niebie zrobiła się dziura pełna błękitnego koloru i zaświeciło słońce. Po prostu cud. Przystanek był robiony „rękami i nogami”, ale jak najbardziej się liczy, mamy go nawet zarejestrowanego na płytach. A jak Was przyjął Szczecin, jak zapamiętałeś miasto? - Miasto przyjęło nas bardzo dobrze, ale chyba tak do końca nikt nie wiedział, co z tą imprezą zrobić. Tak, jak wspomniałem, zdecydowaliśmy się wydać z tego festiwalu trzypłytowe wydawnictwo CD w prawdziwej, dżinsowej kieszeni. Próbowaliśmy znaleźć sponsora okładki i uderzyliśmy do przedsiębiorstwa Odra, które produkowało polskie dżinsy. Odmówili nam, chy-

ba w ogóle nie kumali o co właściwie chodzi. Koniec końców za szycie zabrał się Levi’s. Szczecin zapamiętałem jako jedno z piękniejszych miast, piękna architektura, dużo zieleni, niezwykłe bunkry. Świetne miejsce warte wielu rzeczy, ale trzeba tu dojechać. Szczecin nie jest na trasie, nie jest po drodze. Co by się nie robiło, nawet większe tournée, to jednak trzeba zboczyć z drogi. Za to ze Szczecina do Kostrzyna jest bardzo blisko. Co roku mamy stąd wspaniałą publiczność. Zdecydowanie dużo się wokół Ciebie dzieje, teraz czas na odpoczynek? - Do końca lipca zawsze jest jeszcze szał, pakujemy Woodstock do wielkiego tira i sprzątamy. Sierpień jest wakacyjny. Wrzesień to początek przygotowań do Finału WOŚP. Później znów Woodstock. Nie łapiemy siedmiu srok za ogon, staramy się robić to, co robimy najlepiej. A myślałeś już o emeryturze? Prezydent coś proponuje, ale podobno jest tak dziadowska, że się za nią nie biorę.

#25

MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 08/2016


Edytorial

#

Za granicą schematów Nietypowe kolory, oryginalne kreacje i niebanalna uroda modelki złożyły się na powstanie najnowszej sesji Dastina Kouhana. - O współpracy z Klaudią myślałem od dłuższego czasu – zdradza fotograf. - Była moją muzą. Razem ze stylistką, Izą, chcieliśmy wyjść poza schematy. Nie interesują nas kolejnej proste lub chaotyczne sesje, które dadzą się opisać jedynie słowem „ładna”. O takich zdjęciach szybko zapominamy. Tym razem postawiliśmy na ubrania, ich nietypową fakturę i specyficzne kolory, których próżno szukać na ulicy, a tym bardziej na stadionie, na którym się znaleźliśmy. Miłego oglądania! Model: Klaudia Winiarska / Agency: Specto Models Stylist: Izabella Krutul / Mua/Hair: Kinga Tyborska Bednarek Photo: Dastin Kouhan / Futro z kulkami: Edyta Kaczyńska Futro z frędzlam: Orushka / Spodnie oraz golf : Van Hoyden

MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 07/2016

#26





Edytorial

#



Historia mody

#

Kolorowo czy nie, ale zawsze modnie Moda dla szczecinian od zawsze była jednym z najważniejszych elementów. W domowym zaciszu, w wielkich fabrykach i małych zakładach powstawały kreacje na miarę paryskich i mediolańskich wybiegów. TEKST Celina Wojda / FOTO Sebastian Wołosz

Szczecin, jak każde miasto portowe, zawsze był kolorowy i modny. Członkami wielu rodzin byli marynarze, którzy przywozili modne ubrania lub tkaniny. Szczególnie w czasach, kiedy nie można było swobodnie podróżować i czerpać inspiracji z witryn i ulic miast zachodniego świata. Nawet osoby, które nie interesują się modą, musiały słyszeć o epoce „grempliny” i peruk. Artykuły te były obiektami powszechnego pożądania kobiety schyłku lat 70. XX wieku. Tak, jak w całym kraju, również w Szczecinie w każdym domu była maszyna do szycia, dzięki której powstawały - za sprawą mam, babć i cioć - niepowtarzalne kreacje na miarę ciała i ducha modniś. Trzeba było kombinować. Z kilku kawałków bawełny, tkanin zasłonowych, tetry na pieluchy i starych swetrów powstawały falbaniaste spódnice, patchworkowe swetry i sukienki. Innym źródłem modnych strojów był tzw. przemysł lekki. - Szczecińska Dana i Odra szyły pełną parą, ale rynek był nienasycony, trzeba było mieć „chody”, aby wejść w posiadanie wymarzonego ciucha – wspomina Katarzyna Bobala, projektantka. - Pamiętam z tamtych lat piękną kolekcję Dany „Kwiaty Polskie”.

Szalone lata 80. Dana i Odra robiły co mogły, ale były to ubrania dla kobiet „dorosłych”, a wciąż rosło zapotrzebowanie na modę młodzieżową. Pojawiły się pierwsze teledyski MTV, filmy video, które rozpalały wyobraźnię. - Pojawiła się Madonna! W 1984 roku wyskoczyła jak diabełek z pudełka, cała w elastycznych koronkach, siatkowych podkoszulkach i czarnych punk-spódniczkach. Obwieszona plastikową biżuterią i w ciężkim makijażu. Jej styl porwał nastolatki na całym świecie. Nic więc dziwnego, że i szczecinianki chciały wyglądać, jak Madonna – opowiada projektantka. Estradowe kreacje stały się inspiracją strojów codziennych. Było naprawdę kolorowo. Na ulice wyszły neonowe kolory, lycry, elastyczne koronki i tiule. Na głowach obowiązkowo trwała, najlepiej komputerowa i na „mokrą włoszkę”. Pojawiły się również

MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 08/2016

butiki z ubraniami przywożonymi z Turcji. Marmurkowy jeans zdobył serca. Spodnie, kurtki, sukienki - wszystko marmurkowe, ozdobione niezliczoną liczbą kieszeni i zamków.

Telewizyjne trendy - Moda to naśladownictwo, potrzeba identyfikacji z grupą, która jest dla nas wzorem, daje poczucie przynależności, wtajemniczenia - mówi projektantka Katarzyna Bobala. W latach 90. rozpoczęła się era zagranicznych seriali. „Dynastia”, „Beverly Hils 90210”, „Powrót do Edenu”. To były seriale pełne świetnie ubranych postaci. Nieważne były losy bohaterów, tylko to, w co byli ubrani. - To był czas, kiedy modę dyktowała Alexis z „Dynastii” - śmieje się projektantka. - Z bufiastymi rękawami, złotymi guzikami, opięta do utraty tchu. Stała się ikoną stylu. Podobnie było z modą męską. Też wzorowano się na serialach. Zwłaszcza „Miami Vice”. - Pamiętam jedwabne kolorowe koszule, zaprojektowane przez Versace, gdzie pacha zaczynała się na wysokości pasa, tak obszerne, że pasowały na wszystkich śmieje się Bobala. W latach 90. telewizja była prawdziwym oknem na świat. Modne było to, co obecnie prezentowano w programach telewizyjnych. W taki sposób swoją popularność zyskały leginsy z lycry. Pojawiły się programy, w których promowano zdrowy i aktywny tryb życia. Kobiety zaczęły ćwiczyć z Cindy Crawford. - Inspiracją do street looku okazał się styl sportowy - opowiada projektantka. Dziewczyny chodziły w kolorowych, obcisłych leginsach z lycry, do tego obowiązkowo zakładało się długie skarpety zrolowane w kostkach. Taki wizerunek dziewczyny jeżdżącej na wrotkach.

Zwrot w modzie Nie wszystkie kobiety chciały biegać, uprawiać aktywność sportową lub przypominać Madonnę. Modowych inspiracji zaczęły szukać w ubraniach, które powstały kilka dekad wcześniej. W latach 90. można znaleźć też sporo nawiązań do mody lat 20.

#32


Historia mody

#

#33

MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 08/2016


Historia mody

#

- To były bardzo eleganckie i stylowe kolekcje - zauważa Bobala. - W Szczecinie kilka takich kolekcji stworzyła Magda Brancewicz, właścicielka jednej z - pojawiających się jak grzyby po deszczu - prywatnych firm odzieżowych, Magnum. To były piękne stroje: trochę retro, układane spódnice, sukienki z obniżonym stanem. Były czymś nowym i cieszyły się dużym powodzeniem. Powoli zaczęto rezygnować z kolorowych, plastikowych dodatków i sztucznej biżuterii. Moda przestała być krzykliwa. To był pierwszy moment, gdy zaczęto szukać inspiracji w tym, co już było, np. w latach 60. - Sylwetka przestała być deformowana szerokimi ramionami i obszernymi spódnicami, pojawiło się pojęcie stroju formalnego, czyli odpowiedniego do pracy biurowej - dodaje Katarzyna Bobala. Powstawały firmy prywatne zajmujące się szyciem swoich kolekcji, zatrudniały projektantów, zaczęto sprowadzać tkaniny. Szycie i projektowanie ubrań zaczęło odbywać się na coraz wyższym poziomie. - Na świadomość mody i pewne oswojenie trendów ogromny wpływ miały i mają dalej, witryny sklepowe.

MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 08/2016

Lata 90. w naszym mieście to czas, kiedy wspaniałe i przedsiębiorcze kobiety sprowadziły do swoich sklepów światowe marki. Pani Oleszkiewicz markę Marc Cain, siostry Karbowinskie: Eskadę i Max Marę, a pani Brancewicz firmę Dorothee Schumacher – dodaje projetantka.

Modna i elegancka Wraz z przemianami politycznymi zmieniała się też moda. W drugiej połowie lat 90. kobiety zaczynają odgrywać ważną rolę w prowadzeniu interesów. Prowadzą własne firmy, stają się partnerami. Są samodzielne i niezależne finansowo i podkreślają to strojem. Pojawia się pojęcie „businesswoman”. - Wszystkie panie pragnęły mieć damskie garnitury, które były eleganckie i praktyczne. W końcu lat 90. absolutnym „must have” był garnitur – zauważa Bobala. Obok garniturów projektowano też proste i eleganckie garsonki, które panie chętnie zakładały do pracy i na spotkania. Kolorem obowiązkowym stała się czerń, a w krojach rozgościł się minimalizm.

#34



Rozmowa miesiąca

#

Dopiero teraz czuję się

PISARKĄ Napisała osiemnaście książek, ale pisarką zaczęła mianować się dopiero teraz. Ludzi nie ocenia, niektórych nawet nie poznaje, ale dzięki temu trafiają jej się wyjątkowe znajomości. Katarzyna Grochola opowiada o swojej najnowszej książce „Przeznaczeni”, pisaniu i rzeczywistości, z którą musi się mierzyć. ROZMAWIAŁA Bogna Skarul / FOTO Polska Press Grupa

- Wie Pani, że dziennikarze prasowi boją się z Panią rozmawiać? - Nie. Dlaczego? Przecież też byłam dziennikarką prasową.

się pełnoletnią, pełnoprawną pisarką. To najdojrzalsza książka, bo jest zbudowana szkatułkowo, bo myślę, że udało mi się w niej opowiedzieć coś o świecie.

- Boją się autoryzacji. Ewentualnych błędów stylistycznych czy językowych. - Autoryzacja? To przecież lepiej dla dziennikarza. Ja od razu poprawiam tak, jak lubię mówić, choć w mówieniu jestem gorsza niż w pisaniu. A w życiu jestem jeszcze gorsza. Kiedyś nie poznałam nawet premiera. Myślałam, że to jakiś aktor.

- A pozostałe nie opowiadały o świecie? - Opowiadały, ale o jakimś wycinku świata. To były zupełnie inne historie.

- I jak zareagował? - Powiedział do mnie: jestem Mareczek. Więc ja do niego: Kasieńka. I w tym momencie zorientowałam się, że to musi być ktoś bardzo ważny. - I co? - Zapytałam czy jest aktorem. Nie puściłam mu ręki. Powiedziałam, że bardzo przepraszam, ale go nie poznaję. Że on na pewno gra w jakimś serialu, ale ja nie oglądam seriali. - No to jak zareagował? - Zaczął się śmiać. Więc mu powiedziałam, że go nie puszczę dopóki mi nie powie, kim jest. Na to powiedział: belkę w cudzym oku widzisz, a źdźbła nie widzisz? I w ten sposób poznałam Marka Belkę. - Świetna historia. Jeszcze kogoś Pani nie poznała? - Oj, tak. Słynę z tego, że nie poznaję ludzi. Kiedyś, jak byłam jeszcze uczennicą i poszłam z koleżanką na wagary, to idąc Krakowskim Przedmieściem w Warszawie ukłoniłam się własnemu ojcu. Wiedziałam, że to jest ktoś znajomy, komu należy się ukłonić, ale nie wpadło mi do głowy, że to mój własny ojciec. - Jest Pani właśnie po premierze swojej najnowszej, świetnej zresztą książki, „Przeznaczeni”. - Po tej książce czuję się pisarką. - Dlaczego dopiero teraz? - Wiem, że to śmiesznie brzmi, bo w końcu mam na koncie 18 książek, ale dopiero teraz czuję

MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 08/2016

- A teraz? - Chciałam pokazać, jak często mylimy w życiu iluzję z rzeczywistością. - A jakie znaczenie ma dla Pani przeznaczenie? - Ogromne. Wiem do czego jestem przeznaczona. Co prawda pan Bóg, dając nam wolny wybór, nieco nam tę drogę utrudnia. O tym mówi przecież „Przypadek” Kieślowskiego. Albo te siedem sekund przy pierwszym spotkaniu, kiedy oceniamy drugą osobę. Oceniamy i już, a później niezwykle trudno jest zatrzeć to pierwsze wrażenie. - Codziennie spotyka Pani nowych ludzi. Walczy Pani z tymi ocenami? - Nie, raczej nie walczę. Mam w sobie otwartość. Jestem zawsze ciekawa, co jest pod spodem. Jak pijany facet na mnie wpada na ulicy i mówi „ty kurwo, jak chodzisz”, to nie myślę o nim źle. Myślę raczej „człowieku jakie musisz mieć ciężkie życie”. Ale to jest raczej tłumaczenie, nie ocenianie. Myślę też sobie, że mu ktoś przed chwilą zrobił krzywdę. To samo powiedziałby do latarni, gdyby na nią wpadł. - Powiedziała Pani, że zawsze wiedziała do czego jest przeznaczona. Od najmłodszych lat Pani pisała. Nawet w podstawówce w zeszycie do matematyki. - Tak. Wiedziałam, że będę pisarką. - Skąd? - To była jedyna rzecz, jaką sobie wymyśliłam w życiu. Przedtem oczywiście chciałam zostać albo aktorką albo zakonnicą, w zależności od tego, jak bardzo byłam nieszczęśliwa, kochając się w kolejnym koledze z klasy. Ale to były

#36


Rozmowa miesiąca

#

- Co zabolało najbardziej? - „Trzepot skrzydeł”. Książka o przemocy domowej. Napisałam ją, bo uważam, że w Polsce nie umiemy radzić sobie z przemocą. Co 10 związek jest tzw. związkiem przemocowym. Żyłyśmy z córką tak, wiemy jak to jest. Tę książkę więc napisałam z dwóch powodów - osobistym i społecznym.

przejściowe marzenia. Wiedziałam, że będę pisać. Nawet wtedy, kiedy nie byłam wydawana, nie zmieniało to mojego poczucia, że jestem pisarką. To przeczucie się później nadwątliło, ale teraz znów wiem, kim jestem. - Przygotowywała się Pani jakoś do pisania? - Jak byłam młoda, to myślałam, że by zostać pisarzem, trzeba ukończyć medycynę. Bo wszyscy pisarze, których miałam w ręku, kończyli medycynę. Boy-Żeleński, Korczak, Bułhakow, Cronin, Van Der Merch - oni wszyscy byli po medycynie. - Dlatego postanowiła Pani zdawać na medycynę. - Między innymi tak. Nie dostałam się, ale za to byłam salową. Myślę, że jedni pisarze kończyli medycynę, a drudzy byli salowymi (śmiech). W końcu otarłam się o szpital. - Jak długo pisze Pani książkę?- Samego pisania wcale nie jest tak dużo. Czas zabiera zbieranie materiałów, czasami nawet z pół roku. Muszę wszystko sprawdzić o czym piszę. Sprawdziłam więc czy rzeczywiście jest ta obora, która ma 100 ha i w niej żyją krowy, które nigdy nie widzą prawdziwego świata. Wiem, że najdłuższe pióra kury japońskiej mają 7 metrów. - Ile Pani duszy jest w książkach? - Trochę nie wierzę w wyuczenie się czegoś. Muszę być postacią, o której piszę i to niezależnie od tego, czy piszę o hazardziście, czy o dziewicy. Muszę się nimi stawać. - To jest Pani także aktorką?- W jakimś sensie tak. Muszę być w skórze tego drugiego człowieka. Sięgam do mrocznych i pięknych zakamarków duszy. A to czasami boli.

- To było dla Pani katharsis?- Ta książka znakomicie pokazała problem. Dostała nagrodę księgarzy. Teraz polecana jest przez terapeutów. Mam więc satysfakcję i mogę powiedzieć, że nie poszły na marne moje doświadczenia. Chyba dobrze opisałam spiralę przemocy i niemocy, współuzależnienia. - A jak to było z Judytą z „Nigdy w życiu”? Dużo Pani zaczerpnęła ze swojego życia? - Dość sporo. Judycie użyczyłam swojego zawodu, swoich przyjaciół, swoich psów, kotów, mojej przyjaciółki, mojej furteczki, która do dziś istnieje, mojego domu. Ale w „Nigdy w życiu” traktowałam świat wybiórczo. Jak pisałam tę książkę, w domu nie miałam ogrzewania. Było mi potwornie zimno. Mój dom był zbudowany z gipsowych pustaków i one nigdy nie wyschły. Pisałam tę książkę na komputerze z nogami w miednicy z ciepłą wodą. Miałam obcięte rękawiczki na palcach, aby można było pisać na klawiaturze. To były hardcorowe warunki. Ale nie pisałam o złych rzeczach, które działy się wokół. Pisałam co się zdarzyło dobrego. Stworzyłam cudowny świat mojej Judyty. - I udało się? - Udało. Myślę, że ta książka, a później film, stały się tak popularne, bo ja tam nie oszukiwałam. Przecież my, kobiety, jesteśmy takie same. Tak samo płaczemy, jak ktoś nas nie rozumie, mówimy „tak”, kiedy chcemy powiedzieć „nie”. A ja to wszystko odważnie napisałam.

Katarzyna Grochola Ukończyła VII Liceum Ogólnokształcące im. Juliusza Słowackiego w Warszawie. Zanim zajęła się literaturą pracowała jako salowa, konsultantka w biurze matrymonialnym, pomocnik cukiernika. Wydane książki jej autorstwa zostały sprzedane w nakładzie niemal 4 mln egzemplarzy. W 2010 r. Grochola uczestniczyła w dziewiątej edycji programu telewizyjnego Taniec z gwiazdami, w którym zajęła trzecie miejsce razem ze swoim partnerem – Janem Klimentem.

#37

MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 06/2016


Pasje

#

Kadry utkane z baśni Marta Ciosek, znana jako Voodica, to jedna z najbardziej charakterystycznych postaci współczesnej polskiej fotografii. Pasję odkryła przypadkiem, zerkając przez wizjer lustrzanki znajomego. Od tamtego czasu minęło kilka lat, które wykorzystała do zbudowania własnego baśniowego świata. TEKST Agata Maksymiuk / FOTO Marta Voodica Ciosek

Aparat to dziś modny atrybut. Nie drażni Cię, że otoczenie aż zgęstniało od osób, które dopisują sobie za nazwiskiem hasło „photography”? - Nie sądzę aby do końca chodziło o modę na bycie fotografem. Oczywiście część osób robi to dla lansu, na bloga, na Instagrama i inne portale. Wiele osób natomiast szuka sposobów ekspresji i kreatywnego spędzania czasu wśród ludzi, którzy posiadają pasję i to jest piękne. Nie drażni mnie fakt dopisywania do nazwiska słowa „photography”- nie zrobi to z człowieka artysty. Szanuję za to dobrą twórczość, bez względu na dopiski przed czy po nazwisku. Gdzie według Ciebie leży granica między amatorstwem a profesjonalizmem w fotografii? Chodzi o talent, umiejętności, sprzęt, wyobraźnię, estetykę, szczęście?- Zdecydowanie postawiłabym na umiejętności, wyobraźnię i estetykę. Nie chodzi o sprzęt, ciekawe projekty można robić puszką z dziurką. Drogi aparat nie zagwarantuje udanych kadrów i o tym trzeba pamiętać. Co do szczęścia - jak to w życiu, trzeba go mieć dużo. Fotografia to dla Ciebie hobby czy pasja?- Przez całe życie byłam związana bardziej z rysunkiem niż fotografią. Przez przypadek odkryłam fascynujący świat fotografii, kiedy przytrzymywałam znajomemu lustrzankę i zerknęłam przez wizjer. Zakochałam się w tym, co widziałam tak bardzo, że niedługo potem kupiłam pierwszy aparat. Fotografia jest moją pasją, której poświęcam większość wolnego czasu, niestety nie ma nic wspólnego z moim życiem zawodowym. Zdjęcie, które najbardziej zapadło Ci w pamięć - dlaczego? - Kiedyś ktoś porównał moje zdjęcia do twórczości Kirsty Mitchell - nie miałam pojęcia kto to jest, więc szybko postanowiłam wygooglować. Zaparło mi dech i do dziś wszystkie jej zdjęcia robią na mnie ogromne wrażenie. Człowiek nie jest w stanie przejść obok nich obojętnie. Pomimo miłego porównania nie śmiałabym nigdy porównywać się z jej talentem. Twoje prace często przekraczają granice intymności, wprowadzają widzów do świata baśni, zupełnie odrealnionego. Skąd czerpiesz inspiracje?- Inspiracje czerpię ze wszystkiego co mnie otacza i co spotykam na swojej drodze. Uwielbiam temat Ofelii, Alicji z Krainy Czarów czy innych bajek. Najważniejsze to móc czuć i widzieć emocje, które sta-

MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 08/2016

ram się przekazywać w moich zdjęciach. Efekty Twoich prac niejednokrotnie zaskakują. Ile zajmują przygotowania i realizacja sesji? - Wszystko zależy od projektu, nad którym pracuję. W zależności od tego czy są to zdjęcia bajkowe czy modowe, przygotowania mogą trwać nawet kilka tygodni. Najtrudniej zebrać ekipę do zdjęć modowych - ciężko dopasować terminy, żeby wszystkim pasowało. Organizacja modelki, stylizacji czy miejsca docelowego sesji - to skomplikowana logistycznie sprawa. Z bajkowymi sesjami jest o wiele prościej, można pozwolić sobie na spontaniczność. Uwielbiam czuć tę wolność wyboru i przyjemność z postprodukcji. Nie tylko otoczenie, ale i Twoje modelki są specyficzne. Na co zwracasz uwagę przy ich doborze? Czy powinny mieć jakieś konkretne cechy? - Hołduję zasadzie, że moim modelkom nie wystarczy uroda. Uwielbiam nietypowe twarze, coś, co przyciąga wzrok. Długie rude włosy, piegi, ciekawe spojrzenie. Wiele modelek popełnia błąd – uważając, że uroda to wszystko co mają do zaoferowania, i że to wystarczy aby dobrze pozować. Akurat to jest najmniej istotne w moim odczuciu. Moje modelki często bywają z pogranicza snu: blade, delikatne, onirycznie - tkają każdy kadr. Twoje prace były wyróżniane przez Vogue.it, ozdabiały popularne na świecie magazyny. Z których publikacji i wyróżnień jesteś najbardziej dumna? Czym chciałabyś się pochwalić? - Wszystkie publikacje sprawiają mi radość. Najbardziej ucieszyła mnie publikacja w młodych talentach magazynu JOY, World’s Best Photo w Practical Photography Magazine UK oraz rozkładówka i wywiad w ASF Magazine, który można było kupić w Empiku. To niesamowicie fajne uczucie, kiedy trzyma się w ręku gazetę i ogląda swoje zdjęcia w druku. Masz kogoś/coś napędzającego do pracy? Wzór, idola, cel, do którego dążysz? - Od samego początku wspierała mnie mama. To ona pcha mnie do przodu i dodaje skrzydeł w momencie zwątpienia. Nie dążę do konkretnego celu, ale gonię marzenia. Ponoć gonienie króliczka sprawia najwięcej przyjemności, więc póki nie mam innych priorytetów w życiu, skupiam się na sobie i tym, co bym chciała osiągnąć i stworzyć.

#38





Kulinaria

#

Sałatka z kaszą i młodym bobem

Dziś zachęcam do sięgnięcia po przepis na sałatkę z młodym bobem i kaszą oraz ogórkiem małosolnym. Długo wahałam się, czy przypadkiem takie połączenie składników nie okaże się dziwnym wymysłem, ale sałatka wyszła wyjątkowo smaczna. Młody bób, kasza, czosnek, idealnie pasują do lampki czerwonego, wytrawnego wina. A to wszystko w połączeniu z domowej roboty sosem winegret. Warto pokusić się też o własnej roboty ogórki małosolne. Składniki potrzebne do sałatki: około 200 g kaszy pęczak, 500 g bobu, 2 ząbki czosnku, pęczek koperku, pęczek pietruszki, 4 ogórki małosolne, sól i pieprz do smaku Na sos winegret potrzebujesz: musztarda, ocet balsamiczny, oliwa z oliwek, ksylitol. Sposób przygotowania: Kaszę ugotuj, odcedź i wystudź. Bób ugotuj, wystudź i obierz. Czosnek, pietruszkę i koperek posiekaj, a ogórki pokrój w kostkę. Wrzuć do miski. Składniki na sos przygotuj według Twoich proporcji. Dzięki temu zyskasz ulubiony przez siebie smak. Smacznego!

zielono i zdrowo

Joanna Latuszek, autorka bloga Manufaktura Ciastek. Dziewczyna z pasją i aparatem fotograficznym. Z wykształcenia ekonomistka, pracująca na wyższej uczelni. Temu co kocha, oddaje się w 100 procentach, a Manufaktura Ciastek jest tego najlepszym przykładem. Więcej zachwycających przepisów Joanny znajdziecie na: www.manufakturaciastek.pl

MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 06/2016

#42


W królestwie burgerów Wystarczy jeden kęs, by zakochać się w smaku prawdziwej wołowiny, dlatego jedzenie prawdziwych burgerów stało się czymś więcej niż tylko posiłkiem. Stało się kulturą. Udowodniono, że burgery najlepiej smakują wśród przyjaciół, wypiekane na ogniu grilla. I właśnie tak przyrządza się je u Woła i Krowy. Przy dźwiękach subtelnej muzyki, rozkoszując się minimalizmem wnętrza lokalu, goście nie raz dali się uwieść prawdziwej wołowinie. W pionie danie utrzymuje długa wykałaczka, a drewniana tacka zabezpiecza przez ewentualnym poślizgiem. Kto jeszcze nie miał okazji częstować się burgerem musi wiedzieć, że bułę trzeba chwycić mocno od tyłu, tak żeby nie zgubić jej wnętrza. Wół i Krowa to lokal wyjątkowy i obecnie jedna z najbardziej rozpoznawalnych burgerowni w Szczecinie. Wyróżnia się przede wszystkim jakością serwowanych dań. Lokal jest usytuowany w urokliwej części miasta - na Podzamczu. Wygodny dojazd oraz bliskość centrum sprawiają, że restaurację można odwiedzić o każdej porze. Marka restauracji Wół i Krowa to także wakacyjny lokal w jednym z najszybciej rozwijających się nadmorskich kurortów, w Dziwnowie. To jedyna profesjonalna burgergerownia w miasteczku. Czynna podczas letnich wakacji podbiła serce nie jednego turysty, dlatego pozytywne opinie na temat serwowanych dań, pochodzą nie tylko z Polski, ale i z zagranicy. To również nowoczesny food track. Furgonetka dojedzie dosłownie w każde miejsce, a sztab kulinarnych specjalistów tylko czeka by przyrządzić soczystą wołowin. Wystarczy 10 minut i buła gotowa. Burgery powstają ze świeżych produktów na oczach klientów, tu nic się nie ukryje. W menu są

dostępne pozycje dobrze znane z restauracji „matki” na Podzamczu. Prócz burgerów znajdzie się też kubek świeżo parzonej kawy lub butelka orzeźwiającego napoju.Nie ważne czy w mieście czy nad morzem w wakacje nie można odpuścić sobie Hawajskiego Bikini. To coś dla wielbicieli upalnych dni i letniej atmosfery. Całe 200 gram wołowiny przykryte plastrem sera mimolette opala się w towarzystwie soczystego ananasa. Od wścibskich spojrzeń osłania je chmurka roszponki i świeży pomidorek. Otoczeni parawanem maślanej bułki czekają, aż się do nich dobierzesz. A komu upałów jeszcze mało polecamy Piekło w Gębie. Papryczki jalapeno i sos meksykański rozpalą nawet najbardziej wytrzymałe podniebienia. Wołowina do burgera smaży się w samym piekle, a pilnuje jej prawdziwy amerykański bekon. Rukola razem z czerwoną cebulą nadają tonu wybuchowej atmosferze, jednak nie dają do końca ugasić płomieni. Restauracja jest też gotowa na specjalne okazje - romantyczne spotkania, rodzinne uroczystości i rocznie. W końcu jak świętować to hucznie, a jak jeść to do syta. Absolutnym królem jest tu Stek w sosie kurkowym, podawany ze smażonymi ziemniaczkami oraz sałatką, tuż obok niego figuruje Stek z polędwicy w sosie borowikowym. Do tego szeroka paleta drinków i piw. Kiedy brzuchy będą już pełne, polecamy odprężyć się przy lampce wina, filiżance gorącej czekolady, ewentualnie kubku jaśminowej herbaty. Zarówno Wół jak i Krowa zapraszają o każdej porze, na każdy posiłek. Smak gody królewskiej pary gwarantowany!

Restauracja Wół i Krowa | ul. Wielka Odrzańska 20, Szczecin | Rezerwacje i zamówienia : 731 000 230 | kontakt@wolikrowa.com | www.wolikrowa.com

#43

MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 06/2016


Kulinaria

#


...dotarła do Szczecina Kilka lat temu mieliśmy do wyboru dwa rodzaje piwa: jasne i ciemne. Dziś, każdego dnia możemy wybierać między: ale, ipa, bock czy stout. W sklepach półki uginają się od dziesiątków rodzajów piw, a właściciele pubów dostrzegają coraz większe zainteresowanie ciekawymi gatunkami tego trunku. TEKST Oskar Masternak / FOTO Joanna Latuszek


Kulinaria

#

Czym właściwie jest „piwna rewolucja” i o co w niej chodzi? By odpowiedzieć na te pytania, trzeba cofnąć się do lat 70. poprzedniego wieku, do Stanów Zjednoczonych. Tamtejsi piwosze mieli do wyboru jedynie jasne piwo typu „lager”, czyli to, które proponują nam również największe polskie koncerny. Domowe piwowarstwo nie istniało, ponieważ było prawnie zakazane. Prezydent Jimmy Carter w 1978 roku zalegalizował produkcję piwa własnym sumptem i w ten sposób zaczął się oddolny proces zmian na światowym rynku browarniczym. Chodziło o poznanie czegoś nowego, czegoś, co nie jest łatwo dostępne w supermarkecie. Przecież zawodowi piwowarzy rozróżniają ponad sto stylów piwa, a nie tylko jasne czy ciemne! Nad Wisłę moda na poznawanie nowych, piwnych smaków dotarła na początku XXI wieku. Polscy konsumenci zauważyli zachodnie trendy i własnymi środkami próbowali dorównać wzorcom z Czech czy Niemiec. Dopiero sześć lat temu rodzime warzelnie szerzej weszły na rynek. Dwóch piwowarów ze Śląska stworzyło Piwo Grodziskie, które otworzyło zmysły polskich piwoszy. Dwa tysiące butelek rozeszło się w ciągu miesiąca. Później przyszedł czas na „Atak Chmielu”, w którym wykorzystali amerykański chmiel. Okazało się to strzałem w dziesiątkę. Zachwyceni swoim sukcesem postanowili stworzyć firmę PINTA, która dziś w portfolio ma prawie czterdzieści różnych rodzajów piwa. - Jeśli w Polsce trwa rewolucja piwna, warzymy od jej pierwszego dnia. 28 marca 2011 roku powstała pierwsza warka Ataku Chmielu – chwalą się na swojej stronie internetowej właściciele Bro-

MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 06/2016

waru PINTA. Od tego czasu powstało wiele lokalnych, rzemieślniczych browarów, które powoli zaczynają konkurować z krajowymi potentatami piwowarskimi.

Szczecin czerpie wzorce W Polsce nasze miasto kojarzone jest głównie z jedną marką piwa, od lat warzoną na Pomorzanach. Od około sześciu lat pierwsze zwiastuny nowej mody zaczęły pojawiać się w Szczecinie. Powstały sklepy, w których można dostać piwa z wielu stron Polski i świata. Oferta pubów powiększa się o produkty mniej znanych browarów. Powstały również lokale, gdzie można wypić piwo warzone na miejscu. W końcu nadszedł czas na pierwszy samoistny browar rzemieślniczy. - Razem ze wspólnikami jesteśmy dziećmi piwnej rewolucji. Żaden z nas nie miał styczności z poważnym piwowarstwem. Sam przez kilka lat eksperymentowałem w domu z produkcją piwa, natomiast moi partnerzy prowadzą sieć dystrybucji piw – przyznaje Piotr Jaworski, współwłaściciel Hopsterbeer – pierwszego browaru kontraktowego ze Szczecina. Jego historia rozpoczęła się w 2014 roku. Domowe receptury zostały przeniesione na profesjonalny poziom, zabutelkowane i wprowadzone do sprzedaży. Produkcja odbywa się pod Częstochową, ponieważ, jak mówią właściciele, żaden ze szczecińskich browarów nie byłby w stanie wyprodukować ich piwa. W tej chwili pod swoją marką mają pięć rodzajów piwa, a wciągu ostatniego roku wyprodukowali blisko osiemset hektolitrów złotego napoju.

#46


Kulinaria

#

Choć sporo się w naszym mieście zmieniło w kontekście piwa, to jednak wciąż nie można powiedzieć, że idziemy równym krokiem z innymi miastami, będącymi w trakcie „piwnej rewolucji”. Na przykład w większych ośrodkach organizowane są targi piw rzemieślniczych, w trakcie których polscy piwowarzy mogą prezentować swoje nowe produkcje, wymienić się doświadczeniami czy po prostu promować nowy trend. - Marzy nam się festiwal z prawdziwego zdarzenia. Chcielibyśmy w ten sposób promować Szczecin i region. Mamy taki zamysł, ale nie wszystko w tej kwestii zależy od nas – mówi współwłaściciel browaru Hopster. Każdy domowy piwowar rozpoczyna przygodę z warzeniem piwa od gotowych zestawów, które można kupić w specjalistycznych sklepach lub przez internet. Skład piwa jest naprawdę prosty: słód jęczmienny, chmiel, drożdże i woda. Potrzebny jest garnek, kuchenka gazowa lub elektryczna, drewniane mieszadło i chłodnica. Informacje o tym, jak stworzyć własne piwo można znaleźć na dziesiątkach stron i forów w internecie. - Sztuką jest uwarzyć dobrego lagera. Domowi piwowarzy specjalizują się w produkcji piw nietypowych, szczególnie górnej fermentacji, czyli powstające w temperaturze powyżej osiemnastu stopni Celsjusza – mówi Filip Mazur, utytułowany piwowar domowy. Proces tworzenia nowych smaków wymaga dużej wiedzy, którą profesjonalni piwowarzy czerpią z doświadczenia domowych eksperymentów. - Nowy smak czy rodzaj piwa jest jak nowy obraz. Na początku mamy tylko ogólną wizję, zarys. Zanim pojawi się kompletna receptura, przeprowadzam kilka prób. Dopiero gdy wszystko jest gotowe w stu procentach przekazujemy procedurę do naszego browaru – zdradza Piotr Jaworski.

Piwosz się zmienia Stereotyp piwosza nie wygląda najlepiej. W naszej świadomości to około czterdziestoletni mężczyzna z wąsem, siedzący przed telewizorem i oglądający mecz. W ręce oczywiście ma piwo w puszce, które wypija jednym łykiem. Piwna rewolucja doprowadziła do tego, że po piwo sięgają ludzie w różnym wieku, chcący poznać nowe smaki. Szcze-

cin, oprócz trzech lokali z piwem powstającym na miejscu, może pochwalić się dwoma tzw. multi-tapami. Są to miejsca, w których możemy spróbować kilku różnych piw nalewanych z kranu. Istotą takiego miejsca jest to, że co rusz pojawiają się nowe gatunki z różnych browarów. Ważniejszy jest smak, a nie efekt „szumienia” w głowie. Właścicielem jednego z szczecińskich multitapów jest Marcin Stefaniak, prezes zachodniopomorskiego oddziału Polskiego Stowarzyszenia Piwowarów Domowych. Idea powstania takiego miejsca zrodziła się z potrzeby promocji mało znanych browarów oraz z tego, by w Szczecinie był lokal, w którym można porozmawiać przy piwie o piwie. - Mamy w ofercie osiem lanych piw. Co ciekawe, dużo osób wraca do nas po to, by poznać kolejny rodzaj piwa. Dużą część naszych klientów stanowią kobiety. Choć wydawało mi się, że będą wybierać piwa lekkie i orzeźwiające, to często wybierają piwa ciemne i przepełnione goryczką – przyznaje prezes Stefaniak. Nowe gatunki produkowane przez browary kontraktowe i rzemieślnicze, kierowane są do konkretnej grupy odbiorców. - Nasi odbiorcy chcą się wyróżniać. Lubią czuć się swobodnie i chcą być swobodnym odbiorcą piwa. Jeżeli pójdą do lokalu i zobaczą, że mogą tam jedynie wypić napój popularnej marki, to nie skorzystają z takiej oferty. Chcą czegoś więcej, czegoś oryginalnego. Sięgają więc po piwo rzemieślnicze i się nim rozkoszują – mówi Piotr Jaworski. Choć lipiec nie rozpieszczał nas słonecznymi dniami, to i tak okres wakacji jest tym momentem w roku, w którym Polacy piją najwięcej piwa. Jakie powinno być więc idealne piwo na upalne dni? - Przede wszystkim powinno być jasne i lekkie, ponieważ nasze zmysły intensywniej odbierają kolory bieli i jasnej słomkowatości. Powinno zawierać wyraźną cytrusową nutę, woń kwiatów. Po wypiciu takiego napoju na naszych twarzach powinien pojawić się uśmiech – podpowiada Piotr Jaworski. Domowi piwowarzy potwierdzają te słowa. W piciu piwa najważniejsza, oprócz umiaru, jest radość, którą powinna nas wypełniać po wypiciu najlepszego, letniego trunku. R E K L A M A


SLOW FOOD filozofia jedzenia Zaczęło się niepozornie, bo od wyprawy do Rzymu. Carlo Petrini spacerując uliczkami włoskiej stolicy, tuż przy Hiszpańskich Schodach dostrzegł coś co nie pozwoliło mu już dużej milczeć. Fast foodom, czas powiedzieć dość. Jak pomyślał tak zrobił, a w ślad za nim poszli przedstawiciele 50 krajów świata. TEKST Agata Maksymiuk / FOTO Joanna Latuszek

Od rewolucyjnej przechadzki Włocha rzymskimi ulicami, mija dziś dokładnie 30 lat. Zapewne po powrocie do domu ani krewni, ani przyjaciele Petriniego nie przypuszczali, że nowatorska idea rozprzestrzeni się po całym świecie i dotrze nawet do takich miast jak Szczecin, Wigry czy Górczyno w Polsce. Ale pewnie zastanawiacie się co tak zszokowało Włocha. Otóż była to restauracja sieci McDonald’s , świe-

MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 06/2016

żo otwarta w jednej z najpiękniejszych i najstarszych dzielnic Rzymu. - Jeśli fast foody pojawiają się w miejscach tak wspaniałych to, co się stanie z chwilą wytchnienia, czasem spędzonym wśród przyjaciół, wreszcie przyjemnością smakowania posiłków - przeszło Petriniemu przez myśl. - Kultura „fast” zabierze wszystko to co w jedzeniu najpiękniejsze. A na to, pozwolić nie można!

#48


Świadomość jedzenia W momencie wynalezienie silnika parowego świat jakby trochę nabrał tempa, a im więcej lat upływa od pamiętnego wydarzenia, tym szybsze staje się to tempo. W tym pośpiechu nie łatwo znaleźć czas na wspólny posiłek przy rodzinnym stole, nie wspominając o próbie degustacji i powolnego smakowania przygotowanych dań. W końcu ktoś musiał powiedzieć „dość” i zaproponować nowe zasady. - Czyste, zdrowe, sprawiedliwe - mówi Andrzej Buławski, prezes convivium Slow Food Szczecin. - Takie powinno być jedzenie i taki wzór proponuje ruch Slow Food. Stowarzyszanie w Szczecinie swoje korzenie zapuściło 5 lat temu, zasięgiem obejmując całe województwo Zachodniopomorskie. Członkowie postawili przed sobą wiele zadań, jednak naczelnym celem jest poszerzenie świadomości konsumentów na produkt. W końcu Slow Food to nie tylko przeciwieństwo fast foodów, ale cała filozofia jedzenia. Większość społeczeństwa idąc na zakupy za cel obiera sklepy dużych sieci handlowych - mówi Andrzej Buławski. - Za podjęciem takiej decyzji najczęściej kryją się: niska cena i gotowość produktu do użycia. Niestety nie są to wyznaczniki wysokiej jakości towaru. Etykiety często informują o wielu

szkodliwych substancjach, jednak większość ludzi nie zwraca na nie uwagi. Właśnie dlatego postanowiliśmy pomóc małym producentom żywności naturalnej dotrzeć do konsumenta, a konsumentowi wskazać drogę do miejsc, w których czeka prawdziwe zdrowe jedzenie. Powrót na właściwy tor Dawniej rolnik uprawiał ziemię, a hodowca hodował zwierzęta. Dziś rolnik produkuje rośliny, a hodowca mięso. Dotarliśmy do momentu, w którym zaczęły uciekać wartości nadrzędne. - Jeszcze w latach 70 wielu Polaków mieszkało na wsiach - opowiada Andrzej Buławski. - Ludzie siali, hodowali. To co wytworzyli ciężką pracą rąk było zjadane przez ich rodziny i przyjaciół. Teraz najpierw się wytwarza, później sprzedaje, a to co zostanie oddaje się rodzinie. Kryzys nasatąpił w okresie PRL-u, kiedy kultura kulinarna i agrarna zaczęły powoli zanikać. Inspiracje i nowinki kulinarne napływające z Zachodu po 1989 roku, wcale nie pomogły w odzyskaniu poczucia bogactwa smaków i aromatów, jakimi dysponują poszczególne regiony Polski. Dopiero rok 2002 i założenie pierwszego convivium w Krakowie sprowokowały pierwszy przełom w sposobie myślenia.

#49

MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 06/2016


- Chcąc wskazać konsumentom to co najlepsze i najzdrowsze jako Slow Food tworzymy listę restauracji oraz produktów w tym serów i wina, godnych rekomendacji - mówi Andrzej Buławski. - Przygotowujemy też przepisy kulinarne, które polecamy drobnym producentom. Choć na pierwszy rzut oka, można powiedzieć, że nasze działania nie są spektakularne, to jednak mamy się czym chwalić, wystarczy przypomnieć sobie cykliczną akcję Gęsina na św. Marcina, w której również mamy okazję uczestniczyć. Statystyczny Polak w okresie międzywojennym zjadał około 4,5 kg gęsiny na rok. Cztery lata temu, kiedy akcja ruszyła statystyczny Polak zjadał 17 dag gęsiny na rok. W 2015 statystka urosła do 0,5 kg. - Jak to mówią, małymi krokami do przodu - dodaje prezes szczecińskiego convivium. Lista wszystkiego co dobre Slow Food chroni od zapomnienia wszystko to, co dobre i wartościowe. W ten sposób powstał projekt Arka Smaku. Przy udziale przedstawicieli świata kultury, nauki, dziennikarstwa, polityki, a przede wszystkim przemysłu żywieniowego, mali i zagrożeni zapomnieniem producenci żywności dostają szansę odnalezienia się na potężnym światowym ryn-

MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 06/2016

ku - informuje przesłanie stowarzyszenia. Również Polska znalazła swoje miejsce na liście razem z oscypkiem Wojtka Komperdy i miodem pitnym Macieja Jarosa. Organizacja wspiera też rolnictwo ekologiczne i sprzeciwia się stosowaniu produktów modyfikowanych genetycznie. Od rewolucyjnej przechadzki Włocha rzymskimi ulicami mija dziś 30 lat i choć fast foody wciąż są obecne w naszym życiu pamięć o tym co dobre jak nigdy nie była tak pobudzona. - Mówi się, że historia kołem się toczy - wspomina Andrzej Buławki. - Historia żywieniowa zdecydowanie zatacza koło. Wychowałem się w idei, małe jest piękne. Obserwowałem zachłystnięcie się wielkością i szybkością, a teraz znów mam okazję spoglądać na powrót do tego czego mnie nauczono.

Od jakiegoś czasu na naszych łamach można podziwiać smakowite fotografie Joanny Latuszek. Joasia od niedawna zakasała rękawy i fotografią jedzeniową postanowiła zająć się profesjonalnie. Trzymamy kciuki i zapraszamy na jej bloga: www.manufakturaciastek.pl.

#50


R E K L A M A

"Niech pożywienie będzie lekarstwem, a lekarstwo pożywieniem” Hipokrates

Bio korona to sklep, w którym znajduje się żywność bez glutenu, bez cukru i bez alergenów. Na naszych półkach znajdziesz: • wyroby wędliniarskie wytwarzane w oparciu o stare receptury przekazywane z pokolenia na pokolenie • warzywa i owoce posiadające certyfikat bez nawozów sztucznych i pestycydów • artykuły spożywcze nie zawierające sztucznych barwników, środków zapachowych, smakowych i konserwujących • produkty nabiałowe bez barwników i aromantów, stabilizatorów, konserwantów, zagęszczaczy i skrobi

Znajdziesz nas Adres: Przyjaciół Żołnierza 128B/B11 (pawilon przy Starej Cegielni)


Kulinaria

#

W Zielonym Kramie Jest takie miejsce w Szczecinie, gdzie można poczuć smak naturalnej żywności, stworzonej z pasji i miłości do jedzenia. Tu wszystkie produkty pochodzą od rolników, pszczelarzy, małych i średnich gospodarstw, wszystkie zostają utrzymane w duchu regionalności i ekologii. W podróż po tajnikach świata natury zabrała nas Patrycja Dąbek, twórca Zielonego Kramu. TEKST Agata Maksymiuk / FOTO Sebastian Wołosz

Naturalne jedzenie to coraz popularniejszy temat, ale co właściwie rozumiemy przez hasło „naturalne”? - Naturalne, czyli uprawiane bez pestycydów, tworzone bez konserwantów i niemodyfikowane genetycznie, wolne od GMO. Jeśli mówimy o produktach roślinnych, to mówimy o produktach uprawianych na organicznej glebie. W przypadku produktów odzwierzęcych, mówimy o zwierzętach z wolnego chowu, samodzielnie pasących się na pastwiskach. Stosowanie hormonów i szczepionek wspomagających wzrost jest absolutnie niedozwolone. Naturalna żywność jest często mylona z ekologiczną. Czy naprawdę tak łatwo pomylić te dwa pojęcia? - Rzeczywiście, wiele osób używa tych określeń zamiennie. Może to wynikać z tego, że świadomość zdrowego żywienia dopiero się w nas budzi. Różnicę najprościej wyjaśnić na przykładzie. Za żywność naturalną uznamy rzodkiewkę, która rośnie w naszym ogródku, o ile nie wzmacniamy jej żadnymi pestycydami. Żeby tę samą rzodkiew uznać za ekologiczną, nasz ogródek i samo warzywo musi przejść szereg kontroli. Produkt ekologiczny to przede wszystkim produkt certyfikowany. W moim sklepie Zielony Kram, 95 procent towaru, to właśnie żywność ekologiczna. Pozostałe 5 procent to produkty regionalne, w pełni naturalne, od zaufanych dostawców. Wielu producentów znakuje swoje towary sloganem „bez konserwantów”, czy zawsze jest to wyznacznik dobrego wyboru? Na co powinniśmy najbardziej uważać w czasie zakupów? Najważniejszy jest skład produktu i jego historia. To właśnie od tego należy zacząć. Duży napis „bez konserwantów”, to obecnie najpopularniejszy chwyt marketingowy. Niestety jest bardzo mylący. Składniki wykazane na etykiecie nie są gwarancją odpowiednich warunków uprawy roślin czy hodowli zwierząt. Zdarza się, że owoce przeznaczone do produkcji dżemów, zanim dotrą do kociołka, są kilkanaście razy pryskane. Etykieta o tym nie informuje. Moim klientom zawsze polecam wybierać produkty oznaczone zielonym listkiem na opakowaniu. Zielony listek to ogólnie przyjęty znak produktów ekologicznych, których historia jest sprawdzana od początku do końca. A co z samym czytaniem etykiety? Zwykle jest tam wiele tajemniczych nazw. - Czytanie składu nie zawsze jest łatwe. Wiele osób, widząc na wykazie „E” albo nieznane nazwy od razu odkłada produkt na półkę. Nie jest to właściwa reakcja, bo nie wszystkie „E” są szkodliwe. Na pewno bardzo trzeba uważać na „E250” i wszelkiego rodzaju konserwanty, które niestety zaakceptowała Unia Europejska. Żeby nie dać się zwariować, najlepiej szukać

MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 08/2016

produktów ze wspomnianym zielonym listkiem. W takim razie w Zielonym Kramie możemy czuć się w pełni bezpiecznie. Które produkty w ofercie są tymi najbardziej wyjątkowymi? - Na pewno są to wypieki mojej mamy, znane w Szczecinie jako „wypieki Joli” (śmiech). Mama piecze od wielu lat i jej ciasta naprawdę cieszą się uznaniem. Powoli zaczyna przygotowywać też propozycje bez glutenu i bez laktozy, czyli pod wyspecjalizowanego klienta. Oprócz tego oferujemy chleb, sprowadzany jedynie dwa razy w tygodniu z Berlina. Miejsce, z którego pochodzi, to stara piekarnia z ponad 50-letnią tradycją. Chleb jest w 100 proc. ekologiczny i certyfikowany, robiony z odmian ziaren, które powszechnie już nie występują. Raz w tygodniu przyjeżdżają też świeże ryby. Do tego mięso, na którego kontrolę kładziemy bardzo duży nacisk. Zdarzało mi się, że mimo zapewnień producenta, towar zawierał konserwanty. W takich przypadkach od razu rezygnujemy z zamówienia. Jest też nabiał, zarówno w klasycznej wersji, jak i specjalnie dobrany pod klienta, który nie może przyjmować białka czy laktozy. Staramy się sprowadzać mleko bawole, owcze i kozie. Latem zawsze dbamy, żeby nie tylko nasze półki, ale i zamrażarki były pełne, dlatego można u nas wybierać z całej gamy pysznych lodów, w tym tych bez cukru, bez laktozy i bez glutenu. Moim zamiarem było stworzenie miejsca, w którym klient kupi wszystko od A do Z. Wierzę, że mi się to udało.

Patrycja Dąbek

#52




Uroda

#

Sekret piękna tkwi w naturze W samym centrum Pogodna mieści się ryneczek, a w samym sercu ryneczku niezwykła drogeria Piękno Natury, w której możemy nabyć znacznie więcej niż tylko kosmetyki. Gizela Filon, właścicielka sklepiku zdradziła nam, jak w trzech krokach odkryć sekrety piękna. TEKST Agata Maksymiuk / FOTO Sebastian Wołosz

Świadomość, to pierwszy element prowadzący do odkrycia Piękna Natury. Naturalne rozwiązania wspomagające nie tylko urodę, ale i higienę osobistą są znane od tysięcy lat. Coraz szybsze tempo życia i pragnienie natychmiastowych efektów skłoniły wielkie korporacje do kreowania produktów obliczonych na szybkie, ale krótkotrwałe działanie. Atrakcyjna cena spowodowana masowością i radość użytkowników z błyskawicznych skutków w wielu przypadkach zupełnie przyćmiły prawdę o składnikach produktów. A te po cichu wdzierają się do wnętrza organizmu, przynosząc tragiczne rezultaty.

Krok 1. Rozszyfrować etykietę Pierwsze spojrzenie na treść składu dowolnego produktu u wielu osób powoduje konsternację i pełne niezrozumienie. - Niesłusznie – wyjaśnia Gizela Filon. - Na początek wystarczy przyswoić sobie kilka nazw, których należy unikać. Składnikami o negatywnym działaniu, równocześnie występującymi we wszystkich powszechnie stosowanych kosmetykach są: oleje mineralne, SLSy, silikony, parabeny, wszelkie aldehydy czy też formaldehydy. Oleje mineral-

ne uniemożliwiają oddychanie skóry. Wspomniane parabeny i formaldehydy funkcjonują jako substancje konserwujące i to właśnie one odpowiadają za powstawanie silnych alergii i podrażnień. Tajemniczy skrót SLS, to nic innego jak syntetyczny detergent, stosowany także jako przemysłowy środek czyszczący. Stwierdzono, że powoduje silne podrażnienie oczu, choroby skórne i nierzadko jest przyczyną łupieżu. Dowiedziono, że produkty syntetyczne, aż w 60 proc. odkładają się w naszych komórkach przyspieszając ich starzenie.

Krok 2. Poznać naturę osobiście Na początek będzie potrzebna cierpliwość. Produkty naturalne nie dogonią szybkości efektów kosmetyków syntetycznych, ale przecież nie to jest ich celem – kontynuuje Gizela Filon. - Jeśli skład nadal pozostanie dla nas „czarną magią”, warto poszukać informacji o bio-certyfikacie albo zwrócić się o pomoc ekspedientki. Sama zawsze chętnie służę pomocą. Do mojego sklepu sprowadzam tylko sprawdzone i bezpieczne produkty. Jeśli coś budzi moje wątpliwości rezygnuję z tego. Należy wiedzieć, że kosmetyki naturalne zawierają substancje aktywne, które są biozgodne z komórkami naszej skóry. Biozgodne, czyli nie zawierające żadnych toksycznych substancji. Każdy syntetyczny produkt ma swój naturalny odpowiednik – mydła, szampony, pudry, pomadki, dezodoranty, perfumy, kremy anty-age, pasty do zębów, płyny do naczyń, a nawet podpaski. Obszerność oferty zaskoczy niejednego niedowiarka.

Krok 3. Nie dać się nabrać Zakupy w popularnych drogeriach i aptekach nie gwarantują, że produkty będzie bezpieczny dla organizmu. Wiele firm na etykietach umieszcza hasła „hipoalergiczne”, „naturalne”, „zdrowe”. I tu znów należy wrócić do składu, bo takie zwroty nie oznaczają braku parabenów czy SLSów. Wybierając się na kolejne zakupy zdecydujmy się czy zaryzykujemy zdrowiem dla szybkich, powierzchownych efektów czy postawimy na cierpliwość i długotrwałe rezultaty bezpieczne dla organizmu.

#55

MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 06/2016


Deptak Bogusława 29 (od strony jubilera Kruk) otwarte codziennie od 14:00 do ostatniego klienta facebook.com/CzarnaOwcaDeptak Tendencje światowego barmanstwa w końcu zawitały do Szczecina! Nasi barmani przenieśli barmaństwo do kuchni, przygotowując dla Was wszelkiego rodzaju homemade: alkochole, syropy, bitersy, marmolady, shruby, itd. Podejmujemy wyzwanie - „trafić w każdy gust” ;) Do zobaczenia w Czarnej Owcy przy barze!

Z promocyjnych drinków polecamy: nr 1

nr 2

nr 3

nr 4

apple black sheep 15 zł

sheep Colins 13 zł

thay sheep 17 zł

sour sheep 11 zł

rum cynamonowy syrop kwaśne jabuszko sok wyciskany z cytryny sok jabłkowy

gin ogórek sok wyciskany z cytryny syrop cukrowy woda gazowana

rum czekoladowy rum vaniliowy orszada sok ananasowy grenadina

wódka imbir syrop malinowy wycisk z cytryny bitters żurawinowy


Kulinaria

#

Natura drzemie w tradycji Pośród doskonałych kiełbas, szynek, boczków, pasztetów, pieczeni i polędwic, dumnie prezentują się prawdziwe perełki w postaci trudno dostępnych szynek wołowych. To dopiero początek przyjemności, ponieważ w wyposażeniu sklepu znajdują się wędzarnia i piec konwekcyjny do wypieku mięs. Smakowity zapach pieczonych mięs i ciepłej kiełbasy wyjętej prosto z wędzarni roznosi się po całym sklepie, pobudzając ślinianki klientów. Nie trzeba kupować całych kilogramów, można poprosić o kilka plastrów. Na kilogram wędliny zużywa się tu ponad kilogram mięsa, a za wszelkie doznania kubków smakowych odpowiada skład produktów, w którym próżno szukać chemicznych barwników, spulchniaczy czy konserwantów. W końcu od wieków mięso konserwuje się solą, a smak wydobywa przyprawami. Nie bez znaczenia pozostaje też proces wytwórczy, nad którym czuwa człowiek, a nie komputer. Charakter staropolskich wędlin to wynik długiego leżakowania bez utraty walorów smakowych. Wszystko dzięki naturalnemu: peklowaniu, wędzeniu dymem z drewna dębowo-bukowego oraz suszeniu.

Gwiazda rodzinnego posiłku

WĘDLINA, która smakuje naturą Składniki tradycyjnej receptury wędliniarskiej przypraw pasją i okraś ciężką pracą. W efekcie uzyskasz smak prawdziwej natury. Przepis, choć przystępny, zarezerwowany jest tylko dla prawdziwych profesjonalistów. Sposobu jego wykonania można skosztować w Delikatesach Mięsnych Bohun. Poszukiwania niedoścignionych smaków dzieciństwa można uznać za zakończone. Firma Bohun produkująca naturalne, wytwarzane ręcznie wędliny bez konserwantów, przedstawiła swoją ofertę w autorskich delikatesach przy ul. Ofiar Oświęcimia 14B (market Kaufland). Choć od wielkiego otwarcia minęło ponad pół roku, smaki nie przestają zaskakiwać. Czosnek, majeranek, liść laurowy, lubczyk i sól wydobywają z mięsa to, co w nim najlepsze. Choć na pierwszy rzut oka mięso prezentuje się jak każde inne, wystarczy zanurzyć się w jego zapachu i zgłębić zakątki smaku. Bo przecież przed zakupem nie wypada go nie skosztować.

Zimna odsłona wyrobów mięsnych to nie wszystko. Gorąca lada delikatesów o każdej porze dnia prezentuje niepowtarzalne produkty doprawione szczyptą natury. Panie, którym chwilowo brak kulinarnego natchnienia i panowie podążający przez żołądek do serca swoich ukochanych, na pewno odnajdą tu wymarzony smak. Zespół Delikatesów Bohun każdego dnia wypieka przysmaki dedykowane obiadowym talerzom. Karkówki, szynki, boczki, schaby, elementy kurczaka, ale też pieczone kiełbasy, szaszłyki i kotlety mielone tylko czekają by stać się gwiazdami rodzinnego posiłku. Wystarczy zadbać o ulubione dodatki i danie gotowe. Dobre wieści czekają na tych, którzy oczami wyobraźni zobaczyli uroczysty stół usłany naturalnymi wędlinami i mięsami. Delikatesy Bohun realizują również serwis pod zamówienie. Wystarczy złożyć u obsługi sklepu informacje o dacie uroczystości i zapotrzebowaniu na wybrane produkty.

Gwarancja jakości Tak naprawdę o wysokiej jakości wyrobów wędliniarskich firmy Bohun nie świadczą słowa, a zadowolenie smakoszy, które przejawia się w licznych wyróżnieniach. Godło „Teraz Polska”, tytuł „Najlepszy Zakład Wędliniarski w Polsce”, nagroda Quality International 2014 czy medale: złoty, srebrny i brązowy, zdobyte podczas tegorocznych targów IFFA w trzech kategoriach, to tylko fragment długiej listy laurów. W gronie kulinarnych smakoszy przysmaków marki Bohun znajdują się nie tylko profesjonaliści, ale też młodzież, która podczas szkolnych przerw, zamiast szybkich przekąsek woli sięgnąć po chrupiącą bułkę z kawałkiem pieczonego kurczaka. Dla osób, które również chciałyby się rozsmakować w wędlinach Bohun dodamy, że wybrane wyroby dostępne są też w sieci Piotr i Paweł oraz pełny asortyment na stoisku mięsnym w Carrefourze, w CH Molo. Choć przepis na doskonały smak wędlin nie wydaje się skomplikowany, sposób wykonania należy pozostawić prawdziwym ekspertom.

#57

MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 06/2016


Zdrowie

#

Na słońce zawsze z czapeczką i w rękawkach - Najważniejsze w upalne dni lata, to chronić się przed udarem słonecznym, czyli szczególną postacią udaru cieplnego - mówi Robert Elszkowski, lekarz z Wojewódzkiego Ośrodka Medycyny Pracy - Zachodniopomorskiego Centrum Leczenia i Profilaktyki w Szczecinie. - Najbardziej narażone są osoby starsze, powyżej 65 roku życia i dzieci poniżej wieku szkolnego, osoby z chorobami układu krążenia i te, które źle czują się w upałach. TEKST Anna Folkman

Podstawowa prewencja przed udarem to zapobieganie przegrzaniu organizmu. Odpowiednie ubieranie się, czyli strój przewiewny, lekki, luźny powinien być podstawą naszej garderoby, kiedy wybieramy się na spacer w promieniach letniego słońca. Powinniśmy o nich też pamiętać, pakując walizkę naszej pociechy na kolonię czy obóz. - Należy unikać dłuższego przebywania w pełnym słońcu między godz. 10 a 15 - dodaje dr Elszkowski. - Jeśli już musimy wyjść z domu, to unikajmy słońca, np. idąc ulicą idźmy drugą, zacienioną stroną, na przystanku czekajmy w miejscu osłoniętym od słońca. Pilnujmy też, by tak postępowały nasze dzieci. Osoby starsze i najmłodsi powinni nosić nakrycia głowy z szerokim rondem, bo to właśnie okolice głowy i karku są najbardziej narażone na przegrzanie. Bezwzględnie nie powinno się ubierać koszulek bez rękawków. Nie pakujmy ich także dzieciom na wyjazdy. Nawet godzina na pełnym słońcu w takiej bluzce może mieć przykre konsekwencje.

i unieść nogi wyżej od reszty ciała. Dzięki temu poprawia się ukrwienie w obrębie głowy. Kolejne zadanie to schładzanie. - W małych ilościach podajemy do picia coś chłodnego - podpowiada Robert Elszkowski. - Musimy też schłodzić ciało z zewnątrz. Najlepiej zmoczyć koszulkę i przyłożyć ją do ciała.

Bąbel pęknie sam

W ciepłe dni warto nosić przy sobie małą butelkę z wodą i co kilkanaście minut po łyku ją pić. W upał unikajmy napojów alkoholowych, energetycznych, mocnej kawy i mocnej herbaty. Najlepsza do picia będzie woda mineralna czy soki.

Od przegrzania już blisko do oparzenia skóry. Dochodzi do nich w wyniku długiego przebywania na słońcu. Zwykłe objawia się to zaczerwienieniem, czasem może powstać nawet bąbel. - Jeśli czujemy, że nasza skóra jest oparzona od słońca, powinniśmy ją stopniowo wychłodzić, zakryć przed działaniem promieni słonecznych i zraszać letnią, nie zimną wodą - dodaje lekarz. - Można wziąć letni prysznic, stopniowo coraz chłodniejszy. Później osuszmy skórę ręcznikiem, bez niepotrzebnego tarcia. Na poparzenie można zadziałać miejscowo, preparatami dostępnymi w aptece. Zapobiegawczo można też łyknąć lek przeciwzapalny, czyli np. aspirynę. Jeśli na skórze pojawi się bąbel, mamy do czynienia z poparzeniem drugiego stopnia. Wcześniej czy później pęknie. Nie powinniśmy go przebijać. Kiedy pęknie sam, potem można przyłożyć na ranę tylko gazik jałowy.

„Mamo, źle się czuję”

Wysoki filtr i zdrowy rozsądek

Jeśli dojdzie do osłabienia, zawrotów głowy, pojawią się mroczki przed oczami, skóra stanie się blada lub zaczerwieniona, najpewniej mamy do czynienia z udarem. Zaburzenia świadomości i omdlenia, to ostateczny efekt udaru, wtedy wzywamy karetkę. - Mamo, chce mi się pić, kręci mi się w głowie, może sygnalizować dziecko - zauważa lekarz. - Nie możemy tego bagatelizować, podobnie jak niewyraźnej mowy i gdy spostrzeżemy, że dziecko słabnie, ma drżenia mięśniowe lub sygnalizuje, że ma dreszcze. W takiej sytuacji jak najszybciej należy przenieść je lub inną osobę, która ma takie objawy w miejsce chłodne, zacienione, przewiewne.

Trzeba pamiętać, że jeśli skóra nie jest opalona, to musi się do słońca przyzwyczaić. Zaczynajmy od kilku minut opalania i zwiększajmy stopniowo dawkę słońca, zachowując zdrowy rozsądek. Wysokie filtry podawane na balsamach do opalania nie oznaczają, że w nieskończoność można przebywać na słońcu. - Numer filtra oznacza raczej to, ile razy dłużej przed szkodliwymi promieniami chroniona jest nasza skóra - wyjaśnia Robert Elszkowski. - Wysoki filtr nie oznacza wcale, że w ogóle się nie opalimy. Pamiętajmy, że dzieciom nie zależy na opalaniu, ale lubią bawić się na słońcu, więc chrońmy je. Pamiętajmy również o tym, o czym mówiłem wcześniej - nakryciu głowy, rękawkach i przewiewnej odzieży. Odkryte partie ciała posmarujmy balsamem z najwyższym filtrem. Rodzic bezwzględnie musi

Poluzować kołnierzyk, pasek. Najlepiej kazać położyć się

MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 06/2016

#58


Zdrowie

#

wiedzieć, jak długo jego dziecko jest na słońcu. Jeśli jesteśmy na plaży, musimy zadbać o zacienione miejsce, np. parasol plażowy, roślinność i raz na jakiś czas schronić tam dziecko.

Koniecznie się osusz Każdy powinien wiedzieć, że po opalaniu do wody wchodzimy stopniowo. Najpierw schładzamy ciało i powoli się zanurzamy. Należy jednak także odpowiednio zadbać o ciało po wyjściu z wody. Jej krople działają jak soczewka, należy więc osuszyć skórę i ponownie się posmarować balsamem ochronnym. Bądźmy ostrożni, kiedy przebywamy w morzu, jeziorze, basenie itp. gdyż czas w wodzie płynie szybciej, a promienie słońca częściowo odbijają się od wody. W wodzie jest chłodniej i nie czujemy jak słońce na nas działa. Nie czują też tego nasze dzieci, dlatego pilnujmy także ich!

Uwaga na czerniaka Częste oparzenia słoneczne, zbyt długie przebywanie na słońcu zwłaszcza u osób o jasnej karnacji, które na skórze mają wiele znamion, mogą prowadzić do raka skóry. Czerniak jest złośliwym nowotworem, wywodzącym się z komórek barwnikowych (melanocytów). Połowa wykrytych przypadków w ciągu pięciu lat kończy się zgonem. - To nowotwór skóry, który w czę-

ści przypadków rozwija się na bazie znamion barwnikowych, tzw. pieprzyków, zwłaszcza atypowych - zauważa prof. Tadeusz Dębniak, konsultant wojewódzki w dziedzinie dermatologii i wenerologii w Zachodniopomorskiem. - Obecnie uważa się, że w większości przypadków czerniak rozwija się na bazie skóry niezmienionej. Jeśli pojawiająca się na skórze nowa zmiana barwnikowa lub istniejące już wcześniej znamię barwnikowe „zmienia się” - to znaczy: rośnie - powiększa średnicę lub uwypukla; ciemnieje robi się nieregularnie zabarwione - są elementy ciemniejsze i jaśniejsze; jeżeli wokół znamienia pojawia się czerwona obwódka zapalna; pojawia się swędzenie - to nie znaczy że mamy czerniaka, ale na pewno powinniśmy udać się do specjalisty. - Zmieniające się znamiona należy usuwać - podkreśla prof. Dębniak. - Ale nie laserem czy krioterapią, bo zawsze potrzebne jest badanie histopatologiczne wyciętej zmiany. Można również rozważyć profilaktyczne wycięcie stabilnych znamion określanych mianem atypowych - asymetrycznych, nieregularnie zabarwionych i ograniczonych, przekraczających 6 mm średnicy. Nie jest prawdą, że usunięcie spowoduje uaktywnienie nowotworu. Jeśli czerniaka usuniemy we wczesnym stadium, zanim pojawią się przerzuty, jest w 100 proc. wyleczalny. R E K L A M A


Zdrowie

#

Mogą zapłacić lub oddać zarodek innym Rządowy program, w którym refundowano procedury in vitro, trwał tylko do 30 czerwca. Przechowywanie zarodków w ramach programu nie będzie już refundowane. TEKST Anna Folkman

Jeszcze w ubiegłym roku, na posiedzeniu sejmowej komisji zdrowia, minister Konstanty Radziwiłł podał, że to nie jedyna metoda leczenia niepłodności. Owszem jest legalna, ale nie powinna być finansowana ze środków publicznych. Program skierowany był do par, u których stwierdzono niepłodność kobiety lub mężczyzny. Kobieta, w dniu zgłoszenia do programu, nie mogła mieć ukończonego 40 roku życia. Decydowała data pierwszej wizyty. Nie było ograniczeń wiekowych dla mężczyzn. Para powinna była mieć pełną dokumentację medyczną świadczącą o co najmniej rocznej próbie prawidłowego leczenia niepłodności. Jeśli para miała ewidentne wskazanie do leczenia pozaustrojowego, można było w ciągu kilku tygodni zakwalifikować ją i wykonać procedurę in vitro. Wszystko zależało od tego w jakim dniu cyklu zgłosiła się pacjentka. W ramach programu nie można było korzystać z banku nasienia ani komórek jajowych dawczyni. Wygaszenie programu dla par, które już w nim są, nic nie zmienia. Inaczej było z osobami, które zostały zakwalifikowane dopiero kilka miesięcy temu. W przypadku wielu par zarodki są wciąż przechowywane. Koszty przechowywania wliczone były w realizację programu, ale tylko do czasu jego funkcjonowania. Od lipca trzeba za nie płacić. Opłata wynika z regulaminu, z którym pary zapoznawały się na początku programu. - Roczny koszt przechowywania zarodków w VitroLive, to 250 zł. Zgodnie z ustawą

MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 06/2016

o leczeniu niepłodności, zarodki mogą być przechowywane przez maksymalnie 20 lat, po tym czasie przechodzą do dawstwa zarodka - podaje dr Anna Janicka z kliniki VitroLive, która jako jedyna w naszym województwie przeprowadzała in vitro w ramach programu rządowego leczenia niepłodności. - Oczywiście para może wcześniej podjąć decyzję o przekazaniu zarodków na rzecz innej pary. Decyzja musi być wyrażona przez oboje pacjentów na piśmie, w obecności lekarza. - Do innych ośrodków przekazaliśmy ostatnie zarodki w ramach realizacji programu. Pozostają u nas zarodki tych par, które nie złożyły żadnej deklaracji. Po 30 czerwca nadal mogą być dysponowane przez te pary, ale już w ramach procedur płatnych - zauważa prof. Zbigniew Celewicz, kierownik Kliniki Perinatologii, Położnictwa i Ginekologii Samodzielnego Publicznego Szpitala Klinicznego nr 1 PUM. - Placówka nie dostaje żadnych środków na przechowywanie zarodków, ale nawet jeśli pary nie będą płaciły, prawo polskie nie dopuszcza możliwości ich niszczenia. Oczywiście, zawsze para może wykonać procedurę i przechowywać zarodki odpłatnie. Należy jednak zaznaczyć, że jest wiele par, które w ogóle się nie zgłosiły, z którymi nie ma kontaktu. Dzięki wsparciu rządowemu z programu na lata 2013-2016 w Szczecinie na pewno urodzi się około pół tysiąca dzieci.

#60


#ekspert radzi

Lifting laserowy - kompletna rewitalizacja skóry Zanikanie włókien kolagenowych, niewłaściwy tryb życia i problemy niewydolności układu naczyniowego, to najczęstsze przyczyny złej kondycji skóry. Zbigniew Matuszewski, autor wielu innowacyjnych metod wykorzystania laserów do odnowy biologicznej i właściciel Laser Studio wyjaśnia, jak trwale im zapobiec.

100% ZADOWOLENIA!

Mezoterapia, botoks, fale radiowe, operacja... na rynku jest wiele metod odmładzających skórę, czym różni się od nich metoda laserowa? - Lifting przy użyciu lasera chirurgicznego CO2 powoduje pełną regenerację skóry. Efekt zabiegu można porównać z efektem tradycyjnego liftingu z użyciem skalpela. Zmniejszamy ilość skóry, usuwamy zmarszczki, bruzdy, poprawiamy napięcie, niwelujemy przebarwienia. Przewaga lasera nad tradycyjnymi metodami polega na tym, że skóra zostaje kompletnie zrewitalizowana, po prostu staje się młodsza. Swoją naturalną jędrność odzyskuje dzięki procesowi regeneracji mikrouszkodzeń powstałych podczas zabiegu. Procedura wykonywana jest w znieczuleniu miejscowym, nie ma potrzeby usypiania pacjenta. Zaraz po zabiegu można wrócić do codziennych czynności. Jakim częściom ciała dedykowany jest lifting laserowy? Pierwsze skojarzenie to twarz. - Zabieg możemy przeprowadzić na dowolnej partii ciała, która wymaga korekcji. Choć przyznam, że najczęściej jest wykonywany na twarzy, szczególnie w okolicy oczu. Dlaczego akurat okolica oczu? Czy to szczególne miejsce? Oczy to pierwsze na co człowiek patrzy, spotykając drugą osobę. To właśnie one nadają charakteru twarzy i mówią o samopoczuciu. Jeśli skóra wokół nich jest rozluźniona, pojawiły się kurze łapki i cienie, powieki stały się ciężkie i opadają, twarz zaczyna wyglądać starzej. Laserowy lifting okolicy górnej i dolnej powieki oraz partii skóry nad łukiem brwiowym może odwrócić proces starzenia i w sposób trwały pozytywnie wpłynąć na wygląd. W przypadku tego zabiegu nie ma ryzyka anatomicznej zmiany kształtu oka, jak podczas operacji chirurgicznej. Po zabiegu okolica oczu ponownie ma przywrócony młody, naturalny kształt – jak ze zdjęć z wcześniejszych lat.

UDOWODNIONA SKUTECZNOŚĆ

Zabieg jest skierowany nie tylko do osób starszych. Skąd u ludzi młodych potrzeba rewitalizacji skóry? - To, co się dzieje na zewnątrz ciała, jest ściśle związane z tym, co dzieje się wewnątrz. Wielu pacjentów Laser Studio pojawia się tu z pozornie drobnych przyczyn - cienie wokół oczu, pajączki na policzkach, przebarwienia skóry. Okazuje się, że są to objawy różnego rodzaju niewydolności układu naczyniowego, które dotyczą ludzi w każdym wieku. Kiedy krew zaczyna „zalegać” w żyłach, naczynia stają się poszerzone, w konsekwencji dochodzi do wolniejszego przepływu krwi i nieodpowiedniego utlenowania tkanek. Substancje, które powinny być eliminowane z organizmu zaczynają się w nim odkładać. Powstaje cellulit, obrzęki, twarz robi się „ciężka”. W takim przypadku ingerencja estetyczna nie wystarczy. W Laser Studio dokonamy analizy i przygotujemy pełen plan leczenia zwieńczony rewitalizacją. Czy istnieją przeciwwskazania zabiegowe? Jak przebiega rekonwalescencja? - Tak, jak w przypadku każdego zabiegu z użyciem lasera, są to przede wszystkim choroby nowotworowe i fotoalergie. Przed zabiegiem nie należy zażywać leków i ziół światłoczułych. Po zabiegu skóra nie powinna być wystawiana na działanie promieni słonecznych. Zabieg nie niesie za sobą żadnych skutków ubocznych. Po liftingu laserowym większej partii ciała, zaczerwienie i opuchlizna mogą się utrzymywać od 5 do 7 dni. Jest to naturalna reakcja organizmu. W tym czasie warto zostać w domu i wypoczywać. Jeśli zabieg dotyczy jedynie okolicy oczu, wystarczą duże okulary przeciwsłoneczne.

#61

MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 06/2016


Zdrowie

#

Bródka idealna. Jak osiągnąć subtelny profil? Struktura kostna twarzy ma decydujący wpływ na jej kształt i rysy, jednak zbliżone do przyjętego ideału proporcje ma niewiele osób. Można temu zaradzić, korzystając ze zdobyczy chirurgii plastycznej. Czy modyfikacja pewnych elementów twarzy może przybliżyć nas do upragnionego ideału? O modyfikacjach tych partii ciała opowiada dr n. med. Tomasz Dydymski, chirurg plastyk z kliniki Artplastica. Nawet idealnie symetryczne rysy nie będą zachwycać, jeżeli układ kostny twarzy odwróci od nich uwagę. Nieforemna, zbyt ostra lub cofnięta broda może zyskać ładniejszy i bardziej regularny wygląd dzięki nowatorskim zabiegom chirurgicznym. Wystająca bródka. Zbyt dużą lub wystającą brodę można poddać zabiegowi resekcji bródki - zabieg uszlachetnia profil i nadaje twarzy delikatności. Na ten zabieg często decydują się pacjenci po korekcie nosa, u których jego zmniejszenie powoduje większe wyeksponowanie defektów brody. Zabieg polega na usunięciu nadmiaru tkanki kostnej i odpowiednim jej wymodelowaniu w

znieczuleniu ogólnym. Cofnięta bródka. Mała broda może zepsuć wygląd nawet bardzo proporcjonalnej twarzy. Niedorozwój można skorygować implantem: do wyboru są implanty różnych kształtów i wielkości, dzięki którym można ukształtować i powiększyć dolną część twarzy. Operacja nie jest skomplikowana – implant wprowadza się w pożądane miejsce poprzez małe nacięcie na podstawie brody w czasie zabiegu, który trwa zazwyczaj krócej niż godzinę. Podwójny podbródek. W przypadku odkładania się znacznej ilości tkanki tłuszczowej w okolicach podbródka możemy rozważyć odsysanie tkanki tłuszczowej z tych okolic. Dzięki temu zyskamy ładniejszą i smuklejszą szyję i bardziej zdefiniowaną linię żuchwy.

Dr n. med. Tomasz Dydymski – ceniony chirurg plastyk, członek Polskiego Towarzystwa Chirurgii Plastycznej, Rekonstrukcyjnej i Estetycznej. Jego obrona tytułu doktora nauk medycznych oraz szkolenie z zakresu mikrochirurgii odbyły się pod okiem prof. dr hab. Marii Siemionow, która dokonała pierwszej w USA udanej operacji przeszczepienia twarzy. R E K L A M A


#łamiemy tabu

Skuteczne rozwiązanie problemów intymnych - nietrzymanie moczu oraz rewitalizacja pochwy Problemy intymne dotykają wiele kobiet niezależnie od wieku. Nietrzymanie moczu oraz spadek kurczliwości pochwy po porodzie to jedne z powszechniejszych zaburzeń. Dr Agnieszka Nowak i dr n. med. Ewa Sznura z Centrum Medycznego Dom Lekarski wyjaśniają jak przełamać tabu i rozwiązać wstydliwy problem. Jak duży odsetek kobiet cierpi z powodu nietrzymania moczu oraz spadku kurczliwości pochwy po porodzie? Czy naprawdę problem jest tak duży? Ewa Sznura: Statystyki mówią, że problem dotyczy co czwartej kobiety, ale z moich obserwacji wynika, że może to być już co druga kobieta. Podczas konsultacji z pacjentkami zawsze staram się dowiedzieć czy wystąpiły niepokojące objawy. Jeśli coś się dzieje, szukamy przyczyny. Nietrzymanie moczu to nadal temat tabu w naszym społeczeństwie. Kobiety wolą unikać takich rozmów bojąc się, że problem dotyczy tylko ich. Na szczęście świadomość rośnie.

gamy samoistnemu wypływaniu moczu. Lekarz kontroluje ile energii cieplnej przedostaje się do organizmu. Cały zabieg jest bardzo bezpieczny dla ciała i nie powoduje żadnych skutków ubocznych ani jakiegokolwiek krwawienia czy bólu.

W zasadzie skąd bierze się problem? E.Sz. – Zespół rozluźnienia pochwy i nietrzymania moczu w wielu przypadkach pojawia się po naturalnym porodzie. Z problemem borykają się też kobiety dojrzałe w okresie przed-menopauzalnym, tu przyczyną jest wiek.

W mediach dużo mówi się o laserze Mona Lisa, czy jego działanie różni się od działania lasera Fotona? A.N.: Mona Lisa to laser ablacyjny CO2. Laser CO2 powoduje uszkodzenie termiczne. Ze względu na właściwości absorpcyjne lasera Mona Lisa w niewielkim stopniu jesteśmy w stanie kontrolować temperaturę tkanki oraz głębokość oddziaływania termicznego. Natomiast stosując laser Fotona możemy w delikatny i kontrolowany sposób zwiększyć temperaturę tkanki co powoduje, że nie występują zjawiska niepożądane np. krwawienia. Nie oznacza to, że działanie jest nieskuteczne czy niewłaściwe. Decyzja jakiego lasera użyjemy zależy od trwałości efektu, następstwa zabiegu i od aparatu jaki mamy do dyspozycji.

Gdzie szukać pomocy? Rynek oferuje wiele różnych rozwiązań, tylko które będzie najlepsze? Agnieszka Nowak: Pomocy należy szukać u lekarza ginekologa, urologa czy nawet lekarza rodzinnego. Nie trzeba się tego wstydzić, gwarantuję, że żaden lekarz nie zignoruje niepokojących objawów. Pacjentkom, które trafiają do naszego gabinetu jako rozwiązanie proponuję metodę laserową. Uważam, że obecnie jest najskuteczniejsza. Stosuję laser Fotona i muszę powiedzieć, że jest to Mercedes wśród laserów. Wiązka jego światła rozgrzewa tkankę do 63 stopni nie powodując żadnych zniszczeń. W rezultacie rozciągnięte włókna kolagenowe zaczynają się obkurczać, a nowe są pobudzane do wzrostu. Stosując laser u pacjentek zmagających się z problemem nietrzymania moczu, wpływamy na zmianę kąta cewkowo-moczowego i zapobie-

Jak zatem wygląda zabieg laserem Fotona? Ile czasu trwa powrót do codzienności? A.N.: Zaczynamy od konsultacji, musimy zakwalifikować pacjentkę do zabiegu. Potrzebna jest aktualna cytologia i USG. Przeciwwskazania do przeprowadzenia zabiegu to miesiączka, infekcje intymne i choroby nowotworowe. Jeżeli wszystko jest w porządku można przystąpić do działania. Zabieg laserem Fotona trwa około 20 minut. Po zakończeniu zabiegu pacjentka od razu może wrócić do domu. Nie ma skutków ubocznych ani dolegliwości bólowych. Efekty utrzymują się od 1,5 roku do 3 lat, dobrze jest je wspierać wzmacnianiem mięśni miednicy, pośladów i brzucha. Problemy intymne można rozwiązać naprawdę szybko i w prosty sposób, dlatego czas przełamać tabu i zacząć mówić o nich otwarcie, do czego zachęcamy wszystkie Panie.

Dom Lekarski Centrum Medyczne w Piastów Office Center al. Piastów 30, Szczecin (wejście C, od strony dziedzińca) Rejestracja: 91 469 22 82 / piastow@domlekarski.pl

#63

MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 06/2016


Medycyna estetyczna

#

spodni czy dżinsów, sprawiają kłopot podczas jazdy na rowerze i uprawianiu sportów, powodują dyskomfort podczas współżycia. Kobiety skarżą się też na nadmierne wysuszenie nabłonka oraz liczne urazy i infekcje okolic intymnych. Czy plastyka okolic intymnych nadal jest traktowana jak temat tabu? - O labioplastyce zaczyna mówić się coraz więcej w sposób bardziej otwarty. Odchodzi się też od traktowania jej jako pomysłu na doprowadzenie swojego ciała do perfekcji. Specjaliści temat przerośniętych warg sromowych traktują w kontekście kłopotów fizjologicznych. Jednak dojrzałe panie nadal wstydzą się mówić głośno o tych problemach, nawet przy kobiecie lekarzu. Inaczej jest wśród młodych kobiet, te są bardziej otwarte. Jakie możliwości stwarza operacja? - Możliwości jest mnóstwo. Możemy nadać właściwy kształt narządom płciowym, które zostały zniekształcone w czasie porodu. Możemy też dokonać symetryzacji nierównych warg sromowych. Zdarzają się pacjentki z przerośniętym napletkiem łechtaczki, który całkowicie zasłania łechtaczkę. Takie kobiety mają problem z osiągnięciem orgazmu. W takim przypadku wycinamy, albo odpowiednio formujemy napletek odsłaniając łechtaczkę. Bardzo szczupłe, ale i starsze kobiety zmagają się z zanikiem tkanki tłuszczowej wypełniającej wargi sromowe większe. W rezultacie wargi tracą swoją jędrność. Odpowiedzią jest wypełnienie ich własnym tłuszczem, albo ostrzykiwanie kwasem hialuronowym. Medycyna proponuje naprawdę wiele.

Labioplastyka, intymne piękno

Czy labioplastyka łączy się z plastyką pochwy? - Zdarzają się przypadki, w których połączenie tych dwóch zabiegów jest niezbędne, ale nie jest to zasada. Wszystko zależy od indywidualnych potrzeb. W klinice Medimel, współpracujemy też z najlepszymi ginekologami, wiec w razie potrzeby łączymy zabiegi.

Nawet najbardziej intymne problemy nie pozostają bez rozwiązania. Przerośnięte lub zniekształcone narządy płciowe kobiet są poważnym kłopotem, jednak wciąż obejmuje je wstydliwa cisza. Doktor Katarzyna Ostrowska – Clark, z gabinetu chirurgii i medycyny estetycznej Medimel, wyjaśnia gdzie szukać pomocy.

Jakie są przeciwwskazania do przystąpienia do zabiegu? - Na pewno są to infekcje, choroby krwi, choroby nowotworowe i niestabilność emocjonalna.

TEKST Agata Maksymiuk

Co skrywa pod sobą pojęcie labioplastyki? - Labioplastyka to zabieg plastyki warg sromowych mniejszych. Najczęściej kobiety rozumieją przez to zmniejszanie za dużych warg sromowych, które powinny chować się w obrębie zamykających je warg sromowych większych. Przerośnięte wargi sromowe utrudniają codzienne czynności - przeszkadzają w noszeniu bielizny, obcisłych

A co ze skutkami ubocznymi? Na co pacjentki powinny uważać po zabiegu? - Wśród powikłań po-zabiegowych są: krwiak, asymetria, zaburzenie czucia w tym niedoczulica bądź przeczulica. Może też nastąpić rozejście się rany czy bliznowiec. Tak jak w przypadku wszystkich zabiegów chirurgicznych istnieje ryzyko powikłań. W związku z tym, że jest to specyficzna i bardzo delikatna okolica, operację przeprowadzamy tylko kiedy pacjentka ma rzeczywiste wskazania ku temu, a nie jedynie ze względów estetycznych. Po zabiegu minimalnie przez sześć tygodni nie można współżyć. Moim pacjentkom zalecam też noszenie luźnej odzieży i stosowanie odpowiednich preparatów do przemywania okolic intymnych po każdorazowym skorzystaniu z toalety. Po tym czasie można cieszyć się efektami operacji.

MEDIMEL ul. Nowowiejska 1E , 71-219 Szczecin – Bezrzecze tel. +48 91 818 04 74, +48 500 355 884 e-mail: gabinet@chirurgia-szczecin.pl, www.chirurgia-szczecin.pl

MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 06/2016

#64


Pokonaj problem nadwrażliwości zębów Przed nami kolejny letni miesiąc. Czas wakacji, urlopów i gorących, a niekiedy nawet upalnych dni. W tym okresie częściej niż w innych delektujemy się mrożoną kawą, deserami lodowymi i zimnymi napojami. Jednakże dla tych, którzy mają tzw. odsłonięte szyjki zębów, zimny pokarm lub napój oznacza silny i przeszywający ból zębów. Używanie samej pasty do wrażliwych zębowych nie zawsze jest wystarczające. Rzeczywistość jest nieco inna niż ta, którą przedstawiają rekalmy telewizyjne. Czy można temu zaradzić? Czy już do końca życia jesteśmy skazani na ciepłe posiłki, napoje i desery?

Najważniejsza jest diagnostyka. W większości przypadków za przeszywający ból na zimno odpowiedzialne są recesje dziąsła, które da się zauważyć gołym okiem. Oznaza to, że korzeń zęba nie jest w całości pokryty dziąsłem chroniącym go przed zimnymi bodźcami. Taki stan określa się potocznie jako odsłoniętą szyjkę zęba. Dzieję się tak z wielu powodów. Ich ustalenie i wyeliminowanie jest podstawowym i najtruniejszym etapem leczenia. W dalszej części terapii wspólnym celem lekarza i pacjenta jest zlikwidownie dolegliwości bólowych.

gi mikrochirurgiczne poprawiające kondycje dziąsła należy wykonać przed założeniem aparatu ortodontycznego, aby zapobiec odsłonięciu się korzeni zębów. Dzięki leczeniu recesji dziąseł nie tylko pozbywamy się dolegliwości bólowych, ale również przywracamy tzw. estetykę biało-różową, czyli właściwy układ dziąseł względem zębów, decydujący o harmonijnym, naturalnym i „wyraźnie zdrowym” uśmiechu.

Stosowanie past do wrażliwych zębów lub odwrażliwianie odsłoniętych szyjek specjalnymi preparatami w gabinecie stomatologicznym może dać pozytywny efekt przeciwbólowy na krótki czas. Nie eliminuje jednakże problemu całkowicie, bowiem korzeń wciąż pozostaje nie pokryty dziąsłem. Jeśli odsłonięty korzeń nie został uszkodzony przez nadmiernie silne szczotkowanie lub próchnicę nie należy w tym miejscu zakładać wypełnienia („plomby”), gdyż może to powiększyć już istniejącą recesję dziąsła, a niekiedy przyczynić się do powstania próchnicy lub stanu zapalnego dziąsła.

Recesja dziąsła przed zabiegiem

Stosując współczesne techniki mikrochirurgiczne można wykonać zabieg ponownego przykrycia korzenia zęba i naprawić powstałą recesję dziąsła. Taki sposób leczenia eliminuje dolegliwości bólowe i przywraca prawidłowe położenie i kształ dziąsła pokrywającego korzeń. Jednocześnie izoluje go od zimnych bodźców tak jak to jest w przypadku zdrowych zębów otoczonych prawidłowym dziąsłem. Chroni także przed próchnicą nieodporny na nią korzeń zęba. Recesje dziąsłowe często można zauważyć u osób z wadami zgryzu jak również po skończonym leczeniu ortodontycznym. W obu przypadkach po odpowiedniej diagnostyce pacjent również może zostać zakwalifikowany do zabiegu pokrycia recesji. Dla pacjentów planujących podjąć leczenie ortodontyczne ważny jest fakt, że niekiedy zabie-

Pokryty korzeń zęba kilka miesięcy po zabiegu Życzę udanych i bezpiecznych wakacji lek. stomatolog Michał Dębicki

Stomatologia Mikroskopowa | ul. Żołnierska 13A/1, 71-210 Szczecin tel. +48 91 44 80 440 | gabinet@stomatologia-mikroskopowa.pl pytania@stomatologia-mikroskopowa.pl

#65

MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 06/2016


Kul tu ral nie ZAPOWIADAMY POLECAMY ZAPRASZAMY

Jak rynku w Krakowie Macie ochotę poczuć się przez chwilę, jak na krakowskim rynku? Pewnie większość z Was kojarzy Kraków Street Band z programem Must be the Music, w którym to bluesmani dotarli aż do finału. Inni mogą kojarzyć ich z niezwykle energetycznych koncertów na krakowskim rynku, jeszcze inni z poznaną już podczas poprzednich występów niesamowitą energią, która zostaje jeszcze na długo po koncercie. To grupa dziewięciu artystów, którzy potrafią swoje talenty połączyć tak, że piosenki, które zagrają - mimo że często słyszymy je po raz pierwszy - potrafimy nucić jeszcze przez tydzień. 7 sierpnia, Stara Rzeźnia, godz. 18:00, bilety 30 zł

Pyromagic Największy festiwal fajerwerków w Polsce. Imprezie tradycyjnie towarzyszyć będzie seria koncertów pod hasłem Szczecin Music Live, a w tym roku po raz pierwszy również widowisko ponad nazwą Szczecin Water Show. Co roku w konkursie biorą udział prestiżowe firmy z całego świata, które na co dzień zajmują się realizacją pirotechnicznych pokazów. Wszystkim ekipom postawione są te same warunki techniczne, a jury ocenia zgodność pokazu z tłem muzycznym, użyty materiał i kolorystykę. W tym roku będziemy gościć: Goteborg Fireworks Factory – Szwecja; Danang Team - Wietnam; Sugyp – Szwajcaria. Poza tym pokaz FlyBoard, super puchar w hydro-odrzutowym lataniu Flycup, Jetski, czyli niesamowite, cyrkowe wręcz pokazy na skuterach wodnych oraz wakeboarding - akrobacje na desce ciągniętej przez motorówki, a także turniej Smoczych Łodzi. 12 i 13 sierpnia, Wały Chrobrego, wstęp wolny

MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 06/2016

#66

Wojtek Mazolewski Quintet na tarasie Trójmiejska scena jazzowa wypromowała wielu wspaniałych artystów. Leszek Możdżer, Tymon Tymański i bracia Mazolewscy, to tylko początek całej listy nazwisk, które kojarzone są z nowoczesną, polską muzyką. W Szczecinie wystąpi najmłodszy z braci Mazolewskich, Wojtek. Jego quintet to wybór na tegoroczną edycję Jazz i Teatr. Jest to jazz, który nie wpisuje się w kawiarniano-klubowy nurt, tylko daleko wykracza poza utarte ścieżki. Wojtek Mazolewski jest już znanym na całym świecie artystą. Wydana przed dwoma laty płyta „Polka” osiągnęła status złotej. - Dla mnie „polish jazz” nowej ery. Wiem, że jego koncerty cieszą się dużą popularnością i mam nadzieję, że i tym razem tak będzie – mówi Monika Petryczko, organizatorka wydarzenia. 5 sierpnia, Zamek Książąt Pomorskich, godz. 20:00, bilety 60 zł


Festiwalu tatuażu Szczecin Tattoo Convention zagości w Starej Rzeźni. Jak zapowiadają organizatorzy, będzie to wydarzenie, jakiego w historii tego regionu jeszcze nie było. Artyści tatuażu, działający na co dzień w różnych studiach połączą swoje siły, by pokazać miłośnikom tej sztuki to, co w świecie tatuażu najlepsze. Dwudniowa impreza zlokalizowana będzie w niepowtarzalnej scenerii industrialno-portowych terenów Łasztowni. Szczecin Tattoo Convention to: tysiące zwiedzających, kilkadziesiąt studiów tatuażu, kilkunastu wystawców związanych z modą, urodą i sztuką, dwa dni pełne koncertów, pokazów i wystaw. 27-28 sierpnia, Stara Rzeźnia, bilety: 25-50 zł

Legenda polskiego hip hopu Kaliber 44 powstał z inicjatywy braci: Michała „Ś.P. Brata Joki” i Marcina „Abra dAba” Martenów w 1994 roku w Katowicach. Wkrótce dołączył do nich Piotr „Magik” Łuszcz i Sebastian „DJ Feel-X” Filiks. W takim składzie grupa nagrała swoje największe przeboje. Zadebiutowali w 1996 roku. Od tamtej pory Kaliber 44 sprzedał ponad 150 tys. płyt, co sprawiło, że formacja stała się jedną z najpopularniejszych hip-hopowych grup w historii polskiej muzyki. - Mimo że chwilę nas nie było, zaczynamy tam, gdzie skończyliśmy - tłumaczyli muzycy reaktywując zespół po 10 latach przerwy w 2013 r. W tym roku wydali nową płytę. - To jest album dla naszych wiernych fanów, zrobiony w taki sposób, w jaki my czujemy i rozumiemy hip-hop podkreślili artyści. 29 sierpnia, Zamek Książąt Pomorskich, godz. 20:30, bilety: 50 zł / 55 zł

Piwnica Pod Baranami w Starej Rzeźni

Mocna kawa z Dziędzielem i Mecwaldowskim

Każdy koncert w wykonaniu artystów kabaretu jest wielkim wydarzeniem artystycznym. Przybywają na nie ludzie z całej Polski i z zagranicy. Pierwszym gościem będzie Tamara Kalinowska - jedna z czołowych artystek Piwnicy Pod Baranami, kochana przez publiczność, należy do grona śpiewających artystów, którzy zachowują bezpieczny dystans wobec piosenek łatwych, takich o niczym. Jest specjalistką od muzycznych podróży po zakątkach duszy, przekazując treści, które na co dzień dotyczą nas wszystkich lecz niekoniecznie się o nich rozmawia. Każdy znajduje w jej piosenkach echa własnych przeżyć, podanych głosem, którego się nie zapomina.

Pokaz filmu „Mocna kawa wcale nie jest taka zła” w reżyserii Alka Pietrzaka z Marianem Dziędzielem, Wojciechem Mecwaldowskim oraz Dorotą Pomykałą w rolach głównych odbędzie w sali koncertowej szczecińskiego Multikina. Poza seansem spotkanie uświetnią swoją obecnością panowie Dziędziel, Mecwaldowski i Pietrzak. Dla wspomnianych aktorów będzie to pierwsza w historii okazja do rozmowy z widzami w jednym miejscu i czasie i wspólnie. Wieczór zaplanowano w konwencji rozmowy z prowadzącym dziennikarzem filmowym oraz pytań od publiczności. A pytać będzie o co, ponieważ zaproszeni goście to bardzo ciekawe postacie, które łączą w sobie młodzieńczy polot z siłą doświadczenia. Spotkanie poprowadzi Lech Moliński, dziennikarz filmowy i kulturalny, przez kilka lat był związanym m.in. ze Stopklatka.pl.

6 sierpnia, Stara Rzeźnia, godz. 19, bilety: 50 zł

15 sierpnia, Multikino, godz. 19, bilety 35 zł

#67

MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 08/2016


Sport

#

Miłośnicy sportu nie zdążyli jeszcze na dobre ochłonąć po zakończonych niedawno piłkarskich mistrzostwach Europy, a tymczasem lada chwila rozpocznie się impreza jeszcze większego kalibru. Oczy całego świata będą skierowane na słoneczną Brazylię, a mieszkańcom Pomorza Zachodniego pozostaje się cieszyć, że w malowniczym Rio de Janeiro będziemy mieć swoje regionalne akcenty. TEKST Maciej Żmudzki / FOTO Andrzej Szkocki

Występ na igrzyskach olimpijskich, to marzenie każdego sportowca. Wielu profesjonalistów dąży do tego przez całą karierę, wylewa siódme poty na treningach, a i tak często kończy się na łzach i rozczarowaniu. Na szczęście istnieje również ta druga część (olimpijskiego) medalu, czyli ci, którym się udaje. Grono wybitnie uzdolnionych reprezentantów kraju, ludzi często poświęcających się swojej pasji w całości i bez reszty. Niektórzy o możliwość wyjazdu na igrzyska olimpijskie walczą – skutecznie lub nie – przez całą sportową karierę. Innym sukces przychodzi zdecydowanie szybciej. Przedstawicielem tej drugiej kategorii jest między innymi Filip Zaborowski, 22-letni szczeciński pływak, który symboliczny bilet do Brazylii wywalczył sobie już w maju. Zaczęło się od doskonałego występu na mistrzostwach Europy w Londynie. Zaborowski przepłynął swój flagowy dystans 400 metrów stylem dowolnym w czasie 3.48,43 i wypełnił wyznaczone przez Polski Związek Pływacki minimum olimpijskie. Wynik ten sprawił, że szczecinianin niemal na pewno zapewnił już sobie miejsce w kadrze na Rio. Ostatnim krokiem było postawienie kropki nad „i” w mistrzostwach Polski, które odbyły się dwa tygodnie później w stolicy Pomorza Zachodniego. Zaborowski ponownie pokazał, że nie ma sobie równych. Zwyciężył w imponującym stylu i przypieczętował olimpijską kwalifikację. – Kamień spadł mi z serca już po wyniku w Londynie, ale na dobre mogłem odetchnąć dopiero po zwycięstwie w mistrzostwach Polski – tłumaczy zawodnik MKP Szczecin. – Pierwsze uczucia, które mi wówczas towarzyszyły, to euforia oraz przede wszystkim wielkie niedowierzanie, które w dodatku trwa aż do dzisiaj. To wszystko wciąż wydaje się nierealne i ten stan będzie się chyba utrzymywał aż do 3 sierpnia, kiedy to po raz pierwszy postawię stopę w wiosce olimpijskiej. Występ na igrzyskach, to jedno z największych marzeń w karierze każdego sportowca. Nie inaczej było w przypadku szczecińskiego specjalisty od wyścigów na 400 metrów stylem dowolnym. – Nie skłamię, jeśli powiem, że marzyłem o tym w zasadzie przez całe

MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 08/2016

życie. Teraz będę miał wspaniałą okazję, aby urzeczywistnić sen z dzieciństwa, więc chyba dlatego wciąż to jeszcze do mnie nie dociera. Poziom sportowy igrzysk stale rośnie, a zawodnicy przy każdej imprezie tej rangi osiągają coraz lepsze rezultaty. Zaborowski jest świadomy czekającego go wyzwania i każdą chwilę poświęca na szlifowanie basenowej formy. – Zdecydowanie idziemy w dobrą stronę, ponieważ przy tak wysokich obciążeniach i kilometrażu nigdy nie pływałem równie szybko. To daje nadzieję, że w Brazylii powalczę o naprawdę fajny wynik. Jaka jest zatem szansa, że będziemy mieli okazję oglądać szczecińskiego pływaka w olimpijskim finale? – To na pewno nie będzie łatwe, ale oczywiście, jak każdy sportowiec, mam swoje ambicje i chcę znaleźć się w gronie najlepszych. Przypuszczam, choć naturalnie to tylko gdybanie, że aby znaleźć się w finale, niezbędne będzie popłynięcie poniżej rekordu Polski seniorów, który od kilku lat należy do Przemka Stańczyka. Jeśli zaś chodzi o cel minimum, który postawiłem sobie na Rio, to jest to po prostu ustanowienie nowej życiówki. Gdy uda mi się pobić swój dotychczasowy rekord, to myślę, że bez względu na końcowy wynik, będę zadowolony z występu. Warto pamiętać, że oprócz wspomnianego Zaborowskiego, a także innych zawodników z regionu, którzy polecą do Brazylii, Szczecin reprezentować będą także osoby, które na sport patrzą z nieco innej perspektywy. Jedną z nich będzie dobrze znany czytelnikom „Trendów” Andrzej Szkocki, fotoreporter Grupy Polska Press, który znalazł się w gronie akredytowanych przedstawicieli mediów. Znany fotoreporter sportowy, który dotychczas pracował już między innymi podczas lekkoatletycznych mistrzostw świata, wielkoszlemowych turniejów tenisa czy na piłkarskim mundialu, z igrzyskami zmierzy się po raz pierwszy. – Podobnie, jak w przypadku sportowców, tak i dla dla mnie impreza tego kalibru jest czymś absolutnie wyjątkowym – mówi Andrzej. – Nie ma na

#68


świecie większego wydarzenia sportowego i dlatego bardzo się cieszę, że będzie mi dane pojechać do Rio i jednocześnie spełnić swoje największe zawodowe marzenie. Taka przygoda to jednak nie tylko radość i ekscytacja, ale też oczywiście nieodzowna nutka towarzyszącego stresu. – Łatwiej byłoby chyba zadebiutować podczas zimowych igrzysk, które są krótsze i nie ma aż tylu różnych dyscyplin. Rio będzie sporym wyzwaniem, także logistycznym, dlatego bardzo ważne jest odpowiednie przygotowanie do nadchodzącej imprezy. Zostanę rzucony na głęboką wodę i jestem świadomy tego, że właściwe przyszykowanie się do tego wyzwania będzie stanowić klucz do sukcesu. Sam proces wyłaniania delegacji fotograficznej do Rio był rozbudowany i w zasadzie rozpoczął się już w październiku minionego roku, czyli aż na dziesięć miesięcy przed startem imprezy. To właśnie w tamtym czasie wszystkie gazety w Grupie Polska Press miały możliwość zgłaszania własnych (odpowiednio doświadczonych) kandydatów, którzy – podobnie jak sportowcy – mogli ubiegać się o symboliczną kwalifikację olimpijską. Do wypełnienia minimum, konsekwentnie trzymając się ustalonej terminologii, niezbędne było wybranie dziesięciu najlepszych zdjęć z własnych archiwów i zgłoszenie ich do konkursu. – Wybranie dziesięciu fotografii z tylu lat działania w zawodzie, to naprawdę olbrzymie wyzwanie. Wiele razy zastanawiałem się czy lepsze będzie świetne zdjęcie techniczne z mniej ważnej imprezy, czy może jednak należałoby postawić na nieszablonowe i ciekawe ujęcie z jakiegoś istotnego wydarzenia. Miałem swoich kilku faworytów, ale przed ostatecznym skompletowaniem konkursowej dziesiątki konsultowałem się także z kolegami po fachu. Jak się później okazało, wybór zagwarantował mi miejsce w samolocie do Rio, więc wykonaliśmy wspólnie dobrą robotę i im też należą się podziękowania. Mówiąc szczerze, nie wiem, ile osób wzięło udział w konkursie i dlaczego wybrano właśnie mnie. Wiem natomiast, że kiedy odbierałem w Warszawie akredytację, to serce zabiło mi mocniej, a ciśnienie podskoczyło. Naprawdę jadę na igrzyska. Jak zatem przebiegają przygotowania do największego wyzwania w całej dotychczasowej karierze zawodowej? – Zacząłem od tych technicznych, czyli dosprzętowienia się. Posiadam oczywiście wysokiej klasy narzędzia pracy, ale uznałem, że to dobry czas na inwestycje w nowy aparat i obiektyw. W Brazylii planuję skupić się wyłącznie na fotografowaniu, więc przed wyjazdem mój kom-

puter także przejdzie przez ręce specjalisty. Po zatroszczeniu się o cały sprzęt, przyjdzie czas na merytoryczne rozplanowanie imprezy. Dostanę wprawdzie pełną listę zawodników, których zdjęcia są dla nas priorytetem, ale i tak na miejscu będę musiał działać elastycznie. Nie da się przecież przewidzieć, kiedy padnie jakiś rekord lub będzie mieć miejsce inne istotne wydarzenie. Konkretny plan działań ułożę sobie już na miejscu, ale liczę też oczywiście na pomoc bardziej doświadczonych kolegów po fachu, którzy mają już obycie z igrzyskami i na pewno podzielą się ze mną kilkoma przydatnymi sugestiami. Skoro udział w wydarzeniu tego kalibru jest spełnieniem marzeń, to jakie kolejne cele zawodowe może wyznaczyć sobie stale dążący do rozwoju swojego warsztatu fotoreporter? – Wydaje mi się, że nic nie będzie w stanie przebić igrzysk, ale na szczęście będą też następne! Już teraz wiem, że zrobię wszystko, aby uczestniczyć w kolejnej imprezie tej rangi, zarówno w jej zimowym, jak i letnim wydaniu. Innym celem, który postawiłem sobie dawno temu, jest ustrzelenie klasycznego Wielkiego Szlema, czyli zaliczenie kolejno czterech najważniejszych turniejów tenisowych w ciągu jednego roku. Udało mi się odwiedzić już Melbourne, Paryż, Londyn i Nowy Jork, ale nigdy nie było okazji, aby dokonać tego w trakcie tego samego sezonu. Powoli zbliżają się moje 50. urodziny, więc przypuszczam, że właśnie taki prezent postaram się sobie sprawić z tej okazji. Naszego fotoreportera nie przeraża też ogrom logistyczny imprezy, różnica czasowa, wysoka temperatura, ani napięta sytuacja polityczna w kraju. – Wszelkiego rodzaju protesty czy demonstracje to po prostu ryzyko, które od zawsze jest wpisane w ten zawód. Jestem tego świadomy, ale równie niebezpiecznie mogłoby być przecież podczas rozróby w każdym innym mieście, nawet Szczecinie. Jadę do Rio, aby spełnić swoje zawodowe marzenie i mam tylko nadzieję, że wszystko pójdzie zgodnie z planem, a zdjęcia będą na tyle dobre, że moje pierwsze igrzyska nie okażą się jednocześnie tymi ostatnimi. Pozostaje zatem życzyć wszystkim naszym lokalnym przedstawicielom wielkich sukcesów w Brazylii. Jadą tam, aby realizować swoje marzenia, a jak powiedział amerykański generał Colin Powell, te nie spełniają się dzięki magii, ale wymagają ciężkiej pracy, wylanego potu i ogromnej determinacji. O takie zaangażowanie w wydaniu naszych reprezentantów możemy być natomiast całkowicie spokojni.

#69

MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 08/2016


Wybór zdjeć, dzięki którym Andrzej otrzymał rekomendację na wyjazd.

MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 08/2016

#70


#71

MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 08/2016


Rozmowa

#

Dlaczego kwiaty mogą być magiczne Anna Kubiak, szczecińska florystka, architekt krajobrazu oraz autorka licznych obrazów z żywych roślin opowiada o niezwykłych właściwościach kwiatów, takich, o których nawet nie wiedzieliśmy. TEKST Celina Wojda / FOTO Sebastan Wołosz

Mam dwa storczyki, z czego tylko jeden kwitnie jak mu się podoba, a drugiemu już chyba nic nie pomoże. A może po prostu kwiaty nie są dla mnie... Jak to jest z tymi kwiatami, jakie kupować, jak się nimi opiekować? - Potoczne mówi się, że nie każdy ma rękę do kwiatów. A tak naprawdę chodzi o to, by dobrać sobie rośliny odpowiednie do trybu życia, jaki prowadzimy. Jeżeli jesteśmy zapracowani, to kupujemy kwiaty, które nie wymagają częstej pielęgnacji, ale są ładne i cieszą oko. Co innego jeśli mamy czas i możemy poświęcić roślinom więcej uwagi. Dzisiaj coraz więcej osób tego czasu nie ma... - Zgadza się. Ludzie, którzy mają rękę do kwiatów, poświęcają im po prostu dużo czasu. Podlewają, nawożą, czyszczą, zraszają, rozmawiają. I takim osobom kwiaty częściej kwitną, lepiej rosną, mają mocniejsze łodygi i korzenie. Są po prostu ładniejsze. Ale są też takie kwiaty, o których nie trzeba pamiętać. Taką rośliną jest np. zamiokulkas. Można o nim zapomnieć, wyjechać na wakacje, nie podlewać przez trzy, cztery tygodnie i on dalej będzie rósł. Drugą taką rośliną są szable. Mają różne kolory, są bardzo odporne, doskonale radzą sobie w każdych warunkach. Dobrym kwiatem dla osób zapracowanych są też storczyki. Nie trzeba poświęcać im wiele uwagi, trzeba

MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 08/2016

tylko pamiętać, żeby ich system korzeniowy nie stał w wodzie. Przy podlewaniu storczyków, raz na dwa-trzy tygodnie najlepiej zanurzyć całą donicę w wodzie i poczekać aż bąbelki powietrza się ulotnią, wyciągnąć kwiat z wody i wstawić do osłonki. Można też zraszać korzenie, nabłyszczać, ale nie jest to konieczne. Storczyk jest mało wymagającą rośliną. Powiedziała Pani, że ludzie z roślinami rozmawiają? - Kwiaty to rośliny żywe. Czują, widzą, słyszą nas i komunikują się między sobą. To potwierdzone różnymi badaniami naukowymi. Rośliny wyczuwają jaki mamy nastrój, jak się czujemy i potrafią wpływać na nasze samopoczucie. Jak się okazuje już mały kwiat postawiony na naszym biurku przy komputerze zwiększa naszą wydajność nawet do 15 procent, rośliny mają naprawdę magiczne właściwości. Kwiaty wysyłają nam sygnały. Jeżeli więdną, nie kwitną, to znaczy, że coś im nie pasuje, dlatego ważne jest też to, żeby obserwować kwiaty. Ale co takiego jest w roślinach, że są tak piękne i jak to Pani powiedziała, magiczne? - Chyba nikt nie wie, co takiego jest w kwiatach, że tak je uwielbiamy. One same w sobie są wyjątkowe. Kwiaty, ale i nie tylko, ogólnie zieleń,

#72


rośliny wpływają na nas kojąco. Wyciszają nas, relaksują, uspokajają. Przykładowo lawenda, to wspaniała roślina dla osób nerwowych, ciągle zestresowanych. Jej zapach odpręża, uspokaja, a to za sprawą olejków eterycznych, które wydziela. Niewielu z nas zdaje sobie sprawę, jak duży wpływ mają kwiaty i rośliny na czystość powietrza nie tylko na zewnątrz, ale także w pomieszczeniach, w domach, firmach. Wydajemy majątek na sprzęt elektroniczny nie wiedząc, jak duże pole elektromagnetyczne on wytwarza, bo tego nie widzimy, a rośliny to wyczuwają i neutralizują. Wpływają na nas pozytywnie na wielu płaszczyznach.

mieszkaniu. Obraz nie zajmuje dużo miejsca, z reguły jest wykonany z takiej rośliny, która nie wymaga specjalnej pielęgnacji, niektóre z nich nawet nie potrzebują słońca. W każdej ramie przygotowana jest ziemia o odpowiednim składzie, żebyśmy nie musieli za wiele kombinować. Bardzo często przy robieniu żywych obrazów wykorzystuję różne nowinki, np. hydrożel, który sam podlewa roślinę i nie wymaga od nas dużego nakład pracy. Niektóre rośliny w obrazach są podlewane raz w miesiącu, a nawet rzadziej. Dzisiaj nikt nie ma na nic czasu, zwłaszcza na utrzymanie roślin, dlatego obrazy mają cieszyć oko i nie wymagają dużej ingerencji.

Czy to muszą być jakieś specjalne rośliny? - Jest wykaz roślin, które zmniejszają zasięg fal elektromagnetycznych i do takich należy np. skrzydłokwiat. Osoby, które mają dużo sprzętu elektronicznego w domu, powinny kupić właśnie tę roślinę. Doskonale nadaje się też do klimatyzowanych pomieszczeń biurowych. Klimatyzacja jest częstą przyczyną chorób górnych dróg oddechowych, obecność kwiatów może to złagodzić. Polecam literaturę, która zajmuje się tymi tematami. Jest sporo dobrych pozycji, z których możemy dowiedzieć się, jakie właściwości ma dany kwiat, w jakich warunkach lubi przebywać i jak należy o niego dbać. Bo trzeba też pamiętać, że nie można przesadzić z tą opieką.

Każdy z nas może sobie zrobić taki obraz, kupić? - Kupić obraz można u mnie w kwiaciarni Zielona Moda.

Pani wykonuje też obrazy z roślin. To lepsza forma niż donice? - Obrazy z roślin to dobra forma dla osób, które nie mają czasu. Zauważyłam, że coraz rzadziej kupujemy rośliny do domów, odchodzimy od tego. Wolimy kupić jakiś sprzęt audio za kilkaset złotych niż ładny kwiat, nie zdając sobie sprawy jak tak naprawdę sobie tym szkodzimy. Obrazy są alternatywą dla tych osób, które nie chcą stawać kwiatów na parapetach, meblach, a chcą mieć rośliny nawet w małym

Wystawa florystyczna Muzeum Narodowe – Muzeum Tradycji Regionalnej zaprasza na wyjątkowy wernisaż pt. „Zielony Romantyzm – natura w obrazie” szczecińskiej florystki Anny Kubiak, który odbędzie się 26 sierpnia przy ul. Staromłyńskiej 27. Wydarzeniu będzie towarzyszyć poezja romantyczna Małgorzaty Kuźmińskiej, a pokaz wystawionych prac będzie odbywał się przy użyciu nowoczesnych technik interaktywnych, stworzonych specjalnie na tą okazję przez firmę IUVO. Podczas wystawy dla zainteresowanych organizowane będą warsztaty tworzenia obrazów z roślin. Te dedykowane dzieciom i młodzieży odbędą się 25 sierpnia od godz. 11 do 13 a dorosłym od godz. 18 do 20. Liczba miejsc ograniczona. Prace Anny Kubiak oraz uczestników warsztatów będzie można obejrzeć do 3 września.

#73

MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 08/2016


Rozmowa

#

O mieście, które ma niebywały powab i nie tylko Reżyser Jacek Koprowicz część swojego życia związał ze Szczecinem. Stąd pochodzą kobiety, które kochał, tu mieszkał i tworzył. Nam opowiada o szczecińskiej bohemie autorów związanych z filmem oraz o polskiej romantycznej duszy i tajemnicach wielkich twórców, o których nie uczą w szkołach. ROZMAWIAŁA Bogna Skarul / FOTO Andrzej Szkocki

- Jest Pan trochę szczecinianinem, prawda? - Trochę tak. Mieszkałem w Szczecinie przez wiele lat. Wszystko zaczęło się w roku 1980, kiedy mój kolega ze studiów, aktor Andrzej Chrzanowski, został dyrektorem Teatru Współczesnego w Szczecinie. Namówił mnie, abym z nim wyjechał do Szczecina i wystawił w teatrze sztukę. Równocześnie zaproponowano mi, bym został szefem programów artystycznych w Telewizji Szczecin i Radiu Szczecin. Pełniłem tę funkcję do 1982 roku. Później wróciłem do swojego macierzystego zespołu „Tor”. Krzysztof Zanussi dał mi urlop bezpłatny tylko na dwa lata. - Ale to nie są wszystkie Pana związki ze Szczecinem. - Tak. To w Szczecinie poznałem Anię (Anna Koprowicz, dziennikarka radiowa - przyp. red.), która została moją żoną. Później pojawiły się dzieci, więc na dwadzieścia kilka lat stałem się mieszkańcem Szczecina. - I jak się żyło przez tych dwadzieścia kilka lat? - To były ciekawe czasy, tym bardziej, że oprócz Andrzeja Chrzanowskiego, pojawił się tu Krzesimir Dębski, który także związał się ze szczecinianką, Anią Jurksztowicz. Obok, na Pogodnie mieszkał jeszcze Bogdan Dziworski, wybitny polski dokumentalista, który także miał żonę szczeciniankę i jeszcze Jerzy Zieliński, wybitny polski operator, który jest rodowitym szczecinianinem. Szczęśliwie się złożyło, że wszyscy mieszkaliśmy blisko siebie. Tworzyliśmy taką dziwną grupę przybyszy z zewnątrz, którzy w Szczecinie znaleźli się z powodu kobiet. - To pewnie dlatego, że szczecinianki to najpiękniejsze kobiety (śmiech). - Naturalnie. Moja obecna, druga żona, też jest szczecinianką. Wychodzi na to, że to miasto ma niebywały powab, również z powodu kobiet. - Czyli to szczecinianki były przyczynkiem stworzenia przez panów takiej bohemy? - Można tak powiedzieć (śmiech).

MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 08 7/2016

- Ale później te drogi się porozchodziły. - Tak. To związane jest z naszym zawodem. Niestety, w Szczecinie przemysł filmowy nie funkcjonuje (śmiech). - Nie tak dawno rozmawiałam z Jerzym Zielińskim, który apelował wręcz o stworzenie właśnie w Szczecinie festiwalu filmowego. Jeśli się uda, to można liczyć na Pana? - Z całą pewnością. A ja liczę na Akademię Sztuki i mojego nowego doktoranta, KED-a Olszewskiego. Może coś powstanie. - Pana pierwszy film jest o Kazimierzu Przerwie-Tetmajerze, ostatni o Witkacym. Dlaczego właśnie o nich? - Pierwsze moje studia, to była filologia polska w Łodzi. Dopiero na IV i V roku miałem specjalizację z filmologii, ale ten filologiczny background został. Zafascynowany byłem postaciami polskiej literatury. Miałem potrzebę trochę ich odbrązowienia, pokazania jakimi ludźmi byli naprawdę i co było ich tworzywem. Bo to, jak pisali i o czym, to także wynik tego, co przeżyli. I Tetmajer, i Witkacy to niebywale fascynujące postaci. A teraz zajmuję się Chopinem. Wszystko wskazuje na to, że będę kręcił film o Chopinie. - Także „odbrązowujący”? - Tak. Trochę skandaliczny, bo dotyczący ostatnich 14 dni życia Chopina, kiedy zdarzyło się mnóstwo niesamowitych sytuacji. - Wszyscy ci Pana bohaterowie mieli nie tylko barwne życie, ale także bardzo „obrazowe”. Czy to było powodem, że zajął się Pan nimi? - Z całą pewnością. Ich życie było bardzo filmowe i wizualne. Życie Tetmajera jest fantastyczne do pokazania. Jest skryptem do tego, aby opowiedzieć historię człowieka, który był uzależniony od kobiet. I dzięki temu, albo przez to uzależnienie rozchorowywał się na wszystkie choroby związane z tą przyjemnością. Ostatnia jego choroba - syfilis, leczona wtedy tylko za pomocą rtęci i soli - sprawiła, że przez ostatnie 30 lat nie tworzył. Tetmajer miał syna, zresztą z dziwnego związku

#74


Rozmowa miesiąca

#

z młodą aktorką. Ten syn, szalony zupełnie, wierzył, że posiadł talent ojca. Wierzył, że ojciec posiadł tajemnicę tworzenia arcydzieł i próbował od ojca tę tajemnicę wydobyć. Tragiczne losy syna - samobójcza śmierć - są ostatnimi scenami filmu. - Kiedy zajmował się Pan Witkacym, to też w sposób szczególny. Film „Mistyfikacja” jest rzeczywiście mistyfikacją. - Właściwie opowieść ta zaczęła się jeszcze podczas moich studiów filologicznych. Poznałem wtedy „znawcę” Witkacego, który był zafascynowany pisarzem. Tak stał się pierwowzorem bohatera mojego filmu - Łazowskim. W filmie opowiadam, jak mój Łazowski doszedł do wniosku, że nie ma dowodu na to, że Witkacy popełnił samobójstwo. Okazało się także, że cała ta historia z Witkacym jeszcze bardziej się skomplikowała po przeniesieniu zwłok pisarza do Polski. W trumnie nie było ciała Witkacego, a ciało młodej Ukrainki, która zmarła w trakcie porodu. I tym samym okazało się, że nie mamy trupa, a jak nie mamy trupa, to być może Witkacy żyje. Może to jego samobójstwo zostało sfingowane? Może wyreżyserowane? Tym bardziej, że partnerka Witkacego, Czesława Oknińska, podczas samobójstwa pisarza była w takim stanie zamroczenia, że z jej relacji nie można było dowiedzieć się, jak to było naprawdę. Te wszystkie okoliczności sprawiły, że wymyśliłem alternatywną historię, z której wynika, że Witkacy żyje. - W tej chwili stał się filmem kultowym. Jak Pan myśli dlaczego? - Rzeczywiście to film kultowy. Obserwuje to - cały czas ktoś do mnie w tej sprawie pisze, pyta. Myślę, że ludzie lubią takie historie. Tym bardziej, że Witkacy w ostatnim momencie życia bardzo się zmienił. Przytył 40 kilogramów, działy się z nim niebywałe rzeczy w związku z chorobą wątroby, stracił uzębienie. - Mówił Pan, że teraz będzie kręcił film o Chopinie. Czy jest jeszcze jakaś postać, która Pana fascynuje i o której chętnie zrobiłby Pan film. - Mnie zawsze fascynowały osoby klasyfikowane jako pomnikowe, bez żadnych skaz. A ja chciałbym, abyśmy sięgnęli do tradycji anglosaskiej i zaczęli te postaci pokazywać w sposób bezpruderyjny, pokazywać ich jako ludzi. Na tej zasadzie bardzo chciałbym zrobić film o Słowackim. - Dlaczego o Słowackim? - Bo był człowiekiem niezwykłym. Nie tylko poetą, ale największym handlarzem bronią w tym cza-

sie. Te wszystkie jego podróże związane były z handlem bronią, a nie z pisaniem wierszyków. Oprócz tego był zafascynowany Indianami. Był zaprzyjaźniony z autorem powieści o Winnetou i bardzo często w stanie opium biegał po Paryżu przebrany za Winnetou. Biegał z pióropuszami, w skórach. Poza tym był pierwszym polskim transwestytą. Przebierał się w sukienki i malował. - Ale tego w szkole nie uczą! - To chyba nie jest możliwe, żebyśmy w szkole w ten sposób opowiadali o Słowackim. Tymczasem może jakbyśmy o tym uczyli, to nagle zobaczylibyśmy zupełnie innego człowieka i zrozumieli bardziej jego twórczość. - A Mickiewicz Pana nie kusi? - Też był niesamowity. Jest reprezentantem klasycznego romantyzmu. Miał taką bezpośrednią transmisję od Boga, iluminację. Po prostu siadał i pisał, bo miał natchnienie. Tak napisał „Pana Tadeusza”. Mówiono o nim, że podpisał „traktat z szatanem”, co też w romantyzmie było szalenie modne. - To tak, jak Chopin? - Dokładnie. Okazuje się, że Chopin siadał i pisał, a zapis nutowy nigdy nie był przez niego poprawiany. Wiele razy później próbował coś poprawiać, ale to, co powstało za pierwszym razem, okazywało się lepsze. Poza tym Chopin był ateistą. Moglibyśmy więc go nazwać pierwszym polskim ateistą (został ochrzczony właściwie na łożu śmierci). - Powiedział Pan, że mieliśmy genialnych romantyków, a o Polakach mówi się, że mają duszę romantyczną. Co było pierwsze? Romantycy czy dusza romantyczna? - Właśnie. Może jakbyśmy bardziej poznali romantyków, jakbyśmy dowiedzieli się, co w ich duszy działo się i tkwiło, to wiele rzeczy by się wyjaśniło. Ja tę podróż odbywam, bo moja praca jest trochę związana ze śledztwem. Szukam ludzkich stron w romantykach, w swoich bohaterach. Chcę pokazać bardziej ludzki romantyzm, chcę go przybliżyć. To jest fascynujące. - Ale epoka romantyzmu jest dla Polaków tragiczna. - Ja bym to odciął i raczej zastanowił się, jak postawa romantyka przenosi się do naszego czasu, do teraźniejszości. - A Panu w duszy co gra? Romantyzm? - Pewnie tak. Chociaż chciałbym być pozytywistą.

Syn Józefa Koprowicza, operatora dźwięku filmowego. Absolwent Uniwersytetu Łódzkiego (1970, Katedra Mediów i Kultury Audiowizualnej, Zakład Historii i Teorii Filmu) oraz PWSFTviT w Łodzi. Debiutował w r. 1983 „Przeznaczeniem” – kontrowersyjną biografią poety Kazimierza Przerwy-Tetmajera. Film dwa lata czekał na premierę, m.in. ze względu na protesty rodziny pisarza. Najsłynniejszym filmem Koprowicza jest Medium (1985), za który otrzymał nagrodę za najlepszy scenariusz oryginalny na festiwalu MystFest w Cattolica (Włochy). Reżyseruje również teatralne spektakle telewizyjne. Z zamiłowania fotograf, pasjonuje się parapsychologią.

#75

MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 08/2016


Rozmowa

#

#Co u Pani słychać #Agnieszka Kuchcińska-Kurcz

Dużo pracy to nic nowego - Co u Ciebie, Agnieszko, słychać? - Dużo pracy.

architektów, zaciekawionych, jak wygląda przestrzeń wokół Centrum i weszli do środka, obejrzeli wystawy.

- To nic nowego. Ostatni raz rozmawiałyśmy, kiedy jeszcze nie funkcjonowało muzeum Centrum Dialogu Przełomy, które prowadzisz. Też byłaś zapracowana. - Trochę się zmieniło (śmiech). Jest nowa przestrzeń, do której już można przyjść, jest miejsce, gdzie mogą się spotkać i świadkowie historii i młodzież. A ja cieszę się, że jest nowy budynek, zupełnie inny niż wszystkie.

- I co mówili? - Że im się bardzo podoba i że to, co zobaczyli wewnątrz, idealnie współgra z przestrzenią na zewnątrz. Mówili też, że to nasze Centrum, to miasto w mieście. Wiem, że planowana jest wkrótce impreza na placu, która ma rozpropagować wiedzę o nagrodzie. Pewnie wtedy naturalnie wzbudzi się ciekawość, co jest w środku.

- Właśnie. Ta bryła, a właściwie cała przestrzeń wokół bryły, zdobyła ostatnio nagrodę i to bardzo ważną (Centrum Dialogu Przełomy w Szczecinie zostało uznane za najlepszą przestrzeń publiczną w Europie w konkursie European Prize for Urban Public Space 2016 - przyp. red.). Tobie się podoba? - Szalenie. Uważam, że zagospodarowanie placu jest fantastyczne i niesamowite jest samo muzeum.

- Agnieszka, ale miałyśmy mówić o Tobie, a nie o muzeum. - Co u mnie? Hm... Zupełnie inny rytm pracy. To, co było wcześniej, miesiące przed otwarciem, to było szaleństwo - praca po kilkanaście godzin, od świtu po zmrok. Nieustające dyskusje co jest ważniejsze, jak coś pokazać. Mam to za sobą, choć uważam, że przede mną jeszcze gigantyczna praca. Chodzi o to, aby ten budynek spełniał takie funkcje o jakich kiedyś marzyliśmy.

- Dlaczego? - Bo właściwie ta przestrzeń pod ziemią jest niewielka. W porównaniu do muzeów tego typu ona jest od 3 do 6 razy mniejsza. A nasi goście, którzy oglądają wystawy, mówią, że wydaje im się to miejsce bardzo duże.

- Czyli? - To ma być centrum spotkań, miejsce, gdzie ludzie chcą przyjść i pobyć trochę (czekam właśnie na otwarcie kawiarni). To ma być miejsce dla tych, którzy lubią historię najnowszą, dla jej świadków, ale też dla młodzieży i dzieci, dla których przygotowaliśmy salkę edukacyjną. Chciałabym aby było to miejsce, gdzie w sposób cywilizowany będziemy rozmawiać o sprawach trudnych. Jak to osiągniemy, będzie super.

- To znaczy, że muzeum się przebiło. - Też się cieszę, ale przyznam, że zależy mi, by po tych nagrodach dla przestrzeni wokół muzeum i dla nagrody za budynek filharmonii nie umknęła istota rzeczy, czyli po co to muzeum powstało. - Czy zauważyłaś, że po otrzymaniu nagrody wzrosło zainteresowanie samym muzeum? - Nikt jeszcze nie przyszedł do nas do środka i nie powiedział, że znalazł się tu z powodu nagrody (śmiech). Chociaż zjawiło się kilka grup

MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 08 7/2016

- Nadal jesteś pełna entuzjazmu. - Oj tak, bo to szalenie ciekawe, co się tu dzieje. A teraz chcę zarazić tym entuzjazmem filmowców. W muzeum mamy sporo dokumentów, które pokazują fantastyczne historie ludzkie i nie zawsze powszechnie znane. A tu są fabuły, że nic tylko kręcić.

#76


Trendy towarzyskie

#

21 Festiwal Gwiazd w Międzyzdrojach Udany, choć miał sporą konkurencję, bo odbywał się w trakcie Euro 2016. Ale publiczność dopisała, nie przeszkadzały jej strugi deszczu, które nawiedziły Międzyzdroje podczas najważniejszego dnia festiwalowego – soboty, kiedy na Alei Gwiazd odbyła się ceremonia odciśnięcia dłoni. (bs)

Specjalnie dla nas do zdjęcia pozowali podczas próby spektaklu: Anna Gornostaj, Katarzyna Skrzynecka, Grzegorz Halama i Wojciech wysocki.

Dorota Stalińska wspominała czasy, kiedy na poprzednich edycjach festiwalu, wspólnie z nami świętowała kolejne urodziny fotoreportera.

Wojciech Wysocki to przecież szczecinianin. Tu się urodził i skończył liceum ogólnokształcące. Z Międzyzdrojów pojechał prosto na festiwal teatralny do Polic, gdzie był jurorem.

Znany reżyser filmowy Jacek Koprowicz pokazywał cykl zdjęć, które zrobił rok wcześniej na wybrzeżu. Na zdjęciu od lewej: Jacek Koprowicz, Witold Gawina i Anna Karbowińska.

Katarzynie Skrzyneckiej w Międzyzdrojach przeszkadzał utrzymujący się cały czas zapach frytek na Promenadzie.

Goście Festiwalu Gwiazd w Międzyzdrojach

#77

Foto: Andrzej Szkoceki

Jednym z punktów festiwalowych była aukcja grafik Zdzisława Beksińskiego. Na aukcji zebrano prawie 6 tys. zł dla Domu Dziecka w Lubiniu (koło Międzyzdrojów).

Dyrektor festiwalu Olaf Lubaszenko miał ogromną satysfakcję z udanej kolejnej edycji imprezy.

MAGAZYN MIEJSKI | NUMER 08/2016


#TU NAS ZNAJDZIESZ KAWIARNIE

• City Break CH Galaxy - 0 piętro • Coffeeheaven CH Galaxy 0 piętro • Cafe Club CH Galaxy - 1 piętro • Columbus Coffee CH Galaxy - 2 piętro • Starbucks Coffee CH Kaskada • So!Coffee CH Outlet, ul. Struga 42 • Columbus Coffee CH Turzyn - 0 piętro • Fabryka Deptak Bogusława 4/1 • Fanaberia Deptak Bogusława 5 • Teatr Mały Deptak Bogusława 6 • Columbus Coffee DriveUp • Castellari Al. Jana Pawła II 43 • Public Cafe Al. Jana Pawła II 43 • Cinnamon Garden Al. Jana Pawła II (fontanny) • Corona Coffee ul. Kaszubska 67 • Columbus Coffee ul. Krzywoustego • Columbus Coffee MEDYK” ul. Bandurskiego 98 • Orsola YogoHaus Plac Zołnierza 3/1 • Columbus Coffee „Meeting Point” Plac Żołnierza 20 • Hormon Cafe ul. Monte Cassino 6 (od Piłsudskiego) • Dom Chleba al. Niepodległosci 2 • Columbus Coffee Oxygen • Cafe Popularna ul. Panieńska 20 • Naleśnikarnia Pył i Mąka ul. Osiek 1 • Corona Coffee al. Piastów 30 (Piastów Office, Budynek B) • Cafe Pleciuga Plac Teatralny 1 • Columbus Coffee Piastów 5/1/ul. Jagielońska • Coffe Point ul. Staromiejska 11 • Pasja Fabryka Smaku ul. Śląska 12 • Castellari ul. Tuwima (Jasne Błonia) • Public Cafe Podzamcze ul. Wielka Odrzańska 18 • Kawiarnia Koch ul. Wojska Polskiego 4 • Czekoladowa Cukiernia „SOWA” ul. Wojska Polskiego 17 • Czarna Owca al. Wojska Polskiego 29/9 (od Bogusława) • Starbucks Coffee (Brama Portowa) ul. Wyszyńskiego 1

SALONY FRYZJERSKO KOSMETYCZNE i SPA

• Beverly Hills Akademia Urody CH Auchan • Beverly Hills Akademia Urody CH Galaxy - parter • Studio DUMA Usługi Kosmetyczne Marzena Dubicka ul. Langiewicza 23 • Studio Urody Masumi Deptak Bogusława 3 • Dr Irena Eris KOSMETYCZNY INSTYTUT ul. Felczaka 20 • Atelier Fryzjerstwa Małgorzata Dulęba-Niełacna ul. Witkiewicza 49U/9 • MASI Wielka ul. Odrzańska 30 • EXPOSE akcesoria atelier Magda Zgórska ul. Chopina 22 (1 piętro) • Imperium wizażu ul. Jagiellońska 7 • Studio Jagielońska 9 ul. Jagielońska 9 • Modern Design Piotr Kmiecik ul. Jagiellońska 93/3 • Atelier Katarzyny Klim ul. Królowej Jadwigi 12/1 • Cosmedica Leszczynowa (Rondo Zdroje) • Salon fryzjerski YES ul. Małkowskiego 6 • Salon Fryzjerski Keune ul. Małopolska 60 • Studio Fryzjerskie Karolczyk ul. Monte Cassino 1/14, • Belle Femme ul. Monte Cassino 37a • Vegas Studio Fryzjerskie ul. Panieńska 46/6 • Coco 33 Violetta Krause ul. Wojska Polskiego 10, U-2 • Salon Kosmetyczny GAJA ul. Wojska Polskiego 10 • Sam Sebastian Style ul. Pocztowa 7 • Cosmedica ul. Pocztowa 26 • Hair & tee ul. Potulicka 63/1 • Obssesion ul. Wielkopolska 22 • Gabinet Kosmetyczny Dorota Stołowicz ul. Mazurska 20 • Enklawa Day Spa al. Wojska Polskiego 40/2

RESTAURACJE

• Porto Grande ul. Jana z Kolna 7 • Sake Sushi al. Piastów 1 • Karczma Polska Pod Kogutem Plac Lotników 3 • Restauracja Dzika Gęś Plac Orła Białego 1 • Trattoria Toscana Plac Orła Białego 10 • Caffe Venezia Plac Orła Białego 10 • Chief Rayskiego 16 , pl. Grunwaldzki • Stockholm Kitchen & Bar Bulwar Piastowski 1 • The Greek Ouzeri Bulwar Piastowski 2 • El Tapatio ul. Kaszubska 3 • Columbus ul. Wały Chrobrego 1 • Colorado Steakhouse ul. Wały Chrobrego 1a • Takumi Sushi Bar CH Galaxy - 2 piętro • Sphinks CH Kaskada • Restauracja Szczecin ul. Felczaka 9 • Avanti al. Jana Pawła II 43 • Restauracja Ładoga ul. Jana z Kolna • El Globo ul. Józefa Piłsudskiego 26 • OPERA (Na Kuncu Korytarza) ul. Korsarzy 34, Zamek • Planeta ul. Wielka Odrzańska 28 • Wół i Krowa ul. Wielka Odrzańska 20 • Bombay ul. Partyzantów 1 • Z Drugiej Strony Lustra ul. Piłsudskiego 18 • Stara Piekarnia ul. Piłsudskiego 7 • Ricoria Ristorante ul. Powstańców Wielkopolskich 20 • Villa Sadyba ul. Ku Słońcu 40 • Plenty ul. Rynek Sienny 1 • Buddha Thai ul. Rynek Sienny 2 • Spiżarnia Szczecińska Plac Hołdu Pruskiego 8

• Pomiędzy ul. Sienna 9 • Giovanni Volpe Lodziarnia ul. Tkacka 64 • DietaBar.pl ul. Willowa 8 • Rotunda Północna ul. Wały Chrobrego 1 b • Willa West Ende al. Wojska Polskiego 65 • Willa Ogrody ul. Wielkopolska 19 • Restauracja/Hotel Atrium al. Wojska Polskiego 75 • NIEBO Wine Bar Cafe ul. Nowy Rynek 3 • Bachus ul. Sienna 6 • La Passion du Vin ul. Sienna 8

KLUBY SPORTOWE I FITNESS

• Pure Jatomi (Joanana Cieślek, Karolina Kowalska) CH Kaskada • Fitness World (Radisson Hotel) Plac Rodła 10 • Szczecińskie Centrum Tenisowe ul. Dąbska 11a • Fit Town ul. Europejska 31 • North Gym Fitness Club Galeria Północ 1 piętro ul. Policka 51 • RKF ul. Jagiellońska 67/68 • Squash na Rampie ul. Jagiellońska 69 • Marina Squash Fitness Club ul. Karpia 15 • Lady Fitness&Wellness, ul. Mazowiecka 13 • Bene Sport Centrum ul. Modra 80 • Fitness Club ul. Monte Casino 24 • Marina Club Dąbie, Yaht Klub Polska Szczecin ul. Przestrzenna 11 • Elite Sport Club Spółdzielców 8k, Mierzyn • Fitness Forma ul. Szafera 196 • Universum Fitness Club, ul. Wojska Polskiego 39a

SKLEPY I SALONY MODOWE

• Salon Mody Brancewicz al. Jana Pawła II 48 • Salon Terpiłowscy CH Auchan • Salon Terpiłowscy CH Ster • Salon Terpiłowscy CH Galaxy • Salon Terpiłowscy CH Turzyn • Salon Terpiłowscy ul. Jagiellońska 16 • SALON MEBLOWY QUATRO J&K Kamila Bonowicz C.H. TOP SHOPING, ul. Hangarowa 13 • Salon Jubilerski YES CH Galaxy • Dekadekor ul. Rayskiego 18(lok U1) • Portfolio ul. Rayskiego 23/11(wejście od Jagielońskiej) • Silver Swan CH Galaxy (parter) • Swiss CH Galaxy (parter) • Van Graf CH Kaskada • La Perle - Salon Sukien Ślubnych ul. Kaszubska 58 • Trend S.C. Mierzyn, ul. Długa 4b • EBRAS.PL ul. Boh. Getta Warszawskiego 8/9 • Organic Garden ul. Kaszubska 4 • Sklep Firmowy Zakładów Ceramiki Bolesławiec al. Niepodległości 3 • 6 Win ul. Nowy Rynek 3 • C.H. FALA al. Wyzwolenia 44a • Geobike CH Nowy Turzyn I piętro • Renoskór ul. Królowej Jadwigi 1 • Centrum Mody Ślubnej ul. Krzywoustego 4 • Sklep Vegananda ul. Krzywoustego 63 • Sklep Zdrowa Przystań ul. Monte Cassino 2/2 • Natuzzi ul. Struga 25 • Meble VIKING al. Wojska Polskiego 29 • MaxMara ul. Bogusława X 43 • KAG Meble i Światło S.C. ul. Struga 23 • MOOI wnętrza al.Wojska Polskiego 20, • ABA Meble ul. Goleniowska 25a • BiM al. Wojska Polskiego 29 • MarcCain al. Wojska Polskiego 43 • Moda Club al. Wyzwolenia 1-3 • Beaton Aparaty słuchowe, Edmund Reduta ul. Rayskiego 40a • Boutique Chiara ul. Bogusława X 12/2 • Escada Sport ul. Wojska Polskiego 22 • B.E. Kleist Jubiler ul. Rayskiego 20/2 • DRAGON EVENT ul. Twardowskiego 18 (teren Bissmyk) • Drzwi i Podłogi VOX Sylwia Drabik ul. Cukrowa 12 • Centrum Finansowe JANOSIK ul. Krzywoustego 28 • Świat Rolet ul. Langiewicza 22 • Kwiaciarnia MARIA ul. Traugutta 6 • Cavallo - Sklep Jedziecki ul. Przybyszewskiego 4

GABINETY LEKARSKIE I MEDYCYNY ESTETYCZNEJ

• ART MEDICAL CENTER ul. Langiewicza 28/U1 • New 4 You, Dorota Szwarc ul. Boh. Getta Warszawskiego 19/2 • Dom Lekarski, al. Bohaterów Warszawy 42 (CH TURZYN) • Dom Lekarski, ul. Rydla 37 • Dom Lekarski, ul. Gombrowicza 23/Bagienna 6 • Dom Lekarski, al. Piastów 30 (Piastów Office Center, budynek C (wejście od dziedzińca) • Hahs ul. Czwartaków 3 • Hahs Klinika ul. Felczaka 10 • Fizjoline, Centrum Rehabilitacji ul. Kosynierów 14/U1 • Medicus Plac Zwycięstwa 1 (na recepcji) • Lecznica Dentystyczna KULTYS

ul. Bolesława Śmiałego 17/2 • EuroMedis ul. Powstańców Wielkopolskich 33a • Laser Studio ul. Jagiellońska 85/1 • Studio Masażu - LAVA ul. Tymiankowa 5b • Estetic ul. Kopernika 6 • Esteticon ul. Jagielońska • Fabryka Zdrowego Uśmiechu ul. Ostrawicka 18 • Klinika Stomatologii i Kosmetologii EXCELLENCE ul. Wyszyńskiego 14 • Dentus ul. Felczaka 18a • Ra-dent. Gabinet Stomatologiczny ul. Krzywoustego 19/5 • MEDICO Specjalistyczne Gabinety Stomatologiczne i Lekarskie al. Bohaterów Warszawy 93/1 (vis a vis CH Turzyn) • NZOZ MEDENTES Przecław 93e • NZOZ MEDENTES ul. Bandurskiego 98(1pietro) • Hipokrates, ul. Ku Słońcu 2/1 • Klinika Zawodny ul. Ku Słońcu 58 • Dentus ul. Mickiewicza 116/1 • Venus, Centrum Urody ul. Mickiewicza 12 • Intermedica centrum okulistyki ul. Mickiewicza 140 • Medi Clinique, ul. Mickiewicza 55 • Art. PLASTICA ul. Wojciechowskiego 7 • Image Instytut kosmetologii ul. Maciejkowa 37/U2 • AestheticMed ul. Niedziałkowskiego 47 • Medimel ul. Nowowiejska 1E (Bezrzecze) • Figurella - Instytut Odchudzania ul. Obrońców Stalingradu 17 • Dental Implant Aesthetic Clinic ul. Panieńska 18 • Perładent - Gabinet Stomatologiczny ul. Powstańców Wielkopolskich 4c • Nowy Impladent Stomatologia Estetyczna i Rekonstrukcyjna ul. Stoisława 3/2 • dr Hamera ul. Storrady-Świętosławy 1c / 6 piętro (wtorek,piątek lub biuro Ofice na dole dla dr Hamera) • Centrum narodzin MAMMA ul. Sowia 38 • Stomatologia Mierzyn ul. Welecka 38 • Stomatologia Kamienica 25 ul. Wielkopolska 25/10 • Maestria Klinika Urody ul. Więckowskiego 2/1 • VitroLive ul. Wojska Polskiego 103 • Medycyna Estetyczna Osadowska, al. Piastów 30 (Piastów Office) • Gabinet „Orto-Magic” ul. Zaciszna 22 (od ul.Topolowej) • Stomatologia Mikroskopowa ul. Żołnierska 13a/1 • CENTRUM DIETETYCZNE NATURHOUSE al. Wyzwolenia 91, al. Wyzwolenia 6, ul. Krzywoustego 27

SALONY SAMOCHODOWE

• Lexus ul. Mieszka I 25 • DDB Auto Bogacka Mercedes ul. Mieszka I 30 • Mercedes Mojsiuk ul. Pomorska 88 • Dealer BMW i MINI Bońkowscy Ustowo 55 (rondo Hakena) • Polmotor Szczecin Ustowo 52 (rondo Hakena) • CITROEN A.DREWNIKOWSKI ul. Andre Citroena 1 • Peugeot DREWNIKOWSKI ul. Bagienna 36D • POLMOZBYT Honda ul. Białowieska 2 • CITROEN A.DREWNIKOWSKI al. Bohaterów Warszawy 19 • Rosiak i Syn Renault, Dacia Bulwar Szczeciński 13 • Holda / Chysler Dodge i Jeep ul. Gdańska 7 • Łopiński VW ul. Madalińskiego 7 • Bogacki Opel ul. Mieszka I 45 • POLMOZBYT Peugeot Plac Orła Białego 10 • Ford - Bemo Motors ul. Pomorska 115B • AUTO BRUNO Volvo ul. Pomorska 115b • Peugeot DREWNIKOWSKI ul. Rayskiego 2 • Camp & Trailer Świat Przyczep al. Bohaterów Warszawy 37F (za Statoil) • KOZŁOWSKI Toyota ul. Struga 17 • Krotoski-Cichy Skoda ul. Struga 1A • Krotoski-Cichy VW ul. Struga 1A • KOZŁOWSKI Opel ul. Struga 31 B • POLMOTOR Nissan ul. Struga 71 • Subaru ul. Struga 78a • POLMOTOR KIA ul. Wisławy Szymborskiej 8 • Volvo Maszyny Budowlane Polska ul. Pomorska 48A • Pehamot Skoda ul. Zielonogórska 32

BIURA PODRÓŻY

• Neckerman, CH Galaxy , Wojska Polskiego 11 • LTUR, CH Galaxy • TUI, CH Kaskada • Interglobus Tour, Kolumba 1 • Itaka, Krzywoustego 7 • Odra Travel, Piłsudskiego 34 • Tropicana Travel, Plac Lotników 6/1 • Rainbow Tours, Wojska Polskiego 12 • Hepi Sport-turystyka, Mazowiecka 1 • Kawa i Podróże Lotos Travel – Klub Podróżnika, Małopolska 4

BIURA NIERUCHOMOŚCI I DEWELOPERZY

• Calbud ul. Kapitańska 2, pokoj 17 parter • Neptun Developer ul. Ogińskiego 15 • SGI (budynek Nautica) ul. Raginisa 19 (wjazd od E. Plater) • Best Deweloper ul. Sosnowa 6f • Baszta Nieruchomosci ul. Panieńska 47

(Baszta Siedmiu Płaszczy) • SCN ul. Piłsudskiego 1A • Extra Invest ul. Wojska Polskiego 45 • Graz Developer (Piotr Otto) pl. Zgody 1 • Artbud ul. 5 lipca 19c • MAK-DOM ul. Golisza 27 • TLS Developer al. Bohaterów Warszawy 24/3 • Modehpolmo ul. Wojska Polskiego 184c/2 • Litwiniuk Property, Al. Piastów 30 (Piastów Office Center) • INDEX Nieruchomości, ul. Bagienna 38C

BAWIALNIE DLA DZIECI • Kraina Fantazji ul. Mieszka I 73 CH MOLO, • Castle Kindergarden (Amerykańska Przedszkole) ul. Kuśnierska 6 • Party-Studio ul. Tkacka 19/22 • KafkaKulturalna ul. Wielkopolska 25/9 (wejście od Monte Cassino)

KANCELARIE ADWOKACKIE I NOTARIALNE

• Kancelaria adw Lizak, Stankiewicz, Królikowski ul. Boh Getta Warszawskiego 1/4 • Kancelaria adw. Babski Dariusz Jan Deptak Bogusława 5/3 • Kancelaria Notarialna Daleszyńska al. Jana Pawła II 17 • Kancelaria Notarialna Zuzanna Wilk ul. Tarczyńskiego 4/1 • Kancelaria Adwokacka Tumielewicz al. Bohaterów Warszawy 93/5 (vis a vis CH Turzyn) • Kancelaria adw Mazurkiewicz, Wesołowski, ul. Klonowica 30/1 • Kancelaria adw Łyczywek ul. Krzywoustego 3 • Kancelaria Radców Prawnych Biel, Judek, Poczobut-Odlanicki ul. Energetyków 3/4 • Kancelaria adw Andrzej Zajda, Monika Zajda-Pawlik ul. Monte Cassino 7/1 • Kancelaria adw i Radców Prawnych adw. Waldemar Juszczak al. Niepodległości 17 • Kancelaria adw Mariusz Chmielewski ul. Odzieżowa 5 • Kancelaria adw Gozdek,Kowalski, Łysakowski adwokaci i radcowie prawni s.p. ul. Panieńska 16 • Kancelaria adw Wódkiewicz Sosnowski ul. Stoisława 2 • Kancelaria adw Licht Przeworska ul. Tuwima 27/1 • Kancelaria adw. Adamek-Donhöffner Marta ul. Wojska Polskiego 197/1 • Kancelaria adw Aleksandruk-Dutkiewicz Agnieszka ul.Wyszyńskiego 14 • Kancelaria adw. Gruca Jakub al. Wyzwolenia 5 • Kancelaria adw. Gruca Marcin al. Wyzwolenia 5/1

KULTURA

• Filharmonia ul. Małopolska 48 • Hotel Zamek Centrum ul. Panieńska 15 • Szczeciński Inkubator Kultury ul. Wojska Polskiego 90 • Galeria Kierat ul. Koński Kierat 14 • Open Gallery Monika Krupowicz ul. Koński Kierat 17/1 (1-pietro) • Galeria Kierat 2 ul. Małopolska 5 • Muzeum Historii Szczecina ul. Mściwoja II 8 • Teatr Pleciuga Plac Teatralny 1 • 13 Muz Plac Żołnierza Polskiego 2 • Muzeum Sztuki Współczesnej ul. Staromłyńska 1 • Galeria Sztuki Dawnej Muzeum Narodowego ul. Staromłyńska 27 • Teatr Polski ul. Swarożyca 5 • Teatr Współczesny Wały Chrobrego 3 • Gmach Główny Muzeum Narodowego w Szczecinie Wały Chrobrego 3 • Kino Pionier al. Wojska Polskiego 2 • Trafostacja ul. Św. Ducha 4

INNE

• Urząd miejski sekretariat ul. Armii Krajowej 1 • Urząd Miejski - promocja/rzecznik ul. Armii Krajowej 1 • Urząd marszałkowski - promocja/rzecznik ul. Korsarzy 34 • Urząd marszałkowski - sekretariat ul. Korsarzy 34 • Centrum Informacji Kulturalnej i Turystycznej ul. Korsarzy 34 • Urzad wojewodzki - sekretariat Wały Chrobrego 4 • Urzad wojewodzki - promocja/rzecznik ul. Wały Chrobrego 4 • TVP S.A. ul. Niedziałkowskiego 24a • Radio ESKA Szczecin pl. Matki Teresy z Kalkuty 6 • „Pro Bono” Kompania Reklamowa Paweł Nowak ul. Necała 2 • Empik School Brama Portowa 4 • Speak UP DH Kupiec • Labirynt al. Niepodległości 18-22 (5 piętro) • Euroafrica ul.Energetyków 3/4 • Polska Fundacja Przedśiębiorczości ul. Monte Cassino 32 • Szczecińskie Centrum Przedsiębiorczości ul. Kolumba 86 • Interglobus ul. Kolumba 1 • Wnętrze na Piętrze ul. Piłsudskiego 27 • L Tour CH Galaxy • PŻM: POLSTEAM Plac Rodła 8 • Półncna Izba Gospodarcza ul. Wojska Polskiego 86 • Dudziak i Partnerzy ul. Jagielońska 85/14




Turn static files into dynamic content formats.

Create a flipbook
Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.