Miesięcznik Popularnonaukowy SONDA II

Page 1


Miesięcznik Popularnonaukowy

SONDA

Redaktor Naczelny: TOMASZ SURYNOWICZ Z-ca Redaktora Naczelnego: BERNADETTA BORKOWSKA Sekretarz Redakcji: WOJCIECH KARCZ

Drodzy czytelnicy, To dla Was tworzymy Sondę. Dlatego też wydając pierwszy jej numer, mieliśmy nadzieję na wiele komentarzy z Waszej strony. Tak też się stało. Spłynęło do nas wiele opinii, które wzięliśmy pod rozwagę, tworząc kolejne wydanie. Mamy nadzieję, że drugi numer naszego pisma okaże się dla Was jeszcze ciekawszy. Pragniemy, aby kojarzyło się ono wam z oryginalnymi tematami z dziedziny nauki, techniki i środowiska biznesowego. W tym numerze postanowiliśmy odejść od standardowych działów. Dodatkowo przedstawiamy zupełnie nowy pomysł - artykuł po angielsku. Innowacje powstają w skali międzynarodowej, dlatego swoimi opiniami dzielą się z nami polscy uczeni z zagranicy. Niezmienny pozostał zapał i chęć tworzenia pierwszego bezpłatnego, popularnonaukowego czasopisma skierowanego do ludzi młodych, głównie studentów, ale jak się okazało nie tylko. Chętnie czytają Sondę również profesorowie i doktoranci, wspierając nas i podrzucając coraz to nowsze pomysły. Zachęcamy serdecznie do publikowania własnych tekstów na łamach naszego magazynu! Redaktor naczelny Tomasz Surynowicz

REDAKTORZY: Aleksandra Puciłowska Bartosz Dąbrowski Wojciech Karcz Adam Karcz Jakub Muśko Kamil Barański Dorota Adamowicz Łukasz Bańdur Krzysztof Kotlarski Grafika

Dział Prawny

Aneta Łukowska, Rafał Czaniecki, Karol Owsianko, Przemysław Rembelski Bernadetta Borkowska Bartosz Dąbrowski, Maciej Urbanowicz, Wojciech Karcz, Elżbieta Barszcz, Katarzyna Przychodzeń Adam Łęski, Dorota Dobrzańska, Katarzyna Cieślak, Radosław Rdzanek Aleksandra Puciłowska, Anna Niedźwiecka, Michał Cywiński, Tomasz Kuciński Jacek Wojtach

Okładka

Rafał Czaniecki

Korekta Dział PR Dział FR Dział HR

Artykuły, ogłoszenia oraz inne materiały prosimy nadsyłać drogą mailową. Redakcja zastrzega sobie prawo redagowania nadesłanych tekstów i nie odpowiada za treść reklam. Kontakt do członków redakcji w formacie: Imie.nazwisko@sonda.org.pl

WYDAWCA: Stowarzyszenie Akademickie SONDA PREZES ZARZĄDU: Wojciech Karcz ADRES WYDAWCY I REDAKCJI: Al. Niepodległości 222 kl. A, lok.2 00-663 Warszawa www.sonda.org.pl


SPIS TREŚCI NEWS

4

KOSMOS Skarabeusz eksploruje marsa

6

WORLDWIDE It’s in the way you walk

8

SUKCES Zawody SAE Aero Design WOLĘ FANTAZJOWAĆ

10

TV SONDA

15 (takich programów już nie ma)

FOTOREPORTAŻ Niezwykły świat zwykłych rzeczy

16

MILITARIA Jak zabić jemiołą , czyli początki pocisków

18

TECHNOLOGIE Good byE Gutenberg

20

KARIERA Venture Capital CambridgePython

22

ROZRYWKA

28

zdalnie sterowanych


news Okno pod prądem

K

onarka, firma produkująca solary, opracowała przezroczyste komórki solarowe, które można wbudować w okna, w celu generowania elektryczności. Firma Arch Aluminium& Glass , mająca swoją siedzibę na Florydzie, będzie pierwszą firmą, która wykorzysta technologię ogniw słonecznych przy produkcji materiałów budowlanych, w tym okien. Został zbudowany prototyp takiego okna. Składa się ono z dwóch tafli szkła pomiędzy, którymi zostały zamontowane przezroczyste fotowoltaiczne, organiczne ogniwa. Wykonane są one z elastycznego tworzywa sztucznego, które można barwić w wielu kolorach. Technologia ta ma szeroki zakres zastosowań, może być wykorzystywana w produkcji przenośnych ładowarek, czujników jak również namiotów wojskowych. news.cnet.com Aleksandra Puciłowska

UPRAWA ŚWIEŻEGO POWIETRZA

K

amal Meattle przeprowadził w Indiach badania i wdrożył w życie produkcję świeżego powietrza. Do produkcji używane są 3 pospolite rośliny doniczkowe - Palma Areka, Sansewiera i Rafidofora złota. Rośliny te produkują tlen i oczyszczają powietrze z niebezpiecznych lotnych chemikaliów. Rośliny nie tylko wpływają na lepsze samopoczucie lecz również zwiększają wydajność w pracy. Zmniejszają również zapotrzebowanie na świeże powietrze w budynkach. Do uzyskania tlenu dla jednej osoby potrzeba czterech Palm Areka o wysokości sięgającej do ramion, rośliny te zamieniają CO2 w tlen w ciągu dnia. Sansewiera, z kolei jest pomocna w nocy, gdyż to właśnie wtedy zamienia CO2 w tlen, a na jedną osobę powinno przypadać przynajmniej 6 takich roślin. Natomiast do oczyszczania powietrza z formaldehydów i innych lotnych chemikaliów wykorzystywana jest Rafidofora złota. Pomysł produkcji świeżego powietrza wprowadzono w jednym z budynków w New Delhi. Zastosowanie takiego systemu produkcji powietrza spowodowało zmniejszenie podrażnień oczu o 52 %, problemów z układem oddechowym o 34 % oraz zmniejszenie przypadków bólu głowy o 24%. Wydajność pracy natowmiast wzrosła o 20 %. Dodatkowo zmalało zapotrzebowanie na energię w budynkach, ponieważ nie ma już potrzeby dostarczania świeżego powietrza z zewnątrz. TED.com Bartosz Dąbrowski

ZOMBIE

ISTNIEJE F

rancuscy naukowcy z Uniwersytetu w Ghent odkryli przez przypadek, że pewne gatunki pająków w kilka godzin po utonięciu zaczynały ponownie funkcjonować. Badano 3 gatunki pająków z rodziny pogońcowatych (Lycosidae). Dwa z nich zamieszkiwały tzw. solne bagna, a jeden las. Zamierzano sprawdzić jak długo bedą w stanie przetrwać pod wodą. W morskiej wodzie zanurzono po sto dwadzieścia samic z każdego gatunku. Co dwie godziny stawonogi trącano szczoteczką, by upewnić się, czy dają jakieś znaki życia. Osobniki zamieszkujące obszary leśne (Pardosa lugubris) wydawały się martwe po upływie doby. Pozostałe gatunki przeżyły dłużej: Pardosa purbeckensis 28 godzin a Arctosa fulvolineata aż 36 godzin. Naukowcy zamierzali zważyć martwe pająki. W tym celu odłożono je na bok aby mogły obeschnąć. Ku zdziwieniu naukowców po upływie kilku godzin zwierzętom przechodził skurcz a po jakimś czasie wstawały i zaczynały chodzić. Jest to możliwe dzięki zdolności przestawiania się ich metabolizmu z trybu tlenowego na tryb beztlenowy. www.KopalniaWiedzy.pl Aleksandra Puciłowska 4

Sonda | Czerwiec 2009 Nr 01


Komputer rozpoznający język z ruchu warg

N

aukowcy z University of East Anglia’s School of Computing Sciences stworzyli komputer, który rozpoznaje język z ruchu warg i wskazuje różnice pomiędzy językami. Komputer jest w stanie rozpoznać aż dziewięć języków, w tym polski. Pozostałe osiem to: angielski, francuski, niemiecki, rosyjski, włoski, arabski, chiński kantoński i mandaryński. Powstanie takiej technologii było możliwe przez opracowanie modelu statystycznego. Został on stworzony dzięki współpracy dwudziestu trzech językoznawców posługujących się biegle dwoma lub trzema językami. Ruchy warg lingwistów pomogły opracować wspomniany model. Komputer rozpoznaje język i mowę dzięki analizie specyficznych kształtów, ruchów i sekwencji jakie tworz± nasze usta i język podczas mówienia w danym języku. Według naukowców program sprawdza się z bardzo wysokim prawdopodobieństwem. Celem naukowców jest ciągłe ulepszanie systemu. Odkrycie to ma wiele możliwości zastosowania - począwszy od pomocy ludziom niesłyszącym, przez wykorzystanie w policji i turystyce, a na działaniach wywiadowczych skończywszy. Źródło : cnet.com Bartosz Dąbrowski

POLKA KONTRA EFEKT CIEPLARNIANY

D

oktorantka z Wydziały Inżynierii Materiałowej i Metalurgii Politechniki Śląskiej Iwona Gil zajęła pierwsze miejsce w międzynarodowym konkursie dla młodych naukowców „Topical Issues of Subsoil Usage”. Konkurs został zorganizowany przez Edukację Federacji Rosyjskiej oraz Górniczy Instytut w Sankt Petersburgu. Laureatka pokonała ponad 60 naukowców z 21 krajów. Iwona Gil uczestniczyła w sesji ekologia i ochrona środowiska. Swoją pracę pt. „Badanie mechanizmu spalania roztworu CH4/CO2/O2/N2 w piecu wysokotemperaturowym” poświęciła problemowi wpływu ditlenku węgla na proces spalania metanu z recyrkulacją spalin, co może się przyczynić do zmniejszenia efektu cieplarnianego. Recyrkulacja spalin jest jedną z metod obniżania emisji tlenków azotu, które powodują powstawanie smogu fotochemicznego oraz kwaśnych deszczy. Istotny wpływ maja również na zdrowie człowieka, powodując niedotlenienie organizmu, obniżenie zdolności obronnej ustroju przed infekcjami bakteryjnymi, rozedmę płuc czy choroby alergiczne. www.naukawpolsce.pap.pl Aleksandra Puciłowska www.sonda.org.pl

5


KOSMOS

SKARABEUSZ EKSPLORUJE MARSA KONKURS UNIVERSITY ROVER CHALLENGE ODBYWAJĄCY SIĘ W STANIE UTAH WYŁONI NAJLEPSZĄ KONSTRUKCJĘ ŁAZIKA MARSJAŃSKIEGO. CZY PROJEKT POLSKICH STUDENTÓW ZE STUDENCKIEGO KOŁA ASTRONAUTYCZNEGO OKAŻE SIĘ LEPSZY OD PROJEKTÓW PRZECIWNIKÓW? KONKURENCJA JEST DUŻA. CZY ROZWIĄZANIA ZASTOSOWANE PODCZAS BUDOWY URZĄDZENIA ZOSTANĄ WYKORZYSTANE W PRZYSZŁYCH MISJACH MARSJAŃSKICH?

dań naukowych i celem wielu misji kosmicznych. Pierwszą sondą mającą na celu eksplorację Marsa był Mars Pathfinder, który wylądował na powierzchni planety 4 lipca 1997 roku. Składał się z dwóch części: lądownika i sześciokołowego pojazdu o nazwie Sojourner. Łazik był pierwszym sterowany z Ziemi pojazdem na obcej planecie. Sojourner przejechał 52 metry, wykonał wiele zdjęć oraz dokonał analiz chemicznych skał. Kolejną ważną misją była misja Mars Exploration Rovers (MER), w której wykorzystane zostały dwa bliźniacze łaziki: Spirit i Opportunity. Pomyślne lądowanie na planecie miało miejsce odpowiednio 4 i 25 stycznia 2004 roku, po przeciwnych stronach Marsa. Eksploracja trwa nadal, a łaziki wciąż pracują. Od tamtej pory pokonały łącznie 11 kilometrów i wykonały setki eksperymentów. Następna Tylko na Ziemi ukształtowały planowana misja to Mars Science się formy życia? A może gdzieś Laboratory (MSL). Gwarancja żyoprócz naszej istnieje prężnie rozwotności łazika wynosi rok wijająca się cywilizacja? Jeśli tak, marsjański, warto w tym to gdzie powinniśmy kierować miejscu wspomnieć, swoje obserwacje, by się o tym że gwarancja ta podczas przekonać? Aby uzyskać odmisji MER wynosiła powiedzi na te pytania, 90 dni marsjańskich. musimy jeszcze wiele się Pojazd o planowanej dowiedzieć. Nie masie 900 kilogratylko o badaniu mów, długości 2,7 mekosmosu, ale tra będzie zasilany przez jego eksploraradioizotopowy generacji. tor termoelektryczny. RdzawoStart misji zaplanoczerwona planewany jest na ostatni ta, w kolejności kwartał 2011 roku. czwarta od Słońca, Masa całkowita: 60 kg Stowarzyszenie The jest interesująca pod Mars Society organizuje Udźwig: 100 kg wieloma względami, a przed wszystkim konkurs robotów Universikusząca dla naukowców, zważywszy na jej Długość: 1,2 m ty Rover Challenge (URC). bliskie położenie względem Ziemi. Akcja wieSzerokość: 0,7 m Zawody odbywają się lu dzieł literackich z gatunku science-fiction umiejsco25 km/h na przełomie maja i czerwwiona jest właśnie na tej planecie. Jedno z nich to “Wojna Prędkość max.: ca w Stanach ZjednoczoŚwiatów” H. G. Wellsa, w której inwazja wrogo nastawio- Czas pracy na baterii: 2-5 h nych, na pustyni w stanie nych Marsjan atakuje Ziemię, powodując spustoszenie. Kąt obrotu kamery: 360° Utah. W okolicach symuInne pozycje to np. „Księżniczka Marsa” E. R. Burrough60 kg lowanej bazy marsjańskiej sa, zbiór opowiadań “Kroniki marsjańskie” wydany przez Masa całkowita: - Mars Desert Research Ray’a Bradbury’ego czy “Człowiek z Marsa” Stanisława Lema. Także twórcom filmowym nieobca jest tematyka marsjań- Station (MDRS). Konkurs ma na celu zaktywizowanie społeczności akademickiej do samodzielnej budowy robotów oraz rozska. Czerwona planeta to nie tylko kulturowa zagadka. Docieka- woju zainteresowań technologią kosmiczną. Udział w konkursie nia naukowców doprowadziły do zaskakujących wniosków mó- polega na zbudowaniu łazika marsjańskiego zdolnego do pokowiących o tym, że warunki panujące na Marsie mogły sprzyjać nania dużych odległości oraz wykonania czynności podobnych powstaniu na niej pewnych form życia. Dodatkowo niewielka do tych, które czekają badaczy podczas prawdziwej misji. Pierwsza edycja konkursu odbyła się w dniach 1-2 czerwca odległość od Ziemi spowodowała, że stał się on obiektem ba2007 roku. Wszystkie uczestniczące drużyny pochodziły z USA.

6

Sonda | Czerwiec 2009 Nr 01


Całym zawodom przyglądał się Discovery Channel. Na tegoroczną edycję konkursu, odbywającą się w dniach 28-30 maja, zgłoisiło się wiele ekip z USA, Kanady oraz jedna z Polski. Grupa studentów ze Studenckiego Koła Astronautycznego działającego przy wydziale Mechanicznym Energetyki i Lotnictwa postanowiła wziąć udział w zawodach. Konkurs organizowany przez The Mars Society stał się inspiracją do budowy własnego łazika i zgłoszenia swojego udziału w konkursie. W 2008 roku, przy pomocy polskiego samodzielnego oddziału stowarzyszenia The Mars Sosciety, rozpoczęły się prace konstrukcyjne. W skład zespołu wchodzą: Sebastian Bartłomiej Rodak - koordynator projektu, Wojciech Głażewski, Mateusz Józefowicz, Marcin Kosieradzki, Tomasz Prostko, Daniel Śliwka, Jarosław Lasecki, Łukasz Wilczyński oraz Mateusz Wolski. Niestety na zeszłoroczną edycję konkursu nie udało się pojechać. Jednak zespół nie stracił zapału, został zauważony przez organizatorów. Projekt przybrał nazwę “Skarabeusz”. Podczas tegorocznej edycji prawdopodobnie będzie jedynym łazikiem ze Starego Kontynentu wśród konkurencji największych uniwersytetów z USA i Kanady. Jest to zupełnie nowy typ pojazdu. Dotychczas łaziki były sterowane z Ziemi, co powodowało kilkuminutowe opóźnienie w wykonywaniu czynności. Skarabeusz zakłada sterowanie z tego samego miejsca, w którym znajduje się robot, bądź z niewielkiej odległości od niego. Takie rozwiązanie pozwoli na osiągniecie większych prędkości oraz znacznego wzrostu mobilności łazika. Pojazd ma być pomocnikiem podczas załogowej misji. Z tym wiąże się wiele pracy, a co za tym idzie również wiele zadań, z którymi będzie musiał się zmierzyć zespół podczas konkursu URC 2009.

Drużyna projektu Skarabeusz biorąca udział w zawodach

University Rover Chalenge 2009

Nasi koledzy zmierzą się z czterema zadaniami konkursowymi. Pierwszym z nich będzie zadanie geologiczne. Polega na dokonaniu kilku pomiarów geologicznych w promieniu 0,8 kilometra od miejsca startowego. Sędziowie dostarczą ogólny opis miejsca wraz ze współrzędnymi GPS. Kolejnym wyzwaniem będzie zadanie biologiczne polegające na wykonaniu pomiarów pod kątem zawartości wody w gruncie, poziomu pH i

temperatury pod powierzchnią ziemi(najlepiej 10 centymetrów pod jej powierzchnią). Trzecą konkurencją jest zadanie ratunkowe. Łazik będzie musiał dostarczyć pojemnik z wyposażeniem ratunkowym do rannego astronauty, zbliżając się do niego nie dalej niż na jeden metr. Astronauta może się przemieszczać, a waga pojemnika nie może przekroczyć sześciu kilogramów. Jego kształt nie został ściśle określony, zostanie poznany dopiero w momencie rozpoczęcia zadania. Ostatnim wyzwaniem jest wkręcenie półcalowych śrub umieszczonych pod różnymi kątami i na różnych wysokościach.(gdzie mają zostać wkręcone te śruby?) Zwycięży drużyna, której pojazd wykona najlepiej wszystkie zadania konkursowe. Najważniejsze kryteria to precyzja, szybkość, niezawodność i uniwersalność. Skarabeusz ma czterokołowe podwozie, z zaprojektowanym przez studentów systemem zawieszenia. Każde koło jest zawieszone osobno. Dodatkowo przy projektowaniu brana była pod uwagę duża wytrzymałość komponentów. Na łaziku została umieszczona kamera, która drogą radiową przekazują obraz do odbiornika. Aparat fotograficzny wysokiej rozdzielczości pozwoli na wykonanie zdjęć otoczenia i wysłanie ich do centrum dowodzenia. Wykorzystanie systemu GPS pozwoli na dokładną lokalizację położenia. Manipulator zakończony chwytakiem posiada sześć stopni swobody. Robot został obudowany materiałem odbijającym promienie słoneczne w celu uniknięcia nadmiernego nagrzewania się podzespołów. Realizacja tak złożonego projektu jak Skarabeusz wymaga nie tylko zapału, umiejętności i czasu. Istotnym czynnikiem jest budżet, bez którego niemożliwa jest budowa projektu. Na przełomie grudnia i stycznia odbyła się rozległa kompania reklamowa. Projekt mogliśmy oglądać w stacji TVN Warszawa, programie „Dzień Dobry TVN” oraz reportażu z cyklu „Prosto z Polski” w TVN 24. Skarabeusz stał się bohaterem ekranów warszawskiego metra oraz wielu gazet, nie wspominając już o artykułach pojawiających w internecie. Dzięki całej kampanii projekt stał się żywo dyskutowanym tematem. Dodatkowo Przemysłowy Instytut Automatyki i Pomiarów został partnerem i sponsorem projektu. Środki na wyjazd członków zespołu do Utah zostały pozyskane z Ministerstwa Nauki i Szkolnictwa Wyższego. 19 maja w Przemysłowym Instytucie Automatyki i Pomiarów odbyła się oficjalna konferencja prasowa Skarabeusza, gdzie cały projekt został zaprezentowany mediom a konstruktorzy udzielili wielu wywiadów przestawiając wszystkie fukncje i możliwości. Realizacja własnych marzeń jest możliwa w każdej dziedzinie, nawet jeśli myślimy o budowie łazika marsjańskiego. Kosztuje ona wiele pracy, zapału i wymaga nie tylko technicznego, ale również marketingowego planu. Jednak najważniejsze jest to, aby dążyć do urzeczywistnienia nawet najśmielszych celów i spełniać swe marzenia. Również te nierealne. Adam Karcz www.sonda.org.pl

7


WORLDWIDE

It’s in the way you walk UNTIL RECENTLY, BIOMETRIC IDENTIFICATION WAS A SCIENCE-FICTION TOPIC. WELL, FINGERPRINT RECOGNITION HAS BEEN USED FOR A WHILE, WITH FIRST PUBLISHED REPORTS ESTABLISHING THAT FINGERPRINTS ARE UNIQUE DATING BACK TO 17TH AND 18TH CENTURY, BUT EVEN THAT DIDN’T HAVE SEE MUCH CONSUMER USE AND IRIS RECOGNITION, AS SEEN IN THE MINORITY REPORT, OR FACIAL RECOGNITION, WHICH CAN BE OBSERVED IN EVERY OTHER POLICE TV SERIES, WERE CONSIDERED A THING OF THE FUTURE.

U

ntil recently, biometric identification was a science-fiction topic. Well, fingerprint recognition has been used for a while, with first published reports establishing that fingerprints are unique dating back to 17th and 18th century, but even that didn’t have see much consumer use and iris recognition, as seen in the Minority Report, or facial recognition, which can be observed in every other police tv series, were considered a thing of the future. However with the recent developments in commodity computer hardware such systems are closer to see real-world applications than ever before a laptop identifying its owner by a fingerprint scan doesn’t surprise anymore and it’s not uncommon to have computers use a web-cam to analyze the face of the user before allowing him to log in. You might have also heard of the Iris Recognition Immigration System (IRIS) deployed at the airports in the United Kingdom, which allows registered individuals to have their iris scanned instead of going through passport control. There are many more biometrics being researched and however surprising it may sound, the way you walk is one of them. Researchers at medical institutions have observed that one’s gait varies amongst a population as early as 1964, however it took 30 years before the technology caught up in order to make use of that fact in computer vision. Since then, the subject of gait analysis and identification has been of interest at multiple prestigious research centres worldwide due to its advantages over most other biometric identification methods - gait analysis doesn’t require any cooperation from the subject observed and the video data doesn’t have to be of high resolution. 8

Sonda | Czerwiec 2009 Nr 01

So, how can you identify someone looking at his gait, you may ask. Saying that there are as many answers to this question, as there are research institutions wouldn’t be far from truth - from approaches producing gait signatures that just analyse the movement of pixels in a video sequence (spatio-temporal analysis; the resultant signature doesn’t look as if it had anything to do with gait) through approaches comparing the subject’s silhouette to ones modelling the gait by tracking features such as joint angles or stride length. These methods often rely on using a single camera and processing a single video sequence for each subject. While it is a perfectly valid approach for laboratory experiments with controlled lighting and static background, it can become problematic in real-life scenarios as there is no control over the subject’s heading relative to the camera, there are also problems associated with disregarding the shadows for processing purposes. Observing a person from multiple viewpoints in order to create his three-dimensional model is a solution to these problems and that’s the path that researchers at the University of Southampton Information: Signals, Images, Systems (ISIS) Research Group decided to pursue. The work carried out by Middleton and later continued by Seely, two postgraduate researchers, resulted in constructing a four meter long tunnel which registers the subject from eight cameras. The walls of the tunnel are painted in high intensity colours to achieve high contrast between a person’s clothes and the background and to allow for accurate background segmentation. The video stream from the cameras is transmitted to multiple computers for processing: each frame has to be converted from grayscale to RGB colour image and that image has to be then compared with a background model - if the colour


difference between a pixel in a captured frame and the background model is large enough, the pixel is classified as foreground. This stage of processing results in a series of silhouette images for each camera. By knowing the exact location of the cameras’ position in the tunnel and correcting the image’s lense distortion, it is possible to map these two-dimensional images into three-dimensional space and construct a 3D model of the subject. As the 3D model contains all possible information about the person’s gait, any gait recognition method can be applied and the accuracy of identification can be compared. It is however worth pointing out, that the approach currently used, despite its simplicity, has given remarkable results of 100% recognition rate on the 200 volunteers that have allowed their gait to be analysed. In order to identify someone, a 3D reconstruction frame is created for each frame captured with a person present in the tunnel. For each of these 3D frames, three 2D silhouettes are created by casting the 3D reconstruction onto the x, y and z axis - corresponding to the view of the subject from the side, top and front. Afterwards, the arithmetic average of the silhouettes is calculated for each of those perspectives, resulting in the average silhouettes which form the basis of identification. To calculate how similar two gaits are, the Euclidean distance between two average silhouette sets is calculated. This is fairly simple - the distance between two points on a plane, each defined by two coordinates x and y is √(x1-x2)2 + (y1-y2)2. This is easily extended to a three-dimensional space, where the distance between two points is √(x1-x2)2 + (y1-y2)2 + (z1-z2)2. A single average silhouette is 50 pixels high and 50 pixels wide, and can be considered as a vector described by 2500 coordinates. In order to calculate the similarity of gait, the vectors corresponding to the three average silhouettes of two subjects have to be compared by calculating the Euclidean distance between them. The result is the smallest for the gait sample in the database corresponding to the subject. Processing the data from multiple cameras and performing 3D reconstruction are computationally expensive tasks and it took as much as 4 minutes to process 5 seconds of video capture in the original tunnel configuration. However, recent work has shown that by using the processing power delivered by both the CPU and the graphics card, it is possible for the system to operate in real time, thus making this approach not only an academic subject of interest, but also deployable

in a real-world scenario. With 200 gait samples, this biometric database is currently the largest such resource in the academic world, however the researchers from ISIS are still far away from achieving their goal- they aim to expand the database to 3000 samples in the near future. The 3D data collected would then allow to analyse in depth how does gait vary between people and how does it change with age and develop more accurate methods of identification. So if you happen to be in the area, don’t forget to add the biometric tunnel to your diary - it could be a few small steps for you, but a giant leap for science. Author: Jakub Muśko with help from James Messenger Additional thanks to Dr John Carter and Richard Seely for their work on the system and explanation of how it works.

www.sonda.org.pl

9


SUKCES

Zawody SAE Aero Design Zimny lutowy dzień. Na lotnisku Bemowo panują dość dobre warunki. Podstawa chmur wysoko, delikatny wiatr. Po pasie startowym toczy się prototyp nowego samolotu transportowego. Na jego pokładzie znajduje się ładunek o masie dwukrotnie przekraczającej masę samej konstrukcji. Nigdy wcześniej nie latano z takim obciążeniem. Nikt nie jest w stanie powiedzieć, co się stanie po starcie, o ile oczywiście uda się oderwać od pasa. Nagle pilot zwiększa obroty i płatowiec zaczyna gwałtownie przyśpieszać. Po przejechaniu 30 % wyznaczonego pasa startowego przednie kółko odrywa się od podłoża. Konstruktorzy z niecierpliwością oczekują, co się stanie. Czy obliczenia są słuszne, czy przyjęte założenia były właściwe, czy nie zawiedzie nic po drodze? Za moment okaże się, czy godziny spędzone przy „deskach kreślarskich” i ogromny budżet projektu nie pójdą na marne. Po chwili podwozie główne odrywa się od podłoża. Samolot delikatnie wznosi się na bezpieczną wysokość tylko po to, by za chwilę wykonać najniebezpieczniejszy manewr – lądowanie. Jak na razie wszystko przebiega zgodne z planem, ale fakt ten nie zmniejsza zdenerwowania wśród zespołu projektowego. Jeden z konstruktorów bezustannie odczytuje parametry lotu przekazywane z samolotu na ziemię – wznoszenie, prędkość i wysokość. Wzrok pozostałej części ekipy skierowany jest na zbliżający się transportowiec, który właśnie podchodzi do lądowania. W tym momencie wszystko w rękach pilota. Płatowiec powoli obniża lot. Nagle jego prędkość gwałtownie spada – to wynik otwierających się klap, które mają za zadanie zwiększyć siłę nośną. Mimo to część obserwatorów na chwilę

10

Sonda | Czerwiec 2009 Nr 01


zamiera. Samolot jest coraz bliżej pasa: dziesięć metrów, pięć.. dwa..jeden...udało się! Koła dotykają podłoża. Prototyp toczy się po pasie. Członkowie ekipy projektowej zaczynają sobie gratulować. Osoba, która wcześniej odczytywała parametry lotu, kroczy teraz spokojnie w kierunku płatowca, aby odczytać zebrane dane. Pozwolą one określić rzeczywiste możliwości maszyny. Tak wyglądał pierwszy lot samolotu Kiwi – konstrukcji studentów należących do Międzywydziałowego Koła Naukowego SAE Politechniki Warszawskiej. Za dwa miesiące ich samolot weźmie udział w międzynarodowych zawodach projektowych AeroDesign 2009 East. AeroDesign to zawody adresowane do studentów uczelni technicznych o profilu lotniczym. Zadanie, wydawać by się mogło, proste– zaprojektować i zbudować mały samolot, który będzie w stanie podnieść jak największy ciężar. Regulamin jest jednak rygorystyczny, a startować można w trzech kategoriach różnicujących głównie wielkość konstrukcji. Tutaj nie ma miejsca na błędy. Jeżeli chcesz osiągnąć coś na AeroDesign, do każdego aspektu projektu musisz podejść profesjonalnie – to jest lotnictwo, pojęcie półśrodków nie istnieje. Każdy samolot startujący w zawodach jest drobiazgowo sprawdzany przez ludzi na co dzień pracujących przy naprawdę dużych projektach – przez inżynierów Lockheed Martina. Oni także oceniają dokumentacje płatowców. Należy również przeprowadzić prezentację techniczną własnej konstrukcji, a przy jej tworzeniu starać się tak, jak gdyby była przeznaczona na sprzedaż- czyli tworzyć ją najdoskonalej. W tych dwóch etapach można zdobyć niemal połowę maksymalnej liczby punktów. Reszta jest przyznawana za loty z ładunkiem. Im większy, tym lepiej, ale niekoniecznie – w dokumentacji przesłanej wcześniej widnieje rubryka - Payload Prediction. Należy w niej określić, ile samolot jest w stanie podnieść. Im bliżej jest się tej szacowanej wartości w czasie zawodów, tym więcej punktów bonusowych można otrzymać. Przygotowania do zawodów to okres wytężonej pracy. Na dwa miesiące przed zawodami z pracowni wychodzi się

praktycznie tylko po, to żeby coś zjeść i się wyspać. Wszystko trzeba dopiąć na ostatni guzik. Tym bardziej, że w tym roku reprezentacja Politechniki Warszawskiej startuje w trzech klasach. Generalnie znaczy to tyle, że trzeba wykonać 9 samolotów. Po trzy identyczne na każdą z klas. Lot mocno obciążonym samolotem to dość ryzykowny wyczyn, zwłaszcza że niekoniecznie gwarantuje przesunięcie się wyżej w klasyfikacji. Czasami niestety części zapasowe kończą się szybciej niż zawody, więc trzeba się odpowiednio przygotować na wszystko. AeroDesign to wyzwanie nie tylko pod względem inżynierskim, ale również logistycznym. Reprezentacja dzieliła się na dwie ekipy. Pierwsza- licząca trzy osoby wyleciała do Chicago 28 marca. Na miejscu trzeba było odebrać skrzynię z samolotami wysłaną cztery dni wcześniej, a następnie dostarczyć ją na miejsce zawodów- do Marietty koło Atlanty. Druga ekipa licząca siedem osób przyleciała 30 marca bezpośrednio do Atlanty. Przez następne dni przyszli inżynierowie przygotowywali się do zawodów trwających trzy dni- piątek 03.04, sobota 04.04 i niedziela 05.04, a te upływały pod znakiem wytężonej pracy. Pierwszego dnia odbyły się prezentacje i inspekcje, drugiego - loty, natomiast trzeciego dnia miały miejsce ostatnie kolejki lotów, podsumowanie zawodów i dekoracja zwycięzców. Po upływie tych dni siedem osób wróciło bezpośrednio z Atlanty, pozostałe trzy pojechały do Chicago, aby wysłać to, co zostało po zawodach. Jaki był efekt tych wszystkich działań? Raptem dziesięcioosobowa drużyna walcząca z 62 reprezentacjami z innych uczelni z całego świata zdobyła 8 miejsce w klasie Micro, 6 miejsce w klasie Regular oraz największy sukces – 2 miejsce w klasie Open. Po powrocie nie było czasu na świętowanie – trzeba nadrobić zaległości na uczelni, aby we wrześniu, po ukazaniu się regulaminu AeroDesign 2010, można było znów usiąść do desek kreślarskich. Kamil Barański www.sonda.org.pl

11


SUKCES WOLĘ FANTAZJOWAĆ

Karol Kowalczuk. Student IV roku Mechatroniki Politechniki Warszawskiej. Laureat konkursu „Kapitalny Pomysł”, w którym wygrał kwotę 300 tys. złotych na realizację projektu wprowadzenia na rynek leczniczych gogli. Scena I, akt I W akademiku, pokój Karola K.- miejsce jego pracy. Duże biurko, na nim urządzenia pomiarowe i komputer, wokół złom elektroniczny. Dorota Adamowicz: Widzę zdjęcie Einsteina nad biurkiem. To twój autorytet? Karol Kowalczuk: To śmieszna historia, wiele osób o to pyta. Zdobyłem je przypadkiem. Na wydziale porządkowałem jakąś salę, a to zdjęcie razem z innymi rzeczami przeznaczone było do wyrzucenia. Pomyślałem, że nie powinno się zmarnować, dlatego je wziąłem. Einstein nie wątpił w swoje możliwości, tylko po prostu działał. Wiele osób wmawia sobie, że czegoś nie potrafi. Zakładają, że skoro inni czegoś nie wymyślili, to im też się nie uda. Gdyby wszyscy mieli takie podejście to wciąż, jako świat, stalibyśmy w miejscu. DA: Dlaczego wziąłeś udział w konkursie „Kapitalny Pomysł”. Ten program to raczej telewizyjne show, nie konkurs naukowy. KK: Profesor, z którym realizuję projekt reaktora na gaz wodny został zaproszony do „Dzień dobry TVN” z okazji Dnia Wynalazcy i zabrał mnie ze sobą. Tydzień później otrzymałem telefon ze stacji z propozycją wzięcia udziału w programie „Kapitalny Pomysł”. Powiedziano mi, że to program, w którym trzeba zaprezentować swój pomysł na biznes, że są kolejne etapy, czteroosobowe jury i nagroda w wysokości 300 tys. zł. dla zwycięzcy. Zgodziłem się, ponieważ jestem otwarty na nowe propozycje i głodny wrażeń. Udział w programie mógł być zarówno dobrą praktyką, jak i możliwością poznania wpływowych ludzi. DA: Skąd bierzesz pomysły na nowe wynalazki? KK: Często na uczelni podrzuca mi się problemy do rozwiązania. Inspiracji szukam w rozmowach z innymi studentami, pomysły wówczas zrodzone włączam do projektu. Staram się z nimi współpracować, pomagamy sobie nawzajem. 12

Sonda | Maj 2009 Nr 01

DA: A jak zrodził się pomysł zaprojektowania leczniczych gogli? Inspiracją były własne problemy ze wzrokiem czy też namowy innych osób? KK: I jedno i drugie. Kiedyś przyszedł do mnie kolega, który właśnie wrócił od okulisty. Okazało się, że musi nosić okulary, ponieważ godzinami przesiadywał przed monitorem. Pomyślałem, że to bez sensu, żeby ludzie tracili zdrowie dla nauki. Wystarczającym poświęceniem jest ich czas i energia. Właśnie dlatego stworzyłem gogle. Ich działanie polega na ćwiczeniu układu optycznego oka. Potrafią nawet częściowo cofnąć wadę wzroku. Jury wybrało mój pomysł, ponieważ był prospołeczny, pozostałe projekty były raczej zabawkami. DA: Nie obawiasz się, że przez twoja otwartość na ludzi może kiedyś Cię rozczarować? Ktoś przecież może skopiować twoje pomysły. Zdarzają się plagiaty… KK: Podstawowa kwestia: możesz mówić o projekcie, ale nigdy nie mów o szczegółach technicznych. Jeżeli chodzi o gogle, wszyscy wiedzą jaka jest zasada ich działania, ale nikt nie wie, jak dokładnie zbudowałem układ optyczny. Jeżeli wdraża się coś do produkcji należy mieć ograniczone zaufanie nawet do Urzędu Patentowego. Zgłaszam projekt dopiero wówczas, gdy mam pewność, że działa poprawnie. Najpierw trzymam u siebie wszystkie części i je testuję. Po otrzymaniu patentu pracuję nad nową, ulepszoną wersją, którą będę mógł wypuścić, w razie gdyby ktoś podrobił moją pracę. DA: Jak długo pracowałeś nad projektem gogli? KK: Najpierw musiałem zobaczyć jak działa układ optyczny oka, jakie są standardy widzenia. Przygotowanie projektu, razem ze zgłębieniem fizjologii i opracowaniem konstrukcji, zajęło mi dwa tygodnie. Mam dość szybkie tempo pracy. DA: Jakie były twoje wcześniejsze projekty? KK: W wieku 17 lat wygrałem międzynarodowy konkurs wynalazczy w Japonii. Zaprojektowałem rakietę kosmiczną He-Ne. Teraz pracuję nad separatorem tlenowym. DA: Oprócz tego, że przedstawiłeś projekt dobrze funkcjonującego urządzenia, musiałeś również zaprezentować plan rozwoju własnego przedsiębiorstwa. To było związane bardziej z branżą ekonomiczno-finansową. Czy to zadanie nie sprawiło Ci problemu? KK: Nie, już od dawna myślałem, że trzeba połączyć te dwie kwestie, tzn. projektowanie i realizację. Jeżeli projekt nie przynosi korzyści, to znaczy, że nie jest potrzebny. Trzeba zarabiać pomysłem, nie tylko pracą i inwestować w to, co się najbardziej opłaca.


DA: Zazwyczaj naukowcy i konstruktorzy pracują na zapleczu. Tworzą bazę, urządzenia, które są później sprzedawane, a największe korzyści z ich pracy mają właściciele firm. KK: Zgadza się, dokładnie to znam. Przeczytałem wiele życiorysów naukowców i stwierdziłem, że nie chcę być tacy jak oni. Wolę nic nie robić niż oddawać komuś swoje projekty. Zarobią na nich inni, a o mnie nikt nie będzie słyszał. Nie widzę sensu w aż wielkim takim poświęcaniu się nauce. Uważam, że należy stworzyć nowy typ naukowca, który potrafi wypromować siebie i swoje osiągnięcia. Zamiast pracować przez 20 lat w tej samej firmie, można na własną rękę tworzyć projekty i później je sprzedawać. Ja od pierwszego roku studiów utrzymuje się sam, na wszystko mi starcza, chociaż dotąd nie miałem żadnej stałej pracy. DA: Myślisz, że inżynier posiadający skąpą wiedzę ekonomiczną jest w stanie utworzyć firmę i właściwie nią zarządzań? KK: Wystarczy, żeby nadrobił braki w swojej wiedzy. Ja zacząłem je uzupełniać czytając książki ekonomiczne. Nie typowo teoretyczne, ale zawierające wiedzę praktyczną. Aby być dobrym przedsiębiorcą trzeba zdobyć praktykę. DA: Wygraną konkursu stanowiły fundusze na rozkręcenie własnej firmy. Na jakim etapie tworzenia przedsiębiorstwa jesteś? Pracujesz samodzielnie, czy korzystasz z pomocy specjalistów? KK: Człowiek sam nic nie zdziała. Jestem pomysłodawcą, twórcą idei. Mój projekt składa się z wielu punktów, a każdy realizowany jest przez innego specjalistę. Dzięki temu praca trwa krócej i efekt końcowy jest dużo lepszy. Wszystko nadzoruję, obmyślam i zmodernizuję. W tej chwili nie zamierzam zakładać firmy, mam jeszcze zbyt małą wiedzę i kapitał. Po realizacji projektu zamierzam sprzedać do niego prawa. Planuję wprowadzić go na rynek w okresie wakacyjnym, a więc pół roku po wygranej. DA: A nie kusi Cię, żeby wydać wygraną na siebie? Może jakieś mieszkanie zamiast 10m2 w akademiku? KK: Nie chcę stać się więźniem własnego mieszkania. Najpierw mieszkanie, później jego utrzymanie i stała praca - to nie dla mnie. Ja cenię wolność i swobodę. Wystarczy mi samochód, którym mogę jeździć po całej Polsce. Chociaż mam sporo złomu elektronicznego: generatorów, zasilaczy, wzmacniaczy, trochę książek i urządzeń, to jeszcze się tutaj mieszczę. DA: Ostatnio zrobił się medialny szum wokół twojej osoby, byłeś m.in. gościem programu „Uwaga”, interesuje się też Tobą prasa. Sukces nie uderzył Ci do głowy? KK: Jestem normalny, nie lubię, gdy ludzie traktują mnie inaczej. Jeżeli będą myśleli, że jestem wyższy od nich, to się z nimi nie dogadam. Czasami specjalnie trzeba się uniżać, żeby osiągnąć coś, czego się chce. Najważniejsze, by obie strony były zadowolone. Jeżeli wiem, że kogoś zadowoli pokłon, to jestem w stanie to zrobić.

DA: Jak traktują cię inni studenci? Czy to, że w krótkim czasie osiągnąłeś sukces, nie wzbudziło w nich zazdrości, nie zrodziło dystansu? KK: Z tym bywa różnie. Na niektórych mój udział w programie nie wywarł większego wrażenia, pozostali tacy sami, inni omijają mnie szerokim łukiem. Gdy się ma pieniądze, otacza cię więcej fałszywych przyjaciół, doświadczyłem już tego. DA: W jakim stopni wiedza zdobyta na studiach przyczyniła się do twojego sukcesu? KK: Od zawsze interesowałem się techniką, swoją wiedzę gromadziłem przez lata. Wiem na jakiej zasadzie działają urządzenia, nawet ten dyktafon. Uważam, że studiowanie ma poszerzać naszą wiedzę, nakreślać kierunek rozwoju. W jakim stopniu skorzystamy ze studiów, zależy od naszego wkładu w ten proces. Oczywiście studia to nie tylko nauka, ale przede wszystkim nowy okres w życiu, imprezy, znajomi itd. To wszystko się liczy i ma swoją wartość. Dzielę studentów na trzy grupy. Jedni przychodzą na studia, żeby prowadzić życie studenckie. Tacy odpadają po pierwszym roku, o ile w ogóle dostaną się na studia. Druga grupa to specjaliści. Oni są odtwórcami, nie tworzą rzeczy nowych, tylko wykorzystują to, co już istnieje. To są świetni pracownicy, którzy doskonale wykonują zlecenia innych. Wielu z nich fascynuje się swoją dziedziną i za to ich szanuję. Trzecią grupę stanowią ludzie z wizją, artyści. Wynalazca jest takim samym artystą jak muzyk czy malarz. Z tą tylko różnicą, że wynalazca tworzy sztukę użyteczną. DA: Skąd przyszło Ci do głowy porównanie wynalazcy do artysty? KK: Gdy analizowałem biografie wielu naukowców, okazało się, że znaczna ich część miała artystyczne zapędy. DA: A czy ty też masz jakieś pozanaukowe zainteresowania? KK: Robię mnóstwo rzeczy, mam bardzo dużo energii. Jakoś muszę ją spożytkować. Lubię sport. Mam 22 lata, ale mój umysł jest dużo młodszy, przez to ja nie do końca zachowuje się jak osoba dorosła. Dzięki temu, że w czasie projektowania utrzymuję umysł nastolatka, dochodzę do nieszablonowych rozwiązań. Prowadzę szkolenia z kreatywnego myślenia i wykorzystania własnego potencjału, mówię o wdrażaniu innowacyjnych projektów. Dziele się swoim doświadczeniem. DA: Masz na to czas? Doba ma tylko 24 godziny… KK: Wszystko to kwestia dobrej organizacji. Ostatnio zauważyłem, że życie służbowe zaczęło pokrywać się z moim życiem prywatnym, więc musiałem zwolnić. Nie można robić wszystkiego naraz, trzeba mieć jasno wytyczone granice: gdzie kończy się praca, a gdzie zaczyna prywatność. DA: Czy miałeś jakieś problemy z zaliczeniem przedmiotów na studiach? KK: Matematykę zaliczałem dwa lata. Nawet Einstein miał problemy z ukończeniem szkoły, a wszystko przez sprzeczki z profesorami. Ja korzystam z jego www.sonda.org.pl

13


SUKCES doświadczenia i powiedziałem sobie: teraz oni są górą, ale kiedyś, jak skończysz naukę, to im pokażesz. DA: Jak wygląda prace nad projektem? KK: Na początku wymyślam coś śmiesznego, nierealnego np. zatrzymywacz czasu. Wymyślam sobie, że fajnie byłoby nadać mu formę zegarka. Wystarczyłoby go nałożyć i włączyć, a świat wokół nas zatrzymywałby się. Później siadam i próbuję racjonalizować tę wizję. Czasu nie zatrzymam, ale czas mogę wykorzystać. Zaczynam kombinować, kojarzyć fakty. Po jakimś czasie robię sobie przerwę, a wtedy zaczyna pracować moja podświadomość. Robię sobie wycieczkę rowerową czy spotkanie ze znajomymi, później znowu zabieram się za projekt, szkicuję. DA: To znaczy, że twój umysł działa bez twojej woli? KK: Można tak powiedzieć. Przez lata pracy wyrobiłem swój umysł pod względem analizowania i kojarzenia faktów. Ta umiejętność bywa niebezpieczna w życiu, ponieważ często zdarza mi się nadinterpretacja rzeczywistości. Równolegle z pogłębianiem wiedzy i pracą nad własnym rozwojem umysłowym musiałem się nauczyć trybu wyłączania myślenia i regeneracji sił. Inaczej bym zwariował. Dystans jest potrzebny. DA: Co przynosi Ci satysfakcję: pieniądze czy niematerialne sukcesy naukowe? KK: Nie zależy mi na sukcesach, ale na samospełnieniu. Chcę wytyczać sobie cele i je realizować. Aktualnie moim celem jest stworzenie laboratorium. Miejsca pracy w której będę mógł tworzyć nowe wynalazki. Dla mnie najlepszym sposobem samorealizacji jest tworzenie czegoś, co pomaga innym ludziom. Kiedyś miałem cel zdobycia ogólnopolskiej sławy. Teraz już mnie to nie obchodzi. Wiem, że ważniejsze są relacje międzyludzkie, zaufani znajomi. Jeżeli człowiek osiąga coś tylko dla siebie, to nie ma z tego większej satysfakcji. Fajnie jest osiągnąć sukces, ale jak już się go osiągnie i opadną emocje, to zostaje pustka. DA: Kiedyś chciałeś być sławny, ale teraz nie odczuwasz takiej potrzeby. Zmiana zaszła dlatego, że dorosłeś, czy dlatego, że zaspokoiłeś potrzebę uznania? Powszechnie wiadomo, że zaspokojone potrzeby przestają nas motywować. KK: Nie osiągnąłem jeszcze tak wiele, wygrałem raptem dwa czy trzy konkursy, no może pięć. Skupiam się na tym, co robię dobrze. Sukcesy i pieniądze są efektem rzetelnej pracy i kreatywnego myślenia. Sprzedaję swoje myśli, to najmniejszy wkład. Jeżeli człowiek będzie dążył wyłącznie do zdobycia pieniędzy, to nigdy ich nie osiągnie. DA: Jakie cechy charakteru dopomogły Ci w osiągnięciu sukcesu? KK: Upór. Mam wyznaczony cel i dążę do niego. Jeżeli coś mi nie wyjdzie raz czy drugi, nie zniechęcam się, ale próbuję dalej, aż w rezultacie wychodzi mi lepiej niż bym się tego spodziewał. Obmyślam cele i drogi ich realizacji, określam terminy, w jakich muszę te cele doprowadzić do finału. Nie spisuję ich, tylko zapamiętuję, tworzę 14

Sonda | Maj 2009 Nr 01

rozbudowane sieci celów w głowie. Najpierw realizuję małe, który prowadzą mnie do większych. Poza tym, mam ogólne pojęcie i rozeznanie w dziedzinie, którą się zajmuję. Zastanawiam się, czy to, co robię ma sens, czy warto poświęcać temu czas. Spotykam ludzi, którzy mają klapki na oczach, pracują nad projektami, które nie mają sensu, albo nie wprowadzają nic innowacyjnego. Nie tędy droga. DA: Einstein powiedział „Geniusz to 10% polotu i 90% potu”. Zgadzasz się nim? KK: Tak. Ktoś może mieć talent muzyczny, ale jeżeli nie będzie ćwiczył, to go zmarnuje. Uważam, że wszyscy urodzili się z takim samym umysłem. Mam szybki procesor, ale sam go wyrobiłem. Ostatnie dziesięć lat poświęciłem zgłębianiu swojej pasji. Szczerze mówiąc, straciłem lata młodzieńczej beztroski. Czasami żałuję poświęconego czasu. DA: Ostatnio spory się dyskutuje nad reformą szkolnictwa, zarówno wyższego jak i podstawowego. Masz na ten temat zdanie? KK: Uważam, że potrzebna jest gruntowna zmiana systemu. Rozmawiam z minister edukacji w sprawie szkolnictwa. Według mnie najważniejsze jest wprowadzenie zmian, dzięki którym ludzie polubią naukę. Jednym z moich dalekosiężnych planów jest założenie fundacji, która pomagałaby wyróżniającym się uczniom. Chciałbym wspierać zdolnych uczniów w wieku gimnazjalnym, posiadających pasję, ale ograniczone możliwości, np. tych pochodzących z małych miejscowości. Sam pochodzę z niewielkiego miasta i wiem, jak ciężko jest się wybić. DA: A jakie twoim zdaniem ulepszenia można by wprowadzić? Może więcej zajęć eksperymentalnych, warsztatowych? KK: W programie jest taki przedmiot jak przedsiębiorczość, ale polega głównie na wkuwaniu regułek. Powinno się mówić o tym, jak zarabiać pieniądze i jak rozsądnie nimi gospodarować, a nie jaka jest ich definicja. Zamiast mówić czym jest karta kredytowa, można by rozdać każdemu próbne karty kredytowe z kwotą 10 zł na koncie. Później dzieciaki musiałyby napisać sprawozdanie z tego, w jaki sposób wydały te pieniądze. To by było coś. DA: Masz rozbudowane wizje swojej przyszłości. Czy otrzymujesz wsparcie od innych? KK: Dużo osób mówi mi, że głupio myślę, ze jestem wariatem i powinienem pójść do pracy, żyć normalnie tzn. tradycyjnie. Ale ja wolę fantazjować. Nie interesuje mnie życie, jakie chcą prowadzić moi znajomi. Większość z tych, którzy są na piątym roku, cieszy się, że kończy studia i będzie miała dyplom świadczący o ich kwalifikacjach. Zamierzają rozpocząć pracę, później wziąć kredyt na 30 lat i przez pół swojego dorosłego życia go spłacać. Może po drodze trafi im się jakaś żona i będą prowadzić spokojne życie. Ja nie lubię działać schematycznie. Uważam, że każdy powinien mieć własny schemat, a nie powielać czyjś. Nie chcę iść za tłumem kurczaków. DA: Dziękuje za rozmowę.


TV

a m A e D i n N Z O u j S w ó m a progr takich

PROGRAM POPULARNONAUKOWY SONDA BYł NADAWANY PRZEZ TVP W LATACH 1977-1989 I PRZED TELEWIZORAMI GROMADZIł WIELOMILIONOWą PUBLICZNOŚÆ. DO DZISIAJ NIE POWSTAł W POLSKIEJ TELEWIZJI RÓWNIE FASCYNUJąCY MAGAZYN POPULARYZUJąCY NAUKĘ I TECHNIKĘ.

P

rogram popularnonaukowy SONDA był nadawany przez TVP w latach 1977-1989 i przed telewizorami gromadził wielomilionową publiczność. Do dzisiaj nie powstał w polskiej telewizji równie fascynujący magazyn popularyzujący naukę i technikę. Obecnie w telewizji mamy sporo kanałów tematycznych zajmujących się szeroko rozumianą popularyzacją nauki np. Discovery, National Geographic Channel, Planete, BBC Knowledge. Niestety, w żadnej polskiej stacji telewizyjnej nie ma jakiekolwiek programu popularnonaukowego. Jedynie Wiktor Niedzicki tworzy swoje „Laboratorium”, jednak TVP nadaje je w porze najniższej oglądalności. Co ciekawe, mieliśmy kiedyś w polskiej telewizji własny program popularnonaukowy, którego emisję z zapartym tchem śledziły miliony Polaków. Mowa oczywiście o kultowej SONDZIE, która na pewno pozostała w pamięci, zwłaszcza trochę starszych telewidzów. Do dzisiaj TVP nie udało się stworzyć programu uwielbianego przez wszystkich i jednocześnie oferującego coś więcej niż tylko rozrywkę. Pierwszy odcinek SONDY został wyemitowany 8 września 1977 roku. Program prowadziła para charyzmatycznych dziennikarzy: Andrzej Kurek i Zdzisław Kamiński. Każdy odcinek był poświęcony jednemu tematowi, wokół którego toczyła się dyskusja prowadzących. Właśnie ta dyskusja, a raczej naukowy spór, popierany konkretnymi argumentami przyciągała przed odbiorniki niczym magnes. Zazwyczaj Andrzej Kurek, jako absolwent fizyki Uniwersytetu Warszawskiego, grał entuzjastę podziwiającego najnowsze odkrycia i rozwiązania technologiczne. Natomiast Zdzisław Kamiński przyjmował rolę racjonalisty i sceptyka, co czyniło rozważania obu naukowców niezwykle ciekawymi. Cechą wspólną łącząca prowadzących była niesamowita pasja, z jaką starali się przekazać widzom najistotniejsze informacje. Wielu ludzi „zaraziło się” tą pasją i poszło w ślady autorów SONDY. Dzisiejsze programy edukacyjne przybierają niezbyt ciekawą formę brakuje w nich elementu naukowego sporu, spojrzenia na to samo zagadnienie z różnych perspektyw. Widzowie SONDY zawsze stawali przed wyborem- po której stronie się opowiedzieć? Dzięki temu dyskusja nie zamierała, ale stawała się pretekstem do zastanowienia nad konkretnym problemem. Dzisiaj informacja musi być krótka, szybka i prosta. Współczesne media wolą

pompować w nas tępą rozrywkę, która niczego dobrego nie wnosi. SONDA, natomiast, oprócz wartości merytorycznej zapewniała również widowiskowość bieżącej dyskusji. Autorzy tworzyli spektakl z nauką i techniką na pierwszym planie. Ważny elementem stanowiła scenografia przygotowywana specjalnie na potrzeby każdego odcinka. Prowadzący starali się przekazywać swoje argumenty z lekkością, wdziękiem i humorem. Andrzej Kurek i Zdzisław Kamiński sami bawili się przy tworzeniu SONDY. Potrafili w bardzo prosty sposób przedstawić dość skomplikowane rzeczy niezrozumiałe laikowi. Unikali przy tym pomijania ważnych informacji i pobieżnego tłumaczenia trudnych zagadnień. Traktowali widza jako inteligentnego partnera, który razem z nimi odkrywa i poznaje ciekawy świat nauki. Niewątpliwie jedną z największych atrakcji SONDY były zagraniczne materiały filmowe zdobywane przez twórców programu. W czasach komunizmu dla wielu ludzi SONDA stanowiła jedyne okno na świat. Dzięki temu Polacy byli na bieżąco ze wszystkimi nowinkami pojawiającymi się za Żelazną Kurtyną. Wszystkie materiały były dosłownie wywalczone przez cały zespół redakcyjny, głównie w ambasadach czy przedstawicielstwach zagranicznych firm i organizacji. Czasami ktoś znajomy przywoził cenne filmy zza granicy. Niekiedy przy nawet bardzo skromnych środkach finansowych udawało się realizować świetne odcinki, które do dziś nie straciły na wartości. Niestety Andrzej Kurek i Zdzisław Kamiński zginęli tragicznie w wypadku samochodowym pod Raciborzem 29 września 1989 r. Śmierć autorów definitywnie zakończyła realizację programu SONDA. Do 1990 r. TVP wyemitowała około 560 odcinków SONDY. Wojciech Karcz Pomóż ocalić SONDĘ od zapomnienia! Chociaż od zakończenia emisji SONDY minęło już dwadzieścia lat, nadal istnieje spore grono fanów tego legendarnego programu. Niestety większość odcinków znajduje się w archiwum TVP, a ta jak dotąd nie wyraziła zgody na ich emisję. W Internecie można znaleźć około 180 odcinków. Od paru lat Tomasz Pyć, jeden ze współautorów SONDY, próbował wznowić emisję programu. Niestety zmarł w listopadzie zeszłego roku. Również jego pisma adresowane do zarządu TVP z prośbą o udostępnienie wszystkich odcinków SONDY pozostały bez odpowiedzi. Tytuł naszego miesięcznika bezpośrednio nawiązuje do dzieła Andrzeja Kurka i Zdzisław Kamińskiego. Jednym z celów powstania Stowarzyszenia Akademickiego SONDA (wydawcy miesięcznika) było przywrócenie SONDY-programu. Jeszcze przed wydaniem pierwszego numeru, zgłosili się do nas przedstawiciele internetowej społeczności skupionej wokół forum astro4u.net w celu nawiązania współpracy przy ocalaniu SONDY od zapomnienia. Aktualnie, z inicjatywy Jarosława Chrostowskiego- redaktora Wiedzy i Życia, powstała petycja do władz TVP w sprawie udostępnienia wszystkich archiwalnych odcinków SONDY. Jeżeli chcecie wspomóc tę inicjatywę, wejdźcie na stronę (...) i podpiszcie petycję. Im więcej osób poprze ten projekt, tym większe prawdopodobieństwo, że znowu ujrzymy wszystkie odcinki SONDY.

www.sonda.org.pl

15


fotoreportaż

Niezwykły świat

zwykłych rzeczy

ZDJĘCIA: Ewa Twardosz, Izabela Garbecka, Maciej Giżyński, Robert Łebkowski TEKST: Wojciech Karcz

Zwykłe przedmioty widziane pod mikroskopem skaningowym ujawniają swoje tajemnice, które nie jesteśmy w stanie dostrzec gołym okiem.

S

kaningowy mikroskop elektronowy (SEM – Scanning Electron Microsope) umożliwia uzyskiwanie obrazów o wysokiej ostrości i bardzo dużej głębi ostrości. Zasada działania takiego mikroskopu została opracowana już w latach sześćdziesiątych XX wieku. Podstawowym ele-

Oko muchy (pow. x250) W rzeczywistości oko muchy składa się z tysięcy mini-oczu. Każde z osobna rejestruje światło, a mózg owada składa wszystkie zarejestrowane obrazy w jeden przypominający mozaikę. Dzięki takiemu rozwiązaniu mucha o wiele lepiej wykrywa ruch i dlatego tak trudno jest ją złapać.

Końcówka długopisu (pow. x300) Zdjęcie przedstawia końcówkę długopisu. Jest to mała kulka o średnicy zaledwie 0,5 mm. Czarne płatki widoczne na powierzchni kulki, to nic innego jak tusz znajdujący się wewnątrz wkładu. Jest on dozowany poprzez wąską szczelinę pomiędzy powierzchnią kulki, a metalową osłoną.

Dzięki zastosowaniu soczewek magnetycznych elektrony są skupiane w bardzo wąską wiązkę o średnicy rzędu 0,1 nm.

w formie niewielkiej plamki skanują linia po linii wybrany obszar na powierzchni badanej próbki. W wyniku oddziaływań z materiałem, powstają dwa rodzaje Zasada działania takiego mikroskopu została opraelektronów: wtórne (secondary electrons) oraz wsteczcowana już w latach sześćdziesiątych XX wieku. nie rozproszone (bacscattered electrons). Do pierwszej grupy zaliczamy elekmentem tego przyrzątrony, które zostały du jest specjalna kowybite z wewnętrzlumna, w której dzięki nych powłok atomów dużej różnicy napięć znajdujących się tuż są przyspieszane elekprzy powierzchni trony. W całym ukław wyniku zderzeń dzie panuje próżnia, niesprężystych z elekaby nie spowalniać tronami wiązki (pierwiązki elektronów. wotnymi). Elektrony Dzięki zastosowaniu wstecznie rozproszosoczewek magnene to pierwotne elektycznych elektrony trony, które wniknęły są skupiane w bardzo w głąb materiału i zoPapier (pow x1500) wąską wiązkę o średstały odbite podczas W dużym powiększeniem obrazu można dostrzec plątaninę włókien celulozy, która jest głównym składnikiem papieru. Pierwszy papier wynaleźli Chińczycy blisko 2000 lat temu i do dzisiaj służy on jako nicy rzędu 0,1 nm. zderzeń sprężystych uniwersalny środek do przekazu informacji w formie tekstu. Następnie elektrony z jądrami atomów.

16

Sonda | Czerwiec 2009 Nr 01


Dzięki wykorzystaniu w mikroskopii elektronowej fali elektronów zamiast fali świetlnej, jesteśmy w stanie otrzymywać obrazy o wiele lepszej rozdzielczości.

Stalówka (pow. x60) Przy niewielkim powiększeniu na powierzchni stalówki widoczne są charakterystyczne nacięcia, którymi spływa atrament do końcówki. Pierwsze wieczne pióro zostało opatentowane w 1809 r. przez amerykańskiego szewca Peregrina Williamsona. Obecnie do produkcji stalówek stosuje się dość rzadkie metale jak np. iryd czy ruten.

Obie grupy elektronów są zbierane przez specjalne detektory, które przetwarzają zbierane sygnały w cyfrowy obraz. Dzięki wykorzystaniu w mikroskopii elektronowej fali elektronów zamiast fali świetlnej, jesteśmy w stanie otrzymywać obrazy o wiele lepszej rozdzielczości. Olbrzymią zaletą SEM-u jest fantastyczna głębia ostrości. Dzięki temu możliwe jest uzyskiwanie obrazów z efektem trójwymiarowości. Oprócz obserwowania samych obrazów, SEM umożliwia wiele innych badań takich jak np. analiza ilościowa i jakościowa składu chemicznego.

Druciki (pow. x250) Zdjęcie przedstawia końcówkę przewodu stosowaną przy budowie komputera. Jeden cienki kabelek w rzeczywistości składa się nawet z kilkunastu mniejszych drucików. Średnica takich przewodów wynosi zaledwie 0,1 mm.

Żyletka (pow. x300) Codziennie korzystamy przy goleniu z popularnych żyletek. Jednak nie zdajemy sobie sprawy, że grubość takiej żyletki to niespełna 0,06 mm! Już po jednym goleniu na powierzchni ostrza pojawiają się małe wyszczerbienia widoczne wyraźnie pod mikroskopem skaningowym. (drugie zdjęcie oznaczone numerem 71)

Prezentowane na łamach Sondy zdjęcia z mikroskopu skaningowego zostały wykonane przez członków Koła Naukowego Inżynierii Materiałowej WAKANS działającego przy Wydziale Inżynierii Materiałowej Politechniki Warszawskiej. Zdjęcia są częścią przygotowywanej przez studentów wystawy obrazów zwykłych przedmiotów wykonanych za pomocą SEM-u. Więcej szczegółów o samym kole i wystawie można znaleźć na stronie www.wakans.materials.pl

www.sonda.org.pl

17


MILITARIA

Jak zabić jemiołą, czyli początki pocisków zdalnie sterowanych LUDZKA POMYSŁOWOŚĆ OD WIEKÓW BYŁA UKIERUNKOWANA GŁÓWNIE NA TO, JAK ZROBIĆ KRZYWDĘ DRUGIEMU CZŁOWIEKOWI. TECHNIKA WOJSKOWA BYŁA ZAWSZE KROK PRZEZ INNYMI DZIEDZINAMI NAUKI. LUDZKOŚCI NIE WYSTARCZYŁY MACZUGA, HAKOWNICA I „GRUBA BERTA” – NAWET BOMBOWIEC O DUŻYM ZASIĘGU I UDŹWIGU, WYPOSAŻONY W PRECYZYJNY SYSTEM CELOWNICZY NA POCZĄTKU LAT 40-TYCH UBIEGŁEGO WIEKU PRZESTAWAŁ SPEŁNIAĆ OCZEKIWANIA. Przy wtórze wycia nurkujących Sztukasów złamał się polski opór i poddała się Francja. Jednak już bitwa o Anglię pokazała, że bombowce nurkujące są łatwym łupem dla myśliwców przeciwnika, a bombardowanie z lotu poziomego na dużej wysokości nie zapewnia dostatecznej celności (łatwo trafić w miasto, ale nie w statek czy most). Niemcom można było jednak w tamtych czasach zarzucić chyba wszystko, oprócz braku inwencji twórczej…Beethoven (znany jako Mistel – Jemioła) Już w roku 1940 niemieckie dowództwo zleciło badania nad obiektami latającymi zdalnie sterowanymi. Jednym z pierwszych pomysłów było „holowanie” bombowca za myśliwcem. Pilot w samolocie myśliwskim miał sterować obydwiema maszynami połączonymi za pomocą luźnego przewodu, służącego też do przesyłania paliwa. Pomysł ten wydawał się na tyle obiecujący, że badania trwały aż do 1945 roku, kiedy to inżynierowie pracowali przy akompaniamencie radzieckiej artylerii i szanse na wdrożenie nowej broni były właściwie żadne. Końcem 1941 roku rozpoczęto prace nad innego typu hybrydą: myśliwiec Messerschmitt Bf-109F-1 na stałe przymocowano nad bombowcem Junkers Ju88A-4, podpierając go w środku ciężkości, oraz dodatkowo w części ogonowej. Nieco ponad rok później ukończono montaż prototypu, a z początkiem 1944 roku przeprowadzono próby w Nordhausen, Kołobrzegu i Peeneműnde. Pilot siedzący p w myśliwcu sterował obydwoma samolotami, za pomocą powierzchni sterowych Junkersa. Paliwo było również pobierane ze zbiorników bombowca (a właściwie bomby, ponieważ samolot był pozbawiony miejsc dla załogi, a w jego części nosowej umieszczono 3500 lub ilot 3800kg materiałów wybuchowych oraz 1000-kilogramowy metalowy rdzeń). paliwo Od chwili rozłączenia zespołu głównym zadaniem pilota było przeżycie, czyli jak system samolot najszybsza ucieczka, choć zdarzało się, kontroli i - bomba sterowania że otrzymywał on również rozkaz osłay niania pocisku w drodze do celu. Bomserwomechanizm ba nadal utrzymywała kierunek dzięki owierzchnie sterowe umieszczonemu w tylnej części kadłuba

p

18

Sonda | Czerwiec 2009 Nr 01

systemowi kontroli i sterowania. Urządzenie to, złożone z pilota automatycznego (trójosiowego, skonstruowanego przez Patina), busoli głównej i busoli sterującej, pod względem technicznym wyprzedzało swoje czasy. Mistel został po raz pierwszy użyty bojowo w nocy z 24 na 25 VI 1944 przeciwko flocie inwazyjnej w Baie de la Seine (Zatoce Sekwany). Pięć zespołów w eskorcie myśliwców wyruszyło do niemal samobójczej akcji – w powietrzu nad Francją aż roiło się od brytyjskich myśliwców Mosquito. Czterem udało się zrzucić ładunek i zatopić jeden okręt, a potem bezpiecznie wrócić co bazy w St.-Dizier. Niemcy mieli jednak pecha – zaatakowane jednostki to wysłużone statki używane jako… falochrony. Był to pierwszy i ostatni nalot „Jemioł” na zachodzie – planowane ataki na Scapa Flow i Gibraltar nie doszły do skutku. Od końca tego roku to sowieci mieli okazję posłuchać Beethovena. Zdesperowani Niemcy próbując zatrzymać radziecką kampanię, używali tego wynalazku ze zmiennym szczęściem. Najbardziej znana akcja została przeprowadzona 31 III 1945r. – trzy zespoły zaatakowały i poważnie uszkodziły most na Odrze pod Ścinawą. Akcja udała się, mimo że tylko połowa (!) ze startujących maszyn dotarła do celu – reszta musiała przedwcześnie odpiąć Junkersy z powodu usterek technicznych. Tydzień później ta sama jednostka podjęła się znacznie ambitniejszego zadania – zniszczenia strategicznego mostu kolejowego w Warszawie. Tym razem bez sukcesu. Ostatnia akcja odbyła się 16 kwietnia. Mistel udowodnił skuteczność sterowanych pocisków, ale pokazał też, że „nie tędy droga” – nalot po linii prostej był stosunkowo łatwy do uniknięcia. Istniały wersje: S1 z Bf 109 oraz S2 i S3 z Fw 190. Ruhrstahl X-1 (znany również pod nazwami: SD1400, SD1400X, Fritz X, FX1400, PC1400X, Kramer X-1) została skonstruowana przez dr. M. Kramera i reprezentowała zupełnie inną koncepcję niż Mistel. X-1 była zwykłą, 1400 kilogramową, swobodnie spadającą bombą bez własnego napędu. To, co wyróżniało ją spośród innych broni Luftwaffe , to nie tylko niezwykły kształt – m.in. cztery stateczniki w połowie długości, dwunastokątna obręcz wokół tylnych (głównych) stateczników. Bombardier samolotu-nosiciela po zrzuceniu bomby miał możliwość sterowania jej trajektorią. Za pomocą sygnału radiowego uruchamiano elektromagnesy, które poruszały spoilerami umieszczonymi na głównych statecznikach. Powstawała asymetria opływu i siły aerodynamiczne powodujące skręcanie obiektu. Bomba nie wysyłała do macierzystego samolotu żadnego sygnału o swoim położeniu, nie „wiedziała” też gdzie znajduje się cel. Lotnik musiał po prostu obserwować jej trajektorię i korygować ją. Aby ułatwić mu to zadanie (poprawić widoczność), na ogonie pocisku umieszczano np. lampy elektryczne lub flary i ograniczano prędkość samolotu, co było główną wadą systemu, gdyż stawał się on łatwym celem. Pierwsze użycie bojowe miało miejsce 29 VIII


1943 roku. Jednostka III/100 KG zaatakowała zespół włoskiej floty (19 okrętów) który opuścił bazę La Spezia by dotrzeć do Malty i poddać się Anglikom. Atak przeprowadzony przez 12 bombowców Dornier Do 217K-2 rozpoczął się o 15.30. Pierwsze „Fritze” chybiły celu. Po chwili jednak okręt flagowy admirała Bergaminiego – najnowocześniejszy włoski pancernik – „Roma”, został trafiony. Bomba lecąc z prędkością bliską prędkości dźwięku, przebiła pokład i eksplodowała wewnątrz. Okręt drastycznie zwolnił, co ułatwiło Niemcom drugie trafienie – FX1400 pokonał opancerzenie i wybuchł w komorze amunicyjnej. Eksplozja rozerwała jednostkę na dwie części. Bliźniaczy okręt „Italia” został w tym samym czasie poważnie uszkodzony, dotarł jednak na Maltę. Był to największy sukces Luftwaffe w walce na morzu. Do końca wojny „Fritze” wyeliminowały z walki okręty o łącznej wyporności ponad 150 000t. Nie dość, że była to chyba najskuteczniejsza z tajnych broni Hitlera,

ziome. Po uwolnieniu włączał się silnik pocisku – tylko na 10s (!) – co wystarczało do rozpędzenia urządzenia nawet do 900km/h. Zaskakujące jest, że do tego stopnia nie dowierzano wrażliwemu na zakłócenia sterowaniu radiowemu, iż stosowano również sterowanie przewodowe. Jako przekaźnik służył kabel (o długości do 30km!) z jednocześnie odwijających się szpul w samolocie i pocisku. Również ta metoda była skuteczna. W kwestii sterowania inżynierowie spróbowali posunąć się jednak o wiele dalej. W wersji Hs293D zamontowano kamerę telewizyjną, która przekazywała obraz do samolotu nosiciela z częstotliwością 50Hz. Tam bombardier oglądał obraz na ekranie o pionowym systemie rastrowym i rozdzielczości 224 linii – mógł poczuć się podobnie jak pilot Kamikadze. Ten futurystyczny, jak na owe czasy, wynalazek działał dobrze w laboratorium, ale był tak wrażliwy na zakłócenia, że nie znalazł zastosowania w walce. W tym niepowodzeniu nie ma nic zaskakującego – Niemcy próbowali wyprzedzić swoją epokę o 40 lat. Naprowadzanie telewizyjne zastosowano z powodzeniem dopiero w latach 80-tych w pociskach Piątek, 10 września 1943r. Berlin Niemieckie Biuro Informacyjne (DNB) donosi: W czwartek między Sardynią a Korsyką, niemieckie samoloty zatopiły bombami włoski pancernik i krążownik.

to jeszcze najłatwiej było nauczyć się jej obsługi. Jednak z powodu braku odpowiednich samolotów-nosicieli – mała ilość Do 217 i katastrofalna wręcz awaryjność He 177 Greif – wykorzystano jedynie połowę z ponad 1300 wyprodukowanych bomb. Henschel Hs 293 łączyła w sobie zalety Mistela i FX1400. Posiadała własny napęd w postaci silnika rakietowego Waltera (na paliwo płynne), a jej tor lotu mógł być precyzyjnie kierowany przez operatora w samolocie macierzystym. Samolot podczas ataku znajdował się poza zasięgiem artylerii przeciwlotniczej nieprzyjaciela. Pierwszy atak przeprowadzony 25 VIII 1943 nie powiódł się. Jednak już dwa dni później kanadyjski niszczyciel został tak ciężko uszkodzony, że musiał zostać odholowany do portu, a trafiona dwoma bombami fregata eksplodowała, grzebiąc 222 osoby załogi. „Panika” to dobre słowo na określenie reakcji Brytyjczyków – wszystkim jednostkom zakazano zbliżać się do wybrzeży francuskich na odległość mniejszą niż 200 mil. Bomby te były używane również przeciw celom naziemnym – np. początkiem marca następnego roku trafiły most na Odrze pod Zgorzelcem. Prace nad tą bronią rozpoczęto równolegle z FX1400, pierwszy prototyp zbudowano końcem 1941 roku. Konstrukcja była znacznie bardziej skomplikowana niż wynalazek inżynierów z Ruhrstahl. Poza silnikiem posiadała również skrzydła z konwencjonalnymi lotkami oraz typowe usterzenie pionowe i po-

Ostatni tydzień sierpnia 1943r. Zatoka biskajska Kapitan brytyjskiego okrętu wspomina: (…) dostrzegliśmy bombowiec Dornier, który trzymał się ostrożnie poza naszym zasięgiem. Następnie ruszył jakby do ataku, ale – cały czas mocno oddalony – zrzucił tylko jakąś rzecz, która wyglądała jak mały samolot. Zamiast spadać, rzecz ta ku naszemu przerażeniu zaczęła lecieć dokładnie na nasz statek… Maverick i Martel. Poza trzema opisanymi tu niezwykłymi wynalazkami było jeszcze wiele innych pocisków zdalnie sterowanych. Przykładami są: latająca torpeda Hs 294, rakiety klasy ziemia – powietrze Hs 117 i Rheintochter III czy torpeda T5, która nie dość, że sama naprowadzała się na śrubę okrętu, to jeszcze mogła omijać zakłócające źródła dźwięku. Również Amerykanie niedługo pozostawali w tyle – w 1944 roku użyli zespołów analogicznych do Misteli (z B-17) i wprowadzili podobne do T5 torpedy Mark 27. Łukasz Bańdur Literatura: 1. Janusz Piekałkiewicz, Wojna w powietrzu ,Wydawnictwo AWM, Łódź 2001 2. Roger Ford, Tajne bronie III Rzeszy, Dom Wydawniczy Bellona, Warszawa 2000 3. David Donald, Bombowce w II wojnie światowej, Wydawnictwo Amber, Warszawa 2001

www.sonda.org.pl

19


TECHNOLOGIE

Good byE Gutenberg Z CZYM WAM SIĘ KOJARZY SŁOWO OFFSET? JEŻELI TYLKO I WYŁĄCZANIE Z AMERYKAŃSKIMI INWESTYCJAMI W POLSKI PRZEMYSŁ ZBROJENIOWY, TO NA WSTĘPIE INFORMUJĘ- NIC BARDZIEJ MYLNEGO.

N

ie o tym będzie traktował ten artykuł ( i tak niespecjalnie byłoby o czym pisać), ponieważ offset to także jedna z podstawowych metod nowoczesnego drukowania. Zapewne niewielu z was zwróciło kiedykolwiek uwagę na ten temat, a warto zaznaczyć, że techniki drukowania zmieniły się nieco od czasów Gutenberga i wciąż podlegają ewolucji. Obecnie jedną z najpopularniejszych i najefektywniejszych form druku jest właśnie offset. Offsetem w poligrafii nazywamy wykorzystywaną na skalę przemysłową odmianę druku płaskiego czyli takiego, w którym elementy drukujące i niedrukujące formy drukowej znajdują się na tym samym poziomie (w przeciwieństwie do druku wypukłego bądź wklęsłego). Druk płaski odbywa się za pomocą metody bezpośredniej, gdy forma styka się z podłożem (np. w litografii) lub pośredniej, z której to metody korzysta właśnie offset. Pośrednikiem pomiędzy podłożem drukowym a formą drukową jest w tym wypadku cylinder obciągnięty gumą, zwany obciągiem. 20

Sonda | Czerwiec 2009 Nr 01

Zanim przejdziemy do omówienia jednej z form offsetu, jaką jest jego arkuszowa odmiana, przyjrzyjmy się chwilę powstaniu i rozwojowi tej metody. Historia offsetu sięga końca XVIII wieku i wynalezienia wspomnianej wcześniej litografii przez Aloisa Senefeldera. Litografia to prosta forma druku płaskiego polegająca na zatłuszczeniu wypolerowanego kamienia, a następnie, po wygrawerowaniu na nim rysunku, wystawieniu go na działanie roztworu kwasu azotowego i gumy arabskiej. Farbę przyjmują tylko zatłuszczone fragmenty, a poprzez przyciskanie wilgotnego papieru do formy możemy uzyskiwać odbitki. Wiele lat później pewien amerykański producent papieru zaobserwował coś ciekawego. Jego maszyna litograficzna odbijała grawerowane płyty na arkusz papieru, pod którym znajdowała się guma. Przez przypadek zauważył, że efekt druku jest znacznie wyraźniejszy, a kamienne płytki nie ścierają się tak szybko wówczas, gdy rysunek zostanie odbity bezpośrednio na gumie, a dopiero potem na papierze. W ten sposób powstał druk pośredni, na której opiera się metoda offsetowa. Obecnie nie jest już ona formą jednorodną, ponieważ dzieli się na odmianę zwojową oraz arkuszową. W pierwszej podłoże drukowe występuje w postaci - nie trudno się domyślić – zwoju. Skupmy się jednak na tej drugiej formie. Offset arkuszowy jest bardziej uniwersalnym z bliźniaków. Stosuje się go obecnie do druku na wszystkich rodzajach papieru używanych w branży poligraficznej. Pozwala on też zawsze uzyskać wysoką jakość druku, bez względu na to czy mamy do czynienia z dużym, czy małym nakładem. Tak więc, wykorzystuje się tę me-


Serdeczne podziękowania dla drukarni Mdruk za wydruk pierwszego numeru SONDY. Szczególne wyrazy wdzięczności dla Jerzego Bucynia za udzielenie wyczerpujących informacji na temat arkuszowego druku offsetowego.

todę zarówno przy druku książek, plakatów jak i ulotek. Nie ma tu żadnego znaczenia rodzaj papieru, ani stopień uszczegółowienia wykonywanego druku, gdyż metoda ta pozwala na zastosowanie wielu nowoczesnych technik obróbki końcowej. Dla niewprawnego obserwatora jest to więc maszyna iście magiczna: na jednym jej końcu umieszcza się paletę arkuszy papieru, a na drugim otrzymuje stos zadrukowanych już arkuszy. Zazwyczaj druk znajduje się z jednej strony, chociaż niektóre maszyny wielokolorowe potrafią już drukować obustronnie. Urządzenia drukujące ustawia się, określając, jaka ilość farby powinna być przenoszona na formę drukową, następnie reguluje docisk dwóch cylindrów, między którymi przechodzi papier. Oczywiście w trakcie tego procesu mają miejsce najróżniejsze operacje. Ssawki podające pobierają jeden arkusz papieru i podają go maszynie. Następnie arkusze przechodzą przez jeden lub kilka zespołów drukujących, gdzie zostają pokryte farbą. Liczba zespołów drukujących może być różna. Często występuje jeszcze jeden zespół drukujący, wykorzystywany do nakładania dodatkowego koloru lub lakieru. Należy również pamiętać o tym, że farba w maszynie arkuszowej musi być przystosowana do drukowania na papierze niepowlekanym. Najlepiej stosować farby roślinne, które utrwalają się przez utlenianie, tzn. wysychają pod wpływem tlenu zawartego w powietrzu. Warto też wspomnieć, że czas schnięcia farb na papierze niepowlekanym może być nieco dłuższy niż na papierze powlekanym. Obecnie technika offsetowa to podsta-

wa nowoczesnej poligrafii, mimo to specjaliści w tej dziedzinie nie zamierzają spocząć na laurach i wciąż próbują ją doskonalić, wprowadzając coraz to nowe techniki, takie jak chociażby offset bezwodny. I dobrze. Być może wielu jeszcze temat ten nie wydaje się interesujący i wydaje się ich nie dotyczyć, jednak z pewnością druk offsetowy na pewno nieraz ułatwi im życie. Nawet wówczas, gdy nie będą tego świadomi. Krzysztof Kotlarski

www.sonda.org.pl

21


KARIERA

Venture Capital CambridgePython

REALIZUJĄC WŁASNE PRZEDSIĘWZIĘCIA ZAWSZE SPOTYKAMY SIĘ Z PEWNYMI PROBLEMAMI. JEDNYM Z NICH OPRÓCZ UTRATY MOTYWACJI, BŁĘDÓW W ZARZĄDZANIA CZY PROBLEMÓW BIUROKRATYCZNYCH JEST POZYSKIWANIE FINANSOWANIA NA NASZ PROJEKT. NAKŁADY INWESTYCYJNE W POCZĄTKOWEJ FAZIE ROZWOJU NASZYCH PRZEDSIĘWZIĘĆ ZAWSZE SPRAWIAJĄ PROBLEM, KTÓREMU MUSIMY SPROSTAĆ. Realizując własne przedsięwzięcia, zawsze spotykamy się z pewnymi problemami. Jednym z nich oprócz utraty motywacji, błędów w zarządzania czy problemów biurokratycznych jest pozyskiwanie finansowania na realizację projektu. Nakłady inwestycyjne w początkowej fazie rozwoju przedsięwzięć zawsze sprawiają problem, który musimy rozwiązać. „REAL ARTISTS SHIP” Często słyszymy, że aby osiągnąć sukces wystarczy wpaść na wyjątkowy pomysł, a reszta w magiczny sposób potoczy się sama. Nic bardziej mylnego. Pomysł to jedynie początek długiej i trudnej drogi, być może jest on fundamentem, jednak to nie tylko i wyłącznie od niego zależy nasze powodzenie. Realizowanymi przez nas projektami może być naprawdę wszystko, chociażby stworzenie nowego urządzenia, 22

Sonda | Czerwiec 2009 Nr 01

technologii, przeprowadzenie badań, wymyślenie nowego produktu czy usługi, bądź też naśladowanie sprawdzonych już scenariuszy. Wszystkie te rzeczy kierują się w stronę biznesu. Prowadzenie wszelkich badań naukowych, czy wynajdywanie nowych technologii musi znaleźć swoje zastosowanie w życiu i odnaleźć swoją rynkową wartość. „Real artists ship” to powiedzenie Steve-a Jobs-a prezesa i współzałożyciela firmy Apple Inc. , które w bezpośredni, ale jakże prosty sposób opisuje zasady panujące w dzisiejszym biznesie. Oznacza ono, że najważniejszą częścią naszego projektu jest wejście na rynek. Bez tej najważniejszej części tak naprawdę nie ma znaczenia nowatorskość stosowanych rozwiązań czy oryginalność pomysłu. Przy twardym prawie kapitalizmu


same schematy, prototypy czy wyniki badań chowane do szuflady w ogóle się nie liczą. To rynek ma określić czy nasze pomysły faktycznie są dobre i jak dobrzy jesteśmy my, w ich wprowadzaniu. Liczy się tylko to, czy potrafimy wejść na rynek i się na nim utrzymać. Szukając finansowania, musimy więc myśleć o tym, jak zarabiać na projekcie i jedynie to gwarantuje sukces. Od pomysłu do realizacji Początkowo z naszym pomysłem znajdujemy się w fazie zasiewu (ang. seed stage), nasz projekt dopiero raczkuje i nasze potrzeby z dnia na dzień rosną. Tutaj zaczynają się pierwsze schody: zapotrzebowanie na środki finansowe. Po wykorzystaniu kapitału własnego w postaci gotówki, zazwyczaj pomocne stają się osoby nazwane potocznie 3F : Family, Friends and Fools (pol. rodzina, przyjaciele i głupcy), gdyż finansowanie przedsięwzięcia na takim etapie jest bardzo ryzykowne. W tym miejscu pojawiają się również inwestorzy indywidualni (business angels) oraz wyspecjalizowane fundusze. Dobrym przykładem na to, że jest to jeden z najistotniejszych etapów finansowania pokazują Brin i Page, twórcy Google, którzy założyli firmę bez własnych środków i uruchomili ją z pomocą kapitału w wysokości miliona dolarów zebranego od przyjaciół i poprzez rozbudowaną sieć kontaktów zgromadzonych wokoło Silicon Valley. W przypadku projektów naukowych etap zasiewu może wydawać się bardzo trudny, gdyż w tej wyjątkowej działalności pochłania bardzo dużo kapitału. Pomocne są tu jednak instytucje takie jak uczelnie czy instytuty badawcze, pozwalające odciążyć budżet poprzez możliwość korzystania z infrastruktury naukowej.

Sama koncepcja nie wystarcza jednak do osiągnięcia sukcesu. Musimy wkroczyć w fazę realizowania naszego pomysłu i zacząć tworzyć tzw. start-up, który wykazuje bardzo wysokie zapotrzebowanie na kapitał, a prawdopodobnie w tej fazie generuje znikome przepływy pieniężne. Start-up to etap, w którym jesteśmy w stanie fizycznie pokazać nasz produkt czy prototyp i potrzebujemy finansowania na jego dalszy rozwój. Jest to miejsce, w którym powoli następuje konwersja z poziomu „garażu” do profesjonalizmu. W tym momencie powinna już zostać założona spółka (działalność gospodarcza) składająca się z zespołu zarządzającego. Rozpatrując projekty naukowe, można jasno stwierdzić, iż w Polsce nie powstają tego typu spółki, a sam projekt często kończy się na sprzedaży licencji. Można powiedzieć, że etap start-upu to czas, w którym kończą się wszelkie fundusze własne, a brak jasnej perspektywy finansowania nie zwiększa motywacji do działania. Jest to miejsce, w którym w pewien sposób jesteśmy w kropce – nie możemy otrzymać kredytu bankowego (finansowanie senior), gdyż nie spełniamy podstawowych kryteriów, bank nie jest również instytucją, której celem jest ponoszenie wysokiego ryzyka spowodowanego możliwością niespłacenia przez nas pożyczonych pieniędzy. W rzeczywistości, nawet gdy uzyskujemy kredyt (np. pod zastawione aktywa, hipotekę itp.), to i tak nie rozwiązuje on naszych problemów, gdyż konieczność spłaty bieżących rat jeszcze pogarsza nasze

www.sonda.org.pl

23


KARIERA przepływy pieniężne. Z badań wynika jednak, że znacząca część polskich przedsiębiorstw utrzymuje się ze środków własnych, a na dalszych etapach rozwoju stara się o kredyt bankowy lub korzysta z bieżących zysków. Zaskakujące jest jednak to, że duża część przedsiębiorców nie słyszała nigdy o innych formach finansowania. Private Equity, Venture Capital i Business Angels W kapitalistycznych gospodarkach powstała jeszcze inna koncepcja finansowania różna od kredytu bankowego, mianowicie Private Equity. PE jest szerokim terminem odnoszącym się do przeprowadzania inwestycji na niepublicznym rynku kapitałowym (poza publicznym obrotem giełdowym) , w celu osiągnięcia średnio- i długoterminowych zysków z tytułu przyrostu wartości kapitału (zakupionych udziałów w spółce). W rozpatrywanych etapach (faza zasiewu, start-up) uzyskanie finansowania jest możliwe dzięki odmianie PE, czyli Venture Capital. Jest to kapitał obarczony wysokim ryzykiem, gdyż finansuje on projekty na wczesnym etapie, które nie generują jeszcze wysokich przepływów pieniężnych. Kapitał ten może być wykorzystany przy finansowaniu nakładów inwestycyjnych nowych przedsiębiorstw, projektów badawczych, naukowych czy realizacji przedsięwzięć o charakterze innowacyjnym z dużymi możliwościami rozwoju. Cechą szczególną jest nastawienie na rozwój danego projektu i wzrost jego wartości w czasie. Finansowaniem typu VC zajmują się wyspecjalizowane instytucje, które korzystając ze środków zgromadzonych przez fundusz, są w stanie poprzez wykup i sprzedaż udziałów w różnych spółkach generować zyski. Co ważne tego typu fundusze rozpatrują jedynie średni i długi horyzont inwestycyjny, tj. kilka lat, co związuje fundusz i realizatorów przedsięwzięcia na długi okres. Jedną z form Venture Capital są Business Angeles, są to często inwestorzy indywidualni (chociaż ostatnio pojawiło się wiele funduszy o podobnym charakterze) zajmujący się najczęściej finansowaniem projektów w fazie zasiewu oraz start-upu. Ponoszą oni bardzo wysokie ryzyko, inwestując kapitał w przedsięwzięcie, które nie funkcjonuje w rzeczywistości (seed stage) lub dopiero rozpoczyna działalność. Przy ocenie takich projektów trudno mówić o dogłębnej analizie czy możliwie poprawnie zrealizowanej wycenie. BA postępując więc w sposób emocjonalny, opierając się głównie na przesłankach i prognozach. Aniołowie Biznesu to często osoby chcące nieść razem ze swoim kapitałem jakąś misję : np. dotyczącą rozwoju przedsiębiorczości czy danej branży. Główną przyczyną jest jednak chęć osiągnięcia ponadprzeciętnych zysków. 24

Sonda | Czerwiec 2009 Nr 01

Sposób finansowania Do rąk funduszy Venture Capital trafiają rocznie bardzo duże ilości propozycji podjęcia współpracy. Zadaniem takiej instytucji jest dokonanie selekcji oraz wyboru swoich inwestycji. Jak pokazują badania na 10 000 pomysłów biznesowych 1000 przedstawiany jest do oceny funduszom Venture Capital, a jedynie 100 jest realizowanych. Podstawowe narzędzia z jakich korzystają fundusze, to przedstawiony przez potencjalnego kapitałobiorcę biznesplan, historyczne sprawozdania finansowe, prognozy dotyczące zapotrzebowania na gotówkę oraz przeprowadzone z należytą starannością badanie projektu (ang. due dilligience). Przeprowadzenie takiego szczegółowego badania jest czaso- i kapitałochłonne, dlatego często fundusze specjalizują się w konkretnych branżach, tak aby łatwiej i szybciej oceniać przedstawiane im projekty. Jeżeli fundusz VC czy też Business Angels podejmą się decyzji o finansowaniu to jedyna rzecz, która dzieli nas od przelania pierwszej transzy środków to bardzo długie i wnikliwe negocjacje. Finansowanie odbywa się na zasadzie stworzenia nowego podmiotu (spółki) lub odsprzedaży części udziałów w istniejącym przedsiębiorstwie. W czasie negocjacji ustalane zostają praktycznie wszystkie warunki, które zapieczętują niejako przyszłość udziałowców. Fundusz w zamian za udziały w spółce wprowadza na wynegocjowanych warunkach kapitał (najczęściej wprowadzany w kilku transzach). Jest to główna zasada, która w prosty sposób opisuje sens Venture Capital. W tym momencie inwestor jak i realizujący przedsięwzięcie posiadają wspólny cel czyli wzrost wartości danego projektu, tak aby po kilku latach uzyskać ponadprzeciętne zyski z tytułu sprzedaży swojej części udziałów. Takie podejście jest zgodne ze współczesnym spojrzeniem ekonomii gdzie jako główny cel przedsiębiorstw nie jest już postrzegana maksymalizacja zysku a głównie wzrost wartości przedsiębiorstwa. Życie z funduszem i wyjście z inwestycji Obowiązki prowadzenia działalności i wypracowywania odpowiednich wyników w spółce należą do osoby, która rozpoczynała dany projekt. Rola funduszu Venture Capital polega głównie na finansowaniu projektu, a nie na jego realizowaniu. Po wejściu funduszu do spółki zmienia się jednak znacznie sposób zarządzania projektem, a każdy wydana złotówka jest kontrolowana podwójnie. Wprowadzony zostaje profesjonalny sposób zarządzania, często również może pojawić się w zarządzie spółki osoba przysłana przez sam fundusz. Grupa zarządzająca jest dla inwestora VC czynnikiem kluczowym, bo to najważniejszy zasób spółki w początkowej fazie rozwoju i to od tych osób zależeć będzie powodzenie


projektu.

rynku.

To, co pozytywnie wpływa na współpracę to ewentualna możliwość zwiększenia finansowania (zależnie od potrzeb), czy wsparcie w tworzeniu strategii. Nie bez znaczenia jest również doświadczenie w zarządzaniu (ang. Management) oraz wsparcie w nawiązywaniu kontaktów. Pozwala to na poszerzenie rynku odbiorców i pozyskanie cennych pracowników. Wyjście z fazy inwestycji może przebiegać na wiele sposobów, często musimy pogodzić się z tym, że tworzony przez nas biznes będziemy musieli oddać w czyjeś ręce już na początku finansowania przez VC. Umowa ta jest bardzo ważna, ponieważ ustala w pewien sposób „reguły gry” na lata i czasami pochopna decyzja może kosztować nas posiadanie udziałów, na które nie znajdziemy kupca. Jeżeli np. ustalamy początkowo, że 80 % udziałów posiadać będzie fundusz, a my pozostałe 20 % i nie zastrzeżemy, że wyjście z inwestycji dokonywane jest wspólnie, to fundusz jako udziałowiec większościowy może spokojnie handlować wartościowymi 80 % udziałów dającymi kontrolę w przedsiębiorstwie, a my jako 20 % udziałowiec w takiej sytuacji nie mamy większego prawa głosu i mamy również problem ze sprzedażą swojej części udziałów. Najbardziej pożądanym sposobem wyjścia z inwestycji jest pierwsza oferta publiczna (ang. IPO, wejście na giełdę), inną również oczekiwaną przez fundusz - sprzedaż spółki inwestorowi branżowemu, strategicznemu. W niektórych okresach historii dokonywał się również boom na tzw. lewarowane wykupy menedżerskie dokonywane przez grupy zewnętrzne lub dotychczasowy zarząd. Oczywiście istnieje wiele form wyjścia z inwestycji. Przyjąć jednak należy, iż celem funduszy VC jest realizacja zysku w przyjętym horyzoncie inwestycyjnym. Zysk dla inwestora pojawia się dopiero po zakończeniu inwestycji, zatem niezwykle ważnym elementem planu jest tzw. strategia wyjścia, zawarta w biznesplanie. Nawet najciekawszy projekt nie uzyska finansowania, jeśli nie będzie wiadomo, jak inwestor może się wycofać ze spółki z realizatorem. Venture Capital w Polsce i Europie Przedsiębiorstwami, którym udało się uzyskać finansowanie VC jest min. Google, Apple czy AVG. Historia Venture Capital to historia związana z rozwojem całej Doliny Krzemowej oraz łączeniu wielu środowisk – między innymi biznesowego z naukowym. To właśnie dzięki takiej formie finansowania rozwijają się najbardziej innowacyjne produkty, tworzone są nowe badania i technologie – a ich efekty nie są „chowane do szuflady”, tylko przynoszą pożytek dla całego społeczeństwa, ponieważ muszą odnaleźć swoje miejsce na

Wywiad z przedstawicielami programu CambridgePython Miejsce: Instytut Matematyczny PAN TK: Czym zajmuje się projekt Cambridge Python? Celem projektu jest stymulowanie przedsiębiorczości akademickiej. Wykorzystujemy do tego doświadczenia wyniesione z Uniwersytetu w Cambridge. Ideą działania, jak to się dosyć popularnie nazywa, jest pythoning. Dorosły Pyton składa jaja, które po sklejeniu się ze sobą, są pod jego stałą opieką. Trwa to około 100 dni, tworząc świetnie warunki do rozwoju młodych. Ten inkubator biologiczny służy nam za wzór. TK: Jak trafiliście z projektem do Polski? PB: Dr Kamil Kulesza odbył studia postdoktoranckie na Uniwersytecie Cambridge. W tym samym czasie ludzie z Ministerstwa Nauki i Szkolnictwa Wyższego myśleli o rozwinięciu inicjatywy stymulującej przedsiębiorczość akademicką i z pomocą ludzi z Cambridge udało się im wystartować z projektem 28 marca 2007 roku. TK: Jedną z form działalności projektu są wykłady organizowane co roku na Politechnice Warszawskiej oraz Uniwersytecie Warszawskim. Czym zajmujecie się w tej chwili oprócz prowadzenia

www.sonda.org.pl

25


KARIERA tych wykładów?

TK: … a później zapraszacie tych ludzi na wykłady projektu?

Nasza działalność cały czas ewoluuje. Wykłady są skierowane przede

(Śmiech) Tak. Trzeba pamiętać jednak, że my tylko pomagamy pro-

wszystkim do studentów, aby mogli oni posłuchać doświadczonych

jektom. Podczas każdej rundy wszelkie decyzje należą do pomysło-

ludzi wypowiadających się na temat zakładania własnego bizne-

dawców. My im nic nie narzucamy. Niektórzy zmieniają swoje po-

su. Młodzi innowatorzy są zazwyczaj bardzo rozentuzjazmowani

mysły kilkakrotnie i podczas prezentacji w trzeciej rundzie, są one

w związku z ich pomysłem, ale nie zdają sobie sprawy, ile pracy wią-

już zupełnie inne niż na początku.

że się zakładaniem własnej działalności. Drugi projekt to Akademia Innowacji Cambridge Python. Jest

TK: Jak zakończyły się poprzednie edycje programu? Chciałbym

to kontynuacja wykładu i odbywa się w semestrze letnim w cyklu

wiedzieć, ile projektów zostało zgłoszonych, ile przeszło do dru-

trzech weekendowych warsztatów, za które można otrzymać punkty

giej rundy, a ile podpisało umowy z inwestorami.

ECTS. Istnieje też gra „Venture Capital Research” w formie interne-

Właściwie konkurs o nazwie „Konfrontacje” odbywa się pierwszy

towej, jako jeden ze składników Akademii.

raz. Poprzednie dwa konkursy nazywały się „Wiesz, wymyśl, wygraj!”. Jednak ze względu na ogólnoświatowy kryzys, zmieniliśmy

TK: To wszystko o czym mówicie to działalność edukacyjna. Czy

trochę formułę konkursu. Idea jednak została ta sama.

pomagacie też założyć własną działalność gospodarczą?

W pierwszej edycji konkursu mieliśmy czterdziestu chętnych. Dwu-

Tak, największym projektem, którym prowadzimy są Konfrontacje.

nastu zostało przyjętych do drugiego etapu, a siedmiu prezentowało

TK: Jakie są zasady konkursu?

nuowało negocjacje, dostawszy propozycję finansowania.

się na panelu. Jeden pomysł dostał dofinansowanie, a sześć kontyJest on podzielony na trzy rundy. W pierwszej zgłasza się pomysł na biznes, albo zgłasza się już z firmą potrzebująca finansowania.

TK: Większość pomysłów zgłoszonych do programu pochodzi

Zgłoszenia w pierwszej rundzie są proste, wielkości dwóch, trzech

z dziedziny ITC (Information and Communication Technology

stron i nie są jeszcze biznesplanami. Jeżeli dany pomysł wydaje się

– TK). Dlaczego?

być rozwojowym, przechodzi do drugiego etapu. Oceny pomysłów

Nie mamy dokładnych statystyk, ale faktycznie ponad połowa zgło-

dokonują doradcy CambridgePython, którzy mają dużą znajomość

szonych projektów pochodzi z tej branży. Powodem jest czas reali-

danej branży oraz doświadczenie w zakładaniu własnego biznesu.

zacji zysków. W tym przypadku czas inkubacji jest najkrótszy i firmy

W drugiej rundzie, przy pomocy współpracujących firm konsul-

mogą już niedługo po finansowaniu cieszyć się zyskiem. Inaczej jest

tingowych innowatorzy piszą biznesplan. Równolegle odbywają

na przykład w biotechnologii. Tam proces trwa znacznie dłużej i na

się warsztaty. Bardzo często pomysły, które początkowo wydają się

zyski trzeba poczekać.

niezwykle zyskowne, po głębszej analizie, okazują się być czymś zupełnie odwrotnym. Drugi etap jest czasem wielu modyfikacji pro-

TK: Osoby, które zasiadają w panelu są „aniołami biznesu”, czy

jektu. Po dokonaniu dokładnej analizy biznesowej i przejściu szko-

przedstawicielami funduszy Venture Capital?

leń związanych z prowadzeniem firmy, pomysłodawca podejmuje

W naszym przypadku są to „aniołowie biznesu”. Mamy kontakt

decyzje co do uczestnictwa w trzeciej rundzie. Do trzeciego etapu

również z funduszami Venture Capital, ale te wolą inwestować w fir-

wchodzi się już gotową ofertą inwestycyjną.

my, które już istnieją, a nie w start-upy, które dominują w naszym konkursie.

TK: Z którą możemy już śmiało ubiegać się o finansowanie… Tak, organizujemy na tym etapie panel inwestorów, przed którymi

TK: Fundusze inwestują już firmy z mniejszym ryzykiem.

innowatorzy się prezentują.

Tak, inwestują dużo większe pieniądze, ale ryzyko, a co za tym idziezyski są mniejsze.

TK: I jak im wychodzą negocjacje z inwestorami? W drugiej rundzie innowatorzy przechodzą przez wiele szkoleń

TK: „Aniołowie biznesu” od funduszy Venture Capital różnią się

i warsztatów, m.in. negocjacji, co bardzo pomaga im w rundzie na-

tylko momentem wchodzenia w biznes?

stępnej. Inwestorzy po dokonanej prezentacji i rozmowie, wyrabiają

Fundusze inwestują cudze pieniądze, więc ich zaangażowanie w pro-

sobie zdanie i jeżeli okazuje się, że są zainteresowani, zaczynają pro-

jekt jest mniejsze niż w przypadku „aniołów biznesu”.

wadzić z innowatorami negocjacje. TK: Jednak działalność funduszy VC również wiąże się ze wspar-

26

TK: Kiedy dajecie projektom pełną samodzielność?

ciem merytorycznym projektu.

W późnej fazie negocjacji. Proces wycofywania się następuje jednak

Zgadza się, bardzo często fundusze wysyłają do zarządów spółek,

stopniowo.

które tworzą z pomysłodawcami, osoby z dużym doświadczeniem

Sonda | Czerwiec 2009 Nr 01


menedżerskim. Ich ingerencja nie równa się jednak nigdy działal-

również wsparcie merytoryczne, które bardzo często jest nawet

ności aniołów.

ważniejsze.

TK: Pamiętajmy, że inwestorzy stają się też właścicielami

TK: Anioł biznesu inwestuje własne pieniądze.

projektu.

Właśnie, dlatego nie zainwestuje w byle co. Będzie pilnował też cały

Tak, w zamian za finansowanie stają się współwłaścicielami i mogą

czas, jak firma się rozwija. Sam chętnie też pomaga. Posiada nie-

decydować o przyszłości spółki.

zbędne kontakty biznesowe.

TK: Czy druga edycja konkursu była bardziej udana?

TK: Współpracujecie z Inkubatorami Przedsiębiorczości?

Zainteresowanie okazało się być dużo większe. Mieliśmy też już wte-

Tak, nie są one naszą konkurencją. AIP dostarczają tylko platformę

dy więcej partnerów, co pozwoliło nam przeszkolić więcej innowa-

niezbędną to prowadzenia firmy i ułatwiają załatwianie formalności.

torów. Jedyne co nas przystopowało, to kryzys. Statystyki pokazują,

Nie ma żadnych przeciwwskazań, żeby założyć firmę w Inkubatorze

że w drugiej rundzie na wiele więcej chętnych firm, propozycję in-

i działać w programie CambridgePython.

westowania dostało tyle samo zespołów co w pierwszej. TK: Czy możecie podać przykład firmy, która uzyskała finansoTK: Kim są tak właściwie „anioły biznesu”? Dużo ich mamy

wanie poprzez projekt CP?

wśród Polaków?

Dobrym przykładem była firma InkPress. Niestety firma upadła, ale

Tak, w naszym panelu zasiadają głównie Polacy. W Polsce w związ-

działała na rynku dwa lata. Zajmowała się ona dostarczaniem wia-

ku ze zmianą systemu po 1989 roku mamy w tej chwili dopiero

domości prasowych na urządzenia przenośne, głównie na telefony.

pierwsze pokolenie aniołów. Są to głównie przedsiębiorcy, którzy

Pomysł mieli dobry, ale wystartowali o złej porze. Spadły nakłady na

sami osiągnęli sukces, a teraz chcą również pomóc młodszym pro-

reklamę i branża prasowa podupadła.

jektom. TK: Kim jest większość osób, która zgłasza się do Was? Czy zgłoTK: Jednak celem „aniołów biznesu” jest przede wszystkim zysk.

sił się do Was ktoś ze stopniem naukowym?

Co prawda ryzyko jest dużo większe, ale zyski proporcjonalne do

Przeważają studenci. W nich dostrzegamy największy potencjał,

niego. Sama nazwa pełni bardziej funkcję propagandową…

dlatego do nich kierujemy naszą akcję marketingową. Najwyższy

Ich działalność nie jest charytatywna. Oczywiście, obie strony na

stopniem był doktorant.

tym zarabiają. Istnieją w Polsce organizacje zrzeszające aniołów biznesu. Dwie naj-

TK: Na koniec, kto jest najbardziej znanym polskim „aniołem

większe to Sieć Aniołów Biznesu Polbank oraz Lewiatan. Fakt, że

biznesu”?

mało się słyszy o aniołach biznesu udowadnia, że między światem

Bardzo dobrym przykładem jest Wojciech Cetnarski. W 1997 r.,

nauki, a biznesem nie ma na razie wielu połączeń. W Cambridge te

wraz z grupą przyjaciół i przy udziale funduszy inwestycyjnych za-

środowiska są wymieszane i połączone siecią społeczną.

rządzanych przez Enterprise Investors, powołał do życia pierwszą, polską, niezależną firmę energetyczną - Polish Energy Partners S.A

TK: Wracając do konkursu, ile drużyn z negocjacji przeszło do

(PEP). W roku 2005 PEP zadebiutował na GPW, zwiększając swoją

inwestycji?

wartość od chwili wejścia na giełdę ponad czterokrotnie. Od chwili

W tej chwili wszystkie drużyny, które przeszły do trzeciej rundy na-

odejścia z PEP w 2006 r., prowadzi własną działalność inwestycyj-

dal negocjują.

ną. Wojciech Cetnarski studiował na Uniwersytecie Rzymskim „La

TK: To bardzo długi proces…

Lądowej.

Sapienza” i na Politechnice Warszawskiej na Wydziale Inżynierii Negocjacje zazwyczaj długo trwają. Inwestor musi dokładnie sprawdzić przyszłego wspólnika. Pomysłodawca, przez okres negocjacji nie siedzi jednak z założonymi rękami, ale zajmuje się procedurami zakładania własnej firmy. Może w ten sposób wykazać, że faktycznie warto w niego zainwestować.

Rozmawiali: Piotr Broda Tomasz Kuciński Autor artykułu o VC: Bartosz Dąbrowski

TK: W czym finansowanie prywatne jest lepsze od programów państwowych wspierania przedsiębiorstw? Państwo wspiera tylko finansowo. W naszym przypadku jest to www.sonda.org.pl

27


Rozrywka

Rozmawiają dwaj profesorowie matematyki: – Dasz mi swój nr telefonu? – No pewnie. Trzecia cyfra jest trzykrotnością pierwszej. Czwarta i szósta są takie same. Druga jest większa o jeden od piątej. Suma sześciu cyfr to 23, a iloczyn 2160. – W porządku, zapisałem - 256 343. – Zgadza się. Nie zapomnisz? – Skądże. To kwadrat 16 i sześcian 7.

Żona informatyka wysyła go po zakupy. – Kup parówki, a jak będą jajka, to kup dziesięć. Chłopina po wejściu do sklepu pyta: – Czy są jajka? – Tak – odpowiada sprzedawca. – To poproszę dziesięć parówek.

Jest tylko 10 typów ludzi na świecie: Ci który rozumieją system dwójkowy i Ci którzy go nie rozumieją. Ludzie dzielą się na tych, którzy robili backupy i tych, którzy będą robić backupy. – Co mówią małe kurczaczki? – 3,14! 3,14! Żeby zrozumieć rekurencję musisz najpierw zrozumieć rekurencję. – Ostatnie stadium znudzenia w pracy? – Zaczynasz czytać spam.

Zagadka. Celem jest przeprowadzenie lini przez wszystkie przejścia, przechodzą przez każde tylko jeden raz.

28

Sonda | Czerwiec 2009 Nr 01

źródło : roflcopter.pl/

– Czym różni się student I roku informatyki od studenta ostatniego roku informatyki? – Student I roku myśli, że 1 kilobajt to 1000 bajtów. Student ostatniego roku myśli, że 1 kilometr to 1024 metry.


Historie z Korporacji Audyt

J

esteś Administratorem Sieciowym w dużej korporacji i pewnego dnia przysyłają do Ciebie nowego człowieka. Mówią Tobie, że jest to Audytor przeprowadzający audyt wewnętrzny i będzie kontrolował Twoją pracę przez kolejne dwa tygodnie. Co robisz w takiej sytuacji ? Pracujesz na 120 % swoich możliwości, każde zadanie wypełniasz z pełną skrupulatnością. Dla Audytora jesteś miły i uprzejmy, bo myślisz, że to od jego zdania będzie uzależniona decyzja o Twojej podwyżce. Odpowiadasz mu na każde pytanie, pokazujesz z uśmiechem na twarzy cały system i wprowadzasz go w twój sposób pracy. Po dwóch tygodniach wspólnych działań dostajesz od szefa wypowiedzenie z pracy. “Audytor” to tak naprawdę osoba, która zajmie Twoje stanowisko – nowy Administrator Sieciowy. Przez ostatnie dwa tygodnie szkoliłeś go z wielkim zaangażowaniem, pokazując szczegóły swojej pracy i ucząc obowiązków przypisanych twojemu stanowisku. Przy okazji ten okres nie był zmarnowany, ponieważ pracowałeś na pełnych obrotach... Jest to rzeczywista historia pokazująca w jaki sposób można utrzymać wysoką wydajność pracownika tuż przed jego zwolnieniem i zmotywować go do wyszkolenia swojego zastępcy. Bardzo podłe, ale rzeczywiste... Źródło : www.corporateoppression.com

Z

dognie z nanjwoymszi baniadmai perzporawdzomyni na bytyrijskch uweniretasytch nie ma zenacznia kojnoleść ltier przy zpiasie dengao sołwa. Nwajżanszyeim jest, aby prieszwa i otatsnia lteria była na siwom mijsecu, ptzosałoe mgoą być w pmoiezsane i w dszalym cąigu nie pwinono to sawrztać polbemórw ze zozumierniem tksetu.

www.sonda.org.pl

29


Pasje przyrodnicze

Czy zastanawialiście się w jaki sposób przyrodnicy z początku XIX w. spędzali wolny czas? Jakie były ich pasje? Gdzie szukali wytchnienia od codzienności? Oto kilka fragmentów opisujących ich życie w godzinach wolnych od obowiązków i pracy.

Studya przyrodnicze a fotografia

Z

azwyczaj amator-fotograf uzbraja się w kamerę w pięknej porze roku i szuka motywów do obrazów. Bogactwo form pełnych i zaokrąglonych czyni wybór nietrudnym, a zadanie wdzięcznym. Jednakże zima bynajmniej nie jest ubogą w tematy dla uważnego oka. Cudowny widok można utrwalić na kliszy, jeżeli zachowamy odpowiednie warunki przy wyborze materyału i naświetlenia. Obraz przyrody jest zmienny. Inaczej nam las i drzewa pojedyncze lub grupami ułożone wydadzą się w jasny, pogodny dzień, inaczej, jeżeli powietrze jest zamglone i jeżeli się w nim lekko gubią ostre kontury, znowu inaczej, jeżeli po mglistym dniu nastanie mroźna noc. Uważny obserwator przyrody pozna drzewo latem po odcieniu zieleni i kształcie korony i zimą po nachyleniu gałęzi, ich grubości i splątaniu. Ciekawe studyum uzyskujemy, zestawiając zdjęcia jednego przedmiotu z różnych pór roku. Oko i umysł zachwyca się różnorodnością form i zdumiewa się nad ich bogactwem. Zajęcie się fotografią w tym kierunku ma tę nadzwyczajną korzyść, że nie tylko budzi zrozumienie piękna w przyrodzie, lecz uczy także zastanawiania się nad przyczynowym związkiem zjawisk w przyrodzie. (źródło: Wiedza i postęp: miesięcznik popularnonaukowy ukazujący się w 1912, nr.1)

Akwarya

K

to che hodować w domu zwierzęta i rośliny wodne musi przede wszystkim postarać się o odpowiednie naczynie, czyli akwaryum. Akwarya mają najrozmaitsze kształty, z których nie wszystkie odpowiadają celowi w równym stopniu. Akwarya cylindryczne, kielichowe i kuliste posiadają tę wadę, że łatwo ulegają stłuczeniu. Postacie ryb i innych zwierząt przybierają w nich wprost potworne kształty. Za takie akwarya mogą być uważane najprostsze szklanki i słoje, w których można hodować zależnie od wielkości rozmaite stworzenia. Akwarya kształtu walcowego nie nadają się do dokładnej obserwacji, ponieważ zniekształcają obraz zwierzęcia i utrudniają dostęp powietrza, a zwierzęta męczą się tylko i najczęściej w krótkim czasie giną. Akwaryami już w ogóle nazwać nie można małych kul, w których niekiedy trzymają złote rybki, które z powodu braku ruchu i powietrza giną już po kilku dniach. Najlepsze i najtańsze są akwarya skrzynkowe, czworo lub wielościenne. Ostatnią grupę stanowią akwarya muszlowe i basenowe często spotykane w oknach wystawowych lub ogrodach. (źródło: Na drogach wiedzy ukazujący się 1938, nr.6)

Jak zbierać motyle Do chwytania motyli używa się siatki lub klapy. Siatka złożona jest z pojedynczej obręczy, zaokrąglonego worka z jedwabnej gazy i uchwytu z lekkiego drewna. Klapa ma rączkę jak nożyce i składa się z dwóch czworobocznych ramek drucianych, zamykających się szczelnie. Motyle truje się mieszaniną chloroformu z eterem siarcznym, która to powoduje stężenie tkanek mięsnych do tego stopnia, że w ten sposób zabite owady trudno rozprostować. Motyle można rozprostować rozwilżając je na mokrym piasku lub używając rozpinadła. Rozpinadło składa się z drewnianych deseczek do których przypina się skrzydełka motyla, nakłuwając je pod grubą żyłką. Tułów motyla umieszcza się w rowku i przebija szpilką prostopadle do deseczek. Za pomocą igiełek układa się także odnóża motyla i prostuje różki symetrycznie po bokach głowy. Owady, oszołomione tylko trucizną, pozostawia się dłuższy czas w atmosferze danej trucizny albo zabija się je szpilką. Świeżo zabite owady nabija się na specyalne stalowe szpilki i pozostawia w tym stanie dwa lub więcej tygodni aż do zupełnego wyschnięcia. Zabezpiecza się je przed szkodnikami. (źródło: Na drogach wiedzy ukazujący się 1938, nr.2)


Turn static files into dynamic content formats.

Create a flipbook
Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.