7 minute read

TEMAT WYDANIA

Overtourism Jak się zmierzyć ze skutkami turystycznego sukcesu?

TEKST KARINA O’NEILL

Jak turystyka wpływa na miejscowych? Jak władze reagują na nadmiar odwiedzających? Czy jest to rosnący problem, którego nie sposób już zatrzymać?

lobalne podróże i turystyka rosną w zawrotnym tempie, szybciej niż sam globalny PKB! Miejsca, które każdy chce zobaczyć „raz w życiu”, jak np. Machu Picchu, stały się ofiarą własnego sukcesu. Wenecja, Amsterdam, Barcelona czy Dubrownik przeżywają oblężenie jednodniowych rejsowych turystów. Tanie loty, media społecznościowe i portale typu Airbnb przyczyniły się do upowszechnienia nieodkrytych wcześniej miejsc, jak choćby Islandia czy szkocka wyspa Skye. Branża turystyczna koncentruje się jedynie na wzroście, z niewielkim lub nawet zerowym zainteresowaniem skutkami. Po dziesięcioleciach wręcz niekontrolowanego wzrostu próg w wielu miejscach został przekroczony i obecnie turystyka powoduje więcej problemów niż korzyści. Przybiera to różne formy, jak choćby 20 milionów turystów w 1-milionowym mieście. Zjawisko to zostało także udokumentowane na obszarach dzikiej przyrody i w parkach narodowych. Nadmierna liczba odwiedzających pogarsza jakość życia mieszkańców, prowadzi do degradacji walorów danego miejsca (np. historycznych lub przyrodniczych), a także negatywnie wpływa na doznania samych przyjezdnych. G

Kiedyś turystyka uważana była za działalność łagodną, a nie destrukcyjną. Jej głównym celem były wypoczynek i przyjemność. Łączyła się z zerwaniem od wszelkiej odpowiedzialności i powszechnie uważano, że przysparzała oczywistych korzyści miejscom odwiedzanym. Przyniosła finansową pomoc, a nawet bogactwo zapomnianym społecznościom wiejskim, złagodziła skutki kryzysów finansowych, przyczyniła się do zachowania najbardziej zagrożonych gatunków zwierząt czy też pomogła stanąć na nogi rozpadającym się historycznym miastom. Przez bardzo długi czas wierzono, że

przynosi ona niekwestionowane dobro. Owszem, niektórzy obawiali się jej skutków, ale nikt nie chciał o tym słyszeć. Korzyści przewyższały obawy. W ciągu ostatnich 20 lat zauważono, że zarządzanie turystyką w sposób zrównoważony –zarówno dla mieszkańców, jak i turystów jest nie lada wyzwaniem, ale dopiero niedawno zaczęto zwracać uwagę na jej bolesne skutki i podejmować działania zmierzające do opanowania tej sytuacji. Rok 2017 był przełomowy, gdyż to właśnie wtedy lokalne społeczności zaczęły postrzegać masową turystykę jako problem i wyszły na ulice. Protesty odbyły się nie tylko w Wenecji czy Barcelonie, ale na Islandii, Majorce, w San Sebastián czy Berlinie. Zjawisko nadmiaru odwiedzających i jego negatywnych skutków zostało nagłośnione przez media i nikt już nie ma złudzeń, że jest ono zagrożeniem w coraz większej ilości miejsc na świecie. Zostało nazwane „overtourism” i słowo to znajduje się już nawet w znanym słowniku Oxfordu.

Zbyt wielu turystów to znaczy ilu? To pojęcie subiektywne i definiowane w danym miejscu przez jego mieszkańców, właścicieli firm i samych turystów. Kiedy ceny czynszów wyrzucają lokalnych najemców, aby właściciele zrobili z nich miejsce na wynajem, to jest nadmierna turystyka. Kiedy wąskie drogi są wypchane pojazdami, które dodatkowo blokują ruch, bo na przykład zatrzymują się w niedozwolonym miejscu, by zrobić zdjęcie, to jest nadmierna turystyka. Kiedy odstrasza się dziką przyrodę, przyczyniając się do degradacji kruchego środowiska, gdy turyści nie mogą obejrzeć zabytku czy wodospadu z powodu tłumu i selfie sticków – to wszystko jest oznaką nadmiernej turystki.

W większości miejsc, które przeżywają oblężenie, największą atrakcją jest dobro publiczne. Być w Barcelonie i nie przejść po La Rambla? Być w Wenecji i nie pójść na plac San Marco? Być w Pradze i nie wejść na Most Karola? Każdy chce te miejsca odwiedzić, czy to podczas zorganizowanej wycieczki, czy indywidualnej wyprawy. Ponieważ strefa publiczna jest bezpłatna i „niewykluczalna”, to jest ona podatna na eksploatację. W Seulu stało się to z wioską Bukchon Hanok, która jest znana z tradycyjnych koreańskich domów. Organizatorzy wycieczek dodają atrakcję do swoich programów, ponieważ nic ich to nie kosztuje, a program staje się

Kolejka na... Mount Everest

dzięki temu bardziej atrakcyjny. Lokalna społeczność cierpi na skutek hałasu, śmieci, utraty prywatności i zatłoczenia, spadają również ceny nieruchomości. To oczywiście jeden z wielu przykładów. Przy wodospadzie Skógafoss na Islandii przez cały dzień pojawiają się liczne autokary. Kilka lat temu było tylko kilka domów mieszkalnych, teraz jest już nawet hotel i restauracja. Niedługo grzmiąca woda będzie zagłuszona przez coraz większą liczbę głośnych turystów. W wielu miejscach już się nie uda w ciszy podziwiać wschodu czy zachodu słońca. Bogaci foto-turyści z Chin wysypują się z autokarów przy świątyniach, rozstawiają wielkie statywy, przy okazji głośno rozmawiając, a Instagramerzy przeskakują płoty i wchodzą do jezior z zakazem pływania, by usiąść na kamieniu i zrobić sobie zdjęcie w kapeluszu.

Kraje próbują zmierzyć się z wyzwaniami na różne sposoby. Praga wprowadziła zakaz poruszania się segwayów, Dania kupowania domów nad morzem przez obcokrajowców. W Kopenhadze zabrania się otwierania nowych barów, z kolei Amsterdam zakazał używania piwnych rowerów. Bilety na wieżę Eiffla czy do Machu Picchu mają teraz limit czasowy. Miasta instalują monitoring, próbują zmniejszyć liczbę statków rejsowych, a zatem ograniczyć najazd tysięcy jednodniowych odwiedzających. Islandia zainwestowała w parkingi, toalety i kosze na śmieci – z uwagi na szokujące zachowanie tu

rystów. Wszystkie rządy i władze lokalne borykające się z tym problemem albo te, gdzie problem zaistnieje już niedługo, muszą szukać sposobów kontrolowania liczby turystów – czy to poprzez podnoszenie cen, wydawanie zezwoleń na niektóre atrakcje, zakazanie wprowadzania do portów statków wycieczkowych o określonej wielkości, czy też większą kontrolę nad tym, które firmy się otwierają i gdzie. Overtourism może wydawać się nową koncepcją, ale na całym świecie istnieje wiele przykładów tego, jak udało się tego uniknąć. Jednym z takich przykładów jest śledzenie goryli w Afryce. Wydawanych jest tylko kilka zezwoleń dziennie, a ceny pozwoleń wynoszą od 700 do 1500 dolarów. Dodatkowo turyści postrzegają te zezwolenia jako ekskluzywne, a doświadczenie jest jedyne w swoim rodzaju. Co więcej, lasy pozostały nietknięte, a liczba goryli, które kiedyś były zagrożone, znacznie wzrosła od czasu wprowadzenia turystyki. Dużo się już robi, ale można jeszcze więcej. Wiele miast i regionów, jak np. Rio de Janeiro, Kuba, Portugalia, zatoka Halong w Wietnamie, Szkocja i Anglia, Baleary czy Nepal zdają sobie sprawę z nadmiaru przyjezdnych, ale mało w tym kierunku robią. Jak to mówią: lepiej zapobiegać, niż leczyć.

rodzą, chodzą z dziećmi do muzeów czy na plażę. Dubrownik to nie kurort, tam na co dzień żyją mieszkańcy. W miejscach, gdzie pojawia się problem nadmiaru osób, następuje także przeludnienie w transporcie publicznym, który przede wszystkim ma służyć mieszkańcom w dojeździe do pracy czy szkoły. Turystyka wypiera lokalne sklepy, warzywniaki czy piekarnie na rzecz sklepów z pamiątkami albo kolejnej sieciowej kawiarni. Turystyka odpowiedzialna (z ang. responsible tourism) odnosi się do takiej turystyki, która tworzy lepsze miejsca do życia i odwiedzania. Dlatego z definicji jest to przeciwieństwo nadmiernej turystyki, która obniża jakość życia mieszkańców i stwarza negatywne wrażenia dla odwiedzających. Nadmiar to w danym miejscu i czasie za dużo ludzi, dlatego powinno się przemyśleć właśnie miejsce i czas. Hiszpania, Włochy, Islandia i Chorwacja są w mediach ofiarami overtourismu, ale w każdym przypadku są to wyjątkowe lokalizacje. Barcelona jest staranowana, a wielu jej mieszkańców ma dość turystów, co jest zrozumiałe, ale Hiszpania to duży kraj, a w innych miastach nie ma takiego przeciążenia turystami. Udając się do wiosek i w góry, aby zobaczyć kraj z dala od hord turystów, nie tylko zyskamy realistyczny wgląd w codzienne życie Hiszpanii, ale w rozlicznych małych pueblach będziemy wręcz chętnie witani jako jedni z niewielu, którzy tam przybywają. Na całym świecie jest sporo miejsc, które potrzebują i chcą więcej turystów. Oczywiście jeśli naprawdę chcesz się przejść La Ramblą, nie masz innego wyjścia, jak odwiedzić Barcelonę, ale możesz to zrobić poza szczytem sezonu. Amsterdam – piwny rower

Wybierz wiosnę lub jesień zamiast lata, nie jedź podczas świąt czy ferii. Poza szczytem szlaki górskie, kolejki linowe, punkty widokowe są rzadziej uczęszczane, nie ma kolejek, jest cicho, tanio i o wiele przyjemniej. Przyjazd poza sezonem jest mniej stresujący dla mieszkańców, wywrze mniejszą presję na transport publiczny, a nawet może zaoszczędzić ci sporo pieniędzy! I za każdym razem, gdy podróżujesz, postaraj się kupować w lokalnych sklepikach, u lokalnych rzemieślników. Wnieś opłaty za wstęp do parku narodowego, aby zapewnić ochronę lokalnej przyrody, zarezerwuj pobyt w lokalnych pensjonatach, jedz w lokalnych restauracjach i zwiedzaj z lokalnymi przewodnikami. Turystyka nadal jest potrzebna i na ogół wywiera pozytywny wpływ na odwiedzane miejsce. Należy tylko sprawić, by lokalni mieszkańcy (i dzikie zwierzęta) skorzystali z twojej obecności, żeby była to wymiana, a nie tylko jednostronna korzyść. Podróżujmy odpowiedzialnie, w sposób maksymalizujący pozytywne efekty i minimalizujący negatywne. Odpowiedzialne i przemyślane podróżowanie nie tylko pomoże uniknąć skutków nadmiernego korzystania z turystyki, ale również sprawi, że doświadczenie będzie głębsze i bardziej autentyczne. ■

This article is from: