numer1/2012
bezpł at ny
Ma g a z y nkr e a t y wny c hr o d z i c ó wkr e a t y wny c hd z i e c i
Drodzy Czytelnicy! Oddajemy w Wasze ręce pierwszy numer magazynu URWISKOWO. Pomysł na powstanie pisma zrodził się niebawem po ogłoszeniu na łamach Urwiskowa konkursu na BLOG TYGODNIA. Zgłosiło się do niego bardzo dużo wspaniałych, ciekawych, inspirujących oraz urzekających blogów. Na wielu z nich motywem przewodnim były sposoby na spędzanie czasu z dziećmi, naukę oraz zabawę . Wyróżnienie wszystkich byłoby niemożliwe, bo zgłoszeń do konkursu przybywa z dnia na dzień. W mojej głowie pojawił się pomysł, by zaprosić autorów ciekawych blogów do wspólnego projektu, który właśnie Wam prezentujemy. Każdy wypowiedział się w tematyce, jaka jest mu bliska i tak oto powstało pismo, które trafia właśnie w Wasze ręce.
Wydawca
urwiskowo@tlen.pl
Do kogo adresowany jest magazyn? Do rodziców, którzy szukają pomysłów na spędzenie czasu z dziećmi, a także tych, którzy chcą poznać ciekawe miejsca w
internecie, gdzie owe inspiracje można odnaleźć.
Zapraszamy do zajrzenia na kolejne strony magazynu, bo właśnie tam znajduje się kopalnia ciekawych pomysłów, informacji, przepisów, recenzji i porad.
Zespół redakcyjny Agnieszka Troć – redaktor naczelna Adriana Barbara Bielecka-Grzymkowska Wioletta Dynarska Anna Jurczyńska Piotr Krupiński Magda Małgorzata Matysek Anna Włodarczyk Zaradna Mama
Agnieszka Troć
Korekta Małgorzata Matysek Opracowanie graficzne Agnieszka Troć Okładka Łukasz Włodarczyk - laureat konkursu „Brudne dziecko, to szczęśliwe dziecko”. - fotograf Grzegorz Ślemp
Bawimy się - Tworzymy - Gramy - Uczymy się
PASTA I BASTA! Czyli 7 sposobów na niespożywcze zastosowanie makaronu Makaronowa biżuteria Segregowanie Literki Makaronowe miasteczko Mozaikowe obrazki Labirynt Kolorowy makaron Ślimak, ślimak, pokaż rogi… Guzikowa ośmiornica Pszczółki Łódeczki Kolorowe światełka GRY PLANSZOWE użytek czy przeżytek? Wyścigi żółwi KONKURS! ZIEMIA nasza planeta – nasza karmicielka
Zwiedzamy - Poznajemy - Podróżujemy – Odpoczywamy PIKNIK – sposób na wspólny czas! Aquarium – Kraków Spacer pośród dinozaurów Zaurolandia – Rogowo JuraPark – Krasiejów
5
6 7 9 10 11 12 12 14 15 16 17 18 19 20 22 23 24
26 27 30 32 34
Gotujemy - Pichcimy - Pijemy – Zajadamy Gniazdo Diplodoka Szyszki ryżowe Babka dobra na wszystko Shake truskawkowy Ciasteczka owsiane z żurawiną
Czytamy - Recenzujemy - Polecamy - Piszemy Książka – towarzysz dziecka od dnia narodzin I love summer Franklin i przyjaciele Zestaw do nauki czytania małych dzieci 1-5 r.ż. Trening umiejętności wychowawczych Bajka o Tusi
Radzimy - Proponujemy - Polecamy – Doradzamy Porady Zaradnej Mamy Jak przygotować dziecko na pojawienie się młodszego rodzeństwa Jak przygotować dziecko do przedszkola
38 39 41 44 45 46
48 49 53 53 54 57 59
60
61 62
63
Zespół redakcyjny
65
Jeśli wydaje Wam się, że makaron nadaje się tylko do ugotowania i zjedzenia, to nic bardziej mylnego. W sklepach można dostać makarony w przeróżnych kształtach, kolorach i wielkościach. Zaczynając od zwykłych nitek i świderków, aż po wymyślne kształty zwierzątek, liter czy pojazdów. Wszystkie z nich, oprócz tradycyjnego posiłku, mogą posłużyć do świetnej zabawy i nauki na co najmniej tysiąc sposobów. Oto zaledwie siedem z nich.
To propozycja dla fanek kolorowych ozdób. Aby wykonać makaronową biżuterię, potrzebujemy: Teraz z pewnością nikt nie będzie miał takiej samej biżuterii!
Najpierw malujemy farbkami makaron na dowolny kolor i pozostawiamy do wyschnięcia - najlepiej na noc. Aby utrwalić farbę można pomalować pojedyncze korale lakierem bezbarwnym do paznokci. Będą się ładnie błyszczeć. Na drugi dzień możemy nawlec makaronowe koraliki. Ozdoba na wakacyjne wyjazdy gotowa! Można również dorobić bransoletkę lub kolczyki (z pomocą osoby dorosłej).
Przy malowaniu korali przydatne mogą się okazać rękawiczki jednorazowe.
Teraz z pewnością nikt nie będzie miał takiej samej biżuterii!
makaron różnej wielkości i grubości - w zależności od upodobań mogą być rurki, muszelki itp. farbki (wybrałam kolor biały i niebieski, gdyż kojarzą się z marynarskim wzorem) nożyczki żyłka lub mulina.
Równie dobrze do wykonania makaronowego naszyjnika czy bransoletki można wykorzystać kolorowy makaron.
Własnoręcznie wykonana biżuteria świetnie sprawdzi się jako podarunek na Dzień Matki lub z innej okazji.
Choć, jak baśń o Kopciuszku głosi, oddzielanie maku od popiołu nie jest miłym zajęciem, to segregowanie makaronu jest już zupełnie z innej bajki. Nie tylko daje frajdę, ale i ćwiczy spostrzegawczość, skupienie uwagi oraz umiejętność klasyfikacji. Zależnie od rodzaju makaronu, możemy segregować go pod względem kształtu, koloru i wielkości. Wystarczy tylko zmieszać ze sobą 2-3 gatunki i zabawa gotowa. Jeśli użyjemy makaronu w kształcie cyfr, to zabawa może przerodzić się w małą lekcję matematyki dla najmłodszych.
Makaron w kształcie liter to świetny sposób nie tylko na poznanie alfabetu, ale również na naukę pisana – składania wyrazów. Literki można układać bezpośrednio na stole, ale wtedy bardzo łatwo jest je potrącić i trzeba zaczynać od nowa. Proponuję zatem tworzyć wyrazy na kolorowej masie solnej.
Gdy znudzą nam się litery, możemy zbudować sobie „Makaronowe miasto”. Do nasze wesołej zabawy potrzebujemy jedynie kolorowy makaron w kształcie pojazdów (do kupienia w większych marketach lub delikatesach), pudełko, białą i czarną farbę oraz wydrukowane podstawowe znaki drogowe znane naszemu dziecku. W pudełku kartonowym rysujemy ulicę, możemy również namalować lotnisko lub tory, a także wszelkie inne miejsca, gdzie poruszają się pojazdy. W celu edukacyjnym możemy umieścić znaki drogowe i w trakcie zabawy pytać dziecko, co one oznaczają. W drogę czas! Udanej zabawy!
Makaron świetnie sprawdza się również przy wszelkiego rodzaju pracach plastycznych. Można tworzyć przeróżne mozaikowe obrazki z samego makaronu lub łącząc go z innymi produktami kuchennymi, takimi jak kasza czy ryż.
Przy wszelkich pracach związanych z przyklejaniem makaronu najlepiej sprawdza się płynny klej stolarski typu WIKOL. Jest tani i solidny (1 l – 15 zł).
Nawet prostą grę zręcznościową można wykonać z makaronu. Wystarczy stworzyć labirynt dla kuleczki przy użyciu kawałka tektury, kleju i oczywiście makaronu.
Na tekturze rysujemy kształt labiryntu. Trzeba pamiętać, by miał start i metę. Smarujemy klejem zarys labiryntu i układamy makaron, tak by tworzył ścianki. Gdy klej wyschnie, zaczynamy zabawę! Jeśli zrobimy dwa takie same labirynty, można urządzić wyścigi – kto pierwszy pokona wyznaczoną trasę.
Do wszystkich zaproponowanych zabaw można użyć makaronu barwionego domową robotą. Do jego wykonania potrzebne będą:
Krepę rwiemy na kawałki i moczymy w ciepłej wodzie przez co najmniej 20 min. Przelewamy gotowy barwnik do miseczki i wrzucamy do niego makaron. Po chwili wyjmujemy go na papierowe
Makaron w wybranym kształcie Krepa (około 4-5 cm z całej długości rolki) Ciepła woda Papierowe ręczniki
ręczniki i dokładnie osuszamy rozdzielając jeśli zaczął się sklejać. Zostawiamy makaron do całkowitego wyschnięcia. Można również przyspieszyć ten proces na słońcu, w piekarniku lub kuchence mikrofalowej.
Pamiętaj: Makaron moczymy bardzo krótko, dokładnie go osuszamy, by nie zrobił się miękki i kleisty.
Anna Włodarczyk Agnieszka Troć http://www.urwiskowo.com.pl/
Do wykonania ślimaka potrzebne będą: sylweta ślimaka ok. 15 cm, którą możesz łatwo narysować muszla ślimaka, czyli pasek o długości 24 cm i szerokości 2 cm kredki klej
Życzę miłej zabawy! Magda mama Oli i Amelki http://rodzinka-m.blogspot.com/
Do wykonania naszej ośmiornicy potrzeba jedynie kolorowej kartki, nożyczek, kleju i różnorodnych guzików. Najpierw na kartce papieru rysujemy ośmiornicę, wycinamy szablon, a następnie dekorujemy w dowolny sposób guzikami. Z tych większych możemy zrobić oczy, z mniejszych nos i ramiona. Życzę miłej zabawy! Anna Włodarczyk
Materiały: Spinacze Żółta farba Czarny flamaster Drucik kreatywny Plastikowe oczka Kalka techniczna lub biała bibuła Klej
Spinacze malujemy żółtą farbą. Gdy wyschną, rysujemy na nich czarne paski flamastrem. Z drucika wyginamy kształt czułek. Z kalki wycinamy skrzydła. Na koniec przyklejamy oczy, czułki i skrzydełka do korpusu pszczoły - nasz owad ze spinacza gotowy. W podobny sposób można zrobić również inne owady, na przykład motyle, muchy czy nawet pająki.
Agnieszka Troć http://www.urwiskowo.com.pl/
Aby wykonać takie łódeczki, potrzebujemy opakowanie po jajkach, pociętą na cienkie paski rolkę papieru, niebieskie worki na śmieci, wykałaczki, taśmę klejącą, bibułę w paski, sznurek i nożyczki. Na początku przecinamy opakowania na pół oraz obklejamy paskami bibuły, która tworzy marynarski wzór. Z worka na śmieci wycinamy trójkąty, które przyklejamy do wykałaczek - posłużą nam one za maszt. Z pozostałości opakowania po jajkach wycinamy kwadratowe wytłoczenie, które będzie kajutą, a pasek z rolki po papierze kołem ratunkowym. Do zabawy można wykorzystać worki na śmieci, które imitują morze lub ocean. Nasza łódź gotowa jest wyruszyć na morską przygodę! Cała naprzód!
Anna Włodarczyk
“The tractor song”
Jak podczas podróży połączyć piosenkę z nauką kolorów oraz bezpieczeństwem na drodze? Świetnie nadaje się do tego piosenka w języku angielskim “The tractor song”, do kupienia TU. Do śpiewania zawsze używam kółek w trzech kolorach: czerwonym, żółtym i zielonym. Na wstępie służą jako kierownica, natomiast podczas wykonywania każdej zwrotki podnosimy je do góry. Zabawa uczy kolorów w języku angielskim oraz kolejności świateł w ruchu ulicznym. Jest łatwa do zapamiętania! Miłej zabawy w podróży!
I'm driving the tractor brum brum brum (x2) Red red red, time to stop (czerwone kółko w górę) Red red red, stop stop stop! Yellow yellow yellow, time to wait (żółte kółko w górę) Yellow yellow yellow, wait wait wait! Green green green, off we go (zielone kółko w górę) Green green green go go go!
Anna Włodarczyk
Czy Wasze dzieci umieją wyobrazić sobie życie bez telewizora, komputera, telefonu komórkowego oraz konsoli do gier? Niestety część na pewno nie. Jestem przekonana, że nawet niektórzy dorośli nie potrafią się obyć bez tych udogodnień. Owe zdobycze cywilizacji świetnie wspomagają naukę i pracę, a także wypełniają wolny czas. Powstaje coraz więcej gier komputerowych, programy telewizyjne mnożą się w nieskończoność, rośnie też ilość aplikacji na telefony, tablety i konsole. I tu zaczyna się problem. Dzieci powoli zamykają się w wirtualnym świecie gier. Izolują się.
Coraz częściej można spotkać się z sytuacją, gdy rodzeństwo rozmawia ze sobą przez komunikator internetowy zamiast przejść do drugiego pokoju i razem się pobawić. Kiedyś, gdy nie było tych wszystkich zdobyczy technologii, jedną z rozrywek, jaką dostarczali sobie ludzie, były gry planszowe. Wypełniały one wolny czas, ale i zbliżały ludzi do siebie. Takie gry jak szachy były znane już VI w. I chociaż można znaleźć wiele gier na komputer inspirowanych klasycznymi planszówkami, to jednak nie ma to jak bezpośredni kontakt z drugim człowiekiem, a nie maszyną.
Dlaczego warto grać w gry planszowe: Wspaniale wypełniają czas wolny. Uczą reguł i uczciwości – każda z gier rządzi się swoimi zasadami a dzieci uczą się, że trzeba ich przestrzegać. Uczą zdrowego współzawodnictwa – zawsze w planszówkach jest jakiś cel do zdobycia, a dzieci uczą się go zdobywać, czasem odnosząc sukces, a czasem przegrywając. Rozwijają logiczne myślenie – zmuszają do rozwiązywania prostych problemów, analizy faktów i poszukiwania rozwiązań. Uczą matematyki – wiele gier opiera się na zasadach matematycznych. Chociażby same rzuty kostką (lub dwoma) wspierają naukę liczenia. Uczą przewidywać – planując kilka ruchów do przodu, trzeba przewidywać ich skutki. Uczą odpowiedzialności – każdy ruch i każda decyzja niesie za sobą jakieś konsekwencje, a dziecko uczy się je akceptować w grze, a potem w życiu. Uczą współpracować – gdy w grach uczestniczą grupy graczy. Są świetnym sposobem na zbliżenie się do dzieci.
No to gramy… Czy komputer kiedyś wyprze planszówki? Mam nadzieję, że nie, bo niosą ze sobą coś, czego żadna gra komputerowa nie zastąpi. Bawiły ludzi od wieków i oby przez kolejne wieki cieszyły następne pokolenia. Rodzinna gra planszowa Choć na rynku dostępny jest spory wybór przeróżnych gier, jeszcze większą satysfakcją będzie dla dzieci możliwość stworzenia własnej gry. Daje to sposobność nie tylko do własnoręcznego wykonania planszy czy pionków, ale przede wszystkim do samodzielnego stworzenia reguł gry.
Już w wieku 3-4 lat warto uczyć dzieci prostych zasad gry. Jeśli maluch jest niecierpliwy i na początku przygody z grami nudzi go długie dążenie do celu, proponuję naszą ekspresową grę planszową. By dotrzeć do mety, wystarczy kilka rzutów kostką. Gra ma bardzo proste zasady, w sam raz dla początkujących, młodych graczy. Wszystkie elementy (plansza, a także pionkiżółwiki) wykonane są samodzielnie. Zróbcie taką grę z Waszymi pociechami, a na pewno z jeszcze większą przyjemnością będą w nią grać. Na końcu magazynu znajdziecie planszę do wydrukowania i pokolorowania przez dzieci lub wersję kolorową dla tych, co nie przepadają za kolorowaniem. Dokładny opis, jak wykonać pionki-żółwie, znajdziecie TU, na łamach Urwiskowa.
Agnieszka Troć URWISKOWO – http://www.urwiskowo.com.pl/
Stwórzcie z dziećmi własną grę rodzinną.
Zróbcie planszę, wymyślcie zasady i wygrajcie nagrody. Zdjęcia gry i opis proszę wysyłać na adres urwiskowo@tlen.pl.
Na Wasze prace czekamy do końca lipca. W sierpniu ogłosimy zwycięzców. Wyróżnione prace przedstawimy w kolejnym magazynie oraz na stronie www.urwiskowo.com.pl
Nagrody: 1 miejsce Książka „Pies w Krainie Wędrującej Nocy” Książka „Bajki dobrodziejki” Zestaw magnesów 2 miejsce Książka „Wschód i zachód słonia” Zestaw magnesów 3 miejsce Książka „Pies w Krainie Wędrującej Nocy”
Od tamtej pory Dzień Dziecka czy urodziny to dla nas czas zabawy i to całkowicie niekonwencjonalnej! Zrozumiałam jedno - żadna zabawka nie zastąpi dziecku mojego czasu, zainteresowania ani rozmowy i przytulania! Zapraszam i Was do wspólnej zabawy! Oto moja propozycja: Wiosna to idealny czas, by przeprowadzić domowe zajęcia o Ziemi jako planecie i naszej karmicielce.
Klocki, lalki, samochodziki, kolejne puzzle, kredki, książeczki, kolejne zestawy, zabawki rzucone w kąt! Urodzinowe, świąteczne prezenty, kolejne zabawki z okazji Dnia Dziecka - też macie taki problem zakupem kolejnego prezentu? 3 lata temu ugrzęźliśmy z czteroletnim synkiem w korkach, krążąc między marketami, bo nie mogliśmy się zdecydować na konkretne klocki. Chcieliśmy mu dać możliwość wyboru, chcieliśmy by był szczęśliwy, w rezultacie nie dostał nic. Dzień Dziecka stracony, bo my, dorośli ludzie, nie byliśmy na tyle dojrzali, żeby kupić prezent i wybrać go bez dziecka. Widząc smutek i zmęczenie całą sytuacją na buziaku najważniejszej dla mnie osoby na świecie, postanowiłam, że to nigdy się już nie powtórzy!
Zaczynamy, siedząc w kręgu (u nas to trzy osoby oraz kot i pies). Zaczynamy od dokańczania zdań: Żyję na planecie… Obok mojej planety są również inne… Z Ziemi widzimy… Na naszej planecie oddychamy… A także pijemy…, która pochodzi z wnętrza naszej planety. Ziemia ma kolor, zapach… (dobrze mieć w woreczku garstkę ziemi do wąchania, dotykania), ziemia jest jak… Ziemia jest domem dla… Co to jest kosmos, gwiazdy, Słońce, niebo? (tu możemy mieć przygotowane obrazki).
Jeśli jest nas dużo, możemy pobawić się w kosmos. Każdy może mieć swoją rolę do odegrania. Jedno dziecko może być Słońcem, drugie wokół niego krąży, będąc Ziemią. Obok staje Księżyc. U nas gwiazdami były kot i pies. Aby było śmieszniej, można zrobić losowanie, kto ma kim być, potem zmieniać role. Można wydawać polecania, np. Ziemia kręci się wokół Słońca, gwiazdy spadają, Słońce zachodzi za horyzont. Aby uświadomić dziecku, jak ważna jest Ziemia i ile nam daje, pozwólmy mu stworzyć własny zieleniec. My mamy ogródek, ale można go zrobić w kolorowej doniczce! Dziecko wsypuje samodzielnie ziemię i wysiewa nasionka! Bardzo ładnie w doniczce rośnie fasolka albo rzodkiewka. Podlewamy i opowiadamy dziecku o istnieniu składników odżywczych w ziemi. Omawiamy, czym żywi się nasionko i do czego potrzebne mu są ziemia, Słońce, powietrze i woda. Po umyciu rączek robimy pracę plastyczną – makietę. Karton malujemy na zielono, brązowo, niebiesko, wyodrębniając wodę, lasy, góry.
Za pomocą plasteliny sadzimy patyczki i gałązki imitujące drzewa. Każdy tworzy indywidualny krajobraz. Makieta nie musi być duża, ważne jest, by zawierała wszystkie składowe naszej planety. Tworząc makietę, opowiadamy dzieciom o ochronie naszej planety, istocie ekologii, dbaniu o czystość na naszej planecie. Pamiętajmy, by wiedzę przekazywać w sposób potoczny, łatwy dla percepcji dziecka.
Ważne jest w tym wypadku, aby każdy, nawet rodzic, tworzył własną pracę. To bardziej motywuje dzieci do pracy, a i łatwiej im podpatrzeć nasze działania, tak by tworzyć samodzielnie.
Jeszcze jedno zadanie - raczej długofalowe. Zabierajcie z każdego miejsca, w którym jesteście garstkę ziemi i stwórzcie własną kolekcję! Dbajmy o naszą Ziemię! Każdy z etapów można zrealizować oddzielnie albo poświęcić dziecku cały fantastyczny dzień! Udanej zabawy!
Barbara Bielecka-Grzymkowska http://florysztuka.blogspot.com/
Ciepłe i słoneczne dni zachęcają do wychodzenia z domu. Dzieci wyczekują obiecanego spaceru, a my upragnionego wypoczynku. Dlaczego by nie połączyć tych dwóch, nie zawsze współgrających ze sobą czynności? Przez chwilę zamyśliłam się, wspominając, co takiego o tej porze roku robiliśmy z rodzicami czy dziadkami. Lawina wspomnień wywołała mój uśmiech i ciepło na sercu.
Dłużej się nie zastanawiałam. -A może jutro zrobimy piknik? - Podsunęłam pomysł mężowi wraz z wieczorną kolacją. -Podstępna żono – usłyszałam – wiesz, jak mnie przekonać, ale może zdradzisz coś więcej? Pokrótce przedstawiłam moją propozycję małżonkowi. Nie minęła chwila, a byliśmy zgodni, że dnia następnego zabieramy dzieciaki na piknik. Generalnie przygotowania do tego przedsięwzięcia nie wymagają ogromnego zaangażowania, a jedynie dobrej organizacji.
Przede wszystkim trzeba wziąć pod uwagę miejsce, w jakim chcemy nasz piknik zrobić. Wraz z mężem wybraliśmy skraj lasu z pięknymi łąkami poza miastem. Dokładniej mówiąc, weszliśmy na Google map i, korzystając z funkcji „satelity”, znaleźliśmy ustronne miejsce z możliwością dojazdu autem, aczkolwiek z dala od ulicy, tłumów ludzi i rozlewisk. Tym sposobem wiedzieliśmy, że nie musimy się denerwować, zwracając uwagę, czy aby dziecko nie znajduje się za blisko wody albo ulicy. To też ważny aspekt wspólnej rodzinnej wyprawy. Uśmiechnięci, zrelaksowani i zadowoleni rodzice to dobra zabawa i radość dziecka!
Druga ze spraw organizacyjnych to godzina wyjazdu i powrotu. Moja propozycja opiewa na godziny między 10:00 rano a 13:00 po południu. W tym przedziale godzinowym
organizujemy czas na posiłek, zabawę i odpoczynek.
O czym dokładnie warto pamiętać, wybierając się na piknik! Przede wszystkim - duży i dość gruby koc. Powinien być na tyle miękki, aby nam i dzieciom wygodnie się siedziało. Kosz pełen pyszności, a w nim gotowe kanapki lub produkty przygotowane do ich zrobienia na miejscu (np. pasztet, pomidor, jajka ugotowane na twardo), jakieś słodkości (my zabraliśmy ciasteczka owsiane, biszkopty i chrupki kukurydziane) oraz owoce, które świetnie „nawilżą” nasz organizm w upały. Jeżeli posiadamy, proponuję wziąć ze sobą lodówkę turystyczną - z pewnością wiele ułatwi. Napoje, najlepiej by była to woda. Przy dzieciach jednak dobrze jest mieć dodatkowo coś słodkiego do picia. My pokusiliśmy się o sok jabłkowy oraz ciepłe kakao. Kolejną ważną rzeczą jest zabranie ze sobą filtrów UV. Trzeba chronić naszą skórę! Ważną sprawą jest nakrycie głowy. Jeżeli jedziemy z dziećmi (a jedziemy), trzeba pamiętać, aby wziąć na zmianę ciuszki w razie tzw. „awarii”. Przypominam również o rolce ręczników papierowych i chusteczkach nawilżonych, które pomogą nam szybko usunąć brud z rączek naszych pociech. Przydadzą się także plastikowe kubeczki, sztućce oraz talerzyki. Zadbajmy również o zabawę dla maluchów. Naszym dzieciom wzięliśmy dużą piłeczkę oraz puzzle. Na koniec naszego piknikowania bardzo istotny aspekt, a mianowicie środowisko! Wszystkie śmieci wrzucamy do wcześniej przygotowanego na to worka i wyrzucamy do kosza!
Piknik z rodziną to wspaniały sposób na spędzenie wspólnych chwil. Poza tym, prócz ogromu plusów wychowawczych, jakie można wyciągnąć z takiego wypadu na łono natury, jest to także jeden z tańszych sposobów spędzenia wspólnego czasu. Pamiętamy, że dobra zabawa nie zawsze musi kończyć się na wypadzie do McDonald’sa, sali zabaw czy do innej tego typu miejscówki.
Dla dziecka obcowanie z naturą jest niezwykłym doświadczeniem. Doświadczeniem, które w dzisiejszej dobie wielkiego konsumpcjonizmu powinno się propagować. Poza tym to wspaniałe uczucie, kiedy Ty, jako rodzic, możesz przedstawiać świat swojemu dziecku i robić to w mądry sposób! Pozdrawiam i zachęcam do piknikowania!
Wioletta Dynarska www.pod-czworka.blogspot.com
W Krakowie nieopodal Rynku, przy ulicy św. Sebastiana 9, w niepozornej kamienicy kryje się niesamowity podwodny świat Aquarium i Muzeum. Posiadają one największą w Polsce (ponad 130 gatunków) kolekcję zwierząt morskich i nie tylko. W tym niezwykłym miejscu kilka godzin minie nam niepostrzeżenie na oglądaniu pełnego przepięknych ryb i organizmów morskich Oceanarium.
Możemy przyglądać się czasem strasznym i groźnym wystawom ptaszników, skorpionów i innych owadów w Insektarium.
W Egzotarium spędzimy czas na podziwianiu największej w Polsce kolekcji jadowitych zwierząt, a także waranów, żółwi, gekonów i wielu innych, wartych poznania, stworzeń z całego świata.
W muzeum znajdziemy również bardzo ciekawą wystawę minerałów i skamieniałości oraz niesamowicie ciekawy, unikatowy eksponat, czyli Nosorożca Włochatego ze Staruni - jedyny na świecie kompletnie zachowany egzemplarz tego wymarłego zwierzęcia sprzed ponad 30 tysięcy lat! Ciekawostką jest to, że zachował się nie tylko szkielet, ale i mięśnie, skóra oraz wnętrzności. Akwarium można odwiedzać przez cały tydzień. Od poniedziałku do piątku w godzinach: 09.0019.00, w sobotę: 9.00-20.00 oraz w niedzielę: 10.00-20.00. Ceny biletów wynoszą odpowiednio: ulgowy - 15,95 zł, normalny 21,95 zł oraz rodzinny - 59 zł. Więcej informacji, zdjęć i ciekawostek możne znaleźć na oficjalnej stronie Muzeum. adriana mamadomowa.pl
Po zakończeniu zwiedzania, bogatsi o nową wiedzę, możemy zrelaksować się m.in. w basenie z łódkami, którymi mali piraci mogą samodzielnie kierować. Fani Formuły 1 mają do dyspozycji kilkusetmetrowy tor, na którym można poczuć dreszcz emocji ścigając się gokartem. Mamy też do dyspozycji park linowy, plac zabaw i nadmuchiwane zjeżdżalnie. Możemy wybrać się na przejażdżkę kolejką elektryczną. Wielbiciele gier zręcznościowych z pewnością nie pożałują chwil spędzonych przy stołach do cymbergaja.
Każdy łasuch na pewno znajdzie tu coś dla siebie. Zaurolandia w Rogowie to tylko propozycja, w Polsce jest kilka takich parków. Myślę, że dzień spędzony w parku dinozaurów Wasze dzieci będą długo wspominać!!! Magda mama Oli i Amelki http://rodzinka-m.blogspot.com/
JuraPark w Krasiejowie w województwie opolskim to jeden z kilku obiektów w Polsce pokazujących wygląd i środowisko życia dinozaurów, a także sposób ich odkrywania oraz badania. Odwiedzenie takiego miejsca jest dobrym pomysłem na całodzienną wyprawę rodzinną, nawet wtedy, gdy pogoda jest kiepska – wystarczy, żeby nie padało.
Zaletą dojazdu do Parku jest dobre oznakowanie dróg – na trasie samochodowej już na kilkanaście kilometrów przed celem wycieczki znajdują się tablice wskazujące kierunek. Bilety nie należą do tanich (normalny kosztuje 36 zł, ulgowy 30 zł, dzieci do lat 4 mają wstęp wolny). Wierzę jednak, że warto wydać takie pieniądze ze względu na mnogość atrakcji, które czekają na zwiedzających. Przy zakupie biletów nie zapomnijcie zabrać ze sobą mapki całego terenu, która okazuje się przydatna w
trakcie zwiedzania i daje wyobrażenie o skali całego przedsięwzięcia. Zwiedzanie rozpoczyna się od przejazdu "pociągiem" (samochód z przodu stylizowany na lokomotywę) przez tzw. Tunel Czasu. Jest to dosyć emocjonujące przeżycie, szczególnie dla dzieci. Miejsca w pociągu są położone jak w amfiteatrze: tylne wyżej niż przednie i na dodatek bokiem do kierunku jazdy – wjeżdżamy do całkowicie ciemnego tunelu, a na ścianie przed nami oglądamy
film pokazujący historię powstania naszej planety, pierwszych organizmów i, oczywiście, dinozaurów. Film jest wzbogacony w efekty kina 5D (jakie - nie napiszę, by nie psuć niespodzianki). Komentarz do filmu jest może trochę zbyt
skomplikowany i trudny w odbiorze dla małych dzieci, ale Rodzicom też coś się należy, a film dzieci z pewnością obejrzą z zainteresowaniem. Można zrezygnować z Tunelu Czasu – odradza się to chorym na epilepsję czy silną chorobę lokomocyjną, proponując spacer wzdłuż trasy. Kolejne etapy zwiedzania można dostosować do własnych upodobań. Do wyboru są: - spacer "aleją dinozaurów" początkowo oglądamy modele zwierząt niewielkich rozmiarów, potem staja się coraz to większe, aż do prawdziwych kolosów, z którymi warto jest sobie zrobić zdjęcie. Trzeba przyznać, że gady są wykonane z dużą starannością i wyczerpująco opisane na towarzyszących ekspozycji tablicach. Na trasie co jakiś czas pojawiają się stoły i ławy, gdzie strudzony wędrowiec może przysiąść, by pokrzepić się czekoladą czy kanapką.
- pawilon paleontologiczny, w którym można zobaczyć dawne cmentarzysko dinozaurów – miejsce, gdzie widoczne są skamieniałe szczątki, gdzie można poznać pracę paleontologów, zobaczyć narzędzia, którymi się posługują, dotknąć skamieniałej czaszki, a nawet obejrzeć krótki film pokazujący, jak prawdopodobnie wyglądały gady, które tu znaleziono (m.in. nowy dla nauki gatunek Silesaurus opolensis czyli śląski gad spod Opola). Szklana podłoga (zakładamy kapcie, które nie rysują szkła!) daje poczucie chodzenia (a nawet unoszenia się) dokładnie nad prezentowaną odkrywką... oceanarium jest właściwie wieloekranowym kinem 3D. Podchodząc do kolejnych "akwariów"ekranów, podziwiamy prehistoryczne stwory w ich naturalnym środowisku: przypływają z dala lub z boku, machną płetwą lub wielkim ogonem. Wygląda to bardzo realistycznie i widz czuje się tak, jak gdyby rzeczywiście przechadzał się wzdłuż ogromnych akwariów,
czy wręcz zaglądał na prehistoryczne dno morskie. Uwaga na prarekina! Spotkanie z nim mrozi krew w żyłach!
Jeśli czujecie niedosyt filmów, można jeszcze zajść do kina 5D, gdzie obejrzymy filmy, oczywiście o dinozaurach, za dodatkową opłatą.
Park w Krasiejowie jest też dobrym miejscem do wydawania pieniędzy na lody, gofry czy inne jedzeniowe frykasy, na zabawki, pamiątki, pocztówki czy książki, gdyż sklepy z tymi atrakcjami występują tu w dużej liczbie. Teren Parku nie obfituje niestety w drzewa. W upalny słoneczny dzień na sporym odcinku trasy jedyny cień rzucają olbrzymie gadzie cielska. Nie można zapomnieć o kapeluszu na głowę, kremie z filtrem UV i dużej ilości wody. Trzeba też rozsądnie zaplanować trasę zgodnie z maksymą: "Mierz siły na zamiary".
Powyższe atrakcje to naukowa część parku, gdzie rzeczywiście stykamy się z wiedzą o dinozaurach. Część rozrywkowa jest podobnie rozbudowana. Trudy zwiedzana można przerwać, odpoczywając na plaży, a nawet kąpiąc się na strzeżonym kąpielisku (nie zapomnijcie strojów kąpielowych!). Można też wypożyczyć sprzęt pływający. Ciekawe są place zabaw dla dorosłych i maluchów, park linowy, zjeżdżalnie, karuzele, huśtawki w dużej rozmaitości i formatach. Są one położone na naprawdę sporym terenie i nie sposób ich wszystkich przetestować - chyba że zostaniecie na noc... Dla małych nóżek zwiedzenie wszystkich atrakcji parku jest nie lada wyzwaniem. Przy wejściu można jednak wypożyczyć wózek (do pchania lub ciągnięcia przez dorosłego). Co jednak z wózkiem zrobić, gdy mamy chęć na Tunel Czasu?
Krasiejowski JuraPark jest miejscem, które stale się rozwija, zmienia i rozbudowuje, co widać na każdym kroku. Zapewne więc warto będzie tu wrócić za jakiś czas, na przykład wtedy, gdy przy parku
zacznie działać "największe w Polsce Muzeum Ziemi", jak głosi napis na zamkniętym jeszcze obiekcie w trakcie budowy. W samym Krasiejowie, w starej szkole w centrum wsi, można jeszcze zwiedzić Muzeum Paleontologiczne, któremu patronuje Stowarzyszenie Miłośników Krasiejowa.
Inne miejsca z dinozaurami w Polsce: JuraPark Solec JuraPark Bałtów Łeba Park Megapark (Miasteczko Westernowe Kansas City k. Grudziądza) Park Dinozaurów w Nowinach Wielkich (Wielkopolska) Zaurolandia Rogowo k. Żnina Jurajski Park Dinozaurów Jurowce k. Białegostoku Dinopark Kołacinek (między Łodzią a Skierniewicami) Dinopark Szklarska Poręba Park Dinozaurów Karłowo k. Kudowy Zdrój Dino Park Rybnik Park Rozrywki i Edukacji Dream Park Ochaby k. Jastrzębia-Zdrój Pepsi DinoZatorland k.Oświęcimia Dinolandia Inwałd k. Andrychowa
Anna Jurczyńska http://frajdap.blogspot.com/
Jeszcze więcej informacji na temat parków rozrywki w całej Polsce, znajdziesz na portalu parkmania.pl Sprawdź, jakie atrakcje są blisko Twojego miejsca zamieszkania i zaplanuj wypoczynek idealny dla całej rodziny.
Poniższe danie to propozycja dla całej rodziny po dniu pracowicie spędzonym na podziwianiu dinozaurów. Można je także spożyć przed zwiedzaniem, dla zaostrzenia apetytu na wiedzę...
Diplodok był dużym roślinożercą. Gniazda budował z piasku lub ziemi. Wiele gatunków dinozaurów wyścielało gniazda gałęziami i liśćmi. Możliwe, że i diplodok to czynił, choć tego jeszcze ostatecznie nie udowodniono (sam lubił przede wszystkim paprocie, których codziennie mógł zjeść tonę!).
Gniazdo konstruujemy na dużym półmisku, na którym układamy jadalne liście, które mamy pod ręką, np. sałatę, szczypiorek, lubczyk, natkę pietruszki czy kopru. Liście sałaty ręcznie rwiemy na kawałki, pozostałe listowie należy posiekać. Na roślinach kładziemy jaja ugotowane na twardo. Dla tych, którzy chcą być jak najbardziej bliscy realiów - jaja podajemy w skorupkach.
Załącznikiem do gniazda są sosy. Opcji jest wiele, najlepiej, żeby przy jednorazowym posiłku było kilka wersji do wyboru. Najlepiej podać to, co Maluch do jaj jada najchętniej.
Przykładowe propozycje sosów: 1. Wymieszać w równych proporcjach majonez z jogurtem naturalnym, osolić, opcjonalnie dodać czosnek przeciśnięty przez praskę.
2. Gęstą śmietanę wymieszać z chrzanem, dodać sól i sok z cytryny do smaku. 3. Musztardę ukręcić w moździerzu z olejem lub oliwą, maggi, cytryną, cukrem i solą. 4. Można podać keczup, który lubicie lub inny sos pomidorowy. 5. Ząbek czosnku rozetrzeć z solą, dodać odrobinę soku z cytryny, oleju, wody, sól i cukier.
Dlaczego dinozaury wymarły? Jest wiele teorii tłumaczących ich zniknięcie. Jedna z nich mówi, że małe ssaki zaczęły wyjadać ich jaja, a czyniły to nader często i skutecznie, doprowadzając do znacznego przetrzebienia pogłowia wielkich gadów. Nasz Mały Ssak również może splądrować gniazdo diplodoka, kradnąc jego część na swój talerz, rozbijając skorupki jaj i wyjadając ich zawartość polaną dowolnym sosem. Zupełnie jak w czasach prehistorycznych.
Anna Jurczyńska http://frajdap.blogspot.com/
Ostatnio na zakupach wpadł mi w oko ryż preparowany, który przypomniał mi o smakołykach z dzieciństwa, czyli szyszkach :) Postanowiłam odświeżyć wspomnienia i przygotować szyszki razem z dziećmi. Potrzebowaliśmy:
150 g ryżu preparowanego 40 g ciągnących cukierków (toffi, krówki, itp.) 125 g masła 30 g kakao
Dzieci dostały zadanie rozpakowania cukierków.
Do garnuszka z cukierkami dorzuciliśmy pokrojone masło i całość podgrzaliśmy, aż do rozpuszczenia i połączenia w jednolitą masę.
Do masy dodaliśmy kakao, dokładnie zamieszaliśmy, a następnie połączyliśmy z ryżem, dodając go tyle, żeby wszystko razem utworzyło klejącą masę.
Zwinne dziecięce rączki uformowały szyszki i ułożyliśmy je na papierze do pieczenia.
Gotowe szyszki odłożyliśmy w chłodne miejsce do zastygnięcia.
adriana mamadomowa.pl
Kiedy miałam 19 lat, moja siostra prowadziła już własny dom, w którym była wspaniałą gospodynią, wychowywała małe dzieciątko, piekła, gotowała, robiła słoiki i te wszystkie rzeczy, które generalnie w domu robią się "same". Dom miała zawsze udekorowany i ciepły, a gość zawsze dostawał, i do dziś dostaje, coś pysznego. Mieszkałam na studiach z samymi dziewczynami, każda przez życie doświadczyła wielu krzywd, każda tęskniła za rodziną i domowym zaciszem... Kiedy jeździłam do siostry, to oprócz uczucia, że to też mój dom i tak mi tu dobrze, pojawiała się lekka zazdrość. Tak właśnie, ja też chciałam piec i gotować... Do dziś się uczę.
BABKA KASIEŃKI wywoływała w moich ustach euforię, ale była też najbardziej popularnym ciastem w historii naszej rodziny. Kasia piekła ją dla wszystkich dziadków, cioć i wujków, ale najbardziej uwielbiają ją moje dzieci. Podczas ostatniej wizyty pochłaniały jej niebezpieczne ilości. Kiedy mój synek miał 3,5 roku, przepis na "naszą" babkę znał na pamięć, piekliśmy ją dwa razy w tygodniu! Sam dodawał składniki, mieszał mikserem, ja tylko wkładałam do piekarnika. To samo jest teraz z moją córcią, która uwielbia gotować i piec razem ze mną. Ogromnym atutem tej babeczki jest to, że zawsze wychodzi. Jest przecudna do kawy, wspaniała do herbaty, do szkoły, na piknik, na wycieczkę do zoo i do lasu... Nasza babka!
Babka Kasieńki 4 całe jajka ubić na puch ze szklanką cukru, dodać szklankę mąki ziemniaczanej i 3/4 szklanki mąki zwykłej, np. wrocławskiej, dodać kostkę rozpuszczonej, wystudzonej margaryny (ja daję oczywiście "Kasię", malując z dziećmi na cieście kwiaty), dodać parę kropli olejku cytrynowego, dwie łyżeczki proszku do pieczenia. Wymieszać i wlać do podłużnej formy, piec w 160 stopniach na dole kuchenki - przepis pochodzi z czasów, kiedy nie było termoobiegu. Piec ok. 40 minut, po ostudzeniu posypać cukrem pudrem! Smacznego! Ostatnio babeczkę robimy w postaci muffinek. Barbara Bielecka-Grzymkowska http://florysztuka.blogspot.com/
Składniki dla 4 osób: 0,5 kg truskawek 0,5 litra lodów truskawkowośmietankowych szklanka mleka 3 łyżki cukru cukier waniliowy
Wykonanie: Truskawki opłukać, usunąć szypułki, a następnie zmiksować z cukrem, cukrem waniliowym, mlekiem i lodami. Rozlać do szklanek.
Nie wyobrażam sobie sezonu truskawkowego bez tego koktajlu. Gwarantuję Wam, drogie Mamy, że dzieciaki na jego punkcie oszaleją!
Ja osobiście nigdy nie kończę na jednej szklance. Poleca … Mama Oli i Amelki http://rodzinka-m.blogspot.com/
Za oknami piękne słońce. Pogoda coraz częściej przypomina o nadchodzących wakacjach. Wielu rodziców cieszy się na te słoneczne dni wypełnione spacerami i beztroską zabawą na placu zabaw.
Bywa jednak i tak, że budząc się rano, zastajemy za naszymi okiennicami ciężkie chmury i deszcz, a w łóżku naszego dziecka nic innego jak prawdziwą chmurę gradową. Co zrobić, kiedy dziecko wstało w wyraźnie kiepskim nastroju, a pogoda i Ciebie nie nastraja pozytywnie?
Najlepiej wziąć malucha i wspólnymi siłami upiec ciasteczka. Moja ekipa pomocnicza w postaci synów dzielnie zmagała się z żurawiną, potem z próbującym uciec z małych rączek mikserem, by na końcu niecierpliwie wyczekiwać pod piekarnikiem efektu naszych wspólnych wysiłków. Czy się opłacało? Zapewniam Was, że tak! Na pogodę i niepogodę, na humorki i wszelkie foszki najlepsze są słodkości! Smacznego!
Składniki:
2 szklanki płatków owsianych 1 szklanka (110 g) posiekanych orzechów (np. włoskie, pekan, laskowe) – dałam laskowe 0,3 szklanki obranych pestek dyni lub posiekanych migdałów 0,3 szklanki siemienia lnianego 1 szklanka drobno pokrojonych suszonych owoców (np. żurawiny, wiśni, rodzynek, śliwek) – dałam żurawinę 170 g masła 0,7 szklanki cukru 1 duże jajko 1 szklanka mąki pszennej – u mnie była żytnia pełnoziarnista 1 łyżeczka ekstraktu waniliowego 1 łyżeczka proszku do pieczenia 1 łyżeczka z lekkim czubem cynamonu ½ łyżeczki soli
Wykonanie: Piekarnik rozgrzać do 180 st. C. Dwie blachy wyłożyć papierem do pieczenia. W misce ubić masło wraz z cukrem i cukrem waniliowym na gładką, kremową masę. Dodać jajko i ekstrakt waniliowy. W osobnej misce wymieszać mąkę, proszek do pieczenia, sól oraz cynamon i przełożyć tę mieszaninę do ubitego masła. Kolejną czynnością jest dodanie płatków owsianych, orzechów, pestek dyni, siemienia lnianego oraz pokrojonych owoców - wszystko razem mieszamy za pomocą miksera lub łyżki. Tak przygotowane ciasto nakładamy na blaszki, pamiętając jednak, że ciasteczka odrobinę urosną i trzeba zachować między nimi odstęp ok. 4 cm. Ciasteczka spłaszczamy lekko za pomocą palców, jednocześnie poprawiając nieco ich kształt, tak by były okrągłe. Powinny mieć grubość ok. 1,25 cm. Piekłam ciasteczka w piekarniku na opcji góra – dół przez ok. 15 minut, aż nabrały ładnego złocistego koloru.
Wioletta Dynarska www.pod-czworka.blogspot.com
Czy chcesz, aby twoje dziecko, w wieku szkolnym, czytało książki z chęcią i radością? Na pewno. Zatem najlepiej rozpocząć od wspólnego czytania. Pamiętaj, że nigdy nie jest zbyt wcześnie, aby zacząć czytać z dzieckiem. Dzieci mogą czerpać radość ze wspólnego czytania na długo przed pierwszym wypowiedzianym przez nie słowem. Nabywają też wtedy pewnych umiejętności, które będą im potrzebne podczas późniejszej nauki czytania. Dzieci, którym nie brakuje ciepłych chwil z mamą lub tatą i obecną wtedy książką, mają większe szanse by zostać wyśmienitymi czytelnikami niż te dzieci, których tego pozbawiano. Już malutkie bobasy uwielbiają słuchać twojego głosu, gdy leżycie razem w ciepłym łóżku otuleni kocykiem.
Dlaczego powinieneś czytać niemowlakowi? Noworodki i niemowlaki, którym czytane są książki, będą w stanie skupić na dłużej swoją uwagę. Czytanie niemowlętom pomaga im uczyć się nowych słów. Książki pomogą rozpoznawać oraz nazywać dziecięce emocje i uczucia.
Jeżeli będziesz czytać im w takich warunkach, dzieci mają szanse wytworzyć bardzo pozytywne skojarzenia związane z książkami. Czytaniu towarzyszyć będą uczucia miłości, ciepła i bezpieczeństwa. Poprzez czytanie dzieci oswajają się ze sposobem, jak „działają” książki oraz zawarte w nich historie. Jako niemowlęta ćwiczą, jak należy trzymać książkę i przewracać kartki. Później uczą się, że bajki mają początek i koniec oraz że są pisane według przewidywalnego schematu. Co jest też bardzo ważne, w książkach nasze pociechy spotykają słownictwo, które jest bardziej formalne i wyrafinowane niż to, które słyszą na co dzień. Są to bardzo wartościowe umiejętności i pomogą w nauce czytania, gdy przyjdzie na nią czas.
Jak wybrać książkę dla niemowlaka?
Historyjki i rymowanki
Wybór jest tak ogromny, że okazuje się nie lada problemem znalezienie tych wartościowych. Pamiętaj, że dzieci poznają świat poprzez dotykanie, pociąganie, potrząsanie i gryzienie, dlatego też książki dla najmłodszych muszą być stosunkowo wytrzymałe. Dla dzieci poniżej 6 miesięcy najbardziej odpowiednie są książeczki szmaciane oraz plastikowe do kąpieli.
Proste wierszyki i rymowanki są najlepsze na początek. Szukaj książek, które zawierają przyciągające, rytmiczne frazy i, co bardzo ważne, równą ilość sylab w każdym wierszu. Do biblioteczki większych dzieci możemy dodawać stopniowo historyjki, bajki i opowieści o zwierzętach. Powinny być one proste, zaopatrzone w bogate, kolorowe i wyraźne ilustracje.
Gdy nasza pociecha je zamaże podczas jedzenia lub po prostu pogryzie, łatwo będzie je umyć czy uprać. Gdzie trzymać książeczki? Bardzo ważne jest, aby znaleźć specjalne miejsce na dziecięcą biblioteczkę. Powinna ona być łatwo dostępna. U nas w domu są to 4 najniższe półki naszej szafki na książki. Dwie dolne są młodszego syna (2 lata), a dwie wyżej należą do starszej córki (7 lat).
Książeczki kartonowe są przeznaczone dla dzieci troszkę starszych, gdyż ich stron nie da się tak łatwo podrzeć. Książki wydające dźwięki, posiadające klapki, przesuwaki i dziurki okazują się znakomite do przyciągania uwagi naszego bobasa.
Ważne: Pamiętaj, że dziecko będzie z większą chęcią sięgało po książkę, gdy będzie widziało czytających rodziców. Nieistotne jest, co to będzie - gazeta plotkarska, powieść czy Biblia, mogą to być nawet krzyżówki lub sudoku. Najważniejsze, że dziecko będzie miało obraz Ciebie – jego autorytetu i wzoru do naśladowania - jako kogoś kto czyta.
Porady: Nigdy nie odciągaj dziecka od czegoś, czym się zainteresowało, aby mu poczytać. Czytanie musi się kojarzyć z pozytywnymi odczuciami, a nie z obowiązkiem. Zachęć je dobrym słowem i miłym głosem. Wyłącz telewizor, radio, muzykę. Usiądźcie w wygodnym miejscu, weź dziecko na kolana, pozwól mu się w ciebie wtulić. Jeśli dziecko nie jest zainteresowane, przerwij i spróbuj później. Zachęć dziecko do wybrania książeczki, którą chce przeczytać. Pozwól mu ją trzymać, przewracać kartki i komentować obrazki. Nie trać cierpliwości, gdy w połowie strony przewraca kartki do przodu lub do tyłu. Daj mu się tym cieszyć. Używaj śmiesznych dźwięków jak syczenie, piszczenie, szumienie. Stosuj intonację głosu. Unikaj monotonii. Śledź wyrazy palcem, aby dziecko wiedziało gdzie czytasz.
Oglądanie książek Spróbuj zachęcić dziecko do oglądania książek we wczesnym wieku, nawet jeżeli na początku tylko się nimi bawi. Dobrym pomysłem jest zabieranie ze sobą książeczki w drogę, nawet do warzywniaka. Kilka kartonowych książeczek na tylnym siedzeniu samochodu jest o niebo lepszą sprawą niż panel DVD przyczepiony do zagłówka.
Omawianie książeczek Mówienie o tym, co się właśnie przeczytało, pozwala dzieciom w tym samym czasie rozwinąć umiejętności językowe. Podczas czytania omawiaj obrazki, pytaj dziecko, co o tym sądzi, co widzi na obrazku, czy mu się to podoba, co chciałoby jeszcze zobaczyć.
Znowu i znowu Dzieci uwielbiają słuchać swoich ulubionych historyjek na okrągło, więc bądź przygotowany czytać tę samą książkę wiele razy. Te nieustające powtórki dają dzieciom poczucie pewności i są bardzo ważne w rozwoju ich mowy – dzieci muszą usłyszeć słowo lub zdanie wiele razy, zanim będą mogły go użyć. Dzieci muszą się nauczyć również, że słowa, z których składa się historia, pozostają niezmienne, niezależnie od tego, ile razy ją czytasz.
Podsumowując, dzieci po prostu muszą się świetnie bawić podczas czytania, aby stało się to ich zwyczajem na przyszłość.
Piotr Krupiński Poznajemy Montessori – http://krupinscy.blogspot.com
Seria książeczek „I love summer” to wspaniała propozycja dla dzieci do nauki języka angielskiego. Temat związany jest z nadchodzącymi wakacjami, wiec tym bardziej jest atrakcyjny. Do książek dołączone są płyty CD, dzięki którym dziecko słyszy poprawną wymowę. Co możemy znaleźć w środku? Przede wszystkim kolorowe i wesołe rysunki, przywodzące na myśl beztroskie dni wakacji, gry planszowe, ćwiczenia do uzupełnienia, dialogi, piosenki do zabaw ruchowych. Teksty są krótkie, zadania nieskomplikowane, z powodzeniem więc nadają się dla rodziców, którzy sami mogą wprowadzać dzieci w tajniki języka angielskiego. Wydawnictwo Book House - http://www.bookhouse.com.pl/
Anna Włodarczyk
Świetnym pomysłem na wakacyjną lekturę będzie seria książeczek o żółwiu Franklinie. Są to niedługie opowiadania z życia głównego bohatera. Każde z nich, oprócz ciekawej historyjki i miłych ilustracji, zawiera również mądrą treść o charakterze edukacyjnym. Książeczki są lekkie, w miękkiej oprawie i świetnie sprawdzą się podczas wakacyjnych wyjazdów, by zająć dziecko w dłużącej się podróży. Wydawnictwo DEBIT - http://www.wydawnictwo-debit.pl/
Agnieszka Troć http://www.urwiskowo.com.pl/
Ostatnio trafił do naszych rąk bardzo interesujący zestaw tablic słownoobrazkowych do nauki czytania od... 1 roku życia w oparciu o metodę Glenna Domana! Eleganckie pudełeczko kryje w sobie cały wachlarz kart i książeczek, będących pomocami naukowymi do globalnego czytania. Cały językowy ekwipunek (wydawnictwo Pentliczek) jest przygotowany tak porządnie, że nadaje się do użytku nie tylko indywidualnego, ale i jako pomoc w nauczaniu przedszkolnym. Jakiś czas temu, gotując coś w kuchni, nagle usłyszałam za sobą dukanie: „k-o-l-o-...“. Pomyślałam, że Krzyś dla zabawy sobie tak literuje, dalej stałam odwrócona do niego plecami, a on kończył: „...-r-o-w-e p-e-r-e-łk-i“. Obejrzałam się zdziwiona i zobaczyłam, że Krzyś trzyma słoiczek z cukrowymi dekoracjami na ciasta i bacznie się mu przygląda. Niedowierzając, zapytałam, czy on to przeczytał (wcześniej nie chwalił się, że umie literki, choć trochę je ćwiczyliśmy). Uśmiechnął się, kiwając głową. Powiedziałam mu wtedy entuzjastycznie, że w takim razie niedługo będzie całkiem sprawnie czytał. Przez jego głowę przemknęła myśl i w tym momencie rozpromienił się cały: „i będę mógł fsystko psecytać?“ Kiwnęłam głową. „Fsystko sam?!“ – jego radość była przeogromna, gdy uświadomił sobie, jaką to umiejętność powoli zdobywa. Tego dnia siedział w kuchni i literował wszystkie etykiety. Mi też dało to do myślenia. Wsłuchując się w czytane codziennie książki, dziecko nabiera wielkiej chęci do samodzielnej lektury. Krótkie słowa, które potrafi odczytać, stają się niebywałymi sukcesami, które napędzają kolejne...
O GLENNIE DOMANIE Glenn Doman jest amerykańskim fizykoterapeutą, twórcą sposobu rehabilitacji osób z uszkodzeniem mózgu. Jego nowatorskie podejście do chorych dzieci dało efekty w postaci tych samych osób, czytających samodzielnie w wieku lat 3. Naturalną koleją rzeczy rozpoczął swoje badania nad dziećmi zdrowymi, pragnąc przyspieszyć i usprawnić tradycyjny sposób nauki czytania. Doman zauważył, że zapisane słowo jest taką samą całością w oczach dziecka jak obraz na ścianie czy obiekt spotkany na spacerze. Tym samym wprowadzenie do czytania można zacząć już z dzieckiem kilkumiesięcznym. Swoje spostrzeżenie naukowiec oparł na prostym fakcie, że dorosły człowiek, czytając, nie składa liter, a rejestruje słowa czy całe wyrażenia w całości.
NAUKA-ZABAWA Nauka czytania globalnego polega na pokazywaniu dziecku kart z wyrazami, które odczytujemy, dając naszej pociesze możliwość zapamiętania wzrokowego.
Każdego dnia dodajemy kolejne słowo i powtarzamy poprzednie. Najważniejszym warunkiem powodzenia jest traktowanie nauki jako zabawy. Dziecko nie może być zmuszane do uczestniczenia w zapamiętywaniu, gdyż wtedy łatwo o zniechęcenie. Musimy sobie wypracować własny tryb ćwiczeń i zawsze kończyć naukę, nim dziecko zacznie się nudzić. Istotne są przy tym pochwały. Glenn Doman bazuje na naturalnym potencjale dziecka, który rozwija się szczególnie mocno do 5 roku życia. W tych pierwszych latach życia dziecko chłonie wiedzę jak gąbka, dlatego naszym zadaniem jest dobrze ukierunkować jego zainteresowania. Zamiast uczyć dziecko rozpoznawania marek samochodów lepiej dajmy mu do ręki karty z wyrazami, niech napatrzy się na litery.
Co mnie w tej metodzie pociąga najbardziej, to naukowe wytłumaczenie funkcji naszego mózgu. Podobno tradycyjna edukacja nastawiona jest na stymulację lewej pólkuli mózgowej, czyli tej opartej na myśleniu schematycznym, logicznym, uporządkowanym i dosłownym. Intuicja, kreatywność, pamięć fotograficzna, zdolność do liczenia w pamięci – to wszystko domena prawej półkuli mózgowej. Co ciekawe u najmłodszych dzieci właśnie prawa półkula mózgu rozwija się najszybciej
(poznają przecież cały świat!), by potem ustąpić półkuli lewej (odpowiedzialnej za hamowanie odbioru części bodźców ze środowiska zewnętrznego). To właśnie jest naczelny argument, by stymulować prawą półkulę naszego dziecka i jednocześnie wyzwalać tkwiące w niej uzdolnienia.
Zdania o metodzie czytania globalnego są podzielone. Jedni nie są na tyle zdyscyplinowani, by codziennie ćwiczyć z dzieckiem karty, inni twierdzą, że metoda ta jest nieskuteczna w odniesieniu do języka polskiego, który ma mocno rozbudowaną fleksję. Wydaje mi się, że gdy sami podejdziemy na luzie do proponowanej metody, bez zbędnego spinania się, to szybko okaże się ona świetną rozrywką, urozmaiceniem czasu, a nie obowiązkiem do odhaczenia. Na pewno jest to interesująca sprawa dla rodziców dzieci ok. 1 roku życia. W naszym przypadku było o tyle gorzej, że Krzyś (lat 3) już wcześniej zdążył nauczyć się literek i gdy pokazuję mu jakiś wyraz, on automatycznie zaczyna literować. Nie przeszkadza nam to jednak w wesołej zabawie, często wykorzystujemy karty słowno-obrazkowe, a Krzyś uwielbia książeczkę o głodnym misiu – lekturę skonstruowaną specjalnie do powtarzania opanowanego materiału.
Źródło zdjęć: http://www.wydawnictwo-pentliczek.pl/
Zainteresowanych kieruję na stronę wydawnictwa Pentliczek, które specjalizuje się w tworzeniu materiałów edukacyjnych dla dzieci w wieku przedszkolnym i przedprzedszkolnym http://www.wydawnictwo-pentliczek.pl/
Małgorzata Matysek http://slowemlukrowane.blogspot.com/
Alternatywą może być książka Małgorzaty Całusińskiej i Wojciecha Malinowskiego „Trening umiejętności wychowawczych. Dla rodziców i specjalistów”. Nie jest to typowy poradnik, który po przeczytaniu odkładamy na półkę i zapominamy o tym, co przeczytaliśmy. Jest to domowa forma warsztatów. W książce, poza opisem stosowanych metod, znajdują się również ćwiczenia, karty pracy do wypełnienia, zadania do wykonania, które możemy realizować wtedy, gdy mamy na to czas. Dzięki tej książce, możemy nie tylko zdobyć teorię, ale również przećwiczyć nowe schematy i zrozumieć między innymi:
Większości rodziców zależy, by jak najlepiej wychować swoje dzieci. Chcielibyśmy, by były grzeczne, dobrze się uczyły, radziły sobie w trudnych sytuacjach i wyrosły na szczęśliwych, niezależnych ludzi. Jednak to wcale nie taka prosta sprawa. Okazuje się, że efekty naszych metod wychowawczych są zupełnie inne, niż byśmy tego oczekiwali. Popełniamy różne błędy, nie będąc świadomymi, co robimy źle. Dla rodziców, którzy chcą sprawić, by wychowanie było bardziej efektywne, którzy chcą zrozumieć swoje dziecko, są organizowane przeróżne warsztaty, gdzie specjaliści, pedagodzy, psycholodzy i terapeuci pokazują rozmaite techniki i metody, by osiągnąć najlepszy efekt. Jednak w dzisiejszym, zabieganym świecie trudno jest znaleźć czas na cykl takich spotkań.
jakie są stosowane do tej pory przez nas metody wychowawcze, jak rozumieć mowę ciała własną i dziecka, jak efektywnie się komunikować, jak motywować, jak rozumieć i oswajać emocje, jak poradzić sobie z lękami, jak rozmawiać i bawić się z dzieckiem, czym są granice i jak je ustalać, jakie są zagrożenia współczesnego świata oraz jak chronić i ostrzegać przed nimi dziecko, w jaki sposób kształtować dobre nawyki, jak się rozwijać i jak wspierać rozwój dziecka.
Książka opracowana jest w bardzo przejrzysty i czytelny sposób. Najważniejsze informacje są wyraźnie zaznaczone lub wzięte w ramki. Chwilami przypomina ona prawdziwe notatki z warsztatów dzięki odręcznie rysowanym schematom, wykresom i obrazkom. Dzięki temu jeszcze łatwiej zostaje w głowie to, co się przeczytało i przećwiczyło. Można również w prosty sposób odnaleźć charakterystyczne punkty w książce i powrócić do nich w razie potrzeby. Wielkim atutem publikacji jest to, że zawiera ona płytę CD z prezentacjami i ćwiczeniami. Po lekturze tej książki mamy szansę poprawić nie tylko nasze relacje rodzic-dziecko, ale również pomiędzy partnerami.
W końcu zachowanie naszych dzieci jest odzwierciedleniem tego, jaka atmosfera panuje w domu i jak zachowują się rodzice. Jeśli zależy Wam na poprawie skuteczności metod wychowawczych oraz na polepszeniu kontaktów z dziećmi, sięgnijcie po praktyczny poradnik, który pomoże Wam to osiągnąć. Agnieszka Troć http://www.urwiskowo.com.pl/
Wydawnictwo: Gdańskie Wydawnictwo Psychologiczne Data wydania: 2012 ISBN: 978-83-7489-384-8 Format: 145x205 Stron: 280 Okładka: miękka ze skrzydełkami + płyta CD
Tusia jest kotkiem i zawsze chodzi własnymi drogami. Dziś poszła dalej niż zawsze. Tusia lubi zwiedzać, lubi też wąchać i poznawać nowych przyjaciół. Mama kotki nic nie wie, gdzie ona jest. Nic mamie nie powiedziała, bo przecież jest duża. Wypija więcej mleka niż mama i biega szybciej niż brat. Potrafi sama przejść przez ulicę i wie, gdzie mieszkają myszki, które potrafią tańczyć. Ona przecież też uwielbia taniec, dlatego często obserwuje myszki jak podrygują, a wcale ich nie zjada. Pora wracać na kolację, hm tylko którędy? Tusia pamięta, że szła obok zielonego pojemnika na szkło, mijała też żółty pojemnik na plastik. Zwróciła uwagę, że ten drugi był pełny, ludzie stanowczo używają zbyt dużo plastiku. Wujek Leoś mieszka obok czerwonego pojemnika, gdzie ludzie wrzucają odpady metalowe, ale takich pojemników tutaj nie ma, wujek mieszka w innej dzielnicy.
Odwiedzają go tylko w niedziele z rodzicami. Tak sobie rozmyślając, minęła żółty pojemnik i zobaczyła, jak starsza pani wrzuca do niego butelki po wodzie. Miały zakrętki i etykiety, a przecież jej Pani zawsze odkręca zakrętki i ściąga etykiety do pojemnika na papier, a jej Pani wszystko przecież robi tak jak powinno być. Dobrze by było znaleźć się już w domu i poocierać się o meble mrrrrr… Tusia zobaczyła niebieski pojemnik i poczuła się bezpiecznie, prawie jak w domu. Jej Pani ucieszyła się na widok kotki, właśnie szykowała stare gazety do niebieskiego pojemnika. Swoją drogą to interesujące, że ludzie chcą segregować śmieci, zupełnie inaczej przechodzi się koło takiego śmietnika, nawet zapachy są inne. Kotka w domu zasypiała, ciągle myśląc o tym, co dziś zobaczyła i dlaczego należy zdejmować te nakrętki? Ktoś jej powie?
Jakie pojemniki mijała Tusia w drodze do domu? Jakich pojemników jest mało blisko domu kotki? Dlaczego odrywamy etykiety i odkręcamy zakrętki z butelek przed wrzuceniem ich do pojemnika? Rodzicu, znasz odpowiedzi? Wspólnie z dzieckiem znajdź rozwiązania. A czy Wy segregujecie śmieci?
Barbara Bielecka-Grzymkowska http://florysztuka.blogspot.com/
Jak przygotować dziecko na pojawienie się młodszego rodzeństwa?
Dziecko trzeba przygotować do nadchodzących w życiu zmian. Nie można postawić go przed faktem dokonanym, kiedy to po kilkudniowej nieobecności mama wróci do domu z noworodkiem. Taka sytuacja może być dla starszaka traumatyczna i w przyszłości może skutkować niechęcią do młodszego brata lub siostry. Oczywiście trzeba zachowywać się racjonalnie i nie przesadzić w drugą stronę, np. pytając syna lub córkę o zgodę na drugie dziecko, czy o preferencje względem płci. To rodzice decydują, czy i ile dzieci chcą mieć. Jeżeli zaś chodzi o płeć, to mimo wielu teorii nie jesteśmy w stanie skutecznie decydować o płci nienarodzonego dziecka, więc takie pytanie może skończyć się tylko rozczarowaniem dziecka.
Gdy już wiemy, że na świat przyjdzie kolejny potomek, przygotujmy dziecko do roli starszego brata lub starszej siostry. Przedstawmy wszystkie przywileje, jakie się z tym faktem wiążą. Opowiedzmy, na czym polega pielęgnacja noworodka, w których czynnościach starszak będzie mógł uczestniczyć. Dobrze jest kupić dziecku lalkę/misia, wózek i kilka zabawkowych akcesoriów. Nawet chłopcu! Dziecko będzie mogło wykonywać te same czynności co mama, będzie miało swojego dzidziusia do karmienia i przytulania. Dzięki temu nie będzie zazdrosne o czas, jaki mama spędza z maluszkiem. Trzeba też uczulić rodzinę i znajomych, którzy przychodzą w odwiedziny zobaczyć noworodka, żeby rozpoczynali wizytę od rozmowy ze starszym dzieckiem. Jeżeli kupują jakiś prezent dla dzidziusia, niech przyniosą też jakiś drobiazg dla starszaka. To wszystko sprawi, że dziecko będzie dumne z faktu posiadania młodszego brata lub siostry. Skupienie zaś całej uwagi gości na dzidziusiu może być odczuwane przez starsze dziecko jako odrzucenie, bo przecież wcześniej to ono było w centrum zainteresowania. Sposoby te zostały przetestowane przez Zaradną Mamę na jej dzieciach. Działa!
Jak przygotować dziecko do przedszkola?
Przed nami wakacje, a po nich sporo maluszków zasili po raz pierwszy szeregi przedszkoli. Instytucja ta kojarzy się Zaradnej Mamie z traumą z dzieciństwa, więc kiedy jej pierworodny dostał się na listę, postanowiła zrobić wszystko, by syn był tam szczęśliwy. Zaradna rozpoczęła swoistą kampanię „proprzedszkolną”. Spacerowała obok przedszkola, przyzwyczajając dziecko do przyszłej trasy, pokazywała plac zabaw i jego zalety (olbrzymia piaskownica, zjeżdżalnie, huśtawki, więcej zabawek niż na osiedlowym placu). Ściągnęła też ze strony internetowej przedszkola rozkład dnia i dostosowała pory posiłków i drzemki do tych przedszkolnych. Wszystko po to, by przyszły przedszkolak wpadł w odpowiedni rytm. Tato skorzystał z możliwości chodzenia z dzieckiem na dni adaptacyjne, gdzie maluchy w towarzystwie rodziców poznawały budynek i kadrę przedszkola, a także mogły pobawić się w swojej przyszłej sali. Dni adaptacyjne trwały tydzień, po kilka godzin dziennie i zdaniem Zaradnej jest to strzał w 10! Dzieci bez stresu poznają nowe otoczenie, przyszłych kolegów i opiekunki.
Przekonują się, że po wakacjach czeka je super zabawa w przyjaznym otoczeniu i miłej atmosferze. W najmłodszej grupie dzieci mogą przynosić ze sobą ukochane maskotki, które pomagają rozpędzić ewentualne smuteczki i do których można przytulić się w trakcie drzemki. Dla takich maluszków to ważne, żeby mieć przy sobie ukochanego przyjaciela.
Rodzice też widzą, że ich dzieci są szczęśliwe, nauczycielki kompetentne, a wszystko jest tak urządzone, żeby było bezpiecznie. Nie ma co ukrywać, dorośli również przeżywają pójście dziecka do przedszkola, szczególnie ci, co nie wspominają tego czasu zbyt dobrze. Niestety 1 września nie obyło się bez płaczu... Płakała młodsza siostra, że ona jeszcze nie idzie do przedszkola! Starszy brat dumnie i z uśmiechem na buzi pomaszerował do swojej sali.
Zaradna Mama http://zaradna-mama.blogspot.com/
Podczas gdy gwiazdy polskiej muzyki „Łobuziaki” czerpią z tradycji piosenki sprzedaż 15 tys. płyt uważają za sukces, oni dziecięcej, zaadaptowanej do nowoczesnych w samych tylko Niemczech sprzedali prawie standardów, zabierają najmłodszych w milion kopii, a w podróż do ciągu trzech świata ładnych miesięcy od melodii i „WSZYSTKIE ŁOBUZIAKI MAJĄ premiery ich mądrych COŚ DO POWIEDZENIA” album pokrył się tekstów – to, platyną. Co co odróżnia je ciekawe, mowa tu od innych PŁYTA CD JUŻ W SPRZEDAŻY nie o The Rolling produkcji, to w sklepach na terenie całej Stones czy Red fakt, że Polski! Hot Chili Peppers, bohaterowie ale o ich piosenek dziesięciolatkach. nie próbują Nazywają się „Łobuziaki” i chcą podbić serca udawać dorosłych, lecz opisują świat oczami polskich fanów. dziecka. „Łobuziaki” to nowa, polska, artystyczna grupa dziecięca, w której dzieci śpiewają dla dzieci. Rodzicami przedsięwzięcia są: znany holenderski producent muzyczny Jan Kisjes i jego żona Debby. Jan komponuje muzykę i pisze teksty, a Debby jest reżyserką teledysków. Zdaniem Jana uczestnicy realizowanego przez niego projektu to ”pewne siebie, radosne, nowoczesne i mające własne zdanie dzieciaki, które trzymają się razem”. Śpiewają o swojej pierwszej miłości, przemocy na świecie, kłótniach z rodzicami, przyjaźni i o tym, że boją się ciemności – czyli o najważniejszych sprawach dla każdego dziecka.
W „Łobuziakach” śpiewają dzieci w wieku od 8 do 12 lat. Po osiągnięciu maksymalnego wieku muszą opuścić grupę, by mogły do niej dołączyć nowe dzieci. Nie są one traktowane jak gwiazdy, lecz jak dzieciaki z jednego podwórka, z którymi identyfikują się ich rówieśnicy – na tym polega ich siła. Projekt, zanim trafił do Polski, zdążył odnieść sukces w rodzimej Holandii, gdzie grupa pod nazwą „Snotneuzen” sprzedała ponad 300 tys. kopii albumu, który w trzy miesiące od wejścia na rynek uzyskał status złotej płyty.
Jednak dopiero zainteresowanie niemieckiej publiczności przeszło najśmielsze oczekiwania twórców projektu. Kompozycje Jana Kisjesa, wykonywane za Odrą przez zespół „Rotznasen”, osiągnęły status platynowej płyty, a łączna sprzedaż albumu sięgnęła blisko miliona egzemplarzy. Jan i Debby zaskoczeni i zachęceni tak entuzjastycznym przyjęciem zdecydowali się rozszerzyć projekt na inne kraje. Dziś zaangażowanych w niego jest ponad 1200 dzieci i dorosłych z całego świata. Realizowany jest w 7 językach. Większość piosenek została nagrana w Nashville, Tennessee w USA oraz w studiu nagraniowym Jana, w Holandii. Dzieci do projektu trafiły poprzez casting, który odbył się w Warszawie na początku listopada 2011 roku. Przesłuchania wyłoniły wspaniałą dwunastkę dzieciaków uzdolnionych muzycznie, które z początkiem stycznia 2012 roku nagrały pierwszą z płyt planowanych w ramach projektu.
Premiera płyty o wymownym tytule „Wszystkie Łobuziaki mają coś do powiedzenia” miała miejsce 14 maja. Nieco wcześniej, bo już od połowy marca, można nabyć płytę w międzynarodowej sieci sprzedaży cyfrowej. Po szersze informacje oraz w celu zapoznania się z próbkami piosenek zapraszamy na MySpace – www.myspace.com/lobuziaki, Facebook – www.facebook.com/lobuziakicom oraz na oficjalną stronę zespołu www.lobuziaki.com. Zapraszam również na stronę internetową kompozytora i producenta projektu http://www.hofvanheden.com/, który poza realizacją projektu „Łobuziaki” w 7 krajach Europy zajmuje się tworzeniem muzyki na wielu różnych płaszczyznach.
Agnieszka Troć Mama wyjątkowego urwiska Oliwiera. Z wykształcenia i zamiłowania architekt - projektant wnętrz. Stale próbuje godzić obowiązki zawodowe z życiem rodzinnym i udowadniać, że pracująca matka też może znaleźć odrobinę czasu, by razem z dzieckiem odkrywać świat. Dodatkowo fotoamator-pasjonat, trochę grafik, malarz i rękodzielnik. Współautorka bloga URWISKOWO.
adriana Jest mamą trójki wspaniałych dzieciaków. Podjęła wyzwanie edukacji domowej i daje jej to dużo satysfakcji. Zachwyca się filozofią Montessori i próbuje ją wcielać w życie. Chciałaby być lepiej zorganizowana, żeby móc realizować więcej pomysłów, które kotłują się w jej głowie. Prowadzi bloga mamadomowa.pl, na którym pisze o tym, co ciekawego można zrobić z dziećmi i dla dzieci.
Barbara Bielecka-Grzymkowska Z wykształcenia nauczycielka języka polskiego, biblioterapeuta, z zamiłowania bukieciarka. Namiętnie i z pasją wychowuje dwoje dzieci, wplatając w to pisanie bajek, układanie kwiatów, wicie wianków. Od 2010 roku prowadzi blog Florysztuka.blogspot.com, na którym pokazuje, co jej się udało zrobić z dziećmi lub dla dzieci, a także co robi w wolnym czasie!
Wioletta Dynarska Na co dzień cierpliwa mama i żona. Studentka pedagogiki z kilkoma wielkimi „pasjami”, którą między innymi jest praca z dziećmi. W swoim spojrzeniu na wychowanie maluchów stara się kierować słowami Konfucjusza „Powiedz mi, a zapomnę, pokaż mi, a zapamiętam, pozwól mi zrobić, a zrozumiem:. Autorka bloga Pod numerem czwartym…
Anna Jurczyńska Jest mamą dwójki dzieci, z wykształcenia - biologiem, z zawodu nauczycielem. Bardzo lubi czytać, wędrować po łonie natury i zwiedzać (szczególnie zamki i pałace). Uwielbia jeść i śpiewać (oczywiście nie jednocześnie!). Najbardziej cieszy się, gdy bliscy jej w tym towarzyszą. Mieszka we Wrocławiu i coraz częściej myśli o nim: „moje miasto”. Autorka bloga Frajda Przyrodnika.
Piotr Krupiński Były nauczyciel, obecnie tata na pełnym etacie, pasjonat metody Montessori i edukacji domowej. Autor bloga Poznajemy Montessori.
Magda Mama dwóch dziewczynek: Oli (2009 r.) i Amelki (2012 r.). Pracuje w przedszkolu oraz jako kynoterapeutka. Kocha psy, morze, góry, las, domowe wypieki, fotografowanie i dobrą książkę. Autorka bloga Co przyniesie dzień.
Gosia Matysek Mama-strażak, która stale czuwa przy wulkanie energii, jakim jest jej trzyletni Krzyś. Obeznana w pojazdach budowlanych, częsta bywalczyni piaskownic; trenuje z Synem piłkę nożną. Zawodowo - polonistka (korekta i redakcja), pasjami czytająca książki dla dzieci. Autorka bloga: Słowem lukrowane.
Anna Włodarczyk Z wykształcenia polonista i nauczyciel przedszkola. Na co dzień wolontariuszka, animatorka, wychowawca przedszkolny. Kocha podróże i poznawanie nowych miejsc. W Urwiskowie dzieli się swymi niebanalnymi pomysłami na prace plastyczne, oraz poleca ciekawe publikacje.
Zaradna Mama Z wykształcenia pedagog, prywatnie mama dwójki dzieci. Jest propagatorką rozsądnego rodzicielstwa, wrogiem słodyczy i nadmiernego przeedukowania dzieci. Mówi NIE zajęciom dodatkowym od najmłodszych lat. Zamiast zapisywać dzieci na szereg zajęć dodatkowych po przedszkolu woli pójść z nimi na plac zabaw lub do Zoo. Nie ma ambicji wychowania małych geniuszy, ale chce dać dzieciom szczęśliwe dzieciństwo. Autorka bloga Zaradna Mama bloguje.
Jeśli jesteś rodzicem lub pracujesz z dziećmi , masz głowę pełną pomysłów i chcesz się nimi podzielić z czytelnikami magazynu, zapraszamy Cię do współpracy oraz tworzenia z nami kolejnego numeru. Pisz do nas : urwiskowo@tlen.pl
Zastrzegamy sobie prawo do redagowania oraz skracania przesłanych materiałów. Poglądy zawarte w artykułach są osobistymi przekonaniami ich autorów. Zabrania się kopiowania jakichkolwiek treści bez pisemnej zgody.