Ancilla. Pamiętnik wieśniaczki francuskiej
W oryginale nie podano nazwiska autorki. Tλum. z francuskiego Jan Rybaλt
Wydawnictwo Karmelitów Bosych Kraków 2016
© Copyright by Wydawnictwo Karmelitów Bosych, Kraków 2016 Redakcja Ludmiλa Puzanowska Korekta Aleksandra Dawiec Okλadka, design & dtp Paweλ Matyjewicz Foto na okλadce: © M. Starychenko | Dreamstime Imprimi potest Tadeusz Florek OCD, prowincjaλ Kraków, dnia 28 maja 2016 r. nr 135/2016 Wydawnictwo Karmelitów Bosych 31-222 Kraków, ul. Z. Glogera 5 tel.: 12-416-85-00, 12-416-85-01 fax: 12-416-85-02 www.wkb-krakow.pl www.karmel.pl e-mail: wydawnictwo@wkb.krakow.pl
ISBN 978-83-7604-405-7 Druk i¬oprawa: TOTEM – Inowrocλaw
WPROWADZENIE
Publikacja Ancilli to naprawdȣ wielkie wydarzenie w¬ polskiej teologii duchowoԈci maλغeϹstwa i¬ rodziny. Istnieje ku temu wiele powaغnych racji. Najpierw, jest to najprawdopodobniej pierwszy polski tekst z¬tej dziedziny. Po wtóre, powstaλ on w¬czasie, gdy nie tylko nie mówiλo siȣ o¬ duchowoԈci غycia maλغeϹskiego, ale nawet teologia duchowoԈci miaλa siȣ dopiero wyodrȣbniƙ i¬zaistnieƙ w¬systemie nauk teologicznych. Jeszcze cenniejsze jest to, غe gdy mówiĈc o¬غyciu maλغeϹskim i¬rodzinnym, zwykλo siȣ zwracaƙ uwagȣ niemalغe wyλĈcznie na jego wymiar moralny, Autorka buduje teologiȣ duchowoԈci. Przekonana, zgodnie z¬ ówczesnym przepowiadaniem i¬duszpasterstwem, غe jedynym „stanem doskonaλoԈci” jest غycie zakonne, spoglĈda na duchowoԈƙ maλغeϹskĈ w¬perspektywie duchowoԈci zakonnej. Czyni to jednak w¬wyjĈtkowo gλȣboki i¬oryginalny sposób. Pewnie patrzĈc realistycznie na wλasne غycie maλغeϹskie i¬ rodzinne, drogȣ ԈwiȣtoԈci maλغeϹskiej przedstawia jako wydarzenie prawdziwie ludzkie, a¬wiȣc prawdziwie cielesne i¬prawdziwie duchowe. Ancillȣ do wydania przygotowaλa Ludmiλa Puzanowska, szczȣԈliwa غona Wλadysλawa i¬matka dziewiȣciorga dzieci. Oczarowana tym tekstem, przeprowadziλa bardzo rozlegλe poszukiwania naukowe, dziȣki którym dotarλa do innych – równie cennych – tekstów Autorki Ancilli, poznaλa jej rodzinȣ i¬ zgλȣbiλa غycie duchowe.
W pr o wadz e n ie
Redaktorka podzieliλa siȣ swoimi odkryciami z¬ mȣغem, czym sprawiλa, غe równie غjemu udzieliλo siȣ zadziwienie i¬poczucie obcowania z¬duchowĈ gλȣbiĈ tych tekstów. Jako maλغeϹstwo غyjĈce od lat duchowoԈciĈ maλغeϹskĈ na co dzieϹ szybko doszli do wniosku, غe takich skarbów duchowych nie moغna chowaƙ pod korcem. Ludka i¬ Wλadek – jak nazywajĈ ich przyjaciele – dzielĈ siȣ ciĈgle i¬wszystkim ze wszystkimi. Równieغ to wydanie zrodziλo siȣ z¬ich szczerego pragnienia, by podzieliƙ siȣ z¬rodzinami swoim odkryciem. Korzystam z¬ okazji, by Ludce wyraziƙ mój podziw jako غonie i¬ matce oraz serdecznie podziȣkowaƙ za przygotowanie do druku tego przebogatego tekstu. Tekst polecam kaغdemu, kto pragnie z¬ maλغeϹstwa uczyniƙ „coԈ piȣknego dla Boga”. Wrocλaw, 14 kwietnia 2016 r. O. prof. Kazimierz Lubowicki OMI Sekretarz Rady KEP ds. Apostolstwa ԟwieckich
—6—
DO TYCH, KTÓRE BɣDţ CZYTAƴ Tɣ KSIţًKɣ Zapragnȣλam powiedzieƙ gλoԈno to, co wiele kobiet myԈli po cichu. Po omacku szukaλam tego, czego moغe bezwiednie i¬Wy szukacie – Peλni… A¬poniewa غwλaԈnie mojemu zwyczajnemu غyciu, mojej miλoԈci i¬moim dzieciom zawdziȣczam, غe tȣ Peλniȣ dostrzegλam, pomyԈlaλam, غe moغe warto Wam to po prostu powiedzieƙ. To, co napisaλam, jest skreԈlone naprȣdce, urywkowo… Tym lepiej. Dzieci dorosnĈ. ًycie odkryje nam nowe طródλa nadziei. I¬ – jeԈli Bóg pozwoli – nowe Ԉwiadectwa przyjdĈ uzupeλniƙ moje sλowa. Na razie jedynĈ mojĈ ambicjĈ, jedynym pragnieniem jest przyczyniƙ siȣ do pokrzepienia choƙ kilku kobiecych serc.
A n cil l a – PamiÛ tnik w ieĝniacz ki fr ancus kie j
ZA KLAUZURţ 11 wieczorem... Od samego rana pragnȣλam… tak bardzo pragnȣλam móc pomodliƙ siȣ, ale ledwo wstaλam – pierwsza w¬caλym domu – trzeba byλo wygotowaƙ smoczek Jacka, który pλakaλ, umyƙ i¬ przebraƙ Andrzejka, któremu siȣ przytraɹλo nieszczȣԈcie, nanosiƙ i¬ nagrzaƙ wody na przepierkȣ. Dzwoniono na Mszȣ ԈwiȣtĈ… ale dziԈ – jak i¬wczoraj – nie byλo nawet co marzyƙ o¬ wykradzeniu póλ godziny czasu, kiedy caλy dom – ludzie i¬zwierzȣta – czekajĈ na mnie. Chciaλam móc skupiƙ siȣ na chwilȣ po Ԉniadaniu – taka chwila wytchnienia byλaby mi wygλadziλa duszȣ niespokojnĈ w¬zmȣczonym ciele. W¬ciszy byλabym Ciȣ moغe odnalazλa Panie! Ale Jan czekaλ na mnie, by iԈƙ wiĈzaƙ snopy. Nie mogλam mu odmówiƙ. I¬tak pracowaliԈmy bez przerwy, aغ do chwili, kiedy zmordowani wróciliԈmy do domu. Po kolacji chȣtnie poszλabym z¬ Janem do miasteczka na to zebranie. Moغe sλuchajĈc cudzych trosk, doznaλabym tej radoԈci, غe komuԈ dodaλam otuchy… Ale nie! Dzieciaki ociĈgaλy siȣ z¬pójԈciem spaƙ. Kasia rozdarλa fartuszek, który trzeba byλo koniecznie zaλataƙ
— 16 —
D o tych , któ r e bÛ d Ç cz ytaÉ tÛ ks iÇ ľkÛ
na jutro, bo tamten po praniu jeszcze nie wysechλ i¬nie miaλaby co wλoغyƙ do szkoλy… Kiedy wszyscy zasnĈ, czy غbȣdȣ mogλa nareszcie uklȣknĈƙ, by zλoغyƙ Ci, Panie, w¬oɹerze moje wyczerpanie i¬mój trud?… Jeszcze nie!… W¬ ciszy, która spowiλa dom, muszȣ jeszcze poustawiaƙ naczynia, sprzĈtnĈƙ bieliznȣ, غeby móc bez zalegλoԈci rozpoczĈƙ jutrzejszy dzieϹ, gdy poranne prace wyrwĈ mnie z¬ λóغka, nim zdĈغȣ siȣ wyspaƙ… … A غw¬ koϹcu, bardzo póطno, obszedλszy jeszcze wszystkie λóغeczka, gdzie jednego trzeba wysadziƙ, drugiego przykryƙ – oto stajȣ, caλa poλamana ze zmȣczenia, przygnieciona widokiem rzeczy niewykonanych, chocia غnie mogλam, Panie, wyplĈtaƙ ani na chwilȣ duszy z¬tej gmatwaniny materialnych trosk, w¬które jestem uwikλana… --I¬wtedy takie przychodzĈ mi myԈli: Zakonnica, klauzurowa zakonnica, ma swoje godziny i¬ „godzinki”, swoje modlitwy, swoje rachunki sumienia i¬swoje milczenia, i¬swojĈ kaplicȣ. A¬od czasu do czasu ma swoje dni skupienia i¬rekolekcje. A¬ ja jestem zamkniȣta w¬ klauzurze, lecz nie mam غadnego z¬uλatwieϹ klasztornych. Choƙ dusza moja dusi siȣ i¬wԈród tego wszystkiego bez ustanku wzywa Ciebie, Panie!
— 17 —
A n cil l a – PamiÛ tnik w ieĝniacz ki fr ancus kie j
A¬moi bliscy tak bardzo, i¬to w¬kaغdej chwili, oczekujĈ ode mnie czegoԈ wiȣcej ni غtylko cielesnego poغywienia. Czyغby to byλa klauzura bez wyjԈcia? Nie, to niemoغliwe! Pamiȣtam, غe kiedy zwiedzaλam Mont-Saint-Michel, uderzyλa mnie surowoԈƙ klasztornego dziedziϹca. Ani jednego drzewa, ani Ԉladu غywej przyrody. Nic! A¬jednak nie czuλ siȣ tu czλowiek wiȣطniem. Dlaczego? Bo otwieraλ siȣ stĈd szeroki wylot ku niebu. Tote غspojrzenie, osaczone zewszĈd murami, zmuszone byλo uciekaƙ ku górze… Czyغby w¬moich trudnoԈciach nie byλo sposobu znalezienia drogi wzwy?غ To wszystko, co w¬ mojej domowej pracy pochλania czas i¬siλy, skλonna jestem uwaغaƙ za przeszkody uniemoغliwiajĈce غycie wewnȣtrzne czy apostolskĈ postawȣ. Jakie غto nierealne podejԈcie do prawdziwej duchowoԈci! Przecie غnie jestem ani kapλanem, ani zakonnicĈ… Tote غzadaniem moich wysiλków jest dopracowaƙ siȣ nowej, swoistej ԈwiȣtoԈci, ԈwiȣtoԈci غony i¬matki! Tu nie ucieczki potrzeba, lecz umiejȣtnoԈci oغywienia, przepromienienia wszystkiego od wewnĈtrz. Moja praca i¬moje trudy, có غto za cudowna modlitwa. Gdybym siȣ na nich modliƙ… umiaλa… Caλy mój dzieϹ oɹarowany Bogu – có غto za zjednoczenie z¬kapλanem we Mszy Ԉwiȣtej.
— 18 —
D o tych , któ r e bÛ d Ç cz ytaÉ tÛ ks iÇ ľkÛ
Cisza pól i¬ skupienie mojej duszy, to moje godziny milczenia, wszyscy moi domownicy – wspólnota zakonna, z¬którĈ mam wielbiƙ Boga. Wyrzeczenie, jakiego غĈda ode mnie moja praca, to bȣdzie moje apostolstwo. A¬kaplica? To mój dom, gdzie moja czujna obecnoԈƙ bȣdzie niby lampkĈ bezustannie pλonĈcĈ przed oλtarzem. Czy raczysz, czy zechcesz, Panie, pomóc mi z¬ dnia na dzieϹ w¬odnajdywaniu szlaku, który pnie siȣ ku Tobie, i¬podsycaƙ pλomieϹ lampki, by Ԉwieciλa wszystkim, którzy sĈ w¬ tym domu?
— 19 —
„BABSKA ROBOTA”
DzieϹ po dniu przechodzi przez moje rȣce tysiĈce i¬tysiĈce prac. Zanim do nich przystĈpiȣ, ju غje widzȣ tak samo nieubλagane jak dzieϹ i¬noc – jak mi siȣ narzucajĈ wszystkie i¬ wiem, غe nie ma iskierki nadziei, abym siȣ mogλa od którejkolwiek wykrȣciƙ… – To i¬to trzeba zrobiƙ przez tȣ i¬tȣ godzinȣ. – Spiesz siȣ, ju غpóطno! – Szybko, szybko, ju غpoλudnie! Czy zupa gotowa? – Przecie غtrzeba ich poλoغyƙ spaƙ! Ju غsiȣ im oczy klejĈ! A¬ gdy wszystko ukoϹczȣ, czas przepλynĈλ mi przez palce jak woda, wszystko, czego dokonaλam, znikλo… nie pozostaλo nic. Jutro trzeba bȣdzie wszystko zaczĈƙ od nowa… ZniechȣcajĈca nietrwaλoԈƙ „babskiej roboty”. Wieczne powtarzanie prac bez koϹca i¬bez wyników… TakĈ beznadziejnĈ rutynȣ moغe znieԈƙ maszyna, zwierzȣ… … ale nie my! Czy غw¬tych naszych pracach nie ma miejsca na duszȣ?
„Babs ka r o bo ta”
Czyغby z¬ naszego mozoλu istotnie nic nie zdoλaλo przetrwaƙ? OTWIERAJţC DRZWI … Znienacka ukazaλ siȣ Ԉwietlisty szmat ziemi i¬ wielkie promienie sλoϹca zbudziλy wszystko do غycia. Barwy zaczȣλy graƙ… ale równie غplamy i¬kurz staλy siȣ dostrzegalne. Wyobraطcie sobie, غe nawet ujrzaλam pajȣczynȣ!!! ԟwiatλo bezlitosne, Ԉwiatλo, co wciskasz siȣ w¬ kaغdĈ szczelinȣ i¬wszystkie zakamarki, odsλaniajĈc ukryte niedbalstwo. Ty jedno stawiasz wszystkie rzeczy w… prawdzie! Boغe mój! Racz wtargnĈƙ do duszy mojej inwazjĈ Ԉwiatλa, aغeby wszystko we mnie odnalazλo miejsce przez Ciebie mu wyznaczone. Niech w¬ ciĈgu tego dnia zostanie wybrane to, co sprawiedliwe i¬prawe, a¬wymiecione to, co zbrukane, co rzuca cieϹ i¬niepokój… Boغe Ԉwiatλo, prawdziwe SλoϹce dusz, przyjd طzanim mnie pochλonĈ przyziemne prace! Przyjdط, by wszystkie ruchy, jakie wykonam, oԈwietliƙ blaskiem wiecznoԈci. Przez rozwarte na oԈcie غdrzwi – pola, wieԈ, Ԉwiat caλy wtargnȣλy do mego domu… Niechغe bezpieczeϹstwo rodzinnego dachu, krĈg wewnȣtrznego królestwa nie odgradzajĈ
— 31 —
A n cil l a – PamiÛ tnik w ieĝniacz ki fr ancus kie j
mnie ani na chwilȣ od gλosów idĈcych z¬pól… wsi… Ԉwiata. „OBJAԟNIƴ OGIEЖ” Tak mówiĈ w¬naszych stronach. … Ciemno jeszcze w¬ kuchni. Nic siȣ nie porusza. Wszystko Ԉpi. Kilka polan wsuniȣtych pod blachȣ… … zapaλka... i… raptem wszystko oغywa! ًywy pλomieϹ, ruchliwy, jasny strzela i¬ trzeszczy. ًywica poczyna nuciƙ. OgieϹ skacze, oԈwietla, unosi siȣ w¬górȣ… oԈwietla… pλonie… Wszystko dokoλa zostaλo nagle jak gdyby obdarzone duszĈ: póλka z¬talerzami w¬kwiaty, lԈniĈcy stóλ kuchenny, rondle ustawione w¬szeregu… ًywy pλomieniu jasny, zanim wyruszȣ ku sprawom bezbarwnym, opowiedz mi od samego rana o¬ prawdach, których jesteԈ symbolem. … Opowiedz mi o¬ԟWIATϗOԟCI. ԟwiatλem domu powinna byƙ dusza moja. Niechغe poprzez ciaλo moje, poprzez wyraz mojej twarzy i¬moje spojrzenie stanie siȣ ono dla wszystkich widoczne. Jako odpowied طna niepokój dorosλych, jako drogowskaz wszystkich dzieciȣcych: „dlaczego?”. … Opowiedz mi o¬UNOSZENIU SIɣ WZWYً. Najdrobniejsza sλomka podsyca w¬tobie blask i¬moc… — 32 —
„Babs ka r o bo ta”
W¬moim غyciu najdrobniejszy ruch, najpospolitsza robota mogĈ staƙ siȣ طdطbλem podsycajĈcym pλomieϹ… PλomieϹ ducha, przeobraغajĈcy wszystko, czego dotknie… Dzisiaj, Panie, z¬ pomocĈ Twej λaski posunȣ siȣ trochȣ dalej w¬ pokornej oɹarnoԈci, w¬ milczeniu wewnȣtrznym, w¬ promiennej wesoλoԈci, aغeby jak pλomienie unosiλy siȣ ku Tobie dusze, które kocham. … Grzejesz… Ogniu, zjawisko cudowne, którego obecnoԈci potrzebujĈ ciaλa nasze, gdy im zimno, czy غistnieje wymowniejszy od ciebie symbol tego ciepλa miλoԈci, którego λaknie kaغde ludzkie serce? Czy bȣdȣ umiaλa nakarmiƙ dziԈ wszystkich gλodnych miλoԈci, którzy obsiĈdĈ stóλ w¬moim domu? Spalaƙ siȣ, ԈwiecĈc i¬grzejĈc – oto tajemnica ognia… … Ale chyba równieغ tajemnica kobiecego غycia… BUDZICIELKA Odsunȣλam zasuwȣ, otworzyλam na oԈcie غdrzwi. Od razu nadbiegλ Kruczek, zaczĈλ merdaƙ ogonem i¬polizaλ mnie w¬rȣkȣ. Kurczȣta rozpiszczaλy siȣ, jak gdyby dopiero w¬tej chwili poczuλy, غe غyjĈ. Do wtóru odezwaλy siȣ z¬obory krowa i¬kozy…
— 33 —
A n cil l a – PamiÛ tnik w ieĝniacz ki fr ancus kie j
Wróciλam do domu i¬ otworzyλam okno u¬dzieci. TrĈc oczy, zapytaλy, czy jest sλoϹce. … Tyle rzeczy grozi uԈpieniem, jeԈli siȣ zapomni, غe trzeba je co dzieϹ na nowo budziƙ do غycia! Zaλoغyƙ rodzinȣ, dawaƙ miλoԈƙ, mnoغyƙ koλyski… to nie wystarczy. Bo wszystkiemu grozi drȣtwota i¬stȣpienie… Odwaغnie, dzielnie byƙ tĈ, która pomaga „budziƙ do غycia!”, która oغywia wszystkie drobiazgi, z¬jakich siȣ skλada szczȣԈcie. Byƙ zwλaszcza tĈ, która budzi do غycia w¬λasce – poza którym jest tylko martwota snu. Panie mój, spraw, abym byλa dziԈ niby غywym woλaniem, budzĈcym dusze z¬ uԈpienia, niby znakiem mówiĈcym niestrudzenie o¬Tobie! NIEϗAD O¬mój Boغe, do czego tu siȣ najpierw zabraƙ? Tu stojĈ niepozmywane naczynia, tam bieliznȣ trzeba przeliczyƙ, porozrzucane buty walajĈ siȣ kaغdy z¬ osobna na podλodze. A¬ sama podλoga peλna Ԉladów po zabλoconych drewniakach. … Powoli, cierpliwie poskλadam bieliznȣ, sprzĈtnȣ statki, wymiotȣ Ԉmiecie. I¬niby za dotkniȣciem czarodziejskiej róغdغki – izba odzyska swój wyglĈd غywej dorosλej osoby, czystej i¬zadbanej.
— 34 —
„Babs ka r o bo ta”
Moja dusza jest dziԈ rano te غpeλna nieporzĈdku. WalajĈ siȣ po niej nieuprzĈtniȣte resztki wczorajszego dnia: غale, troski i¬zakurzony stos kλopotów, które leغĈ mi na drodze tak, غe nie wiem, jak mam siȣ poruszaƙ. Trzeba i¬do tego zabraƙ siȣ cierpliwie (przecie غzamiataƙ muszȣ takغe co dzieϹ), odwaغnie wytrzepaƙ duszȣ z¬ trosk, uporzĈdkowaƙ kλopoty i¬precz wyrzuciƙ niepokój. Przed chwilĈ otarλam z¬kurzu Krzy غstojĈcy na póλce... Niechغe pod Jego wejrzeniem wszystko w¬moim sercu znajdzie przeznaczone sobie miejsce. SPRZţTANIE To taka gra o¬ zaciȣciu wybitnie bojowym, peλna róغnorakich prawideλ, którĈ zabawiam siȣ co dzieϹ. Narzȣdzia walki: szczotki wiȣksze i¬mniejsze, Ԉcierki wszelkiego pokroju, Ԉmietniczka. Przeciwnik: brud i¬wszyscy jego sojusznicy, oغywieni i¬nieoغywieni, muchy, pajĈki, kurz, bλoto, popióλ, Ԉmiecie. Prawidλa gry: walczyƙ bez wytchnienia, wiedzĈc przy tym z¬góry, غe siȣ nigdy nie odniesie ostatecznego zwyciȣstwa. Wygrane: och, wspaniaλa wygrana, która dodaje odwagi i¬siλ:
— 35 —
A n cil l a – PamiÛ tnik w ieĝniacz ki fr ancus kie j
zaprowadziƙ w¬domu غywy λad… Ustawiƙ wszystkie rzeczy wedle ich swoistej urody, aغeby sercom byλo dobrze i¬radoԈnie. W¬OBEJԟCIU ObejԈcie koλo naszego domu siȣga a غdo drogi. Wiȣc a غdo drogi sprzĈtam… Gdy غtȣdy przechodzĈ ludzie i¬moغe mijajĈc nasz dom przechodzieϹ pomyԈli: „Patrzcie! Jak tu czysto! Kto te غtu mieszka?” Zasiaƙ w¬czyimԈ sercu tȣsknotȣ do prawdziwego „domu”, czy غto nie znaczy przemówiƙ do zbλĈkanych, którzy nie wiedzĈ, gdzie ciĈgnĈ siȣ granice, za którymi przemieszkuje… szczȣԈcie! JASNY DOMEK Maλy domku, któryԈ skromnie przysiadλ nad brzegiem goԈciϹca, mój domku kochany, czy غnie nadaλam ci wyglĈdu, który jest naprawdȣ… twarzĈ? Twój próg lԈniĈcy, przezroczyste szybki, Ԉciany co rok bielone i¬umiecione podwórze – to taka moja osobista ambicja, a¬moغe zdolnoԈƙ – ot tak sobie dla przyjemnoԈci. Ale nie… jednak nie tylko dla przyjemnoԈci, lecz dla uԈmiechu, jakim darzysz nasz swojski krajobraz, dla ozdoby, jakĈ stanowisz tu, na skraju wsi, wԈród innych domów, dla wspomnienia, które unoszĈ ze sobĈ ci, którzy od ciebie odchodzĈ, i¬dla tȣsknoty do powrotu, która trwa w¬nich, dopóki ciȣ nie ujrzĈ.
— 36 —
A n cil l a – PamiÛ tnik w ieĝniacz ki fr ancus kie j
– tak jak Maryja w¬Nazarecie, ona… weszλa! Jak przyjacióλka… jak siostra... i¬rozgoԈciλa siȣ w¬domu naszym. Nikt ciȣ ju غteraz stĈd wygnaƙ nie zdoλa! Ty ulotna i¬pierzchliwa! Albowiem choƙ górskim jesteԈ kwiatem, wyrosλaԈ jednak na naszych zagonach ugornych, na naszym nizinnym maλغeϹskim غyciu. WyrosλaԈ i¬nadal roԈniesz. Obrastasz wszystko, strzelista i¬bujna! Nigdy nie umilknie w¬nas pieԈϹ na twojĈ czeԈƙ. Boƙ inni tak λaknĈ ciebie… Inni… Czy غzdoλamy wyjawiƙ im twĈ tajemnicȣ? O¬RadoԈci!!!
— 138 —
SPIS TREԟCI 5 Wprowadzenie 7 Informacje o tekԈcie i autorce 15 Do tych, które bȣdĈ czytaƙ tȣ ksiĈغkȣ 16 Za klauzurĈ 21 22 23 25 27 27
Oblicze rzeczy Dom Próg Drzwi Stóλ Okno Izba
31 32 33 34 35 36 36 37 37 38 39 39 40 41 42
„Babska robota” OtwierajĈc drzwi „ObjaԈniƙ ogieϹ” Budzicielka Nieλad SprzĈtanie W obejԈciu Jasny domek WewnĈtrz Wielkie porzĈdki Sobota Przed Ԉwiȣtami Z miotλĈ w rȣkach Poλysk W porzĈdku Piȣkno
Dzieje odzieغy 44 Obrzydzenie 45 Woda
Spis tr eĝci
46 47 47 48
SλoϹce i wiatr Zmȣczenie Cerowanie Prasowanie
49 49 50 51 52 53 54
Dzieje posiλków Zakasujȣ rȣkawy Skrobanie jarzyn Gotowanie Posiλki Zmywanie Koszyki WciĈ غod nowa
Kosztowne perλy 55 SamotnoԈƙ 56 Milczenie 56 Sλuغba 58 59 60 61 62
Oblicze przyrody Bλoto Deszcz Wiatr Mróz Mrok
64 65 66 67
Zimowe λaski Osamotnienie „Sam na sam” Apostolstwo „… KtoԈ mnie dotknĈλ”
68 69 70 71 72 73 73
ًona PromieϹ sλoneczny Jestem twojĈ غonĈ ZaԈlubiona Oto oddaλam obie rȣce … Caλe ciaλo … I ramiona … I moje oczy
— 140 —
Spis tr eĝci
74 … I moje serce 75 … A zwλaszcza duszȣ mojĈ 78 79 79 81
Nasze Ԉluby Ubóstwo CzystoԈƙ PosλuszeϹstwo Peλnia
83 84 84 85 85 86
Nasze radoԈci Od rana … Aby siȣ modliƙ WiĈzanka maków ZachodzĈce sλoϹce Nasze dzieλo … A wieczorem
88 89 90 90 91 91 92
Cierpieƙ, aby zrozumieƙ Inaczej Rozterka ObecnoԈƙ NieobecnoԈƙ Grzech ًebraczka Dalej jeszcze
Matka – غycie ukryte 94 Ziarno 94 Chrystus 95 Matka 96 96 98 99 100 103 104
Tajemnice radosne Zwiastowanie Prawdziwe szczȣԈcie Odkrycie Radosna udrȣka Narodzenie Oɹarowanie Pierwszy uԈmiech
— 141 —
Spis tr eĝci
106 107 107 109 110 111 113 114
Tajemnice bolesne BoleԈƙ rodzĈcej Pokonana Zniechȣcenie Pierwszy zĈb Wspóλczucie PrzeciwnoԈci Kalwaria Odkupienie
116 117 118 119 119
Godziny kanoniczne Jutrznia Msza Ԉwiȣta Skupienie Dzwonek Kompleta
121 121 122 123 124 125 125
Matczyne ruchy Oto nasz dar Przewijanie Próba wody Z λyغkĈ w rȣce Gniazdo Matczyna rȣka Spojrzenie i gλos
127 127 128 129 130
Matczyne serce Posiadanie OdλĈczenie Pierwsze bλyski Na szlakach sumienia Zakochany
132 133 133 134
TatuԈ i jego malcy Powrót z pola Na koniku hop! Hop! Poszedλ do pracy Na wycieczce
137 R a d o Ԉ ƙ
— 142 —