Kardynał Anastasio Alberto Ballestrero. Karmelita bosy (1903-1988)

Page 1



Giuseppe Caviglia OCD

KARDYNAŁ

ANASTASIO ALBERTO BALLESTRERO KARMELITA BOSY (1903–1988)

Biuro Postulatorskie Krakowskiej Prowincji Karmelitów Bosych Wydawnictwo Karmelitów Bosych Kraków 2010


Tytuł oryginału: Il Cardinale Anastasio Alberto Ballestrero © Copyright by Santuario di Gesů Bambino, 16011 Arenznano (GE) © Copyright by Editrice VELAR 24020 Gorle (VE) © Copyright by Wydawnictwo Karmelitów Bosych, Kraków 2010 TŁUMACZENIE Siostra karmelitanka bosa z Tarnowa KOREKTA Aleksandra Praśkiewicz DTP, DESIGN, OKŁADKA Paweł Matyjewicz

IMPRIMI POTEST O. Andrzej Ruszała OCD, prowincjał Kraków, 15 kwietnia 2010 r. nr 85/2010 Wydawnictwo Karmelitów Bosych 31-222 Kraków, ul. Z. Glogera 5 tel. 12-416-85-00, 12-416-85-01 fax 12-416-85-02 ZAPRASZAMY DO KSIĘGARNI INTERNETOWEJ www.wkb.krakow.pl www.karmel.pl e-mail: wydawnictwo@wkb.krakow.pl wydawnictwo@karmel.pl

ISBN 978-83-7604-073-8 DRUK Totem – Inowrocław


Umiłowanemu Kardynałowi Anastasio Ballestrero jako skromny wyraz wdzięczności mojego synowskiego serca, którą tylko Bóg może zmierzyć. o. Giuseppe Caviglia OCD



PRZEDMOWA DO POLSKIEGO WYDANIA

Gdy 21 czerwca 1998 r. w klasztorze karmelitów bosych w Bocca di Magra koło Genui zmarł w 84. roku życia kard. Anastasio Alberto Ballestrero OCD, rozpowszechniono w Karmelu Terezjańskim jego duchowy testament, w którym objawiała się cała karmelitańska dusza zmarłego: „Odnawiam moją profesję zakonną jako karmelita bosy Zakonu Najświętszej Maryi Panny z Góry Karmel, któremu wszystko zawdzięczam, a przede wszystkim niezgłębione żywe odkrycie, że Bóg jest miłością, a modlitwa niezgłębionym doświadczeniem Boga miłości”. Były arcybiskup Bari i Turynu, przewodniczący Konferencji Episkopatu Italii, stając oko w oko ze śmiercią, podkreślał przede wszystkim swoją tożsamość zakonną i karmelitańską. Skądinąd – jak sam często mawiał – już od jedenastego roku życia, kiedy to, osierocony wcześniej przez matkę, rozpoczął naukę w niższym seminarium karmelitów bosych, aż do śmierci karmił się duchowością Karmelu i znajdował w niej siłę, by owocnie posługiwać ludowi Bożemu, jako wyższy przełożony zakonny, biskup i kardynał.

7


W Polsce kardynał Ballestrereo nie jest całkowicie nieznanym. Odwiedził on nasza ojczyznę jako przełożony generalny zakonu jeszcze w latach sześćdziesiątych ubiegłego stulecia, a potem – już jako arcybiskup i kardynał – bywał w Polsce z racji podróży apostolskich Sługi Bożego Jana Pawła II. W czerwcu 1983 r., jako karmelitański kardynał koncelebrował na krakowskich Błoniach podczas beatyfikacji św. Rafała Kalinowskiego, odnowiciela zakonu karmelitów bosych w Polsce i poświęcił w Czernej kaplicę z jego relikwiami. We wstępie do „Księgi pamiątkowej” o tym wybitnym polskim karmelicie bosym napisał, że jego „pojawienie się w warunkach współczesnej Europy i współczesnego Kościoła jest niebieskim znakiem nadziei, zapalonym przez Opatrzność Bożą, dla oświecenia wiarą i rozpalenia miłością serc wierzących i wszystkich ludzi dobrej woli”. Niektóre polskie wydawnictwa katolickie, a zwłaszcza Wydawnictwo Karmelitów Bosych z Krakowa, wydały wybrane konferencje i teksty ascetyczne kardynała, które w oryginale włoskim ukazały się, jako przelane na papier z taśmy magnetofonowej jego refleksje i nauki rekolekcyjne, głoszone dla różnych środowisk eklezjalnych, głównie dla osób konsekrowanych. Nigdy jednak nie ukazała się jeszcze po polsku całościowa biografia tego świątobliwego Męża Kościoła i Karmelu. Dlatego też Biuro Postulatorskie Krakowskiej Prowincji Karmelitów Bosych pragnie zaoferować takową (wprawdzie nie naukową, ale popularną) polskiemu Czytelnikowi, zwłaszcza Osobom związanym z Karmelem. Biografia ta jest o tyle wymowna, że jest ona specyficznym świadectwem. Jej autorem jest

8


bowiem długoletni osobisty sekretarz i współbrat zakonny bohatera – o. Giuseppe Caviglia OCD. Dziękuję bardzo siostrom karmelitankom bosym z Tarnowa za przetłumaczenie książki, a Wydawnictwu Karmelitów Bosych w Krakowie za jej opublikowanie. Gdy kiedyś zapytałem sędziwego już kardynała Ballestrero o to, co myśli o Polsce, odpowiedział mi, że my Polacy, mamy dwa skarby: jednym z nich jest skarb całego Kościoła i narodu, a jest nim Jasna Góra w Częstochowie; drugim zaś jest skarb polskiego Karmelu, tj. Czerna pod Krakowem. Ta wspaniała intuicja ojca Anastazego – tak bowiem nazwaliśmy go nie tylko w Karmelu, ale tak, jako do „Padre Anastasio” zwracali się do niego także jego diecezjanie – to odkrycie przez niego maryjnej duszy naszego narodu, jest chyba najlepszą zachętą do wczytania się w jego biografię i do przekonania się, jak duchowość Karmelu może stanowić siłę do podejmowania wszechstronnej posługi eklezjalnej na chwałę Bożą i dla dobra ludu Bożego. o. Szepan T. Praśkiewicz OCD Postulator Krakowskiej Prowincji Karmelitów Bosych



SŁOWO O. GIUSTINO ZOPPI, PROWINCJAŁA KARMELITÓW BOSYCH W LIGURII

W dziesiątą rocznicę powrotu kardynała Anastazego Ballestrero do Domu Ojca, jest czymś bardzo stosownym ukazanie się tego prostego profilu, jaki jego wieloletni sekretarz, o. Giuseppe Caviglia, ofiaruje wszystkim, którzy kochali kardynała, a także wiernym, którzy czytając książkę będą mogli choć trochę wniknąć w głębię doświadczenia jego osobistej relacji z Bogiem, z jakiej wypływała jego wielka mądrość, którą głosił oraz jego żywotność, która przejawiała się w kierowniczej posłudze w zakonie karmelitów bosych i w pasterzowaniu ludowi Bożemu w diecezjach Bari i Turynu. Jest to świadectwo wiarygodne i oczekiwane. Tym bardziej wiarygodne i pożądane, że oparte nie na bazie poszukiwań archiwalnych czy wypływające ze współpracy na wysokich stanowiskach, ale płynące z najbardziej podstawowego doświadczenia, jakim jest długoletnia wspólnota życia, codzienne i konkretne dzielenie egzystencji, gdzie nie sposób ukryć czegokolwiek z własnego „ja”, ze swojej osobowości, ale gdzie także możliwe jest jakoś pojąć coś z tajników życia

11


wewnętrznego, niedostrzeganego przez ludzi, a znanego tylko Bogu. Tego rodzaju świadectwa są tym bardziej cenne, im godniejsza jest osoba, z którą dzieliło się życie. Albowiem im bardziej działalność tej osoby była publiczna i znana, obraz, jaki ludzie o niej mają, zwykle wyidealizowany i nie biorący pod uwagę pokornej rzeczywistości codzienności, powinien być skonfrontowany ze wspomnieniami tych, którzy żyli z nią na co dzień. Książka o. Giuseppe stanowi według mnie pierwsze usiłowanie zmierzające do przedstawienia osobowości kardynała, kiedy nikt już z pewnością nie wątpi w bogactwo i głębię jego życiowego przesłania. Książka stanowi nie tylko przywoływanie dat zapisanych w kronikach, czy też żywych wspomnień sekretarza kardynała, ale próbuje dostrzec głębię jego doświadczenia duchowego i ukazać nić przewodnią jego myśli i jego działań, jego odważnych intuicji, a wszystko to po to, by w sposób jednolity dokonać próby syntezy bogactwa jego osobowości i jego drogi do świętości. Niech więc wysiłek o. Giuseppe zostanie przyjęty z wdzięcznością i nadzieją, że wkrótce pojawią się podobne refleksje innych osób, które znały kardynała, aby przyczynić się do ujawnienia w sposób co raz bardziej ewidentny jego osobistej świętości i ofiarnej służby Kościołowi. Nie możemy bowiem pozwolić, by łaska Boża się marnowała, a ojciec kardynał Ballestrero był prawdziwie łaską dla nas wszystkich; dla nas karmelitów liguryjskich, dla całego zakonu karmelitańskiego, dla ludu Bożego diecezji Bari i Turynu, ale także dla całego Kościoła Włoskiego.

12


Oby Pan wysłuchał tych naszych pragnień, doprowadzając do końca dzieło świętości, które tak owocnie rozpoczął w ziemskiej pielgrzymce swojego wiernego sługi, ojca kardynała Anastasio Alberto Ballestrero.



WPROWADZENIE

Nakreślenie szkicu biograficznego kard. Anastazego Ballestrero nie jest trudne, ponieważ postać jego jest dosyć dobrze znana, przynajmniej w środowiskach kościelnych. Jednak wniknięcie w bogactwo i głębię jego drogi duchowej to zupełnie inna sprawa: jego życie było świadectwem Boga żywego i dlatego tak trudno opisać rzeczywistość tego życia w odpowiedni sposób. Ubogacony przez Boga tyloma darami natury i łaski, umiał wykorzystać je na Jego służbę. Dary pochodzą od Boga, ale ich rozwój zależy od współpracy między Bogiem, który je ofiaruje, a człowiekiem, który odpowiada na dar. I w przypadku kardynała zrealizowało się to, jak mi się zdaje, bez niepowodzeń, bez odejść i powrotów, w momentach, kiedy Bóg dawał mu odczuć swoje mocne wymagania. Kiedy kardynał opowiadał wydarzenia lub szczegóły ze swego życia, ograniczał się do opisu faktów zewnętrznych, do pewnych swoich wrażeń, do jakichś ocen, ale nigdy nie wyrażał otwarcie swoich duchowych przeżyć: zwykle pozostawiał dyskusję w zawieszeniu, albo kierował ją na inne tory i kończył słowami „sprawy przebiegały jak przebiegały”, „to sprawa trudna”, lub podobnymi sformułowaniami.

15


W swoich niezliczonych pismach, które prawie wszystkie są spisanymi z taśmy magnetofonowej jego konferencjami, pojawiają się słowa i myśli, które wytryskują z głębi jego duszy. Pozwalają nam dojrzeć coś z jego świetlanej wiary i bezwarunkowego daru z siebie uczynionego Bogu. Powiedział mi, że kiedy głosił konferencje, to było to jakby „rozmyślanie czynione na głos”. Ta wypowiedź pozwala zrozumieć jak całe jego jestestwo było przeniknięte Obecnością Bożą. Wielu oczarowanych nim słuchaczy wyznawało, że gdy przemawiał zdawało się, że rozmawia sam na sam z Bogiem! Nigdy jednak, jak zapamiętałem, nie czynił aluzji do swojego odniesienia do Pana Boga, nie przywoływał łask, jakie otrzymał, ani odpowiedzi, jakie dawał Panu Bogu. Obdarzony silną wolą, nie tylko potrafił panować w sposób wybitny nad sobą, nad sferą fizyczną, ale myślę, że w intymnym odniesieniu do Boga, umiał także ukierunkowywać sfery najbardziej trudne swojego temperamentu ku całkowitemu oddaniu się w miłości, opisanemu w pismach jego wielkich duchowych mistrzów: św. Jana od Krzyża i św. Teresy od Jezusa. Z uwagi na charakter i ograniczenia tej książeczki postaram się podać zasadnicze elementy, które miały wpływ na formację osobowości kardynała, na podłożu których zbudował swe życie, i które inspirowały jego posługę i nauczanie.

16


„Wcześnie mnie wezwał” Albert urodził się w Genui 3 października 1913 roku jako pierwszy spośród pięciorga dzieci. Szybko objawił się jego bardzo żywiołowy temperament. Bóg, jak to Albert wiele razy doświadczy w swoim życiu, dawał usilnie o sobie znać od najmłodszych lat, że On jest jego Panem. „Najsłodsza mamusia”, bardzo młoda, ciężko zachorowała. Najstarszego syna wraz z jego rodzeństwem posłano do kolegium (Instytutu Bellimbau) w Genui. Ojciec często przychodził odwiedzać dzieci. Pewnego dnia Albert wpatrując się w twarz taty zrozumiał, zanim ten zaczął mówić, że mama umarła. Miał wówczas dziewięć i pół roku. Wiemy dobrze, co znaczy dla dziecka taka przedwczesna i bolesna strata: zwykle zaostrza się wrażliwość, której konsekwencją są częste wybuchy płaczu albo zamknięcie się w sobie. Nie tak było z Albertem. Nie przez jakąś powierzchowność. Zachował się jeden bardzo znaczący, jakkolwiek późniejszy list wyrażający jego postawę (1). Mianowicie 3 grudnia 1928 roku, w wieku piętnastu lat, gdy zmarła jego babcia, napisał do taty, że „rozumie jego ból, bo sam doświadczył tego, gdy stracił mamę”. I dalej wskazuje ojcu to, co stanowiło dla niego samego pociechę, a była nią „myśl o Bogu, który w takich wypadkach życiowych jest jedynym balsamem kojącym i jedynym naszym wiernym Przyjacielem”. Stwierdza nadto, że pociechę znalazł wówczas „w Najdroższym Sercu Jezusa”. Tato, człowiek silny i surowy, ale o wyjątkowej prawości i wielkoduszności, pozostał młodym wdowcem

17


z trójką dzieci (dwójka już odeszła do Ojczyzny Niebieskiej) i przez wierność żonie i miłość do dzieci nie ożenił się powtórnie. Był dla pociech i ojcem i matką. Gdy Albert wstąpi do seminarium karmelitów bosych, ojciec będzie podejmował niesłychane ofiary, by tylko utrzymać jedność rodziny i śledzić z bliska postępy w nauce swego syna. Postać ojca wpisała się mocno do serca Alberta, który później, będąc już karmelitą, wyzna: „odwaga, ofiara mojego ojca są wspomnieniami niewyczerpanymi, a jego przykład był czynnikiem determinującym w mojej formacji. Ukazał mi coś z ojcostwa Boga, stał się motywem refleksji na temat wartości rodzinnych, na temat miłości”. Zdaje mi się, że od ojca, którego przypominał bardzo swoim temperamentem, żywiołowością i inteligencją, Albert nauczył się tego sposobu miłowania, jemu właściwego: miłowania bardziej przez fakty niż przez słowa, wydawania się bez miary aż do granic swoich sił, podczas gdy bogactwo uczuć było ukryte pod płaszczem szorstkości, która znikała coraz bardziej wobec wyzwań ojcostwa, doświadczenia pastoralnego, cierpliwości i wyrozumiałości. W ostatnim roku szkolnym, jeszcze przed śmiercią matki, Albert, jak powiedziano, przebywał w kolegium Bellimbau, gdzie kapelanem był kapłan „szczęśliwy z tego, że jest kapłanem” – jak mawiał o. Anastasio. Pewnego dnia tenże kapelan podarował mu obrazek przedstawiający wówczas czcigodną służebnicę Bożą, a dziś św. Teresę Małgorzatę od Najśw. Serca, na którym widniał napis: „Deus Caritas est”. Albert poprosił kapłana o wyjaśnienie i nie zapomniał nigdy jego słów.

18


Kilka razy powtarzał ten epizod opowiadając o nim, jako o pierwszym kontakcie z Karmelem. Można sądzić wnosić, że ta Święta florencka karmelitanka bosa miała niemały wpływ na jego powołanie i spotkanie z Bogiem – Miłością. A ziarno powolutku kiełkowało; kiedy przedstawił temu kapłanowi pragnienia rodzące się w jego duszy, ten zrozumiał go od razu i opowiedział także o Karmelu, co zakończyło się wstąpieniem Alberta do seminarium karmelitów bosych. „Zrozumiałem niewiele, ale zrozumiałem, że muszę Mu powiedzieć «tak»”. Co do powołania Alberta, był o nim dogłębnie przekonany i często powtarzał: „Pan zabrał mnie wcześnie, bo byłem niezłym oryginałem!”; „Zrozumiałem niewiele, ale zrozumiałem, że muszę Mu powiedzieć tak”. Osobiste doświadczenie kardynała sprawiło, że stał on na stanowisku, iż zalążki powołania należy odkrywać już w sercach młodych chłopców, dając im potem możliwość rozwoju i wzrastania w powołaniu. „Być chrześcijaninem i iść drogą powołania to nie tyle realizować je według własnego pomysłu, ile raczej doświadczyć jak Pan poszerza nasze serce i jak może zdziałać w nas, biedaczynach, rzeczy piękne na swój sposób. Musimy zachowywać świadomość darmowości i nieprzewidywalności powołań. Dziś czynimy zbyt wiele kalkulacji i planów, i tak pozwalamy na to, by natchnienia Pana wpadały w próżnię”. Z pragnienia wstąpienia na drogę życia zakonnego Albert zwierzył się swemu tacie, który wyraził zgodę,

19


by oddać Bogu swojego najstarszego synka. Osobiście odprowadził Alberta do ojca przeora dla przeprowadzenia egzaminu. A później z czułością śledził dalsze jego kroki służąc radą i pomocą. W wieku 11 lat Albert rozpoczął swoją drogę realizowania swego powołania. Był jeszcze dzieckiem, ale wybór był jasny i zdecydowany; pomimo trudności znamionujących ten wiek, nie doświadczył wątpliwości czy chęci wycofania się. Powracając myślą do tych chwil kardynał stwierdzał: „To, co nadało mojemu życiu sensu i uczyniło go szczęśliwym to zawierzenie Panu, powiedzenie Mu «tak» z zamkniętymi oczami i podążanie za Nim jak uczeń, który nie wie gdzie idzie, ale wie, że trzyma się za rękę Kogoś, kto go zna wszystko najlepiej... Trzeba mieć odwagę na podjęcie takiego ryzyka, trzeba mieć cierpliwość na takie oczekiwanie. W końcu trzeba zawsze mówić, że Pan jest wielki, a my mali, ale właśnie dlatego, że jesteśmy mali, dajemy Mu najcenniejsze świadectwo Jego wierności” (2). Dnia 2 października 1924 roku Albert przyjechał do Deserto di Varazze, gdzie wówczas znajdowało się niższe seminarium karmelitów bosych prowincji genueńskiej. Powierzając syna ojcom odpowiedzialnym za formację, tato polecił, by jego syna wychowywali po spartańsku, i znalazł w zakonnikach dobrych sprzymierzeńców! Życie w seminarium było bardzo wymagające, surowe, ale rodzinne. W konwencie niedawno przywróconym zakonowi, warunki były trudne, a niewygody liczne. Poza tym Albert odczuwał oddzielenie od rodziny i od „swojego” morza. Pokonawszy pierwsze

20


zderzenie z nowym środowiskiem, z radością stawił czoła wszystkiemu, odkrywając coraz bardziej bogactwo nowego stylu życia, które napełniało go radością i pogodą ducha. Nigdy nie zapomni przykładu, jaki dawali zakonnicy. Inteligentny, obdarzony wielką intuicją i zmysłem obserwacyjnym, chłonął wszelkie dobro, jakie mu ofiarowywano, mimo że był nadal żywiołowy, nierozważny, potrzebujący często upomnienia i hamulców w ujarzmieniu swojej żywiołowości. W swoim sercu będzie zawsze nosił przekonanie, że surowe zasady nauczających i wychowawców pochodziły z miłości: „My, chłopcy odczuwaliśmy, że nas kochano”. W tym czasie został wprowadzony w życie modlitwy. Wiele razy mówił mi o codziennych rozmyślaniach, które często w godzinach nocnych drogi rektor, ojciec Marcellino, słabego zdrowia, ale niezmordowany i wielkoduszny w prowadzeniu swoich chłopców, pisał właśnie dla nich: „Były piękne i skuteczne”. Ze wspomnień tego okresu wyrósł szacunek, wdzięczność dla ofiar, jakie zakonnicy składali starając się dać im przykład we wszystkim, zwłaszcza w modlitwie i pracy; dla zdolności, jaką mieli, by dodać entuzjazmu powierzonym im młodzieńcom; oraz dla pracy nad kształtowaniem ich charakterów. Sądzę, że przykład ich i następujących po nich wychowawców miał wielki wkład na formację osobowości przyszłego kardynała, który wspominał także niektóre ograniczenia: „Był to człowiek takiego właśnie pokroju” – mówił o kimś, przywołując niektóre negatywne anegdotki, doceniając równocześnie u każdego jego ducha zakonnego i szczerość w podejmowanym dziele nauczania.

21


Z listów do taty widać, jak dojrzewał: w tym żywiołowym chłopcu wzrastało poczucie odpowiedzialności, uznanie dla ofiarności zakonników, zaangażowanie w nauce, która go bardzo interesowała i w której zawsze będzie osiągał wspaniałe rezultaty. W wieku 15 lat Albert został przyjęty do nowicjatu, jednak nie bez wahań ze strony wychowawców. Przejawiał on swoje gorące pragnienie i zdecydowanie, by dalej podążać podjętą drogą, jednak jego niesamowita żywiołowość wzbudzała wątpliwości wychowawców: czy aby podoła? Dyscyplina nowicjacka była bowiem bardzo surowa... Ktoś powiedział: „przyjmijmy go, tak bardzo pragnie! Z pewnością nie wytrzyma i odejdzie po piętnastu dniach”. Pojechał więc do klasztoru w Loano. Było to 2 października 1928 roku. Po rekolekcjach przygotowawczych, 12 dnia tego samego miesiąca, otrzymał habit zakonny – szatę Najświętszej Maryi Panny. Zmieniono mu także imię: z Alberta Ballestrero na Anastazego od Świętego Różańca. Z zapałem, na jaki go było stać, rozpoczął swój nowy etap drogi. Wkrótce pokazał znaczącą zmianę w swoim zachowaniu zewnętrznym, cechującą się nową powagą i szczerością. Zanim jednak przekroczył próg nowicjatu, ojciec magister, to jest wychowawca nowicjuszy, wskazał im napis jaki znajdował się na drzwiach: „Aut tace, aut dic meliora silentio” (zachowuj milczenie, albo mów rzeczy, które będą lepsze od milczenia). Zgłębił ich wagę i piękno, i powtarzał przez całe życie. Wiele lat później, gdy zakończyła się pierwsza sesja Soboru Watykańskiego II, na pytanie, czy zabrał głos w dyskusji, odpowie-

22


dział cytując właśnie to motto: „Byłem tam po to, by słuchać jak dzielny chłopak. Nie udało mi się znaleźć jakiejkolwiek rzeczy, która byłaby lepsza niż milczenie”. To wcale nie przeszkadzało, aby w następnych sesjach zabierał głos, a jego wypowiedzi miały znaczące oddziaływanie. Mówiąc o metodach wychowania tego czasu, kardynał zauważał: „Konkretnie zachęcać młodego człowieka, pomagać mu w poznawaniu i udoskonalaniu siebie, to owoc stylu żywego monastycyzmu współbrzmiącego z wymaganiami reguły zakonnej, a to wszystko nie po to, by kogokolwiek dręczyć, ale by go zachęcać. Nie czyniło nas to smutnymi, ani nie wzbudzało w nas niezadowolenia, nie powodowało problemów; wręcz przeciwnie!”. Reguła Karmelu i Instrukcje, napisane kilka wieków wcześniej przez czcigodnego o. Jana od Jezusa Maryi ukazały mu prawdziwego ducha Karmelu, w którym znalazł to, czego pragnął. Ojciec magister podawał wspaniałe wytyczne komentujące Regułę i wielki nacisk kładł na praktykowanie pamięci o obecności Bożej. Brat Anastazy z zapałem miłości ćwiczenie to podejmował. „Pewnie – powiedział jako kardynał – umieć żyć w obecności Bożej to najwyższa mądrość dla duszy karmelitańskiej. Być ze swoim Panem, umieć interpretować wszystko jako gest Boga, jako manifestację Jego obecności! Do tego trzeba zaangażować serce, trzeba zaangażować umysł, trzeba zaangażować pamięć, a także uczuciowość. Tak więc całe stworzenie skierowane jest ku Bogu, do którego należy” (3).

23


I Bóg napełniał to serce otwarte i wielkoduszne: „Byłem młody – wspominał kardynał okres nowicjatu – miałem 15 lat! Ale miałem pewność, jasność, szczęście mojego powołania”. Z okazji 50 rocznicy kapłaństwa powiedział: „Jaki tajemniczy jest ten Pan! Jak penetruje wnętrze serc i jak je uwodzi!”. I przywołując apostoła Pawła, kontynuował: „On, wezwany, który zaryzykował całe swoje życie, bo Chrystus stał się jego skarbem, stał się jego wyborem, stał się jego miłością, stał się jego ideałem, stał się jego błogosławieństwem i jego chwałą – był dla mnie wzorem. Powołanie, które pochodzi od Chrystusa, powinno być właśnie przeżyte w taki sposób...” (4). Miał już wówczas bardzo jasny obraz swojego powołania, choć był jeszcze chłopcem o wielkiej żywiołowości. Uderza zdanie, które umieszczone zostało na obrazku upamiętniającym jego pierwszą profesję: „Nihil mihi et mundo, omnia Deo, quem ex omnibus mihi elegi” (Świat jest dla mnie niczym, Bo wszystkim, On, który mnie powołał – Św. Bernard): prymat Boga, Bóg, który powojuje, jest na pierwszym miejscu. W 1932 roku opuścił Loano i wyjechał do klasztoru św. Anny w Genui, gdzie kontynuował swoje studia przygotowując się do kapłaństwa. W tym okresie miało również miejsce jego przygotowanie liturgiczne w szkole ks. prał. Giacomo Moglia. Zmysł liturgiczny był zawsze w życiu kardynała złączony z duchem kontemplacyjnym. Umiał on interpretować w sposób głęboki odnowę liturgiczną zalecaną przez Sobór Watykański II i wprowadzał ją w swoim posługiwaniu

24


pasterskim, począwszy od zakonu karmelitańskiego, poprzez diecezje w Bari i w Turynie. Obdarzony żywą inteligencją i otwarty na wszystkie sprawy, nie zaniedbał nauki, ucząc się wszystkiego, co mogło być przydatne w jego formacji kulturalnej, zakonnej i duchowej. Miał bardzo dobrą pamięć. Przede wszystkim jednak w tych latach formacji czerpał wprost – czego tak bardzo pragnął – z ducha reformy karmelitańskiej u samych jej źródeł, tj. z pism św. Teresy od Jezusa i św. Jana od Krzyża. Miał zaledwie 13 lat, kiedy św. Jan od Krzyża został ogłoszony Doktorem Kościoła, a teraz, czytając jego pisma, doświadczał w tym głębokiej radości. Później, na jednym spotkaniu akademickim, ojca Gabriela od św. Marii Magdaleny, wybitnego teologa duchowości obecnego wśród słuchaczy, uderzyło to, co późniejszy kardynał powiedział jako młody student na temat św. Jana od Krzyża. Tenże o Gabriel, chcąc upewnić się, czy słowa studenta były po prostu owocem studiów, czy efektem głębokich życiowych przekonań, zapytał go: „Czy tak naprawdę wierzysz w to, co przed chwilą powiedziałeś?”. „Tak, wierzę w to!”. Sądzę, że kardynał duchowość Karmelu przyjmował i przeżywał przez całe swoje życie i żadne wydarzenie nie było w stanie oderwać go, ani osłabić w nim intensywnego życia wewnętrznego i komunii z Bogiem, co przejął od Świętych Karmelu. W wieku 19 lat poważne wydarzenie pokazało do jakiej odwagi był zdolny ten młodzieniec, jak panował nad sobą i jak dalece pochwycony został on przez swoje ideały. Otóż poważnie zachorował. Niewinne zakażenie,

25


które pochodziło od paznokcia stopy, tak się rozrosło, że objęło nie tylko całą stopę, ale i nogę, i żadne nacięcia i inne stosowane środki nie pomagały. Profesor medycyny, który go leczył, nazwał go „żołnierzem” ze względu na moc ducha, z jaką znosił cierpienia. Pewnego dnia musiał swojemu pacjentowi zakomunikować, że według jego zdania, aby ocalić życie pozostała tylko jedna możliwość: amputacja nogi. Brat Anastazy poprosił o jeden dzień zwłoki, by mógł wszystko przemyśleć. Nazajutrz, nie zgodził się na przedłożoną propozycję wyjaśniając, że: „albo ksiądz, albo śmierć”. W tamtych czasach rzeczywiście podobny defekt fizyczny nie pozwalał na przyjęcie sakramentu kapłaństwa. Nikt nie mógł przekonać zdeterminowanego kleryka, nawet możliwość odwołania się z prośbą o dyspensę do Stolicy Świętej. Walczył dalej ze śmiercią i bolesnym leczeniem, zżerany coraz bardziej przez gorączkę. Równocześnie, ze swoją żelazną wolą był w stanie uczyć się i powtarzać utracone lekcje. Wyznawał później, ze pewien starszy ojciec, jego profesor, ofiarował życie za niego. I Pan przyjął tę ofiarę. „Żołnierz” powracał powoli do zdrowia. Do końca życia miał jednak pewną trudność w chodzeniu. Pan przygotowywał go, także poprzez tę próbę, na swojego kapłana.


SPIS TREŚCI

Przedmowa do polskiego wydania . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . Słowo o. Giustino Zoppi, prowincjała karmelitów bosych w Ligurii . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . Wprowadzenie . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . „Wcześnie mnie wezwał” . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . „Zrozumiałem niewiele, ale zrozumiałem, że muszę Mu powiedzieć «tak»” . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . Kapłan, karmelita bosy . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . Kaznodzieja i konferencjonista . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . Przełożony prowincjalny . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . Przełożony generalny całego zakonu . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . Biskup i kardynał . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . Arcybiskup Bari . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . Arcybiskup Turynu . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . Przewodniczący Konferencji Episkopatu Italii . . . . . . . . . W Bocca di Magra, 1989-1998 . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .

7 11 15 17 19 27 32 38 41 49 52 53 56 60

Przypisy . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 63

67



Turn static files into dynamic content formats.

Create a flipbook
Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.