AndrĂŠ Daigneault
Chciałbym uprzedzić Czytelników, że cytując słowa jakiegoś pisarza, filozofa, psychologa czy socjologa, niekoniecznie zgadzam się w pełni z całością jego poglądów. Jednak na wzór Tomasza z Akwinu, który nawet gdy odrzucał błędną naukę, troszczył się o ukazanie prawd, jakie mogła ona zawierać, zawsze chciałem oddawać sprawiedliwość prawdzie. Prawda bowiem, niezależnie z jakiego pochodzi horyzontu, choćby od myśliciela niechrześcijańskiego, pozostaje prawdą i zawsze zasługuje na słowa Jezusa: „Prawda was wyzwoli”. Autor
André Daigneault
aby odnaleźć w sobie serce dziecka
tłumaczyła Agnieszka Kuryś
Wydawnictwo Karmelitów Bosych Kraków 2014
Tytuł oryginału Le long chemin vers la sérénité. Pour retrouver son coeur d’enfant © Copyright by Les Éditions Le Renouveau Charlesbourg © Copyright for the Polish edition Wydawnictwo Karmelitów Bosych, Kraków 2014 Przekład Agnieszka Kuryś Okładka, design & dtp Paweł Matyjewicz Fot. na okładce © Weerda | Dreamstime.com Imprimi potest Andrzej Ruszała OCD, prowincjał Kraków, dnia 24 lutego 2014 r. nr 57/2014 Wydawnictwo Karmelitów Bosych 31-222 Kraków, ul. Z. Glogera 5 tel.: 12-416-85-00, 12-416-85-01 fax: 12-416-85-02 www.wkb-krakow.pl www.karmel.pl e-mail: wydawnictwo@wkb.krakow.pl
ISBN 978-83-7604-309-8 Druk i oprawa: TOTEM – Inowrocław
O AUTORZE
A
ndré Daigneault urodził się w Montrealu w robotniczej dzielnicy Saint-Henri. Dzieciństwo i młodość spędził w Verdun, ukończył szkołę średnią Ecole Richard. Dość chorowity w dzieciństwie, stał się niestrudzonym czytelnikiem. Interesowało go wszystko – powieści, poezja, psychologia. Przez kilka lat pracował dla kanadyjskiego koncernu Seagram, jednocześnie uczęszczając na wykłady z poezji i literatury na Uniwersytecie w Montrealu; brał udział w pracach grupy teatralnej, a w wielu dziewiętnastu lat opublikował pierwsze wiersze. Około dwudziestego roku życia na nowo odkrył Boga. To odkrycie dogłębnie go przemieniło. Wyjechał wtedy z Montrealu do Quebecu, gdzie razem z grupą świeckich konsekrowanych zaangażował się w apostolat ludowy. André Daigneault od dwudziestu pięciu lat prowadzi różnorodną działalność. Był kolejno redaktorem naczelnym czasopisma „Je Crois” [„Wierzę”], świeckim konsekrowanym, a od 1982 roku księdzem, wieloletnim animatorem ruchu La Rencontre [„Spotkanie”], kaznodzieją i doradcą, utalentowanym poetą i pisarzem. Posiada dość szczególny dar popularyzatorski.
Jest autorem wielu książek, m. in. Od serca z kamienia do serca z ciała. Był wicedyrektorem i głównym dyrektorem Instytutu Świeckiego Piusa X, a teraz zajmuje się przede wszystkim prowadzeniem rekolekcji oraz indywidualnymi spotkaniami i pisaniem. Freud mawiał, że poeta potrafi intuicyjnie uchwycić w ludziach to, co on sam jest w stanie zrozumieć po paroletnich badaniach. Ten właśnie rodzaj intuicji charakteryzuje André Daigneault. W książce Długa droga do pogody ducha udało mu się powiązać w jedną całość życie i prawdziwą wiarę, by poprzez rezygnację z chronienia się za pancerzem doprowadzić nas do pokoju serca i pogody ducha.
Gdy widzieliśmy narodziny i śmierć, gdy kochaliśmy, byliśmy kochani, zostaliśmy zdradzeni, gdy byliśmy torturowani nieobecnością i kłamstwem; gdy przeklinaliśmy, przebaczaliśmy, zapomnieliśmy o przebaczeniu, a kiedyś otoczyliśmy tą samą przyjaźnią tych, którzy nas kochają i tych, którzy nas śmiertelnie zranili, zachowując rozdartą ranę, niosąc w sobie jednocześnie bunt i większy od niego pokój, gdy wylewaliśmy łzy i nieśliśmy uśmiech, wówczas może się zdarzyć, że u kresu naszego życia z głębi wzbije się pieśń. Jean Sullivan
PRZEDMOWA
P
oznałem André Daigneault jeszcze jako nastolatek. Marzyłem wtedy, że spotkam bohaterów, którzy chcą coś zrobić dla ludzkości. Był początek lat 60., epoki, w której wicher „łagodnej rewolucji” miał zmieść jakże piękne wartości... André był młodym konwertytą, niedawno skończył dwadzieścia lat, był płomienny i żarliwy jak wszyscy młodzi, którzy pewnego dnia przeżywają głębokie doświadczenie będące w ich życiu punktem zwrotnym. U źródeł jego prawdziwego spotkania z Chrystusem – Człowiekiem i Bogiem – był ojciec Roy, znany z łatwości w kontaktach z ludźmi. André bez reszty zaangażował się w życie Kościoła jako świecki, i już kierował czasopismem „Je Crois” [„Wierzę”]. Nie mógł oddzielić swojego człowieczeństwa od życia duchowego; pisał wtedy bardzo dużo wierszy. Ponieważ był nienasycony w poznawaniu wszystkiego, by coraz lepiej rozumieć człowieka, czytał mnóstwo książek: z zakresu teologii, laureatów Nagrody Goncourta, duchowości, psychologii, powieści Agaty Christie. Kiedy do niego wpadałem, spod tych wszystkich książek nie było widać biurka. Interesowało go wszystko, co dotyczy człowieka. Nie był wtedy księdzem, ale już można było w nim zauważyć dar przekazywania i popularyzowania, który
10
Przedmowa
przysparzał mu popularności zarówno w kręgach intelektualistów, jak wśród najprostszych ludzi. Potem, ponieważ wydawało mi się, że Kościół nie jest dostatecznie blisko serca Człowieka (bardzo się myliłem), zaniedbałem swoje chrześcijańskie życie duchowe. Straciliśmy się z oczu na 25 lat. Studiowałem u największych myślicieli w dziedzinie psychologii i zostałem psychoterapeutą. Natomiast André nadal wzrastał w duchowości chrześcijańskiej i został wyświęcony na księdza. W 1990 roku, kiedy moja żona Lise i ja coraz bardziej odkrywaliśmy jako oczywistość, że psychologia nie dostarczy wszystkich odpowiedzi na tajemnice nędzy i lęku człowieka, Bóg dał nam serdeczny znak, gdyż potrafi dawać takie znaki ludziom, którzy szczerze Go szukają. Lise i ja zajmowaliśmy się najtrudniejszym przypadkiem, jaki można sobie wyobrazić w psychoterapii: osobą o tak twardym sercu, że jakakolwiek zmiana wydawała się niemożliwa. I oto pewnego ranka, wchodząc do gabinetu, znaleźliśmy na progu książkę o powalającym tytule: Od serca z kamienia do serca z ciała. Ale w samo serce trafiło nas przede wszystkim nazwisko autora: André Daigneault. Nie mogło być rzeczą przypadku, że książka przyjaciela z lat młodości, który zawsze był wierny Bogu, pojawia się w naszym życiu akurat w czasie, gdy dręczyło nas tyle pytań. Zrozumieliśmy, że jest to konkretny gest Miłości pochodzący od Boga. Ale nie był to jeszcze koniec niespodzianek. Gdy otworzyliśmy książkę, zobaczyliśmy na pierwszej stronie tekst napisany ręką tej trudnej osoby: napisała nam, że czytała
Przedmowa
11
tę książkę przez całą noc i to zmieniło całe jej życie. Otrzymała odpowiedź, a za jej pośrednictwem także i my. Nie trzeba było niczego więcej, by zdecydować się na nawiązanie kontaktu z André. Mimo upływu lat André nie zmienił się w tym, co najistotniejsze: wciąż miał w sobie entuzjazm, poczucie humoru, zdolność do zachwytu, a do tego więcej mądrości, nabytej z pewnością za cenę trudnych doświadczeń życiowych. Lektura nowej książki André, Długa droga do pogody ducha, poruszyła nas jako psychoterapeutów i jako chrześcijan. Jest ona wspaniałą kontynuacją Od serca z kamienia do serca z ciała. Trafi do wszystkich, którzy ją przeczytają, a szczególnie do tych, którzy zarzucili chrześcijańskie życie duchowe i nadal szukają sensu swojego życia. W tej książce znajdą nowe podejście do Ewangelii, otwarte na ludzkie wartości i na psychologię humanistyczną. Wciąż stosunkowo mało (przynajmniej na obszarze francuskojęzycznym) jest popularnych książek, które łączą to, co najlepsze w odkryciach psychologii z wartościami Ewangelii i z wiarą chrześcijańską. Jako chrześcijańscy psychoterapeuci z całym przekonaniem polecamy tę książkę ludziom spotykanym na naszych seminariach i indywidualnych spotkaniach. Jak mówi Autor, wszyscy musimy odprawić żałobę po swoim „wyidealizowanym obrazie”, odkryć swój „cień”, jak to ujmuje Jung, i wszyscy w niektórych momentach życia mniej lub bardziej cierpimy na swoistą nerwicę, niekoniecznie zawsze szkodliwą, ale może ona stać się szkodliwa, jeśli zabraknie nam
12
Przedmowa
odwagi, by zanurzyć się dogłębnie w swoim człowieczeństwie. W książce tej psychologia i wiara chrześcijańska łączą się ze sobą, by nam powiedzieć o koniecznych wyrzeczeniach, akceptacjach i ustępstwach, które musimy poczynić, żeby za swoimi maskami odnaleźć dziecko Boże, często uwięzione w najtajniejszej głębi naszego serca. Z Bożą łaską (której często łatwiej jest działać dzięki dobrej psychoterapii chrześcijańskiej) ta nowa książka André może okazać się początkiem lub dalszym ciągiem podróży do własnego wnętrza. Aby zdobyć się na taką podróż, potrzeba mądrości, która pozwoli osiągnąć prawdziwy pokój serca i pogodę ducha. Jean-Yves Poirier psychoterapeuta
Rozdział pierwszy
ZAAKCEPTOWAĆ BYCIE CZŁOWIEKIEM „Kto chce być aniołem, bywa bydlęciem”. Pascal
Ż
ycie to długa droga, pielgrzymowanie poprzez zyski i straty, radości i cierpienia. To pielgrzymowanie zaczyna się w chwili naszych narodzin, a kończy wraz z naszą śmiercią. W ciągu całego życia przeżywamy straty, które powoli – a niekiedy gwałtownie – przeprowadzają nas przez jakiś nowy etap. Jesteśmy w drodze, by odnaleźć w sobie serce dziecka, jesteśmy ludem, który przeżywa exodus, przechodzi przez śmierci i zmartwychwstania. W gruncie rzeczy, wydarzenia z naszego życia stale zadają nam pytanie: „Skąd przyszedłeś?”, „Dokąd idziesz?” (por. Rdz 16, 8). Pierwszą rzeczą, jaką musimy zaakceptować, by rozpocząć tę drogę, jest fakt, że jesteśmy istotami ludzkimi w ciele. Pierwszym bowiem wyborem, jakiego należy dokonać, a jaki tkwi u podstaw wszelkiego rozwoju człowieka, jest zaakceptowanie siebie takim, jakim się jest, zaakceptowanie swojej rzeczywistości takiej, jaka ona jest, z jej darami, słabościami, ze wszystkimi jej ograniczeniami,
14
André Daigneault • Długa droga do pogody ducha
zranieniami, mrokami i skończonością. Wzrastanie człowieka zaczyna się wtedy, gdy zaakceptujemy swoje własne człowieczeństwo – ograniczone i biedne, ale także piękne.
ZAAKCEPTOWAĆ SWOJE CZŁOWIECZEŃSTWO W życiu duchowym istnieje owo subtelne, a przecież zgubne niebezpieczeństwo, polegające na tym, że mniej lub bardziej świadomie chcemy uciec przed człowieczeństwem i schronić się w świecie fałszywie określanym jako duchowy. Jednak życie nas uczy – bywa, iż nieco późno – że temu, kto chce być aniołem, czasami grozi bycie bydlęciem. Owo bydlę, którego nie oswoiliśmy, ale które stłumiliśmy, wciąż jest gotowe się przebudzić. Czyż nie to właśnie tłumaczy, dlaczego pewni ludzie, którzy żyli w surowej, lecz odcieleśnionej ascezie, spektakularnie upadli z powrotem w cielesność? Dla chrześcijanina odrzucenie ciała oznacza odrzucenie Boga. Nigdy o tym nie zapominajmy. Wszyscy odczuwamy pokusę, by uciec przed swoją rzeczywistością wcielonego mężczyzny lub wcielonej kobiety albo zanegować tę rzeczywistość, i schronić się w wyobraźni lub w czystej duchowości. A przecież zaakceptowanie swojego człowieczeństwa to jedyny sposób osiągnięcia prawdziwie chrześcijańskiej duchowości i równowagi emocjonalnej. Wszyscy psychologowie, zgodni pod tym względem z prawdziwymi mistrzami życia duchowego stwierdzą, że każda
Rozdział 1 • Zaakceptować bycie człowiekiem
15
choroba duszy i ducha praktycznie zawsze obejmuje pewnego rodzaju odrzucenie rzeczywistości istoty ludzkiej w ciele lub pogardę względem tej rzeczywistości. Podstawą pokory jest wpierw akceptacja rzeczywistości.
RESPEKTOWAĆ NASZ „ZIEMNY” WYMIAR Francuskie słowo humilité [pokora] pochodzi od słowa humus. Łączy się ze słowem Adam, które w języku hebrajskim znaczy dosłownie „ziemny”, „gliniasty”. Musimy uznać, że jesteśmy ludźmi, „ziemianami”; powiedziałbym, że musimy uwzględniać „Adama naszego jestestwa”, czyli respektować nasz wymiar „ziemny”, ziemski. Kiedy człowiek nie uznaje się za ludzkiego i ziemnego, wówczas doświadcza załamania. W Biblii mieszkańcom Samarii, zadufanym w sobie i swojej sile, Izajasz zapowiedział rychłe załamanie: swoją ręką „[wszystko] na ziemię z mocą rzuci” [Iz 28, 2]. „Rzuceni na ziemię” z wyżyn swojej pychy ludu, który uważał siebie za ważniejszy, silniejszy i lepszy od innych ludów, synowie Izraela dowiedzą się, że nie są lepsi od innych. Będą musieli stanąć w prawdzie o sobie. Każdy człowiek jako syn Adama musi kiedyś uznać, że jest „z ziemi”. Lud Boży nie jest wyjątkiem. Kto nie uzna siebie za człowieka, syna ziemi i syna Adama, zostanie tam rzucony. Tym wszystkim, którzy sądzą, że przewyższają innych, niezależnie od przyczyny takiej postawy, Biblia mówi, że prędzej
16
André Daigneault • Długa droga do pogody ducha
czy później załamią się i zostaną „rzuceni na ziemię”. Ktoś, kto uważał się za anioła, zostanie zaskoczony wówczas, gdy będzie postępował jak bydlę. Doświadczenie wykazuje, że im bardziej ktoś wynosił się ponad innych, im bardziej się usztywnił, tym surowsza będzie lekcja, podczas której zostanie pewnego dnia „rzucony na ziemię”1. Właśnie dlatego, gdy w chrześcijaństwie mowa o pokorze, chodzi wpierw o zaakceptowanie swojej ludzkiej kondycji, prawdy o nas samych. Teresa od Dzieciątka Jezus mogła powiedzieć: „Cieszę się z mojej niedoskonałości”, i w ten sposób dała współczesnemu człowiekowi wzór prawdziwej pokory, która nie jest „idealizmem”, lecz uznaniem swojej kruchości i dogłębnego człowieczeństwa.
UWIEDZENIE MOCĄ Jean Vanier pisze, że wielką pokusą człowieka jest uleganie woli mocy i odrzucanie komunii z jej podatnością na zranienie i maleńkością. „Jakby to, co jest najczystsze i najbardziej nieskalane, wytryskało z tego, co przegniłe – wino i alkohol ze sfermentowanych owoców, penicylina z gangreny. Tak jak ziemia karmiona jest ekskrementami zwierząt i martwymi liśćmi, tak samo uzdrowienie serca i naszych wewnętrznych konfliktów dokonuje się, gdy wchodzimy w komunię z wszystkim, co odrzuciliśmy, z wszystkim, czego się baliśmy – z ubogim, słabym, z wrogiem, 1
Myśl ta została szerzej rozwinięta w: M.A. Santaner, Présence et action de l’Esprit, Desclée de Brouwer, 1995.
Rozdział 1 • Zaakceptować bycie człowiekiem
17
z cudzoziemcem. Jest to powrót na ziemię, powrót do materii, do błota. Ponieważ w tej ziemi ukryte jest światło. Powrót dokonuje się w pokorze (humilité), której łaciński odpowiednik pochodzi od słowa «humus», czyli ziemia. (…) Zejście na ziemię jest także zejściem w błoto ciemności, lęków i zranień we własnym wnętrzu”2. U korzeni pychy tkwi odrzucenie swoich ograniczeń i niezgoda na stawienie czoła naszej ludzkiej rzeczywistości. Sądzę, że pierwszym krokiem na drodze ludzkiej dojrzałości i prawdziwej pokory jest zaakceptowanie siebie w swoich ograniczeniach, zaakceptowanie siebie jako istoty wcielonej, kruchej, zaakceptowanie siebie w ciele. Jak słusznie stwierdził Pascal, „Kto chce być aniołem, bywa bydlęciem”3. Dlatego dla Ojców Pustyni grzech i pokora są więcej warte niż zewnętrzna cnota, której towarzyszy pycha duchowa. Zresztą „pewne dążenie do doskonałości (…) może nabrać znaczenia bardzo oddalonego od świadomych intencji. Ukryte pragnienie wzbudzania podziwu lub – prościej – zadowolenia (rodziców, przyjaciół, otoczenia, pracodawcy...); chęć – trochę sztywna – bycia ponad (tak sądzimy) podłościami zwyczajnego życia, które chętnie nazwalibyśmy wulgarnymi”4. Paradoksalnie ludzie, którzy umieją uznać swoją kruchość, tym samym dają dowód wielkiej siły wewnętrznej, ci zaś, którzy stale chcą uchodzić za silnych, wykazują swoją wewnętrzną słabość. 2 3 4
Jean Vanier, Każda osoba jest historią świętą, Poznań 1999, s. 278–279. B. Pascal, Myśli, nr 329, Warszawa 1989, s. 161. J.-F. Catalan, Depresja a życie duchowe, Kraków 2007, s. 25.
18
André Daigneault • Długa droga do pogody ducha
Akceptacja swojego dogłębnego człowieczeństwa i swojej słabości zawsze jest oznaką prawdziwej dojrzałości, ludzkiej i duchowej. Faktem jest, że każda jednostka ma swoje niepewności, zranienia i braki, ale niektórzy chcą je ukryć, nie pokazując żadnych uchybień, tak, by inni wierzyli w ich wyidealizowany obraz tak zwanej doskonałości. Niestety, kiedy tak długo tłamszone serce i ciało upomną się o to, co im się należy, a skorupa pęknie, wówczas spada maska. Nagle w wieku 40 czy 50 lat człowiek doznaje rozbicia, wstrząsu, załamania, a niekiedy reaguje jak nastolatek, który wreszcie chce zacząć żyć5. Można by tu sięgnąć również po biblijny przykład króla Dawida. W połowie życia zapomniał on, że jest tylko słabym i kruchym człowiekiem. On, Dawid, który otrzymał od Boga namaszczenie i święty olej, otóż ten właśnie człowiek, nazbyt pewny siebie, stał się zbrodniarzem. Wziął sobie żonę Uriasza. I aby mieć tę kobietę, wysłał tego żołnierza na pewną śmierć. I tak „święty” król Dawid, który ukrywał swoje ograniczenia za odgrywaną przez siebie „postacią” króla, jest zmuszony uznać swoje słabości i swój grzech. Musi stawić czoło swojemu człowieczeństwu i swoim ograniczeniom. Bóg posłużył się prorokiem Natanem, by otworzyć mu oczy. Nie mogąc zaatakować go wprost, prorok opowiada mu historię: „«W pewnym mieście było dwóch ludzi, jeden był bogaczem, a drugi biedakiem. 5
Zob. rozdział 1 „Od lęku do zaufania” książki Od serca z kamienia do serca z ciała tegoż autora (przypis wydawcy kanadyjskiego); wyd. polskie: Kraków 2012, s. 15–30 (zwłaszcza s. 17–19).
Rozdział 1 • Zaakceptować bycie człowiekiem
19
Bogacz miał owce i wielką ilość bydła, a biedak nie miał nic, prócz jednej małej owieczki, którą nabył. On ją karmił i wyrosła przy nim wraz z jego dziećmi, jadła jego chleb i piła z jego kubka, spała u jego boku i była dla niego jak córka. Raz przyszedł gość do bogacza, lecz jemu żal było brać coś z owiec i własnego bydła, czym mógłby posłużyć podróżnemu, który do niego zawitał. Zabrał więc owieczkę owemu biednemu mężowi i tę przygotował człowiekowi, co przybył do niego». Dawid oburzył się bardzo na tego człowieka i powiedział do Natana: «Na życie Pana, człowiek, który tego dokonał, jest winien śmierci». (…) Natan oświadczył Dawidowi: «Ty jesteś tym człowiekiem»” (2 Sm 12, 1–7). Dawid nagle widzi siebie w prawdzie. A prawdą jest to, że jest on człowiekiem kruchym i słabym. Jego pancerze opadają, mury się walą. Dawid przechodzi przez akt przenikliwego widzenia, otwierają mu się oczy i uznaje siebie za proch, ziemię. Jest człowiekiem jak inni, równie ograniczonym jak inni, choć otrzymał namaszczenie od Boga. Jest równie gliniasty jak jego bracia, jest prawdziwym synem Adama. Uznaje, że jest grzesznikiem. Uznać swoje kruche człowieczeństwo, swoje gliniaste jestestwo – często budzi to w nas odrazę. Człowiek dojrzały to ten, który wreszcie zaakceptował siebie. Trzeba wiedzieć, że z żywą wodą czasem miesza się woda z rynsztoków. Jest w nas coś, co tego nie akceptuje! U korzeni pychy jest odrzucenie gliniastości, odrzucenie naszych ograniczeń.
20
André Daigneault • Długa droga do pogody ducha
UCZŁOWIECZYĆ SIĘ Z MIŁOŚCI W przedmowie do swojej książki Toksyczny wstyd John Bradshaw pisze tak: „Wczytując się w Pismo święte dochodzimy do przekonania, że Adam nie był z siebie zadowolony. Chciał być kimś więcej, niż był. Chciał być nadludzki. Nie chciał zaakceptować swoich podstawowych ograniczeń. Zatracił zdrowy wstyd. Jak sugeruje Biblia, przyczyną ludzkiej niewoli (grzechu pierworodnego) była chęć bycia kim innym, niż jesteśmy... bycia kimś więcej niż człowiekiem. W przypływie toksycznego wstydu (pychy) Adam wyruszył na poszukiwanie sztucznego Ja. I to go zgubiło. […] Przed upadkiem, mężczyzna i kobieta byli nadzy «a nie wstydzili się» (Rdz 1, 25). Z chwilą, gdy postanowili być kim innym niż są, stali się nadzy i zawstydzili się. Nagość symbolizowała ich prawdziwe, autentyczne Ja. Byli kim byli i dobrze im było z tym. Nie mieli niczego do ukrycia. Byli w pełni, absolutnie uczciwi. W tym symbolicznym, metaforycznym opisie Adama i Ewy zawiera się opis kondycji ludzkiej. Jak się wydaje, najtrudniejszym zadaniem stojącym przed gatunkiem ludzkim jest bezwarunkowa miłość i akceptacja samego siebie. Odrzuciwszy swoje «prawdziwe Ja» albo staramy się stworzyć Ja fałszywe, potężniejsze, albo rezygnujemy w ogóle z bycia człowiekiem. Tym samym skazujemy się na konieczność bezustannego maskowania i ukrywania naszego prawdziwego Ja. To zaś jest podstawowym źródłem cierpienia każdego z nas. (…) Bez całkowitej miłości i akceptacji
Rozdział 1 • Zaakceptować bycie człowiekiem
21
siebie, jesteśmy skazani na wyczerpującą konieczność tworzenia coraz to nowych, fałszywych Ja. Życie w fałszu jest niezwykle pracochłonne i wyczerpujące”6. Będziecie jak bogowie, powiedział w Księdze Rodzaju wąż do Adama i Ewy. Czyż nie na tym polega pokusa, jakiej stale doświadcza człowiek: nadąć się, żeby być tym, czym nie jest, zanegować swoje człowieczeństwo i swoją podatność na zranienie? Wyraźnie nam o tym przypomina tekst św. Pawła z Listu do Filipian (2, 5–11). W tym Hymnie Paweł przeciwstawia postawę Chrystusa, nowego Adama, postawie pierwszego Adama. Adam chciał uczynić siebie Bogiem, negując swoją człowieczą kondycję, a Jezus przeciwnie, zgadza się zejść w dół i stać się ciałem. Pod każdym względem zanurza się do końca w ludzkiej kondycji. Adam chciał się odczłowieczyć, Jezus natomiast uczłowiecza się w całej pełni, i to z miłości. Św. Hildegarda twierdziła: „Człowiek prawdziwie święty dobrze przyjmuje wszystko to, co ziemskie”, zaś Mechtylda z Magdeburga pisała: „Nie pogardzajcie swoim ciałem”. Mistrz Eckhart zaznacza, że słowo „pokora” [fr. humilité] pochodzi od humus, czyli od ziemi. A zatem być pokornym oznacza też być w kontakcie z ziemią i celebrować naszą ziemską kondycję. Trafnie to opiewał Franciszek z Asyżu: „nasza siostra woda”, „nasza matka ziemia”, „nasz brat ciało”. Fałszywa koncepcja pokory, zrywająca więź z „ziemistością” i „cielesnością”, zwalcza dziecko ukryte w moim wnętrzu i pod pretekstem 6
J. Bradshaw, Toksyczny wstyd. Jak uzdrowić wstyd, który cię zniewala, Warszawa 1997, s. 10–11.
22
André Daigneault • Długa droga do pogody ducha
uduchowienia może zrobić ze mnie człowieka zimnego i zdystansowanego. Istnieje różnego rodzaju fałszywa czystość, która jest ukrytą pychą. Psycholog Carl Gustav Jung łączył zwalczanie swojej ludzkiej i ziemskiej kondycji – swojego lęku przed błotem – z pewną nerwicą i z zabiciem w sobie kreatywności i życia. Jak mówi, „prawdziwe życie płynie zarówno z jasnych, jak z mętnych źródeł. Toteż w zbyt wielkiej (niekiedy pozornej) «czystości» nie ma życia!”
ODRZUCENIE CIAŁA Wielką pokusą człowieka, chrześcijanina, chrześcijanki, jest pogarda wobec ciała, pomijanie go, mówienie sobie: „chcę być czysto duchowy, ale bezpośrednio, bez pośredników”. Nie zapominajmy, że najcięższym grzechem jest pycha. Właśnie dlatego, jak mówi św. Tomasz z Akwinu, grzechy cielesne są mniej ciężkie od grzechów duchowych, takich jak pycha, a tym bardziej pycha duchowa, bowiem pycha jest grzechem w najwyższym stopniu diabelskim. Patrzenie na ciało z pogardą jest odrzuceniem stworzenia, skoro zaś Bóg zjednoczył się z ciałem, jest to także pogardzanie Jego planem miłości i Jego mądrością. A duchowość, która nie uwzględniałaby ciała, ograniczeń i słabości wcielonego człowieka, nie byłaby prawdziwą duchowością chrześcijańską. Wciąż pamiętam słowa Simone Weil, które kilka lat temu bardzo mnie poruszyły: „To, czy w kimś pło-
Rozdział 1 • Zaakceptować bycie człowiekiem
23
nie ogień prawdziwej miłości, mogę poznać nie po sposobie, w jaki mówi mi on o Bogu, ale po sposobie, w jaki mówi mi o rzeczach ziemskich”. Papież Paweł VI w swoim testamencie użył wspaniałych, a zarazem jakże ludzkich słów: „Zamykam oczy na tej ziemi bolesnej, dramatycznej i wspaniałej”7.
JAKA DOSKONAŁOŚĆ? Iluż mężczyzn i ileż kobiet w okolicach czterdziestki czy nawet pięćdziesiątki przeżywa nagłe załamanie, ku zaskoczeniu ludzi, którzy ich idealizowali; ich „doskonałość” wydawała się bowiem nieskazitelna i niemal anielska. Pewien amerykański lekarz i psycholog, badający przypadki około stu księży, którzy nagle porzucili posługę kapłańską, napisał te słowa: „Znałem wielu księży, którzy porzucili kapłaństwo, i z nimi pracowałem; znałem ich przed ich odejściem i potem. Niemal zawsze byli to ludzie, po których prawie wcale nie było znać, że opuszczą posługę kapłańską. Tymczasem wydaje się, że jednym z czynników tkwiących u źródeł ich odejścia była niezdolność do uniesienia swojej słabości, swojego dogłębnego człowieczeństwa. Byli ludźmi skutecznymi w działaniu, wydawali się wykonywać i faktycznie wykonywali fantastyczną robotę. Dbali o doskonałość, nie w tym sensie, jakoby ktoś ich do tego popychał z zewnątrz, ale w tym sensie, że sami stale dążyli do niemal 7
Cytowane za: M. Wrzeszcz, Paweł VI, Warszawa 1988, s. 372.
24
André Daigneault • Długa droga do pogody ducha
doskonałego postępowania i prawie im się to udawało. Zresztą to właśnie bliskość ideału sprawiała, że ludzi dziwiło ich odejście. Jednak przyglądając się temu z bliska można stwierdzić, że ci ludzie niemal wcale nie ujawniali swojego prawdziwego życia emocjonalnego. Nie tylko tłumili swoje uczucia, ale wydawali się wręcz przeczyć ich istnieniu. Ich najbardziej podstawowe ludzkie potrzeby zostały całkowicie wyparte jako nieznośne, toteż ludzie ci wydawali się ich pozbawieni. I nagle ich potrzeby przebiły się przez odrzucenie i tłumienie. Z powodu dążenia do doskonałości nie byli w stanie tolerować istnienia czegoś, co czyniło ich ludźmi. Ponieważ nie zaakceptowali swoich ludzkich ograniczeń i swojej rzeczywistości wcielonego człowieka, w okolicach czterdziestki nagle okazali się zupełnie bezbronni”8. Czyż nie właśnie dlatego większość autorów w dziedzinie życia duchowego uznaje grzechy ducha – takie jak postawa arogancji i pychy, upór, brak woli przebaczenia, brak akceptacji własnych słabości, a także ucieczka we własną „doskonałość” – za największe przeszkody dla Bożej łaski i grzechy cięższe od grzechów ciała? Niektórzy ludzie ukrywają się za swoją pozorną doskonałością i za intelektem, żeby uniknąć zmierzenia się ze swoim poranionym sercem i ze swoim ciałem. „Na osobowość wpływa to, co dzieje się w umyśle. Nie biorą jednak pod uwagę tego, że na myślenie i zachowanie równie silnie wpływa również to, co 8
Dr R.J. McAllester w: „Journal of Religion and Mental Health”, lipiec 1975, s. 335.
Rozdział 1 • Zaakceptować bycie człowiekiem
25
dzieje się w ciele. (…) Jednostki narcystycznie nie zaprzeczają posiadaniu ciała. (…) Swoje ciało postrzegają jednak jako instrument umysłu – przedmiot ich woli. Według nich ciało działa tylko zgodnie z ich obrazami; ciało nie czuje. (…) Takie osoby mają potrzebę bycia doskonałymi. Chcą ponadto, by inni tak je postrzegali. I tak naprawdę w wielu przypadkach jednostki o charakterze narcystycznym wykazują liczne osiągnięcia i dochodzą do pozornego sukcesu, gdyż często wykazują zdolność dawania sobie rady w świecie władzy i pieniędzy. Mogą mieć o sobie wygórowane mniemanie, ale i u innych, ze względu na tego typu światowe sukcesy, mogą cieszyć się estymą. Obraz takich osób jest jednak wielkościowy; zaprzecza mu rzeczywistość «ja». Jednostki o charakterze narcystycznym w ogóle nie potrafią się odnaleźć w świecie uczuć i nie wiedzą, jak mają się odnosić do ludzi w prawdziwy, ludzki sposób. (…) Narcyz, który nie ma skutecznej siły mocnych uczuć, potrzebuje władzy, by zrekompensować sobie ten brak, i dąży do niej. (…) Kontrolują same siebie poprzez zaprzeczenie tym uczuciom, które mogą je uczynić podatnymi na zranienie. Muszą one jednak także kontrolować sytuacje, w których się znajdują; muszą upewniać się, że nie dopuszczą do tego, by ktoś zyskał nad nimi władzę. Władza i kontrola to dwie strony jednego medalu. Działają w celu ochrony jednostki przed uczuciem bezbronności i odczuciem niemocy oraz zapobiegają potencjalnemu upokorzeniu. (…) Władza to sposób na ochronę siebie przed upokorzeniem. To środek pokonywania poczucia niższości. (…) Kiedy myśli
26
André Daigneault • Długa droga do pogody ducha
się w kategoriach [władzy], wyłania się jedynie walka o jeszcze większą władzę. (…) Władza nie stanowi narzędzia do pokonania własnego poczucia niższości, nie łagodzi wewnętrznego poczucia upokorzenia (…). Służy ona jedynie zaprzeczaniu tym uczuciom. (…) Osoby te muszą nauczyć się rezygnować ze sprawowania kontroli, pozwolić sobie na działanie dyktowane uczuciami i emocjami, a nawet na to, by reakcje emocjonalne ich ponosiły”9.
POKUSA PAR EXCELLENCE Trzy pokusy, jakim został poddany Chrystus na pustyni, to trzy postacie jednej pokusy. I to właśnie jest pokusa pierwotna, jedyna – pokusa mocy, władzy. Pokusa władzy nad naturą, nad siłami duchowymi, nad ludźmi i państwami. Pokusa, by [„posługiwać się”] duchowością dla swojej własnej chwały, by zachwycać tłumy i budzić w nich trwały podziw. Chcielibyśmy chrześcijaństwa odcieleśnionego. To właśnie jest pierwsza i istotna pokusa, jaką diabeł podsuwa Chrystusowi: „Bądź potężnym Mesjaszem, a nie słabym i kruchym człowiekiem!... Bądź wszechmocą i posługuj się swoją władzą, by przekonywać, budzić podziw tłumów”. Oto prawdziwa pokusa czyhająca na Kościół i na chrześcijan, pokusa, przy której bledną wszystkie inne pokusy: pokusa mocy, która polega na tym, że 9
A. Lowen, Narcyzm: zaprzeczenie prawdziwemu „ja”, Koszalin 2013, s. 21, 30–31, 85–87, 93, 106 i 108.
Rozdział 1 • Zaakceptować bycie człowiekiem
27
człowiek chce, aby Bóg czy Kościół poświęcił swoją miłość na rzecz swojej wszechmocy. A wszelka próba prawdziwej reformy w Kościele polega na odnalezieniu Boga słabości, Boga dziecka, Boga wcielonego i bezbronnego, Boga, którego autorytet polega wpierw na uklęknięciu u stóp małych i ubogich, Boga, który pozwala sobie przebić Serce, z ramionami rozłożonymi w geście ofiary i miłości.
AKCEPTACJA BYCIA NIEDOSKONAŁYM Akceptacja bycia człowiekiem to również akceptacja – tak jak to zrobiła Teresa od Dzieciątka Jezus – bycia niedoskonałym i akceptacja siebie w swojej kruchości wcielonego mężczyzny lub wcielonej kobiety. Nasze współczesne społeczeństwo, które nieustannie mówi nam o doskonałości, często skłania nas do poszukiwania rzekomej doskonałości, która już nie jest ludzka, i do budowania sobie pancerza, roli do odgrywania i wyidealizowanego obrazu samego siebie. W tym kontekście nawet dążenie do świętości już nie jest pokornym przyjęciem daru Boga i Jego miłości w sercu naszego ubóstwa, ale płynącym z siły woli zdobywaniem ideału, przez co z łatwością popadamy w pychę duchową. Bardziej niż kiedykolwiek musimy pamiętać, że w dziedzinie życia duchowego bycie doskonałym niekoniecznie musi oznaczać miłowanie. Wola osiągnięcia sukcesu za wszelką cenę, bycie pierwszym bez względu na to, ile to miałoby kosztować, często ujawnia ukryte i dawne zranienie.
28
André Daigneault • Długa droga do pogody ducha
Winston Churchill mawiał, że człowiek, który zawsze usiłuje być doskonałym za wszelką cenę, był kiedyś nieszczęśliwym dzieckiem. Bez uogólnień można by powiedzieć, że jest to dziecko, które było kochane warunkowo, bardziej ze względu na swój „obraz” niż na siebie. Od tamtej pory taki człowiek często czerpie w życiu więcej przyjemności i zadowolenia ze swojego wizerunku osoby, która wie, że właściwie postępuje, niż z radości z tego, co udało mu się zrobić. Takie osoby nieustannie usiłują udowodnić swoją wartość i w ten sposób pozostają więźniami swojego perfekcjonizmu i swojego image’u. Francuski filozof Henri Bergson stwierdził kiedyś: „Człowiek pragnie pochwał i honorów dokładnie w tej mierze, w jakiej nie jest pewny, że mu się udało. (…) Ten jednak, kto jest pewny, absolutnie pewny, że stworzył dzieło zdolne do życia i trwałe, nie potrzebuje już pochwał, czuje, że jest ponad sławą, ponieważ jest twórcą, ponieważ o tym wie, i ponieważ radość, której doświadcza, jest radością boską”10. Źródłem perfekcjonizmu często bywa dogłębny brak poczucia bezpieczeństwa. Zwalczając ten brak, budujemy wyidealizowany obraz samych siebie. Perfekcjonizm często wiąże się też z tak zwanym „kompleksem Zbawiciela”, polegającym na potrzebie przychodzenia z pomocą i ratunkiem różnym ludziom, aby zachować swój wyidealizowany obraz kogoś, kto nigdy nie myśli o sobie, gdyż cały czas poświęca ratowaniu innych. 10
H. Bergson, Energia duchowa, Warszawa 2004, s. 29–30.
Rozdział 1 • Zaakceptować bycie człowiekiem
29
Jak pisze Karen Horney, perfekcjoniści obawiają się ujawnienia „rozbieżności pomiędzy perfekcjonistyczną fasadą a istniejącymi wadami i brakami. Ponieważ fasada musi być zachowana, jakiekolwiek kwestionowanie jej solidności jest siłą rzeczy przerażające i denerwujące. Co więcej, perfekcjonistyczne standardy oraz próby ich osiągania są ściśle związane z dumą jednostki. Jest to fałszywa duma, zastępująca rzeczywiste poczucie własnej wartości, ale bez względu na to, czy jest ona autentyczna czy fałszywa, jednostka jest dumna ze swoich standardów i dzięki nim czuje się lepsza od innych. (…) Potrzeba okazania się kimś doskonałym jest dla neurotyka z wielu przyczyn koniecznością. Jakiekolwiek niepowodzenie w zachowaniu pozorów doskonałości oznacza dla niego porażkę i niebezpieczeństwo”11. Tak bardzo chce wydawać się doskonały i nieomylny, że zaprzecza wszelkiej słabości czy nawet jakimkolwiek problemom w sobie. Perfekcjonista często w ogóle nie jest świadom swoich ograniczeń. Dlatego nigdy nie wie, kiedy zatrzymać się w dążeniu do „doskonałości”. W innej książce Karen Horney stwierdza, że „Daje mu [to] też zasoby pozornej pewności siebie, czego zazdroszczą mu ludzie nękani wątpliwościami na swój temat. Człowiek narcystyczny nie przeżywa świadomych zwątpień co do własnej osoby. We własnych oczach istotnie jest «pomazańcem», mężem opatrznościowym, prorokiem, rozdawcą dóbr, dobroczyńcą ludzkości. Wszystkie te sądy zawierają ziarnko prawdy. 11
K. Horney, Nowe drogi w psychoanalizie, Poznań 2011, s. 216–217.
30
André Daigneault • Długa droga do pogody ducha
Często bowiem się zdarza, iż jest to człowiek o niepospolitych zdolnościach, który łatwo i w młodym wieku zdobył zaszczyty, a niekiedy już jako dziecko otoczony był specjalnymi względami i powszechnym podziwem”12. Perfekcjoniści w gruncie rzeczy są ofiarami swojego dzieciństwa. Wartości „perfekcjonisty” wpaja się dziecku, gdy nie uznaje się jego wartości ze względu na to, kim ono jest. Często perfekcjonizm zakorzenia się z chwilą, gdy akceptacja i miłość rodziców są uzależnione od postępów i wyników osiąganych przez dziecko. Stale musi ono podejmować wysiłek, by przekraczać siebie, iść coraz dalej. Od pewnego momentu już nigdy nie jest w stanie wyluzować się ani zakosztować radości czy przyjemności. Nie ma prawa tracić czasu na to, by po prostu żyć i cieszyć się miło upływającym czasem. Karen Horney wspomina o kuszeniu Chrystusa, o pokusie rozdęcia swojego „ja”, by osiągnąć fałszywą doskonałość oraz władzę nad innymi ludźmi i nad światem. „Kiedy jednostka przesuwa środek ciężkości ze swego autentycznego «ja» na wyidealizowany obraz własnej osoby, (…) wyidealizowany obraz własnego «ja» staje się czymś więcej niż tworem wyobraźni, do którego należy dążyć. Staje się również miarą oceny własnej realnej osobowości. (…) Stąd jednostka musi nienawidzić swoje «ja» prawdziwe, czyli musi nienawidzić samą siebie. (…) Obserwując potęgę uczucia 12
K. Horney, Nerwica a rozwój człowieka, Poznań 2011, s. 251.
Rozdział 1 • Zaakceptować bycie człowiekiem
31
nienawiści do siebie oraz jej pustoszące nasilenie, powinniśmy dostrzegać cały tragizm tego zjawiska, stanowiącego największy dramat ludzkiej psychiki. Gdy człowiek sięga po doskonałość w kategoriach niedościgłego absolutu – rozpoczyna dzieło samozniszczenia. Kiedy zawiera pakt z diabłem, obiecującym mu wielkość i chwałę, musi się godzić na piekło – piekło we własnym wnętrzu”13.
KUSZENIE NA PUSTYNI Widzieliśmy, że gdy Jezus Chrystus był kuszony na pustyni, nie odrzucił swojego „rzeczywistego ja”, by zwrócić się ku wyidealizowanemu obrazowi (władza nad wszystkimi królestwami ziemi), którym diabeł próbował Go olśnić. Oparcie się pokusie tej natury i zaakceptowanie prawdy o swoim bycie wcielonym i podatnym na zranienie jest oznaką prawdziwej wielkości. Horney nazywa walkę, jaką perfekcjonista podejmuje w celu dopasowania się do wyidealizowanego obrazu („pakt z diabłem”) nie w znaczeniu prawdziwego, świadomie chcianego paktu demonicznego, lecz w tym znaczeniu, że wyrzeczenie się swojego prawdziwego „ja” wymaga od człowieka ogromnej ceny, głębokiej alienacji swojego „rzeczywistego ja”, akceptacji sekretnego i wewnętrznego piekła. Człowiek nieustannie żyje pod stałą wewnętrzną presją i usiłuje zaspokoić wymagania narzucane mu przez nieosiągalne cele. Musi być doskonały, bo 13
Tamże, s. 135–136 i 196–197.
32
André Daigneault • Długa droga do pogody ducha
w gruncie rzeczy usiłuje osiągnąć doskonałość samą w sobie. Aby uniknąć konieczności oglądania swojego „rzeczywistego ja”, człowiek pielęgnuje pewnego rodzaju pychę. Dzięki tej pysze może utożsamić się z wyidealizowanym i chwalebnym obrazem i zapomnieć o porażkach swojego „rzeczywistego ja”, czyli tego niepewnego i poranionego dziecka, które żyje głęboko w nim i które bardzo potrzebowałoby poczucia, że jest kochane. Być może lepiej rozumiemy więc słowa Chrystusa mówiącego, że aby wejść do Królestwa, trzeba „zgodzić się na to, by stać się na nowo jak dziecko”. „Perfekcjoniście” bardzo trudno jest stać się na nowo jak dziecko, on zawsze woli wielkość i władzę. Pozostają mu dwa wyjścia: albo wycofać się i uciec, albo dążyć do władzy, żeby udowodnić swoją wielkość i nigdy nie doznać upokorzenia. Nie akceptuje „bycia jak inni ludzie”, co celnie ujął faryzeusz z Ewangelii św. Łukasza.
DĄŻENIE DO WŁADZY Ponieważ taki człowiek nie zaakceptował swojego prawdziwego „ja” i swojej kruchości, nieustannie dąży do tego, by budzić podziw. Mówi sobie podświadomie: „Skoro nie mogę być kochany ze względu na siebie, to w takim razie będę podziwiany”. Pragnienie bycia podziwianym zastępuje wtedy miłość. Człowiek stara się budzić podziw przez to, że najbardziej się poświęca, jest najbardziej oddany, najbiedniejszy, najdoskonalszy, najświętszy w oczach świata, najbardziej wyrozumiały, najbardziej miłosierny, naj-
Rozdział 1 • Zaakceptować bycie człowiekiem
33
bardziej uduchowiony, wszystko jedno! Byleby budzić podziw i nie być „jak inni ludzie”14. Taki ktoś sztucznie rozdyma wartość, jaką nadaje samemu sobie. Przypisuje więc sobie swoistą „wartość wyższą”, którą można by ująć w takim schemacie: albo jest najlepszy (lub należy do grona najlepszych), albo nic nie jest wart, jest zerem. Poczuciu bycia kimś wyjątkowym niekiedy towarzyszy silna ambicja, stałe dążenie do władzy. Wobec napotkanych osób takiego człowieka cechuje zadziwiająca łatwość przystosowania i powierzchowna swoboda. Skądinąd za łatwością nawiązywania kontaktu i błyskotliwą nadaktywnością kryje się chroniczne – i nieustannie zwalczane – poczucie pustki. Do tego dochodzi silne uzależnienie od podziwu innych. Lęka się on, że zostanie sam, opuszczony, 14
Świetnie to wyjaśniał o. J. Ravanel: „Wielu ludzi sądzi, że wejdą w Boży świat, gdy zapomną o sobie i będą przesadnie ofiarni. W rzeczywistości jedynie uciekają przed sobą i swoim życiem. Bynajmniej nie budują się, ale rozbijają siebie, stając w jakimś mglistym innym świecie, rozmijając się ze swoją osobą i swoim życiem. Takie osoby są ogromnie wymagające wobec siebie, żyją według ściśle przestrzeganego rozkładu dnia, gdyż poszanowanie godziny jest dla nich absolutem. Nie mogą sobie wybaczyć żadnego błędu ani zaniedbania. Wszystko oceniają wedle swojego zimnego i sztywnego rozumowania. Intelekt tłamsi emocjonalność. Budzą więcej lęku niż miłości i budują duszny, władczy świat, który nie może znieść istot innych niż one, których swoboda myślenia wydaje się zagrożeniem. (…) Takie osoby są całkowicie «oddane», ale przy takich dokonaniach i takiej żywotności, w których mało kto mógłby dotrzymać im kroku. Są nieprzeciętnie produktywne, przerażająco skuteczne, ale same stanowią centrum swojej aktywności. Wola danego człowieka podejmuje jego autopromocję w zachowaniach skrajnych. Zarysowują one sylwetkę wzniosłego bohatera, tym bardziej wyjątkowego w swoich zmaganiach i w swojej działalności, że z pozoru jest on pokorny. Osoby te uprawiają kult doskonałości, niezależnie od tego, na czym polega ich działalność. Trawi je idea Doskonałości i dokonują jej projekcji na świat, na rzeczy i na byty. Uważają, że wszystkim można zawładnąć i wszystko da się ujarzmić” („L’Alouette” nr 181, lipiec 1997).
34
André Daigneault • Długa droga do pogody ducha
nie związany z nikim. Postępuje tak po to, by być potrzebnym. W naturalny sposób nasuwa się wówczas pytanie: „Dlaczego zgadzamy się oddawać takim osobom stanowiska związane z władzą?”. Jak już wspomniałem, na zewnątrz ten człowiek jest serdeczny, sympatyczny, solidny. Swoją osobowością przyciąga innych. Myślimy: „Jemu to przychodzi z taką łatwością”. Trzeba przyznać, że wszyscy ulegamy pokusie wyobrażania sobie, że może istnieć ktoś doskonały, silny, inteligentny, oddany bliźnim i umiejący rozwiązać wszystkie nasze problemy”. Bywa, że tożsamość niepewnej grupy natychmiast się buduje właśnie dzięki niemu. Jawi się on jako ktoś, kto gromadzi i łączy; czujecie, że was rozumie i darzy zaufaniem. Uwodzi was15. Czerpie satysfakcję przede wszystkim z bycia podziwianym; jego poczucie bezpieczeństwa również opiera się na tym podziwie, gdyż daje mu to złudzenie bycia silnym. Jednakże to poczucie bezpieczeństwa jest bardzo nietrwałe, gdyż każda porażka czy traumatyzujące wydarzenie może wydobyć na powierzchnię brak poczucia bezpieczeństwa, ukryty pod pozorami siły. John Bradshaw w książce Toksyczny wstyd tłumaczy często szalone dążenie do władzy i do sprawowania kontroli obecne w osobach poranionych, które zanegowały swoje „rzeczywiste ja”: „Przez całe życie 15
M. Berger, La folie des hommes du pouvoir, Pouvoir et Maladie du narcissisme, Albin Michel, 1993.
Rozdział 1 • Zaakceptować bycie człowiekiem
35
stale musiałem mieć się na baczności, przez co traciłem mnóstwo czasu i energii. Bałem się, że ktoś mnie zdemaskuje. Bo gdyby mnie zdemaskował, każdy by zobaczył, że jestem z gruntu niedoskonały i niepełnowartościowy”16. Dążenie do władzy wynika z potrzeby kontroli. Władzę traktujemy jako bezpośrednią rekompensatę za poczucie ułomności. Kto ma władzę nad innymi, ten jest mniej narażony na upokorzenie. Walka o władzę potrafi wypełnić całe życie. W swojej najbardziej neurotycznej postaci, uzależnia całkowicie. Człowiek walczący o władzę z pobudek neurotycznych cały swój wysiłek skupia na planowaniu, matactwach, intrygach, szachrajstwach, by tylko zdobyć stanowisko, które pozwoli mu się piąć w górę po kolejnych szczeblach sukcesu. Niektóre role społeczne i stanowiska z definicji dają władzę. Ludzie pragnący ukryć wstyd chętnie ich poszukują. Ludzie opętani żądzą władzy zawsze starają się maksymalnie podporządkować sobie innych. Często wybierają zawody stwarzające w sposób naturalny możliwość panowania nad innymi, a zabezpieczają się w ten sposób, że dobierają sobie na współpracowników osoby mniej pewne siebie, słabsze. Człowiek walczy o władzę, by móc innych kontrolować. Władza jest formą kontroli. Kontrola jest wynaturzeniem woli. Człowiek, który za wszelką cenę chce wszystko i wszystkich kontrolować, to człowiek, który boi się swojej podatności na zranienie. Dlaczego? 16
J. Bradshaw, Toksyczny wstyd…, s. 108–109.
36
André Daigneault • Długa droga do pogody ducha
Ponieważ człowieka podatnego na zranienie łatwo upokorzyć.
DROGA DO DAMASZKU Wciąż jest to walka między „ja” wyidealizowanym i „ja” rzeczywistym. Także i Paweł, przed spotkaniem Pana na drodze do Damaszku, uwikłał się w takie złudzenia; sądził, że jego wyidealizowany obraz faryzeusza jest w zasięgu jego możliwości i może mu dać to, co jest przedmiotem jego dążeń. Dlatego po swoim nawróceniu na drodze do Damaszku, z taką mocą przeciwstawiał się w Listach przeciwko poszukiwaniom wyidealizowanego obrazu: „Chociaż ja także i w ciele mogę pokładać ufność. Jeśli ktoś inny mniema, że może ufność złożyć w ciele, to ja tym bardziej: obrzezany ósmego dnia, z rodu Izraela, z pokolenia Beniamina, Hebrajczyk z Hebrajczyków, w stosunku do Prawa – faryzeusz, co do gorliwości – prześladowca Kościoła, co do sprawiedliwości legalnej – stałem się bez zarzutu. Ale to wszystko, co było dla mnie zyskiem, ze względu na Chrystusa uznałem za stratę” (Flp 3, 4–7). W tych słowach Paweł nawiązuje do swojego niegdysiejszego przywiązania do aspiracji i uczynków swojego wyidealizowanego obrazu („Hebrajczyk z Hebrajczyków”) i podkreśla, że przestał ufać temu obrazowi, a pragnie być swoim „rzeczywistym ja”, jedynym „ja”, które ma związek z Chrystusem.
Rozdział 1 • Zaakceptować bycie człowiekiem
37
Kiedy ludzie są więźniami swojego wyidealizowanego obrazu, często wydają się silni i niemal nazbyt doskonale zrównoważeni. I nagle pewnego dnia coś się sypie, a oni popadają w depresję, co często bywa zaskoczeniem dla ich otoczenia, które nie spodziewało się, że tego człowieka może coś takiego spotkać. Nagle, z różnych powodów, ci ludzie już nie są w stanie dłużej ukrywać swojej kruchości za odgrywaną przez siebie rolą. W najtajniejszej ich głębi kryje się niezgoda na własne ograniczenia, zamaskowana potrzebą budzenia podziwu czy prześcigania innych.
TERESA OD DZIECIĄTKA JEZUS I ŚW. PAWEŁ Śledząc duchową drogę Teresy od Dzieciątka Jezus zauważamy, że przypomina ona drogę św. Pawła – od prawa do łaski. Tak jak u Pawła, zwycięstwo musi przejść przez słabość, porażkę, przez klęskę wszelkiego perfekcjonizmu i samozadowolenia. Na drodze do Damaszku Paweł zostaje powalony na ziemię, w proch. Całkowite odwrócenie. Teresa od Dzieciątka Jezus, która na początku chciała „zostać wielką świętą” i „kochać tak jak nikt dotąd nigdy nie kochał”, pewnego dnia musi skapitulować. I wtedy, z całą świadomością, zawierza dzieło swojego uświęcenia w ręce Jezusa. To On jest Zbawicielem. Dlatego Teresa powie: „Chcę przed Nim stanąć z pustymi rękami”. Wszelkie dążenie do doskonałości rozumianej jako cel ostateczny, może prowadzić tylko do karania
38
André Daigneault • Długa droga do pogody ducha
samych siebie. Wobec niemożności osiągnięcia kiedykolwiek spójności z olśniewającym ideałem nas samych, z jakim się porównujemy, a tym bardziej z projekcją doskonałego obrazu Jezusa Chrystusa, pozostaje nam tylko męczyć się bez końca ze swoją niemożnością i swoimi błędami. Będąc więźniami tego ideału, a jeszcze bardziej szczytnych motywów, od których on pochodzi w chrześcijaństwie, nie przestajemy oskarżać samych siebie; jednakże za fasadą fałszywej pokory podstępnie kryje się nieuświadomiony faryzeizm i pełne pychy przywiązanie do naszego nierealnego pragnienia. Dlatego mistrzowie życia duchowego „uznają dążenie do doskonałości samej w sobie za demoniczny narcyzm i stale ukazują je jako pułapkę w dziedzinie religijności”17.
DUCHOWOŚĆ WCIELENIA Kiedy w swoim życiu oddzielimy duchowość od człowieczeństwa, faktycznie negujemy to, że Jezus przyszedł w ciele, i w pewien sposób odrzucamy Wcielenie, chcąc „być jako bogowie” i szukając schronienia w obrazie samych siebie opartym na infantylnej „wszechmocy”. Oznaką tego, że osiągnęliśmy pewną duchową dojrzałość, jest zdolność powiedzenia sobie: „Jestem niedoskonały, jestem poraniony i słaby, a Bóg mnie akceptuje, i dlatego sam siebie muszę akceptować”. 17
Ph. Avril, Délivre-nous du mal, Cerf, s. 113.
Rozdział 1 • Zaakceptować bycie człowiekiem
39
BYĆ PRZEWODNIKIEM DLA INNYCH? Musimy zaakceptować, że jesteśmy niedoskonali, zaakceptować, że długo musimy być synami, zanim będziemy mogli stać się prawdziwym przewodnikiem i duchowym ojcem dla innych. Nie ufajmy ludziom, którzy traktują siebie zbyt serio i za bardzo chcą nam pomagać, pielęgnując własny „wyidealizowany obraz”. Tacy ludzie często potrzebują dominowania poprzez podziw, jaki budzą, poprzez wpływ swojej fałszywej doskonałości. Nic ich zresztą bardziej nie umacnia niż świadomość, że są obierani za wzór. Jeśli szukamy prawdziwego wzoru mistrza i przewodnika duchowego, możemy popatrzeć na św. Jana Chrzciciela. Jest on prawdziwym wzorem przewodnika duchowego: pokorny, gdyż inteligentny, przenikliwy w kwestii własnej niedoskonałości i ograniczoności, i radosny, ponieważ nie jest „Oblubieńcem”, lecz „przyjacielem Oblubieńca”. Odrywa się od swoich uczniów po to, by pokierować ich ku Jezusowi. Wszyscy jesteśmy nazbyt zaborczy wobec tych, którym chcemy pomagać, a najbardziej dominujący są ci, którzy uważają się za pokornych i wyzbytych jakichkolwiek oczekiwań wobec innych. Najgorszą rzeczą jest uważanie się za doskonałego. Niełatwo jest pozwolić odejść, oderwać się, dać komuś wolność. Bycie obieranym za wzór nie zawsze jest dobre. Inni mogą nas wtedy idealizować i z tej racji zmuszać do noszenia maski zakrywającej naszą słabość i nasze niedoskonałości. Jak mówi znane powiedzenie, „nie należy uważać się za kogoś lepszego od innych”. A Jan
40
André Daigneault • Długa droga do pogody ducha
Chrzciciel nie uważa się za kogoś lepszego. Kiedy przychodzą do niego z pytaniem, czy to on jest Mesjaszem, odpowiada: „Ja nie jestem Mesjaszem”. Ktoś inny, a nie on, jest „Ja jestem”. Jak precyzuje Prolog Ewangelii św. Jana, „Nie był on światłością, lecz [został posłany], aby zaświadczyć o światłości” (J 1, 8). Niektórzy ludzie, zapatrzeni w swoje narcystyczne „ja”, które nie zostało oczyszczone nocami zmysłów i ducha, uważają siebie za światłość i chcieliby, żeby inni za nimi poszli. Jeden jest Chrystus, jeden jest Zbawiciel. Nikt nie może naprawdę dawać, jeśli przez długi czas nie uczył się przyjmować, nikt nie może uważać się za nauczyciela, jeśli wpierw przez długi czas nie był uczniem, nikt nie może przyznawać sobie prawa do wymagania posłuszeństwa od innych, jeśli sam przez długi czas, i to z pokorą, nie był posłuszny komuś innemu. Nikt nie może być dorosły, jeśli przedtem nie był prawdziwym dzieckiem. Nikt nie może stać się ojcem duchowym, jeśli przedtem przez długi czas nie zaakceptował bycia synem. Jan Chrzciciel powiedział: „Wy sami jesteście mi świadkami, że powiedziałem: Ja nie jestem Mesjaszem, ale zostałem przed Nim posłany” (J 3, 28). Taka ma być autentyczna radość mistrza duchowego, albo dobrego terapeuty, czy po prostu ojca lub matki rodziny. Zaakceptować jak Abraham złożenie w ofierze naszego Izaaka, zrezygnować z zawłaszczania innych, nawet naszych synów czy córek – naszych dzieci biologicznych lub duchowych. Zaakceptować bycie niedoskonałym i nie pozwolić, by inni nas idealizowali, żeby nie zaczęli nas uważać za Zbawiciela swojego
Rozdział 1 • Zaakceptować bycie człowiekiem
41
życia, czy nawet swojej grupy lub wspólnoty. Na tym polega dramat niektórych założycieli, którzy w pewnym momencie chcą sobie przywłaszczyć wspólnotę i przestają myśleć o sobie jako o „nieużytecznym słudze”, którym Bóg zechciał się posłużyć, ale który teraz musi się usunąć, żeby to dziecko (ich wspólnota) rozwinęło się i osiągnęło dojrzałość. Kiedy inni nas opuszczają i odchodzą, musimy po nich odprawić żałobę. Nie zawsze łatwo jest zaakceptować, że drugi człowiek dojrzewa i kiedyś może nawet o nas zapomni. Zaakceptować to bez uskarżania się czy uważania siebie za biedną ofiarę z pewnością jest oznaką wielkiej pokory i prawdziwego ojcostwa duchowego. „Trzeba, by On wzrastał, a ja żebym się umniejszał” (J 3, 30), mówi Jan Chrzciciel. Być może ktoś, komu pomagaliście przez wiele lat, kiedyś nawet nie będzie już pamiętał o tym wszystkim, co wam zawdzięcza, po prostu dlatego, że zrobiliście, co do was należało, a tamten człowiek stał się sobą. To, co mu daliście, stało się teraz jego własną substancją i jego – a już nie waszym – dobrem. Daliście mu życie, niech więc teraz żyje. Ideałem byłoby, gdyby ten człowiek robił teraz to, co my robiliśmy, jeszcze lepiej od nas. To jest naszą radością. Zaakceptować, by inny wzrastał i stał się sobą, i aby mój wpływ malał, to żałoba, jaką powinni odprawić wszyscy ojcowie i wszystkie matki, przewodnicy duchowi i księża. A co można czasem powiedzieć o niektórych świeckich zaangażowanych w Kościół i w duszpasterstwo, którzy nie chcą ani opuścić, ani zostawić, i czują się niezbędni, popadając w jeszcze
42
André Daigneault • Długa droga do pogody ducha
większy klerykalizm niż ów dawny klerykalizm, o którym sami wyrażali się z buntem i obrzydzeniem? Władza jest pokusą nas wszystkich, a nie tylko księży i osób pełniących różne posługi w Kościele. Czy koniecznie trzeba mówić, że prawdziwy mistrz nie musi być otaczany i podziwiany przez ludzi? Nie potrzebuje uczniów, by żyć, świetnie bez nich istnieje, gdyż znalazł swoją tożsamość i nie potrzebuje innych, by istnieć. Radość prawdziwego ojca duchowego płynie stąd, że staliście się tym, czym jesteście, a nie jego przedłużeniem.
BARDZIEJ MIŁUJĄCY?... Zaakceptować bycie niedoskonałym to zaakceptować swój „cień”, jak mówi Jung, zaakceptować odprawienie żałoby po swoim wyidealizowanym obrazie. Dopóki ten cień nie jest w nas rozpoznany, a właściwie rozumiane Pismo ma go zdemaskować i objaśnić, będziemy dokonywać jego projekcji na zewnątrz i na innych ludzi. Będziemy usiłowali walczyć z całym złem, którego nie rozpoznaliśmy w sobie. Pomyślmy o moralizatorach, którzy gniewnie atakują cudze słabości, a przede wszystkim cudze grzechy cielesne, ponieważ boją się stawić czoło swoim własnym cielesnym pokusom. Odgrywają doskonałych i czystych z lęku przed akceptacją nieczystości i niedoskonałości w sobie. Ludzie prawdziwie duchowi, gdy się starzeją, stają się bardziej miłujący, bardziej elastyczni, a nawet
Rozdział 1 • Zaakceptować bycie człowiekiem
43
bardziej serdeczni i otwarci na innych. Już się nie usztywniają, stają się lepszymi. „Święci mają płynne serce”, mawiał święty Proboszcz z Ars. A najbardziej zadziwiające jest to, że często osoby kruche, lecz elastyczne nie załamują się i przechodzą przez porażki i ciężkie próby bez popadania w depresję i bez rozpaczy. Słabi stają się silni, a „doskonali” i „silni” się załamują. Dziwi nas widok tych osób kruchych, które zaakceptowały swoją niedoskonałość i w ten sposób przechodzą przez życie, nie załamując się. Wszyscy jesteśmy niedoskonali, nie jesteśmy Zbawicielem. Wszyscy z racji naszej kondycji jesteśmy grzesznikami. I tak jak Teresa od Dzieciątka Jezus, możemy cieszyć się ze swojej niedoskonałości, skoro Jezus powiedział, że nie przyszedł, „aby powołać sprawiedliwych, ale grzeszników” (Mt 9, 13).
CICHE KRÓLESTWO NA ZIEMI Musimy zaakceptować, że jesteśmy ludźmi. Czy Chrystus był mniej Bogiem, kiedy kosztował potraw ze stołu Marty i Marii i doznawał radości z chwili prawdziwego człowieczeństwa? Nie zapominajmy, że tłumy poczuły się zrozumiane, kiedy słuchały Jezusa mówiącego ich językiem o przycinaniu i winobraniu, o liliach polnych i żniwach, o rybach i sieciach, o kozach i owcach. Stale nas kusi negowanie naszego człowieczeństwa i odrzucanie podatności na zranienie, jaka cechowała pełne
44
André Daigneault • Długa droga do pogody ducha
czułości człowieczeństwo Chrystusa. Jesteśmy istotami ludzkimi cielesnymi, a nie aniołami. Nigdy nie zapominajmy: „Kto chce być aniołem, bywa bydlęciem”. Święta Teresa z Awili wyraźnie mówi w swojej autobiografii: „My nie jesteśmy aniołami, lecz posiadamy ciało. Chcieć zrobić z nas aniołów, podczas gdy znajdujemy się na tej ziemi (…), to niedorzeczność. (…) Chrystus jest bardzo dobrym przyjacielem, ponieważ wpatrujemy się w Niego [jako] Człowieka i widzimy Go ze słabościami i trudami, i jest [naszym] towarzystwem”18. Oto dlaczego droga duchowa nieuchronnie wiedzie przez akceptację ciała i Wcielenia. Można zatem sformułować jakby zasadę prawdziwej mistyki chrześcijańskiej: im bardziej autentycznie duchowy jest dany człowiek, tym bardziej jest „wcielony” i tym bardziej staje się rzeczywiście ludzki. Bóg stał się ciałem, a Jego Ciało eucharystyczne może nas uzdrowić z nienawiści do ciała. Dlatego Teresa z Awili nieustannie głosi, że nawet na szczytach kontemplacji człowiek nie ma innej drogi niż Święte Człowieczeństwo Jezusa, nie ma innej bramy wprowadzającej w Trójcę niż Ciało Syna Człowieczego.
STANĄĆ MOCNO NOGAMI NA ZIEMI Tak bardzo boimy się być po prostu ludźmi. Mówi się, że prawdziwi mistrzowie życia duchowego, prawdziwi święci i prawdziwe święte to ludzie coraz 18
Św. Teresa od Jezusa, Księga mojego życia, rozdział 22, Poznań 2007, s. 248.
Rozdział 1 • Zaakceptować bycie człowiekiem
45
bardziej ludzcy, często obdarzeni zaskakującym poczuciem humoru. Marta Robin, założycielka Ognisk Miłości i tytan życia duchowego, przyjęła kiedyś młodego intelektualistę, o nieco zbyt rozwiniętym intelekcie i zaczęła mu opowiadać o swoim ogrodzie, o chorej kozie i o pomidorach, ku osłupieniu intelektualisty, który przyjechał, żeby się spotkać z „wielką mistyczką”. Dwadzieścia pięć lat później Marta mu wyznała, śmiejąc się jak dziecko, że przy ich pierwszym spotkaniu zrobiła to specjalnie, zaczęła mu mówić o pomidorach, gdyż, jak uznała, „był pan wtedy jak posąg zastygły we wnęce. Trzeba było postawić pana nogami na ziemi”. Jak mówił św. Ireneusz, „chwałą Boga jest żyjący człowiek”. Trzeba żyć, a nie odrzucać życie. Najpierw trzeba zaakceptować swoje człowieczeństwo, swoją emocjonalność, swoje ciało. Tam, gdzie jest lęk przed pełnym przeżywaniem swojej seksualności, tam nie ma prawdziwej czystości. Tam, gdzie jest lęk przed afirmacją siebie i ucieczka od przyjęcia pełnej odpowiedzialności za swoje życie, tam nie ma prawdziwej pokory. Istnieją „cnoty” (pozory cnoty), które są jedynie ukrywaniem „pragnień budzenia podziwu”, maską za którą chcemy się schować. W książce Les carnets du soir napisałem: Wierzy, że ma powołanie zakonne, gdyż boi się życia. Wierzy, że powinien wejść do wspólnoty, gdyż potrzebuje bezpieczeństwa. Wierzy, że żyje w ubóstwie, bo nigdy nie zarządzał pieniędzmi. Wierzy, że
46
André Daigneault • Długa droga do pogody ducha
żyje w posłuszeństwie, gdyż boi się wypowiadać swoje prawdziwe zdanie. Wierzy, że żyje w czystości, gdyż boi się płci. Wierzy, że kocha wszystkich, gdyż nie kocha nikogo. Wierzy, że jest otwarty na Boga, gdyż jest zamknięty na relacje z ludźmi. Wierzy, że jest wierny i wytrwały, gdyż nie ma odwagi opuścić podstawowej wspólnoty, która trzyma go w garści. Wierzy, że przeżywa dziecięctwo duchowe, gdyż stał się infantylny w odniesieniu do autorytetu. Wierzy, że przeżywa noce wielkich mistyków, gdyż czuje się niezrozumiany... Jest znerwicowany i nie wie o tym, ale już się uważa za wielkiego mistyka. Niektóre postawy pełne zaangażowania i poświęcenia, budowane na sztywnym „zapomnieniu o sobie”, prędzej czy później doprowadzają do zadziwiających katastrof. Za tak zwanym odrzuceniem świata czasami kryje się lęk przed życiem. Jezus Chrystus powiedział: „Kochaj bliźniego jak siebie samego”. Zauważmy, że nigdy nie powiedział: „Kochaj bliźniego zamiast siebie samego”. To zupełnie co innego. Długa droga do pogody ducha i ludzkiej dojrzałości najpierw przechodzi przez zaakceptowanie swojego dogłębnego człowieczeństwa, owej „ziemistej” istoty, jaką wszyscy jesteśmy, i przez odrzucenie roli, jaką sobie stopniowo stworzyliśmy. „Nie jestem taki jak inni ludzie”, mówi faryzeusz z Ewangelii. „Będziecie jak bogowie” zapewniał wąż w Księdze Rodzaju. Jak pisze Claude Dagens w Eloge de notre faiblesse: „Świętość zaczyna się tam, gdzie kończy się obsesja doskonałości; przez zwykłe stwierdzenie, że jesteśmy ludźmi, słabymi istotami, którym
Rozdział 1 • Zaakceptować bycie człowiekiem
47
potrzeba pomocy i miłości. Prawdziwa radość nie polega na dążeniu do nadludzkich doskonałości, ale przeciwnie, na akceptacji ograniczeń swojego człowieczeństwa. Ktoś, kto marzy o doskonałości i jej nie osiąga, siłą rzeczy jest bezwzględny wobec samego siebie, a w konsekwencji i wobec innych”. Zaakceptowanie bycia istotą z krwi i ciała, wcieloną, zaakceptowanie rzeczywistości i swoich ograniczeń to początek prawdziwej ludzkiej dojrzałości i prawdziwej chrześcijańskiej świętości. Ktoś, kto nie znalazł i nie zaakceptował samego siebie w swoim poranionym człowieczeństwie, nie może realnie dawać siebie innym. Święty Bernard powtarzał papieżowi, którego był kierownikiem duchowym: „Zajmuj się innymi, ale nie zapominaj o sobie”.
SPIS TREŚCI O Autorze . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . Przedmowa . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
5 9
ROZDZIAŁ PIERWSZY Zaakceptować bycie człowiekiem . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
13
ROZDZIAŁ DRUGI Zaakceptować swoją samotność . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
49
ROZDZIAŁ TRZECI Zaakceptować bycie sobą . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
67
ROZDZIAŁ CZWARTY Zaakceptować wybór życia . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
91
ROZDZIAŁ PIĄTY Zaakceptować, że jesteśmy grzesznikami . . . . . . . . . . . . . . . 129 ROZDZIAŁ SZÓSTY Zaakceptować wzruszenie . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 165 ROZDZIAŁ SIÓDMY Zaakceptować straty . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 199 ROZDZIAŁ ÓSMY Zaakceptować zstąpienie w swoje serce . . . . . . . . . . . . . . . . 231 ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY Zaakceptować odnalezienie w sobie serca dziecka . . . . . 245 ROZDZIAŁ DZIESIĄTY Zaakceptować swoją śmierć . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 261 Aby odnaleźć w sobie serce dziecka . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 291
Polecamy inne książki
André Daigneault DROGA NIEDOSKONAŁOŚCI Świętość ubogich Czy nie masz czasami poczucia, że między twoją duchową kondycją a wymaganiami Ewangelii jest przepaść…? Nad tą przepaścią Jezus zbudował most łaski, zachęcając, abyś szedł (szła) za Nim drogą pokory, w duchowym ubóstwie, pielgrzymując jakby we mgle – w mroku wiary… Pochylając się nad naszymi codziennymi troskami i słabością, André Daigneault przekazuje w swojej książce mądrość i doświadczenie świętych oraz przytacza wypowiedzi współczesnych świadków wiary. Wszystko to sprawia, że Droga niedoskonałości jest pełna nadziei i tchnie świeżością żywej wiary. Ta książka naprawdę cię poruszy… i pocieszy. format 12,5 × 19,5 cm, s. 184, oprawa miękka, cena – 29,90 zł
OD SERCA Z KAMIENIA DO SERCA Z CIAŁA Przez życiowe kryzysy To kolejna – po Drodze niedoskonałości – książka Andre Daigneaulta, kanadyjskiego kapłana i kierownika duchowego, która ukazuje się w naszym wydawnictwie. Autor w oparciu o przykładowych bohaterów biblijnych (takich jak: Adam i Ewa, Jakub, Abraham, Eliasz) oraz korzystając z najnowszych osiągnięć psychologii rozwojowej człowieka dorosłego, pokazuje drogę duchowego i psychologicznego dojrzewania. Nie tylko dzieli się z czytelnikiem swoim własnym doświadczeniem, ale uzupełnia je, powołując się na specjalistów z dziedziny teologii duchowości i psychologii. Wszystko to sprawia, że książka ma charakter egzystencjalny, odnosi się do życia każdego człowieka. Autor ukazuje drogi rozwoju ducha, jednocześnie kompetentnie demaskując pozorne dobro i iluzję pseudoduchowego życia. format 12,5 × 19,5 cm, s. 224, oprawa miękka, cena – 29,90 zł
Polecamy serię wydawniczą o. Jerzego Zielińskiego OCD
W poszukiwaniu pełni
1 – stron 128, cena – 12,90 zł 2 – stron 104, cena – 12,90 zł 3 – stron 128, cena – 12,90 zł 4 – stron 112, cena – 12,90 zł 5 – stron 128, cena – 12,90 zł 6 – stron 96, cena – 12,90 zł 7 – stron 112, cena – 12,90 zł 8 – stron 128, cena – 12,90 zł 9 – stron 104, cena – 12,90 zł (format: 12,5×19,5 cm, oprawa miękka)
1. Przezwyciężyć kryzys • Spojrzenie z perspektywy wiary Zbiór konferencji na temat kryzysu, widzianego z perspektywy wiary, pomyślany został jako tygodniowe rekolekcje, które mogą być odprawione prywatnie. Ogniskują się wokół pytań: czym jest kryzys? dlaczego przychodzi? czy jest w nim jakaś nadzieja? jak go przeżywać? jak odkryć jego wartość? 2. Walka duchowa • Filary świątyni serca Serce człowieka jest świątynią Boga wspierającą się na ważnych dla jakości i mocy duchowego życia filarach: na pokorze, cierpliwości, czystym sercu, mądrym używaniu mowy, ewangelicznym przeżywaniu cierpienia. Konferencje, zamieszczone w tej książce, podejmują temat walki o zachowanie ewangelicznych postaw w duchowym wzrastaniu. 3. W kręgu Bożych tajemnic • Śmierć. Czyściec. Piekło. Niebo Tematem tego zbioru rozważań rekolekcyjnych jest odpowiedzialność za sposób przeżywania kolejnych chwil życia. Te rekolekcje mają prowadzić do poruszenia wrażliwości na to, że cokolwiek czynimy, ma swe odniesienie do wieczności. 4. Jak się modlić • Porady świętych Karmelu Książka zawiera wybór rozważań o modlitwie świętych i błogosławionych Karmelu: rady, wskazówki, a także przestrogi i opis zagrożeń, które czyhają na postępujących drogą życia wewnętrznego. 5. W szkole cierpienia • Trudne drogi do ważnych odkryć „Dlaczego Bóg dopuścił cierpienie?”. Wokół tego pytania ogniskują się rekolekcyjne rozważania o nieusuwalnie wpisanym w ludzką egzystencję cierpieniu, dając możliwość zobaczenia trudnych doświadczeń własnego życia w Bożej perspektywie. 6. Pomyłki w życiu duchowym • O ślepych zaułkach Gdy popadamy w duchowe tarapaty, trzeba konsultować się ze świętymi. Jako najlepsi uczniowie Jezusa są ekspertami. Historie świętych to przedziwne księgi, w których możemy czytać własne dzieje. Tak jak my, oni również pragnęli doskonale naśladować Chrystusa i całkowicie do Niego należeć. Możemy zobaczyć, że zdarzały się im te same pomyłki, które przytrafiają się nam. Na plecach dźwigali krzyż człowieczej niedoskonałości, tak jak my.
7. Największe tajemnice duszy • Spotkanie z własnym wnętrzem Niniejsza książka poświęcona jest najpiękniejszym i najważniejszym tajemnicom ludzkiej duszy, przynależącej do przestrzeni sacrum - boskiej, świętej i wzniosłej. Przed człowiekiem podejmującym swą życiową wędrówkę stoi wiele zadań. Bez wątpienia najważniejszym jest nabycie umiejętności życia do wewnątrz. W głębiach duszy, gdzie nieustannie przebywa Trójca Święta, znajdują się bowiem odpowiedzi na najważniejsze pytania tyczące się jej początków, misji i przeznaczenia. 8. Prawa duchowego wzrastania • Dla serc szukających dojrzałości Książka ma za cel przybliżyć ci najważniejsze prawa decydujące o dojrzałości serca. Nie zostały one sformułowane przez jednego człowieka, lecz stanowią syntezę doświadczeń całych pokoleń świętych i błogosławionych, którzy budowali swe życie na fundamencie Chrystusa i Jego Matki. Znajomość tego, czym owe prawa skutkują w twojej codzienności, nie sprawi, że duchowe dorastanie w ogniu życiowych doświadczeń stanie się łatwiejsze. Spełni jednak ważną rolę w duchowej walce – pomoże pokonywać zabójcze w skutkach wirusy duszy: rozczarowanie i zniechęcenie. 9. Życie duchowe jest jak... • Mądrość ukryta w porównaniach Teksty mistyczne charakteryzują się wielkim bogactwem obrazów, poprzez które różni autorzy starali się przybliżyć prawa duchowego wzrostu. Chociaż każdy z nich wydaje się być inną historią, tak naprawdę wszystkie mówią o wyprawie w to samo miejsce – w głębię twej duszy. Za każdym razem jednak widzianej z innej perspektywy.
Wszystkie książki można zakupić w Wydawnictwie Karmelitów Bosych 31-222 Kraków • ul. Z. Glogera 5 • tel. 12-416-85-00, tel. 12-416-85-01 e-mail: wydawnictwo@wkb.krakow.pl lub przez sklep internetowy: www.wkb-krakow.pl
ZAPRASZAMY DO KSIĘGARNI INTERNETOWEJ
www.wkb-krakow.pl
Poszukaj w salonach
Dzielimy się w nim naszym karmelitańskim dziedzictwem modlitwy i kontemplacji. Tematyką poszczególnych numerów w roku 2014 są Listy do Kościołów z Apokalipsy św. Jana. Stałe działy: Duchowa Tradycja Karmelu, Z Biblią w dzień i w nocy, Kultura ducha, Spotkanie, Życie liturgiczne Kościoła, Szkoła modlitwy, Karmel i młodzi, Królowa Karmelu i Misje. Prenumerata: od dowolnego numeru: roczna – 30 zł, półroczna – 15 zł, na terenie kraju wysyłka a nasz koszt. Można zamawiać numery archiwalne. Zamówienia: listownie – ul. Glogera 5, 31-222 Kraków, telefonicznie – 12 416-85-12, internet – prenumerata@wkb.krakow.pl
www. wkb–krakow.pl