GŁOS KARMELU NR 32 - Błogosławieni (32) 2/2010

Page 1

• Wstęp Błogosławieni płaczący

3

Płacz Boga, płacz człowieka

4

• Z Biblią w dzień i w nocy Zwycięzcy dzięki krwi Baranka

8

• Duchowa tradycja Karmelu Jestem w rękach Bożych

11

Łagodność pośród ciemności

14

Czy można prosić Boga o śmierć?

18

• Lektura Idź prosto do nieba...

21

• Poradnik św. Teresy Pragnienie

22

• Spotkanie Chrześcijanin musi być zaczynem

24

• Szkoła modlitwy „Słuchaj Izraelu” warunek wzrostu w modlitwie

28

• Życie liturgiczne Kościoła Modlitwa eucharystyczna. Sposób wykonania, gesty i postawy

30

• Karmel i młodzi Kobieta nowoczesna

32

• Ikony Oblubieniec Kościoła

34

• W sercu Kościoła

Dwumiesięcznik poświęcony życiu duchowemu Nr 2 (32) Marzec – Kwiecień 2010 Za zezwoleniem władzy kościelnej Nakład: 3 500 egz. R edakcja: Krzysztof Górski OCD (red. nacz.) Bartłomiej Kolankiewicz OCD Krzysztof Kosiec Bartłomiej Kucharski OCD Danuta Piekarz Artur Rychta OCD Dorota Zabrzeska Jerzy Zieliński OCD W spółpracują: Piotr Hensel OCD Rafał Myszkowski OCD Paweł Porwit OCD Szczepan T. Praśkiewicz OCD Bogusława Stanowska-Cichoń Albert Wach OCD Marian Zawada OCD Krzysztof Żywczyński OCD A dres: „Głos Karmelu” Wydawnictwo Karmelitów Bosych ul. Z. Glogera 5 31-222 Kraków tel. kom: 667 658 780 www.gloskarmelu.pl

Łaska jubileuszu

36

Medytacje nad miłością w prawdzie

38

Teresa na Kamczatce

40

P renumerata: Barbara Chucherko tel. 12 416 85 00, 12 416 85 12 email: prenumerata@gloskarmelu.pl Konto: Bank PEKAO S.A. nr 38 1240 2294 1111 0010 1138 4521

43

K orekta: Katarzyna Dudek, Szymona Panicz KDzJ

• Raptularz mistyczny, czyli okruchy ocalone Pochwała życia nikczemnego

O pracowanie graficzne, dtp, prepress: Paweł Matyjewicz D ruk: Belcaro – Kraków W ydawca: Wydawnictwo Karmelitów Bosych Redakcja zastrzega sobie prawo skracania i adiustacji tekstów, zmiany tytułów. Nie zwraca artykułów nie zamówionych. Zdjęcia nie podpisane pochodzą z archiwum redakcji. GŁOS KARMELU 02 2 0 1 0

2

Fot. na okładce: Andrzej Wielgus


Błogosławieni

płaczący

P P

łacz i cierpienie są skutkiem dwóch rodzajów prześladowań: próby pozbawienia życia i marginalizacji. Czytając Apokalipsę św. Jana, spotykamy obraz dwóch bestii. Szerzej pisze o tym Danuta Piekarz w artykule biblijnym. Przyjrzyjmy się jednak krótko obu bestiom. Pierwsza wychodzi z morza (Ap 13, 1–10), druga z ziemi (Ap 13, 11–18). Pierwsza bestia stawia siebie na miejscu samego Boga, rozpoczyna walkę ze świętymi i zwycięża ich, skazując na niewolę lub zabicie. Druga bestia przyjmuje inny sposób prześladowania – nie zabija, lecz marginalizuje. Nie posługuje się bronią, lecz opinią publiczną i szeroko rozumianą kulturą. Apokalipsa to nie opis historyczny – to raczej czas, który się dzieje. Działanie obu bestii widać szczególnie w naszych czasach. Papież Benedykt XVI w orędziu na Światowy Dzień Pokoju w 2007 roku napisał: „Istnieją reżimy, które narzucają wszystkim jedną religię, podczas gdy reżimy obojętne stosują nie tyle agresywne prześladowanie, ile systematyczny kulturowy ostracyzm w odniesieniu do przekonań religijnych”. Obok państw, gdzie nadal morduje się chrześcijan, istnieją i takie, które starają się chrześcijan całkowicie zmarginalizować i wyeliminować z życia społecznego, ukazując ich jako tracący na aktualności produkt zacofania. Warto przyglądać się obu bestiom i poznawać ich sposób działania, by nie ulec ich wpływom.

fot. G. Hensel OFM

Redakcja


P P

ewien bogobojny człowiek modlił się z takim zapałem, że zapomniał o własnym synu, którego przyprowadził do synagogi. Chłopiec poczuł się osamotniony, pociągnął ojca za płaszcz i zawołał: „Tato, tato!”. Ojciec, wyrwany z rozmodlenia, zobaczył smutek syna i sam się rozpłakał. „Dlaczego płaczesz, tato?” – zapytał chłopiec. „Dlatego – odpowiedział – że gdybym ja tak wołał Boga, «Ojcze, Ojcze», jak ty mnie wołałeś, Bóg usłyszałby moje wołanie i objąłby mnie tak, jak ja ciebie teraz trzymam”.

Wzruszony Bóg Na stronach Ewangelii mamy wiele przykładów, kiedy Bóg-Człowiek nie kryje swojego ludzkiego oblicza i swoich uczuć. Ewangeliści ukazują Boga wrażliwego, czułego, który słyszy wołanie człowieka, który obejmuje i przytula, który wzrusza się głęboko. Bywają też inne sytuacje: kiedy lęka się, cały drży, płacze nad grobem Łazarza (zob. J 11, 38n), raduje się w Duchu (zob. Łk 10, 21n), gniewa się (zob. J 2, 15n), smuci się, odczuwa trwogę (zob. Mt 26, 37), jest tak udręczony, że aż poci się

GŁOS KARMELU 02 2 0 1 0

4

krwią (zob. Łk 22, 44). Jezus wzrusza się, ujawnia swoje uczucia i tym samym porusza człowieka do głębi...

Dlaczego Bóg się wzrusza? Nosimy w sobie różne wyobrażenia o Bogu i niejednokrotnie dziwimy się, że Syn Boży jest taki ludzki, że nie próbuje ukryć swoich uczuć. Wyraża je przy różnych okazjach, jakby chciał dać odczuć, że także w Nim – a może przede wszystkim w Nim ­– jest pełnia życia, od radości poprzez gniew aż do bólu: wyraża żal (zob. Łk 13, 34n), płacz (zob. Łk 19, 41n), gniew (zob. Łk 19, 45). Nie przywykliśmy do kontemplowania ludzkich zachowań Jezusa. Dlaczego On tak mocno wyraża swoje uczucia, a szczególnie ból i gniew? Powód za każdym razem jest ten sam: Jezus w sposób radykalny szuka prawdy, sprawiedliwości i dobra każdego człowieka. Czyni to całym sercem i dlatego nie oddziela tego, co można pokazać, od tego, co mogłoby być po ludzku wyrazem słabości lub mogłoby Go narazić na utratę dobrego imienia, popularności.

Zatrzymując się przy niektórych wydarzeniach, można osobiście spotkać się z przeżyciami Jezusa: usłyszeć, co On chce powiedzieć, gdy się żali, gdy płacze, gdy jest rozgniewany i przemawia z mocą. Jezus jest za każdym razem autentyczny i wyraża wszystko to, co rodzi się w Jego boskim i zarazem ludzkim sercu.

Scena z Łazarzem Słowa z Ewangelii św. Jana, „Jezus zapłakał” (J 11, 33n), są pięknym przejawem boskiej wrażliwości i równocześnie tajemniczości. Pewne wyjaśnienie owych słów podsuwa niejako sam Jan, kiedy mówi, że ci, którzy byli świadkami wydarzenia, mieli powiedzieć: „Oto jak go miłował”. Dlaczego Jezus płacze, skoro zaraz objawi się Jego chwała? Czy Jego płacz jest autentyczny? Wydaje się, że Jezus wchodzi w głębiny ludzkiego bólu, nie skraca go, nie omija, lecz spotyka się do końca z tym, co ludzkie i równocześnie boskie. Choć zaraz ma objawić swoją chwałę i dokonać cudu przywrócenia życia Łazarzowi, razem z opłakującymi wchodzi w otchłań ciemności i cierpienia.

fot. photoXpress®

Płacz Boga, płacz człowieka


| Z Biblią w dzień i w nocy

Zwycięzcy

dzięki krwi Baranka

Księgą Nowego Testamentu, która najszerzej zajmuje się kwestią prześladowania wiernych, jest niewątpliwie Apokalipsa św. Jana. Wbrew pozorom (i utartym opiniom) celem tej księgi nie jest straszenie czytelników straszliwymi wizjami, ani zniechęcanie ich niezrozumiałymi symbolami. Apokalipsa to księga nadziei; ma dawać otuchę wiernym, którzy doświadczają ucisku i zdaje się im, że Bóg o nich zapomniał, że bieg historii jakby dawno zatracił swój sens, zdany na łaskę szaleńców dzierżących władzę.

D D

latego głównym celem autora jest ukazanie czytelnikom Bożego spojrzenia na historię i na ich konkretne życie. Zasadnicze przesłanie Apokalipsy można by streścić w następujących słowach: „Nawet gdyby na świecie działy się najstraszniejsze rzeczy, pierwsze i ostatnie słowo należy zawsze do Boga, to On jest Panem dziejów i On gwarantuje, że po bolesnych doświadczeniach doczesności nastanie nowa, wspaniała rzeczywistość”. To dlatego w Apokalipsie znajdujemy tyle opisów kataklizmów i innych nieszczęść: są one znakiem ostrzegawczym dla grzeszników, wezwaniem do nawrócenia, ale ostatecznie uwieńczeniem księgi jest przepiękna wizja Niebieskiego Jeruzalem.

GŁOS KARMELU 02 2 0 1 0

8

W samym centrum księgi (rozdz. 12– –13) znajdujemy niezwykłe obrazy, które są kluczem do rozumienia tajemnicy Kościoła. (Nie czas tu i miejsce na wyjaśnianie całej bogatej symboliki tych rozdziałów, ale spróbujemy uchwycić ich główne przesłanie). Oto pojawia się Niewiasta obleczona w słońce (czyli jaśniejąca Bożym światłem). Jako że w liturgii Słowa słyszymy ten fragment Apokalipsy w święta Matki Bożej, przyzwyczailiśmy się do wyłącznie maryjnej interpretacji tej postaci. Wydaje się jednak, że w Niewieście trzeba dostrzegać równocześnie Maryję i Kościół. Maryja jest przecież wzorem, „zwierciadłem” dla Kościoła, który patrząc na Nią, lepiej rozu-

mie swoją misję; w szczególny sposób było to udziałem wspólnoty, która gromadziła się wokół św. Jana i mogła uczyć się wiary, patrząc na Maryję, bo „uczeń wziął Ją do siebie” – nie tylko do swojego domu, ale też do swojego grona uczniów. Dlatego z jednej strony możemy tu widzieć Matkę Chrystusa, bo to Ona „porodziła Syna – Mężczyznę, który wszystkie narody będzie pasał rózgą żelazną” (ten obraz z Psalmu 2 był interpretowany jako zapowiedź królewskiej władzy Mesjasza) i to Ona pozostała wolna – jak powiemy dalej – od wpływów Smoka-Szatana. Z drugiej strony w tym obrazie możemy też dostrzec Kościół, który w bólach prześladowań woła – ogłasza światu


Łagodność pośród ciemności

T T

a historia rozgrywa się w duszy i nigdy nie poznamy wszystkich jej szczegółów. Początkowo reforma Karmelu miała być raczej odnową, powrotem do pierwotnego ideału. Teresa szybko uzyskała od generała Zakonu, o. Rossi, zezwolenie również na klasztory dla braci. Szukała już tylko „odpowiednich ludzi”. Choć zdaje się to rzeczą trudną, w Medinie del Campo zgłosił się tamtejszy przeor, o. Antoni Heredia, a w krótkim czasie matka Teresa zyskała młodego karmelitę, o. Jana de Yepes. To właśnie w tym drugim widziała „kamień węgielny nowego gmachu”. Ci dwaj niedługo potem rozpoczęli życie w małym domku w Duruello – życie pełne gorliwości i wyrzeczeń.

GŁOS KARMELU 02 2 0 1 0

14

W ciągu kolejnych piętnastu lat wielu podjęło styl życia rozpoczęty w Duruello, powstały nowe klasztory, braciom z powodu ich gorliwości powierzano rozmaite urzędy. Ale skończył się też czas względnego spokoju. Na kapitule w Piacenzie pojawiły się „nieścisłe i tendencyjne informacje krążące o karmelitach i karmelitankach bosych z Hiszpanii”. W ramach reakcji na te informacje dość restrykcyjnie wstrzymano rozwój bosych. Teresie kazano osiąść w wybranym klasztorze i wysłano wizytatora, który na miejscu miał zaradzić sytuacji. Był nim o. Hieronim Tostado. Jak napisała o nim Teresa, „przybył z góry źle nastawiony do karmelitów bosych i do mnie”.

To był pierwszy znak nadchodzącej burzy. Na dalsze nie trzeba było długo czekać. Wspomniany o. Jan od Krzyża i o. Gracjan byli spowiednikami i jednocześnie wikariuszami La Encarnatión – klasztoru karmelitanek w Awili. Niedługo po przybyciu wizytatora przeor karmelitów z Awili porwał i oddał tych dwóch ojców pod straż w klasztorze w Medinie del Campo. Wyda się to przesadzone, ale podobnych sytuacji mamy w kronikach tamtych czasów sporo. Interwencja nuncjusza papieskiego wpłynęła na ich uwolnienie i przywrócenie na urząd. Wyższą władzę nad wszystkimi zakonnikami miał przychylny odnowie nuncjusz Ornamento. Przy tym reformę gorąco popierał sam król. Na dworze królewskim przedłożone przez o. Tostado upoważnienia zwyczajnie nie zostały zaakceptowane, a on musiał się zadowolić wizytowaniem Portugalii. Nie na długo jednak – jeszcze w 1576 r. umarł nuncjusz, a jego miejsce zajął nieprzychylny Filip Sega. Sytuacja była poważna. W La Encarnatión siostry wybierały przeoryszę. O. Jan od Krzyża i o. German od św. Macieja, chociaż zwykle byli obecni przy tego typu wydarzeniach, tym razem mieli opuścić salę. Większość głosów przypadła Teresie od Jezusa, a wspólnota wbrew groźbom i naciskom nie chciała uznać przełożonej narzucanej przez o. Gutiérreza. Prowincjał „był wściekły”. Nie chciał ustąpić, więc siostry domagały się rozstrzygnięcia przed królewskim trybunałem. Uznano to za bunt. Wydaje się, że o. Jana boleśnie dotknęło zachowanie obu stron. Zgadzał się z opinią teologów z Awili, którzy próbowali je uspokoić. Bolały go nieporządek i zamęt, jak również sposób, w jaki prowincjał obszedł się z siostrami. Za nieporządki obwiniano bosych. Teresa pozostawała w klasztorze św. Józefa z zakazem dalszego prowadzenia dzieła reformy, nie stanowiła więc zagrożenia. Co jednak ze spowiednikami La Encarnatión? Otóż… w nocy z 3 na 4 grudnia 1577 r. po prostu zniknęli z klasztoru. Ani brat furtian, ani bracia, ani nikt inny nie wiedział, co się z nimi stało. Nadeszło to, czego się obawiano – zostali znowu porwani. Tym razem lepiej to przygotowano. Nikt nie mógł niczego udowodnić, a tym bardziej wskazać miejsca uwięzienia dwóch ojców


| Spotkanie

Może wytłumaczyłbyś nam na początek pewną niejasność: powszechnie utożsamia się Libańczyków z Arabami. Jednak nie można postawić znaku równości między tymi dwoma tożsamościami, prawda? Owszem, choć to delikatna kwestia i opinie są podzielone. Niektórzy, zwłaszcza chrześcijanie, bronią tożsamości libańskiej wobec pewnych nurtów, które próbują zawęzić tożsamość arabską do muzułmanów. Mówią oni po prostu, że jesteśmy Libańczykami. Z kolei muzułmanie

dążą do uwypuklenia tożsamości arabskiej wśród Libańczyków, by przez to podkreślić, że przynależymy do rozległego świata arabskiego (i muzułmańskiego). Sama konstytucja libańska mówi, że Liban jest krajem „o obliczu arabskim”, jednak natychmiast dodaje: „otwartym na Zachód”. Ta definicja jest wyrazem pewnego napięcia między chrześcijanami, którzy pragnęli takiego otwarcia na Zachód, a muzułmanami, dążącymi do ściślejszych relacji ze światem arabskim. Tutaj na Zachodzie wielu dziwi się, jak to możliwe, że będąc chrześcijaninem, mó-

wię po arabsku – ponieważ powszechne jest przekonanie, że Arab to z konieczności muzułmanin. Bez wątpienia łatwo o pomieszanie pojęć: jako rasa nie wszyscy jesteśmy Arabami, łączy nas język, a dla muzułmanów dodatkowym łącznikiem jest religia. Co jakiś czas Libanem wstrząsają fale terroru i wojen. Ciekawi fakt, że to wcale nie Libańczycy są zarzewiem tych problemów…

Chrześcijanin musi być zaczynem

O. Valéry Bitar, karmelita bosy z Libanu, ur. 1 października 1974 roku. Członek wspólnoty stałej Teresianum w Rzymie. Przygotowuje specjalizację z zakresu liturgiki na Papieskim Ateneum św. Anzelma w Rzymie.

GŁOS KARMELU 02 2 0 1 0

24


| Karmel i młodzi

S S

zukam dziś swojego miejsca w społeczeństwie, w którym kobiety walczą o swoje prawa, prześcigają się z mężczyznami, wykonują zawody do tej pory zarezerwowane tylko dla płci przeciwnej – i zastanawiam się nad ideałem kobiety, nad tym, jaka powinnam być w XXI wieku? Zaglądam do powszechnego już źródła informacji o życiu i świecie, czyli Internetu, i znajduję bardzo różne pomysły. Mogę zostać współczesną kobietą biznesu, feministką czy „moherowym beretem”, ale nie potrafię się w tym odnaleźć. Każda z tych postaw wydaje mi się sztucznie kreowana. Tutaj rodzi się zasadnicze pytanie: Jak się rozwijać, nie zatracając jednocześnie swojej osobowości, a przede wszystkim – gdzie umiejscowić Pana Boga? Na

tym tle staram się wyobrazić sobie, jaką postawę wobec dzisiejszego świata przyjęłaby święta Teresa, jaką byłaby kobietą? Kiedy otwieram gazetę czy oglądam reklamy telewizyjne, czuję się bombardowana informacjami o tym, co mam zrobić, żeby być piękną, modną, wiecznie młodą, jaki kolor ubrań pasuje do moich oczu czy jak zrobić nienaganny makijaż. Kwestie te urastają do rangi spraw, które właściwie decydują o losach świata. Wtedy staje mi przed oczami święta Teresa, która była piękną kobietą, przyciągała męskie spojrzenia, ale nie dawała sobą manipulować. Wydaje mi się, że była świadoma swojego kobiecego uroku, ale nie skupiała się na nim, bo nie on decydował o jej charakterze. Jej piękno zewnętrzne z całą pew-

Kobieta

nowoczesna

GŁOS KARMELU 02 2 0 1 0

32

nością było również efektem jej nadzwyczajnie pięknego – bo wypełnionego Chrystusem – wnętrza; całą swoją osobą wypełniała Jego wolę. Co jakiś czas słyszę, że nie powinnam za bardzo się wychylać, że należy iść z prądem, z duchem czasu, że bycie przeciętniakiem pomaga w życiu. Tak, jakby życie sprowadzało się do tego, by było łatwo i przyjemnie. Myślę, że gdyby święta Teresa to usłyszała, uśmiechnęłaby się... Nauczyła mnie, że powinnam znaleźć bardzo konkretny sposób realizacji mojego powołania do świętości. Co ciekawe, uczy też działania, życiowej aktywności – co oczywiście może nasuwać wątpliwości, biorąc pod uwagę charyzmat zgromadzenia zakonnego, do jakiego powołał ją Bóg. Nie bała się zmian, nie chodziło jej o to, żeby przeżyć swoje życie spokojnie, bez narażania się. Jej reformy, mimo że nowatorskie, nie były wprowadzane w oderwaniu od zastanego porządku, ale w poszanowaniu go, bo przecież w innym wypadku nazywalibyśmy je utopią. Oczywiście, że pojawiały się osoby, którym się to nie podobało, ale jest to nieuniknione. Kiedy wprowadza się zmiany, konformiści i zwolennicy status quo zawsze głośno krzyczą, że nie należy niczego zmieniać, bo sytuacja jest właściwie idealna. Można znaleźć wiele argumentów na poparcie tezy, że zmiany nie zawsze są dobre, ale celem i mottem, które kierowało Świętą, było dobro Kościoła, a nie jej osobiste aspiracje czy ambicje. Zakładała klasztory, aby służyły one Kościołowi, aby go wspierały. To jest kolejna rzecz, której mnie nauczyła – to, co robię, ma służyć innym, ma służyć ich zbawieniu, i tylko takie priorytety dają mi prawdziwą radość. Dziś nazywa się to samorealizacją – realizowanie siebie w służbie drugiemu człowiekowi. Aktualnie trwa zagorzała dyskusja polityczna na temat parytetów wyborczych, walki o równowagę między kobietami a mężczyznami ze względu na dyskryminację tej piękniejszej płci. Myślę, że Święta nie dałaby się w to wciągnąć. Nie byłaby twarzą żadnej z opcji. Z jednej strony, jak chyba każdej kobiecie, zaimponowała mi tym, że potrafiła zwrócić uwagę mężczyznom: wskazać, że inne rozwiązanie mogłoby okazać się lepszym, ale – co ważne – nie dla niej, tylko dla wspólnoty. Daleka


Turn static files into dynamic content formats.

Create a flipbook
Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.