• Wstęp Błogosławieni cisi i pokój czyniący
3
Bóg – źródło pokoju i cichości
4
• Z Biblią w dzień i w nocy Czy łagodność się opłaca?
7
• Duchowa tradycja Karmelu Nasze powszednie kapłaństwo powszechne
10
Sumienie – strażnik pokoju
12
Posiadłości „cichego”
14
Pokój i ukojenie
16
• Poradnik św. Teresy Cichość i cierpliwość
18
• Szkoła modlitwy Jak okazać miłość Bogu?
20
• Spotkanie O pokoju, świętym spokoju i dobrych konfliktach
22
• Kultura ducha „Kto ratuje jedno życie, ratuje cały świat” 26 Stary poeta odchodzi w pokoju
27
• Karmel i młodzi Twoje niebo
29
Szkoła modlitwy karmelitańskiej dla młodych
29
• Życie liturgiczne Kościoła Znak pokoju
30
• Ikony Święta cisza
32
• Misje Pragnę być wierny powołaniu
Dwumiesięcznik poświęcony życiu duchowemu Nr 5 (35) Wrzesień – Październik 2010 Za zezwoleniem władzy kościelnej Nakład: 3 500 egz. R edakcja: Andrzej Cekiera OCD Krzysztof Górski OCD (red. nacz.) Krzysztof Kosiec Bartłomiej Kucharski OCD Danuta Piekarz Artur Rychta OCD Dorota Zabrzeska Jerzy Zieliński OCD W spółpracują: Rafał Myszkowski OCD Paweł Porwit OCD Szczepan T. Praśkiewicz OCD Bogusława Stanowska-Cichoń Albert Wach OCD Marian Zawada OCD Krzysztof Żywczyński OCD A dres: „Głos Karmelu” Wydawnictwo Karmelitów Bosych ul. Z. Glogera 5 31-222 Kraków www.gloskarmelu.pl P renumerata: Barbara Chucherko tel. 12 416 85 00, 12 416 85 12 email: prenumerata@gloskarmelu.pl Konto: Bank PEKAO S.A. nr 38 1240 2294 1111 0010 1138 4521
34
K orekta: Aleksandra Bobrowska, s. Szymona Panicz KDzJ
Polskie dzieło pokoju
37
Czy głos Karmelu może na nowo rozbrzmieć na Słowacji?
O pracowanie graficzne, dtp, prepress: Paweł Matyjewicz
39
D ruk: Belcaro – Kraków
• W sercu Kościoła
• Raptularz mistyczny, czyli okruchy ocalone O niebezpieczeństwie idolatrii, mądrej relatywizacji, czyli o fundamencie pokoju
W ydawca: Wydawnictwo Karmelitów Bosych
43
Redakcja zastrzega sobie prawo skracania i adiustacji tekstów, zmiany tytułów. Nie zwraca artykułów nie zamówionych. Zdjęcia nie podpisane pochodzą z archiwum redakcji. Fot. na okładce: © Eans, Dreamstime
GŁOS KARMELU 05 2 0 1 0
2
Błogosławieni cisi i pokój czyniący
C C
hrześcijanin starający się świadomie przeżywać swoje życie do świadcza niewątpliwie rozdarcia. Z jednej strony obserwuje ko lejne działania zmierzające do odwrócenia porządku świata, natury i czynienia normą tego, co nią nie jest. Niemal codziennie na włas nej skórze doświadcza wyścigu, który ktoś mało romantycznie na zwał wyścigiem szczurów i czuje, że bez przepychania się łokciami i walki o swoje szybko zostanie z tyłu peletonu. Zauważa też, że za miast cenionej niegdyś efektywności coraz częściej pojawia się efek ciarstwo dbające jedynie o to, by zaświecić i jak najdłużej wytrwać w świetle jupiterów. Z drugiej zaś strony słyszy nieśmiałe słowa wypowiedziane na górze: „Błogosławieni pokój czyniący”, „błogosławieni cisi”. Czym jest pokój, jak go osiągnąć pośród narzucającego się chaosu? „Po kój jest spokojem harmonii” – mówi św. Tomasz. Harmonia ta wy stępuje niejako w trzech odmianach: jako zgodność z samym sobą, z Bogiem i drugim człowiekiem. Na tych polach, na fundamencie harmonii kwitnie pokój. Najpierw pokój wewnętrzny, czyli stan, w którym człowiek żyje w zgodzie z samym sobą, przyjmuje siebie w prawdzie, a więc przyjmuje całe piękno swego wnętrza, ale i świa domość swej słabości. Następnie pokój umożliwiający człowiekowi życie w jedności z Bogiem, w doświadczeniu nieskończonej miło ści, która pozwala zdobyć się na całkowite zaufanie i poddanie się bez zastrzeżeń Bożej woli. Pokój dojrzewa także w relacji z drugim człowiekiem, kiedy przyjmujemy go takim, jakim jest, nie obdarza jąc jednak tanią tolerancją, lecz traktując z miłością, w świetle któ rej przemienia się serce. Czasem wydaje nam się, że błogosławieństwo czyniących pokój dotyczy ludzi ugodowych, za wszelką cenę unikających konfliktu. Po korne cielęta ssące dwie matki to dla niektórych idealna charaktery styka ludzi cichych. Czy rzeczywiście o to chodziło Jezusowi, gdy wy powiadał błogosławieństwa? Kim jest człowiek pokoju? Kim jest ów cichy, który otrzyma najpiękniejszy prezent, królestwo niebieskie? W odpowiedziach na te pytania pomoże – mamy nadzieję – najnow szy numer Głosu Karmelu. Zapraszamy do wspólnego wsłuchania się w dwa kolejne błogosławieństwa. Niech przemówią do naszych serc i pomogą przemieniać nasze życie. Redakcja
H H
Bóg
źródło pokoju i cichości Gdy do jakiegoś miasta zjeżdżało wesołe miasteczko i rozbijało swój obóz, często w zestawie proponowanych atrakcji znajdowało się pomieszczenie z krzywymi zwierciadłami. Przechodząc przez środek długiego wagonu na kółkach, mijało się z prawej i z lewej strony kolejne lustra, z których każde w inny sposób deformowało naturalną postać patrzącego w nie człowieka. Był to powód do śmiechu, który gromkimi salwami dolatywał z wnętrza wagonu, dlatego nazywano go nieraz salą śmiechu. Na jego końcu znajdowało się jedno normalne lustro, bez krzywizn. Pozwalało wrócić patrzącemu do rzeczywistości i opuścić wagon z właściwym obrazem samego siebie.
GŁOS KARMELU 05 2 0 1 0
4
istoria powykrzywianych wyobra żeń człowieka o sobie i o świecie nie kończy się jednak w czterech ścia nach cyrkowej iluzji. Cały świat jest swo istą salą krzywych luster, ponieważ każdy z „synów ludzkich”, z wyjątkiem Chrystusa i Jego dziewiczej Matki, dziedziczy konse kwencje grzechu pierworodnego, po któ rym wszystkie przestrzenie w nim i wokół niego zostały zaburzone. W realnym świe cie, inaczej niż w cyrkowym wagonie, to ludzie są dla siebie nawzajem zarówno lu strami, jak i patrzącymi w nie. Wiedza mi nionych pokoleń i nasze osobiste doświad czenie pokazują, jak bardzo obraz innych ludzi, szczególnie własnych rodziców, de terminuje konkretnego człowieka: to jak widzi i rozumie Boga i siebie oraz jak po strzega otoczenie. Pośród ogromu krzywych ludzkich lu ster chodzących po świecie Bóg umieścił jedno normalne, bez krzywizn. Jest nim Jego Syn, Jezus Chrystus. Patrząc w to lustro każdy może być pewny, że zoba czy prawdziwy obraz swego niebieskiego Ojca, a także prawdziwy obraz własnego człowieczeństwa. To bardzo ważne, ponie waż dopóki człowiek nie spotka się z praw dziwym obliczem Boga, nigdy w pełni nie pojmie siebie, swej godności i wielkości. Stąd właśnie wzięła się krótka, często przez niego samego powtarzana modli twa św. Ignacego z Loyoli: „Obym poznał Ciebie, obym poznał siebie”. Wewnętrzne bogactwo Trójcy Świę tej, o nieskończonych horyzontach i prze jawach, sprawia, że duch ludzki od mo mentu zaistnienia cechuje się szczególnym pięknem, wyjątkową historią wzrastania, misją i przeznaczeniem, a przede wszyst kim jedynym w swoim rodzaju odcieniem miłości Stwórcy, dzięki której zaistniał. „Jak słońce oświeca równocześnie cedry i każdy mały kwiatek, jak gdyby ten był je dynym na ziemi – pisze święta Teresa od Dzieciątka Jezus – tak Pan nasz troszczy się o każdą duszę z osobna, jakby nie miała po dobnych sobie”. To bogactwo i różnorod ność dusz ma według Świętej służyć szcze gólnemu celowi: „Zdaję sobie sprawę, że wszystkie dusze nie mogą być do siebie po dobne, że trzeba, aby każda była w swoim rodzaju, dla uczczenia w sposób specjalny poszczególnych doskonałości Bożych”.
ukojenie
Pokój i ukojenie
P „P
okój, pokój, siostry moje, powie dział Pan, i tyle razy wzywał do niego swoich Apostołów” (T II, 1, 9). Cy towanie słowa Chrystusa przez św. Teresę jest o wiele bardziej przeżyciem niż po woływaniem się na abstrakcyjne pojęcia. Jak mówi nam Ewangelista, Pan Jezus naj pierw napomniał wzburzone fale jeziora, a dopiero później zwrócił się do Aposto łów, dziwiąc się ich małej wierze (Mk 4, 35−41). Ale Teresa od razu wprost od nosi to słowo „napominać” (amonestar) do uciszenia wzburzenia goszczącego w ser cach Apostołów. Wejść w głąb siebie za miast poddawać się lękom wynikającym z porażek i trudności to, według Teresy, najwłaściwsza odpowiedź na pełne mocy, wprowadzające pokój słowo Jezusa: „A za tem wierzcie mi, że jeśli nie utrzymujemy tego pokoju i nie staramy się o niego we własnym domu (dom – własne wnętrze, nota R.M.), nie znajdziemy go u obcych” (T II, 1, 9). Pojęcie pokoju nie pojawia się na ogół w pismach świętych Karmelu jako osobny temat. Jak uczy Pismo Święte, pokój to owoc zażyłości z Bogiem, przejaw obec ności Ducha Świętego (Ga 5, 22). Jeśli choć trochę poznaliśmy pisma św. Jana od Krzyża, nie zdziwi nas fakt, że o pokoju pisze on w atmosferze miłosnego spotkania, posługując się przy tym symbo lami zaczerpniętymi z relacji oblubieńczej. Na początku Pieśni duchowej św. Jan od Krzyża wspomina o pokoju, jakiego czło wiek może zaznać na tym świecie w for mie tęsknoty, która kształtuje nadzieję i objawia się we „wzdychaniu” (gemido) za „Umiłowanym”. Jan, podobnie jak, kilka wieków później, jego wierna córka w Kar melu, św. Teresa od Dzieciątka Jezus, nie jest w stanie myśleć o pokoju, nawet tym spełnionym w wieczności, jako o „świętym spokoju” czy „wiecznym odpoczynku”. Dlatego od razu na początku otwarcie za znacza, że „pokój, uciszenie i zaspokojenie serca, jakie może osiągnąć dusza w tym
GŁOS KARMELU 05 2 0 1 0
16
życiu, nie wystarczą jej tak, aby nie wzdy chała w swym wnętrzu, choć spokojnie i bez cierpień, w oczekiwaniu tego, czego jej brakuje” (PD 1, 14). Wynika to z miło ści – ta nigdy nie jest bezczynna (ŻPM 1, 8), a pokój to przecież owoc miłości. Niezwykła refleksja na temat pokoju budzi się pod wpływem lektury komenta rza, jakim św. Jan od Krzyża opatrzył 24. strofę swojej Pieśni duchowej. Znajdujemy w niej liryczny opis „łoża”, miejsca spełnio nej oblubieńczej relacji. Obraz ten służy świętemu do uwypuklenia stanu dojrzałej miłości. Jej owocem jest między innymi po kój. Poetyckie i mistyczne łoże świętego Jana tonie w kwiatach, którymi na pozio
mie symbolicznym są cnoty. Jest ono „jaski niami lwów otoczone” oraz „w purpurze całe”, tzn. godność takiej zażyłości ma cha rakter wręcz królewski. Nade wszystko jednak jest zbudowane pokojem. „Dosko nała miłość usuwa lęk”, jak to mówi św. Jan. „Z niej to właśnie spływa na duszę cał kowity pokój” (PD 24, 8). Tak więc pokój św. Jana od Krzyża to stan, w którym nie ma sprzeczności między ukojeniem a ocze kiwaniem na więcej miłości, to stan, który wynika z przezwyciężenia lęku, przezwy ciężenia lęku przez miłość. Błogosławień stwo Jezusa dotyczące „wprowadzających pokój” (Mt 5, 9) niekoniecznie spoczywa zatem na tych, którzy uśmierzają spory, ale
| Szkoła modlitwy
T
Jak okazać miłość Bogu?
T
egoroczny cykl artykułów w „Szkole modlitwy” poświęcony jest jed nemu tematowi: jak wejść w modlitwę wewnętrzną. Naszym zamysłem jest, aby każdy, kto wczyta się w te teksty, umiał odprawić 15 minutową modlitwę wewnętrzną, wiedział, czemu ona służy, był świadom jej znaczenia i umiał ją sto sować w praktyce. Tym razem chcemy się bliżej przyjrzeć trudnemu zagadnieniu przełożenia naszej modlitwy na życie. Ce lem modlitwy wewnętrznej jest spotkanie z żywym Bogiem. Najprostszą drogą do spotkania jest modlitewne, pokorne roz ważanie tego, co Pan mówi do nas przez Pismo Święte, pisma świętych lub wyda rzenia z mego życia. Ale idąc za świętymi, np. św. Teresą od Dzieciątka Jezus, wyraź nie przeczuwamy, że „najpiękniejsze myśli bez uczynków są niczym”. Jeżeli nauczysz się modlić i będziesz tej modlitwie wierny, nieraz doświadczysz, że podczas modli twy będą rodzić się w tobie piękne my śli o Bogu. Z tymi myślami będziesz prze żywać cudowne uczucia, pełne zachwytu i miłości do Boga. Będzie cię też stać na żarliwe słowa, szczere, bo płynące prosto z twego serca do serca Boga. To wspaniale, to bardzo ważne momenty w modlitwie,
GŁOS KARMELU 05 2 0 1 0
20
ale trzeba nam wiedzieć, że „wiara bez uczynków jest martwa” (Jk 2, 26) – jak uczy apostoł. Trzeba nam uczyć się prze kładać te wzniosłe myśli i uczucia na kon krety życia, na zachowania, reakcje i po stawy. Chcę tu oprzeć się na pismach świętej Teresy od Jezusa, na jej Twierdzy wewnętrznej, i to na fragmentach z VII mieszkania, czyli dotyczących opisu tych, którzy za ży cia doszli do największej zażyłości z Bo giem, jaka jest możliwa na ziemi. Nie każdy kanonizowany święty doszedł do takiej bliskości, udało się to tylko największym. „Wszystka jej myśl do tego zmierza, aby coraz nowe wynajdowała sposoby, jak i w czym okazać Mu miłość swoją. To jest córki kres modlitwy, do tego ma służyć to małżeństwo duchowe, aby z niego ro dziły się czyny, i jeszcze raz czyny” (TW VII, 4, 6). Oczywiście naszemu Panu cho dzi o czyny, które wypływają z oczyszczo nego, kochającego bezinteresownie serca. O czyny, które są faktycznie aktami miło ści. Jak do tego dojść? Jak ja mogę w moim konkretnym życiu, w mojej często pogma twanej sytuacji, szukać okazji, by okazać Mu swoją miłość?!
To będzie czasem banalne Jeżeli będziesz wierny modlitwie we wnętrznej, Jezus nie będzie ci skąpił swo jej łaski. Będzie dawał ci coraz lepiej pozna wać nowy sposób myślenia – Jego sposób myślenia,. Będziesz stopniowo poznawał, co jest dla Niego naprawdę ważne i co ma prawdziwą wartość w twoim życiu. I tak np. Jezus przez parę kolejnych dni będzie ci pokazywał bardzo ważną prawdę o Jego za mieszkiwaniu w każdym człowieku, w każ dej duszy ludzkiej. Jest to prawda wielka, niezwykła, która wydaje się jasna i oczy wista. Ale jeżeli Pan ci to pokaże i prze żyjesz tę prawdę głębiej, warto pytać: „Panie, jak ja mogę Cię rozpoznać i usza nować w tym drugim człowieku?” Jeżeli modlitwa jest wytrwała i szczera, Jezus często podsunie konkretne podpowiedzi, np.: nie pouczaj ciągle innych, nie uważaj siebie za najmądrzejszego, ale wsłuchaj się co ten drugi człowiek mówi, poznaj co on myśli, co czuje, nie zagaduj go bez prze rwy. Innym razem na modlitwie przyjdzie wyraźna myśl: „Jeżeli czegoś potrzebujesz, umiesz się zakręcić wokół swoich spraw, umiesz też poprosić o pomoc − to dobrze. Ale gdy ciebie ktoś prosi o przysługę, czy chętnie mu służysz? Czy odruchowo nie szukasz powodów, by się wymigać? Ze względu na to, że Ja zamieszkuję w jego duszy, pomóż mu, gdy cię o to prosi”. Każ demu z nas Pan będzie dawał inne natchnie nia, będzie nam tłumaczył inne rzeczy, po nieważ o różnych sprawach nie myślimy ewangelicznie. Jeszcze jeden prosty przy kład, dobry chyba dla wszystkich. Często
| Misje
Pragnę być wierny powołaniu fot. J. Gogola OCD
Rozmowa z o. Sylwinem Zielińskim, misjonarzem, przełożonym domu w Gitega w Burundi.
Do Afryki wyjechał Ojciec... W czerwcu 1971 roku, miałem wów czas 29 lat. Nasz wyjazd związany był z pięćdziesięcioleciem odnowy naszej pro wincji dokonanej przez św. Rafała Kalinow skiego. Pan Bóg pobłogosławił te pięćdzie siąt lat i, pragnąc Mu za to podziękować, nasza prowincja postanowiła powrócić do posługi misyjnej. Zapadła zatem decyzja, że grupa ojców pojedzie na misje, nie było jeszcze mowy o Ruandzie czy o Burundi. Rozpoczęły się poszukiwania konkretnego miejsca, zajmował się tym m.in. o. Leonard Kowalówka. Wysłał listy do wielu krajów, osobiście odwiedził nawet Zair. Po pew nym czasie przyszła odpowiedź biskupa Józefa Martin z Burundi.
Skąd przyszła mi myśl o misjach? W tym czasie w Kościele w Polsce powszechna była opinia, że nie trzeba decyzji wyjazdu na całe życie, wystarczy wyjechać np. na sześć lat. Pomyślałem, że mogę poświęcić Afryce sześć lat mojego życia bez więk szego uszczerbku w moim życiorysie. Oczywiście sześcioletni wyjazd ma sens, gdy ktoś, jak wówczas ja, jedzie do kraju francuskojęzycznego, znając język francu ski. Wówczas może niemal od zaraz głosić konferencje dla sióstr, dla księży, spowia dać, głosić homilie i w tym czasie uczyć się języka kirundi. Na początku do posługi mi syjnej przygotowywałem się przy pomocy dwóch słowników – polsko-francuskiego i francusko-kirundi.
Jak to się stało, że Ojciec znalazł się w tej grupie? Wyjazd misyjny to jakby powołanie w powołaniu. Ojciec Remigiusz, prowincjał, napisał list do wszystkich zakonników prowin cji, aby ci, którzy są gotowi podjąć pracę misyjną, zgłosili się pisemnie. Zgłosiło się ponad trzydziestu zakonników. Wy brano jedenastu, między innymi mnie.
Tworzyli ojcowie coś od podstaw, to musiało być dla was wielkie wyzwanie. Tak, to było wyzwanie. Gdy przyjecha łem do Afryki, zauważyłem, że nie da się tam pracować bez zaangażowania. A gdy człowiek się zaangażuje, po sześciu latach dochodzi do wniosku, że nie może wrócić do Polski, że trzeba kontynuować misję.
GŁOS KARMELU 05 2 0 1 0
34
Co na początku stanowiło dla Ojca szczególną trudność: wszędobylskie owady, gady, klimat, bariera językowa, może jakaś nieufność mieszkańców Burundi? Nie potrafię odpowiedzieć jednoznacz nie na to pytanie. Wszystkie te niedogod ności dawały o sobie znać, ale nie w ta kim stopniu, by wywoływać zniechęcenie. Każdy dzień stawiał nowe wyzwania, sta rałem się im powoli sprostać. Problemy ję zykowe na początku stwarzały trudności. Jeśli jednak chodzi o kontakt z ludźmi, to trzeba powiedzieć, że z tym problemu nie miałem. Afrykańczycy są bardzo otwarci i bezpośredni. Gdy widzą młodego księdza, który stara się im służyć, szybko się otwie rają. Ludzie wychodzący z kościoła pod chodzą, podają rękę, pytają co słychać. Czy nie brakowało Ojcu w Afryce naszego polskiego duszpasterstwa, polskiej pobożności? Na misjach, szczególnie w wioskach, gdzie człowiek jest sam na kilkadziesiąt tysięcy ludzi, gdzie do misjonarza należy organizacja szkolnictwa i życia parafii,