GŁOS KARMELU NR 37 - Duch Święty - dar mądrości i rozumu (37) 1/2011

Page 1

• Wstęp Dar mądrości, dar rozumu

3

Dusza, Duch Święty i Jego dary

4

• Z Biblią w dzień i w nocy Czy chrześcijanin ma być głupi?

9

• Duchowa tradycja Karmelu Dochodzenie do prawdy

12

Masz skrzydła, to lataj...

15

Doktoraty z Bożej mądrości

18

• Spotkanie Czy można czuć Ducha świętego?

22

• Poradnik św. Teresy Jak czytać pisma Teresy od Jezusa w jej duchu

24

• Szkoła modlitwy Gdzie mam szukać Jezusa?

26

• Życie liturgiczne Kościoła Komunia święta

28

• Lektura Prezentacja wartościowych pozycji książkowych

30

• Kultura Ducha Mądrość po góralsku

32

• Karmel i młodzi Odkryj źródło i zapuść korzenie

33

• Ikony Sapientia Carmeli

34

• Misje 40 lat minęło...

36

• W sercu Kościoła 75 lat klasztoru karmelitanek bosych pw. Ducha Świętego w Sofii

39

• Raptularz mistyczny, czyli okruchy ocalone Jestem Prawdą

43

Dwumiesięcznik poświęcony życiu duchowemu Nr 1 (37) Styczeń – Luty 2011 Za zezwoleniem władzy kościelnej Nakład: 3 500 egz. R edakcja: Andrzej Cekiera OCD Krzysztof Górski OCD (red. nacz.) Krzysztof Kosiec Bartłomiej Kucharski OCD Danuta Piekarz Artur Rychta OCD Dorota Zabrzeska Jerzy Zieliński OCD W spółpracują: Rafał Myszkowski OCD Paweł Porwit OCD Szczepan T. Praśkiewicz OCD Bogusława Stanowska-Cichoń Albert Wach OCD Marian Zawada OCD Krzysztof Żywczyński OCD A dres: „Głos Karmelu” Wydawnictwo Karmelitów Bosych ul. Z. Glogera 5 31-222 Kraków www.gloskarmelu.pl P renumerata: Barbara Chucherko tel. 12 416 85 00, 12 416 85 12 email: prenumerata@gloskarmelu.pl Konto: Bank PEKAO S.A. nr 38 1240 2294 1111 0010 1138 4521 K orekta: Aleksandra Bobrowska, Szymona Panicz KDzJ O pracowanie graficzne, dtp, prepress: Paweł Matyjewicz D ruk: Belcaro – Kraków W ydawca: Wydawnictwo Karmelitów Bosych Redakcja zastrzega sobie prawo skracania i adiustacji tekstów, zmiany tytułów. Nie zwraca artykułów nie zamówionych. Zdjęcia nie podpisane pochodzą z archiwum redakcji. Fot. na okładce: © Hpphoto | Dreamstime

GŁOS KARMELU 01 2 0 1 1

2


Dar

mądrości i rozumu

S S

tanęliśmy przed niezwykle trudnym zadaniem. Podczas redakcyjnego spotkania podjęliśmy decyzję, iż rok 2011 w „Głosie Karmelu” poświęcimy Duchowi Świętemu. Niemal natychmiast odczuliśmy trudności zobowiązania, które sobie postawiliśmy. Czy można bowiem ukazać Ducha Świętego, który – jak mówi hebrajskie ruah, greckie pneuma i łacińskie spiritus – jest wiatrem, tchnieniem? Który jest „tajemnicą Boga”? Jak ubrać w słowa Tego, który przemawia bez słów? O ile Jezus Chrystus jest objawieniem Bożej miłości, Duch Święty jest – jak to ktoś ujął – „wewnętrzną stroną Boga”. Wszystko, co ma związek z Duchem Świętym, jest tajemnicą. Wiemy jednak, że bez Niego nie byłoby w nas życia. Wiemy, że jest nie tylko tym, który działa, jest działaniem. Jest nie tylko nauczycielem modlitwy, jest modlitwą, „błaganiem, którego nie można wyrazić słowami” (por. Rz 8, 26). Już tych kilka określeń wskazuje, jak nieuchwytną rzeczywistość pragniemy przeniknąć. Mamy jednak świadomość, iż jest On skarbem w roli naszego serca. Wiemy, że trzeba Go poszukiwać i czynić to z całkowitą otwartością i zaufaniem, bowiem znać Ducha Świętego, to nade wszystko „doświadczać Jego działania, otworzyć się na Jego wpływ, mówić «tak» Jego natchnieniom i pozwolić Mu być początkiem wszystkiego, co czynimy”. Jeśli pragniemy żyć pełnią, potrzebujemy Bożego Ducha. Na szczęście nie jest On daleko. Jest bliżej nas, niż my sami. Redakcja

Drodzy Czytelnicy! Od kilu lat staraliśmy się, by cena „Głosu Karmelu” pozostawała stała. Dotychczas nam się to udawało. Jednak z powodu pięcioprocentowego podatku, którym zostało obłożone nasze pismo, jesteśmy zmuszeni podnieść cenę do 6 złotych. Mam szczerą nadzieję, że pozostaniecie z nami mimo podwyżki. Cena prenumeraty w 2011 roku nie zmieni się. Cieszę się, że udało nam się zachować ją bez zmian. Zachęcam do tej formy zakupu naszego pisma. Jednocześnie dziękuję tym, którzy – mogąc sobie na to pozwolić – wspierają nas swymi ofiarami. Bez nich wydawanie „Głosu Karmelu” byłoby trudniejsze.

fot. P. Hensel OCD

o. Krzysztof M. Górski OCD


fot. P. Nijhuis

Dusza, Duch Święty i Jego dary

B B

ez pomocy Ducha Świętego nikt z ludzi nie może podjąć i dobrze przejść swej życiowej drogi. Jednak o Jego działaniu w duszy możemy mówić jedynie przy pomocy symboli, sam bowiem Duch pozostaje dla naszych możliwości poznawczych nieuchwytny. Jego tajemnice skrywają się w trzech znanych nam z codzienności wyobrażeniach: ognia, wiatru i gołębicy. W nich Boża Mądrość wypowiada się o Pocieszycielu na kartach Ewangelii.

Boży Duch ukryty w symbolach Symbol ognia. Ogień oznacza aktywność, oświecenie, ciepło, oczyszczenie. Łączy rzeczy ze sobą, co obserwujemy na przykładzie rozgrzanego do czerwoności metalu. Zanika wyraźna granica pomiędzy jednym i drugim. Nie można też ustalić kształtu ognia; to coś nieustannie zmieniającego się, a jednak zachowującego swoje właściwości. Obserwując duży ogień, możemy dostrzec jeszcze jedną cechę – brak kontroli. Nie można przewidzieć rozmiaru jego działania. Przebywając w duszy Boski Ogień ujawnia się jako ten, który nieustannie działa, ten, który oświeca rozum, poddając mu do wierzenia niezmienne prawdy, ten, który niesie ze sobą ciepło rodzące się ze świadomości, że dusza jest dzieckiem Ojca, kochanym miłością nie mającą granic, cierpliwą, pocieszającą, wybaczającą i podnoszącą ku sobie nędzę ludzką,

GŁOS KARMELU 01 2 0 1 1

4

miłością przygotowującą każdemu jedyne i niepowtarzalne mieszkanie w Boskim Sercu. Ujawnia się jako ten, który oczyszcza duszę, przeprowadzając ją przez tygiel jej własnej słabości, poprzez doświadczenie niedostrzegalnego dla oczu innych mozołu dnia, skrytego w jej sercu zmagania o dobro, o nadzieję pomimo trudności. Ukazuje się jako ten, który jednoczy oddaną sobie duszę ze sobą. Na pewnym etapie nie jest już możliwe oddzielenie aktywności ludzkiej od aktywności Ducha, bo są one jednym życiem, jednym działaniem. Osoby wciąż są różne, ale ich działanie – jedno. Symbol wiatru. Nie wiemy, gdzie wiatr powstaje, ani dokąd podąża. Doświadczamy jedynie pędzącej masy powietrza, która właśnie smaga policzki, burzy włosy na głowie. Nie można zobaczyć jego kształtu ani koloru, bo ich nie ma. Niemniej odczuwamy czy też obserwujemy skutki jego działania. Widząc podnoszący się z ulicy tuman kurzu lub uschły liść, wiemy od razu, że ich ruch spowodował powiew wiatru. Tak samo z aktywnością Ducha Świętego. Boski Wiatr ujawnia się w duszy jako siła działająca tajemniczo. Nie można poznać jej bezpośrednio, a jedynie przez skutki, których jest źródłem. Ta tajemnica zadziwiała świętą Teresę z Lisieux, która nie potrafiła wytłumaczyć, w jaki sposób rodziła się w jej sercu mądrość potrzebna do właściwego działania w konkretnych oko-

licznościach, ale bez najmniejszej wątpliwości wyczuwała, kto za tym stoi – Duch Jezusa. „Zauważyłam niejednokrotnie – pisze – że Jezus nie chce da­wać mi nic na zapas; karmi mnie z chwili na chwilę, i to pożywieniem zawsze nowym, a ja znajduję je w sobie, nie wiedząc, skąd się tam wzięło. Sądzę całkiem po prostu, że to Sam Jezus, ukryty w głębi mego bied­nego serca, porusza mnie łaską, podsuwając mi to, czego w danej chwili ode mnie oczekuje...”. Symbol gołębia. Ten symbol wprowadza inne wyobrażenie Ducha Świętego. Obok mocy i tajemniczości swojego działania jest On niezmiernie delikatny. Gołębica jest cicha, subtelna, nie ma w niej instynktów niszczenia, zabijania, sama wydaje się bezbronna – stąd uznano ją za symbol pokoju. Najpiękniejszym aspektem relacji Boskiej Gołębicy w odniesieniu do duszy jest jednak delikatność. Duch ujawnia w swoim działaniu niepojętą ilość odcieni miłości macierzyńskiej, względem której miłość wszystkich ziemskich matek razem wzięta jest bardzo dalekim i bardzo niedoskonałym odbiciem. Duch Święty stawia przed duszą ważne życiowe zadania: chce, by przyjmowała Bożą miłość i oświetlała nią innych, by żyła tą miłością w swoim własnym wnętrzu i, wreszcie, by obumierała sobie, pokonując miłość własną. Realizacja takich postaw wymaga specjalnego wyposażenia, którym są dary Pocieszyciela.


Z Biblią w dzień i w nocy | 

Czy chrześcijanin

Paweł pisze do Greków, dumnych ze swoich filozofów, z tylu naukowych osiągnięć... i zauważa, że ta wielka ludzka mądrość nie zdała najważniejszego egzaminu: badała świat, a nie rozpoznała Stwórcy objawiającego się w pięknie stworzenia. Bóg chciał, by człowiek, jak przystało na inteligentne stworzenie, skorzystał ze swojej umiejętności wnioskowania w celu dojścia do tego fundamentalnego odkrycia.

fot. B. Sztajner

ma być głupi?

Jeśli ktoś spośród was mniema, że jest mądry na tym świecie, niech się stanie głupim, by posiadł mądrość. Mądrość bowiem tego świata jest głupstwem u Boga. (…) Gdzie jest mędrzec? Gdzie uczony? Gdzie badacz tego, co doczesne? Czyż nie uczynił Bóg głupstwem mądrości świata? (1 Kor 3, 18n; 1, 20)

W W

ydaje się, że powyższe słowa świętego Pawła podają nam już definitywną odpowiedź na zaskakujące pytanie postawione w tytule: kto chce być mądrym, niech stanie się głupim! Ale czy to w ogóle ma sens? I wobec tego, czy mają jeszcze jakąś rację bytu uczelnie katolickie, tytuły naukowe, zwłaszcza w dziedzinie teologii? A przede wszystkim, czemu sam Paweł chlubi się, że pobierał naukę u stóp sławnego mistrza Gamaliela? Nie spieszmy się z paleniem naukowych książek, lecz prześledźmy uważnie myśl Apostoła zawartą w pierwszych rozdziałach 1 Listu do Koryntian. Paweł pisze do Greków, dumnych ze swoich filozofów, z tylu naukowych osiągnięć... i zauważa, że ta wielka ludzka mądrość nie zdała najważniejszego egzaminu:

badała świat, a nie rozpoznała Stwórcy objawiającego się w pięknie stworzenia. Bóg chciał, by człowiek, jak przystało na inteligentne stworzenie, skorzystał ze swojej umiejętności wnioskowania w celu dojścia do tego fundamentalnego odkrycia. Niestety... W innym liście Pawłowym (do Rzymian) tak są opisani poganie: „to, co o Bogu można poznać, jawne jest wśród nich, gdyż Bóg im to ujawnił. Albowiem od stworzenia świata niewidzialne Jego przymioty – wiekuista Jego potęga oraz bóstwo – stają się widzialne dla umysłu przez Jego dzieła, tak że nie mogą się wymówić od winy. [...] A ponieważ nie uznali za słuszne zachować prawdziwe poznanie Boga, wydał ich Bóg na pastwę na nic niezdatnego rozumu, tak że czynili to, co się nie godzi” (por. Rz 1, 19–28). Paweł wymienia

tu wiele rodzajów grzechów, poczynając od bałwochwalstwa i nieczystości. Oto skutek odwrócenia się od Stwórcy: gdy człowiek zdradza prawdziwego Boga, wtedy jego bożkiem stają się przedmioty materialne i własne ciało. Jakże żałosny to kult! I jakże aktualnie brzmią słowa o „wydaniu na pastwę na nic niezdatnego rozumu”. Przecież i dziś często próbuje się wytłumaczyć i usprawiedliwić „rozumowo” różne wynaturzenia, nieuczciwość, nawet największe zbrodnie. Każdy zbrodniczy system ma swoich utytułowanych „myślicieli”, którym nie wolno się sprzeciwiać. Ludzka logika okazuje się często zupełnie nielogiczna, a ludzka mądrość – bardzo niemądra. Może dlatego, gdy Bóg dokona dzieła odkupienia człowieka, uczyni to w sposób wręcz absurdalny dla ludzkiej mądrości – w ten sposób, który Paweł nazwie „nauką krzyża”. Ma ona jakby trzy aspekty, z których każdy jest szokujący dla powszechnie uznawanej logiki: • zostaliśmy odkupieni dzięki temu, że Chrystus poniósł dla nas hańbiącą śmierć krzyżową • głoszenie tej prawdy nie zostało powierzone „wielkim i sławnym”, ale zwykłym, prostym ludziom (wystarczy przypomnieć sobie „skład personalny” grona Apostołów) • ta prawda znajduje szczególny posłuch u tych, którzy nie liczą się w oczach świata.

9


Człowiek dostał skrzydła do latania, a on zamiata nimi ulice…

Maszto lataj… skrzydła, K K

iedyś bardzo poruszył mnie fragment wiersza C. K. Norwida cytowany przez mojego przyjaciela podczas dnia skupienia. Owo krótkie i dobitne zdanie: „Człowiek dostał skrzydła do latania, a on zamiata nimi ulice…”. Ta przenikliwa myśl poety uświadamia nam prawdę o człowieku, o jego bezradności, o zagubieniu, o zapatrzeniu w ziemię i naturalnej tendencji do oglądania własnego cienia. Równocześnie słowa te są zachętą, a może nawet wyzwaniem do patrzenia w górę, ku szczytom, i odkrywania nowych horyzontów. Można pytać, jak zachować kontakt z trudną codzienną rzeczywistością i równocześnie umieć patrzeć na nią z lotu ptaka? Jak być mądrym i wykorzystać własny potencjał oraz podarowane skrzydła?

Sidła codzienności Człowiek obciążony swoimi trudami, zajęty własną doskonałością, stawia opór, gdy chodzi o podjęcie głębszego, bardziej świadomego życia i działania. Doświadcza trudności w tym, żeby się wznieść, wzbić ku niebu, ku drugiemu, czy też poddać

nowemu natchnieniu, które przychodzi „z góry”. Nawet gdy chce zrobić ruch nieco różny od tych, które ma w zwyczaju, inni zaraz mu wytłumaczą, że jest zwykłą kurą w zagrodzie i nie ma co myśleć o wielkich latających ptakach. Będąc wrażliwym na te głosy i dając im posłuch, człowiek trzyma się swoich ograniczonych celów, utartych ścieżek, ogląda się na innych, czekając co powiedzą, co zrobią, aby za wszelką cenę się do nich upodobnić. Mając gniazdo z kolcami, niewygodne, nie chce sobie tego do końca uświadomić, bo to, co świadome, boli bardziej – więc czasem lepiej nie znać prawdy o sobie, o kolcach, o tym, że mogłoby być inaczej. Kolce przeszkadzają i pobudzają do narzekania, ale niejednokrotnie nie są wystarczającym motywem do zmiany. Aby wzbić się ponad ludzkie porównania i kalkulacje, potrzebny jest kontakt z własną naturą, z uczuciami objawiającymi ludzką i Bożą prawdę, które (jeśli są słuchane) tak wiele mówią o stanie ducha i ciała, o potrzebie rozwoju. Człowiek może czuć zmęczenie, niechęć w stosunku do wszystkich i wszystkiego, narze-

kać, a to jest ważny komunikat wskazujący na bycie usidlonym we własnym horyzoncie przeżyć. Prowadzi to do obciążania innych i czynienia ich odpowiedzialnymi za wewnętrzny stan ducha. Jednak idąc w głąb pytamy, czy taka jest rzeczywistość, świat ludzi i rzeczy stworzonych przez Boga? Czy rzeczywistość, nawet ta najbardziej trudna i bolesna, może usidlić wolnego człowieka?

Szeroki horyzont Myślę o V. E. Franklu, lekarzu i psychiatrze wiedeńskim, który przeszedł przez obóz koncentracyjny, gdzie jego człowieczeństwo jeszcze bardziej się wydoskonaliło, o Etty Hillesum, młodej żydówce, która opisuje swoje przeżycia z getta w Holandii i wielu innych, którzy żyli pełnią życia, będąc w środku piekła. W tej okropnej sytuacji Etty wyznaje, że „Bóg nie jest odpowiedzialny za ten bezsens, który sami sobie stwarzamy, to my ponosimy winę”. Etty w swoich Pamiętnikach głośno mówi o ludzkich zmaganiach i nie uważa – pomimo wielkiego trudu

15


| Poradnik św. Teresy

T T

eresę należy czytać uważnie, odważnie i wiele razy. To trzy bardzo ogólne, ale zarazem niezmiernie pomocne zasady w czytaniu świętej mistyczki z Awili. Już wyjaśniam, jak rozumiem te trzy zasady, które wynikają z lektury jej pism. Uważne czytanie tekstu to wnikliwe poznawanie jego treści oraz tego, co autorka pragnęła przekazać. Dlatego dobrze jest czytać pomału, bez chęci przeczytania wszystkiego w ciągu jednego dnia. Ale pamiętajmy też, że czytając bardzo wolno, np. medytując jedną stronę tygodniowo, pierwszą księgę możemy czytać przez kilka ładnych lat. Po przeczytaniu jednego rozdziału nie będziemy pamiętać, co było na jego początku. Takie czytanie nie pozwala nam wygodnie śledzić toku myślowego autorki, co w czytaniu uważnym jest zasadnicze.

Czytanie uważne pozwala określać swoimi słowami zawartość tekstu z użyciem dostępnej terminologii nauk współczesnych. I tak np. kiedy Teresa pisze o duszy jako człowieku i opisuje jej władze i zachowanie, spróbujmy nazywając odróżniać to, co jest psychologią czy antropologią od tego, co moglibyśmy nazwać teologią, czyli działaniem Boga we wnętrzu człowieka. Aby czytać uważnie, możemy robić sobie notatki, np. o tym, co nas w sposób szczególny zainteresowało, co nam się po prostu nie podoba lub wydaje się sprzeczne ze zdrowym rozsądkiem; nawet kiedy zauważamy, że autorka zaprzecza samej sobie – też warto to zanotować. Bo właśnie wtedy nasze zapiski są

Jak czytać pisma Teresy od Jezusa w jej duchu wartościowe i mogą otworzyć nam drogę do zweryfikowania własnego rozumienia tekstu. Kiedy zauważamy, że ten sam temat powraca kilka razy, każde z tych miejsc warto poddać szczegółowej analizie. Zbadać słowa i terminy, jakich używa Teresa w każdym z tych fragmentów oraz zweryfikować, czy cały czas podtrzymuje swą opinię, rozwija ją, czy może też całkowicie zmienia. Czytanie nieuważne, bez zrozumienia tekstu, to czytanie bezsensowne, to strata czasu. Teresa, pisząc o modlitwie, myśli podobnie. Uważne poznawanie treści słów, które wymawiamy podczas modlitwy ustnej, to sposób proponowany przez Świętą w początkowej fazie drogi modlitwy. W Drodze doskonałości tak zachęca ona swych czytelników: „Pierwszym

GŁOS KARMELU 01 2 0 1 1

24

bowiem warunkiem modlitwy ustnej, jak tego sam rozum wymaga, jest ten, byście rozumiały, co mówicie. [...] Potrzeba bowiem, abyśmy starały się o to, by nam nikt nie mógł zarzucić, że modląc się ustami, nie rozumiemy tego, co mówimy. Kto by zaś utrzymywał, że rozumienie tu wcale niepotrzebne, że dość jest wymawiać tylko sposobem mechanicznym słowa modlitwy, temu nawet nie odpowiadam” (Droga doskonałości 24, 2). Odważnie czytać Teresę znaczy nie obawiać się krytyki – być zdolnym do przyjęcia zdecydowanych opinii innych czytelników, ale też potrafić sformułować sensownie krytyczną opinię na temat danego fragmentu czy konkretnego pisma Teresy. Nawet podważając w niektórych aspektach opinię samej autorki, nie stawiamy w niebezpieczeństwie doktryny terezjańskiej, lecz wręcz przeciwnie, konfrontując się z innymi czytelnikami mamy szansę dogłębnie określić pierwotny zamiar autorki oraz lepiej poznać jej doświadczenie Boga. Odważne czytanie zakłada bezwzględne drążenie znaczenia słów użytych przez autorkę. Teresa pisała cztery wieki temu. Używała innego języka niż my współcześnie. Ponadto tłumaczenie z języka hiszpańskiego, jak każdy inny przekład, jest swoistą interpretacją tłumacza. Czasami może przekazywać sens, jaki odnalazł w tekście tłumacz, a nie zamysł Teresy. Odważne czytanie to sięganie po różne tłumaczenia oraz samotne poszukiwanie w znaczeniach słów i tekstów. Czytanie odważne to własna praca z tekstem, której nie zastąpi żaden komentarz, nawet najbardziej obszerny i poprawny. Osobista śmiała refleksja wyrażona i udokumentowana w pewnej formie


| Misje

40 lat minęło...

C C

zterdzieści lat pracy misyjnej polskich karmelitów bosych w Burundi i Rwandzie, w Afryce skłania nas do przedstawienia naszym Czytelnikom ważnego aspektu powołania Karmelu w Kościele. Kiedy Pan Jezus rozpoczynał swoją działalność apostolską, zwrócił się do swoich słuchaczy słowami: „Czas się wypełnił i bliskie jest Królestwo Boże. Nawracajcie się i wierzcie w Ewangelię” (Mk 1, 15). Odtąd głosił Dobrą Nowinę o zbawieniu przez trzy lata swojej działalności. Kiedy zaś odchodził z tego świata po Zmartwychwstaniu, najważniejszym Jego przesłaniem były słowa: „Idźcie na cały świat i głoście Ewangelię wszelkiemu stworzeniu” (Mk 16, 15), oraz: „Jak Ojciec mnie posłał, tak i Ja was posyłam” (J 20, 21). Takie też jest najważniejsze zadanie Kościoła. Stąd mówimy, że Kościół jest z natury misyjny, tzn. posłany, aby głosić całemu światu Dobrą Nowinę o zbawieniu. Ta prawda sprawia, że i Karmel, chociaż jest zakonem kontemplacyjno-czynnym, uczestniczy w tej misji Kościoła. Już św. Teresa od Jezusa, reformatorka Karmelu, mocno zabiegała o to, aby karmelici podjęli misję głoszenia Ewangelii, dlatego w 1582 r. udała się do Konga do

GŁOS KARMELU 01 2 0 1 1

36

Afryki pierwsza grupa misjonarzy. I chociaż ta wyprawa zakończyła się niepowodzeniem, zakon z biegiem lat przejmował coraz to nowe placówki misyjne, tak że obecnie karmelici bosi prowadzą misje na wszystkich kontynentach świata. Mimo że karmelici bosi już od ponad 400 lat mieszkają na naszej ziemi, prowincja polska nie miała „swojej” placówki misyjnej. Zwrot nastąpił niespodziewanie i bardzo szybko, kiedy po Soborze Watykańskim II prowincja polska, realizując postulat Soboru zwany „aggiornamento”, rozważała temat misji. Kapituła prowincjalna z 1969 r. zapisała następujący postulat: „Żądają Ojcowie, aby tradycja misyjna prowincji była kontynuowana. Dlatego należy wyznaczyć kilku odpowiednich zakonników odznaczających się troską o zbawienie dusz na misje zagraniczne”. Zdarza się często, że od uchwały do jej realizacji upływa wiele czasu. Tym razem tak nie było. Już 20 lutego 1970 r. prowincjał polski o. Remigiusz Czech zlecił sekretarzowi prowincjalnemu misji, o. Leonardowi Kowalówce, przebywającemu tymczasowo w Rzymie, wyszukanie w Afryce samodzielnej placówki misyjnej. Tenże sekretarz, zaopatrzony w listy po-

lecające do nuncjuszów i biskupów Konga i Burundi, wyruszył do Afryki 22 maja 1970 r. Jesienią wrócił do Polski i przedstawił radzie prowincjalnej uzyskane propozycje. 10 listopada rada prowincjalna postanowiła przyjąć misje w Burundi, w diecezji Bururi. Niedługo potem, bo już 21 stycznia 1971 r., o. prowincjał Remigiusz Czech zwrócił się z prośbą do definitorium generalnego o pozwolenie na podjęcie pracy misyjnej przez polską prowincję. Dekretem z 5 lutego 1971 r. definitorium udzieliło pozwolenia, zaś rada prowincjalna zdecydowała 17 lutego, że do Burundi wyjedzie jedenastu misjonarzy. 22 czerwca 1971 r. odbyło się w Poznaniu uroczyste pożegnanie misjonarzy. Mszy św. przewodniczył ówczesny Dyrektor Krajowy Papieskich Dzieł Misyjnych w Polsce, bp. Jan Wosiński. Dnia następnego nasi misjonarze: o. Leonard Kowalówka, o. Teofil Kapusta, o. Jan Kanty Stasiński, o. Klaudiusz Spyrka, o. Edmund Wrzesiński, o. Sylwan Zieliński, o. Kamil Ratajczak, o. Eliasz Trybała, br. Marceli Szlósarczyk i br. Sylwester Szypowski wyjechali do Paryża na kurs języka francuskiego. Stamtąd po 2 miesiącach udali się do Wiecznego


Turn static files into dynamic content formats.

Create a flipbook
Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.