GŁOS KARMELU NR 39 - Duch Święty - dar męstwa (39) 3/2011

Page 1

• Wstęp Dar męstwa

3

Z Tobą góry zdobywam...

8

• Beatyfikacja Jana Pawła II Przyjaciel wędrownego Pasterza

4

• Z Biblią w dzień i w nocy 11

„Niewiastę mężną któż znajdzie?” A mężczyznę?

Dwumiesięcznik poświęcony życiu duchowemu Nr 3 (39) Maj – Czerwiec 2011 Za zezwoleniem władzy kościelnej Nakład: 3 500 egz.

14

Eklezja, piękna pięknem każdego z nas...

16

Czy można być pokornym, żyjąc w równowadze?

18

Męstwo chrześcijan Bliskiego Wschodu

21

R edakcja: Andrzej Cekiera OCD Krzysztof Górski OCD (red. nacz.) Krzysztof Kosiec Bartłomiej Kucharski OCD Danuta Piekarz Artur Rychta OCD Dorota Zabrzeska Jerzy Zieliński OCD

Szczepan, męstwo aż do bólu

• Duchowa tradycja Karmelu

• Spotkanie Bóg nigdy nie jest daleko od nas

22

• Szkoła modlitwy Pościć czy nie pościć? Oto jest pytanie

26

• Życie liturgiczne Kościoła Obrzędy zakończenia. Błogosławieństwo i rozesłanie.

28

• Lektura W jasnym kręgu Niewidzialnego Klasztoru Jana Pawła II

30

Owoce Ducha Świętego

30

• Kultura Ducha Odwaga bycia męczennikiem

31

• Karmel i młodzi Twoje Niebo chce śpiewać dla Ciebie

32

• Ikony Maryja „Brunetka”

34

• Misje Specyficzna obecność Karmelu na misjach

36

• W sercu Kościoła Mężni w świecie – chrześcijanie

39

• Raptularz mistyczny, czyli okruchy ocalone Jestem Życiem

43

W spółpracują: Rafał Myszkowski OCD Paweł Porwit OCD Szczepan T. Praśkiewicz OCD Bogusława Stanowska-Cichoń Albert Wach OCD Marian Zawada OCD Krzysztof Żywczyński OCD A dres: „Głos Karmelu” Wydawnictwo Karmelitów Bosych ul. Z. Glogera 5 31-222 Kraków www.gloskarmelu.pl P renumerata: Barbara Chucherko tel. 12 416 85 00, 12 416 85 12 email: prenumerata@gloskarmelu.pl Konto: Bank PEKAO S.A. nr 38 1240 2294 1111 0010 1138 4521 K orekta: Aleksandra Bobrowska, Szymona Panicz KDzJ O pracowanie graficzne, dtp, prepress: Paweł Matyjewicz D ruk: Belcaro – Kraków W ydawca: Wydawnictwo Karmelitów Bosych Redakcja zastrzega sobie prawo skracania i adiustacji tekstów, zmiany tytułów. Nie zwraca artykułów nie zamówionych. Zdjęcia nie podpisane pochodzą z archiwum redakcji. Fot. na okładce: © Nico Smit | Dreamstime

GŁOS KARMELU 03 2 0 1 1

2


Darmęstwa C C

zas wielkanocny, który przeżywamy to moment, w którym cały Kościół woła: „Przyjdź Duchu Święty!” Czy mamy świadomość, o co i o Kogo prosimy? Co to znaczy przyjąć Ducha Świętego? Ktoś napisał, że Duch jest jak wiatr pośród sztormu. Gdy zstąpił na Apostołów, zostali na dobre wyrwani z codziennej egzystencji, wszystko stało się nowe. Zadaniem Ducha Świętego jest ożywiać. W Księdze Rodzaju czytamy, że Pan Bóg tchnął w nozdrza człowieka życie. Dzięki temu stał się on istotą żywą. Święta Katarzyna ze Sieny modliła się słowami: „Ty Jesteś, Który Jesteś; ja jestem tą, której nie ma bez Ciebie”. Ożywiające tchnienie życia nie jest sprawą prahistorii człowieka. Jest procesem, który trwa nieustannie. Duch wciąż mnie ożywia. Bez Niego mnie nie ma. Jeśli przyjmę Jego obecność świadomie, jeśli wspomagam Jego działanie wołaniem serca „Przyjdź Duchu Święty”, muszę liczyć się z tym, że i mnie Duch wyrwie z szarości mej egzystencji. Cóż takiego może uczynić? Spójrzmy na naszą wiarę. Czy nie jest ona czasem zbiorem abstrakcyjnych myśli – o Bogu, o Kościele, o niej samej? Jest w nas wiele myśli, refleksji, a nawet pragnień, które nosimy, ale które nie dotykają naszego życia. Czy nie odczuwamy, że nasza wiara często nie ma z nim nic wspólnego? Czy nie przypomina ono czasami umeblowanego przez nasze przekonania pokoju, w którym nie ma życia, nie ma Obecności? Spójrzmy na nasze życie Słowem Bożym. Czy nie traktujemy Ewangelii jak książki historycznej, która opowiada o pięknych i ciekawych wydarzeniach, ale zasadniczo niewiele ma wspólnego z naszym życiem? Spójrzmy na naszą modlitwę. Czy nie odczuwamy czasami znużenia i zniechęcenia? Oto tyle lat modlę się i częściej moja modlitwa przypomina wciąganie na górę syzyfowego kamienia, niż ożywiające Spotkanie. Gdy przychodzi Duch Święty, ożywia wszystko. Moja wiara przestaje być pustym dźwiękiem bez treści. Ewangelia nie jest już starym dokumentem, opowieścią o historycznym Jezusie. Staje się aktualna dzisiaj, staje się opowieścią o Jezusie, który żyje w moim życiu. Modlitwa przestaje być moją orką pośród łez i potu, lecz zaczyna smakować. W sercu słyszę tajemniczą muzykę Bożego życia. Serce zaczyna odczuwać, że Bóg nie jest kimś dalekim, że to Ojciec! Abba! Tatuś! Gdy nie odczuwamy jeszcze ożywiającej Obecności w pokoju serca, jeśli nie doświadczyliśmy powiewu, który przeszedł przez nasze życie, musimy wzbudzić w sercu tęsknotę. Już przez tę tęsknotę Duch Święty będzie w nas działał.

fot. Max Earey | Dreamstime

Redakcja


Z Biblią w dzień i w nocy | 

P P

rzyznam, że nie przepadam za obrazami przedstawiającymi jego męczeństwo. On najczęściej ubrany jest w haftowaną dalmatykę (by nikt nie miał wątpliwości, że obraz przedstawia diakona), na głowie ma ładnie wygoloną tonsurę... zupełnie jakby umierał tuż przed soborem, a nie kilka lat po zmartwychwstaniu Chrystusa. Na dodatek jest przedstawiany w teatralnych pozach, niczym aktor stojący w świetle reflektorów zamiast pod gradem kamieni. Nie wiem, czy gdyby ciskano we mnie kamienie, potrafiłabym dostojnie wznosić ręce z natchnioną miną, nawet gdybym widziała niebo otwarte...

Ale zacznijmy od początku. Miał na imię Szczepan, po grecku Stephanos, czyli wieniec − jakże trafne imię dla kogoś, kto jako pierwszy spośród uczniów Jezusa otrzymał wieniec zwycięstwa, przelewając krew dla Mistrza. Szczepan pojawia się w historii młodego Kościoła opisywanej w Dziejach Apostolskich w okolicznościach dość dziwnych, żeby nie powiedzieć: banalnych, przynajmniej jak na pojawienie się prawdziwego bohatera. Otóż wierni pochodzący spoza Ziemi Świętej, tzw. helleniści, uważali, że podczas udzielania wdowom pomocy charytatywnej ich wdowy były gorzej traktowane. Trudno powiedzieć, czy ten zarzut był uzasadniony, czy też był skutkiem przewrażliwienia przybyszów z innych krajów, w każdym razie problem ów skłonił Apostołów do bardzo ważnej decyzji: wyboru grona współpracowników. Nie sądzę, by był to jedyny powód tej decyzji, raczej pewna „kropla, która przelała czarę”, uświadomiła ostatecznie Apostołom, że potrzebują pomocnych rąk, o czym zapewne myśleli już wcześniej... Gdy bowiem przeczytamy ich polecenie

Szczepan

męstwo aż do bólu (Dz 7, 2-60)

skierowane do wiernych, zobaczymy, że przyszli pomocnicy mieli wyróżniać się cechami znacznie przekraczającymi wymagania związane z rozdawaniem żywności: „«Upatrzcież zatem, bracia, siedmiu mężów spośród siebie, cieszących się dobrą sławą, pełnych Ducha i mądrości! Im zlecimy to zadanie. My zaś oddamy się wyłącznie modlitwie i posłudze słowa». Spodobały się te słowa wszystkim zebranym i wybrali Szczepana, męża pełnego wiary i Ducha Świętego, Filipa, Prochora, Nikanora, Tymona, Parmenasa i Mikołaja, prozelitę z Antiochii. Przedstawili ich Apostołom, którzy modląc się włożyli na nich ręce” (Dz 6, 3–6). Święty Łukasz powie nam coś więcej tylko o pierwszych dwóch; pozostałych współpracowników znamy jedynie z imienia (nie licząc szczegółów dotyczących Mikołaja). Zatem żaden z nich nie jest ukazany przy pracy charytatywnej; autor Dziejów Apostolskich sugeruje nam wyraźnie, że i oni oddawali się posłudze słowa (przy której na pewno dobrze jest być „pełnym Ducha i mądrości”), a nie tylko posłudze stołów. To właśnie od greckiego słowa

diakonein − służyć przy stole, pochodzi wyraz diakonos – diakon, jakim najczęściej określamy tych, których Łukasz nazywa po prostu liczebnikiem: „Siedmiu”. Cała działalność Szczepana jest streszczona w jednym zdaniu: „Szczepan pełen łaski i mocy działał cuda i znaki wielkie wśród ludu”. Oczywiście głoszenie nauki Jezusa poparte cudami musiało spotkać się ze sprzeciwem ze strony otoczenia: „Niektórzy zaś z synagogi, zwanej [synagogą] Libertynów i Cyrenejczyków, i Aleksandryjczyków, i tych, którzy pochodzili z Cylicji i z Azji, wystąpili do rozprawy ze Szczepanem. Nie mogli jednak sprostać mądrości i Duchowi, z którego [natchnienia] przemawiał”. Zwracam uwagę na wzmiankę o pochodzących z Cylicji: do nich zapewne należał przeciwnik Szczepana − Szaweł z Tarsu, miasta położonego w Cylicji. Ważniejsze jest jednak dla nas to drugie zdanie: oto spełniają się słowa Jezusa: „dam wam wymowę i mądrość, której żaden z waszych prześladowców nie będzie mógł się oprzeć ani sprzeciwić (Łk 21, 15). Pozornie można by dopatrywać się sprzeczności między tymi zdaniami, bo

11


| Duchowa tradycja Karmelu

Jesteśmy tylko ludźmi

„Niewiastę mężną któż znajdzie?”

A mężczyznę?!

W

Brave heart i odkurzacz

W

Piśmie Świętym pojawia się ciekawe pytanie: „Niewiastę mężną któż znajdzie?” (Prz 31, 10). I pada odpowiedź będąca opisem codziennej kobiecej pracy. Obecnie, gdy mężczyźni poruszani odwiecznym wezwaniem z głębi dzikiego serca szukają przestrzeni dla okazania swojego męstwa, należałoby spytać: „mężczyznę mężnego któż znajdzie?”. Dzisiaj męstwo wystawione jest na szczególną próbę. Możemy popatrzeć na muskularnych mężczyzn-dzieciaków na sportowych kanałach telewizyjnych, możemy się razem pomartwić o wynik meczu i „dzielnie” kibicować, aby uczestniczyć w sukcesie lub porażce naszej drużyny. Jest tyle okazji, aby „poczuć się dzielnym”: można zjechać w aquaparku z bardzo wysokiej zjeżdżalni, można na forum internetowym dodać odwagi himalaistom, pięściarzom itp. i poczuwać się do współtworzenia ich zwycięstwa. Możemy nawet powiedzieć sobie, że „jesteśmy dzielni”, bo to i tak dużo, że mamy odwagę żyć w tak „trudnych” czasach, że jeszcze pozostajemy w zakonie, w kapłaństwie, w małżeństwie, w pracy i za to „pozostawanie” już należy się nam medal.

GŁOS KARMELU 03 2 0 1 1

14

„Mężczyznę dzielnego któż znajdzie?” Myślę, że dzisiejszy bohater (z brave heart w piersi) jest trudny do zauważenia. Jest za bardzo na swoim miejscu, żeby rzucał się w oczy. Porusza się w przestrzeni nieatrakcyjnej dla mediów: żyje wiernością wybranej miłości, ma odwagę mówić o ideałach, nie używa pochlebstwa dla zapewnienia sobie koniunktury, woli raczej swoje realne sukcesy i porażki niż te z seriali lub transmisji sportowych. Bierze odkurzacz do ręki, gdy rozsypie cukier na dywanie, zamiast triumfalnie przypominać żonie, że on był zawsze za tym, żeby słodzić herbatę miodem. Inni powiedzą mu, że jest nudny, gdy będzie mówił o swojej codziennej pracy, chociaż potraktowaliby go jak bohatera, gdyby opowiedział im pieprzny kawał z soczystą wiązanką wulgaryzmów, nawet jeśli słyszeli go po raz dwudziesty. Nie nazwie siebie mężnym, bo jest po prostu zatroskany o dobro swoich najbliższych, a gdy doświadcza pomyślności, przeżywa ją jako dar.

Męstwo kojarzy nam się z cnotą, która objawia się w konfrontacji z wielkimi zagrożeniami. Istnieje jednak w życiu ukryta ścieżka bohaterstwa niewidoczna ze szczytów heroicznych dokonań. Wiedzie ona doliną codzienności. Na tej ścieżce męstwo jest wypróbowywane nie tyle przez strach, co przez jednostajność, zniechęcenie tymi samymi wysiłkami, a nawet nudę. Niebezpieczeństwa, które występują na owej ścieżce, to nie zawrót głowy z powodu wysokości. To raczej monotonia podobnych zdarzeń, na przykład prawidłowość występowania przykrych sytuacji z powodu stałej różnicy temperamentów czy charakterów ludzi mieszkających ze sobą. Męstwo to jedna z cnót, jak mówimy za wielowiekową tradycją, „kardynalnych”. Wiemy, że w pracy nad cnotami wspierani jesteśmy łaską Bożą i miara współpracy z tą łaską wyznacza właściwy poziom cnoty u każdego chrześcijanina. A ponieważ łaska Boża jest darem przeobfitym, pretendujemy do takiego poziomu cnoty, którego sami z siebie nie zdołalibyśmy osiągnąć. Czy to rozsądne? O wiele mniej rozsądne byłoby wyznaczenie sobie opartej tylko na swoich przewidywaniach miary cnoty np. męstwa. Bóg potrafi uczynić w nas o wiele więcej, niż myślimy. Gdy człowiek współpracuje z łaską Bożą, liczy na to, że cnoty, które zdobywa, osiągną w nim poziom heroiczny. Na ogół obroną przed takim ujęciem sprawy jest proste stwierdzenie: „przecież jesteśmy tylko ludźmi!”. Rzeczywiście, odkrycie nadające się do rejestru patentowego! Dlatego, że jesteśmy (tylko) ludźmi, potrzebujemy daru od Boga – łaski do zdobycia cnoty, a dlatego, że jesteśmy (aż!) ludźmi i nosimy w sobie podobieństwo do Boga, miara cnoty − czyli zdolności do czynienia dobra − jest Jego miarą.

Nie ulęknę się milutkich bestii Święty Jan od Krzyża ukazuje w Pieśni duchowej, jak ważne jest mężne podjęcie poszukiwania drogi do zdobycia miłości, przezwyciężenia dystansu dzielącego od prawdy o ukochanej osobie. Oblubienica


Męstwo chrześcijan Bliskiego Wschodu

Emigracja czy mężne trwanie? Sytuacja Kościoła na Bliskim Wschodzie jest naprawdę bardzo trudna. Abp Jean Sleiman wyznaje, iż „lęka się [tam] jego wyginięcia”. Obawy karmelitańskiego arcybiskupa są słuszne. W 1909 r. Bliski Wschód był w 20% chrześcijański, dziś wskaźnik ten

spadł do 5%. W Iraku przed 2003 r. chrześcijan było 800 tys., dzisiaj nie ma ich tam nawet połowy tej liczby. Spadek ten bezpośrednio związany jest z odrodzeniem się islamskiego dżihadu. Muzułmanie wprowadzają bowiem w życie koraniczne regulacje prawne legalizujące dyskryminację i prześladowanie chrześcijan, którzy nie widząc na Bliskim Wschodzie miejsca dla siebie i dla swoich dzieci, decydują się na emigrację. Jednak nie wszyscy! Mimo że wyznawanie wiary w Chrystusa w społecznopolitycznej sytuacji wielu krajów Bliskiego Wschodu staje się dziś bohaterstwem, heroizmem czy wprost męczeństwem (czego dowodzą zamachy na katedrę w Bagdadzie z 31.10.2010 r. czy ostrzelanie w Nag Hamadi koptyjskich wiernych wychodzących

fot. J. Zieliński OCD

wikariusz apostolski Kuwejtu. Dziś biskupi Micallef i Bassim są emerytami. Posługę pasterską pełnią jednak nadal biskupi Dahdah i Sleiman. Nadto w Kairze karmelici bosi prowadzą parafię obrządku łacińskiego w dzielnicy Hadayek Shubra, gdzie imieniem św. Teresy od Dzieciątka Jezus nazwano nawet stację metra. Minęły jednak czasy pokojowej koegzystencji egipskich chrześcijan i muzułmanów.

z pasterki w nocy 6.01.2011 r.), wielu wyznawców Chrystusa pozostaje na ziemi praojców, by świadczyć o Jego Ewangelii miłości. Trwają z nimi ich pasterze, a wśród nich karmelitański arcybiskup Sleiman i francuscy karmelici bosi z klasztoru w Bagdadzie. Arcybiskup mówi jawnie „o lęku wśród swoich wiernych, jaki odbiera im nadzieję na lepszą przyszłość”. Dlatego też trwa z nimi, by – według jego własnych słów – „umacniać ich wiarę i wraz z nimi modlić się o nadzieję”.

Uniżenie dla Ewangelii Sytuacja chrześcijan na Bliskim Wschodzie jest nader smutna i przygnębiająca. Wyznawcy Chrystusa, czyli – użyjmy koranicznego sformułowania – ludzie Księgi, są tam nie tylko zepchnięci na margines, ale wręcz prześladowani, stąd ich liczba ustawicznie się zmniejsza. Słowem, obecność chrześcijan w arabskich krajach islamu nosi dziś wyraźnie znamiona kenosis – uniżenia, na podo­bieństwo kenozy samego Chrystusa. Nie wolno nam jednak nigdy tracić nadziei. Jako chrze­ścijanie nie możemy wątpić, że to obecne kenosis pro Evangelio (uniżenie dla Ewangelii) naszych braci w wierze, jakiego doświadczają na co dzień, zaowocuje kiedyś radością i bę­dzie miało swój dies exaltationis (dzień wywyższenia), na wzór samego Chrystusa, którego po uniżeniu Wielkiego Piątku „Bóg wywyższył nad wszystko i dał Mu imię ponad wszelkie imię” (Flp 2, 9). o. Szczepan T. Praśkiewicz OCD

21


Raptularz mistyczny, czyli okruchy ocalone | 

fot. J. Gogola OCD

Jestem Życiem (J 14, 6)

Ż Ż

yciem jestem w ziarnku maku i robaczku, i w najsubtelniejszych duchowych istotach. Wszystko ogarniam życiem i wyzwalam je w przeznaczeniu do istnienia. Wszystko bowiem jest, by żyć i opowiadać pieśń życia dniem i nocą. W nim przenikam i ruchliwością najruchliwszą osiągam głębiny i szczyty, by odnawiać i ogłaszać nowe. Życie jest zawsze nowe i zawsze przychodzi, choć nieuchwytne i nieogarnione. Życie jest podziwem. Jestem życiem, wewnętrznym nurtem wszystkiego, co tworzę i ożywiam w nieskończoności, w największym cudzie Ducha. Wydobywam z nicości i obwieszam imiona życia. W syceniu jestem wierny i budzę nieprzeniknione. Poczęty nie ma już końca, a zaczęte uprasza usilnie dopełnienia we Mnie. Życiem jestem, więc nie ma ono początku i na próżno rozgrzebuje człowiek praźródła. Jestem życiem, bo jedynie ja zamieszkuję prawdziwie. Jestem życiem, co w oczywistości tak prostej, że niepojętej, daje i objawia niepowstrzymanym tchnieniem. Życiem jestem, bo imię moje – wypełnienie wszystkiego i w światłach upodobałem sobie nosicieli spełnień. Moim uczniom ukazuję pełnię radości przy sobie, a nie masz już wygnania ani obcości. Radość bliskości jest nieskończona i tryska ciągle w nowych zachwytach.

Człowiek czasem myśli, że życie to słońca, wody i powietrza. Ale jest ono niewidzialną istotnością widzialnego, rozpiętą na oktawach świateł i miłości. Życie jest miłością. Jestem życiem obfitym i mocnym, co nie zna zmęczenia, o głębi zawrotnej, niepowstrzymany w darowaniu. Jestem radością narodzin i budzenia, żywotnością nasion i migotaniem sklepień. W żywości nurtów i chyżości wiatru, kwileniu ptaków i ryku dzikich stad osadziłem to, co tętniące i nieujarzmione. Dla człowieka zaś zastrzegłem tchnienie – jedyne, co ożywia i budzi do żywotności, co powstawać każe i głowy zadzierać. Kiedy rodzi się człowiek, łza moja spada na samo dno jego serca, by pamiętał, skąd pochodzi. Jest ona pamięcią i zagadką. W żywotności ducha miłuję i pozwalam wyrastać nad miarę, gdzie gubi się człowiek bezmierny. W wysokich koronach drzew pozwalam zasiadać ptakom wysokim, a w kołysaniu rytm życia ustalam. Oto kim jestem: karmię życie życiem, cudownością świeżych pąków, które z radością otwierają się w słońcu, zrywając kajdany zamknięć. W rozmachu i niezliczonej formie życia lubuję się przechadzać i w wielości otwartych oczu światło kreślę, i kształty piękna i tajemnicę, bo życie rodzi się z zachwytu.

Jestem życiem już nie do odebrania, szaleństwem dobijania się do niebios. Jestem w krzykach zduszonych, co żyć pragną, a nie mogą, lecz szamoczą się w cieniach śmierci. Nie uczyniłem śmierci, by panią była człowieka, ani nie zatrważam nieistnieniem. Ukryłem ją pośród drzew, w samym sercu mateczników, i była bezsilna, bez władzy. Nie uczyniłem śmierci panią, lecz ktoś ją wypatrzył i wyprowadził haniebnie, i splątał z życiem. Obudziło ją dotknięcie zachłanne i nienasycone − żądanie wielkości. Stała się kłamstwem wszelkich kłamstw, wrotami niespełnień. Jej imię to klęska człowiecza. Śmierć jest w każdym wyciąganiu ręki, spożywanych łapczywie owocach, w mnożeniu doświadczeń i tam, gdzie człowiek szuka ubogacenia, tam, gdzie gromadzi i chce bardziej trwać. Właśnie tam umyka mu życie, tam je traci. Jestem życiem wyciągniętej z miłością ręki i spojrzenia, które ocala od gniewu i lęku. Mówię Wam „żyjcie” i krzyczę w historię w tysiącach darowanych istot. Nie masz większego dowodu na istnienie Boga, niż dane małe życie, które łapczywie chwyta powietrze i wyciąga rączki. o. Marian Zawada OCD


Turn static files into dynamic content formats.

Create a flipbook
Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.